5457
Szczegóły |
Tytuł |
5457 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5457 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5457 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5457 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ross Thomas
Voodoo
l
W Nowy Rok, kr�tko po pi�tej nad ranem, przez Malibu, z pr�dko�ci�
przekraczaj�c� sto trzydzie�ci kilometr�w na godzin�, p�dzi� prawie nowy
dwuosobowy Mercedes Benz 500 SL, kt�ry kosztowa� sto jeden tysi�cy czterysta
czterna�cie dolar�w i dwadzie�cia osiem cent�w. Prowadzi�a go jedn� r�k� - lew�
- Iona Gamble. Zmierzony p�niej poziom alkoholu w jej krwi wynosi� 1,16
promila, co znaczy�o, �e pod wzgl�dem prawnym czy jakimkolwiek innym by�a
pijana. Przytrafi�o si� jej to drugi raz w �yciu.
Aktorka-re�yserka, kt�ra dzi�ki podw�jnemu zawodowi nale�a�a do grona tak
zwanych w hollywoodzkim �argonie "kresek", ci�gle prowadzi�a lew� r�k�, w prawej
za� trzyma�a s�uchawk�. Wys�uchawszy trzydziestego pi�tego i ostatniego sygna�u,
zamieni�a s�uchawk� na butelk� czterdziestoprocentowej w�dki Smirnoff, kt�ra
dotychczas le�a�a na fotelu pasa�era. Po prze�kni�ciu ostatnich pi��dziesi�ciu
gram�w opu�ci�a lew� szyb� i wyrzuci�a pust� butelk� na zewn�trz. Butelka
rozbi�a si� na Hondzie Civic z roku 1986.
Przez chwil� Iona Gamble odczuwa�a pokus�, by zatrzyma� si� i zostawi� notatk� z
propozycj� zap�aty za poczynione szkody. Jednak�e nim notatka zosta�a wymy�lona,
zredagowana i poprawiona, Iona by�a ju� prawie dwa kilometry za Honda i zbli�a�a
si� do celu swej podr�y w Carbon Beach. Po przejechaniu kolejnego kilometra
notatka, rozbita butelka i Honda ca�kowicie wylecia�y jej z g�owy.
Iona jecha�a �rodkowym pasmem autostrady Pacific Coast, wrzuci�a luz i zwolni�a
do przepisowej pr�dko�ci siedemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Pr�bowa�a
znale�� ci�ni�tego gdzie� pilota, kt�ry otwiera� stalow� bram�. Brama strzeg�a
domu wartego trzyna�cie milion�w dolar�w i - ku irytacji wszystkich znajomych -
zwanego przez w�a�ciciela "domkiem pla�owym".
Iona nie znalaz�a pilota, ale gdy skr�ci�a w lewo, przecinaj�c dwa pasy
autostrady prowadz�cej na wsch�d, w �wiat�ach wozu ukaza�a si� otwarta brama,
wjecha�a na teren posiad�o�ci i zaparkowa�a przed gara�em mog�cym pomie�ci� trzy
pojazdy. Drzwi, mimo �e min�o ju� siedem dni od �wi�t Bo�ego Narodzenia, nadal
ozdobione by�y fantazyjnym tryptykiem ze �wi�tym Miko�ajem, reniferami i elfami.
Iona wy��czy�a silnik oraz �wiat�a i jeszcze raz podnios�a s�uchawk�. Wystuka�a
ten sam numer co poprzednio i wys�ucha�a pi�tnastu sygna��w. Od�o�y�a s�uchawk�
i dla odmiany zaj�a si� klaksonem - wciska�a go w sekwencji: trzy kr�tkie,
jeden d�ugi. Ich brzmienie z grubsza przypomina�o liter� V w alfabecie Morse'a -
jedyn�, jak� zna�a.
Po trzech minutach Iona przesta�a ha�asowa�, opu�ci�a lew� szyb� i czeka�a na
reakcj�. By�a przygotowana na to, �e jaki� nerwowy s�siad wrza�nie, �eby si�,
kurwa ma�, przymkn�a. Albo �e Billy Rice wypadnie przed dom i b�dzie b�aga� j�,
�eby na mi�o�� bosk� wesz�a i wypi�a drinka - albo �e nagle w jakim� oknie
rozb�ysnie �wiat�o, co b�dzie dowodem, �e Malibu o 5.11 we wtorkowy poranek l
stycznia 1991 roku nie wymar�o.
Jednak�e nie rozleg�y si� gwa�towne krzyki, nikt nie zaoferowa� drinka i nigdzie
nie zapali�y si� �wiat�a, Iona wysiad�a z samochodu i trzasn�a drzwiami tak
mocno, jakby chcia�a, �eby co� p�k�o. Obesz�a ty� wozu, cofn�a si� niepewnie o
trzy kroki, nabra�a powietrza i ile si� w p�ucach wrzasn�a:
- Billy Ry� pieprzy mysz!*
Czeka�a, nas�uchuj�c, ale gdy nikt ani nie zaprzeczy�, ani jej nie obsztorcowa�,
odwr�ci�a si� i skierowa�a do frontowych drzwi. Wtedy na pi�trze ��tego domu po
drugiej stronie drogi zapali�o si� �wiat�o. Ja�nia�o w niewielkim, wysoko
umieszczonym oknie, jakie zazwyczaj znajduj� si� w �azienkach, Iona dosz�a do
wniosku, �e prawdopodobnie jaki� biedny staruszek musia� wywlec si� z ��ka
przez k�opoty z prostat�.
Przed g��wnym wej�ciem do domu sta� wysoki na dwa metry mur z klinkierowej
ceg�y. S�u�y� jako bariera zabezpieczaj�ca mieszka�c�w przed wzrokiem
ciekawskich i ha�asem dobiegaj�cym z drogi, a wraz ze �cian� domu tworzy�
kr�tkie, nie zadaszone przej�cie, Iona skierowa�a si� ku niemu, po drodze
przetrz�saj�c kolejno wszystkie kieszenie kremowej zamszowej kurtki, w
poszukiwaniu kluczy do domu Billy'ego Rice'a.
Zd��y�a sprawdzi� ka�d� kiesze� po cztery razy, nim mgli�cie przypomnia�a sobie
sw�j raptowny wyjazd z domu w Santa Monica. Starczy�o jej czasu jedynie na
zgarni�cie kluczyk�w do samochodu i butelki w�dki, a zabrak�o na zabranie
br�zowej sk�rzanej torebki. A w�a�nie tam, w zapinanej na suwak kieszonce na
drobne, znajdowa�y si� klucze do frontowych drzwi domu Rice'a.
Iona Gamble nadal by�a przekonana, �e istnieje jaki� spos�b na obudzenie Rice'a.
Mog�a, na przyk�ad, �omota� w drzwi i dzwoni�, a nawet wy� i szczeka� niczym
kojot. Ju� prawie zdecydowa�a si� na kojota, gdy zauwa�y�a, �e drzwi s�
uchylone. Pchn�a je lekko na pr�b�, potem mocniej, tak �e otworzy�y si� na ca��
szeroko��.
Wewn�trz domu by�o ciemno, Iona wiedzia�a, �e po lewej stronie musi znajdowa�
si� prze��cznik i zacz�a szuka� po omacku. Znalaz�a go i zapali�a lampy.
O�wietli�y one marmurowy hol, z kt�rego mo�na by�o przej�� do ogromnego salonu i
dalej, na r�wnie wielki taras. �wiat�a by�y zaprojektowane w taki spos�b, �e
g��wnymi elementami holu stawa�y si� dwa obrazy umieszczone na przeciwleg�ych
�cianach. Na lewej wisia� Chagall, na prawej Hockney.
Pod obrazem Hockneya sta� kwadratowy stolik. By� niewielki, ale wystarczaj�co
du�y, �e mie�ci�a si� na nim dzienna korespondencja, trzy komplety kluczyk�w
samochodowych i Beretta kalibru 9 mm. Iona podnios�a pistolet, przyjrza�a mu si�
i zawo�a�a:
- Hej, Billy, chcesz zobaczy�, jak odstrzeliwuj� sobie wielki palec u nogi?
Czeka�a z pochylon� g�ow� i pistoletem w prawej r�ce, jak gdyby mia�a nadziej�
na jakie� s�owa protestu. Kiedy nic si� nie sta�o, unios�a pistolet, wycelowa�a
starannie i nacisn�a spust - tak, jak nauczono j� na strzelnicy w Beverly
Hills. Pocisk zrobi� ma��, schludn� dziurk� w lewym dolnym rogu p��tna Chagalla.
Strza� nie wywo�a� ani krzyk�w, ani szloch�w, Iona ruszy�a powoli przez
marmurowy hol i wesz�a do salonu. Przez znajduj�c� si� naprzeciwko ca�kowicie
przeszklon� �cian� mog�a zobaczy� �wiat�a Santa Monica i le��ce dalej przy�mione
�wiat�a Palmo Verdes, gdzie - wiedzia�a o tym na pewno - mieszkali najnudniejsi
ludzie w Kalifornii, a mo�e i na ca�ym �wiecie.
Odwr�ci�a si� od ogromnego okna i wtedy w po�udniowo-zachodnim k�cie pokoju
zauwa�y�a wielk� bry��. Z jakiego� powodu wygl�da�a ona na zgubion�, porzucon�
czy mo�e po prostu zapomnian�, Iona, niezmiernie zaciekawiona, przemierzy�a
salon i prze�o�y�a pistolet do lewej r�ki. Praw� zapali�a lamp� na stole i
odkry�a, �e t� bry�� jest William A.C. Rice Czwarty.
Le�a� na boku. Otwarte niebieskie oczy wpatrywa�y si� w belki wysokiego sufitu.
Prawa noga by�a nieznacznie zgi�ta w kolanie, lewa wyprostowana; r�ce
rozrzucone, prawa d�o� wyci�gni�ta w kierunku po�udniowym, lewa w p�nocno-
zachodnim. Na nagiej ow�osionej piersi nieco na lewo od prawej sutki widnia�y
dwie ciemne dziurki. Stopy by�y bose, a bia�e tenisowe szorty poplamione.
Iona Gamble, gwa�townie chwytaj�c powietrze, gapi�a si� na martwego m�czyzn�
przez co najmniej trzydzie�ci sekund.
- Cholera, Billy, �a�uj�, ale nie jest mi przykro - wysapa�a wreszcie.
Odwr�ci�a si� i, zataczaj�c lekko, podesz�a do ma�ego barku. Nala�a do szklanki
pi��dziesi�tk� whisky i wypi�a alkohol jednym haustem. Whisky wywo�a�a atak
kaszlu. Zdo�a�a opanowa� go dwie minuty p�niej, po czym podesz�a do telefonu,
osun�a si� na fotel - jak wiedzia�a, by� to ulubiony fotel Billy'ego Rice'a -
po�o�y�a pistolet na kolanach, podnios�a s�uchawk� i wystuka�a numer 911.
Pod numerem policyjnego pogotowia zabrzmia� pierwszy sygna�. Po �smym Iona
ziewn�a. Po dziesi�tym po�o�y�a s�uchawk� na stole, kurczowo zacisn�a d�onie
na kolbie Beretty, zamkn�a oczy i zapad�a w pijacki sen.
Nadal spa�a i nadal �ciska�a Berett�, gdy o 6.27 do salonu weszli dwaj zast�pcy
szeryfa. Zabrali pistolet, obudzili Ion�, odczytali przys�uguj�ce jej prawa i
aresztowali, jako podejrzan� o dokonanie zab�jstwa pierwszego stopnia na osobie
Williama A.C. Rice'a Czwartego, kt�ry od roku 1950, kiedy to w Kansas City po
raz pierwszy poszed� do prywatnego przedszkola, nazywany by� Billym Czwartym
przez wszystkich, kt�rzy go nie lubili czy te� nienawidzili, czyli, jak kto�
p�niej powiedzia�: "Przez prawie wszystkich, kt�rzy znali go d�u�ej ni� trzy
minuty".
2
Trzy tygodnie p�niej, w styczniu roku 1991, Iona Gamble zosta�a oskar�ona o
zamordowanie Williama A.C. Rice'a Czwartego, a nast�pnie zwolniona za kaucj�.
Zast�pca prokuratora generalnego okr�gu Los Angeles za��da� kaucji w wysoko�ci
co najmniej dw�ch milion�w dolar�w, ale s�dzia wy�szej instancji s�du okr�gowego
w Santa Monica ustali� j� na dwie�cie tysi�cy. Broni�c swojej decyzji, zada�
retoryczne pytanie: "Dok�d mog�aby uciec lub gdzie si� ukry� osoba z twarz�
znan� niemal ca�emu �wiatu?".
Iona przyczai�a si� w swoim trzynastopokojowym domu w stylu kolonialnym przy
Adelaide Drive w Santa Monica. Pr�cz niej mieszka�o tam tylko dwoje
Salwadorczyk�w, zajmuj�cych pokoje nad gara�em, sze�� kot�w, trzy psy i jeden
oswojony k�apouchy kr�lik, kt�ry przez wi�kszo�� czasu skaka� w g�r� i w d� po
schodach.
Iona Gamble siedzia�a na pierwszym pi�trze w pracowni, kt�r� nazywa�a gabinetem,
i rozmawia�a z Jackiem Broachem na temat obro�c�w zajmuj�cych si� sprawami
kryminalnymi. Jack Broach, jej menad�er, agent i osobisty prawnik, by�
wychowankiem Uniwersytetu Kalifornijskiego (rocznik 68) i Boalt Hall (71) oraz
pracownikiem Agencji Williama Morrisa (lata 1977-79). Podobnie jak wielu agent�w
przemys�u rozrywkowego po czterdziestce, przypomina� zadbanego aktora, kt�ry
doskonale m�g�by gra� rol� zar�wno m�odego prezydenta, jak i podstarza�ego
pilota my�liwskiego.
Trzy �ciany gabinetu-pracowni zastawione by�y rega�ami wype�nionymi g��wnie
powie�ciami i biografiami, czwarta za� by�a ca�kowicie przeszklona. Rozci�ga�
si� za ni� imponuj�cy widok na kanion Santa Monica, g�ry i Pacyfik.
Iona Gamble siedzia�a na obrotowym krze�le za, wykonanym w 1857 roku w Memphis,
biurkiem maklera spekuluj�cego na bawe�nie, a Broach w stoj�cym w pobli�u
wygodnym fotelu.
Iona wypi�a przez s�omk� nieco dietetycznej wody Dr Pepper i powiedzia�a:
- Jak na razie us�ysza�am o unitarianinie z Massachusetts, o �ydzie z Wyoming, o
Taksa�czyku nale��cym do protestanckiego ko�cio�a episkopalnego i o bapty�cie z
Nowego Jorku. Teraz kolej na Waszyngton - kogo tam mamy?
- Jestem absolutnie pewien, �e nie muzu�manina - zapewni� Broach.
- Opowiedz mi o nim, o tym facecie z Waszyngtonu.
- Zadzwoni�em do niego - zacz�� Broach - i, jak do wszystkich innych,
powiedzia�em: "Cze��, jestem najlepszym przyjacielem i osobistym prawnikiem Iony
Gamble, kt�ra potrzebuje najlepszego w �wiecie adwokata od spraw kryminalnych.
Jeste� zainteresowany?". Czterech z nich odpowiedzia�o: "O rany, jasne", ale
facet w Waszyngtonie rzek�: "Niespecjalnie". Jak zwykle w tego rodzaju wypadkach
by�em w szoku, �e moje pytanie nie wywar�o spodziewanego wra�enia.
- Jest chocia� dobry, ten z Waszyngtonu?
- Nie jest tak znany jak pozostali, jednak najlepsi prawnicy, kt�rych zdanie co�
dla mnie znaczy, m�wi�, �e jest wystrza�owy. Gamble zmarszczy�a brwi.
- "Wystrza�owy" to twoje okre�lenie czy innych?
- Moje. U�ywam go, poniewa� ka�dy wie, o co chodzi, Iona poci�gn�a nast�pny �yk
i powiedzia�a:
- Powinnam wybra� tego faceta z Waszyngtonu? Broach skin�� g�ow�.
- Powinna� wybra� tego, komu najbardziej ufasz i kogo najbardziej cenisz.
- A co z sympati�?
- To nie ma nic od rzeczy.
- Zapyta mnie, czy zabi�am Bilia?
- Nie wiem.
Iona Gamble popatrzy�a w sufit, jakby gdyby by�o tam wypisane jej nast�pne
zdanie.
- Lubi� �yda, szanuj� baptyst� i ufam episkopalnemu protestantowi - pomimo
chamowatych manier Teksa�czyk�w - ale unitarianina zdaje si� z�era� przekonanie,
�e w ko�cu wyl�dujemy w ��ku.
- C� z�ego jest w optymizmie? Jej spojrzenie pow�drowa�o w d�.
- Cholera, pom� mi. Broach pokiwa� g�ow�.
- Sama b�dziesz wiedzia�a - albo tw�j instynkt.
- Jeste� pewien?
- Bezwzgl�dnie.
Us�yszeli gong u frontowych drzwi. Broach podni�s� si� i powiedzia�:
- To on. Zejd� po niego, przyprowadz� na g�r�, przedstawi� i ruszam w swoj�
drog�.
- Dobrze wygl�dam?
Jack Broach nie zawraca� sobie g�owy odpowiedzi�.
Iona Gamble mia�a na sobie d�insy, koszul� w krat� i podniszczone tenis�wki na
nagich stopach. Sta�a przy przeszklonej �cianie, wpatruj�c si� w ocean i kanion,
kiedy Broach wr�ci� z waszyngto�skim adwokatem. Odwr�ci�a si� i zobaczy�a
�redniego wzrostu m�czyzn� po czterdziestce, ubranego w bardzo drogi, ale �le
dopasowany ciemnob��kitny garnitur, czarne buty, bia�� koszul� i stonowany
krawat. Mia� niezwykle d�ugie r�ce, twarz, kt�ra zdawa�a si� by� z�o�ona z
odr�bnych element�w, i najm�drzejsze czarne oczy, jakie Iona w �yciu widzia�a.
Gdy w nie spojrza�a, zala�o j� intensywne uczucie ulgi.
Jack Broach dokona� prezentacji.
- Iona Gamble, Howard Mott.
Iona u�miechn�a si� i, wyci�gaj�c praw� r�k�, ruszy�a w stron� Motta.
- Mam ogromn� nadziej�, �e zostanie pan moim adwokatem, panie Mott. Howard Mott
uj�� zimn�, such� r�k� i u�miechn�� si�.
- Zobaczymy, czy nadal b�dzie pani tak uwa�a�a po naszej rozmowie.
Mott przyby� o jedenastej przed po�udniem, a o 12.45 zam�wili wielk� pizz� z
serem i pepperoni.
Gospodyni-kucharka z Salwadoru poda�a j� z butelk� piwa dla Motta i dietetyczn�
wod� Dr Pepper dla Iony. Mott wzi�� do ust kawa�ek pizzy, prze�u� go, prze�kn��,
popi� piwem i poprosi�:
- Prosz� opowiedzie�, jak go pani pozna�a.
- Biliyego Rice'a?
Mott skin�� g�ow� i zabra� si� do nast�pnego kawa�ka pizzy.
- Wie pan, kim on by�, prawda? To znaczy wcze�niej.
- Przed Hollywood? Tak, wiem, ale niech pani powie to w�asnymi s�owami.
- "Kansas City Post" to on.
- No, Hemingway raczej dla nich nie pisa�.
- Gazeta ta by�a jednym z pierwszych dziennik�w, kt�ry mia� w�asny program
radiowy w latach dwudziestych i telewizyjny w czterdziestych. Po wojnie
posiada�a trzy stacje telewizyjne i cztery radiowe o zasi�gu krajowym, sze��
ma�ych periodyk�w, magazyn dla farmer�w, ogromn� drukarni� i kawa� centrum
Kansas City. Dziewi��dziesi�t procent akcji tego wszystkiego by�o w�asno�ci�
Williama A.C. Rice'a Trzeciego, wnuka Williama A.C. Rice'a Pierwszego, kt�ry
po�o�y� podwaliny pod ten interes. Po �mierci Billyego Trzeciego wszystko
dosta�o si� Billy'emu Czwartemu.
- Kiedy umar� Trzeci? - spyta� Mott. - Dziesi�� lat temu?
- Dwana�cie. Billy nie wypuszcza� interesu z r�k przez osiem lat, potem, na
pocz�tku osiemdziesi�tego sz�stego, gdy akcje osi�gn�y najwy�sz� warto��,
sprzeda� wszystko. Dosta� co najmniej miliard, mo�e wi�cej. P�niej
przeprowadzi� si� tutaj i oznajmi�, �e jest niezale�nym producentem filmowym, a
skoro mia� w banku miliard, wszyscy m�wili: Jak najbardziej, jeste�".
- To wtedy pani go pozna�a? Skin�a g�ow�.
- Mia� biuro w Century City tylko dla siebie, sekretarki i scenarzysty.
- Kiedy to by�o, w osiemdziesi�tym sz�stym, osiemdziesi�tym si�dmym?
- Pod koniec osiemdziesi�tego sz�stego, miesi�c po moich trzydziestych
urodzinach, dzi�ki kt�rym sko�czy�am trzydzie�ci cztery lata i wesz�am w
trzydziesty pi�ty rok �ycia, o ile nie podchodzi pan zbyt rygorystycznie do
matematyki.
Mott u�miechn�� si� i napi� piwa.
- Wtedy te� sporo wypi�am i urwa� mi si� film - doda�a Iona. By�o to nie tyle
wyznanie, ile stwierdzenie faktu.
- Dlaczego?
- Dla aktorki trzydziestka oznacza koniec wspinaczki, niejako dotarcie na
p�askowy�, na kt�rym - o ile ma szcz�cie -pozostaje do czterdziestki, a potem
zaczyna si� nieuchronny spadek, czasami wolny, czasami za� bardzo, bardzo
szybki.
- Przecie� trzydziestoletni cz�owiek jest jeszcze m�ody. I, je�li mog� zauwa�y�,
czterdziestoletni r�wnie�.
- Ale czterdziestopi�cioletni ju� nie i dlatego u�y�am wszelkich znanych mi
sztuczek, by dosta� prac� re�ysera. To oznacza�o go�cinne wyst�py w
telewizyjnych programach komediowych i epizody w przygodowo-awanturniczym
ch�amie, ale bra�am je tylko pod warunkiem, �e b�d� je re�yserowa�.
- Mam wra�enie, �e re�yserowanie jest dla pani czym� w rodzaju do�ywotniej
renty.
- Niech pan pos�ucha. Mam zamiar gra�, gdy b�d� mia�a czterdzie�ci pi��,
pi��dziesi�t pi�� i sze��dziesi�t pi�� lat - o ile b�d� tak d�ugo �y�a - cho� z
biegiem lat otrzymuje si� coraz mniej propozycji.
- I zdecydowa�a pani o tym wszystkim maj�c trzydzie�ci lat?
- Oczywi�cie. Trzydziestoletni aktor nadal jest m�ody. Po prostu traci resztki
niemowl�cego t�uszczyku, wyrasta z dzieci�stwa i przez nast�pne dwadzie�cia pi��
czy trzydzie�ci pi�� lat mo�e gra� g��wne role, w przeciwie�stwie do dwudziesto-
, pi�cio-, trzydziestopi�cio-, czy czterdziestoletniej aktorki. Ale czy zna pan
jak�� pi��dziesi�ciopi�cioletni� aktork�, kt�ra odgrywa scen� mi�osn� z
trzydziestopi�cioletenim aktorem - o ile nie jest to pornos? Daj� panu godzin�
na podanie nazwiska.
- Ann-Margaret chyba nie ma jeszcze pi��dziesi�ciu pi�ciu? - zapyta� Mott,
podnosz�c ostatni kawa�ek pizzy. Iona Gamble u�miechn�a si� szeroko.
- Jest pan jej wielbicielem?
- Jedynie konserwatyst� - rzek� Mott i wgryz� si� w pizz�.
- C�, w ka�dym razie, to dlatego spi�am si� w trzydzieste urodziny i dlatego od
tamtej pory nie tkn�am alkoholu poza trzema piwami i o�mioma lampkami wina - do
trzydziestego pierwszego grudnia.
- Wr��my do pierwszego spotkania z panem Rice'em.
- Okay. Mia� biuro w Century City. Zadzwoni� do Jacka Broacha, a Jack zadzwoni�
do mnie i zaproponowa�, abym spr�bowa�a. Wi�c pojecha�am na g�r� - nie wiem,
chyba na trzydzieste czwarte pi�tro? - a tam wprowadzono mnie do porz�dnego, ale
niczym nie wyr�niaj�cego si� biura. Billy okaza� si� czaruj�cy i wr�czy� mi
scenariusz oparty na powie�ci Lorny Wiley, "Siostry Milner".
Spojrza�a pytaj�co na Motta, kt�ry przyzna�, �e zna t� powie��. Westchn�a z
ulg� i m�wi�a dalej:
- Po tym, jak przyniesiono nam kaw�, Billy m�wi: "Chcia�bym, �eby� w tym
zagra�a". Tak, role obydwu si�str s� doskona�e, ale Louise jest jedyna w swoim
rodzaju, wobec tego pytam: "Kogo mam gra� - Louise czy Rose?" I niech pan
zgadnie, co odpowiedzia�?
- Nie mam poj�cia.
- Powiedzia�: "My�l�, �e powinien o tym zadecydowa� re�yser, a skoro ty nim
b�dziesz, decyzja nale�y do ciebie". I w tym momencie pomy�la�am, �e powinnam
zakocha� si� w Billym Rice'e, tym fiucie.
- Jak na razie Rice jawi si� jako porz�dny facet.
- Jak na razie. Tak wi�c kr�cimy "Siostry Milner", kt�re otrzymuj� doskona�e
recenzje, ale nie zarabiaj� ani centa. Jednak Billy sprawia wra�enie, �e si� tym
nie przejmuje i wyk�ada sto tysi�cy dolar�w na prawa do jakiego� kiepskiego
technothrillera, potem p�aci milion za scenariusz, wykorzystuje swoje prawa do
powie�ci - jeden przecinek cztery miliona - i anga�uje dwudziestoczteroletniego
re�ysera z brytyjskiej MTV. Ja gram Mavis, dzieln� heroin�, kt�ra chodzi i m�wi
jak facet, u boku g�upiego starego Nilesa Branda, kt�ry dostaje pi�� milion�w
dolar�w z groszami. No c�, ca�o�� kosztuje trzydzie�ci osiem milion�w i okazuje
si� niesamowitym przebojem. Ja dostaj� nagrod� krytyk�w filmowych Los Angeles i
nominacj� Akademii, lecz o Oskarze mog� tylko marzy�, ale kogo to, do diab�a,
obchodzi poza mn�?
- Co potem?
- Potem Billy prosi, bym za niego wysz�a. Dzieje si� to gdzie� na pocz�tku
zesz�ego roku. l ja, wieczna idiotka, m�wi�: Jasne, Billy, to kapitalnie", i
ustalamy dat� �lubu na trzydziestego grudnia. Tymczasem Billy kupuje prawa do
powie�ci "Z�y Martwy Indianin", kt�ra od trzynastu miesi�cy znajduje si� na
li�cie bestseller�w nowojorskiego "Timesa". Kosztuje go to dwa miliony. Got�wk�.
Wydaje kolejny milion na scenariusz i og�asza, �e jego przysz�a �ona b�dzie nie
tylko gwiazd� graj�c� wraz ze starym g�upim Nilesem Brandem w wartej
sze��dziesi�t pi�� milion�w epopei z Dzikiego Zachodu, ale r�wnie� b�dzie j�
re�yserowa�a. Nad��a pan, panie Mott?
- Opowiada pani nadzwyczaj jasno. - Potem jest wigilia Bo�ego Narodzenia, nieco
ponad miesi�c temu. Billy w formie tego, co dzienniki nazywaj� zwi�z��
trzywersow� relacj� prasow�, og�asza, �e ostatecznie nie po�lubi Iony Gamble, i
�e ona nie b�dzie ani re�yserowa�, ani gra� w jego cudownym filmie o rdzennych
mieszka�cach Ameryki.
- Podpisywa�a pani kontrakt na zdj�cia albo jak�� umow� wst�pn�?
- Negocjacje prowadzi� Jack Broach. A kiedy napomkn�� o umowie wst�pnej,
powiedzia�am, �e mnie zale�y na ma��e�stwie, a nie na fuzji, co mo�e nie by�o
zbyt oryginalne, ale wygl�da�o na to, �e Billy wcze�niej nie s�ysza� takiego
stwierdzenia.
- Jak pani s�dzi, dlaczego Rice zmieni� zdanie?
- Nie wiem. Ju� nigdy z nim nie rozmawia�am. A przynajmniej tak mi si� zdaje.
- Ale pr�bowa�a pani.
- Dzwoni�am do niego par�set razy, ale bez skutku. Potem, w ostatni dzie�
starego roku, w dzie� naszego niedosz�ego �lubu, zacz�am pi�. Pi�am przez ca�y
dzie�, przespa�am si�, przebudzi�am i pi�am dalej. Pami�tam, �e wsiad�am do
samochodu z butelk� w�dki i wybra�am si� do Malibu, by otwarcie porozmawia� z
Billym. Ale nie przypominam sobie niczego innego. Wiem tylko, �e obudzili mnie
dwaj zast�pcy szeryfa, a martwy Billy le�a� na pod�odze swego "pla�owego domku".
- Urwa� si� pani film?
- Tak.
Mott opar� si� na kanapie okrytej kretonowym pokrowcem i przygl�da� si� Gamble,
kt�ra teraz przysiad�a na skraju fotela po drugiej stronie stolika.
- Zatem by� to pani drugi odjazd w �yciu. Zak�adam, �e nie wie pani zbyt wiele o
tego rodzaju stanach?
- Dop�ki nie porozmawia�am z lekarzem, wiedzia�am tylko, �e s� to sztuczki
stosowane w operach mydlanych. Potrzebny konflikt? No to niech urwie si� jej
film. Albo niech ma atak amnezji. Doktor powiedzia� mi, �e urwany film jest
form� amne-zji poalkoholowej, powszechnie wyst�puj�c� u na�ogowc�w oraz po
ci�kiej popijawie. Powiedzia�, �e do odzyskania pami�ci stosuje si� hipnoz�.
Czasami to dzia�a, czasami nie. Ale doda�, �e gdybym chcia�a spr�bowa�, mo�e
poleci� mi kilku hipnoterapeut�w o bardzo dobrych kwalifikacjach. Powiedzia�am,
�e zastanowi� si�.
- I zastanowi�a si� pani?
- Jasne. My�la�am o tym. Pomy�la�am r�wnie�, co si� stanie, je�li wyznam co�
�enuj�cego czy obci��aj�cego - a mo�e nawet przyznam si� do zamordowania
Billyego. Gdyby hipnotyzer nagra� to na magnetofonie, m�g�by sprzeda� kaset� za
kup� forsy. A gdyby nagra� na wideo - B�g wie za ile.
- M�g�by r�wnie� p�j�� do wi�zienia.
- Nie, gdyby twierdzi�, �e kto� w�ama� si� do niego i ukrad� kaset�. Pami�tam
Watergate - c�, przynajmniej cz�ciowo. Wtedy chodzi�o o co� podobnego, prawda?
- Nie ca�kiem.
- Ale nieuczciwy hipnotyzer m�g�by zrobi� z kasetami co�, o czym nikt nigdy by
si� nie dowiedzia�. M�g�by je sprzeda� mnie, co, jak mi si� wydaje, zwane jest
szanta�em.
Iona obdarzy�a Motta nik�ym zimnym u�miechem, jakby kwituj�c trafne
stwierdzenie. Mott podrapa� si� po grzbiecie lewej r�ki i powiedzia�:
- A gdybym znalaz� hipnoterapeut� o gwarantowanej dyskrecji? Czy by�aby pani
zainteresowana pr�b� odzyskania pami�ci? Iona zmarszczy�a brwi.
- To wa�ne, prawda? Moja pami��?
- Niezmiernie.
- Zna pan jakich� hipnotyzer�w?
- Znam kogo�, kto zna kilku.
- Chodzi panu o to, �e ten kto� w�a�nie tym si� zajmuje - polecaniem
hipnotyzer�w �onom i przyjaci�kom, kt�rym po ci�kim pija�stwie urwa� si� film
i kt�re za�atwi�y swoich m��w czy ch�opak�w, ale niczego nie pami�taj�?
Mott u�miechn�� si�.
- Ten cz�owiek zapewnia wyj�tkowo wysoko kwalifikowanych i wyj�tkowo dyskretnych
profesjonalist�w do wykonania wyj�tkowo delikatnych zada�.
Iona popatrzy�a na niego, znowu zmarszczy�a brwi i powiedzia�a:
- Czy wszystkie te "wyj�tki" oznaczaj�, �e zamierza pan zosta� moim adwokatem?
- Je�li pani chce.
- Okay. Zatem co pan proponuje jako m�j adwokat?
- Dyskretnego hipnotyzera o wysokich kwalifikacjach.
- Zatem niech pan dzwoni do swego po�rednika - kimkolwiek on jest.
- Nazywa si� Glimm - powiedzia� Howard Mott. - Enno Glimm.
3
Lewy policzek Enno Glimma znaczy�a zmarszczona blizna, kt�ra prawie mog�a
uchodzi� za naturalny do�ek - podobnie jak jego angielski m�g�by uj�� za
ameryka�ski, gdyby nie by�o w nim tych cechuj�cych si� nadre�skim akcentem "w",
kt�re przekszta�ca�y nazw� Wudu Ltd. w bardziej twardo brzmi�c� Voodoo Ltd.
Quincy Durant, wietrz�c interes, nie pr�bowa� poprawia� potencjalnego klienta.
Co do blizny, przypuszcza�, �e mog�a by� spowodowana przez pocisk ma�ego
kalibru, na przyk�ad 0,22 cala albo te� przez jakiego� dziewi�cioletniego
rozrabiak�, kt�ry trzydzie�ci pi�� lat wcze�niej w czasie szkolnej rozr�by
d�gn�� Glimm� o��wkiem w lewy policzek.
Tego lutego w Anglii i wi�kszej cz�ci Europy panowa�o arktyczne zimno. W
Londynie spad�o dwadzie�cia centymetr�w �niegu, a kilka p�atk�w zawirowa�o nawet
na francuskiej Riwierze. Zimno i wilgo� wciska�y si� wsz�dzie, ��cznie z
wy�o�onym boazeri� konferencyjnym pokojem-biurem Wudu Ltd. Durant wyci�gn�� z
szafy grzejnik o trzech spiralach i wepchn�� go do fa�szywego kominka, by
uzupe�ni� niewystarczaj�ce centralne ogrzewanie.
Enno Glimm siedzia� w jednym z foteli przy kominku. Nad okapem kominka wisia�
du�y olejny portret, przedstawiaj�cy pani� Arthurow� Case Wu (by�� Agnes
Goriach) i dwie pary bli�niak�w Wu.
Siedz�ce czternastoletnie bli�niaczki wygl�da�y �wiatowo i lekko figlarnie. Na
twarzach stoj�cych siedemnastoletnich braci, Arthura i Angusa, go�ci�y
identyczne nieznaczne u�mieszki, kt�re nadawa�y im nieco gro�ny wygl�d. Artysta
genialnie odda� dystyngowane rysy matki, jej kr�lewsk� postaw� i nawet b�yski w
ogromnych szarych oczach, sugeruj�ce, �e my�li o czym� spro�nym.
Enno Glimm zignorowa� portret i siedzia� zgarbiony w fotelu. Grza� d�onie przed
elektrycznym grzejnikiem i marszczy� brwi, jakby �a�owa�, �e pozwoli� Durantowi
zabra� sw�j czarny kaszmirowy p�aszcz.
Durant zgadywa�, �e p�aszcz musia� kosztowa� co najmniej tysi�c funt�w lub, co
bardziej prawdopodobne, trzy tysi�ce marek. Powiesi� go na kunsztownie
rze�bionym wieszaku z czarnego orzecha, prawdopodobnie z 1903 roku, podszed� do
drugiego fotela, usiad�, skrzy�owa� nogi i czeka�, a� Glimm powie, co ma do
powiedzenia.
Glimm, nadal grzej�c r�ce i nie patrz�c na Duranta, zapyta�:
- Pan Wu do��czy do nas? - tym razem sprawi�, �e nazwisko Artie'ego Wu
zabrzmia�o jak vieux w Vieux Carr� i nawet mia�o francuski akcent.
- Wyjecha� - wyja�ni� Durant. - Sprawy rodzinne.
Glimm spojrza� na obraz swymi bladoszarymi oczyma, kt�re wed�ug Duranta nie by�y
du�o ciemniejsze i cieplejsze od deszczu.
- Kto� zachorowa�? - Glimm nasyci� pytanie stosown� w takich sytuacjach porcj�
troski.
- Jego synowie maj� jakie� problemy w szkole.
- Zaniedbuj� si�?
- Co� w tym stylu.
- Ucz� si� tutaj w Londynie?
- A co? - Durant dopilnowa�, by w tym pytaniu zabrzmia�o ostrze�enie i mo�liwie
gro�ba. Jego starania wywo�a�y u�miech na twarzy Glimma.
- My�lisz, �e jestem kidnaperem albo terroryst�?
- Nie wiem, kim jeste�. Mo�e powinni�my od tego zacz��.
- S�uchaj. Kiedy chodzi o interesy, jakiekolwiek interesy, lubi� mie� do
czynienia z szefostwem, lud�mi kompetentnymi i zwi�z�ymi. W tym przypadku z tob�
i Voo. Wi�c po przylocie na Heathrow wczoraj w nocy w zamieci...
- Sk�d?
Glimm zlekcewa�y� pytanie.
- ...zameldowa�em si� w "Connaught", gdzie trzeba �ebra� o pokoje, po czym, nie
zwa�aj�c na �nieg, postanowi�em odby� ma�y spacer i zajrze� na Eight Bruton
Street, Berkeley Square, centrum Mayfair i tak dalej. Chcia�em si� upewni�, �e
Voodoo, Limited, to prawdziwy interes, a nie jedynie jaka� kombinacja zak�adu
kserograficznego i adresu - rozumiesz, o co mi chodzi? Za�o�y�em, �e je�li oka�e
si� prawdziwy, wtedy przyjd� nast�pnego ranka niespodziewanie i bez zapowiedzi.
- I prawdopodobnie niezbyt mile widziany.
- To si� oka�e. W ka�dym razie wchodz� rano do waszej �licznej ma�ej recepcji i
pierwsz� rzecz�, na jak� zwracam uwag�, jest to, �e nie ma w niej ani �ladu
�licznej ma�ej recepcjonistki. Potem zauwa�am kurz na biurku - niewiele, ale
wystarczaj�co du�o, bym pomy�la�, �e nikt tu nie pracowa� od tygodnia czy
dziesi�ciu dni. Ale co z tego? Mo�e dziewczyna zachorowa�a i le�y w ��ku?
Durant u�miechn�� si� lekko.
- Chwilowa niedyspozycja.
- W�a�nie tak pomy�la�em. I skoro nikt mnie nie przyjmuje, pukam do drzwi z
napisem PRYWATNE i czekam na otworzenie wszystkich tych zamk�w, zasuw i
�a�cuch�w. W ko�cu drzwi staj� otworem, a w nich pojawia si� facet ubrany
zdecydowanie za lekko jak na luty - facet, kt�ry mierzy metr osiemdziesi�t pi��
i wa�y jakie� osiemdziesi�t kilogram�w. Ju� dawno stukn�a mu czterdziestka,
prawdopodobnie ma wi�cej ni� czterdzie�ci pi�� lat, ale porusza si� z lekko�ci�
dwudziestolatka. No dobra, cz�owieka pod trzydziestk�. I od razu wiem, �e to
nikt inny, jak ten pieprzony Durant - a w�a�nie w taki spos�b ka�dy, z kim
rozmawia�em, nazywa� ciebie.
- Jakie� referencje? Glimm skin�� g�ow�.
- Wymie� dwie - powiedzia� Durant.
- Zna�e� kapitana policji w Manili, niejakiego Cruza?
- Zna�em porucznika policji Hermenegildo Cruza.
- Awansowa� - rzek� Glimm. - A co z Maurice'em Overbym w Ammanie?
Wyraz twarzy Duranta uleg� nieznacznej zmianie - sk�ra napi�a si� wok� jego
ust. Ale po chwili odpr�y� si� i zapyta�:
- Co Overby robi w Jordanii?
- Twierdzi, �e analizuje osobisty system bezpiecze�stwa DMK.
- Sam?
- M�wi, �e jego g��wnym �r�d�em aktyw�w, cokolwiek to oznacza, jest doktor Booth
Stallings, �wiatowej s�awy ekspert od terroryzmu, o kt�rym nigdy nie s�ysza�em.
A ty?
Durant pokiwa� g�ow�.
Glimm pozwoli� sobie na kolejny nieznaczny u�miech.
- Zauwa�y�em, �e nie zapyta�e�, co to jest DMK. Ja te� nie wiedzia�em, wi�c
postanowi�em zasi�gn�� wie�ci u �r�d�a. U Overby'ego, w Ammanie, w Jordanii.
Dzwoni� wi�c do niego - c�, niewa�ne, dok�d - daje do zrozumienia, co to nie
on, i m�wi, DMK to Dzielny M�ody Kr�l, jak wszyscy starzy zawodnicy z Bliskiego
Wschodu nazywaj� Kr�la Hussejna. - Glimm zamilk� na chwil�. - Chocia�
ostatecznie nie jest ju� taki m�ody, prawda?
- Overby powiedzia� ci, �e jest starym zawodnikiem z Bliskiego Wschodu?
- Uwa�asz, �e nie?
- Uwa�am, �e to kolejny fascynuj�cy i dotychczas nie ujawniony rozdzia� w �yciu
pana Overby'ego.
- Okay. Wi�c jest k�amc�. Kogo, do diab�a, obchodzi Overby? Co z tob�? Czy
kiedykolwiek by�e� na Bliskim Wschodzie? Mam na my�li interesy.
- W Bejrucie - odpar� Durant.
- Kiedy?
- Kilka lat temu.
- To znaczy wtedy, gdy by�o tam raczej niebezpiecznie, prawda?
Durant w odpowiedzi jedynie wzruszy� ramionami i czeka� na ci�g dalszy, kt�ry,
jak za�o�y�, b�dzie konkretny. Zamiast tego zapad�a cisza, kt�ra ci�gn�a si� i
ci�gn�a, p�ki Glimm nie za�o�y� nogi na nog� i nie poprawi� si� w fotelu.
Poniewa� Durant nigdy nie ba� si� milczenia, przeczekiwa� je z uprzejmym
u�miechem, i Glimm w ko�cu po�o�y� mu kres kolejnym pytaniem.
- Co robi�e� w Bejrucie?
- Szuka�em czego�.
- Znalaz�e� go?
- Chyba nie m�wi�em, �e szuka�em Jego".
- Okay. Jego? J�? Co�?
- Znale�li�my to, czego szukali�my.
- "My" to znaczy ty i pan Voo, prawda? - Glimm, nie czekaj�c na potwierdzenie,
m�wi� dalej, a jego ton by� obcesowy i ma�o uprzejmy. - Tym, czego szukali�cie w
Bejrucie, by�o cia�o kogo� bardzo wa�nego. S�ysza�em, �e pewna bardzo wa�na
wdowa pragnie dosta� milion dolar�w z polisy swego zaginionego i przypuszczalnie
nie �yj�cego m�a, ale nie chce czeka� siedmiu lat - czy ile tam trzeba - na
prawne uznanie go za martwego. A jej m�� - czy kto�, dla kogo pracowa� - musia�
p�aci� horrendalne sk�adki ubezpieczeniowe, skoro towarzystwo ubezpieczeniowe
zgodzi�o si� odst�pi� od swych zasad. Pewne jak cholera, �e to zrobi�o, w
przeciwnym wypadku wdowa nie wynaj�aby ciebie i Voo do znalezienia dowodu -
albo by� mo�e kupienia go od kogo� - �e m�� nie �yje.
- Powiedz mi co� - wtr�ci� Durant. - Tak naprawd� nie masz k�opot�w z
wymawianiem "w", dlaczego wi�c przekr�casz nazwisko pana Wu? Czy to test? Chwyt
reklamowy? A mo�e uwa�asz to za objaw sprytu i inteligencji?
Po ko�cistej twarzy Glimma przemkn�� u�miech. Jego blade oczy zmru�y�y si� z
przyjemno�ci czy nawet zadowolenia i Durant przygotowa� si�, �e us�yszy chichot,
kt�ry jednak nie nast�pi�. Ale Glimm z zadowolonym wyrazem twarzy powiedzia�:
- To test.
- I jak wypad�em?
Glimm zerkn�� na zegarek.
- Nie�le. Wytrwa�e� dwana�cie minut. To znaczy, �e jeste� dostatecznie g�odny,
ale nie wyg�odzony.
Durant nie odpowiedzia�, lecz zdawa�o si�, �e Glimm wcale na to nie liczy�.
M�wi� dalej z potoczyst� pewno�ci� siebie do�wiadczonego sprzedawcy, kt�ry
zdecydowa�, �e nadszed� czas, by przej�� do interes�w.
- Oto jak to dzia�a: ilekro� z kim� negocjuj�, zawsze �le wymawiam albo imi�
faceta, albo nazw� jego kompanii.
- Albo jedno i drugie - dopowiedzia� Durant.
- Tak. Racja. W tym przypadku jedno i drugie.
- Dlaczego?
- Poniewa� je�eli facet poprawia mnie od razu, wiem, �e nie jest g�odny. Je�eli
robi to po dziesi�ciu czy pi�tnastu minutach, jest po prostu �rednio g�odny. Ale
je�li wcale mnie nie poprawi, wiem, �e jest praktycznie zag�odzony na �mier�, i
�e nie warto prowadzi� negocjacji.
- My niczego nie negocjujemy.
- Wr�cz przeciwnie.
4
Artie siedzia� przed biurkiem dyrektora szko�y na masywnym, licz�cym sobie sto
dwadzie�cia jeden lat drewnianym krze�le, na kt�rym przysiadywa�y niezliczone
rzesze ch�opc�w nerwowo machaj�cych nogami i oczekuj�cych na sw�j los ze �zami w
oczach.
Wu, ze swymi stu osiemdziesi�cioma pi�cioma centymetrami wzrostu i wag�
dochodz�c� do stu dwudziestu kilogram�w, by� zbyt masywny, by przycupn��
gdziekolwiek. Jednak uda�o mu si� usadowi� tak, �e m�g� si� odpr�y�, nieledwie
przybra� nonszalanck� poz� - a nawet oderwa� nogi od pod�ogi, gdy odchyli� si�
na oparcie. S�ucha� Perkina Ramsaya, dyrektora szko�y, kt�ry wylicza� zarzuty
odnosz�ce si� do bli�niak�w Wu: Arthura i Angusa.
Zarzuty p�yn�y tak d�ugim i monotonnym potokiem, �e Wu obawia� si�, i� mog�
nigdy si� nie sko�czy�. Spojrza� w g�r�, podziwiaj�c kamienne sklepienie
pot�nej sali, p�niej w lewo, na kominek, kt�rego palenisko by�o tak wielkie,
�e - o ile mia�o si� nie wi�cej ni� metr pi��dziesi�t z groszami - mo�na by�o
swobodnie do niego wej��.
Szko�a, kt�ra podj�a si� edukacji bli�niak�w Wu, le�a�a kilka kilometr�w na
p�noc od Edynburga. Zajmowa�a ma�y zamek, kt�ry uko�czono oko�o 1179 roku, i
kt�ry nadal znajdowa� si� w nadzwyczaj dobrym stanie. Mie�ci�a si� tutaj od roku
1821, kiedy to wielebny Robert Cameron zdo�a� przekona� zamo�nych rodzic�w swych
potencjalnych pierwszych wychowank�w, �e uda mu si� przekszta�ci� ich ma�e
potworki w ma�ych d�entelmen�w. Od tamtego czasu wszyscy Goriachowie ucz�szczali
do Camerona i Anges Goriach - Wu nie widzia�a powodu, dla kt�rego jej bli�niaczy
synowie nie mieliby kontynuowa� tej rodzinnej tradycji.
Dyrektor zako�czy� wyliczanie oskar�e�, wyci�gn�� z kieszeni olbrzymi�
chusteczk� i delikatnie przedmucha� najpierw jedn� dziurk�, potem drug�.
Jasnor�owy nos, cienki i ostro zako�czony, wy�ania� si� spomi�dzy zapadni�tych
policzk�w i g��bokich oczodo��w, w kt�rych kry�y si� wstrz�saj�co b��kitne oczy.
Wysokie czo�o pi�o si� w g�r� i w ty� znad b��kitnych oczu i ko�czy�o do��
daleko cofni�tym g�szczem rudych w�os�w.
Gdy Perkin Ramsay od�o�y� chusteczk�, Wu odezwa� si� po raz pierwszy od prawie
pi�tnastu minut.
- M�wi pan, �e bli�niaki wys�a�y pi�ciu z nich do szkolnej izby chorych?
Ramsey westchn�� melancholijnie.
- Prosz� tym razem pos�ucha� uwa�nie, panie Wu: pi�ciu ch�opc�w zosta�o
hospitalizowanych w szpitalu w Edynburgu - nie w naszej izbie chorych. Agnus i
Arthur zostali zaatakowani przez o�miu ch�opc�w mniej wi�cej w ich wieku i ich
wzrostu. Trzech z tych o�miu zdo�a�o uciec, by mi o tym powiedzie�. To nie by�a
uczciwa b�jka.
- O�miu przeciw dw�m? Oczywi�cie, �e nie.
- Chodzi mi o to, �e to pa�scy synowie nie walczyli uczciwie. Artie Wu wygl�da�
tak, jakby kamie� spad� mu z serca.
- Czy pos�u�yli si� czym�, co le�a�o w pobli�u? Kamieniami? Kawa�kiem kija?
Metalow� rurk� stosownej d�ugo�ci?
- U�ywali r�k, st�p, kolan i �okci.
- Jak d�ugo to trwa�o?
- Trzy czy cztery minuty. Nie wi�cej. Wu wyci�gn�� d�ugie, grube cygaro z
wewn�trznej kieszeni marynarki, spojrza� na nie z wyra�n� t�sknot�, po czym
schowa� je z powrotem.
- M�wi pan, �e zacz�o si� od przezywania?
- Tak
Wu z zadum� pokiwa� g�ow� - tak, jakby wszystko sta�o si� jasne.
- Wi�c tych o�miu wyzywa�o moich syn�w, potem skoczy�o na nich i zarobi�o par�
cios�w, kt�re ich lekko nadwer�y�y. �e te� �obuzy nadal czerpi� satysfakcj� z
u�ywania wszystkich tych jak�e starych wyzwisk, takich jak ��tek, sko�nooki,
ry�ojad, chiniec i...
Prawa r�ka Ramsaya pow�drowa�a w g�r�, wn�trzem d�oni w stron� Wu, w ge�cie
policjanta zatrzymuj�cego rozp�dzone auto. Wu umilk�, a dyrektor zapyta�:
- Czy s�ucha mnie pan uwa�nie, panie Wu? Wu skin�� g�ow�.
- Doskonale. Przez minione dwa miesi�ce pr�bowa�em skontaktowa� si� z panem
telefonicznie b�d� listownie, ale bez skutku.
Na twarzy Wu pojawi� si� wyraz umiarkowanie uprzejmego zainteresowania, a jego
ton sta� si� dobrotliwy.
- Aha, o to chodzi.
- Tak, panie Wu. O to. Czy, �ci�lej, o te. O op�aty. Wci�� pozostaj� nie
uiszczone.
Artie Wu znowu wyci�gn�� cygaro z kieszeni, lecz tym razem wetkn�� je do ust.
Zacisn�� z�by, po czym rozwar� je na tyle, by warkn��:
- By�a b�jka?
- Dok�adnie jak opisa�em - rzek� Ramsay. - Bli�niaki, wed�ug relacji �wiadk�w,
byli straszni. Wu zapali� cygaro i wyj�� je z ust.
- Zdaje si�, �e jaki� czas temu przypomina�em pani Wu, by zaj�a si� op�atami i
wys�a�a czek
Zapas cierpliwo�ci Ramsaya zosta� wyczerpany. Wygl�da�o na to, �e dyrektor ma
zamiar wystrzeli� z fotela, ale powstrzyma� si�, wsta� wolniej i, opieraj�c
d�onie p�asko na biurku, pochyli� si� w stron� Artiego Wu.
- Chcia�em zobaczy� pana w tej sali, na tym krze�le, w jednym celu: aby
poinformowa� pana, nie, zagwarantowa� panu, i� je�li op�aty nie zostan�
uregulowane dzisiaj, nie jutro, ale dzisiaj, bli�niaki po po�udniu odjad� z
panem do Lon...
Zadzwoni� telefon. Ramsay z�apa� s�uchawk�, szczekn��: - S�ucham! - pos�ucha�,
zmarszczy� brwi, powiedzia�: - Chwileczk� - i poda� s�uchawk� Wu.
Wu us�ysza� g�os Duranta:
- Trzymam w r�kach potwierdzony czek wystawiony na Barclays Bank na dwadzie�cia
pi�� tysi�cy funt�w od naszego nowego klienta, niejakiego Enno Glimma. Pieni�dze
zostan� zdeponowane za jakie� sze�� minut i znowu b�dziesz wyp�acalny.
- A czego chce w zamian ten Glimm?
- Mamy znale�� par� hipnotyzer�w, brata i siostr�, kt�rzy zagin�li.
- Gdzie?
- A kogo to obchodzi?
- Wielce rozs�dne nastawienie - powiedzia� Wu. - B�d� jutro rano.
- Mamy spotkanie z Glimmern o drugiej.
- B�d� na czas. - Wu odwr�ci� si� i od�o�y� s�uchawk�.
- Dobre wie�ci? - zapyta� Ramsay.
- Ho ho! - Wu wyj�� z kieszeni marynarki ksi��eczk� czekow�, roz�o�y� j� na
biurku, poklepa� inne kieszenie, po czym u�miechn�� si� promiennie do Perkina
Ramsaya i spyta�: - Czy ma pan pi�ro?
Synowie Artiego Wu, kt�rzy siedzieli naprzeciwko ojca w barze "Carriages" hotelu
"Caledonian" przy Princes Street w Edynburgu, obserwowali, jak Wu drugi raz tego
samego dnia podpisuje czek. Arthur i Angus mieli przed sob� kufle piwa. Przed
ich ojcem sta�a du�a i jeszcze nienaruszona whisky.
Wu wydar� czek i poda� go Arthurowi, synowi starszemu o dziewi�� minut. Ten
spojrza� na liczb�, podni�s� brwi i poda� czek bratu.
Angus przez chwil� ogl�da� go uwa�nie, po czym powiedzia�: - Czterysta funt�w.
- Pozwoli�, by jego pe�en zw�tpienia ton dostatecznie jasno zobrazowa� widmo
niedostatecznych funduszy.
- To wszystko - rzek� stanowczo Wu. - I musi wystarczy� wam do ko�ca nast�pnego
miesi�ca, wtedy przy�l� wam wi�cej. Jak na razie, wasze jedyne zadanie polega na
uko�czeniu szko�y. Latem mo�ecie pow��czy� si� po kontynencie, a w sierpniu
ruszacie do Princeton.
Angus odda� czek bratu i przez chwil� bacznie przygl�da� si� ojcu.
- Czy naprawd� zastanawia�e� si�, ile b�dzie kosztowa�o wys�anie nas na cztery
lata do Princeton?
Wu napi� si� whisky i przebieg� w my�lach kilka liczb.
- Jakie� sto sze��dziesi�t tysi�czk�w. Oczywi�cie, cztery lata, bez zbytk�w.
Je�li b�dziecie chcieli poszale�, spr�bujcie pokera.
- Jak ty i Durant? - zapyta� Angus.
- My robili�my r�ne rzeczy.
- Durant m�wi�, �e wyci�gali�cie przeci�tnie sze��set dolar�w miesi�cznie -
powiedzia� Arthur - i to w czasach, gdy dolar wart by� trzy czy cztery razy
wi�cej.
- Mieli�my do�� jak na nasze potrzeby.
- Durant m�wi� te�, �e w Princeton kr�ci�o si� wielu dzianych facet�w, kt�rzy a�
si� palili, �eby zasi��� wieczorem do kart z pretendentem do tronu Cesarstwa
Chi�skiego i jego milcz�cym, zawsze obecnych stra�nikiem.
Wu u�miechn�� si� i pokiwa� g�ow�, jak gdyby rozpami�tywa� przesz�o��. W
rzeczywisto�ci przygl�da� si� swoim synom i z prawie kr�puj�c� satysfakcj�
odkrywa� raz jeszcze, �e s� r�wnie podobni do niego, co do �ony.
Mieli jego wzrost, ale budow� matki. Jego leniwy u�miech i jej zwinne ruchy.
Jego czarne w�osy i jej szare oczy, kt�re razem z mongolskimi fa�dami Wu nada�y
bli�niakom to, co oni nazywali rasowym ameroazjatyckim wygl�dem absolwenta
ekskluzywnej szko�y.
- Podoba�o ci si� w Princeton? - zapyta� Arthur.
Wu popatrzy� podejrzliwie na Arthura, potem na Angusa.
- Za ka�dym razem, gdy czego� chcecie, bierzecie mnie pod w�os i pr�bujecie
nastroi� na sentymentaln� nut�. Tak jak teraz. O co chodzi?
Bli�niacy wymienili spojrzenia i Angus wygra� rzut niewidzialn� monet�.
- Wiemy, gdzie tego lata mo�na zarobi� kup� forsy.
Wu w�o�y� do ust nowe cygaro i przed zapaleniem zapyta�:
- Przy czym?
- To rodzaj mi�dzynarodowego programu letniego - odpar� Arthur.
Wu zaci�gn�� si� i powiedzia�:
- Tego typu rzeczy nigdy nie przynosz� wielkiej forsy.
- Ta przyniesie - zapewni� Angus.
- Gdzie i co? Tylko konkretnie.
- W Kuwejcie - poinformowa� Angus. - To znaczy w tydzie� czy miesi�c po
zako�czeniu wojny. Ca�e tony forsy b�d� przelewa�y si� w czasie odbudowy i ta
firma konsultingowa, od kt�rej to wiemy, ju� trzyma r�k� na pulsie. Ale firma
potrzebuje pracownik�w, ameryka�skich pracownik�w, i ch�tnie im zap�aci.
- Co to za firma?
- Stowarzyszenie Overby-Stallings.
Artie Wu zmru�y� oczy, a twarz mu znieruchomia�a. Wygl�da�a jak kamienna,
nieruchoma maska. Po chwili usta poruszy�y si�.
- Overby jak Maurice Overby? Arthur u�miechn�� si�.
- Jak wujek Otherguy, tato.
Agnes Wu siedzia�a przed toaletk� w pokoju hotelu "Caledonian". Szczotkowa�a
w�osy i s�ucha�a, jak jej m�� s�owo po s�owie relacjonuje rozmow� telefoniczn� z
Quincym Durantem.
Wu w trakcie relacji pakowa� si�. Robi� to automatycznie; prawie nie my�l�c
sk�ada� to, co mia�o by� z�o�one i upycha� byle jak to, co kwalifikowa�o si� do
prania. Pakowa� rzeczy do znoszonego sk�rzanego sakwoja�a z mosi�nymi okuciami,
kt�ry pani Wu nazywa�a walizk�, a on torb�.
W�osy, kt�re Agnes Wu piel�gnowa�a tylko z niewielk� ingerencj� fryzjera, nadal
posiada�y najbledsz� barw� jasnego z�ota. Teraz przeci�gn�a po nich ostatni raz
szczotk� - mia�a nadziej�, �e setny - odwr�ci�a si� od lustra, zwr�ci�a na m�a
wielkie szare oczy i powiedzia�a:
- Cholera, to si� nazywa zbieg okoliczno�ci. Quincy zadzwoni� w
najodpowiedniejszym momencie. Wu podni�s� z popielniczki nie do ko�ca wypalone
cygaro.
- Zbiegi okoliczno�ci rzadko s� czym� wi�cej ni� splotem dobrych lub z�ych
pomniejszych wypadk�w. Telefon Quincy'ego nie by� niczym innym. Dosta� czek od
Glimma, wiedzia�, �e idzie nam kiepsko, wi�c zadzwoni�.
Agnes Wu podnios�a si� z wy�cie�anego taboretu przed toaletk�. Podesz�a do okna,
popatrzy�a w d� na Princes Street, po kt�rej snuli si� nieliczni i na wp�
zamarzni�ci przechodnie, po czym zapyta�a:
- Czy naprawd� mo�emy pozwoli� sobie na Princeton?
- To jest problem na sierpie�-wrzesie�. Na razie mamy luty. Ale nikogo nie sta�
na jednoczesne posy�anie dw�jki dzieciak�w do Princeton, je�li nie znajduje si�
w dw�ch czy trzech procentach najlepiej zarabiaj�cych - a mam nadziej�, �e zn�w
znajdziemy si� w�r�d nich we wrze�niu.
- W takim razie liczysz na Herr Glimma?
- Co nieco.
- Mo�e powiniene� dowiedzie� si� tego, co trzeba. Wu wydmuchn�� grube k�ko
dymu.
- Ty mo�esz zrobi� to szybciej.
Agnes Wu odwr�ci�a si�. Na jej twarzy, ca�kowicie j� zmieniaj�c, zago�ci�
szeroki u�miech. Ch�odny, odleg�y wyraz ust�pi� czemu� beztroskiemu, weso�emu, a
nawet nieco szelmowskiemu.
- Przez kuzyna Duncana?
- Pieni�dze znaj� pieni�dze - rzek� Wu. - Je�eli Glimm je ma, Duncan b�dzie o
tym wiedzia�.
- Prawd� m�wi�c, skoro ju� tu jestem, powinnam si� z nim zobaczy�. Mog�abym
pochwali� si� dzieciakami, sprzeda� Duncanowi kilka londy�skich plotek i
dowiedzie� si�, czy nadal gniewa si� na ciebie i Quincy'ego za to, �e nie
pozwolili�cie mu zainwestowa� w Wudu.
- Skoro powstrzymali�my go przed wpakowaniem forsy w cholernie bliski
zbankrutowania interes, nie powinien mie� powod�w do z�o�ci.
Kuzynem, nie maj�cym o co si� gniewa�, by� sir Duncan Goriach,
sze��dziesi�cioletni tytularny szef klanu Goriach�w, kt�ry zosta� uszlachcony w
1984 za us�ugi oddane Koronie - us�ugi te w wi�kszej cz�ci polega�y na robieniu
wielkiej forsy w nielicznym gronie wybra�c�w w czasie boomu naftowego na Morzu
P�nocnym.
- Duncanowi nie chodzi�o o pieni�dze - powiedzia�a Agnes Wu. - Pomy�la�, �e ty i
Quincy prowadzicie ekscytuj�ce, burzliwe �ycie i postanowi� kupi� sobie jaki�
zast�pczy udzia�. Ale wracaj�c do sprawy - zadzwoni� do niego i wprosz� si� do
Aberdeen na d�ugi weekend.
- Jest co�, o czym musimy najpierw porozmawia�.
Agnes odesz�a od okna i przysiad�a na skraju ��ka obok sk�rzanej walizki.
Z�o�y�a r�ce na kolanach i przybra�a oboj�tny wyraz twarzy - jak zawsze wtedy,
gdy spodziewa�a si� straszliwych nowin. W czasie swego ma��e�stwa robi�a tak�
min� cz�ciej, ni� wed�ug niej by�o to konieczne.
Wu milcza� przez d�u�sz� chwil�, wi�c przynagli�a go:
- Wi�c?
Wu wydmuchn�� kolejne k�ko dymu, tym razem pod sufit.
- Ch�opcom zaproponowano letni� prac�.
- Gdzie?
- W Kuwejcie.
- Kto?
- Otherguy Overby.
Oboj�tny wyraz twarzy Agnes Wu znikn��. Ch�odne dotychczas oczy o�ywi�y si�.
G�os opad� do ni�szych rejestr�w, co sprawi�o, �e jej s�owa zabrzmia�y niczym
nie cierpi�ce zw�oki ostrze�enie.
- Nie m�w im "nie". Je�eli to zrobisz, wyparuj�.
- Pojad� bez wzgl�du na to, co powiem. Dla nich Otherguy jest koronowanym
ksi�ciem zabawy.
Zapad�a kolejna kr�tka chwila ciszy, gdy Agnes Wu zastanawia�a si� nad tym, co
trzeba zrobi�. Podj�a decyzj� i wyda�a rozkaz - chocia� brzmia�o to tak, jakby
prosi�a m�a o podanie solniczki. Ale Wu wiedzia�, jak si� sprawy maj� i jej
s�owa przyprawi�y go o lekkie erotyczne dr�enie, gdy powiedzia�a:
- Powstrzymaj go, Artie.
Artie Wu wydmuchn�� pod sufit ostatnie k�ko i u�miechn�� si� do niej.
- Nie mam zamiaru powstrzymywa� Otherguya - odpar�. - Zamierzam go wynaj��.
5
W barze hotelu "Inter-Continental" w Ammanie jedynie dwaj m�czy�ni mieli na
sobie garnitury i krawaty. Pozostali, w wi�kszo�ci europejscy i ameryka�scy
korespondenci, skupiaj�cy si� przy ko�cu d�ugiego baru lub siedz�cy po dw�ch czy
trzech przy stolikach, przewa�nie mieli na sobie pseudomilitarne stroje
pustynne, najprawdopodobniej przys�ane z sieci "Banana Republic". Najbardziej
faworyzowane by�y kurtki safari, b�d� te� ich bliscy kuzyni.
Starszy z dw�ch ubranych w garnitury m�czyzn mia� g�st�, kr�tko przyci�t� i
szar� jak cyna czupryn� oraz porz�dnie pobru�d�on� twarz, kt�ra z �atwo�ci�
mog�a przynale�e� do prezesa zarz�du ma�ej drapie�nej mi�dzynarodowej firmy
oferuj�cej ezoteryczne, a nawet podejrzane us�ugi. M�odszy mia� ciemnobr�zowe
w�osy poprzetykane siwizn�, ponure oczy i oboj�tny wyraz twarzy - doskonale
pasowa� do cz�owieka do zada� specjalnych, kt�ry wynajmowa�, strzela� i rozdawa�
�ap�wki w imieniu starszego.
Obaj pili szkock� z wod�. Starszy dopi� drinka, zagrzechota� kostkami lodu,
popatrzy� na m�odszego i powiedzia�:
- Opowiedz mi jeszcze raz o kr�likach.
M�czyzn�, kt�ry chcia� jeszcze raz us�ysze� o kr�likach, by� Booth Stallings -
ekspert od terroryzmu, doktor filozofii, autor "Anatomii terroryzmu", by�y
konsultant Bia�ego Domu i specjalista od uzyskiwania subwencji - kt�ry pi�� lat
wcze�niej, w wieku sze��dziesi�ciu lat, rzuci� to wszystko i wybra� przygod�.
- O jakich kr�likach? - zapyta� Maurice Overby, znany licznym agencjom,
zajmuj�cym si� egzekwowaniem prawa, jako Otherguy Overby. Przez ca�e lata Overby
protestowa� - z du�ym powodzeniem - �e to nie on, ale jaki� inny facet zrobi�
to, w zwi�zku z czym gliny chcia�y go przes�ucha�. Overby, zazwyczaj wpl�tany w
r�nego rodzaju przedsi�wzi�cia - niekt�re nawet zgodne z prawem - by� tego typu
cz�owiekiem, kt�ry najpierw zdobywa zaufanie bliskich, a potem bezecnie je
wykorzystuje, a robi� to tak dobrze, �e zyska� podziw sobie podobnych.
Po tym, jak Overby wypar� si� wszelkiej wiedzy na temat kr�lik�w, Stallings ze
smutkiem pokiwa� g�ow� i rzek�:
- Je�eli nic nie wiesz na temat kr�lik�w Steinbecka, zatem opowiedz mi raz
jeszcze o tej cudownej ofercie pracy od Artie'ego Wu, kt�ra mo�e zmaterializowa�
si� w ka�dej sekundzie.
- Dlaczego chcesz us�ysze� o tym po raz drugi?
- By rozproszy� w�tpliwo�ci.
Overby zadba�, by w jego g�osie da�o si� wyczu� zm�czenie.
- Okay. Pami�tasz, jak w zesz�ym tygodniu wpadli�my w barze na hrabiego von
Lahusena?
- Wieczory z grafem von Lahusenem nale�� do niezapomnianych.
- Co zrobi�by�, gdyby� sp�dzi� dwa miesi�ce w NRD, czy te� w tym, co pozosta�o
po NRD, pr�buj�c odzyska� swe rodowe dobra,