7434

Szczegóły
Tytuł 7434
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7434 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7434 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7434 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lois McMaster Bujold GRA Dla Mamy Z podzi�kowaniami dla Charlesa Marshalla za pomoc w zrozumieniu zagadnie� zwi�zanych z in�ynieri� arktyczn� oraz Williama Magaarda za cenne informacje na temat wojen i gier wojennych Rozdzia� pierwszy - S�u�ba na statku! - wykrzykn�� rozradowany kadet stoj�cy w kolejce cztery osoby przed Milesem. Twarz rozja�nia� mu coraz szerszy u�miech, gdy przebiega� wzrokiem plastikow� kartk� z przydzia�em, trzyman� w lekko dr��cych d�oniach. - B�d� m�odszym oficerem do spraw uzbrojenia na cesarskim kr��owniku �Komandor Vorhalas�. Mam niezw�ocznie uda� si� na l�dowisko w bazie Tanery, sk�d wyrusz� na orbit�. - Pop�dzony mocnym kuksa�cem nast�pnego w kolejce ust�pi� mu miejsca. Odszed� na bok, podskakuj�c rado�nie i pomrukuj�c z zadowolenia, co bynajmniej nie licowa�o z powag� stanowiska, jakie mia� obj��. - Chor��y Plause. - Podstarza�y sier�ant siedz�cy za biurkiem obrzuci� zebranych spojrzeniem, w kt�rym uda�o mu si� w jaki� spos�b pogodzi� znudzenie z w�adczo�ci�. Bez po�piechu si�gn�� po kolejny pakiet dokument�w, ujmuj�c go delikatnie dwoma palcami. Ciekawe, jak d�ugo zajmuje to stanowisko w Cesarskiej Akademii Wojskowej, zastanawia� si� Miles. Ile setek, a mo�e tysi�cy m�odych oficer�w przemaszerowa�o przed jego biurkiem i obdarzonych �askawym spojrzeniem ruszy�o budowa� swoje kariery? Czy po kilku latach s�u�by wszyscy upodabniali si� do siebie? Takie same jasnozielone mundury, identyczne b��kitne plastikowe prostok�ty na ko�nierzykach - l�ni�ce oznaki awansu. I to samo po��dliwe spojrzenie; absolwenci najbardziej elitarnej akademii Cesarstwa z g�owami nabitymi wizjami chwa�y, jak� da� mo�e tylko armia. �My nie maszerujemy ku przysz�o�ci, ale j� atakujemy i zmieniamy�. Plause podszed� do biurka, przy�o�y� kciuk do piecz�ci zabezpieczaj�cej, a nast�pnie otworzy� kopert�. - No i...? - zapyta� stoj�cy tu� przed Milesem Ivan Vorpatril. - Nie trzymaj nas w niepewno�ci. - Szko�a j�zykowa - odpar� Plause, nie przerywaj�c czytania. Ju� teraz Plause zna� perfekcyjnie cztery g��wne j�zyki Barrayaru. - Jako ucze� czy nauczyciel? - dopytywa� si� Miles. - Ucze�. - Ach tak... W takim razie to musi by� kurs j�zyk�w galaktycznych. A potem na pewno zainteresuje si� tob� wywiad. Tak czy inaczej nie sko�czysz na tej planecie - stwierdzi� Miles. - No, nie wiadomo - zaoponowa� Plause. - Sk�d wiesz, �e nie posadz� mnie w jakiej� betonowej kom�rce, gdzie b�d� programowa� komputery translacyjne, a� o�lepn�? - Jednak b�ysk w jego oczach zdradza�, �e sam nie wierzy w te s�owa. Miles lito�ciwie nie napomkn�� o g��wnej niedogodno�ci pracy dla wywiadu: o tym, �e Plause b�dzie pracowa� dla szefa Cesarskiej S�u�by Bezpiecze�stwa, Simona Illyana, cz�owieka, kt�ry pami�ta� wszystko. Chocia� przy stanowisku, jakie obejmie, by� mo�e Plause nigdy nie dost�pi w�tpliwej przyjemno�ci bezpo�redniego wsp�pracowania z Illyanem. - Chor��y Lobachik. Lobachik by� jednym z najsumienniejszych ludzi, jakich Miles kiedykolwiek spotka�; zawsze serio - zero poczucia humoru. Tote� Miles nie zdziwi� si� ani troch�, gdy Lobachik otworzy� kopert� i zduszonym g�osem oznajmi�: - S�u�ba bezpiecze�stwa. Rozszerzony kurs ochrony i dzia�a� kontrwywiadowczych. - A... szko�a dla stra�y pa�acowej - powiedzia� z zainteresowaniem Ivan, zerkaj�c ponad ramieniem Lobachika. - To spory zaszczyt - doda� Miles. - Zwykle Illyan rekrutuje swoich uczni�w spo�r�d ludzi z dwudziestoletnim sta�em, obwieszonych medalami. - Mo�e cesarz Gregor poprosi� Illyana o kogo� bardziej zbli�onego do niego wiekiem - zasugerowa� Ivan. - Dla rozruszania stetrycza�ego otoczenia. Te dinozaury o pomarszczonych twarzach, kt�re zwykle podsy�a mu Illyan, ka�dego wp�dzi�yby w depresj�. Lobachik, nigdy nie przyznawaj si�, �e masz poczucie humoru. W CesBez-ie oznacza to automatyczn� degradacj�. Je�li tak, doszed� do wniosku Miles, to Lobachik nie musi martwi� si� o utrat� stanowiska. - I naprawd� poznam osobi�cie cesarza? - spyta� Lobachik, spogl�daj�c nerwowo na Milesa i Ivana. - Pewnie b�dziesz go ogl�da� codziennie przy �niadaniu - oznajmi� Ivan. - Biedny sukinsyn. - Ciekawe, kogo mia� na my�li, zastanawia� si� Miles, Gregora czy Lobachika? Zdecydowanie Gregora, doszed� do wniosku. - Wy, Vorowie znacie go... Jaki on jest? Miles zauwa�y� z�o�liwy b�ysk w oku Ivana, kt�ry ju� otwiera� usta, by zabawi� si� kosztem przera�onego kadeta, tote� odpar� szybko: - Cesarz jest bardzo bezpo�rednim i otwartym cz�owiekiem. Na pewno �wietnie si� dogadacie. Lobachik, nieco uspokojony, skierowa� si� w kierunku wyj�cia, po drodze jeszcze raz wertuj�c rozkazy. - Chor��y Vorpatril - wyczyta� sier�ant. - Chor��y Vorkosigan. Ivan i Miles odebrali swoje przydzia�y, po czym odeszli na bok i do��czyli do koleg�w. Ivan otworzy� swoj� kopert�. - Ha! Dosta�em przydzia� do kwatery g��wnej w Vorbarr Sultana. Je�li chcecie wiedzie�, to b�d� adiutantem komandora Jollifa, szefa pionu operacyjnego. - Pokiwa� g�ow� i odwracaj�c arkusz na drug� stron�, doda�: - Wygl�da na to, �e zaczynam ju� jutro. - Uuu - wtr�ci� si� kadet, kt�ry mia� s�u�y� na statku. Ci�gle jeszcze lekko podrygiwa� z zadowolenia. - Ivan b�dzie sekretark�. Musisz si� pilnowa�. Ju� widz�, jak genera� Lamitz prosi, �eby� usiad� mu na kolanach... Ivan zby� k��liw� uwag� obscenicznym gestem. - Zazdro�nik, zwyk�y zazdro�nik. B�d� �y� sobie jak cywil. Praca od si�dmej do siedemnastej, w�asne mieszkanie w mie�cie. A chcia�bym zauwa�y�, �e na tym swoim statku nie u�wiadczysz �adnej dziewczyny. - Ivan przemawia� pozornie radosnym i spokojnym tonem, ale nie zdo�a� ukry� rozczarowania. Mia� nadziej�, �e zostanie skierowany do s�u�by na statku. Wszyscy o tym marzyli. Miles r�wnie�. Okr�t. Ostatecznie dow�dztwo - jak jego ojciec i dziadek, i ich przodkowie i... Marzenie, nadzieja, pragnienie... Jeszcze chwil� zwleka� z otwarciem koperty, powodowany zar�wno strachem, jak i obaw� przed rozwianiem ostatniej nadziei. W ko�cu przycisn�� kciuk do piecz�ci zabezpieczaj�cej i z przesadn� uwag� otworzy� zamkni�cie. Pojedyncza karta plastikowa, sterta dokument�w podr�nych... Kr�tka chwila na przebiegni�cie wzrokiem tych kilku linijek rozkazu i... to by by�o tyle, je�li chodzi o pow�ci�gliwo��. Miles zamar� w bezruchu i z niedowierzaniem jeszcze raz przeczyta� kr�tki tekst. - No i co, kuzynie? - Zagadn�� Ivan, spogl�daj�c w d� na przydzia� Milesa. - Ivan - wydusi� Miles - mo�e mam lekk� skleroz�, ale o ile sobie przypominam, w trakcie szkolenia naukowego nie mieli�my �adnego kursu meteorologii, prawda? - Mieli�my matematyk� pi�tego stopnia, ksenobotanik� - wylicza� Ivan, drapi�c si� w zamy�leniu po g�owie. - By�a te� geologia i podstawy terraformowania grunt�w. A... na pierwszym roku by� kurs meteorologii lotniczej. - Tak, ale... - No i jaki numer wykr�cili ci tym razem? - wtr�ci� Plause got�w do z�o�enia, zale�nie od odpowiedzi, gratulacji lub kondolencji. - Mam by� kierownikiem zespo�u meteorologicznego w bazie Lazkowski. Gdzie, do diab�a, jest baza Lazkowski? Nigdy nie s�ysza�em o tym miejscu! Sier�ant siedz�cy na biurkiem podni�s� g�ow�, s�ysz�c te s�owa, i ze z�o�liwym u�miechem oznajmi�: - A ja s�ysza�em, sir. Baza mie�ci si� na Wyspie Kiry�a, gdzie� ko�o kr�gu polarnego. To zimowa baza szkoleniowa dla piechoty. S�ysza�em, �e gryzipi�rki nazywaj� j� Krain� Wiecznego Lodu. - Piechota?! - powt�rzy� Miles. Ivan uni�s� w zdumieniu brwi i spojrza� na Milesa. - Piechota? Dlaczego w�a�nie ty? To nie fair. - Rzeczywi�cie - przyzna� s�abo Miles. �wiadomo�� licznych u�omno�ci cia�a, jakimi obdarzy� go los, sp�yn�a na� niczym zimny prysznic. Lata wyrafinowanych tortur medycznych zdo�a�y prawie ca�kowicie skorygowa� powa�ne deformacje, kt�re omal nie zabi�y Milesa tu� po narodzeniu. Prawie. Niegdy� przykurczony niczym �aba, teraz sta� ju� prawie prosto. Ko�ci, do niedawna kruche jak kreda, w ko�cu zosta�y troch� wzmocnione. W dzieci�stwie karze� ledwo wystaj�cy nad ziemi�, dzi�ki wytrwa�ej rehabilitacji zdo�a� osi�gn�� prawie cztery stopy dziewi�� cali wzrostu. A� do samego ko�ca pozostawa�a kwestia w�tpliwego wyboru: im d�u�sze ko�ci, tym bardziej �amliwe, a lekarz Milesa nadal utrzymywa�, �e ostatnie sze�� cali by�o fataln� pomy�k�. Miles po kolejnym z�amaniu nogi przyzna� mu w ko�cu racj�, lecz wtedy by�o ju� za p�no. By�e nie by� mutantem, byle... teraz i tak nie mia�o to ju� znaczenia. Gdyby tylko pozwolili Milesowi wykaza� si� w s�u�bie cesarskiej, ju� on by sprawi�, �e zapomnieliby o jego s�abo�ci. Wydawa�o si�, �e jest to jedyne mo�liwe w tej sytuacji rozwi�zanie. Na pewno w Cesarskiej S�u�bie Bezpiecze�stwa znalaz�aby si� z setka zaj��, w kt�rych jego dziwny wygl�d i ukryte s�abo�ci nie stanowi�yby �adnej przeszkody. M�g�by zosta� adiutantem albo t�umaczem w s�u�bie wywiadowczej. Albo nawet oficerem zbrojeniowym na jakim� okr�cie, gdzie pracowa�by przy komputerze. Wszyscy wiedzieli, �e ma ograniczony wyb�r, powinni to zrozumie�. Wi�c dlaczego piechota? Kto� tu gra� nie fair. A mo�e to zwyk�a pomy�ka? Nie pierwsza i nie ostatnia. Po d�u�szej chwili Miles ockn�� si� z zamy�lenia i mocniej �ciskaj�c kartk� w d�oni, ruszy� w kierunku drzwi. - Gdzie idziesz? - zapyta� Ivan. - Musz� zobaczy� si� z majorem Cecilem. - Ach tak? Powodzenia. - Ivan demonstracyjnie westchn��. Czy�by na twarzy sier�anta, pochylonego nad stert� papier�w, malowa� si� skrywany u�miech? - Chor��y Draut - oznajmi� dono�nym g�osem. Kolejka przesun�a si� do przodu. Kiedy Miles wszed� do biura majora Cecila i zasalutowa�, ten pochyla� si� nad biurkiem podw�adnego i t�umaczy� mu co�, pokazuj�c na ekran holowidu. Zobaczywszy Milesa, rzuci� okiem na chronometr i rzek�: - Ha, nie min�o nawet dziesi�� minut. Wygra�em zak�ad. - Zasalutowa� na powitanie, gdy tymczasem podoficer, u�miechaj�c si� kwa�no, wyci�gn�� z kieszeni zwitek banknot�w i wy�uskawszy z niej banknot jednomarkowy, wr�czy� go bez s�owa swojemu szefowi. Major tylko z pozoru by� w doskona�ym humorze. Skin�� g�ow� w kierunku drzwi i podw�adny wyszed� z pomieszczenia, zabieraj�c ze sob� plastikow� kartk�, kt�r� wyplu� jego holowid. Major Cecil by� m�czyzn� oko�o pi��dziesi�tki - szczup�ym, spokojnym i bystrym. Nawet bardzo bystrym. Chocia� nominalnie nie by� szefem dzia�u personalnego, gdy� stanowisko to piastowa� oficer wy�szy rang�, odpowiedzialny za prace administracyjne, Miles ju� dawno doszed� do wniosku, �e to w�a�nie Cecil rz�dzi w kadrach. To przez jego r�ce przechodzi�y wszystkie przydzia�y dla absolwent�w Akademii i on ostatecznie o wszystkim decydowa�. Miles zawsze uwa�a� go za cz�owieka przyst�pnego i wyrozumia�ego, w kt�rym �y�ka nauczycielska dominowa�a nad wojskow�. By� szczerze oddany armii, a przy tym zachowa� zdrowy rozs�dek. A� do dzisiaj Miles ufa� mu bezgranicznie. - Sir - zacz�� ostro�nie. Gestem pe�nym rozpaczy wyci�gn�� przed siebie kartk� z nieszcz�snym rozkazem. - Co to jest? Cecil schowa� banknot jednomarkowy do kieszeni i spojrza� na Milesa wzrokiem, w kt�rym czai�y si� iskierki rozbawienia. - Chcesz, �ebym ci to przeczyta�, Vorkosigan? - Sir, protestuj�... - Miles szybko ugryz� si� w j�zyk i zacz�� od pocz�tku: - Mam kilka pyta� na temat mojego przydzia�u. - Oficer-meteorolog, baza Lazkowski - wyrecytowa� major Cecil. - A wi�c to nie pomy�ka? Dosta�em w�a�ciw� kopert�? - Je�li to w�a�nie jest napisane na twojej kartce, to tak. - Czy... czy zdaje pan sobie spraw�, �e ca�a moja znajomo�� meteorologii ogranicza si� do pobie�nych informacji na temat lotniczych prognoz pogody? - Tak. - Major nie zamierza� ust�pi�. Miles zamilk�. Odsy�aj�c swojego podw�adnego, Cecil dawa� mu do zrozumienia, �e mo�e liczy� na szczer� rozmow�. - Czy to jest jaka� kara? - Co ja panu zrobi�em, doda� w my�lach. - Ale� sk�d�e, �o�nierzu - zaoponowa� �agodnie Cecil. - To zupe�nie normalny przydzia�. A mo�e oczekiwa�e� czego� niezwyk�ego? Moim zadaniem jest obsadzanie wakuj�cych stanowisk. Musz� przydziela� pracownik�w tam, gdzie s� potrzebni. - Ale tu znacznie lepiej pasowa�by absolwent jakiej� uczelni technicznej. - Miles nerwowo rozprostowa� palce d�oni, z trudem panuj�c nad swoim g�osem. - Znacznie lepiej. Kadet z Akademii nie nadaje si� do tej roboty. - Owszem - zgodzi� si� major. - W takim razie dlaczego? - spyta� Miles, znacznie ostrzejszym tonem, ni� wypada�o. Cecil westchn�� i wyprostowa� si�. - Wiesz doskonale, Vorkosigan, �e by�e� najbaczniej obserwowanym kadetem, kt�ry kiedykolwiek przest�pi� progi tej uczelni, nie wykluczaj�c samego cesarza Gregora... Miles skin�� g�ow�. - Mimo �e w niekt�rych sprawach wykaza�e� si� niezwyk�� b�yskotliwo�ci�, to w wielu innych okazywa�e� s�abo��. I nie mam tu na my�li twoich problem�w ze zdrowiem, chocia� wszyscy opr�cz mnie uwa�ali, �e to one w�a�nie spowoduj�, i� po�egnasz si� z Akademi� przed up�ywem pierwszego roku. Pami�tam, �e by�e� zdumiewaj�co wra�liwy na te... Miles �achn�� si�: - B�l to b�l, sir. Nie robi�em tego na pokaz. - I bardzo dobrze. Ale twoja najbardziej niebezpieczna s�abo�� le�y w... jakby to okre�li�... niesubordynacji. Zbyt cz�sto pr�bujesz dyskutowa� z prze�o�onymi. - Wcale nie - wyrwa�o si� Milesowi, ale natychmiast przywo�a� si� do porz�dku. Cecil wykrzywi� usta w p�u�miechu. - Powiedzmy. No i jeszcze ten tw�j mocno irytuj�cy zwyczaj traktowania oficer�w starszych stopniem, tak jakby byli twoimi, hmm... - Cecil urwa�, szukaj�c w my�li w�a�ciwego s�owa. - Kolegami? - zaryzykowa� Miles. - S�u��cymi - poprawi� Cecil. - Chcesz, �eby wype�niali twoje rozkazy. Vorkosigan, jeste� urodzonym manipulantem. Przygl�dam si� tobie od ponad trzech lat i stwierdzam, �e spos�b, w jaki zachowujesz si� w grupie, jest fascynuj�cy. Niezale�nie od tego, czy jeste� przyw�dc�, czy podw�adnym, w jaki� spos�b zawsze doprowadzasz do tego, �e twoje sugestie i pomys�y s� realizowane. - Czy zachowywa�em si� a� tak lekcewa��co, sir? - Miles poczu�, �e w okolicach �o��dka robi mu si� zimno. - Przeciwnie. Bior�c pod uwag� twoje pochodzenie, zaiste zdumiewaj�ce jest to, jak �wietnie uda�o ci si� ukry� t� wrodzon� arogancj�. No ale, Vorkosigan... - Cecil w ko�cu uderzy� w powa�niejszy ton - ...s�u�ba imperium to nie tylko Akademia. Na uczelni twoi koledzy szanowali ci�, poniewa� tam inteligencja jest mile widziana. Zawsze wybierano ci� na przyw�dc� zespo�u podczas zada� strategicznych z tego samego powodu, z kt�rego nikt nie chcia� mie� ciebie w swojej dru�ynie, gdy chodzi�o o czysto fizyczn� rywalizacj� - ci m�odzi napale�cy chcieli wygrywa�. Zawsze. W ka�dej sytuacji. - Sir, przecie� nie przetrwam, je�li b�d� robi� to samo co zwykli ludzie! - Rzeczywi�cie - rzek� Cecil, przechylaj�c g�ow�. - Ale mimo to musisz si� nauczy�, jak dowodzi� zwyk�ymi lud�mi. I pracowa� pod ich rozkazami! Vorkosigan, to nie jest �adna kara i na pewno nie zrobi�em tego dla �artu. Od wyboru, jakiego dokonam, zale�y nie tylko �ycie naszych wspania�ych oficer�w, ale tak�e niewinnych ludzi, kt�rzy b�d� z nimi pracowa�. Je�li przydziel� jakie� zadanie komu�, kto si� do niego nie nadaje, je�li nie doceni� jakiego� pracownika lub przeciwnie - przeceni� go, ryzykuj� strat� nie tylko jego samego, ale i innych, kt�rzy znajd� si� w pobli�u. Wracaj�c do sedna naszej rozmowy: za sze�� miesi�cy (o ile nie b�dzie �adnych nieplanowanych op�nie�) Cesarska Stocznia Orbitalna zako�czy budow� okr�tu �Ksi��� Serg� i przeka�e go do eksploatacji. Miles g�o�no prze�kn�� �lin�. - B�dzie tw�j - oznajmi� Cecil, odpowiadaj�c na niewypowiedziane pytanie. - Najnowsza, najszybsza i najbardziej �mierciono�na jednostka, jak� Jego Cesarska Wysoko�� kiedykolwiek wys�a� w kosmos. Okr�t o najdalszym zasi�gu. B�dzie m�g� przebywa� w przestrzeni mi�dzyplanetarnej d�u�ej ni� jakikolwiek pojazd, kt�ry wybudowali�my do tej pory. A co za tym idzie, cz�onkowie jego za�ogi b�d� przebywa� razem i gra� sobie wzajemnie na nerwach przez okres o wiele d�u�szy ni� w przypadku standardowych statk�w. Najwy�sze dow�dztwo ju� zaj�o si� opracowaniem profil�w psychologicznych zwi�zanych z tym zagadnieniem. - A teraz pos�uchaj mnie uwa�nie. - Cecil pochyli� si� do przodu, a Miles na�laduj�c go, uczyni� to samo. - Je�li przetrwasz sze�� miesi�cy na daleko wysuni�tej, odizolowanej od �wiata plac�wce lub, m�wi�c bez ogr�dek, je�li wytrzymasz w Krainie Wiecznego Lodu, przekonasz mnie, �e dasz sobie rad� z ka�dym wyzwaniem, jakie postawi przed tob� s�u�ba w armii. Popr� twoj� pro�b� o przeniesienie na �Ksi�cia�. Ale je�li to schrzanisz, to ani ja, ani nikt inny nie b�dzie m�g� ju� nic dla ciebie zrobi�. P�y� albo gi�, �o�nierzu. Lataj, skorygowa� w my�li Miles. Chc� lata�. - Sir... jak okropne jest to miejsce? - Nie chcia�bym ci� zniech�ca�, chor��y Vorkosigan - odpar� uprzejmie Cecil. Te� pana kocham, majorze, pomy�la� Miles. - Ale... piechota? Moje kalectwo... i z nim mog� pr�bowa� s�u�y� armii jak najlepiej, ale trudno udawa�, �e go nie ma. Mo�e b�dzie lepiej, je�li od razu rzuc� si� z okna i zaoszcz�dz� wszystkim czasu. - Cholera! Po co pozwalali mi przez trzy lata zajmowa� miejsce na jednej z najbardziej presti�owych uczelni na Barrayarze, skoro od razu po jej uko�czeniu zamierzaj� mnie zlikwidowa�? - Zawsze s�dzi�em, �e moja u�omno�� zostanie w jaki� spos�b uwzgl�dniona. - Oficer-meteorolog jest pracownikiem technicznym, �o�nierzu - pocieszy� go major. - Nikt nie zamierza spu�ci� ci na g�ow� batalionu ludzi, by zr�wnali ci� z ziemi�. W�tpi�, czy znajdzie si� w armii jaki� oficer ch�tny do wyja�nienia admira�owi, dlaczego wracasz z plac�wki w worku foliowym. - Ton jego g�osu wyra�nie si� och�odzi�, gdy doda�: - W tym twoja nadzieja, mutancie. Nie przemawia�y przez niego prywatne uprzedzenia, ale ch�� wypr�bowania Milesa. Cecil nie dawa� za wygran�. Miles pochyli� g�ow� i odrzek�: - Mog� by� i mutantem, je�li pomo�e to innym mutantom. - Wiedzia�e�, �e s� inni, prawda? - Cecil spojrza� na niego uwa�niej, a w jego oczach pojawi� si� jakby b�ysk zrozumienia. - Od lat, sir. - Hmm. - Cecil u�miechn�� si� blado, wstaj�c zza biurka, i wyci�gn�� do Milesa praw� d�o�. - W takim razie �ycz� powodzenia, lordzie Vorkosigan. Miles u�cisn�� r�k� majora. - Dzi�kuj�, sir. - Szybko przerzuci� stert� dokument�w podr�nych za��czonych do rozkazu, uk�adaj�c je we w�a�ciwej kolejno�ci. - Gdzie si� teraz udasz? - zapyta� Cecil. Znowu go sprawdza. Chyba robi to odruchowo. Miles odpar� bez zastanowienia: - Do archiwum Akademii. - A! - Po podr�cznik meteorologii i inne potrzebne materia�y. - Bardzo dobrze. A propos, ten, kogo masz zmieni�, zostanie jeszcze kilka tygodni po twoim przybyciu, by wprowadzi� ci� we wszystko. - Jestem strasznie wdzi�czny za t� uprzejmo��, sir - odpar� Miles, nie kryj�c ironii. - Nie chcemy pozbawia� ci� wszelkich szans, �o�nierzu. Zostawimy ci jedn�, tak� malutk�, doda� w duchu Miles. - Za to r�wnie� jestem wdzi�czny, sir. - Po tych s�owach zasalutowa� niedbale i wyszed�. Ostatni etap drogi na Wysp� Kiry�a Miles odby� na wielkim, sterowanym automatycznie frachtowcu w towarzystwie znudzonego pilota rezerwy i osiemdziesi�ciu ton �adunku. Wi�ksz� cz�� podr�y sp�dzi�, zapami�tale wkuwaj�c wszelkie dost�pne informacje na temat pogody. A poniewa� ze wzgl�du na wielogodzinne postoje w dw�ch ostatnich portach za�adunkowych czas lotu uleg� znacznemu wyd�u�eniu, gdy frachtowiec wyl�dowa� wreszcie na lotnisku bazy Lazkowski, Miles stwierdzi� mile zaskoczony, �e w swoich studiach meteorologicznych posun�� si� znacznie dalej, ni� zak�ada�. Wrota doku prze�adunkowego otwar�y si�, wpuszczaj�c do �rodka rozmyte �wiat�o s�o�ca sk�aniaj�cego si� nisko nad horyzontem. Temperatura na dworze mimo pe�ni lata nie przekracza�a plus pi�ciu stopni. Oczom Milesa ukazali si� pierwsi mieszka�cy wyspy: grupa ubranych na czarno �o�nierzy z �adowarkami, dowodzona przez kaprala o zm�czonym wygl�dzie, kt�ry zmierza� w kierunku frachtowca. Wygl�da�o na to, �e nikt nie oczekiwa� nowego oficera meteorologicznego. Miles w�o�y� futrzan� kurtk� i ruszy� ku grupce ludzi. Kilku m�czyzn w czerni widzia�o, jak zeskoczy� z rampy, i ca�kiem otwarcie wymienia�o uwagi na jego temat. Pos�ugiwali si� barrayarsk� grek�, regionalnym dialektem, kt�ry mimo i� wywodzi� si� z Ziemi, przez d�ugie lata Okresu Izolacji ca�kowicie zatraci� swoje oryginalne brzmienie. Zm�czony podr� Miles dostrzeg� znajome spojrzenia pe�ne wrogiej ciekawo�ci i zdecydowa�, �e najlepiej b�dzie udawa�, i� nie rozumie j�zyka szyderc�w, i nie reagowa� na ich zaczepki. Poza tym Plause i tak wielokrotnie mu powtarza�, �e jego grecki akcent jest fatalny. - A c� to jest? Jaki� dzieciak? - Zawsze przysy�ali nam g�wniarzy, ale ten to dopiero kurdupel! - Hej, to wcale nie dzieciak. To jaki� cholerny karze�. Pewnie przy porodzie akuszerka upu�ci�a go z wra�enia. Tylko popatrzcie, to� to prawdziwy mutant! Z du�ym wysi�kiem Miles opanowa� si�, by nie spojrze� na dowcipnisi�w. Ci natomiast, przekonani, �e ich nie rozumie, nie kr�powali si� i coraz g�o�niej komentowali dziwny wygl�d przybysza. - A po co ma na sobie mundur? - Pewnie to nasza nowa maskotka. Nawet dzi� prastare zabobonne l�ki, zakorzenione od dawna w genach, nadal s� �ywe, pomy�la� ze smutkiem Miles. Mog� zat�uc ci� na �mier� bez �adnego powodu, nie wiedz�c nawet, dlaczego ci� nienawidz�, powodowani jedynie zbiorow� psychoz� i panicznym strachem przed wszystkim, co odmienne i dziwne. Miles i tak m�g� m�wi� o du�ym szcz�ciu, poniewa� zawsze chroni�a go pozycja ojca. Ale co mieli powiedzie� inni dziwacy, kt�rzy nie mieli takiego poparcia? Ledwie dwa lata temu na Star�wce w Vorbarr Sultana mia�o miejsce tragiczne wydarzenie: banda pijanych chuligan�w wykastrowa�a rozbit� butelk� po winie bezdomnego kalek�. M�wiono w�wczas o du�ej wra�liwo�ci spo�ecznej, gdy� zdarzenie to nie zosta�o pomini�te milczeniem, tylko wywo�a�o g�o�ny skandal. A ostatnie dzieciob�jstwo w okr�gu Vorkosigan�w jeszcze dobitniej podkre�la�o tragizm ca�ej sytuacji. Racja, pozycja spo�eczna czy ranga wojskowa bywa�y przydatne i Miles zamierza� dzi�ki nim osi�gn�� jak najwi�cej, zanim jego czas dobiegnie ko�ca. Miles rozsun�� po�y kurtki, tak by widoczny by� ko�nierzyk munduru z dystynkcjami oficerskimi. - Witam, kapralu. Mam zameldowa� si� u porucznika Ahna, g��wnego meteorologa bazy. Gdzie mog� go znale��? Miles poczeka�, a� podoficer zasalutuje, co nast�pi�o z pewnym op�nieniem, poniewa� kapral wytrzeszcza� na niego oczy ze zdumienia. Po d�u�szej chwili w ko�cu dotar�o do niego, �e Miles naprawd� jest oficerem. Dopiero w�wczas zasalutowa� i odezwa� si�: - Prosz� mi wybaczy�... eee, co pan m�wi�, sir? Miles �askawie odpowiedzia� na powitanie i spokojnym tonem powt�rzy� przemow�. - A... porucznik Ahn. No tak. Zwykle ukrywa si�... znaczy si�, przebywa w swoim biurze. W g��wnym budynku administracyjnym. - Kapral wskaza� dwupi�trowy gmach wykonany z prefabrykat�w, wyrastaj�cy sponad rz�du magazyn�w do po�owy zagrzebanych w �niegu. Kompleks budowlany znajdowa� si� na ko�cu pola startowego, jaki� kilometr od miejsca, w kt�rym stali. - Nie spos�b go przeoczy�. To najwy�szy budynek w bazie. A przy tym, zauwa�y� Miles, wyr�niaj�cy si� na tle innych g�r� sprz�tu telekomunikacyjnego, wystaj�cego z dachu pod r�nymi k�tami. �wietnie. I co teraz, zastanawia� si�. Czy mam powierzy� sw�j baga� tym g�upkom i modli� si�, �eby dotar� za mn� do miejsca przeznaczenia? A mo�e przeszkodzi� im w pracy i oddelegowa� jedn� z �adowarek do przewiezienia rzeczy? W my�lach dojrza� siebie, jak przyczepiony do dziobu pojazdu sunie ku przeznaczeniu wraz z po�ow� tony zimowej bielizny, pakowanej po dwa tuziny w paczce, numer serii #6774932. Stwierdzi�, �e bezpieczniej b�dzie za�atwi� to samemu, wi�c przerzuci� torb� podr�n� przez rami�. - Dzi�kuj�, kapralu - odezwa� si�, po czym poku�tyka� powoli we wskazanym kierunku, w pe�ni �wiadom, �e klamry na nogach ukryte pod spodniami musz� wytrzyma� dodatkowy ci�ar. Po drodze okaza�o si�, �e budynki znajduj� si� znacznie dalej, ni� oczekiwa�, ale mimo to zacisn�� z�by i bez problem�w zdo�a� przej�� ca�y dystans bacznie obserwowany przez grupk� zebran� przy statku. Baza wygl�da�a na ca�kowicie opuszczon�. I nic dziwnego - przewa�aj�c� cz�� jej mieszka�c�w stanowili �o�nierze piechoty, kt�rzy przybywali tu na szkolenia w dw�ch grupach w zimie. Obecnie na miejscu znajdowa� si� jedynie podstawowy personel, a wi�kszo�� sta�ych pracownik�w w�a�nie teraz, w trakcie kr�tkiego lata, wyje�d�a�a na urlopy. Miles dotar� do gmachu administracji, nie napotykaj�c po drodze ani jednego mieszka�ca bazy. Zgodnie z odr�cznym napisem, umieszczonym na p�ytce holowidu w holu, biura kierownictwa i dzia� kartograficzny by�y zamkni�te. Miles ruszy� w g�r� jedynym korytarzem, znajduj�cym si� po prawej stronie od wej�cia. Szuka� jakiego� czynnego biura, jakiegokolwiek pokoju, w kt�rym m�g�by uzyska� informacje. Wi�kszo�� drzwi po obu stronach korytarza by�a zamkni�ta, a �wiat�a wygaszone. W ko�cu dotar� do gabinetu oznaczonego tabliczk� �Ksi�gowo��, gdzie zasta� m�czyzn� w czarnym mundurze porucznika. Oficer siedzia� za biurkiem, wpatruj�c si� w ekran holowidu, na kt�rym widnia�y d�ugie kolumny danych. Co chwila z jego ust wydobywa�y si� ciche przekle�stwa. - Gdzie jest dzia� meteorologiczny? - zapyta� Miles, wtykaj�c g�ow� w drzwi. - Dw�jka - odpar� lakonicznie porucznik, wskazuj�c palcem na sufit. Nie odwr�ci� si� nawet, a jedynie jeszcze bardziej nachyli� nad biurkiem i ponownie zakl��. Miles cicho wycofa� si� na korytarz. Po kr�tkich poszukiwaniach dotar� na drugie pi�tro, gdzie w ko�cu znalaz� interesuj�cy go gabinet. Na zamkni�tych drzwiach widnia� wyblak�y napis. Przystan�� przed nimi, zdj�� torb� z ramienia i przykry� j� kurtk�. Nast�pnie przyjrza� si� sobie krytycznym wzrokiem. Czternastogodzinna podr� nie wp�yn�a najlepiej na jego samopoczucie i wygl�d. Jednak po wnikliwej inspekcji stwierdzi� z zadowoleniem, �e uda�o mu si� uchroni� mundur wyj�ciowy przed zabrudzeniem, a tak�e eleganckie oficerki. Wyg�adzi� czapk� i wsun�� j� za pas. Dla tej chwili przeby� p� planety i po�wi�ci� p� �ycia. Mia� za sob� trzy lata morderczego szkolenia, aczkolwiek zdawa� sobie spraw�, �e pobyt w Akademii by� jedynie przygrywk�, such� zapraw� przed prawdziwym �yciem w armii. I dopiero dzi� Miles poczu�, �e obejmuj�c swoje pierwsze kierownicze stanowisko, staje oko w oko z rzeczywisto�ci�. A tu liczy�o si� pierwsze wra�enie, zw�aszcza w jego przypadku. Wzi�� g��boki oddech i zapuka�. Zza drzwi dobieg� mocno przyt�umiony g�os, kt�ry Miles uzna� za zaproszenie. Otworzy� drzwi i wszed� do gabinetu. Jego oczom ukaza�a si� �ciana zabudowana od pod�ogi po sufit b�yskaj�cymi i migaj�cymi komputerami i monitorami holowid�w. Cofn�� si� odruchowo, gdy uderzy�a go fala gor�ca. W pomieszczeniu panowa� tropikalny upa�. Gabinet pogr��ony by� w p�mroku, jedyne �wiat�o dawa�a po�wiata emitowana przez monitory. Wyczuwaj�c jaki� ruch po lewej stronie, Miles odwr�ci� si� i zasalutowa�. - Chor��y Miles Vorkosigan melduje si� na s�u�bie - oznajmi� i spojrza� tam, gdzie spodziewa� si� zobaczy� prze�o�onego, ale jego wzrok napotka� jedynie powietrze. �r�d�o ruchu znajdowa�o si� bowiem o wiele ni�ej. Na pod�odze, oparty plecami o konsolet� komunikacyjn� siedzia� nieogolony m�czyzna oko�o czterdziestki, odziany jedynie w bielizn�. Dziwny osobnik u�miechn�� si� szeroko do Milesa, wzni�s� w g�r� butelk� wype�nion� do po�owy bursztynowym p�ynem i wymamrota�: - Cze��, ch�opcze. Kocham ci� - nast�pnie powoli osun�� si� na pod�og�. Miles wpatrywa� si� w niego z namys�em przez d�ug� chwil�. M�czyzna zacz�� chrapa�. Miles przykr�ci� ogrzewanie, zdj�� bluz� i przykry� kocem porucznika Ahna (albowiem nim by� pijany m�czyzna), po czym odda� si� ponurym rozmy�laniom, pr�buj�c oceni� sytuacj�. Mia� nadziej�, �e w sztabie bazy uzyska pomoc. Z tego, co si� zorientowa�, wszystkie dane komputerowe, z wyj�tkiem obraz�w przesy�anych na bie��co przez satelit�, pochodzi�y z kilkunastu urz�dze� pomiarowych rozmieszczonych wok� ca�ej wyspy. Nawet je�li kiedy� istnia�y jakie� instrukcje post�powania, teraz ich tu nie by�o. Po kilkunastu minutach bezmy�lnego obserwowania skulonego na pod�odze porucznika Miles uzna�, �e czas zapozna� si� z zawarto�ci� biurka Ahna i plikami komputerowymi. Odkrycie kilku interesuj�cych fakt�w wp�yn�o pozytywnie na zmian� stosunku Milesa do ludzkiego wraku spoczywaj�cego u jego st�p. Porucznik Ann mia� za sob� dwadzie�cia lat s�u�by i zaledwie tygodnie dzieli�y go od emerytury. Ostatni awans spotka� go dawno, dawno temu. A jeszcze wi�cej czasu min�o od dnia, w kt�rym znalaz� si� w bazie. Wygl�da�o na to, �e Ahn od pi�tnastu lat pe�ni funkcj� jedynego meteorologa na Wyspie Kiry�a. Ten nieszcz�sny idiota wyl�dowa� na tym piekielnym lodowcu, gdy mia�em sze�� lat, pomy�la� Miles i wzdrygn�� si�, u�wiadamiaj�c sobie, ile to ju� czasu min�o. Trudno by�o stwierdzi�, czy alkoholizm Ahna by� przyczyn� czy skutkiem zes�ania w to miejsce. No c�, je�li wytrze�wieje do jutra na tyle, by wprowadzi� mnie we wszystko, to dobrze, rozumowa� Miles. A je�li nie, Miles zna� co najmniej tuzin sposob�w, nie zawsze delikatnych, na zmuszenie porucznika do zapoznania go z nowymi obowi�zkami. Wystarczy, �eby Ahn zdo�a� przekaza� swojemu zmiennikowi najwa�niejsze informacje techniczne, a potem m�g� sobie spokojnie trwa� w b�ogiej nie�wiadomo�ci do czasu, a� za�aduj� go na statek lec�cy do domu. Podniesiony na duchu w�o�y� z powrotem bluz�, wepchn�� swoje rzeczy pod biurko i ruszy� na poszukiwania. Mia� nadziej�, �e w budynku znajdzie si� chocia� jeden przytomny i trze�wy oficer, kt�ry zna si� na swojej robocie. A mo�e tutaj pracuje si� zupe�nie inaczej. Kto wie, mo�e ca�� baz� dowodz� kaprale? W�wczas musia�by odszuka� jakiego� w miar� inteligentnego kaprala i dowiedzie� si�, o co tu chodzi. W holu na parterze zauwa�y� cz�owieka. W pierwszej chwili zobaczy� jedynie blad� sylwetk� na tle otwartych drzwi wej�ciowych. Gdy truchtaj�cy osobnik zbli�y� si� do niego, Miles stwierdzi�, �e jest to wysoki, mocno zbudowany m�czyzna, ubrany w przepocone spodnie od dresu, podkoszulek i buty do biegania. Najwyra�niej wr�ci� w�a�nie z kr�tkiego treningu: ot, pi�ciokilometrowa przebie�ka plus kilkaset pompek na deser. Siwe w�osy, stalowe spojrzenie; Miles doszed� do wniosku, �e ma przed sob� sadystycznego sier�anta, pewnie specjalist� od musztry. M�czyzna zatrzyma� si� na moment i spojrza� w d�, staraj�c si� zamaskowa� zdziwienie nieprzyjemnym skrzywieniem ust. Miles wyprostowa� si� jak struna, podni�s� hardo g�ow� i bez zmru�enia powiek odwzajemni� twarde spojrzenie. Jego oponent wydawa� si� ca�kowicie ignorowa� dystynkcje Milesa, kt�ry nie t�umi�c d�u�ej rozdra�nienia, warkn��: - Czy kto� dowodzi tym cholernym zoo? A mo�e wszyscy wzi�li sobie urlop? W oczach m�czyzny pojawi� si� nag�y b�ysk, jakby s�owa Milesa niczym krzemie� skrzesa�y go w stalowych �renicach. W g�owie Milesa natychmiast zapali�o si� ostrzegawcze �wiate�ko, ale j�zyk zrobi� ju� swoje. �Jak leci, sir - pisn�� histerycznie cz�owieczek ukryty w jego g�owie, wij�c si� z przera�enia. - To ja, pa�ska najnowsza ofiara�. Miles mocno zacisn�� usta, by w panice nie wydoby�o si� z nich �adne nieostro�ne s�owo. W �ci�gni�tej twarzy, kt�ra gro�nie pochyli�a si� nad nim, nie dostrzeg� �ladu rozbawienia. Dow�dca bazy spojrza� na Milesa i wdychaj�c powietrze przez rozszerzone, szlachetnie uformowane nozdrza, rykn��: - Ja tu dowodz�, �o�nierzu! Zanim Miles znalaz� w ko�cu drog� do nowej kwatery, znad odleg�ego pomrukuj�cego morza nadesz�a g�sta mg�a. Baraki oficer�w i wszystkie okoliczne budynki spowi�a szara, mro�na pierzyna. Miles uzna� to za z�y omen. O Bo�e! To b�dzie bardzo d�uga zima! Rozdzia� drugi Kiedy nast�pnego ranka (zgaduj�c, �e mniej wi�cej o tej porze ma szans� trafi� na pocz�tek zmiany) Miles zjawi� si� w biurze Ahna, ku swemu zdziwieniu zasta� porucznika w pe�ni si� - trze�wego i w mundurze. Inna sprawa, �e jego wygl�d pozostawia� wiele do �yczenia: ziemista cera i charkot wydobywaj�cy si� z krtani Ahna przy ka�dym oddechu by�y widomymi skutkami pija�stwa z zesz�ego wieczoru. Porucznik zwisa� bezw�adnie z krzes�a, wpatruj�c si� oczami w�skimi jak szparki w ekran holowidu, na kt�rym widnia�a komputerowo barwiona mapa pogody. Holograf powi�ksza� si� lub zmniejsza�, reaguj�c na sygna�y emitowane przez pilota, kt�ry spoczywa� w lekko dr��cej, wilgotnej d�oni Ahna. - Dzie� dobry. - Miles lito�ciwie zni�y� g�os do p�szeptu i delikatnie zamkn�� za sob� drzwi. - H�? - Ahn spojrza� na niego t�po i odruchowo odsalutowa�. - Kim pan jest...eee, �o�nierzu? - Jestem pa�skim zast�pc�. Czy nikt nie poinformowa� pana o moim przyje�dzie? - A tak! - Twarz Ahna rozja�ni�a si�. - �wietnie. Prosz� wej��. - Poniewa� Miles by� ju� w �rodku, u�miechn�� si� tylko p�g�bkiem. - Mia�em powita� pana na lotnisku - ci�gn�� porucznik. - Wcze�nie pan przyby�. Ale za to trafi� tu pan bez trudu. - Przylecia�em ju� wczoraj, sir. - O? W takim razie dlaczego nie zameldowa� si� pan u mnie? - Zameldowa�em si�, sir. - O! - Ahn, zezuj�c, spojrza� na Milesa z zaniepokojeniem. - Naprawd�? - Obieca� pan, �e dzi� rano zapozna mnie dok�adnie z wyposa�eniem biura - doda� Miles, czuj�c, �e nie mo�na przepu�ci� takiej okazji. - Aha. - Ahn zamruga� gwa�townie, walcz�c z opadaj�cymi powiekami. - To dobrze. - Zaniepokojenie jakby nieco zel�a�o. - No c�... - Porucznik potar� twarz d�o�mi i rozejrza� si� wok�. Nie licz�c jednego ukradkowego spojrzenia, w og�le nie zwr�ci� uwagi na intryguj�c� fizjonomi� Milesa. Uzna� zapewne, �e wszelkie obowi�zki towarzyskie zosta�y odwalone ju� wczoraj i od razu przeszed� do omawiania przeznaczenia urz�dze� umieszczonych na frontowej �cianie gabinetu. Na pocz�tek Miles dowiedzia� si�, �e wszystkie komputery maj� swoje �e�skie imiona. Pomijaj�c nieco dziwaczny nawyk przemawiania do maszyn, tak jakby by�y istotami z krwi i ko�ci, Ahn ca�kiem nie�le radzi� sobie z obja�nieniem Milesowi szczeg��w jego nowej pracy. Co prawda, informacje podawa� raczej chaotycznie i zdarza�o mu si� zapada� znienacka w niepokoj�cy trans, ale Miles umiej�tnie naprowadza� go na w�a�ciwe tory, zadaj�c pytania i ca�y czas sporz�dzaj�c notatki. Po kr�tkiej chwili chaotycznych poszukiwa� Ahn zdo�a� nawet znale�� dyski proceduralne, kt�re nast�pnie umie�ci� w kieszeniach odpowiednich urz�dze�. Nast�pnie zaparzy� kaw� w automatycznym ekspresie o d�wi�cznym imieniu �Georgette�, schowanym dyskretnie w szafce naro�nikowej, po czym zabra� Milesa na dach budynku i pokaza� mu mieszcz�cy si� tam o�rodek zbierania danych. Porucznik nie bawi� si� w szczeg�owe omawianie przeznaczenia wszystkich zgromadzonych na dachu miernik�w, rejestrator�w i pr�bnik�w. Najwyra�niej w miar� up�ywu dnia b�l g�owy dokucza� mu coraz bardziej. W pewnym momencie opar� si� ci�ko o nierdzewn� barierk� otaczaj�c� automatyczn� stacj� nadawczo-odbiorcz� i zapatrzy� przed siebie zamy�lonym wzrokiem. Miles pos�usznie drepta� za Ahnem, kt�ry co kilka minut zmienia� pozycj�, kontempluj�c kolejno cztery strony �wiata. Miles podejrzewa�, �e to zamglone spojrzenie nie mia�o odzwierciedla� zachwytu nad cudami wszech�wiata, lecz raczej zwiastowa�o nadchodz�ce wymioty. Poranne niebo by�o czyste i przejrzyste. S�o�ce sta�o wysoko nad horyzontem. Nic szczeg�lnego, doszed� do wniosku Miles. Tkwi�o tam od drugiej nad ranem. Na tej szeroko�ci geograficznej trwa� w�a�nie dzie� polarny. Korzystaj�c z tego, �e znajduje si� w jednym z najwy�szych punkt�w wyspy, Miles obejrza� dok�adnie ca�� baz� i otaczaj�c� j� r�wnin�. Wyspa Kiry�a mia�a owalny kszta�t, siedemdziesi�t kilometr�w szeroko�ci i jakie� sto sze��dziesi�t d�ugo�ci. Wed�ug mapy najbli�szy l�d znajdowa� si� w odleg�o�ci ponad stu pi��dziesi�ciu kilometr�w. Pofa�dowane i brudnobr�zowe - te dwa okre�lenia najlepiej opisywa�y wygl�d wyspy i bazy. Wi�kszo�� budynk�w, ��cznie z barakami oficerskimi, w kt�rych znajdowa�a si� kwatera Milesa, stanowi�y n�dzne lepianki o dachach pokrytych torfem. Najwyra�niej nikt tu nie s�ysza� o czym� takim jak terraformowanie grunt�w. Wyspa zachowa�a sw�j dziewiczy charakter, gdzieniegdzie tylko wida� by�o �lady eksploatowania d�br naturalnych, nie zawsze zreszt� z dba�o�ci� o ekologi�. Opustosza�e w lecie baraki, przeznaczone dla �o�nierzy piechoty, pokryte by�y d�ugimi, grubymi wa�kami torfu. Wype�nione wod� koleiny znaczy�y trasy prowadz�ce do p�l strzelniczych, tor�w z przeszkodami i poligon�w zrytych pociskami. Na po�udniu rozci�ga�o si� morze; jego stalowoszara powierzchnia nie przepuszcza�a najs�abszych promieni s�onecznych. Daleko na p�nocy wida� by�o ciemn� lini� drzew i tundr� rozpo�cieraj�c� si� u st�p g�r wulkanicznych. Miles uczestniczy� kiedy� w zimowych manewrach wojskowych w Black Escarpment, g�rzystej krainie po�o�onej w g��bi drugiego kontynentu Barrayaru. Pami�ta� mn�stwo �niegu i morderczych wzniesie�, ale przynajmniej powietrze by�o tam suche i rze�kie. Na Wyspie Kiry�a nawet w �rodku lata czu�o si� wilgo� niesion� od strony morza. Miles mia� wra�enie, �e wciska si� ona wszystkimi porami pod rozpi�t� kurtk� i przenika na wskro� jego cia�o, penetruj�c bezlito�nie blizny po z�amaniach. Wzdrygn�� si�, pr�buj�c strz�sn�� z siebie drobne kropelki mg�y, ale bezskutecznie. Ahn, ci�gle przewieszony przez barierk�, obejrza� si� za siebie, obserwuj�c dziwne podrygi Milesa. - No wi�c, powiedz mi, eee... �o�nierzu, czy jeste� krewnym tego Vorkosigana? Gdy zobaczy�em twoje nazwisko na formularzu, zastanawia�em si�, czy masz z nim co� wsp�lnego. - To m�j ojciec - odpar� lakonicznie Miles. - Dobry Bo�e! - Porucznik zamruga� oczami i odruchowo wyprostowa� si� jak struna, po czym z pozorn� beztrosk� ponownie opar� niedbale o barierk�. - Dobry Bo�e - powt�rzy�. Zacz�� nerwowo zagryza� wargi, a w jego oczach pojawi� si� b�ysk nieskrywanej ciekawo�ci. - Jaki on naprawd� jest? C� za niedorzeczne pytanie, pomy�la� Miles z irytacj�. Admira� ksi��� Aral Vorkosigan. Kolos najnowszej historii Barrayaru. Zdobywca Komarru, bohater tragicznej ucieczki spod Escobaru. Przez szesna�cie lat lord regent ma�oletniego cesarza Gregora, a potem jego zaufany premier. Pogromca rokoszu Vordariana, zwyci�zca w trzeciej wojnie cetaganda�skiej, polityk trzymaj�cy tward� i bezlitosn� r�k� Barrayar przez ostatnie dwadzie�cia lat. Vorkosigan. Widzia�em, jak stoj�c na nabrze�u w Vorkosigan Surleau - wspomina� w my�lach Miles - obserwowa� moje zmagania ze �lizgaczem i zataczaj�c si� ze �miechu, wykrzykiwa� r�ne wskaz�wki. Widzia�em, jak pijany w trupa (w por�wnaniu z nim, Ahn, by�e� wczoraj trze�wy jak �winia) szlocha� �a�o�nie, poci�gaj�c nosem, tej nocy, gdy dowiedzieli�my si�, �e major Duvallier zosta� skazany na �mier� za szpiegostwo i stracony. Widzia�em go czerwonego z w�ciek�o�ci, o krok od wylewu, gdy zobaczy� raporty, w kt�rych szczeg�owo wyliczono wszystkie idiotyczne dzia�ania, b�d�ce przyczyn� ostatnich zamieszek w noc przesilenia letniego. I widzia�em go o poranku, zaspanego, w rozci�gni�tej pi�amie, gdy przeci�gaj�c si� i ziewaj�c, zawraca� g�ow� matce, �eby znalaz�a mu dwie skarpetki do pary. Jego nie da si� opisa�, Ahn. Jest jedyny w swoim rodzaju. - Troszczy si� o Barrayar - powiedzia� na g�os Miles, gdy zreflektowa� si�, �e przeci�gaj�ce si� milczenie zaczyna niepokoi� Ahna. - Ci�ko mu dor�wna�. - Zw�aszcza gdy jego jedyny nast�pca jest zdeformowanym mutantem. - Tak w�a�nie my�la�em - rzek� Ahn, wzdychaj�c ci�ko ze wsp�czuciem. A mo�e to by�a tylko kolejna fala md�o�ci? Miles doszed� do wniosku, �e wsp�czucie Ahna nie przeszkadza mu. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci ludzi porucznik nie traktowa� Milesa z pe�nym wy�szo�ci politowaniem i, o dziwo, nie odnosi� si� do niego ze wstr�tem. Pewnie dlatego, �e jestem jego zast�pc�, uzna� Miles. Nawet gdybym mia� dwie g�owy i tak powita�by mnie, skacz�c do g�ry z rado�ci. - I to w�a�nie zamierzasz robi�? Kontynuowa� dzie�o swojego staruszka? - zagadn�� Ahn, po czym, rozgl�daj�c si� niepewnie, doda�, zni�aj�c g�os: - Tutaj? - Jestem Vorem - odrzek� niecierpliwie Miles. - S�u�� cesarzowi. W ka�dym razie pr�buj�. Wsz�dzie tam, gdzie mnie wy�l�. Zawsze jestem na s�u�bie. Ahn wzruszy� z pogard� ramionami. Miles nie by� pewien, czy gest ten mia� komentowa� jego postaw�, czy te� dziwny kaprys armii, kt�ra zes�a�a go na Wysp� Kiry�a. - No c� - b�kn�� Ahn i wyprostowa� si�, ci�ko st�kaj�c. - Nie by�o dzi� �adnych ostrze�e� przed wah-wah. - Jakich ostrze�e�? Ahn ziewn�� i od niechcenia wbi� szereg liczb do formularza komputerowego, w kt�rym co godzin� zapisywano aktualne prognozy pogody. Miles m�g�by przysi�c, �e porucznik wymy�li� je na poczekaniu. - O wah-wah. Nikt nie opowiedzia� ci o wah-wah? - Nie. - To pierwsza rzecz, jak� powinni byli zrobi�. Te wah-wah to cholernie niebezpieczna rzecz. Miles zacz�� si� zastanawia�, czy aby czasem Ahn si� z niego nie nabija. Jak wiedzia� z do�wiadczenia, nawet mimo stopnia oficerskiego m�g� pa�� ofiar� �art�w nowych wsp�pracownik�w. A ju� sama my�l o pora�ce sprawia�a mu b�l. Ahn ponownie przychyli� si� przez barierk�, wskaza� palcem przed siebie i powiedzia�: - Widzisz te sznury rozwieszone mi�dzy budynkami? S� potrzebne podczas wah-wah. Id�c, trzymasz si� ich, �eby ci� nie porwa�o. A je�li nie zdo�asz si� utrzyma�, nawet nie pr�buj czego� si� �apa�. Widzia�em wielu facet�w, kt�rzy w ten spos�b po�amali sobie nadgarstki. Po prostu zwi� si� w kulk� i niech ci� pcha. - Co to jest, do diab�a, ten wah-wah? - Pot�ny wiatr. Przychodzi nagle. Kiedy� w siedem minut z martwej ciszy powsta� wicher gnaj�cy z pr�dko�ci� stu sze��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�, a temperatura z plus dziesi�ciu stopni spad�a do minus dwudziestu. Mo�e trwa� od dziesi�ciu minut do dw�ch dni. Zazwyczaj wah-wah przychodzi do nas z p�nocnego zachodu. Gdy ma nadej��, zwykle dwadzie�cia minut wcze�niej stacja na wybrze�u przesy�a nam ostrze�enie. Wtedy w��czamy syren� alarmow� i wszyscy wiedz�, �e musz� uwa�a�, by nie da� si� zaskoczy� bez ciep�ej odzie�y albo dalej ni� pi�tna�cie minut drogi od najbli�szego bunkra. Na poligonach jest pe�no bunkr�w dla kadet�w. - Machn�� r�k� we wskazanym kierunku. Wida� by�o, �e nie �artuje. - Jak us�yszysz syren�, to biegnij i szukaj schronienia. Je�li porwie ci� wiatr i wrzuci do morza, to przy twoim wzro�cie nigdy ci� nie znajd�! - W porz�dku - rzek� Miles, postanawiaj�c w duchu, �e przy najbli�szej sposobno�ci sprawdzi wiarygodno�� tych przera�aj�cych informacji w raportach pogodowych. Wyci�gaj�c szyj�, zerkn�� na raport Ahna. - Te liczby, kt�re wpisa� pan tu przed chwil�... Sk�d je pan wzi��? Ahn spojrza� ze zdumieniem na formularz. - No, przecie� to w�a�ciwe dane. - Nie kwestionuj� ich dok�adno�ci - ci�gn�� cierpliwie Miles. - Chcia�bym tylko wiedzie�, sk�d je pan wytrzasn��. Jutro pan tu jeszcze b�dzie, by mi pom�c, m�g�bym spr�bowa� zrobi� to sam. Ahn machn�� r�k�, jakby odp�dza� natr�tn� much�. - No wi�c... - Chyba nie bierze ich pan z g�owy, prawda? - W g�owie Milesa zacz�o si� rodzi� straszliwe podejrzenie. - Nie! - odpar� z ca�� moc� Ahn. - Wcze�niej nie zastanawia�em si� nad tym, ale teraz gdy o to spyta�e�... C�, my�l�, �e wszystko zale�y od tego, jak pachnie powietrze danego dnia. - Tu g��boko odetchn��, demonstruj�c stosowan� metod�. Miles zmarszczy� nos i zacz�� w�cha�. Ch��d, zapach soli od morza, wilgo� i lekka rosa. Gor�ce zawirowania powietrza wok� migoc�cych i warcz�cych przyrz�d�w. Trudno jednak na podstawie dozna� zapachowych ustali� temperatur� otoczenia, ci�nienie powietrza lub jego wilgotno��, nie m�wi�c ju� o prognozie na nast�pne osiemna�cie godzin. Popuka� palcem w aparatur� meteorologiczn� i spyta�: - Czy to urz�dzenie ma jaki� automatyczny nos, kt�ry weryfikuje dane, jakie uzyska pan swoj� metod�? Ahn by� autentycznie zbity z tropu. - Przepraszam, oficerze Vorkosigan. Naturalnie mamy standardowe programy komputerowe do opracowywania prognoz, ale prawd� m�wi�c, nie korzysta�em z nich od wielu lat. Ich prognozy nie s� wystarczaj�co dok�adne. Miles gapi� si� bezmy�lnie na Ahna i w ko�cu dotar�a do niego przera�aj�ca prawda. Porucznik wcale nie �artowa�, a jego dane nie by�y wyssane z palca. Pozornie absurdalna metoda naprawd� dzia�a�a. Pi�tnastoletnie do�wiadczenie Ahna pozwala�o mu ze stuprocentow� trafno�ci� okre�la� warunki pogodowe panuj�ce na Wyspie Kiry�a. Niestety Miles nie mia� najmniejszych szans odrobi� takich zaleg�o�ci. I szczerze m�wi�c, wcale by nie chcia�. P�niej tego samego dnia w archiwum bazy Miles sprawdzi� wszystkie rewelacje, jakimi uraczy� go Ahn. Porucznikowi powiedzia�, �e chce si� zorientowa� w swoich obowi�zkach, co nie odbiega�o daleko od prawdy. Jak si� okaza�o, Ahn bynajmniej nie przesadza� w swoich opowie�ciach o wah-wah. A co gorsza, mia� racje tak�e w kwestii komputerowych prognoz. System automatyczny opracowywa� lokalne prognozy z dok�adno�ci� rz�du osiemdziesi�ciu sze�ciu procent. W przypadku zapowiedzi tygodniowych warto�� ta spada�a do siedemdziesi�ciu trzech procent. Natomiast magiczny nos Ahna mia� dziewi��dziesi�ciosze�cioprocentow� skuteczno��, a dla prognoz d�ugoterminowych trafno�� jego szacunk�w wynosi�a dziewi��dziesi�t cztery procent. Kiedy Ahn wyjedzie, dok�adno�� zapowiedzi synoptycznych spadnie o jedena�cie-dwadzie�cia jeden procent. Nie mo�na oczekiwa�, �e nikt tego nie zauwa�y, pomy�la� Miles. Najwyra�niej stanowisko oficera meteorologicznego w Krainie Wiecznego Lodu by�o zwi�zane ze znacznie wi�ksz� odpowiedzialno�ci�, ni� przypuszcza�. Tutaj pogoda to sprawa �ycia i �mierci. A facet, kt�ry lada dzie� zostawi mnie na wyspie z sze�cioma tysi�cami uzbrojonych m�czyzn, ka�e mi w�szy� w poszukiwaniu wah- wah, zako�czy� ponure rozmy�lania Miles. Pi�tego dnia, kiedy Miles zacz�� ju� dochodzi� do przekonania, �e by� mo�e nies�usznie odni�s� nieco z�e pierwsze wra�enie, Ann wpad� w kolejny ci�g. Miles czeka� w biurze na niego i jego czarodziejski nos ponad godzin�, ale poniewa� porucznik si� nie pojawi�, w ko�cu zda� si� na rutynowe odczyty, kt�re wyplu� z siebie komputer. Wpisa� dane do raportu i ruszy� na poszukiwania. W ko�cu znalaz� Ahna w jego pokoju w barakach oficerskich. Porucznik le�a� rozwalony na ��ku, pochrapuj�c - wok� niego unosi� si� smr�d zwietrza�ej... chyba owocowej brandy. Miles wzruszy� bezradnie ramionami. Mimo potrz�sania i poszturchiwania bezw�adnego cielska porucznika i wrzeszczenia mu prosto do ucha, Ahn ani drgn��. J�kn�� tylko protestuj�ce i zagrzeba� si� jeszcze g��biej w cuchn�c� po�ciel. Miles z pewnym trudem powstrzyma� si� od bardziej gwa�townych dzia�a� i postanowi� dzia�a�. I tak lada dzie� zostanie sam. Poku�tyka� w kierunku gara�u. Wczoraj Ahn zabra� go na kontrol� techniczn� pi�ciu zdalnie sterowanych stacji meteorologicznych, po�o�onych najbli�ej bazy. Dzisiaj mieli odwiedzi� sze�� pozosta�ych. Do rutynowych podr�y po Wyspie Kiry�a stosowano pojazd przystosowany do poruszania si� w ka�dym terenie, zwany scat- cat. Miles przekona� si�, �e jazda nim sprawia r�wnie du�� frajd� jak prowadzenie sanek anty grawitacyjnych. Scat-caty by�y ma�ymi pojazdami o ob�ych kszta�tach, pomalowanymi opalizuj�c� farb�. Nie by�y wywrotne, z �atwo�ci� przedziera�y si� przez tundr� i gwarantowano, �e wytrzymaj� nap�r wiatru wah-wah. Z tego, co zrozumia� Miles, personel bazy mia� ju� dosy� wy�awiania sanek antygrawitacyjnych z odm�t�w lodowatego morza. Gara� mie�ci� si� w takim samym g��boko okopanym bunkrze co wi�kszo�� instytucji bazy Lazkowski, tyle �e ten by� wi�kszy. Miles podszed� do kaprala Olneya, kt�ry poprzedniego dnia wyekwipowa� go na wypraw� z porucznikiem Ahnem. Towarzysz�cy mu technik, kt�ry wyprowadzi� z podziemnego parkingu scat-cata i zaparkowa� go przed wej�ciem, te� wyda� si� Milesowi znajomy. Na pierwszy rzut oka wszyscy pracownicy bazy wygl�dali tak samo - ciemne w�osy, s�uszny wzrost, czarny mundur. Dopiero gdy m�czyzna odezwa� si�, Miles rozpozna� go po charakterystycznym akcencie. By� to jeden z szyderc�w, kt�rych spotka� na lotnisku w dniu przylotu na wysp�. Miles opanowa� si�, �eby nie rzuci� jakiej� k��liwej uwagi. Id�c za rad� Ahna, przed podpisaniem spisu wyposa�enia pojazdu Miles uwa�nie go przeczyta� i sprawdzi�, czy wszystko znajduje si� na swoim miejscu. Zgodnie z przepisami wszystkie scat-caty musia�y mie� kompletny zestaw ratunkowy, pozwalaj�cy przetrwa� na mrozie. Kapral z lekk� pogard� obserwowa�, jak Miles niezdarnie szuka kolejnych pozycji z listy. No i co z tego, �e si� grzebi�, pomy�la� Miles z irytacj�. Jestem tu nowy i zielony jak groszek. Tylko w ten spos�b mog� si� czego� nauczy�. Z trudem si� hamowa�. Wcze�niejsze bolesne do�wiadczenia nauczy�y go, �e nieopanowanie to jego najpowa�niejsza wada. Spokojnie, t�umaczy� sobie. Skoncentruj si� na tym, co robisz. Nie zwracaj uwagi na cholernych gapi�w. Przecie� zawsze towarzyszy�a ci widownia. I pewnie ju� zawsze tak b�dzie. Miles rozpostar� p�acht� mapy na pokrywie scat-cata i przedstawi� kapralowi planowan� tras� podr�y. To te�, wed�ug Ahna, by�o cz�ci� standardowej procedury bezpiecze�stwa. Olney mrukn�� co�, co mia�o oznacza�, �e przyj�� do wiadomo�ci przemow� Milesa, spogl�daj�c na� ze �miertelnym znudzeniem; starannie wywa�onym, tak by Miles musia� je zauwa�y�, ale zbyt subtelnym, by m�g� ostro zareagowa�. Technik w czarnym kombinezonie (jak si� okaza�o, nazywa� si� Pattas) zajrza� Milesowi przez zdeformowane rami�, �ci�gn�� usta i odezwa� si�: - Och, sir. - I znowu za pozornie pe�nymi szacunku s�owami kry�a si� ironia. - Jedzie pan do Stacji Dziewi�tej? - Tak, a o co chodzi? -