8032

Szczegóły
Tytuł 8032
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8032 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8032 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8032 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wi�niewski Janusz Leon martyna Przedmowa Tak naprawd� �Martyna� to nic innego jak literacki zapis rozmowy. O rzeczach wa�nych i najwa�niejszych. Takich jak mi�o��, uczciwo��, godno��, odpowiedzialno�� lub prawo do szcz�cia. To tak�e rozmowa o konieczno�ci wyboru mi�dzy obietnic� spe�nienia �tu i teraz� a strachem przed konsekwencjami odrzucenia w przysz�o�ci. �Martyna� to historia m�odych kobiet - nie tylko tytu�owej Martyny - kt�re uwik�ane w codzienno�� poszukuj� w�asnej drogi do samorealizacji, cz�sto dokonuj�c dramatycznych wybor�w. Ich listy, a tak�e ich mi�o�ci to cz�sto tylko pretekst, aby opowiedzie� prawd� o polskiej wsp�czesnej codzienno�ci. Opowiedzie� j� szczerze, otwarcie, bez temat�w tabu. P�j�� w jej poszukiwaniu z tymi kobietami do ko�cio�a, ale tak�e wej�� do ich ��ek. Nigdy nie uda�oby mi si� opowiedzie� prawdziwie tej wsp�czesno�ci, gdyby nie ludzie, kt�rzy pisali ze mn� t� ksi��k�. Mam na my�li nie tylko wsp�autor�w, Renat� Palka - Smagorzewsk� i Mariusza Makowskiego. I chocia� ich udzia� w tym literackim przedsi�wzi�ciu jest niew�tpliwie na wi�kszy, trudno mi pomin�� wszystkich, kt�rzy swoimi historiami tak�e wsp�tworzyli - interaktywnie w sieci - t� ksi��k�. Mia�em du�o szcz�cia. Wok� �projektu Martyna� zebra�o si� grono wra�liwych ludzi. Pisanie dla nich i z nimi, kt�re zacz�o si� jako obowi�zek, przerodzi�o si� w pewny sensie w wyzwanie. Je�li czytaj� i oceniaj� to tacy ludzie jak �grupa przyjaci� z Martyny�, to zmusza to do najwi�kszego wysi�ku, i du�ej odwagi. Bo przyjaci� nie chce si� zawie��. �Projekt Martyna� okaza� si� - moim zdaniem - nie tylko literackim sukcesem. Nie wiem, co powiedzieliby o ty socjologowie, ale dla mnie jest to fenomen socjologiczny. Zawi�za� i utrzyma� przyja�nie ludzi, kt�rzy zebrali si� jako przypadkowa grupa, aby czyta� i pisa� wsp�lnie ksi��k�, jest dla mnie fenomenem. Okaza�o si�, �e wbrew alarmuj�cym i mrocznym statystykom dotycz�cym upadku czytelnictwa w Polsce ksi��ka nie straci�a swojej magii. Ludzie czytaj� i cz�sto tak�e znajduj� w sobie odwagi aby pisa�. Bo pisanie zawsze wymaga odwagi. Podda� ocenie innych swoje teksty, napisa� je lub wyci�gn�� z ukrycia, �z szuflady� to odwaga poddania si� ocenie innych. Mam nadziej�, �e �Martyna� dowiod�a, i� warto zdoby� si� na tak� odwag�. Janusz Leon Wi�niewski, 2003, Frankfurt nad Menem cz�� pierwsza Do dzisiaj nie wie, dlaczego wr�ci� tamtego wieczoru. Wszed� cicho, bez s�owa zsun�� na pod�og� ksi��ki le��ce za ni� na wersalce, usiad� za jej plecami, podni�s� w�osy z karku i zacz�� dotyka� ustami szyi. Siedzia�a bez ruchu, wpatruj�c si� w odbicie jego g�owy w szkle monitora stoj�cego na stoliku naprzeciwko. R�ce, aby jej cho�by przypadkiem nie dotkn��, opar� obok ud; oddycha� niespokojnie, ogrzewaj�c wydychanym powietrzem miejsca, kt�re ca�owa�. Zesztywnia�a jak kto�, kto oczekuje ciosu. D�onie zacisn�a w pi�ci. Zbli�y� usta do jej ucha, zamkn�� kolczyk z kawa�kiem cia�a pomi�dzy wargami. Dr�a�. - Martynko moja - wyszepta�. Wyprostowa� si�. Poprawi� jej w�osy, poca�owa� sweter na ramieniu. Wsta� i wyszed�. Siedzia�a dalej bez ruchu. W pewnym momencie podnios�a r�k�, dotkn�a ucha, kt�re on mia� przed chwil� w ustach, i przesun�a palce do warg. Andrzej... Od pierwszej chwili byt dla niej, gdy go potrzebowa�a. I zawsze znika�, gdy czu�a do niego wdzi�czno��. Ju� tam, na dworcu, dwa lata temu, gdy przybieg�a w ostatniej chwili na autobus do Szczytna i kierowca powiedzia� jej drwi�co, �e �to nie autobus na dzia�ki� i �e �ju� jutro jest nast�pny�. Mia�a �zy w oczach, bo �jutro� to by�o o ca�� wieczno�� za p�no. Bo to dzisiaj ojciec czeka na ni� w domu pe�nym jej zdj��. Bo zrobi� dla niej jej ulubion� zup� grzybow�; opowiada� od kilku dni psu, �e przyje�d�a do nich Martynka; b�dzie sta� na progu dwie godziny przed czasem i czeka�, aby wnie�� walizki, kt�rych nigdy nie mia�a; pomalowa� jej pok�j, przesun�� ��ko do okna i zmieni� firanki na kr�tsze, �eby zaraz po przebudzeniu mog�a spojrze� na jezioro. - Prosz� pana, ja mog� siedzie� na pod�odze, mog� sta�... ja musz� dojecha� dzisiaj do Szczytna, prosz�... W tym momencie ch�opak w zielonej kurtce stan�� przy kierowcy i, podaj�c mu sw�j bilet, powiedzia�: - To mo�e ja pojad� dzisiaj na dzia�ki, a pan we�mie t� pani�. Niech pan otworzy baga�nik, �ebym m�g� zabra� baga�. Kierowca spojrza� na niego rozdra�niony i, nie wyjmuj�c papierosa z ust, podniesionym g�osem skomentowa�: - Panie, trzeba wiedzie�, co si� chce. Ja musz� teraz przewala� ca�y baga�, �eby wyci�gn�� pana towar. Cholera, d�entelmen si� znalaz�... Ch�opak odwr�ci� si� plecami do kierowcy i, patrz�c jej w oczy, powiedzia� cicho: - Nie zwracaj na niego uwagi. Masz miejsce przy �rodkowym wej�ciu. Ja mog� pojecha� jutro. Na mnie nikt nie czeka. - Ale... Dlaczego? Ile kosztowa� bilet? Prosz�, powiedz. Zaczekaj! Nie s�ucha�. Odwr�ci� si� i odszed�. Spotka�a go dwa miesi�ce p�niej. Zupe�nie przypadkowo. Ojciec da� jej pieni�dze na komputer. Dwa razy wi�cej ni� potrzebowa�a. Odk�d wyprowadzi�a si� z domu - jeszcze na d�ugo przed rozwodem rodzic�w - mia�a uczucie, �e chcia� wynagrodzi� jej to, �e nie ma go pod tym samym adresem. �e j� �zostawi��. Jak gdyby chcia� zmaza� win�, kt�rej tak naprawd� wcale nie by�o. Nigdy nie uwa�a�a, �e j� zostawi�. By� dla niej zawsze. Pod �tym samym adresem� i pod wszystkimi innymi. Je�li wyje�d�a� na d�u�ej ni� jeden dzie�, natychmiast dzwoni�, aby poda� jej numer telefonu, pod kt�rym b�dzie osi�galny. Czasami rozmawia�a o tym z Magd�, przyjaci�k� ze stancji. Starsza od niej o sze�� lat, �emerytowana studentka�, jak si� czasami nazywa�a, rozpocz�ta studia, gdy jej r�wie�nicy je ko�czyli. Magda tak naprawd� nie mia�a ojca. Umar� przed jej urodzeniem i zna�a go tylko z fotografii. I ta Magda, kt�rej st�wo �wzruszenie� by�o tak obce jak pla�a Eskimosom, potrafi�a zamilkn�� i s�ucha�, patrz�c jej w oczy. Magda uwielbia�a ojca Martyny. Jego wizyta na stancji by�a zawsze wydarzeniem. Magda potrafi�a bez wahania zmieni� wszystkie plany, odwo�a� nawet randk�, aby tylko m�c usi��� z nimi przy �wiecach i s�ucha�, jak on opowiada. Pewnego razu, gdy zosta�y wieczorem same po jednej z takich wizyt, Magda wyci�gn�a z metalowej kasety, kt�r� trzyma�a w nocnej szafce, zapisan� drobnym pismem kartk�. Nape�ni�a winem szklank� po herbacie, wypita duszkiem, usiad�a na pod�odze i zacz�ta czyta�. Nie, wcale nie czyta�a. Zamkn�a oczy i recytowa�a. List, kt�ry ojciec napisa� do niej przed jej urodzeniem. List do nienarodzonego jeszcze dziecka, na kt�re czeka i za kt�rym t�skni. Spa�y razem tej nocy. Tak naprawd� zaprzyja�ni�y si� w�a�nie wtedy, wtulone w siebie. Dwa miesi�ce po wizycie w Szczytnie wzi�a pieni�dze, kt�re dosta�a od ojca, i wesz�a w sobotni wiecz�r do pierwszego sklepu, na kt�rego wystawie sta�y komputery. Przechodzi�a powoli wzd�u� p�ek, czytaj�c opisy stoj�ce przy szarych metalowych skrzynkach. Nie rozumia�a zbyt wiele; tak naprawd� podoba� si� jej tylko jeden. By� zupe�nie inny. Wygl�da� jak futurystyczny telewizor z fioletowego pleksiglasu. Po prostu �liczny. Chcia�a taki mie�, nawet je�li nie byt komputerem. Nachyli�a si�, aby zobaczy� cen�, i w tym momencie us�ysza�a cichy g�os: - Czy nad jeziorami by�a mg�a, kiedy by�a� w Szczytnie? Odwr�ci�a si� gwa�townie. Sta� za ni�, u�miechaj�c si� przyja�nie. W zielonym fartuchu, z plakietk� sprzedawcy na prawej piersi i o��wkiem za uchem. Wyda� si� jej o wiele wy�szy ni� wtedy, przy tym autobusie. Ciemne w�osy, zaczesane do g�ry ods�ania�y szerok� blizn� na czole. D�oni� dotyka� nerwowo prawego ucha i wydawa� si� zawstydzony, cho� to on j� zagadn��. U�miechn�a si�. - Wieczorem by�a tylko nad Ma�ym, ale rano by�a i nad Ma�ym, i nad Du�ym. Gdy przechodzi�am mostkiem, znik�am we mgle. - By�em tam w zesz�ym tygodniu. By�o dok�adnie tak samo. Tak pozna�a Andrzeja. Studiowa� telekomunikacj� na politechnice. Przyjecha�, tak jak ona, ze Szczytna, zna� najbardziej wzruszaj�ce wiersze Po�wiatowskiej na pami��, wiedzia� wszystko o komputerach i byt �przystojny do b�lu ud�, jak okre�li�a to Magda. Kiedy pierwszy raz przyprowadzi�a go na stancj�, Magda bezwstydnie go uwodzi�a, a jak tylko zamkn�� drzwi wychodz�c, powiedzia�a podekscytowana: - S�uchaj, jak na niego patrzy�am, to mi si� stringi z ty�u do przodu przesuwa�y i robi�am si� wilgotna. Gdzie ty go znalaz�a�?! Podesz�a do okna i, patrz�c za Andrzejem id�cym do przystanku autobusowego, zapyta�a powa�nym g�osem: - Martyna, s�uchaj, chcesz go mie�? Wtedy jeszcze nie wiedzia�a, czy chce. I tego wieczoru, gdy wr�ci� i ca�owa� jej szyj�, tak�e nie. Chocia� chcia�a go mie� - na chwil�. Tak, �eby zdj�� jej sweter i dotyka� plec�w ustami, i chocia� raz musn�� piersi. I �eby wychodz�c do domu natychmiast o tym zapomnia�. Ale on nie zapomnia�by tego nigdy i dlatego te� nie zdj�� jej swetra. A tak bardzo chcia�a, �eby to zrobi�. I to pragnienie wynika�o g��wnie z podziwu. To idiotyczne - my�la�a - czy mo�na kogo� pragn�� �na chwil�, i to tylko z podziwu? Wsta�a z wersalki, podesz�a do �awy zastawionej przepe�nionymi popielniczkami, szklankami z resztkami herbaty i kieliszkami po winie. Schyli�a si�, szukaj�c butelki, w kt�rej by�oby jeszcze cokolwiek. Piwo, wino. Oboj�tne. Potrzebowa�a etanolu. Uruchomi�a komputer i w��czy�a modem. Chcia�a rozmawia�. Z kimkolwiek. To zawsze pomaga�o. Nawet je�li by�a to rozmowa z sob�. Kiedy� pisa�a pami�tnik. W niebieskich zeszytach ob�o�onych dla kamufla�u w ok�adki z napisem �Zadania z fizyki�; chowa�a je mi�dzy spr�ynami a materacem ��ka. Zupe�ny bezsens. Nikt przecie� nie chowa �Zada� z fizyki� w ��ku. Ale to by�o dawno. Wtedy ci�gle by�o tak... tak bezpiecznie. Tak cudownie bezpiecznie, kiedy zawstydzona przy�apywa�a rodzic�w w kuchni, gdy ca�owali si�, my�l�c, �e ona ju� dawno �pi. Teraz nie chc� nawet wej�� razem do kuchni. Kiedy� Magda zawo�a�a j� do komputera. Czyta�a na g�os, poruszona, publikowany w Internecie pami�tnik jakiej� alkoholiczki. szczeg�owo, dzie� po dniu opisuj�cej walk� z uzale�nieniem. Tak dowiedzia�a si� o blogu. Dwa tygodnie p�niej za�o�y�a w�asny. Zeszyty spod spr�yn dane do przeczytania ca�ej elektronicznej wiosce. Po co czeka�, a� kto� w ko�cu znajdzie - na co tak naprawd� liczy ka�da ma�a dziewczynka - ten pami�tnik. Mo�na go przecie� samemu podrzuci� �wiatu. Dzisiaj, po wieczorze pe�nym ludzi, winie, cieple oddechu Andrzeja na jej szyi i jego nag�ym wyj�ciu, czu�a si� osamotniona. Opuszczona. Blog pomaga� na to. Szczeg�lnie gdy nie by�o w pobli�u Magdy Na blogu mo�na by�o wyrzuci� z siebie ca�y zgie�k rozterek, my�li i w�tpliwo�ci. Wyspowiada� si�, wymy�li� sobie pokut� i nie musie� przyrzeka� poprawy, troch� usprawiedliwi�, troch� si� po�ali�, ale przede wszystkim przekona� si�, �e to nieprawda, i� ona jest z Ksi�yca, a cala reszta z Jupitera. Zacz�a pisa�. 12.10.2002 (Nie) odwzajemnienie Mam wra�enie, �e zatrzaskuj� przed nosem drzwi komu�, kto przyni�s� torby z moimi zakupami i kogo sama zaprosi�am, aby je ze mn� zrobi�. By� stoicko cierpliwy, doradza�, odradza�, wystawa� przed przymierzalniami, sta� ze mn� we wszystkich kolejkach do kasy we wszystkich sklepach tego miasta, ogl�da� ze mn� wszystkie ksi��ki we wszystkich ksi�garniach, potem ni�s� wszystkie ci�kie torby, a gdy podeszli�my pod drzwi mojego mieszkania, wzi�am te torby od niego i zatrzasn�am drzwi przed nosem. Ju� nie by� mi potrzebny. I nawet mu nie podzi�kowa�am, g��wnie ze strachu, �e moj� wdzi�czno�� m�g�by pomyli� z przyzwoleniem i mie� nadziej� na nast�pne zakupy. Tak si� teraz czuj�. Wrednie, okropnie. Cuchn� na odleg�o�� egoizmem i ob�ud�, l przy tym wszystkim wiem, �e on do�o�y� do tych toreb swoje serce i teraz bez niego jedzie autobusem do domu. Ale jutro b�dzie mia� nowe. Po to, aby mi je da�, gdybym kiedy� po zakupach zechcia�a wpu�ci� go do �rodka. Nieodwzajemnienie Nie potrafi� sobie z nim poradzi�. Z tym nieodwzajemnieniem. Pewnie dlatego, �e zapraszam go na te zakupy, robi�c nadziej�. Ale to akurat jest uczciwe. Odwzajemnione. Bo ja te� robi� sobie nadziej�. Na to, �e go pokocham. Zapragn�. Zat�skni�. �e kt�rego� dnia, stoj�c w przymierzalni, stwierdz�, �e chc�, aby on wszed� tam za mn� i powiedzia� mi, czy ten stanik jest dobry i czy taki w�a�nie najbardziej chcia�by ze mnie zdj��. �e wyp�acz� si� z tego grzesznego zadurzenia, tak�e zupe�nie nieodwzajemnionego, w m�czy�nie, kt�ry darowuje mi czasami w po�piechu pi�� minut, chodzi na zakupy z zupe�nie inn� kobiet� i tak�e robi mi nadziej�. Sceny z �ycia stancyjnego Magda, pseudo Madame, moja przyjaci�ka ze stancji z przera�eniem ostatnio stwierdzi�a, �e nasz adres jest dla wielu w �zak�adzie� (tak Magda nazywa uniwersytet) adresem �bezp�atnego centrum pomocy upo�ledzonym j�zykowo�, l �e to jest wprawdzie lepiej, ni� bycie kojarzonym z adresem agencji towarzyskiej, ale mimo to jest rozczarowana, bo my�la�a, �e ci wszyscy faceci przychodz� do nas, aby si� �napatrze�, podnieci� i prze�y� co� chemicznego�, a oni tymczasem przychodz� tak naprawd� na korepetycje i na dodatek wypijaj� nasze wino. Oczywi�cie Magda przesadza, ale co� w tym jest. Ja studiuj� anglistyk�. Magda romanistyk�, a Teo, Hiszpan, kt�ry mieszka dwa pi�tra pod nami, tak naprawd�, gdy tylko nie jest u swojej Ani, kt�r� kocha, odk�d zobaczy� j� na pla�y w Loret de Mar, wychodzi od nas dopiero gdy na pytanie, czy ma sobie ju� p�j��, Magda, trzepocz�c rz�sami i oblizuj�c prowokuj�co j�zykiem wargi, m�wi: - Si, quiero. To znaczy: - Tak, chc� - i znane jest hiszpa�skich ceremonii �lubnych. Teo �mieje si� wtedy serdecznie i wychodzi. Teo jest przyk�adem m�czyzny, kt�ry zostawi� bez wahania ca�y sw�j wygodny i dekadencki dobrobyt, jakiego do�wiadcza�, Jako syn bogatego wydawcy, w Madrycie, i przyjecha� do Polski za mi�o�ci� swojego �ycia. Zatrudni� si� w prywatnej szkole j�zykowej za psie pieni�dze, zamieszka� w wynaj�tym pokoju i uczy si� polskiego, aby w przysz�o�ci m�c po polsku opowiada� bajki na dobranoc swoim dzieciom. Zar�wno Magda, jak i ja mamy na studiach hiszpa�ski jako drugi j�zyk, wi�c cz�sto t�umaczymy Teo nasze rozmowy z go��mi. Gdy nie wystarczy nam hiszpa�ski, przechodz� z Teo na angielski. Ponadto Magda perwersyjnie kokietuje nowych go�ci, odbieraj�c telefony po francusku, nawet od dziadka, kt�ry wynajmuje nam te dwa po koje na poddaszu, i nie dos�yszy polskiego, nie m�wi�c o znajomo�ci francuskiego. Poza tym na standardowe pytanie, co studiuje, odpowiada, �e �bardzo lubi po francusku�, wi�c romanistyk�. Zw�aszcza, dodaje, przydaje si� to w barze hotelu Mercure, gdzie, aby m�c zap�aci� swoj� cz�� czynszu i utrzyma� si� na powierzchni, jest barmank� i gdzie tak naprawd� ma �najwa�niejsze wyk�ady w swoim �yciu. I �wiczenia czasami tak�e�. M�czy�ni Ostatnio rozmawia�y�my z Magd� o Teo. Dla mnie jest on zjawiskowy w tej swojej determinacji, aby p�j�� na ca�o�� za swoim uczuciem. Jest wierny sobie, romantyczny, czu�y, dobry i w tym uznaniu mi�o�ci za co� �wi�tego i najwa�niejszego przypomina mi bohater�w ksi��ek Remarque'a. Magda uwa�a, �e Teo jest po prostu non stop na rauszu, na jakiej� chemii, i �e to wszystko przez te blond w�osy Ani, jej du�e, ci�kie i stercz�ce piersi, i �e to mu minie pr�dzej ni� wa�no�� paszportu. Przyspawaj� si� do siebie obr�czkami i gdy sko�czy si� im ta chemia, b�d� szukali pi�ki do metalu. Nie wiem, sk�d ten sarkazm u Magdy. Ona nie wierzy w mi�o��. Nawet t� do Boga. Uwa�a, �e ludzie religijni to ci niepogodzeni z konieczno�ci� odej�cia z tego �wiata i pe�ni l�ku przed kar� za grzechy. Dlatego udaj� uwielbienie dla S�du Najwy�szego ju� za �ycia. K��c� si� z ni� o to nieustannie. Ale nieskutecznie. Ona uwa�a, �e nie ma takich m�czyzn, dla kt�rych zechcia�aby zmieni� makija�, a co dopiero kraj. I �e Teo to na�pany mi�o�ci� przystojny kosmita, l �e zupe�nie nie pasuje do tych czas�w. Bo teraz s� nie tylko dobre czasy na preparaty typu wash'n'go, ale tak�e na m�skie preparaty typu fuck'n'go. Wie to zar�wno od �proli z kas�� ze swojego baru, jak i od �m�drali bez kasy� z uniwersyteckiego pubu. A ona si� po prostu dostosowuje do �wiata. I do preparat�w tak�e. Ale to nie jest prawdziwa Magda. Gdy nie �fazuje�, jest wra�liwa i wsysa jak g�bka wszystkie nieszcz�cia tego �wiata, i pochyla si� nad ka�dym chudym kotem. Ca�kowicie wyzbyta cynizmu, kt�rego u�ywa tak, jak Diogenes u�ywa� swojej beczki. Potem dosz�y�my do wsp�lnego wniosku, �e kr�ci nas u facet�w g��wnie m�dro��, bo tylko m�dry facet potrafi by� interesuj�cy, nawet gdy utyje i wy�ysieje. Najgorzej gdy ma bardziej pomarszczony brzuch ni� m�zg. Jest wtedy jeszcze gorszy ni� te panienki, kt�re przychodz� czasami do klub�w studenckich, aby pokaza� now� bi�uteri� w p�pku i opalenizn� z solarium. One s� o tyle m�drzejsze, �e nie udaj�, �e chodzi im o co� innego. Poza tym m�czyzna powinien mie� pewien minimalny poziom czu�o�ci. Tyle, �eby chcia�o si� z nim pop�aka� w ciemnym kinie. Albo chocia� chcie� nazwa� wszystkie kolory mijanych na spacerze kwiat�w lub kupowa� czekoladowe bzdety na Wielkanoc. Albo s�ucha� Mozarta. Gdy to m�wi�am, Magda wychodzi�a powoli ze swojej beczki, ca�y czas potakuj�c g�ow�. A na ko�cu powiedzia�a: - Wiesz co, Martyna, we� ty kiedy� id� w tym swoim Szczytnie nad jedno z tych jezior i z�ap sobie z�ot� rybk�. Przekonasz si�, �e nawet ona nie za�atwi ci takiego faceta. Czy kiedy� polski dziekanat wejdzie do zjednoczonej Europy? Je�li racj� ma Reymont, kt�ry napisa�, �e si�� cz�owieka mierzy si� liczb� jego nieprzyjaci�, to panie z dziekanatu s� supermocarstwem. M�j ojciec uwa�a, �e nie wiem, co m�wi�, bo nie musz� jeszcze chodzi� do Urz�du Skarbowego. By�am wczoraj w supermocarstwie. Przysz�am bez wizy, to znaczy dok�adnie wtedy, gdy panie z dziekanatu mia�y porann� kaw� i granice mia�y by� zamkni�te. Musia�am przyj��. W nagrod� za esej o tw�rczo�ci Oskara Wilde'a, kt�ry napisa�am na konkurs rozpisany przez British CounciI, dosta�am trzymiesi�czne stypendium na Wydziale Filologicznym University of Kent w Canterbury w Anglii. Sam dziekan mi gratulowa�. l rektor tak�e, a Magda opowiada�a o tym na mie�cie jak o najwa�niejszym wydarzeniu kulturalnym w Polsce od czasu Nobla Szymborskiej. Tylko panie z dziekanatu nic o tym nie wiedzia�y. Mia�am tylko wydosta� niepozorne za�wiadczenie o zgodzie mojego uniwersytetu na wyjazd. Mia�o by� po angielsku i mia�y by� wszystkie potrzebne piecz�tki. Najpierw, stoj�c za drewnian� lad� przez 15 minut, dowiedzia�am si� o najwa�niejszych w�tkach trzech polskich seriali aktualnie emitowanych w telewizji. Potem panie przesz�y p�ynnie na reality show. Dowiedzia�am si�, �e w �Barze� Ewelina wyra�a si� �jak dziwka�, �e naprawd� �adna jest tylko niejaka Dobros�awa i �e �one swoich c�rek nigdy i w og�le�. Gdy przesz�y do omawiania d�ugo�ci sp�dnicy nowej asystentki rektora, zacz�am chrz�ka�. Nic to nie zmieni�o. Nie by�am nawet powietrzem. Co najwy�ej pr�ni�, l to bez wizy. Uratowa� mnie dziekan, kt�ry wyszed� nieoczekiwanie ze swojego gabinetu. Zobaczywszy mnie u�miechn�� si� i wykrzykn��: - O, nasza literatka. I wyszed�. Panie odwr�ci�y si� jak na komend�. Jedna nawet poczu�a si� zobowi�zana zapyta�, czego chc�. Chcia�am o wiele za du�o. Pani powiedzia�a, �e mam napisa� podanie do dziekana. Przynie�� za�wiadczenie z British CounciI i opini� opiekuna roku. Przet�umaczy� zgod� na wyjazd na angielski i przyj�� we wtorek lub w czwartek. Ale nie w nast�pny czwartek, bo maj� obron� doktoratu. Po czym bezceremonialnie wr�ci�a do rozmowy o sp�dnicy asystentki. By�am znowu pr�ni�. Wy��czy�a komputer. Wcale nie czu�a si� lepiej. Wzi�ta szklank� z winem, w��czy�a Grechut�, usiad�a na wersalce i otulona kocem oparta si� o poduszki. My�la�a o Andrzeju. Um�wili si� z potow� grupy u niej w domu na ca�y wiecz�r, aby przygotowa� si� do seminarium u Bon Jovi. Tak nazywali m�odego Amerykanina, prowadz�cego wyk�ady z literatury ameryka�skiej. Anglistyka zatrudnia�a kilku takich nawiedzonych w�drowc�w, kt�rzy porzucali swoje wygodne �ycie w Stanach, w Australii, w Zjednoczonym Kr�lestwie lub Irlandii i przyje�d�ali do Polski, aby �podj�� nowy oryginalny projekt� ich �ycia, jak to nazywali. Mieszkali w blokach, jedli w sto��wkach, spali z polskimi kobietami i zakochiwali si� w polskiej mentalno�ci. Bon Jovi nie sprawia� wra�enia, �e wie co� o tym projekcie. Mo�e nie wiedzia� nawet, �e jest w Polsce. Kto� z jej grupy powiedzia� kiedy�, �e Jovi tak naprawd� olewa, gdzie mieszka, wa�ne, aby by�a tam biblioteka. Ze swoj� ch�opi�c� czupryn� wygl�da� lepiej ni� prawdziwy Bon Jovi - gra� nawet na gitarze - i sprawia� wra�enie, �e obudzony w �rodku nocy zacznie rozwa�a� analogie mi�dzy literatur� Faulknera a filozofi� Junga. Magda, skuszona opowiadaniami o nim, wybra�a si� kiedy� na jeden z jego wyk�ad�w, kt�ry tak naprawd� by� rozmow� z sal�. Siedzia�a oniemia�a, a po wyk�adzie, gdy jecha�y autobusem do domu, powiedzia�a, �miej�c si� lubie�nie: - S�uchaj Martyna, kr�tko m�wi�c, chcia�abym ssa� jego m�zg. To znaczy, jego m�zg tak�e. Seminarium Jovi by�o jak wyzwanie, dlatego wieczorem przyszli do niej na stancj� bez wyj�tku wszyscy. Magda odmeldowa�a si� na ca - t� noc, zostawiaj�c pok�j do dyspozycji. Andrzej zjawi� si� przypadkiem. Odk�d fioletowy futurystyczny telewizor ze sklepu, w kt�rym dorabia� do stypendium jako sprzedawca, okaza� si� �najbardziej seksownym komputerem od czasu wynalezienia liczyd�a�, Andrzej przej�� opiek� nad nim i regularnie przychodzi� co� �instalowa� lub �aktualizowa�. Dzi�ki niemu jej iMac mia� najpe�niejsze oprogramowanie w mie�cie. Zupe�nie nie interesowa�o j� to, co on robi. Wystarczy�o w zupe�no�ci, gdy zaprasza� j� po wszystkim do komputera i opowiada� podniecony o tym, gdzie ma klikn��, co otworzy� i co mo�e �uruchomi� w tle�. Tego wieczoru co� jak zwykle �aktualizowa�� w drugim pokoju, podczas gdy oni przygotowywali referat na temat �Ewolucji poj�cia duszy w literaturze ameryka�skiej�. Czasami przechodzi� przez ich pok�j, aby zabra� co� z plecaka, kt�ry zostawi� w przedpokoju. Nie mog�a nie zauwa�y�, jak patrzy�y na niego kole�anki z grupy, zgodnie poprawiaj�ce w�osy, gdy tylko wchodzi� do pokoju. Pili wino, �artowali. Ale i pracowali. Zadymiony pok�j i p�omienie �wiec - tak w�a�nie wyobra�a�a sobie studia. O takich opowiada� jej ojciec. W pewnym momencie doszli do �ciany. Nikt nie potrafi� zacytowa� czegokolwiek na temat duszy ze wsp�czesnej literatury ameryka�skiej. Wiedzieli, �e Jovi im tego nie przepu�ci. W tym momencie z drugiego pokoju dotar� glos Andrzeja: - Moore, Thomas Moore, ten mnich z dw�jk� dzieci i doktoratem z muzykologii. Pisa� o intymno�ci jako spotkaniu dusz, a rozmow� traktowa� jako ich akt seksualny. On jest w wieku ojca Martyny. Zapad�a cisza. Wszyscy spojrzeli na ni�. - Andrzej, chod� tutaj na chwil�! - krzykn�a. - Chcesz wina? - wsta�a z krzes�a i poda�a mu kieliszek. - Powiesz co� i o nim? Sta� oparty o framug� drzwi, zawstydzony jak ma�y ch�opiec, kt�rego przy�apano na pods�uchiwaniu doros�ych. - Dwana�cie lat by� mnichem katolickim. Napisa� rozpraw� o duszy. O tym, �e przywi�zuje si� do ludzi i wydarze�, �e jest jak winogrono zamieniaj�ce si� w wino, �e listonosz jest, jak Hermes, jej pos�a�cem, a Merkury, opiekun korespondencji, dba, aby s�owa dociera�y do jej najg��bszych zakamark�w. I �e na dusz� nie mo�na patrze� z punktu widzenia in�yniera. W tym momencie cofn�� si� do pokoju z komputerem. Po chwili wr�ci� i podaj�c jej kilka kartek papieru, powiedzia�: - Zassa�em z sieci. Mo�e si� wam przyda�... I wtedy w�a�nie poczu�a ten podziw, z kt�rego powodu pozwoli�aby sobie dzisiaj zdj�� stanik - pod warunkiem, �e zaraz za drzwiami zapomnia�by o tym. On jednak nie zapomnia�by o tym. Dlatego przez dwa lata byt w pobli�u, ale nigdy blisko. Magda nie mog�a tego poj��. �S�uchaj - m�wi�a - ten facet ma wszystkie wsp�czynniki. Zjedz z nim spaghetti, umyj rano z nim z�by przy jednej umywalce i przekonasz si�, �e to ten. On dotyka twojego komputera, jak gdyby dotyka� twoich piersi. Sama widzia�am. On ci� ub�stwia, chocia� jeste�cie z jednej wioski�. A gdy wpad�a w ten sw�j lubie�ny nastr�j po winie, potrafi�a wsta� z ��ka, przyj�� do jej pokoju i powiedzie�: �G�upia jeste� jak sanki i na dodatek zdejmujesz z rynku naprawd� dobry towar�. Ale Magda taka by�a. Jak m�wi� Andrzej: �wra�liwo�� z odkrytym brzuchem zaraz za Firewallem�. Niedost�pna i niebezpieczna. Potrafi�a na tydzie� wyjecha� z jakim� facetem w g�ry i s�a� jej SMS - y, takie jak ten: �S�uchaj, on ma algorytm w m�zgu, Le�miana w duszy i Cohe - na w sercu. I prze�licznego penisa�. Potem wraca�a i stwierdza�a po mniej ni� miesi�cu, �e �odci�� jej skrzyd�a, u�pi� motyle i pot�uk� dusz�; p�aka�a, nie odbiera�a telefon�w. Potem si� nagie podnosi�a i, jak to sama okre�la�a, zaczyna�a znowu ��apa� karpia, czyli carpe d�em�. Bywa�a jej absolutnym przeciwie�stwem. Tylko raz pot�uk�a swoj� dusz�; motyle mia�a do dzisiaj. Mia� trzydzie�ci dziewi�� lat, gdy go pozna�a. Wie to dok�adnie, bo sama wpisywa�a dane z karty jego zameldowania. Mia� trzydziestoletni� �on� i pi�cioletni� c�rk� Monik�. Ich karty zameldowania tak�e wprowadza�a do komputera. Przyjecha� jako wyk�adowca z Gda�ska na Letni� Szko�� J�zyka do Torunia. Ona tak�e tam by�a. Ich ko�o naukowe by�o wsp�organizatorem. Poza tym, �e p�acili nie�le, mo�na by�o jeszcze pos�ucha� najlepszych j�zykoznawc�w z Polski. Mieszka�a w akademiku na terenie miasteczka, przy rektoracie. Gdyby mia�a wierzy� w zbiegi okoliczno�ci, to tam, w Toruniu, uwierzy�aby bez wahania. On to do dzisiaj t�umaczy inaczej, ale dla niej to by�y przypadki. Melduj�c si�, przez nieuwag� zostawi� okulary. Szuka�a go, ale znikn�� w t�umie go�ci. Wywiesi�a kartk� na tablicy og�osze�, a gdy nie zg�osi� si� do czasu zamkni�cia recepcji, wzi�a okulary do akademika. Kr�tko przed p�noc� kto� zapuka� do drzwi. Nie by�o jej w pokoju. Bra�a akurat prysznic w �azience. Gdy wr�ci�a, okryta kr�tkim r�cznikiem, z mokrymi w�osami, siedzia� w fotelu. Zamar�a na chwil�. - Strasznie pani� przepraszam - zerwa� si� z fotela. - Nie mog� czyta�, a mam jutro wyk�ad. Powiedziano mi, �e pani ma moje okulary. Bardzo przepraszam, nie powinienem wchodzi�. S�dzi�em, �e wysz�a pani na chwil�... Sta�a p�naga, oparta o drzwi. Schyli� g�ow�, staraj�c si� nie patrze�. - I tak nie widz� pani bez okular�w... Prosz� mi wybaczy�. By� taki bezradny. Rozczulaj�cy nawet. Nie czul� wstydu. Zreszt� do dzisiaj nie czuje przy nim. - Prosz� zaczeka�. Zaraz je panu dam. Roze�mia� si�. Tak serdecznie, jak tylko on potrafi. - No tak... Abym lepiej widzia�. Schyli�a si� do torby stoj�cej pod law�, przy kt�rej przed chwil� siedzia�. R�cznik opad� na pod�og�. Zupe�nie naga schyli�a si�, aby wyj�� jego okulary z torby On te� si� schyli�. Podni�s� r�cznik z pod�ogi. I wcale jej nim nie okry�. Narzuci� go sobie na g�ow�. Sta�a zupe�nie naga i �mia�a si� g�o�no, pora�ona komiczno�ci� tego widoku. Si�gn�a po jego d�o� i wcisn�a mu te okulary. Wyszed� po omacku, z r�cznikiem na g�owie. Gdy znalaz� si� za drzwiami, zapuka� i odda� jej r�cznik. Od tego wieczoru nagle byt wsz�dzie. I zawsze przekracza� jakie� granice. Nast�pnego dnia rano przygotowywa�a z Karin�, kole�ank� z roku, sal� do wyk�adu inauguracyjnego szko�y. Po raz pierwszy w �yciu przeklina�a, �e �wieci s�o�ce i istnieje jasno��. Organizatorzy przeznaczyli na wyk�ad sal�, kt�ra wprawdzie mia�a �aluzje, ale nie pomy�leli o tym, aby sprawdzi�, czy mo�na nimi cokolwiek zaciemni�. A ciemno by� musia�o, prowadz�cy wyk�ad mia� bowiem prezentacj� z PowerPointa i wyra�nie w li�cie do organizator�w prosi� o zaciemnion� sal�. Tymczasem �aluzje, nieu�ywane prawdopodobnie od lat, nie dawa�y si� opu�ci�. Najpierw Karina przybieg�a z olejem z pobliskiej sto��wki. My�la�y, �e gdy nasmaruj� nim pordzewia�e mechanizmy, �aluzje puszcz�. Nie puszcza�y. Potem zacz�y t�uc w nie �eliwn� podstaw� stojaka od mikrofonu, bo byt to jedyny twardy przedmiot, kt�ry znajdowa� si� w sali. Potem w kra�cowej desperacji ona wspi�a si� po parapecie i dos�ownie uwiesi�a na listwie �aluzji, Ucz�c, �e w�asnym ci�arem �ci�gnie j� na d�. To, co sta�o si� w tym momencie, przypomina jej do dzisiaj scen� z kiczowatego filmu akcji. Gdyby nie ewentualny scenariusz tego, co mog�o si� sta�, �mia�aby si� sama z siebie. Listwa, na kt�rej wisia�a, trzasn�a i zacz�a powoli odrywa� si� od reszty mechanizmu, a jej nogi obsun�y si� poza wysoki parapet. Karina wrzasn�a histerycznie. W tym momencie poczu�a silny u�cisk na obu po�ladkach i po chwili jakie� rami� obj�to j� wp�, podnosz�c sp�dnic� do g�ry i rozrywaj�c zapinki tak nieszcz�liwie, �e sp�dnica zsun�a si� i opad�a na pod�og� przy kaloryferze. - Niech pani natychmiast pu�ci t� listw� - us�ysza�a jego g�os. Pu�ci�a. Postawi� j� na pod�odze. Odwr�ci�a si�, on za� odsun�� si� i stan�� przy Karinie. Oparta o parapet, sta�a przed nimi w swoich czarnych koronkowych majtkach i bia�ej koszulowej bluzce bez wyrwanych przed chwil� guzik�w, otwartej na ca�ej szeroko�ci. Karina zakryta usta obiema r�kami i patrzy�a na ni� przera�ona. On sta� i przygl�da� si� jej rozbawiony. Gdy schyli�a si� po sp�dnic� le��c� na pod�odze, powiedzia�: - Dzisiaj ma pani chocia� majtki na sobie. Okaza� si� tym wyk�adowc�, dla kt�rego Karina uderzy�a si� �eliwnym stojakiem w stop�, a ona wspi�ta pod sufit i omal nie spad�a. Przyszed� sprawdzi� przed wyk�adem, jak wygl�da sala, zobaczy� j� wisz�c� na listwie i rzuci� si� na ratunek. Wyk�ad odby� si� w innej sali. Zadzwoni� do rektora i za��da� drugiej. S�ucha�y tego wyk�adu razem z Karin�. Ona przebrana w sukienk�, kole�anka w sportowych butach. Przebieraj�c si� przed wyk�adem poczuta, �e bardzo chce mu si� podoba�. Nie zabra�a wiele rzeczy, jad�c do Torunia, ale mimo to d�ugo si� zastanawia�a, co w�o�y�. Gdy prasowa�a czarn� kr�tk� sukienk�, przypomnia�a sobie to, co zawsze w takich sytuacjach powtarza�a jej Magda: �Je�li kilka razy nurkujesz do szafy dla faceta, to tak naprawd� ju� chcesz, aby zdj�� ci majtki. To na nich powinna� si� skupi� i zapomnie� o reszcie�. Pomy�la�a wtedy, chichocz�c, �e akurat w jego przypadku, zwa�ywszy w jakich okoliczno�ciach go nieustannie spotyka, Magda ma zupe�n� racj�, je�li chodzi o te majtki. Sta�a przed lustrem, delikatnie rozprowadzaj�c perfumy za uchem. Czarna sukienka z niesymetryczn� g�r�, ods�aniaj�c� rami�czko stanika. Czarne po�czochy z koronkowym �ci�gaczem na udach. Szpilki, Jeszcze nowe okulary przeciws�oneczne, kt�re ojciec przywi�z� dla niej ostatnio z Rzymu; przesun�a je z oczu na w�osy, ods�aniaj�c czo�o. Wiedzia�a, �e wygl�da lepiej z ods�oni�tym czo�em. Andrzej nie m�g� czasami oderwa� od niego wzroku. Poza tym uwa�a�a, �e okulary s�oneczne we w�osach nawet w zadymionym, ciemnym klubie dodaj� tajemniczo�ci. Na usta na�o�y�a malinowy b�yszczyk. Pierwszy raz sz�a na wyk�ad w szpilkach. Przez te szpilki nie mog�a i�� szybko. Gdy dotarta do auli, do kt�rej przeniesiono wyk�ad, jaki� opas�y profesor strasznym angielskim ko�czy� powitalne przem�wienie. Sala by�a pe�na ludzi. Poszuka�a wzrokiem Kariny. Siedzia�a w pierwszym rz�dzie. Gdy j� dostrzeg�a, wsta�a i kiwn�a, aby zesz�a. Grubas sko�czy}, odczeka� kr�tkie, anemiczne oklaski i natychmiast zaprosi� do pulpitu �mistrza ceremonii�, jak to okre�li�. Jego. Wszed� na podium i stan�� obok grubasa, kt�ry zacz�� odczytywa� z kartki jego biografi�. Doktor habilitowany, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i UCLA w Los Angeles, autor o�miu ksi��ek z zakresu semantyki j�zyka, poeta, cz�onek redakcji uznanego czasopisma literackiego wydawanego w Irlandii, zapalony �eglarz. Po ..zapalonym �eglarzu� zacz�ta schodzi�. Jej szpilki g�o�no stuka�y o wypolerowane stopnie schod�w. Widzia�a k�tem oka odwracaj�ce si� w jej stron� g�owy ludzi siedz�cych w fotelach. Grubas przesta� czyta� i tak�e spojrza� w jej kierunku. Zanim dotar�a do miejsca obok Kariny, by�a czerwona ze wstydu. I wtedy sta�o si� co� niezwyk�ego: on zszed� z podwy�szenia i nachylaj�c si� do jej ucha, wyszepta�: - Czy wszystko u pani w porz�dku? Nie zrobi�a sobie pani nic z�ego, spadaj�c z tego okna? - Nie! Naprawd� nie. Przepraszam. Nie chcia�am panu przeszkadza�. - Nie przeszkadza pani. Ciesz� si�, �e pani przysz�a. Wyprostowa� si� i wr�ci� spokojnie na scen�. Grubas nie m�g� ukry� konsternacji. Ona rozejrza�a si� dyskretnie, aby zobaczy�, gdzie siedzi jego �ona. Nie by�o jej. W tym momencie Karina nachyli�a si� do niej i szepn�a: - Marty, zakr�ci�a� nim. Czu�a�, jak pachnie!? Nic nie czu�a. Opr�cz dreszczy, zaci�ni�tych kurczowo ud, spojrzenia na plecach wszystkich obecnych na sali i podniecenia pomieszanego z uniesieniem, wracaj�cych uporczywie z my�l�, �e przed chwil� sta�o si� co� bardzo wa�nego. S�ysza�a jego g�os, ale skupi� si� na tym, co m�wi, mog�a dopiero po kwadransie. Rzadko kt�ry wyk�ad byt tak... nieprzewidywalny i pe�en poskr�canych misternie fabu�. I to o semantyce! By� mo�e niekt�re z tych wyg�aszanych przez Jovi by�y podobne. Je�li jednak wyk�ady Jovi por�wna�aby do intelektualnych klip�w podobnych do tych z MTV, to jego wyk�ad - do nastrojowego koncertu. Dotychczas wydawa�o si� jej, �e nie mo�e by� nic nudniejszego ni� semantyka, kt�r� na jej uczelni prowadzi�a wiecznie obra�ona pani profesor z Krakowa, usypiaj�ca wszystkich na sali swoim monotonnym g�osem, nie wspominaj�c ju� o tym, co opowiada�a, a raczej odczytywa�a z pisanych r�cznie, poplamionych i pomarszczonych od u�ywania ca�ymi latami folii. Je�li nawet by�o to subiektywne - po tym, co si� sta�o, nie mog�o by� pewnie inaczej - wydawa�o si� jej, �e o semantyce j�zyka opowiada� troch� jak o poezji, a troch� jak o powie�ci detektywistycznej. Karina skupiona by�a na czym� zupe�nie innym. Nachyli�a si� do niej w pewnym momencie i szepn�a do ucha: - S�uchaj, on ma g�os jak Joe Cocker. Widzia�a�? Ma obr�czk� na prawej d�oni. Po chwili nachyli�a si� jeszcze raz i doda�a: - Ale mo�e to sygnet... To by�a obr�czka. Wiedzia�a na pewno. Zauwa�y�a j�, gdy podpisywa� kart� zameldowania wczoraj, tu� po przyje�dzie. Tylko �e wczoraj by�o jej to zupe�nie oboj�tne. Dzisiaj - teraz, w tej ciemnej sali, gdy patrzy�a na niego w trakcie wyk�adu - z niepokojem skonstatowa�a, �e ju� nie. �e jest wa�ne. Bardzo wa�ne. Mia�a wra�enie, �e grzeszy. Czu�a oczarowanie. *** [Mariusz Makowski] Wiedzia�a, �e co� si� zdarzy. Ju� wtedy w pokoju, gdy spotka�y si� ich oczy, a ona, mniej lub bardziej �wiadomie pozwoli�a opa�� r�cznikowi na pod�og� - wiedzia�a. On te� wiedzia�. Ta obr�czka na jego palcu by�a wyrzutem i jednocze�nie grzeszn�, perwersyjn� podniet�. Czu�a, �e robi co� z�ego, co�, czego nikt by si� po niej nie spodziewa� i... podoba�o jej si� to. Nigdy jej nie zdejmowa�, nigdy o niej nie wspomina�. Ale zawsze by�a. Jak zamek w drzwiach do �wiata, do kt�rego ona nigdy nie b�dzie mia�a wst�pu. Czasem o niej zapomina�a. Wyrzuca�a j� z pami�ci w chwilach, kt�re sp�dzali razem w hotelu w Toruniu, gdy budzili si� razem w �rodku nocy, patrzyli na miasto, na go��bie �pi�ce na gzymsie. �wiat by� dla niej, ca�e to pi�kno, jego oddech na karku. Wszystko by�o dla niej. Przyjmowa�a te chwile jak dar. Istnieli tylko oni oboje i nie istnia� �wiat. Czasem w nocy chodzili nad Wis��. Mieszka�a w Toruniu przez trzy miesi�ce tej szko�y i w ka�dym tygodniu odkrywa�a jakie� magiczne miejsce, kt�re zaznacza�a na mapie wisz�cej na �cianie w akademiku. Pokaza�a mu je wszystkie, razem odkryli kolejne. Na weekendy wraca� do Gda�ska. Do Niej. Wiedzia�a, jak ma na imi�, wiedzia�a, jak ma na imi� jego c�reczka. W trakcie jednego takiego weekendu, pod koniec wrze�nia, gdy on by� w Gda�sku, ona pojecha�a do Magdy. Magda nie mia�a wakacji. Pracowa�a w tym swoim barze od �wyk�ad�w z �ycia�. P�aka�a wtedy w poduszk� na ��ku Magdy. - Czego ryczysz kretynko! G�upia jeste� i tyle. Tak jak wszystkie blond idiotki wyobra�asz sobie, �e rzuci dla ciebie wszystko i b�dzie tylko tw�j? Bawi si� tob� i, do cholery, on ma 39 lat. My�lisz, �e jest taki wyj�tkowy, bo wie, o czym marz� dwudziestodwuletnie panienki? - Ja go kocham! - krzycza�a przez �zy - A on ciebie? - pytanie zawis�o w nagiej ciszy pokoju. Nigdy si� nad tym g��biej nie zastanawia�a, pod�wiadomie przyj�ta, �e to oczywiste. Tak samo jak oczywista sta�a si� od pewnego dnia intymno�� z nim. Po prostu kt�rego� wieczoru, kilka tygodni po tym pami�tnym wyk�adzie, przyszed� do niej wieczorem do akademika, zapuka�, wszed� do pokoju i bez jednego s�owa zacz�� j� ca�owa�. Nie by�y wa�ne deklaracje, nie mog�a - a przede wszystkim nie chcia�a - my�le� o przysz�o�ci i o niej nie my�la�a. Liczy�y si� tylko chwile, kt�re mogli sp�dzi� razem. Jego cudowny dotyk, kt�rym wynajdywa� i ods�ania� w niej pok�ady rozkoszy, o kt�rych istnieniu nie mia�a poj�cia. Zapomina�a si� w seksie z nim. Bezwstydnie i ca�kowicie. By�a taka, jak� zawsze pragn�a by�, i nie musia�a mu nic m�wi�. Wiedzia�. Krzycza�a, drapa�a go bole�nie, to znowu tuli�a i obdarza�a najdelikatniejszymi pieszczotami Nigdy nie usn�� przed ni�, sp�dzali ca�e noce na rozmowach. Tak naprawd� to on nauczy� j� szeptu. Odkrywa� przed ni� swoje najskrytsze my�l i pragnienia. Ale tak�e l�ki. W jego oczach by�a jedyn� kobiet� na ziemi. Obdarzy�a go ca�kowitym zaufaniem, odda�a mu ca�� siebie nic zostawiaj�c miejsca na nic innego. Ka�de jego s�owo pada�o w najodpowiedniejszym momencie. Po tygodniu znajomo�ci podarowa� jej album z reprodukcjami obraz�w Tadeusza Makowskiego. Nie m�g� wiedzie�, �e kocha�a malarstwo, a obrazy Makowskiego byty jak powr�t do dzieci�stwa. - Wiedzia�em, �e ci si� spodoba. Masz w sobie t� ciekawo�� dziecka i poci�gaj�c� wra�liwo��. Czu�a, �e przy nim nie musi nawet nic m�wi�. Wiedzia�. Nigdy nie wierzy�a, �e spotka kogo�, kto zna�by j� tak dobrze. I znowu czu�a zauroczenie. Jak ka�dego dnia, tam w Toruniu. A potem pot�uk� jej dusz�. W pi�tek Magda wyje�d�a�a do domu, a Tomasz w ten weekend przyjecha� specjalnie dla niej. Mieli ca�e trzy dni tylko dla siebie. Martyna postanowi�a, �e przygotuje dla nich kolacj�. Taka odrobina wsp�lnej codzienno�ci. Razem przemierzali olbrzymie przestrzenie hipermarket�w, oboje wybrzydzali nad ka�d� pietruszk� na straganie i �miali si� do �ez. Wygl�da� komicznie z mas� toreb w r�kach, ale jak najprawdziwszy d�entelmen nie pozwoli� jej wzi�� nawet najmniejszej siatki. Weszli do pokoju, Tomasz z wyrazem ulgi postawi� zakupy na pod�odze. Przy - . tuli� j� mocno. - Dzi�kuj�, �e pozwalasz mi wnosi� zakupy do domu - szepn�� jej do ucha. Zamar�a. - Dlaczego tak powiedzia�e�? - odsun�a si�, by spojrze� mu w oczy. - Co? - To o zakupach. - To twoje s�owa. Andrzejowi nie pozwalasz wej�� do �rodka z siatkami. - Nigdy nie m�wi�am ci o Andrzeju. Poczu�a, �e ca�y �wiat zaczyna si� jej wali�. Zrozumia�a wszystko. Jego oczy m�wi�y jej, �e ma racj�. - Czytasz m�j blog, a potem udajesz, �e tak �wietnie mnie znasz i rozumiesz?! Czytasz w moich my�lach? K�amco! Dlaczego? �eby zaimponowa� naiwnej ma�olacie, �eby by� kim� wyj�tkowym, by zaci�gn�� j� do ��ka i mie� o czym opowiada� kolegom przy w�dce? - To nie tak Marty, zupe�nie nie tak - pr�bowa� j� obj��. Odsun�a si� gwa�townie. - Wyjd�. Prosz� ci�, wyjd�! Nic nie m�w... Wyjd�! Wyszed� bez s�owa. Nie wr�ci�. Jak m�g� nie wr�ci�!? Nie mog�a my�le�. Mog�a tylko p�aka�. Przypomnia�a sobie, jak na czacie jaki� ch�opak chcia� jej udowodni�, �e mimo i� nie jest przystojny, umie uwie�� ka�d� kobiet�. �Po prostu ich s�ucham i m�wi� im to, co chc� us�ysze� - napisa�. Oburzy�a si� wtedy okropnie. A przecie� taka w�a�nie by�a. Chcia�a, by m�czyzna jej s�ucha�, by rozumia� j� bez s��w... By m�wi� tylko to, co chce us�ysze�. Idiotka. S�owa s� najwi�kszym oszustwem, na kt�re faceci nas nabieraj�. My�la�a�, �e pozna�a� anio�a, bo m�wi do ciebie te wszystkie cholernie wa�ne s�owa? G�upia. Anio�y po prostu s�, nie musz� nic m�wi�, nie udaj�, �e ci� znaj�. Nie musz�. S�, gdy ich potrzebujesz i nie wyje�d�aj� do �ony i dziecka Anio�y s� tylko dla ciebie. Tak jak Andrzej. Przez ca�y czas byt, nigdy niczego nie oczekiwa�, nie udawa�. Kocha� j� i nigdy nie dat po sobie pozna�, jak musi cierpie� z powodu jej oboj�tno�ci... Na ��ko wyrzuci�a ca�� zawarto�� torebki. Znalaz�a notes. Dr��c wybra�a numer telefonu Andrzeja. W automatycznej sekretarce odezwa� si� kobiecy, radosny glos: - Cze��. Tu Ola i Andrzej. S� dwie mo�liwo�ci: albo nas nie ma, albo nie mamy ochoty teraz z nikim rozmawia�. Zostaw wiadomo��, a oddzwonimy. *** cz�� druga M in�o kilka miesi�cy od tego wieczoru. Gdyby dzisiaj mia�a powiedzie�, co czu�a w tym czasie najcz�ciej, powiedzia�aby, �e odtr�cenie. Paradoksalnie czul�, �e bardziej odtr�ci� j� Andrzej. Ten Andrzej, kt�rego ona odtr�ca�a regularnie kilka razy w tygodniu. Mimo to mia� by�, uczy� si� dla niej nowych wierszy na pami��, opiekowa� si� komputerem, zauwa�a� nowe buty lub nowy kolor lakieru na paznokciach, kupowa� dla niej ksi��ki, przypomina�, �eby zadzwoni�a do ojca i ca�owa� jej szyj�, ale tylko je�li przed tym wywo�a w niej podziw. A potem natychmiast zapomnie�, �e mu na to pozwoli�a. Mia� czeka�. Przetrwa� z ni� razem to jej zauroczenie z Torunia, akceptowa� to, �e znika bez s�owa po�egnania na ca�e weekendy i wr�ciwszy milczy przez p� tygodnia, zrywaj�c si� jak oszala�a, gdy tylko zadzwoni telefon. Nie poczeka� na ni�. Nawet nie zauwa�y�a, �e si� wycofywa�. W milczeniu. Powoli. Gas�a jego obecno��. Jak �wieca, kt�ra si� wypala. Poniewa� pali� si� w jej �yciu ogromny reflektor z Gda�ska, nawet nie zauwa�y�a tej �wiecy. Magda tylko raz skomentowa�a to, �e Andrzej znikn�� z jej �ycia: - Martyna, s�uchaj, nie mo�esz faceta traktowa� jak numeru z kolejki po nerk� do przeszczepu. Musi i tak poczeka� albo niech si� dalej dializuje. On mo�e nie byt zupe�nie zdrowy, ale ty pomyli�a� organy On czeka� raczej na przeszczep serca. Twojego. Poza tym opr�cz serca on ma tak�e prostat�. Poza tym t�skni�a. Wcale nie za intymno�ci� czy fizyczno�ci�. Tej, opr�cz miesi�cy w Toruniu, i tak by�o mato. Bardziej za ceremonia�em bycia razem. Rozmowami, spojrzeniami, dyskretnym dotykiem i tym momentem, gdy w hotelu, w samochodzie na parkingu lub w trakcie spaceru w lesie przestawali nagle rozmawia� i zaczynali si� ca�owa� i dotyka�. Za napi�ciem takich chwil t�skni�a najbardziej. Mniej za tym, co dzia�o si� potem. Przez kilka tygodni wierzy�a, �e to wr�ci. On zadzwoni, ona da si� przeprosi�. I b�dzie jak dawniej. Dok�adnie zaplanowa�a przebieg tej rozmowy. Zastanawia�a si� tylko, czy nie rozp�acze si�, zanim on dojdzie do przeprosin. Nie dzwoni�. Ci�gle zrywa�a si� do telefonu i ci�gle Magda powtarza�a jej, �e nawet pies Pawiowa przesta�by si� �lini�, gdyby po kilkudziesi�ciu dzwonkach nie dosta� miski z �arciem. Martyna, we� ty go spu�� wreszcie po brzytwie! Wr�ci�a do pami�tnika. Blog pozosta� rozmow� ze �wiatem, ale nigdy o nim. O nim pisa�a dla siebie. Zawsze, gdy telefon nie dzwoni, wiem, �e to Ty... Je�dzi�a do Szczytna. Ka�dego pi�tku. Ojciec nie pyta� o nic. Gotowa� zup� grzybow�, �cieli� dla niej ��ko pod oknem i rozmawiali. Rano brata Tony'ego i wychodzi�a nad jeziora. Po trzech tygodniach powiedzia� jej, �e nie b�dzie pracowa� w weekendy i �e Tony czeka na ka�dy pi�tek jak ��pun na pierwsz� kresk�. Podczas kt�rej� wizyty obok jej nakrycia na stole ojciec po�o�y� prezent. Nowy telefon kom�rkowy Z nowym numerem wypisanym niezdarnie przez ojca mazakiem na kartoniku przyklejonym ta�m� samoprzylepn� do kolorowego papieru. W niedziel� wieczorem, przed wyjazdem, podesz�a do ��ka pod oknem, wyj�ta z torebki sw�j stary telefon, wyci�gn�a z niego bateri� i wsun�a go pod poduszk�. Czwartek: Napisa� referat Mam koleg� na roku, kt�ry nale�y do grupy ludzi szcz�liwych tylko z tego powodu, �e si� urodzili. Niczym si� poza tym nie wyr�nia. Jest niski, gruby, ma zawsze, latem i zim�, te same br�zowe, za du�e buty, nosi okulary i, jak m�wi Magda, ma .mniej seksu w sobie ni� wieszak biurowy�. Ma na imi� Remigiusz. Czasami wpada do nas na stancj�, g��wnie po to, �eby przynie�� mi notatki z wyk�ad�w. Przez ostatnie miesi�ce by� dla mnie nie do zniesienia. Nie mog�am zrozumie� jego filozofii �ycia. Za ka�dym razem, gdy go spotyka�am, kojarzy� mi si� z clownem na pogrzebie. Doprowadza� mnie do sza�u t� swoj� rado�ci� �ycia. By� jak denerwuj�cy dysonans. Jak anorektyczka, kt�ra przyjecha�a na wczasy dla �puszystych�. Budzi�am si� w smutku, zasypia�am w smutku i chcia�am by� smutna pomi�dzy. Mia�am tak� faz�. A on byt apoteoz� rado�ci. Jak r�owy go�dzik przypi�ty do garnituru nieboszczyka. l na dodatek mieli�my razem przygotowa� na literatur� ameryka�sk� referat o prozie Hemingwaya. Wola�am pisa� o Nabokovie, ale sp�ni�am si� na zaj�cia i zosta� tylko Hemingway i Remek do rozdzia�u. Nie by�o smutniejszego faceta ni� Hemingway. Gdyby nie ten Sloppy Joe's Bar przy Duval Street, g��wnej ulicy Key West na Florydzie, zastrzeli�by si� 10 lat wcze�niej. Nie ma chyba z kolei na �wiecie rado�niejszego faceta ni� Remek. Przez ca�y tydzie� pisali�my ten referat. To znaczy on pisa�, a ja tylko przytakiwa�am, bo mi przez m�j smutek i tak wszystko by�o oboj�tne. Kt�rego� dnia zaprosi� mnie do sto��wki na obiad (Magda opowiada o tym do teraz w swoim barze: �Do sto��wki, rozumiesz gostku, do sto��wki! Tutaj, w tym zak�adzie, jedno piwo jest dro�sze ni� tam ca�y obiad z deserem. A na deser jest kisiel, gostku. Kisiel!�) i opowiedzia� o sobie. Tam, w tej sto��wce. Matka urodzi�a go w wi�zieniu. Przejecha� przez domy dziecka od Rzeszowa po Gi�ycko i od Boles�awca po Szczecin, zahaczaj�c o Stargard Szczeci�ski. W Stargardzie kto� odkry�, �e zna angielski. Nauczy� si� go wieczorami, bo chcia� zrozumie�, co �piewa Cohen. T�umaczy� listy dla ca�ego magistratu, dawa� korepetycje za darmo dzieciom notabli. Dali mu w uznaniu stypendium. Wys�ali do szko�y. Do du�ego miasta. Potem wr�ci do Stargardu, aby je sp�aci�. To stypendium. To takie pi�kne miasto, l ma perspektywy - m�wi. Mo�e nawet dostanie mieszkanie. Daj� mu pieni�dze na ubranie. Ale pary w ksi�gowo�ci w magistracie to jego znajoma, wi�c w ramach tego �ubrania� rozlicza te� rachunki za ksi��ki. Czy mo�e by� wi�kszy fart w �yciu? Czy mo�na budzi� si� rano i nie cieszy� si�, �e si� �yje!? S�ucha�am go i si� wstydzi�am. Najnormalniej w �wiecie si� wstydzi�am. Swojego smutku i problem�w, kt�re nagle okaza�y si� banalne. Od tego obiadu w sto��wce chodzimy z Remkiem do kina. P�aci zawsze on. Za wszystko. Za bilet, za popcorn i za m�j przejazd autobusem do domu. Nie chc� go urazi�, wi�c si� zgadzam. l zawsze jest szcz�liwy, l przed filmem, i po filmie. Jak gdyby kto� darowa� mu za 20 z�otych dwie godziny pobytu w innym �wiecie. My�l�, �e Remek prze�ywa ka�dy dzie� swojego �ycia jak dziecko, kt�re rodzice pierwszy raz wzi�li do Disneylandu. Od tego referatu z Hemingwaya jest jedynym m�czyzn� - Magda twierdzi, �e mam p�j�� najpierw do okulisty, a wracaj�c wpa�� do endokrynologa i zrobi� sobie wyniki �na hormony� - kt�remu poda�am numer mojego nowego telefonu kom�rkowego. Z pewno�ci� nie wie, jak bardzo jego zachwyt �yciem pom�g� mi znale�� nowy sens w moim. Poniedzia�ek: P�j�� si� pomodli� Magda nie ma racji. To nieprawda, �e religia jest tylko dla �pe�nych panicznego l�ku przed kar� za grzechy po �mierci�. Powiedzia�am jej to zaraz po powrocie z ko�cio�a w poniedzia�ek wieczorem. Magda nie wierzy w Boga. Dlatego trzeba z ni� rozmawia� o Bogu z najwy�szym szacunkiem dla jej ateizmu. Tylko wtedy ma si� szans�. Mia�y�my znowu d�ug� dyskusj�, l znowu si� na mnie obrazi�a. Ale tylko na osiemna�cie minut. Magda wie to dok�adnie, bo ona mierzy, jak d�ugo wytrwa obra�ona na mnie. M�wi, �e im d�u�ej ze mn� mieszka, tym bardziej skraca si� ten czas. Magda w�a�nie taka jest. Potrafi powiedzie� co� tak pi�knego, jak �jeste� moj� najlepsz� przyjaci�k�� w taki w�a�nie spos�b: �Dzisiaj tylko osiemna�cie minut, Martyna�, l potem mnie przytula. Magda postrzega Ko�ci� bardziej przez instytucj� ni� przez wiar�. Nie potrafi tego oddzieli�. Uwa�a, �e ksi�a powinni by� tak samo pe�ni czysto�ci. Jak �ten bia�y okr�g�y wafel podawany do ust�. To w�a�nie przy tym �waflu� pok��ci�y�my si�. Poniewa� ja wiem, �e Magda wie doskonale, jak nazywa si� �ten wafel�, czuj� si� wtedy dotkni�ta. Ona z kolei my�li, �e nazwanie tego �waflem� jest cool. Od zesz�ego poniedzia�ku ju� tak nie my�li. Wi�c Magda myli Ko�ci� z plebani�. Uwa�a, �e pracownicy plebanii powinni by� czym� zbli�onym do anio��w. A tymczasem te anio�y przychodz� �po cywilnemu� do jej baru i rozgl�daj� si� po �biustach laseczek�, l to j� absolutnie �przekonuj�co do�uje�. M�wi�am jej, �e to s� tak�e ludzie. �e testosteron nie znika wraz z pojawieniem si� powo�ania. �e kiedy� byli ch�opcami i mieli polucj�, a teraz s� m�czyznami i z pewno�ci� maj� erotyczne sny. Zacz�a si� �mia�. Magda nie lubi, gdy ona si� �mieje, a ja nie. Nie �mia�am si