5915
Szczegóły |
Tytuł |
5915 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5915 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5915 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5915 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Imre Kert�sz
Los utracony
Prze�o�y�a: Krystyna Pisarska
1
Nie poszed�em dzisiaj do szko�y. To znaczy poszed�em, ale tylko po to, �eby si� zwolni� u wychowawcy. Odda�em mu list, w kt�rym ojciec, powo�uj�c si� na �przyczyny rodzinne�, prosi o zwolnienie mnie do domu. Zapyta�: c� to za przyczyny? Odpar�em, �e ojca powo�ali do s�u�by pracy*; wtedy ju� si� wi�cej nie czepia�.
Pospieszy�em nie do domu, lecz do naszego sklepu. Ojciec powiedzia�, �e tam b�d� na mnie czeka�. Doda� jeszcze, �ebym si� zwija�, bo mog� by� potrzebny. W�a�nie dlatego zwolni� mnie z lekcji. Lub te�, by �mie� mnie przy sobie tego ostatniego dnia, zanim opu�ci dom�, bo i to powiedzia�, cho� prawda, �e kiedy indziej. Do matki, gdy, jak sobie przypominam, rankiem do niej zadzwoni�. Jest mianowicie czwartek, a w czwartki i niedziele sp�dzam popo�udnia z matk�, co jest skrupulatnie przestrzegane. Ale ojciec poinformowa� j�: � Nie mog� dzi� przys�a� ci Gyurki � i w�a�nie wtedy tak jej to wyt�umaczy�. Chocia� mo�liwe, �e jednak nie wtedy. By�em dzi� rano troch� �pi�cy, bo w nocy mieli�my alarm lotniczy, i mog�o mi si� co� pokr�ci�. Jestem pewien natomiast, �e tak powiedzia�. Je�li nie do matki, to do kogo� innego.
Ja te� zamieni�em z matk� kilka s��w, ju� nie pami�tam o czym. Wydaje mi si�, �e mia�a do mnie �al, bo musia�em j� nieco za szybko sp�awi� ze wzgl�du na obecno�� ojca; w ko�cu to dla niego powinienem by� dzi� mi�y. Kiedy ju� wychodzi�em z domu, moja macocha w korytarzu, w cztery oczy, szepn�a mi kilka poufnych s��w. Ma nadziej�, rzek�a, �e w tym tak smutnym dla nas dniu �mo�e liczy� na moje odpowiednie zachowanie�. Nie wiedzia�em, jak mo�na na to zareagowa�, wi�c nic nie powiedzia�em. Ale widocznie �le zrozumia�a moje milczenie, gdy� zaraz doda�a co� w tym rodzaju, �e nie mia�a zamiaru odwo�ywa� si� t� uwag� do mojej wra�liwo�ci, ona wie, �e to niepotrzebne. Bo przecie� nie w�tpi, �e jako dorastaj�cy ch�opak, w pi�tnastym roku �ycia, sam potrafi� odczu� wag� ciosu, kt�ry nas spotyka, jak to sformu�owa�a. Pokiwa�em g�ow�. To jej wystarczy�o. Wykona�a te� r�k� jaki� gest w moj� stron� i ju� si� zl�k�em, �e zechce mnie obj��. Ale jednak tego nie zrobi�a, tylko westchn�a g��boko, z dr�eniem.
Spostrzeg�em, �e wilgotniej� jej oczy. To by�o nieprzyjemne. Potem mog�em ju� i��.
Drog� ze szko�y do sklepu pokona�em piechot�. By� czysty, ciep�y poranek, cho� mieli�my dopiero pocz�tek wiosny. Chcia�em rozpi�� p�aszcz, ale si� rozmy�li�em: w lekkim wietrze z przeciwnej strony mog�aby mi si� odwin�� po�a i zas�oni� ��t� gwiazd�, a to by�oby niezgodne z przepisami. W niekt�rych sprawach musz� si� ju� zachowywa� ostro�niej. Piwnica, w kt�rej mie�ci si� nasz sk�ad drewna, znajduje si� w pobli�u, w bocznej ulicy. W mrok prowadz� strome schody. Ojca i macoch� zasta�em w kantorze: ciasnej, o�wietlonej jak akwarium szklanej klatce u podn�a schod�w. By� te� z nimi pan S�t�, kt�rego znam st�d, �e kiedy� zatrudniali�my go jako buchaltera; pod innym, wolnym niebem by� pracownikiem naszego sklepu, kt�ry p�niej od nas kupi�. Przynajmniej tak m�wimy. Pan S�t� mianowicie jest ca�kiem w porz�dku pod wzgl�dem rasowym, nie nosi ��tej gwiazdy, i to wszystko, jak wiem, to tylko taki fortel handlowy, �eby ustrzec nasz dobytek, no i �eby�my nie musieli w og�le rezygnowa� z dochodu.
Jednak przywita�em si� z nim troch� inaczej ni� dawniej, bo w pewnym sensie znalaz� si� wy�ej od nas; rodzice te� s� teraz ostro�niejsi wobec niego. On za to tym bardziej si� upiera, �eby w dalszym ci�gu nazywa� ojca �panem szefem�, a macoch� �drog� szanown� pani��, jakby nic si� nie wydarzy�o, nigdy te� nie zapomina poca�owa� jej w r�k�. Mnie powita� dawnym, �artobliwym tonem. Nawet nie spojrza� na moj� ��t� gwiazd�. Zosta�em tam, gdzie by�em, przy drzwiach, a oni kontynuowali to, co przerwa�o moje przyj�cie. Mia�em wra�enie, �e musia�em przerwa� jak�� narad�. W pierwszej chwili nie rozumia�em, o czym rozmawiaj�. Na moment przymkn��em nawet powieki, bo mieni�o mi si� w oczach od s�onecznego blasku ulicy. Wtedy ojciec powiedzia� co�, na co je otworzy�em: �szanowny panie S�t��. Po jego okr�g�ej twarzy o �niadej cerze � z cienkim w�sikiem i szpar� mi�dzy dwoma przednimi, bia�ymi, szerokimi z�bami � niczym p�kaj�ce wrzody skaka�y ��to-czerwone k�ka. Nast�pne zdanie wypowiedzia� tak�e ojciec i by�a w nim mowa o jakim� �towarze� i o tym, �e �by�oby najlepiej�, gdyby pan S�t� �od razu go ze sob� zabra��. Pan S�t� nie mia� nic przeciwko temu, wi�c ojciec wyj�� z szuflady biurka paczuszk� owini�t� w bibu�� i przewi�zan� sznurkiem. Dopiero wtedy poj��em, o jakim towarze w�a�ciwie mowa, poniewa� pozna�em paczk� po jej p�askim kszta�cie: by�a w niej szkatu�ka. A w szkatu�ce nasza cenniejsza bi�uteria i tym podobne. Co wi�cej, wydaje mi si�, �e z mojego powodu nazywali j� �towarem�, �ebym si� nie po�apa�. Pan S�t� natychmiast schowa� pakiecik do teczki. Potem wywi�za�a si� mi�dzy nimi sprzeczka: pan S�t� wyj�� wieczne pi�ro i za wszelk� cen� chcia� ojcu da� �pokwitowanie� na �towar�. D�ugo si� upiera�, cho� ojciec m�wi� mu, �eby nie by� �dziecinny� i �e �mi�dzy nami to niepotrzebne�. Zauwa�y�em, �e panu S�t� sprawi�o to przyjemno��. Nawet powiedzia�: � Wiem, �e pan mi ufa, panie szefie, ale w praktycznym �yciu wszystko musi mie� sw�j porz�dek i form�. � Wezwa� te� na pomoc moj� macoch�: � Nieprawda�, szanowna pani? � Ale ona ze zm�czonym u�miechem na ustach powiedzia�a tylko co� w tym rodzaju �e je�li chodzi o w�a�ciwe za�atwienie tej sprawy, to zdaje si� ca�kowicie na m�czyzn.
Zaczyna�o mnie to wszystko ju� troch� nudzi�, ale wreszcie schowa� wieczne pi�ro i zacz�li si� g�owi� nad spraw� naszego sklepu: co zrobi� z tymi wszystkimi deskami, kt�re si� w nim znajduj�. Us�ysza�em, �e wed�ug ojca nale�a�o si� spieszy�, zanim w�adza �ewentualnie po�o�y na tym r�k�, poprosi� wi�c pana S�t�, �eby pomaga� macosze swoim do�wiadczeniem handlowym i wiedz�. Pan S�t�, zwracaj�c si� do macochy, natychmiast o�wiadczy�: � To przecie� zrozumia�e, szanowna pani. Przecie� i tak b�dziemy w sta�ym kontakcie z powodu rozlicze�. � Wydaje mi si�, �e m�wi� o naszym sk�adzie, kt�ry by� teraz jego w�asno�ci�. Po d�u�szym czasie zacz�� si� wreszcie �egna�. Przeci�gle, z zachmurzon� twarz� potrz�sa� r�k� mojego ojca. Widocznie uwa�a�, �e w takiej chwili nie ma miejsca na zb�dne s�owa, i dlatego na po�egnanie powiedzia� tylko: � Do jak najszybszego zobaczenia, panie szefie. � Ojciec z krzywym u�mieszkiem odpar�: � Miejmy nadziej�, �e tak b�dzie, panie S�t�. � Jednocze�nie macocha otworzy�a torebk�, wyj�a z niej chusteczk� i od razu podnios�a j� do oczu. W jej gardle bulgota�y osobliwe d�wi�ki. Zapad�a cisza, sytuacja sta�a si� bardzo nieprzyjemna, bo odnios�em wra�enie, �e i ja powinienem co� zrobi�. Ale to by�o tak niespodziewane, �e nic m�drego nie przychodzi�o mi do g�owy. Zauwa�y�em, �e i pan S�t� czuje si� skr�powany: � Ale� szanowna pani � powiedzia� � nie wolno. Naprawd� nie. � Wygl�da� na nieco przestraszonego. Pochyli� si� i niemal przypad� ustami do d�oni macochy, �eby wycisn�� na niej zwyczajowy poca�unek. Potem natychmiast pop�dzi� ku drzwiom; ledwie zd��y�em przed nim uskoczy�. Ze mn� zapomnia� si� po�egna�. Kiedy wyszed�, s�yszeli�my jeszcze przez pewien czas jego ci�kie kroki na drewnianych schodach.
Po chwili milczenia ojciec powiedzia�: � No wi�c o tyle stali�my si� l�ejsi. � Na co macocha nieco st�umionym g�osem zapyta�a, czy ojciec nie powinien by� jednak przyj�� od pana S�t� owego pokwitowania. Ale ojciec odpar�, �e takie pokwitowanie nie mia�oby �adnej �praktycznej warto�ci�, a ponadto przechowywanie go by�oby niebezpieczniejsze ni� trzymanie w domu samej szkatu�ki. I wyt�umaczy� jej: teraz wszystko �musimy postawi� na jedn� kart�, mianowicie na t�, �e w pe�ni ufamy panu S�t�, tym bardziej �e i tak nie mamy innego wyj�cia. Na to macocha umilk�a, ale p�niej zauwa�y�a, �e cho� ojciec pewnie ma racj�, ona jednak czu�aby si� jako� pewniej �z pokwitowaniem w r�ku�. Ale nie by�a w stanie jasno wyt�umaczy� dlaczego. Wtedy ojciec przynagli�, �eby si� ju� bra� do roboty, albowiem, jak powiedzia�, czas leci. Chcia� jej przekaza� ksi��ki handlowe, �eby i bez niego mog�a si� w nich po�apa� i �eby interes nie stan��, kiedy on b�dzie w obozie pracy. Jednocze�nie zamieni� i ze mn� kilka szybkich s��w. Wypytywa�, czy g�adko pu�cili mnie ze szko�y i tak dalej. Wreszcie powiedzia�, �ebym usiad� i zachowywa� si� cicho, dop�ki oni z macoch� nie sko�cz� z ksi��kami.
Tyle �e to d�ugo trwa�o. Przez pewien czas pr�bowa�em by� cierpliwy, stara�em si� my�le� o ojcu, zw�aszcza o tym, �e jutro wyjedzie i zapewne niepr�dko go zobacz�, ale po jakim� czasie znu�y�y mnie te my�li i wtedy, poniewa� nic innego nie mog�em dla ojca zrobi�, zacz��em si� nudzi�. Siedzenie te� mnie bardzo m�czy�o i tylko po to, �eby si� co� dzia�o, wsta�em i napi�em si� wody z kranu. Nic nie powiedzieli. P�niej poszed�em mi�dzy deski za ma�� potrzeb�. Kiedy wr�ci�em, umy�em r�ce nad ko�law�, pordzewia�� umywalk�, potem wyj��em z teczki i zjad�em drugie �niadanie i na ko�cu zn�w popi�em wod� z kranu. Nic nie m�wili. Wr�ci�em na swoje miejsce. Dalej straszliwie si� nudzi�em, jeszcze bardzo d�ugo.
By�o ju� po�udnie, kiedy wyszli�my na ulic�. Zn�w mieni�o mi si� w oczach, teraz dra�ni�o mnie �wiat�o.
Ojciec d�ugo zmaga� si� z dwiema szarymi �elaznymi k��dkami, mia�em wra�enie, �e robi to umy�lnie. Potem odda� klucze macosze, poniewa� jemu nie b�d� ju� wi�cej potrzebne. Wiem, bo tak powiedzia�. Macocha otworzy�a torebk�, ba�em si�, �e zn�w po chusteczk�, ale tylko wrzuci�a do �rodka klucze. Bardzo pospiesznie ruszyli�my w drog�. Z pocz�tku my�la�em, �e do domu, ale nie, najpierw wybierali�my si� jeszcze na zakupy. Macocha zrobi�a d�ug� list� rzeczy, kt�re mog� si� ojcu przyda� w obozie. Cz�� zdoby�a ju� wczoraj. A za reszt� musieli�my pochodzi� teraz. Troch� nieprzyjemnie by�o z nimi i��, tak w tr�jk� i na wszystkich trojgu ��te gwiazdy. Kiedy jestem sam, sprawa mnie raczej bawi. A razem z nimi niemal kr�puje. P�niej jednak nie zwa�a�em ju� na to. We wszystkich sklepach panowa� �cisk, poza tym, w kt�rym kupowali�my plecak: tu my byli�my jedynymi klientami. W powietrzu wisia� kr�c�cy w nosie zapach impregnowanego p��tna. Sklepikarz, po��k�y ma�y staruszek, z b�yszcz�c� sztuczn� szcz�k� i zar�kawkiem na jednej r�ce, oraz jego gruba �ona byli dla nas bardzo uprzejmi. Spi�trzyli przed nami na ladzie r�ne artyku�y. Zauwa�y�em, �e sklepikarz zwraca si� do �ony �synku� i zawsze j� posy�a po towar. Nawiasem m�wi�c, znam ten sklep, bo znajduje si� nieopodal naszego domu, ale w �rodku jeszcze nie by�em. To w�a�ciwie co� w rodzaju sklepu sportowego, cho� sprzedaj� tu tak�e inne rzeczy. Ostatnio mo�na te� u nich dosta� ��te gwiazdy w�asnej produkcji, bo teraz, rzecz jasna, brak ��tych materia��w. (Dla nas macocha postara�a si� o nie zawczasu.) Je�li dobrze widz�, ich wynalazek polega na tym, �e materia� naci�gni�ty jest na karton, wi�c gwiazdy wygl�daj� oczywi�cie �adniej, a ich ramiona nie s� tak zabawnie przerysowane, jak w niekt�rych domowych wyrobach. Zauwa�y�em, �e tak�e ich pier� zdobi w�asny towar. I to by�o tak, jakby nosili je tylko po to, �eby wzbudzi� na nie ch�� w klientach.
Ale ju� zjawi�a si� staruszka z towarem. Jeszcze przedtem sklepikarz zainteresowa� si�: wolno spyta�, czy kupujemy ekwipunek do s�u�by pracy? Macocha powiedzia�a, �e tak. Stary ze smutkiem pokiwa� g�ow�. Uni�s� dwie starcze, poznaczone w�trobianymi plamami d�onie i lito�ciwym ruchem opu�ci� je z powrotem na lad�. Wtedy macocha o�wiadczy�a, �e potrzebny nam plecak, i zapyta�a, czy s�. Stary zawaha� si�, a potem powiedzia�: � Dla pa�stwa si� znajdzie. � A do �ony rzek�: � Synku, przynie� panu z magazynu! � Plecak od razu okaza� si� dobry. Ale sklepikarz pos�a� �on� po jeszcze par� innych przedmiot�w, bez kt�rych, jak s�dzi�, ojciec �nie b�dzie m�g� si� obej�� tam, dok�d si� udaje�. Na og� zwraca� si� do nas bardzo delikatnie i wsp�czuj�co i je�li to by�o mo�liwe, unika� wyra�enia �s�u�ba pracy�. Pokazywa� same po�yteczne rzeczy, hermetyczn� mena�k�, scyzoryk z licznymi narz�dziami w futerale, torb� na rami� i inne, kt�rych, jak wspomnia�, zwykli u niego szuka� ludzie �w podobnej sytuacji�. Macocha kupi�a ojcu jeszcze scyzoryk. Te� mi si� podoba�. Potem, kiedy ju� wszystko zdobyli�my, sklepikarz zawo�a� do �ony: �Kasa!�, na co staruszka z trudem wepchn�a mi�kkie cia�o odziane w czarn� sukni� mi�dzy kas� a wy�cie�any fotel. Sklepikarz odprowadzi� nas a� do drzwi. Tam powiedzia�, �e �poleca si� na przysz�o��, a potem, pochylaj�c si� poufale do ojca, doda� jeszcze cicho: � Tak�, jak my j� widzimy: pan i ja.
Teraz ju� naprawd� zmierzali�my do domu. Mieszkamy w du�ej kamienicy czynszowej w pobli�u placu, gdzie znajduje si� przystanek tramwajowy. Byli�my ju� na pi�trze, kiedy macosze si� przypomnia�o: nie wykupi�a chleba na kartki. By�em zmuszony zawr�ci� do piekarza. Po kr�tkim staniu w kolejce wszed�em do sklepu. Najpierw musia�em podej�� do jasnow�osej, piersiastej piekarzowej: to ona kroi�a chleb na odpowiednie kostki, a potem do jej m�a, kt�ry je wa�y�. Nawet nie odpowiedzia� na moje powitanie, gdy� powszechnie wiadomo w okolicy, �e nie lubi �yd�w. Dlatego te� pchn�� ku mnie o par� deka mniejszy kawa�ek. S�ysza�em, �e w ten spos�b zostaje mu spora nadwy�ka tego kartkowego chleba. I jako� z jego gniewnego spojrzenia i zr�cznego ruchu poj��em nagle jego racj�, kt�ra powodowa�a, �e nawet nie m�g� lubi� �yd�w: gdyby lubi�, musia�oby mu by� nieprzyjemnie, �e ich oszukuje. Tak natomiast post�puje zgodnie ze swoimi przekonaniami, jego dzia�aniem kieruje pewna idea, a to ju�, rozumia�em, jest co� ca�kiem innego.
Spieszy�em si� od piekarza do domu, poniewa� by�em ju� bardzo g�odny, i w�a�nie dlatego tylko na s��wko by�em sk�onny przystan�� z Ann�mari�: kiedy wchodzi�em na g�r�, ona w�a�nie zeskakiwa�a ze stopni. Mieszka na naszym pi�trze u Steiner�w, z kt�rymi zwykli�my si� spotyka� u starych Fleischmann�w, ostatnio co wiecz�r. Dawniej nie bardzo zwracali�my uwag� na s�siad�w, teraz jednak okaza�o si�, �e jeste�my z tego samego gatunku, a to wymaga cowieczornej wymiany pogl�d�w na temat wsp�lnych perspektyw. My dwoje tymczasem rozmawiali�my o czym innym i w ten spos�b dowiedzia�em si�, �e Steinerowie s� w�a�ciwie tylko jej wujostwem: rodzice si� rozwodz�, a poniewa� nie zdo�ali dotychczas doj�� do porozumienia, z kim ona powinna zosta�, postanowili, �eby raczej by�a tu, gdzie �adnego z nich nie ma. Przedtem mieszka�a w internacie, z tych samych powod�w, dla kt�rych i ja by�em w bursie. Ona te� ma czterna�cie lat, mniej wi�cej. I d�ug� szyj�. Pod ��t� gwiazd� zaczyna si� ju� zaokr�gla�. Tak samo pos�ali j� do piekarza. Chcia�a si� te� dowiedzie�, czy nie mia�bym po po�udniu ochoty na ma�ego remika w czw�rk�, z ni� i z dwiema siostrami. Mieszkaj� pi�tro wy�ej od nas. Annamaria przyja�ni si� z nimi, ale ja znam je tylko z widzenia, z galeryjki i piwnicy, w kt�rej mie�ci si� schron przeciwlotniczy. Mniejsza wygl�da najwy�ej na jedena�cie, dwana�cie lat. Wi�ksza, jak wiem od Annymarii, jest w jej wieku. Czasami, kiedy jestem w pokoju od podw�rza, widuj� j� na galeryjce, wychodz�c� lub wracaj�c� do domu. Par� razy spotka�em si� z ni� w bramie. Pomy�la�em, �e teraz m�g�bym pozna� j� bli�ej: mia�em na to ochot�. Ale w tej samej chwili przypomnia�em sobie o ojcu i powiedzia�em dziewczynie: � Dzi� nie, bo powo�ali mojego ojca. � Wtedy ona te� sobie zaraz przypomnia�a, �e s�ysza�a ju� w domu od wujka o moim ojcu. I zgodzi�a si�: � Jasne. � Troch� milczeli�my. Potem zapyta�a: � A jutro? � Ale ja powiedzia�em: � Raczej pojutrze. � I zaraz doda�em: � Mo�e.
Kiedy przyszed�em do domu, ojca i macoch� zasta�em ju� przy stole. Bior�c m�j talerz, macocha zapyta�a, czy jestem g�odny. Powiedzia�em: � Okropnie � nie my�l�c o niczym innym, bo tak si� rzecz mia�a naprawd�. Na�adowa�a mi wi�c na talerz, ale na sw�j prawie nic nie wzi�a. Nawet nie ja to zauwa�y�em, tylko ojciec i zapyta� dlaczego. Odpowiedzia�a jako� tak, �e w tej chwili jej �o��dek nie by�by zdolny przyj�� jakiejkolwiek strawy, i wtedy ju� zrozumia�em m�j b��d. Prawda, ojciec zgani� jej post�powanie. Argumentowa�, �e nie mo�e si� poddawa� w�a�nie teraz, kiedy najbardziej potrzeba jej si�y i wytrwa�o�ci. Macocha nie odpowiedzia�a, ale co� us�ysza�em i kiedy podnios�em wzrok, zobaczy�em: p�aka�a. Zn�w by�o bardzo nieprzyjemnie, stara�em si� patrze� tylko w talerz.
Jednak dostrzeg�em gest ojca: si�ga� po jej d�o�. Po minucie us�ysza�em, �e zn�w siedz� w wielkiej ciszy, i kiedy ostro�nie na nich zerkn��em, trzymali si� za r�ce i patrzyli na siebie jak kobieta i m�czyzna. Nigdy tego nie lubi�em, teraz te� czu�em si� skr�powany. Cho� w zasadzie to przecie� normalna rzecz, jak mi si� wydaje. A jednak tego nie lubi�. Nie wiem dlaczego. Zaraz zrobi�o si� l�ej, kiedy zn�w zacz�li rozmawia�. Zn�w by�a mowa o panu S�t� i oczywi�cie o szkatu�ce i naszym drugim sk�adzie; s�ysza�em, jak ojciec j� uspokaja�; zauwa�y�, �e przynajmniej to �jest w dobrych r�kach�. Macocha dzieli�a z nim te nadzieje, cho� znowu przelotnie wspomnia�a o �gwarancji�, m�wi�c, �e opiera si� ona wy��cznie na zaufaniu i �e to jeszcze pytanie, czy co� takiego wystarczy. Ojciec wzruszy� ramionami i odpar�, �e nie tylko w handlu, ale te� �innych dziedzinach �ycia� niczego nie da si� ju� zagwarantowa�. Macocha westchn�a rozdzieraj�co i natychmiast si� z nim zgodzi�a: ju� by�o jej przykro, �e wspomnia�a o sprawie, i poprosi�a ojca, �eby tak nie m�wi� i nawet nie my�la�. A on wtedy zacz�� si� zastanawia�, jak macocha zdo�a w tak ci�kich czasach sama, bez niego, upora� si� z tymi wszystkimi k�opotami, kt�re na ni� spadn�, ale macocha odpowiedzia�a, �e nie b�dzie sama, bo przecie� ja przy niej zostaj�. My dwoje, ci�gn�a, b�dziemy o siebie dbali, p�ki ojciec do nas nie wr�ci. I spyta�a, zwracaj�c ku mnie przechylon� g�ow�: � Czy tak b�dzie?
U�miecha�a si�, ale dr�a�y jej przy tym wargi. Powiedzia�em jej: � Tak. � Ojciec te� na mnie patrzy�, mia� �agodny wzrok. Jako� zn�w mnie napad�o, �eby co� dla niego zrobi�, i odsun��em talerz. Zauwa�y� i zapyta�, dlaczego to zrobi�em. Odpar�em: � Nie mam apetytu. � Spostrzeg�em, �e sprawi�o mu to przyjemno��: pog�adzi� mnie po g�owie. I od tego dotkni�cia po raz pierwszy tego dnia co� mnie �cisn�o za gard�o, ale nie p�acz, tylko jakie� md�o�ci. Zapragn��em, �eby ojca ju� tu nie by�o. To by�o bardzo z�e uczucie, ale tak wyra�ne, �e nie mog�em my�le� o niczym innym i a� si� speszy�em w tej chwili. Zaraz potem m�g�bym si� rozp�aka�. Nie by�o na to czasu, bo przyszli go�cie.
Macocha wspomnia�a o nich ju� przedtem; przyjdzie tylko najbli�sza rodzina, tak powiedzia�a. I na jaki� gest ojca doda�a: � Ale przecie� oni chc� si� z tob� po�egna�. To chyba oczywiste! � I ju� odezwa� si� dzwonek: przysz�a siostra macochy i jej mama. Wkr�tce zjawili si� te� rodzice ojca, dziadek i babcia. Babci� pospiesznie posadzono na kanapie, bo z ni� jest tak, �e ledwie widzi nawet przez grube szk�a i przynajmniej w tym samym stopniu jest g�ucha. Ale jednak chce by� po�yteczna i uczestniczy� we wszystkim, co si� wok� niej dzieje. Niekiedy jest z ni� mn�stwo roboty, bo trzeba jej krzycze� do ucha, o czym mowa, a jednocze�nie nie dopu�ci�, �eby si� wtr�ca�a, bo mog�aby tylko narobi� zamieszania.
Mama mojej macochy zjawi�a si� w wojowniczym kapeluszu w kszta�cie sto�ka z rondem, z przodu mia� poprzecznie zatkni�te pi�rko. Szybko go jednak zdj�a i wtedy ukaza�y si� pi�kne, rzadkie, siwe w�osy, upi�te w w�t�y koczek z cienkiego warkoczyka. Ma w�sk�, ��taw� twarz, wielkie, ciemne oczy, z szyi zwisaj� jej dwa zwi�d�e p�aty sk�ry: przypomina bardzo m�drego, delikatnego psa my�liwskiego. Zawsze troch� si� jej trz�sie g�owa. Mia�a spakowa� plecak mojego ojca, bo ona to doskonale potrafi. Zaraz te� zabra�a si� do rzeczy, wed�ug listy, kt�r� wr�czy�a jej macocha.
Siostry macochy natomiast do niczego nie da�o si� wykorzysta�. Jest znacznie starsza od macochy, inaczej te� wygl�da, jakby nie by�y siostrami: ma�a, pulchna i ma twarz jak zdziwiona kukie�ka. Ca�y czas gada�a, a tak�e p�aka�a i obejmowa�a wszystkich. Ja te� z trudem zdo�a�em si� oderwa� od jej mi�kkiej, pachn�cej pudrem piersi. Kiedy usiad�a, ca�e jej cia�o zwali�o si� na kr�tkie uda. No i jeszcze dziadek: sta� przy kanapie babki i z cierpliw�, nieruchom� twarz� wys�uchiwa� jej utyskiwa�. Najpierw pop�akiwa�a z powodu ojca, jednak po pewnym czasie zapomnia�a o nim i przesz�a do w�asnych k�opot�w. Narzeka�a na b�le g�owy, skar�y�a si�, �e z powodu ci�nienia szumi i huczy jej w uszach. Dziadek ju� do tego przywyk�, nawet nie reagowa�. Ale nie ruszy� si� od niej do ko�ca. Nie s�ysza�em, �eby si� odzywa�, ale wci�� tkwi� w tym samym k�cie, kt�ry zasnuwa� si� mrokiem, w miar� jak up�ywa�o popo�udnie: ju� tylko na jego �ys� skro� i krzywizn� nosa pada�o jakie� ��tawe, matowe �wiat�o, podczas gdy policzki i dolna cz�� twarzy pogr��y�y si� w ciemno�ci. I tylko po l�nieniu jego ma�ych oczu wida� by�o, �e �ledzi wszystko, co si� dzieje w pokoju.
Przysz�a jeszcze kuzynka macochy z m�em. Nazywam go wujkiem Vili, bo tak ma na imi�. Ma jak�� niewielk� u�omno��, dlatego nosi jeden but na grubszej podeszwie i temu zawdzi�cza przywilej, �e nie musi jecha� do obozu pracy. Ma g�ow� w kszta�cie gruszki, u g�ry szerok�, wypuk�� i �ys�, zw�aj�c� si� wzd�u� policzk�w a� do brody. W rodzinie licz� si� z jego zdaniem, bo zanim otworzy� kantor totalizatora wy�cig�w konnych, para� si� dziennikarstwem. Tak�e i teraz zapragn�� podzieli� si� ciekawymi informacjami, kt�re uzyska� z �zaufanego �r�d�a� i nazywa� �absolutnie wiarygodnymi�. Usiad� w fotelu, wyci�gaj�c sztywno kalek� nog� i zacieraj�c d�onie z suchym szelestem, poinformowa� nas, �e wkr�tce �w naszej sytuacji nast�pi radykalna odmiana�, jako �e w tej sprawie rozpocz�y si� �tajne rokowania mi�dzy Niemcami a sprzymierzonymi mocarstwami za po�rednictwem neutralnego pa�stwa�. Niemcy mianowicie, jak wyja�ni� wujek Vili, �sami ju� widz� swoj� beznadziejn� sytuacj� na froncie�. By� zdania, �e my, �budapeszte�scy �ydzi�, spadli�my im jak z nieba, bo teraz b�d� mogli �wyd�bi� za nas, ile si� da, od aliant�w�, a ci, rzecz jasna, zrobi� dla nas wszystko, co mo�liwe; i tu wspomnia� o jego zdaniem �wa�nym czynniku�, kt�ry zna� jeszcze z dziennikarskich czas�w i kt�ry nazywa� ��wiatow� opini� publiczn��; powiedzia�, �e t� ostatni� wstrz�sn�o to, co si� z nami dzieje. Targuj� si� za�arcie, ci�gn��, i tym w�a�nie mo�na t�umaczy� chwilowy ci�ar zarz�dze� skierowanych przeciwko nam, ale przecie� s� one tylko naturalnym skutkiem �wielkiej gry, w kt�rej jeste�my w�a�ciwie tylko narz�dziem w mi�dzynarodowym, zakrojonym na zdumiewaj�c� skal� manewrze szanta�u�; powiedzia� jednak, �e on, kt�ry doskonale wie, co jednocze�nie �dzieje si� za kulisami�, uwa�a to wszystko przede wszystkim za �efektowny blef dla wytargowania wy�szej ceny i prosi nas jedynie o troch� cierpliwo�ci, zanim dojdzie do �rozwoju wydarze�. Na co ojciec zapyta� go, czy mo�na si� tego spodziewa� ju� jutro i czy ma uzna� swoje powo�anie jedynie za �blef, a mo�e w og�le ma nie jecha� do obozu. Wtedy si� troch� zmiesza�. Odpar�: � No nie, jasne, �e nie. � Natomiast jest ca�kiem spokojny o to, �e ojciec wkr�tce zn�w b�dzie w domu. � Jest za pi�� dwunasta � rzek�, wci�� zacieraj�c r�ce. I jeszcze doda�: � Gdybym kiedykolwiek by� tak pewny, typuj�c konia, nie klepa�bym teraz biedy! � Chcia� kontynuowa�, ale macocha ze swoj� mam� w�a�nie sko�czy�y z plecakiem i ojciec wsta�, �eby wypr�bowa� jego ci�ar.
Jako ostatni zjawi� si� najstarszy brat macochy, wujek Lajos. Odgrywa on bardzo wa�n� rol� w naszej rodzinie, cho� nie potrafi�bym ca�kiem dok�adnie okre�li�, jak�. Naraz zapragn�� porozmawia� z ojcem w cztery oczy. Zauwa�y�em, �e ojca to denerwuje i cho� bardzo taktownie, stara si� jednak szybko go sp�awi�. Wtedy niespodziewanie przyczepi� si� do mnie. Powiedzia�, �e �chcia�by ze mn� troch� porozmawia�. Zaci�gn�� mnie do pustego k�ta i postawi� przy szafie naprzeciw siebie. Zacz�� od tego, �e jak wiem, ojciec jutro �nas opuszcza�. Powiedzia�em, �e wiem. Wtedy chcia� si� dowiedzie�, czy b�dzie mi go brakowa�o. Odpar�em, cho� troch� rozdra�ni�o mnie jego pytanie: � Jasne. � A poniewa� uzna�em, �e to za ma�o, doda�em natychmiast: � Bardzo. � Na co z bolesn� min� kiwa� tylko przez chwil� g�ow�.
Potem za to dowiedzia�em si� od niego kilku ciekawych i zaskakuj�cych rzeczy. Na przyk�ad tego, �e pewien okres mojego �ycia, kt�ry nazwa� �beztroskim, szcz�liwym dzieci�stwem�, w�a�nie si� dla mnie ko�czy dzisiejszego smutnego dnia. Na pewno, powiedzia�, w ten spos�b jeszcze o tym nie my�la�em. Przyzna�em: � Nie. � Ale na pewno, ci�gn��, jego s�owa nie stanowi� te� dla mnie szczeg�lnego zaskoczenia. Zn�w powiedzia�em: � Nie. � Wtedy poinformowa� mnie, �e z wyjazdem ojca macocha zostaje bez oparcia i cho� rodzina �b�dzie si� nami opiekowa�a�, to jednak g��wn� podpor� macochy b�d� odt�d ja. Z pewno�ci�, rzek�, zbyt wcze�nie b�d� musia� si� dowiedzie�, �co to s� k�opoty i wyrzeczenia�. Bo przecie� oczywiste, �e nie b�dzie mi si� ju� tak dobrze dzia�o jak dotychczas, i on nie chce tego ukrywa�, gdy� rozmawia ze mn� �jak z doros�ym�. � Teraz ju� � powiedzia� � ty te� masz sw�j udzia� w �ydowskim losie � potem om�wi� to szerzej, wspominaj�c, �e ten los �to nieko�cz�ce si� od tysi�cy lat prze�ladowania�, kt�re jednak �ydzi �musz� przyjmowa� z rezygnacj� i pokor��, poniewa� zes�a� je na nich B�g za ich dawne grzechy i tylko od Niego mog� oczekiwa� �aski; On natomiast spodziewa si� po nas, �e w tej trudnej sytuacji wszyscy si� sprawdzimy �pod�ug naszych si� i mo�liwo�ci�, w tym miejscu, kt�re On nam wyznaczy�. Ja na przyk�ad, dowiedzia�em si� od niego, musz� w przysz�o�ci sprawdzi� si� w roli g�owy rodziny. I zainteresowa� si�, czy mam na to do�� si� i przygotowania. Cho� niezbyt dok�adnie zrozumia�em tok jego rozumowania, zw�aszcza to, co m�wi� o �ydach, o ich grzechu i Bogu, te s�owa jednak mnie poruszy�y. Odpar�em wi�c: � Tak. � Wydawa� si� zadowolony. � W porz�dku � rzek�. Zawsze wiedzia�, �e jestem rozumnym ch�opcem, �uczuciowym i maj�cym powa�ne poczucie odpowiedzialno�ci�, a to w�r�d licznych cios�w stanowi dla niego pewn� pociech�, jak wynika�o z jego s��w. I teraz palcami, kt�re od wierzchu porastaj� k�pki w�os�w, a od spodu pokrywa lekka wilgo�, wzi�� mnie pod brod�, podni�s� moj� twarz i cichym, lekko dr��cym g�osem rzek�: � Tw�j ojciec szykuje si� w wielk� drog�. Modli�e� si� za niego? � By�a w jego spojrzeniu dziwna surowo�� i mo�e to ona w�a�nie zbudzi�a we mnie dr�cz�ce uczucie jakiego� zaniedbania wobec ojca, bo sam z siebie na pewno bym o tym nie pomy�la�. Teraz natomiast, kiedy je we mnie obudzi�, wyda�o mi si� nagle ci�arem, niby jaki� d�ug, i �eby si� od niego uwolni�, wyzna�em mu: � Nie. � Chod� ze mn� � powiedzia�.
Musia�em z nim i�� do pokoju od podw�rza. Tu modlili�my si� w�r�d kilku zniszczonych, nieu�ywanych mebli. Najpierw wujek Lajos w�o�y� ma��, okr�g��, jedwabi�cie l�ni�c� czapk� na to miejsce z ty�u g�owy, gdzie jego rzedniej�ce, siwe w�osy tworz� niewielk� �ysin�. Wtedy z wewn�trznej kieszeni marynarki wyci�gn�� ma�� ksi��eczk� w czarnej oprawie z czerwonymi brzegami, a z zewn�trznej kieszeni okulary. Potem zacz�� odczytywa� modlitw�, ja za� musia�em za nim powtarza� ten kawa�ek tekstu, o kt�ry mnie wyprzedza�. Z pocz�tku sz�o mi dobrze, wkr�tce jednak zacz�a mnie m�czy� ta praca i w pewnym sensie przeszkadza�o mi, �e nie rozumia�em ani s�owa z tego, co m�wili�my Bogu, poniewa� do Niego nale�y modli� si� po hebrajsku, a ja nie znam tego j�zyka. �eby sprosta� zadaniu, by�em zmuszony ca�y czas patrze� wujkowi na usta, tak �e z tego wszystkiego zosta� mi w�a�ciwie tylko obraz wilgotnych, wij�cych si�, mi�sistych warg i niezrozumia�y szmer obcych s��w, kt�re my dwaj mamrotali�my. No i jeszcze widok, kt�ry zobaczy�em przez okno nad ramionami wujka Lajosa: starsza z si�str w�a�nie zmierza�a w stron� ich mieszkania galeryjk� pi�tro nad nami. Wydaje mi si�, �e odrobin� popl�ta�em wtedy tekst. Ale po modlitwie wujek Lajos wydawa� si� zadowolony i jego twarz mia�a taki wyraz, �e niemal sam poczu�em: za�atwili�my co� w sprawie ojca. I rzeczywi�cie, teraz by�o mi lepiej ni� przedtem, z tym ci���cym, natr�tnym uczuciem.
Wr�cili�my do frontowego pokoju. Zapad� zmierzch. Zamkn�li�my zaklejone papierem okna przed niebieszcz�cym si� za nimi mglistym wiosennym wieczorem. To wt�oczy�o nas w pok�j. M�czy� mnie gwar. Dym z papieros�w zacz�� gry�� w oczy. Musia�em wci�� ziewa�. Mama macochy nakry�a do sto�u. Sama przynios�a dla nas kolacj� w du�ej torbie. Zdoby�a nawet mi�so na czarnym rynku. O tym opowiedzia�a ju� wcze�niej, po przyj�ciu. Siedzieli�my przy kolacji, gdy nagle zjawili si� Steiner i Fleischmann. Oni te� chcieli si� po�egna� z ojcem. Pan Steiner zacz�� od tego, �eby �nikt sobie nie przeszkadza��. Powiedzia�: � Jestem Steiner, prosz� nie wstawa�. � Na nogach mia�, jak zawsze, postrz�pione kapcie, spod rozpi�tej kamizelki wystawa� okr�g�y brzuch, a w ustach tkwi� odwieczny, cuchn�cy ogryzek cygara. Ma wielk� rud� g�ow�, na kt�rej widnieje ch�opi�ca fryzura z przedzia�kiem. Pan Fleischmann ca�kiem przy nim gin��, bo on jest drobny, bardzo zadbany, ma siwe w�osy, ziemist� cer�, sowie okulary i zawsze nieco zatroskan� min�. Bez s�owa uk�oni� si�, stoj�c u boku pana Steinera, i wy�amywa� palce, jakby chcia� si� usprawiedliwi�, takie robi� wra�enie, z powodu pana Steinera. Tego jednak nie jestem pewien. Dwaj starcy s� nieroz��czni, cho� ustawicznie si� k��c�, bo nie ma takiej sprawy, w kt�rej by si� zgadzali. Kolejno u�cisn�li ojcu r�k�. Pan Steiner poklepa� go nawet po plecach. Nazwa� �starym� i b�ysn�� wy�wiechtanym dowcipem: � Spu�� tylko g�ow�, a nigdy nie utracisz s�abo�ci ducha. � Powiedzia� jeszcze, na co pan Fleischmann skwapliwie pokiwa� g�ow�, �e b�d� si� opiekowa� mn� i �m�od� pani�� (jak nazywa� macoch�). Zamruga� ma�ymi oczkami. Potem przyci�gn�� ojca do brzucha i obj��. Kiedy sobie poszli, wszystko uton�o w szcz�ku sztu�c�w, szmerze rozm�w, w parze unosz�cej si� znad talerzy i g�stym dymie tytoniowym. Dociera�y ju� do mnie tylko osobne fragmenty jakiej� twarzy lub gestu, jakby wydzielaj�c si� z otaczaj�cej mnie mg�y, zw�aszcza trz�s�cej si�, ��tej, ko�cistej g�owy mamy mojej macochy, kt�ra dba�a o talerze, a potem uniesionych w ge�cie protestu d�oni wujka Lajosa, kiedy nie chcia� mi�sa, poniewa� to wieprzowina i zakazuje mu religia; puco�owatych policzk�w siostry macochy, ruszaj�cej si� szcz�ki i �zawi�cych oczu; p�niej niespodziewanie unios�a si� r�owo w kr�g �wiat�a lampy �ysa czaszka wujka Viliego i s�ysza�em urywki jego nowych optymistycznych wywod�w; dalej pami�tam uroczyste, przyj�te w niemej ciszy s�owa wujka Lajosa, w kt�rych prosi� Boga o pomoc, aby�my �wkr�tce zn�w mogli wszyscy razem zasi��� przy rodzinnym stole, w pokoju, mi�o�ci i zdrowiu�. Ojca prawie nie widzia�em, a je�li chodzi o macoch�, dotar�o do mnie jedynie to, �e zajmowano si� ni� bardzo du�o i taktownie, chyba wi�cej ni� ojcem, i �e w kt�rej� chwili rozbola�a j� g�owa, wi�c kilka os�b pyta�o, czy nie chce tabletki lub ok�adu, ale nie chcia�a niczego. W nieregularnych odst�pach czasu musia�em natomiast zwraca� uwag� na babk�, bo wci�� w�drowa�a i wci�� trzeba j� by�o odprowadza� na kanap�, na jej ci�g�e narzekania i nic niewidz�ce oczy, kt�re pod grubymi szk�ami okular�w by�y zamglone od �ez i wygl�da�y jak dwa osobliwe, poc�ce si� owady. Potem w pewnej chwili wszyscy wstali od sto�u. Wtedy zacz�o si� ostateczne po�egnanie. Babka i dziadek odeszli osobno, troch� wcze�niej ni� rodzina macochy. A najwi�ksze wra�enie tego ca�ego wieczoru zosta�o mi z jedynego czynu dziadka, kt�rym zwr�ci� na siebie uwag�: na moment, ale gwa�townie, niemal bezrozumnie, przytuli� ma��, szpiczast�, ptasi� g��wk� do marynarki ojca, na piersi. Jego drobnym cia�em wstrz�sn�� dreszcz. I zaraz pospiesznie ruszy� do wyj�cia, prowadz�c babk� za �okie�. Wszyscy rozst�pili si� przed nimi. Potem mnie te� obejmowali i czu�em na twarzy lepkie �lady ich warg. Wreszcie nasta�a cisza, bo wszyscy odeszli.
I wtedy ja te� po�egna�em si� z ojcem. Albo raczej on ze mn�. Sam nie wiem. Nie pami�tam nawet dok�adnie okoliczno�ci: ojciec chyba wyszed� z go��mi, bo przez jaki� czas tylko ja zosta�em przy stole z resztkami kolacji i ockn��em si� dopiero, kiedy ojciec wr�ci�. By� sam. Chcia� si� ze mn� po�egna�. � Jutro o �wicie nie b�dzie ju� na to czasu � powiedzia�. On r�wnie� m�wi� o mojej odpowiedzialno�ci i doro�ni�ciu, z grubsza to samo, co s�ysza�em ju� tego popo�udnia od wujka Lajosa, tylko bez Boga, nie w tak pi�knych s�owach i znacznie kr�cej. Wspomnia� te� o mojej matce, by� zdania, �e ona mo�e teraz spr�bowa� �zwabi� mnie do siebie�. Widzia�em, �e dr�czy�a go ta my�l. Tych dwoje bowiem d�ugo walczy�o o prawo do mnie, dop�ki wreszcie wyrok s�dowy nie odda� mnie ojcu: teraz i ja uzna�em, �e to zrozumia�e, nie chcia� mnie utraci� tylko z powodu swej niekorzystnej sytuacji. Ale nie powo�ywa� si� na prawo, lecz na moje zrozumienie i na r�nic� mi�dzy macoch�, kt�ra �stworzy�a mi ciep�y dom rodzinny�, a moj� matk�, kt�ra mnie �porzuci�a�. Zacz��em s�ucha� uwa�nie, bo na ten temat s�ysza�em od matki co innego: wed�ug niej winien by� ojciec. Dlatego musia�a znale�� sobie innego m�a, niejakiego pana Diniego (naprawd� ma na imi� Dnes), kt�ry, nawiasem m�wi�c, w�a�nie w ubieg�ym tygodniu wyjecha�, r�wnie� do obozu pracy. Ale w�a�ciwie nigdy nie uda�o mi si� dok�adnie zorientowa� w ich sprawach i ojciec natychmiast zn�w zacz�� o macosze, wspominaj�c, �e to dzi�ki niej nie musz� by� w bursie i �e moje miejsce jest �w domu, przy niej�. Du�o jeszcze o niej m�wi� i teraz ju� si� domy�li�em, dlaczego nie ma przy tej rozmowie macochy: na pewno by j� kr�powa�a. Mnie za� zacz�a nieco m�czy�. I sam nie wiem, co obieca�em ojcu, gdy tego ode mnie ��da�. Ale ju� w nast�pnej chwili znalaz�em si� nagle w jego ramionach i jako� nie by�em przygotowany na ten niespodziewany u�cisk po tamtych s�owach. Nie wiem, czy dlatego pop�yn�y mi �zy, czy zwyczajnie ze zm�czenia, a mo�e od pierwszej porannej uwagi macochy szykowa�em si� jako� na to, �e w pewnej chwili musz� bezwzgl�dnie pop�yn��: tak czy owak, dobrze, �e pop�yn�y, i wydawa�o mi si�, �e i ojcu sprawi�o to przyjemno��. P�niej pos�a� mnie do ��ka. By�em ju� bardzo zm�czony. Ale, my�la�em, przynajmniej mogli�my pu�ci� tego biedaka do obozu ze wspomnieniem pi�knego dnia.
2
Min�y dwa miesi�ce, odk�d po�egnali�my ojca. Mamy lato. Lecz w gimnazjum ju� dawno, jeszcze wiosn�, dali nam wakacje. Powiedzieli: jest wojna. Samoloty te� cz�sto nadlatuj� bombardowa� miasto i wydano tymczasem nowe przepisy przeciwko �ydom. Od dw�ch tygodni ja te� musz� pracowa�. Zawiadomili mnie urz�dowym pismem: �przydzia� sta�ego zatrudnienia�, zaadresowanym: �Gy�rgy K�ves, nieletni, robotnik niewykwalifikowany�, i od razu wiedzia�em, �e jest w tym r�ka tych z levente*. Ale s�ysza�em te�, �e obecnie w fabrykach lub tego rodzaju miejscach zatrudnia si� ludzi, kt�rzy ze wzgl�du na wiek nie nadaj� si� jeszcze do s�u�by pracy, jak cho�by ja. Jest nas tu razem ze mn� osiemnastu ch�opak�w w wieku oko�o pi�tnastu lat. Zak�ad znajduje si� na Csepel, jest to pewna sp�ka akcyjna, kt�ra nazywa si� Zak�ady Rafineryjne �Shell�. W�a�ciwie zyska�em nawet pewien przywilej, poniewa� z ��t� gwiazd� nie wolno przekracza� granic miasta. Ja natomiast dosta�em do r�ki przepisow� legitymacj�, zaopatrzon� w piecz�� komendanta zak�adu produkuj�cego dla potrzeb wojennych, gdzie jest napisane, �e �mog� przekracza� granic� celn� na Csepel�.
Sama praca, nawiasem m�wi�c, nie jest zbyt m�cz�ca i w towarzystwie ch�opak�w nawet do�� zabawna: jeste�my pomocnikami murarzy. Zak�ad zbombardowano, wi�c musieli�my naprawia� szkody wyrz�dzone przez samoloty. Majster jest bardzo sprawiedliwy: pod koniec tygodnia wr�cza nam nawet wyp�at�, tak samo jak normalnym robotnikom. Ale macocha najbardziej cieszy�a si� z legitymacji. Do tej pory mianowicie, ilekro� wybiera�em si� w drog�, zawsze si� martwi�a, jak si� wyt�umacz�, gdyby zasz�a taka potrzeba. Teraz nie ma si� ju� o co niepokoi�, przecie� legitymacja za�wiadcza, �e nie �yj� dla w�asnej przyjemno�ci, lecz jestem po�yteczny dla przemys�u wojennego, a to ju� podlega ca�kiem innej ocenie, oczywi�cie. Rodzina jest tego samego zdania. Tylko starsza siostra macochy troch� ubolewa�a, �e musz� pracowa� jako fizyczny, i niemal z p�aczem zapyta�a, czy po to chodzi�em do gimnazjum. Powiedzia�em jej, �e wed�ug mnie to zdrowa praca. Wujek Vili natychmiast przyzna� mi racj�, tak�e wujek Lajos upomnia� j�: musimy przyj�� zrz�dzenia boskie; na to ucich�a. Wtedy wujek Lajos odwo�a� mnie na stron� i zamieni� ze mn� par� powa�niejszych s��w: mi�dzy innymi przestrzeg� mnie, bym nie zapomina�, �e w pracy reprezentuj� nie tylko siebie, ale i �ca�� wsp�lnot� �ydowsk��, i �ebym chocia� z tego powodu zachowywa� si�, jak nale�y, bo na tej podstawie b�d� ocenia� nas wszystkich. Rzecz jasna, o tym bym nie pomy�la�. Ale zrozumia�em, oczywi�cie, wujek mo�e mie� racj�.
Od ojca te� regularnie przychodz� z obozu listy: dzi�ki Bogu jest zdrowy, dobrze znosi prac�, a traktuj� ich, pisze, po ludzku. Rodzina jest zadowolona z ich tre�ci. Tak�e wujek Lajos jest zdania, �e B�g dot�d by� z ojcem, wi�c nale�y si� codziennie modli�, aby dalej si� nim opiekowa�, poniewa� my wszyscy jeste�my w Jego mocy. Wujek Vili za� zapewni�: musimy ju� tylko jako� wytrwa� �kr�tki, przej�ciowy okres�, bo jak wyja�ni�, l�dowanie aliant�w w Normandii teraz ju� �ostatecznie przypiecz�towa�o los� Niemc�w.
Dotychczas zawsze bez wi�kszych problem�w wychodzi�em z macoch� na swoje. Ona, przeciwnie ni� ja, zmuszona jest do bezczynno�ci: og�oszono mianowicie przepis, �e musi zamkn�� sklep, bo osoba nieczystej krwi nie mo�e zajmowa� si� handlem. Wydaje si�, �e ojciec mia� szcz�cie, kiedy postawi� na pana S�t�, bo on co tydzie� wiernie, tak jak to obieca� ojcu, przynosi to, co nale�y si� macosze z zysku naszego sk�adu, kt�ry jest teraz jego w�asno�ci�. Ostatnio te� by� punktualny i po�o�y� na naszym stole ca�kiem niczego sumk�, jak widzia�em. Poca�owa� macoch� w r�k�, do mnie powiedzia� kilka przyjaznych s��w. Wypytywa� te� jak zawsze szczeg�owo o los �pana szefa�. Ju� mia� si� �egna�, kiedy co� sobie jeszcze przypomnia�. Wyj�� z teczki paczk�. Mia� troch� zak�opotan� min�. � Mam nadziej�, szanowna pani � odezwa� si� � �e przyda si� w domu. � W paczce by� smalec, cukier i inne tego rodzaju rzeczy. Podejrzewam, �e kupi� je na czarnym rynku, bo i on pewnie czyta� to zarz�dzenie, �e �ydzi musz� si� odt�d zadowoli� mniejszymi przydzia�ami �ywno�ci. Macocha z pocz�tku pr�bowa�a si� wymawia�, ale pan S�t� bardzo nalega�, a ona przecie� nie mog�a kwestionowa� jego uprzejmo�ci. Kiedy zostali�my sami, zapyta�a mnie, czy uwa�am, �e post�pi�a s�usznie, przyjmuj�c paczk�. Uwa�a�em, �e s�usznie, bo przecie� nie mog�a obra�a� pana S�t�, w ko�cu on chcia� dobrze. By�a tego samego zdania i powiedzia�a, �e jak s�dzi, ojciec by jej post�powanie pochwali�. Rzeczywi�cie, ja te� tak s�dz�. Zreszt� ona wie to lepiej ode mnie.
Chodz� te� dwa razy w tygodniu odwiedza� matk�, w przys�uguj�ce jej popo�udnia, jak zawsze. Z ni� mam wi�cej problem�w. Jak przepowiedzia� ojciec, nijak nie mo�e si� pogodzi�, �e moje miejsce jest przy macosze. M�wi, �e �nale�� do niej, do matki. Ale jak wiem, s�d przyzna� mnie ojcu i to postanowienie nas obowi�zuje. Matka natomiast w ostatni� niedziel� wypytywa�a mnie, jak chcia�bym �y� � bo wed�ug niej wa�na jest jedynie moja wola i to, czy j� kocham. Powiedzia�em jej: jak�e mia�bym ci� nie kocha�! Ale matka mi wyja�ni�a, �e kocha� to tyle, co �by� do kogo� przywi�zanym�, ona za� widzi, �e jestem przywi�zany do macochy. Pr�bowa�em jej wyt�umaczy�, �e si� myli, przecie� w ko�cu to nie ja jestem do niej przywi�zany, tylko, jak sama wie, ojciec tak zdecydowa� w mojej sprawie. Ale ona na to powiedzia�a, �e tu chodzi o mnie, o moje �ycie, o nim za� powinienem decydowa� sam, i �e o mi�o�ci ��wiadcz� nie s�owa, lecz czyny�. Wyszed�em od niej ca�kowicie przybity: oczywi�cie nie mog� pozwoli�, by naprawd� my�la�a, �e jej nie kocham � ale z drugiej strony nie mog� te� bra� ca�kiem powa�nie tego, co m�wi�a o mojej woli i o tym, �e sam powinienem o sobie decydowa�. W ko�cu to jest ich sp�r. I rozstrzyganie go by�oby dla mnie kr�puj�ce.
A zreszt� nie mog� okrada� ojca, kiedy biedak jest w obozie. Ale jednak by�o mi nieprzyjemnie, gdy wsiada�em do tramwaju, bo, rzecz jasna, jestem przywi�zany do matki i, rzecz jasna, martwi�o mnie, �e i dzi� nie mog�em nic dla niej zrobi�.
Mo�e powodem tego nieprzyjemnego uczucia by�o to, �e nie spieszy�em si�, by wyj�� od matki. Nawet ona nalega�a: robi si� p�no, a z ��t� gwiazd� mo�na si� pokazywa� na ulicy tylko do �smej wieczorem. Wyt�umaczy�em jej jednak, �e teraz ju�, maj�c legitymacj�, nie musz� tak straszliwie �ci�le przestrzega� wszystkich przepis�w.
Niezale�nie od tego do tramwaju wskoczy�em zgodnie z przepisem na ostatni pomost ostatniego wagonu. By�o oko�o �smej, kiedy dotar�em do domu, i cho� letni wiecz�r wydawa� si� jeszcze jasny, niekt�rzy ju� zaczynali zamyka� okna z czarnymi i niebieskimi szybami. Macocha troch� si� niecierpliwi�a, ale i ona raczej tylko z przyzwyczajenia, w ko�cu mam legitymacj�.
Wiecz�r, jak zwykle, sp�dzili�my u Fleischmann�w. Dwaj starcy czuj� si� dobrze, nadal stale si� k��c�, ale jednak zgodnie pochwalili, �e chodz� do pracy, oni te� z powodu legitymacji, oczywi�cie. Na pocz�tku nawet si� por�nili, tacy byli gorliwi. Mianowicie ani ja, ani macocha nie znamy dobrze okolic Csepel, wi�c przy pierwszej okazji prosili�my ich o wskaz�wki, jak tam dotrze�. Stary Fleischmann proponowa� kolejk� podmiejsk�, pan Steiner natomiast doradza� autobus, bo ten, powiedzia�, przystaje tu� przy zak�adach, a od kolejki trzeba jeszcze kawa�ek przej��. Okaza�o si�, �e tak w�a�nie jest. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedzieli�my i pan Fleischmann bardzo si� z�o�ci�: � Zawsze pan musi mie� racj� � gdera�. W ko�cu musia�y interweniowa� dwie grube �ony. D�ugo �miali�my si� z tego z Ann�mari�.
Nawiasem m�wi�c, znalaz�em si� z ni� w ca�kiem osobliwej sytuacji. Wydarzy�o si� to przedwczoraj, w pi�tek, podczas nocnego alarmu lotniczego w schronie, a dok�adniej, w odchodz�cym z niego opuszczonym, na wp� mrocznym korytarzu. Z pocz�tku chcia�em jej tylko pokaza�, �e tu �atwiej si� zorientowa�, co si� dzieje na zewn�trz. Ale kiedy gdzie� tak po minucie naprawd� g�o�niej us�yszeli�my bomb�, zacz�a dygota� na ca�ym ciele. Dobrze to wyczuwa�em, bo ze strachu uwiesi�a si� na mnie: jej r�ce obejmowa�y moj� szyj�, twarz ukry�a mi na ramieniu. Potem pami�tam ju� tylko tyle, �e poszuka�em jej ust. Poczu�em mi�kkie, wilgotne, niemal mokre dotkni�cie. No i pewnego rodzaju pogodne zaskoczenie, bo to by� m�j pierwszy poca�unek z dziewczyn�, w dodatku wtedy wcale na to nie liczy�em.
Wczoraj na schodach okaza�o si�, �e i ona by�a bardzo zaskoczona. � Wszystko przez t� bomb� � orzek�a. Chyba mia�a racj�. Potem zn�w si� poca�owali�my i wtedy nauczy�em si� od niej, �e to prze�ycie mo�e zostawi� jeszcze trwalsze wspomnienie, dzi�ki temu, �e i j�zyk otrzyma w nim pewn� rol�.
Dzi� wieczorem te� by�em z ni� w drugim pokoju, �eby obejrze� rybki Fleischmann�w; rybki naprawd� mamy zwyczaj ogl�da� tak�e kiedy indziej. Teraz, rzecz jasna, poszli�my nie tylko po to. Pracowali�my te� nad j�zykami. Ale szybko wr�cili�my, bo Annamaria si� ba�a: jej wujostwo mog� co� wyniucha�. P�niej, podczas rozmowy, dowiedzia�em si� jeszcze innej ciekawostki, co my�li mianowicie na temat mojej osoby: przedtem nie wyobra�a�a sobie, powiedzia�a, �e �mog� by� dla niej kim� wi�cej� ni� tylko �dobrym koleg��. Kiedy mnie pozna�a, wydawa�em si� jej z pocz�tku zwyk�ym wyrostkiem. P�niej, zdradzi�a, przyjrza�a mi si� lepiej i zbudzi�o si� w niej pewne zrozumienie dla mnie, mo�e, jak s�dzi, dzi�ki podobnej sytuacji naszych rodzic�w, a z takiej czy innej mojej wypowiedzi wywnioskowa�a, �e w niekt�rych sprawach my�limy tak samo; ale wtedy jeszcze nic ponadto nie przychodzi�o jej do g�owy. Zamy�li�a si� troch�, jakie to dziwne, i powiedzia�a te�: � Wygl�da na to, �e tak si� musia�o sta�. � Ciekawe, jej twarz mia�a niemal surowy wyraz i nie zakwestionowa�em jej s��w, lecz coraz bardziej zgadza�em si� z tym, co powiedzia�a wczoraj, �e to wszystko przez bomb�. Ale oczywi�cie nie by�em pewien, mia�em te� wra�enie, �e bardziej si� jej podoba to, co powiedzia�a dzisiaj. Wkr�tce potem po�egnali�my si�, przecie� jutro mia�em i�� do pracy, a kiedy u�cisn��em jej r�k�, poczu�em ostry b�l wpijaj�cego si� paznokcia. Zrozumia�em aluzj� do naszej tajemnicy, a twarz Annymarii jakby m�wi�a: �wszystko w porz�dku�.
Nast�pnego dnia natomiast zachowywa�a si� do�� dziwnie. Mianowicie po po�udniu, kiedy wr�ci�em z roboty i najpierw si� umy�em, zmieni�em koszul� i buty i przeczesa�em w�osy wilgotnym grzebieniem, poszli�my do si�str � bo Annamaria zd��y�a ju� nas zapozna�, zgodnie ze swoim dawniejszym planem. Ich mama przyj�a mnie serdecznie. (Ojciec jest w s�u�bie pracy.) Maj� okaza�e mieszkanie z balkonem, kilkoma du�ymi dywanami i osobnym, mniejszym pokojem dla obu dziewczynek. Jest tam fortepian, mn�stwo lalek i innych dziewczy�skich rzeczy. Przewa�nie grywamy w karty, ale starsza z si�str nie mia�a dzi� na to ochoty. Chcia�a najpierw z nami porozmawia� o pewnej sprawie, kt�ra ostatnio bardzo j� intryguje: chodzi mianowicie o ��t� gwiazd�. Rzecz w tym, �e �spojrzenia ludzi� uprzytomni�y jej zmian� � uwa�a bowiem, �e ludzie si� zmienili, i widzi w ich oczach, �e �jej nienawidz��. Spostrzeg�a to tak�e dzi� przed po�udniem, kiedy na polecenie mamy posz�a na zakupy. Mnie si� jednak wydaje, �e ona troch� przesadza. Ja przynajmniej tego nie do�wiadczy�em. Na przyk�ad w mojej pracy zdarzaj� si� tacy majstrowie, o kt�rych powszechnie wiadomo, �e nie cierpi� �yd�w, dla nas, ch�opak�w, s� jednak ca�kiem przyjacielscy. Co ani na jot� nie zmienia ich pogl�d�w, oczywi�cie. Potem przyszed� mi do g�owy piekarz i pr�bowa�em wyt�umaczy� dziewczynie, �e tak naprawd� wcale nie chodzi o ni�, nie jej nienawidz� � przecie� w ko�cu nawet jej nie znaj� � tylko raczej samego poj�cia ��yd�. Wtedy oznajmi�a, �e ona te� si� nad tym zastanawia�a, ale w�a�ciwie nie bardzo wie, co to takiego. Annamaria powiedzia�a jej, �e przecie� ka�dy wie: wyznanie. Ale j� interesowa�o nie to, tylko �sens�. � W ko�cu cz�owiek chce wiedzie�, za co go nienawidz� � rzek�a. Przyzna�a si�, �e z pocz�tku nic z tego nie rozumia�a i straszliwie j� bola�o, kiedy widzia�a ich pogard� �tylko dlatego, �e jest �yd�wk��. Wtedy poczu�a po raz pierwszy, �e jak powiedzia�a, co� j� dzieli od ludzi i �e ona nale�y gdzie indziej ni� oni. Potem zacz�a my�le�, pr�bowa�a szuka� wyja�nienia w ksi��kach i rozmowach, a� wreszcie poj�a: w�a�nie tego w niej nienawidz�. Dosz�a mianowicie do wniosku, �e �my, �ydzi, r�nimy si� od innych� i w�a�nie dlatego ludzie nas nienawidz�. Wspomnia�a te�, jak dziwnie si� �yje �z poczuciem tej inno�ci� i �e czuje z jej powodu to pewn� dum�, to zn�w raczej jaki� wstyd. Chcia�a si� dowiedzie�, jak jest z nasz� inno�ci�, i zapyta�a, czy odczuwamy dum�, czy te� si� raczej wstydzimy. Jej m�odsza siostra i Annamaria nie bardzo wiedzia�y. Ja te� raczej nie mia�em dot�d powod�w do takich uczu�. Zreszt� cz�owiek nie decyduje sam o pewnych r�nicach: w ko�cu w�a�nie po to, jak wiem, s� ��te gwiazdy. Tak powiedzia�em. Ale ona si� upiera�a: r�nice �nosimy w sobie�. Dla mnie natomiast istotniejsze jest to, co wida�. D�ugo dyskutowali�my, nie wiem po co, przecie� prawd� m�wi�c, sprawa nie wydawa�a mi si� a� tak wa�na. By�o jednak w jej rozumowaniu co�, co mnie dra�ni�o: uwa�a�em, �e wszystko jest znacznie prostsze. No a poza tym chcia�em wzi�� g�r� w tej dyskusji, oczywi�cie. Raz czy dwa Annamaria te� chcia�a co� wtr�ci�, ale nie mia�a okazji, poniewa� my dwoje nie bardzo zwracali�my na ni� uwag�.
Wreszcie poda�em jej pewien przyk�ad. Niekiedy, tylko tak, dla zabicia czasu, zastanawia�em si� nad tym, teraz mi si� przypomnia�o. I jeszcze ksi��ka, kt�r� niedawno czyta�em: kr�lewicz i �ebrak, zadziwiaj�co, jak dwie krople wody do siebie podobni z twarzy i postaci, ze zwyk�ej ciekawo�ci zamienili si� losami i �ebrak sta� si� prawdziwym kr�lewiczem, a kr�lewicz �ebrakiem. Powiedzia�em dziewczynie, �eby spr�bowa�a to sobie wyobrazi�. Oczywi�cie to ma�o prawdopodobne, ale w ko�cu r�ne rzeczy si� zdarzaj�. Powiedzmy, kiedy by�a ca�kiem malutkim dzieckiem, co to nie potrafi jeszcze ani m�wi�, ani pami�ta�, przydarzy�o si� jej, niewa�ne jak, �e, za��my, w jaki� spos�b j� podmieniono czy te� zosta�a zamieniona na dziecko takiej rodziny, kt�ra jest bez zarzutu pod wzgl�dem rasowym. Ot� w tej wyobra�onej sytuacji r�nic� czu�aby tamta druga dziewczyna i rzecz jasna, nosi�aby te� ��t� gwiazd�, podczas gdy ona, dzi�ki swej nowej rodzinie, czu�aby si� taka sama jak reszta ludzi � i oczywi�cie inni te� by j� tak widzieli � nie my�la�aby, nie wiedzia�a o r�nicy. Zauwa�y�em, �e to na ni� podzia�a�o. Najpierw zamilk�a i z wolna, tak mi�kko, �e niemal tylko to wyczu�em, rozchyli�a wargi, jakby chcia�a co� powiedzie�. Ale jednak nie powiedzia�a, zdarzy�a si� natomiast inna, znacznie dziwniejsza rzecz: rozp�aka�a si�. Ukry�a twarz w zgi�ciu �okcia opartego na stole, a jej ramiona drga�y spazmatycznie. Okropnie si� zdziwi�em, bo przecie� nie o to mi chodzi�o, no i sam ten widok mnie kr�powa�. Pochyli�em si� nad ni� i dotykaj�c jej w�os�w, ramion i r�ki, prosi�em: niech nie p�acze. Ale ona z gorycz� i wci�� za�amuj�cym si� g�osem wykrzycza�a co� w tym rodzaju, �e skoro nie chodzi o nasze cechy, to wszystko jest tylko dzie�em przypadku, i skoro ona mog�aby by� inna, ni� zmuszona jest by�, to �wszystko nie ma sensu�, i �e tej my�li, jak s�dzi, �nie mo�na znie��. Zak�opota�em si�, bo to by�a przecie� moja wina, ale nie mog�em przewidzie�, �e ta sprawa mo�e by� dla niej a� tak wa�na. Ju� niemal mia�em na ko�cu j�zyka, �eby si� nie przejmowa�a, przecie� dla mnie to ws