8838
Szczegóły |
Tytuł |
8838 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8838 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8838 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8838 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
ROBERT LOUIS
STEVENSON
KATRIONA
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
CZʌ� PIERWSZA
LORD PROKURATOR
5
I. Z �EBRAKA STAJ� SI� PANICZEM
Dnia 25 sierpnia 1751 roku, oko�o godziny drugiej po po�udniu, ja, Dawid Balfour, wyszed�em
z British Linen Company w towarzystwie tragarza nios�cego worek z pieni�dzmi, podczas
gdy kilku, i to niepo�lednich, przedstawicieli tego domu handlowego odprowadza�o mnie
do drzwi, k�aniaj�c si� uni�enie. Przed dwoma zaledwie dniami, a nawet nie dalej jak poprzedniego
ranka, by�em odzianym w �achmany, w��cz�cym si� po drogach �ebrakiem, par�
szyling�w sk�ada�o si� na ca�y m�j maj�tek, towarzyszy� mi �cigany zdrajca, na moj� za�
g�ow� wyznaczono cen� za zbrodni�, o kt�rej po ca�ym kraju rozbrzmiewa�y wie�ci. A oto
dzisiaj doszed�em moich praw, sta�em si� dziedzicem ziemskiej posiad�o�ci, id�cy obok mnie
tragarz ni�s� moje z�oto, w kieszeni mia�em listy polecaj�ce i, jak to powiadaj�, wiatr d�� prosto
w moje �agle.
Dwie jednak okoliczno�ci stawa�y na przek�r tym powodzeniom. Pierwsz� by�a bardzo
trudna i niebezpieczna sprawa, jak� mia�em za�atwi�, drug� � miejsce, w kt�rym si� znajdowa�em.
Wszak obraca�em si� dotychczas wy��cznie w�r�d g�rskich wertep�w, piask�w nadmorskich
wybrze�y oraz zacisznych wiejskich ustroni; ciemne miasto o wysokich domach,
zgie�k i ruch panuj�cy wsz�dzie doko�a stanowi�y dla mnie nowy, zadziwiaj�cy �wiat. Onie�miela�o
mnie zw�aszcza poruszanie si� w�r�d ci�by jego obywateli. Syn Rankeillora by�
ma�ego wzrostu, szczup�y w ramionach i w pasie, z trudem wi�c mie�ci�em si� w jego odzie�y
i zdawa�em sobie spraw�, �e krocz�c przed tragarzem domu handlowego nara�� si� niew�tpliwie
na �miech przechodni�w, a co gorzej, m�j nielicuj�cy z zamo�no�ci� wygl�d mo�e
ich sk�oni� do zainteresowania si� moj� osob�. Tote� postanowi�em zaopatrzy� si� we w�asne
suknie, a tymczasem szed�em obok tragarza, trzymaj�c go pod r�k�, jak by�my byli par�
przyjaci�.
U jednego z kupc�w w Luckenbooth wystroi�em si� jak nale�y. Niezbyt wykwintnie, nie
chcia�em bowiem uchodzi� za parweniusza, ale godnie i ch�dogo, tak aby wzbudza� szacunek
u s�u�by. Stamt�d uda�em si� do p�atnerza i wybra�em sobie skromn� szpad� dostosowan� do
mego stanu. Tak uzbrojony zyska�em na kontenansie, chocia� zwa�ywszy, i� nader kiepsko
umia�em ni� w�ada�, mo�na by j� uzna� za jeszcze jedno gro��ce mi niebezpiecze�stwo. Tragarz,
cz�ek z tytu�u swego zawodu do�wiadczony, pochwali� m�j wyb�r.
� Nic jaskrawego � m�wi� � prosty, przyzwoity przyodziewek. A rapirek przystoi nosi�
szlachcicowi. Ale b�d�c na pa�skim miejscu korzystniej wyda�bym moje grosiwo. � I zacz��
mnie namawia� do kupienia �nadzwyczajnie trwa�ych�, we�nianych gaci, wyrabianych przez
jak�� jego kuzynk�, zamieszka�� tu� za bram� miasta zwan� Cowgate.
Mia�em jednak pilniejsze sprawy na g�owie. Znajdowa�em si� w Edynburgu, starym,
mrocznym mie�cie b�d�cym gmatwanin� uliczek, zau�k�w, przej��, dziedzi�c�w i przer�nych
zakamark�w, w kt�rych, jak kr�liki w norach, gnie�dzi�o si� mrowie jego mieszka�c�w.
�aden obcy przybysz nie zdo�a�by tam odnale�� przyjaciela, a tym bardziej nieznajomego.
Nawet gdyby mu si� uda�o dotrze� do w�a�ciwego zau�ka, ludzie mieszkali tak st�oczeni w
tych wysokich domach, �e dzie� ca�y m�g�by up�yn��, zanim by natrafi� na w�a�ciwe drzwi.
Zwyk�o si� wi�c wynajmowa� ch�opca (zwano ich �caddie�), kt�ry s�u�y� za przewodnika,
prowadzi�, dok�d za��da�e�, a gdy za�atwi�e� swoje sprawy, odprowadza� do kwatery. Ci
6
ch�opcy, spe�niaj�cy zawsze te same pos�ugi i kt�rych obowi�zkiem by�o zna� ka�dy dom i
ka�d� osob� zamieszka�� w mie�cie, stali si� z czasem jakby bractwem szpieg�w. Wiedzia�em
z opowiada� pana Campbella, �e byli w sta�ym kontakcie i �e objawiali uporczyw� ciekawo��
wzgl�dem swego ka�dorazowego pracodawcy; jednym s�owem, byli okiem i uchem policji.
W sytuacji, w jakiej si� znajdowa�em, puszczenie na moje tropy takiego ogara by�oby zaiste
dowodem nieroztropno�ci. Musia�em nieodzownie odwiedzi� trzy osoby: mego krewniaka
pana Balfoura z Pilrig, Stewarta, prawnika i pe�nomocnika Stewart�w z Appin, tudzie� Williama
Granta z Prestongrange, lorda prokuratora Szkocji. Wizyta u pana Balfoura nie nara�a�a
nikogo; mieszka� na wsi i uzna�em, �e potrafi� sam do niego dotrze� za pomoc� moich obu
n�g i obrotnego j�zyka w g�bie. Pozosta�e natomiast wizyty zapowiada�y si� zgo�a inaczej.
Zg�oszenie si� u pe�nomocnika mieszka�c�w Appin, w czasie gdy wsz�dzie a� wrza�o o dokonanym
na ich ziemiach morderstwie, by�o ju� samo w sobie niebezpiecznym przedsi�wzi�ciem,
a co gorsza trudnym do pogodzenia z wizyt� u lorda prokuratora. Z tym ostatnim czeka�a
mnie, w najlepszym razie, nader ci�ka przeprawa. Audiencja za� u niego wkr�tce po
rozmowie z pe�nomocnikiem Stewart�w z Appin nie usposobi�aby go zapewne przychylnie
do mojej osoby i mog�aby doprowadzi� do zguby mego przyjaciela Alana. Ponadto te
wszystkie moje zabiegi wywo�a�yby wra�enie, �e oddaj�c przys�ugi obu przeciwnym obozom,
siedz� niejako na dw�ch sto�kach, co nie przysporzy�oby mi zaszczytu. Postanowi�em wi�c
upora� si� niezw�ocznie z panem Stewartem oraz ca�� jakobick� stron� moich k�opot�w i skorzysta�
w tym celu z przewodnictwa id�cego obok mnie tragarza. Zaledwie jednak poda�em
mu adres, zacz�� kropi� deszcz � niezbyt dokuczliwy, lecz mia�em moj� now� odzie� na
wzgl�dzie � schronili�my si� wi�c w sklepionej bramie prowadz�cej do zau�ka.
Wszystko, co mnie otacza�o, by�o mi zupe�nie obce, podszed�em wi�c nieco w g��b w�skiego,
brukowanego, chy�o w d� opadaj�cego zau�ka. Po obu jego stronach wznosi�y si�
niezwykle wysokie domy, a ka�de nast�pne ich pi�tro wystawa�o coraz dalej na zewn�trz, tak
�e ponad nimi widoczny by� zaledwie w�ziutki, jak wst��ka, skrawek nieba. Z tego, co mog�em
dostrzec w oknach, oraz s�dz�c z postawy wchodz�cych i wychodz�cych os�b, wywnioskowa�em,
�e w tych domach mieszkaj� ludzie zamo�ni. Wszystko to podnieca�o moj� ciekawo��
jak bajka.
Podczas gdy tak si� gapi�em, rozleg� si� nagle za mn� miarowy tupot n�g i szcz�k stali.
Odwr�ciwszy si� szybko, ujrza�em kilku uzbrojonych �o�nierzy, a w�r�d nich wysokiego
m�czyzn� w p�aszczu. Szed� nieco pochylony, jakby uni�enie, poruszaj�c d�o�mi nieco
przymilnym gestem, a na jego przystojnej twarzy malowa�a si� natr�tna przebieg�o��. Zdawa�o
mi si�, �e spojrza� na mnie ukradkiem � ale bystro. Ta procesja podesz�a w zau�ku do
drzwi, kt�re otworzy� lokaj w bogatej liberii. Dw�ch �o�nierzy wprowadzi�o wi�nia do domu,
reszta za�, oparta o swoje muszkiety, pozosta�a za progiem.
Jak to zwykle bywa, gdy si� co� dzieje na ulicach wielkiego miasta, zebra�a si� ko�o nich
gromadka dzieci i gawiedzi. Rozesz�a si� jednak wkr�tce i pozosta�y tylko trzy osoby. Jedn� z
nich by�a m�oda dziewczyna, ubrana po pa�sku, w toczku z tartanu o barwach klanu Drummond.
Towarzyszy�o jej dw�ch odzianych w �achmany r�kodajnych, jakich tuzinami widywa�em
podczas moich w�dr�wek w G�rnej Szkocji. Ca�a ta tr�jka rozmawia�a �ywo po
szkocku, a ja s�ucha�em z przyjemno�ci� tej mowy, przypominaj�cej mi Alana. I aczkolwiek
deszcz usta� i m�j tragarz poci�ga� mnie za r�kaw, daj�c mi zna�, �e czas ju� ruszy� w dalsz�
drog�, nas�uchiwa�em nadal, a nawet podszed�em bli�ej do nich. Panienka fuka�a ostro, oni
za� t�umaczyli si� i k�aniali pokornie, nie w�tpi�em wi�c, �e pochodzi�a z wielmo�nego domu.
Nie przestaj�c rozprawia� ca�a tr�jka przeszukiwa�a swoje kieszenie i z tego, co mog�em wymiarkowa�,
wynika�o, �e posiadali razem nie wi�cej jak �wier� pensa. Wszyscy ci g�rale s�
tacy sami � pomy�la�em z u�miechem � prze�cigaj� si� w dworno�ciach, a nie maj� grosza
przy duszy. Wtedy w�a�nie dziewczyna nagle si� odwr�ci�a i ujrza�em jej twarz po raz pierwszy.
7
Nie ma nic bardziej zadziwiaj�cego od wra�enia, jakie twarz m�odej kobiety potrafi wywrze�
na m�czy�nie; pozostaje wyryta w jego pami�ci, nie wiedzie� dlaczego. Rzek�by�,
tego tylko widoku po��da�. Mia�a prze�liczne, jasne oczy, l�ni�ce jak gwiazdy i one przede
wszystkim to sprawi�y. Najlepiej jednak pami�tam jej nieco rozchylone wargi, w chwili gdy
zwr�ci�a si� ku mnie. Dla takich czy innych powod�w sta�em gapi�c si� na ni� jak g�upiec.
Ona za�, jako �e nie wiedzia�a, i� kto� tak blisko niej si� znajduje, spojrza�a na mnie nieco
d�u�ej, okazuj�c cokolwiek wi�cej zdziwienia, ni� zezwala na to grzeczno��.
Czy�by razi�a j� moja nowa odzie�? Taka my�l powsta�a w mojej prostackiej g�owie i zaczerwieni�em
si� po same uszy; co widz�c dosz�a zapewne do odpowiedniej o mnie konkluzji,
gdy� kaza�a obu swym s�ugom odej�� dalej w g��b zau�ka, gdzie znowu zacz�li si� k��ci�,
lecz nie mog�em ju� nic dos�ysze�.
Nieraz mi si� ju� zdarzy�o podziwia� dziewczyn�, cho� nigdy chyba tak nagle i tak gwa�townie,
i nie�mia�o�� raczej ni� dufno�� cechowa�a zazwyczaj moje w takich wypadkach post�powanie,
obawia�em si� bowiem kpin niewie�cich. Zdawa�oby si� zatem, �e skwapliwiej
ni� kiedykolwiek powinienem by� zastosowa� ostro�n� taktyk�; wszak spotka�em t� m�od�
lady na ulicy, pod��aj�c� jakby w �lad za wi�niem i w towarzystwie dw�ch obdartych i nieokrzesanych
g�rali. Tym razem jednak innego rodzaju uczucie wchodzi�o w gr�; ta dziewczyna
pos�dza�a mnie niew�tpliwie o pods�uchiwanie jej sekret�w. A czuj�c wytworne szatki
na grzbiecie i szpad� u boku, nie mog�em si� z czym� podobnym pogodzi�. �wie�o upieczony
panicz nie m�g� znie�� takiego poni�enia, a ju� na pewno nie ze strony tej panienki.
Podszed�em wi�c do niej i zdejmuj�c kapelusz uk�oni�em si� z ca�� gracj�, na jak� potrafi�em
si� zdoby�.
� Dostojna pani � rzek�em � s�dz�, �e gwoli obrony pani o mnie mniemania winienem jej
powiedzie�, �e nie znam szkockiego j�zyka. Przys�uchiwa�em si� pani rozmowie, to prawda,
mam bowiem przyjaci� w G�rnej Szkocji i mi�y mi jest d�wi�k tej mowy, lecz je�li chodzi o
pani prywatne sprawy, gdyby pani m�wi�a po grecku, �acniej bym potrafi� co� wyrozumie�.
Dygn�a lekko i ch�odno. � Nie szkodzi � odpowiedzia�a �adnym, zbli�onym do angielskiego
akcentem. � Kotu wolno patrze� na kr�la.
� Nie zamierza�em pani obrazi�. Nie�wiadom jestem miejskich manier, dzisiaj po raz
pierwszy przekroczy�em bramy Edynburga. Prosz� mnie uwa�a� za m�odzie�ca ze wsi, do
takich bowiem nale��. Wol� to pani powiedzie�, ni� gdyby pani sama mia�a to pozna� po
moim obej�ciu.
� Nie przystoi zaiste rozmawia� z nieznajomymi na ulicy, ale skoro pan ze wsi pochodzi �
to co innego. ,
Ja r�wnie� jestem wie�niaczk�. Jak pan widzi, G�rna Szkocja jest moj� ojczyzn� i t�skno
bardzo mi za ni�.
� Nie min�� jeszcze tydzie�, jak przekroczy�em jej granice. Par� dni temu by�em jeszcze na
stokach g�r Balquhidder.
� Balquhidder? � wykrzykn�a. � Stamt�d pan przybywa? Na samo wspomnienie tych
okolic dusza si� we mnie raduje. Nied�ugo tam trzeba przebywa�, aby pozna� kogo� z mojej
rodziny lub przyjaci�.
� Mieszka�em u bardzo zacnego cz�owieka, zwanego Duncan Dhu Maclaren.
� Znam go i trafnie go pan okre�la! On jest istotnie zacno�ci cz�owiekiem, a jeszcze bardziej
jego �ona.
� Tak, to szlachetni ludzie i pi�kny to kraj.
� Czy gdziekolwiek jest pi�kniejszy na �wiecie? � zawo�a�a z zapa�em. � Kocham zapach
tego kraju i wszystko, co tam ro�nie.
Zachwyci�a mnie �ywo�� i szczero�� tej dziewczyny. � Czemu� nie przynios�em pani ga��zki
tamecznych wrzosowisk? I aczkolwiek post�pi�em jak gbur, pierwszy do pani przemawiaj�c,
teraz, skoro jak si� okazuje, mamy wsp�lnych znajomych, o�mielam si� prosi� o �a
8
sk�. Nazywam si� Dawid Balfour. Szcz�liwy to dla mnie dzi� dzie�, gdy� sta�em si� w�a�cicielem
maj�tno�ci ziemskiej i wyszed�em obronn� r�k� z gro��cego mi niedawno �miertelnego
niebezpiecze�stwa. Chcia�bym, aby pani moje nazwisko zachowa�a w pami�ci ze wzgl�du
na Balquhidder, ja za� zapami�tam pani nazwisko ze wzgl�du na m�j szcz�liwy dzie�.
� Mego nazwiska si� nie wymawia � odpowiedzia�a wynio�le. � Sto lat ju� przesz�o, a nikt
g�o�no nie �mie go wspomnie�, chyba �e ukradkiem. Jestem bezimienna jak wr�ki. A znaj�
mnie jako Katrion� Drummond.
Wiedzia�em jednak od razu, z kim mia�em do czynienia. Jak Szkocja d�uga i szeroka proskrybowane
by�o tylko jedno nazwisko � Macgregor. Jednak�e zamiast si� wycofa� z tej niepo��danej
znajomo�ci, usi�owa�em j� pog��bi�.
� Siedzia�em przy jednym stole z kim� b�d�cym w takim samym jak pani po�o�eniu. Chyba
go pani zna�a. Zwano go Robin Oig.
� Doprawdy? � zawo�a�a. � Spotka� pan Roba?
� Sp�dzili�my noc pod wsp�lnym dachem.
� Robin Oig to nocny ptak.
� A �e by�a tam kobza pod r�k�, wi�c mo�e sobie pani wyobrazi�, jak szybko czas nam
up�yn��.
� A wi�c pan chyba nie nale�y do naszych wrog�w. Przed chwil� przechodzi� t�dy jego
brat pod stra�� angielskich �o�nierzy. On jest moim ojcem.
� Pani jest c�rk� Jamesa More�a � wykrzykn��em zdumiony.
� C�rk� jego jedyn�, c�rk� wi�nia i rozmawiaj�c z obcymi nie powinnam o tym, nawet na
chwil�, zapomnie�!
W tej chwili zwr�ci� si� do niej jeden z r�kodajnych i przemawiaj�c po angielsku, jak
umia�, to jest bardzo kiepsko, zapyta�: �co b�dzie z tabakiem?�. Spojrza�em na niego w�wczas
przelotnie, a mia�em go wkr�tce lepiej pozna�, na moje utrapienie. By� to niskiego wzrostu,
rudow�osy m�czyzna o pa��kowatych nogach i wielkiej g�owie.
� Nic z tego na dzisiaj, Neil � odpowiedzia�a mu. � Jak�e dostaniemy tabaki, skoro nie
mamy pieni�dzy? To ci� nauczy bardziej uwa�a� na przysz�o��. A James More na pewno nie
b�dzie z ciebie zadowolony.
� Wspomnia�em ju� pani � zwr�ci�em si� do panny Drummond � �e dzie� dzisiejszy jest
dla mnie szcz�liwy. Tu� za mn� stoi tragarz moich bankier�w. Ale pami�tam o go�cinno�ci,
z jakiej korzysta�em w Balquhidder, w pani rodzinnych okolicach.
� To nie moja rodzina pana go�ci�a.
� Jestem jednak d�u�nikiem pani stryja co najmniej za wygrywane na kobzie kuranty. Poza
tym ofiarowa�em pani moje us�ugi, a pani zapomnia�a ich w por� odm�wi�.
� Gdybym potrzebowa�a wielkiej sumy, taka propozycja przynios�aby panu zaszczyt, ale
powiem panu, o co chodzi. James More jest uwi�ziony, zakuty w kajdany i od pewnego czasu
prowadz� go codziennie do prokuratora...
� Do prokuratora? Czy to...
� To jest dom lorda prokuratora Granta z Prestongrange. Przyprowadzaj� tu o r�nych porach
mego ojca, nie mam poj�cia, w jakim celu. Ale zdaje mi si�, �e za�wita�a dla niego jaka�
nadzieja. Nie pozwalaj� mi jednak si� z nim widywa�, ani cho�by pisa� do niego. Czekamy
wi�c tu, na ulicy, aby m�c go spotka� i wr�czy� mu nieco tabaki lub co� innego. C�, kiedy
ten niezdara Neil, syn Duncana, zgubi� czteropensow� monet�, za kt�r� mia�am kupi� tabaki.
James More b�dzie musia� si� bez niej obej�� i got�w pomy�le�, �e jego c�rka zapomnia�a o
nim.
Wydoby�em z kieszeni sze�� pens�w, poda�em je Neilowi i pos�a�em go po tabak�. Po
czym rzek�em do niej: � Te sze�� pens�w przynios�em z Balquhidder.
� A wi�c pan jest przyjacielem Macgregor�w!
9
� Nie chcia�bym pani w b��d wprowadza�. Niewiele mi wiadomo o pani rodzinie, a jeszcze
mniej o pani ojcu i jego poczynaniach, ale stoj�c od pewnego ju� czasu w tym zau�ku, dowiedzia�em
si� co� nieco� o pani i je�li pani zechce mnie uzna� po prostu za ,,przyjaciela panny
Katriony�, nie s�dz�, aby spotka� pani� zaw�d.
� M�j przyjaciel winien by� przyjacielem mojej rodziny.
� Postaram si� o to.
� A c� pan o mnie pomy�li? � wykrzykn�a. � �e wyci�gam r�k� do pierwszego lepszego
m�czyzny?
� Pomy�l� tylko, �e jest pani dobr� c�rk�.
� Zwr�c� panu ten d�ug. Gdzie pan zamieszka�?
� Prawd� powiedziawszy, nigdzie jeszcze nie mieszkam, gdy� od trzech godzin zaledwie
przebywam w tym mie�cie, ale je�li pani mi wska�e, gdzie mam si� uda�, sam si� zg�osi�
o�miel� po moje sze�� pens�w.
� Czy aby na pewno pan to uczyni?
� Mo�e si� pani o to nie k�opota�.
� James More r�wnie� by tego nie zni�s�. Mieszkam opodal wioski Dean, po p�nocnej
stronie zatoki, u pani Drummond-Ogilvy z Allardyce. Ona przyja�ni si� ze mn� i ch�tnie panu
osobi�cie podzi�kuje.
� Ujrzy mnie pani, gdy tylko na to pozwol� sprawy, jakie mam do za�atwienia. � I pomny
na los Alana, po�egna�em si� z ni� po�piesznie.
Co czyni�c nie mog�em si� obroni� przed refleksj�, �e jak na tak kr�tk� znajomo�� do niezwyk�ej
doszli�my konfidencji i �e prawdziwie przezorna lady nie powinna tak rych�o do niej
dopu�ci�. Bieg tych cierpkich my�li odwr�ci� g�os id�cego za mn� tragarza.
� Mia�em pana za jako tako �ebskiego ch�opaka � wyrzeka� g�o�no. � T� drog� daleko pan
nie zajedzie. G�upiego pieni�dze si� nie trzymaj�. Eh, panie, zielono macie jeszcze w g�owie,
ale za to jurny z was panicz, nie ma co! A takie s� �ase na ka�dy grosz...
� Jak �miesz tak m�wi� o tej lady...
� Lady? � wykrzykn�� � Bo�e uchro�! To si� nazywa lady? Pe�no takich jest w mie�cie!
Wida�, �e nie znacie, panie, Edynburga!
Rozgniewa�a mnie ta perora.
� Prowad� mnie, gdzie ci kaza�em, i zamknij swoj� paskudn� g�b�!
Nie us�ucha� mnie jednak ca�kowicie; i aczkolwiek nie zwraca� si� ju� do mnie bezpo�rednio,
zacz�� pod�piewywa�, bezczelnie do mnie pij�c, a na dobitk� nader przykrym i fa�szywym
g�osem:
Id�c ulic� Mally zgubi�a kapturek,
Lecz ty dla niej nie tra� g�owy, m�okosie,
Wszak niejednemu psu na imi� Burek,
Nie zawsze s�onko wschodzi po rosie.
10
II. PRAWNIK CHARLES STEWART
Charles Stewart, prawnik z zawodu, mieszka� na samym szczycie najd�u�szych schod�w,
jakie kiedykolwiek zbudowali murarze. Co najmniej pi�tna�cie razy zakr�ca�y w g�r�, a gdy
wreszcie dotar�em do jego drzwi i dowiedzia�em si� od kancelisty, kt�ry je otworzy�, �e jego
pan jest w domu, tchu mi zaledwie starczy�o na odprawienie tragarza.
� Wyno� mi si� na cztery wiatry! � powiedzia�em, odbieraj�c od niego mieszek z pieni�dzmi,
i wszed�em za pisarczykiem do mieszkania pana Stewarta.
W pierwszej izbie mie�ci�a si� kancelaria; obszerny st� zas�any prawniczymi dokumentami
i stoj�ce przy nim krzes�o pisarza sk�ada�y si� na umeblowanie. Stamt�d wchodzi�o si� do
drugiej izby, gdzie zasta�em ma�ego, rze�ko wygl�daj�cego m�czyzn�, tak pogr��onego w
lekturze jakiego� aktu, i� prawie oczu na mnie nie podni�s�. Nawet palcem przytrzymywa�
czytane miejsce, jakby zamierza� wkr�tce mnie si� pozby� i powr�ci� do znajduj�cego si�
przed nim tekstu. Poczu�em si� tym dotkni�ty, a ponadto obawia�em si�, �e pisarz mo�e z
�atwo�ci� pods�ucha� wszystko, co mieli�my sobie do powiedzenia.
Zapyta�em go, czy mam przed sob� pana Charlesa Stewarta, prawnika.
� Tak jest � odpowiedzia� � i je�li mi wolno zapyta�, z kim mam do czynienia?
� Nigdy pan o mnie nie s�ysza�, a moje nazwisko jest r�wnie� panu obce, ale przynosz�
znak dobrze panu znanego przyjaciela. Dobrze panu znanego � powt�rzy�em, zni�aj�c g�os �
chocia�, by� mo�e, wola�by pan teraz o nim nie s�ysze�. Sprawa, jak� mam panu do przedstawienia,
nale�y raczej do poufnych. Kr�tko m�wi�c, chcia�bym porozmawia� z panem w
cztery oczy.
Powsta� bez s�owa, odrzuci� sw�j dokument gestem zdradzaj�cym z�y humor, pos�a� pisarza
do miasta z jakim� zleceniem i zamkn�� za nim drzwi.
� A teraz prosz� m�wi� otwarcie i bez obawy; lecz zanim pan zacznie, chcia�bym wyzna�
bez ogr�dek moje z�e przeczucie. Powiadam panu z g�ry: jest pan albo Stewartem, albo Stewarta
wys�annikiem. Godne to jest nazwisko i nie przystoi je lekcewa�y� synowi mego ojca,
ale sk�ra na mnie cierpnie, gdy je us�ysz�.
� Nazywam si� Balfour, Dawid Balfour z Shaws. A je�li chodzi o tego, w kt�rego imieniu
tu przyby�em, ten znak niech za mnie przem�wi. � I pokaza�em mu srebrny guzik.
� W��cie to, panie, z powrotem do kieszeni! � wykrzykn��. � Nie trza mi m�wi�, do kogo
to nale�y. Znam dobrze jego guzik! To czarta kumoter! Gdzie on jest teraz?
Powiedzia�em mu, �e nie wiem, gdzie si� Alan znajduje, �e znalaz� sobie bezpieczne (jak
mniema�) schronienie za miastem, w kierunku p�nocnym, gdzie mia� si� ukrywa� a� do czasu,
gdy uda si� nam wyszuka� ,
dla niego statek, oraz gdzie i w jaki spos�b um�wili�my z nim spotkanie.
� Zawsze by�em zdania, i� przez t� moj� rodzin� przyjdzie mi �ywot na szubienicy zako�czy�!
I dalib�g ten dzie� si� zbli�a! Wyszuka� dla niego statek? Bagatela! A kt� za to zap�aci?
Ten cz�owiek ma �le w g�owie!
� Ten aspekt sprawy bior� na siebie. Oto jest spory worek pieni�dzy, a je�li ich nie stanie,
got�w jestem wi�cej dostarczy�.
11
� Nie potrzebuj� pana pyta� o jego polityczne pogl�dy.
� Nie, zaiste � odpowiedzia�em z u�miechem. � Trudno o lepszego ode mnie wiga.
� H�? Co to znaczy? Pan jest wigiem? C� zatem pan u mnie robi z guzikiem Alana? W
jakie� to pan popad� tarapaty, panie wig? On jest banit� i rebeliantem, oskar�onym o morderstwo,
dwie�cie funt�w nagrody wyznaczono za jego g�ow�. A pan chcia�by, abym si� wtr�ca�
do jego spraw, i oznajmia pan jednocze�nie, �e jest wigiem! Nigdy jeszcze takiego wiga nie
spotka�em, chocia� ju� z niejednym mia�em do czynienia!
� On jest banit� oraz rebeliantem i wielce nad tym ubolewam, nale�y bowiem do moich
przyjaci�. Oskar�aj� go r�wnie� o morderstwo, ale nies�usznie.
� Doprawdy? To jest pa�skie zdanie!
� Wkr�tce pan o tym wi�cej us�yszy. Alan jest niewinny, jak r�wnie� James.
� Tak? Obie te sprawy s� nieroz��czne. Je�li Alana to nie dotyczy, James winien uratowa�
g�ow� i wolno�� odzyska�.
Po czym opowiedzia�em mu pokr�tce o naszej z Alanem znajomo�ci, o mojej przypadkowej
obecno�ci w miejscu morderstwa w Appin, o r�nych przygodach podczas naszej ucieczki
we wrzosowiska oraz o odzyskaniu przeze mnie mego maj�tku. � Zna pan teraz ca�y przebieg
wypadk�w � m�wi�em dalej � i wie ju� pan, jak si� to sta�o, i� jestem do tego stopnia
wpl�tany w sprawy pa�skiej rodziny i przyjaci�, a wola�bym, ze wzgl�du na nas wszystkich,
aby by�y one mniej zagmatwane, a zw�aszcza mniej krwawe. Rozumie pan r�wnie�, �e poniekt�rych
spraw, jakie mam do za�atwienia, nie m�g�bym powierzy� byle jakiemu prawnikowi,
wybranemu na chybi� trafi�. Pozostaje mi wi�c tylko zapyta�, czy mog� liczy� na pa�skie
us�ugi.
� Nie�acno mi to przychodzi, ale skoro pan przybywa do mnie z guzikiem Alana... nie
mam wyboru. Jakie s� pa�skie instrukcje? � zapyta�, bior�c pi�ro do r�ki.
� Po pierwsze nale�y przemyci� Alana do Francji, tego chyba nie potrzebuj� powtarza�.
� Nieskory jestem o tym zapomnie�.
� Nast�pn� spraw� jest zwrot drobnej sumy po�yczonej mi przez Cluny�ego. Nie wiem, jak
mu j� dostarczy�, dla pana natomiast nie powinno to przedstawia� trudno�ci. Wynosi to dwa
funty, pi�� szyling�w i p�tora pensa.
Stewart zapisa� to zlecenie.
� Nast�pnie chcia�bym ofiarowa� nieco tabaki do za�ywania niejakiemu panu Henderlandowi,
kaznodziei i misjonarzowi, zamieszka�emu w Ardgour, a poniewa� utrzymuje pan zapewnie
stosunki ze swymi przyjaci�mi w Appin i tamtych stronach, s�dz�, �e m�g�by pan
za�atwi� t� spraw� wraz z poprzedni�.
� Ile tabaki pan mu przeznacza?
� Ze dwa funty.
� Dwa funty � zapisa� prawnik.
� Nast�pnie chodzi o t� dziewczyn�, Alison Hastie, z Limekilns. Ona to pomog�a Alanowi
i mnie przeprawi� si� przez zatok�. Sumienie mi nakazuje pos�a� jej od�wi�tn� sukni�, nie za
strojn�, licuj�c� z jej stanem. Prawd� powiedziawszy, obaj zawdzi�czamy jej �ycie.
� Mi�o mi stwierdzi�, �e jest pan cz�owiekiem oszcz�dnym � rzek� prawnik, zapisuj�c
moje zlecenia.
� Wstydzi�bym si� post�powa� inaczej w pierwszym dniu w�adania moj� fortun�. A teraz
prosz� obliczy�, ile razem wynios� te wszystkie wydatki, i doda� do nich pa�skie wynagrodzenie,
chcia�bym bowiem wiedzie�, czy mi co� z przyniesionej gotowizny zostanie. Nie �ebym
mia� posk�pi� ca�ej tej sumy na uratowanie Alana; nie �ebym wi�ksz� nie rozporz�dza�;
lecz podj�wszy dzisiaj tak znaczn� sum�, uwa�am, �e �le by to mog�o o mnie �wiadczy�,
gdybym ju� nast�pnego dnia za��da� wi�cej pieni�dzy. Tylko prosz� si� upewni�, �e na
wszystko panu starczy, nie chcia�bym bowiem ponownie si� z panem spotyka�.
12
� Chwali si�, �e jest pan r�wnie� cz�owiekiem ostro�nym, ale czy nie s�dzi pan, �e powierzaj�c
mi tak znaczn� kwot� ponosi pan pewne ryzyko?
W jego g�osie zabrzmia�a wyra�nie drwi�ca nuta.
� Musz� si� z tym pogodzi� � odpowiedzia�em. � Ale pragn��bym jeszcze jedn� od pana
uzyska� przys�ug�. Prosz� mi wskaza� jak�� kwater�, gdy� nie mam dachu nad g�ow�. Musi
to by� jednak takie mieszkanie, kt�re m�g�bym sam przypadkowo znale��. Gdyby si� bowiem
lord prokurator dowiedzia� o naszej znajomo�ci, nic dobrego by z tego dla nas nie wynik�o.
� O to mo�e si� pan nie troska�. Nie wym�wi� nigdy pa�skiego nazwiska. Aczkolwiek s�dz�,
�e lord prokurator du�o traci nie znaj�c pana.
Zda�em sobie spraw�, �e narazi�em si� memu rozm�wcy.
� Wkr�tce si� wi�c ucieszy, pozna mnie bowiem, i to nie p�niej jak jutro, i cho�by sobie
uszy zatyka�, wys�ucha mnie, gdy mu z�o�� wizyt�.
� Z�o�y mu pan wizyt�? � powt�rzy� pan Stewart. � Czy� pan oszala�? Czy te� mnie si� w
g�owie m�ci? Wizyta u lorda prokuratora! A to po co?
� Po prostu, aby si� odda� do jego dyspozycji.
� Panie Balfour! Czy pan kpi sobie ze mnie?
� Bynajmniej, panie Stewart, chocia� wydaje mi si�, �e na co� podobnego pan sobie
wzgl�dem mnie pozwoli�. Prosz� przyj�� do wiadomo�ci, �e nie jestem w �artobliwym nastroju.
� Ani ja r�wnie�, i prosz� przyj�� do wiadomo�ci, je�li ju� tak rozmawiamy, �e pa�skie
post�powanie coraz mniej mi przypada do gustu. Przychodzi pan do mnie i czyni r�ne propozycje,
z kt�rych ka�da wymaga z mojej strony karygodnych poczyna� i nara�a mnie na
obcowanie, i to nie raz, z bardzo obci��onymi osobami. Po czym wybiera si� pan prosto z
mojej kancelarii do lorda prokuratora, chc�c sobie pozyska� jego wzgl�dy. Guzik Alana tu
czy tam, wszystko mi jedno! Nawet ca�y Alan nie zdo�a pchn�� mnie dalej na t� �lisk� drog�!
� Gdyby pan zechcia� nieco spokojniej rozwa�y� moje s�owa, znalaz�by si� mo�e spos�b
unikni�cia kroku budz�cego pa�ski sprzeciw. Co do mnie, nie widz� innego wyj�cia, jak zda�
si� na �ask� lorda prokuratora, ale pan mo�e zdo�a co� innego wykoncypowa�. Powita�bym to
z ulg� nie lada, gdy� w�tpi�, aby rozmowa z lordem prokuratorem mog�a mi wyj�� na zdrowie.
Jedno przynajmniej jest jasne: musz� z�o�y� zeznania, gdy� czyni�c to, mam nadziej�
oczy�ci� reputacj� Alana (a raczej jej szcz�tki) i uratowa� g�ow� Jamesa, co jest pilniejsz�
spraw�.
Prawnik milcza� przez kr�tk� chwil�, wreszcie rzek�:
� Ale� cz�owieku! Nigdy panu nie pozwol� z�o�y� takich zezna�.
� To si� jeszcze oka�e � odpar�em. � Gdy zechc�, potrafi� by� nieugi�ty.
� T�pa g�owo! � wykrzykn��. � Przecie� im chodzi o Jamesa. On ma zawisn�� na szubienicy,
jak r�wnie� Alan, o ile zdo�aj� go schwyta�. Ale cokolwiek si� stanie, los Jamesa jest
przypiecz�towany! Niech�e pan cho�by tylko zbli�y si� do lorda prokuratora, znajdzie on
spos�b na zakneblowanie panu ust.
� Lepsz� mam o nim opini�.
� Pal diabli lorda prokuratora! Przecie� tu w gr� wchodz� Campbelle! �ci�gnie pan sobie
na g�ow� w�ciek�o�� ca�ego ich zb�jeckiego klanu! A lord prokurator � niebo�e! � jego to
r�wnie� nie ominie. Dziwi� si� doprawdy, �e nie mo�e pan zrozumie�, w czym le�y sedno
sprawy! Je�li nie uda si� uczciwym sposobem zmusi� pana do milczenia, znajdzie si� spos�b
inny. Mo�e pan zasi��� na �awie oskar�onych! Czy� pan tego nie rozumie? � wykrzykn��,
tr�caj�c mnie palcem w udo.
� Tak � odrzek�em � to samo mi powiedzia� inny prawnik, nie dalej jak dzisiaj rano.
� Kt� to taki? Ten przynajmniej m�wi� do rzeczy!
13
� Wol� przemilcze� jego nazwisko, gdy� jest to stary, zacny, wypr�bowany wig, kt�ry nie
chce si� miesza� do takich spraw.
� Ca�y �wiat wydaje si� by� w to wmieszany! � zawo�a� Stewart. � A c� pan na to?
Opowiedzia�em mu tre�� naszej z Rankeillorem rozmowy przed domem w Shaws.
� Powiesz� pana, ani chybi. Powiesz� pana obok Jamesa. Tyle mog� z �atwo�ci� przepowiedzie�.
� Mam nadziej�, �e do tego nie dojdzie, chocia� zdaj� sobie spraw� z ryzyka.
� Ryzyko! � rzek� i czas jaki� siedzia� zamy�lony. Po czym m�wi� dalej: � Winienem panu
podzi�kowa� za niez�omno��, z jak� pan stoi po stronie moich przyjaci�, je�li naturalnie
zdo�a pan wytrwa� w swym postanowieniu. Ostrzegam tylko, �e to jest niebezpieczna gra.
Nie chcia�bym si� znale�� w pa�skiej sk�rze (ja, kt�ry nale�� do rodziny Stewart�w!) dla
wszystkich Stewart�w zrodzonych od czas�w Noego. Ryzyko? Ja te� cz�sto ryzykuj�. Lecz
stan�� przed s�dem przysi�g�ych, z�o�onym z samych Campbell�w, przed obliczem s�dziego
Campbella, w kraju Campbell�w i gdy chodzi o rodzinn� wa�� Campbell�w � mo�e pan sobie,
co zechce, o mnie pomy�le�, panie Balfour, ale nie potrafi�bym si� na to zdoby�!
� Inaczej si� na to zapatrujemy, tak w�a�nie nauczy� mnie post�powa� m�j ojciec.
� Chwa�a mu za to niech �wieci wiekuista! Godnego swego nazwiska pozostawi� dziedzica.
Jednak�e niech mnie pan zbyt surowo nie s�dzi. Wszak znajduj� si� w diabelnie trudnym
po�o�eniu. Pan powiada o sobie, �e jest wigiem. Ja za� nie wiem w�a�ciwie, kim jestem; na
pewno nie wigiem. Nie potrafi�bym si� do nich zaliczy�. Ale prosz� mi wierzy�, nie jestem a�
tak bardzo po tamtej stronie.
� Doprawdy? Nie dziwi mnie to, wszak nader roztropnym wydaje si� pan by� cz�owiekiem.
� Sza! �adnych pochlebstw! Nieco racji maj� obie strony. Lecz ja osobi�cie nic z�ego nie
�ycz� kr�lowi Jerzemu. A je�li chodzi o kr�la Jakuba � niech mu B�g b�ogos�awi � nie mam
nic przeciwko temu, aby pozosta� za morzem. Jestem prawnikiem, lubi� moje ksi��ki i g�siorek
dobrego napitku, lubi� gruntownie umotywowany pozew i dobrze zredagowany dokument,
lubi� podyskutowa� z t�gimi jurystami i zagra� w golfa w sobot� po po�udniu. Nic mi
po g�ralskich pledach i pa�aszach!
� Istotnie niewiele ma pan w sobie z dzikiego g�rala!
� Niewiele? Ani krzty! A jednak do g�ralskiej nale�� rodziny i nie mog� lekcewa�y� mego
klanu. Klan i nazwisko � to wszystkich obowi�zuje. Tak w�a�nie, jak pan to powiedzia� o sobie:
m�j ojciec mnie tego nauczy�: i �adnie na tym wychodz�! Zdrada, zdrajcy i przemycanie
ich z kraju i do kraju. I zaci�g dla Francji � jak�e mam tego dosy�! � i przemycanie rekrut�w.
A do tego jeszcze ich roszczenia! C� za �a�osne roszczenia! Z�o�y�em w�a�nie taki pozew w
imieniu mego kuzyna Ardshiela o maj�tek z tytu�u �lubnego kontraktu. Skonfiskowany maj�tek!
Powiedzia�em im, �e to nie ma sensu, ale nawet s�ysze� o tym nie chc�! Musia�em wi�c
oczami �wieci� i nadrabia� min� wraz z innym adwokatem, kt�remu jak i mnie nie w smak
taka sprawa. Wszak to nas kompromituje, odium niema�e na nas �ci�ga, pi�tnem nieprawomy�lno�ci
� jak krn�brne byd�o! � pi�tnuje nasze po�ladki! Ale c� mog� na to poradzi�?
Jestem Stewartem i musz� broni� interes�w mego klanu i mojej rodziny! A jeszcze nie dalej
jak wczoraj uwi�zili w zamku jednego z naszych m�odych Stewart�w. Za co? Wiem dobrze:
ustawa z 1736 roku, rekrutacja dla kr�la Ludwika. I mo�e pan by� pewny, �e za��da, abym
stan�� w s�dzie jako jego obro�ca, co znowu szpetnie zaci��y na mojej reputacji. Powiadam
panu otwarcie: gdybym umia� odr�ni� prz�d od ty�u w hebrajskim s�owie, rzuci�bym to
wszystko do wszystkich diab��w i zosta� duchownym!
� Zaiste, w raczej trudnym znajduje si� pan po�o�eniu.
� Diabelnie trudnym! I tym bardziej podziwiam pa�skie post�powanie. Nie jest pan Stewartem,
a nara�a pan w�asn� g�ow� na rzecz Stewart�w. A dlaczego? Nie wiem, chyba �e z
poczucia obowi�zku.
14
� Mam nadziej�, �e to w�a�nie mn� kieruje.
� Pi�kna to jest cnota... Ale oto powraca m�j pisarz, wi�c z pa�skim �askawym pozwoleniem
zjemy sobie we tr�jk� obiad. Po czym skieruj� pana do bardzo przyzwoitego cz�owieka,
kt�ry ch�tnie wynajmie panu pok�j. W tym celu nape�ni� panu kieszenie z tego pa�skiego
worka. Ta sprawa nie b�dzie tak wiele kosztowa�, jak si� pan tego spodziewa, ��cznie z zap�at�
za przew�z statkiem.
Da�em mu znak, �e zbli�aj�cy si� pisarz mo�e dos�ysze� jego s�owa.
� Furda! Roba mo�e si� pan nie obawia�. Ten nieborak to r�wnie� Stewart. Przemyci� ju�
do Francji wi�cej rekrut�w i w�drownych papist�w, ni� ma w�os�w na g�owie. To on w�a�nie
zajmuje si� tym aspektem mojej dzia�alno�ci. S�uchaj no, Robbie, kto tym razem m�g�by si�
wybra� na tamt� stron�?
� Jest Andie Scougal z �Thistle� � odrzek� pisarz. � Par� dni temu spotka�em kapitana Hoseason,
ale zdaje mi si�, �e on nie rozporz�dza statkiem. Jest r�wnie� Tom Stobo. Ale jego
nie jestem pewny. Widzia�em go, jak gaw�dzi� z jakim� podejrzanym jegomo�ciem i je�li
chodzi o kogo� wa�nego, wola�bym go pomin��.
� Ta g�owa jest warta dwie�cie funt�w.
� Ho, ho, czy to nie Alan Breck?
� Ten�e sam.
� Do licha! To powa�na sprawa. Spr�buj� si� dogada� z Andym. On si� najlepiej nada.
� Te transakcje � wtr�ci�em � wydaj� si� doskonale prosperowa�.
� A� nazbyt dobrze, panie Balfour � odrzek� Stewart.
� Pa�ski pisarz � m�wi�em dalej � wymieni� nazwisko Hoseason. Przypuszczam, �e chodzi
o mego znajomego. Kapitan Hoseason, w�a�ciciel brygu �Covenant�. Czy pan s�dzi, �e mo�na
mu zaufa�?
� Wzgl�dem pana tudzie� Alana nie zachowa� si� przyzwoicie, lecz ja jestem o nim dobrego
zdania. Je�liby si� um�wi� przyj�� Alana na sw�j statek, uwa�am, ze mo�na by na niego
liczy�. Co my�lisz o tym, Robbie?
� Eli Hoseason jest najuczciwszym z kapitan�w w tym zawodzie � odpowiedzia� pisarz. �
Zawierzy�bym jego s�owu, nawet gdyby chodzi�o o ksi�cia Karola Edwarda lub samego
Ardshiela z Appin.
� Wszak to on przywi�z� doktora Cameron? � spyta� prawnik.
� Tak, on w�a�nie.
� I odwi�z� go z powrotem?
� Tak, z pe�n� sakiewk�. I Eli wiedzia� o tym.
� Nie�atwo jest � powiedzia�em � mie� w�a�ciwy s�d o ludziach.
� O tym w�a�nie zapomnia�em, gdy si� pan u mnie zjawi�, panie Balfour � odrzek� Stewart.
15
III. WIZYTA W PILRIG
Nazajutrz rano, zaledwie otworzy�em oczy w moim nowym mieszkaniu, zerwa�em si� z
��ka i przyoblek�szy moj� now� odzie� i prze�kn�wszy po�piesznie �niadanie wyruszy�em do
Pilrig. Alan, mog�em na to liczy�, by� zabezpieczony. Natomiast rozgrywka o Jamesa zapowiada�a
si� o wiele trudniej i zdawa�em sobie spraw�, �e mo�e mnie drogo kosztowa�, a kto
wie, czy nie zako�czy si� tak w�a�nie, jak przepowiadali wszyscy, kt�rym si� zwierzy�em.
Czy�bym po to tylko wydosta� si� na szczyt g�ry, aby si� stamt�d rzuci� w d� z powrotem?
Czy po to uda�o mi si� po tylu trudach i niebezpiecze�stwach doj�� do maj�tku i uznania, do
dostatniej, miejskiej odzie�y i szpady u boku, aby osi�gn�wszy to wszystko pope�ni� samob�jstwo,
i to najgorszego rodzaju, przez powieszenie na koszt Kr�la Jegomo�ci?
I po co si� tak nara�am? � rozmy�la�em id�c przez High Street na p�noc miasta. � Po
pierwsze � argumentowa�em � po to, aby uratowa� Jamesa Stewarta z Glens; wspomnienie
jego rozpaczy, �ez jego �ony i s��w, jakie mu si� w�wczas wyrwa�y, utwierdza�o mnie w tym
postanowieniu. Czy� jednak dla syna mego ojca nie by�o (lub nie powinno by�) rzecz� oboj�tn�,
czy James zako�czy �ycie w ��ku, czy te� na szubienicy? By� kuzynem Alana, to pewne;
lecz w�a�nie ze wzgl�du na Alana nale�a�oby siedzie� cicho i nie wtr�ca� si� do sposobu,
w jaki kr�l Jerzy i ja�nie o�wiecony ksi��� Argyle zamierzali za�atwi� swe porachunki z jego
krewniakiem. Pami�ta�em r�wnie�, �e wtedy, gdy wszyscy trzej znajdowali�my si� w nie lada
opa�ach, James nie okazywa� zbytniej troski o los m�j i Alana.
Nast�pnie przysz�o mi na my�l, �e dzia�am w obronie sprawiedliwo�ci, a uwa�a�em, i� to
jest wielkie s�owo, i u�wiadomi�em sobie, �e skoro w �yciu obowi�zuj� pewne zasady (co nie
zawsze bywa nam na r�k�), sprawiedliwo�� jest najwy�szym dobrem, a �mier� niewinnego
cz�owieka kala ca�e spo�ecze�stwo. Po czym odezwa� si� g�os sumienia: ,,udajesz tylko, jakoby�
te szlachetne motywy mia� na wzgl�dzie, jeste� tylko gadatliwym, zarozumia�ym m�okosem,
kt�ry przechwala� si� przed Rankeillorem i przed Stewartem, a teraz czujesz si� tym
zwi�zany�. A ponadto g�os sumienia uderzy� mnie drugim ko�cem tego samego kija; oskar�y�
mnie o co� w rodzaju wyrachowanego tch�rzostwa, o ch�� kupienia w�asnego bezpiecze�stwa
za cen� niewielkiego ryzyka. W ka�dej przecie� chwili mog�em spotka� Mungo Campbella
lub urz�dnika szeryfa, zosta� przez nich poznanym i poci�gni�tym si�� do odpowiedzialno�ci
za udzia� w morderstwie dokonanym w Appin. Gdyby mi si� natomiast uda�o z�o�y� lordowi
prokuratorowi moj� deklaracj� bez z�ych dla mnie nast�pstw, m�g�bym na zawsze ju� oddycha�
swobodniej. Rozwa�ywszy w pe�ni ten ostatni argument nie znalaz�em w nim nic, czego
powinienem si� wstydzi�. I wreszcie do takiej doszed�em konkluzji: ,,Otwieraj� si� przede
mn� dwie drogi, a obie prowadz� do tego samego celu. Sprawiedliwo�� wymaga, abym, je�li
to le�y w mojej mocy, stara� si� nie dopu�ci� do skazania Jamesa na �mier�; po tylu z mojej
strony perorach nie mog�, nie nara�aj�c si� na �mieszno��, nic nie uczyni�. Szcz�liwym dla
Jamesa trafem chwali�em si� ochoczo, zanim cokolwiek zdo�a�em przedsi�wzi��, a i mnie to
wysz�o na dobre, teraz bowiem jestem zobowi�zany broni� s�usznej sprawy. Nosz� nazwisko
d�entelmena i rozporz�dzam godnymi tego stanu �rodkami. Kiepskie bym o sobie wyda�
�wiadectwo, gdyby si� okaza�o, �e jestem pozbawiony istotnych cech d�entelmena�. Przysz�o
mi zaraz potem na my�l, �e jest to argument w poga�skim duchu i westchn��em do Boga,
prosz�c go o dodanie mi m�stwa, abym spe�ni� sw�j obowi�zek jak �o�nierz na polu bitwy i
wyszed� z tego bez szwanku, jak si� to nieraz zdarza.
16
Te refleksje, aczkolwiek nie zmniejszy�y poczucia otaczaj�cego mnie niebezpiecze�stwa i
nie uwolni�y mnie od �wiadomo�ci, �e ka�dy dalszy krok (o ile bym nie zboczy� z wytkni�tej
drogi) zbli�a� mnie do szubienicy, doda�y mi nieco otuchy. Poranek by� pogodny, lecz wiatr
d�� od wschodu, ni�s� lekki, przejmuj�cy ch��d i przywodzi� na my�l jesie�, obumieraj�ce
li�cie i umar�ych spoczywaj�cych w samotno�ci cmentarnej. Zaiste szatan musia�by do tego
r�ki przy�o�y� � my�la�em sobie � gdybym mia� �ycie postrada� za cudz� spraw� wtedy w�a�nie,
gdy u�miechn�a si� do mnie fortuna. Na szczycie pag�rka zwanego Calton Hill, aczkolwiek
nie by�a to zwyczajowa na t� zabaw� pora roku, gromadka dzieci puszcza�a latawce,
pokrzykuj�c weso�o. Rysowa�y si� wyra�nie na tle nieba i dostrzeg�em, jak jeden wzni�s� si�
bardzo wysoko i zaraz potem opad� w krzaki ja�owca. Co widz�c pomy�la�em sobie: � Davie,
i ciebie taki los spotka.
Droga wiod�a przez wzg�rza Mouter�s Hill i wiosk� po�o�on� na ich zboczach. Przechodz�c
tamt�dy, s�ysza�em rozlegaj�cy si� z ka�dego domu furkot wrzecion i chrz�st warsztat�w
tkackich; w ogrodach brz�cza�y pszczo�y. Wysiaduj�cy na przyzbach mieszka�cy m�wili
dziwnym j�zykiem i jak si� p�niej dowiedzia�em, byli to tkacze francuscy, sprowadzeni z
Pikardii i pracuj�cy na rzecz domu handlowego British Linen Company. Tam�e wskazano mi,
jak i�� do Pilrig, celu mojej podr�y.
Po opuszczeniu wioski dostrzeg�em wznosz�c� si� przy drodze szubienic�, a na niej dw�ch
wisielc�w, zakutych w �a�cuchy. Zw�oki, jak to by�o w�wczas we zwyczaju, by�y unurzane w
smole. Koleba�y si� na wietrze, �a�cuchy pobrz�kiwa�y, a kracz�ce dono�nie ptactwo kr��y�o
doko�a tych niesamowitych hu�tawek. Widok ten zaskoczy� mnie nagle i tak dobrze zilustrowa�
moje obawy, �e nie mog�em od niego oczu oderwa�, jakbym si� napawa� wion�c� ze�
groz�. Obszed�em szubienic� wko�o i natkn��em si� na siedz�c� u jej st�p pokraczn� star�
bab�. Gada�a sama do siebie kiwaj�c g�ow� i wyczyniaj�c r�kami uprzejme gesty.
� Kto s� ci dwaj, matko? � spyta�em wskazuj�c na wisielc�w.
� B�ogos�awi� twe zacne oblicze! � zawo�a�a. � To dw�ch moich lubych. Dw�ch moich
najmilszych gagatk�w, ch�opysiu!
� A za co ich tak pokarano?
� Eh, za drobn� spraw�. Cz�sto im wr�y�am, jak sko�cz�. Za dwa szylingi szkockie. Nie
wi�cej. I za to dw�ch t�gich ch�op�w powiesili. Wzi�li je od jednej dzieciny z Broughton.
� I za to tylko � powiedzia�em do siebie, a nie do zwariowanej wied�my � spotka� ich a�
taki los. To dopiero nazywa si� straci� wszystko!
� Daj mi twoj� d�o�, ch�opysiu, i pozw�l sobie powr�y� � rzek�a stara.
� Nie, matko � odpowiedzia�em � wiem ju� dosy� o tym, co mnie czeka. Nie nale�y zbyt
daleko zagl�da� w przysz�o��.
� Czytam w twoich oczach. Jest tam dziewczyna o jasnych �renicach, jest ma�y m�czyzna
w sutym p�aszczu i wysoki w pudrowanej peruce, i jest cie� ciotki szubienicy przecinaj�cy ci
drog�. Daj mi twoj� r�k�, ch�opysiu, a starucha ci szcz�cie wywr�y.
Te dwie rzucone na o�lep wieszczby zdawa�y si� wskazywa� na Alana i c�rk� Jamesa More,
co nape�ni�o mnie przera�eniem. Rzuci�em wied�mie miedziaka i uciek�em, pozostawiaj�c
j� siedz�c� w cieniu ko�ysz�cych si� wisielc�w.
Dalsza moja podr� by�aby o wiele przyjemniejsza, gdyby nie to spotkanie. Odwieczna,
wy�o�ona kamieniami droga bieg�a w�r�d p�l, a nigdy przedtem nie widzia�em staranniej
uprawnych. Radowa� mnie b�ogi nastr�j i urok tego wiejskiego zacisza, lecz brz�k �a�cuch�w
na szubienicy wci�� d�wi�cza� mi w uszach, a wspomnienie podryg�w starej wied�my, kryguj�cej
si� u st�p wisielc�w, nie dawa�o mi spokoju. �mier� na szubienicy to sm�tny los, a
czy kto� zawisn�� na niej za kradzie� dw�ch szkockich szyling�w, czy te� (jak powiada� pan
Stewart) gwoli zado��uczynienia poczuciu obowi�zku, skoro go zakuto w kajdany, zanurzono
w smole i powieszono � nie sprawia�o to wi�kszej r�nicy. Kto wie, czy tak w�a�nie nie mia�
umrze� Dawid Balfour, a inni ch�opcy przechodziliby oboj�tnie obok jego wisz�cych zw�ok;
17
u st�p szubienicy siedzia�aby stara, ob��kana czarownica i wr�y�aby im z r�ki, a schludne,
urodziwe dziewcz�ta przechodzi�yby opodal, odwracaj�c g�owy i zatykaj�c sobie nosy. Widzia�em
je wyra�nie, wszystkie mia�y siwe oczy, a na g�owach toczki z tartanu o barwach
rodziny Drummond.
Tak wi�c w markotnym nastroju, lubo nieugi�ty w moich postanowieniach, doszed�em do
Pilrig, �adnego krytego dach�wk� domu, wznosz�cego si� niedaleko drogi i otoczonego bujnym,
m�odym lasem. Ko� dziedzica sta� osiod�any przed drzwiami, lecz on sam znajdowa� si�
w swoim gabinecie, w�r�d ksi��ek i instrument�w muzycznych, jako �e by� nie tylko uczonym
filozofem, ale i niez�ym muzykiem.
Powita� mnie od razu dosy� �askawie, a po przeczytaniu listu pana Rankeillora wyrazi�
uprzejmie gotowo�� s�u�enia mi pomoc�.
� O c� chodzi, kuzynie Dawidzie? � rzek�. � Okazuje si� bowiem, i� jeste�my kuzynami.
Co mog� dla pana uczyni�? S��wko rekomendacji do lorda prokuratora? �atwo mi to przyjdzie,
ale jakiej tre�ci?
� Gdybym panu opowiedzia� dok�adnie, co i jak mi si� przydarzy�o, nie s�dz� (a takie by�o
r�wnie� zdanie pana Rankeillora), aby pan by� tym zbudowany.
� Przykro mi to s�ysze� z ust krewniaka � odrzek� pan Balfour.
� Nie mog� pana pozostawi� w tak z�ym o mnie mniemaniu. Nie mam nic takiego na sumieniu,
nad czym winienem ubolewa� lub co by uzasadnia�o pa�sk� o to trosk�, jak tylko
pospolite w�r�d ludzi przywary. Skaza grzechu pierworodnego, z winy Adama, i u�omno��
ca�ej mojej natury � do tego si� poczuwam i mam nadziej�, �e nauczono mnie, dok�d nale�y
si� zwraca� o pomoc � odrzek�em; wywnioskowa�em bowiem z postawy mego interlokutora,
i� powo�uj�c si� na moje religijne wychowanie mog� tylko zyska� w jego oczach. � Nie pope�ni�em
nic takiego � m�wi�em dalej � czego musia�bym si� wstydzi� przed lud�mi. K�opoty,
w jakich si� znalaz�em, powsta�y wbrew mojej woli � i jak mi si� wydaje � bez mojej winy.
Zosta�em niestety wci�gni�ty w polityczne komplikacje, o kt�rych najch�tniej wola�by
pan nie wiedzie�.
� Ha, c�, panie Dawidzie, ciesz� si�, �e jest pan takim w�a�nie, jakim pana przedstawi�
pan Rankeillor. A je�li chodzi o polityk� i zwi�zane z ni� zazwyczaj komplikacje, szczer� pan
tylko prawd� powiada. Przyj��em za zasad� jej unika� i nic nie mie� wsp�lnego z t� materi�.
Jak�e jednak, skoro mam nie wiedzie�, w czym rzecz, m�g�bym panu dopom�c?
� Chcia�bym pana prosi� o �askawe napisanie do Jego Wielmo�no�ci, �e jestem maj�tnym
m�odym cz�owiekiem i nale��cym do dosy� dobrej rodziny. Oba te stwierdzenia b�d� zgodne
z prawd�.
� Mam na to s�owo pana Rankeillora i poczytuj� je za dostateczn�, w ka�dej okoliczno�ci,
r�kojmi�.
� Do czego m�g�by pan doda�, o ile moje na to s�owo panu wystarcza, �e jestem bogobojnym
wyznawc� naszego szkockiego ko�cio�a, tudzie� wiernym poddanym kr�la Jerzego, w
takim�e duchu wychowanym.
� Nic z tego nie mo�e panu szkody przyczyni�.
� Po czym m�g�by pan nadmieni�, �e pragn� stan�� przed obliczem lorda prokuratora w
bardzo wa�nej sprawie, dotycz�cej Jego Kr�lewskiej Mo�ci oraz wymiaru sprawiedliwo�ci.
� Skoro nie mam us�ysze�, o jak� spraw� chodzi, nie mog� oceni� jej wagi i co za tym
idzie, musz� omin�� s�owo �bardzo wa�nej�. Reszt� natomiast got�w jestem sformu�owa�
zgodnie z pa�skim �yczeniem.
� Nast�pnie za� � rzek�em, pocieraj�c sobie szyj� r�k� � bardzo by mi zale�a�o, aby pan
zechcia� wtr�ci� s��wko, kt�re mog�oby mnie, w pewnej mierze, zabezpieczy�.
� Zabezpieczy�?... Zabezpieczy�, pan powiada? To jest cokolwiek zniech�caj�ce s�owo.
Je�li to jest a� tak niebezpieczna sprawa, przyznaj�, i� wola�bym nie wdawa� si� w ni� na
o�lep.
18
� S�dz�, �e m�g�bym okre�li� w dw�ch s�owach, o co chodzi.
� To by�oby mo�e najlepiej.
� Ot� chodzi o morderstwo w Appin.
Podni�s� obie r�ce ku niebu i wykrzykn��: � Wielki Bo�e!
Wszystko przepad�o � pomy�la�em sobie patrz�c na wyraz jego twarzy i s�ysz�c zawart� w
jego g�osie nut� przera�enia.
� Chcia�bym panu wyt�umaczy�...
� Dzi�kuj� uprzejmie, nie chc� nic wi�cej o tym s�ysze�. O�wiadczam stanowczo, �e nie
chc� s�ysze�. Ze wzgl�du na pa�skie nazwisko oraz na pana Rankeillora, a mo�e troch� i ze
wzgl�du na pana samego, zrobi�, co mog�, aby panu pom�c, ale nie chc� nic wi�cej s�ysze� o
faktach. Pierwszym natomiast moim obowi�zkiem jest pana ostrzec. To s� g��bokie wody,
panie Dawidzie, a pan jest m�odym cz�owiekiem. Nale�y wi�c by� ostro�nym i dwa razy si�
namy�li� przed ka�dym krokiem.
� Mog� pana zapewni�, �e my�la�em o tym wi�cej ni� dwukrotnie, panie Balfour, i pozwol�
sobie zwr�ci� pa�sk� uwag� na tre�� listu pana Rankeillora, w kt�rym (w co nie w�tpi�)
wspomnia�, i� aprobuje moje poczynania.
� Hm... hm... dobrze, zrobi�, co b�d� m�g� dla pana. Po czym wzi�wszy papier i pi�ro siedzia�
przez czas jaki� zadumany, a� wreszcie zacz�� pisa�, namy�laj�c si� nad ka�dym zdaniem.
� A wi�c pan Rankeillor udzieli� swej aprobaty pa�skim zamiarom? � zapyta� po chwili.
� Po kr�tkiej na ten temat dyskusji poleci� mi dzia�a� w imi� Boga.
� Z Jego imieniem na ustach nale�y wszystko rozpoczyna� � rzek� pan Balfour i powr�ci�
do pisania. Wreszcie z�o�y� sw�j podpis, odczyta� powt�rnie tre�� listu i znowu zwr�ci� si� do
mnie:
� Panie Dawidzie, oto jest list polecaj�cy, do kt�rego przy�o�� piecz��, pozostawiaj�c go
otwartym i w takim stanie go panu wr�cz�, jak tego wymagaj� formy. Lecz poniewa� dzia�am
na o�lep, odczytam go panu, aby� si� przekona�, czy zawiera to w�a�nie, na czym panu zale�y.
Pilrig, 26 sierpnia 1751
Wielce Mi�o�ciwy Lordzie Prokuratorze!
Pozwalam sobie niniejszym skierowa� do Waszej Wielmo�no�ci mego
imiennika i kuzyna, urodzonego Dawida Balfoura z Shaws, m�odego d�entelmena
z nieposzlakowanej rodziny i dziedzica znacznych w�o�ci. Korzysta�
ponadto z cenniejszego przywileju bogobojnego wychowania, a jego
polityczne pogl�dy mog� tylko zas�ugiwa� na uznanie Waszej Wielmo�no�ci.
Nie jestem wtajemniczony w sprawy pana Balfoura, lecz wiadomo mi
jest, i� pragnie przedstawi� osobi�cie pewien casus dotycz�cy Jego Kr�lewskiej
Mo�ci oraz wymiaru sprawiedliwo�ci, kt�re to dziedziny, jak powszechnie
wiadomo, le�� wielce Waszej Wielmo�no�ci na sercu. Pragn�
nadmieni�, �e intencje tego m�odego d�entelmena s� znane i aprobowane
przez pewnych jego przyjaci�, kt�rzy z pe�n� nadziei trosk� b�d� oczekiwa�
wyniku jego przedsi�wzi�cia.
� Po czym � m�wi� pan Balfour � nast�puj� zwyczajowe formu�y grzeczno�ciowe oraz
m�j podpis. Zauwa�y� pan, �e pisz� �pewnych jego przyjaci�; mam nadziej�, �e ta liczba
mnoga jest uzasadniona?
� Najzupe�niej; moje zamiary s� znane i aprobowane przez niejedn� osob�. A list pa�ski,
za co gor�co dzi�kuj�, zawiera wszystko, na co mog�em liczy�.
19
� Nic wi�cej nie zdo�a�em z siebie wycisn�� � odrzek� pan Balfour. � A uwzgl�dniaj�c to,
co mi wiadomo o sprawie, w kt�r� zamierza pan si� wpl�ta�, pozostaje mi tylko prosi� Boga,
aby list ten okaza� si� w wystarczaj�cej mierze skuteczny.
20
IV. U LORDA PROKURATORA PRESTONGRANGE
M�j krewniak zaprosi� mnie na posi�ek �gwoli � jak si� wyrazi� � zado��uczynienia honorowi
tego domu� � wi�c ra�niej mi si� sz�o w powrotnej drodze. Pilno mi by�o upora� si� z
nast�pnym stadium moich zabieg�w, tak abym ju� nie m�g� si� wycofa�. Dla kogo� bowiem
znajduj�cego si� w tak trudnym jak moje po�o�eniu, �wiadomo��, �e wahania i pokusy nie
maj� ju� do niego dost�pu, ma ogromne znaczenie. Tote� wielkie ogarn�o mnie rozczarowanie,
gdy doszed�szy do siedziby lorda prokuratora dowiedzia�em si�, �e jest nieobecny. Co
by�o, jak s�dz�, zgodne z prawd� w tej chwili i przez par� nast�pnych godzin. P�niej jednak
nie mia�em w�tpliwo�ci, �e powr�ci� do domu i zabawia� si� z przyjaci�mi w s�siednim pokoju.
O moim za� przybyciu nikt nie zdawa� si� pami�ta�. I by�bym na pewno opu�ci� dom
lorda prokuratora Prestongrange�a, gdyby mi