6944

Szczegóły
Tytuł 6944
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6944 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6944 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6944 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BOHDAN PETECKI Tu ALAUDA Z PLANETY TRZECIEJ Tato co to? Ko�czy� si� d�ugi lipcowy dzie�. G�rsk�, zygzakowat� szos� jecha�y wzd�u� jeziora dwa samochody. Prowadzi� bia�y polonez, nieco oklap�y pod unoszonym ci�arem. Za polonezem ambitnie nad��a� ��ty fiacik. Kiedy droga spada�a ku brzegowi, ukazywa�o si� wielkie s�o�ce, to w prze��czach mi�dzy zalesionymi grzbietami, to znowu tu� nad powierzch- ni� wody. Jednak przy zmianie kierunku, gdy wypad�o omija� now� zatoczk� lub wspina� si� ostr� serpentyn� na kolejne wzg�rze, krajobraz raptownie ciemnia�. Cienie skaka�y przez asfalt jak straszyd�a, drzewa si� wyd�u�a�y, a trawa na stokach na przemian gas�a i p�on�a czerwonym ogniem. Na wschodzie od dawna czeka� ksi�yc. Za�wieci�a Wenus. � Widzisz, jak tu �adnie? � spyta� m�czyzna siedz�cy za kierowni- c� fiacika. � Bardzo �adnie � przytakn�� grzecznie jad�cy obok m�czyzny ch�opiec. � Przed nami ostatnie wzniesienie. Za chwil� zobaczysz ca�y G�rek jak na d�oni. Potem tylko d�ugi, prosty zjazd i jeste�my na miejscu. Dom pa�stwa Piotrowicz�w stoi przed wsi�, mi�dzy drog� a jeziorem. P�ywa� ju� dzisiaj nie b�dziemy, ale skoczymy sp�uka� z siebie trudy podr�y. Cieszysz si�? � w g�osie m�wi�cego zabrzmia�a nie�mia�a zach�ta. � Tak, tato. Us�yszawszy t� odpowied� kierowca umilk�. Nie, �ukasz si� nie cieszy... Ch�opiec nie zauwa�y�, �e twarz ojca zmieni�a wyraz. Patrzy� na dro- g�, kt�ra omija�a szczyt wzg�rza i �agodnym �ukiem obni�a�a si� znowu w stron� jeziora. Bia�y polonez ukaza� si� ponownie, niezbyt daleko w przo- dzie. Ch�opiec odwr�ci� wzrok. To niestety prawda. �ukasz wcale si� nie cieszy�... A przecie� wszystko zdawa�o si� przemawia� za tym, �e powinien kipie� rado�ci�. By� nieco chudawym, lecz zdrowym dryblasem, kt�ry nie- dawno uko�czy� z powodzeniem czternasty rok �ycia, a ca�kiem niedawno, z niemniejszym powodzeniem, si�dm� klas� sympatycznej szko�y w pi�knej dzielnicy Krakowa. Jego spokojna, poci�g�a twarz oraz wi�cej ni� po- w�ci�gliwy spos�b bycia, jedna�y mu nauczycieli i koleg�w, a wzrost ' krucza czupryna przyci�ga�y oczy kole�anek. Cz�sto wypuszcza� si� na rowerze na Sowiniec i Bielany, do Ty�ca, nawet do Ojcowa. Dobrze gra� w siatk�wk�. No a dzisiaj jecha� na wakacje do G�rka, zaproszony tam wraz z ojcem przez wspomnianych przed chwil� pa�stwa Piotrowicz�w, do ich letniskowego domu. Jezioro, g�ry, w perspektywie dwa miesi�ce beztroskich harc�w. Czego chcie� wi�cej? �ukasz, przy ca�ej swojej wrodzonej skromno�ci, a m�wi�c otwarcie i nie�mia�o�ci, nie by� malkontentem. Nie nale�a� do specjalist�w od wy- najdywania dziury w ca�ym. Je�li wobec wszystkich tak bardzo sprzyjaj�- cych okoliczno�ci nie potrafi� patrze� na �wiat pogodnie i weso�o, mu- sia�o to oznacza�, �e co� mu doskwiera. Co�, co nale�a�o do zjawisk ca�- kowicie realnych, a nie li tylko do majak�w cierpi�tniczej wyobra�ni. Tak rzeczywi�cie by�o. Towarzystwo ojca nie wr�y�o k�opot�w. Przeciwnie, Rafa� Polowy, wysoki chudzielec, zawsze przygarbiony, zawsze jakby troch� zahukany, by� z zawodu chemikiem, z natury flegmatykiem, a z charakteru poczciw- cem. Umia� s�ucha� i nie ucieka� si� do pr�dkich, zdawkowych odpowie- dzi, nawet gdy pytania syna dotyka�y spraw zwyczajowo zastrze�onych dla doros�ych. Nigdy nie wpada� w ton wiecznie wszystko przewiduj�ce- go opiekuna. Najcz�ciej bywa� cichym, starszym kompanem. Ale jego obecno�� w G�rku nie zmieni faktu, �e b�dzie to pierwsze w �yciu lato sp�dzone bez matki. Niebawem minie rok. Nie, matki �ukasza nie spotka�a �adna z�a przygoda. Sama zdecydo- wa�a si� opu�ci� ich wsp�lny dom. Ch�opiec nie wiedzia�, czy matka mu- sia�a tak post�pi�, a je�eli tak, to dlaczego. Powtarza�a tylko: �kiedy� zrozumiesz", poprzestaj�c na niejasnych napomknieniach o ojcu, a ten ostatni by� tak przybity i tak niezdarnie pr�bowa� podtrzymywa� syna na duchu, �e �ukasz, po kilku urwanych rozmowach, kt�re niczego mu nie wyja�ni�y, postanowi� wstrzyma� si� od dalszych pyta�. By�o mu jednak bardzo smutno. C�, w �yciu zdarza si� i tak. Ale �ukasz mia� jeszcze inny problem i inny pow�d, dla kt�rego wa- kacje w G�rku nie wydawa�y mu si� ani troch� poci�gaj�ce. Ten drugi pow�d pozostawa� w �cis�ym zwi�zku z bia�ym polonezem. Pa�stwo Pio- trowiczowie. To, co pan Marek powiedzia� o jego ojcu, kiedy my�la�, �e s�uchaj� go wy��cznie domownicy. I jeszcze ten niegrzeczny zarozumia- lec. Pawe�. Siostrze Paw�a, Mirze, te� niczego nie brakuje. Tylko �e Mira jest taka �adna... Kierowca poloneza zerkn�� w lusterko. � No i co? Jad�? � spyta� starszy m�czyzna o siwych w�osach po- strz�pionych przez wiatr. � Co? � mrukn�� z roztargnieniem zagadni�ty. � A tak, jad�. � No prosz� � odezwa� si� z tylnego siedzenia ironiczny g�osik. � Nie pami�tacie przypadkiem, kto to nas zapewnia�, �e b�dziemy na nich czeka� z kolacj� do p�nocy? � Miro... � powiedzia�a z �agodnym wyrzutem kobieta, wci�ni�ta w k�t mi�dzy oparciem a drzwiami. � Pami�� mamy lepsz� ni� niekt�rzy z obecnych tutaj � odci�� si� ch�opiec zajmuj�cy miejsce po przeciwnej stronie. � Rzecz w tym, �e my powinni�my na nich czeka� do p�nocy. To nie moja wina, �e tato zamiast jecha� robi dzisiaj kolarsk� �st�jk�" i �e... Mira za�mia�a si� g�o�no. By�a rzeczywi�cie bardzo �adna. � Co? Pawle, prosz� ci�!... � rozgniewa� si� kierowca. � ...i �e ci tam, z ty�u, zam�czaj� swoje pude�ko, �eby nam do- trzyma� kroku � doko�czy� bez zaj�knienia Pawe�. � Pewnie tak ju� b�dzie przez ca�y czas. W domu, na wodzie, na spacerach. Bez przerwy zechc� nam pokazywa�, �e nie s� od nas gorsi. � A czy oni s� gorsi? � spyta� spokojnym, �yczliwym g�osem najstar- szy pasa�er poloneza, siedz�cy obok kierowcy. Pawe� i tym razem nie da� si� zbi� z tropu. � E, dziadku! � prychn�� lekcewa��co. � Ten ca�y �ukasz z jego ponur�, ko�sk� g�b�! Nieodrodny syn swojego ojca! � Naprawd�, do�� tego! � zaprotestowa� bez przekonania m�- czyzna przy kierownicy. � Pan Polowy jest naj... Jest jednym z najzdol- niejszych pracownik�w naszego instytutu. � E, tato! Sam m�wi�e�, �e to dziwak, �lamazara i �e ani rusz nie mo�na go zmusi� do napisania doktoratu. � Nie denerwuj mnie, kiedy prowadz� samoch�d! Ja m�wi�em? Nie m�wi�em. � M�wi�e�. � Je�li nawet, to nie do ciebie. � Co z tego? A poza tym, skoro jest taki nadzwyczajnie zdolny, to dlaczego ty zosta�e� kierownikiem pracowni, a nie on? � Pawle, przesta�! � zawo�a�a cicho kobieta. Mia�a drobn�, m�od� twarz o du�ych piwnych oczach i czarne w�osy nier�wnomiernie przety- kane srebrnopopielat� siwizn�. � Pan Rafa� i �ukasz b�d� naszymi go��- mi � m�wi�a dalej tonem raczej prosz�cym ni� ostrym. � Prze�yli nie- dawno... � zawaha�a si� � prze�yli trudne chwile... Wszystkim nam po- winno zale�e� na tym, �eby sp�dzili u nas naprawd� przyjemne wakacje. Zreszt� nie rozumiem, o co ci chodzi. Obaj s� bardzo mili... � Dobrze ju�, mamo, dobrze � sarkn�a Mira. � Wiemy, �e ty ich lubisz � podkre�li�a z przek�sem. � Ja tak�e ich lubi� � powiedzia� dziadek. Przed szyb� fiacika zal�ni�o na moment jezioro, po czym droga wpa- d�a w ciasny �uk Kierowca poloneza zapali� �wiat�a. Ojciec �ukasza zro- bi� to samo Ch�opiec patrzy� przed siebie, tam, gdzie mi�dzy czarnymi sylwetka- mi �wierk�w widnia� prostok�t fioletowego nieba zjedna male�k� gwiazd- k� po�rodku Powoli rozst�p mi�dzy owymi �wierkami stawa� si� wi�kszy, a gwiazdka bledsza. Wreszcie �wiat znowu odrobin� poja�nia�. Tylne �wiate�ka poloneza znikn�y za zakr�tem, by niemal natychmiast zab�y- sn�� ponownie, tylko dalej i troch� z boku Droga zwija�a si� tam jak d�d�ownica, omijaj�c szczyt wysokiego wzg�rza. � To w�a�nie tutaj � powiedzia� ojciec � Uwa�a] teraz. �ukasz pomy�la�, ze na podziwianie widok�w jest jednak odrobin� za ciemno, ale zachowa� t� my�l dla siebie, a chwil� p�niej az uni�s� si� w fotelu Panorama by�a przepyszna i w�a�nie tym pi�kniejsza, ze mroczne �wiat�o przydawa�o jej g��bi i tajemniczo�ci, jak niekt�rym sta- rym obrazom. � Tato, zwolni�1 � Pa�stwo Piotrowiczowie nie b�d� wiedzieli, co si� z nami sta�o � na przek�r tym s�owom fiacik potoczy� si� jeszcze kilkana�cie metr�w i przystan��. Jego kierowca zna� juz to miejsce. Marek Piotrowicz przy- wozi� go tutaj dwa lub tizy razy, gdy uwa�a�, ze musz� tak�e w soboty i niedziele �l�cze� nad jakimi� planami lub obliczeniami zwi�zanymi z dzia- �alno�ci� instytutu Ale dla �ukasza ten widok stanowi� zupe�n� nowo��. Z jednej strony nisko w dole jezioro, rozp�aszczone w�r�d wzg�rz jak ogromny, srebrzysty li�� o fantazyjnie wyci�tych brzegach. Z dru- giej szeroka kotlina, przeci�ta rzek�, podobn� do l�ni�cego w�a. A na wprost zabudowania G�rka, male�kie jak zabawki, przytulone do p�- kolistej zatoki, poprzerastane czarnymi k�pami drzew, spod kt�rych b�y- ska�y weso�e �wiate�ka. Im dalei brzegu, tym wy�ej pi�y si� domy i dom- ki S�o�ce przesta�o |uz czerwieni� powierzchni� wody, za to od pla�y prosto ku dziwnej, sto�kowatej wysepce, wiod�a przez jezioro migotliwa ksi�ycowa �cie/ka � Jak tu pi�knie1 � wyrwa�o si� ch�opcu. � Pi�knie � cicho przytakn�� ojciec � Pi�knie i spokojnie. �ukasz by�by mo�e doda� jeszcze par� przys��wk�w i przymiotni- k�w, ale rapt�m zobaczy� co� niezwyk�ego Naturalnie, nie m�g� prze- widzie�, ze to co� zapowiada przygod�, kt�ra odmieni jak w bajce ca�e tegoroczne wakacie, jednak zjawisko by�o dostatecznie osobliwe, by za- pomnie� o wszystkich cz�ciach mowy poza wykrzyknikami � O1 O' Tato' Jezioro mi�dzy pla�� a szpiczast� wysp� przeszy�o o�lepiaj�ce �wia- t�o U�amek sekundy p�niej powsta�o na wodzie wielkie ko�o, gorej�ce srebrnobia�ym ogniem. Ko�o zacz�o si� wybrzusza�, utworzy�o najpierw p�kul� a nast�pnie kul�, kt�ra z pocz�tku powoli, a potem coraz szyb- ciej pomkn�a w niebo, gdzie znikn�a r�wnie nagle, |ak si� pojawi�a. Tuz przed znikni�ciem zd��y�a zmieni� barw� z srebrzystej na lasno��t�, potem na pomara�czow�, czerwon�, wreszcie fioletow� � Tato'' Co to? Ojciec poruszy� bezradnie g�ow� � Nie wiem � powi�d� wzrokiem po okohc>, kt�ra znowu sta�a si� senna i niewinna � Mo�e to �eglarze si� bawi�, a mo�e jest tutaj jakie� sportowe lotnisko... Albo gospodarze G�rka przygotowuj� dla letnik�w pokaz ogni sztucznych .. � O' O' W tym samym mielcu co przedtem b�ysn�o znowu Tym razem za- pali�y si� dwa kr�gi. Chwil� potem dwie kule poszybowa�y w g�r� iden- tycznie jak pierwsza, k�uj�c oczy jaskrawymi kolorami Ch�opiec prze�kn�� �lin� Stanowczo nie wygl�da�o mu to ani na figle wodniak�w, ani na nocne loty zapale�c�w z aeroklubu, ani na ognie sztuczne By�o jakie�... inne. � Musimy jecha� � ojciec zapali� silnik. Samoch�d ruszy� i nabie- raj�c szybko�ci zacz�� si� toczy� w d� � Na miejscu dowiemy si�, kto puszcza te �wiec�ce ba�ki i dlaczego Ej1 � to ostatnie dotyczy�o tak�e �wiat�a, kt�re jednak�e zab�ys�o nie w jeziorze, a we wstecznym lusterku i o�lepi�o kierowc� Rycz�c klaksonem wyprzedzi� fiacika rozklekotany mikrobus � Ci na pewno dogoni� pa�stwa Piotrowicz�w � powiedzia� obu- rzony �ukasz � �e tez ludzie zawsze musz� si� tak �pieszy� � zauwa�y� z wes- tchnieniem ojciec. Jednak wbrew przewidywaniom i oni bardzo szybko dogonili zar�wno poloneza, ]ak i mikrobus Ostatni zjazd by� wprawdzie istotnie prosty jak komin, ale obsadzony drzewami. Ich korony zas�ania�y ni�sze odcinki drogi Tote� dopiero z niewielkiej odleg�o�ci dostrzegli przed sob� czerwo- n� lampk�, zataczai�c� ma�e k�ka � Milicja9 � spyta� zdziwiony �ukasz � Milicja � ojciec zahamowa� �agodnie na wyboistym poboczu. Lampka zgas�a Ch�opiec zauwa�y� zaparkowany po przeciwnej stro- nie radiow�z � Kontrola diogowa � powiedzia� kto� w ciemno�ci � Prosz� chwi- leczk� poczeka�. Z przodu dobieg� podniesiony m�ski g�os, kt�ry wyda� si� �ukaszowi znajomy � Mog� wysi���' � uchyli� drzwiczki. � Tylko nie odchod� od samochodu. Ch�opiec nie musia� odchodzi�, by si� upewni�, �e znajomy g�os na- le�y rzeczywi�cie do Marka Piotrowicza. � Co, ja? Wcale si� nie denerwuj� � m�wi� pan Marek, najwyra�- niej w �wiecie mocno poirytowany. � Ale mog� chyba jecha�, dok�d mi si� podoba. Co? Przecie� powiedzia�em, �e do siebie. Co w dowodzie? Adres w dowodzie? Mieszkam w Krakowie, ale tutaj mam ma�� dacz�. Jest lato, prosz� pana! Czy zostaj�? Tak. Nie. To znaczy rodzina zostaje. Ja wracam jutro do pracy. Co? Oczywi�cie, �e panu wolno pyta�. Prze- cie� odpowiadam. Ca�e szcz�cie. Ju� my�la�em, �e G�rek sta� si� nagle �cis�ym rezerwatem albo czym� w tym rodzaju. Co? A tak, do widzenia. Zawarcza� silnik i polonez odjecha�. Milicjanci podeszli z kolei do mikrobusu. � Dobry wiecz�r. Jestem naczelnikiem gminy � m�wi� nie czekaj�c na pytania m�czyzna w ciemnym ubraniu. � Wracam w�a�nie z Nowe- go S�cza, od wojewody. By�em tak�e u was, w wydziale spraw wewn�trz- nych. Zawiadomili�my wojsko. Czy zamkniecie wjazd do G�rka? � Nic mi o tym nie wiadomo. Kto jedzie z panem? � Zabra�em z przystanku autobusowego trzy osoby. Taki �cisk, �e czekaliby pewnie do rana. Musicie co� zrobi�. Musicie co� zrobi� � w prze- ciwie�stwie do pana Marka naczelnik nie by� zagniewany, raczej zatro- skany i przybity. � Dzi�kuj� � przeprowadzaj�cy kontrol� zwr�ci� si� teraz do trzech m�czyzn, kt�rzy kolejno wyskoczyli z mikrobusu na drog�. � Panowie? � Jestem dziennikarzem � o�wiadczy� pierwszy. � Oto moja legi- tymacja i delegacja s�u�bowa do G�rka. � Ja mam paszport dyplomatyczny � drugi pasa�er autobusiku by� korpulentnym weso�kiem. � Z�apa� mnie pan na gor�cym uczynku, ha, ha, ha! � zarechota�. � Zamiast pilnowa� interes�w wypuszczam si� na zielon� trawk�, ha, ha, ha! Prosz�. Moje nazwisko brzmi: Kuncki. � Paszport nie dyplomatyczny, tylko konsularny � sprostowa� mi- licjant przy�wiecaj�cy sobie ma�� latark�. � Dyplomatyczny, konsularny, co za r�nica, ha, ha, ha. I tak �ci- �le wsp�pracuj� 7 ambasad� mojego pa�stwa... � Nazwisko. jjjfhncky � poprawi� znowu spokojnie kontroluj�- cy. � Pan John Kuhncky. Bardzo dobrze m�wi pan po polsku � doda� uprzejmie. � Czy ma pan w G�rku zam�wiony pok�j? � Tak. W pensjonacie �Rusa�ka". To podobno tu� nad jeziorem. Mo�e uda mi si� zrzuci� kilka kilogram�w wagi, ha, ha, ha! A w ka�dym razie obiecano mi ��dk�, cisz�, spok�j... � Cisz�, spok�j... � powt�rzy� dziwnym tonem milicjant. � Dzi�- kuj�. A pan? Trzeci m�czyzna podci�gn�� pasek, na kt�rym zwisa� niedu�y chle- bak. � Nie mam przy sobie �adnej legitymacji � rzek� kr�tko. � Ach, tak. Wobec tego musz� pana poprosi� do radiowozu. � Uhm. Prosz� na mnie nie czeka� � cz�owiek podr�uj�cy bez do- kument�w poda� r�k� naczelnikowi. � Dzi�kuj� za podwiezienie. Dalej p�jd� pieszo. Taki �adny wiecz�r. � Nigdy nie powinno si� wyje�d�a� bez dowodu osobistego � po- uczy� go na po�egnanie Kuncki vel Kuhncky. � Do widzenia. �ycz� mi�ego urlopu � odpowiedzia� z nie zm�co- nym spokojem zatrzymany. �ukasz wr�ci� na swoje miejsce we fiaciku. W g�owie hucza�y mu strz�pki zas�yszanych rozm�w. �Wracam od wojewody... Zawiadomili- �my wojsko... Musicie co� zrobi�... Zamkniecie wjazd do G�rka... Dele- gacja s�u�bowa... Paszport dyplomatyczny... Nie mam legitymacji"... I to wszystko zaraz po tym, jak ze �rodka jeziora wystrzeli�y trzy p�o- mienne kule o jaskrawych barwach. Dziwne. � Troch� to dziwne � zauwa�y� tato, odbieraj�c papiery od m�- czyzny w bia�ej czapce. � Pierwszy raz mi si� zdarza, �eby milicja py- ta�a mnie, dok�d jad� i po co. Czy zasz�o co� niezwyk�ego? Ch�opiec nastawi� uszu. � Do G�rka przyby�o ostatnio bardzo du�o ludzi � pad�a odpo- wied�. � Nie ma ju� wolnych kwater. Wobec tego doradzamy turystom i letnikom, kt�rzy nie maj� skierowa� na wczasy, by rozejrzeli si� za czym� gdzie indziej. W pobli�u jest du�o �adnych miejscowo�ci. Ale skoro pan jedzie do prywatnego domu, to, oczywi�cie, wszystko w porz�dku. Pan naprawd� o niczym nie s�ysza�? � w g�osie milicjanta zabrzmia�a nutka niedowierzania. � O czym? � Nic, nic. Dzi�kuj�, prosz� jecha� � czerwona lampka znowu za- cz�a zatacza� k�eczka. Na wzg�rzu b�ysn�y reflektory dw�ch samocho- d�w. Do przeludnionego G�rka �pieszyli nast�pni go�cie. � Tato, co to jest, o czym ty nie s�ysza�e�? � Hmm... �ukasz zda� sobie spraw�, �e jego pytanie nie zabrzmia�o zbyt m�drze, 1 musia� si� u�miechn��. � Dobrze ju�, dobrze � mrukn��. � Zaraz b�dziemy na miejscu � pocieszy� go ojciec. Zrobi�a si� prawdziwa noc. Min�li kilka oddalonych od szosy dom�w z jasnymi kwadracikami okien, a� wreszcie ostro�nie skr�cili w lewo, wje�d�aj�c na poln� drog�, kt�ra wiod�a w d�, przez p�ytki w�* w�z o gliniastych �cianach. Tu i �wdzie w �wietle reflektor�w ukazywa- �y si� warstwy pokruszonych ska�. Po prawej stronie wychyn�� z ciemno- �ci p�katy g�az, podobny z profilu do hipopotama. �ukaszowi zrobi�o si� nieswojo. Samoch�d podskoczy� na kamieniach. Pod ko�ami raz i dru- gi chlupn�y ka�u�e. Raptem ojciec zahamowa�. Fiacik sun�� chwil� po mokrym �wirze, a� stukn�� o jak�� przeszkod� i stan�� niemal dok�adnie w poprzek drogi. W ostatnim momencie, gdy �wiat�o reflektor�w bieg�o jeszcze w kierun- ku jazdy, �ukasz dostrzeg� zarysy nienormalnie wielkiej postaci. Silnik zgas�. Zapad�a przejmuj�ca cisza. � Pech � westchn�� w ko�cu ojciec. � Przestraszy�em si�, �e ko� go� potr�c� � wysiad� i zacz�� ogl�da� nier�wn� nawierzchni�. Nagli wyprostowa� si�. � Nie s�ysza� pan, �e jedziemy? � rzuci� w mrok. Nie widzia� pan �wiate�? � �wiate�...? � odpowiedzia� czyj� zachrypni�ty g�os. � A noj by�y �wiat�a... � To dlaczego szed� pan dalej �rodkiem? �ukasz bez po�piechu opu�ci� auto i zatrzyma� si� p� kroku za ojcem. Dopiero st�d zobaczy� mglist� sylwetk� majacz�c� w ciemno�ci. Teraz intruz nie wygl�da� ju� na olbrzyma. Mimo to jego g�os i zachowanie nie budzi�y zaufania. � Nie szed�em � sprostowa�. � Stan��em i czeka�em. Nie wiedzia- �em, co �wieci... � A c� mog�o �wieci�, jak nie samoch�d? � rzek� z wyrzutem ojciec. � Niech mi go pan pomo�e d�wign�� i ustawi� tak, �eby�my mogli jecha� dalej... Dobrze? � Niby to pan nie wie, co mog�o �wieci�? � zachrypni�ty m�czyzna zdecydowa� si� wreszcie ruszy� z miejsca. Jednak im bli�ej podchodzi�, tym mniej si� podoba� �ukaszowi. G�rn� cz�� twarzy nieznajomego za- krywa�a kryza okr�g�ego kapelusza, natomiast broda nikn�a w podniesio- nym ko�nierzu zapi�tej pod szyj� kurtki. Szed� bezszelestnie jak zjawa. W dodatku okaza�o si�, �e nie by� sam. Post�powa�a za nim druga posta�, r�wnie cicha, cho� ni�sza i z odkryt� g�ow�. Dopiero gdy cz�o- wiek bez twarzy pochyli� si� nad mask� unieruchomionego wozu, �ukasz odgad� raczej, ani�eli zobaczy�, �e tym drugim by� kilkunastoletni ch�o- piec. Rozleg� si� pisk, co� zaskrzypia�o i zanim zaskoczony w�a�ciciel fia- cika zd��y� powiedzie� s�owo, samoch�d sta� na powr�t we w�a�ciwej po- zycji. Kapelusznik flegmatycznie otrzepa� d�onie i mrukn��: � Zrobione. Nie ma nawet �adnego wgi�cia. Tu jest zawsze mokro. Silny � pomy�la� bez entuzjazmu �ukasz. w � Si�acz z pana � rzek� g�o�no ojciec. � Ale mogli�my przecie� zrobi� to razem. __ Ee... � wychrypia� m�czyzna. � M�j kuzyn ma mercedesa. Temu i we dw�jk� nie daliby�my rady. Ale to... � machn�� r�k�. � Pan do profesora? � Do... Tak. Do pa�stwa Piotrowicz�w. Sk�d pan wie? � Przecie� nie pcha�by si� pan o tej porze nad jezioro. A oni te� tylko co zajechali. Widzia�em. Mieszkam tu zaraz, za drzewami � wska- za� g�ow� kierunek. � Siostra �ony ma dom obok. Zachodzi do profeso- ra. Sprz�ta, dogl�da. A kiedy przyje�d�a, to nosi tam ser, jajka, mleko. Na wakacje? � Na wakacje. Z synem. � No to si� napatrzycie... � Napatrzymy...? � powt�rzy� zdziwiony ojciec. � Wczoraj by�o po tej stronie zatoki, to my�la�em, �e i dzisiaj b�- dzie tak samo. Dlatego tu przyszed�em. Tam ko�o mnie kopali kiedy� �wiu i teraz jest glina. Syn niesie... � wskaza� r�k� za siebie. �ukasz przesta� cokolwiek rozumie�. � Nie bardzo wiem, o czym pan m�wi � powiedzia� s�abym g�osem jego ojciec. � Ja nic nie m�wi� � od�egna� si� kapelusznik. � To inni m�wi�... jeden tak, drugi tak... A �y� jako� trzeba, no nie? Zapad�o milczenie. �ukasz przeni�s� wzrok na ch�opca, stoj�cego nie- ruchomo tam, gdzie wynurzy� si� z mroku. Mia� jasne w�osy, kt�re w �wie- tle reflektor�w sprawia�y wra�enie bia�ych. Z plec�w zwisa� mu du�y worek, chyba ci�ki, bo podtrzymywa� go obiema r�kami. Ojciec �ukasza westchn��. �� Zrobi�o si� p�no � powiedzia�, zrezygnowany. � Musimy je- cha�. � A no, p�no � zgodzi� si� miejscowy s�siad pa�stwa Piotrowi- cz�w. Skin�� na syna, po czym sam ruszy� przodem. Ch�opiec poszed� w pewnej odleg�o�ci za nim. Mia� okr�g�� twarz, zaci�ni�te usta i patrzy� prosto przed siebie. Mijaj�c fiacika wykona� nieznaczny ruch g�ow� i fa- chowo splun�� przez z�by. Mo�e chcia� wyrazi� sw�j stosunek do przy- jezdnych w og�le, mo�e tylko do tych przyjezdnych, kt�rzy akurat przy- gl�dali mu si� z niemi�ym zaskoczeniem, a mo�e na sw�j spos�b obwiesz- cza� �wiatu, �e d�wiganie worka pe�nego ci�ar�w jest dla niego najzu- Pe�niejsz� b�ahostk�. � Kwiczo� � burkn�� �ukasz. Nie wiedzie� dlaczego nazwa tego rzadkiego i sympatycznego ptaka od dawna s�u�y�a mu jako wyzwisko, u�ywane wobec os�b oraz sytuacji budz�cych jego skrajn� niech��. � Taaki kwiczo� � pokaza� r�kami rozmiary kwiczo�a, po czym zamy�li� si� i powiedzia� zmienionym tonem: � Tato, wiesz? Czy to, o czym ten cz�owiek m�wi�, i to, o czym ty nie s�ysza�e� � zrobi� znacz�c� prze- rw� � nie ma czego� wsp�lnego z tamtymi �wiec�cymi kulami? Z milicj� i w og�le? � Z "w og�le" na pewno ma co� wsp�lnego � przyzna� ojciec. � Tato, ja nie �artuj�... Tato, uwa�aj! � Widz�. Fiacik podskakuj�c na garbach koleiny, omin�� now� posta�, kt�ra ukaza�a si� w blasku reflektor�w. By� to m�czyzna, w kr�tkich spoden- kach i jasnej, sportowej koszuli. Ni�s� sk�rzan� torb�, aparat fotograficz- ny i wygl�da� na zwyk�ego urlopowicza. Dziwne by�o tylko to, �e naj- pierw odwr�ci� si� ty�em do nadje�d�aj�cego samochodu, a potem w�dro- wa� powoli wok� w�asnej osi, tak, aby siedz�cy w aucie ani przez moment nie widzieli jego twarzy. �ukasz ju� nic nie powiedzia�. Zreszt�, na rozmow� nie starczy�oby czasu. Dos�ownie dziesi�� metr�w od miejsca, gdzie min�li cz�owieka, kt�- ry udawa�, �e go nie by�o, �ciany w�wozu opad�y i ukaza� si� otoczony drzewami du�y, drewniany dom, z oszklon� werand� na dole. obszernym tarasem wy�ej i stromym, g�ralskim dachem. Wszystkie okna dos�ownie bucha�y �wiat�em. Za domem, nisko w dole, l�ni�a spomi�dzy zaro�li ksi�- �ycowa �cie�ka na jeziorze. � Staniemy z boku, �eby nie przeszkadza� � mrukn�� ojciec. Prze- cisn�li si� mi�dzy roz�o�ystym modrzewiem a samochodem gospodarzy. Polonez, porzucony z szeroko otwartymi drzwiami, przypomina� ptaka o czterech rozczapierzonych skrzyd�ach i zadartym ogonie. Ojciec skr�- ci� za naro�nik i wy��czy� silnik. � Jeste�my � odetchn��. Z domu dobieg� jazgotliwy gwar zmieszanych g�os�w. A no, jeste- �my � pomy�la� �ukasz. W przestronnym pokoju centralne miejsce zajmowa� kominek wyk�a- dany marmurem. Na kominku sta� z�ocisty zegar, kt�rego tarcz� podtrzy- mywa�y powyginane smoki. Towarzyszy�y mu srebrne lichtarze. Mi�dzy wygodnymi, niskimi fotelikami znajdowa� si� d�ugi st�, w tej chwili za- rzucony torbami, pude�kami i paczkami r�nych kszta�t�w i rozmiar�w. Jeden fotel ustawiono w pobli�u kominka, obok stojaka z �opatk� i po- grzebaczem, drugi, po przeciwnej stronie, wspiera� si� o niepokalanie bia- �� �cian�. Prawy naro�nik zajmowa�a szafka, na kt�rej p�kach p�aski, kolorowy telewizor s�siadowa� z ozdobnymi lampami naftowymi, telefo- nem, samowarem i wazonami, a pod�u�ne radio, strze�one przez czarne kolumny g�o�nik�w, z prehistorycznym gramofonem, zaopatrzonym w wy- gi�t� tub�, sta�o obok nieszcz�snego �aglowca, uwi�zionego w butelce i kilkoma �adnymi, ludowymi laleczkami. �ciany by�y ozdobione portre- tami i kolorowymi talerzami. Ca�o�ci dope�nia� puszysty dywan miodowej barwy oraz lampy z bufiastymi aba�urami, malowniczo rozrzucone po ca�ym pokoju. W k�cie, blisko otwartych drzwi do kuchni, drewniane schody prowadzi�y na pi�tro. �ukasz od razu odni�s� wra�enie, �e czego� jest tutaj za du�o, jednak to wra�enie dotyczy�o nie tyle sprz�t�w, ile n�g, niew�tpliwie nale��cych do ludzi. � W tej chwili oddaj mi moje ksi��ki! � zgrabne sk�din�d nogi za- migota�y bia�ymi sanda�kami przemierzaj�c drog� mi�dzy kominkiem a p�k�. Pech chcia�, �e natrafi�y na wystaj�c� spod sto�u walizk� i, jak m�wi� samochodziarze, utraci�y przyczepno��. Hukn�o i zawrzeszcza�o. � Oddam, jak ty mi oddasz moje kasety! � nogi w d�insach wy- kona�y przedwczesny unik. Paln�y pi�tami o bary�kowat� torb�, by na- st�pnie przeby� lotem kosz�cym na wstecznym biegu przestrze� dziel�c� je od lampy, umieszczonej na smuk�ej kolumience. Na szcz�cie w�a�ci- ciel innych n�g, stoj�cy obok szafki zd��y� z�apa� �wiec�c� najspokoj- niej lamp� dos�ownie w�os nad pod�og�. � Przesta�cie, zaraz! Helu, zr�b co� z nimi! Oszale� mo�na. Gdzie jest m�j �rubokr�t?! Dopiero co tutaj go po�o�y�em! Smuk�e nogi, drepcz�ce raczkiem w stron� kuchni, ledwie widoczne spoza tobo�u, kt�ry jecha� za nimi. zatrzyma�y si�. � Dzieci, s�ysza�y�cie, co powiedzia� ojciec? Bardzo was prosz�! Marku, naprawd� nie widzia�am �rubokr�tu... � Poczekaj, Helu, pomog� ci � nogi spoczywaj�ce dot�d bezpiecznie przy kominku podesz�y statecznie do tobo�u. Ten uni�s� si� jak oklap�y balon i zacz�� podr�owa� znacznie ra�niej. � Pot�uk�am si� przez tego os�a! � Oddaj kasety! � Co z tym �rubokr�tem?! Bo nie naprawi� wtyczki i nie b�dziecie ogl�da� telewizji! � Gdyby� to mog�a by� prawda! O, jeste�cie � m�skie nogi, kt�re wysz�y z kuchni zatrzyma�y si� na moment, po czym ruszy�y ku weran- dzie. �ukasz zamruga� oczami i spojrza� wy�ej. Ju� par� �adnych minut stali obaj z ojcem w otwartych drzwiach, przez nikogo nie zauwa�eni. Stateczne nogi unosi�y, jak si� okaza�o, siwow�osego dziadka Miry 1 Paw�a. Sta� teraz przed nimi i u�miecha� si� przyja�nie. By� drobny, S|"edniego wzrostu, ujmuj�co spokojny. Mia� czerstw�, opalon� twarz i ja- snoniebieskie oczy, w kt�rych cz�sto zapala�y si� weso�e ogniki. � Czemu nie wchodzicie? � spyta�. � Przestraszyli�cie si�, �e zo- staniecie stratowani? Niebezpiecze�stwo istnieje, ale zachowuj�c najdalej posuni�t� ostro�no�� mo�na ocale�. Gdzie wasze rzeczy? � Zostawili�my je w samochodzie � powiedzia� ojciec �ukasza. � Potem zaniesiemy od razu do pokoju... � Wobec tego siadajcie, obejrzyjcie do ko�ca inauguracyjne przed- stawienie w wykonaniu rodzinnej trupy Piotrowicz�w i powtarzajcie so- bie w duchu, �e jutro b�dzie lepiej. Zaproszeni pos�usznie zaj�li wskazane im miejsca w fotelach obok kominka. Tu zostali odkryci przez g��wnych cz�onk�w �trupy", jak si� wyrazi� dziadek Klemens. Nestor rodu Piotrowicz�w mia� na imi� Kle- mens. � O! � zawo�a�a Mira. � Widzisz, tato?! � obejrza�a si� na m�- czyzn� d�ubi�cego przy telewizorze. � A m�wi�e�, �e ich zamkn�li! Mira sko�czy�a w�a�nie sz�st� klas� z odznak� �Wzorowego Ucznia". Jej d�ugie, mi�kkie w�osy okala�y drobn� �niad� buzi� z du�ymi oczami i delikatnym noskiem, tylko odrobin� steruj�cym w niebo. Kiedy si� �mia- �a, na jej policzkach wyst�powa�y dwa do�eczki, dok�adnie takie, jakie od wiek�w opisuj� zakochani poeci. � Ja m�wi�em? Nie m�wi�em. To znaczy, �artowa�em! � zaprotesto- wa� nieszczerze ojciec niedyskretnej pi�kno�ci. � A, Rafale, dobrze, �e jeste�. Czy m�g�by� mi pom�c przy tej wtyczce? Kto� zabra� �rubokr�t... Wezwany wsta� i obejrzawszy rozbebeszony kontakt ruszy� w stron� drzwi. � Chwileczk� � powiedzia�. � Przynios� narz�dzia z samochodu... � �wietnie � ofert� przyj�to z zadowoleniem, acz bez wdzi�czno- �ci. Nie maj�c chwilowo nic do roboty pan Marek Piotrowicz odwr�ci� si� twarz� do pokoju i wygodnie opar� o szafk�. Co� spad�o na pod�o- g�. � �rubokr�t � zosta�o obwieszczone niech�tnym tonem. � Ciekaw jestem, kto go tu rzuci�! � Sam go po�o�y�e� za telewizorem, a teraz str�ci�e� � wyja�ni� rze- czowo Pawe�, po czym zwr�ci� si� do �ukasza: � Rzeczywi�cie d�ugo was trzymali. Wlepili wam mandat? � zagadn�� z nadziej� w g�osie. Pawe� by� o dwa miesi�ce starszy od �ukasza, chodzi� do tej samej szko�y co Mira i sko�czy� si�dm� klas� z bardzo dobrymi stopniami. Mia� w�osy ja�niejsze od siostry i lekko zadart� brod�, co podkre�la�o pe�en wy�szo�ci ton, jakiego u�ywa� w rozmowach z r�wie�nikami i nie tylko r�wie�nikami. Budow� cia�a przypomina� swojego ojca. By� kr�py, nie za wysoki, i sprawia� wra�enie silnego. � Nie wlepili nam mandatu � �ukasz chcia� doda�, �e ich fiacik pr/edstawi� si� milicjantom z jak najlepszej strony, ale wspomnienie czerwo- nej lampki skierowa�o jego my�li ku wszystkim tajemniczym zdarzeniom, kt�ie spiawi�y. ze ostatni odcinek drogi zaj�� im tyle czasu � Tu zaraz pi zed was/vm domem, spotkali�my m�czyzn� bez twarzy To znaczy w takim lakini� kapeluszu1 � zawo�a� z nag�ym zapa�em � Tato o ma�o go nie potu|ci� i musieli przesuwa� samoch�d M�wi�, ze wczoraj co� by�o z te) strony zatoki, a dzisia] nie U niego kopali �wir i teraz jest glina Jego syn ni�s� woiek Za nimi szed� kto�, kto na nasz widok zas�oni� sobie g�ow� �eby�my go nie widzieli A przedtem zobaczyli�my �wiec�ce kule No, te. co wystizeli�y zjezioia i polecia�y w g�r� Zmienia�y kolory )ak neonowe reklamy Czy wiecie, co to by�o9 Mira zatrzyma�a si� na pierwszym stopniu schod�w Postawi�a wa- lizk� i powiedzia�a rozmarzonym g�osem � Oczywi�cie Mamv tu pod wod� specjaln� wyrzutni� �wiec�cych kul Lepim) je z gliny i wypuszczamy, ilekro� przyjad� nadzwyczajni go�cie � Przedtem musimy wykopa� �wir � przypomnia� Pawe� � Nosimy go w workach, a |ak zagrodzi nam drog� jaki� samoch�d, to go przestawiamy � Potem odwracamy g�owy i zas�aniamy twarze Na wszelki wypadek zmieniamy jeszcze kolory Przybieramy barwy ochronne � To by�oby chyba wszystko � Mira wdzi�cznie skin�a g��wk�, wzi�a walizk� i posz�a na g�r� � ukasz na|ch�tnie) zapad�by si� pod ziemi� Nigdy nie by� gadu��, ale w lazic potrzeby potrafi� znale�� w�a�ciwe s�owa i umie�ci� je obok siebie we w�a�ciwej kole|no�ci A tu prosz�, |ak si� popisa� Zaraz pierw- szego wieczoru � Nic przcjmui si� � us�ysza� nagle mi�y g��boki g�os � Pewien m�| zna|omv lilozol, kiedy natknie si� na jakiego� zadufka, ma zwyczaj mawia� �im g�upszy, tym m�drzejszy" Zadutek nie wie, o co chodzi, m�j /nd|om\ |est dumny z b�yskotliwe] reprymendy. |akiej mu udzieli� i obaj lozchodz� si� zadowoleni z siebie � ukasz by� zb\t wyti�cony z r�wnowagi, aby docieka�, dlaczego ja- kis lilozol uwa�a, ze g�upszy |est m�drzejszy, ale spopza� z wdzi�czno�ci� na stai s/c go m�/c/y/n�. ktoiy na|wyraznie| zauwa�y�, co si� w nim dzieje Zaczeipn�� tchu i sklaclnici |uz opisa� przebieg zaj�cia, |akie mia�o miej- sce w w�wozie � Znam tego cz�owieka w kapeluszu i jego syna � powiedzia� z na- mys�em pan Klemens. gdv ch�opiec sko�czy� � Nazywaj� si� Cielicowic �w m�odzieniec z woikiem ma na imi� Jacek Siostia |ego ojca wysz�a za m�z /^\ gaiowego. ale te dwie rodziny nie przepadaj 7d sob� Gajowy powiada o swoim szwagrze, ze jest �garzem i ze zdar�by sk�r� z w�asnego syna gdyby tylko kto� chcia� mu za ni� zap�aci� My�l�, ze troch� prze- sad/a O tym diugim. kt�ry na wasz widok zakrv� sobie twarz, wiem, na- turalnie. nie wi�cej od ciebie Rzeczywi�cie, mieli�cie dziwne spotkania Wspomnia�e� o jakich� kulach ' Dopiero teraz wr�ci� ojciec �ukasza, nios�c pude�ko z nai/�d/iami � Niepotrzebnie si� tak �pieszy�e� � powita� go ironicznie Maiek piotrowicz � Dawno sam sobie poradzi�em Znalaz� si� �ruboki�t � Przepraszam Nie mog�em ich odszuka� By�v pod baga�ami. � Narz�dzia trzeba mie� zawsze pod r�k�1 � Tak, oczywi�cie � No wi�c co z tymi kulami' � upomnia� si� dziadek Klemens � Zobaczyli�my je ze szczytu wzg�rza, sk�d |est taki �adn\ widok na jezioro i G�rek � tu �ukasz wiernie odmalowa� obiaz w\latii|acych z wody wielobarwnych ognistych twor�w � Nie Niestety Nie widzieli�my � s�ucha|�cv z uwag� pan Kle- mens bezradnie roz�o�y� r�ce � Ale to zrozumia�e Kiedv wy b\hsue na g�rze, mv jechali�my juz w d�, mi�dzy drzewami � Ujrzeli�cie �wiat�a na przystani albo na zag��wkach � zawuo- kowa� kategorycznym tonem ojciec Miry i Paw�a � W okohcv nie ma �adnego lotniska Czasami wodniacy puszczaj� latawce i ci�gn� |e za �o- dziami Mo�e dzisiaj tez kto� tak si� zabawia� Nic prostszego, niz prz\- czepi� do latawca lampion z latark� czy �wieczk�. Przepraszam, musz� p�j�� do siebie � otworzy� drzwi znajduj�ce si� po przeciwnei stronie we|- �cia do kuchni i z r�k� na klamce doda� � w poniedzia�ek oddai� spra- wozdanie Chc� jeszcze przejrze� materia�y nie wszystko mi si� podoba � Ci�nij w k�t papierzyska i zosta� z nami w G�rku � poradzi� dziadek Klemens � Je�li nie mo�esz spokojnie wyjecha� na urlop, bo boisz si�, ze twoi wsp�pracownicy narobi� ba�aganu albo wygryz� ci� ze stanowiska, to jeste� kiepskim kierownikiem � Nie jestem kiepskim kierownikiem, tylko patrz� trze�wo na �wiat i �ycie Ojciec niczego nie rozumie � pan Marek g�o�no zamkn�� za sob� drzwi W pokoju zrobi�o si� naraz bardzo cicho Pawe� bawi� w �azience Z otwartej werandy nap�ywa�o orze�wiaj�ce powietrze Ale spok�j nie trwa� d�ugo Na pi�trze co� trzasn�o, po czym rozleg� S1? tupot drobnych krok�w i ze schod�w zbieg�a Mira. Nic dostrzegane nikogo stan�a przed kuchennymi drzwiami i zawo�a�a ze z�o�ci� � Mamo1 � Co si� sta�o9 � pani Helena niezw�ocznie ukaza�a si� w progu "osrebrzane w�osy przylgn�y jej do czo�a zlepionymi kosmykami W jednej r?ce trzyma�a dymi�cy garnek, w drugiej d�ug� drewnian� �y�k� � Mamo, chod� na g�r� i zobacz1 Rozpakowa�am dopiero jedn� tor- b� a juz nie ma gdzie palca w�o�y�1 Gdzie dam reszt� rzeczy, sukienki. ksi��ki, w og�le wszystko? Dlaczego Pawe� ma mie� sw�j pok�j dla sie- bie, a ja musz� mieszka� z kim�?! To m�ka, nie wakacje! � Nie z �kim�", tylko ze mn�... � Ale dlaczego? Dlaczego? � Dlatego, �e... Dlatego... � mama z�o�nicy musn�a przestraszo- nym spojrzeniem obu zaproszonych na lato go�ci i umilk�a. Dlatego, �e my z ojcem mamy spa� w jej pokoju � dopowiedzia� so- bie w my�li �ukasz. � Kwiczo�. Kwiczo�, kwiczo�, kwiczo�... � A ja si� ciesz�, �e b�d� mieszka� z tob� � po chwili ciszy pani Helena wznowi�a pr�b� roz�adowania atmosfery. � Codziennie przed za- �ni�ciem troszk� sobie porozmawiamy. W mie�cie stale jeste�my za- j�te... � Eee... � Moi panowie � odezwa� si� g�o�no dziadek Klemens. � Najwy�- szy czas, �eby�cie si� zadomowili. Id�cie po baga�e, a potem zaprowadz� was do waszego pokoju. Gospodyni, jak widzicie, jest zaj�ta i nie powinni�my jej przeszkadza�, je�li chcemy dosta� kolacj�. �ukasz wraz z ojcem skwapliwie skorzystali z propozycji. Rozpakowali si� w milczeniu, unikaj�c nawzajem swojego wzroku. Jasna, obudowana boazeri� szafa bez trudu pomie�ci�a ich wakacyjny do- bytek. Tu na g�rze �ciany by�y z desek pomalowanych bezbarwnym lakie- rem. Z naturalnym kolorytem drewna niezbyt dobrze harmonizowa�a �nie�- na biel mebli. Bia�a szafka z lustrem, bia�a p�eczka, bia�e rega�y, bia�y stolik i takie� dwa krzes�a z wygi�tymi oparciami. No tak, by� to prze- cie� pok�j dziewcz�cy. Wyposa�enia dope�nia�y wygodna wersalka i, oczy- wi�cie bia�y, tapczan. Kiedy sko�czyli, ojciec otworzy� okno. �ukasz z ponurym wyrazem twarzy wyjrza� na zewn�trz. Najpierw poczu� zapach powietrza i g��boko odetchn��. Potem przebieg� wzrokiem le��c� po lewej stronie p�aszczyzn� jeziora. �Gwiazdy nad tob� i gwiazdy pod tob� i dwa obaczysz ksi�y- ce" � pisa� wieszcz. To w�a�nie obaczy� �ukasz. A ponadto czarnogra- natowe zbocza g�r i dalekie lampy prze�wiecaj�ce przez li�cie. Ch�opiec westchn��. Jakie� wspania�e mog�yby by� tutaj waka- cje, gdyby nie ci Piotrowiczowie. To znaczy wy��czaj�c pani� Helen� i pana Klemensa, bo oni to zupe�nie co innego. Gdyby tato by� weselszy i potrafi� czasem da� po nosie na przyk�ad panu Markowi. Gdyby mama... Gdyby, gdyby, gdyby... Ojciec dotkn�� jego ramienia. � Zobaczysz... � zacz�� cicho, ale nie sko�czy�. Nie z jeziora tym razem, a spomi�dzy wzg�rz trysn�o w g�r� kolorowe �wiat�o. � Patrz! � odkrzykn�� ojciec, jakby �ukasz m�g� robi� cokolwiek innego- Snop �wiat�a nieznacznie tylko rozszerza� si� biegn�c wci�� wy�ej ^ niebo i cho� sta� prosto jak maszt, to jednak nie by� nieruchomy. Mu- sia� kr�ci� si� wok� w�asnej osi. Inaczej nie mog�yby si� w nim tak mie- sza� i przep�ywa� przez siebie setki migotliwych plamek, podobnych do kolorowych szkie�ek. Tamte ogniste kule prezentowa�y widzom zaledwie kilka barw, tu by�o ich mn�stwo, we wszystkich mo�liwych odcieniach. � Tato, co to?... Tato, teraz chyba widz� wszyscy! Ojciec z pow�tpiewaniem pokr�ci� g�ow�. � Z do�u widok zas�aniaj� drzewa i krzaki. A tutaj chyba tylko na- sze okno wychodzi na t� stron�... � To zawo�ajmy ich! Pr�dko! Ale by�o za p�no. Z podn�a �wietlistego s�upa buchn�� pomara�- czowy dym. W nast�pnym u�amku sekundy przestrzeli�y go jaskrawe pro- mienie, po czym wszystko znikn�o r�wnie nagle, jak si� pojawi�o. Za- pad�a nieprzejrzana ciemno��, g�stsza ni� kiedykolwiek. � Tato, co to by�o? � No, tato! Co to?! Tato Oni! �niadanie przebieg�o spokojnie. By�oby mo�e inaczej, gdyby �ukasz opowiedzia� o �wietlistym s�upie z r�wnym przej�ciem i r�wnie p�ynnie, jak wczoraj o ognistych kulach i tajemniczych nieznajomych, ale on zbyt dobrze zapami�ta� lekcj�. Zaraz rano b�kn�� co� od niechcenia o lampach na przystani, po czym, stwierdziwszy, �e w�tpliwo�ci ojca by�y uzasadnio- ne, to znaczy �e opr�cz nich dw�ch nikt niczego nie zauwa�y�, szybko zmieni� temat. Pr�dzej czy p�niej i tak si� przecie� dowie co �wieci�o i co tkwi za wszystkimi wieczornymi przygodami. Dziadek Klemens odsun�� patelni� z resztk� jajecznicy. � �...rozbito mu dwadzie�cia jaj do rynki, gdy� na wi�cej nie chcia- �a przez ostro�no�� Jagienka pozwoli�" � powiedzia�. � C� to znowu? � Mira czujnie unios�a brwi podejrzewaj�c za- czepk�. � Cytat z uczonej ksi��ki profesora Piotrowicza � orzek� Pawe�. � Nie. Z �Krzy�ak�w" Sienkiewicza � wyja�ni� pogodnie dziadek, po czym m�wi� dalej: � Nieodgadnione s� �cie�ki, kt�rymi chadzaj� ludz- kie my�li. Dlaczego akurat teraz rozkosze podniebienia przypomnia�y mi o rozkoszach lektury? Ile jaj zjad�by Macko z Bogda�ca, gdyby Ja- gienka by�a mniej ostro�na? Wyznam wam w sekrecie, �e to pytanie dr�- czy mnie od chwili, gdy w zamierzch�ych czasach po raz pierwszy prze- czyta�em �Krzy�ak�w". Ale na tym w�a�nie polega urok ksi��ek, �e zo- stawiaj� cz�owieka z pytaniami, na kt�re sam mo�e wymy�la� r�ne od- powiedzi, roztrz�sa� je, szuka� innych, k��ci� si� ze sob�... Pani Helena za�mia�a si� cicho. � Co do mnie, nie lubi� jajecznicy � powiedzia�a Mira przeci�ga- j�c sylaby. � To dobre dla rozbitk�w albo dla tragarzy. Jej mama przesta�a si� �mia�. � Wielka szkoda � zafrasowa� si� dziadek Klemens. � Zauwa�y- �em, �e jajecznica znakomicie s�u�y moim szaiym kom�rkom. Pot�ne umys�y nie potrzebuj�, naturalnie, takiej podniety wiec niech�� niekt�- rych moich bli�nich musz� przyj�� z pokor�. Ale \a jestem zaledwie pro- stym, starym belfrem... a pragn��bym podczas wakacji napisa� przynaj- mniej jeden rozdzia� nowej powiastki, �eby�cie znowu mogli czego� nie przeczyta�. Klemens Piotrowicz by� profesorem Uniwersytetu Jagiello�skiego. 3y� tak�e znanym autorem ksi��ek, w kt�rych lekko i arcyciekawie przed- stawia� histori� prawa, poczynaj�c od staro�ytnych Sumer�w, a ko�cz�c... nje wiadomo na czym, poniewa� pisa� nadal i stale si�ga� do innej epoki lub innych lud�w. Mog�oby si� wydawa�, �e w dziejach mieszka�c�w Zie- mi nie ma nic nudniejszego nad ustawy i paragrafy, jednak pod pi�rem dziadka Klemensa paragrafy zachowywa�y si� jak �ywi ludzie, natomiast kodeksy oraz ustawy nabiera�y dramaturgii rycerskich wypraw przeciw wszelkiej nieprawo�ci. Ojciec �ukasza przeczyta� kiedy� synowi fragment szkicu o Hammurabim, zwyci�skim kr�lu Babilonii, ale przede wszystkim prawodawcy, i ch�opiec musia� przyzna�, �e by�a to lektura trudna, lecz porywaj�ca. Zreszt�, mniejsza o Hammurabiego. Do��, �e ksi��ki profe- sora Piotrowicza cieszy�y si� ogromn� popularno�ci� i �e przynios�y ich autorowi zas�u�on� s�aw� oraz niema�o pieni�dzy. �ukasz wiedzia�, �e to w�a�nie za te pieni�dze zosta� kupiony i wyposa�ony dom w G�rku. Wiedzia� te�, �e dziadek Klemens urz�dzenie tego domu i gospodarowa- nie w nim pozostawi� swojemu synowi, ojcu Miry i Paw�a. � Skoro m�wimy o kuchni, chcia�bym wam co� zaproponowa� � pan Klemens powi�d� wzrokiem po obecnych, zatrzymuj�c si� d�u�ej na twarzach wnuczki i wnuka. � Dlaczego mamy tu zbija� b�ki wszyscy, z wyj�tkiem naszej kochanej gospodyni? Pos�uchajcie. �niadania i kola- cje b�dziemy przygotowywa� na zmian�, codziennie kto inny. A obiady zam�wimy w s�siedztwie, u tej pani, kt�ra prowadzi pensjonat. Na pewno si� zgodzi. Co wy na to? � Przecie� mama lubi gotowa� � powiedzia�a niech�tnie Mira. � Wol� je�� suchy chleb, ni� patrze� stale na zegarek, �eby si� nie sp�ni� do jakiej� baby � popar� siostr� Pawe�. � Ani dalej wyp�yn��, ani p�j�� w g�ry... � Ci�gle si� czyta o zatruciach pokarmowych � b�kn�� pan Marek. �ukasz i jego ojciec dyplomatycznie milczeli. Pani Helena u�miechn�a si� do dziadka Klemensa. Ten odpowie- dzia� jej u�miechem i pokiwa� g�ow�. Jego przezorny syn pokr�ci� si� nerwowo, po czym wsta�. � A propos zegarka � burkn��, najwyra�niej uznaj�c temat za wy- czerpany. � Najwy�szy czas, �ebym si� zacz�� zbiera�. Musz� jeszcze wPa�� do instytutu, a potem popracuj� w domu. No to, tego... � Przyjed� do nas przynajmniej na dwa tygodnie � poprosi�a pani Helena. � Odetchniesz, pop�ywasz sobie... � Rzeczywi�cie. Nie mam nic innego na g�owie, tylko my�le� o p�y- waniu! Niczego nie rozumiesz, moja droga. � Widzisz, Helu � ucieszy� si� dziadek. � Jeszcze jedna rzecz, kt�- nas ��czy. Oboje niczego nie rozumiemy. Ale pan Marek nie s�ucha�. Zmarszczy� brwi i wbi� wzrok w ojca �ukasza. � Rafale � zacz�� wreszcie. � Ten punkt w sprawozdaniu... � Dzie� dobry � przerwa� m�ody g�os. � Dzie� dobry � zawt�rowa� drugi, jeszcze m�odszy. Wszyscy odwr�cili si� w stron� werandy. � A, to wy! Dzie� dobry! � odpowiedzia�a serdecznie pani Hele- na. � Chod�cie, usi�d�cie. � Nie, dzi�kuj�, musimy lecie� � odrzuci� zaproszenie piegowaty ch�opiec z rudymi w�osami. � Mama kaza�a tylko spyta�, czy czego� nie trzeba? Sera nie zd��y�a zrobi�, bo ci�gle co� si� dzieje. Mleko przynie- siemy p�niej. Teraz idziemy do ojca. Ca�� noc chodzi� z jakimi� dyrekto- rami. Przyjechali nawet z Warszawy. Nic, tylko szukaj� i szukaj�... Ale jak p�jd� nad wod�, to to si� pokazuje w lesie, a jak s� na g�rze, to znowu musz� zbiega� na brzeg. � Tato ma kr��-ka � uzupe�ni�a ma�a, pyzata dziewczynka. � Nie �ma kr�-�-ka" � za�mia� si� ch�opiec � tylko powiedzia�, �e dostaje ju� kr��ka z tego wszystkiego. �artowa� � wyja�ni�, �eby nie by�o nieporozumie�. � Podzi�kujcie mamie � odezwa�a si� pani Helena � i powiedzcie, j�e prosimy o to co zwykle, tylko troch� wi�cej. Nasza gromadka sta�a si� nieco liczniejsza. Czego szuka tw�j ojciec? � Co si� pokazuje? � nie wytrzyma� �ukasz. � No, przecie�... � Najmocniej przepraszam. Mo�na na sekund�? � powiedzia�a zza framugi g�owa nowego przybysza. Zaraz po niej ukaza�a si� ca�a reszta, w osobie przysadzistego m�czyzny w �rednim wieku, z plackowat� �y- sin�. � Prosimy � rzek� bez entuzjazmu dziadek Klemens. �ukasz j�kn�� w duchu. Natr�t, kt�ry pojawi� si� tak bardzo nie w por�, stan�� kilka krok�w za progiem i zacz�� rec> towa�: � Dzie� dobry, panie profesorze. Dzie� dobry pani. Dzie� dobry, panie doktorze. Dzie� dobrj panu. Dzie� dobry dzieci. � Dzieci, przywitajcie si� � powiedzia�a z naciskiem Mira, spo- gl�daj�c �yczliwie na rudego i jego ma�� towarzyszk�. � To syn i c�rka pana gajowego � trudno by�o ja�niej da� do zrozumienia, �e poza wy- mienionymi �adnych innych dzieci tu nie ma. Dzieci si� nie przywi- ta�y, ale m�czyzna, kt�rego Mira przedstawi�a jako pana Kutyni� i tuk obdarzy� je swym zainteresowaniem. � O, my si� przecie� znamy! � zawo�a�. � Wasz ojciec obieca� zna- le�� mi w G�rku parcel� albo domek. Oczywi�cie, nic z tego... � wes- tchn�� wodz�c zazdrosnym wzrokiem po pokoju pe�nym cennych wspa- nia�o�ci. � Je�li dobrze pami�tam, rok temu ogl�da� pan jakie� wolne bu- dynki, podobno �adnie po�o�one? � spyta�a pani Helena. � Tak, ale to nie to. Nie to � s�owom towarzyszy� lekcewa��cy gest. � Przyjecha�a �ona, zobaczy�a, potem przyprowadzi�em j� tutaj... Oczywi�cie nie wchodzili�my do �rodka... � podkre�li� po�piesznie � no i powiedzia�a, �e albo taki jak pa�stwa Piotrowicz�w, albo �aden � cz�owiek nie posiadaj�cy dqmu za�mia� si� bole�nie i umilk�. Korzysta- j�c z tego �ukasz powt�rzy� bardzo g�o�no: � Co si� pokazuje? Zapad�a cisza. � W podobnych sytuacjach pokazuje si� zwykle co�, czego nie po- ka��, �eby nie zosta� pos�dzonym o z�e wychowanie � rzek� Pawe� pa- trz�c przez sufit w niebo. � Potrzebne s� czo�o i palec... Musia�o min�� troch� czasu, zanim �ukasz m�g� podj�� pr�b� na- prawienia efektu, jaki osi�gn��. � Bo... bo... � odchrz�kn��. � W�a�nie by�a mowa o tym, �e pan gajowy czego� szuka... � Szuka? � podchwyci� z b�yskiem w oczach �ysy. � Naprawd�? To dobrze. To bardzo dobrze. A gdzie szuka? � Tato ma kr�-�-ka � wyja�ni�a dziewczynka. �ukasz poczu� si� uratowany. � W�a�nie do niego idziemy � powiedzia� rudy. � Jak nie biega nad jeziorem albo po g�rach, to siedzi u naczelnika gminy. Naczelnik urz�duje teraz w szkole. Ludzi tam tyle, �e nie mo�na si� przepcha�. � No w�a�nie! � zawo�a� z rozpacz� bezdomny. � Potrzebna mi by�a jeszcze tylko ta awantura! Ale p�jd� z wami, dzieci. P�jd�. A nu� w�r�d tylu ludzi znajdzie si� kto�, kto potrafi mi pom�c. Do widzenia, panie profesorze, do widzenia pani... Je�li wolno, wpadn� kiedy� znowu, �eby cho� popatrze�. Oczu nie mo�na oderwa�... � Do widzenia � odrzek�a grzecznie pani Helena, ale w drzwiach nie by�o ju� nikogo. Dziadek Klemens pochwyci� pytaj�ce spojrzenie ojca �ukasza. � Nazywa si� Kutynia, jest zast�pc� dyrektora jakiego� przedsi�- biorstwa i przyjacielem mojego syna. � Zaraz przyjacielem! � obruszy� si� pan Marek. � Jego firma za- �atwia naszemu instytutowi dostaw� odczynnik�w, bez kt�rych musieli- by�my przerwa� bardzo wa�ne prace. To wszystko. � Je�li tak handluje odczynnikami, jak domkami letniskowymi, to ot>awiam si�, �e wkr�tce na drzwiach waszego instytutu pojawi si� napis: zamkni�te z powodu naiwnej wiary w Kutyni�. � Przepraszam! Co w tym z�ego, �e kto� chce mie� domek? r5 � W zasadzie nic � przyzna� pan Klemens. � Ale on m�g� mij&� ju� w G�rku dziesi�� dom�w. To za blisko drogi, to za daleko, to brakuje paru pokoi, to miejsca na gara�... � Ma pieni�dze i chce za nie kupi� co� porz�dnego. � Sk�d on bierze te pieni�dze? � rzuci�a pogardliwie Mira. � Pewnie ma bogatego ojca � podsun�a nie�mia�o jej mama. Dzia- dek Klemens u�miechn�� si� mimo woli, ale natychmiast spowa�nia�. � Rodzice Andrzeja, tego co by� u mnie niedawno, wygl�daj� jak ostatnie ofiary, a w�a�nie kupili synowi komputer � Pawe� nie podziela� niech�tnej opinii dziadka oraz siostry o Kutyni i jego niezaspokojonych pragnieniach. � Przyja�ni� si� z ministrem... � Wiceministrem � poprawi� pan Klemens. � Wszystko jedno. Razem pojechali na wakacje do Grecji... �ukasz przesta� s�ucha�. Nie pojmowa�, dlaczego nikt nie interesuje si� tym, co najwa�niejsze. Wczoraj nie widzieli tajemniczych �wiate�, zgo- da, ale dzisiaj nie mogli nie us�ysze�, co m�wi� syn gajowego, a nawet Kutynia. Wa�ni przybysze ze stolicy, ca�onocne poszukiwania w g�rach i nad jeziorem. Co� si� pokazuje. T�um. Zamieszanie. Awantury. A oni � tu rozmawiaj� o domkach, o pieni�dzach, o komputerach i o znajomo- �ciach... Tymczasem nie ulega najmniejszej w�tpliwo�ci, �e w G�rku dzie- je si� co� niezwyk�ego. � Tato � odezwa� si� cicho � chcia�bym p�j�� nad jezioro. Do- brze? Ojciec otworzy� usta, ale ubieg�a go pani Helena: � Naturalnie. Musisz zobaczy� nasz� pla�yczk�, przysta�, rozejrze� si� po G�rku. Taki �adny dzie�. Mira i Pawe� p�jd� pewnie z tob�? � u�miechn�a si� zach�caj�co do swoich pociech. � Teraz, zaraz po �niadaniu? � skrzywi�a si� pi�kniejsza po�owa rodze�stwa. � Ani mi si� �ni. � A niby z jakiej racji ja mia�bym si� rozgl�da� po G�rku! � Pa- we� wzruszy� ramionami. � Dzi�kuj�, p�jd� sam... � �ukasz stara� si� nie okaza� zadowo- lenia. By� mo�e, gdyby Mira... � Panie Rafale, skoro moje dzieci s� a� tak znudzone �yciem to niech pan przynajmniej towarzyszy synowi � powiedzia�a ciep�o pani Helena. � Ch�tnie podj�abym si� roli przewodniczki, ale musz� zajrze� do sklepu, a potem pourz�dowa� w kuchni. � Je�li chodzi o mnie, b�d� p�ywa�, �eglowa�, zdobywa� szczyty, pali� ogniska i wdrapywa� si� na drzewa, tylko jeszcze nie dzisiaj � za- strzeg� si� weso�o dziadek Klemens. � No c�... � zacz�� ojciec �ukasza, jednak i tym razem nie po- zwolono mu sko�czy�. � Wszyscy b�dziecie tu spacerowa�, p�ywa�, wdrapywa� si� i tak dalej, ale ja przed wyjazdem musz� porozmawia� z Rafa�em � zdecydo- wa� pan Marek. � Wspomnia�em o pewnym punkcie w sprawozdaniu, zanim napatoczy�y si� te dzieciaki gajowego. Potem gadali�cie wszyscy tak, �e nie mog�em zebra� my�li. Chod�, chod�... Za ojcem �ukasza cicho zamkn�y si� drzwi s�siedniego pokoju. � Nie ma tego z�ego, co by nie wysz�o na dobre � powiedzia� szybko pan Klemens. � Dwie godzinki wytchnienia od bli�nich dodadz� ci ape- tytu. � Obiad b�dzie o drugiej � u�ci�li�a pani domu. � Aha, gdyby� chcia� p�j�� do G�rka, to id� albo szos�, albo do�em, wzd�u� jeziora � przypomnia�a sobie. � Inaczej przej�� nie mo�na. Na stoku, mi�dzy nami a wsi� znajduje si� kolosalne zwa�owisko porzuconych element�w budo- wlanych. To prawdziwy, wielopi�trowy labirynt i straszna pu�apka. Wy- starczy jeden nieostro�ny krok, �eby zepchn�� na siebie betonowe p�yty albo ugr