1312
Szczegóły |
Tytuł |
1312 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1312 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1312 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1312 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Spory o histori� i wsp�czesno��
�onie Marii,
kt�rej pe�ne po�wi�ce� wsp�dzia�anie
by�o bezcenn� pomoc� przy powstaniu tej ksi��ki
Autor
Jerzy Robert Nowak
Spory o histori� i wsp�czesno��
Wydawnictwo von borowiecky Warszawa 2000
1 Copyright by Jerzy Robert Nowak
i Copyright for this edition by Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2000
Projekt ok�adki i wykonanie: Wydawnictwo von borowiecky
Wydawnictwo von borowiecky 01-231 Warszawa ul. P�ocka 8/132 tel./ fax (0-22) 631 43 93, lub 675 36 81
ISBN 83-87689-29-7
Sk�ad i �amanie Wydawnictwo von borowiecky Druk i oprawa Drukarnia EFEKT, Warszawa, ul. Lubelska 30/32
Od Autora
"Spory o histori� i wsp�czesno��", to najbardziej osobista z moich ksi��ek. Jest ni� nie tylko dlatego, �e przedstawiam w niej du�� cz�� z kilkudziesi�cioleci mego dorobku tw�rczego. Jest ni� ze wzgl�du na to, �e przypomina jak�e cz�ste zajad�e boje, zakazy i intrygi, kt�re prowokowa�y moje wyst�pienia prasowe i ksi��kowe. Jak�e cz�sto moje teksty by�y pisane "pod pr�d", zderzaj�c si� z "zasadami" narzucanymi przez panuj�c� w Polsce opcj�. By�o tak przed 1989 rokiem i bywa�o jak�e cz�sto tak�e po 1989 roku. Niedawno we wst�pie do bardzo nieudanej i zak�amanej ksi��ki "Cenzorzy w PRL" zacytowano zdanie znanej wybielaczki komunizmu Marty Fik: "Je�eli spojrze� naprawd� uczciwie we w�asne sumienie, oka�e si�, �e tylko nieliczni w�r�d tych, co sp�dzili w PRL znaczn� cz�� swego doros�ego �ycia, nie mieli �adnego udzia�u w podtrzymywaniu komunizmu, a nawet, �e nie czerpali z niego �adnych korzy�ci". Wypowied� Fik jest dla mnie jednym z najskrajniejszych symboli tego, jak po 1989 roku dalej pr�bowa�o si� i pr�buje zak�amywa� polsk� najnowsz� histori�. Zapytajmy, jakie korzy�ci wynios�a z komunizmu Polska, kt�r� dzi�ki temu systemowi zdegradowano ekonomicznie i cywilizacyjnie? Jakie korzy�ci wynie�li z komunizmu robotnicy, tak cz�sto zrywaj�cy si� przeciwko niemu do rozpaczliwych zryw�w, od Poznania 1956 r. poprzez bunt Wybrze�a w 1970 r., po prze�omowy Sierpie� 1980 r. Jakie korzy�ci wynios�a z komunizmu tylekro� deptana przez niego polska wie�, czy polskie rzemios�o, inteligencja poddawana terrorowi? Ile "skorzysta�y" na komunizmie dziesi�tki tysi�cy najlepszych polskich patriot�w, wywo�onych na Sybir w latach 1944-1945, a p�niej poddawanych odpowiednim wi�ziennym "kuracjom" we Wronkach i tylu innych PRL-owskich katowniach.
Wyb�r tekst�w zamieszczonych w tej ksi��ce, w wi�kszo�ci pochodz�cych sprzed upadku PRL-u, jest jednym z rozlicznych przyk�ad�w, �e wiele, naprawd� wiele os�b, nawet w tak trudnych dziedzinach, jak badania historii najnowszej, pr�bowa�o i�� "pod pr�d" komunistycznej ideologii, nie zgadza�o si� na uk�on, zderzaj�c si� wci�� z tematami tabu i cenzur�. O wybranych przeze mnie warto�ciach i ich konsekwentnej obronie (od wyst�pie� przeciwko pot�pianiu powsta� po walk� z antypolonizmem) zadecydowa� dar losu, kt�ry pozwoli� mi ju� w dzieci�stwie trafi� do wwspania�ych
ksi��ek sprzed wojny, dzi�ki kt�rym pokocha�em histori�. Dar losu, kt�ry pozwoli� mi urodzonemu w Terespolu nad Bugiem na Podlasiu ju� w dzieci�stwie wychowywa� si� w�r�d ucz�cych gor�cego patriotyzmu opowie�ci o przesz�o�ci. I dar losu, kt�ry pozwoli� mi jeszcze na s�uchanie wyk�ad�w wspania�ego patriotycznego nauczyciela starej daty, nieod�a�owanego historyka i �acinnikap. Kotarby
A potem przyszed� s�ynny pa�dziernik 1956 roku, kt�ry dla mnie kojarzy� si� jednak przede wszystkim z tak tragicznym wstrz�sem Powstania W�gierskiego. Mia�em wtedy 16 lat, by�em w 11 klasie liceum og�lnokszta�c�cego, kiedy dowiedzia�em si� z Wolnej Europy o 300 ty�. Madziar�w, id�cych pod pomnik gen. Bema w Budapeszcie i skanduj�cych: "Lengyelorszag utat mutat, k�vessiink a lengyel utai" (Polska pokazuje drog�, id�my za Polakami). Nas�uchiwane z eteru kolejne komunikaty z walk Powstania W�gierskiego, tak podobnego do naszych powsta� narodowych, na zawsze wbi�y si� w moj� wyobra�ni� i zadecydowa�y o wyborze drogi na przysz�o��. Utrwali�y niezmiern� odraz� do komunistycznego totalitaryzmu i spowodowa�y, �e w�a�nie wtedy w pa�dzierniku 1956 r. zacz��em na w�asn� r�k� uczy� si� z samouczka w j�zyku niemieckim -j�zyka Madziar�w, kt�rych tak pokocha�em tamtej jesieni. I tak zacz�y si� d�ugie dziesi�ciolecia moich w�dr�wek po w�gierskiej historii i literaturze. J. W. Goethe powiedzia� kiedy�: "Pozna� nowy j�zyk, to zdoby� now� dusz�". My�l�, �e tak si� sta�o w przypadku mojego wielkiego �yciowego spotkania z W�grami, w kt�rych losy i udr�ki wczuwa�em si� przez wiele lat r�wnie mocno jak w polskie.
W�gry by�y dla mnie jednak tak�e krajem, w kt�rym zderzy�em si� po raz pierwszy z rozmiarami fa�sz�w o Polsce, rozmiarami oszczerczego antypolonizmu, szerzonego tam g��wnie przez komunistycznych politruk�w �ydowskiego pochodzenia. Zderzenie z ich k�amstwami te� bardzo silnie wp�yn�o na moj� "edukacj�" w konfrontacji z tamtejszymi kalumniatorami Polski, raz na zawsze zrozumia�em, jak wiele musimy zrobi� dla obrony prawdy o Polsce w �wiecie, jak bardzo musimy zadba� o odczemienie naszej historii, tak pracowicie zak�amywanej. Z tym wi�ksz� gorycz� my�l� o tym, jak wielu profesjonalnych historyk�w post�puje wbrew swemu powo�aniu - nie mia�o i nie ma odwagi, by otwarcie wyst�powa� w obronie prawdy historycznej, w obronie prawdy o Polsce. Ci�gle licz� na to, �e przyjd� nowe pokolenia historyk�w, kt�re wreszcie prze�ami� tak fatalnie ci���ce na �wiadomo�ci bardzo licznych Polak�w relikty komunistycznych zak�ama�, dziesi�cioleci masochizmu i nihilizmu narodowego.
Czytelnicy mego wyboru mog� przekona� si�, jak bardzo by�em konsekwentny w obronie drogich mi warto�ci z historii Narodu. Ta konsekwencja by�a jednak tak�e i bardzo wielkim problemem przy dokonywaniu wyboru. Przede wszystkim ze wzgl�du na fakt, �e w rozlicznych szkicach i polemikach niejednokrotnie powraca�em do
tych samych, szczeg�lnie ch�tnie cytowanych wypowiedzi moich ulubionych postaci z polskiej historii i literatury. Przy skracaniu tekst�w, tak niezb�dnym ze wzgl�du na poka�n� obj�to�� tomu, usilnie stara�em si� wyeliminowa� pewne powtarzaj�ce si�, zw�aszcza w polemikach, cytaty. W przypadku pewnej ilo�ci cytat�w nie by�o to jednak mo�liwe, ze wzgl�du na gro�b� zatracenia ducha ca�ej polemiki. St�d prosz� czytelnik�w o wybaczenie, �e musia�em zachowa� w tych przypadkach pewn� niewielk� ilo�� takich powt�rze� cytat�w (zw�aszcza z gen. I. Pr�dzy�skiego i C. Norwida). Bardzo chcia�bym, �eby tom ten przyczynie si� do prawdziwego o�ywienia dzisiejszych spor�w o histori�, a zw�aszcza do przerwania tak niepokoj�cej bierno�ci wobec fali k�amstw o historii Polski, zalewaj�cej nas wci�� w najbardziej wp�ywowych publikatorach, od "Gazety Wyborczej" po "Wprost" i "Polityk�". Licz�, �e wsp�lnie z moimi Czytelnikami doprowadzimy do przerwania bezkarnego hasania publicyst�w, za wszelk� cen� pragn�cych "dokopa�" narodowej historii i znies�awi� najchlubniejsze, najbardziej nawet zas�u�one dla Narodu postaci z przesz�o�ci.
Jerzy Robert Nowak
Od Wydawcy
Z prawdziw� satysfakcj� przedstawiamy czytelnikom najwa�niejsz� chyba pozycj� ksi��kow� profesora Jerzego Roberta Nowaka. Jego pisarstwo to nie tylko barwno�� i b�yskotliwo��, kt�re pozyska�y mu tak wielu Czytelnik�w i sprawi�y, �e "Czarny leksykon" czy "Przemilczane zbrodnie" sta�y si� tak szybko bestsellerami. Pisarstwo prof. Nowaka, to przede wszystkim wyraz ogromnej odwagi i bezkompromisowo�ci w walce o Prawd�, w konsekwentnej, niez�omnej obronie Polsko�ci. Prezentowany tu tak poka�ny tom wyboru tekst�w profesora Nowaka, ilustruj�cych tak znacz�c� cz�� jego dorobku tw�rczego, sk�ania do kilku jak�e niezb�dnych przypomnie�. Przypomnie�, pokazuj�cych jak bardzo, to co robi� Autor by�o wr�cz pionierskie, znacz�ce i niezast�pione w starciach o rzeteln� prawd� na temat naszych dziej�w.
S�dzimy, �e nie by�o Autora, kt�ry zrobi�by wi�cej w dziedzinie publicznej obrony tradycji powsta�czych i prawdy o historii Polski, wbrew jej r�nym oficjalnym fa�szerzom. Nie by�o te� historyka, kt�ry tak potrafi�by walczy� w najtrudniejszych czasach PRL-u o pokazanie (na przyk�adzie W�gier) prawdy o dramacie kraju, uzale�nionego przez system komunistyczny. Dobrze ilustruj� to przypomniane w ksi��ce rozliczne interwencje cenzury, kt�re ugodzi�y w teksty prof. Nowaka. By� jeszcze inny, ci�gle zbyt ma�o znany w Polsce, ale bardzo wa�ny "wk�ad" profesora Nowaka. Przywo�ujemy tu jego publicystyczne i naukowe boje z antypolonizmem na W�grzech. Czytelnicy tego tomu znajd� na ten temat jak�e bogate i pasjonuj�ce informacje. B�dzie to te� najlepsz� odpowiedz� na kalumnie niekt�rych oszczerc�w prof. Jerzego Roberta Nowaka w Polsce i w niekt�rych bliskich Unii Wolno�ci, na szcz�cie odosobnionych kr�gach polonijnych. W kr�gach tych ze szczeg�lnym nie pokojem przyj�to wielkie sukcesy trzech kolejnych intelektualnych podr�y prof. Nowaka do USA i Kanady na zaproszenie Polonii (ostatnia we wrze�niu-pa�dziemiku 1999 r.) z pierwsz� promocj� "Przemilczanych zbrodni"). Przeciwnik�w prof. Nowaka szczeg�lnie irytuje to, co robi dla obna�enia zagro�e� antypolonizmem, fakt, �e chicagowski "Dziennik Zwi�zkowy" wyda� w numerze Wielkanocnym z tego roku ogromny, 18-kolumnowy suplement, z�o�ony wy��cznie z opracowanych przez prof. Nowaka hase� na temat antypolonizmu i dra�liwych kwestii stosunk�w polsko-�ydowskich. Przera�ony sukcesami wyst�pie�
prof. Nowaka publicysta najmniejszego, za to antypatriotycznego "Dziennika Chicagowskiego" (z 9 czerwca 2000) oskar�y� prof. Nowaka o to, �e podburza t�umy, strasz�c je antypolonizmem, �e "Najpierw straszy lud, a p�niej staje na jego czele i prowadzi do walki. Nie trzeba dodawa�, �e jest to walka o wszystko: o istnienie narodu polskiego, o nasz� to�samo��, honor o istnienie Boga, o nasze dzieci i matki, o nasz� histori� i wielk� kultur�, itd.". Aby os�abi� zauroczenie tego typu wyst�pieniami profesora Nowaka, publicysta "Dziennika Chicagowskiego" zapytywa�: "Dlaczego w�a�nie teraz, a nie pi�tna�cie czy dwadzie�cia lat temu, antypolonizm sta� si� nagle tak rozwini�ty i zorganizowany? Wcze�niej, chocia�by za komuny, nikt jako� nie dostrzega� tego zjawiska, nawet wnikliwy prof. Nowak".
Uwa�amy, �e po lekturze tego tomu nikt nie o�mieli si� ju� wyst�pi� z podobnymi zarzutami przeciw prof. Nowakowi. Znacz�c� cz�� tego tomu stanowi�bowiem przypomnienia wytrwa�ych, zaci�tych boj�w, jakie stacza� prof. Nowak z fa�szowaniem obrazu Polski w�a�nie w dobie komunizmu, przede wszystkim z �ydowskim antypolonizmem na W�grzech (por. cho�by rozdzia�y: "Kto szerzy� antypolonizm na W�grzech" i "Boje z polako�erc� Gy. Spir�"). Nie ulega w�tpliwo�ci, �e nie by�o w Polsce nikogo, kto zrobi�by przed 1989 r. tyle, co nasz Autor dla walki o dobre imi� Polski i Polak�w w jednym z kraj�w �wczesnego tzw. obozu socjalistycznego, p�ac�c za to zreszt� wysok� cen�.
I jeszcze jedno last but not least, dokonanie naszego Autora. Nikt po 1989 roku nie zrobi� w Polsce wi�cej, by przedstawi� racj e polskie w tak trudnych sporach wok� stosunk�w polsko- �ydowskich (cho�by w bardzo d�ugim cyklu publicystycznym "Przemilczane �wiadectwa", drukowanym w "S�owie-Dzienniku Katolickim", p�niej w cyklu "Za co �ydzi powinni przeprosi� Polak�w" na �amach "Naszej Polski", i wreszcie w ksi��ce "Przemilczane zbrodnie"). Co najwa�niejsze, teksty prof. Nowaka by�y zawsze wolne od narodowego zacietrzewienia. Walcz�c z �ydowskim antypolonizmem prof. Nowak tym bardziej stara� si� r�wnocze�nie szuka� i popularyzowa� naszych przyjaci� w�r�d �yd�w, pokazywa� polskich patriot�w �ydowskiego pochodzenia i �yd�w-polonofil�w. Szukanie w�r�d innych nacji: �yd�w, Niemc�w, Rosjan, Anglik�w, W�gr�w, etc. sojusznik�w dla sprawy polskiej jest wielkim, ulubionym hobby prof. Nowaka, w kt�rego rozwijaniu pomaga mu �wietna znajomo�� rozlicznych j�zyk�w i wyj�tkowo wielka erudycja. To wszystko sprawia, �e obcowanie z jego tekstami jest prawdziw� uczt�. Zapraszamy wi�c do tym wi�kszego rozkoszowania si� najnowszym, szczeg�lnie apetycznym obiektem tej uczty - "Sporami o histori� i wsp�czesno��".
Tadeusz Majcherek Wydawnictwo von borowiecky
W obronie prawdy o Polsce
W obronie powsta� i "bohaterszczyzny"
Przez dziesi�ciolecia PRL-u konsekwentnie pr�bowano zohydzi� tradycje polskiego antyrosyjskiego ruchu niepodleg�o�ciowego, szczeg�lnie mocno przyczer-niaj�c obraz powsta� narodowych 1830 i 1863 roku. Wspieraniu aktualnej proro-syjskiej kolaboracji mia�o s�u�y� maksymalne nag�a�nianie ksi��ek i artyku��w stanowi�cych apologetyk� XVIII-wiecznych i XIX-wiecznych rzecznik�w kolaboracji z Rosj�, od kr�la Stanis�awa Augusta po margrabiego Wielopolskiego. Pierwsza fala bezwzgl�dnych atak�w na polskie tradycje narodowe i pami�� powsta� przysz�a w dobie stalinizmu. Po 1956 roku zdawa�o si� pocz�tkowo, �e minie bez �ladu czas przyczerniania narodowej historii. Szybko okaza�o si� to jednak jednym wi�cej z�udzeniem, ju� na prze�omie lat 50. i 60. rozpocz�a si� nowa, du�o bardziej wyrafinowana fala zwalczania polskiego patriotyzmu i polsko�ci. G��wnym celem ataku prore�imowych publicyst�w typu Krzysztofa Teodora Toeplitza, Zygmunta Ka�u�y�skiego czy Kazimierza Ko�niewskiego sta�y si� koncentryczne ataki na polskie powstania narodowe i "bezmy�lne rzucania si�" Polak�w do nier�wnej walki, polsk� "bohaterszczyzn�", etc. Kampaniom antypowsta�czym sprzyja�a przygn�biaj�ca atmosfera po krwawym st�umieniu Powstania W�gierskiego 1956 roku. Zohydzanie patriotyzmu i tradycji narodowych jako niebezpiecznej "bohaterszczy-zny" realizowa�o generaln� lini� rz�dz�cej elity PRL-owskiej po 1956 roku, powtarzaj�cej zalecenie Gomu�ki: Tylko spok�j mo�e nas uratowa�! Poprzez o�mieszanie rzekomych powsta�czych szale�stw dawnych Polak�w chciano zniech�ci� wsp�czesnych m�odych ludzi do p�j�cia kiedykolwiek ich �ladem i buntowania si� przeciw PRL-owi. Aby nie zrobili nowego Poznania czy Budapesztu. Tym dono�niej pr�bowano wiec ich zach�ci� do potulnego ulegania wzorcom "naszej ma�ej stabilizacji".
W �lad za KTT i Ka�u�y�skim szli liczni gromiciele polskich tradycji narodowych, poniewieraj�cy polsk� przesz�o��. Wielu z nich kontynuowa�o swa zohydzaj�c� nar�d dzia�alno�� przez ca�e dziesi�ciolecia. Tak jak robi� to Wies�aw G�rnicki, p�niej jako major G�rnicki w czasie stanu wojennego, jeden z najbardziej skompromitowanych pretorian�w gen. Jaruzelskiego. Po raz pierwszy "ws�awi� si�" odpowiednio ju�
13
w 1959 r, publikuj�c na �amach tygodnika "�wiat" haniebny tekst szkaluj�cy pami�� o ksi�ciu J�zefie Poniatowskim. Pisa� tam o niejakim Poniatowskim, bawidamku i oczajduszy, kt�ry prawdopodobnie po pijanemu utopi� si� w Elsterze, wydaj�c przy tym kaboty�skie okrzyki. (W. G�rnicki: Czasy in�ynier�w, "�wiat" 1959, nr 14). Tak komentowa� G�rnicki ostatnie s�owa ks. J�zefa: B�g mi powierzy� honor Polak�w! Bezkarno�� oszczerc�w narodowej historii zach�ca�a do kolejnych antynarodowych wybryk�w i wyzwisk. W odbr�zowianiu i wyszydzaniu Polak�w jako narodu ogromna rol� odegra�y liczne filmy tzw. szko�y polskiej, pokazuj�ce w skrajnie krzywym zwierciadle polski wysi�ek zbrojny i w og�le ca�� histori�.
W swoich tekstach, jednoznacznie przeciwstawia�em si� smaganiu polskich powsta� i tradycji czynu zbrojnego, jak �wiadczy ju� otwieraj�cy wyb�r moich tekst�w poni�szy tekst polemiczny.
Bez ferowania wyrok�w i nieprzejednania
Prezentowany ni�ej tekst polemiczny by� odpowiedzi� na nades�any do tygodnika "Perspektywy" skrajny atak K. B�czkowskiego z Torunia na posta� majora Hubala. Reaguj�c na publikowany wcze�niej w "Perspektywach" artyku� "Hubal w raporcie Wehrmachtu", B�czkowski uzna� go za "pot�pienia godn� chwalb�, zalatuj�c� �redniowiecznym barbarzy�stwem i zag�obizmem". W jego ocenie: Hubal to przecie� nic jak wz�r anarchisty, wata�ki z dzikich P�l, awanturnika, kt�ry w spos�b lekkomy�lny, a przy tym zupe�nie �wiadomie, narazi� tysi�ce istnie� ludzkich na n�dz� i �mier�. W warunkach "normalnej" wojny zosta�by prawdopodobnie zgodnie z kodeksem wojskowym postawiony przed dora�nym s�dem polowym i skazany na �mier� za niewykonanie rozkazu w obliczu nieprzyjaciela, jego godna pot�pienia dzia�alno�� spowodowa�a bezpo�rednio �mier� kilkuset ludzi, a po�rednio �mier� kilku tysi�cy (...).
Czas ju�, aby�my tzw. polsk� brawur� nieco stonowali, wyszli z ery kozaczy-zny i Dzikich P�l, aby�my jak najpr�dzej wa�kowiczowskiego i ka�dego innego Hubala schowali do narodowego lamusa, a wychowanie naszej m�odzie�y wyprowadzili na proste drogi realizmu �yciowego. W przeciwnym wypadku wychowywa� b�dziemy spo�ecznie niedojrza�ych g�upc�w.
Odpowiedzi� na list K. B�czkowskiego by� m�j tekst w "Perspektywach" z 15 pa�dziernika 1971 r. pt. "Bez ferowania wyrok�w i nieprzejednania", przedrukowany poni�ej.
14
Nades�any do redakcji "Perspektyw" list pana K. B�czkowskiego ze skrajnymi ocenami postawy majora "Hubala" po raz n-ty z kolei poruszy� spraw� wyboru w�a�ciwych tradycji i wzor�w osobowych, przekazywanych m�odym pokoleniom. Kwestia wyboru tradycji narodowych jest niew�tpliwie rzecz� istotn� zar�wno dla starszych pokole�, jak i dla pokole� urodzonych w okresie II wojny i latach powojennych. Dlatego te� zdecydo-wa�em si� zabra� g�os w dyskusji wok� sprawy majora "Hubala", mimo �e nale�� do ludzi urodzonych w roku 1940 - roku �mierci majora "Hubala", i �e z natury rzeczy nie mog� z autopsji zna� historycznej atmosfery okresu, w kt�rym dzia�a� "Hubal".
Najpierw jedno istotne sprostowanie. Nieprawd�jest to, co pisze autor listu o "Hu-balu": Jego godna pot�pienia dzia�alno�� spowodowa�a bezpo�rednio �mier� kilkuset ludzi - a po�rednio �mier� kilku tysi�cy. Daleki od wszelkiej idealizacj i "Hubala" autor ksi��ki "Tropem majora �Hubala�" - M. Derecki przekonuj�co zbija pr�by obci��ania "Hubala" odpowiedzialno�ci� za niemieckie pacyfikacje. Pisa� on w swej ksi��ce (wyd. 1971, s. 112-113), i� pacyfikacje rozpocz�y si� w�wczas, gdy major toczy� bitw� pod Huciskami i jest niemo�liwo�ci�, aby w�wczas o nich wiedzia�. Natomiast osi�gn�y punkt szczytowy, gdy resztki oddzia�u kry�y si� ju� od tygodnia w ost�pach le�nych. "Hubal", dowiedziawszy si� o pacyfikacjach, celowo nie pojawia� si� we wsiach nie chc�c sprowadza� na nie niebezpiecze�stwa, a sam odwet za dzia�alno�� partyzant�w by� tylko dodatkowym pretekstem dla usprawiedliwienia licznych morderstw na ludno�ci cywilnej, dokonywanych notabene ju� od pierwszych dni wrze�nia 1939 r.
Autor listu pot�pia "Hubala" ze wzgl�du na to, �e jego dzia�alno�� w konsekwencj i zosta�a wyzyskana przez Niemc�w dla dokonywania pacyfikacji. Ale w ten sam spos�b, rozwijaj�c konsekwentnie tez� autora listu, nale�a�oby pi�tnowa� przyw�dc�w Powstania Ko�ciuszkowskiego, Listopadowego, Styczniowego itp., poniewa� wszystkie one ostatecznie spowodowa�y niewsp�miernie wysokie koszty i straty. Nale�a�oby w�wczas pot�pi� genera�a Jakuba Jasi�skiego za obron� sza�c�w Warszawy, a po�rednio r�wnie� i Ko�ciuszk� jako "sprawc� powstania", poniewa� "doprowadzi�o ono po�rednio" do rzezi dwudziestu tysi�cy mieszka�c�w Pragi przez oddzia�y Aleksandra Suworowa. Nale�a�oby w�wczas pot�pi� r�wnie� dow�dc�w oddzia��w partyzanckich w Powstaniu Styczniowym, bo i ich dzia�alno�� wywo�a�a m.in. w konsekwencji represje, palenie wsi przez Kozak�w (np. Suchedniowa), morderstwa Murawiewa Wie-szatiela, zsy�ki i katusze wielu niewinnych os�b. Tylko, �e niestety, w historii prawie nic albo ca�kiem niewiele wywalczono bez koszt�w, strat w ludziach czy bezwzgl�dnych represji. Ofiarami represji padali przecie� nie tylko Polacy, nie �ud�my si�, �e byli�my wyj�tkowym narodem m�czennik�w. Do�� przypomnie� tylko tysi�ce krwawych ofiar poniesionych w walkach o wolno�� Irlandii, rzezie mieszka�c�w wiosek bu�garskich,
15
greckich czy serbskich, palonych przez tureckie wojska pacyfikacyjne, zanim kraje ba�ka�skie wreszcie po dziesi�tkach lat uzyska�y wolno�� itp.
Niew�tpliwie by�y nieraz w naszej histo�i okresy, gdy wyczekiwanie z akcj� zbrojn� do odpowiedniejszego momentu w sytuacji mi�dzynarodowej mog�o przynie�� wi�ksze korzy�ci, okresy, gdy nale�a�o wi�cej uwagi zwr�ci� na prac� organiczn� i powolne umacnianie gospodarki kraju. Czy jednak mamy prawo z czystym sercem pot�pia� tych wszystkich, kt�rzy z racji swego charakteru i temperamentu nie mogli na co dzie� cierpliwie akceptowa� atmosfery podleg�o�ci obcemu zaborcy, dzia�alno�ci Repnin�w, Stackelberg�w, Sievers�w, Igelstr�m�w, Nowosilcow�w, Konstantych, Liiders�w, Trepow�w, Hurk�w, Apuchtin�w czy SkaBon�w, nie potrafili by� statystami i spokojnie czeka� do chwili, gdy nadarzy si� wreszcie ta najbardziej odpowiednia, doskona�a koniunktura polityczna dla ruchu przeciw zaborcy (podkr. w wyd. ksi��kowym - J.R.N.).
A tym bardziej, czy mo�emy pot�pia� ludzi, kt�rzy nie chcieli biernie akceptowa�, znosi� na co dzie� otaczaj�cej ich na ka�dym kroku atmosfery "czas�w pogardy", triumfuj�cego faszyzmu, napis�w "nur fur Deutsche", ubermensch�w (podkr. w wyd. ksi��kowym - J.R.N.), i si�gali po bro�, nie czekaj�c na rozkaz z g�ry. Co nale�y powiedzie� o Jugos�owianach, kt�rzy zacz�li walki partyzanckie w kilka miesi�cy po rozpocz�ciu okupacji ich kraju, w okresie powa�nych sukces�w hitlerowskich na froncie wschodnim, w sytuacji, zdawa�oby si�, beznadziejnej dla walki antyfaszystowskiej w Europie �rodkowej. A przecie� - powiedzia�by nasz autor - mogli wyczekiwa� i nie nara�a� na represje niewinnych mieszka�c�w wiosek - wtedy liczba poleg�ych Jugos�owian na tysi�c mieszka�c�w nie zajmowa�aby drugiego miejsca po liczbie Polak�w w odpowiedniej statystyce, a zajmowa�aby o wiele ni�sze miejsce w tabeli, gdzie� w pobli�u liczby Du�czyk�w.
Nasz nar�d zap�aci� ci�k� danin� krwi za zbrojne ruchy przeciw zaborcom i za sw�j bohaterski op�r przeciw hitlerowskim okupantom, za tysi�ce indywidualnych i zbiorowych akcji przeciwko obcemu bezprawiu. Czy oznacza to jednak, �e mamy pi�tnowa� jako "polsk� brawur�" post�powanie ludzi, kt�rzy bez wzgl�du na szans� chcieli kontynuowa� walk� przeciwko obcej przemocy, nazywa� "wata�kami" ludzi, kt�rzy, jak major "Hubal", oddali swe �ycie za Polsk�.
Chcia�bym tu przypomnie� o dyskusji wok� "Hubala" w "Kulturze" z 1965 roku, gdzie mi�dzy innymi czytamy: W warunkach bezpo�rednio po wrze�niu op�r tego oddzia�u mia� wielkie znaczenie mobilizuj�ce psychicznie. Wiadomo, �e szale�stwo m�nych odgrywa�o nieraz w dziejach role katalizatora wielkich ruch�w masowych, budzi�o sumienie narodu, uzdrawia�o moralnie, chroni�o przed za�amaniem.
16
Tym, kt�rzy pi�tnuj�wci�� koszty powsta� polskich jako przejawy anachronicznego romantyzmu, trzeba przypomnie�, �e przyczyn�upadku Polski nie by�y dzia�ania zmierza-j�ce do uzyskania rzeczywistej niepodleg�o�ci, lecz stulecia bezw�adu i bierno�ci - wiek XVII i pierwsza polowa wieku XVIII, "sejmy nieme" i "reali�ci" z Targowicy.
Pami�tamy wci�� o kosztach naszych powsta�; niekt�rzy chc�w nich znale�� przyczyn� tragizmu naszej historii. Czy trzeba jednak wylicza� wr�cz odmienne do�wiadczenia wielu innych narod�w, kt�re zap�aci�y ogromnymi kosztami w�a�nie za bierno��, brak oporu wobec naje�d�c�w, a przede wszystkim zap�aci�y na d�ugi czas utrat� wiary w siebie? Od lat zajmuj� si� histori� W�gier, uczestniczy�em w bardzo wielu w�gierskich "d�ugich nocnych rodak�w rozmowach". Ile� razy przys�uchiwa�em si� wtedy bolesnym pr�bom znalezienia odpowiedzi na pytanie, co spowodowa�o sparali�owanie w�gierskiego ruchu oporu w 1944 r., co uniemo�liwi�o oparcie si� niemieckim interwencjom na W�grzech w marcu i w pa�dzierniku 1944 r., doprowadzi�o do narzucenia W�grom rz�d�w faszyst�w nilaszowskich i wreszcie nada�o W�grom tak ponure, a zupe�nie niezas�u�one miano "ostatniego sojusznika Hitlera".
A przecie� w�a�nie quislingowie w�gierscy, tacy jak minister I. Antall (nie wolno go myli� z wielkim przyjacielem polskich uchod�c�w J. Antallem) uzasadniali swe uczestnictwo w narzuconym przez Niemc�w po interwencji w marcu 1944 r. marionetkowym rz�dzie wy��cznie motywami patriotycznymi, tj. obawami, i� Niemcy potraktu-j � W�gry tak samo jak Polsk� w wypadku stawiania oporu. A przecie� stawienie przez W�gry nawet skazanego na niepowodzenie oporu w marcu 1944 r. i ich ca�kowita okupacja przez hitlerowc�w by�yby dla W�gier ostatni� szans� wyj�cia z obozu Osi i uwolnienia si� od zarzutu wsp�pracy z III Rzesz�. Ile� razy s�ysza�em smutne refleksje moich w�gierskich przyjaci�, ubolewaj�cych, i� rz�d w�gierski w marcu 1944 nie zaakceptowa� s��w bohaterskiego przyw�dcy w�gierskiego ruchu oporu E. Bajcsy-Zsi-linszkyego, kt�ry stwierdzi�, i� lepszy jest nawet beznadziejny op�r wobec ��da� niemieckich od bezwolnej kapitulacji i przekszta�cenia W�gier w ca�kowicie satelickie pa�stwo. Zbrojna okupacja niemiecka, przeprowadzona dla spacyfikowania w�gierskiego oporu, nawet je�li mia�aby kosztowa� W�gry ogromne cierpienie i zniszczenia - zwr�ci im jednak honor i wiar� w przysz�o��.
Pan B�czkowski pot�pia majora "Hubala" za to, i� od ko�ca wrze�nia 1939 r. chcia� dalej walczy� przeciw wojskom hitlerowskim i za to, �e nie chcia� czeka� chwili, gdy wreszcie otrzyma na to odpowiednie pozwolenie, odg�rny rozkaz do walki. Twierdzi, �e za takie post�powanie w warunkach "normalnej" wojny by�by on skazany na �mier� za niewykonanie rozkazu. Kontynuuj�c wywody autora listu nale�a�oby r�wnie� skaza� na �mier� jako "wata�k�" itp. brygadiera Antoniego Madali�skiego, kt�ry w 1794 r. nie chcia�
17
podporz�dkowa� si� rozkazom wy�szego dow�dztwa i da� si� rozbroi�. I samego Tadeusza Ko�ciuszk�, kt�ry przy��czy� si� do tego� "buntownika" i rozpocz�� powstanie. Skaza� na �mier� tych, kt�rzy buntowali si� przeciwko Targowicy, w momencie, gdy sam kr�l Stanis�aw August Poniatowski si� do niej przy��czy�. Konsekwentne rozwini�cie tezy autora prowadzi�oby do konieczno�ci skazania na �mier� podchor��ych z Piotrem Wysoc-kim na czele za to, i� w noc listopadow� nie tylko wyst�pili wbrew rozkazom wy�szego dow�dztwa, ale jeszcze po drodze zastrzelili kilku genera��w, kt�rzy pr�bowali ich odwie�� od walki z caratem: gen Antoniego Tr�bickiego, Ignacego Blumera, Stanis�awa Potockiego i in. Dodajmy, �e czasem w naszej historii mo�na tylko �a�owa�, niezale�nie od s�uszno�ci samej zasady pos�usze�stwa wobec rozkazu w og�le (ale ka�da regu�a ma swoje wyj�tki), i� na przyk�ad gen. Ignacy Pr�dzy�ski nie odsun�� nieudolnego Jana Skrzyneckiego od dow�dztwa, przejmuj�c je w swoje r�ce.
A c� powiemy o generale de Gaulle'u, kt�ry rzuci� has�o kontynuowania dalszej walki przeciw Niemcom (s�ynny apel z czerwca 1940 roku) wbrew postanowieniom naczelnego dow�dztwa i francuskiego ministerstwa obrony, kt�re w pe�ni zaakceptowa�y zawieszenie broni z Niemcami. Przypomnijmy, �e kolaboranckie w�adze Vichy, powo�uj�c si� na patriotyczne motywy oszcz�dzania narodu przed zb�dnymi ofiarami, wyda�y zaocznie wyrok �mierci na de Gaulle'a za niepos�usze�stwo wobec rozkaz�w wy�szych dow�dc�w.
A sw�j � drog�przyk�ad Francj i w okresie II wojny by� j askrawym dowodem na to, do czego prowadzi �lepa bezwarunkowa akceptacja ka�dego rozkazu, bez pr�by wczucia si� w prawdziwe interesy ojczyzny. �lepe pos�usze�stwo admira�a Jeana Darlana wobec w�adz Vichy, marsza�ka Philippe'a Petaina- doprowadzi�o ostatecznie do zag�ady francuskiej floty, kt�ra mog�a przecie�, tak jak prosi� de Gaulle, przej �� na stron� Anglik�w i kontynuowa� walk�. �lepe pos�usze�stwo genera�a Noguesa wobec rozkaz�w w�adz Vichy - doprowadzi�o do opanowania francuskiej Afryki P�nocnej przez Niemc�w.
Niew�tpliwie sprawa wyboru w�a�ciwych wzorc�w i tradycji nie jest rzecz� �atw� i z natury rzeczy musi wywo�ywa� r�ne kontrowersje. W li�cie p. B�czkowskiegojest jednak jedna rzecz, kt�ra musi budzi� jak najgor�tsze sprzeciwy - apodyktyczny ton, pe�en nieprzejednania i sk�onno�ci do ferowania wyrok�w w dos�ownym tego s�owa znaczeniu. Niestety, to nieprzejednanie i nietolerancja w stosunku do ludzi, reprezentuj�cych inn� postaw� s� ju� trwa�� plag� polskiej historii. Zbyt cz�sto ju� w naszej historii ludzie d���cy do niepodleglo�ci Polski, ale reprezentuj�cy inn� drog� walki o ten cel (walki zbrojnej lub pracy organicznej) - zamiast si� nawzajem uzupe�nia� i wspomaga�, starannieods�dzalisi�odczdiwiary(poiSa.wwyd. ksi��kowym-J.R.N.). W innych krajach mog�o dochodzi� do wsp�pracy ludzi realizmu i ch�odnej rozwagi politycznej
18
z lud�mi czynu, wsp�pracy Camillo di Cayoura z Giuseppe Garibaldim i Giuseppe Maz-zinim we W�oszech, Lajosa Kossutha z Istvanem Sz�chenyim na W�grzech. Rewolucyjny Kogsuth m�g� nazwa� swego g��wnego przeciwnika ideowego - zwolennika pracy organicznej hr. Szechenyiego - "najwi�kszym z W�gr�w". U nas natomiast zbyt cz�sto wyb�r jednej drogi musia� oznacza� niech�� i nienawi�ci dla ludzi drugiej tendencji. Konflikt Aleksandra Wielopolskiego i "bia�ych" doprowadzi� do branki. Stefan Bobrowski zgin�� w pojedynku w konsekwencji nienawi�ci "bia�ych" i "czerwonych". Roman Dmow-ski pojecha� a� do Japonii, aby krzy�owa� plany J�zefa Pi�sudskiego. Boles�awa Prusa obili radykalni m�odzie�cy. Genera� J�zef Bem przed sw� tak s�ynn�bohatersk� kampani� na W�grzech omal nie zgin�� od kuli rozpolitykowanego podoficera, kt�ry nie m�g� znie�� odmienno�ci pogl�d�w politycznych Bema. I tak dalej.
Po ostatniej wojnie za� na zmian� gromiono u nas to "stanie z broni� u nogi", to "bohaterszczyzn�". Chyba nadszed� wreszcie czas, aby�my z wi�kszym zrozumieniem i nie tak pochopnie oceniali nasz� przesz�o�� i nie wykre�lali �adnej tradycji. Z�e by�oby bowiem zar�wno pot�pianie w czambu� ruch�w powsta�czych i "bohaterszczyzny", odwo�ywanie.si� wy��cznie do wzorc�w pracy pozytywnej, jak i ci�g�e uwypuklanie wzorc�w bohaterstwa wojskowego przy zaniedbywaniu wzorc�w pracy pozytywnej - Staszic�w, Marcinkowskich, Mianowskich i in. Prawd� jest przecie�, �e wi�kszo�� naszej m�odzie�y jak dot�d nie zna dobrze ani naszych tradycji bohaterstwa na polu bitwy, ani tradycji bohaterstwa pracy cywilnej. Dopiero ostatnie lata przynosz� rozszerzenie tak d�ugo zaniedbywanych informacji o jesiennej kampanii niemiecko-polskiej 1939 roku, filmy "Spojrzenie na Wrzesie�", "O walkach polskich na Zachodzie" itp. (...).
Sprawa "Hubala" wywo�a�a bardzo �ywy rezonans w�r�d czytelnik�w "Perspektyw", nades�ano dziesi�tki list�w. Odezwali si� byli wojskowi, w tym jeden z by�ych hubalczyk�w, liczni przedstawiciele starszych pokole�, ale tak�e i studenci. W g�osach ich jednoznacznie dominowa�o poparcie dla mojego wyst�pienia w obronie "Hubala". M.in. Marek St�pie� pisa� w imieniu grupy student�w z Krakowa ("Perspektywy" z 19 listopada 1971 r.): Dzi�kujemy serdecznie p. Jerzemu Robertowi No-wakowi z W-wy za rzeteln�, m�dr�, godn� prawdziwego Polaka i popart� faktami historycznymi odpowied� na z�o�liwy i apodyktyczny ton wypowiedzi p. B�czkow-skiego z Torunia w sprawie mjr. Hubala ("Perspektywy" nr 42 z 15X1971 r.). Bro� nas Panie Bo�e od takich "pedagog�w", kt�rzy chcieliby wykre�li� z naszej historii bohatersk� tradycj� i wychowywa� nas na "spo�ecznie niedojrza�ych g�upc�w". Mamy w tej sprawie zdanie kra�cowo inne ni� pan B�czkowski, a tzw. polskiej brawury nie stonujemy i nie schowamy do narodowego lamusa (jak pan radzi) wa�kowiczowskie-go i ka�dego innego Hubala. Mo�e pan by� tego pewny.
19
Przeciw antypowsta�czej nagonce
Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 w�adze, chc�c ubezw�asnowolni� Nar�d, tym ch�tniej si�ga�y do wypr�bowanego grona propagandyst�w pomiataj�cych tradycjami narodowymi i polskim patriotyzmem, od Urbana i San-dauera po KTT, Ka�u�y�skiego i Ko�niewskiego. Znowu zacz�a si� kolejna fala nieprzerwanych atak�w na rzekome "szale�stwa" polskiej historii, na "bezsensowne" powsta�cze "rzucania si�" przeciw Rosji. Mia�o to swoj� aktualn� wymow�. "G�upcami" byli wed�ug "urbanowc�w" XIX-wieczni powsta�cy buntuj�cy si� przeciwko niezwyci�onemu rosyjskiemu kolosowi i podobnymi "g�upcami" s� oto dzisiejsi "solidarno�ciowcy", podobnie jak oni buntuj�cy si� przeciwko dominacji rosyjskiego "Wielkiego Brata" zza Buga. Prore�imowi publicy�ci wci�� si�gali do "wypr�bowanych" wzorc�w polityk�w, kt�rzy w przesz�o�ci gotowi byli p�j�� z Rosj� za wszelk� cen�, nawet kasztem zdradzanego przez nich w�asnego narodu. Pocz�wszy od kr�la-targowiczanina Stanis�awa Augusta po inicjatora os�awionej branki Aleksandra Wielopolskiego. Nagle odgrzebano, wys�awiaj�c ponad wszystko stary, pochodz�cy jeszcze z pierwszych lat powojennych, paszkwil Aleksandra Boche�skiego, "Dzieje g�upoty w Polsce", nie zwa�aj�c na jego przera�aj�ce b��dy merytoryczne, wytkni�te ju� w 1947 roku przez profesjonalnych historyk�w.
Pochwale targowiczan w ksi��ce A. Boche�skiego wt�rowa�y r�ne temu podobne wyczyny na temat p�niejszych polskich dziej�w. Zacz�o si� od tekstu niejakiego Krystiana Neli�skiego w "Przegl�dzie Tygodniowym" z 1982 roku, wys�awiaj�cego os�awionego satrap� - wielkiego ksi�cia Konstantego, jako rzekomego wielkiego przyjaciela Polak�w, kt�rego jednak ci "niewdzi�cznicy" nigdy nie potrafili nale�ycie doceni� i odpowiednio odp�aci� si� za jego ogromn� dobro�. Sko�czy�o si� na tek�cie p�k. Wies�awa G�rnickiego w "Konfrontacjach" z 1988 roku, na sw�j spos�b usprawiedliwiaj�cego zbrodni� w Katyniu, bo "przecie�" nie ka�dy z Polak�w tam zamordowanych by� "niewinny". W sytuacji, gdy kar� dla mordowanych bez s�du "winnych" Polak�w by� strza� z sowieckiego nagana w ty� g�owy.
Atakom na XVIII-wieczne i XIX-wieczne powstania towarzyszy�y skrajnie negatywne uog�lnienia na temat Polak�w jako anarchicznego narodu, kt�ry wr�cz "wykolei�" si� przez dzieje w swej zatwardzia�ej "anarchiczno�ci". By� to ulubiony leitmotiy r�nych janczar�w �wczesnej publicystyki od Krzysztofa Teodora Toeplitza i Kazimierza Ko�niewskiego pocz�wszy po Janusza Roszk� czy Aleksandra Boche�skiego. Roszko posun�� si� nawet do wr�cz rasistowsko-antypolskich refleksji, zapytuj�c w styczniowym "Zdaniu" z 1982 r.: "Czy bakcyl anarchii
20
nie zosta� nam przekazany w genach przez stulecia?!" Jeszcze w grudniu 1988 r. na �amach "Polityki" wydrukowano do�� szczeg�lne uog�lnienia jednego z czo�owych pupilk�w premiera M. F. Rakowskiego - Krzysztofa Teodora Toeplitza. Zapewnia� on tam z ca�� but� domoros�ego znawcy polskich dziej�w, �e: rz�dzenie Polakami jest -jak mo�emy to sobie powiedzie� przy ko�cu roku, w chwili szczero�ci - rzecz� straszn� ("Polityka", nr 53 z 1988 r.). Na dow�d swoich twierdze� KTT przytoczy� to, �e Henryk Walezy, wybrany na kr�la polskiego, uciek� z Polski przy pierwszej nadarzaj�cej si� sposobno�ci. KTT zapomnia� tylko doda�, �e biedny Walezy uciek� z Polski na swoje nieszcz�cie, bo we Francji go p�niej zamordowano po strasznych m�kach rz�dzenia, jakie tam prze�y� w czasie d�ugotrwa�ej wojny domowej. A straszni do rz�dzenia Polacy kr�lob�jcami jako� nie bywali.
Faktem jest, �e niewiele w latach 1982-1988 by�o forum na kt�rych mogli znale�� szans� wypowiedzi obro�c�w tradycji powsta�czej, podczas gdy grono jej przeciwnik�w mia�o do dyspozycji oficjalne pisma, g��wne oficjalne periodyki, od "Polityki" Rakowskiego, a p�niej Bijaka, po "Tak i Nie" Ko�niewskiego czy "Kultur�" Nawrockiego.
Sytuacj� pogarsza� jeszcze bardziej fakt, �e nawet w "Tygodniku Powszechnym", b�d�cym w�wczas najwa�niejszym dost�pnym w pierwszym obiegu czasopismem niezale�nym, wyra�nie dominowa� nurt antypowsta�czego my�lenia, wybraniaj�cy rzecznik�w przystosowania si� do Rosji, jeden z g��wnych filar�w "Tygodnika Powszechnego" Stanis�aw Stomma ju� w styczniu 1963 roku w swoisty spos�b "uczci�" kolejni rocznic� Powstania Styczniowego, wyst�puj�c na tamach krakowskiego tygodnika z gwa�townym atakiem na polskie powstania. (Wywo�a�o to zdecydowany sprzeciw Prymasa Tysi�clecia, kardyna�a Stefana Wyszy�skiego w g�o�nym kazaniu z 27 stycznia 1963 r.) To na �amach "Tygodnika Powszechnego" niezwykle ho�ubiony przez to pismo profesor Emmanuel Stanis�aw Rostworow-ski da� gwa�towny "odp�r" niepodleg�o�ciowej publicystyce historyka Jerzego Loj-ka, �arliwie pi�tnuj�c go za krytyki pod adresem kr�la-targowiczanina Stanis�awa Augusta Poniatowskiego. To na �amach "Tygodnika Powszechnego" nag�a�niano najwi�ksze antypowsta�cze brechty "Europejczyka" Tomasza �iubie�skiego, rozpisuj�cego si� na temat rzekomego "polskiego garbu", kt�rym by�o jakoby "nieszcz�sne" przywi�zanie Polak�w do tradycji i polsko�ci.
Na dodatek na stra�y antypowsta�czej prawomy�lno�ci "dzielnie" trwa�a PRL-owska cenzura, skrz�tnie tropi�c niebezpieczne wsp�czesne aluzji w propowsta�-czych artyku�ach. Sam niejednokrotnie do�wiadczy�em tego typu czujno�ci cenzu-
21
ry ju� w 1982 roku, gdy bardzo szybko musia�em przerwa� planowany w "Radarze" na wiele odcink�w cykl tekst�w z dziej�w polskiej my�li politycznej XIX wieku. Pouczaj�ce mo�e by� przypomnienie, co najbardziej irytowa�o cenzor�w w powy�szej tematyce.
Co wstrzymywa�a cenzura?
Po 13 grudnia 1981 r. cenzura z ogromn� gorliwo�ci� rzuci�a si� do nadrabiania skutk�w ogranicze� jej aktywno�ci w czasie 18 miesi�cy posierpniowych. l zn�w - jak w najgorszych czasach stalinizmu - ze szczeg�ln� werw� t�piono wszelkie przypominanie tradycji oporu przeciw rosyjskiemu zaborcy. Uderzano przy tym nie tylko w teksty otwartych rzecznik�w niepodleg�o�ci, lecz w ka�d� pr�b� zrozumienia innej drogi poza serwilizmem i kolaboracj�. Czasami ofiar� ingerencji cenzorskich padali nawet zdawa�oby si� niegro�ni dla re�imu XIX-wieczni pozytywi�ci i orga-nicznicy. W 1982 roku kolejne interwencje cenzury zmusi�y mnie do przerwania druku przygotowanego dla tygodnika "Radar" wyboru ciekawszych tekst�w z polskiej my�li politycznej XIX wieku. Ju� bowiem na samym pocz�tku cyklu cenzorzy spowodowali usuni�cie dw�ch kolejnych tekst�w wysz�ych spod pi�ra czo�owego polskiego pozytywisty Aleksandra �wi�tochowskiego. Pierwszy z wyci�tych tekst�w:
"Po siedemdziesi�ciu pi�ciu latach" zosta� napisany przez �wi�tochowskiego w 1905 roku - w 75 lat po wybuchu Powstania Listopadowego. Interesuj�ce mo�e by� pokazanie, co w nim najbardziej wzburzy�o cenzor�w (cytuj� za cenzorskimi podkre�leniami na tek�cie niedopuszczonym do druku w "Radarze" z 19 maja 1982 r.:
(...) Czy wielu jest takich, kt�rzy by odwa�yli si� twierdzi�, �e Polacy, utraciwszy niepodleg�o��, zdobyliby sobie szcz�liwsz� dol�, gdyby ulegle pozwolili jak dr�b trzyma� si� w kojcach i zarzyna�? (...) Wt�oczenie ogromnej cz�ci tego odwiecznie kulturalnego i nawyk�ego do odwiecznej wolno�ci narodu w szranki, kt�re zaledwie wystarczy�yby potrzebom dzikiej hordy, oddanie go na �up w�ciek�ej samowoli, odj�cie mu wszystkich praw do naturalnego objawiania swych my�li, uczu� i d��e� stworzy�o zrozumia�y determinizm dla jego chce�, kt�ry uzewn�trzni� si� sta�ym, w chwilach wi�kszego nat�enia wybuchaj�cym buntem (...). Sta�czycy i ich krewniacy polityczni maj� zupe�n� s�uszno��, zarzucaj�c nam, �e ci�gle burzymy chlew, kt�ry nam buduj� rz�dy; czy jednak �yj�c spokojnie w tym chlewie, mo�emy zachowa� nasz� istot�? (podkr. w wyd. ksi��kowym -J.R.N.) Po rozbiorach Polacy mieli do wyboru dwie drogi: albo wynaturzy� si�, znikczemni�,
22
pos�u�y� za karm dla swych zaborc�w, albo nie bacz�c na wszystkie straty, pora�ki, ruiny, ratowa� swoje �ycie ci�g�ym buntem przeciwko gwa�tom (...).
Ostatni zakre�lony przez cenzor�w fragment �wi�tochowskiego odnosi� si� do jego uwag, �e na przegran� walk� nie nale�y patrze� tylko pod k�tem rozmiar�w represji, jakie wywo�a�a. Wed�ug �wi�tochowskiego mia�a ona bowiem r�wnie� i inne, nie tak �atwo dostrzegalne skutki - w nat�onym drganiu strun uczuciowych narodu, we wzlocie duch�w na szczyty bohaterstwa i ofiary, w kulcie czci dla m�czennik�w, w oczyszczaniu si� dusz mocnym ogniem niesamolubnego zapa�u, w idealizacji �ycia, cel�w i d��e�. Tego nie da najcieplejszy dom i najpe�niejsza misa, a je�eli chodzi nam o dobro i gust przysz�ych pokole�, to im chyba najmniej na tym zale�e� b�dzie, a�eby przodkowie patrzyli z przesz�o�ci i w przysz�o�� z t�ustymi i rumianymi g�bami (."). Mo�na sobie wyobrazi� jak ten fragment wzburzy� wsp�czesnych WRON-ich cenzor�w o "t�ustych i rumianych g�bach".
Przeciwko egzorcyzmom
Nieweso�e refleksje ogarniaj � czytelnika, przegl�daj�cego kolejn� porcj� wynurze� "superpa�stwowca", Kazimierza Ko�niewskiego czy sarmackich po�ajanek w stylu Janusza Roszko. Od skrajnych pot�pie�, rzucanych pod adresem ca�ej polskiej inteligencji, po nie licz�ce si� z �adnymi faktami szar�e na ca�� polsk� tradycj� romantyczn� i zrywy niepodleg�o�ciowe. Jak�e polskie s� te �atwe negacje i pot�pienia, nieprzejednanie i nietolerancja w stosunku do ludzi reprezentuj�cych inn� postaw�. (...).
Po lekturze przer�nych "neopozytywistycznych" atak�w na romantyczne czyny i marzenia, na polskie powstania i "rzucania si�" (yide np. specyficzny kogiel-mogiel poj�� o polskiej historii, prezentowany przez pani� Ann� Tatarkiewicz w jednym z numer�w "Polityki"), z tym wi�ksz� przyjemno�ci� si�ga si� do artyku�u Jerzego Klechty protestuj�cego przeciw narzucaniu spo�ecze�stwu przeci�tniactwa, protestuj�cego w imi� idei, w imi� programu romantycznego na miar� naszych zn�kanych czas�w ("Radar" nr 4/1982).
My�l�, �e tak potrzebna praca organiczna wcale nie musi sta� w sprzeczno�ci z romantyzmem idea��w, a mo�e by� przez nie wspierana. �adna z postaw, czy to romantyczna czy pozytywistyczna, nie mo�e by� traktowana jako tamuj�cy wszelk� swobod� ruch�w ciasny gorset. I warto przypomnie�, i� w naszej historii niejednokrotnie rzecznicy jednej z dr�g, zale�nie od warunk�w, potrafili przej�� do realizacji innej drogi. Tak j ak to sta�o si� z Ch�apowskim i wielu innymi bohaterami znakomitego serialu Najd�u�-
23
sza wojna nowoczesnej Europy. A we�my, na przyk�ad, posta� Karola Libelta. Ucze� Hegla, Humboldta i Arago walczy w artylerii powsta�czej w 1831 r. Potem staje na czele konspiracji pozna�skiej, przygotowuje nowe powstanie 1834 r., w kt�rym ma uczestniczy� jako cz�onek Rz�du Narodowego. Przez trzy lata siedzi w pruskim wi�zieniu, jest moment, kiedy grozi mu wyrok �mierci. P�niej przechodzi do pracy organicznej, jest przez wiele lat pos�em do parlamentu, redaguje "Dziennik Polski", jest prezesem Towarzystwa Przyjaci� Nauk, gospodaruje na roli. Nigdy jednak nie wyrzek� si� sympatii rewolucyjnych i powsta�czych. Dwaj jego synowie wzi�li udzia� w Powstaniu Styczniowym, jeden z nich poleg�.
Niestety, zbyt wiele naszych tradycji, zar�wno bohaterstwa na polu bitwy, jak i tradycji bohaterstwa pracy cywilnej, pozostaje r�wnie nieznanymi. Ci publicy�ci, kt�rzy tak ochoczo ubolewaj� nad brakami naszego my�lenia historycznego, brakiem realizmu itp. zapominaj�c tym, kto ponosi win� za braki ci�g�o�ci historycznej, za s�abo�ci popularyzacji historii. Czy� jest co� wymowniejszego nad fakt, �e arcydzie�o polskiej my�li politycznej XIX wieku - historia Powstania Listopadowego, kt�ra wysz�a spod pi�ra Maurycego Mochnackiego, nie by�a wznowiona od 1861 roku? �e znakomite trzytomowe pami�tniki genera�a Ignacego Pr�dzy�skiego, najzdolniejszego genera�a powstania 1831 r., pami�tniki stanowi�ce wz�r krytycznego my�lenia o s�abo�ciach powstania, b��dach w�wczas pope�nionych, nie zosta�y wznowione od 1909 r.? �e �wietne Pami�tniki czas�w moich Juliana Ursyna Niemcewicza ukaza�y si� w 1957 r. w nak�adzie zaledwie 2 tysi�cy egzemplarzy i nikt nie znajdzie ich na p�kach �adnego antykwariatu? Jak ma si� wi�c nasza m�odzie� uczy� krytycznego, realistycznego my�lenia, kiedy brak jest ci�gle dost�pu do klasyki naszej my�li politycznej , do dzie�, kt�rych lektura pomog�aby w omijaniu wsp�czesnych raf i b��d�w.
Chcemy zatem cho� w pewnej mierze przyczyni� si� do poszerzenia edukacji historycznej przez przypomnienie licznych zapoznanych, cho� bardzo znacz�cych tekst�w z historii polskiej my�li politycznej XVIII-XX wieku (...).
W ostatnich miesi�cach g��wnie do �wi�tochowskiego uciekaj� si� r�ni, po�al si� Bo�e, "neopozytywi�ci" w stylu pana Janusza Roszko, w swych jak�e jednostronnych atakach na polskie powstania i "rzucania si�".
"Papie�" polskich pozytywist�w, naj�wietniejszy publicysta polski w ko�cowych dziesi�cioleciach XIX wieku, Aleksander �wi�tochowski (1849-1938), zainicjowa� walk� "m�odych" ze "starymi", pozytywistyczny bunt przeciw tradycjom my�lenia starszych pokole�. (...). By� rzecznikiem pokojowej, gospodarczej ofensywy �ywio�u polskiego wewn�trz zabor�w. Pisa�: Zajmujmy wszystkie stanowiska opr�nione, wciskajmy si� we wszystkie szczeliny, puszczajmy korzenie wsz�dzie, gdzie gruntpo-
24
datny ku temu si� znajduje. Kolejno redagowa� kilka czasopism, kt�re odegra�y znacz�c� rol� w polskim �yciu umys�owym. W okresie rewolucji 1905 r. by� za�o�ycielem j przyw�dc� demokratycznej partii inteligenckiej, wyst�puj�cej z postulatem autonomii Kr�lestwa. W 1906 r. za�o�y� Towarzystwo Kultury Polskiej.
W�dz ca�ego pokolenia pozytywistycznego, �wi�tochowski, by� surowym przeciwnikiem wszelkiej egzaltacji i dzia�a� irracjonalnych, rzecznikiem kultu pracy i realizmu politycznego, przeprowadzania na ka�dym kroku suchego rachunku mo�liwo�ci, mierzenia zamiar�w wed�ug si�. Z gruntu nies�uszne jest jednak, czynione niekiedy r�wnie� i dzi�, uproszczone zaszufladkowanie �wi�tochowskiego do gatunku zatwardzia�ych wrog�w romantyzmu i wszelkich zryw�w powsta�czych. Jest to obraz zafa�szowany i jednostronny. Mo�na przytoczy� wiele tekst�w �wi�tochowskiego, takich jak Me b�jcie si� dowodz�cych, �e w�dz pozytywist�w potrafi� du�o lepiej od niekt�rych dzisiejszych "neopozy-tywist�w" zrozumie� zas�ugi polskiego romantyzmu i znaczenie naszych powsta� dla umocnienia polskiej �wiadomo�ci narodowej. W szkicu Obywatele w Literaturze, publikowanym w 1897 r. tak pisa� min. o roli polskiego romantyzmu dla �ycia narodu:
Podobnej spu�cizny, jak� romantyzm dal nam, my nie damy naszym potomkom... Tych potomk�w naszych my nauczymy pi�knie pisa�, ale nie nauczymy ich -jak by powiedzia� G�rnicki - zacnie my�le� i czu�. Odziedzicz�po nas dorobek artyzmu, ale nie odziedzicz� dorobku obywatelstwa... " Umarli szybko jad� " wo�a ur�gliwie dzisiejsza czereda spo�ecznych Eskimos�w za odsuwaj�cymi si� w przesz�o�� ognistymi postaciami romantyzmu. Smutna i g�upia szykana? To prawda, �e ci marzyciele przyro�li do swego czasu, kt�ry ich z sob� uni�s� od tera�niejszo�ci, maj�cej nie znan� im i nie przewidzian� przez nich dol�, ale nie odar� ich z uroku i godno�ci wielkich obywateli w literaturze. Nieraz wi�c jeszcze b�dziemy wracali do nich my�l�, niejako do instruktor�w, ale jako do wzor�w szlachetnego pojmowania swej misji w spo�ecze�stwie. (...)
�wi�tochowski by� zarazem przeciwnikiem p�askiego pozytywizmu, dorobkiewiczostwa, ko�tu�skiej rezygnacji z idea��w, g��boko wierzy� w potrzeb� i sens moralnych imponderabili�w, szczeg�lnego znaczenia kultury. Popchn�o go to kiedy� (w 1912 r.) do niesprawiedliwego s�du o sytuacji w zaborze pozna�skim, i�:... kultura polska st�d ulecia�a, a pozosta� tylko instynkt samozachowawczy ni�szego rz�du, kt�ry stara si� nape�ni� kiesze� i �o��dek, spichrze i komory. W jednym ze swych najznakomitszych tekst�w publicystycznych, pisanym w 1905 r., w 75 lat od chwili wybuchu Powstania Listopadowego, stwierdzi� nawet: By� mo�e, ii bez rewolucji w roku 30. i 63. nar�d nasz doskonale by si� utuczy� i wa�y�by du�o, nieprawdopodobnie by�by dzi� tylko spasionym wieprzem (podkr. w wyd. ksi��kowym - J.R.N.). W p�niejszym felietonie o Ko�ciuszce napisze:
25
(...) W epoce porozbiorowej podejmowali�my kilka przedsi�wzi�� zbrojnych dla wydobycia si� z niewoli, a wszystkie zako�czy�y si� kl�skami. Te smutne ich wyniki pos�u�y�y za argument rozmaitym s�dziom naszych powsta� do uznania ich za bezrozumne i zab�jcze. Trudno zaprzeczy� dok�adno�ci tych oblicze� szk�d i strat, ale warto�ci fakt�w w �yciu narodu nie mo�na wa�y� wy��cznie na szalach kupieckich i w og�le ekonomicznych. To, co wed�ug tych wag jest szkod� i strat�, bywa wed�ug innych korzy�ci�. Czy Polska dla uratowania swego bytu powinna by f a stara� si� tylko o to, a�eby jej bilans gospodarczy by f dodatni, a�eby mia�a pe�ne spichrze i spi�arnie, a�eby by�a zamo�n� i u�ywa�a dostatku? Czy ma�o wa�nym lub zgo�a niepotrzebnym by�o zachowanie jej ducha w czysto�ci i mocy? Czy po rewolucji Ko�ciuszkowskiej, listopadowej, styczniowej pozosta�y tytko zgliszcza i ruiny - nic wi�cej, nic, czym zasili�o si� �ycie narodu? A�eby tak twierdzi�, trzeba mie� m�zg z wyprutymi wszystkimi nerwami opr�cz kupieckich. (...)
Realizm polityczny i poparcie dla stopniowych przekszta�ce� ekonomicznych i kulturalnych nie oznacza�y dla �wi�tochowskiego rezygnacji z �adnej realnej szansy czynnego zaspokojenia polskich aspiracji narodowych, je�li si� tylko takowa nadarzy. Dowi�d� tego najlepiej w toku rewolucji 1905 r., krytykuj�c skrajny oportunizm i wyczekiwanie, wzywaj�c do jak najpe�niejszego wykorzystania przez Polak�w dogodnej okazji dla umocnienia swej pozycji narodowej.
Tekst pt. Nie b�jcie si�, publikowany w listopadzie 1905 r., w jednym z moment�w szczytowego wrzenia rewolucyjnego w Kr�lestwie Polskim, jest jednym z najbardziej znamiennych dowod�w tego typu stanowiska. Oto jego fragmenty:
Li�cie osikowe, kt�re ci�gle dr�a�y�cie, tr�cane najl�ejszym powiewem wiatru i nigdy nie zazna�y�cie spokoju, dusze l�kliwe, kt�re nawet lun� og�lnego po�aru bierzecie za ob�oki nasi�kte odblaskiem zachodz�cego s�o�ca, wy, kt�rzy m�dro��, patriotyzm, obowi�zki obywatelskie stopili�cie w uczuciu ob�udnego i cierpliwego slu�alstwa - nie b�jcie si�! (podkr. w wyd. ksi��kowym J.R.N.). Domowe z was ptaki: jedne t�ustsze, drugie chudsze, ale prawie wszystkie z zanik�ymi skrzyd�ami. Podfrun��, wlecie� na p�ot niskiej obory umiemy. Ale szczyty, gwiazdy podniebne pozostawiamy ptakom dzikim, nieoswojonym. Jeszcze nie otworzono skarbca zabranych nam w ci�gu stulecia swob�d, jeszcze nie zwr�cono nam �adnego z tych praw, bez kt�rych nar�d kulturalny �yje w warunkach pierwotnej hordy, a ju� odezwa�y si�jakie� b�ogos�awie�stwa i dzi�ki, jakie� uciszania zbyt g�o�nych i jakie� obawy o "nadu�ycia wolno�ci". Czego ty chcesz, orkiestro prawomy�lno�ci, wygrywaj�ca swe symfonie na instrumentach l�du policyjnego? (podkr. w wyd. ksi��kowym J.R.N.). Czego ty chcesz? Z piersi milion�w, jak z wylotu mo�dzierzy nabitych przed stu laty, buchn�� podpalony nag�� iskr� b�l, pomieszany z rado�ci�, zgroz� i nad