5523
Szczegóły |
Tytuł |
5523 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5523 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5523 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5523 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Silverberg
Pr�dy czasu
1
Woj guru Sam by� czarny jak smo�a; w�r�d przodk�w, licz�c pod
pr�d, mia� najpierw niewolnik�w, a potem kr�l�w. A co z moimi
przodkami? Wie�niacy z pokolenia na pokolenie, umieraj�cy
z mord�gi? Konspiratorzy, buntownicy, uwodziciele, szermierze,
z�odzieje, zdrajcy, alfonsi, ksi���ta, uczeni, ksi�a, kt�rzy porzucili
Boga, t�umacze z ghegu i toska, kurtyzany, handlarze figurkami
z ko�ci s�oniowej, kucharze barowi, lokaje, maklerzy, fa�szerze pie-
ni�dzy? Ach, wszyscy, kt�rych nie znam i nigdy nie poznam, kt�-
rych krew i limfa p�ynie mi w �y�ach, kt�rych geny nosz�, jak�e
chcia�em was pozna�! Niezno�na by�a mi my�l o tym, �e co� od-
dziela mnie od mej przesz�o�ci. Pragn��em nosi� t� przesz�o�� ze
sob� jak garb, z kt�rego mo�na czerpa� w czasie suszy.
� Daj si� nie�� pr�dom czasu � powiedzia� mi Sam, m�j guru.
Pos�ucha�em go. I tak trafi�em w ca�y ten interes z podr�ami
w czasie.
Skaka�em pod pr�d. Widzia�em tych, kt�rzy czekali na mnie
w przesz�ych tysi�cleciach. Przesz�o�� przyciska mnie do ziemi jak
garb.
Pulcheria!
Praprapra... i tak dalej babcia!
Gdyby�my si� nie spotkali...
Gdybym nie wszed� do tego sklepu ze s�odyczami i przyprawa-
mi...
Gdyby ciemne oczy, oliwkowa sk�ra i strome piersi nic dla
mnie nie znaczy�y, Pulcherio...
Moja mi�o�ci. Moja nami�tna antenatko. �ni� o tobie t�skne
sny. Wo�asz do mnie ze �wiata obecnego pod pr�dem.
2
By� czarny. Bez w�tpienia czarny. Jego rodzina pracowa�a nad t�
czerni� przez pi�� czy sze�� pokole�, od chwili narodzin ruchu
Afro Revival. Pomys� polega� na tym, �eby oczy�ci� gonady z ge-
n�w znienawidzonych nadzorc�w niewolnik�w, kt�re to geny
w wielkich ilo�ciach przenikn�y w lini� Sama i nie tylko Sama.
Massa mia� czas si� zabawi�, mia� na to jakie� dwie�cie lat mi�dzy
XVII a XIX wiekiem. Od mniej wi�cej 1960 roku przodkowie Sama
zacz�li jednak pracowa� nad odczynieniem czar�w bia�ych dia-
b��w, sypiaj�c tylko z czerni� sk�ry i g�stw� kr�conych w�os�w. S�-
dz�c ze zdj��, rozpocz�o si� od praprababci jak kawa z mlekiem.
Babunia po�lubi�a hebanowego studenta z Zambii... Zambii? No,
w ka�dym razie z kt�rego� z tych zabawnych tymczasowych pa�stw.
Ich najstarszy syn wybra� sobie nubijsk� ksi�niczk�, ich c�rka wiel-
kiego czarnego byczka z Missisipi, ich...
- Po�wi�cali si� jak diabli, dzi�ki czemu m�j dziadek by� ju�
ca�kiem przyzwoicie br�zowy - powiedzia� mi Sam - ale i tak wygl�-
da� na kundla. Przyciemnili�my rodzinny kolor o co najmniej trzy
odcienie, ale do czystej krwi nadal sporo nam brakowa�o. I nagle
urodzi� si� m�j ojciec. Jasna sk�ra, garbaty nos, cienkie wargi -
kundlas, potw�r. Genetyka zakpi�a sobie ze szczerych marze� bied-
nych, wydziedziczonych Afrykan�w. Tatko poszed� wi�c do salonu
genspirali, gdzie wyci�li mu bia�e geny. W cztery godziny dopi��
celu, czego przodkowie nie potrafili osi�gn�� przez osiemdziesi�t
lat. I takiego mnie widzisz, czarnego i pi�knego.
Sam mia� jakie� trzydzie�ci pi�� lat. Ja � dwadzie�cia cztery.
Wiosn� pi��dziesi�tego dziewi�tego mieszkali�my razem w dwupo-
8
kojowym mieszkanku w Dolnym Nowym Orleanie. Mieszkanie tak
naprawd� nale�a�o do Sama, ale m�j guru zaprosi� mnie do sie-
bie za po�ow� czynszu, kiedy dowiedzia� si�, �e nie mam gdzie spa�.
Pracowa� wtedy w pa�acu nochali.
Ja w�a�nie wysiad�em z kapsu�y z Nowszego Jorku. Pracowa�em
tam jako trzeci ni�szy upowa�niony urz�dnik s�dowy przy s�dzim
ni�szym Jeszcze Wy�szego Najwy�szego S�du Okr�gu Manhattan
G�rny. Prac� t� za�atwi�a mi oczywi�cie polityczna protekcja. Po
upowa�nionych urz�dnikach s�dowych nie oczekuje si� my�lenia,
bo my�lenie ludzi irytuje my�l�ce komputery. Po o�miu dniach
sp�dzonych w towarzystwie s�dziego ni�szego moja cierpliwo�� Si�
wyczerpa�a. Wskoczy�em do pierwszej kapsu�y na po�udnie, zabie-
raj�c ze sob� wszystkie me ziemskie dobra, a mianowicie flasz t�o
z�b�w, usuwacz pryszczy, klucz do g��wnego wej�cia informatycz-
nego, ostatni wydruk stanu konta kciukowego, dwie zmiany bieli-
zny i bizanty�sk� monet� na szcz�cie, z�ot� nomizm� z czas�w
Aleksego I. Wysiad�em w Nowym Orleanie. �azi�em tu i tam, a�
przypadkiem znalaz�em si� przed pa�acem nochali na Ni�szej Bo-
urbon Street, Poziom Trzeci. Przyznaj�, w przybytku tym zaintere-
sowa�y mnie dwie dziewczyny, nurkuj�ce w czym�, co wygl�da�o jak
koniak - i okaza�o si� koniakiem. Helen i Betsy; w przysz�o�ci, na
kr�tki czas, mieli�my si� bardzo zaprzyja�ni�. W czasach atomo-
wych nazywano by je atrakcj� lokalu. Uzbrojone w maski skrzelowe
prezentowa�y sw� cudown� nago�� przechodniom, obiecuj�c im
orgiastyczne rozkosze i nigdy jako� nie spe�niaj�c obietnic. Patrzy-
�em, jak kr�c� powolne k�ka, trzymaj�c si� nawzajem za lewe pier-
si; od czasu do czasu jakie� smuk�e udo w�lizgiwa�o si� mi�dzy lida
Helen lub Betsy, w�a�ciwie wszystko jedno, potem dziewczyny
u�miechn�y si� zapraszaj�co, wi�c wszed�em.
Sam wsta� na powitanie. W butach na wysokim obcasie mia�
mniej wi�cej trzy metry wzrostu, ubrany za� by� w suspensorium
i mn�stwo oliwy. S�dzia ni�szy natychmiast by si� w nim zakocha�.
- Dzie� dobry, bia�asku - powiedzia� Sam. - Jaki chcesz ku-
pi� sen?
- A co macie?
- Sado, maso, homo, lesbo, wewn�trz, zewn�trz, g�rki, do�ki
oraz wszelkie warianty i zboczenia. � Wskaza� konsol� kasow�. -
Wybieraj i przy�� kciuk.
- Chcia�bym przedtem zapozna� si� z pr�bkami.
Sam obejrza� mnie sobie dok�adniej.
- Co taki mi�y �ydowski ch�opiec jak ty robi w miejscu takim
jak to? - spyta�.
- Zabawne. W�a�nie mia�em zapyta� ci� o to samo.
- Ukrywam si� przed gestapo. W czarnej masce. Yisgadal
v 'Yiskdash...
-... adonai elohainu - doko�czy�em. - W�a�ciwie jestem cz�on-
kiem Zrewidowanego Ko�cio�a Episkopalnego.
- A ja Pierwszego Ko�cio�a Chrystusa Woodoo. Mam ci za�pie-
wa� hymn czarnuch�w?
- Nie pragn� cierpie�. Mo�esz przedstawi� mnie dziewczynom
ze zbiornika?
- Nie sprzedajemy tu cia�a, bia�asku. Tylko sny.
- Nie kupuj� cia�a. Po�yczani je sobie na czas nied�ugi.
- Ta z cyckami to Betsy. Ta z pupci� to Helen. Od czasu do
czasu, do�� cz�sto, s� dziewicami i wtedy cena jest wy�sza. Lepiej
spr�buj sn�w. Popatrz na te wspania�e maski. Jeste� pewien, �e nie
chcesz pow�cha�?
-Jestem pewien, �e jestem pewien.
- Gdzie� si� nabawi� tego nowszojorskiego akcentu?
- Na wakacjach w Yermoncie. A gdzie� ty si� nabawi� tej l�ni�-
cej, czarnej sk�rki?
- Tata kupi� j� dla mnie w salonie genspiralek. Jak si� nazy-
wasz?
-Jud Elliott. A ty?
- Sambo Sambo.
- Troch� to monotonne. Mog� ci m�wi� Sam?
- Mn�stwo ludzi to robi. Mieszkasz teraz w Ni�szym Nowym
Orleanie?
10_________________
- W�a�nie wysiad�em z kapsu�y. Nie wiem jeszcze, gdzie miesz-
kam.
� Ko�cz� prac� o czwartej rano. Helen i Betsy te�. Dobra,
wszyscy pojedziemy do mnie.
3
O wiele p�niej dowiedzia�em si�, �e Sam pracuje te� na godziny
w S�u�bie Czasowej. Prze�ylem straszny wstrz�s, bo cz�onk�w S�u�-
by Czasowej zawsze wyobra�a�em sobie jako nad�te, praworz�dne,
beznadziejnie cnotliwe kuk�y o kwadratowych szcz�kach i przyci�-
tych na je�yka w�osach, rodzaj przero�ni�tych harcerzyk�w. M�j
czarny guru zupe�nie nie pasowa� do tego obrazu. Oczywi�cie mu-
sia�em wiele si� jeszcze nauczy� i o S�u�bie Czasowej, i o Samie.
Poniewa� mia�em do zabicia �adnych par� godzin, Sam da� mi
za friko mask� wraz z zestawem weso�ych halucynacji. Kiedy oprzy-
tomnia�em, wraz z Helen i Betsy by� ju� gotowy do wyj�cia. Mia�em
pewne k�opoty z rozr�nieniem dziewczyn w ubraniach. Betsy to
cycki - zrymowa�em sobie, ale w swych misjonarskich habitach
obie �adnych cyck�w po prostu nie mia�y. Zjechali�my trzy pozio-
my do mieszkania Sama i tam si� pod��czyli�my. W powietrze
wznios�y si� pyszne dymki, na ziemi� upad�y ubrania, odnalaz�em
moj� Betsy, zrobili�my to, co -jak si� oczywi�cie domy�lacie - zro-
bili�my, przy czym odkry�em, �e po o�miu godzinach zanurzenia
w koniaku sk�ra jest nasycona st�umionym blaskiem, lecz w naj-
mniejszym stopniu nie traci wra�liwo�ci sensorycznej.
Usiedli�my sobie potem w zm�czonym k�eczku. Palili�my
zielsko. Guru Sam naci�gn�� mnie na zwierzenia.
-Jestem absolwentem wydzia�u historii Bizancjum � wyzna�em.
- �licznie, �licznie. By�e� tam?
- W Stambule? Pi�ciokrotnie.
- Nie w Stambule. W Konstantynopolu.
- To jest to samo - powiedzia�em.
11
- Doprawdy? - zdziwi� si� Sam.
- Ach, w Konstantynopolu! Cholernie droga wycieczka.
- Nie dla ka�dego. - Dotkn�� kciukiem zapalark� nowego
skr�ta i czule wsun�� mi go w usta. - Przyjecha�e� do Ni�szego No-
wego Orleanu studiowa� histori� Bizancjum?
- Uciek�em do Ni�szego Nowego Orleanu od pracy.
- Znudzi�a ci si� historia Bizancjum?
- Znudzi�o mi si� by� trzecim ni�szym upowa�nionym urz�d-
nikiem przy s�dzim ni�szym Jeszcze Wy�szego Najwy�szego S�du
Okr�gu Manhattan, w dodatku G�rny.
- M�wi�e�, �e jeste�...
- Wiem, co m�wi�em. Histori� Bizancjum studiowa�em. Jako
urz�dnik s�dowy zarabiam na �ycie. Zarabia�em.
- Dlaczego?
- Moim wujem jest s�dzia Elliott z Wy�szego Najwy�szego S�-
du Stan�w Zjednoczonych.
- Nie trzeba sko�czy� studi�w prawniczych, �eby by� urz�d-
nikiem s�dowym?
- Nie dzi� � wyja�ni�em mu. � Gromadzeniem i wyszukiwaniem
danych zajmuj� si� ju� wy��cznie maszyny. Urz�dnicy s� po prostu
dworzanami. Gratuluj� s�dziom b�yskotliwo�ci, zdobywaj� wszyst-
ko, czego s�dziowie potrzebuj�, bez wahania wykonuj� polecenia
i tak dalej. Znosi�em to przez osiem dni, a potem si� podda�em
- Masz problemy - stwierdzi� powa�nie Sam.
- Owszem. Jednoczesny atak niepokoju duszy, moralnego ka-
ca, nie zap�aconych podatk�w i nieokre�lonych ambicji.
- Brakuje ci wy��cznie zaawansowanego syfilisu - zaniepokoi�a
si� Helen.
- Dzi�kuj�, poczekam.
- Gdyby kto� da� ci szans� spe�nienia pragnienia twego serca,
si�gn��by� po ni�? - spyta� Sam.
- Nie wiem, co jest marzeniem mego serca.
- O to ci chodzi�o, kiedy twierdzi�e�, �e cierpisz na nieokre�lo-
ne ambicje?
12
- Cz�ciowo.
- A gdyby� wiedzia�, co jest pragnieniem twego serca, ruszy�-
by� paluszkiem, �eby je zrealizowa�?
- Ruszy�bym - powiedzia�em zdecydowanie.
- Mam nadziej�, �e m�wisz serio, bo je�li nie, wszyscy si� o tym
dowiedz�. Nie pr�buj ucieka�.
Zachowa� si� bardzo agresywnie. Mia� zamiar mnie uszcz�li-
wi�, czy chc� tego, czy nie.
Zmienili�my partnerki. Zabawi�em si� z Helen o bia�ym twar-
dym ty�eczku, wirtuozk� pewnych wewn�trznych mi�ni. Niemniej
jednak nie by�a ona pragnieniem mego serca. Sam da� mi trzygo-
dzinne senno i zabra� dziewczyny do domu. Rano, po wyczyszcze-
niu, obejrza�em sobie mieszkanie; zauwa�y�em przy tym, �e udeko-
rowane zosta�o przedmiotami z r�nych miejsc i r�nych czas�w:
sumeryjskimi tabliczkami glinianymi, peruwia�skimi os�onami
strzemion, szklanymi rzymskimi pucharami, sznurami fajansowych
egipskich paciork�w, �redniowiecznymi maczugami i kolczugami;
znalaz�em te� egzemplarze �New York Timesa" z lat 1852 i 1853, na
p�ce sta�y ksi��ki oprawione w wyt�aczan� ciel�c� sk�r�, by�y tak-
�e dwie irokeskie maski oraz, oczywi�cie, mn�stwo zabytk�w afry-
ka�skich i co tam jeszcze. Cuda te zawala�y ka�d� wn�k�, ka�dy k�t
i ka�d� wypuk�o��. Skonstatowa�em, �e Sama cechuj� upodobania
antykwarskie, ze zwyk�ym u mnie brakiem bystro�ci nie wyci�gaj�c
z tych jego upodoba� �adnych g��bszych wniosk�w. W tydzie� p�-
niej zorientowa�em si�, �e wszystkie okazy w jego kolekcji sprawia-
j� wra�enie... nowych. Fa�szuje antyki, powiedzia�em sobie. Sam
jednak upiera� si�, �e jest pracownikiem S�u�by Czasowej.
4
- W S�u�bie Czasowej - u�wiadomi�em go - pracuj� przero�ni�-
te harcerzyki o kwadratowych szcz�kach. Ty masz szcz�k� okr�-
g��-
13
- I p�aski nos. Owszem. Nie jestem te� harcerzykiem. A jednak
pracuj� na godziny w S�u�bie Czasowej.
- Nie wierz�. W S�u�bie Czasowej pracuj� wy��cznie sympa-
tyczni ch�opcy z Indiany i Teksasu. Sympatyczni biali ch�opcy
wszystkich ras, kolor�w i wyzna�.
- To w Patrolu. Ja jestem kurierem.
-Jest jaka� r�nica?
-Jest jaka� r�nica.
- Wybacz mi m� ignorancj�.
- Ignorancja jest niewybaczalna. Mo�na si� tylko leczy�.
- Opowiedz mi o S�u�bie Czasowej.
- S� dwa oddzia�y. Patrol Czasowy i Kurierzy Czasowi. Ludzie,
kt�rzy opowiadaj� rasistowskie dowcipy, ko�cz� w Patrolu. Ludzie,
kt�rzy wymy�laj� rasistowskie dowcipy, to kurierzy. Capisce?
- W�a�ciwie nie.
- Cz�owieku, taki� dure�, �e powiniene� by� czarny - powie-
dzia� �agodnie Sam. - Patrol chroni przed paradoksami. Kurierzy
bior� turyst�w pod pr�d. Patrol nienawidzi kurier�w, kurierzy nie-
nawidz� Patrolu. Ja jestem kurierem. W styczniu i lutym odrabiam
lini� Mali-Ghana-Gao-Kusz-Aksum-Kongo, a w pa�dzierniku i li-
stopadzie robi� Sumer, Egipt faraon�w i czasami lini� Nazja-Mo-
czika�Inka. Kiedy brakuje personelu, bior� te� krucjaty, Magna
Cart�, 1066 i Agincourt. Trzykrotnie widzia�em czwart� krucjat�
zdobywaj�c� Konstantynopol, dwukrotnie Turk�w w 1453 roku.
Zazdro�� mi, bia�asie.
- Sam, wyg�upiasz si�, prawda?
-Jasne. Jasne, �e si� wyg�upiam. Widzisz to wszystko? Przeszmu-
glowane spod pr�du przez szczerze ci oddanego, tu� pod nosem Pa-
trolu... i ani razu nie wzbudzi�em podejrze�. No, raz wzbudzi�em.
Patrolowiec pr�bowa� zaaresztowa� mnie w Stambule, w 1563 roku,
ale obci��em mu jaja, sprzeda�em je cesarzowi za dziesi�� bezan�w,
a jego timer wyrzuci�em do Bosforu. Facet zgni� jako eunuch.
- Tego nie zrobi�e�!
- Nie. Niestety.
14
Oczy mi b�yszcza�y. Poczu�em, jak mi�o�� mego serca materia-
lizuje si� gdzie�, tu� poza zasi�giem wyci�gni�tej r�ki.
- Przeszmugluj mnie pod pr�d do Bizancjum, dobrze, Sam?
- Sam si� przeszmugluj. Zatrudnij si� jako kurier.
- A m�g�bym?
- Ca�y czas anga�uj� ludzi. Cz�owieku, co� ty zrobi� ze swym
rozumem? Twierdzisz, �e jeste� absolwentem historii Bizancjum!
Czy�by� nigdy nie my�la� o S�u�bie?
- My�le� my�la�em - odpar�em ura�ony. - Chodzi o to, �e ni-
gdy nie my�la�em o tym powa�nie. Wydawa�o mi si� to... no, zbyt
oczywiste. Zak�adasz timer i ju� mo�esz odwiedzi� dowoln� epok�
historyczn�... jest w tym co� z oszustwa, prawda, Sam? Wiesz, co
mam na my�li.
-Ja wiem, co masz na my�li, tylko ty nie wiesz, co masz na my-
�li. U�wiadomi� ci, w czym problem, Jud. Jeste� na�ogowym pe-
chowcem.
Ja o tym, oczywi�cie, wiedzia�em, ale jakim cudem on si� o tym
dowiedzia� tak szybko?
- Przecie� twym �yciowym marzeniem jest skoczy� pod pr�d.
Marzy o tym ka�dy m�ody cz�owiek z ca�ym m�zgiem i zdrowym
fiutkiem - m�wi� dalej Sam. - Wi�c oczywi�cie nie korzystasz z oka-
zji, tylko dajesz si� im wrobi� w lew� robot�, z kt�rej wiejesz przy
pierwszej sposobno�ci. I gdzie teraz jeste�? Co ci� jeszcze czeka?
Masz... czekaj, ile?... Dwadzie�cia dwa lata i...
- Dwadzie�cia cztery.
-... i jedn� karier� w�a�nie rzuci�e�, drugiej na horyzoncie nie
wida�, a kiedy wreszcie znudz� si� i wyrzuc� ci� st�d na zbity pysk,
to co b�dzie, jak sko�cz� ci si� pieni�dze?
Na to pytanie nie mia�em odpowiedzi.
- Z moich oblicze� wygl�da, �e forsy starczy ci na jakie� sze��
miesi�cy, Jud - ci�gn�� Sam. - Wi�c za sze�� miesi�cy mo�esz albo
wpisa� si� na list� towaru do wzi�cia dla jakiej� bogatej wdowy, wy-
bra� sobie co� lepszego z Rejestru Sw�dz�cych Kroczy...
- Uuuch...
15
-... albo do��czy� do Policji Halucynacyjnej i pomaga� zacho-
wa� obiektywn� rzeczywisto��...
- Aaach...
-... albo wr�ci� do Wy�szego Najwy�szego S�du i odda� sw�
bia�� dupci� do dyspozycji ni�szego s�dziego...
� Fuuuj...
�... albo zrobi� co�, co powiniene� zrobi� od razu, czyli zosta�
kurierem czasowym. Tego oczywi�cie nie zrobi�e�, bo jeste� na�ogo-
wym pechowcem. Na�ogowi pechowcy zawsze wybieraj� najgorsze,
najbardziej nieodpowiednie wyj�cie. Prawda?
- Nieprawda.
- Co ty tam wiesz.
- Pr�bujesz mnie rozw�cieczy�?
- Nie, kochanie. - Sam zn�w zapali� mi zielsko. - Za p� godzi-
ny id� do roboty, do nochali. M�g�by� mnie naoliwi�?
- Sam si� naoliw, pitekantropie. Paluszkiem nie tkn� tej two-
jej �licznej, ciemnej sk�rki.
- Ach! Oto �eb unosi agresywny heteroseksualizm!
Rozebra� si� do suspensorium, nala� oliwy do maszyny myj�cej
i w��czy� j�. Paj�cze �apy polerowa�y go na wysoki po�ysk.
� Sam - powiedzia�em � chc� wst�pi� do S�u�by Czasowej,
5
PROSZ� ODPOWIEDZIE� NA WSZYSTKIE PYTANIA
Imi� i nazwisko: Judson Daniel Elliott III
Miejsce urodzenia: Nowszy Jork
Data urodzenia: 11 pa�dziernika 2055
Ple� (M/�): M
Numer rejestru obywatelskiego: 070=28=3479=xx5=100089891
Stopnie akademickie - studia uko�czone: Columbia '55
- magisterium:Columvia 56
16
- doktorat: Harvard. Yale.
Princeton. nie uko�czony
- habilitacja: _________________
- inne: _________________
Wzrost: 1 metr/metry 88 centymetr�w
Waga: 78 kg
Kolor w�os�w: czarny
Kolor oczu: czarny
Indeks rasowy: 8, 5 C+
Grupa krwi: BB 132
Ma��e�stwa (wymieni� zwi�zki czasowe i trwa�e, w kolejno�ci rejestracji, oraz
czas trwania ka�dego):
brak zwi�zk�w________________________________
Uznane dzieci: brak uznanych dzieci
pow�d z�o�enia podania o wst�pienie do S�u�by Czasowej (ograniczy� do stu
s��w):
wzbogacenie wiedzy o kulturze bizanty�skiej. Kt�ra by�a
przedmiotem mych studi�w wzbogacenie wiedzy o zwyczajach
i zachowaniu ludzi; pog��bienie zwi�zk�w z lud�mi przez
�wiadczenie im us�ug; wykorzystanie posiadanego wykszta�ce-
nia do powi�kszenia sumy wiedzy zainteresowanych zaspoko-
jenie romantycznego pop�du do przyg�d charakterystycznego
dla ludzi m�odych. ______________________________
imiona i nazwiska krewnych obecnie zatrudnionych w S�u�bie Czasowej:
nikt z krewnych tu nie pracuje
6
To, co wypisa�em na formularzu, nie mia�o oczywi�cie �adnego
��czenia. Z za�o�enia powinienem nosi� formularz zg�oszenia
przy sobie, by o ka�dej porze dnia i nocy m�c okaza� go kt�remu�
17
z licznych urz�dnik�w S�u�by, na kt�rym� z licznych szczebelk�w
biurokratycznej drabiny, gdyby kto� zechcia� akurat na� zerkn��,
ale tak naprawd� przydatny okaza� si� wy��cznie numer rejestru
obywatelskiego, zapewniaj�cy pe�ni� dost�pu do wszystkich da-
nych, kt�re pracowicie wypisa�em, oraz wielu innych. Jedno przy-
ci�ni�cie guzika g��wnego systemu ewidencji zapewnia�o znajo-
mo�� nie tylko mego wzrostu, wagi, daty urodzenia, koloru w�o-
s�w i oczu, indeksu rasowego, grupy krwi oraz wykszta�cenia, lecz
tak�e listy przebytych chor�b, listy szczepie�, wynik�w bada� me-
dycznych i psychologicznych, wynik�w bada� ilo�ci plemnik�w
w spermie, wysoko�ci normalnej temperatury cia�a w zale�no�ci
od pory roku, wielko�ci organ�w cia�a w��czaj�c w to penisa w zwi-
sie i erekcji, wszystkich adres�w zamieszkania, rodziny do kuzyn�w
pi�tego stopnia, aktualnego salda bankowego, dynamiki balansu
ma/winien, zachowa� podatkowych, preferencji politycznych, cz�-
stotliwo�ci aresztowa� (je�li by� aresztowany), gust�w w zakresie
zwierz�t domowych, numeru obuwia i tak dalej. Podobno prywat-
no�� wysz�a z mody, tak przynajmniej si� m�wi.
Podczas gdy wype�nia�em formularz, Sam siedzia� w poczekal-
ni, napastuj�c sprz�taczk�. Kiedy sko�czy�em, oderwa� si� od tego
fascynuj�cego zaj�cia i poprowadzi� mnie spiraln� ramp� w d�,
w trzewia siedziby S�u�by Czasowej. Wyprzedza�y nas i mija�y kan-
ciaste roboty, ob�adowane cz�ciami i dokumentami. Otworzy�y si�
drzwi w �cianie, pojawi�a si� w nich sekretarka. Kiedy nas mija�a,
Sam z�apa� j� chutliwie za pier�. Uciek�a z krzykiem. Po�echta� tak-
�e jednego z robot�w.
Zdaje si�, �e nazywaj� to apetytem na �ycie.
- Porzu�cie wszelk� nadziej� wy, kt�rzy tu wchodzicie - po-
wiedzia�. - Dobrze odegra�em rol�, prawda?
-Jak� rol�? Szatana?
- Wergiliusza. Twego przyjaznego czarnego przewodnika po
jaskiniach piek�a. Tu w lewo.
Stan�li�my na platformie. Opadali�my d�ugo, bardzo d�ugo,
a kiedy ju� opadli�my do ko�ca, znale�li�my si� w wilgotnym, prze-
18
r�anym pomieszczeniu wysokim na co najmniej pi��dziesi�t me-
tr�w. Jego �ciany spina� ko�ysz�cy si� nad naszymi g�owami wisz�cy
most.
-Jak kto� nowy, bez przewodnika, ma znale�� drog� w tym la-
biryncie? - spyta�em.
- Wcale - odpar� Sam.
Przeszli�my przez most do l�ni�cego wyk�adzinami korytarza,
po obu stronach kt�rego znajdowa�y si� ozdobne drzwi. Na jednych
widnia�o wypisane sztucznie psychodelicznymi literami, maj�cymi
i pewno�ci� warto�� antykwaryczn�, nazwisko SAMUEL HERSH-
KOWITZ. Sam wsadzi� g�b� w otw�r skanera i drzwi natychmiast si�
otworzy�y. Znale�li�my si� w d�ugim, w�skim pomieszczeniu, ume-
blowanym archaicznymi, wydmuchiwanymi z plastyku kanapami,
z delikatnie wygl�daj�cym biurkiem, na kt�rym sta�a nawet, m�j ty
panie Bo�e Wszechmog�cy, maszyna do pisania! Samuel Hershko-
witz by� indywiduum wysokim i chudym, o opalonej na br�z twarzy,
kr�conych w�sach, bokobrodach i wielkiej szcz�ce. Na widok Sama
wyskoczy� zza biurka jak na spr�ynie. Rzucili si� sobie w ramiona.
- Czarny bracie! � krzykn�� Samuel Hershkowitz.
- Landsmann!� odkrzykn�� Sam, m�j guru.
Ca�owali si� w policzki. Padali sobie w ramiona. Walili si� po
plecach. W ko�cu si� rozdzielili. Patrz�c na mnie gospodarz zada�
jedno kr�tkie pytanie:
- A to kto?
- Rekrut. Jud Elliott. Naiwny, ale na Bizancjum si� nada. Zna
Si� na rzeczy.
- Macie podanie o przyj�cie, Elliott?
Poda�em mu ankiet�. Przejrza� j�. Co� go jednak zaintereso-
wa�o.
- Nie�onaty, co? Perwo-dewiant?
- Nie, prosz� pana.
- Zwyk�y peda�, tak?
- Nie, prosz� pana.
- Boicie si� kobiet?
19
- Ale� sk�d, prosz� pana. Po prostu nie jestem zainteresowany
braniem na siebie obowi�zk�w zwi�zanych z trwa�ym zwi�zkiem.
- Ale jeste�cie hetero?
- W zasadzie tak, prosz� pana - odpowiedzia�em, niepewny
czy to dobra odpowied�, czy nie.
Samuel Hershkowitz szarpn�� bokobrody.
- Kurierzy do Bizancjum musz� by� ponad wszelkimi podej-
rzeniami, rozumiecie to, prawda? Jakby to powiedzie�... klimat tam
jest w zasadzie... gor�cy. Mo�ecie sobie u�ywa� do woli w roku
2059, ale jako kurier musicie umie� zachowa� poczucie perspekty-
wy. Amen. Sam, popierasz kandydatur� tego ch�opaka?
- Popieram.
- Mnie to wystarczy. Ale... c�, sprawdzimy, czy nie jest �ciga-
ny za przest�pstwo zagro�one najwy�szym wymiarem kary. W ze-
sz�ym tygodniu mieli�my tu ch�opczyka grzecznego i �licznego jak
z obrazka, z podaniem o Golgot�. Sprawdzi�em go. Okaza�o si�, �e
jest poszukiwany w Indianie za spowodowanie zgnicia protopla-
zmy. I jeszcze kilka przest�pstw mia� na sumieniu. No wi�c tak,
sprawdzamy. - W��czy� wej�cie danych, wprowadzi� m�j numer
identyfikacyjny i dosta� akta na monitor. Musia�y zgadza� si� z tym,
co napisa�em w podaniu, bo wy��czy� si� prawie natychmiast, ski-
n�� g�ow�, wystuka� jakie� prywatne notatki i otworzy� biurko. Wy-
j�� z niego co�, co przypomina�o pas na przepuklin�. Cisn�� to co�
mnie.
- Zrzucaj portki i w�� to - powiedzia�. - Sam, poka� mu jak.
Przycisn��em zamek. Spodnie opad�y. Sam za�o�y� mi i zapi��
pas na biodrach; miejsce zapi�cia by�o niewidoczne, jakby pas fa-
brycznie stanowi� ca�o��.
- To tw�j timer - u�wiadomi� mnie Sam. - Pod��czony jest do
g��wnego systemu czasowego, zsynchronizowany na odbi�r wysy�a-
nych sygna��w transportowych. P�ki nie sko�czy si� flogiston, to
male�stwo zdolne jest przenie�� ci� w ka�dy punkt czasu w zakre-
sie siedmiu tysi�cy lat.
- A wcze�niej nie?
20
� Nie przy tym modelu. Jak na razie nie wydaje si� zezwole�
na nieograniczone podr�e w prehistori�. Musimy otwiera� prze-
sz�o�� ostro�nie, epoka po epoce. A teraz uwa�aj. Ustawia si� go
w spos�b najprostszy z mo�liwych. Tu, o tu, tu� nad lewym jajni-
kiem, znajduje si� mikroprze��cznik kontroluj�cy ruch w prz�d
i w ty�. �eby si� przenie��, musisz zakre�li� kciukiem kr�g wok�
punktu nacisku - od biodra do p�pka, by przesun�� si� w prze-
sz�o��, a od p�pka do biodra, by przesun�� si� w przysz�o��. Po tej
stronie jest dostrajanie; do pos�ugiwania si� nim potrzeba wprawy.
Widzisz ten laminowany wska�nik? Rok, miesi�c, dzie�, godzina,
minuta, sekunda. Tak, tak, �eby go odczyta�, musisz zrobi� lekkie-
go zeza, nic na to nie poradzimy. Lata skalibrowane s� WOT �
wstecz od tera�niejszo�ci, miesi�ce zosta�y ponumerowane i tak da-
lej. Sztuka w tym, �eby b�yskawicznie przelicza� czas docelowy -
843 roku WOT, pi�� miesi�cy, jedena�cie dni i tak dalej - przed
ustawieniem licznika. Problem jest w zasadzie arytmetyczny, ale
zdziwi�by� si�, gdybym ci powiedzia�, ilu ludzi nie jest w stanie prze-
liczy� daty, powiedzmy jedenasty lutego 1192 na liczb� lat, miesi�-
cy i dni. Oczywi�cie je�li chcesz zosta� kurierem, musisz si� tego na-
uczy�, ale na razie nie masz si� czym przejmowa�.
Przerwa� i spojrza� na Hershkowitza.
� Sam przeprowadzi teraz z tob� podstawowy test na dezorien-
tacj� - wyja�ni� mi Hershkowitz. �Je�li go zdasz, zosta�e� przyj�ty.
Sam tak�e za�o�y� timer.
� Skaka�e� kiedy�? - spyta� mnie.
� Nigdy.
� No to dobrze si� ubawisz, ma�y � u�miechn�� si� szeroko. -
Nastawi� ci licznik. Poczekaj, a� dam sygna�, a potem u�yj lewego
przycisku, �eby w��czy� timer. Tylko nie zapomnij w�o�y� spodni.
� Przed czy po skoku? - zainteresowa�em si�.
� Przed � wyja�ni� Sam. � Przyciskami mo�na operowa� przez
ubranie. No i wyprawa w przesz�o�� ze spodniami na wysoko�ci ko-
stek to bardzo kiepski pomys�. Nie da si� szybko biec. A czasami
zjawiasz si� na miejscu i ju� musisz wia�.
21
7
Ustawi� mi licznik. Wci�gn��em spodnie. Sam dotkn�� delikatnie
brzucha po lewej stronie i znik�. Ja dwoma palcami zatoczy�em �uk
od biodra do p�pka, ale wcale nie znik�em. Znik� Samuel Hershko-
witz.
Samuel Hershkowitz odszed� gdzie� tam, gdzie odchodzi p�o-
mie� zdmuchni�tej �wiecy, za to Sam pojawi� si� z powrotem obok
mnie. W pustyni gabinecie Hershkowitza.
� Co si� sta�o? � spyta�em. - Gdzie on si� podzia�?
�Jest wp� do dwunastej. W nocy - powiedzia� Sam. - Samu-
el nie bierze nadgodzin, wiesz? Kiedy skoczyli�my, zostawili�my go
dwa tygodnie z pr�dem. Poruszamy si� w pr�dach czasu, ch�opcze.
- Przenie�li�my si� dwa tygodnie w przesz�o��?
� Przenie�li�my si� dwa tygodnie pod pr�d - poprawi� mnie
Sam. -I jeszcze p� dnia, dlatego jest teraz noc. Chod�, przespace-
rujemy si� po mie�cie.
Wyszli�my z gmachu S�u�by. Pojechali�my na trzeci poziom
Dolnego Nowego Orleanu. Sam nie mia� chyba na my�li niczego
specjalnego. Wpadli�my do baru. Zjedli�my po tuzinie ostryg na
g�ow�, wypili�my par� piw, puszczali�my oczko do turyst�w. Kiedy
jednak dotarli�my na Doln� Bourbon Street, zrozumia�em, dlacze-
go wr�cili�my do tej nocy. Strach po�askota� mnie w j�dra i nagle
zacz��em si� poci�.
Sam roze�mia� si� g�o�no.
- Nowych zawsze bije to w miejsce szczeg�lne, Jud, m�j przy-
jacielu. Ale przynajmniej pozbywasz si� nadmiaru emocji.
� Spotkam samego siebie! � krzykn��em.
- Zobaczysz samego siebie - poprawi� mnie m�j guru. - Le-
piej r�b, co mo�esz, �eby nigdy nie spotka� samego siebie, nigdy,
albo wszystko si� dla ciebie sko�czy. Jedna taka sztuczka i masz na
g�owie ca�y Patrol Czasowy.
- A je�li moje wcze�niejsze ja mnie zobaczy?
22
- To koniec. Cz�owieku, testujemy teraz tw�j system nerwowy,
wi�c lepiej b�d� got�w na wszystko. No, jeste�my. Widzisz tego dur-
nego fiuta id�cego ulic�?
- To Judson Daniel Elliott III.
- Ot� w�a�nie, cz�owieku. Widzia�e� kiedy� co� a� tak �a�osne-
go? Cofnij si� w cie�, cz�owieku! Cofnij si� w cie�! Te bia�asy obok
mo�e nie grzesz� m�dro�ci�, ale z pewno�ci� nie s� �lepe!
Skulili�my si� w mroku. �o��dek mi si� skr�ca�, kiedy patrzy�em
na Judsona Daniela Elliotta III, kt�ry w�a�nie wysiad� z kapsu�y
i szed� teraz ulic� do pa�acu nochali, trzymaj�c w r�ku torb�. Wi-
dzia�em, �e garbi si� lekko, �e stawia nogi palcami do �rodka. Uszy
mia� zdumiewaj�co wielkie, a prawe rami� ni�s� nieco ni�ej ni� lewe.
Wygl�da� niezdarnie, wygl�da� jak jaki� �wok! Min�� nas, zatrzyma�
si� przed pa�acem i wpatrzy� na p�ywaj�ce w koniaku dwie nagie
dziewczyny. Przesun�� j�zykiem po g�rnej wardze. Pokiwa� si� na
pi�tach. Rozwa�a�, jakie ma szans� wcisn�� si� mi�dzy nogi kt�rej�
z tych nieosi�galnych dla zwyk�ych �miertelnik�w pi�kno�ci, nim
sko�czy si� ta noc. Mog�em mu powiedzie�, �e szans� ma niez�e.
Wszed� do �rodka.
- No i jak si� czujesz? � spyta� mnie Sam.
- Mam dreszcze.
- Przynajmniej jeste� uczciwy. Ludzi zawsze rusza, kiedy pierw-
szy raz skocz� pod pr�d i widz� samych siebie. Ale mo�na si� do te-
go przyzwyczai�. No, jaki ci si� wyda�?
- T�py wsiok.
- To te� typowe. Nie b�d� dla niego zbyt surowy. Nic nie pora-
dzi na to, �e nie wie tego wszystkiego, co wiesz ty. W ko�cu jest
przecie� m�odszy od ciebie.
Sam zachichota�. Ja si� nie �mia�em. Nadal nie mog�em otrz�-
sn�� si� z wra�enia, jakie wywar� na mnie widok samego siebie.
Czu�em si� jak sw�j w�asny duch... Wst�pna dezorientacja" - po-
wiedzia� Hershkowitz. No tak.
- Nic si� nie martw - pocieszy� mnie Sam. - Nie�le sobie ra-
dzisz.
23
Pewnie si�gn�� r�k� do mego podbrzusza; poczu�em, jak do-
konuje niewielkich poprawek na timerze. Potem przestawi� sw�j.
- Skaczemy pod pr�d - oznajmi�.
Znik�. Znik�em za nim. Nieokre�lone p� chwilki p�niej zn�w
stali�my rami� przy ramieniu, na tej samej ulicy, o tej samej nocnej
porze.
- Kiedy jeste�my?
- Dwadzie�cia cztery godziny przed twym przyjazdem do No-
wego Orleanu. Jeden ty jest tutaj, drugi w Nowszym Jorku szykuje
si� do wyjazdu z Nowszego Jorku. Jak ci to le�y?
- Mam zeza, ale zaczynam si� adaptowa�.
- Wszystko jeszcze przed nami. Chod�my do domu.
Zabra� mnie do swojego mieszkania. Pustego � on sam, on
z tego u�amka czasu, pracowa� w pa�acu. Poszli�my do �azienki.
Ustawi� mi timer na trzydzie�ci jeden godzin naprz�d.
- Skaczemy � powiedzia�.
Przenie�li�my si� z pr�dem i wyskoczyli�my z niego nadal w �a-
zience, nast�pnej nocy. Z pokoju dobieg� mnie pijacki �miech
i ochryp�e westchnienia po��dania. Sam szybko zamkn�� �azienk�,
blokuj�c zamek. Zda�em sobie spraw�, �e to ja w tym pokoju ko-
chani si� z Betsy � mo�e z Helen? - i zn�w poczu�em uk�ucie stra-
chu.
- Zaczekaj tu - poleci� Sam. -1 nie wpuszczaj nikogo, chyba �e
zapuka dwa razy, a potem jeszcze raz. Za chwil� wr�c�. By� mo�e.
Wyszed�. Zamkn��em za nim drzwi. Min�y dwie, mo�e trzy
minuty. Rozleg�o si� um�wione pukanie, wi�c otworzy�em. Sam
u�miecha� si� szeroko.
- Mo�esz rzuci� okiem. Nikt tam nie jest w stanie niczego za-
uwa�y�. No, chod�.
- A musz�?
-Je�li chcesz si� dosta� do S�u�by, musisz.
Wy�lizgn�li�my si� z �azienki, by obejrze� sobie pewn� orgiet-
k�. Dym wype�ni� me nie zaadaptowane nozdrza, omal si� nie roz-
kaszla�em. W wi�kszym pokoju mieszkania Sama stan��em wobec
24
hektar�w rozedrganego cia�a. Po lewej stronie wielki czarny Sam
podskakiwa� na bia�ej szczuplutkiej Helen, z kt�rej dostrzec da�o
si� wy��cznie twarz, jedno rami� zarzucone na jego szerokie bary
i jedn� nog� za�o�on� na ciemny po�ladek. Po prawej moje wcze-
�niejsze ja le�a�o na pod�odze wpl�tane w cycat� Betsy. Le�eli�my
w kamasutropodobnej pozycji, ona na prawym boku, ja na lewym.
Ona zarzuci�a na mnie g�rn� nog�, ja by�em skr�cony i odsuni�ty
od niej pod jakim� przedziwnym k�tem. Z rodzajem ch�odnego
przera�enia obserwowa�em, jak j� bior�. Cho� wcze�niej widzia-
�em mn�stwo scen kopulacji, na tridimach, na pla�ach, od czasu
do czasu na jakim� party, tym razem po raz pierwszy by�em �wiad-
kiem swego w�asnego aktu. Uderzy�a mnie jego groteskowo�� -
idiotyczne dyszenie, wykrzywione twarze, mokre pla�ni�cia. Betsy
wydawa�a z siebie st�umione siekni�cia, nasze dr��ce ko�czyny kil-
kakrotnie zmienia�y pozycj�, moje wygi�te palce wpi�y si� mocno
w jej t�uste po�ladki, mia�em wra�enie, �e te mechaniczne ruchy
b�d� wykonywa� przez wieczno��. A jednak przyzwyczaja�em si�
chyba do tego widoku, bo przera�enie powoli mi przechodzi�o;
poczu�em, jak na jego miejsce pojawia si� kliniczne zainteresowa-
nie, pot na czole mi wysech� i wreszcie, w ko�cu, sta�em tak sobie
z za�o�onymi na piersi r�kami, studiuj�c rozpo�cieraj�cy si� przede
mn� pejza� ch�odno, cho� nadal bez przyjemno�ci. Sam skin�� g�o-
w�, jakby chcia� powiedzie�: �Zda�e� egzamin". Przestawi� m�j ti-
mer i zn�w skoczyli�my.
Tym razem powietrze w du�ym pokoju by�o czyste, a pod�oga
nie zaj�ta.
� Kiedy jeste�my teraz? � zainteresowa�em si�.
- Trzydzie�ci jeden i p� godziny wcze�niej. Za par� chwil ty
i ja wejdziemy do �azienki, ale na to oczywi�cie nie b�dziemy cze-
ka�. Jed�my na g�r�, na g�rny poziom miasta.
Pojechali�my na g�r�, do Starego Nowego Orleanu, przykry-
tego rozgwie�d�on� kopu�� nieba.
Komputer, notuj�cy przep�yw ekscentryk�w pragn�cych za-
czerpn�� �wie�ego powietrza, zanotowa� i nas. Wyszli�my na cich�
25
uliczk�, na prawdziw� Bourbon Street, przy kt�rej sta�y rozpadaj�-
ce si� domy prawdziwej dzielnicy francuskiej. Obserwowa�y nas ka-
mery zamontowane na koronkowych balkonach, poniewa� tu,
w pustce, niewinni s� na �asce zdeprawowanych, a turyst�w chroni�
trzeba przed w�adaj�cymi powierzchni� bandami poprzez ci�g��
obserwacj�. Nie zostali�my jednak na g�rze wystarczaj�co d�ugo, by
popa�� w k�opoty. Sam rozejrza� si� dooko�a; my�la� przez chwil�
i poci�gn�� mnie pod mur.
- Co by by�o, gdyby�my zmaterializowali si� w miejscu ju� zaj�-
tym przez kogo� lub co�? - spyta�em, kiedy ustawia� m�j timer.
- Niemo�liwe. W��czaj� si� automatyczne bufory, przenosz�c
nas natychmiast do punktu startu. Jest to jednak marnowanie
energii, w S�u�bie tego nie lubi�, wi�c zawsze przed skokiem stara-
my si� znale�� miejsce potencjalnie bezkonfliktowe. Dobrze jest
stan�� pod �cian�, oczywi�cie pod warunkiem �e masz jak�� tam
pewno��, i� �ciana sta�a w tym samym miejscu w czasie, do kt�rego
skaczesz.
- Do kiedy teraz?
- Skacz, to si� dowiesz.
Sam skoczy� i ja skoczy�em za nim.
Miasto przebudzi�o si� do �ycia. Po ulicach spacerowali ludzie
w dwudziestowiecznych strojach: m�czy�ni mieli krawaty, kobiety
sukienki do kolan, �adna nie pokazywa�a nic interesuj�cego, nawet
n�dznego sutka. P�dz�ce we wszystkie strony samochody plu�y dy-
mem, od kt�rego omal si� nie pochorowa�em. Tr�bi�y chyba
wszystkie, sk�d� dochodzi� huk pneumatycznego m�ota; ha�as,
smr�d i brzydota wydawa�y si� wr�cz wszechogarniaj�ce.
- Witaj w 1961 roku - powiedzia� Sam. -John F. Kennedy w�a-
�nie z�o�y� przysi�g� prezydenck�. To pierwszy z Kennedych, kapu-
jesz? Tam, wysoko, leci samolot odrzutowy. To co� to zielone �wia-
t�o. Informuje, �e mo�esz bezpiecznie przej�� przez skrzy�owanie.
Tam dalej widzisz �wiat�a uliczne. Zasilane elektryczno�ci�. Nie ma
ni�szych poziom�w. Masz tu przed sob� wszystko, ca�y Nowy Orle-
an. I jak ci si� podoba?
26
- Interesuj�ce miejsce. Warte odwiedzenia, ale mieszka� bym
w nim nie chcia�.
- Nie masz zawrot�w g�owy? Md�o�ci? Napadu obrzydzenia?
- Nie jestem pewien.
- Wolno ci. Pierwszy skok w przesz�o�� zawsze powoduje pe-
wien szok temporalny. Przesz�o�� jako� zawsze wydaje si� cz�owie-
kowi bardziej �mierdz�ca i bardziej chaotyczna ni� oczekiwa�. Nie-
kt�rzy kandydaci, je�li przetransportowa� ich odpowiednio daleko
pod pr�d, po prostu padaj�.
- Nie mam zamiaru pa��.
- Dobry ch�opiec.
Obserwowa�em ten niezwyk�y widok: kobiety o piersiach i po-
�ladkach opi�tych pod ubraniem jakim� egzoszkieletem, m�czyzn
o czerwonych twarzach, jakby ich w�a�nie duszono, brudne, nie-
chlujne dzieci. Odrobina obiektywizmu, powiedzia�em sobie. Je-
ste� badaczem innych czas�w, innych obyczaj�w.
- Patrzcie! Bitnicy! - krzykn�� kto� pokazuj�c nas palcem.
- Znikamy - zarz�dzi� Sam. - Zauwa�yli nas.
Nastawi� mi timer. Skoczyli�my.
To samo miasto. Sto lat wcze�niej. Te same budynki, eleganc-
kie, bezczasowe, pomalowane w pastelowe barwy. �adnych �wiate�,
�adnych m�ot�w, �adnych latar�. Przemykaj�ce ze �wistem po w�-
skich uliczkach samochody zast�pione zosta�y przez konne powozy.
- Nie mo�emy zosta� - powiedzia� Sam. -Jest rok 1858. Nasze
ubrania s� zbyt dziwne, a ja w dodatku nie mam zamiaru udawa�
niewolnika. No to pod pr�d!
Skoczyli�my.
Miasto znik�o. Znale�li�my si� na bagnach. Od po�udnia na-
p�ywa�a mg�a. Mech zwisa� z pi�knych drzew. Niebo ciemne by�o
od ptak�w.
-Jest rok 1382 - poinformowa� mnie m�j guru. - Te ptaki to
go��bie w�drowne. Dziadek Kolumba nadal jest dziewic�.
Skakali�my pod pr�d. 897. 441. 97. Niemal nic si� nie zmienia-
�o. W pewnym momencie przesz�o obok nas kilku nagich Indian.
27
Sam uk�oni� si� im elegancko, oni grzecznie nas powitali, podrapa-
li si� po j�drach i odeszli niespiesznie. Go�cie z przesz�o�ci najwy-
ra�niej ich nie fascynowali.
-Jest rok pierwszy naszej ery - powiedzia� Sani. Skoczyli�my.
- A teraz przep�yn�li�my dodatkowe dwana�cie miesi�cy pod pr�d
i mamy rok pierwszy przed nasz� er�. Mo�liwo�� pomy�ki arytme-
tycznej jest wielka, ale je�li b�dziesz my�la� o tym roku jako 2059
przed tera�niejszo�ci�, a o nast�pnym jako 2058, nie wpadniesz
w k�opoty.
Skoczyli�my pod pr�d do 5800 p. t. Zauwa�y�em pomniejsze
zmiany klimatyczne, gdzieniegdzie by�o suszej, gdzieniegdzie tak-
�e ch�odniej. Potem pop�yn�li�my z pr�dem, kr�tkie skoki, jakie�
pi��set lat na jeden raz. Sam przeprasza� mnie za monotonn� nie-
zmienno�� scenerii; obiecywa�, �e kiedy p�ynie si� pod pr�d w Sta-
rym �wiecie, sprawy wygl�daj� znacznie ciekawiej. Dotarli�my
wreszcie w rok 2058, pod siedzib� S�u�by Czasowej. Weszli�my do
pustego biura Hershkowitza. Przystan�li�my na chwil�, by Sam
m�g� dokona� ostatecznego ustawienia timer�w.
- Musz� by� bardzo ostro�ny � t�umaczy�. � Chc�, �eby�my
znale�li si� przed Hershkowitzem trzydzie�ci sekund po znikni�-
ciu. Je�li si� pomyl�, nawet odrobin�, spotkamy nas ruszaj�cych
pod pr�d i b�d� w k�opotach.
- To czemu nie zagrasz bezpiecznie? Mo�emy wr�ci� i po pi�-
ciu minutach.
- Duma zawodowa - us�ysza�em w odpowiedzi.
Skoczyli�my pod pr�d z pustego gabinetu do gabinetu, w kt�-
rym Hershkowitz siedzia� za biurkiem wpatruj�c si� w miejsce,
z kt�rego znikli�my - dla niego - trzydzie�ci sekund wcze�niej.
- No i co? - spyta�.
Sam u�miechn�� si� z dum�.
- Ma�y ma jaja. Moim zdaniem, bra�!
28
8
No wi�c przyj�to mnie do S�u�by Czasowej jako nowicjusza. Wy-
dzia� Kurierski. P�acili nie�le, mo�liwo�ci by�y wr�cz nieograniczo-
ne, najpierw jednak musia�em przej�� trening. Nowicjuszom nie
od razu pozwala si� pasa� turyst�w przesz�o�ci�.
Przez tydzie� nie dzia�o si� nic szczeg�lnego. Sam wr�ci� do
roboty w pa�acu, ja p�ta�em si� tu i tam. Potem wezwano mnie do
kwatery g��wnej, do szk�ki.
W mojej grupie by�o osiem os�b, sami nowicjusze. Nie pre-
zentowali�my si� najgodniej. Rozpi�to�� wieku: od dwudziestu pa-
ru do, moim zdaniem, siedemdziesi�ciu lat; rozpi�to�� p�ci: od
m�czyzn po kobiety ze wszystkimi stadiami przej�ciowymi; cha-
rakterologicznie: sami cholerycy. Wyk�adowca, Najeeb Bajani,
sprawia� nie lepsze wra�enie. By� Syryjczykiem, kt�rego rodzina
nawr�ci�a si� na judaizm po podboju przez Izrael, oczywi�cie z po-
wod�w finansowych; nosi� wielk� b�yszcz�c� gwiazd� Dawida jako
oznak� wiary, ale w chwilach zapomnienia wzywa� Allaha i przekli-
na� na brod� proroka. Doprawdy nie wiem, czy ch�tnie widzia�-
bym go w radzie nadzorczej mej synagogi, gdybym mia� synagog�.
Z wygl�du przypomina� dwustuprocentowego Araba, ciemnego,
z�owrogiego, nie zdejmuj�cego przeciws�onecznych okular�w,
zbrojnego w z�ote pier�cienie na wszystkich dwunastu czy trzynastu
palcach r�k, u�miechaj�cego si� cz�sto i ch�tnie, i b�yskaj�cego
w u�miechu kilkunastoma rz�dami wyj�tkowo bia�ych z�b�w. P�-
niej dowiedzia�em si�, �e rozkazem Patrolu zdj�ty zosta� z bardzo
dochodowej linii na Golgot� i na p� roku zdegradowany do stano-
wiska wyk�adowcy. Poni�s� kar� za handel drzazgami z drzewa Krzy-
�a �wi�tego, kt�re sprzedawa�, gdzie si� da�o. Kurierom nie wolno
czerpa� dochod�w osobistych z pracy zawodowej, przy czym Pa-
trol obrazi� si� za to, �e Dajani handlowa� prawdziwymi, a nie fa�-
szywymi relikwiami.
Zacz�o si� od lekcji historii.
29
- Komercyjne podr�e w czasie - u�wiadomi� nas Bajani - ist-
niej� od mniej wi�cej dwudziestu lat. Och, oczywi�cie badania
efektu Benchleya rozpocz�to pod koniec zesz�ego wieku, rozumie-
cie jednak, �e rz�d nie m�g� pozwoli� prywatnym obywatelom na
zabaw� w temponautyk�, p�ki nie zosta�a ona uznana za ca�kowi-
cie bezpieczn�. W ten spos�b rz�d w swej niesko�czonej �askawo-
�ci opiekuje si� nami wszystkimi.
Panna Dalessandro z pierwszego rz�du prychn�a pogardliwie.
- Pani si� ze mn� nie zgadza? - zainteresowa� si� Bajani.
Panna Dalessandro, okr�glutka kobieta ze zdumiewaj�co ma-
�ymi piersiami i zdecydowanie safickimi sk�onno�ciami, najwyra�-
niej marzy�a wy��cznie o tym, by mu odpowiedzie�, ale wyk�adow-
ca wprawnie do tego nie dopu�ci�.
- S�u�ba Czasowa, do kt�rej oddzia�u przyst�pili�cie, pe�ni wie-
le istotnych funkcji. Powierzono jej na przyk�ad trosk� o istot� oraz
udoskonalanie narz�dzi powsta�ych w wyniku zbadania efektu Ben-
chleya. Dzia� Bada� � Rozwoju nie ustaje w pr�bach technologicz-
nego udoskonalenia �rodk�w transportu czasowego; timer, kt�re-
go teraz u�ywamy, wprowadzony zosta� zaledwie cztery lata temu.
Nasz dzia� � my, kurierzy � niesie na swych barkach trud oprowa-
dzania turyst�w po przesz�o�ci. - Dajani leniwym gestem spl�t�
d�onie na brzuchu, po czym po�wi�ci� si� kontemplacji skompliko-
wanego wzoru licznych pier�cieni. � Pracujemy - m�wi� dalej �
praktycznie wy��cznie w przemy�le turystycznym. Jest on baz� eko-
nomiczn� S�u�by. Za du�� op�at� zabieramy grupy od o�miu do
dziesi�ciu os�b na starannie opracowane podr�e w przesz�o��.
Ka�dej takiej grupie towarzyszy na og� tylko jeden kurier, jakkol-
wiek w sytuacjach wyj�tkowo skomplikowanych zdarza si�, �e jest
ich dw�ch. W ka�dej danej chwili czasu tera�niejszego istnie� mo-
�e i setka tysi�cy turyst�w obserwuj�cych ukrzy�owanie, podpisanie
Magna Carta, zab�jstwo Lincolna i inne temu podobne zdarzenia.
Z powodu paradoks�w powodowanych ci�g�ym kumulowaniem si�
liczby obserwator�w zdarzenia odbywaj�cego si� w sta�ym punk-
cie w pr�dach czasu cel, przed kt�rym stoimy, staje si� coraz trud-
30
niejszy. Zmusza nas to do znacznego ograniczenia naszej aktyw-
no�ci.
- Czy by�by pan uprzejmy bli�ej nam to wyja�ni�? � spyta�a
panna Dalessandro.
- W trakcie nast�pnych spotka�. Naturalnie, naszych podr�y
nie mo�emy ogranicza� wy��cznie do turyst�w. Historycy na przy-
k�ad musz� posiada� dost�p do wa�niejszych zdarze� z przesz�o�ci;
konieczna jest przecie� rewizja wszystkich historycznych interpre-
tacji teraz, gdy wiemy, jak dane zdarzenie wygl�da�o rzeczywi�cie.
Cz�� dochod�w z turystyki przeznaczyli�my wi�c na stypendia dla
wykwalifikowanych naukowc�w, umo�liwiaj�c im darmowe odwie-
dzanie interesuj�cych ich epok. Opiekunami w tym wypadku s�
tak�e kurierzy. Jednak�e was ten aspekt naszej pracy interesuje
mniej. Przewidujemy, �e wszyscy ci, kt�rzy si� zakwalifikuj�, dosta-
n� pod opiek� turyst�w.
Innym oddzia�em S�u�by Czasowej jest Patrol Czasowy. Przed-
miotem dzia�alno�ci Patrolu jest zapobieganie nadu�yciom narz�-
dzi, dost�pnych nam dzi�ki efektowi Benchleya, i zapewnienie
ochrony przed paradoksami. Na naszym nast�pnym spotkaniu roz-
wa�ymy dok�adniej natur� owych paradoks�w i spos�b zapobiega-
nia ich powstaniu. Na dzi� koniec.
Dajani opu�ci� sal�, a my zorganizowali�my sobie ma�e spotka-
nie natury towarzyskiej. Panna Dalessandro, wymachuj�c r�kami
i demonstruj�c wszem wobec ow�osione pachy, wzi�a sobie za cel
jasnow�os�, delikatn� pani� Chambers, kt�ra uciek�a przed ni�
w obj�cia pana Chudnika, pot�nego wysokiego d�entelmena ma-
j�cego w sobie co� z nieokre�lonej arystokratyczno�ci rzymskiego
br�zu. On jednak zaj�ty by� w�a�nie dochodzeniem do porozumie-
nia z panem Burlingame, smuk�ym, eleganckim i prawie na pewno
nie a� tak homoseksualnym, jak sugerowa� jego wygl�d. W ko�cu,
szukaj�c obrony przed bardzo zdecydowan� pann� Dalessandro,
pani Chambers wezwa�a na pomoc mnie. Poprosi�a, �ebym odpro-
wadzi� j� do domu. Przyj��em jej zaproszenie. Okaza�o si�, �e stu-
diowa�a histori� schy�ku Cesarstwa Rzymskiego, co oznacza�o, �e
31
nasze pola zainteresowa� zachodz� na siebie. Seksowali�my me-
chanicznie, nieszczerze - bowiem seks tak naprawd� wcale jej nie
interesowa�, robi�a to wy��cznie z uprzejmo�ci - a potem, a� do
bia�ego rana, dyskutowali�my o nawr�ceniu Konstantyna na chrze-
�cija�stwo. Mam wra�enie, �e pani Chambers zakocha�a si� we
mnie, ja jednak da�em do zrozumienia, �e nie odwzajemniam jej
uczu�, i wszystko si� sko�czy�o. Naukowcem jest niew�tpliwie wspa-
nia�ym, ale jej blade, chude cia�ko to nic ciekawego.
9
Na nast�pnej lekcji omawiali�my w szczeg�ach natur� paradok-
s�w i sposoby zapobie�enia ich wyst�powaniu.
- Najwi�kszym stoj�cym przed nami wyzwaniem - rozpocz��
Dajani - jest zachowanie nienaruszalno�ci naszej tera�niejszo�ci.
Wykorzystanie efektu Benchleya otworzy�o puszk� Pandory, pe�n�
potencjalnych paradoks�w. Przesz�o�� nie jest ju� zamkni�tym
zbiorem fakt�w; mo�emy do woli podr�owa� pod pr�d do czasu
ka�dego interesuj�cego nas wydarzenia, a tym samym jeste�my
w stanie zmieni� tak zwan� rzeczywisto��. Rezultat takiej zmiany
by�by oczywi�cie katastrofalny. Powsta�aby fala rozbie�no�ci, kt�ra,
dosi�gn�wszy dzisiejszych czas�w, zmieni�aby prawdopodobnie ka�-
dy aspekt naszego spo�ecze�stwa. - Dajani ziewn�� dyskretnie. -
Rozwa�cie, prosz�, konsekwencje zezwolenia podr�nikowi w cza-
sie na sze��setletni wypad, w trakcie kt�rego zabija on m�odego
Mahometa. Bez Mahometa dynamiczny rozw�j islamu zahamowa-
ny zosta�by w punkcie pocz�tkowym, nie by�oby arabskiego pod-
boju Bliskiego Wschodu i po�udniowej Europy, nie by�oby wypraw
krzy�owych; miliony ludzi, u�miercone w islamskim podboju, �y�y-
by nadal, w naszej rzeczywisto�ci objawiliby si� wi�c spadkobiercy
nie istniej�cych rod�w. Trudno wr�cz oceni� konsekwencje takie-
go zdarzenia. A zdarzeniem by�oby zwyk�e zab�jstwo pomniejszego
kupca w Mekce. Tak wi�c...
32
- By� mo�e � wtr�ci�a panna Dalessandro � istnieje co� takie-
go jak prawo zachowania historii stanowi�ce, �e gdyby nie by�o Ma-
hometa, pojawi�by si� jaki� inny charyzmatyczny Arab i zaj�� jego
miejsce?
Dajani przeszy� j� wzrokiem.
- Nie zaryzykujemy sprawdzenia, czy takie prawo rzeczywi�cie
istnieje - powiedzia�. - Wolimy pilnowa�, by zdarzenia �przesz�e",
zapisane w anna�ach historii przed er� podr�y w czasie, pozosta-
�y niezmienne. Od pi��dziesi�ciu lat naszej tera�niejszo�ci ca�o��
przesz�ej historii, kt�r� do tej pory mieli�my za niezmienn�, sta�a
si� potencjalnie p�ynna; my jednak pr�bujemy utrzyma� j� nie-
zmienn�. Temu celowi s�u�y Patrol Czasowy, kt�rego zadaniem jest
pilnowanie, by wszystko, co sta�o si� w przesz�o�ci, sta�o si� tak, jak
si� sta�o, niezale�nie od tego, jak nieszcz�sne by�o dane wydarze-
nie. Kl�ski, zab�jstwa i inne tego rodzaju tragedie musz� zdarzy�
si� terminowo, w przeciwnym bowiem wypadku przysz�o��, czyli
nasza tera�niejszo��, mog�aby zmieni� si� nieodwracalnie.
- Czy nie jest jednak tak, �e nasza obecno�� w przesz�o�ci
zmienia przesz�o��? - zainteresowa�a si� panna Chambers.
- W�a�nie mia�em o tym wspomnie� - stwierdzi� Dajani, wy-
ra�nie niezadowolony. -Je�li za�o�ymy, �e przesz�o�� i tera�niej-
szo�� s� od siebie nieoddzielne, musimy tak�e za�o�y�, �e tury�ci
z przysz�o�ci zawsze obecni byli podczas wydarze� z przesz�o�ci,
nie rzucali si� jednak w oczy i wzmianka o nich nie trafi�a na kar-
ty kronik sporz�dzonych w czasie absolutnym. Tak wi�c podejmu-
jemy wszelkie mo�liwe kroki, by ich obecno�� zamaskowa�, by wszy-
scy podr�uj�cy pod pr�d mogli uchodzi� za obywateli tamtejszej
tera�niejszo�ci. Przesz�o�� obserwowa� wolno wy��cznie nie mie-
szaj�c si� do niej, go�� w przesz�o�ci jest obserwatorem milcz�cym
i niewidzialnym. Przestrzegania tej zasady Patrol Czasowy wymaga
z ca�� surowo�ci�. Nied�ugo dowiemy si�, jak to czyni.
M�wi�em ju� o paradoksie sumy widz�w. To powa�ny problem
filozoficzny. Nie zosta� jeszcze rozwi�zany i przedstawi� go wam te-
raz jako problem czysto teoretyczny, wy��cznie po to, by zobrazo-
33
wa� skal� wi���cych si� z nim komplikacji. Prosz� zauwa�y�: pierw-
szym podr�nikiem w czasie, kt�ry pod pr�d dotar� na ukrzy�owa-
nie Jezusa Chrystusa, by� historyk eksperymentalny Barney Navar-
re. Mia�o to miejsce w roku 2012. Przez nast�pne dwadzie�cia lat
podobn� podr� odby�o pi�tnastu, mo�e dwudziestu innych histo-
ryk�w. Od chwili rozpocz�cia komercyjnych wycieczek na Golgot�
w 2041 roku Ukrzy�owanie obserwowa�a przeci�tnie jedna grupa
na miesi�c - oko�o stu turyst�w rocznie. Tak wi�c do dzisiaj by�o
tam obecnych oko�o tysi�ca o�miuset go�ci z przysz�o�ci. Na czym
polega problem? Ot� ka�da z grup wyrusza z innego miesi�ca
w naszym czasie, ale l�duje w jednym dniu! Je�li liczba turyst�w
podr�uj�cych na Golgot� b�dzie nadal wzrasta� w tempie stu
rocznie, w po�owie XXII wieku si�gnie co najmniej dziesi�ciu tysi�-
cy, a - przy za�o�eniu, �e nie ograniczy si� dopuszczalnego ruchu
turystycznego - na pocz�tku XXIII wieku wyniesie sto tysi�cy. Ka�-
dy podr�ny, rzecz jasna, obecny w trakcie Pasji. Wiemy jednak,
�e dzi� nie ma tam takich t�um�w, mamy do czynienia z zaledwie
kilkoma tysi�cami Palesty�czyk�w; m�wi�c �dzi�" mam zreszt� na
my�li czas Ukrzy�owania wzgl�dem bie��cego roku 2059. Oczywi-
�cie t�um b�dzie r�s� w miar� up�ywu naszego czasu. Sprowadzony
do absurdu, paradoks sumy widz�w oferuje nam perspektyw� mi-
liard�w turyst�w gromadz�cych si� w celu obserwacji Ukrzy�owa-
nia, miliard�w wype�niaj�cych Ziemi� �wi�t�, rozlewaj�cych si� na
Turcj�, kraje arabskie, a wreszcie Indie i Iran. Podobnie z ka�dym
innym znacz�cym wydarzeniem w historii ludzko�ci - w miar� jak
rozpowszechniaj� si� podr�e w czasie, b�dzie w spos�b nieunik-
niony obserwowane przez coraz liczniejsze audytorium. A prze-
cie� kroniki sta�ego czasu nie zanotowa�y niezwyk�ej liczby uczest-
nik�w danego zdarzenia! Jak roz