1746
Szczegóły |
Tytuł |
1746 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1746 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1746 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1746 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOHN GRISHAM
Firma
ROZDZIA� 1
Starszy wsp�lnik po raz setny przejrza� resume i teraz tak�e nie
doszuka� si� w Mitchelu McDeerze niczego, co budzi�oby jego
zastrze�enia; w papierach, w ka�dym razie, nic takiego nie da�o
si� odnale��. Inteligentny, ambitny, o dobrej prezencji. A tak�e
zach�anny; ze swoj� przesz�o�ci� musia� taki by�. �onaty, co
stanowi�o jeden z koniecznych warunk�w. Firma nigdy nie
zatrudnia�a nie�onatych prawnik�w. Nie aprobowa�a te� rozwod�w,
skok�w na boki i poci�gu do alkoholu. Kontrakt zawiera� klauzul�
o obowi�zku poddania si� testowi na u�ywanie narkotyk�w. Zda�
egzamin u CPA1 za pierwszym podej�ciem i zadeklarowa� ch��
zostania prawnikiem podatkowym. By� bia�y, a firma nigdy nie
zatrudnia�a czarnych. Udawa�o im si� to dzi�ki stosowaniu zasad
dyskrecji i elitarno�ci, a przy tym nigdy nie przyjmowali poda�
o prac�. Inne firmy poszukiwa�y i zatrudnia�y czarnych. Ich firma
anga�owa�a wy��cznie bia�ych i pozosta�a bia�a jak �nieg. Poza
tym znajdowa�a si� w Memphis, a najlepsi czarni my�leli w
pierwszym rz�dzie o Nowym Jorku, Chicago albo o Waszyngtonie.
McDeere by� oczywi�cie m�czyzn� - firma nie przyjmowa�a kobiet
prawnik�w. Pope�nili tak� pomy�k� tylko raz, w po�owie lat
siedemdziesi�tych, kiedy zatrudnili najlepszego absolwenta z
Harvardu i okaza�o si�, �e ten znakomity spec od prawa
podatkowego jest dam�. Prawniczka utrzyma�a si� u nich przez
cztery burzliwe lata, do dnia, gdy zgin�a w wypadku
samochodowym. Je�li wierzy� temu, co na papierze, McDeere
prezentowa� si� naprawd� nie�le. By� najlepszym kandydatem.
Prawd� m�wi�c, w tym roku nie mieli wielkiego wyboru. Lista by�a
bardzo kr�tka - McDeere albo nikt. Teczka z aktami personalnymi,
kt�re przegl�da� wsp�lnik zarz�dzaj�cy, Royce McKnight, opatrzona
by�a napisem "Mitchel Y. McDeere - Harvard". Mia�a oko�o cala
grubo�ci i zawiera�a plik sporz�dzonych drobnym drukiem raport�w
oraz kilka fotografii. Materia�y te przygotowa�o paru by�ych
agent�w CIA z prywatnej grupy wywiadowczej z Bethesda. Nale�eli
oni do grona klient�w firmy i co roku przeprowadzali dla niej
bezp�atne �ledztwo. �atwa praca, m�wili, to sprawdzanie niczego
nie podejrzewaj�cych student�w prawa. Dowiedzieli si� na
przyk�ad, �e McDeere chcia�by wyjecha� z p�nocnego Wschodu, �e
ma trzy propozycje pracy - dwie z Nowego Jorku i jedn� z Chicago
- �e najwy�sza oferta wynosi siedemdziesi�t sze�� tysi�cy
dolar�w, a najni�sza sze��dziesi�t. Jest na niego popyt. Na
drugim roku mia� mo�liwo�� �ci�gania na egzaminie z papier�w
warto�ciowych. Nie zrobi� tego i uzyska� najlepsz� ocen� w
grupie. Dwa miesi�ce wcze�niej proponowano mu kokain� na
prawniczym party. Odm�wi�. Wyszed� �egnany porozumiewawczymi
u�miechami. Od czasu do czasu pija� piwo, ale alkohol by� drogi,
a on nie mia� pieni�dzy. Zapo�yczy� si� u koleg�w ze studi�w na
blisko dwadzie�cia trzy tysi�ce dolar�w. By� zach�anny. Royce
McKnight od�o�y� akta i u�miechn�� si�. To by� ich cz�owiek.
Lamar Quin mia� trzydzie�ci dwa lata i nie by� jeszcze
wsp�lnikiem. Zatrudniono go po to, aby ze swoim m�odzie�czym
wygl�dem i sposobem bycia stanowi� niejako wizyt�wk� firmy
Bendini, Lambert i Locke, kt�ra istotnie by�a m�od� firm�, odk�d
wi�kszo�� wsp�lnik�w po doj�ciu do czterdziestki czy
pi��dziesi�tki, zdobywszy mn�stwo forsy, wycofa�a si� z interesu.
On tak�e m�g� zosta� wsp�lnikiem. Maj�c zagwarantowane na reszt�
�ycia sze�ciocyfrowe dochody, Lamar m�g� z satysfakcj� nosi�
szyte na miar� garnitury po tysi�c dwie�cie dolar�w za sztuk� -
by� wysoki i mia� sylwetk� sportowca, le�a�y na nim naprawd�
�wietnie. Nonszalanckim krokiem przeszed� przez apartament,
kt�rego wynaj�cie na jedn� dob� kosztowa�o firm� tysi�c dolar�w,
i nala� sobie fili�ank� kawy z ekspresu. Sprawdzi� godzin� i
zerkn�� na dw�jk� wsp�lnik�w siedz�cych przy niewielkim
konferencyjnym stole obok okna. Punktualnie o drugiej
trzydzie�ci rozleg�o si� pukanie do drzwi. Lamar spojrza� na
wsp�lnik�w, kt�rzy wsun�li resume i akta do otwartej teczki.
Wszyscy trzej si�gn�li po marynarki. Lamar poprawi� krawat i
otworzy� drzwi. - Mitchel McDeere? - zapyta�, u�miechaj�c si�
szeroko i wyci�gaj�c d�o�. - Tak. - Mocno u�cisn�li sobie r�ce.
- Mi�o mi ci� pozna�, Mitchel. Lamar Quin.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Prosz� mi m�wi� Mitch.
McDeere wszed� do �rodka i szybkim spojrzeniem zlustrowa� ogromny
pok�j. - Oczywi�cie, Mitch. - Lamar uj�� go pod rami� i
poprowadzi� przez apartament. Wsp�lnicy przedstawili si�. Byli
serdeczni i wylewni. Zaproponowali mu kaw�, po czym wszyscy
usiedli wok� b�yszcz�cego, mahoniowego sto�u. Wymienili
uprzejmo�ci. McDeere rozpi�� p�aszcz i za�o�y� nog� na nog�. By�
ju�, je�li chodzi o poszukiwanie pracy, do�wiadczonym weteranem
i wiedzia�, �e go potrzebuj�. Odpr�y� si�. Mia� oferty od trzech
spo�r�d najznakomitszych firm w kraju, wi�c nie zale�a�o mu ani
na tej rozmowie, ani na tej firmie. M�g� sobie pozwoli� na nieco
wi�cej ni� odrobin� pewno�ci siebie. Przyszed� tu, by zaspokoi�
ciekawo��. Poza tym t�skni� za ciep�ym klimatem. Oliver Lambert,
starszy wsp�lnik, pochyli� si� i oparty na �okciach czuwa� nad
przebiegiem wst�pnej rozmowy. Odznacza� si� elokwencj�, a jego
g��boki baryton o ciep�ym, niezwykle ujmuj�cym brzmieniu
znakomicie u�atwia� nawi�zywanie konwersacji. Maj�c sze��dziesi�t
jeden lat by� ojcem chrzestnym firmy i wi�kszo�� czasu sp�dza�
na zarz�dzaniu i utrzymywaniu w r�wnowadze wybuja�ych osobowo�ci
kilku najbogatszych prawnik�w w kraju. By� doradc�, do kt�rego
m�odzi wsp�pracownicy przychodzili ze swoimi problemami. Lambert
kierowa� tak�e rekrutacj�, tote� uzyskanie podpisu Mitchela Y.
McDeere stanowi�o jego zadanie. - Nie m�cz� ci� tego typu
rozmowy? - zapyta� Mitcha.
- Nie bardzo. To jest konieczne.
Tak, tak, zgodzili si� wszyscy. Mo�na by odnie�� wra�enie, �e
jeszcze wczoraj byli przes�uchiwani, sprawdzani, �miertelnie
wystraszeni tym, �e nie znajd� pracy i trzy lata potu i tortur
p�jd� na marne. Wiedzieli, przez co musia� przej��. Nie ma
sprawy. - Mog� o co� zapyta�? - tym razem on zada� pytanie.
- Oczywi�cie.
- Jasne.
- O co zechcesz.
- Dlaczego prowadzimy t� rozmow� w pokoju hotelowym? Inne firmy
urz�dzaj� takie spotkania w campusach studenckich, za
po�rednictwem biur zatrudnienia. - Dobre pytanie. - Skin�li
g�owami, spojrzeli po sobie i zgodnie uznali, �e pytanie by�o
rzeczywi�cie dobre. - My�l�, �e mog� ci to wyja�ni�, Mitch -
rzek� Royce McKnight, wsp�lnik zarz�dzaj�cy. - Musisz zrozumie�
nasz� firm�. Jeste�my inni i szczycimy si� tym. Mamy czterdziestu
jeden prawnik�w, niewielu w por�wnaniu z innymi firmami. Nie
przyjmujemy zbyt wielu ludzi, zwykle jedn� osob� rocznie.
Oferujemy najwy�sze wynagrodzenie w kraju. Nie przesadzam. Musimy
by� wi�c bardzo selektywni. Wybrali�my ciebie. List, kt�ry
otrzyma�e� w zesz�ym miesi�cu, wys�ali�my po przesianiu ponad
dw�ch tysi�cy student�w trzeciego roku prawa z najlepszych
uczelni. Wys�ali�my tylko jeden list. Nie dajemy og�osze� o
rekrutacji i nie przyjmujemy poda� o prac�. Nie afiszujemy si�
i mamy w�asne metody dzia�ania. Tyle tytu�em wyja�nienia. -
Rozumiem. Czym zajmuje si� wasza firma?
- Podatkami. Cz�ciowo tak�e ubezpieczeniami, nieruchomo�ciami
i bankowo�ci�, ale podatki to osiemdziesi�t procent naszej pracy.
I dlatego chcemy ci� zatrudni�. Masz bardzo dobre przygotowanie
w tej dziedzinie. - Dlaczego zapisa�e� si� do Western Kentucky?
- To proste. Zaproponowali mi pe�ne stypendium za wyst�powanie
w ich dru�ynie futbolowej. Gdyby nie to, nie sta� by mnie by�o
na koled�. - Opowiedz o swojej rodzinie.
- Czy to naprawd� konieczne?
- Dla nas jest to bardzo wa�ne - odezwa� si� ciep�ym tonem Royce
McKnight. Oni wszyscy to m�wi�, pomy�la� McDeere.
- W porz�dku. M�j ojciec zgin�� w wypadku w kopalni, kiedy mia�em
siedem lat. Matka wysz�a ponownie za m�� i mieszka na Florydzie.
Mia�em dw�ch braci. Rusty nie wr�ci� z Wietnamu. Teraz mam
jednego brata, ma na imi� Ray. - Co si� z nim dzieje?
- Obawiam si�, �e to nie pa�ski interes - odpar� Mitch i utkwi�
w McKnighcie wyzywaj�ce spojrzenie. - Przepraszam - rzek� cicho
wsp�lnik zarz�dzaj�cy.
- Nasza firma znajduje si� w Memphis - powiedzia� Lamar. - Czy
jest to dla ciebie jaki� k�opot? - Absolutnie nie. Nie jestem
mi�o�nikiem ch�odnego klimatu. - By�e� ju� kiedy� w Memphis?
- Nie.
- Wkr�tce ci� tam �ci�gniemy. Na pewno ci si� spodoba.
Mitch u�miechn�� si� i skin�� g�ow�. Czy ci faceci byli powa�ni?
Jak m�g� na serio bra� pod uwag� tak ma�� firm� w tak ma�ym
mie�cie, gdy czeka�a na niego Wall Street? - Jak si� plasowa�e�
na swoim roku? - zapyta� Lamar.
- W pierwszej pi�tce - nie w pierwszych pi�ciu procentach, lecz
w pierwszej pi�tce. - To im powinno wystarczy�, pomy�la�. W
pierwszej pi�tce w�r�d trzech setek. M�g� im powiedzie�, �e by�
trzeci, odrobin� za numerem drugim i zdumiewaj�co daleko za
numerem pierwszym. Ale nie powiedzia�. To byli faceci z
podrz�dnych uczelni - Chicago, Columbia i Yanderbilt, o czym si�
dowiedzia� przegl�daj�c pobie�nie rejestry Martindale-Hubbella.
Wiedzia�, �e tego typu szczeg�y nie maj� dla nich znaczenia. -
Dlaczego wybra�e� Harvard?
- W�a�ciwie to Harvard wybra� mnie. Z�o�y�em podania na kilku
uczelniach i wsz�dzie zosta�em przyj�ty. Harvard zaofiarowa� mi
najwy�sze stypendium. Uwa�a�em, �e to najlepsza uczelnia. Nadal
tak uwa�am. - Niez�a robota, Mitch - powiedzia� Lambert z
zainteresowaniem przegl�daj�c resume. Raporty wci�� spoczywa�y
w teczce le��cej pod sto�em. - Dzi�kuj�, ci�ko pracowa�em.
- Na zaj�ciach z podatk�w i papier�w warto�ciowych zbiera�e�
wy��cznie najlepsze oceny. - To le�a�o w moim interesie.
- Przegl�dali�my twoje szkice. Robi� wra�enie.
- Dzi�kuj�. Lubi� prac� w bibliotece.
Pokiwali g�owami g�adko prze�kn�wszy to oczywiste k�amstwo. By�a
to cz�� rytua�u, bo przecie� �aden student prawa ani �aden
prawnik o zdrowych zmys�ach nie lubi� tej pracy. Jednak�e ka�dy
bez wyj�tku przysz�y pracownik udawa�, �e pa�a g��bok�,
nienasycon� mi�o�ci� do niej. - Opowiedz nam o swojej �onie -
powiedzia� prawie mi�kkim tonem Royce McKnight. Zastygli w
oczekiwaniu kolejnej riposty Mitcha. Ale by�o to pytanie
standardowe, nie dotyczy�o sacrum. Ten obszar bada�a ka�da firma.
- Ma na imi� Abby. Dyplom uprawniaj�cy do nauczania pocz�tkowego
otrzyma�a w Western Kentucky. Pobrali�my si� w tydzie� po tym,
jak oboje sko�czyli�my uczelni�. Od trzech lat pracuje w
prywatnym przedszkolu niedaleko uniwersytetu w Bostonie. - A czy
to ma��e�stwo...
- Jeste�my bardzo szcz�liwi. Znamy si� jeszcze ze szko�y
�redniej. - Na jakiej pozycji gra�e�? - zapyta� Lamar, kieruj�c
rozmow� na mniej osobiste tory. - W obronie. By�em rozchwytywany,
dop�ki nie kontuzjowa�em kolana w jednym z meczy. Wtedy
odwr�cili si� ode mnie wszyscy z wyj�tkiem Western Kentucky.
Gra�em bez przerwy przez cztery lata, ale kolano nigdy nie
wr�ci�o do normy. - Jak udawa�o ci si� pogodzi� gr� w futbol ze
zbieraniem najlepszych ocen? - Przedk�adam ksi��ki nad sport.
- Nie wydaje mi si�, �eby Western Kentucky przypomina�o zbytnio
powa�n� szko�� - wyrwa�o si� naraz Lamarowi. Locke i McKnight
popatrzyli na niego z dezaprobat�. - Podobnie jak Kansas State -
odparowa� Mitch.
Zamarli i przez kilka sekund spogl�dali na siebie z
niedowierzaniem. Ten facet wiedzia�, �e Lamar Quin studiowa� w
Kansas State. Nie spotka� go nigdy wcze�niej i nie mia� poj�cia,
kto b�dzie reprezentowa� firm� na wst�pnej rozmowie. A mimo to
wiedzia�. Zajrza� do Martindale-Hubbella i posprawdza� ich
wszystkich. Przeczyta� szkice biograficzne czterdziestu jeden
prawnik�w pracuj�cych w firmie i w u�amku sekundy przypomnia�
sobie, �e Lamar Quin, jeden z nich studiowa� w Kansas State. Do
diab�a! Zrobi�o to na nich naprawd� wra�enie! - Powiedzia�em
chyba co� nie tak - przeprosi� Lamar.
- Nie ma sprawy - ciep�o u�miechn�� si� Mitch.
Oliver Lambert odchrz�kn�� i ponownie skierowa� rozmow� na inny
temat. - Mitch. W naszej firmie nie tolerujemy nadu�ywania
alkoholu ani latania za sp�dniczkami. Nie jeste�my gromad� Holy
Rollers�w2, ale interesy licz� si� dla nas przede wszystkim. Mamy
du�e osi�gni�cia i ci�ko na nie pracujemy. I robimy naprawd�
wielkie pieni�dze. - Jestem w stanie przyj�� te warunki.
- Zastrzegamy sobie prawo poddawania ka�dego z cz�onk�w firmy
testom dotycz�cym u�ywania narkotyk�w. - Nie u�ywam narkotyk�w.
- To �wietnie. Jakiego jeste� wyznania?
- Metodysta.
- Znakomicie. W naszej firmie zetkniesz si� z lud�mi r�nych
wyzna�. Katolicy, bapty�ci, Ko�ci� Episkopalny. W gruncie rzeczy
to nie nasza sprawa, ale po prostu lubimy wiedzie�. Zale�y nam
na stabilno�ci rodziny, szcz�liwy prawnik to wydajny prawnik.
Dlatego si� tym interesujemy. Mitch przytakn�� z u�miechem. Ju�
to kiedy� s�ysza�...
Jego trzej rozm�wcy spojrzeli po sobie, a nast�pnie utkwili wzrok
w Mitchu. Oznacza�o to, �e dotarli do tego punktu rozmowy, w
kt�rym nale�y si� od indagowanego spodziewa� jednego lub dw�ch
inteligentnych pyta�. Mitch rozprostowa� nogi. Pieni�dze, to by�o
istotne pytanie, a konkretnie chcia� si� dowiedzie�, jak
proponowana suma ma si� do innych ofert, kt�re mu dot�d z�o�ono.
Je�li b�dzie za ma�o, pomy�la�, wtedy, c�... mi�o mi was by�o
pozna�, ch�opcy... Je�li wasza oferta oka�e si� interesuj�ca,
w�wczas, owszem, mo�emy pogada� o rodzinie, futbolu i wyznaniu.
Lecz wszystkie firmy dzia�a�y w ten spos�b. Dop�ki sytuacja nie
by�a jasna, bawili si� w co� w rodzaju pozorowanej walki. I by�o
oczywiste, �e rozmowa dotyczy wszystkiego opr�cz pieni�dzy.
Zaatakowa� wi�c pierwszy mi�kkim ciosem. - Jakiego typu prac�
b�d� wykonywa� na pocz�tku?
Pokiwali g�owami zadowoleni z pytania. Lamber i McKnight
popatrzyli na Lamara. Tym razem odpowied� nale�a�a do niego. -
Mamy co� w rodzaju dwuletniej praktyki, chocia� nie nazywamy tego
w ten spos�b. B�dziesz je�dzi� po ca�ym kraju na seminaria
podatkowe. Twoja edukacja potrwa jeszcze d�ugo. Przysz�ej zimy
sp�dzisz dwa tygodnie w Waszyngtonie w Ameryka�skim Instytucie
Podatkowym. Jeste�my bardzo dumni z naszych ekspertyz i dlatego
ci�g�y trening jest konieczny dla ka�dego z nas. Je�eli masz
zamiar osi�gn�� perfekcj� w tym, co robisz, b�dziemy za to
p�aci�. Dop�ki nie zajmiesz si� praktyczn� stron� prawa, twoja
praca nie b�dzie zbyt ekscytuj�ca, przynajmniej przez pierwsze
dwa lata. Szukanie orzecze� w bibliotekach, zestawienia i tym
podobne �miertelnie nudne zaj�cia. Ale b�dziesz otrzymywa�
uczciw� zap�at�. - Ile?
Lamar zerkn�� na Royce'a McKnighta, kt�ry, patrz�c na Mitcha,
powiedzia�: - Om�wimy wynagrodzenie i dodatkowe �wiadczenia,
kiedy przyjedziesz do Memphis. - Musz� mie� warunki na pi�mie,
bo inaczej by� mo�e w og�le nie pojad� do Memphis - u�miechn��
si� nieco arogancko, ale serdecznie. Zachowywa� si� jak cz�owiek,
kt�remu z�o�ono trzy propozycje pracy. Wsp�lnicy u�miechn�li si�
do siebie, po czym pierwszy odezwa� si� Lambert. - W porz�dku.
Podstawowe wynagrodzenie wynosi osiemdziesi�t tysi�cy za pierwszy
rok, plus premie, osiemdziesi�t pi�� za drugi rok, plus premie,
nisko oprocentowany zastaw hipoteczny, wi�c mo�esz kupi� dom. I
nowe BMW. Oczywi�cie sam wybierasz kolor. Spojrzenia ca�ej tr�jki
spocz�y na jego wargach i czekali na pojawienie si� zmarszczek
na policzkach. Pr�bowa� powstrzyma� u�miech, ale by�o to
niemo�liwe. Zachichota�. - To niewiarygodne - wymamrota�.
Osiemdziesi�t tysi�cy w Memphis by�o r�wnowa�ne stu dwudziestu
tysi�com w Nowym Jorku. Czy ten facet powiedzia� "BMW"? Jego
mazda mia�a na liczniku milion mil. Ostatnio mia� te� k�opoty z
jej uruchomieniem, ale nie uda�o mu si� jeszcze zaoszcz�dzi� na
nowy starter. - Tak�e wiele innych udogodnie�, kt�re mi�o nam
b�dzie z tob� om�wi� w Memphis.
Poczu� nagle siln� ch�� wyjazdu do Memphis. Czy nie le�a�o nad
rzek�? Star� z twarzy u�miech, odzyska� panowanie nad sob�.
Spojrza� uwa�nie na Olivera Lamberta i odezwa� si�, jak gdyby
zapominaj�c o pieni�dzach, domu i samochodzie. - Prosz� mi
opowiedzie� o firmie...
- Mamy czterdziestu jeden prawnik�w. W zesz�ym roku osi�gn�li�my
doch�d na jedn� osob� wy�szy ni� jakakolwiek inna firma tej
wielko�ci, czy wi�ksza, dotyczy to zreszt� wszystkich du�ych firm
w kraju. Mamy wy��cznie bogatych klient�w - korporacje, banki i
zamo�ni ludzie - kt�rzy dobrze p�ac� i nigdy nie narzekaj�.
Specjalizujemy si� w mi�dzynarodowym prawie podatkowym, co jest
tyle� intratne, co pasjonuj�ce. I robimy interesy tylko z tymi
lud�mi, kt�rzy mog� zap�aci�. - Ile czasu musi up�yn��, nim
zostaje si� wsp�lnikiem?
- Przeci�tnie dziesi�� lat, i to dziesi�� lat ci�kiej pracy.
Zarobienie p� miliona rocznie nie jest dla naszych wsp�lnik�w
niczym nadzwyczajnym i wi�kszo�� wycofuje si� przed
pi��dziesi�tk�. Musisz p�aci� sk�adki i by� na miejscu
osiemdziesi�t godzin w tygodniu, ale je�li zostaniesz
wsp�lnikiem, rzecz jest tego warta. Lamar pochyli� si� do przodu.
- Aby mie� sze�ciocyfrowe zarobki, nie musisz by� wsp�lnikiem.
Jestem w firmie od siedmiu lat i sum� stu tysi�cy rocznie
przekroczy�em cztery lata temu. Mitch zastanawia� si� przez
kr�tk� chwil� i obliczy�, �e maj�c trzydzie�ci lat m�g�by
zarabia� dobrze powy�ej stu tysi�cy. By� mo�e prawie dwie�cie
tysi�cy rocznie. Maj�c trzydzie�ci lat. Obserwowali go uwa�nie,
dobrze wiedz�c, co oblicza.
- Co mi�dzynarodowa firma podatkowa robi w Memphis?
Pytanie wywo�a�o u�miechy. Lambert zdj�� okulary i zacz�� si�
nimi bawi�. Dobre pytanie. - Bendini za�o�y� firm� w
czterdziestym czwartym. Pracowa� jako prawnik podatkowy w
Filadelfii i pozyska� kilku bogatych klient�w na Po�udniu.
Podatki by�y jego pasj� i wyl�dowa� w Memphis. Przez dwadzie�cia
lat nie zatrudnia� nikogo pr�cz prawnik�w podatkowych i firma
prosperuje znakomicie po dzi� dzie�. �aden z nas nie pochodzi z
Memphis, ale pokochali�my to miejsce. Bardzo przyjemne, stare,
po�udniowe miasto. Tak na marginesie, pan Bendini zmar� w tysi�c
dziewi��set siedemdziesi�tym. - Ilu wsp�lnik�w pracuje w firmie?
- Dwudziestu. Staramy si� utrzyma� stosunek: jeden wsp�lnik na
jednego pracownika. Du�o, ale nam to odpowiada. Jak widzisz, tu
tak�e post�pujemy po swojemu. - Wszyscy nasi wsp�lnicy s� w wieku
czterdziestu pi�ciu lat multimilionerami - doda� Royce McKnight.
- Wszyscy?
- Tak. Nie mo�emy tego zagwarantowa�, ale je�li do��czysz do
naszej firmy i po�wi�cisz dziesi�� lat na to, by zosta�
wsp�lnikiem, a potem po kolejnych dziesi�ciu, w wieku
czterdziestu pi�ciu lat, nie staniesz si� milionerem, to b�dziesz
pierwsz� tak� osob� od dwudziestu lat. - Imponuj�ca statystyka.
- To imponuj�ca firma, Mitch - odezwa� si� Oliver Lambert - i
jeste�my z tego dumni. Stanowimy elitarne bractwo. Nie jest nas
wielu i troszczymy si� o siebie nawzajem. Nie ma u nas
bandyckiego wsp�zawodnictwa, z jakiego s�yn� wielkie firmy.
Staramy si� by� bardzo ostro�ni przy doborze nowych ludzi i
stawiamy sobie za cel, aby ka�dy pracownik zosta� mo�liwie szybko
wsp�lnikiem. �eby to osi�gn��, inwestujemy mn�stwo czasu i
pieni�dzy w nas samych, a zw�aszcza w nowych ludzi. Bardzo
rzadko, w naprawd� wyj�tkowych wypadkach, zdarza si�, �e prawnik
odchodzi z naszej firmy. Jest to ewenement. Cz�sto staramy si�
w r�ny spos�b pomaga� naszym ludziom w robieniu kariery. Chcemy,
�eby byli szcz�liwi, i wydaje nam si�, �e to najbardziej
ekonomiczny spos�b dzia�ania. - Mam tu jeszcze jedn� imponuj�c�
statystyk� - dorzuci� McKnight. - W zesz�ym roku we wszystkich
firmach naszej wielko�ci, i wi�kszych, wsp�czynnik rotacji kadr
wynosi� dwadzie�cia osiem procent. U Bendiniego, Lamberta i
Locke'a by� on r�wny zeru. Tak by�o i rok temu. Min�o ju� wiele
czasu od ostatniego wypadku, gdy kt�ry� z prawnik�w opu�ci�
firm�. Patrzyli na niego uwa�nie, chc�c si� upewni�, czy wszystko
do niego dotar�o. Przedstawili si�, jak mogli najlepiej. Na
reszt� informacji przyjdzie jeszcze czas. Oczywi�cie, wiedzieli
znacznie wi�cej, ni� mogli powiedzie�. Jego matka, na przyk�ad,
mieszka�a w zdezelowanej przyczepie zaparkowanej na pla�y w
Panama City i wysz�a powt�rnie za m�� za by�ego kierowc�
ci�ar�wki, kt�ry pi� jak szewc. Po eksplozji w kopalni dosta�a
czterdzie�ci jeden tysi�cy dolar�w odszkodowania, z czego
wi�kszo�� roztrwoni�a. P�niej, kiedy jej syn zgin�� w Wietnamie,
czas jaki� cierpia�a na powa�ne zaburzenia psychiczne. Wiedzieli,
�e by� zaniedbanym dzieckiem, dorasta� w ub�stwie pod opiek�
brata Raya i kilku �yczliwych krewnych. N�dza boli, a oni
wiedzieli te�, �e wzbudza siln� potrzeb� sukcesu. Pracowa� po
trzydzie�ci godzin tygodniowo w ca�odobowym sklepie, a
jednocze�nie gra� w dru�ynie futbolowej i zbiera� najlepsze
oceny. Wiedzieli, �e ma�o sypia. Wiedzieli, �e jest zach�anny.
To by� ich cz�owiek. - Czy nie chcia�by� z�o�y� nam wizyty? -
spyta� Oliver Lambert - Kiedy? - zapyta� Mitch, marz�c o czarnym
318 z przyciemnianym dachem.
Przedpotopowa mazda z trzema deklami i mocno porysowan� przedni�
szyb� sta�a zaparta przednimi ko�ami o kraw�nik, co
uniemo�liwia�o jej stoczenie si� ze wzniesienia. Abby chwyci�a
klamk�, szarpn�a j� dwa razy i otworzy�a drzwi. Wsiad�a i
przekr�ci�a kluczyk w stacyjce. Nacisn�a sprz�g�o i obr�ci�a
kierownic�, mazda potoczy�a si� powoli do przodu. Kiedy zacz�a
nabiera� szybko�ci, Abby wstrzyma�a oddech. Zwolni�a sprz�g�o i
zagryza�a wargi, dop�ki przyt�umione obroty silnika nie sta�y si�
regularne. Mitch mia� trzy propozycje pracy do wyboru, nowy
samoch�d by� zatem kwesti� paru miesi�cy. Tyle mo�e wytrzyma�.
Trzy lata gnietli si� w dwupokojowym mieszkaniu w miasteczku
studenckim pe�nym porsche i mercedes�w i przez ca�y niemal czas
starali si� ignorowa� afronty ze strony koleg�w w tym bastionie
snobizmu typowego dla Wschodniego Wybrze�a. Byli kmiotkami z
Kentucky i mieli niewielu przyjaci�. Ale przetrwali i w miar�
g�adko odnie�li sukces ku wy��cznie w�asnej satysfakcji. Wola�a
Chicago od Nowego Jorku, godz�c si� nawet na mniejsze zarobki,
przede wszystkim dlatego, �e by�o dalej od Bostonu, a bli�ej
Kentucky. Lecz Mitch by� ci�gle nieprzenikniony, odpowiada�
wymijaj�co i jak zawsze rozwa�a� wszystko bardzo dok�adnie, ale
rezultaty swoich przemy�le� zachowywa� dla siebie. Nie zaproszono
jej do Nowego Jorku ani do Chicago. Niepewno�� bardzo j� m�czy�a,
chcia�a zna� odpowied�. Zaparkowa�a niezgodnie z przepisami na
wzg�rzu, niedaleko od domu, i wysiad�a z samochodu. Ich
mieszkanie by�o jednym z trzydziestu w dwupi�trowym budynku z
czerwonej ceg�y. Abby stan�a przed drzwiami i zacz�a grzeba�
w torebce, szukaj�c kluczy. Nagle drzwi otwar�y si� z impetem.
Porwa� j�, wci�gn�� do �rodka, rzuci� na kanap� i zaatakowa� jej
kark poca�unkami. Wrzasn�a i zacz�a chichota�. Ca�owali si�,
z��czeni w jednym z tych d�ugich, wilgotnych,
dziesi�ciominutowych u�cisk�w, pieszcz�c si� na o�lep i j�cz�c,
tak jak lubili to robi� jako nastolatki, kiedy ca�owanie si� by�o
czym� zabawnym, tajemniczym i zbli�aj�cym. - M�j Bo�e -
powiedzia�a, kiedy wreszcie oderwali si� od siebie - c� to za
okazja? - Nic nie czujesz? - zapyta�.
Rozejrza�a si� i wci�gn�a nosem powietrze.
- Mhm... tak... Co to jest?
- Kurczak chow mein i jajka foo yung. Od Wong Boys.
- W porz�dku. Co to za okazja?
- Plus butelka drogiego chablis. Ma nawet korek.
- Co si� sta�o, Mitch?
- Chod�. - Na ma�ym kuchennym stole, w�r�d rozmaitych szparga��w,
sta�a butelka wina i pude�ka z chi�skimi potrawami. Sprz�tn�li
papiery ze sto�u i roz�o�yli jedzenie. Mitch otworzy� wino i
nape�ni� dwa plastikowe kubki. - Mia�em dzi� niesamowite
spotkanie - powiedzia�.
- Z kim?
- Pami�tasz t� firm� z Memphis, od kt�rej dosta�em list w zesz�ym
miesi�cu? - Tak. Nie by�e� zachwycony.
- To jest to. Jestem pod olbrzymim wra�eniem. Praca dotyczy
wy��cznie podatk�w i zarobki s� bardzo dobre. - Ile?
Uroczy�cie wyj�� chow mein z pojemnika i roz�o�y� na dwa talerze.
Nast�pnie rozerwa� cienk� torebk� z sosem sojowym. Czeka�a na
odpowied�. Otworzy� kolejne pude�ko i zacz�� rozk�ada� jajka foo
yung. Skosztowa� wina i mlasn�� ze smakiem. - Ile? - spyta�a
ponownie.
- Wi�cej ni� Chicago, wi�cej ni� Wall Street.
Jej br�zowe oczy zw�zi�y si� i zap�on�y nag�ym blaskiem.
�ci�gn�a brwi i zmarszczy�a czo�o. - Ile?
- Osiemdziesi�t tysi�cy za pierwszy rok plus premia,
osiemdziesi�t pi�� za drugi plus premia - powiedzia�
nonszalanckim tonem, przypatruj�c si� z uwag� kawa�kom selera
w chow mein.
- Osiemdziesi�t tysi�cy - powt�rzy�a.
- Osiemdziesi�t tysi�cy, male�ka. Osiemdziesi�t kawa�k�w w
Memphis, Tennessee, jest to mniej wi�cej tyle samo, co sto
dwadzie�cia kawa�k�w w Nowym Jorku. - Komu zale�a�oby na Nowym
Jorku? - zapyta�a.
- Plus dodatkowo niski zastaw hipoteczny.
S�owo "hipoteka" od d�u�szego ju� czasu nie by�o u�ywane pod tym
dachem. W�a�ciwie w tej chwili nie mog�a sobie przypomnie�, kiedy
ostatnio rozmawiali o domu czy o czymkolwiek, co by�oby z nim
zwi�zane. Od miesi�cy przywykli akceptowa� fakt, �e b�d� musieli
wynajmowa� jaki� k�t, nie wiadomo jak d�ugo, do jakiego�
niewyobra�alnie odleg�ego momentu w przysz�o�ci, kiedy to zdob�d�
maj�tek i b�d� mogli my�le� o wysokim zastawie hipotecznym.
Odstawi�a kieliszek i powiedzia�a oficjalnym tonem:
- Chyba nie dos�ysza�am.
- Niski zastaw hipoteczny. Firma po�ycza wystarczaj�co du�o
pieni�dzy, aby mo�na by�o kupi� dom. Dla tych facet�w jest rzecz�
bardzo istotn�, by ich pracownicy wygl�dali zamo�nie, wi�c dadz�
nam pieni�dze na ni�szy procent. - Czy masz na my�li prawdziwy
dom, z trawnikiem i drzewami dooko�a? - Tak. Nie �adne tam
mieszkanie na Manhattanie po wyg�rowanej cenie, ale dom na
przedmie�ciu z trzema sypialniami, podjazdem i gara�em na dwa
samochody, w kt�rym b�dziemy mogli zaparkowa� BMW. Milcza�a przez
par� sekund, mo�e d�u�ej, ale w ko�cu zapyta�a. - BMW? Czyje BMW?
- Nasze, male�ka. Nasze BMW. Firma przekazuje nam nowy samoch�d
i daje kluczyki. To co� w rodzaju dodatkowej premii w ramach
zaliczki. Jest to kolejne pi�� tysi�cy za rok. Oczywi�cie, sami
wybieramy kolor. My�l�, �e czarny by�by przyjemny. Co o tym
s�dzisz? - Koniec z gratami, koniec z dziadostwem, koniec z
k�opotami - powiedzia�a, potrz�saj�c wolno g�ow�. U�miechn�� si�
do niej z pe�nymi ustami. Wiedzia�, �e ju� od dawna marzy�a o
meblach, tapetach, a mo�e i o basenie. I o dzieciach. Ma�ych
ciemnookich dzieciach z p�owymi w�osami. - I b�d� jeszcze
dodatkowe pieni�dze, ale to ma by� om�wione p�niej. - Nie
rozumiem, Mitch, dlaczego s� tacy hojni.
- Te� zada�em sobie to pytanie. S� bardzo wybredni, wymagaj�cy
i dumni z tego, �e mog� p�aci� tak wysokie pensje. Nastawiaj� si�
na najlepszych i nie boj� si� wydawa� pieni�dzy. Rotacja kadr
jest u nich zerowa. Poza tym my�l�, �e �ci�ganie najlepszych do
Memphis kosztuje ich wi�cej. - By�oby bli�ej do domu -
powiedzia�a, nie patrz�c na niego. - Nie mam domu. By�oby bli�ej
do twoich rodzic�w i to mnie martwi. Skwitowa�a milczeniem t�
uwag�, w ten spos�b reagowa�a niemal zawsze na jego komentarze
dotycz�ce jej rodziny. - B�dziesz bli�ej Raya...
Pokiwa� g�ow�, ugryz� kanapk� z jajkiem i wyobrazi� sobie
pierwsz� wizyt� jej rodzic�w. Ten s�odki moment, kiedy wtocz� si�
swoim zu�ytym cadillakiem na podjazd i zaszokowani b�d� si� gapi�
na nowy domek z dwoma nowymi samochodami w gara�u. Pozieleniej�
z zazdro�ci i zaczn� si� gor�czkowo zastanawia�, w jaki, do
licha, spos�b ten biedny dzieciak bez rodziny i pozycji m�g�
sobie pozwoli� na co� takiego maj�c zaledwie dwadzie�cia pi��
lat, �wie�o po szkole prawniczej. Zmusz� si� do bolesnego
u�miechu i b�d� m�wi�, �e wszystko jest takie cudowne, lecz po
jakim� czasie - o, nie trzeba b�dzie czeka� na to zbyt d�ugo -
pan Sutherhand za�amie si� i zapyta, ile ten dom kosztowa�. Wtedy
Mitch powie mu, �eby pilnowa� swoich w�asnych spraw, czym
doprowadzi starego cz�owieka do sza�u. Potem, posiedziawszy
kr�tko odjad�, a gdy wr�c� do Kentucky, wszyscy ich przyjaciele
us�ysz� o tym, jak wspaniale si� powodzi c�rce i zi�ciowi w
Memphis. Abby b�dzie zmartwiona, �e nie mogli si� dogada�, ale
nic nie powie. Od pocz�tku traktowali go jak tr�dowatego. By� dla
nich do tego stopnia nikim, �e zbojkotowali ich skromny �lub. -
Czy by�a� kiedy� w Memphis? - zapyta�.
- Raz, jako ma�a dziewczynka. Na czym� w rodzaju spotkania
religijnego. Pami�tam jedynie rzek�. - Chc�, aby�my przyjechali
z wizyt�.
- My? Czy to znaczy, �e jestem zaproszona?
- Tak. Licz� na to, �e przyjedziesz.
- Kiedy?
- Za par� tygodni. Op�ac� nam samolot na czwartek po po�udniu.
I zostaniemy tam na weekend. - Ju� teraz podoba mi si� ta firma.
ROZDZIA� 2
Budynek firmy mia� cztery pi�tra i zosta� zbudowany przed stu
laty przez handlarza bawe�n� i jego syn�w w czasach, gdy
nast�pi�o odrodzenie handlu tym towarem w Memphis. Sta� po�rodku
ci�gu bawe�nianego na Front Street obok rzeki. Przez jego
korytarze, drzwi i pod�ogi przewin�y si� miliony ton bawe�ny
dostarczanej z Missisipi i Arkansas, a sprzedawanej na ca�ym
�wiecie. Opustosza�y i zaniedbany, a nast�pnie, po pierwszej
wojnie �wiatowej, wielokrotnie odnowiony, nabyty zosta� w tysi�c
dziewi��set pi��dziesi�tym pierwszym roku przez agresywnego
prawnika podatkowego Antoniego Bendiniego. �w odnowi� go raz
jeszcze i zacz�� zape�nia� prawnikami. Nada� mu te� nazw� Gmachu
Bendiniego. Gmach sta� si� jego oczkiem w g�owie, ho�ubi� go i
pie�ci� dodaj�c do� co roku kolejn� warstw� luksusu.
Ufortyfikowa� go, zabezpieczy� drzwi i okna, zatrudni� armi�
stra�nik�w, aby chronili budynek i jego u�ytkownik�w,
zainstalowa� windy, alarm elektroniczny, elektroniczne zamki
szyfrowe, sie� monitor�w, si�owni�, �a�ni�, urz�dzi� te�
przebieralni�, a na ostatnim pi�trze sto��wk� z zachwycaj�cym
widokiem na rzek�. W ci�gu dwudziestu lat stworzy� najbogatsz�
i zdecydowanie najbardziej dyskretn� firm� prawnicz� w Memphis.
Dyskrecja by�a jego obsesj�. Ka�demu pracownikowi zatrudnionemu
przez firm� przypominano do znudzenia o fatalnych konsekwencjach
nietrzymania j�zyka za z�bami. Wszystko by�o poufne. Pensje,
funkcje, awanse i przede wszystkim to, co dotyczy�o klient�w.
Ujawnienie interes�w firmy, jak przestrzegano m�odych
pracownik�w, mog�o przekre�li� szans� na osi�gni�cie nagrody
�wi�tego Graala: statusu wsp�lnika. Nic si� nie wydostawa�o poza
mury fortecy na Front Street, �onom m�wiono, �e nie powinny o nic
pyta�, albo je po prostu ok�amywano. Pracownicy mieli ci�ko
pracowa�, niewiele m�wi� i wydawa� pieni�dze. I tak robili,
wszyscy bez wyj�tku. Zatrudniaj�c czterdziestu jeden prawnik�w,
firma by�a czwarta pod wzgl�dem wielko�ci w Memphis. Jej
cz�onkowie nie reklamowali si� ani nie szukali rozg�osu.
Stanowili zwarty klan i nie utrzymywali za�y�ych stosunk�w z
innymi prawnikami. Ich �ony gra�y wsp�lnie w tenisa i bryd�a i
razem je�dzi�y po zakupy. Lambert i Locke to by�a wielka, wsp�lna
rodzina, raczej bogata rodzina.
O dziesi�tej rano na Front Street zatrzyma�a si� limuzyna firmy
i wysiad� z niej Mitchel Y. McDeere. Uprzejmie podzi�kowa�
kierowcy i odprowadzi� wzrokiem odje�d�aj�cy pojazd. Jego
pierwsza jazda limuzyn�. Sta� na chodniku w pobli�u �wiate� dla
pieszych i podziwia� niezwyk�y, malowniczy i w jaki� spos�b
imponuj�cy budynek dyskretnej firmy Bendiniego. W niczym nie
przypomina� on stalowo-szklanych gigant�w, stanowi�cych siedziby
najlepszych w Nowym Jorku, ani ogromnego cylindra, kt�ry
odwiedzi� w Chicago. Ale Mitch ju� wiedzia�, �e go polubi. By�
mniej pretensjonalny. Bardziej przypomina� mu jego samego. Lamar
Quin pojawi� si� we frontowych drzwiach i zbieg� po schodach.
Zawo�a� do Mitcha i pomacha� mu r�k�. Ubieg�ej nocy czeka� na
niego i Abby na lotnisku, a potem zaprowadzi� oboje do hotelu
"Peabody". - Witaj, Mitch, jak spa�e�?
U�cisn�li sobie r�ce jak starzy znajomi.
- Bardzo dobrze. To wspania�y hotel.
- Wiedzieli�my, �e ci si� spodoba. "Peabody" podoba si� ka�demu.
Weszli do frontowego foyer, gdzie napis na ma�ej tabliczce wita�
Mitchela Y. McDeere'a, go�cia dnia. Dobrze ubrana, cho�
nieatrakcyjna recepcjonistka u�miechn�a si� ciep�o, powiedzia�a,
�e ma na imi� Sylwia i je�eli b�dzie potrzebowa� czegokolwiek
podczas pobytu w Memphis, niech jej po prostu da zna�.
Podzi�kowa� jej. Lamar poprowadzi� go do g��wnego korytarza i
st�d rozpocz�� oprowadzanie. Wyja�ni� Mitchowi plan budynku, a
po drodze przedstawia� go sekretarkom i asystentom. W g��wnej
bibliotece, na pierwszym pi�trze, wok� olbrzymiego sto�u
konferencyjnego zgromadzi� si� t�um prawnik�w; jedli ciasteczka
i popijali kaw�. Umilkli, kiedy wszed� go��. Oliver Lambert
powita� Mitcha i przedstawi� go zespo�owi. By�o ich dwudziestu,
prawnicy firmy, w wi�kszo�ci niewiele starsi od przybysza.
Wsp�lnicy byli zbyt zaj�ci, wyja�ni� Lamar, ale spotkaj� si� z
nim p�niej, na prywatnym lunchu. Stan�li przy ko�cu sto�u.
Lambert poprosi� o cisz�. - Panowie, to jest Mitchel McDeere.
Wszyscy o nim s�yszeli�cie i oto on, we w�asnej osobie. Nasz
numer jeden tego roku. Numer jeden bez �adnych w�tpliwo�ci, �e
tak powiem. Duzi ch�opcy w Nowym Jorku, Chicago i kto wie, gdzie
jeszcze, zamieszali mu w g�owie, wi�c musimy go sprzeda� naszej
ma�ej firmie tu, w Memphis. U�miechn�li si� i pokiwali g�owami
z aprobat�. Mitch by� zmieszany. - Uko�czy Harvard za dwa
miesi�ce i uko�czy go z wyr�nieniem. Jest cz�onkiem kolegium
redakcyjnego "Harwardzkiego Przegl�du Prawniczego". Mitch
spostrzeg�, �e to zrobi�o wra�enie.
- Studiowa� w Western Kentucky. Studia zako�czy� summa cum
laudae. - To ju� nie by�o tak imponuj�ce. - Gra� te� przez cztery
lata w dru�ynie futbolowej, zaczynaj�c jako junior. Teraz byli
naprawd� pod wra�eniem. Niekt�rzy sprawiali wra�enie
oszo�omionych, wr�cz przera�onych. Jakby zobaczyli samego Joego
Namatha. Starszy wsp�lnik ci�gn�� sw�j monolog. (Mitch sta�
za�enowany obok niego). Monotonnym g�osem rozwodzi� si� o tym,
jacy s� zawsze wymagaj�cy wobec kandydat�w, i o tym, jak
znakomicie Mitch by si� do nich nadawa�. Mitch w�o�y� r�ce do
kieszeni i przesta� s�ucha�. Przygl�da� si� zebranym. Mia� przed
sob� m�odych zamo�nych ludzi sukcesu. Zasady dotycz�ce ubioru
by�y chyba do�� �ci�le okre�lone, ale nie inne ni� w Nowym Jorku
czy Chicago. Ciemnoszare lub granatowe we�niane garnitury, bia�e
lub niebieskie bawe�niane wykrochmalone koszule oraz jedwabne
krawaty. Nic kr�puj�cego ani niewygodnego. Kilka muszek, ale nic
bardziej �mia�ego. Obowi�zywa�a elegancja. �adnego zarostu, w�s�w
ani w�os�w zachodz�cych na uszy. By�o paru mi�czak�w, ale
wi�kszo�� prezentowa�a si� dobrze. Lambert ju� prawie ko�czy�
nudnawe przem�wienie. - Lamar poka�e Mitchowi nasze biuro,
b�dziecie wi�c mieli okazj� pogaw�dzi� z nim p�niej. Postarajmy
si� przywita� go serdecznie. Dzi� wieczorem on i jego �liczna,
naprawd� tak uwa�am, �liczna �ona, Abby, b�d� je�� �eberka w
"Rendez-vous" i oczywi�cie jutro wieczorem b�dzie u mnie solidny
obiad. Prosz� was, aby�cie zachowali si� najlepiej, jak was na
to sta�. U�miechn�� si� i spojrza� na go�cia.
- Mitch, je�eli Lamar ci� zm�czy, daj mi zna�, a poszukamy ci
kogo� bardziej wykwalifikowanego. McDeere u�cisn�� ponownie r�ce
wszystkim obecnym i pr�bowa� zapami�ta� tyle imion, ile by� w
stanie. - Zaczynamy nasz� wycieczk� - powiedzia� Lamar, kiedy
pok�j opustosza�. - To jest oczywi�cie biblioteka. Mamy
identyczn� na ka�dym pi�trze. Wykorzystujemy je tak�e, gdy mamy
jakie� wi�ksze spotkania. Na ka�dym pi�trze jest inny
ksi�gozbi�r, wi�c nigdy nie wiadomo, gdzie b�dziesz pracowa�.
Mamy dw�ch pe�noetatowych bibliotekarzy i u�ywamy powszechnie
mikrofilm�w i mikrofiszek. Przyj�li�my zasad�: pracujemy
wy��cznie w obr�bie budynku. Zgromadzili�my ponad sto tysi�cy
tom�w, w��czaj�c w to wa�ne raporty dotycz�ce us�ug podatkowych.
To wi�cej ni� maj� niekt�re uczelnie prawnicze. Je�eli nie
b�dziesz m�g� znale�� jakiej� ksi��ki, zg�o� si� do
bibliotekarza. Min�li d�ugi st� konferencyjny, a nast�pnie
przeszli mi�dzy rz�dami wype�nionych ksi��kami p�ek. - Sto
tysi�cy tom�w - wymamrota� Mitch.
- Tak, wydajemy prawie p� miliona rocznie na nowe wydania i
suplementy. Nasi wsp�lnicy zawsze na to narzekaj�, ale nie
zdecydowaliby si� nigdy na zredukowanie tych sum. Jest to jedna
z najwi�kszych prywatnych bibliotek prawniczych w kraju. -
Imponuj�ce...
- Staramy si� uczyni� prac� nad poszukiwaniem orzecze� na tyle
bezbolesn�, jak jest to w og�le mo�liwe. Wiesz, jakie to nudne
i ile czasu mo�na zmarnowa� na szukanie odpowiednich materia��w.
Przez pierwsze dwa lata sp�dzisz tutaj mn�stwo czasu. Wi�c
b�dziemy pr�bowali uczyni� to zaj�cie w miar� przyjemne. Zza
zagraconego biurka stoj�cego w rogu sali podni�s� si� jeden z
bibliotekarzy, przedstawi� si� i pokaza� im pok�j komputerowy,
gdzie czeka�o dwunastu pomocnik�w gotowych dopom�c w poszukiwaniu
materia��w. Zaproponowa�, �e poka�e najnowsze, naprawd� wspania�e
programy, ale Lamar powiedzia�, �e zajrz� tu p�niej. - To mi�y
facet - powiedzia�, gdy opu�cili bibliotek� - p�acimy mu
czterdzie�ci tysi�cy rocznie tylko za prac� z ksi��kami. To
zdumiewaj�ce. Naprawd� zdumiewaj�ce - pomy�la� Mitch.
Pierwsze pi�tro by�o zagospodarowane w spos�b niemal identyczny
jak pozosta�e. Przestrze� po�rodku ka�dego z pi�ter zajmowa�y
stanowiska pracy sekretarek; sta�y tam ich biurka, kopiarki,
szafki z kartotekami i inne niezb�dne urz�dzenia. Po jednej
stronie tej otwartej przestrzeni znajdowa�a si� biblioteka, a po
drugiej mie�ci�y si� pomieszczenia konferencyjne i biura. - Nie
zobaczysz tu ani jednej �adnej sekretarki - powiedzia� cicho
Lamar, kiedy Mitch przygl�da� si� pracuj�cym dziewczynom. - Jest
to, zdaje si�, niepisane prawo firmy. Oliver Lambert robi
wszystko, aby zatrudnia� najstarsze i najbrzydsze, jakie uda mu
si� znale��. Niekt�re siedz� tutaj ju� od dwudziestu lat. -
Wygl�daj� jak krowy - powiedzia� Mitch do siebie.
- Tak, to cz�� og�lnej strategii. Flirtowanie jest absolutnie
zabronione i o ile wiem, nigdy nic takiego tu si� nie zdarzy�o. -
A je�li si� jednak zdarzy?
- Kto to wie. Sekretark�, oczywi�cie, natychmiast by wyrzucono,
prawnik, jak s�dz�, zosta�by ci�ko ukarany. Mog�oby go to
kosztowa� wsp�lnictwo. Nikt nie ma ochoty si� przekona�,
zw�aszcza �e to stado kr�w. - Ubieraj� si� elegancko.
- Nie zrozum mnie �le. Zatrudniamy tylko najlepsze sekretarki i
p�acimy im wi�cej ni� jakakolwiek firma w mie�cie. Patrzysz na
najlepsze, niekoniecznie naj�adniejsze. Wymagamy do�wiadczenia
i dojrza�o�ci. Lambert nie zatrudni�by �adnej przed trzydziestk�.
- Przypada po jednej na prawnika?
- Tak, dop�ki nie jeste� wsp�lnikiem. Potem dostaniesz nast�pn�,
a potem jeszcze jedn�, je�eli b�dziesz potrzebowa�. Nathan Locke
zatrudnia trzy, wszystkie maj� dwudziestoletni� praktyk�. I
pozwala im si� obija�. - Gdzie jest jego biuro?
- Na trzecim pi�trze, gdzie wst�p jest wzbroniony.
Mitch ju� mia� zada� pewne pytanie, lecz z niego zrezygnowa�.
Naro�ne biura, dwadzie�cia pi�� na dwadzie�cia pi��, zajmuj�
najstarsi wsp�lnicy - poinformowa� Mitcha Lamar. Biura w�adzy,
jak je nazwa�. Ka�de by�o urz�dzone wed�ug indywidualnego gustu,
nie liczono si� tu z �adnymi kosztami. Zwalnia�y si� dopiero
wtedy, gdy owi wielcy, kt�rzy tu urz�dowali, szli na emerytur�
lub umierali; wtedy walczyli o nie m�odsi wsp�lnicy. Lamar
zapali� �wiat�o w jednym z nich. Po czym weszli do �rodka i
zamkn�li za sob� drzwi. - Mi�y widok, nie s�dzisz? - powiedzia�,
gdy Mitch podszed� do okna i spojrza� na rzek� w dole, wolno,
lecz nieprzerwanie tocz�c� swoje wody. - W jaki spos�b dostaje
si� takie biuro? - spyta� Mitch, podziwiaj�c barki przep�ywaj�ce
pod mostem w drodze do Arkansas. - Zabiera to du�o czasu, a kiedy
ju� dostaniesz si� tutaj, b�dziesz kim� bardzo zamo�nym, bardzo
zaj�tym i nie b�dziesz mia� czasu na podziwianie widok�w. - A do
kogo nale�y to biuro?
- Do Victora Milligana. Jest szefem do spraw podatk�w i bardzo
mi�ym cz�owiekiem. Pochodzi z Nowej Anglii, przebywa tutaj od
dwudziestu pi�ciu lat i nazywa Memphis swoim domem. - Lamar
w�o�y� r�ce do kieszeni i zacz�� chodzi� po pokoju. - Te pod�ogi
z twardego drewna i sufity s� tak stare jak budynek, maj� ponad
sto lat. Wi�kszo�� powierzchni pokryta jest dywanami, ale s�
takie miejsca, gdzie drzewo nie zosta�o zniszczone. B�dziesz m�g�
sobie wybra� dywan albo kobierzec. - Wol� drzewo. A ten, tutaj,
c� to za kobierzec?
- Perski czy co� w tym rodzaju. Antyk. Nie znam dok�adnie jego
historii. Przy tym biurku pracowa� pradziadek Milligana, kt�ry
by� jakim� s�dzi� w Rhode Island. Tak przynajmniej twierdzi
Milligan. Ma co� w rodzaju lekkiej paranoi i nigdy nie wiadomo,
kiedy robi ci� w konia. - Gdzie on jest?
- Chyba na urlopie, tak mi si� wydaje. M�wiono ci ju� o
urlopach? - Nie.
- B�dziesz dostawa� dwa tygodnie na rok przez pierwsze pi�� lat.
P�atnego urlopu, oczywi�cie. Potem trzy tygodnie, a� do czasu,
kiedy zostaniesz wsp�lnikiem, wtedy b�dziesz m�g� bra�, ile
chcesz. Firma ma domek w Veil, domek nad jeziorem w Manitoba i
pokoje w Seven Mile Beach na Grand Cayman Island. S� za darmo,
ale musisz je wcze�niej zarezerwowa�. Wsp�lnicy maj�
pierwsze�stwo, po nich kto pierwszy, ten lepszy. Kajmany s�
bardzo popularne w naszej firmie. Jest to niebo, je�li chodzi o
podatki mi�dzynarodowe, dlatego trudno o miejsca na wi�kszo��
naszych wycieczek. My�l�, �e Milligan jest tam teraz,
prawdopodobnie nurkuje i prowadzi interesy. Na jednym z wyk�ad�w
na temat podatk�w Mitch s�ysza� o tych Kajmanach i wiedzia�, �e
znajduj� si� gdzie� na Morzu Karaibskim. Ju� chcia� spyta�
Lamara, gdzie dok�adnie, ale zdecydowa�, �e sam to sprawdzi. -
Tylko dwa tygodnie? - zapyta�.
- Tak. Czy to dla ciebie za ma�o?
- Wcale nie. Firmy w Nowym Jorku oferuj� co najmniej trzy
tygodnie. - Powiedzia� to takim tonem, jakby sam, kieruj�c si�
rozs�dkiem, krytycznie ocenia� kosztowne urlopy. Nigdy nie mia�
wakacji. Poza trzydniowym weekendem, kt�ry nazywali z Abby
miesi�cem miodowym, i okazjonalnymi przejazdami przez Now�
Angli�, nigdy nie mia� wakacji ani urlopu i nigdy nie by� za
granic�. - Mo�esz dosta� dodatkowy tydzie� bezp�atnie.
Mitch skin�� g�ow�, co mia�o oznacza�, �e jest to do przyj�cia.
Opu�cili biuro Milligana i kontynuowali zwiedzanie. Korytarz
przechodzi� w d�ugi prostok�t, za kt�rego �cianami, po obu
stronach mie�ci�y si� biura adwokat�w, ka�de z nich mia�o okno
ze wspania�ym widokiem, s�oneczne �wiat�o. "Te z widokiem na
rzek� s� symbolem presti�u i najcz�ciej zajmuj� je wsp�lnicy" -
wyja�ni� Lamar. Istnia�y listy oczekuj�cych na te biura.
Wewn�trz korytarza, z dala od okien i rozpraszaj�cych uwag�
widok�w, znajdowa�y si� pomieszczenia konferencyjne, biblioteki
i stanowiska pracy sekretarek. Biura pracownik�w mniejsze,
pi�tna�cie na pi�tna�cie, ale bogato urz�dzone prezentowa�y si�
o wiele lepiej ni� biura pracownik�w, kt�re widzia� w Nowym Jorku
albo Chicago. "Firma wydaje niez�y maj�tek na honoraria dla
projektant�w wn�trz" - powiedzia� Lamar. Wygl�da�o na to, �e
pieni�dze rosn� tu na drzewach. M�odsi pracownicy byli
przyjacielscy, rozmowni i sprawiali wra�enie zadowolonych z
przerwy w pracy. Wi�kszo�� wypowiada�a w paru s�owach swe uznanie
dla wielko�ci firmy i Memphis. To stare miasto zaczyna jakby
rosn�� w oczach, je�li si� tu przebywa ju� jaki� czas. Oni tak�e
byli rozrywani przez du�ych ch�opc�w w Waszyngtonie i na Wall
Street, lecz wcale nie �a�uj� swego wyboru. Wsp�lnicy byli
bardziej zaj�ci, ale tak samo mili. Powtarzali mu wci�� od nowa,
�e jest kim�, kogo wybrano niezwykle starannie z licznego grona
kandydat�w, i �e b�dzie znakomicie pasowa�. To jest ten typ
firmy, jaki mu na pewno b�dzie odpowiada�. Obiecali, �e
porozmawiaj� o tym wszystkim d�u�ej podczas lunchu.
Godzin� wcze�niej Kay Quin zostawi�a dzieci z nia�k� i dziewczyn�
do pomocy i spotka�a si� z Abby na obiedzie w "Peabody".
Pochodzi�a, podobnie jak Abby, z ma�ego miasteczka. Po�lubi�a
Lamara po uko�czeniu koled�u i przez trzy lata mieszka�a w
Nashville, gdy on studiowa� prawo w Yanderbilt. Potem zacz��
zarabia� tyle, �e rzuci�a prac� i w ci�gu czternastu miesi�cy
urodzi�a dw�jk� dzieci. Teraz, kiedy nie musia�a ju� pracowa� i
sko�czy�a z rodzeniem dzieci, wi�kszo�� czasu sp�dza�a w klubie
ogrodniczym, fundacji serca, w Stowarzyszeniu Rodzic�w i
Nauczycieli i w ko�ciele. Mimo �e mia�a teraz pieni�dze i �y�a
w dostatku, pozosta�a osob� skromn� i bezpretensjonaln� i
wszystko wskazywa�o na to, �e ju� si� nie zmieni, bez wzgl�du na
to, jakie sukcesy odniesie jeszcze jej m��. Abby znalaz�a
przyjaci�k�. Zjad�y rogaliki z jajkami, usiad�y w hallu
hotelowym i pi�y kaw�, obserwuj�c kaczki p�ywaj�ce wok�
fontanny. Kay zaproponowa�a wycieczk� po Memphis i p�ny lunch
gdzie� w pobli�u jej domu. Mo�e porobi� te� jakie� zakupy. - Czy
wspomnieli o niskim zastawie hipotecznym? - spyta�a. - Tak.
Podczas pierwszej rozmowy.
- B�d� chcieli, aby�cie kupili dom, kiedy si� tu przeprowadzicie.
Wi�kszo�� ludzi nie mo�e sobie pozwoli� na dom po uko�czeniu
szko�y prawniczej, wi�c firma po�ycza pieni�dze na niski procent
i sprawuje piecz� nad hipotek�. - Jak niski?
- Nie wiem dok�adnie. Min�o siedem lat, odk�d si� tu
przeprowadzili�my, i od tego czasu kupili�my sobie ju� drugi dom.
To prawdziwa okazja, mo�esz mi wierzy�. Firma zadba o to,
�eby�cie mieli w�asny dom. To rodzaj niepisanej umowy. - Dlaczego
jest to dla nich takie wa�ne?
- Z wielu powod�w. Przede wszystkim chc�, �eby�cie tu
zamieszkali. Firma bardzo starannie dobiera ludzi i najcz�ciej
udaje im si� dosta� tego, kogo chc�. Ale Memphis nie jest
specjalnie atrakcyjnym miejscem, dlatego musz� oferowa� wi�cej.
Poza tym firma jest bardzo wymagaj�ca, szczeg�lnie je�li chodzi
o pracownik�w. Postuluje si� prac� przez osiemdziesi�t godzin
tygodniowo i sp�dzanie du�ej ilo�ci czasu poza domem. Nie b�dzie
to �atwe dla �adnego z was obojga i firma o tym wie. Teoria m�wi,
�e trwa�e ma��e�stwo oznacza szcz�liwego prawnika, a szcz�liwy
prawnik to wydajny prawnik. Tak wi�c w istocie rzeczy chodzi o
zysk. Zawsze o zysk. Jest tak�e inna przyczyna. Ci wszyscy faceci
s� bardzo dumni ze swojej zamo�no�ci. Ka�dy powinien wygl�da� i
zachowywa� si� jak przysta�o na zamo�nego. By�aby to skaza na
honorze firmy, gdyby kt�ry� z ich pracownik�w musia� wynajmowa�
mieszkanie. Chc�, by ka�dy mia� dom, a po pi�ciu latach inny,
wi�kszy dom. Je�li b�dziemy mia�y troch� czasu dzi� po po�udniu,
poka�� ci niekt�re domy wsp�lnik�w. Kiedy je zobaczysz, nie
b�dziesz �a�owa�a tych osiemdziesi�ciu godzin tygodniowo. - I tak
jestem do tego przyzwyczajona.
- To dobrze. Ale studia prawnicze nie dadz� si� w og�le por�wna�
z tym, co mamy tutaj. W sezonie podatkowym pracuje si� tu
niekiedy po sto godzin tygodniowo. Abby u�miechn�a si� i
potrz�sn�a g�ow�, jakby jej to zaimponowa�o. - Czy ty pracujesz?
- zapyta�a.
- Nie. Wi�kszo�� z nas nie pracuje. Mamy pieni�dze, wi�c nie
musimy, a przy tym je�eli chodzi o dzieci, to nasi m�owie
niewiele nam pomagaj�. Oczywi�cie praca nie jest zabroniona. -
Zabroniona przez kogo?
- Przez firm�.
- Mam nadziej�.
Abby powt�rzy�a w my�li s�owo "zabroniona", ale zaraz przesta�a
si� nad nim zastanawia�. Kay wypi�a �yk kawy i spojrza�a na
kaczki. Ma�y ch�opczyk oddali� si� od swej mamy i przystan�� w
pobli�u fontanny. - Czy masz zamiar za�o�y� rodzin�? - zapyta�a
Kay.
- Mo�e za par� lat.
- Dzieci s� dobrze widziane.
- Przez kogo?
- Przez firm�.
- Dlaczego firmie zale�y, aby�my mia�y dzieci?
- Ten sam pow�d: stabilna rodzina. Nowe dziecko to wa�ne
wydarzenie w biurze. Przesy�aj� nam do szpitala kwiaty i
prezenty. Traktuj� ci� jak kr�low�. Tw�j m�� dostaje tydzie�
urlopu, ale nadmiar zaj�� nie pozwala mu go wykorzysta�. Mamy tu
sporo zabawy. - Wygl�da to jak jedno wielkie bractwo.
- Bardziej jak du�a rodzina. Nasze �ycie towarzyskie wi��e si�
zawsze z firm� i jest to rzecz istotna, gdy� nikt z nas nie
pochodzi z Memphis. Wszyscy jeste�my przesiedle�cami. - To mi�e,
ale nie �ycz� sobie, �eby ktokolwiek dyktowa� mi, kiedy mam
pracowa�, kiedy przesta� pracowa�, a kiedy rodzi� dzieci. - Nie
martw si�. Oni si� bardzo troszcz� wzajemnie o siebie, ale firma
nie wtr�ca si� do tych spraw. - Zaczynam si� w�a�nie zastanawia�,
jak to jest.
- Odpr� si�, Abby. Firma jest jak rodzina. S� wspania�ymi
lud�mi, a Memphis to urocze stare miasto, w kt�rym cudownie si�
mieszka i wychowuje dzieci. Koszty �ycia s� tu znacznie ni�sze
ni� gdzie indziej, a �ycie mija wolniej. Prawdopodobnie
przymierzali�cie si� do jednego z wielkich miast. My kiedy� te�,
ale dzi� nie zamieni� Memphis na �adne z nich. - B�d� mog�a je
obejrze�?
- Po to tu mi�dzy innymi jestem. My�l�, �e zaczniemy od centrum.
P�niej pojedziemy na wsch�d, obejrzymy sobie przyjemniejsze
dzielnice, mo�e te� obejrzymy sobie niekt�re domy i zjemy co� w
mojej ulubionej restauracji. - Brzmi to zach�caj�co.
Kay zap�aci�a za kaw�. Opu�ci�y "Peabody" i wsiad�y do nowego
mercedesa rodziny Quin�w.
Jadalnia, jak nazywano to pomieszczenie, zajmowa�a zachodni
kraniec czwartego pi�tra. Wzd�u� jednej ze �cian bieg�y rz�dem
wielkie okna, z kt�rych roztacza� si� fascynuj�cy widok na
p�yn�c� w dole rzek� - motor�wki, kajaki, barki, statki i mosty.
Sala ta stanowi�a swoisty azyl dla owych najbardziej
utalentowanych i ambitnych prawnik�w, nazywanych w dyskretnej
firmie Bendiniego wsp�lnikami. Zbierali si� tutaj codziennie na
lunch sporz�dzony przez Jessie Frances, ogromn�, odznaczaj�c� si�
burzliwym temperamentem Murzynk�, a podawany przez jej m�a,
Roosevelta, kt�ry nosi� bia�e r�kawiczki i dziwaczny, pognieciony
frak, otrzymane w prezencie od samego pana Bendiniego;
przychodzili te� czasami rankiem na kaw� i p�czki, by
podyskutowa� o interesach firmy, a niekiedy p�nym popo�udniem
na kieliszek wina, aby uczci� udany miesi�c lub wyj�tkowo wysokie
honorarium. Tylko wsp�lnicy i ewentualnie niekt�rzy go�cie, na
przyk�ad wa�ni klienci lub obiecuj�cy nowicjusz, mieli tu otwarty
wst�p. Pracownicy mogli tam je�� jedynie dwa razy do roku. Tylko
dwa - by�o to odnotowywane - i tylko na zapr