584
Szczegóły |
Tytuł |
584 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
584 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
584 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Isaac Asimov
Fundacja
Cz�� I
PSYCHOHISTORYCY
�Hari Seldon - [...] urodzony w 11988 roku ery galaktycznej, zmar� w roku 12069. Licz�c w latach obecnej ery fundacyjnej, �ycie jego przypada na okres od 76 do l roku e.f. Pochodzi� ze �redniozamo�nej rodziny osiad�ej na He-likonie w sektorze Arktura (gdzie - wed�ug legendy niejasnego pochodzenia - jego ojciec uprawia� tyto� na plantacjach hydroponicz-nych). Wcze�nie zacz�� wykazywa� zdumiewaj�ce zdolno�ci matematyczne. Zachowa�o si� wiele anegdot na ten temat; niekt�re z nich przecz� sobie nawzajem. Powiada si�, �e w wieku dwu lat [...]
Niew�tpliwie najwi�kszy wk�ad wni�s� do psychohistorii. Zasta� niewiele wi�cej ni� lu�ny zbi�r aksjomat�w; gdy odchodzi�, pozostawia� rozwini�t� nauk� statystyczn� [...]
Z zachowanych do naszych czas�w �r�de� dostarczaj�cych szczeg��w z jego �ycia najbardziej wiarygodn� jest biografia pi�ra Gaala Dornicka, kt�ry pozna� Seldona w latach swej m�odo�ci. By�o to na dwa lata przed �mierci� wielkiego matematyka. Historia tego spotkania...�
Encyklopedia Galaktyczna
Gaal Dornick by� ch�opcem z prowincji, kt�ry nigdy jeszcze nie widzia� Trantora. To znaczy, nie widzia� go na �ywo. Widywa� go bowiem wiele razy w hiper-video, a niekiedy tak�e w ogromnych, tr�jwymiarowych wydaniach dziennika z okazji koronacji lub otwarcia posiedzenia Rady Galaktycznej. Tak wi�c, mimo �e dotychczas nie wychyli� nosa poza Synnax, odleg�� planet� kr���c� wok� jednej z gwiazd na kra�cach Niebieskiego Dryfu, nie by� bynajmniej odci�ty" od cywilizacji. W tamtych czasach nie by�o takiego miejsca w ca�ej Galaktyce.
By�o w�wczas w Galaktyce prawie 25 milion�w zamieszkanych planet, a w�r�d nich ani jednej niezale�nej od Imperium, kt�rego stolic� by� Trantor. By�o to ostatnie p�wiecze jego pot�gi.
Podr� ta by�a punktem prze�omowym w �yciu m�odego naukowca. Gaal bywa� ju� w przestrzeni i sam fakt ponownego znalezienia si� w niej nie mia� dla niego wi�kszego znaczenia. Po prawdzie nie zapuszcza� si� dotychczas dalej ni� na jedynego satelit� Synnaxa, gdzie zbiera� dane dotycz�ce mechaniki meteor�w, potrzebne mu do rozprawy naukowej, ale wszystkie podr�e kosmiczne by�y do siebie podobne, bez wzgl�du na to, czy prowadzi�y do miejsc oddalonych o p� miliona mil czy o p� miliona lat �wietlnych. Przygotowa� si� tylko nieco na skok przez nadprzestrze� - manewr nie stosowany w zwyk�ych lotach mi�dzyplanetarnych. Skok by� i prawdopodobnie na zawsze pozostanie jedyn� praktyczn� metod� komunikacji mi�dzygwiezdnych. Podr� przez zwyk�� przestrze� nie mog�a ^%*tei. �adnym razie odbywa� z pr�dko�ci� \vy�-sl^c^ pr�dko�ci �wiat�a (by�a to jedna z niewiele ]3rawd naukowych poznanych JU� u za"a-ni^ ludzkich dziej�w), a to oznacza�o, �e nawet podr� mi�dzy s�siednimi zamieszkanymi sys'e-
1 6
mami musia�aby trwa� d�ugie lata. W nadprzestrzeni, tym niewyobra�alnym obszarze, kt�ry nie by� przestrzeni� ani czasem, materi� ani energi�, mo�na by�o przemierzy� ca�� Galaktyk� mi�dzy dwoma u�amkami czasu.
Gaal czeka� na pierwszy skok z lekkim uczuciem niepokoju czaj�cym si� gdzie� na dnie �o��dka. Wszystko odby�o si� jednak tak szybko, �e zaledwie zd��y� to sobie u�wiadomi�. By� to nieznaczny wstrz�s, jakby ledwo wyczuwalne wewn�trzne szarpni�cie. I nic wi�cej.
A potem by� ju� tylko statek, pot�ny i l�ni�cy - wytw�r 12000 lat rozwoju Imperium, i on sam, Gaal, ze �wie�o uzyskanym doktoratem z matematyki i zaproszeniem od wielkiego Hari Seldona w kieszeni. Lecia� na Trantora, aby wzi�� udzia� w wielkim i zasnutym mg�� tajemnicy planie Seldona.
Rozczarowany skokiem, po kt�rym obiecywa� sobie przecie� niezwyk�ych wra�e�, Gaal czeka� ju� tylko na widok Trantora. Zachodzi� cz�sto do sali widokowej. Stalowe os�ony okien rozsuwa�y si� we wcze�niej zapowiedzianych momentach i Gaal zawsze by� wtedy na miejscu, patrz�c na zimne l�nienie planet i podziwiaj�c niewiarygodny, mglisty r�j gwiazd unosz�cy si� w przestrzeni niczym wielka, zastyg�a w ruchu chmura �wietlik�w. W pewnej chwili pojawi�a si� za oknem, niby struga mleka, gazowa mg�awica odleg�a o pi�� lat �wietlnych od statku, nape�niaj�c pomieszczenie lodowatym blaskiem i znikaj�c dwie godziny p�niej, podczas nast�pnego skoku.
Kiedy s�o�ce Trantora znalaz�o si� po raz pierwszy w polu widzenia, by�o zaledwie ma�ym bia�ym punkcikiem zagubionym po�r�d miliona innych. Gdyby nie wskaza� go kto� z za�ogi statku, nikt nie zdo�a�by go rozpozna�. W centrum galaktyki by�o a� g�sto od gwiazd.
Ale z ka�dym skokiem �w punkt �wieci� coraz silniej, gasz�c swym blaskiem inne i usuwaj�c je w cie�. Przechodz�cy oficer powiedzia�:
- Pok�j widokowy b�dzie zamkni�ty ju� do ko�ca podr�y. Prosz� przygotowa� si� do l�dowania.
Gaal ruszy� za nim i chwyciwszy go za r�kaw bia�ego munduru z emblematem Imperium - s�o�cem i statkiem kosmicznym, zapyta�:
- Czy me m�g�bym tu zosta�? Chcia�bym zobaczy� Trantora.
Oficer u�miechn�� si� i Gaal poczu�, �e si� rumieni. U�wiadomi� sobie, �e m�wi z prowincjonalnym akcentem.
- Rano b�dziemy ju� na Trantorze - rzek� oficer.
- Chodzi o to, �e chcia�bym go zobaczy� z przestrzeni.
- Ach, tak. Niestety, m�j ch�opcze. Gdyby to by� jacht kosmiczny, mogliby�my to za�atwi�. Ale opuszczamy si� korkoci�giem w stron� s�o�ca. Nie chcesz chyba zosta� w jednej chwili o�lepiony, poparzony i napromieniowany, co?
Gaal odwr�ci� si�, aby odej��. Oficer krzykn�� za nim:
- Poza tym, ch�opcze, Trantor wyda�by ci si� tylko szar�, bezkszta�tn� plam�. Mo�esz sobie zafundowa� wycieczk� w przestrze�, kiedy ju� znajdziemy si� na miejscu. S� tanie.
Gaal obejrza� si�. - Bardzo dzi�kuj� - odrzek�.
Czu� si� zawiedziony jak dziecko, ale w ko�cu uczucia takie s� r�wnie naturalne u doros�ych jak u dzieci i Gaal czu�, �e co� go d�awi w gardle. Nigdy dot�d nie widzia� Trantora w ca�ej okaza�o�ci i nie przypuszcza�, �e przyjdzie mu jeszcze na to poczeka�.
Statek l�dowa� w�r�d kakofonii d�wi�k�w. Z zewn�trz dobiega� gwizd atmosfery tr�cej o metal wrzynaj�cego si� w ni� statku. S�ycha� by�o nieustanny warkot aparatury klimatyzacyjnej neutralizuj�cej �ar wywo�any tarciem i miarowe dudnienie silnik�w hamuj�cych p�d statku. W gwar rozm�w ludzi zbieraj�cych si� przy wyj�ciu wciska� si� zgrzyt wind zwo��cych baga�e, poczt� i pozosta�y �adunek do pomieszcze� po�o�onych wzd�u� osi statku, sk�d to wszystko zostanie p�niej zabrane do luku towarowego.
Gaal poczu� lekkie szarpni�cie, kt�re �wiadczy�o o tym, �e statek przesta� porusza� si� moc� swych maszyn. Ju� od wielu godzin poddawa� si� sile przyci�gania plenety. Tysi�ce pasa�er�w siedzia�o cierpliwie w pomieszczeniach przy wyj�ciu, kt�re obracaj�c si� �agodnie na wytworzonych pod nimi polach si�owych dostosowywa�y swoje po�o�enie do ci�gle zmieniaj�cego si� uk�adu si� grawitacji. Teraz wszyscy t�oczyli si� na pochylniach prowadz�cych do ziej�cego w oddali otworu luku.
Gaal nie mia� du�ego baga�u. Sta� przy biurku, podczas gdy jego rzeczy zosta�y szybko i fachowo przejrzane i ponownie z�o�one do kupy. Obejrzano i podstemplowano jego wiz�. Na niego samego nikt nie zwr�ci� w og�le uwagi.
To by� Trantor! Powietrze wydawa�o si� tu nieco g�ciejsze, a przyci�ganie silniejsze ni� na jego ojczystej planecie, ale przyzwyczai si� do tego. Zastanawia� si� jednak, czy zdo�a przywykn�� do widocznej na ka�dym kroku pot�gi Imperium.
Budynek Odpraw by� olbrzymi. Gaal ledwie m�g� dostrzec jego sklepienie. Oczyma wyobra�ni widzia� tworz�ce si� pod nim ob�oki.
Nie m�g� dojrze� ko�ca sali, w kt�rej si� znalaz� - jak okiem si�gn�� nic, tylko ludzie i biurka ci�gn�ce si� szeregiem a� po zamglony horyzont.
Cz�owiek przy biurku odezwa� si� ponownie. W jego g�osie brzmia�a irytacja: - Prosz� si� przesun��, Dornick. - Musia� raz jeszcze spojrze� w wiz�, aby przypomnie� sobie nazwisko.
Gaal wyj�ka�:
-' Gdzie... gdzie... Urz�dnik wskaza� kciukiem:
- Do postoju taks�wek w prawo, a potem trzecia w lewo.
Gaal ruszy� wpatruj�c si� w jarz�ce si�, zawieszone na niebosi�nej wysoko�ci litery uk�adaj�ce si� w napis ,,Taks�wki we wszystkich kierunkach".
Jaka� posta� oderwa�a si� od t�umu i zatrzyma�a si� przy biurku, przed kt�rym przed chwil� sta� Gaal. Urz�dnik podni�s� wzrok i nieznacznie skin�� g�ow�. Nieznajomy odpowiedzia� takim samym ruchem i pod��y� za m�odym przybyszem.
Zd��y� akurat na czas, aby us�ysze�, jaki jest cel podr�y Gaala.
Gaal oprzytomnia�, gdy na jego drodze wyros�a barierka.
Napis na tabliczce g�osi� "Dyspozytor". Cz�owiek, do kt�rego odnosi� si� napis, nie uni�s� nawet g�owy znad papier�w. - Dok�d? - spyta�.
Gaal nie wiedzia�, co odpowiedzie�, ale wystarczy�o kilka sekund wahania, aby za Jego plecami utworzy�a si� d�uga kolejka.
Dyspozytor podni�s� wzrok. - Dok�d? - spyta� ponownie.
Zasoby finansowe Gaala by�y skromne, ale
10
ju� nazajutrz mia� dosta� prac�. Staraj�c si� nada� g�osowi nonszalancki ton powiedzia�: *
- Do dobrego hotelu.
Na dyspozytorze nie wywar�o to �adnego wra�enia.
- Wszystkie s� dobre. No wi�c, do kt�rego?
- Do najbli�szego - odpar� zdesperowany Gaal.
Dyspozytor nacisn�� guzik. Na pod�odze pojawi�a si� cienka stru�ka �wiat�a, wij�c si� w�r�d mn�stwa innych, kt�re mieni�y si� wszelkimi mo�liwymi kolorami w r�nych odcieniach. Gaal poczu�, �e wci�ni�to mu do r�ki bilet. Bilet jarzy� si� s�abym �wiate�kiem.
- Jeden dwadzie�cia - powiedzia� dyspozytor.
Gaal zacz�� szpera� po kieszeniach w poszukiwaniu monet. - Gdzie mam i��? - spyta�.
- Za �wiat�em. Bilet b�dzie �wieci� tak d�ugo, jak d�ugo b�dzie pan szed� we w�a�ciwym kierunku.
Gaal ruszy�. Mija�y go setki ludzi. Ka�dy pod��a� swym w�asnym szlakiem, przeciskaj�c si� przez t�um w miejscach, gdzie przecina�y si� �wietliste �cie�ki, aby dotrze� w po��dane miejsce.
�cie�ka Gaala urwa�a si�. Cz�owiek w jaskrawym niebiesko-��tym uniformie z plasto-tka-niny, jakby wprost spod ig�y, si�gn�� po jego dwie walizki.
- Bezpo�rednie po��czenie z Luxorem - powiedzia�.
S�ysza� to m�czyzna, kt�ry pod��a� za Gaa-lem. Us�ysza� r�wnie� jego odpowied�; - Doskonale - i patrzy�, jak Gaal wsiada do pojazdu o t�po �ci�tym przedzie.
11
Taks�wka unios�a si� pionowo w g�r�. Gaal wygl�da� przez wypuk�e okno. Nie potrafi� opanowa� dziwnego uczucia, jakim nape�nia�a go ta niezwyk�a podr� wewn�trz budynku i trzyma� si� kurczowo oparcia fotela kierowcy. Ogromna przestrze� pod nim �cie�ni�a si�, a ludzie zamienili si� w biegaj�ce bez celu mr�wki. Po chwili obraz ten skurczy� si� jeszcze bardziej i zacz�� ucieka� do ty�u. Przed nimi wyros�a �ciana. Zaczyna�a si� wysoko w powietrzu i ci�gn�a w g�r� gin�c z pola widzenia. Podziurawiona by�a jak rzeszoto. Gdy zbli�yli si�, dziury okaza�y si� wlotami tuneli. Taks�wka skierowa�a si� ku jednemu z nich i wkr�tce znale�li si� wewn�trz. Gaal przez chwil� zastanawia� si�, w jaki spos�b Jego kierowca odnalaz� w�a�ciwy otw�r.
Wok� panowa�a ciemno��. Raz tylko mign�o za oknem kolorowe �wiat�o sygnalizacyjne, kt�re na moment rozproszy�o mrok. �wist mkn�cego pojazdu szczelnie wype�nia� tunel. Zwolnili. Gaal pochyli� si� do przodu, walcz�c z si��, kt�ra wciska�a go w siedzenie i wtedy taks�wka gwa�townie wystrzeli�a z tunelu i osiad�a na ziemi.
- Hotel Luxor - oznajmi� kierowca. Pom�g� Gaalowi wyj�� baga�, przyj�� z powa�n� min� napiwek w wysoko�ci jednej dziesi�tej kredyta, zabra� nowego pasa�era i znowu wzni�s� si� w powietrze.
Przez ca�y ten czas, kt�ry up�yn�� od jego przylotu. Gaal ani przez u�amek sekundy nic widzia� nieba.
�Trantor - [...] Na pocz�tku trzynastego tysi�clecia tendencja ta osi�gn�a apogeum. B�d�c nieprzerwanie, od setek pokole�, siedzib� rz�du Imperium, po�o�ony ponadto w centralnym rejonie Galaktyki, po�r�d g�sto zaludnionych i uprzemys�owionych �wiat�w systemu, musia� si�� rzeczy sta� si� najwi�kszym i najbogatszym w historii skupiskiem ludzko�ci.
Stale post�puj�ca urbanizacja osi�gn�a w ko�cu granice rozwoju. Ca�a powierzchnia Tran-tora, obejmuj�ca 75 000 000 mil kwadratowych, sta�a si� jednym wielkim miastem. W szczytowym okresie liczba ludno�ci przekroczy�a znacznie czterdzie�ci miliard�w. Niemal ca�e to gigantyczne skupisko ludzi zajmowa�o si� prawie wy��cznie sprawami administracyjnymi Imperium, a jednak okaza�o si�, �e jest to liczba niewsp�miernie ma�a w stosunku do potrzeb (nale�y pami�ta�, �e niemo�liwo�� w�a�ciwego zarz�dzania Imperium Galaktycznym za czas�w ostatnich imperator�w sta�a si� jedn� z przyczyn Upadku). Dzie� w dzie� powietrzne floty licz�ce dziesi�tki tysi�cy statk�w dostarcza�y ca�� produkcj� dwudziestu rolniczych �wiat�w na sto�y mieszka�c�w Trantora [...]
Uzale�nienie od dostaw �ywno�ci, a w�a�ciwie od dostaw wszelkich niezb�dnych produkt�w, z innych �wiat�w sprawi�o, �e w wypadku blokady Trantor musia�by nieuchronnie upa��. W ostatnim tysi�cleciu istnienia Imperium niezliczone rebelie coraz bardziej u�wiadamia�y kolejnym w�adcom t� smutn� prawd�. Skutkiem tego dzia�alno�� policji imperialnej zosta�a prawie ca�kowicie ograniczona do ochrony tego czu�ego miejsca Trantora...�
Encyklopedia Galaktyczna
Gaal nie by� pewien, czy �wieci s�o�ce, a nawet - prawd� m�wi�c - czy jest dzie�, czy noc. Wstydzi� si� pyta�. Ca�a planeta wydawa�a
13
si� pokryta metalow� skorup�. Posi�ek, kt�ry w�a�nie spo�y�, nosi� co prawda nazw� obiadu, ale by�o przecie� wiele planet, na kt�rych uk�adaj�c rytm dnia wed�ug tradycyjnych okre�le� czasowych nie przywi�zywano �adnej wagi do, niewygodnego by� mo�e, nast�pstwa dni i nocy. Czasy obrot�w poszczeg�lnych planet r�ni�y si� mi�dzy sob�, a Gaal nie zna� czasu obrotu Tran-tora.
Na pocz�tku swego pobytu odkry� napisy wskazuj�ce drog� do "Pokoju s�onecznego", ale �w pok�j okaza� si� sal� przeznaczon� do sztucznego opalania si�. Posiedzia� tam chwil�, po czym wr�ci� do g��wnego hallu hotelu.
- Gdzie mog� kupi� bilet na wycieczk� w przestrze�? - spyta� recepcjonist�.
- W�a�nie tu.
- Kiedy si� zaczyna?
- Akurat si� zacz�a. Nast�pna jutro. Prosz� od razu kupi� bilet, zarezerwujemy miejsce.
- Och! - westchn��. Jutro b�dzie ju� za p�no. Jutro musi ju� by� na uniwersytecie. - Nie ma tu jakiej� wie�y widokowej albo czego� w tym rodzaju? - spyta�. - Chodzi mi o co� na otwartym powietrzu.
- Ale� oczywi�cie! Je�li pan chce, mog� zaraz sprzeda� panu bilet. Mo�e lepiej sprawdz�, czy nie pada. - Przekr�ci� kontakt znajduj�cy si� obok jego �okcia i popatrzy� na litery pojawiaj�ce si� na matowym ekranie. Gaal czyta� razem z nim.
- Pogoda jest dobra - powiedzia� recepcjonista. - Prosz� si� zastanowi�. Mamy chyba teraz por� such�. Osobi�cie nie interesuj� si� tym, co si� dzieje na zewn�trz - doda�. - Ostatni raz by�em tam trzy lata temu. Zobaczy si�,
14
wie si� jak jest i nie ma po co znowu tam wyje�d�a�.
- Oto pa�ski bilet. Z ty�u budynku jest specjalna winda. Jest tam tabliczka "Na wie��". Wystarczy wsi���.
By�a to winda nowego typu. Porusza�a si� na zasadzie odpychania grawitacyjnego. Gaal wszed�, za nim wsun�li si� inni. D�wigowy przekr�ci� kontakt. Przez chwil�, gdy si�a przyci�gania spad�a do zera, Gaal tkwi� zawieszony w powietrzu, a potem, w miar� jak winda przyspiesza�a wznosz�c si� do g�ry, odzyskiwa� stopniowo wag�. Winda ponownie zacz�a hamowa� i pod�oga umkn�a Gaalowi spod st�p. Bezwiednie krzykn��.
- Stopy pod por�cz! - wrzasn�� d�wigowy. - Nie umiesz czyta�?
Inni tak w�a�nie zrobili. U�miechali si� teraz z wy�szo�ci�, gdy miota� si�, usi�uj�c bezskutecznie zsun�� si� w d� po �cianie. Ich stopy tkwi�y pewnie pod chromowanymi pr�tami bie-. gn�cymi w r�wnych dwustopowych odst�pach w poprzek pod�ogi. Zauwa�y� te pr�ty wchodz�c, ale nie zainteresowa� si� nimi.
W ko�cu wysun�a si� w jego stron� jaka� r�ka i �ci�gn�a go na d�.
Gdy winda zatrzyma�a si�, wykrztusi� s�owa podzi�kowania.
Wyszed� na otwarty taras sk�pany w bia�ym ostrym �wietle, kt�re porazi�o jego wzrok. Cz�owiek, kt�ry przed chwil� wyci�gn�� do niego pomocn� d�o�, znalaz� si� natychmiast za nim.
- Du�o wolnych miejsc - powiedzia� zach�caj�cym tonem.
Gaal zawstydzi� si�. Dopiero teraz zda� sobie spraw� z tego, �e ca�y czas gapi� si� z otwartymi ustami. W ko�cu odrzek�:
- Na to wygl�da.
15
Ruszy� automatycznie w kierunku �awek, alf zatrzyma� si� w p� drogi:
- Pozwoli pan, �e postoj� chwil� przy balu stradzie? Chc�... chc� troch� popatrze�.
W odpowiedzi nieznajomy skin�� ze zrozumie niem r�k� i Gaal przechyli� si� przez si�gaj�c;
mu do ramion balustrad� i pogr��y� si� w ko� templacji.
W gmatwaninie rozpo�cieraj�cych si� wsz� dzie konstrukcji b�d�cych dzie�em ludzkich rai nie m�g� dojrze� ziemi. Jak okiem si�gn��, nil tylko metal i niebo zlewaj�ce si� na horyzoncif w niemal jednolit� szaro��. Wiedzia�, �e tak wy gi�da ca�a powierzchnia planety. Wszystko wo k� by�o jak martwe, zastyg�e w bezruchu, jedy nie w g�rze, na tle nieba wida� by�o kilka w�l no poruszaj�cych si� statk�w spacerowych, ali pod t� metalow� skorup� wrza�o �ycie, uwija�a si� miliardy ludzi.
' Oko pr�no szuka�o cho�by plamki zieleni Nie wida� by�o nie tylko zieleni, ale naw� cho�by skrawka go�ej ziemi. Nigdzie ani siad� �ycia, opr�cz widomych oznak ludzkiej dzia�a� no�ci. Gdzie� na tym �wiecie - mign�a mi niejasna my�l - otoczony setk� mil kwadrato wych prawdziwej ziemi, po�r�d drzew i r�no barwnych kwiat�w, wznosi si� pa�ac imperato ra, ma�a wysepka w�r�d oceanu stali. Nie byh go jednak wida� z miejsca, gdzie sta� Gaal. M�g si� przecie� znajdowa� o dziesi�� tysi�cy mi st�d.
- Trzeba si� b�dzie wkr�tce wybra� na wy cieczk� w przestrze�! - postanowi�.
Westchn�� g��boko i u�wiadomi� sobie osta tocznie z ca�� wyrazisto�ci�, �e znalaz� si� v ko�cu na Trantorze, planecie, kt�ra by�a cen trum ca�ej Galaktyki i najwa�niejszym o�rod kiem rodzaju ludzkiego. Nie u�wiadamia� sobii jej s�abo�ci. Nie widzia� l�duj�cych statk�y
16
z �ywno�ci�. Nie przeczuwa� istnienia tej delikatnej �y�ki ��cz�cej czterdzie�ci miliard�w Trantorczyk�w z reszt� Galaktyki. Zdawa� sobie spraw� tylko z tego, �e zobaczy� najwi�ksze dzie�o cz�owieka - ca�kowity i niemal pogardliwy w swej ostateczno�ci podb�j �wiata.
Gdy odchodzi� od bariery, jego oczy mia�y troch� nieobecny wyraz. Znajomy z windy wskaza� miejsce obok siebie. Gaal usiad�.
M�czyzna u�miechn�� si�:
- Jestem Jerril. Pierwszy raz na Trantorze?
- Tak, panie Jerril.
- Tak my�la�em. Jerril to moje imi�. Tran-tor dziwnie wp�ywa na �udzi o poetycznym usposobieniu. Jednak Trantorczycy nigdy tu nie przychodz�. Nie lubi� tego. Dzia�a to im na nerwy.
- Dzia�a na nerwy? Aha, mam na imi� Gaal. Dlaczego mia�oby to dzia�a� im na nerwy? To jest wspania�e!
- To rzecz wzgl�dna, Gaal. Je�li rodzisz si� w ciasnej klitce, dzieci�stwo sp�dzasz na korytarzu, pracujesz w ma�ej kom�rce, a na wakacje udajesz si� do zat�oczonego pokoju s�onecznego, to taki wypad na otwarte powietrze, gdzie widzisz tylko niebo nad g�ow�, mo�e si� sko�czy� dla ciebie za�amaniem nerwowym. Wysy�a si� tu dzieci, raz na rok, od kiedy sko�cz� pi�� lat. Nie wiem, czy to ma jaki� sens. To naprawd� nie wystarcza dzieciom, a w czasie kilku pierwszych pobyt�w tutaj zawsze wpadaj� w histeri�. Trzeba by zaczyna�, jak tylko odstawi si� dziecko od piersi i taka wycieczka powinna si� odbywa� co tydzie�.
...Oczywi�cie, prawd� m�wi�c, to nie ma znaczenia - ci�gn��. - Czy co� by si�^jt||h^ gdyby w og�le tu nie przychodzi�y? S wi tam, na dole i kieruj� ca�ym impei my�lisz, na. jakiej jeste�my wysoko�ci
- P� mili? - powiedzia� Gaal, zastanawiaj�c si�, czy nie brzmi to naiwnie. Chyba tak by�o, bo Jerrii zachichota�.
- Nie. Tylko pi��set st�p
- Co? Przecie� winda wioz�a nas...
- Tak. Ale wi�ksz� cz�� tej podr�y zaj�o nam wydobycie si� na powierzchni� ziemi. Budowle Trantora si�gaj� na mil� w g��b planety. S� jak g�ry lodowe. Dziewi�� dziesi�tych jest niewidoczne. Na wybrze�u miasto rozci�ga si� nawet na kilka mil pod powierzchni� oceanu. Prawd� m�wi�c, dotarli�my tak g��boko, �e wykorzystujemy r�nic� temperatur mi�dzy powierzchni� a warstwami po�o�onymi kilka mil ni�ej dla produkcji ca�ej zu�ywanej przez nas energii. Nie wiedzia�e� o tym?
- Nie, my�la�em, �e korzystacie z elektrowni atomowych.
- Kiedy� korzystali�my. Ale tak jest taniej.
- Wyobra�am sobie.
- Co my�lisz o tym wszystkim? - spyta� Jerrii. Znik�a gdzie� jego jowialno��. Spogl�da� podejrzliwie na Gaala, jakby czyhaj�c tylko na jego potkni�cie.
Gaal szuka� odpowiednich s��w. - To jest wspania�e - powiedzia� w ko�cu.
- Sp�dzasz tu wakacje? Podr�ujesz? Zwiedzasz?
- Niezupe�nie. Prawd� m�wi�c, zawsze chcia�em znale�� si� na Trantorze, ale przyjecha�em tu do pracy.
--' Ach, tak.
Gaal uwa�a�, �e powinien powiedzie� co� wi�cej.
- B�d� pracowa� na uniwersytecie, w zespo-rofesora Seldona. Idona Kruka?
sk�d! Ten, o kt�rym m�wi�, to Hari
Seldon, Psychohistoryk. Nie s�ysza�em o �adnym Se�do ile Kruku.
- To w�a�nie ten. Nazywaj� go Krukiem, bo ca�y czas przepowiada katastrof�. �argon, rozumiesz...
- Naprawd�? - Gaal by� szczerze zdziwiony-
- Przecie� musisz o tym wiedzie� - Jerri�
ju� si� nie u�miecha�. - Przyjecha�e�, �eby pracowa� dla niego, tak?
- No, tak. Jestem matematykiem. Dlaczego przepowiada katastrof�? Jak� katastrof�?
- No, a jak my�lisz?
- Nie mam najmniejszego poj�cia. Czyta�em artyku�y Seldona i jego wsp�pracownik�w. Wszystkie dotycz� teorii matematycznych.
- Tak, te, kt�re og�aszaj� drukiem. Gaal wyra�nie si� stropi�. Powiedzia�:
- Chyba wr�c� ju� do pokoju. Bardzo si� ciesz�, �e ci� pozna�em. Jerri� machn�� oboj�tnie r�k� na po�egnanie.
W pokoju zasta� Gaal oczekuj�cego na niego m�czyzn�. By� zbyt zaskoczony, aby wykrztusi� ,,Co pan tutaj robi?", cho� s�owa te same cisn�y si� na usta. Sta� tak dobr� chwil�. Wreszcie m�czyzna podni�s� si�. By� stary, prawie zupe�nie �ysy i lekko utyka�, ale jego b��kitne oczy patrza�y bystro.
- Jestem Hari Seldon - rzek�.
W tej samej chwili Gaal otrz�sn�� si� i skojarzy� twarz m�czyzny ze zdj�ciami, kt�re widzia� ju� tyle razy.
�Psychohistoria - [...] Gaal Dornick, u�ywaj�c niematematycznych poj��, okre�li� psychohistori� jako ga��� matematyki zajmuj�c� si� reakcjami zbiorowisk ludzkich na sta�o bod�ce ekonomiczne i spo�eczne [...]
Wszystkie te definicje opieraj� si� na ukrytym za�o�eniu, �e zbiorowisko ludzkie b�d�ce przedmiotem obserwacji jest na tyle du�e, �e mo�na w odniesieniu do niego skutecznie stosowa� metody statystyczne. Konieczn� dla spe�nienia tego wymogu liczb� cz�onk�w zbiorowiska mo�na ustali� przy pomocy Pierwszego Twierdzenia Seldona... Inny niezb�dny warunek wymaga, aby dane zbiorowisko nie zdawa�o sobie sprawy z tego, �e jest obiektem analizy psychohistorycznej, gdy� �wiadomo�� tego mog�aby zniekszta�ci� jego reakcje [...]
Wszystkie warto�ciowe osi�gni�cia psycho-1 historii opieraj� si� na rozwini�ciu funkcji Seldona, kt�rych w�a�ciwo�ci odpowiadaj� takim si�om spo�ecznym i ekonomicznym jak [...]�
Encyklopedia Galaktyczna
- Dzie� dobry - powiedzia� Gaal. - Ja... ja...
- Chcesz powiedzie�, �e mieli�my si� spotka� dopiero jutro? W normalnych warunkach tak w�a�nie by si� sta�o. Je�li mamy jednak skorzysta� z twoich us�ug, to musimy si� spieszy�. Coraz trudniej jest znale�� nowych pracownik�w.
- Nie rozumiem pana.
- Rozmawia�e� z kim� na wie�y obserwacyjnej, prawda?
- Tak, Ten cz�owiek ma na imi� Jerril. Nic wi�cej o nim nie wiem.
- Niewa�ne, jak ma na imi�. Jest agentem Komisji Bezpiecze�stwa Publicznego. �ledzi� ci� od lotniska.
20
- Ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.
- Czy m�wi� ci co� o mnie? Gaal zawaha� si�:
- Nazywa� pana Seldonem Krukiem.
- Powiedzia�, sk�d ten przydomek?
- M�wi�, �e pan przepowiada katastrof�.
- Bo robi� to istotnie. Co my�lisz o Tranto-rze?
Wydawa�o si�, �e ka�dy chce zna� jego opini� o planecie. Gaal nie potrafi� powiedzie� niczego poza jednym s�owem:
- Wspania�y.
- M�wisz to bez zastanowienia. A psycho-historia?
- Nie pomy�la�em o tym, �eby j� zastosowa� w tym wypadku.
- Zanim si� ze mn� rozstaniesz, m�ody cz�owieku, stosowanie psychohistorii do analizy wszystkich problem�w stanie si� dla ciebie rzecz� oczywist� i naturaln�. Patrz - Seldon wydoby� z sakiewki przy pasie kalkulator. M�wiono, �e trzyma go nawet pod poduszk�, aby w razie potrzeby by� pod r�k�. Szara, polerowana obudowa nosi�a �lady cz�stego u�ywania. Zwinne palce Seldona, poznaczone ju� starczymi plamkami, porusza�y si� szybko po plastikowej powierzchni. Na szarym tle zap�on�y czerwone symbole. - To jest obraz stanu Imperium w chwili obecnej - powiedzia�. Zamilk�. Czeka�.
Wreszcie Gaal przerwa� milczenie:
- Oczywi�cie to nie kompletny obraz.
- Nie, nie kompletny - odrzek� Seldon. - Ciesz� si�, �e ni'3 wierzysz �lepo moim s�owom. Jednak�e jest to przybli�enie, kt�re wystarczy, aby wyci�gn�� odpowiedni wniosek. Zgadzasz si�? - ,.4
- Pod warunkiem, �e b�d� m�g� p�niej sprawdzi� wyprowadzenie funkcji.
21
Gaal mia� si� na baczno�ci, aby nio nadzia� si� na jaki� haczyk.
- Dobrze. Dodaj do tego znany procent prawdopodobie�stwa zab�jstwa imperatora, rebelii wznieconej przez wicekr�la, okresy kryzysu gospodarczego, stale zmniejszaj�cy si� stopie� bada� planetarnych...
Seldon wymienia� wci�� nowe czynniki, a ich matematyczne obrazy pojawia�y si� za kolejnymi naci�ni�ciami guzika na ekranie kalkulatora, wzbogacaj�c i zmieniaj�c pierwotn� funkcj�.
Gaal przerwa� mu tylko raz:
- Nie widz� uzasadnienia dla tego pize-kszta�cenia zbioru.
Seldon powt�rzy� dzia�anie, tym razem wolniej.
- Ale� takie operacje s� niedopuszczalne w rachunku socjo-matematycznym! - zdumia� si� Gaal.
- W porz�dku. Jeste� bystry, ale sporo ci jeszcze brakuje. Akurat w tym przypadku jest to zupe�nie dopuszczalne. Zaraz ci to udowodni�.
Zaj�o to troch� czasu, ale przy ko�cu oblicze� Gaal wyzna� ze skruch�:
- Tak, teraz rozumiem. Wreszcie Seldon sko�czy�.
- To jest Trantor za pi��set lat - powiedzia�. - No i co ty na to? H�? - przechyli� g�ow� na bok i czeka�.
- Ca�kowita zag�ada! - krzykn�� Gaal, nie wierz�c w�asnym oczom. - Ale�.. ale� to niemo�liwe. Trantor nigdy...
- Powoli, powoli - Seldon o�ywi� si�, jakby uby�o mu lat. - Widzia�e�, w jaki spos�b doszed�em do tych wynik�w. A teraz postaraj si� zapomnie� na moment o funkcjach i r�wnaniach i prze�� to na zwyk�y j�zyk.
- W miar� tego jak Trantor coraz bardziej specjalizuje si�, staje si� coraz bardziej bezbron-
22
- m�wi� Gaal. - Ponadto, w miar� jak mi� jego znaczenie jako centrum administra-nego Imperium, staje si� coraz bardziej �a-;omym k�skiem. I wreszcie, w miar� jak spra-/a nast�pstwa tronu staje si� coraz bardziej niepewna, a spory i walki mi�dzy wielkimi rodami przybieraj� na sile, znika poczucie odpowiedzialno�ci w spo�ecze�stwie.
- Wystarczy. A jaki je'st procent prawdopodobie�stwa ca�kowitej zag�ady w ci�gu tych pi�ciu stuleci?
- Nie potrafi� powiedzie�.
- Na pewno potrafisz zr�niczkowa� pole prawdopodobie�stwa.
Gaal zak�opota� si�. Seldon nie zaoferowa� mu do pomocy swego kalkulatora. Trzyma� go z dala od jego oczu. Nie pozosta�o mu nic innego, jak dokona� oblicze� w pami�ci. Liczy� tak intensywnie, �e a� pot wyst�pi� mu na czo�o.
- Oko�o 85%? - powiedzia� w ko�cu.
- Nie�le - stwierdzi� Seldon, wysuwaj�c doln� warg� - ale niezupe�nie dobrze. W rzeczywisto�ci wynosi ono 92,5�/o.
- I dlatego w�a�nie nazywaj� pana Seldo-nem Krukiem? Nie czyta�em nic o tych obliczeniach w gazetach.
- Oczywi�cie. Tego przecie� nie mo�na drukowa�. Chyba nie przypuszczasz, �e Imperium przyzna�oby si� otwarcie do swojej s�abo�ci. Jest to zupe�nie oczywiste w �wietle psychohistorii. Ale cz�� naszych wynik�w przeciek�a z pracowni i jest znana arystokracji.
- To niedobrze.
- Niekoniecznie. W rachunku uwzgl�dnione jest wszystko.
- I dlatego jestem �ledzony?
- Tak. Wszystko, co ma zwi�zek z moj� prac� jest pod obserwacj�.
- Czy co� panu grozi?
23
- O, tak. Prawdopodobie�stwo tego, �e zo stan� stracony wynosi l, 7%, ale to oczywi�ci nie wstrzyma prac. To r�wnie� wzi�li�my poi uwag�. No, ale dajmy temu spok�j. Przypusz czam, �e jutro spotkamy si� na uniwersytecie
- Tak - odpar� Gaal.
�Komisja Bezpiecze�stwa Publicznego - [.., Stronnictwo arystokratyczne dosz�o do w�adz;
po zab�jstwie Cleona I, ostatniego z Entun�'w Og�em bior�c, stanowi�o ono element porz�dku podczas stuleci chaosu i niepokoju. Pozostaj� pod kontrol� wielkich rod�w Chen�w i Divar t�w, sta�o si� jednak w ko�cu �lepym narz� dziem w ich r�kach, s�u��cym utrzymaniu statusu quo [...] Stronnictwo zosta�o ostatecznie odsuni�te od w�adzy dopiero po wst�pieniu na tron ostatniego silnego imperatora, Cleona. Pierwszym g��wnym Komisarzem [...]
W pewnym sensie pocz�tku upadku Komis, mo�na dopatrywa� si� w procesie Hariego Se] dona, kt�ry mia� miejsce dwa lata przed pocz�tkiem ery fundacyjnej. Przebieg tego proces opisany jest w biografii Hariego Seldona napi sanej przez Gaala Dornicka...�
Encyklopedia Galaktyczna
Gaal nie dotrzyma� s�owa. Nast�pnego ranka obudzi� go g�os dzwonka. Podni�s� s�uchawk� i us�ysza� recepcjonist�, kt�ry grzecznym, acz wyra�aj�cym dezaprobat� g�osem poinformowa� go, �e z polecenia Komisji Bezpiecze�stwa Pu blicznego znajduje si� od tej chwili w areszcie domowym.
24
Gaal skoczy� do drzwi, ale by�y zamkni�te. Nie pozosta�o mu nic innego, ni� ubra� si� i czeka�.
Przyszli i zabrali go gdzie�, ale areszt trwa� nadal. Przes�uchiwano go grzecznie. Wszystko odby�o si� bardzo kulturalnie. Wyja�ni�, �e jest prowincjuszem z Synnaxa, �e ucz�szcza� do takich to a takich szk� i uzyska� stopie� doktora z matematyki tego a tego dnia. Napisa� podanie do profesora Seldona z pro�b� o przyj�cie do jego zespo�u i zosta� przyj�ty. Powtarza� wielokrotnie te wszystkie szczeg�y, a oni wci�� wracali do sprawy planu Seldona. Interesowa�o ich jak si� o tym dowiedzia�, na czym mia�y polega� jego obowi�zki, jakie otrzyma� instrukcje, o co chodzi�o w tym wszystkim...
Ca�y czas odpowiada�, �e nic nie wie. Nie dosta� �adnych tajnych instrukcji. Jest naukowcem, matematykiem. Nie interesuje si� polityk�.
W ko�cu mi�y s�dzia �ledczy zapyta� znienacka:
- A kiedy Trantor ulegnie zag�adzie? Gaal zawaha� si�. Rzek�:
- Nie dysponuj� wiedz�, kt�ra pozwoli�aby mi odpowiedzie� na to pytanie.
- A inni maj� tak� wiedz�?
- Czy mog� m�wi� za kogo�? - Gaalowi zrobi�o si� gor�co.
- Czy kto� m�wi� panu o takiej zag�adzie? Czy poda� jak�� dat�? - spyta� s�dzia. A kiedy Gaal zastanawia� si� co powiedzie�, doda�: - �ledzili�my pana, doktorze. Byli�my na lotnisku, kiedy pan przylecia�, na wie�y obserwacyjnej, kiedy czeka� pan na spo'\anie i, oczywi�cie, nic nie sta�o na przeszkodzie, �eby pods�ucha� pana rozmow� z profesorem Seldonem.
- No wi�c znacie jego pogl�d w tej kwestii - rzek� Gaa,!.
25
- By� mo�e. Ale chcieliby�my us�ysze� o tym od pana.
- Jego zdaniem Trantor ulegnie zag�adzie nim up�ynie pi��set lat.
- Udowodni� to, hmm, matematycznie?
- Tak, udowodni� - odrzek� Gaal prowokacyjnie.
- Przypuszczam, �e pan uwa�a te, hm, obliczenia za rzetelne?
- Je�li r�czy za nie profesor Seldon, to musz� by� rzetelne.
- Wobec tego wr�cimy tu jeszcze.
- Chwileczk�, mam prawo wynaj�� adwokata. ��dam respektowania praw, kt�re przys�uguj� mi jako obywatelowi Imperium.
- Pana ��danie zostanie spe�nione.
I rzeczywi�cie zosta�o.
M�czyzna, kt�ry w ko�cu przyszed�, by� wysokiego wzrostu. Jego twarz zdawa�a si� sk�ada� z samych pionowych bruzd i by�a tak chuda, �e patrz�c na ni�, ka�dy musia� zadawa� sobie pytanie, czy jest w. nie j cho� troch� miejsca na u�miech.
Gaal podni�s� g�ow�. By� rozbity i zm�czony. Tyle si� wydarzy�o, a przecie� by� na Trantorze dopiero od trzydziestu godzin.
- Jestem Lors Avakim - powiedzia� chu-dzielec. - Przys�a� mnie profesor Seldon, �ebym zaj�� si� pana spraw�.
- Ach tak? No wi�c dobrze. Prosz� s�ucha�. Domagam si� natychmiastowej apelacji do imperatora. Zosta�em zatrzymany zupe�nie bez powodu. Nie pope�ni�em �adnego przest�pstwa. �adnego - doda� z naciskiem, wyrzucaj�c r�ce do g�ry. - Musi mi pan natychmiast za�atwi� pos�uchanie u imperatora.
Tymczasem Avakim, nie zwracaj�c uwagi na wybuch Gaala, starannie opr�nia� p�ask� tecz-
26
>k�, sk�adaj�c jej zawarto�� na pod�og�. Gdyby Gaal by� w innym nastroju, m�g�by tam rozpozna� prawnicze formularze z celometu, cienkie jak papier i zwini�te jak ta�ma, przystosowane do male�kich rozmiar�w kapsu�ki osobistej.
W ko�cu Avakim spojrza� na Gaala. Powiedzia�:
- Komisja, oczywi�cie, ma nas na pods�uchu. Jest to sprzeczne z prawem, ale to im nie przeszkadza.
Gaal zacisn�� z�by.
- Wszak�e - Avakim usadowi� si� starannie na krze�le - ten oto przedmiot, kt�ry widzi pan na stole, a kt�ry wedle wszelkich oznak iest najzwykleiszym magnetofonem - nawiasem m�wi�c, doskonale spe�nia swoie zadania - ma t� dodatkow� w�a�ciwo��, �e ca�kowicie udaremnia pods�uch. Minie troch� czasu zanim si� w tym po�api�.
- Wi�c mog� m�wi�?
- Naturalnie.
- Wobec tego ��dam, �eby wys�ucha� mnie imperator.
Avakim u�miechn�� si� ch�odno, co dowiod�o, �e jednak u�miech mo�e go�ci� na jego twarzy. Powiedzia�:
- Pochodzi pan z prowincji.
- A ^prinak iestem obywatelem Tmnerinm. R�wnie dobrym iak pan c/y ktokolwiek z Komisji Bezpiecze�stwa Publicznego.
- Bez w�tpienia, bez w�tpienia. Mam na my�li tylko to. �e lako cz�owiek z prowincii nie ma pan absolutnie poi�cia o tym, iak wyplada �ycie na Trantorze. Imperator nie udziela nikomu audiencji.
- Do kogo wi�c mo�na si� odwo�a� od postanowie� Komisji? Czy jest jaka� inna procedura?
27
- Nie. Praktycznie nie ma mo�liwo�ci odwo�ania. W my�l prawa, mo�e si� pan odwo�a� dc imperatora, ale nie otrzyma pan pos�uchania, Obecny imperator to nie imperator z dynastii Entun�w, rozumie pan. Wygl�da na to, �e Tran-tor jest w r�kach arystokratycznych rod�w, kt�rych cz�onkowie tworz� Komisj� Bezpiecze�stwa Publicznego. Jest to stadium, kt�re zosta�o przewidziane przez psychohistori�.
- Naprawd�? - rzek� Gaal. - W takim razie, je�li profesor Seldon potrafi przewidzie�, cc si� stanie na Trantorze za pi��set lat...
- Potrafi przewidzie�, co si� stanie za p�tora tysi�ca lat.
- Niech b�dzie. Dlaczego nie przewidzia� wypadk�w dzisiejszego ranka i nie ostrzeg� mnie^ Nie, przepraszam - Gaal usiad� i opar� czo�c na spoconej d�oni - wiem dobrze, �e psychohi-storia jest nauk� statystyczn� i absolutnie nie jest w stanie przewidzie� los�w poszczeg�lnych ludzi. Prosz� zrozumie� - jestem wytr�cony z r�wnowagi.
- Jest pan w b��dzie. Profesor przewidywa�, �e zostanie pan aresztowany dzi� rano.
- Co?!
- Przykre to, ale prawdziwe. Komisja odnosi si� z coraz wi�ksz� niech�ci� do jego prac. Jego nowym wsp�pracownikom stwarza si� coraz wi�cej trudno�ci. Wykresy wykaza�y, �e by-foby dla nas najkorzystniej, gdyby sprawy rozstrzygn�y si� w�a�nie teraz. Komisja dzia�a nieco opieszale, wi�c profesor Seldon odwiedzi� pana wczoraj, aby przyspieszy� bieg wypadk�w. Nie mia� �adnego innego zamiaru.
Gaal zaczerpn�� powietrza:
- Czuj� si� dotkni�ty...
- To zrozumia�e. Ale takie post�powanie by�o
28
iueczne. Wyb�r pana nie by� spowodowany Inymi osobistymi wzgl�dami. Musi pan sobie (yiadomi�, �e plany profesora Seldona, kt�re ieraj� si� na obliczeniach prowadzonych przez zesz�o osiemna�cie lat, uwzgl�dniaj� wszel-e mo�liwe wydarzenia o znacznym stopniu awdopodobie�stwa. Mamy teraz do czynienia jednym z takich wydarze�. Przys�ano mnie tu Iko po to, abym zapewni�, �e nie grozi panu dne niebezpiecze�stwo. Wszystko dobrze si� ro�czy - prawie na pewno, je�li chodzi o plan, z du�ym prawdopodobie�stwem, je�li chodzi | pana osob�.
- Jak to wygl�da w liczbach?
- Ponad 99,9�/o w przypadku planu.
- A je�li chodzi o mnie?
- Powiedziano mi, �e w tym przypadku )rawdopodobie�stwo r�wna si� 77,2%.
- A wi�c szans�, �e zostan� skazany na wie-ienie lub �mier� wygl�daj� jak jeden do pi�ciu.
- Prawdopodobie�stwo wyroku �mierci nie yynosi nawet jednego procenta.
- Istotnie. Rachunki dotycz�ce jednostki nie � wa�ne. Prosz� skontaktowa� mnie z profeso-em Seldonem.
- Niestety to niemo�liwe. Profesor Seldon am jest w areszcie.
Drzwi otworzy�y si� tak nagle, �e Gaal nie d��y� nawet krzykn��. Wszed� stra�nik, pod-zed� do sto�u, podni�s� magnetofon, obejrza� ze /szystkich stron i wsadzi� do kieszeni.
Avakim rzek� spokojnie:
- Ten przyrz�d jest mi potrzebny.
- Dostarczymy panu taki, kt�ry nie wytwa-za pola statycznego.
- W takim razie sko�czy�em rozmow�. Gaal odprowadzi� go wzrokiem do wyj�cia zosta� sam.
29
Proces (Gaal przypuszcza�, �e to jesi proces, chocia� nie m�g� si� w nim dopatrze� zbyt wielu podobie�stw do zawi�ej procedury s�dowej, o kt�rej niegdy� czyta�) niedawno si� zacz��. Trwa� dopiero od trzech dni. Mimo to Gaal nie by� w stanie ogarn�� pami�ci� jego pocz�tku.
Jego samego potraktowano raczej �agodnie. G��wnym obiektem ataku by� profesor Seldon. Hari Seldon siedzia� jednak nieporuszony.
Publiczno�� by�a nieliczna, wybrana spo�r�d par�w Imperium. Prasa i zwykli zjadacze chleba nie mieli wst�pu. By�o zreszt� w�tpliwe, czy znalaz�oby si� wi�cej ni� kilka os�b spoza elity w�adzy, kt�re w og�le wiedzia�y o tym, �e odbywa si� proces Seldona. W sali panowa�a atmosfera nieskrywanej wrogo�ci wobec oskar�onych.
Za stoj�cym na podwy�szeniu sto�em siedzia�o pi�ciu ludzi z Komisji Bezpiecze�stwa Publicznego. Odziani byli w szkar�atno-z�ote mundury i b�yszcz�ce, ciasno przylegaj�ce do g��w czapki, kt�re by�y oznak� ich godno�ci s�dziowskiej. W �rodku siedzia� Linge Chen. Gaal po raz pierwszy widzia� tak wa�n� osobisto�� z bliska, tote� przygl�da� mu si� z zaciekawieniem. Podczas procesu Chen raczy� rzuci� zaledwie kilka s��w. By�o a� nadto oczywiste, �e d�u�sza przemowa uw�acza�aby jego godno�ci.
Prokurator przejrza� notatki i przes�uchanie potoczy�o si� dalej. Ca�y czas odpowiada� Seldon.
P: A wi�c, profesorze Seldon, ilu ludzi bierze obecnie udzia� w pracach nad pa�skim planem? O: Pi��dziesi�ciu matematyk�w. P: Wliczaj�c w to doktora Gaala Dornicka?
30
E): Doktor Dornick jest pi��dziesi�tym pierw-izym.
?: Ach, zatem mamy pi��dziesi�ciu jeden? Niech i� pan dobrze zastanowi, profesorze Seldon. ;o�e pi��dziesi�ciu dw�ch lub trzech? A mo�e szcze wi�cej?
: Formalnie doktor Dornick nie jest jeszcze �onkiem mojego zespo�u. Kiedy zostanie przyj�ty, b�dzie nas pi��dziesi�t jeden os�b. Teraz, jak ju� m�wi�em, jest pi��dziesi�ciu. P: A nie oko�o stu tysi�cy? 0: Matematyk�w? Nie.
P: Nie powiedzia�em, �e matematyk�w. We�my |wszystkich pod uwag�. Nie b�dzie ich sto tysi�cy?
10: Je�li wzi�� pod uwag� wszystkich, to liczba E podana przez pana mo�e by� prawdziwa. ; P: Mo�e? Ja twierdz�, �e jest. Twierdz�, �e w pana pracach uczestnicz� dziewi��dziesi�t osiem tysi�cy pi��set siedemdziesi�t dwie osoby. 0: My�l�, �e wliczy� pan w to r�wnie� kobiety i dzieci.
P: (podnosz�c g�os): Stwierdzam fakt - dziewi��dziesi�t osiem tysi�cy pi��set siedemdziesi�t dwie osoby. Wykr�ty na nic si� nie zdadz�. O: Zgadzam si� co do liczby. P: (zagl�daj�c do notatek) Wobec tego zostawmy to na razie i wr��my do sprawy, o kt�rej ju� m�wili�my. Profesorze Seldon, czy mo�e pan powt�rzy� swoj� opini� na temat przysz�o�ci Trantora?
O: M�wi�em ju� i powiem raz jeszcze - za pi��set lat po Trantorze zostanie tylko kupa gruz�w.
P: Nie uwa�a pan, �e g�oszenie takich pogl�d�w pachnie zdrad�?
O: Nie, panie prokuratorze. Prawda naukowa nie ma nic wsp�lnego ani ze zdrad�, ani z wierno�ci�.
31
P: Jest pan pewien, �e to, co pan g�osi, to prawda naukowa? O: Tak.
P: Na jakiej podstawie?
O: Na podstawie oblicze� psychohistorycznych. P: Czy mo�e pan udowodni�, �e nie ma w nich b��du?
O: Tylko matematykowi.
P (Z u�miechem): Utrzymuje pan zatem, �e pa�ska prawda jest tak dziwnej natury, �e przekracza zdolno�� pojmowania zwyk�ych ludzi. Mnie si� wydaje, �e prawda powinna by� mniej tajemnicza, bardziej zrozumia�a i oczywista. O: Dla niekt�rych ludzi zrozumienie jej nie przedstawia �adnych trudno�ci. Fizyka przekazu energii, kt�r� znamy pod nazw� termodynamiki, by�a zawsze oczywista - znano j� ju� w czasach mitycznych, a mimo to znajd� si� by� mo�e na tej sali osoby, kt�re nie potrafi�yby zaprojektowa� zwyk�ej maszyny parowej. I to osoby o wysokiej inteligencji. W�tpi�, czy cz�onkowie Komisji...
W tym momencie jeden z komisarzy nachyli� si� do prokuratora. Nie by�o s�ycha� s��w, ale jego g�os brzmia� ostro. Prokurator poczerwienia� i natychmiast przerwa� Seldonowi. P: Nie jeste�my tu po to, aby s�ucha� przem�wie�, profesorze Seldon. Przypu��my, ze uda si� panu przekona� ludzi. Pozwoli pan zauwa�y�, �e mo�e kry� si� za tym zamiar poderwania zaufania do rz�du, co m�g�by pan wykorzysta� dla swoich cel�w. O: Nie mam takiego zamiaru. P: Pozwoli pan zauwa�y�, �e g�osi pan, jakoby okres poprzedzaj�cy rzekomy upadek Trantora wype�niony by� r�nego rodzaju zamieszkami. O: Zgadza si�. P: I �e przez samo zapowiadanie takich wyda-
32
r�e� ma pan nadziej� je sprowokowa�, a w�wczas b�dzie pan rozporz�dza� stutysi�czn� armi�. O: Przede wszystkim stan faktyczny r�ni si� od tego, co pan przedstawia. Mo�na zreszt� �atwo sprawdzi�, �e najwy�ej dziesi�� tysi�cy spo�r�d tych ludzi zdolnych jest do s�u�by wojskowej, a do tego �aden z nich nie ma poj�cia o w�adaniu broni�. P: Jest pan obcym agentem? O: Nie jestem na niczyim �o�dzie, panie prokuratorze.
P: Dzia�a pan zupe�nie bezinteresownie? W s�u�bie nauce? O: Tak.
P: Zobaczymy, jak pan to robi. Profesorze Sel-don, czy mo�na zmieni� przysz�o��? O: Oczywi�cie. Na przyk�ad ta sala mo�e za kilka godzin wylecie� w powietrze. Oczywi�cie to ma�o prawdopodobne. Gdyby jednak wylecia�a, to niew�tpliwie przysz�o�� zmieni�aby si� w kilku drobnych szczeg�ach.
P: Pan si� wykr�ca od odpowiedzi, profesorze Seldon. Czy mo�na zmieni� histori� rodzaju ludzkiego? O: Tak.
P: Bez trudu?
O: Przeciwnie - z wielkim trudem. P: Dlaczego?
O: Psychohistoryczny bieg wydarze� na g�sto zaludnionej planecie ma wysok� inercj�. Aby go zmieni�, trzeba mu przeciwstawi� co�, co charakteryzowa�oby si� podobn� inercj�. Musia�aby by� to albo taka sama liczba ludzi, albo - w przypadku gdyby liczba ta by�a stosunkowo niewielka - musia�oby up�yn�� bardzo wiele czasu, zanim nast�pi�aby po��dana zmiana. Czy pan mnie rozumie? P: My�l�, �e rozumiem. Trantor nie ulegnie za-
3 Fundacja go
g�adzie, je�li znajdzie si� dostateczna liczba ludzi zdecydowanych nie dopu�cie do tego. O: Tak jest.
P: Czy sto tysi�cy jest wystarczaj�c� liczb�? O: Nie, prosz� pana. To o wiele za ma�o. P: Jest pan pewien?
O: Prosz� zwa�y�, �e ludno�� Trantora liczy ponad czterdzie�ci miliard�w. Prosz� tak�e wzi�f pod uwag�, �e wydarzenia prowadz�ce do zag�ady rozgrywaj� si� nie tylko na Trantorze, lec;
w ca�ym Imperium, a liczy ono ponad trylior ludzkich istnie�.
P: Rozumiem. Zatem by� mo�e stu tysi�con ludzi uda si� zmieni� bieg wydarze�, je�li on:
i ich potomkowie b�d� si� o to starali prze3 pi��set lat?
O. Obawiam si�, �e to niemo�liwe. Pi��set lal to zbyt kr�tki okres.
P: Aha. W takim razie, profesorze Seldon, pozo' staje nam tylko wyyci�gn�� nast�puj�cy wniosel z pana twierdze�. Zebra� pan sto tysi�cy os�l dla potrzeb swego projektu. Nie jest to liczb? wystarczaj�ca, aby zmieni� histori� Trantor;
w czasie pi�ciuset lat. Innymi s�owy, nie mog;
zapobiec katastrofie, cho�by nie wiem jak sil
starali.
O; Niestety, ma pan racj�.
P: A z drugiej strony nie wi��e pan z tymi sto
ma tysi�cami �adnych niecnych plan�w.
O: Istotnie.
P (wolno i z satysfakcj�): W takim razie profe
sorze Seldon... Prosz� pilnie s�ucha�, gdy� ocze
kujemy rzeczowej odpowiedzi... W jakim celi
zebra� pan tych ludzi?
W g�osie prokuratora zabrzmia�a nuta trium fu. Zap�dzi� Seldona w kozi r�g, schwyta� gi w sprytnie zastawione sid�a, odebra� mu wszel k� mo�liwo�� obrony.
W sali podni�s� si� szmer rozm�w, kt�ry przy
34
bieraj�c na sile, przebieg� przez �awki par�w i dotar� a� do miejsc cz�onk�w Komisji. Odziani w sw�j szkar�at i z�oto, nachylali si� ku sobie, wymieniaj�c szeptem uwagi. Jedynie G��wny Komisarz siedzia� bez ruchu.
Na Harim Seldonie nie zrobi�o to �adnego wra�enia. Czeka� spokojnie, a� sala ucichnie. O: Aby ograniczy� do minimum skutki zag�ady. P: Co pan przez to rozumie? O: Wyja�nienie jest proste. Nadci�gaj�ca zag�ada Trantora nie jest sama w sobie niczym niezwyk�ym. Takich wydarze� by�o ju� wiele w historii ludzko�ci. B�dzie ona wszak�e punktem kulminacyjnym dramatu, kt�ry zacz�� si� setki lat temu, i kt�rego zawik�ana akcja toczy si� coraz szybciej. M�wi�, panowie, o post�puj�cym upadku i nieuchronnej zag�adzie Imperium Galaktycznego.
Na sali zawrza�o. W og�lnym zgie�ku i zam�cie zgin�y s�owa prokuratora, kt�ry krzykn��:
- Pan otwarcie przyznaje, �e... - i zamilk�, gdy� okrzyki "Zdrada, zdrada!", rozlegaj�ce si� w�r�d publiczno�ci �wiadczy�y wymownie, _ �e cel zosta� osi�gni�ty bez zbytniego wysi�ku z jego strony.
Przewodnicz�cy Komisji wolno wzni�s� m�otek do g�ry i, jakby od niechcenia, uderzy� w st�. Rozleg� si� �agodny d�wi�k, kt�ry do z�udzenia przypomina� wibruj�cy g�os gongu. Kiedy przebrzmia�o jego echo, na sali by�o cicho jak makiem zasia�. Prokurator g��boko zaczerpn�� powietrza.
P: (teatralnie): Profesorze Seldon, czy zdaje pan sobie spraw�, �e m�wi pan o Imperium, kt�re istnieje od przesz�o dwunastu tysi�cy lat, kt�re opar�o si� wszelkim przeciwno�ciom losu, kt�re
ma oparcie w tysi�cu bilion�w wiernych obywateli?
O: Znam zar�wno stan obecny, jak i histori� Imperium. Bez niczyjej obrazy mog� stwierdzi�, �e znam te sprawy lepiej ni� ktokolwiek z obecnych na tej sali.
P: I mimo to przepowiada pan jego upadek? O: Nie ja, lecz matematyka. Powstrzymuj� si� od jakichkolwiek ocen moralnych. Osobi�cie, bolej� nad tym, �e czeka nas taki koniec. Bo nawet gdyby uzna� Imperium za tw�r z�y i nieudany, czego bynajmniej nie twierdz�, to i tak stan anarchii, kt�ry nast�pi po upadku, b�dzie stokro� gorszy. W�a�nie tej anarchii ma przeciwdzia�a� m�j plan. Niestety, panowie, upadek Imperium to proces o tak pot�nych rozmiarach, �e nie�atwo mu si� przeciwstawi�. Na ten proces sk�ada si� rozrost biurokracji, zamieranie inicjatywy, t�pienie oryginalno�ci i setki innych czynnik�w, kt�rych nie ma potrzeby wymienia�, To wszystko narasta i kumuluje si� od wiek�w i jest w swej masie, jak ju� powiedzia�em, procesem zbyt pot�nym i z�o�onym, aby mo�na by�o go zatrzyma�.
P: Jest chyba oczywiste dla ka�dego, �e Imperium jest teraz r�wnie pot�ne jak niegdy�. O: Pozory pot�gi wida� na ka�dym kroku. Mog�oby si� wydawa�, �e Imperium b�dzie trwa� wiecznie. Jednak�e, panie prokuratorze, spr�chnia�e drzewo te� wydaje si� pot�ne - do chwili, kiedy podmuch wichru z�amie je na dwoje. �wist tego wichru s�ycha� nawet teraz. Niech pan wyostrzy sw�j s�uch �rodkami, kt�re oferuje psychohistoria, a us�yszy pan skrzypienie drzewa.
P (niepewnie): Nie jeste�my tu po, �eby s�u... O (stanowczo): Przeminie Imperium, a razem z nim jego bogactwo. Wiedza gromadzona przez
36
ysi�clecia ulegnie zapomnieniu, a po narzuco-lym przez ni� porz�dku nie pozostanie �ladu. last�pi okres nie ko�cz�cych si� wojen gwiezd-lych, handel mi�dzyplanetarny upadnie, ludz-co�� zmarnieje, �wiaty strac� kontakt z centrum |Galaktyki... I tak ju� pozostanie.
p (cichym g�osem w�r�d powszechnego milcze-lia): Na zawsze?
D: Psychohistoria, kt�ra potrafi przewidzie� upadek, jest r�wnie� w stanie wypowiedzie� si� Da temat mrocznych wiek�w, kt�re nast�pi� potem. Imperium, panowie, jak ju� tu powiedziano, przetrwa�o dwana�cie tysi�cy lat. Ciemno�ci, kt�re spowij� Galaktyk� po upadku Imperium, (trwa� b�d� nie dwana�cie, lecz trzydzie�ci tysi�cleci. Powstanie Drugie Imperium, ale od naszej cywilizacji dzieli� je b�dzie tysi�c pokole� cierpi�cej ludzko�ci. Musimy temu zapobiec.
P (doszed�szy do siebie): Sam pan sobie zaprzecza. Powiedzia� pan wcze�niej, �e nie jest pan w stanie zapobiec zag�adzie Trantora, a wi�c r�wnie� rzekomemu upadkowi Imperium.
0: Tote� nie m�wi�, �e mo�emy zapobiec upadkowi, Ale nie jest jeszcze za p�no, �eby skr�ci� okres anarchii, kt�ry nast�pi potem. Mo�na, panowie, ograniczy� czas chaosu do jednego tysi�clecia - je�li moi ludzie b�d� mogli spokojnie pracowa�. Znajdujemy si� w krytycznym momencie historii. Trzeba tylko.., tylko troch� zmieni� bieg przysz�ych wydarze� nadci�gaj�cych ogromn�, niezmierzon� mas�... Niewiele da si� zrobi�, ale by� mo�e wystarczy to do wykre�lenia dwudziestu dziewi�ciu tysi�cy lat z ludzkiej historii. P: Co pan proponuje?
O: Nale�y ocali� wiedz� naszego rodzaju. Sumy ludzkiej wiedzy nie jest w stanie opanowa� jeden cz�owiek ani nawet tysi�c ludzi. Wraz ze
37
zniszczeniem naszej struktury spo�ecznej nauka rozpadnie si� na milion cz�ci. Owszem, jednostki zachowaj� fragmenty wiedzy z w�sko wyspecjalizowanych dziedzin nauki, ale - rozproszone i niepowi�zane ze sob� - b�d� one zupe�nie bezu�yteczne. Pozbawione praktycznego znaczenia, te okruchy wiedzy zostan� szybko zapomniane. Ale je�li teraz sporz�dzimy com-pendium ca�ej wiedzy, to wiedza ta nigdy nie zaginie. Przysz�e pokolenia b�d� mog�y z niej korzysta�, nie b�d� zmuszone do odkrywania starych prawd na nowo. W ci�gu jednego tysi�clecia zostanie wykonane to, co w innych warunkach wymaga�oby trzydziestu tysi�cy lat. P: Ca�e to...
O: Ca�y m�j projekt, ca�a ta armia ludzi, trzydzie�ci tysi�cy pracownik�w, wraz z �onami i dzie�mi, ma tylko jeden cel - przygotowanie Encyklopedii Galaktycznej. Nie starczy na to ca�ego ich �ycia. Ja nie doczekam nawet pocz�tku tej pracy. Ale kiedy nadejdzie chwila upadku Trantora, dzie�o b�dzie ju� gotowe, a jego egzemplarze znajd� si� we wszystkich wi�kszych bibliotekach Galaktyki.
M�otek G��wnego Komisarza wzni�s� si� i opad�. Hari Seldon sko�czy� i spokojnie zaj�� miejsce obok Gaala.
U�miechn�� si� i spyta�:
- Jak ci si� podoba�o to widowisko?
- By� pan znakomity. Ale co b�dzie dalej?
- Odrocz� proces i b�d� si� starali doj�� ze mn� po cichu do porozumienia.
- Sk�d pan to wie?
- B�d� z tob� szczery - odpar� Seldon. - Nie jestem tego pewien. Wszystko zale�y od G��wnego Komisarza. Ca�e lata po�wi�ci�em na to, �eby rozgry�� jego osobowo��. Analizowa�em
35
zystkie jego posuni�cia, ale na pewno wiesz, ; ryzykowne jest uwzgl�dnianie kaprys�w bostki w r�wnaniach psychohistorycznych. 10 wszystko nie trac� nadziei.
Podszed� do nich Avakim. Uk�oni� si� Gaalo-' i i nachyli� si� do Seldona, aby szepn�� mu i� do ucha. Rozleg� si� g�os oznajmiaj�cy od-'oczenie rozprawy i rozdzieli�y ich stra�e. Gaala [odprowadzono.
[ Nast�pnego dnia przes�uchanie mia�o zupe�nie inny charakter. Hari Seldon i Gaal Dornick byli sam na sam z Komisj�. Siedzieli przy jednym stole, oddzieleni od s�dzi�w tylko jego szeroko�ci�. Pocz�stowano ich nawet cygarami z pude�ka wykonanego z opalizuj�cego tworzywa sztucznego, kt�re do z�udzenia przypomina�o falui�c� powierzchni� wody.