5315
Szczegóły |
Tytuł |
5315 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5315 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5315 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5315 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MAREK ORAMUS
miejsce na Ziemi
Stanis�awowi Lemowi
Nie mia�em �adnej rzeczy, nawet p�aszcza, kiedy mnie brali. Trzech postawnych
byczk�w w tych ichnich garniturkach z cekinami, wszyscy ledwie o p� g�owy ni�si
ode mnie. Umkn�o mej uwadze, kiedy weszli, bo co� pisa�em przy biurku,
odwr�cony plecami do drzwi.
- Hal Bregg? - zapyta� �rodkowy, kiedy ju� do woli naogl�dali si� pokoju, ze
szczeg�lnym uwzgl�dnieniem �cian, jakbym kogo tam chowa�. Dwaj koncentrowali si�
na mojej osobie, trzeci za� demonstracyjnie mnie ignorowa�, z cierpliwo�ci�
automatu lustruj�c otoczenie. Mo�e zreszt� i by� automatem?
Milcza�em. Wsta�em tylko od biurka i oparty o blat ko�cami palc�w przygl�da�em
im si� bez s�owa. Gdyby rozstawili si� inaczej, atakuj�c znienacka m�g�bym
zachowa� jakie� szanse. Ale to pewnie ch�opaki specjalnie �wiczone do tego
fachu. C�, nie zaszkodzi�oby ich sprawdzi�. Jednak bez wzgl�du na to, czy
uda�oby mi si� ich pobi�, czy odwrotnie, w ten spos�b niczego bym si� nie
dowiedzia�. K�ama�bym, m�wi�c, �e nie spodziewa�em si� takiej wizyty. Troch�
nawet dziwne, �e nast�pi�a tak p�no.
- Niech pan nic nie kombinuje, Bregg. Tak b�dzie lepiej dla pana - oznajmi� ten,
kt�ry wida� mia� polecenie wypowiada� si� w imieniu ca�ej tr�jki. - P�jdzie pan
z nami.
- Dok�d?
- Co� pan taki ciekawy? Ma pan ident?
Mia�em i nawet wiedzia�em, gdzie go szuka�. Ale z przekory powiedzia�em, �e nie
wiem.
- Bo poszukamy sami - ostrzeg�. - A wtedy mo�e pan nie pozna� swojego domostwa.
- Wszystko mi jedno - wzruszy�em ramionami. - Mam wra�enie, �e niepr�dko tu
wr�c�.
Wygl�dali na zaskoczonych, b�yskawicznie porozumieli si� wzrokiem. Tego nie
mieli w planie?
- To jak b�dzie? - zapyta� mi�kko ten od interlokutorskich zada�.
Pu�ci�em kraw�d� biurka, takiego zwyczajnego, z d�biny, i przeci��em pok�j po
skosie. Ident - zatopiona w plastyku kartka ze zdj�ciem i danymi osobowymi -
le�a� na p�ce tam, gdzie go zostawi�em zaraz po odebraniu. Nie potrzebowa�em go
ani razu.
- Tylko spokojnie - ostrzeg�, kiedy mia�em wyci�gn�� r�k�. Uprzedzi� mnie, przez
chwil� ogl�da� ident, po czym umie�ci� go sobie w kieszeni na piersiach.
Chcia�em wyj�� jako pierwszy, ale przed drzwiami znowu przytrzyma� mnie ten
wa�ny, �eby wcze�niej przepu�ci� jednego z byczk�w. Nim gestem poleci� mi
rusza�, jeszcze raz zlustrowa� pomieszczenie i da�bym g�ow�, �e jego wzrok na
moment zatrzyma� si� na wielkim portrecie Eri na jednej ze �cian. Ale nie mia�em
pewno�ci, czy j� rozpozna�. Min��em bramk� wej�cia, nie ogl�daj�c si� za siebie
ani nie daj�c si� tym wszystkim sentymentom, zwi�zanym z opuszczaniem domostwa,
do kt�rego zd��y�o si� przylgn�� i przywykn��. Zak�adali�my je z Eri, tu
przysz�a na �wiat nasza c�rka, tu mieli�my p�awi� si� w szcz�ciu rodzinnym...
stare dzieje. Nawet nie zada�em sobie trudu, �eby sprawdzi�, czy zamkn�li drzwi.
Dw�ch czeka�o na nas na zewn�trz i jeszcze jeden w gliderze, tak �e kiedy�my si�
w nim upakowali, znowu wed�ug ustalonej procedury, przez moment zacz��em si�
obawia�, czy starczy miejsca. Nie pad�o ani jedno s�owo, jakby wszystko ju�
zosta�o powiedziane. Glider by� zwyczajny, bez oznakowa�, wyposa�ony standardowo
i przez g�ow� przesz�a mi zawstydzaj�ca my�l, �e mo�e �le oceniam sytuacj�,
godz�c si� z g�ry na wszystko. Nale�a�o by� mo�e stawi� pro forma jaki� op�r,
nie i�� jak baran na rze�. A je�li to jacy� popapra�cy uprowadzaj� mnie dla
w�asnych niegodziwych cel�w, ja za� swym brakiem sprzeciwu daj� im niejako
przyzwolenie, by wyrywali mnie z domowych pieleszy i wie�li, dok�d chc�, bez
s�owa wyja�nienia? Mo�e nie rozpozna�em jeszcze do ko�ca tutejszych obyczaj�w,
ale wydawa�o mi si�, �e zwyczajni zjadacze ozotu i hermy nie zabawialiby si� w
ten spos�b. Betryzacja by ich nie pu�ci�a, ot co.
Jechali�my wi�c. Zapad�em g��biej w sweter, ten sam, kt�ry jeszcze pami�ta�
"Prometeusza" i ju� prawie rozlatywa� si� ze zu�ycia oraz staro�ci, ale �ata�em
go i reperowa�em troskliwie - t� moj� relikwi�. To, �e teraz mia�em go na
grzbiecie, dodawa�o mi otuchy. Pr�bowa�em identyfikowa� ulice, �eby �ledzi�
drog� glidera, lecz musieli to spostrzec: �ciany maszyny zalaz�y b�yskawicznie
na granatowo i nie widzia�em nic.
- Si�dmy stopie� tajno�ci - powiedzia�em ni to do nich, ni do siebie. Nikt nie
podj�� tematu. A gdybym tak rzuci� si� do drzwi, �eby ich troch� pobudzi�? By�em
pewien, �e �aden nawet nie ruszy�by si� z miejsca, tak ufali swoim mechanizmom.
Po jakim� kwadransie glider dotar� do celu. Wyczu�em to po zmianie nastawienia
moich stra�nik�w, bo �adnych oznak hamowania oczywi�cie nie by�o. �ciany znowu
poja�nia�y i jeszcze nim znalaz�em si� na zewn�trz w wyniku szalenie
skomplikowanej procedury wysiadania, zobaczy�em, �e nie stan�li�my pod �adnym
ig�owcem ani kielichowcem, tylko na zwyczajnym podworcu paropi�trowego gmaszyska
o do�� ponurym wygl�dzie. Musieli obj�� go specjaln� ochron� jako zabytek, skoro
nie dopad�y go ekipy odnawiaj�ce, kt�re z rado�ci� ugarnirowa�yby te mury swym
r�wnie radosnym co g�upawym graffiti.
- Idziemy, Bregg - powiedzia� szef ekipy, teraz pi�cioosobowej, i mo�e mi si�
zdawa�o, ale w jego g�osie pos�ysza�em jakby ulg�. Widocznie spodziewali si� po
mnie cud�w waleczno�ci i sprytu, ja za� kompletnie zawiod�em pod tym wzgl�dem.
- Dok�d? - R�ce wbi�em w kieszenie i rozgl�da�em si� demonstracyjnie.
- Nied�ugo pan si� dowie.
Jechali�my przypominaj�c� kryszta�ow� konch� wind�, szli�my napa�kanymi na
r�owo korytarzami, a� zacz��em �a�owa�, �e tak niewiele z pos�pnego wystroju
fasady przenikn�o do wn�trza. Mijali�my kolejne drzwi, zastanawia�em si�, kt�re
oka�� si� tymi w�a�ciwymi - i ci�gle ekipa nie mog�a si� zdecydowa�. Wreszcie
szyk za�ama� si�, dw�ch bysi�w z przodu raptem wytraci�o p�d i ustawi�o si� tak,
jakby mnie okr��ali albo pr�bowali gdzie� zagna�. U�wiadomi�em sobie, �e po
drodze nie spotkali�my �ywej duszy, cz�owieka ani automatu.
- Niech pan tu zaczeka, Bregg - rzek� z podejrzanym po�piechem g��wnodowodz�cy
operacji, otwieraj�c niczym nie wyr�niaj�ce si� drzwi. Pchn�� mnie �agodnie w
ich kierunku. By�o tam ciemno, lecz ju� mrok pierzcha� s�u�alczo pod naporem
per�owej po�wiaty m��cej ze �cian, a kiedy tam wchodzi�em, niepewny, czy dobrze
robi�, bo nagle ca�a eskorta zdecydowa�a si� mnie porzuci�, z powietrza zacz�a
si� s�czy� ta ichnia bezp�ciowa muzyka, maj�ca zapewne wywrze� na mnie koj�cy
wp�yw.
Post�pi�em naprz�d pewien, �e �ciana zaraz ust�pi i stan� przed tymi, kt�rych
rozkaz mnie tu przywi�d�, a kt�rych od lat chcia�em pozna� i zada� im tysi�c
pyta� - lecz na nic takiego si� nie zanosi�o. Dotkn��em r�k�: �adnych iluzji,
solidny, pozbawiony finezji mur. Odwr�ci�em si�: pomieszczenie by�o owalne, a po
wej�ciu, kt�rym tu mia�em zaszczyt wnikn��, nie zosta�a cho�by rysa na �cianie,
o klamce nie wspominaj�c.
- I tak to kr�lewna dosta�a si� do wie�y - mrukn��em. Kt�ra mog�a by� godzina?
Kiedy zjawili si� z niespodziewan� wizyt�, by�o jeszcze przed po�udniem. Mo�e
potrzymaj� mnie tu i wypuszcz�, chc� po prostu przeczesa� dom i tyle. A mo�e
kto�, kogo mia�em spotka�, nie stawi� si� z powodu nadmiaru obowi�zk�w? W ko�cu
wybra�em ca�kiem optymistyczn� ewentualno��, �e przymkni�to mnie, �ebym
skrusza�. Bij�c si� z my�lami, rozpaczaj�c z powodu bezprawnego ograniczenia
wolno�ci osobistej �acno dojd� do wniosku, �e lepiej poniewiera� si� po ulicach,
niechby i z r�owymi palmami, ni� dokona� �ywota w ciemnicy. No, tak, ciemno
tutaj nie by�o. W�a�ciwie zno�nie. Muzyczka te� mi specjalnie nie wadzi�a. Ci
biedacy zapomnieli, �e w swoim czasie odbywali�my do znudzenia specjalne
treningi - po tylu latach g�upie cia�o ci�gle jeszcze tkwi�o w starych nawykach.
Co mo�na zrobi�, gdy ju� literalnie nic nie mo�na? Dla spokoju sumienia
obszed�em ca�e pomieszczenie, postukuj�c w �cian� kostkami palc�w. Nic. Lity
mur. Wobec tego wymaca�em stop� fragment wyk�adziny, kt�ry wyda� mi si�
szczeg�lnie mi�kki; u�o�ywszy si� na nim zapad�em rych�o w sen, kt�rego nigdy
do�� - ani na statku kosmicznym, ani tu, przy trybie �ycia, jaki od pewnego
czasu wiod�em.
Sny rzadko bywaj� tak wyraziste jak ten. �ni�o mi si�, �e Eri pojawi�a si�
niespodziewanie, jakby zmaterializowana nagle i bezg�o�nie na �rodku pokoju.
�ledzi�em jej przybycie sprzed biurka, niepewny jeszcze, czy to ona, czy tylko
jej fantom obchodzi pok�j dooko�a, dotyka sprz�t�w, namy�la si�, jak ma do mnie
zagada� po tak d�ugiej roz��ce. I raptem, zarzuciwszy bezsensowne czynno�ci,
znalaz�a si� o krok przede mn�, widzia�em jej twarz rozja�nion� p�u�miechem,
jakby bawi�o j� moje skonfundowanie. A ja ba�em si� odetchn�� g��biej, �eby nie
sp�oszy� jej wizerunku, wype�nia�a mnie bezbrze�na, ostateczna rado��, �e
wszystko si� u�o�y�o i teraz b�dziemy ju� tylko napawa� si� rodzinnym
szcz�ciem, kt�re tak kr�tko go�ci�o pod naszym dachem.
Wi�c wr�ci�a�, powiedzia�em, a ona odpowiedzia�a: wr�ci�am i ju� ci� nie
opuszcz� a� do �mierci. Tak sobie wyznawali�my przez d�u�sz� chwil� nasze
oczywiste plany wobec siebie, we �nie, kt�ry nie wie, co to logika ani up�yw
czasu, a� co� mnie, starego lisa, zaniepokoi�o w tej sielance. A gdzie Kaja?
Ledwo o to spyta�em, Eri zaraz znalaz�a si� na dystans, jakbym naruszy� jakie�
tabu. Kaja? Ach, ma si� dobrze, nie masz poj�cia, jak wyros�a; upiera�em si�, �e
chc� j� zobaczy� i na tym tle dosz�o bodaj do r�nicy zda�. Musia�em odebra�
sugesti�, �e czeka w s�siednim pokoju, przebiega�em je wszystkie w po�piechu, za
ka�dym razem odnosz�c wra�enie, �e tu� przed moim wej�ciem kto� si� stamt�d
ulotni�, bo jeszcze w powietrzu wisia�a smuga czyjej� dyskretnej obecno�ci.
Nigdzie jej nie by�o i prawie ju� pewien, �e co� tu nie gra, chcia�em si�
zwr�ci� do Eri po wyja�nienia, ale Eri r�wnie� znikn�a w r�wnie tajemniczy
spos�b, jak si� pojawi�a, ja za� znalaz�em si� na "Prometeuszu", pami�taj�c
tylko, �e w�a�nie mam co� pilnego do wykonania. Chodzi�o zdaje si� o namierzanie
jak co dzie� Bety Krzy�a Po�udnia, �eby si� przekona�, czy trzymamy kurs. Eri -
sk�d w og�le to imi�? Sk�d mi przysz�o do g�owy?
Kto� szarpa� mnie za rami�. Ju� wstaj�, Olaf, chcia�em powiedzie�, przecie�
widzisz, �e nie �pi� - kiedy przypomnia�em sobie, gdzie jestem. Jeden z goryli
pochyla� si� nade mn�, a pozostali stali w stosownej odleg�o�ci, �ypi�c z
zaciekawieniem. Nie by�em w stanie rozs�dzi�, czy to ci sami, kt�rzy mnie tu
wsadzili, czy przysz�a ju� nowa zmiana, zdawa�o mi si� nawet, jakby si�
u�miechali. W tym tkwi� szkopu�: wszystko tu by�o niewyra�ne, niepowa�ne,
zakamuflowane; wiele razy s�dzi�em, �e ju� si� w tym rozeznaj� - i pr�dzej czy
p�niej dochodzi�o do sytuacji, kiedy musia�em w to zw�tpi�. Wi�c i teraz nie za
bardzo wiedzia�em, czy mam si� zerwa�, rzuci� na nich z pi�ciami i mocno
niekt�rych poturbowa�, zanim mnie obezw�adni� znan� ze skuteczno�ci broni�
parastatyczn�, czy te� udawa�, �e nic szczeg�lnego nie zasz�o, bo takie
traktowanie to dla mnie rzecz normalna i nie ma si� o co d�sa�. W rzeczy samej
przywyk�em sypia� w r�nych miejscach i o r�nych porach dnia i nocy - ale oni
nie musieli o tym wiedzie�.
- Niech pan wstanie, Bregg - powiedzia� jeden z grupki; po g�osie pozna�em, �e
to ten sam wodzirej co przedtem. Poczu�em si�, jakbym znowu spotka� starego
znajomego. Skoczy�em z pozycji le��cej na r�wne nogi, odnotowuj�c z satysfakcj�,
�e zesztywnieli i spi�li si� w sobie, a potem pozwolili �agodnie sp�yn��
napi�ciu. Bali si� mnie? Mimo tych wunderwaffe poupychanych po kieszeniach?
Rozbawi�o mnie to spostrze�enie.
Zauwa�y�em wcze�niej, �e dostali si� tym razem od drugiej strony, nie od
korytarza; wn�ka, z kt�rej skorzystali, ci�gle zia�a zapraszaj�co. Po ich
rozstawieniu pozna�em, �e mam i��; za wn�k� by� pok�j, urz�dzony w typowym
stylu, to znaczy na z�oto z bia�awoszarymi szamerowaniami, na jego �rodku
rozkraczy�o si� wielkie ciemne biurko ze z�otymi zakr�tasami na froncie. Za
biurkiem rozsiad� si� naburmuszony typulo w �rednim wieku. Obstawa zatrzyma�a
si� u wej�cia; typulo za� zach�ci� mnie, bym zaj�� miejsce naprzeciwko. Sta�o
tam zwyczajne krzes�o, na kt�rym siad�em w ca�kowitym milczeniu.
- Hal Bregg... - powiedzia�, obserwuj�c bacznie swoje splecione palce. - A wi�c
w ko�cu trafi� pan do nas.
Przeci�ga� dziwnie zg�oski, jakby w�asne s�owa sprawia�y mu niepoj�t�
przyjemno�� i pragn�� si� nimi napawa� jak najd�u�ej.
- Do was - to znaczy gdzie? - zapyta�em, staraj�c si� nie ujawnia� ekscytacji. -
I po co?
- Tu ja zadaj� pytania. Niech pan to sobie zapami�ta. - Odczeka�, jakby
spodziewa� si� sprzeciwu, ale go nie okaza�em. - Spodziewam si�, �e b�dzie pan
rozs�dny.
- To znaczy?
- To znaczy, �e b�dzie pan m�wi�.
- Oczywi�cie. Co mam m�wi�?
Wygl�da�o, jakby moje s�owa go zasmuci�y. W ko�cu ci z ty�u wszystko s�yszeli.
Ale kiedy si� tam obr�ci�em, nie ujrza�em nikogo. Tak�e wn�ka wtopi�a si�
bezszelestnie w mur.
- Moim zdaniem, panie Bregg, ma pan fa�szywe poj�cie o naszej rzeczywisto�ci.
Wydaje si� panu, �e tworzymy spo�ecze�stwo mi�kkich i s�abawych na umy�le bab, w
kt�rym pan jako tytan cia�a i ducha zajmuje pozycj� uprzywilejowan�. Uwierzy�
pan, �e niby wi�cej panu wolno jako nadcz�owiekowi, kt�ry zst�pi� na ten n�dzny
pad� z gwiazd, wi�c pan z tego statusu korzysta bez najmniejszych skrupu��w.
Tymczasem najwy�sza pora przyj��, i� sta� si� pan zwyczajnym cz�onkiem tego
spo�ecze�stwa ze wszystkimi konsekwencjami, jakie st�d wynikaj�. Musi do pana
wreszcie dotrze�, �e to nie spo�ecze�stwo b�dzie si� dostosowywa� do pana
widzimisi�, tylko odwrotnie. Je�li pan to pojmie i zaakceptuje, p�jdzie nam du�o
szybciej.
- Pojm� - zapewni�em - ale nie wiem, czy zaakceptuj�. Wie pan co? Posz�oby nam
du�o szybciej, gdyby zamiast gl�dzi� i ko�owa� zacz�� pan m�wi� wprost, o co
chodzi.
- Skoro pan sobie �yczy... - podni�s� g�ow� i ze zdumieniem przekona�em si�, �e
nie okazuje �ladu irytacji. - W skr�cie chodzi�oby o to, �e interesuje nas
bardzo kwestia tajnej organizacji, kt�r� utworzy� pan wraz z kilkoma
towarzyszami z dawnego "Prometeusza" i "Ulissesa". Prosz� poda� cele tej
organizacji, �rodki, jakimi dysponuje, schemat organizacyjny i kana�y
przerzutowe ludzi oraz sprz�tu. Jak pan to wszystko wyjawi, mo�e pu�cimy pana
wolno.
- A jak nie ujawni�?
- Panie Bregg, sprawa wygl�da zbyt powa�nie, by�my mieli si� przekomarza�.
Dysponuj� �rodkami, �eby pana zmusi� do wsp�pracy. Takie du�e, solidne cia�o
b�dzie musia�o sporo wycierpie�, nim uda si� panu skona�.
Potrz�sn��em g�ow�, bo wyda�o mi si�, �e si� przes�ysza�em.
- A nie pomy�la� pan, �e od nieboszczyka niezwykle trudno wyci�gn�� cokolwiek?
Nie m�wi�c ju� o tym, �e na du�ej powierzchni synapsy b�lowe rozmieszczone s�
rzadziej...
Nie wiedzia�em, czy to prawda, ale postanowi�em wprawi� go w zak�opotanie. S�abo
si� tym przej��. Nie wiedzia�? Kupi� to - czy te� zastanawia� si�, czy nie kpi�?
- Czy to aresztowanie? M�wi�c mi�dzy nami, spodziewa�em si� czego� podobnego...
cho� mo�e nie a� w tak pod�ym gu�cie... jestem wi�c poniek�d przygotowany.
W�a�ciwie dziwi mnie, �e tak d�ugo z tym zwlekali�cie. Nie by�o jednomy�lno�ci,
co? - Zaczyna�em si� unosi�, wi�c os�abi�em tempo i dalej m�wi�em ju�
spokojniej: - Nie chcia�bym by� niedyskretny, ale jak w�a�ciwie radzicie sobie z
mokr� robot�, kt�r� mnie pan tu straszy? Znale�li�cie jakie� szpary w tej ca�ej
betryzacji? Czy te� pijecie na zapleczu to swoje mleczko... perto czy jak mu
tam... wpadacie, spuszczacie delikwentowi b�yskawiczne ci�gi, �eby zd��y�, zanim
specyfik przestanie dzia�a� - i znowu na zaplecze, �eby da� w rur�? To� to
prawdziwa mord�ga, a nie przes�uchanie w starym, dobrym, totalitarnym stylu. Wie
pan co? Nie �ebym si� ba� fizycznego b�lu... widzia�em i do�wiadczy�em takich
rzeczy, o jakich si� panu nie �ni�o. Nie wszystkie by�y przyjemne. M�g�bym te�
przez jaki� czas stara� si� nie dopu�ci� pa�skich ludzi do siebie, cho� zdaj�
sobie spraw�, �e by�by to raczej czas ograniczony.
- Niech pan nie szar�uje, Bregg. Je�li chodzi o b�l, mo�e pan z grubsza
wytrzyma� tyle, co zwyczajny cz�owiek i ani krzty wi�cej.
Stwierdziwszy to, wygl�da� na zadowolonego, jakby to ustalenie by�o kwintesencj�
naszego spotkania. Postanowi�em zmieni� taktyk�.
- Mniejsza o to, jak oceniam w�asn� odporno�� na b�l. O tym �yczy pan sobie
rozmawia�? Na samym wst�pie chcia�bym jednak pana zapewni�, �e je�li ktokolwiek
we wrogim zamiarze dotknie mnie tu palcem, nie dowie si� pan ode mnie nawet
tego, jaki mam numer but�w, m�wi�c s�owami klasyka.
Zrobi� ruch, jakby chcia� si� wychyli� przez biurko i obejrze� sobie te moje
buty, ale powstrzyma� si�.
- Ca�kiem zgrabne przem�wienie - oceni� pogodnie. - Jedno przynajmniej mnie
cieszy: �e nie zapar� si� pan i nie zamierza rezygnowa� z elokwencji.
- A czemu mia�bym rezygnowa� z czegokolwiek? Widz� przecie, �e to wszystko na
niby. Taka zabawa, nie?
- Ha! - prychn��. - Z czego pan to wnosi?
- Z tego cho�by, �e zachowujecie si� jak p�profesjonali�ci. Nawet nie
zadali�cie sobie trudu, �eby mnie przeszuka� - utyskiwa�em.
- Nie by�o takiej potrzeby. Dobrze wiem, co pan ma przy sobie.
- No? Ciekawym bardzo.
- W prawej kieszeni spodni �cinek o��wka za p� ita, w kieszeni tylnej zwini�t�
we czworo kartk� z jakimi� liczbami. Gdzie pan si� nauczy� takich archaicznych
metod pracy? Jakby�my chcieli, przy odrobinie stara� dowiedzieliby�my si� i
tego, jakie to liczby.
- Ale tego, co oznaczaj�, ju� nie. Z tym mieliby�cie lekkie trudno�ci.
Przemilcza�.
- Bregg, przeskanowali�my pana dwukrotnie, jak pan tu wchodzi�. Wiem, gdzie ma
pan plomby i jakie, a gdzie ubytki trwa�e. W klatce piersiowej ma pan
metalizowany od�amek - to stamt�d?
- Dosta�em z pistoletu gazowego. Przez skafander.
- Nie�le si� tam zabawiali�cie za pieni�dze podatnik�w, co? I co - bola�o?
- Jak cholera.
- Nie chcia�by pan tego prze�ywa� po raz drugi, prawda? A �atwo mogliby�my
zafundowa� panu prze�ycie tej kategorii. Par� kabelk�w do tej blaszki, troch�
pr�du... wytrzyma�by pan bez wycia?
Zaczyna�em powoli mie� do�� rozmowy w tym stylu. Niech b�dzie, co ma by�.
- Pozuje pan na sukinsyna czy te� naprawd� pan nim jest? - sykn��em. - Niech pan
zatem wpuszcza tych swoich zbir�w, czas nieco rozprostowa� ko�czyny na
cz�ekopodobnych obiektach betryzowanych. Te �ciany zobacz�, niestety, troch�
jatek... ma pan na zapleczu szlauch, �eby sp�uka� krew? Co, mdli pana? Niedobrze
panu? A gdzie perto w podr�cznym termosie?
Oczywi�cie do �adnej bitki nie dosz�o, facet za biurkiem zblad� i rozkaszla�
si�, jakby chwyta�y go torsje. Mli-mli. Tak to okre�li� Olaf? Mli-mli.
Spogl�da�em bez cienia wsp�czucia na jego m�czarnie, niepewny, czy jednak nie
powinienem udzieli� mu pierwszej pomocy i mo�e nawet bym si� zdecydowa�, bo
odruchy samaryta�skie zawsze silnie we mnie buzowa�y, ale nie wiedzia�em, co
mia�bym robi�. G�aska� go po �ysinie? Nim jednak zd��y�em cokolwiek postanowi�,
z zaplecza wypad� wyra�nie zaniepokojony osobnik, du�o m�odszy, ale dok�adnie
tak samo odziany, wcisn�� we� jak�� pigu�k� i d�ugo poi� go z flaszy, kt�r�
dzier�y� w drugiej r�ce. Bysie dopadli "mojego majora" - tak go sobie nazwa�em -
i, wyra�nie roztrz�sionego, wyprowadzili z pokoju. �wie�o przyby�y spojrza� na
mnie z wyrzutem i zaj�� jego miejsce.
- No i widzi pan, do czego pan doprowadzi� swoim uporem? B�dzie musia� to
odchorowa�.
- To niech zmieni prac�, skoro taki delikatny. A m�j stan zdrowia pana nie
interesuje? - zakpi�em. - Te� czuj� si� nieszczeg�lnie.
- Pan jest kawa�em zdrowego byka, kt�remu nic nie b�dzie. Jak panu nie wstyd?
Taki wra�liwy �ledczy jak Arvin... niepr�dko si� z tego pod�wignie. Co panu
szkodzi�o wsp�pracowa� od samego pocz�tku dla dobra spo�ecze�stwa, z kt�rego
go�cinno�ci pan bez �enady korzysta?
- Wsp�pracowa�bym - zapewni�em - ale ten pan straszy� mnie torturami i
�mierci�.
Spojrza� na mnie tak, jakbym powiedzia� co� nadzwyczaj niestosownego.
- Panie Bregg - rzek� tonem, jakiego si� u�ywa do rozkapryszonego dziecka - na
�artach si� pan nie zna?
- Wydawa�o mi si�, �e troch� si� znam. A� do dzisiaj. - Odkry�em, �e nu�y mnie
to wszystko i �e wcale nie mam ochoty d�u�ej tutaj siedzie�. - Mam propozycj�:
powie mi pan, o co wam chodzi, ja postaram si� wam pom�c na tyle, na ile w mojej
mocy, a potem st�d wyjd�, wezm� glider i pojad� prosto do domu. Co? A pan te�
uda si� do �ony, zwolni t� dzieln� za�og� i wszyscy b�d� zadowoleni.
A� poja�nia� na twarzy.
- No widzi pan, panie Bregg, jak pan chce, to pan dzia�a konstruktywnie! Trzeba
by�o tak od razu!
- Zatem zaczynajmy. Niech pan m�wi, co tu jest grane.
- �ledczy... to jest Arvin tego panu nie powiedzia�? Nie s�dzi�em, �e z niego
taki tajemniczy go��. Na mnie zawsze, co prawda, sprawia� wra�enie otwartego,
ale mo�e mu si� ostatnio odmieni�o... mo�e st�d ta nag�a niedyspozycja...
- Przejd�my do rzeczy, panie...
- Zorg. To skr�t od Zorgass, koniecznie przez dwa s na ko�cu. Tak jak u pana
przez dwa g. Dogadamy si�, jestem pewien, nie tylko w tym jeste�my do siebie
podobni. Wi�c jak pan m�wi? �e Arvin o nic pana nie pyta�?
- Pyta� pyta�...
- Wi�c czemu pan sk�pi� mu odpowiedzi? Nale�y ludziom odpowiada�, kiedy pytaj� o
to, co pan wie.
- W tym w�a�nie szkopu�, �e pyta� o takie rzeczy, �e powa�nie zastanawia�em si�,
czy kto� tu nie zwariowa�.
- No jak tak mo�na, panie Bregg - a� odsun�� si� od kraw�dzi biurka, wyra�nie
zdegustowany. Przez chwil� �widrowa� mnie wzrokiem. - Sugeruje pan, �e w naszej
instytucji, kt�ra takie zas�ugi oddaje spo�ecze�stwu, pracuj� ludzie niespe�na
rozumu? Oj, mia�em lepsze mniemanie o pa�skiej legendarnej inteligencji...
- Panie Zorgass - powiedzia�em - starczy tego pustos�owia. M�j czas jest cenny.
M�wmy wreszcie o rzeczach istotnych.
- Pa�ski czas nale�y do nas, Bregg. Niech pan o tym pami�ta. W jednym na pewno
si� zgadzamy: jest tak�e moim skrytym pragnieniem, aby�my jak najszybciej
przeszli do spraw istotnych. Tylko od pana to zale�y, zapewniam. No? Ca�y
zamieniam si� w s�uch.
Potrz�sn��em g�ow� z niedowierzaniem.
- Niech pan sprecyzuje, co pana interesuje. Niech pan zadaje jakie� pytania. -
Zrobi�o mi si� g�upio, �e sam domagam si� oto, �eby mnie przes�uchiwano.
- Interesuje mnie dok�adnie to, co mego koleg�. Ju� pan zapomnia�, co to by�o?
- W�a�nie. Zapomnia�em.
Promienny u�miech na jego facjacie zamar� i stopniowo zgas�.
- Ej�e, ma pan k�opoty z pami�ci�? Interesuje mnie, panie Bregg, kwestia tajnej
organizacji, kt�r� pan za�o�y�e� wesp� z kolegami po fachu, astronautami w
stanie spoczynku ze statk�w "Prometeusz" oraz "Ulisses". Podaj mi pan, kto do
niej nale�a�, jake�cie werbowali cz�onk�w, o czym m�wi�o si� na zebraniach, a
tak�e jake�cie zamierzali podkopa� podwaliny panuj�cego tu szcz�liwie od stu
lat ustroju spo�ecznego. Powie mi pan to wszystko, ja to nagram, zadam panu
kilka pyta� u�ci�laj�cych - i b�dzie pan wolny. No?
- To jaka� paranoja. Nie by�o i nie ma �adnej tajnej organizacji. Nie
zbierali�my si� od czasu narady po tym, jak wysz�o na jaw, �e ca�a ta wyprawa,
kt�r� obiecali�cie Gimmie, Thurberowi i innym, to jeden wielki blef. �e�cie
tylko chcieli w ten spos�b skanalizowa� nasze frustracje po tym, co�my tu
zastali.
- Chyba wymagacie od nas zbyt wiele, panie Bregg. Pan sobie zdaje spraw�, ile
taka wyprawa kosztuje? Tyle si� na ten temat dyskutowa�o w pa�skich czasach...
Niech mi pan powie, w imi� czego ludzko�� mia�aby oddawa� lwi� cz�� swego
potencja�u dla realizacji kaprysu garstki takich jak pan, Gimma czy Thurber?
- Ja nie zamierza�em lecie�. Mia�em dosy� kosmosu.
- Raz pan mia� dosy�, a innym razem nie. Liczne pana opowie�ci, kt�rymi pan
szafowa� a� nadto hojnie, �wiadczy�yby o czym� wr�cz przeciwnym - o chorobliwej
nostalgii za gwiazdkami. Zaprzeczy pan? Tu pan deklaruje ch�� pozostania na
Ziemi, a kiedy indziej wzdycha do tamtych wspania�ych chwil, kiedy pan laz� po
Ardera albo lata� nad Arkturem. Jak pan wyt�umaczy t� dwudzielno��?
- Normalnie. Cz�owiek jest pe�en sprzeczno�ci.
- Dobrze, wr�cimy jeszcze do tego. A co si� sta�o z pa�sk� �on� Eri i waszym
dzieckiem...
- Sam chcia�bym wiedzie�.
- Nie ma pan z nimi kontaktu?
- Nie. Eri opu�ci�a mnie kr�tko po narodzinach Kai. Dosz�o mi�dzy nami do
zadra�nie�... r�nili�my si� radykalnie w pogl�dach na betryzacj�.
- I cz�owiek taki jak pan, pe�en zasad, rozkochany w Eri do tego stopnia, �e
zabra� j� pan innemu m�czy�nie, bez sprzeciwu zezwoli� na to odej�cie? Mia�em
lepsze mniemanie o historyjkach, jakie pan powymy�la na t� okoliczno��.
- Nie bez sprzeciwu. Sprzeciwia�em si�, dop�ki mog�em. Ale kobieta, jak pan mo�e
wie, zawsze postawi na swoim. I sto diab��w jej nie zatrzyma, je�li postanowi
odej��.
- Pan j� ci�gle kocha, co?
- Owszem. To znaczy, tak mi si� zdaje.
- Nie pr�bowa� pan szuka� ich na w�asn� r�k�?
- Pr�bowa�em. Bez rezultatu. To du�a planeta.
- S�abn� co� pa�skie zdolno�ci poszukiwawcze - zauwa�y� sarkastycznie. - Niech
panu b�dzie. Teraz namawiam pana na ma�y eksperyment my�lowy. Rozwa�my wsp�lnie
hipotetyczny przypadek kogo�, kto nie �yczy sobie z ca�ego serca, �eby jego
dziecko zosta�o betryzowane. W tym celu fabrykuje za�wiadczenie lekarskie, o co
nie tak trudno, zw�aszcza je�li dziecko jest dziewczynk�. Jak pan zapewne wie,
betryzacja nie jest bezb��dna i oko�o dw�ch procent przypadk�w ko�czy si�
niepomy�lnie. Przy tak skomplikowanej metodzie biologicznej to niewiele, taki
zabieg mo�na uzna� za prawie doskona�y. Tyle �e populacja widzi tylko te zast�py
kalek, kt�re przy braku ingerencji medycznej by�yby normalnymi lud�mi. Najpierw
tych wadliwie zbetryzowanych zamykano w specjalnych obozach, sk�d uciekali
gromadnie, siej�c spustoszenie i zam�t w spokojnym �wiecie. Oczywi�cie w
oficjalnych materia�ach historycznych nie przeczyta pan o tym s�owa. Potem coraz
cz�ciej w takich w�tpliwych przypadkach odst�powano od betryzacji, zast�puj�c
j� chemi� i specjalnie opracowanym wychowaniem.
- Dosy� drako�skim, jak s�dz�. Dostali�my po powrocie w Adapcie takie aparaty...
hipnagogi. Ja z tego nie korzysta�em, ale Olaf Staave wys�ucha� na jawie, co tam
by�o nagrane, cho� instrukcja tego zabrania�a. Te hipnagogi s�u�� do
indoktrynacji podczas snu, a poziom tego jest �enuj�cy. Normalnie my�l�cy
cz�owiek wstydzi si� do ko�ca �ycia, �e jego bli�ni imaj� si� takich sposob�w.
S�ucha� mnie z niech�ci�, podkre�laj�c odsuni�ciem si� od biurka, jak bardzo si�
ze mn� nie zgadza. Ale mi nie przerywa�.
- Co si� tyczy owego hipotetycznego przypadku, o kt�rym pan wspomnia�: popieram
tego ojca czy te� oboje rodzic�w z ca�ego serca. Sam bym tak post�pi�, gdyby nie
kryszta�owa uczciwo��, kt�ra mi nie pozwala na �adne machinacje. Na szcz�cie
Eri uwolni�a mnie od wyboru swoj� samodzieln� decyzj�.
- Tak? - u�miechn�� si� prawie sympatycznie. - To niech pan pos�ucha dalej.
Matka znikn�a wraz z dzieckiem, ojciec za� pozosta�, by tak rzec, na widoku.
Ukartowali to w tajemnicy przed w�adzami i chyba wydawali si� sobie sprytni.
Oczywi�cie kontaktowali si� ze sob� potajemnie, co wkr�tce naprowadzi�o naszych
agent�w na �lad.
- I co si� z nimi sta�o? - zapyta�em, staraj�c si� o normalny ton g�osu.
- Jako rodzice nieodpowiedzialni utracili oczywi�cie prawa do dziecka, kt�re
zosta�o im odebrane. Na betryzacj� by�o oczywi�cie za p�no, na reedukacj� - na
szcz�cie jeszcze nie.
- Po co mi pan to m�wi?
- �eby zainicjowa� u pana odpowiednie procesy my�lowe. To do�� pouczaj�ca
historia z pa�skiego punktu widzenia. A propos betryzacji... z punktu widzenia
potrzeb cywilizacji te dwa procent bardzo si� przydaj�, panie Bregg. Rzek�bym
nawet, �e s� wr�cz nieodzowne. Cywilizacji potrzeba ludzi do rozmaitych s�u�b,
utrzymuj�cych status quo, ludzi nie dotkni�tych powszechnymi ograniczeniami...
bo betryzacja to jednak ograniczenie, co si� b�dziemy czarowa�. Nie my�l� o
�mia�ych penetratorach g��bin morskich czy otch�ani kosmosu... do tego �wietnie
nadaj� si� automaty. Ot, nie si�gaj�c daleko: w tym oto miejscu tacy ludzie
sprawdzaj� si� nadzwyczajnie.
Odetchn�� i u�miech spe�z� z jego twarzy. Zast�pi�a go jaka� twardo��,
nieust�pliwo��, kt�rych wcze�niej ani bym podejrzewa�.
- Dlatego niech mi pan tu nie pieprzy, Bregg, o jakim� piciu perto na zapleczu,
bo przera�a nas krew czy rachowanie ko�ci. Mo�e tacy jak Arvin maj� z tym
k�opoty, ale my, m�odsi, nie wykazujemy takich s�abo�ci. Rozumiemy si�?
- Co tu jest do rozumienia? - wzruszy�em ramionami. - Wyrazi� si� pan jasno.
Zastanawiam si� tylko, po co mi pan powtarza w inny spos�b to, co ju� zd��y�
oznajmi� pana poprzednik?
- �eby do pana dotar�o, �e to nie zabawa. Zdaje mi si�, �e ci�gle ma pan
trudno�ci z zaakceptowaniem tej oczywistej prawdy.
- Czyli stosujecie, panowie, stary manewr z dobrym �ledczym i z�ym �ledczym,
kt�rzy udaj� antagonist�w, podczas gdy naprawd� obaj zmierzaj� do tego samego.
Znam to z literatury, jakby si� pan pyta�. By�o nawet ciekawe obserwowa�, jak
si� wywi�zujecie ze swoich zada� aktorskich. - Nie kr�puj�c si�, roz�o�y�em
ramiona i przeci�gn��em solidnie, a� zatrzeszcza�y ko�ci. Tyle czasu bez
ruchu... - Mog� skorzysta� z toalety?
Niech�tnie, ale zezwoli�. Toaleta mie�ci�a si� oczywi�cie w owalnym
pomieszczeniu, w kt�rym poprzednio kazano mi czeka�. Tak�e i tym razem
roz�wietli�o si� na per�owo i pomy�la�em, �e chyba b�d� musia� si� do tego
koloru przyzwyczai�. W jednym ko�cu pomieszczenia wyr�s� sedes, pisuar i zlew.
Zbli�y�em si� do nich i jeszcze niczego nie zd��y�em zacz��, bo co� mnie tkn�o:
o�wietlenie si� zmieni�o czy jak? Odwr�ci�em si�: to po prostu wn�ka zaros�a
bezszelestnie. Znowu by�em uwi�ziony i sam.
Gdy przyst�powa�em do tych wszystkich czynno�ci, jakich cz�owiek ima si� zwykle
w okolicy sedesu i zlewu, przysz�o mi do g�owy, �e niewidoczne kamery
transmituj� m�j obraz na zaplecze, gdzie Arvin i Zorgass wraz z gromadk�
odpasionych byczk�w wydziwiaj� nad moim zachowaniem. Nie zwa�aj�c na to,
wykona�em, com sobie uplanowa�, absolutnie nie czuj�c wstydu - bo kto lata�, ten
go bezwzgl�dnie utraci� w zetkni�ciu z romantyk� tak zwanych podr�y
kosmicznych. Nast�pnie j��em debatowa�, jak mam zagospodarowa� kolejny wolny
odcinek czasu, ale �e by�o to zagadnienie, z jakim ustawicznie styka si� kto�,
kto p� �ycia marnuje na kosmicznej nudzie, wi�c i tu zaraz sobie poradzi�em.
Czu�em przemo�n� potrzeb� ruchu, a �e w por�wnaniu z ciasnot� kosmicznych
apartament�w moja cela mia�a wr�cz rozmiary hangaru, wi�c po prostu rozp�dza�em
si� z jednego ko�ca, wbiega�em po �cianie mniej wi�cej do po�owy wysoko�ci,
odbija�em si� i po wykr�ceniu salta spada�em na nogi. Zaraz po powrocie z
Fomalhauta, czyli siedem lat temu - jak ten czas leci - przychodzi�oby mi to bez
trudu, teraz musia�em si� troch� napoci�. Pr�bowa�em raz i drugi si�gn�� stop�
sufitu, gdzie domy�la�em si� owych utajnionych kamer, ale o ma�o nie
zgruchota�em sobie przy tym karku, wi�c da�em spok�j. Powtarza�em �wiczenie,
dop�ki porz�dnie nie da�em sobie w ko��, opryska�em si� przy zlewie, wytar�em z
grubsza koszul�, bo �adnych r�cznik�w nie by�o - i prawie szcz�liwy u�o�y�em
si� na dawnym miejscu.
Chytry manewr ze spaniem ma to do siebie, �e trzeba go stosowa� z umiarem.
Zna�em wprawdzie takich, co mogli spa� bez przerwy, ale ja nigdy do nich nie
nale�a�em. W takim przypadku nale�a�o odda� si� rozmy�laniom - z otwartymi b�d�
zamkni�tymi oczami, zale�nie od upodobania. Poniewa� wersja z obserwacjami
kamerowymi przypad�a mi do gustu, postanowi�em gra� dla nich �pi�cego - zawsze
to jaka� forma zmylenia przeciwnika, a i ukrycia si�.
Oczywi�cie Zorgass mia� racj�, gdy sugerowa�, �e�my z Eri wszystko ukartowali.
Trudno mi j� by�o przekona�, ale wola�em nie mie� dziecka w og�le ni� zanie�� je
do betryzatorni. Z tego powodu do�� d�ugo - rok albo i dwa - nie decydowali�my
si� na potomstwo, cho� co jaki� czas w rozmowach zatr�ca�o si� o ten temat.
Druga rzecz, kt�ra mnie mierzi�a, to konieczno�� zdawania jakich� egzamin�w
"rodzicielskich", poprzedzaj�ca wydanie zezwolenia na pocz�cie. Podejrzewa�em,
�e sedno tego procederu wcale nie w badaniu predyspozycji rodzicielskich - cho�
�ywi�em daleko id�ce w�tpliwo�ci, czy wszyscy je maj� - tylko w stworzeniu w
miar� szczelnego systemu ewidencji noworodk�w, dzi�ki kt�remu tylko nieliczne
jednostki mog�yby si� wymkn�� betryzacji. Niedope�nienie tych obowi�zk�w nie
by�o obwarowane horrendalnymi karami, raczej apelowano do poczucia
odpowiedzialno�ci (sama betryzacja by�a rzekomo dobrowolna), ale i tak cz�owieka
nachodzi�o zdumienie, i� kto� przejawia jeszcze zami�owanie do rodzicielskich
powinno�ci. W�adze zreszt� musia�y sobie zdawa� spraw� z hamuj�cych rozrodczo��
cech systemu, bo przyrost naturalny od dawna by� ujemny, spo�ecze�stwo starza�o
si� wyra�nie, to za�, �e nie widzia�o si� tego na ulicach, zawdzi�czali
wysokiemu poziomowi kosmetyki i nagminnemu stosowaniu kuracji odm�adzaj�cych.
Rozmawiali�my przewa�nie w ��ku. Do niczego ��ko nie nadaje si� tak dobrze jak
do rozmowy z kobiet�. Zawsze mo�na tam do czego� doprowadzi� - w najgorszym
przypadku do orgazmu. Kiedy s�ysz�, �e s� takie, kt�re nie doceniaj� wielce
terapeutycznej dla �ycia ma��e�skiego roli tego mebla, ogarnia mnie
zniech�cenie; za nic bym si� nie zada� z �adn� z tych sufra�ystek.
I w�a�nie podczas jednej z takich sesji, �wiadomie i dobrowolnie, bez �adnych
zezwole� ani egzamin�w, pocz�li�my nasze dziecko. Le�eli�my potem w milczeniu,
wiedz�c dobrze, co to oznacza - �e trzeba b�dzie wreszcie wyst�pi� z otwart�
przy�bic� przeciw porz�dkowi, kt�rego si� nie zaakceptowa�o, zrezygnowa� z
wygodnego, beztroskiego �ycia, mo�e nawet zebra� manatki i ucieka�? My�la�em,
czy to si� op�aca, cho� z drugiej strony dobrze wiedzia�em, �e ta sfera �ycia
s�abo poddaje si� kalkulacjom. Ale oboje chcieli�my dziecka i zdawali�my sobie
spraw�, �e je�eli b�dziemy w niesko�czono�� odk�ada� t� konfrontacj�, w ko�cu
si� zestarzejemy i w miejsce mi�o�ci pojawi� si� obop�lne wyrzuty, kto bardziej
zawini�. Dlatego nie rusza�em si�, pe�en rozkosznej rezygnacji: a wi�c
postanowione. Wkroczyli�my na wojenn� �cie�k�.
- Hal - powiedzia�a p�g�osem Eri - mo�emy cofn�� ten ruch. Je�eli nie chcesz...
Wiedzia�em, co ma na my�li. Pigu�ki dzia�aj�ce z dobowym op�nieniem
uniemo�liwi� wczepienie si� zarodka w �ciank� macicy i jego dalszy rozw�j.
- Nie - obj��em j� i przyci�gn��em do siebie. - Co ma by�, to b�dzie. - A potem
doda�em: - Nie mo�emy przecie� wiecznie si� kry�.
- Hal?
- Tak?
- Musz� ci co� wyzna�.
Strasznie powoli si� do tego zbiera�a, bo �adnej kobiecie wyznania nie
przychodz� �atwo. Wobec tego powiedzia�em:
- Jak mus, to mus.
- Pami�tasz, jak wtedy przyjecha�e� do Klavestry? Przerzucili nas tam najwy�ej
godzin� przed tob�. Ledwo zd��yli�my si� zainstalowa�. Tak to zosta�o
zaaran�owane, �e pojawi�e� si� podczas naszej nieobecno�ci, a my udawali�my, �e
wracamy z miasta.
- Kto was przerzuci�?
- No... agencja. Marger nie by� moim m�em ani nawet znajomym. Mieli�my tylko
udawa� m�ode ma��e�stwo, a ca�y praktycznie czas sp�dzali�my na obserwacji...
najpierw ciebie, a potem jeszcze i Olafa. - S�ysza�em, jak odsapn�a z ulg�. -
Gniewasz si�?
Zerwa�em si� do siadu, a potem bardzo powoli u�o�y�em z powrotem.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym m�wisz?
- Nie powiedzia�abym ci nawet do samej �mierci. Wydawa�o mi si�, �e nie
znios�abym tego, co by� sobie o mnie pomy�la�. Ale teraz... jest inaczej. Nie
mog� ju� niczego przed tob� ukrywa�.
Milcza�em. A wi�c to tak. W�a�ciwie mog�em si� tego domy�la�. Jak mog�em s�dzi�,
�e ci z Adaptu tak �atwo wypuszcz� mnie samiute�kiego w ten skomplikowany �wiat,
bez �adnego nadzoru ani ochrony - bo przecie� r�wnie �atwo mog�em komu� zrobi�
krzywd�, jak krzywdy dozna�. Wi�c to zgubienie na terminalu to nie by�
przypadek? Chcieli przetestowa�, jak sobie poradz� - czy te� ciekawi�o ich, na
co mnie sta�? Badali nie mnie, tylko nieobliczalno�� takich jak ja? Wi�c te
osoby na mej trasie, Nais, Aen Aenis i jej fagas, potem doktor Juffon, u kt�rego
przeszed�em badania, m�oda pani psycholog z Adaptu, kt�ra odwiedzi�a mnie w
hotelu "Alcaron", s�dziwy Roemer... wszyscy oni byli agentami? Nie, to przecie�
absurd. Ale niekt�rzy z nich... ha, to ca�kiem prawdopodobne. Wi�c kiedy
zachcia�o mi si� wczas�w z basenem i gar�ci� tego szklanego prosa w kieszeni, w
kt�re zamieni�y si� ksi��ki, c� bardziej oczywistego, jak podsun�� lokalizacj�
wraz ze wsp�lokatorami? Ot, tak na wszelki wypadek warto mie� na niego oko. Czy
podobnie post�powali z pozosta�ymi? Z Olafem, Thurberem, Gimm�... z Vabachem?
- Do tej pory by�o inaczej - m�wi�a Eri. - Mog�e� si� mn� znudzi� i powiedzie�,
�ebym odesz�a. Ale teraz... mamy dziecko. Jeste�my ze sob� na dobre i z�e. Teraz
nie mo�esz mnie tak... zostawi�.
- Nie zostawi�bym ci�, Eri. Ale, na wszystkie nieba czarne i niebieskie, czemu
nie powiedzia�a� mi wcze�niej? Mog�em przecie� wszystkiego si� domy�li�... i
pomy�le�, �e zosta�a� ze mn� dlatego, �e wci�� wykonujesz tamto zlecenie! Jak to
si� fachowo nazywa? Obserwacja uczestnicz�ca?
- Hal, nie chcia�abym, �eby� pomy�la�, �e zakocha�am si� w tobie... i posz�am z
tob� do ��ka, �eby ci� lepiej szpiegowa�. To by�o takie... spontaniczne.
- Wiem, Eri, wiem. By�em przy tym.
- Zaraz potem, jak wzi�li�my �lub... pami�tasz? - zakomunikowa�am im, �e
zakocha�am si� w tobie bez pami�ci i rezygnuj� z zadania, kt�re mi wyznaczyli.
Nie jestem w stanie dalej go wype�nia�. Musia�am wybiera� pomi�dzy lojalno�ci�
wobec nich i wobec ciebie.
- I co - natychmiast si� zgodzili? Dobrze, powiedzieli, by�a� �wietn� agentk�,
Eri, ale teraz �egnaj. Przechodzisz w stan spoczynku. Pewnie jeszcze �yczyli ci
szcz�cia na nowej drodze �ycia i pog�askali po g��wce?
- Nie kpij sobie ze mnie, to wcale nie by�o �atwe. Oczywi�cie, �e nawet nie
chcieli s�ysze� o �adnej rezygnacji. Ust�pili dopiero wtedy, jak zagrozi�am, �e
ci o wszystkim opowiem. Tak� umow� zawarli�my: zwalniaj� mnie, ale za to ani
mru-mru.
- Ale i tak od czasu do czasu pr�bowali ci� nagabywa�, co?
- Sk�d wiesz?
- Troch� wiem, reszty si� domy�lam. Pami�tasz tego faceta, kt�rego zrzuci�em ze
schod�w? Wtedy by�em �wi�cie przekonany, �e to jaki� lowelas, a to by�
wywiadowca!
- Mocno im na tobie zale�a�o, Hal.
- A� tak mocno? To czemu nie przyszli porozmawia� jak cz�owiek rozumny z
cz�owiekiem rozumnym, panie Bregg, chodzi nam o to i to, mo�e by�by pan �askaw
wyt�umaczy� - tylko bawili si� w jakie� podchody? Bo taka to ju� natura tej
organizacji - kry� si� ustawicznie w cieniu? Bo nic nie da si� za�atwi� po
prostu, tylko trzeba kr�ci�, kluczy�, mota�?
- A nie pomy�la�e�, �e oni nie wiedz�, czego od was chcie�? Bali si� was, nie
wiedzieli, do czego jeste�cie zdolni. W ich mniemaniu byli�cie nieobliczalni,
gotowi do wszystkiego - wi�c chcieli was najpierw rozpozna�, zanim postanowi� o
waszym losie. To wcale nie by�o takie pewne, �e pozwol� wam wmiesza� si�
pomi�dzy ludzi, a nie zamkn� w o�rodkach odosobnienia jak wi�ni�w!
- Wiesz co� na ten temat?
- Tyle, co pos�ysza�am w przelocie. Wiesz, wszyscy o was gadali i nawet by�am
dumna, �e to mnie wybrali do inwigilowania takiego niebezpiecznego typa. �ebym
ja wtedy wiedzia�a, jak to si� dla mnie sko�czy!
Spa�a u mego boku, a ja ci�gle deliberowa�em nad rewelacjami, kt�re mi objawi�a.
Przed oczami maszerowa� mi d�ugi szpaler os�b, z kt�rymi si� zetkn��em,
pocz�wszy od ksi�ycowego Adaptu, sko�czywszy na facecie, kt�ry robi� mi swetry.
Jaki� ty prostolinijny, wyrzuca�em sobie, ze �wiec� takiego szuka�. Przecie� to
jasne jak s�o�ce, �e je�eli do �wiata betryzowanych wprowadzi si� zak��cenie w
postaci dwudziestki zdrowych, niebetryzowanych m�czyzn w pe�ni si�, w dodatku
porz�dnie wyposzczonych seksualnie, to ich szlak �yciowy znaczy� b�d� obficie
konflikty wszelkiej ma�ci! Taka dwudziestka ch�opa to potencjalne zagro�enie
porz�dku spo�ecznego na nieznan� skal� - z ostro�no�ci trzeba by zak�ada�
wszystko, co najgorsze. A skoro tak, nic dziwnego, �e nas wzi�li na muszk�,
dziwniejsze by�oby tylko to, gdyby wszystko pu�cili na �ywio�. Porz�dek,
stabilno�� spo�ecze�stwa to u nich �wi�to��. Naczelne kryterium. Do diab�a,
musia�em przyzna�, �e sam bym na ich miejscu post�pi� nie inaczej. Jak�e wi�c
mog�em mie� do nich pretensje?
Przez pierwsze miesi�ce, kiedy ci��a jest jeszcze niewidoczna, odda�em si�
gor�czkowym przygotowaniom. Rozmaitymi sposobami, przez ludzi i instytucje,
dowiedzia�em si� wi�cej o systemie betryzowania. By� niemal stuprocentowo
szczelny - ale ka�dy system, gdzie co� zale�y od ludzi, ma swoje luki. P� roku
zabra�o mi znalezienie lekarza, kt�ry za pieni�dze - mowa by�a o dwudziestu
tysi�cach it�w - wystawi �wiadectwo, �e w przypadku naszego dziecka betryzacja
jest niebezpieczna dla zdrowia. Na tym jednak kwestia si� nie ko�czy�a, gdy� po
takim werdykcie o�ywia�y si� liczne komisje weryfikacyjne i z braku zaj�cia
rzuca�y si� do skrupulatnego badania, co i jak. Na op�acenie tego wszystkiego
brak�oby mi �rodk�w, nawet przy za�o�eniu, �e by�oby to technicznie do
przeprowadzenia. Postanowi�em zatem powr�ci� do kariery realisty i zadzwoni�em
do Aen Aenis, z kt�r� wcze�niej zrealizowali�my dwa spektakle. Obydwa by�y
�rednio udane, lecz przynios�y mi fortun�; w kr�gach zwolennik�w tego rodzaju
sztuki zaczyna�em nawet stawa� si� g�o�ny. Z rozrzewnieniem wspomina�em
dwadzie�cia sze�� tysi�cy it�w, jakie stanowi�a wyp�ata za dziesi�� lat
pok�adowych plus ponad stuletnie odsetki (niewielkie, bo inflacja praktycznie
nie istnia�a), podczas gdy dwa spektakle dla realu przynios�y mi grubo ponad
dwie�cie tysi�cy z transmisji bezpo�rednich i odtworze�. Gdyby mi si� uda�o
dorzuci� jeszcze setk�, czu�bym si� jednak pewniej.
Zdawa�em sobie przy tym spraw�, �e moja gwiazda realisty blaknie, nim zdo�a�a
zaja�nie� pe�nym blaskiem - po prostu sprzedawa�a si� przede wszystkim moja
egzotyka, tors nabity mi�niami i fizyczna sprawno��, a nie umiej�tno�ci
aktorskie, kt�re by�y �adne. Cho� przy Aen Aenis i w tej dziedzinie poczyni�em
post�py. Druga obsesyjna my�l z tamtego okresu polega�a na spostrze�eniu, jakich
zbroje� wymaga tu wydanie na �wiat dziecka i uchronienie go przed okaleczeniem,
kt�re wszyscy dooko�a traktowali jako najwy�sze dobro i konieczno��. Przeci�tny
mieszkaniec Ziemi nie mia� ani p� szansy w por�wnaniu ze mn� na wyj�cie ca�o w
konfrontacji z systemem. Mo�e dlatego jej nie podejmowali, a mo�e nawet nie
posta�o im to w g�owach.
Czas lecia�, a ja nie mia�em �adnej rozs�dnej koncepcji, jak post�pi�. W ko�cu
kiedy� po pr�bie popili�my sobie z Aen i w przyp�ywie s�abo�ci zwierzy�em si�
jej ze swoich k�opot�w. Potem w�os mi si� podnosi� na g�owie, co mog�o si� sta�,
gdybym trafi� na agentk� - ale Aen by�a w tym spo�ecze�stwie na specjalnych
prawach i w trakcie dalszej rozmowy wyzna�a mi nawet, �e sama unikn�a
betryzacji dzi�ki wp�ywowym rodzicom, perto za� podczas naszego pierwszego
spotkania pi�a dlatego, gdy� tego typu tajemnic osobistych lepiej nie zdradza�
byle komu. I to Aenis poradzi�a mi, �eby zorganizowa� dla Eri i ma�ej lewe
po�wiadczenie o betryzacji (ju� wiedzieli�my, �e b�dzie dziewczynka), a potem
wys�a� obie w jakie� odludne miejsce, ot, do takiej Klavestry, gdzie nie b�dzie
si� nimi interesowa� pies z kulaw� nog�. Od tego momentu gra toczy� si� b�dzie
ju� tylko o to, aby sprawa nie wysz�a na jaw i aby dziecko nie zosta�o nam
odebrane w celu poddania d�ugotrwa�ej i morderczej reedukacji, kt�ra kompletnie
zwichnie jego osobowo��.
Por�d odebra� poczciwy doktor Juffon, kt�rego wtajemniczy�em w spisek. Nie wzi��
�adnych pieni�dzy, przeto z�o�y�em mu uroczyst� obietnic�, �e gdyby co� posz�o
nie tak, b�d� si� zapiera�, �e sam wyst�pi�em w roli akuszera; aby to
uprawdopodobni�, Juffon podda� mnie stosownemu przeszkoleniu. Lewe dokumenty i
wpisanie dziecka do rejestru wzi�a na siebie Aen; kosztowa�o to tyle, �e m�j
kalster dosta� jakby rozwolnienia. Aby i to nie wzbudzi�o podejrze� w Omniloxie,
od pewnego czasu deponowa�em drobniejsze sumy na innych kalsterach, co dla
cz�owieka z moimi dochodami by�o w tym spo�ecze�stwie rzecz� normaln�. Jak to
przewa�nie bywa, rygorystyczne prawo istnia�o dla plebsu, za� elita znajdowa�a
tysi�c wykr�t�w, by si� do przepis�w nie stosowa�. O swojej roli i pozycji w tej
grze my�la�em z melancholi�, nieraz przed lustrem gada�em do siebie: no i gdzie
twoje zasady, ch�opie - ale naprawd� nie widzia�em innej drogi.
I mo�e nasz chytry plan by si� powi�d�, gdyby Kai nie poni�s� temperament.
Je�dzi�em do Klavestry regularnie, czasem Eri wpada�a na kr�tko z ma��;
zwa�ywszy na ogrom zbrodni, jakiej si� dopu�cili�my, mo�na by�o wytrzyma�. Pech
chcia�, �e podczas zabawy w piaskownicy nasze krewkie niebetryzowane dziecko
wymierzy�o r�wie�nikowi cios �opatk�, przecinaj�c sk�r� i nabijaj�c siniaka. Eri
pr�bowa�a za�agodzi� konflikt, ale opiekunk� smarkacza co� tkn�o: postanowi�a
sprawdzi�, sk�d tyle agresji w naszym potworze, skoro betryzacja takie pop�dy
bezbole�nie likwiduje. Kr�tko m�wi�c, pewnego wieczora zjawi�a si� u mnie
podekscytowana Aen, kaza�a bra� co pod r�k� i jecha�, a po drodze wyjawi�a, w
czym rzecz. Uruchomiony drobnym incydentem mechanizm przebudzi� si� i gorliwo��
kontroler�w przechodzi�a sam� siebie. Ten sam glider zabra� Eri i Kaj�; pami�tam
mokr� twarz mojej �ony i wielkie, ciemne o zmroku oczy c�rki, kt�ra ni w z�b nie
rozumia�a, czemu nagle zabiera si� j� na wycieczk�.
Nie mog�em im towarzyszy�, bo w ten spos�b wytropiliby nas ju� na najbli�szym
postoju. Eri mia�a zmieni� image; kalstery, skomplikowane sposoby komunikacji,
kontakty by�y na tak� ewentualno�� od dawna przygotowane. Nie wierzy�em, �e ca�y
ten literacki scenariusz w�a�nie si� spe�nia; w gruncie rzeczy by�em
marzycielem, kt�ry ch�tnie si� buntuje, ale konsekwencje martwi� go i zaskakuj�.
A mo�e zanadto przywyk�em do konwencji realonu?
I tak to trwa�o ju� drugi rok. Czasem otrzymywa�em zakamuflowan� wiadomo��, �e
wszystko w porz�dku; po nocach miewa�em wyrzuty sumienia, �e skaza�em kruch� Eri
na poniewierk�, �ycie w drodze, wiecznie w roli �ciganego zwierz�cia. W�adze, o
dziwo, nie czepia�y si� mnie; mo�e to sprawi�a magia bohatera widowisk
realonowych, a mo�e zadzia�a�y koneksje Aen... Podejrzewa�em, �e daleko w ten
spos�b nie zajad�, ale trudno mi by�o wpa�� na szcz�liwsze rozwi�zanie.
Prowizorka jak zwykle okazywa�a si� najtrwalsza.
A� do chwili, kiedy jednak uznali za stosowne z�o�y� mi wizyt�.
Zdaje si�, �e podczas tych deliberacji przytrafi�a mi si� drzemka, bo spa�em,
gdy kto� mnie szarpn�� za rami�.
- Niech pan wstanie, panie Bregg - oznajmi�o kolejne wcielenie wymuskanego
bawidamka z cekinami. - To nie hotel.
- Nie? - zapyta�em. - A ja s�dzi�em, �e co najmniej jaki� pi�ciogwiazdkowiec.
W pokoju przes�ucha� za biurkiem tkwi� tym razem z�y �ledczy, ten, kt�ry
straszy� mnie torturami. Po co im by�y te przerwy? Relaksowali si� wtedy na
kanapie - czy te� ustalali taktyk�, jak mnie �ama�?
- Nie by�o �adnej tajnej organizacji - powiedzia�em na wst�pie. - Ani plan�w
wywo�ania rewolucji.
- Co? - zapyta� jakby nie ca�kiem przytomny. - Niech si� pan nie odzywa nie
pytany. Nikogo nie obchodzi, co pan my�li.
Manewrowa� przyciskami przy biurku i w szybie okna, za kt�r� zapad� ju� rzadki
mrok, zobaczy�em, �e �ciana za moimi plecami rozjarzy�a si�. Oho, b�d�
wy�wietla� film.
- Zechce pan �askawie rzuci� okiem - zaproponowa�.
Musia�em si� odsun�� z krzes�em, �eby to ogarn��. Obraz przedstawia� kobiet�
siedz�c� ni to bokiem, ni ty�em do kamery, skulon�, jakby chcia�a si� schowa�.
Na g�owie mia�a beret albo czepek, szkar�atny; gdy zastanawia�em si�, co to
jest, obraz ruszy�, kamera podjecha�a do przodu, jakby chc�c zajrze� od do�u
kobiecie w oczy, ale okaza�o si� to trudne - trzyma�a twarz w d�oniach.
- Pani Bregg - powiedzia� z wyrzutem m�ski g�os spoza kadru - prosz� si�
opanowa�.
Ramiona kobiety poruszy�y si�, a r�ce opad�y na kolana. Z wolna obr�ci�a si� do
kamery i zobaczy�em jej twarz, mokr� od �ez, mocno uszminkowan�, oczy wr�cz
utopione w tuszu. Wygl�da�a jak napuchni�ta od p�aczu - godny politowania
kawa�ek nieszcz�cia - i dopiero wtedy do mnie dotar�o, �e to mia�a by� Eri.
- Hal - przem�wi�a �ami�cym si� g�osem - to ju� koniec. Z�apali mnie. Kaj�
zabrali do obozu... b�d� j� mog�a odwiedza� raz na tydzie�. Wszystko przepad�o.
Tak mi przykro, �e ci� zawiod�am... nie jestem taka silna jak ty...
G�os ca�kiem odm�wi� jej pos�usze�stwa i znowu wstrz�sn�y ni� spazmy. Zanosi�a
si� szlochem jak kto�, kto utraci� wszystko, co mia� i si�gn�� dna rozpaczy.
W kadrze pojawi�a si� m�ska d�o� i spocz�a na ramieniu kobiety.
- Pani Bregg - powiedzia� w�a�ciciel d�oni - prosz� m�wi� to, co zosta�o
ustalone.
Nie od razu pos�ucha�a. Wida� by�o, �e zmuszenie si� do jakiegokolwiek
kontrolowanego dzia�ania kosztowa�o j� mas� wysi�ku. W ko�cu jednak przemog�a
si� i zn�w spojrza�a w kamer�.
- Hal, wszyscy mi tu m�wi�, �e to nie tylko moja wina. To pod twoim wp�ywem
zrobi�am to wszystko. Oszuka�e� mnie i wykorzysta�e�, przez ciebie i twoje
g�upie fobie dozna�am tych wszystkich upokorze�. Dlatego... dlatego wyrzekam si�
ciebie, nie uwa�aj mnie wi�cej za swoj� �on�. Najlepiej zapomnij o mnie. Wi�cej
si� nie zobaczymy.
Obraz mign�� i zgas�. To Arvin go wy��czy�.
- Dalej nic nie ma. No, jak panu w dzi�bku?
Chyba nawet nie s�ysza�em jego pytania. To mia�a by� Eri? Prawda, nie widzia�em
jej �adny kawa� czasu, prawda, musia�a zmienia� wygl�d, stosowa� rozmaite
zabiegi maskuj�ce, do g�osu tak�e znalaz�oby si� troch� zastrze�e�... lecz efekt
obco�ci �atwo da�o si� wyt�umaczy� d�ugim brakiem kontaktu. Nawet bardzo bliskie
osoby wydaj� si� nam troch� inne po d�ugim niewidzeniu i dopiero wsp�lnie
sp�dzone chwile przywracaj� je naszej u�omnej pami�ci.
- M�g�by pan to jeszcze raz pu�ci�?
- Panie Bregg, to nie telerekording, a pan nie jest tu dla przyjemno�ci. -
Westchn�� przeci�gle, jakby autentycznie zmartwiony. - Widzi pan, jak to si�
ko�czy. Zba�amuci� pan porz�d