7321
Szczegóły |
Tytuł |
7321 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7321 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7321 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7321 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Z�odziejski honor �
Jeffrey Archer
Kr�tko m�wi�c
Prze�o�y�a Danuta S�kalska
Warszawa 2001
Tytut orygina�u
TO CUT A LONG STORY SHORT '
Copyright � Jeffrey Archer 2000
Published by arrangement with HarperCollins Publishers Ltd.
The Author asserts the mora� right to be identified as the Author of this work.
Copyright for the Polish translation � Danuta S�kalska 2000
Projekt graficzny serii -^
Jerzy Matuszewski
Cover illustration � by Kim Behm / Hellman Associates - Waterloo, IA&Leyden Diversified - Huntingdon Yalley, PA / United States of America
Redaktor prowadz�cy seri� Ewa Rojewska-Olejarczuk
Redakcja
Dorota Malinowska
Redakcja techniczna El�bieta Babi�ska
Korekta Jadwiga Przeczek
�amanie Agnieszka Dwili�ska
- y\\x
ISBN 83-7255-833-7
Wydawca
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa
Zak�ady Graficzne im. KEN S.A.
85-067 Bydgoszcz, ul. Jagiello�ska 1
Stephanowi, Alison i Davidowi
�mier� m�wi
By� w Bagdadzie kupiec, kt�ry wysta� s�u��cego na rynek po prowianty, a ten po chwili wr�ci�, blady i dr��cy, i powiedzia�: �Panie, kiedy by�em na rynku, w t�umie szturchn�a mnie kobieta, a gdy si� odwr�ci�em, zobaczy�em, �e to �mier� mnie szturchn�a. Popatrzy�a na mnie i pogrozi�a mi. Po�ycz mi twego konia, odjad� na nim daleko od tego miasta i unikn� mego losu. Pojad� do Samary, a tam �mier� mnie nie znajdzie". Kupiec po�yczy� s�udze konia, a ten go dosiad�, wbi� mu w boki ostrogi i pomkn�li jak wiatr. P�niej kupiec wybra� si� na rynek i zobaczy� mnie w t�umie, wi�c podszed� do mnie i zapyta�: �Dlaczego pogrozi�a� mojemu s�udze, kiedy go widzia�a� dzi� rano?". �Ja mu nie grozi�am - odpar�am - ja si� tylko zdziwi�am. By�am zdumiona, widz�c go w Bagdadzie, bo dzisiejszej nocy mam z nim spotkanie w Samarze".
Bieg�y
- �wietne uderzenie - rzek� Toby, patrz�c, jak pi�eczka przeciwnika szybuje w powietrzu. - Dwie�cie trzydzie�ci albo nawet dwie�cie pi��dziesi�t jard�w jak nic. - Przys�oni� r�k� oczy od s�o�ca i obserwowa�, jak pi�ka, podskakuj�c, toczy si� �rodkiem toru.
- Dzi�kuj� - rzek� Harry.
- Co dzisiaj mia�e� na �niadanie? - zapyta� Toby, kiedy pi�ka znie
ruchomia�a.
- Sprzeczk� z �on� - brzmia�a odpowied�. - Chcia�a, �ebym z ni�
poszed� na zakupy.
- Pewno bym si� skusi� na o�enek, gdybym dzi�ki temu m�g� tak
dobrze jak ty gra� w golfa - zauwa�y� Toby, przymierzaj�c si� do ude
rzenia. - Cholera! - zakl�� po chwili, patrz�c, jak pi�ka daje nura
w g�ste zaro�la nie dalej jak sto jard�w od miejsca, w kt�rym sta�.
Toby'emu nie powiod�o si� lepiej na drugiej po�owie toru i gdy wracali tu� przed lunchem do budynku klubowego, pogrozi� partnerowi:
- Odegram si� w przysz�ym tygodniu w s�dzie.
- Lepiej nie - za�mia� si� Harry.
- Dlaczego? - spyta� Toby w drzwiach.
- Bo wyst�puj� jako bieg�y po twojej stronie - wyja�ni� Harry, gdy
siadali do sto�u.
- Zabawne - rzuci� Toby. - By�bym przysi�g�, �e przeciwko.
Sir Toby Gray, radca kr�lewski, i profesor Harry Bamford nie zawsze wyst�powali w s�dzie po tej samej stronie.
Obradowa� S�d Karny w Leeds. Przewodniczy� s�dzia Fenton.
Sir Toby zmierzy� wzrokiem podstarza�ego s�dziego. Przyzwoity i uczciwy cz�owiek, pomy�la�, cho� jego mowy s� zapewne zbyt rozwlek�e. S�dzia Fenton skin�� g�ow�.
10
Sir Toby wsta� i zacz�� przedstawia� argumenty obrony.
- Wysoki S�dzie, s�dziowie przysi�gli, zdaj� sobie spraw� z ci���cej
na mnie odpowiedzialno�ci. Broni� cz�owieka oskar�onego o morder
stwo nigdy nie jest �atwo. Jeszcze trudniej, gdy ofiar� jest jego �ona,
z kt�r� �y� szcz�liwie przez ponad dwadzie�cia lat. Oskar�yciel da� te
mu wiar�, a nawet uzna� to formalnie. Wysoki S�dzie, nie u�atwia mi
zadania fakt - ci�gn�� sir Toby - �e wszystkie dowody po�rednie, tak
zr�cznie przedstawione przez mojego uczonego koleg� pana Rodgersa
we wczorajszej mowie oskar�ycielskiej, pozornie �wiadcz� o winie
oskar�onego. Jednak�e - rzek� sir Toby, chwytaj�c wi�zanie czarnej je
dwabnej togi i zwracaj�c si� ku przysi�g�ym - zamierzam powo�a�
�wiadka, kt�rego reputacja jest nieskazitelna. Panowie przysi�gli, je
stem pewien, i� nie zostawi on wam innego wyboru, jak wyda� wer
dykt: niewinny. Wzywam profesora Harolda Bamforda.
Wytworny m�czyzna w niebieskim dwurz�dowym garniturze, bia�ej koszuli i krawacie klubu krykietowego hrabstwa York wszed� na sal� s�dow� i stan�� za barierk� dla �wiadk�w. Uj�� w r�k� Nowy Testament i odczyta� tekst przysi�gi z tak wielk� pewno�ci� siebie, �e �aden z przysi�g�ych nie w�tpi�, i� nie pierwszy raz wyst�puje w procesie o morderstwo.
Sir Toby poprawi� tog� i utkwi� wzrok w swym partnerze do golfa, stoj�cym na drugim ko�cu sali s�dowej.
- Profesorze Bamford - powiedzia�, jakby zobaczy� go po raz
pierwszy - aby dowie�� pa�skiego znawstwa, musz� zada� panu kilka
pyta� wst�pnych, kt�re mog� by� k�opotliwe. Ale jest rzecz� pierw
szorz�dnej wagi, aby wykaza� przysi�g�ym pa�skie kompetencje w tej
szczeg�lnej sprawie.
Harry z powag� skin�� g�ow�.
- Profesorze Bamford, uko�czy� pan gimnazjum klasyczne w Leeds
- rzek� sir Toby, zerkaj�c na �aw� przysi�g�ych sk�adaj�c� si� z sa
mych Yorkshirczyk�w - a nast�pnie uzyska� pan w wolnym konkur
sie stypendium na studia prawnicze w Kolegium Magdaleny w Oks
fordzie.
- Zgadza si� - potwierdzi� Harry.
Tymczasem Toby spojrza� w notatki - zbyteczny gest, gdy� powtarzali to z Harrym niejeden raz.
- Ale nie skorzysta� pan z tej mo�liwo�ci - ci�gn�� sir Toby - gdy�
wola� pan sp�dzi� lata studenckie tutaj, w Leeds. Czy to te� si� zgadza,
profesorze?
11
- Owszem - przytakn�� Harry.
Tym razem s�dziowie przysi�gli skin�li g�owami wraz z nim. Nie ma cz�owieka wierniejszego i bardziej dumnego ni� Yorkshirczyk, gdy chodzi o hrabstwo York, z satysfakcj� pomy�la� sir Toby.
- Czy mo�e pan potwierdzi�, �e uko�czy� pan uniwersytet w Leeds
z wyr�nieniem?
-Tak.
- A czy potem zaproponowano panu studia magisterskie, a na
st�pnie doktoranckie na Uniwersytecie Harvardzkim?
Harry lekko si� sk�oni� i potwierdzi�, �e tak. Mia� ochot� powiedzie� Toby'emu, �eby si� streszcza�, ale wiedzia�, �e stary partner sparingowy zechce wykorzysta� do maksimum kilka nast�pnych chwil.
- Czy temat pa�skiej pracy doktorskiej brzmia�: bro� kr�tka
a przypadki zab�jstw?
- Zgadza si�.
- A czy jest tak�e prawd� - ci�gn�� dostojny radca kr�lewski - �e
gdy zaprezentowa� pan komisji egzaminacyjnej tez� doktorsk�, wzbu
dzi�a ona tak wielkie zainteresowanie, �e opublikowano j� nak�adem
Uniwersytetu Harvardzkiego i obecnie jest zalecana jako lektura ka�
demu, kto si� specjalizuje w medycynie s�dowej?
- Jak uprzejmie, �e pan o tym wspomina - rzek� Harry, poddaj�c
Toby'emu kwesti�.
- Ale to nie ja powiedzia�em - zaprzeczy� sir Toby, prostuj�c si�
na ca�� swoj� wysoko�� i wbijaj�c wzrok w �aw� przysi�g�ych. - To
s�owa samego s�dziego Daniela Webstera, cz�onka S�du Najwy�szego
Stan�w Zjednoczonych. Lecz pozwol� pa�stwo, �e b�d� kontynuo
wa�. Czy �ci�le si� wyra��, je�li powiem, �e kiedy opu�ci� pan Uniwer
sytet Harvardzki i powr�ci� pan do Anglii, Uniwersytet Oksfordzki
pr�bowa� pana znowu skusi�, oferuj�c katedr� medycyny s�dowej,
lecz pan ponownie im odm�wi�, gdy� wola� powr�ci� do swej alma
mater, z pocz�tku jako starszy wyk�adowca, a potem profesor? Czy
mam racj�, profesorze Bamford?
- Tak jest, sir Toby.
- I na tym stanowisku pozosta� pan przez ostatnie jedena�cie lat,
mimo �e uniwersytety z r�nych stron �wiata n�ci�y pana lukratywny
mi propozycjami, �eby porzuci� pan swoje ukochane hrabstwo York
i przysta� do nich?
W tym momencie s�dzia Fenton, kt�ry r�wnie� s�ysza� to ju� nie po raz pierwszy, popatrzy� na d� i rzek�:
12
- Sir Toby, my�l�, �e wystarczaj�co pan dowi�d�, i� �wiadek jest
wybitnym specjalist� w swej dziedzinie. Czy mo�emy teraz wr�ci� do
omawianej sprawy?
- Z najwi�ksz� przyjemno�ci� Wysoki S�dzie, szczeg�lnie po tak
wielkodusznych s�owach. Zbyteczne by�oby obsypywanie dalszymi
pochwa�ami zacnego profesora. - Sir Toby z ch�ci� powiedzia�by s�
dziemu, �e i tak zako�czy� wst�pne uwagi tu� przedtem, nim ten si�
wtr�ci�.
- Zatem, za pozwoleniem Wysokiego S�du, skoro Wysoki S�d
uzna�, �e dowiod�em kompetencji tego szczeg�lnego �wiadka, przejd�
do sprawy. - Odwr�ci� si� w stron� profesora i porozumiewawczo
mrugn��. - Uprzednio - ci�gn�� - m�j znakomity kolega, pan Rod-
gers, szczeg�owo przedstawi� zarzut, nie pozostawiaj�c cienia w�tpli
wo�ci, i� oskar�enie opiera si� na jedynym dowodzie, mianowicie
�broni palnej, kt�ra nigdy nie wypali�a".
Harry s�ysza� wiele razy to wyra�enie z ust starego przyjaciela i by� pewien, �e jeszcze nieraz je us�yszy.
- Chodzi mi o bro� z odciskami palc�w oskar�onego, znalezion�
obok cia�a jego nieszcz�snej �ony, Valerie Richards. Oskar�enie do
wodzi, �e zabiwszy �on�, oskar�ony wpad� w panik� i uciek� z domu,
pozostawiaj�c pistolet na �rodku pokoju. - Sir Toby obr�ci� si� ku
przysi�g�ym. - Na podstawie tego jednego, kruchego dowodu - a �e
kruchego, tego dowiod� - wy, s�dziowie przysi�gli, macie uzna� cz�o
wieka za winnego morderstwa i wsadzi� go do wi�zienia do ko�ca �y
cia. - Zawiesi� g�os, aby do przysi�g�ych dotar�o znaczenie jego s��w.
- Profesorze Bamford, zwracam si� do pana jako do wybitnego spe
cjalisty w swojej dziedzinie - by u�y� okre�lenia Wysokiego S�du -
z szeregiem pyta�.
Harry zda� sobie spraw�, �e wst�pny wyw�d wreszcie si� sko�czy� i �e teraz b�dzie musia� sprosta� oczekiwaniom.
- Profesorze, czy z pa�skiego do�wiadczenia wynika, �e kiedy za
b�jca zastrzeli ofiar�, pozostawia bro� na miejscu zbrodni?
- Nie, sir Toby, to si� zdarza niezwykle rzadko - odpar� Harry. -
Gdy mamy do czynienia z broni� kr�tk�, w dziewi�ciu na dziesi��
przypadk�w nie udaje si� jej odnale��, gdy� morderca robi wszystko,
�eby pozby� si� dowodu zbrodni.
- W�a�nie - zauwa�y� sir Toby. - A w tym jednym przypadku na
dziesi��, kiedy bro� si� odnajduje, czy zwykle jest na niej pe�no odci
sk�w palc�w?
13
- Prawie nigdy - odpar� Harry. - Chyba �e morderca jest kom
pletnym g�upcem albo zostaje przy�apany na gor�cym uczynku.
- O oskar�onym mo�na wiele powiedzie� - rzek� sir Toby - ale na
pewno nie to, �e jest g�upcem. Podobnie jak pan, uko�czy� gimnazjum
klasyczne w Leeds; poza tym aresztowano go nie na miejscu zbrodni,
ale w domu przyjaci� na drugim ko�cu miasta.
Sir Toby nie doda� - co oskar�yciel kilkakrotnie podkre�li�, stawiaj�c zarzut - �e oskar�onego zastano w ��ku z kochank�, kt�ra dostarczy�a mu jedynego alibi.
- Profesorze, teraz chcia�bym m�wi� o pistolecie. Jest to Smith
andWessonK4217B.
- Raczej K4127 B - poprawi� Harry starego przyjaciela.
- Sk�aniam g�ow� przed pa�sk� wiedz� - rzek� sir Toby, zadowo
lony z wra�enia, jakie dzi�ki drobnemu przej�zyczeniu uda�o mu si�
wywrze� na przysi�g�ych. - Zatem, powracaj�c do broni. Czy w labo
ratorium Home Office znaleziono na niej odciski palc�w?
- Tak, sir Toby.
- A czy nasun�o to panu jako specjali�cie jakie� wnioski?
- Owszem. Odciski palc�w pani Richards najwyra�niejsze by�y na
spu�cie i na kolbie, co sk�ania mnie do przypuszczenia, �e to ona by�a
ostatni� osob�, kt�ra trzyma�a bro�. W istocie �wiadectwa fizyczne
sugeruj�, �e w�a�nie ona nacisn�a spust.
- Ach, tak - rzek� sir Toby. - Ale czy morderca nie m�g� w�o�y�
broni do r�ki pani Richards, �eby zmyli� policj�?
- Przyj��bym t� lini� rozumowania, gdyby policja nie znalaz�a na
spu�cie r�wnie� odcisk�w palc�w pana Richardsa.
- Nie jestem pewien, profesorze, czy dobrze rozumiem, do czego
pan zmierza - rzek� sir Toby, kt�ry doskonale rozumia�.
- Z moich do�wiadcze� wynika, �e prawie zawsze morderca naj
pierw usuwa z broni w�asne �lady, a dopiero potem decyduje si� w�o
�y� j� do r�ki ofiary.
- Rozumiem. Ale prosz� mnie poprawi�, gdybym si� myli� - rzek�
sir Toby. - Bro� nie znajdowa�a si� w r�ku ofiary, lecz w odleg�o�ci
dziewi�ciu st�p od cia�a, gdzie - jak utrzymuje oskar�enie - porzuci�
j� oskar�ony, gdy w panice ucieka� z domu. Profesorze Bamford, py
tam pana: je�eli samob�jca przy�o�y� bro� do skroni i nacisn�� spust,
gdzie pa�skim zdaniem ostatecznie powinna si� znale�� bro�?
- Gdziekolwiek w odleg�o�ci sze�ciu do dziesi�ciu st�p od cia�a -
odpar� Harry. - Powszechnie pope�nia si� b��d - zw�aszcza w niedbale
14
przygotowanych filmach lub programach telewizyjnych - pokazuj�c ofiar�, kt�ra si� zastrzeli�a, wci�� �ciskaj�c� bro� w r�ku. Tymczasem w rzeczywisto�ci sil� odrzutu wyrywa bro� z d�oni samob�jcy i przenosi j� o kilka st�p. W ci�gu trzydziestu lat, od kiedy si� zajmuj� przypadkami samob�jstw przy u�yciu broni palnej, ani razu si� nie zdarzy�o, �eby bro� pozosta�a w r�ku ofiary.
- Czyli �e pa�skim zdaniem jako bieg�ego odciski palc�w pani Ri-
chards i po�o�enie broni s� raczej konsekwencj� samob�jstwa ni�
morderstwa?
- Zgadza si�, sir Toby.
- Profesorze, jeszcze jedno, ostatnie pytanie - rzek� obro�ca, szar
pi�c wy�ogi. - Gdy wyst�powa� pan w przesz�o�ci jako �wiadek obro
ny w podobnych sprawach, jaki by� procent werdykt�w uniewinniaj�
cych?
- Nigdy nie by�em mocny w matematyce, ale z dwudziestu czte
rech spraw dwadzie�cia jeden zako�czy�o si� uniewinnieniem.
- Dwadzie�cia jeden z dwudziestu czterech spraw - sir Toby z wol
na obr�ci� si� ku �awie przysi�g�ych - zako�czy�o si� uniewinnieniem
po powo�aniu pana jako bieg�ego. Wysoki S�dzie, my�l�, �e to wynosi
oko�o osiemdziesi�ciu pi�ciu procent. Nie mam wi�cej pyta�.
Wychodz�c z sali rozpraw, Toby dogoni� Harry'ego na schodach. Klepn�� starego przyjaciela w plecy.
- �wietne zagranie, Harry. Nic dziwnego, �e oskar�enie skapitulo
wa�o - nigdy nie widzia�em ci� w lepszej formie. Musz� p�dzi�, jutro
mam spraw� w Old Bailey. Widzimy si� przy pierwszym do�ku o dzie
si�tej rano w sobot�. To znaczy, je�eli Valerie pozwoli.
- Zobaczysz mnie du�o wcze�niej - mrukn�� pod nosem profesor,
gdy sir Toby wskakiwa� do taks�wki.
Czekaj�c na pierwszego �wiadka, sir Toby spojrza� w notatki. Sprawa zacz�a si� �le. Oskar�yciel przedstawi� tak� fur� materia�u dowodowego przeciwko jego klientowi, �e nie spos�b go b�dzie obali�. Nie cieszy�a go perspektywa przes�uchiwania szeregu �wiadk�w, kt�rzy niew�tpliwie potwierdz� owe dowody.
Przewodnicz�cy rozprawie s�dzia Fairborough da� g�ow� znak oskar�ycielowi.
- Prosz� wezwa� swego pierwszego �wiadka - powiedzia�.
- Dzi�kuj�, Wysoki S�dzie - rzek� radca kr�lewski Desmond Len-
nox, podnosz�c si� powoli. - Powo�uj� profesora Harolda Bamforda.
15
Zaskoczony sir Toby podni�s� wzrok znad notatek i ujrza�, jak jego stary przyjaciel pewnym krokiem zmierza ku miejscu dla �wiadk�w. Londy�scy s�dziowie przysi�gli przygl�dali si� kpi�co przybyszowi z Leeds.
Sir Toby musia� przyzna�, �e Lennox nie�le zaprezentowa� bieg�ego, ani razu nie wspominaj�c Leeds. Potem zada� Harry'emu seri� pyta�, w kt�rych �wietle klientka Toby'ego wypad�a na kogo� po�redniego mi�dzy Kub� Rozpruwaczem o Doktorem Crippenem.
- Nie mam wi�cej pyta�, Wysoki S�dzie - powiedzia� w ko�cu
Lennox i usiad� z zadowolon� min�.
- Czy ma pan jakie� pytania do tego �wiadka? - zagadn�� s�dzia
Fairborough, spogl�daj�c na sir Toby'ego.
- Tak, oczywi�cie - odpar�, wstaj�c, sir Toby. - Profesorze Bam-
ford - powiedzia� takim tonem, jakby go pierwszy raz na oczy widzia�
- zanim przejd� do sprawy, chcia�bym zauwa�y�, �e m�j uczony kole
ga pan Lennox z wielkim naciskiem dowodzi� pa�skiej doskona�o�ci
jako bieg�ego. Zechce mi pan wybaczy�, �e wr�c� do tego tematu, �e
by wyja�ni� kilka szczeg��w, kt�re mnie zaintrygowa�y.
- Prosz� bardzo, sir Toby - rzek� Harry.
- Magisterium uzyska� pan na uniwersytecie w... hm, w Leeds. Ja
ki kierunek pan studiowa�?
- Geografi� - odpar� Harry.
- Ciekawe. Nie s�dzi�bym, �e jest to w�a�ciwe przygotowanie dla ko
go�, kto ma zosta� specjalist� od broni r�cznej. Ale teraz chcia�bym spy
ta� pana o doktorat, kt�ry otrzyma� pan na uniwersytecie ameryka�
skim. Czy ten doktorat jest uznawany przez angielskie uniwersytety?
- Nie, sir Toby, ale...
- Profesorze Bamford, zechce si� pan ograniczy� do odpowiada
nia na pytania. Czy na przyk�ad Uniwersytet Oksfordzki lub Cam
bridge uznaj� pa�ski doktorat?
-Nie.
- Mhm. Lecz, jak usilnie stara� si� wykaza� pan Lennox, wynik
ca�ej tej sprawy mo�e zale�e� od pa�skich kompetencji jako bieg�ego.
S�dzia Fairborough popatrzy� na obro�c� i zmarszczy� brwi.
- Sir Toby, to s�dziowie przysi�gli podejm� decyzj� w oparciu
o przedstawiony im materia� dowodowy.
- Zgadzam si�, Wysoki S�dzie. Chcia�em tylko ustali�, jak dalece
s�dziowie przysi�gli mog� zaufa� opiniom bieg�ego wyst�puj�cego ja
ko �wiadek oskar�enia.
16
S�dzia znowu zmarszczy� brwi.
- Ale je�eli Wysoki S�d uwa�a, �e ju� to wykaza�em, b�d� konty
nuowa� badanie �wiadka - rzek� sir Toby i odwr�ci� si� ku staremu
przyjacielowi. - Profesorze Bamford, powiedzia� pan przysi�g�ym -
jako bieg�y - �e w tym konkretnym przypadku ofiara nie mog�a po
pe�ni� samob�jstwa, gdy� bro� znajdowa�a si� w jej r�ku.
- Zgadza si�, sir Toby. Jest powszechnym b��dem - cz�stym
zw�aszcza w niedbale przygotowanych filmach i programach telewi
zyjnych - �e ofiar�, kt�ra si� zastrzeli�a, pokazuje si� z broni� w r�ku.
- Tak, tak, profesorze. Ju� nas pan zabawia� swoim znawstwem
telewizyjnych oper mydlanych, kiedy odpowiada� pan na pytania me
go uczonego kolegi. Przynajmniej dowiedzieli�my si�, w jakiej dziedzi
nie jest pan bieg�y. Ale ja chcia�bym wr�ci� do rzeczywistego �wiata.
Czy mog� mie� jasno�� w jednej sprawie? Mam nadziej�, �e nie suge
ruje pan, i� wedle pa�skiego przekonania oskar�ona umie�ci�a bro�
w r�ce m�a? Bo gdyby tak by�o, profesorze Bamford, to nie by�by
pan specjalist�, ale jasnowidzem.
- Sir Toby, ja nie wysun��em takiej tezy.
- Ciesz� si�, �e si� pan ze mn� zgadza pod tym wzgl�dem. Ale pro
sz� mi powiedzie�, profesorze, czy w pa�skiej praktyce zdarzy�o si�, �e
morderca w�o�y� bro� w r�k� ofiary, aby upozorowa� samob�jstwo?
Harry przez chwil� si� waha�.
- Prosz� si� dobrze zastanowi�, profesorze. Od pa�skiej odpowie
dzi mo�e zale�e�, jak ta kobieta sp�dzi reszt� swego �ycia.
- Spotka�em si� z czym� takim - Harry zn�w si� zawaha� - przy
okazji trzech spraw s�dowych.
- Trzech spraw s�dowych? - powt�rzy� za nim sir Toby, udaj�c
zdziwienie, chocia� osobi�cie w nich wszystkich wyst�powa�.
- Tak, sir Toby - potwierdzi� Harry.
- A czy za ka�dym razem s�dziowie przysi�gli wydali wyrok ska
zuj�cy?
- Nie - cicho powiedzia� Harry.
- Nie? - spyta� sir Toby, zwracaj�c si� ku �awie przysi�g�ych. -
W ilu przypadkach s�dziowie uznali, �e oskar�ony jest niewinny?
- W dw�ch.
yta� sir ? oby.
winnego morderstwa, cazano...? - pyf4|,^ej sir Toby. . do�ywocie. *
#17
- Profesorze Bamford, chcia�bym dowiedzie� si� troch� wi�cej
o tej sprawie.
- Czy to na co� si� zda? - zapyta� s�dzia, wbijaj�c wzrok w obro�c�.
- Podejrzewam, Wysoki S�dzie, �e wkr�tce si� tego dowiemy -
odrzek� sir Toby, zwracaj�c si� zn�w w stron� przysi�g�ych, kt�rzy te
raz z uwag� patrzyli na bieg�ego. - Profesorze Bamford, prosz� po
wiedzie� Wysokiemu S�dowi wi�cej na ten temat.
- To by�a sprawa Korony przeciw Reynoldsowi - rzek� Harry. -
Reynolds odsiedzia� jedena�cie lat, po czym przedstawiono nowe do
wody, �wiadcz�ce, �e me m�g� pope�ni� tej zbrodni. P�niej zosta�
u�askawiony.
- Profesorze Bamford, mam nadziej�, �e wybaczy mi pan nast�pne
pytanie, ale reputacja tej kobiety, nie m�wi�c o wolno�ci, wa�y si�
w tej sali. - Na chwil� zamilk�, powa�nie spojrza� na starego przyja
ciela i powiedzia�: - Czy w tej sprawie wyst�powa� pan w imieniu
oskar�enia?
- Tak jest.
- Jako bieg�y z ramienia Korony?
- Tak, sir Toby - potwierdzi� Harry.
- I niewinny cz�owiek zosta� skazany za zbrodni�, kt�rej oie po
pe�ni�, i przesiedzia� jedena�cie lat w wi�zieniu?
- Tak, sir Toby. - Harry zn�w potwierdzi�. ? '
- �adnych �ale" w tej szczeg�lnej sprawie? - zapyta� sir Toby.
Czeka� na odpowied�, lecz Harry si� nie odzywa�. Wiedzia�, �e jako
bieg�y przesta� si� tutaj liczy�. - Jeszcze ostatnie pytanie: czy w dwu
pozosta�ych sprawach werdykt przysi�g�ych by� zgodny z pa�sk� in
terpretacj� materia�u dowodowego?
- Tak, sir Toby.
- Przypomina pan sobie, profesorze, �e oskar�enie zada�o sobie
wiele trudu, by podkre�li�, ze w przesz�o�ci pa�skie �wiadectwo by�o
decyduj�ce w sprawach takich jak ta, by zacytowa� pana Lennoxa
�stanowi�o decyduj�cy czynnik w udowodnieniu zarzutu". Jednak�e
teraz si� dowiadujemy, �e w trzech przypadkach, kiedy znaleziono
bro� w r�ku ofiary, pan jako bieg�y pomyli� si� w trzydziestu trzech
procentach.
Zgodnie z oczekiwaniem sir Toby'ego, Harry nie skomentowa�.
- W rezultacie niewinny cz�owiek tkwi� przez jedena�cie lat w wi�
zieniu. - Sir Toby skierowa� spojrzenie na przysi�g�ych i cicho powie
dzia�: - Profesorze Bamford, miejmy nadziej�, �e niewinna kobieta nie
18
sp�dzi reszty swego �ycia w wi�zieniu w wyniku opinii �bieg�ego", kt�ry potrafi si� myli� w trzydziestu trzech procentach wypadk�w.
Lennox wsta�, �eby zaprotestowa� przeciw takiemu traktowaniu �wiadka, a s�dzia Fairborough pogrozi� palcem.
- Sir Toby, ta uwaga by�a niew�a�ciwa.
Jednak sir Toby utkwi� wzrok w przysi�g�ych, kt�rzy ju� nie byli sk�onni ch�on�� z uwag� s��w bieg�ego, ale szeptali teraz mi�dzy sob�.
- Wysoki S�dzie, nie mam wi�cej pyta�. - Powiedziawszy to, sir
Toby wolno wr�ci� na swoje miejsce.
- Udany strza� - rzek� Toby, kiedy pi�ka Harry'ego znik�a w dziewi�tnastym do�ku. - Zn�w musz� ci postawi� lunch. Wiesz, Harry, od tygodni nie zdo�a�em ci� pobi�.
- Och, nie by�bym tego taki pewien - odpar� Harry, gdy wracali
do budynku klubowego. - Bo jak by� nazwa� to, co zrobi�e� ze mn�
w czwartek w s�dzie?
- Musz� ci� za to przeprosi�, ch�opie. Nie chodzi�o o ciebie, jak
dobrze wiesz. Przede wszystkim to by�a g�upota ze strony Lennoxa, �e
akurat ciebie wybra� na bieg�ego.
- Zgadzam si� - rzek� Harry. - Przestrzeg�em go, �e nikt mnie nie
zna tak dobrze jak ty, ale Lennoxa nie interesowa�o, co si� zdarzy�o
w p�nocno-wschodnim okr�gu s�dowym.
- Nie by�bym taki zawzi�ty - powiedzia� Toby, sadowi�c si� przy
stole-gdyby nie to...
- Gdyby me to... - podchwyci� Harry.
- �e w obu sprawach, tej w Leeds i tej w Old Bailey, dla ka�dej �a
wy przysi�g�ych powinno by� oczywiste, �e moi klienci s� winni jak
wszyscy diabli.
-
Ko�c�wka
Cornelius Barrington zawaha� si� przed nast�pnym posuni�ciem. Z wielkim zainteresowaniem wpatrywa� si� w szachownic�. Partia trwa�a ju� dwie godziny i Cornelius by� pewien, �e tylko siedem ruch�w dzieli go od mata. Podejrzewa�, �e jego partner te� o tym wie.
Podni�s� wzrok i u�miechn�� si� do Franka Vintcenta, kt�ry by� nie tylko jego najstarszym przyjacielem, ale pe�ni�c przez lata rol� adwokata rodziny dowi�d�, �e jest r�wnie� najm�drzejszym doradc�. Mieli ze sob� wiele wsp�lnego: obaj przekroczyli sze��dziesi�tk�, obaj wywodzili si� z klasy �redniej, z rodzin o wysokim statusie zawodowym, uczyli si� w tej samej szkole i studiowali na tym samym uniwersytecie. Ale na tym podobie�stwa si� ko�czy�y. Cornelius, z natury przedsi�biorczy i ryzykant, zrobi� maj�tek na kopalniach w Afryce Po�udniowej i w Brazylii. Frank, z zawodu doradca prawny, by� ostro�ny, powoli podejmowa� decyzje, fascynowa� go szczeg�.
Cornelius i Frank r�nili si� te� wygl�dem. Cornelius by� wysoki, mocno zbudowany, mia� bujn� srebrn� czupryn�, jakiej mogliby mu pozazdro�ci� o po�ow� m�odsi od niego. Frank za� by� drobny, �redniego wzrostu i prawie ca�kiem �ysy, je�eli nie liczy� tworz�cych p�kole siwych k�pek.
Cornelius owdowia� po czterdziestu latach szcz�liwego ma��e�stwa. Frank by� zatwardzia�ym starym kawalerem.
Spoiwem ich przyja�ni by�a wytrwa�a mi�o�� do szach�w. Frank w ka�dy czwartkowy wiecz�r odwiedza� Corneliusa Pod Wierzbami, �eby rozegra� parti�. Wynik zwykle bywa� wyr�wnany, cz�sto ko�czy�o si� patem.
Wiecz�r zawsze zaczynali od lekkiej kolacji, przy kt�rej wypijali tylko po jednym kieliszku wina - obydwaj traktowali szachy powa�-
20
nie -a po sko�czonej grze wracali do salonu na kieliszek koniaku i cygaro. Jednak Cornelius zamierza� zdruzgota� ten rytua�.
- Gratuluj� - odezwa� si� Frank, podnosz�c g�ow� znad szachow
nicy. - My�l�, �e tym razem mnie pobi�e�. Bez w�tpienia nie mam
�adnego wyj�cia. - U�miechn�� si�, przewr�ci� kr�la na szachownic�,
wsta� i u�cisn�� r�k� przyjacielowi.
- Przejd�my do salonu na koniak i cygaro - zaproponowa� Corne
lius, jakby to by�o co� nowego.
Frank podzi�kowa�, opu�cili gabinet i pow�drowali do salonu. Przechodz�c pod portretem syna Daniela, Cornelius poczu� uk�ucie w sercu, co si� powtarza�o niezmiennie od dwudziestu trzech lat. Gdyby �y�o jego jedyne dziecko, nigdy by nie sprzeda� swojej firmy.
W przestronnym salonie powita� obu m�czyzn weso�y ogie� p�on�cy na kominku, kt�ry roznieci�a Pauline, gosposia Corneliusa, kiedy tylko sprz�tn�a po kolacji. Pauline r�wnie� docenia�a zalety rytua�u, lecz i jej �ycie mia�o zosta� zdruzgotane.
- Powinienem przyprze� ci� do muru kilka ruch�w wcze�niej -
rzek� Cornelius - ale zaskoczy�e� mnie, bij�c skoczka. Powinienem by�
to przewidzie� - powt�rzy�, podchodz�c do kredensu. Na srebrnej ta
cy przygotowano dwa du�e kieliszki koniaku i dwa cygara Monte Cri-
sto. Cornelius poda� przyjacielowi przycinacz, zapali� zapa�k�, przy
tkn�� do cygara i przygl�da� si�, jak Frank pyka�, p�ki nie zapali�.
Powt�rzy� sam te czynno�ci i zag��bi� si� w swym ulubionym fotelu
przy kominku.
- Doskona�a gra, Corneliusie - powiedzia� Frank, podnosz�c kie
liszek i lekko sk�aniaj�c g�ow�, cho� gospodarz zapewne pierwszy by
przyzna�, �e po latach jego go�� troch� go wyprzedza.
Cornelius pozwoli� Frankowi jeszcze par� razy poci�gn�� cygaro. Po co si� spieszy�? W ko�cu przygotowywa� si� do tej chwili od kilku tygodni i nie chcia� si� dzieli� sekretem z najbli�szym przyjacielem, nim nie nast�pi w�a�ciwy moment.
Obaj milczeli, odpoczywaj�c w swym towarzystwie. Wreszcie Cornelius odstawi� kieliszek.
- Frank - powiedzia�. - Jeste�my przyjaci�mi od ponad pi��dzie
si�ciu lat. Co r�wnie wa�ne, jako m�j doradca prawny wykaza�e� si�
du�� przenikliwo�ci�. W gruncie rzeczy od przedwczesnej �mierci Mil-
licent nie mia�em nikogo, na kim m�g�bym bardziej polega�.
Frank nie przerywa� przyjacielowi i nadal pali� cygaro. Na twarzy mia� wypisane, �e traktuje komplementy Corneliusa wy��cznie jako
21
wst�pn� zagrywk�. Podejrzewa�, �e musi troch� poczeka�, zanim Cor-nelius zdradzi si� z nast�pnym ruchem.
- Kiedy przed trzydziestu laty zak�ada�em firm�, to ty sporz�dzi�e�
akt prawny i przypuszczam, �e od tego dnia nie podpisa�em ani jedne
go dokumentu, kt�ry by nie znalaz� si� wcze�niej na twoim biurku -
co niew�tpliwie by�o decyduj�cym czynnikiem mojego powodzenia.
- Jeste� wspania�omy�lny - rzek� Frank mi�dzy jednym a drugim
�ykiem koniaku - ale to twojej oryginalno�ci i rozmachowi firma za
wdzi�cza�a rozkwit. Bogowie posk�pili mi takich talent�w, tote� nie
pozosta�o mi nic innego jak funkcja urz�dnika.
- Frank, ty nigdy nie docenia�e� swoich zas�ug dla firmy, aleja nie
mam cienia w�tpliwo�ci co do roli, jak� odgrywa�e� w ci�gu tych lat.
- Do czego zmierzasz? - spyta� z u�miechem Frank.
- Cierpliwo�ci, przyjacielu - rzek� Cornelius. - Mam jeszcze w za
nadrzu kilka posuni��, nim ujawni� m�j fortel. - Opar� si� i g��boko
zaci�gn�� si� cygarem. - Jak wiesz, kiedy cztery lata temu sprzeda�em
firm�, zamierza�em pierwszy raz od dawna zwolni� tempo. Obieca�em
Millie, �e j� zabior� na d�ugie wakacje do Indii i na Daleki Wsch�d...
- zamilk� na chwil� - ale los zrz�dzi� inaczej.
Frank ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�.
- Jej odej�cie u�wiadomi�o mi, �e ja te� jestem �miertelny i mog�
nie po�y� d�ugo.
- Nie, nie, przyjacielu - zaprotestowa� Frank. - Masz przed sob�
jeszcze wiele lat.
- Mo�e masz racj� - rzek� Cornelius - chocia�, co zabawne, to
w�a�nie ty sprawi�e�, �e zacz��em powa�nie my�le� o przysz�o�ci...
- Ja? - zdziwi� si� Frank.
- Tak. Nie pami�tasz, jak kilka tygodni temu, siedz�c w tym fote
lu, m�wi�e� mi, �e czas, abym zmieni� testament?
- Owszem, ale tylko dlatego, �e w obecnym testamencie dos�ownie
wszystko zosta�o zapisane Millie.
- Wiem - przyzna� Cornelius. - Niemniej sprawi�e�, �e si� na tym
skupi�em. Wiesz, ja ci�gle wstaj� co dzie� o sz�stej rano, ale poniewa�
nie ma ju� mojego biura, do kt�rego m�g�bym p�j��, sp�dzam ca�e
godziny zastanawiaj�c si�, jak podzieli� maj�tek, skoro Millie nie mo
�e by� g��wn� spadkobierczyni�.
Cornelius zamilk� i zaci�gn�� si� cygarem.
- Przez ostatni miesi�c - podj�� swoj� opowie�� - rozmy�la�em
o osobach z najbli�szego otoczenia - o krewnych, przyjacio�ach, zna-
22
jomych i pracownikach - i przypomina�em sobie, jak si� zawsze do mnie odnosili, co z kolei nasun�o mi pytanie, kt�rzy z nich okazaliby mi tyle samo oddania, uwagi i lojalno�ci, gdybym nie by� milionerem, ale starym cz�owiekiem bez grosza przy duszy.
- Mam wra�enie, �e jestem w szachu - za�mia� si� Frank.
- Ciebie, przyjacielu, nie dotycz� te w�tpliwo�ci - rzek� Cornelius.
- Nie zwierza�bym ci si�, gdyby by�o inaczej.
- Ale czy takie my�li nie s� krzywdz�ce dla twojej rodziny, nie
wspominaj�c...
- Mo�e masz racj�, nie chcia�bym jednak zdawa� si� na los szcz�
�cia. Dlatego postanowi�em sam pozna� prawd�, bo domys�y mi nie
wystarcz�.
Cornelius znowu zamilk� na chwil� i zaci�gn�� si� cygarem.
- Miej cierpliwo�� - poprosi� - i wys�uchaj, co wymy�li�em, bo bez
twojej pomocy m�j ma�y podst�p si� nie uda. Ale wpierw dolej� ci ko
niaku. - Cornelius wsta�, wzi�� pusty kieliszek Franka i podszed� do
kredensu. - Jak m�wi�em - ci�gn��, wr�czywszy pe�ny kieliszek przy
jacielowi - ostatnio si� zastanawia�em, jak ludzie z mojego otoczenia
by si� zachowali, gdybym by� bez grosza i doszed�em do wniosku, �e
jest tylko jeden spos�b, by si� o tym przekona�.
- Co masz na my�li? - zapyta� Frank, poci�gn�wszy uprzednio
spory �yk koniaku. - Pozorowane samob�jstwo?
- Nic a� tak dramatycznego - odpar� Cornelius. - Ale prawie... -
Zn�w przerwa�. - Zamierzam og�osi� bankructwo. - Usi�owa� przez
zas�on� dymu dojrze� min� przyjaciela. Jednak�e, jak nieraz w prze
sz�o�ci, stary prawnik zachowa� niezg��biony wyraz twarzy, gdy� wie
dzia�, �e wprawdzie Cornelius wykona� �mia�y ruch, ale do ko�ca me
czu by�o jeszcze daleko.
Tytu�em pr�by posun�� pionek do przodu.
- Jak to zamierzasz zrobi�? - zagadn��.
- Chcia�bym - rzek� Cornelius - �eby� jutro rano napisa� do pi�ciu
os�b, kt�re roszcz� sobie najwi�ksze prawo do mojego maj�tku: do
mego brata Hugh, jego �ony Elizabeth, ich syna Timothy'ego, mojej
siostry Margaret i na koniec do mojej gosposi Pauline.
- I jaki� ma by� sens tych list�w? - spyta� Frank, staraj�c si� nie
okaza� niedowierzania.
- Wyja�nisz wszystkim, �e z winy nieprzemy�lanej inwestycji, na
kt�r� si� zdecydowa�em po �mierci �ony, wpad�em w d�ugi i bez ich
pomocy mog� zbankrutowa�.
23
- Ale... - zaprotestowa� Frank.
Cornelius podni�s� r�k�.
- Wys�uchaj mnie - poprosi� - gdy� twoja rola w tej partii, roz
grywanej w realnym �yciu, b�dzie kluczowa. Kiedy ich przekonasz, �e
niczego ode mnie nie mog� si� spodziewa�, przyst�pi� do realizacji dru
giej cz�ci mojego planu, kt�ra powinna ostatecznie dowie��, czy zale�y
im na mnie, czy te� na moich pieni�dzach.
- Powiedz wreszcie, co masz na my�li - rzek� Frank.
Cornelius zbiera� my�li, kr�c�c kieliszkiem.
- Jak wiesz, wszystkie pi�� os�b, kt�re wymieni�em, swego czasu
poprosi�o mnie o po�yczk�. Nigdy nie ��da�em niczego na pi�mie,
gdy� by�a to dla mnie kwestia zaufania. Wchodzi�y w gr� r�ne kwo
ty: od stu tysi�cy funt�w dla Hugh na dzier�aw� sklepu - o ile wiem,
przynosi mu niez�y doch�d - do pi�ciuset funt�w dla Pauline na zada
tek za u�ywany samoch�d. Nawet m�ody Timothy potrzebowa� tysi�
ca funt�w na sp�at� po�yczki za studia, a skoro dobrze mu si� wiedzie
w jego zawodzie, ��danie zwrotu pieni�dzy nie powinno si� wydawa�
ani jemu, ani pozosta�ym osobom zbyt wyg�rowane.
- A ten drugi test? - spyta� Frank.
- Od czasu �mierci Millie ka�de z nich odda�o mi jak�� drobn�
przys�ug�, twierdz�c, �e to przyjemno��, a nie przykry obowi�zek.
Chcia�bym si� przekona�, czy byliby sk�onni zrobi� to samo dla ubo
giego starego cz�owieka.
- Ale sk�d b�dziesz wiedzia�... - zacz�� Frank.
- My�l�, �e to si� oka�e z czasem. Zreszt� b�dzie jeszcze trzecia
pr�ba, przypuszczam, �e rozstrzygaj�ca.
Frank spojrza� przyjacielowi w oczy.
- Czy m�g�bym ci wyperswadowa� ten zwariowany pomys�?
- Nie, nawet nie pr�buj - odpar� Cornelius bez wahania. - To po
stanowione, chocia� rozumiem, �e bez twojej pomocy nie m�g�bym
zacz�� ca�ej sprawy, nie m�wi�c o jej zako�czeniu.
- Corneliusie, je�eli rzeczywi�cie ci na tym zale�y, to wykonam
twoje polecenie co do joty, jak zawsze dotychczas. Ale stawiam jeden
warunek.
- Mianowicie? - spyta� Cornelius.
- Nie przyjm� honorarium, �ebym potem m�g� o�wiadczy� ka�de
mu, kto zapyta, �e nie skorzysta�em na twoich figlach.
- Ale...
- �adnych ale, przyjacielu. Sporo zyska�em na wzro�cie kursu ak-
24
cji, kiedy sprzeda�e� firm�. Wi�c potraktuj to jako drobne podzi�kowanie.
Cornelius si� u�miechn��.
- To ja tobie powinienem by� wdzi�czny, i jak zawsze zdaj� sobie
spraw� z twojej cennej pomocy, kt�rej mi nie szcz�dzi�e� w ci�gu lat.
Jeste� naprawd� dobrym przyjacielem i przysi�gam, �e zostawi�bym ci
ca�y m�j maj�tek, gdyby� nie by� kawalerem. I gdybym nie wiedzia�,
�e to by zupe�nie nie zmieni�o twego trybu �ycia.
- O, nie, dzi�kuj� - rzek� Frank, chichocz�c. - Gdyby� to zrobi�,
musia�bym podda� takiej samej pr�bie par� os�b. - Na chwil� za
milk�. - A zatem, jaki jest tw�j pierwszy ruch?
- Wy�lesz jutro pi�� list�w - powiedzia� Cornelius, wstaj�c z krze
s�a - informuj�cych wspomniane osoby, �e zawiadomiono mnie
o wszcz�ciu post�powania upad�o�ciowego i �e ��dam zwrotu zaleg
�ych po�yczek w jak najkr�tszym terminie.
Frank zacz�� notowa� w ma�ym bloczku, kt�ry zawsze mia� przy sobie. Dwadzie�cia minut p�niej, zapisawszy ostatnie polecenie Cor-neliusa, schowa� bloczek do kieszeni, dopi� koniak i zgasi� cygaro.
- A na czym ma polega� trzecia pr�ba, ta, kt�ra twoim zdaniem
b�dzie rozstrzygaj�ca? - spyta� Frank, gdy Cornelius odprowadza� go
do drzwi.
Stary prawnik uwa�nie wys�ucha� przyjaciela, kt�ry przedstawi� mu tak pomys�owy plan, �e odszed� przekonany, i� wszystkie ofiary b�d� musia�y pokaza� swoje prawdziwe oblicze.
Pierwszy zatelefonowa� do Corneliusa w sobot� rano jego brat Hugh. Musia� dos�ownie przed chwil� otrzyma� list Franka. Cornelius mia� wra�enie, �e jeszcze kto� przys�uchuje si� rozmowie.
- W�a�nie dosta�em list od twojego prawnika - rzek� Hugh - i po
prostu nie mog� uwierzy� w to, co pisze. Powiedz mi, �e to okropna
pomy�ka.
- Obawiam si�, �e nie - odpowiedzia� Cornelius. - Bardzo chcia�
bym, �eby to by�a pomy�ka.
- Ale jak to mo�liwe, �eby� ty, zwykle tak bystry, do tego dopu�ci�?
- Z��my to na karb staro�ci - odpar� Cornelius. - Kilka tygodni
po �mierci Millie nam�wiono mnie na ulokowanie sporej sumy
w przedsi�biorstwie specjalizuj�cym si� w dostawie Rosjanom urz�
dze� wydobywczych. Wszyscy czytali�my o niewyczerpanym strumie
niu ropy naftowej w Rosji, je�eli kto� si� dostanie do tego interesu,
25
by�em wi�c pewien, �e moja inwestycja przyniesie niez�y zysk. W zesz�y pi�tek sekretarz firmy poinformowa� mnie, �e postanowili wykorzysta� rozporz�dzenie numer dwie�cie siedemna�cie i og�osi� niewyp�acalno��.
- Chyba nie ulokowa�e� wszystkiego w jednej firmie? - w g�osie
Hugh zabrzmia�o jeszcze wi�ksze niedowierzanie.
- Nie od razu - rzek� Cornelius - ale niestety, ilekro� potrzebowali
dalszego zastrzyku pieni�dzy, dawa�em si� nabra�. W ko�cu inwesto
wa�em coraz wi�cej, bo mi si� wydawa�o, �e tylko w ten spos�b zwr�ci
mi si� pierwszy wk�ad.
- Czy ta firma nie ma �adnych aktyw�w, na kt�rych m�g�by� po
�o�y� r�k�? A co z urz�dzeniami wydobywczymi?
- Rdzewiej� gdzie� w g��bi Rosji, a ropy naftowej na razie ani na
lekarstwo.
- A dlaczego si� nie wycofa�e�, zanim sytuacja wymkn�a si� spod
kontroli?
- Kwestia ambicji. Nie chcia�em uzna�, �e postawi�em na z�ego
konia, wola�em wierzy�, �e z czasem odzyskam pieni�dze.
- Ale przecie� musz� ci proponowa� jakie� odszkodowanie - po
wiedzia� Hugh z desperacj�.
- Ani z�amanego grosza - odpar� Cornelius. - Nie mog� sobie na
wet pozwoli� na to, �eby polecie� do Rosji i zbada� na miejscu, jak
wygl�da sytuacja.
- Ile ci daj� czasu?
- Dosta�em ju� zawiadomienie o og�oszeniu upad�o�ci, tak wi�c
szansa mojego przetrwania zale�y od tego, ile got�wki uda mi si� ze
bra� w kr�tkim czasie. - Cornelius zawiesi� glos. - Hugh, przykro mi
o tym wspomina�, ale pewno pami�tasz, �e jaki� czas temu po�yczy
�em ci sto tysi�cy funt�w. Mam nadziej�...
- Przecie� wiesz, �e wszystkie pieni�dze wsi�k�y w sklep, a przy re
kordowo niskich obrotach nie m�g�bym w tej chwili wykombinowa�
wi�cej jak par� tysi�cy.
Corneliusowi si� wyda�o, �e kto� z ty�u szepn��: �I nic wi�cej".
- C�, widz�, �e jeste� w trudnym po�o�eniu - rzek� Cornelius. -
Ale b�d� ci wdzi�czny za ka�d� pomoc. Kiedy ustalisz, jaka to b�dzie
kwota - zn�w na chwil� przerwa� - naturalnie musisz uzgodni� z Eli-
zabeth, na ile mo�ecie sobie pozwoli� - prosz�, wy�lij czek bezpo�red
nio do biura Franka Vintcenta. On zajmuje si� ca�� t� powik�an�
spraw�.
26
- Czy stracisz, czy zarobisz, prawnicy zawsze dostan� swoj� dol�.
- Uczciwie m�wi�c - zauwa�y� Cornelius - tym razem Frank
zrzek� si� honorarium. Aha, Hugh, ludzie, kt�rych mi przys�a�e� do
przebudowy kuchni mieli zacz�� prac� w ko�cu tygodnia. Teraz jest
jeszcze bardziej wa�ne, �eby sko�czyli jak najszybciej, bo wystawiam
dom na sprzeda� i z now� kuchni� dostan� lepsz� cen�. Na pewno to
rozumiesz.
- Zobacz�, co si� da zrobi� - rzek� Hugh - ale mo�e b�d� musia�
wys�a� t� ekip� do innej roboty. Mamy troch� zaleg�o�ci.
- O! - Cornelius st�umi� �miech. - Czy nie m�wi�e�, �e z pieni�dz
mi u ciebie teraz krucho?
- Zgadza si� - troch� za szybko powiedzia� Hugh. - Mia�em na
my�li, �e wszyscy musimy bra� dodatkowe prace, �eby zwi�za� koniec
z ko�cem.
- Rozumiem - rzek� Cornelius. - Ale na pewno zrobisz co si� da,
�eby pom�c, znaj�c moj� sytuacj�. - Od�o�y� s�uchawk� i si� u�miech
n��.
Nast�pna w kolejno�ci ofiara nie zada�a sobie trudu, �eby zatelefonowa�, lecz zjawi�a si� przed domem par� minut p�niej i nie zdj�a palca z dzwonka, p�ki Cornelius nie otworzy� jej drzwi.
- Gdzie jest Pauline? - brzmia�o pierwsze pytanie Margaret.
Cornelius przyjrza� si� siostrze, kt�ra troch� za mocno si� umalo
wa�a tego ranka.
- Niestety, musia�a odej��. - Cornelius pochyli� si� i poca�owa�
siostr� w policzek. - Wnioskuj�cy o otwarcie post�powania upad�o
�ciowego krzywo patrzy na tych, kt�rych nie sta� na sp�acenie wierzy
cieli, a kt�rzy nadal utrzymuj� s�u�b�. Margaret, to �adnie, �e tak
szybko si� zjawi�a� w trudnej dla mnie chwili, ale je�li chcesz si� napi�
herbaty, to obawiam si�, �e musisz sobie zrobi� sama.
- Corneliusie, chyba dobrze wiesz, �e nie przysz�am tutaj pi� her
bat�. Chcia�abym si� dowiedzie�, jak zdo�a�e� przepu�ci� ca�� fortun�.
- Zanim brat zd��y� wyrecytowa� kt�r�� z przygotowanych formu�ek,
doda�a: - Jasne, �e musisz sprzeda� dom. Zawsze m�wi�am, �e po
�mierci Millie jest dla ciebie za du�y. Mo�esz sobie znale�� kawalerk�
w okolicy.
- Takie decyzje nie s� ju� w mojej mocy. - Cornelius stara� si�, �e
by zabrzmia�o to �a�o�nie.
- O czym ty m�wisz? - natar�a na niego Margaret.
- �e dom i to, co si� w nim znajduje zosta�o ju� zaj�te. Je�eli mam
27
unikn�� bankructwa, dom musi zosta� sprzedany za o wiele wy�sz� cen� ni� przewiduj� agenci od nieruchomo�ci.
- Chcesz mi powiedzie�, �e absolutnie nic ci nie zosta�o?
- Mniej ni� nic by�oby lepszym okre�leniem - westchn�� Corne-
lius. - A jak mnie st�d wyeksmituj�, nie b�d� mia� gdzie si� podzia�. -
Stara� si� m�wi� p�aczliwie. - Mam nadziej�, �e b�d� m�g� skorzysta�
ze wspania�omy�lnej propozycji, kt�r� mi z�o�y�a� w czasie pogrzebu
Millie, �ebym zamieszka� u ciebie.
Siostra odwr�ci�a si� ty�em, �eby Cornelius nie widzia� jej twarzy.
- Teraz nie by�oby to wygodne - powiedzia�a bez wyja�nienia. -
A zreszt� Hugh i Elizabeth maj� u siebie wi�cej wolnych pokoi.
- Rzeczywi�cie - rzek� Cornelius. Odkaszln��. - Margaret, a co
z t� drobn� po�yczk�, kt�rej ci udzieli�em w zesz�ym roku? Wybacz,
�e poruszam ten temat, ale..
- Te skromne fundusze, jakie mam, s� bezpiecznie ulokowane
i maklerzy radz�, �eby w tym momencie nie sprzedawa� udzia��w.
- A z tego uposa�enia, kt�re ci wyp�aca�em co miesi�c przez ostat
nie dwadzie�cia lat... chyba co� zdo�a�a� od�o�y�?
- Niestety nie - uci�a Margaret. - Zrozum, �e skoro jestem twoj�
siostr�, ludzie oczekuj� ode mnie odpowiedniego poziomu �ycia, a te
raz, kiedy nie mog� liczy� na comiesi�czny dodatek, musz� jeszcze
oszcz�dniej gospodarzy� moimi szczup�ymi dochodami.
- Naturalnie, moja droga - przytakn�� Cornelius. - Jednak wszel
ka, nawet najdrobniejsza pomoc b�dzie ratunkiem, gdyby� tylko...
- Musz� ucieka� - o�wiadczy�a Margaret, spogl�daj�c na zegarek.
- Przez ciebie sp�ni� si� do fryzjera.
- Kochanie, jeszcze jeden drobiazg - rzek� Cornelius. - W przesz�o
�ci zawsze by�a� tak dobra i podwozi�a� mnie do miasta, kiedy tylko...
- Corneliusie, zawsze ci m�wi�am, �e dawno temu powiniene� si�
nauczy� prowadzi� samoch�d. Gdyby� to zrobi�, nie liczy�by�, �e kto�
b�dzie na ka�de twoje skinienie w dzie� i w nocy. Zobacz�, co da si�
zrobi� - doda�a, kiedy otworzy� jej drzwi.
- �mieszne, ale nie przypominam sobie, �eby� to m�wi�a. Mo�e
pami�� te� mnie opuszcza - rzek�, id�c z siostr� na podjazd. U�miech
n�� si�. - Masz nowy samoch�d? - rzuci� lekko.
- Tak - cierpko odpowiedzia�a siostra, kiedy jej otwiera� drzwiczki
auta. Zdawa�o mu si�, �e si� lekko zarumieni�a. Za�mia� si� pod no
sem, kiedy odjecha�a. Z minuty na minut� coraz wi�cej dowiadywa�
si� o swojej rodzinie.
28
Pomaszerowa� z powrotem do domu i wr�ci� do gabinetu. Zamkn�� drzwi, podni�s� s�uchawk� telefonu i wybra� numer kancelarii Franka.
- Vintcent, Ellwood i Halfon - odezwa� si� urz�dowy g�osik.
- Chcia�bym m�wi� z panem Vintcentem.
- Kogo mam zapowiedzie�? ? '� ?
- Corneliusa Barringtona.
- Musz� sprawdzi�, czy nie jest zaj�ty.
Bardzo dobrze, pomy�la� Cornelius. Frank musia� przekona� nawet recepcjonistk�, �e pog�oska jest prawdziwa, poniewa� przedtem zawsze odpowiada�a: �W tej chwili pana ��cz�".
- Dzie� dobry, Corneliusie - odezwa� si� Frank. - W�a�nie sko�
czy�em rozmawia� z Hugh. To ju� jego drugi telefon tego przedpo�u
dnia.
- Czego chcia�? - spyta� Cornelius.
- �eby mu wyt�umaczy� wszystkie ewentualne nast�pstwa oraz
poinformowa�, jakie ma najpilniejsze zobowi�zania.
- To dobrze - rzek� Cornelius. - Zatem mog� rych�o spodziewa�
si� czeku na sto tysi�cy funt�w?
- W�tpi� - odpar� Frank. - S�dz�c z tonu jego g�osu, nie to mia�
na my�li, ale dam ci zna� zaraz, jak si� odezwie.
- B�d� niecierpliwie czeka�, Frank.
- My�l�, �e dobrze si� bawisz, Corneliusie.
- Jeszcze jak. Szkoda tylko, �e Millie nie mo�e si� bawi� razem 2e
mn�.
- Wiesz, co ona by powiedzia�a, prawda? � � ~ > '
- Nie, ale czuj�, �e ty mi to powiesz.
- �e jeste� stetrycza�ym staruszkiem. ' ? ? -'
- I jak zwykle mia�aby racj� - za�mia� si� Cornelius. - Do widze
nia, Frank. '/-
Kiedy odk�ada� s�uchawk�, rozleg�o si� pukanie do drzwi. � "
- Prosz� wej�� - powiedzia� Cornelius, zdziwiony, kto to taki.
Drzwi si� otworzy�y i do pokoju wkroczy�a Pauline z tac�, na kt�rej sta�a fili�anka herbaty i talerzyk z dro�d�owymi bu�eczkami. Jak zwykle by�a czysta i schludna, porz�dnie uczesana i nie okazywa�a ani �ladu zak�opotania. Pewno jeszcze nie dosta�a listu Franka, pomy�la� w pierwszej chwili Cornelius.
- Pauline - zapyta�, kiedy postawi�a tac� na biurku - czy otrzyma
�a� rano list od mojego doradcy prawnego?
29
- Tak, prosz� pana - odpar�a Pauline - i natychmiast sprzedam
samoch�d, �eby odda� panu pi��set funt�w. - Zamilk�a i spojrza�a
mu prosto w oczy. - Ale czybym nie mog�a...
- Tak, Pauline?
- Czybym nie mog�a odpracowa� tego d�ugu? Widzi pan, samo
ch�d jest mi potrzebny, �eby przywozi� dziewczynki ze szko�y.
Cornelius pierwszy raz, odk�d wda� si� w swoje przedsi�wzi�cie, poczu� si� winny. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e gdyby spe�ni� pro�b� Pauline, kto� by si� o tym dowiedzia� i eksperyment m�g�by spali� na panewce.
- Pauline, tak mi przykro, ale nie mam wyboru...
- Tak samo napisa� pa�ski doradca w tym li�cie - powiedzia�a
Pauline, mn�c kartk� papieru w kieszeni fartuszka. - Wie pan, nigdy
nie mia�am zaufania do prawnik�w.
To o�wiadczenie Pauline jeszcze bardziej pog��bi�o poczucie winy Corneliusa, nie zna� bowiem nikogo bardziej godnego zaufania ni� Frank Vintcent.
- Lepiej sobie teraz p�jd�, ale zajrz� wieczorem, �eby sprawdzi�,
czy nie ma ba�aganu. Czy mo�na by...
-Tak?
- Czy m�g�by mi pan da� referencje? Nie jest tak �atwo, prosz� pa
na, dosta� posad� w moim wieku.
- Dam ci takie referencje, �e mia�aby� szans� na posad� w Bucking-
ham Pa�ace - rzek� Cornelius. Z miejsca usiad� przy biurku i napisa�
od� pochwaln� o ponad dwudziestoletniej s�u�bie Pauline Croft.
Sprawdzi� tre�� i poda� gosposi kartk� papieru.
- Dzi�kuj� ci Pauline - powiedzia� - za wszystko, co w przesz�o�ci
uczyni�a� dla Daniela, Millie i przede wszystkim dla mnie.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie, prosz� pana.
Kiedy za Pauline zamkn�y si� drzwi, Cornelius zaduma� si� nad nieprawdziwo�ci� mit�w o zwi�zkach krwi.
Usiad� na powr�t przy biurku i zapisa� dla pami�ci, co si� wydarzy�o tego przedpo�udnia. Gdy sko�czy�, poszed� do kuchni zrobi� sobie co� do jedzenia i znalaz� tam przygotowan� sa�atk�.
Po lunchu Cornelius postanowi� pojecha� do miasta autobusem -nowe do�wiadczenie. Troch� potrwa�o, zanim znalaz� przystanek autobusowy, a potem si� dowiedzia�, �e konduktor nie mo�e mu wyda� reszty z banknotu dwudziestofuntowego. Wysiad� w centrum miasta i poszed� prosto do agenta zajmuj�cego si� nieruchomo�ciami, kt�ry
30
wcale si� nie zdziwi� na jego widok. Corneliusa zachwyci�o tempo, z jakim szerzy�a si� plotka o jego finansowym upadku.
- Jutro rano przy�l� kogo� do posiad�o�ci Pod Wierzbami - oznaj
mi� m�ody cz�owiek, wstaj�c zza biurka - �eby wykona� pomiary
i zrobi� zdj�cia. Czy pozwoli pan, �e ustawimy w ogrodzie tablic�?
- Ale� prosz� - odpar� bez wahania Cornelius i o ma�o co nie do
da�, �e im wi�ksz�, tym lepiej.
Potem Cornelius wst�pi� do miejscowej firmy przeprowadzkowej, mieszcz�cej si� par� krok�w dalej. Spyta� innego m�odego cz�owieka, czy m�g�by si� um�wi� na przew�z wszystkiego, co jest w domu.
- Dok�d to trzeba zawie��, prosz� pana?
- Do magazynu Bottsa na High Street - poinformowa� go Cor
nelius.
- To �aden k�opot - stwierdzi� m�odzian i wzi�� z biurka bloczek.
Kiedy Cornelius wype�ni� formularz w trzech egzemplarzach, m�o
dzian rzek�, wskazuj�c na d� formularza: - Prosz� tu podpisa� - po
czym troch� nerwowo doda� - pobieramy sto funt�w zadatku.
- Ale� prosz� - rzek� Cornelius, wyjmuj�c ksi��eczk� czekow�.
- Obawiam si�, prosz� pana, �e to powinna by� got�wka - pouf
nym tonem powiedzia� m�ody cz�owiek.
Cornelius si� u�miechn��. Od ponad trzydziestu lat nie zdarzy�o si�, �eby nie przyj�to od niego czeku.
- Przyjd� jutro - obieca�.
W drodze powrotnej Cornelius przystan�� przed sklepem brata z urz�dzeniami domowymi i zajrza� do �rodka przez okno wystawowe; personel wcale nie by� bardzo zaj�ty. Powr�ciwszy Pod Wierzby, poszed� znowu do gabinetu i zanotowa�, co si� wydarzy�o po po�udniu.
Kiedy wieczorem wchodzi� do sypialni, u�wiadomi� sobie, �e pierwszy raz od lat nikt do niego po po�udniu nie zadzwoni� i nie zapyta�, jak si� czuje. Tej nocy spa� zdrowym snem.
Nast�pnego dnia rano Cornelius zszed� na d�, podni�s� poczt� z wycieraczki i skierowa� si� do kuchni. Jad� p�atki kukurydziane i przegl�da� listy. Kiedy� s�ysza�, �e je�li rozniesie si� plotka, i� kto� bankrutuje, do skrzynki delikwenta nap�ywa lawina br�zowych kopert: to sklepikarze i drobni handlowcy usi�uj� uprzedzi� uprzywilejowanych wierzycieli.
Tego ranka w korespondencji nie by�o br�zowych kopert, gdy� Cornelius pop�aci� wszystkie rachunki, zanim wyruszy� w t� szczeg�ln� podr�.
31
Opr�cz ok�lnik�w i ofert reklamowych by�a jeszcze jedna bia�a koperta z londy�skim stemplem pocztowym. Zawiera�a odr�czny list od bratanka Timothy'ego, kt�ry pisa�, jak mu przykro z powodu k�opot�w wuja i �e chocia� obecnie nie bywa cz�sto w Chudley, zrobi wszystko, �eby przyjecha� do Shropshire na weekend i si� z nim zobaczy�.
Wprawdzie list by� kr�tki, lecz Cornelius w duchu odnotowa�, �e Timothy jest pierwszym krewnym, kt�ry okaza� mu wsp�czucie w nieszcz�ciu.
Kto� zadzwoni� do drzwi, wi�c Cornelius od�o�y� list na kuchenny st� i poszed� do hallu. Na progu sta�a Elizabeth, �ona jego brata. Mia�a blad�, zm�czon� twarz i Cornelius pomy�la�, �e pewno w nocy nie zmru�y�a oka.
Ledwo Elizabeth znalaz�a si� w �rodku, zacz�a kr��y� od pokoju do pokoju, jakby chcia�a sprawdzi�, czy wszystko jest na swoim miejscu, najwyra�niej nie mog�c uwierzy� w to, co wyczyta�a w li�cie prawnika.
Je�eli �ywi�a jeszcze jakie� w�tpliwo�ci, to rozwia�y si� one kilka minut p�niej na widok po�rednika handlu nieruchomo�ciami, kt�ry zjawi� si� przed domem z ta�m� miernicz� w r�ku i w towarzystwie fotografa.
- Gdyby Hugh m�g� odda� cho� cz�� z tych stu tysi�cy, kt�re mu
po�yczy�em, bardzo by