5320

Szczegóły
Tytuł 5320
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5320 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5320 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5320 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rafa� Or�owski Przedsionek Nieba Czasami �ycie wygl�da jak wi�zienie S� oni i jeste�my my. Mali ludzie Uwi�zieni w swych ma�ych �yciach Czasami brak nam wiary. My�limy �e, nic ju� nie mo�na zrobi�. A czasami my sami jeste�my przyczyn� swoich nieszcz��. Wszyscy mo�emy si� uwolni�. Uwolni� od siebie samego,bo tylko my siebie wi�zimy. Czy te� nie... Dzi�kuj� Agnieszko. Gdyby nie Ty, nigdy bym nie zobaczy�. By� to wr�cz prze�liczny dzie�. Jasne nieskalane promienie s�o�ca przebija�y si� przez firan� wisz�c� nad du�ym oknem mieszkania Avena Howarda. Na drewnianym, bujanym fotelu siedzia� siwy starzec. S�o�ce o�wietla�o lewy profil jego pomarszczonej twarzy. Staruszek wpatrywa� si� w bia�� �cian� bez �adnego wyrazu. Trzasn�y drzwi wej�ciowe. Do pokoju wbieg� syn Avena, Motis. Czarne w�osy delikatnie obejmowa�y jego spocon� g�ow�. Dziadku! Dziadku! - wykrzykn�� ch�opiec i podbieg� do starca. Chwyci� go za r�k� i lekko potrz�sn�� ni�. Motis !? - starzec uni�s� delikatnie g�os spogl�daj�c na ch�opca z u�miechem. Wiesz co to s� ptaki ? - zapyta� ch�opiec niecierpliwie oczekuj�c odpowiedzi. Dlaczego pytasz anio�ku ? - zdziwi� si� zadanym pytaniem. Pani w szkole powiedzia�a - zacz�� - �e kiedy� po niebie fruwa�y ptaki i , �e ludzie nazywali nasze Niebo Ziemi�. Staruszek wyra�nie posmutnia� lekko marszcz�c brwi , a sw�j wzrok powt�rnie skierowa� w kierunku bia�ej , nieskalanej �ciany. Powiedz Dziadku , powiedz. - niecierpliwi� si� ch�opiec teraz ju� wr�cz szarpi�c staruszka za rami�. Dobrze ju� dobrze. Wszystko ci opowiem, tylko mi nie przerywaj. - oznajmi� uk�adaj�c wnuka na swych starych, wys�u�onych kolanach. Twoja prababcia nieboszczka - zacz�� - Cz�sto opowiada�a o bia�ych, prze�licznych, skrzydlatych stworzeniach. Unosi�y si� nad brzegiem morza, wolne niczym anio�y. Cz�sto siada�a na pla�y wraz z moim ojcem ogl�daj�c te pi�kne istoty na tle zachodz�cego s�o�ca. Wtedy nie by�o jeszcze Przedsionka Nieba, ani DowellExpresu. Ludzie przemieszczali si� powietrznymi maszynami...- przerwa� i kaszln�� kilkakrotnie - Niebo wygl�da�o wtedy inaczej, ale wojna wszystko przerwa�a. Jaka wojna Dziadku ? - zapyta� malec. Widzisz Motis, ca�e Niebo by�o podzielone na odmienne kraje, nie by�o jedn� ca�o�ci� jak dzi�. Ludzie zamieszkuj�cy te kraje, stale walczyli mi�dzy sob�. Dlaczego walczyli? - zdziwi� si� ch�opiec. Dzi� nikt ju� nie pami�ta. Wtedy by�o tylu z�ych ludzi, oni sami znajdywali powody do walki. Na ca�e szcz�cie..., a mo�e nieszcz�cie wojna nie by�a tak gro�na jak oczekiwano i wci�� tu jeste�my. Lecz nie ma ju� z�ych ludzi. Nie ma te� u�ywek, kt�re zatruwa�y ich m�zgi. Wszystko jest nieskalane, ale czy tak mia�o wygl�da� Niebo naszych przodk�w ? Ch�opiec coraz mniej rozumia� z wypowiedzi starca, chcia� tylko dowiedzie� si� czego� o ptakach. Starzec zamilk�. Ci�gle wpatrywa� si� w g�adk� powierzchni� bialutkiej �ciany i siedzia� bez ruchu. Motis podbieg� do telewizora, w��czy� go i obr�ci� g�ow� w stron� dziadka. Staruszek mia� zamkni�te oczy. Jego prawa r�ka zwisa�a bezw�adnie z fotela. W tle dono�nie brzmia� m�ski g�os wydobywaj�cy si� z odbiornika telewizyjnego. "DOWELLEXPRES PRZEWIEZIE CIE PRZEZ PRZEZ PRZEDSIONEK NIEBA. JESTESMY JEDNA RODZINA. SZANUJMY SIE." ROZDZIA� 1 PROJEKTANT W k�cie obszernego pomieszczenia pali�a si� lampka nocna. Ekran monitora odbija� si� w ciemno br�zowych oczach Motisa. Projektowa� on kolejny �lizgacz. Projekt poch�on�� ju� sze�� miesi�cy jego �ycia. Dzisiaj zamierza� go sko�czy�. Kredyty na koncie ju� mu si� ko�czy�y , jak r�wnie� czas na wykonanie projektu przewidywany w kontrakcie z firm� DowellSolar. Drzwi jego biura gwa�townie si� otworzy�y. Posta� o kr�pej sylwetce wtargn�a do �rodka. By� to Alex Kane , szef Motisa. Motis - krzykn�� - Dzwonili z DowellSolar. Stracili cierpliwo�� i chc� zobaczy� tw�j ostatni projekt �lizgacza. Masz im go dostarczy� osobi�cie - u�miechn�� si�. Dlaczego nie przes�a� im danych przez komputer? - zapyta� Motis oczekuj�c wyja�nienia. Alex Kane zmarszczy� czo�o i przeczesa� r�k� swoje d�ugie, czarne w�sy. Pan Dowell chce z tob� rozmawia�. Chce �eby� najp�niej pojutrze stawi� si� w g��wnej siedzibie DowellSolar. W�a�nie ko�cz� m�j projekt , ale nie wiem czy zd��� przejecha� taki kawa� drogi w tak kr�tkim czasie - oznajmi� spokojnie. Alex zbli�y� si� do niego. Musisz tam pojecha� skoro sam Dowell chce z tob� rozmawia�. To mo�e by� twoja �yciowa szansa. Motis spojrza� prosto w niebieskie oczy podekscytowanego szefa i u�miechn�� si�. Oczywi�cie , �e pojad�. Wyrusz� ju� z samego rana. Kane zrewan�owa� si� u�miechem po czym opu�ci� biuro. Motis przycisn�� jeszcze kilka klawiszy klawiatury , otworzy� kiesze� stacji dysk�w i wyci�gn�� z niej dysk wielko�ci guzika. * Nad Ave Marino wschodzi�o s�o�ce. Motis Howard zamyka� drzwi swojego mieszkania. W r�ku trzyma� bia�� torb� podr�n�. Zszed� po schodach i wyszed� frontowymi drzwiami czteropi�trowego budynku. Przed wej�ciem sta� jego bia�y �lizgacz. Slizgacz by� typowym pojazdem jego czas�w. Op�ywowa kabina osadzona na pi�ciu obie�nikowanych kulach mia�a mniejsze szanse po�lizgu od jej poprzednik�w. Dzi�ki pomys�owemu uk�adowi kierowniczemu pojazd porusza� si� r�wnie dobrze do przodu i do ty�u jak i na boki lub uko�nie. Niewygodne szyby zast�piono nowoczesnymi monitorami , �wiat�a by�y wi�c zb�dne. A wszystko nap�dzane energi� s�oneczn� , kt�r� mo�na by�o sk�adowa� w zapasowych akumulatorach , lub zast�pi� pr�dem , kt�ry i tak pochodzi� z tego samego �r�d�a. Nadano mu wi�c sarkastyczne imi�. Howard wsiad� i ruszy� w drog�. * Podr� trwa�a ju� oko�o dziesi�ciu godzin. Motis robi� si� znu�ony. My�la� o tym , �eby co� zje�� i od�wie�y� si�. Slizgacz porusza� si� szybko, ale niebo zachmurzy�o si� ju� sze�� godzin temu i jazda nie by�a zbyt przyjemna z powodu bezustannego deszczu. Cholerni farmerzy , ci�gle im za sucho - wyszepta� z oburzeniem. Woko�o by�o pusto. Zadnych zabudowa� , tylko droga bez ko�ca , kt�ra wydawa�a si� ton�� w oceanie p�l. Nagle �lizgacz pocz�� zwalnia� , a� wreszcie zupe�nie si� zatrzyma�. Howard pr�bowa� powt�rnie uruchomi� maszyn� , aczkolwiek bez skutku. Wiedzia� co by�o przyczyn� postoju. Wczoraj by� tak wyczerpany , �e ca�kowicie zapomnia� o pod�adowaniu akumulator�w przed podr�. Sk�d m�g� wiedzie� o deszczu w tym rejonie skoro nie sprawdzi� prognozy pogody. Rozejrza� si� dok�adnie dooko�a. Zauwa�y� ma�y , samotny domek stoj�cy w�r�d p�l. Od �lizgacza do domu nie by�o dalej ni� trzysta metr�w. Bez zastanowienia opu�ci� pojazd i uda� si� w kierunku samotnej budowli. Gdy ju� by� u progu , drzwi otworzy�y si� i ujrza� przepi�kn� kobiet�. Jej ciemne w�osy delikatnie sp�ywa�y po policzkach. Czarne wr�cz oczy przeszywa�y go na wskro�. Bia�a suknia przylega�a delikatnie do cia�a podkre�laj�c jej zgrabn� kobiec� figur�. Popro� go do �rodka , bo si� jeszcze przezi�bi - zabrzmia� suchy m�ski g�os zza drzwi. Wejd� prosz� - zaprosi�a z u�miechem na twarzy. Motis natychmiast wykona� jej �yczenie i wszed� do tajemniczego pomieszczenia. Zaraz po wej�ciu jego uwag� przyci�gn�� kominek , przy kt�rym na bujanym fotelu siedzia� starszy pan o mi�ym spojrzeniu. Akumulatory ? - zapyta�. Tak - odpowiedzia� Motis z niepewno�ci�. Nazywam si� Lukas - przedstawi� si� starzec - To moja wnuczka Niva- wskaza� pi�kn� kobiet� w bia�ej sukni. Ja mam na imi� Motis - oznajmi� wci�� nie�miale i rozejrza� si� ukradkiem po pokoju. Wystr�j pomieszczenia by� bardzo staro�wiecki , a nawet zabytkowy , gdy� m�ody m�czyzna widzia� co� takiego przedtem tylko w muzeum , kt�re i tak by�o ubo�sze. Niva - odezwa� si� Lukas - zr�b Motisowi gor�cej herbaty , a ty ch�opcze usi�d� i ogrzej si� przy kominku. Nie macie ogrzewania s�onecznego ? - zdziwi� si� Howard. Siwy staruszek u�miechn�� si� i bez s�owa podni�s� n� , kt�ry le�a� na pod�odze tu� przy bujanym fotelu. Si�gn�� pod fotel i za chwil� trzyma� w r�ku kawa�ek drewna na opa�, w kt�rym zacz�� d�uba� no�em. Oczywi�cie , �e mamy - przem�wi� po chwili - ale czasami udajemy , �e go nie mamy. M�odzieniec nie za bardzo rozumia� , lecz ju� teraz darzy� szacunkiem staruszka , wi�c uszanowa� skromne wyt�umaczenie. Przeczekam tylko deszcz i rusz� w dalsz� drog� - oznajmi�. Starzec sobie nie przerywa� , wci�� rze�bi�. Deszcz si� zaraz sko�czy. Napij si� herbaty. Do pokoju wesz�a Niva podaj�c mu fili�ank�. Nigdy jeszcze nie pi� herbaty i nie by� pewny czy chce ryzykowa�. Daleko st�d do Przedsionka Nieba ? - zapyta� . Lukas podni�s� g�ow� i spojrza� w jego ciemno-br�zowe oczy. Jedziesz na wschodni� p�kul� ? Nie - odpar� m�odzieniec - Musz� si� dosta� do g��wnej siedziby DowellSolar. Narz�dzie upad�o na pod�og� , ale ju� teraz mo�na by�o zobaczy� co zamierza� wyrze�bi� starzec. Motisowi przypomnia� si� dzie� �mierci dziadka i stworzenie , o kt�rym opowiada�. Czy to ptak ? - zapyta� ze zdumieniem. Tak , to ptak - staruszek nie schyla� si� po narz�dzie. M�odzieniec zadziwi� go sw� wiedz� o przesz�o�ci. Przecie� by� tylko kolejnym dzieckiem tego tak innego ni� kiedy� �wiata i po jego ubraniu mo�na by�o wywnioskowa� , �e pochodzi on z miasta , gdzie nikt ju� nie pami�ta nie tak odleg�ej przesz�o�ci. Wprawdzie on sam jej nie pami�ta� cho� tak bardzo za ni� t�skni�. Pochodzi� z rodziny z przesz�o�ci� , tradycjami , gdzie pewna cz�� historii przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Niva opu�ci�a pok�j. Lukas wsta� ,by dorzuci� drzewa do kominka , po czym usiad� na swoim miejscu. Opowiedz mi o przesz�o�ci - poprosi� m�odzieniec. Staruszek westchn�� i dok�adnie obejrza� swego go�cia zanim zacz�� opowiada�. Kiedy� nasze Niebo nazywano Ziemi�. Ziemia by�a biedn� planet� , zaludnion� a� po same brzegi. Tutejsi mieszka�cy nie szanowali ani siebie , ani samej ziemi. Zywno�� by�a ska�ona , rodzi�o si� wiele kalekich dzieci , panowa� ogromny g��d ale wielcy przyw�dcy ignorowali chorob� ich matki. Dlaczego wci�� to robili ? - Motis zmarszczy� brwi jakby w z�o�ci. Pytanie brzmi , dlaczego w og�le zacz�li - Starzec przerwa� na kilka sekund , aby wzi�� g��bszy oddech - Dwa pot�ne mocarstwa zako�czy�y to piek�o , rozpoczynaj�c najwi�ksz� , lecz najkr�tsz� ze znanych mi wojen. Na szcz�cie pewien zamo�ny naukowiec przygotowa� si� na tak� ewentualno��. Wybudowa� podziemne miasto , kt�re mie�ci�o w swych murach sto tysi�cy ludzi. Tylko sto tysi�cy. On sam oczywi�cie przez d�ugie lata wybiera� tych , kt�rzy mieli stworzy� dzisiejsze Niebo. Ju� d�ugo przed wojn� posiada� wiele rozwi�za�, o kt�rych ludzko�� nie mia�a najmniejszego poj�cia. Dlaczego wi�c nie naprawi� tamtego �wiata ? Jego nic ju� nie mog�o uratowa�. Fundamenty barbarzy�stwa stawa�y si� mocniejsze z ka�dym pokoleniem. Wreszcie nadesz�a wojna , najbardziej �mietelna z wojen. Walki zaj�y zaledwie kilka godzin. Nasz stw�rca postara� si�, aby ich Ziemia zosta�a skalana powierzchownymi bliznami pozwalaj�c nam przetrwa�. To cud , �e wci�� mamy grunt pod nogami. Niestety pewne zmiany w atmosferze by�y nie do usuni�cia. Nawet przy dzisiejszej kontroli pogody jeste�my bezradni... Ptaki wygin�y. - Lukas wci�� trzyma� w r�ku drewnian� figurk� , na kt�r� spogl�da� - Nie mo�emy ju� podr�owa� drog� powietrzn� czy morsk�. Zosta� ju� tylko DowellExpres. Motis wyjrza� przez okno. Przesta�o pada�. Lepiej , �eby� ju� ruszy� w drog� ch�opcze - Staruszek posmutnia�. Go�� poczu� si� niezr�cznie. Niepotrzebnie zapyta� o przesz�o�� , niepotrzebnie przypomnia� wszystko staruszkowi. Postanowi� wyj��. Wsta�, podzi�kowa� za go�cin� i szybko uda� si� w stron� wyj�cia. Wychodz�c natkn�� si� wzrokiem na wchodz�c� do pokoju Niv�. By�a pi�kn� kobiet�. Ich spojrzenia spotka�y si� ze sob�. Poczu� zimny ch��d na plecach i dziwne mrowienie w �o��dku. Serce zacz�o bi� szybciej. Wiedzia� , �e musi jak najszybciej wyj�� , chwyci� wi�c za klamk� i otworzy� drzwi. Mia� cich� nadziej� , �e ich spojrzenia kiedy� znowu si� spotkaj�. * S�o�ce by�o bliskie zachodu , kiedy bia�y �lizgacz zatrzyma� si� pod siedzib� DowellSolar. W uchylonych drzwiach pojazdu ukaza� si� przystojny m�czyzna w jasnym garniturze. Trzyma� w r�ku teczk� i pod�rza� do wej�cia dwudziesto-czteropi�trowego budynku. Otworzy�y si� przed nim drzwi i wszed� do �rodka , gdzie go oczekiwano. Ujrza� dw�ch pot�nie zbudowanych m�czyzn. R�nili si� jedynie kolorem w�os�w. Blondyn po jego lewej stronie , zmierzy� go wzrokiem. Czy pan Motis Howard ? Motis przytakn�� tylko g�ow�. By� zaskoczony powitaniem. Jestem Kev - u�miechn�� si� blondyn i wyci�gn�� r�k�. Go�� u�cisn�� mu d�o�. Kev wskaza� swojego towarzysza i przedstawi� go jako Buddiego , kt�ry r�wnie� si� przywita�. Wszyscy wsiedli do windy w milczeniu. Budd wcisn�� klawisz nr.24 znajduj�cy si� na jednej ze �cian. Kiedy dotarli na ostatnie pi�tro , drzwi windy otworzy�y si�. Zobaczyli odwr�conego ty�em m�czyzn�. Jego siwe w�osy by�y zwi�zane w kucyk , a przez szklan� �cian� ,w kierunku kt�rej by� zwr�cony , Howard widzia� wod� , kt�r� przecina� nieko�cz�cy si� szklany tunel. Przedsionek Nieba - zabrzmia� g��boki g�os gospodarza , kt�ry odwraca� si� w ich kierunku. Mia� na sobie dziwaczny purpurowy garnitur. Podkre�la�y go jasne, zielone buty z ��tymi sznurowad�ami. Oczy zas�ania�y okulary przeciws�oneczne, co czyni�o twarz bezwyrazist�. Zmarszczki pomaga�y w odgadni�ciu przybli�onego wieku m�czyzny. By� mniej wi�cej w wieku ojca Motisa , kt�ry w zesz�ym miesi�cu sko�czy� pi��dziesi�t trzy lata , co nie by�o ogromnym wyczynem przy dzisiejszej �ywotno�ci rasy ludzkiej. Nazywam si� Anex Dowell - przedstawi� si� - Prosz� usi��� panie Howard - doda� i wskaza� du�y r�owy fotel. Odg�os zamykanych drzwi windy przyci�gn�� uwag� Motisa. Obr�ci� si� za siebie i spostrzeg� , �e opr�cz niego i Anexa Dowella , w pokoju , gdzie ka�da �ciana sprzecza�a si� kolorem z inn� , nikogo wi�cej nie by�o. Podszed� wi�c do owego fotela i usiad�. Otworzy� po�piesznie bia�� teczk� i wyj�� z niej ma�e pude�ko zawieraj�ce sze�� miesi�cy jego pracy. Oto m�j projekt - powiedzia� i nie�mia�o po�o�y� je na niebieskim biurku , kt�re sta�o tu� przed nim. Nie w tej sprawie ci� wezwa�em. Jak to ? Alex Kane m�wi�... To nieistotne - przerwa� gospodarz - Obserwuj� ci� od d�u�szego czasu i s�dz�, �e mi si� przydasz. Przycisn�� klawisz klawiatury i po chwili kontynuowa�. Przebudowa�e� �lizgacz ojca w wieku sze�ciu lat. W�asnor�cznie skonstruowa�e� sw�j , gdy mia�e� lat dziesi��. Jako nastolatek sprzedawa�e� swoje prototypy po konkurencyjnych cenach. Mimo , �e nie�le radzi�e� sobie sam , przyj��e� si� do tej n�dznej firmy LuckyFeet. Zatrudnili ciebie mimo , �e nie uko�czy�e� szko�y projektant�w , k�opoty discyplinarne. Du�o pan o mnie wie. Wiem , �e zamykasz swoje biuro. Czy�by� nie ufa� kompanii, dla kt�rej pracujesz ? Motis poczu� sarkazm w zadanym pytaniu , lecz nie zamierza� t�umaczy� si� ze swych poczyna�. Alex zamilk� przez chwil� , zanim spojrza� w oczy m�odego geniusza. Wyrzucili ci� z uczelni za protest , gdzie has�em by�a �PRYWATNOSC ". Nie chcia�e� dzieli� si� z innymi , ale �eby to osi�gn�� zosta�e� liderem protestu. Potrzebuj� twego instynktu i umiej�tno�ci dlatego te� chc� �eby� dla mnie pracowa�. Motis by� mile zaskoczony , teraz chcia� pozna� szczeg�y. Mam projektowa� �lizgacze ? Chc� �eby� zaj�� si� czym� wi�kszym , dzieckiem mojego pradziadka. Chc� �eby� nadzorowa� Przedsionek Nieba. To omal nie �ci�o Howarda z n�g. Nie sta�o si� tak zapewne tylko dlatego , �e wci�� siedzia� w wielkim , r�owym fotelu. Chcia� zapyta� dlaczego on , ale to ju� chyba zosta�o wyja�nione przez Anexa. Przedsionek Nieba by� najwi�kszym , znanym przedsi�wzi�ciem wszechczas�w. By� to szklany tunel wiod�cy na wschodni� p�kul�. Jedynym pojazdem , kt�ry m�g� si� nim przemieszcza� by� DowellExpres , ze wzgl�du na pr�dko�� z jak� si� porusza�. Konstrukcja Przedsionka by�a pewnym sekretem. Nieliczni z �yj�cych wiedzieli w jaki spos�b zosta� on osadzony nad wod�. Cho� wydawa�o by si� to trudne do utrzymania , to tak naprawd� o jakichkolwiek problemach z Przedsionkiem s�yszano conajmniej pi��dziesi�t lat temu. Podobno istnia�a wtedy specjalna ekipa naprawcza , ale o ile wiadomo wszystko doprowadzono do stanu idealnego i rozwi�zano ekip�. Motis mia� pewne obawy , ale taka okazja nie mog�a przej�� bokiem. Wiem , �e jeste� zaskoczony - kontynuowa� Anex - wi�c s�dz� , �e powinienem da� ci troch� czasu na przemy�lenie tej propozycji. Odpowiesz mi jutro. Na dziesi�tym pi�trze czeka na ciebie apartament. Zapewne jeste� zm�czony po podr�y. Dziesi�te pi�tro , apartament 10B. Znajdziesz tam wszystko co jest ci potrzebne. Chc� ci� widzie� jutro , punkt dwunasta. Przemy�l spokojnie moj� propozycj�. Do jutra. Howard wsta� i bez s�owa wszed� do windy. Drzwi zasuwa�y si� powoli. Dowell odwr�ci� si� do szklanej �ciany. Wpatrywa� si� w to arcydzie�o wsp�czesnej architektury , kt�re tak poszerzy�o ludzkie horyzonty. * Dowell siedzia� przy biurku swego obszernego biura , gdy na monitorze jego komputera pojawi� si� napis zawiadamiaj�cy o spotkaniu z Motisem Howardem , kt�re mia�o si� rozpocz�� za osiem minut. By� bardzo punktualn� osob� i tego samego oczekiwa� od swoich podw�adnych. Przycisn�� klawisz klawiatury kasuj�c wiadomo�� i uni�s� si� z fotela. Zrobi� kilka krok�w w kierunku szklanej �ciany i stan�� w tej samej pozycji w jakiej Motis zasta� go dzie� wcze�niej. Jedynym co r�ni�o si� od dnia wczorajszego by�o jego ubranie. Mia� na sobie pomara�czowy garnitur oraz jasno niebieskie buty z czerwonymi sznurowad�ami. Us�ysza� odg�os otwieraj�cych si� drzwi windy , lecz nie zamierza� okaza� zainteresowania. Ojcze - zabrzmia� damski , delikatny g�osik. Anex natychmiast zareagowa�. Jego c�rka by�a jedyn� osob� we wszech�wiecie , kt�ra mia�a dobry wp�yw na jego poczynania. C�reczko wr�ci�a� - g��boko si� wzruszy�. M�oda kobieta podbieg�a do niego i padli sobie w obj�cia. Jej policzek wtuli� si� w jego pier� , a on mocno j� obj�� swymi muskularnymi ramionami. Po kr�tkiej chwili oderwa�a g�ow�. Dziadek chcia�by ci� zobaczy�. Przerwa� nagle ojcowskie obj�cia i ponownie odwr�ci� si� w kierunku szklanej �ciany. Dlaczego wci�� go obwiniasz ? - zapyta�a - Przecie� teraz wszystko jest twoje. Pozw�l mu �y� w spokoju. Nic nie rozumiesz - zbulwersowa� si� ojciec - znienawidzi�aby� mnie , jego , wszystkich , kt�rzy byli przed nami i b�d� po nas. Wymawiaj�c te s�owa opanowa� nieco emocje i po chwili przem�wi� nad wyraz spokojnie. By�em niedojrza�ym m�okosem. Mia�em ten sam komfort , kt�ry ma wi�kszo�� mieszka�c�w Nieba. Zna�em wszystko z najlepszej strony. I nagle dowiedzia�em si� , �e tak naprawd� nie jeste�my perfekcjonistami. By�em na to za m�ody , a tw�j dziadek w pe�ni si� , umy� r�ce i wyjecha�. My�la� , �e je�eli zdejmie sweter w kt�rym jest mu za gor�co to pozb�dzie si� problemu. Okaza�o si� jednak , �e w samej koszulce jest mu zbyt zimno. Ludzie wierz� , �e pomi�dzy swetrem , a koszulk� jest jeszcze koszula. Ja jestem t� koszul�. Ja jestem ich zbawieniem. Udaj� zbawiciela ? Czy naprawd� nim jestem ? To nie istotne , liczy si� to w co wierz� ludzie. Drzwi windy si� otworzy�y. Dziewczyna spotka�a si� wzrokiem z m�odym m�czyzn�. By� zdecydowany , pewny siebie , wr�cz na�adowany niebia�sk� moc�. Kobieta, kt�r� ju� spotka� , ponownie wywar�a na nim ogromne wra�enie. Jego serce zn�w zacz�o bi� szybciej , lecz nie okazywa� tego. Niva , poznaj Motisa Howarda , mojego nowego szefa operacyjnego - kiwn�� Dowell. Mi�o mi pani� pozna� - do�� oficjalnie uk�oni� si� Howard. Wr�cimy jeszcze do tej rozmowy kochanie. Prosz� , zostaw nas samych. C�rka spojrza�a na ojca i pos�usznie uda�a si� w kierunku windy. Ostatni raz spojrzenia dwojga m�odych ludzi zderzy�y si� ze sob� za nim m�czyzni zostali sami. Wi�c przyj��e� moj� propozycj�? - pewnie zapyta� Anex. Howard kiwn�� przytakuj�co g�ow�. Nowy szef zbli�y� si� do niego i spojrza� mu g��boko w oczy. Poka�� ci porz�dek Nieba. ROZDZIA� 2 TAJEMNICE Motis Howard wsiada� do prywatnego wagonu Dowella , kt�ry oczywi�cie pod��a� przodem. M�czyzni usiedli w du�ych r�owych fotelach. Motis , kt�ry spotka� si� ju� z podobnym wystrojem pomieszczenia nie wygl�da� na zaskoczonego. Wn�trze wagonu przypomina�o biuro Anexa. Nigdy jeszcze nie podr�owa�em DowellExpresem - wyja�ni� lekkie zdenerwowanie - Dlaczego szyby przedsionka s� matowe ? - zapyta�. Niekt�rzy m�wi� , �e to szczeg�lnie mocny materia� , inni , �e stary Dowell mia� co� do ukrycia. A jak jest naprawd� ? Dowell spojrza� na Howarda i skierowa� wzrok na szyb� przez , kt�r� widzia� jedynie przebijaj�ce �wiat�o. Za�o�y� ciemne okulary przeciws�oneczne. Nie zamierza� odpowiada� na pytanie. Na por�czy fotela zab�ys�o �wiate�ko powiadamiaj�ce o starcie. Wysun�y si� pasy , kt�re przytwierdzi�y pasa�er�w do foteli. Motis poczu� lekkie szarpni�cie i nagle tajemnicza si�a wcisn�a go lekko w fotel. Poczu� strach , spojrza� na Anexa, ale ten wci�� nie zmienia� swojej pozycji. Zamy�lony , wpatrywa� si� w o�lepiaj�c� nico�� , kt�ra teraz by�a jeszcze ja�niejsza. Dla Motisa to by�o niesamowite prze�ycie. Oczywi�cie po pierwszych minutach uzna� to za lepsz� rozrywk� od najszybszej jazdy �lizgaczem , lecz teraz by� ju� nieco znu�ony i nie m�g� si� doczeka� ko�ca. W ko�cu si� zatrzymali. Pasy si� odpie�y , co przerwa�o rozmy�lania tak opanowanego Dowella. Wsta� i uda� si� do wyj�cia , Howard pod��y� za nim. Kiedy wysiedli z wagonu , m�odzieniec ujrza� kolejny budynek DowellSolar. Ten by� nieco ni�szy , lecz jego po�o�enie by�o niemal identyczne do tego po drugiej stronie przedsionka. Panowie wsiedli do czerwonej limuzyny , kt�ra na nich czeka�a. Pozostali pasa�erowie opuszczali DowellExpres. Pojawia�o si� coraz wi�cej taks�wek , kt�rych ilo�� ju� teraz by�a osza�amiaj�ca. Anex wci�� milcza�. Howard czu� si� ura�ony ignorancj� jego pytania , wi�c o nic wi�cej nie pyta�. Dotarli na miejsce bez s�owa. Wysiedli u podn�a budynku DowellSolar i weszli do �rodka. Tym razem nikt na nich nie czeka�. Weszli do windy. Jej pulpit r�ni� si� nieco od tych , kt�re przedtem widzia� Howard. Posiada� identyfikator linii papilarnych , gdzie Dowell po�o�y� kciuka. Wcisn�� klawisze trzy , zero i winda ruszy�a p�dz�c w d�. Zatrzyma�a si� po kilkunastu sekundach i drzwi si� otworzy�y. Zobaczyli dobrze o�wietlony , wysoki korytarz. Po przej�ciu kilkuset metr�w Motis poczu� czyj� dotyk z ty�u g�owy i us�ysza� dziwny pisk. Chcia� si� odwr�ci� , lecz zabrak�o mu si�. Czu� si� tak s�abo , �e nie by� w stanie utrzyma� si� na nogach. Powoli traci� przytomno��. * Obudzi� si� w jasnym pomieszczeniu , okropnie bola�a go g�owa. Le�a� na bia�ym szerokim ��ku. Wszystko sobie przypomina� , lecz nie umia� tego wyt�umaczy�. Do pokoju wszed� Anex. Mia�e� ma�y wypadek , ale ju� wszystko w porz�dku. Co si� sta�o ? - krzywi� si� pr�buj�c si� podnie��. Straci�e� przytomno��. Nag�a zmiana ci�nienia nieco ci� os�abi�a. Jak to si� mog�o sta� ? Nie jeste� przyzwyczajony do tak nag�ych zmian. To tw�j pierwszy raz , ale napewno ostatni. Twoje cia�o reaguje , ale tylko przez kr�tki okres. Teraz prosz� we� pigu�k� ze stolika - wskaza� pigu�k� i wyszed� z pokoju bez dalszych instrukcji. Motis zrobi� co kazano i lek b�yskawiczne ukoi� b�l g�owy , ale dziwny guz po upadku potrzebowa� wi�cej czasu , aby si� zagoi�. Nie czeka� na Dowella, wsta� i otworzy� drzwi pokoju , kt�re wiod�y do ogromnej hali. Jedn� ze �cian tworzy� olbrzymi ekran. Kilkunastu ludzi przy biurkach siedzia�o u jego podnu�a. Wpatrywali si� w monitory swoich komputer�w stukaj�c w klawisze. Przyjrza� si� bli�ej olbrzymiemu ekranowi. Rozpozna� map� swojego �wiata. Przedstawia�a ona dwie cz�ci znanego mu Nieba i pi�� ma�ych kawa�k�w l�du, o kt�rych nawet nigdy nie s�ysza�. Jeden z nich najd�u�szy , szczeg�lnie przyci�gn�� jego uwag�. Nie m�g� uwierzy� , �e co� tak du�ego mo�na ukry� przed reszt� spo�ecze�stwa i to przy samym przedsionku. Teraz domy�la� si� dlaczego tak niewiele widzia� przez szyby tunelu. Samotny m�czyzna stoj�cy w k�cie hali poczu� obecno�� Howarda. Obr�ci� si� i pocz�� zbli�a� do niego. By� �redniego wzrostu , barczysty , a jego spocona �ysina odbija�a �wiat�o ekranu. Br�zowy ubi�r wyr�nia� go z poza reszty pracownik�w. Podszed� do Motisa , u�miechn�� si� i wyci�gn�� r�k�. Jestem Oklem. Motis u�cisn�� mu d�o�. Mam panu pokaza� czym si� tu zajmujemy , je�eli chodzi o przedsionek oczywi�cie. Motis zmarszczy� czo�o. Przeka�� panu wiele ciekawych informacji - kontynuowa� , krocz�c powoli w kierunku swojego biura - Pan Dowell poinformowa� nas o pana przybyciu. Rozumiem , �e b�dzie pan wszystkim kierowa� z wyspy Ytpem. Sk�d ? Ta d�uga pod�u�na wyspa - wskaza� j� na ekranie - niestety nie mamy jej ca�ej w zasi�gu. Howard nie chcia� o nic pyta� , to co widzia� do tej pory wywar�o na nim wystarczaj�ce wra�enie. Widz� , �e szczeg��w pan jeszcze nie pozna�. Dotarli do biura Oklema. Prosz� usi��� - zaprosi� z u�miechem odsuwaj�c fotel. Motis zaj�� wygodne miejsce wpatruj�c si� w monitor komputera. Po wej�ciu do programu we wszystkim si� zorientowa�. S�u�y� on g��wnie do kontrolowania przebiegu pracy innych pracownik�w. Wynika�o z tego , �e Oklem by� tu kim� w rodzaju kierownika , kt�ry trzyma� piecz� nad startem , hamowaniem oraz pr�dko�ci� DowellExpresu , co by�o zale�ne od jego wagi. Pan Dowell m�wi� , �e jest pan szybki - wtr�ci� Oklem , kt�ry siedzia� z boku obserwuj�c ka�dy ruch Motisa . On jednak nie zwraca� uwagi na to co m�wi� barczysty towarzysz , gdy� zdo�a� zagalopowa� si� dalej ni� powinien i odkry� , �e to w�a�nie tutaj przychodzi�y wyniki g�osowania atmosferycznego. Wyniki te zostawa�y podsumowywane i Dowell wyra�a� zgod� by na p�nocy zachodniej p�kuli panowa� upa� czy te� deszcz. Okaza�o si� jednak , �e kontrola pogody nie si�ga ca�ej wyspy Ytpem , zagadk� jest tak�e jej obszar. Wyspa Ytpem by�a w�skim , pod�u�nym kawa�kiem l�du , nie mie�ci�a si� w zasi�gu pogodowym, kontrolowanym przez Dowella. Nie mie�ci�a si� wi�c na monitorach , a Oklem nie zna� tego , czego nie widzia� na monitorze. Co do innych operacji dotycz�cych przedsionka , Motis mia� pozna� szczeg�y dopiero na Ytpem. Oklem nie by� wystarczaj�co poinformowany. Howard widzia� , �e nie uzyska odpowiedzi na dr�cz�ce go pytania. Nie wiedzia�, dlaczego Anex przywi�z� go tutaj. Co do Oklema , on sam nie wiedzia� zbyt wiele. Zna� tylko cz�� dzia�a� Dowella i wygl�da�o na to , �e by�a to wr�cz mikroskopijna cz��. Pa�skie biuro jest na przeciwko , gdyby chcia� pan kiedy� z niego skorzysta� - wyskoczy� nagle z propozycj� Oklem. Wyszli wi�c na korytarz i Motis szarpn�� za klamk� rzekomego biura. Drzwi otworzy�y si� szeroko. Tak c�reczko , ja te� ci� kocham. Pa - Dowell sta� przy biurku odk�adaj�c s�uchawk� telefonu - Dzi� wracamy do domu - spojrza� na Howarda - Obieca�em mojej c�rce , �e zjesz z nami kolacj�. Mam nadziej� , �e nie k�adziesz si� wcze�nie spa�. Motis prze�kn�� �lin�. Gdy tylko my�la� o niej , serce zaczyna�o mu bi� szybciej. Ale jak zachowa si� przy w�asnym szefie ? Czy nie powie czego� g�upiego ? Czy si� nie o�mieszy ? Co prawda mia� ju� do czynienia z pi�knymi kobietami , ale ta by�a inna , wyj�tkowa i wiedzia� o tym od pierwszej chwili kiedy j� zobaczy�. B�d� zaszczycony - nie�miale o�wiadczy�. Wi�c jeste�my um�wieni - ponuro burkn�� Anex i opu�ci� biuro pod��aj�c d�ugim , dobrze o�wietlonym korytarzem. Howard wzi�� g��bszy oddech i pod��y� za nim. Wci�� nie rozumia� dlaczego si� tutaj znalaz�. * Winda wje�d�a�a na ostatnie pi�tro g��wnej siedziby DowellSolar. Motis Howard odziany by� w bia�� koszul�. Jego czarne spodnie opada�y na l�ni�ce buty. Po kr�tkim czasie winda si� zatrzyma�a i rozsun�y si� jej drzwi. Go�� wszed� do biura swego szefa , kt�re przepe�nia�o " Bollero "Ravela . Dwucz�ciowe drzwi do s�siedniego pomieszczenia by�y otwarte na o�cie� , gdzie zajrza� dyskretnie. Prosz� wej�� panie Howard , czekamy na pana - zabrzmia� g�os Anexa. Motis przekroczy� pr�g pokoju jadalnego , gdzie sta� ogromny , br�zowy st�, zastawiony przer�nymi potrawami. Przy jednym ko�cu sto�u siedzia� Anex, a obok niego Niva. Usi�d� prosz�. Jej delikatny g�os sprawi� , �e ciarki przesz�y mu po plecach. Odsun�� wi�c ciemnobr�zowe krzes�o i zaj�� miejsce na przeciwko niej. Dowell chwyci� jedno z naczy� i pocz�� nak�ada� na talerz potraw� , kt�rej Motis nie umia� okre�li�. Chcia�em ci pokaza� na czym b�dzie polega�a twoja praca , ale nie zrobi nam wi�kszej r�nicy , je�eli zapoznasz si� z tym jutro - od�o�y� p�misek i nie przerywaj�c nak�ada� sa�atk� - B�dziesz musia� sp�dzi� jaki� czas po drugiej stronie. Musisz zapozna� si� z naszymi problemami , pozna� ludzi... Czy to by�a twoja pierwsza przeja�d�ka Expresem ? - przerwa�a mu Niva. Tak I jak ci si� podoba�a ? To by�o co�... Nowego ? - doko�czy�a. Tak - Howard u�miechn�� si� lekko. W�wczas zauwa�y� pe�en talerz jedzenia , kt�ry podawa� mu Dowell. Dzi�kuj� bardzo - uni�s� brwi i odebra� skarby natury. Niva parskn�a �miechem. Anex u�miechn�� si� spogl�daj�c na ni�. Przepraszam bardzo - t�umaczy�a si� - ale za ka�dym razem , kiedy pracownicy ojca wpadaj� w zak�opotanie , przez to , �e on jest panem sytuacji... To poprostu nie jest m�j ojciec. M�j ojciec to dowcipny , mi�y , czaruj�cy facet , kt�ry czasami zapomina , �e w domu nie musi by� szefem. Dowell z u�miechem patrzy� na c�rk�. Howard by� zaskoczony , czego nie ukrywa� jego wyraz twarzy. Pami�tam jak na moje �sme urodziny - kontynuowa�a - tatu� przebra� si� za klauna , a dziadek Lukas rzuca� w niego ciastkami tortowymi. Nawet sobie nie wyobra�asz jak� walk� tortow� oboje wywo�ali. Wszystkie moje kole�anki w��czy�y si� w t� zabaw�. Anex lekko si� zawstydzi� , jego twarz poczerwienia�a i znowu pojawi� si� u�miech. Jego go�� to zauwa�y� i atmosfera diametralnie si� zmieni�a. Wi�c Anex Dowell by� zwyk�ym cz�owiekiem. Niva potrafi�a zdj�� z niego tak ponur� mask�. Kocha� j� ponad �ycie i sp�dzenie z ni� cho� chwili dawa�o mu ch�� do dalszej egzystencji. Wiecz�r up�ywa� mi�o. Dowell wraz z c�rk� wspominali jej wczesn� m�odo��. Nawet Motisowi uda�o si� opowiedzie� kilka zabawnych historii z �ycia wzi�tych, ale czas up�ywa� szybko i nadesz�a pora aby zako�czy� ten tak d�ugi dla Howarda dzie�. Niva odprowadzi�a go�cia do windy. Zatrzymali si� przy drzwiach. On spojrza� jej g��boko w oczy. Jak ju� wiesz jutro wyje�d�am. Czy zobaczymy si� jeszcze ? My�l� , �e nasza znajomo�� nie musi si� tutaj zako�czy�. Stan�a lekko na palcach i poca�owa�a go nami�tnie w usta. Drzwi windy otworzy�y si� , wszed� do �rodka. Wci�� patrzy� jej prosto w oczy , kiedy metalowe zas�ony powoli si� zasuwa�y. ROZDZIA� 3 YTPEM Howard smacznie spa� , gdy d�wi�k dzwoni�cego telefonu gwa�townie go obudzi�. Si�gn�� wi�c po aparat , kt�ry le�a� zaraz przy ��ku. Tak ? Oczywi�cie. Za pi�tna�cie minut. Od�o�y� s�uchawk� , zerwa� si� z ��ka. Po bardzo szybkiej , porannej toalecie po�piesznie ubra� si� w sw�j bia�y garnitur i ruszy� do wyj�cia. Po kolejnej przeja�d�ce wind� na sam szczyt budynku , stan�� przed Anexem. Tak mi�o sp�dzi�em wczorajszy wiecz�r , �e kompletnie zapomnia�em podzieli� si� z tob� moimi dzisiejszymi planami. Ty chyba te� dobrze si� bawi�e�. Oczywi�cie prosz� pana , ma pan czaruj�c� c�rk�. Wiem o tym. Dzisiaj pojedziemy na Ytpem , ruszamy natychmiast. Za�o�y� swoje ciemne okulary i ruszy� w kierunku windy. Motis zna� drog�. Wsiadaj�c do wagonu Dowella protegowany zauwa�y� , �e s� oni jedynymi pasa�erami Expresu. Mia� nadziej� , �e b�dzie to przeja�d�ka daj�ca mu chocia� cz�� odpowiedzi na pytania , kt�re k��bi�y si� w jego g�owie. Podr� trwa�a o wiele kr�cej ni� ostatnim razem , a miejsce w kt�rym wysiedli wygl�da�o jak wn�trze przedsionka i w niczym nie przypomina�o wschodniej czy zachodniej stacji. Anex przeszed� kilka krok�w i zatrzyma� si� przy szklanych , matowych drzwiach , kt�re Howard dopiero teraz zauwa�y�. Na drzwiach znajdowa� si� kolejny identyfikator linii papilarnych. Dowell po�o�y� na nim prawego kciuka i drzwi automatycznie si� otworzy�y. Wyszli na zewn�trz. Obaj stali na suchym l�dzie. Motis spojrza� w prawo. Oko�o stu metr�w od niego znajdowa�a si� przepi�kna pla�a , k�ra wydawa�a ci�gn�� si� bez ko�ca. B��kitne, �miertelnie �r�ce fale wylewa�y si� na ��ty piasek. Podziwia� ten widok przez kilka sekund , lecz jego szef nie czeka� na niego i gdy si� w ko�cu ockn�� spostrzeg� i� zosta� lekko w tyle. Nadrabia� to szybkim krokiem , kiedy w zasi�gu jego wzroku pojawi� si� g�sty las , gdzie wprowadzi�a ich szeroka , le�na droga. Po kilku minutach Anex wreszcie si� odezwa�. Tu znajduje si� nasz punkt operacyjny. Howard patrzy� prosto przed siebie , lecz nic takiego nie widzia�. Dopiero po przej�ciu kilku metr�w zauwa�y� ma�e schodki znajduj�ce si� tu� przy drodze. Wiod�y one w g��b ziemi. Schodzili w d� coraz g��biej i g��biej , zrobi�o si� ca�kiem ciemno i wtedy zab�ys�y boczne lampy umieszczone w �cianach. Dzi�ki nim dostrzegli metalowe drzwi. Tak jak przedtem Anex otworzy� je za pomoc� kciuka i ich oczom ukaza� si� korytarz o d�ugo�ci pi��dziesi�ciu metr�w i kolejne drzwi. Te nie posiada�y �adnego zabezpieczenia. Po ich otwarciu Motis ujrza� ogromn� hal� , jego uwag� przyk�u�a olbrzymia , metalowa �luza znajduj�ca si� na jednej ze �cian. Po prawej stronie zobaczy� kolejne drzwi. Po ich przej�ciu stan�li w korytarzu. Ten by� nieco szerszy od ostatniego , zapewne tak�e d�u�szy , gdy� nie widzieli jego ko�ca. St�d mo�esz wej�� do ka�dego potrzebnego ci departamentu - oznajmi� Anex. Motis dopiero teraz zauwa�y� liczn� ilo�� drzwi , kt�re by�y umieszczone w �cianie w odleg�o�ci kilkunastu metr�w od siebie. Dowell chwyci� za klamk� jednych z nich i weszli do jasnego pomieszczenia , gdzie kilku ludzi pracowa�o przy swoich komputerach. Nikt z siedz�cych nie zwr�ci� uwagi na go�ci. Tak wygl�da wi�kszo�� znajduj�cych si� tutaj pomieszcze� - zacz�� Anex - Prosty , �atwy w obs�udze sprz�t , kilku pracownik�w , kt�rzy zmieniaj� si� rano i wieczorem. Ka�dy departament posiada trzy zespo�y , ludzie niestety te� musz� czasami odpocz��. Ty b�dziesz odpowiedzialny za nie wszystkie , ale przede wszystkim za ten. Zajmujemy si� tu g��wnie obserwacj� oraz renowacj� ca�ego przedsionka. Czasu mi�dzy kursami mamy niewiele , a samymi naprawami zajmuj� si� tutejsi mieszka�cy. Ludzie zamieszkuj� to miejsce ? - zdziwi� si� Howard. Tylko ci , kt�rzy nie akceptuj� naszego spo�ecze�stwa. S� niezdyscyplinowani i czasami trzeba obchodzi� si� z nimi ostro , �eby wykonali prac�. Tym b�d� zajmowa� si� sam. Ty b�dziesz mnie powiadamia�. Mam spe�nia� rol� nadzorcy ? - oburzy� si�. Wyjd�my st�d - powiedzia� Anex stanowczo , opu�cili pomieszczenie. Staj�c w korytarzu Anex wskaza� drzwi obok. To b�dzie twoje biuro. Weszli do �rodka. Motis zamkn�� drzwi za sob�. Bez Przedsionka Nieba nasz �wiat b�dzie o wiele mniejszy - zacz�� Dowell spokojnym tonem - Nie b�dziemy w stanie wymienia� zasob�w Nieba. Ludzie przestan� czu� si� bezpiecznie i dojdzie do kompletnego chaosu. Musisz zrozumie� jak wa�na jest twoja rola dla Nieba. Tu ju� nie chodzi tylko o ciebie , ale o nas wszystkich. Dlaczego obarczasz mnie tak wielk� odpowiedzialno�ci� ? Sk�d wiesz, �e podo�am zadaniu ? Masz to we krwi. Po za tym mam swoje powody. Wszystko co masz robi� , to dba� jak najlepiej o drog� ku poszerzonym horyzontom. Masz woln� r�k�. Dowell wskaza� czarny , wygodny fotel stoj�cy przed komputerem. Siadaj ch�opcze. Dzi� ty jeste� stra�nikiem tunelu przeznaczenia. Motis zamar� przez chwil� , ciarki przesz�y mu po plecach , poczu� si� dumny. By� godny by zaj�� tak zaszczytne miejsce. Usiad� i obr�ci� si� do swojego nowego , czarnego biurka na kt�rym sta� komputer. Sprz�tu tak wysokiej klasy jeszcze nie widzia� , bez wachania wzi�� si� do pracy. Wyjawi� ci o wiele wi�cej informacji ni� jest ci potrzebne. Poznasz kilka tajemnic tego �wiata. Niekt�re z nich zadziwi� ci� , niekt�re przestrasz� , ale tylko dzi�ki nam ludzie s� bezpieczni - zapewnia� Anex , ale stra�nik tunelu by� ju� w swym pierwszym , tajnym programie , kt�ry mia� ca�kowicie zmieni� jego spos�b patrzenia na �ycie. * Min�o oko�o dw�ch godzin , gdy Motis postanowi� odej�� od komputera. By� spocony , jego zimny wyraz twarzy wskazywa� g��bokie zamy�lenie. Spojrza� wysoko , w lewy r�g pokoju , gdzie znajdowa�a si� ma�a , czarna skrzynka. Jedna z informacji , kt�r� w�a�nie wch�on�� , zawiera�a tre�� systemu zabezpieczaj�cego. M�wi�a ona o implancie osadzonym na lewej p�kuli m�zgu. Czarna skrzynka, na kt�r� Howard w�a�nie teraz patrzy� wysy�a�a fale , kt�re implant przechwytywa� i uskutecznia� odbi�r oraz zapami�tywanie nowych danych co wykre�la�o ca�kowicie takie s�owa jak �zapomnia�em " z ludzkiej �wiadomo�ci. Implant w pewnym stopniu kontrolowa� , tak�e system nerwowy i tu dawa� zna� o sobie system zabezpieczaj�cy. W wypadku opuszczenia wyspy , przekazywanie jakichkolwiek informacji innej osobie by�o niemo�liwe. Implant blokowa� ten proces ju� w momencie narodzenia si� tej my�li w ludzkim m�zgu. Spi�cy - powiedzia� i gwa�townie wsta� z fotela. G7, G7 - wci�� powtarza�. Wyszed� na korytarz , przeszed� ze sto metr�w , a� zauwa�y� drzwi na kt�rych widnia�a tabliczka z napisem �G7 ". Otworzy� drzwi. Panie Dowell , mamy szybsze t�tno - M�czyzna w bia�ym kitlu trzyma� d�o� przy szyi nagiego bruneta w �rednim wieku , le��cego na stole operacyjnym. Nie chcemy go straci� - oznajmi� Anex. Szczup�y blondyn w kitlu zdj�� d�o� z szyi chorego. Zza jego plec�w wy�oni� si� kolejny lekarz o blond w�osach. Ten trzyma� jakie� przyrz�dy , kt�re przy�o�y� do klatki piersiowej nagiego m�czyzny. Wypowiedzia� przedziwn� komend� , po czym przepu�ci� przez le��cego wi�zk� o tak ogromnej mocy , �e jego cia�o podskoczy�o do g�ry na wysoko�� kilku centymetr�w. Powt�rzono ten proces kilkakrotnie. Motis sta� w drzwiach �pokoju dla u�pionych " i przygl�da� si� tej niezwyk�ej tr�jce , kt�ra pr�bowa�a uratowa� �ycie tego nieszcz�nika. Anex wreszcie go dostrzeg�. Wejd� i zamknij drzwi - krzykn�� i spojrza� na aparatur� , kt�ra zajmowa�a jedn� ze �cian. Howard rozejrza� si� i gdy odwr�ci� g�ow� w lew� stron� zobaczy� ��pi�cych�. Trzyna�cie pojemnik�w z t� ekscytuj�c� zawarto�ci� sta�o przy �cianie , a raczej tworzy�o jedn� ze �cian. Pojemniki te zawiera�y ludzkie cia�a , u�o�one w pozycji pionowej. Jeden z nich by� pusty. Ten widok zamurowa� go przez chwil�. Mieli to by� tw�rcy dzisiejszego Nieba , wybrani. Aby przetrwa� wojn� przyj�li szczepionk� antywirusow� , niestety u niekt�rych zasz�y pewne komplikacje. Niezgodne DNA �le zareagowa�o i zapadli w �pi�czk�. Lekarze pr�bowali tej samej metody po raz kolejny. Nagi m�czyzna pokryty dziwnym �luzem kaszln�� gwa�townie i przechyli� g�ow� na lew� stron�. Z jego ust wyp�yn�y resztki �luzu. Cia�o przechyli�o si� za g�ow� i brunet przewr�ci� si� na bok , kaszl�c coraz g�o�niej. Jeden z lekarzy poklepywa� go po plecach. Motis przygl�da� si� temu wydarzeniu zadaj�c sobie przy tym przer�ne pytania. Je�eli ten �pi�cy si� obudzi� to mo�e inni te� mog�. A mo�e kilku ju� si� obudzi�o? Czy byli po drugiej stronie ? Czy ten prze�yje aby opowiedzie� ? Howard chcia� ju� teraz go przes�ucha� , lecz zdawa� sobie spraw� z sytuacji w jakiej si� znajdowa� i uzna� to za niestosowne. Pacjent powoli otwiera� oczy. Dlaczego wszystko mnie boli ? - zapyta� ochryp�ym g�osem. Anex zbli�y� si� do niego. Bardzo d�ugo pan spa�. Po terapii fizycznej dojdzie pan do siebie. Wi�c nie umar�em ? Dowell lekko si� u�miechn��. Nie - spojrza� na jednego z lekarzy - Prosz� przewie�� pana do sali obok , umy�, ubra� i przewie�� do pokoju wypoczynkowego. Lekarze natychmiast odblokowali hamulec , kt�ry zapobiega� przemieszczaniu si� sto�u operacyjnego i wywie�li pacjenta do pomieszczenia obok , gdzie zaj�to si� oczyszczaniem jego cia�a ze �luz�w konserwuj�cych. Dowell i Howard nie ruszali si� z miejsca. Oboje zwr�cili ca�� swoj� uwag� na "�pi�cych " , u�o�onych przy �cianie jak zestaw mebli. Czy kto� przed nim si� obudzi� ? - zapyta� Motis. Tak - kr�tko odpowiedzia� Dowell. Chcia�bym z nim porozmawia�. Chyba obaj na to czekamy. On te� potrzebuje wyja�nie� , dajmy mu troch� czasu. Zbli�y� si� powoli do drzwi i wyszli na korytarz. G��boko zamy�leni zrobili kilka krok�w i weszli do pomieszczenia s�siaduj�cego z " G7 ". By� to jeden z pokoj�w wypoczynkowych. Usiedli na przeciw siebie w wygodnych br�zowych fotelach. Gdzie zostanie przewieziony po umyciu ? - zapyta� Howard. Tam - Anex wskaza� r�k� bia�e drzwi po jego prawej - Damy mu godzin� i p�jdziemy z nim porozmawia�. * Rozbudzony brunet le�a� w szerokim ��ku , ubrany w obszerny niebieski kostium. Wpatrywa� si� w sufit rozmy�laj�c o tym co jest fikcj� , a co rzeczywisto�ci�. Stara� si� zrozumie� kim jest , kim by�. Czy powinien by� tym kim by� ? Czy mo�e kim� innym ? Bia�e drzwi otworzy�y si� powoli , dw�ch m�czyzn wesz�o do pokoju. Starszy odezwa� si� z trosk�. Lepiej si� pan czuje ? Brunet u�miechn�� si� ironicznie. Lekarze ju� o to pytali. Kim pan jest ? Nazywam si� Anex Dowell. Dowell ? Czy jeste� krewnym... Tak jestem - przerwa� mu gwa�townie. W�a�nie pr�buj� si� odnale�� - t�umaczy� si� chory - Widzia�em swoje odbicie w lustrze. Pami�� powraca. Du�o pan pami�ta ? - wychyli� si� Motis. Chyba a� za du�o. Cholernie trudno mi to uporz�dkowa�. Nie za bardzo rozumiem - m�odszy m�czyzna �miesznie zmarszczy� brwi. Jeste� m�ody. Ile masz lat ? Dwadzie�cia sze��. To powiedz mi jak by� si� czu� , gdyby� jutro spojrza� w lustro i zobaczy� kogo� ca�kowicie innego. Nagle zmieniaj� si� twoje pragnienia , cele , obawy , nawet gust , a jeszcze wczoraj by�e� innym cz�owiekiem. To znaczy , �e przez ten czas , kt�ry pan przespa� , co� si� wydarzy�o ? - Howard dawa� upust swojej ciekawo�ci. Mia� pan sen - wtr�ci� Anex. Sen ? - roze�mia� si� pacjent - Je�eli to by� sen , to trwa� cholernie d�ugo. Przez trzydzie�ci sze�� lat zamieszkiwa�em inne cia�o. Mia�em rodzic�w , rodze�stwo , przyjaci� , dom , prac� , ale nie pami�ta�em o szczepionce , wojnie , ca�ych przygotowaniach do nowego porz�dku �wiata - wzi�� g��bszy oddech - Moje �ycie by�o inne ... musia�em umrze� by si� obudzi� - spojrza� na Anexa - Czy jest kto� taki jak ja ? Jeszcze dwunastu - odpowiedzia� Anex Czy kto� si� obudzi� ? Pierwszy po pi�ciu latach. Wi�c ile ja spa�em ? - zblad� oczekuj�c odpowiedzi. Anex patrzy� na niego z ogromnym wsp�czuciem. Sto czterdzie�ci trzy lata - odpowiedzia�. O bo�e - wyszepta� brunet powoli zas�aniaj�c twarz d�o�mi. Patrz�c na nieszcz�nika Dowell postanowi� zako�czy� rozmow�. Prosz� odpocz�� - powiedzia� - Musi si� pan oswoi� z nowym po�o�eniem. Jutro opowie pan o szczeg�ach - odwr�ci� si� do drzwi i wyszed�. Motis sta� patrz�c na tego niezwyk�ego cz�owieka mo�e jeszcze przez pi�� sekund, zanim zauwa�y� , �e Anex ju� wyszed�. Uk�oni� si� lekko i szybko opu�ci� pomieszczenie. Doganiaj�c Anexa szybkim krokiem zapyta�. Jak on w og�le si� nazywa ? Brown - odpowiedzia� Dowell krocz�c zdecydowanie przed siebie - Jack Brown - powt�rzy�. Wierzysz w to co powiedzia� ? Wierzysz w to , �e k�ama� ? Howard spu�ci� g�ow� dotrzymuj�c kroku swemu towarzyszowi , gdy po chwili znowu si� odezwa�. Prze�y� drugie �ycie podczas �pi�czki. Brzmi troch� niedorzecznie. Niekt�rzy s�dz� , �e ca�e �ycie jest niedorzeczne , ale patrz�c na nie z dystansu wszystko nabiera sensu. Czym dalej , tym bardziej wyra�ne si� staje. A gdzie s� ci rozbudzeni ? Anex u�miechn�� si� , lecz nie zd��y� odpowiedzie� na to pytanie , gdy� o�wietlenie korytarza nagle zmieni�o si� na niebieskie. Gwa�townie skr�ci� i wszed� do pierwszego departamentu. Niebieskie ! - krzykn�� kr�py , je�ykowaty szatyn siedz�cy przy komputerze - Brygada jest ju� w drodze , za chwil� b�dziemy ich mieli na g��wnym monitorze - doda� i pi�ciu ludzi zajmuj�cych ten departament spojrza�o na �cian�, z kt�rej nagle wy�oni� si� ekran. Jeszcze dwadzie�cia sekund - powiadamia� szatyn. Wszyscy czekali z niecierpliwo�ci� wpatruj�c si� w ekran. Wreszcie uzyskali obraz. Przedstawia� pojazd pancerny , stoj�cy przy takiej samej �luzie jak� Howard widzia� kilka godzin temu wchodz�c do punktu operacyjnego. Mamy ci� Kenu - oznajmi� szatyn. Na ekranie pojawi�a si� osoba w kasku , jej twarz zas�ania�a ciemna szyba. Gdzie mamy p�kni�cie - wydoby� si� g�os zza g��wnego ekranu. To nie tylko p�kni�cie. Awaria poch�on�a jedn� z dmuchaw. Trzeba j� b�dzie zamontowa� manualnie. Gdzie ? - to zabrzmia�o bardzo zdecydowanie. A 23... ostro�nie Kenu - szatyn sko�czy� i ca�� uwag� skupi� na klawiaturze komputera. Sluza otworzy�a si� i pojazd wjecha� do tunelu. Dalsze obserwacje przej�a kamera umieszczona na dachu pancernego pojazdu , kt�ry porusza� si� coraz szybciej. Po kilku minutach wreszcie si� zatrzyma�. Wysiad�o z niego o�miu m�czyzn w bia�ych skafandrach. Ich g�owy okrywa�y dziwne kaski zaopatrzone w ma�e kamery. Ciemne szyby zas�ania�y twarze , a ��te buty umo�liwia�y wej�cie nawet na pionow� �cian�. Szatyn przerzuci� obserwacj� na kamer� jednego z nich. W ten spos�b Motis m�g� obejrze� ca�� akcj� z bliska , lecz tylko z punktu widzenia tego cz�owieka , kt�ry na co wszystko wskazywa�o by� przyw�dc� ludzi w skafandrach. Kamera zbli�y�a si� do czego� co ju� nie by�o p�kni�ciem w �cianie przedsionka , lecz dziur� o �rednicy metra. Jeden z robotnik�w podszed� do swego przyw�dcy. Trzyma� w r�kach dmuchaw� sporych rozmiar�w. Musia�a by� ci�ka , gdy� z trudem m�g� j� utrzyma�. Pom�g� mu po�o�y� j� na pod�og�. Dw�ch kolejnych pcha�o pot�n� stalow� tarcz�. Reszta skr�ca�a stalowe cz�ci , kt�re jak si� okaza�o tworzy�y dwa d�ugie uchwyty. Przykr�cano je do tarczy wysuwaj�c j� powoli przed siebie. Pod��czono tarcz� do zasilania i zas�oni�to ni� otw�r , lecz ta powi�kszy�a go przedzieraj�c si� na zewn�trz. K��by bia�ego dymu otoczy�y to miejsce. Gdy lekko si� przerzadzi�y , widzowie tego przedstawienia ujrzeli dmuchaw� , kt�ra w�a�nie by�a wymieniana. Obraz ponownie si� zmieni�. Teraz transmisj� tej niebezpiecznej wyprawy przekazywano z kasku kogo� stoj�cego nad dwoma dzielnymi fachowcami , kt�rzy stali na zewn�trznej �cianie tunelu przyklejeni butami do szklanego pod�o�a. Trzeci trzyma� dmuchaw� wystaj�c� na zewn�trz. Fachowcy przykr�cali j� do podstawy wisz�cego nad �r�c� wod� tunelu. Zas�ania�a ich tarcza wisz�ca przed nimi w uko�nej pozycji. W miejscu gdzie sta� jeden z nich powoli p�ka�a szklana �ciana , robotnicy jednak tego nie zauwa�yli. Nagle us�yszeli g�o�ny trzask i zorientowali si� , �e kawa�ek szk�a pod ich stopami za moment runie do wody. Zagro�ony m�czyzna pr�bowa� ucieczki , lecz by�o ju� za p�no. Kawa� �ciany o d�ugo�ci metra i szeroko�ci dw�ch metr�w urwa� si� i rozpocz�� sw� podr� w kierunku wodnej otch�ani. Ratuj�cy si� cz�owiek w ostatniej chwili odbi� si� od szklanego pod�o�a , lecz jego skok by� zbyt kr�tki , czym tylko pogorszy� swoj� dramatyczn� sytuacj�. Spadaj�c w d� uderzy� torsem o wisz�c� tarcz� i odbi� si� od niej niczym worek z brudnym praniem. Kask spad� z jego g�owy. Spada� machaj�c wszystkimi ko�czynami , lecz robi� to cicho. Nie wydoby� z siebie nawet jednego d�wi�ku , pomijaj�c zgrzyt �ami�cych si� ko�ci podczas uderzenia o tarcz�. Wpad� do wody. Jego cia�o si� zanurzy�o , aby za moment zn�w wyp�yn�� na powierzchni�. By� wci�� przytomny. Jego twarz zacz�a puchn�� , r�ce , kt�re wyci�ga� nad wod� , sta�y si� krwisto czerwone. Pr�bowa� krzycze� , ale nie m�g� z siebie wydoby� s�owa. Wreszcie skafander zacz�� p�ka� jakby kto� rozbiera� go na cz�ci. M�czyzna nie widz�c ju� ratunku spojrza� po raz ostatni na swoich koleg�w, opu�ci� r�ce i pozwoli� zabra� si� b��kitnym falom �r�cego p�ynu. W punkcie operacyjnym wszyscy wpatrywali si� w ekran bez ruchu. Nikt nie powiedzia� ani s�owa. Motis otworzy� usta z wra�enia , po czym podbieg� do kosza na �mieci i zwymiotowa�. Robotnicy schowani w tunelu spogl�dali wci�� w wod� z bezpiecznej odleg�o�ci. Kenu gwa�townie podszed� do urwiska i pod��czy� dmuchaw� do zasilania. Zdj�� tarcz� - rozkaza�. Sprawnie wykonali jego polecenie. Teraz mogli bezpiecznie zaj�� si� napraw� �ciany. Dmuchawa mia�a tak� moc i pole ra�enia , �e nie musieli obawia� si� , i� woda tu dotrze. Odpiera�y one ataki morskich fal ju� od lat i by�y dobrze sprawdzone. Dowell spojrza� na szatyna i zapyta�. Czy mamy z nimi tylko kontakt wizualny ? Kilka minut temu oczy�ci�em r�wnie� d�wi�k. Po��cz mnie z nim - rozkaza� Anex. Mo�e pan m�wi� - poinstruowa� go szatyn. Dowell spojrza� na ekran. Kenu ? Ekran obj�� twarz przyw�dcy. Ile ci to zajmie ? - doko�czy� pytanie. P� godziny. Dzi�kuj�. Roz��cz nas - kiwn�� r�k� na szatyna i opu�ci� pok�j. Szatyn wsta� , podszed� do Howarda , wyci�gn�� r�k� i przedstawi� si�. Jestem Lival Riss. Motis Howard - u�cisn�� mu d�o�. B�dziemy razem pracowa�. Poka�� ci o co w tym wszystkim chodzi. A dzi�ki tym cackom - wskaza� r�k� g�rny r�g pokoju , gdzie wisia�o ma�e czarne pude�ko - bardzo szybko si� nauczysz. No , chyba , �e jeste� na to odporny , tak jak oni. Spojrza� na ekran , gdzie robotnicy uzupe�niali szyb� odkryt� cz�� tunelu. Co masz na my�li ? - zdziwi� si� Howard. Riss spojrza� mu w oczy i zacz�� wyja�nia�. M�wi� , �e to ma zwi�zek z m�zgiem. Dosz�o do jakiego� rodza