13751
Szczegóły |
Tytuł |
13751 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13751 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13751 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13751 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Konstanty Ildefons Ga�czy�ski
Wiersze na polskich ob�okach
Poezje � Zielona G� � Listy z fio�kiem
Wyb�r i wst�p Ziemowit Fedecki
Projekt ok�adki i stron tytu�owych
Mieczys�aw Wasilewski
Opracowanie typograficzne
Cecylia Staniszewska
Redaktor serii
Barbara Miecznicka
Redakcja techniczna
Alicja Jab�o�ska-Chod^e�
Korekta
Halina Ruszykiewicz
Ludwika Szumna
Copyright � by Kira Ga�czy�ska
Wyb�r i wst�p � Copyright by Ziemowit Fedecki, 1999
Bertelsmann Media Sp. z O.O.
�wiat Ksi��ki, Warszawa 1999
Fotosk�ad �Iskra"
Druk i oprawa GGP
ISBN 83-7227-193-3
Nr 2205
O Ga�czy�skim
�Ziemek, zaczekaj!" - zawo�a� do mnie Ga�czy�ski na przystani
W Praniu, kiedy odbi�em ju� od brzegu, kieruj�c si� ku Zatoce
Samordejskiej. �Pojedziesz ze mn� na ryby?" - zapyta�em. �Nie.
Powiedz mi tylko, co robi trzcina jesieni�?" � �Chyba nic. Stoi
sobie dalej i czeka, a� j� skosz�. Ale to dopiero zim�. Ch�opi
zwo�� j� saniami, przyda si� w gospodarstwie, cho�by do �atania
strzech". � �Nie mo�e sta� tak sobie � stwierdzi� stanowczo
Ga�czy�ski. - Jesie� to wa�na pora, wszystko si� zmienia,
trzcina na pewno te�. Ale jak? Pomy�l i powiesz mi wieczorem".
Siedzia�em do zmroku w trzcinie z�y na Konstantego, �e zada� mi
tak� zagadk�, i w�ciek�y na siebie, �e nie mog�em jej rozwi�za�.
Kiedy przyp�yn��em do Prania, czeka� na przystani. �No i co z t�
trzcin�?" - zapyta� znowu. �Chyba p�owieje" � odpowiedzia�em
niepewnie. �No w�a�nie - stwierdzi� zadowolony - masz racj�.
To mi si� przyda". Na co mu si� p�owiej�ca trzcina mia�a
przyda�, dowiedzia�em si� dopiero z �Kroniki olszty�skiej":
Gdy trzcina zaczyna p�owie�,
a �o��d� wi�kszy w d�browie,
znak, �e lata z�ote nogi
ju� si� szykuj� do drogi.
W Ga�czy�skim rozczytywa�em si� od dawna, ale dopiero
wtedy zrozumia�em w pe�ni, jak wra�liwy jest na barwy, d�wi�ki
i wszelkie znaki p�yn�ce do niego ze �wiata, jak bardzo troszczy
si� o jako�� budulca poetyckiego. Dla mnie sp�owia�a trzcina
5
by�a drobnym szczeg�em pejza�u, dla niego - symbolem
dramatu, kurtyn� zapadaj�c� po weso�ym przedstawieniu ode-
granym przez znikaj�ce lato.
Z t� trzcin� uda�o mi si� przypadkowo. Ga�czy�ski nie za
cz�sto rozmawia� ze mn� o Mazurach, mia� lepsze �r�d�a
informacji. Jego naczelnym listonoszem przynosz�cym wiado-
mo�ci z Puszczy Piskiej by� le�niczy Stanis�aw Popowski, nasz
gospodarz i przyjaciel. Poeta przepada� te� za rozmowami
z matk� le�niczego i z jego siostr� Marychn�. Prawie co dzie�
wyrusza� z pani� Natali� do lasu na zwiady w towarzystwie
�aby, Suki, �obuza i Rudego (bohatera nie uko�czonego
poematu). �Nie masz poj�cia, ile si� od tych ps�w nauczy�em"
� powiedzia� mi kiedy�.
A opowie�� o lecie, kt�remu pilno �p�j�� i zabra� w walizce
ziele� i ptaki", zamkn�� w klasycznym �kochanowskim" o�mio-
zg�oskowcu. By� to naturalny odruch. Tworz�c swoj� arcy-
samodzieln� poezj�, Ga�czy�ski przez ca�e �ycie uwa�a� si� za
ucznia Reja, Kochanowskiego i Mickiewicza. Korzysta� z ich
dorobku, przywo�ywa� na �wiadk�w, czasami przekomarza� si�
z nimi, ale zawsze towarzyszy�o temu gor�ce uwielbienie.
W �Kronice olszty�skiej" chcia� pokaza� Dawnym Mistrzom,
jak wiele w ich klasycznej szkole skorzysta�, oni bowiem
wynie�li wdzi�cznego terminatora na szczyty polskiej liryki
i polskiej groteski.
No w�a�nie - groteski. Sp�jrzmy pod tym k�tem cho�by na
rozmowy w salonie warszawskim i sen senatora w �Dziadach",
a z �atwo�ci� uchwycimy wi� ��cz�c� te sceny z �Zielon� G�si�"
czy z �Babci� i wnuczkiem". Poet�w z prawdziwego zdarzenia
zawsze musia�a poci�ga� w grotesce mo�liwo�� maksymalnej
koncentracji materia�u i osi�gni�cia w ten spos�b efekt�w
niedost�pnych w innych gatunkach. A poza tym groteska niemal
od swych narodzin towarzyszy�a zazwyczaj s�usznej sprawie.
Ciemnota, przemoc i wszelkie kanciarstwo moralne, podparte
6
m�tn� filozofi�, s� z regu�y �miertelnie nudne i przegadane.
Demaskowanie ich serio, w powa�nych d�ugich wywodach,
rzadko przynosi po��dany skutek. Znacznie lepszy daje lampa
b�yskowa, kt�ra pozwala schwyta� dra�stwo na gor�cym
uczynku i przy okazji o�mieszy� je ca�kowicie. Ten niepowa�ny
pozornie gatunek sta� si� przycz�kiem wolnej my�li, sprzymie-
rze�cem humanizmu. Nic dziwnego, �e ciemnogrodzianie pa-
trz� na grotesk� krzywym okiem. Pami�taj� Pa�stwo �Dymi�cy
piecyk" Ga�czy�skiego? W swoim czasie pewien licz�cy si�
krytyk okre�li� t� �Zielon� G�" jako �be�kot surrealisty".
Potem utw�r trafi� do wypis�w szkolnych, jego za� m�odociani
czytelnicy bez najmniejszych k�opot�w domy�lali si�, dlaczego
ten nasz nieszcz�sny narodowy piecyk wci�� dymi i dymi.
Powr��my na chwil� do znakomitego wsp�istnienia w poezji
Ga�czy�skiego tradycji i nowatorstwa, bo to w�a�nie jest istot�
nadzwyczajnego talentu autora �Kolczyk�w Izoldy". Zrobi�
krok naprz�d mo�na tylko po odepchni�ciu si� nog� od ziemi,
bez punktu odbicia nie przekroczymy nigdy linii startowej.
Przygl�daj�c si� ruchom awangardowym, kt�re pozostawi�y
�lad w literaturze, z �atwo�ci� zauwa�ymy, �e ich osi�gni�cia by�y
swoist� kontynuacj� dzie� poprzednik�w. Nawet ci, kt�rzy
podejmowali zdecydowan� walk� z utrwalonymi kanonami,
zdawali sobie spraw�, �e przeciwnika w zapasach nie da si�
rzuci� na �opatki z dystansu. Trzeba z nim najpierw wej��
w zwarcie. Innymi s�owy � bez klasyki ani rusz. Warto pami�ta�
o tym, wst�puj�c w poetyckie szranki.
Mniej waleczni potrz�saj� �nowo�ci kwiatem" w odosob-
nieniu, twierdz�c, �e wiersz prawdziwy mo�e powsta� wy��cznie
jako dzie�o tw�rcy amatora, nie ska�onego �adnymi wp�ywami
literackimi. Tak ma by� rzekomo lepiej i ciekawiej. Rozumuj�c
w ten spos�b, dochodzimy do wniosku, �e nowoczesne auto
wy�cigowe mo�e skonstruowa� jedynie cz�owiek, kt�ry nigdy
nie mia� �rubokr�tu w r�ce. Historia nie tylko techniki, ale
7
i literatury uczy jednak, �e specjalizacja jest bardziej wskazana.
A specjalizacja oznacza prac�. I wsp�prac�. Dotyczy to,
oczywi�cie, r�wnie� poezji. W ka�dym wierszu znajdziemy
cz�stk� pracy, kt�r� mo�e wykona� tylko poeta, oraz cz�stk�
stanowi�c� domen� odbiorcy. M�wi�c dok�adniej � wiersz
zaczyna si� w duszy poety, a ko�czy w sercu czytelnika. Bez tego
podzia�u pracy ka�dy napisany utw�r pozostanie zwyk�� baz-
granin�. Przypomnijmy sobie, co na ten temat pisa� Ga�czy�ski:
Cz�stka pracy wykonana
i zn�w cz�stka, i zn�w cz�stka,
i zn�w noc, i zn�w od rana
do cz�stki dodana cz�stka.
S�o�ce serca nam przeszywa
i bij�, wdzi�czne blaskowi.
R�kami pchamy tworzywa
od bezkszta�tu ku kszta�towi.
Kszta�tami �wiat zaludniaj�
do prac przy�o�one d�onie.
T�tni� prace. Tak powstaj�
wiersze, domy i symfonie.
Albert Einstein s�usznie twierdzi�, �e ka�da dobrze wykonana
praca jest pi�kna i m�dra. My�l�, �e znalaz�by natychmiast
wsp�lny j�zyk z Konstantym Ildefonsem Ga�czy�skim. Nasz
poeta nie zdo�a� co prawda porozmawia� o tych sprawach
z wielkim fizykiem, ale uda�o mu si� za to om�wi� je z Miko�a-
jem Rejem. Oto zapisany fragment dialogu:
MIKO�AJ:
Jak tam, panie Ildefonsie,
Czy porz�dki ju� robi� si�?
8
KONSTANTY ILDEFONS:
Tylko bez tych �si�", gwiazduchno.
�Si�" to bujda. �Si�" to pr�chno.
Owo �si�" po��my w grobie.
Nie �si�" robi, lecz ja robi�.
Jeden ceg�y, drugi rymy.
Wy robicie. My robimy.
Od czas�w Norwida Polska nie mia�a poety, kt�ry by z tak�
pasj� i przekonaniem walczy� o etos pracy. W literaturze polskiej
i w �yciu Polak�w. W�adze nie rozpieszcza�y Ga�czy�skiego.
Konfiskowano mu teksty, przetrzymywano w szufladach wydaw-
niczych zam�wione utwory, likwidowano rubryki w �Prze-
kroju". Do dobrego tonu nale�a�o wybrzydzanie si� na Ga�czy�-
skiego. Z lewa i prawa. Ale ta sama �wczesna Polska da�a poecie
setki tysi�cy czytelnik�w z awansu spo�ecznego i kulturalnego.
Ludzi pracy kupuj�cych ksi��ki w ksi�garniach, chodz�cych do
kin i teatr�w, spragnionych poetyckiego s�owa o ich �yciu
i kraju. To dla nich pisa� wiersze �w Konstanty Ildefons, kt�ry
poet� przyr�wnywa� do robotnika, poezj� do weso�ego paro-
wozu, a Eos r�anopalc� ozdobi� �dumn� twarz� robotnicy".
Bardzo nie lubi� okre�lenia czy � jak kto woli - tytu�u
�najlepszy poeta polski". Mo�e taki termin jest przydatny
w rankingu wy�cigowym, w literaturze, moim zdaniem, nie ma
sensu. Nie u�yj� go zatem w stosunku do Ga�czy�skiego,
chocia� nie widz� doko�a nikogo, kto by go przewy�sza�.
Tw�rca tej miary co Ga�czy�ski jest ponad superlatywy i wszel-
kie nagrody. Wystarczy - i jemu, i nam - �e p�ynie czystym
nurtem polskiej poezji, unoszony przeze� i zarazem wyznaczaj�-
cy jego kierunek. Pop�y�my wi�c z poet� przez nasz pi�kny kraj,
przeczytajmy raz jeszcze te wiersze pisane na polskich ob�okach.
Ziemowit Fedecki
9
Wiersze
wybrane
Piosenka
o trzech weso�ych anio�ach
- S�uchajcie, s�odkie siostry �
tak m�wi� stary opat: �
(Na dworze by�o wietrzno,
ponuro i listopad.)
Raz by�o trzech anio��w,
jak trzy wyborne liry,
imiona ut sequuntur:
Piotr, Pawe� i Zefiryn.
�liczni to byli ch�opcy,
jeden w drugiego g�adszy,
�askawym na nich okiem
Pan B�g zza pieca patrzy�.
No, w raju, jak to w raju,
zielono i weso�o,
obiady, gadu-gadu,
wieczerze i tak w ko�o.
Lecz nasi anio�owie
co� nazbyt byli dziarscy
i cz�sto B�g Dobrodziej
brew zagniewan� marszczy�;
i g�sto w sk�r� leli
anio��w rajskie zbiry �
na pr�no: zn�w szaleli
Piotr, Pawe� i Zefiryn.
Od sromu jak od gromu
cierpia�y anio��wny...
Ha, by�o trzech anio��w,
lecz siedem grzech�w g��wnych.
Anio� Piotr, jak to Piotry,
13
szklenic� zwyk� si� bawi�
i nieraz w Mons Pietatis
musia� skrzyd�a zastawi�;
a gdy wy�ysia� mieszek,
to wonczas furis mor�
do piwnic Dobrodzieja
dobiera� si� wieczorem.
Pawe� zasi� po Pawle
rycerskie wzi�� zas�ugi:
Dzie� w dzie� na rajskiej ��ce
anio��w k�ad� jak d�ugich.
Sam �wi�ty Jerzy, siostry,
przygl�da� si� i dziwi�:
�Ho, ho, nasz anio� Pawe�
bije si� jak Radziwi��.
Dobrodziej te� by chwali�,
lecz w�a�nie �pi w ob�okach".
Tak m�wi� �wi�ty Jerzy
i dalej m�czy� smoka...
Zefiryn by� muzykant,
mi�o�nik strun i syryng,
niefrasobliwy, lekki,
jednym s�owem, Zefiryn;
zna� si� na mitologii,
Achillach i Chimerach,
mia� sk�onno�� do ksi�yca,
troszeczk� do Baudelaire'a
i do sekretnych uciech,
nie gardzi� r�wnie� poz�,
b��kaj�c si�, dziwacz�c
andante maestoso.
A taki by� wstydliwy...
co� niby... jak Jan Jakub;
14
kazania wielce ceni�:
�Do rybek" i �Do ptak�w";
chocia� wuj Zefiryna,
ju� taki starszy anio�,
raz widzia� �S��wka" Boya
pod ko�dr�. (Ach, ty draniu!)
Tak �yli anio�owie,
ale nadesz�a kryska
i wezwa� B�g Dobrodziej
nadanio�a Matyska.
�Wyp�d� mi - prawi - Piotra,
Paw�a i Zefiryna,
kalaj� Paradisum,
ego Deus � daj wina!"
Po takim paternoster
i po wytrawnym winie
Dobrodziej chodzi� gniewny
i hucza� po �acinie.
Zefiryn zasromany
pochyli� nisko g�ow�,
wstydzi� si� jak Jan Jakub,
skrzyd�a tul�c r�owe.
Piotr zasi�, jak to Piotry,
brat rygielkom i zamkom,
siedzia� w ch�odzie piwniczki
i �wieci� sobie lampk�.
Pawe�, jak zwykle Pawe�,
anio� bitny, rogaty,
na podw�rcu rajowym
bi� si� z Jerzym w palcaty.
Ale nic nie pomog�o,
zjawi� si� Anio� Micha�
i rzecze: �Zefirynku,
15
ju� mi nie b�dziesz wzdycha�.
Zwo�aj swoich kamrat�w,
tak Decyzja orzek�a...
ruszaj si�, p�kim dobry!
ani mru-mru! do Piek�a!"
Wyp�dzi�y anio��w
rajskie draby i zbiry.
Zmarnowali kariery
Pawe�, Piotr i Zefiryn.
Ergo, siostry najs�odsze,
(Bo�e, m�dl si� za nami!)
lepiej wam si� przed noc�
nie wdawa� z anio�ami.
1926
Muza
(z kt�r�, po pijanemu, autor dotar� do trze�wej pointe'y)
Niechaj tam innym S�awa dmie w laurowy puzon,
niech si� ho�ota bawi hucznie i weso�o,
kupcy niech �pi� na mieszkach �
ja ze sw� Muz�
go��
w strofie zamieszkam.
Muzo, ta strofa b�dzie �ko�cio�em Dyjanny",
w kt�rym przy Tobie zasn� jak jaki Endymion;
tam, czy wiecz�r, czy �wit ranny,
b�dziemy zi�ka zbiera�,
rozbiera� si� i ubiera�,
i mleczko ssa�
16
ze zmy�lonych ja�owic wymion.
Jak ogr�d podzielimy strof� na kwatery,
z rym�w zielonych zrobimy szpalery,
a z bia�ych b�dziesz mia�a majtki,
z czerwonych dla mnie b�dzie frak,
i tak
b�dziemy �yli jako kr�lestwo z bajki.
O strofy, �koralowe ostrowy" u�udy!
(�Cudy
nie dziwi� poet�w".)
Kiedy nie zechcesz ze mn� razem
spo�y� obiadu, auto-Pegazem
pojedziesz w raj triolet�w.
Gdyby� sk�onno�ci mia�a lunatyczne,
to w ka�dym wierszu b�dzie wschodzi� miesi�c.
Zim� w oktawie b�dziemy przez miesi�c
mieszka�, a latem w rondzie elastycznem.
Ze znaku zapytania dam Ci parasolk�,
bo si� boisz pieg�w i komet;
a gdyby� mia�a gor�czk�,
to podnie� tylko r�czk�:
z przecinka zrobi� Ci termometr...
Tam usta po��czymy jak rymy najs�odsze,
tam b�d� Ci� mi�owa� i pie�ci� jak przeor �
usta do ust si� zbli��, rym o rym si� otrze,
strofa stanie si� niebem, cezur� - meteor...
O tam, o tam!
ten �wiat mi b�dzie rajem
i szcz�cie tam
rozwinie �z�ote �agle"...
Et pourtant:
(tak pomy�la�em nagle)
nad Pegaza, Dian� i Ceres
17
lepszy uczciwy interes:
knajpa, dom, elektryczne magle
albo zgo�a karet wynajem.
1926
W�z
Sze�� dzwon, a szprych dwana�cie, lu�nia, orczyk, zwa�e�:
oto jest w�z jad�cy nuc�cymi ko�y,
mocny w�z drabiniasty, �niwny i weso�y,
ko�ami wo�aj�cy rytm pot�nych marze�;
przez b�ota miody grz�skie, gdy ruch jest s�odycz�,
w�r�d dr�g znieruchomia�ych, d�ugich jak pacierze,
toczy si�, snopy zwo��c, a snopy s� �wie�e
obfito�ci, a ch�opy �miej� si� i licz�.
�piewam skrzypi�ce pi�knie twarde wozy one,
piasty od gwiazd kr�glejsze, s�o�ce i powietrze,
i ramiona cz�owiecze rozwarte na wietrze,
zb� bogactwo, anio�a i lejce zielone.
1926
Jesie�
Jab�ka �wiec� na drzewach jak w�gle w popiele,
wiatrak p�ka ze �miechu i powietrze miele.
Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne
z r�owymi ��dzami m�n� wiod� wojn�.
l8
Ju� kasztan si� osypa� i och�od�y ranki;
o, m�ody przyjacielu, poszukaj kochanki
z ma�ym domkiem, ogr�dkiem, sennym fortepianem,
kt�ra by w�osy twoje czesa�a nad ranem,
z kt�r� by� po �niadaniu czyta� Mickiewicza -
niech b�dzie silna w r�ku, a pi�kna z oblicza,
jak jesie� zamy�lona, jak jesie� �miertelna
i jako jab�ka owe cierpka i weselna.
1926
�mier� braciszka
Le�a� w trumnie umar�y na szkarlatyn�
na g�adziutkich sosnowych deskach.
Trumna pewnie w �rodku by�a niebieska,
bo mia� niebieskie oczy.
Ojciec szed� za pogrzebem w d�ugim surducie
i dzie� by� strasznie d�ugi;
matka nie krzycza�a, tylko szepta�a:
�O Bo�e, to ju� drugi!
Pada� deszcz. Nikt konwulsji nie dosta�,
gdy spu�cili trumn� na sznureczkach.
Doktorowi wypad�a teczka.
�...M�j panie, �mier� to rzecz prosta".
19
By�o cicho, zupe�nie cicho.
Mo�e wszystko by�o zmy�lone?
Ale dziadek siwy jak go��bek
mia� oczy takie czerwone.
A gdy si� wszystko sko�czy�o,
doktor krzykn��: �Bo�e, to ju� trzecia godzina!"
Skona� braciszek, skona�, skona�, skona�.
Zosta�o po nim serce z kory i okaryna
st�uczona.
1928
Stajnia w zimie
�nieg jest ostry i ci�ki. �nieg przydusza dachy.
Ze stajni dr�giem bij� krwio�ercze zapachy.
Konie z br�zu i z miedzi roz�eraj� obrok,
w ustach maj� czerwono, w oczach tak�e modro.
Ordynans generalski u�miecha si� s�odko
i Lwa swojego pana czy�ci now� szczotk�.
(Jest natchnienie ogromne w Lwa mi�niach i t�uszczach.)
Ma�a gwiazda za oknem okna l�d rozpuszcza.
I ordynans jest senny.
Wyjd�, bracie, przed stajni�:
Jak niewiasta ze z�ota s�o�ce �wieci fajnie.
Powietrze jest i krzyczy: Oj zima, oj zima,
zima miecz szafirowy wbity w gard�o olbrzyma.
1928
20
Koniec �wiata
Wizje �wi�tego Ildefonsa
czyli
Satyra na Wszech�wiat
J. O. Panu
Tadeuszowi Kubalskiemu
tudzie�
�p. cioteczkom moim:
Pytonissie, Ramonie, Ortoepii, Tenorze, Eurazji, Titi-
nie, Ataraksji, Republice, Jerozolimie, Antropozpotera-
tologii, Trampolinie � od tr�by powietrznej w kwiecie
wieku na ulicach bolo�skich porwanym -
po�wi�ca nieutulony
Autor
Apparebit repentina
Dies magna Domini
Tur obscura velut nocte
Impropisos occupans.
�piewka �aci�ska
W Bolonii na Akademii
astronom Pandafilanda
rzek�, biret zdejmuj�c z w�os�w:
� Panowie, to jest skandal:
zbli�a si� koniec Ziemi,
a mo�e ca�ego Kosmosu;
wszystko przed wami rozwin�:
perturbacje i paralaksy,
bo wed�ug mojej taksy
�wiat jeszcze potrwa godzin�.
21
Na te okropne s�owa
podni�s� si� Im� Marconi,
najo�wiece�sza g�owa
w ca�ej Bolonii.
I rzek�: � Areopagu
m�drc�w najznakomitszy,
wszystko, com s�ysza�, jest blag�,
jak sze�� to jest trzy i trzy;
wszem wobec, jako rektor,
o�wiadczam przeto, �e kto
takie brednie lansuje,
na kar� zas�uguje,
�e taki g�upi argument
wymy�li� m�g� energumen,
szarlatan Pandafilanda.
Rumor si� zrobi� na sali:
wszyscy uczeni gwizdali,
wo�ali: - Skandal i granda!
On tu nas chcia� omami�,
nabuja�, skorrumpowa�,
zaidiotyfikowa�!
Poczekaj pan: k�amstwo plami,
nikt z czo�a ci ha�by nie zdejmie!
To m�wi�c wyszli, stukn�wszy pulpitami,
jak w polskim sejmie.
Zosta�y czarne pulpity
i czarny na �cianie krucyfiks,
i na katedrze zgn�biony,
male�ki, pokurczony
astronom.
22
Bola�o go bardzo w g�owie,
wi�c za�y� proszek �Z kogutkiem",
potem przez chwile kr�tkie
nie podejmowa� powiek,
wiadomo: astronom te� cz�owiek.
Potem si� chwil� przechadza�
pos�pny nies�ychanie,
mrucza� co�: � Ko�czy si� w�adza...
Albo na bia�ej �cianie
kre�li� cyfry i znaki,
logarytmy, zodiaki �
przez bardzo d�ugie chwile
zawile.
W ko�cu, w notesie u g�ry,
patrz�c w cyferblat �Cyma",
nakre�li� dziwne figury
z min� olbrzyma.
A potem, wsparty na d�oniach,
ju� tylko w okno pogl�da�:
za oknem by�a zielona
Bolonia.
I wiecz�r.
Daleko, w z�otym birecie,
student przygrywa� na flecie �
by�o to w lecie.
Stop!
Bo gdy wype�ni�a si� pora,
znaczy, godzina sz�sta,
u bezbo�nego rektora
pop�ka�y wszystkie lustra;
23
i potrzaska�y tak�e
u rentier�w i tapicer�w,
i u wszystkich w mie�cie fryzjer�w,
a by�a to plaga za grzech.
Komiczne! wo�ny Malvento,
egzaminuj�c si� w lustrze:
- Twarz mam na dwoje rozci�t�!
wrzasn��. A to by�o w lustrze.
Wi�c widz�c, co si� �wi�ci,
z ko�cio��w uciekli �wi�ci,
salwuj�c si� fug� niepi�kn�,
jak lustra nie chcieli p�kn��.
Unios�y si� trwo�nie do g�ry
�adne gliniane figury
i polecia�y do nieba.
Nie ma �wi�tych, gdy potrzeba.
A tutaj w moich widzeniach
nast�pi nale�na przerwa.
W i d z e n i a n a s t � p u j �
Koty, motyle i drzewa
ta�czy�y ze zgrozy w k�ko,
skrzyd�a siwia�y jask�kom,
widziano krew na kamieniach.
Widziano, jak nawet rektor
ze strachu spuszcza� zas�ony
i p�aka�, jak narodzony,
a przecie� nie by� bylekto.
24
A ju� na wszystkich ulicach
krzyczano: �Ginie Bolonia!"
Widz�c ten bayzel, policja
j�a cwa�owa� na koniach;
d�ugimi pa�kami z gumy
pra�yli karabinierzy,
niestety! wrzeszcza�y t�umy:
�Ratuj si�, kto w Boga wierzy!"
I kto wierzy�, szepta�: �O Bo�e",
a kto nie: �Strachy na lachy!"
Ciekawsi w�azili na dachy
i nawet byd�o w oborze
rycza�o, rycza�o, rycza�o.
Ulicami szli biczownicy
w diesirycznej w�osiennicy
i umartwiali cia�o.
M�wiono, �e nawet papie�
(tss!) szuka ucieczki na mapie,
�e ca�e �wi�te Koncylium
bije si� w cz�onki lili�.
Taki to dopust Pan da�
przez usta Pandafilanda.
Tylko weseli studenci
do strachu nie mieli ch�ci:
w tawernach winem obros�ych
kochankom pisali akrostych,
a co wstydliwsze kochanki
przez wina dzikiego listek
ca�owali w same usta.
�adnie! ginie wszech�wiat wszystek,
a tutaj, panie, rozpusta.
25
Bo r�wnie� konkretne zdro�no�ci
przerabiali obustronne
i pili, kanalie, koniak,
i �piewali,
i na gitarach brzd�kali:
�Evviva Bologna,
citta delie belle donn�!"
Tu pauza, bo konam z zazdro�ci.
Kiedy si� dzia�y dziwy te
szalone i nierozumne,
nies�ychane, niesamowite,
cie�la Giovanni Lucco
bawi� si� swoj� ciesi�k�
i �piewa�, i ciosa� trumn�;
�piewa� Giovanni: �Ciosaj,
trumno moja, si� ciosaj;
po�o�y si� w tobie panna,
panna o z�otych w�osach".
A kiedy uko�czy� prac�,
w oliwie umacza� placek
i jad� poma�u, pobo�nie;
a potem, polityk stary,
na oczy wdzia� okulary
z premedytacj�, ostro�nie,
aby nie p�k�o w��kienko,
zwi�zuj�c drucik z uszkiem;
i usta ��cz�c z cybuszkiem,
litery popycha� r�k�
do gadania niezaprawne;
26
znudzi� si�, zamkn�� warsztat
i mrucz�c: - Koniec �wiata...
hm... to wcale... zabawne...
zasn�� pod krzaczkiem w ogr�dku.
�pij s�odko, Giovanni Lucco.
Ale w szpitalach nie spali
na spr�ynowych ��kach
i na mi�kkich poduszkach
chorzy.
Tylko krzyczeli, wo�ali,
kas�ali i przeklinali:
� Gdzie s� doktorzy?!
Gdzie s� r�czniki, spluwaczki,
wyka�aczki i pos�ugaczki?!
Nam coraz gorzej!
A my nie chcemy umiera�,
ale si� pi�knie ubiera�,
wi�za� zielone krawaty �
nie chcemy banda�y i waty!
Protestujemy!
I coraz ciszej wo�ali,
a� w nocy poumierali.
Na bia�ej, szpitalnej sali
spok�j panowa� niemy.
A wtedy przez ma�y otw�r
w�cibi� si� Astralny Potw�r,
lekarstwa pomiesza� i zjad�.
T u t a j s i � k o � c z y w i z j a.
Na dole przed Akademi�,
w ma�e zebrane kupki,
p�aka�y nad biedn� Ziemi�,
27
rajcowa�y miejskie przekupki:
� Czy pani widzi?
� Nie widz�.
� To� wida� tam i tu:
� co� takie idzie
� niedobre.
� Szu szu!
� Szu szu!
� To� widzia�am, moja pani,
� sz�o wyra�nie od plebanii,
� sz�o sz�o
� sz�o sz�o
- To.
� W gazecie tak�e stoja�o,
� czarno na bia�o.
- O!
- Qui
- Pro
� Quo.
� To kara boska...
� Co co?
� Co co?
� A ten Kosmos...
� Biedna, stara Kosmoska.
�ciemnia si�. Pomara�cz�
ksi�yc wyp�ywa z rzeki.
Drzewa nad rzek� ta�cz�,
jak jednonogie kaleki.
I rzeka p�ynie, i milknie �
d�ugie - niebieskie - s�owo.
28
Ksi�yc wyfrunie, przylgnie
do drzewa ga��zki jak owoc.
Lecz nie pomo�e pe�nia:
proroctwo si� wype�nia.
Lecz nie pomo�e fala:
bij� dzwony na alarm.
I Kr�l, i lud nie pomo�e,
bo robi si� coraz gorzej,
strach si� podnosi jak morze
Chmury po niebie � chmury
oci�a�e cwa�uj�;
id�cy gniew Natury
leniwie zwiastuj�.
Ku miastu coraz bli�ej,
ku ziemi coraz ni�ej
opadaj� z�owrogie,
ogromne, wstr�tne, ry�e.
U �wi�tego Micha�a
dzwony bij� na trwog�.
Bolonia struchla�a
dr�y.
Bankierzy, piszcie testament:
B�g zburzy banki Bolonii!
a wy skryjcie si� w mysi� jam�,
blu�niercy i masoni.
Widz� nadci�gaj�c� Groz�,
Xi��� Ciemno�ci wbija w biegun roz�opotany sztandar.
Bo sprawdzi si� od A do Z
proroctwo Pandafilanda.
29
Ju� sprawdza si�, ju� si� sprawdza,
jak drzewa dr�� telefony,
po zwierciadlanej sali
biega Kr�l przera�ony:
Hallo
Hallo
Hallo
Czy to ty? czy to ty, Genowefo?
Tu ja, tu ja - Antonio!
Pomy�ka! 405!
Czy to sk�ad trumien?
Ach, pan mnie nie rozumie?
Ja jestem pa�ski zi��!
A konie wys�a� wieczorem.
Poczta Pinocchio, tuzin 15 lir.
Hallo
Czy to kr�lewska kancelaria?
To ty, kociaku?
Wariat!
Jestem minister spraw wojskowych.
Sire,
burzy si� proletariat:
30
Pytonissa
Ramona
Ortoepia
Lenora
Eurazja
Titina
Ataraksja
Republika
Jerozolima
Antropozooteratologia
Trampolina!
P R O L E T A R I A T
Wi�c wojsko wys�ali na miasto,
maszerowa�o wojsko:
Piccolo-flet tak gwizda� jak kos,
mocne b�bny bi�y, bi�y tak:
- Kosmos Kosmos ginie minie Kosmos
bujd� sko�czy si� niebborrak!
A za wojskiem, zgarbiony,
dziobaty, zamy�lony,
w okularach, z miote�k�
szed� towarzysz Myde�ko;
i miote�k� z wikliny
czy�ci� ostatnie szyny,
i co� mrucza� pod nosem,
jakie� tam s�owa krztusi�:
� Kosmos, panie, Kosmosem,
a porz�dek by� musi.
A nad tym czy�ciszyn�,
a nad tymi szynami
31
go��b skrzyd�a rozwin��
i porusza� skrzyd�ami.
A nad go��biem ksi�yc
lecia�, srebrz�c kominy.
I tak szli, i gin�li:
go��b, tamten i szyny...
Het, na kra�cach Bolonii,
cie� si� tylko pochyla�.
I do nich, i tylko do nich
u�miechn�� si� Pandafiland;
i nader idylliczny
sta� si� i zacz�� marzy�:
� M�j Bo�e, jaki �liczny
proletariacki pejza�yk.
Tego samego zdania
byli bolo�scy poeci:
Przecie� to nies�ychane!
tramwajarz, no i �mieci.
Zaraz wiersze pisali,
deklamowali s�odko:
� Cho� �le ze �wiatem,
proletariatem
pobawmy si� jak grzechotk�.
A bawcie si�, bawcie, dzieci.
A tymczasem ju� grzmia�o,
a tymczasem b�yska�o
i co� si� niedobrego
w og�le gotowa�o.
Nie pomog�y przekle�stwa,
r�ne �porca madonna":
32
Nadszed� kres bezece�stwa:
�wiat kona�.
Na bolo�skich ulicach
ko�ysa�o si� mrowie.
Zbierali si�, radzili,
jak by temu zapobiec.
Pr�na rada! nie wsk�rasz
w dzie� ostatniej zag�ady:
Przewraca�y si� biura,
teatry, kolumnady,
sklepy, cyrki, �wi�tynie
i r�ne ubikacje,
s�onie w Zoo i stacje,
nawet obrazy w kinie.
A u Giovanni Lucco,
kt�ry zasn��, jak wiecie,
przewr�ci� si� go��bnik
i go��b ze� wylecia�;
ten sam go��b anielski,
kt�ry z tym tramwajarzem,
gdy Pandafil diabelski
patrzy� w okno i marzy�.
Ale kiedy bieg planet
sta� si� krzywolinijny,
uradzono nad ranem
poch�d protestacyjny:
Wszyscy w nim udzia� wzi�li:
mniejsi, wi�ksi i mali,
czarni, ��ci i biali,
parlamentarni m�wce,
33
krawcy i brzuchomowce,
Szatani i Anieli.
A jeszcze komedianci,
a jeszcze policjanci,
i ksi�a, i rabini,
si�a, si�a narodu.
A na czele pochodu
jecha� rektor na �wini;
z obna�onymi nogami
szli ekshibicjoni�ci,
transparenty nie�li socjali�ci,
a komuni�ci
dynamit.
Rzecz oczywista - anarchi�ci
nie�li maszyny piekielne,
masony kielnie,
a dzieci
wianki z zielonych li�ci;
zakamieniali rojali�ci
�piewali �Evviva ii Re",
za nimi neopapi�ci,
co byli troch� marksi�ci,
te� �piewali, �targali niebiosa":
- Evviva bandiera rossa!
He, he!!
A wszystko sk�adnie i �adnie,
w porz�dku, rz�dem, gromadnie:
mityngi, wiece, mas�wki,
kukluksklany, boj�wki,
kule dum-dum;
sz�y rezolucje, protesty,
34
rewolucje i manifesty.
T�UM
Na samym ko�cu pochodu
sz�y pojednaczki narod�w:
Mi�dzynarod�wki:
I, II i III,
IV, V i VI,
i VII!!!
Sz�a T�cza,
zbawienie �wiata
sp�nione:
Bo gdy za r�ce si� wzi�li,
jak dzieci wystraszone,
zawirowali,
skamienieli,
i z miliardowej gardzieli
wyrwa� si� ryk:
- NIE CHCE-MY KO�-CA �WIA-TA!
Na z�o�� si� zrobi� koniec �wiata.
Sic!
Kosmiczna zacz�a si� chryja
z ca�� straszliw� atmos-
fer�. Vide �w. Jan,
Apokalipsa - Pathmos:
S�o�ca zgas�y i gi-
n�y, ton�y w oddali.
Gwiazdy spada�y jak figi,
a �ydzi je sprzedawali.
W powy�szej anarchii ksi�yc
na�ladowa� planety inne,
znudzi�o mu tak�e si� �y�
35
i wskoczy� w beczk� z winem;
dopiero� tam zabulgota�,
zamlaska� ten stary op�j,
a� beczka zrobi�a si� z�ota,
a� si� na fest utopi�.
Wszystko si� toto wali�o,
kosmiczne przer�ne dra�stwo,
a� p�k�o, si� utopi�o
stare odwieczne pa�stwo.
Wielka to by�a chwila
i tako rzek� Pandafiland:
� Sko�czy�a si� ca�a panika
i �wiat jak ��d� bez steru,
jak potworny kad�ub �Tytanika"
zaton�� w odm�tach eteru.
JA TO WSZYSTKO S�YSZA�EM
W NIEBIOSACH PRZEZ TELEFON
I W XI�GI ZAPISA�EM
S�UGA BO�Y ILDEFONS.
FINIS
1928
Ulica szarlatan�w
Szarlatan�w nikt nie kocha.
Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy �wiec� w g�rze
i na dole.
36
W tajnych szynkach pij� dziwne
alkohole.
I wieczory przera�aj�
blu�nierstwami.
Wymy�lili swe tablice
szmaragdowe.
Krwi� dziewicy wypisali
charaktery.
Strachy w liczbach: 18,
3 i 4-
Przeklinamy Jezu-Chrysta
i Jehow�.
Szarlatani pisz� ksi�gi
o papie�ach.
Zawsze w nocy m�wi� �le o
Watykanie.
Zawsze w nocy s�ycha� szklane,
szklane �kanie:
p�acz� gwiazdy zapl�tane
w szk�a na wie�ach.
Kiedy miesi�c um�czony
wschodzi na n�w,
alkohole z przera�enia
dr�� s�odycz�.
Nie pomog� alkohole:
W nocy krzycz�
�zy fa�szywe szmaragdowych
szarlatan�w.
Bardzo cicho i bole�nie
jest nad ranem.
37
Dzwoni� dzwony, �wit pochyla
si� w pokorze.
Odpu�� grzechy szarlatanom,
Panie Bo�e,
wszak Ty jeste� takim samym
szarlatanem,
1928
Zoo
Poeta:
Gwiazdy, si� zapalajcie,
Kwiaty, si� rozwijajcie -
s�owy witam cudnemi
narodziny ziemi �
je�li �aska, nale�ny
wierszom poklask oddajcie.
Ziemia:
Jestem, m�wi�, okr�g�a,
okr�g�a i zielona
i B�g ma usta s�odkie,
kiedy mnie tuli do �ona.
Jak fryga, r�k� dziecka
puszczona, latam pi�knie.
W noc prawdziw� narodzin
z ust Bo�ych ziele� cieknie.
38
Poeta:
Jeste� okr�g�a za ma�o
i zielona za ma�o.
Ziele� i kr�g�o�� zabior�,
by innym nie zosta�o.
Gwiazda:
Panna w majtkach niebieskich,
natchnienie pensjonarek
anio� mnie w noc nakr�ca �
chodz� � smutny zegarek.
Cz�owiek:
Siedz� ci�gle pod sto�em,
pokurczony, malutki,
mam brodawk� na nosie
i smutki.
Poeta:
Jak z pustego w pr�ne
�wiat si� do wiersza przelewa.
Jako w�asnego p�pka
dotykam drzewa.
Lewiatan:
Monstrum obrzyd�e i spro�ne
t�skni� do wielkiej mi�o�ci
katedra zapad�a w otch�a� -
s�ysz� na wysoko�ci.
39
Piersi kochanki:
Rozkosz �akomych poet�w,
nas nie opisa� pi�rem,
jeste�my dwie - jak dwie gwiazdy
pod sukni� wschodzimy wieczorem.
Z�odziej:
Przemykam si� pod bramami,
prawie nieznaczny w t�umie,
kradn� r�ne towary,
bo wierszy pisa� nie umiem.
Poezja:
Jab�o� kwitn�ca na szynach,
pachn� w milczeniu �
cie� odbity na �cianie -
g�upie ptaki na cieniu.
1929
Boj� si� zosta� wieszczem
(z powodu tzw. polemiki �br�zowniczej")
Nie m�wi�, �em jest geniusz,
lecz i nie dupa*:
te� bym napisa� �Dziady",
-------------------------------------------------------------------
* Wed�ug Lindego pewien gatunek ptak�w s�ynnych z lekkomy�lno�ci.
Do dzi� dnia u�ywane w Kaliskiem.
40
gdybym si� upar�:
r�ne takie dziewice
mdla�yby pod ksi�ycem,
a Gustaw by przedstawia�
jak zwykle trupa.
Potem bym, oczywi�cie,
stworzy� cz�� III
na rado�� Pomirowskim,
na rozpacz dzieciom,
a w �specjalnym" numerze
na japo�skim papierze
fac simile by odbi�
Grydzewski Miecio.
Gdybym si� ju� w poezji
onej rozrusza�,
w Pary�u bym napisa�
�P. Tadeusza",
r�nymi opisami,
trzynastozg�oskowcami
nar�d bym, panie �wi�ty,
do �ez przymusza�.
Potem bym, oczywi�cie,
by� bardzo dumny:
nawet bym do obiadu
nie zlaz� z kolumny
i le��c na kolumnie,
trawi�bym obiad dumnie,
przygrywaj�c na rymach
�trumny � kolumny".
41
Lecz wszystko to, m�j Bo�e,
pi�kne projekty:
rozmno�y�y si� w kraju
diabelskie sekty,
oszala�ego Boya
napad�a paranoja,
w�trob� wieszcza gryzie,
jak z�e insekty.
Ot, jeszcze wczoraj chcia�em
by� polskim wieszczem,
wzwy� i wszerz ducha skrzydli�
jeszcze i jeszcze,
ale teraz nie mog�,
rosn�c� czuj� trwog�,
jak osika ze zgrozy
serce szeleszcz�.
Bo przyjdzie Boy i powie:
- Wszystko to...:
on mia� sze�cioro bli�ni�t
z Taubenhauz�wn�,
�aja Rozencwaj�anka
by�a jego kochanka,
w Zakopanem si� puszcza�
z Hozenpud�wn�.
Ka�dy grzech palcem wytknie,
zademonstruje,
�wi�te piecz�ci z�amie,
powyskrobuje,
dowiedzie pewn� strof�,
�e ukrad�em gramofon
42
pewnej damie. W ten spos�b
mnie zdyffamuje.
Wtedy ja, na pomniku
i w cieniu wi�z�w,
sta� b�d� sobie, smutna
figura z br�zu,
r�k� do serca �adnie
przy�o�ywszy, bezradnie
la� b�d� �zy rz�siste
na spodnie z br�zu.
1929
Zje�d�anie endek�w
(z okazji zjazdu Zw. Lud.-Nar. w Poznaniu)
W Poznaniu, gdzie jest s�o�
i milion restauracyj,
postanowili zjazd
zrobi� prawdziwi Polacy:
A wi�c panowie barwiarze
przystroili si� w banda�e,
Romanowi Dmowskiemu
chleb z sol� podali na tacy.
Kiedy pan Marian Seyda
odegra� Mariacki Hejna�,
to z piersi panny Szebeko
elokwentne trysn�o mleko,
a z ust wonny wyp�yn�� aromat.
43
No i wszyscy wo�ali,
�ysi i osiwiali:
- Niech �yje W�dz Narodu
Pan Roman!!!
Wszystko to by�o sk�adne,
daj� s�owo: bardzo �adne:
Mi�y prof. Rybarski
sta� jak konfederat barski.
Jeszcze go teraz widz�,
jak palcem na Or�a wskazuje!
- O Polsko, czy si� nie wstydzisz?
gubi� ci� �ydzi,
masony, cyruliki i zb�je!
Na ko�cu Tr�mpczy�ski marsza�ek
odegra� te� sw�j kawa�ek,
m�wi� d�ugo i ci�ko:
- Jeste�my parti� zwyci�sk�,
musimy twardo sta�,
psiama�!
M�odzie� nie p�jdzie na lep!
Dla ludu chleb!
I basta.
Prosz� pa�stwa, ja w Polsk� wierz�
i w te kochane rubie�e
szczerze.
44
A kiedy si� to sko�czy�o,
wszystkim by�o b. mi�o,
zagra�a harfa eolska,
w ZOO zatr�bi� s�o�.
O, biedna, biedna Polska...
1929
Raj
Zapachy jak t�uste amorki unosz� si� ponad ��kami.
Drogi rozpi�te w gwiazdy. S� palmy. I srebra du�o.
S�o�ce rozkwita, przekwita do pi�ci podobn� r�
i �mieje si� do anio��w du�ymi, smutnymi oczami.
Anio�owie chodz�c przystaj�. Jest bardzo cicho anio�om.
Gdy lazur nocy okr�g�ej skrzyd�a im nazbyt poparzy,
wtedy si� k�ad� na ��kach jak konie bia�e i marz�,
a rosa opadaj�ca chodzi po nich jak go��b.
A kiedy B�g si� zjawi w towarzystwie ci�kich ob�ok�w,
Gospodarz onych pi�kno�ci z obliczem u�miechni�tem,
jab�ka, co by�y wysoko, wznosz� si� bardziej wysoko
i anio�owie �piewaj�, i raj jest instrumentem.
Wtedy burza ksi�yca, wtedy kwiaty strzelaj�
i �miech jak zwierz� z�ote przebiega pomi�dzy drzewy.
Lecz oto cisza nag�a, bo patrz - na Bo�ych w�osach
motyl przysiad� i zasn��, naiwny i bardzo ma�y.
1929
45
Serwus, madonna
Niechaj tam inni ksi�gi pisz�. Nawet
niechaj im s�awa d�wi�czy jak wie�a studzwonna,
ja ksi�g pisa� nie umiem, a nie dbam o s�aw� -
serwus, madonna.
Przecie nie dla mnie spok�j ksi�g l�ni�cych wysoko
i wiosna te� nie dla mnie, s�o�ce i ru� wonna,
tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol -
serwus, madonna.
Byli inni przede mn�. Przyjd� inni po mnie,
albowiem �ycie wiekuiste, a �mier� p�onna.
Wszystko jak sen wariata �niony nieprzytomnie �
serwus, madonna.
To ty jeste�, przybrana w z�ociste kacze�ce,
kwiaty mego dzieci�stwa, ty cicha i wonna �
�e rosa brud obmyje z r�k, splatam ci wie�ce �
serwus, madonna.
Nie gard� wiankiem poety, �otra i �obuza;
znaj� mnie redaktorzy, zna policja konna,
a ty� jest matka moja, kochanka i muza �
serwus, madonna.
1929
46
Ulica Towarowa
Tutaj wieczorem faceci graj� na mandolinach
i r�ka wiatru porusza ufarbowane wst��eczki.
W og�le tu jest inaczej i gwiazdy s� jak porzeczki,
i jest naprawd� weso�o, gdy ksi�yc wschodzi nad kinem.
Anio�y proletariackie, dziewczyny, wychodz� z fabryk,
blondynki smuk�e i smaczne, w oczach z ukrytym szafirem;
jedz� pestki i pij� wod� sodow� niezgrabnie,
pier� pokazuj�c s�o�cu, pi�kn� jak lir�.
A kiedy wiecz�r znowu wy�oni si� z mandolin,
a ksi�yc, co by� nad kinem, za elektrowni� schowa,
mg�ami i alkoholem ulica Towarowa
ro�nie i boli.
1929
Podr� do Arabii Szcz�liwej
P�sowe wst��ki bicza wiatr rozwia� przelotny
i niebo jest gwiazd pe�ne jak Afryka ptak�w,
konie noga za nog�, ko�a - jako-tako,
a wo�nica pijany i bardzo samotny.
Kareta to muzyka, to pud�o muzyki,
noc naok� karety to jest szcz�cia du�o;
zaraz ksi�yc przeleci wielk� srebrn� burz�
i w rowach zako�uj� �wietliki, ogniki.
47
Jad� w karecie pi�kni, ramiona oparli
na poduszkach pachn�cych - o, nocy jedyna!
�piewa szafir i droga, i ka�da godzina...
A oni nic nie wiedz�, bo oni umarli.
1929
Evviva la poesia
Ko� by te� pisa� wiersze,
gdyby mu da� sto z�otych,
te� mia�by aspiracje,
ambicje i t�sknoty;
co m�wi�? nawet wielb��d
gwizdn��by na pustyni�,
gdyby mu, jak Boyowi,
da� przednich w�dek skrzyni�;
i nawet nietoperze,
kt�re wisz� na g�owie,
pisa�yby komedie �
a c� dopiero cz�owiek?
Ty wi�c, o Muzo moja,
rymem mnie s�odkim natchnij �
mo�em ja tu nie pierwszy,
ale� i nie ostatni!
Umiem i metr wyszuka�,
i u�pi� rym przy rymie,
48
puent mam tyle w g�owie,
ile jest �niegu w zimie;
a jakie miewam wizje,
koncepcje, problematy!
W og�le: bardzo dziwne,
�e nie jestem bogaty;
to� jednym aforyzmem
m�g�bym spali� Warszaw�;
gdybym si� rodzi� w Anglii,
by�bym Bernardem Shawem.
Wi�c jak�e tu nie pisa�,
wi�c jak�e! panie z�oty...
Ko� by te� pisa� wiersze,
gdyby mu da� sto z�otych.
1929
Na �mier� motyla
przejechanego
przez ci�arowy samoch�d
Niepowa�ny stosunek do �ycia
figla ci w ko�cu wyp�ata�:
nadmiar kolor�w, brak idei
zawsze si� ko�cz� wstydem i
s� wekslem bez pokrycia,
m�j ty Niprzypi��niprzy�ata�!
1929
49
�mier� poety
Nie pomog�y zastrzyki,
recenzje i pomniki
ni kwa�ne mleko:
Przyszed� szarlatan - szuja,
opuka� go, pobuja�:
- Dementia praecox.
To� rado�� by�a w domu,
nareszcie koniec sromu,
sko�czony k�opot!
Dozorca �mia� si� setnie:
- Zaraz mu nitk� przetnie
panna Atropos.
�ona klaska�a w d�onie:
- Ach, przecie nadszed� koniec
pijackich orgii.
B�l�w mia�am niema�o,
nareszcie twoje cia�o
wezm� do morgi.
Wszyscy stan�li ko�em
z czo�em bardzo weso�em:
Prasa, kuzyni;
i szacowne to grono
orzek�o unisono:
- Dobrze tak �wini!
Po co dziewki uwodzi�,
noc� domy nachodzi�,
50
sen rw�c dzieci�tek;
i po co �Pod Zegarem"
la� w brzucho wino stare
�wi�tek i pi�tek?
Zna go dobrze Warszawa:
Po�ycza� - nie oddawa�,
nasienie dra�skie;
a �poetyczne dale"
to by�y te skandale
w �Ma�ej Ziemia�skiej".
Dobrze ci, stary draniu,
za grzechy nad otch�ani�
inferna zwisasz.
Najprz�d gwiazdy i r�e,
potem sto�ek w cenzurze -
sprzedajny pisarz!
Tak to nadobne grono
radzi�o unisono
w �miertelnej sali.
A �e lico mia� bladsze,
orzekli: - Pewnie nadszed�
koniec kanalii.
Zapachnia�y zefiry,
brz�k�y potr�jne liry,
pierzchn�a t�uszcza.
Serce alkoholowe
unie�li anio�owie
na z�otych bluszczach.
1930
51
Ballada �lubna I
Gdyby nie te guziki, by�by zwyczajny kum
z r�kami jak d�bczaki i z nosem jak dzwonnica,
ora�by czarne pole. A teraz gwar i szum:
- Stangret! Wariat w cylindrze! � piszczy, ta�czy ulica.
Gdyby nie uprz�� w r�ach i ta przez rz�sy biel,
pomy�le� teraz mo�na, �e ot, stara kareta,
szale�stwo muzealne, a w karecie poeta �
ach, gdyby nie te r�e, czapraki i ta biel!
O, gdyby nie ta gwiazda, kt�ra upad�a w zmierzch,
powiedzie� m�g�by cz�owiek, �e si� to przy�ni�o:
nag�y zakr�t w alej� z�ot� i pochy��,
gdzie anio�y kamienne posfruwa�y z wie�.
A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt,
i ksi�yc twojej twarzy ma�y, zawstydzony,
m�g�bym przecie pomy�le�, �em jest narzeczony,
a ty� jest narzeczona i �e to jeszcze flirt.
A mo�e rzeczywi�cie wszystko si� nam przy�ni�o:
stangret, kareta, wiecz�r, m�j frak i tw�j tren,
i nasze �ycie twarde i s�odkie jak sen.
Nie by�oby ma��e�stwa, gdyby nie nasza mi�o��.
1930
52
Bal u Salomona
s z k i c
S�onecznej pami�ci Jana Piotra Morela z Neuchatel
To dopiero piszcza�ki si� skar��, to dopiero mrucz� b�benki
szurum-burum zalotne, to dopiero cienie na cieniach,
barwy nie wygotowane,
kszta�ty nie poprzebierane,
jeszcze nie!...
jeszcze nic -
�wiat jak puste skrysztalenie zieleni,
jak ��ka przed przelotem jeleni,
jak trumna albo gramofon za szyb�.
O, jakim mikro- czy teleskopem
utrafl� mi w t� sal� z�ocist�,
w ten dom, do kt�rego ci�gnie t�um jak do ko�cio�a,
w ten wysoki dom w ciemnej ulicy,
pe�en dr�enia i tajemnicy...
jak� harmoni� wzi�� i jakim by� harmonist�,
a�eby daleko�� sali
tak si� pali�a, jak pali,
�eby d�wi�kami te kandelabry poprzepacza�,
�uki okien poprzeinacza�,
a�ebym wiedzia�, umar�y przyjacielu,
�e to by� w�a�nie ten dom?
Je�li ten dom ma by� predyluwialnym grzybem,
grzybem grozy, co ro�nie z godziny na godzin�,
to po co po�piech ten, niech w wilgoci dojrzewa nasienie -
wolno wolno
53
nasienie dr�enie.
�wiat to dr�enie.
Potem - m�g�bym powiedzie�, �e kr�ci�y si� globusy muzyk
i ludzie wchodzili do domu, ale jeszcze my�li nie mieli
jak meduzy.
Klimat? mr�z wtedy by� trzaskaj�cy,
jedna z tych chwil przelotnych, gdy B�g jest siny od ch�odu,
a czasem w paszcz� komink�w przemienia swe
niezmierzone cia�o �
i przed paszczami komink�w
siedzia�y �ony, ojcowie, dzieci,
tu� przed paszczami.
Mo�e i ksi�gi wtedy czytali spokojni studenci,
stoj�c, pe�ne spokojnych kart w z�otej cytrynie �wiat�a
i �wiat�o � mi�o�� przedmiot�w � p�yn�o sokiem zachwytu,
nap�ywaj�cym do g�owy.
Ach b��kit, ach mszalne dociekania, ach to, co si� czepia
brz�z...
[...]
Je�li to wszystko pisz�, moja male�ka �ono,
z�oty male�ki bo�e m�j,
to przecie� wiesz, �e s� nam potrzebne pieni�dze
i �e m�� musi krzycze�, a�eby by� szcz�liwy,
i �e chcia�by pom�c milionom,
i �e chcia�by si� nad innych wywy�szy�,
i �e jeszcze ma takie sprawy na sercu,
kt�re musz� by� wypowiedziane,
wydarte i skonstruowane,
i szumi�ce jak drzewo,
jak podr� do Taorminy.
54
A je�li to nie ta noc, o kt�rej marz� od lat
(te s�owa zwracam do ciebie, Ksi��� Nonsensu),
to powiedz od razu, po prostu,
nie b�dziemy ocean�w owija� w bawe�n�.
Wsparty na Watermanie
jak pielgrzym odejd� w otch�anie
absolutnego zw�tpienia,
gdzie nie ro�nie nic
i nic si� nigdy nie zmienia...
Ale ja zawsze wierzy�em, �e cz�owiek
cho� raz mo�e si� zakr�ci� jak niebo
i d�u�ej ni� na sekund�.
Je�li rym�w w tym, co pisz�, jest ma�o,
to dlatego, �e ma�o s�odyczy w �yciu.
Nad lustrem si� kr�c�
na ma�ych skrzyde�kach
jak kap�an-karze�ek u swego o�tarza;
o�tarz mnie przera�a,
wzrok m�j mnie przera�a �
musz� by� po prostu chory,
bo mam du�o w�dki w sercu.
Na zielone wianki
przyjdzie jeszcze czas:
dom kochanka, kochanki:
ob�ok, niebo, las.
Nape�nimy szklanki
w przedwieczorny czas
i spokojne usta w wino
pochyli chwila,
55
�wiat na chwil� zasuszy nas
jak Biblia motyla.
Pisa�em ju�, pisa�em,
si� oddawa�em r�nym pomys�om -
i komedi� napisa� chcia�em,
ale nic z tego nie wysz�o.
Zosta�o r�kopis�w miasto,
ciasny pok�j i ma�a �ona,
i ten pies, co chodzi za mn� od lat trzynastu,
ten bal u Salomona.
[...]
Strawinskij (wybacz, �e tak bez �Mistrzu", cynicznie),
ty by� lepiej te b�benki odda� przedwst�pne,
te pierwsze chwile dziecinne, bezz�bne,
te zarysy preludyjne,
te profile, jak m�wi dziennikarz, elegijne...
pierwsze muzyki jak �wi�tojanki wylatuj� zza stor -
bo ty m�wisz nie ch�r, tylko chor,
a to- oceaniczniej.
Ty by� wiedzia�,
jak podci�� gwiezdno�apego nied�wiedzia
i jak tkn�� ko�cem fajki
w niezapominajki, w bajki,
w takie tony, kt�re jeszcze nic nie znacz�,
ale pi�kne s� i ju� jak doro�li p�acz�.
Ja nie wiem, czy na posadzce by�y ornamenty,
czy alegorie w powale -
kto� mo�e zdzieli� mnie przez �eb jak chama,
56
a mo�e by�em po prostu czym innym zaj�ty,
nie wiem - mo�e zn�w chcia�em pisa� dramat...
Dzi� tylko jak fale ciep�ego z�ota
widz� t� sal�,
jak bibliotek� ciep�a
odnalezion� po d�ugim marszu rudyment�w
w chaszczach, w polu poleskim, kiedy si� umiera�o od mrozu.
Ksi���ta, pami�tam, si� izolowali,
ale niejeden przystan��,
gdy saksofon trzasn�� ton, od kt�rego si� rodzona matka
przypomni,
a potem zn�w chodzili, ka�dy po swojej sali,
z�oci�ci i ogromni,
w swych przezroczystych pelerynach,
jakby w astralnych mandolinach,
jak gdyby saksofon nie by� godzien
opiewa� �mierci paj�czka(?).
Niebo jest mro�ne i sine;
jeszcze przed chwil� szk�a w szybach by�y mleczne,
a teraz - popatrz - niebieskie.
Niebo przep�ywa wzd�u� szyb.
- Prosz� pa�stwa, komu si� nie podoba,
mo�e wyj�� przez okno, prosto w niebo.
Ka�dy za swoj� potrzeb�.
[���]
Master of Revels wpad� na pomys� plagiacki:
kaza� z�otem przesypa� posadzki
i wi�niami przystroi� zwierciad�a,
potem ch�opcom kaza� ta�czy� bezruchami
57
na tym z�ocie, mi�dzy tymi zwierciad�ami.
I ta�czyli jak zwierciad�a, jak widziad�a
owi ch�opcy, nie�miertelne kolana.
Muzyka wisia�a nad ta�cem lekko kolorowana.
A wi�nie tak pachnia�y, tak pachnia�y,
�e si� panny niekt�re poprzestrasza�y,
�eby z wisien nie wyszed� Proteusz.
Pewien genera� bardzo si� �ali�:
- Pedera�ci, panie, na sali.
Kiedy ch�opcy swoje odta�czyli,
roznoszono ciasta w konchach;
ka�dy szczypa� sw�j fragmencik idealnie,
a najwi�cej �ar� dyrektor rze�ni rytualnej �
ca�y w koronkach.
� Gulistan � m�wi � to ogr�d r�,
w ogrodzie � m�wi � strumienie.
R�e? na skronie - m�wi - r�e w��,
strumienie - m�wi - to cienie.
Kto m�wi? - m�wi. - To kilka chwil.
�wiat - m�wi - jak lalka znika.
Ach, to nic - m�wi - to tylko tryl.
Kto m�wi? M�wi muzyka.
Jeszcze si� podnie�, jeszcze si� schyl,
przebiegnij po klawiaturze.
To nic nie znaczy, to tylko tryl,
to tylko z tryl�w r�e.
To s� te gaje prawdziwych sn�w,
te d�onie i te dotyki,
i to, co wznosi si�, i zn�w, i zn�w
plastyczniej�ce muzyki.
58
Nie krzycz, nie trzeba - ju� tyle lat...
to wszystko nic nie znaczy...
Widzisz te mg�y? te mg�y to �wiat,
a to jest krew twej rozpaczy.
I znowu w g�r�, i zn�w, i zn�w
wyrastaj�cym trylem;
a mo�e dosy� tryl�w i s��w?
poczekaj, jeszcze chwil�.
Jeszcze chwileczk� ma�� jak tryl,
�wit tak�e b�dzie wkr�tce.
S�abnij czy m�niej, w�tp czy si� sil -
�mier� zagra ci na dudce.
Gulistan - m�wi - to ogr�d r�,
w ogrodzie - m�wi � strumienie.
[...]
Siedzia�em na tym balu w chorobie,
w dreszczach, w gor�czce i w febrze,
we w�asnym oknie b��dzi�em
srebrnym spojrzeniem po srebrze.
�wiat�a widzia�em za oknem,
ciemne domy w srebrnej powodzi
i ca�e miasto widzia�em
jak srebrn� �mier�, co przechodzi.
Oddalony od wszystkich ta�cz�cych,
zatopiony w to rozsrebrzenie
by�em jak intruz, jak szpicel,
jak kaleka lub jak sumienie.
Stultery m�wi�, �e to trzeba uhermetyczni�,
owe cienie od palm na �cianach,
�eby wszystko si� da�o zalegoryczni�
59
przy organach fryzjera Antoine'a.
�e �wiat jest pe�en pi�knej, ukrytej racji
nawet wtedy, gdy ma charme trupa.
Potem pokaza� nam pakiet akcyj
z akademii kolegi Kruppa.
Jeszcze zanim na wiolonczeli
poszed� psalm i tamburynach,
ju� niejedni w t�umie zrozumieli,
�e to bal, kt�ry tylko si� zaczyna,
�e to formy s� nazbyt d�ugie,
�e to tylko smuga goni smug�,
a ze spodu si� z�otem podbarwia,
�e to tylko tak wymy�lono,
rozfletniono i zwiolonczelono,
a �e ca�y bal to tylko larwa.
A ci ludzie to tylko strachy,
a te dreszcze to tylko zapachy
od owoc�w, od kobiet, od wina
i �e jeszcze przed pocz�ciem skona
ten daleki bal u Salomona,
ten bal, co si� tylko zaczyna.
[...]
*
Najpierw by� ojciec. Ka�dy ojciec jest z�y.
Mia� swoje wyrachowania, swoje serce,
potem mieli w sercach po iskierce
i za miesi�c ju� byli na ty.
Potem syn si� urodzi� � niby ja,
niby ty, niby ona - kt� to wypowie?
60
Mog�em si� urodzi� z wad� w g�owie,
ale w�a�nie, �e nie... tra-la-la.
Kiedy syn ro�nie, muzyka poci�ga syna,
wi�c lubi siedzie� przy fortepianie.
A przy fortepianie jest zawsze taka pani,
kt�ra si� potem przypomina.
Mog� by� r�wnie� marki pocztowe, tran
i �do szko�y, m�j anio�ku, do szko�y!"
W cieniach szko�y ucz� melancholijne bawo�y,
st�d onanizm - przez t� pani� � mais ca depend.
I powoli wchodzi w g�ow� �wiata klin;
cz�owiek ma �awk� w parku, stary smyczek,
zna ju� s�owo �bordel", sens po�yczek
i naj�wi�tsze s�owo �c ' e s t la lun�".
R�nie mo�e si� u�o�y� potem:
�awka w parku zniknie, zniknie park,
uniwersytet przyp�ynie i warg
nowa nuda pod jesiennym z�otem.
Wszystko wzgl�dne. Inny p�jdzie w sport,
b�dzie byczy� si� i b�dzie �wiczy�,
ten ma kielich wina, ten goryczy,
jeden n�dzarz jest, a drugi lord.
Innym promie� si� do g�owy w�li�nie:
p�jd� z ojcem walczy� w noc samotn�,
zrozumiej� t� duszyczk� sromotn�:
�Bordel" my�la�, m�wi�c o ojczy�nie.
61
A gdy ojciec umrze, to jest naprawd� sympathique:
stary cylinder w odwiecznym futerale...
Krucyfiks wpad� do wanny. Matka w krzyk.
A ja nie p�aka�em wcale.
Wszystko normalnie. Potem mo�na, jak to m�wi�,
opu�ci� kraj
dla europejskiej otch�ani.
Cz�owiek my�li: spok�j, a tu baj-baj:
inny dra� o ojczy�nie tumani.
A ty gdzie si� podziejesz k�sany od Erynii,
kt�rego �adna szuja
stu wiekowym bujaniem nie nabuja
na temat Lotaryngii czy Gdyni?
Cicho, serce, o tak... po�� g�ow� -
widzisz �wit? i koniak dobry i mi�kki jak pos�anie...
Powtarzaj za mn�: ,,W nieruchomym z�otym oceanie
p�yn� �odzie bia�e i r�owe..."
*
M�wi�a: - Wr�� - p�aka�a: -