891

Szczegóły
Tytuł 891
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

891 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 891 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

891 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bernard Mac Laverty. Cal. Od redakcji. Bernard Mac Laverty urodzi� si� w Belfa�cie w 1942 roku. Studi�w nie sko�czy�, dziesi�� lat pracowa� jako asystent w laboratorium na wydziale anatomii uniwersytetu w rodzinnym mie�cie, a nast�pnie wraz z �on� i dzie�mi osiedli� si� na wyspie Islay, by ca�kowicie po�wi�ci� si� pracy literackiej. W roku 1980 wydaje pierwsz� powie�� "Lamb", kt�ra zyskuje wielki rozg�os. Jest r�wnie� autorem dw�ch zbior�w opowiada�, z kt�rych kilka adaptowano na sztuki telewizyjne i s�uchowiska radiowe. Druga powie�� Mac Laverty'ego, "Cal" (1983), zosta�a sfilmowana, a aktorka wyst�puj�ca w roli Marcelli otrzyma�a nagrod� w Cannes. Akcja powie�ci rozgrywa si� wsp�cze�nie, w ma�ym miasteczku w Irlandii P�nocnej. Tytu�owy bohater, Cal Mc Crystal, ma lat dziewi�tna�cie, jest katolikiem i bezrobotnym, utrzymuj�cym si� z zasi�ku. Zakochany w starszej od siebie o kilka lat Marcelli szuka w tej mi�o�ci ucieczki od beznadziejnej egzystencji, od nienawi�ci protestanckich s�siad�w, od katolickich koleg�w, kt�rzy wci�gaj� go coraz g��biej w konspiracyjn� dzia�alno��. Ale czy mo�na uciec od rzeczywisto�ci? Mojemu bratu, Peterowi 1 Sta� przy tylnej bramie prowadz�cej do rze�ni, d�onie mia� wepchni�te w kieszenie, �o��dek bole�nie �ci�ni�ty z g�odu. M�czy�ni w bia�ych fartuchach i baseballowych czapkach gwizdali i pokrzykiwali przechodz�c mi�dzy zwisaj�cymi tuszami ubitych zwierz�t. Nigdzie nie m�g� dostrzec swego ojca, nie odwa�y� si� jednak wej�� do �rodka. Zna� dobrze ciep�y, s�odki i mdl�cy od�r tego miejsca, a nie jad� jeszcze �niadania. Ani nie wypali� pierwszego dzisiaj papierosa. Zawsze wtedy zapachy stawa�y si� o wiele bardziej intensywne. Co pewien czas trzask gilotyny do u�miercania zwierz�t odbija� si� echem od szklanego dachu. Z oddali porykiwa�o czekaj�ce na swoj� kolej byd�o, jakby co� przeczuwaj�c. Zobaczy� Kaznodziej�, kt�ry sta� ze szklank� w d�oni. By�a to kuracja, kt�r� miejscowy lekarz stosowa� wobec ka�dego anemika o mocnym �o��dku. Kaznodzieja by� wysoki i chudy, o wydatnym jab�ku Adama, a jego sk�ra w �wietle odbijaj�cym si� od bia�ych kafelk�w wydawa�a si� - je�li to by�o mo�liwe - jeszcze bledsza. Kaznodzieja je�dzi� po wsiach ryksz� do przewo�enia chleba, z ma�� drabin� przymocowan� do ramy i narz�dziami wrzuconymi bez�adnie w torb�. Przybija� do drzew i s�up�w telegraficznych zrobione z cieniutkich deszczu�ek tabliczki. "D��no�� bowiem cia�a prowadzi do �mierci - List �w. Paw�a do Rzymian, #/8f) widnia�o na drzewie sykomorowym przy drodze do Magherafelt, a troch� dalej: "Ja jestem zmartwychwstaniem i �yciem, Ewangelia wed�ug �w. Jana, #/11be). Do bramy podszed� Crilly, by naostrzy� no�e. - Cze��, Cal! - powiedzia�. Cal zobaczy�, jak przyciska palcami ostrze do krzemienia; us�ysza� syczenie. - Jest tam gdzie� m�j ojciec? Crilly popatrzy� do g�ry i przerwa� ostrzenie. Kiwn�� g�ow� przez rami�. - Powiedz mu, �e chc� si� z nim zobaczy� - poprosi� Cal. - Za chwil�. - Crilly zerkn�� z ukosa na zu�yty p�ksi�yc swego no�a i wypr�bowa� go delikatnie opuszk� kciuka. Leciutko, jakby go czyszcz�c, pog�aska� kilka razy kamie�, a potem wszed� do budynku. - Shamie! - wrzasn��. - Shamie! Gilotyna zazgrzyta�a ponownie i Cal ujrza�, jak ostrze unios�o si�, a na pod�og� zwali�o si� zwierz� z nogami sztywno stercz�cymi w kierunku sufitu. Natychmiast zosta�o uniesione za zadni� nog� i przeci�to mu gard�o. Kaznodzieja przesun�� si� do przodu i podstawi� szklank� pod chlustaj�c� krew. Cal odwr�ci� si�. Pojawi� si� ojciec, rozsuwaj�c niczym zas�on� po�owy wisz�cego kad�uba. Spostrzeg� Cala, podszed� do bramy. - Czego chcesz? - Zabra�e� ze sob� papierosy. - Masz - powiedzia� ojciec wysuwaj�c do przodu biodro. Mia� mokre i �liskie r�ce, trzyma� je wi�c szeroko, jak gdyby mia� by� zrewidowany przez patrol wojskowy. Cal uni�s� po�� bia�ego fartucha, kt�ry ca�y by� pochlapany i sztywny od zastyg�ego t�uszczu. Wsun�� d�o� do kieszeni spodni ojca i wyci�gn�� paczk� Embassy. - We� wi�cej - powiedzia� ojciec. Cal wyj�� trzy sztuki i w�o�y� paczk� z powrotem. Pogrzeba� we w�asnej kieszeni w poszukiwaniu zapa�ek. - Do zobaczenia - rzuci� odchodz�c. Potar� zapa�k�, przytkn�� j� do papierosa i zapali�, zaci�gaj�c si� g��boko. Prawie natychmiast poczu�, jak rozlu�ni�y mu si� mi�nie �o��dka. Sta� teraz nieruchomo, kilkakrotnie zaci�gaj�c si� mocno i wydychaj�c dym, za ka�dym razem z westchnieniem. Ruszy� przed siebie, papieros zwisa� mu z k�cika ust, r�ce trzyma� w kieszeniach kurtki. By� jesienny ranek, powietrze tak czyste, a� dzwoni�o. Kiedy mija� szeregi byd�a, s�ysza� ich nosowe sapanie i klapanie gnoju. Odwr�ci� twarz i skierowa� si� w stron� domu, by zaparzy� sobie herbaty i czeka�, a� na poczt� wp�ynie jego zasi�ek. Kiedy skr�ci� w swoj� ulic�, poczu� na sobie spojrzenia wielu par oczu. Szed� ze wzrokiem wbitym w ziemi�. Spojrzenia mog�y dobiega� zza firanek lub spoza �ywop�otu, za kt�rym jaki� m�czyzna przerwa� na chwil� kopanie. Cal nie m�g� si� zdoby�, by popatrze� w g�r� na �opocz�c� brytyjsk� flag� i bia�o_czerwony krzy� flagi Ulsteru z czerwon� d�oni�. Ostatnio w tej dzielnicy pojawia�o si� ich jeszcze wi�cej. By� to gro�ny znak, �e lojali�ci staj� si� coraz bardziej w�ciekli. Dawno ju� min�� dwunasty lipca, wi�c wszystkie flagi powinny by� zdj�te. A jednak, przez czyst� z�o�liwo��, wisia�y dalej. Nawet patrz�c pod swoje w�asne nogi Cal nie m�g� si� pozby� obrzydzenia, bo kraw�niki pomalowano na przemian czerwon�, bia�� i niebiesk� farb�. Czu�, �e by�o to wymierzone w nich, w MC Crystal�w, poniewa� on i jego ojciec tworzyli jedyn� katolick� rodzin�, kt�ra pozosta�a w tej dzielnicy. Inni wynie�li si� st�d ze strachu, ale jego ojciec nie chcia� si� wyprowadzi�. Nawet w najlepszych czasach bywa� uparty, a kiedy czu�, �e kto� wywiera na niego nacisk, to stawa� si� uparty dziesi�� razy wi�cej. - �aden skurwysy�ski lojalista nie wyrzuci mnie z mojego w�asnego domu. Musz� mnie najpierw zabi�. Ale to nie pojedynczy skurwysyn niepokoi� Cala, to ca�a ich gromada. Poczucie wsp�lnoty, kt�re uda�o si� tamtym osi�gn��, niepokoi�o go, a wraz z jej zacie�nieniem, wzrasta�o poczucie osamotnienia i izolacji MC Crystal�w. Rozmawiali przyja�nie z s�siadami, ale wydawa�o mu si�, i� poza nimi ka�dy inny mieszkaniec tej dzielnicy jest dla nich zagro�eniem. Radcliffowie i Hendersonowie twierdzili, �e wstawiliby si� za MC Crystalami, gdyby kiedykolwiek dosz�o do eksmisji. Cala mierzi�a protekcjonalno�� protestant�w, z kt�rymi widywa� si� na mie�cie. - To ty jeste� ch�opakiem Shamie'ego Mc Crystala? R�wny go�� ten Shamie. - Co mia�o znaczy�, �e "r�wny jak na katolika". Na ich twarzach widoczne by�o jakby �yczliwe zdumienie, �e mo�e istnie� katolik, kt�ry jest r�wnym go�ciem, kim� podobnym do nich. Cal otworzy� furtk� i poszed� �cie�k� przez dobrze utrzymany ogr�dek ojca. Kluczem otworzy� frontowe drzwi. Nala� herbaty do kubka, kt�r� wraz z grzank� zani�s� do swojej sypialni. Wola� zapali� �wiat�o ni� rozsun�� zas�ony. Drzwi sypialni zamkn�� na ma�� zasuwk� niedawno kupion� w sklepie z narz�dziami. Zrobi� to wbrew gor�cym protestom ojca, kt�rego jednak przekona�, �e ma ju� dziewi�tna�cie lat i prawo do pewnego rodzaju odosobnienia. Aby zag�uszy� cisz�, pu�ci� p�yt� "Rolling Stones�w" i usiad� na ��ku opieraj�c si� plecami o �cian�. Pochyli� g�ow� i upi� �yk herbaty. D�ugie w�osy zmusi�y go do wykszta�cenia w sobie pewnych kobiecych odruch�w, jak przytrzymywanie ich r�k�, by nie wpada�y do kubka. Przedzia�ek mia� po�rodku, tote� w�osy zwiesza�y mu si� po obu stronach twarzy niczym zas�ony. Kiedy grywa� sobie na gitarze, prawie odruchowo potrz�sa� g�ow�, tak �e w�osy rozsypywa�y mu si� po ca�ej twarzy, odgradzaj�c go od �wiata. Wewn�trz takiego namiotu z w�os�w, przymkn�wszy oczy, ws�uchiwa� si� w d�wi�ki wydobywane ze strun przez jego palce i �piewa� z ameryka�skim akcentem znane mu z p�yt kawa�ki. Nie m�g� znale�� �adnego racjonalnego wyt�umaczenia tego odruchu potrz�sania w�osami. By�a to jakby pr�ba schowania si� przed czym�, jakby wyraz rozpaczy, w�a�nie tak si� przejawiaj�cy. Przeklina� te� siebie w ko�lawej francuszczy�nie. Niewiele nauczy� si� tego j�zyka w szkole, ale pami�ta� wystarczaj�co du�o, by mamrota� "hochon, merde" i kr�ci� g�ow�. S�owa te ci�gle przychodzi�y mu na my�l - by�o to tak, jakby si� co� zaci�o w jego m�zgu. Mia� nawet powa�ne obawy, czy s� aby poprawne gramatycznie. By�o to jednak bez wi�kszego znaczenia, bo sam tworzy� nowe frazy, skomponowane z angielskiego i francuskiego. - Cholerne vache. Ty wielki crotte de chien. Budzi� si� rano z tkwi�cym w umy�le takim dziwacznym zdaniem, prze�ladowa�o go ono potem przez ca�y dzie� jak niestrawno��. Czasami �a�owa�, �e nie zna wi�cej j�zyk�w, bo m�g�by wtedy przeklina� siebie dosadniej. Na my�l o tym a� si� u�miechn��. Nie tkn�� grzanki. W miar� stygni�cia mas�o t�a�o. Na u�ytek Ruchu pr�bowa� nauczy� si� gaelickiego z ksi��ki kupionej na wyprzeda�y, ale nie wiedzia�, jak wymawia� podane s�owa. Jak powiedzie� "bh" czy "dh"? S�owa utrwali�y si� w jego umy�le jako wydrukowane symbole, wkr�tce potem zapomnia� ich znaczenia. Mo�e kiedy� p�jdzie na lekcj� i pos�ucha, jak one powinny brzmie�. Wzi�� nast�pnego papierosa, przesun�� po nim palcami i zapali�. W zas�onach by�a szpara, przez kt�r� wpad� uko�ny promyk s�o�ca, sprawiaj�c, �e dym pocz�� ospale wirowa�. Kiedy sko�czy�a si� p�yta, Cal wsta�, podszed� do okna i wyjrza�. Ogr�dek na ty�ach domu prowadzi� na pole obsiane j�czmieniem i dalej, do widniej�cego za nim b��kitu g�r Slieve Gallon. Wok� panowa�a kompletna pustka. Otworzy� okno, by wypu�ci� dym, ale zas�ony zostawi� zasuni�te. Kiedy zn�w usiad� na ��ku, zas�ony porusza�y si� i trzepota�y w lekkim podmuchu wiatru. Poprzez otwarte okno dociera�y do niego odg�osy z zewn�trz. Monotonny �wiergot wr�bli, warkot samochodu, nawo�ywanie dzieci na odleg�ym boisku szkolnym. Cisza wywo�ywa�a w nim napi�cie. Kantem papieru �ciernego z pude�ka od zapa�ek zacz�� pi�owa� paznokcie. Paznokcie u lewej d�oni mia� bardzo kr�tko obci�te, na opuszkach porobi�y si� twarde odciski w miejscach po bliznach od strun, powsta�ych d�ugo po tym, jak zacz�� je szarpa�; paznokcie drugiej d�oni by�y d�ugie jak plektrony. Przesun�� pude�ko zapa�ek w g�r� paznokcia. Gdy robi� to w przeciwnym kierunku, ku nasadzie, doznawa� nieprzyjemnego uczucia. Palce, mi�dzy kt�rymi trzyma� papierosa, by�y lekko po��k�e od nikotyny. Cisza sprawi�a, �e Cal nabra� ochoty na puszczenie nowej p�yty. Potem us�ysza� dochodz�cy z do�u ha�as i zmartwia�. Kto� by� na zewn�trz. Odryglowa� drzwi i przeszed� szybko do pokoju ojca, znajduj�cego si� od frontu. Kryj�c si� za ram� okienn� wyjrza� i zobaczy�, �e to tylko listonosz zamyka furtk�. Zszed� na d�, na wycieraczce znalaz� przekaz na zasi�ek. Cal stan�� na ko�cu ogonka na poczcie. Zastanawia� si�, dlaczego pani Doyle, w�a�cicielka tego urz�du, nie martwi si� o bezpiecze�stwo. W s�siednim mie�cie urz�d pocztowy zmodernizowano. Kraty zast�pi�y kuloodporne szyby. Tutaj z �atwo�ci� mo�na si� by�o dosta� do �rodka, a woko�o le�a�o mn�stwo pieni�dzy. Na t� my�l �cisn�� mu si� �o��dek, wi�c popatrzy� na plakat na �cianie, nawo�uj�cy go do zwalczania gz�w. Kiedy odebra� pieni�dze, kupi� paczk� papieros�w, obr�ci� j� w palcach, by znale�� czerwony pasek, otwieraj�cy celofan. Na ulicy zapali� i przystan�� na rogu z r�kami w kieszeniach spodni. Arty Mc Glynn, rozradowany, bo te� w�a�nie dosta� sw�j zasi�ek, podszed� do niego. Chodzili kiedy� razem do szko�y. - Serwus, Cal! - Cze��! - Cal wyj�� jedn� r�k�, by przytrzyma� papierosa, i splun��, trafiaj�c a� na jezdni�. - Co robisz ze sob� przy takiej pogodzie? Cal zastanowi� si�. - Obijam si� - odrzek�. Splun�� ponownie i odszed� w g�r� Main Street do biblioteki. By�a przerobiona ze sklepu, na oknie wystawowym roz�o�ono ksi��ki. Wewn�trz kilku staruszk�w �l�cza�o nad gazetami, kilku innych znajdowa�o si� w g��bi po�r�d p�ek. W �rodku by�o cicho i ciep�o, wi�c Cal uzna�, �e to dobre miejsce, by sp�dzi� w nim troch� czasu. Mia� abonament, na kt�ry czasami wypo�ycza� kasety magnetofonowe, natomiast rzadko, je�li w og�le, ksi��ki. Usiad� na krze�le i zacz�� przegl�da� "Timesa". W �rodku zamieszczono zdj�cia i artyku� o P�nocnej Irlandii. Poczu� si� dziwnie dumny, �e tak wiele miejsca w tak powa�nej gazecie po�wi�cono krajowi, w kt�rym mieszka. Kiedy jeszcze chodzi� do szko�y, by�o to wielkie wydarzenie, je�li w wiadomo�ciach znalaz�a si� jakakolwiek wzmianka o P�nocnej Irlandii. Spojrza� znad gazety i spostrzeg�, �e za biurkiem siedzi jaka� nowa bibliotekarka. By�a niewysoka, mia�a ciemne w�osy i niezwykle br�zowe oczy. Wydawa�a si� pasowa� do drewnianego kolorytu tego miejsca. Przegl�da�a fiszki kartoteki, wyci�gaj�c szufladki i przerzucaj�c kartki. Na chwil� unios�a g�ow� znad kartoteki i popatrzy�a uwa�nie na Cala. Wytrzyma� jej spojrzenie, ale ona odwr�ci�a si� do klienta, u�miechaj�c si� do niego i bardzo szybko ostemplowuj�c jego ksi��ki. Wygl�da�a na cudzoziemk�, mia�a tak� karnacj�, kt�ra Calowi skojarzy�a si� z Francj�. Stara� si� zgadn��, ile ma lat, ale daremnie. Nie by�a taka m�oda, mia�a mo�e ko�o trzydziestki. Ta�my le�a�y na obrotowym stojaku ko�o biurka i Cal wsta�, by lepiej przyjrze� si� tej kobiecie. Okr�ci� stojak i obserwowa�, jak wype�nia karty. Podszed� nast�pny starszy m�czyzna ze stosem krymina��w. Po�o�y� ksi��ki i zawiesi� lask� na biurku. Cal przygl�da� si�, jak laska ko�ysze si� w t� i z powrotem. Staruszek pochyli� si� do przodu, opar� �okcie o blat biurka, a kobieta u�miechaj�c si� rozmawia�a z nim, jak gdyby by� jej znajomym. Cal ha�a�liwie okr�ci� stojak, ale wci�� poprzez p�ki patrzy� na ni�; pragn��, by zn�w na niego spojrza�a. Usta mia�a r�wnie prze�liczne jak oczy. Kiedy m�wi�a, pi�knie si� porusza�y. Ostemplowa�a ksi��ki starszego pana, wzi�a jego karty, wsuwaj�c je do kartonika na ok�adce ksi��ki. Kiedy sko�czy�a, wzi�� lask�. Wydawa� si� by� zak�opotany liczb� wypo�yczonych ksi��ek. - Wszystkiego najlepszego, Marcello - rzek�. Marcella. - Jezu - westchn�� Cal. Marcella. Wyci�gn�� r�k�, by jeszcze raz okr�ci� stojakiem, kt�ry przy obrocie lekko zazgrzyta�, i Cal spostrzeg�, �e jego r�ka zastyg�a w po�owie drogi. W tej chwili kobieta popatrzy�a na niego i u�miechn�a si�. Poruszy� ustami, by jej si� odwzajemni�, ale musku�y jego twarzy nie chcia�y si� do tego nagi��. Marcella. Wyszed� z biblioteki depcz�c staruszkowi po pi�tach, a na ulicy powiedzia� na g�os: - O Jezu! - Potrz�sn�� g�ow�, jakby pch�a gramoli�a mu si� wewn�trz ucha. Zu�y� a� trzy zapa�ki, by przypali� kolejnego papierosa. Skierowa� si� w stron� domu, ale zatrzyma� si� na rogu przy urz�dzie pocztowym. W tej okolicy nie mog�o mieszka� wiele kobiet nosz�cych imi� Marcella. Zamkn�� oczy i opar� si� g�ow� o �cian� z cegie�. Potem na wp� bieg�, na wp� szed� do domu. Stan�� na �rodku sypialni, nie wiedz�c, co ma pocz��. To musia�a by� ta kobieta. Stara� si� przywo�a� w pami�ci twarz kobiety, ale nie m�g�. Usiad� na ��ku, wsta�, by powygl�da� przez okno, w ko�cu zacz�� kr��y� po pokoju. A mo�e jednak to nie ona. Powinien by� to odczyta� z jej twarzy. A je�li tak, to czy zdob�dzie si� kiedykolwiek na p�j�cie do biblioteki? Im wi�cej o niej my�la�, tym bardziej wzrasta�a w nim fascynacja i ciekawo��. Uczu� wielkie pragnienie przypomnienia sobie rys�w jej twarzy. Ale zdo�a� tylko przywo�a� w pami�ci jakie� wyblak�e szczeg�y, o kt�rych wiedzia�, �e nie nale�� do niej. Je�li kiedykolwiek ma tam wr�ci�, to tylko teraz. Przerzuci� zawarto�� szuflady, grzebi�c mi�dzy zu�ytymi zapalniczkami, a� wyci�gn�� dwa ��te abonamenty. Pomaszerowa� szybko do biblioteki. Kiedy ju� znalaz� si� wewn�trz, us�ysza� w ciszy sw�j w�asny oddech. Kobieta o imieniu Marcella pi�a w�a�nie kaw�. Przyjrza� si� uwa�nie jej twarzy, staraj�c si� odgadn��, czy by�a w�a�nie t� Marcell�. Nie m�g� oderwa� od niej wzroku, nie z powodu tego, kim by�a, ale z powodu tego, co najprawdopodobniej jej zrobi�. Jej gesty, spos�b, w jaki unosi�a i przytyka�a kraw�d� fili�anki do ust, nim upi�a z niej �yk, ka�dy grymas jej twarzy hipnotyzowa�y Cala. Wybra� ta�m� z bluesami "Muddy Waters", podszed� do kontuaru i czeka�. Upi�a du�y �yk, odstawi�a fili�ank� i zwr�ci�a si� do niego. - S�ucham? Patrzy� na ni� natarczywie, przesuwaj�c wzrok po tej cz�ci cia�a, kt�r� m�g� dostrzec ponad blatem. Przyszed� do biblioteki, by zyska� troch� czasu. Wskaza� na kaset� i abonament. Kobieta mia�a bia�e, nie polakierowane paznokcie, na serdecznym palcu nosi�a z�ot� obr�czk�. Znalaz�a to, czego szuka�a, i przysun�a si� lekko. - Dzi�kuj�, panie Mc Crystal - powiedzia�a i Cal podni�s� wzrok, zdumiony. Potem przypomnia� sobie, �e na abonamencie jest jego nazwisko. Po�o�y�a pude�ko z kaset� na blacie i Cal przypatrywa� si�, jak gor�ce i wilgotne odciski jej palc�w wyparowuj� z plastyku. Merde. Crotte de chien. Cholerne �wi�stwo. Kiedy ojciec Cala wraca� do domu na herbat�, cuchn�� rze�ni�. Gdy obaj znajdowali si� w ma�ej kuchni, Cal stara� si� nie oddycha� przez nos. Ojciec umy� swoje wielkie r�ce a� po �okcie karbolowym myd�em. Potem, pochylony nad zlewem, umy� twarz, g�o�no parskaj�c. - Daj r�cznik - poprosi� z mocno zaci�ni�tymi powiekami. Cal poda� mu r�cznik, a potem wzi�� si� do sma�enia jajek, bekonu, kaszanki i kilku grzanek. Kiedy Shamie osuszy� twarz, l�ni�a czerwono, jakby nie by�a myta, lecz wyszorowana �ciernym papierem. - Przed domem s� jakie� dzikusy - powiedzia�. Cal odstawi� patelni�, �eby wyjrze� spomi�dzy listewek �aluzji w pokoju frontowym. Czterech wyrostk�w w drelichach sta�o opartych o mur ogrodu na przeciwleg�ym kra�cu ulicy. Jeden z nich, z szyj� obwi�zan� czerwono_bia�o_niebieskim szalikiem, spogl�da� w stron� domu Mc Crystal�w. Spostrzeg� ruch �aluzji i wskaza� na ni� palcem. Pozostali odwr�cili si�. Ten wielki, w czarnych butach i ze szkar�atn� szarf�, podni�s� r�k�, wycelowa� dwa palce prosto w oczy Cala. - Zostaw ich! - krzykn�� ojciec. - Jajecznica ci si� przypala. Cal pospieszy� do patelni i �opatk� do ryb prze�o�y� jajka na talerze. Ca�� kaszank� odda� ojcu. Nie cierpia� tej potrawy, zrobionej z krwi; przypomina�a mu wielkie kurzajki wepchni�te w czarny flak. Zasiedli przy stole ogl�daj�c dziennik telewizyjny. Patrol wojskowy zastrzeli� g�uchoniemego, twierdz�c, �e widziano go, jak przenosi� bro�, ale gdy podeszli do zabitego, jego wsp�lnik usun�� ju� karabin. Katolicki ojciec tr�jki dzieci zosta� zak�uty no�em przy wje�dzie do Belfastu. Policja twierdzi, �e motyw zab�jstwa jest nieznany. Gerry Fitt zainstalowa� w swoim domu �elazne drzwi. - By�y w dzisiejszej prasie jakie� og�oszenia o pracy? - spyta� ojciec. Cal, maj�c pe�ne usta, skin�� tylko g�ow�. Kiedy prze�kn��, rzek�: - Kilka. W Belfa�cie. - Bezpieczniej dla ciebie jest trzyma� si� poza miastem. Kiedy sko�czyli, Cal sprz�tn�� ze sto�u i zmy� naczynia, podczas gdy ojciec siedzia� czytaj�c gazet�. - W bibliotece pracuje jaka� nowa kobieta! - krzykn�� Cal z kuchni. - Tak! - Nazywa si� Marcella Jako�tam. - To musi by� Marcella Morton. S�ysza�em, jak ch�opaki m�wili, �e podj�a prac�, aby uciec z domu. Cal zamkn�� oczy. Wi�c to by�a ona. W gor�cej wodzie rozmi�k�y mu paznokcie, maca� palcami wzd�u� metalowego dna zlewozmywaka, �eby znale�� ostatni� �y�eczk�. O Jezu! Wytar� j� i od�o�y� do szuflady. W jaki� spos�b, nie wiedzia� jeszcze jak, powinien jej to wynagrodzi�! Wyd�uba� kawa�ki kaszanki z sitka w zlewie. By�y rozmi�k�e i �liskie, wi�c wzdrygn�� si� wyrzucaj�c je do kub�a na �mieci. Woda przypomina�a szar� zup� z ma�ymi ��tymi okami t�uszczu. Gwa�townie wypu�ci� wod�. Zabrz�cza�a ostatnia �y�eczka od herbaty. - Zawsze znajdzie si� jaki� cwany skurwysyn. Wytar� r�ce, wyj�� trzy papierosy z paczki i wsun�� je do marynarki ojca. Potem poszed� do swojej sypialni, by kolejny raz przetrawi� to, co uczyni�. Nast�pnego dnia Cal musia� wyj�� ze swojego pokoju, by dokupi� papieros�w. Poszed� do centrum miasta, chocia� na przeciwleg�ym rogu znajdowa� si� sklep z wyrobami tytoniowymi. Zmieni�a si� pogoda, zanosi�o si� na deszcz. Kruki za ko�cio�em podnosi�y wrzaw�, a w jego sypialni lata�a mucha, kt�ra wci�� przysiada�a na nim, nie zwa�aj�c, �e ci�gle j� odgania�. Wed�ug ojca oba te zjawiska nieuchronnie wr�y�y d�ugotrwa�y deszcz. Kupi� papierosy i wszed� do biblioteki. Dzisiaj Marcella by�a inaczej ubrana - w bia�� bluzk�, ze st�jk� zawi�zan� na kokard�. Kiedy wchodzi�, popatrzy�a na niego przelotnie, ale zaraz z powrotem wr�ci�a do tego, co pisa�a na papierze na kontuarze, zupe�nie, jakby go nie by�o. Czeka� z kaset� "Muddy Waters" w r�ku. Mimo �e kupi� papierosy, coraz bardziej �ciska�o go w �o��dku. Mia� takie uczucie, jakby chcia� wyplu� ze �rodka kamienie. Woko�o nigdzie nie by�o tabliczek nie zezwalaj�cych na palenie papieros�w. Tabliczka na ladzie informowa�a o godzinach otwarcia i zamkni�cia biblioteki. Ponownie spojrza� na Marcell�, ale ona by�a zaabsorbowana tym, co robi�a, mia�a spuszczone oczy. Poprzez bluzk� zauwa�y� delikatny zarys koronki, w miejscu, gdzie styka�a si� z jej cia�em. G�upot� by�o przyj�cie tutaj, by odda� ta�m� dopiero wczoraj po�yczon�. To mo�e zwr�ci� uwag�. Chcia� si�gn�� ponad lad�, dotkn�� jej d�oni, zapewni� j�, �e wszystko si� jako� u�o�y. Wzi�a od niego ta�m� sprawnie i delikatnie, ale nie by�o w tym nic osobistego. Czyta� magazyny i spogl�da� na ni�, a� ch�� na papierosa zmusi�a go do wyj�cia. Wr�ci� do domu i po�o�y� si� na ��ku, pal�c i s�uchaj�c radia do dwadzie�cia po pi�tej. Kiedy wyszed� na dw�r, pada� ulewny deszcz, dzwoni�ca �ciana wody, kt�ra nie mia�a czasu, by sp�yn�� z chodnika. Naci�gn�� kaptur kurtki, podgarniaj�c z obu stron w�osy. Gdy tak szed� w deszczu, prz�d jego kurtki szybko przybra� ciemnozielony kolor. Ociekaj�c wod�, stan�� w wej�ciu do sklepu naprzeciwko biblioteki i czeka� a� do dwadzie�cia po sz�stej. Wysz�a, naci�gaj�c kremowy p�aszcz przeciwdeszczowy i odwracaj�c twarz od deszczu. Potem pobieg�a do ko�ca Main Street, stawiaj�c dziwacznie zesztywnia�e nogi. Cal pod��y� za ni� wielkimi krokami. Podesz�a do parkingu za stref� kontroli i wsiad�a do ��tego Forda. Gdy przeje�d�a�a obok niego, z powodu zaparowanych szyb i chlapi�cych wycieraczek nie m�g� dostrzec rys�w jej twarzy. Kiedy wreszcie wr�ci� do domu, by� przemoczony do suchej nitki. Ojciec ha�asowa� naczyniami w kuchni przygotowuj�c posi�ek, a ze sposobu, w jaki to robi�, Cal zorientowa� si�, �e jest w�ciek�y. - Gdzie� ty by�?! - Na spacerze. - Jezu! Przez ca�e lato siedzia�e� w tym swoim cholernym pokoju, a akurat w dniu, kiedy zacz�o pada�, ty postanowi�e� wybra� si� na spacer. Cal odwiesi� kurtk� i pocz�� r�cznikiem wyciera� w�osy. - Przed wyj�ciem mog�e� przynajmniej nastawi� ziemniaki. Kiedy mam za sob� ca�y dzie� pracy, nie �ycz� sobie po powrocie do domu bra� si� za gotowanie. Gdyby� pracowa�, to co innego. Ale ty obijasz si� ca�y Bo�y dzie� i jedyne, co masz do roboty, to przygotowa� obiad na pi�t�. - Mia�em taki zamiar - odpar� Cal - ale co� mnie zatrzyma�o na mie�cie. Ojciec nakrywa� do sto�u. Nape�ni� dzbanek mlekiem, wstawi� pust� butelk� pod kran z zimn� wod� i nala� troch� do �rodka. Zamiesza� i wyla� p�yn do dzbanka. - Wola�bym, �eby� tego nie robi� - stwierdzi� Cal. - Ziarnko do ziarnka... - Mleko ma potem dziwny smak. - Osio� z ciebie. Ogl�dali w telewizji wiadomo�ci czekaj�c, a� ugotuj� si� ziemniaki. Nikogo nie zabito, bo pierwsza informacja by�a o zwolnieniach z pracy w dokach Belfastu. Na prowincji dokonano trzech napad�w na urz�dy pocztowe, rabuj�c w sumie 15 tysi�cy funt�w. - Postaw kie�baski na wolnym ogniu - rzek� ojciec. Podczas gdy jedli, Shamie oznajmi� Calowi, �e Crilly prosi�, aby wpad� do niego o dziewi�tej. - Po co? - Nie wiem. Nie powiedzia�. - Mog� wzi�� furgonetk�? Ojciec Cala popatrzy� za okno i powiedzia�, �e mo�e. - Jest w tym ch�opaku co�, co mi si� nie podoba - stwierdzi�. - Jakby by� za cwany. Nie lubi�, kiedy si� z nim zadajesz. Cal milcza�. Ojciec ci�gn�� dalej: - Szlag mnie trafia, �e on dosta� t� robot�, kt�r� ty rzuci�e�, bo nie mia�e� wystarczaj�co odpornego �o��dka. Teraz on mo�e sobie przypala� papierosy banknotami, a ty latasz za dorywcz� prac�. Nie m�wi�c ju� o tym, ile musia�em si� naje�� wstydu. Cal przeprosi� i wsta� od sto�u zostawiaj�c prawie ca�y obiad na talerzu. - Zostaw naczynia. P�niej je zmyj�. - Ju� to raz s�ysza�em! - krzykn�� ojciec za Calem. - Jak nie b�dziesz jad�, to umrzesz z g�odu. Cal po�o�y� si� na ��ku i zapali�. Czeg� ten Crilly chce? Mia� nadziej�, �e tamten o nim zapomnia�, odczepi� si� od niego, bo sta� si� bezu�yteczny. By� pewien, �e wszystko si� teraz zacznie od nowa. Chodzi� do tej samej szko�y, co Crilly, a jednego roku, w trzeciej klasie, trzymali razem. Nieg�upio by�o z nim trzyma�, poniewa� ju� w�wczas, gdy chcia�, potrafi� by� nieprzyjemny. Jak na swoje lata, by� du�ym ch�opcem, mia� wielkie uszy, kt�re od g�owy odstawa�y mu pod k�tem prostym. Kto� kiedy� stwierdzi�, �e uszy Crilly'ego przypominaj� otwarte drzwi taks�wki, i dosta� za swoje. Mimo tego, �e by� du�o mniejszy, Crilly nie mia� �adnych opor�w przed wybiciem mu dw�ch z�b�w. Wybra� te� kilku ch�opak�w, od kt�rych po�ycza� pieni�dze, byli to ch�opcy w marynarkach i krawatach. Kiedy ich spotyka�, przyznawa� uprzejmie, �e jest im winien pieni�dze i �e wkr�tce je zwr�ci. Ale nigdy tego nie robi�. Jeden z nich poprosi� pewnego dnia Crilly'ego o zwrot pieni�dzy, na co Crilly schwyci� go za krawat i prz�d koszuli i skr�ci� materia� w d�oni. - Chcesz powiedzie�, �e jestem z�odziejem? Przycisn�� go do �ciany i wykr�ci� mu r�k�. - Mo�esz poczeka� na swoj� fors�, synku. Tylko masz si� grzecznie zapisa� do kolejki od dzisiaj. - Nie uderzy� go. Nie musia�. Nawet nauczyciele dostrzegli, �e Crilly przejawia umiej�tno�ci do r�nych rzeczy. Pewien ucze� z czwartego oddzia�u przyni�s� zestaw stykowych zdj�� pornograficznych i pokazywa� je woko�o. W tym czasie Cal i Crilly byli jeszcze w trzeciej klasie. Powiedzia� im o tym na lekcji religii ojciec Durkin. - To spro�ne zdj�cia, ch�opcy, krzywdz�ce zar�wno znajduj�ce si� na nich kobiety, jak i m�czyzn, kt�rzy na nie patrz�. Gdybym m�g� dosta� w r�ce tego drania, kt�ry zatruwa umys�y uczni�w naszej szko�y, obdar�bym go ze sk�ry. Istnieje co� takiego jak sprawiedliwy gniew. Wydawa� si� rzeczywi�cie w�ciek�y i przej�ty. Przechadzaj�c si� w t� i z powrotem mi�dzy �awkami ch�osta� powietrze sw� cienk� ��t� trzcink�, aby podkre�li� znaczenie swych s��w. - Wiemy, �e to ucze� z czwartego oddzia�u, ale jest to tak powa�ne oskar�enie, �e nie ma takiego, kto by zechcia� udzieli� nam informacji. Zatrzyma� si� dok�adnie naprzeciw Crilly'ego i rzek�: - Inteligentny ucze� m�g�by wykry�, kto rozpowszechnia te paskudztwa - u�miechn�� si� nieznacznie. - A gdyby si� co� wydarzy�o, wi�kszo�� cia�a pedagogicznego nie b�dzie si� tym interesowa�. Nie wyobra�acie sobie chyba, �e taka glista p�jdzie do domu i powie, �e ma podbite oczy, bo pokazywa� ohydne fotografie m�odszym kolegom w szkole? Po lekcji religii Crilly jak zwykle poszed� do toalety na papierosa. Cal zobaczy�, jak przy��cza si� do czwartoklasist�w i rozmawia z nimi. Dor�wnywa� im wzrostem. Potem zawo�a� Cala, �eby z nim poszed�, i przydybali ch�opaka nazywanego Picu�. Crilly wepchn�� go ukradkiem do kabiny. �eby zamkn�� drzwi, Cal musia� si� tam skuli�. Crilly chwyci� Picusia za ramiona i b�yskawicznym ciosem g�ow� w twarz tamtego posadzi� go na klozecie. Z nosa Picusia pocz�y wyp�ywa� krew i gile. Potar� r�k� g�rn� warg� i wpatrywa� si� w grzbiet d�oni, na kt�rej widnia�a smuga krwi. Crilly zacz�� przeszukiwa� jego kieszenie. Ponad ramieniem poda� Calowi dwie fotografie wielko�ci du�ych znaczk�w pocztowych. Mia�y czarne brzegi o bia�ych perforowanych kraw�dziach. - Gdzie reszta? - Rozda�em. - Picu� p�aka�, trzymaj�c si� za twarz. Crilly dalej przeszukiwa� mu kieszenie. - Sprzeda�e� je, sukinsynu - stwierdzi� i Cal us�ysza� brz�k monet znikaj�cych w kieszeni Crilly'ego. Potem Crilly uni�s� bezw�adnego ch�opaka z sedesu i uderzy� go kolanem w j�dra. Picu� zgi�� si� wp�, niezdolny do z�apania oddechu, a Crilly ponownie trzasn�� go kolanem w czo�o. Ch�opak zatoczy� si� na boki, uderzy� uchem i bokiem g�owy w �ciank�, na kt�r� upad�. Kiedy Picu� osuwa� si� na muszl� klozetow�, Cal us�ysza� suchy trzask ko�ci. Na zewn�trz kabiny ch�opcy tupali i krzyczeli: "B�jka, b�jka, b�jka!" Kilku wspi�o si� na �ciank� i przewiesi�o przez ni�. Picu� le�a� skulony w rogu, z kolanami przy klatce piersiowej, trzymaj�c r�ce mi�dzy udami. - Wiejemy! - zawo�a� Crilly do Cala i uciekli. P�niej Crilly ogl�da� fotografie i �mia� si�. Pokaza� je Calowi, kt�ry do tej pory ba� si� na nie spojrze�. By�y to nieostre zdj�cia kobiet, w kt�rych oczach odbija�o si� �wiat�o flesza. Nagie, z rozchylonymi udami, u�miecha�y si� niewinnie. Le�a�y na zwyk�ej sofie, za nimi widnia�a zwyk�a tapeta, kt�rej wz�r by� bardzo podobny do tego, jaki wybra� ojciec Cala do ich saloniku. Aby zobaczy� wszystko dok�adnie, Cal musia� trzyma� zdj�cia tu� przy twarzy. Trz�s�y mu si� nogi. Obaj po b�jce dostali nerwowego chichotu. Crilly by� ��dny pochwa�, wi�c wiele razy analizowa� ca�e zdarzenie. - Widzia�e� jego min�, jak go waln��em w jaja? Cal przytakn��. W trakcie rozmowy Crilly wsun�� fotografie do kieszeni i Cal ju� ich nigdy wi�cej nie widzia�. Kilka tygodni p�niej, kiedy mijali Picusia na korytarzu, z dziury w jego teczce wypad�o pi�ro. Crilly chcia� je zatrzyma�, ale Cal je podni�s� i pobieg� za czwartoklasist�, by mu odda�. - Lizus - stwierdzi� Crilly, kiedy zaczerwieniony Cal wr�ci�. Je�li to wszystko ma si� zacz�� na nowo, b�dzie musia� stawi� czo�o Crilly'emu, wyt�umaczy� mu, �e nie chce mie� z tym wi�cej nic wsp�lnego. To g��wnie Crilly ponosi odpowiedzialno�� za to, �e w ci�gu roku Cal w miejscu �o��dka mia� tar� do prania. Na sam� my�l o tym poczu� si� jeszcze gorzej. Spu�ci� nogi z ��ka i zszed� na d� do kuchni; ojciec jednak ju� zmy� talerze i teraz chrapa� g�o�no nad "Nationwide". Cal zobaczy�, �e jego nie doko�czony posi�ek jest przykryty pokrywk�. Shamie wola� raczej odgrza� go p�niej, ni� pozwoli� mu si� zmarnowa�. Cal podszed� do okna i wyjrza� poprzez listewki �aluzji. W dalszym ci�gu na opustosza�ej ulicy la� deszcz. To znaczy, �e przynajmniej dzi� wieczorem nie b�dzie �adnych zamieszek. Deszcz zatrzyma protestant�w w domach. Z br�zowej wazy na kominku wyj�� kluczyki od furgonetki i cicho wyszed�. Mia� zamiar pojecha� w stron� przeciwn� od tej, w kt�rej znajdowa� si� dom Crilly'ego, ale potem pomy�la�, �e mo�e lepiej b�dzie za�atwi� ca�� spraw� i mie� to ju� za sob�. Kiedy zadzwoni� do drzwi, pojawi� si� bosy Crilly we w�asnej osobie. - Mc Crystal. Co si� z tob� dzieje? Do hallu wyjrza�a matka Crilly'ego, by zobaczy�, kto przyszed�. Nie mia�a z�b�w, jej sweter by� r�owy jak balonowa guma do �ucia. Poniewa� mia�a nastroszone w�osy, Cal nie m�g� si� zorientowa�, czy uszy jej odstaj�. - To tylko Cal - zwr�ci� si� do niej Crilly. Poprowadzi� Cala do wy�cie�anego dywanem saloniku. W fotelu ko�o kominka siedzia� Finbar Skeffington z wyci�gni�tymi przed siebie nogami, wpatruj�c si� w wypolerowane do po�ysku buty. Na palenisku nie by�o ognia. Finbar spojrza� na Cala, wsta� i potrz�sn�� jego d�oni�. - Go mbeannuigh Dia duit - rzek�. - Dia is Muire duit - odpar� Cal. Tyle to umia�. Usiedli - Crilly z bosymi stopami na krze�le, obejmuj�c d�o�mi kostki. Skeffington by� niski, o okr�g�ej twarzy, w okularach - m�g� mie� ko�o trzydziestki. W klapie b�yszcza�a odznaka Pionier�w Ca�kowitej Abstynencji. Jego z�by przypomina�y Calowi kr�lika, wra�enie to pog��bia� nawyk Skeffingtona do wykrzywiania twarzy przy poprawianiu co chwila okular�w spadaj�cych na kraw�d� nosa. - Jak si� masz, Cahal? - spyta�. - W porz�dku. - A tw�j ojciec? - Och, on �wietnie. Zostawi�em go �pi�cego przed telewizorem. - Dobrze. Chyba s�ysza�e�, i� zesz�ej nocy zabrano Gerry'ego Burnsa i Petera Fitzgeralda? Cal skin�� g�ow�. - Tracimy zbyt wielu dobrych ludzi. Dlatego chcieli�my si� z tob� widzie�, Cahal. - Ze mn�? Nie mam z tym nic wsp�lnego. Skeffington u�miechn�� si�. - Nie, nie to mia�em na my�li. Potrzebujemy kierowcy. - Och. - Tak, syneczku - wtr�ci� Crilly. - Wizg opon i pisk hamulc�w. - Wci�gn�� powietrze imituj�c ten d�wi�k. - Potrzebne s� pieni�dze - rzek� Skeffington, splataj�c palce. - Ko�cz� si� ameryka�skie. Internowany straci� kontakt z tymi, co dawali dolary. Musimy je teraz zdoby� we w�asnym zakresie. - Jak? - zapyta� Cal. Skeffington wzruszy� ramionami. - Ludzie ci nie dadz� ich sami, to pewne. - Musimy je zabra�, syneczku - Crilly wycelowa� w Cala palec wskazuj�cy i zagi�� kciuk. - Systemem Dicka Turpina albo starego Robin Hooda. - A propos Robin Hooda, m�j ojciec opowiedzia� mi �wietn� historyjk� o tym, co zdarzy�o si� w Belfa�cie. S�yszeli�cie? - spyta� Skeffington. Pokr�cili g�owami. - Spodoba si� wam. - Kiedy si� roze�mia�, jego podobie�stwo do kr�lika sta�o si� jeszcze bardziej widoczne. - To o ciosie wymierzonym w komorne. Ot�, tak wielu ludzi zalega�o z op�atami, �e wydawa�o si� im, i� nigdy nie dadz� sobie rady. Ale nasi ch�opcy postanowili wykona� dla nich niewielk� przyjemn� rob�tk�. Zebrali troch� funduszy z kilku miejsc, chyba to by� supermarket i bukmacher, i poszli wzd�u� New Lodge Road ofiarowuj�c ka�demu domowi tyle, ile brakowa�o do zap�acenia czynszu. Potem kto� poprosi� administratora, a ten obszed� domy, uzyskuj�c pe�ne op�aty. My�l�, �e kiedy zapisywa� wp�ywy za czynsz w ksi�dze, jego twarz promienia�a szcz�ciem. Gdy wychodzi� z ostatniego domu, tam ju� czekali na niego nasi ch�opcy. - Powt�rzy� gest Crilly'ego z wycelowanym palcem wskazuj�cym i podgi�tym kciukiem. - "To dla nas", oznajmili mu. - Wybuchn�� �miechem, klepi�c si� po udach. - Czy to nie dobry kawa�? Ka�dy mia� zap�acony czynsz, a administrator ani grosza. - Bum, bum - stwierdzi� Crilly. - Takie historyjki s� bardzo cenne dla nas. Nawet, gdyby si� nie zdarzy�y naprawd�, warto by je rozpowszechnia�. Odnie�my zwyci�stwo w wojnie propagandowej, a reszta przyjdzie sama. - Co z tymi pieni�dzmi? - spyta� Crilly. - Musimy pomy�le� o miejscach, kt�re mog� mie� du�e obroty. Stacje benzynowe, bukmacherzy, sklepy monopolowe. Skok na sklep p�no wieczorem - najlepiej w pi�tek w nocy. - Co ty, uczysz ojca dzieci robi�? - zdziwi� si� Crilly. Skeffington lekcewa��c go m�wi� dalej: - Potem dostarczycie mi pieni�dze najpr�dzej jak si� da. Cal siedzia� oparty o krzes�o i s�ucha�, podczas gdy tamci dwaj wybierali najlepsze miejsce do napadu. Zapali� papierosa i pstrykn�� zapa�k� na palenisko, na kt�rym le�a�o kilka papierk�w po cukierkach. Na dworze zacz�� zapada� zmrok. Po g�owie kr��y�a mu melodia z "Ciemnej strony ksi�yca", ten kawa�ek z zawodz�c� gitar�, i s�ucha� go przebieraj�c palcami. Crilly wsta� i zasun�� story. - Cal, co tak cicho siedzisz? Co� si� sta�o? - zapyta� Skeffington. Cal zaci�gn�� si� g��boko papierosem. - Chc� si� wycofa� - oznajmi�. Zapad�a chwila ciszy, potem Crilly si� roze�mia�. - Ale� ty nawet nie wpierniczy�e� si� do �rodka. - Czy nie mogliby�my si� obej�� bez takich wyra�e�? - Twarz Skeffingtona wykrzywi�a si� z obrzydzenia. - Jestem wystarczaj�co zaanga�owany, �eby si� chcie� wydosta� - stwierdzi� Cal. Skeffington rozwa�a� to przez chwil�. Potem przem�wi� z grzeczn�, niepokoj�c� energi�: - Boisz si�? - Niespecjalnie. - Nie znam takiego, kt�ry by si� nie ba�. - To bardziej napi�cie ni� strach. - Chryste, a kto tego nie ma?! - zawo�a� Crilly. Podwin�� bose stopy i usiad� na nich. - Wi�c co za problem, Cahal? - spyta� Skeffington. - Nie podoba mi si� to, co si� dzieje. Ta kobieta, Marcella Morton, zacz�a pracowa� w bibliotece. Widuj� j� codziennie. - K�opot w tym, �e zawsze znajd� si� jacy� pokrzywdzeni. - Skeffington pochyli� si� do przodu. - Ale w por�wnaniu z regularn� wojn� ich liczba jest ma�a. Wiem, �e zabrzmi to niedelikatnie, ale to prawda. Na Cyprze, na przyk�ad, liczba zabitych rzadko osi�ga trzycyfrow� liczb�. To tanio jak za wolno��. - Mam na to za s�aby �o��dek - powiedzia� Cal zm�czonym g�osem. - A my�lisz, �e kt�ry� z nas ma inny? - Skeffington wpatrywa� si� w niego uporczywie. - Ka�dy, kto anga�uje si� w tego typu rzeczy, musi si� �le poczu�. Ale kto� musi wykona� robot�. Poniewa� oddali�my si� sprawie, Cahal, to jest nasz obowi�zek. Musimy si� po�wi�ci�. Nie mo�esz tak po prostu odwr�ci� si� plecami i stwierdzi�, �e masz za s�aby �o��dek. - Ale zabija� faceta na progu jego w�asnego domu. - Nale�a� do Ochotniczej Rezerwy Policji... by� naszym wrogiem. To jest wojna, Cahal. - To by�o nieuniknione - doda� Crilly. - M�g�by to samo zrobi� tobie i jeszcze dosta�by medal. Cal strz�sn�� popi� z papierosa o kraw�d� popielniczki i przypali� od niego nast�pny. Patrzy� w sufit. - Inni mog� zbiera� nasze laury - powiedzia� Skeffington. - Ci od Gerry'ego Fitta i Humesa. To przypomina zwi�zek. Pewni ludzie wykonuj� ca�� robot�, a inni zbieraj� zaszczyty, nie fatyguj�c si� nawet z podzi�kowaniem. Musisz si� wzi�� w gar��, Cahal. My�l o celu, nie o ludziach. Pomy�l o Irlandii wolnej od Brytyjczyk�w. Czy kiedykolwiek b�dziemy mogli odzyska� wolno�� przy pomocy polityk�w? - Nie. - Masz cholern� racj� - przytakn�� Crilly. Kto� zapuka� do drzwi; wahaj�c si� wesz�a pani Crilly; nios�a tac� z zastaw� do herbaty. Crilly skoczy� z krzes�a. - Mamo, przecie� m�wi�em, �e nie chcemy herbaty. Skeffington wsta�, zsun�wszy stopy. - To bardzo mi�o z pani strony, pani Crilly - powiedzia�. - Niestety, w domu s� tylko biskwity - odpar�a. Taca by�a cynowa i wszystko na niej ha�a�liwie brz�cza�o. Pani Crilly rozejrza�a si� woko�o szukaj�c pomocy, wi�c Skeffington wysun�� na �rodek pokoju ma�y stolik, kt�rego nogi przypomina�y wrzeciona, pod szklanym blatem by� ma�y widoczek z b��kitnym jeziorem, sosnami i g�rami w �niegowych czapach. - Dzi�kuj� - powiedzia�a stawiaj�c tac�. Si�gn�a po czajniczek. - Mo�emy to ju� sami zrobi� - wtr�ci� Crilly. - Na pewno? - u�miechn�a si� pani Crilly, skupiaj�c uwag� na go�ciach, a ignoruj�c syna. Cofn�a si� od sto�u. R�owy sweter �ci�ga� uwag� na jej piersi, w�t�e i zwieszaj�ce si� prawie do pasa. Cal podzi�kowa� jej. - Czy� to nie okropny wiecz�r? - zagai�a. - Dla tych, co s� na urlopach? Kiedy wysz�a, Skeffington przykl�kn�� na pod�odze i zacz�� nalewa� herbat�. - Komu cukier? - spyta�. W milczeniu s�czyli herbat�. Skeffington ugryz� biskwita wystaj�cymi z�bami, prze�u� i rzek�: - Twoja decyzja wycofania si�, Cahal, bardzo skomplikuje sprawy. - Pojad�, je�li chodzi tylko o fors� - odpar� Cal. - Ten jeden raz. Potem musicie pomy�le� o kim� innym. - Zuch Cal - pochwali� go Crilly. O wp� do sz�stej w pi�tek wieczorem Cal czeka� po tej samej stronie ulicy, co poczta, tak wi�c Marcella musia�a przej�� obok niego w drodze na parking. Sta� przygl�daj�c si� wystawie sklepu ze s�odyczami i popatruj�c raz po raz w prawo. Potem zorientowa� si�, �e okno wystawowe jest pod takim k�tem, �e odbijaj� si� w nim drzwi biblioteki, nie potrzebowa� wi�c nawet odwraca� g�owy. Wysz�a z wielkim tekturowym pud�em pe�nym zakup�w, chybocz�cym si� jej w ramionach. Kiedy sz�a szybko chodnikiem, skrzyde�ko pude�ka uderza�o j� po twarzy, odchyli�a si� do ty�u, chc�c zr�wnowa�y� ci�ar. Pozwoli� jej min�� siebie, potem odwr�ci� si� i pod��y� za ni�. Zatrzyma�a si� przy kraw�niku na rogu rozgl�daj�c si� w lewo i w prawo, czy co� nie nadje�d�a. Stoj�cy za ni� Cal zawaha� si�. Kiedy tak okr�ca�a si�, plastykowa torebka z sol� stoczy�a si� ze sterty sprawunk�w i upad�a ci�ko u jej st�p. J�kn�a z rozdra�nieniem, wtedy Cal b�yskawicznym ruchem nachyli� si� i podni�s� s�l. - O, dzi�kuj� - rzek�a, odwracaj�c twarz, by zobaczy�, kto to taki. Postawi�a pude�ko na chodniku i kucn�a obok. - Jest za pe�ne. - Przepakowa�a par� zawini�tek i wsun�a s�l mi�dzy torb� z m�k� a �ciank� pud�a. Kiedy przykucn�a, Cal zauwa�y�, �e nie nosi po�czoch. Mia�a opalone i l�ni�ce nogi. Na stopach klapki doktora Scholla. - Chyba nie jest pani przes�dna? - spyta� Cal. - Co ma by�, b�dzie. - U�miechn�a si� do niego. - Pani pozwoli, �e to wezm�? - Ale� sk�d�e. - Pr�bowa�a wsun�� palce pod sp�d kartonu. - Prosz�. Cal pochyli� si� i lekko d�wign�� pud�o trzymaj�c za uchwyty. Podobnie jak ona ni�s� je w ramionach, z d�o�mi splecionymi z przodu. - Dok�d? - Bardzo panu dzi�kuj�. - Wydawa�o si�, �e straci�a g�ow�. - Na parking. Szli obok siebie, ona z r�k� wspart� o torb� przewieszon� przez rami�. - Czy gra pan na gitarze? - spyta�a. - Troch�. - Ma pan d�ugie paznokcie - wskaza�a g�ow�. - Zale�y z kt�rej strony si� patrzy - powiedzia�. Roze�mia�a si� i popatrzy�a na niego, chc�c sprawdzi�, czy ten �art by� zamierzony. U�miechn�� si� widz�c jej niepewno��, jej obaw� przed wy�mianiem go w przypadku, gdyby powiedzia�o mu si� tak tylko przez pomy�k�. - To by�o dobre. Spodoba�o mi si� - powiedzia�a. Za kontuarem wydawa�a si� du�o mniejsza. - Jak to uprzejmie z pa�skiej strony - doda�a. - Nie ma o czym m�wi�. Zapad�a niezr�czna cisza. Cal, chocia� d�wiga� pud�o, cofn�� si� o krok i przepu�ci� j� pierwsz� przez bram� parkingu. - Pani pracuje w bibliotece? - spyta�. - Tak, zgadza si�. - Widzia�em pani� dzisiaj. - Oczywi�cie. To ju� tutaj. - Wyj�a z torby kluczyki. Otworzy�a baga�nik, a kiedy Cal wstawi� tam pud�o, samoch�d przysiad� na resorach. Odetchn�� g��boko. - Im d�u�ej je nios�em, tym ci�sze mi si� wydawa�o. Zamkn�a z trzaskiem baga�nik. Znowu si� u�miechn�a, nie bardzo wiedz�c, co powiedzie�. Cal te� si� do niej u�miechn��, wzruszy� ramionami i pom�g� jej, po prostu odchodz�c. - Wpadn� kiedy� do pani. - Dzi�kuj�. Tym razem, kiedy przeje�d�a�a obok niego, pomacha�a mu, a on te� jej pomacha� tak oboj�tnie, jak tylko go na to by�o sta�. - Widzia�em pani� dzisiaj. Merde - przekl�� spluwaj�c na ulic�. Tego wieczoru, kiedy otworzy� drzwi i przecisn�� si� przez ci�k� zas�on�, kt�ra spowija�a je od �rodka, znalaz� z�o�on� kartk�, pochwycon� przez metalowy zatrzask skrzynki na listy. Zapali� �wiat�o w korytarzu. "Wyno�cie si� st�d, wy fenia�skie m�ty, albo was wykurzymy. To drugie i ostatnie ostrze�enie." Cal zgasi� �wiat�o i przeszed� na palcach przez ciemny frontowy pok�j. Wyjrza� poprzez listewki �aluzji. Ulica by�a pusta. Jedyny ruch powodowa�y strumienie deszczu bij�ce uko�nie w ��t� opraw� lampy ulicznej. W oddali wszystko spowija� mrok, tylko wzd�u� podn�a Slieve Gallon ja�nia�o kilkana�cie �wietlnych punkcik�w. Tak cicho, jak tylko to by�o mo�liwe, otworzy� okno i nas�uchiwa�. Woda chlupa�a i chlusta�a z rynny. W dali zakrzycza� kulik, potem jeszcze raz, bardzo blisko. Z pi�tra dobiega�o go rytmiczne, powolne chrapanie ojca. Sta� oczekuj�c, �e okno wybuchnie lawin� szk�a i ognia, wiedzia� jednak, �e to nie nast�pi. Stanie si� to pewnej nocy, kiedy obaj b�d� spa�. Skok z okna w panice. Ujrza� niezgrabn� sylwetk� ojca, przebijaj�c� z trzaskiem azbestowy dach szopy. Czy tamci b�d� czeka� na zewn�trz, aby bez trudu zastrzeli� Fenia�czyk�w, kt�rych spalili? Anonim brzmi gro�nie: "To ostatnie ostrze�enie". Poszed� do �azienki zapalaj�c �wiat�o tylko na os�oni�tym pode�cie. Na my�l o ludziach, kt�rych twarzy nie zna�, a kt�rzy go nienawidzili, dosta� g�siej sk�rki. By� znienawidzonym nie za to, co sob� reprezentujesz, ale za to, gdzie nale�ysz. Wszed� do sypialni ojca i delikatnie potrz�sn�� go za rami�. - Shamie - szepn��. - Shamie. Ojciec, chrapn�wszy raz jeszcze, ockn�� si�. - Co si� sta�o? Zapali� lampk� nocn� i podrapa� si� po g�owie. - O co chodzi? - Zobacz - Cal poda� mu list. Ojciec nachyli� si� do �wiat�a i czyta� mrugaj�c powiekami; kartk� trzyma� tu� przy twarzy. - Skurwysyny. Wsta� z ��ka i przykl�kn�� w k�cie pokoju. Sypia� tylko w spodniach od pi�amy, tote� Cal widzia� zwiotcza�e, bia�e i pofa�dowane cia�o na jego plecach, kiedy odchyla� dywan. Podni�s� klepk� przybit� gwo�dziem i zani�s� do ��ka czarn�, plastykow� torb�. Na puchow� ko�dr� wytrz�sn�� pistolet i kilka kul. By� to stary rewolwer, kaliber 38. Shamie na�adowa� go, zostawiaj�c pierwsz� komor� pust�. Cichy brz�k kul zbieranych palcami ojca z ko�dry wywar� na Calu wra�enie, jakby w z�bach mia� pe�no piasku. - Czy nie powinni�my nala� wody do wanny? - Nape�nij wann�, ale nie wsadzaj do �rodka koca. Niech b�dzie suchy. Cal napu�ci� wody do po�owy wanny, wyci�gn�� spod maglownicy stary koc koloru musztardy i przewiesi� go przez kraw�d� jak r�cznik. Kiedy wr�ci� do sypialni, Shamie wk�ada� bro� pod poduszk� i wchodzi� do ��ka. - W porz�dku? - spyta� Cal. - Zamkn��e� wszystkie drzwi? - Cal skin�� g�ow�. - A zatem dobranoc. - Dobranoc. - To okropne - stwierdzi� Shamie - �e te sukinsyny chc� nas wykurzy� z naszego w�asnego domu. Calowi przysz�o na my�l, �eby spa� w butach, jednak�e postawi� je obok siebie, lewy po lewej stronie, prawy po prawej. Sprawdzi� po omacku, czy jego kij le�y za ��kiem, potem w ciemno�ciach rozebra� si� do d�ins�w. Zwykle sypia� w gatkach. Zapali� i po�o�y� si� na wznak. Dziwne, jak za ka�dym razem, gdy zaci�ga� si� dymem, pok�j p�on�� czerwieni�. By�o tak cicho, �e m�g� us�ysze� syk spalaj�cego si� tytoniu. Pomy�la� o kobiecie z biblioteki. Chcia� obj�� j� ramieniem - tu i teraz - le�e� z ni� bez ruchu, ws�uchuj�c si� tylko w cisz�. Kiedy szed� za ni�, widzia� jej smuk�e, kszta�tne nogi, jak rozchylaj� si� jej �ydki, gdy kuca�a nad pud�em z zakupami. Pozbawione ow�osienia i opalone, zupe�nie jakby pochodzi�a z kontynentu. Marcella - to jest imi� kobiet z kontynentu. Wzdrygn�� si�. Zgasi� papierosa z wi�ksz� energi�, ni� by�o to konieczne, i obr�ci� si� na bok, by zasn��. Ale by�o za cicho. Tylko raz w oddali zaszczeka� pies. Potem jeszcze drugi i trzeci z innych farm. I gdy nagle przesta�y, powr�ci�a cisza. Mia� s�uch nat�ony do tego stopnia, �e cisza nabra�a cech statyczno�ci - jak szum morza w muszli. Spodziewa� si� szept�w, skrzypu gumowej podeszwy buta na betonowej �cie�ce. S�ysza� raz w radio, �e �wiat pocz�� si� od niewyobra�alnej eksplozji, a ten bezruch miliony lat p�niej by� jej zamieraj�cym echem. Le�a� na wznak i ws�uchiwa� si� w to echo, czekaj�c a� eksploduje jego okno. Pierwsze ostrze�enie przysz�o w ten sam spos�b i napisane by�o tym samym niewprawnym charakterem pisma, du�ymi literami. Ojciec by� przestraszony i w�ciek�y. Poinformowa� o tym kilku koleg�w z rze�ni, w tym Crilly'ego. Tego samego wieczoru przyszed� do nich Crilly z jakim� koleg�. Cala nie by�o wtedy w domu, ale p�niej ojciec mu wszystko opowiedzia�. Zaproponowali ojcu do obrony rewolwer kaliber 38, a on go przyj��. By� zadowolony, gdy wiedzia�, �e ma w domu bro�, kt�r� m�g� zastraszy� band�, jak przyjdzie - wiedzia� to - pewnej nocy pod jego drzwi. Albo zabi� na progu morderc�, nim ten zabije jego. By� wdzi�czny Crilly'emu i jego przyjacielowi za tak� zapobiegliwo��. Cal zdawa� sobie spraw�, �e wszystko to w wyobra�ni jego ojca przypomina westerny, jakie tak lubi� ogl�da� w telewizorze - racja by�a po jego stronie, wi�c zgin�� musz� czarne charaktery. Wiedzia�, �e ten nie najm�odszy ju� cz�owiek czuje si� z takim prze�wiadczeniem bezpiecznie, i nie chcia� pozbawia� go z�udze�. Rozumia� dobrze, �e je�li si� jest ju� naznaczonym, to wszystko zdarzy si� w o�lepiaj�cym b�ysku i huku, nim zdo�asz wyj�� r�ce z kieszeni. Upadniesz, krwawi�c, na dywan, a b�dziesz my�la�, �e wci�� jeszcze stoisz. Wiedzia� tak�e, �e je�li Angole chcieliby przeszuka� dom, to poszliby w r�g sypialni i podnie�li klepk�. Ale mieszkanie w dzielnicy lojalist�w chroni�o ich przed rewizj�. Par� tygodni po tym, jak dostali bro�, Crilly przyszed� ponownie i spyta�, czy mogliby mu wy�wiadczy� pewn� przys�ug�. Powiedzieli, �e tak, oczywi�cie, i zanim zorientowali si�, co si� dzieje, na poddaszu ich domu ukryto trzy kartony wype�nione jakimi� rzeczami. Cal zajrza� do pude�, ale zawarto�� ich owini�to w worki i czarny plastyk, wi�c nie chcia� szpera� dalej. Podczas nocy, gdy rzeczy te by�y u nich w domu, zdawa�o mu si�, �e p�onie nad nim sufit jego sypialni. Dom Mc Crystal�w uznano za "bezpieczny" i od czasu do czasu wnoszono tu pakunki, kt�re po paru dniach zabierano z powrotem. Potem, kt�rego� wieczoru, Crilly wezwa� Cala i poprosi�, aby ten zawi�z� go swoj� furgonetk� w pewne miejsce. Przewozili co� z jednego domu do drugiego, Cal pomaga� d�wiga� za jedno ucho ci�kie torby. Ba� si�, ale nie powiedzia� tego. Crilly ci�gle rozgl�da� si� woko�o, jakby g�ow� mia� na spr�ynie. Potem sta�o si� regu��, �e Cal go wozi�. Zrobili kilka kr�tkich kurs�w. Pewnej nocy, gdy odstawili �adunek, patrol wojskowy zatrzyma� furgonetk�. Kazano im obu wysi���, poda� nazwiska i adresy. �wiecono im latarkami prosto w oczy, musieli sta� z r�kami podniesionymi do g�ry, podczas gdy ich rewidowano. Potem, gdy wepchni�to ich z powrotem do furgonetki, �o�nierze wrzeszczeli, �eby zgasili reflektory. W odbitym �wietle latarki Cal zauwa�y� m�czyzn� w czarnej masce na twarzy, przyczajonego w rowie, z broni� wycelowan� prosto w swoj� g�ow�. Przeszukanie ci�ar�wki zaj�o patrolowi dziesi�� minut - grzebali w silniku, obiciach, siedzeniach. Kiedy odjechali, Crilly by� na granicy p�aczu. - Jezu Chryste, dlaczego musimy to znosi�? - Mia� zaci�ni�te z�by i pi�ci. - Jaki� pieprzony skurwysyn z peryferii Londynu czy Glasgow musi mnie obmacywa�! Widzia�e�, jak na ciebie patrzyli? Jakby grzebali si� w g�wnie. - Uderzy� pi�ci� w desk� rozdzielcz� przed sob� i otworzy� schowek na r�kawiczki, o�wietlaj�c jego wn�trze. - Sukinsyny! - krzycza� Crilly. - Ale nasz dzie� nadejdzie, Cal, nadejdzie! - Dzi�ki Bogu, �e nie zatrzymali nas p� godziny temu. Cal s�ysza�, jak ojciec przewraca si� na ��ku, potem doszed� go trzask zapalanej zapa�ki. Wsta�, wzi�� swoje papierosy i poszed� do frontowej sypialni. - Chcia�by� si� napi� herbaty? - A kt�ra godzina? - spyta� ojciec. Przysun�� budzik do twarzy. By�o dwadzie�cia po trzeciej. - Czemu nie? Cal zszed� na d� i zanim zapali� w kuchni �wiat�o, zasun�� firanki. Kiedy czeka�, a� woda si� zagotuje, dosta� g�siej sk�rki, nastroszy�y mu si� w�oski na skulonych ramionach. Lato ju� si� sko�czy�o. Gdy wr�ci� do sypialni, ojciec siedzia�. Mia� na sobie stary sweter w kolorze butelkowej zieleni, z dziurami na �okciach i nadpruty przy szyi. W�osy mu si� zmierzwi�y, gdy� wk�ada� sweter przez g�ow�. - Dzi�ki, Cal - powiedzia�, kiedy dosta� herbat�. Powiedzia� to przyt�umionym g�osem i Cal, z jakiego� powodu, wzruszy� si�. Nocna lampk