5080
Szczegóły |
Tytuł |
5080 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5080 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5080 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5080 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Komuda
TRZECH DO PODZIA�U
Niebo, rano wype�nione jeszcze wiosennym b��kitem, teraz,
pod wiecz�r, zaczyna�o si� chmurzy�. Pot�ne k��by
przes�oni�y tarcz� s�o�ca. Blask zachodu k�ad� si�
czerwieni� na ich grzbietach, do�em przydawa� rudawego
koloru rzadszym ob�okom. Chmurzyska zbli�a�y si� i cho� nie
by�o wiatru, g�stnia�y, przybieraj�c ciemn�, niepokoj�c�
barw�.
Starszy m�czyzna w bia�ej peruce wysun�� g�ow� przez
okno karocy. Przywo�a� gestem dworzanina. Tamten - m�ody, o
d�ugich, zawi�zanych z ty�u w�osach, ponagli� konia i
przybli�y� si� szybko.
- Jean, daleko jeszcze do Tykocina?
- Ze trzy mile, mi�o�ciwy panie. Nie zd��ymy przed
zmierzchem.
- Nie zd��ymy? - trudno stwierdzi�, czy ta odpowied�
zasmuci�a, czy te� uradowa�a. Na zm�czonej, pooranej
bruzdami twarzy wykwit� dziwny grymas. Wcisn�� si� g��biej w
at�asowe poduszki. Wspar� g�ow� na r�kach. By� zm�czony...
Oczy mia� przekrwione, a posta� zgarbion�, jak pod
brzemieniem zbyt ci�kim dla ramion. Ostro�nie dotkn��
stoj�cego obok, inkrustowanego z�otem kufra. Przycisn�� do�
d�o�, jak gdyby w skrzyni znajdowa�y si� skarby ca�ego jego
�ycia, skarby starego, zniszczonego cz�owieka o siwych
kosmykach w�os�w wymykaj�cych si� spod peruki.
Karoca zwolni�a i stan�a. Drzwi otwar�y si�, a dwaj
forysie roz�o�yli schodki. Do �rodka zn�w zajrza� Jean.
- Co si� dzieje... Jasiek? Gadaj, Jean!
- Tu musimy stan��, mi�o�ciwy panie. Teraz noc� strach
jecha�. Po drogach pe�no moskiewskiego hultajstwa. Jeszcze
cz�owieka ob�uskaj�.
- �le si� czuj�. Dusi mnie. Jasiek. Powietrza!
Powietrza, Jean!
Dworzanin po�piesznie wskoczy� do karocy. Pom�g�
s�ugom wynie�� starego na zewn�trz. Posadzili go na
przygotowanym zawczasu krze�le. Zbiera�o si� na burz�. By�o
parno, gor�co. Dragoni z eskorty zsiadali z koni. S�udzy
szybko pod�wign�li krzes�o ze swym panem i ponie�li je na
ganek gospody. Karczmarz czeka�, zgi�ty w p�.
- Wszystko gotowe? - zapyta� go Jean Winnicki.
- W rzeczy samej - karczmarz odpowiadaj�c patrzy� na
kr�la, nie na Winnickiego - w rzeczy samej, mi�o�ciwy
panie... prosiemy, prosiemy w nasze progi. Wnet wieczerza
b�dzie.
Ostro�nie wnie�li starego do g��wnej izby. By�a du�a,
mroczna. O�wietla�y ja tylko �wiece w �elaznym �wieczniku i
ogie� w palenisku. Na dworze b�ysn�o. Zielonkawa po�wiata
pioruna zal�ni�a w brudnych, matowych szybkach okien.
Dopiero po d�ugiej chwili us�yszeli huk gromu.
Kr�l Stanis�aw odes�a� pokojowych machni�ciem r�ki.
Zosta� sam z Winnickim. Dworzanin rozejrza� si� doko�a. Nie
widzia� wszystkich k�t�w przestronnej sali. ��te p�omienie
�wiec o�wietla�y tylko pos�pn� twarz starego m�czyzny i
blat sto�u.
- To ju� jeste�my... Na Litwie... - wydysza� - ju�
tutaj... Tak szybko. Jean! - rzuci� do dworzanina, kt�ry
chcia� ruszy� ku drzwiom. - Zosta�. Nie chc� by� sam. Nie
dzi�... Jeszcze znowu b�dziesz mia� k�opoty... Zawsze
ci�gnie ci� do kart i dziewek.
Winnicki sk�oni� si�, ukrywaj�c skrzywienie warg. �e te�
ten stary piernik - nazywa� tak swego pana tylko w my�lach,
cho� reszta s�u�by czasami nie waha�a si� m�wi� tego
kr�lowi Stanis�awowi prosto w oczy - zawsze musi mu wypomina�
jego s�abo�ci.
- Zaraz b�dzie wieczerza, mi�o�ciwy panie.
Znowu b�ysn�o. Po�wiata na chwil� rozjarzy�a mrok w
k�tach izby. Jasiek drgn��, k�ad�c d�o� na r�koje�ci szpady,
bowiem w g��bi co� si� poruszy�o. Z p�mroku wy�oni�a
si� wysoka posta� i zbli�y�a, stukaj�c podkutymi obcasami
wysokich but�w. Jasiek omal nie przetar� oczu, nieznajomy
odziany by� tak dziwnie, �e zdawa�o si� przez
chwil�, i� nie mo�e pochodzi� z tych czas�w. Ale wra�enie
min�o. To by� tylko zwyk�y, staromodny szlachcic. Musia�
mie� co najmniej pie�dziesi�t lat, cho� szerokie bary
znamionowa�y wielk� si��, nie nadw�tlon� przez wiek.
Przyodziany by� w str�j polski - skromny, szary �upan i
narzucony na� kontusz, przewi�zany pasem s�uckim.
- Dobry wiecz�r waszmo�ciom - powiedzia� i sk�oni� si�,
�ci�gn�wszy z g�owy ko�pak ozdobiony czaplim pi�rem.
- Co wa�pan tutaj robisz?!
- A tak, nocowa� mi przysz�o - odpar� tamten prosto.
Winnicki przyjrza� si� mu uwa�niej. M�czyzna podgala� w�osy
wysoko, mia� d�ugie, sumiaste w�sy, opadaj�ce poza
podbr�dek. Teraz wygl�da� zwyczajnie... Wra�enie, �e co�
jest w jego postaci niezwyk�e, by�o chyba z�udzeniem. To
tylko podlaski ho�ota - pomy�la� leniwie Jasiek. - Za�o��
si�, �e nie wie, kogo ma przed sob�...
- Waszmo�ciowie chyba nie wyprosicie mnie za pr�g?! -
zapyta� cicho i jakby �a�o�nie. - Jestem Miko�aj
Borucki, herbu Nowina.
Jasiek obejrza� si� na kr�la. Stanis�aw August by� blady,
co m�odzieniec przypisa� duchocie panuj�cej w izbie.
W�a�ciwie powinni�my poda� panu jeden z trze�wi�cych
olejk�w, ale te zosta�y w karocy, a za oknamideszcz. W ko�cu
kr�l by� mu winien pensj� za ca�y rok. I w dodatku nie robi�
nic, aby jako� zaspokoi� jego wierzycieli, tak jak to Janowi
obieca�. Winnicki wiedzia�, �e Stanis�aw jest na
wyko�czeniu. Palce, kt�rymi wskazywa� krzes�o, dr�a�y. A
jednak jeszcze mia� si��, �eby spr�bowa� walczy�... Walczy�
nawet w takiej sytuacji, w jakiej by�a teraz
Rzeczpospolita...
- Siadaj wa�pan - powiedzia� kr�l cichym g�osem.
Borucki nie us�ucha�. Wpatrywa� si� w jego zm�czon�
twarz.
- Tak mi si� widzi, �e waszmo�ci sk�d� znam - powiedzia�
podejrzliwym tonem. Winnicki dos�ucha� si� w jego g�osie
urazy, ten stary szlachcic dobrze wie kogo ma przed sob�. -
Dok�d was los prowadzi? Czasy niespokojne, a wy w podr�y.
Wsz�dzie pe�no moskiewskiego �cierwa... Szlachta uchodzi z
Litwy. Jedziecie wprost ku nieszcz�ciu.
Zabola�a Winnickiego ta obcesowo��.
- Nic wa�ci do tego - mrukn��. Nie usiedzi szaraczek
spokojnie - pomy�la�. Jego wzrok pad� na bro� intruza.
Takiego or�a nie u�ywano w Rzeczypospolitej od wielu lat.
To nie by�a zwyk�a, paradna karabela, jak� nosili szlachcice
starej daty, ani august�wka, lecz d�uga, ci�ka husarska
szablica w czarnej pochwie. Pewno spadek jeszcze po
pradziadach. Winnicki widywa� podobne w starych
zbrojowniach, do jakich zalicza� si�, niestety, arsena�
koronny w Warszawie. Ale tamte szable bywa�y zardzewia�e.
Za� r�koje�� or�a nieznajomego l�ni�a, jak gdyby u�ywano
jej do�� cz�sto. - Sk�d i dok�d jedziemy, nasza rzecz.
- Pana si� pytam, a nie s�ugi! - mrukn�� Borucki ostro,
tak�e w jego postawie zasz�a zmiana. Tak nie
zwyk� m�wi� za�ciankowy szlachetka.
- Przybywamy z daleka - wymijaj�co odpar� Stanis�aw. - A
sk�d wy?
- Spod ��czycy. Widz�, �e przejechali�cie kawa� drogi z
Warszawy. I nie wygl�dacie na takich, co jad� na miody albo
dziewki. A przecie� na Podlasiu i jednego i drugiego dosy�.
Tutaj w Tykocinie mieszka jedna taka ho�a dziewucha. G�adka
i diable bro�, nie jaka� cnotliwa dziewica, co ma zro�ni�te
mi�dzy nogami. Powiadam wam, cycki jako dwie limony.
Kr�lewska jab�o� nie urodzi takich owoc�w. Acan przecie�
lubisz dziewki - powiedzia� do kr�la, zmru�ywszy jedno
oko. - Co te� by�my bez nich czynili? Jak powiadaj�,
bia�og�owa a ryba smak sw�j w �rodku nosi...
- Nie po drodze nam do Tykocina. Pod��amy innymi drogami
ni� ty, panie bracie - rzek� z wahaniem Stanis�aw August. -
Jedziemy na Litw�.
- Na Litw�? Przecie� tam stoi ca�a pot�ga moskiewska!
�o�dacy tej kurwy imperatorowej Katarzyny �upi� szlacht�,
grabi� ch�opstwo i �yk�w. A najgorsi s� targowiczanie.
Dorwali si� do w�adzy i maj�tk�w. Kogo nawet puszczaj�
�ywym, tego ob�uskuj� z maj�tno�ci. I wy macie tam jaki�
cel?
- Tak nam wypada droga.
- Droga! Widzicie waszmo�ciowie, drogi mog� by� r�ne -
powiedzia� szlachcic gor�czkowo. - Jedna wiedzie do
karczmy, druga do zamtuza i z tych�e szlak�w powinien
korzysta� uczciwy cz�owiek. Jest i trzecia - na manowce.
Jest i czwarta - �ciszy� g�os - na szubienic�... Kt�r� z
nich wybrali�cie?
- To nie twoja... - zacz�� Winnicki, ale kr�l uczyni�
niecierpliwy gest d�oni�. Znaczy�o to, �e odsy�a� go precz.
Dworzanin cofn�� si� wolno. Nie, �eby dr�a� o bezpiecze�stwo
swojego pana... Ale z drugiej strony Jasiek wiedzia�, co
zamierza� Stanis�aw August i mimo wszystko docenia� jego
starania. Nie chcia�, aby sta�o mu si� co� z�ego.
Przynajmniej nie teraz, kiedy kr�l jeszcze co� znaczy� i
m�g� co� zrobi� dla Ja�ka. Swoj� drog� Winnicki czu�
ciekawo��. Kim by� �w tajemniczy szlachcic? Co sprawi�o, �e
kr�l godzi� si� rozmawia� z nim w cztery oczy? Tu toczy�a
si� gra o wielk� stawk�. Uda� tylko, �e wchodzi na schody,
szybko i cicho skoczy� w bok, po czym skry� si� za wielkim,
okopconym kominem.
- No i co panie August? - g�os Boruckiego rozbrzmia�
teraz w�adczo, zdecydowanie. - Co z nasz� umow�? Jak
zbierali kreski na sejmikach na wa�ciny sejm, co potem
wprowadzi� t� konstytucj� i wszystko przewr�ci� na g�owie i
kiedy wa�ci obierali, ca�a ziemia ��czycka stan�a za tob�
jak jeden m��. Wtedy to by�em wa�ci potrzebny. Wtedy mnie
szanowa�e�. I da�e� s�owo: �adnych zmian, �adnego
uszczuplania Polski. Pal diabli t� ustaw� sprzed dw�ch lat.
Ale co robisz teraz? Jedziesz do Grodna. Zw�cha�e� si� z
Targowic�. I my�lisz, �e b�dzie tak �atwo plun�� mi w oczy
po tym wszystkim?
Zapad�a cisza. Ukryty za kominem Jasiek s�ysza� tylko
ci�ki oddech Stanis�awa Augusta Poniatowskiego. Serce
m�odzie�ca zabi�o mocniej. A wi�c �w tajemniczy szlachcic
by�...? No w�a�nie - kim? O co tu mog�o chodzi�? Umowa
sprzed lat? Nigdy o niej nie s�ysza�.
- A co mam robi�, wed�ug ciebie? - us�ysza� zdenerwowany
g�os kr�la. - Nic ju� nie ocali Rzeczypospolitej. Nic...
Nikt nam nie pomo�e. Przegrali�my wszystko. Pozostaje
chroni� resztki dawnej �wietno�ci. Ale bez ust�pstw.
�adnego oddawania... Poczyniono mi pewne obietnice...
Jasiek milcza�. Zgadza� si� z tym ca�kowicie. Nale�y
ratowa� co zosta�o. W ko�cu taki by� cel ich wyjazdu.
- Obietnice poczyni�a caryca Katarzyna. Najstarsza
zaje�d�ona dziwka jest przy niej niewiast� pe�n� uroku. I ty
w to wierzysz?
- Nic innego mi nie pozostaje...
- Pozostaje honor! I szabla. I s�owo. Obieca�e�, �e nie
ust�pisz ani o krok.
- Nie mam wyboru! Musz� broni� Rzeczypospolitej. I b�d�
to robi�. Nie ust�pi�!
- Nie ��yj! Przecie� ty chcesz... Jedziesz tam, �eby to
podpisa�!
- Odejd�, prosz�, odejd� - westchn�� Poniatowski. -
B�agam...
- A umowa? Wr�c� tu jeszcze... Na razie chcia�em tylko
przypomnie� ci o wszystkim... - Winnicki reszty nie
dos�ysza�. Tamci �ciszyli g�osy. A potem rozleg� si� trzask
zamykanych drzwi i s�abe wo�anie:
- Jean, Jean...
Wypad� szybko zza komina. August mia� trupioblad� twarz.
- Widzia�e�? - wycharcza�. - Jeszcze jeden... O Bo�e,
kiedy� b�d� mia� spok�j? Kiedy ...?
- Mi�o�ciwy panie, kto to by�?
- Id�, id�, zobacz, dok�d poszed� - wydysza� kr�l. -
Szybko, Jean! Dusz� si�, zostaw mnie!
Przed gospod� powita� Winnickiego ch��d i drobny deszczyk
kwietniowej nocy. By�o ciemno. Nie wiedzia�, gdzie szuka�
aroganckiego szlachcica uzbrojonego w star� szabl�. Czy�by
ten Borucki zdo�a� oddali� si� poza podw�rze? Winnicki
skr�ci� za r�g karczmy. A potem... Dostrzeg� ruch, b�ysk,
szybki jak mgnienie. Rozpaczliwie rzuci� si� w bok,
wyrywaj�c szpad� z pochwy. W ostatniej chwili odbi�
rozp�dzone ostrze. To by� on... ten nieznajomy szlachcic.
Borucki skoczy� na� z dobyt� szabl�. Ci�� na odlew, a�
r�koje�� szpady zadr�a�a w r�ku Jana. Dworzanin cofn�� si�,
pchn��, ale przeciwnik zszed� z linii. Wymierzy� nast�pne
szybkie ci�cie wr�cz, potem wlew... Winnicki sparowa�
uderzenia. Sam przyci�� krzy�em. Borucki wywin�� si�
zwinnie. Uderzy� p�azem w kosz os�aniaj�cy d�o� Winnickiego.
Jasiek krzykn��. Bro� wypad�a mu z r�ki... Tamten chwyci�
go lew� r�k� za frak na piersi, rzuci� na �cian� z tak�
si��, �e dworzanin krzykn�� z b�lu. Borucki przy�o�y� mu ostrze
szabli do gard�a.
- I co, panie Winnicki? - zapyta� bez �ladu zm�czenia w
g�osie. - Kr�l kaza� ci mnie �ledzi�? I ty poszed�e� jak
baran na rze�? Ty, taki szelma i hultaj, patrz�cy tylko za
w�asn� korzy�ci�?
- Ja... - Jasiek zaj�kn�� si�. Czerwone oczy przeciwnika
zdawa�y si� p�on��. - Ja mia�em tylko zobaczy�, dok�d
idziesz...
- I pewno� ciekaw, kim jestem i czego chcia�em od
Augusta, co?
- Od kr�la... - wydysza� Winnicki i kurczowo potrz�sn�l
g�ow�.
- Od kr�la... Pies mi kr�lem, nie on. Rzekniesz, dok�d
jedziecie? No, powiedz, nie b�j si�. Wtedy si� dowiesz,
czego chcia�em od niego.
- Do...do Grodna na sejm...
- Do Grodna na sejm. Z polecenia carycy Katarzyny. A
wiesz, co ma robi� na tym sejmie?
Winnicki milcza�. Ba� si�... Ohydny, mdl�cy bezw�ad
przeszywa� go od �o��dka a� do prze�yku. Tylko serce
�omota�o jak szalone.
- S�u�ysz wiernie kr�lowi?
Skin�� wolno g�ow�, obawiaj�c si�, �e tamten m�g�by
domy�li� si� wszystkiego. Przekl�� w my�lach swoje karciane
d�ugi, kt�re sprawi�y, �e musia� szuka� s�u�by u takiego
bankruta jak Stanis�aw August Poniatowski. Ale tylko pod
jego opiek� m�g� drwi� z wierzycieli. Cho� teraz... M�wi�c
szczerze, wola�by spotkanie z nimi wszystkimi ni� z tym
jednym szlachcicem.
- Wi�c dowiedz si�, jaki jest cel waszej podr�y -
wydysza� mu w twarz Borucki. - Stanis�aw August Poniatowski
jedzie na sejm do Grodna, aby podpisa� traktat rozbiorowy
Rzeczypospolitej. Aby j� unicestwi� na wieki!
To by�o zupe�nie niespodziewane. Winnicki drgn��. Nawet
kto� taki jak on nie m�g� patrze� spokojnie na to, co dzia�o
si� ostatnimi czasy w Polsce. Przegrana wojna, wkroczenie
wojsk rosyjskich i rz�dy Targowicy po obaleniu s�awetnej
Konstytucji Trzeciego Maja przejmowa�y gniewem ka�dego.
Podziwia� energi� Stanis�awa Augusta. Wyruszyli do Grodna,
aby negocjowa�, ale bynajmniej nie po to, by poddawa� si�
Rosji. Tak twierdzi� kr�l.
- To nie... To nie mo�e by� prawda - wyszepta� cicho. -
My musimy tam jecha�... Musimy paktowa�. Chocia� na pewno
nie obejdzie si� bez obalenia konstytucji...
- Wi�c my�lisz, �e Katarzyna, ot, tak sobie wycofa wojska
z Polski? Mo�e jeszcze przywr�ci nam dawne swobody? Nie,
pacho�ku. Tw�j kr�l zdradzi�! Jedzie podpisa� nowy rozbi�r.
Prusy wezm� sobie Wielkopolsk�, Austria nic, w ko�cu ma
teraz k�opoty z Francuzami. A Rosja - ta si�gnie po Litw� i
ca�� reszt�. Stanis�aw August to zdrajca! Zdradzi� mnie, bo
obieca�, �e nigdy nie podniesie r�ki na ca�o��
Rzeczypospolitej, zdradzi� ciebie, bo nie powiedzia� ci
ca�ej prawdy. Zdradzi� wojsko, bo nakaza� przerwa� wojn�.
Zdradzi� ca�� szlacht�, miejskich �yk�w, nawet cham�w
ch�opskich, bo jedzie podpisa� wyrok na nas wszystkich...
- Nie! Nie! - wykrzykn�� Winnicki. To... niemo�liwe! Jak
to?!
- To id�! Sam si� go spytaj, pacho�ku! To jest pow�d, dla
kt�rego tu przyby�em. On nie mo�e dojecha� do Grodna. Nie
mo�e dojecha�... �ywy. Nie pozwol�, jakem szlachcic polski!
A ty... ty mo�esz mi si� przys�u�y�. Ty sprawisz, �e on
przestanie istnie�...
- Ja nie chc� si� w to miesza� - wydysza� Winnicki. - Nie
mog�...
- Mo�esz! Nawet powiniene�! - powiedzia� cicho
Borucki. - A wcze�niej id� i powt�rz mu, �e nie dopuszcz�,
aby z�o�y� podpis na akcie rozbioru!
Winnicki przymkn�� oczy. Silna r�ka Boruckiego, dot�d
przyciskaj�ca go do �ciany, nagle os�ab�a. Jasiek m�g�
odetchn�� swobodniej... Powoli rozwar� �renice... By� sam...
zimne krople �cieka�y z dachu za jego ko�nierz. Napastnik
odszed�. Odszed�? - Winnicki rozejrza� si� z bij�cym sercem.
Nie widzia� nikogo i niczego. Tylko puste podw�rze.
Karoca ko�ysa�a si� jednostajnie na wyboistej, podlaskiej
drodze. Jechali wolno, oddalili si� ju� od Tykocina zaledwie
o dwie mile. Stanis�aw August wcisn�� si� w wy�cie�ane at�asowymi
poduszkami siedzenie. By� zm�czony. Ale nie na tyle, �eby
raz jeszcze nie rozwa�y� swojej sytuacji.
Borucki domy�li� si� wszystkiego. A on, Poniatowski,
�udzi� si�, �e ukryje nawet sw�j wyjazd z Warszawy.
Tymczasem "czarny" - tak nazywa� w my�lach szlachcica - mia�
nosa. Wyw�szy�, co si� �wi�ci. August by� przekonany, �e
teraz uczyni wszystko, co tylko mo�liwe, a m�g� wiele, aby
jego, kr�la, nie dopu�ci� do Grodna. Aby wszystko zosta�o po
staremu... Ale co m�g� uczyni� kr�lowi? Otwarty napad nie
wchodzi� chyba w gr�... Zagrodzi� drog�? Kto wie, Stanis�aw
dr�a� na samo wspomnienie ognistych oczu Boruckiego. C�
wi�c winien w tej sytuacji uczyni� kr�l? Co? Zwa�ywszy, �e
musi bezwarunkowo by� w Grodnie najdalej za kilka dni...
A mo�e - przemkn�o mu przez g�ow� - a mo�e spr�bowa� si�
z Boruckim u�o�y�... Tylko jak? Przez kogo. Przez
Winnickiego? Pod�wiadomie czu�, �e ten szelma i karciarz
nadawa�by si� najlepiej. Tak, powinien, z nim mo�na...
Rozleg� si� g�o�ny trzask. Karoca przechyli�a si� mocno w
bok. Z zewn�trz dosz�o r�enie koni i przekle�stwa wo�nic�w.
Uchwyci� si� mocniej siedzenia, przytrzyma� zsuwaj�c� si�
skrzynk�. Drzwiczki otwar�y si� wolno. Ostro�nie przysun��
si� do nich, pozwoli� uj�� za ramiona dwom pokojowym, aby
wynie�li go z przekrzywionego pojazdu.
- Wasza Kr�lewska Mo��, ko�o si� urwa�o! - us�ysza� g�os
Ja�ka.
Ch��d przeszy� serce Poniatowskiego. Spojrza� na karoc�,
przechylon� nienaturalnie na bok. Unurzani w b�ocie s�u��cy
pr�bowali d�wign�� przedni� o�.
- Wasza mi�o��, nie ujedziemy dzi� dalej - powiedzia�
wachmistrz z eskorty. - Trzeba gdzie� nocowa�. Przez noc, da
B�g, naprawim.
- Wasza mo�� - szepn�� drugi z dworzan. - Jakoby z�e
jakie� nas obsiad�o. Najpierw w Tykocinie pad�y nam konie...
potem most zawalony. Teraz ko�o... Mo�e da� na msz� w
ko�ciele.
- Stul g�b�, g�upcze! - warkn�� gro�nie August. Nie mia�
ju� si� na nich wszystkich. - Naprawcie to! Po�lijcie po
ko�odzieja!
- Mi�o�ciwy panie... - ten g�os sprawi�, �e August
odwr�ci� si�. To powiedzia� Winnicki. W oczach mia� dziwny
b�ysk. Pewnie znowu pi� przez ca�� noc.
- Czego chcesz?
- Po co w og�le nam jecha� do Grodna? Je�li mamy stawi�
tam op�r, to r�wnie dobrze mo�na i zwleka� z przyjazdem...
- My�lisz, �e Sievers nie przy�le po nas Kozak�w?
Zreszt�, co ci� to obchodzi, Jean?
- A je�li... Je�li to, co chcesz uczyni�, zgubi
Rzeczpospolit�?
- Co� ty si� nagle zrobi� patriot�, Jean? - zapyta�
chmurnie August. - M�drzejsi od ciebie my�leli, jak j�
uratowa�. Zreszt�, pos�uchaj, masz d�ugi, nieprawda�? Gdyby
nie ja, zlicytowaliby ci� ju� dawno. Wi�c milcz i r�b, co
ka��. A Grodno... Grodno mo�e by� doskona�ym sposobem dla
nas... jeste� m�ody, obrotny. Mo�e trafisz do samego
Petersburga? Id��e ju�!
Winnicki podjecha� wolno do karczmy. Tego wieczora
umkn�� na kilka godzin sprzed oczu Poniatowskiego. Musia�
wszystko przemy�le�. Musia� zastanowi� si�, co czyni�. S�owa
Boruckiego, a potem kr�la, wywo�a�y w nim fal� niepokoju.
Co� tu by�o nie tak. Kr�lewskie obietnice rozmija�y si� z
czynami. A Jasiek nie chcia� s�u�y� zdrajcy. Mo�e dlatego,
�e, jak sam przyznawa�, jego sumienie nie by�o jeszcze
wypalone do cna... Rozbiory oznacza�y rz�dy Targowicy. A
kilku z targowiczan mia�o do niego pewne... �ale, ot cho�by
pan Franciszek Ksawery Branicki, za to, co sta�o si�...
Wiadomo, kobiety, karty, pojedynki. Nie, raczej karty,
pojedynki, kobiety... To mog�o okaza� si� nieprzyjemne.
Dlatego Winnicki musia� opi� w sobie wszystko i pomy�le�.
Chocia� przez chwil�.
Nikt nie wybieg� mu na spotkanie. Karczma wydawa�a si�
opuszczona. Winnicki przywi�za� wodze do barierki. Potem
pchn�� drzwi i wkroczy� do ciemnego wn�trza. Uderzy�a go
cisza i pustka panuj�ca we wn�trzu zajazdu. W kominie nie
p�on�� ogie�, sto�ki i �awy by�y poprzewracane, bary�ki i
dzbany puste, a po k�tach ko�ysa�y si� w przeci�gu wiotkie
prz�dze paj�czyn. Winnicki ju� mia� wyj�� na zewn�trz, gdy
nagle dostrzeg� w�t�� smu�k� �wiat�a w szparze kotary, kt�r�
przegrodzono jeden z alkierzy. Szybko skierowa� si� w tamt�
stron�. Potem jednym ruchem rozsun�� obie po�owy materii.
- Jest!!! Jest! - zabrzmia�o z kilkunastu garde�.
Alkierz, wielki, bo zajmuj�cy niemal po�ow� ca�ej
karczmy, pe�en by� ludzi. W nozdrza Winnickiego uderzy� od�r
wina i spoconych cia�, gwar i ha�as, bo nagle, zupe�nie
niespodziewanie, jakby na komend�, wszyscy pocz�li
ha�asowa�, prowadzi� dysputy, wznosi� szklanice. Winnicki
widzia� w�r�d nich sam� szlacht� - ubrani byli w stroje
polskie, wszyscy mieli podgolone �by i szable, pili, k��cili
si�, s�owem - bawili, jak dawniej, jak za przys�owiowego
kr�la Sasa. Ale nikt nie czyni� tego w Rzeczypospolitej w
ostatnich czasach. Tak mogli weseli� si� tylko
targowiczanie, ci, kt�rzy przyszli do Litwy i Korony za
moskiewskimi bagnetami. Ale w�r�d targowiczan nie mog�o by�
szlachty takiej jak ta - rozparta wygodnie na �awach w
karczmie. Winnicki nie widzia� w�r�d nich �adnego Moskala,
�adnego carskiego oficera ani nawet jednego sprzedawczyka we
fraczku i peruce. Ci tutaj, w kontuszach albo �upanach, w
rogatych konfederatkach albo futrzanych ko�pakach nie bardzo
pasowali mu na nowych w�adc�w Polski i Litwy. Zabawa trwa�a
w najlepsze. Dlaczego nie s�ysza� jej przed karczm� i wtedy,
gdy wszed� do g��wnej izby? Winnickiemu zakr�ci�o si� w
g�owie... Ta karczma... To wszystko, co si� tu dzia�o, by�o
takie jak gdyby wszed�szy tutaj przeni�s� si� z zapad�ej,
podlaskiej mordowni gdzie� daleko... Ale nie w sensie
dalekich stron. Raczej stuleci - jednego a mo�e dwa,
wstecz...
- Czo�em, czo�em waszmo�ci! - Borucki szed� mu naprzeciw
wraz z kilkoma podchmielonymi szlachcicami. - W ko�cu i ty
tu trafi�e�! Pij z nami! - wcisn�� mu w d�o� wielki, chyba
p�garncowy kielich pe�en wina. - Wszyscy tu traficie!
Jasiek przy�o�y� naczynie do warg. Pi� d�ugo, wolno, nie
czuj�c cierpkiego smaku m�odego wina. Zawr�t g�owy ogarn��
go, ledwie tylko oderwa� naczynie od ust.
- Pozw�lcie waszmo�ciowie! - zakrzykn�� Borucki. - Jan
Winnicki, godny nas kawaler. Panie Janie, poznaj�e i ty moj�
kompani�. To - wskaza� najbli�szego ze swych towarzyszy -
oto pan Samuel �aszcz, hultaj, warcho� i pijanica, co si�
zowie! Dwie�cie sze��dziesi�t banicji i czterdzie�ci infamii
swego czasu! A ile �b�w w b�jkach poszczerbi�!
- Dwie�cie sze��dziesi�t siedem banicji i czterdzie�ci
siedem infamii, za pozwoleniem waszmo�ci! - poprawi�
Boruckiego pan �aszcz.
- I dwie�cie sze��dziesi�t wystarczy�o, by� tu si�
znalaz�! - wykrzykn�� drugi towarzysz Boruckiego, wysoki
m�czyzna o wygolonej starannie g�owie i poczciwych rysach
twarzy. W r�ku trzyma� gruby, sk�rzany nahaj.
- A to - wskaza� go Borucki - pan Miko�aj Bazyli Potocki,
�w�e starosta kaniowski, co baby strzela� po drzewach, a
�yd�w piek� �ywcem! Teraz ja jego piek� na gorza�ce! Pij
wa�pan!
- Pij! - wykrzykn�� Potocki, potrz�sajac nahajem, gdy
Winnicki po raz wt�ry oderwa� naczynie od ust. - Pij do dna!
- Ju�e� nasz!
- Ju�e� sw�j!
Winnicki znowu upi� wina. Kr�ci�o mu si� w g�owie. Kolejni
szlachcice wykrzykiwali do� w�r�d �miechu swoje nazwiska:
Lig�za, Zborowski, Stadnicki, Radziwi��... Gdzie on by�? W
karczmie? W niebie? Jasiek got�w by� poniecha� kart i
dziewek, je�li w za�wiatach mi�d i gorza�ka p�yn�yby tak
obfitymi strumieniami jak w tym zaje�dzie. A mo�e... mo�e
to by�o piek�o?
- Siadaj wa��! - Borucki klepn�� go w rami� z tak� si��,
�e Winnicki omal nie rozci�gn�� si� na �awie jak d�ugi.
Stary szlachcic przysiad� naprzeciwko. Spojrza� na
m�odzie�ca spod przymru�onych oczu, szelmowsko, ale zarazem
z dziwn� pogard�.
- Kim wa�pan jeste�? - zapyta� Jasiek odruchowo. - Gdziem
ja trafi�?
- Mo�e najpierw powiem ci, kim ty jeste�. Janie
Winnicki... Ojciec zostawi� ci spory maj�tek. Cztery wsie
przegra�e� w karty, dwie przepi�e�, jedna posz�a na d�ugi.
Czepia�e� si� pa�skich klamek, potem trafi�e� na gorszego
szubrawca, ni� sam jeste� - do Stanis�awa Poniatowskiego.
Wozisz si� przy jego karocy, sprowadzasz mu dziewki na noc,
je�dzisz z listami. Jeste�, mo�ci Winnicki, �otr bez czci i
sumienia, lokaj - s�ugus, szelma i tylko katu ci� odda�.
Dw�m niewinnym dziewkom sp�odzi�e� b�karta. Jedna sp�dzi�a
p��d, druga si� utopi�a, o czym nawet nie wiesz. Masz d�ugi,
wierzyciele za tob� chodz�. Jak pijesz, to nie za swoje. Jak
grasz, to przegrywasz. Ale jednak troch� sumienia masz...
Rzeczypospolitej za swoje d�ugi w moskiewskie jarzmo by� nie
zaprzeda�, tak jak kr�l. Czyli - witaj u mnie, panie bracie!
- Wiele o mnie wiesz - mrukn�� Winnicki. Je�li Borucki
my�la�, �e on po tym wszystkich b�dzie cho� troch�
zmieszany, to nie doczeka� si�. - Sk�d mnie tak dobrze
znasz?
- Jak�ebym nie zna� takiego hultaja! Jestem Boruta z
��czycy.
- Czart z zamku? Ten z bajek? To niemo�liwe!
- Pij, pij! - wykrzykn�� siedz�cy obok Miko�aj Bazyli
Potocki. Dola� wina Winnickiemu. - Nasz pan wie wszystko,
prawda, mo�ci Zborowski? - rzuci� do siedz�cego nie opodal
szlachcica w futrzanym ko�paku na g�owie. - Nawet to, gdzie
si� twoja g�owa podzia�a...
- No i nie jeste� takim szelm� jak Poni�ski czy
Braniccy... W oczy nie dasz sobie plun�� - ci�gn�� Boruta.
- A dzieciaki... Przecie nie to ch�op dobry, co si� drugiego
nie boi, lecz ten co z kutasem, a kutas mu stoi. Tylko�
s�uga zdrajcy!!!
- Nieprawda! - zakrzykn�� Winnicki. Wino usadowi�o si�
mocno w jego g�owie. - August nie ma wyboru. Musi jecha� do
Grodna. Tam b�dzie si� opiera�. Tam przeciwstawi si�
carycy! B�dziemy rokowali! Nie wierz�, �e Poniatowski
zdradzi� kraj.
- A ja ci m�wi�, �e to szelma i �otr! Jedzie tam, �eby
podpisa� akt rozbioru Rzeczypospolitej. Musi zalegalizowa�
bezprawie. Po to Katarzyna zrobi�a ze� kr�la!
- Wi�c... Wi�c, co mam robi�? To przecie� koniec... Ale
caryca obieca�a, �e nie naruszy naszych granic...
- I my�lisz, �e, ot - tak sobie wycofa wojska z granic
Rzeczypospolitej?! Stanis�aw August to zdrajca! Katarzyna
op�aci�a go, �eby wyda� nas w r�ce Moskwy!
- On b�dzie si� opiera�... Nie zrobi tego... Ale i tak...
nie pozostaje nam nic innego...
- Pozostaje! - powiedzia� Boruta. - Pozostaje duma i
nasza si�a. To - uderzy� si� po szabli. - Nigdy szlachta nie
ugi�a si� przed Moskw�! Do szabel, panowie bracia, bij
Moskwicina!
- Do szabel! Do szabel - rozleg�y si� okrzyki.
- Wojn� przegrali�my... Mo�e Poniatowski nie ma innego
wyj�cia...
- Ale czy musi oddawa� Katarzynie klejnoty koronne?!
Zajrzyj do tej skrzyni, kt�r� wiezie ze sob�. Zobaczysz, co
tam jest...
- Jak to?! - wykrztusi� Winnicki. Krew odp�yn�a mu z
twarzy. Nie mo�e by�...
- Za Rzeczpospolit�, mo�ci panowie! - wykrzykn�� Boruta.
- Za szlacht� polsk�! Zdrowie waszmo�ci�w!
Zewsz�d odpowiedzia�y mu okrzyki. Jeden z pij�cych -
maj�cy ju� nie�le w czubie, zatoczy� si�, po czym pad� na
st�. Wino z przewr�conego dzbana pop�yn�o szerok� strug� w
kierunku kraw�dzi. Inny, siedz�cy po przek�tnej od
Winnickiego, zaj�cza� �a�o�nie. By� tak pijany, �e nie m�g�
chwyci� r�k� kielicha i donie�� go do ust. Mimo tego twardo
siedzia� na �awie.
- Pan Badowski ju� got�w! - zakrzykn�� �aszcz. - Pom�cie
Konradowi! R�kami biedaczysko nie rusza! Nalejcie mu!
Wnet jeden ze szlachcic�w uni�s� puchar nape�niony winem.
Winnicki my�la�, �e da mu pi�, ale tamten po prostu
przechyli� kielich i wla� ca�� jego zawarto�� prosto w
rozdziawion� paszcz�k� Badowskiego. Ani jedna kropelka
trunku nie zosta�a zmarnowana. Wino zabulgota�o w gardzieli,
chlupn�o i - by�o po wszystkim. Winnicki nie wiedzia�, nie
przypuszcza� nawet, �e mo�na pi� w taki spos�b.
- To Konrad Badowski, pisarz ziemski lubelski...
Najwi�kszy pijanica z Lubelskiego! - zakrzykn�� Potocki.
- A zatem, co innego mamy robi�? - zapyta� Winnicki.
- Walczy�! Opiera� si� jak najd�u�ej! Z Zachodu, z
Francji nadejdzie pomoc. Musimy wytrwa�! Nie narodzi�a si�
jeszcze taka si�a, kt�ra pokona�aby szlacht�! Ale wcze�niej
nie mo�emy dopu�ci� do nowego rozbioru. Nie mo�emy dopu�ci�,
aby Stanis�aw August dotar� do Grodna. I ty nam w tym
pomo�esz!
- Nie rozumiem tylko, dlaczego tobie, diab�u, zale�y na
istnieniu Rzeczypospolitej? Dlaczego jej tak bronisz?
Przecie� dla ciebie jest chyba lepiej, je�li zatryumfuje nad
ni� si�a i przemoc. Po co ratowa� kraj, gdzie wszyscy wierz�
w Boga, wszyscy chodz� do ko�cio��w, t�uk� �bami o pod�og�,
a ksi�a maj� si� a� za dobrze i nawet im si� nie �ni�o o
k�opotach klech�w z rewolucj� we Francji. Po co ci to? Czy
nie lepiej - u�miechn�� si� chytrze - przy�o�y� r�k� do
upadku? Z tego b�dziesz mia� wi�cej korzy�ci ni� z istnienia
Rzeczypospolitej.
- Ale ja jestem szlachcicem polskim! - wybuchn�� Boruta.
- Tu si� urodzi�em! Tu jest m�j dom! Co do ksi�y, to racja,
wielu Polak�w chodzi do ko�cio��w, ale pr�dzej uwierz� w
zbawcz� moc gorza�ki ni� w cuda i �ywoty �wi�tych. Poza tym
podobaj� mi si� wasze obyczaje. Ja kocham wolno�� tak jak
szlachta w Rzeczypospolitej. I chc� j� zachowa�. A przy tym
- to moja dziedzina. My w piekle podzielili�my �wiat na
cz�ci. Ka�dy czart ma swoj�. Co uczyni�, je�li moskiewski
Dytko i pruski Koffel podziel� si� Polsk� i Litw�? Gdzie si�
obr�c�? I dlatego zrobi� wszystko, �eby nie dopu�ci� do
rozbioru Polski, kt�ry zaplanowa� August!
Winnicki zawaha� si�.
- Ale ja, ja nie wierz�, �eby kr�l podpisa�.M�wi� mi o
sporze, o chytro�ci lisa...
- Podpisze! To zdrajca! Mowisz, �e chce stawia� op�r, ale
dlaczego w takim razie jedzie do Grodna? Przecie� m�g�by
zosta� w Warszawie, wym�wi� si� chorob�. A on jeszcze
pop�dza wszystkich s�u��cych. To zdrajca!
- Zdrajca! Zdrajca! - rozleg�y si� g�osy innych pij�cych.
- A ty� s�uga zdrajcy i nie Polak, je�li mi nie pomo�esz!
Kto ci bli�szy - ja czy on?
Winnicki poczu� si� �le. Twarze i nazwiska miesza�y mu
si� przed oczyma. By� pijany jak jeszcze nigdy. I czu�, �e
jednak b�dzie si� musia� zdecydowa�.
- Co chcesz, �ebym zrobi� dla ciebie! - wydysza� Borucie
prosto w twarz.
- Zabij zdrajc�! - szepn�� mu tamten do ucha. -
Zdrajc�w w Rzeczypospolitej zawsze wieszano. On nie jest ju�
kr�lem. Co to za w�adca, co gubi w�asny kraj?
Winnicki zamar�. Spojrza� po twarzach kompan�w Boruty,
nawet nie nadstawili ucha. Byli weseli, pijani, roze�miani,
ale ich oczy pozostawa�y dziwnie martwe, zupe�nie jak gdyby
gdzie� w g��bi duszy tkwi� w tych ludziach smutek i b�l. I
cierpienie - tak, cierpienie przechodz�ce ludzkie
wyobra�enia... Ta weso�o��, ta pijatyka by�a sztuczna. Nie
udawali - oni po prostu musieli to robi�... Musieli przez
ca�� wieczno��.
- Chyba� oszala�, panie Boruta... Ja nie jestem kr�lob�jc�.
- Pomy�l sam jeden - tylko od ciebie zale�y los tego
kraju... Tylko od ciebie... Wi�c chcesz zguby
Rzeczypospolitej?!
- Chytry jeste�, panie Boruta, ale ja jeszcze
chytrzejszy. Co b�d� mia� z tego dla siebie, je�li zabij�
kr�la?
- Winnicki! Wiedzia�em, �e� szelma, ale nie my�la�em, �e
a� taka... Sp�ac� twoje d�ugi, Jasiek. Zwr�c� wsie, kt�re
przehula�e�.
Winnicki zadr�a�... Rodowe posiad�o�ci. Ojciec prosi� na
�o�u �mierci, �eby nigdy nikomu ich nie sprzedawa�. A
wszystko zmarnowa�, przetraci� na karty i na dziewki.
- Zbawisz Rzeczpospolit� i b�dziesz bogaty... - wyszepta�
Boruta. - Nie b�j si�, nie zostaniesz kr�lob�jc�... Tylko
katem... A to nie jest a� taka straszna ha�ba.
- Kiedy dostan� pieni�dze?
- Dzie� po �mierci kr�la. Spotkamy si� w Tykocinie, w
karczmie "Pod Szablami". Id� ju�. Zd��ysz do pa�acu. On �pi.
- P�jd�! - wyszepta� cicho Winnicki. Zatoczy� si�. W jego
gardle narasta�y md�o�ci. - P�jd�, psie syny! P�jd�!
- Id�.
Jasiek ruszy� ku drzwiom. Rozst�powano si� przed nim jak
przed zad�umionym, wymieniano z ty�u ukradkowe spojrzenia.
Ale on tego nie widzia�. Wyszed�, trzasn�wszy drzwiami.
Biesiada trwa�a dalej.
- Wszystko b�dzie dobrze - powiedzia� Boruta do Samuela
�aszcza. - On to zrobi. Dzi� mo�e nie, ale jutro.
- Jak to, wi�c zamierzasz wynagrodzi� potem kr�lob�jc�? I
to szlachcica polskiego, kt�ry dopu�ci� si� takiego czynu? -
zapyta� �aszcz. - �aden Polak nie porwa� si� nigdy na
swojego pana.
- Wynagrodzi� kr�lob�jc�? Chyba kpisz. Czy ja nie jestem
szlachcicem? Zap�ac� mu, a jak�e. A potem ka�� powiesi�. Z
worem z�ota na szyi. Jego dusza i tak nale�y do mnie. Nie
�ywi� nigdy takich �otr�w jak Winnicki.
Zapad�a cisza. Spojrzeli po sobie.
- Wszystko b�dzie dobrze - mrukn�� Boruta. - Byleby�my
tylko z tej Rzeczypospolitej, kt�ra ginie, wyrwali jak��
cz�� dla siebie... A Winnicki. Winnicki nam w tym dopomo�e.
Okiennice podwa�one sztyletem pu�ci�y z lekkim trzaskiem.
Rozchyli� je ostro�nie. Okno by�o otwarte. Szybko i cicho
wskoczy� do ciemnego wn�trza. Rozejrza� si�, zacisn�wszy
bro� w gar�ci. �o�e sta�o pod �cian�. Ostro�nie zwr�ci� si�
w tamt� stron�. Szed� na palcach, ale w jego duszy nie
by�o l�ku. Nie czu� ju� tak�e skutk�w wypitego niedawno
wina. Trunek ulotni� mu si� z g�owy, pozostawiaj�c pustk�
i... rzeczywisto��. Nie ba� si� tego, co mia� zrobi�. Nawet
by� tym nieco zauroczony.
Ostro�nie rozchyli� zas�ony przy �o�u. Stanis�aw August
Poniatowski spa� na boku. Wygl�da� dziwnie staro teraz, gdy
zdj�to mu peruk�, z �ysin� wygl�daj�c� spod szlafmycy.
Oddycha� ci�ko, niemal chrapliwie. Winnicki pochyli� si� i
spr�y� do kr�tkiego wyrzutu ramienia tak, aby szybko i
pewnie zatopi� sztylet w sercu kr�la. A wtedy August
poruszy� si� leniwie. Winnicki zamar�.
- No, czego nie uderzasz, Jean. �mia�o, pchnij!
Poniatowski nie spa�! Ca�y precyzyjne obmy�lony plan
run�� w gruzy. Winnicki podejrzewa�, �e jego ofiara mo�e by�
�wiadoma �mierci. A tego l�ka� si� najbardziej... Nie
potrafi z zimn� krwi� zabi� kogo� znajomego, przytomnego i
patrz�cego mu w oczy. Po tysi�ckro� powtarza� sobie, �e
dopadnie kr�la we �nie - pchnie - a rankiem b�dzie daleko.
- Uderzaj, Jasiek. Nie b�j si�. Uwolnisz mnie od tego
wszystkiego. Ja ju� nie mam si�y. Swoj� drog� nigdy nie
pomy�la�em, �e b�dziesz got�w... S�dzi�em, �e
szlachcic polski nigdy nie podniesie r�ki na swego kr�la.
- Na w�adc� - nie. Na zdrajc� - tak!
- A wi�c jestem zdrajc�? - zapyta� Stanis�aw August
Poniatowski. - No, to �mia�o - uderzaj. Zyskasz najbardziej
przekonuj�ce dowody mej zdrady.
Winnicki cofn�� si�. Nie wiedzia� ju�, co robi�.
- Chcesz podpisa� rozbi�r Rzeczypospolitej - wydysza� cicho.
- My�la�em, �e jeste� m�drzejszy, Jean. Ale ty, widz�,
nale�ysz do tych g�upc�w, kt�rzy s�dz�, �e Katarzyna
przestraszy si� trzaskania szabelk�. No, dalej! Zabij mnie!
Zgub Rzeczpospolit�. Ja nie podnios� ha�asu. Nikt si� nie
dowie, �e to ty.
Jasiek opu�ci� r�k� ze sztyletem.
- Dlaczego... Dlaczego chcesz podpisa� rozbi�r Polski? -
zapyta�.
- A co mi innego pozostaje - mrukn�� August. - Widzisz,
Jasiek, ten kraj potrzebuje zmian. Du�ych zmian. O�wiaty,
edukacji... Ja chcia�em go o�wieci�, chcia�em, �eby
zrozumia�, i� tak dalej nie mo�na. I dlatego z�o�y�em podpis
pod Konstytucj� Trzeciego Maja. Ale przegrali�my. Nie mamy
szansy w walce z Rosj�. Dlatego przerwa�em wojn� w zesz�ym
roku. Przyst�pi�em do Targowicy, �eby sko�czy� z tym
niepotrzebnym rozlewem krwi. I dlatego teraz jad� do Grodna.
Jad�, aby uchroni� cho� cz�stk� tego, co ja i mnie podobni
budowali przez ca�e �ycie. I �eby nic nie straci�, nie
zaprzepa�ci� resztki Polski, musz� podpisa� ten przekl�ty
traktat... Musz�! Oddam... Oddam Rosji i Prusom kawa� kraju,
ale w zamian za to kupi� nam cho� nadziej� na przetrwanie. I
doko�cz� to, co zacz��em w roku koronacji, 1763... Odnowi�
Rzeczpospolit�. Kupi� jej wolno�� za cen� ziemi. To chyba
godziwa zap�ata, nieprawda�?
- To zdrada, panie. Czy nie powinni�my walczy� tak jak w
dawnych latach? Chwyci� za bro�? Powo�a� armi�? Uzbroi�
w�o�cian? Mo�e nacisn�� Francuz�w?
- I znowu przegra�? I jak zwykle samotnie. Tym razem
przegra� wszystko, ca�� Rzeczpospolit�, podczas, gdy mo�emy
uchroni� jej cz��... Co za diabe� podszepn�� ci te
szale�cze s�owa? Nikt nie pokona Rosji. Konfederackie
ruchawki, takie jak ta pan�w barskich, bija�, kto chcia� i
jak chcia�. Nie t�dy droga. Trzeba si� nauczy�, jak
korzysta� z wolno�ci, jak kierowa� si� rozumem i rozwag�...
a nie pust� dum� i szale�stwem.
- Ale to zdrada - wyszepta� Jasiek.
- Wiem, wiem, �e wy m�odzi we�miecie mnie za zdrajc�...
Ale c� innego mog� uczyni�? Nie pozostaje mi nic innego ni�
uk�ada� si� z Katarzyn� o t� pozosta�� cz��
Rzeczypospolitej... Przynajmniej tyle... Pomy�l sam - je�li
podejmiemy walk�, Rosja zabierze nam ca�� Polsk�... Je�li
p�jdziemy na ugod� - mo�emy uratowa� znaczne terytoria.
Zw�aszcza, je�li to ja, kr�l, przyjad� do Grodna, je�li to
ja b�d� negocjowa� z Katarzyn�. Podpisz�, zgoda, ale
bynajmniej nie to, co mi dadz� do podpisu! Ale je�li nie
wierzysz, Jean, pchnij! Wbij mi sztylet w serce, je�li nie
mam racji. Ale wtedy sam postaw si� na moim miejscu. Zosta�
kr�lem i nie umieraj - tylko ratuj Polsk�. Co ty by�
uczyni�?
- Wezwa�bym szlacht� do szabel...
- Tak jak robi�a ju� wiele razy i nic z tego nie wynik�o.
Za konfederacji barskiej, w obronie konstytucji, a wcze�niej
za kr�la Leszczy�skiego. Czasy si� zmieni�y, Jean. Szlachta mo�e
sobie trzaska� szablami, ale w otwartym polu nikogo nie
zwyci�y.
- On m�wi�, �e trzeba si� bi�.
- Co za on?! - wykrzykn�� kr�l. - Kto taki?
- Boruta.
Poniatowski westchn��. Rozejrza� si� jak gdyby
obawiaj�c si�, �e gdzie� w mroku dostrze�e nagle posta�
staromodnego szlachcica.
- Kto to Boruta? M�wi�, �e jest diab�em, ale.. jak mu
wierzy�?
- Bo to jest diabe� - powiedzia� spokojnie August. - To
Boruta z ��czycy. Mo�e jestem szalony, ale nigdy nie
wierzy�em w nadprzyrodzone si�y... M�j Bo�e. Wszyscy
znajomi wy�mieliby mnie, gdybym powiedzia�, co mnie
spotka�o... Ale on naprawd� istnieje. Wiem, to przeczy
zdrowemu rozs�dkowi, niemniej tak w�a�nie jest. Gdy by�a
elekcja, przyszed� do mnie. I powiedzia�, �e poprze m�j
wyb�r, je�li przysi�gn�, �e nigdy nie podnios� r�ki na
Rzeczpospolit� i nie doprowadz� kraju do zguby. Przysi�g�em.
I teraz, kiedy przysz�a na nas taka godzina, on pojawi� si�
znowu.
- Ale ma racj�, panie. A przy tym on po prostu mi�uje
Rzeczpospolit�.
- To diabe�, Jean. Demon zawsze pozostanie demonem.
- On twierdzi, �e trzeba walczy�, wyst�pi� zbrojnie
przeciwko Moskwie. Tylko on jeden tak twierdzi. Tylko on
chce naprawd� ratowa� ojczyzn�.
- Porywaj�c si� na �mier� i zgub�? Ja wiem, dlaczego ten
demon jest za tym, aby istnia�a dawna Rzeczpospolita! - kr�l
poderwa� si� nagle z �o�a. - Przejrza�em jego my�li. Boruta
chce istnienia Polski takiej, jaka by�a, bo w �adnym innym
kraju nie mia�by tylu dusz, kt�re wpadaj� w jego sid�a... W
�adnym innym pa�stwie tylu pot�pie�c�w. Polacy maj� to we
krwi, zawsze swawol�, zawsze buntuj� si� przeciwko w�asnej
w�adzy! Warchol�, pij�, �yj� w rozpu�cie, pope�niaj� wielkie
grzechy i brzydkie wyst�pki. To polska pycha i niezgoda i
duma... O to mu chodzi! Bo Boruta wie dobrze, �e je�li ich
ojczyzna upadnie, wtedy, gn�bieni przez Moskw�, Prusy i
Austri�, zwr�c� si� w nadziei ku Bogu. B�d� modli� si�, b�d�
le�e� krzy�em w ko�cio�ach, �y� w zgodzie i spokoju. W
niewoli wszyscy b�d� bogobojni i pokorni i diabe� nie b�dzie
mia� z nich �adnego po�ytku. Temu narodowi uderza do g�owy
tylko wolno��. A zatem jaki po�ytek dla diab�a z polskiej
niewoli? �aden! I dlatego on chce si� bi�, chce rzuci� na
�mier� tysi�ce. Boruta musi utrzyma� Rzeczpospolit� tak�,
jaka by�a. �eby w Polsce kwit�a dalej anarchia i swawola, bo
wtedy b�dzie mie� nas w r�ku. To on kaza� przyj�� ci tutaj.
A przedtem przekonywa�, jakim jest patriot�! To �garstwo!
Wszystko dlatego, �e mia� z polskiej anarchii takie profity,
o jakich nie �ni�o si� �adnemu innemu biesowi. To Boruta
kaza� ci mnie zabi�!
Winnicki milcza�. Serce uderza�o mu powoli.
- Zabij mnie... - wyszepta� kr�l - ale pami�taj, �e
w�a�nie Boruta jest sprawc� wszystkich nieszcz��, kt�re
spad�y na Rzeczpospolit�. On podjudza� ludzi do
grzech�w, kt�re sta�y si� przyczyn� naszego upadku. A teraz
jeszcze sprzeciwia si� moim planom. Zrobi� ci� kr�lob�jc�,
Jean! - wykrzykn�� i spojrza� w twarz Winnickiego
przeszywaj�cym spojrzeniem. - Jean! Wybierz sam... Nie
jeste� jego niewolnikiem. I zabij tego, kt�ry wydaje ci si�
bardziej winny...
- Nie wiem - powiedzia� g�ucho Winnicki. - Ja mam d�ugi...
d�ugi.
- Obieca� ci je sp�aci�? A sk�d pewno��, �e dotrzyma s�owa?
Winnicki ukry� twarz w d�oniach. Mia� do��.
- Zabij go, Jean - wyszepta� cicho kr�l. - Zabij diab�a,
sprawc� naszych nieszcz��. Zabij Borut�!
Winnicki milcza�. Schowa� sztylet za pas. Skuli� si�,
zmala�. Poniatowski by� pewien jednego. T� parti� rozegra�
po mistrzowsku.
Mdl�cy smr�d spalenizny sprawi�, �e Jean podni�s� g�ow�.
Zatrzyma� konia, pozwoli�, by karoca i eskorta przejechali
obok. Sam sta� i patrzy�. Poznawa� to miejsce. Rozstaje
dr�g, zaro�ni�te na poboczach k�pami rokity by�y bardzo
znajome. Tutaj sta�a karczma, owa gospoda, w kt�rej pi� z
Borut� i jego kompanami. Tylko �e teraz w miejscu zajazdu
znajdowa� si� stos potrzaskanych, zw�glonych belek, kupa
zgliszcz i popio�u. Czu� wo� spalenizny. Pogorzelisko nie
by�o stare. W wielu miejscach unosi�y si� lekkie dymki.
Winnicki przetar� zm�czone oczy. Karczma musia�a spali� si�
niedawno. Zapewne tej nocy.
Us�ysza� spokojny, g��boki ton... D�wi�k dzwonu. Kto� w
ko�ciele bi� na nabo�e�stwo poranne. Winnicki zawr�ci� konia
i pu�ci� si� p�dem traktem w tamt� stron�. Chwila jeszcze i
spoza drzew wy�oni� si� niewielki, drewniany ko�ci�ek.
Jasiek wstrzyma� rozhukanego wierzchowca. Spu�ci� g�ow�.
Prawie nigdy nie przest�powa� prog�w �wi�ty�. Ale teraz
odczuwa� wielk� ch��, aby cho� przez chwil� pogr��y� si� w
modlitwie, aby poszuka� wsparcia u Boga. Podjecha� wolno do
drewnianego p�otu. Wok� ko�cio�a dostrzeg� t�um. Wszyscy
modlili si�, kl�czeli w pyle i kurzu u st�p pa�skiego
majestatu... Jasiek drgn��. Co� mu si� przypomnia�o.
- Panie Winnicki!
Zaskoczony, odwr�ci� g�ow�. Drog� od rozstaj�w jecha�
wolno m�ody szlachcic. Ubrany by� w str�j polski, jego twarz
wyda�a si� Ja�kowi znajoma.
- C� to, nie poznajesz mnie wasze? W Warszawie si�
widzieli�my... Przed tym wszystkim.
- S�o�ski?! - wykrzykn�� Winnicki. - Na Boga, co tutaj
robisz? Czo�em, czo�em, panie kawalerze... - po�piesznie
u�cisn�� d�o� je�d�ca. Teraz przypomnia� sobie wszystko.
Widzieli si� par� razy w stolicy, ot, przy zabawie.
S�o�ski s�yn�� przez jaki� czas jako pijanica i koster, a
dop�ki mia� z czego p�aci� za nich obydwu, Winnicki uwa�a�
go za dobrego kompana. Potem tamtemu sko�czy�a si� gotowizna i
pewnej nocy znikn�� z ober�y, nie p�ac�c za noc i dziewki.
Winnicki mia� si� wtedy z pyszna, a teraz zakl�� w duszy.
Wsz�dzie mia� znajomych. Tylko �e do przyja�ni z nim
przyznawali si� sami hultaje i rozpustnicy.
- Mieszkam tutaj - powiedzia� cicho S�o�ski. - Mam jedn�
ma�� wioszczyn�. Ci�kie czasy nadesz�y, panie Winnicki.
Koniec chyba z Rzeczpospolit�...
- Nie powiesz mi, �e jedziesz do ko�cio�a!
- A jak�eby inaczej. Powiem ci - S�o�ski przechyli� si�
do ucha Winnickiego - teraz ju� tylko w Bogu nadzieja.
Modli� si� musimy. Jed� wa�pan ze mn� na msz�.
- Nie poznaj�... Nie poznaj� dawnego S�o�skiego.
- Ja widzia�em - szept pali� ucho Winnickiego jak
p�omie� - ja widzia�em cud... W Wilnie... A na Ukrainie
�piewaj� pono�, �e Polska powstanie. Odkryto jak��
przepowiedni�... Powiadaj�, starego lirnika Wernyhory.
Winnicki milcza�. Patrzy� b��dnym wzrokiem na oblicze
S�o�skiego, za nim widzia� ko�ci�, w nim rozmodlone
zast�py. Nagle otrz�sn�� si� i nie �egnaj�c, ruszy� z powrotem,
wymijaj�c wychodz�c� z ko�cio�a procesj�. Stanis�aw August
mia� racj�. Zacz�o si�.
- To za ma�o... Stanowczo za ma�o.
- Drugie tyle dostaniesz, panie, w Petersburgu.
Winnicki zamar�. Rozmowa toczy�a si� w komnacie z lewej.
W pokoju sypialnym kr�la. Wyra�nie rozpoznawa� zdenerwowany
g�os Augusta.
- Tylko sto tysi�cy dukat�w?! To ma�o jak za rozbi�r
takiego kraju jak Polska! Tyle wzi�li Szcz�sny Potocki,
Branicki i Poni�ski za Targowic�. Jestem przecie� kr�lem!
- Dostaniecie wi�cej, panie... Jak tylko podpiszecie
uchwa�� sejmu.
- Ale to nawet nie wystarczy na pokrycie d�ug�w! Sto
tysi�cy?! Czy ta kurwa Katarzyna my�li, �e nie mam innych
potrzeb?
- Imperatorowa Katarzyna Wielka, panie, wspar�a was w
staraniach o tron w Polsce. Zapomnieli�cie ju�?
- Starczy�o dwa razy j� przeswad�bi�...
- Sto tysi�cy. Po�owa przed, po�owa po sejmie.
- Za ma�o. Szlag by to trafi�! - wrzasn�� histerycznie
Poniatowski. - Powiedz Sieversowi, �e mi na nic nie starczy.
D�ug�w mam na ponad p� miliona z�otych.
- Je�li si� szybko sprawicie, panie, dostaniecie nagrod�
po sejmie. Od imperatorowej, w stolicy. Mo�e nawet wi�cej
ni� drugie tyle. A poza tym przecie� nie z�o�y ci�, panie z
urz�du. Nadal b�dziesz kr�lem.
- Je�li mnie Polacy nie powiesz�.
- Szlachta b�dzie milcze�. A o tym, �e czynisz to za
pieni�dze, nikt si� nie dowie. R�cz� za dyskrecj�.
- Ale ja jeszcze si� zastanowi�, czy podpisa�.
- No, dobrze. Sto pie�dziesi�t tysi�cy. Pie�dziesi�t w
Grodnie - reszta w Petersburgu. I nagroda od imperatorowej.
- Niech strac� - mrucza� Stanis�aw Poniatowski - ale to i
tak nie po mojej my�li. Musz� teraz udawa�, �e si� troch�
opieram. Tak pro forma... B�d� w Grodnie dopiero za trzy
dni. Przygotujcie, co potrzeba.
Winnicki us�ysza� zduszony �miech.
- Oczywi�cie, panie. Nie zapomnijcie pugilaresu z pi�rem.
Podpis kr�la, najwa�niejsza rzecz. A klejnoty? Masz je,
panie?
- S� w skrzyni. O, tam. Dam je wam, kiedy dostan� drug� rat�.
- Dobrze, panie. To mi si� podoba. Tedy jad� do Grodna.
Spotkamy si� jeszcze przed sejmem. Wtedy dostaniesz z�oto. A
teraz czas na mnie.
Winnicki us�ysza� skrzyp pod�ogi. Po�piesznie cofn�� si�,
ukry� za uchylonymi drzwiami prowadz�cymi do s�siedniej
komnaty. Zerkn�� przez nie dyskretnie. Z pokoju kr�lewskiego
wyszed� m�czyzna w mundurze pu�kownika jegr�w. Poprawi�
pier�g na g�owie, wolno na�o�y� jedwabne r�kawiczki.
Winnicki poczu�, �e serce wprost chce uciec mu z piersi.
Nie wiedzia�, co czyni�.
Otworzy� drzwiczki. Czeka�a, jak kaza�. Rozejrza� si�
doko�a, czy nikt nie widzia�, jak wprowadza j� do pa�acyku,
po czym skin�� r�k�. Szybko prze�lizn�a si� obok. Zamkn��
przej�cie.
- Mia�am dosta� dukata... Obieca�e� - przypomnia�a
szeptem.
Bez s�owa poci�gn�� j� do pokoju. Ma�a, kopc�ca lampka
dawa�a s�abe, czerwonawe �wiat�o. By�o tu niemal tak cicho i
przytulnie jak w prawdziwym zamtuzie. Usiad� na krze�le,
poci�gn�� j� na kolana, a potem spokojnie zanurzy� r�k� w
wyci�ciu porwanej sukni. Nie broni�a si�. Spojrza�a po
�cianach.
- Nie�le �yjesz - powiedzia�a. - Na pewno dostan�
dukata?... To mo�e ju�.
Obj�� j� drug� r�k�, przycisn�� mocniej. Pod cienkim,
tandetnym materia�em czu� cia�o - gor�ce, spocone.
Potrzebowa� go... Potrzebowa� nocy ze zwyk��, miejsk�
dziwk�, potrzebowa� zapomnienia. Tylko �e po��danie nie
nadchodzi�o. Dziewczyna przekr�ci�a si� na kolanach
Winnickiego. Siedzia�a teraz przodem do niego. Zadr�a�a, gdy
rozpi�� jej sukni�, obna�y� ma�e piersi ze stercz�cymi,
napr�onymi sutkami. Powoli przybli�y� do nich usta,
ca�owa�, ale odruchowo, wcale nie dlatego, �e chcia�.
Winnicki nie m�g�, chyba po raz pierwszy czu� si� w ten
spos�b, nie m�g� pragn�� kobiety.
- Id�! - sykn�� ze z�o�ci�, a potem zepchn�� ladacznic� z
kolan. Zapewne zaprotestowa�aby, ale szybko cisn�� jej
dukata. Chwyci�a go chciwie, sprawdzi�a z�bmi, czy dobry.
- Co, nie mo�esz?! - roze�mia�a si� z�o�liwie. - Taki
byczek i ma mi�kkiego...
- Wyjd� st�d! - wykrzykn�� w gniewie. Chwyci� j� za rami�
i wypchn�� dziwk� na zewn�trz. Zatrzasn�� drzwi, nie
zwa�aj�c na jej przekle�stwa. Wzburzony, usiad� w fotelu.
Wszystko wirowa�o mu przed oczyma. Zdrada Augusta, Boruta.
Do tego d�ugi i tysi�ce ciemnych sprawek, przez kt�re sta�
si� zale�ny od takiego szelmy i �ajdaka jak Poniatowski.
Czu�, �e dobrze by�oby znale�� si� daleko st�d. Mie� spok�j
- wieczorem popi� w dobrej karczmie i i�� spa� z dziwk�
lepsz� od tej, kt�r� przegna� z kolan. Mie� wreszcie du�o
maj�tno�ci i nie by� zale�nym od takich kreatur jak kr�l i
ten diabe�.
C� jednak m�g� zrobi�? Co czyni�? Czu�, �e pomi�dzy nim,
Borut� i Poniatowskim wytworzy� si� nowy uk�ad, jakie�
powi�zanie. By�o ich trzech i wszystkich interesowa�y
korzy�ci wynikaj�ce z podzia�u Rzeczypospolitej. Borut� -
dusze, Poniatowskiego - pieni�dze, Winnicki po pods�uchanej
rozmowie z carskim wys�annikiem pozby� si� w�tpliwo�ci, co
do kr�lewskich intencji. No a jego, Ja�ka - interesowa�a
sp�ata d�ug�w i, rzecz jasna, dalsza kariera. To oni byli
wielcy w tym uk�adzie, ale w�a�nie on wiedzia� o wszystkim i
m�g�, by� mo�e, przewa�y� szal�.
Nagle kto� chwyci� go za frak na piersiach. Poderwa�
fotela. Winnicki nie m�g� nawet drgn��. Otworzy� oczy i
dostrzeg� przed sob� oblicze Boruty. Wn�trzno�ci run�y mu
w pustk�. By� w r�kach diab�a.
Czart pchn�� mocno Winnickiego. Jasiek pad� na st�.
Mebel rozlecia� si� pod jego ci�arem. Krzykn��, ale nie
poruszy� si� nawet. Ostrze szabli Boruty dotkn�o szyi
m�odzie�ca.
- Nie zabi�e� Poniatowskiego tak, jak ci kaza�em,
pacho�ku. Ale teraz to mniejsza... I tak zamierza�em
wymierzy� ci sprawiedliwo��. Zreszt� jako �otr i szelma
nale�ysz do mnie. A teraz chod�! Wstawaj - cofn�� ostrze.
Jasiek podni�s� si� powoli. Boruta schwyci� go za frak,
potrz�sn��, cisn�