5637

Szczegóły
Tytuł 5637
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5637 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5637 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5637 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wojciech Szyda Psychonautka I Pejza�e �mierci Kobieta i m�czyzna trzymali si� za r�ce. Stali pod odrapan� �cian� na brudnym dziedzi�cu, po kostki w m�tnej wodzie, kt�ra mia�a zabarwi� si� krwi�. Strz�py ubra�, przyklejone do wyn�dznia�ych cia�, nie mog�y ukry� rozlicznych ran. �ciana za plecami by�a dziurawa od pocisk�w. Niebo zrasza�o ich pomyjami kwa�nego deszczu. A naprzeciw trwa� pluton egzekucyjny - pi�� zawodowych snajperek. Kobieta z m�czyzna patrzyli spoza ha�bi�cych masek z ekotworzywa, udaj�cych rybie pyski, w czarne �lepia luf. Mieli zgin�� i byli gotowi na �mier�. Carpe diem, memento mori: byli chrze�cijanami. Po tym, jak uj�to ich nieopodal strefy granicznej metra, ich los wype�ni� si�. Niewybaczalny b��d: nocowali poza obszarem macierzystej stacji. Nawet kobieta nie mog�a liczy� na �ask�. Cz�onkinie Senatu by�y nieprzejednane. Podmiotowo�� kobiety ko�czy si� tam, gdzie zaczynaj� jej zwi�zki z chrze�cija�stwem. M�czyzna mo�e by� bezkarnie zabity, je�li opuszcza teren Getta. Chrze�cijan wolno torturowa�. Oto prawo obowi�zuj�ce na terenie Posenstadt. Snajperki odbezpieczy�y bro�. C� mogli zrobi� przez kilka sekund dziel�cych ich od rozstrzelania? P�aka�, krzycze�? Mogli te� milcze�. Albo roze�mia� si� histerycznie. Pad�a komenda. S�yszeli j� dobrze. Bardzo mocno u�cisn�li sobie d�onie. - Viva Cristo Rey! - Czysty, zaskakuj�co silny g�os, bez trudu wybi� si� ponad ulew� i zawodzenie wiatru. Rozleg�y si� strza�y. II Wizerunek Marian �ody�ka, lat trzydzie�ci cztery, kawaler dotkni�ty syndromem przedwczesnej staro�ci, ogl�da� swoj� zapadni�t� twarz w kawa�ku pot�uczonego szk�a. W prowizorycznym zwierciadle by� obcy cz�owiek. Pomarszczone cia�o, nie nazbyt bystre spojrzenie... wszystko to zd��y�o zoboj�tnie� �ody�ce. Ot, martwa skorupa, kt�r� kiedy� zrzuci bez �alu. Penetrowa� odbicie, by sprawdzi�, czy nie pojawi�y si� �wi�stwa zwiastuj�ce now� chorob�. Za oknem la�o. �ody�ka odkr�ci� rdzewiej�cy kurek nad brudnym zlewem, poczeka�, a� sp�yn� nieczysto�ci i wyp�uka� gard�o, dolewaj�c do s�oika kapk� spirytusu. Szarym myd�em umy� twarz, szyj� i ramiona, nast�pnie spryska� si� tanim dezodorantem. Na tym ko�czy�a si� poranna toaleta �ody�ki. Nie goli� si� nigdy, mimo to zarost nie go�ci� na jego twarzy. By� hermafrodyt�. Przydzia�owe mieszkanie, kt�re otrzyma� kilka lat temu, sk�ada�o si� z dw�ch pokoi zaro�ni�tych kurzem i paj�czyn�. �ciany znaczy�y smugi zielonkawych porost�w. Mia� jeszcze rupieciarni� w ma�ej przybud�wce. Ale wsz�dzie pod �cianami pi�trzy�y si� kartony i worki ze �mieciami. Pod�oga by�a zeskorupia�ym klepiskiem. Czasem, lecz�c kaca lub b�d�c na narkotycznym g�odzie, odczuwa� wszechobecny chaos tocz�cy wszystko wok� - te �ciany, te meble i okna, tak�e jego samego. Entropiczna korozja przeistacza�a �ody�k� w szmacian� kuk��, �yw� tylko dzi�ki instynktom. Zw�aszcza za� instynktowi samozachowawczemu. Mo�e jedynie dla kwiatu, kt�ry piel�gnowa� w sk�adzie, warto by�o �y�? Trudne pytania, trudne odpowiedzi. W�o�y� do piecyka termow��kna i wstawi� wod� na herbat�. Ze smutkiem spojrza� w stron� kranu. Piramida naczy� pi�trzy�a si� w zlewie. Poskr�canymi od artretyzmu palcami wyp�uka� p�kni�t� szklank� i zapali� skr�ta z marihuan�. Wyjrza� na ulic�, la�o jak z cebra. Smr�d spalin zala� mieszkanie duszn� fal�. Po asfaltowym chodniku przemykali przechodnie: ka�dy z parasolem z psycholuminatem. Pieprzony deszcz... �ody�ka nie pami�ta�, kiedy �adna pogoda nawiedzi�a ostatnio Posenstadt. Rzyga� si� chce. Zatrzasn�� okiennice i zala� proszek wrz�tkiem. Smak syntetycznej herbaty - �rodki antyp�odno�ciowe stanowczo psu�y jej smak. Poranny posi�ek by� czynno�ci� ta�mow�, a jednak istotn� z punktu widzenia psychicznej higieny. Po �niadaniu jak zwykle ogarn�� �ody�k� l�k na my�l o czasie, jaki zosta� do zabicia. W takich sytuacjach stosowa� taktyk� przeczekiwania. Byle do wieczora, byle do wieczora. W��czy� emiter. P�aszczyzny obrazu na�o�y�y si� na siebie; nadp�yn�� d�wi�k, fragment operowej arii. Pora audycji propagandowych. Gapi� si� chwil�, po czym bez �alu wy��czy� urz�dzenie. Wstaj�c od sto�u, us�ysza� gasn�ce linijki politycznej pie�ni: "...Zwyci�skie werble zabrzmi� gromko, gdy u bram �wiata stanie poch�d nasz!"... �ody�ka chwyci� szklank�, paczk� papieros�w i wyszed� przez rozchylone metalowe drzwi. III Wsp�lnota Gdy na dziedzi�cu strace� gin�a bezimienna para, kilkadziesi�t metr�w ni�ej, na opuszczonej stacji metra budzi� si� z sennego koszmaru brat Maksymilian. Pod powiekami mia� nag� posta� w blasku gromnic odbit� w lustrze. M�czyzna w zwierciadle w ka�dym calu przypomina� Maksymiliana - ta sama twarz, to samo spojrzenie. Poza jednym szczeg�em. Pod brod�, na wysoko�ci krtani, sobowt�r mia� ran�, buchaj�c� strumieniem ciemnej krwi. Krew zalewa�a pod�og�, wznosi�a si� na wysoko�� kolan, zaczyna�a si�ga� piersi, potem szyi. Lustro p�yn�o. Maksymilian chcia� krzycze�, ale brak�o mu powietrza; s�owa wi�z�y w gardle napotykaj�c barier� zaci�ni�tych ust. W ko�cu wygramoli� si� spod narzuty i odnalaz� kontakt. Bladopomara�czowa po�wiata spowi�a ascetyczne wn�trze pozbawione nawet ��ka. Maksymilian wr�ci� na materac, opar� si� o z��cze w�z�a ciep�owniczego. Na sen nie ma co liczy�, pogr��y� si� wi�c w lekturze. Litery ksi�gi by�y ma�e, r�cznie pisane; z�e o�wietlenie zamazywa�o ich kszta�ty. Z wad� wzroku radzi� sobie u�ywaj�c powi�kszaj�cych noktosoczewek. ,..czynniki odpowiedzialne za kryzys, kt�rego nast�pstwem by�a Krwawa Dekada, zwane te� Drug� Wojn� Biologiczn�. Wirus HIV 3 wyprodukowany w syberyjskich laboratoriach przez lekarzy wojskowych pracuj�cych dla Imperium Chi�skiego zosta� potajemnie wpuszczony do g��wnego zbiornika sieci prokreacyjnej Banku Krwi i Nasienia na terenie Hegemonii Euro-Amu. W efekcie w ci�gu pierwszego miesi�ca od oficjalnego wypowiedzenia wojny przez Rad� Cesarsk� liczba zara�onych osi�gn�a blisko osiemna�cie milion�w, w tym prawie trzyna�cie milion�w m�czyzn... Ostatni akapit na stronie by� nieczytelny. W trakcie dzia�a� wojennych wywiad chi�skiego Bio-Techu zidentyfikowa� na podstawie satelitarnych zdj�� termograficznych podziemne szpitale porodowe, zwane wyl�garniami, ukryte pod ziemi� w rejonie masywu Alp. To tam odbywa�a si� produkcja masy ludzkiej, wolnej od ska�e� i mutacji, otrzymywanej w wyniku sztucznego ��czenia wyselekcjonowanych gen�w... (nieczytelne)... Dnia 20 I 2133 roku sie� szpitali podalpejskich zosta�a powa�nie uszkodzona na skutek ostrza�u rakietowego chi�skich samolot�w bezza�ogowych. Zniszczeniu uleg�o w�wczas pi�� najwi�kszych gmin muzu�ma�skich: Nowy Bagdad, Misrata, Al-Marseille, Wielkie As-Salum oraz Trypolis III... Jedna z lamp zamigota�a i zgas�a. Rano trzeba b�dzie wymieni�. Lektur� tajemniczej kroniki zwyk� ko�czy� kilkoma wersami z Biblii. Otworzy� na chybi� trafi�. Bez sensu - pomy�la� widz�c akapit z Ksi�gi Judyty, w kt�rym Izraelitka dokonuje mordu na wodzu naje�d�c�w, Holofernesie. Nie znalaz� wskaz�wki w swoim fons exemplaris, wi�c zm�wiwszy modlitw� leg� na pos�aniu i stara� si� zasn��. My�la� o Bogu i o Zgromadzeniu. Geneza ich Wsp�lnoty wi�za�a si� po�rednio z przedstawionymi w ksi�dze faktami. Kryzys Ko�cio�a zako�czy� si� w latach sze��dziesi�tych wyborem papie�a-kobiety przez sfeminizowane konklawe. Ojciec Anzelm, poprzedni przeor Wsp�lnoty, uwa�a� to za gw�d� do trumny chrze�cija�stwa. Po okresie sede vacante zapocz�tkowanym �mierci� Benedykta XVII, a zako�czonym wyborem Joanny II (jak si� nazwa�a niemiecka kardyna� Martina Schenke, nawi�zuj�c do �redniowiecznej legendy), ostatnie ortodoksyjne zgrupowania wiernych zosta�y pot�pione przez Stolic� Apostolsk�. Ojciec Anzelm mawia�, �e encykliki Joanny II og�oszone w ramach programu III Aggiornamento po�o�y�y kres dogmatyce katolickiej. Znosi�y monoteizm, dogmat Tr�jcy �wi�tej, za� sprawy aborcji "pozostawi�y sumieniu kobiety". Upadek Ko�cio�a jako instytucji nast�pi� wkr�tce. Na obrady I Soboru Paryskiego Joanna zaprosi�a my�l�cych jak ona biskup�w. Moc� uchwa�y podj�tej w ostatnim dniu soboru zlikwidowano papiestwo i episkopat. Wprowadzono "model ko�cio�a spo�ecznego" z ni�szym duchowie�stwem obieralnym w ramach jednostek administracyjnych UE. Wyw�aszczony maj�tek zasili� bud�et Unii oraz pos�u�y� do stworzenia charytatywnych i proedukacyjnych fundacji. Joanna II z�o�y�a urz�d biskupa Rzymu kilka tygodni p�niej, a Pa�stwo Watyka�skie zamieniono w skansen. Maksymilian podni�s� si� z materaca i zgasi� �wiat�o. Nie m�g� zasn��, powraca� obraz tego pokoju sprzed kilku lat. Ojciec Anzelm umiera�, a Maksymilian na kl�czkach s�ucha� ostatnich s��w starca przera�ony, �e jako znacznie m�odszy i niedo�wiadczony nie zdo�a zast�pi� Anzelma w przewodzeniu Wsp�lnocie. - Zapami�taj, co powiem, ale nie przekazuj tego Zgromadzeniu. Nasz Ko�ci�, cho� nieliczny, dlatego wci�� trwa, �e jest prze�ladowany. P�ki jego prawdy krwawi� rozpi�te na krzy�ach, on jest czysty. Nie mamy bogactw, si�y politycznej, �yjemy w ub�stwie. Dzi�ki temu naszych sumie� nie brukaj� pokusy doczesno�ci i trwa w nas duch... - starzec cz�sto kaszla� i cedzi� ochryp�ym szeptem. - Naszym celem jest moralne oczyszczenie �wiata, a to niemo�liwe bez zdobycia w�adzy �wieckiej. Tryumf, o kt�ry si� modlimy, b�dzie tryumfem prawdy nad k�amstwem, ale po latach spoczniemy na laurach, rozleniwieni przez grzech i doczesno��. Maksymilian s�ysza� ci�ki oddech starca. Widzia� jego bia�e jak mleko w�osy w �wietle �wiec. I nie rozumia�. - Wiesz, kiedy zda�em sobie spraw� z tego paradoksu?... Dzieje naszego Ko�cio�a... Po�wi�ci�em �ycie historii, dociera�em do wszelkich �r�de�. Obraz tyle� smutny, co napawaj�cy nadziej�... Jeste�my jak pierwsi chrze�cijanie, jak oni �yjemy w podziemiach, z dala od �wiata. Nasz Ko�ci� jest dobry, bo jest prze�ladowany... i biedny... przepojony ide�, kt�ra obywa si� bez bogactw. Zawsze w historii ilekro� Ko�ci� promieniowa� blaskiem pot�gi doczesnej, moralno�� upada�a. Kiedy� tak zn�w b�dzie z nami. Bo na pewno si� odrodzimy... Uleczymy ten �wiat... Damy mu nadziej�, mi�o��, zbawienie. Ostatnie s�owa ojca Anzelma. Tylko Maksymilianowi dane by�o nosi� w pami�ci ten cier�. Nie powinien pozwala� sobie na chwil� s�abo�ci, ale coraz rzadziej znajdowa� ukojenie w modlitwie. L�ka� si�, �e nie podo�a. Oto krzy�, kt�ry b�dzie nie�� po kres swoich dni. IV Melina Meliniarka mieszka�a w wilgotnym baraku obok rozsypuj�cej si� kamienicy. Cz�� piwnic wynajmowa�a na melin�. W�r�d butelek, strzykawek i zu�ytych prezerwatyw le�a�y tam rozprute �piwory, wybebeszone materace. W powietrzu unosi� si� od�r przepoconych kocy, zmieszany z w�dczanymi oparami i st�ch�� wilgoci�. Jak na kobiet� z do��w cechowa� Meliniark� du�y spryt i rozs�dek. Nie�le prosperowa�a w podziemnym �wiatku Posenstadt. Nie lubi�a wyg�d. Sama zajmowa�a najmniejsze pomieszczenie w piwnicach, mia�a �azienk�, reszt� udost�pnia�a mena�erii degenerat�w i przest�pc�w chroni�cej si� pod jej dachem. By�a te� dealerk� syntac-hery, pod�ego narkotyku, kt�ry �atwo rozpuszcza� si� w alkoholu i gwarantowa� majaki. Nie by�a urodziwa: niski wzrost i bielmo na lewym oku nie pozwala�y zwa� jej atrakcyjn�. Posiada�a za to trzeci� pier�, z czego skwapliwie korzysta�a, zbijaj�c interes na zdejmowaniu bluzki. Zanim przylgn�o do niej przezwisko Meliniarka, nazywa�a si� Helga Bukowski. Splot dziwnych przyczyn sprawi�, �e w podziemnym �wiatku Posenstadt zyska�a autorytet: nikt nie wyra�a� si� o niej jak o dziwce, nikt nie kwestionowa� jej pozycji. Pijacy szanowali j�, bo w czasach kryzysu potrafi�a skombinowa� spirytus na kredyt. Przest�pcy �cigani przez "dziewczynki" z porz�dkowej armii Platformy zawsze znajdowali azyl w jej ruderze. Za specjaln� op�at� ukrywa�a ich w komorach kanalizacyjnych. Trzeci� grup� beneficjent�w stanowili nabywcy syntetycznego proszku. Na jako�� i skutki uboczne nikt nie zwraca� uwagi, bowiem przys�uguj�ce wszystkim przydzia�owe papierosy z marihuan� nie spe�nia�y terapeutycznych oczekiwa�. Marian �ody�ka nale�a� do trzeciej kategorii. Alkoholem gardzi�, odk�d w wieku szesnastu lat wstrzykn�� sobie b�onnik i potem regularnie przyjmowa� dragi. Pozowa� do zdj�� w drugoobiegowych sekszinach, wi�c sta� go by�o na tani towar. Z Meliniark� znali si� z dzieci�stwa i przyja�nili ze wzgl�du na blisko�� dom�w. Kiedy jej rodzic�w zabrano na eksperymenty medyczne, a jego matk� zamkni�to w szpitalu dla ob��kanych, kontakty urwa�y si�. P�niej Marian otrzyma� dwupokojowe mieszkanie z opieki spo�ecznej i okaza�o si�, �e jej melina znajduje si� na drugim ko�cu ulicy. Zagl�da� do niej cz�sto. By�a jedyn� osob�, odnosz�c� si� do niego z cieniem sympatii. Za towar p�aci� pieni�dzmi, czasem wymienia� warto�ciowe przedmioty. Teraz ni�s� star� ikon�, wygrzeban� ze swojej rupieciarni. Kiedy� by�a tam galeria albo antykwariat. Obrazy nie obchodzi�y go ani troch�: do administracji nie chcia�o mu si� ich zg�asza� ze wzgl�du na kwiat. Bia�y, bezlistny narcyz, kt�ry naby� razem z mieszkaniem, by� jego skarbem. Nikt nie wiedzia�, �e sp�dza kilka godzin dziennie piel�gnuj�c ro�lin�. Po narkotykach by� to jego drugi na��g. Na miejscu spu�ci� si� przerdzewia�� drabin� do piwnicznego przedsionka i przeszed� zacienionym korytarzem obok okratowanych cel p�atnego seksu. Na ko�cu tunelu kopn�� trzy razy w metalowe drzwi. Nikt nie otwiera�. Postanowi� obej�� barak i zajrze� przez szyby do �rodka. Dopiero wtedy ujrza� kartk� przypi�t� do drzwi: Musia�am wyskoczy� w wa�nych sprawach. Wracam przed wieczorem. Czekaj w barze. Melka. Zrezygnowany pocz�apa� w stron� wyj�cia. Odni�s� ikon� do mieszkania, wyci�gn�� spod parapetu foliowe zawini�tko i wyszed� na miasto. Pogoda psu�a si� wyra�nie. Burzowe chmury k��bi�y si� nad ulic�. Na szcz�cie mia� niedaleko, dotar�, nim zacz�o pada�. Bar "Awerroes", jedna z wielu zadymionych arabskich knajp z tanim �arciem i p�atnym seksem. Przy drzwiach, oparte o �elazne s�upy, wdzi�czy�y si� ciemnolice prostytutki, �ony w�a�ciciela lokalu. Pod �cian� propagandow� by�o kilka wolnych miejsc. Usiad� w pobli�u grupki zdezelowanych android�w graj�cych w death pokera. Zdj�� p�aszcz i wystuka� na zamawiaczu butelk� taniego wina dro�d�owego. Purpurosk�ry barman postawi� przed nim flaszk�. �ody�ka wsypa� przez plastykow� szyjk� �nie�nobia�y py� z foliowego zawini�tka. Narkotyk rozpu�ci� si� momentalnie, przydaj�c br�zowemu winu ja�niejszy odcie�. �ciana za plecami wy�wietla�a has�a: ,..............TOLERANCJA TAK, WYPACZENIA NIE............... ZOSTAJ�C HONOROWYM DAWC� NARZ�D�W WEWN�TRZNYCH PRZYCZYNIASZ SI� DO ROZWOJU NAUKI........................... ,............WALCZ Z CIEMNOT�, DONO� NA CHRZE�CIJAN......... Chrze�cijanie. Tyle si� o nich s�ysza�o. Kim byli ci dziwni ludzie, mieszkaj�cy w opuszczonych tunelach kolei podziemnych? Co sk�ania�o ich do wyboru �ycia z dala od miejskich przyjemno�ci? Podobno rygorystycznie odrzucali alkohol, wolny seks i narkotyki. M�wili o mi�o�ci, o modlitwie, czytali stare ksi�gi. Sekta szajbus�w... No bo jak wytrzyma� bez proch�w? Odg�os strza�u zaskoczy� �ody�k�. Jeden z android�w przechyli� si� i run�� z krzes�em na pod�og�. Z d�oni wystawa� mu dymi�cy blaster. Gracze kontynuowali pokera, nie zwracaj�c uwagi na towarzysza. Pechowiec - trzy rozdania z rz�du mia� najs�absze karty... Marian odwr�ci� wzrok i poci�gn�� wino z butelki. Nadal czu� si� przygn�biony, ale s�uch ju� mu si� wyostrzy�. Zamkn�� oczy i ws�uchiwa� si� w szepty organizmu. Po minucie wychwyci� dialog z drugiego ko�ca baru: - Hans, to skutkuje. Wlewasz wino, �eby pokrywa�o dno, a potem wsypujesz tyto� z fajek, najlepiej ca�� paczk�. Verstehst du? Dodajesz szczypt� hery, mieszasz i podgrzewasz. Pozwalasz, �eby gotowa�o si� godzin�, zdejmujesz z palnika i ods�czasz wino. Pa�k� suszysz na parapecie i za kilka dni mo�esz robi� zajebiste jointy... Ciekawe. W ten spos�b jeszcze nie eksperymentowa�. Niewykluczone, �e by� to spos�b na uzyskanie narkotyku optymalnego: nie za mocnego, jak w przypadku hery, i nie za bardzo rozrzedzonego jak marihuanowe szlugi. Powr�ci� chrypi�cy g�os: - Aber das ist unmoglich! - Nie wiem, jak to mo�liwe, mein Freund, ale zawsze skutkuje. Wierz mi. Pewnie marihuana nasycona roztworem z hery bardziej kopie. Marihuana, marihuana, mar... S�owa pod sklepieniem m�zgu jak pijane nietoperze. Ma-ri- hu-a-na. Mari, Maria, Marian... Ile� tajemnic kryj� w sobie s�owa. Mari-Huana. Huan, czyli Jan... Dotyk obcej r�ki. G�osy ucich�y. Uni�s� g�ow�, sta�a przed nim Meliniarka. - To ty jeste� Mari�! - wycelowa� palcem, po czym roze�mia� si� histerycznie. Zamkn�� oczy, otworzy�, Meliniarka by�a inaczej ubrana ni� przed chwil�. Poci�gn�� dwa �yki. Ujrza� dwie bli�niaczo podobne kobiety obok swego stolika. - Wie gehts es, Maniu�? Mamy ju� zwidy? Meliniarka cudownie rozmno�ona; jak kosze pe�ne chleba i ryb. Nadal nie rozumia�. - Nie s�dzi�em... �e jeste�cie dwie... - Bo ta obok to moja m�odsza schwester, g�upku - Mela popuka�a si� w czo�o. - Nie m�wi�a� nigdy... Pogrozi�a palcem. - No ust�p�e miejsca, oka� troch� manier! Ostatkiem si� przemie�ci� si� na �awie. Duplikat Meliniarki usiad� obok. - Czee��! Wie heist du? - Jestem Lena - odezwa�a si� kopia. - A ty Marian, jak s�dz�. - Ty jeste� Mari�... - wybe�kota�. - Maria i Lena, Marialena; Maria Magdalena; Maria z Magdali... - pociemnia�o mu w oczach. Kiedy si� ockn��, kobiet nie by�o ju� przy stoliku. W barze zrobi�o si� pustawo. Wsta� z butelk� w d�oni i wyszed�. Na ulicy nie znalaz� ani Meli, ani jej siostry. Miasto wygl�da�o dziwnie. Ludzie, kt�rych mija�, id�c wzd�u� Totenstrasse, wydawali si� inaczej ubrani, karnacja ich sk�ry by�a ciemniejsza. Szed� bezmy�lnie, a� znalaz� si� po�r�d niskich, szpetnych zabudowa�. Czy�by zbli�a� si� do granicy Getta? Widzia� �wiat jak przez szk�o brudnej soczewki. Przystan��, by opr�ni� butelk�. Przytrzymuj�c si� muru ruszy� dalej. R�wnowag� pocz�� traci� stopniowo. Na jego oczach architektura Posenstadt rozp�ywa�a si� w bezdennym leju. Ciemno�� wsysa�a, czu�, jak osuwa si� w jej obj�cia. Cisza i �wiat�o. W powietrzu unosi si� suchy py�. Po bokach piaszczystego traktu rosn� czarne rachityczne krzewy. Na zboczach poskr�cane pnie drzew oliwnych wyginaj� si� ku s�o�cu. Pod nim s�l kamieni i pustynne wydmy. Nad nim s�o�ce: jaskrawo��te oko. Przetar� oczy. Zamruga�, lecz obraz nie znika�. Sucha piaszczysta kraina o po�aciach sp�kanej gleby, z niebem stalowoszarym. Udeptana droga skr�ca za pofa�dowanym wzg�rzem. �ody�ka dostrzega id�cy wolno kondukt. Grupa m�czyzn i kobiet mija go, oniemia�ego. Tr�jka skaza�c�w zmierza w stron� wzg�rza na horyzoncie. W centrum m�ody, przystojny m�czyzna, zakrwawiony i bliski omdlenia, s�aniaj�cy si� pod ci�arem krzy�a. Po bokach krocz� �o�nierze w srebrnopi�rych he�mach, z drzewcami w��czni w �ylastych d�oniach. Kobieta wyrywa si� z t�umu i nie bacz�c na krzyki legionisty, przyk�ada chust� do twarzy skaza�ca, po czym odchodzi w t�um. Tu� za ni� inna kobieta, ruda, za�amuje r�ce i szlocha. �ody�ka oczu nie mo�e oderwa�. Gdzie� ju� j� widzia�, gdzie� w Posenstadt. Nie, nie tam... Kondukt znika za zakr�tem. �ody�ka unosi oczy ku s�o�cu, czuje szum w g�owie. Ciemno�� obejmuje go mi�kk� d�oni�, ponownie traci przytomno��. * - Hej, hej, czy jest tam ktoo?! - No dalej, mein Prinz, otw�rz�e oczy. Zna� ten g�os. - Je�li my�lisz, �e nie mam nic innego do roboty, tylko czeka�, a� �askawie uniesiesz ga�y, to si� mylisz. Mrukn�� niezrozumiale. - Przecie� ty, kurwa, symulujesz, Maniu�, nicht wahr? - Moja g�owa. - Nie zgrywaj m�czennika. Zwyczajnie� przedawkowa�. Otworzy� sklejone rop� powieki. Ujrza� sufit, a tu� nad sob� poci�g�� twarz okolon� �wietlist� aureol�. Po chwili poj��, �e patrzy na ikon�. By� w rupieciarni. - Jak... ja tutaj... Powiedz. - Aber naturlich, mein Junge. Laz�am za tob�. Zatacza�e� si� od �ciany do �ciany, gapi�e� si� na ludzi, kilka razy upad�e�. Jakby� ni�s� co� ci�kiego na plecach. Instynkt przywi�d� ci� pod te drzwi. Wesz�am za tob�, a ty min��e� sw�j Zimmer, odwali�e� kartony i wlaz�e� tu. Przechodz�c r�bn��e� g�ow� o framug�. - A ty, po choler�, tu?... - Nie mog�am ci� tak zostawi�. No ju��e, sitzen sie. - Jak... d�ugo? - Kwadrans, z�otko. G�ra zwanzig minuten. - Wstaj�. - Ostro�nie, twoja r�wnowaga jest jeszcze zachwiana. Jako� wsta�. Ubranie mia� brudne i rozdarte. Otrzepa� si� i usiad� na zardzewia�ym zydlu. Mela wskaza�a doniczk�. - Wi�c to jest tw�j skarb, dzieciaku. By�a pierwsz� osob�, kt�rej dane by�o ogl�da� biel narcyza. Poczu� irracjonalny strach. Nie powinien pokazywa� tego nikomu. Ale przecie� sta�o si�. Trudno. - Pi�kna zabawka - szepn�a Meliniarka dotykaj�c palcem kwiatowego kielicha. - Maniu�, czy wiesz, ile to warte?... - Taa... Ca�e moje zasrane �ycie. - Nie to mia�am na my�li. Sprzedaj�c ro�lin�, zgarn��by� kup� geld, by�by� ustawiony do ko�ca. Verstehst du? - Nawet o tym nie my�l - warkn�� naburmuszony. Przeszli do jego pokoju. Zmierzch s�czy� si� przez szyby. Usiedli na materacach. - Fajk� chcesz? - Mo�esz rzuci�. - �mierdzi u ciebie, Maniu�, gorzej ni� w mojej melinie - zagadn�a wydmuchuj�c dym. - Przynajmniej otwieraj okna. Powiod�a wzrokiem po �cianach. - Uuu, i grzybki si� zal�g�y. No prosz�. Kiedy� troch� z nimi poeksperymentuj�, ja?... Co� taki milcz�cy? - S�uchaj, Mela - zacz�� niepewnie. - W "Awerroesie" zdawa�o mi si�, �e podesz�a� do mnie... - Bo podesz�am. - I co?... - Zero kontaktu. Szybko ci� kopn�o. - By�a� dziwnie ubrana. Prawie naga... W szarej tunice. - A to ciekawe. - Mia�a� ods�oni�te ramiona, a na prawym tatua� w kszta�cie mojego narcyza i doniczki, ale odwr�conej kwiatem do do�u. Nagle znikn�a� i nie mog�em ci� pyta�. Meliniarka zdj�a kostium. Zaprezentowa�a si� z kilku stron, odchyli�a piersi. Ani �ladu tatua�u. - Jak widzisz, to tylko z�udzenie. A zechcesz sprawdzi� inne miejsca? Opu�ci�a jego ruder� p�no w nocy. V Na Platformie: przestrze� Dooko�a by�y �ciany z czarnego at�asu: faluj�ce zas�ony komory psychonautycznej. Szczelne i bez blasku, jak heban pomalowany antracytow� emulsj�, wizualizowa�y si� w odcieniu czerni, zajmuj�cym ostatni� pozycj� na skalach pomiarowych Instytutu. W komorze unosi�a si� �wiadomo�� K. Sandry, d�ugoletniej pacjentki IV Oddzia�u Instytutu Psychonautyki. Mikrostenogramy pe�ne by�y monolog�w K. Sandry i zapis�w prowadzonych z ni� rozm�w. �wiadomo�� pacjentki tkwi�a symultanicznie w dw�ch �wiatach. Pierwszym by�a obiektywna rzeczywisto�� Instytutu wraz ze wspomnieniami poprzednich do�wiadcze�. Co do drugiego �wiata, to istnia�y dwie sporne interpretacje ob��du K. Sandry. Jedna m�wi�a o odrealnionej krainie stworzonej z reminiscencji z dzieci�stwa. Wed�ug drugiej chodzi�o o Jerozolim� za panowania cesarza Tyberiusza. Techmedka Instytutu zmieni�a pojemnik z kropl�wk� le��cej na ��ku kobiecie. Poch�aniaj�ce �wiat�o zas�ony zafalowa�y. VI Na Platformie: Agnes Budynki w kszta�cie piramid b�yszcz� szarzej�cym szarawym blaskiem. Niewidzialne s�o�ce chowa si� za fasad� najwy�szych pi�ter, ulice przybieraj� barw� o�owiu. U st�p poziomowc�w mrowie ludzi i android�w porusza si� bez�adnie wok� szklanych studni, skrzy�owa� i taras�w. Chaos jest pozorny, z g�ry ta ruchoma mozaika wygl�da klarownie. �ledz� j� kamery policyjnych oblatywaczy, penetruj�cych ka�dy fragment miasta. Transponowany na skanerach uk�ada si� w tysi�ce punkcik�w, mrowi�cych si� w obr�bie ekranu. Kolorystyka p�ynnych zawirowa� jest dwubarwna, czerwie� na skanerach miesza si� z czerni�. Pierwszy odcie� wskazuje zag�szenie android�w, drugi rasy ludzkiej. Gdy wskazania przekraczaj� norm�, ��ty sygna� alarmuje oficer�w stra�y. Na razie w porz�dku. Obywatelki IV Platformy i androidy kilku generacji mijaj� si� na ulicach, nie my�l�c o podgl�dzie Biura Inwigilacyjnego. Niewidzialne s�o�ce ga�nie nad niewidzialnym widnokr�giem. Piramidy pokrywaj� si� cieniem, ich kontury przestaj� by� wyra�ne. Miasto pustoszeje. * Jestem sp�niona - my�li Agnes, patrz�c na zielone cyfry w rogu szyby rozdzielczej autolotu. Zatrzyma�a pojazd w pionowym tunelu parkowania, nad p�yt� l�dowiska, wpisa�a komend� "zako�czenie kursu" i przepuszczaj�c p�yn�ce z naprzeciwka statki czeka�a na swoj� kolej. Wkr�tce wsun�a si� w hologramow� bram� i poprawiaj�c fryzur� w komputerowym lusterku, zacz�a opada� ku hangarom. P�biegn�c korytarzem Instytutu Psychonautyki, wspomina�a senne majaki, jakie nawiedzi�y j� w nocy. Obraz przestronnej sali o�wietlonej tysi�cem woskowych gromnic. Powraca� widok wysypiska ludzkich szcz�tk�w, sinych i bezbronnych niemowl�t u�o�onych w upiorne ha�dy. Sta�a po�rodku, p�acz�c. Przera�ona nie mog�a oderwa� wzroku od zastyg�ej dzieci�cej rze�by, masowego grobu z�o�onego z tysi�cy niewinnych. Przy d�wigach o ma�o co wpad�a na jedn� z pracowniczek laboratorium. Wsun�a w otw�r przywo�ywacza kart� identyfikacyjn� i wsiad�a do szklanej windy. Zamkn�a oczy, zn�w rozpami�tuj�c fazy snu. Na si�dmym pi�trze szarpn�o, rozleg� si� monotonny elektroniczny sygna� - drzwi zacz�y si� rozchyla�. Agnes ockn�a si�, do �rodka wesz�a Lucy M'Zagro, asystentka pomagaj�ca Agnes przy obs�ugiwaniu psychodromu. - Witam pani� doktor - u�miechn�a si� sztucznie, dotykaj�c palcem ozdobnej dziesi�tki. - Chyba obie si� sp�ni�y�my. - Na szcz�cie tylko par� minut. Lucy M'Zagro ziewn�a dyskretnie. - Kolejna nieprzespana noc - zamrucza�a u�miechaj�c si�. - Molina, moja nowa kochanka, jest niesamowita. Tarza�y�my si� nagie prawie do rana. Wyobra�asz sobie? Oka nie da�a mi zmru�y�. - Co wida� na za��czonym obrazku. Lucy odruchowo poprawi�a fryzur�. Na dziesi�tym poziomie przesz�y z mrocznego korytarza do obszernego przedsionka. - Ach, ta Molina, Molina... Wiesz, Agnes - puszy�a si� Lucy - gdyby imiona odzwierciedla�y charakter, powinna mie� na drugie Perwersja. - A na pierwsze? - Lepiej nie pytaj. Agnes w��czy�a zasilanie i wyj�a z szafy dwa bladoniebieskie kitle. Rozebra�y si� i zacz�y instalowa� ma�e sensoryczne siatki, naje�one mackami czujnik�w i membran w okolicach rdzenia, piersi i t�tnic przyusznych. - Ca�a si� jeszcze klej� - szczebiota�a Lucy. - Nie wiesz, gdzie po�o�y�am waciki? Przetr� sobie odka�aczem kilka miejsc. - Na prysznic te� nie starczy�o czasu? - Jak widzisz. - Wol� widzie� ni� czu�... - No wiesz! Sk�d w tobie tyle z�o�liwo�ci? - �le spa�am. Lucy westchn�a. - Kiedy si� sypia samotnie... - Nie... Kiedy przy�ni si� koszmar. Paskudna sprawa. - Czy pokazywa�am ci, jaki prezent dosta�am od Moliny? - postanowi�a zmieni� temat Lucy. - Chod�, koniecznie musisz zobaczy�. Agnes podesz�a, zapinaj�c ostatni� klamr� siatki percepcyjnej. Lucy trzyma�a w palcach po�yskliwy, jasnobr�zowy wisiorek przyczepiony do zwisaj�cego z jej szyi srebrnego �a�cuszka. Gabinetowe lampy odbija�y si� w �ciankach nieregularnej bry�y przypominaj�cej bursztyn. Nie by� to jednak drogi kamie� ani ozdoba ze sztucznego tworzywa, lecz laminowany p�toramiesi�czny embrion pokryty warstw� jubilerskiego lakieru. Bi�uteria prenatalna, ostatni krzyk mody na Platformach. - Prawda, �e �liczny? Agnes milcza�a. - Widzisz, jak si� mieni przy �wietle? A tutaj... mi�osna dedykacja. Sp�jrz. Powraca�, powraca� sen. - Agnes? Ludzka rze�ba w hali fabrycznej. - Agnes?... Czy co� si� sta�o? - B�dzie lepiej, jak przestaniesz pieprzy�, usi�dziesz przy konsoli i we�miesz si� do pracy. Zrozumia�a�, czy mam powt�rzy�? - Ale... - Natychmiast! Lucy zapi�a kombinezon. Wisiorek schowa�a do torebki i zainstalowa�a si� w ��czach siatki percepcyjnej. Podejrzliwie zerkaj�c w stron� Agnes, zaj�a miejsce w terminalu. Czeka�a na polecenia. - I jeszcze jedno, Lucy. Zabraniam ci przychodzi� do Instytutu z tym czym� na szyi. Wyrzu� to przy pierwszej okazji. - Nie masz prawa, Agnes... - Doprawdy? Chcesz si� za�o�y�? Za minut� wchodzimy w przestrze�, nie mam zamiaru czeka�. Po�piesz si�. Zasiad�y w terminalu i na�o�y�y wirtualne kaski. Nast�pnie Agnes uruchomi�a procedury wej�ciowe i po chwili obie zanurzy�y si� w wewn�trznym �wiecie psychonetu. VII Jeden dzie� Maksymilian udziela� spowiedzi w ma�ej salce, odnodze hallu s�u��cego za �wi�tyni�. W bladozielonej po�wiacie lamp na �cianach niskiego pomieszczenia widnia�y krzy�e, go��bice, feniksy, baranki, k�osy zbo�a, bochny chleba, kielichy, postkoptyjskie ornamenty winogron, starochrze�cija�skie monogramy Chi Ro. Gdzieniegdzie nie doko�czone szkice scen biblijnych i wizerunki �wi�tych. Konfesjona� wsuni�to w r�g, dooko�a �awki z kl�cznikami; metalowe drzwi oddziela�y prowizoryczn� kaplic� od korytarza nawy. Maksymilian spowiada� codziennie, godzin� przed komplet�. Wcze�niej nie przychodzi� nikt, ale zdarza�o si�, �e do spowiedzi przyst�powa�o kilka os�b. W przerwach czyta� Pismo lub przygotowywa� kazania. Pierwszy ukl�kn�� czterdziestoletni Malachiasz, kierownik prac na plantacji proteinofit�w, jeden z doradc�w Maksymiliana do spraw wy�ywienia Wsp�lnoty. Jego confessio by�o kr�tkie, ale szczere, zako�czone solenn� obietnic� poprawy. W ustach tego cz�owieka brzmia�a wiarygodnie, poniewa� sam wytyka� sobie grzech, by przezwyci�y� go konsekwentnym uporem. Spowied� nie trwa�a d�u�ej ni� kwadrans. Wykorzystuj�c chwil� przerwy, Maksymilian otworzy� Pismo. Nie zd��y� rozpocz�� lektury. Drzwi uchyli�y si� i stan�a w nich kobieta. Kocim krokiem podesz�a do konfesjona�u. - Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus. Przypomina�a Magdalen� z obraz�w El Greca. Nie tylko wygl�d j� do niej upodabnia�. - Na wieki wiek�w amen. - Bracie Maksymilianie, chcia�am wyzna� swoje grzechy. To moja pierwsza spowied�, odk�d przyj�li�cie mnie... nie licz�c tamtej, kiedy by�am chrzczona. - Wiem, Rachel. Ukorz si� wobec Pana i powiedz, czym zgrzeszy�a�. Przysz�a do ich Wsp�lnoty z Powierzchni, po tym jak wyrzucono j� z nocnego klubu za zabicie jednej z klientek. Nie mog�a znie��, jak podrasowana hormonami �o�nierka zabawia si� uprawianiem seksu aborcyjnego. Pewnej nocy ujrza�a j� �pi�c� w wannie, odurzon� po za�yciu kilku tabletek dehrejty, obok le�a� blaster, wi�c strzeli�a jej w twarz. - Obrazi�am Pana Boga nast�puj�cymi grzechami... By�a tak pi�kna, �e �a�owa� �lub�w czysto�ci z�o�onych przed laty. Czy by�a upad�ym anio�em wskrzeszonym moc� nowej wiary? Przecie� pl�ta�a mu my�li, krad�a sny. Mo�e na tym polega pokuta? - Wszystkich moich grzech�w �a�uj�, obiecuj� popraw�, a ciebie, ojcze duchowny, prosz� o pokut� i rozgrzeszenie. Maksymilian namy�la� si� chwil�. - Widzisz, Rachel, twoje niepokoje wynikaj� z tego, �e nie zd��y�a� si� z�y� ze Wsp�lnot�. Wci�� nie mo�esz zapomnie� o upiorach z przesz�o�ci. Jeste� z nami dwa miesi�ce, to naprawd� bardzo kr�tki okres. Miej nadziej�: czas zasklepi rany. Spojrza� przez kratki konfesjona�u. Smutne, b��kitne oczy wpatrywa�y si� w niego zach�annie. Zmieszany spu�ci� wzrok. - Ten etap �ycia jest fragmentem wielkiej przemiany dokonuj�cej si� w twym sercu. Pami�taj, �e kiedy minie, odrodzisz si� na nowo, lepsza i bli�sza prawdy ni� jeste� teraz. Musisz zazna� cierpienia, aby osi�gn�� wiedz� i sta� si� jedn� z nas, chrze�cijank� o czystym sercu. I nie obawiaj si�, �e nie podo�asz - je�eli twoje pragnienie jest szczere, osi�gniesz cel. Pan ci dopomo�e. M�dl si�. - Prosz�, niech brat nie przestaje m�wi� - wyszepta�a. - S�owa otuchy s� mi tak potrzebne. - S� tylko wskaz�wk�, bod�cem zach�caj�cym do trwania w postanowieniu. - Brat ma taki mi�y g�os, tak m�drze opowiada... - By� mo�e, Rachel, ale... staraj si�, by nigdy s�owa nie stawa�y si� dla ciebie warto�ci� absolutn�. Nie traktuj s��w jak co� sko�czonego, lecz jak drogowskaz m�wi�cy jak post�powa�. Niech czyny, a nie szlachetne s�owa o tobie �wiadcz�. Nie poprzestawaj na s�owach. Rozumiesz? - Tak, Maksymilianie. - Zanim udziel� ci rozgrzeszenia, chc�, �eby� nauczy�a si� kr�tkiej modlitwy. - Wyj�� kawa�ek papieru wetkni�ty mi�dzy stronice Biblii i poda� jej. - Przeczytaj. Rachela spojrza�a na rz�dy drukowanych liter. Wybacz mi noc Wybacz mi tamten dzie� Stracony czas Wzg�rze we mgle Kocham Ciebie W zm�czeniu si� W przyp�ywach burz Od szarych dni Do bia�ych chmur Przez smutek p�l Zimowych gwiazd Po �ladach krwi Do Twoich ran * Maksymilian uczyni� znak krzy�a. - Grzechy zosta�y ci odpuszczone. * - W barze? - zapyta�a Meliniarka. - W jakim znowu barze? Siedzieli w mieszkaniu �ody�ki i palili jointy. - Wczoraj po po�udniu - odpar� Marian. - Um�wi�em si� z tob� w melinie, ale zostawi�a� mi wiadomo��, �e musisz wyj��, wi�c spotkali�my si� wieczorem w "Awerroesie". Jak mo�esz tego nie pami�ta�? Meliniarka milcza�a zdziwiona. - No?... - Maniek, wydaje mi si�, �e� jeszcze nie wyszed� spod hery. Ile tego wzi��e�? �ody�ka poczu� panik�. - A tego - wycedzi� - jak mnie odprowadzi�a� do domu, pomog�a� mi doj�� do siebie i zosta�a� u mnie na noc?... Tego te� nie pami�tasz? Patrzy�a na niego wzrokiem psychiatry. - Obud� si�, cz�owieku! Jak mog� pami�ta� co�, co si� nie zdarzy�o? - To mi si� chyba �ni - parskn�� Marian. - Albo odjeba�o mi na dobre. Powiedz to jeszcze raz... - S�uchaj, facet! - Meliniarka chwyci�a go za ramiona. - Najlepiej zrobisz, id�c teraz spa�. Tw�j organizm musi wr�ci� do r�wnowagi, wydali� resztki �wi�stwa, od kt�rego myl� ci si� ludzie i zdarzenia. Nie by�o �adnego spotkania, �adnej kartki na drzwiach i �adnej nocy sp�dzonej razem. Null! Verstehst du? Podnios�a si� i skierowa�a ku wyj�ciu. - Zaczekaj! - krzykn�� zatrzymuj�c j� w drzwiach. - Co ty masz na szyi? Stan�a patrz�c w�ciekle. - S�uchaj, mein Junge. Czuj� si� dzisiaj wyj�tkowo podle, boli mnie g�owa, a do tego dosta�am okres. Nie nadu�ywaj mojej cierpliwo�ci. M�w, o co naprawd� chodzi i k�ad� si� do wyra! - O tw�j wisiorek. Mo�esz mi go pokaza�? Si�gn�a za dekolt i chwyci�a medalik. Przedstawia� ma�� srebrn� obr�cz z krzy�ykiem u do�u: znak p�ci kobiety. - W porz�dku? Ju� si� napatrzy�e�? - Uhm - przytakn��. - No to tymczasem. I sorry, �e si� tak wkurwi�am. Mam z�y dzie�. Przesz�a par� metr�w i odwr�ci�a si�. - Wyja�nisz mi? - Wydawa�o mi si� przez chwil�, �e nosisz krzy�, symbol chrze�cijan. Pokr�ci�a g�ow�. - To nie o taki krzy� chodzi. A zreszt� zobacz. M�j jest skierowany do do�u, odwr�cony. Jak mo�esz m�wi�, �e mam co� wsp�lnego z ideologi� tych psycholi? VIII Jedna noc Cienie rybich szkielet�w przesuwaj� si� po �cianach blok�w i kamienic. W dr��cym �wietle hologramowych reklam majacz� zarysy budowli. Na ulicach po�yskuj� �mieci niesione z deszczem w stron� studzienek �ciekowych. We wschodniej cz�ci miasta, nieopodal zakola martwej rzeki, wznosz� si� strzaskane wie�e poarabskich meczet�w. Dalej, pod mostem radioaktywne wody wysychaj�cej rzeki p�yn� jeszcze ospale, spowite oparami. Klaustrofobicznie niskie niebo sprawia, �e miasto jest jak umieraj�cy owad schwytany w s�oik z trucizn�. Ulicami przechadzaj� si� wojskowe patrole. Woda pod mostem p�ynie wolno, bezszelestnie, upiornie. Wysoko w ciemno�ci �wiec� �wiat�a sygnalizacyjne dolnych poziom�w Platformy. * Maksymilian kl�cza� w powietrzu. Pod sklepieniem gotyckiej katedry wirowali razem - on i konfesjona�. Przez szachownic� kratek widzia� niewyra�ny zarys pochylonej sylwetki, zakapturzon� twarz. Pod nimi o�tarz, kaplice i prezbiterium ton�y w ciemno�ci, a szk�a witra�y przygas�y. Szepta�, a jego szept rozbrzmiewa� echem. Kl�cza�. Kl�cza� w powietrzu. Razem z nim wirowa�y nieme go��bie trzepocz�c skrzyd�ami. Osobliwa by�a to spowied�. - Stoisz na rozdro�u, ch�opcze - sapa� staruch. - Ci�ki wyb�r i wiele pokus przed tob�. Alternatywa jest prosta. Albo wyprowadzisz Zgromadzenie z podziemia i nawr�cisz ten umieraj�cy �wiat, albo... - starzec zakas�a� spazmatycznie. - Albo zgrzeszysz i dasz pocz�tek �yciu Demona, kt�ry narodzi si� z �ona jawnogrzesznicy i twojego plugawego nasienia. - Co m�wisz? - Mare tenebrarum zaleje �wiat, kwiaty zwi�dn�, spowij� Ziemi� mrocznym odorem, a ty zaszlachtowany jak bydl� trafisz do otch�ani piekielnych, na wieczne pot�pienie! - Zamilcz! - To ty zamilcz, g�upcze. Mnie mo�esz da� wiar�. Opat klasztoru w Segowii, nie sk�ama�bym ci. Strze� si�. - Kim jeste�? - S�u�y�em Ko�cio�owi, lecz imi� moje przekl�te na wieki. Ogniem zemsty niszczy�em grzech i zaraz�, w imi� Pa�skie wycina�em ten zwyrodnia�y wrz�d, a zrobiono ze mnie zbrodniarza ukrytego pod mnisim habitem. Ty za� przegrasz, bo nie b�dziesz do�� silny. Taki nasz g�wniany los. - Przed czym... - Wydusi� Maksymilian. - Przed czym mam si� strzec? Co mam robi�? - Ani s�owa wi�cej. Czas na mnie. Patrz, czym jest piek�o. Trzepot ptasich skrzyde� wzm�g� si�, zmieszany z krakaniem. Go��bie znikn�y. Stado kruk�w o zakrzywionych dziobach ko�owa�o wok�. Torquemada uchyli� drzwiczki konfesjona�u i skoczy� g�ow� w d�. Kruki pu�ci�y si� za nim szarpi�c dziobami. Staruch unosi� si� teraz podtrzymywany hakami ich szpon�w, a wychudzone cia�o pokrywa�a mozaika ohydnych ran. Naraz krzyk rozdar� cisz� nawy, kiedy nagie cia�o inkwizytora uderzy�o o kamienn� posadzk�. Witra�e rozb�ys�y wizerunkami szkielet�w i apokaliptycznych bestii. Maksymilian te� zacz�� spada�, machaj�c bez skutku r�koma. Z o�tarza wzbi�a si� bia�a go��bica i unios�a go tu� przed �miertelnym zderzeniem z pod�og�. Wyfrun�li przez drzwi kaplicy, �cigani zwierz�cym rykiem Torquemady: - Aaaa! Lecieli w�r�d chmur w bieli i b��kicie. Wyl�dowali na ��ce, po�r�d kamiennych g�az�w. Z bij�cym sercem uni�s� powieki. Go��bica znikn�a. U�miechaj�c si� ciep�o, pochyla�a si� nad nim Rachela. Pachnia�y porann� ros� jej kasztanowe w�osy, muska�y jego twarz. - Ty� dobra - wyszepta�. - Ty� go��b... Spogl�da� w pogodne oczy nie wiedz�c, �e sen zaraz dobiegnie ko�ca. * W zau�ek przy zbiegu Gwarnej i Vogelstrasse wbieg�y trzy zamaskowane postacie. Rozgl�daj�c si� nerwowo, przeci�y ulic� i znikn�y w bramie za rz�dem koszy na �mieci. Z oddali dobiega� hipnotyzuj�cy odg�os wojskowej syreny. - Simon i E'Lias! - rozleg� si� rozkazuj�cy m�odzie�czy szept. - Patrzcie, czy nikt nie idzie. - Gdzie mamy stan��? - Jeden w bramie, drugi na rogu. Jakby co, to �wie�cie we mnie latark�. Trzy zakapturzone postacie rozpierzch�y si� w r�ne strony. Najwy�szy zosta� przy �cianie i, krytycznie oceniaj�c niebo, si�gn�� za po�y p�aszcza. W ka�dej chwili mog�o zacz�� pada�. Uzbrojona w rozpylacz r�ka zacz�a wodzi� wzd�u� �ciany. Chwil� potem brunatny mur zdobi� po�yskuj�cy srebrzyst� emulsj� monogram. Przedstawia� wyd�u�on� liter� "P" skrzy�owan� w po�owie d�ugo�ci z liter� "X". Ch�opak za�wieci� latark� w stron� kompan�w i tr�jka pobieg�a na nast�pn� ulic�. Tam czynno�� powt�rzy�a si�. Tym razem by� to niewielki rysunek w kszta�cie ryby. "Malarz" schowa� tubk� aerozolu i daj�c sygna� ruszy� w stron� mostu. Kompani pod��yli za nim. Gdy przystawali, by zlustrowa� wyloty krzy�uj�cych si� ulic, pisali z�otym kolorem: "Prawda uczyni was wolnymi"; "Jest jeden B�g", "Wiara, Nadzieja, Mi�o��"... - Szybciej, E'Lias, musimy zd��y� przed patrolem. Po kwadransie byli przy zboczu, opadaj�cym �agodn� stromizn� ku wybetonowanym brzegom. W powietrzu unosi� si� ci�ki zapach ropy. Grz�zn�c po �ydki w czarnej brei, b�yskaj�c latarkami posuwali si� ku filarom i prz�s�om. * ��nierki z sz�stego plutonu FI ko�czy�y obch�d. Nocny patrol kierowa� si� w stron� koszar. Schodzi�y z mostu, gdy czujniki zacz�y wariowa�. Na skanerach pojawi�y si� czerwone plamki. Dow�dczyni zatrzyma�a pluton. - Przygotowa� bro�! - rozkaza�a przez tuner. Rozleg� si� szcz�k �adowanych blaster�w. �wietliste k�ka odbija�y si� od powierzchni rzeki. To musieli by� oni. - Schodzi� pojedynczo. Pierwszy p�jdziesz ty, Rossie. - Tak jest - odpar�a m�odziutka szeregowa. - Sigusch i Delambre - rozkaza�a dow�dczyni. - B�dziecie ubezpiecza� j� od ty�u! - Tak jest. - Goldman, Harris, Manion i Livra - wy p�jdziecie ze mn� od strony drugiego zbocza. - Rozkaz! - odkrzykn�y i rozbieg�y si�, �ciskaj�c odbezpieczone blastery. * W�az by� blisko. Przed starym wysypiskiem sprawdzili, czy nikt za nimi nie idzie. W ciemno�ci s�abo wida�, ryzyko zawsze istnieje. Szcz�cie mog�o przesta� im sprzyja�, kto� m�g� wytropi� tajny szlak nocnych wypraw i, co najgorsze - odkry� w�az. �adna z kilkuset "wycieczek" nie zosta�a uj�ta. By�y noce lepsze i gorsze, cz�sto kryli si� w ruroci�gach, opuszczonych melinach i nieczynnych fabrykach. Par� razy byli ranni. Ale nigdy nie zostali z�apani. Warstwa betonowego gruzu kry�a w�az do starej studzienki �ciekowej. Simon z Jeremiaszem pilnowali filar�w, E'Lias odwala� gruz. Wtedy dostrzegli czarne sylwetki ledwo widoczne w mroku. Rozleg� si� cichy gwizd. - E'Lias! Spieprzamy! Pobiegli wybetonowanym brzegiem. Teraz liczy�o si�, by odci�gn�� patrol jak najdalej od w�azu. Zanim przebiegli pi��dziesi�t metr�w, cz�� filaru smagni�ta promieniem blastera rozlecia�a si� z hukiem. Us�yszeli trzask betonowych od�amk�w i chlupot wody. Przy�pieszyli. Dwie�cie metr�w i dotr� do wzniesienia. A stamt�d do ruin elektrowni, znali jej labirynty jak w�asn� kiesze�. Gnali na z�amanie karku. Wystrza� targn�� cia�em E'Liasa. M�ody chrze�cijanin wylecia� w powietrze niczym potr�cony manekin i z �oskotem uderzy� o ziemi�. Simon i Jeremiasz stan�li zdezorientowani. Nie mieli poj�cia, sk�d pad� strza�. Podbiegli do towarzysza, by� umieraj�cy. - Biegnijcie... - charcza� poprzez krew. - Zostawcie mnie... Pr�bowali wzi�� go na plecy. - Durnie! Uciekajcie... Z trudem d�wign�li go z ziemi, pobiegli ku wzniesieniu. Przed schodami zatrzymali si� jak wryci. Czarne mundury i blastery zagradza�y im drog�. - Poddajcie si�! Nie pr�bujcie ucieczki - zawo�a�a dow�dczyni. Za plecami us�yszeli odg�os uderzaj�cych o beton oficerek. Szcz�k broni. - �apy na kark i bez �adnych sztuczek! Po lewej stronie spirala schod�w, kt�rymi nie uszliby daleko. �mier� czyha�a od frontu i od ty�u. Z prawej by�a rzeka. - Rzuci� to �cierwo i kl�kn��! - krzykn�a dow�dczyni. - �apy na g�ow�!! Simon u�o�y� cia�o E'Liasa na ziemi. Przez chwil� zas�oni�ty wykorzysta� sytuacj�, by szepn��: - Skaczemy... Jedyna szansa... Chwytaj�c cia�o umieraj�cego przyjaciela, rzucili si� w wod�. Przez kilka sekund byli w powietrzu, wystawieni na strza�y. Dopiero nad powierzchni�, gdy mieli zanurkowa� w �mierdz�cej brei, dow�dczyni zorientowa�a si� i pos�a�a im seri�. Ognisty promie� smagn�� p�aszcz Simona, spali� lew� d�o� Jeremiaszowi. Byli pod wod�. M��c�c w�ciekle przedzierali si� z mozo�em przez g�st� ciecz. Cia�o E'Liasa ci��y�o im jak m�y�skie ko�o. Nad g�owami brudne lustro kot�owa�o si� od strza��w. Gdy si� wynurzyli, by zaczerpn�� powietrza, woda wok� parowa�a i bulgota�a spieniona. Ledwo unikn�li pocisk�w. Cia�o E'Liasa odp�yn�o o par� metr�w. Nie mogli po nie wr�ci�. Simon patrzy�, jak wojowniczki rozstrzeliwuj� martwy korpus jego brata. Porozrywane ko�czyny odp�ywa�y w r�ne strony. - Mo�emy wraca� do fortu. Jestem pewna, �e nie �yj� - stwierdzi�a dow�dczyni, lustruj�c rzek� przez noktogogle. - Nie mieli prawa wyj�� z tego ca�o. A jednak wyszli. Przytomno�� odzyskali wczesnym �witem, budz�c si� w lepkim mule na drugim brzegu. Szare niebo wypluwa�o pierwsze krople. Wok� ani �ywej duszy. Raz jeszcze przeprawili si� przez rzek�. Dotarli do w�azu i dzi�kuj�c Bogu za ocalenie znikn�li w jego wn�trzu. IX Na Platformie Pasmo neurotyczne zwizualizowa�o si� w ci�gu pi�ciu jednostek wewn�trznego zegara przestrzeni psychonautycznej. Z pocz�tku m�tne, drgaj�ce zarysy na szarym tle landscape'u powoli styg�y i nabiera�y wyrazisto�ci. Po chwili Agnes rozpozna�a wie��. Depresja zawsze wizualizowa�a si� w formie wie�y. Podp�yn�a bli�ej i zatrzyma�a obraz na lewej cz�ci ekranu. Wpisa�a komend� zachowuj�c� i potwierdzi�a prawdziwo�� zapisu. Dopiero teraz mog�a rozpocz�� dzia�ania terapeutyczne. Zazwyczaj obywa�a si� bez zerkania na counter, wola�a dzia�a� intuicyjnie, kieruj�c si� w�asnym wyczuciem. Do�wiadczenie nauczy�o j� szybkiej adaptacji do skal czasowych netu. Po zako�czeniu terapii nie mia�a trudno�ci z przestawieniem si� na czas wsp�lny. By�a jedn� z najlepszych psychonautek na Platformie - sama Rita Fichte, przewodnicz�ca Senatu, bra�a u niej seanse relaksuj�ce. Nazywa�a si� Agnes Maria Aspilakopa (takie imi� nada�a jej komisja wystawiaj�ca akt urodzenia). Z pochodzenia by�a Greczynk�. Na Platformie rodow�d i imi� gra�y rol� najwy�ej towarzysk�: liczy� si� numer rejestrowy i karta personalna. Agnes mia�a srebrn� kart�, co stawia�o j� ponad dwoma ni�szymi kategoriami. Zadecydowa�y o tym jej umiej�tno�ci zawodowe. Karty z�ote, daj�ce przywileje najwi�ksze, otrzymywa�y cz�onkinie Senatu i kierowniczki resort�w Ministerstwa Administracji. Agnes uwa�a�a, �e i tak zasz�a daleko. Zw�aszcza kiedy przypomina�a sobie pocz�tkowe trudno�ci z wnioskiem o wyniesienie jej do kategorii srebrnych. Cz�� komisji sprzeciwia�a si�, uznaj�c doktor Aspilakop� za jednostk� aspo�eczn�, i co gorsza - aseksualn�, gdy� wedle ustale� Biura Inwigilacyjnego nie utrzymywa�a zwi�zk�w intymnych z obywatelkami. Przewa�y�y g�osy wskazuj�ce na jej fachowo�� i ofiarno�� w s�u�bie spo�ecze�stwu. Senatorki przyj�y wniosek prawie jednomy�lnie, a uroczyste wr�czenie karty odby�o si� dwa dni p�niej. Procedur� wst�pn� mia�a za sob�. Teraz musi po��czy� si� z komor� psychonautyczn�, w kt�rej przebywa pacjentka. Wcze�niej pos�a�a impuls budz�cy, teraz sprawdza�a, czy mo�liwe jest wej�cie w kolejn� faz� seansu. P�yn�ca w przestrzeni wirtualna siatka falowa�a powybrzuszan� topografi�. To z niej mia� zwizualizowa� si� wirtualny odpowiednik postaci Rebeki (ze wzgl�d�w terapeutycznych przyjmuj�cy odcie� cytrynowego polichromu). Manekin Agnes mia� po�yskliw� barw� orzechowego kobaltu, o maksymalnej rozdzielczo�ci obrazu drgaj�cego z cz�stotliwo�ci� podprogow�. Po chwili sta�y naprzeciw siebie, zajmuj�c miejsca w bipolarnym synchronizatorze odczytu. Psychonautka pozdrowi�a kuracjuszk�. "Witaj Rebeko, zaczynamy seans. Je�li b�dziesz gotowa, daj mi zna�". "Dzie� dobry pani doktor. My�l�, �e mo�emy zaczyna�". "Mo�esz m�wi� do mnie Agnes". "Dobrze, pani doktor... To znaczy Agnes..." "Rebeko, niepotrzebnie si� denerwujesz. Ten zabieg to naprawd� nic powa�nego". "Wiem, Agnes, raz w nim uczestniczy�am". "Tym bardziej nie ma powodu, �eby si� ba�. Jak tam - jeste� spokojna?..." "Tak... staram si�". Wska�nik napi�cia wskazywa� co innego. "Czy widzisz prototyp obrazu, Rebeko?" "Tak, widz� star� wie�� na pustym polu". Czytnik nadal wy�wietla� wysoki poziom stresu. Mo�na temu zaradzi� aplikuj�c Rebece zastrzyk uspokajaj�cy, ale to zmniejszy jej zdolno�ci orientacyjne w psychonecie. Seans wymaga� wyobra�ni przestrzennej tak�e od kuracjuszki. - Przygotuj si�, Rebeko. Kiedy wejdziemy w pierwszy etap, pod��aj za mn�. Pod wie�� otrzymasz nowe polecenia. Teraz na�laduj moje procedury manualne. Zaczynamy od zdj�cia blokad syntaktycznych. Ruch wirtualnej d�oni obracaj�cej wielowymiarow� kostk�. Kciuk i palec wskazuj�cy usuwaj� sze�cio�cienne fraktale z wierzcho�k�w figury. Pojawia si� migaj�cy napis: CZEKAM NA WPIS PRAWID�OWEJ SEKWENCJI KOD�W DEROGACYJNYCH Agnes nape�nia elementy bry�y seri� kod�w i uzupe�nia dziury ziej�ce w rogach sze�cianu. OKRE�L SPOS�B ROZGRANICZANIA ETAP�W: EWOKACJA KOMENDY ALTERNATYWY ROZ��CZNEJ / EWOKACJA KOMENDY ALTERNATYWY NIEROZ��CZNEJ - Wybieram pierwszy wariant. CZEKAM NA POTWIERDZENIE - Wpisuj� klauzul� konfirmacyjn�. Kostka rozszczepia si� na tysi�ce sze�cian�w. Wszystko znika, nast�puje wizualizacja Przedsionka. Po bokach bezmiar wirtualnych kartotek, infostrad po��czonych w mikroprocesorowe wst�gi. P�yn�y lustrzanym tunelem w kierunku wirtualnej budowli. Agnes podejrzewa�a, �e wkraczanie do �rodka wie�y nie b�dzie konieczne. �wiadczy�a o tym dolegliwo�� Rebeki, typowy w jej wieku zesp� depresyjny menopauzy. Program leczniczy te� by� standardowy. W fazie wie�owej najwa�niejszy okaza� si� psychiczny kontakt lekarki i pacjentki (odbywaj�cy si� za po�rednictwem pasm transmisyjnych). Wszystkie umiej�tno�ci zawodowe Agnes mo�na by�o sprowadzi� do tej cz�ci seansu - reszta nie odbiega�a od zakresu umiej�tno�ci przeci�tnej brain-driverki. Nawi�zywanie relacji z chorymi wymaga�o wewn�trznego treningu, harmonii my�li i dzia�a� oraz koncentracji. Nie zna�a swojej matki, lecz podejrzewa�a, �e tego typu zdolno�ci nabywane s� dziedzicznie. Pojawi�a si� grafitowa brama, a za ni� szary, depresyjny krajobraz wyja�owionej ziemi z rudobr�zow� baszt� po�rodku. Agnes uruchomi�a procedur� wej�ciow�. Jarz�ce si� paski blokuj�ce znikn�y. - B�d� gotowa, moja droga. Wkraczamy w stref� Wie�y. Wp�yn�y we mg�� mi�dzy kolumnami. X Tancerze we mgle Przysz�a do komnaty Maksymiliana noc�, upewniwszy si�, �e inne kobiety ju� �pi�. A je�li nawet, mia�a przecie� prawo poczu� potrzeb� modlitwy i opu�ci� sal� o ka�dej porze. Przemkn�a cicho korytarzem, min�a kuchni� i skr�ci�a w przedsionek. Zastuka�a trzykrotnie w metalowe drzwi. Po chwili ujrza�a go w bladym �wietle. Pozna� Rachel� i zaprosi�