7124

Szczegóły
Tytuł 7124
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7124 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7124 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7124 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Janet Evanovich Po drugie dla forsy Two For The Dough Przek�ad Arlena Sokalska & Dariusz �wiklak Data wydania oryginalnego 1996 Data wydania polskiego 1997 Alexowi i Peterowi, kt�rzy zawsze bardziej kieruj� si� wiar� ni� zdrowym rozs�dkiem i dlatego nigdy nie podeptali niczyich marze�. Rozdzia� 1 Wiedzia�am, �e �Le�nik� jest tu� obok mnie, bo jego kolczyk po�yskiwa� w blasku ksi�yca. Pozosta�e znaki rozpoznawcze mego partnera, czyli koszulka z kr�tkim r�kawem, lekka kamizelka kuloodporna, g�adko zaczesane do ty�u w�osy i dziewi�ciomilimetrowy glock, gin�y w mroku nocy. Nawet odcie� jego sk�ry wydawa� si� dopasowywa� do ciemno�ci, przez co Ricardo Carlos Manoso przypomina� kuba�sko-amerykanskiego kameleona. Ja, ze swoimi b��kitnymi oczyma i mleczn� karnacj�, b�d�cymi, o dziwo, rezultatem w�osko-w�gierskiego pochodzenia, nie by�am tak przystosowana do wykonywania potajemnych nocnych zada� jak m�j towarzysz. Pa�dziernik mia� si� ku ko�cowi i w Trenton panowa�y ostatnie dni pi�knej z�otej jesieni. Siedzieli�my z �Le�nikiem� przyczajeni za wielkim krzewem hortensji na rogu ulic Patersona i Wycliffa. Nie podziwiali�my bynajmniej urok�w babiego lata, nie napawali�my si� te� swoim towarzystwem ani niczym innym. Tkwili�my tam od trzech godzin, nic wi�c dziwnego, �e zacz�o si� to negatywnie odbija� na naszych nastrojach. Obserwowali�my du�y drewniany dom przy Patersona 5023, gdy� dostali�my cynk, �e Kenny Mancuso zamierza odwiedzi� swoj� dziewczyn�, Juli� Cenett�. Mancuso by� oskar�ony o postrzelenie w kolano pracownika stacji benzynowej (dziwnym zbiegiem okoliczno�ci swego dawnego serdecznego przyjaciela). Firma por�czycielska Vincenta Pluma wp�aci�a za niego kaucj�, dzi�ki czemu m�g� wyj�� z aresztu i powr�ci� na �ono praworz�dnego spo�ecze�stwa. Ale znikn�� zaraz po wyj�ciu na wolno�� i trzy dni p�niej nie zjawi� si� na wst�pnym przes�uchaniu. Co zrozumia�e, Plum nie by� tym uszcz�liwiony. Lecz skoro ryzykowne decyzje Vincenta Pluma pozwala�y mi zarabia� na �ycie, mia�am swoj� prywatn� opini� na temat znikni�cia Mancusa. Vinnie to m�j krewny i zleceniodawca. Pracuj� u niego jako �owca nagr�d, czyli kto�, kto tropi ukrywaj�cych si� przest�pc�w i oddaje ich w karz�ce, cho� czasami przykr�tkie, r�ce sprawiedliwo�ci. Nagroda za sprowadzenie Kenny�ego wynosi�a dziesi�� procent od sumy jego kaucji opiewaj�cej na pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w. Cz�� tej nagrody zamierza�am odda� �Le�nikowi� za pomoc w uj�ciu Mancusa. Reszt� przeznaczy�am na sp�at� kredytu za samoch�d. Na upartego mog�abym zaryzykowa� twierdzenie, �e wsp�pracuj� z �Le�nikiem�. On by� zawodowcem, prawdziwym numero uno w tej bran�y, ja za� mog�am korzysta� z jego pomocy tylko dlatego, �e uwa�a� mnie za nowicjuszk�. Kr�tko m�wi�c, bez �Le�nika� nie mog�abym nawet marzy� o schwytaniu Mancusa. - Nic chyba z tego nie wyjdzie - mrukn�� m�j mistrz. Poniewa� to ja przeprowadzi�am wcze�niej rozpoznanie, poczu�am si� jak ucze� wywo�any do tablicy. - Rozmawia�am dzi� rano z Juli�. Poinformowa�am j�, �e za pomoc przest�pcy grozi jej kara. - I co, zgodzi�a si� na wsp�prac�? - Niezupe�nie. Zgodzi�a si� dopiero wtedy, kiedy jej powiedzia�am, �e przed t� strzelanin� na stacji Kennny�ego widywano w towarzystwie Denise Barkolowski. Odnios�am wra�enie, �e �Le�nik� u�miechn�� si� w ciemno�ci. - Z t� Denise to oczywi�cie lipa? - Wiadomo. - Jestem z ciebie dumny, sprytna jeste�. Wcale nie mia�am wyrzut�w sumienia z powodu tego k�amstwa. Kenny by� �ciganym przez prawo �ajdakiem, a Julia powinna mierzy� znacznie wy�ej. - Co� mi si� jednak zdaje, �e nasza Julia dog��bnie przemy�la�a mo�liwo�� zemsty i nak�oni�a swego Romea do prze�o�enia wizyty. Wiesz ju�, gdzie on si� ukrywa? - Przenosi si� z miejsca na miejsce. Nie zostawi� jej numeru telefonu. Julia twierdzi, �e Kenny sta� si� teraz bardzo ostro�ny. - Po raz pierwszy z�ama� prawo? - Owszem. - Pewnie przestraszy� si� gro�by oskar�enia o gwa�t i postanowi� nie wychyla� nosa z kryj�wki. Zamilkli�my, ujrzawszy zbli�aj�c� si� furgonetk�. By�a to toyota z nap�dem na cztery ko�a, nowiutka, jakby dopiero co wyjecha�a z salonu - ciemna, na pr�bnych numerach, z dodatkow� anten� telefonu kom�rkowego. Samoch�d zwolni� ko�o drewnianego budynku i po chwili skr�ci� na podjazd domu Julii Cenetty. Kierowca wysiad� i podszed� do drzwi. Sta� do nas ty�em, lampa nad gankiem nie dawa�a zbyt wiele �wiat�a. - Jak my�lisz? - zagadn�� �Le�nik�. - To Mancuso? Z tej odleg�o�ci nie by�am w stanie go rozpozna�. Wzrost i budowa cia�a mniej wi�cej by si� zgadza�y. Mancuso mia� dwadzie�cia jeden lat, metr osiemdziesi�t wzrostu, ciemne w�osy i wa�y� osiemdziesi�t pi�� kilo. Cztery miesi�ce temu wyszed� z wojska i by� w doskona�ej kondycji. Kiedy przyjmowa�am zlecenie, dosta�am kilka zdj�� Kenny�ego, ale w tych warunkach nie mog�am niczego autorytatywnie stwierdzi�. - Mo�e to i on, ale dop�ki nie zobacz� go z bliska, nie da�abym za to g�owy - powiedzia�am. Drzwi si� otworzy�y i m�czyzna wszed� do �rodka. - Mogliby�my zapuka� i grzecznie zapyta�, czy to nie Mancuso wszed� tu przed chwil� - zaproponowa� �Le�nik�. - To chyba niez�y pomys�. - Skin�am g�ow�. Wstali�my i poprawili�my pasy z broni�. Mia�am na sobie ciemne d�insy, czarny golf z d�ugim r�kawem, lekk� granatow� kurtk� z kevlaru i czerwone sportowe buty. Jasne kr�cone w�osy si�gaj�ce do ramion zwi�za�am w kucyk, kt�ry upchn�am pod granatow� baseball�wk�. By�am uzbrojona w rewolwer Smith & Wesson kalibru 9,65 mm, kt�ry wisia� w czarnej nylonowej kaburze przytroczonej do pasa, obok kajdanek i pojemnika z gazem obezw�adniaj�cym. Przeszli�my przez ulic� i �Le�nik� za�omota� do drzwi monstrualn� latark� prawie p�metrowej d�ugo�ci, z reflektorem o �rednicy dwudziestu centymetr�w. Dawa�a mn�stwo �wiat�a, a wed�ug w�a�ciciela doskonale nadawa�a si� te� do rozbijania g��w. Na szcz�cie nigdy nie mia�am okazji by� �wiadkiem takiej sceny. Kiedy ogl�da�am W�ciek�e psy zrobi�o mi si� s�abo. Nie mia�am najmniejszych z�udze� co do moich umiej�tno�ci zachowania zimnej krwi. Gdyby �Le�nik� kiedykolwiek chcia� przy mnie skorzysta� ze swej latarki w tym dodatkowym celu, musia�abym chyba zamkn�� oczy, a potem... A potem pewnie poszuka� innej pracy. Nikt nie otwiera�, wi�c odsun�am si� na bok i wyj�am rewolwer z kabury. W ten spos�b zazwyczaj os�ania si� partnera, ale w moim przypadku by� to raczej pusty gest. Wprawdzie na strzelnic� chodz� regularnie, tak jak inni do ko�cio�a, ale w konkretnych sytuacjach robi� si� bezradna jak dziecko. Mam g��boko zakodowany l�k przed broni� i zazwyczaj trzymam rewolwer nie nabity, �eby przypadkiem nie postrzeli� si� w nog�. Dotychczas tylko raz musia�am u�y� broni i by�am tak przera�ona, �e poci�gn�am za spust, zapomniawszy wyj�� bro� z torebki. Nie mog�am dopu�ci�, by si� to kiedykolwiek powt�rzy�o. �Le�nik� zastuka� po raz drugi, jeszcze g�o�niej. - Tu agent �cigaj�cy zbieg�ego wi�nia! - krzykn��. - Otwiera�! Poskutkowa�o. Tyle �e w otwartych drzwiach stan�a nie Julia Cenetta ani Kenny Mancuso, lecz Joe Morelli, cywilny pracownik komendy policji w Trenton. Przez chwil� stali�my w milczeniu, ca�kowicie zaskoczeni. - Czy to twoja toyota stoi na podje�dzie? - zapyta� w ko�cu �Le�nik�. - Tak - potwierdzi� Morelli. - W�a�nie j� odebra�em ze sklepu. �Le�nik� pokiwa� g�ow�. - Niez�a gablota. Morelli i ja pochodzili�my z Miasteczka, urz�dniczej dzielnicy Trenton, gdzie nieprzystosowanych alkoholik�w wci�� nazywano �achudrami, a o istnieniu nielicznych homoseksualist�w starano si� zapomnie�. Joe od dawna �erowa� na mojej naiwno�ci. Ostatnio mia�am okazj� wyr�wna� z nim rachunki i stopniowo mi�dzy nami zaczyna�o si� jako� uk�ada�, chocia� ka�de z nas stara�o si� wywalczy� dla siebie jak najlepsz� pozycj�. Zza plec�w Morellego wyjrza�a Julia. - No i co? - odezwa�am si� do niej. - Podobno Kenny mia� wpa�� do ciebie dzi� wieczorem? - Akurat - odburkn�a. - Przecie� on nigdy nie dotrzymuje s�owa. - Nie dzwoni�? - W og�le si� nie odezwa�. Pewnie siedzi teraz z t� Denise Barkolowski. Czemu nie poszukacie go u tej lafiryndy? �Le�nik� zachowywa� stoicki spok�j, ale widzia�am, �e ledwie si� powstrzymuje od �miechu. - No, to ja znikam - rzek�. - Nie lubi� si� miesza� w prywatne sprawy. Morelli przypatrywa� mi si� przez d�u�sz� chwil�. - Co si� sta�o z twoimi w�osami? - zapyta� w ko�cu. - Wcisn�am je pod czapk�. Wsun�� r�ce do kieszeni d�ins�w. - Wygl�dasz bardzo seksownie. Jemu wszystko kojarzy�o si� zawsze z seksem. - P�no ju� - odezwa�a si� Julia. - Rano musz� wsta� do pracy. Spojrza�am na zegarek. By�o wp� do jedenastej. - Dasz mi zna�, je�li Kenny si� odezwie? - Nie ma sprawy. Morelli wyszed� ze mn�. Stan�li�my przed jego toyot� i patrzyli�my na ni� przez chwil� obydwoje pogr��eni w my�lach. Wcze�niej Joe je�dzi� jeepem cherokee, ale po zamachu bombowym z samochodu zosta�a tylko kupa z�omu. Na szcz�cie Morelli nie siedzia� w�wczas za k�kiem. - Co ty tu w�a�ciwie robisz? - zapyta�am w ko�cu. - To samo co ty. Szukam Kenny�ego. - My�la�am, �e ju� si� nie zajmujesz tropieniem zbieg�w.. - Matka Kenny�ego pochodzi z Morellich, poproszono mnie wi�c, �ebym go odnalaz� i przem�wi� mu do rozs�dku, zanim wpadnie w jakie� kolejne k�opoty. - O Bo�e! To znaczy, �e jeste� spokrewniony z Mancusem? - I nie tylko z nim. - Ze mn� w ka�dym razie nie. - Masz jaki� inny trop Kenny�ego? - Niespecjalnie Zamy�li� si� na chwil�. - Mogliby�my razem rozpracowa� t� spraw�. Unios�am brwi. Moja wsp�praca z Morellim zako�czy�a si� tym, �e zosta�am postrzelona w ty�ek. - A co mo�esz zaproponowa�? - Wykorzystanie rodzinnych koneksji. Niewykluczone, �e Kenny by� na tyle g�upi, aby wr�ci� na �ono rodziny. - A jak� b�d� mia�a pewno��, �e mnie nie wyrolujesz? - Po nim mo�na si� by�o wszystkiego spodziewa�. Nale�a� bowiem do tych przystojniaczk�w, kt�rych twarz z wiekiem nabiera charakteru. Nad jego lew� brwi� bieg�a cienka blizna, �wiadectwo �ycia na kraw�dzi bezpiecze�stwa. Mia� trzydzie�ci dwa lata - dwa lata starszy ode mnie. Mieszka� samotnie. By� dobrym gliniarzem. Co za� do jego oceny jako cz�owieka, to trudno by�oby mi powiedzie� co� wi���cego. - Musisz mi chyba po prostu zaufa� - odpar� z u�miechem, ko�ysz�c si� na pi�tach. - O la, la. Otworzy� drzwi auta - ze �rodka dolecia� zapach nowiutkiej tapicerki - wskoczy� za kierownic� i uruchomi� silnik. - Podejrzewam, �e o tej porze Kenny ju� si� nie pojawi - powiedzia�. - Te� tak my�l�. Julia mieszka przecie� z matk�, kt�ra jest piel�gniark� i ma w�a�nie nocny dy�ur w szpitalu �wi�tego Franciszka. Powinna ju� wr�ci� za p� godziny. Nie wyobra�am sobie, by Kenny wparowa� do ich domu pod obecno�� Cenetty seniorki. Joe przytakn�� skinieniem g�owy i odjecha�. Kiedy tylne �wiat�a toyoty znikn�y w ciemno�ci, ruszy�am na drugi koniec przecznicy, gdzie zaparkowa�am swojego jeepa wranglera. Sprzeda� mi go Skoogie Krienski, kt�ry rozwozi� nim kiedy� pizz� z Pizzerii Pina. Ilekro� samoch�d si� rozgrzewa�, �mierdzia� przypalonym ciastem i sosem marinara. A poniewa� by� to model sahara, polakierowano go fabrycznie na be�owo. Bardzo por�czny kolorek, ale chyba tylko dla tego, kto chcia�by si� ukry� w wojskowym konwoju na pustyni. By�am przekonana, �e o tej porze Kenny ju� si� nie pojawi, ale dosz�am do wniosku, �e nie zawadzi jeszcze troch� poczeka� i upewni� si� do ko�ca. Roz�o�y�am dach jeepa, �eby a� tak bardzo nie rzuca� si� w oczy i usiad�am za kierownic�. By� to zdecydowanie gorszy punkt obserwacyjny od stanowiska za krzewem hortensji, ale w zupe�no�ci mi wystarcza�. Gdyby Kenny jednak przyjecha�, zadzwoni�abym do �Le�nika� z telefonu kom�rkowego. Wcale mi si� nie u�miecha�o samodzielnie zatrzymywa� faceta podejrzanego o spowodowanie ci�kich uszkodze� cia�a. Po dziesi�ciu minutach w uliczk� skr�ci� ma�y samoch�d kombi. Osun�am si� troch� w fotelu. W�z pojecha� dalej, lecz kilka minut p�niej zn�w si� pojawi� i stan�� przed domem Julii. Kierowca zatr�bi�. Julia Cenetta wybieg�a na ulic� i wskoczy�a do �rodka wozu. Uruchomi�am silnik, kiedy znale�li si� w po�owie drogi do nast�pnej przecznicy, ale �wiat�a w��czy�am dopiero wtedy, gdy znikn�li za rogiem. Znajdowali�my si� na obrze�ach Miasteczka, w dzielnicy do�� skromnych domk�w jednorodzinnych. Ulice �wieci�y pustkami i by�am widoczna jak na d�oni, musia�am wi�c trzyma� si� w sporej odleg�o�ci od tajemniczego kombi. Tamten dotar� do alei Hamiltona i skr�ci� na wsch�d. Siedzia�am mu ca�y czas na ogonie, zmniejszaj�c dziel�cy nas dystans w miar� pojawiania si� coraz to nowych samochod�w. Przez pewien czas nic si� nie dzia�o, wreszcie znajomy Julii zjecha� na parking przed domem towarowym i ustawi� auto w najciemniejszym k�cie. O tej porze plac by� pusty, w�cibski �owca nagr�d nie mia� gdzie si� schowa�. Zgasi�am �wiat�a i zaparkowa�am po przeciwnej stronie ulicy. Z tylnego siedzenia wzi�am lornetk� i nakierowa�am j� na kombi. Omal nie dosta�am ataku serca, kiedy kto� zastuka� w szyb� mojego jeepa. W mroku ujrza�am u�miechni�t� twarz Joego Morellego, kt�rego bardzo ucieszy�o to, �e zdo�a� mnie zaskoczy� i wystraszy� jak diabli. - Bardziej przyda�by ci si� noktowizor - oznajmi� uprzejmie. - Z tej odleg�o�ci po ciemku niczego nie zobaczysz. - Nie mam noktowizora. A w og�le co ty tu robisz? - �ledzi�em ci�. Pomy�la�em sobie, �e zechcesz jeszcze chwil� zaczeka� na Kenny�ego. Do�wiadczenia w tej robocie nie masz za grosz, ale zawsze dopisuje ci cholerne szcz�cie, a kiedy si� na co� zawe�miesz, to ju� nie popu�cisz, jak pies pilnuj�cy ko�ci Musia�am przyzna�, �e por�wnanie cho� niezbyt subtelne, by�o jednak trafne. - Dobrze znasz Kenny�ego? - Niespecjalnie. Wzruszy� ramionami. - Wi�c pewnie nie masz ochoty podjecha� w tamten k�t i przywita� si� z nim? - A je�li to nie Kenny? Nie chcia�bym zepsu� Julii tej randki. Oboje popatrzyli�my na samoch�d po drugiej stronie ulicy. Nawet bez noktowizora mo�na by�o zauwa�y�, �e zaczyna si� ko�ysa�. Rytmiczne j�ki i pomruki nios�y si� echem po pustym placu. Mia�am ochot� zapa�� si� pod ziemi�. - A niech to - mrukn�� Joe. - Je�li si� nie opanuj�, to jak nic rozwal� amortyzatory w tym samochodziku. Kombi przesta�o si� ko�ysa�. Po chwili kierowca uruchomi� silnik i w��czy� reflektory. - Kurcz� - odezwa�am si�. - Szybko im to posz�o. Morelli wskoczy� na siedzenie obok mnie. - Musieli zacz�� ju� po drodze. Nie zapalaj �wiate�. Zaczekaj, a� wyjedzie na ulic�. - Wspania�y pomys�. Tylko jak mam prowadzi� po ciemku? - Przecie� jeste�my na parkingu. Dooko�a masz trzysta metr�w kwadratowych bruku i nic poza tym. Ruszy�am niczym ��w. - Ucieknie ci - ostrzeg� Morelli. - Dodaj gazu. Przyspieszy�am do trzydziestki, usi�uj�c cokolwiek wypatrzy� za szyb� i przeklinaj�c pod nosem Joego, bo ciemno by�o cho� oko wykol. On za� zacz�� g�o�no j�cze�, wi�c wcisn�am gaz do dechy. Rozleg� si� g�o�ny huk i straci�am kontrol� nad kierownic�. Wdepn�am hamulec. Samoch�d zatrzyma� si�, ale ukosem, z lew� stron� wyra�nie uniesion�. Morelli wysiad�, �eby zobaczy�, co si� sta�o. - Wpakowa�a� si� na wysepk� - o�wiadczy�. - Cofnij i wszystko b�dzie w porz�dku. Wykr�ci�am i przejecha�am kilka metr�w. W�z silnie �ci�ga� w lewo. Joe ponownie wysiad�, a ja wychodz�c z nerw�w kl�am w duchu, �e go pos�ucha�am. - Nic wielkiego - rzek�, pochyliwszy si� do otwartego okna. - Wgi�a� tylko troch� b�otnik, kiedy uderzy�a� w kraw�nik. Masz jakiego� znajomego fachowca? - Zrobi�e� to specjalnie. Nie chcia�e�, �ebym z�apa�a twojego zapchlonego pociotka. - Zaraz, zaraz, malutka. Nie wy�ywaj si� na mnie, bo sama schrzani�a� spraw�. - Jeste� draniem, Morelli, naprawd� jeste� draniem! U�miechn�� si�. - Lepiej nie podskakuj, bo wlepi� ci mandat za nieostro�n� jazd�. Wyszarpn�am z torebki telefon i wystuka�am numer warsztatu �U Ala�. Al by� dobrym znajomym �Le�nika�. Za dnia prowadzi� najzupe�niej legalny warsztat samochodowy. Mia�am jednak przeczucie, �e nocami przebija numery w kradzionych autach. Ale nic mnie to nie obchodzi�o. Chcia�am tylko, �eby mi naprawi� w�z. Godzin� p�niej mog�am ruszy� w drog�. Nie by�o ju� sensu goni� za Kennym Mancuso. Wszelki �lad po nim zagin��. Wst�pi�am do nocnego sklepu, kupi�am pude�ko straszliwie niezdrowych lod�w kawowych i pojecha�am do domu. Mieszkam w zwalistej dwupi�trowej kamienicy z ceg�y, par� kilometr�w od domu moich rodzic�w. Budynek stoi przy do�� ruchliwej ulicy, wzd�u� kt�rej ci�gnie si� szereg drobnych warsztat�w i sklepik�w. Zaraz za placem na jego ty�ach zaczyna si� osiedle domk�w jednorodzinnych. Okna mojego mieszkania na pierwszym pi�trze wychodz� na parking. Lokal sk�ada si� z sypialni, �azienki, male�kiej kuchni i saloniku po��czonego z jadalni�. �azienka wygl�da tak, jakby stanowi�a fragment kiepskich dekoracji do popularnego serialu. A z powodu chwilowej szczup�o�ci mojego portfela ca�e umeblowanie mieszkania jest - rzec by mo�na - eklektyczne, czyli innymi s�owy �aden sprz�t nie pasuje do pozosta�ych. Kiedy wysiad�am z windy, na korytarzu spotka�am pani� Bestler z drugiego pi�tra. Mia�a ju� swoje osiemdziesi�t trzy lata i kiepsko sypia�a w nocy, wi�c w ramach treningu chodzi�a po klatce schodowej. - Dzie� dobry, pani Bestler. Jak leci? - Nawet ju� nie mam si�y narzeka�. Czy�by� pracowa�a w nocy? Z�apa�a� jakiego� przest�pc�? - Nie, dzisiaj nie. - Szkoda. - Jutro te� b�dzie dzie� - odpar�am filozoficznie, otworzy�am drzwi i wesz�am do mieszkania. Chomik Rex biega� w swoim k�eczku tak szybko, �e jego r�owe �apki tylko miga�y. Zastuka�am w szyb� jego klatki na powitanie. Rex natychmiast si� zatrzyma�, zastrzyg� w�sami i zastyg�, obracaj�c w moim kierunku �lepka jak koraliki. - Sie masz, Rex - powiedzia�am. Nic nie odpowiedzia�. Jak zawsze milcza�. Rzuci�am torebk� na blat sto�u w kuchni i z szuflady wyj�am �y�eczk�. Otworzy�am pude�ko z lodami i jedz�c, zacz�am ods�uchiwa� wiadomo�ci nagrane na automatycznej sekretarce. Wszystkie pochodzi�y od matki. Na jutro przygotowa�a pieczonego kurczaka i nalega�a, bym wpad�a do nich na obiad. Nie mog�am si� sp�ni�, bo w�a�nie zmar� szwagier Betty Szajack, a babcia Mazurowa chcia�a o si�dmej wieczorem pojecha� na wystawienie zw�ok w domu pogrzebowym. Babcia mia�a zwyczaj przegl�da� kolumny z nekrologami tak, jakby czyta�a repertuar kin i teatr�w. W innych �rodowiskach ludzie spotykaj� si� w najrozmaitszych klubach. W Miasteczku natomiast t� funkcj� pe�ni� domy pogrzebowe. Gdyby nagle �mier� przesta�a zbiera� swoje �niwo, �ycie towarzyskie mieszka�c�w osiedla zupe�nie by pewnie zamar�o. Sko�czy�am lody i w�o�y�am �y�eczk� do zmywarki. Da�am Rexowi par� winogron oraz gar�� karmy dla chomik�w, po czym po�o�y�am si� do ��ka. Obudzi� mnie deszcz zacinaj�cy w okno sypialni. B�bni� w star� drabink� po�arow�, kt�rej podest s�u�y� mi za balkon. Lubi�am zasypia�, ws�uchuj�c si� w szum deszczu. Nie potrafi�am si� jednak cieszy�, kiedy s�ysza�am go po obudzeniu. Musia�am przyprze� do muru Juli� Cenett�. Nale�a�o te� sprawdzi�, co to za samoch�d przyjecha� po ni� wczoraj wieczorem. Zadzwoni� telefon, a ja machinalnie si�gn�am po s�uchawk� le��c� na stoliku przy ��ku, zachodz�c w g�ow�, kto mo�e dzwoni� o tak wczesnej porze. Budzik wskazywa� pi�tna�cie po si�dmej. By� to m�j znajomy z policji, Eddie Gazarra. - Dzie� dobry - rzek� uprzejmie. - Czas wstawa�. - Dzwonisz w celach towarzyskich? Znali�my si� z Gazarr� jak �yse konie. Dorastali�my razem, p�niej Eddie o�eni� si� z moj� kuzynk� Shirley. - Nie, mam dla ciebie pewne informacje. Ale pami�taj, �e to nie ja ci je przekaza�em. Nadal szukasz Kenny�ego Mancuso? - Tak. - Nad ranem zgin�� od kul sprzedawca ze stacji benzynowej, ten sam, kt�rego Kenny wcze�niej postrzeli� w kolano. Zerwa�am si� na r�wne nogi. - Jak to si� sta�o? - By�a druga strzelanina. O wszystkim opowiada� mi Schmidty. Mia� akurat dy�ur, kiedy kto� telefonicznie przekaza� wiadomo��, �e znalaz� na stacji benzynowej Mooggeya Buesa z wielk� dziur� w g�owie. - Jezu. - Pomy�la�em, �e ciebie to zainteresuje. Nie wiem, czy Kenny mia� z tym co� wsp�lnego. Mo�e doszed� do wniosku, �e strzaskane kolano to za ma�o, i wr�ci�, �eby rozwali� tamtemu g�ow�. - Mam wobec ciebie d�ug wdzi�czno�ci. - Wiesz, przyda�by nam si� kto� do opieki nad dzieckiem na przysz�y pi�tek. - No nie, a� tyle nie jestem ci winna. Eddie mrukn�� co� pod nosem i od�o�y� s�uchawk�. Wzi�am prysznic, wysuszy�am w�osy suszark� i upchn�am je pod czapk� z emblematem nowojorskich �Rangers�w� za�o�on� daszkiem do ty�u. Opr�cz tego w�o�y�am d�insy, czarn� koszulk�, na wierzch ciemnoczerwon� flanelow� koszul�, a na nogi martensy, jako �e pada�o. Po nocnej bieganinie w k�eczku Rex spa� s�odko w swojej puszce po zupie, wi�c przemkn�am obok niego na palcach. W��czy�am automatyczn� sekretark�, chwyci�am torebk� i czarno-fioletow� kurtk� z goreteksu, wysz�am i wreszcie zamkn�am drzwi mieszkania. Stacja benzynowa Delia, firmowana przez Exxona, mie�ci�a si� przy alei Hamiltona, niedaleko mojego domu. Po drodze wpad�am do sklepu spo�ywczego, gdzie kupi�am kubek kawy i pude�ko p�czk�w w polewie czekoladowej. Aby uspokoi� sumienie, wyt�umaczy�am sobie, �e jak kto� oddycha powietrzem w New Jersey, to nie musi si� ju� przejmowa� niezdrowym jedzeniem. Na stacji benzynowej roi�o si� od policjant�w i radiowoz�w, a przed drzwiami kantorka sta�a karetka. Deszcz nieco os�ab� i przeszed� w drobniutk� m�awk�. Zaparkowa�am kilkadziesi�t metr�w dalej i z p�czkami oraz kaw� w r�ku zacz�am si� przeciska� przez t�um gapi�w, wypatruj�c jakiej� znajomej twarzy. Jedynym znajomym mi cz�owiekiem, jakiego zauwa�y�am, by� Joe Morelli. Przepchn�am si� wi�c do niego i otworzy�am pude�ko. Wyj�� jednego p�czka i wepchn�� go sobie do ust. - Nie jad�e� �niadania? - zagadn�am. - Wyci�gn�li mnie z ��ka. - S�dzi�am, �e pracujesz w s�u�bie porz�dkowej. - Owszem. Dochodzeniem kieruje Walt Becker, a on wiedzia�, �e szukam Kenny�ego, pomy�la� wi�c, �e b�d� chcia� si� tu rozejrze�. Przez chwil� jedli�my w milczeniu. - Co tu si� sta�o? - zapyta�am. W kantorku uwija� si� policyjny fotograf. Dwaj sanitariusze czekali przy drzwiach, a� b�d� mogli zapakowa� zw�oki do czarnego worka i odjecha�. Joe ciekawie zagl�da� przez okno do �rodka. - Patolog oceni�, �e �mier� nast�pi�a o sz�stej trzydzie�ci. W�a�nie o tej porze zabity mia� otworzy� stacj�. Najwyra�niej kto� podszed� i spokojnie go sprz�tn��. Trzy strza�y w twarz, z bliska. Nie ma �adnych �lad�w sprawcy. Nie ruszono pieni�dzy z kasy. Jak dot�d nie ma �wiadk�w. - Zab�jstwo na zlecenie? - Na to wygl�da. - Czy przebijali tutaj numery? Albo handlowali kok�? - Nic na ten temat nie wiadomo. - Mo�e to jakie� osobiste porachunki? Mo�e przyprawia� komu� rogi? A mo�e mia� jakie� d�ugi? - Mo�e. - A mo�e to Kenny wr�ci�, �eby go uciszy�? Na twarzy Joego nie drgn�� nawet jeden mi�sie�. - Mo�e. - Uwa�asz, �e Kenny by�by do tego zdolny? Wzruszy� ramionami. - Trudno powiedzie�, do czego Kenny jest zdolny. - Sprawdzi�e� rejestracj� tego samochodu, kt�ry widzieli�my wczoraj? - Tak. Nale�y do mojego kuzyna, Leo. Unios�am brwi. - Mam du�� rodzin� - wyja�ni�. - Nie ze wszystkimi utrzymuj� bliskie stosunki. - Porozmawiasz z nim? - Jak tylko b�d� m�g� si� st�d wyrwa�. Poci�gn�am �yk kawy z piankowego kubka i pochwyci�am t�skne spojrzenie Morellego. - Pewnie chcia�by� si� napi� gor�cej kawy - rzek�am. - Wiele bym za to da�. - Pocz�stuj� ci�, je�li mnie we�miesz na rozmow� z Leem. - Zgoda. Upi�am jeszcze jeden �yk i odda�am mu kubek. - By�e� dzisiaj u Julii? - Przejecha�em tylko przed jej domem. �wiat�a by�y pogaszone. Samochodu nie widzia�em. Mo�emy z ni� pogada� po rozmowie z Leem. Fotograf ju� sko�czy�, wi�c do dzia�ania przyst�pili sanitariusze. Wepchn�li cia�o do worka i umie�cili je na w�zku. Z turkotem przepchn�li go przez pr�g kantorka i potoczyli do karetki, worek podskakiwa� bezw�adnie. Poczu�am skurcz w �o��dku. Nie zna�am zabitego, ale zrobi�o mi si� go �al. Nieco dalej sta�o dw�ch inspektor�w z wydzia�u zab�jstw, ubrani w d�ugie p�aszcze wygl�dali jakby �ywcem wyj�ci z jakiego� filmu kryminalnego. Pod spodem mieli garnitury i krawaty. Morelli mia� na sobie marynarsk� koszulk�, d�insy, tweedow� marynark� i sportowe buty. Na czole perli�y mu si� kropelki potu. - W niczym nie przypominasz tamtych dw�ch - powiedzia�am. - Gdzie tw�j garnitur? - A widzia�a� mnie kiedykolwiek w garniturze? Wygl�dam jak wykidaj�o z kasyna. Dosta�em specjalne polecenie, �eby nigdy nie wk�ada� garnituru. - Wyj�� z kieszeni kluczyki do samochodu i gestem da� znak jednemu z inspektor�w, �e odchodzi. Tamten w odpowiedzi skin�� g�ow�. Morelli przyjecha� s�u�bowym wozem. By� to stary fairlane sedan z d�ug� anten� nad baga�nikiem i laleczk� zawieszon� na tylnej szybie. Wygl�da� jakby nie da� ju� rady podjecha� pod wi�ksz� g�rk�. Ca�y by� pordzewia�y, powgniatany i przera�liwie brudny. - Czy u was kiedykolwiek myje si� samochody? - zapyta�am. - Nigdy. A� strach pomy�le�, co kryje si� pod t� warstw� zaskorupia�ego b�ota. - Widz�, �e policja w Trenton stara si� zapewni� funkcjonariuszom jak najwi�cej wra�e�. - A tak, nie mo�na narzeka� - odpar� Joe. - Za �atwo by si� nam pracowa�o, wi�c szefostwo robi wszystko, �eby urozmaici� nam �ycie. Leo Morelli mieszka� z rodzicami w Miasteczku. By� w tym samym wieku co Kenny i razem ze swoim ojcem pracowa� w Turnpike Authority. Kiedy zajechali�my przed dom, na podje�dzie sta� ju� radiow�z, a ca�a rodzina wianuszkiem otoczy�a umundurowanego policjanta. - Kto� ukrad� mojemu synowi Leo samoch�d - oznajmi�a pani Morelli. - Wyobra�acie sobie? Do czego ten �wiat zmierza? W Miasteczku nigdy si� nie zdarza�y takie rzeczy. A teraz - prosz�. Takie rzeczy si� nie zdarza�y w Miasteczku z tej prostej przyczyny, �e by�o ono dzielnic� emerytowanych mafios�w. Wiele lat temu, kiedy w Trenton wybuch�y zamieszki, nikomu nawet przez my�l nie przesz�o, by posy�a� tam radiowozy. Wszyscy starcy, od zwyk�ych mafijnych siepaczy po boss�w, czuwali w�wczas przy oknach z broni� maszynow� przygotowan� do strza�u. - Kiedy zauwa�y�e�, �e samoch�d znikn��? - zapyta� Joe. - Dzi� rano - odrzek� Leo. - Jak wychodzi�em do pracy. - A kiedy ostatni raz go widzia�e�? - Wczoraj wieczorem, o sz�stej, zaparkowanego po powrocie do domu. - Kiedy ostatnio widzia�e� si� z Kennym? Wszyscy zebrani otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia. - Z Kennym? - powt�rzy�a jak echo matka Lea. - A co on ma z tym wsp�lnego? Joe ko�ysa� si� na pi�tach, z r�koma w kieszeniach spodni. - Mo�e to Kenny�emu potrzebny by� samoch�d. Nikt si� nie odezwa�. - A zatem, kiedy ostatnio widzia�e� Kenny�ego? - powt�rzy� Morelli. - Na Boga, synu - wtr�ci� si� ojciec Lea. - Tylko mi nie m�w, �e po�yczy�e� samoch�d temu kretynowi. - Obieca�, �e mi go zaraz zwr�ci - t�umaczy� si� Leo. - Sk�d mog�em wiedzie�? - Sieczka - oznajmi� stanowczo ojciec. - Masz sieczk� zamiast m�zgu. Wyja�nili�my Leo, �e pom�g� ukrywaj�cemu si� przest�pcy i �e na pewno nie wzbudzi to zachwytu s�dziego. Poinstruowali�my go r�wnie�, �e je�li Kenny znowu si� z nim skontaktuje, powinien natychmiast powiadomi� o tym swego kuzyna Joego lub jego przyjaci�k� Stephanie Plum. - Sadzisz, �e zadzwoni, je�li dostanie wiadomo�� od Kenny�ego? - zapyta�am, gdy byli�my ju� w samochodzie. Joe zatrzyma� si� pod �wiat�ami. - Nie. Podejrzewam, �e pr�dzej rozwali mu �eb �y�k� do opon. - Krew Morellich? - Co� w tym rodzaju. - M�skie porachunki. - Zgadza si�, m�skie porachunki. - A jak ju� mu rozwali �eb? Czy wtedy do nas zadzwoni? Morelli pokr�ci� g�ow�. - Ma�o jeszcze wiesz o �yciu. - Wystarczaj�co du�o. U�miechn�� si� ironicznie. - I co teraz? - zapyta�am. - Zostaje nam Julia Cenetta. Julia pracowa�a w ksi�garni przy college�u stanowym w Trenton. Najpierw sprawdzili�my, czy nie ma jej w domu. Kiedy nikt nie odpowiedzia� na pukanie, ruszyli�my do ksi�garni. Samochody posuwa�y si� w ��wim tempie, wszyscy wok� rygorystycznie przestrzegali ogranicze� pr�dko�ci. Chyba nie ma lepszego sposobu na spowodowanie korka, ni� poruszanie si� nie oznakowanym wozem policyjnym. Morelli wjecha� przez g��wn� bram� i skr�ci� w stron� parterowego ceglanego budynku ksi�garni. Min�li�my sadzawk�, du�� k�p� drzew i ogromny trawnik, odznaczaj�cy si� pi�kn� �yw� zieleni�. Deszcz zn�w przybra� na sile i pada� z nu��c� jednostajno�ci�, zrobi�a si� pogoda pod psem. Studenci w p�aszczach i dresach z naci�gni�tymi kapturami przemykali ze wzrokiem wbitym w ziemi�. Joe spojrza� na parking przed ksi�garni�, wype�niony po brzegi, je�li nie liczy� kilku wolnych miejsc na skraju. Bez wahania zatrzyma� samoch�d przy kraw�niku, pod zakazem parkowania. - Nadzwyczajne przywileje policyjne, co? - zapyta�am. - �eby� wiedzia�a - odpar�. Julia pracowa�a w kasie, ale nie by�o �adnych klient�w, wi�c oparta biodrem o szuflad� kasy podziwia�a swoje polakierowane paznokcie. Na nasz widok lekko zmarszczy�a brwi. - Ma�y ruch dzisiaj, co? - zagadn�� Morelli. Skin�a g�ow�. - To przez ten deszcz. - Nie mia�a� jakiej� wiadomo�ci od Kenny�ego? Na policzki Julii wyp�yn�� rumieniec. - Je�li mam by� szczera, to spotka�am si� z nim wczoraj wieczorem. Zadzwoni� zaraz po tym, jak wyszli�cie, a p�niej przyjecha�. Powiedzia�am mu, �e chcecie z nim pogada�. Da�am mu wasze wizyt�wki, numery pager�w i wszelkie namiary. - My�lisz, �e wr�ci dzi� wieczorem? - Nie. - Energicznie pokr�ci�a g�ow�. - Powiedzia�, �e przez pewien czas si� nie poka�e. M�wi�, �e musi dzia�a� bardzo ostro�nie, bo kto� depcze mu po pi�tach. - Policja? - Chyba chodzi�o mu o kogo� innego, ale nie jestem pewna. Joe da� jej kolejn� wizyt�wk� i poleci� dzwoni� do siebie, jak tylko Kenny si� odezwie, bez wzgl�du na por� dnia czy nocy. Julia popatrzy�a na ni� sceptycznie. By�o jasne, �e nie powinni�my liczy� na jej pomoc. Wyszli�my na deszcz i szybko wskoczyli�my z powrotem do samochodu. Jedynym s�u�bowym wyposa�eniem fairlane�a by�a stara zdezelowana kr�tkofal�wka, ustawiona na kana� taktyczny policji. Co chwila cisz� przerywa� g�os dyspozytora z centrali, przebijaj�cy si� przez seri� trzask�w. Mia�am podobne radio w jeepie i ze wszystkich si� pr�bowa�am rozszyfrowa� policyjne komunikaty. Wiedzia�am, �e podobnie jak inni gliniarze, Morelli pod�wiadomie odbiera faktyczn� tre�� tych przekaz�w. Kiedy wyjechali�my z kampusu, zada�am nieuchronne pytanie: -1 co teraz? - To ty podobno masz kobiec� intuicj�. Sama decyduj. - Moja intuicja wzi�a sobie dzisiaj wolne. - W porz�dku, podsumujmy zatem nasze dokonania. Co wiemy o Kennym? S�dz�c po tym, co zaobserwowali�my wczoraj wieczorem, cierpia� prawdopodobnie na przedwczesny wytrysk, ale chyba nie o to Morellemu chodzi�o. - Pochodzi z Trenton, zrobi� matur�, s�u�y� w wojsku, wyszed� cztery miesi�ce temu. Nadal jest bez pracy, ale najwyra�niej nie cierpi na brak pieni�dzy. Z nieznanych powod�w postrzeli� w kolano swego kumpla, Moogeya Buesa. Zosta� schwytany na gor�cym uczynku przez policjanta wracaj�cego ze s�u�by. To jego pierwsze wykroczenie, zatem zwolniono go za kaucj�. Naruszy� warunki umowy por�czycielskiej i ukrad� samoch�d. - Nieprawda. Po�yczy� samoch�d. Tyle tylko, �e nie zd��y� go jeszcze zwrocie. - My�lisz, �e to ma jakie� znaczenie? Morel li zatrzyma� w�z przed skrzy�owaniem - Mo�e zdarzy�o si� co�, co pokrzy�owa�o jego plany. - Na przyk�ad sprz�tni�cie Moogeya. - Julia powiedzia�a, �e Kenny musi unika� kogo�, kto depcze mu po pi�tach. - Ojca Lea? - �arty sobie stroisz z powa�nej sprawy - obruszy� si� Joe. - Nie, traktuj� j� zupe�nie powa�nie, ale nic sensownego nie przychodzi mi do g�owy, a ty si� raczej nie kwapisz, �eby wyjawi� mi sw�j punkt widzenia. Kto, wed�ug ciebie, tropi Mancusa? - Kiedy Kenny i Moogey zeznawali w sprawie postrzelenia, obaj potwierdzili, �e chodzi�o o porachunki osobiste, nad kt�rymi nie zamierzaj� si� rozwodzi�. By� mo�e prowadzili wsp�lnie jakie� interesy. - I co? - I to wszystko. Tak mi si� wydaje. Patrzy�am na niego przez chwil�, pr�buj�c odgadn��, czy przypadkiem czego� przede mn� nie ukrywa. Pewnie tak by�o, ale nie mog�am tego jednoznacznie stwierdzi�. - W porz�dku - westchn�am w ko�cu. - Mam list� znajomych Kenny�ego. Zamierzam ich sprawdzi�. - Sk�d masz t� list�? - Tajemnica zawodowa. Spojrza� na mnie zbola�ym wzrokiem., - W�ama�a� si� do jego mieszkania i r�bn�a� mu notes z adresami. - Nie ukrad�am, tylko skopiowa�am. - Nie chc� nic wi�cej s�ysze� na ten temat.- Zerkn�� na moj� torebk�. Nie nosisz przy sobie broni, prawda? - Nieprawda. - Cholera - sykn��. - Chyba mi odbi�o, �e si� zgodzi�em na wsp�prac� z tob�. - To by� tw�j pomys�! - Chcesz, �ebym ci pom�g� przy sprawdzaniu tej listy? - Nie. Dosz�am do wniosku, �e powierzenie mu listy by�oby podobne do oddania losu na loteri� s�siadowi, kt�ry potem spokojnie wygra nagrod� g��wn�. Morelli zaparkowa� tu� za moim jeepem. - Zanim wysi�dziesz, musz� ci jeszcze co� powiedzie�. - Tak? - Te buty, kt�re masz na nogach, s� wstr�tne. - Co� jeszcze? - Przykro mi z tego powodu, �e wczoraj wgi�a� b�otnik. No tak, rych�o w czas. O pi�tej po po�udniu by�am przemoczona i zzi�bni�ta, ale dobrn�am do ko�ca listy. Cz�� os�b uda�o mi si� z�apa� telefonicznie, z innymi spotka�am si� osobi�cie, ale wszystkie te rozmowy niewiele mi da�y. Wi�kszo�� znajomych Kenny�ego pochodzi�a z Miasteczka i zna�a go od dziecka. Nikt nie przyzna� si� do kontakt�w z nim po aresztowaniu, a ja nie mia�am podstaw do przypuszcze�, �e ci ludzie k�ami�. Nikt nie s�ysza� ani o jakichkolwiek wsp�lnych interesach, ani o konflikcie mi�dzy Kennym i Moogeyem. Kilka os�b zwr�ci�o uwag� na kapry�ny charakter Kenny�ego i jego mentalno�� kr�tacza. By�y to ciekawe, ale zbyt og�lnikowe opinie. Czasami podczas rozm�w zapada�y d�ugie chwile niezr�cznej ciszy, kt�re nasuwa�y podejrzenia, �e pewne fakty otaczano milczeniem. Aby dobrze zako�czy� dzie�, postanowi�am jeszcze raz sprawdzi� mieszkanie Kenny�ego. Dozorca wpu�ci� mnie dwa dni wcze�niej, widocznie przej�ty mo�liwo�ci� wsp�dzia�ania z �owc� nagr�d. Niepostrze�enie zabra�am w�wczas z kuchni zapasowy klucz i teraz mog�am na paluszkach myszkowa� po mieszkaniu Kenny�ego, kiedy tylko przychodzi�a mi na to ochota. Od strony prawnej nie wygl�da�o to najlepiej, ale k�opoty mia�abym dopiero wtedy, gdyby mnie przy�apano. Kenny mieszka� tu� przy autostradzie numer 1, w wielkim kompleksie blok�w, o szumnej nazwie �D�bowe Wzg�rze�. W zasi�gu wzroku nie by�o ani wzg�rz, ani d�b�w, mog�am zatem jedynie przypuszcza�, �e i jedne, i drugie zr�wnano z ziemi�, by zrobi� miejsce dla trzypi�trowych bunkr�w z ceg�y, w kt�rych mieszkania reklamowano jako niedrogie, a zarazem luksusowe apartamenty. Zaparkowa�am na asfaltowym placyku i mru��c oczy spogl�da�am poprzez ciemno�� i deszcz w stron� o�wietlonego wej�cia na klatk� schodow�. Odczeka�am chwil�, a� jaka� para przebiegnie z samochodu do drzwi, po czym prze�o�y�am z torebki do kieszeni kurtki klucze od mieszkania Kenny�ego oraz spray z gazem obezw�adniaj�cym. Naci�gn�am kaptur na wilgotne w�osy i wyskoczy�am z jeepa. W ci�gu dnia temperatura do�� znacznie spad�a i przez mokre d�insy zacz�� przenika� ch��d. Z�ota jesie� definitywnie dobieg�a ko�ca. Przesz�am przez hol ze wzrokiem wbitym w posadzk� i twarz� ukryt� pod kapturem. Na szcz�cie winda sta�a na dole. Wjecha�am na drugie pi�tro i pop�dzi�am korytarzem pod drzwi oznaczone numerem 302. Nas�uchiwa�am przez chwil�, ale wewn�trz panowa�a cisza. Zapuka�am. Nikt nie odpowiedzia�. Przekr�ci�am klucz w zamku i z bij�cym sercem szybko wesz�am do �rodka. Od razu zapali�am wszystkie �wiat�a. W mieszkaniu najwyra�niej nikogo nie by�o. Przeszukiwa�am metodycznie pomieszczenie za pomieszczeniem, by w ko�cu stwierdzi�, �e od czasu mojej ostatniej wizyty Kenny w og�le tu nie zagl�da�. Sprawdzi�am automatyczn� sekretark�. Nie by�o nagranych �adnych wiadomo�ci. Przed wyj�ciem przy�o�y�am ucho do drzwi. Na zewn�trz by�o cicho. Wy��czy�am �wiat�a, wzi�am g��boki oddech i wypad�am na korytarz. Odetchn�am z ulg�, �e mam to ju� za sob� i nikt mnie nie widzia�. W holu skierowa�am si� od razu w stron� skrzynek pocztowych i sprawdzi�am przegr�dk� Kenny�ego. By�a zapchana r�nymi przesy�kami. Przysz�o mi do g�owy, �e jest w�r�d nich co�, co mnie naprowadzi na jego �lad? K�opot polega� na tym, �e otwieranie cudzej poczty to ju� przest�pstwo federalne. A kradzie� list�w nale�y do szczeg�lnie obrzydliwych. Tego robi� nie wolno, powtarza�am sobie. Tajemnica korespondencji to rzecz �wi�ta. Ale zaraz, ja przecie� mam klucz! Czy to nie daje mi pewnych praw? Ta sprawa jednak wygl�da�a r�wnie� niezbyt jasno, poniewa� klucz w zasadzie ukrad�am. Przycisn�am nos do kratki i zajrza�am do �rodka. Na wierzchu le�a� rachunek za telefon. M�g� zawiera� cenne wskaz�wki. A� mnie r�ce �wierzbia�y, �eby go wyci�gn�� ze skrzynki. Niemal�e kr�ci�o mi si� w g�owie. Raz kozie �mier�, pomy�la�am. Wzi�am g��boki oddech, wsun�am klucz do zamka, otworzy�am skrzynk� i prze�o�y�am korespondencj� Kenny�ego do swojej torby. Zatrzasn�am drzwiczki i zlana potem wysz�am z budynku. Stara�am si� jak najszybciej znale�� w bezpiecznym wn�trzu auta, zanim powr�ci m�j zdrowy rozs�dek. Rozdzia� 2 Wskoczy�am za kierownic�, zablokowa�am drzwi i podejrzliwie rozejrza�am si� dooko�a, aby upewni� si�, �e nikt nie zauwa�y�, jak �ami� prawo federalne. Przyciska�am torebk� do piersi, a przed oczyma skaka�y mi czarne p�atki. Zgoda, by� mo�e nie nale�� do najtwardszych i najbardziej nieustraszonych �owc�w nagr�d na �wiecie. Ale jakie to ma znaczenie, skoro ju� wkr�tce dopadn� swojego �ciganego? W�o�y�am kluczyk do stacyjki, uruchomi�am silnik i ruszy�am z parkingu. Wsun�am do odtwarzacza kaset� Aerosmith i wjechawszy na autostrad� przekr�ci�am do oporu potencjometr g�o�no�ci. By�o ciemno i pada� deszcz, w zwi�zku z czym widoczno�� by�a bardzo kiepska, ale co mi tam, tu, w stanie Jersey, nie ma zwyczaju zwalnia� nawet na chwil�. Tu� przed moimi oczyma rozjarzy�y si� nagle czerwone �wiat�a stopu. Z ca�ej si�y wcisn�am peda� hamulca. Po chwili �wiat�o zmieni�o si� na zielone i wszyscy kierowcy wdusili gaz do dechy. Przekroczy�am dwa pasy ruchu, by przygotowa� si� do zjazdu. Omal przy tym nie wpad�am na jaki� samoch�d. Kierowca nacisn�� klakson i wymownym gestem da� do zrozumienia, co o mnie my�li. Zrewan�owa�am mu si� tym samym i dorzuci�am par� przykrych s��w pod adresem jego matki. Takie sytuacje zobowi�zuj� obywatela Trenton do odpowiednich reakcji. Samochody ci�gn�y ulicami miasta jak ��wie. Z ulg� spostrzeg�am, �e przeje�d�am przez tory kolejowe i zbli�am si� do Miasteczka. Wjecha�am w alej� Hamiltona i od razu poczu�am nadci�gaj�c� nad moj� g�ow� gradow� chmur� rodzinnych wyrzut�w. Kiedy parkowa�am przed domem, matka ju� wygl�da�a przez drzwi. - Sp�ni�a� si� - oznajmi�a. - Tylko dwie minuty! - S�ysza�am syreny. Nie mia�a� chyba wypadku? - Nie, sk�d�e. Po prostu pracowa�am. - Powinna� znale�� sobie jak�� porz�dn� robot�. Co� na sta�e, z normalnymi godzinami pracy. Twoja kuzynka Marjorie dosta�a posad� sekretarki w J & J i s�ysza�am, �e ca�kiem nie�le zarabia. Babcia Mazurowa sta�a w korytarzu. Od kiedy dziadek Mazur zacz�� jada� swoj� tradycyjn� jajecznic� na bekonie w niebiosach, babcia zamieszka�a z nami. - Pospieszmy si� z t� kolacj�, je�li chcemy zd��y� na ceremoni� wystawienia cia�a - ponagla�a mnie babcia. - Wiesz przecie�, �e lubi� zjawia� si� troch� wcze�niej, �eby zd��y� zaklepa� sobie dobre miejsce. Dzisiaj maj� tam by� Rycerze Kolumba. Zapowiada si� niez�y t�ok. I co s�dzisz o tej kiecce? - zapyta�a wyg�adzaj�c prz�d sukienki. - Nie za bardzo krzykliwa? Babcia Mazurowa mia�a siedemdziesi�t dwa lata, ale bywa�y dni, kiedy wygl�da�a na dziewi��dziesi�tk�. Bardzo j� kocha�am, lecz pozostawiona sama sobie ubiera�a si� jak papuga. Na dzisiejszy wiecz�r wybra�a sukienk� do kolan w kolorze stra�ackiej czerwieni, ozdobion� b�yszcz�cymi z�otymi guzikami. - Doskona�a - zapewni�am j�. Zw�aszcza do domu pogrzebowego. Matka postawi�a na stole puree ziemniaczane. - Siadajcie do obiadu - wo�a�a - bo ziemniaki wystygn�! - Co dzisiaj robi�a�? - zainteresowa�a si� babcia. - Przywo�ywa�a� kogo� do porz�dku? - Przez ca�y dzie� szuka�am Kenny�ego Mancuso, ale nie mia�am szcz�cia. - Kenny Mancuso to �obuz - stwierdzi�a matka. - Wszyscy m�czy�ni z rodu Morellich i Mancus�w s� funta k�ak�w warci. �adnemu z nich nie mo�na ufa�. Popatrzy�am na matk�. - Mo�e dosz�y do twoich uszu jakie� plotki na temat Kenny�ego? - Owszem, �e Kenny to �obuz - odpar�a matka. - Czy to nie wystarczy? W Miasteczku zdarza�o si� ludziom urodzi� z pi�tnem �obuza. Kobietom Morellich i Mancus�w nie mo�na by�o niczego zarzuci�, ale m�czy�ni z tych rodzin to same warcho�y. Pij�, przeklinaj�, bij� dzieci i zdradzaj� �ony i przyjaci�ki. - Na uroczysto�ci wystawienia zw�ok b�dzie Sergie Morelli - odezwa�a si� babcia. - Ma przyby� z dru�yn� Rycerzy Kolumba. Mog�abym go troch� podpyta�. Zawsze mia� do mnie s�abo��. Zreszt� sama si� rozejrz�. Sergie Morelli mia� osiemdziesi�t jeden lat. Z jego wielkich uszu wystawa�y k�pki siwych w�os�w. W�tpi�am, by Sergie zna� miejsce pobytu Kenny�ego, ale nawet pozornie bezu�yteczne informacje te� si� czasami przydaj�. - A mo�e wybra� si� z tob�, babciu? - zaproponowa�am - Obie mog�yby�my go wtedy zr�cznie podpyta�. - Zgoda, ale ubierz si� troch� inaczej ni� ja. Ojciec mrugn�� do mnie i zaj�� si� swoim kurczakiem. - My�lisz, �e powinnam wzi�� bro�? - zapyta�a babcia Mazurowa. - Tak na wszelki wypadek. - Jezu - j�kn�� ojciec. Na deser matka poda�a nam ciep�� domow� szarlotk�. Pachnia�a jab�kami i cynamonem. Ciasto by�o kruche, polan� lukrem i rozp�ywa�o si� w ustach. Zjad�am dwa kawa�ki - istne niebo w g�bie. - Powinna� otworzy� cukierni� - poradzi�am matce. - Mog�aby� zbi� maj�tek na wypieku i sprzeda�y ciast. Matka, zaj�ta sprz�taniem talerzyk�w deserowych i rodowych sreber, by�a jednak innego zdania. - I tak mam do�� roboty w domu i przy ojcu. Poza tym je�li ju� mia�abym pracowa�, to tylko jako piel�gniarka. Zawsze uwa�a�am, �e by�abym doskona�a w tym zawodzie. Wszyscy popatrzyli�my na ni� zaskoczeni. Nigdy nie wspomina�a nam o tego typu aspiracjach. Bogiem a prawd� nigdy z jej strony nie by�o mowy o jakichkolwiek planach dotycz�cych przysz�o�ci, chyba �e chodzi�o o sprawienie nowej po�cieli lub zas�on. - Mo�e powinna� pomy�le� o dokszta�caniu si� - poradzi�am jej. - W college�u jest specjalny kurs dla piel�gniarek. - Ja tam za nic nie chcia�abym by� piel�gniark� - wtr�ci�a babcia Mazurowa. - Bo�e, chodzi� w tych obrzydliwych bia�ych butach na gumowych podeszwach i przez ca�y dzie� nic tylko opr�nia� baseny. Je�libym ju� mia�a pracowa�, to tylko jako gwiazda filmowa. W Miasteczku jest pi�� dom�w pogrzebowych. Danny Gunzer, zmar�y szwagier Betty Szajack, le�a� w �Salonie Pogrzebowym Stivy�. - Przysi�gnij mi, �e kiedy umr�, zawieziecie mnie do Stivy - domaga�a si� w czasie drogi babcia Mazurowa. - Nie chc�, �eby do grobu przygotowywa�o mnie to beztalencie Mosel. On si� w og�le nie zna na makija�u. U�ywa za du�o r�u. U niego �aden zmar�y nie wygl�da naturalnie. No i nie chc�, �eby Sokolowsky ogl�da� mnie nago. S�ysza�am sporo dziwnych historii o tym Sokolowskym. Stiva jest najlepszy. Do niego trafiaj� wszyscy szanuj�cy si� obywatele. Dom pogrzebowy Stivy sta� przy alei Hamiltona, niedaleko szpitala �w. Franciszka. Mie�ci� si� w ogromnym wiktoria�skim budynku, kt�ry przeszed� gruntown� przebudow� i zosta� powi�kszony o werand�. Na tle bia�ych �cian domu rysowa�y si� czerni� okiennice. W trosce o starsze osoby Stiva po�o�y� na zewn�trz zielon� wyk�adzin�, kt�ra bieg�a od frontowych drzwi poprzez schody a� do chodnika. Podjazd dochodzi� na ty�y budynku, gdzie mie�ci� si� gara� na cztery wozy wiadomego przeznaczenia. Po stronie przeciwnej do podjazdu postawiono niewielk� dobud�wk� z ceg�y. Mie�ci�y si� w niej dwie dodatkowe sale. Nigdy jeszcze nie zwiedza�am domu pogrzebowego Stivy, ale s�ysza�am, �e wewn�trz istnieje te� pomieszczenie do balsamowania zw�ok. Zaparkowa�am na ulicy i obieg�am jeepa, by pom�c wysi��� babci Mazurowej. Starsza pani dosz�a bowiem do wniosku, �e w zwyk�ych tenis�wkach nic nie wsk�ra u Sergiego Morellego, paradowa�a wi�c w czarnych sk�rzanych szpilkach, jakie jej zdaniem nosz� wszystkie �laski�. Chwyci�am j� mocno za �okie� i wprowadzi�am po schodach do g��wnego holu, gdzie zbierali si� w�a�nie Rycerze Kolumba w zabawnych kapeluszach i szarfach. M�wiono �ciszonymi g�osami, a odg�osy krok�w t�umi�a wyk�adzina. W powietrzu unosi� si� zapach ci�tych kwiat�w, przemieszany z woni� mi�ty p�yn�c� z oddech�w. Mimo to wyczuwa�o si� �e Rycerze Kolumba zd��yli ju� wypi� morze whisky Segram. Constantine Stiva za�o�y� swoj� firm� przed trzydziestu laty i od tego czasu codziennie osobi�cie dotrzymywa� towarzystwa rodzinom i bliskim zmar�ych. Stiva by� �a�obnikiem doskona�ym, o twarzy nieporuszonej niczym Sfinks. Wysokie blade czo�o mia�o w sobie co� koj�cego. Porusza� si� cicho i niepostrze�enie. Constantine Stiva... pracuj�cy z dala od ludzkich oczu balsamista. Ostatnio coraz cz�ciej u boku Constantine�a zacz�� pojawia� si� jego pasierb Spiro. Wieczorami towarzyszy� mu przy wystawianiu zw�ok, a rankiem przy poch�wkach. O ile jednak Constantine Stiva ca�y oddawa� si� na us�ugi �mierci, dla Spira niezg��biona tajemnica by�a raczej widowiskiem. U�miecha� si� wprawdzie wsp�czuj�co, ale tylko ustami, oczy nie bra�y w tym udzia�u. Gdybym mia�a zgadywa�, co najbardziej poci�ga�o go w tym zawodzie, powiedzia�abym pewnie, �e chemia. M�odsza siostra Mary Lou Molnar chodzi�a ze Spirem do podstaw�wki i opowiada�a w domu, �e kiedy Stiva junior obcina� sobie paznokcie, to ich �cinki zbiera� do szklanego s�oiczka. Spiro by� niewielkiego wzrostu, ciemny i mia� ow�osione palce. W jego twarzy dominowa� nos i pochy�e czo�o. Prawda jest taka, �e wygl�dem przypomina� szczura nafaszerowanego sterydami. Jak mo�na si� domy�li�, plotki o zbieraniu obci�tych paznokci nie poprawia�y jego wizerunku w moich oczach. Przyja�ni� si� z Moogeyem Buesem, ale nie wydawa� si� specjalnie poruszony jego zab�jstwem. Rozmawia�am z nim kr�tko, kiedy sprawdza�am osoby wymienione w kalendarzyku Kenny�ego. Spiro odpowiada� uprzejmie, ale z rezerw�. Owszem, w liceum by� blisko z Kennym i Moogeyem. Tak, przyja�nili si� tak�e potem. Zupe�nie jednak nie mia� poj�cia, jaka mog�a by� przyczyna zamachu na Moogeya. Nie, nie widzia� si� z Kennym od czasu jego aresztowania i nie orientuje si�, gdzie poszukiwany m�g�by si� schroni�. W holu nigdzie nie wida� by�o Constantine�a, a ruchem kierowa� Spiro, ubrany w tradycyjny ciemny garnitur i �wie�� bia�� koszul�. Babcia zmierzy�a go takim wzrokiem, jakim spogl�da si� na tani� imitacj� dobrej bi�uterii. - Gdzie Con? - zapyta�a. - W szpitalu. Przepuklina. Po�o�yli go w zesz�ym tygodniu. - Nie! - Babcia Mazurowa gwa�townie zaczerpn�a powietrza. - A kto si� zajmuje firm�? - Ja. Zreszt� i tak sam prowadzi�em wi�kszo�� spraw. No i mam do pomocy Louiego. - A c� to za Louie? - Louie Moon - wyja�ni� Spiro. - Pewnie go pani nie zna, bo pracuje g��wnie przed po�udniem, czasami prowadzi samochody. Jest u nas od mniej wi�cej sze�ciu miesi�cy.