8609

Szczegóły
Tytuł 8609
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8609 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8609 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8609 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Patrick O'Brian Kapitan T�umaczy� Bernard St�pie� Tytu� orygina�u Past Captain Copyright � by Patrick 0'Brian, 1972 Kochanej Mary ROZDZIA� PIERWSZY Strugi deszczu z sun�cych na wsch�d w poprzek kana�u La Manche chmur przerzedzi�y si� nieco o �wicie, pozwalaj�c dostrzec, �e �cigana jednostka zmieni�a kurs. Fregata �Charwell", p�yn�ca w pogoni przez wi�ksz� cz�� nocy, pomimo mocno poro�ni�tego dna rozwija�a pr�dko�� oko�o siedmiu w�z��w i odleg�o�� dziel�ca oba �aglowce wynosi�a obecnie niewiele ponad p�torej mili. Doganiany okr�t powoli obraca� si� ku linii wiatru i na pok�adzie �Charwell" zapanowa�a jeszcze g��bsza ni� dot�d cisza, gdy� oczom zgromadzonych na stanowiskach ludzi ukaza�a si� burta z dwoma d�ugimi rz�dami furt dzia�owych. Dopiero teraz, po raz pierwszy od chwili, gdy obserwator na maszcie zameldowa� o �aglach na horyzoncie, mieli okazj� przyjrze� si� dok�adnie nie znanej jednostce. Niemal cudem dostrze�ono j� w�wczas w g�stniej�cym mroku, o jeden rumb na lewo od kursu. Zmierza�a na p�nocny zach�d i wi�kszo�� cz�onk�w za�ogi �Charwell" uzna�a, i� musi to by� statek z jakiego� rozbitego francuskiego konwoju lub usi�uj�cy przerwa� blokad� Amerykanin, zamierzaj�cy przedrze� si� do Brestu pod os�on� bezksi�ycowej nocy. W dwie minuty po dostrze�eniu potencjalnej zdobyczy na fregacie postawiono dodatkowo bramsle na foku i grotmaszcie. Nie by�a to imponuj�ca powierzchnia p��cien, lecz przecie� okr�t mia� ju� za sob� d�ug� i m�cz�c� podr� z Indii Zachodnich: dziewi�� tygodni z dala od l�du, sztormy w okresie r�wnonocy, kt�re do granic wytrzyma�o�ci targa�y nadwer�ony takielunek, do tego jeszcze trzy dni sztormowania w najgorszym punkcie Zatoki Biskajskiej. Nic wi�c dziwnego, �e kapitan Griffiths oszcz�dza� troch� swoj� jednostk�. Mimo i� na masztach nie rozpi�to piramidy �agli, fregata ju� po kilku godzinach znalaz�a si� za ruf� �ciganego okr�tu, a gdy zabrzmia�y cztery szklanki porannej wachty, na pok�adzie �Charwell" og�oszono alarm bojowy. Na d�wi�k b�bna hamaki w b�yskawicznym tempie pow�drowa�y do siatek, tworz�c ochronne nadburcia, odtoczono dzia�a. Rozespani i wyrwani z ciep�ych pos�a� odpoczywaj�cy marynarze stan�li przy armatach w strugach lodowatego deszczu � trwali tak ju� ponad godzin�, co wystarczy�o, by przemarzli do szpiku ko�ci. W grobowej ciszy, jaka teraz zapad�a, da� si� s�ysze� g�os kogo� z obs�ugi dzia� na �r�dokr�ciu. Jaki� marynarz wyja�nia� sytuacj� swemu towarzyszowi, stoj�cemu obok ma�emu cz�owieczkowi z szeroko otwartymi oczami. � To francuski dwupok�adowiec, bracie. Siedemdziesi�t cztery lub osiemdziesi�t dzia�. Wpakowali�my si�, bracie, w niez�� kaba��. � Ciszej tam, do diab�a! � zawo�a� kapitan Griffiths. � Panie Quarles, prosz� zapisa� nazwisko tego m�drali. I wtedy morze zn�w znik�o, przes�oni�te strugami ulewnego deszczu. Teraz ju� jednak wszyscy na zat�oczonym pok�adzie ruf�wki wiedzieli, co kryje si� za t� szar�, g�st� kurtyn� � francuski okr�t liniowy z dwoma rz�dami otwartych szeroko furt dzia�owych. Zauwa�ono te� delikatn� zmian� ustawienia jednej rei, oznaczaj�c�, i� liniowiec zamierza wystawi� na wiatr fok�agiel, stan�� w dryfie i zaczeka� na fregat�. Uzbrojenie �Charwell" stanowi�y trzydzie�ci dwie dwunastofuntowe armaty. Gdyby uda�o si� zbli�y� do przeciwnika na tyle, by opr�cz dalekosi�nych dzia� mog�y zosta� r�wnie� u�yte kr�tkolufowe karonady, umieszczone na forkasztelu i na rufie, ��czna waga metalu wyrzucanego przy pe�nej salwie burtowej wynios�aby dwie�cie trzydzie�ci osiem funt�w. Francuski okr�t liniowy by� tymczasem w stanie wystrzeli� pociski o ��cznej wadze dziewi�ciuset sze��dziesi�ciu funt�w. Dysproporcja si� by�a w tej sytuacji bardziej ni� oczywista i ewentualna ucieczka z wiatrem nie przynios�aby tutaj nikomu wstydu, gdyby nie fakt, �e gdzie� z ty�u, za szar� zas�on�, znajdowa�o si� wsparcie � pot�na, uzbrojona w trzydzie�ci osiem osiemnastofuntowych dzia� fregata �Dee". W czasie ostatniego sztormu straci�a co prawda steng� grotmasztu i porusza�a si� teraz nieco wolniej, lecz oba okr�ty pozostawa�y wcze�niej w zasi�gu wzroku, i z pok�adu �Dee" odpowiedziano na sygna� kapitana Griffithsa o podj�ciu po�cigu. Dow�dca �Charwell" by� przecie� w tym zespole najstarszym kapitanem. Okr�t liniowy nadal niestety mia�by znaczn� przewag� ognia nad dwiema fregatami, lecz bez w�tpienia m�g�by zosta� pokonany. Na pewno spr�bowa�by ostrzeliwa� salwami burtowymi jedn� z fregat, dotkliwie j� przy tym kalecz�c, lecz w tym samym czasie druga jednostka mog�aby zaj�� pozycj� przed dziobem lub za ruf� liniowca, by niemal bezkarnie razi� go morderczym ogniem wzd�u� pok�ad�w. Co� takiego by�oby mo�liwe, a podobne przypadki ju� si� wcze�niej zdarza�y. Na przyk�ad w 1797 roku �Indefatigable" i �Amazon" zniszczy�y francuski okr�t uzbrojony w siedemdziesi�t cztery dzia�a. �Indefatigable" i �Amazon" dysponowa�y jednak wtedy razem osiemdziesi�cioma dalekosi�nymi armatami, a �Droits de l'Homme" nie m�g� otworzy� furt na najni�szym pok�adzie � morze by�o zbyt wzburzone. Dzisiaj fala jest niezbyt wysoka i aby stawi� czo�o napotkanemu okr�towi, brytyjska fregata musia�aby odci�� mu drog� do Brestu i walczy� � kto wie, jak d�ugo? � Panie... Panie Howell... Prosz� wej�� z lunet� na maszt i sprawdzi�, czy uda si� panu dostrzec gdzie� �Dee" � poleci� kapitan Griffiths. Nim sko�czy� m�wi�, d�ugonogi podchor��y by� ju� w po�owie drogi na top stermasztu i g�o�ne: �Tak jest, sir!" dolecia�o na pok�ad z wysoka, wraz ze strugami zacinaj�cego deszczu. Nadszed� szczeg�lnie gwa�towny szkwa� i przez moment zgromadzeni na rufie ludzie z trudem dostrzegali przez szar� ulew� s�abe zarysy forkasztelu. Ze szpigat�w p�yn�y rw�ce strumienie wody. Nagle deszcz ucich�, �wiat poja�nia� niespodziewanie i z masztu rozleg�o si� wo�anie: � Na pok�adzie! Sir, widz� ich na zawietrznym trawersie. Naprawili prowizorycznie... � Zamelduje pan o tym na dole � odpowiedzia� kapitan dono�nym, bezbarwnym g�osem. � Niech zg�osi si� do mnie pan Barr. Trzeci porucznik biegiem ruszy� ze swego stanowiska na ruf�. Gdy wbiega� na g�r�, wiatr poderwa� po�� jego przemoczonego p�aszcza i oficer konwulsyjnym gestem przycisn�� ociekaj�cy wod� materia�, si�gaj�c r�wnocze�nie drug� r�k� do kapelusza. � Prosz� zdj�� ten kapelusz! � zawo�a� kapitan Griffiths, a jego twarz nagle poczerwienia�a. � Prosz� go natychmiast zdj��. Wszyscy panowie zaznajomili si� z rozkazem wydanym przez lorda St Vincenta i wiedz�, w jaki spos�b nale�y prawid�owo oddawa� honory... � Dow�dca okr�tu urwa� nagle i odezwa� si� ponownie dopiero po kr�tkiej chwili. � Kiedy zmienia si� p�yw? � Prosz� o wybaczenie, sir � powiedzia� ostro�nie Barr. � Dziesi�� minut po �smej. Ju� nied�ugo sko�czy si� przesilenie p�ywu. Kapitan chrz�kn�� i zwr�ci� si� w stron� podchor��ego. � Panie Howell? � Na �Dee" naprawili prowizorycznie steng� grotmasztu, sir � po�piesznie zameldowa� m�ody cz�owiek. Sta� z odkryt� g�ow�, wysoki, o wiele wy�szy od swego prze�o�onego. � W�a�nie zmienili kurs. P�yn� teraz ostro na wiatr. Dow�dca skierowa� sw� lunet� w stron� �Dee". Bramsle drugiej fregaty by�y teraz wyra�nie widoczne nad postrz�pionym horyzontem. Chwilami pojawia�y si� te� marsle, gdy oba okr�ty p�yn�y r�wnocze�nie w g�r� na fali. Kapitan starannie wytar� ociekaj�cy wod� obiektyw, jeszcze raz spojrza� na �Dee", potem obr�ci� si�, by popatrze� na Francuza. Z�o�y� w ko�cu teleskop i wpatrywa� si� teraz w odleg�� fregat�. Sta� samotny, oparty o reling, na kapita�skim pok�adzie na prawej burcie ruf�wki. Zgromadzeni po przeciwnej stronie oficerowie spogl�dali zamy�leni to na Francuza, to na �Dee", to na plecy dow�dcy. Sytuacja wci�� by�a niepewna. Wszystko na razie nale�a�o rozpatrywa� jako szereg ewentualno�ci. Jakakolwiek jednak decyzja podj�ta teraz w spos�b jednoznaczny wp�ynie na dalszy przebieg wydarze�. Z t� chwil� wypadki zaczn� nast�powa� jeden po drugim, z pocz�tku powoli, p�niej coraz szybciej, a ewentualne ich skutki nigdy ju� nie b�d� mog�y zosta� cofni�te. Nale�a�o jednak tak post�pi�, i to szybko, gdy� przy obecnej pr�dko�ci i kursie, �Charwell" w ci�gu dziesi�ciu minut znajdzie si� w zasi�gu dzia� dwupok�adowca. Wci�� jednak pozostawa�o zbyt wiele mo�liwych do uwzgl�dnienia czynnik�w... Druga fregata, �Dee", nie �eglowa�a najlepiej na wiatr. Powstrzyma j� tak�e na pewno zmieniaj�cy si� p�yw � pr�d pop�ynie prostopadle do jej kursu i kto wie, czy nie oka�e si� konieczny dodatkowy hals. P� godziny mog�o wystarczy�, by trzydziestosze�ciofuntowe dzia�a Francuza wypru�y z �Charwell" wn�trzno�ci i pozbawi�y j� maszt�w. Potem pozostawa�o tylko odprowadzi� zdobyt� fregat� do Brestu. Wiatr wia� akurat w tamtym kierunku. Dlaczego nie wida� �adnego z okr�t�w blokady? To niemo�liwe, by wszystkie zosta�y zepchni�te ze swoich pozycji. Nie wia�o przecie� a� tak mocno. Wszystko to by�o bardzo dziwne. Wszystko, zaczynaj�c od dziwnego zachowania francuskiego liniowca. Odg�os dzia� powinien przyci�gn�� tutaj okr�ty blokuj�cej eskadry... Mo�e uda si� gra� na zw�ok�... Kapitan Griffiths czu� na sobie spojrzenia wielu par oczu i ta �wiadomo�� nape�nia�a go w�ciek�o�ci�. Obserwowa�o go wyj�tkowo du�o ludzi, gdy� na pok�adzie znajdowa�o si� kilku oficer�w i cywil�w, kt�rzy zaokr�towali jako pasa�erowie � cz�� w Gibraltarze, pozostali za� w Port of Spain. Byli w�r�d nich: otrzaskany z ogniem w wielu bitwach genera� Paget, bardzo wp�ywowy cz�owiek, oraz kapitan Aubrey. Tak. Szcz�ciarz Aubrey, kt�ry nie tak dawno z powodzeniem zaatakowa� uzbrojonym w czterna�cie dzia� brygiem �Sophie" hiszpa�sk� fregat� �Cacafuego", zaopatrzon� w trzydzie�ci sze�� armat. Kilka miesi�cy temu o niczym innym nie rozmawiano we flocie i ewentualna decyzja stawa�a si� w tej sytuacji jeszcze trudniejsza. Kapitan Jack Aubrey sta� przy ostatniej od rufy karonadzie na lewej burcie, a jego twarz nie zdradza�a jakichkolwiek emocji. Dzi�ki swemu wysokiemu wzrostowi, z miejsca, w kt�rym si� znajdowa�, mia� doskona�y obraz ca�ej sytuacji i widzia� oba szybko przesuwaj�ce si� okr�ty, kt�re razem z �Charwell" wyznacza�y wierzcho�ki gigantycznego tr�jk�ta. Tu� obok Jacka znajdowa�y si� dwie nieco ni�sze postacie: doktor Maturin, by�y lekarz okr�towy na brygu �Sophie" oraz jaki� m�czyzna w czarnym ubraniu, w czarnym kapeluszu i d�ugim czarnym p�aszczu. Na w�skim czole tego cz�owieka bez wahania mo�na by�o napisa� s�owa: �agent wywiadu" lub kr�cej: �szpieg" � z powodu braku miejsca. Obaj panowie rozmawiali w dziwnym j�zyku, kt�ry kilku s�uchaczom wydawa� si� �acin�. Dyskutowali z wyra�nym o�ywieniem i Aubrey pochyli� si� w ich stron�, przechwyciwszy rozw�cieczone spojrzenie z przeciwleg�ej strony pok�adu. � Stephen, czy nie powiniene� czasem ju� zej�� na d�? � wyszepta� wprost do ucha swego przyjaciela. � Za chwil� mo�esz by� potrzebny w kokpicie. Kapitan Griffiths odwr�ci� si� od relingu i wyra�nie sil�c si� na spok�j, powiedzia�: � Panie Berry, prosz� podnie�� sygna�. Zamierzam... W tym momencie na okr�cie liniowym odezwa�o si� dzia�o i natychmiast z sykiem wystrzeli�y w niebo cztery b��kitne race, kt�re p�on�y przez chwil� wysoko bladym p�omieniem, w coraz ja�niejszym �wietle poranka. Zanim jeszcze ostatni, opadaj�cy powoli snop iskier ulecia� z wiatrem, w g�r� wzbi�y si� jedna po drugiej kolejne rakiety. Wygl�da�o to jak jaki� dziwny pokaz sztucznych ogni, urz�dzony daleko na pe�nym morzu. �O co im do diab�a chodzi ?" � pomy�la� Jack Aubrey, przymru�aj�c oczy. Na fregacie odezwa� si� szmer zdumionych g�os�w. Wszyscy cz�onkowie za�ogi byli wyra�nie zaskoczeni niezwyk�ym widowiskiem. � Na pok�adzie! � zawo�a� obserwator z fokmasztu. � Na ich zawietrznej pojawi� si� jaki� kuter! Dow�dca �Charwell" natychmiast skierowa� w t� stron� swoj� lunet�. � Podebra� wy�ej dolne �agle � zawo�a� szybko. Gdy podniesione na gejtawach p��tno grot i fok�agla przesta�o zas�ania� liniowiec, kapitan Griffiths ujrza� kuter, wyra�nie angielski, kt�ry podci�gn�� w�a�nie w g�r� rej� i powoli nabieraj�c pr�dko�ci, kierowa� si� w stron� fregaty. � Niech podejd� do naszej burty. Panie Bowes, prosz� wystrzeli� z dzia�a przed ich dzi�b � poleci� kapitan zdecydowanym g�osem. Nareszcie, po tylu godzinach oczekiwania na ch�odzie, pad�y szybkie rozkazy. Starannie wycelowano dwunastofuntowe dzia�o, rozleg� si� huk wystrza�u, ob�ok gryz�cego dymu wirowa� przez chwil� unoszony wiatrem. Kula przelecia�a przed dziobem nadp�ywaj�cego stateczka i na pok�adzie �Charwell" rozleg� si� gromki okrzyk rado�ci. Odpowiedzi� by� podobny okrzyk z kutra, zamacha�y uniesione wysoko kapelusze. Obie jednostki zbli�y�y si� do siebie z wypadkow� pr�dko�ci� prawie pi�tnastu w�z��w. Kuter by� szybki i bardzo dobrze prowadzony � z pewno�ci� statek przemytniczy. Podszed� blisko zawietrznej burty �Charwell", wytraci� pr�dko�� i sta� teraz, ko�ysz�c si� na fali, elegancki jak mewa. Ogorza�e, u�miechni�te twarze spogl�da�y z jego pok�adu w g�r�, na lufy dzia� fregaty. �Ju� w nast�pnej minucie wcieli�bym spo�r�d nich si�� do s�u�by z p� tuzina doskona�ych marynarzy" � pomy�la� Jack, a kapitan Griffiths wywo�a� tymczasem dow�dc� kutra. � Zapraszam na pok�ad � zaproponowa� ostro�nie. Na stateczku zapanowa�o ma�e zamieszanie. Manewrowano �aglem, wystawiano odbijacze, posypa�y si� przekle�stwa. Po chwili kapitan kutra ze sporym pakunkiem pod pach� wspi�� si� po stopniach na ruf� fregaty. Sprawnie przeskoczy� przez reling i wyci�gn�� w stron� kapitana Gnffithsa d�o� na powitanie. � �ycz� panu wszystkiego najlepszego z okazji zako�czenia wojny � powiedzia� weso�o. � Koniec wojny? Pok�j? � zawo�a� zdumiony Griffiths. � Tak, sir. Wiedzia�em, �e zaskoczy pana ta nowina. Traktat pokojowy zosta� podpisany przed zaledwie trzema dniami. Na okr�tach w morzu nikomu nic jeszcze o tym nie wiadomo. M�j kuter jest wype�niony gazetami: londy�skimi, paryskimi i lokalnymi. Mn�stwo artyku��w, naj�wie�sze wiadomo�ci... � doda� go��, rozgl�daj�c si� dooko�a ruf�wki. � P� korony za egzemplarz... Nikt nie w�tpi� w prawdziwo�� wypowiedzianych przed chwil� s��w, lecz twarze zgromadzonych na rufie oficer�w nie zdradza�y �adnych emocji. Szeptana wiadomo�� pobieg�a jednak po pok�adzie, a po�r�d promieniuj�cych rado�ci� za��g karonad i na forkasztelu odezwa�y si� nagle wiwaty. Kapitan jak zwykle poleci�, by pan Quarles zapisa� nazwiska ludzi naruszaj�cych dyscyplin�, lecz nikt nie zwraca� na to specjalnej uwagi. Weso�e okrzyki pomkn�y w stron� rufy i rozlega�y si� ju� teraz na ca�ym okr�cie. Ludzie wrzeszczeli jak op�tani, szcz�liwi wobec wizji zako�czenia s�u�by, wolno�ci, powrotu do �on i kochanek, bezpiecze�stwa, rozkoszy �ycia na l�dzie. Gro�by kapitana Griffithsa nie brzmia�y zreszt� zbyt powa�nie. Kto�, komu uda�oby si� w tym momencie zajrze� g��boko w oczy dow�dcy fregaty, dojrza�by w nich co� bliskiego ekstazie. Pok�j oznacza� co prawda utrat� pracy � wszystko rozwia�o si� w jednej chwili jak ob�oczek dymu � lecz r�wnocze�nie nikt ju� nigdy nie dowie si�. jaki to sygna� mia� zosta� przed chwil� wys�any. Pomimo pozornie surowej twarzy kapitan by� wyj�tkowo uprzejmy, gdy prosi� pasa�er�w, pierwszego porucznika, oficera i podchor��ego z wachty, by wszyscy zechcieli wsp�lnie z nim zje�� dzisiejszy obiad. � To wspania�e widzie�, jak rozs�dni potrafi� by� ludzie. Jak umiej� doceni� dobrodziejstwa pokoju � Stephen Maturin zagadn�� grzecznie pastora Hake'a. � Tak, oczywi�cie. B�ogos�awiony pok�j... � odpar� duchowny. Kapelan nie mia� na l�dzie �adnego maj�tku ani sta�ego �r�d�a utrzymania, nie mia� te� zgromadzonych oszcz�dno�ci. Wiedzia� za to doskonale, i� ca�a za�oga �Charwe�l" zostanie zwolniona do dom�w, gdy tylko okr�t zacumuje w Portsmouth. Po s�owach doktora demonstracyjnie wyszed� z mesy oficerskiej. Chodzi� teraz tam i z powrotem po pok�adzie, zamy�lony i milcz�cy. Maturin i Aubrey zostali sami. � Wydaje mi si�, �e powinien okaza� wi�cej zadowolenia � zauwa�y� Stephen. � Nigdy chyba nie przestaniesz mnie zadziwia�. � Jack spojrza� z czu�o�ci� na swego przyjaciela. � Sp�dzi�e� przecie� na morzu ju� tyle czasu, nikt te� nie mia�by prawa nazwa� ci� g�upcem. O niekt�rych morskich sprawach wiesz jednak mniej ni� dziecko. Musia�e� chyba zauwa�y�, jak ponurzy byli przy obiedzie Quarles, Rodgers i inni? Jak pos�pni stawali si� wszyscy podczas tej wojny, gdy tylko pojawia�o si� niebezpiecze�stwo zawarcia pokoju? � Pomy�la�em, �e to skutek nie przespanej nocy, ci�g�ego napi�cia. Ta pogo� by�a bardzo m�cz�ca. Nie wspomn� tu o poczuciu zagro�enia dzi� rano. Kapitan Griffiths by� jednak w doskona�ym humorze. � Och... � powiedzia� Jack, przymru�aj�c oko. � W jego przypadku sprawy wygl�daj� zupe�nie inaczej. Jest przecie� pe�nym kapitanem. Codziennie zarabia swoje dziesi�� szyling�w i niezale�nie od okoliczno�ci pnie si� coraz wy�ej na li�cie kapitan�w, w miar� jak ci przed nim umieraj� lub zostaj� awansowani. Jest ju� raczej stary, je�li wolno mi tak powiedzie�, ma czterdzie�ci lat, a mo�e wi�cej... Przy odrobinie szcz�cia ma jednak wci�� szans� umrze� jako admira�. Nie, nie martwi� si� tutaj o niego, lecz o innych: o porucznik�w, z ich g�odow� pensj� i minimalnymi szansami na obj�cie samodzielnego dow�dztwa; o nieszcz�snych podchor��ych, kt�rzy nie uzyskali dot�d promocji i nigdy ju� teraz jej nie uzyskaj�. Nie ma przecie� w tej chwili nadziei, by uda�o im si� zaokr�towa�. W ich przypadku nie ma te� mowy o jakimkolwiek wynagrodzeniu. Mog� tylko ewentualnie zaci�gn�� si� na statki handlowe lub... zosta� pucybutami przy bramie St James's Park. S�ysza�e� na pewno kiedy� t� star� piosenk�? Przypomn� ci kawa�ek. � Aubrey zanuci� fragment zwrotki i po chwili zacz�� �piewa� p�g�osem: Jack wo�a: �Dobre wie�ci: milkn� dzia�a, pok�j, puszcz� nas do domu � pi�knie ". Rzek� admira�: �Z�e nowiny"; kapitan wo�a: �Me serce pewnie zaraz p�knie!" Porucznik rozpacza: �Co pocz��? Przed trudnym stan��em wyborem ". Doktor na to: �Ja nie zgin� � gdzie� na wsi zostan� znachorem ". � Cha, cha, to dla ciebie, Stephen, cha, cha, s�uchaj dalej... Podchor��y powiada: �Bez zawodu, kim teraz ja biedny zostan�. P�jd� pewnie czy�ci� buty, tam pod St James's Park bram�. I tam b�d� czeka�, dnie ca�e, s�u�y� got�w na ka�de wo�anie. A byle przechodzie�, gdy zechce, mym panem si� stanie... " Pan Quarles zajrza� do mesy, rozpozna� piosenk� i gwa�townie nabra� powietrza do p�uc. Jack Aubrey by� tutaj jednak przecie� go�ciem, wy�szym rang� oficerem � dow�dc� okr�tu, z epoletem na ramieniu � no i do tego jeszcze barczystym, dobrze zbudowanym m�czyzn�. Quarles westchn�� wi�c tylko g�o�no i zamkn�� za sob� drzwi. � Powinienem �piewa� troch� ciszej. � Jack skarci� sam siebie, przysun�� swoje krzes�o do sto�u i zni�aj�c g�os, m�wi� dalej. � Tak... Najbardziej szkoda mi tych ch�opak�w, cho� sam te� nie mam przecie� powod�w do zadowolenia. Sko�czy�y si� nadzieje na jakikolwiek okr�t. Nie b�dzie zreszt� nieprzyjaciela, z kt�rym ewentualnie mo�na by walczy�, gdybym nawet jakim� cudem obj�� kolejne dow�dztwo. To jednak nic w por�wnaniu z sytuacj�, w jakiej znale�li si� inni. Mieli�my szcz�cie do wojennych zdobyczy i gdyby nie m�j odwlekaj�cy si� awans na kapitana, z zadowoleniem przyj��bym perspektyw� sp�dzenia paru miesi�cy na l�dzie: polowania, okazja, by pos�ucha� dobrej muzyki, opera... Mogliby�my nawet wybra� si� do Wiednia. Co na to powiesz? Musz� jednak przyzna�, �e nie u�miechaj� mi si� dalekie l�dowe podr�e. Tak... Nie mog� si� por�wnywa� z innymi. Najlepiej b�dzie zatroszczy� si� o przysz�o�� ju� teraz. My�l�, �e nie b�dzie z tym wi�kszego k�opotu. � Aubrey wzi�� do r�ki �The Times", potem szybko przejrza� egzemplarz �The London Gazette", w nadziei, i� mo�e teraz, czytaj�c ju� po raz czwarty, zauwa�y jednak swoje nazwisko. � Podaj mi, prosz�, t� gazet� z p�ki... � poprosi�, odk�adaj�c na bok nie doko�czona lektur�. � Chodzi mi o �The Sussex Courier"... � Czego� takiego szuka�em � stwierdzi� pi�� minut p�niej. � �Psy Pana Savile'a czekaj� o dziesi�tej w �rod� sz�stego listopada 1802 roku, w pobli�u Champflower Cross..." Jako ch�opiec prze�y�em kiedy� z t� sfor� wspania�e polowanie, regiment mojego ojca obozowa� wtedy w Rainslord. Co za wspania�a okolica. Du�o otwartej przestrzeni. Oczywi�cie pod warunkiem, �e ma si� odpowiedniego konia. Pos�uchaj teraz tego: �Elegancka rezydencja dla pan�w, do wynaj�cia na rok za umiarkowan� cen�". Pisz� tutaj, �e mo�e tam mieszka� a� dziesi�� os�b. � W oddzielnych pokojach? � Oczywi�cie. Nie mo�na przecie� nazwa� eleganck� rezydencj� domu, w kt�rym nie ma wystarczaj�cej liczby pokoi. Zn�w mnie zadziwiasz, Stephen. Na pewno jest dziesi�� oddzielnych sypialni. To mog�oby by� nawet ciekawe; dom, w takiej okolicy, niezbyt daleko od morza. � Nie my�la�e� o wyje�dzie do Woolhampton, do ojca? � Tak... My�la�em. Zamierzam z�o�y� mu wizyt�. Ca�y problem w tym, �e mieszka tam z nim teraz moja nowa macocha, wspomina�em ci przecie�... Je�li mam by� szczery, to niezbyt mi odpowiada taka sytuacja. � Przyjaciel Stephena urwa�, pr�buj�c przypomnie� sobie nazwiska s�awnego cz�owieka ze staro�ytno�ci, kt�remu te� tak wiele k�opot�w sprawi�o ponowne ma��e�stwo ojca. Genera� Aubrey ca�kiem niedawno o�eni� si� ze zwyk�� mleczark�, pi�kn� czarnook� kobiet� o wilgotnych d�oniach, dobrze znan� Jackowi. Jak si� ten staro�ytny kto� nazywa�? Akteon, Ajaks, Arystydes? W ka�dym razie chodzi�o o bardzo podobn� sytuacj� i wymienienie tutaj odpowiedniej osoby subtelnie wyja�ni�oby zaistnia�e okoliczno�ci. Pomimo wysi�k�w Jack nie zdo�a� jednak przypomnie� sobie, o kogo tutaj dok�adnie chodzi�o i po d�u�szej chwili zn�w zaj�� si� przegl�daniem og�osze�. � Dobrze by�oby ulokowa� si� gdzie� blisko Rainslord. Trzy lub cztery niez�e sfory w okolicy, do Londynu tylko dzie� drogi, a do wynaj�cia prawie tuzin eleganckich rezydencji dla d�entelmen�w. Mo�e zamieszkasz tam ze mn�, Stephen? We�miemy Bondena, Killicka, Lewisa, mo�e jeszcze kogo� ze starej za�ogi �Sophie", zaprosimy te� do nas podchor��ych. B�dziemy pili piwo, grali w kr�gle... Prawdziwy raj! � Bardzo mi to odpowiada � Maturin odpowiedzia� z u�miechem. � W tamtej okolicy s� wapienne gleby, a w zag��bieniach terenu znale�� mo�na ciekawe ro�liny i chrz�szcze. Tak chcia�bym znale�� si� nad kt�rym� z tamtejszych jeziorek... Polcary Down. Stalowoszare niebo i ch�odny oddech p�nocnego wiatru wiej�cego ponad rozlewiskami, po�aciami zaoranej ziemi, a� do rozleg�ego, poro�ni�tego traw� wzg�rza. Daleko, na najni�szej kraw�dzi tego pustkowia, rozci�ga�y si� zaro�la, nazywane Rumbold's Gorse. W ich pobli�u kr�ci�o si� kilka postaci w czerwonych kurtkach, a poni�ej, po�rodku zbocza, sta� nieruchomo zaprz�g ci�gn�cych p�ug wo��w. Oracz sko�czy� w�a�nie kolejn� skib� i patrzy� teraz pod g�r�, na psy pana Savile'a. przedzieraj�ce si� przez krzewy janowca i zwi�dni�te paprocie. Sfora posuwa�a si� powoli, niepewnie, trop miejscami zanika� i jad�cy konno my�liwi mieli wystarczaj�co du�o czasu na popijanie z piersi�wek, chuchanie w d�onie i rozgl�danie si� po okolicy. Spogl�dali wi�c od czasu do czasu na wij�c� si� w dole w�r�d szachownicy p�l rzek�, na wie�e Hither, Middle, Nether i Savile Champflower, na dachy sze�ciu lub siedmiu du�ych dom�w rozrzuconych w dolinie. W oddali widnia�y wierzcho�ki przypominaj�cych grzbiety wieloryb�w wzg�rz, a za nimi mo�na by�o dostrzec ciemne, o�owianoszare morze. Nie by� to zbyt rozleg�y teren �owiecki i prawie wszyscy doskonale si� tutaj znali: p� tuzina farmer�w, kilku d�entelmen�w z Champflowers i okolicznych parafii, dw�ch oficer�w z mocno zdziesi�tkowanego obozu w Rainsford, pan Burton, kt�ry pojawi� si� dzisiaj pomimo przezi�bienia i kataru w nadziei, i� uda mu si� cho� spojrze� na pann� St John. I wreszcie doktor Vining, z kapeluszem przypi�tym do peruki i dodatkowo przyci�ni�tym do g�owy przewi�zan� pod brod� chustk�. Doktor zbyt szybko zapomnia� tego ranka o swych pacjentach, skuszony odg�osem rogu. i gdy psy po raz kolejny zgubi�y �lad, zacz�� niespokojnie wierci� si� w siodle, dr�czony wyrzutami sumienia. Raz po raz spogl�da� w kierunku Mapes Court, gdzie czeka�a na niego pani Williams. ,,Nic jej nie jest" � pomy�la�. ,,I tak jej nie pomog�, lecz dla przyzwoito�ci powinienem tam zajrze�. Zaraz do niej pojad�... je�li oczywi�cie zdo�am doliczy� do stu, zanim psy zn�w podejm� trop". Doktor chwyci� si� za przegub, wyczu� puls i zacz�� liczy�. Gdy doszed� do dziewi��dziesi�ciu, przerwa� na moment, rozejrza� si� dooko�a w poszukiwaniu jakiej� wym�wki i na odleg�ym skraju zaro�li ujrza� nieznajom� posta�. �To na pewno ten medyk, o kt�rym mi wspominano" � powiedzia� do siebie. �Wypada podjecha� bli�ej i zamieni� z nim dwa s�owa. Wygl�da na dziwaka. Niech mnie kule bij�... Naprawd�..." �Dziwak" siedzia� na mule, co na polowaniu by�o widokiem raczej niespotykanym. Niezale�nie zreszt� od tego, w ca�ej postaci owego cz�owieka by�o co� niezwyk�ego � ciemnoszare, przyciasne ubranie, blada twarz i wyblak�e oczy, wreszcie bia�a, kr�tko ostrzy�ona g�owa (peruka i kapelusz by�y przytroczone do siod�a), a nawet spos�b, w jaki ten zagadkowy je�dziec zjada� kromk� natartego czosnkiem chleba. Nieznajomy m�wi� co� w�a�nie do swego towarzysza, w kt�rym doktor Vining rozpozna� nowego dzier�awc� Melbury Lodge. � Powiem ci, co to jest, Jack! � Rozprawiaj�cy g�o�no m�czyzna by� czym� wyra�nie podekscytowany. � Powiem ci... � Hej, prosz� pana! Tak, m�wi� do pana jad�cego na mule...! � stary pan Savile krzykn�� w�ciek�ym g�osem. �Czy pozwoli pan psom wykona� ich robot�? Co to ma znaczy�? Co to za rozmowy? Czy pan my�li, �e to kawiarnia albo jaki� cholerny klub dyskusyjny? Kapitan Aubrey przygryz� wargi ze skruch�, pop�dzi� konia i szybko pokona� dwadzie�cia jard�w dziel�cych go od jad�cego na mule towarzysza. � Powiesz mi to p�niej, Stephen � powiedzia� cicho, odci�gaj�c Maturina na drug� stron� zaro�li, tak by zeszli z oczu prowadz�cemu polowanie. � Powiesz mi p�niej, gdy wreszcie znajd� tego swojego lisa. Skrucha nie bardzo pasowa�a do twarzy Jacka, czerwonej przy tej pogodzie jak jego kurtka, i gdy tylko znikn�li za targanymi wiatrem kolczastymi krzewami, oblicze kapitana natychmiast si� rozpogodzi�o. Z nadziej� spojrza� w g�stwin� janowca, sk�d co jaki� czas s�ycha� by�o w�sz�ce wytrwale psy. � Szukaj� lisa, prawda? � zagadn�� Stephen, tak jakby w Anglii zwyk�o si� w ten spos�b polowa� raczej na hipopotamy. Nie doczekawszy si� odpowiedzi, podj�� swe przerwane zaj�cie i zn�w podni�s� do ust trzymany w r�ce kawa�ek chleba. Wiatr wia� pod g�r�, wzd�u� �agodnego zbocza, po niebie cierpliwie �eglowa�y wisz�ce wysoko chmury. Ko� Jacka od czasu do czasu podnosi� uszy. By� to nowy nabytek, wielkie, silne zwierz�, w sam raz, by unie�� wa��cego dwie�cie dwadzie�cia funt�w je�d�ca. Rumak �w nie przejmowa� si� jednak zbytnio polowaniami i podobnie jak niekt�re inne wa�achy, wi�kszo�� czasu rozmy�la� o tym, co bezpowrotnie przysz�o mu utraci�. Gdyby uda�o si� zapisa� s�owami my�li, jakie kolejno pojawia�y si� w g�owie gniadosza, wygl�da�yby one mniej wi�cej tak: �Za ci�ki... Siedzi za bardzo z przodu, gdy przeskakujemy ogrodzenie... Jak na jeden dzie�, dosy� ju� si� nad�wiga�em... Ch�tnie ju� teraz zrzuci�bym ten przekl�ty ci�ar, ale poczu�em w�a�nie klacz... Klacz! Och!" Nozdrza konia rozszerzy�y si�, wierzchowiec parskn�� i zacz�� przebiera� w miejscu nogami. Jack rozejrza� si� dooko�a i ujrza�, i� w kierunku zaro�li nadje�d�aj�, w poprzek zaoranego pola, dwie kolejne osoby: parobek na kucyku oraz pi�kna m�oda kobieta na drobnej, kasztanowatej klaczy. Przy ogrodzeniu oddzielaj�cym pole od nieu�ytk�w ch�opak zeskoczy� z siod�a i pr�bowa� otworzy� bram�. Pi�kna amazonka nie czeka�a jednak, skierowa�a swego konia wprost na przeszkod�, potem w pi�knym stylu przeskoczy�a na drug� stron�. Akurat w tej chwili rozleg� si� dono�ny psi skowyt, po czym g��boko w krzakach odezwa�o si� gor�czkowe ujadanie, mog�ce by� wreszcie zapowiedzi� czego� naprawd� interesuj�cego. Ha�as ucich� jednak, m�ody wy�e� wyszed� z g�stwiny i sta� wpatrzony gdzie� daleko w otwarte pole. Stephen Maturin wyjecha� tymczasem zza spl�tanych zaro�li, �ledz�c lot szybuj�cego wysoko soko�a. Na widok mu�a kasztanowata klacz zacz�a kaprysi�, zata�czy�a niesfornie w miejscu, zarzucaj�c �bem i b�yskaj�c bia�ymi p�cinami. � No dalej, ty... � dosiadaj�ca jej amazonka zawo�a�a czystym, d�wi�cznym g�osem. Jack nigdy wcze�niej nie s�ysza�, by m�oda kobieta u�ywa�a podobnych wyraz�w, spojrza� wi�c w jej stron� ze szczeg�lnym zainteresowaniem. Nieznajoma wci�� zaj�ta by�a niepos�uszn� klacz�, lecz po chwili poczu�a na sobie jego spojrzenie i z niezadowoleniem zmarszczy�a brwi. Aubrey szybko odwr�ci� wzrok. Dziewczyna by�a wyj�tkowo �adna � wydawa�a si� wr�cz pi�kna z zarumienion� twarz� i podniesion� wysoko g�ow�. Wyj�tkowo elegancko trzyma�a si� w siodle, siedzia�a wyprostowana, z nie zamierzon� gracj� �jak podchor��y u steru szalupy �egluj�cej po wzburzonym morzu. Mia�a kruczoczarne w�osy i b��kitne oczy, a w jej postaci by�o co� zawadiackiego, co przy tak drobnej os�bce wydawa�o si� nieco komiczne i bardziej ni� ujmuj�ce. Jej str�j � bladoniebieski kostium do konnej jazdy, z bia�ymi wy�ogami i mankietami � przypomina� mundur porucznika marynarki. Dope�nieniem tego ubioru by� wyj�tkowo elegancki tr�jgraniasty kapelusz, przyozdobiony strusimi pi�rami. W jaki� niepoj�ty spos�b, zapewne dzi�ki przemy�lnemu wykorzystaniu grzebieni, uda�o jej si� upi�� w�osy pod kapeluszem w taki spos�b, i� jedno ucho pozosta�o odkryte. To pi�kne ucho � co Jack zdo�a� zauwa�y�, gdy klacz posuwa�a si� bokiem w ich kierunku � by�o r�owe jak... � Tam jest ten lis, kt�rego wszyscy tak zawzi�cie szukaj� � zauwa�y� zupe�nie oboj�tnie Stephen. �To w�a�nie to biedne stworzenie, wok� kt�rego robi si� tu dzi� tyle zamieszania. Tak w�a�ciwie to chyba nie lis, a lisica. Tak. Na pewno... Rzeczywi�cie. P�owy lis przemyka� szybko obok nich w d� zbocza, wzd�u� p�ytkiej bruzdy, kieruj�c si� w stron� zaoranego pola. Uszy koni i mu�a jak na komend� obraca�y si� w �lad za zwierz�ciem. Lis odbieg� ju� ca�kiem daleko, gdy Aubrey stan�� w strzemionach, podni�s� wysoko kapelusz i krzykn�� dono�nym g�osem. Wszyscy my�liwi obr�cili si� w jego stron�, r�g Jacka zagra� d�wi�cznie, a z zaro�li odpowiedzia�o mu szczekanie wybiegaj�cych na otwart� przestrze� ps�w, kt�re poczu�y trop w zag��bieniu terenu i gna�y teraz jak oszala�e, z w�ciek�ym ujadaniem. Po chwili by�y ju� po drugiej stronie ogrodzenia, w po�owie nie tkni�tego jeszcze przez p�ug �cierniska, pozostawiaj�c �owczego i reszt� my�liwych daleko w tyle, przy zaro�lach. Uczestnicy polowania natychmiast rzucili si� w �lad za graj�cymi cudownie psami i na zboczu zat�tni�y g�o�no kopyta koni. Kto� otworzy� bram�, wszyscy t�oczyli si� teraz przy niej, pr�buj�c przecisn�� si� na drug� stron� � skok w d� zbocza wydawa� si� w tym miejscu raczej ryzykowny. Aubrey z pocz�tku usilnie powstrzymywa� si�, postanawiaj�c nie pr�bowa� czego� tak nierozwa�nego � by� tutaj w ko�cu po raz pierwszy, na nie znanym sobie terenie. Coraz trudniej by�o mu jednak opanowa� bicie wzywaj�cego do czynu serca i Jack zd��y� ju� zaplanowa�, kt�r�dy skieruje swego konia, gdy tylko zdo�a jako� przedosta� si� na drug� stron�. By� zagorza�ym zwolennikiem �ow�w na lisa. Kocha� wszystko, co ��czy�o si� z takim polowaniem � od odg�osu graj�cego rogu, do charakterystycznego zapachu rozszarpanego zwierz�cia. Problem polega� jednak na tym, i� jego umiej�tno�ci �owieckie nie by�y nawet w po�owie tak wielkie, jak mu si� zdawa�o. Poza kilkoma nieprzyjemny- mi sytuacjami, gdy nie mog�c zaokr�towa�, musia� pozosta� na l�dzie, ponad dwie trzecie swego �ycia sp�dzi� przecie� na morzu. Brama by�a wci�� zablokowana i nie by�o nadziei, i� wszystkim my�liwym uda si� przez ni� przedrze�, zanim psy znajd� si� na nast�pnym polu. Aubrey obr�ci� wi�c nagle swego konia, krzykn�� na Stephena i pop�dzi� w kierunku ogrodzenia. K�tem oka zd��y� jeszcze dostrzec kasztanowat� klacz, szykuj�c� si� do skoku gdzie� pomi�dzy t�umem przy bramie a mu�em doktora. Gdy gniadosz uni�s� si� w g�r�, Jack spojrza� w bok, pr�buj�c zobaczy�, jak poradzi�a sobie dziewczyna, a nios�cy go ko� natychmiast poczu� t� nag�� zmian� r�wnowagi. Z�o�liwy rumak przesadzi� p�ot wysokim, szybkim susem i l�duj�c z nisko opuszczon� g�ow�, niespodziewanym, podst�pnym ruchem tu�owia wyrzuci� je�d�ca z siod�a. Aubrey nie spad� gwa�townie. Osuwa� si� powoli ze �liskiego ko�skiego boku, trzymaj�c si� r�k� grzywy. Wierzchowiec by� ju� jednak panem sytuacji i po przebiegni�ciu dwudziestu jard�w pozby� si� uprzykrzonego ci�aru. Nie do ko�ca jednak. But Jacka utkwi� w strzemieniu i nie by�o si�y, kt�ra mog�aby go teraz stamt�d uwolni�. Pot�ne cia�o krzycz�cego i kln�cego g�o�no �eglarza zawis�o u boku gniadosza. Ko� by� tym coraz bardziej zaniepokojony, zacz�� powoli traci� g�ow�, parska� i dziko rozgl�da� si� dooko�a. Przyspieszaj�c kroku, ruszy� przez bezlito�nie wyboiste, �wie�o zaorane pole. Poganiacz porzuci� natychmiast swoje wo�y i potykaj�c si�, bieg� teraz pod g�r�, wymachuj�c batem. Wysoki m�ody cz�owiek w zielonym ubraniu, jeden z naganiaczy, pop�dzi� w kierunku galopuj�cego konia z rozpostartymi szeroko ramionami, krzycz�c co� i pr�buj�c zatrzyma� og�upia�e zwierz�. W stron� gniadosza odwa�nie pok�usowa� r�wnie� mu�, kt�ry jako ostatni z wierzchowc�w przedosta� si� na drug� stron� ogrodzenia. Od��czy� od grupy my�liwych, bez trudu wyprzedzi� biegn�cych ludzi i stan�� na drodze galopuj�cego konia. Ze stoickim spokojem czeka� teraz, a� nast�pi zderzenie. Stephen zeskakuj�c z siod�a, schwyci� lejce zaskoczonego gniadosza, potem przytrzyma� go a� do chwili, gdy na miejsce dotarli obaj zdyszani m�czy�ni. Wo�y, pozostawione w po�owie kolejnej skiby, by�y tak poruszone ca�ym tym wydarzeniem, i� mia�y ju� zamiar same ruszy� z miejsca i skr�ci� beztrosko gdzie� w bok. Zanim jednak zdo�a�y si� zdecydowa�, by�o ju� po wszystkim. Oracz odprowadzi� zawstydzonego konia na skraj pola, a m�odzieniec w zielonej kurtce podni�s� wraz ze Stephenem z ziemi pokrwawionego i pot�uczonego Jacka. Ruszyli powoli, s�uchaj�c w milczeniu gor�czkowych wyja�nie� pechowego je�d�ca, a mu� pos�usznie kroczy� ich �ladem. Je�li nie liczy� lokaja i parobka, w Mapes Court mieszka�y wy��cznie niewiasty. Mo�na wi�c by�o �mia�o powiedzie�, �e dom zosta� ca�kowicie zdominowany przez kobiety. Gospodyni, pani Williams, by�a nie- w�tpliwie najwa�niejsz� osob� i to w�a�nie dzi�ki niej kr�lowa�a tam kobieco��. Typowo �e�skie cechy dominowa�y w jej postaci tak bardzo, �e trudno by�o dostrzec jakiekolwiek inne wyraziste przejawy charakteru. W istocie by�a ona jednak osob� w pewien zauwa�alny spos�b prymitywn�, pomimo i� jej rodzina, licz�ca si� i bardzo powa�ana w okolicy, mieszka�a w tych stronach od niepami�tnych czas�w. Trudno natomiast by�o dostrzec jakiekolwiek podobie�stwo pomi�dzy pani� Williams a jej c�rkami i siostrzenic�, kt�re to damy, zamieszkuj�c pod jednym dachem, stanowi�y rodzin�. Ich dom nie by� te� wcale �wi�tyni� po�wi�con� rodzinnym zwi�zkom lub tradycjom. Poczernia�e portrety przodk�w z du�ym prawdopodobie�stwem mog�y zosta� zakupione przy okazji jakich� wyprzeda�y, a trzy c�rki, cho� wychowane razem, mia�y zupe�nie odmienne charaktery. Wydawa�o si� to troch� dziwne, bior�c pod uwag� fakt, �e wszystkie wzrasta�y w owej szczeg�lnej atmosferze � od dzieci�stwa wpajano im przecie�, �e najwa�niejszymi i uniwersalnymi warto�ciami s� spo�eczna pozycja oraz pieni�dze. Sta�ym elementem codziennego �ycia w domu ich matki by�o pewne szczeg�lne oburzenie, kt�re nie wymaga�o sta�ej po�ywki, lecz bardzo �atwo j� sobie znajdowa�o. Czasami na tydzie� wystarcza� temat, i� kt�ra� ze s�u��cych paradowa�a w niedziel� ze srebrnymi spinkami. Bardzo trudno by�o wi�c poj��, sk�d wzi�y si� tak uderzaj�ce r�nice zar�wno w wygl�dzie, jak i w usposobieniu trzech panien Williams. Sophie, najstarsza z nich, by�a smuk�� dziewczyn� z szeroko rozstawionymi szarymi oczami. Mia�a wysokie, g�adkie czo�o, nieskaziteln�, jedwabist� sk�r� i jasne mi�kkie w�osy o z�otawym odcieniu, a w wyrazie jej twarzy kry�o si� co� cudownie s�odkiego. By�a bardzo skryt� osob�, �y�a marzeniami, z kt�rych nikomu nigdy si� nie zwierza�a. By� mo�e za spraw� szczeg�lnej moralno�ci swej matki, wcze�nie nabra�a odrazy do doros�ego �ycia. W ka�dym razie, jak na swoje dwadzie�cia siedem lat, wygl�da�a zaskakuj�co m�odo. Nie mo�na jednak by�o powiedzie�, i� jest niedojrza�a lub nadmiernie egzaltowana. Wydawa�a si� raczej istot� w szczeg�lny spos�b eteryczn�, czym� w rodzaju nieosi�galnego obiektu westchnie�, tak jakby za chwil� mia�a zosta� z�o�ona w ofierze jakiej� bogini. Jak Ifigenia. Poniewa� Sophie potrafi�a zadba� o sw� urod� i elegancko si� ubra�, jej wygl�d zawsze wzbudza� podziw. Wystrojona, prezentowa�a si� naprawd� wspaniale. M�wi�a niewiele, niezale�nie od tego, w jak licznym towarzystwie si� znalaz�a. W razie potrzeby potrafi�a jednak b�ysn�� dowcipem lub celnym spostrze�eniem, okazuj�c znacznie wi�ksz� bystro�� umys�u, ni� mo�na si� by�o tego spodziewa�, zw�aszcza je�li wzi�o si� pod uwag� jej wykszta�cenie i ograniczenia zwi�zane ze spokojnym �yciem na prowincji. S�owa wypowiadane przez tak urocz�, zwykle ust�pliw� i troch� nieobecn� duchem osob�, cz�sto nabiera�y jakby dodatkowego znaczenia, tote� wiele razy zdo�a�a zaskoczy� m�czyzn, dla kt�rych stanowi�a zagadk�. Zw�aszcza dla tych demonstracyjnie obnosz�cych si� z prze�wiadczeniem o wy�szo�ci w�asnej p�ci. Uderza�a ich ukryta si�a, cz�sto po��czona z nut� potajemnego rozbawienia, z ulotnym posmakiem czego�, czego Sophie nie mia�a jednak zamiaru z nikim dzieli�. Cecylia by�a z kolei c�rk� o wiele bli�sz� wygl�dem i charakterem matce: ma�a g�ska z puco�owat� buzi� i b��kitnymi oczami, uwielbiaj�ca stroi� si� i kr�ci� loki. Niewyobra�alnie p�ytka i ograniczona, wr�cz g�upia, z drugiej jednak strony na pewno szcz�liwa, ha�a�liwie radosna, za to zupe�nie pozbawiona wszelkiej z�o�liwo�ci. Uwielbia�a towarzystwo m�czyzn, bez wzgl�du na ich wiek, pozycj� czy wygl�d. Panowie natomiast nie interesowali w og�le jej m�odszej siostry, Frances, jak na razie zupe�nie oboj�tnej na jakiekolwiek zaloty. Ta d�ugonoga nimfa wci�� jeszcze z upodobaniem rzuca�a kamieniami we wr�ble gnie�d��ce si� na drzewach, rado�nie przy tym pogwizduj�c. Uosabia�a beztrosk� niewinno�� m�odo�ci i jako urocze zjawisko by�a wprost zachwycaj�ca. Mia�a kruczoczarne w�osy, jak jej kuzynka Diana, i pi�kne ciemnoniebieskie oczy. R�ni�a si� od swych si�str tak bardzo, jakby nale�a�a do jakiego� zupe�nie innego �wiata. Wsp�ln� cech� panien Williams by�a za to m�odzie�cza gracja, wszystkie mia�y sporo wrodzonej weso�o�ci, wspania�e zdrowie i po dziesi�� tysi�cy funt�w w z�ocie ka�da. Przy takich zaletach dziwny wydawa� si� fakt, i� jak dot�d �adna z nich nie wysz�a za m��, zw�aszcza �e ma��e�skie �o�e nigdy nie przestawa�o by� obiektem zainteresowania ich matki. W okolicy brakowa�o jednak m�czyzn, a dok�adniej, odpowiednich kawaler�w, co sporo tutaj wyja�nia�o, je�li uwzgl�dni�o si� skutki trwaj�cej przez dziesi�� lat wojny oraz nieprzychylno�� Sophie, kt�ra odrzuci�a przecie� kilka powa�nych propozycji. Pozosta�e przyczyny to przede wszystkim zach�anno�� pani Williams, troszcz�cej si� o to, by ewentualny zwi�zek okaza� si� jak najbardziej korzystny, a tak�e wyra�na niech�� cz�ci miejscowych d�entelmen�w wobec perspektywy posiadania takiej te�ciowej. Trudno by�o powiedzie�, czy owa dostojna matrona naprawd� lubi�a swe c�rki. Oczywi�cie �kocha�a je i po�wi�ci�a im wszystko", lecz w jej psychice nie by�o zbyt wiele miejsca na podobne bzdury. Znacznie wa�niejsze by�o nieustanne udowadnianie w�asnej nieomylno�ci oraz prawo�ci, okazywanie zm�czenia i ci�g�e u�alanie si� nad zrujnowanym doszcz�tnie zdrowiem. Doktor Vining, kt�ry zna� pani� Williams od dawna i przyjmowa� na �wiat jej dzieci, nie bardzo rozumia� powody tych narzeka�. W�tpi�, by by�a zdolna do jakich� g��bszych macierzy�skich uczu�, lecz musia� przyzna�, chocia� z ca�ego serca jej nie lubi�, �e ta zacna dama gotowa by�a da� z siebie wszystko, gdy w gr� wchodzi�y wszelkie sprawy zwi�zane z sytuacj� materialn� c�rek. Potrafi�a gasi� bezlito�nie ich entuzjazm, przez ca�y rok dr�czy� je przycinkami i zepsu� nawet uroczyste urodzinowe przyj�cie niespodziewanym b�lem g�owy, lecz r�wnocze�nie walczy�aby przecie� jak lwica z rodzicami, kuratorami b�d� adwokatami potencjalnych narzeczonych, w trosce o �odpowiednie zabezpieczenie finansowe". Nie zmienia�o to niestety faktu, i� jej trzy c�rki nadal pozostawa�y pannami. Szczeg�ln� ulg� przynosi�a tu jednak pani Williams �wiadomo��, �e win� za obecny stan rzeczy przypisywa� mog�a swej siostrzenicy, tak skutecznie konkuruj�cej z ich urod�. Rzeczywi�cie, owa siostrzenica, Diana Villiers, wygl�da�a chyba r�wnie atrakcyjnie jak Sophie, chocia� w �aden spos�b nie by�a do niej podobna. Wydawa�a si� bardzo wysoka � chodzi�a wyprostowana, z podniesion� g�ow�, lecz gdy stan�y obok siebie, si�ga�a Sophie zaledwie do ucha. Obie mia�y sporo naturalnego wdzi�ku, lecz porusza�y si� w zupe�nie r�ny spos�b: Sophie p�ynnie, powabnie, wr�cz z oci�ganiem, w ruchach Diany mo�na by�o z kolei dostrzec pewien szczeg�lny, pulsuj�cy rytm. Przy tych niezwykle rzadkich okazjach, gdy w promieniu dwudziestu mil od Mapes odbywa� si� jaki� bal, ta�czy�a wspaniale, a w �wietle �wiec jej cera wydawa�a si� prawie tak doskona�a jak u Sophie. Diana Villiers by�a wdow�. Urodzi�a si� w tym samym roku co Sophie, lecz zakosztowa�a zupe�nie innego �ycia. W wieku pi�tnastu lat, po �mierci matki, wyjecha�a do Indii, aby zaj�� si� prowadzeniem domu swego rozrzutnego, beztroskiego ojca. �y�a tam wygodnie i bogato, nawet po �lubie z biednym jak mysz ko�cielna m�odym cz�owiekiem, adiutantem taty. Pan m�ody po prostu przeprowadzi� si� do tego olbrzymiego pa�acu, a nikt nie zwr�ci� wi�kszej uwagi na obecno�� nowego domownika i dodatkowej s�u�by. To ma��e�stwo, na pewno nierozs�dne, oparte wy��cznie na emocjach, okaza�o si� zbyt �arliwe i gwa�towne. Jedynym celem tego pe�nego samozaparcia zwi�zku by�o jego samounicestwienie i zadawanie sobie nawzajem jak najdotkliwszych cierpie�. Z drugiej jednak strony Diana zdoby�a dzi�ki temu przystojnego m�a oraz powa�ne nadzieje na pi�kny park i dziesi�� tysi�cy funt�w rocznego dochodu. Charles Villiers by� bowiem nie tylko dobrze urodzony (tylko jedno schorowane �ycie dzieli�o go od odziedziczenia wielkiego maj�tku), lecz r�wnie� posiada� wszystkie niezb�dne w�wczas w Indiach atrybuty. By� inteligentny, wykszta�cony, dobrze wychowany, dynamiczny i pozbawiony skrupu��w. B�yskotliwy na arenie politycznej, mia� wszelkie szans�, by zrobi� zawrotn� karier�. M�g� nawet zosta� drugim Clive'em i dorobi� si� olbrzymiego maj�tku ju� w wieku trzy- dziestu kilku lat, gdyby nie fakt, i� wraz ze swym te�ciem poleg� niespodziewanie w potyczce z Tippoo Sahibem. Ojciec Diany by� w�wczas zad�u�ony na sum� trzystu tysi�cy rupii, a jej m�� na prawie po�ow� tej kwoty. Kompania Wschodnioindyjska op�aci�a powr�t Diany do Anglii, m�odej wdowie przyznano te� rent� w wysoko�ci pi��dziesi�ciu funt�w rocznie, kt�ra mia�a by� wyp�acana a� do ewentualnego ponownego zam��p�j�cia. Po powrocie do kraju pani Villiers dysponowa�a wi�c tylko kompletem tropikalnych stroj�w, pewn� wiedz� o ludziach i �wiecie, i w�a�ciwie niczym wi�cej. Wr�ci�a ponownie do punktu wyj�cia, od nowa ucz�c si� �ycia. Natychmiast bowiem zda�a sobie spraw� z faktu, i� ciotka zamierza przej�� nad ni� ca�kowit� kontrol�, nie pozwalaj�c na to, by powracaj�ca z Indii siostrzenica w jakikolwiek spos�b mog�a przeszkodzi� swym kuzynkom. Diana nie mia�a pieni�dzy, nie mia�a te� dok�d p�j��, musia�a wi�c jako� przystosowa� si� do ciasnego, �yj�cego swym w�asnym powolnym rytmem �wiata angielskiej prowincji, z jego ustalonymi zasadami i szczeg�ln� moralno�ci�. Dobrowolnie odda�a si� pod kuratel� ciotki i od samego pocz�tku postanowi�a post�powa� z wyczuciem, ostro�nie, jak najwi�cej pozostaj�c w cieniu. Wiedzia�a, i� inne kobiety mog� uzna� jej obecno�� za zagro�enie i nie zamierza�a niepotrzebnie ich prowokowa�. Teoria w wielu jednak przypadkach rozmija�a si� z praktyk�, a sprawowanie opieki, w rozumieniu pani Williams, oznacza�o ca�kowite ubezw�asnowolnienie. Dostojna matrona czu�a co prawda pewien respekt wobec Diany i nigdy nie o�miela�a si� posun�� zbyt daleko, ani na chwil� jednak nie zrezygnowa�a z pr�b narzucenia swej woli i wymuszenia absolutnego pos�usze�stwa. Zaskakuj�cy by� fakt. i� tej prymitywnej, skrajnie g�upiej kobiecie, pozbawionej wszelkich g��bszych zasad moralnych i poczucia honoru, zawsze udawa�o si� trafi� w najbardziej czu�e miejsce. Taka sytuacja trwa�a od lat i potajemne wyprawy Diany na polowania pana Savile'a powodowane by�y nie tylko zami�owaniem do konnej jazdy. Powr�ciwszy tym razem do domu, spotka�a w sieni sw� kuzynk� Cecyli�. Strojnisia bieg�a w�a�nie do lustra wisz�cego pomi�dzy oknami jadalni, by spojrze� na sw�j nowy czepek. � Wygl�dasz w tym paskudnym nakryciu g�owy jak sam Lucyfer � powiedzia�a Diana ponurym g�osem, gdy� psom nie uda�o si� dop�dzi� lisa i wszyscy w miar� przystojni m�czy�ni rozjechali si� w r�ne strony. � Och! Och! � zawo�a�a Cecylia. � To przecie� blu�nierstwo. Tak. Na pewno. Nie powinno si� wymawia� tego imienia. Nie s�ysza�am czego� r�wnie strasznego od czasu, gdy Jemmy Blagrove nazwa� mnie tym okropnym s�owem. Zaraz powiem mamie... � Nie b�d� g�upia, Cissy. To tylko cytat. Z literatury. Z Biblii. � No c�... Mo�e i tak. W ka�dym razie to bardzo przera�aj�ce. Ca�a jeste� ub�ocona. Och, wzi�a� m�j kapelusz. Jeste� taka z�o�liwa. Na pewno zniszczy�a� pi�ra. Chyba zawo�am mam�. � Dziewczyna chwyci�a kapelusz, stwierdziwszy jednak, i� nie ucierpia�, papla�a dalej. � Tak. Jecha�a� pewnie jak�� b�otnist� drog�? Pewnie wybra�a� si� wzd�u� Gallipot Lane? Czy widzia�a� mo�e polowanie? Na Polcary byli dzisiaj my�liwi. Przez ca�y poranek dochodzi�y stamt�d ich okrzyki. � Widzia�am... Z daleka � rzek�a Diana powa�nie. � Tak wystraszy�a� mnie tym, co powiedzia�a� o diab�ach � m�wi�a Cecylia, dmuchaj�c na strusie pi�ra � �e zupe�nie zapomnia�am o najwa�niejszej nowinie. Admira� wr�ci�! � Ju� przyjecha�? � Tak. B�dzie u nas dzi� po po�udniu. Przys�a� Neda z pozdrowieniami i zapowiedzia�, �e po obiedzie przywiezie zam�wion� przez mam� berli�sk� we�n�. Taka wiadomo��! Co za rado��! Na pewno powie nam co� o tych tajemniczych m�odych m�czyznach. Pomy�l tylko! Admira� Haddock pojawi� si�, zanim jeszcze panie zd��y�y usi��� do herbaty. Mia� co prawda najni�szy z admiralskich stopni, zosta� emerytowany, zanim zdo�a� podnie�� sw� admiralsk� flag� i od tysi�c siedemset dziewi��dziesi�tego czwartego roku nie p�ywa�, lecz dla rodziny pani Williams by� najwy�szym autorytetem we wszelkich sprawach zwi�zanych z morzem i �eglug�. Bardzo go tu wszystkim brakowa�o od momentu, gdy w okolicy pojawi� si� kapitan Aubrey z Royal Navy, nowy dzier�awca Melbury Lodge � kolejny m�czyzna w sferze ich wp�yw�w. Problem polega� na tym, i� nic nikomu o owym panu nie by�o wiadomo, a do kawalera damy nie mog�y przecie� wybra� si� pierwsze z wizyt�. � Kochany admirale... Czy m�g�by pan nam co� powiedzie� o naszym nowym s�siedzie? � zagadn�a z przymilnym u�miechem gospodyni. Wcze�niej ostro�nie pochwali�a we�n� z Berlina, przez chwil� ogl�da�a j� bardzo dok�adnie, mru��c oczy i wydymaj�c wargi, a� wreszcie od�o�y�a motek na bok, uznaj�c, i� jako�� oraz kolor nie s� warte ��danej ceny. � Czy zna go pan mo�e? Ten d�entelmen jest kapitanem marynarki, zaj�� Melbury Lodge i nazywa si� podobno Aubrey... � Aubrey? Oczywi�cie. � Admira�, jak papuga, przesun�� koniuszkiem wyschni�tego j�zyka po spierzchni�tych wargach. � Wiem o nim wszystko. Nigdy go co prawda nie spotka�em, lecz pyta�em o niego koleg�w w klubie i przejrza�em �Navy List". To m�ody cz�owiek, pe�ni�cy obowi�zki dow�dcy okr�tu. � Czy to znaczy, �e on tylko udaje kapitana?! � zapyta�a wzburzona pani Williams, szczerze chc�c w to uwierzy�. � Ale� nie! � Admira� Haddock sprzeciwi� si� zniecierpliwiony. � W marynarce nazywamy wszystkich dow�dc�w okr�t�w kapitanami, chocia� formalnie nie wszyscy posiadaj� taki stopie�. Oficer staje si� prawdziwym kapitanem, pe�nym kapitanem, z chwil� obj�cia dow�dztwa okr�tu przynajmniej sz�stej klasy, o osiemdziesi�ciu dw�ch armatach lub, powiedzmy, fregaty z trzydziestoma dwoma dzia�ami. Dopiero zreszt� taka jednostka jest w pe�nym tego s�owa znaczeniu okr�tem... Tak to wygl�da, droga pani. � Teraz rozumiem � powiedzia�a pani Williams, kiwa