8060
Szczegóły |
Tytuł |
8060 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8060 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8060 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8060 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Themerson Stefan
Wyk�ady profesora Mama
Polecam wszystkim t� ksi��k�, bo jest zwarta, sugestywna, pe�na polotu i
przewrotnie zabawna. Nie mog� czytelnikowi obieca�, �e ca�y czas b�dzie p�ka� ze
�miechu, ale przyrzekam mu z�o�liw� przyjemno��, jak� daje przenikliwa analiza
absurdu.
nale�y do cenionego gatunku, kt�ry rozs�awi�y Podr�e Guliwera. Pozwalaj�c sobie
na zuchwa�o��, powiedzia�bym, �e ten rodzaj literatury wywodzi si� od Germanii
Tacyta. Pozwala� on autorom stwarza� m�dre i dzielne istoty, �yj�ce w jakim�
odleg�ym w czasie i przestrzeni miejscu, jak Mi-cromegas Woltera czy Utopia
Moore'a. My jednak, w naszym pozbawionym iluzji �wiecie, nie wierzymy ju� w
wizje utopist�w, a spo�eczno�ci, zrodzone z wyobra�ni pisarzy, reprezentuj� w
przejaskrawionej formie z�o, kt�re znamy z codziennego �ycia.
w swojej ksi��ce przedstawia spo�eczno�� termit�w i w b�yskotliwy spos�b usi�uje
pokaza�, jak odmienny musia�by wydawa� si� �wiat stworzeniom ich wielko�ci,
dysponuj�cym ich zmys�ami, gdyby by�y obdarzone cho�by niewielk� doz�
inteligencji, kt�rej posiadanie przypisujemy wy��cznie gatunkowi ludzkiemu. Jego
termity maj� zaledwie zacz�tki zmys�u wzroku i w sferze duchowej kieruj� si�
g��wnie w�chem. Gdy dzieje si� co� niespodziewanego, nazywaj� to
"niewyw�szalnym". oto stworzenia te zabieraj� si� do badania przedstawiciela
gatun-
5
ROZDZIA� PIERWSZY
w kt�rym
prof. Mmaa
rozpoczyna
wyk�ad
ku homo, kt�rego znajduj� na ziemi z kawa�kiem o�owiu w sercu. Nad pochodzeniem
tego o�owiu debatuj� naukowcy reprezentuj�cy r�ne szko�y. Po d�ugich badaniach
dochodz� do wniosku, �e homo wiedzie kr�tk� cz�� swej egzystencji w pozycji
wyprostowanej i �yje w �wietle - �wiat�o dla termit�w jest czym� obrzydliwym - a
po okresie sp�dzonym w pozycji wyprostowanej i w �wietle przyjmuje pozycj�
le��c� w ciemno�ci. Dla nich jest to najwspanialszy etap jego egzystencji, bo
jednostkowy, przyci�ki byt przechodzi w t�tni�cy �yciem �wiat miriad�w istnie�.
Naukowcy w �wiecie termit�w s� bardzo naukowi, mistycy - bardzo mistyczni,
faszy�ci - bardzo faszystowscy, a proletariusze - bardzo proletariaccy.
Pan Themerson ma okazj� zakpi� ze wszystkich razem i ka�dego osobno. Termity,
charakteryzuj�ce si� naukowym podej�ciem do �wiata, znajduj� okaz gatunku
ludzkiego, kt�ry le�y w rowie pijany w trupa, a �eby zbada� go dok�adniej,
po�eraj� jego ubranie. Gdy jest ju� kompletnie nagi, odzyskuje przytomno�� i ich
badania zostaj� przerwane.
Ksi��ka parodiuje tak wiele r�nych punkt�w widzenia, �e czytelnik nie mo�e si�
zorientowa�, kt�ry - je�li w og�le - cieszy si� aprobat� autora. I mo�e tak
w�a�nie ma by�.
Na �wiecie jest bowiem zbyt wielu ludzi, wyznaj�cych zbyt wiele pogl�d�w, a by�
mo�e prawdziwa m�dro�� zawiera si� w tym, �e im mniej �arliwie w co� wierzymy,
tym mniej krzywdy wyrz�dzamy innym. Dla tych, kt�rym bliski jest ten pogl�d,
b�dzie po�yteczn� ewangeli�.
Berttand Russel prze�o�y�a Magdalena S�ysz
WYK�AD PRGItS@RA MMAA
Szanowni S�uchacze! - rzek� prof. Mmaa i �wiat wyda� mu si� nagle prosty i
nieskomplikowany.
- �wiat wyda� mi si� nagle prosty i nieskomplikowany - powiedzia� prof. Mmaa. -
Zapewniam jednak Pa�stwa, �e to, czy wyda�o mi si� nagle tak, czy inaczej, nie
b�dzie mia�o wp�ywu ani na tre��, ani na form� mego wyk�adu, kt�rego przedmiot
jest skomplikowany i zagmatwany.
Moje wra�enia osobiste mog�yby si� sta� obiektem bada� psychologicznych, mog�yby
sta� si� tematem poematu albo kamieniem w�gielnym jakiej� filozofii. Na tej
katedrze jednak stoi przed Pa�stwem nie psycholog, nie poeta, nie filozof, lecz
obiektywny naukowiec, kt�ry w wywodach swoich opiera� si� ma nie na swych
osobistych wra�eniach, lecz na danych stwierdzonych z ca�� �cis�o�ci� naszych
metod naukowych.
Audytorium nie zdawa�o sobie sprawy, do czego prof. Mmaa zmierza. M�odzie� po
lewej stronie to szemra�a z zadowolenia, to ch�od�a. M�odzie� po prawej
zachowa�a nieufne milczenie. M�odzie� po prawej bowiem nie urobi�a sobie jeszcze
zdania o osobie prof. Mmaa, sk�d�e wi�c mog�a wiedzie�, czy trzeba mu bi� brawo,
czy gwizda�.
Bezstronny kronikarz tak�e nie potrafi stwierdzi� obiektywnie jaki by� prof.
Mmaa. Bezstronny kronikarz mo�e zanotowa� je dynie, �e prof. Mmaa mia� opini�
m�drego u tych, kt�rzy mieli opi nie nieg�upich u tych, kt�rzy mieli opini�
t�pak�w u tych, kt�rzy mieli opini� idiot�w u prof. Mmaa. Jednocze�nie jednak
mia� opini� fantasty u tych, kt�rzy mieli opini� postrzelonych u tych, kt�rzy
mieli opini� dziwak�w u tych, o kt�rych on sam twierdzi�, �e s� prawdziwymi
naukowcami.
8
Pozw�lcie mi Pa�stwo w tym wst�pie do mych wyk�ad�w -m�wi� dalej prof. Mmaa -
przytoczy� zdanie nast�puj�ce:
Poniewa� jestem ju� mniej m�ody, �atwiej mi oprze� si� pokusie dorzucenia cudu
wyimaginowanego do cudu rzeczywistego. Lata bowiem ucz� ka�dego TERMITA, �e
jedynie prawda jest cudowna".
Czy� subtelny w�ch Pa�stwa nie rozpoznaje w tym cytacie nie tylko �lad�w
inteligencji, ale i my�li naukowej ? A zmieni�em w nim jeden wyraz tylko. Ten,
kt�ry zast�pi�em wyrazem: TERMIT.
Szanowni Pa�stwo! Z ca�� powag� stwierdzam, �e zacytowane przeze mnie przed
chwil� zdanie nie wysz�o spod antenki �adnego z nas. Zdanie to wysz�o, prosz�
Pa�stwa, spod ko�czyny zwierz�cia, kt�rego gatunek jest w�a�nie przedmiotem
naszych bada�. Co wi�cej: jest ono ugryzkiem o wiele wi�kszej pracy, opisuj�cej
nas w�a�nie- nasz gatunek, nasze �ycie, nasze spo�ecze�stwo!
Prawda, �e roi si� ona od b��d�w, fa�sz�w, fantazji nieprawdopodobnych na nasz
temat. Czy� jednak nie jest dostatecznie pi�kne ju� to samo, �e wszystkie te
b��dy, fa�sze i fantazje zosta�y tak genialnie w czasie ostatniej naszej
ekspedycji naukowej po�arte i przet�umaczone przez naszego szanownego koleg�,
pana docenta Themerisa Stefensona?! Po�arte, powtarzam. Jak si� bowiem Pa�stwo
dowiecie, osobniki badane przez nas maj� zwyczaj rejestrowa� swe my�li nie w
swej substancji skojarzeniowej, nie WEWN�TRZ, lecz NA ZEWN�TRZ swej pow�oki
cielesnej, mianowicie na celulozie, kt�ra, dzi�ki pierwotniakom hodowanym w
abdomenach naszych mamek, jest przez nas, za ich po�rednictwem, doskonale
po�eralna. Zas�ug� pana doc. Stefensona jest, �e zastosowa� metod�
horyzontalnego po�erania napotkanych arkuszy celulozy przy r�wnoczesnym
notowaniu w pami�ci przeszk�d smakowych, znajduj�cych si� na obu powierzchniach
ka�dego arkusza.
Lecz czy warto - zapytacie Pa�stwo - czy warto po�wi�ca� tyle trudu i nara�a�
tylu pracownik�w naukowych na niestrawno�� po to, z�by odcyfrowa� szereg
"b��d�w, fa�sz�w i fantazji"? Warto! Je�li bowiem kto� wydaje sw� opini� o
przedmiocie, kt�ry znamy le-P^j, ni� on go zna, nie przedmiot opinii, ale osoba
opiniodawcy
9
staje si� o�rodkiem naszych zainteresowa�. Po�arta przez doc. Ste-fensona praca
opisuj�ca nas staje si� niewyczerpanym �r�d�em informacji nie o nas, lecz ojej
autorze, o homo. Taka jest wzgl�dno�� rzeczy tego �wiata.
S�owo "wzgl�dno��" zaniepokoi�o audytorium. By�o to niebezpieczne s�owo. Nikt
nie wiedzia� dok�adnie, co ono oznacza., ale ka�dy czu� doskonale, �e podwa�a
ustalone poj�cia i uznane autorytety. Czy�by i pogl�dy prof. Mmaa przesi�kni�te
by�y owym zapachem wzgl�dno�ci, tak zdradziecko ws�czonym w spo�ecze�stwo przez
prof. Alberta, pochodz�cego, jak wiadomo, z rodu kr�lowej Einfuss-Dreistein,
kt�ry to r�d straciwszy przed milionem lat swoje city, rozproszy� si� by� i
zamieszkiwa� osiedla obce, celebruj�c w nich swe w�asne rytualne kr�lowe
produkuj�ce nowe generacje. T� odwieczn� w�dr�wk�, brakiem dostatecznie zafikso-
wanych psychicznie uk�ad�w odniesienia t�umaczyli niekt�rzy �w relatywizm
cechuj�cy teori� prof. Alberta.
Nie nale�y si� wi�c dziwi�, �e niekt�rzy ze s�uchaczy z niepokojem zwracali
antenki w stron� robotnika-konstabla, kt�rego opancerzon� i naje�on� rogami
g�ow� mo�na by�o wyw�cha� w g��bi korytarza. Konstablowi nie wolno by�o
przekroczy� progu Akademii, ciesz�cej si� autonomi�, ale kt� m�g� wiedzie�, czy
nie dosta� on ju� rozkazu zatrzymywania s�uchaczy przy wyj�ciu i zrewidowania
ich zawarto�ci umys�owej. Rzecz by�aby gro�na, poniewa� zako�czy� si� mog�a
aresztem fizycznym lub, gorzej: ekonomicznym, przez odebranie robotnic-mamek,
zwanych popularnie bursami, czemu towarzyszy�a z regu�y �mier� g�odowa. Tote�
p�ochliwsi s�uchacze starali si� opu�ci� z wyk�adu prof. Mmaa te zdania, kt�re
wyda�y si� im ryzykowne, by nie zarejestrowa�y si� w ich pami�ci i by nie mog�y
skompromitowa� ich przy owej policyjnej rewizji poj��.
Nap�cznia�y wod� selcersk� robotnik-syfon zbli�y� si� do katedry i prof. Mmaa,
nacisn�wszy abdomen robotnika-syfona, od�wie�y� si� paroma haustami
orze�wiaj�cego napoju. A potem ci�gn�� dalej:
- O autorze celulozy owej, o nas traktuj�cej, a tak znakomicie przez doc.
Stefensona roz�artej, nic wi�cej powiedzie� Pa�stwu nie
10
potrafi�, poza tym, �e nale�y on do gatunku homo i �e nazywa si� albo Maurycy
Maeterlinck, je�li przyj�� tez� doc. Stefensona, dotycz�c� horyzontalnego
po�erania z lewa w prawo, albo te�: kcnilreteam ycyruam, je�li obstawa� b�dziemy
przy tezie doktora Nosnefetsa, kt�ry na podstawie innych celuloz, zwanych Tora,
Miszna i Gema-ra, twierdzi, �e powinno si� po�era� z prawa w lewo. Pomijam tu
pogl�d broniony przez dr� Siremehta, kt�ry powo�uj�c si� na po�arty przez siebie
arkusz, pochodz�cy z wydzielin larw mola bombyx mo-�, uwa�a, �e w�a�ciwy
kierunek po�erania prowadzi z g�ry w d�.
Na szcz�cie nie musimy rozstrzyga� tego skomplikowanego zagadnienia w tej
chwili, nazwisko Maeterlinck bowiem nie jest cech� charakterystyczn� ca�ego
gatunku homo, przeciwnie, nosi je skromna jedynie liczba osobnik�w. Aby rzecz t�
lepiej Pa�stwu wypachni�, przypomn�, �e w spo�ecze�stwie homo nie tylko kr�l i
kr�lowa, ale ka�dy osobnik, w zasadzie przynajmniej, posiada zdolno�� i prawo
produkowania potomstwa. St�d niezliczona liczba tzw. r o d � w, z kt�rych ka�dy
posiada swoje nazwisko, przechodz�ce z tzw. ojca na tzw. syna. Zmieniaj� si�
jedynie tzw. imiona, kt�re, za pomoc� jednego z trzech sposob�w nawilga-cania
cia�a, nadaje si� osobnikowi, aby, nasi�kni�ty w ten spos�b, m�g� odr�ni� si�
od innych osobnik�w. Ta metoda hygroakustycz-nej identyfikacji jest jednak
zapewne albo bardziej skomplikowana, ni� nam si� wydaje, albo te� bardzo
niedoskona�a, stwierdzono bowiem niezbicie, �e jedno i to samo imi� wmaczane
jest z regu�y nie w jednego, ale w wielu osobnik�w, nie b�d�cych ze sob� w
stanie pokrewie�stwa, lecz posiadaj�cych wsp�lnego tzw. p a t r o n a, patrona
nienamacalnego, kt�ry opiekuje si�, nie wiemy dobrze, w jaki spos�b, swoimi
imiennikami.
Wed�ug doc. Stefensona MAURYCY jest imieniem, MAETERLINCK za� nazwiskiem. Mo�na
wi�c wyobrazi� sobie dla przyk�adu tzw. dziada, nazywaj�cego si� ALBERT
MAETERLINCK, tzw. ojca, nazywanego MAURYCYM MAETERLINCKIEM, i tzw. syna, zw�cego
si� JAN MAETERLINCK.
Wed�ug dr� Nosnefetsa jednak, nawet je�eli przyjmiemy tez� po�erania z lewa w
prawo, MAURYCY jest nazwiskiem, MAETER-
11
LINCK za� imieniem. Dr Nosnefets twierdzi zatem, i� tzw. dziad mo�e si� nazywa�
FAJGENDUFT MAURYCY, tzw. ojciec: MAETERLINCK MAURYCY i tzw. s y n: ZAMOYSKI
HRABIA MAURYCY.
Prof. Mmaa przerwa�. Prof. Duch przywo�a� skinieniem g�owy pracownic� kategorii
pomocniczej: bibliografi�, wype�nion� alfabetycznym spisem pracownik�w
umys�owych, przechowuj�cych w swej pami�ci prace wszystkich pracownik�w
naukowych, jacy kiedykolwiek zajmowali si� mammiferologi�.
Nie taj�c zdenerwowania, prof. Duch obmacywa� j� d�ugo, niecierpliwymi,
ruchliwymi czu�kami szukaj�c numeru Egzemplarza, obarczonego pami�taniem pracy
doc. Stefensona.
A potem zwr�ci� si� do swego asystenta i wypachniawszy mu znaleziony numer,
kaza� go sprowadzi� natychmiast z biblioteki.
ROZDZIA� DRUGI
w kt�rym
zawarty jest dalszy ci�g
wyk�adu prof. Mmaa
o rodzaju homo
ftlip Nowaczy�ski
Zoologowie - rzek� prof. Mmaa - powo�uj�c si� na geolog�w oraz na pewne
wzmianki, skrz�tnie wyszukiwane w blakn�cej mimo wszystko z pokolenia na
pokolenie pami�ci naszych robotnik�w archiwalnych, twierdz�, i� co-najmniej sto
milion�w lat po nas pojawi� si� na ziemi �w rodzaj homo, kt�rego osobniki zwiemy
popularnie bezw�osymi ssakami mammiferes p�mates, czyli �ysymi Ma�pami.
Zaliczenie homo do ssak�w jest s�uszne, mimo �e nie posiada on P�ETW, w
przeciwie�stwie do ssak�w p�ywaj�cych (wieloryb�w i innych cetacea}; mimo �e nie
posiada SKRZYDE�, w przeciwie�stwie do ssak�w fruwaj�cych (nietoperzy, wampir�w
i innych chiioptera}; mimo �e nie jest CZWORONO�NY, w przeciwie�stwie do
wi�kszo�ci mammifer�w, ani CZWOROR�KI, w przeciwie�stwie do reszty p�mates.
Jedyna kwestia nie rozstrzygni�ta to, czy nale�y on dop�mates catanhiniens,
zwanych Ma�pami Starego �wiata, czy te� do p�mates platyiihiniens, zwanych
Ma�pami Nowego �wiata.
Je�li jednak termin mammifeies p�mates nie budzi �adnych zastrze�e�, to
zaprotestowa� nale�y przeciw przymiotnikowi: �ysy. Stwierdzono bowiem niezbicie,
�e ca�e cia�o zwierz�cia pokryte jest rodzajem g�stej i wysokiej murawy, w
kt�rej zaobserwowano istnienie pewnych pediculi hemiptera, karmi�cych si� krwi�,
wyssan� z homo. Nie uda�o si� dot�d zbada�, na czym polega symbioza tych dw�ch
stworze�. Homo przemilcza to zagadnienie, pediculi za� s� niestety po prostu
g�upie i wzi�te przez nas na spytki nic ciekawego powiedzie� o homo, poza tym,
�e si� drapie, nie umiej�.
Data pojawienia si� homo pod powierzchni� ziemi trudna jest do ustalenia przede
wszystkim dlatego, i� nie wiemy dobrze,
14
od jakiego punktu rozwoju tego gatunku mamy prawo nada� mu nazw� homo. Podczas
gdy jedni uczeni, zaliczaj�c homo do Wielkich Ma�p, umieszczaj� go g��boko w
epoce trzeciorz�dowej, inni nie chc� uzna� za pr�bk� w�a�ciwego homo nawet tych
resztek, kt�re znajdujemy wysoko w warstwie napowierzchniowej, pod jakimi�
trzystu milimetrami piasku, przykrytego prostok�tn� p�yt� z kamienia.
Je�li doda� do tego tez� pana Arczbiszopa Usshera, kt�ry powo�uj�c si� na
po�art� z prawa w lewo celuloz�, zwan� z lewa w prawo: GENESIS V, twierdzi, �e
wed�ug homo-kalendarza homo pojawi� si� na ziemi o godzinie 9 rano dnia 28
pa�dziernika 4004 roku A. CH. - to dopiero zarysuje si� przed nami rozmaito��
ocen, dawanych wiekowi tego mammifera.
Jedno jest pewne. To mianowicie, �e zgodnie z obliczeniami dr� Poudercka wiek
homo nie przekracza 10 000 pokole�, co jest chyba dostatecznie ma�o, aby m�c
nazwa� ca�� t� cywilizacj� nim-fio m�od�.
Je�li wolno mi sparafrazowa� s�owa Homo-maeterlincka, to powiem, �e jest ona
najm�odsza ze wszystkich, jakie znamy. Cho� dzika jeszcze, ponura i cz�sto
odpychaj�ca, z wielu punkt�w macania jest ona wy�sza nie tylko od cywilizacji
innych ssak�w, ale i od cywilizacji wielu hymenopter�w, od skrzydlatych, nad
ziemi� �yj�cych apiculamm i od naszych odwiecznych wrog�w, krwio�erczych i
barbarzy�skich foimicamm.
Na to nienawistne s�owo: formicarum, my�l�cy dot�d o czym� innym, Drugi Asystent
prof. Ducha otrze�wia� raptownie i nastawi� s�uch. Wiadomo by�o, �e Drugi
Asystent prof. Ducha nie ma poj�cia o naukach przyrodniczych, ale wiadomo by�o
tak�e, cho� nikt nie �mia�by powiedzie� tego otwarcie, �e za ten sw�j s�uch
w�a�nie posiada on dwie robotnice-mamki miesi�cznie.
S�owo formicae zbudzi�o jego czujno��. Poniewa� jednak przegapi� by� zdanie, w
kt�rym s�owo to by�o zawarte, wi�c tym baczniej nastawi� teraz swe antenki, aby
z nastroju audytorium zorientowa� si�, czy w tym, co m�wi� prof. Mmaa, nie by�o
rzeczy podejrzanych.
15
M�odzie� na prawicy falowa�a z zadowoleniem antenkami i to uspokoi�o Drugiego
asystenta prof. Ducha. Na m�odzie�y na prawicy mo�na by�o polega�. Lubi�a ona te
zwroty o nieprzejednanych, odwiecznych, tr�jmilionoletnich, barbarzy�skich
wrogach. Domaga�a si� nie tylko obrony przed napastliwymi grabie�cami, ale i
odwetu. ��da�a nie tylko powi�kszenia polimorficznej hodowli �o�nierzy o
opancerzonych g�owach, obdarzonych przepi�kn� atrofi� instynktu
samozachowawczego, co zwa�o si� kr�tko: po�wi�ceniem i pogard� �mierci; ��da�a
wi�cej, ��da�a stworzenia nowej polimorficznej metody hodowania takich
osobnik�w, kt�re by�yby zdolne do ataku. M�odzie� na prawicy bi�a brawo.
M�odzie� na lewicy natomiast trwa�a w k�opotliwym milczeniu. Wszyscy chyba,
kt�rym romantyzm materializmu nie odebra� poczucia rzeczywisto�ci, wiedzieli
doskonale, �e produkcja �o�nierzy i stymulacyjna wydzielina nienawi�ci do
formicae jest konieczno�ci�, je�eli nawet jest z�em. M�odzie� na lewicy zdawa�a
sobie spraw�, �e bez �o�nierzy nie mo�na obroni� cywilizacji wraz z jej z�ymi i
dobrymi stronami. W najgrubiej i najgenialniej skonstruowanym murze obronnym,
najmocniej scementowanym za pomoc� wydzielin trawiennych, b�d�cych krzykiem
najnowocze�niejszej me-tabolizy, ukaza� si� mo�e szczelina, kt�r�, dla obrony
przed czyhaj�cymi na t� okazj� foimicae, trzeba wype�ni� opancerzonymi g�owami
stra�y, nim robotnicy-murarze, po�wi�caj�c �ycie swych obro�c�w, nie zamuruj�
(za ich plecami) korytarzy prowadz�cych do centrum.
Z tego wszystkiego zdaje sobie dobrze spraw� m�odzie� skupiona po lewej stronie
audytorium i nikt, nawet najzagorzalszy pacyfista, nie zaryzykowa�by twierdzenia
przeciwnego, nawet gdyby to twierdzenie przeciwne nie grozi�o smutn�
konsekwencj� odebrania mamki.
A mimo to m�odzie� na lewicy zachowa�a milczenie. Z trzech powod�w:
Najwa�niejsze by�o to, �e m�odzie� na prawicy wyprzedzi�a j� swymi brawami i
oklaskiwanie sp�nione by�oby do��czeniem si�
16
do opinii prawicy, by�oby dzia�aniem nie dla dobra sprawy, ale na korzy��
przeciwnika.
Po drugie, m�odzie� na lewicy twierdzi�a, i� nale�y umie� zorganizowa� jak
najlepsz� obron�, nie podsycaj�c, nie rozpowszechniaj�c wewn�trznych sekrecji,
takich, jak nienawi��, nietolerancja etc., kt�re, raz ws�czone w spo�ecze�stwo,
staj� si� powodem tar� i nier�wno�ci w nim samym i doprowadzi� mog� do kl�ski
wewn�trznej, tak jak gor�czka, kt�ra mia�a broni� organizmu przed barbarzy�skimi
hordami mikrob�w, nie pohamowana w por� pastylk� aspiryny, wyprodukowanej w
genialnym chemio-abdomenie pana magistra Bayera, sama sta� si� mo�e morderc�
tego, czego mia�a broni�.
Po trzecie, m�odzie� po lewej stronie audytorium zdawa�a sobie spraw�, �e
powi�kszenie polimorficznej hodowli halabardnik�w, nie umiej�cych si�
samodzielnie od�ywia�, doprowadzi do dalszego wyciskania robotnic-mamek,
wywo�uj�c niezadowolenie w tej warstwie, kt�r� m�odzie� na lewicy uwa�a za swoj�
baz�; �e w nast�pstwie trzeba b�dzie powi�kszy� liczb� konstabli wewn�trznych,
kt�rzy tak�e nie umiej� od�ywia� si� sami, zmusz� wi�c znowu mamki do
zwi�kszonej pracy, a liczebniejsi ni� dot�d, jeszcze baczniejsz� b�d� mogli
uwag� zwraca� na m�odzie� skupion� na lewicy, kt�ra bardzo tego nie lubi.
I, w konkluzji, m�odzie� na lewicy dochodzi�a do wniosku, �e chocia� jej
przedstawiciele spod Wielkiej Kopu�y Centralnej powinni, ze wzgl�du na
patriotyczn� racj� stanu, sk�ada� sw� tkank� wyborcz� za najwy�szym bud�etem
Hodowli Halabardniczej, to jednak chwali� si� tymi rzeczami teraz i klaska� -
wcale nie nale�y.
Lewa wi�c strona audytorium pozostawa�a w spokoju, podczas gdy prawa strona bi�a
prof. Mmaa rz�siste brawa.
"C� za przedziwny, szczeg�lny wypadek teorii prawdopodobie�stwa!" - zastanowi�
si� prof. Mmaa. "Tych, kt�rzy reaguj� biciem brawa, od tych, kt�rzy nie reaguj�,
oddzieli� mo�na lini� prawie �e prost�! Zdrowy rozs�dek nigdy by mi nie pozwoli�
w to uwierzy�. Rzeczywisto�� jest jednak czym� wi�cej ni� zdrowy rozs�dek.
Rzeczywisto�� dopuszcza zbiegi okoliczno�ci, kt�re kto�, kto nie wie, �e nie ma
rzeczy niemo�liwych, �e wszystko jest tylko
17
mniej lub bardziej prawdopodobne, uwa�a� mo�e za cuda". Zako�czywszy w ten
spos�b sw� refleksj�, prof. Mmaa machni�ciem an-tenki uciszy� audytorium i
ci�gn�� dalej sw�j wyk�ad:
- Prace naukowe, jakie posiadamy o h o m o, nie s�, prosz� Pa�stwa, niestety,
tak bogate jak nasza literatura dotycz�ca innych ssak�w. Cho� przecie� homo jest
dosi�galny �atwo. �yje on tu� na powierzchni ziemi, a nawet umie zag��bia� si� w
ni� i czyni to przy pewnych okazjach, a z regu�y po �mierci. Jak to si� sta�o,
�e znamy go niedostatecznie? Odpowied� jest prosta. M�wi�em ju� Pa�stwu, �e
homo-cywilizacja jest nimfio m�oda. Homo jest najm�odszym ze znanych nam
stworze� i po prostu, prosz� Pa�stwa, nie mieli�my kiedy go zbada�.
A nasze metody naukowe wymagaj� czasu stosunkowo do�� d�ugiego. Na przyk�ad, aby
zbada�, w warunkach naturalnych, homo zamieszkuj�cego tzw. Galia Transalpina,
musieli�my, za pomoc� specjalnej metody polimorficznej, wyhodowa� nowy gatunek
uczonych, zwany licifugus, wytrzyma�ych na klimat p�nocny. Aby uczyni� ich
samowystarczalnymi, musieli�my doda� im odpowiednie mamki, halabardnik�w, par�
kr�lewsk� eto. i odtransportowa� ca�� t� nowa koloni� za po�rednictwem pewnego
drewnianego homo-statku fenickiego - za morze, gdzie za�o�yli�my stacje
do�wiadczalne. W ci�gu oko�o 2000 lat pokolenia uczonych lucifugus bada�y, m.
in., szybko�� poruszania si� homo po powierzchni ziemi. One to w�a�nie odkry�y,
i� homo potrafi zmienia� swe po�o�enie geograficzne za pomoc� hodowanych przez
siebie ssak�w, zwanych ko�mi, kt�re s� czym� w rodzaju olbrzymich, ci�kich,
niezgrabnych, czworono�nych pche�.
I oto nagle, ostatnio, okaza�o si�, �e uczonych badaj�cych owe homo-konie nale�y
przenie�� z dzia�u: PORUSZAME SI� HOMO do dzia�u: OD�YWIANIE SI� HOMO, a do
dzia�u: PORUSZAME SI� HOMO trzeba wyprodukowa� polimorficznie nowe pokolenia
uczonych, dostosowanych do badania nowych homo-koni, tzw. homo-koni
mechanicznych, kt�rych cia�a sk�adaj� si� ca�kowicie z tego materia�u, jakim
homo-konie tzw. Cezara i tzw. Napoleona by�y jedynie podkute.
18
Tak, prosz� Pa�stwa, cywilizacja homo si� zmienia i w �lad za jej zmianami
zmienia� si� musi technika naszych bada�. Na miejsce uczonych badaj�cych tzw.
HOMOMjKANEGOWKA-TAKUMBACH produkowa� musimy nowych uczonych przystosowanych do
badania HOMOMJKANEGONA�WIE�YMPOWIETRZU. Na miejsce uczonych, badaj�cych
HOMOWBIJAMiGONAPAL, produkowa� musimy polimorficznie nowe pokolenia uczonych,
przystosowanych do badania HOMOWKRECAMiGOWPASTRANSMISYJNY. Temat badany zmienia
si� szybciej ni� nasze metody badania. Badaj�c homo-cywilizacj�, musimy by�
przygotowani na to, �e odkryjemy prawa sprzeczne ze sob� i ze zdrowym
rozs�dkiem, a jednak zgodne z rzeczywisto�ci�. Ostatnio okaza�o si�, na
przyk�ad, �e racj� mieli uczeni starej szko�y, gdy twierdzili, �e homo zanurzony
w wodzie traci na wadze tyle, ile wa�y woda wypchni�ta przez homo-, lecz �e
racj� mieli r�wnie� uczeni szko�y p�niejszej dowodz�c, i� woda, w kt�rej
zanurza si� hom o, zyskuje na wadze tyle, ile wa�� wszystkie grzechy zanurzonego
w niej homo.
Najnowsze badania wykaza�y, �e owa rozmaito�� opinii, wydawanych w r�nych
czasach, wynika nie z b��d�w pope�nianych przez naszych uczonych, lecz z faktu,
i� temat ich bada�, owa homo-cywilizacja, jest czym� niesta�ym, czym�
podlegaj�cym prawom tzw. post�pu, czym� zmieniaj�cym si� jak najgwa�tow-niej,
nie tylko z pokolenia na pokolenie, ale, co najwa�niejsze, w tym samym pokoleniu
z roku na rok.
Myl� si� ci filozofowie, kt�rzy przypuszczaj�, i� to my tylko dostrzegamy coraz
to nowe strony tego samego, od pocz�tku skomplikowanego zjawiska. Mamy podstawy
do twierdzenia, �e zjawisko by�o proste i �e samo komplikuje si� coraz bardziej
w miar� up�ywu czasu. Rozprzestrzenienie si� pewnego p�nocnego gatunku A o m o
i towarzysz�ce mu, a po raz pierwszy w naszej stumi-lionoletniej historii
zanotowane fakty, takie jak rozsadzenie przy pomocy wybuchowej si�y chemicznej
naszych budowli napo-wierzchniowych, co zmusi�o pewne osiedla do porzucenia
pi�knej architektury wysokich kopc�w i ca�kowitego przeniesienia si� pod ziemi�,
jest chyba dostatecznym dowodem, �e zaczynaj� si� dzia�
19
obok nas rzeczy, o kt�rych musimy wiedzie� nie tylko z obowi�zku naukowego, ale
i z obowi�zku obywatelskiego.
Lada pokolenie homo-epidemia sta� si� mo�e gro�na, nie ty�. dla nas, ale dla
wszystkich hexapodes. Nie wiem, co s�dz� o tym| politycy, nauka jednak uwa�a, �e
je�li, w swej nienawi�ci jeden do drugiego, rozp�tamy now� wojn�, jedynym
zwyci�zc�, kt�ry zostanie na placu, okaza� si� mo�e: homo. "By� mo�e - je�li
wolno mi zacytowa� naszego spr�ystego Entranda Bussella - by� mo�e, �e z
kosmicznego punktu obw�chiwania nie ma czego �a�owa�; ja jednak, jako termit,
nie mog� powstrzyma� westchnienia nad moim w�asnym gatunkiem".
Ostatnie zdanie prof. Mmaa wyrzek� prawie z emfaz�. Pozwoli� sobie nawet uczyni�
po nim kr�tk�, lecz efektown� pauz�. Nim jednak s�uchacze zd��yli si�
zorientowa�, czy jest on za bud�etem ha-labardniczym, czy przeciw, prof. Mmaa
podni�s� wy�ej swe pi�kne, w�skie antenki i m�wi� dalej rzeczowym, spokojnym
g�osem naukowca:
- Za pierwszego ze wsp�czesnych mammiferolog�w uwa�a� nale�y nieod�a�owanego
Gineoka, kt�ry mia� sposobno�� studiowania homo w warunkach naturalnych.
Niestety, z�o�y�o si� tak nieszcz�liwie, �e zwierz�, jakim si� zajmowa�,
mianowicie niejaki Koenig, okaza�o si� entomologiem i zainteresowa�o si� naszym
uczonym tak samo, jak ten nim. Wsp�praca, kt�ra w zasadzie mog�a by� korzystna
dla stron obu, sko�czy�a si� nieszcz�liwie dla naszego mammiferologa, kt�ry
zgin�� bohatersk� �mierci� uczonego, rozgnieciony - nie uda�o si� nam
stwierdzi�, w jakim celu - jedn� z dw�ch st�p entomologa gatunku homo.
Na szcz�cie praca naszego uczonego nie posz�a na marne, poniewa� g�owa jego
zosta�a odszukana i zjedzona wraz z ca�� zawart� w niej wiedz� przez naszego
s�awnego Smeethterma, kt�ry wraz ze znakomitym Hagentermem jest prawdziw�
kr�low�-matk� nowoczesnej ju� nie tylko mammiferologii, ale antropologii.
Jak trudne jest obserwowanie tych zwierz�t w ich warunkach naturalnych,
zrozumiej� Pa�stwo, gdy powiem, �e dokonywa� ba-
20
da� trzeba od ZEWN�TRZ, a nie od WEWN�TRZ homo, wymiary za� poszczeg�lnych
organ�w zwierz�cia s� tak wielkie, �e obj�� ca�o�ci nie spos�b.
Gdyby trzydziestu nas stan�o jeden za drugim, antenk� w ab-domen,
otrzymaliby�my tzw. homo-d�ugo�� A lub homo-d�ugo�� B, zale�nie od tego, czy
stan�liby�my r�wnolegle do lewej czy do prawej stopy zwierz�cia. Gdyby�my
natomiast chcieli dor�wna� homo-osobnikowi w p�aszczy�nie pionowej, tysi�c nas
musia�oby stan��, przynajmniej teoretycznie, jeden za drugim. M�wi�:
teoretycznie, poniewa� w praktyce jest to niemo�liwe z dw�ch wzgl�d�w. Po
pierwsze, ten, kt�ry by by� na dole, zosta�by zgnieciony ci�arem 999 termit�w,
stoj�cych na jego thorarie, i w ten spos�b og�lna wysoko�� stale by si�
zmniejsza�a; po drugie za�, najdoskonalsi z naszych gimnastyk�w nie potrafiliby
w takiej figurze podo�a� prawom r�wnowagi.
Jest dla nas tajemnic�, jak homo rozwi�za� zagadnienie pierwsze. Dlaczego dolna,
naciskana ca�ym ci�arem osobnika, ho-mo-tkanka nie zostaje rozgnieciona i
dlaczego homo nie zapada si�, lecz przeciwnie, w pewnym okresie swego �ycia
nawet ro�nie. Jest dla nas tajemnic� r�wnie�, w jaki spos�b homo rozwi�zuje
zagadnienie utrzymywania si� wertykalnego, kt�re jest jedn� z cech najbardziej
dla� charakterystycznych.
Na horyzontalno�� bowiem homo zdobywa si� jedynie w wielkich chwilach swego
�ycia: po tzw. przyj�ciu na � w i a t, w czasie dziwnego stanu regeneracji
organizmu, kt�ra odbywa si� u niego co dob�, w czasie kopulacji oraz po �mierci.
�w nieprawdopodobny up�r, z jakim, poza wymienionymi okresami, homo trzyma si�
swej pozycji pionowej, ma w sobie co� niepokoj�cego. Nikomu jednak nie uda�o si�
dot�d odkry� mechanizmu utrzymuj�cego h o m o w jego r�wnowadze chwiejnej, cho�
homo-anatomia jest nam znana w najdrobniejszych szczeg�ach dzi�ki doskona�ym
pracom naszych prosekto-r�w, kt�rzy zajmowali si� tym tematem od samego
pojawienia si� homo poziomego pod powierzchni� ziemi.
Anatomii tej wszystkie szczeg�y znajd� Pa�stwo w setkach
21
Egzemplarzy zamieszkuj�cych nasz� Bibliotek� Akademick�. Po pobie�nym nawet z
nimi zetkni�ciu rzuca si� w powonienie, i� ma�o jest stworze�, kt�re by przyroda
po�ledniej uzbroi�a w ich walce o byt. Od przyrody homo nie tylko nie otrzyma�
pszczelego ��d�a ani chitynowego pancerza formicae, lecz i z�by jego zdaj� si�
zanika� coraz bardziej.
Od przyrody nie otrzyma� homo tak�e i skrzyde�. Pe�ne wagi s� wprawdzie
argumenty pewnych uczonych, kt�rzy twierdz�, i� nikt nigdy nie widzia� homo-
osobnika ze skrzyd�ami w�a�nie dlatego, �e homo-osobniki skrzydlate posiadaj�
skrzyd�a i �yj� w wymiarze nadpowierzchniowym. Rzeczywi�cie, by� mo�e, �e
osobniki takie istniej�, my jednak nic o nich nie wiemy i nie wiemy tak�e, czy
zaliczyliby�my je do rodzaju homo, gdyby�my co� o nich wiedzieli.
Ju� od d�u�szego czasu prof. Duch u�miecha� si� z�o�liwie. I gdy prof. Mmaa
zatrzyma� si� na chwil� po kropce, prof. Duch przywo�a� gestem swego Pierwszego
Asystenta i rzek� konfidencjonalnie:
- Czuj� w tym jak�� mistyfikacj�...
- Czy�by? - rzek� z szacunkiem Pierwszy Asystent prof. Ducha. A drugi Asystent
prof. Ducha zwr�ci� si� do Pierwszego Asystenta prof. Ducha i spyta� szybko:
- Czy s�dzi pan, panie kolego, �e ta "mistyfikacja" mo�e mie� jaki� zwi�zek z
ostatnimi zarz�dzeniami?
Lecz Pierwszy Asystent prof. Ducha, maj�c wyrobione zdanie o Drugim Asystencie
prof. Ducha, ofukn�� go niecierpliwym: "Niech mi pan kolega da spok�j!" - i
odwr�ci� si� do� abdomenem.
ROZDZIA� TRZECI
w kt�rym
porzucamy na chwil�
prof. Mmaa i jego wywody
aby zaj�� si� pewnymi sprawami
dnia powszedniego
Owe "ostatnie zarz�dzenia", o kt�rych wspomnia� Drugi Asystent prof. Ducha,
zas�uguj� mo�e na to, by bli�ej si� z nimi zapozna�.
Na najwy�szym pi�trze Osiedla; najdalej od bezpiecznej, swobodnej g��bi ziemi;
pi�� tysi�cy milimetr�w nad powierzchni�; w kazamatach, o kt�rych na sam� my�l
dreszcz wstrz�sa thoraxem i abdomen kurczy si� bole�nie; tam, gdzie skupia si�
ca�a g�sto�� truj�ca powietrza i gdzie nie dochodzi ju� ciep�o fermentuj�cych w
kotle centralnego ogrzewania �d�be� trawy; tam, gdzie stare, mi-lionoletnie mury
rozpalaj� si� od dnia rozkwitaj�cego w nieznanym i tajemniczym Nazewn�trz i
zi�bn� od nocy po�eraj�cej dzie�; w najpotworniejszych korytarzach, przez
kt�rych �ciany omal nie s�yszy si� nienawistnego brz�czenia apidorum,
sk�adaj�cych mi�d w zewn�trznych szczelinach mur�w; w zakamarkach, kt�rych k�t
ka�dy straszy ukazuj�cym si� nagle st�d czy stamt�d rozchybotanym powiewem,
kt�ry nieraz, wydaje si�, przynosi ze sob� przera�liwe, bezkszta�tne sylwety
zapachu formicae-, w tej, jednym s�owem, Pokrywie �wiata, w kt�rej ani jedna z
sze�ciu st�p szanuj�cej si� istoty, stworzonej na podobie�stwo Najg��bsze, nie
powinna posta�, je�li nie b�dzie ni� stopa archeolog�w, historyk�w czy turyst�w
zwiedzaj�cych zabytki mniej lub bardziej s�awnej przesz�o�ci; w tej, powtarzam,
Pokrywie Pokryw, w tej Kopule Kopu�, w tym Wierzchu Wierzch�w, w tym Czubku,
b�d�cym zaka�� naszych czas�w, w Czubku, kt�ry w imi� termitaryzmu dawno ju�
nale�a�o znie�� z nadg��bi ziemi - zamkni�tych zosta�o na podstawie ostatniego
zarz�dzenia pi��dziesi�t mamek.
Bezstronny kronikarz przyzna� musi, �e nie zosta�y one zamurowane. Zamurowywanie
znik�o bezpowrotnie od czasu, gdy (przed
24
dziesi�tkami pokole�) zbuntowane posp�lstwo si�� wywali�o w za-cementowanym
korytarzu przej�cie i uwolniwszy ledwo �yj�cego ju� skaza�ca, uczyni�o ze�
bohatera abdomenowego, kt�ry po doj�ciu do w�adzy zni�s� kar� zamurowywania z
kromk� celulozy, a wi�c kar� �mierci przez uduszenie, a ustanowi� o wiele mniej
brutaln� i bardziej termitanitarn� kar� zamorzania g�odem.
Mamki nie zosta�y zamurowane. W korytarzu jednak ustawiono wart� i nikt z
wi�ni�w nie �udzi� si� nadziej� przemkni�cia mi�dzy faluj�cymi bez przerwy
antenkami stra�nik�w i nikomu nawet na my�l nie przysz�a z g�ry na kl�sk�
skazana pokusa uderzenia w ich opancerzone �by.
S�u�ba wartownicza na Szczycie by�a nad wyraz m�cz�ca. Tote� stra�nicy zmieniali
si� do�� cz�sto. Z chwil�, gdy zmiana ukazywa�a si� w korytarzu, ci, kt�rzy sw�
prac� odrobili ju�, zbiegali spiesznie w d�, do ciep�a termosyfon�w i do swej
w�asnej skromnej mamki, kt�ra powinna ju� by�a mie� przygotowany obiad (albo
kolacj�) z celulozy strawionej na mi�kko przez protozoony hodowane w jej
kuchennym abdomenie.
Stra�nicy byli, jak og� abdomenowc�w zreszt�, �lepi, lecz na dodatek byli
jeszcze, jak og� funkcjonariuszy departamentu Spraw O�rodkowych - g�upi. Nie
znaczy to, i� pozbawieni byli ca�kowicie inteligencji, je�li s�owo inteligencja
obejmuje, jak chc� niekt�rzy psychotechnicy, tak zwan� zdolno�� "H M V" (czyli
zdolno�� poznawania G�osu Swego Pana) oraz tak zwan� zdolno��
"TAKJEESTPAANIEPORUCZNIIKU" (czyli zdolno�� reakcji na jego polecenia). Je�eli
u�yli�my s�owa "g�upi", to chcieli�my powiedzie� przez to tyle tylko, �e
zastanawianie si� nad tym, co czyni�, wydawanie s�d�w, wyci�gania wniosk�w i w
og�le pojedynkowanie si� z w�asnymi my�lami nie le�a�o w ich interesie.
Czasem jednak nawet interes w�asny okazuje si� hamulcem za s�abym, gdy chodzi o
pokus� wypaplania tego, co nazywa si� Tajemnic� S�u�bow�. Zw�aszcza gdy g��wna
atrakcja tego "w�asnego interesu": obiad, na kt�ry czeka�o si� w za zimnym czy w
za gor�cym korytarzu; obiad, do kt�rego spieszy�o si� tak bardzo - okazuje si�
kwa�ny i pachn�cy celuloz� �le strawion� przez protozoony naj-
25
n�dzniejszego abdomenu najchudszej ze wszystkich mamek. W takiej chwili
zrozumia�a jest reakcja zirytowanego funkcjonariusza kt�ry, nie mog�c ju� liczy�
ani na kropl� zupy wi�cej, mamk� swoj� w k�t odkopnie ze z�o�ci�, dodaj�c
zgry�liwie: "Tak� pierzyc� powinno si� zamkn�� razem z tymi pi��dziesi�cioma i
zamorzy�!"
Mamka nie odrzek�a nic. Nie by�a pierwszej m�odo�ci, przyzwyczai�a si�, nie
razi�o jej ju� to traktowanie, rozumia�a zreszt� jego w�a�ciwe przyczyny i
uznawa�a ich s�uszno��: obiad b y � kwa�ny i rzeczywi�cie pachnia� �le strawion�
celuloz� - lecz c� na to mog�a poradzi�?
Zakrz�tn�a si� szybko i �eby unikn�� dalszych awantur, wybieg�a w w�skie, kr�te
i odrapane korytarze przedmie�cia za swymi gospodarskimi sprawami.
Przed kas�, w kt�rej wyp�aci� jej miano nast�pn� racj� celulozy, czeka� musia�a
d�ugo wraz z innymi mamkami, kt�re, nie maj�c nic lepszego do roboty, zajmowa�y
si� plotkami. Nic dziwnego wi�c, �e kiedy Mamka funkcjonariusza b�kn�a o
zamkni�ciu pi��dziesi�ciu mamek, wiadomo�� ta roznios�a si� szeroko jak nie
pohamowana w por� ple��.
W�a�ciwie w�adze nie powinny by�y z wiadomo�ci tej czyni� tajemnicy. Je�li nie
wytoczono mamkom normalnego procesu (nie maj�c, by� mo�e, dostatecznych podstaw
prawnych), to jaki� inny charakter mog�o mie� owo skazanie, je�li nie charakter
represji i ostrze�enia? A c� warte jest ostrze�enie, je�li trzyma si� je w
tajemnicy? W tajemnicy, kt�ra nie ma na celu dzia�ania na wyobra�ni�, kt�ra nie
ma na celu stworzenia legendy okrutniejszej jeszcze od rzeczywisto�ci, wi�c nie
w tajemnicy obliczonej jako narz�dzie postrachu, lecz w tej zwyk�ej tajemnicy, o
kt�rej wszyscy wiedz�, �e pochodzi z obawy przed reakcj� posp�lstwa. Owo
wykonanie represji, ale trzymanie ich w tajemnicy, wydawa�o si� jeszcze jednym z
wielu dowod�w s�abo�ci Macek Rz�dz�cych.
Tak, wsz�dzie, we wszystkich korytarzach, na wszystkich pi�trach dawa�o si�
s�ysze� wzbieraj�c� t�sknot� za rz�dem Silnych Anten. Wszystko ju� jedno za
jakim. Jakikolwiek, lecz obdarzony si��, by�by lepszy od tej chwiejno�ci
dzisiejszej, od tej niezdecydo-
26
wartej gadulskiej s�abo�ci, b�d�cej �r�d�em wszelkich nieszcz��. I nie tylko
wy�si funkcjonariusze, i nie tylko wi�kszo�� audytori�w, ale i owo tzw.
posp�lstwo - znaj�ce dobrze warto�� dyny, czyli tej si�y, kt�r� trzeba zu�y� dla
nadania masie o wielko�ci jednego grama przyspieszenia jednego centymetra na
sekund� w ka�dej sekundzie; czyli tej si�y, kt�ra wymaga pracy jednego erga na
ka�dy centymetr - ono tak�e wola�oby Si��, jak�kolwiek, lecz Si��, w kt�r�
potrafi�oby wierzy� i za kt�r� umia�oby odda� �ycie.
Uwaga Drugiego Asystenta prof. Ducha o "ostatnich zarz�dzeniach" zaprowadzi�a
nas na manowce, w kt�re wle�� �atwo, ale z kt�rych wydosta� si� tym trudniej, im
bli�ej jeste�my prawdy. Nie dlatego, by prawda by�a no n imprimatur, lecz
dlatego, i� prawdy nie ma, poniewa�, jak to odkry� przed paru pokoleniami
niejaki Chegel, prawd� jest, �e prawdy nie ma, ale si� staje. Kto przypomina
sobie bli�ej stosunki panuj�ce w Osiedlu w owych czasach, zorientuje si� od
razu, jakie skutki poci�gn�� za sob� musia�o takie twierdzenie. Wynika�o z niego
przecie� niedwuznacznie, �e je�li prawda, to i rzeczywisto��, i wiara, i idea�y,
administracja i wszelkie instytucje nie s� absolutne, nie s� ostateczne, a
jedynie staj� si�. Nie ma kr�lowej, sk�adaj�cej jaja, kr�lowa staje si�. Nie ma
abdomenowc�w, mamek, halabardnik�w - wszyscy oni staj� si�. Nie ma obiad�w ze
strawionej celulozy, obiady ze strawionej celulozy staj� si�. Staj� si� dzi�ki
tym, kt�rzy je tworz�, a wi�c mog� by� zmienione przez tych, kt�rzy je tworz�. I
nagle antenki g�owy spo�ecze�stwa zatrzepota�y niespokojnie, thorax zadr�a� na
swych nogach thoraxycznych i, w owym rozbiciu absolutu, jedynie abdomen poczu�
pod stopami rodzaj absolutnego oparcia.
Komu� z innego �wiata wyda� si� mo�e dziwne, �e pewna spekulacja metafizyczna,
�e pewna kombinacja s��w nie oznaczaj�cych niczego konkretnego, a wymy�lonych,
mog�a mie� wp�yw na materialne zachowanie si� owych hexapoda. Kto� z innego
�wiata powinien dowiedzie� si� zatem, �e mieszka�cy Osiedla hodowali w swych
g�owach, thoraxach i abdomenach pewne kolonie bakterii zwanych - s�usznie czy
nie - bakteriami sumienia, kt�re kaza�y im racjonalizowa� ich czyny, czyli
wymy�la� przyczyny po dokonaniu
27
l
fakt�w. Gdzie za� lepiej znale�� mo�na wyt�umaczenie swych czyn�w, je�li nie w
kombinacjach s��w, tworz�cych takie czy inne rozgrzeszaj�ce filozofie.
�adne cyfry fizyki poradzi� nic nie mog�y na owe bakterie, wiecznie g�odne
absolutu s��w metafizycznych. Skoro jednak metafizyk sam podwa�y absolutno��
absolut�w, metaforyczna g�owa i thorax spo�ecze�stwa, kt�rym to si� wyda
niewygodne, b�d� w niepokoju odrzuca� jego teori�, abdomen za�, kt�ry zobaczy w
niej korzy�ci dla siebie, uczyni sobie Absolut ze Wzgl�dno�ci.
Tak, mieszka�com Osiedla trudno jest si� pozby� swych paso�yt�w wewn�trznych i
po prostu tylko � y � i walczy� o byt. Je�li kto� z innego �wiata zechce nazwa�
owe wewn�trzne bakterie bakteriami nie sumienia, lecz hipokryzji, bezstronny
kronikarz nic na to poradzi� nie potrafi.
Dla osobnik�w dobrej woli, rozwa�aj�cych wszystkie te zagadnienia, jedna rzecz
nie ulega�a w�tpliwo�ci od dawna. Ta mianowicie, i� co� szwankuje w produkcji
nowych pokole�. Jedni zwalali win� na niedoskona�o�� spermy kr�lewskiej, inni
oskar�ali kr�low� o "nonszalancj�", jedni obwiniali ginekolog�w, inni
nauczycieli karmi�cych larwy, lecz po czyjejkolwiek stronie le�a�aby racja, fakt
pozostawa� faktem i odsetek odchyle� od typu standardowego by� w ka�dej serii
poka�ny. Nie tak rzadkim zjawiskiem okazywa� si� rycerz z resztkami instynktu
ucieczki, ma� stanu opatrzony strzykawk� ginekologa, nie by�o godziny, w kt�rej
nie wydarzy�by si� wypadek przyj�cia na �wiat nauczyciela o specjalnie
ograniczonym horyzoncie umys�owym ni�szego konstabla, nie by�o kwadransa, by nie
zjawi� si� abdomenowiec czy mamka o wielop�aszczyznowych oczkach, nie b�d�cych w
zupe�nym zaniku.
Jedni twierdzili, �e to te osobniki niestuprocentowe winne s� wszystkich
nieszcz�� cywilizacji, inni jednak, nie bez pewnej dozy s�uszno�ci, obstawali
przy paradoksie, �e post�p cywilizacji i c h w�a�nie jest dzie�em.
Wytworzy� si� nawet pewien rodzaj snobizmu, ba! - pewien kult osobnik�w nie-"ef-
ef"; kadzono im zio�ami pochlebstw, otwierano przed nimi salony o wylustrowanych
posadzkach i zdarza�o
28
si�, �e to oni w�a�nie osi�gali najdostojniejsze zaszczyty, urz�dy, apartamenta,
nie wy��czaj�c tych, kt�re s�siadowa�y z sypialni� kr�lowej. C�, mo�na by�o
s�ysze� g�osy, �e to oni w�a�nie s� najdoskonalszymi istotami, �e to oni jedynie
umiej� kosztowa� smak prawdziwego �ycia, jak gdyby w og�le wiadomo by�o, co to
jest takiego �w smak prawdziwego �ycia.
S�awni byli i modni i cieszyli si� powodzeniem historycy, kt�rzy twierdzili, i�
w czasach przedmilionoletnich nie istnia�a standaryzacja typ�w i cho� znane nam
dzisiaj cechy by�y w�wczas mniej doskona�e, mniej specyficzne, to jednak
posiada� je na og� wszystkie, cho� w r�nych proporcjach, ka�dy osobnik, co
czyni�o go wszechstronniejszym, bogatszym w prze�ycia wewn�trzne, bardziej
samowystarczalnym i - co za tym idzie - szcz�liwszym. Dosz�o do tego, i�
zagadnienie tak niewa�ne i wulgarne, jak zagadnienie szcz�cia, zosta�o
postawione prawie oficjalnie i kiedy pewna akademia prowincjonalna og�osi�a
konkurs na prac� pt. Czy rozw�j cywilizacji czyni jednostk� szcz�liwsz�,
niejaki Jan Jakub Rudzielec odpowiedzia� po prostu: "ME!" - i zosta� przyj�ty
brawami. O�mielony tym powodzeniem zacz�� g�osi� ni mniej, ni wi�cej tylko
powr�t do natury, czyli - przyjmuj�c jego w�asn� definicj� "natury" - powr�t do
fikcji, kt�ra, by� mo�e, w og�le nie istnia�a i prawdopodobnie nie b�dzie
istnia�a nigdy. On to tak�e, zdaj�c sobie spraw�, i� idealn� podstaw� prawa
politycznego mo�e by� jedynie fikcja, g�osi� jedynie zasad� przymusowego
zawierania dobrowolnych um�w pomi�dzy osobnikami i Osiedlem. Co najdziwniejsze,
nie zosta� za to wszystko ani zamurowany, ani zamorzony g�odem. Przeciwnie,
najlepsze towarzystwa bi�y si� ze sob� o to, by przyjmowa� go w swoich salonach,
walczy�y o honor cz�stowania go nektarem wyci�ni�tym z w�asnego abdomenu, jednym
s�owem - przyjmowano go jak kr�la. Nic wi�c dziwnego, �e musia�y wybuchn��
rozruchy, kt�rych ofiar� sta� si� kr�l prawdziwy.
Zieleniarze i doktorzy ��dali kontrakt�w Rudzielcowych, abdo-menowcy ��dali
prawa lizania d�br przetrawionych w ich w�asnych abdomenach, a wszyscy ��dali
zr�wnania w �wietle.
Przy czym, podczas gdy jedni domagali si� zr�wnania in plus,
29
czyli jednolitej metody polimorficznej, zapewniaj�cej wszystkim larwom
ukszta�towanie si� owych wyrostk�w robaczkowych, zwanych oczkami - inni
obstawali przy zr�wnaniu i n minus i byli za o�lepieniem osobnik�w nosz�cych
oczka, nie bez s�uszno�ci dowodz�c przy tym, jakie niebezpiecze�stwo poci�gn��
mo�e za sob� powszechne i dobrowolne nara�anie si� demonowi i rozpu�cie
heliotropizmu.
Sko�czy�o si� to wszystko w ten spos�b, �e ustalono w obecno�ci i pod auspicjami
Istoty Najg��bszej, i� nier�wno�ci nie wynikaj� z prawdy absolutnej i �e
r�wno��, jaka teraz nastanie, tak�e nie z prawdy absolutnej wynika� musi, lecz z
prawdy obywatelskiej, potwierdzonej kontraktem Rudzielcowym.
Je�li za� kto� by� ciekaw, jaka jest ta prawda obywatelska, m�g�by si�
dowiedzie�, i� nie mo�e ona dopu�ci� do zr�wnania polimor-ficznego wszystkich
osobnik�w, poniewa� gdyby abdomenowcy opatrzeni zostali oczkami helio-osobnik�w,
ci za� abdomenem zawieraj�cym kolonie protozoon�w trawi�cych celuloz�, nie
wiadomo by�oby w ko�cu, kto kogo w�a�ciwie ma karmi�, a kto kogo o�wieca� - i
sytuacja taka doprowadzi�aby do star� wewn�trznych i ostatecznego upadku
cywilizacji. Postanowiono wi�c utrzyma� w praktyce zr�nicowan� metod� rodzenia
i hodowli, dowodz�c, �e stwierdzone (mimo owych odchyle� od regu�) doskonalenie
si� metod polimorficznych jest samo w sobie dowodem rozwoju cywilizacji i �e
rozw�j cywilizacji nie mo�e by� powodem jej upadku. Wystarczy wi�c, je�li w
prawach zr�wna si� wszystkich, w praktyce za� tylko tych, kt�rzy nabyli oczka
wbrew zamiarom ginekolog�w i nauczycieli, i uwolnili si� ich od obowi�zku
karmienia dobrze urodzonych helio-osobnik�w oraz upowa�ni do posiadania w�asnych
mamek. Takie termitanitarne postawienie sprawy rozwi��e skomplikowane
zagadnienie i b�dzie koron� post�pu cywilizacji. Zw�aszcza �e i tak, oczka czy
nie oczka, �adne tego rodzaju promieniowanie z zewn�trz dosta� si� do �rodka
przez grube mury Osiedla nie mog�o.
To w�a�nie mniej wi�cej wtedy powsta�a nowa teoria. Niestety, autor jej
pochodzi� z rodu tej samej kr�lowej Dreistein-Einfuss, co cytowany ju� przez nas
prof. Albert, wi�c i jego nauk� pr�bowano
30
t�umaczy� wywo�anym w�dr�wk� brakiem dostatecznie zafikso-wanych uk�ad�w
tradycyjnych i w nast�pstwie uznano j� za burz�c� i niezgodn� z duchem b�d�cej w
obiegu cywilizacji. Autor opar� si� by� na dw�ch tezach: pierwsza by�a syntez�
tezy i antytezy wymienionego ju� przez nas metafizyka i stwierdza�a, �e prawd�
jest, i� prawda nie j e s t, lecz si� staje. I rzeczywisto�� tak samo. Druga
brzmia�a, i� to stawanie si� bierze si� nie z j�der kr�la, a z abdomen�w
abdomenowc�w.
Z pierwszej tezy wynika�o, i� to, co jest dzisiaj, niekoniecznie musi by� jutro.
Z drugiej, �e tej zmiany dzisiaj na jutro dokonaj� abdomenowcy, i to nie wbrew
cywilizacji, ale przeciwnie, w zgodzie z nowoczesn� cywilizacj�, mianowicie
pozbywaj�c si� hodowli protozoon�w z abdomenu i uprawiaj�c je na zewn�trz, jako
dobro wsp�lne.
Pomys� ten zosta� uznany za pi�kn� utopi� i za potworne i gro�ne wstrz��ni�cie
fundamentami rzeczywisto�ci, zabroniono po�wi�ca� mu wi�cej ni� historyczn�
wzmiank� w Akademii i nic tu nie zmieni� fakt, �e w olbrzymich ogrodach
piwnicznych jednego z okolicznych osiedli uda�o si� wyhodowa� na zewn�trz
abdomenu doskonale strawialne okazy grzybk�w volva�a ewhiza i xy-la�a nigripes.
Wie�ci o tym w�a�nie fakcie, mimo jak naj�ci�lejszej kontroli, nie potrafiono
utrzyma� w tajemnicy i kiedy pewnego razu funkcjonariusze administracji dokonali
rewizji poj�� w�r�d pewnych osobnik�w z posp�lstwa, odkryli z przera�eniem a�
pi��dziesi�t mamek, jak to si� nazywa�o: u�wiadomionych. Mo�e wi�c i
najracjonalniejsze by�o nie wytacza� im sprawy, kt�ra by rzecz ca�� rozdmucha�
tylko mog�a, lecz po prostu potraktowa� je jako roznosicielki zarazy i
sanitacyjnie, cicho zlikwidowa� w najdalszym zak�tku Osiedla, w ju� to zimnych,
ju� to roz�arzonych korytarzach Szczytu Szczyt�w, Kopu�y Kopu�, Pokrywy Pokryw.
Korzystaj�c z przerwy obiadowej, jak� prof. Mmaa uczyni� by� w swym wyk�adzie,
starali�my si� opowiedzie� tu pokr�tce
31
i spiesznie bardzo dzieje pi��dziesi�ciu mamek i zdali�my spraw� z owych
"ostatnich zarz�dze�", wspomnianych przez Drugiego Asystenta prof. Ducha. Jednak
g��boka sympatia, jak� �ywimy dla prof. Mmaa, nie pozwoli�a nam opu�ci� go ani
na chwil� i wszyst kie poprzednie notatki sporz�dzali�my pod��aj�c wiernie za
nir do jego apartament�w, gdzie d�ugi szereg mamek, znaj�cych di brze
punktualno�� profesora, czeka� z przygotowanym obiadem.
Po hors-d'oeuvre'ach, w�r�d kt�rych kr�lowa� wspania�y, z s�- J siedniego
osiedla sprowadzony, strawialny bezpo�rednio, jak to si� m�wi�o: na surowo,
prasowany grzyb xyla�a nig�pes, po hois-d'oeuvre'ach, jake�my rzekli, jedna po
drugiej zbli�a�y si� mamki, J podsuwaj�c profesorowi swe abdomeny, pe�ne
najbardziej wyszu- f kanych potraw.
Nie mo�na by�o zaprzeczy�, i� prof. Mmaa by� smakoszem i zna� si� na abdomenie,
cho� przyzna� trzeba zarazem, �e ssanie nie by�o bynajmniej celem jego godnego
szacunku �ycia. Profesor mia� do spe�nienia zadania o wiele wa�niejsze, lubi�
jednak, �eby �d�b�a, trawy przyrz�dzone by�y przez kuchark�-mamk� posiadaj�c� w
swym abdomenie protozoony leidyopsis sphae�ca z ma�� domieszk� streblomastix
st�x, zwyk�a za� celuloza drzewna musia�a by� przygotowana nie inaczej, jak za
pomoc� protozoon�wt�Jyop-sis sphae�ca. Drobne korzonki pewnych drzew mog�y by�
przyrz�- l dzane w abdomenie, w kt�rym buszowa�y ttichomones, ale cierni, |
nawet najtwardszych, prof. Mmaa nie dotkn��by inaczej, jak po dok�adnym ich
strawieniu przez t�chonymphae campanulae, co by�o specjalno�ci� najstarszej
kucharki profesora, tej, kt�r� nazywa�: Moja Stara i kt�ra pami�ta�a jeszcze
czasy jego twardej i ciernistej m�odo�ci. Prof. Mmaa m�g�by je�� codziennie t�
potraw�, b�d�c� jego ulubionym specja�em, wie�cz�cym ca�y obiad, i zdawa�o si�,
�e wszystkie dania poprzednie spo�ywa� jedynie po to, by jej si� doczeka�.
Jakie� wi�c by�o jego zdziwienie, gdy po ostatnim abdomenie, zawieraj�cym �d�b�a
trawy przetrawione przez protozoa infu-so�a z ma�� domieszk� streblomastbc
strbc, podano mu od razu deser, sk�adaj�cy si� z humus�w z�o�onych ze
sfermentowanych li�ci dzikiej akacji, s�omy i kory drzewnej.
32
Prof. Mmaa wyci�gn�� antenk� i dotkn�� ni� pytaj�co Majordo-
musa.
Majordomus cofn�� si� zak�opotany i milcza�.
- Co to ma znaczy�? - spyta� prof. Mmaa. - Gdzie jest Moja
Stara?
Majordomus wci�� milcza�.
- Mam nadziej�, �e nie sta�o si� nic z�ego?!
- Nie... - odpowiedzia� oci�gaj�c si� Majordomus.
- Zachorowa�a?
- Nie... - odpowiedzia� Majordomus.
- Wi�c dlaczego, u licha, nie ma jej tutaj? Dlaczego nie przygotowa�a moich
ulubionych cierni, strawionych przez t�chonymphae campanulael Wiecie przecie�
wszyscy, �e chc� je mie� do ka�dego obiadu i �e po to trzymam Moj� Star�!
To nie by�o prawd�, �e po to tylko trzyma� Swoj� Star�. Prof. Mmaa trzyma� j� i
dlatego jeszcze, �e mia� do niej du�o sentymentu, tyle prawie, co do swej
w�asnej m�odo�ci. Antenki profesora falowa�y niecierpliwie.
Majordomus sta� wci�� niezdecydowany.
- Co si� sta�o?! Czy nie mam prawa dowiedzie� si�, co si� dzieje w moim w�asnym
domu? - krzykn�� prof. Mmaa i odwracaj�c si� od Majordomusa, wyci�gn�� antenk� w
stron� mamki z leidyopsis sphae�ca.
Mamka z leidyopsis sphae�ca