13751

Szczegóły
Tytuł 13751
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13751 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13751 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13751 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konstanty Ildefons Ga�czy�ski Wiersze na polskich ob�okach Poezje � Zielona G� � Listy z fio�kiem Wyb�r i wst�p Ziemowit Fedecki Projekt ok�adki i stron tytu�owych Mieczys�aw Wasilewski Opracowanie typograficzne Cecylia Staniszewska Redaktor serii Barbara Miecznicka Redakcja techniczna Alicja Jab�o�ska-Chod^e� Korekta Halina Ruszykiewicz Ludwika Szumna Copyright � by Kira Ga�czy�ska Wyb�r i wst�p � Copyright by Ziemowit Fedecki, 1999 Bertelsmann Media Sp. z O.O. �wiat Ksi��ki, Warszawa 1999 Fotosk�ad �Iskra" Druk i oprawa GGP ISBN 83-7227-193-3 Nr 2205 O Ga�czy�skim �Ziemek, zaczekaj!" - zawo�a� do mnie Ga�czy�ski na przystani W Praniu, kiedy odbi�em ju� od brzegu, kieruj�c si� ku Zatoce Samordejskiej. �Pojedziesz ze mn� na ryby?" - zapyta�em. �Nie. Powiedz mi tylko, co robi trzcina jesieni�?" � �Chyba nic. Stoi sobie dalej i czeka, a� j� skosz�. Ale to dopiero zim�. Ch�opi zwo�� j� saniami, przyda si� w gospodarstwie, cho�by do �atania strzech". � �Nie mo�e sta� tak sobie � stwierdzi� stanowczo Ga�czy�ski. - Jesie� to wa�na pora, wszystko si� zmienia, trzcina na pewno te�. Ale jak? Pomy�l i powiesz mi wieczorem". Siedzia�em do zmroku w trzcinie z�y na Konstantego, �e zada� mi tak� zagadk�, i w�ciek�y na siebie, �e nie mog�em jej rozwi�za�. Kiedy przyp�yn��em do Prania, czeka� na przystani. �No i co z t� trzcin�?" - zapyta� znowu. �Chyba p�owieje" � odpowiedzia�em niepewnie. �No w�a�nie - stwierdzi� zadowolony - masz racj�. To mi si� przyda". Na co mu si� p�owiej�ca trzcina mia�a przyda�, dowiedzia�em si� dopiero z �Kroniki olszty�skiej": Gdy trzcina zaczyna p�owie�, a �o��d� wi�kszy w d�browie, znak, �e lata z�ote nogi ju� si� szykuj� do drogi. W Ga�czy�skim rozczytywa�em si� od dawna, ale dopiero wtedy zrozumia�em w pe�ni, jak wra�liwy jest na barwy, d�wi�ki i wszelkie znaki p�yn�ce do niego ze �wiata, jak bardzo troszczy si� o jako�� budulca poetyckiego. Dla mnie sp�owia�a trzcina 5 by�a drobnym szczeg�em pejza�u, dla niego - symbolem dramatu, kurtyn� zapadaj�c� po weso�ym przedstawieniu ode- granym przez znikaj�ce lato. Z t� trzcin� uda�o mi si� przypadkowo. Ga�czy�ski nie za cz�sto rozmawia� ze mn� o Mazurach, mia� lepsze �r�d�a informacji. Jego naczelnym listonoszem przynosz�cym wiado- mo�ci z Puszczy Piskiej by� le�niczy Stanis�aw Popowski, nasz gospodarz i przyjaciel. Poeta przepada� te� za rozmowami z matk� le�niczego i z jego siostr� Marychn�. Prawie co dzie� wyrusza� z pani� Natali� do lasu na zwiady w towarzystwie �aby, Suki, �obuza i Rudego (bohatera nie uko�czonego poematu). �Nie masz poj�cia, ile si� od tych ps�w nauczy�em" � powiedzia� mi kiedy�. A opowie�� o lecie, kt�remu pilno �p�j�� i zabra� w walizce ziele� i ptaki", zamkn�� w klasycznym �kochanowskim" o�mio- zg�oskowcu. By� to naturalny odruch. Tworz�c swoj� arcy- samodzieln� poezj�, Ga�czy�ski przez ca�e �ycie uwa�a� si� za ucznia Reja, Kochanowskiego i Mickiewicza. Korzysta� z ich dorobku, przywo�ywa� na �wiadk�w, czasami przekomarza� si� z nimi, ale zawsze towarzyszy�o temu gor�ce uwielbienie. W �Kronice olszty�skiej" chcia� pokaza� Dawnym Mistrzom, jak wiele w ich klasycznej szkole skorzysta�, oni bowiem wynie�li wdzi�cznego terminatora na szczyty polskiej liryki i polskiej groteski. No w�a�nie - groteski. Sp�jrzmy pod tym k�tem cho�by na rozmowy w salonie warszawskim i sen senatora w �Dziadach", a z �atwo�ci� uchwycimy wi� ��cz�c� te sceny z �Zielon� G�si�" czy z �Babci� i wnuczkiem". Poet�w z prawdziwego zdarzenia zawsze musia�a poci�ga� w grotesce mo�liwo�� maksymalnej koncentracji materia�u i osi�gni�cia w ten spos�b efekt�w niedost�pnych w innych gatunkach. A poza tym groteska niemal od swych narodzin towarzyszy�a zazwyczaj s�usznej sprawie. Ciemnota, przemoc i wszelkie kanciarstwo moralne, podparte 6 m�tn� filozofi�, s� z regu�y �miertelnie nudne i przegadane. Demaskowanie ich serio, w powa�nych d�ugich wywodach, rzadko przynosi po��dany skutek. Znacznie lepszy daje lampa b�yskowa, kt�ra pozwala schwyta� dra�stwo na gor�cym uczynku i przy okazji o�mieszy� je ca�kowicie. Ten niepowa�ny pozornie gatunek sta� si� przycz�kiem wolnej my�li, sprzymie- rze�cem humanizmu. Nic dziwnego, �e ciemnogrodzianie pa- trz� na grotesk� krzywym okiem. Pami�taj� Pa�stwo �Dymi�cy piecyk" Ga�czy�skiego? W swoim czasie pewien licz�cy si� krytyk okre�li� t� �Zielon� G�" jako �be�kot surrealisty". Potem utw�r trafi� do wypis�w szkolnych, jego za� m�odociani czytelnicy bez najmniejszych k�opot�w domy�lali si�, dlaczego ten nasz nieszcz�sny narodowy piecyk wci�� dymi i dymi. Powr��my na chwil� do znakomitego wsp�istnienia w poezji Ga�czy�skiego tradycji i nowatorstwa, bo to w�a�nie jest istot� nadzwyczajnego talentu autora �Kolczyk�w Izoldy". Zrobi� krok naprz�d mo�na tylko po odepchni�ciu si� nog� od ziemi, bez punktu odbicia nie przekroczymy nigdy linii startowej. Przygl�daj�c si� ruchom awangardowym, kt�re pozostawi�y �lad w literaturze, z �atwo�ci� zauwa�ymy, �e ich osi�gni�cia by�y swoist� kontynuacj� dzie� poprzednik�w. Nawet ci, kt�rzy podejmowali zdecydowan� walk� z utrwalonymi kanonami, zdawali sobie spraw�, �e przeciwnika w zapasach nie da si� rzuci� na �opatki z dystansu. Trzeba z nim najpierw wej�� w zwarcie. Innymi s�owy � bez klasyki ani rusz. Warto pami�ta� o tym, wst�puj�c w poetyckie szranki. Mniej waleczni potrz�saj� �nowo�ci kwiatem" w odosob- nieniu, twierdz�c, �e wiersz prawdziwy mo�e powsta� wy��cznie jako dzie�o tw�rcy amatora, nie ska�onego �adnymi wp�ywami literackimi. Tak ma by� rzekomo lepiej i ciekawiej. Rozumuj�c w ten spos�b, dochodzimy do wniosku, �e nowoczesne auto wy�cigowe mo�e skonstruowa� jedynie cz�owiek, kt�ry nigdy nie mia� �rubokr�tu w r�ce. Historia nie tylko techniki, ale 7 i literatury uczy jednak, �e specjalizacja jest bardziej wskazana. A specjalizacja oznacza prac�. I wsp�prac�. Dotyczy to, oczywi�cie, r�wnie� poezji. W ka�dym wierszu znajdziemy cz�stk� pracy, kt�r� mo�e wykona� tylko poeta, oraz cz�stk� stanowi�c� domen� odbiorcy. M�wi�c dok�adniej � wiersz zaczyna si� w duszy poety, a ko�czy w sercu czytelnika. Bez tego podzia�u pracy ka�dy napisany utw�r pozostanie zwyk�� baz- granin�. Przypomnijmy sobie, co na ten temat pisa� Ga�czy�ski: Cz�stka pracy wykonana i zn�w cz�stka, i zn�w cz�stka, i zn�w noc, i zn�w od rana do cz�stki dodana cz�stka. S�o�ce serca nam przeszywa i bij�, wdzi�czne blaskowi. R�kami pchamy tworzywa od bezkszta�tu ku kszta�towi. Kszta�tami �wiat zaludniaj� do prac przy�o�one d�onie. T�tni� prace. Tak powstaj� wiersze, domy i symfonie. Albert Einstein s�usznie twierdzi�, �e ka�da dobrze wykonana praca jest pi�kna i m�dra. My�l�, �e znalaz�by natychmiast wsp�lny j�zyk z Konstantym Ildefonsem Ga�czy�skim. Nasz poeta nie zdo�a� co prawda porozmawia� o tych sprawach z wielkim fizykiem, ale uda�o mu si� za to om�wi� je z Miko�a- jem Rejem. Oto zapisany fragment dialogu: MIKO�AJ: Jak tam, panie Ildefonsie, Czy porz�dki ju� robi� si�? 8 KONSTANTY ILDEFONS: Tylko bez tych �si�", gwiazduchno. �Si�" to bujda. �Si�" to pr�chno. Owo �si�" po��my w grobie. Nie �si�" robi, lecz ja robi�. Jeden ceg�y, drugi rymy. Wy robicie. My robimy. Od czas�w Norwida Polska nie mia�a poety, kt�ry by z tak� pasj� i przekonaniem walczy� o etos pracy. W literaturze polskiej i w �yciu Polak�w. W�adze nie rozpieszcza�y Ga�czy�skiego. Konfiskowano mu teksty, przetrzymywano w szufladach wydaw- niczych zam�wione utwory, likwidowano rubryki w �Prze- kroju". Do dobrego tonu nale�a�o wybrzydzanie si� na Ga�czy�- skiego. Z lewa i prawa. Ale ta sama �wczesna Polska da�a poecie setki tysi�cy czytelnik�w z awansu spo�ecznego i kulturalnego. Ludzi pracy kupuj�cych ksi��ki w ksi�garniach, chodz�cych do kin i teatr�w, spragnionych poetyckiego s�owa o ich �yciu i kraju. To dla nich pisa� wiersze �w Konstanty Ildefons, kt�ry poet� przyr�wnywa� do robotnika, poezj� do weso�ego paro- wozu, a Eos r�anopalc� ozdobi� �dumn� twarz� robotnicy". Bardzo nie lubi� okre�lenia czy � jak kto woli - tytu�u �najlepszy poeta polski". Mo�e taki termin jest przydatny w rankingu wy�cigowym, w literaturze, moim zdaniem, nie ma sensu. Nie u�yj� go zatem w stosunku do Ga�czy�skiego, chocia� nie widz� doko�a nikogo, kto by go przewy�sza�. Tw�rca tej miary co Ga�czy�ski jest ponad superlatywy i wszel- kie nagrody. Wystarczy - i jemu, i nam - �e p�ynie czystym nurtem polskiej poezji, unoszony przeze� i zarazem wyznaczaj�- cy jego kierunek. Pop�y�my wi�c z poet� przez nasz pi�kny kraj, przeczytajmy raz jeszcze te wiersze pisane na polskich ob�okach. Ziemowit Fedecki 9 Wiersze wybrane Piosenka o trzech weso�ych anio�ach - S�uchajcie, s�odkie siostry � tak m�wi� stary opat: � (Na dworze by�o wietrzno, ponuro i listopad.) Raz by�o trzech anio��w, jak trzy wyborne liry, imiona ut sequuntur: Piotr, Pawe� i Zefiryn. �liczni to byli ch�opcy, jeden w drugiego g�adszy, �askawym na nich okiem Pan B�g zza pieca patrzy�. No, w raju, jak to w raju, zielono i weso�o, obiady, gadu-gadu, wieczerze i tak w ko�o. Lecz nasi anio�owie co� nazbyt byli dziarscy i cz�sto B�g Dobrodziej brew zagniewan� marszczy�; i g�sto w sk�r� leli anio��w rajskie zbiry � na pr�no: zn�w szaleli Piotr, Pawe� i Zefiryn. Od sromu jak od gromu cierpia�y anio��wny... Ha, by�o trzech anio��w, lecz siedem grzech�w g��wnych. Anio� Piotr, jak to Piotry, 13 szklenic� zwyk� si� bawi� i nieraz w Mons Pietatis musia� skrzyd�a zastawi�; a gdy wy�ysia� mieszek, to wonczas furis mor� do piwnic Dobrodzieja dobiera� si� wieczorem. Pawe� zasi� po Pawle rycerskie wzi�� zas�ugi: Dzie� w dzie� na rajskiej ��ce anio��w k�ad� jak d�ugich. Sam �wi�ty Jerzy, siostry, przygl�da� si� i dziwi�: �Ho, ho, nasz anio� Pawe� bije si� jak Radziwi��. Dobrodziej te� by chwali�, lecz w�a�nie �pi w ob�okach". Tak m�wi� �wi�ty Jerzy i dalej m�czy� smoka... Zefiryn by� muzykant, mi�o�nik strun i syryng, niefrasobliwy, lekki, jednym s�owem, Zefiryn; zna� si� na mitologii, Achillach i Chimerach, mia� sk�onno�� do ksi�yca, troszeczk� do Baudelaire'a i do sekretnych uciech, nie gardzi� r�wnie� poz�, b��kaj�c si�, dziwacz�c andante maestoso. A taki by� wstydliwy... co� niby... jak Jan Jakub; 14 kazania wielce ceni�: �Do rybek" i �Do ptak�w"; chocia� wuj Zefiryna, ju� taki starszy anio�, raz widzia� �S��wka" Boya pod ko�dr�. (Ach, ty draniu!) Tak �yli anio�owie, ale nadesz�a kryska i wezwa� B�g Dobrodziej nadanio�a Matyska. �Wyp�d� mi - prawi - Piotra, Paw�a i Zefiryna, kalaj� Paradisum, ego Deus � daj wina!" Po takim paternoster i po wytrawnym winie Dobrodziej chodzi� gniewny i hucza� po �acinie. Zefiryn zasromany pochyli� nisko g�ow�, wstydzi� si� jak Jan Jakub, skrzyd�a tul�c r�owe. Piotr zasi�, jak to Piotry, brat rygielkom i zamkom, siedzia� w ch�odzie piwniczki i �wieci� sobie lampk�. Pawe�, jak zwykle Pawe�, anio� bitny, rogaty, na podw�rcu rajowym bi� si� z Jerzym w palcaty. Ale nic nie pomog�o, zjawi� si� Anio� Micha� i rzecze: �Zefirynku, 15 ju� mi nie b�dziesz wzdycha�. Zwo�aj swoich kamrat�w, tak Decyzja orzek�a... ruszaj si�, p�kim dobry! ani mru-mru! do Piek�a!" Wyp�dzi�y anio��w rajskie draby i zbiry. Zmarnowali kariery Pawe�, Piotr i Zefiryn. Ergo, siostry najs�odsze, (Bo�e, m�dl si� za nami!) lepiej wam si� przed noc� nie wdawa� z anio�ami. 1926 Muza (z kt�r�, po pijanemu, autor dotar� do trze�wej pointe'y) Niechaj tam innym S�awa dmie w laurowy puzon, niech si� ho�ota bawi hucznie i weso�o, kupcy niech �pi� na mieszkach � ja ze sw� Muz� go�� w strofie zamieszkam. Muzo, ta strofa b�dzie �ko�cio�em Dyjanny", w kt�rym przy Tobie zasn� jak jaki Endymion; tam, czy wiecz�r, czy �wit ranny, b�dziemy zi�ka zbiera�, rozbiera� si� i ubiera�, i mleczko ssa� 16 ze zmy�lonych ja�owic wymion. Jak ogr�d podzielimy strof� na kwatery, z rym�w zielonych zrobimy szpalery, a z bia�ych b�dziesz mia�a majtki, z czerwonych dla mnie b�dzie frak, i tak b�dziemy �yli jako kr�lestwo z bajki. O strofy, �koralowe ostrowy" u�udy! (�Cudy nie dziwi� poet�w".) Kiedy nie zechcesz ze mn� razem spo�y� obiadu, auto-Pegazem pojedziesz w raj triolet�w. Gdyby� sk�onno�ci mia�a lunatyczne, to w ka�dym wierszu b�dzie wschodzi� miesi�c. Zim� w oktawie b�dziemy przez miesi�c mieszka�, a latem w rondzie elastycznem. Ze znaku zapytania dam Ci parasolk�, bo si� boisz pieg�w i komet; a gdyby� mia�a gor�czk�, to podnie� tylko r�czk�: z przecinka zrobi� Ci termometr... Tam usta po��czymy jak rymy najs�odsze, tam b�d� Ci� mi�owa� i pie�ci� jak przeor � usta do ust si� zbli��, rym o rym si� otrze, strofa stanie si� niebem, cezur� - meteor... O tam, o tam! ten �wiat mi b�dzie rajem i szcz�cie tam rozwinie �z�ote �agle"... Et pourtant: (tak pomy�la�em nagle) nad Pegaza, Dian� i Ceres 17 lepszy uczciwy interes: knajpa, dom, elektryczne magle albo zgo�a karet wynajem. 1926 W�z Sze�� dzwon, a szprych dwana�cie, lu�nia, orczyk, zwa�e�: oto jest w�z jad�cy nuc�cymi ko�y, mocny w�z drabiniasty, �niwny i weso�y, ko�ami wo�aj�cy rytm pot�nych marze�; przez b�ota miody grz�skie, gdy ruch jest s�odycz�, w�r�d dr�g znieruchomia�ych, d�ugich jak pacierze, toczy si�, snopy zwo��c, a snopy s� �wie�e obfito�ci, a ch�opy �miej� si� i licz�. �piewam skrzypi�ce pi�knie twarde wozy one, piasty od gwiazd kr�glejsze, s�o�ce i powietrze, i ramiona cz�owiecze rozwarte na wietrze, zb� bogactwo, anio�a i lejce zielone. 1926 Jesie� Jab�ka �wiec� na drzewach jak w�gle w popiele, wiatrak p�ka ze �miechu i powietrze miele. Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne z r�owymi ��dzami m�n� wiod� wojn�. l8 Ju� kasztan si� osypa� i och�od�y ranki; o, m�ody przyjacielu, poszukaj kochanki z ma�ym domkiem, ogr�dkiem, sennym fortepianem, kt�ra by w�osy twoje czesa�a nad ranem, z kt�r� by� po �niadaniu czyta� Mickiewicza - niech b�dzie silna w r�ku, a pi�kna z oblicza, jak jesie� zamy�lona, jak jesie� �miertelna i jako jab�ka owe cierpka i weselna. 1926 �mier� braciszka Le�a� w trumnie umar�y na szkarlatyn� na g�adziutkich sosnowych deskach. Trumna pewnie w �rodku by�a niebieska, bo mia� niebieskie oczy. Ojciec szed� za pogrzebem w d�ugim surducie i dzie� by� strasznie d�ugi; matka nie krzycza�a, tylko szepta�a: �O Bo�e, to ju� drugi! Pada� deszcz. Nikt konwulsji nie dosta�, gdy spu�cili trumn� na sznureczkach. Doktorowi wypad�a teczka. �...M�j panie, �mier� to rzecz prosta". 19 By�o cicho, zupe�nie cicho. Mo�e wszystko by�o zmy�lone? Ale dziadek siwy jak go��bek mia� oczy takie czerwone. A gdy si� wszystko sko�czy�o, doktor krzykn��: �Bo�e, to ju� trzecia godzina!" Skona� braciszek, skona�, skona�, skona�. Zosta�o po nim serce z kory i okaryna st�uczona. 1928 Stajnia w zimie �nieg jest ostry i ci�ki. �nieg przydusza dachy. Ze stajni dr�giem bij� krwio�ercze zapachy. Konie z br�zu i z miedzi roz�eraj� obrok, w ustach maj� czerwono, w oczach tak�e modro. Ordynans generalski u�miecha si� s�odko i Lwa swojego pana czy�ci now� szczotk�. (Jest natchnienie ogromne w Lwa mi�niach i t�uszczach.) Ma�a gwiazda za oknem okna l�d rozpuszcza. I ordynans jest senny. Wyjd�, bracie, przed stajni�: Jak niewiasta ze z�ota s�o�ce �wieci fajnie. Powietrze jest i krzyczy: Oj zima, oj zima, zima miecz szafirowy wbity w gard�o olbrzyma. 1928 20 Koniec �wiata Wizje �wi�tego Ildefonsa czyli Satyra na Wszech�wiat J. O. Panu Tadeuszowi Kubalskiemu tudzie� �p. cioteczkom moim: Pytonissie, Ramonie, Ortoepii, Tenorze, Eurazji, Titi- nie, Ataraksji, Republice, Jerozolimie, Antropozpotera- tologii, Trampolinie � od tr�by powietrznej w kwiecie wieku na ulicach bolo�skich porwanym - po�wi�ca nieutulony Autor Apparebit repentina Dies magna Domini Tur obscura velut nocte Impropisos occupans. �piewka �aci�ska W Bolonii na Akademii astronom Pandafilanda rzek�, biret zdejmuj�c z w�os�w: � Panowie, to jest skandal: zbli�a si� koniec Ziemi, a mo�e ca�ego Kosmosu; wszystko przed wami rozwin�: perturbacje i paralaksy, bo wed�ug mojej taksy �wiat jeszcze potrwa godzin�. 21 Na te okropne s�owa podni�s� si� Im� Marconi, najo�wiece�sza g�owa w ca�ej Bolonii. I rzek�: � Areopagu m�drc�w najznakomitszy, wszystko, com s�ysza�, jest blag�, jak sze�� to jest trzy i trzy; wszem wobec, jako rektor, o�wiadczam przeto, �e kto takie brednie lansuje, na kar� zas�uguje, �e taki g�upi argument wymy�li� m�g� energumen, szarlatan Pandafilanda. Rumor si� zrobi� na sali: wszyscy uczeni gwizdali, wo�ali: - Skandal i granda! On tu nas chcia� omami�, nabuja�, skorrumpowa�, zaidiotyfikowa�! Poczekaj pan: k�amstwo plami, nikt z czo�a ci ha�by nie zdejmie! To m�wi�c wyszli, stukn�wszy pulpitami, jak w polskim sejmie. Zosta�y czarne pulpity i czarny na �cianie krucyfiks, i na katedrze zgn�biony, male�ki, pokurczony astronom. 22 Bola�o go bardzo w g�owie, wi�c za�y� proszek �Z kogutkiem", potem przez chwile kr�tkie nie podejmowa� powiek, wiadomo: astronom te� cz�owiek. Potem si� chwil� przechadza� pos�pny nies�ychanie, mrucza� co�: � Ko�czy si� w�adza... Albo na bia�ej �cianie kre�li� cyfry i znaki, logarytmy, zodiaki � przez bardzo d�ugie chwile zawile. W ko�cu, w notesie u g�ry, patrz�c w cyferblat �Cyma", nakre�li� dziwne figury z min� olbrzyma. A potem, wsparty na d�oniach, ju� tylko w okno pogl�da�: za oknem by�a zielona Bolonia. I wiecz�r. Daleko, w z�otym birecie, student przygrywa� na flecie � by�o to w lecie. Stop! Bo gdy wype�ni�a si� pora, znaczy, godzina sz�sta, u bezbo�nego rektora pop�ka�y wszystkie lustra; 23 i potrzaska�y tak�e u rentier�w i tapicer�w, i u wszystkich w mie�cie fryzjer�w, a by�a to plaga za grzech. Komiczne! wo�ny Malvento, egzaminuj�c si� w lustrze: - Twarz mam na dwoje rozci�t�! wrzasn��. A to by�o w lustrze. Wi�c widz�c, co si� �wi�ci, z ko�cio��w uciekli �wi�ci, salwuj�c si� fug� niepi�kn�, jak lustra nie chcieli p�kn��. Unios�y si� trwo�nie do g�ry �adne gliniane figury i polecia�y do nieba. Nie ma �wi�tych, gdy potrzeba. A tutaj w moich widzeniach nast�pi nale�na przerwa. W i d z e n i a n a s t � p u j � Koty, motyle i drzewa ta�czy�y ze zgrozy w k�ko, skrzyd�a siwia�y jask�kom, widziano krew na kamieniach. Widziano, jak nawet rektor ze strachu spuszcza� zas�ony i p�aka�, jak narodzony, a przecie� nie by� bylekto. 24 A ju� na wszystkich ulicach krzyczano: �Ginie Bolonia!" Widz�c ten bayzel, policja j�a cwa�owa� na koniach; d�ugimi pa�kami z gumy pra�yli karabinierzy, niestety! wrzeszcza�y t�umy: �Ratuj si�, kto w Boga wierzy!" I kto wierzy�, szepta�: �O Bo�e", a kto nie: �Strachy na lachy!" Ciekawsi w�azili na dachy i nawet byd�o w oborze rycza�o, rycza�o, rycza�o. Ulicami szli biczownicy w diesirycznej w�osiennicy i umartwiali cia�o. M�wiono, �e nawet papie� (tss!) szuka ucieczki na mapie, �e ca�e �wi�te Koncylium bije si� w cz�onki lili�. Taki to dopust Pan da� przez usta Pandafilanda. Tylko weseli studenci do strachu nie mieli ch�ci: w tawernach winem obros�ych kochankom pisali akrostych, a co wstydliwsze kochanki przez wina dzikiego listek ca�owali w same usta. �adnie! ginie wszech�wiat wszystek, a tutaj, panie, rozpusta. 25 Bo r�wnie� konkretne zdro�no�ci przerabiali obustronne i pili, kanalie, koniak, i �piewali, i na gitarach brzd�kali: �Evviva Bologna, citta delie belle donn�!" Tu pauza, bo konam z zazdro�ci. Kiedy si� dzia�y dziwy te szalone i nierozumne, nies�ychane, niesamowite, cie�la Giovanni Lucco bawi� si� swoj� ciesi�k� i �piewa�, i ciosa� trumn�; �piewa� Giovanni: �Ciosaj, trumno moja, si� ciosaj; po�o�y si� w tobie panna, panna o z�otych w�osach". A kiedy uko�czy� prac�, w oliwie umacza� placek i jad� poma�u, pobo�nie; a potem, polityk stary, na oczy wdzia� okulary z premedytacj�, ostro�nie, aby nie p�k�o w��kienko, zwi�zuj�c drucik z uszkiem; i usta ��cz�c z cybuszkiem, litery popycha� r�k� do gadania niezaprawne; 26 znudzi� si�, zamkn�� warsztat i mrucz�c: - Koniec �wiata... hm... to wcale... zabawne... zasn�� pod krzaczkiem w ogr�dku. �pij s�odko, Giovanni Lucco. Ale w szpitalach nie spali na spr�ynowych ��kach i na mi�kkich poduszkach chorzy. Tylko krzyczeli, wo�ali, kas�ali i przeklinali: � Gdzie s� doktorzy?! Gdzie s� r�czniki, spluwaczki, wyka�aczki i pos�ugaczki?! Nam coraz gorzej! A my nie chcemy umiera�, ale si� pi�knie ubiera�, wi�za� zielone krawaty � nie chcemy banda�y i waty! Protestujemy! I coraz ciszej wo�ali, a� w nocy poumierali. Na bia�ej, szpitalnej sali spok�j panowa� niemy. A wtedy przez ma�y otw�r w�cibi� si� Astralny Potw�r, lekarstwa pomiesza� i zjad�. T u t a j s i � k o � c z y w i z j a. Na dole przed Akademi�, w ma�e zebrane kupki, p�aka�y nad biedn� Ziemi�, 27 rajcowa�y miejskie przekupki: � Czy pani widzi? � Nie widz�. � To� wida� tam i tu: � co� takie idzie � niedobre. � Szu szu! � Szu szu! � To� widzia�am, moja pani, � sz�o wyra�nie od plebanii, � sz�o sz�o � sz�o sz�o - To. � W gazecie tak�e stoja�o, � czarno na bia�o. - O! - Qui - Pro � Quo. � To kara boska... � Co co? � Co co? � A ten Kosmos... � Biedna, stara Kosmoska. �ciemnia si�. Pomara�cz� ksi�yc wyp�ywa z rzeki. Drzewa nad rzek� ta�cz�, jak jednonogie kaleki. I rzeka p�ynie, i milknie � d�ugie - niebieskie - s�owo. 28 Ksi�yc wyfrunie, przylgnie do drzewa ga��zki jak owoc. Lecz nie pomo�e pe�nia: proroctwo si� wype�nia. Lecz nie pomo�e fala: bij� dzwony na alarm. I Kr�l, i lud nie pomo�e, bo robi si� coraz gorzej, strach si� podnosi jak morze Chmury po niebie � chmury oci�a�e cwa�uj�; id�cy gniew Natury leniwie zwiastuj�. Ku miastu coraz bli�ej, ku ziemi coraz ni�ej opadaj� z�owrogie, ogromne, wstr�tne, ry�e. U �wi�tego Micha�a dzwony bij� na trwog�. Bolonia struchla�a dr�y. Bankierzy, piszcie testament: B�g zburzy banki Bolonii! a wy skryjcie si� w mysi� jam�, blu�niercy i masoni. Widz� nadci�gaj�c� Groz�, Xi��� Ciemno�ci wbija w biegun roz�opotany sztandar. Bo sprawdzi si� od A do Z proroctwo Pandafilanda. 29 Ju� sprawdza si�, ju� si� sprawdza, jak drzewa dr�� telefony, po zwierciadlanej sali biega Kr�l przera�ony: Hallo Hallo Hallo Czy to ty? czy to ty, Genowefo? Tu ja, tu ja - Antonio! Pomy�ka! 405! Czy to sk�ad trumien? Ach, pan mnie nie rozumie? Ja jestem pa�ski zi��! A konie wys�a� wieczorem. Poczta Pinocchio, tuzin 15 lir. Hallo Czy to kr�lewska kancelaria? To ty, kociaku? Wariat! Jestem minister spraw wojskowych. Sire, burzy si� proletariat: 30 Pytonissa Ramona Ortoepia Lenora Eurazja Titina Ataraksja Republika Jerozolima Antropozooteratologia Trampolina! P R O L E T A R I A T Wi�c wojsko wys�ali na miasto, maszerowa�o wojsko: Piccolo-flet tak gwizda� jak kos, mocne b�bny bi�y, bi�y tak: - Kosmos Kosmos ginie minie Kosmos bujd� sko�czy si� niebborrak! A za wojskiem, zgarbiony, dziobaty, zamy�lony, w okularach, z miote�k� szed� towarzysz Myde�ko; i miote�k� z wikliny czy�ci� ostatnie szyny, i co� mrucza� pod nosem, jakie� tam s�owa krztusi�: � Kosmos, panie, Kosmosem, a porz�dek by� musi. A nad tym czy�ciszyn�, a nad tymi szynami 31 go��b skrzyd�a rozwin�� i porusza� skrzyd�ami. A nad go��biem ksi�yc lecia�, srebrz�c kominy. I tak szli, i gin�li: go��b, tamten i szyny... Het, na kra�cach Bolonii, cie� si� tylko pochyla�. I do nich, i tylko do nich u�miechn�� si� Pandafiland; i nader idylliczny sta� si� i zacz�� marzy�: � M�j Bo�e, jaki �liczny proletariacki pejza�yk. Tego samego zdania byli bolo�scy poeci: Przecie� to nies�ychane! tramwajarz, no i �mieci. Zaraz wiersze pisali, deklamowali s�odko: � Cho� �le ze �wiatem, proletariatem pobawmy si� jak grzechotk�. A bawcie si�, bawcie, dzieci. A tymczasem ju� grzmia�o, a tymczasem b�yska�o i co� si� niedobrego w og�le gotowa�o. Nie pomog�y przekle�stwa, r�ne �porca madonna": 32 Nadszed� kres bezece�stwa: �wiat kona�. Na bolo�skich ulicach ko�ysa�o si� mrowie. Zbierali si�, radzili, jak by temu zapobiec. Pr�na rada! nie wsk�rasz w dzie� ostatniej zag�ady: Przewraca�y si� biura, teatry, kolumnady, sklepy, cyrki, �wi�tynie i r�ne ubikacje, s�onie w Zoo i stacje, nawet obrazy w kinie. A u Giovanni Lucco, kt�ry zasn��, jak wiecie, przewr�ci� si� go��bnik i go��b ze� wylecia�; ten sam go��b anielski, kt�ry z tym tramwajarzem, gdy Pandafil diabelski patrzy� w okno i marzy�. Ale kiedy bieg planet sta� si� krzywolinijny, uradzono nad ranem poch�d protestacyjny: Wszyscy w nim udzia� wzi�li: mniejsi, wi�ksi i mali, czarni, ��ci i biali, parlamentarni m�wce, 33 krawcy i brzuchomowce, Szatani i Anieli. A jeszcze komedianci, a jeszcze policjanci, i ksi�a, i rabini, si�a, si�a narodu. A na czele pochodu jecha� rektor na �wini; z obna�onymi nogami szli ekshibicjoni�ci, transparenty nie�li socjali�ci, a komuni�ci dynamit. Rzecz oczywista - anarchi�ci nie�li maszyny piekielne, masony kielnie, a dzieci wianki z zielonych li�ci; zakamieniali rojali�ci �piewali �Evviva ii Re", za nimi neopapi�ci, co byli troch� marksi�ci, te� �piewali, �targali niebiosa": - Evviva bandiera rossa! He, he!! A wszystko sk�adnie i �adnie, w porz�dku, rz�dem, gromadnie: mityngi, wiece, mas�wki, kukluksklany, boj�wki, kule dum-dum; sz�y rezolucje, protesty, 34 rewolucje i manifesty. T�UM Na samym ko�cu pochodu sz�y pojednaczki narod�w: Mi�dzynarod�wki: I, II i III, IV, V i VI, i VII!!! Sz�a T�cza, zbawienie �wiata sp�nione: Bo gdy za r�ce si� wzi�li, jak dzieci wystraszone, zawirowali, skamienieli, i z miliardowej gardzieli wyrwa� si� ryk: - NIE CHCE-MY KO�-CA �WIA-TA! Na z�o�� si� zrobi� koniec �wiata. Sic! Kosmiczna zacz�a si� chryja z ca�� straszliw� atmos- fer�. Vide �w. Jan, Apokalipsa - Pathmos: S�o�ca zgas�y i gi- n�y, ton�y w oddali. Gwiazdy spada�y jak figi, a �ydzi je sprzedawali. W powy�szej anarchii ksi�yc na�ladowa� planety inne, znudzi�o mu tak�e si� �y� 35 i wskoczy� w beczk� z winem; dopiero� tam zabulgota�, zamlaska� ten stary op�j, a� beczka zrobi�a si� z�ota, a� si� na fest utopi�. Wszystko si� toto wali�o, kosmiczne przer�ne dra�stwo, a� p�k�o, si� utopi�o stare odwieczne pa�stwo. Wielka to by�a chwila i tako rzek� Pandafiland: � Sko�czy�a si� ca�a panika i �wiat jak ��d� bez steru, jak potworny kad�ub �Tytanika" zaton�� w odm�tach eteru. JA TO WSZYSTKO S�YSZA�EM W NIEBIOSACH PRZEZ TELEFON I W XI�GI ZAPISA�EM S�UGA BO�Y ILDEFONS. FINIS 1928 Ulica szarlatan�w Szarlatan�w nikt nie kocha. Zawsze sami. Dla nich gwiazdy �wiec� w g�rze i na dole. 36 W tajnych szynkach pij� dziwne alkohole. I wieczory przera�aj� blu�nierstwami. Wymy�lili swe tablice szmaragdowe. Krwi� dziewicy wypisali charaktery. Strachy w liczbach: 18, 3 i 4- Przeklinamy Jezu-Chrysta i Jehow�. Szarlatani pisz� ksi�gi o papie�ach. Zawsze w nocy m�wi� �le o Watykanie. Zawsze w nocy s�ycha� szklane, szklane �kanie: p�acz� gwiazdy zapl�tane w szk�a na wie�ach. Kiedy miesi�c um�czony wschodzi na n�w, alkohole z przera�enia dr�� s�odycz�. Nie pomog� alkohole: W nocy krzycz� �zy fa�szywe szmaragdowych szarlatan�w. Bardzo cicho i bole�nie jest nad ranem. 37 Dzwoni� dzwony, �wit pochyla si� w pokorze. Odpu�� grzechy szarlatanom, Panie Bo�e, wszak Ty jeste� takim samym szarlatanem, 1928 Zoo Poeta: Gwiazdy, si� zapalajcie, Kwiaty, si� rozwijajcie - s�owy witam cudnemi narodziny ziemi � je�li �aska, nale�ny wierszom poklask oddajcie. Ziemia: Jestem, m�wi�, okr�g�a, okr�g�a i zielona i B�g ma usta s�odkie, kiedy mnie tuli do �ona. Jak fryga, r�k� dziecka puszczona, latam pi�knie. W noc prawdziw� narodzin z ust Bo�ych ziele� cieknie. 38 Poeta: Jeste� okr�g�a za ma�o i zielona za ma�o. Ziele� i kr�g�o�� zabior�, by innym nie zosta�o. Gwiazda: Panna w majtkach niebieskich, natchnienie pensjonarek anio� mnie w noc nakr�ca � chodz� � smutny zegarek. Cz�owiek: Siedz� ci�gle pod sto�em, pokurczony, malutki, mam brodawk� na nosie i smutki. Poeta: Jak z pustego w pr�ne �wiat si� do wiersza przelewa. Jako w�asnego p�pka dotykam drzewa. Lewiatan: Monstrum obrzyd�e i spro�ne t�skni� do wielkiej mi�o�ci katedra zapad�a w otch�a� - s�ysz� na wysoko�ci. 39 Piersi kochanki: Rozkosz �akomych poet�w, nas nie opisa� pi�rem, jeste�my dwie - jak dwie gwiazdy pod sukni� wschodzimy wieczorem. Z�odziej: Przemykam si� pod bramami, prawie nieznaczny w t�umie, kradn� r�ne towary, bo wierszy pisa� nie umiem. Poezja: Jab�o� kwitn�ca na szynach, pachn� w milczeniu � cie� odbity na �cianie - g�upie ptaki na cieniu. 1929 Boj� si� zosta� wieszczem (z powodu tzw. polemiki �br�zowniczej") Nie m�wi�, �em jest geniusz, lecz i nie dupa*: te� bym napisa� �Dziady", ------------------------------------------------------------------- * Wed�ug Lindego pewien gatunek ptak�w s�ynnych z lekkomy�lno�ci. Do dzi� dnia u�ywane w Kaliskiem. 40 gdybym si� upar�: r�ne takie dziewice mdla�yby pod ksi�ycem, a Gustaw by przedstawia� jak zwykle trupa. Potem bym, oczywi�cie, stworzy� cz�� III na rado�� Pomirowskim, na rozpacz dzieciom, a w �specjalnym" numerze na japo�skim papierze fac simile by odbi� Grydzewski Miecio. Gdybym si� ju� w poezji onej rozrusza�, w Pary�u bym napisa� �P. Tadeusza", r�nymi opisami, trzynastozg�oskowcami nar�d bym, panie �wi�ty, do �ez przymusza�. Potem bym, oczywi�cie, by� bardzo dumny: nawet bym do obiadu nie zlaz� z kolumny i le��c na kolumnie, trawi�bym obiad dumnie, przygrywaj�c na rymach �trumny � kolumny". 41 Lecz wszystko to, m�j Bo�e, pi�kne projekty: rozmno�y�y si� w kraju diabelskie sekty, oszala�ego Boya napad�a paranoja, w�trob� wieszcza gryzie, jak z�e insekty. Ot, jeszcze wczoraj chcia�em by� polskim wieszczem, wzwy� i wszerz ducha skrzydli� jeszcze i jeszcze, ale teraz nie mog�, rosn�c� czuj� trwog�, jak osika ze zgrozy serce szeleszcz�. Bo przyjdzie Boy i powie: - Wszystko to...: on mia� sze�cioro bli�ni�t z Taubenhauz�wn�, �aja Rozencwaj�anka by�a jego kochanka, w Zakopanem si� puszcza� z Hozenpud�wn�. Ka�dy grzech palcem wytknie, zademonstruje, �wi�te piecz�ci z�amie, powyskrobuje, dowiedzie pewn� strof�, �e ukrad�em gramofon 42 pewnej damie. W ten spos�b mnie zdyffamuje. Wtedy ja, na pomniku i w cieniu wi�z�w, sta� b�d� sobie, smutna figura z br�zu, r�k� do serca �adnie przy�o�ywszy, bezradnie la� b�d� �zy rz�siste na spodnie z br�zu. 1929 Zje�d�anie endek�w (z okazji zjazdu Zw. Lud.-Nar. w Poznaniu) W Poznaniu, gdzie jest s�o� i milion restauracyj, postanowili zjazd zrobi� prawdziwi Polacy: A wi�c panowie barwiarze przystroili si� w banda�e, Romanowi Dmowskiemu chleb z sol� podali na tacy. Kiedy pan Marian Seyda odegra� Mariacki Hejna�, to z piersi panny Szebeko elokwentne trysn�o mleko, a z ust wonny wyp�yn�� aromat. 43 No i wszyscy wo�ali, �ysi i osiwiali: - Niech �yje W�dz Narodu Pan Roman!!! Wszystko to by�o sk�adne, daj� s�owo: bardzo �adne: Mi�y prof. Rybarski sta� jak konfederat barski. Jeszcze go teraz widz�, jak palcem na Or�a wskazuje! - O Polsko, czy si� nie wstydzisz? gubi� ci� �ydzi, masony, cyruliki i zb�je! Na ko�cu Tr�mpczy�ski marsza�ek odegra� te� sw�j kawa�ek, m�wi� d�ugo i ci�ko: - Jeste�my parti� zwyci�sk�, musimy twardo sta�, psiama�! M�odzie� nie p�jdzie na lep! Dla ludu chleb! I basta. Prosz� pa�stwa, ja w Polsk� wierz� i w te kochane rubie�e szczerze. 44 A kiedy si� to sko�czy�o, wszystkim by�o b. mi�o, zagra�a harfa eolska, w ZOO zatr�bi� s�o�. O, biedna, biedna Polska... 1929 Raj Zapachy jak t�uste amorki unosz� si� ponad ��kami. Drogi rozpi�te w gwiazdy. S� palmy. I srebra du�o. S�o�ce rozkwita, przekwita do pi�ci podobn� r� i �mieje si� do anio��w du�ymi, smutnymi oczami. Anio�owie chodz�c przystaj�. Jest bardzo cicho anio�om. Gdy lazur nocy okr�g�ej skrzyd�a im nazbyt poparzy, wtedy si� k�ad� na ��kach jak konie bia�e i marz�, a rosa opadaj�ca chodzi po nich jak go��b. A kiedy B�g si� zjawi w towarzystwie ci�kich ob�ok�w, Gospodarz onych pi�kno�ci z obliczem u�miechni�tem, jab�ka, co by�y wysoko, wznosz� si� bardziej wysoko i anio�owie �piewaj�, i raj jest instrumentem. Wtedy burza ksi�yca, wtedy kwiaty strzelaj� i �miech jak zwierz� z�ote przebiega pomi�dzy drzewy. Lecz oto cisza nag�a, bo patrz - na Bo�ych w�osach motyl przysiad� i zasn��, naiwny i bardzo ma�y. 1929 45 Serwus, madonna Niechaj tam inni ksi�gi pisz�. Nawet niechaj im s�awa d�wi�czy jak wie�a studzwonna, ja ksi�g pisa� nie umiem, a nie dbam o s�aw� - serwus, madonna. Przecie nie dla mnie spok�j ksi�g l�ni�cych wysoko i wiosna te� nie dla mnie, s�o�ce i ru� wonna, tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol - serwus, madonna. Byli inni przede mn�. Przyjd� inni po mnie, albowiem �ycie wiekuiste, a �mier� p�onna. Wszystko jak sen wariata �niony nieprzytomnie � serwus, madonna. To ty jeste�, przybrana w z�ociste kacze�ce, kwiaty mego dzieci�stwa, ty cicha i wonna � �e rosa brud obmyje z r�k, splatam ci wie�ce � serwus, madonna. Nie gard� wiankiem poety, �otra i �obuza; znaj� mnie redaktorzy, zna policja konna, a ty� jest matka moja, kochanka i muza � serwus, madonna. 1929 46 Ulica Towarowa Tutaj wieczorem faceci graj� na mandolinach i r�ka wiatru porusza ufarbowane wst��eczki. W og�le tu jest inaczej i gwiazdy s� jak porzeczki, i jest naprawd� weso�o, gdy ksi�yc wschodzi nad kinem. Anio�y proletariackie, dziewczyny, wychodz� z fabryk, blondynki smuk�e i smaczne, w oczach z ukrytym szafirem; jedz� pestki i pij� wod� sodow� niezgrabnie, pier� pokazuj�c s�o�cu, pi�kn� jak lir�. A kiedy wiecz�r znowu wy�oni si� z mandolin, a ksi�yc, co by� nad kinem, za elektrowni� schowa, mg�ami i alkoholem ulica Towarowa ro�nie i boli. 1929 Podr� do Arabii Szcz�liwej P�sowe wst��ki bicza wiatr rozwia� przelotny i niebo jest gwiazd pe�ne jak Afryka ptak�w, konie noga za nog�, ko�a - jako-tako, a wo�nica pijany i bardzo samotny. Kareta to muzyka, to pud�o muzyki, noc naok� karety to jest szcz�cia du�o; zaraz ksi�yc przeleci wielk� srebrn� burz� i w rowach zako�uj� �wietliki, ogniki. 47 Jad� w karecie pi�kni, ramiona oparli na poduszkach pachn�cych - o, nocy jedyna! �piewa szafir i droga, i ka�da godzina... A oni nic nie wiedz�, bo oni umarli. 1929 Evviva la poesia Ko� by te� pisa� wiersze, gdyby mu da� sto z�otych, te� mia�by aspiracje, ambicje i t�sknoty; co m�wi�? nawet wielb��d gwizdn��by na pustyni�, gdyby mu, jak Boyowi, da� przednich w�dek skrzyni�; i nawet nietoperze, kt�re wisz� na g�owie, pisa�yby komedie � a c� dopiero cz�owiek? Ty wi�c, o Muzo moja, rymem mnie s�odkim natchnij � mo�em ja tu nie pierwszy, ale� i nie ostatni! Umiem i metr wyszuka�, i u�pi� rym przy rymie, 48 puent mam tyle w g�owie, ile jest �niegu w zimie; a jakie miewam wizje, koncepcje, problematy! W og�le: bardzo dziwne, �e nie jestem bogaty; to� jednym aforyzmem m�g�bym spali� Warszaw�; gdybym si� rodzi� w Anglii, by�bym Bernardem Shawem. Wi�c jak�e tu nie pisa�, wi�c jak�e! panie z�oty... Ko� by te� pisa� wiersze, gdyby mu da� sto z�otych. 1929 Na �mier� motyla przejechanego przez ci�arowy samoch�d Niepowa�ny stosunek do �ycia figla ci w ko�cu wyp�ata�: nadmiar kolor�w, brak idei zawsze si� ko�cz� wstydem i s� wekslem bez pokrycia, m�j ty Niprzypi��niprzy�ata�! 1929 49 �mier� poety Nie pomog�y zastrzyki, recenzje i pomniki ni kwa�ne mleko: Przyszed� szarlatan - szuja, opuka� go, pobuja�: - Dementia praecox. To� rado�� by�a w domu, nareszcie koniec sromu, sko�czony k�opot! Dozorca �mia� si� setnie: - Zaraz mu nitk� przetnie panna Atropos. �ona klaska�a w d�onie: - Ach, przecie nadszed� koniec pijackich orgii. B�l�w mia�am niema�o, nareszcie twoje cia�o wezm� do morgi. Wszyscy stan�li ko�em z czo�em bardzo weso�em: Prasa, kuzyni; i szacowne to grono orzek�o unisono: - Dobrze tak �wini! Po co dziewki uwodzi�, noc� domy nachodzi�, 50 sen rw�c dzieci�tek; i po co �Pod Zegarem" la� w brzucho wino stare �wi�tek i pi�tek? Zna go dobrze Warszawa: Po�ycza� - nie oddawa�, nasienie dra�skie; a �poetyczne dale" to by�y te skandale w �Ma�ej Ziemia�skiej". Dobrze ci, stary draniu, za grzechy nad otch�ani� inferna zwisasz. Najprz�d gwiazdy i r�e, potem sto�ek w cenzurze - sprzedajny pisarz! Tak to nadobne grono radzi�o unisono w �miertelnej sali. A �e lico mia� bladsze, orzekli: - Pewnie nadszed� koniec kanalii. Zapachnia�y zefiry, brz�k�y potr�jne liry, pierzchn�a t�uszcza. Serce alkoholowe unie�li anio�owie na z�otych bluszczach. 1930 51 Ballada �lubna I Gdyby nie te guziki, by�by zwyczajny kum z r�kami jak d�bczaki i z nosem jak dzwonnica, ora�by czarne pole. A teraz gwar i szum: - Stangret! Wariat w cylindrze! � piszczy, ta�czy ulica. Gdyby nie uprz�� w r�ach i ta przez rz�sy biel, pomy�le� teraz mo�na, �e ot, stara kareta, szale�stwo muzealne, a w karecie poeta � ach, gdyby nie te r�e, czapraki i ta biel! O, gdyby nie ta gwiazda, kt�ra upad�a w zmierzch, powiedzie� m�g�by cz�owiek, �e si� to przy�ni�o: nag�y zakr�t w alej� z�ot� i pochy��, gdzie anio�y kamienne posfruwa�y z wie�. A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt, i ksi�yc twojej twarzy ma�y, zawstydzony, m�g�bym przecie pomy�le�, �em jest narzeczony, a ty� jest narzeczona i �e to jeszcze flirt. A mo�e rzeczywi�cie wszystko si� nam przy�ni�o: stangret, kareta, wiecz�r, m�j frak i tw�j tren, i nasze �ycie twarde i s�odkie jak sen. Nie by�oby ma��e�stwa, gdyby nie nasza mi�o��. 1930 52 Bal u Salomona s z k i c S�onecznej pami�ci Jana Piotra Morela z Neuchatel To dopiero piszcza�ki si� skar��, to dopiero mrucz� b�benki szurum-burum zalotne, to dopiero cienie na cieniach, barwy nie wygotowane, kszta�ty nie poprzebierane, jeszcze nie!... jeszcze nic - �wiat jak puste skrysztalenie zieleni, jak ��ka przed przelotem jeleni, jak trumna albo gramofon za szyb�. O, jakim mikro- czy teleskopem utrafl� mi w t� sal� z�ocist�, w ten dom, do kt�rego ci�gnie t�um jak do ko�cio�a, w ten wysoki dom w ciemnej ulicy, pe�en dr�enia i tajemnicy... jak� harmoni� wzi�� i jakim by� harmonist�, a�eby daleko�� sali tak si� pali�a, jak pali, �eby d�wi�kami te kandelabry poprzepacza�, �uki okien poprzeinacza�, a�ebym wiedzia�, umar�y przyjacielu, �e to by� w�a�nie ten dom? Je�li ten dom ma by� predyluwialnym grzybem, grzybem grozy, co ro�nie z godziny na godzin�, to po co po�piech ten, niech w wilgoci dojrzewa nasienie - wolno wolno 53 nasienie dr�enie. �wiat to dr�enie. Potem - m�g�bym powiedzie�, �e kr�ci�y si� globusy muzyk i ludzie wchodzili do domu, ale jeszcze my�li nie mieli jak meduzy. Klimat? mr�z wtedy by� trzaskaj�cy, jedna z tych chwil przelotnych, gdy B�g jest siny od ch�odu, a czasem w paszcz� komink�w przemienia swe niezmierzone cia�o � i przed paszczami komink�w siedzia�y �ony, ojcowie, dzieci, tu� przed paszczami. Mo�e i ksi�gi wtedy czytali spokojni studenci, stoj�c, pe�ne spokojnych kart w z�otej cytrynie �wiat�a i �wiat�o � mi�o�� przedmiot�w � p�yn�o sokiem zachwytu, nap�ywaj�cym do g�owy. Ach b��kit, ach mszalne dociekania, ach to, co si� czepia brz�z... [...] Je�li to wszystko pisz�, moja male�ka �ono, z�oty male�ki bo�e m�j, to przecie� wiesz, �e s� nam potrzebne pieni�dze i �e m�� musi krzycze�, a�eby by� szcz�liwy, i �e chcia�by pom�c milionom, i �e chcia�by si� nad innych wywy�szy�, i �e jeszcze ma takie sprawy na sercu, kt�re musz� by� wypowiedziane, wydarte i skonstruowane, i szumi�ce jak drzewo, jak podr� do Taorminy. 54 A je�li to nie ta noc, o kt�rej marz� od lat (te s�owa zwracam do ciebie, Ksi��� Nonsensu), to powiedz od razu, po prostu, nie b�dziemy ocean�w owija� w bawe�n�. Wsparty na Watermanie jak pielgrzym odejd� w otch�anie absolutnego zw�tpienia, gdzie nie ro�nie nic i nic si� nigdy nie zmienia... Ale ja zawsze wierzy�em, �e cz�owiek cho� raz mo�e si� zakr�ci� jak niebo i d�u�ej ni� na sekund�. Je�li rym�w w tym, co pisz�, jest ma�o, to dlatego, �e ma�o s�odyczy w �yciu. Nad lustrem si� kr�c� na ma�ych skrzyde�kach jak kap�an-karze�ek u swego o�tarza; o�tarz mnie przera�a, wzrok m�j mnie przera�a � musz� by� po prostu chory, bo mam du�o w�dki w sercu. Na zielone wianki przyjdzie jeszcze czas: dom kochanka, kochanki: ob�ok, niebo, las. Nape�nimy szklanki w przedwieczorny czas i spokojne usta w wino pochyli chwila, 55 �wiat na chwil� zasuszy nas jak Biblia motyla. Pisa�em ju�, pisa�em, si� oddawa�em r�nym pomys�om - i komedi� napisa� chcia�em, ale nic z tego nie wysz�o. Zosta�o r�kopis�w miasto, ciasny pok�j i ma�a �ona, i ten pies, co chodzi za mn� od lat trzynastu, ten bal u Salomona. [...] Strawinskij (wybacz, �e tak bez �Mistrzu", cynicznie), ty by� lepiej te b�benki odda� przedwst�pne, te pierwsze chwile dziecinne, bezz�bne, te zarysy preludyjne, te profile, jak m�wi dziennikarz, elegijne... pierwsze muzyki jak �wi�tojanki wylatuj� zza stor - bo ty m�wisz nie ch�r, tylko chor, a to- oceaniczniej. Ty by� wiedzia�, jak podci�� gwiezdno�apego nied�wiedzia i jak tkn�� ko�cem fajki w niezapominajki, w bajki, w takie tony, kt�re jeszcze nic nie znacz�, ale pi�kne s� i ju� jak doro�li p�acz�. Ja nie wiem, czy na posadzce by�y ornamenty, czy alegorie w powale - kto� mo�e zdzieli� mnie przez �eb jak chama, 56 a mo�e by�em po prostu czym innym zaj�ty, nie wiem - mo�e zn�w chcia�em pisa� dramat... Dzi� tylko jak fale ciep�ego z�ota widz� t� sal�, jak bibliotek� ciep�a odnalezion� po d�ugim marszu rudyment�w w chaszczach, w polu poleskim, kiedy si� umiera�o od mrozu. Ksi���ta, pami�tam, si� izolowali, ale niejeden przystan��, gdy saksofon trzasn�� ton, od kt�rego si� rodzona matka przypomni, a potem zn�w chodzili, ka�dy po swojej sali, z�oci�ci i ogromni, w swych przezroczystych pelerynach, jakby w astralnych mandolinach, jak gdyby saksofon nie by� godzien opiewa� �mierci paj�czka(?). Niebo jest mro�ne i sine; jeszcze przed chwil� szk�a w szybach by�y mleczne, a teraz - popatrz - niebieskie. Niebo przep�ywa wzd�u� szyb. - Prosz� pa�stwa, komu si� nie podoba, mo�e wyj�� przez okno, prosto w niebo. Ka�dy za swoj� potrzeb�. [���] Master of Revels wpad� na pomys� plagiacki: kaza� z�otem przesypa� posadzki i wi�niami przystroi� zwierciad�a, potem ch�opcom kaza� ta�czy� bezruchami 57 na tym z�ocie, mi�dzy tymi zwierciad�ami. I ta�czyli jak zwierciad�a, jak widziad�a owi ch�opcy, nie�miertelne kolana. Muzyka wisia�a nad ta�cem lekko kolorowana. A wi�nie tak pachnia�y, tak pachnia�y, �e si� panny niekt�re poprzestrasza�y, �eby z wisien nie wyszed� Proteusz. Pewien genera� bardzo si� �ali�: - Pedera�ci, panie, na sali. Kiedy ch�opcy swoje odta�czyli, roznoszono ciasta w konchach; ka�dy szczypa� sw�j fragmencik idealnie, a najwi�cej �ar� dyrektor rze�ni rytualnej � ca�y w koronkach. � Gulistan � m�wi � to ogr�d r�, w ogrodzie � m�wi � strumienie. R�e? na skronie - m�wi - r�e w��, strumienie - m�wi - to cienie. Kto m�wi? - m�wi. - To kilka chwil. �wiat - m�wi - jak lalka znika. Ach, to nic - m�wi - to tylko tryl. Kto m�wi? M�wi muzyka. Jeszcze si� podnie�, jeszcze si� schyl, przebiegnij po klawiaturze. To nic nie znaczy, to tylko tryl, to tylko z tryl�w r�e. To s� te gaje prawdziwych sn�w, te d�onie i te dotyki, i to, co wznosi si�, i zn�w, i zn�w plastyczniej�ce muzyki. 58 Nie krzycz, nie trzeba - ju� tyle lat... to wszystko nic nie znaczy... Widzisz te mg�y? te mg�y to �wiat, a to jest krew twej rozpaczy. I znowu w g�r�, i zn�w, i zn�w wyrastaj�cym trylem; a mo�e dosy� tryl�w i s��w? poczekaj, jeszcze chwil�. Jeszcze chwileczk� ma�� jak tryl, �wit tak�e b�dzie wkr�tce. S�abnij czy m�niej, w�tp czy si� sil - �mier� zagra ci na dudce. Gulistan - m�wi - to ogr�d r�, w ogrodzie - m�wi � strumienie. [...] Siedzia�em na tym balu w chorobie, w dreszczach, w gor�czce i w febrze, we w�asnym oknie b��dzi�em srebrnym spojrzeniem po srebrze. �wiat�a widzia�em za oknem, ciemne domy w srebrnej powodzi i ca�e miasto widzia�em jak srebrn� �mier�, co przechodzi. Oddalony od wszystkich ta�cz�cych, zatopiony w to rozsrebrzenie by�em jak intruz, jak szpicel, jak kaleka lub jak sumienie. Stultery m�wi�, �e to trzeba uhermetyczni�, owe cienie od palm na �cianach, �eby wszystko si� da�o zalegoryczni� 59 przy organach fryzjera Antoine'a. �e �wiat jest pe�en pi�knej, ukrytej racji nawet wtedy, gdy ma charme trupa. Potem pokaza� nam pakiet akcyj z akademii kolegi Kruppa. Jeszcze zanim na wiolonczeli poszed� psalm i tamburynach, ju� niejedni w t�umie zrozumieli, �e to bal, kt�ry tylko si� zaczyna, �e to formy s� nazbyt d�ugie, �e to tylko smuga goni smug�, a ze spodu si� z�otem podbarwia, �e to tylko tak wymy�lono, rozfletniono i zwiolonczelono, a �e ca�y bal to tylko larwa. A ci ludzie to tylko strachy, a te dreszcze to tylko zapachy od owoc�w, od kobiet, od wina i �e jeszcze przed pocz�ciem skona ten daleki bal u Salomona, ten bal, co si� tylko zaczyna. [...] * Najpierw by� ojciec. Ka�dy ojciec jest z�y. Mia� swoje wyrachowania, swoje serce, potem mieli w sercach po iskierce i za miesi�c ju� byli na ty. Potem syn si� urodzi� � niby ja, niby ty, niby ona - kt� to wypowie? 60 Mog�em si� urodzi� z wad� w g�owie, ale w�a�nie, �e nie... tra-la-la. Kiedy syn ro�nie, muzyka poci�ga syna, wi�c lubi siedzie� przy fortepianie. A przy fortepianie jest zawsze taka pani, kt�ra si� potem przypomina. Mog� by� r�wnie� marki pocztowe, tran i �do szko�y, m�j anio�ku, do szko�y!" W cieniach szko�y ucz� melancholijne bawo�y, st�d onanizm - przez t� pani� � mais ca depend. I powoli wchodzi w g�ow� �wiata klin; cz�owiek ma �awk� w parku, stary smyczek, zna ju� s�owo �bordel", sens po�yczek i naj�wi�tsze s�owo �c ' e s t la lun�". R�nie mo�e si� u�o�y� potem: �awka w parku zniknie, zniknie park, uniwersytet przyp�ynie i warg nowa nuda pod jesiennym z�otem. Wszystko wzgl�dne. Inny p�jdzie w sport, b�dzie byczy� si� i b�dzie �wiczy�, ten ma kielich wina, ten goryczy, jeden n�dzarz jest, a drugi lord. Innym promie� si� do g�owy w�li�nie: p�jd� z ojcem walczy� w noc samotn�, zrozumiej� t� duszyczk� sromotn�: �Bordel" my�la�, m�wi�c o ojczy�nie. 61 A gdy ojciec umrze, to jest naprawd� sympathique: stary cylinder w odwiecznym futerale... Krucyfiks wpad� do wanny. Matka w krzyk. A ja nie p�aka�em wcale. Wszystko normalnie. Potem mo�na, jak to m�wi�, opu�ci� kraj dla europejskiej otch�ani. Cz�owiek my�li: spok�j, a tu baj-baj: inny dra� o ojczy�nie tumani. A ty gdzie si� podziejesz k�sany od Erynii, kt�rego �adna szuja stu wiekowym bujaniem nie nabuja na temat Lotaryngii czy Gdyni? Cicho, serce, o tak... po�� g�ow� - widzisz �wit? i koniak dobry i mi�kki jak pos�anie... Powtarzaj za mn�: ,,W nieruchomym z�otym oceanie p�yn� �odzie bia�e i r�owe..." * M�wi�a: - Wr�� - p�aka�a: -