8395
Szczegóły |
Tytuł |
8395 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8395 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8395 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8395 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wac�aw Holewi�ski
Za p�no na modlitw�
2003
Nie, �mierci si� nie boje, ale czego� innego! Czego� co nieznane!
August Strinberg �Do Damaszku�
[t�um Zygmunt �anowski, Zak�ad Narodowy im. Ossoli�skich. Wroc�aw 1977]
1
Historia ta wyda�a mi si� pocz�tkowo ca�kiem banalna. Siedemnastego listopada, w �rod� mia�am dy�ur w izbie przyj��. �rodek tygodnia to w Pary�u nie jest czas, w kt�rym zdarza si� wiele tragicznych wypadk�w. Ale ko�o p�nocy przywieziono nieprzytomnego m�czyzn� z urazem czaszki. M�g� mie� r�wnie dobrze trzydzie�ci pi��, jak i czterdzie�ci pi�� lat. Jego stan by� stabilny. Ju� w karetce poddano go odpowiednim zabiegom, wi�c ca�a praca naszego zespo�u ograniczy�a si� do wypisania karty, porobienia prze�wietle�, pobie�nego obmycia pokrwawionej twarzy, zdania rzeczy do depozytu i odes�ania na sal� operacyjn�. M�czyzna, mimo przyci�gaj�cej uwag� urody, nie wzbudzi�by mojego zainteresowania, gdyby nie to, �e w jego portfelu nie znaleziono �adnych dokument�w. To by� rzadki przypadek w mojej praktyce lekarskiej. Zarejestrowali�my go jako NN. Mia� przy sobie trzysta euro, jakie� klucze, by� dosy� skromnie ubrany - zielona wojskowa kurtka, elegancka koszula, d�insy, zielono-czerwono-bia�y szalik, br�zowe p�buty. Znaleziono go gdzie� przy Le Rancy.
- Le�a� na ulicy, kto� mu nie�le da� w �eb - o�wiadczy� niem�ody, szpakowaty sanitariusz, kt�rego pocz�stowali�my kaw�. - Ale go nie okradli. Co to si� z lud�mi dzieje. Przecie� to nie jest facet, kt�ry m�g� kogo� zaczepia�.
Sta�ysta Laurent, Maroka�czyk, spakowa� wszystkie rzeczy NN do niedu�ego worka i zani�s� do przechowalni.
- Kto za niego zap�aci? - zapyta� po powrocie.
Wzruszy�am ramionami. Co mnie to obchodzi? Czyta�am now� powie�� Jana Louca Desaire�a. Nie lubi�am ksi��ek, w kt�rych przez trzy czwarte nie wiadomo, o co chodzi, ale m�j m�� Marius upar� si�, �e musz� j� przeczyta�, u�ywaj�c przy tym okre�le� zwalaj�cych z n�g - genialna, fantastyczna, odkrywcza. Klei�y mi si� oczy, ale brn�am strona za stron�. Tragedia. Nie mia�am zbyt dobrego zdania o wsp�czesnej literaturze francuskiej. Ale w tej dziedzinie nie by�am oczywi�cie najbardziej kompetentna.
Do sz�stej rano mieli�my jeszcze sze�ciu pacjent�w. �aden przypadek nie nale�a� do zajmuj�cych, ot, wyrostek robaczkowy, zranienie klatki piersiowej, dwu poobt�ukiwanych m�czyzn ze st�uczki i co� tam jeszcze.
Pod koniec dy�uru posz�am na g�r� zobaczy�, co si� dzieje z nieprzytomnym. By� ju� po operacji. Le�a� pod��czony do aparatury. Oddycha� spokojnie, wydawa�o si�, �e �pi.
- Co mu jest? - zapyta�am Chrisa, niewiele starszego ode mnie neurochirurga.
Pokr�ci� g�ow� i potar� kciukiem przekrwione lewe oko.
- Nie�le oberwa� jakim� t�pym narz�dziem. Musieli�my zrobi� trep�. - Z lubo�ci� pos�ugiwa� si� slangiem. - Pewnie z tego wyjdzie, ale kto wie kiedy? Na dodatek B�g jeden wie w jakim stanie.
Chris �artobliwie potarga� mi w�osy. By� delikatnym m�czyzn�, kt�ry od jakiego� czasu wyra�nie d��y� do zbli�enia ze mn�. Pech chcia�, �e zupe�nie nie by� w moim typie. Mia� zbyt d�ugie ramiona, wystaj�c� do przodu doln� szcz�k� i chyba troch� za ma�o lat.
- Um�wisz si� ze mn�, Anne Catherine, na obiad? - zapyta� bez nadziei w g�osie.
- Chris - pogrozi�am mu palcem - przecie� ja mam m�a i dziecko. Co ci przychodzi do g�owy?
Uni�s� r�ce w przepraszaj�cym ge�cie.
- Wiesz, nigdy nie zawadzi spr�bowa�.
Jecha�am Periferikiem przez centrum. Jaki� mato� zajecha� mi starym oplem drog�. Nawet nie w��czy� kierunkowskazu. Zacz�am tr�bi�. Facet przez otwart� szyb� pokaza� mi �rodkowy palec. Ty chuju obrz�polony, pomy�la�am, oby� nigdy nie trafi� w moje r�ce.
Marius i Nathalie jeszcze spali. Szybko umy�am z�by i wsun�am si� pod pled. By�o mi zimno. Przytuli�am si� do Mariusa. Przez sen zapyta�:
- Ju� jeste�? - Poca�owa� mnie w rami�. - Kt�ra godzina? Musz� ju� wstawa�?
- Nie, nie, �pij, jeszcze wcze�nie.
Ale zamiast spa�, zacz�� si� do mnie dobiera�. Lubi�am seks. Marius by� s�abym partnerem. Mia� w tym wzgl�dzie niezbyt du�e do�wiadczenie, ale przez lata zdo�ali�my si� do siebie jako� dopasowa�. Od czasu do czasu miewa�am co prawda, ju� w trakcie naszego ma��e�stwa, jakie� przelotne mi�ostki, ale �aden facet, no, mo�e z wyj�tkiem jednego lub dwu, nie by� specjalnie lepszy od niego. Dzisiaj by�am jednak zm�czona i jedyne, o czym marzy�am, to d�ugi g��boki sen.
- Daj spok�j... - Cmokn�am go. - Musz� odpocz��.
Jak przez mg�� dociera�o do mnie, �e wstaj�. Marius cichutko nastawi� radio, s�ucha� jakiej� lekkiej, przyjemnej muzyki tanecznej, za to Nathalie, szykuj�c si� do szko�y, za nic mia�a sobie m�j sen. Jedynym jej problemem by�y pojawiaj�ce si� od czasu do czasu na policzkach pryszcze. Przed dziewi�t� wyszli oboje.
�ni�o mi si�, �e jestem du�o starsza, �e sk�ra na twarzy ca�kiem mi obwis�a i �adne kremy na to nie pomaga�y. Po jakim� czasie ni st�d, ni zow�d pojawi� si� ten nieprzytomny. Co� do mnie gada�, ale nic nie rozumia�am. Pami�tam tylko, �e ba�am si�, �e zaraz umrze. M�wi� dziwnym j�zykiem, delikatnym, �piewnym. Obudzi�am si� przestraszona, zlana potem. Czy�by umar�?
Nie by�o jeszcze po�udnia. Nigdzie na szcz�cie nie musia�am si� �pieszy�. Mog�am pole�e� jeszcze z godzin�. Przymkn�am oczy, wci�� czu�am si� zm�czona. Jak si� ma trzydzie�ci sze�� lat, nie nale�y zarywa� nocy - pomy�la�am. P�niej przez ca�y dzie� chodz� jak struta.
Zabrz�cza� telefon. Niech�tnie podnios�am s�uchawk�. Dzwoni�a Madaleine, moja rok m�odsza przyjaci�ka.
- Wsta�a�? - zapyta�a i nie czekaj�c na odpowied�, wrzasn�a: - Do cholery, wreszcie mu to powiedzia�am, rozumiesz?
Madaleine od paru lat mia�a ochot� zostawi� swego m�a. Wiod�a przy nim dostatnie �ycie paso�yta. Greg by� adwokatem w renomowanej kancelarii. Nie zajmowa�o go nic pr�cz zarabiania pieni�dzy i osi�gania korzystnych wyrok�w. Moja przyjaci�ka trzeci rok z rz�du zarzeka�a si�, �e oznajmi mu to siedemnastego listopada, w dniu rocznicy ich �lubu.
- Ju� nie mog�am, rzyga�am nim. Powiedzia�am mu, �eby si� wynosi� i da� mi �wi�ty spok�j. Mnie i Marlen. I wiesz, co on na to?
- Madaleine, ledwie �yj�, mia�am w nocy dy�ur.
- Dobrze, dobrze. On zapyta�, czy mam innego faceta. I odetchn��, kiedy mu powiedzia�am, �e mam. �To dobrze - powiedzia� - nie b�dziesz sama". Chcia�am go zabi�. Od�o�y�am s�uchawk� i wyci�gn�am kabel z gniazdka.
2
Historia ta od samego pocz�tku nie miata dla mnie nic z bana�u. Ockn��em si� ze strasznym b�lem g�owy. By�a noc, ale pod sufitem �wieci�a ma�a lampka, daj�c niewiele �wiat�a, ot tyle, aby rozr�ni� kontury znajduj�cych si� w pomieszczeniu sprz�t�w. By�em pod��czony do aparatury monitoruj�cej stan mego zdrowia oraz kropl�wki, z kt�rej wolniutko, kropla za kropl�, s�czy�o si� we mnie �ycie. To musia� by� szpital. Z trudem mog�em podnie�� d�o�. Chyba j�cza�em, bo dochodzi� do mnie, jak zza szyby, jaki� charkot. A mo�e szum aparatury? Tylko dlaczego si� tu znalaz�em? W jaki spos�b? Co si� sta�o?
Chcia�o mi si� wymiotowa�. Nie mog�em nikogo wezwa� na pomoc. Z ust sp�ywa�a mi �lina. Si�� woli stara�em si� powstrzyma� wyciek, ale to nic nie dawa�o. Zacz��em rzyga�. Zabrak�o mi oddechu. Czu�em, �e za chwil� si� udusz�. Wymiociny przykrywa�y mi p� twarzy. Nagle wok� mnie zacz�� si� ruch, jaka� kobieta, trzymaj�c mnie za ramiona, lekko unios�a do g�ry moje bezw�adne cia�o, inna starannie wyciera�a mi usta lignin�. Co� do siebie m�wi�y. Nie zna�em j�zyka, kt�rym si� pos�ugiwa�y. Mo�e nie tak, rozr�nia�em poszczeg�lne s�owa, ale m�wi�y zbyt szybko, abym z�apa� sens. Gdzie ja jestem? Jakim� dziwnym trafem, zamiast u siebie, by�em w innym, obcym �wiecie. Na dodatek musia�em by� chory. Tylko gdzie jest to u siebie? Mo�e mia�em wypadek? Tak, na pewno jecha�em samochodem. Lubi�em szybk� jazd�. Jak si� nazywam, kim jestem, ile mam lat? Nie mog�em sobie niczego przypomnie�. Mia�em w g�owie kompletn� pustk�.
Pochyli� si� nade mn� m�czyzna, pewnie lekarz. Ma�� latark� zacz�� mi �wieci� w �renice.
Niech pan wy��czy latark�, powiedzia�em do siebie bezg�o�nie, to boli.
Przecie� �wiat�o nie boli. Ale mnie bola�o. Czu�em, jak warstwa za warstw�, tkanka za tkank� kurcz� si� pod wp�ywem wi�zki �wiat�a.
- Chce pan co� powiedzie�? - zapyta� lekarz, a ja o dziwo zrozumia�em. M�wi� bardzo powoli i wyra�nie. - Jak pan si� nazywa, pami�ta pan?
A wi�c oni te� nie wiedz�. Przecie� s� gdzie� moje dokumenty. A je�li nie? Przecie� nie zwariowa�em.
- Wiem, �e ma pan trudno�ci z m�wieniem. To za jaki� czas minie, prosz� si� nie przejmowa�. Na razie b�d� do pana m�wi� Gaston. Dobrze? Je�li pan zrozumia�, prosz� pomruga� powiekami.
Gaston, co to za imi�? Czyja go rozumiem? Czemu chce si� tak do mnie zwraca�? No dobrze, niech b�dzie. Dwa razy zamkn��em i otworzy�em oczy.
- No, widzi pan. Mamy jak�� ni� porozumienia - rozp�dzi� si� w tej przemowie i zaczyna� m�wi�, jak dla mnie, zbyt szybko. - Ja mam na imi� Marcel.
Nie chcia�o mi si� go s�ucha�, wymaga�o to ode mnie zbyt wielkiej koncentracji. Przymkn��em powieki.
- Chce pan spa�? Bardzo dobrze, niech pan �pi. Sen w pana przypadku jest najlepszym lekarstwem.
Nie chcia�o mi si� spa�, chcia�em tylko zosta� sam ze swoimi my�lami. Co� mi si� majaczy�o. Jaki� ma�y pok�j w domku nad morzem. Musia�a by� z�a pogoda, silny wiatr. Wyszli�my na zewn�trz, zamykaj�c furtk� na ma�� zasuwk�. Z kim wyszed�em? Pocz�tkowo widzia�em tylko plecy. Musia�o by� lato, s�o�ce mocno przypieka�o. Starsza kobieta ci�gn�a mnie za r�k�. Opiera�em si�. By�em tylko w kr�tkich spodenkach i klapkach. Moje r�ce pokrywa�y liszaje.
- Chc� loda! - wrzeszcza�em.
- Masz chore gard�o - odpowiada�a spokojnie kobieta. - Nie mo�esz je�� lod�w.
Chyba musia�em by� niespokojnym dzieckiem, bo nagle szarpn��em si�, wyrwa�em r�k� i pop�dzi�em w stron� morzu. Kobieta bieg�a za mn�, ale nie mog�a mnie dogoni�. Zanurzy�em si� w lodowatej wodzie. Musia�em dobrze p�ywa�, bo szybko oddala�em si� od brzegu. Widzia�em jakich� ludzi, kt�rzy co� do mnie krzyczeli. Po�o�y�em si� w wodzie na plecach. Czu�em przyjemne ko�ysanie. Od czasu do czasu zalewa�a mnie fala, ale nie by�o we mnie strachu. Kr��y�y nade mn� jakie� ptaki, pewnie rybitwy. Strasznie ha�asowa�y. Chcia�bym, pomy�la�em, lata� jak one. Po jakim� czasie zawr�ci�em, ale nie mia�em si�. Gwa�townie macha�em r�koma, lecz brzeg przybli�a� si� bardzo powoli.
Pochyla�y si� nade mn� jakie� twarze. Powoli otworzy�em oczy. Byli w niebieskich fartuchach. Wymieniali mi�dzy sob� uwagi. Kt�ry� dotkn�� mojej g�owy, poprawi� opatrunek, a p�niej zapisa� co� w karcie zdrowia. Po chwili odwr�cili si� jak na komend� i zacz�li dyskutowa� o stanie zdrowia pacjenta na s�siednim ��ku. To zwyk�y obch�d, pomy�la�em. Tylko sk�d ja to wiem? Musia�em by� ju� kiedy� w szpitalu. Chcia�bym zobaczy� swoj� twarz. Mo�e wtedy bym sobie co� przypomnia�?
Zn�w powr�ci�o do mnie morze. Szmaragdowe, grzywiaste. S�dzi�em, �e nie dop�yn� do brzegu, ale uda�o si�. Le�a�em, ci�ko dysz�c, na gor�cym piasku.
- Chcia�e� si� utopi�? Nie widzia�e� czarnej flagi?
To pewnie moja matka. Czy by�em do niej podobny? Szlocha�a.
- Co ja bym zrobi�a, gdyby� si� utopi�? Nie zastanawia ci� to? Ani troch�?
- Nie chcia�em si� utopi�.
- Wi�c czemu si� wyrwa�e�?
Wzruszy�em ramionami. Przecie� chcia�em �y�. Nic do niej nie mia�em. Nie rozumia�em �mierci.
Przypomnia�em sobie, jak kazano mi ca�owa� d�o� zmar�ej prababki. Zimn�, ��t� jak wosk. Le�a�a w otwartej trumnie, a babka kaza�a mi si� nad ni� pochyli�.
- Nie, nie! - krzycza�em.
Ale ona patrzy�a na mnie jak na wariata. To by�a jej matka, najbli�sza przecie� osoba. C� z tego, �e nie�ywa? Jak mog�em tego nie rozumie�? Wi�c poca�owa�em dla �wi�tego spokoju t� d�o�, a p�niej szybko odwr�ci�em si� i skry�em za kordonem �a�obnik�w.
Kiedy to by�o? Nie pami�tam. Najprostsze sprawy wymykaj� mi si� z r�k. Tak ju� kiedy� by�o. Po jakim� narkotyku. Patrzy�em z pi�tego pi�tra, od g�ry, b�d�c poza domem, na uliczny ruch i rozmawia�em z Panem Bogiem. Ale wtedy si� nie ba�em, �e zapomn� wszystko. Mia�em wok� ludzi, kt�rych poznawa�em bez trudu.
3
Przejrza�am si� w lustrze. Po k�pieli wygl�da�am du�o lepiej. Powinnam uty�, pomy�la�am. Tak ze dwa, trzy kilo; zaokr�gli�yby mi si� po�ladki. Ale og�lnie nie jest chyba �le. Dla ilu facet�w kobieta w moim wieku jest jeszcze atrakcyjna? Figur� wci�� mia�am ca�kiem, ca�kiem. Przejecha�am r�koma po swoich ma�ych piersiach. Od dziecka mia�am na ich punkcie kompleksy. Wszystkie kole�anki mia�y wi�ksze. Jako lekarz wiedzia�am, �e od czasu do czasu powinnam sprawdzi�, czy nie dzieje si� z nimi co� z�ego. Ale nie, wszystko by�o OK.
W�o�y�am d�ugi bawe�niany podkoszulek i ciep�e we�niane skarpety. Lubi�am chodzi� po mieszkaniu bez kapci. Ledwie w��czy�am telefon, natychmiast rozleg� si� d�wi�k dzwonka.
- Cze��, kochanie - us�ysza�am weso�y g�os Mariusa. - Wyobra� sobie, dostali�my zlecenie na projekt supernowoczesnej hali wystawienniczej, dwana�cie kilometr�w od Wersalu. Nie zgadniesz, kto jest inwestorem.
- Nawet nie pr�buj�.
- Niejaki Tibor Halaszi, W�gier z Pesztu.
Zna�am sentyment m�a do tego kraju. Z W�gier pochodzi�a jego babka, dziewi��dziesi�ciodwuletnia ju� pani, dla kt�rej Pary� nigdy nie by� stolic� �wiata. W jej pami�ci za tak� uchodzi� m�g� tylko przedwojenny Budapeszt, pe�en fantastycznych budowli, knajp, kabaret�w i u�miechni�tych ludzi. Marius nie zna� ani s�owa po w�giersku, nigdy te� nie odwiedzi� ojczyzny babki, ale uwielbia� opowie�ci staruszki.
- Du�o zarobisz? - zapyta�am, bo w gruncie rzeczy c� mnie mog�a obchodzi� jaka� hala, a Marius uchodzi� za architekta nie tylko zdolnego, ale i drogiego.
- Pewnie du�o, ale to nie ma znaczenia. Zobacz, jak ten �wiat si� zmienia. Kilka lat temu by�oby nie do pomy�lenia, �e by kto� zza �elaznej kurtyny u nas inwestowa�. I to takie pieni�dze. No, musz� ju� ko�czy�. Trzymaj si�, kochanie.
- Pa, pa - powiedzia�am i od�o�y�am s�uchawk�.
Zrobi�am sobie kaw� i nawet si� nie zastanawiaj�c, si�gn�am po krzy��wk� w �Le Figaro�.
Po kwadransie zn�w zabrz�cza� telefon. Po drugiej stronie us�ysza�am g�os Chrisa.
- Anne Catherine, pami�tasz tego klienta, kt�rego wczoraj operowali�my?
- Wszystkich wyrzuci�am z g�owy, ale tego pami�tam. Umar�?
- Wariatka, moi pacjenci nie umieraj�, s� w dobrych r�kach. Ma si�, jak na jego stan, ca�kiem dobrze. - Odczeka� chwil�, aby pobudzi� moj� ciekawo��. - No wi�c, jako lekarz przyjmuj�cy, musisz porozmawia� z policj�. Ten facet by� przecie� ofiar� napadu. Jest u mnie komisarz Ferrin. Dam mu s�uchawk�. Cze��.
- Dzie� dobry, pani doktor - us�ysza�am tubalny g�os, kt�ry �wiadczy�, �e rozmawiam z m�czyzn� nie najm�odszym, znudzonym w�asn� prac� i brakiem perspektyw.
- Dzie� dobry, panie komisarzu. W czym mog� pom�c?
- W zasadzie chyba w niczym, ale jest taki wym�g formalny, wi�c zapytam. Doktor Cambrin - to by�o nazwisko Chrisa - m�wi� mi, �e przy ofierze nie znaleziono �adnych dokument�w. Poniewa� pacjent ma trudno�ci z m�wieniem i ewidentnie cierpi na amnesia retrograda, nie mo�na z niego nic wydoby�. Ale mo�e pani zauwa�y�a jaki� szczeg�, kt�ry m�g�by nam pom�c w identyfikacji? Cokolwiek.
- Nie, komisarzu, chyba nie. Aha, na prawym barku ma male�ki kolorowy tatua� - przypomnia�am sobie. - Ale to chyba nie ma �adnego znaczenia, prawda? Niczego wi�cej nie zauwa�y�am.
- Faktycznie niewiele. Gdyby pani sobie co� jednak przypomnia�a, prosz� da� mi zna�. Zostawi� doktorowi Cambrinowi telefon, a za kilka dni, tak czy inaczej, pani� odwiedz�. Do widzenia, pani doktor.
Od�o�y�am s�uchawk�. Musia�am si� zbiera�. O czternastej by�am um�wiona z manikiurzystk�. Mia�am �adne d�onie i lubi�am o nie dba�.
Szybko si� ogarn�am i wybieg�am z mieszkania. W windzie spotka�am s�siada z g�ry.
- Popatrz, co za kretyni - wskaza� na wysprejowane lustro. - My�my walczyli - Jean Claud uwa�a� si� za weterana sze��dziesi�tego �smego roku - a oni potrafi� ju� tylko maza�.
Bez w�tpienia to musieli by� kretyni. Na lustrze pod sierpem i m�otem dopisano �mier� bur�ujom, niech �yje Mao. Zachwycaj�ce. Ciekawe, kim byli rodzice tych gnojk�w.
- Masz racj� - powiedzia�am. - Trzeba by ich la� na go�� dup�.
Moja manikiurzystka by�a Murzynk� z Gwadelupy. Geraldine mia�a dziewi�tna�cie lat i cztery lata starszego m�a, kt�ry od roku tkwi� w wi�zieniu za handel narkotykami. Lubi�a mi opowiada� i o nim, i o innych swoich facetach. Mog�abym si� od tej g�wniary sporo nauczy�. Darmowych korepetycji udziela�a zreszt� ka�demu, kto tylko zechcia� s�ucha�. Na powitanie pomacha�am jej r�k�.
- Przepraszam za sp�nienie, Geraldine, sta�am w korku - nak�ama�am. - Bierz si� szybciutko do roboty, bo za moment wraca ze szko�y Nathalie. I dzi� bez ch�op�w, b�agam, mam ich po dziurki w nosie.
- Anne Catherine - Murzynka spojrza�a na mnie kpi�co - czy�by� chcia�a spr�bowa� z kobiet�?
Roze�mia�am si�. Moja walcz�ca przyjaci�ka, Madaleine, zawsze twierdzi�a, �e gdyby mia�a zrobi� to z kobiet�, by�abym jedyn� kandydatk�. Geraldine chyba opacznie zrozumia�a m�j �miech, wi�c gwa�townie zaprzeczy�am.
- A mo�e potrzebujesz fajnego faceta? Mog� ci jakiego� podes�a�.
- Do��, Geraldine, do��. - Przestawa�o mnie to ju� �mieszy�. - �adnych facet�w, �adnych bab, nikogo!
Na po�egnanie poda�am jej banknot i pobieg�am do samochodu. Gruby policjant gapi� si� w szyb� mojej �le zaparkowanej corsy. Jeszcze tego brakowa�o, �eby wlepi� mi mandat.
- Co� nie w porz�dku? - zapyta�am.
- Nie, nie - odpowiedzia� i u�miechn�� si� do mnie. � Tylko niech pani wi�cej nie staje w tym miejscu. Inny glina nie b�dzie tak wyrozumia�y.
W domu Nathalie le�a�a w zab�oconych butach na kanapie. Bezmy�lnie gapi�a si� w sufit.
- Nudz� si� - oznajmi�a. - A poza tym jestem za gruba. Musz� zmieni� swoje �ycie.
Ten dzie� nie ni�s� ze sob� niczego dobrego.
4
Przejrza�em si� w lustrze, kt�re przynios�a mi piel�gniarka. Jakby wyczu�a moj� potrzeb� sprawdzenia wygl�du. Gdzie s� moje w�osy? By�em przera�ony. Spogl�da�a na mnie wygolona na zero, obca twarz. Twarz starego cz�owieka. Przez chwil� chcia�o mi si� p�aka�.
- Dzi� po�yje pan troch� na w�asny rachunek. - M�odziutka piel�gniarka od��czy�a kropl�wk� i spojrza�a pod wenflon. - Uuu - j�kn�a - robi si� panu stan zapalny.
Posmarowa�a sk�r� jak�� ma�ci�. Troch� piek�o, ale nie mia�o to znaczenia. Wci�� odczuwa�em ostry b�l g�owy. Ten wypadek, kt�ry mia�em, ciekawe, czy opr�cz mnie by�y inne ofiary. Je�li jecha�em samochodem i w kogo� uderzy�em... Nie daj Bo�e. Sam mo�esz cierpie�, gorzej, je�li kto� cierpi przez ciebie. Wci�� nie mog�em wydoby� z siebie s�owa. Pytanie, czy kiedykolwiek mog�em. Jakie kalectwo mo�e by� gorsze? Tylko �lepota. Tego bym pewnie nie zni�s�. Je�li nie b�d� m�g� m�wi�? Z tym da si� �y�. Pewnie zreszt�, przez tyle lat �ycia wszystko, co mia�em do powiedzenia, dawno powiedzia�em.
Ale przecie� rozmawia�em z matk�, a wi�c niegdy� by�o to mo�liwe.
Piel�gniarka poprawi�a mi poduszk�.
- Tak b�dzie lepiej - powiedzia�a.
Wcale nie by�o lepiej. Mia�em wra�enie, �e opieram g�ow� o twardy kamie�. Szew w pow�oczce by� jak metalowa szyna. Stara�em si� podci�gn�� do g�ry i oprze� na nim szyj�, ale nie mog�em, by�em strasznie s�aby.
Ten szpital przypomina wi�zienie, pomy�la�em. Tak samo ogranicza ruchy, tak samo brakuje w nim powietrza. Przed oczyma zobaczy�em wi�zienn� cel�. Mia�a tylko kilkana�cie, mo�e pi�tna�cie metr�w. Po obu stronach dwa rz�dy ��ek, po trzy do g�ry. Jacy� ludzie, w�r�d nich ja. Przecie� nie mog�em by� kryminalist�. Wi�c dlaczego tu jestem? Bez dwu s��w, to by�em ja. To prawda, m�odszy, du�o m�odszy. Jak si� tam znalaz�em? Szpakowaty m�czyzna - tak, tak, pami�tam, mia� na imi� Rysiek - m�wi� co� do drugiego, starszego. K��cili si�. Ten drugi, Wilczur, dosta� paczk� z domu i nie podzieli� si� jedzeniem.
- No powiedz - Rysiek wyra�nie zagadywa� do mnie � jak z takim chujem mo�na �y�? Sam wpierdoli wszystko, a od ka�dego potem we�mie.
Nie wiedzia�em, co odpowiedzie�. Nigdy nie lubi�em je��. To nie by� m�j problem. Pochyli�em si� nad ksi��k�. Opas�y tom Tibora Dery�ego. Widzia�em ksi��k� w zielonej obwolucie, ale nie mog�em rozpozna� ani tytu�u, ani liter na zadrukowanych kartkach. Jak mog�em j� czyta�?
- Rysiu, daj spok�j - poprosi�em. - W wi�zieniu nie da si� �y� z awantur� na g�owie.
Ale Wilczur te� by� agresywny. Wdrapa�em si� na najwy�sze ��ko, przykry�em si� z g�ow� cuchn�cym kocem. �mierdzia� papierosowym dymem. Zreszt�, wszyscy w celi palili, by�o szaro od dymu.
Wstydzi�em si�. W tym pomieszczeniu kibel by� ca�kiem ods�oni�ty. Kto� na nim siedzia� i pierdzia�. Nikt tego nie komentowa�. Wszyscy dyskretnie odwracali g�owy. Co z tego? Ja te� tam musia�em siada�. Nikomu nie mo�na by�o mie� tego za z�e. By�em upokorzony.
Kto� zajrza� do celi przez judasz. Zgrzytn�� klucz i otworzy�y si� drzwi. Ponury stra�nik w stalowoszarym mundurze sykn�� cicho, tak aby jego g�os nie wyszed� poza pomieszczenie:
- Przygotowa� si� do k�pieli.
Wi�niowie poderwali si� z takim animuszem, jakby szykowali si� do w�asnego wesela. Kto� szuka� szamponu, kto� inny kl�� wilgotny r�cznik.
�a�nia by�a wype�niona par�. Pod ka�dym prysznicem stali nadzy m�czy�ni. By�o ich bardzo wielu, mo�e ze stu. Przerzucali si� �artami.
- Popatrz, Plemnik m�g�by swoim fiutem chodniki zamiata� - szturchn�� mnie Rysio. - Ciekawe, jak on z t� swoj� Mary�k�...
Faktycznie, Plemnik mia� przyrodzenie, kt�rym m�g� imponowa� kolegom. Niby nikt na to nie zwraca� uwagi, ale ka�dy dyskretnie si� z nim por�wnywa�. A ta Mary�ka - kto mi to m�wi�, Magda Gulbinowicz, chyba tak - dobiera�a si� w Go�dapi do internowanych tam kobiet.
Co mi si� ko�acze w tej g�owie?
- Prosz� si� uspokoi�, niech pan nie krzyczy.
Sta�a nade mn� jaka� kobieta. Lekarka? Chyba tak. Mo�e nie pi�kna, ale dosy� �adna. Tylko dlaczego taka chuda? Wszystkie teraz takie. Moda. Jaki� wzorzec wykreowany przez telewizj�, aby inne wp�dza� w kompleksy. Po�o�y�a r�k� na mojej kurczowo zaci�ni�tej d�oni.
- Mam na imi� Anne Catherine, b�d� si� panem opiekowa�. - U�miechn�a si�, szeroko rozchylaj�c usta.
Nie mia�a g�rnej sz�stki. Pewnie nie zd��y�a jej jeszcze wstawi�. Moje z�by te� nie s� w najlepszym stanie, przypomnia�em sobie. Ale u kobiety znacz� wi�cej ni� u m�czyzny.
- Niech si� pan rozlu�ni - poprosi�a. - Teraz popatrz�, jak si� goi pana rana.
Delikatnie przejecha�a palcami po mojej g�owie. Poczu�em, jak przep�ywa do mnie jej energia. �adnie pachnia�a, musia�a u�ywa� dobrych perfum. Pochylona nade mn�, prawie zawadza�a niewielkim biustem o m�j nos. Przez rozchylony fartuch widzia�em zapinany od przodu czarny stanik. Rzadko miewa�em kobiety z ma�ymi piersiami. Uprzytomni�em sobie, �e faceci nie lubi� kobiet o ma�ych piersiach. To te� jaki� mit, ale tak ju� chyba jest. Nic nie poradzisz.
- Ma pan mocny organizm, za kilka dni wyci�gniemy szwy.
Wpisa�a co� do karty zdrowia.
- Przyjd� do pana po po�udniu. Teraz prosz� odpoczywa�.
Chcia�em co� powiedzie�, ale unios�em tylko r�k�. Musia�o wygl�da�, jakbym si� czego� ba�. Wzi�a moj� r�k� w swoje d�onie i przez chwil� patrzy�a mi prosto w oczy.
- Co my z panem zrobimy, biedaku? - zapyta�a. � Policja chcia�aby wiedzie�, kim pan jest, dyrekcja szpitala, kto za pana zap�aci, a ja, szczerze m�wi�c, chcia�abym z panem porozmawia�.
Delikatnie od�o�y�a moj� r�k� na kraw�d� ��ka, odwr�ci�a si� i wysz�a. Przez chwil� zastanawia�em si�, czy by�a tu rzeczywi�cie, czy tylko pojawi�a si� jako kolejne wspomnienie, kt�rego nie potrafi�em umiejscowi� w czasie.
5
- Co si� z tob� dzieje, Anne Catherine? - Marius patrzy� na mnie zdumiony.
- A co ma si� dzia�?
- Jeste� rozdra�niona, nie da si� z tob� normalnie rozmawia�, bez �adnego powodu wrzeszczysz na mnie i na Nathalie.
R�wnie dobrzej� mog�abym zapyta�, co dzieje si� z nimi. Mog�abym sprowokowa� kolejn� k��tni� i pokaza� im, jak bardzo brakuje mi w tej rodzinie normalno�ci. Mog�abym te� machn�� r�k� i nic nie odpowiada�. Jak zwykle wybra�am mniejsze z�o.
- Jestem jak nierozbrojona bomba. B�d� mia�a okres.
Tak, to by�o najprostsze. Marius wiedzia�, �e kiedy zbli�a�a si� miesi�czka, lepiej do mnie nie podchodzi�. Prawd� m�wi�c, ba� si� mnie wtedy bardziej ni� diabe� �wi�conej wody.
- Przepraszam - st�kn�� - nie wiedzia�em.
Coraz cz�ciej mia�am wra�enie, �e z moim m�em jest co� nie tak. Jakie to ma znaczenie, wiedzia�e�, nie wiedzia�e�. Wa�ne, �eby� umia� ze mn� rozmawia�, a nie przeprasza�. I �eby�my mieli o czym rozmawia�.
- Jad� do szpitala. Obiad macie w piekarniku. O szesnastej przyjdzie Weronika sprz�ta�. Zap�a� jej.
Wychodz�c, nawet go nie cmokn�am w policzek. Od wielu lat ju� si� nie ca�owali�my, ale przynajmniej na po�egnanie zawsze go przytula�am. Mia�am jeszcze sporo czasu, ale uciek�am z domu. Nie mog�am na nich patrze�. Byli do siebie podobni, zapatrzeni w siebie i nudni. Tak, powinnam zmusi� Nathalie do jakiego� wysi�ku. Poza pianinem, kt�rego nienawidzi�a, nie mia�a nic. Nie chcia�o jej si� uczy�, z klasy do klasy przechodzi�a z trudem. Marius pewnie j� jako� kocha�, ale nie potrafi� tego okaza�. Na dodatek nie by�a �adna. Trudno matce powiedzie� to o w�asnym dziecku, ale taka jest prawda. Mogliby�my z m�em bi� si� w piersi, �e nie dajemy jej szans na przysz�o��, �e praca zas�oni�a nam ca�y �wiat, tylko co z tego? Ani on, ani ja nie powinni�my byli mie� dziecka, zw�aszcza tak wcze�nie.
W pokoju lekarskim siedzieli Jacob i Lucien. Pili kaw�. Nie lubi�am obu. Jacob by� przem�drza�y i wydawa�o mu si�, �e ka�da kobieta, ledwie na niego spojrzy, ju� ma ochot� wle�� mu do ��ka. Blagier i bufon. Kiedy �ci�ga�am sukienk�, gapi� si� na mnie bezczelnie.
- Za trzy euro wi�cej zobaczysz w peep-show - nie odm�wi�am sobie odrobiny z�o�liwo�ci.
- Tu mam za darmo. - Zarechota� lubie�nie. - Nie wiem, co prawda, czy a� takie atrakcje jak w peep-show, ale i na ciebie czasami warto si� pogapi�.
- Cham - j�kn�am ze �zami w oczach.
Ch�tnie bym mu da�a w t� ko�sk� mord� z mocno wysuni�t� do przodu szcz�k�. Nawet zrobi�am krok w jego kierunku.
- Nie podskakuj, Anne Catherine, nie wygrasz ze mn� w s�ownych przepychankach. To nie jest twoja najmocniejsza strona. Lepiej le� ju� do pacjent�w.
To by�a rozs�dna rada. Zanim jednak wysz�am, zacz�� lubie�nie mlaska�. Chcia� mi jeszcze na koniec dokuczy�.
- Poca�uj mnie w nos, dupku.
Trzasn�am drzwiami. Zamiast, jak na ka�dym dy�urze, odwiedza� pacjent�w po kolei, pok�j za pokojem, posz�am do mojego NN. Le�a� z zamkni�tymi oczyma. Stan�am nad nim. Nagle, zupe�nie bez powodu, zacz�� krzycze�. To nie by�y konkretne s�owa. Krzycza� tak, jakby by�a to jaka� forma ekspresji, zaznaczenia, �e istnieje. Kurczowo zaciska� d�onie na obramowaniu ��ka. Zaciska� je tak mocno, �e a� biela�y mu kostki.
- Prosz� si� uspokoi�, niech pan nie krzyczy - poprosi�am.
Z t� wygolon� czaszk� wyda� mi si� starszy ni� wtedy, gdy przyjmowa�am go do szpitala. Otworzy� oczy. Du�e, piwne, otoczone nienaturalnie d�ugimi rz�sami. Zacz�� mi si� przygl�da�, taksowa� wzrokiem. Ale nie by�o w nim po��dania, raczej jaki� rodzaj naturalnej ciekawo�ci. Cho� za grosz nie mia�am pewno�ci, czy mnie rozumie, przedstawi�am si�. Taki mia�am zwyczaj, kiedy poznawa�am swoich pacjent�w. Odchyli�am opatrunek i popatrzy�am, jak goi si� rana. Ci�gn�cy si� przez ca�� g�ow� szew wygl�da� dosy� paskudnie, ale to wszystko. W�osy przykryj� blizn�, nie b�dzie nawet �ladu. Kto�, kto nie wie, nawet si� nie domy�li. Co� do niego powiedzia�am i ju� mia�am odej��, gdy niespodziewanie uni�s� r�k�, jakby chcia�, �ebym j� przytrzyma�a. Musia� si� czu� zagubiony i samotny. Zrobi�am to, czego lekarz w �adnym wypadku nie powinien czyni�. Wzi�am t� jego r�k� w swoje d�onie. Mia� delikatne r�ce, wyrazi�cie po-szatkowane niebieskimi �y�ami. Kim on jest?
- Wszystko b�dzie dobrze. Ch�tnie bym z panem porozmawia�a - powiedzia�am, wcale nie dlatego, �eby go pocieszy�.
Mia� inteligentn� twarz, w kt�rej co� zaczyna�o mnie fascynowa�. Nie wiedzia�am, jak to zdefiniowa�, ale wyda�o mi si�, �e rozmowa mog�aby zar�wno jemu, jak i mnie du�o da�. - Przyjd� do pana p�niej. - U�miechn�am si�, bo zda�am sobie spraw�, �e lekarz nie powinien mie� takich my�li. Zw�aszcza nadziei, �e rozmowa z pacjentem mo�e te� jemu pom�c.
Pod pi�tk� pani Devalua przywo�a�a mnie gwa�townym gestem. Poprosi�a o tabletki nasenne.
- Nie �pi� ju� trzeci tydzie�. Nie mam dok�d uciec przed tym koszmarem. Zr�bcie co� z tym - za��da�a. - Przecie� ja, za miast si� tu wyleczy�, za miesi�c b�d� trupem.
Pani Devalua by�a po resekcji jelita grubego. Mia�a bujn� wyobra�ni�. Na u�ytek pacjent�w i personelu tworzy�a nies�ychane historie, w kt�rych g��wne, nieodmiennie z�e role odgrywali jej c�rka, sopranistka z paryskiej opery, i syn, makler gie�dowy. Najwi�ksz� bol�czk� pacjentki by� brak towarzystwa, przed kt�rym mog�aby si� wy�ali� na swe pod�e dzieci.
- Zn�w dzi� nikogo u mnie nie by�o... - zacz�a, ale nie da�am jej sko�czy�.
- Przepisz� co� pani, ale musi pani wstawa� z ��ka. Najwa�niejszy jest ruch. Nie mo�na le�e� ca�y dzie�.
Przesz�am si� po innych salach, sprawdzi�am u piel�gniarek grafik lek�w i wr�ci�am do pokoju lekarzy. Na szcz�cie Jacob i Lucien ju� sobie poszli. Przy stoliku samotnie siedzia�a Jac�ulin, nasz anestezjolog.
- Cze�� - powiedzia�am oboj�tnie.
Jac�ulin, bez w�tpienia znakomity lekarz, by�a kiedy� moj� przyjaci�k�. Czas przesz�y jest o tyle uzasadniony, �e od prawie dwu lat praktycznie nie odzywamy si� do siebie. Kiedy� uzna�a, �e podrywam jej m�a, laboranta ze szpitala, i od tamtej pory traktuje mnie jak powietrze. Poniewa� nie by�am facetem zainteresowana nawet na jot�, najpierw budzi�o to m�j �miech, p�niej czu�am si� dotkni�ta, a na koniec dosz�am do wniosku, �e na g�upot� nie ma lekarstwa.
- Cze�� - odpowiedzia�a, nie podnosz�c g�owy znad �Figaro�.
�wiat to dziwna instytucja, pomy�la�am i po�o�y�am si� na kozetce. Chcia�o mi si� spa�.
6
- Co si� z tob� dzieje? - dolecia� do mnie g�os z s�siedniego ��ka.
Dobre pytanie. Gdybym wiedzia�, pewnie by mnie tu nie by�o. Na s�siednim ��ku le�a� m�ody m�czyzna z czarnym, niezwykle mocnym zarostem. Musia� si� dwa razy dziennie goli�, aby ods�oni� zapadni�te policzki.
Nie wiem, odpowiedzia�em w my�lach.
Gdybym zrobi� niewielki wysi�ek, prawdopodobnie zacz��bym m�wi�. Mia�em jednak dziwne przekonanie, �e im d�u�ej milcz�, tym lepiej dla mnie. W jaki� spos�b gra, kt�ra wcze�niej tak mnie niepokoi�a, teraz wyda�a mi si� zabawna. Kt�ry� z lekarzy powiedzia�, �e pami�� b�dzie mi stopniowo wraca�. I tak chyba by�o. Zacz��em sobie przypomina� szko�� �redni�. W pierwszej klasie, mia�em wtedy czterna�cie lat, pani socjolog robi�a ankiet� w�r�d dzieci z inteligenckich dom�w. Nie wiedzie� czemu tak wyselekcjonowanej grupie zadawa�a pytania o papierosy i seks. Z pierwszym pytaniem nie by�o oczywi�cie �adnego problemu. Kto nie popala� w tym wieku? Prawie wszyscy ju� pr�bowali. Za to z inicjacj� seksualn�... No, tu by� problem. Zw�aszcza �e pani by�a osob� m�od�, �adn� i w bardzo kr�tkiej sukience. A na dodatek ca�e te badania przeprowadza�a w gabinecie dyrektora, kt�ry nie wiedzie� czemu przyszed� do swojego pokoju w�a�nie wtedy, gdy mia�em odpowiada� na jej szczeg�owe pytania.
Chyba zacz��em zbyt wcze�nie, pomy�la�em. I �eby si� wykr�ci�, burkn��em co� zupe�nie bez sensu.
- No wi�c, wydaje ci si� czy jeste� pewien? - zapyta�a pani.
- Wydaje mi si� - st�kn��em.
- Czyli nie mia�e� dot�d stosunku?
Popatrzy�em na dyrektora. Stary pierdziel - musia� mie� wtedy tyle lat, co ja teraz - udawa�, �e szuka czego� w roz�o�onych na biurku papierach. Jak ja jej mia�em powiedzie� prawd�?
- Nie mia�em - odpowiedzia�em, cho� pierwsz� dziewczyn� zaliczy�em ju� jaki� czas temu.
- Aha - odpowiedzia�a kobieta i rozchyli�a nogi, a ja na widok jej r�owych majtek musia�em mocniej zacisn�� kolana. - Chcesz mi jeszcze co� powiedzie�? - zapyta�a z nadziej� w g�osie.
Ch�opak w moim wieku raczej w takiej sytuacji si� rumieni, ni� ma co� do powiedzenia. Ruchem g�owy wskaza�em na dyrektora.
- Nie, raczej nie.
Skin�a mi r�k�, dobrze zrozumia�a, co mam na my�li.
- Dobrze, chod� odprowadz� ci� do klasy.
Wyszli�my na pusty korytarz. Popatrzy�a mi prosto w oczy, ale si� nie odezwa�a. Czeka�a na m�j ruch.
- Wiesz - bezwiednie przeszed�em na ty - �e te wszystkie odpowiedzi s� nieprawdziwe?
- Wszystkie?
- No, te o seksie.
- Wi�c jednak mia�e� ju� dziewczyn�.
- A gdybym ciebie zapyta� o facet�w, odpowiesz prawdziwie?
Potarga�a mi czupryn� szeroko roz�o�onymi palcami. By�a troszk� ni�sz� ode mnie blondynk� o zielonkawych oczach. Jak ona mi si� w�wczas podoba�a. Pewnie gdyby zapyta�a, czy si� z ni� o�eni�, by�bym got�w podpisa� ka�dy cyrograf.
- Ksi��� - roze�mia�a si� - dla mnie to nie zabawa. Ja tu pracuj�.
- Co to za praca? A w og�le masz jakie� imi�?
- Mo�e by� Marta? - zapyta�a.
- Mo�e by�, czemu nie. Imi� takie sobie, ale skoro starzy takim ci� skrzywdzili... - stara�em si� by� ironiczny, ale ten rodzaj �artu chyba nie przypad� jej do gustu. - Um�wisz si� ze mn�? - By�em do tego stopnia bezczelny, �e nie widzia�em nic g�upiego w mojej propozycji. Pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
- Za to grozi prokurator.
- Za co? - zapyta�em z niedowierzaniem.
- Za deprawacj� nieletnich.
- Ja ju� jestem zdeprawowany - nie dawa�em za wygran�.
- Dzieciaku, co ja bym z tob� robi�a?
- Kupi�aby� mi czekolad� - odpar�em ze �miechem. Przyci�gn��em j� do siebie, poca�owa�em prosto w usta i nie odwracaj�c si�, pobieg�em do klasy.
Po lekcjach czeka�a na mnie przed szko��. By�a zima, a ona w swoim bia�ym ko�uszku przytupywa�a nogami w d�ugich kozakach.
- Odprowadzisz mnie? - zapyta�a.
- A chcesz?
Troch� si� kr�powa�em. Koledzy zacz�li gwizda� z uciechy.
- Gdzie� ty tak� dup� zarwa�? - J�dru� a� j�kn�� z zachwytu, kiedy zobaczy�, jak Marta bierze mnie pod rami�.
- Na wyprzeda�y - burkn��em.
Marta by�a na trzecim roku studi�w i przez kilka miesi�cy poddawa�a mnie swoim eksperymentom. Pech w tym, �e by�em oczytany nie mniej ni� ona. Co gorsza, podpatrzywszy podr�czniki, z kt�rych czerpa�a swoj� wiedz�, ju� na drugim spotkaniu przerzuca�em si� z ni� nazwiskami, kt�re, widzia�em to po jej minie, wp�dza�y j� w kompleksy.
Oczywi�cie, by�em zbyt m�ody, aby mog�a si� mn� chwali�. Wi�c to, co mi da�a, dawa�a jakby na zapleczu, z rado�ci�, ale bez zbytnich fajerwerk�w.
- 1 niczego sobie po mnie nie obiecuj - grozi�a mi palcem.
- O�eni� si� z tob�. Jeszcze kilka lat i zaci�gn� ci� do o�tarza - odgra�a�em si�, wychodz�c od niej z mieszkania.
- Za kilka lat to ja b�d� kilka lat przed emerytur�. � Marta mia�a zwyczaj ur�ga� stereotypom.
Wcale nie chcia�a wychodzi� za m��. Nie m�wi�, �e za mnie, w og�le nie chcia�a. Jak na szar� rzeczywisto��, w kt�rej w�wczas �yli�my, za wszelk� cen� stara�a si� �ama� konwenanse.
- Wyjad� do Indii, b�d� pomaga� biednym - marzy�a, ale bez w�tpienia wierzy�a w realizacj� swoich plan�w.
S�siad stan�� nade mn�.
- Czy ty, matole, w og�le rozumiesz, co si� do ciebie m�wi? - zapyta�. - Le�ysz jak k�oda ju� dwa tygodnie i poza tym j�czeniem nie wydajesz �adnego rozumnego d�wi�ku.
By� ma�y i mia� skolioz�. Choroba przekrzywi�a go na lew� stron�. Rodzice nie zadbali w dzieci�stwie, pomy�la�em. Ludzie okaleczeni cz�sto bywaj� z�o�liwi, ale je�li dasz im pretekst, potrafi� te� by� dobrzy i wyrozumiali. M�j s�siad nie dosta� jednak ode mnie �adnego sygna�u. Uszczypn�� mnie mocno w stop�.
- Ju� ja ci� wyprowadz� na ludzi - pogrozi� i wyszed� na korytarz.
7
�y� si� odechciewa. Ledwie wesz�am do mieszkania, wiedzia�am, �e sta�o si� co� niedobrego. Ca�a �azienka by�a zalana. Kurwa, pomy�la�am, dlaczego to si� zdarza zawsze, kiedy jestem sama? Tak naprawd� powinno si� tych skurwysyn�w z g�ry ukatrupi�. Z sufitu odpad� kawa� tynku, porozbryzgiwa� si� na ma�e kawa�ki, niszcz�c kafelki na pod�odze. Usiad�am bezradnie na sedesie. Zapali�am papierosa i zacz�am bezmy�lnie gapi� si� w lustro. Gdyby to by�o pierwszy raz, mo�na by machn�� r�k�, ale dwa, trzy razy do roku? Kto da rad� to wytrzyma�?
Nawet nie zamkn�am swoich drzwi. Gwa�townie zadzwoni�am do mieszkania Vuka i Fo�eta. Mieszkali razem od dwu lat. Otworzy� starszy, Foqet. Mia� na sobie tylko slipy i pali� �mierdz�ce cygaro. Na ow�osionym podbrzuszu wyra�nie odcina�a si� r�owa blizna po wyrostku.
- Jak si� masz, Anne Catherine? - zapyta� uprzejmie.
- Tak jak si� ma kobieta z oberwanym sufitem - j�kn�am.
- Co si� sta�o?
- Zn�w mnie zalali�cie.
- Niemo�liwe - powiedzia�, ale odwr�ci� si� i pobieg� do �azienki po Vuka.
Po chwili stali ju� przede mn� obaj. Vuk, m�ody jeszcze ch�opak, opatula� si� czerwonym szlafrokiem.
- Zasn��em w wannie - wysapa�. - Wybacz, Anne Catherine.
Chcia� mnie poca�owa� w policzek, ale usun�am si� na bok.
- Daj spok�j, Vuk - powiedzia�am. - Cha�upa mi si� wali na �eb, a tobie zbiera si� na czu�o�ci. Bierz raczej misk�, �cierk� i zabieraj si� do roboty.
Pos�usznie podrepta� za mn� pi�tro ni�ej.
- Usi�d� sobie, a ja wszystko posprz�tam - poprosi�. � Jutro przy�l� murarza, otynkuje, pomaluje, wszystko da si� naprawi�. No ju�, rozchmurz si�.
Nie mia�am si�y na u�miechy. Patrzy�am na tego m�odego m�czyzn� i zastanawia�am si�, czy jest szcz�liwy ze swoim partnerem. Nigdy przecie� nie b�d� mieli dzieci. Ale czy dzieci s� istot� szcz�cia, czy Nathalie sprawi�a, �e z rado�ci� wstawa�am ka�dego ranka? Przecie� tylko z jej powodu wzi�li�my �lub z Mariusem. Upar� si�, aby dziecko mia�o rodzic�w w zalegalizowanym zwi�zku.
Vuk i Fo�et byli aktywistami stowarzyszenia gej�w. Ani mnie zi�bili, ani grzali. Wa�ne, �e byli spokojnymi lud�mi. Gdyby jeszcze nas nie zalewali...
- P�jdziesz z nami na demonstracj�?
Nie mia�am poj�cia, o czym m�wi.
- Na jak� demonstracj�? - zapyta�am.
- W niedziel� na Polach. Pota�czymy - zach�ca� rado�nie, kr�c�c ty�kiem w rytm muzyki p�yn�cej z radia.
Pokr�ci�am g�ow�. W niedziel� mia�am nocny dy�ur. Zreszt� i tak nie chodz� na takie imprezy. Walczy� o innych przesta�am na studiach, teraz mia�am do�� w�asnych problem�w.
Vuk zebra� gruz do dwu wiader i poszed� z nimi do zsypu, a ja wzi�am si� do przegl�dania rachunk�w. Marius nigdy ich nie p�aci�, ale kiedy przychodzi�y ponaglenia, zawsze patrzy� na mnie z wyrzutem, jakby chcia� powiedzie�: no widzisz, zn�w nie dope�ni�a� swoich obowi�zk�w. Z drugiej strony, o co ja mia�am do niego pretensje? Nie ogl�da� si� za innymi babami, wydawa�o si�, �e wci�� jeszcze jestem dla niego t� jedyn�, wymarzon� partnerk�. Czasami nadu�ywa� alkoholu, ale nie prowadzi�o to do �adnych awantur. To fakt, jeszcze mniej ode mnie zajmowa� si� Nathalie, ale przez lata t�umaczy�am go nawa�em pracy, obowi�zk�w, konieczno�ci� zarabiania na dom.
Musia�am si� z kim� napi�. Podnios�am s�uchawk� i powoli wykr�ci�am numer Madaleine. Jakby czeka�a na telefon. Ju� po pierwszym dzwonku podnios�a s�uchawk�.
- A, to ty... - W jej g�osie wyczu�am zniecierpliwienie. - Czekam na telefon od Jake�a. Ale pewnie si� ju� nie doczekam. Mia� skurwiel dzwoni� dwie godziny temu.
Jake by� ostatni� zdobycz� Madaleine. Przystojniak z kas� i niez�ym fachem w r�ku. Robi� reklamy dla najmodniejszych firm odzie�owych. Mia� tylko jedn� wad�: lubi� kobiety, a Madaleine traktowa� jak my�liwy, kt�ry zamiast do nosoro�ca strzela ze sztucera do kr�lika.
- Napijesz si�? - zapyta�am.
- Czemu nie, niech go szlag trafi. Za kwadrans u Gwido, OK?
- Jak posprz�tasz, zatrza�nij drzwi. Musz� wyj�� - powiedzia�am do stoj�cego w drzwiach Vuka.
Madaleine cmokn�a mnie w policzek. Zam�wi�y�my po kieliszku calvadosu. Gwido zrobi� do mnie oko. Od lat bezskutecznie pr�bowa� mnie podrywa�.
- Ukatrupi�a� dzi� kogo�? - zapyta�, wydobywaj�c zdania jakby z �o��dka. Gwido mia� raka prze�yku, ale stara� si� bagatelizowa� chorob�, a klienci byli mu wdzi�czni, �e nie obarcza ich swoimi problemami.
- Ty, Gwido, zawsze potrafisz rozbawi� klienta � mrukn�a Madaleine i jednym haustem opr�ni�a kieliszek. - Jeszcze raz - pokaza�a na puste naczynie.
- Co z tym Jake�em? - wiedzia�am, �e moja przyjaci�ka czeka na to pytanie.
Wzruszy�a ramionami.
- Gdyby nie by�o mi z nim tak dobrze w ��ku, dawno bym go odes�a�a do czorta. Marzy�am, �eby mie� faceta, kt�ry b�dzie ze mn� chodzi� do teatru, na wystawy, z kt�rym b�d� dyskutowa� o ksi��kach i zobacz, trafi� mi si�... - Przez chwil� stara�a si� z�bami odgry�� odstaj�cy kawa�ek sk�ry na kciuku.
- Zostaw go, nic z tego nie b�dzie - poradzi�am. � Ka�da nowa kobieta b�dzie dla niego wa�niejsza od poprzedniej, daj sobie spok�j.
Prze�y�am kiedy� takiego Jake�a. Mia� na imi� Filip, podoba� si� wszystkim kobietom i rzadko kt�ra nie dawa�a si� nabra� na jego sztuczki. Prawie przez trzy miesi�ce s�dzi�am, �e jestem dla niego t� jedyn�, wybran�, ale kiedy zobaczy�am go w obj�ciach bez w�tpienia mniej atrakcyjnej ode mnie piel�gniarki z interny, mia�am dosy�. Nie odezwa�am si� do niego wi�cej ani s�owem. Po jakim� czasie us�ysza�am, �e ta piel�gniareczka z�apa�a syfa. Natychmiast zrobi�am badania, a czekaj�c na wyniki, o ma�o nie umar�am z przera�enia. Pan B�g strzeg�.
Opowiedzia�am Madaleine o Vuku i Fo�ecie.
- Nie lubi� peda��w. - Moja przyjaci�ka nie ukrywa�a swoich pogl�d�w. - Tego ich mizdrzenia si�, g�askania, ciumkania. Dla mnie facet to musi by� facet. Pe�ne spodnie, a jak jeszcze ma co� we �bie, to tym lepiej, cho� i bez tego potrafi� si� obej��.
- Daj spok�j, w czym ci przeszkadzaj�? Niech sobie �yj�.
- A czy ja m�wi�, �eby ich zabija�? Ale nie lubi� i ju�.
- Co u Grega? - zapyta�am, �eby zmieni� temat.
- U mamusi. Pewnie szcz�liwa, �e zn�w ma synusia pod skrzyde�kami. Kurwa, jak ja tego nienawidzi�am, Anne Catherine, nie masz poj�cia. Tych niedzielnych obiadk�w, podtykania mu wszystkiego pod nos, obchodzenia si� z nim jak z jajkiem. Pierdol�! - krzykn�a na ca�y g�os.
Gwido pogrozi� jej palcem, a Madaleine wykrzywi�a twarz, rozci�gaj�c palcami sk�r� na policzkach. Potrafili tak z Gwidonem �artowa� przez wiele minut, roz�mieszaj�c wszystkich klient�w.
- Musz� lecie�. Jak Marlen posiedzi sama w domu jeszcze godzin�, to nie b�d� mia�a do czego wraca�. � Madeleine dmuchn�a mi w twarz dymem ze �wie�o zapalonego papierosa. - Trzymaj si�, starociu - sykn�a i wybieg�a na ulic� szar� od deszczu.
Zanim dosz�am do domu, by�am mokra od st�p do g��w. Nie nadawa�am si� do niczego.
8
�y� si� odechciewa. Obudzi�em si� z potwornym b�lem g�owy. Jakkolwiek bym si� u�o�y�, wszystko na nic, po chwilowej uldze b�l powraca� ze zdwojon� si��. G�o�no j�cza�em. Piel�gniarka poda�a mi jaki� �rodek przeciwb�lowy. Zapad�em w ci�ki, m�cz�cy sen, z kt�rego, zdawa�o si�, po chwili wyrwa� mnie brz�czek kom�rki s�siada. Odwr�ci�em si� do niego ty�em i przymkn��em oczy. Wiedzia�em, gdzie jestem, wiedzia�em, �e za chwil� zabior� mnie na badania, ale w niczym nie chcia�em im pom�c. Jaki� czas temu, gdyby kto� mi powiedzia�, �e m�g�bym milcze� przez kilka tygodni, uzna�bym go za niespe�na rozumu. Ale ta gra wci�ga�a mnie jak wir wci�ga niedo�wiadczonego p�ywaka.
Ni z tego, ni z owego zobaczy�em swoje warszawskie mieszkanie. �rodek miasta, kamienica z prze�omu XIX i XX wieku, zewn�trzne �ciany z czerwonej ceg�y w kilku zaledwie procentach pokryte tynkiem, podw�rko przypominaj�ce studni�. Krajobraz jak po powstaniu. Klatka schodowa, na kt�rej Polanski bez �adnych adaptacji m�g�by nakr�ci� swego �Lokatora�. Wszed�em do pustego mieszkania. Korytarz by� tam tak d�ugi, �e mo�na by w nim urz�dza� wy�cigi rowerowe. By�o zimno, chcia�em si� napi�, ale nigdzie nie mog�em znale�� herbaty. �ykn��em ohydnej, mocno chlorowanej cieczy p�yn�cej z kranu. Przez lata nosili�my wod� do picia w plastikowych baniakach ze �r�de�ka. Us�ysza�em dzwonek domofonu.
- Wpu�cisz mnie?
Przez d�u�sz� chwil� zastanawia�em si�, sk�d znam g�os tej kobiety.
- Pewnie - powiedzia�em, cho� wci�� nie by�em pewien.
Stan�a w drzwiach, zarumieniona od mrozu. Obj��em j� ramieniem; u�miechn�a si�.
- Jak duch - powiedzia�a. - Przychodz� do ciebie jak duch. Po latach. Ale nie b�d� ci� straszy�. - Roze�mia�a si� i zacz�a zdejmowa� ko�uch.
- Mo�e by� ci zimno. Nie grzej� - wskaza�em na kaloryfery.
- Nie szkodzi - powiedzia�a.
- A wi�c wr�ci�a�?
Pokiwa�a g�ow�.
- Nie tylko wr�ci�am. Zostawi�am m�a, znalaz�am sobie nowego. Nawet rozw�d ko�cielny dosta�am.
Wprawnym ruchem rozsun�a suwak sk�rzanej torebki. Ca�� jej zawarto�� wyrzuci�a na stolik.
- O, mam - powiedzia�a. - Popatrz. To m�j synek.
Z fotografii u�miecha� si� kilkuletni brzd�c.
- Przydusili go podczas porodu. Nawet nie wiesz, ile musz� z nim pracowa�, �eby nie odbiega� poziomem od r�wie�nik�w. Dzie� w dzie�, miesi�c w miesi�c. Ale jest normalny - powiedzia�a z dum�.
- A poza tym? - zapyta�em.
Wiedzia�em, �e Lidka wr�ci�a do Polski z Australii. Nie mog�a tam �y�. M�wi�a, �e w tym gor�cym kraju wsz�dzie roi si� od robactwa. Kiedy wyje�d�a�a, nie dawa�o si� w Polsce �y�, kiedy wraca�a, komuni�ci byli ju� libera�ami, g�osili pochwa�� wolnego rynku i jeszcze obiecywali dobrobyt. I w og�le nie byli ju� komunistami.
- Pracuj� w senacie. Jedyny po�ytek z mojej emigracji to j�zyk. Przynajmniej tego si� nauczy�am.
- Dobrze ci tam?
Wzruszy�a ramionami. Wyj�a z w�os�w metalow� klamerk�. Na ramiona rozsypa�y si� jej jasne, b�yszcz�ce w�osy. Wprawnym ruchem zaplot�a je do g�ry.
- Taka ci si� podoba�am? - Nie czeka�a na potwierdzenie. - W jakiej pracy jest dobrze? Zarabiam jakie� grosze, ale jestem w�r�d ludzi. To te� jaki� walor.
Pozna�em j�, kiedy mieli�my po osiemna�cie lat. Czekaj�c na ni� pod szko��, udawa�em doros�ego. W knajpie o czekoladowej nazwie Bombonierka zamawia�em ohydny alba�ski koniak. Skr�ca� mnie do b�lu, rozcie�cza�em go jakim� sokiem, ale to nic nie pomaga�o.
- A ty? - zapyta�a.
- Ksi��ki pisz� - odpowiedzia�em z nadziej�, �e nie b�dzie pyta�, o czym te ksi��ki.
- M�dre?
To by�o w�a�ciwe pytanie. Lepsze, ni� si� mog�em spodziewa�. Tylko czy by�a na nie odpowied�.
- M�wi�, �e dobre, ale czy m�dre? Sam miewam w�tpliwo�ci.
- K�opoty z ego? Opozycjonista na emeryturze, cha, cha, cha - za�mia�a si�.
Kto� delikatnie szarpn�� mnie za rami�. Sta�a nade mn� ta lekarka. Pokaza�a na w�zek.
- Pojedziemy zrobi� prze�wietlenie. - Mia�a �adn� barw� g�osu. - No, niech si� pan u�miechnie, do�� tego ponuractwa.
Pos�usznie usiad�em w w�zku. Ciekawe, co to za obyczaj, wozi� pacjent�w, kt�rzy sami mog� chodzi�.
Powoli wsuni�to mnie do jakiej� rury. Mia�em klaustrofobiczne odruchy. G�owa zaczyna�a mi si� trz���, nie mog�em utrzyma� r�k wyci�gni�tych wzd�u� cia�a. Chcia�em wrzeszcze�, ale w tej tubie s�ycha� by�o tylko szum aparatu robi�cego zdj�cia ka�dej warstwy mego cia�a. By�o ciep�o a� do zaduchu. Poci�em si�. Ba�em si� i traci�em rachub� czasu.
- Ju� po wszystkim. - Anne Catherine obj�a mnie ramieniem i przez chwil� przytrzyma�a w pionie. - Za godzin� b�d� mog�a opowiedzie� histori� pa�skiego �ycia od pocz�cia a� do dzisiaj.
D�oni� wytar�em �ciekaj�c� z ust �lin�. Zobaczy�em, �e z kieszeni fartucha wystaje jej ksi��ka. Delikatnie, dwoma palcami unios�em j� do g�ry. Czyta�a Kunder�, praskiego modnisia. Ile lat min�o od czasu, kiedy po raz pierwszy si�gn��em po niego? W osiemdziesi�tym czwartym wydali�my �Ksi�g� �miechu i zapomnienia�. Dzi� mo�na si� z tego �mia�, ale wtedy za wydanie takiej ksi��ki sz�o si� do wi�zienia.
- Chce pan poczyta�?
Pokiwa�em g�ow�. �Eldentite� - nie zna�em tej ksi��ki. Mia�em jednak wra�enie, �e ka�da kolejna powie�� autora ��artu� jest coraz gorsza. Jakby wiedzia�, �e do Nobla brakuje mu zaledwie kilku krok�w i zamiast przej�� je spokojnie, p�dzi� nowym modelem ferrari na skr�ty. Ciekawe, co ona zrozumia�a z tej ksi��ki. Kiedy� wydawa�o si�, �e s� autorzy przypisani do okre�lonych regi