8032
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8032 |
Rozszerzenie: |
8032 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8032 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8032 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8032 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Wi�niewski Janusz Leon
martyna
Przedmowa
Tak naprawd� �Martyna� to nic innego jak literacki zapis rozmowy.
O rzeczach wa�nych i najwa�niejszych. Takich jak mi�o��, uczciwo��,
godno��, odpowiedzialno�� lub prawo do szcz�cia. To tak�e rozmowa
o konieczno�ci wyboru mi�dzy obietnic� spe�nienia �tu i teraz� a strachem
przed konsekwencjami odrzucenia w przysz�o�ci.
�Martyna� to historia m�odych kobiet - nie tylko tytu�owej Martyny - kt�re
uwik�ane w codzienno�� poszukuj� w�asnej drogi do samorealizacji, cz�sto
dokonuj�c dramatycznych wybor�w. Ich listy, a tak�e ich mi�o�ci to cz�sto
tylko pretekst, aby opowiedzie� prawd� o polskiej wsp�czesnej codzienno�ci.
Opowiedzie� j� szczerze, otwarcie, bez temat�w tabu. P�j�� w jej poszukiwaniu
z tymi kobietami do ko�cio�a, ale tak�e wej�� do ich ��ek.
Nigdy nie uda�oby mi si� opowiedzie� prawdziwie tej wsp�czesno�ci,
gdyby nie ludzie, kt�rzy pisali ze mn� t� ksi��k�. Mam na my�li nie tylko
wsp�autor�w, Renat� Palka - Smagorzewsk� i Mariusza Makowskiego. I
chocia� ich udzia� w tym literackim przedsi�wzi�ciu jest niew�tpliwie na
wi�kszy, trudno mi pomin�� wszystkich, kt�rzy swoimi historiami tak�e
wsp�tworzyli - interaktywnie w sieci - t� ksi��k�. Mia�em du�o szcz�cia.
Wok� �projektu Martyna� zebra�o si� grono wra�liwych ludzi. Pisanie dla nich i
z nimi, kt�re zacz�o si� jako obowi�zek, przerodzi�o si� w pewny sensie w
wyzwanie. Je�li czytaj� i oceniaj� to tacy ludzie jak �grupa przyjaci� z
Martyny�, to zmusza to do najwi�kszego wysi�ku, i du�ej odwagi. Bo przyjaci�
nie chce si� zawie��. �Projekt Martyna� okaza� si� - moim zdaniem - nie tylko
literackim sukcesem. Nie wiem, co powiedzieliby o ty socjologowie, ale dla
mnie jest to fenomen socjologiczny. Zawi�za� i utrzyma� przyja�nie ludzi,
kt�rzy zebrali si� jako przypadkowa grupa, aby czyta� i pisa� wsp�lnie ksi��k�,
jest dla mnie fenomenem. Okaza�o si�, �e wbrew alarmuj�cym i mrocznym
statystykom dotycz�cym upadku czytelnictwa w Polsce ksi��ka nie straci�a
swojej magii. Ludzie czytaj� i cz�sto tak�e znajduj� w sobie odwagi aby pisa�.
Bo pisanie zawsze wymaga odwagi. Podda� ocenie innych swoje teksty,
napisa� je lub wyci�gn��
z ukrycia, �z szuflady� to odwaga poddania si� ocenie innych. Mam nadziej�,
�e �Martyna� dowiod�a, i� warto zdoby� si� na tak� odwag�.
Janusz Leon Wi�niewski,
2003, Frankfurt nad Menem
cz�� pierwsza
Do dzisiaj nie wie, dlaczego wr�ci� tamtego wieczoru. Wszed� cicho, bez s�owa
zsun�� na pod�og� ksi��ki le��ce za ni� na wersalce, usiad� za jej plecami,
podni�s� w�osy z karku i zacz�� dotyka� ustami szyi. Siedzia�a bez ruchu,
wpatruj�c si� w odbicie jego g�owy w szkle monitora stoj�cego na stoliku
naprzeciwko. R�ce, aby jej cho�by przypadkiem nie dotkn��, opar� obok
ud; oddycha� niespokojnie, ogrzewaj�c wydychanym powietrzem miejsca,
kt�re ca�owa�. Zesztywnia�a jak kto�, kto oczekuje ciosu. D�onie zacisn�a w
pi�ci. Zbli�y� usta do jej ucha, zamkn�� kolczyk z kawa�kiem cia�a
pomi�dzy wargami. Dr�a�.
- Martynko moja - wyszepta�.
Wyprostowa� si�. Poprawi� jej w�osy, poca�owa� sweter na ramieniu. Wsta�
i wyszed�. Siedzia�a dalej bez ruchu. W pewnym momencie podnios�a r�k�,
dotkn�a ucha, kt�re on mia� przed chwil� w ustach, i przesun�a palce do
warg.
Andrzej...
Od pierwszej chwili byt dla niej, gdy go potrzebowa�a. I zawsze znika�, gdy
czu�a do niego wdzi�czno��. Ju� tam, na dworcu, dwa lata temu, gdy
przybieg�a w ostatniej chwili na autobus do Szczytna i kierowca powiedzia�
jej drwi�co, �e �to nie autobus na dzia�ki� i �e �ju� jutro jest nast�pny�.
Mia�a �zy w oczach, bo �jutro� to by�o o ca�� wieczno�� za p�no. Bo to
dzisiaj ojciec czeka na ni�
w domu pe�nym jej zdj��. Bo zrobi� dla niej jej ulubion� zup� grzybow�;
opowiada� od kilku dni psu, �e przyje�d�a do nich Martynka; b�dzie sta� na
progu dwie godziny przed czasem i czeka�, aby wnie�� walizki, kt�rych
nigdy nie mia�a; pomalowa� jej pok�j, przesun�� ��ko do okna i zmieni�
firanki na kr�tsze, �eby zaraz po przebudzeniu mog�a spojrze� na jezioro.
- Prosz� pana, ja mog� siedzie� na pod�odze, mog� sta�... ja musz� dojecha�
dzisiaj do Szczytna, prosz�...
W tym momencie ch�opak w zielonej kurtce stan�� przy kierowcy i, podaj�c
mu sw�j bilet, powiedzia�:
- To mo�e ja pojad� dzisiaj na dzia�ki, a pan we�mie t� pani�. Niech pan
otworzy baga�nik, �ebym m�g� zabra� baga�. Kierowca spojrza� na niego
rozdra�niony i, nie wyjmuj�c papierosa z ust, podniesionym g�osem
skomentowa�:
- Panie, trzeba wiedzie�, co si� chce. Ja musz� teraz przewala� ca�y baga�,
�eby wyci�gn�� pana towar. Cholera, d�entelmen si� znalaz�... Ch�opak
odwr�ci� si� plecami do kierowcy i, patrz�c jej w oczy, powiedzia� cicho:
- Nie zwracaj na niego uwagi. Masz miejsce przy �rodkowym wej�ciu. Ja
mog� pojecha� jutro. Na mnie nikt nie czeka.
- Ale... Dlaczego? Ile kosztowa� bilet? Prosz�, powiedz. Zaczekaj!
Nie s�ucha�. Odwr�ci� si� i odszed�.
Spotka�a go dwa miesi�ce p�niej. Zupe�nie przypadkowo. Ojciec da� jej
pieni�dze na komputer. Dwa razy wi�cej ni� potrzebowa�a. Odk�d
wyprowadzi�a si� z domu - jeszcze na d�ugo przed rozwodem rodzic�w -
mia�a uczucie, �e chcia� wynagrodzi� jej to, �e nie ma go pod tym samym
adresem. �e j� �zostawi��. Jak gdyby chcia� zmaza� win�, kt�rej tak
naprawd� wcale nie by�o. Nigdy nie uwa�a�a, �e j� zostawi�. By� dla niej
zawsze. Pod �tym samym adresem� i pod wszystkimi innymi. Je�li
wyje�d�a� na d�u�ej ni� jeden dzie�, natychmiast dzwoni�, aby poda� jej
numer telefonu, pod kt�rym b�dzie osi�galny.
Czasami rozmawia�a o tym z Magd�, przyjaci�k� ze stancji. Starsza od
niej
o sze�� lat, �emerytowana studentka�, jak si� czasami nazywa�a, rozpocz�ta
studia, gdy jej r�wie�nicy je ko�czyli. Magda tak naprawd� nie mia�a ojca.
Umar� przed jej urodzeniem i zna�a go tylko z fotografii. I ta Magda, kt�rej
st�wo �wzruszenie� by�o tak obce jak pla�a Eskimosom, potrafi�a
zamilkn��
i s�ucha�, patrz�c jej w oczy. Magda uwielbia�a ojca Martyny. Jego wizyta
na stancji by�a zawsze wydarzeniem. Magda potrafi�a bez wahania zmieni�
wszystkie plany, odwo�a� nawet randk�, aby tylko m�c usi��� z nimi przy
�wiecach i s�ucha�, jak on opowiada. Pewnego razu, gdy zosta�y wieczorem
same po jednej z takich wizyt, Magda wyci�gn�a z metalowej kasety, kt�r�
trzyma�a w nocnej szafce, zapisan� drobnym pismem kartk�. Nape�ni�a
winem szklank� po herbacie, wypita duszkiem, usiad�a na pod�odze i
zacz�ta czyta�. Nie, wcale nie czyta�a. Zamkn�a oczy i recytowa�a. List,
kt�ry ojciec napisa� do niej przed jej urodzeniem. List do nienarodzonego
jeszcze dziecka, na kt�re czeka i za kt�rym t�skni. Spa�y razem tej nocy.
Tak naprawd� zaprzyja�ni�y si� w�a�nie wtedy, wtulone w siebie.
Dwa miesi�ce po wizycie w Szczytnie wzi�a pieni�dze, kt�re dosta�a od
ojca,
i wesz�a w sobotni wiecz�r do pierwszego sklepu, na kt�rego wystawie sta�y
komputery. Przechodzi�a powoli wzd�u� p�ek, czytaj�c opisy stoj�ce przy
szarych metalowych skrzynkach. Nie rozumia�a zbyt wiele; tak naprawd�
podoba� si� jej tylko jeden. By� zupe�nie inny. Wygl�da� jak futurystyczny
telewizor z fioletowego pleksiglasu. Po prostu �liczny. Chcia�a taki mie�,
nawet je�li nie byt komputerem. Nachyli�a si�, aby zobaczy� cen�, i w tym
momencie us�ysza�a cichy g�os:
- Czy nad jeziorami by�a mg�a, kiedy by�a� w Szczytnie?
Odwr�ci�a si� gwa�townie. Sta� za ni�, u�miechaj�c si� przyja�nie. W
zielonym fartuchu, z plakietk� sprzedawcy na prawej piersi i o��wkiem za
uchem. Wyda� si� jej o wiele wy�szy ni� wtedy, przy tym autobusie. Ciemne
w�osy, zaczesane do g�ry ods�ania�y szerok� blizn� na czole. D�oni� dotyka�
nerwowo prawego ucha i wydawa� si� zawstydzony, cho� to on j� zagadn��.
U�miechn�a si�.
- Wieczorem by�a tylko nad Ma�ym, ale rano by�a i nad Ma�ym, i nad
Du�ym. Gdy przechodzi�am mostkiem, znik�am we mgle.
- By�em tam w zesz�ym tygodniu. By�o dok�adnie tak samo.
Tak pozna�a Andrzeja.
Studiowa� telekomunikacj� na politechnice. Przyjecha�, tak jak ona, ze
Szczytna, zna� najbardziej wzruszaj�ce wiersze Po�wiatowskiej na pami��,
wiedzia� wszystko o komputerach i byt �przystojny do b�lu ud�, jak
okre�li�a to Magda. Kiedy pierwszy raz przyprowadzi�a go na stancj�,
Magda bezwstydnie go uwodzi�a, a jak tylko zamkn�� drzwi wychodz�c,
powiedzia�a podekscytowana:
- S�uchaj, jak na niego patrzy�am, to mi si� stringi z ty�u do przodu
przesuwa�y
i robi�am si� wilgotna. Gdzie ty go znalaz�a�?!
Podesz�a do okna i, patrz�c za Andrzejem id�cym do przystanku
autobusowego, zapyta�a powa�nym g�osem:
- Martyna, s�uchaj, chcesz go mie�?
Wtedy jeszcze nie wiedzia�a, czy chce. I tego wieczoru, gdy wr�ci� i ca�owa�
jej szyj�, tak�e nie. Chocia� chcia�a go mie� - na chwil�. Tak, �eby zdj�� jej
sweter i dotyka� plec�w ustami, i chocia� raz musn�� piersi. I �eby
wychodz�c do domu natychmiast o tym zapomnia�. Ale on nie zapomnia�by
tego nigdy i dlatego te� nie zdj�� jej swetra. A tak bardzo chcia�a, �eby to
zrobi�. I to pragnienie wynika�o g��wnie z podziwu. To idiotyczne - my�la�a
- czy mo�na kogo� pragn�� �na chwil�, i to tylko z podziwu?
Wsta�a z wersalki, podesz�a do �awy zastawionej przepe�nionymi
popielniczkami, szklankami z resztkami herbaty i kieliszkami po winie.
Schyli�a si�, szukaj�c butelki, w kt�rej by�oby jeszcze cokolwiek. Piwo,
wino. Oboj�tne. Potrzebowa�a etanolu. Uruchomi�a komputer i w��czy�a
modem. Chcia�a rozmawia�. Z kimkolwiek. To zawsze pomaga�o. Nawet
je�li by�a to rozmowa
z sob�. Kiedy� pisa�a pami�tnik. W niebieskich zeszytach ob�o�onych dla
kamufla�u w ok�adki z napisem �Zadania z fizyki�; chowa�a je mi�dzy
spr�ynami a materacem ��ka. Zupe�ny bezsens. Nikt przecie� nie chowa
�Zada� z fizyki� w ��ku.
Ale to by�o dawno. Wtedy ci�gle by�o tak... tak bezpiecznie. Tak cudownie
bezpiecznie, kiedy zawstydzona przy�apywa�a rodzic�w w kuchni, gdy
ca�owali si�, my�l�c, �e ona ju� dawno �pi. Teraz nie chc� nawet wej��
razem do kuchni.
Kiedy� Magda zawo�a�a j� do komputera. Czyta�a na g�os, poruszona,
publikowany w Internecie pami�tnik jakiej� alkoholiczki. szczeg�owo,
dzie� po dniu opisuj�cej walk� z uzale�nieniem. Tak dowiedzia�a si� o
blogu. Dwa tygodnie p�niej za�o�y�a w�asny. Zeszyty spod spr�yn dane do
przeczytania ca�ej elektronicznej wiosce. Po co czeka�, a� kto� w ko�cu
znajdzie - na co tak naprawd� liczy ka�da ma�a dziewczynka - ten
pami�tnik. Mo�na go przecie� samemu podrzuci� �wiatu.
Dzisiaj, po wieczorze pe�nym ludzi, winie, cieple oddechu Andrzeja na jej
szyi
i jego nag�ym wyj�ciu, czu�a si� osamotniona. Opuszczona. Blog pomaga� na
to. Szczeg�lnie gdy nie by�o w pobli�u Magdy Na blogu mo�na by�o
wyrzuci�
z siebie ca�y zgie�k rozterek, my�li i w�tpliwo�ci. Wyspowiada� si�,
wymy�li� sobie pokut� i nie musie� przyrzeka� poprawy, troch�
usprawiedliwi�, troch� si� po�ali�, ale przede wszystkim przekona� si�, �e to
nieprawda, i� ona jest
z Ksi�yca, a cala reszta z Jupitera. Zacz�a pisa�.
12.10.2002
(Nie) odwzajemnienie
Mam wra�enie, �e zatrzaskuj� przed nosem drzwi komu�, kto przyni�s� torby z
moimi zakupami i kogo sama zaprosi�am, aby je ze mn� zrobi�. By� stoicko
cierpliwy, doradza�, odradza�, wystawa� przed przymierzalniami, sta� ze mn� we
wszystkich kolejkach do kasy we wszystkich sklepach tego miasta, ogl�da� ze
mn� wszystkie ksi��ki we wszystkich ksi�garniach, potem ni�s� wszystkie
ci�kie torby, a gdy podeszli�my pod drzwi mojego mieszkania, wzi�am te
torby od niego i zatrzasn�am drzwi przed nosem. Ju� nie by� mi potrzebny. I
nawet mu nie podzi�kowa�am, g��wnie ze strachu, �e moj� wdzi�czno��
m�g�by pomyli� z przyzwoleniem i mie� nadziej� na nast�pne zakupy. Tak si�
teraz czuj�. Wrednie, okropnie. Cuchn� na odleg�o�� egoizmem i ob�ud�, l przy
tym wszystkim wiem, �e on do�o�y� do tych toreb swoje serce i teraz bez niego
jedzie autobusem do domu. Ale jutro b�dzie mia� nowe. Po to, aby mi je da�,
gdybym kiedy� po zakupach zechcia�a wpu�ci� go do �rodka.
Nieodwzajemnienie
Nie potrafi� sobie z nim poradzi�. Z tym nieodwzajemnieniem. Pewnie dlatego,
�e zapraszam go na te zakupy, robi�c nadziej�. Ale to akurat jest uczciwe.
Odwzajemnione. Bo ja te� robi� sobie nadziej�. Na to, �e go pokocham.
Zapragn�. Zat�skni�. �e kt�rego� dnia, stoj�c w przymierzalni, stwierdz�, �e
chc�, aby on wszed� tam za mn� i powiedzia� mi, czy ten stanik jest dobry i czy
taki w�a�nie najbardziej chcia�by ze mnie zdj��. �e wyp�acz� si� z tego
grzesznego zadurzenia, tak�e zupe�nie nieodwzajemnionego, w m�czy�nie,
kt�ry darowuje mi czasami
w po�piechu pi�� minut, chodzi na zakupy z zupe�nie inn� kobiet� i tak�e robi
mi nadziej�.
Sceny z �ycia stancyjnego
Magda, pseudo Madame, moja przyjaci�ka ze stancji z przera�eniem ostatnio
stwierdzi�a, �e nasz adres jest dla wielu w �zak�adzie� (tak Magda nazywa
uniwersytet) adresem �bezp�atnego centrum pomocy upo�ledzonym
j�zykowo�, l �e to jest wprawdzie lepiej, ni� bycie kojarzonym z adresem
agencji towarzyskiej, ale mimo to jest rozczarowana, bo my�la�a, �e ci wszyscy
faceci przychodz� do nas, aby si� �napatrze�, podnieci� i prze�y� co�
chemicznego�, a oni tymczasem przychodz� tak naprawd� na korepetycje i na
dodatek wypijaj� nasze wino.
Oczywi�cie Magda przesadza, ale co� w tym jest. Ja studiuj� anglistyk�. Magda
romanistyk�, a Teo, Hiszpan, kt�ry mieszka dwa pi�tra pod nami, tak
naprawd�, gdy tylko nie jest u swojej Ani, kt�r� kocha, odk�d zobaczy� j� na
pla�y w Loret de Mar, wychodzi od nas dopiero gdy na pytanie, czy ma sobie
ju� p�j��, Magda, trzepocz�c rz�sami i oblizuj�c prowokuj�co j�zykiem wargi,
m�wi: - Si, quiero. To znaczy: - Tak, chc� - i znane jest hiszpa�skich
ceremonii
�lubnych.
Teo �mieje si� wtedy serdecznie i wychodzi. Teo jest przyk�adem m�czyzny,
kt�ry zostawi� bez wahania ca�y sw�j wygodny i dekadencki dobrobyt, jakiego
do�wiadcza�, Jako syn bogatego wydawcy, w Madrycie, i przyjecha� do Polski
za mi�o�ci� swojego �ycia. Zatrudni� si� w prywatnej szkole j�zykowej za psie
pieni�dze, zamieszka�
w wynaj�tym pokoju i uczy si� polskiego, aby w przysz�o�ci m�c po polsku
opowiada� bajki na dobranoc swoim dzieciom. Zar�wno Magda, jak i ja mamy
na studiach hiszpa�ski jako drugi j�zyk, wi�c cz�sto t�umaczymy Teo nasze
rozmowy
z go��mi. Gdy nie wystarczy nam hiszpa�ski, przechodz� z Teo na angielski.
Ponadto Magda perwersyjnie kokietuje nowych go�ci, odbieraj�c telefony po
francusku, nawet od dziadka, kt�ry wynajmuje nam te dwa po koje na
poddaszu, i nie dos�yszy polskiego, nie m�wi�c o znajomo�ci francuskiego.
Poza tym na standardowe pytanie, co studiuje, odpowiada, �e �bardzo lubi po
francusku�, wi�c romanistyk�. Zw�aszcza, dodaje, przydaje si� to w barze
hotelu Mercure, gdzie, aby m�c zap�aci� swoj� cz�� czynszu i utrzyma� si� na
powierzchni, jest barmank�
i gdzie tak naprawd� ma �najwa�niejsze wyk�ady w swoim �yciu. I �wiczenia
czasami tak�e�.
M�czy�ni
Ostatnio rozmawia�y�my z Magd� o Teo. Dla mnie jest on zjawiskowy w tej
swojej determinacji, aby p�j�� na ca�o�� za swoim uczuciem. Jest wierny
sobie, romantyczny, czu�y, dobry i w tym uznaniu mi�o�ci za co� �wi�tego i
najwa�niejszego przypomina mi bohater�w ksi��ek Remarque'a. Magda uwa�a,
�e Teo jest po prostu non stop na rauszu, na jakiej� chemii, i �e to wszystko
przez te blond w�osy Ani, jej du�e, ci�kie i stercz�ce piersi, i �e to mu minie
pr�dzej ni� wa�no�� paszportu. Przyspawaj� si� do siebie obr�czkami i gdy
sko�czy si� im ta chemia, b�d� szukali pi�ki do metalu.
Nie wiem, sk�d ten sarkazm u Magdy. Ona nie wierzy w mi�o��. Nawet t� do
Boga. Uwa�a, �e ludzie religijni to ci niepogodzeni z konieczno�ci� odej�cia z
tego �wiata
i pe�ni l�ku przed kar� za grzechy. Dlatego udaj� uwielbienie dla S�du
Najwy�szego ju� za �ycia. K��c� si� z ni� o to nieustannie. Ale nieskutecznie.
Ona uwa�a, �e nie ma takich m�czyzn, dla kt�rych zechcia�aby zmieni�
makija�, a co dopiero kraj. I �e Teo to na�pany mi�o�ci� przystojny kosmita, l
�e
zupe�nie nie pasuje do tych czas�w. Bo teraz s� nie tylko dobre czasy na
preparaty typu wash'n'go, ale tak�e na m�skie preparaty typu fuck'n'go. Wie to
zar�wno od �proli z kas�� ze swojego baru, jak i od �m�drali bez kasy� z
uniwersyteckiego pubu. A ona si� po prostu dostosowuje do �wiata. I do
preparat�w tak�e.
Ale to nie jest prawdziwa Magda. Gdy nie �fazuje�, jest wra�liwa i wsysa jak
g�bka wszystkie nieszcz�cia tego �wiata, i pochyla si� nad ka�dym chudym
kotem. Ca�kowicie wyzbyta cynizmu, kt�rego u�ywa tak, jak Diogenes u�ywa�
swojej beczki.
Potem dosz�y�my do wsp�lnego wniosku, �e kr�ci nas u facet�w g��wnie
m�dro��, bo tylko m�dry facet potrafi by� interesuj�cy, nawet gdy utyje i
wy�ysieje. Najgorzej gdy ma bardziej pomarszczony brzuch ni� m�zg. Jest
wtedy jeszcze gorszy ni� te panienki, kt�re przychodz� czasami do klub�w
studenckich, aby pokaza� now� bi�uteri� w p�pku i opalenizn� z solarium. One
s� o tyle m�drzejsze, �e nie udaj�, �e chodzi im o co� innego.
Poza tym m�czyzna powinien mie� pewien minimalny poziom czu�o�ci. Tyle,
�eby chcia�o si� z nim pop�aka� w ciemnym kinie. Albo chocia� chcie� nazwa�
wszystkie kolory mijanych na spacerze kwiat�w lub kupowa� czekoladowe
bzdety na Wielkanoc. Albo s�ucha� Mozarta.
Gdy to m�wi�am, Magda wychodzi�a powoli ze swojej beczki, ca�y czas
potakuj�c g�ow�. A na ko�cu powiedzia�a:
- Wiesz co, Martyna, we� ty kiedy� id� w tym swoim Szczytnie nad jedno z tych
jezior i z�ap sobie z�ot� rybk�. Przekonasz si�, �e nawet ona nie za�atwi ci
takiego faceta.
Czy kiedy� polski dziekanat wejdzie do zjednoczonej Europy?
Je�li racj� ma Reymont, kt�ry napisa�, �e si�� cz�owieka mierzy si� liczb� jego
nieprzyjaci�, to panie z dziekanatu s� supermocarstwem. M�j ojciec uwa�a, �e
nie wiem, co m�wi�, bo nie musz� jeszcze chodzi� do Urz�du Skarbowego.
By�am wczoraj w supermocarstwie. Przysz�am bez wizy, to znaczy dok�adnie
wtedy, gdy panie z dziekanatu mia�y porann� kaw� i granice mia�y by�
zamkni�te. Musia�am przyj��. W nagrod� za esej o tw�rczo�ci Oskara Wilde'a,
kt�ry napisa�am na konkurs rozpisany przez British CounciI, dosta�am
trzymiesi�czne stypendium na Wydziale Filologicznym University of Kent w
Canterbury w Anglii. Sam dziekan mi gratulowa�.
l rektor tak�e, a Magda opowiada�a o tym na mie�cie jak o najwa�niejszym
wydarzeniu kulturalnym w Polsce od czasu Nobla Szymborskiej. Tylko panie
z dziekanatu nic o tym nie wiedzia�y. Mia�am tylko wydosta� niepozorne
za�wiadczenie o zgodzie mojego uniwersytetu na wyjazd. Mia�o by� po
angielsku
i mia�y by� wszystkie potrzebne piecz�tki.
Najpierw, stoj�c za drewnian� lad� przez 15 minut, dowiedzia�am si�
o najwa�niejszych w�tkach trzech polskich seriali aktualnie emitowanych w
telewizji. Potem panie przesz�y p�ynnie na reality show. Dowiedzia�am si�, �e w
�Barze� Ewelina wyra�a si� �jak dziwka�, �e naprawd� �adna jest tylko niejaka
Dobros�awa
i �e �one swoich c�rek nigdy i w og�le�. Gdy przesz�y do omawiania d�ugo�ci
sp�dnicy nowej asystentki rektora, zacz�am chrz�ka�. Nic to nie zmieni�o. Nie
by�am nawet powietrzem. Co najwy�ej pr�ni�, l to bez wizy. Uratowa� mnie
dziekan, kt�ry wyszed� nieoczekiwanie ze swojego gabinetu. Zobaczywszy
mnie u�miechn�� si�
i wykrzykn��:
- O, nasza literatka.
I wyszed�.
Panie odwr�ci�y si� jak na komend�. Jedna nawet poczu�a si� zobowi�zana
zapyta�, czego chc�. Chcia�am o wiele za du�o. Pani powiedzia�a, �e mam
napisa� podanie do dziekana. Przynie�� za�wiadczenie z British CounciI i
opini� opiekuna roku. Przet�umaczy� zgod� na wyjazd na angielski i przyj�� we
wtorek lub w czwartek. Ale nie w nast�pny czwartek, bo maj� obron�
doktoratu. Po czym bezceremonialnie wr�ci�a do rozmowy o sp�dnicy
asystentki. By�am znowu pr�ni�.
Wy��czy�a komputer. Wcale nie czu�a si� lepiej. Wzi�ta szklank� z winem,
w��czy�a Grechut�, usiad�a na wersalce i otulona kocem oparta si� o
poduszki. My�la�a o Andrzeju.
Um�wili si� z potow� grupy u niej w domu na ca�y wiecz�r, aby
przygotowa� si� do seminarium u Bon Jovi. Tak nazywali m�odego
Amerykanina, prowadz�cego wyk�ady z literatury ameryka�skiej.
Anglistyka zatrudnia�a kilku takich nawiedzonych w�drowc�w, kt�rzy
porzucali swoje wygodne �ycie
w Stanach, w Australii, w Zjednoczonym Kr�lestwie lub Irlandii i
przyje�d�ali do Polski, aby �podj�� nowy oryginalny projekt� ich �ycia, jak
to nazywali. Mieszkali w blokach, jedli w sto��wkach, spali z polskimi
kobietami
i zakochiwali si� w polskiej mentalno�ci. Bon Jovi nie sprawia� wra�enia, �e
wie co� o tym projekcie. Mo�e nie wiedzia� nawet, �e jest w Polsce. Kto� z
jej grupy powiedzia� kiedy�, �e Jovi tak naprawd� olewa, gdzie mieszka,
wa�ne, aby by�a tam biblioteka. Ze swoj� ch�opi�c� czupryn� wygl�da�
lepiej ni� prawdziwy Bon Jovi - gra� nawet na gitarze - i sprawia� wra�enie,
�e obudzony w �rodku nocy zacznie rozwa�a� analogie mi�dzy literatur�
Faulknera a filozofi� Junga. Magda, skuszona opowiadaniami o nim,
wybra�a si� kiedy� na jeden z jego wyk�ad�w, kt�ry tak naprawd� by�
rozmow� z sal�. Siedzia�a oniemia�a, a po wyk�adzie, gdy jecha�y
autobusem do domu, powiedzia�a, �miej�c si� lubie�nie:
- S�uchaj Martyna, kr�tko m�wi�c, chcia�abym ssa� jego m�zg. To znaczy,
jego m�zg tak�e.
Seminarium Jovi by�o jak wyzwanie, dlatego wieczorem przyszli do niej na
stancj� bez wyj�tku wszyscy. Magda odmeldowa�a si� na ca - t� noc,
zostawiaj�c pok�j do dyspozycji.
Andrzej zjawi� si� przypadkiem. Odk�d fioletowy futurystyczny telewizor
ze sklepu, w kt�rym dorabia� do stypendium jako sprzedawca, okaza� si�
�najbardziej seksownym komputerem od czasu wynalezienia liczyd�a�,
Andrzej przej�� opiek� nad nim i regularnie przychodzi� co� �instalowa�
lub �aktualizowa�. Dzi�ki niemu jej iMac mia� najpe�niejsze
oprogramowanie
w mie�cie. Zupe�nie nie interesowa�o j� to, co on robi. Wystarczy�o
w zupe�no�ci, gdy zaprasza� j� po wszystkim do komputera i opowiada�
podniecony o tym, gdzie ma klikn��, co otworzy� i co mo�e �uruchomi� w
tle�.
Tego wieczoru co� jak zwykle �aktualizowa�� w drugim pokoju, podczas
gdy oni przygotowywali referat na temat �Ewolucji poj�cia duszy w
literaturze ameryka�skiej�. Czasami przechodzi� przez ich pok�j, aby
zabra� co� z plecaka, kt�ry zostawi� w przedpokoju. Nie mog�a nie
zauwa�y�, jak patrzy�y na niego kole�anki z grupy, zgodnie poprawiaj�ce
w�osy, gdy tylko wchodzi� do pokoju. Pili wino, �artowali. Ale i pracowali.
Zadymiony pok�j i p�omienie �wiec - tak w�a�nie wyobra�a�a sobie studia.
O takich opowiada� jej ojciec.
W pewnym momencie doszli do �ciany. Nikt nie potrafi� zacytowa�
czegokolwiek na temat duszy ze wsp�czesnej literatury ameryka�skiej.
Wiedzieli, �e Jovi im tego nie przepu�ci. W tym momencie z drugiego
pokoju dotar� glos Andrzeja:
- Moore, Thomas Moore, ten mnich z dw�jk� dzieci i doktoratem
z muzykologii. Pisa� o intymno�ci jako spotkaniu dusz, a rozmow�
traktowa� jako ich akt seksualny. On jest w wieku ojca Martyny.
Zapad�a cisza. Wszyscy spojrzeli na ni�.
- Andrzej, chod� tutaj na chwil�! - krzykn�a.
- Chcesz wina? - wsta�a z krzes�a i poda�a mu kieliszek. - Powiesz co� i o
nim?
Sta� oparty o framug� drzwi, zawstydzony jak ma�y ch�opiec, kt�rego
przy�apano na pods�uchiwaniu doros�ych.
- Dwana�cie lat by� mnichem katolickim. Napisa� rozpraw� o duszy. O tym,
�e przywi�zuje si� do ludzi i wydarze�, �e jest jak winogrono zamieniaj�ce
si�
w wino, �e listonosz jest, jak Hermes, jej pos�a�cem, a Merkury, opiekun
korespondencji, dba, aby s�owa dociera�y do jej najg��bszych zakamark�w.
I �e na dusz� nie mo�na patrze� z punktu widzenia in�yniera.
W tym momencie cofn�� si� do pokoju z komputerem. Po chwili wr�ci�
i podaj�c jej kilka kartek papieru, powiedzia�:
- Zassa�em z sieci. Mo�e si� wam przyda�...
I wtedy w�a�nie poczu�a ten podziw, z kt�rego powodu pozwoli�aby sobie
dzisiaj zdj�� stanik - pod warunkiem, �e zaraz za drzwiami zapomnia�by o
tym.
On jednak nie zapomnia�by o tym. Dlatego przez dwa lata byt w pobli�u,
ale nigdy blisko. Magda nie mog�a tego poj��. �S�uchaj - m�wi�a - ten facet
ma wszystkie wsp�czynniki. Zjedz z nim spaghetti, umyj rano z nim z�by
przy jednej umywalce i przekonasz si�, �e to ten. On dotyka twojego
komputera, jak gdyby dotyka� twoich piersi. Sama widzia�am. On ci�
ub�stwia, chocia� jeste�cie z jednej wioski�. A gdy wpad�a w ten sw�j
lubie�ny nastr�j po winie, potrafi�a wsta� z ��ka, przyj�� do jej pokoju i
powiedzie�: �G�upia jeste� jak sanki i na dodatek zdejmujesz z rynku
naprawd� dobry towar�.
Ale Magda taka by�a. Jak m�wi� Andrzej: �wra�liwo�� z odkrytym
brzuchem zaraz za Firewallem�. Niedost�pna i niebezpieczna. Potrafi�a na
tydzie� wyjecha� z jakim� facetem w g�ry i s�a� jej SMS - y, takie jak ten:
�S�uchaj, on ma algorytm w m�zgu, Le�miana w duszy i Cohe - na w sercu.
I prze�licznego penisa�. Potem wraca�a i stwierdza�a po mniej ni� miesi�cu,
�e �odci�� jej skrzyd�a, u�pi� motyle i pot�uk� dusz�; p�aka�a, nie odbiera�a
telefon�w. Potem si� nagie podnosi�a i, jak to sama okre�la�a, zaczyna�a
znowu ��apa� karpia, czyli carpe d�em�. Bywa�a jej absolutnym
przeciwie�stwem. Tylko raz pot�uk�a swoj� dusz�; motyle mia�a do dzisiaj.
Mia� trzydzie�ci dziewi�� lat, gdy go pozna�a. Wie to dok�adnie, bo sama
wpisywa�a dane z karty jego zameldowania. Mia� trzydziestoletni� �on�
i pi�cioletni� c�rk� Monik�. Ich karty zameldowania tak�e wprowadza�a do
komputera. Przyjecha� jako wyk�adowca z Gda�ska na Letni� Szko��
J�zyka do Torunia. Ona tak�e tam by�a. Ich ko�o naukowe by�o
wsp�organizatorem. Poza tym, �e p�acili nie�le, mo�na by�o jeszcze
pos�ucha� najlepszych j�zykoznawc�w z Polski. Mieszka�a w akademiku na
terenie miasteczka, przy rektoracie.
Gdyby mia�a wierzy� w zbiegi okoliczno�ci, to tam, w Toruniu, uwierzy�aby
bez wahania. On to do dzisiaj t�umaczy inaczej, ale dla niej to by�y
przypadki. Melduj�c si�, przez nieuwag� zostawi� okulary. Szuka�a go, ale
znikn�� w t�umie go�ci. Wywiesi�a kartk� na tablicy og�osze�, a gdy nie
zg�osi� si� do czasu zamkni�cia recepcji, wzi�a okulary do akademika.
Kr�tko przed p�noc� kto� zapuka� do drzwi. Nie by�o jej w pokoju. Bra�a
akurat prysznic w �azience. Gdy wr�ci�a, okryta kr�tkim r�cznikiem, z
mokrymi w�osami, siedzia� w fotelu. Zamar�a na chwil�.
- Strasznie pani� przepraszam - zerwa� si� z fotela. - Nie mog� czyta�, a
mam jutro wyk�ad. Powiedziano mi, �e pani ma moje okulary. Bardzo
przepraszam, nie powinienem wchodzi�. S�dzi�em, �e wysz�a pani na
chwil�...
Sta�a p�naga, oparta o drzwi. Schyli� g�ow�, staraj�c si� nie patrze�.
- I tak nie widz� pani bez okular�w... Prosz� mi wybaczy�.
By� taki bezradny. Rozczulaj�cy nawet. Nie czul� wstydu. Zreszt� do dzisiaj
nie czuje przy nim.
- Prosz� zaczeka�. Zaraz je panu dam. Roze�mia� si�. Tak serdecznie, jak
tylko on potrafi.
- No tak... Abym lepiej widzia�.
Schyli�a si� do torby stoj�cej pod law�, przy kt�rej przed chwil� siedzia�.
R�cznik opad� na pod�og�. Zupe�nie naga schyli�a si�, aby wyj�� jego
okulary
z torby On te� si� schyli�. Podni�s� r�cznik z pod�ogi. I wcale jej nim nie
okry�. Narzuci� go sobie na g�ow�. Sta�a zupe�nie naga i �mia�a si� g�o�no,
pora�ona komiczno�ci� tego widoku.
Si�gn�a po jego d�o� i wcisn�a mu te okulary. Wyszed� po omacku,
z r�cznikiem na g�owie. Gdy znalaz� si� za drzwiami, zapuka� i odda� jej
r�cznik.
Od tego wieczoru nagle byt wsz�dzie. I zawsze przekracza� jakie� granice.
Nast�pnego dnia rano przygotowywa�a z Karin�, kole�ank� z roku, sal� do
wyk�adu inauguracyjnego szko�y. Po raz pierwszy w �yciu przeklina�a, �e
�wieci s�o�ce i istnieje jasno��. Organizatorzy przeznaczyli na wyk�ad sal�,
kt�ra wprawdzie mia�a �aluzje, ale nie pomy�leli o tym, aby sprawdzi�, czy
mo�na nimi cokolwiek zaciemni�. A ciemno by� musia�o, prowadz�cy
wyk�ad mia� bowiem prezentacj� z PowerPointa i wyra�nie w li�cie do
organizator�w prosi� o zaciemnion� sal�. Tymczasem �aluzje, nieu�ywane
prawdopodobnie od lat, nie dawa�y si� opu�ci�. Najpierw Karina przybieg�a
z olejem z pobliskiej sto��wki. My�la�y, �e gdy nasmaruj� nim pordzewia�e
mechanizmy, �aluzje puszcz�. Nie puszcza�y. Potem zacz�y t�uc w nie
�eliwn� podstaw� stojaka od mikrofonu, bo byt to jedyny twardy
przedmiot, kt�ry znajdowa� si� w sali. Potem w kra�cowej desperacji ona
wspi�a si� po parapecie i dos�ownie uwiesi�a na listwie �aluzji, Ucz�c, �e
w�asnym ci�arem �ci�gnie j� na d�. To, co sta�o si� w tym momencie,
przypomina jej do dzisiaj scen� z kiczowatego filmu akcji. Gdyby nie
ewentualny scenariusz tego, co mog�o si� sta�, �mia�aby si� sama z siebie.
Listwa, na kt�rej wisia�a, trzasn�a i zacz�a powoli odrywa� si� od reszty
mechanizmu, a jej nogi obsun�y si� poza wysoki parapet. Karina
wrzasn�a histerycznie. W tym momencie poczu�a silny u�cisk na obu
po�ladkach i po chwili jakie� rami� obj�to j� wp�, podnosz�c sp�dnic� do
g�ry i rozrywaj�c zapinki tak nieszcz�liwie, �e sp�dnica zsun�a si� i
opad�a na pod�og� przy kaloryferze.
- Niech pani natychmiast pu�ci t� listw� - us�ysza�a jego g�os.
Pu�ci�a. Postawi� j� na pod�odze. Odwr�ci�a si�, on za� odsun�� si� i stan��
przy Karinie. Oparta o parapet, sta�a przed nimi w swoich czarnych
koronkowych majtkach i bia�ej koszulowej bluzce bez wyrwanych przed
chwil� guzik�w, otwartej na ca�ej szeroko�ci. Karina zakryta usta obiema
r�kami i patrzy�a na ni� przera�ona. On sta� i przygl�da� si� jej
rozbawiony. Gdy schyli�a si� po sp�dnic� le��c� na pod�odze, powiedzia�:
- Dzisiaj ma pani chocia� majtki na sobie.
Okaza� si� tym wyk�adowc�, dla kt�rego Karina uderzy�a si� �eliwnym
stojakiem w stop�, a ona wspi�ta pod sufit i omal nie spad�a. Przyszed�
sprawdzi� przed wyk�adem, jak wygl�da sala, zobaczy� j� wisz�c� na listwie
i rzuci� si� na ratunek.
Wyk�ad odby� si� w innej sali. Zadzwoni� do rektora i za��da� drugiej.
S�ucha�y tego wyk�adu razem z Karin�. Ona przebrana w sukienk�,
kole�anka
w sportowych butach. Przebieraj�c si� przed wyk�adem poczuta, �e bardzo
chce mu si� podoba�. Nie zabra�a wiele rzeczy, jad�c do Torunia, ale mimo
to d�ugo si� zastanawia�a, co w�o�y�. Gdy prasowa�a czarn� kr�tk�
sukienk�, przypomnia�a sobie to, co zawsze w takich sytuacjach powtarza�a
jej Magda: �Je�li kilka razy nurkujesz do szafy dla faceta, to tak naprawd�
ju� chcesz, aby zdj�� ci majtki. To na nich powinna� si� skupi� i zapomnie�
o reszcie�.
Pomy�la�a wtedy, chichocz�c, �e akurat w jego przypadku, zwa�ywszy w
jakich okoliczno�ciach go nieustannie spotyka, Magda ma zupe�n� racj�,
je�li chodzi
o te majtki.
Sta�a przed lustrem, delikatnie rozprowadzaj�c perfumy za uchem. Czarna
sukienka z niesymetryczn� g�r�, ods�aniaj�c� rami�czko stanika. Czarne
po�czochy z koronkowym �ci�gaczem na udach. Szpilki, Jeszcze nowe
okulary przeciws�oneczne, kt�re ojciec przywi�z� dla niej ostatnio z Rzymu;
przesun�a je z oczu na w�osy, ods�aniaj�c czo�o. Wiedzia�a, �e wygl�da
lepiej
z ods�oni�tym czo�em. Andrzej nie m�g� czasami oderwa� od niego wzroku.
Poza tym uwa�a�a, �e okulary s�oneczne we w�osach nawet w zadymionym,
ciemnym klubie dodaj� tajemniczo�ci. Na usta na�o�y�a malinowy
b�yszczyk. Pierwszy raz sz�a na wyk�ad w szpilkach.
Przez te szpilki nie mog�a i�� szybko. Gdy dotarta do auli, do kt�rej
przeniesiono wyk�ad, jaki� opas�y profesor strasznym angielskim ko�czy�
powitalne przem�wienie. Sala by�a pe�na ludzi. Poszuka�a wzrokiem
Kariny. Siedzia�a w pierwszym rz�dzie. Gdy j� dostrzeg�a, wsta�a i kiwn�a,
aby zesz�a. Grubas sko�czy}, odczeka� kr�tkie, anemiczne oklaski i
natychmiast zaprosi� do pulpitu �mistrza ceremonii�, jak to okre�li�. Jego.
Wszed� na podium i stan�� obok grubasa, kt�ry zacz�� odczytywa� z kartki
jego biografi�. Doktor habilitowany, absolwent Uniwersytetu
Warszawskiego
i UCLA w Los Angeles, autor o�miu ksi��ek z zakresu semantyki j�zyka,
poeta, cz�onek redakcji uznanego czasopisma literackiego wydawanego w
Irlandii, zapalony �eglarz. Po ..zapalonym �eglarzu� zacz�ta schodzi�. Jej
szpilki g�o�no stuka�y o wypolerowane stopnie schod�w. Widzia�a k�tem
oka odwracaj�ce si� w jej stron� g�owy ludzi siedz�cych w fotelach. Grubas
przesta� czyta� i tak�e spojrza� w jej kierunku. Zanim dotar�a do miejsca
obok Kariny, by�a czerwona ze wstydu. I wtedy sta�o si� co� niezwyk�ego:
on zszed� z podwy�szenia
i nachylaj�c si� do jej ucha, wyszepta�:
- Czy wszystko u pani w porz�dku? Nie zrobi�a sobie pani nic z�ego,
spadaj�c
z tego okna?
- Nie! Naprawd� nie. Przepraszam. Nie chcia�am panu przeszkadza�.
- Nie przeszkadza pani. Ciesz� si�, �e pani przysz�a.
Wyprostowa� si� i wr�ci� spokojnie na scen�. Grubas nie m�g� ukry�
konsternacji. Ona rozejrza�a si� dyskretnie, aby zobaczy�, gdzie siedzi jego
�ona. Nie by�o jej. W tym momencie Karina nachyli�a si� do niej i szepn�a:
- Marty, zakr�ci�a� nim. Czu�a�, jak pachnie!?
Nic nie czu�a. Opr�cz dreszczy, zaci�ni�tych kurczowo ud, spojrzenia na
plecach wszystkich obecnych na sali i podniecenia pomieszanego z
uniesieniem, wracaj�cych uporczywie z my�l�, �e przed chwil� sta�o si� co�
bardzo wa�nego. S�ysza�a jego g�os, ale skupi� si� na tym, co m�wi, mog�a
dopiero po kwadransie.
Rzadko kt�ry wyk�ad byt tak... nieprzewidywalny i pe�en poskr�canych
misternie fabu�. I to o semantyce! By� mo�e niekt�re z tych wyg�aszanych
przez Jovi by�y podobne. Je�li jednak wyk�ady Jovi por�wna�aby do
intelektualnych klip�w podobnych do tych z MTV, to jego wyk�ad - do
nastrojowego koncertu. Dotychczas wydawa�o si� jej, �e nie mo�e by� nic
nudniejszego ni� semantyka, kt�r� na jej uczelni prowadzi�a wiecznie
obra�ona pani profesor z Krakowa, usypiaj�ca wszystkich na sali swoim
monotonnym g�osem, nie wspominaj�c ju� o tym, co opowiada�a, a raczej
odczytywa�a z pisanych r�cznie, poplamionych
i pomarszczonych od u�ywania ca�ymi latami folii.
Je�li nawet by�o to subiektywne - po tym, co si� sta�o, nie mog�o by� pewnie
inaczej - wydawa�o si� jej, �e o semantyce j�zyka opowiada� troch� jak o
poezji, a troch� jak o powie�ci detektywistycznej.
Karina skupiona by�a na czym� zupe�nie innym. Nachyli�a si� do niej
w pewnym momencie i szepn�a do ucha:
- S�uchaj, on ma g�os jak Joe Cocker. Widzia�a�? Ma obr�czk� na prawej
d�oni.
Po chwili nachyli�a si� jeszcze raz i doda�a:
- Ale mo�e to sygnet...
To by�a obr�czka. Wiedzia�a na pewno. Zauwa�y�a j�, gdy podpisywa�
kart� zameldowania wczoraj, tu� po przyje�dzie. Tylko �e wczoraj by�o jej
to zupe�nie oboj�tne. Dzisiaj - teraz, w tej ciemnej sali, gdy patrzy�a na
niego
w trakcie wyk�adu - z niepokojem skonstatowa�a, �e ju� nie. �e jest wa�ne.
Bardzo wa�ne. Mia�a wra�enie, �e grzeszy. Czu�a oczarowanie.
***
[Mariusz Makowski]
Wiedzia�a, �e co� si� zdarzy. Ju� wtedy w pokoju, gdy spotka�y si� ich oczy,
a ona, mniej lub bardziej �wiadomie pozwoli�a opa�� r�cznikowi na pod�og�
- wiedzia�a. On te� wiedzia�. Ta obr�czka na jego palcu by�a wyrzutem
i jednocze�nie grzeszn�, perwersyjn� podniet�. Czu�a, �e robi co� z�ego, co�,
czego nikt by si� po niej nie spodziewa� i... podoba�o jej si� to. Nigdy jej nie
zdejmowa�, nigdy o niej nie wspomina�. Ale zawsze by�a. Jak zamek
w drzwiach do �wiata, do kt�rego ona nigdy nie b�dzie mia�a wst�pu.
Czasem
o niej zapomina�a. Wyrzuca�a j� z pami�ci w chwilach, kt�re sp�dzali
razem w hotelu w Toruniu, gdy budzili si� razem w �rodku nocy, patrzyli
na miasto, na go��bie �pi�ce na gzymsie. �wiat by� dla niej, ca�e to pi�kno,
jego oddech na karku. Wszystko by�o dla niej. Przyjmowa�a te chwile jak
dar. Istnieli tylko oni oboje i nie istnia� �wiat. Czasem w nocy chodzili nad
Wis��. Mieszka�a
w Toruniu przez trzy miesi�ce tej szko�y i w ka�dym tygodniu odkrywa�a
jakie� magiczne miejsce, kt�re zaznacza�a na mapie wisz�cej na �cianie w
akademiku. Pokaza�a mu je wszystkie, razem odkryli kolejne.
Na weekendy wraca� do Gda�ska. Do Niej. Wiedzia�a, jak ma na imi�,
wiedzia�a, jak ma na imi� jego c�reczka. W trakcie jednego takiego
weekendu, pod koniec wrze�nia, gdy on by� w Gda�sku, ona pojecha�a do
Magdy. Magda nie mia�a wakacji. Pracowa�a w tym swoim barze od
�wyk�ad�w z �ycia�. P�aka�a wtedy w poduszk� na ��ku Magdy.
- Czego ryczysz kretynko! G�upia jeste� i tyle. Tak jak wszystkie blond
idiotki wyobra�asz sobie, �e rzuci dla ciebie wszystko i b�dzie tylko tw�j?
Bawi si� tob� i, do cholery, on ma 39 lat. My�lisz, �e jest taki wyj�tkowy, bo
wie, o czym marz� dwudziestodwuletnie panienki?
- Ja go kocham! - krzycza�a przez �zy
- A on ciebie? - pytanie zawis�o w nagiej ciszy pokoju.
Nigdy si� nad tym g��biej nie zastanawia�a, pod�wiadomie przyj�ta, �e to
oczywiste. Tak samo jak oczywista sta�a si� od pewnego dnia intymno�� z
nim. Po prostu kt�rego� wieczoru, kilka tygodni po tym pami�tnym
wyk�adzie, przyszed� do niej wieczorem do akademika, zapuka�, wszed� do
pokoju i bez jednego s�owa zacz�� j� ca�owa�.
Nie by�y wa�ne deklaracje, nie mog�a - a przede wszystkim nie chcia�a -
my�le� o przysz�o�ci i o niej nie my�la�a. Liczy�y si� tylko chwile, kt�re
mogli sp�dzi� razem. Jego cudowny dotyk, kt�rym wynajdywa� i ods�ania�
w niej pok�ady rozkoszy, o kt�rych istnieniu nie mia�a poj�cia. Zapomina�a
si� w seksie z nim. Bezwstydnie i ca�kowicie. By�a taka, jak� zawsze
pragn�a by�, i nie musia�a mu nic m�wi�. Wiedzia�. Krzycza�a, drapa�a go
bole�nie, to znowu tuli�a
i obdarza�a najdelikatniejszymi pieszczotami Nigdy nie usn�� przed ni�,
sp�dzali ca�e noce na rozmowach. Tak naprawd� to on nauczy� j� szeptu.
Odkrywa� przed ni� swoje najskrytsze my�l i pragnienia. Ale tak�e l�ki. W
jego oczach by�a jedyn� kobiet� na ziemi. Obdarzy�a go ca�kowitym
zaufaniem, odda�a mu ca�� siebie nic zostawiaj�c miejsca na nic innego.
Ka�de jego s�owo pada�o
w najodpowiedniejszym momencie. Po tygodniu znajomo�ci podarowa� jej
album z reprodukcjami obraz�w Tadeusza Makowskiego. Nie m�g�
wiedzie�, �e kocha�a malarstwo, a obrazy Makowskiego byty jak powr�t do
dzieci�stwa.
- Wiedzia�em, �e ci si� spodoba. Masz w sobie t� ciekawo�� dziecka
i poci�gaj�c� wra�liwo��.
Czu�a, �e przy nim nie musi nawet nic m�wi�. Wiedzia�. Nigdy nie wierzy�a,
�e spotka kogo�, kto zna�by j� tak dobrze. I znowu czu�a zauroczenie. Jak
ka�dego dnia, tam w Toruniu.
A potem pot�uk� jej dusz�.
W pi�tek Magda wyje�d�a�a do domu, a Tomasz w ten weekend przyjecha�
specjalnie dla niej. Mieli ca�e trzy dni tylko dla siebie. Martyna
postanowi�a, �e przygotuje dla nich kolacj�. Taka odrobina wsp�lnej
codzienno�ci. Razem przemierzali olbrzymie przestrzenie hipermarket�w,
oboje wybrzydzali nad ka�d� pietruszk� na straganie i �miali si� do �ez.
Wygl�da� komicznie z mas� toreb w r�kach, ale jak najprawdziwszy
d�entelmen nie pozwoli� jej wzi�� nawet najmniejszej siatki. Weszli do
pokoju, Tomasz
z wyrazem ulgi postawi� zakupy na pod�odze. Przy - . tuli� j� mocno.
- Dzi�kuj�, �e pozwalasz mi wnosi� zakupy do domu - szepn�� jej do ucha.
Zamar�a.
- Dlaczego tak powiedzia�e�? - odsun�a si�, by spojrze� mu w oczy.
- Co?
- To o zakupach.
- To twoje s�owa. Andrzejowi nie pozwalasz wej�� do �rodka z siatkami.
- Nigdy nie m�wi�am ci o Andrzeju.
Poczu�a, �e ca�y �wiat zaczyna si� jej wali�. Zrozumia�a wszystko. Jego oczy
m�wi�y jej, �e ma racj�.
- Czytasz m�j blog, a potem udajesz, �e tak �wietnie mnie znasz i
rozumiesz?! Czytasz
w moich my�lach? K�amco! Dlaczego? �eby zaimponowa� naiwnej
ma�olacie, �eby by� kim� wyj�tkowym, by zaci�gn�� j� do ��ka i mie� o
czym opowiada� kolegom przy w�dce?
- To nie tak Marty, zupe�nie nie tak - pr�bowa� j� obj��.
Odsun�a si� gwa�townie.
- Wyjd�. Prosz� ci�, wyjd�! Nic nie m�w... Wyjd�!
Wyszed� bez s�owa. Nie wr�ci�. Jak m�g� nie wr�ci�!?
Nie mog�a my�le�. Mog�a tylko p�aka�. Przypomnia�a sobie, jak na czacie
jaki� ch�opak chcia� jej udowodni�, �e mimo i� nie jest przystojny, umie
uwie�� ka�d� kobiet�. �Po prostu ich s�ucham i m�wi� im to, co chc�
us�ysze� - napisa�. Oburzy�a si� wtedy okropnie. A przecie� taka w�a�nie
by�a. Chcia�a, by m�czyzna jej s�ucha�, by rozumia� j� bez s��w... By m�wi�
tylko to, co chce us�ysze�. Idiotka. S�owa s� najwi�kszym oszustwem, na
kt�re faceci nas nabieraj�. My�la�a�, �e pozna�a� anio�a, bo m�wi do ciebie
te wszystkie cholernie wa�ne s�owa? G�upia. Anio�y po prostu s�, nie musz�
nic m�wi�, nie udaj�, �e ci� znaj�. Nie musz�. S�, gdy ich potrzebujesz i nie
wyje�d�aj� do �ony i dziecka Anio�y s� tylko dla ciebie.
Tak jak Andrzej.
Przez ca�y czas byt, nigdy niczego nie oczekiwa�, nie udawa�. Kocha� j� i
nigdy nie dat po sobie pozna�, jak musi cierpie� z powodu jej oboj�tno�ci...
Na ��ko wyrzuci�a ca�� zawarto�� torebki. Znalaz�a notes. Dr��c wybra�a
numer telefonu Andrzeja. W automatycznej sekretarce odezwa� si� kobiecy,
radosny glos:
- Cze��. Tu Ola i Andrzej. S� dwie mo�liwo�ci: albo nas nie ma, albo nie
mamy ochoty teraz z nikim rozmawia�. Zostaw wiadomo��, a oddzwonimy.
***
cz�� druga
M
in�o kilka miesi�cy od tego wieczoru.
Gdyby dzisiaj mia�a powiedzie�, co czu�a w tym czasie najcz�ciej,
powiedzia�aby, �e odtr�cenie. Paradoksalnie czul�, �e bardziej odtr�ci� j�
Andrzej. Ten Andrzej, kt�rego ona odtr�ca�a regularnie kilka razy w
tygodniu. Mimo to mia� by�, uczy� si� dla niej nowych wierszy na pami��,
opiekowa� si� komputerem, zauwa�a� nowe buty lub nowy kolor lakieru na
paznokciach, kupowa� dla niej ksi��ki, przypomina�, �eby zadzwoni�a do
ojca i ca�owa� jej szyj�, ale tylko je�li przed tym wywo�a w niej podziw. A
potem natychmiast zapomnie�, �e mu na to pozwoli�a.
Mia� czeka�.
Przetrwa� z ni� razem to jej zauroczenie z Torunia, akceptowa� to, �e znika
bez s�owa po�egnania na ca�e weekendy i wr�ciwszy milczy przez p�
tygodnia, zrywaj�c si� jak oszala�a, gdy tylko zadzwoni telefon.
Nie poczeka� na ni�.
Nawet nie zauwa�y�a, �e si� wycofywa�. W milczeniu. Powoli. Gas�a jego
obecno��. Jak �wieca, kt�ra si� wypala. Poniewa� pali� si� w jej �yciu
ogromny reflektor z Gda�ska, nawet nie zauwa�y�a tej �wiecy. Magda tylko
raz skomentowa�a to, �e Andrzej znikn�� z jej �ycia:
- Martyna, s�uchaj, nie mo�esz faceta traktowa� jak numeru z kolejki po
nerk� do przeszczepu. Musi i tak poczeka� albo niech si� dalej dializuje. On
mo�e nie byt zupe�nie zdrowy, ale ty pomyli�a� organy On czeka� raczej na
przeszczep serca. Twojego. Poza tym opr�cz serca on ma tak�e prostat�.
Poza tym t�skni�a. Wcale nie za intymno�ci� czy fizyczno�ci�. Tej, opr�cz
miesi�cy
w Toruniu, i tak by�o mato. Bardziej za ceremonia�em bycia razem.
Rozmowami, spojrzeniami, dyskretnym dotykiem i tym momentem, gdy
w hotelu, w samochodzie na parkingu lub w trakcie spaceru w lesie
przestawali nagle rozmawia� i zaczynali si� ca�owa� i dotyka�. Za
napi�ciem takich chwil t�skni�a najbardziej. Mniej za tym, co dzia�o si�
potem.
Przez kilka tygodni wierzy�a, �e to wr�ci. On zadzwoni, ona da si�
przeprosi�.
I b�dzie jak dawniej. Dok�adnie zaplanowa�a przebieg tej rozmowy.
Zastanawia�a si� tylko, czy nie rozp�acze si�, zanim on dojdzie do
przeprosin.
Nie dzwoni�. Ci�gle zrywa�a si� do telefonu i ci�gle Magda powtarza�a jej,
�e nawet pies Pawiowa przesta�by si� �lini�, gdyby po kilkudziesi�ciu
dzwonkach nie dosta� miski z �arciem. Martyna, we� ty go spu�� wreszcie
po brzytwie!
Wr�ci�a do pami�tnika. Blog pozosta� rozmow� ze �wiatem, ale nigdy o
nim.
O nim pisa�a dla siebie.
Zawsze, gdy telefon nie dzwoni, wiem, �e to Ty...
Je�dzi�a do Szczytna. Ka�dego pi�tku. Ojciec nie pyta� o nic. Gotowa� zup�
grzybow�, �cieli� dla niej ��ko pod oknem i rozmawiali. Rano brata
Tony'ego
i wychodzi�a nad jeziora. Po trzech tygodniach powiedzia� jej, �e nie b�dzie
pracowa� w weekendy i �e Tony czeka na ka�dy pi�tek jak ��pun na
pierwsz� kresk�. Podczas kt�rej� wizyty obok jej nakrycia na stole ojciec
po�o�y� prezent. Nowy telefon kom�rkowy Z nowym numerem wypisanym
niezdarnie przez ojca mazakiem na kartoniku przyklejonym ta�m�
samoprzylepn� do kolorowego papieru. W niedziel� wieczorem, przed
wyjazdem, podesz�a do ��ka pod oknem, wyj�ta z torebki sw�j stary
telefon, wyci�gn�a z niego bateri� i wsun�a go pod poduszk�.
Czwartek: Napisa� referat
Mam koleg� na roku, kt�ry nale�y do grupy ludzi szcz�liwych tylko z tego
powodu, �e si� urodzili. Niczym si� poza tym nie wyr�nia. Jest niski, gruby,
ma zawsze, latem i zim�, te same br�zowe, za du�e buty, nosi okulary i, jak
m�wi Magda, ma .mniej seksu w sobie ni� wieszak biurowy�. Ma na imi�
Remigiusz. Czasami wpada do nas na stancj�, g��wnie po to, �eby przynie��
mi notatki z wyk�ad�w. Przez ostatnie miesi�ce by� dla mnie nie do zniesienia.
Nie mog�am zrozumie� jego filozofii �ycia. Za ka�dym razem, gdy go
spotyka�am, kojarzy� mi si� z clownem na pogrzebie. Doprowadza� mnie do
sza�u t� swoj� rado�ci� �ycia. By� jak denerwuj�cy dysonans. Jak
anorektyczka, kt�ra przyjecha�a na wczasy dla �puszystych�. Budzi�am si� w
smutku, zasypia�am w smutku i chcia�am by� smutna pomi�dzy. Mia�am tak�
faz�. A on byt apoteoz� rado�ci. Jak r�owy go�dzik przypi�ty do garnituru
nieboszczyka. l na dodatek mieli�my razem przygotowa� na literatur�
ameryka�sk� referat o prozie Hemingwaya. Wola�am pisa� o Nabokovie, ale
sp�ni�am si� na zaj�cia i zosta� tylko Hemingway i Remek do rozdzia�u.
Nie by�o smutniejszego faceta ni� Hemingway. Gdyby nie ten Sloppy Joe's Bar
przy Duval Street, g��wnej ulicy Key West na Florydzie, zastrzeli�by si� 10 lat
wcze�niej. Nie ma chyba z kolei na �wiecie rado�niejszego faceta ni� Remek.
Przez ca�y tydzie� pisali�my ten referat. To znaczy on pisa�, a ja tylko
przytakiwa�am, bo mi przez m�j smutek i tak wszystko by�o oboj�tne. Kt�rego�
dnia zaprosi� mnie do sto��wki na obiad (Magda opowiada o tym do teraz w
swoim barze: �Do sto��wki, rozumiesz gostku, do sto��wki! Tutaj, w tym
zak�adzie, jedno piwo jest dro�sze ni� tam ca�y obiad z deserem. A na deser
jest kisiel, gostku. Kisiel!�) i opowiedzia�
o sobie. Tam, w tej sto��wce.
Matka urodzi�a go w wi�zieniu. Przejecha� przez domy dziecka od Rzeszowa po
Gi�ycko i od Boles�awca po Szczecin, zahaczaj�c o Stargard Szczeci�ski.
W Stargardzie kto� odkry�, �e zna angielski. Nauczy� si� go wieczorami, bo
chcia� zrozumie�, co �piewa Cohen. T�umaczy� listy dla ca�ego magistratu,
dawa� korepetycje za darmo dzieciom notabli. Dali mu w uznaniu stypendium.
Wys�ali do szko�y. Do du�ego miasta. Potem wr�ci do Stargardu, aby je sp�aci�.
To stypendium. To takie pi�kne miasto, l ma perspektywy - m�wi. Mo�e nawet
dostanie mieszkanie. Daj� mu pieni�dze na ubranie. Ale pary w ksi�gowo�ci w
magistracie to jego znajoma, wi�c w ramach tego �ubrania� rozlicza te�
rachunki za ksi��ki. Czy mo�e by� wi�kszy fart w �yciu? Czy mo�na budzi� si�
rano i nie cieszy� si�, �e si� �yje!?
S�ucha�am go i si� wstydzi�am. Najnormalniej w �wiecie si� wstydzi�am.
Swojego smutku i problem�w, kt�re nagle okaza�y si� banalne.
Od tego obiadu w sto��wce chodzimy z Remkiem do kina. P�aci zawsze on. Za
wszystko. Za bilet, za popcorn i za m�j przejazd autobusem do domu. Nie chc�
go urazi�, wi�c si� zgadzam. l zawsze jest szcz�liwy, l przed filmem, i po
filmie. Jak gdyby kto� darowa� mu za 20 z�otych dwie godziny pobytu w innym
�wiecie.
My�l�, �e Remek prze�ywa ka�dy dzie� swojego �ycia jak dziecko, kt�re
rodzice pierwszy raz wzi�li do Disneylandu.
Od tego referatu z Hemingwaya jest jedynym m�czyzn� - Magda twierdzi, �e
mam p�j�� najpierw do okulisty, a wracaj�c wpa�� do endokrynologa i zrobi�
sobie wyniki �na hormony� - kt�remu poda�am numer mojego nowego telefonu
kom�rkowego.
Z pewno�ci� nie wie, jak bardzo jego zachwyt �yciem pom�g� mi znale�� nowy
sens w moim.
Poniedzia�ek: P�j�� si� pomodli�
Magda nie ma racji.
To nieprawda, �e religia jest tylko dla �pe�nych panicznego l�ku przed kar� za
grzechy po �mierci�. Powiedzia�am jej to zaraz po powrocie z ko�cio�a w
poniedzia�ek wieczorem. Magda nie wierzy w Boga. Dlatego trzeba z ni�
rozmawia� o Bogu
z najwy�szym szacunkiem dla jej ateizmu. Tylko wtedy ma si� szans�.
Mia�y�my znowu d�ug� dyskusj�, l znowu si� na mnie obrazi�a. Ale tylko na
osiemna�cie minut. Magda wie to dok�adnie, bo ona mierzy, jak d�ugo wytrwa
obra�ona na mnie. M�wi, �e im d�u�ej ze mn� mieszka, tym bardziej skraca si�
ten czas.
Magda w�a�nie taka jest. Potrafi powiedzie� co� tak pi�knego, jak �jeste� moj�
najlepsz� przyjaci�k�� w taki w�a�nie spos�b: �Dzisiaj tylko osiemna�cie
minut, Martyna�, l potem mnie przytula.
Magda postrzega Ko�ci� bardziej przez instytucj� ni� przez wiar�. Nie potrafi
tego oddzieli�. Uwa�a, �e ksi�a powinni by� tak samo pe�ni czysto�ci. Jak
�ten bia�y okr�g�y wafel podawany do ust�. To w�a�nie przy tym �waflu�
pok��ci�y�my si�. Poniewa� ja wiem, �e Magda wie doskonale, jak nazywa si�
�ten wafel�, czuj� si� wtedy dotkni�ta. Ona z kolei my�li, �e nazwanie tego
�waflem� jest cool. Od zesz�ego poniedzia�ku ju� tak nie my�li. Wi�c Magda
myli Ko�ci� z plebani�. Uwa�a, �e pracownicy plebanii powinni by� czym�
zbli�onym do anio��w. A tymczasem te anio�y przychodz� �po cywilnemu� do
jej baru i rozgl�daj� si� po �biustach laseczek�, l to j� absolutnie
�przekonuj�co do�uje�.
M�wi�am jej, �e to s� tak�e ludzie. �e testosteron nie znika wraz z pojawieniem
si� powo�ania. �e kiedy� byli ch�opcami i mieli polucj�, a teraz s� m�czyznami
i z pewno�ci� maj� erotyczne sny. Zacz�a si� �mia�. Magda nie lubi, gdy ona
si� �mieje, a ja nie. Nie �mia�am si