5025

Szczegóły
Tytuł 5025
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5025 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5025 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5025 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MATEUSZ J�ZEFOWICZ Power flower REKRUTEM JESTE� MIMO WOLI Zacz�o si� na Matce Ziemi, ca�kiem dawno, gdy Apenx by� �wie�ym �o�nierzem. Kt�rego� dnia sta� na warcie i zastanawia� si� nad sensem �ycia. By�o ciep�o, lecz nie ospale, wi�c sz�o mu to ca�kiem sprawnie. Gdy ju� sens �ycia odnalaz�, zacz�� my�le�, czego docieka� w nast�pnej kolejno�ci. Podni�s� opuszczon� wcze�niej w zadumie g�ow� i jego wzrok pad� na miasto widoczne pomi�dzy pe�gaj�cymi snopami si�owego ogrodzenia. Zobaczy� wszystkie krapacze, dezdygramy, trawany i inne przedmioty wype�niaj�ce codzienne �ycie. Potem spojrza� na siebie, na sw�j kompozytowy pancerz, impulsowy rozpylacz, zezowa� �api�c cie� hauby infohe�mu, zogniskowa� wzrok na stoj�cym w wylocie hangaru bezp�acie, po czym zaduma� si�. Duma� tak i duma� i nic wyduma� nie zdo�a�. Wreszcie gdy nadesz�a zmiana warty i m�g� opu�ci� posterunek, postanowi� uda� si� do kompanijnego psychologa i podzieli� si� z nim w�tpliwo�ciami. - Dlaczego - spyta� - bi� si� mamy i gin�� za ca�y otaczaj�cy nas �wiat, ze wszystkimi jego dezdygramami, trofoflitami i Bogoid wie, czym jeszcze? Wszak do ko�ca dni naszych nie poznamy nawet jednej trzeciej tego, co nas otacza. Im wi�cej za� czasu up�ywa, tym wi�kszy dzieli� nas b�dzie od tego dystans. Podobnie jest z tymi lud�mi za ogrodzeniem. Przecie� dziewi��dziesi�t procent z nich nie zna nawet terminu "�o�nierz"! Nie zdo�ali go wy�owi� z nat�oku informacji. C� wi�c mamy z nimi wsp�lnego? Dlaczego mamy po�wi�ca� si� dla nich? - To nie tak - odpar� kompanijny psycholog. - Zaraz wam wyt�umacz�. Nikt nie ka�e wam przecie� walczy�, po�wi�ca� si� i gin��. Jednak we�my cho�by wspomniane przez was trofoflity i dezdygramy. Czy wiecie, jak dzia�aj�? Jak ich u�ywa�? Czy przynajmniej wiecie, do czego s�u��? Te� nie! Gdzie� mo�e wpad�y wam w ucho ich nazwy, a i to tylko dlatego, �e znajdowa�y si� przedmioty owe najbli�ej ogrodzenia. A to tylko wierzcho�ek plastg�ry lodowej. Innych rzeczy nawet sobie nie wyobra�amy... Nad��acie za mn�? Apenx kiwn�� g�ow�, w kt�rej k��bi�y si� sprzeczne my�li. Psycholog kontynuowa�: - A teraz sp�jrzcie na ten oto impulsowy rozpylacz. Wiecie, do czego s�u�y? - Rozpylacz impulsowy, typ Rp 20 Ryper, s�u�y do roz... - Dobrze, dobrze - przerwa� psycholog. - W tym rzecz. Wiecie te�, jak pilotuje si� bezp�at, jak zak�ada si� i konfiguruje infohe�m. Wiecie te� wiele innych rzeczy tego rodzaju. W�a�ciwie wiecie niemal wy��cznie rzeczy tego rodzaju. Wi�c teraz proponuj� wam rzuci� to wszystko, wyst�pi� z armii i naj�� si� jako krowodnik! Oczywi�cie Apenx nie zrobi� tego, a wkr�tce zosta� awansowany na sier�anta. �wiat wyda� mu si� od razu bardziej uporz�dkowany i sp�jny. POWER FLOWER - Jestem Yan Apenx. - Mi�o mi. Czym si� zajmujesz? - Jestem �o�nierzem. - �o�nierz? A co to takiego? - Widzisz, �o�nierze to ci, z kt�rymi macie ma�o kontaktu, bo najcz�ciej dzia�aj� poza zasiedlonymi obszarami. I ca�e wasze szcz�cie. Jednak w�a�nie �o�nierze broni� was, nie�wiadomych niebezpiecze�stwa. M�czyzna u�miechn�� si� z niedowierzaniem, nie chcia� by� jednak nieuprzejmy. W ko�cu nie wytrzyma� i zapyta�: - Bronicie nas? W jaki spos�b? - Tak, bronimy - odpar� Apenx, stawiaj�c na barze opr�niony piwopoj. - A jak? No c�, najcz�ciej rozwalaj�c co� w drobne kawa�ki. Wiadomo, i� s� ludzie, kt�rzy nie znaj� terminu "rozwali�". Stanowi� przewa�aj�c� wi�kszo�� spo�ecze�stwa. Z ca�� pewno�ci� nie nale�a� do nich nikt z podopiecznych Apenxa. Zebra� wszystkich w sali odpraw i spojrza� na nich gro�nie. - S�uchajcie, cyberpsiajuchy! Zanim wyl�dujemy na tym kawa�ku ska�y, musicie wiedzie�, co i jak obr�ci� na nim w fafu�! I co ewentualnie oszcz�dzi�! Zaraz przem�wi do was porucznix May! - Ba-aczno��! - doda� na koniec, bo w�a�nie sykn�y cicho rozsuwane drzwi i dziarskim krokiem wmaszerowa�a przez nie pani oficer. - Spo-ocznij! - krzykn�� Apenx i �o�nierze spocz�li. W tym czasie May zd��y�a w��czy� holo, a w jej r�ku pojawi� si� �wietlny wska�nik. - Naszym celem - rozpocz�a opowie�� - jest ksi�yc ABL- 17. Prowadzone s� tu nielegalne badania w oparciu o tajne, wojskowe technologie. Zadanie: zaj�� stacj� badawcz� i zabezpieczy� dokumentacj�. Zadania dodatkowe: uj�� personel naukowy i zabezpieczy� stacj� i sprz�t. W przypadku niepowodzenia zniszczy� obiekt z orbity. Spodziewamy si� ma�ego oporu. Dzia�amy z zaskoczenia, a ochrona sk�ada si� tylko z oko�o dwudziestu os�b, plus automaty bojowe. L�dujemy w trzech grupach. Pierwsz� prowadz� ja, drug� Apenx, trzeci� Groed. Wchodzimy pierwsza i trzecia tu, druga tu, od strony l�dowiska - wska�nik b��dzi� chwil� po kolorowych nitkach holograficznej projekcji. - Przewidziany czas rozpocz�cia akcji 0512. Szczeg�owe dane s� ju� przes�ane do infohe�m�w. Pytania? Nie? No to marsz do prom�w! I pognali. Usiedli w kokonach, przypi�li si� pasami, �cisn�li rozpylacze i granamioty. Na infohe�my nasun�li polaryzuj�ce os�ony. Zatrz�li si� cali i zawibrowali, gdy piloci w��czyli silniki. Potem trzy ogniste ptaki spada�y w kierunku powierzchni ksi�yca. Pikowa�y przez grube warstwy zielonych chmur, a� znalaz�y si� nad skalnym miastem pe�nym w�woz�w, bulgoc�cych krater�w i stercz�cych kamiennych iglic. Anio�y zemsty. Dopad�y drzemi�c� w ocienionej kotlince ofiar�. Obsiad�y j� z trzech stron i wyplu�y sw�j �mierciono�ny �adunek. �o�nierze wybiegli na p�yty l�dowisk, zaj�li pozycje, wysadzili, co trzeba i wdarli si� do �rodka. Apenx bieg� korytarzem, w kt�rym b�yska�y alarmowe �wiat�a. Infohe�m sygnalizowa� obecno�� przeciwnika. Wskazywa� drog�, skanuj�c najbli�sze otoczenie. W s�uchawkach k��bi�y si� g�osy walcz�cych. Gdzie� w p�nocnym skrzydle obro�cy stawiali zaciek�y op�r. Byli zabici. Tutaj nie. Panowa� wzgl�dny spok�j. Bez przeszk�d przeszli przez stref� magazyn�w i wchodzili w�a�nie do bloku energetycznego. Dopadli samotnego, zdesperowanego stra�nika. Ranny, zupe�nie nie spodziewa� si� zagro�enia z tej strony. Gdy ich us�ysza�, by�o ju� za p�no. - U�pi�! - krzykn�� Apenx i pobieg� dalej. Jeden z jego podw�adnych wstrzeli� tamtemu kapsu�k�. - Apenx! - rozleg� si� w s�uchawkach g�os porucznix May - odetnijcie wreszcie to zasilanie! - Robi si�! - odpowiedzia� Yan. - Dochodzimy do dyspozytorni. Wbiegli do wielkiego, pustego pomieszczenia kontroli. Podeszli do mrugaj�cych zapraszaj�co konsolet sterowania. - Kto� tu by� jeszcze przed chwil� - odezwa� si� �o�nierz Vijck. Pochyla� si� nad terminalem, a jego palce wystukiwa�y skomplikowane rytmy na klawiap�ycie. Holo b�yska�o rz�dami wyrzucanych danych. - Nie doko�czy� kasowania kod�w. Musia� nas us�ysze�. Rozejrzeli si� wok�. Infohe�my przeskanowa�y otoczenie, ale blisko�� reaktora niemal ca�kowicie je o�lepi�a. - Cholerny, �le ekranowany reaktor! To karygodne zaniedbanie - mrukn�� zafrasowany Apenx. Po chwili odezwa� si� do Vijcka: - Umiesz to wy��czy�? Bez kod�w? - Wzrok Apenxa b��dzi� po ciemnych zakamarkach hali. W �lad za nim b��dzi�a lufa rozpylacza. - Podrzuc� mu wirusa - odpar� Vijck. - Chwil� to potrwa. Musz� dostroi� swojego holopada do tego systemu. - No to do roboty, klonku! - Apenx klepn�� �o�nierza w plecy i skin�wszy na dw�ch najbli�szych, ruszy� powoli w drugi koniec sali. - Jest tam! - wykrzykn�� nagle kt�ry� z �o�nierzy, wskazuj�c do g�ry. - Dw�ch! Unie�li wzrok akurat, by zobaczy� plecy biegn�cego, zanim skry�y si� za zakr�tem wysokiej galeryjki. Pad�y dwa strza�y. Niecelne. - Nie strzela�! - wrzasn�� Apenx. - Za nimi! Vijck, Maic i Lesko, zostajecie tutaj. Pobiegli w o�mioro. Dopadli schod�w prowadz�cych na galeryjk�. Kratownice stopni z�owrog� symfoni� zadudni�y pod ci�kimi buciorami. Za za�omem, za kt�rym znikn�� nieprzyjaciel, okaza�o si�, �e do przebycia maj� trzydzie�ci metr�w zawieszonego nad pustk� pomostu. Na jego ko�cu, w ma�ej wn�ce znajdowa�y si� ci�kie, zatrza�ni�te drzwi. Gdyby kto� chcia� si� tam zaczai�, mieliby powa�ne k�opoty. Zawahali si�. - Naprz�d! - rykn�� Apenx i pierwszy ruszy� w stron� gro�nie milcz�cego wej�cia. A chocia� gna� na z�amanie karku, cel zdawa� si� zbli�a� bardzo, bardzo powoli. Drzwi nie drgn�y do momentu, w kt�rym sami je otworzyli. Co za nimi? Wed�ug tabliczki informacyjnej - "strefa laboratoryjna". A w rzeczywisto�ci - jatka. Po przej�ciu kilku korytarzy wpadli do wielkiej, jasno o�wietlonej hali przeznaczonej na eksperymentalne uprawy. Zag��bili si� w g�szcz dziwnych ro�lin si�gaj�cych do wysoko�ci bark�w. Szli schyleni, bowiem obudzone, cho� nie ca�kiem jeszcze przytomne, infohe�my sygnalizowa�y zagro�enie. Wtedy zaatakowa�y bojowe automaty. Kilka z nich zaczai�o si� na wysokim gzymsie i stamt�d od razu zastrzeli�o dw�ch ludzi. Reszta ruszy�a tyralier�, niczym cyberpsy tropi�ce zwierzyn�. Apenx i jego �o�nierze zrozumieli, �e wpadli w pu�apk�. Ci, kt�rzy jeszcze przed chwil� uciekali, teraz czaili si� w pobli�u wydaj�c polecenia z�owrogim maszynom. A te reagowa�y na ruch. Rozpocz�y si� �miertelne podchody trwaj�ce wiele nieko�cz�cych si� minut. Najstraszniejszych minut w �yciu Apenxa. J�ki. Cisza. Krzyk, b�ysk, kr�tka seria i znowu cisza. Pr�bowa� powoli przesuwa� si� w stron� kt�rego� w trzech wyj��. Nie chcia� pokonywa� jednorazowo zbyt du�ego dystansu, aby nie da� si� namierzy�. Automaty skutecznie zak��ca�y skan-wi�zk� infohe�mu, wi�c nie zna� ich pozycji. Po drodze min�� zw�glone cia�o jednego z towarzyszy. Obok rozbity automat. Wiedzia�, �e jest jeszcze kilka wrak�w, a miejsca ich spoczynku znaczy�y unosz�ce si� w g�r� smu�ki dymu. Nie mia� jednak odwagi, by podnie�� g�ow� ponad powierzchni� pola. Nawo�ywania przez radio. Znowu strza�y, j�ki. W ko�cu jego infohe�m zlokalizowa� czterech pozosta�ych przy �yciu. Apenx us�ysza� trzask �amanych �odyg i pu�ci� w tym kierunku seri�, rozbijaj�c kolejnego robota. "G�upia, �lepa bestia" - pomy�la� z satysfakcj�, ogl�daj�c dzie�o zniszczenia. Nagle zgas�o �wiat�o. To Vijck wy��czy� w ko�cu zasilanie. Infohe�my w jednej chwili odzyska�y wszystkie swoje elektroniczne zmys�y daj�c pe�ny obraz sytuacji. Jednocze�nie na lini� w��czy�a si� porucznix May. - Skrzyd�o p�nocne zabezpieczone. Ko�cz t� robot� i zwijamy si�! - W�a�nie ko�cz�! - rykn�� Apenx i poderwa� ludzi do desperackiego ataku. Hala wype�ni�a si� kanonad� i �oskotem. Gdy wreszcie zapali�o si� awaryjne o�wietlenie, okaza�o si�, �e zosta�o ich tylko trzech, czujnie rozgl�daj�cych si� z dymi�c� broni� w d�oniach. Byli sami. Pobojowisko. Walka rozegra�a si� na polu, jak w opowie�ciach o wojnach toczonych niegdy� nami�tnie na Matce Ziemi. Poletko by�o jednak troch� inne. Dok�adniej przyjrzeli si� wytworom nielegalnych eksperyment�w, za kt�rych zdobycie przysz�o im zap�aci� �yciem koleg�w. Czy to by�y ro�liny? Rosn�ce sobie tu, za reaktorem, niby za wielkim opieku�czym piecem? - �ciervol...- wyszepta� Apenx, patrz�c z nienawi�ci� na chore twory. W�a�ciwie nie mia�y �odyg. Ich funkcj� spe�nia�y rury z tworzywa, wbite g��boko w b�otnist� gleb�. Te niby-�odygi wyposa�one by�y w stawy, przypominaj�ce owadzie i pozwalaj�ce odpowiednio ustawi� g�rn� cz�� - obrzydliwy kwiat. Tworzy�y go rozpi�te na plastykowej siatce k��bowiska bladoszarych p�cherzy. Z daleka przypomina�y s�oneczniki. Jednak z bliska - p�atki sztuczne, za� �rodek... "Grzyb" by�by zbyt �agodnym okre�leniem. Ka�dy z p�cherzy by� innej wielko�ci. Najmniejsze - najm�odsze - ros�y wok� ukwia�owatego otworu. Ten paskudnie rozchyla� si�, �api�c drobiny aerozolu, kt�ry jaki� czas temu rozpyla� pocz�y nieuszkodzone spryskiwacze. P�cherze za�, im bli�ej znajdowa�y si� kraw�dzi kolonii, tym by�y wi�ksze. Rozrasta�y si� jednak tylko te najsilniejsze. Puch�y, pcha�y si� do �yciodajnego ciep�a, a im wi�cej go mia�y, tym bardziej mog�y rosn�� i zabiera� ciep�o innym. Pozosta�e za�, zgniecione, zeschni�te gni�y wewn�trz plastykowego kielicha, a� zmienia�y si� w wype�niaj�c� jego dno po�ywk�. Selekcja odbywa�a si� tu na najni�szym poziomie - w obr�bie jednego organizmu. Te jego sk�adowe, kt�re przetrwa�y, by�y rozd�te i dorodne, niezaprzeczalnie posiada�y wielkie warto�ci od�ywcze i energetyczne. Wydziela�y ledwie wyczuwalny, md�y zapach, kt�ry miesza� si� ze s�odk� woni� zgnilizny. Kt� za� pozna ich smak? Mo�e by�y farmaceutykiem? Mo�e trucizn�? Jeszcze czym� innym? A mo�e pe�ni�y rol�, kt�rej nikt przy zdrowych zmys�ach nie przeznaczy�by kwiatom. Kwiatom? - �ciervol...- powt�rzy� Apenx i odbezpieczy� zbiornik z zapalaj�cym sprayem. Jego towarzysze uczynili podobnie i po chwili ca�y chory ogr�d k�pa� si� w p�omieniach. P�cherze p�ka�y z g�o�nymi mla�ni�ciami, rozchlapuj�c na wszystkie strony rozgrzan� zawarto��. �odygi gi�y si� i �ama�y w stawach. Po chwili w��czy�a si� instalacja przeciwpo�arowa, ale nic ju� nie mog�o uratowa� p�on�cej uprawy. Wci�gn�li ostatniego zabitego do korytarza i zatrzasn�li za sob� pancerne drzwi. Otoczy� ich oczyszczaj�cy ch��d. - Porucznixie! - powiedzia� Apenx w��czaj�c komunikator. - Sko�czyli�my! Zadanie wykonano. Baza zosta�a zdobyta. Niekt�rzy byli martwi, inni nie. Apenx lepki od aerozolu, krwi i spalenizny, czu� si� szcz�liwy, �e tym razem si� uda�o. Nade wszystko za� dokumentacja by�a zabezpieczona. Nic wi�c nie sta�o na drodze ku �wietlanej przysz�o�ci. THE MUSIC OF POWER FLOWER By�o to kolejne jesienne popo�udnie, kt�re Apenx sp�dza� na wysokim, barowym sto�ku. Przez wszystkie tygodnie i miesi�ce sto�ek ten zd��y� ju� chyba przyj�� kszta�t negatywu Apenxowego siedzenia. �okie� naszego bohatera spoczywa� w wy��obionym przeze� do�ku w blacie kontuaru, za� wzrok b��dzi� po mrugaj�cych reklamach piwa. Tych samych od wielu dziesi�cioleci. W barowaniu Apenx sta� si� prawdziwym mistrzem, uczyni� je swym podstawowym zaj�ciem w czasie wolnym od s�u�by. W barze by�o prawie pusto. Zapewne ze wzgl�du na paskudn� pogod� nikomu nie chcia�o si� wychodzi� na Zewn�trz. Bar urz�dzono bowiem na star� mod��; znajdowa� si� na powierzchni w otoczeniu zabytkowych drapaczy chmur, kt�re pami�ta�y jeszcze czasy pierwszych kolonizator�w. W tym chyba tkwi� ca�y jego niedost�pny urok. W ka�dym razie tego popo�udnia siedzia�o tu tylko kilku starych bywalc�w. Apenx nie mia� ju� o czym z nimi rozmawia�, a nie przyja�ni� si� wystarczaj�co blisko, by rozmawia� o niczym. Wyj�tkiem by� barman Franzc, niestety akurat zaj�ty nalewaniem drink�w na drugim ko�cu baru. Dlatego osobnika, kt�ry wszed� nagle i zdejmowa� mokry p�aszczak, Apenx natychmiast namierzy� i sklasyfikowa� jako potencjaln� ofiar� swej chwilowej samotno�ci. Samotno�� barowa nale�y do najgorszych! Tamten za�, niczego nie podejrzewaj�c, podszed� do kontuaru i usiad� kilka sto�k�w od Apenxa. Wystarczaj�co jednak blisko, by mo�na go by�o zagadn��. Apenx taktycznie nie uczyni� tego od razu, przez chwil� przygl�da� si� go�ciowi. Nigdy go tu przedtem nie widzia�. W og�le przybysz r�ni� si� nieco od ludzi zazwyczaj przychodz�cych w to miejsce. Sier�antem nie zostaje osoba bez inicjatywy. Apenx po dok�adnym wzrokowym zbadaniu osobnika wykorzysta� t� sw� cech� i zaatakowa�: - Musisz by�, kolego, z daleka. Na pewno nietutejszy. Matka-Ziemia? Ariola? Tamten popatrzy� badawczo. Jego d�o� trzymaj�ca smokorost nie przerywa�a powolnego ruchu w kierunku ust. W g��bokim spojrzeniu da�o si� zauwa�y� zm�czenie, ale i ognik ambicji. I inteligencj�. Pewno by� zdolny. W�druj�cy artysta, pomy�la� Apenx. Ciekawe, kt�ra z trzystu jedenastu muz by�a jego? - Z Bailee - rzuci� w ko�cu obcy, zapalaj�c u�ywk�. - Ho, ho! - odpar� Apenx szczerze zdziwiony. - Kawa� drogi! Co s�ycha� na Wysokiej Peryferii? - Nie wiem. Dawno nie by�em. - Apenx - wyci�gn�� r�k� i przesiad� si� na bli�szy sto�ek. - M�w mi Zeb - powiedzia� nieznajomy po chwili wahania. Po kilku piwach Apenx wiedzia� o rozm�wcy tyle, ile wypada wiedzie� o towarzyszu z baru. A �e Zeb z Bailee kiepsko znosi� alkohol, wywnioskowa� i� d�u�szy czas musia� przebywa� z dala od bar�w. Przerwali konwersacj�. Obaj zdawali si� ws�uchiwa� w d�wi�ki leniwie unosz�ce si� pod sufitem. Apenx domy�la� si�, �e s� muzyk�. Niewiele zna� miejsc, gdzie mo�na si� z ni� spotka�. Podobno jedynie elita potrafi j� zrozumie� i doceni�. - Wiesz, co to jest? - zapyta�. - Pewno uwa�asz to za muzyk� - odpar� Zeb z szerokim u�miechem. - Ale to nie jest prawdziwa muzyka... Po chwili doda�: - Dane mi by�o s�ucha� i pr�bowa� tworzenia rzeczy niesamowitych. Przy nich to - pokaza� do g�ry, cho� nie mo�na by�o okre�li� dok�adnie, sk�d d�wi�ki wyp�ywa�y - to co� jest tylko �a�osnym miauczeniem. Popad� w zadum�, za� Apenx przydzieli� sobie w my�lach punkt za trafn� ocen�. Zna� si� na ludziach. Nie rozumia� wprawdzie muzyki, ale te tajemnicze s�owa zaintrygowa�y go. Postanowi� dowiedzie� si� wi�cej. - Na og� nie chwal� si� nikomu swoimi prze�yciami - powiedzia� muzyk, uprzedzaj�c Apenxowy zamiar poci�gni�cia go za j�zyk tak, by si�ga� a� do Strangeholes. Po chwili jednak sam zacz��: - Lecia�em kiedy� starym liniowcem. Tak starym, �e ze wzgl�du na ryzyko cena biletu by�a �miesznie niska. - U�miechn�� si�. - Oczywi�cie nast�pi�a awaria i rdze� nap�dowy rozpad� si�. Akurat na najstraszniejszym pustkowiu, daleko na frontierze. Cz�� ludzi uratowa�a si�. Nie by�em jedynym szcz�liwcem, chocia� w tej kapsule, kt�rej w ostatniej chwili dopad�em, okaza�em si� jedynym pasa�erem. Dryfowa�em wiele dni, a� w ko�cu wp�yn��em na obszar nieznanego uk�adu planetarnego. Komputer kapsu�y rzuci� mnie na jeden z czterech glob�w, najbardziej odpowiadaj�cy typowi ziemskiemu. Jeszcze zanim wyl�dowa�em, Sup-kom kapsu�y odebra� sygna� potwierdzenia od patroluj�cej jednostki ratunkowej. Nareszcie, chocia� wiedzia�em, �e i tak niepr�dko zdo�aj� do mnie dotrze�. Systemy kapsu�y by�y powa�nie uszkodzone, a poza ni� r�wnie dobrze m�g�bym nie prze�y� pi�ciu minut. Cz�� obaw spe�ni�a si�. Ratunek nie nadchodzi� przez wiele dni. Mieli k�opoty z dok�adnym zlokalizowaniem mnie. Musia�em wyj�� na zewn�trz. Powietrze w kapsule sta�o si� niezdatne do oddychania, a woda... Sam wiesz. Dzie�, w kt�rym zdecydowa�em si� opu�ci� moj� zat�ch�� nor�, nale�a� do najstraszniejszych w �yciu. Wprawdzie komputer informowa� o obecno�ci atmosfery umo�liwiaj�cej oddychanie i o braku rozpoznanych substancji toksycznych, ale tylko tych znanych. Na p� uduszony bi�em si� z my�lami, siedzia�em w kapsule wiele godzin i trz�s�c si� ze strachu obserwowa�em przez kamery pusty, g�rzysty krajobraz, zastanawiaj�c si�, czy ten �wiat da mi schronienie, czy te� zabije mnie. W ko�cu otworzy�em �luzy i po chwili wci�gn��em do p�uc �yk Nieznanego. �y�em do�� d�ugo, by wzi�� jeszcze jeden, po nim nast�pny i nast�pny. Rozlu�ni�em si� nieco. Wraz ze �wie�ym powietrzem do wn�trza kapsu�y ws�cza� si� zacz�y g�osy tego �wiata. Gdy pos�ucha�em ich uwa�niej, co� mnie w nich tkn�o, tak �e niemal zahipnotyzowany, zapomniawszy o strachu, wyszed�em powoli na zewn�trz. By� w tych d�wi�kach cichy rytm. Subtelny, wybijany odg�osami spadaj�cych skalnych od�am�w, gdzie� daleko. Potem przysz�a melodia. Dzie� z najstraszniejszego sta� si� najpi�kniejszy. Wyobra� sobie, �e traktujesz ca�� planet� jako instrument. Gromy przetaczaj� si� na twoje skinienie, pulsuj� basowo, podczas gdy porywisty wiatr �wiszcze w g��bokich w�wozach i wyje przera�liwie dzikim wirem, spadaj�c w g��b kamienistych rozpadlin. Deszcz szumi w tle, to narastaj�c, to s�abn�c, wy�ej, ni�ej. By�y tam jeszcze inne d�wi�ki. Szum morza. Wybuchy gazowych wulkan�w. Muzyka trwa�a przez wiele dni, staj�c si� powoli coraz g�o�niejsz�. Trafi�em na sam pocz�tek wielkiej planetarnej symfonii. Nie mia�em co do tego w�tpliwo�ci, bowiem muzyka, chocia� obca, nieludzka, brzmia�a zbyt wyra�nie, by mog�a by� jedynie przypadkowym, chaotycznym echem przyrody. Nie by�o w niej chaosu. Ws�uchiwa�em si� w ni� ca�ymi godzinami i nauczy�em si� rozumie� jej zawi�e harmonie i rytmy. Wszystko wok� zdawa�o si� by� jej podporz�dkowane. Ziemia pod stopami wibrowa�a zgodnie z ni�, tak samo jak zgodnie z ni� szumia�o �r�de�ko, kt�re znalaz�em opodal. Uratowa�o mi �ycie, chocia� i tak nie ba�em si� ju� �mierci, bo by�em jak w transie. Ka�da cz�� mojego cia�a zdawa�a si� poddawa� muzyce. Czu�em dziwn� jedno�� nawet z otaczaj�cymi mnie nielicznymi miejscowymi ro�linami i zwierz�tami. Stanowili�my wszyscy cz�� dzie�a. A potem Ich zobaczy�em. To znaczy jednego z nich. Niezwyk�� istot� w poje�dzie sun�cym nisko nad powierzchni� ziemi, ci�gn�c� za sob� �wietlist� kul� Talentu. Wybra� ten skrawek kontynentu na parti� solow�, podobnie jak jego towarzysze w innych cz�ciach globu, pozostaj�c jednak ca�y czas w granicach przewodniego tematu. Lecia� przed siebie, graj�c na wszystkim, co napotka�. Ka�da struktura geologiczna, ka�de meteorologiczne zjawisko, kt�rego tkn��, stawa�o mu si� pos�uszne; ka�de wydaj�c inny, niepowtarzalny d�wi�k, na jedno skinienie zajmuj�c odpowiednie miejsce w lej�cym si� bezustannie strumieniu improwizacji. Istota spojrza�a na mnie, po czym polecia�a dalej, jakbym nie istnia�. Mimo to poczu�em si� szcz�liwy, bowiem zrozumia�em, �e jestem jedynym, przypadkowym s�uchaczem, chocia� ta symfonia nie by�a stworzona dla nikogo poza ni� sam�. Gdy odnalaz�a mnie ekipa ratunkowa, muzyka ju� milk�a. Straszliwym dysonansem wdar� si� w ni� ryk silnik�w l�downika. �aden z ratownik�w nie wy�owi� jej spo�r�d naturalnych odg�os�w planety. Ja za� nie m�wi�em nic. Pono� potulnego zaprowadzono mnie do statku i odlecieli�my do kliniki na Suesse, gdzie jeszcze przez wiele tygodni nie mog�em odzyska� kontaktu z rzeczywisto�ci�. Nie postrada�em jednak zmys��w. Wydobrza�em. Po paru latach za� uda�o mi si� kupi� w�asny, ma�y prom i wr�ci�em w to miejsce. Wci�� tam byli i przyj�li mnie. Stanowi�em dla nich swoist� ciekawostk�. My�l�, �e troch� ich bawi�em. Pewnie dlatego zdecydowali si� przekaza� mi cz�stk� swych umiej�tno�ci, kt�r� potrafi�em zrozumie�. S� duzi. Znacznie pot�niejsi od nas. I znacznie starsi. Potrafi� te� niepor�wnanie mocniej odczuwa� i prze�ywa� muzyk�. Dopiero p�niej u�wiadomi�em sobie, �e to, co s�ysza�em, by�o zaledwie fragmentem tego, co naprawd� tworz�, cho�by dlatego, �e moje ludzkie ucho odbiera�o niewielki zakres ich dzie�a. Poj�cie "s�uchu absolutnego" nabiera przy nich nowego znaczenia... To rasa prawdziwych artyst�w. Z urodzenia. Dlatego rozumieli moje t�sknoty i pozwolili mi przebywa� w�r�d siebie. Podobnie jak ja, w�druj� przez kosmos, ci�gn�c za sob� baga� wyp�ywaj�cych z g��bi jestestwa melodii. Oni jednak odwiedzaj� tylko nie zamieszkane planety i graj� wy��cznie dla w�asnej satysfakcji. �wiat, kt�ry wybior�, staje si� ich domem na wiele stuleci, dop�ki nie znudz� im si� jego g�osy. Jest ich niewielu, dlatego nie kolonizuj� planet, zak�adaj� jedynie konieczne do przetrwania instalacje. To w�a�nie one s� �r�d�em mocy pozwalaj�cej im dyrygowa� przyrod�. Dysponuj� naprawd� niesamowit� technologi�. Jednak wielk� cz�� energii czerpi� te� z innego �r�d�a, z tego, co chc�c mi to jak najpro�ciej opisa�, okre�lili jako "talent". Nie jest to jednak definicja. Nie ma w naszym j�zyku s�owa, kt�re by�oby tu odpowiednie, cho�by w przybli�eniu. Ich "talent" to czysta, rzeczywista tw�rcza moc, kt�ra p�ynie z ich wn�trza, a kt�r� rozwijali przez milenia. Jest tak wielka, �e potrafi si� wizualizowa�, przybiera� widzialn� dla nas form�. Wygl�da wtedy jak ma�e s�o�ce... Bardzo bym chcia� jeszcze kiedy� us�ysze�, jak graj�. Tu zamilk�, jakby zawstydzony, �e tak si� otworzy� przed obcym. Apenx te� przez chwil� nic nie m�wi�, tylko siedzia� zadumany. - Pi�kna opowie�� - powiedzia� w ko�cu, szczerze poruszony, chocia� nie do ko�ca pewny, czy wierzy obcemu, czy nie. - Opowie��? - Zeb popatrzy� na niego z tajemniczym u�miechem. - Tak, opowie��. Ale prawdziwa. Przywioz�em ze sob� pewn� cz�stk� ich wiedzy i zamierzam obdarowa� ni� ludzi. Chc� ich uczyni� tak szcz�liwymi, jak ja si� poczu�em. - Obawiam si�, �e nikt nie b�dzie chcia� ci� s�ucha�. Ja owszem, lecz w barze panuj� inne prawa ni� tam, za drzwiami. My�l�, �e nikt ci nie uwierzy. Nie b�dziesz traktowany serio. Znasz ludzi... Przybysz niespodziewanie si� obruszy�. Chyba wytrze�wia�, bowiem schowa� si� ponownie pod pancerzem prywatno�ci, rzucaj�c nieprzyjazne spojrzenie. Apenx zrozumia�, �e by� �wiadkiem chwili s�abo�ci cz�owieka, kt�ry teraz wyczuwa� w nim zagro�enie. - Znam ludzi - powiedzia� Zeb, podnosz�c si� z miejsca. - Wiem o nich par� rzeczy, kt�rych sami sobie nie u�wiadamiaj�. Mylisz si� twierdz�c, �e nie b�d� mnie s�ucha�. Bardzo si� mylisz. Za�o�y� p�aszczak i wyszed�. Apenx zobaczy�, �e w barze nie ma ju� �adnych go�ci. Przez otch�anie ciszy dryfowa�a cicha melodia z niewidocznych g�o�nik�w. Kilka dni po tym spotkaniu, gdy Apenx wr�ci� ju� do swojej jednostki, niespodziewanie noc� rozjazgota�y si� dzwonki i syreny. Postawiono ich w stan pogotowia, wyrywaj�c z ciep�ych otch�ani snu. Gdy wbiegli do sali odpraw, rojenia, �e mo�e to tylko pr�bny alarm, rozwia�y si�. Na ca�ej planecie wybuch�a prawdziwa panika spowodowana nie wyja�nionym, niesamowitym zjawiskiem. Najpierw wysiad�o zasilanie wszystkich trzech aglomeracji. Zupe�nie jakby co� wyssa�o z sieci ca�� energi�, chocia� nie by�o na tym globie �adnego urz�dzenia, kt�re zu�ywa�oby cho�by dziesi�t� cz�� jej zasob�w. Potem przyszed� z�owieszczy pomruk i powoli pocz�� przeradza� si� w coraz silniejsze fale d�wi�k�w. Zdawa�y si� p�yn�� zewsz�d i znik�d. Otacza�y ze wszystkich stron coraz bardziej przera�onych ludzi, a ci zaczynaj�c odchodzi� od zmys��w, kr�cili si� w k�ko, pr�bowali uciec poza zasi�g przyt�aczaj�cego fenomenu. Nie by�o ucieczki. Nawet tutaj, w najg��bszym bunkrze, chocia� pocz�tkowo nie zdawali sobie z tego sprawy, �o�nierze odczuwali niepokoj�ce wibracje. Nie panikowali jednak. To oni mieli opanowa� panik�. Przej�� kontrol� nad strumieniem przera�onych ludzkich istnie�, kt�re zacz�y umyka� z planety, czymkolwiek si� da�o, powoduj�c katastrofy na niskich orbitach. Tysi�ce szturmowa�y bramy lotnisk i kosmoport�w, t�umy �ciera�y si� na ulicach, tratuj�c nawzajem. Ju� w tej chwili by�a to najwi�ksza katastrofa w historii tego uk�adu planetarnego. Nic nie by�o w stanie przem�wi� do oszala�ych ze strachu gromad. W dodatku w�adze nie mia�y ludziom nic do powiedzenia. Nat�enie histerii ros�o, nawet perswazja uzbrojonych oddzia��w nie by�a skuteczna. Lecz Apenx ju� wiedzia�. Lecia� promem ze swymi lud�mi i usilnie wypatrywa� celu. Nie stanowili przecie� zwyk�ej jednostki liniowej. Byli szturmowcami, wyznaczono ich do patrolowania kontynentu i niszczenia ewentualnych �r�de� zagro�enia. Ich rozpylacze mia�y s�u�y� nie do popychania ludzkich stad, ale do obr�cenia w fafu� tego, co przera�a�o i powodowa�o zam�t. Efekt psychologiczny by� straszny. Wi�kszo�ci mieszka�c�w planety d�wi�ki jawi�y si� jako co� nienaturalnego i gro�nego. Chocia� stanowili spo�ecze�stwo, kt�re wobec ka�dej nowo�ci przechodzi oboj�tnie, traktuj�c jej pojawienie si� jako norm�, teraz przerazili si�! Dlaczego? Czy�by obudzi�y si� w nich skrywane t�sknoty i pragnienia, kt�rych odkrycie razi�o ich niczym grom? Uciekali, gdy� u�wiadamiali sobie jak�� strat�, wewn�trzn� pustk�, o kt�rej zapomnieli, a kt�ra pojawi�a si� znowu i zabola�a? Apenx duma� nad tym w kabinie ze s�uchawkami na uszach, ws�uchuj�c si� w niesamowity utw�r. Muzyka robi�a wra�enie. By�a zapewne szata�ska. Szalona i - wed�ug ludzkich miar - bliska doskona�o�ci. Ju� sam ten fakt przera�a�. Muzyka ca�kowicie odmienna od tej, kt�r� wyszpera� mo�na w sterylnych otch�aniach molekularnych bibliotek. Zdawa�a si� bardziej pierwotna i przez to mo�e bardziej ludzka? Czy to w�a�nie by�o w niej najbardziej zatrwa�aj�ce? �wiadectwo, jak daleko cz�owiek odszed� od siebie samego? "Nie�le" - pomy�la� Apenx �ci�gaj�c s�uchawki. "Ale nie do�� dobrze jak na mesjasza. Ach, ci mesjasze. Wszyscy ko�cz� podobnie, niech ich..." Okaza�o si�, �e straty moralne to jeszcze nie wszystko. Jedyny, ma�y i niestabilny geologicznie kontynent planety te� nie wytrzyma� szoku. Liczne na nim aktywne sejsmicznie obszary teraz rozbudzi�y si� i sia� zacz�y nowym typem zniszczenia. Apenx widzia� z wysoko�ci pojazdu rozwieraj�ce si� z g�uchym �oskotem szczeliny w ziemi - �r�d�a nieprzewidzianych fa�sz�w. - Partacz - skomentowa� pod nosem. Nabra� ochoty, by porz�dnie skl�� owego artyst�, lecz nie zd��y�. Rozwa�ania przerwa� mu koordynator Mirca podp�ywaj�c na przeciwprzeci��eniowym fotelu. - Co jest? - spyta� Apenx, odwracaj�c si� w jego stron�. Mirca zapali� holo przedstawiaj�ce powierzchni� globu. - Prosz� spojrze� na to - powiedzia� tonem wyja�nienia. - Te czerwone plamki to ogniska, z kt�rych rozchodz� si� wibracje. Jest ich pi�tna�cie rozmieszczonych r�wnomiernie na ca�ym kontynencie oraz dodatkowo dwie na Po�udniowym Archipelagu. Wszystkie powoli przemieszczaj� si� w r�nych kierunkach. - To ju� co�, Mirca. - Apenx w zamy�leniu drapa� si� w podbr�dek. - Czemu jednak Dow�dztwo nie namierzy�o ich od razu i nie wys�a�o tam ludzi? - Ja te� nie znalaz�em ich od razu. S� sprytnie wkomponowane w d�wi�kowe t�o. �adne filtry nie mog�y ich wy�uska�... Apenx spojrza� pytaj�co. Mirca niespeszony przebieg� palcami po terminalu. - To mi pomog�o - powiedzia� z u�miechem. - Znalaz�em to w GalacNecie. Program edukacyjny "Muzyka wielu wymiar�w, jak s�ucha� rozumie� i komponowa�". To straszny zabytex. U�ywano go jeszcze w czasach powszechnej edukacji. W ka�dym razie pozwoli� mi wy�owi� poszczeg�lne, hm... instrumenty. - Co nam to daje? - Moment. To nie wszystko. Ogniska obejmuj� do�� du�e obszary. A ich �rodek nie da� si� dok�adnie wyznaczy�. Ze zdj�� satelitarnych - tu wy�wietli� je nad hologramem - wida�, �e s� to r�ne typy krajobrazu, bardziej lub mniej zurbanizowane, ale nigdy dzikie. Poleci�em komputerowi, by przeanalizowa� zar�wno zdj�cia, jak i dane tych obszar�w z CentInfoBanku i znalaz� elementy wsp�lne. Oto, co si� okaza�o, wsz�dzie w ogniskach znajduj� si� mobfarmy. Niby nic niezwyk�ego, jednak tempo przemieszczania si� ognisk odpowiada �redniej roboczej pr�dko�ci mobilnej stacji rolno- produkcyjnej, czyli jakie� 5 milijednostek velocytno�ci... Czy nie powinni�my powiadomi� Dow�dztwa? - Nie. Podj�cie odpowiedniej decyzji zajmie im zbyt du�o czasu. - Tyle samo czasu zajmie nam neutralizowanie wszystkich farm po kolei. - Musimy znale�� tylko t� jedn�. Nasz przeciwnik jest sam... Do kogo nale�� farmy? Mirca powt�rzy� to pytanie komputerowi, a ten grzebn�wszy w przepastnych zasobach planetarnych danych wnet pospieszy� z odpowiedzi�. Mirca przeczyta�. - Wszystkie nale�� do sp�ki F-Ind Brracae. Wszystkie zakupione zosta�y niedawno, najdalej trzy tygodnie temu. I wszystkie nale�� do klasy M-12, u�ywane, pochodz� z r�nych �r�de�. Apenx s�ucha� jednym uchem, na drugie ponownie naci�gn�� s�uchawk�. Po chwili zapyta�: - Gdzie wed�ug ciebie znajduje si� nasz Maestro? Jak� parti� wybra�? Przecie� nie mo�e gra� r�wnocze�nie na wszystkich instrumentach... - Mo�e, jak to si� m�wi - degerowa�... Nie! Dyrygowa�. Mo�e stoi gdzie� z boku, nies�yszalny. - Aha! - podchwyci� Apenx. - Sprawd�my, czy sp�ka Brracae posiada inne obiekty na tej planecie. - To informacje poufne... Ci�ko mi do nich dotrze�. Chocia�... O ju�! - Mirca znowu u�miechn�� si� z dum�. - Oczywi�cie jest jeszcze jedna farma M-12. Jednak jej lokalizacja jest nieznana. Brak �lad�w. Obawiam si�, �e jednak Dow�dztwo b�dzie musia�o zniszczy� cele z orbity. - Maj� strzela� do cywil�w? Przecie� nie wiadomo, kto jest w pobli�u. Dajmy naszemu przeciwnikowi jeszcze chwil�. Czy my�lisz, �e jest pr�ny? - Nie rozumiem. - Pos�uchaj. Obaj w�o�yli s�uchawki. Symfonia rozwin�a si� ju� i wiele wskazywa�o, �e zmierza w kierunku szalonego apogeum. - Czy my�lisz, �e odm�wi sobie przyjemno�ci osobistego odegrania partii solowej? - zapyta� Apenx. - Zobaczmy. I zobaczyli. A tak�e us�yszeli, gdy tylko to do nich dotar�o. Apenx rzuci� szybki rozkaz i prom wykonawszy pi�kny, p�ynny zwrot pomkn�� w kierunku tego, co na hologramie Mircy objawi�o si� jako osiemnasta czerwona plamka. - Maestro, przybywamy! - krzykn�� Apenx, uaktywniaj�c terminal uzbrojenia. - S�por�g 4! - za�piewa� komunikator. - Dlaczego wychodzicie z korytarza patrolowego? Poda� przyczyny! - Mamy awari�.. h�.. systemu nawigacyjnego! - Mirca dobrze zna� swoje zadania. Nim kontrola lot�w zd��y�a odpowiedzie�, doda�: - Chyba. Bo kontrolery nie wykazuj� �adnych uszkodze�. Dlatego nie macie odczytu. A nam siadaj� po kolei wszystkie systemy... Co? Centrala! Nie s�ysz� was! Nie s�ysz� w... Tu Mirca zaserwowa� przygotowan� specjalnie na takie okazje wi�zank� zak��ce� i przerwa�. Jednocze�nie od��czy� od sieci komputer pok�adowy, �eby uniemo�liwi� kontroli wtargni�cie do jego pami�ci i odkrycie podst�pu. Przynajmniej chwilowe, tylko �eby zyska� kilka cennych minut. Tyle wystarcza�o. Kiedy dolecieli na miejsce, okaza�o si�, �e przeciwnik w grze o planet� by� przygotowany na podobne nieprzyjemno�ci. Wezwania do poddania nie przynosi�y rezultat�w. Gdy po wyl�dowaniu spr�bowali wkroczy� na teren farmy, ostrzela�y ich automaty bojowe. Ca�a chmara ruszy�a bez os�ony, niczym oszala�e, ranne zwierz�ta, nie dbaj�c o to, �e jest to ich ostatnia szar�a. - Dajcie nam os�on�! - wrzasn�� w komunikator Apenx. Prom leniwie unosi� si� nad farm�, pojedynczymi strza�ami rozbijaj�c samob�jcze maszyny. Te wci�� naciera�y, niezra�one widokiem pogi�tych korpus�w poprzednik�w. Apenx w�ciekle przynagla� pilot�w. - Rozwalcie te puszki! Wsz�dzie ich pe�no! - Nie mo�emy u�y� ci�kiego uzbrojenia. Jeste�cie za blisko. W�a�ciwie w samym �rodku stada. - G�os Mircy by� jak zwykle spokojny. Apenxa wprawi�o to w jeszcze wi�ksz� z�o��. - Aaaargh! - krzykn��, odbezpieczaj�c rozpylacz. - Za mn� klonki regenerowane! Poka�emy temu bydlaxowi prawdziw� sztuk�! Wybieg� zza rogu i w�adowa� seri� w najbli�szy automat. �o�nierze wysypali si� tu� za nim. - Tak si� gra, Maestro! C� za staccato! - rycza� biegn�c w kierunku centralnych zabudowa� platformy. - My tutaj mamy w�asn� muzyk�, gran� od pokole� i niemniej niszczycielsk�! Nie potrzebujemy twojej! Wtedy zza jednego z silos�w da� si� s�ysze� szum silnik�w i w chwil� potem zobaczyli mkn�cy w g�r� kszta�t ma�ego pojazdu. Mistrz ucieka�, zostawiaj�c muzyk�w i instrumenty. Je�li za� zabiera� ze sob� sw�j Talent, musia� on by� bardzo ma�y, bo wcale go nie by�o wida�. Ostatnim d�wi�kiem cichn�cej symfonii by�a eksplozja budynk�w farmy. Arty�ci wszak zawsze zazdro�nie strzeg� swoich sekret�w. Tak ko�czy si� ostatnia cz�� trylogii o Yanie Apenxie, gwiezdnym knechcie o filozoficznych ci�gotach. Znowu zwyci�y�, chocia� ilekro� tak si� dzieje, on zawsze zastanawia si�, co mu to w�a�ciwie da�o. Oczywi�cie, poza awansem i orderem, kt�ry tym razem dostanie - jak m�wi - "za niszczenie d�br kultury". W ostatnich scenach widzimy go stoj�cego w�r�d zgliszczy, z dymi�cym rozpylaczem w r�ce. Patrzy w g�r�, gdzie znika w przestworzach jeszcze jedna tragiczna posta�, tak ma�o per saldo wa�na w skali kosmicznej. Apenx za� stoi twardo na uspokajaj�cym si� gruncie i salutuje, m�wi�c w my�lach: "Id� gra� gdzie indziej. Masz talent, chocia� pewnie mie�cisz go w kieszeni. Masz talent, ale, powiedzmy sobie szczerze... hm... nie pasujesz tutaj."