564
Szczegóły |
Tytuł |
564 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
564 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 564 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
564 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stephen Baxter
P�yw
Dura przebudzi�a si� gwa�townie.
Co� by�o nie w porz�dku. Fotony wydziela�y inny zapach ni� zazwyczaj.
Ledwo dostrzega�a r�k�, kt�r� wyci�gn�a przed siebie. Zgi�a palce. Wok� opuszk�w zal�ni� wzburzony, fioletowobia�y gaz elektronowy, kt�rego cz�steczki porusza�y si� chwiejnie, po spirali wzd�u� linii Magpola. Powietrze wydawa�o si� ciep�e i nie�wie�e; Dura widzia�a tylko niewyra�ne zarysy przedmiot�w.
Przez chwil� nie rusza�a si�, zwini�ta w ciasny k��bek, zawieszona w elastycznym u�cisku Magpola.
S�ysza�a piskliwe i gor�ce z przera�enia g�osy. Dochodzi�y od strony Sieci.
Mocno zacisn�a powieki i obj�a r�kami kolana, usi�uj�c ponownie zasn�� i powr�ci� do stanu ch�odnej nie�wiadomo�ci.
- Tylko nie to. Na krew Xeelee - zakl�a cicho. - Tylko nie kolejne Zaburzenie*, tylko nie jeszcze jedna burza spinowa. - Nie by�a pewna, czy ma�y szczep Istot Ludzkich posiada� wystarczaj�ce �rodki, by wytrzyma� nast�pn� fal� zniszcze�, i czy ona sama zdo�a sobie poradzi� z now� katastrof�.
Magpole, otaczaj�ce cia�o Dury, drga�o. Rozchodzi�o si� po jej sk�rze falami dreszczy, wywo�uj�c do�� przyjemne uczucie, tote� pozwala�a mu si� ko�ysa�, jakby by�a dzieckiem w jego ramionach. Jednak w pewnym momencie poczu�a znacznie mniej przyjemne szturchni�cie w plecy...
Nie, to nie mog�o by� Magpole. Dura ponownie wyprostowa�a si� i przeci�gn�a, cho� nap�r pola ogranicza� jej ruchy. Przetar�a oczy - mi�siste brzegi oczodo��w** pokrywa� zaropia�y,
* Zaburzenie - w�a�ciwie zmiana tempa rotacji pulsara (wszystkie przypisy pochodz� od t�umacza).
''�* Oczy ludzi �yj�cych w P�aszczu s� wkl�s�e, przez co maj� niejako wsp�ln� powierzchni� z oczodo�ami.
chropowaty w dotyku nalot - i potrz�sn�a g�ow�, �eby usun�� z zag��bie� resztki zanieczyszczonego Powietrza.
B�l plec�w zawdzi�cza�a pi�ci swojego brata, Farra. Musia� dy�urowa� w latrynie, gdy� mia� przy sobie pust�, pofa�dowan� torb� na odpady, kt�r� zazwyczaj nape�niano bogatym w neutrony ka�em z Sieci, a potem wyrzucano jej zawarto�� do Powietrza. Jego chude, wci�� rosn�ce cia�o dr�a�o na skutek niestabilnego Magpola, a gdy zwr�ci� ku siostrze okr�g�� twarz, ujrza�a na niej niemal komiczne oznaki zaniepokojenia. Jedn� r�k� �ciska� p�etw� ukochanego prosiaczka powietrznego - grubego oseska, wielkiego jak pi�� Dury i tak m�odego, �e �adna z jego sze�ciu p�etw nie by�a jeszcze przek�uta. Ma�e zwierz�tko, wyra�nie przera�one Zaburzeniem, nieudolnie pr�bowa�o ucieka�, puszczaj�c nadciek�e wiatroodrzuty w postaci cienkich, b��kitnych strumyk�w.
Czu�o��, jak� Fair okazywa� zwierz�ciu, sprawia�a, �e nie wygl�da� nawet na swoje dwana�cie lat - jedn� trzeci� wieku siostry - i tuli� si� do prosiaczka tak, jakby chcia� obj�� swoje dzieci�stwo. No c�, pomy�la�a Dura, P�aszcz jest ogromny i pusty, lecz znajduje si� w nim odrobina wolnego miejsca na dzieci�stwo. Fan- musia� szybko dorasta�.
Tak bardzo przypomina� Logue'a, ich ojca.
Nadal lekko zamroczona dziewczyna w przyp�ywie czu�o�ci i troski o brata wyci�gn�a r�k�, �eby pog�adzi� ch�opca po policzku i delikatnie dotkn�� palcami br�zowych obw�dek jego oczu. U�miechn�a si�.
- Cze��, Farr.
- Przepraszam, �e ci� obudzi�em.
- Nie obudzi�e� mnie. Gwiazda by�a tak uprzejma, �e zrobi�a to o wiele wcze�niej. Znowu Zaburzenie?
- Adda twierdzi, �e to najgorsza z dotychczasowych katastrof.
- Nie mo�na si� przejmowa� tym, co m�wi Adda - rzek�a Dura i pog�aska�a faluj�ce w�osy brata; wydr��one rureczki jak zawsze by�y spl�tane i brudne. - Jako� przetrwamy. Zawsze dajemy sobie rad�, prawda? Wracaj do ojca i powiedz mu, �e zaraz tam b�d�.
- Dobrze. - Fair u�miechn�� si�. Odwr�ci� si� sztywno i wci�� kurczowo �ciskaj�c p�etw� prosiaczka, zacz�� niezgrabnie falowa� przez niewidzialne szlaki p�ywowe Magpola w kierunku Sieci. Dura obserwowa�a oddalaj�cego si� brata; jego szczup�� sylwetk� pomniejsza�y wszechobecne, l�ni�ce linie wirowe w tle. *
Dziewczyna wyprostowa�a si� i przeci�gn�a, napieraj�c na Magpole. Otwieraj�c szeroko usta, stara�a si� rozlu�ni� zesztyw-nia�e plecy i ko�czyny. Czu�a lekkie mu�ni�cia Powietrza, kt�re wpada�o przez jej gard�o do p�uc i serca, s�czy�o si� przez nadprzepuszczalne, w�osowate naczynia krwiono�ne, przenika�o mi�nie i sw� �wie�o�ci� wywo�ywa�o mrowienie w ca�ym ciele.
Rozgl�da�a si�, usi�uj�c jednocze�nie wyczu� zapach foton�w.
�wiatem Dury by� P�aszcz Gwiazdy, ogromna pieczara wype�niona ��tobia�ym Powietrzem, kt�r� z do�u okala�o Morze Kwantowe, a z g�ry Skorupa.
Skorup� tworzy� gruby, spl�tany sufit poprzecinany fioletowymi smugami trawy i przypominaj�cymi w�osy rz�dami drzew. Mru��c oczy - zniekszta�ci�a tym samym ich paraboliczne siatk�wki - Dura dostrzega�a ciemne plamki po�r�d korzeni drzew tkwi�cych w spodniej cz�ci Skorupy. Patrzy�a na nie z tak du�ej odleg�o�ci, �e nie wiedzia�a, czy s� to p�aszczki, czy stado dzikich �wi� powietrznych lub inne pas�ce si� zwierz�ta. W ka�dym razie wydawa�o si�, �e te ziemnopowietrzne stworzenia wiruj� i chaotycznie zderzaj� si� ze sob�; odnosi�a nawet wra�enie, i� s�yszy ich zaniepokojone odg�osy.
Daleko w dole spowite mg�� Morze Kwantowe tworzy�o ciemnofioletow� pod�og� �wiata, o niewyra�nej, z�owrogiej powierzchni. Dura stwierdzi�a z ulg�, �e nie zm�ci�o jej Zaburzenie. Pami�ta�a tylko jeden przypadek trz�sienia Morza wywo�any Zaburzeniem. Przypomniawszy sobie tamten upiorny epizod, zadygota�a jak Magpole. By�a w wieku Farra, gdy wezbrane strumienie neutrinowe porwa�y ze sob� po�ow� Istot Ludzkich - w��cznie z Phir, matk� Dury i pierwsz� �on� Logue' a - i wyrzuci�y wrzeszcz�ce ofiary do tajemniczego �wiata poza Skorup�.
Linie wirowe, wype�niaj�ce Powietrze mi�dzy Skorup� i Morzem, przypomina�y klatk� z b��kitnych, naelektryzowanych pr�-
t�w. Zape�nia�y przestrze� na wz�r heksagonalnej macierzy, pozostaj�c w odleg�o�ciach r�wnych wzrostowi dziesi�ciu m�czyzn; osacza�y Gwiazd� dalekim nadp�ywem z P�nocy, opadaj�c gdzie� za Dur� jak trajektorie ogromnych, pe�nych wdzi�ku stworze� i zacieraj�c si� w bladoczerwonym zamgleniu Bieguna Po�udniowego, odleg�ego o miliony ludzi.
Dura podnios�a palce, pr�buj�c oceni� u�o�enie linii i wielko�� przestrzeni mi�dzy nimi.
Widzia�a obozowisko i panuj�ce w nim poruszenie - przera�one, st�oczone �winie powietrzne, niezdarnie gramol�cych si� ludzi, rozedrgan� Sie�, nade wszystko za� wzburzone Powietrze. Farr wygl�da� �a�o�nie - miota� si� wraz ze swoim zwierzakiem, usi�uj�c przedosta� si� przez niewidzialne kana�y p�ywowe.
Dura stara�a si� nie patrze� na ma��, pogr��on� w chaosie grup� reprezentant�w ludzko�ci. Skoncentrowa�a wzrok na liniach.
Zazwyczaj porusza�y si� majestatycznie, z przewidywaln� regularno�ci�, tak �e Istoty Ludzkie mog�y odmierza� w�asne �ycie. Odwieczny ruch linii w kierunku Skorupy nak�ada� si� na drgania wi�zek - �ci�ni�tych, wyrazistych skupisk, kt�re oznacza�y dni - i na powolniejsze, bardziej z�o�one oscylacje drugiego rz�du, kt�re s�u�y�y do liczenia miesi�cy. Normalnie Istoty Ludzkie z �atwo�ci� unika�y powoli odkszta�caj�cych si� linii;
zawsze mia�y wystarczaj�co du�o czasu, by zwin�� Sie� i przenie�� swoje ma�e obozowisko w inny zak�tek pustego nieba.
Dura wiedzia�a nawet, co powodowa�o majestatyczne pulsowanie linii, chocia� nie mia�a z tego wielkiego po�ytku. Daleko za Skorup� znajdowa�a si� towarzyszka Gwiazdy. By�a to planeta, kula mniejsza i l�ejsza od Gwiazdy. W�drowa�a ponad g�owami Istot Ludzkich, kt�re nie mog�y jej zobaczy�. Przyci�ga�a linie wirowe, jakby dysponowa�a niewidzialnymi palcami. A za t� planet� - dziecinne wyobra�enia, nieproszone, powraca�y do Dury niby fragmenty d�ugiego snu - za planet� oczywi�cie znajdowa�y si� niewyobra�alnie odleg�e gwiazdy Ur-ludzi, niewidzialne na zawsze.
Zazwyczaj dryfuj�ce linie wirowe by�y stabilne i bezpieczne jak palce przyjaznego boga. Ludzie, �winie powietrzne i inne zwierz�ta porusza�y si� mi�dzy nimi swobodnie, nie odczuwaj�c strachu ani zagro�enia...
Sytuacj� zmienia�o nadej�cie Zaburzenia.
Wirowy korow�d, ogl�dany teraz przez rozstawione palce, wyra�nie zmienia� sw�j charakter, tak jakby nadciek�e Powietrze stara�o dopasowa� si� do niesta�ej rotacji Gwiazdy. Niestabilno�ci - wielkie, r�wnoleg�e porcje zaburze� - ju� maszerowa�y majestatycznie wzd�u� linii, przenosz�c z Bieguna na biegun magnetyczny wie�ci o kolejnym przebudzeniu Gwiazdy.
Fotony emitowane przez linie wydziela�y ostry, rozrzedzony zapach. Nadchodzi�a burza spinowa.
Dura wybra�a miejsce do spania w odleg�o�ci mniej wi�cej pi��dziesi�ciu ludzi od �rodka obozowiska Istot Ludzkich. Mag-pole wydawa�o si� tu szczeg�lnie g�ste, koj�co bezpieczne. Teraz zacz�a falowa� w kierunku Sieci. Wij�c si� i machaj�c ko�czynami, czu�a, jak przez jej nask�rek przep�ywa elektryczno��. Napar�a r�koma i nogami na niewidzialne, stawiaj�ce op�r Mag-pole w taki spos�b, jakby chcia�a wej�� na drabin�. Ca�kowicie rozbudzona czu�a, �e ogarniaj� sp�niony niepok�j - niepok�j zaprawiony poczuciem winy z powodu opiesza�o�ci. Sun�c przez Magpole, rozcapierzy�a p�etwowate palce i m��ci�a d�o�mi Powietrze, �eby nabra� szybko�ci. G��wnym sk�adnikiem Powietrza by�a neutronowa nadciecz, tote� prawie nie stawia�o oporu. Mimo to dziewczyna wywija�a palcami z narastaj�cym zniecierpliwieniem; aktywno�� zmniejsza�a poczucie zagro�enia.
Linie wirowe sun�y jej przed oczami jak nierealne sny. Wzburzenia przemyka�y wielkimi �a�cuchmi zdarze�, jak gdyby linie wirowe by�y sznurami ci�gni�tymi przez olbrzymie istoty ulokowane we mgle Biegun�w. Fale mijaj�ce Dur� emitowa�y niski, j�kliwy d�wi�k. Ich amplituda wynosi�a ju� po�ow� cz�owieka. Na wn�trzno�ci Boldera, pomy�la�a, mo�e ten stary g�upiec, Adda, ten jeden raz ma racj�, mo�e to rzeczywi�cie b�dzie najgro�niejsza burza.
Powoli, niezno�nie powoli, ob�z przeradza� si� z odleg�ej abstrakcji, w kt�rej panowa� ha�as i zamieszanie, w zorganizowan� spo�eczno��. Obozowisko umiejscowiono wok� prymitywnej Sieci w kszta�cie cylindra, zrobionej z plecionej kory drzewnej i rozwieszonej wzd�u� linii Magpola. Wi�kszo�� ludzi sypia�a i jada�a
przywi�zana do Sieci, a cylinder wygl�da� jak tkanina z �at, gdy� przymocowano do niego rzeczy osobiste, koce, zwyk�� odzie� - peleryny wygl�daj�ce jak poncha, tuniki i pasy - oraz kilka pociesznych zawini�tek z �ywno�ci�. Ze sznur�w tej konstrukcji zwisa�y kawa�ki niedoko�czonych wyrob�w z drewna i skrawki niewyprawionej �wi�skiej sk�ry.
Sie� by�a szeroka na pi�ciu ludzi a wysoka na tuzin. Starsi osadnicy, tacy jak Adda, twierdzili, �e istnieje ona od pi�ciu pokole� albo i d�u�ej. W ka�dym razie stanowi�a jedyny dom oko�o pi��dziesi�ciu ludzi, by�a ich jedynym skarbem.
Kiedy Dura zbli�a�a si� do niej, przedzieraj�c si� przez Mag-pole, spojrza�a nagle na t� w�t�� struktur� krytycznym okiem. Jak gdyby nie urodzi�a si� w kocu przywi�zanym do brudnych w�z��w Sieci, i jakby nie mia�a umrze�, przywieraj�c do niej. Zrozumia�a, jak krucha jest ta pl�tanina sznur�w, jak �a�osni i bezbronni s� w rzeczywisto�ci jej mieszka�cy. Nawet pomimo, �e zamierza�a do��czy� do swoich pobratymc�w w potrzebie, odczuwa�a przygn�bienie, s�abo�� i bezradno��.
Doro�li i starsze dzieci falowali wok� plecionego obozowiska, pracuj�c przy w�z�ach, od kt�rych kar�owacia�y im palce. Dziewczyna zauwa�y�a Eska, kt�ry cierpliwie zajmowa� si� fragmentem Sieci. Wydawa�o jej si�, �e obserwowa� j�, ale nie mia�a pewno�ci, czy tak by�o. W ka�dym razie towarzyszy�a mu jego �ona, Philas, wi�c Dura odwr�ci�a g�ow� w inn� stron�.
Tu i �wdzie wida� by�o mniejsze dzieci i niemowl�ta, przywi�zane do Sieci za pomoc� p�t r�nej d�ugo�ci. Zostawiali je tam pracuj�cy rodzice i rodze�stwo. Te ma�e przera�one istoty kwili�y w poczuciu osamotnienia i bezskutecznie falowa�y, chc�c pozby� si� wi�z�w. Durze by�o �al ka�dego z nich. Dostrzeg�a Di�, ci�arn� dziewczyn�, spodziewaj�c� si� swojego pierwszego dziecka. Pracowa�a z m�em, kt�ry nazywa� si� Mur, �ci�gaj�c z Sieci narz�dzia oraz cz�ci garderoby i upychaj�c je do torby. Na jej nap�cznia�ym, nagim brzuchu l�ni�y krople powietrznego potu. Dia by�a filigranow� kobiet� o wygl�dzie dziecka; ci��a jedynie podkre�la�a jej m�odo�� i krucho��. Obserwowanie przesi�kni�tych l�kiem ruch�w ci�arnej dziewczyny budzi�o w bezdzietnej Durze instynkt opieku�czy.
10
Zwierz�ta- niedu�e stado kilkunastu doros�ych �wi� powietrznych i mniej wi�cej tyle samo prosi�t - by�y unieruchomione wewn�trz Sieci, wzd�u� jej osi. Teraz becza�y, a ich odg�osy stanowi�y �a�obny kontrapunkt dla okrzyk�w i nawo�ywa� ludzi. T�oczy�y si� w �rodku cylindra z lin, tworz�c rozdygotane k��bowisko p�etw, wylot�w odrzutowych i szypu�ek zwie�czonych oczami w kszta�cie misek. Par� os�b wesz�o w g��b plecionego obozu i pr�bowa�o uspokoi� zwierz�ta, uwi�za� przek�ute p�etwy ich przyw�dc�w. Dura zorientowa�a si� jednak, �e demonta� Sieci przebiega powoli i nier�wnomiernie, a stado pokwikuje ze strachu i porusza si� niespokojnie.
Us�ysza�a podniesione g�osy wystraszonych, zniecierpliwionych ludzi. U�wiadomi�a sobie, �e to, co z oddali sprawia�o wra�enie kontrolowanej operacji, by�o w istocie jednym wielkim ba�aganem.
K�tem oka uchwyci�a jakie� poruszenie - niebiesko-bia�y refleks w oddali... W kana�ach wirowych rozchodzi�y si� kolejne zmarszczki, nap�ywaj�ce z odleg�ej P�nocy: pot�ne, postrz�pione nieregulamo�ci zupe�nie przy�mi�y ma�e niestabilno�ci, kt�re Dura obserwowa�a do tej pory.
Zosta�o im niewiele czasu.
LogueJej ojciec, wisia� w Magpolu w pobli�u Sieci. Adda, zbyt stary i powolny, �eby w po�piechu zwija� obozowisko, kr��y� obok Logue'a, marszcz�c swoj� chud� twarz. Ojciec Dury wykrzykiwa� rozkazy charakterystycznym d�wi�cznym barytonem, ale dziewczyna zorientowa�a si�, �e w niewielkim stopniu poprawia�o to koordynacj� dzia�a�. Do�wiadcza�a dziwnego uczucia bezczasowo-�ci i oderwania od tego, co j� otacza�o. Patrzy�a na ojca tak, jakby spotka�a go po raz pierwszy od wielu tygodni. W�osy oblepiaj�ce jego czaszk� poskr�ca�y si� i po��k�y. Twarz przypomina�a mask�, lecz pomimo siateczki blizn i zmarszczek, wci�� mo�na by�o na niej dostrzec regularne ch�opi�ce rysy, kt�re odziedziczy� po nim Farr.
Zobaczywszy Dur�, Logue odwr�ci� si�. Szeroko otworzy� oczy i nerwowo porusza� mi�niami policzk�w.
- Nie �pieszy�a� si� zbytnio - burkn��. - Gdzie by�a�? Nie mo�esz zrozumie�, �e tu jeste� potrzebna?
S�owa ojca wyrwa�y j� z odr�twienia i wbrew sobie samej, mimo niebezpiecze�stwa poczu�a, �e wzbiera w niej gniew i uraza.
11
- Gdzie? Polecia�am do Rdzenia nocnym my�liwcem Xee-lee. A gdzie wed�ug ciebie mog�abym by�?
Logue odwr�ci� si� od niej z udawanym obrzydzeniem.
- Nie powinna� blu�ni� - mrukn��. Mia�a ochot� wybuchn�� �miechem. Zniecierpliwiona postaw� obojga, ci�g�ymi sprzeczkami, potrz�sn�a g�ow�.
- Och, do Pier�cienia z tym wszystkim. Lepiej powiedz, co mam robi�.
Teraz zbli�y� si� do niej stary Adda. Rozszerzone pory mi�dzy resztkami w�os�w b�yszcza�y od potu powietrznego.
- Nie wiem, czy jeste� w stanie co� zrobi� - rzuci� kwa�no. - Sp�jrz na nich. Co za ba�agan.
- Chyba nie zd��ymy, prawda? - zagadn�a go Dura. Wyci�gn�a r�k�, wskazuj�c P�noc. - Sp�jrz na ten rozchodz�cy si� kr�g. Nie uda nam si� uciec.
- Mo�e si� uda, a mo�e nie. - Stary cz�owiek przeni�s� oboj�tny wzrok na Biegun Po�udniowy, kt�rego �agodny blask roz�wietla� mu siatk�wki oczodo��w. Wok� oczu m�czyzny wirowa�y cz�stki odpad�w; do oczodo��w nieustannie nap�ywa�y, a potem wyp�ywa�y z nich malutkie symbiotyczne organizmy czyszcz�ce.
- Mur, ty cholerny g�upcze! - rykn�� Logue znienacka. - Skoro ten w�ze�ek nie daje si� rozplata�, rozetnij go. Rozerwij. Przegry�, je�li b�dzie trzeba. Tylko nie zostawiaj w takim stanie, bo kiedy zaatakuje nas burza, po�owa tej Sieci urwie si� i z �opotem wpadnie do Morza Kwantowego...
- To najgorsza burza, jak� zdarzy�o mi si� widzie� - wymamrota� Adda, poci�gaj�c nosem. - Jeszcze nigdy nie czu�em tak kwa�nego zapachu foton�w. Zalatuj� jak wystraszone prosi�tko... Oczywi�cie pami�tam jedn� burz� wirow� z dzieci�stwa... - doda� po chwili.
Dura musia�a si� u�miechn��. Adda by� prawdopodobnie najm�drzejszy z nich wszystkich, je�li chodzi�o o zachowanie si� Gwiazdy, lecz najwi�ksz� przyjemno�� znajdowa� w wieszczeniu zag�ady. Nigdy nie wyjawia� tajemnic w�asnej przesz�o�ci, szalonych, zab�jczych dni, kt�re tylko on by� w stanie przechowywa� w pami�ci.
12
Logue rzuci� c�rce w�ciek�e spojrzenie. Jego twarz by�a roztrz�siona jak dr��ce Magpole.
- Ty si� �miejesz, a nam grozi �mier� - sykn��.
- Wiem. - Wyci�gn�a r�k� i dotkn�a ramienia ojca. Poczu�a gor�cy pr�d Powietrza, kt�re przecieka�o z jego napi�tych mi�ni. - Wiem - powt�rzy�a. - Przepraszam.
Zmarszczy� brwi, popatrzy� na c�rk� spode �ba i wyci�gn�� r�k�, jakby chcia� jej dotkn��. Rozmy�li� si� jednak.
- Mo�e nie jeste� taka silna, jak chcia�bym wierzy�.
- Mo�e nie jestem - odpar�a cicho.
- Chod� - powiedzia�. - Pomo�emy sobie nawzajem. I pomo�emy naszemu ludowi. Ostatecznie nikt jeszcze nie umar�.
Dura wgramoli�a si� na Sie�, pokonuj�c linie p�ywowe Mag-pola. M�czy�ni, kobiety i starsze dzieci skupili si� w ma�ych grupkach. Ich chude cia�a zderza�y si�, kiedy dryfowali we wzburzonym Magpolu, rozbieraj�c plecione obozowisko. Co chwil� nerwowo i trwo�liwie zerkali na nadci�gaj�ce niestabilno�ci wirowe. Z ca�ej Sieci dochodzi�y st�umione g�osy i okrzyki - modlitewne zakl�cia i b�agania o mi�osierdzie Xeelee.
Obserwuj�c Istoty Ludzkie, Dura zrozumia�a, �e t�ocz� si� razem dla dodania sobie otuchy, a nie po to, by osi�gn�� wi�ksz� skuteczno��. Zamiast pracowa� r�wnym tempem na ca�ej Sieci, ludzie wr�cz przeszkadzali sobie wzajemnie w jej sprawnym demonta�u. Du�e fragmenty spl�tanej Sieci pozostawa�y nietkni�te.
Dura odczuwa�a ze zdwojon� si�� przygn�bienie i bezradno��. Zapewne mog�aby pom�c ludziom lepiej zorganizowa� prac�. Ze znu�eniem napomina�a sam� siebie, �e przynajmniej ten jeden raz powinna zachowa� si� tak, jak przysta�o na c�rk� Logue'a, i pokierowa� nimi. Jednak gdy patrzy�a na przera�one twarze Istot Ludzkich, na okr�g�e, wytrzeszczone oczy dzieci, widzia�a w nich zm�czenie i l�k, kt�re zdawa�y si� dzia�a� parali�uj�co na ni� sam�.
Mo�e gromadzenie si� w t�umie i wznoszenie modlitw by�o r�wnie racjonaln� reakcj� w obliczu nadci�gaj�cej katastrofy jak ka�da inna.
Wygi�a si� i zacz�a falowa� w kierunku opustosza�ej cz�ci
13
Sieci, trzymaj�c si� z dala od Eska i Philas. To Logue mia� kierowa� grup�; Dura postanowi�a ograniczy� si� do wykonywania jego polece�.
Do obozowiska zbli�y�a si� pierwsza pot�na fala. Czuj�c wzrastaj�ce napr�enie Powietrza, Dura chwyci�a si� mocnego sznura i przysun�a do rozdygotanej pl�taniny. Na chwil� przycisn�a twarz do grubej warstwy Sieci i ujrza�a przed sob�, nie dalej ni� na wyci�gni�cie r�ki, ryj �wini powietrznej. Przetykane linkami dziury w p�etwach zwierz�cia by�y szerokie i obwiedzione zgrubia�� tkank�, jak u wszystkich starych osobnik�w. Dziewczyna odnosi�a wra�enie, �e �winia patrzy jej prosto w oczy. Z rynienkowatej g�owy wysun�o si� sze�� szypu�ek z wkl�s�ymi oczodo�ami. By�a to jedna z najstarszych �wi� powietrznych - c�rka Logue'a przypomnia�a sobie z czu�o�ci�, �e jako dziecko zna�a imi� ka�dej z nich - i musia�a prze�y� wiele burz spinowych. Hm, jaka jest twoja diagnoza? - zastanawia�a si� Dura. S�dzisz, �e mamy szans� przetrwa� r�wnie� i t� burz�? Czy uda ci si� j� prze�y�? No, jak my�lisz?
Uporczywe, smutne spojrzenie br�zowych oczu zwierz�cia nie wyra�a�o �adnej odpowiedzi. Jednak�e st�ch�y, ciep�y od�r sugerowa�, �e �winia odczuwa l�k.
Nagle pl�tanina sznur�w przed Dura zal�ni�a b��kitem i biel�, a potem mign�� cie� jej w�asnej g�owy.
Odwr�ci�a si� i zobaczy�a, �e jedna z linii wirowych przemie�ci�a si� i znajdowa�a zaledwie w odleg�o�ci kilku ludzi od niej. B�yszcza�a i dr�a�a w Powietrzu; wygl�da�a jak kabel emituj�cy b��kitn� po�wiat�, kt�rej jaskrawo�� m�czy�a oczy.
Wydawa�o si�, �e jej wsp�plemie�cy zaprzestali wszelkich pr�b zdemontowania Sieci. Nawet Logue i Adda ograniczali si� do falowania, ufaj�c iluzorycznemu bezpiecze�stwu swojskiego �rodowiska. Ludzie po prostu chwytali si� tego, co by�o w pobli�u; oplatali ramionami i przytulali najmniejsze dzieci. Lu�ne p�achty Sieci �opota�y bezu�ytecznie wok� nich, a dzieci zanosi�y si� p�aczem.
Nagle rozpocz�a si� burza spinowa. Wzd�u� najbli�szej linii wirowej wezbra�a nieregularna nieci�g�o��, g��boka na cz�owieka. Przesz�a przez Sie� tak szybko, �e nie do�cign�aby jej �adna
14
faluj�ca istota ludzka; nawet dzikie �winie powietrzne nie potrafi�y mkn�� w Powietrzu z tak� pr�dko�ci�.
Dura usi�owa�a koncentrowa� uwag� na daj�cym punkt zaczepienia, solidnym, w��knistym sznurze i koj�cym u�cisku Magpola, kt�re, jak zawsze, delikatnie trzyma�o jej cia�o. Nie mog�a jednak ignorowa� dr�enia Magpola, gwa�townego g�stnienia Powietrza w p�ucach i ryku fali cieplnej, przedzieraj�cej si� przez Powietrze z tak� si��, �e ba�a si� o swoje uszy.
Zacisn�a powieki tak mocno, �e czu�a, i� usuwa spod nich Powietrze. Skup si�, m�wi�a sobie. Wiesz, co si� dzieje. Ta �a�osna �winia powietrzna, uwi�zana wewn�trz Sieci, jest nie�wiadoma tak samo jak najm�odsze prosi�tko podczas swojej pierwszej burzy. Ale ty jeste� przecie� Istot� Ludzk�.
I dzi�ki rozumowi uzyskamy przewag�...
Nawet gdy wypowiada�a te s�owa niczym modlitw�, nie potrafi�a odnale�� w nich �adnej prawdy, co najwy�ej pobo�ne �yczenia.
Powietrze by�o neutronow� p�ynno�ci�, nadciek�o�ci�. Nad-ciek�o�ci nie mog�y utrzymywa� wirowa� na du�ych dystansach. Dlatego, w odpowiedzi na zaburzenia w obrotach Gwiazdy, stabilne dot�d Powietrze przekszta�ci�o si� w substancj� g�st� od w�oskowatych rurek wiruj�cego Powietrza. Linie wirowe uk�ada�y si� w regularne wzory, r�wnolegle do osi rotacji Gwiazdy, dok�adnie r�wnolegle do osi magnetycznej poprzedzaj�cej Mag-pole. Zape�nia�y ca�y �wiat. By�y bezpieczne pod warunkiem, �e trzyma�o si� od nich z daleka - wiedzia�o o tym ka�de dziecko. Ale podczas Zaburzenia czasami odnosi�o si� wra�enie, �e szukaj� ofiary... i nadciek�o�� Powietrza przechodzi�a metamorfoz�, za�amuj�c si� wok� zal��k�w wir�w i przekszta�caj�c Powietrze z rozrzedzonej, stabilnej, �yciodajnej cieczy w gro�ny �ywio�, wzburzony i pe�ny zawirowa�.
Wygl�da�o na to, �e w�a�nie przeszed� pierwszy podmuch zawirowa�. Dziewczyna, nie odrywaj�c r�k od Sieci, otworzy�a oczy i szybko rozejrza�a si� woko�o.
Linie wirowe, r�wnoleg�e promienie gin�ce w niesko�czono�ci, wci�� powoli maszerowa�y po niebie, poszukuj�c nowego stanu r�wnowagi. Widok by� imponuj�cy. Przez chwil�, z dreszczem emocji Dura wyobra�a�a sobie szeregi zawirowa�, kt�re
15
rozpo�ciera�y si� wok� Gwiazdy, porz�dkuj�c szyki, skupiaj�c si� i rozszerzaj�c, jakby Gwiazda opleciona by�a sieci� my�li jakiego� pot�nego umys�u.
Sie� zadr�a�a w u�cisku Dury. Szorstkie w��kna wrzyna�y si� w d�onie. Ostry b�l pom�g� jej gwa�townie wr�ci� do rzeczywisto�ci. Westchn�a. Zebra�a si�y, gdy� znowu ogarn�o j� znu�enie.
-Dura! Dura!
Z odleg�o�ci kilku ludzi dobieg� do jej uszu piskliwy, wystraszony dzieci�cy g�os. Uczepiona Sieci jedn� r�k�, obr�ci�a si� i zobaczy�a swojego braciszka, kt�ry zawis� w Powietrzu niczym porzucony strz�p odzie�y i mi�sa; falowa� w�a�nie w kierunku siostry.
Kiedy Fair dotar� do Dury, obj�a go ramieniem. Dzi�ki jej pomocy opl�t� r�kami i nogami sznury Sieci. Oddycha� ci�ko i dygota�, a kr�tkie w�osy porastaj�ce jego czaszk� pulsowa�y w zetkni�ciu z ruchami nadcieczy.
- Odrzuci�o mnie - powiedzia� mi�dzy jednym haustem Powietrza a drugim. - Straci�em swoje prosi�tko.
- Widz�. Dobrze si� czujesz?
- Chyba tak. - Spojrza� na siostr� szeroko otwartymi, pustymi oczami, a potem zacz�� si� przygl�da� niebu, jak gdyby chcia� odszuka� przyczyn�, dla kt�rej utraci� poczucie bezpiecze�stwa. - To jest okropne, prawda, Dura? Czy umrzemy?
Niedbale przeczesa�a jego sztywne w�osy palcami.
- Nie - odpar�a z przekonaniem, na kt�re nie mog�aby si� zdoby�, gdyby by�a sama. - Nie umrzemy. Ale zagra�a nam niebezpiecze�stwo. A teraz bierzmy si� do roboty. Musimy z�o�y� Sie�, �eby nie uleg�a zniszczeniu podczas kolejnej niestabilno�ci. - Pokaza�a ma�y supe�, kt�ry wydawa� si� lu�no zawi�zany. - Tam. Rozwi�� go. Tak szybko, jak tylko mo�esz.
Zag��bi� dr��ce palce w w�ze� i zacz�� podwa�a� sznury.
- Ile mamy czasu do uderzenia nast�pnej fali?
- Wystarczaj�co du�o, by zd��y� - odpar�a stanowczo. Chcia�a si� upewni�, �e ma racj�. Nadal ci�gn�c oporne sup�y, zerkn�a na P�noc, na nadp�yw - stamt�d mia�a przyj�� nast�pna fala.
Natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e si� myli�a. Dooko�a Sieci
16
zabrzmia�y zdziwione i coraz bardziej przera�one g�osy. Min�o zaledwie kilka uderze� serca, gdy us�ysza�a pierwsze okrzyki.
Zbli�a�a si� do nich kolejna fala. Dziewczyna coraz wyra�niej s�ysza�a narastaj�cy zgie�k cieplnych fluktuacji. Nowa niestabilno�� by�a pot�na - g��boka na co najmniej pi�ciu, sze�ciu ludzi. Dura obserwowa�a zjawisko jak zahipnotyzowana; jej palce znieruchomia�y. Fala p�dzi�a ku c�rce Logue'a szybciej ni� wszystkie inne, kt�re dot�d pami�ta�a, a w miar� zbli�ania si� jej amplituda ulega�a coraz wi�kszemu pog��bieniu, jakby korzysta�a z energii Zaburzenia. Oczywi�cie wzrostowi amplitudy towarzyszy� wzrost pr�dko�ci. Niestabilno�� by�a napieraj�c� superpozycj� falowych kszta�t�w, skupionych wok� przemieszczaj�cej si� linii wirowej; skupiskiem poruszaj�cym si� spiralnie wok� tej linii i, jak si� zdawa�o Durze, przypominaj�cym wrogie zwierz� brn�ce ku niej.
- Nie damy rady przed ni� uciec, prawda? - zagadn�� Fair. Nast�pi�a chwila bezruchu, niemal spokoju. W g�osie jej brata, kt�ry wci�� jeszcze przechodzi� m�odzie�cz� mutacj�, nagle zabrzmia�a nad podziw dojrza�a m�dro��. Dura poczu�a ulg�: przynajmniej nie b�dzie musia�a go ok�amywa�.
- Nie - przyzna�a. - Byli�my zbyt powolni. My�l�, �e fala uderzy w Sie�. - Czu�a si� dziwnie oddalona od osaczaj�cego ich niebezpiecze�stwa, jak gdyby rozpami�tywa�a wydarzenia odleg�e w czasie i przestrzeni.
Zaraz potem, gdy wszystko to run�o w ich stron�, zmarszczka zaburzenia odchyli�a si� od naturalnego kierunku linii wirowych, przybieraj�c wymy�lne i nieprawdopodobne kszta�ty. Mog�o si� wydawa�, �e przekroczona zosta�a granica elastyczno�ci o�rodka i linia wirowa, poddana niezno�nym obci��eniom, zacz�a im ulega�.
Widok by� pi�kny, wr�cz zniewalaj�cy. I oddalony zaledwie o d�ugo�� kilku ludzi.
Dura us�ysza�a cienki g�os starego Addy, kt�ry znajdowa� si� gdzie� po drugiej stronie Sieci.
- Uciekajcie od Sieci! Uciekajcie od Sieci!!!
- R�b, jak m�wi! No dalej! - krzykn�a do brata.
Fan- podni�s� g�ow�. Wci�� przywiera� do sznur�w; jego oczy
17
wyra�a�y pustk�, jak gdyby nie odczuwa� ju� strachu ani zdziwienia. Dura uderzy�a go pi�ci� po r�ce.
-No, chod�!
Ch�opiec krzykn�� i oderwa� r�ce i nogi od Sieci. Z zaskoczeniem spojrza� na siostr�; jego okr�g�a twarz przypomina�a zaniepokojone dziecko, a nie doros��, zdumion� i przera�on� osob�. Dura chwyci�a go za r�k�.
- Farr, musisz falowa� tak, jak nigdy dot�d. Trzymaj mnie za r�k�; b�dziemy razem...
Odepchn�a si� od Sieci energicznym wyrzutem n�g. Przez kilka pierwszych chwil wydawa�o si�, �e holuje za sob� brata. Jednak wkr�tce ch�opiec zacz�� falowa�, synchronizuj�c ruchy z siostr�, i oboje b�yskawicznie uciekli od skazanej na zag�ad� Sieci, wij�c si� w g�stym Magpolu.
Faluj�c i ci�ko dysz�c, Dura obejrza�a si� za siebie. Niestabilno�� spinowa, otrz�sn�wszy si�, w�drowa�a poprzez Powietrze na podobie�stwo �mierciono�nej, b��kitnobia�ej czarodziejskiej r�d�ki. Sun�a ku Sieci i ludziom, kt�rzy kurczowo si� jej trzymali. Przypomina�a fantastyczn� zabawk�. �wieci�a bardzo intensywnie, a emitowany przez ni� dono�ny szum cieplny prawie zag�usza� my�li. Kwik uwi�zionych �wi� powietrznych by� przera�liwie zimnopiskliwy. Durze przypomnia�o si� stare zwierz�, z kt�rym na wp� rozumia�a si� przez tamt� kr�tk�, osobliw� chwil�. Zastanawia�a si�, ile to biedne stworzenie pojmowa�o z wydarze�, kt�re mia�y nast�pi�.
Najwy�ej po�owa Istot Ludzkich us�ucha�a rady starego Ad-dy. Reszta wci�� przywiera�a do Sieci, wstrz��ni�ta i zapewne sparali�owana l�kiem. Ci�arna Dia sun�a niezdarnie w Powietrzu wraz z Murem. Philas gor�czkowo i bezsensownie szarpa�a Sie�, mimo �e jej m��, Esk, b�aga� j�, by ucieka�a. Dura pomy�la�a, �e Philas zapewne wyobra�a sobie, i� jej gesty, niczym magiczne zakl�cia, spowoduj� odepchni�cie niestabilno�ci.
C�rka Logue'a wiedzia�a, �e niestabilno�ci rotacyjne szybko wytracaj� energi�. Nied�ugo, ca�kiem nied�ugo, ten niesamowity demon zniknie, a Powietrze znowu b�dzie spokojne i puste. I rzeczywi�cie, b�yszcz�ca, ha�a�liwa, cuchn�ca kwa�nymi fotonami niestabilno�� wyra�nie kurczy�a si� w miar� zbli�ania do Sieci.
18
Jednak�e od razu sta�o si� oczywiste, �e to zanikanie nie jest wystarczaj�co szybkie...
Ze straszliwym, dono�nym jak tysi�c g�os�w j�kiem niestabilno�� wdar�a si� w Sie�.
Przypomina�o to uderzenie pi�ci� w sukno.
Powietrze wewn�trz Sieci utraci�o nadciek�o�� i zamieni�o si� w zesztywnia��, wzburzon� mas�, sk��bion� i miotaj�c� si� niby jaka� oszala�a bestia. Dura widzia�a p�kaj�ce w�z�y. Sie� rozrywa�a si�, niemal z wdzi�kiem, na ma�e fragmenty - na postrz�pione kawa�ki sznur�w, do kt�rych przywierali doro�li i dzieci.
Stado �wi� powietrznych zosta�o ci�ni�te w Powietrze, jakby zmiot�a je gigantyczna r�ka. Dziewczyna zauwa�y�a, �e niekt�re z tych zwierz�t, zapewne martwe lub zdychaj�ce, zawis�y bezw�adnie podtrzymywane przez Magpole tam, gdzie odepchn�a je burza. Pozosta�e mkn�y przez Powietrze, puszczaj�c wiatro-odrzuty b��kitnego gazu.
Jaki� m�czyzna, kurczowo uczepiony sznurowej tratwy, zosta� wessany w �rodek niestabilno�ci.
Przy tak du�ym dystansie Dura nie mia�a pewno�ci, ale wydawa�o jej si�, �e rozpoznaje Eska. Znajdowa�a si� w odleg�o�ci kilkudziesi�ciu ludzi od Sieci - tak daleko, �e nawet nie mog�aby go zawo�a�, a co dopiero udzieli� pomocy, a jednak widzia�a przebieg wydarze� tak wyra�nie, jakby zmierza�a ku �miertelnemu �ukowi rami� w rami� ze swoim zagubionym kochankiem.
Trzymaj�c kurczowo fragment Sieci, Esk potoczy� si� przez p�aszczyzn� dr��cej, uformowanej w �uk niestabilno�ci i zacz�� nier�wno kr��y� dooko�a niej. By� bezw�adny jak szmaciana lalka. Jego trajektoria szybko wytraci�a energi�; nie stawiaj�c oporu, poruszaj�c si� po spirali, dotar� do �rodka i zacz�� orbitowa� wok� �uku jak ob��kane prosi�tko powietrzne.
Cia�o m�czyzny eksplodowa�o. Ods�oni�ta klatka piersiowa i jama brzuszna nasuwa�y skojarzenie z otwieraj�cymi si� oczami, za� ko�czyny odrywa�y si� od korpusu swobodnie, zupe�nie jak w zabawce.
Farr wyda� nieartyku�owany okrzyk. U�y� g�osu po raz pierwszy od momentu, gdy zostali odepchni�ci od Sieci.
19
Dura przechyli�a si� i mocno uj�a jego d�o�.
- Pos�uchaj mnie! - krzykn�a, staraj�c si� zag�uszy� ci�g�y szum fali cieplnej. - To nie by�o tak gro�ne, jak wygl�da�o. Kiedy Esk uderzy� w �uk, od dawna nie �y�. - M�wi�a prawd�. Gdy tylko m�czyzna znalaz� si� w rejonie, w kt�rym uleg�a za�amaniu nadciek�o��Jego procesy �yciowe - oddychanie, kr��enie, praca mi�ni, wszystko, co zale�a�o od wykorzystania nadciek�o�ci Powietrza - musia�y si� zako�czy�. Z chwil�, gdy straci� si�y, a Powietrze w nadprzepuszczalnych naczyniach w�osowatych jego m�zgu uleg�o skrzepni�ciu, zapewne czu� si�, jakby �agodnie zasypia�.
C�rka Logue'a mia�a nadziej�, �e w�a�nie tak by�o.
Niestabilno�� przesz�a przez Sie� i po�eglowa�a ku niebu, kontynuuj�c sw� bezowocn� wypraw� na Po�udnie. Dura jeszcze zd��y�a zauwa�y�, �e �uk kurczy si� i wyczerpuje sw� energi�.
Przedtem zniszczy� obozowisko r�wnie skutecznie jak cia�o biednego Eska.
Dziewczyna przyci�gn�a do siebie Farra, bez trudu przezwyci�aj�c �agodny op�r Magpola, i pog�aska�a go po w�osach.
- Chod� - rzek�a. - Ju� po wszystkim. Wracajmy. Zobaczymy, co da si� zrobi�.
- Nie - odpar�, kurczowo przywieraj�c do siostry. - To si� nigdy nie ko�czy, prawda?
Pomi�dzy b�yszcz�cymi, dopiero co ustabilizowanymi liniami wirowymi kr��y�y ma�e grupki nawo�uj�cych si� ludzi. Dura falowa�a mi�dzy nimi, pr�buj�c odszuka� Logue'a lub przynajmniej zebra� informacje dotycz�ce jego losu. Ca�y czas mocno trzyma�a Farra za r�k�.
- Dura, pom� nam! Och, na krew Xeelee, pom� nam!
G�os dochodzi� do niej z odleg�o�ci kilkunastu ludzi; m�ski, ale wysoki, piskliwy i zdesperowany. Dziewczyna okr�ci�a si� w Powietrzu, nie maj�c poj�cia, sk�d jest przyzywana.
Farr chwyci� j� za rami�, wskazuj�c miejsce.
20
- Tam. To Mur, nad tamtym kawa�kiem Sieci. Widzisz? Wygl�da na to, �e jest z nim Dia.
Dia by�a w zaawansowanej ci��y... Dura poci�gn�a brata za r�k� i b�yskawicznie zacz�a falowa� przez Powietrze.
Mur i Dia wisieli w Powietrzu sami. Byli nadzy i pozbawieni czegokolwiek. M�czyzna trzyma� �on� za ramiona i ko�ysa� jej g�ow�. Dia wyci�gn�a si� i lekko rozchyli�a nogi, spl�t�szy d�onie na dolnej cz�ci obwis�ego brzucha.
Na m�odej twarzy Mura malowa� si� up�r i ch�odna determinacja. Popatrzy� na Dur� i Farra nagle pociemnia�ymi oczami.
- Ju� pora na ni�. Rodzi za wcze�nie, ale Zaburzenie... B�dziecie musieli mi pom�c.
- Dobrze. - Dura oderwa�a r�ce Dii od jej �ona. Uczyni�a to delikatnie, ale stanowczo, a potem szybko przesun�a palcami po nier�wnym wybrzuszeniu. Czu�a, �e dziecko s�abo napiera ko�czynami na �cianki, kt�re wci�� je kr�powa�y. G��wka by�a u�o�ona nisko, w okolicach miednicy. - My�l�, �e g��wka zaklinowa�a si� - oznajmi�a- Dia nie spuszcza�a z niej oczu. Jej m�od�, poci�g�� twarz wykrzywia� b�l. Dura pr�bowa�a si� do niej u�miecha�.
- Wygl�da na to, �e wszystko jest w porz�dku. Jeszcze tylko chwila...
Dia sykn�a, marszcz�c twarz z b�lu.
- Do diab�a, zr�b co�.
- Jasne.
Dura rozejrza�a si� z desperacj�. Powietrze wok� nich nadal by�o puste, a najbli�sze Istoty Ludzkie znajdowa�y si� w odleg�o�ci kilkudziesi�ciu ludzi. Musieli zatem liczy� tylko na siebie.
Na chwil� zamkn�a oczy. Usi�owa�a oprze� si� pokusie szukania Logue'a. Skupi�a si�, poszukuj�c dodatkowych si�.
- Wszystko b�dzie dobrze - powiedzia�a. - Mur, trzymaj j� za szyj� i ramiona. B�dziesz musia� nacisn�� tutaj. Je�eli uda ci si� lekko falowa�, utrzymasz si� w miejscu i...
- Wiem, co robi� - warkn�� Mur. Wci�� przytulaj�c do piersi ma�� g�ow� Dii, �cisn�� j� za ramiona i powoli zafalowa�;
jego mocne nogi m��ci�y Powietrze.
Dura poczu�a si� niezr�cznie, nie na swoim miejscu. A niech to, pomy�la�a. Wiedzia�a, �e reaguje zbyt nerwowo. Do diab�a,
21
przecie� nigdy dot�d nie robi�am tego samodzielnie! Czego oni si� spodziewaj�...? Co dalej?
- Fair, b�dziesz musia� mi pom�c. Ch�opak kr��y� w Powietrzu z rozdziawionymi ustami w odleg�o�ci jednego cz�owieka.
-DuraJa...
- No chod�, nie ma tu nikogo innego - rzek�a Dura. Kiedy si� zbli�y�, szepn�a: - Wiem, �e jeste� przera�ony. Te� jestem przera�ona, ale nie tak bardzo jak Dia. To nie jest a� takie trudne. Poradzimy sobie.
Pod warunkiem, �e nie zdarzy si� nic z�ego, pomy�la�a.
- Dobrze - odpar� Farr. - Co mam robi�? C�rka Logue'a z�apa�a praw� nog� Dii i mocno obj�a palcami jej �ydk�. �liskie od potu powietrznego mi�nie kobiety dygota�y. Jej nogi powoli rozchyla�y si�, a pochwa otwiera�a si� niczym ma�e usta, �agodnie trzeszcz�c.
- Chwy� j� za drug� nog� - rozkaza�a bratu Dura. - Tak
jak ja. Z�ap j� mocno - b�dziesz musia� ci�gn�� z ca�ej si�y. Fair zawaha� si�. By� wyra�nie przera�ony, ale us�ucha� siostry. Dziecko przemie�ci�o si� jeszcze bardziej w rejon miednicy.
Wygl�da�o to tak, jakby k�sek jedzenia znika� w ogromnym
prze�yku. Dia odchyli�a g�ow� i j�kn�a. Napi�te mi�nie jej szyi
by�y widoczne pod sk�r�.
- Ju� czas - stwierdzi�a Dura. Szybko rozejrza�a si�. Wraz z Farrem trzymali Di� za kostki u n�g. Mur zacz�� intensywnie falowa�. Ci�gn�� �on� za ramiona, dzi�ki czemu ma�a grupa powoli dryfowa�a w Powietrzu. Zar�wno Mur, jak i Fair nie spuszczali wzroku z twarzy Dury.
Dia znowu krzykn�a, wydaj�c nieartyku�owany j�k. Dura odchyli�a si� do ty�u, chwyci�a �ydk� Dii i mocno napar�a nogami na Magpole.
- Farr! - zawo�a�a. - R�b to, co ja. Musimy rozszerzy� jej nogi. No, �mia�o, nie b�j si�.
Ch�opiec przez moment obserwowa� siostr�, potem r�wnie� si� odchyli�, na�laduj�c jej falowanie. Mur krzycza� i z ca�ej si�y odci�ga� �on�, r�wnowa��c wysi�ki rodze�stwa.
Nogi Dii rozchyli�y si� do�� �atwo. Kobieta zawy�a.
22
R�ce Farra ze�lizgn�y si� z jej targanej konwulsjami �ydki. By� tak wstrz��ni�ty, �e wygl�da� jak zagubiony w Powietrzu. Wyba�uszy� oczy. Dia odruchowo zacisn�a rozdygotane uda.
- Nie! - krzykn�� Mur. - Farr, trzymaj j�! Teraz nie wo�no ci przesta�!
Syn Logue'a nie potrafi� ukry� zdenerwowania.
- Ale sprawiamy jej b�l.
-Nie.
Do diab�a, pomy�la�a Dura, Farr powinien wiedzie�, co si� tutaj dzieje.
Miednica Dii by�a podtrzymywana na zawiasach. Tu� przed porodem tkanka chrzestna ��cz�ca jej dwa segmenty mia�a si� rozpu�ci� we krwi, co umo�liwi�oby swobodne otwarcie miednicy. Kana� rodny i pochwa ju� si� rozci�ga�y, powoduj�c znaczne rozwarcie. Wszystkie cz�ci organizmu wsp�dzia�a�y, tak aby g��wka dziecka wydosta�a si� z �ona. To �atwe, pomy�la�a Dura. A jest �atwe dlatego, �e Ur-ludzie zaplanowali por�d w ten spos�b; by� mo�e sami nie rodzili z tak� �atwo�ci�...
- W�a�nie tak ma by�! - wrzasn�a do Farra. - Uwierz mi. Sprawisz jej b�l, je�li przestaniesz j� trzyma�, je�li nam nie pomo�esz. I wyrz�dzisz krzywd� dziecku.
Dia otworzy�a oczy. By�y zalane �zami.
- Prosz�, Farr - rzek�a, wyci�gaj�c ku niemu r�ce w nieokre�lonym ge�cie. - Nic mi nie jest. Prosz�.
Ch�opiec skin�� g�ow�. Wymamrota� jakie� przeprosiny i jeszcze raz poci�gn�� nog� Dii.
- Spokojnie - zawo�a�a Dura, staraj�c si� zgra� z jego ruchem. - Nie za szybko. I unikaj szarpania; masz ci�gn�� miarowo...
Kana� rodny rozwar� si� niczym ciemnozielony tunel. Dia rozchyli�a nogi szerzej, ni� to wydawa�o si� mo�liwe. Zagl�daj�c pod cienkie fa�dy wok� bioder dziewczyny, Dura zauwa�y�a, �e miednica uleg�a znacznemu rozszerzeniu.
Dia krzykn�a. Mia�a silny skurcz.
Nagle dziecko opu�ci�o jej �ono, wij�c si� w kanale rodnym jak prosi�tko powietrzne. Jego wypadni�ciu na zewn�trz towarzyszy� cichy d�wi�k przypominaj�cy ssanie, a potem rozpry sn�y si� wok�
23
niego kropelki g�stego, zielonoz�otego Powietrza. Gdy tylko opu�ci�o kana� rodny, zacz�o falowa� - instynktownie, ale s�abo - w Magpolu, w kt�rym mia�o przebywa� do ko�ca swego �ycia.
Dura przygl�da�a si� Farrowi. Pod��a� wzrokiem za niepewnie sun�cym w Powietrzu noworodkiem. Rozdziawi� usta w oszo�omieniu, ale nadal mocno trzyma� Di� za nog�.
- Farr, teraz wracaj do mnie - nakaza�a. - Powoli, jednostajnie - o, w�a�nie tak...
Dii grozi�o teraz tylko jedno: �e jej zawieszone ko�ci nie wr�c� do pierwotnego po�o�enia. Nawet gdyby wszystko sko�czy�o si� dobrze, przez kilka dni prawie nie b�dzie mog�a si� rusza�, gdy� po��wki miednicy musz� si� zrosn��. Maj�c do pomocy Dur� i Farra, filigranowa dziewczyna bez trudu z��czy�a nogi. Dura widzia�a, jak ko�ci wok� miednicy Dii ze�lizguj� si� w odpowiednie miejsca.
Mur zdo�a� chwyci� jak�� szmatk�, skrawek podartej tkaniny z za�mieconego Powietrza, i czule otar� rozlu�nion�, senn� twarz Dii. Dura wykorzysta�a cz�� szmatki, �eby wytrze� uda i brzuch m�odej matki.
Farr powoli falowa� w ich kierunku. Uda�o mu si� dogoni� i schwyta� dziecko. Teraz przytula� je z tak� dum�, jakby by�o jego w�asnym potomkiem, nie zwa�aj�c na to, �e klatk� piersiow� zalewa mu p�yn porodowy. Wargi noworodka by�y wci�� wykrzywione w charakterystycznym kszta�cie rogu, co umo�liwia�o mu przywieranie do sutk�w na �ciance �ona, kt�re zapewnia�y pokarm przed porodem... Z ochronnego schowka mi�dzy n�kami stercza� malutki penis.
Farr wyszczerzy� z�by w u�miechu i pokaza� dziecko matce.
- To ch�opczyk - powiedzia�.
- Jai - szepn�a Dia. - B�dzie si� nazywa� Jai.
Z pi��dziesi�ciu Istot Ludzkich prze�y�o czterdzie�ci. Ze stada �wi� powietrznych pozosta�o sze�� doros�ych sztuk, w tym cztery samce. Poszarpana i rozdarta Sie� nie nadawa�a si� do naprawy.
Logue zagin��.
24
Plemi� skupi�o si� w Magpolu, otoczone bezkszta�tnym Powietrzem. Mur i Dia przywarli do siebie, tul�c kwil�cego noworodka. Dura z pewnym skr�powaniem odprawia�a mod�y za Istoty Ludzkie, prosz�c Xeelee o �ask�. Adda trzyma� si� blisko niej, milcz�cy i silny, pomimo podesz�ego wieku. Fair za� przez ca�y czas mia� r�ce w pobli�u jej d�oni.
Cia�a, kt�re zdo�ali odnale��, zosta�y wyrzucone w Powietrze. Robi�y si� coraz mniejsze i opada�y do Morza Kwantowego.
Po ceremonii Philas, �ona martwego Eska, zbli�y�a si� do Dury, faluj�c sztywno. Dwie kobiety patrzy�y na siebie, nic nie m�wi�c. Adda i pozostali dyskretnie cofn�li si�, patrz�c w inn� stron�.
Philas by�a chud�, wygl�daj�c� na zm�czon� �yciem kobiet�. Postrz�pione w�osy wi�za�a z ty�u kawa�kiem sznurka; taka fryzura sprawia�a, �e jej twarz wygl�da�a jak cz�� szkieletu. Spogl�da�a na Dur� w taki spos�b, jakby zach�ca�a j� do wyra�enia rozpaczy.
Istoty Ludzkie by�y monogamiczne... ale doros�e kobiety przewa�a�y liczebnie nad m�czyznami. Monogamia nie ma sensu, pomy�la�a Dura ze znu�eniem, a jednak j� praktykujemy. A raczej deklarujemy, �e jej przestrzegamy.
Esk kocha� obie kobiety, w ka�dym razie okazywa� czu�o�� ka�dej z nich. Zwi�zek z Dura nie stanowi� tajemnicy ani dla jego �ony, ani dla reszty cz�onk�w plemienia. Z pewno�ci� nie krzywdzi� Philas.
C�rce Logue'a przysz�o do g�owy, �e teraz mog�yby pom�c jedna drugiej, pa�� sobie w obj�cia. Czu�a jednak, �e nie wspomn� o tragedii ani s�owem. Ona nawet nie b�dzie mog�a otwarcie okazywa� �a�oby.
Wreszcie Philas odezwa�a si�:
- Co mamy robi�, Dura? Czy powinni�my naprawia� Sie�? Co powinni�my uczyni�?
Zerkaj�c w zm�tnia�e oczodo�y kobiety, Dura mia�a ochot� zamkn�� si� w sobie. Rozpacz po stracie ojca i Eska mog�aby sta� si� tarcz� ochronn� przed trudnymi pytaniami Philas. Nie wiem, nie wiem, nie wiem, powtarza�a w my�lach. Bo i sk�d mog�abym wiedzie�?
Ale nie by�o drogi odwrotu.
25
Dziesi�� Istot Ludzkich - Dura ci�gn�ca za sob� Farra, Adda, �wie�o owdowia�a Philas i sze�cioro innych - wygramoli�o si� ze zniszczonego obozowiska i zacz�o miarowo falowa� przez Magpole ku Skorupie, w poszukiwaniu �ywno�ci.
Adda, jak to mia� w zwyczaju, trzyma� si� nieco z dala od pozosta�ych. Jedno z jego oczu pokrywa�y starcze blizny. Przypomniawszy sobie o nim, szybko nacisn�� wg��bienie opuszkiem palca, �eby usun�� niepo��dane stworzonka, kt�re ustawicznie pr�bowa�y si� tam ulokowa�. Drugie oko by�o sprawne jak dawniej i m�g� swobodnie si� rozgl�da�. Wola� trzyma� si� na uboczu, �eby niczego nie przeoczy�; poza tym nie musia� si� przyznawa�, �e nie zawsze jest w stanie nad��y� za pozosta�ymi w�drowcami. Szczyci� si�, �e nadal potrafi falowa� nie gorzej od przeci�tnego bachora. Oczywi�cie nie by�o to prawd�, ale Adda lubi� przechwa�ki. Z melancholi� wspomina� dawne dobre czasy, kiedy pokonywa� Magpole niczym prosi�tko powietrzne ze strumieniem neutrinowym w ty�ku. Teraz wygl�da� zapewne jak babka wszystkich Xeelee. Odnosi� wra�enie, �e z up�ywem czasu kr�gi jego kr�gos�upa blokuj� si� wzajemnie i falowanie przypomina raczej m��cenie Powietrza: musia� sporo si� napoci�, �eby odchyli� miednic� do ty�u, trzepota� nogami zgodnie z ruchem bioder i przechyla� g�ow� przed wygi�ciem kr�gos�upa. S�dziwy wiek wp�ywa� niekorzystnie tak�e na sk�r�. By�a szorstka, miejscami chropowata jak stara kora drzewna. Mia�o to zalety, ale sprawia�o r�wnie� k�opoty, gdy� Adda nie czu� miejsc, w kt�rych pr�dy elektryczne, indukowane w nask�rku poprzez poruszanie si� w Magpolu, by�y najsilniejsze. U�wiadomi� sobie z niesmakiem, �e prawie nie wyczuwa Magpola. Przysz�a mu do g�owy ironiczna my�l, �e faluje z pami�ci.
To samo da�oby si� powiedzie� w jego przypadku o seksie.
Jak zawsze, mia� przy sobie mocno sfatygowan� w��czni�, zaostrzon� drewnian� tyk�, kt�r� setki miesi�cy temu wyci�� z pnia drzewa jego ojciec. Palce Addy spoczywa�y w fachowo wy��obionym uchwycie drzewca; czu� w d�oni mrowienie, gdy� w drewnie indukowa�y si�, za spraw� Magpola, pr�dy elektrycz-
26
ne. Zgodnie z radami ojca, trzyma� w��czni� r�wnolegle do Magpola, kt�re pokonywali. Drewno - podobnie jak ka�dy materia� - by�o w takim po�o�eniu mocniejsze. Ustawienie w poprzek Pola dawa�o odwrotny skutek. Poza tym ka�de dziecko wiedzia�o, �e niebezpiecze�stwo przewa�nie nadci�ga�o wzd�u� linii Magpola, gdy� ruch w tym kierunku by� znacznie �atwiejszy.
Ludzie nie byli nara�eni na ataki wielu drapie�nik�w. Adda widzia� kilka takich stworze�, a ojciec opowiada� mu o jeszcze gorszych. Na przyk�ad o p�aszczkach... Nawet doros�y dzik powietrzny - prymitywny kuzyn �wini powietrznej - potrafi� zmusi� m�czyzn� lub kobiet� do ci�kiej walki, a je�li by� g�odny, porywa� dziecko z r�wn� �atwo�ci�, z jak� odrywa� od Skorupy kryptonow� traw�.
Istotom Ludzkim grozi� wkr�tce znacznie dotkliwszy g��d.
Adda patrzy� na rozcinaj�c� niebo wok� jego towarzyszy l�ni�c� klatk� linii wirowych, kt�re gin�y w mglistoczerwonej niesko�czono�ci na Biegunie Po�udniowym. Jak zawsze - ilekro� oddala� si� od swojego plemienia, nawet na niewielk� odleg�o�� i traci� poczucie iluzorycznej pe�ni, jak� dawa�o �ycie w malutkim, zamkni�tym �rodowisku - uderza� go bezmiar �wiata pod P�aszczem. Kiedy obserwowa� zbiegaj�ce si� linie wirowe, czu�, �e co� wlecze jego niepozorn�, oszo�omion� i bezradn� dusz� wzd�u� nich.
Teren zniszczonego obozowiska, wysepka porozrzucanych szcz�tk�w, przypomina� szary py�ek zagubiony w Powietrzu czystych, ��tobia�ych przestrzeni Gwiazdy. A towarzysze Addy - dziewi�cioro, policzy� ich odruchowo - falowali przez linie pola, bezwiednie synchronizuj�c ruchy. Lu�no przewi�zani w pasie sznurami i siatkami, zwracali twarze ku Skorupie. Jeden z m�czyzn od��czy� si� od reszty. Znalaz� porzucon� paj�czyn� paj�ka spinowego, zawieszon� w poprzek linii wirowych: wyszukiwa� w niej jajeczka.
Istoty Ludzkie wygl�da�y tak pi�knie w ruchu. A kiedy �awica dzieciak�w sun�a przez Magpole - machaj�c n�kami tak mocno, �e widzia�o si� na ich ko�czynach blask indukowanych p�l, i wiruj�c wok� linii p�ywowych tak szybko, �e tworzy�y
27
barwne plamy - trudno by�o sobie wyobrazi� pi�kniejszy widok na tym czy te� jednym z tych legendarnych, utraconych �wiat�w Ur-ludzi.
Jednocze�nie Istoty Ludzkie wydawa�y si� takie kruche, jakby kar�owate w por�wnaniu z ogromn� klatk� linii wirowych i tajemnicz�, �mierteln� g��bi� Morza Kwantowego daleko w dole. Addzie przysz�o na my�l, �e �winia powietrzna bardziej pasowa�a do tego �rodowiska. By�a okr�g�a, gruba, solidna... Nawet strumie� neutrin nie musia� oznacza� ko�ca jej �ycia. Wystarczy�o, �eby schowa�a oczy, z�o�y�a p�etwy i odlecia�a z terenu dotkni�tego burz�. W�wczas nic nie mog�o jej si� przydarzy�, chyba �e zosta�aby ca�kowicie odrzucona od Gwiazdy. Kiedy strumie� ulega� wyczerpaniu, �winia mog�a roz�o�y� p�etwy i pa�� si� dowolnym rodzajem listowia - albowiem drzewa zawsze by�y drzewami, bez wzgl�du na to, z kt�rej cz�ci Skorupy wyrasta�y - a tak�e "zaliczy�" pierwszego lepszego reprezentanta swego gatunku. Albo zosta� zaliczon�, pomy�la� Adda, u�miechaj�c si� ironicznie.
Ludzie r�nili si� od zwierz�t. Byli delikatni. �atwo by�o ich zmia�d�y�, zniszczy�. Starzec pomy�la� o Esku: cholerny g�upiec, ale przecie� nikt nie zas�ugiwa� na tak� �mier�. Ponadto ludzie zadziwiali przede wszystkim swoj� odmienno�ci�. Nawet irytuj�ce Add� stworzenia, zamieszkuj�ce brzegi jego chorego oka, zasadniczo przypomina�y budow� przeci�tn� �wini� powietrzn�: sze�� symetrycznie rozmieszczonych p�etw, otw�r g�bowy na przedzie, wyloty odrzutowe z ty�u, sze�cioro malutkich oczu. Wszystkie stworzenia P�aszcza by�y podobne; r�ni�y si� tylko wielko�ci� i proporcjami; podstawowe cechy mo�na by�o rozpozna� nawet u p�aszczek, chocia� sprawia�y wra�enie zupe�nie inaczej zbudowanych.
Ludzie stanowili wyj�tek. Nie przypominali niczego na tym �wiecie.
Nie by�o to tajemnic�. Ka�dy dzieciak wysysa� z mlekiem matki wiedz� o tym, �e Ur-ludzie przybyli sk�din�d - naturalnie z lepszego miejsca ni� to. Adda podejrzewa�, �e wszyscy ludzie we wszystkich �wiatach �wi�cie w to wierzyli i wychowywali dzieci tak, by by�y silne i pewnego dnia do��czy�y do ludzkiej
28
spo�eczno�ci, a wszystko to dzia�o si� pod opiek� Xeelee, dobrotliwego i nieco roztargnionego Boga w wielu osobach.
Istoty Ludzkie zosta�y zatem tutaj sprowadzone. Adda nie w�tpi� w prawdziwo�� g��wnego w�tku starej historii - do licha, wystarczy�o spojrze� na szybuj�cych ludzi, �eby to potwierdzi� - ale z drugiej strony, obserwuj�c faluj�ce po niebie stado Istot Ludzkich, pomy�la�, �e nie chcia�by by� zbudowany jak �winia powietrzna: gruby i okr�g�y, porusza�by si� za pomoc� wiatroodrzut�w.
Tak naprawd� puszczanie wiatr�w by�o jedyn� umiej�tno�ci�, kt�r� doskonali� z wiekiem. Niez�y pomys�: by� �wini� powietrzn�.
Adda by� najstarsz� z ocala�ych Istot Ludzkich. Wiedzia�, co my�l� o nim inni: jest zgorzknia�ym starym g�upcem, nieuleczalnym ponurakiem. Nie przejmowa� si� opiniami. Nie by�o dzie�em przypadku, �e �y� tak d�ugo. Zawsze uwa�a� si� za prostego cz�owieka; nie m�g� r�wna� si� z Logue'em, krasom�wc� darzonym szacunkiem przez ludzi. Pomy�la�, �e nawet Dura jest od niego lepsza, chocia� mog�a nie zdawa� sobie z tego sprawy. Dlatego dra�ni� ziomk�w historyjkami o swoich ch�opi�cych latach. Nawet je�li wy�miewali si� z niego, to mo�e udawa�o si� przez te opowie�ci przekaza� cho� troch� wiedzy, potrzebnej do przetrwania, a to ju� sprawia�o mu satysfakcj�.
Oczywi�cie o pewnych epizodach z przesz�o�ci nie wspomina� nikomu. Na przyk�ad, nie mia� w�tpliwo�ci, �e Zaburzenia zmieniaj� si�.
Zaburzenia, burze spinowe, wyst�powa�y zawsze. Adda zna� nawet z grubsza przyczyn� ich powstawania: malej�ca pr�dko�� rotacji Gwiazdy powodowa�a gwa�towne wyr�wnywanie energii spinowej. Jednak�e w ci�gu ostatnich lat Zaburzenia robi�y si� coraz gorsze... o wiele gorsze, i atakowa�y coraz cz�ciej.
Wywo�ywa� je jaki� nowy czynnik. Co� nieznanego i pot�nego, rozrywaj�cego Gwiazd�...
Dziwaczna poza Addy mia�a du�� zalet�. Starzec za nic w �wiecie nie przyzna�by si� do tego nikomu, mo�e nawet sobie samemu. Cyniczna maska skrywa�a jego mi�o�� do tak delikatnych ludzi, sun�cych z obcym dla tego �wiata, niewys�owionym
29
wdzi�kiem przez Magpole, oraz b�l, kt�ry odczuwa� w zwi�zku z utrat� ka�dego, nawet najbardziej bezwarto�ciowego �ycia.
Unosz�c ci�k� w��czni� w obola�ych palcach, Adda poczu� przyp�yw energii i rus