6174

Szczegóły
Tytuł 6174
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6174 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6174 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6174 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych GWIEZDNE WOJNY UCZE� JEDI OBRO�CY UMAR�YCH Jude Watson T�umaczy� Jacek Drewnowski O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Tytu� orygina�u: Star Wars: Jedi Apprentice The Defenders ofthe Dead �1999 Lucasfilm Ltd. & �. Ali rights reserved. Used under authorization. First published by Scholastic inc., USA 1999 � for the Polish edition Egmont Sp. z o.o. All rights reserved. No part of this publication may be reproduced, stored in a retrieval system, or transmitted in any form or by any means, electronic, mechanical, photocopying, recording or otherwise, without the prior written permission of the copyright owner. Projekt ok�adki: Madalina Stefan. Ilustracja na ok�adce: Cliff Nielsen. Pierwsze wydanie polskie: Egmont Sp. z o.o., Warszawa 2000 00-810 Warszawa, ul. Srebrna 16 ISBN 83-237-0668-9 Druk: �ZGraf. ��d� O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 1 Gwiezdny my�liwiec p�dzi� w stron� planety Meli-da/Daan. Na jej pofa�dowanej powierzchni wznosi�y si� wielkie budowle z hebanowego kamienia, ogromne, r�wne kwadraty, pozbawione drzwi i okien. Obi-Wan Kenobi przygl�da� im si� przez iluminator, pilotuj�c statek. - Jak my�lisz, co to jest? - zapyta� Qui-Gon Jinna. - Nigdy nie widzia�em czego� podobnego. - Nie wiem - odpar� Rycerz Jedi, obserwuj�c krajobraz bystrymi, b��kitnymi oczyma. - Magazyny, a mo�e konstrukcje wojskowe. - Mog� si� w nich znajdowa� urz�dzenia namierzaj�ce - zauwa�y� Obi-Wan. - Skaner niczego nie wykrywa. Ale na wszelki wypadek le�my ni�ej. Nie zwalniaj�c, Obi-Wan skierowa� statek bli�ej powierzchni planety. Przez iluminator zacz�y przemyka� kamienie i ro�liny. Silniki pracowa�y pe�n� moc�, wi�c z ca�ej si�y �ciska� dr��ek. Drobny ruch m�g� zako�czy� si� katastrof�. - Je�li jeszcze obni�ymy lot, b�d� m�g� przeprowadzi� analiz� molekularn� gleby - odezwa� si� sucho Qui-Gon z fotela drugiego pilota. - Lecisz za nisko jak na t� pr�dko��, Podawanie. Wystarczy jeden wystaj�cy g�az, �eby zmusi� nas do nieplanowanego awaryjnego l�dowania. O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Jego g�os brzmia� �agodnie, ale Obi-Wan wiedzia�, �e nie zniesie s�owa sprzeciwu. By� jego uczniem, a do zasad Jedi nale�a�o niepodwa�anie rozkaz�w mistrza. Z niech�ci� poluzowa� stery. My�liwiec uni�s� si� o kilka metr�w. Qui-Gon patrzy� wprz�d nieruchomym spojrzeniem, wci�� szukaj�c miejsca do l�dowania. Zbli�ali si� ju� do przedmie�� Zehavy, g��wnego miasta planety Melida/Daan, a ich przybycie powinno pozosta� niezauwa�one. Krwawa wojna domowa toczy�a si� na tej planecie od trzydziestu lat. Stanowi�a kontynuacj� konfliktu, kt�ry ci�gn�� si� przez stulecia. Dwa zwa�nione ludy, Melidzi i Daanowie, nie potrafi�y si� nawet pogodzi� co do nazwy planety. Pierwsi nazywali j� Melida, a drudzy - Da-an. Jako rozwi�zanie kompromisowe, Senat Galaktyczny stosowa� obie nazwy, rozdzielone znakiem �amania. Ka�de miasto i miasteczko stanowi�o przedmiot gor�cego sporu i wiele razy przechodzi�o z r�k do r�k w nieko�cz�cej si� serii bitew. Stolica, Zehava, by�a przez wi�kszo�� czasu obl�ona, a granice mi�dzy walcz�cymi stronami bez przerwy si� zmienia�y. Obi-Wan wiedzia�, �e mistrzowi Yodzie zale�y na powodzeniu misji i �e bardzo na nich liczy. Wybra� ich starannie spomi�dzy wielu Jedi. Ta misja wiele dla niego znaczy�a. Kilka tygodni temu jedna z jego najzdolniejszych uczennic, Rycerz Jedi Tahl, przyby�a na Melid�/ /Daan jako stra�nik pokoju. S�yn�a w�r�d Rycerzy Jedi ze zdolno�ci dyplomatycznych. Dwie strony by�y ju� bliskie porozumienia, kiedy wojna wybuch�a na nowo. Tahl zosta�a powa�nie ranna i wpad�a w r�ce Melid�w. Zaledwie kilka dni temu Yoda otrzyma� wreszcie wiadomo�� od swojego informatora, Melidy imieniem Wehutti. 4 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Zgodzi� si� on przemyci� do miasta Obi-Wana i Qui-Gona, a tak�e pom�c im w uwolnieniu Tahl. Obi-Wan zdawa� sobie spraw�, �e czeka ich trudniejsza i bardziej niebezpieczna misja ni� zwykle. Tym razem Jedi nie zostali poproszeni o rozstrzygni�cie sporu. Byli tu niemile widziani. Ich poprzedni pos�aniec zosta� pojmany i prawdopodobnie zabity. Zerkn�� na mistrza, kt�ry spokojnym, uwa�nym spojrzeniem omiata� krajobraz przed nimi. Nie zdradza� �adnych oznak zdenerwowania czy niepokoju. Jedn� z wielu cech, za kt�re go podziwia�, by�o opanowanie. Chcia� zosta� jego Padawanem, poniewa� Qui-Gon cieszy� si� powszechnym powa�aniem dzi�ki swojej odwadze, zdolno�ciom i umiej�tno�ci pos�ugiwania si� Moc�. Wprawdzie czasami si� r�nili, jednak darzy� swojego mistrza g��bokim szacunkiem. - Widzisz ten w�w�z? - zapyta� Qui-Gon, pochylaj�c si� do przodu i wskazuj�c r�k� kierunek. - Je�li zdo�asz wyl�dowa� mi�dzy jego �cianami, mo�emy tam ukry� my�liwiec. B�dzie troch� ciasno. Poradz� sobie - obieca� Obi-Wan. Utrzymuj�c pr�dko��, obni�y� lot maszyny. - Zwolnij - ostrzeg� go mistrz. - Uda mi si� - powt�rzy�, zgrzytaj�c z�bami. By� jednym z najlepszych pilot�w w �wi�tyni Jedi. Dlaczego Qui-Gon zawsze musi mu m�wi�, co ma robi�? Wlecia� w w�ski przesmyk z zaledwie centymetrowym zapasem. W ostatniej chwili - zbyt p�no - zauwa�y�, �e na jednej ze �cian znajduje si� niewielki wyst�p. Zgrzy-tliwy d�wi�k wype�ni� kabin�, gdy otar� si� o niego bok statku. Posadzi� maszyn� i zmniejszy� moc silnik�w. Nie chcia� patrze� na Qui-Gona. Wiedzia� jednak, �e Jedi musi O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ponosi� odpowiedzialno�� za ka�dy b��d. Skrzy�owa� spojrzenia z mistrzem. Z ulg� zauwa�y� w jego oczach rozbawienie. - Na szcz�cie nie obiecywali�my, �e oddamy my�liwiec bez ani jednej rysy - us�ysza�. U�miechn�� si�. Po�yczyli statek od kr�lowej Vedy z planety Gala, gdzie z powodzeniem wykonali poprzednie zadanie. Zacz�li schodzi� ze statku na kamienist� powierzchni�, lecz nagle Qui-Gon przystan��. - Czuj� tu wielkie zaburzenie Mocy - odezwa� si� cicho. - Nienawi�� rz�dzi tym miejscem. - Te� je wyczuwam - stwierdzi� Obi-Wan. Musisz tu bardzo uwa�a�, Podawanie. Gdy jakie� miejsce wype�nia taka ilo�� emocji, trudno zachowa� dystans. Pami�taj, �e jeste� Jedi. Masz obserwowa� i w miar� mo�liwo�ci pomaga�. Nasze zadanie polega na przywiezieniu Tahl z powrotem do �wi�tyni. - Tak, mistrzu. Wok� ros�y g�ste, li�ciaste zaro�la. Z �atwo�ci� oderwali troch� wi�kszych ga��zi i przykryli nimi my�liwiec, �eby nie by�o go wida� z g�ry. Za�o�yli plecaki z niezb�dnym do prze�ycia ekwipunkiem i ruszyli w kierunku przedmie�� Zehavy. Poinstruowano ich, by podeszli do miasta od zachodu. Wehutti mia� na nich czeka� przy bramie kontrolowanej przez Melid�w. W�drowali w�r�d py�u przez wzg�rza i w�wozy. W ko�cu ujrzeli przed sob� wie�e i budynki otoczonej murem stolicy. Trzymali si� z daleka od g��wnej drogi. Patrzyli teraz w d� z nieodleg�ego od miasta urwiska. Przykucaj�c przy ziemi, Obi-Wan rozejrza� si� po przedmie�ciach. Na ulicach nie widzia� ludzi. Za gruby mur prowadzi�a tylko jedna brama, pod kt�r� przechodzi�a 6 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych g��wna droga. Sta�a przy niej stra�nica, naje�ona dzia�kami laserowymi, wycelowanymi w kierunku drogi. Po obu stronach wznosi�y si� wysokie wie�e deflekcyjne. Z ty�u wida� by�o budynki, stoj�ce na stromych wzg�rzach miasta. Przy samym murze znajdowa� si� niski, d�ugi dom z czarnego kamienia, pozbawiony drzwi i okien. - Mniejsza wersja tych kwadratowych budowli, kt�re widzieli�my z g�ry - zauwa�y�. Qui-Gon przytakn��. - Mo�e to jakie� zabudowania wojskowe. A te wie�e wskazuj�, �e maj� tu os�on�. Je�li spr�bujemy wej�� bez pozwolenia, dostaniemy z laser�w. - - Co powinni�my zrobi�? Nie chcemy podchodzi�, dop�ki nie zyskamy pewno�ci, �e jest tam Wehutti. Qui-Gon si�gn�� do plecaka i wyci�gn�� elektrolor-netk�. Skierowa� j� na stra�nic�. - Mam z�e wie�ci - o�wiadczy�. - Widz� flag� Da-an�w. To oznacza, �e w�adaj� teraz ca�ym miastem, a przynajmniej t� bram�. - A Wehutti to Melida - j�kn�� Obi-Wan. - Nie mamy jak dosta� si� do �rodka. Qui-Gon cofn�� si�, �eby nie by�o go wida�. Z powrotem schowa� elektrolornetk�. - Zawsze istnieje jaki� spos�b, Podawanie - powiedzia�. - Wehutti kaza� nam podej�� od zachodu. Id�c wzd�u� mur�w, mo�emy trafi� na niestrze�ony obszar. Niewykluczone, �e tam na nas czeka. Kiedy oddalimy si� od wie�y, b�dziemy mogli podej�� bli�ej. Kryj�c si� w cieniu urwiska, ruszyli w m�cz�c� w�dr�wk� wok� miasta. Gdy stra�nica znikn�a im z oczu, zmniejszyli dziel�cy ich od niego dystans. Bystry wzrok Qui-Gona bada� ka�dy metr muru w 7 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych poszukiwaniu jakiego� wy�omu. Obi-Wan wiedzia�, �e mistrz u�ywa Mocy w nadziei znalezienia luki w os�onie. Stara� si� czyni� to samo co Qui-Gon, jednak wyczuwa� jedynie s�aby op�r. - Zaczekaj - odezwa� si� nagle rycerz. Zatrzyma� si� i podni�s� d�o�. - Tutaj. Luka w tarczy. - Jeszcze jeden z tych czarnych budynk�w -zauwa�y� Obi-Wan. D�uga, niska budowla sta�a tu� przy murze od strony miasta. Nadal nie wiemy, co to, ale radz� ich unika� - stwierdzi� mistrz. - Proponuj� wspi�� si� na mur przy tych drzewach. - Musimy u�y� Mocy - powiedzia� Obi-Wan, patrz�c na pionow� �cian�. - Tak, ale w�glowa linka te� si� przyda. - Qui-Gon u�miechn�� si�. Po�o�y� plecak i pochyli� si�, �eby go przeszuka�. - Twoja tak�e, Podawanie. Ch�opiec podszed� do mistrza i przez rami� zrzuci� plecak na ziemi�. Wtem jego buty uderzy�y o co� z brz�kiem. Spojrza� w d� i zobaczy� py� ze swojej podeszwy na jakiej� metalowej p�ycie. - Sp�jrz, Mistrzu - powiedzia�. - Ciekawe, co to... Nie zdo�a� doko�czy�. Pr�ty energetyczne wystrzeli�y z ziemi, zamykaj�c ich w pu�apce. Zanim zd��yli si� poruszy�, metalowa p�yta odsun�a si� i run�li w otch�a�. 8 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 2 Obi-Wan spada� jak�� metalow� rur�. Stopy, kt�rymi pr�bowa� wyhamowa� sw�j p�d, �omota�y tylko o twardy metal. Lecia� coraz szybciej, by w ko�cu wypa�� do przodu, wal�c g�ow� o kraw�d� rury i upadaj�c na klepisko. Le�a� przez chwil�, oszo�omiony. Qui-Gon podni�s� si� natychmiast z mieczem �wietlnym w d�oni. Stan�� za uczniem, na wypadek, gdyby trzeba go by�o chroni�. - Nic mi si� nie sta�o - stwierdzi� Obi-Wan, kiedy rozja�ni�o mu si� w g�owie. Z wysi�kiem stan�� na nogach, �api�c sw�j miecz �wietlny. - Gdzie jeste�my? - W jakiej� celi - odpar� mistrz. Otacza�y ich g�adkie �ciany z durastali. Obi-Wan nie widzia� w nich �adnego p�kni�cia czy otworu. - Znale�li�my si� w pu�apce - powiedzia�. Jego g�os odbi� si� g�ucho od �cian. - Nie, Podawanie - odrzek� cicho Qui-Gon. - Do tej celi prowadzi wi�cej ni� jedno wej�cie. - Sk�d wiesz? - Nie my pierwsi do niej wpadli�my. - Mistrz ogl�da� pomieszczenie, o�wietlaj�c je mieczem �wietlnym. - Rura jest poobijana, a w pyle wida� �lady st�p. Innych jako� st�d zabrano, a nie da�oby si� tego zrobi� drog�, kt�r� tu trafili�my. Ta pu�apka ma �apa� intruz�w, a nie zabija�. Musz� tu by� jakie� inne drzwi. Poza tym - doda� - nie ma O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych �adnych ko�ci ani innych szcz�tk�w. To oznacza, �e ci, kt�rzy za�o�yli pu�apk�, zabieraj� schwytane w ni� osoby. - Po jakim� czasie - mrukn�� Obi-Wan. Czu� pustk� w brzuchu i �a�owa�, �e nie zd��y� nic zje�� przed wyj�ciem z my�liwca. - Zgubi�em plecak - poinformowa� Qui-Gona. - Zosta� na powierzchni. - M�j te�. B�dziemy musieli pos�u�y� si� mieczami �wietlnymi - odpowiedzia� Jedi. My�li ch�opca poch�ania�o raczej jedzenie ni� �wiat�o, ale za przyk�adem mistrza w��czy� miecz. Przybli�y� go do otaczaj�cych �cian i zacz�� je dok�adnie bada�. Podczas tej czynno�ci czu� Moc, wype�niaj�c� przestrze� mi�dzy nimi. Wyra�nie widzia� ka�d� nier�wno�� pozornie g�adkich �cian. Szuka� niewidocznej szczeliny, by� ju� pewien, �e j� znajd�. Musia� tylko zaufa� Mocy. Gdy by� uczniem w �wi�tyni, Moc wydawa�a mu si� bardzo tajemnicza. Wiedzia�, �e ma zdolno�� jej wyczuwania - to dlatego, gdy by� dzieckiem, wybrano go do szkolenia w �wi�tyni. Ale podczas treningu cz�sto przekonywa� si�, �e Moc bywa nieuchwytna i z�udna. Potrafi� wej�� z ni� w kontakt, cho� nie zawsze. A kiedy ju� mu si� uda�o, nie umia� jej kontrolowa�. Przy Qui-Gonie nauczy� si�, �e jego zadanie nie polega na podporz�dkowaniu sobie Mocy, ale na po��czeniu si� z ni�. Teraz m�g� na ni� liczy�, prowadzi�a go, dawa�a mu si�� i zdolno�� widzenia. Zaczyna� rozumie� jej g��bokie pulsowanie, jej sta�� obecno��. Jako Jedi mia� do niej nieprzerwany dost�p. Nie wyobra�a� sobie wi�kszego daru. - Tutaj - cicho odezwa� si� Qui-Gon. Na pocz�tku Obi-Wan nic nie zauwa�y�. Ale po chwili dostrzeg� cienk� jak w�os szczelin� w r�wnej powierzchni �ciany. 10 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Mistrz przesun�� po niej d�oni�. - Urz�dzenie zamykaj�ce znajduje si� oczywi�cie po drugiej stronie. - Zamy�li� si�. - Przypuszczam, �e jest odporne na wi�zki energii. Ale przypuszczam te�, �e nie znalaz� si� tu dot�d �aden Jedi. Obaj skierowali klingi swoich mieczy w obrys drzwi. Przeci�y metal, kt�ry zwin�� si� niczym cienki li��. Pojawi� si� niewielki otw�r. Qui-Gon przecisn�� si� na drug� stron�, a jego ucze� pod��y� za nim. Znale�li si� w kr�tkim, w�skim tunelu, kt�ry, jak wyczuwali, prowadzi� ku ogromnej, otwartej przestrzeni. Panowa�a w nim atramentowa ciemno��, tak czarna, �e nie skrywa�a �adnych cieni. Nawet blask �wietlnego miecza wydawa� si� poch�oni�ty przez mrok. Zatrzymali si� i zacz�li uwa�nie nas�uchiwa�. Jednak nie rozleg� si� �aden d�wi�k. Obi-Wan nie s�ysza� nawet w�asnego oddechu ani oddechu mistrza. Jedi s� szkole- ni w jego spowalnianiu tak, aby sta� si� nies�yszalny, nawet w sytuacjach stresowych. - Chyba jeste�my sami - powiedzia� cicho Qui-Gon. Jego g�os odbi� si� echem, potwierdzaj�c przypuszczenia ch�opca, �e wok� nich rozci�ga si� szeroka, otwarta przestrze�. Ostro�nie szli do przodu, trzymaj�c miecze w pozycji obronnej. Obi-Wan poczu� stru�k� potu, �ciekaj�cego mu po plecach. Mia� wra�enie, �e co� tu nie gra. - Moc jest mroczna - wyszepta� mistrz. - Z�a. Ale nie wyczuwam tu �ywej Mocy. Padawan przytakn��. Nie potrafi� ubra� w s�owa tego, co czu�, ale Qui-Gon go wyr�czy�. Czai�o si� tu jakie� .g��boko ukryte z�o, jednak brakowa�o mu t�tna �ycia. 11 Q5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Stop� uderzy� w jak�� p�yt�, kt�rej nie widzia�. Wyci�gn�� d�o� i natrafi� na kamienn� kolumn�. Na u�amek sekundy straci� koncentracj� i wtedy z prawej strony dostrzeg� jaki� ruch. Obr�ci� si� b�yskawicznie, wysoko unosz�c miecz. Jego oczom ukaza� si� wojownik, wy�aniaj�cy si� z g��bokich cieni. Mia� miotacz, z kt�rego mierzy� mu prosto w serce. 12 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 3 Obi-Wan podskoczy� i zada� cios mieczem. Promie� nie napotka� na swojej drodze cia�a ani ko�ci, lecz przenikn�� przez posta�, nie czyni�c jej szkody. Zaskoczony Obi-Wan obr�ci� si� w lewo, by ponownie zaatakowa�, ale Qui-Gon go powstrzyma�. - Nie mo�na walczy� z tym wrogiem, Podawanie. Ucze� uwa�niej przyjrza� si� wojownikowi i zda� sobie spraw�, �e to hologram. Nagle rozleg� si� pot�ny g�os. - Jestem Ouintama, kapitan Melidzkich Si� Wyzwole�czych. - Hologram opu�ci� miotacz. - Jutro rozpocznie si� dwudziesta pierwsza bitwa o Zehav�. Odniesiemy wielkie zwyci�stwo i raz na zawsze zniszczymy naszych wrog�w Daan�w. Odzyskamy miasto, kt�re za�o�yli�my tysi�c lat temu. Wszyscy Melidzi b�d� odt�d �y� w pokoju. - Dwudziesta pierwsza bitwa o Zehav�? - szepn�� Obi-Wan. Miasto przez lata wiele razy przechodzi�o z r�k do r�k - zauwa�y� Qui-Gon. - Sp�jrz na jego miotacz. To stary model. Na oko ma przynajmniej pi��dziesi�t lat. -Nie mog� ju� si� doczeka� chwalebnego, ostatecznego zwyci�stwa - ci�gn�a widmowa posta�. -Istnieje jednak mo�liwo��, �e odnosz�c je, zgin�. Z ch�ci� przyjm� �mier�, podobnie jak moja �ona Pinani, 13 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych kt�ra walczy u mego boku. Ale moje dzieci... - pot�ny g�os za�ama� si� na chwil�. - Moje dzieci, Renei i Wunana, przechowaj� wspomnienia o przodkach, kt�rymi si� z nimi podzieli�em, opowie�ci o d�ugich prze�ladowaniach, kt�re spotka�y nas ze strony Daan�w. Widzia�em �mier� mojego ojca i zamierzam j� pom�ci�. Widzia�em, jak moja wioska g�oduje i chc� pom�ci� moich s�siad�w. Pami�tajcie o mnie, dzieci, l pami�tajcie o cierpieniach, kt�rych dozna�em z r�k Daan�w. Je�li zgin�, podnie�cie moj� bro� i pom�cijcie mnie, tak jak ja pom�ci�em swoj� rodzin�. Nieoczekiwanie hologram znikn��. - Chyba nie prze�y� - powiedzia� Obi-Wan. Przykucn�� przy kamiennej p�ycie. - Zgin�� w tej bitwie. Qui-Gon przeszed� obok p�yty i zbli�y� si� do nast�pnej. Do stoj�cej nad ni� kolumny przyczepiona by�a du�a, z�ota kula. Po�o�y� na niej d�o�. W tej samej z chwili z p�yty, niczym duch, wy�oni� si� inny hologram. - Widocznie dotkn��em kuli, kiedy si� potkn��em -stwierdzi� Padawan. Drugi hologram przedstawia� kobiet�. Mia�a podart�, poplamion� tunik� i kr�tko obci�te w�osy. Trzyma�a pik� energetyczn�, opr�cz tego nosi�a jeden miotacz na biodrze, a drugi na udzie. - Jestem Pinani, wdowa po Ouintamie, c�rka wielkich bohater�w Bichy i Tiraki. Dzi� ruszamy do miasta Bin, aby zem�ci� si� za bitw� o Zehav�. Nasze zapasy si� wyczerpa�y. Mamy ma�o broni. Wi�kszo�� z nas zgin�a na polu chwa�y, by odbi� nasz� ukochan� Zehav� z r�k bezwzgl�dnych Daan�w. Nie mamy szans na zwyci�stwo w tej bitwie, ale b�dziemy walczy� dla sprawiedliwo�ci i zemsty na nieprzyjacielu, kt�ry nas prze�laduje. M�j 14 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych m�� zgin�� na moich oczach. Moi rodzice stracili �ycie, gdy wrogowie wkroczyli do naszej wioski. Okr��yli ich i zabili. Dlatego prosz� was, Renei i Wunana, moje dzieci, aby�cie 0 nas nie zapomnia�y. Walczcie dalej. Pom�cijcie t� wielk�, straszn� nieprawo��. Zgin� dzielnie. Zgin� za was. Hologram zamigota� i znikn��. Obi-Wan podszed� do nast�pnej p�yty. - Renei i Wunana... oboje zgin�li zaledwie trzy lata p�niej, w dwudziestej drugiej bitwie o Zehav� - powiedzia�. - Byli niewiele starsi ode mnie. Odwr�ci� si� i napotka� spojrzenie Qui-Gona. - Co to za miejsce? - spyta�. - Mauzoleum - wyja�ni� Jedi. - Tu spoczywaj� zmarli. Ale na tej planecie wspomnienia pozostaj� przy �yciu. Sp�jrz. -Wskaza� na dary, le��ce na piedesta�ach przed kolumnami. Kwiaty by�y �wie�e, a miseczki z ziarnem 1 naczynia z wod� - nape�nione. Ruszyli wzd�u� nawy, mijaj�c kolejne rz�dy grob�w i uruchamiaj�c jeden hologram po drugim. Ogromna przestrze�, odbijaj�ca echem g�osy umar�ych. Zobaczyli kolejne pokolenia, opowiadaj�ce historie o krwi i zem�cie. Us�yszeli opowie�ci o ca�ych wioskach, g�oduj�cych, a w ko�cu wyr�ni�tych w pie�, dzieciach wyrywanych z matczynych ramion, masowych egzekucjach, wojennych wyprawach, prowadz�cych ku cierpieniu i �mierci. - Daanowie wydaj� si� ��dni krwi - zauwa�y� Obi -Wan. Historie o krzywdzie i umieraniu przeszy�y go niczym b�l z g��bokiej rany. - Znajdujemy si� w mauzoleum Melid�w - odpar� Qui-Gon. Ciekaw jestem, co maj� do powiedzenia Daanowie. - Tak wiele ofiar - powiedzia� Padawan. - Ale nie ma logicznej przyczyny, dla kt�rej walcz�. Bitwy tocz� 15 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych si� jedna po drugiej, a ka�da ma na celu zemst� za t� poprzedni�. Co jest prawdziwym przedmiotem sporu? - Pewnie ju� o nim zapomnieli - odrzek� Jedi. - Nienawi�� wros�a w ich serca. Walcz� teraz o kilka metr�w ziemi albo o odwet za krzywdy, zadane sto lat temu. Obi-Wan zadr�a�. Wilgotny, zimny podmuch ogarn�� jego cia�o. Czu� si� odci�ty od reszty galaktyki. Jego �wiat skurczy� si� do rozmiar�w tego czarnego, cienistego miejsca, przepe�nionego krwi�, zemst� i �mierci�. - Nasza misja nawet si� nie rozpocz�a, a ujrza�em ju� tyle cierpienia, �e pozostanie to we mnie przez ca�e �ycie. W spojrzeniu Qui-Gona kry� si� smutek. - Istniej� �wiaty, kt�re potrafi� utrzymywa� pok�j przez wieki, Podawanie. Obawiam si� jednak, �e wiele innych widzia�o straszliwe wojny, kt�re pozostaj� w pami�ci kolejnych pokole�. Zawsze tak by�o. - Widzia�em ju� dosy� - powiedzia� Obi-Wan. - Spr�bujmy si� st�d wydosta�. Szli szybko pomi�dzy nagrobkami w poszukiwaniu wyj�cia. W ko�cu zobaczyli przed sob� kwadratow� plam� jasno�ci. Blady blask bi� zza drzwi, wykonanych z przezroczystego materia�u. Qui-Gon nacisn�� lampk� w czujniku wyj�ciowym. Z ulg� wyszli na zewn�trz, gdzie s�abo �wieci�o s�o�ce. Przez chwil� z cienia obserwowali otoczenie, po czym ruszyli naprz�d. Mauzoleum zbudowano pod urwiskiem. Przed nimi wznosi�o si� strome wzg�rze, ko�cz�ce si� skalnym nawisem. �cie�ka prowadzi�a w lewo przez ogrody i w prawo - w kierunku muru. - S�dz�, �e powinni�my i�� t�dy - wskaza� j� Obi -Wan. 16 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych - Chyba tak - przytakn�� mistrz. Waha� si� jednak, wpatruj�c si� czujnym wzrokiem w strome zbocze na przeciwko. -Ale ja... Nagle py� pod stopami Podawana eksplodowa�. - Snajperzy! - krzykn�� Qui-Gon. - Kryj si�! 17 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 4 Kto� strzeli� do nich ze szczytu urwiska. Obi-Wan i Qui-Gon wspi�li na szczyt muru po prawej stronie. Oderwa�y si� od niego kamienne od�amki, gdy dosi�g�a go wi�zka z miotacza. Mistrz przez u�amek sekundy balansowa� na kraw�dzi, patrz�c, co znajduje si� po drugiej stronie. P�niej zeskoczy� na d�, a za nim jego ucze�. Wyl�dowali na niewielkim podw�rzu, w�r�d szumi�cej maszynerii. Z trzech stron otacza�y ich mury, z czwartej -budynek mauzoleum. Byli tu bezbronni wobec ognia miotaczy, ale przynajmniej strza�y zza muru nie mog�y ich dosi�gn��. Qui-Gon zastanawia� si�, czy snajperzy znudz� si� i odejd�. Niestety, d�ugie do�wiadczenie uczy�o go, �e snajperzy nigdy si� nie nudz� i nie odchodz�. Przyjrza� si� maszynom. - To na pewno urz�dzenia grzewcze i ch�odz�ce budynku - zauwa�y�, a tymczasem salwy z miotaczy wci�� rozdziera�y powietrze nad ich g�owami. Przynajmniej nie stoimy na linii ognia - powiedzia� Padawan. - Obawiam si�, �e mamy wi�kszy k�opot. -Jedi pochyli� si�, by obejrze� z bliska metalowy zbiornik. -Jest nape�niony paliwem protonowym. Je�li dosi�gnie go strza�, wybuch wyrzuci nas z powrotem do my�liwca. 18 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Wymienili pe�ne niepokoju spojrzenia. Musieli ods�oni� si� snajperom. Nie mogli czeka� tutaj, �ci�gaj�c na siebie ich ogie�. - Sprawd�my, co jest za tamtym murem - zaproponowa� Qui-Gon, wskazuj�c �cian� naprzeciwko tej, kt�r� przesadzili wcze�niej. Przyzwali Moc. Kiedy mistrz poczu�, jak narasta i pulsuje wok� nich, obaj wyskoczyli w g�r�. Z powietrza szybko ogarn�li wzrokiem to, co znajdowa�o si� po przeciwnej stronie. Wok� zaroi�o si� od wi�zek z miotaczy, kt�re Jedi odbija� swoim mieczem. Opadli z powrotem na ziemi�. - Wysoki uskok, a pod nim jar - oznajmi� Obi-Wan. - My�lisz, �e nam si� uda? - Pod�o�e wygl�da�o na mi�kkie - stwierdzi� rycerz. - Mo�emy wyl�dowa� bez szwanku, ale b�dziemy mieli k�opoty, je�li to trz�sawisko. Nie chcia�bym, �eby wci�gn�o nas bagno. Pami�taj, �e pod�o�e tej planety bywa niebezpieczne. - Za to zaskoczymy snajper�w - zauwa�y� Padawan. - Nie spodziewaj� si�, �e podejmiemy takie ryzyko. Qui-Gon przytakn��. - Mo�emy dosta� si� do urwiska i wspi�� si� na nie, a wtedy zaskoczymy ich jeszcze bardziej. Ukryjemy si� w zaro�lach. Nie zorientuj� si�, w kt�r� stron� poszli�my i raczej nie b�d� si� spodziewa� ataku. - Jedyna alternatywa, mistrzu, to powr�t przez mur. Kiedy dotrzemy do �cie�ki, poszukamy schronienia w ogrodzie. Rycerz zawaha� si�, obmy�laj�c nast�pny ruch. Rozwa�aj�c szans�, my�la� jednocze�nie o tym, jak doskonale zgrali si� z Obi-Wanem. Chocia� czasami nast�powa�y 19 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych mi�dzy nimi tarcia, to w chwilach zagro�enia dzia�ali w jednym rytmie, a ich my�li zaz�bia�y si�. Podziwia� swojego Podawana za jego zdolno�� funkcjonowania na wszystkich poziomach. Nawet pod siln� presj� ch�opiec potrafi� my�le� strategicznie, uwzgl�dnia� wszystkie za i przeciw, a tak�e �artowa�. - Je�li ruszymy do ogrod�w, stracimy element zaskoczenia - powiedzia� w ko�cu mistrz. - Pami�taj: kiedy przeciwnik dysponuje przewag� liczebn�, to w�a�nie zaskoczenie jest twoim najwi�kszym sprzymierze�cem. Spr�bujmy z tym jarem. Strza� z miotacza z brz�kiem trafi� w metal i Qui-Gon rzuci� pe�ne niepokoju spojrzenie na zbiornik z paliwem. - Pora si� st�d zabiera�. Nie zapomnij, �e tu� pod zboczem po drugiej stronie ro�nie linia krzew�w. Skocz tak daleko, jak tylko zdo�asz. Si�gn�� po Moc. Zawsze czeka�a, gotowa, by jej u�y�. Towarzyszy�a mu, tak jak Obi-Wan. Wyobrazi� sobie skok, kt�ry chcia� wykona�. Wszystko by�o mo�liwe, gdy w pobli�u kry�a si� Moc. Jego cia�o zrobi dok�adnie to, co nale�y. Cofn�li si� najdalej, jak tylko mogli, �eby wzi�� rozbieg. Nast�pnie ruszyli do przodu: trzy szybkie kroki i skok. Z �atwo�ci� przesadzili mur. Dzi�ki Mocy i rozp�dowi poszybowali w powietrzu, ponad stromym stokiem, wprost do jaru. Gdy Qui-Gon wyl�dowa�, poczu� pod nogami ruch podmok�ego pod�o�a, jednak bagno go nie wci�gn�o. Obi-Wan spad� mi�kko tu� za nim. - Pospiesz si�, Podawanie - ponagli� go mistrz. B�oto wsysa�o ich buty, utrudniaj�c marsz, gdy szli wzd�u� urwiska. S�yszeli strza�y miotaczy, a p�niej g�uchy wybuch granatu protonowego. Qui-Gon obejrza� si�. Granat upad� tu� obok otoczonego murem dziedzi�ca. 20 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Bezpo�rednie trafienie w zbiornik z paliwem mog�oby im pom�c. Eksplozja stanowi�aby dobr� os�on� przy ataku. Dotarli wreszcie do przeciwleg�ej strony urwiska. Kamienisty teren wznosi� si� tu stromo. Czeka�a ich ci�ka wspinaczka, ale przynajmniej pod�o�e by�o twarde. Obi-Wan wspina� si� za nim szybko, bez zm�czenia. Si�a jego woli wspomaga�a si�� fizyczn�. Kiedy doro�nie, przyb�dzie mu gracji - Jedi by� tego pewien. Zbli�aj�c si� do szczytu, stopniowo zwalniali tempo. Zaskoczenie nie tylko dawa�o im przewag�, lecz by�o wr�cz konieczno�ci�. Nie mieli poj�cia, ilu snajper�w napotkaj�. Kiedy ju� niemal dotarli do kraw�dzi, na sygna� Qui-Gona opadli na kolana, a nast�pnie p�asko przywarli do ziemi. Reszt� drogi pokonali czo�gaj�c si� ostro�nie. Jedi poprowadzi� ich do kryj�wki za rz�dem g�az�w na szczycie. Czterech snajper�w le�a�o obok siebie, z miotaczami wymierzonymi w mauzoleum. �Ca�kiem niez�y uk�ad si�, jak dla Jedi" - pomy�la� rycerz. Po cichu wyci�gn�� miecz �wietlny. Jego ucze� zrobi� to samo. Na skinienie mistrza obaj wyskoczyli w g�r� i jednocze�nie uruchomili bro�. Poruszali si� niemal bezszelestnie. Qui-Gon ruszy� na najwi�kszego snajpera, kt�ry wydawa� si� najsilniejszy. Obi-Wan skoczy� do drugiego, kt�ry w�a�nie sk�ada� si� do strza�u. Pod jednym ci�ciem jego miecza, miotacz rozpad� si� na dwoje. Mistrz uderzy� w bro� tego najwi�kszego, wytr�caj�c mu j� z r�k. Snajper przetoczy� si� na bok, by unikn�� kolejnego ciosu, kopi�c jednocze�nie Qui-Gona. Trafi� i rycerza zaskoczy� pal�cy b�l w klatce piersiowej. Jeszcze bardziej zaskoczy� go fakt, �e snajper ma tylko jedn� r�k�. Trzeci z nich ruszy� na Jedi z wibrono�em. Qui-Gon b�yskawicznie obr�ci� si� w lewo, uchodz�c przed 21 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych pchni�ciem ostrza i tn�c przy tym mieczem, aby rozbroi� przeciwnika. Obi-Wan rzuci� si� na czwartego snajpera i kopn�� jego miotacz za kraw�d� urwiska. Qui-Gon wykona� salto w ty�, gdy ten jednor�ki strzeli� z miotacza, wyci�gni�tego z olstra na kostce. Wi�zka min�a go o w�os. Drugi snajper, kt�ry straci� sw�j wibron�, rzuci� w niego granatem protonowym. Rycerz odskoczy� na bok i granat polecia� w przepa��. Skoczy�, by rozbroi� jednor�kiego przeciwnika, ale nagle zatrz�s� nim pot�ny wybuch. Granat trafi� w zbiornik z paliwem. Poczu� na sk�rze fal� powietrza, przypominaj�c� �cian� ognia. Refleks Jedi pom�g� mu utrzyma� si� na nogach. Obi-Wan by� tak�e przygotowany na takie sytuacje. Jednak czwarty snajper straci� r�wnowag� i z krzykiem run�� za kraw�d�. Zdo�a� jednak chwyci� jaki� korze� i z wysi�kiem podci�gn�� si� z powrotem. Obi-Wan ju� nad nim sta� z w��czonym mieczem �wietlnym, got�w si� broni�, gdyby okaza�o si� to konieczne. Jednor�ki przeciwnik Qui-Gona trzyma� miotacz nieruchomo. By� nieco starszy od Rycerza Jedi. Zbroja z plastoidu okrywa�a szczup��, umi�nion� sylwetk�. Jeden z policzk�w zast�powa�a synt-cia�o. Jedi domy�la� si�, �e za�o�ono je dopiero niedawno, nie zd��y�o bowiem jeszcze zrosn�� si� z �yw� tkank�. M�czyzna wybuchn�� �miechem, gdy jego spojrzenie zatrzyma�o si� na broni rycerza. - Czy to jest s�ynny miecz �wietlny, o kt�rym tyle s�ysza�em? Qui-Gon przytakn��, zdziwiony, �e rozmawia z cz�owiekiem, kt�ry ze wszystkich si� stara� si� go zabi�. Tamten u�miechn�� si�. 22 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych - Jedi! My�leli�my, �e to Daanowie! Mistrz nie wy��czy� miecza. M�czyzna natomiast od�o�y� bro�. - Spokojnie, Jedi. Na si�� naszych matek i m�stwo ojc�w: to nie �aden podst�p. Jestem Wehutti. Nareszcie tu dotarli�cie! 23 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 5 - Mieli�my si� spotka� na przedmie�ciach Zehavy -zauwa�y� Qui-Gon, wy��czaj�c miecz. - Przepraszam, �e nie wyszed�em wam na spotkanie - powiedzia� Wehutti i post�pi� naprz�d, by ich przywita�. - Wiadomo�� ze �wi�tyni by�a zniekszta�cona. Ci nikczemni Daanowie cz�sto zak��caj� przekazy. Wys�a�em odpowied�, �e b�d� oczekiwa� wys�annik�w Jedi, w nadziei otrzymania dalszych instrukcji. Znajdujemy si� teraz w sektorze, kt�ry Daanowie odebrali nam w dwudziestej drugiej bitwie. Dop�ki nie dope�nimy zemsty, to oni kontroluj� przedmie�cia. Ju� od trzech dni kr��� potajemnie po okolicy, �eby was odnale��. - Wyci�gn�� d�o� w ge�cie miejscowego powitania. - Qui-Gon Jinn, jak si� domy�lam. - A to m�j ucze�, Obi-Wan Kenobi - powiedzia� rycerz. Obi-Wan sk�oni� si�. Cieszy� si� ze spotkania z We-huttim. Byli na tej planecie zaledwie od godziny, a ju� zd��yli si� przekona�, �e to niebezpieczne miejsce. Wehutti przedstawi� swoich towarzyszy: nazywali si� Moahdi, Kejas i Herut. Ten ostatni zacisn�� bol�c� d�o� w pi�� i gro�nie popatrzy� na Obi-Wana, kt�ry stara� si� przybra� przyjazny wyraz twarzy. 24 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych - Najwyra�niej mamy szcz�cie, �e was znale�li�my - odezwa� si� Qui-Gon. - Skoro ta okolica to terytorium Daan�w, dziwi� si�, �e zapu�cili�cie si� tak daleko. Mina Wehuttiego spos�pnia�a. - Zgodnie z m�nym duchem przodk�w, musimy broni� naszego Gmachu Pami�ci. - Gmachu Pami�ci? - nie zrozumia� Obi-Wan. Tamten wskaza� czarny monolit poni�ej, z kt�rego wcze�niej wyszli. - Przechowujemy tu chlubne wspomnienia o naszych zmar�ych. Wszyscy byli wojownikami i bohaterami. Gdyby n�dzni Dannowie si� tu dostali, zniszczyliby nasze najbardziej u�wi�cone miejsca. Musimy im pokaza�, �e nie wejd�. - A zatem Melidzi i Daanowie wci�� prowadz� wojn� - stwierdzi� Qui-Gon. - Nie. W tej chwili mamy zawieszenie broni - powiedzia� Wehutti. Obcasem buta narysowa� na ziemi ko�o, a wok� niego drugie, wi�ksze. - Krwio�erczy Daanowie wygnali Melid�w z dom�w i zgromadzili ich tutaj, w Wewn�trznym Centrum. -Wskaza� mniejsze ko�o. - Barbarzy�cy otoczyli nas, zajmuj�c Zewn�trzny Kr�g. Ale pewnego dnia nadejdzie zwyci�stwo. Odbierzemy im Zehav�. Dom po domu b�dziemy posuwa� si� na zewn�trz. Qui-Gon spojrza� na le��cy na ziemi miotacz. - Macie zawieszenie broni, ale widz�, �e wci�� strzelacie. - Dzie�, w kt�rym od�o�� bro�, b�dzie dniem wyzwolenia Melid�w - powiedzia� cicho Wehutti. - Co z Jedi Tahl? Macie o niej jakie� wiadomo�ci? Tamten skin�� g�ow�. 25 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych - Rozmawia�em z przyw�dcami Melid�w. Doszli do wniosku, �e przetrzymywanie Jedi nie pomo�e naszej sprawie. Niewykluczone, �e dalsze negocjacje oka�� si� niezb�dne, ale jestem absolutnie pewien, �e dzi�ki naszym staraniom Tahl zostanie zwolniona. - To dobre wie�ci - powiedzia� rycerz. Wehutti przytakn��. - Musimy ju� i��. To nie jest bezpieczne miejsce. Po-bodnie jak nasi przodkowie, kt�rzy zmarli m�cze�sk� �mierci�, jeste�my bez przerwy zagro�eni. - Odwr�ci� si� do swoich towarzyszy. - Pozbierajcie bro�. Mo�e znajdziecie ten miotacz, kt�ry spad�. Spotkamy si� w Centrum. Ruszyli, zabrawszy wibron� i uszkodzony miotacz. Wehutti podni�s� swoj� bro� i w�o�y� z powrotem do sk�rzanego olstra. - Mamy niewiele broni - wyja�ni�. - Nawet uszkodzone egzemplarze przydadz� si� w dniu zemsty. - Czy brakuje wam tak�e �rodk�w medycznych? -zapyta� Qui-Gon. Wehutti skin�� g�ow� i wskaza� na swoj� brakuj�c� r�k�. - Nazywamy nasz� planet� Melida - �agodnie poprawi� go Wehutti. - Nie ��czymy naszej wspania�ej tradycji z dziejami brudnych Daan�w. Tak, nawet oni maj� Gmachy Pami�ci. Pami�ci o ich k�amstwach, jak m�wimy. My, Melidzi, odwiedzamy naszych przodk�w co tydzie�, aby ich pos�ucha�. Przyprowadzamy nasze dzieci, aby wci�� �ywa by�a historia cierpie�, kt�re zadawali nam Daanowie. Nikt o nich nie zapomina, l nigdy nie zapomni. Te ponure s�owa sprawi�y, �e Obi-Wana przeszed� dreszcz. Nawet je�li Daanowie byli tak �li, jak wynika�o z tych opowie�ci, jak mogli wci�� toczy� kolejne bitwy, niszcz�c sw�j �wiat kawa�ek po kawa�ku? Widzia�, �e 26 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Zehava by�a kiedy� pi�knym miastem. Teraz zamieni�a si� w ruin�. Czy jej mieszka�cy, buduj�c te ogromne Gmachy Pami�ci, podtrzymywali swoj� tradycj�, czy niszczyli w�asn� cywilizacj�? �Jeszcze co� tu nie gra" - pomy�la�. To co� kry�o si� w g��bi jego umys�u, nie potrafi� okre�li�, co to jest. Jego nieobecne spojrzenie pow�drowa�o wzd�u� ulicy i zatrzyma�o si� na grupie Melid�w, siedz�cych przed kawiarni�. Okno lokalu by�o zniszczone, a ogie� strawi� wn�trze, lecz w�a�ciciel wystawi� stoliki i krzes�a na zewn�trz. Kilka donic z ro�linami, w kt�rych ros�y jasnoczerwone kwiaty, dodawa�o weso�y akcent zdruzgotanej bomb� budowli. Nagle zrozumia�, co mu nie pasuje. Nie widzia� nikogo, kto mia�by wi�cej ni� dwadzie�cia, a mniej ni� pi��dziesi�t lat. Ulice zaludniali w wi�kszo�ci staruszkowie i osoby tak m�ode, jak on sam. Z wyj�tkiem Wehuttiego, nie spotka� m�czyzn ani kobiet w wieku Qui-Gona. Zda� sobie spraw�, �e nawet pozostali snajperzy byli starzy. Mo�e osoby w �rednim wieku pracowa�y, a mo�e uczestniczy�y w jakim� zgromadzeniu? - Wehutti, gdzie si� podziali wszyscy ludzie w �rednim wieku? - zapyta� z ciekawo�ci�. - Nie �yj� - brzmia�a oboj�tna odpowied�. Nawet Qui-Gon wydawa� si� wstrz��ni�ty. - Wojna zabi�a ca�e pokolenie? - Daanowie zabili ca�e pokolenie - ponuro poprawi� go Wehutti. Obi-Wan zauwa�y� brak ludzi w �rednim wieku tak�e na terytorium Daan�w, ale nic na ten temat nie wspomnia�. Nienawi��, jak� ich przewodnik �ywi� do nieprzyjaci�, by�a g��boka i nie pozwala�a mu widzie� innych aspekt�w wydarze�. 27 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Kiedy przechodzili obok zrujnowanej kawiarni, ch�opiec zauwa�y� napis na cz�ciowo zburzonej �cianie. Ja-skrawoczerwonymi literami kto� pospiesznie nabazgra� has�o: M�ODZI POWSTAN�! WSZYSCY S�Z NAMI! Skr�cili za r�g. Szli przez niegdy� bogat� dzielnic�. Kiedy mijali barykady i pe�ne �lad�w dawnej �wietno�ci place, ich oczom ukazywa�y si� kolejne napisy. Wszystkie powtarza�y has�o z kawiarnianej �ciany. - Kim s� M�odzi? - zapyta� Obi-Wan, wskazuj�c jeden z nich. - Czy to jaka� organizacja? Wehutti zmarszczy� czo�o. To tylko g�upie dzieciaki. Nie do��, �e Daanowie zniszczyli nam domy i ogrody, to jeszcze oszpecaj� je nasze w�asne dzieci. No, dotarli�my na miejsce. Zatrzyma� si� przed posiad�o�ci� nosz�c� znamiona dawnego luksusu. Wok� niej wzniesiono pot�ny mur z durastali. Na jego szczycie ci�gn�� si� zw�j elektrodrutu. Okna zas�oni�to okiennicami, kt�re, jak s�dzi� Obi-Wan, przy dotkni�ciu razi�y pr�dem. Dom sta� si� twierdz�. Wehutti zatrzyma� si� przed bram� i przy�o�y� oko do czytnika t�cz�wki. Kiedy brama otworzy�a si�, gestem zaprosi� ich do �rodka. Weszli na otoczone murem podw�rze. Przed domem sta� stojak z broni�. - Niestety, musicie zostawi� tu miecze �wietlne - powiedzia� przewodnik przepraszaj�cym tonem, wyjmuj�c swoje miotacze z olstr�w. - To kwatera g��wna Melid�w. Nie wolno nosi� tu broni. Qui-Gon waha� si� przez chwil�. Jego ucze� czeka� na to, co zrobi mistrz. Jedi nigdy nie rozstaje si� z mieczem �wietlnym. - Przykro mi, ale je�li z�amiecie t� zasad�, wynik negocjacji nie b�dzie dla was pomy�lny - powiedzia� We- 28 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych hutti. - Skoro oczekujecie zaufania, sami musicie je okaza�. Ale decyzja nale�y do was. Mistrz powoli od�o�y� miecz i skin�� na Obi-Wana, by poda� mu sw�j. Wsun�� w�asn� bro� w stojak, po czym uczyni� to samo z mieczem swojego ucznia. Wehutti u�miechn�� si�. - Na pewno p�jdzie jak z p�atka. Chod�cie t�dy. Rycerz pokaza� Obi-Wanowi, by szed� pierwszy, poczym zacz�� wyg�adza� po�y p�aszcza. Ich przewodnik ruszy� za nimi. W holu panowa�a ciemno��, a pod�oga poznaczona by�a otworami. Wehutti wskaza� im drog� do pomieszczenia po lewej stronie. P�achty ciemnego materia�u przykrywa�y okna, odcinaj�c dost�p �wiat�u. Lampa w rogu �wieci�a nik�ym blaskiem, kt�ry jednak gin�� w�r�d cieni. Obi-Wan dostrzeg� grup� m�czyzn i kobiet, siedz�cych przy d�ugim stole pod �cian�. Wydawa�o si�, �e czekaj� w�a�nie na nich. - To Rada Melid�w - wyja�ni� szeptem Wehutti. -Sprawuje w�adz� nad naszym ludem. Ze zgrzytem zamkn�� za nimi ci�kie drzwi. Obi-Wan us�ysza� spr�yn� zamka. Spojrza� na Qui-Gona, staraj�c si� rozezna�, czy mistrz tak�e odczuwa niepok�j. - Wr�ci�em, koledzy - oznajmi� Wehutti. Wyci�gn�� r�k� i wskaza� ni� go�ci. - Przyprowadzi�em dw�ch kolejnych Jedi, kt�rzy pos�u�� nam za zak�adnik�w w naszej chwalebnej sprawie! 29 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 6 Wehutti jeszcze nie sko�czy� m�wi�, gdy Qui-Gon poruszy� si�. W jego r�ku zab�ysn�� miecz �wietlny, zanim u�miech znikn�� z warg ich przewodnika. Jedi obr�ci� si� i uderzy� go w rami�. Jednocze�nie rzuci� Obi-Wanowi jego bro� z nadziej�, �e ch�opiec j� z�apie. Qui-Gon by� przygotowany na zdrad�. Nie potrzebowa� Mocy, by stwierdzi�, �e Wehutti wiedzie ich w pu�apk�. Instynkt mu to podpowiedzia�, zanim jeszcze dotarli do bram Wewn�trznego Centrum. Gdy przewodnik poprosi� ich, by zostawili bro�, mistrz tylko uda� wahanie. Przewidzia� to ��danie i zaplanowa� jego obej�cie. Rozpostarcie p�aszcza i ukrycie mieczy nie by�o trudne. Nawet m�drzy ludzie widz� jedynie to, co chc� zobaczy�. Wehutti ju� gratulowa� sobie sprytu, dzi�ki kt�remu zwabi� Jedi w pu�apk�. Upad� teraz z okrzykiem b�lu. Obi-Wan w��czy� sw�j miecz. - Drzwi - rzuci� do niego mistrz, szykuj�c si� do obrony przed siedz�cymi przy stole. Niekt�rzy ju� podnie�li si� z miejsc, ale pozosta�ym szok wci�� uniemo�liwia� jakiekolwiek dzia�anie. Us�ysza�, jak jego ucze� uderza w zamek. Dwoje wojownik�w, m�czyzna i kobieta, zareagowa�o szybciej od pozosta�ych. Ruszyli na niego z miotaczami w d�oniach. Nagle pomieszczenie zala�o jasne �wiat�o. Pewnie Obi-Wan w��czy� o�wietlenie, staraj�c si� otworzy� drzwi. Lepiej by�o nie walczy� w ciemno�ciach, mimo �e Jedi s� do tego szkoleni. 30 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Qui-Gon st�umi� zaskoczenie, gdy zobaczy� melidzkich �o�nierzy w pe�nym �wietle. Wszyscy byli powa�nie ranni. Widzia� synt-cia�o, okrywaj�ce twarze i rany, a tak�e plastoidowe protezy ko�czyn. Dwoje spo�r�d cz�onk�w grupy nosi�o maski tlenowe. Melidzi i Daanowie rzeczywi�cie niszczyli si� nawzajem. Po kawa�ku. Ta my�l przelecia�a mu przez g�ow�, znikaj�c r�wnie szybko, jak si� pojawi�a. Rycerz wiedzia�, �e musi skupi� si� na zagro�eniu. Odbija� mieczem strza�y z miotaczy, biegn�� do Obi-Wana, kt�ry bez trudu stopi� zamek. Drzwi otworzy�y si�. Jedi wybiegli na korytarz. Dudnienie krok�w nad ich g�owami sprawi�o, �e si� zatrzymali. Na �cianie przez moment b�ysn�o czerwone �wiat�o. Nagle przed frontowymi drzwiami opad�a krata. - Kto� uruchomi� alarm - powiedzia� Qui-Gon. Nie przedostaniemy si� przez te drzwi - uprzedzi� Obi-Wan. Odwr�cili si� w stron� holu i ruszyli biegiem w poszukiwaniu tylnego wyj�cia. Wiedzieli, �e maj� ma�o czasu, zanim pozostali Melidzi zwal� im si� na karki. Kiedy mijali r�ne cz�ci korytarza, rozlega�y si� elektroniczne piski. - To sensory lokacyjne - stwierdzi� mistrz. - Siedz� nas. Dok�adnie wiedz�, gdzie jeste�my. Na ko�cu korytarza znajdowa�y si� ci�ko opancerzone wrota. Qui-Gon obr�ci� si� w lewo i otworzy� pierwsze lepsze drzwi. Je�li tylko zdo�aj�, b�d� musieli wydosta� si� przez okno. Pomieszczenie by�o bardzo wysokie. Wype�nia� je r�nego rodzaju sprz�t: obwody elektroniczne, nawi-komputery, cz�ci sensor�w, rozmontowane roboty. 31 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Jedi ruszy� w kierunku okna. Szyb� przykrywa�a krata z elektropr�t�w. Urz�dzenie zabezpieczaj�ce tego typu stanowi�o ochron� przed formami �ycia i niekt�rymi rodzajami broni. Ale przeciwko mieczowi �wietlnemu by�o bez szans. Rycerz przeci�� pr�ty jednym ruchem, otwieraj�c odpowiednio szerokie przej�cie. Nast�pnie uczyni� to samo z szyb�. - Dalej, Podawanie - ponagli� ucznia. Ch�opak z �atwo�ci� przeskoczy� przez okno. Qui-Gon ruszy� za nim. Znale�li si� na ufortyfikowanym podw�rzu, kt�re otacza� mur. Rycerz oceni�, �e �atwo si� na niego wspi��. Zbyt �atwo. - Chod� - powiedzia� niecierpliwie Obi-Wan. Poczekaj. - Mistrz zbli�y� si� do muru. Przykucn�� i zacz�� mu si� przygl�da�. - Podminowany - powiedzia�. - Detonatory termiczne. Je�li na niego wejdziemy, a nawet tylko go przeskoczymy, sensory podczerwieni wykryj� nas i wysadz� w powietrze. - A zatem jeste�my w pu�apce. - Obawiam si�, �e tak - odpar� Qui-Gon, rozwa�aj�c przy tym r�ne mo�liwo�ci. B�d� musieli wr�ci� do twierdzy i wyr�ba� sobie drog� mieczami. Nie mieli zbyt wiele czasu. �o�nierze znajd� ich w ci�gu paru sekund. Obr�ci� si� i podni�s� miecz, gdy us�ysza� odg�os drapania o metal. Ale w polu widzenia nie by�o �adnego Melidy. Spojrza� na pod�og�. Zobaczy�, jak odsuwa si� ma�a kratka kanalizacyjna. Pojawi�a si� w niej niewielka, brudna d�o� i skin�a na nich. Zdziwiony Obi-Wan popatrzy� na mistrza. - Co robimy? - szepn��. 32 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Z g��bi odezwa� si� sarkastyczny g�os: - Nie kr�pujcie si�. Pogadajcie sobie. W ko�cu mamy mn�stwo czasu, nieprawda�? Z twierdzy dobiega�y krzyki i odg�osy bieganiny. Jeszcze chwila i w oknie pojawi� si� �o�nierze. - Chod�my - powiedzia� Qui-Gon. Poczeka�, a� Padawan wci�nie si� w otw�r. Nast�pnie ruszy� za nim, stopami szukaj�c drabiny, prowadz�cej w d�. Zacz�� schodzi�, z nadziej�, �e nie pope�ni� b��du. 33 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ROZDZIA� 7 Obi-Wan schodzi� w d� po rozchwianej, metalowej drabinie. Zest�pi� z ostatniego szczebla wprost do wody, kt�ra si�ga�a mu do kostek. Qui-Gon zszed� za nim, poruszaj�c si� z typow� dla siebie gracj� zaskakuj�c� u tak pot�nego m�czyzny. Nie spos�b by�o stwierdzi�, czy wybawca to ch�opak, czy dziewczyna. Posta�, ubrana w p�aszcz z kapturem, przycisn�a do ust brudny palec. Nast�pnie podnios�a go i pokaza�a na g�r�. Znaczenie tego gestu by�o oczywiste. Je�li nie zachowaj� absolutnej ciszy, us�ysz� ich stra�nicy. Nad nimi rozlega�y si� g�o�ne kroki i gniewne, niespokojne g�osy. Posta� odwr�ci�a si� i powoli ruszy�a przez wod�, ostro�nie podnosz�c i opuszczaj�c stopy, by nie by�o s�ycha� chlupotania. Obi-Wan poszed� za jej przyk�adem. Wolno i bezg�o�nie szli przez tunel. �ciany by�y podstemplowane szorstkimi belkami. Ch�opiec musia� wysila� wzrok, by je dostrzec. Tunel nie wygl�da� na zbyt bezpieczne miejsce. Zawsze by�o to jednak lepsze ni� podejmowanie walki w pot�nie uzbrojonej twierdzy. Kiedy od wej�cia dzieli�a ich ju� spora odleg�o��, przyspieszyli kroku. W tunelu pokonywali, jak im si� wydawa�o, ca�e kilometry, brodz�c w wodzie i mule. Miejscami woda si�ga�a im do kolan. Wybawca prowadzi� ich przez stare kana�y �ciekowe, w kt�rych panowa� potworny od�r. M�ody Jedi powstrzymywa� wymioty. 34 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Tamten zdawa� si� tego nie zauwa�a� i wci�� narzuca� ostre tempo. W ko�cu dotarli do obszernego piwnicznego pomieszczenia, kt�re roz�wietla�y b�yszcz�ce pr�ty, rozmieszczone na �cianach. Pod�o�e by�o tu suche, a powietrze wyra�nie �wie�sze. Wsz�dzie wida� by�o prostok�tne kamienne skrzynie, kt�re porasta� mech. Cz�� z nich sta�a w r�wnych liniach pod �cianami. - Groby - mrukn�� Qui-Gon. - To stary cmentarz. Jeden z grob�w, oczyszczony z mchu, �wieci� w ciemno�ciach nik�ym, bladym blaskiem. Wok� niego ustawiono sto�ki. M�odzi ch�opcy i dziewcz�ta - niekt�rzy byli w wieku Obi-Wana, inni m�odsi - jedli co� z misek, stoj�cych na tym prowizorycznym stole. Wysoki ch�opak z kr�tko obci�tymi, ciemnymi w�osami zauwa�y� ich wej�cie i podni�s� si�. - Znalaz�em ich - oznajmi� ich wybawca. Tamten skin�� g�ow�. - Witajcie, Jedi - powiedzia� uroczystym tonem. -Jeste�my M�odymi. Nagle �ciany zacz�y si� porusza�. Cienie przyjmowa�y kszta�ty i stawa�y si� ch�opcami i dziewcz�tami, wy�aniaj�cymi si� z mroku, zza grob�w, i zbieraj�cymi si� wok� Obi-Wana i Qui-Gona. Zdumiony Padawan zacz�� im si� przygl�da�. W wi�kszo�ci byli chudzi i odziani w �achmany. Wszyscy mieli prowizoryczn� bro�, kt�r� nosili za paskiem albo w kaburze na ramieniu. Wpatrywali si� w niego z ciekawo�ci�, kt�rej nie pr�bowali ukry�. Wysoki ch�opiec post�pi� naprz�d. Mia� na sobie pogi�ty plastoidowy napier�nik. 35 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych - Nazywam si� Nield. Dowodz� M�odymi. A to jest Cerasi. Wybawca odrzuci� kaptur i Obi-Wan ujrza� dziewczyn� w swoim wieku. Jej miedzianorude w�osy by�y kr�tkie i potargane. Mia�a ma�� twarz i szpiczasty podbr�dek. Jej jasnozielone oczy przypomina�y kryszta�y, b�yszcz�ce nawet w ciemnej piwnicy. - Dzi�kujemy za ocalenie - odezwa� si� Qui-Gon. - Czy teraz mo�ecie nam powiedzie�, dlaczego to zrobili�cie? - Mieli�cie sta� si� pionkami w tej wojennej grze -powiedzia� Nield, wzruszaj�c ramionami. - A my chcemy, �eby rozgrywka si� zako�czy�a. - Widzia�em na �cianach napisy o M�odych - powiedzia� Obi-Wan. - Jeste�cie Melidami czy Daanami? Cerasi pokr�ci�a g�ow�. - Wszyscy s� z nami - oznajmi�a, unosz�c dumnie g�ow�. - l chcecie zako�czy� wojn�? - zapyta� Qui-Gon. - Teraz jest zawieszenie broni - zauwa�y� Obi-Wan. Nield machn�� r�k�. - Wojna rozp�ta si� na nowo. Jutro, za tydzie� - zawsze w ko�cu wybucha. Nawet najstarsi staruszkowienie pami�taj� ju� pierwotnej przyczyny sporu. Nie wiedz�, dlaczego wojna si� zacz�a. Pami�taj� tylko bitwy. Maj� archiwa i raz w tygodniu przypominaj� sobie nawzajem o przelanej krwi. Nam te� kazali tam chodzi�. - Gmachy Pami�ci. - M�ody Jedi pokiwa� g�ow�. - Tak, wydaj� na nie pieni�dze, podczas gdy nasze miasta popadaj� w ruin� - powiedzia� Nield z pogard� w g�osie. - Dzieci g�oduj�, a chorzy umieraj� z braku lekarstw. Zar�wno Melidzi, jak i Daanowie zajmuj� 36 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych ogromne po�acie terenu, chocia� brakuje ziemi pod upraw�. Nie pozosta� ani jeden skrawek ziemi, kt�ry nie by�by zniszczony przez wojn� albo zaj�ty przez wojsko, szykuj�ce si� do nast�pnej bitwy. - A jednak ci�gle walcz� - wesz�a mu w s�owo Ce-rasi. - Nienawi�� nie ma ko�ca. - A kogo broni� nasi dumni przyw�dcy? - spyta� Nield. - Tylko umar�ych. - Wskaza� na groby. - Na Me-lidzie/Daan umarli s� wsz�dzie. Brakuje ju� miejsca, by ich grzeba�. To stary cmentarz, nad nami jest wiele podobnych. Dla M�odych licz� si� �ywi. Musimy odzyska� planet�. Ca�e �rednie pokolenie znikn�o, nasi rodzice nie �yj�. Ci, kt�rzy pozostali, przy��czyli si� do starszych i walcz� dalej. Obecnie taktyka opiera si� na snajperach i sabota�u, bowiem wi�kszo�� broni i amunicji nie przetrwa�a ostatniej wielkiej bitwy. Prawie nie ma ju� gwiezdnych my�liwc�w -powiedzia�a Cerasi. - Melidzi i Daanowie pompuj� wszystkie pieni�dze, jakie maj�, w fabryki, kt�re maj� produkowa� jeszcze wi�cej broni. Do pracy w nich zmuszaj� dzieci. Ka�dy, kto sko�czy czterna�cie lat, musi wst�pi� do wojska. Dlatego zeszli�my pod ziemi�. Mieli�my do wyboru to albo �mier�. Obi-Wan rozgl�da� si� po krypcie, zerkaj�c w twarze otaczaj�cych go ch�opc�w i dziewcz�t. Z tego, co wcze�niej tu widzia�, p�yn�� wniosek, �e Nield i Cerasi maj� racj�. Doro�li niszczyli t� planet�. Dawne, u�wi�cone prawo, nakazuj�ce ulepsza� �wiat dla korzy�ci nast�pnych pokole�, nie mia�o tu zastosowania. Nawet dzieci sk�adano na o�tarzu nienawi�ci. Podziwia� je za to, �e si� nie-poddaj�. 37 O5.Ucze� Jedi-Jude Watson-Obro�cy umar�ych Dlatego uratowali�my was od Wehuttiego -wyja�ni� Nield. - Planowa� u�y� was jako zak�adnik�w, by zmusi� Rad� Jedi do poparcia rz�du Melid�w. Chcieli, by�cie przemawiali w ich imieniu w Senacie na Coruscant. To znaczy, �e nic nie wie o Jedi - zauwa�y� Qui--Gon. Na to odezwa� si� smuk�y ch�opak. W og�le nic nie wie - powiedzia� tonem, w kt�rym pobrzmiewa�a kpina. - To Melida. Nield skoczy� do przodu z szybko�ci� strza�u z miotacza. Obiema d�o�mi z�apa� ch�opaka za szyj� i uni�s� go nad ziemi�. Stopy tamtego bi�y powietrze, gdy �ciska� go za gard�o. Jego oczy rozszerzy�y si� w niemym b�aganiu. Wyda� z siebie skrzekliwy d�wi�k, usi�uj�c wci�gn�� powietrze do p�uc. Nield �cisn�� go jeszcze mocniej. Qui-Gon post�pi� naprz�d, ale w tym momencie przyw�dca M�odych pu�ci� ch�opaka, kt�ry ci�ko dysz�c upad� na ziemi�. - Tutaj nie wolno tak m�wi� - powiedzia� Nield. -Nigdy. Ka�dy jest z nami. Towan, z