861

Szczegóły
Tytuł 861
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

861 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 861 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

861 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Micha� Kazi�w D�o� na d�wi�kach Rozdzia� I Tradycyjnie w polskich domach, nawet tych na obczy�nie, przed �wi�tami wielkanocnymi robiono wielkie porz�dki. Szorowanie, mycie, bielenie, przestawianie mebli, trzepanie, pranie wytwarza�o niesamowity ba�agan, gor�czkow� atmosfer�, ca�kowit� dezorganizacj� posi�k�w, s�owem tylko ucieka� z domu, wi�c z regu�y m�czy�ni wymykali si� na tak zwanego �ledzika. Tylko dzieci czu�y si� w tym rozgardiaszu znakomicie, udaj�c doros�ych, pomaga�y domownikom. Pomoc ta cz�sto bywa�a fatalna w skutkach. A to co� si� samo st�uk�o, samo wyla�o, samo spad�o, samo zbrudzi�o i wtedy mo�na by�o oberwa� trzepaczk�, ale za to kawa�ki rozbitego flakonu czy wazonika chowa�o si� do kieszeni jak trofeum, by p�niej w�r�d ch�opak�w chwali� si� kolorowym szkie�kiem, czasem wymieni� na proc� czy no�yk. W�odzio mia� ju� dziesi�ty rok, wi�c dobrze pami�ta� z poprzednich lat to przed�wi�teczne sprz�tanie, w czasie kt�rego udawa�o mu si� zagl�da� do r�nych skrytek i dotyka� wszystkiego, co z regu�y by�o niedost�pne. Surowy ojciec nie lubi�, �eby dzieci wchodzi�y do jego gabinetu i zagl�da�y do szuflad komody, a tam W�odzia najbardziej ci�gn�o. Ale nade wszystko rozpala�a jego ciekawo�� torba my�liwska, le��ca na wysokim piecu, kt�rej jeszcze nie spenetrowa�. My�la� o zapowiedzianym sprz�taniu z takim podnieceniem, �e w szkole zupe�nie nie m�g� w skupieniu s�ucha� nauczyciela. Bez przerwy wierci� si�, szepta� do koleg�w, a� zniecierpliwiony nauczyciel rozkaza� mu wyj�� z �awki i stan�� w k�cie. W�odzio nie znosi� upokarzaj�cych kar, wi�c sil�c si� na grzeczno�� w roztargnieniu zamiast po rumu�sku zapyta� po polsku, czy mo�e wyj�� na korytarz i tam posta�. Nauczyciel nie zna� �adnego obcego j�zyka, wi�c nie zrozumia�, co ch�opiec do niego powiedzia�. Udaj�c patriotyzm patetycznie zagrzmia�: - Wy, cudzoziemcy, przypominacie niepotrzebne, szpec�ce ��ki i ogrody krecie kopczyki, kt�re najlepiej by�oby rozdepta�. Pom�dl si�, �eby odesz�a od ciebie ch�tka do psot. A poza tym, zapami�taj sobie, �e powiniene� m�wi� po rumu�sku! W chwilach szczeg�lnego zdenerwowania i zasmucenia W�odzio gramoli� si� na kolana matki. Tuli� si� do piersi i praw� r�k� obejmowa� jej szyj�. Lubi� bawi� si� te� jej w�osami, g�aska� je lub nawija� na swoje palce. Rozrzewnia�a j� ta pieszczota, ca�owa�a go w czo�o. On wiedzia�, �e mu przebacza psoty i przyrzeka�, �e ju� nigdy, nigdy nie zrobi mamuni przykro�ci, �e zawsze b�dzie grzeczny. To wyobra�enie uspokoi�o go nieco. Wraca� powoli ze szko�y, kr��y�, kluczy� i gdy by� ju� przy domu, mi�dzy sztachetami zobaczy� w ogrodzie krecie kopczyki. Przypomnia�o mu to s�owa nauczyciela. Szpeci�y one lekko zieleniej�cy wiosenny trawnik. Patrzy� na te kopczyki ze z�o�ci� i gdy wpad� do domu, od razu wybuchn��: - Mamuniu, nauczyciel Populescu powiedzia�, �e my, Polacy, jeste�-my w Rumunii jak krecie kopce, �e nas nale�y rozdepta�. Skarg� ch�opca us�ysza� ojciec. Ubod�y go s�owa nauczyciela, jednak zawsze zr�wnowa�ony, spokojnie zapyta� po francusku, gdy� w pobli�u by�a pokoj�wka: - Pewnie sprowokowa�e� nauczyciela jakim� niew�a�ciwym zachowaniem? I wezwa� syna do gabinetu. W�odzio szed� na sztywnych nogach, spogl�daj�c b�agalnie na mam�, bo wiedzia�, �e rozmowa z ojcem w gabinecie nie b�dzie przyjemna, gdy� k�ama� nie wolno, a gdy si� ojciec dowie ca�ej prawdy, surowo go ukarze. Wszed� i czeka� dosy� d�ugo na odezwanie rodzica. Tymczasem ojciec d�ugimi krokami przemierza� gabinet i dopiero po chwili zadumy zacz�� m�wi� nie jak do wyrostka, ale jak do doros�ego syna: - Populescu jest m�ody i nie rozumie, �e swoim nietaktem dotkn�� ciebie, a tym samym i mnie, bo zapami�taj, du�o, bardzo du�o Polak�w musia�o opu�ci� ojczyzn�, rozdart� na trzy cz�ci, i znale�� si� poza jej granicami. Ale nie jeste�my jak te kretowiska w ogrodach, sadach, kt�re trzeba rozgrabia�, przydeptywa�, r�wna� z ziemi�, lecz synami niegdy� s�awnej Rzeczpospolitej Obojga Narod�w, na kt�rych spoczywa obowi�zek strze�enia jej honoru. Pozbawieni w�asnej ojczyzny, w�asnej wolno�ci umiemy szanowa� i ceni� wolno�� i ojczyzn� tego narodu, kt�ry nas przygarn��. Po raz pierwszy ojciec tak do niego powa�nie m�wi�. Cho� niezupe�nie rozumia�, s�ucha� go uwa�nie i ze zdumieniem, a gdy ojciec poklepa� go jeszcze po ramieniu, poczu� w sobie si��, ca�kiem inn� ni� t�, jak� zyskiwa� siedz�c u przebaczaj�cej mamy na kolanach. O�mielony tym, niespodziewanie dla wszystkich przy kolacji zapyta�: czy dziadek Leon by� dzielnym powsta�cem. S�ysza� ju� co� nieco� o nim, �e bra� udzia� jako ochotnik w powstaniu wielkopolskim Wiosny Lud�w, a po jego upadku nie m�g� wr�ci� do rodzinnego domu, do swego ojca Piotra Celestyna Dola�skiego herbu Korab. Carat prze�ladowa� wszystkich, kt�rzy brali udzia� w powstaniu, wi�c dziadek Leon osiedli� si� w Mo�dawii, jak wielu wsp�rodak�w. Czasem o tym wszystkim ojciec m�wi� ze starszym synem Tadeuszem, przygotowuj�cym si� do matury. Wpaja� w niego patriotycznego ducha. Chcia�, by pami�ta� o dziadku Leonie. A jego jeszcze w ojczy�niane sprawy nie wtajemnicza�. Po tym pytaniu W�odzia milcz�cy pan domu, zaj�ty jakimi� odleg�ymi my�lami, spojrza� powa�nie na m�odszego syna i jeszcze raz - tak jak w gabinecie - poklepa� go po ramieniu. By� to znak, �e pan J�zef zacznie wspomina� dawne dzieje. Rzadko to czyni�, gdy� poch�oni�ty by� trudnymi sprawami zawodowymi i nie m�g� pozwoli� sobie na d�u�sze domowe gaw�dy. Pani Felicja nawet z tego powodu troch� cierpia�a, bo ca�y ci�ar wychowania dzieci spoczywa� na jej g�owie. W mig zorientowa�a si�, �e m�� dzisiejszy wiecz�r po�wi�ci rodzinie i zaproponowa�a przej�cie do saloniku, w kt�rym zwykle przy kominku dopijano herbat�, by w �wi�tecznym nastroju wys�ucha� rodzinnych dziej�w. Oderwani od krewnych, kt�rzy zostali w Ojczy�nie, pozbawieni byli zjazd�w familijnych, wi�c odczuwali g��d wspomnie� o przodkach i rozm�w z bli�szymi i dalszymi kuzynami. Wprawdzie in�ynier J�zef Dola�ski by� ceniony w Bukareszcie jako wybitny fachowiec i przez to dom ich cieszy� si� szacunkiem s�siaduj�cych Rumun�w, a jednak ten szacunek, nawet przyja��, nie usuwa�y w pe�ni t�sknoty za krajem. Jak tylko czas pozwala�, wyje�d�ali do Jass - w kt�rych przez pewien czas mieszkali - gdzie znajdowa�a si� ca�a kolonia polskich rodzin powsta�czych, osiedlonych przymusowo przez w�adze austriackie po zd�awieniu powsta� w okresie Wiosny Lud�w. Ciep�o z kominka, rozchodz�ce si� po ca�ym saloniku, i migoc�ce p�omienie, rzucaj�ce na �ciany ruchliwe cienie, dodawa�y szczeg�lnego uroku s�owom wypowiadanym przez g�ow� rodziny. Opowie�ci tej W�odzio s�ucha� jak ba�ni o przygodach dzielnych rycerzy i o nieznanej krainie, kt�ra znajduje si� w mocy z�ych i przemo�nych s�siad�w. Przewijaj�ce si� s�owa, wypowiadane w r�nych odcieniach: Polska, niewola, powsta�cy, kibitki, zes�a�cy, emigranci, wytwarza�y zam�t w g�owie ch�opca. Zawsze bawi� si� z kolegami rumu�skimi, tu si� przecie� urodzi�, tu �yje, uczy si� i my�la�, �e tu jest jego ojczyzna, nawet nosi� bia�� koszul� wyhaftowan� w motywy rumu�skie. A jednak to, co m�wi� teraz ojciec, wywo�a�o w nim dziwne poruszenie serca i jakby l�k, �e faktycznie jest, jak powiedzia� nauczyciel Populescu, szpec�cym krecim kopczykiem. Siedz�cy na kolanach mamy trzyletni Ludwi� ju� zasypia�, lecz pani Felicja zas�uchana ani my�la�a o po�o�eniu ch�opca do ��eczka. S�ucha�a m�a z ca�ym przej�ciem, w�druj�c my�lami do ojczyzny, do domu swych dziadk�w W�odk�w herbu "Prawdzic", dok�d mog�a przenosi� si� jedynie wyobra�ni�. Pan J�zef przyni�s� z gabinetu star� map� Europy i zacz�� na niej pokazywa� - g��wnie Tadzikowi - polskie granice, jeszcze sprzed pierwszego rozbioru, a potem te po drugim i trzecim. Tadeusz, dla kt�rego ulubionym przedmiotem by�a historia, roziskrzonymi oczami patrzy� na t� po��k�� map�, na rozleg�e obszary, jakie zajmowa�a kiedy� Polska i na gwa�townie kurcz�ce si� jej ziemie, przemoc� zagarni�te przez zaborc�w. Patrzy� i potem machinalnie przeni�s� wzrok na portret dziadka Leona w ubraniu powsta�ca. Nast�pnie odszuka� na mapie miejsca, w kt�rych walczy� dziadek, zar�wno w Wielkopolsce, Galicji, na W�grzech, jak i w stronach rodzinnych, a potem w stronach rodzinnych mamy, czyli dziadka W�odka i wreszcie miasteczko Jassy, w kt�rym ju� si� urodzi� w domu wygna�ca. Wida� by�o, �e mocuje si� z jakimi� my�lami i wreszcie pe�nym przej�cia g�osem powiedzia� do ojca: - Tatko! Dzi�kuj� za t� lekcj� o ojczy�nie i o dziadku Leonie. Wiem ju� teraz, dlaczego tatko jako 17-letni m�odzieniec ochotniczo z Jass, nie bacz�c na niebezpiecze�stwa, przekrad� si� do Polski na wie�� o Powstaniu Styczniowym. Niespodziewanie chwyci� ojca za r�k� i ze czci� uca�owa�. Drewno w kominku, dok�adane przez pokoj�wk�, trzaska�o w ogniu, a po salonie rozp�ywa� si� zapach �ywicy. By�o nastrojowo i ciep�o, a jednak po W�odziu przechodzi�y z podniecenia dreszcze. S�ucha� tych opowie�ci tatka i niezwyk�ego wyznania starszego brata. Potem dotkn�� paluszkiem na mapie tych miejsc, kt�re w opowiadaniach ojca by�y dla niego jak kraina z ba�ni, lecz kraina rozdeptana i rozgrabiona przez z�e moce. Nie wytrzyma� i podniesionym g�osem wykrzykn��: - Tato! Przecie� Polska by�a wielka jak te g�ry Karpaty, kt�re widzia�em i jak mo�na by�o j� rozgrabi�? Tadeusza to naiwne pytanie roz�mieszy�o, a 13-letnia Zosia my�la�a, �e to z niej drwi� sobie, bo przy rob�tce lekko zdrzemn�a si�. Przyt�piony s�uch utrudnia� jej �ledzenie wszystkiego, o czym m�wi� ojciec. Nie chcia�a jednak przyzna� si�, �e cokolwiek uroni�a, wi�c zapyta�a, jakby wpadaj�c w s�owa ojca: - Tatku! Czy tatko mo�e co� powiedzie� o polskich szlacheckich i ludowych strojach, na temat obrz�d�w religijnych, weselnych lub staropolskich domowych zwyczaj�w? Cieniutkiemu g�osikowi c�rki akompaniowa� niskimi tonami stary, �cienny zegar, wybijaj�cy ju� godzin� jedenast�. I cho� by�a to p�na pora nocna, w kt�rej z regu�y dom Dola�skich ton�� w ciszy i ciemno�ciach, to jednak pan J�zef jakby o tym zapomnia� i, wzruszony harmonijnym brzmieniem g�osu c�reczki i zegara, spojrza� rozczulonym wzrokiem na ni�, a potem na wci�� pi�kn� ma��onk� i z jakim� odcieniem rozrzewnienia w g�osie powiedzia� wolno i wyra�nie: - Sp�jrz c�ru� na �pi�cego na kolanach matki braciszka, w�a�nie mia�em tyle lat ile on dzisiaj, wi�c nie pami�tam i nie mog� odpowiedzie� na twoje pytania, ale wiem z opowiada�, kiedy m�j ojciec, a wasz dziadek Leon, wraz ze swoim starszym bratem J�zefem w konspiracji wyruszy� do Wielkopolski, by wzi�� udzia� w powstaniu, by walczy� nie tylko o niepodleg�o��, ale i o prawa w�o�cian. Wyruszyli i po upadku Wiosny Lud�w ju� nigdy nie wr�cili do domu naszego pradziadka. W cztery lata p�niej Leon, przy pomocy tajnych pos�a�c�w, da� zna�, �e �yje i zosta� przymusowo osiedlony w Mo�dawii. Mia�em zaledwie 7 lat, kiedy moja mamusia, a wasza babunia Teofila opu�ci�a rodzinne strony i wyruszy�a ze mn� w nieznany �wiat. Jak przez mg�� pami�tam t� ci�k� przepraw�. By�a to wprawdzie dla siedmioletniego ch�opaka wielka przygoda, ale jednocze�nie rozstanie si� z tym wszystkim, co domowe i ojczy�niane, polskie. Pan J�zef przymkn�� oczy i zamilk� na chwil�, a potem podszed� do Zosi i bior�c jej hafty powiedzia�: - Wyszywasz pi�knie jak babcia Teofila, kt�ra haftowa�a ca�e �ycie tylko polskie wzory - i pog�aska� c�rk� po g�owie, a potem zwr�ci� si� do �ony: - Powinni�my mo�e cz�ciej wyje�d�a� do Jass, a zw�aszcza sp�dza� tam �wi�ta Bo�ego Narodzenia i wielkanocne, �eby nasze dzieci uczy�y si� od babci i mojej kuzynki Anny Tokarskiej, a ich cioci, wszystkiego co jest nasze. Tam, w Jassach szczeg�lnie pi�knie obchodzone s� �wi�ta wielkanocne, malowanie pisanek, �wi�cenie przez ksi�dza w polskich domach potraw, strzelanie na wiwat w czasie rezurekcji, bicie dzwon�w i �piewanie przez dziewcz�ta pod ko�cio�em. W�odziowi a� si� oczy za�wieci�y i nagle krzykn��: - To jed�my! Jed�my do babci do Jass. Po tym okrzyku ch�opca trwa�a kr�tka narada mi�dzy rodzicami. Czy nie zdecydowa� si� na t� wizyt� u babci, tym bardziej �e pan J�zef i tak musia� s�u�bowo jecha� w tamte strony. Pani Felicja zaoponowa�a: - Przecie� nie mo�emy tak bez zapowiedzi, mam zaplanowane sprz�tanie. - Szkoda, to mo�e bym przynajmniej wzi�� ch�opc�w, bo i tak wyjecha� musz�. Zegar zacz�� wybija� dwunast� i pan domu udaj�c strach powiedzia�: - Czas spa�, ju� godzina duch�w, a my jeszcze pokutujemy. W�odzio d�ugo nie m�g� zasn��. My�la� o tym wszystkim, co us�ysza� tego wieczora. Chcia� bardzo towarzyszy� ojcu w podr�y do babci i postanowi� o �wicie namawia� mam�, by wszyscy pojechali. Nigdy jeszcze nie by� �wiadkiem, jak ch�opcy na wiwat strzelaj� w czasie rezurekcji. Jakie to wszystko musi by� pi�kne; zdawa�o mu si�, �e w og�le nie �pi i �e jedzie do babci, a ona wita ich po�wi�conymi palmami i obdarowuje pisankami, a ciocia Anna uczy Zosi� �piewa� gaj�wki. S�ysza�, jak bij� dzwony ko�cielne, jak kawalerowie szykuj� si� do strzelania. Przys�oni� sobie nawet uszy i zacz�� wykrzykiwa�: Wiwat!!! Matka krzycz�cego W�odzia pog�aska�a po policzku i uspakajaj�co, zawsze tym samym mi�kkim g�osem, powiedzia�a: - Cicho synu�, nie krzycz i obud� si�, bo ju� czas na �niadanko i do szko�y. W�odzio w oczach mia� jeszcze sen, wi�c b�agalnie zaprotestowa�: - Mamusiu, dzi� nie p�jd� do szko�y. Chcia�bym z tat� pojecha� do... - Za p�no si� obudzi�e�, ju� tatki nie ma w domu. Chcia�e� wyjecha�, a kto pomaga�by przy robieniu �wi�tecznych porz�dk�w? Zawsze, ile razy mama dotykiem budzi�a go, u�miecha� si�. Kocha� te ciep�e d�onie i niebieskie oczy, patrz�ce na niego, spi�te r�ow� wst��k� jasne w�osy i to s�odkim g�osem nawo�ywanie: "Wstawaj �pioszku!" Tego ranka buzia skrzywi�a si� do p�aczu, bo jak sen prysn�o marzenie o podr�y z ojcem, a przypomnienie o obowi�zku p�j�cia do szko�y wywo�a�o po raz pierwszy uczucie niech�ci. - Nie chc�! Nie mog� p�j�� do szko�y, bo, bo... I chcia� powiedzie�, �e nie chce by� krecim kopczykiem, ale zamiast tego, by oszcz�dzi� b�lu mamie, powiedzia�: - Bo... boli mnie g�owa. I przymkn�� oczy, do kt�rych cisn�y si� �zy. Pani Felicji zrobi�o si� �al ch�opca, �e przez t� nocn� rodzinn� biesiad� nie wyspa� si�. Pozwoli�a mu jeszcze si� wylegiwa�. My�lami przenios�a si� do Jass, tam przecie� sp�dzi�a z m�em po zam��p�j�ciu wspania�e lata harmonijnego wsp�ycia, tam urodzi�a czworo dzieci. Przypomnia�a sobie o �mierci pierworodnej c�rki Michasi w 1890 roku i jak ich w tym smutku pocieszali wsp�rodacy. Le�y ta sierotka tam na cmentarzyku nie odwiedzana, ani przez ni�, ani przez... Zacz�a �a�owa�, �e wieczorem, gdy ma��onek zaproponowa� wyjazd do Jass na �wi�ta, nie podj�a tej inicjatywy. Panu ma��onkowi by�oby przyjemniej sp�dzi� �wi�ta z matk� i kuzynostwem i dzieci mia�yby zabaw�. Dzielenie si� �wi�conym jajkiem w du�ej rodzinie, a nast�pnego dnia w lany poniedzia�ek �migus-dyngus, kt�remu towarzyszy gromki �miech ch�opc�w i piski dziewcz�t, by�yby nie lada rozrywk� dla ca�ej czw�rki, pomy�la�a pani Felicja. Stan�y jej w oczach te wszystkie zabawy, kt�rych brak odczuwa�a od przeniesienia si� z Jass do Bukaresztu. Przez budowanie tu domu, a potem urodzenie Ludwisia musieli zaniecha� wyjazd�w do rodziny i znajomych w Jassach. Przymus stopniowo przyt�umi� t�sknot� do mi�ych zak�tk�w. Westchn�a g��boko i zacz�a rozwa�a�, czy jednak nie wyjecha�. W tym momencie pokoj�wka wyrwa�a j� z marze�: - Prosz� pani! Przyszed� zam�wiony Gregorij do pomocy przy robieniu porz�dk�w. Pan wyjecha�, to mo�e by tak zacz�� od jego gabinetu? S�owa te �ci�gn�y pani� Felicj� na ziemi�, a W�odzia poderwa�y na r�wne nogi i wes� jak szczygie�ek przybieg� z sypialni do kuchni: - Tak! Tak, mamulku! Tak, tak zacznijmy od gabinetu tatki. Od samego �witu niebo by�o b��kitne, wolne od chmur, kt�re jeszcze wczoraj wieczorem wisia�y nad miastem i co jaki� czas la�o z nieba jak z cebra. Gregorij mia� przyj�� dopiero w po�udnie, ale z obawy, �e s�oneczna pogoda mo�e nie by� trwa�a, zjawi� si� ju� od rana. Wprowadzi�o to niema�o zamieszania i pani domu niechybnie odprawi�aby ogrodnika, gdyby nie entuzjastyczny zapa� W�odzia do pomagania przy sprz�taniu. Kot ze stodo�y, myszy w taniec, powiada stare przys�owie. Zacz�� si� wi�c prawdziwy taniec w domu pana Dola�skiego podczas jego nieobecno�ci. Wynoszono sto�y, krzes�a i inny drobniejszy sprz�t, �ci�gano z pod��g dywany, a z okien story i firanki, ze �cian portrety i obrazy. Zagl�dano do ka�dego k�cika, wymiatano, wyrzucano byle pr�dzej, dop�ty pogoda sprzyja. W�odzio uwija� si� jak pracowita mr�wka, tylko nie tak cichutko, bo wykrzykiwa� wci�� to na pokoj�wk�, to na ogrodnika, jakby tylko od jego nawo�ywania zale�a�o, co nale�y robi� po kolei. Co chwil� wpada� do gabinetu ojca i popiskiwa� do pokojowej: "We� to, wynie� tamto, zetrzyj kurz z tego wysokiego pieca". Z niecierpliwo�ci� spogl�da�, kiedy wreszcie my�liwska torba wyl�duje na stole. Byle tylko pr�dzej, zanim Tadzio i Zosia wr�c� ze szko�y, a zw�aszcza Tadzik, kt�ry podczas nieobecno�ci ojca cz�sto poskramia� swoich m�odszych braciszk�w. Musia� go W�odzio s�ucha�, bo tak sobie ojciec �yczy�. Ta my�l o Tadziku wprowadzi�a go w stan podenerwowania. Zn�w wbieg� do gabinetu i spojrza� na wysoki piec, na kt�rym torba my�liwska wci�� jeszcze sta�a. Gdyby tak m�g� sam po ni� si�gn��, lecz by� za ma�y. Nie by�o drabinki, krzes�a ju� wyniesiono, wi�c nie m�g� si� wdrapa�, dok�d go wzrok ci�gn��, by cho� dotkn�� tej tajemniczej, my�liwskiej torby ojca. Wobec tego chcia� si� dosta� do wci�� zamkni�tej szafy, w kt�rej ojciec trzyma� dubelt�wk� i inne wa�ne osobiste pami�tki z Powstania Styczniowego. Pr�by by�y daremne, wi�c otworzy� szuflad� w komodzie, gdzie zaciekawi�a go w nowym opakowaniu ksi��ka. Wyj�� j� i ku swojemu zdumieniu przeczyta�: "Pan Tadeusz". Przetar� oczy i pomy�la�: "To pewnie o naszym Tadziu". Wyci�gn�� z kieszeni o��wek i dopisa� - "Dola�ski". Przechodz�ca obok matka us�ysza�a, jak W�odzio sylabizuje: Pan Tadeusz Dola�ski. Stan�a za plecami ch�opca, a gdy ujrza�a, czego dokona�, a� r�ce za�ama�a. Wiedzia�a, z jakim du�ym trudem naby� ma��onek ten poemat, kt�ry mia� wr�czy� Tadzikowi w nagrod� w dniu przyniesienia �wiadectwa maturalnego. Ukry� ksi��k� przed oczami wszystkich, �eby sprawi�a wi�ksz� niespodziank� i wi�ksza rado��. Spojrza�a na bazgro�y i g�osem pe�nym wyrzut�w wykrzykn�a: - Synu�, co� ty zrobi�? Ty niezno�ny psotniku. Nie wiem, co ojciec ci... Wyno� mi si� natychmiast do ogrodu. Za kar� nie wchod� do domu, a� sko�czymy sprz�tanie. We� z sob� Ludwisia. Pilnuj, by nie wybieg� na drog�. Masz si� z nim bawi� i nie skrzywd� go. �ebym czasem nie us�ysza�a jego p�aczu. W�odzio chcia� swoim zwyczajem usi��� mamie na kolanach, by j� przeprosi�, ale by�a zbyt zdenerwowana. Wyszed� wi�c z Ludwisiem do ogrodu. Stale my�la�, jakby tu z powrotem w��czy� si� do robienia tych przed�wi�tecznych porz�dk�w. S�o�ce ju� podesz�o wysoko i przygrzewa�o. Wiosenne ptaki wy�piewywa�y od rana. Zielona m�oda trawa pachnia�a. Od czasu do czasu zabrz�cza�y skrzyde�ka pszcz�, szukaj�cych pierwszego wiosennego nektaru. Wszystko by�o dooko�a pi�kne, cieszy�o wzrok i uszy, a nawet nozdrza. Ale W�odziowi by�o jako� smutno na serduszku. Odczuwa� ni to l�k, ni to niepok�j, sam nie wiedz�c dlaczego. Przecie� nic takiego nie zrobi�, dopisa� tylko do tytu�u "Dola�ski". Czy to �le umie�ci� w�asne nazwisko? Kucharka wynios�a przed dom patery i zacz�a je czy�ci� wilgotn� szmatk�, z jakim� bia�ym dodatkiem. Zbli�y� si� do niej i przygl�da� z zaciekawieniem, podziwiaj�c, jak te naczynia i sztu�ce zaczynaj� nabiera� wspania�ego po�ysku, a zw�aszcza mosi�ny mo�dzierz, w kt�rym ucierano pieprz i inne przyprawy do potraw. Od strony miasta us�ysza� jaki� ruch, nawo�ywanie ch�opak�w, a potem zobaczy� przez sztachety maszeruj�ce ulic� wojsko. Szli pr�nym krokiem i w pewnym momencie zacz�li �piewa� znan� rumu�sk� pie�� bojow�. Patrzy� i s�ucha� z zainteresowaniem, �a�uj�c, �e nie jest jednym z nich. A �e Ludwi� chcia� wybiec za furtk� - by go powstrzyma� - pobieg� za nim i z bliska patrzy� na maszeruj�cych. Ju� przebrzmia� �piew, a w jego uszach jeszcze ko�ata�a si� melodia, wi�c w jej takt maszerowa� z Ludwisiem tam i z powrotem. Gregorij patrz�c na niego powiedzia�: - By�by z panicza dobry �o�nierz i nasz ja�nie panuj�cy kr�l Karol I by�by z niego dumny. A czy panicz wie, �e kr�l ma dzi� urodziny i �e �o�nierze poszli strzela� na wiwat z armat i mo�dzierzy? W�odziowi po tych s�owach Gregoriego przypomnia�a si� wczorajsza wieczorna gaw�da ojca. I zn�w zat�skni� do Jass, gdzie ch�opcy w czasie rezurekcji b�d� strzelali na wiwat. Wtem spostrzeg�, �e z domu wynosz� jeszcze jakie� sprz�ty i w�r�d nich r�wnie� czarn� torb� my�liwsk� ojca. Widzia�, jak u�o�ono j� ostro�nie na �awie ganku, wi�c, nie namy�laj�c si� d�ugo, pod pretekstem napicia si� czego� wpad� do kuchni. Potem bacznie obserwuj�c wszystkich, czy nie patrz� na niego, co robi, prze�lizgn�� si� na ganek i dosta� si� do opas�ej torby. Zanurzy� w niej r�ce i zacz�� wyci�ga�, co si� da�o: jakie� woreczki, okr�g�e kulki, naboje. Wypcha� tym kieszenie i szybko wr�ci� do ogr�dka. Skry� si� za grusz� i tam dopiero zacz�� przygl�da� si� wszystkiemu, co wyci�gn�� z torby. Z mozo�em otwiera� naboje i wysypywa� z nich ��tawy proch, a nast�pnie stwierdzi�, �e w woreczkach jest taki sam. Wszystko to, pomy�la�, s�u�y do strzelania. Przypomnia� sobie, i� Gregorij m�wi�, �e �o�nierze b�d� strzelali z mo�dzierzy, wi�c szybko pobieg� tam, gdzie le�a�y oczyszczone naczynia i zabra� wspaniale l�ni�cy mo�dzierz. Wsypa� do niego z jednego woreczka proch i ten z pocisk�w, kuleczki i �rut. Potem z powrotem zakrad� si� do kuchni, gdzie zdoby� �atwo pude�ko zapa�ek. Pani Felicja spokojna o ch�opc�w, kt�rzy obaj zgodnie i grzecznie bawili si� w ogrodzie, usiad�a zm�czona na chwil� w saloniku, rozwa�aj�c co trzeba jeszcze w pierwszej kolejno�ci zrobi�. Przypomnia�a sobie, �e nale�a�oby zarz�dzi� drugie �niadanie. Ch�opcy powinni przedtem umy� r�ce. Ju� nawet zamierza�a ich zawo�a�, ale jeszcze chcia�a mie� chwil� wytchnienia. W�odzio tymczasem wyci�gn�� zapa�k� z pude�ka i szuka� papieru, aby zapali� go i wrzuci� do mo�dzierza z prochem. Ludwi�, niedawno poparzony, ba� si� ognia, kiedy wi�c ujrza� zapa�ki w r�kach brata uciek� a� pod �ywop�ot. W�odzio medytowa�, kombinowa�, wreszcie potar� zapa�k� o pude�ko, a gdy zap�on�a, zawaha� si�. Patrzy� na proch i na wypr�nione gilzy. Ogarn�� go strach przed ojcem. Przez ten strach dmuchn�� na zapa�k�, a potem ot tak z ciekawo�ci niedopalone drewienko zbli�y� do prochu i troszeczk� chcia� w nim pogrzeba�. P�omyka ju� nie by�o, �ar na drewienku jeszcze nie wygas�. Proch, wysuszony na piecu, od tej ma�ej iskierki nagle wybuch�. Niespodziewany huk w ogrodzie, a potem przera�liwy wrzask Ludwisia oraz wycie psa poderwa�y na r�wne nogi pani� Felicj�, kt�ra ju� bieg�a w kierunku gruszy, a za ni� przera�eni pokoj�wka i Gregorij. Oczom matki ukaza� si� straszny widok. W�odzio le�a� na wznak, a z twarzy i prawej r�ki, kt�ra ju� jakby nie by�a r�k�, tryska�a krew. J�kn�a i ledwie s�yszalnym g�osem wydoby�a z siebie: - W�odeczku... Co� ty... Rozdzia� Ii Jaskrawy blask, a� k�uj�cy oczy, jaki W�odzio ujrza�, o�wietli� mu jak�� drog�, jak�� ogromn� bram� i �o�nierzy szykuj�cych si� do strzelania, a potem us�ysza� huk, kt�ry go porwa� gdzie� w g�r�, i nagle wszystko �ciemnia�o dooko�a i ucich�o. Nic nie widzia�, nic nie s�ysza�, cho� zdawa�o mu si�, �e mamunia biegnie i wo�a, i zawraca z tej drogi, ale on nie s�yszy, i nie mo�e i��, i nie mo�e oddycha�, bo w ustach ma co� gorzkiego, co� piek�cego, lepkiego. Chce wyplu�, chce krzykn��, gdzie� uciec, ale jakby nie by�o pod nim ziemi i nogi nie maj� si� o co oprze�, wi�c zapada si�, leci i z tego wielkiego strachu i niemocy wci�� nie mo�e z�apa� tchu. Wreszcie jakby mu kto� g�ow� podni�s� i ca�ego d�wign��, i uni�s� w g�r� r�ce i w�wczas powietrze dosta�o si� do p�uc. Po�piesznie raz i drugi wci�gn�� je jak �yk �r�dlanej wody. Ten kilkakrotny g��boki oddech usun�� szum z uszu. Gdzie� z daleka us�ysza� g�osy. Nie wiedzia� czyje. Czy tych �o�nierzy, czy Gregoriego, czy niewyra�ne s�owa Zosi, czy s�odkie mamy. Chcia� bardzo zobaczy�, kto m�wi, kto bierze go na r�ce, ale by�o ciemno, bardzo ciemno, jeszcze ciemniej ni� w pochmurn� noc. Niespodziewanie nadci�gn�a pierwsza wiosenna burza, b�ysn�o i odezwa� si� wiosenny grzmot. Ocucona z omdlenia pani Felicja, s�ysz�c te grzmoty i patrz�c na krwi� pokryte r�ce i sukni�, i na le��cego na trawie nie do poznania W�odzia, zala�a si� �zami i rozpaczliwie krzykn�a: - Ratujcie go, lekarza! Wezwijcie lekarza! Ch�opiec rozpozna� g�os mamy i chcia� bardzo co� powiedzie�, o co� poprosi�, ale w ustach wci�� by�o pe�no jakiego� lepkiego p�ynu. Wi�c nie m�g� porusza� j�zykiem. Nie wiadomo dlaczego zdawa�o mu si�, �e niewygodnie le�y na krecim kopczyku, kt�ry kto� rozdeptuje i nie patrzy, �e on na nim le�y, i depcze po jego r�kach i twarzy. Boli go strasznie, szarpie, rwie, piecze, tak jakby pies ostrymi z�bami odgryza� palce, d�o�, chce krzycze�, �e nie jest kopczykiem, a potem pomy�la�: - Pewnie le�� na mrowisku i te w�ciek�e, czerwone mr�wki wyjadaj� mi oczy, wchodz� w twarz, w usta, k�uj� w r�ce - i zacz�� krzycze�: - Boli! Mamuniu! Boli! - Ju�, ju�! Odezwa� si� niski g�os m�ski. Jeszcze troch�, a nie b�dzie bola�o. By� to zaprzyja�niony z domem pa�stwa Dola�skich lekarz nadworny. Zbada� ch�opca, opatrzy�, a potem poda� uspokajaj�ce krople pani Felicji i autorytatywnie zawyrokowa�: - Droga Pani Dola�ska, przykro mi, ale ju� z o�lepionego ch�opca nic nie b�dzie i chyba nie b�dzie potrzeby mnie wi�cej wzywa�. Gregorij, kt�ry mnie tu sprowadzi�, gdyby zjawi� si� wcze�niej, mo�e by jeszcze by� czas na ratunek. A tak, za du�o przez oderwan� d�o� up�yn�o z ch�opca krwi. Gregorij s�ysza� to, waln�� si� ku�akiem w pier� i zacz�� krzycze�: - To moja wina, bo m�wi�em mu o strzelaniu na cze�� naszego kr�la, ale przysi�gam, bieg�em jak tylko mog�em po pana doktora. Wys�ano telegram do pana J�zefa, by wraca� natychmiast do domu na pogrzeb syna. Przed�wi�tecznego sprz�tania nie doko�czono. Nie obchodzono w domu pa�stwa Dola�skich �wi�t Zmartwychwstania Pa�skiego roku 1896. Czuwano na zmian� przy ��ku ch�opca, kt�ry wci�� j�cza� i nie przyjmowa� pokarm�w, a jedynie z trudem prze�yka� herbat� z zi�ek. �ycie ch�opca wci�� wisia�o na w�osku. W pogotowiu czeka�a przygotowana gromnica i po�miertne szatki. Pan J�zef, od powrotu na wezwanie telegraficzne, zaci�� si� w sobie i milcza�. Wszyscy oczekiwali wybuchu, a zw�aszcza pokoj�wka, kt�ra nie przypilnowa�a torby my�liwskiej. Milcza� i tylko co pewien czas zagl�da� do pokoju ch�opca. O nic si� nie modli�, bo nie chcia� wyzywa� losu. Ju� raz to zrobi�, kiedy w ubieg�ym roku Zosia, umi�owana jego c�reczka, zachorowa�a na szkarlatyn�. Z�o�y� wtedy przy o�tarzu wota i modli� si�, �eby �y�a, oboj�tnie, �lepa czy g�ucha, ale �eby �y�a. I zosta� wys�uchany do ko�ca, z nadmiarem, bo Zosia �yje, ale prawie zupe�nie g�ucha. Tak lubi�a �piewa� ludowe polskie piosenki i kozackie dumki, i skoczne rumu�skie. �piewa�a jak skowronek, a teraz czasem w takt jakiej� melodii porusza si�, nawet nie otwieraj�c ust. Obserwowa� nieraz to pan J�zef. Serce mu si� z �alu kraja�o. Nie wie wi�c, czy b�aga� niebiosa, by syn kataklizm ten prze�y�, czy lepiej dla niego, �eby umar�. �mier� jednak nie nadchodzi�a, cho� czu�o si� jej obecno�� w ca�ym domu. Azor wy� wci�� �a�o�nie, co mia�o by� niechybnym znakiem, �e lada chwila nast�pi rozstanie duszyczki z okaleczonym i wycie�czonym cia�em W�odzia. Poj�kiwa� coraz ciszej. Czasami co� niezrozumia�ego bredzi�. Zapada� w sen prawie letargiczny, w czasie kt�rego zwija� si�, kurczy� i podci�ga� r�k� do ust. Pani Felicja patrzy�a na m�ki ukochanego ch�opca. Cierpia�a bardzo, kl�ka�a przed ��eczkiem i modli�a si�, a mo�e tylko machinalnie porusza�a ustami. W g�owie mia�a zam�t. I w gardle j� �ciska�o, z �alu. Nie mog�a sobie darowa�, �e wyprosi�a ch�opca z domu do ogrodu. Gdyby tego nie zrobi�a, gdyby... W domu mia�aby go stale na oczach, w czasie tego nieszcz�snego przed�wi�tecznego sprz�tania. Wychud�a, zmizernia�a i nie wydawa�a �adnych dyspozycji s�u�bie. Nie interesowa�a si� pozosta�ymi dzie�mi. Ludwi� pop�akiwa�, bo brakowa�o mu troskliwo�ci mamy, a w og�le ogarnia� go strach. Nie m�g� zrozumie�, dlaczego w ca�ym domu panuje grobowa cisza. Wycie Azora doprowadza�o malca do histerycznego p�aczu. Pan J�zef musia� wychodzi� z domu do pracy. Nie mog�c czuwa� nad domem zatelegrafowa� do Jass po kuzynk� Ann�. Wyj�tkowo ciep�a wiosna sprawia�a, �e wszystko dooko�a gwa�townie budzi�o si� do �ycia. Zazieleni�y si� drzewa, kwit�y wczesne kwiaty. Nawet te, na kt�re nie by�o jeszcze pory. Ptactwo wi�o gniazda, uwija�o si�, �wiergota�o i �piewa�o r�norodnymi g�osami. Witalna si�a wiosny jakby o�ywi�a skulonego w ��eczku W�odzia. Zacz�a go budzi� z letargicznego snu. Zosia, do kt�rej trzeba by�o g�o�no m�wi�, w tym domowym p�szepcie niewiele wiedzia�a, co naprawd� dzieje si� z bratem. Pochyla�a si� nad W�odziem. Przyk�ada�a ucho niemal do ust chorego i cierpliwie czeka�a na jakie� s�owa. Ku zdumieniu wszystkich w�a�nie ona pierwsza us�ysza�a b�agalny g�os W�odzia: - Pi� - pi� - pi�! Ciocia Anna pog�aska�a Zosi� po g�owie i szybko przyrz�dzi�a bulion dla W�odzia. Po�kn�� raz i drugi, a potem odwr�ci� g�ow�, raz w lewo, raz w prawo, i zapyta�, czy to jeszcze noc. Nie otrzymawszy odpowiedzi, s�abym g�osem zapyta� jeszcze raz: - Czemu tak ciemno, czy to noc? Prosz� zapali� �wiece. Pani Felicja nie wytrzyma�a. Zamiast odpowiedzie�, rozpaczliwie za�ka�a. Ten szloch mamy, b�l d�oni i palc�w przypomnia�y W�odziowi, jak to mamunia rozgniewana kaza�a mu wyj�� z domu. Przypomnia� sobie jak przez mg��, �e si�gn�� do torby my�liwskiej tatki. I zn�w go ogarn�� l�k. Nas�uchiwa� ze skupion� uwag�, czy tato nie chodzi w gabinecie, bo ba� si� rozmowy z nim. Ale skoro taka ciemna noc, to na pewno jeszcze �pi... pomy�la�. I prawie p�acz�c szepn��: - Mamuniu, czemu nie pozwoli�a� mi si� przeprosi�? Zdawa�o mu si�, i by� tego pewien, �e gdyby wdrapa� si� na kolana mamy, wtedy w gabinecie tatki, i przeprosi� j� za ten napis nabazgrany na ksi��ce, to nie bola�aby go teraz r�ka, bo nie poszed�by do ogrodu i nie psoci� za grusz�. Nie mia� �wiadomo�ci, w jakim jest stanie. Czu� tylko b�l rozrywaj�cy palce i pieczenie w oczach, zw�aszcza w jednym. Sk�ra na twarzy jako� mu si� dziwnie skurczy�a i na szyi. Odczuwa� ucisk, jakby mu co� w ni� wrasta�o. Najgorsza jest ta ciemno��. Nic nie mo�na zobaczy�. �eby ju� pr�dzej by� �wit, jasny, s�oneczny dzie�. A tu wci�� noc i noc. Dziwi� si� tylko bardzo, �e ptaki �piewaj� w ogrodzie i �e Ludwi� biega po ganku, i �e ciocia Anna jest obecna i gniewa si�, �e d�ugo jakich� banda�y nie zmieniono, jakby wszyscy byli w tym domu ciemnymi prostakami. Chcia� zobaczy�, co go otacza. B�agalnie wyszepta�: - Prosz� zapali� �wiece, nie chc� tej ciemno�ci! Os�abiony t� pierwsz� rozmow�, od czasu wypadku, cho� posilony nieco bulionem, zn�w zasn��. Ale jego sen by� niespokojny, bo wci�� okaleczon� r�k� przykurcza� i cichutko poj�kiwa�. Pani Felicja, patrz�c na niego i s�uchaj�c, nabiera�a nadziei, �e syn prze�yje, nie umrze. Schowa�a przygotowane na �mier� szatki i gromnic�. Przez otwarte okno �wie�e powietrze wpada�o do pokoju. W�odzio g��boko nim oddycha�. Spa� coraz zdrowszym snem. Nie wolno by�o wchodzi�, by go nie budzi�. Zosia zagl�da�a przez otwarte okno i kiedy Tadzik jednego dnia wraca� ze szko�y, powiedzia�a zbyt g�o�no, bo sama nie s�ysz�c my�la�a, �e do brata nie docieraj� jej s�owa: - W�odzio b�dzie �y�, ale pozostanie kalek�, dlatego mamunia ci�gle p�acze. S�owa te pochwyci� W�odzio, kt�ry ju� od d�u�szej chwili nie spa� i cho� nie bardzo rozumia�, co znacz�, w gardle poczu� ucisk. "Mamunia p�acze", jak z�e echo brzmia�o mu w uszach. Dlaczego mia�em umrze�? I jaki kaleka? Usi�owa� wsta�, mimo �e by�a wci�� noc, ale przecie� Zosia i Tadeusz ju� nie �pi�. Lekko d�wign�� si� i z powrotem opad� wyczerpany na poduszk�. Pr�bowa� praw� r�k� dotkn�� twarzy, lecz nie m�g� ni� porusza� ani w d�, ani w g�r�. Wtedy uni�s� lew� i ucieszy� si�, �e nie jest taka bezw�adna i przykurczona. Zacz�� ni� obmacywa� twarz, g�ow�, by�a w co� owini�ta. Zastanawia� si�, w co i dlaczego? Potem odrzuci� ko�dr�. Zacz�� obmacywa� praw� r�k�. I ona by�a owini�ta w jakie� szmaty, ale co najgorsze nie znalaz� palc�w ani d�oni, kt�re pod tymi szmatami go tak bardzo bola�y. Zez�o�ci� si� i zacz�� szarpa� szmaty, a nie mog�c sobie poradzi�, z ca�� si�� lew� r�k� przyci�gn�� praw� a� do ust. I wtedy z�bami zacz�� szarpa�, rozrywa� banda�e. Bola�o i si�y go opuszcza�y. Po chwili zn�w wraca� do tej samej czynno�ci. Tak d�ugo targa� z�bami i palcami lewej d�oni, a� wreszcie �ci�gn�� przyschni�te do ran banda�e. Kiedy wymaca�, �e nie ma palc�w i ca�ej d�oni, na chwil� przesta�o mu bi� serce, zabrak�o tchu, jak tam pod grusz�, ale tylko na chwil�. Z tego przera�enia na ca�y g�os wrzasn�� tak g�o�no, jakby w og�le nie by� chory: - Nie chc�, nie chc�, boli, boli! - Nie chc�, nie chc�, boli, wypu��cie mi palce! Przez wszystkie dni, a raczej, jak mu si� zdawa�o, d�ug� noc, kiedy le�a� p�przytomny i cierpia�, nie wiedzia�, co mu jest i jak wygl�da. Po obmacaniu si� lew� r�k� "zobaczy�", jaki jest. Przerazi� si� swego obrazu. Dosta� g��bokiego szoku. Krzycza�, rzuca� si� i w k�ko wo�a�: - Nie chc�! Wypu��cie mi palce! Wypu��cie! Przypomnia� sobie, �e zgaszon� zapa�k� grzeba� we wsypanym do mo�dzierza prochu i nic wi�cej nie zrobi�. Za co ta kara? Za co mu zwi�zali palce? Czemu nie uciek�. Przypomina� sobie, �e Gregori mocno, twardym u�ciskiem d�oni, trzyma� go za �okie�, a o kruczych w�osach doktor Petrescu przecina� sk�r� na grzbiecie d�oni. Potem naci�ga� j� i wpycha� pod ni� wszystkie palce i d�o�. Nast�pnie zszy� i skr�powa�. Zdaje mu si�, �e patrzy� na to, i wie dobrze, bo by�o jasno, �e bola�o od �wiat�a. Chcia� wyrwa� r�k�, ale nie m�g�, nie mia� si�y. I tylko krzycza�: - Boli! Boli! Czemu mamunia na to wszystko pozwoli�a? Opad� na poduszk� ze stercz�cym kikutem i wci�� krzycza�: - Nie chc�! Nie chc� mie� schowanych palc�w, d�oni, wypu��cie, niech doktor odszyje, rozwi��e, bo bardzo bol�, puchn�! Min�o kilka tygodni, zanim W�odzio wyszed� z szoku, a wraz z nim pani Felicja. Widz�c syna tak okaleczonego i cierpi�cego, nie by�a w stanie podejmowa� jakichkolwiek obowi�zk�w domowych. Wszystkie jej funkcje przej�a kuzynka Anna Tokarska. Ona z panem J�zefem naradza�a si�, co pocz�� dalej, jak leczy� ch�opca. Po zdj�ciu banda�y stwierdzi�a z rozpacz�, �e niew�a�ciwie opatrzone rany i nieregularnie zmieniane banda�e doprowadzi�y do wyro�ni�cia w obumieraj�cych ranach tzw. wilczego mi�sa. Nieestetycznie wygl�da�o czo�o, powieki, a zw�aszcza r�ka. Ch�opiec z b�lu j� kurczy� i nie rusza�, wi�c zesztywnia�a w �okciu i przegubie. By�a podwini�ta i wygl�da�a jak pokrzywiony konar. Prawe oko by�o zupe�nie wypalone, lewe ca�e, ale pokryte bliznami, przez kt�re przebija�o �wiat�o. Budzi�o to nadziej� na odzyskanie wzroku. Medytowano, gdzie i do jakiego szpitala odda� ch�opca na dalsze leczenie. W�odzio s�uchaj�c tych rozwa�a� odczuwa� l�k, niepok�j, bo zdawa�o mu si�, �e nie trzeba �adnego szpitala. Wystarczy, �e przeprosi mamuni� i wszystko b�dzie dobrze, jak to ju� nieraz bywa�o. Nie le�a� ju� w ��ku, ale i nie wychodzi� do ogrodu, lecz przesiadywa� najcz�ciej w saloniku na otomanie. Kt�rego� dnia pos�ysza�, jak mamunia usiad�a obok niego. Wykorzysta� to i dawnym zwyczajem wgramoli� si� na jej kolana, by j� przeprosi� za wszystko: za tego Pana Tadeusza, za grzebanie w torbie my�liwskiej tatki, za zabranie z kuchni zapa�ek. Opar� g�ow� o pier�, tuli� si� i chcia� jak dawniej u�ciska� szyj� praw� r�k�, g�aska� ni� w�osy i zawija� je na palce. Kiedy tak siedzia�, tuli� si� i bezradnie szuka� nieistniej�cymi palcami maminych w�os�w, pani Felicja zamiast poca�owa� go w czo�o jak zwykle na znak, �e przebacza, najpierw siedzia�a sztywno, nieruchomo, a potem od szlochu drgn�a i na czo�o ch�opca zacz�y spada� �zy. W�odzio gor�co wierzy�, �e w czasie tej pieszczoty b�dzie mu dobrze, lekko na serduszku i gdy mamunia przebaczy, to z oczu opadnie ta czarna, m�cz�ca zas�ona. Tymczasem mamunia p�aka�a i by�o nadal �le, smutno i ciemno. Zeskoczy� z kolan, my�l�c, �e niemi�e s� mamie te jego pieszczoty. Schowa� skwapliwie kikut za siebie i szuka� miejsca, gdzie m�g�by si� ukry�, nie tylko przed ni�, ale przed oczami wszystkich. Od tego dnia kry� si� po k�tach, w zag��wkach ��ka, mi�dzy szafami. Zaczyna� odczuwa� jak�� swoj� inno�� czy napi�tnowanie jak z�oczy�ca. Zdecydowany by� zrobi� wszystko, by naprawi� z�o, �eby by�o zn�w jak dawniej. M�czy�o go bardzo to, �e nie mo�e zobaczy�, co dzieje si� dooko�a. Nie mo�e szybko biega�, bo gdy tylko przy�pieszy kroku, zaraz o co� si� uderzy, co� przewr�ci i, najgorzej, straci orientacj�, w kt�rym miejscu si� znajduje. Dawniej, kiedy si� bawili w ciuciubabk�, i gdy z zawi�zanymi oczyma nie widzia�, w kt�rym miejscu jest i gdzie i��, �mia� si�. A teraz zrobi�o si� to takie straszne. Gdy wychodzi� na ganek, mija�y go r�ne osoby, s�ysza� ich kroki, ale rzadko kto� do niego weso�o zagadn��. A ju� nikt si� nie �mia� i nie pr�bowa� z nim �artowa�. Najwy�ej westchn��, poci�gn�� nosem. Wi�c W�odzio my�la�, �e p�acz� nad nim. By� gotowy zrobi� wszystko, co mu ka��, byle si� co� naprawi�o. Kiedy wi�c mamunia smutnym g�osem oznajmi�a mu, �e zawioz� go do szpitala, zgodzi� si� bez najmniejszego protestu. W szpitalu cierpliwie, prawdziwie po m�sku, znosi� wszystkie zabiegi: wypalanie lapisem wilczego mi�sa przy oczach, powiekach, szyi, a zw�aszcza na d�oni. My�la�, �e te piek�ce zabiegi uwolni� palce i d�o� spod tej zniekszta�conej chropowatej sk�ry. Poddawa� si� cierpliwie masa�om ca�ej r�ki i �wiczy� ni�, by zn�w wr�ci�a do sprawno�ci i nabra�a j�drnego cia�a. Po d�u�szych badaniach konsylium okulist�w stwierdzi�o, �e lewe oko jest do uratowania. Zwr�cono si� wi�c do rodzic�w o wyra�enie zgody na operacj� i wp�acenie z g�ry honorarium. W�odzio prze�ywa� g��boko pozostawienie w szpitalu, lecz z ca�� powag� zgadza� si� na wszystko, co kazali robi� rodzice i lekarze. Podniecenie by�o ogromne w dniu rozpocz�cia operacji. Oboje pa�stwo Dola�scy z niecierpliwo�ci� przechadzali si� wok� szpitala, a na znak dany przez piel�gniark�, weszli do wewn�trz. Kiedy przekraczali pr�g gabinetu okulisty Costina Liviu, pani Felicji ugina�y si� nogi w kolanach. - Moi pa�stwo - powiedzia� zm�czony operacj� doktor - moim zdaniem ch�opiec b�dzie widzia�. Musicie mu pa�stwo nakaza�, by le�a� spokojnie, by zn�w sam nie zepsu� czego� przez swoj� nierozwag�. Pani Felicja chwyci�a lekarza za r�k� i niechybnie, jak prosta ch�opka, uca�owa�aby j� za tak� upragnion� informacj�, gdyby jej w tym nie przeszkodzi�. Do pokoju chorego wej�� jeszcze nie by�o wolno i pa�stwo Dola�scy nawet popatrze� nie mogli na syna. W domu pani Felicja, my�l�c o nim, wyj�a z albumu zdj�cie W�odeczka sfotografowanego, kiedy mia� sze�� lat, ubranego w sukieneczk� jak dziewczynka, z d�ugimi w�oskami, mile u�miechni�tego i patrz�cego przed siebie szeroko otwartymi oczyma. Po�o�y�a fotografi� jak �wi�ty obrazek na pulpicie obok krzy�a, i ukl�k�a do �arliwej modlitwy. W�odzio powoli budzi� si� z u�pienia, nie bardzo mog�c sobie przypomnie�, gdzie jest i co znowu z nim zrobiono. W czasie usypiania przed operacj� ponownie zdawa�o mu si�, jak tam, pod grusz�, �e le�y na jakim� kopczyku i �e go kr�puj�, a on nie chce i boi si�, by go nie rozdeptano. Chce by� silny, m�ski i nie j�czy, nie krzyczy, pragnie przemieni� si� w wysok� g�r�. Budzi si� i zasypia, odczuwa md�o�ci i silne pragnienie. Kto� mu tylko watk� zwil�a usta, a on pragn��by wypi� ca�� fili�ank�. �ni mu si�, �e idzie pod g�r�, do �r�de�ka, pochyla si� nad nim i ju�, ju� ma si� napi�, gdy kto� odpycha go si�� i k�adzie na plecy. Zn�w wo�a, �e nie chce by� rozdeptany ani skr�powany, �e chce by� g�r�. Piel�gniarka wyrywaj�cego si� z ��ka trzyma, przyciska do poduszki, ostrym tonem nakazuje: - Le� spokojnie, matka kaza�a, �eby� by� pos�uszny! - Mama, moja s�odka mamunia, czemu jej tu nie ma, da�aby si� czego� napi�. Chce zn�w si� unie�� i i�� gdzie� pod g�r�, do �r�de�ka, lecz silne r�ce piel�gniarki przytrzymuj� go: - Pami�taj! Masz by� grzeczny, nie ruszaj g�ow�, bo to mo�e zaszkodzi� operowanemu oku! S�ucha tego g�osu i przypomina sobie pro�by mamuni, a zw�aszcza nakazy ojca: masz by� m�ny i powstrzymywa� si� od wszelkich psot. Jest m�ny, wytrzymuje pragnienie, b�l w oku i niewygodne le�enie na wznak. Wytrzymuje, cho� czas mu si� d�u�y i wlecze jak leniwe wo�y id�ce pod g�r�. Kto� na s�siednich ��kach rozmawia, jakby jacy� ch�opcy, ale ich s�owa w uszach mu si� zacieraj�, gubi� i mieszaj� z my�lami o mamie i o tej g�rze jakiej�, na kt�rej by� przy �r�de�ku. Zasypia, budzi si� i jakby poczu� znajomy zapach perfum, wci�ga powietrze i krzywi od p�aczu usta, bo jednocze�nie ostry zapach lekarstw wdziera mu si� w nozdrza. J�kn�� z �alu, nie wie, co mamunia m�wi�a, tak by� uradowany jej przybyciem. Po tygodniu, w czasie opatrunku, lekarz skonstatowa�, �e oko po operacji dobrze si� goi i ch�opak z ca�� pewno�ci� b�dzie dosy� du�o widzia�. W�odziowi nie wolno by�o wstawa�, chodzi�, le�e� na boku, zbyt ostro unosi� si� na ��ku, kr�ci� g�ow�. Dzielnie, bardzo dzielnie W�odzio znosi� wszystkie zakazy. Gor�czka ca�kowicie ust�pi�a, nie majaczy�, nie bredzi� ani na jawie, ani we �nie, cho� czasami miewa� powtarzaj�cy si� sen, �e przemienia si� w wysok� g�r�. Nie przyznawa� si� mamie do tych sn�w, by nie martwi� jej swym niedorzecznym gadaniem. Po zdj�ciu banda�y le�a� w przyciemnionym pokoju, �eby nie dra�ni� �wie�o zoperowanego oka. Widzia�! Cho� niezupe�nie czysto i jasno, ale widzia�. Radowa� si� bardzo i ca�a rodzina, a zw�aszcza mamunia. Tadzio obiecywa�, �e zn�w pozwoli mu odrysowywa� mapy. By�o to ulubione zaj�cie W�odzia. Tadeusz wykonywa� w�asnor�cznie wiele map historycznych, a tak�e geograficznych. W�odzio lubi� przyk�ada� do nich przejrzysty papier pergaminowy i mechanicznie odrysowywa�. Niewiele z nich rozumia�, ale lubi� przez t� zabaw� popisywa� si� zr�czno�ci� i dok�adno�ci�. Widzia� jeszcze s�abo, ale widzia�. Tylko nie ma prawej d�oni, wi�c jak b�dzie rysowa�? Czy nauczy si� t� jedn�? A mo�e doktor naprawi t� praw�? Ogl�da j� i cho� niewyra�nie widzi, dostrzega zamiast palc�w jakby ku�ak, jakby guz pokryty czerwon� sk�r�, pod kt�r� czuje ruszaj�ce si� palce. Niech doktor przetnie t� sk�r� i wypu�ci palce, powiedzia� do mamy, niech tak samo zrobi jak z okiem. Nie widzia�em, bo by�o ciemno, czarno, ale jak doktor zdj�� z oka to czarne, to teraz widz�. Niech te� zdejmie t� brzydk� sk�r�. Pani Felicja s�ucha�a i cierpia�a. Nie wiedzia�a, jak wyt�umaczy� synowi, nie wiedzia�a, bo wci�� sama nie mog�a pogodzi� si� z tym, �e syn jej b�dzie kalek�. Wyr�cza� j� z odpowiedzenia na k�opotliwe pytanie okulista doktor Costin Liviu, kt�ry si� z ch�opcem zaprzyja�ni�. Polubi� ma�ego pacjenta o bujnej wyobra�ni i ch�tnie odpowiada� na jego dociekliwe pytania. Rozmowami uwolni� ch�opca od obsesyjnych, niedorzecznych marze�. Zach�ca�, by gimnastykowa� praw� r�k� tak, by si� przykurczony przegub wyprostowa�, a wtedy i t� bez palc�w r�k� b�dzie m�g� wiele sobie pom�c. - Najpierw pami�taj o oku. Uwa�aj, nie szarp si�, a mo�e ju� pojutrze wyjdziesz na spacer. Czeka� na t� chwil� i zapowiedzia� rodzicom, �e b�dzie oczekiwa� na nich na �awce w ogrodzie przy szpitalu. Nie le�a� ju� w przyciemnionym pokoju. Coraz wyra�niej rozpoznawa� koleg�w ze wsp�lnej sali. Lubi� ma�ego malca Camila, takiego jak braciszek Ludwi�, le��cego grzecznie z przewi�zanym okiem. Wdawa� si� w rozmowy z r�wie�nikiem, na s�siednim ��ku, Tudorem. Nie by� zdyscyplinowany jak W�odek, co chwila wstawa�, wybiega� na korytarz, zagl�da� do szafek, wy�udza� od W�odzia, co si� da�o, a gdy nie m�g� wy�udzi�, chwyta� go za okaleczon� d�o� i prze�miewa�. W�odzio wtedy wyrywa� r�k� i chowa� pod ko�dr�. Nawet chcia� ju� pana doktora poprosi�, �eby go przeni�s� dalej od tego z�o�liwego ch�opaka. Odwraca� si� na prawy bok od dokuczliwego s�siada i z upodobaniem patrzy� w okno. Coraz wi�cej dostrzega�, wi�c sprawia�o mu przyjemno�� patrzenie na drzewa, ko�ysz�ce si� konary, zielone li�cie. Dziwi� si�, �e tak du�o jest zieleni, bo wtedy, w kwietniu, kiedy na ��danie mamuni musia� wyj�� z domu do ogrodu, jeszcze nie by�o takich du�ych li�ci i tyle ro�linno�ci wsz�dzie. Patrzy� z zachwytem i w duchu my�la�, jak b�dzie pi�knie, kiedy z daleka zobaczy nadchodz�cych rodzic�w i kiedy b�dzie siedzia� na �awce i czeka� na ich przyj�cie. Jak to b�dzie mi�o ujrze� u�miech mamuni i kiwanie r�k� tatki. By� ca�kowicie pogr��ony w tych my�lach, gdy nagle Tudor, uciekaj�cy z korytarza na sal� przed dy�urnym lekarzem, po�lizgn�� si� i z rozp�du wpad� na W�odzia, uderzaj�c go z ca�ej si�y �okciem w operowane oko. W tej sekundzie rozleg� si� przera�liwy, dziki, pe�en bole�ci krzyk W�odzia. Pani Felicja nie wiadomo dlaczego odczuwa�a ogromny niepok�j, nie mog�a znale�� miejsca w domu. Machinalnie ubra�a si� i nie czekaj�c na m�a, i nikomu nie m�wi�c, dok�d si� wybiera, wysz�a z domu i niemal jak lunatyczka sz�a w kierunku szpitala. T�umaczy�a sobie, �e przecie� wszystko jest na dobrej drodze, jednak co� j� niepokoi�o i nie dawa�o spokoju. Wesz�a do szpitala ca�a w podnieceniu i gdy kierowa�a si� do sali, gdzie le�a� W�odzio, przechodz�cy doktor Costin Liviu poprosi� j� do gabinetu. Nie wiedzia�, jak zacz��, pl�ta� si�, kr��y�, wreszcie wydusi�: - Syn szanownej pani teraz g��boko �pi. Po chwili szczeg�owo opowiedzia� o ca�ym zdarzeniu. - Mimo �e natychmiast wzi�li�my pani syna na sal� operacyjn�, niestety, okaza�o si�, �e �aden zabieg nie przywr�ci ch�opcu wzroku. Rozdzia� Iii Mira�e, ukazuj�ce na pustyni oaz�, budz� u w�druj�cych w karawanie, spragnionych cho�by kropli wody, cho�by smugi och�adzaj�cego cienia, nadziej� na dotarcie do �r�d�a, do rosn�cych palm. Cho� broni� si� przed z�udnym obrazem, kt�ry mo�e zaprowadzi� ich na b��dn� drog�, to jednak ten mira�owy widok podrywa ich, mobilizuje si�y do dalszej w�dr�wki, do szukania oazy realnej. Jednak kiedy szaleje piaszczysta na pustyni burza, wida� tylko ��te tumany, zasypuj�ce wszelkie drogi nadziei, w�wczas w�drowcy, bezsilni, bez woli dzia�ania i obrony, czekaj� na czarny kres swej w�dr�wki, na przysypanie piaskiem ca�ej karawany. Dom pa�stwa Dola�skich, o dwustronnym spadzistym dachu, z pi�knym gankiem i sieni�, na wz�r polskich szlacheckich dwork�w, z okalaj�cym, dobrze utrzymanym ogrodem, wci�� pe�en �ycia i budz�cy zainteresowanie bukareszta�czyk�w, sta� od d�u�szego czasu cichy, jakby wymar�y. Podobny by� do karawany przysypywanej piaskiem, kt�ra biernie, bez �adnej nadziei, poddaje si� szalej�cej piaskowej burzy. Przywiezienie ju� zupe�nie o�lepionego W�odka ze szpitala nie tylko zabra�o nadziej�, przekre�li�o t� kr�tkotrwa�� rado��, ale te� wywo�a�o jaki� zabobonny strach przed wisz�cym nad domem fatum. Oczekiwano kolejnej katastrofy, nieszcz�cia. Pani Felicja chorowa�a i pan J�zef obawia� si�, �e dotknie go nowy cios. Nie umia� skupi� si� nad prac�, zaniedba� dokszta�canie Tadeusza w duchu polskiego patriotyzmu. Ma�o rozmawia� z Zosi�, ze swoim najukocha�szym dzieckiem. Dawniej w wolnych chwilach lubi� rze�bi�. Teraz zupe�nie zaniecha� swoj� pasj�. Nie zachodzi� nawet do sutereny, gdzie mie�ci� si� jego warsztat. W�odzio, po prze�ytym nowym szoku, spowa�nia�. Odesz�y mu ch�tki na dociekliwe pytania, a zw�aszcza na jakiekolwiek pieszczoty z mam�. Jej niedyspozycje przypisywa� wy��cznie sobie. Ile razy pos�ysza� jej kroki w pobli�u, chowa� za siebie praw� r�k�. Mia� w �ywej pami�ci t� chwil�, kiedy siedzia� na jej kolanach, chc�c przeprosi� za wszystko, i gdy j� obj��, t� bez palc�w r�k�, za szyj�, ona, ca�a zesztywnia�a, nie poddaj�c si� pieszczocie roni�a tylko �zy na jego czo�o. Wtedy wci�� mu si� zdawa�o, �e ma palce i tylko porusza� nimi nie mo�e, bo s� czym� unieruchomione, skr�powane. Przebaczenie mamuni - my�la� - dokona cudu. Teraz ju� wie, �e na nic te marzenia. Widzia�, przez par� dni, widzia� t� swoj� okaleczon� r�k�, zniekszta�con�, pokryt� sk�r� o brzydkim kolorze. Zrozumia�, �e dotykanie ni� nie mo�e by� mi�e. Chowa� wi�c wci�� za siebie to rami�, gdy tylko pos�ysza� w pobli�u czyje� kroki. Trudno jest mu bardzo. Zwyk� by� zawsze wyci�ga� obie r�ce i obydwiema chwyta� zabawki. Obydwiema bawi� si� z siostr�, z bra�mi czy Azorem. Ci��y mu te� bardzo to, �e jak niemowlakowi pomagaj� przy jedzeniu i ubieraniu. P�aka� mu si� chce, kiedy wychodzi do ogrodu. W�wczas kto� podbiega, �apie go za rami� i prowadzi. A chcia�by sam! Sam, ale kilka razy ju� uderzy� czo�em o otwarte drzwi czy w s�upek. Od tego czasu pilnuj� go jak p�kni�tego dzbana, �eby si� ca�kiem nie rozlecia�. Trudno, bardzo trudno pogodzi� mu si� z takim stanem. Nawet nie ma przed kim si� wy�ali�. Nie chce zasmuca� te� mamuni, kt�ra by�a zawsze weso�a i pogodna. Ta ponura atmosfera w domu - �adnej zabawy i dokazywania - m�czy�a Ludwisia. Nie rozumia�, dlaczego W�odzio tak si� dziwnie porusza, dlaczego si� nie �mieje, nie biega, nie goni go. Sam go wi�c zaczepia�, ci�gn�� za r�k�, pokazywa� znalezione kamyczki, szkie�ka, domaga� si�, by go bra� na barana, by mu wystruga� kijaszek lub co� narysowa�. Z pocz�tku pro�by dra�ni�y W�odzia, ale stopniowo przyjmowa� gr� braciszka, przyzwyczaja� si� do udawania, �e wszystko jest w porz�dku. ��dania Ludwisia, nie rozumiej�cego w swej dziecinnej g��wce, �e brat nie widzi, wyzwala�y we W�odziu inicjatyw�, pobudza�y do my�lenia, kombinowania, manipulowania jedn� r�k�. Coraz cz�ciej zajmowa� si� Ludwisiem. Niemal zmusza� go do wsp�lnej zabawy. Wychodzi� do ogrodu, wypytywa� go, co widzi. I w ten spos�b stopniowo przywyka� do poruszania si� w obr�bie domu. Pyta� braciszka ot tak, dla zabawy, co ha�asuje, co stuka, co d�wi�czy. W ten spos�b uczy� si� s�uchem rozpoznawa� d�wi�ki, pochodz�ce od przedmiot�w, i kroki najbli�szych. Ch�tnie bra� do r�ki przedmioty, przynoszone przez Ludwisia. Obmacywa�, stara� si� sobie przypomnie�, jak wygl�da�y. Bardzo dok�adnie obmacywa� wyrze�bione przez ojca nogi sto�u i je