7256

Szczegóły
Tytuł 7256
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7256 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7256 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7256 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Lem Sp�r mi�dzy Munchhausenem a Guliwerem �aden z Lemowych cykli nie powstawa� tak d�ugo! Pierwsze odcinki Dziennik�w gwiazdowych datuj� si� na pocz�tek lat pi��dziesi�tych, ostatni � Po�ytek ze smoka powsta� w roku 1983, a wi�c dzieli je trzydzie�ci lat, podczas kt�rych na �wiecie �wszystko si� zmieni�o�, jeden tylko Ijon Tichy pozosta� taki jaki by� � tak jakby nie zauwa�y� stalinizmu, odwil�y i kolejnych przewrot�w w �wiecie polityki czy my�li ludzkiej. Kim wi�c jest �w niezmienny bohater Dziennik�w? Nic nie wiemy o jego �yciu rodzinnym; je�li do domu (na Ziemi�) wpada, to tylko po to, aby za chwil� znowu gdzie� polecie�, je�li ma jak�� biografi�, to tylko w kawa�eczkach � takich, kt�re si� nadadz� jako materia� do anegdoty. Cechy charakteru? Cz�owiek czynu, raczej optymista, ale te� towarzyski, obyty w �wiecie, nie dziwi�cy si� byle czemu, przy tym gadu�a, bajarz, dbaj�cy przede wszystkim, by s�uchaczy ubawi� � nawet w�asnym kosztem. Podr�uj�c z Tichym, porzucamy groz�, jak� budzi� mo�e obco�� Wszech�wiata: kosmiczny w�drowiec wsz�dzie jest bowiem zadomowiony, nic nie narusza na d�u�ej jego pewno�ci siebie, a niezmo�ony praktycyzm, jaki ujawnia w ka�dej sytuacji, pokonuje wszelkie przeszkody. Przodkowie Tichego byli nader liczni � i nic dziwnego, �e nawet w kr�ciutkim wst�pie do pierwszego wydania Dziennik�w autor cyklu szuka ich w literaturze tworzonej w ci�gu czterech (XVIXIX) stuleci. Alkofrybas, Guliwer, Munchhausen � doda� mo�na r�wnie dobrze Odysa z Itaki, Kandyda. nawet Im� Pana Paska i cale tuziny innych � obie�y�wiat, awanturnik i causeur w jednej osobie to bowiem jedna z najbardziej rozpowszechnionych w literaturze �wiatowej postaci. Czasem funkcj� gaw�dziarza sceduje na narratora opowie�ci, nigdy jednak nie wyrzeknie si� przyrodzonej odwagi i optymizmu, z kt�rymi rzuca si� w kolejne przygody. �owca przyg�d to jednak w literaturze �wiatowej posta� z niejednorodnej materii. Raz kr�luje nad up�ywem czasu, nie zmieniaj�c si� ani na jot�, i w ka�dej przygodzie jednak jest �na wierzchu� � innym razem rozwija si� pod wp�ywem tego, co przynosi mu los, a pod koniec opowie�ci m�drzejszy jest i dojrzalszy ni� na pocz�tku. Mo�na by rzec, i� w pierwszym przypadku obie�y�wiat zawsze jest z siebie zadowolony, a do nowych l�d�w t� sam� wci�� (w�asn�) przyk�ada miar�, w przypadku drugim przygody s�u�� mu po to, by si� o sobie dowiedzie� czego� nowego, by � na odwr�t � cudz� miar� przy�o�y� do w�asnej osoby i kulturowej schedy, z kt�r� przyszed� do Obcych. Wzorcem pierwszego z tych bohater�w m�g�by by� baron Munchhausen, wzorcem drugiego � Guliwer. Na pierwszy rzut oka wi�cej jest w Tichym z Munchhausena: jego przygody maj� charakter nieprawdopodobnych a uciesznych przypadk�w, w kt�rych na poz�r bardziej chodzi o zabawienie czytelnika i groteskow� autoapologi� ni� o zysk poznawczy, w samym za� podr�niku trudno uchwyci� proces dojrzewania i wewn�trznej przemiany. Ten Tichy z wczesnych szczeg�lnie �podr�y� lata od planety do planety i zwiedza je niczym bogaty turysta dalekie a nie znane bli�ej kraje. Osobliwo�ci �ywota ich mieszka�c�w nie s� dla nas czym� nowym: z �atwo�ci� rozpoznamy w nich aberracje, w kt�re niekiedy wpada cywilizacja ludzi, szczeg�lnie wtedy, kiedy zapragnie rozwi�za� jaki� problem �logicznie i naukowo�, z u�yciem poj�tych dogmatycznie praw i prze�wiadcze�. W tych wczesnych opowie�ciach Ijona Tichego razy rozdaje si� na wszystkie strony: obrywaj� od autora nie tylko ufni w Program Szkolny Andrygoni, ale te� � zgodnie z wymogami epoki � ameryka�scy military�ci i katoliccy misjonarze; swoje otrzymuj� te� ideolodzy wschodniego obozu, tyle �e w formie zgrabnie zamaskowanej. Lem napisa� swe Dzienniki z niebywa�� zr�czno�ci�. Trzeba by�o ostatecznie zmyli� cenzora � szczeg�lnie w stalinowskich czasach dociekliwego � i napisa� co�, co da�oby si� odczytywa� na dwa sposoby. Najlepiej wida� to w Podr�y dwudziestej czwartej, kt�ra na powierzchni jest kpin� z rzekomo nieuchronnych ekonomicznych sprzeczno�ci rozsadzaj�cych kapitalistyczne demokracje. Autor ostentacyjnie pomija oczywisty fakt, �e owe sprzeczno�ci dawno ju� zosta�y na Zachodzie rozwi�zane. Jego niby Ameryka nic nie wie o idei welfare state, pr�buje si� za to leczy� ca�kiem po sowiecku � przez wprowadzenie �absolutnego porz�dku�, a jej mechaniczny w�adca nie umie wyobrazi� go sobie inaczej, jak w postaci deseniu uk�adanego na polach z obywateli przerobionych w standardowe kr��ki. Istny ��ywy obraz� z moskiewskiego czy peki�skiego stadionu! Jeszcze wyra�niej polityczny i dora�ny sens ma pierwsza cz�� Podr�y trzynastej, napisana nieco p�niej i wymierzona ju� jawnie w absurdy komunizmu, kpi�ca z doktryny w�adaj�cej niepodzielnie nad spo�eczn� rzeczywisto�ci� i zdrowym rozs�dkiem. Ca�y szereg opowiada� z tego cyklu ukazuje system spo�eczno-polityczny, w kt�rym �yj� istoty my�l�ce, jako swoist� pu�apk�, kt�ra z byle powodu zatrzasn�� si� mo�e, wi꿹c w �rodku jednostki i zmuszaj�c je do pos�usze�stwa wobec jawnie idiotycznych regu� istnienia i dzia�ania. Zgodnie z poetyk� filozoficznej powiastki Ijon Tichy, lec�c w kosmos, dociera wi�c wci�� na Ziemi� i z ludzkimi wci�� k�opotami musi si� boryka�. Ale sk�d sam leci, skoro do �ludzi� dolatuje? Wygl�da, i� z kr�lestwa racjonalno�ci i praktycznego rozs�dku, z miejsca, w kt�rym nie funkcjonuj� �adne przes�dy i nikt nie ma ambicji uszcz�liwiania obywateli na si��. Tichy jest wi�c �reprezentantem cz�owiecze�stwa�, ale jako potomek barona podr�uje po �wiecie g��wnie po to, aby si� do swej schedy zdystansowa�; rysuje nam kolejno coraz to nowe karykatury ludzko�ci, a ona ochoczo dostarcza mu wci�� nowego po temu materia�u. Tichy Munchhausen nie musi si� wi�c zmienia�, a kolejno�� jego przyg�d nie ma najmniejszego znaczenia (st�d numeracja Podr�y nie zgadza si� z chronologi� ich powstawania). A teraz Tichy Guliwer: ten nie umie ju� kre�li� swobodnie swych karykatur, coraz lepiej wie bowiem, �e groteskowy absurd i nierozwi�zywalne problemy wpisane s� w ludzk� kondycj� od samego zarania. St�d tonacja p�niejszych zw�aszcza opowiada� cyklu jest znacznie powa�niejsza ni� wprz�dy. To w serii Wspomnie� Ijona Tichego pojawia si� po raz pierwszy dylemat �skrzy� profesora Corcorana�: hipoteza �wiata jako (niesko�czonej mo�e?) hierarchii poziom�w bytu, w kt�rej istoty poziomu wy�szego stwarzaj� � niczym sam Pan B�g � istoty �ni�sze� i ca�y ich �wiat, b�d�cy zreszt� z ich punktu widzenia tylko elektroniczn� u�ud�. Rzecz jasna, �wszechmoc� istot wy�szego poziomu jest zaledwie wzgl�dna, a unicestwi� wykreowan� rzeczywisto�� mo�e byle awaria systemu zasilania. W Dziennikach gwiazdowych pojawia si� bodaj po raz pierwszy u Lema hipoteza �Boga� jako istoty materialnej i sko�czonej, niedoskona�ej czy zgo�a kalekiej. Ale te intelektualne eksperymenty z doskona�o�ci� i transcendencj� id� dalej: do wcze�niej napisanych Podr�y Lem dopisuje dziewi�tnast�, dwudziest� i dwudziest� pierwsz�. W pierwszych dw�ch bohater opisuje bezowocne pr�by naprawienia ex post b��d�w stworzenia, co jednak w �aden spos�b uda� si� nie mo�e: defekt okazuje si� niezbywalnym sk�adnikiem Bytu. Najciekawsza jest Podr� dwudziesta pierwsza opisuj�ca wizyt� Tichego na planecie Dychtonii, kt�rej mieszka�cy osi�gn�li praktyczn� wszechmoc in�ynieryjn�, tzn. nieograniczon� w�adz� tworzenia, a tak�e dowolnego przeobra�ania swoich w�asnych cia�. Ta wszechw�adza nad materi� daje do�� ponure rezultaty: Dychto�czycy wprawdzie �wszystko mog��, ale te� dlatego nie potrafi� zdecydowa�, czego naprawd� chc�. Ich nieograniczona wiedza i intelektualna sprawno�� staj� si� osobliwym diabelstwem � pot�n� si�� dzia�aj�c� w przestrzeni pozbawionej kierunk�w i punkt�w orientacyjnych, pozwalaj�cych oceni� przebyt� drog� i wytyczy� nowe cele. Jedyn� rad� na t� metafizyczn� pustk� znaj� istoty znacznie od Dychto�czyk�w mniej doskona�e � porzucone na pewnym etapie ewolucji rozumne roboty. Owe roboty zak�adaj� zakon i wierz� w Boga. Wierz� we� dziwnie, bo niczego ode� nie oczekuj� i nijak go sobie nie wyobra�aj�; jedynym jego atrybutem ma by� istnienie. Ale tyle w�a�nie trzeba, by nie popada� w logiczne sprzeczno�ci i pu�apki teodycei, a jednocze�nie zyska� zbawczy punkt odniesienia, kt�rego pochodzenie by�oby pozarozumowej natury. Ojcowieroboty nie chc� absolutnej wolno�ci, odrzucaj� wszechmoc, nawet tam, gdzie pozwala skutecznie nawraca� innych na wiar�, rozumiej� bowiem dobrze, i� fundament �wiata musi tkwi� w przestrzeni niedosi�nej dla jakiegokolwiek poznania i dzia�ania, a kultura wi��e si� nieuchronnie z samoograniczeniem, z akceptacj� etycznych prawide� i zakaz�w, jednym s�owem, ze swoistym umeblowaniem �wiata przy pomocy przej�tych z tradycji � nie z rozumu � zasad i regu�. Doskona�o�� i niesko�czono��, jak wida�, �le s�u�� Lemowemu �wiatu. Tichy wzdryga si� na widok ludzkiej �duszy� na wieczno�� zatrza�ni�tej w krysztale, mierzi go zar�wno jednostkowa nie�miertelno��, jak niczym nie otamowana omnipotencja, na koniec � ustami profesora Do�dy � dowodzi, i� �wiat ludzki i w og�le ca�a ewolucja �na b��dzie stoi, albowiem b��d si� b��dem odciska, b��dem obraca, b��d tworzy, a� losowo�� zamienia si� w Los �wiata�. W tych warunkach r�wnie� przepowiadanie przysz�o�ci staje si� trudem ja�owym i obci��onym z�� wiar�. Brawurowy Kongres futurologiczny pokazuje nam �wiat, w kt�rym zrealizowa�y si� jednocze�nie najr�niejsze i sprzeczne wzajem scenariusze dalszego rozwoju ludzko�ci: utopi� i antyutopi� dzieli tam od siebie cieniutka b�onka wywo�anej chemicznie u�udy. Wspomnienia Ijona Tichego, obok kilku dopisanych najp�niej Podr�y, wprowadzaj� bohatera w rzeczywisto��, w kt�r� nie da si� ju� wej�� bezkarnie, bez skutk�w w postaci wewn�trznej przemiany. �Widz�c bezp�odno�� dalszego pobytu na planecie [...], ruszy�em w drog� powrotn�, czuj�c si� innym cz�owiekiem ni� ten, kt�ry nie tak dawno temu przecie� na niej wyl�dowa�� � ko�czy sw� opowie�� bohater Dziennik�w w Podr�y dwudziestej pierwszej. Takie s�owa nie przesz�yby pewnie przez usta Munchhausenowi, by�yby natomiast ca�kiem na miejscu w historii Guliwera, kt�remu Swift kaza� podr�owa� przede wszystkim po to, aby umia� z dystansem spojrze� na marno�� w�asnej � ludzkiej � kondycji. Ale czy Lem potrafi drwi� jedynie ze �miesznostek cz�owieka? Przyjrzyjmy si� na koniec Tragedii pralniczej. Opowiadanie to nale�y do naj�mieszniejszych tekst�w w Dziennikach. Autor u�ywa sobie na absurdach tkwi�cych w mechanizmie kapitalistycznej konkurencji, opisuj�c walk� pomi�dzy dwoma producentami mechanicznych pralek jako proces �ywio�owy, wymykaj�cy si� racjonalnej kontroli i prowadz�cy do spo�ecznego kryzysu. Najzabawniej wypadaj� tu bodaj uczeni prawnicy, pr�buj�cy reagowa� ustawami na inwazj� cz�ekokszta�tnych maszyn, s� bowiem zawsze o krok zap�nieni wobec zmieniaj�cej si� b�yskawicznie rzeczywisto�ci. Ale � spytajmy � c� maj� pocz�� jury�ci? Broni� przecie jakiego� (ludzkiego) porz�dku, pr�buj� wytyczy� w �wiecie granice tego, co dozwolone i zabronione, buduj� wi�c ostatecznie kultur� � nawet je�li kaleka ona i nieodparcie �mieszna. to lektura dostarczaj�ca wiele przedniej zabawy, ale ta zabawa � jak ca�a kondycja cz�owieka � podszyta jest �mierteln� powag� spraw ostatecznych i dylemat�w nie do rozwi�zania. ?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru 1 ?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru