13845
Szczegóły |
Tytuł |
13845 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13845 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13845 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13845 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Louise Barbara Mujica
Tytu� orygina�u: Frida!
Projekt ok�adki: Anita Grabos Redakcja: El�bieta Rawska Redakcja techniczna: Sfaiuomir Grzmi�!
Korekta: Magdalena Stachowicz
Copyright 2001 by B�rbara Mujica for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2002, 2003 for the Polish translation by Barbara Kope�-Umiastowska
ISBN 83-7319-390-1 (oprawa twarda) ISBN 83-7319-389-8 (oprawa broszurowa)
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2003
Dla Maura, z mi�o�ci� .
n N CT c/ r .
n N w c/ r .
ROZDZIA� l
Frida!
Frida!
Wiem, co pan chce us�ysze�, doktorze, ale przepraszam, nie wyci�gnie pan ode mnie �adnych plugawych zwierze�.
Wy, psychiatrzy, wszyscy jeste�cie tacy sami.
Chcecie, bym przyzna�a, �e jej nienawidzi�am, �e mia�am jej za z�e to, i� zawsze znaj dowa�a si� w centrum uwagi, ale mylicie si�.
W rzeczywisto�ci nie znosi�am, kiedy ludzie na mnie patrzyli, a czynili to cz�sto, gdy�, prawd� m�wi�c, z nas dw�ch ja by�am �adniejsza.
O n tak powiedzia�.
Nie, to nie fair.
Prosz� mi wierzy�, kocha�am j�, mimo wszystko.
Niech pan s�ucha, odk�d pami�tam, by�a dla mnie dobra.
Chroni�a mnie.
Wzorowa�am si� na niej jako na zdolniejszej, bardziej utalentowanej.
Ja by�am cicha, ona - dynamiczna.
Za to mnie uwa�ano za �adniejsz�.
Mo�e z pocz�tku ona tak nie my�la�a, ale...
c�, w ko�cu chyba u�wiadomi�a sobie, �e wszyscy po dziwiaj� moj� urod�, nawet je�li ona jej nie dostrzega.
Mia�a przecie� sw�j rozum.
O n zawsze m�wi�, �e jestem ol�niewaj�ca.
Oczywi�cie, straszny by� z niego czaru� i k�amca.
Ale i tak najbar dziej lubi� malowa� mnie, by�am jego ulubion� modelk�.
Nie podoba�o jej si�, kiedy mu pozowa�am, lecz i tak do niego chodzi�am.
Malowa� mnie bez przerwy, nago.
I wcale nie chodzi o to, �e chcia�am si� na niej odegra�, nie dlatego to robi�am.
Mia�a swoje mocne strony, a ja mia�am swoje.
By�a m�dra, a ja pi�kna.
Ona?
Jak�e mog�a by� pi�kna?
Kaleka z w�sami i jedn� nog� kr�tsz�?
Czasem mi dokucza�a, ale to nic dziwnego - z jej rozumem!
Przecie� uchodzi�am za t�p�.
A poza
9 .
tym dokucza�a wszystkim, nie wyr�nia�a mnie pod tym wzgl�dem.
Powiedzmy, �e nie by�am wyj�tkiem.
Nie by�am wyj�tkiem nigdy i w niczym.
Nie chodzi te� o to, �e nie wiedzia�am, co robi�.
Owszem, wiedzia�am, ale s�dzi�am, �e jest jej wszystko jedno.
By�a taka dzika i ekscentryczna.
Nigdy nie przywi�zywa�a wagi do regu�.
Nie przejmowa�a si� cudzymi uczuciami.
Pomy�la�am sobie, dobra, skoro ma wszystkich w nosie, skoro s�dzi, �e ka�dy powinien robi�, co zechce, i do diab�a z tym, co ludzie powiedz�, to po prostu p�jd� za jej rad�.
Widzi pan, ona przewodzi�a, a ja sz�am za ni�.
Zawsze sz�am za ni�.
Podam panu przyk�ad.
Pyta� pan o nasze dzieci�stwo, wi�c panu opowiem.
Zdarzy�o si� to dawno, dawno temu, kiedy by�y�my jeszcze ma�e.
Min�o tyle czasu, a ja wci�� widz� to zdarzenie bardzo wyra�nie, jakby zosta�o wyryte w moim umy�le.
Bo wie pan, ja te� jestem artystk�.
Nie, nie tak� jak ona, nie umiem malowa� obraz�w na p��tnie.
Ale umiem przechowywa� wizerunki w m�zgu.
C�, chyba to niezbyt cenna umiej�tno��, prawda?
Oto co widz�.
Frida, przykucni�ta za filarem, obserwuje nieprzyjaci�ki.
Estela, przyw�dczyni, szepcze do Marii del Carmen, g��wnego stratega, po czym daje sygna� pozosta�ym.
Formuj� si� linie frontu.
Na dziedzi�cu przebywa oko�o czterdziestu dziewcz�t, z kt�rych pi�tna�cie szykuje si� do ataku.
Inne skacz� przez skakank� lub graj� w klasy.
S� poch�oni�te zabaw�.
Frida zerka z ukrycia i zagryzaj�c usta, ocenia si�y wroga.
Uchodzi�a za rozkoszne dziecko.
Nie tak jak ja.
Trzeba przyzna�, �e by�am t�usta i troch� oci�a�a.
W owych czasach uwa�ano j� za �adniejsz� - cho� trwa�o to niezbyt d�ugo.
Mia�a prze�liczn� cer� barwy herbaty z mlekiem, r�ane policzki i pulchne r�czki.
W wieku sze�ciu lat nosi�a puszyste, ciemne p�ld�ugie loki, okalaj�ce twarzyczk� delikatn� jak u niemowl�cia.
Wyprawiaj�c j� do szko�y, Mami zawsze wpina�a jej we w�osy bia�� kokard�.
Ubrana w perkalowy fartuszek Frida wygl�da�a jak anio�ek.
10
Budynek szkolny, zbudowany w hiszpa�skim stylu kolonialnym, mia� wewn�trzne patio, otoczone kolumnad�.
Niedawno spad� deszcz - jedna z owych nag�ych ulew, kt�re w kwietniu zdarzaj� si� na Wy�ynie Meksyka�skiej - ale zn�w wysz�o s�o�ce i jego �wiat�o odbija�o si� jaskrawo od ka�u� na p�ytach dziedzi�ca.
Dziewcz�ta na �rodku patio ze �miechem skaka�y po wodzie, prze�cigaj�c si�, kt�ra bardziej chlapnie.
Frida nie zwraca�a na nie uwagi.
Wzrok jej przykuwa�y Estela i Maria del Carmen, kt�re wzi�wszy si� pod r�ce, zaj�y pozycje na czele swego oddzia�u.
Zamierza�y prowokowa� moj� siostr� dot�d, a� wyjdzie zza kolumny.
Lecz Frida nie chcia�a biernie czeka� na szyderstwa.
Wysun�a wojowniczo szcz�k�, o tak, i wysz�a na otwart� przestrze�.
- Frida!
- szepn�am, kryj�c si� w p�mroku arkady.
- Frida, nie id�!
- Cicho b�d�!
- skarci�a mnie.
- Przesta� si� maza�!
Zawsze wyzywa�a mnie od mazgaj�w.
Skulona za kolumn� patrzy�am, jak zmierza w stron� atakuj�cych dziewcz�t.
Wtem poczu�am wilgo� i pieczenie sk�ry mi�dzy nogami.
Poruszy�am si� i mocz sp�yn�� na moje nowe, wyko�czone koronk� skarpetki.
Wiedzia�am, �e Mami si� w�cieknie.
Frida zatrzyma�a si� przed Estela, mru��c oczy zapewne od s�o�ca.
Usta jej dr�a�y, lecz poza tym ani drgn�a.
Patrzy�a prosto w twarz nieprzyjaci�tki.
Estela wyszczerzy�a z�by w u�miechu i jakby na rozkaz dziew cz�ta we wrogiej grupie zacz�y skandowa�:
i Frida, Frida Fue seruida A!
Diablo Por Comida/
i Frida, Frida Escupida De su bosca Porjudia?
11 .
Frida, Frida, Zosta�a podana Diab�u Na obiad!
Lecz nawet on jej nie chcia�,
Fridy, Fridy,
I j� wyplu�,
Bo jest �yd�wk�!
To by�o okropne!
Okropne!
By�y�my katoliczkami!
Obie przyst�pi �y�my do pierwszej komunii, ale w tej wstr�tnej szkole dziewczynki bez przerwy wyzywa�y nas od �yd�wek, a wszystko z powodu Papy.
Chcia�am, �eby Frida odwr�ci�a si� i odesz�a, lecz ona tylko zacisn�a mocniej szcz�ki, hamuj�c dr�enie podbr�dka.
Dzieci oderwa�y si� od zabawy i zgromadzi�y si� wok� niej, tworz�c du�y, nier�wny p�okr�g.
Frida wyprostowa�a si� i stalowa�a r�ce.
Czu�am coraz wi�kszy ucisk w �o��dku.
Zacz�am �ka�.
Podbr�dek Fridy zadr�a�, lecz zamruga�a kilka razy i powstrzy ma�a �zy.
Niekt�re dzieci, drwi�co u�miechni�te, pokazywa�y j� palcami.
Nad dziedzi�cem zawis�a dziwna po�wiata.
Frida prze �kn�a �lin� i odetchn�a g��boko.
- Zamknij si�!
- niemal plun�a w stron� Esteli.
Dziewczynki zacz�y �piewa� jeszcze g�o�niej.
- Milcze�!
- wrzasn�a Frida ponownie, lecz tym razem �piew zag�uszy� jej s�owa.
Frida, Frida.
- Zamknijcie si�!
Zamknijcie!
Skandowanie ucich�o.
- Co za g�upia piosenka!
- krzycza�a Frida.
- Chyba jaka� idiotka j� wymy�li�a!
Kilka dziewczynek zachichota�o, inne podj�y �piew, ale ju� nieco ciszej.
Wyjrza�am zza kolumny i stan�am na palcach, ale by�am ni�sza od dzieci, kt�re kordonem otacza�y Frid�.
Ponad ich g�owami
12
niewiele mog�am dostrzec.
Chcia�am przepchn�� si� na lepsze miejsce, lecz wiedzia�am, �e kole�anki b�d� si� �mia�y z moich mokrych majtek i skarpetek; poza tym mog�y zaatakowa� tak�e i mnie tylko dlatego, �e by�am siostr� Fridy.
Cofn�am si� wi�c do kryj�wki.
Estela i Frida wpatrywa�y si� w siebie, oddalone co najwy�ej o p� metra.
Nikt si� nie poruszy�.
Napi�cie mi�dzy nimi narasta�o od dawna - od wielu tygodni, a mo�e nawet od miesi�cy, a� wreszcie dosz�o do konfrontacji, do ostatecznej rozgrywki.
Inne dzieci patrzy�y i czeka�y, przestraszone, lecz jednocze�nie pod niecone nadziej�, �e stanie si� co� okropnego.
- Nie jeste� st�d!
Nie nale�ysz do nas!
- sykn�a Estela.
- Cudzo ziemka!
Dziewczynki wzdrygn�y si�, jakby na �rodek dziedzi�ca zesko czy� z dachu upi�r.
Wszystkie oczy skierowa�y si� ku Fridzie.
Mia�am ochot� zabi� Estel�, ale c� mog�am zdzia�a�?
Zosta�am za filarem.
- Wcale nie!
- odparowa�a Frida.
- Wcale tak, FREY-DA!
- Estela z niemiecka, gard�owo wym� wi�a g�osk� R.
- Nawet imi� masz obce!
Frida zawaha�a si� przez chwil�.
Rzeczywi�cie, pisa�a swoje imi� z niemiecka, F-R-I-E-D-A.
I nasz ojciec naprawd� by� niemieckim �ydem w�gierskiego pochodzenia.
Spojrza�a Esteli w oczy.
- Nazywam si� Magdalena Carmen Frieda Kahlo y Calder�n.
Ochrzczono mnie w ko�ciele.
- Jeste� obca!
Tw�j ojciec m�wi po hiszpa�sku z akcentem.
Kiedy wymawia s�owa republica albo reuoluci�n, to jakby chrz�ka�a �winia!
- Nie jestem cudzoziemk�, tylko Meksykank�!
- Meksykanie to katolicy!
- Jestem tak� sam� Meksykank� i katoliczk� jak i ty!
Co niedziela chodz� do ko�cio�a!
Do �wi�tego Jana!
Powinna� o tym wiedzie�, bo te� tam chodzisz!
Doktorze, w �ydostwie nie ma nic z�ego.
Po latach Frida che�pi�a si� swoim �ydowskim pochodzeniem.
Ale w�wczas,
13 .
w porewolucyjnym Meksyku, uwa�ano za �le wszystko, co obce.
A pan?
Czy pan jest �ydem, doktorze?
- Tw�j ojciec ma na imi� Wilhelm!
- M�j ojciec ma na imi� Guillermo!
- To nie jest jego prawdziwe imi�, FREY-DA!
Naprawd� nazywa si� Wilhelm!
- Wilhelm, Wilhelm!
- zacz�ty skandowa� dziewczynki.
- Jej ojciec nazywa si� Wilhelm!
Na w�osy Fridy pad� promie� �wiat�a i czubek jej g�owy rozjarzy� si� niczym aureola.
W blasku s�o�ca przypomina�a serafina, utkanego z iskier i paj�czyny.
Podnios�a do ust delikatne, dzieci�ce paluszki i wlepi�a wzrok w Estel�.
- Matka m�wi, �e tw�j ojciec to jeden z tych cudzoziemc�w, kt�rych sprowadzi� tu Porfirio Dfaz - ci�gn�a Estela.
- M�wi, �e obcy zniszczyli kraj, ale �e teraz, dzi�ki rewolucji, wszystkich was powiesz�!
- Twoja matka to g�upia kurwa!
To byt nieoczekiwany cios.
Rodzice Esteli popierali rewolucj� i reform� roln� Emiliana Zapaty, lecz byli to ludzie przyzwoici, nie �adna ho�ota.
W ich kulturalnym, drobnomieszcza�skim �rodowisku nie u�ywano takiego j�zyka.
A ju� na pewno nie u�ywa�y go m�ode damy, zw�aszcza sze�cioletnie.
Esteli zapar�o dech w piersiach.
Musz� si� roze�mia�!
Jak� zrobi�a min�, gdy us�ysza�a s�owa Fridy!
Po dziedzi�cu przebieg� szmer niedowierzania.
Dziewczynki zachichota�y niepewnie.
"S�ysza�y�cie, co Frida powiedzia�a?
- szep ta�y.
- Powiedzia�a: k...!
". Nawet ch�opi tak si� nie wyra�ali, wr�cz przeciwnie, zachowywali si� pow�ci�gliwie i z godno�ci�.
Tylko m�ty m�wi�y w ten spos�b.
Frida pogwa�ci�a wszystkie regu�y, a to wymaga�o odwagi!
By�am z niej dumna.
Dzieci spogl�da�y to na Frid�, to na Estel�, niepewne, pe�ne oczekiwania.
Niekt�re kiwa�y g�owami i u�miecha�y si� do mojej siostry, niemal gotowe stan�� po jej stronie.
Estela musia�a odzyska� przewag�, kt�r� odebra� jej ten bachor z niewyparzonym j�zykiem.
14
- Tw�j ojciec pracowa� dla rz�du Dfaza.
Mama m�wi...
- Twoja matka to kupa g�wna!
Jest taka wredna, �e z jej cipy wychodz� paj�ki!
- FRIDA KAHLO!
Krzyk nauczycielki przeci�� powietrze niczym trzask pioruna.
Dzieci rozbieg�y si� jakby rozproszone pot�n� magnetyczn� sil�.
Panna Caballero w jednej chwili dopad�a uroczej winowajczyni, chwyci�a j� za ucho i wyprowadzi�a z patio.
- Jak ty si� wyra�asz?
Kto to s�ysza�, �eby porz�dna dziewczynka u�ywa�a takiego j�zyka?
Ohyda!
Frida wyrwa�a si�, lecz nauczycielka chwyci�a j� za falbank� fartuszka i szarpn�a ku sobie.
- Ty!
- krzykn�a z obrzydzeniem.
- Wygl�dasz jak anio�ek pana Boga, a j�zor masz niczym zamiatacz ulic!
M�wisz, jakby� chowa�a si� w rynsztoku, a nie w przyzwoitym domu.
Twoja matka to porz�dna, pobo�na chrze�cijanka!
Wstydzi�aby� si�!
Poci�gn�a Frid� pod arkadami w stron� drzwi prowadz�cych do naszej klasy.
Ja drepta�am z ty�u.
Nagle panna Caballero odwr�ci�a si�.
- A ty co?
- zawo�a�a, celuj�c we mnie palcem t�ustym jak kie�baska.
- Te� tu jeste�?
Oczywi�cie, gdzie Frida, tam i ty!
�azisz za ni� jak cie�.
Ale lepiej uwa�aj, Cristinita.
To rozrabiaczka i tobie te� narobi k�opotu.
Zatrzyma�am si� i spojrza�am na nauczycielk�.
Nogi mi si� lepi�y, a od mokrych majtek sw�dzia�a sk�ra.
Poruszy�am si� niespokojnie.
Panna Caballero wzi�a mnie za r�k�, a nast�pnie poci�gn�a nosem.
Mocz zaczyna� cuchn��.
- Och, nie!
Znowu?
- j�kn�a.
- Zrobi�a� w majtki, Cristina?
Wy wstr�tne smarkule!
Tak nas nazywa�a - wstr�tne smarkule.
Z�apa�a Frid� za ucho, a mnie za rami�, i wci�gn�a nas do klasy.
- No - zwr�ci�a si� do mnie.
- Zdejmuj te mokre majtki i daj mi je.
Zawin� je w papier i oddam praczce twojej matki.
Chod� tutaj, to ci� obmyj�.
15 .
Ale ja nie zdj�lam majtek, lecz cofn�am si� i skuli�am pod sto�em.
Panna Caballero rzuci�a si� za mn�, usi�uj�c unie�� mi sp�dnic�.
- Sama to zrobi� - zatka�am.
Nie chcia�am, �eby mnie dotyka�a.
Nie chcia�am zw�aszcza, �eby mnie myta i dotyka�a...
tam w dole.
- Nie b�d� g�upia - warkn�a.
Uj�a mnie za rami�, usi�uj�c wyci�gn�� spod sto�u, ale ugryz�am j� w kciuk z ca�ej si�y, po czym wcisn�am si� w k�t.
Krzykn�a kr�tko i ostro, bardziej ze zdumienia ni� z b�lu.
Pr�bowa�am wyzwoli� si� z majtek bez podnoszenia sp�dnicy, aby panna Caballero nie zobaczy�a mojej pupy.
S�ysza�am r�ne uwagi na temat nauczycielki, lecz by�am za ma�a, aby zrozumie� wszystkie aluzje.
Jednak po sposobie, w jaki doro�li �ciszali g�osy, gdy o niej m�wili, pozna�am, �e musi by� jaka� dziwna.
Niekt�re uwagi mia�y zwi�zek z jej nazwiskiem - caballero znaczy "m�czyz na" albo "pan".
My�la�am, �e to dlatego, �e mia�a du�e, prawie m�skie d�onie.
Nie wiem, co s�dzi�a o niej Frida.
Chyba uwa�a�a j� za osob� odra�aj�c� i fascynuj�c� zarazem.
Lubi�a p�ata� jej figle, wystawia� j� na pr�b�, jak dzieci cz�sto czyni� wobec os�b maj�cych nad nimi w�adz�, ale r�wnie� garn�a si� do niej i ch�tnie si� jej przygl�da�a.
Uwielbia�a zwraca� na siebie uwag� panny Caballero - ale te� moja siostra zawsze lubi�a by� o�rodkiem zainteresowania.
Nauczycielka by�a Metysk� o jasnej sk�rze, grubych rysach i mocno zarysowanych ustach, kt�re wyra�a�y zar�wno stanow czo��, jak i frustracj�.
Kr��y�y plotki, �e nosi peruk�, lecz nie mia�y�my co do tego pewno�ci, albowiem �adna z nas nigdy nie widzia�a jej bez korony okalaj�cych g�ow� ciemnych warkoczy.
Zawsze ubiera�a si� na czarno, a jej stroje przywodzi�y na my�l przerobione suknie balowe z czas�w dawno minionych.
Pomimo szorstkiego obej�cia mia�a kr�g�e, mi�kkie i zmys�owe cia�o, palce za� podobne do ki�ci dojrza�ych banan�w, p�kate i czerwone.
Odnosi�am wra�enie, �e gdyby panna Caballero zechcia�a, mog�aby
16
by� naprawd� mi�a - ale nie chcia�a.
Nawet jako ma�a dziewczynka wyczuwa�am, �e co� powstrzymuje j� przed ukazaniem ca�ej serdeczno�ci, jak� w sobie skrywa�a.
Wreszcie osaczy�a mnie w k�cie mi�dzy sto�em a �cian�.
Chwy ciwszy mnie mocno jedn� r�k�, drug� nala�a wody do miski i mokr� �cierk� zacz�ta wyciera� moje nogi i po�ladki.
- No, zadzieraj sp�dnic� - poleci�a.
Ba�am si� okaza� niepos�usze�stwo, wi�c zebra�am fartuszek w gar�� i unios�am go do pasa.
Pragn�am umrze�.
Frida powinna by�a mi pom�c.
Przecie� mog�a zacz�� krzycze� albo rzuci� czym� w pann� Caballero.
By� mo�e nie zrobi�a tego, gdy� nie przysz�am jej z pomoc�, kiedy Estela i inne dziewczynki z niej szydzi�y.
By� mo�e jej milczenie stanowi�o co� w rodzaju zemsty.
Tak czy inaczej, po prostu sta�a i patrzy�a, jak �cierka przesuwa si� w g�r� i w d� po moich udach i mi�dzy nogami, w g�r�, w d� i pomi�dzy, i zn�w, i zn�w.
- Szybko - sykn�a panna Caballero.
- Rozstaw nogi, �ebym ci� mog�a porz�dnie umy�.
Rozsun�am szerzej nogi i ugi�am kolana.
Panna Caballero zn�w wzi�a si� do roboty, a Frida gapi�a si� na ni�.
Ten jeden, jedyny raz, kiedy powinna by�a co� powiedzie�, po prostu sta�a i si� gapi�a.
Po wszystkim panna Caballero wyp�uka�a �cierk� i wykr�ci�a j�.
- A teraz - zwr�ci�a si� do Fridy - zdejmij majteczki i daj je Cristi.
F�da spojrza�a na mnie pogardliwie.
- A to niby dlaczego?
- Bo ci ka��.
- To co?
Dlaczego mam wraca� do domu bez majtek?
Przecie� to ona si� zmoczy�a!
- Dlatego, �e jeste� starsza - powiedzia�a ostro panna Caballero.
Frida zastanawia�a si� przez chwil�, ale nie dostrzeg�a w tym wyja�nieniu logiki.
- A co to ma do rzeczy, kto jest starszy?
- odpar�a, wysuwaj�c szcz�k�.
- Natychmiast!
- krzykn�a panna Caballero.
17 .
Frida powoli �ci�gn�a majtki i poda�a mi je.
- G�upi bachor - sykn�la.
- Spok�j!
- skarci�a j� panna Caballero.
Pomog�a mi si� ubra� i ci�gn�a dalej:
- My�lisz, �e jeste� taka doros�a, ma�a Frido?
A pami�tasz lekcj� przyrody?
Kiedy t�umaczy�am, jak dzia�a wszech�wiat?
Frida wlepi�a wzrok w czubki but�w.
- Zgasi�y�my �wiat�o - m�wi�a panna Caballero - ja wzi�am do jednej r�ki pomara�cz�, a do drugiej zapalon� �wieczk�, i pokaza �am wam, w jaki spos�b Ziemia kr��y dooko�a S�o�ca, a Ksi�yc wok� Ziemi.
Przypominasz sobie?
- Tak - mrukn�a Frida.
Wiedzia�a, co b�dzie dalej.
Z zaci� ni�tymi ustami czeka�a, a� nauczycielka j� upokorzy.
- Bardzo de to podekscytowa�o, prawda?
Frida rzuci�a jej niech�tne spojrzenie, ale milcza�a.
- No, przecie� pami�tasz, Frido?
- Tak.
- Tak, prosz� pani.
- Tak, prosz� pani.
- Frida wiedzia�a, �e zosta�a pokonana.
Na jej twarz wyst�pi� rumieniec, a szcz�ki zaciska�y si� coraz mocniej.
- I co wtedy zrobi�a�?
- Zmoczy�am si�.
- W�a�nie.
Zmoczy�a� si�.
Panna Caballero u�miechn�a si� z satysfakcj�.
Zwyci�y�a.
Ale owego dnia, podczas lekcji przyrody, jej zwyci�stwo nie by�o tak oczywiste.
Wytropiwszy ka�u�� pod krzes�em Fridy, Estela natychmiast zacz�a skandowa�: "Frida si� zsika�a!
Frida si� zsika�a!
". I wkr�tce ju� ca�a klasa wola�a: "Frida si� zsika�a!
".
Przyzwoita nauczycielka wyprowadzi�aby Frid� z klasy i po cichu j� umy�a.
Ale panna Caballero wywlok�a j� na �rodek sali i pr�bowa�a zadrze� jej sukienk�.
Jednak moja siostra by�a dla niej zbyt zwinna i szybka.
Kiedy panna Caballero usi�owa�a przytrzyma� j� za pasek, Frida wyrwa�a si�, potr�caj�c przy tym misk�, kt�r�
18
nauczycielka przygotowa�a do mycia.
Chcia�a j� my� przed ca�� klas�!
Miska spad�a na pod�og� z �oskotem, jakby zderzy�y si� dwa samochody.
Frida rzuci�a si� ku drzwiom, rozrzucaj�c po drodze przezrocza i albumy.
Og�uszona ha�asem zatoczy�a si� i uderzy�a w p�k� z farbami.
S�oik czerwonej tempery rozprysn�� si� o po sadzk�, farba bryzn�a wok� niczym krew.
A moja siostra, zamiast ucieka� na wolno��, zatrzyma�a si� i wpatrzy�a jak zaczarowana we wz�r plam na pod�odze.
Nogi mia�a pochlapane do kolan, skarpetki przesi�kni�te czerwieni�.
Nagle pochyli�a si� i zanurzy�a pulchne, sze�cioletnie r�czki w ka�u�y farby.
- Przesta�!
- wrzasn�a przera�liwie panna Caballero, ale Frida ju� maza�a d�o�mi po sukience, ramionach i twarzy.
Nawet jej powieki ocieka�y lepkim, ciemnoczerwonym p�ynem.
Po prostu przesz�a...
jak to si� m�wi?
Meta...
metamorfoz�, zamieni�a si� w upiora.
W swoim pi�cioletnim umy�le ujrza�am, jak z jej ust wycieka stru�ka krwi, oczy za� promieniej� nadziemskim blaskiem.
Rozproszone smugi s�onecznego �wiat�a, padaj�ce z okna, przeob razi�y j� w istot� pot�n� i z�owieszcz�.
- Natychmiast si� wytrzyj!
- rozkaza�a panna Caballero.
Frida zachichota�a.
Unios�a d�onie i poruszy�a palcami niczym krab odn�ami.
Widok by� groteskowy.
Przerazi�am si� i tak w�ciek�am, �e chcia�am si� rzuci� na Frid� z pi�ciami.
W ko�cu panna Caballero zrezygnowa�a i tego dnia Frida wr�ci�a do domu pokryta czerwieni�.
Moja siostra upokorzy�a pann� Caballero przed ca�� klas�, tote� nauczycielka korzysta�a z byle okazji, aby opowiedzie�, jak Frida podnieci�a si� na lekcji przyrody do tego stopnia, �e a� narobi�a w majtki.
Chcia�a po prostu odegra� si� na Fridzie, sprawi�, �eby dziewczynka poczu�a si�, jakby wpad�a w g�wno.
Zaraz, zaraz, o czym to ja m�wi�am?
Jestem taka stara, �e nie potrafi� si� na niczym skupi�.
A, tak, opowiada�am panu, �e Frida zawsze mnie chroni�a.
Wi�c w�o�y�am suche majtki mojej siostry, ona za� wzi�a mnie za r�k�.
Wtuli�am g�ow� w jej rami�.
19 .
Pozosta�e dzieci ju� czeka�y przed wej�ciem do klasy.
- Zaczekajcie tutaj - poleci�a nam panna Caballero, wyg�adzi�a sp�dnic� i podesz�a do drzwi.
Na jej sygna� dziewczynki g�siego wesz�y do sali i usiad�y na miejscach.
- Chod�, C�sti!
- szepn�a Frida.
- Wynosimy si� st�d!
Szko�a mie�ci�a si� w pi�trowym budynku w hiszpa�skim stylu, zbudowanym w kszta�cie kanciastej litery U wok� centralnego dziedzi�ca.
Na parterze znajdowa�y si� sale klasowe, sk�adzik, ma�e biuro i niewielka kaplica, na pi�trze za� mieszkania w�a� cicielki szko�y i panny Caballero.
Nie by�o korytarzy; wszystkie pomieszczenia parterowe wychodzi�y na patio, a te na pierwszym pi�trze - na balkon nad arkadami.
Obie klasy mia�y od strony patio po dwoje drzwi, kiedy wi�c panna Caballero przez jedne z nich wpuszcza�a pozosta�e uczennice, Frida p�dem ruszy�a ku drugim, ci�gn�c mnie za sob�.
By�am przera�ona.
- Nie mo�emy uciec!
Mami nas zabije!
- Mami si� nie dowie!
Panna Caballero zauwa�y�a nasz� ucieczk� i ruszy�a w po�cig, lecz nim zd��y�a nas dogoni�, wpad�y�my w otwart� bram� i wybieg�y�my na ulic�.
Zna�y�my ka�dy zau�ek w Coyoac�n.
Nie wiem, doktorze, czy pan kiedykolwiek tam by�, ale jest to malownicze miasteczko kolonialne, po�o�one godzin� drogi na po�udnie od Mexico City.
S� tam barokowe ko�cio�y, place i tianguis - miejscowe targi; kiedy�, w czasie wojny z Aztekami, zamieszkiwa� tu Hem�n Cones.
Obecnie bardzo si� rozbudowa�o, oczywi�cie dzi�ki turystom.
Tury�ci odwiedzaj� nasz dom - to znaczy, dom Fridy; przychodz�, gdy� mieszka�a tu Frida, nie dlatego, �e ja tu mieszka�am.
Coyoacan, niegdy� otoczone rozleg�ymi polami i ranczami, sta�o si� obecnie przedmie�ciem miasta Meksyk, tego niepowstrzymanego, �ar�ocznego potwora.
Cho� jednak nasza kipi�ca �ydem, brudna i szalona stolica przypomina wszystkie wielkie miasta, Coyoacan zachowa�o pewien staro�wiecki urok - ma�omias teczkow� przytulno�� i �lady minionej historii.
20
Pobieg�y�my brukowan� �cie�k�, po czym skr�ci�y�my w poln� drog� prowadz�c� do Viveros de Coyoacan, du�ego, zadrzewione go parku, przez kt�ry wi�a si� leniwie w�ska rzeczka.
Uliczni sprzedawcy zachwalali kolorowe zabawki zrobione z drewna, tykw i papier-mache, poprosi�am wi�c Frid�, �eby kupi�a mi bolero, gr� w pi�k� i kubek, kt�r� bawi�y�my si�, gdy by�am dzieckiem.
- �wietnie, nie ma co!
- uci�a kr�tko.
- Kiedy wr�cimy do domu z bolero, Mami od razu si� domy�li, �e w��czy�y�my si� po ulicach!
Naprawd�, Cristi, ale� ty g�upia!
Zawsze tak do mnie m�wi�a: "Naprawd�, Cristi, ale� ty g�upia".
Plan Fridy by� prosty.
Pobawimy si� w parku, m�wi�a, a� przyjdzie pora, by nasza niania, Conchita, odebra�a nas ze szko�y, po czym zaczaimy si� w sklepiku papierniczym naprzeciwko bramy szkolnej - dostatecznie daleko, by unikn�� s�piego wzroku panny Caballero, lecz do�� blisko, by zobaczy� Conchit� nadchodz�c� ulic�.
W�w czas podbiegniemy do niej i jak zwykle wr�cimy z ni� do domu.
Mami nigdy si� nie zorientuje.
Nie by�am przekonana do tego pomys�u, ale potulnie podrep ta�am za Frida.
Min�y�my pulqueri� - bar, w kt�rym podawano pulque, bia�awy sfermentowany nap�j wyrabiany z soku agawy.
W owych czasach �ciany pulqueru pokrywa�y barwne obrazki z meksyka�skiego folkloru - rozb�jnik napadaj�cy na wychud�ego obszarnika, wulgarna dziwka licz�ca pieni�dze.
Chcia�am jak najszybciej odej�� z tego miejsca, ale Frid� oczarowa�y barwy owych wizerunk�w oraz spro�ne piosenki, kt�re �piewali pod chmieleni robotnicy budowlani.
Wyj�a monet� z kieszeni fartuszka i u ulicznego sprzedawcy kupi�a mi quesadill� - tortill� z serem i sosem chili.
Nie zna�a imienia tego cz�owieka, ale uwa�a�a go za przyjaciela, ju� wielo krotnie bowiem robi�a u niego zakupy.
- Nie poplam fartuszka serem, bo Mami si� domy�li, �e kupi�am ci na ulicy jedzenie - pouczy�a mnie ostro.
- Wagarujemy - zwie rzy�a si� sprzedawcy, kt�ry u�miechn�� si� i wr�czy� jej drug� quesadill�.
21 .
- Mam tylko jednego centauo - powiedziala moja siostra.
- Nie szkodzi - odpar�.
- To podarunek dla ciebie.
Pobieg�y�my do parku i bawi�y�my si� okoto p� godziny, Frida przez ca�y czas zrz�dzi�a, �ebym nie poplami�a sukienki, nie zab�oci�a bucik�w, nie zabrudzi�a skarpetek traw�, bo Mami natychmiast odgadnie, gdzie�my by�y.
Wreszcie popatrzy�a na s�o�ce i uzna�a, �e pora wraca�.
Po prowadzi�a mnie zakurzonymi ulicami w stron� szko�y.
Wystarczy�o jedno spojrzenie na sklep papierniczy, by krew zastyg�a mi w �y�ach.
By� zamkni�ty.
Poniewa� sklepy zazwyczaj zamykano na sjest� o drugiej i otwierano o pi�tej lub sz�stej, zaj�cia w szkole musia�y sko�czy� si� jaki� czas temu.
Zobaczy�am, �e inne sklepy na tej ulicy - kwiaciarnia, piekarnia i tortilleria - tak�e s� zamkni�te.
Pod bram� szko�y nie czeka�y �adne dzieci.
Ulica by�a pusta.
- Chod�my!
- rozkaza�a Frida.
- Bo b�d� nas szuka�!
- Teraz nam si� oberwie!
- rozp�aka�am si�.
- Wszystko przez ciebie!
Frida nie odpowiedzia�a.
Z�apa�a mnie za r�k� i pop�dzi�y�my do domu.
ROZDZIA� 2
Frida ta�czy
Zawsze uwa�a�am, �e to nasze do�wiadczenia szkolne sprawi�y, i� Frida zosta�a meksyka�sk� patriotk�, tak diabelnie �arliw�, jakby chcia�a wszystkich przelicytowa�.
Twierdzi�a, �e meksy ka�skie niebo jest najczystsze, najcudowniejsze na �wiecie - mimo i� niebo nad Merico City zazwyczaj ma barw� brudnych skarpetek lub moczu zanieczyszczonego kalem.
Ale nikt nie m�g� przy niej tego powiedzie�, o nie.
Natychmiast oskar�a�a rozm�wc� o to, �e zaprzeda� si� jankesom, �e jest pionkiem w r�kach kapitalist�w albo li�e dup� europejskim elitom intelektualnym.
Mia�a j�zyk paskudny jak szczyny pijaka.
Panu nie musz� tego m�wi�.
Sam pan o tym wie.
Potrafi�a sponiewiera� cz�owieka tylko dlatego, �e s�dzi�, i� niebo w Meksyku nie jest tak niebieskie, jak, dajmy na to, w Kalifornii.
Po prostu tak� mia�a natur� - ka�d� spraw� traktowa�a obsesyjnie.
Dla Fridy niebo nad Meksykiem wygl�da�o niczym roz�arzony, p�ynny bursztyn lub turkusowy klejnot, albo p�aszcz uszyty z od�amk�w szafiru.
Nie mog�a go traktowa� jak zwyczajnej masy zanieczyszczonego powietrza.
Dla Fridy nic nie by�o po prostu takie, jakie by�o.
�y�a we w�asnym, wyimaginowanym �wiecie.
Oczywi�cie, on uwa�a� to za czaruj�ce, lecz, moim zdaniem, troch� przesadza�a, co niekiedy dra�ni�o ludzi.
Zapewne to nie tylko jej wina;
�atwo zosta� fanatyczk�, kiedy komu� nieustannie dokuczaj�, wyzywaj� od �yd�wek i obcych.
Ale, z drugiej strony, lubi�a prowokowa�.
Czasem zachowywa�a si� tak brutalnie i konfliktowo, �e wydobywa�a z otoczenia najgorsze cechy.
23 .
A mo�e plot� bzdury?
W ko�cu, kim�e ja jestem, �eby sugerowa� jakie� wyja�nienia?
Niech pan sam spr�buje odgadn��, co si� dzia�o w jej g�owie!
Przecie� to pan jest lekarzem, na lito�� bosk�!
Chcia�am tylko powiedzie�, �e...
no, jako cudzoziemiec dosko nale pan rozumie, o czym m�wi�.
Sam pan wie, jakie to uczucie by� obcym, cho� oczywi�cie obecna sytuacja nie da si� por�wna� z tym, co musia�y�my wtedy znosi�.
A ponadto pan jest powa�nym cz�owiekiem, psychiatr�, my za� by�y�my wra�liwymi ma�ymi dziewczynkami i wszystkie te wyzwiska - obce, �yd�wki, emi grantki - wycisn�y na nas g��bokie pi�tno.
Zw�aszcza na Fridzie, bardziej agresywnej z nas obu, kt�ra zawsze znajdowa�a si� w ogniu walki.
To kolejna rzecz, jak� on w niej kocha� - waleczno��, aczkolwiek czasem s�dz�, �e gra�a t� rol�, by skupi� na sobie jego uwag�.
To znaczy, oczywi�cie, z pewno�ci� by�a waleczna, walecz na z natury, ale p�niej ta cecha sta�a si� elementem odgrywanej przez ni� komedii.
Z niego tak�e by� niez�y komediant.
Rewolu cjonista, tw�rca fresk�w dla mas - wszystko to stanowi�o cz�� postaci, kt�r� stworzy� na w�asny u�ytek.
Demonstrowanie, �e jest tak� sam�, a nawet lepsz� Meksykank� ni� my wszyscy, przybra�o u Fridy kszta�t obsesji.
Wie pan, �e urodzi�a si� w 1907 roku, dok�adniej m�wi�c, 6 lipca 1907, ale zawsze podawa�a jako dat� urodzin rok 1910, w kt�rym wybuch�a rewolucja meksyka�ska.
Chcia�a by� prawdziw� c�r� nowego Meksyku.
Niekiedy przymyka�a oczy i oznajmia�a w uniesieniu:
- Jestem Meksykank�, jak ten orze�, kt�ry szybuj�c w powietrzu na rozpostartych skrzyd�ach ze �niegu i popio�u, szarpie mocarnym dziobem stratosfer�!
- I sra na moje freski!
- dodawa� on, po czym �miali�my si� bez ko�ca.
A te jej d�ugie, india�skie suknie!
Ludzie m�wili, �e chcia�a w ten spos�b ukry� kulaw� nog� i zatuszowa� kalectwo, ale to jedynie cz�� prawdy.
Przede wszystkim pragn�a podkre�li� swoj� mexicanidad, meksyka�sko��, solidarno�� z prostym ludem Mek24
syku, aczkolwiek w naszych �y�ach p�yn�o tyle india�skiej krwi, co kot nap�aka�.
Chocia� nie - ojciec naszej Mami byt Indianinem z Morelos.
Ale Frida nami�tnie uto�samia�a si� ze spraw� rewolucji, tym bardziej �e o n zajmowa� w ruchu wa�n� pozycj�.
Poza tym lubi�a wyr�nia� si� w t�umie.
Jak to - zn�w odbiegam od tematu?
A, rzeczywi�cie, m�wi�am o tym, �e Frida zawsze mnie chroni�a, zawsze, nawet gdy by�y�my ma�e.
Opowiada�am o dniu, w kt�rym uciek�y�my ze szko�y.
Kiedy zda�y�my sobie spraw�, jak p�no si� zrobi�o, pobieg�y�my do domu, modl�c si� w duchu, by Mami nie dowiedzia�a si� o naszym wybryku i nie w�ciek�a si� na nas.
Niestety, panna Caballero wys�a�a do naszego domu pomocnika, kt�ry powiadomi� rodzin� o naszej ucieczce.
"Pomocnicy" - tak ich nazywa�y�my, �eby nie m�wi� o nich "s�u��cy", �eby m�c udawa� osoby demokratyczne, szanuj�ce wszystkich bez wyj�tku, �eby przekona� same siebie, i� nie uwa�amy ich za zwyk�ych Indian na posy�ki.
Ten konkretny "pomocnik" mia� na imi� Arturo i panna Caballero mawia�a, �e robi miny jak ciel�, kt�remu w�a�nie poder�ni�to gard�o.
Niestety, po drodze Arturo natkn�� si� na Conchit�, kt�ra w�a�nie sz�a odebra� nas ze szko�y.
Kiedy Mami us�ysza�a, �e uciek�y�my z piek�a, zwanego szko��, nie zastanawia�a si� ani chwili, nie poczeka�a, a� zwyczajnie wr�cimy do domu, lecz natychmiast pos�a�a lokaja Manuela do naszego ojca, do jego pracowni, kt�ra znajdowa�a si� a� w Mexico City.
Wyobra�am sobie t� scen�.
Wiekowy, pokr�cony artretyzmem Manuel wpada do ciemni Papy i oznajmia:
- Dzieci zgin�y!
Papa patrzy na Manuela swoim zwyk�ym, na po�y nieprzytomnym wzrokiem, i usi�uje przyswoi� informacj�.
Widz� to tak wyra�nie, jakbym tam by�a - Papa spogl�da os�upia�y na Manuela i pr�buje zrozumie�, co si� sta�o.
25 .
- Senor!
Dziewczynki znikn�ty!
Uciek�y ze szko�y i nikt nie wie, co si� z nimi sta�o!
Panna Caballero przys�a�a umy�lnego!
Se�ora odchodzi od zmys��w!
Papa milczy.
- Pa�skie c�rki, se�or!
- Moje c�rki?
M�zg Guillermo Kanio zaczyna przetwarza� us�yszan� wiado mo��.
Na czole Papy wykwitaj� diamenciki potu.
Musi pan wiedzie�, �e w owych czasach zaginione dziecko cz�sto ko�czy�o jako dziecko martwe.
Dorasta�y�my za dyktatury Victoriana Huerty, kt�ry obj�� w�adz� w 1913 roku, a jego ludzie znani byli z tego, �e porywali dzieci z plac�w zabaw, aby ukara� lub wywrze� nacisk na ich rodziny.
Zwolennicy Zapaty, tacy jak moi rodzice, stanowili dla nich doskona�y cel.
Dostojnicy huertystowscy obnosili si� ze sw� szacowno�d� - przecie� odebrali w�adz� buntownikom i przywr�cili �ad spo�eczny, nieprawda�?
- ale wynajmowali zbir�w do brudnej roboty, ci za� nie znali lito�ci.
Poder�ni�cie gard�a s�odkiemu trzylatkowi by�o dla nich czym� r�wnie �atwym jak zabicie kozy.
Dzieci pierwsze pada�y ofiarami gry o w�adz�.
Jestem pewna, �e gdy Pap� w ko�cu zrozumia�, co Manuel do� m�wi, rzuci� zdj�cia, kt�re w�a�nie wywo�ywa�, i wypad� za drzwi bez kapelusza, zapominaj�c o zostawionych na stole che mikaliach.
Jakim byt ojcem?
A co to ma do rzeczy7 Przecie� wyja�niam panu, �e Frida by�a dla mnie dobra, aby wreszcie przesta� pan sugerowa�, i� ja...
i� ja zrobi�am to, co zrobi�am, bo jej nie cierpia�am...
nienawidzi�am.
Doskonale wiem, o co panu chodzi.
Wi�c co za r�nica, jaki by� Papa?
No dobrze, opowiem panu.
Niech pomy�l�.
By� to dziwny cz�owiek.
Jako ojciec odznacza� si� dystansem, a nawet surowo� ci�, lecz w g��bi serca bardzo nas kocha�, zw�aszcza Frid�.
Frida by�a dla niego wszystkim, mo�e dlatego, �e bardzo go przypomina�a
26
- genialna, op�tana, szalona.
Traktowa� Frid� jak ostatnie jajko na twardo na pikniku, jak ostatni� aspiryn� w apteczce, jak ostami dzbanek ponczu w lod�wce.
Frida chochlik, Frida �obuziak.
Zabiera� j� na nieko�cz�ce si� spacery, gdzie zbierali kwiaty lub kamienie i uk�adali je wed�ug wielko�ci i kolor�w.
Czasem i ja chodzi�am z nimi, ale zawsze czu�am si� zb�dna, jak kurczak w cudzym kurniku.
Papa mia� nadziej�, �e kt�rego� dnia Frida zostanie naukowcem albo lekarzem.
Kiedy trzyma� j� na kolanach i wpatrywa� si� w przestrze�, wygl�da� jak cz�owiek niespe�na rozumu, nie z tego �wiata - niczym �wi�ty, b�d�cy �wiadkiem Zmartwychwstania.
Co si� tyczy mnie, wcze�nie uzna�, �e zostan� tym, czym istotnie si� sta�am - niczym.
Jestem zatem pewna, �e my�l, i� Fridzie co� grozi, porazi�a go niczym b�yskawica i zamieni�a jego biedny m�zg w jajecznic�.
Tymczasem Frida i ja zbli�a�y�my si� ostro�nie do domu, kt�ry z daleka wygl�da� jak gigantyczny tort oblany niebieskim lukrem, w kt�rym belki i framugi okien pe�ni�y rol� lasek cynamonu i kawa�k�w czekolady.
By� to rozleg�y budynek w hiszpa�skim stylu kolonialnym, o w�skich, otwartych na ulic� oknach z okien nicami.
Wewn�trz mie�ci�a si� amfilada pokoi otaczaj�cych ogrom ne patio, gdzie w wielkich donicach z terakoty kwit�y krzewy geranium i kaktusy.
Papa postawi� ten dom kilka lat przed narodzi nami Fridy i kaza� go pomalowa� na ciemnoniebieski kolor, tote� odk�d pami�tam, wszyscy nazywali go Casa Azul.
W drodze do domu moja siostra pr�bowa�a nadrabia� min�, ale widzia�am, �e si� boi.
- Mo�e powinny�my przekra�� si� do naszego pokoju - szepn�a
- i udawa�, �e by�y�my tam przez ca�y czas.
- My�lisz, �e si� uda?
- Mo�e.
Dok�ada�a stara�, aby jej g�os brzmia� przekonuj�co, ale obie wiedzia�y�my, �e szukaj�c nas, Mami zapewne przewr�ci�a do g�ry nogami ca�y dom.
Oczyma duszy widzia�am, jak ciska
27 .
drobiazgami o �ciany, przeklinaj�c jednocze�nie wszystkich �wi� tych, pann� Caballero, a w szczeg�lno�ci swego m�a niedo��g�, kt�ry obdarzy� j� takimi krn�brnymi dzie�mi.
- Spr�bujmy najpierw znale�� Conchit� - podsun�a Frida.
Przekradfy�my si� wok� domu do kuchni, nie znalaz�y�my tam jednak Conchity.
Tylko kucharka Inocencia kl�cza�a przed o� tarzykiem obok spi�arki i modli�a si� do Naj�wi�tszej Panienki z Guadalupe:
- Biedne dzieci�tka...
zbrodniarze...
zab�jcy...
Yirgen M�dre...
spraw, by wr�ci�y do domu...
- Mamie to wygl�da - szepn�a Frida.
Zatka�am cicho, lecz ona unios�a do ust palec, ka��c mi za milkn��:
- C���!
Zamknij si�, dzidziusiu!
Kucharka modli�a si� nadal, a po jej masywnych, �niadych policzkach sp�ywa�y ci�kie Izy.
Frida podkrad�a si� do niej z ty�u i leciutko dotkn�a jej ramienia.
- Inocencia!
- powiedzia�a cicho.
Kucharka zaskoczona odwr�ci�a si�, szeroko otwieraj�c oczy ze zdumienia.
- Frida!
Frida zachichota�a.
Nawet ja u�miechn�am si� niepewnie.
Inocencia, wci�� na kolanach, u�ciska�a nas i j�a zawodzi�:
- Oh, gradas a Dios!
Dzi�ki Bogu!
Och, dzi�ki Ci, Naj�wi�tsza Panienko!
D�wign�a swe niezgrabne cia�o do pozycji stoj�cej, po czym nala�a nam soku i po�o�y�a na talerzu kilka tonilli.
- Gdzie�cie by�y?
- zapyta�a surowo, udaj�c, �e nas strofuje.
- Wasza biedna Mami omal nie zwariowa�a ze zmartwienia.
Id�cie do niej natychmiast i powiedzcie, �e nic wam si� nie sta�o.
Ja po�era�am tortille, ale Frida sta�a nieruchomo, zagryzaj�c warg�.
- Mo�e powiedzia�aby�, �e ca�y czas by�y�my z tob�?
- za proponowa�a po chwili.
28
- Ach, nie!
Dona Matilda zdar�aby ze mnie sk�r�.
Przeszukali ca�y dom, a wasza Mami pos�a�a dw�ch ch�opc�w, �eby wygl�dali was na ulicy.
Kaza�a nawet Manuelowi jecha� do miasta po waszego ojca.
- Postali po Pap�?
Och, nie!
- j�kn�a Frida.
- Mo�e rzucimy si� do rzeki, �eby ch�opcy nas znale�li?
Mog�yby�my uda�, �e si� topi�y�my, a oni, dzi�ki Bogu, uratowali nas w ostatniej chwili.
Mami tak by si� ucieszy�a z naszego powrotu, �e zapomnia�aby o awanturze.
- Dajcie spok�j - skarci�a nas Inocencia z udawan� szorstko�ci�.
- Lepiej id�cie do mamy, �eby zobaczy�a, �e nic wam nie jest, i wys�uchajcie, co ma do powiedzenia.
- No, prosz� ci�, Inocencia - powiedzia�a Frida - pom� nam.
- Przytuli�a si� do kucharki i poca�owa�a j� w policzek.
Zawsze umia�a przymila� si� do ludzi, �eby zrobili to, czego chcia�a.
- Chod�, Cristi.
- Ukradkiem szturchn�a mnie w bok.
- Wracamy nad rzek�.
Lecz mnie ca�kowicie poch�on�o niezdarne rozsmarowywanie awokado na jeszcze ciep�ym placku.
- Chod�, g�upia!
Przesta� si� ob�era�!
Nic dziwnego, �e wy gl�dasz jak beczka!
- Daj mi �wi�ty spok�j!
- wrzasn�am, rzucaj�c w ni� sk�rk� awokado.
- Wszystko przez ciebie!
Id� do Mami!
To naprawd� j� rozw�cieczylo.
Wiedzia�a, �e nie jestem ulubie nic� Mami, kt�ra wola�a nasze starsze siostry, Matilde i Adrian�.
Jednak mimo wszystko Mami przedk�ada�a mnie nad Frid� i z pew no�ci� wiedzia�aby, kt�rej z nas ma uwierzy�.
- No to wpad�y�my - powiedzia�a ostro Frida.
- Trudno.
Otrz��nij si� i przesta� marudzi�.
Lecz ja ju� bieg�am do drzwi.
- Zaczekaj, g�upia!
- krzykn�a siostra.
- Zastan�w si� chwil�!
Mo�e jako� si� wykr�cimy.
Powiemy, �e porwali nas faceci z rz�du, o kt�rych wszyscy wci�� m�wi�, no, ci, kt�rzy �api� dzieci i dok�d� je wywo�� du�ym czarnym samochodem.
Zaraz...
Powiemy, �e
29 .
byli brutalni i �li, i mieli pistolety d�ugie jak kutas byka.
I �e uda�o nam si� uciec przez okno.
Rany, po takim strachu Mami b�dzie zachwycona, �e wr�ci�y�my.
Oczywi�cie, je�li wszystkiego nie zepsujesz.
Zacz�am zawodzi�:
- Mami!
Mami, tu jeste�my!
Mami, kt�ra w�a�nie poucza�a s�u��c� w odleg�ej cz�ci domu, z pocz�tku nie by�a pewna, czy rzeczywi�cie dobiega j� m�j krzyk, czy te� wyobra�nia zn�w p�ata jej figle.
Po latach wyzna�a mi, �e przez ca�y ten ranek, od chwili gdy przybieg� pos�aniec od panny Caballero, s�ysza�a dzieci�ce g�osy.
W szafie rozlega�y si� chichoty, otwiera�a wi�c na o�cie� drzwi szafy - ale nikogo tam nie by�o.
Co� j�cza�o w kuchni, kaza�a wi�c Inocencii przeszuka� szafki, puszki i kosze - lecz na pr�no.
Upiorne szepty i szlochy doprowadzi�y j� niemal do histerii.
- Senora!
- Do pralni wtargn�a masywna posta� Inocencii.
- Male�stwa wr�ci�y!
Fridita jest w kuchni, a Cristina na patio!
- Wr�ci�y?
Nic im nie jest?
- Nie, senora, Bogu niech b�d� dzi�ki.
Mami ogarn�� swego rodzaju religijny paroksyzm.
J�a zawodzi� i krzycze�:
- Och, Przenaj�wi�tsza Panienko, dzi�kuj�, och, dzi�kuj�!
Z miejsca, gdzie sta�am, tu� za drzwiami na patio, s�ysza�am, jak si� miota.
W ko�cu wyrazi�a Panience nale�yt� wdzi�czno�� i wypad�a na zewn�trz.
Jej wzrok spocz�� na mnie, skulonej pod �cian� i �kaj�cej niczym Maria Magdalena.
Z�apa�a mnie za rami� i wymierzy�a mi siarczysty policzek, kt�ry powali� mnie na ziemi�.
Chyba g�o�no wrzasn�am, gdy� z domu wybiegli s�u��cy.
Mami jednak nie pozwoli�a im si� zbli�y�.
- Przyprowad�cie Frid�.
Jest w kuchni - rzek�a rozkazuj�co.
Ale Fridy nie by�o w kuchni ani w sypialni, ani w og�le nigdzie.
Mami zacz�ta dygota�, ju� nie ze strachu, lecz z furii.
Zsinia�a z w�ciek�o�ci i tylko czubek jej nosa, przypominaj�cy niedojrza�� truskawk�, zachowa� jak�kolwiek barw�.
W ko�cu stara Inocencia,
30
kt�ra pocz�apa�a do bramy, aby wyjrze� na ulic�, zauwa�y�a Frid� w po�owie drogi do nast�pnej przecznicy.
- Tam, senora!
- zawo�a�a.
Conchita ruszy�a w pogo� i mimo wierzga� Fridy przynios�a j� pod pach� do domu.
- Co to ma znaczy�?
Gdzie�cie by�y?
- Mami chwyci�a Frid� za ramiona i potrz�sn�a ni�, omal jej nie przewracaj�c.
- Szukali�my was jak szaleni!
Gdzie�cie si� podziewaty?
Jej gor�czkowe okrzyki odbija�y si� echem na patio, twarz mia�a �ci�gni�t� grymasem, nieprzytomn�.
Przysz�y mi na my�l gabinety luster w lunaparkach, kt�re zniekszta�ca�y rysy twarzy i sprawia�y, �e cz�owiek wygl�da� jak Pinokio albo jak demon z obliczem niczym gruszka.
Wyobrazi�am sobie Mami z ogromn� g�ow� w kszta�cie klepsydry, male�kimi ramionkami i rozd�t� tali�.
Przygryz�am warg�, aby powstrzyma� si� od �miechu - nawet nie chc� my�le�, co by ze mn� zrobi�a, gdybym w owej chwili odwa�y�a si� u�miechn��.
By� mo�e dzisiaj nie opowiada�abym panu tej historii.
Mami przycich�a, lecz nadal czu�o si� w niej napi�cie, jak w strunie dobrze nastrojonej gitary.
Unios�a d�o�, abyspoliczkowa� Frid�, ale ta zrobi�a unik.
To by�o okropne, ale zarazem obezw�ad niaj�co �mieszne.
Nasza Mami, zwykle taka stateczna i zadowolona z siebie, macha�a r�k� w powietrzu, jakby chcia�a zabi� niewidzial n� much�; przypomina�a posta� z tych ameryka�skich film�w rysunkowych, kt�re sta�y si� popularne znacznie p�niej, kota machaj�cego �ap� w stron� ptaszka, �aps, laps!
Straci�a r�wnowag� - du�a, za�ywna, solidna Mami nieomal upadla na pod�og�!
Lecz zaraz si� wyprostowa�a, podnios�a d�o� i tym razem trafi�a Frid� prosto w ucho.
Wiedzia�am, �e musia�o zabole�.
Mimo �e to nie mnie bito, poczu�am si� tak, jakby kto� wymierzy� mi w czaszk� cios pa�k�.
Moja g�owa, kark i ramiona pulsowa�y z b�lu.
Ale Frida nie rozp�aka�a si�.
Sta�a i patrzy�a Mami wojowniczo w oczy.
- Cholerne bachory!
- zawy�a Mami.
31 .
Frida skrzy�owa�a r�ce na piersi.
- To nie byla wina Cristi - oznajmi�a z udawanym spokojem.
- To przeze mnie.
Widzi pan, o tym w�a�nie m�wi�.
Frida zawsze chroni�a mnie, jak umia�a.
Stawi�a Mami czo�o i przyzna�a si�, �e to ona by�a niegrzeczna.
- Sam Lucyfer zagnie�dzi� si� w twojej duszy, zepsuta dziewczyno!
To s� s�owa Mami.
Wyobra�a pan sobie, �eby doros�a kobieta m�wi�a w ten spos�b do sze�ciolatki?
Nic dziwnego, �e Frida wyros�a na takie zi�ko.
Nie, nie to chcia�am powiedzie�.
Nie chodzi mi o to, �e Frida okaza�a si� z�a.
Wr�cz przeciwnie, w g��bi duszy by�a s�odka niczym dojrza�y owoc mango, wr�cz urocza.
No, mo�e nie urocza, ale dobra.
Dok�adnie to pragn� panu powiedzie�, doktorze.
Zawsze brata na siebie ca�� win�.
- To przeze mnie - powt�rzy�a.
- Bi�am si� w szkole.
Mami, ja nie chc� tam wraca�!
Nienawidz� panny Caballero!
Czy Frida rzeczywi�cie nienawidzi�a panny Caballero?
Nie jestem tego pewna.
- Bi�a� si�?
O co?
- zapyta�a Mami.
- O co posz�o tym razem?
- Wyzywa�y nas...
- zacz�am wyja�nia�, lecz Frida uciszy�a mnie spojrzeniem.
- O nic - odpar�a.
Nie zamierza�a m�wi� Mami, �e kole�anki w szkole znowu krzycza�y, �e jeste�my �yd�wki.
Nie zamierza�a dawa� jej do r�ki kolejnej broni przeciwko Papie.
Mami uspokoi�a si� nagle.
- Przez was nied�ugo sko�cz� w grobie - powiedzia�a po prostu.
- Musz� tyle znosi�, a wy jeszcze robicie wszystko, �eby mnie unieszcz�liwi�!
Matko Boska, czym zawini�am, �e zas�u�y�am sobie na takie dzieci?
Ale ju� nie krzycza�a.
Straci�a do tego serce.
Papa, kt�ry zjawi� si� na patio, zn�kany patrzy� w milczeniu na swoj� �on� i c�rki.
Mami przyj�a jego obecno�� bez s�owa, nawet nie podesz�a, by go powita�.
32
- Ojciec specjalnie rzuci� prac�, bo my�la�, �e co� wam grozi.
Przyjecha� a� z miasta.
Zamkn�� pracowni�.
Znowu jest chory
- dzi� rano mia� kolejny atak.
Ale mimo to przyszed�.
A wy?
Wy po prostu p�ata�y�cie figle!
Ale wci�� nie podnosi�a g�osu.
Czu�am si� coraz bardziej winna.
Papa rzadko jada� w domu popo�udniowy posi�ek; zazwyczaj Manuel bra� koszyk z obiadem i wyrusza� w d�ug� drog� do Mexico City.
Skoro Papa wr�ci� do domu do Coyoacan, musia� naprawd� odchodzi� od zmys��w ze zdenerwowania.
- Prosz� - zwr�ci�a si� do niego Mami, opuszczaj�c patio.
- Powiedz im, �e by�y niegrzeczne.
Powiedz im, jak zamierzasz je ukara�.
Papa sta� nieruchomo, wlepiwszy w nas nieobecny, oszo�omiony wzrok.
Frida podbieg�a do niego.
Pochyli� si�, ona za� zarzuci�a mu ramionka na szyj� i poca�owa�a go w policzek.
- Chod�, Cristi!
- zawo�a�a.
Posz�am za jej przyk�adem i uca�owa�am ojca, ale potem uciek �am do sypialni.
Pewnie uzna�am, �e lepiej b�dzie zostawi� ich samych, aby Frida opowiedzia�a ca�� histori� po swojemu.
Rzecz jasna, ona gra�a w niej g��wn� rol�, ale na�ladowa�a r�wnie� inne osoby.
Jako Estela m�wi�a g�osem zgrzytliwym niczym gw�d� drapi�cy po tabliczce.
Przedstawiaj�c pann� Caballero, wydyma�a policzki i owija�a palce szmatami, by wydawa�y si� grubsze.
Jak ukazywa�a mnie?
Czy w og�le wyst�powa�am w jej opowie�ci?
Za to Frida, mistrzyni komedii, odnosi�a ol�niewaj�ce zwyci�stwo nad wrogami.
Bohaterka!
Wybawicielka!
Wczo�ga�am si� do ��ka i zasn�am.
Nast�pnego ranka Frida powiedzia�a mi:
- Wiesz, wczoraj w nocy przysz�a do mnie ksi�niczka Frida Zoraida.
Mia�am zaledwie pi�� lat.
Wierzy�am we Frid� Zorafd�.
- S�dzisz, �e kiedy� odwiedzi tak�e i mnie?
- zapyta�am.
33 .
- Oczywi�cie, �e nie - odparta.
- To moja przyjaci�ka.
Siedzia�a na wy�cielanym krzese�ku, b�d�cym miniaturow� wersj� krzeset w salonie, i patrzy�a przez okno na ulic� Allende.
Wygl�da�a mizernie.
Poprzedniego dnia posz�y�my spa� bez kolacji, gdy� Mami by�a tak w�ciek�a, �e nie pozwoli�a Inocencii nas nakarmi�.
Mia�am wra�enie, �e Frida chcia�aby si� rozp�aka�, ale przecie� nigdy nie p�aka�a przy mnie.
- Nagle us�ysza�am jej g�os - ci�gn�a,
- Jej g�os?
- szepn�am.
- Co powiedzia�a?
Frida to ma szcz�cie, pomy�la�am.
Prawdziwa ksi�niczka, Frida Zoraida, przychodzi do niej, kiedy moja siostra potrzebuje przyjaz nej duszy.
- Musia�am wyt�a� s�uch - m�wi�a - lecz wreszcie us�ysza�am wo�anie ksi�niczki Fridy Zorafdy, dobiegaj�ce jakby z wn�trza Ziemi: "Frida, Frida!
". Wsta�am i podesz�am do okna.
S�odki g�os ksi�niczki dzwoni� melodyjnie niczym orientalny szklany mobil: "Frida, chod�, chod� si� bawi�!
". Ten g�os nie by� ludzki; pochodzi� z innego �wiata.
"Czy to ty, ksi�niczko Frido Zorafdo?
" - zapyta�a Frida.
Nikt nie odpowiedzia�.
"Czy to ty, ksi�niczko Frido Zorafdo?
" - zapyta�a Frida po raz drugi.
Odpowied� przysz�a w postaci dalekiej, ledwie s�yszalnej piosenki.
Ukrywam si� w twojej g�owie!
Otw�rz teraz drzwi!
Ju� nic wi�cej ci nie powiem, A wi�c uwierz mi!
- By�am okropnie podniecona!
- opowiada�a Frida.
- Chuch n�am na szyb�, a kiedy si� zamgli�a, narysowa�am palcem drzwi.
Poczu�am, �e wylatuj� przez te drzwi, wznosz� si� nad r�wnin� otaczaj�c� Coyoacan i docieram do mleczami w Pinz�n, nad ogromny szyld "Lecheria Pinz�n".
D�ugo kr��y�am wok� niego, a� wreszcie przelecia�am przez liter� O.
34
Frida spada�a i spada�a, a� znalaz�a si� w �rodku Ziemi, gdzie czeka�a na ni� ksi�niczka Frida Zoraida.
Ksi�niczka by�a ma�� dziewczynk�, tak� sam� jak Frida.
Mia�a identyczny do�eczek w podbr�dku, rumiane policzki i du��, bia�� kokard�.
Ale zamiast fartuszka nosi�a d�ug� czerwonopomara�czow� szat� ozdobion� cekinami, koralikami i okr�g�ymi lusterkami wielko�ci monet, wyko�czon� fioletow� plecion� ta�m�.
Pulchne stopki ksi�niczki okrywa�y fioletowe filcowe botki z zadartymi noskami.
"Chod� - powiedzia�a g�osem niczym p�kaj�ce szk�o.
- Chod�, zata�cz ze mn�!
".
Wzi�a Frid� za r�ce i poca�owa�a j� w policzek, po czym zacz�a ta�czy� lekko, jakby nic nie wa�y�a, ko�ysz�c si� to w jedn� stron�, to w drug�; mocno �ciska�a palce Fridy, podczas gdy jej stopy w fioletowych botkach unosi�y si� nad ziemi�.
"Ta�cz!
- ponagla�a j�.
- Ta�cz!
".
Frida obraca�a si� i podskakiwa�a, a Zoraida na�ladowa�a jej ruchy, nie dotykaj�c gruntu, wdzi�czna niczym balonik.
"Cudownie!
- wo�a�a roze�miana.
- Jeste� taka urocza i pi�kna.
Uwielbiam tw�j fartuszek, jest taki �liczny!
".
Frida u�miechn�a si� i uca�owa�a j�.
- Czu�am ciep�o w ca�ym ciele - opowiada�a.
- Od razu poprawi� mi si� humor, zapomnia�am o Mami i tych bachorach ze szko�y.
"Podoba mi si� twoja suknia - rzek�a Frida do ksi�niczki Zorafdy, po czym doda�a: - Mia�am dzi� w szkole z�y dzie�".
Zawsze m�wi�a ksi�niczce o swoich k�opotach.
"Co si� sta�o?
- zapyta�a ksi�niczka, delikatnie g�aszcz�c Frid� po policzku.
- Musisz mi wszystko opowiedzie�".
"Dzieci mi dokucza�y, zw�aszcza Estela i Maria del Carmen".
"Wstr�tne dziewuchy".
"Wiesz, jak mnie przezywa�y?
".
"No, jak?
".
"Obca, �yd�wka.
Ksi�niczko Frido Zorafdo, czy jestem obca?
Czy jestem �yd�wk�?
".
35 .
"Nie, sk�d�e znowu.
�mieszny pomys�!
".
"M�wi�y, �e nie jeste�my prawdziwymi Meksykankami, bo nasz Papa urodzi� si� w Niemczech".
"Ale� to g�upie!
Musisz si� na nich odegra�".
"Te� tak pomy�la�am.
I wiesz, co zrobi�am?
".
"Powiedz!
".
"Obrzuci�am je obelgami, m�wi�am im straszne rzeczy!
".
"Frido, to wspaniale!
S�usznie post�pi�a�.
Ja te� bym tak zrobi�a".
"A potem panna Caballero przysz�a mnie skrzycze�, a ja uciek�am i ukry�am si� w parku!
".
Ksi�niczka Frida Zoraida wybuchn�a �miechem, kt�ry w uszach Fridy zabrzmia� jak �wiergot miliona wr�bli, jak d�wi�k tysi�ca dzwonk�w.
Dziewczynki obj�y si� i roze�miane d�ugo ta�czy�y, obracaj�c si� wko�o.
- Cristi, to by�o cudowne - powiedzia�a Frida.
Zn�w wyjrza�a przez okno.
- Jest tam jeszcze?
- wyszepta�am z nadziej�.
Wsta�am i pode sz�am do siostry, wypatruj�c �lad�w ksi�niczki na ulicy Allende.
Ale monotoni� brukowanej jezdni przerywa�y jedynie wysokie d�by na tle bezbarwnego nieba.
Czy Frida zmy�li�a to wszystko tylko po to, by wzbudzi� moj� zazdro��, czy te� wierzy�a w swoj� opowie��?
Nie wiem.
Mo�liwe, �e ksi�niczka Frida Zoraida naprawd� istnia�a w jej dziewczy�skim umy�le.
Moja siostra mia�a tak bujn� wyobra�ni�, �e nie s�dz�, by kiedykolwiek odr�nia�a fantazj� od rzeczywisto�ci, nawet gdy ju� doros�a.
W ko�cu co to jest rzeczywisto��?
Czy kto� to w og�le wie?
Czasem nie jestem ju� pewna, co w�a�ciwie zasz�o mi�dzy Frida a mn�.
Czasem nie jestem pewna, czy istotnie zrobi�am to, co pan m�wi.
ROZDZIA� 3
Kulawa Frida
Frida zawsze by�a �wietn� aktork� i uwielbia�a odgrywa� r�ne role.
Dlatego gdy pewnej nocy obudzi�a si� z krzykiem, uzna�am, �e znowu udaje.
Dziecko krzycz�ce z b�lu.
Od�amek szk�a w brzuchu, sopel lodu w krtani, kt�ry zatrzymuje oddech i parali�uje nas do tego s