640

Szczegóły
Tytuł 640
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

640 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 640 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

640 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

George R. R. Martin Chleb i ryby (1) (Loaves and Fishes) prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik GEORGE R.R. MARTIN Jest autorem dobrze znanym Czytelnikom "Nowej Fantastyki", gdy� do�� cz�sto zamieszczali�my na naszych �amach jego utwory ("Piaseczniki" zosta�y uznane za najlepsze opowiadanie zagraniczne roku 1987). Tym razem przedstawiamy mikropowie�� nale��c� do obszernego cyklu, kt�rego g��wnym bohaterem jest Haviland Tuf, gwiezdny kupiec, w�drowiec, mi�o�nik dobrej kuchni, oddany przyjaciel kot�w, sybaryta i domator, obdarzony pocieszn� aparycj� i przenikliw� inteligencj�. Wszed�szy w posiadanie gigantycznej "Arki", ostatniego ocala�ego statku In�ynieryjskiego Korpusu Ekologicznego, postanawia odda� si� profesji in�yniera- ekologa. Najpierw jednak musi wyremontowa� licz�cy sobie kilkaset lat pojazd. W tym celu przybywa do Portu S'uthlam, s�yn�cego w ca�ym sektorze z fachowo�ci i uczciwo�ci pracuj�cych tu specjalist�w... Ca�o�� cyklu uka�e si� w wydaniu ksi��kowym w 1992 roku. (anak) Nazywa�a si� Tolly Mune, ale m�wi�c o niej u�ywano wielu r�nych okre�le�. Ci, kt�rzy po raz pierwszy wkraczali na teren jej w�o�ci, wyra�ali si� ze sporym szacunkiem. Od ponad czterdziestu standardowych lat by�a kapitanem portu, a przedtem zast�pc� kapitana, stanowi�c najbarwniejsz� posta� orbitalnej spo�eczno�ci znanej pod oficjaln� nazw� Port S'uthlam. W dole, na planecie, jej funkcja mog�a si� wydawa� tylko jedn� z wielu, ale na orbicie kapitan portu by� jednocze�nie mistrzem, przewodnicz�cym zarz�du, s�dzi�, burmistrzem, rozjemc�, prawodawc�, g��wnym mechanikiem i naczelnikiem policji. M�wi�c kr�tko, by� po prostu najwa�niejszy. Port rozrasta� si� z biegiem stuleci, w miar� jak szybko powi�kszaj�ca si� populacja planety czyni�a z niej coraz atrakcyjniejszy rynek zbytu i kluczowe ogniwo w handlowej sieci w tym sektorze Galaktyki. Centralny punkt portu stanowi�a stacja orbitalna - wydr��ony asteroid o �rednicy szesnastu kilometr�w, z parkami, sklepami, hotelami, magazynami i laboratoriami. Sze�� wybudowanych wcze�niej stacji, ka�da wi�ksza od swojej poprzedniczki, a teraz wszystkie przestarza�e i niewystarczaj�ce, przylgn�y do powierzchni asteroidu, przypominaj�c stalowe naro�la na kamiennym ziemniaku. Najstarsza liczy�a sobie trzysta lat i ledwo dor�wnywa�a wielko�ci� porz�dnemu statkowi kosmicznemu. Ten centralny punkt portu nazywano Paj�cznikiem, jako �e znajdowa� si� w �rodku misternej, srebrzystometalowej paj�czyny rozpi�tej na tle czarnego kosmosu. Ze stacji wybiega�o we wszystkich kierunkach szesna�cie pot�nych odn�g; najnowsza liczy�a sobie cztery kilometry d�ugo�ci i ros�a niemal z ka�dym dniem, z pozosta�ych za� siedem mierzy�o sobie a� po dwana�cie kilometr�w (kiedy� by�a jeszcze �sma, ale zosta�a zniszczona w wyniku eksplozji). Wewn�trz tych ogromnych rur umieszczono wszystko, co by�o niezb�dne dla prawid�owego funkcjonowania portu: magazyny, fabryki, stocznie, sk�ady celne, pasa�erskie terminale, a tak�e urz�dzenia dokuj�ce umo�liwiaj�ce przycumowanie i przeprowadzenie remontu ka�dego typu statku, u�ywanego w tym sektorze Galaktyki. �rodkiem ka�dej odnogi p�dzi�y w t� i z powrotem d�ugie, superszybkie poci�gi pneumatyczne, wo��c �adunki i pasa�er�w od i do zat�oczonego, kipi�cego ruchem Paj�cznika, gdzie znajdowa�a si� ko�cowa stacja gigantycznej windy, ��cz�cej port z powierzchni� S'uthlam. Od g��wnych odn�g oddziela�y si� inne, mniejsze, a od tych z kolei jeszcze mniejsze, biegn�c przez pustk� we wszystkich kierunkach i tworz�c misterny, zawi�y wz�r. Z ka�dym rokiem stawa� si� coraz bardziej skomplikowany, w miar� jak dobudowywano coraz to nowe odga��zienia. Mi�dzy ni�mi paj�czyny uwija�y si� muchy - promy transportuj�ce na planet� �adunki zbyt du�e lub zbyt niebezpieczne, �eby powierzy� je windzie, drobnicowce przylatuj�ce z rudami metali albo lodem, statki przywo��ce �ywno�� z kr���cych bli�ej s�o�ca asteroid�w, przekszta�conych dzi�ki osi�gni�ciom in�ynierii planetarnej w �yzne i urodzajne tereny rolnicze, a wreszcie ca�a masa innego, w��cz�cego si� po Galaktyce �elastwa: luksusowe liniowce Transcorp, statki handlarzy z planet tak bliskich jak Vandeen lub tak odleg�ych jak Caissa i Newholme, ca�e floty przewo�nik�w z Kimdiss, bojowe jednostki Bastionu i Cytadeli, a nawet pojazdy kosmiczne Obcych, w tym Wolnych Hruun, Raheemai i wielu innych, jeszcze bardziej niezwyk�ych gatunk�w. Wszyscy przybywali do Portu S'uthlam, gdzie oczekiwano na nich z otwartymi ramionami. Ci, kt�rzy mieszkali w Paj�czniku, pracowali w barach i restauracjach, zajmowali si� prze�adunkiem towar�w, kupowali i sprzedawali, naprawiali statki i uzupe�niali im paliwo, nazywali si� z dum� paj�czarzami. Dla nich, a tak�e dla tych much, kt�re bywa�y tu wystarczaj�co cz�sto, �eby uzna� je za swoje, Tolly Mune nazywa�a si� Mama Paj�k - wybuchowa, pyskata, rubaszna, zastraszaj�co kompetentna, wszechobecna, niezniszczalna, pot�na niczym si�y natury, tyle tylko, �e dwa razy bardziej gro�na. Ci, kt�rzy jej nie kochali, bo narazili si� w jaki� spos�b, �ci�gaj�c na siebie jej gniew, nie m�wili o niej inaczej jak tylko Stalowa Wdowa. By�a gruboko�cist�, dobrze umi�nion�, prost� kobiet�, chud� jak ka�dy porz�dny S'uthlamczyk, ale jednocze�nie tak wysok� (prawie dwa metry) i pot�n� (te bary!), �e na dole uwa�ano j� niemal za wybryk natury. Jej twarz by�a pomarszczona i wyprawiona jak stara sk�ra. Tolly liczy�a sobie czterdzie�ci trzy lata miejscowe, czyli prawie dziewi��dziesi�t standardowych, lecz wygl�da�a tak jakby dopiero co dobieg�a sze��dziesi�tki. Przypisywa�a to �yciu na orbicie. - Nic tak nie postarza jak si�a ci��enia - mawia�a cz�sto. Z wyj�tkiem kilku luksusowych uzdrowisk, szpitali i hoteli, a tak�e wielkich liniowc�w wyposa�onych w generatory grawitacji, w ca�ym porcie nie by�o ani u�amka g. Tolly Mune czu�a si� w stanie niewa�ko�ci jak ryba w wodzie. Mia�a stalowoszare w�osy, w czasie pracy zwi�zane w ciasny w�ze�, ale zawsze po sko�czeniu s�u�by natychmiast je rozpuszcza�a, ci�gn�y si� za ni� jak ogon komety, towarzysz�c ka�demu jej poruszeniu. A trzeba by�o przyzna�, �e porusza�a si� dosy� intensywnie. To du�e, ko�ciste cia�o nabiera�o niezwyk�ego wdzi�ku, kiedy p�yn�a korytarzami Paj�cznika i przemyka�a przez hale, parki i hangary, odpychaj�c si� d�ugimi ramionami i szczup�ymi, umi�nionymi nogami. Nigdy nie nosi�a but�w, a jej stopy by�y niemal r�wnie chwytne, jak r�ce. Nawet w otwartej przestrzeni, gdzie najbardziej do�wiadczeni paj�czarze korzystali z niezgrabnych skafandr�w i poruszali si� ostro�nie wzd�u� asekuracyjnych lin, Tolly Mune wola�a nieskr�powan� swobod� ruch�w i dopasowany, przylegaj�cy do cia�a kombinezon. Str�j ten nie zapewnia� prawie �adnej ochrony przed twardym promieniowaniem S'ulstar, lecz Tolly by�a dumna z ciemnoniebieskiego odcienia swojej sk�ry i wola�a codziennie rano �yka� pe�n� gar�� pastylek przeciwnowotworowych ni� zrezygnowa� ze swojej niezale�no�ci na rzecz powolnego, nudnego bezpiecze�stwa. Tam, w roziskrzonej czerni mi�dzy segmentami paj�czyny, by�a pani� samej siebie. Do przegub�w d�oni i kostek mia�a przytroczone miniaturowe rakietki manewrowe, kt�rymi pos�ugiwa�a si� z niedo�cignion� wpraw�. Przemyka�a b�yskawicznie od jednej muchy do drugiej, zagl�daj�c to tu, to tam, uczestnicz�c we wszystkich zebraniach, nadzoruj�c przebieg prac, witaj�c co wa�niejsze muchy, zatrudniaj�c ludzi, wyrzucaj�c ich z pracy i rozwi�zuj�c wszystkie problemy, jakie jej przedstawiono. Kapitan portu Tolly Mune, Mama Paj�k, Stalowa Wdowa, by�a w swojej paj�czynie tym, kim zawsze chcia�a by�, gotowa stawi� czo�a ka�demu wyzwaniu i bardziej ni� zadowolona z losu, jaki jej przypad� w udziale. A� wreszcie nadesz�a "noc", kiedy zosta�a obudzona przez swojego zast�pc�. - Mam nadziej�, �e to co� naprawd� wa�nego - wycedzi�a, spogl�daj�c na widoczn� na ekranie twarz. - Chyba powinna� zawiadomi� Kontrol� - powiedzia�. - Dlaczego? - Nadlatuje mucha - odpar�. - Du�a mucha. Tolly Mune skrzywi�a si� paskudnie. - Nie odwa�y�by� si� mnie obudzi�, gdyby chodzi�o tylko o to. M�w dalej. - To naprawd� du�a mucha - powt�rzy� z naciskiem jej zast�pca. - Zaczekaj, a� sama j� zobaczysz. S�owo daj�, w �yciu nie widzia�em nic tak wielkiego. To bydl� ma trzydzie�ci kilometr�w d�ugo�ci. - Niech to jasny szlag! - zakl�a Tolly Mune w ostatniej nieskomplikowanej chwili �ycia, zanim na jej drodze pojawi� si� Haviland Tuf. Po�kn�wszy gar�� jasnob��kitnych pastylek antyrakowych sp�uka�a je pot�nym haustem piwa, po czym skoncentrowa�a uwag� na widniej�cej przed ni�, holograficznej projekcji. - Masz spory statek - zauwa�y�a od niechcenia. - Co to jest, do diab�a? - "Arka" jest biowojenn� jednostk� operacyjn� In�ynieryjskiego Korpusu Ekologicznego - odpar� Haviland Tuf. - IKE? - zapyta�a z niedowierzaniem. - Nie opowiadaj bzdur! - Czy mam powt�rzy� to, co powiedzia�em, kapitanie Mune? - M�wisz o In�ynieryjskim Korpusie Ekologicznym starego Imperium? Z baz� na Prometeuszu? O specjalistach od klonowania i wojny biologicznej, potrafi�cych sprowadzi� ka�dy rodzaj katastrofy ekologicznej? M�wi�c to nie spuszcza�a wzroku z twarzy Tufa. Jego holograficzna posta� dominowa�a nad zagraconym wn�trzem jej ma�ego, zbyt rzadko odwiedzanego biura, unosz�c si� w powietrzu jak ogromny, bia�y duch. Od czasu do czasu przep�ywa�a przez niego jaka� niesiona podmuchem powietrza kartka papieru. Tuf by� bardzo du�y. Tolly Mune spotyka�a ju� nie raz muchy, kt�re lubi�y powi�ksza� si� w przekazie holograficznym, �eby wywrze� wi�ksze wra�enie, wi�c mo�e ten robi� to samo?... Jednak jaki� wewn�trzny g�os szepta� jej, �e tak nie jest, a poza tym Haviland Tuf nie wygl�da� na takiego cz�owieka. Oznacza�o to, �e r�wnie� w rzeczywisto�ci mia� oko�o dw�ch i p� metra wzrostu, czyli o przesz�o pi��dziesi�t centymetr�w wi�cej od najwy�szego paj�czarza, jakiego w �yciu widzia�a. Nie trzeba dodawa�, �e tamten tak�e, podobnie jak ona, by� uwa�any za wybryk natury. S'uthlamczyk�w charakteryzowa� do�� niski wzrost, co mia�o zwi�zek nie tylko z genetycznymi cechami, ale i sposobem od�ywiania. Twarz Tufa nie zdradza�a �adnych uczu�. - O tym samym - odpowiedzia� spokojnie, spl�t�szy d�ugie palce i po�o�ywszy d�onie na pot�nym, wystaj�cym brzuchu. - Pani historyczna erudycja budzi m�j g��boki podziw, kapitanie Mune. - Pi�knie dzi�kuj� - odpar�a uprzejmie. - Mo�esz mnie poprawi�, je�li si� myl�, ale mam niejasne wra�enie, �e Imperium rozpad�o si� co najmniej tysi�c lat temu, a wraz z nim In�ynieryjski Korpus Ekologiczny - rozproszony, zniszczony podczas bitew, zmuszony do ucieczki na Prometeusza i Star� Ziemi�, wymazany z kosmosu. Co prawda ludzie gadaj�, �e ci z Prometeusza dysponuj� znaczn� cz�ci� dawnych biotechnologii, ale tutaj �aden z nich si� nie pojawi�, wi�c nikt nie wie tego na pewno. S�ysza�am jednak, �e strzeg� zazdro�nie swoich tajemnic. Pozw�l wi�c, �e powt�rz� to, czego si� od ciebie dowiedzia�am, a ty mi powiesz, czy nic mi si� nie popl�ta�o. Przylecia�e� tu tysi�cletnim, nadal funkcjonuj�cym statkiem IKE, kt�ry przypadkiem znalaz�e� pewnego dnia podczas spaceru, jeste� sam na pok�adzie i statek nale�y do ciebie? - Wszystko si� zgadza - odpar� Haviland Tuf. Tolly u�miechn�a si� szeroko. - A ja jestem cesarzow� z Mg�awicy Kraba. Na twarzy Tufa nie drgn�� ani jeden mi�sie�. - Skoro tak, to obawiam si�, �e po��czono mnie z niew�a�ciw� osob�. Chcia�em rozmawia� z kapitanem Portu S'uthlam. Tolly poci�gn�a kolejny �yk piwa. - To ja nim jestem - prychn�a. - Dobra, Tuf, starczy tych g�upot! Przylatujesz tu czym� podejrzanie przypominaj�cym jednostk� bojow�, w dodatku trzydziestokrotnie wi�ksz� od naszego najwi�kszego tak zwanego kr��ownika w naszej tak zwanej Flotylli Planetarnej, i wytr�casz z r�wnowagi cholernie du�o ludzi. Po�owa d�d�ownic w hotelach my�li, �e jeste� jakim� Obcym, kt�ry zjawi� si� po to, �eby ze�re� nam powietrze i ukra�� dzieci, a druga po�owa jest �wi�cie przekonana, �e stanowisz tylko efekt specjalny, przygotowany przez nas, �eby ich zabawi�. Ju� ustawili si� w kolejkach do wypo�yczalni skafandr�w i skuter�w pr�niowych i za par� godzin rozpe�zn� ci si� po ca�ym kad�ubie. Co do moich ludzi, to po prostu nie wiedz�, co o tobie my�le�. Dlatego b�dzie lepiej, Tuf, je�li od razu przejdziesz do rzeczy i powiesz, czego w�a�ciwie chcesz. - Jestem okrutnie rozczarowany - oznajmi� Tuf. - Zada�em sobie wiele trudu, �eby przyby� tutaj i zasi�gn�� porady paj�czarzy i cybertechnik�w Portu S'uthlam, s�yn�cych z ogromnej fachowo�ci i nadzwyczajnej uczciwo�ci. Nie spodziewa�em si� natrafi� na nieoczekiwan� agresj� i bezzasadn� podejrzliwo��. Chcia�em prosi� o dokonanie pewnych napraw i modyfikacji, o nic wi�cej. Tolly Mune s�ucha�a go jednym uchem, wpatruj�c si� w doln� cz�� holograficznego obrazu, gdzie pojawi� si� niewielki, poro�ni�ty sier�ci�, czarno-bia�y przedmiot. - Przepraszam, Tuf - wykrztusi�a przez �ci�ni�te gard�o - ale jaki� przekl�ty szkodnik ociera ci si� o nog�. Ponownie przy�o�y�a do ust tub� z piwem. Haviland Tuf schyli� si� i podni�s� zwierz� z pod�ogi. - Nie wydaje mi si�, kapitanie Mune, aby nazywanie kot�w szkodnikami mia�o jakiekolwiek uzasadnienie - powiedzia�. - Wr�cz przeciwnie, kot jest nieustraszonym wrogiem wielu paso�yt�w i ma�o u�ytecznych stworze�, co zreszt� stanowi zaledwie jedn� z wielu fascynuj�cych, pozytywnych cech tego wspania�ego gatunku. Czy wie pani o tym, �e niegdy� ludzie oddawali kotom cze�� bosk�? Ten, kt�rego pani widzi, nazywa si� Furia. Kot u�o�y� si� w zagi�ciu pot�nego ramienia i zacz�� wydawa� z siebie g�o�ne pomruki, kiedy Tuf g�adzi� jego czarno- bia�e futro. - Hm... - chrz�kn�a Tolly. - Zwierz�... domowe, tak si� na to m�wi, prawda? U nas wszystkie zwierz�ta s� hodowane na mi�so, ale niekt�rzy go�cie przywo�� swoje, podobne do tego. Tylko nie pozw�l, �eby tw�j... kot, zgadza si�? - Zaiste - potwierdzi� Tuf. - No wi�c, nie pozw�l, �eby ten kot wydosta� si� poza statek. Pami�tam, jak dawno temu, kiedy jeszcze by�am zast�pc� kapitana portu, mieli�my tu niesamowity raban... Jaka� cholerna mucha zgubi�a swojego zwierzaka akurat wtedy, kiedy zjawi� si� z wizyt� wys�annik Obcych, i nasi stra�nicy pomylili jednego z drugim. Nawet nie masz poj�cia, jaka potem wybuch�a chryja. - Ludzie cz�sto reaguj� z nadmiern� pobudliwo�ci� - zauwa�y� Haviland Tuf. - Jakie naprawy i modyfikacje mia�e� na my�li? Tuf majestatycznie wzruszy� ramionami. - Doprawdy, same drobiazgi, bez w�tpienia nie stanowi�ce �adnego problemu dla tak znakomitych fachowc�w. Jak sama s�usznie pani zauwa�y�a, kapitanie Mune, "Arka" jest istotnie bardzo starym statkiem, a wojenne tu�aczki i stulecia zaniedba� pozostawi�y wyra�ne �lady. Ca�e pok�ady i sektory s� pozbawione energii lub uszkodzone w stopniu uniemo�liwiaj�cym dokonanie samonaprawy, cho� statek posiada wcale nie ma�e mo�liwo�ci w tym zakresie. Chcia�bym, aby te cz�ci naprawiono i przywr�cono je do u�ytku. Za�oga "Arki", jak zapewne pani wie dzi�ki swoim rozleg�ym, historycznym studiom, liczy�a sobie niegdy� dwustu ludzi. Co prawda statek jest wystarczaj�co zautomatyzowany, �ebym m�g� nim samodzielnie kierowa�, ale musz� przyzna�, �e odbywa si� to kosztem pewnych niewyg�d. Centrum sterownicze, usytuowane na g��wnym mostku, dzieli od mojej kwatery szmat drogi, sam mostek za� nie jest w wystarczaj�cym stopniu dostosowany do moich potrzeb, w zwi�zku z czym jestem zmuszony pokonywa� pieszo znaczne odleg�o�ci, przemieszczaj�c si� od jednego pulpitu do drugiego i wykonuj�c skomplikowane czynno�ci, niezb�dne dla prowadzenia "Arki". Cz�sto zdarza si� nawet, �e w celu dokonania niekt�rych z nich musz� opu�ci� mostek i uda� si� do kt�rej� z najodleglejszych cz�ci statku. W zwi�zku z t� niedogodno�ci� by�em zmuszony zrezygnowa� z tych wszystkich zamierze�, kt�re wymaga�y mojej jednoczesnej obecno�ci w dw�ch lub wi�cej miejscach, cz�sto oddalonych od siebie o wiele kilometr�w. W pobli�u mojej kwatery znajduje si� niewielka, ale bardzo wygodna zapasowa centrala ��czno�ci, sprawiaj�ca wra�enie dzia�aj�cej bez zarzutu. Pragn��bym, aby wasi cybertechnicy przeprogramowawali ca�y system komputerowy tak, �ebym w przysz�o�ci m�g� zawiadywa� wszystkim stamt�d, bez konieczno�ci odbywania codziennej, m�cz�cej podr�y na mostek, a nawet bez potrzeby opuszczania fotela. Poza tym chodzi zaledwie o kilka dodatkowych zmian, czy mo�e raczej poprawek. Zale�a�oby mi na nowoczesnej kuchni z pe�nym zestawem przypraw i obszern� bibliotek� przepis�w kulinarnych, abym m�g� posila� si� nieco bardziej urozmaiconymi i interesuj�cymi dla mego podniebienia potrawami, ni� obrzydliwe wojskowe racje, jakich w chwili obecnej dostarcza mi "Arka". Przyda�by si� r�wnie� poka�ny zapas wina i piwa, a tak�e urz�dzenia niezb�dne do wytwarzania tych�e, abym m�g� samodzielnie uzupe�nia� ubytki podczas d�ugich, mi�dzygwiezdnych podr�y. Nie od rzeczy by�oby r�wnie� uaktualnienie oferty moich rozrywek przez dostarczenie ksi��ek, holofilm�w i nagra� muzycznych pochodz�cych z ostatniego tysi�clecia. Poza tym, by� mo�e, przyda�oby mi si� kilka nowych program�w steruj�cych urz�dzeniami obronnymi, a tak�e par� innych drobnostek. Jestem got�w dostarczy� szczeg�ow� list�. Tolly Mune s�ucha�a go ze zdumieniem. - Do licha! - wykrzykn�a, kiedy sko�czy�. - Ty naprawd� masz tam stary, zrujnowany statek Korpusu Ekologicznego, prawda? - Zaiste - odpar� Haviland Tuf nieco wynio�le, jej zdaniem. U�miechn�a si�. - W takim razie przepraszam. Zaraz zmontuj� ekip� paj�czarzy i cybertechnik�w i po�l� j� do ciebie, �eby oszacowali zakres rob�t. Lepiej odpr� si� troch�, bo to du�y statek i minie troch� czasu, zanim si� we wszystkim zorientuj�. Chyba wy�l� te� paru ochroniarzy, bo w przeciwnym razie zaczn� ci si� p�ta� pod nogami t�umy wycieczkowicz�w, wynosz�cych wszystko, co da si� zabra� jako pami�tk�. - Zmierzy�a spojrzeniem pe�nym zastanowienia jego holograficzn� posta�. - By�oby dobrze, gdyby� spotka� si� z moimi lud�mi i powiedzia� im, gdzie czego maj� szuka�, a potem znikn�� im z oczu, �eby ci� nie pobili, kiedy przekonaj� si�, �e nie ma mowy o wprowadzeniu tej skorupy do paj�czyny. Jest za wielka. Mo�esz si� stamt�d jako� wydosta�? - Na pok�adzie "Arki" znajduje si� ca�a flotylla prom�w orbitalnych - odpar� Haviland Tuf - ale, je�li mam by� szczery, nie mam zbytniej ochoty porzuca� wyg�d, jakie otaczaj� mnie w mojej kwaterze. Nie w�tpi�, �e m�j statek jest wystarczaj�co du�y, aby moja obecno�� nie przeszkadza�a w istotny spos�b waszym ekipom. - Do licha, ty o tym wiesz i ja o tym wiem, ale oni pracuj� najlepiej wtedy, kiedy nikt nad nimi nie stoi i nie zagl�da im przez rami�. Poza tym wydawa�o mi si�, �e b�dziesz chcia� wyle�� na jaki� czas z tej puszki. Jak d�ugo w niej siedzia�e�? - Kilkana�cie miesi�cy standardowych - przyzna� Tuf - aczkolwiek nie mog� powiedzie�, �ebym by� sam w �cis�ym znaczeniu tego s�owa. Cieszy�em si� towarzystwem moich kot�w, a tak�e poznawa�em mo�liwo�ci "Arki" i pog��bia�em wiedz� na temat in�ynierii ekologicznej. Mimo to zgadzam si� z pani opini�, �e przyda�oby mi si� nieco rozrywki. Nigdy nie nale�y rezygnowa� z mo�liwo�ci skosztowania specja��w nowej, nieznanej do tej pory kuchni. - Zaczekaj, a� spr�bujesz naszego piwa! Poza tym w porcie jest ca�a masa interesuj�cych miejsc: hotele, o�rodki sportowe, sensoria, dystrybutornie �rodk�w odurzaj�cych, �ywy teatr, sale seksosza�owe, kasyna... - Posiadam pewne niewielkie uzdolnienia, je�li chodzi o kilka gier - przyzna� Tuf. - Nie wspominaj�c o turystyce - ci�gn�a Tolly. - Mo�esz wsi��� w kapsu�� i zjecha� wind� a� na sam d�, a tam ca�y S'uthlam stanie przed tob� otworem! - Zaiste, zaintrygowa�a mnie pani, kapitanie Mune - powiedzia� Tuf. - Obawiam si�, �e jestem nadzwyczaj ciekawski z natury. To moja najwi�ksza s�abo��. Niestety, mam podstawy przypuszcza�, i� skromno�� moich �rodk�w finansowych wyklucza d�u�szy pobyt. - Nic si� nie b�j - odpar�a z u�miechem Tolly Mune. - Wszystko w��czymy do rachunku za napraw� statku. No to wskakuj do tego cholernego promu i cumuj w... Zaczekaj chwil�... W doku 911, jest pusty. Najpierw obejrzyj sobie Paj�cznik, a potem zjed� na d�. Wywo�asz niez�� sensacj�. Ju� teraz gadaj� o tobie w wiadomo�ciach. D�d�ownice i muchy oblez� ci� w ci�gu paru sekund. - By� mo�e gnij�cy kawa�ek mi�sa uradowa�by si� tak� perspektyw� - odrzek� Haviland Tuf. - Ja, niestety, nie mog� tego o sobie powiedzie�. - W takim razie przyle� incognito. Wkr�tce po tym, jak Haviland Tuf zaj�� miejsce w kapsule, kt�r� mia� odby� podr� na powierzchni� planety, obok niego pojawi� si� steward z w�zkiem zastawionym przer�nymi trunkami. Tuf zd��y� ju� skosztowa� w Paj�czniku miejscowego piwa i przekona� si�, �e jest cienkie, wodniste i prawie zupe�nie pozbawione smaku. - Mo�e w waszej ofercie znajduj� si� tak�e produkty pochodz�ce spoza tej planety - zwr�ci� si� uprzejmie do stewarda. - Je�eli tak, ch�tnie naby�bym jeden z nich. - Oczywi�cie - odpar� steward, podaj�c mu tub� wype�nion� ciemnobr�zowym p�ynem. Napis na etykietce by� sporz�dzony pismem Shan-Delor. Zaraz potem podsun�� mu tak�e kart� rachunkow�, na kt�rej Tuf wystuka� sw�j numer. Na S'uthlam rol� pieni�dzy pe�ni�y kalorie, za� nale�no�� za tub� przekracza�a niemal pi�ciokrotnie rzeczywist� warto�� kaloryczn� znajduj�cego si� w niej piwa. - Koszty importowe - wyja�ni� steward. Kapsu�a run�a w d� szybu si�gaj�cego a� do powierzchni planety, a Tuf majestatycznie podni�s� do ust tub� i poci�gn�� spory �yk. Podr� nie nale�a�a do najbardziej wygodnych. Tuf uzna�, �e cena za miejsce w kabinie klasy lux jest zdecydowanie zbyt wysoka, w zwi�zku z czym zdecydowa� si� na pierwsz� klas�, teoretycznie niewiele mniej komfortow�; okaza�o si� jednak, �e by� zmuszony wbi� si� w fotel zaprojektowany bez w�tpienia z my�l� o bardzo ma�ym, s'uthlamskim dziecku, ustawiony wraz z siedmioma innymi w rz�dzie przedzielonym po�rodku w�skim przej�ciem. Na ca�e szcz�cie �lepy traf zrz�dzi�, �e przypad�o mu miejsce przy samym przej�ciu. Gdyby nie to, nale�a�o mie� powa�ne w�tpliwo�ci, czy podr� w og�le by�aby mo�liwa. Jednak nawet tutaj przy ka�dym ruchu ociera� si� o chude, obna�one rami� siedz�cej przy nim kobiety, co napawa�o go olbrzymim niesmakiem. Siedz�c tak, jak to zwyk� zawsze czyni�, dotyka� g�ow� sufitu, w zwi�zku z czym musia� si� przygarbi� i pochyli�, co z kolei zaowocowa�o dokuczliwym napi�ciem mi�ni karku. W tylnej cz�ci kapsu�y znajdowa�y si� przedzia�y drugiej i trzeciej klasy; Tuf wzdraga� si� nasam� my�l o warunkach, jakie zapewniano tam podr�uj�cym i postanowi� za wszelk� cen� unikn�� konieczno�ci przekonania si� o tym na w�asnej sk�rze. Kiedy kapsu�a ruszy�a, wi�kszo�� pasa�er�w naci�gn�a na g�owy kaptury izoluj�ce ich od otoczenia i po naci�ni�ciu odpowiedniego przycisku odda�a si� ulubionemu rodzajowi rozrywki. Mogli wybiera� spo�r�d trzech program�w muzycznych, dramatu historycznego, dw�ch fantastyczno- erotycznych przygodowc�w, kana�u przeznaczonego dla biznesu, czego� okre�lonego jako "pawana geometryczna", a tak�e bezpo�redniej stymulacji o�rodk�w przyjemno�ci w m�zgu. Tuf mia� ochot� zapozna� si� z pawan�, lecz okaza�o si�, �e kaptur nie chce wej�� na jego zbyt du��, wed�ug standard�w obowi�zuj�cych na S'uthlam, g�ow�. - To ty jeste� ta wielka mucha? - zapyta� kto� z drugiej strony przej�cia. Tuf spojrza� w tamtym kierunku. S'uthlamczycy siedzieli w milczeniu na swoich miejscach, z naci�gni�tymi na g�owy czarnymi, zas�aniaj�cymi oczy kapturami. Jedyn� przytomn� osob� w przedziale, opr�cz Tufa i steward�w, by� m�czyzna zajmuj�cy miejsce w rz�dzie z ty�u. D�ugie, splecione w warkocz w�osy, sk�ra koloru miedzi i pe�ne, t�uste policzki ju� na pierwszy rzut oka zdradza�y jego nietutejsze pochodzenie. - Ta wielka mucha to ty, no nie? - Jestem Haviland Tuf, in�ynier-ekolog. - Od razu wiedzia�em, �e� mucha - odpar� m�czyzna. - Tak samo jak ja. Ratch Norren, z Vandeen. - Wyci�gn�� r�k�. Haviland Tuf spojrza� na ni�. - Znany jest mi staro�ytny rytua� wymieniania u�cisk�w d�oni, sir. Zd��y�em ju� zauwa�y�, �e nie ma pan przy sobie �adnej broni. Z tego, co wiem, obyczaj �w mia� pocz�tkowo na celu podkre�lenie tego faktu. Ja tak�e jestem nieuzbrojony. Mo�e pan ju� cofn�� d�o�, je�li ma pan na to ochot�. Ratch Norren zrobi� to z szerokim u�miechem na twarzy. - �mieszna z ciebie kaczka - powiedzia�. - Sir - odpar� z godno�ci� Tuf. - Nie jestem ani �mieszn� kaczk�, ani wielk� much�. Wydaje mi si�, �e powinno to by� jasne dla ka�dego cz�owieka o cho�by przeci�tnej inteligencji, chyba �e standardy obowi�zuj�ce na Vandeen odbiegaj� w drastyczny spos�b od tych, do jakich jestem przyzwyczajony. Ratch Norren uszczypa� si� w policzek. Policzek by� t�usty, pokryty grub� warstw� czerwonego pudru, a uszczypni�cie zdrowe i bynajmniej nie udawane. Tuf doszed� do wniosku, i� jest to albo szczeg�lnie perwersyjny tik, albo jaki� gest charakterystyczny wy��cznie dla Vandeenan, kt�rego znaczenie musia�o na razie pozosta� dla niego zagadk�. - Te muchy to gadanie paj�czarzy - wyja�ni� d�ugow�osy m�czyzna. - Oni nas wszystkich nazywaj� muchami. - Zaiste - odpar� Tuf. - To ty przylecia�e� tym ogromnym okr�tem wojennym, zgadza si�? Tym, co go pokazywali w wiadomo�ciach? - Norren nie czeka� na odpowied�. - Dlaczego nosisz peruk�? - Podr�uj� incognito - wyja�ni� Haviland Tuf - cho� wszystko wskazuje na to, �e mimo przebrania uda�o si� panu mnie rozpozna�. Norren ponownie uszczypa� si� w policzek. - M�w mi Ratch - powiedzia�, po czym zmierzy� Tufa krytycznym spojrzeniem. - Marniutkie to twoje przebranie. W peruce czy bez, zawsze b�dziesz ogromnym grubasem o g�bie jak muchomor. - W przysz�o�ci zastosuj� tak�e makija� - oznajmi� Tuf. - Na szcz�cie, �aden z tubylc�w nie dor�wnuje panu przenikliwo�ci�. - S� zbyt uprzejmi, �eby to okaza�. Tak to ju� u nich wygl�da. Po prostu za du�o ich jest, rozumiesz? Wi�kszo�� nie mo�e sobie pozwoli� na prawdziwe odosobnienie, wi�c udaj�, �e si� nie widz�. Nikt nie zwr�ci na ciebie uwagi, je�li nie dasz wyra�nie do zrozumienia, �e sobie tego �yczysz. - Mieszka�cy Portu S'uthlam, kt�rych mia�em okazj� spotka�, nie wydawali si� szczeg�lnie dyskretni, ani nie grzeszyli nadmiern� etykiet� - zauwa�y� Tuf. - Paj�czarze to zupe�nie co innego - wyja�ni� Ratch Norren. - Tam, na g�rze, maj� troch� wi�cej luzu. Dam ci rad�, kole�: nie sprzedawaj im swojego statku, tylko zaprowad� go na Vandeen. Zap�acimy ci du�o wi�cej ni� oni. - Nie mam najmniejszego zamiaru sprzedawa� "Arki" - odpar� Tuf. - Nie musisz mi mydli� oczu, i tak nie mam pe�nomocnictw, �eby j� kupi�. Ani tylu standard�w. Cholernie �a�uj�. - Parskn�� g�o�nym �miechem. - Jak polecisz na Vandeen, skontaktuj si� bezpo�rednio z nasz� Rad� Koordynator�w. M�wi� ci, nie po�a�ujesz tego. - Norren rozejrza� si� ukradkiem, upewniaj�c si�, czy stewardzi s� daleko, a pasa�erowie maj� g�owy skryte w kapturach, po czym zni�y� g�os do konspiracyjnego szeptu. - Poza tym, nawet je�li nie chodzi o cen�, to dosz�y mnie s�uchy, �e ten tw�j statek ma niesamowicie silne uzbrojenie, zgadza si�? Chyba nie chcesz da� tego wszystkiego S'uthlamczykom? Ja ich bardzo lubi�, s�owo daj�, przylatuj� tu cz�sto w interesach i wiem, �e to porz�dni ludzie, kiedy spotka si� jednego albo dw�ch, ale ich jest tak cholernie du�o, Tuffer, a w dodatku mno�� si� bez chwili przerwy, jak jakie� przekl�te gryzonie! Sam zobaczysz. Kilkaset lat temu tylko z tego powodu wybuch�a tu du�a, lokalna wojna. S'uthaki zak�adali kolonie, gdzie si� tylko da�o i rozmna�ali si� tak szybko, �e po prostu wyduszali tych, kt�rzy tam byli przed nimi. Na szcz�cie, uda�o nam si� wybi� im to z g�owy. - Nam? - zapyta� Haviland Tuf. - Oficjalnie w koalicji by�y Vandeen, Skrymir, Planeta Henry'ego i Jazbo, ale dostali�my du�� pomoc jeszcze od paru innych, rozumiesz? Traktat pokojowy nakaza� S'uthlamczykom nie wychyla� nosa poza ich uk�ad planetarny. Je�li dasz im ten sw�j diabelski statek, Tuf, mo�e im znowu przyj�� ochota pohasa�. - Z tego, co wiem, S'uthlamczycy s� nadzwyczaj honorowymi i uczciwymi lud�mi. Ratch Norren po raz kolejny uszczypa� si� w policzek. - Honorowi, uczciwi... Jasne, jasne. �wietnie si� z nimi handluje i s� znakomici w ��ku. M�wi� ci, znam ich chyba z tysi�c i wszyscy s� moimi przyjaci�mi, ale problem polega na tym, �e ten tysi�c moich s'uthlamskich przyjaci� ma co najmniej dziesi�� tysi�cy dzieci. Ci ludzie si� r o z m n a � a j �, Tuf, oto ca�y k�opot! Pos�uchaj Ratcha, dobrze ci radz�. Oni wszyscy to �ycioszajbusy, rozumiesz? - Zaiste - odpar� Haviland Tuf. - Czy wolno mi zapyta�, co to s� �ycioszajbusy? - �ycioszajbusy to �ycioszajbusy - wyja�ni� niecierpliwie Norren. - Antyentropi�ci, czciciele bachor�w, wielbiciele p�odno�ci, po prostu religijni fanatycy, Tuffer, kompletne �wiry... Mo�e powiedzia�by co� wi�cej, ale w�a�nie w tej chwili w ich stron� ruszy� jeden ze steward�w, pchaj�c przed sob� w�zek z napojami. Norren umilk� i zapad� si� jakby nigdy nic w swoim fotelu. Haviland Tuf uni�s� d�ugi, bia�y palec, by zwr�ci� na siebie uwag� stewarda. - Poprosz� jeszcze jedn� tub�, je�li mo�na - powiedzia�. Pozosta�� cz�� podr�y sp�dzi� pogr��ony w my�lach, od czasu do czasu poci�gaj�c w milczeniu �yk piwa. Tolly Mune unosi�a si� w powietrzu w swojej zagraconej kwaterze, popijaj�c piwo i my�l�c intensywnie. Jedn� ze �cian pokoju stanowi� ogromny ekran o wymiarach sze�� metr�w na trzy. Zwykle wype�nia�y go rozleg�e panoramy, gdy� Tolly lubi�a oddawa� si� z�udzeniu, �e jest to okno wychodz�ce na niebotyczne, zimne g�ry Skrymiru, przepastne kaniony Vandeen wype�nione bystrymi, spienionymi rzekami lub na nieprzeliczone �wiat�a miasta S'uthlam ze smuk��, srebrzyst� wie�� windy wznosz�c� si� wysoko w g�r� a� do czarnego, bezksi�ycowego nieba, ponad dachy najbardziej luksusowych, czterokilometrowych drapaczy chmur. Dzi� jednak na ekranie widnia� obraz usianego gwiazdami nieba, na kt�rego tle wisia� w bezruchu gigantyczny statek o nazwie "Arka". Nawet tak du�y ekran - jeden z przywilej�w zwi�zanych z pe�nieniem funkcji kapitana portu - nie by� w stanie odda� jego prawdziwych rozmiar�w. Tolly Mune zdawa�a sobie doskonale spraw�, �e niebezpiecze�stwo i nadzieja, zwi�zane z pojawieniem si� statku, by�y od niego niepor�wnywalnie wi�ksze. Rozleg� si� brz�czyk wzywaj�cy j� do konsolety. Komputer nie niepokoi�by jej, gdyby nie by�a to rozmowa, na kt�r� czeka�a. - Prze��cz na g��wny ekran - poleci�a Tolly. Gwiazdy zgas�y, "Arka" rozp�yn�a si� w nico��, a na ekranie pojawi�a si� twarz Przewodnicz�cego Josena Raela, przyw�dcy ugrupowania dysponuj�cego aktualnie wi�kszo�ci� w Radzie Planety. - Kapitanie Mune... - powiedzia�. Bezlitosne powi�kszenie ujawnia�o napi�cie mi�ni karku, �ci�gni�te usta i twardy b�ysk ciemnobr�zowych oczu. Mimo pudru, pokrywaj�cego �ysin� na czubku g�owy, zacz�y si� tam formowa� krople potu. - Panie Przewodnicz�cy... - odpar�a. - Dobrze, �e pan dzwoni. Zapozna� si� pan z raportem? - Tak. Czy ten kana� jest zabezpieczony przed pods�uchem? - Oczywi�cie. Mo�e pan swobodnie m�wi�. Josen Rael westchn�� g��boko. Niedawno min�o dziesi�� lat od chwili, kiedy po raz pierwszy wyst�pi� na politycznej scenie. Najpierw da� si� pozna� za po�rednictwem program�w informacyjnych jako minister wojny, potem awansowa� na ministra rolnictwa, a cztery lata temu zosta� wybrany przyw�dc� wi�kszo�ciowej frakcji technokrat�w w Radzie Planety, staj�c si� tym samym najpot�niejszym cz�owiekiem S'uthlamu. W�adza postarzy�a go i zm�czy�a, ale Tolly jeszcze nigdy nie widzia�a go w tak z�ej formie jak dzisiaj. - Czy jest pani pewna wszystkich danych? - zapyta�. - Nie pope�nili�cie �adnego b��du? Chyba nie musz� m�wi�, �e nie mo�emy sobie pozwoli� na najmniejsz� pomy�k�. Czy to na pewno jest jednosta operacyjna In�ynieryjskiego Korpusu Ekologicznego? - Na pewno - odpar�a Tolly Mune. - Uszkodzona i w kiepskim stanie, ale nadaj�ca si� do u�ytku, a co wa�niejsze, z nienaruszonymi magazynami tkanek. Wszystko dok�adnie sprawdzili�my. Rael przyg�adzi� d�ugimi palcami swoje siwe, mocno przerzedzone w�osy. - Przypuszczam, �e powinienem unie�� si� rado�ci� - powiedzia�. - Spr�buj� tak wygl�da�, kiedy b�dzie ju� po wszystkim i zaczn� ze mn� przeprowadza� wywiady, ale na razie potrafi� my�le� wy��cznie o niebezpiecze�stwach. Przed chwil� sko�czy�o si� zamkni�te posiedzenie Rady. Nie mo�emy ryzykowa� nadmiernego rozg�osu, dop�ki sprawa si� ostatecznie nie wyja�ni. Rada by�a niemal jednomy�lna - technokraci, ekspansjoni�ci, zeroi�ci, partia ko�cielna, wszystkie od�amy. - Roze�mia� si�. - Jeszcze nigdy, przez tyle lat, nie widzia�em takiej zgodno�ci. Kapitanie Mune, ten statek musi by� nasz. .N:22 Tolly Mune spodziewa�a si�, �e to us�yszy. Pe�ni�c tak d�ugo funkcj� kapitana Portu S'uthlam zd��y�a dok�adnie pozna� polityczne zasady rz�dz�ce spo�ecze�stwem jej planety. S'uthlam niemal od pocz�tku istnienia pogr��ony by� w nie ko�cz�cym si� kryzysie. - Spr�buj� go dla was kupi� - powiedzia�a. - Ten Haviland Tuf by� kiedy� niezale�nym kupcem, dop�ki nie natrafi� na "Ark�". Moi ludzie znale�li na l�dowisku jego stary statek, zreszt� w okropnym stanie. Wszyscy kupcy to chciwe bestie, co do jednego. Chyba uda nam si� to wykorzysta�. - Prosz� mu zap�aci�, ile b�dzie chcia� - poleci� Josen Rael. - Rozumie pani, kapitanie? Ma pani nieograniczone pe�nomocnictwa finansowe. - Rozumiem - odpar�a Tolly Mune. Pozosta�o jedno pytanie, kt�re koniecznie musia�a zada�. - A je�li nie zechce go sprzeda�? Josen Rael zawaha� si� przez chwil�. - Musi - powiedzia� wreszcie. - Odmowa oznacza�aby prawdziw� tragedi�. Mo�e nie dla niego, ale na pewno dla nas. - Co mam zrobi�, je�eli nie b�dzie chcia� go sprzeda�? - powt�rzy�a Tolly Mune. - Powinnam chyba wiedzie�, jak� mam mo�liwo�� manewru. - Musimy zdoby� ten statek - o�wiadczy� Rael. - Je�eli Tuf oka�e si� g�uchy na rozs�dne argumenty, nie pozostawi nam wyboru. Rada Planety skorzysta ze swoich uprawnie� i skonfiskuje "Ark�". Oczywi�cie, damy mu odpowiedni� rekompensat�. - Do licha! Czyli po prostu zajmiecie statek si��. - Wcale nie - odpar� Josen Rael. - Wszystko b�dzie w porz�dku, ju� to sprawdzi�em. W chwilach najwy�szego zagro�enia prawo jednostki do indywidualnej w�asno�ci musi ust�pi� przed interesami og�u. - Niech ci� drzwi �cisn�, to tylko nieudolne usprawiedliwienia, Josen - powiedzia�a Tolly. - Kiedy by�e� tu, na g�rze, gada�e� bardziej do rzeczy. Co oni z tob� zrobili? Przewodnicz�cy Rady Planety skrzywi� si� paskudnie i przez chwil� przypomina� znowu m�odego cz�owieka, kt�ry pracowa� z ni� przez rok, kiedy by�a jeszcze zast�pc� kapitana portu, a on trzecim zast�pc� kierownika dzia�u zajmuj�cego si� handlem mi�dzyplanetarnym. Jednak zaraz potem potrz�sn�� g�ow� i na ekranie znowu pojawi�a si� twarz starego, zm�czonego polityka. - Mnie to te� wcale si� nie podoba, Mamo - powiedzia� - ale czy mamy jaki� wyb�r? Widzia�em najnowsze prognozy: najdalej za dwadzie�cia siedem lat grozi nam masowy g��d, o ile nie nast�pi jaki� prze�om, a jak na razie na �aden si� nie zanosi. Jednak zanim do tego dojdzie, ekspansjoni�ci najprawdopodobniej odzyskaj� w�adz� i b�dziemy mieli kolejn� wojn�. Tak czy inaczej, umr� miliony, mo�e nawet miliardy ludzi. W por�wnaniu z tym, jakie znaczenie maj� prawa jednego cz�owieka? - Nie b�d� dyskutowa�a na ten temat, Josen, cho� dobrze wiesz, �e s� tacy, kt�rzy nie przepu�ciliby okazji. Mniejsza o to. Skoro starasz si� by� taki praktyczny, to podsun� ci par� cholernie praktycznych spraw do przemy�lenia. Nawet je�li uda nam si� legalnie odkupi� ten statek od Tufa, czeka nas przeprawa z Vandeen, Skrymirem i ich sojusznikami, cho� bardzo w�tpi�, czy zdecydowaliby si� na podj�cie jakich� konkretnych dzia�a�. Jednak je�eli zabierzemy mu go si��, wszystko b�dzie wygl�da� zupe�nie inaczej. Mog� nas oskar�y� o piractwo, mog� uzna� "Ark�" za okr�t wojenny - kt�rym zreszt� jest, nawiasem m�wi�c, i to najpot�niejszym, jaki kiedykolwiek zbudowano - i zarzuci� nam naruszenie postanowie� traktatu pokojowego. - Porozmawiam osobi�cie z ich ambasadorami - powiedzia� ze znu�eniem Josen Rael. - Zapewni� ich, �e dop�ki w�adz� sprawuj� technokraci, program kolonizacji nie zostanie wznowiony. - A oni uwierz� ci na s�owo, tak? Ju� widz�, jak to zrobi�. A mo�e uda ci si� tak�e ich przekona�, �e technokraci nigdy nie utrac� w�adzy i �e do g�osu nie dojd� znowu ekspansjoni�ci? Jak chcesz to zrobi�, je�li �aska? A mo�e masz zamiar za pomoc� "Arki" si�gn�� po pozycj� dobrotliwego dyktatora? Przewodnicz�cy zacisn�� wargi w w�sk� kresk�, a na jego twarzy pojawi� si� wyra�ny rumieniec. - Przecie� mnie znasz. Nic takiego nawet mi nie przesz�o przez my�l. Zgoda, istniej� pewne niebezpiecze�stwa, ale nie mo�na zapomina�, �e statek znacznie wzmocni�by nasz� zdolno�� obronn�. Gdyby tamci zdecydowali si� nas zaatakowa�, mieliby�my w d�oni kart� nie do przebicia. - Nonsens - odparowa�a Tolly Mune. - Najpierw musimy go naprawi�, a potem dok�adnie pozna�. Technologie, kt�re tam zastosowano, zosta�y zapomniane ponad tysi�c lat temu. Zanim naprawd� nauczymy si� korzysta� z tej cholernej skorupy, minie wiele miesi�cy, a mo�e nawet lat. Nikt nie da nam tyle czasu. Armada z Vandeen zjawi si� najdalej po kilku tygodniach, �eby nam go odebra�, a reszta nie pozostanie daleko z ty�u. - To ju� nie pani zmartwienie, kapitanie - odpar� lodowatym tonem Josen Rael. - Rada Planety rozwa�y�a dok�adnie ten problem. - Nie pr�buj naskakiwa� na mnie z g�ry, Josen. Pami�tasz, jak kiedy� naszprycowa�e� si� jakimi� prochami i upar�e� si�, �e wyjdziesz w przestrze�, �eby sprawdzi�, jak szybko powstaj� w pr�ni kryszta�ki moczu? Tylko dzi�ki mnie nie odmrozi�e� sobie wtedy w�a, szanowny panie Przewodnicz�cy. Wyczy�� swoje cholerne uszy i pos�uchaj mnie uwa�nie: mo�e wojna rzeczywi�cie nie jest moj� spraw�, ale handel na pewno tak. Ten port stanowi dla nas jedyn� szans� na prze�ycie. Importujemy trzydzie�ci procent niezb�dnych kalorii... - Trzydzie�ci cztery procent - poprawi� j� Rael. - W�a�nie, trzydzie�ci cztery - zgodzi�a si� Tolly Mune. - I obydwoje wiemy, �e ten procent nie b�dzie mala�, tylko r�s�. P�acimy za �ywno�� nasz� technologiczn� wiedz� i umiej�tno�ciami. Remontujemy, naprawiamy i budujemy wi�cej statk�w kosmicznych ni� jakakolwiek planeta w tym sektorze, a wiesz, dzi�ki czemu? Dzi�ki temu, �e ja staj� na mojej cholernej g�owie i robi� wszystko, �eby�my byli najlepsi! Sam Tuf to powiedzia�. Przylecia� do nas dlatego, �e mamy dobr� reputacj� - jeste�my uczciwi, kompetentni, przestrzegamy zasad etyki i znamy si� na robocie. Jak s�dzisz, co zostanie z naszej reputacji, je�li skonfiskujemy mu ten jego skubany statek? Ilu jeszcze kupc�w i handlarzy powierzy nam swoje jednostki, je�eli rozejdzie si� fama, �e zabieramy te, kt�re nam si� spodobaj�? Co si� stanie z moim cholernym portem, do stu diab��w? - Rzeczywi�cie, mog�oby to odnie�� niepo��dany skutek - przyzna� Josen Rael. Tolly prychn�a pogardliwie. - Nasza ekonomia zosta�aby ca�kowicie zniszczona! - stwierdzi�a bez ogr�dek. Po wysoko sklepionym, �ysym czole Raela p�yn�y stru�ki potu. Otar� je wydobyt� z kieszeni chusteczk�. - W takim razie musi pani zrobi� wszystko, �eby do tego nie dosz�o, kapitanie Mune. Musi pani si� postara�, �eby nic takiego nie nast�pi�o. - Jak? - Kupuj�c "Ark�". Udzielam pani wszelkich pe�nomocnictw, bo wygl�da na to, �e doskonale pani rozumie z�o�ono�� sytuacji. Prosz� postara� si� przekona� tego Tufa. Ponosi pani ca�kowit� odpowiedzialno�� za rezultaty swoich dzia�a�. Przewodnicz�cy Rady Planety skin�� g�ow� i ekran �ciemnia�. Haviland Tuf odgrywa� rol� turysty. Z pewno�ci� nie spos�b by�o zaprzeczy�, �e na sw�j spos�b S'uthlam robi� ogromne wra�enie. Podczas wielu lat, jakie Haviland Tuf sp�dzi� jako kupiec na pok�adzie "Rogu Obfito�ci Znakomitych Towar�w po Nadzwyczaj Niskich Cenach", podr�uj�c od gwiazdy do gwiazdy, odwiedzi� wi�cej planet, ni� by� w stanie spami�ta�, ale wydawa�o si� ma�o prawdopodobne, �eby m�g� szybko zapomnie� to, co zobaczy� tym razem. Mia� ju� okazj� podziwia� wiele widok�w zapieraj�cych dech w piersi: kryszta�owe wie�e Avalonu, podniebne paj�czyny Arachne, spienione morza Starego Posejdonu, czarne, bazaltowe g�ry Clegg... Miasto S'uthlam - stare nazwy oznacza�y teraz jedynie dzielnice i rejony, bo rozrastaj�ce si� niepohamowanie o�rodki miejskie ju� wiele stuleci temu po��czy�y si� w jedno, ogromne megalopolis - mog�o r�wna� si� z ka�dym z nich. Tuf �ywi� upodobanie do wysokich budynk�w, w zwi�zku z czym zar�wno w dzie�, jak i w nocy podziwia� cz�sto panoram� miasta z platform obserwacyjnych umieszczonych na wysoko�ci kilometra, dw�ch, pi�ciu, czy nawet dziewi�ciu. Niezale�nie od tego, jak wysoko si� znalaz�, �wiat�a ci�gn�y si� we wszystkich kierunkach a� po horyzont. Kwadratowe, pozbawione wyrazu czterdziesto- i pi��dziesi�ciopi�trowe budynki t�oczy�y si� jeden przy drugim w nie ko�cz�cych si� rz�dach, ukryte w wiecznym cieniu pokrytych b�yszcz�cymi zwierciad�ami wie� wystrzelaj�cych wysoko w niebo, by przechwyci� jak najwi�cej promieni s�o�ca. Kolejne poziomy wznosi�y si� jedne nad drugimi, a ruchome chodniki mija�y si� i krzy�owa�y niesko�czon� ilo�� razy, tworz�c nieprawdopodobnie skomplikowane, pogmatwane wzory. Pod powierzchni� ziemi znajdowa�a si� g�sta sie� tuneli, kt�rymi mkn�y z szybko�ci� kilkuset kilomet�w na godzin� kapsu�y zaopatrzeniowe, jeszcze ni�ej za� zaczyna�a si� pl�tanina dr��onych coraz g��biej piwnic, korytarzy i najr�niejszych pomieszcze�, tworz�c drugie miasto, si�gaj�ce w d� r�wnie daleko, jak wysoko pi�o si� w niebo to na g�rze. Z orbity, sk�d Tuf widzia� �wiat�a metropolii, miasto wydawa�o si� obejmowa� p� kontynentu; ogl�dane z powierzchni planety sprawia�o wra�enie, jakby rozci�ga�o si� poza granice Galaktyki. Na S'uthlam znajdowa�y si� r�wnie� inne kontynenty i one tak�e l�ni�y w nocy blaskiem cywilizacji. W morzu �wiate� nie by�o �adnych wysp cienia, gdy� S'uthlamczycy nie mieli do�� miejsca, �eby pozwoli� sobie na luksus park�w. Tuf nie mia� im tego za z�e, bo zawsze uwa�a� parki za perwersyjny pomys�, maj�cy g��wnie na celu bezustanne przypominanie cywilizowanej ludzko�ci jak niewygodne, niebezpieczne i okrutne by�o �ycie wtedy, kiedy wszyscy mieszkali jeszcze na �onie natury. Podczas swoich rozlicznych w�dr�wek Haviland Tuf zetkn�� si� z wieloma r�nymi kulturami i musia� przyzna�, �e ta, kt�r� zasta� na S'uthlam, nie ust�powa�a �adnej z wcze�niej poznanych. By� to �wiat pe�en osza�amiaj�cych mo�liwo�ci, r�norodny i bogaty, jednocze�nie kipi�cy �yciow� energi� i nurzaj�cy si� w dekadencji, ca�kowicie kosmopolityczny, utrzymuj�cy o�ywione kontakty z wieloma odleg�ymi planetami, korzystaj�cy obficie z produkt�w kultury obcych lud�w, lecz zarazem nie zapominaj�cy o rozwoju w�asnej. Samo miasto oferowa�o wi�cej mo�liwo�ci wypoczynku i rozrywek, ni� Tuf kiedykolwiek widzia� w jednym miejscu; turysta, kt�ry zechcia�by ze wszystkich skorzysta�, bez w�tpienia musia�by na to po�wi�ci� kilka standardowych lat. W ci�gu wielu lat sp�dzonych na bezustannych podr�ach Haviland Tuf mia� okazj� podziwia� wysoko rozwini�t� nauk� i techniczn� maestri� Avalonu, Newholme, Tober-Veil, Starego Posejdonu, Balduru, Arachne i dziesi�tk�w innych planet, krocz�cych w awangardzie rozwoju ludzko�ci. S'uthlam dor�wnywa� pod tym wzgl�dem najbardziej rozwini�tym spo�r�d nich. Ju� sama orbitalna winda stanowi�a nie lada osi�gni�cie - podobno w dawnych czasach, jeszcze przed Upadkiem, takie konstrukcje wznoszono na Starej Ziemi, a raz pokuszono si� o to na Newholme, gdzie niebotyczna wie�a run�a wkr�tce podczas wojny. Tuf jeszcze nigdy nie widzia� na w�asne oczy r�wnie ogromnej konstrukcji, nawet na Avalonie, gdzie z budowy windy zrezygnowano z przyczyn ekonomicznych. Ruchome chodniki, linie przesy�owe kapsu� zaopatrzeniowych, fabryki - wszystko by�o nowoczesne i efektywne. Nawet rz�d zdawa� si� funkcjonowa� bez zarzutu. S'uthlam by� zadziwiaj�c� planet�. Haviland Tuf przemieszcza� si� z miejsca na miejsce przez trzy dni i upaja� si� wszystkimi cudowno�ciami, po czym wr�ci� do swojego male�kiego pokoiku pierwszej klasy na siedemdziesi�tym dziewi�tym pi�trze gigantycznego hotelu i wezwa� w�a�ciciela. - Pragn� w mo�liwie kr�tkim czasie powr�ci� na m�j statek - o�wiadczy� z d�o�mi splecionymi na swoim wystaj�cym brzuchu, siedz�c na kraw�dzi w�skiego, wysuwanego ze �ciany ��ka. W�a�ciciel, ma�y cz�owieczek si�gaj�cy mu zaledwie do pasa, wydawa� si� bardzo zak�opotany. - S�dzi�em, �e zamierza pan u nas pozosta� jeszcze przez dziesi�� dni - powiedzia�. - Zgadza si� - odpar� Tuf. - Jednak plany maj� to do siebie, �e cz�sto ulegaj� zmianom. Pragn� wr�ci� na orbit� tak szybko, jak tylko mo�liwe. B�d� panu niezmiernie zobowi�zany, je�li zechce si� pan zaj�� wszystkimi koniecznymi przygotowaniami. - Nie widzia� pan jeszcze tylu miejsc! - Zaiste. Mimo to wydaje mi si�, �e to, co widzia�em, cho�by stanowi�o tylko niewielk� cz�stk� ca�o�ci, w zupe�no�ci mi wystarczy. - Nie podoba si� panu S'uthlam? - �yje na nim zbyt wielu S'uthlamczyk�w - odpar� Tuf. - Mog� si� pokusi� o wymienienie jeszcze kilku wad - doda�, unosz�c d�ugi palec. - Jedzenie jest wstr�tne, pochodz�ce niemal ca�kowicie z chemicznego odzysku, pozbawione jakiegokolwiek smaku, cz�sto o niemi�ej konsystencji, zabarwione na niezwyk�e, budz�ce niemi�e skojarzenia kolory. Musz� tak�e wspomnie� o ci�g�ej, natr�tnej obecno�ci gromady reporter�w i dziennikarzy. Nauczy�em si� ich rozpoznawa� po obiektywach kamer zainstalowanych na ich czo�ach w charakterze trzeciego oka. By� mo�e pan r�wnie� ich zauwa�y�, k��bi�cych si� w g��wnym hallu, sensorium i restauracji. Wed�ug moich szacunkowych oblicze� jest ich co najmniej dwudziestu. - Jest pan osob� publiczn�, prawdziw� sensacj� - wyja�ni� cz�owieczek. - Ca�y S'uthlam chcia�by jak najwi�cej si� o panu dowiedzie�. Mam nadziej�, �e reporterzy nie narzucali si� panu, skoro nie wyrazi� pan ch�ci udzielenia wywiadu? Etyka zawodowa... - By�a skrupulatnie przestrzegana - doko�czy� za niego Haviland Tuf - a tak�e musz� przyzna�, �e trzymali si� ode mnie w pewnym oddaleniu. Niemniej jednak co wiecz�r, kiedy powraca�em do tego zdecydowanie niewystarczaj�co obszernego pomieszczenia i w��cza�em wiadomo�ci, mia�em okazj� ogl�da� siebie podziwiaj�cego miasto, jedz�cego niesmaczne, gumiaste potrawy, odwiedzaj�cego przer�ne atrakcje turystyczne, a tak�e wchodz�cego do lokali mieszcz�cych urz�dzenia sanitarne. Nie da si� ukry�, i� pr�no�� jest jedn� z moich najwi�kszych wad, lecz mimo to zadowolenie z tak szybko zdobytej popularno�ci szybko zgas�o. W dodatku wi�kszo�� uj�� przedstawia�a mnie w nadzywczaj niekorzystny spos�b, za� poczucie humoru komentator�w �atwo m�g�bym uzna� za obra�liwe. - To �aden problem - odpar� w�a�ciciel. - Powinien pan przyj�� do mnie wcze�niej. Wypo�yczyliby�my panu emiter sygna��w zwieraj�cych im obwody w kamerach. Przypina si� go do paska, a jak kt�ry� z reporter�w si� zbli�y, kamera przestaje dzia�a�, a jego natychmiast zaczyna potwornie bole� g�owa. - Zdecydowanie wi�kszy problem stanowi ca�kowity brak �ycia zwierz�cego - ci�gn�� z niewzruszon� min� Tuf. - Szkodniki?! - wykrzykn�� z przera�eniem cz�owieczek. - Jest pan niezadowolony, �e nie mamy �adnych szkodnik�w? - Nie wszystkie zwierz�ta s� szkodnikami - wyja�ni� Haviland Tuf. - Na wielu planetach ptaki, psy, a tak�e inne gatunki ciesz� si� powszechn� sympati� i s� trzymane w domach. Ja osobi�cie bardzo lubi� koty. W ka�dym naprawd� cywilizowanym spo�ecze�stwie jest dla nich odpowiednie miejsce, ale odnios�em wra�enie, �e mieszka�cy S'uthlam nie potrafi� dostrzec �adnej r�nicy mi�dzy nimi, a - powiedzmy - wszami i pijawkami. Kiedy zdecydowa�em si� odwiedzi� t� planet�, kapitan Tolly Mune zapewni�a mnie, �e jej pracownicy zaopiekuj� si� moimi kotami, a ja przyj��em te zapewnienia za dobr� monet�, lecz teraz, przekonawszy si� naocznie o tym, �e w�a�ciwie �aden S'uthlamczyk nie mia� nigdy do czynienia z przedstawicielem innego gatunku ni� ludzki, powzi��em pewne obawy co do jako�ci tej opieki. - Oczywi�cie, �e mamy zwierz�ta! - zaprotestowa� w�a�ciciel. - W strefach rolniczo-hodowlanych. Ca�e masy zwierz�t, sam widzia�em filmy. - Nie w�tpi� w to - odpar� Tuf. - Chyba jednak zgodzi si� pan ze mn�, �e film przedstawiaj�cy kota i �ywy kot to dwie ca�kowicie r�ne rzeczy, i jako takie wymagaj� odmiennego traktowania. Filmy mo�na przechowywa� na p�ce. Kot�w, niestety, nie. - Wycelowa� d�ugi palec w ma�ego cz�owieczka. - To wszystko s� jednak drobiazgi. Sedno sprawy, jak ju� uprzednio wspomnia�em, le�y nie tyle w obyczajach S'uthlamczyk�w, co w ich liczbie. Tutaj po prostu jest zbyt