7793

Szczegóły
Tytuł 7793
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7793 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7793 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7793 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACEK BOCHE�SKI TABU Tower Press Gda�sk 2001 Copyright by Jacek Boche�ski I Wszystko ju� teraz powiem Wielebnym Ojcom. Tak, przyznaj� si�, to by�o um�wione. Nie, prosz� Wielebnych Ojc�w, nie wiem po co. By�o um�wione miejsce za rogatkami, w zagajniku, na lewo od mostu, i godzina by�a um�wiona, zaraz po wschodzie s�o�ca, i osio�. Tak, przebranie te�. Nie wiem po co, prosz� Wielebnych Ojc�w. Nic nie my�la�am wtedy, tylko �e ranek taki pi�kny, bo w�a�nie tego dnia za�wieci�o s�o�ce po d�ugich deszczach i pokaza�o si� czyste niebo, niczego si� nie ba�am, tylko czy Diego przyjecha� i czy ju� tam jest, a wi�cej nic, w g�owie mi szumia�o, bo tej nocy nie spa�am prawie, i wsta�am o �wicie, i tak sz�am bez pami�ci, w s�o�cu, droga pusta, zasz�am za rogatki, nikt mnie przy nich nie zatrzyma�, a za rogatkami by�o jeszcze ja�niej i te� pusto o tej porze, wi�c prawie bieg�am i patrzy�am na niebo i na Pireneje bez chmur Nie, prosz� Wielebnych Ojc�w. Diego te� nie wiedzia�. Diego ju� tam by� nad rzek�. Skr�ci�am na lewo od mostu w zagajnik, cicho sz�am, nic nie by�o s�ycha�, zobaczy�am brzeg strumienia za drzewami, pomy�la�am � to tu, ale Diego nie zauwa�y� mnie jeszcze, os�y szczypa�y traw�, jeden osio� siwy spojrza�, drugi myszaty nie, podesz�am bli�ej, serce mi stan�o, a Diego ci�gle nic, siedzia� nad strumieniem, woda pluska�a i Diego patrzy� w wod�. � Diego � m�wi� � Diego � tak tylko szeptem. On do mnie: � Dolores � drgn�� nagle, odwr�ci� si� � Siostro Dolorosa � powiada i patrzy na mnie, i ja na niego patrz�, i widz�, jaki on jasny, �mieje si�, taki roz�wietlony ca�y, i znowu � Dolores � a woda pluszcze i os�y szczypi� traw�. � Po�pieszmy si�, Siostro Dolorosa � powiada. Ja na to: � Dobrze, jaki pi�kny dzie� � m�wi�. On: � Byle dalej od miasta. � Ja: � Na siwym o�le � m�wi� � pojad�. � I do os�a. Ale nie. On powiada: � Nie mo�emy tak jecha�, r�nych ludzi spotyka si� na drogach, tu mam przebranie dla ciebie. � I do sakwy. Wyj�� odzienie jak na pacho�ka, hajdawerki, a ja nic, niech b�dzie � my�l�, hajdawerki � my�l�, a cho�by kamie� do szyi albo w ogie�, to i tak niech b�dzie, zaci�am si�, co� dziwnego na mnie przysz�o, jakbym bez czucia by�a. � Diego � m�wi� �Diego, wcale si� nie boj�. � Carissima � on powiada, ale posmutnia�, ciemniejszy. Zerwa� si� nagle, wsiad� na os�a, siwego zostawi� przy mnie, �ebym od razu jecha�a za nim, to on tymczasem popatrzy na drog� i b�dzie czeka� ko�o mostu. Stoj� bez czucia, jaka� taka zimna sucho�� jest we mnie, a cho�by kamie� do szyi � my�l�, nie, �le m�wi�, nic nie my�l�, zrzucam z siebie wszystko i do sakwy. I zaraz hajdawerki, prosz� Wielebnych Ojc�w. Szybko to zrobi�am. I na os�a. By�o mi troch� straszno, ale patrz�: s�o�ce, wsz�dzie cisza i droga wolna, na mo�cie pusto, Diego czeka, jad� tam. Diego tylko poruszy� ustami na m�j widok, nic nie powiedzia�, a oczy mia�, o, takie du�e. I nie spuszcza� ze mnie tych oczu, podjecha� blisko i wzi�� moj� r�k� w swoj�, potrzyma�, szepn�� �Dolores! � A mnie gor�co. � Gdzie habit? � spyta� Diego. � W sakwie � m�wi�. � Dobrze � powiada. �Jed�my. Ruszyli�my k�usem. Diego nie �a�owa� os�a, bo tak by�o um�wione, �e pierwszego dnia po�pieszamy ostro, aby pr�dzej do g�r. A� furcza�o i kamyki lecia�y spod n�g os�a na wszystkie strony. I Diego mia� rozwiane w�osy. Ci�gle spogl�dali�my po sobie, dziwi�c si� i �miej�c, �e tak jedziemy, �ni� mo�e �my�la�am, a Diego by� znowu jasny, jak promie�, i te osio�ki weso�e Szczerze powiem Wielebnym Ojcom: raz tylko poca�owa� mnie po drodze, kiedy�my os�y poili. By�o mi to przykre. Nie broni�am si�, ale by�o mi to przykre. 3 Nic nie powiedzia�am. On powiedzia�: � Po tamtej stronie to ju�... � Rozumia�am, �e po tamtej stronie g�r. Chcia� jakby co� wi�cej powiedzie�, ale na tym sko�czy�. � Po tamtej stronie to ju�... � I tylko patrzy�. My�la�am, �e m�wi o granicy francuskiej. Potem nieraz jeszcze powtarza�: � Dolores, kiedy ju� przejdziesz ze mn� na tamt� stron�... � I przymyka� oczy. Albo: � Siostro Dolorosa, Siostra wcale nie wie, jak jest po tamtej stronie. � Jak? � pytam. � Pi�knie �powiada. Zdawa�o mi si�, �e to nie o kr�lestwie Francji, tylko o czym�, co Diego chcia� zrobi� ze mn�. Jasno mi tego nie t�umaczy�. Zapyta�, czy s�ysza�am s�owo Eden. Pewnie, �e s�ysza�am. � Po tamtej stronie zaczyna si� Eden � rzek�. � Albo Gehenna � doda� po chwili. Wielebni Ojcowie racz� pami�ta�, �e Diego jest poet� i cz�owiekiem szalonym. � Ten zamek ci ofiaruj� � m�wi�, kiedy przeje�d�ali�my obok jakiego� opuszczonego budynku ch�opskiego, i ob�oczki mi darowywa� na niebie, to w�a�nie najbardziej mi si� podoba�o, �e takie rzeczy opowiada� o Centaurach i Pegazach i r�ne inne. - Dolores, lilio bia�a � wo�a�. Albo: � S�odsza� mi od miodu hymeckiego. � Na tym zesz�o nam do wieczora, nie wiem, jak i kiedy, bo jechali�my niby we �nie, niby Adam i Ewa, tego dnia dopiero stworzeni przez Boga i dziwi�cy si� drzewom, kwiatom i rozmaitej zwierzynie. Tak to trwa�o, ta jazda, wiele godzin, nie wiem ile. Nareszcie Diego powiada: � G�odny jestem. Znam tu jeden zajazd o p� mili, tam przenocujemy. �Zl�k�am si�, ale os�y zgonione, noc bliska i nie ma �adnego schronienia w polach, chyba i�� do lasu. � Zajazd na odludziu � o�miela mnie Diego. � Nikt Siostry nie pozna. � A co mi to? � obruszam si�, cho� ca�a dr��. � Przeorysza nie jedzie za nami na osio�ku. Nocujmy � m�wi�. �mia� si� Diego. To ju� potem pierwsza wesz�am do zajazdu. A pies czarny na podw�rzu bardzo si� biesi�. Ludzi du�o na �awach, pij� i szumi� jak b�ki. Gospodarz wysoki, oczy rybie. Ja do niego: �Chcemy tu nocowa�. � Kto? � pyta. � M�j pan i ja. � Gdzie ten tw�j pan? � A ju� i Diego wchodzi. � O � pokazuj� � m�j pan! � i wiem, �e si� robi� czerwona, tamten z rybimi oczkami co� m�wi, a ja si� ca�kiem trac� i odpowiadam od rzeczy, tamten cmoka j�zykiem, i g�upio mi si� przygl�da, i chichocze. Ale Diego brz�czy sakiewk� i daje mu reala. � No, to dobrze, senor � powiada gospodarz � nocujcie, tylko mam wielu go�ci, musz� was .wszystkich po�o�y� w jednej izbie. � Na to Diego, �e mo�e przecie�... � Nie, nie � przerywa tamten i � co b�dziecie je�� i pi� � pyta � jagni� czy kap�ona, wino czy jab�ecznik? � Diego mu wtedy, �e baranka i wino, ja, �e sa�at� i jab�ecznik, ale i baranka, bo Diego g�odny. Jemy. � Co z nami b�dzie? � m�wi�. � Czy wiesz, Diego? � Nie wiem. � Co my robimy, Diego? � A jemu oczy zasz�y mg��. � Czy�my dostali pomieszania zmys��w? Powiedz, Diego. � Jeszcze jeste�my po tej stronie � szepn��. Czarny pies zajrza� przez drzwi, wszed�, w�szy pod sto�ami, a lezie prosto w k�t, gdzie z�o�ona sakwa. Tam stan��, obw�cha� sakw�. A� gospodarz fukn��: � Precz, pies. � Diego znowu si� za�mia� i pochwali� baranka, �e smaczny. Owszem, niez�y � my�l� � a w refektarzu mojego klasztoru pewnie si� teraz odmawia pacierz, siostrzyczki siadaj� do wieczerzy, mnie jednej nie ma, przeorysza blada i co si� tam musia�o dzia� przez ca�y dzie� � Diego, s�uchaj, co z nami b�dzie � powiadam tak cicho, cichute�ko, �eby nikt nie us�ysza� � co w klasztorze, Diego? � Chyba p�acz� po tobie siostry zakonne. � Nie wiem, czy p�acz�, co ty znowu, Diego, mo�e niekt�re, ale tego czarnego psa si� boj�, wiesz, Diego? � To ja mu � Diego na to Zwyk�y by�, jak ka�dy pies, prosz� Wielebnych Ojc�w. Tylko czarny. Czasem co� cz�owiekowi przychodzi do g�owy, ale Wi�cej nic osobliwego w nim nie zauwa�y�am. Potem jeszcze we �nie. On i gospodarz. Szczeg�owo? Rozumiem. No, to Diego powiedzia�: � Dolores, chod�, spojrzymy na gwiazdy i � spa�! � Gwiazd nie by�o, ksi�yc za to wychyla� si� zza jakiej� g�ry, wi�c 4 postali�my troch� i wnet poszli�my ze �wiec� do izby, w kt�rej nam gospodarz kaza� nocowa�. Wsz�dzie le�eli ju� nieznajomi m�czy�ni, tylko dwa pos�ania w rogu by�y nie zaj�te. Ale nikt jeszcze nie spa�. M�wili co� p�g�osem po baskijsku. Do nas �aden si� nie odezwa�. Umilkli, kiedy�my weszli, o nic nas nie pytali, ani sk�d, ani po co jedziemy, ani kto jeste�my. My te� nie wiedzieli�my, kim s� oni. � To lepiej � mrukn�� Diego, a potem: � U�� si� � szepn�� � dalej od nich, przy �cianie, a ja tu z brzegu. Nie chcia�am le�e� tak w g��bi przy �cianie, bo mi si� nagle wyda�o, �e jakby co, to stamt�d nie by�o ucieczki � nie, Diego � rzek�am i wyda�o mi si�, �e by�abym przy tej �cianie bezwolna i �e ju� bym popad�a tylko w moc Diega � nie, Diego, wol� sama z kraju. � No, m�wi� ci � bierz tamto pos�anie, no, co z tob�, carissima, u�� si�, to zdmuchn� �wiec�. � Nie, Diego, ja zdmuchn� �wiec�. � Co z tob�? � nastawa!. � Boj� si�. � Czego? � Tych Bask�w i psa � powiedzia�am, ale nieprawda, bo si� ba�am Diega, czy ja wiem zreszt�, mo�e nocy, mo�e wiecznego pot�pienia, i co ja zrobi�am, �wi�ta Mario Magdaleno, nic jeszcze nie zrobi�am, ale ba�am si� w�a�nie, �e co� zrobi� tej nocy albo nast�pnej, i �e ju� na zawsze, i co potem, tego si� ba�am. Diego przycich� naraz, jakby zniecierpliwiony, leg� przy �cianie bez s�owa. Zgasi�am �wiec�, po�o�y�am si� ostro�nie na pos�aniu i przez chwil�, ca�kiem nieruchoma, s�ucha�am szmer�w, oddechu Diega, Baskowie zaczynali chrapa�, po�wistywa� przez sen, zamkn�am oczy. Majaczy�y mi w g�owie jakie� widoki, a wtem Diego westchn�� i poczu�am, �e jego d�o� przysuwa si� do mnie. Drgn�am. Diego spyta�: � Nie �pisz? � Zaraz usn�. � Znalaz� moj� r�k� w ciemno�ci, lekko �cisn�� i tak trzyma�, a kiedy chcia�am j� zwolni� z u�cisku, nie dawa�. Nagle jeden Bask, le��cy niedaleko, poruszy� si� gwa�townie. Przerazi�o mnie to i szarpn�am si� bardzo mocno, �eby wyrwa� r�k�, lecz Diego przytrzyma� jeszcze mocniej, a ja powoli s�ab�am i ulega�am, i przestawa�am si� wyrywa�, i on zupe�nie rozlu�ni� u�cisk, a ja ju� si� nie cofn�am, i by�o mi nawet dobrze, gdy w ciemno�ci g�adzi� moj� d�o�, a� na koniec uj�� j� znowu silniej, jako� tak dziwnie, z takim dr�eniem, �e rozesz�o si� to po mnie, po ca�ym ciele, i wreszcie sam pu�ci�, odsun�� si�, jakby uciek�, a ja potem od razu zasn�am. Nic nie wiem, nic nie pami�tam, s�ysza�am ha�as, kto� chodzi�, a mnie �ni�a si� ryba d�uga, wielka, z ogromnym pyskiem, i ta ryba na mnie, nie wiem, co, ale na mnie, pewnie p�yn�a, mia�a oczy gospodarza zajazdu, u�miecha�a si� bezmy�lnie, rybio, ca�ym pyskiem, i par�a, nie mog�am si� ruszy�, czu�am, �e mnie dotyka po nogach, po biodrach i wy�ej, a taka �liska, co ona ze mn� robi�a, to bola�o, nie ryba, pies, o matko, drapa� pazurami, czarny pies rzuca� si� na mnie, by�am naga, nie pies, gospodarz zajazdu, co� m�wi�, ale nie rozumia�am, a on tymi �apami, takie zwierz�, jakie� g�osy w pobli�u, jacy� ludzie, ju� wiedzia�am, �e to sen, tylko nie wiedzia�am, gdzie jestem, otworzy�am oczy i by�o jasno, chyba �wit, i kto� mnie obejmowa� za szyj� i ca�owa�. Diego! � Wiesz, Dolores, Baskowie w�a�nie wyszli � rzek�.� Czeka�em, a� odejd�, zdawa�o mi si�, �e sp�on� tu z mi�o�ci do ciebie. Przez p� nocy le�a�em bezsennie, potem rozednia�o, patrzy�em na twoje usta, Dolores... � M�wi� i wci�� mnie ca�owa�, a ja nie ruszy�am si� z pocz�tku, zastyg�am p�przytomna w tym przera�eniu i w tych obj�ciach, a� powiedzia�am: � S�uchaj, Diego, zostaw mnie teraz, nie chc�, �eby� mnie dotyka�, ju� odejd�. Zdr�twia� mi nagle i zaraz wsta�. Brzydzi�am si� go wtedy. Do po�udnia ma�o m�wili�my ze sob�. Tak, to by� drugi dzie�. Oczywi�cie, ruszyli�my dalej w t� sam� drog�. Niech�e mi wierz� Wielebni Ojcowie, �e nie zna�am kierunku. To ju� Diego Znowu na os�ach, dnem doliny, mi�dzy wzg�rzami, znowu ciep�o Jechali�my troch� wolniej, bo droga bieg�a pod g�r� i od rana bardzo grza�o s�o�ce. A niebo kryszta�owe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzy� na mnie. Milcz�c, posuwali�my si� na os�ach w g�r� doliny i by�o a� ci�ko od ciszy, od s�o�ca i od tego czego� mi�dzy nami, co si� wlok�o z nocy w zaje�dzie. Nie wiedzia�am nawet, co to takiego i sk�d si� wzi�o, podoba� mi si� teraz Diego, kiedy tak jecha�, smutny jaki�, 5 kamienny, i pomy�la�am, �e go kocham, chyba ju� na pewno, i �e mo�e zrobi� to, czego chcia�, gdzie� tu w g�rach, i niech mnie zabiera do Francji, przecie� uciek�am z klasztoru, i umawiali�my si� przedtem, taki grzech, ale pewno zrobi� to � my�la�am. Ko�o po�udnia zatem, gdy dotarli�my do szerokiej prze��czy, sk�d zobaczyli�my murowank� pastersk� nie opodal na polanie, i gdy Diego napomkn��, �e trzeba da� wytchnienie os�om i �e mo�e dostaniemy u tych pasterzy �wie�ego mleka, poprosi�am, �eby mnie jeszcze tam nie prowadzi�, bo na prze��czy tak pi�knie i przyjemnie, i rosn� jod�y � to po��my si� lepiej tu w cieniu � rzek�am � odpocznijmy � a gdy Diego si� po�o�y� i nie dotkn�� mnie, tylko spyta�, dlaczego jestem okrutna, i gdy nagle wybuchn�� p�aczem, �e tak niesprawiedliwie ukara�am go tego ranka, wtedy ja obj�am go, przytuli�am jego g�ow� do piersi i powiedzia�am: � Nie p�acz, ju� b�dzie dobrze. � Zacz�� mnie ca�owa� po r�kach, a patrzy�, jakby mu te s�owa pociechy opowiada� anio�. � Dolores... � m�wi � ja przecie�... � Ale nie doko�czy�, znowu p�acze. � Ja przecie�... � powt�rzy�. Tul� go z mi�o�ci i z �alu, i ze zdumienia, i z l�ku, �e p�acze. Nie wiem ju�: m�czyzna czy dziecko? I ciarki mnie przechodz�. A on: � �wi�ta dziewczyno, bia�a go��bico � powiada, przez �zy to m�wi � Dolores, Dolorosa, nie chcia�em ci� urazi� nawet jednym tchnieniem, nie chcia�em nic, czego sama nie pragn�a�, nie chcia�em splami� twej niewinno�ci, przecie� wiesz co by�o, chcia�em z tob� jak z lili�, Dolores, a ty... � I p�acze. Tul� go najtkliwiej, jak potrafi�, i my�l�: kocha. � Ach, Diego, uspok�j si�, b�dzie dobrze, zobaczysz. � Raptem zatrz�s� si�, krzykn��: � No, popatrz, co ze mn� robisz, czego ty mi zada�a�, dziewczyno, co ja czyni� doprawdy, kim ja jestem? M�wi�am ju� Wielebnym Ojcom, �e on by� jakby troch� dzieckiem. Nie dlatego, �e p�aka�, ale �e po tej mojej obietnicy, kiedy go tak tuli�am do piersi i pociesza�am, wnet powesela�. I jeszcze dlatego by� dzieckiem, �e chyba nie wiedzia�, po co uciekamy do kr�lestwa Francji, i czy rzeczywi�cie tam uciekamy, i jak tam b�dziemy �y�, ma�o my�la� o tym, raczej marzy�, raczej spodziewa� si� jakiego� cudu i tylko m�wi� o �tamtej stronie�. Ale �tamta strona� nie by�a Francj�, mog�a si� zacz�� w Hiszpanii, bo przedstawia�a si� mu przewa�nie jako t o, co mieli�my zrobi�, i o czym ja my�la�am na prze��czy, a czego on nigdy nie nazywa� innym s�owem, jak gdyby si� l�ka�; Francj� i to ci�gle miesza�. On jest bardzo dziwny, prosz� Wielebnych Ojc�w. Wyobra�cie sobie. Wielebni Ojcowie: jedziemy i ta Francja przed nami, tylko przej�� Pireneje. Co b�dzie, kiedy je przejdziemy? Diego m�wi: b�dzie muzyka sfer. Czy ja nie s�ysz�, �e ju� czasami gra po tamtej stronie? Mo�e. Co� tak nawet jakbym s�ysza�a. Ale jakie rzecz y b�d� tam na ziemi francuskiej, jakie domy, zwierz�ta, to chcia�abym wiedzie�. B�dzie wielki gaj migda�owy, ca�y w kwiatach, wst�pimy do tego gaju i b�dzie pachnia�o migda�ami. Przecie� wszystko nie mo�e by� gajem. A nie, b�d� rzeki winem i nektarem p�yn�ce, p�jdziemy z nich pi�. B�d� si� kolorowe baranki, ��te i niebieskie, i szkar�atem fenickim sycone, pas�y na ��kach. B�d� pada� deszcze z�otego miodu i wsz�dzie rozkwitn� nenufary. Owszem, �adnie b�dzie w kr�lestwie Francji, ale kto nas tam przyjmie na samym pocz�tku, gdy przyjdziemy? Kto? Faunowie le�ni z piszcza�kami. Powiadam: � B�j si� Boga, Diego, faun�w nie ma. �On na to: � O, tam jest wi�ksza swoboda, nie panuje �wi�ta Inkwizycja, dlatego uciekamy do Francji. � Ja my�l�: dobrze, ale w hajdawerkach czy w sukni? Bo ju� nie w habicie. Jak to b�dzie? Dlaczego mam by� w hajdawerkach? Chcia�am tego wszystkiego, prawda, ale nie tak, nie w hajdawerkach. Czy on si� ze mn� o�eni? Kim b�d� we Francji? Pytam: � Diego, jak� sukni� w�o��? � Z piany morskiej i gwiazd � odpowiada. Zawsze m�wi tak pi�knie, a we mnie serce taje, i nawet widz� na sobie sukni� z piany morskiej i gwiazd, i wiem, �e on mnie te� widzi w takiej sukni, i ju� mi oboj�tne hajdawerki, nie hajdawerki, p�jd� za nim w grzechu i ha�bie do kr�lestwa Francji, do tych migda��w i nenufar�w. Ale on m�wi czasem jeszcze inaczej: nie, dziecko! Mnie tak nazywa: dziecko. M�wi: � Nie, dziecko, nie b�dzie muzyki sfer, nie b�dzie gaju migda�owego i nenufar�w, nie wiadomo, co si� poka�e po tamtej stronie, a je�li m�ka, a je�li gorzki pio�un, a je�li nam s�dzono we �zach �u� 6 ten zakazany owoc? Nikt nie zna jego smaku, p�ki nie skosztowa�. Wi�cej bywa w nim nieraz jadu, ni�eli s�odyczy, przewrotnie B�g zatru� to swoje jab�ko, Siostro Dolorosa. Po tamtej stronie jest mrok, a przej�� na tamt� stron� to tak, jak zamkn�� oczy i skoczy� z wysokiego brzegu w ciemno��. I dojdziesz do kraw�dzi, Siostro Dolorosa, i albo wr�cisz, albo skoczysz, albo zaczniemy si� szamota� i kto kogo zepchnie? Ja ci� zepchn�? Pami�tam dobrze chwil�, kiedy o to zapyta�, niby sam siebie, i mog� Wielebnym Ojcom powt�rzy� wszystko najdok�adniej. Zwa�cie tylko. Wielebni Ojcowie, �e dzia�o si� to ju� p�niej, nie na prze��czy, o kt�rej opowiada�am, ale w wy�szych g�rach, dopiero trzeciego dnia. Pami�tam, �e po tym pytaniu, czy on mnie zepchnie, Diego umilk�, jakby czeka� na odpowied�. Ja te� milcza�am i Diego odpowiedzia� sam: nie, nigdy! On tego nie zrobi. Chcia� jeszcze co� doda�, otworzy� nagle usta, lecz jako� nic nie m�wi�, tylko pozosta� z otwartymi ustami i patrzy� na mnie, ale tak, �e nie by�am pewna, czy kocha, czy nienawidzi. Je�li rzeczywi�cie jest gdzie� ciemno��, w kt�r� cz�owiek str�ca cz�owieka z wysokiego brzegu, to Diego ju� tym spojrzeniem m�g� str�ci� i zabi�. Ale on nie chcia� spycha� mnie w ciemno��, on wola�, �ebym spad�a sama! I wtedy poj�am, �e on to woli i �e na to w�a�nie czeka z otwartymi ustami. Diego si� chyba domy�li�, co poj�am. Zblad� nagle i rzek�: � A mo�e ja? Mo�e ja ci� zepchn�? Czu�am, �e mi zaraz �zy trysn� z oczu, bo ju� mnie kurcz chwyci� za gard�o. A Diego m�wi� dalej: � Polecimy w ciemno��, Siostro Dolorosa, po jab�ko, kt�re B�g rzuci� na tamt� stron�, aby p�ywa�o w mroku z�ego i dobrego. I rozgryziesz je, Siostro Dolorosa, i b�dzie w nim robak. Tak czasem bywa, wiedz, Dolorosa, �e zdarza si� obrzydliwy robak, a my�l� � m�wi � �e mo�e od pierwszego spojrzenia, kt�rym si� obrzuca jab�ko, zanim si� go jeszcze dotknie wargami, mo�e od tego spojrzenia, jak od uroku, zale�y, czy si� robak zal�gnie. A je�li b�dzie robak, to zrozumiesz, gdzie spad�a�. I b�dziesz czo�ga� si� po ziemi na skrwawionych kolanach, w bole�ci wzywa� imienia boskiego nadaremno, w prochu i pyle przeklina� mnie i siebie, i zobaczysz, jakie po tamtej stronie s� To on m�wi� trzeciego dnia. A c� ja mog�am? S�ucha�am ze �ci�ni�tym gard�em i z odraz�, my�la�am, po co on mnie tak dr�czy i straszy, czego chce, chyba naprawd� nienawidzi, i jak m�g� o tym robaku, pewno mia� co� takiego z innymi kobietami, bo sk�d wie, jak jest po tamtej stronie? Musia� bywa� tam z jakimi� ladacznicami, mo�e nie pierwszy raz chodzi t�dy, mo�e m�wi� im to samo, ale one nie �lubowa�y czysto�ci, no to nie chc�, ju� do�� Wtedy na prze��czy? Nie, na prze��czy nic si� nie sta�o. Na prze��czy pole�eli�my jeszcze troch� w cieniu, Diego si� uspokoi� i osio�ki wypocz�y. By�o nam l�ej na sercu, Diego nawet powiedzia�: � O, popatrz, Dolores, chmurka! � Bo nad najwy�szym szczytem pokaza�a si� pierwsza chmurka. A Diego od razu spyta�: � Czyja b�dzie, moja czy twoja? � Ju� j� sobie zostaw, niech b�dzie twoja � rzek�am. On na to: � A w�a�nie twoja. � Ja: � Twoja. � On znowu: � Twoja. � I tak �mieli�my si�, krzycz�c tylko: twoja, twoja. A� nagle co� hukn�o w lesie nad nami i Diego przy�o�y� palec do ust. Czekali�my chwil�, s�ycha� by�o trzaski, kto� tamt�dy schodzi�, nareszcie widzimy: idzie pasterz, niesie kulaw� owc�. Diego si� ucieszy�, �e nam ten cz�owiek powie, jak� drog� obra� dalej, w d� ku murowance, czy w g�r� przez las. Jak wola, panie � m�wi pasterz. � Je�li chcecie do oceanu i zwyczajnie brzegiem morskim do granicy, to zje�d�ajcie ku murowance, je�li wolicie g�rami, to od razu st�d przez las. Ale wy pewno wolicie g�rami. Nic si� nie b�jcie. Jeden tylko tu B�g nad nami i or�y. Ludzie r�nego stanu szli ju� t� drog�, hidalgowie w bia�ych kryzach i ci, co mo�e uciekli z galer. Wy te� przejdziecie. Ruszcie teraz do g�ry lasem, �cie�ka was wywiedzie na up�az, grzbietem up�azu �atwo pojedziecie dalej, a s�o�ce b�dzie was grza�o w plecy. I tak po�pieszajcie wci�� przed siebie i nie ogl�dajcie si� na nic, tylko liczcie potoki sp�ywaj�ce w�wozami, jeden, drugi, trzeci, czwarty potok, a� zobaczycie 7 po lewej r�ce g��boki par�w i pi�ty potok, bardzo g�o�ny, a troch� ni�ej na r�wnince koszar owczy i sza�asy. Tam staniecie na noc, bo ju� b�dzie wiecz�r. Jutro wam ludzie poka��, jak i�� dalej. Tylko te os�y b�dziecie musieli im zostawi�. No to z Bogiem, panowie. �Poszed�. A my w �miech. � Opatrzno�� czuwa nad nami � rzek� Diego � i zes�a�a pasterza, aby�my nie zje�d�ali do murowanki i nie nak�adali niepotrzebnie drogi, chyba �e nas ten Dafnis wysy�a prosto do jaskini zb�jeckiej, w r�ce jakich� kud�atych opryszk�w, kt�rzy w�a�nie ostrz� no�e. � I okaza�o si�, �e wszystko by�o tak, jak m�wi� ten uczciwy cz�owiek: by� bardzo d�ugi up�az, by�o s�o�ce za plecami, cztery potoki, a kiedy�my zje�d�ali do pi�tego, s�ycha� by�o ju� z daleka �piewaj�cych m�czyzn. Diego powiedzia�: � Zaiste Menalkas i Tityrus siedz� tam, bo nie wygl�da mi to bractwo na szajk� �otrzyk�w. � Wtem za�piewa�a jeszcze kobieta i Diego doda�: � Jest i Amaryllis. � Sza�asy sta�y w kotlinie. Dostrzegli�my je zaraz. Zbocze nie by�o strome, osio�ki zbieg�y truchtem, ludzie przywitali nas grzecznie i tylko jedna dziewczyna, ta Amaryllis, rozpozna�a mnie od pierwszego wejrzenia. � Ty pann� jeste� � m�wi. Nocowali�my u nich. Przemytnicy te� chodz� tamt�dy i ci pasterze s� przyzwyczajeni do Diego sam pyta�, czy nie bywa rozboju, ale nie, teraz nie ma � powiedzieli � a co go��, to zawsze �wi�to. Dali nam sarniego mi�sa, grzyb�w i r�nych ser�w, �eby�my jedli, co chcemy, a� Diego si� dziwi�, jaki �adny pocz�stunek, a jeszcze obiecali do�o�y� �ywno�ci na drog�. � Zostawicie tu os�y � rzekli � bo p�jdziecie odt�d po ska�ach. Os�y ju� tam na nic. I nie b�jcie si�. Cho�by was kto �ciga�, nic nie powiemy. To dobrzy ludzie. A �wawi i weseli jak ptaki, ci�gle piosenki Tak ca�y wiecz�r �ciemnia�o zupe�nie, pora k�a�� si�, nocleg przygotowany, wi�c pomodlili�my si� Ta Amaryllis? Rozpozna�a mnie, tak. � A mo�e ty nie jeste� pann� � powiada � mo�e jego �onk�? � I do Diega: � Ona jest pann� czy wasz� �onk�? � Diego si� �mieje. � �onk�, �onk� � wo�a. � Jak �onk�, to id�cie oboje spa� do mojego sza�asu. � I da�a nam jedno pos�anie. Ja ju� nic na to. Pomodlili�my si�. Strach, pewno �e strach. My�la�am: co my w takiej pustce, znik�d ratunku, i przecie� nie mo�na, i czy Diego chocia� rozumie? A sk�d�e! Naprawd� to pali� si� tylko do mojej cnoty, �eby j� pr�dzej zabra�, jeszcze rano w zaje�dzie i teraz w nocy znowu o tym m�wi�, i ja wiedzia�am, �e wszyscy m�czy�ni s� tacy, a on powtarza�: b�dziesz moja, moja, moja, moja, moja. � Ale jak, Diego � powiadam � jak ja b�d� twoja, kiedy przecie� nie mo�na, no co z tego, czy bym chcia�a, czy nie, kiedy przeciwko ludziom i Bogu, sam wiesz... � Nie przeciwko ludziom, skoro ju� rozpozna�a ci� ta Amaryllis... � Przeciwko Bogu, Diego. On nie musi nawet rozpoznawa�. On i tak wie wszystko. � O, wielkie nieba � westchn�� � wielkie nieba! � Ale, Diego, co ty? � Obj�� mnie, ca�uje po w�osach, oczach, matko, po kaftaniku, kt�ry mia�am na sobie, rozchyli� go, cho� si� broni�am, przywar� do mojego cia�a, rozdygotany, gor�cy. � No, ale, Diego... � Nie s�ysza�, le�a� z policzkiem prawie na mej piersi, m�wi� jakby w malignie, jakby �piewa�: b�dziesz moja, moja, moja... � Ciszej, Diego, bo mo�e kto s�ucha. � Niech s�ucha, niech zatr�bi� na ca�y �wiat, �e bodziesz moja, moja, niech we wszystkich ko�cio�ach zadzwoni�... � Kiedy nic nie zatr�bi� i nigdzie nie zadzwoni�, pomy�l, Diego, przecie� my tu jak z�odzieje... � A kochasz mnie, Dolores? � Kocham, Diego, tylko, wiesz, czuj� si� taka brudna, po twoich r�kach zostaj� wsz�dzie �lady, po ka�dym poca�unku osiada co� lepkiego, zasycha i piecze. � Nie m�w tak � szepn��. � Nigdy mnie nikt nie ca�owa� � t�umacz� mu � to mo�e przez to, a mo�e za nasze grzechy... � Nie m�w tak. Kochasz mnie? � Kocham ci�, Diego. � Je�eli kochasz, dlaczego nie chcesz, aby si� mi�o�� nasza spe�ni�a? -Spe�ni�a? Czy musi j� cia�o spe�ni� w grzechu? � Znowu 8 zacz�� jakby w gor�czce b��dzi� ustami po moich oczach i ramieniu, i wsz�dzie, szepcz�c: � Tak, tak, Dolores, tylko cia�o mo�e j� spe�ni� w grzechu, uwierz mi. � Ale czemu, Diego? � Bo dopiero wtedy wiadomo, czy mi�o�� jest, a inaczej mo�e jej wcale nie ma, s�yszysz, Dolores, mo�e jej w og�le nie ma? � Serce podesz�o mi do gard�a. Pomy�la�am: a je�li rzeczywi�cie nie ma, je�li to si� tak jako� sprawdza i je�li ju� w�a�nie wida�, �e nie ma? Czy mog�abym jeszcze wr�ci� do klasztoru? A Diego wci�� b��dzi� ustami po moich r�kach, po szyi, po kaftaniku, w. kt�ry by�am ubrana, i zdawa�o si�, �e nie wie, co czyni, jakby przesta� nad sob� panowa�, i tak�e od tego serce podchodzi�o mi coraz bardziej do gard�a, a� zawo�a�am: � Nie, Diego, cia�o nie spe�nia mi�o�ci, przecie� to dusza, m�wi� ci, dusza spe�nia prawdziw� mi�o��. � Znieruchomia�. Powiada: � Dziecko! - Kiedy nie, Diego, co ty mi, �e ja dziecko, nie jestem dzieckiem, chc� tylko by� czysta, rozumiesz? � Dziecko! � powt�rzy� g�o�niej. D�ugo le�eli�my potem bez ruchu, spok�j by� doko�a, ksi�yc prze�witywa� szparami w dachu, szumia� potok. W ko�cu powiedzia�am: � Wi�c jak to jest? Czy mi�o�� nie spe�nia si� nigdy w czysto�ci, zawsze w grzechu? � Mi�o�� � odpar� � spe�nia si� tak, jakby si� z tego szczytu, kt�ry jest nad nami, oderwa� kamie� i zacz�� spada� w t� kotlin�, i jakby porwa� ze sob� wiele innych kamieni, i jakby to wszystko toczy�o si� w huku i p�dzie, ani w grzechu, ani w czysto�ci, lecz po prostu w huku i p�dzie. Je�eli kiedy� b�dziesz tylko strumieniem tocz�cych si� kamieni i b�dziesz tak spada� w d�, zobaczysz, jak si� spe�nia mi�o��. � Pomy�la�am: zrobi� t o. Najpierw unios�am si� na pos�aniu, siad�am. Diego nie drgn��. Pomy�la�am: zrobi� to zaraz. I ju� pochyli�am si� w t� stron�, gdzie le�a� Diego, zawis�am nad nim w powietrzu, a on czeka�. Co� mi podszepn�o: nie r�b t e g o , Dolorosa. Cofn�am si�, ale natychmiast pochyli�am si� znowu. Diego wyci�gn�� r�ce i co� tak, jak przedtem, podszepn�o mi: opami�taj si�, Dolorosa, nie r�b t e g o . I jednak przybli�y�am si�, i jeszcze raz cofn�am, i przybli�y�am, i cofn�am, a wtedy Diego chwyci� mnie jak ob��kany, rozerwa� kaftanik i Krzykn�am By�abym go zabi�a, gdyby mo�na, chcia�am rozszarpa� i Co mam powiedzie�? Tu, tu, na piersi, tu czu�am takie gor�ce w�eranie si�, �echtanie, ca�owa� mnie, tysi�c mr�wek rozesz�o mi si� po ciele a� gdzie� do m�zgu, my�la�am, �e mi te mr�wki i �zy trysn� oczyma � pu��! � wo�a�am �nienawidz� ci� � bi�am go, p�acz�c � pod�y, pod�y! pu��! � i pu�ci�. Zerwa�am si�, wybieg�am z sza�asu. Diego za mn�. � Co robisz? � krzykn��. Odpowiedzia�am, �eby mnie zostawi�, �e nie chc� go teraz widzie�, i pobieg�am na o�lep w ciemno��. Ksi�yca ju� nie by�o, Diego ci�gle wo�a� gdzie� za mn� � wr�� natychmiast! � a ja upad�am, nie podnios�am si� nawet i tylko woda hucza�a w parowie. Zl�k�am si� ciemno�ci i szumu. Kiedy wr�ci�am, Diego powiedzia�: � My�l�, �e mi�o�� spe�nia si� w ofiarowaniu. Nie ma mi�o�ci bez ofiary. � Nie rozumia�am go. Przespali�my potem reszt� nocy. Rano przysz�a do sza�asu ta Amaryllis. By�a bosa, opalona, w kr�tkiej sp�dnicy, mia�a odkryte ramiona i g��bokie wci�cie nad stanikiem. Pachnia�o od niej s�o�cem, wiatrem i trzod�, poczu�am t� nieprzyjemn� wo�, gdy tylko wesz�a. Podobali mi si� tam wszyscy pasterze pr�cz Amaryllis. Przynios�a dzban mleka, �mia�a si� i du�o m�wi�a, a Diego na ni� patrzy�. Pami�tam, �e rozlewa�a mleko do kubk�w i kilka kropel pociek�o jej na palce. �miej�c si� ci�gle i wykr�caj�c na pi�cie, obliza�a d�o�. Wtedy w�a�nie zauwa�y�am, �e Diego na ni� patrzy i �e zatrzyma� przez chwil� wzrok na tym g��bokim wci�ciu. A ta Amaryllis podesz�a i dola�a mu mleka. Ju� od rana Diego by� bardzo niespokojny, ju� rano, kiedy sk�ada� swoje rzeczy do sakwy, widzia�am, jak mu wszystko lecia�o z r�k, nie m�g� zawi�za� sup�a, rozchyli� usta i dr�a�a mu warga. A nasta�o tego trzeciego dnia, bo ju� si� zacz�� trzeci dzie�, jeszcze wi�ksze gor�co i co� w powietrzu niby roz�arzone szpilki, k�uj�ce i �yskaj�ce, czu�o si� te uk�ucia sk�r�, 9 oczami, wydawa�o si�, �e niebo jest rozbitym na tysi�ce szkie�ek zwierciad�em, i poszli�my w�r�d takiego migotania zwierciadlanych od�amk�w pod g�r� kamienistym w�wozem. Pasterze go nam pokazali. M�wili: o, tam przez siode�ko, tam b�dzie przej�cie. I m�wili: po tamtej stronie wypoczniecie, bo za siode�kiem b�dzie dobra pieczara na nocleg, znale�� j� �atwo, �cie�ka wydeptana. Os�y zosta�y u nich, zosta� ten siwy, na kt�rym dot�d je�dzi�am, i drugi myszaty. Diego ni�s� sakw�. Nie mog�am za nim nad��y�, takimi wielkimi krokami ruszy� od razu z kotliny, gdzie sp�dzili�my noc. Prawie nie ogl�da� si� w ty�, szed� pierwszy, rozdra�niony i zaperzony, widzia�am to, szed� jakby sobie na przek�r, z�yma� si�, a coraz bardziej po�piesza�. �cie�ka pi�a si� w g�r�, z pocz�tku �agodnie, potem gwa�towniej po stromi�nie. Razi�o s�o�ce, upa� wzmaga� si� z ka�d� chwil�, mia�am sucho w ustach i czerwone kr��ki lata�y mi przed oczami. Nigdy nie by�am w takich dzikich g�rach, �eby same kamienie i droga prosto w niebo. Raz po raz chwia�o si� jeszcze co� pod nogami, bo te kamienie ruchome, kilka potoczy�o si� z ha�asem w d�. Jak tak � my�la�am � to chyba nie dojd�. Diego bez wytchnienia, krok po kroku, ci�gn�� wy�ej i wy�ej, ale wida� by�o, �e idzie z trudem, ju� i on zwalnia�, tylko go to zacietrzewienie, ta zawzi�to��, z kt�r� rano wyszed�, popycha�a w g�r�. Raz mo�e odwr�ci� si�, spojrza�, a mia� w spojrzeniu co� takiego, jak ranne zwierz�, w�ciek�o��, bezsilno�� i strach, jakby si� chcia� na mnie rzuci� i zadusi�, i jakby nie m�g� ani zadusi�, ani uciec, i jakby si� tylko ba�, czy mu nie zadam jeszcze jakiej rany. Ca�y sp�ywa� stru�kami potu. Poprawi� sobie sakw� na plecach, poszed� dalej. Ja nios�am dmg� sakw�. By� w niej habit. Po co? Bo Nie umiem odpowiedzie� na to, prosz� Wielebnych Ojc�w. Wtedy te� nie wiedzia�am, po co nios� habit i po co w og�le id�, a zaczyna�o mi si� zdawa�, �e bez celu. Je�li Diego ju� taki, to co ja z nim Do Boga? Czy mia�am prosi� Boga, aby mnie uwolni� od boja�ni grzechu? Tylko o to mog�am prosi�, bo tylko grzechu pragn�am. To teraz! Teraz, kiedy stoj� tu przed Wami, Wielebni Ojcowie, teraz czuj�, �e powinnam by�a prosi�, by nie wodzi� mnie na pokuszenie, by przywr�ci� mi niewinno�� i nie�wiadomo�� wszelkiej pokusy, ale wtedy tam, w tym w�wozie, chcia�am czego innego, chcia�am, �eby mnie wi�d� na pokuszenie i doprowadzi� do grzechu, i �eby sta�o si� t o, a traci�am nadziej� i my�la�am, �e nie stanie si� nigdy, bo Diego tak spojrza�, jakby Zapyta�am go sama. Pierwsza zacz�am. M�wi�: �Diego, pos�uchaj. � A ju� mieli�my niby doj�� do siode�ka. M�wi�: � Diego, zastan�w si�, czego ty chcesz ode mnie, dlaczego tak patrzysz, powiedz. � A on nic. Milczy. � Diego � zawo�a�am � czy Boga nie ma? � Odezwa� si� na to. � B�g jest � powiada. � Wi�c widzisz, Diego, to przecie� nie ja, to B�g ustanawia nam zakazy. I kogo ty nienawidzisz, na kim si� chcesz m�ci�, na kogo tak patrzysz, na Boga? � Przymkn�� oczy, ca�a twarz wykrzywi�a mu si� w bolesnym skurczu. � Tak, tak � powt�rzy� odmienionym g�osem. � B�g jest. � I tylko dysza� z rozdra�nienia i wysi�ku, bo mimo skwaru zacz�li�my si� w�a�nie wspina� z jeszcze wi�kszym po�piechem, my�l�c, �e to ostatnie kroki i siode�ko tu��tu�. Ale nie. Dochodzimy tam, gdzie mia�o by� siode�ko, i nie ma siode�ka, zwi�d� nas jakby pr�g, jakby szeroki taras wystaj�cy nad w�wozem. Patrzymy, a dopiero wy�ej pi�trz� si� w s�o�cu ska�y i mi�dzy nimi b�yszczy siode�ko. Diego potoczy� nieprzytomnie okiem po tych g�rach. � B�g jest � powiedzia� jeszcze raz, na wp� do mnie, na wp� do siebie. Ja znowu: � A widzisz, Diego, a widzisz? � Widz� � m�wi. � I co � pytam � co mam uczyni�? � Widz� � odpar� ju� troch� od rzeczy. � Ale, Diego � powt�rzy�am � co ja mam uczyni�? � Wr�� mo�e do klasztoru � szepn��. � Do klasztoru, st�d? � Jeszcze 10 jeste�my po tej stronie � rzek� tak samo, jak pierwszego dnia w zaje�dzie. � Diego, oszala�e�? � Oszala�em � powiada. I p�acze. P�acze w�r�d tych rozpalonych kamieni, rzuci� sakw�, po�o�y� si� na niej, p�acze pe�n� piersi�, jak wtedy na prze��czy, drugiego dnia. � Po�ama�a� mnie � krzyczy � zniszczy�a� wszystko, nic nie b�dzie, to koniec, boj� si� ciebie i nie B�g to sprawi�, ty to sprawi�a�, jestem pogruchotany, bez woli, jestem gar�ci� szcz�tk�w, kt�rymi wiatr miota. � Nie, Diego � wo�am � to nie mo�e by� koniec, ja ci� kocham, to nie mo�e by� koniec, s�yszysz? � Odejd�, Dolores, wr�� do klasztoru, jeszcze masz drog� otwart�. � Diego �m�wi� � opami�taj si�, jak�e ja odejd�? I ty nie zostaniesz tu przecie�, nie b�dziesz tak le�a� w tym kamienisku. � Powoli oprzytomnia�. A kiedy oprzytomnia� i wzi�� sakw�, i ruszy� dalej pod g�r�, pomy�la�am, �e to jednak mo�e by� koniec. I dopiero teraz przerazi�am si� naprawd�. Czerwone ko�a, kt�re mia�am w oczach od upa�u i zm�czenia, pociemnia�y nagle i zacz�y si� sypa� czarnymi p�atami, poczu�am pragnienie, wody, wody, a nogi, kt�re ci��y�y mi przedtem jak dwa kloce, sta�y si� lekkie i s�abe, zachwia�am si� i do cienia, do cienia, �eby nie zemdle�, zobaczy�am cie� opodal w rozpadlinie pod ska��, zesz�am ze �cie�ki, nie wiem, jak zlaz�am na dno tej rozpadliny, a tam by� �nieg i ch��d, i ni�ej nie by�o ju� nic, tylko stromy stok i przepa��. Nagarn�am �niegu w d�onie, zacz�am go je��. Diego z pocz�tku nie zauwa�y�, gdzie jestem, dopiero p�niej mnie dostrzeg�. Rozwi�za� sakw�, wyj�� buk�ak na wod�, schodzi z tym buk�akiem. Stara�am si�, by nic nie pozna� po mnie, a ju� mi �nieg i cie� zrobi�y lepiej. Wzi�am buk�ak, nape�ni�am go tak� zlodowacia��, brudn� i zbrylon� kasz� �nie�n�. � B�dziemy mieli na drog� � powiadam. Diego te� si� tymczasem orze�wi�, nassa� lodu i umy� twarz. Spogl�dam ku siode�ku. Jasno tam. Ani jednej chmurki. � Diego � pytam � co jest za tym siode�kiem? Czy od razu zaczyna si� kr�lestwo Francji? � Nie wiem � westchn��. � Nie wiadomo, co si� poka�e po tamtej stronie. � I zacz�� o tym, �e nie b�dzie muzyki sfer; �e mo�e by� gorzki pio�un, �e B�g zatru� jab�ko, i o tym wszystkim, co ju� opowiada�am Wielebnym Ojcom, o wysokim brzegu, i kto kogo zepchnie. � Pami�tasz � doda� � co ci m�wi�em dzisiaj w nocy, kiedy wr�ci�a� do sza�asu? Mi�o�� spe�nia si� w ofiarowaniu. Pojmij wi�c. Dojdziesz do kraw�dzi, staniesz nad wysokim brzegiem, a ja ci� nie zepchn� i nie poci�gn� na dno, cho�bym m�g�, cho�bym pragn��, cho�bym wed�ug praw natury musia� to nawet uczyni� i chocia� by�oby mi tak, jak gdybym zawis� nad otch�ani�, uczepiwszy si� brzegu jednym palcem. Nie zepchn� ci�. Powiem: wr�� do klasztoru. To jest moja ofiara i przecie�... � Tu, jak ju� opowiada�am Wielebnym Ojcom, urwa� wp� s�owa i tylko na co� czeka� z otwartymi ustami, a ja domy�li�am si�, na co, zrozumia�am, �e na moj� ofiar�, ale zrozumia�am te�, jak ob�udnie ten tch�rz Bo to on ba� si� grzechu, chcia�, �ebym ja pierwsza skoczy�a w ciemno��, �eby jego grzech by� niby mniejszy, on k�ama� I potem si� przerazi�, �e ja to wiem, dlatego zblad�. I zacz�� o robaku, w tym pomieszaniu pl�ta� si� i przeczy� sam sobie, powiada nagle: � Gdzie twoja sakwa? Albo mo�e ju� przeczuwa�, co si� stanie z nim na czwarty dzie�, i mo�e tego ba� si� bardziej ni� grzechu; dzi� my�l�, �e pewnie co� przewidywa�, ale wtedy my�la�am tylko: to j e s t koniec; i s�ysza�am jego s�owa � dojdziesz do kraw�dzi, dojdziesz do kraw�dzi � zagryza�am wargi, nareszcie m�wi�: �Moja sakwa zosta�a w w�wozie. � On powiedzia�: � Poszukam jej, bo mo�e si� stoczy�. Odszed�. Wsta�am zaraz. Do przepa�ci kilka krok�w. Wychyli�am si�, patrz� w d�: gdyby tam run��, pewna �mier�. Ukl�k�am i zacz�am powoli osuwa� si� na skraj zbocza, szepcz�c modlitw�: - Bo�e, odpu�� mi moje grzechy, a je�li si� o�miel� i pope�ni� jeszcze ten grzech ostatni B�g widzia�, �e nie mia�am ju� innego wyj�cia. Nie, nie chcia�am skoczy� w urwisko, ale z tych k�p zesch�ej trawy nad przepa�ci� mog�am si� lada chwila ze�lizn��, wiedzia�am to i kusi�am los, sz�am na kolanach, skrawek po skrawku, z modlitw� Tak, Wielebni Ojcowie, z blu�niercz� modlitw� na ustach sz�am skrawek po skrawku, 11 coraz ni�ej, i poruszy�a si� jedna k�pa, a ja si� zachwia�am, przenikn�� mnie straszny dreszcz, wpi�am si� paznokciami w ziemi�, w korzonki traw, i one te� si� poruszy�y, widzia�am pod sob� dno przepa�ci, i tak na kolanach, w przera�eniu �miertelnym, �e strac� oparcie, tak ju� tam zosta�am. I wr�ci� Diego. Us�ysza�am kroki. Przeszed� mi jeszcze jakby kr�tki b�ysk przez g�ow�: skocz�. Ale nie mog�am. A kroki nagle ucich�y, Diego nic nie m�wi�, widocznie zrozumia�, co robi�. Do�� d�ugo trwa�a ta cisza, strach nie pozwala� mi si� odwr�ci� i spojrze�, utkwi�am wzrok w przepa�ci, zamar�am nad ni�, a� co� mn� znienacka targn�o, to Diego, przybli�ywszy si� od ty�u, chwyci� mnie za ramiona i gwa�townie poci�gn��. A potem powl�k� si�� do takiej zakl�s�o�ci poros�ej mchami, rzuci� na nie. Kiedy le�a�am ju� w bezpiecznym miejscu, krzykn��: � Dolores, co chcia�a� zrobi�? � Powiedzia�am cicho: � Nic, nic, Diego, nie by�abym si� zabi�a, tam jeszcze zosta� kawa�ek do kraw�dzi, uwa�a�am przecie�. � Schyli� si� nade mn�, popatrzy� troch� niepewnie, z trwog� i zarazem z nadziej�, z os�upieniem i jakby co� odgaduj�c. A ja poczu�am wielk� ulg�, nawet rado��, �e to si� tak sko�czy�o, zamkn�am oczy i chcia�am tylko jednego: �eby zacz�� mnie ca�owa� w ten sam spos�b, co przedtem w nocy, i bodaj rozebra� do naga, i �eby si� dokona�o wszystko, w�a�nie teraz i wbrew Bogu Nie ba�am si� pot�pienia, opad�am zupe�nie z si� i ulecia�a ze mnie pami��. Tak, Wielebni Ojcowie, przyznaj� si�, i� by�by to grzech pope�niany z umy�lnym zamiarem zniewa�enia Boga, a zatem grzech �miertelny. Ulecia�a wi�c ze mnie pami�� i wszelka wola pr�cz jednej, �eby Diego zacz�� robi� to, czego zawsze chcia�, �ebym ju� pozna�a, co to jest i jak si� spe�nia, i �eby Diego musia� ju� potem przy mnie zosta�, bo byliby�my z��czeni dusz� i cia�em, a przecie� on nie wierzy� w inn� mi�o�� i ja zrozumia�am, �e jego dusza z��czy si� z moj� dopiero wtedy, gdy z��czy si� cia�o. I kiedy tak le�a�am na tych mchach bez w�adzy nad sob� i pami�ci, Diego wyczu�, na co czekam. Powiedzia�: � Carissima! � I jeszcze raz: � Carissima! Carissima! � Szepta� jako� bardzo tkliwie. A p�niej przykry� mi twarz d�o�mi, wn�trzem ich muska� moje powieki, usta, rz�sy, przesun�� r�ce ku piersiom, dotkn�� bioder, ud, nareszcie obj�� mnie ca�� i ten u�cisk by� samym szcz�ciem i zachwytem, ale nic wi�cej Diego nie zrobi�, powiada: � Dolores, musimy przej�� g�ry jeszcze przed noc�. � M�wi� mu: � Dobrze, Diego. � I patrz�, a on zn�w taki promienny, roz�wietlony jak pierwszego dnia nad strumieniem, kiedy zaczynali�my ucieczk�. S�o�ce przetoczy�o si� tymczasem po niebie i ogarn�o rozpadlin�. Nie wiem, ile godzin przesz�o, gdy�my tam bawili. Pewnie du�o, bo ju� cienie pada�y inaczej, uko�nie. Wsta�am. Wzi�li�my sakwy i ruszyli�my ska�ami pod siode�ko. Ale co robi�? Nie mo�na i��, chyba czepia� si� g�az�w r�kami i wci�ga� na czworakach. �miejemy si�. � Diego � m�wi� � kiedy tak idziesz, jeste� podobny do kota. - A ty do myszy, po�kn� ci� zaraz � odpar�. I doda�: � Co masz w sakwie? Tylko habit? Ju� go lepiej rzu� w przepa��, b�dzie ci �atwiej. � Pomy�la�am: rzuc� i oddam mu si� wieczorem po tamtej stronie. Ale Diego uwi�za� sobie zr�cznie sakw� na plecach. No, to ja uwi�za�am tak samo. Nie wyrzuci�am habitu. Mieli�my potem r�ce zupe�nie wolne, wygodniej by�o si� wspina�. Ca�a ostatnia cz�� drogi do siode�ka, chocia� trudna i urwista, mija�a nam weso�o. Diego musia� mi kilka razy pomaga�, bo nie mog�am zrobi� d�ugiego kroku, znowu �miali�my si� jak dzieci i w ko�cu zanim spostrzegli�my, �e to ju� siode�ko, otworzy� si� widok na tamt� stron�. Po tamtej stronie by� drugi �a�cuch g�rski. Spyta�am: � Gdzie jest Francja? � Diego wskaza� palcem na ten �a�cuch. Spyta�am jeszcze: � Czy tam p�jdziemy? � Tak � odpowiedzia� � tam p�jdziemy. Ale to jutro, a tej nocy chcia�am tylko zosta� z Diegiem i cieszy�am si�, �e wschodzi� ksi�yc jak ogromna g�owa, krzykn�am � popatrz, Diego! � bo chyba nigdy dotychczas nie widzia�am takiej czerwonej, rozp�omienionej kuli, zdawa�o mi si� to znakiem niebios. Ju� po ciemku, jedynie przy �wietle ksi�yca, odszukali�my zej�cie do pieczary, rzeczywi�cie by�a wyra�na �cie�ka i pieczara niczym budynek mieszkalny, musieli tam cz�sto bywa� ludzie, 12 znale�li�my naczynia, n� i legowisko us�ane z ga��zi nie bardzo jeszcze zwi�d�ych. Diego zaraz naci�� �wie�ej kosodrzewiny, kt�rej mn�stwo ros�o w pobli�u. I palili�my ogie�. Trzyma�am Diega za r�k�, tuli�am si� do niego, a jemu w oczach, jak w lusterku, odbija�y si� p�omienie, mia� kolorow� twarz, cie� i blask pe�ga�y po niej na przemian, ksi�yc tymczasem wzlecia� gdzie� wysoko na niebo, zmala�, poblad�, i od tego wszystkiego, od �wiat�a, ciep�a i zapachu kosodrzewiny pada� na mnie coraz osobliwszy urok, i zrobi�o mi si� tak, �e musia�am coraz mocniej �ciska� d�o� Diega, bo jeszcze przypomina�am sobie nasz� drog� i tamto nad przepa�ci�, a Diego by� obok, i coraz gwa�towniej co� mnie do niego ci�gn�o, coraz niespokojniej, coraz, no, ju� nie wiem sama, ju� trudno � my�la�am, i w tej pieczarze Diego si� rozebra�, zobaczy�am nagie plecy, bia�y by�, to przecie� m�czyzna � my�la�am, i nogi, a potem zaraz do mnie, po�o�y� si�, i tak oboje na ga��zkach kosodrzewiny � kochasz? � kocham � szeptamy, i zacz�� zdejmowa� ze mnie Ale jak ja Warn to. Wielebni Ojcowie Obna�y� mnie po pas i od razu przesta� s�ysze�, rozumie�, wo�a� co�, jedno s�owo � kamelia, zas�ania�am si� przed jego wzrokiem, a on � kamelia, kamelia, op�ta�o go to, poczu�am, �e oddycha szybko, natar� na mnie ca�ym cia�em, opl�t� r�kami, owia� tym niecierpliwym oddechem i wtedy zl�k�am si�, co mo�e by� za chwil�, bo przecie� nic nie rozumia�, tylko w ob��dzie, w zapatrzeniu na moj� nago�� powtarza� � kamelia, nie mia�am si� gdzie przed nim schroni� i mimo woli lgn�am w�a�nie do niego, wi�c zagarnia� mnie wci�� natarczywiej, zl�k�am si� tej si�y, a si�ga� ju� po resztk� mego ubioru, by j� zedrze�, i wtedy co� mnie tkn�o, �e trzeba mu to powiedzie�, p�ki czas, i szepn�am: � Diego nie chc� nic wi�cej zdj�� z siebie, pami�taj, nie r�b mi t e g o . � Ale on jakby nie s�ysza�. �Tak, tak � wo�a�. I zn�w: � Kamelia! � Diego, s�yszysz? � Dobrze, dobrze � odpowiada�, zach�y�ni�ty, oszo�omiony czym�. Wiedzia�am, �e mn�, i dziwi�am si�, �e przez moje cia�o tyle szale�stwa, cieszy�am si�, i jeszcze, Wielebni Ojcowie, z tej pr�no�ci zapyta�am, czy naprawd� jestem taka �adna i mog� si� tak podoba�, bo mi si� zdawa�o, �e nie, a Diego zacz�� krzycze�: � Pi�kna! �Odt�d ju� to s�owo powtarza� wiele razy, jak wpierw � kamelia, z nieprzytomnym uporem, na wp� majacz�c: � Pi�kna, pi�kna! � I Przysi�gam, Wielebni Ojcowie, niczego nie staram si� przed Wami ukry�, ale wstydliwo�� i sama natura powstrzymuj� mi j�zyk. Bo p�niej on spr�y� si� ca�y i run�� na moje uda, i chcia� je zupe�nie obna�y�, szarpa�, szarpa� z tym krzykiem � pi�kna, pi�kna! � i by�o tak, jakby mnie dotkn�� rozpalonym �elazem � nie! � zawo�a�am, a on � pi�kna! � a ja � nie! � a on � teraz, o, teraz b�d� moja! � a ja w rozpaczliwym skurczu, kt�ry mnie chwyci� od kolan przez wszystkie wn�trzno�ci a� po krta�, broni�am si� tylko z�bami, a on wci�� wo�a� � pi�kna! � i � Dolores, co robisz? � a ja nie wiedzia�am, co robi�, i z tej w�ciek�o�ci, �e mnie poruszy� rozpalonym �elazem, i �e musia�am si� oprze�, cho� przedtem pragn�am ulec, z tej w�ciek�o�ci, �e wszystko tak si� sta�o, pok�sa�am go, porani�am do krwi, a Diego jeszcze co� wo�a� tym b��dnym, jednostajnym g�osem, i nagle znieruchomia�. Wtedy dopiero zrozumia�am, �e m�wi ju� co innego, i dos�ysza�am j�k: � Dolores, dlaczego? Dolores, dlaczego tak, dlaczego tak? � To teraz powtarza�, jak przed chwil� �kamelia� i �pi�kna�. Nic mu nie odpowiedzia�am. Wody Pozw�lcie mi si� napi�. Wielebni Ojcowie. Nie potrafi�am odpowiedzie� na pytanie, kt�re zada�. My�la�am tylko: niech mu odpowie B�g. Ale to w�a�nie, �eby mu odpowiedzia� B�g, Diego ju� raz ode mnie s�ysza�, znacznie wcze�niej, zanim uciek�am z klasztoru. Musia� te s�owa pami�ta�. Powiedzia�am je kiedy� w ko�ciele Santa Cruz. Nie byli�my wtedy um�wieni. Widywali�my si� zazwyczaj gdzie indziej: w teatrze u komediant�w. Spotkania naznaczali�my na rano, gdy trefnisie i grajkowie wa��sali si� po mie�cie, a Diego czuwa� w namiocie nad strojami tych weso�k�w i pisa�. Mog�am zachodzi� do teatru niepostrze�enie. By�o mi po drodze od Miguela, piekarza. Tam 13 wi�c umawiali�my si� zazwyczaj. Lecz w dzie�, o kt�rym chc� opowiedzie�, Diego przyszed� do ko�cio�a Santa Cruz. Spotka�am go w nawie bocznej przy o�tarzu Naj�wi�tszej Panny Marii. Ukl�kli�my zaraz, niby do modlitwy. Spyta�am: � Wiedzieli�cie, panie, �e tu b�d�? � Powiada: � Tak, Siostro. �Przeczuwa�am ju� co� niedobrego. M�wi: � Ca�� noc pasowa�em si� z sumieniem. Komedianci jad� w tych dniach do Burgos, postanowi�em z nimi wyjecha�. � Przera�enie zapar�o mi dech. � Jak to, panie? �rzek�am. � Czy�by�cie chcieli powiedzie�, �e zamierzacie wyjecha� na zawsze? � Na zawsze, Siostro. � Czy to przeze mnie? � spyta�am jeszcze. �Tak � odpar�. I doda�: � Boj� si�, by wkr�tce nie by�o za p�no, albowiem nie ma takiej rzeczy, kt�rej cz�owiek nie m�g�by uczyni� w s�abo�ci swej natury. Zbli�amy si�, Siostro, do bram piek�a i kusi nas, aby tam zapuka�, a kto ko�acze do bram piek�a, temu si� one otworz�. � Tymczasem z zakrystii wyszed� ksi�dz, i, mijaj�c nas, przykl�kn�� przed o�tarzem. Diego umilk�. Nie mogli�my rozmawia� swobodnie, bo du�o ludzi kr�ci�o si� w ko�ciele. � Jak to, panie? � szepn�am znowu, gdy opustosza�o. � Czy postanowili�cie wyjecha� w�a�nie po tym, co zrobili�cie wczoraj? � A w przeddzie� by�am u niego w namiocie komediant�w i ca�owali�my si� tam pierwszy raz. � W�a�nie po tym rozlicza�em si� d�ugo z sumieniem � rzek�. � Powiedzia�em sobie: �lepcze, idziesz po omacku i prowadzisz za r�k� dziecko, kt�re nie wie, co je czeka u kresu drogi. Nie wolno ci do�wiadcza� jego niewinno�ci. Po�egnajmy si� wi�c. Siostro, i niech spotkanie u tego o�tarza Przenaj�wi�tszej Dziewicy b�dzie ostatnie w naszym �yciu ziemskim. �Wiedzia�am, �e to, co m�wi, jest s�uszne i sprawiedliwe, ale czu�am tylko jedno: �e musz� go zatrzyma�. Kl�czeli�my z opuszczonymi g�owami i nabo�nie z�o�onymi d�o�mi, nie �miej�c na siebie spojrze�. Raz po raz przechodzi� kto� ko�o o�tarza. P�g�osem, rzekomo zatopiona w modlitwie, powiedzia�am jedyne s�owa, jakie mog�am wydoby� z gard�a: � Nie wyje�d�ajcie, panie. � On na to: � Siostro, musz�. � Je�li wyjedziecie, zgubicie mnie w�a�nie tym. � Je�li wyjad�, ocal� was. � Chcia�am powstrzyma� go od wyjazdu bodaj na kr�tko. By�oby mi �atwiej znie�� rozstanie, gdyby odszed� nie z w�asnej woli, lecz z mojego namys�u, w chwili przeze mnie wybranej, a zdawa�o mi si�, �e potrafi� jeszcze t� wyst�pn� mi�o�� przem�c i �e uczyni� to rych�o. Ale pora i miejsce nie by�y odpowiednie, by d�ugo rozmawia�. � Nie wiem, co b�dzie � rzek�am � je�eli wyjedziecie. Zosta�cie, b�agam was. Nie mo�na ju� chyba o nic prosi� straszniej, ni� ja tutaj prosz�. Wszak nie do Matki Bo�ej modl� si�, lecz do was, czy nie widzicie? � Jakby si� zapad� po moich s�owach, jakby si� pod nimi ugi�� i w tym pochyleniu dotkn�� czo�em podestu o�tarza. � Dolores � odezwa� si� po chwili � czy ocalenia nie ma? � Niech wam odpowie B�g � szepn�am w�wczas tak samo, jak chcia�am teraz w pieczarze, kiedy, nagi, powtarza� b��dnym g�osem jedno pytanie: dlaczego tak? Ale nie mog�am powiedzie� tego po raz wt�ry, bo on musia� to pami�ta� z ko�cio�a Santa Cruz. Wtedy, w tamtym ko�ciele, doda�am jeszcze na koniec � nie skazujcie mnie, panie � i on zosta�, nie wyjecha� z komediantami, a teraz w pieczarze, po wszystkim, co si� sta�o, nie pragn�am ju� niczego, by�am pusta, milcza�am. I nadszed� ranek, dzie� czwarty. Z pocz�tku. Wielebni Ojcowie, nie rozumia�am, na co si� zanosi. Ten dzie� zacz�� si� zwyczajnie. Mo�e i Diego nie by� ca�kiem �wiadom, co robi. W og�le nie m�wili�my tym i zachowywali�my si� tak, jakby wszystko mia�o trwa� po staremu. Diego wsta�, poszed� po wod� do strumyka, kt�ry tam w pobli�u p�yn��. Zakrz�tn�am si� wok� posi�ku. Diego wr�ci�, usiad� na kamieniu i naprawia� sobie pantofel. Ranek by� pogodny, spostrzeg�am tylko, �e nad szczytami po stronie francuskiej gromadzi�y si� ciemniejsze ob�oki. Powiedzia�am: � Chyba b�dzie burza. Ani kropla deszczu nie spad�a, od kiedy jeste�my w drodze. � Nie b�dzie burzy � sprzeciwi� si� Diego. Jedli�my na �niadanie sery, kt�rych dwie