5941
Szczegóły |
Tytuł |
5941 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5941 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5941 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5941 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Taras Szewczenko
MUZYKANT
T�umaczy�
JERZY J�DRZEJEWICZ
WYDAWNICTWO LUBELSKIE
Tytu� orygina�u rosyjskiego MYSblKAHT
Je�eli, �askawy czytelniku, lubisz pami�tki dziej�w ojczystych, to przeje�d�aj�c przez miasto Pry�uki w guberni po�tawskiej, us�uchaj mojej rady: zatrzymaj si� w nim na dob�, a gdyby w�a�nie by�a nie jesie� i nie zima, mo�esz tam pozosta� nawet dwie doby i, po pierwsze, pozna� si� z ojcem protojerejem Ilj� Bodianskim 1, a po drugie, zwiedzi� w towarzystwie tego� ojca .protojereja na p� zniszczony mona-ster Hustyni�2, z drugiej strony rzeki Udai, w odleg�o�ci trzech wiorst od miasta. Mog� ci� zapewni�, drogi czytelniku, �e �a�owa� nie b�dziesz. Jest to istne opactwo Saint-Clair 3. Znajduje si� tu wszystko: i kana� g��boki a szeroki, nape�niany ongi� wod� z cichej Udai, wa�, i na wale wysoki z�baty mur z wewn�trznymi galeriami i strzelnicami, i niesko�czone lochy czy katakumby, i p�yty grobowe wro�ni�te w ziemi� pomi�dzy ogromnymi, uschni�tymi w g�rze drzewami, kt�re by� mo�e posadzi� tutaj sam kty-tor 4. S�owem, znajduje si� wszystko, co jest potrzebne do najzupe�niejszego obrazu w duchu romansopisar-skim, ma si� rozumie�, pod pi�rem jakiego� Waltera Scotta albo innego podobnego opisywacza przyrody. A ja... wskutek ub�stwa swojej wyobra�ni (m�wi�c szczerze) nie wzi��bym si� do takiej pracy, a zreszt�, wyznam, nie o to mi w danym razie chodzi. O ruinach
Samoj�owiczowskiej fundacji5 wspomnia�em tylko tak sobie, dla zaokr�glenia mojej opowie�ci.
Ja, prosz� pa�stwa, zwiedzi�em te ruiny na zlecenie Kijowskiej Komisji Archeologicznej i, ma si� rozumie�, przy pomocy czcigodnego ojca protojereja ustali�em, �e monaster zosta� ufundowany przez nieszcz�liwego hetmana Samoj�owicza w roku 1664, o czym �wiadczy jego portret jako ktytora, wymalowany na �cianie wewn�trz nawy cerkiewnej.
Dowiedziawszy si� o tym wszystkim i narysowawszy, jak umia�em, g��wne, czyli �wi�te wrota tudzie� cerkiew o pi�ciu kopu�ach, pod wezwaniem Piotra i Paw�a, a na dodatek jeszcze refektarz i cerkiew, gdzie zosta� pochowany �wi�tej pami�ci dostojny ksi��� Miko�aj Grigoriewicz Repnin6, oraz ocala�e cyklo-piczne bratnie ognisko � zrobiwszy, m�wi�, wszystko to, jak mog�em najlepiej, zamierza�em ju� nazajutrz opu�ci� Pry�uki i uda� si� do �ubn�w celem obejrzenia monasteru, kt�ry zosta� ongi� wzniesiony przez nabo�n� matk� Jaremy Korybuta Wi�niowieckiego7. U�o�y�em ju� nawet swoje manatki w walizce i chcia�em faktora Lejb� pos�a� po konie na stacj� pocztow�, kiedy nagle wchodzi m�j gospodarz i m�wi:
� Niech pan nawet nie pr�buje wyjecha�, niech pan tylko popatrzy, co si� dzieje na ulicy.
Wyjrza�em przez okno � i rzeczywi�cie: brudn� ulic� ci�gn�y dwie olbrzymie karety, kilka powoz�w, bryczek, krytych woz�w i wreszcie zwyk�e furmanki.
� Co to wszystko znaczy� � spyta�em swojego gospodarza.
� A to znaczy, �e jeden z potomk�w s�awnego pry-�uckiego pu�kownika8, wsp�czesnego Mazepy9, obchodzi jutro imieniny.
Trzeba zaznaczy�, �e m�j gospodarz by� powiatowym wyk�adowc� historii Rosji i lubi� si� popisa�
swoj� wiedz�, zw�aszcza wobec kogo� wykszta�conego.
� Czy�by wi�c ten ca�y transport pod��a� do solenizanta?
� E! To dopiero pocz�tek. Niech pan popatrzy, co b�dzie pod wiecz�r: w mie�cie zrobi si� t�ok.
� Pi�knie. Ale c� mnie obchodzi pa�ski solenizant?
� A to obchodzi, �e we�miemy tr�jk� dobrych koni i zaraz o �wicie pop�dzimy do Dihtiar�w.
� Do jakich Dihtiar�w?
� Ano do solenizantowych.
� Przecie ja go nie znam!
� To si� pan pozna.
Zamy�li�em si�. � A mo�e by istotnie machn�� si� w roli poszukiwacza staro�ytno�ci i popatrzy� na improwizowan� zabaw� wiejsk�? B�dzie to co� nowego. Dobrze! � I nazajutrz pojechali�my z wizyt�.
Zacz�o si� od tego, i� zab��dzili�my, i to nie z powodu zmroku, cho� by�o jeszcze ciemno, kiedy wyjechali�my z miasta, ale dlatego �e wo�nica (prawdziwy m�j ziomek!) przejechawszy udajsk� grobl� pu�ci� lejce, a sam zamy�li� si� o czym� i konie, nie b�d�c g�upie, posz�y go�ci�cem w kierunku Romn�w, ma si� rozumie�, z przyzwyczajenia. No i przyjechali�my do wsi Iwanycy; pytamy pierwszego napotkanego ch�opa, jak si� dosta� do Dihtiar�w.
� Do Dihtiar�w? � m�wi ch�op. � A walcie prosto na Pry�uki.
� Jak to � na Pry�uki? Przecie my jedziemy z Pry�uk�w.
� To nie powinni�cie byli stamt�d jecha� � odpowiedzia� ch�op zupe�nie oboj�tnie.
� Wi�c jak�e teraz trafi� do Dihtiar�w, �eby nie wraca� do Pry�uk�w? H�? � spyta�em.
� Za pozwoleniem, jest tu gdzie� niedaleko wie� Sokyry�ee, te� w�asno�� potomka s�awnego pu�kownika. Mo�e on zna t� wie�?
� A znasz, ziomku, Sokyry�ce? � spyta�em ch�opa.
� Znam! � odpowiedzia�.
� A Dihtiary daleko s� od Sokyry�c�w?
� Ni.
� To poka� nam drog� do Sokyry�c�w, a tam ju� jako� znajdziemy,Dihtiary.
� Chod�cie za mn� � wyrzek� ch�op i poszed� ulic� poprzedzaj�c tr�jk� naszych dzielnych koni.
Poprowadzi� nas obok starej drewnianej jednoko-pu�owej cerkwi i czworok�tnej dzwonnicy z belek, kt�ra przypomnia�a mi obraz mojego niezapomnianego Sternberga10 pod tytu�em �Po�wi�cenie pasek". I zrobi�o mi si� smutno. Przy nazwisku Sternberga wiele, wiele rzeczy mi si� przypomina.
� No i macie drog� prosto na Sokyry�ce! � m�wi� ch�op pokazuj�c r�k� na ledwo widoczn� dr�k�, kt�ra b�yszcza�a pomi�dzy g�st� zielon� pszenic�.
Godzi si� zauwa�y�, �e wo�nica nasz w ci�gu ca�ej drogi z Pry�uk�w do Iwanycy i podczas mojej rozmowy z ch�opem bez przerwy milcza� i przem�wi� dopiero wtedy, gdy zobaczy� zza ciemnej smugi lasu bia��, blaszan� kopu�� cerkwi:
� S� Sokyry�ce! � i znowu oniemia�. Jest to powszechny charakterystyczny rys moich rodak�w. Rodak m�j, je�li co� zrobi nale�ycie, to si� nie nagada o swoich zdolno�ciach, a je�li nie daj Bo�e skrewi, to si� staje zupe�n� ryb�.
W Sokyry�cach dowiedzieli�my si� o drog� do Dih-tiar�w i pojechali�my sobie z Bogiem pomi�dzy zielon� pszenic� a �ytem.
Mojemu wsp�towarzyszowi niezbyt, zdaje si�, przypad�a do gustu taka podr�, tym bardziej �e pra-
8
gna� wygl�da� na eleganta (a trzeba doda�, i� ubrani byli�my ca�kiem po balowemu). Milcza� tak samo jak nasz wo�nica i nie rzek� nawet: S� Sokyry�ce! � tak by� rozj�trzony kurzem i innymi mankamentami drogi. Ja natomiast, mimo fraka i innych szczeg��w stroju, by�em zupe�nie spokojny, a nawet szcz�liwy, patrz�c na nieobj�te przestwory zasiane �ytem i pszenic�. Wprawdzie i do mojego serca wkrada� si� smutek, ale smutek innego rodzaju. My�la�em i zapytywa�em Boga: � Panie, dla kogo pole to jest zasiane i zieleni si�? � Chcia�em nawet zada� moje smutne pytanie towarzyszowi podr�y, ale po namy�le nie zrobi�em tego. Gdyby nie to przekl�te pytanie, tak nie w por� zrodzone w mojej duszy, by�bym najzupe�niej szcz�liwy, k�pi�c si�, �e tak powiem, w lekko ko�ysz�cym si� morzu �wie�ej zieleni. Im bardziej zbli�ali�my si� do balu, tym coraz smutniej mi si� robi�o, tak �e got�w by�em zawr�ci�, i jak si� to m�wi, wzi�� nogi za pas. Patrz�c na obdartych wie�niak�w, kt�rzy mijali nas po drodze, bal ten wydawa� mi si� jakim� nieludzkim weselem.
Tak czy owak dobrn�li�my wreszcie do naszego celu ju� przed zachodem s�o�ca. Nie opisuj� pa�stwu ani wspania�ych d�b�w, zasadzanych przed wiekami i tworz�cych las o�wietlony promieniami zachodu, po�r�d kt�rego wznosi� si� kopulasty belweder olbrzymiej pa�skiej rezydencji, ani tej szerokiej przesieki czy alei, wiod�cej do domu, ani rozleg�ej wsi, zapchanej powozami, ko�mi, lokajami i stangretami. Nie opisuj� dlatego, �e przed samym wjazdem do alei powita�a nas niesko�czona kawalkada amazonek i amazo-n�w i do reszty zbi�a mi� z panta�yku. Ale towarzysz m�j nie straci� rezonu. Zr�cznie wyskoczy� z wozu i po junacku k�ania� si� wszystkim po kolei uczestnikom kawalkady, z czego wywnioskowa�em, �e z niego
kpiarz nie lada. Kiedy ju� min�� nas ca�y orszak ama-zon�w, a potem groom�w czy d�okej�w, r�wnie� wysiad�em z wozu, zap�aci�em naszemu wo�nicy, odpowiedziawszy mu na pytanie: � Gdzie� ja b�d� nocowa�? � W zielonej d�browie, ziomku! � po czym wo�nica gwizdn�� i pojecha� do wsi, a my�my skromnie poszli wspania�� alej� do pa�skiego domu. Ale �eby sobie nada� wygl�d cho� jako tako d�entelme�ski, wst�pili�my do tak zwanej kawalerskiej oficyny, stoj�cej nie opodal g��wnego gmachu, gdzie zastali�my grono d�entelmen�w w sytuacji nader nieobyczaj-nej. Zwykle bywa tak, �e ludzie po dosy� skomplikowanym obiedzie i nielichej pijatyce oddaj� si� marzeniom sennym, a u nich wysz�o co� przeciwnego. Skakali, krzyczeli i wyrabiali diabli wiedz� co, i wszyscy, ma si� rozumie�, w szkockich ubiorach12. Cynizm, �eby ju� nie powiedzie�: ohyda � i nic wi�cej! Wirgiliusz 13 m�j wystara� si� jako� o miednic� i cebrzyk z wod�, umyli�my w sieni nasze oblicza i okurzywszy fraki za pomoc� wytrz�sania, udali�my si� do ogrodu w nadziei, �e spotkamy gospodarzy.
Nadzieja nas nie zawiod�a. Weszli�my najpierw do domu i przeszed�szy dwie sale znale�li�my si� na tarasie zastawionym najwspanialszymi kwiatami; zst�piwszy z tarasu skierowali�my si� dalej dr�k� starannie posypan� piaskiem i przez zielon� ��czk�, kt�r� przez patriotyzm ochrzcili�my mianem lewady, dostali�my si� do ogrodu. Ku niema�emu swemu zdziwieniu stwierdzi�em, i� by� to ogr�d nie angielski i nie francuski, lecz zwyk�y naturalny dobowy las, czyli d�browa. I gdyby nie ��te �cie�ki, b�yszcz�ce pomi�dzy starymi, ciemnymi d�bami, zapomnia�bym zupe�nie, �e znajduj� si� w wielkopa�skim ogrodzie, a nie w jakim� rezerwacie le�nym. Wirgiliusz m�j podprowadzi� mi� do olbrzymiego, wysokiego, roz�o�ystego
�10
d�bu i pokaza� mi na jego pniu niedu�y otw�r, jakby ma�e okienko, m�wi�c: � Niech no pan tam zajrzy!
� Zajrza�em i, ma si� rozumie�, nic'nie zobaczy�em.
� Niech pan si� lepiej wpatrzy! � Us�ucha�em jego rady i dostrzeg�em co� w rodzaju ikony Matki Boskiej. Rzeczywi�cie by�a to ikona Matki Boskiej Ir�a-wieckiej (jak mi wyja�ni� m�j Wirgiliusz) Wbudowana w to drzewo przez znamienitego pu�kownika piy-�uckiego w rok po bitwie pod Po�taw� u.
S�uchaj�c obja�nienia tego historycznego faktu nie zauwa�y�em, jak wyszli�my zn�w na lewad�, gdzie te� spotkali�my gospodarza i gospodyni�, otoczonych t�umem roze�mianych go�ci.
Wirgiliusz m�j, do�� zr�cznie jak na powiatowego pedagoga, uk�oni� si� gospodarzowi i gospodyni, po czym gospodarz protekcjonalnie poda� mu wskazuj�cy palec lewej r�ki, ozdobionej kosztownym sygnetem. Wirgiliusz m�j uni�enie chwyci� ten palec Obiema r�koma i przedstawi� mi� jako swojego przyjaciela i koleg� po naukowym fachu. Ja ze swej strony te� si� uk�oni�em, prawd� m�wi�c, za bardzo po uczonemu, to znaczy nied�wiedziowato, w rezultacie czego t�um go�ci powi�kszy� si� o dw�ch uczestnik�w.
Nie opisuj� pa�stwu ani gospodyni, ani gospodarza, dlatego �e podczas naszej audiencji na dworze by�o prawie ciemno, zatem szczeg��w nie mog�em po-strzec. A �eby nie wiem jak by� pi�kny obraz w ca�o�ci, gdy jednak artysta zlekcewa�y szczeg�y, dzie�o jego zostanie tylko szkicem, na kt�ry prawdziwy znawca i mi�o�nik popatrzy, g�ow� pokiwa i odejdzie z westchnieniem do portret�w Zarianki15 zachwyca� si� god�ami pa�stwowymi, z zab�jcz� dok�adno�ci� odtworzonymi na guzikach jakiego� munduru.
By wi�c unikn�� kiwania g�ow� znawcy i mi�o�nika dok�adnie wyko�czonych obraz�w, ogranicz� si� tyl-
11
1
T
ko do pierwszego wra�enia, co wed�ug opinii psycholog�w jest najwa�niejszym rysem przy charakteryzowaniu postaci.
Pierwsze wra�enie, jakie na mnie wywar�a gospodyni, by�o jak najprzyjemniejsze, gospodarz natomiast wcale mi si� nie spodoba�. Mo�e to jednak wskazuj�cy palec lewej r�ki, tak �askawie podany mojemu przyjacielowi, sta� si� przyczyn� owego nieprzyjemnego odczucia. Weso�y t�um go�ci powoli d��y� ku domowi, wspaniale ju� o�wietlonemu wewn�trz, a na tarasie pomi�dzy cudownymi kwiatami i drzewami cytrynowymi dopiero zawieszano r�nokolorowe lampiony.
Ledwo gospodarz i gospodyni weszli na taras, a ju� orkiestra pa�szczy�nianych ch�op�w zagra�a s�ynnego marsza z �Wilhelma Telia"16. Po marszu niezw�ocznie nast�pi� polonez i bal rozpocz�� si� w ca�ej swojej okaza�o�ci.
Pewien uczony m��, bodaj�e baron Bod�, pojecha� z Teheranu do ruin Persepolisu 17 i opisa� do�� dok�adnie swoj� podr� do samej doliny Mardaszt; gdy za� zobaczy� majestatyczne ruiny Persepolisu, powiedzia�:
� Poniewa� wielu podr�nik�w opisywa�o te znakomite ruiny, wi�c nie mam tu nic zupe�nie do roboty.
� I ja mog� powiedzie� to samo, patrz�c na prowincjonalny bal, aczkolwiek podr� moja nie mia�a na celu opisywania go i nie zwi�zana by�a z takimi trudno�ciami jak podr� z Teheranu do ruin Persepolisu, a zreszt� i por�wnanie moje, prawd� m�wi�c, jest bardzo nienaturalne. Ale c� robi� � co pod r�k� wpad�o, to si� daje.
Prosz� przeczyta� kt�r�kolwiek powie��: wsz�dzie pa�stwo znajd� opisanie je�eli nie sto�ecznego, to przynajmniej prowincjonalnego balu z r�nymi, ma si� rozumie�, dodatkami co do stroj�w, sposob�w al-
12
bo manier, a nawet samych fizjonomii, tak jakby przyroda dla prowincjonalnych lwic i lw�w tworzy�a odr�bne formy. Wierutne g�upstwo! Formy s� te same i lwice, i lwy � te same, a je�eli istnieje pomi�dzy nimi jaka� r�nica, to tylko ta, �e prowincjonalne lwice i lwy wygl�daj� bardziej swojsko ni� sto�eczne, czego (o ile mi wiadomo) opisywacze prowincjonalnych bal�w nie zauwa�yli.
A wi�c wszystkie bale zosta�y ju� opisane, poczynaj�c od balu na �Fregacie Nadzieja"18, ko�cz�c na rosyjskiej hulance wed�ug wzor�w niemieckich, gdzie ust'-sysolscy19 ch�opcy troch� podokazywali.
I w stosunku do prowincjonalnego balu mog� �mia�o rzec, i� nie mam nic do roboty, chyba tylko podziwia� �wie�e, zdrowe twarzyczki miejscowych pi�kno�ci.
Jedno mi� troch� zak�opota�o na tym balu, to mianowicie, �e nie by�o wida� ani jednego munduru, mimo i� w powiecie pry�uckim stacjonowa� batalion strzelc�w. Nie mog�c dociec przyczyny owej absencji, zwr�ci�em si� do mojego Wirgiliusza.
A Wirgiliusz m�j w tym czasie wykonywa� w kadrylu najklasyczniejsze pas. Czeka�em cierpliwie na ostatni� figur� ta�ca, a tymczasem usi�owa�em rozwi�za� zagadk� za pomoc� przypuszcze�. � Mo�e � my�la�em � oni... tego? � Ale nie, takie praktyki w�a�ciwe s� raczej huzarom i w og�le kawalerii, a to przecie piechury, w dodatku z uczonym Kantem20. Nie, tu z pewno�ci� chodzi o co� innego!
W tej chwili kadryl sko�czy� si� i m�j Wirgiliusz, spocony, podszed� do mnie.
�- No, jak tam wygl�da nasz taniec? � spyta� ocieraj�c pot z czo�a.
� Owszem, do�� �adnie � odpowiedzia�em z roztargnieniem. � Ale prosz� mi wyt�umaczy� � doda-
13
�em prawie szeptem � dlaczego nie ma na balu wojskowych?
� Bo ich prawie nigdzie nie przyjmuj�, tym bardziej w takim domu jak dom naszego arnfitriona 21.
� Dziwna rzecz! � pomy�la�em i po chwili spyta�em:
� A panny nic na to?
� Nic.
� Zupe�nie nic?
� Zupe�nie nic.
Wtem zagrano walca i m�j mentor zacz�� wirowa� z jak�� apetyczn� brunetk�. A ja przecisn�wszy si� z trudem przez t�um widz�w, to jest t�um pokoj�wek i lokaj�w zgromadzony przy otwartych drzwiach, wyszed�em na taras i my�la�em o tym, jak
Szybko wci�� idziemy naprz�d.
Bal by� ukoronowany najwspanialsz� kolacj� i nie zroszony, nie zapity, ale dos�ownie zalany szampanem wszelkich mo�liwych marek. Zbytek ten podzia�a� na mnie wprost zastraszaj�co.
Po kolacji amfitrion zaproponowa� grossvatra22, co wszyscy go�cie przyj�li z radosnym aplauzem.
Grossvater zacz�� si� i trwa� z ca�� wiejsk� prostot� a� do wschodu s�o�ca.
Pi�kne kobiety, zw�aszcza te, kt�re mog�yby by� bohaterkami Balzaca 23, to znaczy kobiety niepierwszej m�odo�ci, nie radz� wam ta�czy� do bia�ego ranka! W�adza, kt�r� przy �wietle lichtarzy zdobywacie nad naszymi sercami, znika przy �wietle s�o�ca; a urok, kt�ry roztaczacie w ci�gu nocy, przeistacza si� w jakie� gorzkie, niemi�e uczucie podobne do przesytu. Ale wy, chciwe po�eraczki biednych serc naszych, w triumfie swoim nawet nie zauwa�acie, jak zbli�a
14
si� dzie� i pot�ga wasza znika niby ta przezroczysta mg�a rozpostarta nad b�otem.
Tak my�la�em, opuszczaj�c weso�y, swobodny taniec i przedostaj�c si� pomi�dzy d�bami do naszego obozu (go�cie nie mogli si� zmie�ci� w budynkach, trzeba wi�c by�o dla nich rozbi� kilka namiot�w w ko�cu ogrodu, co uzyska�o nazw� obozu albo, �ci�lej m�wi�c, taboru cyga�skiego). Podchodz�c do namiot�w, b�yszcz�cych na tle ciemnej zieleni, ku niema�emu swojemu zdziwieniu us�ysza�em pie�ni i �miech w jednym z nich. Byli to przyjaciele wsp�biesiadnicy, kt�rzy zgie�k �wiatowy ch�tnie oddali za samotno��, wprawdzie niezupe�n�. Przemkn��em si� jako� do swojego namiotu, napr�dce zmieni�em frak na kurtk� i zaszy�em si� w g�stw� leszczyny.
Nie wiedzia�em, �e do parku przylega staw, i wyda�o mi si� to dziwne, i� ciemne, grube ga��zie leszczyny zacz�y si� zarysowywa� na bia�ym tle. Wyszed�em na polank� i przede mn� w ca�ej krasie rozpostar�o si� jezioro, ocienione starymi brzostami czyli wi�zami oraz najbardziej malowniczymi wierzbami. Cudny widok! Woda ani drgnie � zupe�ne lustro, a wierzby niczym pi�kne dziewoje jakby podesz�y do niego grupkami, �eby popatrzy� na swoje wspania�e ga��zie-kosy. D�ugo sta�em na jednym miejscu, oczarowany tym przedziwnym widokiem. Wydawa�o mi si� �wi�tokradztwem naruszenie najmniejszym bodaj ruchem tej uroczystej ciszy, w kt�rej pogr��ona by�a �wi�ta pi�kno�� � przyroda. Po namy�le zdecydowa�em si� jednak pope�ni� �wi�tokradztwo. Przysz�o mi do g�owy, i� nie�le by�oby zanurzy� si� ze dwa, trzy razy w tym czarodziejskim jeziorze, i natychmiast zrealizowa�em ten zamiar.
Po k�pieli zrobi�o mi si� lekko i b�ogo, tak �e w dw�jnas�b odczu�em urok krajobrazu i postanowi-
15
�em narozkoszowa� si� nim do syta. W tym celu usiad�em pod roz�o�ystym wi�zem i odda�em si� s�odkiemu kontemplowaniu czaruj�cej przyrody.
Kontemplowanie jednak nied�ugo trwa�o. Opar�em si� plecami o brzost i zasn��em snem sprawiedliwego. We �nie powt�rzy� si� ten sam cudowny widok, z dodatkiem balu, i tylko � dziwna rzecz: zamiast zwyk�ego walca ujrza�em znany obraz Holbeina �Taniec
�mierci" 24.
Moje marzenia senne przerwa� dono�ny kobiecy �miech. Otworzy�em oczy i ujrza�em stado swawolnych nimf, pluskaj�cych si� i piszcz�cych w �wodzie, i chc�c nie chc�c odegra�em rol� nieskromnego pasterza Akteona25. Jednak szybko si� opanowa�em i chy�kiem umkn��em w krzaki leszczyny.
O jedenastej rano dzwonek oznajmi� nie�onatym go�ciom, �e �niadanie jest gotowe (�onaci rozkoszowali si� rannym posi�kiem w swoich pokojach). Na to b�ogie wezwanie go�cie pod��yli ze swoich samotnych schronisk ku wspania�emu tarasowi, ozdobionemu sto�ami z nakryciem do herbaty oraz kilkoma p�katymi samowarami i dzbankami do kawy. Nie zd��y�em sko�czy� drugiej fili�anki jasnobr�zowego s�odkiego p�ynu ze �mietank�, kiedy zabrzmia� walc i przez . otwarte drzwi zobaczy�em w sali kilka wiruj�cych par. � Kiedy� oni b�d� mieli dosy�! � pomy�la�em i schodz�c z tarasu spotka�em swojego Prospera, kt�ry powiadomi� mi� w sekrecie, �e dzisiejszy wiecz�r zacznie si� od koncertu, z czego bardzo si� ucieszy�em, chocia� � prawd� powiedziawszy � nadzwyczajno�ci si� nie spodziewa�em. By�em jednak w b��dzie. Wkr�tce po wieczornej przechadzce go�cie zebrali si�, ubrani najrozmaiciej, to znaczy jedni w surdutach, drudzy w paltach, a ci, co przestrzegali zasad dobrego tonu albo udawali angloman�w � przyszli we fra-
16
kach. Wie ju� o tym ca�y �wiat, �e ani jedna kobieta, nawet najwi�ksza pi�kno��, nie zawaha si� dwadzie�cia razy na dob� zmieni� str�j, je�eli przewiduje spotkanie t�umu, chocia�by nawet potwor�w, ale nie swojej p�ci. Prosz� si� nie gniewa�, moje mi�e czytelniczki � to nie wytw�r fantazji, lecz niezbity fakt.
Go�cie zebrali si� i zaj�li swoje miejsca, ma si� rozumie�, wed�ug pewnej klasyfikacji: grubsze ryby wyp�yn�y naprz�d, a drobiazg (w tej liczbie i my niebo��tka) ulokowa� si� w p�mroku mi�dzy kolumnami. Kiedy wszystko dosz�o do jakiego� �adu, ukaza� si� na pomo�cie w rodzaju sceny kapelmistrz wyzwoleniec, dosy� poka�nej tuszy i fizjonomii zdecydowanie lokajskiej.
� Ucze� znakomitego Spora!26 � szepn�� kto� ko�o mnie.
Jeszcze chwila i zabrzmia�a �Burza" Mendelssohna 27 i, prawd� m�wi�c, zabrzmia�a ca�kiem udatnie. A nie na �arty uderzy�a mi� wiolonczela. Wiolonczelista siedzia� bli�ej ni� inni od proscenium, jakby na pokaz (co te� istotnie mia�o miejsce). By� to m�ody cz�owiek, blady i szczup�y � tyle mog�em zauwa�y� zza wiolonczeli. Swoje solo wykonywa� z takim uczuciem i wirtuozeri�, �e nawet Servais28 by si� nie powstydzi�. Dziwi�o mnie jedno: dlaczego nikt mu nie bije brawa. Ja za� sam kr�powa�em si� zacz��. Jaki� ze mnie s�dzia, a przy tym jaki� ze mnie go��! B�g wie co i B�g wie sk�d. Co by na to powiedzieli go�cie nale��cy do elity towarzystwa.
Tymczasem �Burza" sko�czy�a si� i us�ysza�em wypowiadane p�g�osem takie pochwa�y m�odego muzyka: �No, no, Taras! Ale zuch! Nie na pr�no siedzia� we W�oszech!"
Kiedy kapela stroi�a instrumenty, zd��y�em dowiedzie� si� co� nieco� o interesuj�cym mi� arty�cie. Za-
2 � Muzykant
17
cz�a si� uwertura do �Preciosy" WeberaM i ku swojemu zdziwieniu zobaczy�em wiolonczelist� ze skrzypcami w r�kach tu� obok kapelmistrza. Mog�em mu si� teraz dok�adniej przyjrze�.
By� to m�ody, mo�e dwudziestoparoletni cz�owiek, smuk�y i zgrabny, o �ywych, czarnych oczach, delikatnych, ledwo u�miechaj�cych si� ustach i wysokim, bladym czole. S�owem, by� to d�entelmen wysokiej klasy, a .przy tym nader sympatyczny d�entelmen.
Kiedy wykona� ari� z �Preciosy", nie wytrzyma�em, krzykn��em �brawo"! � i z ca�ej si�y zacz��em klaska�. Wszyscy popatrzyli na mnie, ma si� rozumie�, jak na wariata. Nie stch�rzy�em jednak i w dalszym ci�gu klaska�em w d�onie i krzycza�em �brawo" � p�ki w ko�cu wo�owe oczy samego gospodarza nie przywiod�y mi� do opami�tania.
Kapela znowu j�a stroi� instrumenty, poniewa� jednak nie spodziewa�em si� us�ysze� niczego lepszego, wi�c wyszed�em z sali do ogrodu. Noc by�a ksi�ycowa, ciep�a i spokojna. Wa��sa�em si� niedaleko od domu i dolatywa�y do mnie z chaosu d�wi�k�w cudne tony wiolonczeli albo skrzypiec i obraz smutnego artysty z jego melancholijnym u�miechem wci�� unosi� si� przede mn� jak �ywy. � Gdzie ja go widzia�em? Gdzie ja si� z nim spotka�em? � takie pytania cisn�y mi si� na usta, a� wreszcie po d�ugim wyt�aniu pami�ci przypomnia�em sobie, �e widzia�em go podczas obiadu z serwetk� w r�ku za krzes�em samego gospodarza.
O ma�o nie zemdla�em po dokonaniu tego odkrycia.
Muzyka ucich�a i poszed�em �cie�k� przez lewad� ku starodawnym tajemniczym d�bom. Uszed�szy kawa�ek dos�ysza�em za sob� cichy szelest krok�w, obejrza�em si� i pozna�em trapi�cego mnie wiolonczelist�. Ju� mia�em si� do niego zwr�ci� z zapytaniem, ale on
uprzedzi� mi�, chwyci� moje r�ce i ze �zami przycisn�� je do swoich ust.
� Co pan, co pan? Co si� z panem sta�o? � pyta�em go staraj�c si� uwolni� r�ce.
� Dzi�kuj� panu! Dzi�kuj�! � m�wi� szeptem. � Pan! pan jest jedynym cz�owiekiem, kt�ry mi� s�ucha� i zrozumia�!
Nie m�g� nic wi�cej powiedzie� z powodu �ez. W milczeniu wzi��em go pod r�k� i zaprowadzi�em do darniowej �awki, urz�dzonej doko�a stuletniego, roz�o�ystego d�bu.
D�ugo siedzieli�my nic nie m�wi�c, wreszcie on zacz��:
� Pan jest dla mnie bardzo �askawy. W tej samej chwili rozleg� si� g�os wo�aj�cy go po imieniu.
� Niech pan p�jdzie do altany oplecionej winem � powiedzia� wstaj�c � zaraz do pana przyjd�.
I po�piesznie si� oddali�.
Patrz�c za nim rozmy�la�em: � Oto natchniony minezyngier30 XII wieku. Jak my�my jednak niedaleko odeszli od szlachetnych rycerzy, rozb�jnik�w tego op�akanego stulecia. A o�wiecenie idzie sobie naprz�d wielkimi krokami.
Wsta�em z �awki i poszed�em �cie�k� wiod�c� do winogronowej altany. Nie wiem dlaczego, ale mia�em nadziej�, �e us�ysz� od niego smutn� opowie�� o �yciu, jak to zwykle bywa, i chwali� Boga niezupe�nie si� omyli�em. Co prawda, wypowiedzia� si� wobec mnie mo�e nawet wi�cej, ni� sam chcia�, ale to nie by� nasz prosty, biedny j�zyk, kt�rym rozmawia� ze mn� � by�y to cudne boskie d�wi�ki, w ikt�rych odbi�o si� szlochanie zn�kanego a niewinnego serca.
Przyszed� do mnie do altany z wiolonczel� i nie rzek�szy ani s�owa zacz�� stroi� instrument i jakby
18
19
na pr�b�, na p�artem, odegra� znan� kawatyn� z �Normy"31. Dech mi zapiera�o od tych d�wi�k�w.
Nie odrywaj�c smyczka od strun zagra� jednego ze wspania�ych natchnionych mazurk�w Chopina. Sko�czywszy ten utw�r, wyrzek� ledwo dos�yszalnie: � No i mamy sw�j bal.. � Odegra� jeszcze kilka Szopenowskich mazurk�w, jeden od drugiego �adniejszych, jeden od drugiego bardziej porywaj�cych.
Pod koniec ostatniego mazurka dostrzeg�em poprzez li�cie winogradu milcz�ce twarze licznych s�uchaczy: byli to lokaje, pokoj�wki i forysie przyjezdnych pa�stwa. Porzucili okna, przez kt�re gapili si� na niemieckie ta�ce wymustrowanych pa� i pan�w swoich, i przyszli pos�ucha�, jak Taras gra.
Orfeusz32 m�j, odpocz�wszy troch� i nastroiwszy swoj� lir�, poci�gn�� wolno smyczkiem po strunach i pop�yn�a s�odka, pe�na serdecznego smutku moja ojczysta melodia do s��w:
Toczy�y si� wozy z g�ry -w dole stan�y.
Odegrawszy temat, snu� dalej tysi�czne jego wariacje, i to tak, �e nic podobnego w �yciu nie s�ysza�em i chyba nigdy nie us�ysz�. Zgromadzeni doko�a altany podczas gry ani si� poruszyli i kiedy muzyk sko�czy� swoje cudowne wariacje, d�ugo jeszcze s�uchali z zapartym tchem, wreszcie wszyscy jednocze�nie westchn�li i znowu umilkli.
Bez s�owa wzi��em go za r�k� i da�em mu znak do wyj�cia z altany. D�ugo w milczeniu chodzili�my po �cie�ce, jakby boj�c si� odezwa�. Na koniec opanowawszy si�, spyta�em go:
� Gdzie pan si� uczy�?
� Nasamprz�d w domu, -,.
20
� A potem?
� A potem pan i pani je�dzili za granic� i brali mnie z sob�; dop�ki mieszkali w Berlinie, chodzi�em kilka razy do Spora i wi�cej nigdzie si� nie uczy�em.
� Ale przecie Sp�r gra� na skrzypcach.
� Tote� uczy�em si� u niego gra� na skrzypcach i skrzypce s� moim w�a�ciwym instrumentem, a wiolonczela � to ju� tak.
� C� pan teraz zamierza z sob� zrobi�? Przecie pan jest prawdziwym, wielkim artyst�!
� A co mam z sob� robi�? Powiesi� si� i nic wi�cej.
Prawd� powiedziawszy, sam mu nie mog�em doradzi� nic lepszego.
� Zesz�ego lata � zacz�� znowu � przyjecha� do nas z Koczanowki Glinka33, s�ucha� mojej gry na skrzypcach i na wiolonczeli, chwali� mi� i prosi� mojego pana, �eby mi da� wolno��. Pan obieca�, ale na tym chyba wszystko si� sko�czy.
� Nie trzeba traci� nadziei, trzeba si� modli� do Boga. Da B�g, wszystko si� u�o�y.
� Nie trac� nadziei. Mychaj�o Iwanowycz jest, zdaje si�, dobrym cz�owiekiem � mo�na mu ufa�.
� Owszem, mo�na, je�eli tylko nie zapomnia� o panu. Radz� do niego napisa� list.
� Napisa� � napisz�, ale jak go prze�l�. Przecie nie znam adresu.
� Ja znam, wi�c prosz� list mi przekaza�. Prosz� napisa� dzisiaj, a jutro b�d� w mie�cie i oddam go na poczcie.
W tym czasie podeszli�my do altany i muzyk spyta� mi� nachylaj�c si� ku wiolonczeli:
� Mo�e panu co� jeszcze zagra�?
� Bardzo dzi�kuj�. Pan si� zm�czy�, prosz� troch� odpocz�� i przygotowa� na jutro list.
21
I rozstali�my si�.
Po kolacji (przed wschodem s�o�ca), po�egnawszy si� z pani� i panem domu, nie wst�puj�c do taboru poszed�em do wsi wynaj�� konia z wozem w celu odbycia powrotnej drogi do miasta albo przynajmniej do stacji pocztowej. Ale niestety! W ca�ej olbrzymiej wsi nie znalaz�em ani konia, ani wozu. Nie mo�na powiedzie�: zamo�ni ch�opi! Pijanice, my�l�, i leniuchy jeden w drugiego, bo jak�e to mo�liwe, �eby w ca�ej wsi nie znale�� wozu z koniem! Dziwni ludzie ci nasi ch�opi! Jak ich nie postraszy�, to nic nie zrobi�. Was jednak, widz�, zanadto nastraszono � pomy�la�em patrz�c na obna�on� wie�.
Nie ma rady; uda�em si� do karczmy i wynaj��em klacz na pi�� wiorst do jakiej� fermy. � A tam � zapewnia� mi� karczmarz � mo�na wynaj�� bodaj czw�rk� koni do samych Pry�uk�w.
Przy pomocy us�u�nego Tarasa Fedorowycza (wiolonczelisty) u�o�yli�my jako� swoje manatki i wyjechali�my ze wsi drog� na Pry�uki.
� Prosz� mi powiedzie�, co to za ferma, na kt�r� teraz jedziemy? � spyta�em swojego na p� sennego mentora.
� Ferma? To jest chutor Antona Kar�owycza. Wspaniali ludzie, to znaczy on i Mariana Akymowna! Wspaniali ludzie! Wst�pimy do nich, bezwarunkowo wst�pimy! Dawno ich ju� nie widzia�em.
� Mo�emy wst�pi�. Mog� si� ju� teraz wsz�dzie w��czy�, dop�ki nie wydostan� si� na trakt.
� Nie b�dzie pan �a�owa�. Anton Kar�owycz jest nadzwyczajnym cz�owiekiem. Zacz��, prosz� pana, i sko�czy� swoj� s�u�b� w marynarce jako lekarz, podr�owa� dwa razy naoko�o �wiata, rzuci� s�u�b�, pobiera ca�kowit� emerytur�, a pr�cz tego pe�ni prywatnie funkcje lekarza domowego u naszego amfitrio-
na, kt�ry mu na dodatek podarowa� chutor z przyle-g�o�ciami. Czeg� wi�cej trzeba? �y� � nie umiera�!
� I dawno ju� tu mieszka?
� A ju� chyba dziesi�� lat z ok�adem.
� Czy to du�a rodzina?
� Nie, tylko ich dwoje. Co prawda, pod ich bezpo�rednim nadzorem wychowuj� si� dwie c�rki dziedzica � przemi�e dzieci, kt�re, mo�na powiedzie�, zast�puj� im prawdziwe dziatki. Jedna b�dzie ju� mia�a, jak s�dz�, oko�o sze�� latek, a druga o rok mniej.
� Dlaczego� nie pokaza�y si� na balu? My�l�, �e chyba ju� umiej� ta�czy� cachuch� 34. A przecie wie pan, jaka to jest ozdoba ka�dej zabawy.
� Nie, my�l�, �e one jeszcze nie ta�cz� cachuchy. l, wic pan, matka chce je wychowa� w zupe�nym odosobnieniu, a potem wypu�ci� na �wiat spod skrzyde�ka jako dwa niewinne ptaszki. Mnie si� ta idea bardzo podoba � moralno-filozoficzna oraz, rzec mo�na, poetyczna idea � jak pan s�dzi?
� Rzeczywi�cie, poetyczna idea, ale nic poza tym. Nie przypuszcza�em jednak, �e Sofia Samoj�owna ma dzieci. Taka jest jeszcze �wie�a.
�� I p�<,'kna, niech pan doda!
� Istotnie, pi�kna.
W tym momencie spotkali�my ch�opa, kt�ry zdj�� sw�j s�omiany bry� i pok�oni� si� nam. Kiedy�my pr/.ejechali obok niego, wci�� jeszcze sta� z odkryt� g�ow�, patrzy� na nasz w�z i z pewno�ci� my�la�: � Czort joho znaje, szczo wono take � czy wono pany, czy wono szczo? � Panowie, � w dodatku wracaj�cy z balu.
Oczywi�cie znaj� pa�stwo prymitywny obrazek przedstawiaj�cy, jak �ydzi spiesz� na szabas. Wiele by�o wsp�lnego mi�dzy tym obrazkiem a naszym wozem � i bodaj�e r�wnie� pasa�erami. Jak�e tedy
22
23
ch�op nie mia� si� zatrzyma� i nie popatrzy� na taki wspania�y pojazd? A trzeba doda�, �e kurz nie os�ania� naszej wspania�o�ci, poniewa� posuwali�my si� krok za krokiem i tylko nasze osoby stercza�y z g��bokiej �ydowskiej bryczki, sam za� w�a�ciciel szed� pieszo, poganiaj�c swoj� mizern� klacz.
Kilkakrotnie dolatywa�y do mnie jakie� �ydowskie s�owa, kt�re z westchnieniem wymawia� nasz wo�nica. I tak cz�sto powtarza� jedno i to samo zdanie, �e mimo woli zapami�ta�em je i prosi�em, aby mi przet�umaczy�, na co on niezbyt ch�tnie si� zgodzi�, zapewniaj�c mi�, �e to by�y nie�adne s�owa.
� Takie obrzydliwe � doda� � �e nawet my�le� o nich nie�adnie, a tym bardziej m�wi�.
Kiedy za� obieca�em mu grzywn� miedzi35 na w�dk�, popatrzy� na mnie z niedowierzaniem i powiedzia�:
� Uni chuszawskie mie�. Po naszemu to znaczy, �e �ywy cz�owiek bez pieni�dzy wart jest tyle co nieboszczyk.
I oto jedziemy sobie spokojniutko drog� w�r�d najpi�kniejszej zieleni o�wietlonej porannym s�o�cem. Rosa ju� troch� podesch�a i koniki polne zaczyna�y w zielonym �ycie sw�j szept, taki cichy, taki melodyjny szept, �e gdyby mucha nie uk�si�a mi� w nos, na pewno bym zasn��. Odp�dziwszy przekl�t� much�, mimo woli spojrza�em przed siebie. M�j Bo�e, a sk�d�e si� to wszystko wzi�o? Wyobra�cie sobie pa�stwo, przed samym nosem wyjrza�y wierzcho�ki topoli, ukaza�y si� zielone korony wierzb, potem las rozes�a� si� pod g�r�, a za nim na ca�� dolin� niczym bia�y obrus rozpostar�o si� ciche, jasne jezioro. Przepi�kny, dusz� raduj�cy widok!
Szturchn��em par� razy towarzysza i wskaza�em mU r�k� wspania�y krajobraz.
�- To jest ferma Antona Kaf�owycza. Wysi�dziemy
24
tu i p�jdziemy przez las piechot�; a wo�nica niech si� zatrzyma ko�o m�yna pod g�r�.
Udzieliwszy odpowiednich instrukcji �ydowi poszli�my w stron� lasu, ale dotarli�my do� nie bez trudno�ci, gdy� by� on otoczony dosy� szerokim rowem, a przeciwleg�a strona rowu umocniona zosta�a �ywop�otem, to jest obsadzona agrestem.
Wzi�wszy si� z przyjacielem pod r�ce (czego nawiasem m�wi�c znie�� nie mog�), poszli�my wzd�u� �ywop�otu, obsadzonego wysokimi, okaza�ymi topolami. Zza topoli gdzieniegdzie prze�wieca� �wie�y zagajnik brzozowy albo ciemnia� smuk�y, m�ody d�bniak; szereg okaza�ych topoli przerywa� si� nagle, ust�puj�c miejsca staremu d�bowi, kt�ry usiad� nad samym rowem i wyci�gn�� swoje malownicze konary daleko poza r�w, a� na drog�.
Uszed�szy dobre p� wiorsty dotarli�my do w�g�a �ywop�otu i skr�cili�my na lewo �cie�k�, biegn�c� pod g�r� r�wnolegle do rowu. Przy tym skr�cie otworzy�o si� przed nami w ca�ej swej krasie spokojne, jasne jezioro, obramowane g�stym zielonym sitowiem i roz�o�ystymi ogromnymi wierzbami. Kiedy stan�li�my nad jeziorem, odczu�em wielk� ch�� zanurzenia si� ze dwa, trzy razy w jego przezroczystej wodzie. Ale przewodnik m�j zauwa�y� z du�� doz� s�uszno�ci, �e podobny uczynek by�by nieprzyzwoity, tym bardziej i� w tym w�a�nie czasie podeszli�my do bramy parku, ocienionej dwoma starymi wierzbami. Bez trudno�ci otwarli�my bram� i wkroczyli�my do wewn�trz. D�uga, cienista aleja prowadzi�a do domu bielej�cego w dali skro� ga��zie. Nie dochodz�c do niego, niedaleko od dr�ki, troch� z boku pomi�dzy drzewami zobaczyli�my m�czyzn� w bia�ej p��ciennej kurtce, w zwyczajnym s�omianym kapeluszu i z cygarem w z�bach.
III
� Antoiia Kar�owycza mamy honor powita�! � zawo�a� m�j przewodnik.
Posta� w kurtce uchyli�a kapelusza i wyj�wszy z ust cygaro rzek�a:
� Bardzo prosimy!
Zbli�yli�my si� do siebie nawzajem. By� to sam w�a�ciciel parku czy fermy, czerstwy, kr�py staruszek o typowo niemieckiej fizjonomii. M�j obrotny przewodnik zarekomendowa� mi� w spos�b nader kwiecisty, na co Anton Kar�owycz z dobrodusznym u�miechem poda� mi r�k� i wyrzek�:
� Bardzo mi przyjemnie.
Ja ze swej strony wypowiedzia�em r�wnie� jak�� lakoniczn� formu�k� grzeczno�ciow� i wszyscy razem wyszli�my znowu na drog�. Nie zd��yli�my zrobi� kilku krok�w, kiedy zza krzewu kwitn�cej, wonnej czeremchy wybieg�y do nas dwie pi�kne jasnow�ose dziewczynki, jedna mo�e pi�cioletnia, druga sze�cioletnia, i rzuci�y si� do Antona Kar�owycza wo�aj�c:
� A co� przestraszy�y�my, przestraszy�y�my!
Anton Kar�owycz w milczeniu wskaza� im r�k� na nas; dziewczynki da�y mu spok�j i znowu schowa�y si� za krzew czeremchy.
Tymczasem wyszli�my na zielon� polank�, przylegaj�c� z Jednej strony do jeziora, z drugiej za� do ganku czy�ciutkiego, bielutkiego domku, obsadzonego woko�o krzakami bzu.
Dziwne wra�enie wywar� na mnie ten s�odki i wdzi�czny obrazek!
Zaraz z,a nami wybieg�y na ��czk� dziewczynki, a z domu na ganek wysz�a m�oda, urodziwa niewiasta, z ksi��k� i parasolk� w r�ku, i skierowa�a si� ku dzieciom. By�a to, jak si� p�niej dowiedzia�em, guwernantka Francuzka.
Weszli�my na ganek i gospodarz zaproponowa� nam,
aby�my odpocz�li w cieniu, sam za� uda� si� do mieszkania.
Maj�c woln� chwil� przypatrywa�em si� z lubo�ci� dzieciom, kt�re biega�y po ��ce, jako te�, prawd� m�wi�c, zgrabnej, okaza�ej figurze przystojnej guwernantki. Bardzo mi� ten widok poch�on�� i nie zauwa�y�em, �e na ganek wysz�a do nas sama pani domu.
Uk�oni�em si� i przeprosi�em za roztargnienie.
� Ale� prosz�, prosz�, niech pan patrzy. U nas, chwali� Boga, jest na co patrzy�.
Filuternie si� u�miechn�a i zwr�ci�a do mojego wsp�towarzysza. Ten zacz�� mi� ju� rekomendowa�, ale ona przerwa�a mu bezceremonialnie:
� Prosz� si� nie trudzi�, Anton Kar�owycz ju� mi zarekomendowa� pa�skiego znajomego. Niech pan lepiej opowie, jak si� uda�a zabawa na balu.
I przyjaciel m�j wzi�� si� do opisywania balu, a ja tymczasem zacz��em lustrowa� wzrokiem bezceremonialn� pani� domu.
By�a to co najmniej trzydziestopi�cioletnia, dobrze zakonserwowana brunetka, o du�ych, wyrazistych ciemnych oczach, o do�� �wie�ych jak na jej lata rumie�cach na pulchnej twarzy, zadartym nosie, pi�knych, du�ych, bia�ych z�bach i z lekka obwis�ym podbr�dku. Przedstawia�a istny typ Ma�orosjanki. Nawet g�os jej, a zw�aszcza akcent, przypomina� mi moj� rodaczk�, jak�� urz�dnikow� �redniej klasy albo co najwy�ej protopopadi� 36, mimo i� by�a ubrana jak prawdziwa dama.
� A niech was tam z waszym balem! � powiedzia�a szybko; stan�a w drzwiach i zatrajkota�a: � Uprzejmie prosz� na pokoje! Chocia� panowie jad� prosto z zabawy, ale na pewno nie pili jeszcze herbaty. Prawd� m�wi�c, i my�my dopiero co wstali.
Uda�em si� za gospodyni�, a wsp�towarzysz m�j,
26
27
jako cz�owiek znaj�cy miejscowo��, poszed� szuka� �yda i da� dyspozycje w sprawie noclegu.
W pierwszym pokoju, dosy� du�ym, powita� nas Anton Kar�owycz, ju� nie w p��ciennej kurtce, lecz w szarej marynarce z letniego trykotu, i prosi� mi� siada� bez ceremonii.
� A ty, Mariano, po�lij swoj� Jaryn�, �eby poprosi�a na �niadanie pann� Adolfin� z dzie�mi.
Na zawo�anie Mariany Akymowny zjawi�a si� pokoj�wka, skromna, urodziwa, ubrana po wiejsku, i otrzymawszy polecenie od Mariany Akymowny w czystym j�zyku ma�orosyjskim, opu�ci�a pok�j.
Po kilku minutach wesz�a guwernantka z dwoma dziewczynkami, a za ni� i m�j wsp�towarzysz. I wszyscy siedli�my wok� sto�u uwie�czonego solidnym samowarem. Gdybym nie wiedzia�, czyje to s� dzieci, pomy�la�bym, �e Mariana Akymowna jest ich rodzon� matk� � tak mile, tak po macierzy�sku opiekowa�a si� nimi. I ku niema�emu mojemu zdziwieniu, zwracaj�c si� do guwernantki, rozmawia�a z ni� po francusku. � No i masz tu urz�dnikow� �redniej klasy! No i masz tu co najwy�ej protopopadi�! � pomy�la�em. By�em po prostu oczarowany Mariana Akymowna i gdyby zwraca�a si� ona do swojej Jaryny (jedynej, zdaje si� s�u��cej) chocia�by w dialekcie wiel-korosyjskim, to m�g�bym powzi�� mniemanie, �e mam szcz�cie widzie� przed sob� co najmniej gra-fini� albo jak�� dam� wy�szego polotu.
Tak silne jest w cz�owieku uprzedzenie do swojego ojczystego narzecza.
Przy herbacie przypadkowo dowiedzia�em si� imion dw�ch dziewczynek; jedn�, zdaje si�, �e starsz� (gdy� obie by�y jednakowego wzrostu), nazywano Liza, a drug� � Natasza. I obie tak by�y podobne do siebie, �e gdyby je przesadzi� z miejsca na miejsce, to
23
nie wiedzia�oby si�, kt�ra z nich jest Liza, a kt�ra Natasza. I obie te� by�y nadzwyczajnie podobne do swojej uroczej mate�ki.
Pani domu mi�dzy innymi zwr�ci�a si� do mnie i spyta�a, czy mi si� spodoba� koncert w Dihtiaraeh.
� Przecie si� tam z pewno�ci� nie obesz�o bez koncertu � doda�a.
Odpowiedzia�em twierdz�co.
� A jak wiolonczelista? Prawda, �e wspania�y?
� Znakomity! � odrzek�em.
� To wielki nasz przyjaciel. A nie tylko wspania�y artysta, trzeba panu wiedzie�, ale ponadto cz�owiek niezwykle czu�ego, niezwykle szlachetnego serca. Ale co poradzi�? � doda�a z westchnieniem. � Liza i Natasza p�acz�, kiedy go nie widz� dwa dni z rz�du, a o pannie Adolfinie nawet nie ma co m�wi� � powiedzia�a �artobliwie i poca�owa�a guwernantk� w zarumieniony policzek, z czego wywnioskowa�em, �e guwernantka rozumie po rosyjsku.
By�o mi nad wyraz przyjemnie s�ysze� tak pochlebn� opini� o cz�owieku, kt�rego polubi�em od pierwszego wejrzenia jak kogo� bliskiego mojemu sercu.
Po herbacie Anton Kar�owycz zaprosi� nas do swojego domu.
� Ja tu do nich przychodz� tylko w odwiedziny, a dom m�j jest tam, w ogrodzie. � I wzi�� do r�ki kapelusz. Poszli�my za jego przyk�adem.
Bia�a, kryta s�om� chata, do kt�rej zaprowadzi� nas Anton Kar�owycz, sta�a w�r�d drzew owocowych i s�u�y�a gospodarzowi za gabinet, a jednocze�nie za budk� stra�nicz�. I�cie niemiecka kombinacja.
Chata Antona Kar�owycza, jak w og�le ma�orosyj-skie chaty, przedzielona by�a sieni� na dwie po�owy: na w�a�ciw� chat� z izb� oraz na tak zwan� komor�. W komorze, o�wietlonej jednym oknem, mie�ci�a si�
29
apteka i ksi�gozbi�r, w sieni � laboratorium. Mo�na si� by�o tego domy�li� widz�c stoj�cy na szerokim kominku alembik37, retorty oraz szklane i gliniane s�oje. �ciany izby, czyli gabinetu, ozdobione by�y �ukami, strza�ami, tomahawkami tudzie� inn� broni� dzikus�w, co w�a�nie �wiadczy�o o dalekich podr�ach Antona Kar�owycza.
Pod �cianami sta�y dwie sofki, a pomi�dzy nimi prosty d�bowy st� i na nim maszyna elektryczna.
� Mo�e panowie zechc� odpocz�� po drodze, a ja tymczasem wpadn� do Dihtiar�w: przecie jestem ich lekarzem domowym. Do widzenia!
I zostawi� nas w swoim gabinecie zupe�nie samych.
� Nie przypuszcza�em wyruszaj�c na bal, �e znajd� si� w gabinecie uczonego podr�nika, a w dodatku podr�nika skromnego � pomy�la�em na g�os, kiedy gospodarz wyszed�.
� A tam co znowu takiego! � odezwa� si� m�j wsp�towarzysz: � Niech pan zajrzy do pokoju, to s� dopiero okazy!
Rzeczywi�cie, okazy! Na ca�� d�ugo�� pokoju, pod �cian�, szeroki d�bowy st� zastawiony by� najr�niejszymi i przepi�knymi muszlami podzwrotnikowych m�rz, a po�rodku sto�u, akurat naprzeciwko okna, spoczywa�a p�aska skrzynka arszynowej3S d�ugo�ci i szeroko�ci, ze szklan� przykrywk�, zawieraj�ca zbiory numizmatyczne Antona Kar�owycza.
Pomi�dzy r�nej formy i wielko�ci monetami zobaczy�em austriackiego talara z XVII wieku, z g��boko wci�ni�tym stemplem przedstawiaj�cym god�o moskiewskie 39.
� Prawda, �e ciekawa moneta? � powiedzia� m�j wsp�towarzysz pokazuj�c na talara. � A w�a�ciwie m�wi�c ciekawy stempel.
� Ale c� ten stempel znaczy? � spyta�em.
30
� A to, prosz� �askawego pana, �e kiedy w roku tysi�c sze��set pi��dziesi�tym czwartym czy pi�tym naka�ny hetman Iwan Zo�otare�ko 40 poszed� z pu�kami ma�orosyjskimi zdobywa� Smole�sk dla cara moskiewskiego, to nie wiadomo dlaczego nasi Kozacy nie chcieli pobiera� �o�du w moskiewskich monetach, wi�c im p�acono austriackimi talarami, tylko na ka�dym talarze wybijano moskiewski znak.
Poogl�dawszy sobie okazy Antona Kar�owycza wyszed�em do ogrodu, a wsp�towarzysza swego zostawi�em solo, �eby sobie pomarzy�, to znaczy troszk� si� zdrzemn��.
Obszed�em ca�y ogr�d, a raczej park, i nie mog�em si� napatrzy� z zachwytu na prze�liczne drzewa, czy�ciutkie dr�ki i w og�le i�cie niemiecki porz�dek, w jakim to wszystko by�o utrzymane. Na przyk�ad: u kog� pa�stwo zobacz�, pr�cz Niemca, �eby pomi�dzy drzewami owocowymi ros�y arbuzy, dynie i nawet kukurydza? W Niemczech jest to zrozumia�e, ale u nas po prostu nie do poj�cia.
Z ogrodu wyszed�em na grobl� wysadzon� wierzbami. Pogapi�em si� na schludny, starannie zbudowany m�yn o jednym szumi�cym kole i min�wszy grobl� znalaz�em si� we wsi.
Wie� liczy�a najwy�ej ze dwadzie�cia chat. Ale jakich uroczych � ka�da chata jak obrazek!
� No � pomy�la�em � niedu�e sio�o, jednak weso�o.
Spr�bowa�em napotkanego po drodze ch�opa wybada�, czy nie mo�na by tu wynaj�� koni do Pry�uk�w.
� Mo�na, czemu nie � i par�, i dwie pary te� mo�na!
� Dobrze, wi�c wst�pi� p�niej i b�d� si� targowa�.
� Dobrze, niech si� pan targuje.
Za wsi� ujrza�em pa�sk� k�uni� czyli gumno, ob-
31
stawione stertami r�nego zbo�a. Podszed�szy do gumna spotka�em tokowego, kt�ry pokaza� mi podleg�y mu tok, czyli klepisko. Poniewa� nie jestem agronomem, wia� patrzy�em na wszystko powierzchownie i stawia�em pytania te� powierzchowne, a ze wszystkiego, co widzia�em i s�ysza�em, wyci�gn��em wniosek, �e nie zaszkodzi�oby tym zawo�anym agronomom pouczy� si�. cho� troch� u Antona Kar�owycza albo przynajmniej u jego ekonoma. Kiedy spyta�em p�niej, jaka jest przyczyna, �e Anton Kar�owycz, maj�c tyle zbo�a, nie wybuduje sobie jakiej� niewielkiej bodaj gorzelni,
ekonom odrzek�:
� B�g go tam wie. Sam m�wi�em, �eby zbudowa� niedu��. � Po co? � powiada. � �eby z ludzi robi� n�dzarzy i �ebrak�w? Nie potrzeba! � Taki dziwny jest ten nasz pan i niech B�g broni, jak nie lubi w�dki!
� Rzeczywi�cie, dziwny cz�owiek. No, a ch�opi we wsi u was jednak pij�?
� Ani jeden nie pije.
� Doskonale! A c� wy robicie ze zbo�em?
� Co robimy ze zbo�em? A pchamy wszystko do Dihtiar�w. Bo panowie tam bankietuj�, a ch�opi przymieraj� g�odem. A we wsi, opr�cz karczmy, na ka�dej ulicy szynk. Katarynka gra, �eby ludzi przyci�gn��. I biedny ch�op przepija ostatni� kopiejk� przy niemieckiej muzyce. Wiadomo � g�upi ch�op.
� Za to panowie maj� nie lada rozum. O filantropio! � pomy�la�em i po�egna�em ekonoma.
Zbli�aj�c si� do grobli, mimo woli przystan��em, �eby popatrzy� z lubo�ci� na stare wierzby, co opu�ci�y swoje d�ugie zielone ga��zie do jasnej, przezroczystej wody. A zza tych wspania�ych ga��zi, z przeciwleg�ej strony jeziora, wyziera spo�r�d ciemnej zieleni bielutki, u�miechaj�cy si� domek Antona Kar�owycza i niczym pi�kna dziewczyna, kt�ra patrzy na odbicie swojej uro-
dy w lustrze, tak on ipnegl�da si� w cichym, przezroczystym jeziorze.
� Co za rozkosz! -�pomy�la�em i skierowa�em si� przez grobl� ku powat�2"1 domkowi.
W tym czasie Antof* Mowycz wr�ci� od swoich pacjent�w, ku wielkiej miei rado�ci Przywi�z� z sob� mojego umi�owanego ^wrtuoza � i z wiolonczel�. Spotkali�my si� z nim pr^;yffeJ�ciu do ��rodu i przywitali�my po przyjacielski la^ prawdziwi starzy znajomi.
Podesz�a do nas M& riffla Akymown^ wzi�a mi� po prostu za r�k� i powie? -dzida:
� Musi pan by� bafdzo szlachetnym cz�owiekiem, je�eli polubi� pan naszej0 drogiego Tarasa Fedorowycza. Jestem panu wdzi�czn- a c"3 dusz�.
W milczeniu uca�o^ a'em JeJ r�k�. W tej samej chwili zbli�y� si� do nas A^011 Kar�owycz.
� Popatrz no, pop a'n> co nasz S��� wyprawia! � powiedzia�a pani dom*-1 wracaj�c si� do m�a.
� Nic nie szkodzi, r^aicaie szkodzi � m�wi� z u�miechem Anton Kar�owy^2'" A czy nie lepiej b�dzie, je�li p�jdziemy i uracz^W s^ barszczem? Jak my�lisz, moja duszko?
� Rzeczywi�cie, leg^l- Uprzejmie L>an�w prosz� � powiedzia�a zwracaj�c s'? ^� nas i Poszli�my na obiad.
Czy znajdzie si� w<^ �r�d pa�stwa taki, maj�cy bodaj jedn� pa�szczy�nian� �d-m�, co by posadzi� obok siebie cz�owieka poddanego, chocia�by cz�owiek ten by� najwi�kszym na �wiecie ^geniuszem? R�cz�, ze j-^g znajdzie si� nikt pr�cz napravs-^ szlachetnego Antona Kar�owycza.
Taras Fedorowycz siedzia� pomi�dzy dwoma figlar-kami, Liz� i Natasz�, k^'6 nie dawa�y biedakowi chwili spokoju podczas ob-;'^� Cudowna i wznios�a r�wno��! Tak chyba wszysssclludzie powinni wsp�y� z sob�. Ale jak ich do teg- IG sk�oni�? Nie ma rady. Mi�dzy
3 � Muzykant
33
32
innymi us�ysza�em kilka francuskich zda�, wymienionych przez Tarasa Fedorowycza w rozmowie z guwernantk�. Tym ostatecznie uj�� mi� m�j czaruj�cy wirtuoz.
Po obiedzie ca�e nasze m�skie grono uda�o si� do chaty Antona Kar�owycza, �eby popali�. Poniewa� ja jednak nie pal�, a m�j wirtuoz, jak si� okaza�o, te� by� niepal�cy, wi�c poszli�my obaj na przechadzk� po ogrodzie i wreszcie znale�li�my si� na niewielkim parowie, na kt�rym sta� niedu�y st�g �wie�ego siana. Nie mog�em si� oprze� takiej pot�nej pokusie. Zdj��em hal-sztuk 41 i surdut, po�o�y�em si�, wyci�gn��em na pachn�cym sianie, a w moje �lady wst�pi�, ma si� rozumie�, i m�j wsp�towarzysz. A �eby sen mi� nie zm�g�, j��em z daleka prowadzi� rozmow� o dw�ch dziewczynkach, znajduj�cych si�, �e tak powiem, na garnuszku u Antona Kar�owycza.
� Jakie mi�e i �adne dzieci! � powiedzia�em.
� I niech pan doda � szcz�liwe dzieci. Nie wiem, co by z nich by�o � ci�gn�� dalej � gdyby ko�o naszej uroczej wioski nie istnia�a ferma z tymi zacnymi, szlachetnymi lud�mi!
� Tak, istotnie. Ale niech�e mi pan wyt�umaczy, co to za oryginalna matka, kt�ra w ten spos�b wychowuje dzieci. Zdaje mi si�, �e w tym wieku dzieciom nikt nie
mo�e zast�pi� matki.
� Mariana Akymowna zast�pi�a im matk� w zupe�no�ci. Chodzi o to, �e ich rodzona matka, Sofia Samoj-�owna, jest �wiatow� dam�, a przy tym pi�kno�ci�, kt�ra si� wstydzi, kiedy j� kto� zapyta o zdrowie jej dzieci. Dla niej to znaczy tyle, jakby jej kto� powiedzia�: Bardzo pani zbrzyd�a. Ponadto jako dama �wiatowa Sofia Samoj�owna po ka�dym balu (a rokrocznie urz�dzaj� tych bal�w trzy, w roku za� przest�pnym � nawet cztery) musi rewizytowa� swoich go�ci, a sam pan
widzia�, ilu ich najecha�o. Dnia siedemnastego wrze�nia przyjedzie ich dwa razy tyle, mimo najgorszej pogody, poniewa� s� to imieniny samej pani domu. Ledwo sko�czy jedn� seri� wizyt, patrzy � ju� si� drugi bal szykuje, potem trzeci. I tak mija rok za rokiem. Je�li czas pozwoli, trzeba te� pojecha� do Petersburga, bo � powiadaj� � mi�dzy tymi chach�ami ca�kiem cz�owiek zordynarnieje. Wi�c niech pan sam os�dzi, czy kobieta przy takim �yciu zdolna jest mie� g�ow� do zajmowania si� dzie�mi? I wed�ug mnie nic lepszego nie mog�a wymy�li�, jak odda� je w r�ce Mariany Aky-mowny.
� Zgadzam si� z panem, �e rozs�dnie post�pi�a, ale r?v �adnie � to ju� inna sprawa.
Oczywi�cio, serce matki ust�pi�o tutaj na drugi |. , , pntcd (..'mmluhstwem �wiatowej pi�kno�ci. S�ysza-I' ii Jednak, .�>� niedawno wspomina�a o dzieciach. Po 'i -'"'h, trzech latach zamierza wys�a� je do Instytutu S i 'lnen<> 1:'; Im tu w Po�tawszczy�nie � powiada � '�tani' nich rhach�aczki.
I t<i prawda. Jak�e wi�c nie ba�a si� powierzy� je \kvinuwnic? Czy mo�e zamierza�a ogrodzi� '< l guwernantk� i Niemk� pokoj�wk�? "wu! Niemka pokoj�wka sama wkr�tce sta,n htaczki), a o guwernantce nie ma co nam�w u Nirch pan pos�ucha, co panu opowiem. >� Adolfiiin chcia�a nauczy� si� rosyjskiego. No irlana Akyiwwua dawaj j� uczy�, a zamiast po j liku � miur/yla j;| po ma�orosyjsku. Sofia Mi-lowna o matu ;u; 7. tego powodu nie pok��ci�a n\vn;i. I wie pan, co jeszcze: Mariana n �piewa niekt�re nasze pie�ni. Po-nam /.a�piewa�a chocia� jedn�.
Co nie
Aky
mnwna pi<; mv )q, fcrb
;./.c:li�my niedaleko dziecinne g�o-
34
*
do
Mama prosi, �* pan Za-
gu-
iklamowala mi dwuw*�
Kateryno, serce moje, �ysze�ko z toboju43.
.
� z
domu, nasz artysta Sra.
Hop � czuk, hreczanyky, Hop � czuk, peczenii44.
Ant�n
g. do
gan. do
czu�o�ci�. Opodal sta�a Niemka pokoj�wka: uniesiona skoczn� melodi� pie�ni prztyka�a do taktu palcami.
Tylko ludzie prostoduszni i szcz�liwi mog� stworzy� taki pi�kny obrazek.
W ogrodzie, opr�cz chaty Antona Kar�owycza, by�a jeszcze niedu�a chatka z daszkiem, a zamiast przyzby sta�y