13045

Szczegóły
Tytuł 13045
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13045 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13045 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13045 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mika Waltari Złotowłosa Przełożyła Joanna Trzcińska-Mejor Państwowy Instytut Wydawniczy Tytuły oryginałów «Kultakutri» «Nainen tuli pimeasta» «Kairanheisipuu» «Fine van Brooklyn» Okładkę i strony tytułowe projektowała Teresa Kawińska Na okładce fragment obrazu Edwarda Muncha Taniec życia © The heirs of Mika Waltari, 1979 The original titles first published by WSOY, Helsinki © Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1998 © Copyright for the Polish translation by Joanna Trzcińska-Mejor, 1998 ISBN 83-06-02686-1 Złotowłosa ¦ 1 Przyczyną wszystkiego było chyba to, że urodziłam się z grzechu. Brzmi to śmiesznie, wiec muszę wyjaśnić. Byłam trzecim z kolei dzieckiem i gdy przyszłam na świat, ojciec od półtora roku przebywał poza domem. Miałam sześć miesięcy, gdy zobaczył mnie po raz pierwszy. Nie ucieszył go mój widok. Mama bała się, że mnie zabije, bo nie zwykł tłumić swego gniewu, w każdym razie nie wtedy, gdy wypił. Był jeszcze w sile wieku, czarny jak diabeł - tak ludzie mówili. Miał czarne błyszczące włosy i takie same wąsy. Przeklinał i złorzeczył, ale wtedy nic mi jeszcze nie groziło z jego strony. Byłam za mała. Potem jakoś obydwoje, ojciec i matka, przeszli nad mym istnieniem do porządku dziennego. Po mnie przyszło na świat jeszcze dwoje dzieci, razem więc było nas pięcioro. Wszystkie przeżyły, tak byliśmy silni i tyle w nas było pragnienia życia. Chociaż wtedy toczyła się wojna i panował głód. Chociaż mieszkaliśmy stłoczeni w jednym pokoju z kuchnią, w drewniaku stojącym w głębi podwórza, w Ruoholahti. Chociaż moi bracia czasem płakali z głodu. Ojciec bowiem pił. Gdyby nie to, nie mielibyśmy kłopotów, bo zarabiał dobrze, lepiej niż przeciętny robotnik - wtedy oczywiście, gdy miał pracę. Pierwsza wojna światowa zabrała go na dwa lata z domu, z kraju. Zwabiły go lepsze zarobki, skusiła perspektywa odmiany, jakiś niepokój. Może to wszystko, co tkwiło i we mnie. Bo z matki nie mam nic, wszystko z ojca, chociaż przecież nie był moim ojcem. Wyglądem zewnętrznym różniłam się od swego rodzeństwa. Ojciec i bracia byli czarni, ciemna też była matka, tylko ja jasna. Złotowłosa, jak nazwano mnie później, gdy stałam się tym, kim się stałam. W czasie wojny, w Estonii i w Polsce, ojciec zaczął pić i gdy wrócił, bez przerwy wszczynał awantury. Tak przynajmniej mówiła matka, chociaż nie wiem, czy była to prawda. Może ten powrót do domu był dla niego ciosem. Dwa lata w obcym kraju, powrót bez oszczędności, na które liczył, a w domu półroczne dziecko obcego mężczyzny, leżące w koszu ciche niemowlę z głową w drobnych, jasnych loczkach. Tego się nie spodziewał. Kochał bowiem matkę, tak myślę, bo po mnie urodziły się kolejne dzieci. Ale najbardziej go chyba denerwowało moje milczenie. Gdybym choć płakała, kwiliła jak każde niemowlę, wtedy może zniósłby moją obecność. Ale byłam cichym, wyjątkowo spokojnym dzieckiem. Tego się nie spodziewał. Sam był przyzwyczajony do krzyków, przekleństw, do okazywania ciągle swego złego humoru. Moje milczenie budziło w nim lęk. Chyba nie ma nic dziwniejszego niż dziecko, które nie wydaje głosu, patrząc poważnie na świat. Od swego powrotu, ojciec nie przestał już pić. Czy przyczyną byłam ja, matka czy obcy kraj, nie wiem. Miał po prostu taką naturę. Nie pił jednak na umór i życia sobie z tego powodu nie zmarnował. Kilka bijatyk, kilka grzywien. Nie stracił nawet pracy, bo znał się na swoim fachu i gdy tylko chciał, potrafił postępować z ludźmi. Dlatego patrzono przez palce na ten jego nałóg. Dopiero na starość stał się ponurakiem. 8 Ale po co opowiadam o ojcu, przecież wcale go nie pamiętam z tych czasów, gdy wrócił do domu - byłam wtedy za mała. Wiem to wszystko z opowiadań mamy. Tego jednak, kto był moim prawdziwym ojcem, matka nigdy mi nie zdradziła. Zataiła to przede mną. Dlatego nie mam najmniejszego pojęcia, czy to jakaś pomyłka, czy kaprys przywołały mnie do życia. I nigdy się już tego nie dowiem. Mogę sobie tylko coś wyobrażać i marzyć. Dawniej bardzo pragnęłam poznać swego ojca, tylko po to, by mu plunąć w twarz i wydrapać oczy. Ale to było dziecinne marzenie, teraz mi na tym nie zależy. Czasem mi się zdaje, że on może jeszcze gdzieś żyje. Wydaje się to całkiem prawdopodobne, gdyż nie jestem przecież stara. Możliwe, że mieszka nawet w tym samym mieście co ja i nawet nie wie o moim istnieniu. Nie sądzę, żeby mama spotkała się z nim po tym, co między nimi zaszło podczas nieobecności ojca. Może się już nigdy więcej nie widzieli? Tak sądzę. Domyśliłabym się przecież czegoś, wydedukowała z niepozornych znaków, bo dziecko jest dobrym obserwatorem, niezwykle spostrzegawczym. Dlatego właśnie prawdziwy ojciec pozostał dla mnie jakby cieniem. Nie miałam pojęcia nawet o najmniejszym znaku szczególnym, który pozwoliłby domyślić się jego wyglądu. Jedynie moje rysy mogły być jakąś wskazówką. Był z pewnością przystojnym mężczyzną. Już jako dziecko wyróżniałam się urodą i zdawałam sobie z tego sprawę. Za wcześnie zbyt dobrze wiedziałam, że jestem ładna. Dlatego zupełnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego ojciec mnie nie pokochał. Ileż sztuczek z repertuaru dziecięcego przymilania stosowałam, by zdobyć jego uczucie. W dzieciństwie uwielbiałam go, jak mało kogo na świecie. Jeszcze wtedy nie domyślałam się, że nie jest moim prawdziwym ojcem. Wydawał mi się najlepszy ze wszystkich. Co sobota, gdy wracał z pracy, długo się przebierał i gładko przy-czesywał. Miał włosy tak czarne, że aż granatowe. Wychylał parę kieliszków i, uśmiechając się do swego odbicia w lustrze, śpiewał piosenki, których nauczył się w czasie swej wędrówki. Miał głos o ciemnej barwie, głęboki, męski. Głos, który urzekał. Smutek i namiętność tych obcojęzycznych pieśni niezwykle mnie wzruszały, chociaż nie rozumiałam ani słowa. O, Boże, nogi mi się uginały, gdy na niego patrzyłam. Był taki silny, śniady i przystojny. Oddałabym wszystko, by pochylił się nade mną i potarł ogolonym, niebieskawym policzkiem moją twarz, tak jak to robił braciom. I mamie. Potem wychodził. Wracał późno zupełnie odmieniony, przerażający i groźny jak burza z piorunami. My, dzieci, oczywiście już spałyśmy, ale budziło nas trzaśniecie drzwiami. Mama zapalała światło, ojciec stał w progu, trzymając się obiema rękami futryn, miał dzikie oczy, wilgotne usta, porwany kołnierzyk u koszuli. Czasem przyprowadzał ze sobą kolegów, siedzieli w kuchni i znowu pili. Takie picie zawsze kończyło się bójką. Dlatego w domu nie mieliśmy żadnych sprzętów w dobrym stanie. Z krzeseł wypadały nogi, a stół chwiał się czymś podparty. Raz ktoś dźgnął ojca nożem, na szczęście to się nie stało w naszej kuchni. W takie wieczory bardzo się bałam. Ale gdy tylko mogłam, wychodziłam z łóżka i skradałam się, by podglądać przez szparę w drzwiach, co się tam dzieje. Jakaś siła zmuszała mnie, zdrętwiałą ze strachu i ciekawości, do podglądania, chociaż wiedziałam, że jeśli mnie zauważą, oberwę tak, że w uszach mi zadzwoni i policzki będą piekły. Dawniej, gdy mama była młodsza, sama wstawała i szła się napić z mężczyznami. Nie miała innego wyjścia, nie potrafiła już lub nie miała siły utrzymać ojca w karbach. Żyła owładnięta ciągłym niepokojem, że coś mu się stanie. Dlatego czasem i ona 10 popijała w sobotnie noce. Gorszyły się tym^sąsiadki, ale w tym zgorszeniu tkwiła też i zazdrość; taki przystojny, pewny siebie i ujmujący był ojciec. Matka wciąż miała w sobie jakąś dumę i elegancję, mimo że urodziła pięcioro dzieci. Gdy podrośliśmy, zatrudniła się przy sprzątaniu biur, by podreperować rodzinne finanse. Po każdej bowiem niedzieli z pieniędzy ojca niewiele zostawało na życie. Tylko komorne płacił regularnie i czasem gdy matka go uprosiła, dawał jakiś mamy grosz na ubrania. Ale nie należała do kobiet narzekających. Dlaczego właściwie tyle mówię o ojcu, skoro więcej powinnam opowiedzieć o niej. Była z pewnością bardziej tego godna niż ojciec, chociaż gdy żyła, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero po jej śmierci dotarło to do mnie. Całkiem nagle uświadomiłam sobie, że raczej mama była godna podziwu. Ale ja nigdy jej nie podziwiałam. Ani będąc dzieckiem, ani nawet zaraz po jej śmierci, chociaż rozum mi podpowiadał, że znalazłyby się ku temu powody. Już w dzieciństwie czułam wobec matki niechęć, dziwny chłód, którego przyczyn nie mogłam sobie wytłumaczyć. Ona zaś chciała mnie pieścić, gdy tylko ojciec przebywał poza domem, a bracia zajęci byli zabawą. Może w głębi duszy uważała, że zawiniła powołując mnie do życia, i chciała to naprawić obdarzając mnie w tajemnicy większą czułością niż resztę rodzeństwa. Jednak mnie było wszystko jedno, odpychałam ją z niechęcią. Czasem ojciec, przynosząc w sobotę do domu wypłatę, dawał braciom jakieś sumki. Mnie nigdy, chociaż próbowałam mu się przypochlebić jak tylko umiałam. Ale on nigdy mi nie dał nawet złamanego grosza. Po wyjściu ojca, gdy bracia z głośnym wrzaskiem wybiegali na dwór, mama wsuwała mi do ręki tyle pieniędzy, ile dostali chłopcy - markę, a nawet dwie. Pilnie strzegła, bym nie czuła się pokrzywdzona; miałam zawsze tyle 11 samo, co bracia, chociaż musiała podbierać z pieniędzy na życie. Nie rozumiała, że te potajemne manipulacje tylko podkreślają moje poczucie niesprawiedliwości i że cierpię jeszcze bardziej. Bo ja wcale tych pieniędzy nie chciałam, chociaż oznaczały ciastka, lemoniadę, cukierki albo czerwoną wstążkę do włosów. Pragnęłam tylko, by ojciec traktował mnie tak jak braci. Tylko pieniądze od niego miałyby dla mnie jakąś wartość. Od matki brałam je obrażona i z niechęcią. Czasem pocieszała mnie uwaga ojca, że nie potrzebuję kieszonkowego, bo jestem dziewczyną. Ale takie tłumaczenie nie zadowalało mnie. Byłam tego pewna, całym swym istnieniem czułam, że ojciec mnie unika. Zbyt wyraźnie mi to okazywał. Za każdym razem, kiedy dając braciom pieniądze, napotykał mój wzrok, poważniał i odwracał ode mnie głowę, czarną i zuchwałą. Czasami, w niedzielne wieczory, wylegiwał się niekompletnie ubrany na tapczanie czytając gazety z najmłodszym bratem u swego boku. Starsi bracia kucali u wezgłowia, a ojciec czytał i objaśniał komiksy z gazety. Ileż bym dała, żebym jak brat mogła leżeć przy nim, wsparłszy głowę na muskularnym ramieniu. Wyobrażałam sobie, że delikatnie muskam policzkiem jego twardy zarost. Marzyłam też, by silną ręką delikatnie objął moją głowę albo uszczypnął jak mych braci, gdy pchali się za blisko i przeszkadzali mu. Gdy tak leżał potężny, podchmielony, uśmiechnięty, a koło łóżka na podłodze stała otwarta butelka pilsnera i w powietrzu unosiła się przykra woń alkoholu z jego oddechu, wprost bałwochwalczo go uwielbiałam, jak tylko mała córka może kochać swego ojca. Kryłam się skulona w nogach łóżka, schowana za płachtą gazety, lecz kiedy dotknęłam czasem leciutko jego nogi, zaraz się zrywał i odpychał mnie brutalnie. 12 diabła! Czego, psiakrew, chcesz, dziewucho! Wynoś się do ła! ! przypominam sobie, by zwracał się do mnie bez przekleństw. Tak więc rosłam zupełnie na uboczu, chociaż we własnym domu, i codziennie ojciec dawał mi w jakiś sposób do zrozumienia, że jestem obca. Bracia też się ode mnie odsuwali i nie chcieli się ze mną bawić. Mama z chęcią wynagrodziłaby mi ten brak czułości, ale nie obchodziły mnie jej dobre chęci. Nie miały dla mnie żadnej wartości. Widząc, że moja opryskliwość sprawia jej przykrość, a moja nienawiść ją boli, postanowiłam na niej się mścić za to, że ojciec mnie unika. Było to, przyznam, idiotyczne i dziecinnie głupie. Tak jak ojciec odnosił się do mnie, ja próbowałam zwracać się do matki, chociaż za każdym razem serce mi się ściskało, a powstrzymywane łzy piekły oczy. Jakie bezsensowne potrafi być życie! Już nie pamiętam, ile lat trwała ta szarpanina. Pewnej soboty po wyjściu ojca, gdy z podwórza dobiegały krzyki braci męczących kota, mama znowu dała mi pieniądze, ale ja uderzyłam ją w rękę tak mocno, że monety potoczyły się po podłodze. Wybiegłam z płaczem na dwór. Jakiś czas łkałam w szipie, a potem włóczyłam się po ulicach. Do iomu wrótiW późno, gdy bracia zjedli już kolację i położyli się\pać. Od tego dni\ rozrywek i przyjaciół szukałam na ulicy. -Nienawidziłam iomu, ale była to tylko bezsilna złość odepchniętego (H*cka, która najwięcej bólu sprawiała mnie samej. Zaczep wiec naprawdę szukać radości na ulicy i uczyłam się ^g0 wszystkiego, co mogła mi ofiarować: przekleństw mdłości, kradzieży, brutalności. Chodziłam już wtea.> &. szkoły { starsi chłopcy próbowali mnie obmacywać, k ich zaczepkj nie spra_ wiały mi żadnej przyjemności ,. nie czułam emocji; 13„. sWei siły, »śmiech'^tórrXiC*tfkże na jego **"*L%» * "*****%*L nieobecności ojca *&TaL*Ofi Pod^8 Sin godności, świado-^atZ^» to na pewno w sP080"^'^ sufflienia przeko- jeden t^1^ niezwykły, «JI« ^ ^^ ^^^^^t^sobieBógW>eco okiesie czasem leżąc więcej się nie pokazał. A mo^oy ^ tatel»adL Ta r02pościera się jasne jesienne nie ^ Mieszkaliśmy w takiej ciasnocie, że niepodobieńst wem było ukrycie zmian zachodzących we mnie. Bracie, śmieli się i dogadywali, ale puszczałam to mimo uszu. Stałam się kobietą i podziałało to na mnie łagodząco. Odtąd sama wybierałam sobie towarzystwo, szalone zabawy już mnie nie pociągały, znów byłam zamyślona i milcząca. Zaczęłam nieśmiało marzyć o przyszłości, do której predestynowała mnie moja piękna twarz i rozkwitająca we mnie kobieta. Miałam smukłe nogi, ciało stawało się pełniejsze z miesiąca na miesiąc, w talii robiłam się coraz szczuplejsza, ręką wyczuwałam nabrzmiewające piersi. Poczęłam się również domyślać siły] swego uroku. Chłopcy, którzy dawniej podszczypywali mnie, teraz, gdy na nich spojrzałam, stawali się onie-i śmieleni i w zakłopotaniu pocierali dłońmi. Syn sklepi karzą zabrał mnie raz do kina przynosząc rodzynk i słodycze ze sklepu ojca. Niezmiernie pociągające był< poczucie, że mogłam otrzymywać coś nie dając w za mian nic. Pewnej soboty, gdy ojciec wróciwszy z pracy sia w ubraniu roboczym przy stole kuchennym i zabrał si do obiadu, podeszłam do niego. Wystroiłam się jal tylko umiałam, ułożyłam włosy w loki i przewiązałam j czerwoną wstążką. Miałam na sobie bluzkę i spódnicę jakie nosiły starsze dziewczyny. Zaraz po przyjściu oj ciec pociągnął ze dwa razy z butelki, którą ukrył w sza fie w przedpokoju. Miał dobry humor. Drżąc z pod niecenia przytuliłam się do niego, objęłam za szyj i dotknęłam policzkiem jego twarzy. - Tato, mam nową bluzkę - bąknęłam nieśmiało i uśmiechnęłam się. W tym momencie spojrzał na mnie i jego radosny nastrój w mgnieniu oka prysnął. Twarz mu stężała, .j~~„v.^ał Ponatrzvł na mnie jeszcze tół aż naczynia zabrzęczały, wstał nie kończąc jedze-sia' Założył czapkę i wyszedł zabierając po drodze butelkę z przedpokoju. Mama w milczeniu patrzyła za nim a potem stanęła nade mną i zaczęła w roztargnieniu okręcać w palcach wstążkę wplecioną w moje włosy j poprawiać mi z przodu bluzkę. To, co zaszło, tak okropnie mnie przeraziło, że zajęta myślami o swym nieszczęśliwym losie, nie odsunęłam nawet jej ręki, jak to zawsze czyniłam. Od tego czasu ojciec coraz częściej przepadał gdzieś w soboty, nawet nie wracał już po pracy, by się przebrać i doprowadzić do porządku. W kraju kryzys trwał w najlepsze, a on stał się ponury, jakoś zgorzkniał i tylko wtedy się uśmiechał, gdy wypił parę kieliszków. Nie utracił co prawda zajęcia, ale jego zarobki zmniejszyły się i w domu sytuacja stopniowo się pogarszała. Gdy mając czternaście lat skończyłam naukę, musiałam iść do pracy. W tym czasie chłopcy zabierali mnie już na tańce i strasznie chciałam mieć własne pieniądze, by kupić ładniejsze stroje, cieńsze pończochy, lepsze buty. Nie miałam nic przeciwko szukaniu pracy, nawet mi się to spodobało. Wszystko, co nowe, bardzo mnie pociągało. Dlatego gdy wracaliśmy z zabawy, pozwalałam chłopcom na uściski, całusy i obmacywania pod osłoną bramy prowadzącej na podwórze. Sama byłam jak głaz, czując swą siłę i przewagę, gdy oni zaczynali gwałtownie dyszeć, a potem przeklinali, bo wymykałam im się sprytnie z objęć uważając, że dość już zaznali przyjemności. )Sci. . , . . To szukanie pracy, a potem zarabianie także mi się Podobało, bo wyciągało mnie z domu do miasta, na ulicę, między nowych ludzi. Najpierw zostałam gońcem w składzie z dywanami położonym w centrum miasta. Miejsce to załatwiła mi mama, miałam dostawać czterysta marek miesięcznie. Właściciel, cudzoziemiec, przyj- 19 18 rżał mi się uważnie, a na jego świecącej twarzy pojawiła! się zagadkowa mina. Od razu wyczułam, że to bardzo wytworny starszy pan, bo nosił na palcach lśniące pierścienie i miał elegancki krawat. Pracowałam tam dwa tygodnie, szczęśliwa i pełna zapału, gdyż musiałam chodzić do różnych sklepów i urzędów, gdzie wszyscy byli dla mnie bardzo mili, szczególnie panowie. Właściciel często mi się przyglądał, a ja odwzajenv niałam się kokieteryjnie wdzięcznym uśmiechem. Na początku zataiłam swój prawdziwy wiek, by dostać tJ pracę, mama też skłamała, a zresztą spokojnie dawana mi szesnaście lat. W tamtych czasach nawet o posada gońca było trudno. Nadeszło właśnie lato i właściciel wysłał swoją rodzinę na wieś. Któregoś dnia poszedł dcl hotelu na jakieś rozmowy o interesach, po południu zaa zadzwonił do sklepu każąc sobie przynieść do mieszl kania papiery i rachunki, które były mu potrzebne. Byłam bardzo przejęta tym, że idę do niego. Dcl prowadziłam się do porządku. Wstydziłam się co prawi da zniszczonych butów i pocerowanych pończoch, ale miasto w czerwcu było tak wesołe i zalane słońcem, że w końcu podśpiewując sobie biegłam w podskokach dej jego domu. Mieszkał w dzielnicy Eira w ładnej willi i gdy zadzwoniłam, otworzył mi drzwi. Był w samej koszuli, twarz mu błyszczała. Uśmiechał się rozsiewajął wokół zapach brylantyny, alkoholu i cygar. Zaprosił mnie do środka mówiąc, że nie muszę juM wracać do sklepu. Miał najpiękniejsze i najbardziej! wytworne mieszkanie, jakie widziałam w życiu. Głęboł kie fotele, na podłodze wschodnie dywany, wielkie lust-l ra i pozłacane stoliki pod ścianami. Weszłam z lękiem,! stąpając na palcach, ale uspokoiła mnie myśl, że jego] rodzina jest na wsi, a on został sam w domu. Nifl wyobrażałam sobie, jak bym się zachowała, gdyby naglq weszła jego żona. 20 posadził mnie, otworzył pudełko i poczęstował czekoladkami- _ _ Weź, ile chcesz - zapraszał uprzejmie. - Jesteś uroczą dziewczynką, Maire. Ile masz lat? _ Siedemnaście - skłamałam i uśmiechnęłam się tak ładnie i zalotnie jak tylko umiałam. _ Siedemnaście? - powtórzył, a spojrzenie jego ciemnych oczu zmiękło. położył mi rękę na kolanie, po czym je ścisnął, a minę miał jakby trochę senną. - Zdejmij płaszcz - zaproponował. - Nie musisz się nigdzie śpieszyć. Ściągnął mi z głowy robioną na drutach czapkę i po- I głaskał moje włosy. - Pokażę ci wesołe obrazki - powiedział. Jego uprzejmość schlebiała mi, a miłe zachowanie, smaczna czekolada i piękne wnętrze oczarowały. Poło-I żył na moich kolanach jakąś grubą niemiecką księgę, I przysiadł obok na poręczy fotela, objął mnie ramieniem, I a drugą ręką zaczął przewracać kartki pokazując mi I obrazki. Ale gdy je ujrzałam, zdrętwiałam ze strachu i zrobiło mi się gorąco: zdjęcia pokazywały nagich mężczyzn i kobiety, którzy kochali się ze sobą. Przestraszyłam się tak bardzo, że nie miałam odwagi na niego spojrzeć, zrzuciłam tylko szybko z nóg książkę. Moje przerażenie rozbawiło go, więc przytrzymawszy silnie moje ramię, dalej przeglądał książkę zmuszając, bym też patrzyła. Uczucie lęku odebrało mi siły, poza tym bałam się, że go rozgniewam. Ale gdy rzucił się na mnie obejmując mocno, zaczęłam krzyczeć. Nie mogłam zrobić nic in-|nego, więc wzywałam głośno pomocy i to mi ulżyło. ^^111 c^zarem cisda wcisnął mnie w fotel zakrywając tonią usta, ale ugryzłam go w rękę i zdołałam się lnić Uciekałam przed siebie na oślep, łzy zalewały 21 mi oczy. Wypadłam na schody i z krzykiem zbiegłam na| dół nie zwracając uwagi na jego wołania. Tak byłam przerażona, że nie odważyłam się wrócić | do sklepu, krążyłam tylko po ulicach bojąc się także iść do domu. W końcu jednak poszłam. Płaszcz i czapka! zostały u niego, więc musiałam wszystko opowiedzieć mamie i ojcu. Tym razem tata ujął się za mną, wziął] adres i poszedł do właściciela sklepu. Wkrótce wrócił przynosząc płaszcz, czapkę i czterysta marek, czyli cały I mój miesięczny zarobek, chociaż przepracowałam tylko] dwa tygodnie. Mimo że tak bardzo przestraszyło mnie to zdarzenie, I wstydziłam się potem swego lęku i wiele razy leżąc letnią] nocą w łóżku myślałam o tych nagich podobiznach] i ozdobionej błyszczącymi pierścieniami pulchnej ręceJ która pchała mnie na fotel. Robiło mi się gorąco,] męczyły okropne myśli, zamykałam z całej siły oczy, ale] nie mogłam się uwolnić od tego wszystkiego, co przeżył łam. Gdy potem jakiś chłopak odprowadzając do domul chciał mnie pod bramą pocałować, przywarłam do nie-] go, odpowiedziałam namiętnie na jego pocałunek, po-| zwoliłam, by niespokojną ręką macał me ciało, ale tylkcJ do momentu, gdy poczęło mnie coś ściskać w żołądku.] Wtedy wyrwałam się i uciekłam. Musiałam szukać nowego miejsca, ale tam też nie poszło lepiej. Ojciec załatwił mi pracę w magazynie butów i któregoś wieczora, gdy wszyscy wyszli do do-j mu, magazynier, każąc mi zostać po godzinach, zamknął drzwi i próbował wziąć mnie przemocą. Teraz nie przestraszyłam się już tak bardzo jak poprzednim ra- 22 drapałam go i kopałam, krzycząc przy tym tak ośno, że musiał mnie puścić. Gdy ojciec się o tym Lwiedział, znowu wziął czapkę i poszedł rozprawić się r magazynierem. Oczywiście nie mogłam już tam zostać. Oiciec wrócił do domu z rozciętą brwią, na czole też miał ranę. Popatrzył na mnie spode łba i rzekł: _ Będziesz taką samą kurwą, jak twoja matka. To nie wina chłopów. Ty ich sama prowokujesz. Najlepiej zrobię, jak cię zabiję! patrzył na mnie tak, że wierzyłam, iż naprawdę może mnie zabić, gdy popełnię coś, co mu przyniesie wstyd. W ten sposób znowu zostałam bez pracy, póki nie znalazłam posady pomocnicy w kwiaciarni. Miałam otrzymywać tylko pięćdziesiąt marek na miesiąc. Właścicielka była złośliwa i wymagająca, ale mama uważała, że lepiej wziąć tę pracę niż zostać bez niczego. Ta kobieta miała mnie nauczyć pleść wieńce; opanowawszy tę umiejętność mogłabym później więcej zarabiać. Nie nauczyła mnie jednak wiele, a i mnie też ta nauka nie interesowała, marzyłam raczej o samochodach, fumach, luksusie, eleganckich mieszkaniach i chłopcach. W kwiaciarni razem ze mną pracowała starsza trochę dziewczyna. Miała na imię Orvokki. Nauczyła mnie używać pudru i szminki i opowiadała, w jaki sposób ładna dziewczyna może bez trudu zarobić, gdy ma tylko szczęście. W kwiaciarni było nudno, a właścicielka używała mnie przeważnie jako gońca, od rana do wieczora biegałam więc po mieście i roznosiłam kwiaty wydzwaniając do różnych drzwi. Nie dostawałam za tę pracę godziwej zapłaty. Czasem dawano mi napiwki, mogłam więc sobie kupić jedwabne pończochy, a Orvokki podarowała mi swoje stare buty, które były dla niej za małe. ^ie miałam odwagi rzucić sklepu, zresztą lubiłam spękać czas na mieście, tak że właścicielka wymyślała mi 0(1 leniuchów i wałkoniów przepowiadając, że źle skon- 23 czę. Myślę, że nie obijałabym się tak, gdyby mi lepj€ płaciła. Ojciec zaczął mnie obserwować baczniej niż zwyl i pewnego dnia zobaczył, jak w bramie całowałam si z synem sklepikarza. Okropnie się przestraszyłam, ojciec nie zareagował, bo szedł z jakimś obcym mężczys ną. Weszli po schodach do nas i zniknęli w śroc trzaskając drzwiami. Dochodziła północ, ale letnia n< była tak jasna, że na pewno mnie rozpoznał. Dopiero po dłuższym czasie odważyłam się wślis do domu, ale ojciec, gdy wchodziłam do oświetlone kuchni, roześmiał się i rzekł do gościa: - Patrzcie, nasze dziewczę wróciło do domu. Musieli już sporo wypić, a mamy nie było w kuchni - Teraz pokaż, jak się całujesz, na pewno umiesz robić - zaproponował ojciec. Zawsze miał nieodgadnioną naturę, więc właścń nie wiedziałam, czy miał na myśli coś złego czy dobreg( a może był tak pijany, że zapomniał o tym, jak barć mnie nienawidzi. - Fuj - prychnęłam, gdy kumpel ojca w brudny ubraniu próbował mnie objąć i pocałować. Ale zainterc sowanie ojca moją osobą i jego łagodność zdezoriei towały mnie i w końcu oszołomiona zgodziłam sie. Obcy wziął mnie w ramiona i pocałował. Odwrócił głowę i spojrzałam na ojca. - A to co takiego? - spytał i roześmiał się na a głos pijackim śmiechem. - Ty, dziewczyno, jeszcze nic nie umiesz. Chodź, to ci pokażę, jak się daje całusa. Objął mnie, a ja byłam zupełnie bezwolna, gdy prze chylając mnie do tyłu, przycisnął swe usta do moich. Jeszcze dotąd żaden chłopak nie uczynił tego w podobny sposób. Ojciec pocałował mnie tak, jak mężczyzna całuje kobietę, a ja spociłam się i osłabłam w jego 24 a. Po raz pierwszy i ostatni przygarnął mnie do Lie aie nie było w tym żadnej czułości, całował nienawiścią. Wypuścił mnie zaraz z objęć tak gwałtowni^ że aż zatoczyłam się pod ścianę. Patrzył gniewnie, twarz miał opuchniętą od wódki i złości. - Wiedziałem, że jesteś taka! - syknął w moją stronę. i pilnuj się, bo cię jeszcze kiedyś zabiję! Jeszcze byłam za młoda, by zrozumieć jego słowa, ale gdy wściekły odprowadził mnie do łóżka, wydawało mi się, że ciągle jestem w jego objęciach. Zdałam sobie sprawę, że dotąd żaden chłopak tak mnie nie całował. Czułam jeszcze na swych ustach mocne wargi ojca, a na swym ciele niezwykle silny uścisk jego ramion. Miałam świadomość tego, że stało się coś okropnego, ale zarazem wspaniałego, i przez moment pomyślałam, że może jednak ojciec mnie kocha. Przecież z mojego powodu poszedł do właściciela salonu z dywanami po płaszcz i czapkę, z mojego powodu pobił tego wstrętnego magazyniera. Myślałam o wszystkich cechach, które w ojcu podziwiałam, o jego sile, porywczości, odwadze i szalonych wybrykach. Sądzę, że gdyby po tym, co zaszło, inaczej się do mnie zaczął odnosić, może czasem pogłaskał, stałabym się kimś innym, niż jestem. Ale po tym wieczorze ojciec zrobił się jeszcze bardziej złośliwy. Następnego dnia podarł mi ładną bluzkę 1 wstążkę do włosów krzycząc przy tym: - Maire, będę cię teraz miał na oku! Od tej pory zaczął mnie pilnować, nie pozwolił wychodzić ani na dwór, ani z chłopcami do kina czy na tańce. Po powrocie z pracy wychodził z domu tylko po to> by mnie śledzić. Pewnego dnia, gdy niczego się nie spodziewając, szłam ulicą roześmiana, zajęta rozmową 2 synem sklepikarza, ojciec idąc naprzeciw dostrzegł nanie, złapał za rękę i zaciągnął do domu. Potem zbił Vax i postraszył, że zabije każdego chłopaka, którego 25 ' zobaczy w moim towarzystwie. Chłopcy zaczęli mnie wiec unikać. Od tamtej pory przesiadywałam grzecznie w domu czytając książki przyniesione z biblioteki, ale on nie zwracał na mnie żadnej uwagi, rzucał tylko w moją stronę gniewne spojrzenia i złorzeczył, gdy stawałam mu na drodze. Jego zachowanie zmuszało mnie, bym czyniła, czego mi zabraniał, bo gdy uczyniłam coś zakazanego, przynajmniej musiał zainteresować się, co robię, myśleć o mnie i nie spuszczać z oczu. Chciałam, by miał myśli zajęte moją osobą. Nie pamiętam już, co takiego: myślałam o nim i o sobie, ale na pewno przychodziło mi wtedy do głowy, że kiedy mnie bije, przynajmniej o mnie myśli. Miałam wrażenie, że kocha mnie trochę, tyle czasu tracił na to pilnowanie. Próbowałam jednak być posłuszna, wieczory spędzałam w domu, robiłam na drutach albo czytałam. Zaraz;' po przyjściu kładłam przed ojcem napiwki otrzymane] od ludzi, którym zaniosłam kwiaty. Ale on odsuwał pieniądze przeklinając brzydko. To, że unikał mego spojrzenia, wygoniło mnie z powrotem na ulicę. Nie miałam odwagi sama chodzić po okolicy, więc coraa częściej szukałam towarzystwa Orvokki i szłyśmy razem na tańce. Ale z chłopcami, którzy mnie odprowadzali, spacerowałam z dala od naszego rogu. Z żołądkiem bolącym od ich pocałunków i uścisków wchodziłam zdyszana i drżąca na schody naszego domu. Bałam się, że ojciec nie śpi i czeka, aż wrócę, a jednocześnie miałam nadzieję, że się o mnie niepokoi. Po takich późnych powrotach ojciec nieraz mnie bił, aż miałam siniaki na całym ciele i długo płakałam Nigdy jednak nie krzyczałam, gdy bił. Leżałam potem w łóżku drżąca mając oczy zalane łzami i obolałe ciało W uszach dźwięczała mi ciągle muzyka z sali tanecznej a ból fizyczny sprawiał dziwną przyjemność, gdy roz 26 amiętywałam smak pocałunków i myślałam o razach Udawanych przez ojca. To wszystko stało się w czasie tamtego krótkiego lata. 1 tygodnia na tydzień stawałam się coraz bardziej dzika, te noce spędzałam poza domem, nawet mama nie mogła mnie już powstrzymać, nie zwracałam zresztą uwagi na jej ostrzeżenia. Którejś niedzieli syn sklepikarza zabrał mnie na wyspę Seurasaari. U nich w domu byli goście, którym podkradł trochę wina i przyniósł je w butelce od lemoniady. To było brązowe, słodkie wino, piliśmy je na spółkę, od morza wiał wiatr, a przybrzeżne skały były ciepłe od promieni słońca. Od wina zakręciło mi się w głowie i pozwoliłam całować się i pieścić moje ciało tak, jak to niedoświadczony chłopak potrafił. W pewnej chwili szepnął mi do ucha: - Na całym świecie nie ma takiej drugiej dziewczyny jak ty, Maire. Nie byłam nim jednak wcale zachwycona. Podobały mi się tylko jego porządne ubrania i to, że zawsze miał w kieszeni pieniądze i chodził do szkoły, żeby później studiować, chociaż to nigdy nie nastąpiło. Jego pieszczoty nie działały na mnie. Z zamkniętymi oczami leżałam na gorącej skale, a on głaskał moje nogi i ręce. Myślałam sobie, że życie jest pewnie wspaniałe i czeka mnie jeszcze wiele pięknych przeżyć, bo jestem ładniejsza od innych dziewczyn, chociaż mieszkam tylko w drewniaku, w głębi podwórza, mój ojciec pije, a matka zarabia sprzątaniem. Czytałam książki z biblioteki i gdy spotykałam chłopca, który mnie wcześniej nie znał i nie wiedział, że wychowałam się w biedzie, próbowałam wyrażać się tak, Jak mówili w książkach. Taka byłam mając piętnaście lat, jeszcze wtedy wcale nie zepsuta. Może wolałabym pracować, gdybym tylko dostawała godziwą zapłatę, ^oże zapisałabym się na kursy wieczorowe, uczyłabym Sl? szwedzkiego i starałabym się dostać do szkoły hand- 27 lowej, jeśli ojciec by mnie do tego namawiał i pokocha! Żeby mnie tylko pokochał! Gdyby tak się stało, n^ pewno osiągnęłabym to wszystko, bo byłam jeszcze bardzo młoda, łatwo się entuzjazmowałam i chciałam go kochać, mimo że pił, był ponury i nieokrzesany. Moja uroda dodawała mi pewności siebie i mogłam dzięki niej prowokować chłopców, jak na przykład syna sklepikarza. Chyba miałam w sobie coś, co drażniło mężczyzn, jak mówił ojciec, chociaż sama nie zdawałam sobie z tego sprawy, po prostu byłam sobą, wcale się nad tym nie zastanawiając. Ale w późniejszych latach myślałam, że nawet gdybym obcięła swe jasne włosy, chodziła w zniszczonych butach i miała brudne ręce, wtedy także nieświadomie prowokowałabym mężczyzn, jak robiłam teraz. Gdy już raz wino zakręciło mi się w głowie, piłam dalej, bo trunek czynił mnie wolną, czułam, że cały świat należy do mnie i nikt nie może mi stanąć na drodze. Zaczęłam od tej pory pociągać na zabawach z butelek, które chłopcy przynosili w kieszeniach, chociaż nie zawierały wcale wina, tylko jakąś alkoholową mieszań-^ kę. Mimo że ten napój miał okropny smak, chciałam) koniecznie go popijać, bo ojciec tak robił. Nie upijałam] się, ale piłam takie ilości, że chłopcy zaczęli mnie obgadywać, a sąsiadki wyzywać od najgorszych. Sama w końcu nie wiem, jak i dlaczego to wszystko się stało. Okazało się, że ojciec jest chory, wiedział o tym i może nawet o zbliżającej się śmierci. Może przeczuwały że ma siły na wyczerpaniu. Bracia już dorośli, dwaj starsi pracowali, mama postarzała się i w czasie flirtów z ojcem na jej poszarzałych policzkach nie pojawiały się już rumieńce. Może ojciec miał po dziurki w nosie naszego mieszkania w głębi podwórza, rozklekotanych mebli i podartej pościeli na łóżkach i czuł, że jego życie dobiega kresu. 28 Może o tym wszystkim rozmyślał, a do tego patrzył mnie przez pryzmat swych poważnych problemów, ^ekonany, że to ja jestem przyczyną wszystkiego i dla-f go mnie nienawidzi. Przez cały tydzień chodził ponu- y mówił niewiele, a w soboty nie wracał nawet, by coś Ssę, tylko szedł prosto do knajpy, tak że mogłam się •J spokoju umyć, ubrać, uczesać i skrycie pomalować usta idąc na zabawę. Orvokki pokazała mi jedno miejsce. Była to dawna stajnia stojąca blisko nadbrzeża, niezbyt daleko od naszego domu. W letnie wieczory odbywały się tam tańce, buda mieniła się wtedy kolorowo dzięki bibułkom przyczepionym do lamp. To miejsce miało złą sławę, częste pijatyki i bójki ściągały policję, tak że wkrótce zamknięto cały interes. Moim zdaniem fajnie się tam bawiliśmy, dziewczyny, które przychodziły, były starsze i bardziej doświadczone niż ja. Ale właśnie dlatego to mnie tak podniecało. Tańczyłam do upadłego i wszyscy dawali mi więcej lat, niż miałam w rzeczywistości. Żaden z mężczyzn nie zrobił mi nic złego ani nie okazywał niecnych zamiarów, śmiali się tylko i żartowali ze mnie, podsuwając butelkę i prosząc, bym spróbowała. Ale tamtego wieczora odwiedziła nas jakaś złośliwa starucha i zaczęła dręczyć mamę: - Pilnowałabyś lepiej swej dziewuchy. Znowu się zatacza pijana w stajni, daje chłopakom obejmować i uwodzi ich. Ojciec, który tego dnia wcześniej niż zwykle wrócił do domu, siedział ponury z rękami na kolanach i wszystko %szał. Nagle wstał i krzyknął: -Psiakrew! Tego już za wiele! Zabiję tę szmatę! Mama próbowała go zatrzymać, ale na próżno, odepchnął ją tylko na bok, wyjął z komórki siekierę, Wsadził pod marynarkę i wyszedł z domu. Był tak 29 pijany, że po drodze musiał się ręką podpierać o ściany domów. >mów. Mama tym razem miała pewność, że mnie zabije, jak tylko dostanie w swe ręce. Dobrze znała ojca. prze, straszyła się. Pobiegła na przełaj przez podwórka i zdą. żyła przed ojcem do tancbudy. Wywołała mnie i za-prowadziła do kryjówki na skraju cmentarza, mimo że stawiałam opór i przeklinałam, pewnie byłam trochę pijana, jak mówiła ta stara sąsiadka. Sama nie zdawa łam sobie sprawy ze swego stanu. Mama rozpłakała się, chociaż bardzo rzadko widywa łam łzy w jej oczach, i w kółko mówiła: - Kochana, najdroższa Maire, schowaj się, bo cię ojciec zabije. Ale ja uparcie powtarzałam: - To niech zabija. Wreszcie się mnie pozbędziecie. Przecież mnie nienawidzicie. - Chodź szybko, Maire, ojciec z siekierą zaraz til będzie! Usłyszawszy o siekierze przeraziłam się i nie wyrywałam już matce, tylko potulnie pobiegłam za nią doj kryjówki pod kamiennym murem pogrążonego w ciem-J nościach cmentarza. Był sierpień, potykałyśmy się o ku-1 py śmieci walające się wzdłuż cmentarnego muruj| w końcu usiadłyśmy na rozgrzanej za dnia trawie opie rając się plecami o ogrodzenie. Mama płakała, ja też chyba trochę. - Nie zrobiłam nic złego - przekonywałam mamę - Naprawdę nic złego. - Piłaś - skarciła mnie zmartwiona. - Czuję po twoii oddechu, chociaż nie chciałam tej starej wierzyć. Nie zaprzeczaj. - Ojciec też pije - odcięłam się. Ale mama jeszcze bardziej się zasmuciła, więc zaczęłam się tłumaczyć: 30 Spróbowałam tylko dla zabawy, chłopcy mnie na- -wili To przecież nic złego, że trochę pociągnęłam butelki. Chciałam się nieco zabawić, bo wcale się mną nie zajmujecie. t Mówiąc to wzruszyłam się, zaczęłam płakać, byłam eszcze dzieckiem. Położyłam głowę na maminej spódnicy i &a.tec ciągnęłam dalej: i Mamusiu kochana, ja wcale nie jestem zła, dlaczego ojciec mnie nienawidzi? Przez całe życie nie usłyszałam od niego jednego dobrego słowa, a teraz szuka mnie z siekierą, chce zabić. Czy to on jest wariatem, czy ja? Ale mama tylko lamentowała: - Gdzie ja cię ukryję, malutka, do domu nie możesz wracać, dopóki ojciec nie wytrzeźwieje. W odruchu rozpaczy chwyciłam ją za rękę. - O, Boże, mamo, dlaczego ojciec mnie nienawidzi? I Żadne dziecko nie ma takiego ojca jak ja. Chociaż I bardzo się staram, nie mogę go do siebie przekonać. I Tyle razy próbowałam. Nie wiem, czy mama wyjawiłaby mi to kiedykolwiek, gdybyśmy nie siedziały w ciemnościach oparte plecami o mur cmentarza, podczas gdy światła miasta rzucały na niebo łunę, od której pod murem było jeszcze ciemniej. Światła Helsinek paliły się na niebie przed nami i możliwe, że w oczach matki wszvstko na chwile stało sie nierealne. awiaua łielsineK pamy się na nieoie przea nami i moziiwe, że w oczach matki wszystko na chwilę stało się nierealne, gdy wpatrywała się w tę łunę w górze. Trwał wtedy wszędzie kryzys, w mieście panowała bieda, szerzyło się pijaństwo i rozpusta. Nie myślała już pewnie o innej dla siebie przyszłości, poza powolnym starzeniem się, biedą I czekaniem na śmierć. W pewnej chwili odezwała się: ~ To moja wina, dziecko. Powinnam ci wcześniej 0 tym powiedzieć, byś wiedziała, że musisz na siebie luwa^A ojciec nie jest twym prawdziwym ojcem. Byłaś n mojego grzechu, gdy półtora roku był poza za granicą i nawet nie wiedziałam, czy w ogóle 31kiedyś wróci. Dlatego on nie ciebie nienawidzi, ale w tobie nienawidzi mnie, bo nie był w stanie odejść i przestać płodzić ze mną dzieci. Oto cała prawda, droga córeczko. Zle postąpiłam wobec niego i wobec ciebie Przebaczysz mi? Słysząc te słowa osłupiałam i nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Byłam przecież tylko dzieckiem i nawę w snach sobie czegoś podobnego nie wyobrażałam chociaż przez całe swe dotychczasowe życie przeczuwałam, że między mną a ojcem jest coś nie w porządku Powoli całe oszołomienie minęło, poczułam chłód ogarnęło mnie jakieś podobne do śmierci uczucie głębi gdy patrzyłam na łunę świateł miasta na niebie. Ni< zastanawiałam się nad tym, co powiedziała mama wszystko stało się dla mnie jasne w jednej chwili, poję łam to w mig, jakbym przeżyła to sama, nie rozumiałam tylko, dlaczego wcześniej się tego nie domyśliłam. Siedziałam w milczeniu, a mama swymi silnymi spra cowanymi dłońmi głaskała moje zimne ręce i cicłu szlochała wyznawszy mi wreszcie tajemnicę mego pochodzenia. Ale o moim prawdziwym ojcu nie powiedzia ła nic i wtedy nawet o niego nie zapytałam, zupełnit wystarczyło mi to, czego się właśnie dowiedziałam Wszystko to utkwiło we mnie jak otwarta rana, taki rana, która nie boli, gdy się jej nie rusza, zaczyni dopiero wtedy, gdy jej dotknąć. Dlatego siedziałan zupełnie cicho oparta plecami o mur cmentarny, a maj ma szlochając głaskała moje ręce trzymając je w swyq stwardniałych dłoniach. 4 Siedziałyśmy na rozgrzanej trawie może ze dwie goj dziny. Zrobiło się późno i światła miasta powoli gasłj 32 • boskłon stawał się coraz bledszy. W końcu mama 0jeZwała się: Co teraz z tobą będzie, kochana córeczko? Boję się ^prowadzić cię do domu. Nacisnęłam złożone dłonie i odparłam: po domu już nigdy nie wrócę. Nie martw się mnie. Nie musisz się już mną przejmować. ° A gdy mama zaskoczona próbowała protestować, rzekłam całkiem poważnie: _ Wiesz, co by się stało, gdybym wróciła do domu? Oiciec by mnie w końcu zabił w gniewie. Potem wsadziliby g° ^° więzienia. To byłoby bez sensu, bo w domu zostali jeszcze przecież chłopcy. Może on jest trochę nienormalny od tego ciągłego picia i tłumienia w sobie przez tyle lat różnych myśli, wiele miał przecież kłopotów przez tę naszą biedę. Pójdę teraz przespać się do Orvokki, może nawet będę mogła z nią pomieszkać. Chyba jakoś dam sobie radę, tylko musisz mi przynieść moje ubrania. A ojca nie chcę już więcej znać. Powiedziałam to wszystko spokojnym tonem i może nawet tak się też czułam, ale gdzieś w głębi duszy, w samym środku, dręczyła mnie jakaś myśl, której nie potrafiłam dokładnie zrozumieć. Coś mi szeptało, że wypowiadane przeze mnie słowa to tylko skorupa, otoczka i one nie mają żadnego znaczenia wobec ogromu udręki, jaką w tej chwili przeżywałam. Wiedziałam tylko, że nigdy już nie chcę widzieć ojca, bo to nie był mój prawdziwy ojciec. Jednocześnie upajało mnie głębokie, chłodne uczucie wolności, byłam swobodniejsza od innych ludzi, mogłam wreszcie sama pokierować swym życiem prosto do piekła lub do nieba i nie musiałam pytać innych o radę am przestrzegać zakazów. Bo w momencie, gdy mama ^radziła mi swą tajemnicę, straciła nade mną władzę 1 od tej chwili nie miałam zamiaru być jej posłuszna, Złotowłosa 33 żeby nie wiadomo co mówiła. Myślę, że gdybym wtedyj wróciła do domu, by dalej żyć razem z ojcem, mamąl i całą rodziną, w końcu doszłoby do czegoś strasznego! i nieodwracalnego. Możliwe, że ojciec zabiłby mnie albol stałoby się coś jeszcze gorszego, co nigdy nie powinno! się zdarzyć, i przez to wszystko wokół mnie i we mnij ostatecznie by się załamało. Tak czułam i myślałamJ a mama już mi się więcej nie mogła sprzeciwiać, tylkol musiała się zgodzić, bym poszła na noc do Orvokki| i obiecała przynieść moje rzeczy. Ale jak już wszystko było umówione, nagle zebrała mi się na płacz. To przez świadomość tego, że naglel stałam się samotna i niezależna, choć miałam dopiero! piętnaście lat. Łzy zaczęły mnie piec, głuchy szloch! ściskał gardło, nie chciałam jednak płakać przy mamiej bo przecież od tej chwili sama decydowałam o swynl życiu. Po tylu latach po raz pierwszy poczułam miłości do mamy, zdając sobie nagle sprawę, że ona nigdy niel widziała we mnie wroga, zawsze starała się być dla mniel dobra, chociaż ja odrzucałam tę jej dobroć. Może i mia-l łaby powody do nienawiści, przecież stale byłam prz)l niej i rosłam na jej oczach, w każdej chwili przypominaj jąc grzech, którego ojciec nie chciał jej nigdy w głębf duszy wybaczyć. A jednak mama nie okazywała mi wrogości, takii była mocnym i chyba godnym podziwu człowiekiem| Może porównywała się w myślach ze mną właśnie ten gdy puszczała mnie samą w świat z nadzieją, że jakc dam sobie radę, tak jak ona poradziła sobie przyjecha\ szy do miasta w tym samym, co ja teraz wieku. Ji jednak nie miałam jej charakteru, byłam równie okroi pna jak ojciec, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedziaj łam. O świcie opuściłyśmy miejsce pod cmentarnym muj rem. Najpierw odprowadziłam mamę do domu trzymj za rękę. Do samego domu nie odważyłam się SĆ, bałyśmy się bowiem, że ojciec ciągle czeka mnie z siekierą. Ale mama nie była w stanie się ca ^ją rozstać, odprowadziła mnie więc aż na po-f orze Orvokki, przez całą drogę trzymając za rękę. no mieszkania Orvokki wchodziło się z wybrukowano podwórza, na które prowadziła żelazna brama, Dje potrafiłam otworzyć zamek wsuwając rękę miedzy oręty i naciskając zapadkę. Dopiero, gdy znalazłam sie na podwórzu, mama odwróciła się i poszła do domu. Orvokki mieszkała w pokoju z osobnym wejściem i w lecie nie miała żadnej sublokatorki. Pomyślałam więc, że pozwoli mi u siebie pomieszkać, póki nie zarobię tyle, by mi starczyło na opłatę części czynszu. Okropnie się przestraszyła, gdy zapukałam do drzwi w środku nocy, i z początku nie chciała otworzyć, bo był u niej mężczyzna.. Ale nie mając gdzie przenocować, pukałam tak długo, że musiała mnie w końcu wpuścić. Nic prawie nie miała na sobie i była pijana. - Ale się przestraszyłam - powiedziała z wyrzutem. - Gospodyni wyrzuci mnie na zbity pysk, jeśli się obudzi. Było mi wstyd, że jej przeszkadzam, gdy ma u siebie narzeczonego. Święcie wierzyłam, że to jej narzeczony, razem przecież spędzali noc. Taka byłam jeszcze naiwna, chociaż miałam już piętnaście lat. Ale Orvokki odezwała się do mężczyzny: - Nie przejmujmy się Maire. Musiałam ją wpuścić, °o ojciec wygonił ją z domu. Opowiedziałam, jak ojciec latał za mną z siekierą w garści. Pocieszali mnie i próbowali rozweselić, już wcześniej wypili i mnie też częstowali. Ale nie chciałam >lc ani dłużej im przeszkadzać. Orvokki pościeliła mi na Włodze, dała koc i gdy zgasło światło, nie zwracali 34 35 więcej na mnie uwagi. Ogarnęło mnie takie zmęczeniel że usnęłam natychmiast, chociaż byłam ciekawa, będą robić. Obudziłam się, gdy mężczyzna wczesnym rankie: wychodził, ale Orvokki chciała jeszcze pospać, więc ni, wstawałyśmy, bo była niedziela. Gdy się obudziłyśmyj wyszłam zaraz po mleko i zrobiłam Orvokki kawi a ona pokazała mi banknot stumarkowy. Ten człowiej który jej dał pieniądze przed wyjściem, wcale nie wyd mi się odrażający, był młody, miły i nie bardzo pijany - To wstrętne brać od facetów forsę, ale co do jaśni cholery mam robić, trzeba przecież z czegoś ten czyn; płacić - powiedziała. - Gdzie go poznałaś? - zapytałam. - Na ulicy - odparła. Nie rozmawiałyśmy już więcej na ten temat, dob nam było, piłyśmy kawę, zjadłyśmy też duże kro chleba z masłem. Czułam się tak wolna jak nigdy dot chociaż gdzieś w środku miałam głęboką ranę, której m chciałam dotykać. Byłam szczęśliwa, że mogę mieszka razem z Orvokki. Rozpierała mnie młodość, nie prze jmowałam się przyszłością, lubiłam miasto w sierpnii rozgrzane ulice, ciemnozielone drzewa w parkach i roj koszowałam się czasem, który należał do mnie. W kwiaciarni już się więcej nie pokazałam, bo ojek mógł mnie tam odnaleźć, ale Orvokki znalazła wyjści - Wiesz, mam dobry sposób na zarabianie pieni - pocieszała mnie. Gdy kwiaciarnię zamykano, przynosiła stamtąd zw| dłe, połamane kwiaty nadające się do wyrzucenia. Ro łyśmy z tych resztek bukieciki i chodziłyśmy z kos: kiem od bramy do bramy, dzwoniąc do mieszkań i pr< ponując kupno. Przepisy pewnie zabraniały takie handlu, ale nie myślałyśmy o tym, byłyśmy jesz wtedy takie młode i beztroskie. 36 h nam w piersiach zapierało z podniecenia, gdy po .>nięciu dzwonka czekałyśmy, aż nam ktoś otworzy. JlJSy często zatrzaskiwały nam drzwi przed nosem, ale ^°'i2VŹni przeważnie brali kwiaty. Głównie wtedy, gdy z przypadek sami otwierali. Najlepiej sprzedawało się Jctórych rodziny wyjechały na letnisko i którzy 'edzali w domu samotne wieczory. Kiedyś zaproszono S s do środka i poczęstowano rakami z winem. Postarzał0 się to wiele razy, ale Orvokki często odmawiała. Zawsze wiedziała, gdzie można wejść, a gdzie nie. Zarabiałam w ten sposób tyle, że mogłam płacić Orvokki swoją część czynszu. Nie przejmowałam się już ubraniem. Praca kwiaciarki bardzo mi odpowiadała, a sprzedaż kwiatów lepiej mi szła, gdy nie byłam zbyt porządnie ubrana. Dlatego zawsze chodziłam z gołymi nogami i w krótkiej spódniczce. Wszystkie pieniądze wydawałam na jedzenie, bo będąc ciągle w ruchu miałam ogromny apetyt. W dzień krążyłam bez celu po mieście albo bawiłam się w dom w naszym wspólnym pokoju. To było dla mnie wspaniałe, że miałyśmy własny pokój. Sprzątałam go często, pościel wietrzyłam na balkonie, a po