5524
Szczegóły |
Tytuł |
5524 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5524 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5524 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5524 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT SILVERBERG
Program �Wahad�o�
(Prze�o�y�a: Danuta Niklas)
Dla Jima i Georga Benford�w
1
Erik
- 5 minut
Si�a przemieszczenia wstrz�sn�a nim jak nag�y cios w brzuch. Walczy� ze sob�,
by
nie zgi�� si� wp�, �eby opanowa� kaszel i wzbieraj�ce wymioty. By� oszo�omiony,
a jego
nogi usilnie pr�bowa�y umkn�� gdzie� pod sufit. Doznania te trwa�y tylko u�amek
sekundy.
Potem poczu� si� znacznie lepiej.
Nadal znajdowa� si� w laboratorium, sta� dok�adnie naprzeciw swego brata
bli�niaka -
Seana oraz siebie samego. Sean i ta druga, bli�niacza wersja jego samego,
siedzieli obok
siebie, na platformie manewrowej na dziwacznych, trzyno�nych krzese�kach. I
czekali, a� to
wszystko si� wreszcie zacznie.
Dok�adnie za pi�� minut dojdzie do sprz�enia punktu osobliwego i si�a
przemieszczenia we�mie ich w swoje obj�cia. Zanim zostan� wyrzuceni poza bram�
czasu,
przemkn� z niesko�czon� pr�dko�ci� pomi�dzy czarn� a bia�� dziur�. Tymczasem
siedzieli
ogarni�ci zdumieniem i wpatrywali si� w niego - jeszcze jednego Erika - Erika2,
kt�ry
wy�oni� si� z tajemniczej, bezdennej studni czasu. Tego, kt�ry wyszarpn�� pi��
minut z
przysz�o�ci, aby stan�� tu przed nimi.
Erik pomy�la�, �e to niesamowite obserwowa� tak samego siebie. Widzie� si� z
zewn�trz...
Oczywi�cie w pewnym sensie przez ca�e swoje �ycie mia� ku temu mn�stwo
sposobno�ci. Wystarczy�o po prostu popatrze� na brata. Spogl�danie w oczy Seana
by�o
prawie jak spogl�danie w lustro. Ten sam kolor oczu, w nich ten sam b�ysk
czujno�ci, te same
szybkie i sprawne ruchy.
Teraz jednak by�o inaczej. Sean by� jak jego lustrzane odbicie, lecz przecie�
nie by�
nim samym. Odbicie w lustrze pozostaje zawsze tylko wiern� kopi�. A poza tym
Erik czu�, �e
wcale nie jest a� tak podobny do swego brata, jakby si� wydawa�o. Teraz za�
patrzy� na siebie
samego, nie na Seana czy te� swoje odbicie w lustrze. Widzia� siebie takim,
jakim ogl�dali go
przez ca�y czas inni ludzie.
Dziwne. Jego nos - nos tego drugiego Erika - by� jaki� nie ten, u�miech za�
wykrzywia� w niew�a�ciwe strony k�ciki ust. Lewa brew znalaz�a si� po prawej
stronie, a
prawa po lewej, przy czym prawa by�a uniesiona w g�r�. Ca�a twarz zosta�a
zniekszta�cona...
Erik w�drowa� po laboratorium, zagl�daj�c tu i tam jak bezcielesna zjawa. Kto�
zacz��
go filmowa�, a on z�apa� si� za uszy i machaj�c d�o�mi, zacz�� stroi� miny do
kamery.
- Dok�adnie pi�� minut - odezwa� si� doktor Ludwig. -Perfekcyjne
przemieszczenie.
Perfekcyjna widoczno��.
- Paradoks numer jeden - o�wiadczy�a doktor White. -Duplikacja. Podwojenie
to�samo�ci.
- I paradoks numer dwa-doda� Ludwig.-Kumulatywne i samomodyfikuj�ce si�
parametry korekcji strumienia czasu.
- Co prosz�? M�g�by� to powt�rzy�? - wtr�ci� Erik.
Doktor Ludwig zignorowa� pytanie, zachmurzy� si� i pogr��y� w g�szczu
poch�aniaj�cych go, zawi�ych rozwa�a�. Zdawa�o si�, �e dr�czy go fakt, i� Erik w
og�le co�
powiedzia�. Zupe�nie jakby by� dla niego irytuj�c� much� w tym wymagaj�cym
skupienia
momencie.
Technicy rozci�gali po ca�ym pomieszczeniu przewody i przekazywali polecenia na
terminale. Wszystkie twarze by�y pe�ne napi�cia. Dla tych ludzi Czas Zero,
moment
pierwszego przesuni�cia, by� wci�� odleg�� o cztery i p� minuty przysz�o�ci�.
Dokonywano
ostatecznych wyskalowa� i ko�cowych precyzyjnych wyr�wna�.
Paru ludzi z obs�ugi sta�o, wytrzeszczaj�c na niego oczy. Wprawi�o go to w
zak�opotanie. Z pewno�ci� w�a�nie tak patrzyliby na ducha. Dziwne. Asystowali
ju� przecie�
przy w�drowcach pojawiaj�cych si� na wstecznym czasie. Sean dopiero co przeby�
przesuni�cie minus-pi��dziesi�t-minut, a sam Erik kilka godzin temu pojawi� si�
na poziomie
minus-pi��set-minut. Chocia� wiec on jeszcze tego nie do�wiadczy�, to oni
musieli mie� to za
sob�. Lub przynajmniej powinni.
I wtedy przypomnia� sobie o paradoksach modyfikuj�cych czas przesz�y. Ka�dy ruch
wahad�a koryguje wstecz ludzkie wra�enia i wspomnienia. Tak dzia�o si� przy
wcze�niejszych eksperymentach ze zwierz�tami i robotami. Naukowcy spodziewali
si�, �e i
tym razem wyst�pi� podobne efekty. Nikt nie pami�ta� pojawienia si� Seana ani
�adnego
innego wcze�niejszego przesuni�cia, poniewa� one jeszcze si� nie wydarzy�y. Ale
w
momencie, kiedy wahad�o zacznie si� porusza�, one wydarz� si� - w przesz�o�ci.
Zaczn�
dzia�a� modyfikuj�ce korekty i wszyscy przypomn� sobie t� przesz�o��, kt�ra
jeszcze nie
zaistnia�a... Czy co� w tym rodzaju. Dawny spos�b my�lenia nie wystarcza�, by
odnale�� w
tym wszystkim sens. Teraz, kiedy podr� w czasie sta�a si� faktem, nale�a�o
odrzuci� stare
schematy my�lowe.
�wiat�a ostrzegawcze zapali�y si� na wszystkich tablicach kontrolnych. Krytyczny
p�d
przemieszczenia by� prawie osi�gni�ty. Za par� chwil Sean i ten drugi Erik
wyrusz� ka�dy w
swoj� drog�. I on r�wnie� nie pozostanie tutaj d�ugo. Nie m�g�by. Nast�pny Erik2
w ka�dej
chwili mo�e rozpocz�� swoj� w�dr�wk� z Czasu Zero do poziomu minus-pi��-minut,
w�dr�wk�, kt�r� on sam w�a�nie ko�czy. Matematyka czasu nie pozwoli mu tu
zosta�.
Kolejny cykl zosta� wznowiony. Erik i Erik2 mogli zaistnie� razem w tym samym
miejscu i
czasie, lecz nie dw�ch Erik�w2. On musia� znikn�� im z oczu i zgodnie z ruchem
wahad�a
pod��y� w kierunku swojego przystanku na poziomie plus-pi��-dziesi�t-minut.
Poczu� wyrywaj�c� go w g�r� si��.
Beztrosko pomacha� r�k� Erikowi i Seanowi siedz�cym na platformie. Kiedy si�
zn�w
spotkamy we tr�jk�? - zapyta� siebie samego. Prawdopodobnie nigdy. Oczywi�cie
zobaczy
si� z Seanem po eksperymencie. Je�eli wvszystko p�jdzie dobrze. Nie by�o jednak
�adnych
logicznych przes�anek ku temu, by mia� ponownie stan�� twarz� w twarz z samym
sob�.
I dobrze, �e tak by�o. Jest w tym patrzeniu we w�asne oczy co�, od czego
cierpnie
sk�ra.
- Szerokiej drogi, przyjaciele! - krzykn��.
I pot�na si�a wessa�a go w strumie� czasu.
2
Sean
+ 5 minut
Uruchomiono nareszcie ostatni prze��cznik - ten, kt�ry mia� wys�a� go ruchem
wahad�owym ku granicom czasu. Lecz nie zdarzy�o si� nic. Tak przynajmniej
zdawa�o mu si�
z pocz�tku. Nie by�o o�lepiaj�cych b�ysk�w �wiat�a, jarz�cych si� aureoli,
niepokoj�cego
buczenia ani nawet najmniejszego wstrz�su. Nic. Zdumiewaj�cy spok�j. Tylko
dr�twota,
kt�ra zdawa�a si� go przepe�nia�. Nie spostrzeg� �adnej zmiany. Wci�� siedzia�
dok�adnie na
tym samym miejscu, po lewej stronie ogniska sprz�enia punktu osobliwego.
Mo�e jeszcze za wcze�nie na zmiany? B�d� co b�d� up�yn�a zaledwie chwila. By�
mo�e sto�ek przemieszczenia dopiero nabiera� energii, r�s� p�d niezb�dny do
wyrzucenia go
w strumie� czasu?
Nagle Sean zorientowa� si�, w jak wielkim by� b��dzie. Pierwszy moment spokoju
rozwia� si� pod naporem docieraj�cych do jego umys�u informacji. Pocz�tkowo by�y
one
rozproszone i b�ahe, lecz stale sumowa�y si� w co� wr�cz przygniataj�cego. Ledwo
uchwytne,
niewielkie zmiany stawa�y si� oczywiste, widoczne i znacz�ce. Rozpoznawa� jedn�
po
drugiej:
Doktor Ludwig, kt�ry by� gdzie� przy Eriku w czasie uruchamiania ostatniego
prze��cznika, znalaz� si� teraz po lewej stronie sprz�enia punktu osobliwego,
troch� poza
polem widoczno�ci z platformy manewrowej.
Doktor White, kt�rej twarz okala�a burza zmierzwionych, czarnych lok�w, biega�a
wtedy przed �cian� ekran�w monitor�w. Teraz sta�a spokojnie z za�o�onymi r�kami,
oparta o
framug� drzwi do laboratorium.
Drukarki komputerowe zbudzone nagle z letargu pracowa�y bez wytchnienia.
Najbli�sza mia�a w swoim koszu na cal grub� stert� zadrukowanych kartek.
Sze�ciu technik�w, wcze�niej rozproszonych po ca�ym pokoju, teraz sta�o zbitych
w grupk� pod b�yszcz�c�, niklowan� czap� os�ony. Patrzyli szeroko otwartymi
oczami na Seana,
jakby w�a�nie mu wyros�a druga g�owa lub zgubi� t�, kt�r� zazwyczaj mia�.
By�o jeszcze par� innych zmian. �wiat�a na tablicy instrument�w kontrolnych
zmieni�y konfiguracj�. Na tylnej �cianie zwisa�a ta sama pl�tanina szarych
kabli, lecz tym
razem pod��czonych w inny spos�b. Kamera telewizyjna, stoj�ca przedtem przed
Erikiem,
teraz przesuni�ta by�a ku niemu. I kilka pomniejszych drobiazg�w w tym rodzaju.
Wszystko to przypomina�o testy na iloraz inteligencji. Najpierw pokazuj� ci
obrazek
pokoju, a potem robi si� ciemno i chwil� p�niej widzisz ten sam obrazek, tylko
�e wszystko
jest na nim poprzemieszczane. Trzeba wyliczy� wszelkie zmiany, jakie zdo�a�o si�
dostrzec w
przeci�gu trzydziestu sekund... Dok�adnie to samo sta�o si� tutaj. W mgnieniu
oka obrazek
zmieni� si�. Przed zmieni�o si� w p o. W pi�ciominutowe p o.
Wi�c naprawd� zrobi� skok w czasie!
Ostatecznie po m�cz�cych miesi�cach przygotowa�, trening�w, zw�tpie� i nadziei,
wyprawiono go w t� fantastyczn� podr� w odleg�� przesz�o�� i dalek�, nie znan�
przysz�o��.
Podr�, kt�ra odbywa� si� b�dzie w serii skok�w. Najpierw mniejszych, p�niej
coraz
wi�kszych, w ko�cu za� niewyobra�alnie ogromnych.
Skok numer jeden. By� w swojej w�asnej przysz�o�ci o pi�� minut do przodu.
Wszystkie te ma�e zmiany w pokoju o tym w�a�nie m�wi�y.
I w ko�cu zauwa�y� zmian� wa�niejsz� od ca�ej reszty. T�, kt�rej do tej pory
udawa�o
mu si� nie dopu�ci� do �wiadomo�ci.
Erika ju� tu nie by�o. Jego trzyno�ne, aluminiowe krzese�ko sta�o nadal na swoim
miejscu, po prawej stronie sprz�enia punktu osobliwego. Ale sam Erik by�
nieobecny.
Poczu� si� zdezorientowany. Wstrz��ni�ty oczywisto�ci� tego faktu. Oszo�omiony.
Zosta� wyrwany z czasu i przestrzeni, by znale�� si� w zupe�nie innym miejscu. I
bez Erika.
Walczy� z przygniataj�c� go burz� my�li.
- Sean, jak si� czujesz? - zapyta� doktor Ludwig. S�owa dudni�y w uszach.
Niewyra�ne, zgrzytliwe d�wi�ki,
w kt�rych nale�a�oby znale�� jaki� sens.
- Nie�le - odpar� odruchowo. - Nawet ca�kiem nie�le. Wpatrywa� si� uparcie w
puste
miejsce po swojej prawej
stronie za sto�kiem przemieszczenia. Erika tam nie by�o. Nie by�o go tam. Nie
by�o.
Ta jedyna, dr�cz�ca my�l zatar�a nawet �wiadomo�� podr�y w czasie.
Przez ca�e jego dwudziestotrzyletnie �ycie Erik by� przy nim. Nie zawsze blisko
pod
r�k�, ale w jaki� spos�b by�. Nawet kiedy znajdowali si� na przeciwleg�ych
kra�cach
kontynentu, nadal mieli �wiadomo�� swej wzajemnej obecno�ci. Byli zawsze blisko
siebie w
jaki� tajemniczy, niepoj�ty spos�b, kt�rego �aden z nich nie pr�bowa� zrozumie�
ani
/analizowa�, l by�o tak od samego pocz�tku. Nawet w�wczas, gdy dzielili to samo
matczyne
�ono i kiedy Erik ci�gle przepycha� si� i zawzi�cie wierci�, bo wci�� by�o mu
ma�o miejsca...
Sean jeszcze nigdy nie by� tak samotny jak teraz. Wiedzia�, �e eksperyment
rozdzieli
ich w czasie, wysy�aj�c w r�ne drogi. Ale co innego zrozumie� co�, a co innego
poczu� to
ca�ym sob�. Teraz, kiedy kontakt zosta� zerwany, Sean poj��, co znaczy by�
rozdzielonym ze
swoim bratem bli�niakiem t� ogromn� i nieprzekraczaln� barier� czasu. Nie zna�
tego
odczucia wcze�niej, a by�o ono przera�aj�ce.
- Sean - doktor Ludwig odezwa� si� ponownie tym samym grzmi�cym g�osem. -
Pyta�em ci�, jak si� czujesz.
- M�wi�em ju�, �e nie�le.
Odwr�ci� si� i spr�bowa� skupi� wzrok. Przed oczami zawirowa�y mu smugi
kolorowych �wiate�: czerwonych, niebieskich, zielonych. Wszystko wydawa�o si�
zbyt d�ugie
i w�skie. I do tego to dziwne wra�enie, �e doktor Ludwig wci�� do niego m�wi.
Doktor
White r�wnie�. Ich s�owa brzmia�y tak, jakby dociera�y z odleg�o�ci miliona mil.
Jak si�
czujesz. Jak si� czujesz. Co to w�a�ciwie znaczy? Aha, to znaczy, jak si�
czujesz, pomy�la�.
Czy oni w og�le powinni si� do tego wtr�ca�, jak on si� czuje? By� przera�liwie
zak�opotany.
- Sean?
- No, wszystko w porz�dku! - odburkn��.
Nie chcia�, by pomy�leli sobie, �e nie jest w stanie sprosta� postawionemu przed
nim
zadaniu. Widzia� ich zdesperowane miny i pusto wpatruj�ce si� w niego oczy.
Pr�bowa�
wyt�umaczy� im, co si� dzieje, ale odnosi� wra�enie, �e jego s�owa odbija�y si�
od nich
rykoszetem. Spogl�dali po sobie zaskoczeni i zdezorientowani.
- Co on powiedzia�?
- Co on powiedzia�?
- Co on powiedzia�?
- Sean, m�w troch� wolniej. Jeste� ju� w hiperyzacji.
- Naprawd�? Przecie� wasze s�owa spowolni�y si�...
Robi�o si� coraz gorzej. Poczu�, jak jego krzes�o topnieje i gdzie� odp�ywa. A
on
zaczyna� topnie� wraz z krzes�em. Wra�enie lodowatego ch�odu i zarazem pal�cego
�aru. Co�
dziwnego dzia�o si� w �o��dku. W piersi co� falowa�o wznosz�c si�, to zn�w
opadaj�c.
Tamten pierwszy, spokojny moment wydawa� si� teraz odleg�y o miliony lat.
Wszystko si�
zmienia�o. Dok�adnie wszystko. Zastanawia� si�, czy Erik te� prze�ywa podobne
stany.
Gdziekolwiek by si� znajdowa� i w jakimkolwiek by�by czasie.
- Sean, mo�e m�j g�os b�dzie ci �atwiej zrozumie�.
To by�a doktor White. M�wi�a spokojnie, koj�co, troskliwie. Brzmienie jej g�osu
sta�o
si� g��bsze, lecz nie zmieni�o si� tak bardzo jak g�os doktora Ludwiga.
Sean walczy� ze sob�, aby si� cho� troch� rozlu�ni�.
- Doktor White, jaki by� zasi�g skoku? - odezwa� si�, dok�adaj�c stara�, by
m�wi�
zrozumiale.
- Dok�adnie pi�� minut. Zgodnie z odczytem komputerowym.
- A jak d�ugo ju� jestem tutaj?
- Pi�tna�cie, dwadzie�cia sekund.
Tylko tyle? S�dzi�, �e p� godziny. Jego umys� podawa� mu zniekszta�cone
informacje. Czy b�dzie tak przez ca�y czas? Czy b�dzie siedzie� w tym
pomieszaniu i czu� si�
jak w nocnym koszmarze? I w otumaniaj�cej mgle b��dzi� przez otch�anie czasu,
nic nie
rozumiej�c?
- Co m�wi� m�j brat? - zapyta�.
- Z twoim bratem wszystko w porz�dku - o�wiadczy� doktor Ludwig.
- Mieli�cie jakie� wiadomo�ci od niego?
- Widzieli�my go pi�� minut przed Czasem Zero. Sean zmarszczy� brwi. Nie m�g�
si�
w tym wszystkim
po�apa�. Pokr�ci� g�ow�.
- Pi�� minut przed pierwszym skokiem? No tak, ale chodzi�o mi o to, �e... -
zamilk�.
Nie wiedzia�, o co mu chodzi�o. - Wiem, �e wtedy widzieli�cie mojego brata.
Obydwu nas
widzieli�cie, tu w tym miejscu. Ale...
- Widzieli�my ciebie i jego - ciep�y g�os doktor White t�umaczy� cierpliwie. -
Ale
widzieli�my te� dodatkowego Erika, Erika2, podr�uj�cego wstecz od Czasu Zero.
Nic nie
pami�tasz?
- Dodatkowy Erik... - Sean poczu� si� strasznie g�upio.
- U�miecha� si� do nas, mruga�. By� zadowolony i pewny siebie.
- Dodatkowy Erik - mamrota� Sean, szamocz�c si� i przedzieraj�c przez mg��,
kt�ra
wype�nia�a jego umys�. -Podr�uje wstecz...
Umys�... Sean czu� si� zupe�nie zagubiony. Jego bystry, wybitny umys�...
Zastanawia�
si�, czy jeszcze kiedykolwiek b�dzie w stanie zajmowa� si� fizyk�. Lub
przynajmniej my�le�
jasno. Jeszcze raz potrz�sn�� g�ow�. Zrobi� to powoli i oci�ale jak ranny
nied�wied�.
Ricky podr�uje w czasie do ty�u. Oni widzieli go, kiedy pojawi� si� pi�� minut
przed
Czasem Zero, a wi�c przed rozpocz�ciem samego eksperymentu. Dok�adnie w tym
samym
pokoju. Dlaczego ja nie mog� sobie tego przypomnie�? A mo�e mog�? Tak, my�l�, �e
mog�.
Sean zamkn�� na chwil� oczy. Pr�bowa� wyobrazi� sobie t� scen�.
Przypominaj�ca ducha posta�, unosz�ca si� przed nimi i u�miechni�ta pogodnie.
Ricky zawsze by� weso�y, nawet w najokropniejszych chwilach. Wi�c by� jeden Erik
Gabrielson siedz�cy na krzese�ku po prawej stronie na platformie manewrowej i
drugi Erik2,
lataj�cy gdzie� po�rodku pokoju. I to by�o pi�� minut przed Czasem Zero. Tamten
skok /osta�
zr�wnowa�ony przez przemieszczenie, kt�re jego samego wynios�o pi�� minut do
przodu
poza Czas Zero. Pierwszy ruch olbrzymiego wahad�a, kt�re przemierzy miliony lat,
nios�c ich
to w prz�d, to w ty�. Do przodu i w ty�. Do przodu i w ty�...
Nie by� przekonany, czy mo�e przypomnie� sobie widok l f go drugiego Erika.
Wyt�a� m�zg, by zacz�� rozumie�. Jego umys� wci�� jednak by� odurzony.
Znajdowa� si� w chwilowym szoku na skutek przemieszczenia i zmiany, kt�ra
��czy�a si� z
pojawieniem si� Ricky'ego w niedawnej przesz�o�ci. Przesz�o�� b�dzie si� dalej
zmienia� w
spos�b ci�g�y, wraz z ka�dym nast�pnym ruchem wahad�a. Wykaza�y to ju� wcze�niej
poprzednie eksperymenty. Kolejny ruch i nagle przypomni im si� nowa seria
wspomnie�
si�gaj�cych wstecz coraz dalej, pi�� minut, pi��dziesi�t minut, pi��set minut,
pi�� tysi�cy
minut...
Gdzie� daleko na �cianie co� zacz�o si� jarzy�.
Energia musi zosta� ponownie wzmocniona, �eby wytworzy� dostateczny p�d
przemieszczenia, konieczny dla wykonania nast�pnego skoku. Powiedziano mu, �e we
wczesnych stadiach podr�y skoki b�d� szybkie. Zar�wno w kierunku przysz�o�ci i
przesz�o�ci pierwsze przemieszczenia b�d� tylko parominutowe. Raz i raz. I
dalej.
- Nic si� nie martw, Sean. Zobaczysz, wszystko b�dzie przebiega� sprawnie -
powiedzia�a doktor White.
Sean skin�� g�ow� i u�miechn�� si�. Jego umys� zdawa� si� powoli rozja�nia�.
Zn�w
poczu� si� sob�.
- Na pewno - odpar�. - Nigdy w to nie w�tpi�em. -Naraz zacz�o go ogarnia� co�
dziwnego. Co�, co potrafi� ju� rozpozna�. - Pozdr�wcie ode mnie Ricky'ego -
rzuci� i
pomacha� im na po�egnanie. - Zobaczymy si� troch� p�niej...
3
Erik
+ 50 minut
Lecia� w d� zupe�nie jak Alicja po skoku w kr�licz� nor�. Z t� r�nic�, �e ona
spada�a
wolno i mia�a mn�stwo czasu, by si� dooko�a rozgl�da�. On lecia� w szale�czym
p�dzie przy
akompaniamencie huku i warkotu, zupe�nie jakby siedzia� w rozklekotanej
ci�ar�wce
przedzieraj�cej si� przez wn�trze Ziemi. W d�, poprzez warstwy geologiczne.
Mija� kred� i
jur�, perm, sylur i kambr. D�awi�c si� i z trudem chwytaj�c powietrze,
kozio�kuj�c, obijaj�c
r�ce i nogi. Jego w�osy fruwa�y w gor�cym podmuchu buchaj�cym z do�u. Pomy�la�,
�e
chyba b�dzie tak lecia� w niesko�czono��. Nigdy nie przysz�o mu do g�owy, �e
mo�na czu�
a� takie md�o�ci i by� tak oszo�omionym od zawrot�w g�owy.
Sean powiedzia�, �e to, co najgorsze zdarzy si� na samym pocz�tku. A potem ju�
wszystko p�jdzie g�adko.
Czy Sean naprawd� to powiedzia�? Erik wyt�y� pami��. Tak, to by�o na poziomie
minus-pi��dziesi�ciu-minut, dok�adnie wtedy, gdy obaj z Seanem zaczynali wpada�
w panik�
na my�l o tym szalonym projekcie, w kt�ry si� wpakowali. I wtedy pojawi� si�
Sean2
przybywaj�cy z przysz�o�ci. U�miech na twarzy, pewna mina. Popatrzy� na nich
zarozumiale,
a potem wda� si� w jak�� niezrozumia�� paplanin� z doktorem Ludwigiem o tym, jak
to czas
przesz�y i przysz�y trac� sens, gdy podr�uje si� w czasie. Na koniec beztrosko
i jakby od
niechcenia zbli�y� si� do Erika i Seana, by im zakomunikowa�, �e nie ma si� o co
martwi�.
�Wszystko b�dzie dobrze. Tylko zaakceptujcie odczucia, kt�re si� pojawi�, i nie
pr�bujcie z nimi walczy�.
Jasne, Sean.
W d�, w d�, wci�� w d�. Czy ty, Sean, te� tak spada�e� podczas swojego
pierwszego
skoku w przysz�o��? W d�, w samo j�dro planety, w kipi�c� wulkaniczn� law�?
Zastanawia� si�, kiedy to si� sko�czy. I co si� stanie, gdy uderzy o dno. I
w�wczas
spostrzeg�, �e raczej unosi si� ni� spada. A nawet si� nie unosi. �e znajduje
si� wci�� w
laboratorium, a nie w szybie wiod�cym przez wn�trze Ziemi. Wra�enie spadania
by�o tylko
wytworem jego wyobra�ni, efektem ubocznym przemieszczania si� w czasie. W
rzeczywisto�ci jego stopy sta�y twardo na pod�odze platformy.
By� na miejscu. Pi��dziesi�t minut w przysz�o�ci.
Przed oczami mia� wiruj�ce, barwne plamy, a w g�owie zam�t. Wydawa�o mu si�, �e
za chwil� jego g�owa zacznie si� obraca� i oderwie od ramion. To, co czu�, nie
by�y to zwyk�e
nudno�ci; przepe�nia�y go md�o�ci prawdziwie astronomiczne. Uczucie by�o tak
intensywne,
�e przysz�o mu do g�owy, i� co� takiego nale�a�oby nagrodzi� oklaskami.
Oczywi�cie, gdy
tylko poczuje si� troch� lepiej.
- Albo kto� mnie przytrzyma, albo zaraz upadn� - wymamrota� z wysi�kiem.
Z�apali go w momencie, gdy zacz�� si� osuwa�.
- Spokojnie - powiedzia� kto�. - Dezorientacja trwa tylko kilka sekund.
Wchodzenie w
przysz�o�� powoduje wi�kszy szok ni� wchodzenie w przesz�o��.
- Zd��y�em zauwa�y� - j�kn�� Erik.
Jednak mieli racj�: z ca�ej tej opresji wychodzi� szybko. Niebawem zn�w widzia�
ostro. Cyfrowy licznik czasu rzeczywistego wskazywa� dok�adnie
pi��dziesi�ciominutowy
up�yw czasu od rozpocz�cia eksperymentu. Zgodnie z harmonogramem.
Sean z pewno�ci� zmaterializowa� si� tutaj ju� przed nim, b�d�c na poziomie
plus-
pi�ciu-minut. By� mo�e prze�y� to samo uczucie spadania w piekieln� kr�licz�
nor�. By�
mo�e Sean...
Sean...
Nagle dotar�a do niego wstrz�saj�ca �wiadomo�� osamotnienia. Ow�adn�o nim obce
mu wra�enie separacji, samotno�ci, roz��ki. Jak szalej�cy wicher ogarn�a go
my�l, �e to
w�a�nie czas sta� si� bolesn�, rozdzielaj�c� przepa�ci�. Nie odczu� tego
wcze�niej, poniewa�
jego pierwszy skok by� przemieszczeniem wstecznym. Kiedy przyby� do
laboratorium,
widzia� Seana przygotowuj�cego si� do eksperymentu. Ale teraz Sean by� o sto
minut st�d na
poziomie minus-pi��dziesi�ciu-minut. Zgodnie z ruchami wahad�a na r�wnowa�nym,
lecz
przeciwnym przesuni�ciu.
St�d do Czasu Ostatecznego b�d�cego ko�cem eksperymentu, a znajduj�cego si�
dziewi��dziesi�t pi�� milion�w lat od punktu wyj�ciowego, Sean i Erik nie b�d�
ju�
przebywa� na tej samej linii czasu. Jeden z nich b�dzie zawsze na poziomie
minus-czasowym,
podczas gdy drugi b�dzie w r�wnowa�nej odleg�o�ci na plus-czasie.
Erik zszed� z platformy manewrowej. Zrobi� kilka niepewnych krok�w.
- Jak si� teraz czujesz? - spyta�a doktor Wbite. Wykrzywi� usta, pr�buj�c zdoby�
si�
na u�miech.
- Ju� lepiej - sk�ama�. - Tylko troch� galaretowato. Ale tylko troszeczk�.
- Wstrz�s, prawda?
Skin�� g�ow�. Chcia� zapyta� Seana, jak si� czuje po swoim pierwszym skoku do
przodu. Lecz Seana, rzecz jasna, nie by�o tutaj. Idiotyczne uczucie, nie mie� go
blisko siebie.
Nie czu� tego niesamowitego, telepatycznego wr�cz porozumienia. Nie mie�
wra�enia, �e
m�wi mu: �Jestem tutaj. To ja, Sean. Jestem przy tobie bardziej ni� ktokolwiek
inny na tej
planecie. I b�d� zawsze�. Prawie tak jakby byli bli�niakami syjamskimi, nie
zwyk�ymi. Erik
nigdy nie rozmawia� o tym z Seanem. By�oby to kr�puj�ce; m�wi� mu co czuje i
pyta� go,
czy my�li tak samo. Ale by� najzupe�niej pewien, �e Sean czu� to samo.
I brak owego porozumienia dotkliwie dawa� mu si� teraz we znaki.
- Pi��dziesi�t minut od Czasu Zero - powiedzia�. - Nie s�dz�, �eby w �wiecie
wiele si�
zmieni�o.
- Nie przez pi��dziesi�t minut - za�mia�a si� doktor White. - Wszystko, co
naprawd�
interesuj�ce, jest wci�� przed tob�.
- Przede mn�? - Erik potrz�sn�� przecz�co g�ow�. -Nie, chyba co� ci si�
pomiesza�o.
Wed�ug mnie najbardziej interesuj�ce rzeczy s� za mn�.
Wygl�da�a na zbit� z tropu.
- Nie wiesz, o co mi chodzi? - zapyta�.
- No c�...
- Widz�, �e nie wiesz. A pami�tasz, �e nazywam si� Erik?
- Oczywi�cie, �e tak. Tylko... -Jej g�os ucich�.
- Erik to ten bli�niak, kt�ry jest paleontologiem. Ten, kt�ry o wiele bardziej
interesuje
si� przesz�o�ci� ni� przysz�o�ci� - zrobi� szeroki gest. - Nie mam nic przeciwko
temu, by
rzuci� sobie okiem na przysz�o��, ale to, na co naprawd� czekam, jest po drugiej
stronie
wahad�a. Na samym jego ko�cu jest era mezozoiczna. Dinozaury! - poczu� pal�ce
ciep�o na
policzkach. Jego podniecenie ros�o, a serce zacz�o mu �omota�. -I w�a�nie
dlatego zg�osi�em
si� na ochotnika na ten zwariowany rajd. Nie wiedzia�a� o tym? �eby spotka� si�
z
dinozaurami twarz� w twarz! To proste. Zwyczajnie podej�� sobie do �ywego
dinozaura i
powiedzie� mu: �cze��.
4
Sean
- 50 minut
Ten drugi skok by� zupe�nie inny. Sean nie czu� ju� oszo�omienia i chaosu w
g�owie
ani p�niejszego przera�enia. Nie by�o pocz�tkowego odczucia martwoty, kt�re
kaza�o mu
podejrzewa�, i� nie nast�pi�o �adne przemieszczenie. Tym razem nast�pi� tylko
jeden czy dwa
�agodne wstrz�sy. I nadal wydawa�o si�, �e wszystko jest w najlepszym porz�dku.
Pomy�la�, �e mo�e tylko pierwszy skok powoduje taki wstrz�s, lub mo�e teraz jest
�atwiej, poniewa� podr�uje wstecz zamiast do przodu.
Rozejrza� si� po laboratorium.
Wszyscy biegali tam i z powrotem jak gromada lunatyk�w, po raz setny sprawdzaj�c
ka�dy element aparatury. Eksperyment rozpocznie si� za nieca�� godzin�. Wi�c tak
to w�a�nie
wygl�da�o. Sprawdzanie kod�w, ostatni przegl�d sprawno�ci obwod�w,
porz�dkowanie.
Dostrzeg� b�yszcz�c� od potu twarz doktora Ludwiga wrzeszcz�cego co� do
kieszonkowego
telefonu, l by�a te� doktor White ogarni�ta niezwyk�ym dla niej nerwowym
podnieceniem.
Harrell, matematyk, pracowa� na dw�ch komputerach jednocze�nie. Inni naukowcy
wystukiwali co� na maszynach w szale�czym po�piechu ko�cowych przygotowa�.
Technicy
biegali dooko�a, a ich spos�b poruszania si� przypomina� stare, nieme filmy:
ruchy by�y zbyt
szybkie, gwa�towne i urywane. Wygl�da�o to do�� g�upawo.
Jedynymi lud�mi, kt�rzy zachowywali spok�j, byli Ricky i Sean. Nieustraszeni
bracia
Gabrielsonowie. Stali z boku ze zdr�twia�ymi, przera�liwie zm�czonymi twarzami,
czekaj�c
na pozwolenie zaj�cia miejsc na platformie manewrowej, by w ko�cu zasi��� po
kt�rej� ze
stron torusu przemieszczenia.
Niesamowite, jak bardzo to wszystko wyda�o mu si� znajome. B�d� co b�d�, nieca��
godzin� temu prze�y� ju� raz t� scen�. Teraz by� tu ponownie, lecz tym razem nie
czeka� na
wej�cie na platform�. Czekali na to tamci dwaj. On by� kim� innym - Seanem2,
w�drowcem
w czasie, cz�owiekiem z pi��dziesi�tej minuty przysz�o�ci.
- Cze�� - powiedzia�. - Jestem tutaj. Mo�e by kto� si� ze mn� przywita�?
W pokoju zapanowa�a nagle pe�na konsternacji cisza. Do tej pory wszyscy byli tak
zaj�ci procedur� przygotowawcz�, �e zupe�nie nikt go nie dostrzeg�. Ale teraz go
zauwa�ono.
- Drugi wsteczny ruch wahad�a! - krzykn�� kto�. - Zjawi� si�!
- Oczywi�cie - odpar� Sean. - Wielka niespodzianka. Paradoks Jasia W�drowniczka,
kt�ry na dodatek gada. Jeszcze czego� podobnego nie widzieli�cie, co? Nie
pami�tacie, �e
widzieli�cie kt�rego� z nas id�cego wstecz. Zgad�em?
- Na razie nie pami�tamy - odrzek� doktor Ludwig. -Sprawia� wra�enie lekko
oszo�omionego. Tak, jakby nie by� w pe�ni przygotowany na to, co si� w�a�nie
sta�o. Nawet
on, kt�ry sp�dzi� lata, �l�cz�c nad teori� i przygotowaniem eksperymentu, by�
zaskoczony. -
Jeste� pierwszy - doda� -ale oczywi�cie, nie ostatni. Inni pojawi� si� przed
tob�, tyle �e my
ich tak�e nie pami�tamy. Ty jeste� Sean, prawda? Jeste� po drugim
przemieszczeniu, minus-
pi��dziesi�t-minut. A wkr�tce zmaterializuje si� tu Erik na poziomie minus-
pi�ciuset-minut.
To b�dzie wczorajszego wieczora.
- B�dzie tu Erik, bo zmaterializuje si� wczorajszego wieczora? - roze�mia� si�
Sean. -
Nie�le to brzmi. Podoba mi si�.
- Tak, przypomnimy sobie jego wizyt� dopiero po fakcie. Trzeba by zmieni�
gramatyk�, �eby m�wi� o takich sprawach. Czas przesz�y i przysz�y straci�y sens.
Przyczyna i
skutek sta�y si� wolne od wszelkich uwarunkowa�. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- W zupe�no�ci - odpar� Sean.
Tym razem wszystkie te zawi�o�ci by�y dla niego klarowne i zrozumia�e. By�o
ca�kiem inaczej ni� na poziomie plus-pi�ciu-minut, gdy umys� zdawa� si�
kompletnie
zamroczony. Teraz, dzi�ki Bogu, zn�w pracowa� sprawnie! Prze�y� chwil� paniki na
my�l, �e
m�g�by t� podr� w czasie przyp�aci� g�upot� do ko�ca �ycia.
Rzecz jasna fakt, i� wsteczna zmiana zdarze� przysz�ych b�dzie si� dokonywa�
stopniowo w kilku fazach, nie by� /godny z logik�. Wraz ze wspomnieniami godzin
i dni
sprzed Czasu Zero, kt�re zmienia� si� b�d� w spos�b fazowy, ka�de przesuni�cie
wahad�a
przynosi�o ze sob� nowego Erika i nowego Seana. I ka�da z tych postaci b�dzie
materializowa� si� w coraz odleglejszej przesz�o�ci.
Logicznie rzecz bior�c, wszystkie te zmiany powinny pojawi� si� r�wnocze�nie.
Lecz
od momentu w��czenia ostatniego prze��cznika, zawsze b�d� Erikowie i Seanowie
rozproszeni po ca�ym strumieniu czasu o rozpi�to�ci stu dziewi��dziesi�ciu
milion�w lat,
jakie obejmowa� eksperyment.
Ale w tym, co zdarzy�o si� podczas pierwszego skoku w czasie, nie by�o
absolutnie
nic logicznego. O tym Sean by� przekonany. To, co prze�y�, przeczy�o wszelkim
prawom
przyczyny i skutku. Wygl�da�o na to, �e ka�dy ruch wahad�a tworzy� now� wersj�
przesz�o�ci. Od momentu rozpocz�cia eksperymentu rzeczywisto�� sta�a si� p�ynna.
�aden
cz�owiek �yj�cy w tej zmieniaj�cej kierunek rzeczywisto�ci nie b�dzie �wiadom
jej przemian.
Przesz�o�� ulegnie przeobra�eniu pod wp�ywem zachodz�cej zmiany, a ludzie nie
b�d� w
stanie zapami�ta� przesz�o�ci takiej, jak� by�a wcze�niej.
Tylko on i Erik, m�odzi �mia�kowie na trapezie, b�d� mogli poj�� rozmiary
spustosze�
i wp�ywu, jaki wywr�, mkn�c tam i z powrotem przez struktur� czasu i buduj�c j�
na nowo. I
je�li liczba paradoks�w b�dzie ros�a, to nawet oni mog� straci� z oczu trakt, po
kt�rym
przebiegaj� zmiany.
Podszed� do Erika i Seanal. Bo�e, jacy bladzi i spoceni! Wygl�daj� na potwornie
zdenerwowanych!, pomy�la�. A przecie� nie przypomina� sobie tego zdenerwowania,
kiedy to
on by� Seaneml pi��dziesi�t minut temu. By� w�wczas przekonany, �e wyczekuje
momentu
startu spokojnie, bez napi�cia i l�ku.
Zda� sobie spraw�, �e prawdopodobnie wtedy oszukiwa� samego siebie. Przygl�da�
si�
minie Seanal i wiedzia�, �e pi��dziesi�t minut temu tak w�a�nie musia� wygl�da�.
Nie by�o
ucieczki od tej prawdy. W tamtym momencie po prostu dr�twia� z przera�enia.
Pi��dziesi�t minut temu siedzia�, wyczekuj�c, a� zmieni� go w wi�zk� tachion�w,
cz�steczek poruszaj�cych si� szybciej od �wiat�a i w�druj�cych w antyczasowym
uniwersum
w kierunku wstecznym. Sprz�enie punktu osobliwego spowodowa�o transformacj�
jego
osoby w tachionow� replik� w postaci chmury antyczasowej energii, kt�ra by�a
�ci�le
r�wnowa�ona przez czasow� si�� uwalnian� w przeciwnym kierunku. By�y to jednak
bardziej
naukowe przypuszczenia ni�li pewniki. A on siedzia� tam, zastanawiaj�c si�, czy
ca�y proces
rzeczywi�cie przebiegnie w ten spos�b.
C�, przypuszczenia sprawdzi�y si�. I oto znalaz� si� tutaj ca�y i zdrowy.
Wpatrywano
si� w niego okr�g�ymi ze zdumienia oczami, jak gdyby nie mia� prawa tu si�
znajdowa�.
Jakby by� jakim� z�owieszczym duchem, kt�ry nawiedzi� laboratorium.
Sean u�miechn�� si�.
- Nie ma si� co denerwowa� - powiedzia�. - Wszystko b�dzie w porz�dku. Tylko
zaakceptujcie odczucia, kt�re si� pojawi�, i nie pr�bujcie z nimi walczy�. Z
pocz�tku nie
b�dzie to przyjemne, ale w�a�nie na pocz�tku zdarzy si� to, co najgorsze. A
potem wszystko
p�jdzie g�adko.
Odrobina pocieszenia, przyjacielskiej otuchy. Pomy�la�, �e przynajmniej tyle
mo�e dla
nich zrobi�. Dla Ricky'ego i dla Seanal, kt�ry mia� tak przygn�biony i mizerny
wyraz twarzy.
Jego brat i jego drugie ja. Je�eli jest na tym �wiecie kto�, kto jest ci dro�szy
i bli�szy ni� tw�j
brat bli�niak, to jest to twoje drugie ja.
5
Erik
- 5 x 10^2 minut
By�a to noc poprzedzaj�ca dzie� rozpocz�cia eksperymentu. W du�ym pokoju
panowa� dziwny spok�j. G�rne o�wietlenie zosta�o wy��czone, jedyne �wiat�o
dochodzi�o z
zielonych lamp awaryjnych i skupia�o si� dok�adnie w miejscu, w kt�rym siedzia�.
Przyby� tu oko�o drugiej nad ranem. Odni�s� wra�enie, �e dooko�a nie by�o
nikogo.
Przeczeka� znacznie kr�tszy od poprzedniego zawr�t g�owy spowodowany
materializacj�, po
czym uwa�nie rozejrza� si� po pokoju. Czy�by naprawd� nikogo nie by�o? Przecie�
wiedzieli,
kiedy ma si� pojawi�. Nawet je�eli wi�kszo�� obs�ugi wypoczywa�a przed wielkim
dniem,
kt�ry mieli przed sob�, to jednak kto� powinien pozosta�, by odebra� relacj� z
dotychczasowego przebiegu eksperymentu.
Wtem spostrzeg� jednego z m�odszych naukowc�w, cz�owieka od �wiat�owod�w o
nazwisku John Terzunian, pogr��onego w drzemce w ciemnym k�cie pokoju.
Erik podszed� do niego i potrz�sn�� lekko za rami�.
- Johnny? Johnny, zbud� si�! To ja, Erik, na przemieszczeniu minus-pi�ciuset-
minut.
- Co? Kto? - wraz z przebudzeniem w jego oczach pojawi�a si� panika. - O Bo�e,
ale
mnie �ci�o...
- Zdarza si� - odpar� Erik.
Naukowiec wygl�da� znacznie starzej ni� wskazywa� na to jego wiek. M�g� mie�
dwadzie�cia pi��, dwadzie�cia sze�� lat i niedawno uko�czy� doktorat. Jego w�osy
przerzedzi�y si�, a nabieg�e krwi� oczy pa�a�y jak w�gielki.
- Nie przejmuj si�. Nic nie powiem. Reszta �pi, co? Terzunian skin�� g�ow�
potakuj�co.
- Ostatni wyszed� st�d godzin� temu. Ci�gn�li�my losy o to, kto zaczeka tu na
ciebie.
- I przegra�e�.
Na twarzy Terzuniana pojawi� si� g�upawy u�miech zmieszany z zak�opotaniem.
- Przez ostatnie trzy czy cztery noce pod rz�d nikt tu oka nie zmru�y�. Nawet
gdyby
mieli mnie teraz wyla� z roboty, nie mia�bym nic przeciwko temu. No, ale kto�
musia� tu
zosta� i spotka� si� z tob�.
- Jasne - powiedzia� Erik. - Rozumiem.
My�la� o Seaniel i o Erikul chrapi�cych teraz w sektorze wypoczynkowym kilkaset
metr�w st�d. Wiedzia�, �e kres odporno�ci na stres walczy� w nich z kra�cowym
wyczerpaniem i to drugie wreszcie zwyci�y�o.
Dobrze, �e spali. By� mo�e by�a to ich ostatnia szansa wyspania si� w roku dwa
tysi�ce szesnastym. Za osiem godzin rozpoczn� podr�, kt�ra doprowadzi obu do
punkt�w
plus-minus dziewi��dziesi�t pi�� milion�w lat po obu stronach Czasu Zero. Zdani
na �ask�
nios�cego ich strumienia czasu przemierz� skokami eony.
Zastanawiaj�ce. My�la� o Seaniel i o Erikul jako o n i c h zamiast jako o n a s.
Lecz
nie m�g� my�le� inaczej. Ci dwaj nie byli wcale Erikiem i Seanem Gabrielsonami.
Dla niego
byli dw�jk� zupe�nie innych ludzi: Seanem l i Erikiem l. Wczorajszymi ja�niami,
kt�re
jeszcze nie do�wiadczy�y bycia w strumieniu czasu. I nie maj� zielonego poj�cia,
jak to jest.
Dla nich, je�eli w og�le o nim pomy�l�, b�dzie Erikiem2, Krikiem przysz�o�ci,
Erikiem jutrzejszym i nierzeczywistym. Nie ma w tym nic dziwnego i trudno
wymaga�, �eby
by�o inaczej. On sam nie czu� si� nierealny. Nie �y� w jutrze. �y� teraz, w
tera�niejszo�ci. Co
prawda by�o to �teraz�, kt�re oscylowa�o pomi�dzy przesz�o�ci� a przysz�o�ci�,
ale by�o to
jedyne �teraz�, jakie posiada�. Sam sobie w zupe�no�ci wystarcza�: by�
prawdziwym i
autentycznym lirikiem. A prawdziwy i autentyczny Sean by� teraz dok�adnie
siedemna�cie
godzin st�d, na poziomie plus-pi�ciuset-minut po przeciwnej stronie hu�tawki,
jak� tworzy�y
ruchy wahad�a.
Wszystko w r�wnowadze. Wszystko w absolutnej symetrii.
Klarowny, emocjonuj�cy i ogromnie poci�gaj�cy sen. Tyle tylko, �e dzia� si� on
naprawd� i b�dzie si� dzia� przez dziewi��dziesi�t pi�� milion�w lat.
- Mo�e masz ochot� na szklank� wody lub co� do /jedzenia? Przynie�� ci co�? -
zapyta� Terzunian.
- Nie, dzi�kuj� - odrzek� Erik. - Dla mnie, z perspektywy czasu subiektywnego,
jest to
ci�gle pocz�tek eksperymentu. Od jego rozpocz�cia up�yn�o zaledwie par� minut.
- Dobra - ci�gn�� Terzunian - wi�c zabierajmy si� do pracy. Mam ci� wypyta� o
stan
psychiczny i fizyczny po przybyciu. Tutaj - wskaza� - kamera ju� dzia�a. Testy.
Wydawa� si� niespokojny, skr�powany, jakby zal�kniony, �e m�g�by co� przegapi�.
C�, pomy�la� Erik, ten naukowiec by� zwi�zany z projektem przez wiele lat. I
oto teraz jego
plany i nadzieje stawa�y si� rzeczywisto�ci�.
Tak, rzeczywisto�ci�.
Wiele razy g��boko w�tpi� w to, czy on i Sean naprawd� /.godz� si� uczestniczy�
w
eksperymencie. Oczywi�cie obaj wiedzieli o nim od lat. Program �Wahad�o� by� w
trakcie
przygotowa�, kiedy oni jeszcze studiowali. Przygotowania rozpocz�to ju� w�wczas,
gdy
rozw�j techniki wytwarzania sztucznych miniosobliwo�ci dostarczy� bazy
technologicznej do
powa�nych bada� nad podr�owaniem w czasie.
Sean przyni�s� kiedy� do domu ca�y plik rozpraw teoretycznych na ten temat.
Wyja�nia�y one, jak sprz�enie po��czenia fazowego ma�ej �czarnej dziury�,
identycznej z
tymi, kt�re znale�� mo�na w przestrzeni mi�dzygwiezdnej, z jej matematycznym
przeciwie�stwem, czyli �bia�� dziur��, tworzy niewyobra�alnie wielk� si��
�ami�c� struktur�
czasoprzestrzenn�, i jak ta si�a mo�e zosta� ujarzmiona i kontrolowana tak, by
mog�a by�
u�yteczna jako kana� tranzytowy dla dwukierunkowego przemieszczania si� w
czasie.
Przeczyta� to wszystko i naraz stan�a mu przed oczami fantastyczna wizja.
Zobaczy�
siebie w�druj�cego przez ca�� geologiczn� histori� Ziemi, jakby ogl�da� film
puszczany od
ty�u. Min�� czasy historyczne, potem plejstocen i pliocen, a� dotar� do �wiata
dinozaur�w,
dalej pierwotnych zwierz�t ziemnowodnych, trylobit�w. A p�niej ukaza� mu si�
�wiat
pierwszych dni, kiedy na powierzchni Ziemi nie by�o nic poza nag� skorup�
granitu oblewan�
przez paruj�ce morze. Przera�aj�ce! A� ciarki przesz�y go na my�l, �e m�g�by to
wszystko
obejrze�. Nie rekonstrukcje tworzone na bazie nielicznych skamielin, lecz
prawdziwy �wiat w
czasach, kiedy istnia�.
l nagle pomy�la�, �e ta wizja jest zupe�nym szale�stwem, marzeniem, wytworem
wybuja�ej wyobra�ni.
�Mylisz si�, powiedzia� mu wtedy Sean. �To naprawd� mo�e si� sprawdzi�. Pozw�l,
�e poka�� ci tylko te r�wnania...�
Zacz�� gryzmoli� ci�gi wzor�w, a� w pewnym momencie Erik poprosi� go o lito��.
Matematyka, kt�r� operowa� Sean, by�a dla niego tak tajemnicza, odleg�a i
niedost�pna, jak
j�zyk m�wi�cego przez sen staro�ytnego Egipcjanina. Im d�u�ej Sean wyja�nia� mu
te
zawi�o�ci, tym Erik mniej z tego rozumia�, czy mo�e raczej mniej go to
obchodzi�o. Lecz
Sean by� przekonany, �e teoria w�dr�wki w czasie jest poprawna i zazwyczaj mia�
racj� w
sprawach, kt�rym oddawa� si� z tak� pasj�. Na pewno w dziedzinie fizyki.
Nies�ychane, pomy�la� w�wczas Erik, obliczywszy, �e w najlepszym razie
up�yn�oby
co najmniej pi��dziesi�t lub sze��dziesi�t lat bada�, zanim wyprawa w czasie
sta�aby si�
czym� wi�cej ni� tylko uk�adem fascynuj�cych r�wna� matematycznych. I zaniecha�
my�lenia o ca�ej tej sprawie. Mia� wa�niejsze rzeczy na g�owie: najpierw
dostanie si� do
college'u, potem napisanie pracy dyplomowej z paleontologii...
I wtedy og�oszono, �e zosta�a skonstruowana i przetestowana pierwsza aparatura
do
przemieszczania w czasie. Erik nie zwr�ci� na to wi�kszej uwagi. Podobno roboty
wyposa�one w kamery i uk�ad zapisywania danych wyruszy�y na safari w
czasoprzestrzeni.
Zadanie wykona�y i wr�ci�y do tego samego momentu, z kt�rego zosta�y wys�ane.
Dla
obserwuj�cych to naukowc�w czas eksperymentu r�wna� si� zeru. Nie by�o wi�c
sposobu,
�eby udowodni�, �e cokolwiek si� wydarzy�o, z wyj�tkiem ubytku mocy
zarejestrowanego
przez instrumenty pomiarowe - i tego, �e wyst�pi�y paradoksy.
Paradoksy! Mimo �e roboty zdawa�y si� w og�le nie wyruszy�, to zjawia�y si� w
laboratorium na godziny, dni, tygodnie przed eksperymentem. Te fakty
przyprawia�y
wszystkich o b�l g�owy. Przesz�o�� wci�� si� zmienia�a i niczyja pami�� nie by�a
ju�
bezpiecznym miejscem: rzeczy mia�y si� zawsze inaczej ni� si� o nich my�la�o i
pami�ta�o.
Roboty zg�asza�y si� tak�e w jednakowych odst�pach czasu po eksperymencie.
Pojawia�y si� nagle w laboratorium, przebywa�y tam par� minut, a czasem d�u�ej,
i ponownie
znika�y.
Nie zauwa�ono, aby w wyniku w�dr�wki w czasie odnios�y jakiekolwiek
uszkodzenia. Wygl�da�o na to, �e pozostawa�y wci�� w doskona�ym stanie
technicznym. Ale
kamery okaza�y si� bezwarto�ciowe - filmy by�y zamazane. Sean t�umaczy�, �e
widocznie
emulsja filmowa nie by�a w stanie wytrzyma� sztormu tachion�w, na kt�ry by�a
nara�ona
podczas przemieszcze�. Uk�ady zapisywania danych poda�y jedynie jakie�
zagmatwane
odczyty, o kt�rych mo�na by�o powiedzie� tylko tyle, i� by�y statystycznie
prawdopodobne.
- Burza tachion�w... - odpar� na to Erik. - My�lisz, �e naprawd� tylko to?
Nie mia� najmniejszego zamiaru zaprz�ta� sobie g�owy dok�adniejszymi
wyja�nieniami. Jeszcze nie wtedy.
Po robotach wys�ano r�wnie� istoty �ywe - ��wie morskie, �aby i kr�liki.
Organizacje ochrony zwierz�t wnosi�y skargi, cho� wszystkie zwierz�ta wr�ci�y
ca�e i
zdrowe. Sk�d wr�ci�y, tego nikt nie umia� powiedzie�. Bez w�tpienia gdzie�
zaw�drowa�y.
Zaobserwowano typowe paradoksy przemieszczenia w czasie: kr�liki wskakiwa�y
znik�d do
laboratorium na trzy dni przed i trzy dni po eksperymencie.
By�o to donios�e i interesuj�ce osi�gni�cie. Je�li kr�liki mog� przeby� trzy dni
czasu
wstecz lub trzy dni w prz�d, to r�wnie dobrze mog�yby przew�drowa� milion lat
lub
pi��dziesi�t milion�w. Co jednak mo�e ��w czy kr�lik powiedzie� ludziom o
ogl�danej erze
mezozoicznej albo �wiecie w roku milionowym? Mo�na wprawdzie wys�a� ��wia na
sam
koniec czasu i z powrotem, ale nie jest on w stanie przekaza� ani jednej
u�ytecznej informacji
o tym, co widzia�.
Tak wi�c og�oszono, �e poszukiwani s� ochotnicy. Tylko wys�anie cz�owieka mog�o
da� znacz�ce rezultaty. Tylko ob��kaniec, pomy�la� Erik, poszed�by na to.
Dotar�a do nich wzmianka o tym, �e naukowcy chc� zaanga�owa� absolutnie
identycznych bli�niak�w, poniewa� p�d musi by� zgodny co do miligrama. Bli�niacy
maj� t�
sam� struktur� ko�ci oraz dok�adnie ten sam rozk�ad masy cia�a, co sprawi, �e
znacznie
�atwiej b�dzie uzyska� ow� zgodno��.
To mi�e, pomy�la� Erik, a nast�pnie powr�ci� do swoich arktycznych zwierz�t
ziemnowodnych �yj�cych w okresie mezozoiku.
Kt�rego� dnia kto� im powiedzia�, �e naukowcy poszukuj� bli�niak�w posiadaj�cych
wykszta�cenie naukowe. Erik po prostu wzruszy� ramionami. Kto� inny nadmieni�,
i� idealnie
by�oby, gdyby jeden z bli�niak�w by� fizykiem, a drugi paleontologiem. Dla
zmaksymalizowania warto�ci obserwacji. Zgoda, by� paleontologiem. A jego brat
bli�niak by�
rzeczywi�cie fizykiem.
To naprawd� ciekawe, stwierdzi� Erik, wci�� nie wykazuj�c zainteresowania.
- Nie s�dz�, �eby�my byli jedyn� par� spe�niaj�c� wymogi. Wcze�niej czy p�niej
znajd� takich, kt�rzy zechc� zaryzykowa� t� przeja�d�k�.
A� pewnego dnia Sean zapyta� z g�upia frant:
- A nie s�dzisz, �e to pomog�oby ci w badaniach? Gdyby� rzuci� okiem na �ywe,
mezozoiczne crittersy? Co, Ricky?
I oto by� teraz tutaj, pi��set minut w swojej w�asnej przesz�o�ci, we w�adzy
niemo�liwego do zatrzymania wahad�a o wychyleniach rozszerzaj�cych si� do ty�u i
w prz�d,
minuty i godziny, miesi�ce i lata, wieki i eony. Bardzo dziwny, intensywny sen.
Sen
jaskrawszy i ostrzejszy ni� jakakolwiek rzeczywisto�� do�wiadczana do tej pory.
- No to jazda - odezwa� si� Terzunian. - M�wi John Terzunian. Jest poziom minus-
pi��set-minut. Erik Gabrielson przyby� w�a�nie zgodnie z planem: trzeci ruch
wsteczny -
spojrza� na Erika, daj�c mu znak. - W porz�dku. Z�� sprawozdanie.
- Nie mam wiele do powiedzenia. Samo przybycie nie sprawi�o trudno�ci. �adnych
sensacji podobnych do tych, jakie czu�em przy skoku na poziomie minus-pieciu-
minut. Lekki
wstrz�s, a p�niej wszystko wr�ci�o do normy. By�o par� pomniejszych
przestrzennych
przemieszcze�: wyszed�em o krok na lewo od punktu startu. Jak dot�d nie czuj�
zm�czenia.
Raczej pewne utrudnienia... nie, to za mocno powiedziane, lekkie zawahania,
mo�e...
Terzunian wpatrywa� si� w niego natarczywie. Mia� osobliwy wyraz twarzy, kt�ry
wydawa� si� mieszanin� fascynacji i zazdro�ci, lecz m�g� by� te� czym� w rodzaju
wsp�czucia.
- S�uchajcie - ci�gn�� Erik - naprawd� nie ma na razie z czego robi�
sprawozdania.
Dopiero za par� skok�w b�d� mia� mn�stwo do powiedzenia. Mn�stwo.
Ale komu ja to powiem, zastanowi� si�. Kiedy b�d� dziewi�� i p� roku w
przesz�o�ci?
Lub dziewi��set pi��dziesi�t tysi�cy lat w przysz�o�ci?
6
Sean
+ 5 x 10^2 minut
Nast�pne l�dowanie okaza�o si� nietypowe. Co�, jakby r�ka olbrzyma, porwa�o go w
g�r�, skr�ci�o, zrobi�o z niego kulk� i wystrzeli�o jak z procy. Potem �ciany
laboratorium
zawirowa�y woko�o jak wn�trze wielkiej wir�wki, a pod�oga zatrz�s�a si� dziko i
zako�ysa�a
to w jedn�, to w drug� stron�. Mo�e trafi� na zabaw� karnawa�ow�, a nie do
pracowni
naukowej? Opiera� si� jeszcze chwil�, po czym upad� jak d�ugi, daj�c za wygran�.
Ale wszystko to trwa�o jedynie chwil�. Zawroty g�owy wkr�tce usta�y. Poklepa�
pod�og�, upewniaj�c si�, czy aby na pewno przesta�a si� trz���. Najwyra�niej
przesta�a.
Ostro�nie wsta� i rozpostar�szy ramiona, pr�bowa� z�apa� r�wnowag�. Zrobi� dwa
lub trzy
nie�mia�e kroki. Nie jest �le, wszystko trzyma si� kupy. �wietnie.
- Troch� potrwa, zanim si� przyzwyczaj� - rzuci� w przestrze�.
Rozejrza� si� woko�o. W laboratorium nast�pi�y kolejne zmiany. By� pi��set minut
w
przysz�o�ci: osiem godzin i dwadzie�cia minut od rozpocz�cia eksperymentu.
Zapad�a noc.
�wiat�a jarzeni�wek sta�y si� ostrzejsze, niemal o�lepia�y. Du�y pok�j by�
niemo�liwie,
prawie z�owieszczo spokojny.
- Opowiedz teraz o wszystkim, co ci si� przydarzy�o -zabrzmia� g�os doktora
Ludwiga.
Doktor Ludwig i doktor White byli jedynymi lud�mi w laboratorium. Technicy
najwidoczniej zostali zwolnieni z asystowania przy kolejnym spotkaniu. Platforma
manewrowa sprawia�a wra�enie zaniedbanej. Dwa metalowe siedzenia stoj�ce przy
sto�ku
przemieszczenia mog�y by� r�wnie dobrze par� szkolnych krzese�. Sam sto�ek te�
straci�
swoj� rang� - zwyk�y kloc bezczynnej maszynerii. Przygl�daj�c si� temu, a�
trudno by�o
uwierzy�, �e pod t� l�ni�c� bry�� os�ony kryje si� para laboratoryjnie
wygenerowanych,
skolapsowanych gwiazd: miniaturowa czarna dziura i jej lustrzane odbicie - bia�a
dziura.
Razem stworzy�y one par� perfekcyjnie zr�wnowa�onych sfer osobliwo�ci, gdzie nic
nie
zachowuje si� wed�ug regu� zwyk�ego Wszech�wiata. Utrzymywano je w niemo�liwym
do
odwr�cenia sprz�eniu. Gigantyczna energia na zawsze mia�a kr��y� w p�tli
pomi�dzy
po��czonymi horyzontami zdarze� owych osobliwo�ci. Energia ta otworzy�a wrota
czasu,
przez kt�re przeszli Erik i Sean, by teraz przemierza� bezmiary czasu i
antyczasu.
Doktor Ludwig mia� zm�czone oczy i ciemne od zarostu, obwis�e policzki. Wygl�da�
na cz�owieka, kt�ry zbyt wiele czasu sp�dzi� w pracy. Kiedy Sean odwiedzi� to
miejsce na
poziomie plus-pi�ciu-minut - dla niego by�o to prawie przed chwil�, dla nich
obojga osiem
godzin i dwadzie�cia minut temu - doktor Ludwig by� wypocz�ty i �wie�o ogolony.
- W pierwszej chwili - powiedzia� Sean - my�la�em, �e trac� rozum. Pierwszy ruch
do
przodu, plus-pi��-minut. Powiem wam, �e to by�o naprawd� okropne do�wiadczenie.
- Skoki do przodu s� gorsze ni� skoki wstecz? - spyta�a doktor White.
- Na to wygl�da. Ca�e to poczucie dezorientacji i zamroczenie psychiczne...
Czu�em
si� kompletnie og�upia�y.
Pierwszy skok w ty�, ten pi��dziesi�ciominutowy, te� troch� nadszarpn�� mi
nerwy,
ale ju� nie tak. I zak��cenia trwa�y tylko chwil�.
- A tym razem? Drugi skok do przodu?
- Zupe�ne oszo�omienie, wszystko wirowa�o jak zwariowane. Ale nie z tak� si��
jak za
pierwszym razem i nie tak d�ugo.
- Jednak i tak by�y to silniejsze zak��cenia ni� przy wstecznym przesuni�ciu, to
znaczy
przy tym jednym, kt�re wykona�e� do tej pory?
Sean kiwn�� g�ow� potakuj�co.
- Zupe�nie jakby przeskok do przodu wymaga� o wiele wi�cej wysi�ku. Natomiast
wstecz idzie si� ca�kiem g�adko, z minimalnymi zak��ceniami.
- Mo�e i tak - odpar� doktor Ludwig. - Ale my mamy powody, by s�dzi�, �e efekty
uboczne przemieszczenia w obu kierunkach zredukuj� si� w miar� oddalania si� od
Czasu
Zero.
Sean u�miechn�� si�.
- Tak, b�dzie lepiej. Za jaki� czas nie b�dziemy ju� l�dowa� w tym mi�ym,
bezpiecznym laboratorium, prawda?
Ruchy wahad�a stan� si� coraz szersze. Nag�a wizja zap�on�a w jego umy�le:
zamglona przesz�o�� i niemo�liwa do wyobra�enia przysz�o��.
- Dobrze, �e nie trzeba b�dzie za ka�dym razem prze�ywa� atak�w oszo�omienia -
powiedzia�. - Zw�aszcza �e mo�na wyl�dowa� na o wiele mniej bezpiecznym
terenie...
7
Erik
+ 5 x 10^3 minut
Je�li nikt nie ma nic przeciwko temu - powiedzia� Erik -to przed skokiem w
przesz�o��
chcia�bym chocia� rzuci� okiem na dzisiejsz� gazet�.
Licznik up�ywu czasu rzeczywistego stoj�cy przed nim wskazywa� osiemdziesi�t
trzy
godziny i trzydzie�ci trzy minuty od Czasu Zero. By�a to noc w pi�tek
dwudziestego drugiego
kwietnia.
Widzia�, jak wymieniaj� spojrzenia. Da� mu gazet� czy nie? Nie byli pewni. Kto�
z
personelu wyszed� poradzi� si� doktora Ludwiga. Najwyra�niej odpowied� by�a
przyzwalaj�ca, poniewa� wr�ci� z gazet� w r�ce. By�a �wie�a. Mia�a ten
szczeg�lny zapach
dopiero co wydrukowanej gazety. Erik przyjrza� si� dacie. Dwa tysi�ce szesnasty
rok. Pi�tek,
dwudziesty drugi kwietnia.
Wi�c jednak sta�o si�. Rzeczywi�cie podr�owa� w czasie.
Chyba �e wszystko to by�o jakim� zwariowanym kawa�em, eksperymentem
psychologicznym... Dali mu podrobion� gazet� i w ten spos�b wystrychn�li go na
dudka...
Ricky, cz�owieku, to absolutnie paranoiczne my�lenie, powiedzia� sobie. To nie
kawa�. Im szybciej w to uwierzysz, tym lepiej.
Rzuci� okiem na pierwsz� stron�. Dziesi�ta rocznica zasiedlenia Ksi�yca
�wi�towana
na Ziemi i na Ksi�ycu. Wizyta prezydenta na Antarktydzie. Trz�sienie ziemi w
Turcji, sze��
przecinek trzy stopnia w skali Richtera, dok�adnie tyle, ile przewidywano w
ubieg�ym
miesi�cu. Artyku� na dole strony relacjonowa� przebieg imprez w Detroit
zorganizowanych z
okazji Dnia Robot�w. W uroczysto�ciach wzi�o udzia� pi��dziesi�t tysi�cy
mechanicznych
robotnik�w.
O eksperymencie podj�tym przez Cal Tech nie by�o ani s�owa. Zdziwi�by si�
zreszt�,
gdyby by�o inaczej, bowiem zar�wno sam projekt, jak i jego realizacja by�y
okryte tajemnic�.
Sta�o si� tak po cz�ci na �yczenie rz�du, po cz�ci za� dlatego, �e pomys�
podr�owania w
czasie wzbudza� paniczny l�k u wielu ludzi. Wzmianki o pracach prowadzonych nad
projektem spotka�y si� z nieoczekiwanie �yw� reakcj�. Historycy i filozofowie
dyskutowali
nad tym, jak wielkie i nieodwracalne szkody dla ws