591

Szczegóły
Tytuł 591
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

591 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 591 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

591 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: ROMUALD PAWLAK Tytul: Artie Libshit, kreator cielesny Na pytanie, z czego �yjesz, Artie Libshit (prawdziwe nazwisko musi pozosta� w ukryciu, b�dziemy si� pos�ugiwa� pseudonimem artystycznym) odpowiada� zawsze: - Ze Sztuki. Czasem, kiedy by� w szczeg�lnie dobrym nastroju, dodawa� �artobliwie: - Sprzedaj�c Sztuk� na sztuki. Podobnie, ale ju� znacznie mniejszemu gronu, odpowiada� Artie na pytanie, z kim aktualnie �yje: - Ze Sztuk�. Tylko niewielu - wybrani z wybranych - wiedzia�o, �e Sztuka Artiego w rzeczywisto�ci na imi� ma Monika i jest studentk� pi�tego roku germanistyki. �e bardziej ni� normaln� dziewczyn� przypomina d�ugonog� kasztanow� klacz, za� aktualna jest od niepami�tnych czas�w, to znaczy co najmniej od pi�ciu lat. Artie chroni� �ycie prywatne w obawie, �e kto� zacznie interpretowa� jego sztuk� przez pryzmat �ycia osobistego. Artie by� kreatorem cielesnym. Oznacza�o to rze�biarstwo w cia�ach cudzych i, przede wszystkim, we w�asnym. Jak ka�da autentyczna sztuka, zaj�cie to wymaga�o tyle� talentu, co po�wi�cenia. Libshit by� jednym z najbardziej popularnych kreator�w w naszym kraju. Dzi�ki odwadze oraz inwencji szybko osi�gn�� poziom sprzedawalnej komercji. Wcale si� tego nie wstydzi�. Sztuka musi by� pe�na tre�ci, to jasne, ale skoro Micha� Anio�, Rembrandt czy Velazquez brali za swe prace pieni�dze, nie ma powodu, by dzi� udawa� idealist� bez potrzeb materialnych, �yj�cego tchnieniem Sztuki i powietrzem. Artie w ka�dym razie stara� si� wyci�gn�� tyle pieni�dzy od sponsor�w i widz�w, ile tylko si� da�o. Tym bardziej �e pokazy Artiego by�y naprawd� wyczerpuj�ce i nie m�g� ich powtarza� zbyt cz�sto. Po rozes�aniu zaprosze� i oplakatowaniu miasta ustawia� gdzie� na Krakowskim Przedmie�ciu sw�j warsztat pracy i po �ci�gni�ciu uwagi potencjalnych nabywc�w dzie�, zaczyna� spektakl. Na przyk�ad "Odkupienie" wygl�da�o tak: - Mam tylko swoje cia�o. - Tu obna�a� si�, pokazuj�c wyrze�bione na si�owni musku�y. Wiedzia�, �e jego metr dziewi��dziesi�t, trzydniowy zarost, d�ugie w�osy spi�te w kitk� opadaj�c� na plecy musz� robi� wra�enie. - Tylko swoim cia�em mog� rz�dzi� naprawd�. Tylko ono musi mnie s�ucha�, cho�bym je nie wiem jak stanowczo traktowa�. - Bra� do r�ki ostry n� i �apa� na ostrze promienie s�o�ca, kieruj�c je w stron� publiczno�ci. N� by� ostry, ale nawet gdyby by� t�py jak �y�ka, s�oneczne zaj�czki sprawia�y wra�enie, �e Artie trzyma w d�oni ma�y laser. - Tylko swoim cia�em mog� odkupi� krzywdy, jakie codziennie, rozmy�lnie lub nie�wiadomie wyrz�dzam innym ludziom. Tobie. Jemu. I tobie. Tak, i tobie r�wnie� - wskazywa� no�em i za ka�dym razem, kiedy ostrze no�a kierowa�o si� ku konkretnej osobie, w�drowa�o potem w stron� Artiego, by zerwa� z torsu, n�g albo innej cz�ci cia�a plaster sk�ry i mi�ni. Uci�ty kawa�ek cia�a Libshit wrzuca� do ma�ego s�oiczka i ustawia� obok nast�pnych. I jeszcze jeden kawa�ek. I jeszcze jeden. Co pewien czas towarzysz�cy Artiemu koledzy przerywali pokaz, okrywaj�c nago�� i b�l artysty bia�ym prze�cierad�em. Kreator d�wi�k�w wydobywa� ze swej gitary pie�� stosown� do okoliczno�ci. Wkr�tce Artie zn�w m�g� kontynuowa� spektakl. Zu�yte prze�cierad�o rzuca� w publik�. - Swoim cia�em prosz� was o wybaczenie. - Kiedy liczba zape�nionych s�oiczk�w osi�gn�a optimum w stosunku do liczby widz�w i potencjalnych kupc�w, Artie ociera� krew i pot, po czym na kuchence gazowej hermetyzowa� pojemniki. S�oiczki, do kt�rych Artie k�ad� kawa�ki swego cia�a, nie by�y oczywi�cie zwyk�ymi szklanymi ba�kami. Mia�y niepowtarzalne kszta�ty, nadane im przez Dubledaja, przyjaciela Artiego specjalizuj�cego si� w rze�bie i szk�oplastyce. W zale�no�ci od zag�szczenia emocji Artie u�ywa� r�nych szablon�w. S�onik�w na szcz�cie. Karafek na wino. ��wi. Penis�w. Albo jednego z kilkudziesi�ciu pozosta�ych wzor�w. Niekiedy dostosowywa� je do konkretnej osoby, je�li po spektaklu mia� jeszcze si�y i ochot�. Wr�cza� je z pos�aniem: - Wybaczajcie innym! Artie niczego nie ba� si� bardziej ni� kolejnej wojny. I nic, �adne tam pacta sunt servanda nie by�y go w stanie przekona�. Wierzy�, �e tylko suma jednostek, zebranych w spo�ecze�stwo pacyfist�w, mo�e jej zapobiega�. Artiego zapraszano cz�sto do udzia�u w programach telewizyjnych po�wi�conych sztuce. Zazwyczaj wyst�powa� tam jako ekspert od najnowszych trend�w. Przynosi�o to �atwe i szybkie pieni�dze, cho� wa�niejsz� spraw� by�a mo�liwo�� pokazania si� w okienku. Czego nie zobaczysz w telewizji, to nie istnieje, taki ju� jest wsp�czesny, medialny �wiat. Artie rozumia� to doskonale. W ko�cu renesansowi arty�ci te� malowali swe cudowne freski tam, gdzie mog�y je ogl�da� t�umy. Dzi�ki temu ros�a ich s�awa, a nie dzi�ki ukrywanym w domach arcydzie�om dla nielicznych. Najbardziej lubi� Artie bra� udzia� w marszach milczenia. Odbywa�y si� tak cz�sto, �e wybiera� tylko te najwa�niejsze, cho� zaproszenia otrzymywa� na wszystkie. To cudowne uczucie, kroczy� na czele pochodu, w �wietle kamer, z dziennikarzami wpychaj�cymi mu swe mikrofony do gard�a, byle tylko wydusi� s��wko. Rola kreatora cielesnego w trakcie marszu milczenia by�o oddanie okrucie�stwa �mierci, jej bezsensu - bo czyja� �mier� jest uzasadniona, poza zej�ciem zwyrodnialc�w? Artie wywi�zywa� si� ze swego zadania bardzo dobrze, w powszechnej opinii akcenty zwi�zane z rodzajem �mierci nie by�y ani nadekspresywne, ani przesadnie oszcz�dne, jakby wydzielane przez kreatora. Zadowolenie rodziny zmar�ego by�o najwa�niejsze. Jedni polecali Artiego drugim. Zdarza�o si�, �e ju� policjanci, za niewielk� op�at�, dbali, by rodzina ofiary dosta�a wizyt�wk� Artiego. I wszystko by�oby pi�knie, jego kariera zapowiada�aby si� �wietlanie, gdyby nie Jacek Lempusz. - Nigdy go nie przeskoczysz - powiedzia�a Monika, ca�uj�c Artiego. - Nigdy. Daj sobie spok�j, Artie. Nigdy nie b�dziesz lepszy od Lempusza. Bo to �wir, wariat. Lempusz by� najwi�kszym rywalem Libshita. Zawsze wyprzedza� go o krok do wielkiej s�awy. Albo o dwa. Pierwszy w szpicy - oto jego zawo�anie. Z �elazn� konsekwencj� realizowa� je w swej kreacji. Artie mia� pieni�dze i troch� popularno�ci, ale to Lempusza wymieniano w gazetach i bran�owych pismach jako najlepszego polskiego kreatora cielesnego. Tylko jego niezno�ny charakter i upierdliwy spos�b bycia powodowa�y, �e w mediach cz�sto preferowano spokojnego i elokwentnego Libshita ni�, jak si� m�wi�o, Lempurni�tego. Teraz Artie mia� okazj� przeskoczy� Lempusza. Jeden z przyjaci� da� cynk: pewna firma zamierza wprowadz� na rynek nowy nap�j, adresowany do m�odych. I chce ostrej, skandalizuj�cej reklamy. By� mo�e w�a�nie z udzia�em kreatora cielesnego. Kiedy Artie pierwszy raz zjawi� si� w firmie, skierowano go do dyrektora do spraw reklamy. Ten�e, Jock Firlej, syn emigrant�w z ziemi polskiej (dzi�ki czemu ch�tnie obj�� posad� w Starym Kraju, kiedy nadarzy�a si� okazja), najpierw skrupulatnie obejrza� portofolio Artiego. Zerkn�� te� na wideo, kt�re po przyjacielsku skr�cili koledzy Libshita w czasie kilku pokaz�w. Wreszcie zaakceptowa� ide�, by to Artie zrobi� reklam�. Byli po kilku rozmowach. Nadszed� czas na konkrety. - Wie pan, to musi by� co� spektakularnego! - Firlej powt�rzy� swe ulubione has�o, niespokojnie wierc�c si� w fotelu. Widok z biurowca by� osza�amiaj�cy, Ogr�d Saski w ca�ej okaza�o�ci, ale zdenerwowanie Firleja nie opada�o. Wydatki na kampani� reklamow� to prawdziwe pieni�dze, musz� si� zwr�ci� podwy�szon� sprzeda��, a w nietypowej reklamie ryzyko blama�u ro�nie. - Co� wyj�tkowego, �eby wszyscy to zapami�tali. Ma pan co� takiego? Artie po�o�y� przed nim oprawion� w sztywne ok�adki kartk� z rysownika. W kilku kadrach rozrysowa� projekt, gdzieniegdzie go podbarwiaj�c dla uzyskania lepszego efektu. - To b�dzie mocna rzecz! - powiedzia� z przekonaniem. - Tak mocna, �e t� reklam� b�dzie pan puszcza� kilka lat i d�ugo nic jej nie przebije. Kamery ustawione by�y na Artiego. Kamerzy�ci, o�wietleniowcy, czterej skini, kt�rzy b�d� stanowi� przebitkowe kontrapunkty pokazu Libshita - wszyscy znale�li si� ju� na swoich miejscach. Niezb�dne papiery zosta�y podpisane, zar�wno kontrakt reklamowy jak i sponsoring na protez�, a je�li zajdzie potrzeba, koszty leczenia i �ycie. Artie uj�� w praw� r�k� pi�� elektryczn�. Ciekawe, czy ludzie b�d� si� zastanawia�, sk�d si� tu wzi�a? - pomy�la� przelotnie. - Chocia� reklamy zawsze s� takie durne... - Zapu�ci� motor. Pi�a szarpn�a mu si� w r�ku. Pozosta�e uj�cia zosta�y nakr�cone wcze�niej - historyjka poprzedzaj�ca fina�owy moment. Jacy� bandyci, w�a�nie ci skini, kt�rzy uwi�zili go, odmawiaj�c jedzenia i wody. Teraz umiera� z pragnienia, przykuty za lew� r�k� �a�cuchem do �ciany, a dodatkow� tortur� by� stolik daleko poza zasi�giem Artiego, pod przeciwleg�� �cian�, z samotnie stoj�c� puszk� napoju. Ostrze pi�y niebezpiecznie zbli�y�o si� do ow�osionego nadgarstka lewej r�ki Artiego. Zagryz� z�by. Trysn�a krew, rozleg� si� chrobot pi�owanej ko�ci. Jeden z kamerzyst�w zemdla�, inny odchyli� si� w ty�, wymiotuj�c z j�kiem. Niby byli uprzedzeni, ale posiada� wiedz� teoretyczn�, a zobaczy�, to ca�kiem co innego. Artie chwiejnym krokiem pod��y� do stolika, po drodze upuszczaj�c pi��, kt�ra nieplanowo zrani�a go w �ydk�. Zdrow� r�k� si�gn�� po puszk�, otworzy� gestami wytrenowanymi w czasie pr�b, i unosz�c j�, wyst�ka�: - Superata jest najlepszym napojem na �wiecie! - Po czym u�miechaj�c si� z trudem, wypi� kilka �yk�w, nim zemdla�. - Brawo! Brawo! - Firlej rozp�ywa� si� we frenetycznych oklaskach. - Brawo!!! Lekarz z workiem lodu ju� bieg� ku Artiemu. W trzy dni p�niej wyczyn Artiego nie wygl�da� ju� tak wspaniale. Nie budzi� te� wielkich emocji. Ostatniej nocy ignorant amator wykona� seppuku w trakcie spadania z wie�owca, malowniczo wyszarpuj�c wn�trzno�ci na zewn�trz. Wariat po prostu, zrobi� to pod wp�ywem zawodu mi�osnego. �adne tam profesjonalne body art, performers. Nawet list po�egnalny zostawi�, barchan jeden. A Demia�czuk, kt�ry odwiedzi� Artiego w szpitalu, mi�dzy wierszami przemyci� sugesti�, �e Firlej waha si�, czy jednak nie zmontowa� reklamy z materia�u skr�conego przez przypadkowego widza tamtego zdarzenia. Ju� podobno kupi� prawa do wykorzystania zdj��. Artie z�apa� za kom�rk�. - �wier� stawki, tyle mog� panu da� - g�os Firleja brzmia� stanowczo. - I tylko przez grzeczno��, panie Libshit, bo w kontrakcie by�a klauzula... Umawiali�my si� na wielk�, niepowtarzaln� rzecz, a tymczasem mija kilka dni i najwi�kszym kreatorem cielesnym okazuje si� m�ody, nikomu dot�d nie znany. - To czubek, idota, kt�remu odbi�o - przerwa� Artie. W lewej, przyszytej r�ce �upa�o go strasznie, z najwy�szym trudem powstrzymywa� krzyk. - Nawet nie amator, tylko niezdrowy psychicznie facet, kt�rego pies z kulaw� nog� by nie zna�, gdyby nie natchniony kamerzysta, kt�ry akurat �azi� po Warszawie, szukaj�c plener�w. To ma by� body art? - Mo�e i amator, ale ludziom si� spodoba�o. Ten fragment dziennik�w telewizyjnych we wszystkich stacjach mia� najwi�ksz� ogl�dalno�� - nieub�agalnie dowodzi� Firlej. - A reklamy kr�cimy w�a�nie dla nich, panie Libshit, czy�by pan nie wiedzia�? Artie d�ugo le�a�, wbijaj�c oczy w sufit. Najpierw by� w�ciek�y, potem roz�alony. Te� sobie wybra� profesj�. Wreszcie zn�w z�apa� za telefon. - A g�owa? - spyta�, kiedy w s�uchawce rozleg� si� g�os Firleja. - Czy kreacja g�owy b�dzie odpowiednia? Firlejowi odebra�o dech. W s�uchawce d�ugo panowa�a cisza. - Tak, g�owa b�dzie w sam raz - powiedzia� wreszcie cicho. - Podziwiam pana, Libshit. Werble. Natr�tne werble, rozbrzmiewaj�ce w g�owie Artiego. Strach. Body art, kreacja cielesna, wymaga po�wi�ce�. �zy Moniki by�y najlepszym dowodem, jak wielkie mia�o by� po�wi�cenie Artiego. Nic nie m�wi�a, �yka�a je w milczeniu. Artie nigdy jej nie oszukiwa�, przeciwnie cz�sto powtarza�: - Sztuka mnie zabija, Moni�. Kt�rego� dnia... - tu znacz�co zawiesza� g�os. �w dzie� nadszed�. Konstrukcja by�a skomplikowana, nie ma sensu wyja�nia� wszystkich szczeg��w. Do�� powiedzie�, �e Artie zaplanowa� j� jako tw�r jednolity ze swym cia�em, osadzonym w fotelu. Stalowe d�wigary przenika�y pod jego sk�r�, wychodzi�y po drugiej stronie, stabilizuj�c konstrukcj� ludzkiej i mechanicznej wsp�lnoty. G�ow� Artiego wyeksponowano w spos�b szczeg�lny. Uwi�ziona w metalowej obejmie z logo sponsora pokazu, wygolona do samej sk�ry, l�ni�a w �wietle reflektor�w niby ksi�yc. Nad ni� zawiesza�y s� trzy ostrza, rozsiewaj�ce wok� oleiste b�yski najlepszej stali, oraz chwytnik z otwart� puszk� napoju, kt�ra dotrze do ust Artiego po ostatnim ci�ciu. "Nawet martwi, chcemy Superaty!" - brzmia� nowy slogan reklamowy. Pomocnik Libshita przekr�ci� trzy stoj�ce na niewielkim stoliku klepsydry, kt�re odmierza�y czas: najmniejsza pi�� minut do pierwszego ci�cia, �rednia dziesi�� do kolejnego i najwi�ksza pi�tna�cie do absolutnego fina�u. Artie poci�gn�� za d�wigni�, uruchamiaj�c� maszyneri�. �yciowy sektakl cielesny Artiego Libshita rozpocz�� si� d�wi�kiem dzwonu. Mia� podkre�la� g��bi� kreacji. Zgromadzone t�umy w napi�ciu czeka�y na pierwsze ci�cie. Na telebimach twarz Artiego miesza�a si� z materia�ami reklamowymi firmy i zegarem odliczaj�cym czas. Wreszcie pierwsze ostrze leniwie zacz�o kr��y� wok� Artiego. Dla ka�dego z nich wybra� inn� krzywizn� ci�cia, aby uczyni� pokaz bardziej atrakcyjnym. Ostrze dotkn�o szyi Libshita. Wycofa�o si�. T�um zafalowa�, rozczarowany, zaszmera� z�o�liwymi uwagami. I nagle, jeszcze przy cichn�cym pomruku gawiedzi, ostrze z rozmachem wykre�li�o d�ug� szram� na gardle Artiego! Pokaza�a si� krew. Kto� histerycznie krzykn��. Dziennikarz, kt�rego rozg�o�nia dobrze za t� chwil� zap�aci�a, podsun�� Artiemu mikrofon na d�ugim wysi�gniku. - Ostatnie wra�enia? - krzykn��. Za jego plecami Libshit dostrzeg� czaj�cego si� krytyka z "Naszego Cia�a", nerwowo stenografuj�cego w notesie. - To dobra chwila na �mier� - wyszepta� Artie. - �wiat si� ko�czy... Mocarne ramiona rozgarn�y t�um. Na podwy�szenie wskoczy� ubrany na czarno, szpakowaty m�czyzna. - Jeste� millenaryst�, synu? - spyta�. Artie ch�tnie by odpowiedzia�, ale w�a�nie drugie ostrze posz�o w ruch, z wyre�yserowanym skrzypem zmierzaj�c w kierunku jego gard�a. Z�apa� ostatni �yk powietrza przed uderzeniem. M�czyzna za� z panik� odskoczy�, z trudem �api�c r�wnowag�. Ciach! Kamerzy�ci uwijali si� jak oszala�e mr�wki, filmuj�c reakcje t�umu i blad� twarz artysty. Jego palce kurczowo zaci�ni�te na oparciach fotela. Artie z trudem oddycha�, w krwawej pr�dze na szyi p�ka�y r�owe banieczki powietrza. Czas na reklam�, przebitki, ostatnie korekty przed wielkim fina�em. I naraz w t�umie dziennikarzy i kamerzyst�w gruchn�a bomba: Jacek Lempusz w studiu filmowym na Totumfackiego w�a�nie przygotowuje si� do odci�cia sobie trzech g��w! Dotar�o to do s�abn�cego Artiego niby g�os z piekie�. Nim si� obejrza�, wszyscy go opu�cili, wszyscy poza wiern� Monik�. T�um ciekawskich nikn�� w oczach, po trzydziestu sekundach plac by� pusty. Ludzie dopadali samochod�w albo biegli na najbli�szy przystanek miejskiej komunikacji. Artie zawy� z rozpaczy. Cholerny Lempusz! Sens pokazu ulotni� si� w jednej chwili. Ju� wiedzia�: reklama nie zostanie wyemitowana. C� znaczy jedna g�owa wobec trzech. Ostatnie ostrze ruszy�o. Zbli�a�o si� nieuchronnie, ze �lamazarn� powolno�ci�. - Nie! - wrzasn�� Artie. - Pokaz trzeba przerwa�! - chrypia�. Monika zacz�a krzycze�. Artie t�umaczy� jej przed pokazem, �e wprawionej w ruch maszyny nic nie zdo�a zatrzyma�. Na tym polega�a si�a pokazu: krew musi by� prawdziwa, a bieg ostrza nieub�agany. Fa�sz zawsze da si� wykry�. Artie by� prawdziwym artyst�, nie pozerem. Odda� si� Sztuce na dobre i z�e. Ostrze dobieg�o szyi Artiego. Kredowobia�a twarz kontrastowa�a z czerwieni� stru�ek krwi �ciekaj�cych na ubranie i podest. Kwikn�� i poczu�, jak puszczaj� jego zwieracze. Ruszy�a te� puszka z napojem. Ciach! Sztuka to niewierna kochanka. To, co przydarzy�o si� Artiemu Libshitowi, wcale nie nale�y do wyj�tk�w. Chyba lepiej, �e nie zdo�a� zatrzyma� maszyny. Co by zrobi� biedny Artie, gdyby si� dowiedzia�, �e kreacja Jacka Lempusza si�gn�a wy�yn, przynios�a mu s�aw� prawdziwie �wiatow�? Dzi�ki swym dw�m sklonowanym i podhodowanym w kompletnej tajemnicy g�owom oraz po�wi�ceniu w�asnej pom�g� Lempusz Longinusowi Podbipi�cie owe trzy g�owy �ci�� w taki spos�b, i� film z udzia�em graj�cego go aktora dosta� Oscara w kategorii dzie�a nieangloj�zycznego oraz efekt�w specjalnych. Tego Artie Libshit, kreator cielesny, na pewno by nie prze�y�. Nawet gdyby by� �ywy i zdr�w na umy�le. Romuald Pawlak ROMUALD PAWLAK Urodzony 13 maja 1967 r. w Sosnowcu. Autor fantastyki, przez kilka lat pr�bowa� si� jako wydawca. Zaczyna� opowiadaniem "Koniec ery g�odu" w "Wizjach alternatywnych" (antologia Wojtka Sede�ki, 1990); u nas pokaza� si� tylko raz urokliw� swiftowsk� w tonie stylizacj� "Overland i okolice" ("NF" 1/93). Od dwu lat wsp�pracuje z "Fenixem" jako krytyk; tam�e pomie�ci� w latach 1991-98 dziesi�tk� opowiada�. Najlepiej wspomina "Wielki bunt, najwi�kszy", "R�k� karawaniarza" i kontrowersyjne "Wniebowst�pienie Menela" (nie chcia�em tekstu do "NF", tymczasem dosta� Romek za "Menela" nominacj� do Zajdla za rok 1991). Publikowa� tak�e kr�tk� proz� w "M�odym Techniku", "Na prze�aj" (kto pami�ta to pismo!?), w weekendowym dodatku "Gazety Wyborczej". Prezentowane opowiadanie pochodzi z obszernego zbioru "Dzieciostw�r z krainy po�yczek", traktuj�cego o r�nych przypadkach indywidualnych paranoi. Wybieram ze� "Artiego Libshita, kreatora cielesnego", bowiem przegl�da si� w tek�cie co� wi�cej - marny stan ducha, szale�stwa i pozoranctwa ca�ej kultury. Makabryczny humor, ironia, niekt�re rozwi�zania sytuacyjne pozwalaj� m�wi� o pokrewie�stwach "Libshita" z klasycznymi dokonaniami "fantast�w przekl�tych". Ze "Studni� i wahad�em" oraz "Nie zak�adaj si� nigdy z diab�em o sw� g�ow�" Edgara Allana Poego (1809-1959) b�d� z "Tajemnicami szafotu" i cz�ciowo z "Podniebnymi reklamami" Villiersa de l'Isle Adama (1838- 1889). Pawlak przyznaje si� do powinowactwa tylko z Poem - autor strzela, krytyk kule nosi! (mp)