7205
Szczegóły |
Tytuł |
7205 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7205 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7205 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7205 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
�OWCA SOBOLI
TYTU� ORYGINA�U: ZOBELJ�GER UND KOSAK II
T�UMACZENIE: GRA�YNA PIETRUSZEWSKA
BA�A�AJKA
Wiele p�dzikich azjatyckich plemion zamieszkuj�cych brzegi Bajka�u zosta�o wcielonych do carskiej armii i jako bajkalscy kozacy musieli pe�ni� s�u�b� graniczn�. Cz�ciowo s�u�yli jako konni, cz�ciowo jako piesi strzelcy lub artylerzy�ci. Ich zadanie polega�o na niedopuszczaniu do przemytu pomi�dzy Rosj�, a Chinami. Poza tym do ich obowi�zk�w nale�a�a ochrona bogatych kopalni rud w Nerczy�sku i Czicie, jak r�wnie� pilnowanie szlaku handlowego wiod�cego z Pekinu przez pustynie Mongolii i przez Kiacht� na teren Rosji. Jednak szczeg�lnie zobowi�zani byli do udaremniania skazanym na zes�anie ucieczki przez chi�sk� granic�.
W�a�ciwa granica sk�ada�a si� z ufortyfikowanych wiosek, pomi�dzy kt�rymi wybudowano ma�e sza�ce. Pomi�dzy sza�cami utrzymywano ��czno�� przy pomocy konnych pos�a�c�w.
W pobli�u ka�dej takiej wioski i ka�dego sza�ca znajdowa�a si� tak zwana wiszka. By�a to piramida zbudowana z trzech wysokich pni drzewnych, na kt�r� prowadzi�a drabina. Na g�rze siedzia� stale wartownik obserwuj�cy ca�� okolic�. Jak tylko zauwa�y�, �e jaki� uciekinier przekracza granic�, zapala� kopczyk z paku� i smo�y lub z chrustu. Blask ognia widoczny by� w nocy na znaczn� odleg�o��, a w dzie� na wiele wiorst wok� wida� by�o dym unosz�cy si� z ogniska. W podobny spos�b sw� s�u�b� pe�ni� po drugiej stronie wartownik chi�ski. Jedni i drudzy byli zobowi�zani do wzajemnej pomocy, dlatego te� zbieg�emu zes�a�cowi, kt�remu powiod�a si� nawet ucieczka z ci�kiej niewoli wewn�trz kraju, zrobienie tego ostatniego, zbawiennego kroku i ucieczka przez podw�jnie obsadzon� i silnie strze�on� granic� wydawa�a si� czym� absolutnie niemo�liwym.
A nawet, je�eli nat�y� wszystkie si�y, u�y� podst�pu oraz ca�ej swej odwagi i uda�o mu si� przedosta� przez granic�, to zostawa� sam, bez jakiejkolwiek pomocy, maj�c za sob� kraj, w kt�rym w razie powrotu oczekiwa�a go straszliwa kara, a przed sob� niesko�czon� pustyni�, kt�rej groza por�wnywana by�a z Sahar�.
Niewielu by�o takich, kt�rzy pokonali wszystkie te przeszkody. Ale na Syberii by�o wielu, kt�rzy uciekli z niewoli, a kt�rym nie uda�o si� opu�ci� kraju. Ich jedynym ratunkiem by�o niesko�czone pustkowie, gdzie mogli znale�� tysi�c kryj�wek. Wiedli mizerny �ywot i zagnani w g��bokie bagna, dr�czeni przez g��d i pragnienie, m�czeni przez straszliwe roje komar�w zazwyczaj n�dznie gin�li.
A jednak od czasu do czasu kto� pr�bowa� im pom�c. Je�li m�wi si�, �e Rosjanin jest cz�owiekiem dobrodusznym, to narody Syberii posiadaj� t� cnot� rozwini�t� w du�o wy�szym stopniu. Ludzie ci dobrze wiedzieli, �e przy sposobie, w jakim zarz�dzano tym przeogromnym pa�stwem na Syberi� zsy�ano nierzadko ca�kiem niewinnych. Wolny mieszkaniec Syberii wsp�czu� tym skaza�com, wspiera� ich i nie nazywa� inaczej, ni� �biedni ludzie�. Wprawdzie nie wolno mu by�o ochrania� ich otwarcie, albo w widoczny spos�b zapewnia� im pomoc, tym cz�ciej jednak czyni� to po kryjomu.
W niezliczonych domach istnia�o pewne okre�lone okienko nigdy nie przes�aniane okiennicami. By�o tak skonstruowane, �e da�o si� otworzy� zar�wno z zewn�trz, jak i od wewn�trz, a noc� zawsze pali�o si� w nim �wiate�ko. Na parapet k�adziono jedzenie i picie, a tak�e przedmioty przydatne uciekinierom, kt�rzy skradali si� do dom�w w ciemno�ci i zabierali z o�wietlonego okna, co im by�o potrzebne. Je�eli rano dary znika�y, mieszka�cy domu szeptali do siebie uradowani, �e byli tu �biedni ludzie�, to oni wszystko zabrali.
Zdarza�o si� tak�e, �e takiemu biedakowi przygotowywano pos�anie w izdebce, do kt�rej prowadzi�o owo okienko, szczeg�lnie zim�, kiedy nad r�wnin� zawodzi�a �nie�na burza. Wszyscy cieszyli si� niezmiernie, gdy rano odkryli, �e kto� nocowa� pod ich dachem.
Oczywi�cie uciekinierzy musieli zachowa� ostro�no��, poniewa� zdarza�o si� nieraz, �e �li ludzie przywabiali ich o�wietlonym okienkiem, po czym chwytali i przekazywali policji, jednak wszyscy pogardzali takimi zdrajcami.
* * *
Tam, gdzie Selenga wp�ywa od wschodu do Bajka�u, g�ry granicz�ce z jeziorem rozsuwaj� si� na spor� odleg�o�� tworz�c dolin�, kt�r� owe �a�cuchy g�rskie chroni� przed zgubnymi wichrami. Dlatego te� ziemia w dolinie jest bardzo �yzna i rosn� tam ro�liny, kt�re nie wyst�puj� nawet w okolicach po�o�onych bardziej na po�udnie.
R�wnina tworzy tr�jk�t, kt�rego podstawa wysuni�ta by�a w g��b kraju, natomiast jego wierzcho�ek stanowi�a w�ska prze��cz po�r�d g�r wiod�ca wprost do jeziora.
W odleg�o�ci oko�o p� wiorsty od brzegu, a wi�c niespe�na dziesi�� minut znajdowa� si� okaza�y folwark, sk�adaj�cy si� ze sporej ilo�ci parterowych budynk�w wybudowanych w przewa�aj�cej cz�ci z drewna. Dooko�a rozpo�ciera�y si� pola i wielkie ��ki, na kt�rych pas�y si� konie, byd�o i owce. Wszystko to sprawia�o pozory rzadkiego w tych okolicach dobrobytu.
Naj�adniejszym budynkiem by� dom mieszkalny, kt�rego okna zaopatrzone by�y nawet w szklane szybki. Kilka wysokich g�stych drzew li�ciastych g�rowa�o nad niskim dachem domu.
W cieniu tych drzew par� dziewcz�t obraca�o pilnie ko�owrotki tworz�c tak popularn� w tych okolicach prz�dz�.
By�a to Mila Dobronicz, przyjaci�ka Karpali i jej s�u��ce.
R�owa twarz Mili okolona g�stymi, jasnymi w�osami splecionymi w warkocze, tak jak si� to cz�sto spotyka w prowincjach nadba�tyckich, wskazywa�a na pochodzenie zachodnioeuropejskie. Ubrana by�a w kr�tk� czerwon� sp�dnic�, bia�� bluzk�, na kt�r� narzuci�a czarny gorset ze stalowymi sprz�czkami.
Dziewcz�ta pracowa�y bardzo pilnie, mimo to toczy�y niezwykle o�ywion� rozmow� i wydawa�o si�, �e ich czerwone usta poruszaj� si� r�wnie wytrwale co ich ko�owrotki.
Mila siedzia�a pomi�dzy s�u��cymi, ale rzadko uczestniczy�a w rozmowie. Tylko od czasu do czasu odpowiada�a na jakie� pytanie skierowane do niej, mimo swojej m�odo�ci wydawa�a si� by� powa�niejsza od pozosta�ych dziewcz�t.
Wtem ucich� na chwil� szum ko�owrotk�w i Mila us�ysza�a, jak dwie spo�r�d dziewcz�t szepta�y do siebie.
��Popro� j�, na pewno to zrobi! To jej ulubiona piosenka, a my za�piewamy razem z ni�.
Mila odwr�ci�a si� do szepcz�cych.
��Tak � powiedzia�a. � Podczas prz�dzenia nale�y �piewa�, poniewa� praca post�puje podw�jnie szybko. A wi�c pos�uchajcie!
I za�piewa�a pi�knym, d�wi�cznym altem:
Zakr�� si� moje k�eczko!
W prz�dzy brakuje jeszcze
jedwabnej niteczki
do pe�nego sukcesu.
W skrzyni mate�ki
brakuje jeszcze lnu;
dlatego ty, k�eczko
musisz dzisiaj kr�ci� si� bardzo weso�o.
Pozosta�e dziewcz�ta powtarza�y na dwa g�osy ostatnie cztery linijki, po czym Mila �piewa�a dalej:
Kr�c� tob� �wawo
moimi zwinnymi stopami;
wraz z tob� kr�c� si�
bez ko�ca moje my�li.
A weso�e piosneczki
skracaj� nam czas
i tak prz�d� moj� niteczk�,
moj� lnian� sukieneczk�.
I znowu wszystkie powt�rzy�y ostatnie cztery wersy.
Bez ustanku niteczki
przesuwaj� si� szybko.
Tak up�ywa czas;
przesypuje si� klepsydra.
�ycie przemija
ucieka jak�
i tylko pilnym przynosi jaki� zysk.
W�a�nie kiedy dziewcz�ta powinny by�y w��czy� si� w �piew jedna z nich krzykn�a g�o�no pokazuj�c w kierunku studni otoczonej z trzech stron g�stym �ywop�otem z buk�w, w kt�rego cieniu co� zauwa�y�a.
��Co ci� tak wystraszy�o? � spyta�a Mila. � I do tego w bia�y dzie�! To musia� by� jaki� ptak. Sko�czmy �piewa� nasz� piosenk�! 1 zaintonowa�a ostatni� zwrotk�:
I nawet je�li jaka� dziewczyna
robi�aby drwi�c� min�
i m�wi�a: �przy k�ku
nie usi�d� nigdy�,
niech sobie drwi
a ja robi� swoje:
prz�d� i �piewam,
jestem weso�a i radosna.
Jak zwykle ostatnie wersy zosta�y od�piewane ch�rem, a kiedy przebrzmia�o ostatnie s�owo, zza �ywop�otu rozleg�y si� oklaski wyra�aj�ce najwy�sze uznanie dla �piewaczek.
��S�yszycie? � odezwa�a si� dziewczyna, kt�ra tak si� przedtem czego� przestraszy�a. � Jednak mia�am racj�. Tam kto� jest.
��To niech do nas podejdzie � powiedzia�a Mila spokojnie.
Z napi�ciem wpatrywa�a si� w zaro�la. Kt� to m�g� by�? Kto je tak oklaskiwa�? Ojciec wyjecha�, matka znajdowa�a si� w domu, a parobcy strzegli owiec. Jedynie kto� obcy m�g� si� tutaj potajemnie zakra��.
My�l, �e kto� odwa�y� si� na pods�uchiwanie, napawa�a j� niezadowoleniem. Wsta�a i zamierza�a p�j�� do studni, kiedy obcy m�ciciel spokoju opu�ci� swoj� kryj�wk�. Ledwie na niego spojrza�a, gniew znikn�� z jej oblicza.
Pods�uchuj�cym by� m�czyzna oko�o dwudziestodwuletni. Ubranie jego sk�ada�o si� z kurtki i kamizelki uszytych z niebieskiego lnu, oraz z nieco ciemniejszych spodni w�o�onych w cholewy but�w. Czapk� mia� star� i zniszczon�, a s�dz�c po ubraniu nale�a� raczej do ni�szych warstw spo�ecznych. Ale jego wysoka, dumna posta� i twarz z wielkimi, bystrymi, ciemnymi oczami przeczy�y takiej ocenie. Kto spojrza� w t� twarz i w te oczy, zgadywa� w nim raczej cz�owieka nawyk�ego do rozkazywania.
M�czyzna nie posiada� ani kija, ani �adnej innej broni, ale na jego plecach wisia� lniany pokrowiec, z kt�rego wystawa� gryf i podstawek instrumentu skrzypcowego.
���piewak! � zawo�a�a jedna z dziewcz�t.
���piewak, �piewak! � wt�rowa�y jej pozosta�e klaszcz�c z rado�ci w d�onie.
W czasach, kiedy rozgrywa si� to opowiadanie, zamieszka�e rejony Syberii przemierzali w�drowni �piewacy, niczym dawni bardowie lub p�niejsi minnesingerzy w krajach Europy P�nocnej i Zachodniej. Wsz�dzie ch�tnie ich witano, po trosze z powodu ich pie�ni, poniewa� Rosjanie bardzo ch�tnie �piewaj�, a po trosze z powodu nowinek, kt�re roznosili po okolicy. Dla samotnych zagr�d stanowili cz�sto jedyn� wi� ze �wiatem, co wyja�nia�o, dlaczego ich pojawienie si� wsz�dzie wywo�ywa�o rado��.
��Wybaczcie, �e przeszkadzam! � pozdrowi� je obcy. � Wyszed�em z lasu i zaro�la ponosz� win� za to, �e nie zauwa�y�y�cie mnie wcze�niej. A poniewa� wasza piosenka bardzo mi si� podoba�a, nie chcia�em wam przerywa�. Dlatego zatrzyma�em si� w ukryciu, dop�ki nie sko�czy�y�cie.
��Nie musisz prosi� nas o wybaczenie � odpar�a Mila. � Witamy ci� serdecznie. Jak si� nazywasz? � spyta�a podaj�c go�ciowi d�o�.
��Aleksy. A ty?
��Mila.
��A wi�c to ty jeste� Mil� Dobronicz, o kt�rej tak wiele mi opowiadano?
��Tak, jestem Mila Dobronicz.
Jego oczy zmierzy�y j� z podziwem, a� si� zaczerwieni�a.
��Przychodzisz z daleka? � dopytywa�a si�.
��Z bardzo daleka.
��Dlatego nigdy dot�d ci� nie widzia�am. Chyba nie by�e� tu nigdy przedtem?
��Nie, a mimo to znam ci� od dawna.
Ton, jakim wypowiada� te s�owa by� dziwny, uprzejmy a jednocze�nie ciep�y i osobisty.
��Jak to mo�liwe? � spyta�a.
��Nie umiem ci tego wyt�umaczy�. Ptak, kt�ry nigdy nie by� na po�udniu, marzy o wspania�ych kwiatach, o z�otym blasku s�o�ca. On nie zna tego wszystkiego, a mimo to t�skni za tym. A kiedy nadejdzie odpowiedni czas, przygotowuje si� do podr�y i p�dzi po bezdro�ach do celu swej t�sknoty. Tak w�a�nie ja przyby�em do ciebie.
Mila czu�a si� zak�opotana jak jeszcze nigdy w �yciu. P� na p� �artobliwie i gniewnie potrz�sn�a g�ow�.
��To brzmi tak, jak gdyby� t�skni� za mn�.
��T�skni�em, � przytakn�� z powag�. � Tak wiele o tobie s�ysza�em, �e zapragn��em zobaczy� ci�.
��A co s�ysza�e�?
���e ty�
Pochyli� si� nad ni� i wyszepta� jej do ucha:
��� �e jeste� �anio�em zes�a�c�w�.
Mila zarumieni�a si� i szybko po�o�y�a palec na ustach odwracaj�c si� przy tym ostro�nie do dziewcz�t plecami.
��Mylono si� � odpar�a g�o�no. � Ten, kt�rego masz na my�li, jest kim� zupe�nie innym.
��Ale znasz go?
��Tak. Potrzebujesz go?
��Jeszcze nie teraz, ale ju� wkr�tce.
��Tym serdeczniej ci� witam. Chcesz wej�� do domu?
Mila rozejrza�a si� dooko�a, a na jej twarzy odzwierciedla�o si� zmartwienie.
��Nie, nie odchod�cie! � wo�a�a jedna ze s�u��cych. � Przynajmniej nie od razu! Najpierw musi nam za�piewa� piosenk�!
��Tak, piosenk�, piosenk�! We� do r�ki ba�a�ajk�! � wo�a�y pozosta�e dziewcz�ta.
Aleksy ugi�� si� pod naporem tych pr�b, wyj�� z pokrowca sw�j instrument i stroi� struny patrz�c powa�nie na Mil�. Dziewczyna zrozumia�a to nieme pytanie i odpowiedzia�a na nie podchodz�c do �piewaka i szepcz�c do niego ukradkiem:
��Tutaj jeste� bezpieczny.
Aleksy ogarn�� wzrokiem dziewcz�ta.
��A wi�c jakiej pie�ni pragniecie pos�ucha�?
��Twojej ulubionej � zadecydowa�a Mila.
��Dlaczego akurat tej?
��Aby ci� pozna�. Je�eli zna si� ulubion� pie�� cz�owieka, zna si� tak�e jego serce.
Poprosi�y �piewaka, �eby usiad�, ale odm�wi� i podszed� do najbli�szego drzewa, opar� si� lekko plecami o pie�, wzi�� do r�k ba�a�ajk�, przez chwil� patrzy� marzycielsko w dal, po czym zaintonowa�:
Daleko, ach w oddali
le�y dolina i gaj,
gdzie czuj� si� jak w domu
i gdzie jestem szcz�liwy
T�sknie patrz� w te strony
przez g�ry, doliny.
Ojczyzno, ach �ebym m�g� ci� ujrze�
cho� jeden jedyny raz!
Ba�a�ajka obcego rozbrzmiewa�a jedyn� w swoim rodzaju smutn�, mi�kk� melodi�, do kt�rej znakomicie pasowa� tekst pie�ni, a tak�e g�os �piewaka. Aleksy rozpocz�� drug� zwrotk�:
Nie mog� odnale�� tego miejsca
w niesko�czonej przestrzeni,
nie mog� zg��bi� tego smutku,
tego t�sknego marzenia.
A przecie� wiem to na pewno,
i nie zwiedzie mnie �adna u�uda,
�e kiedy� ju� jako ch�opiec
bawi�em si� w tym miejscu.
Ostatnie s�owa �piewa� cicho i coraz ciszej, a akompaniament strun rozp�ywa� si� g��bokim, bolesnym westchnieniem.
Wszyscy trwali w milczeniu. Jeszcze przez kilka sekund Aleksy sta� bez ruchu, po czym nagle odwr�ci� si� do dziewcz�t.
��Prawda, �e taka pie�� nie mo�e si� podoba�?
Lecz na twarzach s�uchaczek wypisane by�o co� zupe�nie przeciwnego.
��Jaka pi�kna, jaka pi�kna! � powiedzia�a Mila. � A wi�c to jest twoja ulubiona piosenka
��Tak.
��A jaki jest jej tytu�?
���Stracona m�odo��.
Mila spojrza�a mu badawczo w oczy.
��Czy�by� swoj� utraci�?
��Nie zazna�em ani m�odo�ci, ani szcz�cia.
��Za to dobry B�g obdarzy ci� z pewno�ci� radosn� przysz�o�ci�.
��Modl� si� o to. Mam nadziej�, �e moje mod�y zostan� wys�uchane, poniewa� nie prosz� o siebie, lecz�
Przerwa�, poniewa� przed drzwiami domu pojawi�a si� korpulentna posta� kobieca wo�aj�ca s�u��ce, kt�re pos�usznie po�pieszy�y na jej wezwanie, tak �e Mila pozosta�a z obcym sama.
��Teraz ju� nikt nie mo�e nas us�ysze� � odezwa�a si�. � A wi�c szukasz anio�a zes�a�c�w?
��Tak.
��Czy jeste� uciekinierem?
��W�a�ciwie nie. M�j ojciec zosta� zes�any. Przez wiele lat dogorywa� w Jakucku. Matka dobrowolnie posz�a z nami, dzie�mi za nim w t� straszliw� syberyjsk� zim�. Wreszcie po d�ugich, d�ugich latach poszcz�ci�o mi si� i uwolni�em ojca. Potrzebowali�my miesi�cy, �eby dotrze� z Jakucka a� tutaj. S�ysza�em o �aniele zes�a�c�w� i dowiedzia�em si�, �e ty nim jeste�. Dlatego do ciebie przyszed�em. To, co mi powiedziano jest prawd�. Jeste� anio�em!
Mila spu�ci�a powieki.
��Powiedzia�am ci ju�, �e nie jestem anio�em, kt�rego szukasz. Nie zas�u�y�am sobie na twoje pochwa�y. Prosz� ci� och, biada! Nadje�d�a, schowaj si� szybko!
Us�yszeli t�tent kopyt i zza bocznych zabudowa� wy�oni� si� je�dziec. Nadjecha� galopem, a za nim dwaj inni.
Byli to wachmistrz kozak�w Jeroszkin z oddzia�u przygranicznego i dwaj jego ludzie. Zatrzyma� si� gwa�townie przed Mil� i tak mocno osadzi� konia, �e jego tylne podkowy zary�y si� w ziemi�.
Mila prosi�a wprawdzie �piewaka, aby ucieka�, ale by�o ju� za p�no. Jego ucieczka wzbudzi�aby jedynie podejrzenia wachmistrza, dlatego Aleksy pozosta� spokojnie na swoim miejscu.
Kozak obrzuci� go szybkim, ponurym spojrzeniem.
��Witaj, kochane�ka! � zwr�ci� si� do pi�knej dziewczyny. � Absolutnie nie mog�em przejecha� tu� obok nie odwiedziwszy ci�. Co s�ycha� u ojczulka?
��Pojecha� do miasta.
��A u mate�ki?
��Jest w kuchni.
��A jak ty si� czujesz, moja go��beczko?
��Bardzo dobrze, a najlepiej wtedy, kiedy nikt si� o mnie nie troszczy.
��Ach! Czy dotyczy to tak�e mnie?
��Wszystkich.
Mila zbywa�a kr�tko jego pytania. Jeroszkin nie stanowi� zreszt� ujmuj�cego zjawiska. Potargana broda zakrywa�a jego twarz tak, �e tylko oczy by�o mu wida�, a jego niespokojne, ostre spojrzenie absolutnie nie wzbudza�o zaufania.
��Wszystkich? � roze�mia� si�. � Nie wierz�. W takim razie dlaczego rozmawia�a� z tym tu? Ach, widz� jeszcze co�, co� niezwykle dziwnego!
Z tymi s�owy kozak pop�dzi� swego konia pod dom i kilkoma susami znalaz� si� pod jedynym otwartym okienkiem, zajrza� uwa�nie do �rodka i wr�ci� do dziewczyny.
��Wczoraj przeje�d�a�em t�dy, � powiedzia�. � By� p�ny wiecz�r i wszyscy spali. Dlatego nie mog�em do was wst�pi�. Ale tam za tymi szybkami pali�o si� �wiate�ko, a kiedy zajrza�em do �rodka znalaz�em chleb, ser, a tak�e kie�bas�, zwitek tabaki i zapa�ki. Do kogo to wszystko nale�a�o?
��Zapytaj o to ojca � odpar�a Mila. � Ja nie u�ywam tabaki.
��K czortu! � zakl�� kozak. � Czy wy my�licie, �e nie wiem, dla kogo to by�o przeznaczone? A gdybym tak na przyk�ad wpisa� do ksi��ki meldunkowej: U Piotra Dobronicza nie tylko karmi si� �biednych ludzi�, ale tak�e obdarowuje si� ich tabak�. Co ty na to?
��Nic. Czy widzia�e� mo�e tych �biednych ludzi�, kt�rych rzekomo karmimy?
��Nie, jeszcze nie, poniewa� przymyka�em na to oko. Robi�em to dla ciebie. Ale teraz, skoro jestem ci oboj�tny, b�d� lepiej uwa�a� i pisa� zupe�nie inne raporty. I mo�e napisz�: Mila Dobronicz jest tym os�awionym anio�em zes�a�c�w.
Kozak szydzi� z niej najwidoczniej, poniewa� nie m�g� mie� poj�cia o stosunkach, jakie ��czy�y Mil� z Karpal�, jednak rezolutnej dziewczynie zrobi�o si� jako� nieswojo, z powodu �piewaka, kt�ry udaj�c oboj�tno�� sta� oparty o drzewo. Zmusi�a si� do pogodnego �miechu.
��Chcia�abym by� tym anio�em! A kto by nie chcia�?
��Anio�em tak, ale nie tym. On dzia�a wbrew prawu. Je�eli dostanie si� w nasze r�ce, b�dzie z nim krucho. A mo�e tak�e ten ch�opak uwa�a ci� za anio�a, przynajmniej przedtem, zanim si� do was zbli�y�em, stali�cie tak blisko siebie, jakby�cie w po�owie siedzieli w niebie. Kto to taki?
���piewak. Widzisz przecie�, �e ma ba�a�ajk�. Przyszed� do nas dopiero przed chwil�.
��Tak, tak! Musz� go sobie dok�adniej obejrze�. Znam wszystkich �piewak�w na pi��set mil dooko�a, a tego nie spotka�em ani raz.
Kozak obr�ci� si� do Aleksego i obserwowa� go badawczo.
Aleksy przyj�� jego spojrzenie spokojnie i oboj�tnie, natomiast Mila poczu�a si� przygnieciona ci�k� trosk� o tego obcego m�czyzn�. By� przecie� uciekinierem i przyby� do �anio�a zes�a�c�w� z wo�aniem o pomoc.
��No wi�c, � odezwa� si� kozak obcesowo � nie s�yszysz, �e o tobie mowa? Nie mo�esz otworzy� g�by?
Aleksy obrzuci� go spojrzeniem pe�nym oboj�tno�ci i pogardy. Za ca�� odpowied� wzruszy� jedynie ramionami.
��Og�uch�e�?
��Zazwyczaj odpowiada si� na pytania, gdy si� jest pytanym.
Wachmistrz splun�� przed nim.
��Nie zada�em ci pytania?
��Nie. Sam powiedzia�e� wyra�nie, �e m�wi�e� o mnie. O mnie, ale nie ze mn�! Nie le�y w moim zwyczaju wypowiadanie jakichkolwiek uwag, je�eli pierwszy lepszy cz�owiek m�wi o mnie.
��Oho, ch�opaczku! Popatrz tylko na mnie, a od razu zobaczysz, kim jestem!
��Widz� to oczywi�cie. Jeste� kozakiem. Ale czym ponadto? My �piewacy jeste�my wolnymi lud�mi i nikt nie mo�e nam rozkazywa�.
��Je�eli rzeczywi�cie jeste� �piewakiem, m�j ch�opcze! Ale kto si� za takiego podaje, z tym mo�e by� krucho. Sk�d w�a�ciwie jeste�?
��Z Krasnoje.
��To le�y daleko na p�nocy. Masz paszport?
��Dlaczego? Czy�bym wyda� ci si� podejrzany?
��Nawet bardzo. Jeste� podobny do cz�owieka, kt�rego gwa�townie poszukujemy. Wygl�dasz tak samo jak Aleksy Boroda, s�ynny �owca soboli, kt�ry uwolni� ju� wielu wi�ni�w!
Mila o ma�o nie krzykn�a. Ten Aleksy Boroda by� oczywi�cie od pewnego czasu na ustach wszystkich. Nale�a� do tych �owc�w soboli, kt�rzy z w�asnej woli zdecydowali si� na ten awanturniczy zaw�d, a nie pod przymusem zes�ania. Jego rewir polowa� znajdowa� si� daleko na p�nocy. Opowiadano sobie, �e uratowa� krewnych z Jakucka, a nast�pnie podobno tak�e innych wi�ni�w z Czity i �e w�a�nie zmierza wraz z nimi do granicy. Je�eli pod postaci� �piewaka kry� si� rzeczywi�cie �w dzielny my�liwy, to obawy o niego by�y naprawd� uzasadnione, poniewa� wachmistrza znano jako bezwzgl�dnego cz�owieka.
Ale m�ody cz�owiek roze�mia� si� pogodnie.
��Braciszku, to dla mnie zbyt wielki zaszczyt! Chcia�bym by� tak s�ynnym cz�owiekiem! My poeci i pie�niarze lubimy s�aw�, lecz niestety jestem jedynie biednym, nieznanym w�drowcem. Nazywam si� Maksym Robanow.
Kiedy Aleksy wymieni� to nazwisko, zauwa�y�, �e jeden z kozak�w zrobi� bardzo zdziwion� min� i zacz�� mu si� bacznie przygl�da�. Tak�e wachmistrz zwr�ci� na to uwag�.
��Poka� sw�j paszport, a tak�e za�wiadczenie, �e jako �piewak masz zezwolenie na w�drowanie po kraju! � rozkaza�.
��Prosz�, oto jedno i drugie.
Aleksy wyj�� dokumenty z kieszeni. Kozak sprawdzi� je dok�adnie i potrz�sn�� g�ow�.
��S� w porz�dku � powiedzia� zawiedziony. � A wi�c nie mog� przeszkodzi� ci w wykonywaniu twojej sztuki; ale� hm� co z tob�?
Pytanie to zosta�o skierowane do kozaka, kt�ry najwyra�niej a� pali� si� do tego, �eby co� powiedzie�.
��Braciszku � odezwa� si� kozak, � za�o�� si�, �e ten cz�owiek nie nazywa si� Maksym Robanow. Mam siostr� w Krasnoje i przed dwoma laty pozwolono mi j� odwiedzi�. Widzia�em wtedy ludowego �piewaka o nazwisku Robanow. Mia� rzadkie, jasne w�osy, a ten tu jest ciemny. Tamten by� te� mniejszy, bardziej przysadzisty i mia� ca�kiem rosyjskie rysy twarzy, a ten w og�le nie wygl�da na Rosjanina.
��Hm � mrukn�� wachmistrz, kt�ry nagle poczu� si� bardzo wa�ny. � To zastanawiaj�ce. Musimy tego tu� hm!
Ponownie zlustrowa� uwa�nie �piewaka, ale Aleksy roze�mia� si�.
��Nad czym si� tu zastanawia�? Sprawa jest ca�kiem prosta: ten kozak ma i nie ma racji. Jeste�my bowiem bra�mi, ja mam na imi� Maksym, a m�j brat Pawe�. I to jego widzia�, nie mnie i pomyli� imiona.
��O nie! � upiera� si� kozak. � Wiele m�wiono wtedy o Maksymie Robanowie. On nie ma brata, w og�le nie ma �adnych krewnych.
Wachmistrz skin�� g�ow� i zrobi� przebieg�� min�. Z�o�y� obydwa dokumenty i wsun�� je do torby przy siodle.
��Sprawa wydaje mi si� podejrzana � powiedzia� z naciskiem. � Musz� dok�adniej sprawdzi� twoje papiery.
Aleksy zmarszczy� brwi i post�pi� krok do przodu.
��Nie masz do tego prawa! Moje papiery s� w porz�dku, a wi�c musisz mi je zwr�ci� i nie wolno ci ogranicza� mojej wolno�ci!
��Ale jednak musz� wzi�� pod uwag� wypowied� mojego kolegi! Poprosz� oficera o sprawdzenie tego paszportu i za�wiadczenia. Musisz pojecha� z nami na posterunek.
��Nie mam zamiaru!
��Braciszku, uwa�aj na to, co m�wisz! Zreszt� to wcale nie takie straszne. Co� nam na posterunku za�piewasz, a za to dostaniesz w�dki, a do tego jeszcze pieni�dzy.
��Nie pij� w�dki i wiem tak�e, �e wam �o�nierzom nigdy nie zbywa na pieni�dzach. Zostawcie mnie w spokoju!
Spos�b, w jaki m�wi�, wywar� na wachmistrzu niema�e wra�enie. Ju� si�ga� do torby po papiery, gdy wtem przysun�� si� do niego ten bardziej podejrzliwy.
��Panie � szepta� tak cicho, �e tylko wachmistrz m�g� go us�ysze�, � nie daj si� zba�amuci�! To nie jest �aden �piewak. M�g�bym przysi�c, �e to raczej ten �owca soboli. Wczoraj sotnik przeczyta� nam, �e ten my�liwy ma znak szczeg�lny. Lewe rami� dosta�o mu si� raz we wnyki i od tego wypadku ma teraz tu� nad d�oni� �lad. Popro� go, niech za�piewa! Kiedy b�dzie gra� na ba�a�ajce, musi uchwyci� gryf lew� r�k� i r�kaw zsunie mu si� o tyle, �e zobaczymy ten znak.
��Jeste� bardzo przebieg�y, braciszku! Wachmistrz zwr�ci� si� wi�c ponownie do Aleksego.
��Rozmawia�em w�a�nie z moim koleg�, kt�ry uparcie twierdzi, �e nie jeste� Maksymem Robanowem. W�a�ciwie powinienem ci� pojma�, ale chc� si� przekona� w inny spos�b, czy mnie ok�ama�e�, czy te� nie. Je�li naprawd� jeste� �piewakiem, musisz zna� t� pi�kn� pie�� o lutni. Za�piewaj j�!
Aleksy nieufnie pr�bowa� wywnioskowa� co� z miny wachmistrza. Podejrzewa�, �e proszono go o �piew z ca�kiem innego powodu, jednak nie potrafi� odgadn��, gdzie tkwi niebezpiecze�stwo.
Pozornie beztrosko opar� si� zn�w o drzewo, ale tak, �eby nie mie� za sob� �adnego z kozak�w i zachowywa� si� tak, jak gdyby zajmowa� si� jedynie swoim zadaniem. Mimo tego by� przygotowany do natychmiastowej obrony w razie napa�ci.
Uni�s� wi�c ba�a�ajk�, uderzy� w struny i podczas gdy kozacy nie spuszczali oka z jego lewej r�ki, rozpocz�� nast�puj�c� pie��.
Moja lutnia jest moim najwi�kszym dobrem;
moja lutnia to moja duma, moja odwaga,
i nigdy jej nie zostawi�,
bo jej d�wi�k przemawia
jak anio� z minionych lat.
Moja lutnia widzia�a szcz�cie m�odzie�ca,
moja lutnia widzia�a �zy w oczach,
widzia�a go, jak �piewa�,
i jak szed� dumny niczym bogowie
przez �ycia wiosenne b�onie.
Moja lutnia widzia�a m�sk� bole��
i serce rozpierane rado�ci�,
a bicie serca oddawa�y struny,
wy�piewuj�c g�o�no b�l i szcz�cie.
Tyle za�piewa� z tej bardzo w Rosji lubianej piosenki, kiedy poprzez ostro�nie spuszczone rz�sy zauwa�y�, �e wachmistrz skin�� po kryjomu do pozosta�ych kozak�w.
Co ten cz�owiek zamierza�? Nie by�o to skinienie spowodowane zadowoleniem z pie�ni, lecz wygl�da�o raczej na porozumienie i na rozkaz, kt�ry wachmistrz wydawa� swoim podw�adnym. Mimo to �piewak udawa� ca�kiem nie�wiadomego i �piewa� dalej:
Moja lutnio, b�d� ozdob� tak�e starca
z g�ow� bia�� i dr��c�!
Od zgryzot �ycia
z lutni� w ramionach
poszybuj� do niebieskich ch�r�w.
Podczas tej zwrotki wachmistrz si�gn�� po uchwyt pejcza, wyci�gn�� go spod uprz�y na szyi konia i trzyma� gotowy do uderzenia. Nie zwa�aj�c na to Aleksy doko�czy� pie��.
Moj� lutni� w��cie mi do grobu;
moj� lutni� zakopcie wraz ze mn�;
kiedy pie�niarz umrze,
a obcy nie potrafi na niej gra�.
Teraz powinna w�a�ciwie nast�pi� jeszcze dogrywka, ale �piewakowi nie pozwolono jej wykona�. Zauwa�y�, �e kozacy obserwowali tylko jego lew� r�k�, ale nie domy�la� si�, czego ich oczy tam szuka�y. Ale teraz, akurat w sam� por�, zobaczy�, �e r�kaw mu si� zsun�� i ods�oni� ca�kiem wyra�nie ciemno zabarwione miejsce ko�o nadgarstka. By� to �lad pozostawiony niegdy� przez wnyki, kt�re zak�ada� na sobole. A wi�c zosta� rozpoznany.
Zaledwie przebrzmia�y ostatnie s�owa, a ju� wachmistrz podni�s� pejcz.
��Na niego! � zawo�a�. � To on, Aleksy Boroda!
Obaj kozacy zeskoczyli z siode�. Mila krzykn�a przera�ona. By�a przekonana, �e �piewak jest zgubiony � on, bezbronny, przeciwko trzem uzbrojonym po z�by kozakom. On jednak wcale nie wygl�da� na cz�owieka, kt�ry si� �atwo poddawa�; jego policzki obla� rumieniec, oczy rozb�ys�y, a posta� jakby uros�a.
��Tak, tak! � �mia� si�. � A wi�c jestem Boroda! Nie b�d� si� tego wypiera�! Jed�cie do domu i przeka�cie kolegom, jak �adnie umiem �piewa�!
��Na niego! � rozleg� si� znowu ostry rozkaz.
Kozacy nie zwlekali i natarli na Borod�. Ten jednak ci�gle jeszcze sta� oparty o drzewo, tak �e plecy mia� kryte, podni�s� swoj� ba�a�ajk� i r�bn�� pierwszego napastnika tak mocno w g�ow�, �e a� gruchn�o, a z ba�a�ajki posypa�y si� drzazgi. Drugiemu przy�o�y� pi�ci� w �o��dek i obaj le�eli na ziemi, zanim wachmistrz zd��y� przyj�� im z odsiecz�.
��Ty psi synu! � rykn��. � Odp�ac� ci!
Pop�dzi� swojego konia do drzewa i uni�s� gro�nie knut. Ludy Syberii potrafi� jednym jedynym uderzeniem takiego pejcza zabi� wilka.
Boroda uskoczy� i uderzenie nie dosi�g�o celu. Aleksy b�yskawicznie z�apa� wachmistrza za rami� i gwa�townym szarpni�ciem zrzuci� go z konia. Kozak szerokim �ukiem polecia� na ziemi�. My�liwy wyrwa� mu jeszcze z r�ki pejcz i wskoczy� na siod�o.
��Tak! � zawo�a�. � Teraz ju� wiecie, jak Boroda dzia�a! Przeka�cie to dalej! �egnajcie!
Smagn�� mocno batem pozosta�e dwa konie, kt�re rozpierzch�y si� w pop�ochu, po czym pomkn�� galopem za r�g budynku, aby w ten spos�b ukry� si� przed strza�ami.
Wszyscy trzej kozacy ci�gle jeszcze le�eli na ziemi. Wydarzenia jedno po drugim nast�powa�y tak zaskakuj�co szybko, �e nawet nie zd��yli si� pozbiera�.
Mila zaciska�a nerwowo r�ce.
��Bogu dzi�ki! � odetchn�a z ulg�, kiedy ujrza�a Aleksa znikaj�cego za domem. � Uratowany! Jaki on mocny, jaki odwa�ny, a jaki dumny! A wi�c to by� on! To by� Boroda!
Kozacy i ich wachmistrz stanowili obraz godny po�a�owania. Jedyny �wiadek, Mila, pobieg�a jednak do domu, aby uchroni� si� od ��dania okazania im pomocy. Teraz sta�a przy oknie wraz z matk� i s�u��cymi, i wszystkie za�miewa�y si� z kozak�w, kt�rzy j�cz�c pr�bowali powoli podnie�� si� z ziemi.
SERGIUSZ POSZUKUJE NARZECZONEJ
W tej samej chwili powr�ci� ojciec Mili, Piotr Dobronicz. Ujrzawszy kozak�w pow�ci�gn�� konia i spyta� z najwy�szym zdumieniem:
��Co to znaczy? Co tu robicie?
��Jeste�my ranni � j�kn�� wachmistrz p�aczliwie. � Ten przekl�ty Aleksy Boroda by� tutaj. Udawa� �piewaka, a kiedy�my go rozpoznali i chcieli pojma�, uderzy� tego tu ba�a�ajk� w g�ow�, a� si� rozlecia�a, a drugiego cisn�� pi�ci� o ziemi�, a mnie zanim si� spostrzeg�em zrzuci� z konia, �e po�ama�em sobie wszystkie sze��dziesi�t dwa �ebra.
Dobronicz z trudem zachowywa� powag�.
��O biada! � narzeka�. � To fatalnie. Gdzie on teraz jest? I gdzie s� wasze konie?
��Dwa przep�dzi� pejczem, �eby�my nie mogli go �ciga�, a na moim odjecha�. Czy masz mo�e przypadkiem �yczek w�dki?
��Mam, ale w waszym stanie niewiele wam pomo�e.
��Ale�, wr�cz przeciwnie. Dobra w�dka pomaga na wszelkie bole�ci.
��Najpierw trzeba was koniecznie zbada�. Wiesz przecie�, �e znam si� nieco na leczeniu ran. A wi�c poka� mi swoj� g�ow�!
Dobronicz zsiad� z konia i podszed� do tego, kt�remu dosta�o si� ba�a�ajk�, aby obmaca� mu g�ow�. Ale kozak rykn�� natychmiast:
��Nie dotykaj! Nie wytrzymam tego!
Piotr by� postawnym m�czyzn�. Jego powa�na, dobroduszna twarz pozosta�a nieporuszona.
��Z tob� te� oczywi�cie nie jest najlepiej � powiedzia�. � Nied�ugo poci�gniesz. G�ow� masz zupe�nie rozbit�, a tw�j nos robi si� szpiczasty i bia�y.
Kozak chwyci� si� szybko za nos, obmaca� go starannie i westchn�� za�amany.
��Tak, jest ju� ca�kiem szpiczasty � powiedzia� p�aczliwie, � niemal tak szpiczasty jak lanca. Ze mn� ju� koniec, umieram! O �wi�ta Matko z Kazania!
Za�ama� r�ce i skuli� si� na ziemi.
Piotr bada� w mi�dzyczasie nast�pnego kozaka i dotkn�� jego �o��dka.
��Odejd�! � wrzeszcza� badany. � To straszliwie boli!
��Mog� to sobie wyobrazi�, biedaku! Masz przecie� pod sk�r� tak du�� dziur�, �e zmie�ci si� w niej ca�a pi��. Dla ciebie chyba te� nie ma ratunku!
��Ojczulku, nie mo�esz mnie wyleczy�?
��Podziurawionego �o��dka nie da si� za�ata� jak starego kot�a.
��To i mnie przyjdzie umrze�?
��Pewnie tak. Wejd� w siebie, �a�uj za grzechy i przygotuj si� na ostatnie godziny �ycia!
Kozak wyci�gn�� si� na ziemi i nie pisn�� ju� ani s��wka.
��Chod� teraz do mnie! � b�aga� wachmistrz. � Ja chyba ujd� z �yciem. G�ow� mam zdrow�. �ebra nie le�� przecie� w g�owie.
��Poka� no si�!
Dobronicz ukl�kn�� obok wachmistrza, po�o�y� mu d�onie na piersi i nacisn�� z ca�ej si�y.
Kozak rykn��, jakby go kto� wbija� na pal.
��Do diab�a! Co to za pomys�? Zadajesz mi piekielne m�ki! Widzisz przecie�, �e mam z�amane wszystkie �ebra!
��Hm, tak. Najpierw nie mog�em w to uwierzy�, ale teraz to czuj�. Masz racj�: s� z�amane. Rozumiem si� co� nieco� na tych sprawach i niestety tobie tak�e nie mog� da� nadziei. Co to pomo�e, �e b�d� ci� pociesza�? Wkr�tce i ty odejdziesz z tego �wiata.
Wachmistrz wytrzeszczy� na niego wielkie, przera�one oczy.
��Wkr�tce, odejd�? � wykrztusi� powoli.
��To pewne! � potwierdzi� powa�nie Dobronicz. � Twoje z�amane �ebra maj� tak ostre ko�c�wki, �e nied�ugo przebij� ci cia�o.
��O wszyscy �wi�ci! Musz� umrze�! Niech diabe� porwie tego przekl�tego Borod�! Przynie� mi w�dki, w�dki, w�dki!
��W�dka ci nie pomo�e. Woda jest o wiele lepsza.
��Czy na �o�u �mierci mam pi� wod�?
��Pi�? Nie, nie masz jej pi�. Nigdy nie ��da�bym czego� podobnego od umieraj�cego kozaka. Zastosujemy j� zewn�trznie.
��Zr�b to szybko! Ale potem przynie� mi w�dki!
��Mnie te�! � poprosi� jeden z kozak�w.
��Ja te� chcia�bym dosta� w�dki! � skomla� drugi.
��Ka�dy dostanie to, co mu si� nale�y, tylko poczekajcie chwil�! Dobronicz podszed� do studni, przy kt�rej na wypadek po�aru zainstalowane by�o urz�dzenie cz�sto spotykane w po�udniowej Syberii. Poniewa� domy buduje si� tam g��wnie z drewna, istnieje szczeg�lnie du�e niebezpiecze�stwo zapr�szenia ognia i wsz�dzie, gdzie tylko doprowadzono wod� do jakiego� gospodarstwa budowano przy korycie wysokie drewniane rusztowanie, po kt�rym niemal na wysoko�� domu wznosi�a si� rura z wod�. Stamt�d woda opada�a drug� rur� w d�. Dzi�ki temu urz�dzeniu osi�gano wysokie ci�nienie wody, a jeszcze gdy do dolnego ko�ca rury doczepiono munsztuk lub szlauch, woda bi�a mocno jak z prawdziwej stra�ackiej sikawki i dosi�ga�a w razie potrzeby dachu domu.
Studnia Piotra Dobronicza r�wnie� posiada�a podobne urz�dzenie. Szlauch le�a� stale w wodzie, �eby si� nie m�g� rozeschn��.
Piotr przymocowa� go do rury, munsztuk skierowa� na kozak�w i odkr�ci� kurek. Natychmiast wytrysn�� pot�ny, silny strumie� wody i nie pozostawi� na �umieraj�cych� suchej nitki.
��K czortu! � zaskrzecza� wachmistrz i poderwa� si� na r�wne nogi, podobnie jak pozosta�ych dw�ch. � Psie, co to ma znaczy�? Przesta�, ty nikczemniku!
Ale Piotr ani my�la� przesta�, lecz spokojnie trzyma� szlauch, a strumie� wody bi� w kozak�w, �e ledwie mogli usta� na nogach.
Z trudem �apali powietrze, w ko�cu padli z powrotem na ziemi�. Dopiero teraz Piotr zakr�ci� kurek.
Kozacy poderwali si� na nowo z w�ciek�o�ci� w oczach.
��Piotrze Dobroniczu, zap�acisz mi za to! � zazgrzyta� wachmistrz. � My�lisz, �e nie wiemy, �e od dawna ochraniasz �biednych ludzi�? Gdzie podziewa si� jedzenie, picie i tabaka, kt�re wystawiasz noc� w oknie? He? Strze� si�!
Piotr ponuro zmarszczy� brwi.
��S�uchaj, wachmistrzu, nie pozwol� m�wi� do siebie tym tonem! Nazywam si� Piotr Dobronicz; nikt do tej pory nie potrafi� udowodni� mi dzia�ania niezgodnego z prawem. Je�eli nie b�dziesz uprzejmiejszy, nie masz u mnie czego szuka�. Zapami�taj to sobie! A teraz nie mam dla was wi�cej czasu. Wyno�cie si� st�d!
Wachmistrz uni�s� pi�� i pogrozi� gospodarzowi.
��Psie! Zmi�kczymy ci� jeszcze o wiele bardziej, ni� ty nas teraz! Z�orzecz�c opu�cili folwark.
Piotr poszed� do domu. W drzwiach zasta� �on� i c�rk�.
��Ojczulku, czy nie post�pi�e� z nimi zbyt okrutnie? � spyta�a z trosk� korpulentna mate�ka. � B�d� knu� zemst�.
��Pah, ci ludzie nigdy nie byli moimi przyjaci�mi! Pozw�l im odej��! Niech Mila opowie mi lepiej, co tu si� sta�o.
Mila relacjonowa�a ostatnie wydarzenia, a rodzice s�uchali jej uwa�nie.
��A wi�c to by� Aleksy Boroda! � powiedzia� Piotr na ko�cu. � Tak go sobie wyobra�a�em, jako m�odego, dzielnego, rozwa�nego, a przy tym silnego jak nied�wied�! Szkoda, �e sam z nim nie porozmawia�em.
��Ojczulku, on tu wr�ci.
��Z pewno�ci�, moje dziecko. Jest przecie� przyw�dc� zes�a�c�w, kt�rych oczekujemy. Wi�kszo�� z nich uwolni� sam, a teraz chce ich odda� pod nasz� opiek�, �eby�my im pomogli przedosta� si� przez granic�.
��Och, biada! Akurat kozacy nabrali wobec niego podejrze�! Nie cofn� si� przed niczym, �eby go tylko z�apa�, a przy tym ca�a gromada uciekinier�w mo�e wpa�� im w r�ce.
Dobronicz kiwa� g�ow� w zamy�leniu.
��Tak, sytuacja jest powa�na. Jednak ufam Borodzie i wierz�, �e nie pope�ni �adnego b��du. Chcia�bym, �eby Buriaci ju� tu byli.
��Karpala wyruszy natychmiast � powiedzia�a Mila.
��Oczywi�cie. Ale w du�ej gromadzie nie podr�uje si� tak szybko, jak samotnie. Poza tym nasz pose� dopiero dzisiaj dotrze do niej do Wierchnieudinska, a i na powr�t trzeba liczy� dwa dni. �eby tylko w mi�dzyczasie nie przydarzy�o si� nic nieprzyjemnego! Wydaje mi si�, �e nasza tajemnica nied�ugo si� ju� utrzyma. No, w ka�dym razie dobrze, �e nie pozostaniemy tu ju� d�ugo.
Do tej pory mate�ka nie bra�a udzia�u w rozmowie, jednak teraz �ywo zareagowa�a na wypowied� m�a.
��A wi�c uda si�? Sprzedasz gospodarstwo?
��Tak.
��A kiedy?
��Pr�dzej, ni� my�licie. Popatrzcie na konia!
Pokaza� na zwierz� stoj�ce przed domem. Po obu stronach siod�a zwisa�y obiecuj�co wielkie sk�rzane torby. Dobronicz otworzy� jedn� z nich. Zawiera�a ma�e, prostok�tne pakieciki, oraz pod�u�ne opiecz�towane rulony.
��C� to mo�e by�? � spyta� �miej�c si�.
��Pieni�dze! � odpar�a jego �ona.
��Tak, �oneczko, i to bardzo du�o pieni�dzy. Kupiec zap�aci� mi za nasz� posiad�o�� ca�e sto tysi�cy rubli.
��Sto tysi�cy rubli? � wykrzykn�y obie kobiety.
��Tak, sto tysi�cy rubli! � powt�rzy� Piotr z zadowoleniem. � Wr�cimy do ojczyzny, gdzie b�dziemy mogli �y� bez ci�kiej pracy i trosk. Wiecie, kogo to najbardziej zdenerwuje?
��Kogo?
��Naszego kochanego s�siada, Sergiusza Propowa.
��Dlaczego?
��Poniewa� bardzo chcia� mie� nasze dobra!
��Chcia� je kupi�?
��O nie! Na to jest zbyt chciwy i o wiele za m�dry. W maj�tek mo�na si� tak�e w�eni�.
��W�e�
Mateczce s�owo to uwi�z�o w gardle.
��Ojcze! � zawo�a�a przera�ona Mila. � Czy�by ten Sergiusz Propow chcia� mnie za �on�?
��Tak, to jego najgor�tsze pragnienie. Dowiedzia�em si� o tym dopiero dzisiaj.
��Od kogo?
��Od krawca, kt�ry szyje mu now� kurtk�. Zdradzi� mu w �cis�ej tajemnicy, �e potrzebuje tej nowej kurtki, poniewa� chce ci� prosi� o r�k�.
���wi�ta Mario!
��Kurtka mia�a by� gotowa na dzisiaj rano i Sergiusz ju� j� odebra�, z czego wnosz�, �e jest gotowy do o�wiadczyn, dziecko.
��Ale co mu odpowiesz? Chyba nie�
��Jak�e bym m�g�? Sprzeda�em ju� przecie� nasz� ziemi�. Wyprowadzamy si� st�d. Z tego wniosek, �e nie chc� zna� tego cz�owieka. Wejd�my do �rodka!
Piotr Dobronicz wni�s� obie torby do �rodka, a matka z c�rk� zatrzyma�y si� jeszcze na chwil� przed drzwiami.
Nagle Mila pokaza�a r�k� na prawo, na otwarte pole, gdzie powoli zbli�a� si� w ich kierunku jaki� je�dziec.
��Mateczko, nasz s�siad Sergiusz Propow! Jedzie do nas! Ojciec mia� racj�! Nie sprawia mi tym oczywi�cie mi�ej niespodzianki. Nie znosz� tego ob�udnika, ch�tniej zobacz� ropuch� ni� jego!
Kobiety znikn�y we wn�trzu domu, a kilka minut p�niej je�dziec zatrzyma� si� przed wej�ciem.
Propow by� cienki niczym wrzeciono. Jego g�owa przypomina�a pod�u�nym swym kszta�tem melona, a nasadzony na ni� wysoki, czarny, szorstkow�osy cylinder wygl�da� absolutnie dziwacznie. Pod w�skim czo�em wystawa� spomi�dzy zielonkawych oczek nos, ostry i zakrzywiony niczym sierp. Wargi mia� szerokie, na twarzy ani �ladu brody, a usta pe�ne czarnych z�b�w. D�ugie, chude ramiona zako�czone by�y d�o�mi, z kt�rych mo�na by�oby wystruga� jeszcze cztery inne, krzywe nogi zaskakiwa�y szerokimi, niezgrabnymi stopami.
Posta� ta tkwi�a w w�skiej, czarnej sukiennej kurtce, kt�rej fa�dziste po�y si�ga�y a� do kostek. Szyj� oplata� mu tak wysoki, bia�y krawat, �e m�czyzna m�g� trzyma� swoj� brod� jedynie w pozycji poziomej. Na stopach nosi� p�d�ugie, natarte �ojem buty z cholewami, do kt�rych przymocowane by�y pot�ne, �elazne ostrogi.
Ten dumny je�dziec zatrzyma� swego konia przed drzwiami, powoli i z godno�ci� zlaz� z siod�a, przywi�za� ostro�nie szkap� do palika i wszed� po schodach wiod�cych do drzwi domu.
Tam zatrzyma� si�.
��Dziwne! � mrukn��. � Nie ma �ywej duszy! Przecie� ju� z daleka by�o wida�, �e przybywam dzisiaj w moim �wi�tecznym ubraniu!
To, �e ten cz�owiek by� najbli�szym s�siadem Piotra Dobronicza, nie oznacza�o nic innego, jak to, �e mieszka� od niego w odleg�o�ci oko�o dwunastu wiorst. S�dzi� jednak, �e jako s�siad raz na zawsze ma prawo do uprzejmego powitania ju� w progu. I bardzo go to gniewa�o, �e dzisiaj nic takiego nie nast�pi�o.
Niezadowolony wkroczy� do domu i zapuka� do drzwi pokoju go�cinnego.
�adnej odpowiedzi. Matka i c�rka pobieg�y do izdebki w g��bi mieszkania, aby ubra� si� bardziej stosownie do okoliczno�ci, a Piotr zaszy� si� na poddaszu, �eby przeliczy� pieni�dze i ukry� je w skrzyni. S�u��ce pracowa�y w kuchni, a parobcy przy stadzie na pastwisku.
Sergiusz Propow burcza� co� niezadowolony. Zapuka� kolejny raz, zn�w na pr�no. Otworzy� wi�c drzwi i wszed� do �rodka.
��Nie ma tu nikogo! To w najwy�szym stopniu niegrzecznie! Je�eli Mila zostanie moj� �on�, wprowadz� surowe rz�dy. W moim domu ma by� dyscyplina i porz�dek, uwaga i staranno��. Ju� ja j� przyzwyczaj� do spe�niania ka�dego mojego �yczenia.
Uwa�nie rozejrza� si� po pokoju i w bocznej izdebce us�ysza� jakie� ha�asy.
��Ach, pewnie tam s�! Ale okna z tej izby tak�e wychodz� na fronton domu i na pewno mnie zauwa�ono!
Si�gn�� do kieszeni surduta, wyj�� z niej tabakierk� z kory brzozowej i ha�a�liwie za�y� tabaki.
W tej samej chwili matka otwar�a drzwi.
��Ach, Sergiusz Propow! � powiedzia�a. � Witamy w naszym domu! � i wyci�gn�a do niego r�k�.
Spokojnie schowa� tabakierk� do kieszeni i sk�oni� si� w milczeniu nie podawszy jednak r�ki kobiecie.
��Dzie� dobry, s�siedzie! � powt�rzy�a.
Ponownie sk�oni� si� bez s�owa nie dotykaj�c d�oni gospodyni.
��W og�le nie wiedzia�am, �e tu jeste�! � kontynuowa�a kobieta cofaj�c r�k�.
Teraz nareszcie Propow zdecydowa� si� na odpowied�.
��Mario Piotrowna, tak mnie obrazi�a�, �e nigdy bym ci tego nie wybaczy�, gdyby mi wieczna mi�o�� nie nakazywa�a spe�nia� uczynk�w mi�osiernych. Nie powita�a� mnie w chwili mojego przybycia.
��Byli�my bardzo zaj�ci i nie zauwa�yli�my, kiedy przyjecha�e�.
��Co� takiego nie mog�o uj�� waszej uwagi! � zgani� j�. � Jestem wiernym przyjacielem tego domu, lecz je�li zdarza si� co� takiego, nale�y strz�sn�� py� ze st�p i odej��.
��Sergiuszu Propow, jeste� niesprawiedliwy! Sk�d mamy wiedzie�, kiedy ci przyjdzie ochota na odwiedzanie nas? Jak mo�esz wymaga�, �eby�my stali przy oknie i czatowali na tw�j przyjazd?
S�owa te wypowiedzia�a z pewn� doz� niech�ci, co ponownie rozgniewa�o Propowa. Wyj�� swoj� tabakierk�, za�y� kolejn� szczypt� tabaki i zmarszczy� czo�o.
��Mario Piotrowna, kobiecie nie godzi si� w taki spos�b przemawia� do m�czyzny. Kobieta musi by� zawsze skromna i uprzejma, a ty nie okaza�a� ani jednego, ani drugiego przymiotu. Poskar�� si� na ciebie.
��Nie b�d� ci w tym przeszkadza�. W�a�nie nadchodzi m�j m��, wi�c zaraz mo�esz z�o�y� za�alenie.
Dobronicz wszed� do pokoju uprzejmie pozdrawiaj�c go�cia. Ale Propow sk�oni� si� tylko nieznacznie odpowiadaj�c ch�odno i z rezerw� na uprzedzaj�co grzeczne powitanie gospodarza.
��Piotrze Dobroniczu, znasz mnie. Wiesz, �e jestem jednym z najzamo�niejszych i najbardziej szanowanych mieszka�c�w tej okolicy, a opr�cz tego twoim najbli�szym s�siadem. Mam wi�c pewne prawo do tego, aby traktowano mnie z nale�ytymi wzgl�dami. Dlaczego tak si� nie sta�o?
��Czy�by� zosta� zlekcewa�ony?
��Tak. Przyby�em tutaj konno i nikt nie wyszed� mnie powita�. Kto� musia� mnie przecie� widzie�, a je�eli nie, to powinni�cie dawa� pilniejsze baczenie na to, czy nie nadje�d�am!
Podczas przemowy Sergiusza wyczerpa�a si� cierpliwo�� gospodarza.
��Zachowujesz si� tak, jakby� by� generalnym gubernatorem wschodniej Syberii. Nawet car nie m�g�by od nas wymaga�, �eby�my go oczekiwali, kiedy nie zapowie swojej wizyty. Twoje zachowanie jest po prostu grubia�skie i bezwzgl�dne. Mam nadziej�, �e si� to wi�cej nie powt�rzy.
Sergiusz Propow zrobi� min�, jakby us�ysza� co� absolutnie niepoj�tego i wytrzeszczy� oczy na Piotra.
��M�wisz po� powa�nie? W takim razie nie masz poj�cia, po co w�a�ciwie przyjecha�em?
��Nie.
��A wi�c sprawa, dla kt�rej tu przyby�em, stanowi dla ciebie wielkie szcz�cie.
��To mnie cieszy. Czy mog� si� dowiedzie�, co ci� do nas przywiod�o?
Sergiusz Propow usiad� powoli i uroczy�cie, zn�w wyj�� tabakierk� i z min� jak najbardziej uroczyst� kr�ci� j� w palcach.
��Wiesz, co jest napisane w pierwszej ksi�dze Moj�esza?
��Historia stworzenia.
��Tak jest. Czytamy w niej, �e B�g stworzy� cz�owieka, oczywi�cie najpierw m�czyzn�. Potem rzek� B�g: �Niedobrze, �e cz�owiek jest sam�. Dlatego stworzy� tak�e kobiet�, jako dodatek, z czego ka�da kobieta powinna wyci�gn�� nauk�, �e m�czyzna stoi ponad ni�. Mimo to nie da si� zaprzeczy�, �e m�czyzna potrzebuje kobiety. Nie s�dzisz?
��Zgadzam si�!
��Ja tak�e doszed�em do tej konkluzji i postanowi�em wzi�� sobie kobiet�.
��Dobrze czynisz.
��Nie dokona�em mojego wyboru kieruj�c si� wzgl�dami, jakie by� mo�e powoduj� innymi lud�mi na tym �wiecie. Chc� z moj� �on� wie�� �ycie bogobojne, z harfami, cymba�ami i psa�terzem. Lecz chcia�bym tak�e, aby jej widok stanowi� rozkosz dla moich oczu. Dlatego postanowi�em wybra� tak�, kt�ra nie jest brzydka.
��Post�pujesz bardzo s�usznie.
��Nie powinna by� tak�e biedna, �eby mog�a spe�nia� uczynki mi�osierne, kiedy zajdzie taka potrzeba.
��I to tak�e jest godne pochwa�y.
��Dalej powinna by� gospodarna, a ta, o kt�rej my�l�, jest taka.
��W takim razie �ycz� ci szcz�cia.
��Dzi�kuj�.
M�czy�ni potrz�sn�li sobie d�onie, a nast�pnie Propow poda� r�k� tak�e gospodyni.
��Kobieta nie ma wprawdzie absolutnie prawa do zabierania g�osu w takiej sprawie � rzek� przy tym �askawe, � ale lubi� by� uprzejmy i dlatego zapytam, czy ty tak�e si� cieszysz.
��Oczywi�cie napawa mnie to rado�ci�, �e dostaniesz tak� �on�, � odpar�a Maria Piotrowna. � I r�wnie� �ycz� ci szcz�cia. Kiedy og�osisz zar�czyny?
��Jeszcze dzisiaj!
��Ale czy to taka wielka tajemnica, kto jest twoj� wybrank�? Powiedz nam! � poprosi� Piotr.
Sergiusz Propow a� upu�ci� kapelusz i klasn�� w r�ce.
��O �wi�ta naiwno�ci, oni nie wiedz�!
��Co to ma znaczy�, s�siedzie? Jeste� jaki� dziwny.
��I mam ku temu pow�d. Ty sam masz zosta� moim te�ciem!
Dobronicz zrobi� zdziwion� min�.
��Ja? Twoim te�ciem? O tym nie powiedzia�e� jeszcze ani s�owa.
��Czy to by�o konieczne, �ebym wymienia� twoje nazwisko? To przecie� oczywiste, �e my�la�em o tobie. S�dzi�e� mo�e, �e ubra�em m�j nowy surdut tylko po to, �eby zaprosi� ci� na moje zar�czyny?
��Aha, wi�c to tak! Chcesz moj� c�rk� Mil�? To ona ma zosta� twoj� �on�?
��Tak. Posiada wprawdzie swoje wady, ale przy Bo�ej pomocy wkr�tce je z niej wyp�dz�. B�d�, tak jak napisane jest w Pi�mie �wi�tym, traktowa� j� r�zg�, tak �e uszlachetniona cierpieniem dojdzie u mego boku do wiecznej szcz�liwo�ci.
��Czy aby wiesz na pewno, �e w�a�nie u twego boku zechce doczeka� si� tej b�ogiej chwili?
��Nawet je�eli nie zechce, b�dzie musia�a. Potrafi� j� do tego zmusi�. Daj mi tylko swoj� zgod�, a reszt� pozostaw mnie!
��Wyra�� moj� zgod� tylko pod tym warunkiem, �e Mila naprawd� kocha tego, kto j� pragnie poj�� za �on�.
��Piotrze Dobroniczu, co z ciebie za ojciec, co z ciebie za m�czyzna!
Gospodarz wsta� z sofy, za�o�y� r�ce do ty�u i zacz�� chodzi� po pokoju tam i z powrotem, �eby nieco zapanowa� nad swoj� niech�ci�.
Natomiast jego �ona nie by�a ju� w stanie opanowa� swojego gniewu. Twarz jej si� zaczerwieni�a, nie mog�a z�apa� tchu. Piotr zauwa�y� to i pr�bowa� j� uspokoi�.
��B�d� cicho, mate�ko! Porozmawiam jeszcze z s�siadem. Przyprowad� tu Mil�! Niech sam jej powie, czego od niej ��da i niech mu da odpowied�.
Kobieta wysz�a i zawo�a�a c�rk�. Drzwi do s�siedniej izdebki by�y lekko uchylone, tak �e Mila wszystko s�ysza�a, ale nie da�a nic po sobie pozna�.
��Witam, Sergiuszu Propow � powiedzia�a swobodnie wchodz�c do pokoju nie podaj�c mu jednak r�ki.
Kilka sekund obserwowa� j� w milczeniu.
��Mila, dzisiejszy dzie� b�dziesz b�ogos�awi� do p�nej staro�ci, � rzek� w ko�cu. � To bardzo szcz�liwy dzie� dla ciebie.
Twarz Mili przybra�a niezrozumia�y dla Propowa wyraz gniewu pomieszanego z szelmostwem.
��Dlaczego mia�by by� dla mnie szcz�liwy? � spyta�a uprzejmie.
��Poniewa� to dzie� twoich zar�czyn.
��Nic jeszcze o tym nie wiem.
��Bo to dla ciebie niespodzianka, m�j go��bku. Postanowi�em o�eni� si� z tob�!
��Ach, postanowi�e�, m�j dobry s�siaduniu? Och, jak�e mi ciebie �al!
���al? Dlaczego?
��Poniewa� nic nie b�dzie z twojego postanowienia.
��Dlaczego nic?
Zamiast odpowiedzie� na pytanie Mila uj�a Propowa pod rami� i popchn�a go w stron� lustra. Propow przejrza� si� w nim i potrz�sn�� g�ow�.
��Co to ma znaczy�? � spyta�.
��Powiedz mi, czy podobasz si� sam sobie.
��Oczywi�cie!
��W takim razie, Sergiuszu Propowie, masz bardzo z�y gust. Twoja twarz wygl�da, jakby przele�a�a dziesi�� lat w kiszonej kapu�cie. Twoja posta� nadaje si� jedynie do p�oszenia wron. Tw�j g�os brzmi jak skrzypienie k� od wozu, a twoje r�ce s� niczym �opa