1040

Szczegóły
Tytuł 1040
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1040 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1040 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1040 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zuzanna Celmer "Ma��e�stwo" Pa�stwowy Zak�ad Wydawnictw Lekarskich Warszawa 1989 r. Producent wersji brajlowskiej: Altix Sp. z o.o. ul. W. Surowieckiego 12A 02-785 Warszawa tel. 644 94 78 Przedmowa Problemy ma��e�stwa i rodziny coraz bardziej zaprz�taj� uwag� r�nych wiekowo grup spo�ecznych, tym bardziej �e w ostatnich latach obserwuje si� wyra�ny zwrot ku warto�ciom prezen- towanym przez te w�a�nie instytucje i nasilanie si� potrzeby poznania i zrozumienia mechanizm�w rz�dz�cych ma�� grup� spo�eczn� (jak� w�a�nie jest ma��e�stwo i rodzina). Dlatego ka�de pojawienie si� na naszym rynku wydawniczym pozycji o tematyce zbli�aj�cej te problemy spotyka si� z zaintere- sowaniem i przychylno�ci� Czytelnik�w, poszukuj�cych t� drog� wiedzy o jak najbardziej satysfak- cjonuj�cym u�o�eniu swojego �ycia osobistego. Ksi��ka Zuzanny Celmer wydaje si� spe�nia� te oczekiwania, poniewa� prezentuj�c rzeteln� wiedz� o ma��e�stwie, zachowuje walor pozycji popu- larnej. Autorka jest jedn� z wybitniejszych terapeutek ma��e�skich. Swoj� wiedz� i do�wiadcze- nie czerpa�a tak�e z wieloletniej wsp�pracy z wieloma zespo�ami redakcyjnymi, w tym r�wnie� z ra- diem i telewizj�, a zw�aszcza z czasopismem "Zwierciad�o". Na jego �amach odpowiada na liczne lis- ty Czytelnik�w, dziel�cych si� swymi problemami ma��e�skimi. Znajomo�� konkretnych niedomo- g�w r�norodnych zwi�zk�w emocjonalnych, ogromne zaanga�owanie osobiste Autorki i umiej�t- no�ci terapeutyczne z�o�y�y si� na powstanie ksi��ki, b�d�cej ciekawym studium o drogach i bezdro- �ach ma��e�skiego �ycia. I tak, zgodnie ze stanem wsp�czesnej wiedzy, Autorka przedstawia ma��e�stwo jako uk�ad wzajemnych zale�no�ci i powi�za�, w kt�rym istotn� rol� odgrywaj� poprzednie prze�ycia i do�wiadczenia emocjonalne partner�w. Szczeg�lnie cenne wydaje si� by� podkre�lenie znaczenia zwi�zk�w partner�w ze swoj� rodzin� pochodzenia, tzn. z w�asnymi rodzicami, kt�re szczeg�lnie sil- nie rzutuj� na relacje w ma��e�stwie. Trafnie zosta�y tu opisane zasady ma��e�skiej r�wnowagi, osi�- ganej w toku sta�ych negocjacji, w kt�rych g��wn� "broni�" jest system kar i nagr�d. Du�� rol� w tych negocjacjach odgrywa opozycyjno�� i konkurencyjno�� wzajemnych potrzeb - wa�ki problem, z kt�rego partnerzy w�a�ciwie prawie wcale nie zdaj� sobie sprawy w momencie zawierania ma��e�s- twa. Autorka wnikliwie omawia wszystkie przemiany zachodz�ce w ma��e�stwie, ukazuj�c ich dynamik� na przyk�adach "z �ycia wzi�tych", demonstrowanych ze swad� i ciekawym komenta- rzem. Szczeg�lnie interesuj�ce s� opisy sposob�w adaptacji uk�adu ma��e�skiego do tych zmian. Du�o miejsca po�wi�ca Autorka przemianom, kt�re zachodz� w ma��e�stwie z chwil� urodzenia si� dziecka. Uwzgl�dnia r�wnie� wszystkie problemy, zwi�zane z sytuacj�, w kt�rej znaj- duje si� wi�kszo�� polskich ma��e�stw. Sytuacja ta powoduje okre�lone konflikty, np. u kobiet mi�- dzy ich rol� zawodow�, ma��e�sk� i rodzicielsk�. Bardzo interesuj�cy jest rozdzia� po�wi�cony prob- lemom komunikacji w ma��e�stwie, w kt�rym Autorka analizuje przyczyny i skutki zaburzonego po- rozumiewania si� ma��onk�w. Jasny ton wypowiedzi, ciekawe przyk�ady i prostota wywodu pozwala- j� na zrozumienie do�� trudnej teorii komunikacji ma��e�skiej, bez zb�dnego teoretyzowania. Te, oczywi�cie tylko niekt�re w�tki tematyczne "Ma��e�stwa", nie wyczerpuj� bogatego materia�u poznawczego ksi��ki. Warto doda�, �e jest to jedna z nielicznych polskich publikacji po- �wi�conych tej problematyce, tym cenniejsza, �e w spos�b bliski polskiemu Czytelnikowi osadza �y- cie dwojga ludzi na znanych mu realiach naszej codziennej rzeczywisto�ci. Autentyzm wyra�anych pogl�d�w, pog��biaj�cy jasno�� przedstawionego materia�u, i �adna polszczyzna, jak� napisana jest ksi��ka, pozwalaj� czyta� j� nie tylko ze zrozumieniem, ale i z g��bsz� refleksj�. Reasumuj�c, mo�na z pe�nym przekonaniem powiedzie�, �e pozycja ta ma szanse sta� si� pomocna zar�wno dla tych Czytelnik�w, kt�rzy staj� dopiero przed decyzj� zwi�zania swoich los�w z ukochan� osob�, jak i tych, kt�rzy trwaj�c ju� w formalnym zwi�zku, pragn�liby uczyni� go bar- dziej satysfakcjonuj�cym i szcz�liwym. Doc. dr hab. med. Irena Namys�owska Wprowadzenie Zmiana perspektywy Siedz�ca naprzeciw kobieta osi�gn�a w wieku dwudziestu pi�ciu lat to wszystko, o czym marzy wiele jej r�wie�nic. Ma mi�ego, kochaj�cego m�a, w�asne, urz�dzone mieszkanie, p�roczne- go synka i ceniony zaw�d. Mog�oby si� zatem wydawa�, �e powinna by� osob� promieniuj�c� rado- �ci� i optymizmem. Tak jednak nie jest. Przenikaj�cy j� smutek i przygn�bienie najlepiej wyra�aj� jej w�asne s�owa. Z trudem, jakby wydzieraj�c z siebie poszczeg�lne sylaby, zadaje pytanie, najwyra�niej wielokrotnie stawiane samej sobie: "Czy to ju� wszystko, co mia�am osi�gn��?" A potem dorzuca z akcentem prawdziwego przera�enia: "I tak ju� do ko�ca �ycia?" W r�nego rodzaju sonda�ach i an- kietach nadal przewijaj� si� te same, znane od lat �yczenia, dotycz�ce dobrego, serdecznego towarzy- sza lub towarzyszki �ycia, ciekawego i dobrze op�acanego zawodu, oraz dzielonej wsp�lnie z rodzin� radosnej rekreacji. I mo�na z absolutnym prze�wiadczeniem stwierdzi�, �e wielu ludzi, kt�rym uda�o si� osi�gn�� te warto�ci, czuje si� usatysfakcjonowanymi i nie pragnie w swoim �yciu �adnych gene- ralnych zmian. Co wi�cej: dla os�b postronnych, kt�rym z r�nych przyczyn nie uda�o si� za�o�y� w�as- nej rodziny i kt�re czuj� si� niedocenione lub pokrzywdzone w wyniku nieprzychylnego im losu, ob- raz cudzego sukcesu (postrzeganego jako udane �ycie osobiste i przynosz�ce zadowolenie zaj�cia zawodowe) jawi si� jako nieosi�galne dla nich szcz�cie, jakiego zazdroszcz� i o jakim nieustannie marz�. A przecie� znaczna cz�� tych - z punktu widzenia spo�ecznych wymaga� - dobrze urz�- dzonych i w�a�ciwie ustawionych szcz�liwc�w, wbrew prze�wiadczeniu otoczenia, wcale nie czuje si� dobrze osadzona w zbudowanym przez siebie �wiecie. Uporawszy si� z podstawowymi proble- mami swojej egzystencji - takimi jak zawarcie ma��e�stwa, uzyskanie ci�g�o�ci rodzinnej przez po- tomstwo, zdobycie dobrej lokaty w dziedzinie zawodowej, zapewnienie godziwych warunk�w mate- rialnych stworzonej przez siebie rodzinie oraz osi�gni�cie �adu w stosunkach z bli�szym i dalszym otoczeniem - ludzie ci odkrywaj� obszar nowych, nie znanych im uprzednio w�tpliwo�ci i niepoko- j�w. Podstawowy konflikt dotyczy ich samych i ujawnia si� jako rozbie�no�� mi�dzy ho�ubionym na w�asny temat wyobra�eniem a realnym obrazem w�asnej osoby, sprawdzaj�cym si� przez spos�b za- chowania. Inaczej m�wi�c, chodzi tu o przykre niespodzianki sprawiane samemu sobie, kiedy w kon- frontacji ze �wiatem okazuje si�, �e jeste�my inni, ni� byli�my sk�onni to sobie wyobra�a�. Przyczyn takiego stanu rzeczy nale�y upatrywa� w zmianach, jakie dokona�y si� w ostat- nim p�wieczu, kt�re doprowadzi�y do przewarto�ciowania poj�� tradycyjnie okre�laj�cych proces stawania si� cz�owiekiem doros�ym. Poszczeg�lne etapy tego procesu: dzieci�stwo, lata m�odo�ci, wiek dojrza�y i okres staro�ci sk�ada�y si� uprzednio na harmonijn� ca�o�� ludzkiego bytowania, za- ko�czonego majestatem �mierci. Zadaniem dzieci�stwa i m�odo�ci by� rozw�j, kszta�towanie osobo- wo�ci i poznanie w�asnego "ja" w taki spos�b, aby w wieku dojrza�ym umie� sprosta� odpowiedzial- nym zadaniom przypisanym ludziom doros�ym. Z kolei staro�� gwarantowa�a przywilej m�dro�ci, sk�aniaj�cy m�odych do respektu i pos�usze�stwa. Suma do�wiadcze� �yciowych starszej generacji stanowi�a dla adept�w szko�y �ycia cenn� wskaz�wk�, a tak�e wz�r do kierowania w�asnym losem. Por�wnuj�c ten schematyczny, ale zgodny z �wczesn� praktyk�, proces wchodzenia w doros�o�� z realiami wsp�czesno�ci, trudno nie zauwa�y� istotnych r�nic. Czy na przyk�ad, w dzisiejszej dobie, do�wiadczenie nabyte w ci�gu kilkudziesi�ciu lat �ycia mo�e by� w czymkolwiek przydatne startuj�cej w wiek dojrza�y m�odo�ci, skoro w tym czasie �wiat tak zasadniczo si� zmieni�? Najbardziej mo�e istotna zmiana, jaka dokona�a si� w�r�d generacji powojennych, to odmienny od opisanego uprzednio proces prze�ywania indywidualnego losu. Pojawi� si� mianowicie nowy rozdzia� w biografii wsp�czesnego cz�owieka, kt�ry mo�na okre�li� jako d�ugotrwa�y etap do- ros�o�ci. Dzieci�stwo i m�odo�� przesta�y pe�ni� role przygotowawcze wobec dojrza�o�ci, a je�li na- wet usi�uj� podtrzyma� t� tradycj�, podejmowane wysi�ki s� niewsp�mierne do osi�ganych rezulta- t�w. Obecnie dzieci�stwo rzadko bywa faz� harmonijnego rozwoju i spokojnego odkrywania �wiata w bezpiecznej blisko�ci kochaj�cych rodzic�w. Cz�ciej jest to okres przera�aj�cych odkry� is- toty wzajemnych stosunk�w kobiety i m�czyzny, czas niepokoju w nie ustabilizowanym emocjonal- nie klimacie rodzinnego domu, okres przerastaj�cych mo�liwo�ci dziecka stara�, zmierzaj�cych do zbudowania sp�jnego obrazu �wiata wbrew zachowaniom doros�ych. Dzieci ze sk��conych i rozbitych rodzin mo�na podzieli� na dwie grupy: pierwsz� - wal- cz�c� o normalny dom, pr�buj�c� wszelkimi dost�pnymi w swoim wieku, �rodkami zbli�y� do siebie rodzic�w, i drug� znudzon� nadmiern� kontrol� i opiek� jednego lub obojga rodzic�w, kt�rzy w ten spos�b rekompensuj� sobie brak autentycznych wi�zi i rozczarowanie, jakiego doznali w ma��e�st- wie, grup� dzieci udr�czonych pustk� i monotoni� rodzinnego domu. Wystarczy przytoczy� kilka zaledwie przyk�ad�w, aby uprzytomni� doros�ym ich bezmy�- lno�� i brak wyobra�ni wobec dzieci�cych odczu�. Oto dwuletnia dziewczynka, kt�ra na d�wi�k pod- niesionego g�osu kt�rego� z rodzic�w biegnie do swojego ��ka i nakrywa g�ow� ko�dr�, staraj�c si� w ten spos�b wy��czy� i przeczeka� przerastaj�cy jej psychiczn� odporno�� ci�g awantur, a nierzadko i r�koczyn�w. Oto czteroletni ch�opiec, kr���cy wok� wrogich sobie doros�ych i pr�buj�cy bez po- wodzenia sk�oni� ich do wsp�lnego ogl�dania telewizji metod� przyci�gania ich ku sobie, aby w ten spos�b doprowadzi� do pozornego bodaj zbli�enia. Sze�ciolatka, kl�kaj�ca przed ojcem, oznajmiaj�- cym po uderzeniu matki w twarz, �e wychodzi, kt�ra przyrzeka, �e "mamusia ju� si� poprawi". Dzieci zrywaj�ce si� z krzykiem w nocy i szukaj�ce rozpaczliwie nieobecnego, nie nocuj�cego w domu ojca, odbywaj�ce rano z matk� powa�ne rozmowy typu: "czy tatu� kocha� ci� przed �lubem?" lub "czy tatu� nie ma innej pani?" Przysi�gi typu "b�d� grzeczna" w trakcie wzajemnych rodzicielskich obelg po��- czonych z r�koczynami, w poczuciu winy, �e mo�e jest si� przyczyn� tego, co dzieje si� w domu. Ma- li ch�opcy przyrzekaj�cy matce, �e jak tylko dorosn�, "zabij� ojca" za to, "�e jest dla ciebie taki nie- dobry". S� i inne dzieci: godzinami wpatruj�ce si� w sufit, apatyczne, bierne, wystaj�ce bez celu u furtki, samotne w�r�d sterty kosztownych zabawek, kt�rych rodzice nie pozwalaj� nikomu da� do r�ki, "bo si� popsuj�". Przera�aj�cy w swojej wymowie by� rysunek jednego z takich dzieci, wobec kt�rego oboje rodzice deklarowali p�omienne uczucia. Na arkuszu bloku rysunkowego o�mioletni ch�opiec narysowa� d�ugi st�, na kra�cach kt�rego w nieruchomych, sztywnych pozach tkwi�y dwie ludzkie figurki. St� by� oddzielony od reszty t�a krat�, za kt�r� siedzia�o ma�e, skulone dziecko, z g�ow� wci�ni�t� w ramiona. Po jakim� czasie dzieci walcz�ce o harmoni� rodzinnego domu daj� za wygran�, co ozna- cza, �e wzi�y na siebie ci�ar przerastaj�cy ich si�y. S� �wiadkami scen rozbijaj�cych ich poczucie �adu i bezpiecze�stwa. Najwa�niejsze osoby ich �ycia - l�one i upokarzane - mimo �e kochane nadal, budz� l�k i wsp�czucie, ale nie mog� by� �adnym oparciem w �wiecie, kt�ry dla samych dzieci staje si� coraz trudniejszy i bardziej skomplikowany. Inni doro�li, tacy jak rodzina, s�siedzi, nauczyciele, tak�e rzadko stanowi� oparcie. Problemy narastaj�, co przy osamotnieniu dziecka sprawia, �e zaczyna ono odbiera� �wiat jako wrogi i gro�ny. Z takim lub nieco l�ejszym, ale r�wnie� zbyt ci�kim baga�em do�wiadcze� cz�� nasto- latk�w wchodzi w wiek m�odzie�czy i stara si� - przynajmniej pozornie - przystosowa� do wymaga� stawianych przez spo�ecze�stwo. Pragnienie uzyskania samodzielno�ci sk�ania m�odych do pospiesz- nego wyboru partnera ma��e�skiego i mo�liwie szybkiego "okopania si�" w twierdzy w�asnego domu. Ten dom mo�e sprowadza� si� do pokoju wynaj�tego u obcych ludzi lub odst�pionego przez rodzi- c�w, ale - przynajmniej na pocz�tku - stanowi gwarancj� odizolowania si� od tego, co od tej chwili chcieliby traktowa� jako bezpowrotn� przesz�o��. Swoje w�asne, samodzielne �ycie mo�na przecie� u�o�y� lepiej, m�drzej i ciekawiej, a swoim dzieciom zapewni� odmienne od w�asnego, dobre i szcz�liwe dzieci�stwo. Pu�apki doros�o�ci Tu w�a�nie, w tym punkcie �yciorysu, zaczyna si� dzia� co�, czego nikt nie przewidywa�. Okazuje si�, �e wbrew utrwalonym przekonaniom o tym, �e wiek dojrza�y jest czasem spokoju i wy- gody, �e ma��e�stwo i dziecko wp�ywaj� stabilizuj�co na dalsze koleje losu, oddalaj�c niepokoje i cierpienia dzieci�stwa - m�oda para staje w obliczu jeszcze powa�niejszych problem�w. Pr�buj�c sprosta� obowi�zkom doros�o�ci cz�owiek zaczyna sobie u�wiadamia�, �e pod- j�te przez niego role spo�eczne nie s� wcale �atwiejszym sposobem �ycia; przeciwnie - stawiaj� go nieustannie wobec nowych dylemat�w, do rozwi�zania kt�rych nie jest wystarczaj�co przygotowany. Uprzytamnia sobie r�wnie�, �e wielostopniowy proces stawania si� cz�owiekiem doros�ym nie tylko nie zosta� zako�czony, ale na dobr� spraw� pierwsze sygna�y rozumienia, czym owa doros�o�� by� powinna, mog� datowa� si� od momentu decyzji o za�o�eniu rodziny. Dodajmy: decyzji nie zawsze przemy�lanej. Generalna zmiana polega na tym, �e autentyczna dojrza�o��, jak �aden inny etap w �yciu, niesie w sobie zmian� i rozw�j. A zatem to wszystko, czym - zgodnie z utartym wyobra�eniem - po- winna charakteryzowa� si� przede wszystkim m�odo��. Dzi� jednak�e doros�o�� obejmuje swoim za- si�giem nie tylko lata m�odo�ci, lecz r�wnie�, nie zwalniaj�c tempa, przechodzi wraz ze swoimi nie- pokojami, trudno�ciami i problemami w czas biologicznego przekwitania. Mo�na wi�c powiedzie�, �e etap dorastania trwa obecnie niemal do kresu ludzkiego bytu, tylko bowiem nieliczna grupa ludzi potrafi wcze�niej rozwi�za� zasadnicze kwestie swojej egzystencji. Ci, kt�rym do ko�ca si� to nie udaje, mogliby powt�rzy� za Gertrud� Stein jej ostatnie s�owa. Nie uzyskawszy odzewu na pytanie: "Jaka jest odpowied�", zada�a inne: "Jakie wi�c jest pytanie?" Skoro cz�owiek nie mo�e ju� dzisiaj beztrosko polega� na g�osach doradczych minionych epok, proces sta�ego przekszta�cania siebie, a wi�c i �wiata, staje si� konieczno�ci�. Ale z faktu, �e pewne zjawiska traktujemy jako znak przemijaj�cego czasu, nie wynika wcale, i� rejestruj�ca je �wiadomo�� ulega r�wnie szybkim przemianom. Pod warstw� nowych zachowa�, wymuszonych nie- jako przez zmieniaj�ce si� stosunki spo�eczne, tkwi� nadal tradycyjne wyobra�enia o �wiecie, lu- dziach i �yciu. Ilekro� konfrontacja wyobra�e� z rzeczywisto�ci� wypada na korzy�� tej ostatniej (co oznacza, �e nie potwierdzaj� si� nasze oczekiwania i po raz kolejny musimy przewarto�ciowa� do- tychczasowe pogl�dy na temat ludzi, �wiata i �ycia), pojawia si� ostry dysonans, a wraz z nim poczu- cie obco�ci, nieprzystosowania. Do�wiadczenie takie jest bliskie bardzo wielu ludziom i zawsze nie- sie ze sob� podwa�enie zaufania tak do �wiata zewn�trznego, jak i do samego siebie. Pu�apki d�ugowieczno�ci Pom�wmy teraz o innym aspekcie trudno�ci adaptacyjnych wsp�czesnego cz�owieka, kt�rych �r�d�a tkwi� - o paradoksie! - w spe�nionym marzeniu o d�ugowieczno�ci. Zdobycze medy- cyny i o�wiaty sanitarnej tak bowiem wyd�u�y�y lata �ycia, �e osoba po sze��dziesi�tce jest uwa�ana za ca�kowicie sprawn� i zdoln� do wszechstronnej pomocy swoim dzieciom i wnukom, a nierzadko tak�e - do podj�cia pracy zawodowej w zmniejszonym wymiarze godzin. R�wnie� rze�ki siedemdzie- si�cio- i osiemdziesi�ciolatek nie budzi ju� zdziwienia, bo nie jest to bynajmniej granica mo�liwo�ci �ywotnych cz�owieka. Od razu trzeba doda�, �e owa d�ugowieczno�� i sprawno�� fizyczna jest zna- kiem naszej epoki, a w ubieg�ych stuleciach by�a raczej zjawiskiem wyj�tkowym. Sytuacja ta stwarza now� perspektyw� ludzkiej egzystencji, co - zwa�ywszy, �e ma��e�s- two zawiera si� mniej wi�cej oko�o dwudziestego pi�tego roku �ycia - teoretycznie ��czy par� na p� wieku i d�u�ej. Przyjmuj�c za statystykami, �e okres p�odno�ci ma��e�stw przypada na pierwsze pi�� lat po�ycia, �atwo obliczy�, �e po odchowaniu dzieci pozostaje ma��onkom jeszcze co najmniej dwa- dzie�cia do trzydziestu lat ponownego �ycia we dwoje, ju� bez obowi�zk�w rodzicielskich. Tak wi�c, gdy tradycyjny skrypt kulturowy przewidywa� program wype�niaj�cy oko�o pi��dziesi�ciu lat �ycia, a obowi�zki rodzicielskie ko�czy�y si� w momencie usamodzielnienia si� potomstwa - obecnie wielu starszych wiekiem, lecz pe�nych si� i energii ludzi, nie wie po prostu, co pocz�� ze swoim �yciem po pi��dziesi�tce, za� w momencie przej�cia na emerytur�, wpada w stany przygn�bienia, a nierzadko paniki. Kwestia ta dotyczy szczeg�lnie kobiet, poniewa� m�czy�ni s� d�u�ej zaabsorbowani pra- c� zawodow� i zazwyczaj silniej w��czeni w nurt �ycia pozarodzinnego. Ponadto, jak wynika ze sta- tystyki, umieralno�� m�czyzn oko�o pi��dziesi�tego roku �ycia jest wi�ksza ni� w tym samym wieku kobiet, tote� �ony pozostaj� samotne, cz�sto w sensie dos�ownym, je�eli wi� z dorastaj�cymi dzie�- mi jest nik�a, a kontakty z otoczeniem oficjalne lub pozorne. Znalezienie sposobu na �ycie po przekroczeniu "smugi cienia" okazuje si� w wielu przy- padkach zadaniem trudnym i sk�ania do negatywnej oceny minionych lat: nape�nia rozgoryczeniem, wzbudza �al do bliskich i �wiata, nierzadko pogarsza stan zdrowia. Bywa te�, �e owa negatywna oce- na przesz�o�ci i poczucie beznadziejno�ci uruchamia pragnienie ostatecznego unicestwienia. Stany takie prze�ywaj� nie tylko osoby w podesz�ym wieku, ale tak�e du�o m�odsze, pozornie w��czone jeszcze w nurt �ycia. Ilustracj� takiej w�a�nie sytuacji, powtarzaj�cej si� coraz cz�ciej w r�nych wariantach, mo�e by� list skierowany do rubryki porad tygodnika "Zwierciad�o", autorstwa czter- dziestosiedmioletniej, a zatem zgodnie z obowi�zuj�cymi kryteriami - m�odej jeszcze kobiety. Brzmi on nast�puj�co: "Coraz cz�ciej mam wra�enie, �e moje �ycie w�a�ciwe ju� si� sko�czy�o i nie wiadomo, w jakim celu chodz� jeszcze po tym �wiecie. Mam 47 lat, osiemnastoletniego syna, m�a, kt�ry jest starszy ode mnie o trzy lata. Nadal pracuj�. Moje kontakty z synem s� bardzo dobre, ale wiem, �e ju� nied�ugo opu�ci dom i rozumiem, �e jest to naturalne. Ma dziewczyn�, kt�r� akceptuj� i kt�ra dobrze si� czuje w naszym domu, i wiem, �e my�l� o wsp�lnym �yciu. Ju� teraz cz�sto z ni� wychodzi, tak �e po pracy zostajemy najcz�ciej z m�em sami. Nasze ma��e�stwo by�o takie sobie: ani specjalnie udane, ani nieudane. Wsp�ycia fizycznego nie ma ju� od dawna i wiem, �e to we mnie powsta� ten op�r, a m�� si� do tego przystosowa�. Czy ma kogo�, nie wiem, wydaje mi si�, �e nie, poniewa� bar- dzo wiele czasu sp�dza w domu. Lubi majsterkowa�, �owi� ryby, zawsze jest czym� zaj�ty i tak �yje- my obok siebie bez z�o�ci, ale i bez �adnych emocji. W poprzednich latach mia�am dwa powa�ne romanse, z kt�rych jeden mo�na chyba na- zwa� mi�o�ci�. On by� �onaty, mia� rodzin�, wiadomo by�o, �e nic z tego dla nas nie wyniknie, ale czu�am si� szcz�liwa i kochana. Nawet to, �e czasami zagl�da� do kieliszka, specjalnie mi nie prze- szkadza�o. Kilka razy wyje�d�ali�my razem na wczasy, ale wszystko sko�czy�o si� razem z jego �mierci�. Zabi� si� na motorze, w nietrze�wym stanie. P�niej mia�am jeszcze jeden romans, ale ma�o wa�ny i sama sko�czy�am t� znajomo��. M�czy�ni przestali mnie ju� interesowa�, podobnie jak mo- ja praca. Prac� mam odpowiedzialn�. Kieruj� niewielkim zespo�em ludzi, kt�rzy chyba mnie lubi� i szanuj�. Ale wykonuj� to zaj�cie od kilku lat i prawd� m�wi�c traktuj� je ju� rutynowo. Robi� to, bo jestem zatrudniona, ale od dawna nie sprawia mi ono �adnej przyjemno�ci. Po prostu zarabiam pie- ni�dze. Coraz cz�ciej �api� si� na tym, �e w�a�ciwie nie mam ochoty ani wyj�� rano do pracy, ani wr�ci� po pracy do domu. Wszystko jest takie samo, a rozrywki typu wizyta u znajomych, teatr czy kino, wyjazd na wczasy, przecie� nie wype�niaj� �ycia. Bez kogo� naprawd� bliskiego to wszyst- ko tak�e nie sprawia wielkiej przyjemno�ci. My�l�, �e jestem nikomu niepotrzebna i moje �ycie jest puste. Czuj� si� stara i zu�yta, chocia� nie wygl�dam najgorzej i mog� si� jeszcze podoba�. Ale ju� mi si� nie chce. Co mo�e mnie czeka�? Rola babci? Jako� siebie w tym nie widz�, chocia� �ycz� mojemu synowi udanych dzieci. W og�le nic przed sob� nie widz� i coraz cz�ciej nachodzi mnie my�l sko�- czenia z tym wszystkim. Na razie tylko o tym my�l�, ale my�l� coraz cz�ciej. Nie wyobra�am sobie takiej prawdziwej staro�ci i w og�le ju� nic sobie nie wyobra�am. Na razie musz� poczeka�, a� syn zrobi matur� i dostanie si� na studia, a potem... Zupe�nie nie wiem." Stan opisany w li�cie, bliski wielu ludziom w �rednim i starszym wieku, mo�na zdefinio- wa� w spos�b nast�puj�cy: �ycie straci�o sens i przesta�o by� komukolwiek potrzebne. Odtworzenie przesz�o�ci w znanych dekoracjach jest ju� niemo�liwe. Powsta�a pustka. Pomys�u na zacz�cie wszys- tkiego od nowa jako� brakuje i co gorsza, brakuje ku temu ch�ci. By� mo�e autorka listu odczu�a ten stan nieco wcze�niej, ni� to si� zazwyczaj dzieje, ale fakt pozostaje faktem. Nieliczni, kt�rym uda�o si� zmieni� ten bieg rzeczy, s� dopiero pionierami "akademii z�otego wieku" i na upowszechnienie ich poszukiwa� w tym zakresie trzeba b�dzie jeszcze poczeka�. Pyrrusowe zwyci�stwo W popularnym �yczeniu "d�ugiego i szcz�liwego �ycia" ��cz� si� dwa elementy: �ycze- nie dobrej kondycji fizycznej, nie opuszczaj�cej cz�owieka do kresu jego dni, i harmonijnego wsp�- �ycia z takim towarzyszem �ycia, na kt�rym - mimo r�nych perypetii losowych - mo�na ca�kowicie polega�. Badania dotycz�ce stanu zdrowia informuj�, �e osoby �yj�ce samotnie cz�ciej zapadaj� na r�ne choroby, oraz podlegaj� wy�szemu wska�nikowi umieralno�ci ni� osoby �yj�ce w zwi�zkach ma��e�skich. Wiadomo tak�e, �e jako�� po�ycia ma��e�skiego ma ogromny wp�yw na samopoczucie, co wi��e si� z gotowo�ci� podejmowania nowych zada�, ch�ci� do �ycia i zachowaniem r�wnowagi psychoemocjonalnej. Partnera na �ycie wybiera si� w okresie m�odzie�czym, kiedy si�y witalne na og� dopisu- j�, a takie zagro�enia, jak choroby, r�nego rodzaju niesprawno�� b�d� mo�liwo�� porzucenia po- przez odej�cie czy �mier� jednej ze stron, nie s� w og�le brane pod uwag�. Kochankowie m�wi� so- bie, �e chcieliby �y� wiecznie razem i s� prze�wiadczeni, �e nie ma takiej si�y, kt�ra mog�aby ich roz- dzieli�. Niekiedy za�o�enie to okazuje si� kamieniem w�gielnym zwi�zku i ludzie �yj� ze sob� wiele lat w poczuciu coraz bardziej pog��biaj�cej si�, dojrzalszej mi�o�ci (co nie oznacza, �e nigdy nie przydarzaj� im si� "ciche dni", sprzeczki czy przelotne burze), wychodz�c obronn� r�k� z r�nych trudno�ci, konflikt�w, niepowodze�. Wiemy jednak, �e nie dzieje si� tak zawsze. Wiele ma��e�stw zawartych z najlepszymi nadziejami i zwi�zanych pocz�tkowo serdecznymi uczuciami, nie wytrzymuje pr�by czasu i rozpada si� wbrew intencjom przynajmniej jednego ze wsp�ma��onk�w. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest oczywi�cie bardzo du�o, ale nie wdaj�c si� na razie w szczeg�owe analizy, warto zastanowi� si� nad trudno�ciami, jakie we wzajemne stosunki obu p�ci wprowadzi�a - pozytywna z obiektywnego punktu widzenia - emancypacja kobiet. Zmiany dokonane pod jej wp�ywem przeobrazi�y nie tylko ich psy- chik�, ale ukszta�towa�y tak�e zupe�nie nowy typ m�czyzny, kt�ry nie zawsze jest w stanie sprosta� oczekiwaniom i potrzebom wyemancypowanej kobiety. W tym w�a�nie obszarze dzieje si� wiele rzeczy trudnych dla obu stron, poniewa� przy realizacji r�wnouprawnienia stopniowo przestaj� by� respektowane tradycyjne przywileje obu p�ci, a nowe regu�y wzajemnego kontaktu znajduj� si� dopiero w fazie wst�pnych uzgodnie�, tym trudniej- szych, �e sk�adaj� si� z nie okre�lonych wyra�nie postulat�w i niesp�jnych dyrektyw. W rezultacie ka�da para - stosownie do swoich potrzeb - musi wypracowa� w�asny, odpowiadaj�cy jej uk�ad. Za- garniaj�c dla siebie przywileje przypisane uprzednio p�ci brzydkiej, a przez to stawiaj�c m�czyzn w nowej dla nich sytuacji, kobiety r�wnocze�nie oczekuj�, �e ich rola, obejmuj�ca opieku�czo�� i odpowiedzialno�� za dom, pozostanie nie zmieniona. Zupe�nie tak, jak gdyby Dalila po obci�ciu Samsonowi w�os�w spodziewa�a si�, �e b�dzie on r�wnie silny i niezwyci�ony, jak w�wczas, gdy by� obdarzony ich moc�. Rozbie�no�� mi�dzy oczekiwaniami a zachowaniami cechuje zreszt� obie p�cie, co przy nieumiej�tno�ci wzajemnego porozumienia i zrozumienia racji ka�dej ze stron sprawia, �e ka�da z nich czuje si� zdezorientowana i zawiedziona. Zaw�d, rozczarowanie, zagubienie w labiryncie w�asnych i cudzych uczu� przekszta�caj� si� z czasem w z�o��, niech��, nienawi�� i wrogo��. A takie nastawienie nie pozwala z kolei uzyska� od partnera niezb�dnego ka�demu z nas oparcia i poczucia bezpiecze�stwa. Wydaje si�, �e mimo stanu faktycznego, ci�gle jeszcze nie chcemy i nie mo�emy si� po- godzi� z przemianami, jakie dokona�y si� w ma��e�skiej wsp�lnocie w ci�gu ostatniego p�wiecza. S� one logicznym nast�pstwem przemian zaistnia�ych zar�wno w �yciu spo�ecznym, jak i osobistym pod wp�ywem aktywizacji zawodowej kobiet. I czy nam si� to podoba, czy nie, zmiany te s� ju� nie- odwracalne. Chocia� walka o r�wnouprawnienie przynios�a wiele pozytywnych osi�gni��, zmieniaj�c niekorzystny w przesz�o�ci uk�ad stosunk�w pomi�dzy kobiet� a m�czyzn�, to jednak obserwuj�c dzisiejszy uk�ad stosunk�w pomi�dzy partnerami trudno powstrzyma� si� od smutnego pytania: czy nie jest to przypadkiem zwyci�stwo pyrrusowe? Staj�c w szranki z m�czyzn�, kobiety zademonstrowa�y r�wnouprawnienie nawet przez sw�j wygl�d zewn�trzny. D�insy, marynarka i ca�y zestaw "uniseksowych" ubior�w tworz� osob� diametralnie r�n� od tej, kt�ra w powiewnej sukni i na wysokich obcasach wymaga�a oparcia na m�skim ramieniu. I je�li nawet powsta�y w ten spos�b obraz osoby silnej i pewnej siebie jest w wielu przypadkach nieprawdziwy, to przekonywaj�co imituje taki w�a�nie typ osobowo�ci. Nic zatem dziwnego, �e wielu niepewnych siebie m�czyzn szuka oparcia w tej z pozoru silnej kobieco�ci. A kiedy nie wszystko uk�ada si� zgodnie ze scenariuszem, prze�wiadczenie, �e kobieta doskonale po- radzi sobie sama, pozwala m�czy�nie usprawiedliwia� niewywi�zanie si� z podj�tych poprzednio zobowi�za�. Wydaje si�, �e m�czyznom nie zawsze starcza wyobra�ni, aby ogarn�� koszty, jakimi kobiety op�acaj� samodzielno�� i wymuszon� trudnymi warunkami �ycia dzielno��. Stosy list�w sp�ywaj�ce ka�dego dnia na biurka pism prowadz�cych dzia�y porad, sygnowane zwrotami: "Za�ama- na", "Nieszcz�liwa", "Samotna", "Zrozpaczona", "Bezsilna" itp., to w�a�nie odwrotna strona zwy- ci�skiej samodzielno�ci: koszt psychiczny nadmiernej emancypacji. M�czy�ni rzadko pisuj� listy z pro�b� o pomoc w osobistych k�opotach, ale ich zagubie- nie i niepewno�� wobec reali�w �ycia s� nie mniejsze ni� p�ci przeciwnej. Odebranie "panom �wiata" wy��czno�ci na autorytet, m�dro��, przewodnictwo �yciowe postawi�o ich w sytuacji "nagiego kr�la", zmuszaj�c do przewarto�ciowania dawnych poj�� o m�sko�ci i podj�cia pr�b ponownego okre�lenia swojej roli w uk�adzie osobistym i spo�ecznym. Jest to zadanie nie�atwe i nie do rozwi�zania w obr�bie jednej generacji, zwa�ywszy, �e obie strony musz� dopiero wypracowa� efektywne metody wsp�dzia�ania, zamiast - jak dzieje si� to nadal - w spos�b zaci�ty niszczy� siebie przy najl�ejszym niepowodzeniu. W wi�kszo�ci zwi�zk�w zawieszenie broni trwa kr�tko i jest okupione przemilczeniami na temat prze�ywanych uraz�w czy pretensji, aby po tym czasie - koniecznym na przyk�ad do urodzenia dziecka czy skierowania ca�ej uwagi i wysi�ku na inn�, wa�n� w tym momencie spraw� - wybuchn�� ze zdwojon� si��. W zmienio- nym uk�adzie si� zar�wno kobieta, jak i m�czyzna stracili bowiem poczucie bezpiecze�stwa, a wraz z nim poczucie warto�ci w�asnej p�ci. Teraz nie wystarczy by� "tylko" kobiet� lub "tylko" m�czyzn�, ale trzeba spe�ni� ponadto wiele rozmaitych warunk�w i wykaza� si� r�nymi sprawno�ciami, aby w og�le zaistnie� w roli partnera. Gdyby te warunki i sprawno�ci by�y w czytelny spos�b okre�lone, tak jak to by�o w dawnym, tradycyjnym uk�adzie, w�wczas sytuacja by�aby du�o �atwiejsza. Tak jed- nak nie jest. Co prawda ch�tnie pos�ugujemy si� okre�leniami "rola kobiety" lub "rola m�czyzny", odmieniaj�c ten termin w r�nych przypadkach i wariantach, ale rzadko u�ci�lamy to poj�cie, rozpa- truj�c je w ka�dym przypadku subiektywnie, zale�nie od indywidualnych potrzeb. Ot� warto wiedzie�, �e w literaturze socjologicznej rol� spo�eczn� nazywamy zachowa- nie cz�owieka, wynikaj�ce z zajmowanej przez niego okre�lonej pozycji, przy czym pozycja oznacza jego miejsce w systemie stosunk�w spo�ecznych. Role s� wyznaczone przez uk�ady kulturowe i prze- kazywane nast�pnym pokoleniom, jako zachowania poprawne, przy czym tylko bardzo niewielka cz�� zachowa� sk�adaj�cych si� na "rol�" jest wyznaczona przez jednoznaczne, niejako skodyfiko- wane przepisy. Przekazywane wraz z dziedzictwem pokole� wzory r�l ma��e�skich i rodzinnych znajduj� nadal �ywy odd�wi�k w �wiadomo�ci spo�ecznej, mimo niemal ca�kowicie zmienionych rea- li�w wsp�czesnego �ycia. Stan ten prowadzi do wielu nieporozumie�, poniewa� nie mo�na ju� po- st�powa� w dawniejszy, zwyczajowo okre�lony spos�b. Naturaln� kolej� rzeczy wiele zachowa� mu- sia�o ulec daleko id�cym modyfikacjom, a cz�� z nich straci�a w og�le racj� bytu. R�wnocze�nie pod presj� konieczno�ci wykszta�ci�y si� nowe typy zachowa� i chocia� cz�� z nich nie jest do ko�ca ak- ceptowana, staj� si� one swoistym testem, sprawdzaj�cym, jak funkcjonuj� nowe tre�ci wype�niaj�ce tradycyjne role. Trudno�� ustalenia, czy dana rola jest pe�niona w spos�b w�a�ciwy, czy te� nie, polega na tym, �e bierze si� tu pod uwag� dwa elementy: zachowania osoby wyst�puj�cej w okre�lonej roli (na przyk�ad w roli m�a czy ojca) i oczekiwania, jakie adresuj� do osoby pe�ni�cej te role inne osoby czy instytucje. Trudno si� zatem dziwi�, �e "wykonawca roli" nie czuje si� w niej zbyt pewnie, poniewa� brakuje mu konkretnego wzorca, w jaki spos�b powinien j� wype�nia�. Pr�buj�c oceni� samego sie- bie mo�e uzna�, �e nie�le sobie radzi (czerpi�c na przyk�ad wz�r zachowa� z post�powania w�asnych rodzic�w) albo prze�ywa� wiele frustruj�cych go w�tpliwo�ci, wzmacnianych dodatkowo przez kry- tyk� otoczenia. Mo�e wtedy podejmowa� wysi�ki w celu dostosowania si� do zg�aszanych przez naj- bli�szych oczekiwa�, co zreszt� wcale nie musi zadowala� ani jego, ani tych, kt�rych chcia�by usatys- fakcjonowa�. Sprawa komplikuje si� jeszcze bardziej, je�li dodamy, �e istotn� cech� "roli" jest wzgl�d- na sp�jno�� wchodz�cych w jej sk�ad element�w. W przeciwnym wypadku, a wi�c kiedy zesp� oczekiwa� czy zachowa� tworzy wi�cej ni� jeden sp�jny uk�ad, mo�emy m�wi� o wyodr�bnieniu si� kilku autonomicznych r�l. Socjologowie pos�uguj� si� wr�cz poj�ciem wi�zki r�l w analizowaniu uk�adu rodzinnego. Wydaje si� to celowe w sytuacji, gdy wsp�czesne przemiany doprowadzi�y do powa�nego zr�nicowania zar�wno oczekiwa�, jak i zachowa� zwi�zanych z pozycj� doros�ego m�- czyzny w rodzinie jako m�a, ojca, �ywiciela i partnera seksualnego. Dotyczy to r�wnie� kobiet. Je�li kiedy� okre�lenie: "dobry m��" lub "dobra �ona" zawiera�o wyczerpuj�c� informacj� na temat kryte- ri�w takich ocen (na przyk�ad "dobry m��" to m�� nie nadu�ywaj�cy alkoholu, przynosz�cy do domu ca�� wyp�at�, zabieraj�cy rodzin� w niedziel� do ko�cio�a czy na spacer, za� "dobra �ona" to osoba zgodna, gospodarna, dbaj�ca o dom i o dzieci), to obecnie nie s� one tak jednoznaczne. Za wyodr�b- nieniem r�l przemawiaj� zar�wno do�wiadczenia zebrane w poradniach rodzinnych w trakcie terapii ma��e�sko-rodzinnej, jak i liczne materia�y pami�tnikarskie.(Konkursy pami�tnikarskie organizowane przez O�rodek Bada� nad Wsp�czesn� Rodzin�: 1. Moje ma��e�stwo i rodzina, 1972; 2. Wsp�czes- ny m�czyzna jako m�� i ojciec, 1973; 3. M�j dom i ja, 1975).Do�� cz�sto s�yszy si� dzisiaj takie na przyk�ad opinie: "M�j m�� jest dobrym ojcem, kocha dzieci i pod tym wzgl�dem nie mog� mu nic za- rzuci�. Ale to ju� wszystko, co mog� o nim powiedzie� dobrego. Jako m�czyzna nie zadowala mnie, a jego zaradno�� �yciowa jest �adna". Jak z tego wynika, "dobry m��", aby zas�u�y� na to miano - musi sprawdzi� si� w wielu r�nych dziedzinach wsp�lnego �ycia, co oznacza, �e samo posiadanie cech przypisywanych kiedy� postawie "porz�dnego cz�owieka" ju� nie wystarcza. W literaturze ameryka�skiej m�wi si� wr�cz o powstaniu nowego obrazu m�czyzny w rodzinie, wymieniaj�c przede wszystkim jego rol� dostar- czyciela satysfakcji seksualnej, traktowanej w ma��e�stwie jako warto��, kt�ra jest celem samym w sobie. Spotykamy si� tu z opozycyjnym do tradycyjnego rozumieniem seksu "ma��e�skiego", jako przyjemno�ci dostarczanej przede wszystkim m�czy�nie przez �on� w zamian za utrzymanie rodzi- ny. Inna z kolei nowa rola, kt�r� mo�na by nazwa� terapeutyczn�, oznacza podj�cie przez m�czyzn� przypisywanych zwyczajowo kobietom zada� zwi�zanych z rozwi�zywaniem problem�w etycznych lub emocjonalnych cz�onk�w rodziny. Jest spraw� oczywist�, �e w kontek�cie zaistnia�ych zmian szansa satysfakcjonuj�cego obie strony wzajemnego uk�adu jest o wiele trudniejsza do zrealizowania ni� w uk�adzie tradycyjnym. Wci�� jeszcze aktualne role ma��e�skie i rodzinne s� zaledwie naszkicowane i trudno jednoznacznie je okre�li�. Dlatego te� wype�nienie ich tre�ci� dostosowan� do konkretnych potrzeb staje si� dla ka�dej pary kwesti� otwart�, pozostawion� do indywidualnego rozstrzygni�cia. Tre�� ta uzale�niona b�dzie od sk�adu rodziny, warunk�w, w jakich �yje, bud�etu, jakim dysponuje, cech charakteru jej cz�onk�w oraz wyniesionego przez par� z ich dom�w modelu wsp�ycia, wzbogaconego o w�asne pragnienia i potrzeby. W d��eniu ku szcz�ciu Zarysowany powy�ej obraz, z konieczno�ci sygnalizuj�cy tylko niekt�re trudno�ci nasze- go czasu, uwypukla jednak zaistnia�e zmiany, kt�re bardzo silnie rzutuj� na ludzkie losy. Ta sytuacja sprawia, �e nowa wersja odwiecznego marzenia o szcz�ciu nie jest jeszcze wyra�nie okre�lona, a pr�by realizacji tego nowego modelu nierzadko id� w niew�a�ciwych kierunkach. Zdajemy sobie spraw�, �e dawny spos�b �ycia nie odpowiada ju� dzisiejszym potrzebom, lecz nie wiemy jeszcze, ja- ki powinien by� nowy. Wiemy ju�, �e musi istnie� odmienna od poprzedniej wizja kobieco�ci i m�s- ko�ci, ale nie umiemy sobie wyobrazi�, w jaki spos�b powinni�my si� do niej dopasowa�. Wszystko to sprawia, �e czujemy si� zdezorientowani i zagubieni. Pr�buj�c opanowa� przenikaj�cy nas niepo- k�j, zadajemy sobie wiele pyta� i nie potrafimy znale�� na nie odpowiedzi. "Je�li nie jeste�my silnymi wspania�ymi bohaterami b�d� nie potrafimy ju� nimi by�, to jak w�a�ciwie mamy post�powa�, aby zachowa� swoj� m�sko��"? - oto dylemat m�czyzn. "Czy si�a, przebojowo�� i odrzucenie konwenans�w s� w stanie zast�pi� urok dawnej de- likatnej, niezaradnej kobieco�ci, sk�aniaj�cej m�czyzn do ochrony i opieku�czo�ci?" - zastanawiaj� si� kobiety, dla kt�rych cz�� dawnych warto�ci - mimo atrakcyjno�ci nowych - nie straci�a uroku. Wraz z dorastaniem i u�wiadamianiem sobie w�asnych potrzeb coraz bardziej cenimy ta- kie warto�ci, jak blisko��, intymno��, wsp�uczestniczenie, porozumienie i partnerstwo. Staramy si� pracowa� nad ich osi�gni�ciem, walczymy o nie, analizujemy siebie i naszych bliskich - i nie jeste�- my w stanie poj��, dlaczego tak trudno wprowadzi� te proste, wydawa�oby si� zasady we wzajemne stosunki. A kiedy zapada decyzja zwr�cenia si� o pomoc do terapeuty, jasne wy�o�enie tego, czego naprawd� od siebie oczekujemy, okazuje si� prawie niewykonalne. Uczestnicz�cy w tych bolesnych konfrontacjach z pozycji ma��e�skiego doradcy, odnosi cz�sto wra�enie, �e obie strony d��� w gruncie rzeczy do tego samego celu i usi�uj� zaspokoi� te sa- me, cho� mo�e nieco inaczej wyra�ane potrzeby. A tym, co przeszkadza lub wr�cz uniemo�liwia wza- jemne porozumienie, wydaje si� by� l�k przed autentyczn� blisko�ci�! W prze�wiadczeniu, �e ujaw- nienie swojego wn�trza, a wi�c szczere i czytelne przedstawienie oczekiwa� i pragnie� mo�e zosta� wykorzystane przez partnera, kryje si� g��boka nieufno�� do drugiego cz�owieka, kt�ry zreszt� zg�a- sza podobne obawy i zastrze�enia. Kwestia ta ��czy si� z brakiem zaufania do samego siebie, ponie- wa� wi�kszo�� ludzi jest prze�wiadczona, �e ich wn�trze kryje w sobie rzeczy tak dalece trudne do zaakceptowania, i� nie tylko ujawnienie ich komukolwiek, ale nawet wejrzenie w nie samemu musi budzi� niech�� i odrzuca�. Dlatego partnerzy staraj� si� z jednej strony zamaskowa� swoje rzeczywiste potrzeby, z drugiej natomiast znale�� na tyle funkcjonalny spos�b ich wyra�ania, aby uzyska� bodaj minimalne ich zaspokojenie. Oczywi�cie, takie postawienie sprawy nie daje jasnej informacji o tym, czego obie strony oczekuj� od siebie, a w zwi�zku z tym �adna z nich nie mo�e czu� si� dobrze, zar�wno w sa- moocenie, jak i w ocenie bliskiego sobie cz�owieka. W opinii otoczenia, po�ycie takiej nie umiej�cej si� ze sob� otwarcie porozumie� pary mo�e by� odbierane nawet jako bardzo udane, a konstrukcja ich wsp�lnego �ycia - je�eli trzyma� si� og�lnie przyj�tych kryteri�w - mo�e by� przez osoby postronne oceniana pozytywnie. Przyk�adem takiej w�a�nie sytuacji jest przytoczona na wst�pie relacja m�odej kobiety, kt�rej sprawy osobiste i zawodowe wydaj� si� uk�ada� dok�adnie tak, jak ustalaj� to spo�ecz- ne wymagania: dobry m��, udane dziecko, w�asne mieszkanie, ciekawa praca zawodowa. A przecie� kobieta ta nie czuje si� wcale szcz�liwa, a im bardziej dochodzi do wniosku, �e nie ma prawa zg�a- sza� �adnych zastrze�e� do swojego losu, tym mocniej odczuwa rozd�wi�k mi�dzy zewn�trznym ob- razem swojego �ycia a konieczno�ci� sta�ego przystosowywania si� do tak realizowanego modelu szcz�cia. Rzecz w tym, �e takie warto�ci, jak dom, partner �yciowy, dziecko, praca - aczkolwiek nadal wa�ne i po��dane - nie s� w stanie zaspokoi� pragnie� wsp�czesnego cz�owieka wy��cznie przez to, �e zosta�y spe�nione, �e istniej�. Wa�na sta�a si� przede wszystkim jako�� tych warto�ci, po- czucie, �e tworz� one harmonijn� ca�o��, odpowiadaj�c� naszym potrzebom, i �e my sami dobrze sprawdzamy si� w ich realizacji. Potrzebujemy wewn�trznego potwierdzenia, �e jeste�my dobrze osadzeni w swoich rolach �yciowych i �e role te sk�adaj� si� na sp�jny kszta�t budowli, kt�r� nazy- wamy swoim �yciem. Aby by�o to mo�liwe, konieczne jest staranne przemy�lenie koncepcji w�asnego �ycia i osadzenie jej w realnym wymiarze postrzeganego przez siebie �wiata. Jest to jedno z podsta- wowych, a r�wnocze�nie trudnych zada� stoj�cych przed wsp�czesnym cz�owiekiem. I od razu trze- ba dopowiedzie�, �e zadania tego nigdy nie udaje si� rozwi�za� raz na zawsze, ale na ka�dym kolej- nym etapie naszej egzystencji wymaga ono nowej interpretacji, poniewa� zmienia si� postrzegany przez nas obraz �wiata, a pod wp�ywem nowych do�wiadcze� zmieniamy si� i my sami. Jest to zatem sta�y, nie ko�cz�cy si� proces przemian, jakim - �wiadomie lub nie�wiadomie - podlega ka�da ludzka istota. Gdyby�my wr�cili teraz do postawionego wcze�niej pytania, powt�rzonego za Gertrud� Stein, to jego wyd�wi�k by�by w r�wnej mierze dramatyczny, co banalny. Pytanie to jest niezmienne i zawsze dotyczy tej samej kwestii: jak �y�? Ksi��ka ta nie jest w stanie udzieli� w tej materii jednoznacznej i wyczerpuj�cej odpo- wiedzi, poniewa� odpowiedzi takiej po prostu nie ma. Mam jednak nadziej�, �e przekazana w niej wiedza na temat mechanizm�w rz�dz�cych ludzkim zachowaniem, u�wiadomienie proces�w, jakim podlega cz�owiek w r�nych okresach �ycia oraz analiza istoty kontakt�w mi�dzy kobiet� a m�czyz- n� - pomog� zrozumie� prze�ywane niepokoje i w�tpliwo�ci, a wi�c lepiej i pe�niej przeanalizowa� w�asn� sytuacj� �yciow�. 2. Ma��e�stwo jako system Zasuszona wi�zanka, suknia �lubna i uszyty na t� okazj� garnitur - to ju� tylko rekwizyty ceremonii, o kt�rej m�wi si� w czasie przesz�ym. Dla g��wnych aktor�w tego wydarzenia - jednego z najwa�niejszych w �yciu - zaczyna si� ma��e�ska codzienno��. Dzie�, w kt�rym dwoje m�odych przest�puje po raz pierwszy - jako ma��e�stwo - pr�g wsp�lnego domu (bez wzgl�du na to, czy jest to samodzielne mieszkanie, wynaj�ta kawalerka, czy pok�j wydzielony przez rodzic�w) jest pocz�tkiem tworzenia mi�dzy nimi pewnego uk�adu wzajemnych zale�no�ci i powi�za�. Nowo�e�com mo�e si� wydawa�, �e wy��cznymi mieszka�cami tego pierwszego, samo- dzielnego lokum s� oni sami: �ona i m��. Jest to jednak pozorne. Ka�de bowiem z nich wnosi dodat- kowy balast wcze�niejszych prze�y� i dozna�: obraz po�ycia w�asnych rodzic�w, klimat rodzinnego domu, rodzaj wi�zi emocjonalnych z najbli�szymi, wreszcie do�wiadczenia z poprzednich zwi�zk�w uczuciowych. "Wyposa�enie" to, o kt�rym wsp�ma��onek albo wie wszystko, albo niewiele, albo w og�le nie ma �adnych informacji - kszta�tuje wyobra�enie o typie zwi�zku, jaki p�niej, ju� od pierwszych dni bycia razem, ka�da ze stron b�dzie usi�owa�a narzuci� partnerowi. Jest to sytuacja odmienna od okresu "chodzenia ze sob�", kiedy obie strony stara�y si� maksymalnie uwzgl�dnia� �yczenia i preferencje partnera. "Przed �lubem - m�wi Tomek - wszystko by�o idealnie. Pojechali�my na kilka dni w g�ry, w do�� prymitywne warunki: pok�j by� nie ogrzewa- ny, a za potrzeb� biega�o si� na zewn�trz. I wszystko by�o cudownie, �adnych spi��! A w podr�y po- �lubnej okaza�o si�, �e moja �ona nie b�dzie tolerowa�a pokoju bez �azienki i �e musz� by� spe�nione liczne warunki dotycz�ce standardu pokoju, aby czu�a si� dobrze i by�a z wyjazdu zadowolona." Podstawowa r�nica mi�dzy tymi dwoma postawami tkwi zazwyczaj w odmienno�ci oczekiwa� ludzi wi���cych si� ze sob�. O ile w trakcie przed�lubnych spotka� starania id� w kierun- ku podporz�dkowania si�, a przynajmniej uznawania systemu warto�ci istotnych dla kandydata na wsp�ma��onka, o tyle po �lubie punkt ci�ko�ci bardzo szybko przesuwa si� w kierunku zaspokoje- nia w�asnych potrzeb. Dzieje si� tak dlatego, �e okres poprzedzaj�cy ma��e�stwo ma przede wszyst- kim na celu doprowadzenie do za�o�enia rodziny. Natychmiast jednak po osi�gni�ciu tego celu, ka�dy z partner�w d��y do tego, aby nowo powsta�y zwi�zek by� satysfakcjonuj�cy przede wszystkim dla niego. Dlatego w�a�nie pierwsz� wa�n� spraw� dla ludzi chc�cych si� pobra� jest pr�ba okre�le- nia charakteru przysz�ego zwi�zku. Pocz�wszy od kwestii gospodarowania bud�etem - koncepcji umeblowania, poprzez spos�b sp�dzania wolnego czasu, a� po zupe�ne, wydawa�oby si�, drobiazgi, jak ustawienie w tym, a nie innym miejscu garnk�w - ca�y czas dokonuje si� swoista pr�ba si�, kt�ra w efekcie ma wy�oni� lidera przysz�ej �yciowej sp�ki. Nic zatem dziwnego, �e pocz�tek ma��e�stwa obfituje w wi�ksze i mniejsze konflikty. Nawet najwi�ksza blisko�� nie uchroni od star�, zreszt� nieuniknionych i oczywistych, ale dla m�o- dych ludzi wchodz�cych we wsp�lne �ycie z prze�wiadczeniem, �e wzajemna mi�o�� nigdy nie do- puszcza do r�nicy zda�, te pierwsze nieporozumienia staj� si� �r�d�em g��bokich rozczarowa�, tak w stosunku do wsp�ma��onka, jak i do ca�ej instytucji ma��e�stwa. Dlatego wi�kszo�� m�odych par, hedonistycznie pojmuj�ca �ycie, zamiast odwa�nie podejmowa� pr�by ustanowienia pewnych fun- damentalnych niejako zasad swojego zwi�zku, po�piesznie decyduje si� na rozwi�zanie nie satysfak- cjonuj�cego ich uk�adu. Warto w tym miejscu zwr�ci� uwag� na fakt, �e je�li tak� decyzj� podejmuj� osoby bezdzietne, to do�wiadczenia, jakie nabywaj� w trakcie "pr�bnego ma��e�stwa" mog� by� im przydatne w drugim, cz�sto lepszym zwi�zku. Je�eli jednak (co niestety jest regu��) para ma��e�ska podejmuje od razu role rodzicielskie, rozw�d oznacza problemy nie tylko dla niej samej, ale tak�e dla zrodzonych z dotychczasowego zwi�zku dzieci. Ci, kt�rzy mimo konflikt�w decyduj� si� kontynuowa� wsp�lne �ycie, staraj� si� u�o�y� je w taki spos�b, aby dopasowa� partnera do w�asnego (w podtek�cie: najlepszego) wzorca post�po- wania, aby przemyci� jak najwi�cej w�asnych upodoba�, nawyk�w, zwyczaj�w, potrzeb i zasad. W ten spos�b, ju� od pierwszego dnia po �lubie zaczyna si� formowa� okre�lony, lecz odmienny dla ka�dego stad�a uk�ad. Przy dobrej woli dwojga zainteresowanych ma on szanse sta� si� z czasem uk�adem zadowalaj�cym, a nawet w pe�ni satysfakcjonuj�cym. Inaczej rzecz ujmuj�c mo�na by po- wiedzie�, �e ma��onkowie przechodz� w swoim zwi�zku nieustanny proces uczenia si� zasad wsp�l- nego �ycia. Dzieje si� to przez stosowanie w�a�ciwego tylko dla siebie systemu "nagr�d" wzmacnia- j�cych po��dany i oczekiwany spos�b post�powania - oraz systemu "kar" za dzia�ania sprzeczne z mniej lub bardziej �wiadomym kodeksem zachowa�. Trudno przeceni� ten spontanicznie ustanowiony system gratyfikacji i nagan, zwa�ywszy ich wp�yw na kszta�towanie mo�liwie harmonijnego uk�adu ma��e�skiego. Dla wielu par, kt�rym z r�nych przyczyn trudno jest porozumie� si� ze sob� w spos�b werbalny, unikanie przez jedn� ze stron wsp�ycia seksualnego lub odmowa wzi�cia udzia�u w spotkaniu, kt�re jest wa�ne dla drugiej, stanowi w gruncie rzeczy sygna� zablokowania wzajemnego kontaktu. Czasem zmusza to nawet naj- bardziej lekkomy�lne i beztroskie osoby do analizy zar�wno w�asnego post�powania, jak i powod�w takich, a nie innych zachowa� strony przeciwnej. "Nagrody" i "kary" nie musz� zreszt� wcale by� szczeg�lnie ostentacyjne, aby ich sens dotar� do adresata. W zwi�zkach stabilnych, dobrze funkcjonuj�cych, wystarczaj�c� kar� b�dzie brak czu�ego gestu czy u�miechu. Jest to dowodem, �e uzgodnienie wsp�lnej linii dzia�ania - niezb�dne do ustalenia wzajemnego systemu warto�ci - wymaga sta�ego przep�ywu informacji, przy czym ich prze- kaz dokonuje si� przez sum� werbalnych i niewerbalnych zachowa�. Dzia�aj� one na zasadzie sprz�- �enia zwrotnego: okre�lone post�powanie jednego z ma��onk�w wp�ywa na dzia�ania drugiego, a ka�da zmiana w nastrojach czy odczuciach jednej osoby, wywo�uje konieczno�� zareagowania na� drugiej. Ma��e�stwo mo�na zatem okre�li� jako zwi�zek dw�ch indywidualnych wzorc�w za- chowa�, przy za�o�eniu, �e nie s� one statyczne i niezmienne, ale pod dzia�aniem rozmaitych bod�- c�w ulegaj� daleko posuni�tym zmianom. Dlatego spos�b, w jaki ka�dy ze wsp�ma��onk�w zacho- wuje si� wobec drugiego jest niezmiernie istotny dla struktury zwi�zku. Zale�nie bowiem od tego jak zachowania te b�d� odbierane i oceniane przez partnera - obie strony b�d� traktowa�y swoje ma��e�s- two albo jako udane i satysfakcjonuj�ce, albo jako zwi�zek frustruj�cy i nieudany. Przebywaj�c ze sob� przez jaki� czas, dwoje ludzi tworzy zazwyczaj system zachowa�, kt�ry staje si� dla nich norm�. Przy obop�lnej dobrej woli zachowania te mog� si� coraz lepiej uzu- pe�nia�, a przez to by� "nagrod�" dla obojga; na przyk�ad m�� uczestniczy w robieniu domowych po- rz�dk�w, a �ona stara si� przygotowa� na niedzielny obiad jego ulubione potrawy, albo m��, za zgod� �ony, kibicuje rozgrywkom pi�ki no�nej, ale nast�pnego dnia rekompensuje swoj� nieobecno��, za- praszaj�c �on� do kina. Takie regu�y mog� mie� niezliczon� ilo�� wariant�w, jednak we wszystkich uk�adach niezmiennym elementem jest zasada: dzia�anie - reakcja. Oznacza to, �e zmiana w zacho- waniu jednego z partner�w jest zwykle reakcj� na zmiany w zachowaniu drugiego i to bez wzgl�du na charakter tych zmian: pozytywny b�d� negatywny. Ilustracj� tej tezy mo�e by� sytuacja ma��e�st- wa, w kt�rym po trzech miesi�cach od daty �lubu zacz�y narasta� konflikty gro��ce rozpadem ich zwi�zku. �wie�o po�lubiona para - Lena i Piotr - ustalili niepisane regu�y wsp�lnego �ycia, kt�re dobrze funkcjonowa�y w trakcie pierwszych miesi�cy ma��e�skiej wsp�lnoty. Natychmiast po pracy oboje wracali do domu, gdzie Piotr zajmowa� si� pracami zwi�zanymi z urz�dzeniem mieszkania, a Lena stara�a mu si� pomaga�, przyrz�dzaj�c jednocze�nie obiad. Razem robili tak�e wszystkie za- kupy i �adne z nich nie przyjmowa�o zaprosze� od znajomych i rodziny, je�li dotyczy�y one tylko jed- nego z nich. Kt�rego� dnia Piotr wr�ci� jednak do domu p�niej ni� zazwyczaj i na pytania Leny wy- ja�ni�, �e wracaj�c z pracy spotka� koleg� i wst�pi� z nim na piwo. By�o to sprzeczne z przyj�t� uprzednio zasad�, �e oboje wracaj� natychmiast z pracy do domu, a �yci