1260

Szczegóły
Tytuł 1260
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1260 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Barbara Rosiek BY�AM SCHIZOFRENICZK� Tarcyzjuszowi Z�bnikowi Jutro... By� sob� to by� mgnieniem na firmamencie snu, spojrzeniem w b�l. By� z tob� to by� pytaniem, zagadk� i wiar�, odpowiedzi� bez s��w. T.K. 7.06.90 Wst�p Pewnego dnia przysz�a pustka umys�u. Lewitowa�am. Ale uczucia kierowa�y mnie s�uszn� drog�. Wybawieniem b�dzie �mier�. Maria rodzi�a ka�dej nocy po 30 dzieci i rano by�a zdumiona, �e ich nie ma. Maria tworzy�a afirmacje. Ju� nie mia�a dystansu do tego, by rozr�ni� prawd� od choroby. Szatan zap�adnia� mnie czasami, ale wywo�ywa�am sztuczne poronienie bez �adnego poczucia winy. Kto zawini�? Marysia chcia�a wszystkich pozabija�. Ile przeci�g�ego wycia wydobywa�a z krtani. Czasu nie odczuwa�a. Tylko ja potrafi�am sk�oni� j� do u�miechu. Obie by�y�my wybrane. Dominowa� Duch �wi�ty. Dlatego Maria nikogo skrzywdzi�a. Przez oddzia� przewijali si� alkoholicy i �puny. Nazywali nas czubkami. My�my chocia� mia�y jakie� szanse na �ycie, ich topi� szatan. Kradzie�e, prostytucja, napady, codzienny "strza� w kana�". Nie �a�owa�am ich, wiedzia�am, �e i tak umr� wcze�niej ni� ka�dy z nas. Mam 40 lat. Nadal nie wiem co jeszcze mo�e si� przytrafi� w moim �yciu, ale ju� jestem gotowa na �mier�. Schizofrenicy to wybra�cy Boga, mog� uczyni� wszystko, ale za szybko si� wyczerpuj�. Tyle dr�g przesz�am w �yciu, �e nie mog� zdecydowa� si�, ku jakiej �mierci d���. Pozosta�o wyczekiwanie. Nie wiem na co. Mo�e to zagadka ca�ego losu cz�owieka. Mog�am szuka� lub podda� si� chorobie i �yka� prochy dla odwr�cenia stanu rzeczy. Nie chcia�am. By�am obca dla zwyk�ych ludzi, dopiero pobyty w szpitalach psychiatrycznych ukazywa�y mi drog�. Milcza�am. Chyba chcia�am �y�. Tylko w szpitalu opowiada�am o szatanie i wierzy�am, �e mog� go pokocha�. Po ostatniej pr�bie samob�jczej, pokona�am Ogoniastego. Udr�ka poza rajem. Marzenia wyczerpywa�y si�. Czeka�am na mi�o��. T�, kt�ra nie niszczy tw�rczego nieszcz�cia. Jedynie mnie akceptuje. By�am spragniona mi�o�ci. To nieprawda, �e schizo nie potrafi� kocha�. Byli przera�aj�co wyg�odzeni wszelkich uczu�, kt�rych nie potrafi� im ofiarowa� �aden zwyk�y cz�owiek. Wybra�cy Boga �yj� tak kr�tko. Tyle razy umiera�am, szukaj�c nieba. Ale to by�y tylko majaki po zagubionej duszy. Lubi�am tylko pisa�. To "co�" tkwi�o we mnie od procesu dojrzewania. I pozosta�o na d�u�sz� met�. Cienie przesz�o�ci, cichy l�k, �e w ko�cu odkryj� moj� drug� natur�. Nikt nie wierzy� w moj� chorob�, tylko pacjenci w szpitalu, chocia� i ich zaskakiwa�am. Schizofrenik ma swoist� intuicj�. B�g go wybra�, by g�osi� prawd�. Ale opr�cz psychiatr�w nikt nie chcia� tego wys�ucha�. Zapisywa�am wszystko. By�o to odebrane jako kolejny symptom choroby. A ja wiedzia�am co robi�. Przygotowa�am si� do pisania ksi��ki, by �wiadczy� prawd� dan� od Boga. Dochodzi�y do mnie r�ne g�osy, �e to ja mam racj�, ale to by�o bezsensowne. A przecie� kocha�am, tak mocno, �e by�am gotowa umrze� dla idei. Nawet psychiatra mia� w�tpliwo�ci jak potrafi�am ukry� sw�j ob��d. Opowiada�am mu o l�ku, halucynacjach, pr�bach samob�jczych - ile� to razy wiesza�am si� u niego w szpitalu. Ko�czy�o si� zawsze �mierci� kliniczn�. Odratowywano mnie. By�am wybrana. Nie da�o si� jedynie zwie�� Ogoniastego. Czyha� na ka�d� okazj� i kusi�, bym odesz�a do piek�a. Nie by�am winna. By�am jedynie pos�a�cem, pomi�dzy wszystkimi schizofrenikami, telepatycznie odczuwa�am my�li. Nagrywano nas. Niekiedy to by�a jedynie pustynia uczu�, innym razem walka z po��daniem. Nic wi�cej nie da�o si� wyczu�. Nosi�am w sobie wizj� zag�ady �wiata. Tak zosta�am obdarowana od Boga. Lecz nie s�uchano mnie i ka�dy �y� w grzechu. Nie uda�o mi si� przekona� �adnego cz�owieka. Milcza�am. Mog�am jedynie pisa� dla nielicznych braci i si�str, kt�rych spotyka�am jak Chrystus na swojej drodze. By�o nas wielu skazanych na zag�ad�. Czeka�am na s�owo. By�am oczarowana wizjami innych Maryi, Jezusa, Boga, szatana. To by� nasz czas. Mogli nas jedynie spacyfikowa� lekami, ale my�my i tak wracali z now� dusz� wype�nion� ca�ym Wszech�wiatem. Ale nikt nie m�g� nam odebra� marze�, rozm�w z g�osami, zadzierzgni�cia p�tli. Powstrzymanie �wiata od zag�ady zale�a�o tylko od nas. Czasami u�miech i przytulenie przez doktora prowadzi�o do wiary, �e mo�e jeszcze nie wszystko stracone. Czasami by�a to modlitwa. Jednak by� czas rozczarowa�, �alu, utraty wiary. Przechodzi�am przez to wszystko. Wtedy szatan od razu kusi� do samob�jstwa albo fizycznego zbli�enia z nim. Mia�am orgazm. Zag�ady �wiata si� nie ba�am. Kres wszystkiego podnieca� mnie. By� ostatnim pokoleniem na naszym globie. Nie przeczuwa�am jedynie obrazu zag�ady i �mierci wszystkiego. Ale nie marnowa�am czasu, pisa�am wiersze, by�am poetk� wyznaj�c� mi�o�� do swego psychiatry. Kto� nasra� w umywalce. Pobyt w szpitalu mia� dziwne i zaskakuj�ce stany. Sama cz�sto tego do�wiadcza�am, tru�am si� prochami, p�ukano mi �o��dek, by bez obaw przespa� si� pod kropl�wkami. Spotyka�am te same twarze, znajomych, powracali niemal wszyscy. By�o rodzinnie. G��d mi�o�ci opisywa�am w wierszach. By�o to jak samowyzwolenie. Chyba ju� nic nie umia�am robi�. Czeka�am na dotyk, u�miech, trosk�, przytulenie. Chemia by�a tylko dodatkiem do ca�o�ci choroby, kiedy inaczej nie da�o si� uspokoi� choroby i wiekuistego l�ku. Szatana te� nie uda�o si� wygoni�. Mia�am przynajmniej z kim� pogada�. Chcia�am umrze�. Jednak B�g mia� inne zamiary wobec mnie. Mia�am jak�� misj� do spe�nienia, tu, na Ziemi, i czeka�am kiedy si� odezwie. Przyszed� do mnie i zabroni� odchodzi� bez Jego woli. Wszystko mia�o swoje znaczenie. Nawet cierpienie kiedy inni cierpi�cy pytali - dlaczego ja. Nie potrafili odczyta� sensu swego cierpienia. Mnie te� nie rozumieli, a wi�c w ko�cu zamilk�am. By�a niczyja. Rozdzia� I To zdarzy�o si� naprawd�. B�l, kt�ry porusza swe j�dro do granic wytrzyma�o�ci, otwiera si�, rozp�ywa, demaskuje prawdziwe oblicze. �y�am w nie�wiadomo�ci przez 32 lata mego istnienia i dane mi by�o ponownie narodzi� si�, ujrze� prawd� o sobie i mojej rodzinie. Tak niewiele pami�tam z mego �ycia, wszystko by�o zamazane chorobliwym ogl�daniem rzeczywisto�ci, obron� przed ostateczn� utrat� siebie, dlatego ca�y obraz by� zafa�szowany i tak� mnie znali r�ni ludzie, nie przeczuwaj�c prawdziwej tragedii, kt�ra si� we mnie rozgrywa�a. Na szcz�cie prowadzi�am dziennik, kt�ry dopiero po przebudzeniu potrafi�am odczyta�. Nie wiedzia�am, co zapisuj�, realno�� zlewa�a si� z fantazjami, rojeniami, halucynacjami, kt�re by�y tak namacalne, �e sta�y si� w ko�cu jedynym rzeczywistym �wiatem, w kt�rym potrafi�am si� porusza�. Powoli moja �wiadomo�� otwiera�a si� jak skorupa zbyt twardego orzecha, p�ka�a, ukazywa�a fragmenty wn�trza, z pocz�tku rozsypane i niepewne, po to, by sta� si� ca�o�ci�. Przez cztery miesi�ce analizy uda�o mi si� doj�� do przyczyn i skutk�w wszelkich zdarze�. Uda�o mi si� to dopiero, kiedy ostatecznie uderzy�am w siebie, zaplanowa�am pod�wiadomie misternie swoje odej�cie st�d, nie wiedz�c, co robi� i dlaczego tak post�puj�. Nie potrafi�am zwr�ci� si� wtedy o pomoc do kogokolwiek, tak doskonale nie rozumia�am siebie. Nie mog�am nikomu opowiedzie� o swoich problemach, bo nie wiedzia�am, jakimi one s�. Gdzie� tam na poboczach �wiadomo�ci wyczuwa�am, �e si� topi�, ale to nie wystarcza�o, by dokona� zmiany. I prawie by mi si� uda�o umrze� w ca�kowitej nie�wiadomo�ci. Prze�y�am niemo�liwe, wbrew wszelkim prawom medycyny, wbrew logice i si�om zwyk�ego cz�owieka. Dlatego nie mog� pozostawi� swej prawdy tylko dla siebie. Jest ona dowodem, �e mo�na wyj�� ze spraw nawet prawie beznadziejnych, kiedy inni s�dz�, �e nie ma ratunku i s� przekonani, �e ju� nic nie da si� uczyni�. A wszystko zacz�o si� zmienia�, kiedy pokonana przez los i w�asne �ycie nie wierzy�am w nic, jedynie w �mier�. I ona mia�a by� ostatnim wyzwoleniem, wybawieniem z udr�ki, kt�rej nie by�am ju� w stanie unie��. 20 pa�dziernika 1990 roku zapisa�am w swoim dzienniku: Mia�am wczoraj pi�kny sen w narkozie. Ostatni moment �wiadomo�ci to b��kit nieba. Czy jestem po tym wszystkim p�odna? Jakie to ma znaczenie? S�dz�, �e ju� minimalne lub �adne. Odp�ywanie w niebyt. Taka chyba jest �mier�, Tadeuszu. Sen, wieczny sen, lecz ju� bez sn�w. Usi�uj� do Ciebie napisa� list. I nie mog� si� na to zdoby�. Na co jeszcze mog� si� zdoby�? Na �mier�, to pewne, to naj�atwiejsze. Straci�am wielu ludzi, kt�rzy byli wok� mnie. Jest Anka, cudowna dziewczyna, kocham j� bardzo, idzie w rozw�j jak burza, dobra, wiosenna i o�ywcza, a u mnie cz�ciej gradobicie, zniszczenie, pustoszenie somy, mo�e nowy duch si� wyzwoli. Nie boj� si�. To naprawd� nic strasznego, taki ciep�y sen. Najgorsze to, co przedtem, czasami za du�o b�lu, za du�o zgrozy. Wiesz, ju� nie b�d� matk�, lecz czy teraz tego pragn�? Kiedy� byty takie momenty t�sknoty, spychane gdzie� w otch�a�, w absurd. Nie starczy�oby mi sit, tych zwyk�ych, fizycznych, kt�re na pocz�tku s� tak decyduj�ce. Granice ciemno�ci. Osamotnienia, opuszczenia. Prawie na granicy samob�jstwa. Czy ci�g�e chorowanie nie jest samob�jstwem? Kilka minut p�niej otru�am si�, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, co napisa�am, nie przeczuwaj�c, �e jest to list po�egnalny. Uczyni�am to b�d�c pacjentk� oddzia�u ginekologicznego, gdzie leczy�am si� na przewlek�e zapalenie jajnik�w. Kiedy zas�ab�am le��c w ��ku, podj�to akcj� ratowania mnie. Przez 19 dni walczono o przywr�cenie mnie �yciu. Nie pami�tam niczego, jedynie z relacji rodziny uda�o mi si� zebra� informacje, co si� wtedy wydarzy�o. I chocia� pozornie momentami odzyskiwa�am przytomno��, by�am ca�y czas nie�wiadoma. Dzie� wcze�niej podano mi narkoz�, by przeprowadzi� punkcj� jajnika, podejrzewano ci��� pozamaciczn�. D�ugo nie mog�am si� z niej wybudzi�, ju� nie chcia�am powraca�. Nast�pnego dnia wzi�am �mierteln� dawk� barbituran�w i leku nasercowego maj�cego zatrzyma� moje serce. Wierzy�am w to, tak s�dz�, i po�o�y�am si� do ��ka. Jednak nikt do ko�ca tak naprawd� nie chce umiera�. W ostatnim przeb�ysku �wiadomo�ci, �e nadchodzi kres tak oczekiwany i wyt�skniony, zawo�a�am, �e mi s�abo i zwr�ci�am na siebie uwag�. Co mnie zatrzyma�o na chwil�, by pod�wiadomie zawo�a� o pomoc, jaka to si�a przeciwstawi�a si� tej destrukcyjnej? Rozpocz�a si� akcja ratowania mnie, kt�ra trwa�a 19 dni, kiedy nie�wiadomie walczy�am z lud�mi, kt�rzy nie�li mi pomoc, by im si� to nie uda�o. Nie chcia�am wraca�, wybra�am wtedy inn� drog�, nie chcia�am by� przywr�cona �yciu, nie mia�am po co si� obudzi�, zosta�am sama jak w pustym teatrze i nie by�o przed kim odgrywa� r�l. Wszystko si� dla mnie sko�czy�o. A jednak moja walka okaza�a si� nieskuteczna. By�y we mnie dwie moce, kt�re rozpocz�y sw�j wewn�trzny dialog, kt�re niczym dwa �ywio�y poch�ania�y mnie od �rodka po to, by wygra� co�, czego nie pojmowa�am. Na drugi dzie� pojawi�y si� napady padaczkowe z powodu zatrucia barbituranami, kt�rych nie mo�na by�o opanowa�. Czasami rozmawia�am, czasami popada�am w stan nieprzytomno�ci. Lekarze czekali, a� m�j stan zacznie si� poprawia�, jednak stale nast�powa�o pogorszenie. By�am leczona na oddziale neurologii, gdzie pracowa�am cztery lata jako psycholog. Od razu na m�j temat zacz�y kr��y� plotki, przypomniano sobie ksi��k�, kt�r� napisa�am, "Pami�tnik narkomanki", i zosta�am "oskar�ona" o branie narkotyk�w, tak jakby cztery lata uczciwej pracy w og�le si� nie liczy�y, jakbym trafi�a tutaj prosto z ulicy. Na szcz�cie nie wszyscy byli przeciwko mnie, kole�anka broni�a mnie przed moim szefem, nie zgadza�a si� na negatywn� opini�. Napady padaczkowe nasila�y si�, m�j stan stale si� pogarsza�. W trzeciej dobie wypad�am z ��ka, mia�am p�kni�te �r�dstopie i mocno pot�uczon� r�k�. Opieka na moim oddziale nie by�a wzorowa, musz� to przyzna�, przygl�da�am si� temu przez cztery lata i niewiele mog�am uczyni�, nie by�o to w mojej gestii, tylko ordynatora. Zrobi�a mi si� odle�yna na pi�cie. Gnij�ce za �ycia w�asne cia�o jest przejmuj�cym prze�yciem. Po kilku nast�pnych dniach serce nie wytrzymywa�o obci��enia niedotlenienia spowodowanego drgawkami, kole�anka zdecydowa�a si� na przewiezienie mnie na oddzia� reanimacyjny. S�dzi�a, �e nie prze�yj� nocy. Tam opiek� otoczy� mnie m�j kolega Arek, lekarz, kt�ry robi� wszystko, by mnie uratowa�, szuka� pomocy w klinikach na �l�sku, lecz wsz�dzie odmawiali przyj�cia. W ko�cu na w�asn� r�k�, staj�c przeciwko w�asnej szefowej, zawi�z� mnie na badanie komputerowe do kliniki w Sosnowcu i tam ju� czeka�a moja ciotka, lekarz, powiadomiona w ko�cu przez rodzic�w. Ciotka jest osob�, kt�ra prawdziwie mnie kocha, kt�ra zawsze mnie wspiera�a w trudnych chwilach. M�j stan by� bardzo ci�ki, by�am ju� bez oddechu, kiedy ciotka walczy�a o miejsce na OIOM - ie, na pocz�tku nie chcieli mnie przyj��, lecz pod presj� ciotki w ostatniej chwili zosta�am pod��czona do respiratora. Zastosowano �pi�czk� dla wyciszenia napad�w padaczkowych. Zaraz po przyj�ciu, z powodu �le pod��czonej kropl�wki do k�ta �ylnego, wytworzy�a si� odma lewego p�uca. Wykry�a to ciotka swym sz�stym zmys�em i to ona uratowa�a mi �ycie. Walka trwa�a ca�y czas. Szanse mia�am niewielkie, w�a�ciwie �adne, lecz szef oddzia�u, docent, m�drze rozgrywa� t� parti� i powoli rodzi�a si� nadzieja, �e jednak prze�yj�. Kiedy pozornie odzyskiwa�am �wiadomo��, halucynowa�am, by�am bardzo niespokojna, pobudzona. Czuwa�a przy mnie kuzynka Anka, studentka medycyny, c�rka ciotki. Obie mocno prze�ywa�y moj� agoni�. Anka w tym czasie skontaktowa�a si� z Tadeuszem i wszystko mu opowiedzia�a, szuka�a u niego wsparcia psychicznego i wskaz�wek, co ma robi�, kiedy si� wybudz�. Nast�pi�o drugie u�pienie, ju� kr�tsze, po kt�rym wybudzi�am si� szybciej i bez drgawek. Mia�am zaburzenia pami�ci, nie wiedzia�am, gdzie jestem i co si� wydarzy�o. I by�o dla mnie zupe�nie naturaln� spraw�, �e Anka i ciotka s� przy mnie, to mnie nie zaskakiwa�o, nie dziwi�o. By�o to tak naturalne, �e nie pyta�am, co tu wszyscy robi�, dlaczego jestem na reanimacji. Pojawi�y si� pierwsze oznaki �wiadomo�ci, zacz�o do mnie dociera�, gdzie jestem i dlaczego. Ca�y czas wszyscy s�dzili, �e by�a to pomy�ka lekarska, �e �le podano mi narkoz�. Wszyscy opr�cz Anki i lekarzy mnie lecz�cych. Tadeusz u�wiadomi� jej, �e jest to zamach samob�jczy, a lekarze zorientowali si� z mego stanu, �e musia�am sobie pom�c, by doprowadzi� si� do agonii. Niewiele pami�ta�am, lecz podtrzymywa�am wersj� b��du w sztuce lekarskiej. Wydawa�o mi si� niemo�liwym, �e mo�na powiedzie� rodzinie, �e by�o inaczej. Lekarze z kliniki taktownie milczeli przed rodzin�. l listopada wyjecha�am z OIOM - u na sal� chorych. Powoli uczy�am si� chodzi�, jeszcze nie mog�am czyta� i pisa�, to przyjdzie z czasem. Nauka chodzenia zajmowa�a mnie bardzo, odkrywa�am w sobie wci�� nowe mo�liwo�ci, jak ma�e dziecko, dla kt�rego pierwsze kroki oznaczaj� now� wolno��. Chocia� nieporadne i bezbronne, lecz ciekawe, co b�dzie za nast�pnym zakr�tem. M�j m�zg pracowa� jak za jak�� kosmiczn� mg��, nie mia�am �wiadomo�ci, �e sta� si� cud, �e istniej�. Przychodzili mnie ogl�da� r�ni ludzie ze szpitala, sta�am si� wielk� wygran� medycyny. Anka odwiedza�a mnie z cioci� codziennie, opowiada�a o zainteresowaniu Tadeusza, kt�ry by� na mnie w�ciek�y. Wprawi�o mnie to w stan depresji, nie rozumia�am, dlaczego si� na mnie z�o�ci, dlaczego moja choroba wywo�uje u niego z�e emocje, kiedy wydawa�o mi si�, �e powinnam wywo�ywa� wsp�czucie i ch�� pomocy. Lecz Anka tego nie wyczuwa�a, przekazywa�a mi za du�o informacji, kt�re mog�y uczyni� wiele z�ego, nie by�am odporna na �adn� prawd�, przynajmniej teraz, kiedy usi�owa�am sobie odpowiedzie�, co si� w�a�ciwie wydarzy�o. 11 listopada zacz�am kojarzy� dat�, lecz nadal nie potrafi�am policzy� dni pobytu w szpitalu. Na sali mia�am dwie wspania�e pacjentki, kt�re mi matkowa�y, przynosi�y posi�ki, wspiera�y w b�lu i smutku. �o��dek po dw�ch tygodniach niejedzenia skurczy� si� i ka�dy k�s by� prawdziw� tortur�, wa�y�am oko�o 48 kg, z 60 kg. Na szcz�cie dostawa�am du�o lek�w i mog�am wszystko przespa�. By�am skrajnie wyczerpana trucizn� i podawanymi lekami. Naprzeciwko mego ��ka wisia� ogromny krzy� i po ka�dym przebudzeniu pyta�am Chrystusa, co si� sta�o, dlaczego tak si� sta�o, co ja takiego zrobi�am. Na oddziale pracowa�a moja kole�anka ze studi�w, kt�ra tak�e odwiedza�a mnie codziennie i wspiera�a, dodawa�a otuchy. Moja rozchwiana psychika by�a g�odna ka�dego gestu czu�o�ci, ka�dego zainteresowania. Anka pr�bowa�a mnie terapeutyzowa�, co� jednak powstrzymywa�o mnie przed powiedzeniem jej prawdy, by�a to jaka� niesamowita intuicja, czas przysz�y pokaza�, �e si� nie myli�am nie chc�c ofiarowa� jej wyznania. Na razie pozornie wszystko by�o w porz�dku, wyczekiwa�am przyj�cia Anki jak zbawiennego leku, przynosi�a wiadomo�ci od Tadeusza, kt�re by�y dla mnie najwa�niejsze. Tadeusz zorientowa� si�, �e musi mnie wspiera� inaczej i takie informacje przekazywa� Ance. Na szcz�cie nie powiedzia�a mi do ko�ca wszystkiego w szpitalu, pofrun�abym z sz�stego pi�tra kliniki prosto na betonowy bruk, nie da�oby si� mnie uchroni�. 17 listopada powr�ci�am do domu ze z�aman� dusz�, z rozpacz� w sercu. Wzbudzi�o to we mnie paniczny, nieokre�lony l�k. S�dzi�am, �e boj� si� pozostawienia mnie bez opieki medycznej, �e mog� wr�ci� napady i stanie si� co� z�ego, umr� natychmiast i nikt nie b�dzie w stanie mi pom�c. Nie rozumia�am wtedy, sk�d mam takie totalne poczucie zagro�enia. Powoli zacz�am je��, noga z odle�yn� goi�a si�. Pragn�am odci�� si� od dotychczasowego �ycia, przeczuwa�am, �e jest to jaki� punkt zwrotny, najistotniejszy, i wyrzuci�am ca�� nagromadzon� korespondencj�, opr�cz list�w od Kasi. To by�a ponownie wielka intuicja, los po��czy� mnie z Kasi� prawdziw� przyja�ni�. Powoli rozgl�da�am si� po moim kr�lestwie, usi�owa�am zorientowa� si� w sytuacji, pyta�am siebie nieustannie - dlaczego? Pyta�am, dlaczego prze�y�am, kiedy nie mia�am na to �adnych szans, ta my�l zajmowa�a mnie na d�ugo, powraca�a obsesyjnie, wierci�a we mnie otwory, parali�owa�a. Wyobra�nia pracowa�a, nie dawa�a spokoju. Usypia�am w l�ku i budzi�am si� w l�ku. Nie przeczuwa�am absolutnie niczego. Od 24 listopada zacz�am ponownie pisa� dziennik. Robi�am to intuicyjnie, zapisywa�am swe stany �wiadome i nie�wiadome i doprawdy nie wiedzia�am, co z tego wyniknie. Nie wiedzia�am, co kryje si� w zapisie, czym jest systematyczne dokumentowanie siebie. By�am jak rozbitek na tratwie, skazana na nieznane si�y w oceanie nie�wiadomo�ci. Powoli rodzi�a si� nadzieja, �e w g�szczu zda� wy�oni si� jaki� przyjazny l�d, gdzie odnajd� cz�owieka, kt�ry pomo�e mi �y� inaczej w nowym �yciu. Wieczorem pojawia� si� znajomy l�k. Pyta�am siebie, jak unie�� to, co si� wydarzy�o, kiedy wszystko si� rozsypa�o, zapad�o. Zderzenie z Kosmosem. Nauczy�am si� chodzi�. Potrafi� jeszcze wiele. Nie pami�tam. Powraca�o jak bumerang s�owo "szanta�". Takiego wyra�enia u�y� Tadeusz w rozmowie z Ank�. Budzi�am si� i usypia�am z tym s�owem i nie wiedzia�am, jak je odczyta�. By�o na to jeszcze za wcze�nie. Jego znaczenie odkry�am dopiero na ko�cu analizy, kt�ra trwa�a cztery miesi�ce od momentu, kiedy zacz�am pracowa� nad sob�. Na razie w dzieci�cy spos�b odkrywa�am �wiat, litery zacz�y mie� swoje znaczenie, przestawa�y si� zlewa�, tworzy�y sensowne zdania. Pierwsza pr�ba czytania. Przeczyta�am bajk� z dzieci�stwa, Ma�� Ksi�niczk�. Poczu�am si� lepiej, by�o to co� znajomego, przywo�ywa�o dobre wspomnienia. I zmniejsza� si� l�k. Mog�am i�� dalej. Ju� wszystko si� sta�o. Jestem dla koleg�w z pracy alkoholiczk�, narkomank� i samob�jczyni�. No i zwariowa�am. Jestem oczyszczona, bo skazana i pot�piona przez nich za wszystko. Teraz jestem ju� pewna, �e nie mog� wr�ci� na oddzia� do pracy. �ycie. Nigdy nie s�dzi�am, �e to takie niesamowite s�owo. Niepoj�te. Cztery lata czekali, a� si� potkn� i przewr�c�. �yj�. Nie mam nic do stracenia. Darowano mi �ycie. Jestem wolna. Niebieski ptak. A �ycie, nawet w pi�amie od rana do wieczora, jest �yciem. Pragn� tu podzi�kowa� wszystkim, kt�rzy przez 19 dni walczyli o mnie wytrwale, nie pogodzili si� z rozs�dkiem, nie uwierzyli, �e ju� wszystko stracone, �e jest to kwestia godzin, kiedy odejd�. Pragn� podzi�kowa� Kasi, kole�ance z pracy, lekarce, kt�ra w ostatniej chwili wywioz�a mnie na reanimacj�, i kt�ra nie pozwoli�a wypowiada� absurd�w na m�j temat. Czuwa�a ca�y czas nade mn� na oddziale, korygowa�a b��dy mego szefa w leczeniu, prze�ywa�a moj� chorob� jak bliskiej osoby. Chc� podzi�kowa� Arkowi, lekarzowi, kt�ry o mnie walczy� na reanimacji, kiedy inni m�wili mu, �e to ju� koniec i �e nie warto si� mn� zajmowa�, �e nie mam �adnych szans. Nie uwierzy� starszym lekarzom i przewi�z� mnie do kliniki, a p�niej ca�y czas razem z �on� Dorot�, moj� przyjaci�k�, dowiadywa� si� o m�j stan. I najwi�ksze podzi�kowanie ciotce, kt�ra w najkrytyczniejszym momencie swym sz�stym zmys�em medycznym wyczu�a zagro�enie i uratowa�a mnie. Ca�y personel kliniki by� wspania�y, robili wszystko, by mnie przywr�ci� �yciu, dzi�kuj�, panie docencie, za �ycie. Ile p�niej musieli ode mnie wys�uchiwa�, kiedy nast�powa�o przebudzenie, ile roje� i halucynacji im wykrzycza�am. I wspania�ym piel�gniarkom sk�adam podzi�kowanie za opiek�, za piel�gnacj� cia�a, kt�re si� rozsypywa�o. Tylu ludzi by�o zaanga�owanych w ratowanie jednego nie chcianego �ycia. Po powrocie z kliniki zosta�am sama. Odwiedza�a mnie Anka i intuicyjnie wyczuwa�am, �e nie jest to przyja��, dlatego milcza�am, ba�am si�, �e po wyznaniu tajemnicy stanie si� co�, nad czym nie b�d� mog�a zapanowa�. I tak dzielnie znosi�am jej antyterapi�, s�dz�c, �e mi pomaga. To wykaza�o, ile mam w sobie si�y, pomimo ca�kowitej kl�ski �yciowej. Chyba mocniej si� boj�. To b�dzie jak przyp�ywy i odp�ywy morza. Wiara i niepewno��. Prawdziwi przyjaciele sprawdzili si�. Nie pytam nikogo co dalej. Na to pytanie musz� sobie sama odpowiedzie�. Jestem szalona. Odkry�am t� prawd� 29 listopada 1990 roku. Nie wiedzia�am, co za sob� niesie. By�o to przypadkowe stwierdzenie faktu, przeczucie, �e to, co uczyni�am, niesie za sob� co� niesamowitego. Pierwsze uderzenie o ska��, pierwsze poruszenie prawdy. Je�eli wszystko co z�e sprawdza si�, mo�na odwr�ci� sytuacj� o 180 stopni i doprowadzi� do tego, by wszystko co dobre spe�nia�o si�. Krok prosto w �ycie. Cholera, Rosiek, uwierz w to. Rozpocz�� si� grudzie� 1990 roku. Planowa�am spalenie dziennik�w, boj�c si� pod�wiadomie powrotu przesz�o�ci. Gdybym to uczyni�a, mog�abym nigdy nie dowiedzie� si� prawdy. Przeczuwa�am, �e w nich jest co�, co mo�e ostatecznie przyt�oczy�. I chocia� wielokrotnie wcze�niej je czyta�am, nie potrafi�am odkry� sama przed sob�, co zawieraj�. Z nich pisa�am "Pami�tnik narkomanki", drugi tom "Oswajanie zwierza". Wyczytywa�am z nich tylko to, co chcia�am odczyta�, nie potrafi�am wcze�niej dojrze� prawdy. Na szcz�cie by�am za s�aba fizycznie, by tego dokona�. We �nie by�am zabijana wielokrotnie i t�umaczy�am moim oprawcom, �e nie trzeba mnie zabija�, poniewa� ju� nie �yj�. B�dzie to ze mnie wy�azi�, po kawa�ku jak martwy p��d. To jest jak sen, kt�ry powraca i realizuje ci�g dalszy. 5 grudnia uda�o mi si� spali� dwa tomy dziennik�w. Te najokrutniejsze. Oczyszczam powoli �wiat zewn�trzny. Co w �rodku, trudno przewidzie�, co zrobi� ze mn� tamte nie chciane wspomnienia. Po przebudzeniu pojawia�a si� pusta przestrze� nowego dnia. W jakim strasznym stanie musia�am by�, �e to si� sta�o. Kiedy zostanie zniszczona w cz�owieku najwi�ksza warto��, nie ma �adnej kontroli i p�d ku �mierci wprowadza w czyn samozag�ad�. Wszystko przestaje si� liczy� - m�zg musi natychmiast by� wy��czony ze �wiadomo�ci bez wzgl�du na skutki. Dosz�am do pierwszej prawdy. Cokolwiek uczyni�am ostatecznie przeciwko sobie, wydawa�o mi si�, �e by�o niemo�liwe, nie zaistnia�o, nie dotyczy�o mnie, lecz powraca�o w przetwarzanych fantazjach i zabija�o. Nie zna�am jeszcze warto�ci odkrytego s�du, jeszcze nie pojmowa�am siebie w �aden spos�b, chocia� pod�wiadomo�� szykowa�a si� do ponownego ataku, jak my�liwy, kt�ry jest pewien, �e zwierzyna jest ju� w sid�ach. Na szcz�cie mia�am du�o sn�w, kt�re pokazywa�y mi palcem, co si� dzieje. I gdybym nie by�a psychologiem, mo�e nie uda�aby mi si� autoterapia. Wszystko ma jednak w �yciu sens i znaczenie. Widocznie musia�o by� i tak, �e kiedy� wybra�am studia psychologiczne po to, by pomaga� innym. I pomaga�am, po to, by dzi�ki wiedzy wyzwoli� siebie, doprowadzi� do prawdziwego przebudzenia, bez lek�w, bez psychiatr�w. Grudzie� to by� czas, kiedy nadal si� broni�am przed poznaniem siebie. Jestem zbyt dumna, by opowiedzie� komu� sw�j �yciorys. Dlatego nawet w dziennikach kryj� si� przed wyznaniem tajemnic. Nie chc�, by �mier� mnie zaskoczy�a, zanim zd��� spali� cz�� mego �ycia. Id� znowu w tym samym kierunku. Jak to powstrzyma�? Trzeba przetrzyma� t� zim�, i siebie, i wspomnienia, i szale�stwo, i obsesje, i czerwone paj�ki zjadaj�ce moje wn�trzno�ci. 16 grudnia ponownie przyszed� do mnie B�g. Nie pami�tam, w jaki spos�b odczu�am jego obecno��, lecz przekonanie, �e by�, by�o realne. Powr�t do w�asnej �wiadomo�ci, do data, gotowo�� do przemiany, do rozwi�zywania problem�w, kt�re tak mocno zaatakowa�y, doprowadzi�y do eksplozji. Czy teraz mog� z tym �y�? Czy teraz jest to mo�liwe? Czy mo�na �y� w�asnym �yciem w pe�ni? Czy dotykaj�c �mierci oczy�ci�am si�? Po co by�o to do�wiadczenie? Nie nale�y ratowa� tych, kt�rzy byli zbyt blisko. Powr�t zdaje si� by� niemo�liwy. Nie pami�tam psychologii. 22 grudnia nast�pi� dalszy ci�g skromnej pr�by odpowiedzi na pytania, kt�re dr�czy�y przez ca�y dzie�, pomi�dzy ogl�daniem telewizji, dalsz� nauk� chodzenia i pierwszymi pr�bami nawi�zywania kontakt�w ze �wiatem, odpisywania na listy, rozmowami z Ank�, raz w tygodniu, kt�ra w ko�cu mnie zostawi�a i wyjecha�a na d�u�ej, zamiast by� blisko. S�dz�, �e samotno�� przyspieszy�a moje przemiany, mog�y si� one jednak zako�czy� kolejn� pr�b�, tym razem skuteczn�. Mia�am to co� w sobie, co nie pozwala�o odej��, kiedy zaczyna si� poznawa� drog�, kusi�o, by zajrze�, co si� dzieje za kulisami teatru, w jaki spos�b zosta�a wyre�yserowana ta sztuka. I w przera�aj�cej samotno�ci podj�am walk�, bo nikt nie m�g� mi towarzyszy�. Fobie i obsesje powstaj� wtedy, gdy nie ma przer�bki wewn�trznej, kiedy cia�em i my�lami zaw�ada �wiat zewn�trzny. Jakim trzeba by�, by ud�wign�� szalony ci�ar wn�trza? Zewn�trzna sfera jako wentyl bezpiecze�stwa przed tworami ja? Trzeba to wypo�rodkowa�, by �aden ze �wiat�w nie mia� przewagi, nie poch�on�� i nie zniszczy�. Chodzi tu o dyskretn� przewag� �wiata wewn�trznego. Nie, co� mi tutaj nie pasuje, �wiat wewn�trzny mo�e by� wielki, wspania�y i wcale nie destruktywny. Mo�e by� pot�g� i budowa�, tworzy� nowe przestrzenie, kt�re w spos�b zgodny i harmonijny b�d� styka� si� ze �wiatem zewn�trznym. Nie mo�na doprowadzi� do stanu, �e oba �wiaty zaatakuj� jednocze�nie, tak jak si� to sta�o w pa�dzierniku. Pragn� tej wolno�ci duszy, kt�r� przybli�am przez burze, umierania, sensacje, a mo�na tego dokona� odzyskuj�c spok�j. Musz� znale�� spos�b, by ponownie nie naros�y we mnie rany, blizny, agresje, obsesje i nie eksplodowa�y tym razem si�� ostateczn�. Najpierw musz� sobie odpowiedzie� na pytanie, czy chc� �y�. Sta�o si�, zada�am w ko�cu to pytanie i poczu�am si� ponownie pozostawiona w �lepej uliczce. Nie wiedzia�am tego, to by�o takie pozornie proste, a ja tego nie wiedzia�am. Je�eli zada�am sobie w pa�dzierniku cios ostateczny, to co nagle mia�o si� zmieni� w sposobie mego my�lenia? To prawda, dotkn�am blisko �mierci, spotka�am si� z ni� tak mocno, tak namacalnie, czy to mia�o wystarczy�, by zmieni�o si� moje �ycie? Czy spotkanie w przedsionku wieczno�ci wystarczy�o, by zacz�� przewarto�ciowywa� �ycie, poczu� je inaczej? Co naprawd� si� wydarzy�o podczas 19 dni agonii? Jak mocno dotkn�am siebie, by odwr�ci� bieg destrukcji w budowaniu wszystkiego od nowa? Le�a�am godzinami w ��ku i stara�am si� dowiedzie� wszystkiego o sobie, co naprawd� si� wydarzy�o. Ta niepoj�ta moc, kt�ra we mnie tkwi�a, w ko�cu przeskoczy�a na inny tor, kt�ry mia� mnie doprowadzi� do prawdy o sobie i prawdy o cz�owieku. Dzisiaj nadal nie wiem, czy do ko�ca chcia�am j� pozna�, dzi�ki prawdzie ocali�am siebie. Prawda musia�a mi si� objawi�, nie mia�am ju� nic do stracenia, mog�am jedynie ponowi� atak na siebie, lecz by�am ciekawa, co naprawd� si� wydarzy�o, Ci�gle tego nie wiedzia�am. By�a to jedyna sprawa, kt�ra wtedy trzyma�a mnie przy �yciu. Teraz ju� musia�am si� dowiedzie�. Sta�am na jednokierunkowej drodze, ka�dy fa�szywy krok m�g� doprowadzi� do upadku w przepa��, powr�t w nie�wiadomo�� m�g� zamieni� mnie w s�up soli. Nie mog�am si� ju� ogl�da� za siebie, mog�am pod��y� w g��b wspomnienia, w nie�wiadomo��, przywo�a� obrazy, kt�re zapami�ta�am. Istnia�y obszary �wiadomo�ci, kt�rych istnienia stale zaprzecza�am, st�d bra�o si� zniewolenie, poczucie, �e jest co�, nad czym zupe�nie nie panuj� i nie potrafi�am tego nazwa�. Nie wiedzia�am, co zapisuj�, jaki sens ma dziennik; �wiat�o, gwiazdy, brak snu. Niepok�j d�oni, palc�w, stopy, przesuwanie szcz�k� b�l mi�dzy �ebrami. Noc, noc, ciemno�� my�li. Zacz�y mnie "atakowa�" sny, powraca� w nich stale motyw 13, 14 roku �ycia. Zastanawia�am si�, dlaczego tak si� dzia�o, co wtedy si� wydarzy�o w moim �yciu. Pocz�tek buntu? Dlaczego te daty by�y a� tak wa�na dla pod�wiadomo�ci. Pozornie wiedzia�am, co si� ze mn� dzia�o, przypomina�am sobie jakie� fragmenty zachowa�, ale nie potrafi�am u�o�y� w ca�o�� skomplikowanej �amig��wki �yciorysu. Nie wiem, jak poradz� sobie z k��bowiskiem emocji. Wszystko wychodzi jak z rozprutego gwa�townym ci�ciem wora - ca�a obrzydliwo�� pod�wiadomo�ci. Czu�am, �e nie tylko w sobie znajd� odpowied�, co� mnie popchn�o do czytania Biblii, kt�rej nie zna�am. Dosz�am do Ksi�gi Wyj�cia i od�o�y�am tekst. Co za symbolika, i ja sta�am u progu przej�cia w inny wymiar prze�ywania �wiata. �ni�y mi si� za�lubiny z morzem czyli pakt z nie�wiadomo�ci�. Czy milczenie moje zako�czy si� katastrof�? Wtedy by�am u kresu, czy teraz oddali� si�? Czy jak�� potajemn� �cie�k� jestem bli�ej niego? Straszliwej si�y, kt�ra wci�� wci�ga. A jednak czekam na gest ze strony Tadeusza, czekam, by napisa� dla mnie kilka zda�. W tym samym czasie Tadeusz tak�e czeka�, jak potocz� si� moje losy, wypytywa� o mnie Ank�, czy powt�rz� zamach, w jaki spos�b przyjmuj� informacje od Anki. Nie przeczuwa�am, jakie niebezpiecze�stwo mi grozi, nie wiedzia�am, �e Tadeusz nie mo�e mi inaczej pom�c ni� na odleg�o��. By� to bardzo trudny okres dla obu stron, w kt�rym mog�o zdarzy� si� wszystko, kiedy cz�owiek ma niewielkie pole dzia�ania, by pom�c drugiemu. Jest to stan tej bezradno�ci, kiedy trzeba jedynie czeka�, a� osoba, kt�rej chce si� pom�c, sama zacznie potrzebowa� pomocy, zrobi ten minimalny krok, by mo�na by�o wyj�� jej naprzeciw. W moim przypadku by�y to przyjmowane od Anki informacje, kt�re powodowa�y gwa�towne przetasowanie w pod�wiadomo�ci i wzrost napi�cia emocjonalnego do dzia�ania w kierunku zmiany. Szef w pracy domaga� si�, bym przychodzi�a raz w tygodniu na kontrol� mego stanu psychicznego i podda�a si� badaniu psychiatrycznemu stwierdzaj�cemu poczytalno��. Szef ba� si� mego powrotu do pracy, wprawdzie widzia� mnie w stanie pobudzenia, wiedzia�, �e by� obrz�k m�zgu i niedotlenienie, ale to nie uzasadnia�o jego post�powania. W p�niejszym czasie dowiedzia�am si�, jakie plotki kr��y�y na m�j temat, on tak�e mia� w nich sw�j udzia�. Ponownie powr�ci�a sprawa narkotyk�w, ju� chyba do ko�ca �ycia zostan� etatow� w tym kraju narkomank�, ponownie oskar�ano mnie o sprawy, kt�re nie mia�y miejsca, zastanawiano si� nad moj� przesz�o�ci�, dorabiano fabu��. Pocz�tkowo wprowadzi�o mnie to w stan os�upienia, nie potrafi�am si� obroni�, potrzebowa�am czasu, zanim stan�am twarz� w twarz z szefem i powiedzia�am mu, co o tym my�l�. Chcia� nawet, bym powr�ci�a do pracy, ale mu nie ufa�am, w swej przebieg�ej naturze na pewno p�niej znalaz�by jaki� spos�b, by mnie dr�czy�. Nie chcia�am by� jego kolejn� ofiar�, widzia�am, jak przez cztery lata odnosi� si� do s�abszych psychicznie lekarzy. Wola�am odej��. Ko�czy� si� rok 1990, rok, kt�rego mia�am nie prze�y�. Podsumowanie by�o dla mnie pesymistyczne. Odchodzi ten rok, dekada, wielce niesamowita. Jestem odstawiona na boczny tor zawodowo, zdruzgotana emocjonalnie, podupad�a zdrowotnie. �adny finisz w 31 roku �ycia. Rok temu postanowi�am zerwa� z ca�ym �wiatem i to mi si� uda�o. Teraz postanowi�am powr�ci� do �ycia, radowa� si� nim. Nie mog�am przewidzie�, �e nadchodz�cy rok b�dzie prze�omowym i pe�nym gwa�townych prze�y�, tak�e okrutnych. 2 stycznia 1991 roku dosta�am wyczekiwan� kartk� od Tadeusza. "Droga Basiu, na Nowy Rok przesy�am Ci my�li Hioba, wierz�c, �e s� one najlepsze dla wyja�nienia tego, co czuj� sam, wiedz�c o Twoim cierpieniu, �wiadomym i szalonym. Ale wida� tak by� mia�o, tak chcia�a� wyrazi� swoj� moc - i - niemoc, sw�j gniew i mi�o��. Wiele rzeczy jest dla mnie niezrozumia�ych, ale przez to pouczaj�cych. W chwili z�o�ci napisa�em dla Ciebie takie instrukcje, ale dopiero teraz je wysy�am: Pozosta� trudniej ni� wskoczy� w przepa�� a potem odfrun�� jak otruty motyl Us�ysze� �atwiej s��w kilka Anio�a gdy rozbitej lutni prowadz� go widma Wiruj� mocniej minuty bezludne wiatr skrzyd�a rozrywa to ju� jest po�udnie Ogrodnik patrzy cicho by nie sp�oszy� chwili nad nim niebo i b�l i - r�j motyli Ca�uj� Ci mocno T." Czarek, ucze� i przyjaciel Tadeusza, powiedzia� wcze�niej Ance, �e jest to psychoza i �e od tego s� psychiatrzy. Na szcz�cie mi tego wcze�niej nie powt�rzy�a. By�by to koniec, zamilk�abym dla �wiata w poczuciu odrzucenia. I tak te s�owa najbardziej bola�y, chyba nawet do dzisiaj. Jednak co� przekona�o Tadeusza, by do mnie zwr�ci� si� tym symbolicznym tekstem. Trafi� w dziesi�tk�, wywo�a� lawin� w pod�wiadomo�ci. Czeka�am na wiadomo�� od Tadeusza i nie rozumia�am, dlaczego tak d�ugo z tym zwleka. Pragn�� wyczu� moment, kiedy b�d� mog�a przyj�� jak�kolwiek prawd�, kt�ra mnie st�d nie zdmuchnie, nie sprawi, �e pogr��� si� w wi�kszej rozpaczy. Ka�dy gest m�g� doprowadzi� do katastrofy, samob�jstwa lub zamilkni�cia. Postanowi�am odpisa�, ale by�am przekonana, �e b�d� milcza�a, �e nikomu nic nie powiem opr�cz uznania faktu, �e by�o to samob�jstwo. Po kilku dniach zorientowa�am si�, �e list, kt�ry mu wys�a�am, jest zemst�, to wzbudzi�o we mnie silny l�k, s�dz�, �e przed ocen�. Pytanie, czy jestem normalna, powraca�o w ka�dy wiecz�r. Tamta my�l znowu mnie osacza. Czy to naprawd� jest nie do ow�adni�cia. Dlaczego taka samozag�ada. Dlaczego a� tak? Czuj� si� dziwnie, jakby m�zg przeszed� pr�b� ognia. Przerwanie ci�g�o�ci czasu istnienia. A teraz wype�nianie luki, ogromnej dziury, lecz nie wiem jeszcze, czym j� nape�ni�, a mo�e omin�� i i�� dalej, z pustym miejscem w pami�ci. To powraca i domaga si� wype�nienia, bo zbyt niepokoi. Nie potrafi�. Zgubi�am zbyt wiele cz�ci �amig��wki mego �ycia. Mo�e kiedy� uda mi si� ta sztuka istnienia, �e odnajd� siebie, i spok�j w sobie, taka, jak� jestem naprawd�. Wcale nie mam zamiaru udowadnia�, �e jestem normalna. Jak d�ugo trzeba w sobie oswaja� �mier� drugiego? 9 stycznia 91 Ale� ja jestem nienormalna i dobrze mi z tym. Naprawd�? Przypominam sobie to, co pisa�am w "Oswajaniu zwierza" i co stworzy�am w fantazjach. Opr�cz kilku szczeg��w, wszystko sta�o si�. Freud: Halucynacja - kateksja przechodzi w postrze�enie, Kateksja to zaspokajanie impuls�w id przez znalezienie odpowiedniej osoby, przedmiotu, idei. Moje dzienniki, dzienniki. Przyt�aczaj�. Moje �ycie mnie przyt�acza. Mam wstr�t do psychologii. Do siebie? My�li kr��� wci�� wok� spraw ostatecznych. Dlaczego stale mi si� �ni taka ohyda, rozpad, gnicie, zniszczenie? Czy to tak mocno we mnie tkwi? W poczuciu winy napisa�am nast�pny list do Tadeusza, nie czekaj�c na odpowied�. "Tadeuszu, do jakiej trzeba doj�� rozpaczy, by ostatecznie przeci�� ni� swego �ycia, nieodwracalnie, bo przecie� z niewiar�, �e po tamtej stronie cokolwiek istnieje, totalna samozag�ada, bez �adnej nadziei. Nie potrafi� cieszy� si� z powrotu do �ycia. Przera�a mnie zwyk�y kontakt z lud�mi, ulice, pocz�tek dnia, noc, kiedy nasila si� l�k. I tamte wspomnienia, tak tragiczne, �e a� niewyobra�alne". Wraz z listem pos�a�am Tadeuszowi poemat "Zagubienie", kt�ry napisa�am tego dnia, nazywaj�c siebie otrutym motylem. Zapyta�am go, dlaczego milcza� wobec mnie przez te lata, dlaczego nic mi nie powiedzia� o mojej chorobie, kt�r� doskonale wyczuwa� od samego pocz�tku. Nie pojmowa�am tego, sk�d taka "zmowa milczenia". Wyczuwa�am sz�stym zmys�em, �e jest co� nie tak, �e potrzeba mi tutaj bliskiej osoby, kt�ra pomog�aby mi unie�� ci�ar ca�ego zagubienia, bym przetrwa�a najgorsze chwile. Nie by�o takiego cz�owieka, nikt nie wiedzia�, co si� ze mn� dzieje naprawd� i co si� wydarzy�o. Nikt, ale to nikt z mojej rodziny nie zorientowa� si�, �e ton�. Nikt nie by� ze mn� blisko. Wiedzia�a bardzo du�o Anka, ale i ona mnie zostawi�a, dopiero p�niej dowiedzia�am si� dlaczego. Nie chcia�a towarzyszy� memu zdrowieniu, nie chcia�a by� blisko mnie. By�a przy mnie w klinice, kiedy umiera�am, lecz z zupe�nie innego powodu. Rozwi�zywa�a sobie w�asne problemy. Jak tragiczna bywa ludzka pod�wiadomo��. 20 stycznia napisa�am: Nie przynale�� do �wiata normalnych ani do �wiata ob��kanych, dlatego ta samotno�� ma wymiar skrajnej pojedynczo�ci. Jest mi broniony wst�p do pierwszego, przed drugim broni� si� rozpaczliwie. A poza tym nie chc� by� ani w jednym, ani w drugim. W takim razie gdzie? S� decyzje, kt�re trzeba podejmowa� samemu, mog� przygnie�� jedynie swoim ci�arem. Do tej prostej prawdy dosz�am w ko�cu i sta�a mi si� pewnym objawieniem. Zacz�am bra� odpowiedzialno�� za to, co robi�. Wydawnictwo w Katowicach zaakceptowa�o ksi��k� pt. "Kokaina", kt�r� pisa�am na miesi�c przed samob�jstwem. Ta wiadomo�� doda�a mi si�, pewno��, �e nie wszystko w moim �yciu by�o kl�sk�, �e mog� chocia� liczy� na sw�j talent i tw�rczo��, kt�ra jest wspania�ym lekarstwem, kiedy jest si� do ko�ca samotnym. To wszystko musia�o si� wydarzy�. W ko�cu uda�o mi si� dotkn�� dna ciemno�ci. Teraz zapragn�am wyruszy� na poszukiwanie siebie w stron� �wiat�a. 28 stycznia przyszed� list od Tadeusza. Przem�wi� do mnie, zacz�� ze mn� rozmawia�. "Droga Basiu, dzi�kuj� za list i medytacje, zw�aszcza za nie. Mam wra�enie, �e to, co piszesz, jest rozdarte tak jak tamta decyzja, kt�r� powzi�a� przeciwko sobie. Masz delikatn� pretensj� do mnie, �e nie powiedzia�em Ci tego, co m�g�bym. Hm - ale czy mog�em, czy tego chcia�a�? Piszesz - "Wiem, �e pacjentowi nie m�wi si� wiele" itd. Ale przecie� wiesz tak�e, �e nigdy, ale to nigdy nie uzna�by Ci� za "pacjenta". Nawet teraz, kiedy zrobi�a� wszystko, aby nim zosta�. By� pacjentem to by� Dzieckiem, kt�re nie chce by� Doros�ym, bo dba o to, aby nie rozpad�a si� rodzina, aby rodzice si� nie rozstali. Wi�c musi w sobie trwa� jako Dziecko, choruj�ce, zatruwaj�ce si�, walcz�ce z sob�, zabijaj�ce si�. Tego wymaga od Ciebie Twoje delikatne Dziecko, kt�re ratuje uk�ad mi�dzy Rodzicami, ale samo popada w psychotyczny impas. Sta� Ci� na tak wielki gest wobec bezmi�o�ci, kt�ra Ci� otacza, a kt�rej nie chcesz uzna�, bo jest lustrem �mierci. Wolisz wybra� �mier� ni� spojrze� w lustro. OK. Gdy czyta�em Tw�j "Pami�tnik", uderzy�o mnie to, �e nie mo�esz powiedzie� prawdy. Pe�no tam stylistycznych pi�kno�ci i miodu posmarowanego na kwa�nym chlebie, kt�ry nie przemienia si� niestety w nic po�ywnego. Poniewa� w SSHP nie mog�a� nic zrobi� z sob�, bo by�a� wpisana w ten pami�tnikowy mi�d, podj�a� rol� pacjenta, kt�ry nim nie jest. Nie mog�em w to ingerowa�. Mog�em t� decyzj� tylko poprze�, zdaj�c sobie spraw� z tego, �e jest to "rola". Czasem trzeba j� zrealizowa� do ko�ca, aby przekona� si�, �e jest to rola wymagaj�ca wi�kszego �adunku histerii. Tobie go zabrak�o, gdy� rozbudowa�a� swoje cierpienie i wyobra�ni� za cen� cielesnego b�lu, sztywnienia, znieczulenia. Przy Twoim wybitnym intelekcie (nie znam lepszej ni� Twoja analiza schizofrenii w j�zyku polskim!) masz zawsze mo�liwo�� bycia tym, kim chcesz, jak te� tym, kim by� nie chcesz. Nikt nie jest w stanie narzuci� Ci wyboru. Masz te� pewn� pretensje, �e wypytuj� Ank� o Ciebie. Ale to w�a�nie Ona zaanga�owa�a w ratowanie Ciebie Czarka, Magd� i oczywi�cie mnie. Od razu zdiagnozowali�my Tw�j gest jako samob�jczy. Wi�c mo�e niezbyt doceniasz wiedz� Anki. Postanowi�em nie odzywa� si� bezpo�rednio do Ciebie, bo Twoja pr�ba, gdyby si� uda�a, by�aby oskar�eniem lekarza, kt�ry Ci� leczy�. A wi�c znowu pr�ba zrzucenia odpowiedzialno�ci na kogo�, kto Ci pomaga. Na szcz�cie ta pr�ba si� nie uda�a. M�wi� tu o szcz�ciu dziecka, kt�re ma teraz szans� przewarto�ciowa� to, co w nim z Ojca i Matki. Ale szansa mo�e by� tylko szans�. Musz� Ci� zmartwi� - nasze pierwsze spotkanie, cho� zako�czone pr�b� podniesienia Ciebie, by�o pe�ne niepokoju o depresyjne, automatyczne reakcje, kt�re zaprzecza�y optymistycznym wypowiedziom prowadz�cych zaj�cia koleg�w. Powiedzia�em im wtedy, czego si� obawiam. I niestety te obawy zmusi�y mnie do milczenia wobec Ciebie. Teraz ju� ich nie mam. S� w Tobie, wyjawi�y Ci si� w akcie rozpaczy. Basiu, je�eli jeste� pacjentk�, to tylko sam� dla siebie. I tylko sama mo�esz siebie wyleczy�. Mo�e pod warunkiem, �e nie b�dziesz tak bardzo si� przejmowa� kontaktami z lud�mi. Mam wra�enie, �e uwewn�trzni�a� ich karc�ce spojrzenia, etykiety i uto�sami�a� si� z pacjentem". Tw�j gest zamkn�� rol� pacjenta. Nie mo�esz ju� nim by� bardziej ni� jeste�. Musisz wybra� inn� rol� lub inna rola musi wybra� Ciebie. Musisz op�aka� sw�j b�l i kl�ski, jakie ponios�a�. Aby� nie musia�a si� czu� Panem Bogiem otoczenia, Super - Rodzicem, jak�� Nad - Osob�. Aby� mog�a by� Dzieckiem i Doros�ym jednocze�nie. A wi�c kim�, kto daruje siebie innym za nic. Co nie znaczy, �e ma siebie za nic. Mo�esz by� wybitn� terapeutk�. Ale do tego trzeba porzuci� istniej�cy uk�ad, trzeba znale�� miejsce dla siebie i w sobie w�r�d obcych. Tam, gdzie nikt Ci� nie usprawiedliwi z powodu Twojej osobistej historii, bo nie b�dzie jej zna�. A je�eli pozna - machnie ramionami. Po negatywnym potrzebny jest Ci gest pozytywny. Wykonasz go sama albo zostaniesz nieporadnym Dzieckiem, kt�re nie chce si� narodzi�. I zbuntujesz si� przeciw Bogu, narzucaj�c mu ponownie swoje nie. Pozdrawiam Ci� serdecznie T.K." Rozdzia� II Otrzyma�am wyczekiwany list od Tadeusza. Powiedzia� w nim tyle, ile m�g�, zachowuj�c reszt� w tajemnicy, kt�ra mog�a mnie powali�. I chocia� sprawa wydawa�a si� beznadziejn�, zdecydowa� si� na pomoc. Zapisa�am w dzienniku: Tak, Tadeuszu, ju� najwy�szy czas przyj�� odpowiedzialno�� za to, co zrobi�am. I znowu ten sam b��d, hamuj� p�acz, a wy� mi si� chce, hamuj�, bo oni s� w drugim pokoju. Nie mog� jeszcze spali� dziennik�w. Tam, w nich, wszystko si� kryje, cz�� prawdy o mnie. Nie ma losu i przypadku. S� nasze wybory. Trzeba by� odpowiedzialnym do ko�ca, nawet za w�asne samob�jstwo. Twoje s�owa prawdziwie uderzaj� o ska��, do kt�rej schowa�am si� w dzieci�stwie i by� mo�e wydr��� niewielki otw�r, poprzez kt�ry zaczn� si� rozszerza�. �zy, �zy, Tadeuszu, nareszcie prawdziwe. Teraz mog� umrze� lub zacz�� nowe �ycie. Jutro, jutro podejm� decyzj�. Wybrn��e� w tym li�cie, Tadeuszu. Nie powiedzia�e� mi!!! Jestem ju� na tym etapie, �e nikt inny nie jest w stanie mi pom�c. Mo�e psychoza jest jedyn� form� istnienia, bym w og�le tu pozosta�a. Pytanie - po co? Mo�e i psychotycy s� potrzebni. Mo�e i ja powstan� z absurdu. 29 grudnia Tadeuszu, chyba nie potrafi� sobie pom�c. Ka�dy mo�e sobie pom�c sam, lecz czy ma by� w tym tak osamotniony? Najpierw broni�am si�, by nie zosta� pacjentk�, zamykano mnie w psychiatrykach, etykietowano, a� w ko�cu podda�am si� i nie potrafi�am zmieni� roli. I kiedy wydawa�o mi si�, �e ju� wiem, zada�am ostateczny cios. Niewiele jest nadziei, niewiele nadziei daj� sobie. Znowu trzymam zamiast rykn�� tupn��, zad�awi� si� p�aczem i przem�wi�. A ja mia�am poczucie, �e traktujesz mnie jak �mierdz�ce g�wno. Dlatego nie by�am w stanie do Ciebie podej��. Nie mam zamiaru na nikogo zwala� odpowiedzialno�ci. Nawet nie wiesz, jak koszmarnie czuj� si� za to wszystko odpowiedzialna. Jeste�, Tadeuszu, dla mnie najwa�niejsz� osob�, dlatego Twoje milczenie by�o takie okrutne. Czasami chcia�am Ci co� bez l�ku opowiedzie�. Musz� jednym ciosem miecza rozci�� p�powin�, w�z�y, kajdany, sp�tanie, op�tania. Tadeuszu, ca�y czas z Tob� rozmawiam. Bezsenno��. Ci�ar, kt�rym si� przywali�am, powoduje mia�d�enie klatki piersiowej i brzucha, rozp�atuje czaszk�, wy�amuje ko�czyny. D�awienie si� rozpacz�. To ju� chyba gryzienie �cian. �ami� z�by, opluwam si� i wbijam paznokcie. Noc, noc, wsz�dzie noc. Jest troch� �wiat�a. M�j Bo�e, jest? Wpisywa�am wszystko do dziennik�w, a p�niej w prawie nie zmienionej formie wysy�a�am Tadeuszowi w listach. Listy pisa�am codziennie, czasami dwa razy dziennie. Tadeusz milcza�, czeka� cierpliwie, a� si� otworz�, a� zaczn� pracowa�. Przeczuwa�, czym mo�e to grozi� i ufa�, �e podczas pracy nic sobie nie zrobi�, bo b�d� chcia�a dowiedzie� si� prawdy, okupionej tak koszmarnym b�lem istnienia. Nikt nie m�g� przewidzie�, jaki krok uczyni�. Mog�am skorzysta� z ostatniej szansy ratowania siebie. Podj�am walk�, mo�na by�o wyczekiwa� na rezultaty. W tym czasie Czarek przyjecha� do Katowic, do Anki i powiedzia� jej, z jakimi problemami mo�e si� spotka� rozmawiaj�c ze mn�. Zak�adali z Tadeuszem, �e Anka jako jedyna osoba, kt�ra wie wi�cej i ma najbli�szy kontakt ze mn�, zechce mi pom�c i pokierowa�. Tadeusz pope�ni� jeden b��d, zaufa� Ance, kt�ra deklarowa�a ch�� niesienia pomocy. W jej pod�wiadomo�ci tkwi�a ju� tylko my�l o tym, by we mnie uderzy�. Nie chcia�a by� ze mn�, przekaza�a informacje wprost i wyjecha�a. Czy zostawia si� bliskiego cz�owieka, wiedz�c, �e w ka�dej chwili mo�e si� zabi�? Anka o tym wiedzia�a, poinformowa� j� Czarek, �e mog� w nied�ugim czasie ponowi� pr�b� samob�jcz�. Nie chcia�am, by Anka mi pomaga�a, wyczuwa�am intuicyjnie, �e jest przeciwko mnie. By�a dla mnie osob� bardzo wa�n�, kocha�am j� prawdziwie. Zaufa�am Tadeuszowi i w rezultacie opowiedzia�am Ance o tym, o czym ju� sama wiedzia�am. W przysz�o�ci wykorzysta�a to przeciwko mnie. Jej nienawi�� do mnie si� spot�gowa�a, ale w tym czasie by�a pozornie najbli�ej, odgrywa�a rol� wielkiej terapeutki, a ka�de s�owo, kt�re wypowiada�a, mog�o by� �miertelne. Przetrzyma�am wszystko, ile si� tak naprawd� ma cz�owiek, ile zabijaj�cych s��w jest w stanie unie��. By� to kolejny cud w moim istnieniu, jakby B�g szczeg�lnie mnie sobie upodoba�. Nios�am tak� wiedz�, kt�r� kiedy� mia�am ofiarowa� innym. Czy dlatego prze�y�am to wszystko? W tym czasie mia�am w sobie wiele uczu� z�o�ci i �alu do Tadeusza, nie rozumia�am jego motyw�w dzia�ania, nie rozumia�am sposobu prowadzenia akcji ratowania. �y�am w stanie nie�wiadomo�ci. Powoli zaczyna�am sobie przypomina�, co si� naprawd� wydarzy�o, zacz�am sama przed sob� przyznawa� si� do tego, co uczyni�am. Ka�de posuni�cie Tadeusza by�o logiczne i w�a�ciwe. Jedynie z Ank� mu si� nie uda�o, tak doskonale si� przed nim zamaskowa�a, ukrywaj�c prawdziwe uczucia do mnie. Dowiedzia�am si� od Anki, �e by� to szanta�, �e chcia�am uderzy� w matk�. By�y to dla mnie wtedy informacje niezrozumia�e, a jednocze�nie rani�ce do granic wytrzyma�o�ci. Nie zna�am jeszcze prawdy, a tu mi j� objawiano jak nag� bro�, na kt�r� mam si� nadzia�. Je�eli wydaje ci si�, �e kogo� kochasz i �e jeste� kochany, i wierzysz w to przez 30 lat, to nag�e stwierdzenie, �e to wszystko jest jedynie z�udzeniem, powoduje otwarcie wr�t do piekie�. 30 stycznia 1991 Dlaczego Czarek przyjecha� do Katowic, by opowiedzie� Ance o wnioskach Tadeusza z pomini�ciem mojej osoby? Zapewne koncepcja Tadeusza by�a taka Anka ma wiedzie� o pewnych sprawach, bo jest blisko i w razie potrzeby ma mi pom�c sobie pom�c. Nie chc�, by to by�a Anka. Tadeuszu, jak mog� uczyni� dla siebie gest pozytywny, je�eli czuje do siebie OBRZYDZENIE. Silni ludzie nie pope�niaj� samob�jstwa. A mo�e w�a�nie tacy, kt�rym paranoja podszeptuje, �e maj� bosk� moc. Chodz� i wymy�lam r�ne rzeczy, w tramwaju, przy jedzeniu, w ��ku, s�uchaj�c. "The Wall". Inie wiem, co jest fantazj�, a co realnym odczuciem. Na pewno jestem w stanie szoku, udr�ki, obsesji, pocz�tku rozpadu pewnej struktury. Czy g�wno mo�na z siebie zmy�? Ju� nie krwawi�, zastygam w ob��dzie. Jeste� absolutnie niepoczytalna, Rosiek. Tadeuszu, co jeszcze mog� uczyni�? Uratowa� si�. Tak, tylko ja mog� tego dokona�. Nadal traktuj� siebie jako pacjentk�. Chc� uciec w psychoz�, bo nie potrafi� stan�� przed lustrem, wypowiedzie� prawd� i zacz�� nowe �ycie. Z tak zafajdanym sumieniem? Czuj� si� jak zbrodniarz. Pieprzone obsesje. Wyhamowa� rozpad, p�d do samozniszczenia, obrzydzenie do siebie. Pozytywny gest, Tadeuszu, dla siebie, powiadasz. Nie potrafi� teraz dostrzec dla siebie takiej mo�liwo�ci. Mo�e si� jeszcze dobrze nie rozejrza�am, by go ujrze�, pora�ona obsesjami, nie mog� go w sobie odszuka�. Gdziekolwiek dotkn�, to jest fajno, smr�d. Nie ratowa�am uk�adu mi�dzy rodzicami, ten uk�ad mnie nie interesowa�, fakt, chcia�am oszcz�dzi� matk�, finguj�c wypadek, by mog�a po mojej �mierci mie� mniej �alu do �wiata czy do siebie, by przetrzyma�a moje gwa�towne odej�cie. To nie ja ratowa�am rodzic�w, zawsze chcia�am, by to ma��e�stwo si� rozpad�o, kiedy jeszcze ojciec by� alkoholikiem, to matka osacza�a mnie mi�o�ci� i nie pozwala�a si� dobi�. Wiem, �e wyczu�e� od razu, co we mnie siedzi. Kiedy m�wi�e� Ance, o mnie, takie tam drobiazgi, by�am zazdrosna, �e jej wszystko pokazujesz, a nawet czu�am si� przez was osaczona, �e mnie analizujecie, a ja jestem z tego wy��czona. To z Ank�, a nie ze