5025
Szczegóły |
Tytuł |
5025 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5025 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5025 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5025 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MATEUSZ J�ZEFOWICZ
Power flower
REKRUTEM JESTE� MIMO WOLI
Zacz�o si� na Matce Ziemi, ca�kiem dawno, gdy Apenx by�
�wie�ym �o�nierzem. Kt�rego� dnia sta� na warcie i
zastanawia� si� nad sensem �ycia. By�o ciep�o, lecz nie
ospale, wi�c sz�o mu to ca�kiem sprawnie. Gdy ju� sens �ycia
odnalaz�, zacz�� my�le�, czego docieka� w nast�pnej
kolejno�ci. Podni�s� opuszczon� wcze�niej w zadumie g�ow� i
jego wzrok pad� na miasto widoczne pomi�dzy pe�gaj�cymi
snopami si�owego ogrodzenia. Zobaczy� wszystkie krapacze,
dezdygramy, trawany i inne przedmioty wype�niaj�ce codzienne
�ycie. Potem spojrza� na siebie, na sw�j kompozytowy
pancerz, impulsowy rozpylacz, zezowa� �api�c cie� hauby
infohe�mu, zogniskowa� wzrok na stoj�cym w wylocie hangaru
bezp�acie, po czym zaduma� si�. Duma� tak i duma� i nic
wyduma� nie zdo�a�. Wreszcie gdy nadesz�a zmiana warty i
m�g� opu�ci� posterunek, postanowi� uda� si� do kompanijnego
psychologa i podzieli� si� z nim w�tpliwo�ciami.
- Dlaczego - spyta� - bi� si� mamy i gin�� za ca�y
otaczaj�cy nas �wiat, ze wszystkimi jego dezdygramami,
trofoflitami i Bogoid wie, czym jeszcze? Wszak do ko�ca dni
naszych nie poznamy nawet jednej trzeciej tego, co nas
otacza. Im wi�cej za� czasu up�ywa, tym wi�kszy dzieli� nas
b�dzie od tego dystans. Podobnie jest z tymi lud�mi za
ogrodzeniem. Przecie� dziewi��dziesi�t procent z nich nie
zna nawet terminu "�o�nierz"! Nie zdo�ali go wy�owi� z
nat�oku informacji. C� wi�c mamy z nimi wsp�lnego?
Dlaczego mamy po�wi�ca� si� dla nich?
- To nie tak - odpar� kompanijny psycholog. - Zaraz wam
wyt�umacz�. Nikt nie ka�e wam przecie� walczy�, po�wi�ca�
si� i gin��. Jednak we�my cho�by wspomniane przez was
trofoflity i dezdygramy. Czy wiecie, jak dzia�aj�? Jak ich
u�ywa�? Czy przynajmniej wiecie, do czego s�u��? Te� nie!
Gdzie� mo�e wpad�y wam w ucho ich nazwy, a i to tylko
dlatego, �e znajdowa�y si� przedmioty owe najbli�ej
ogrodzenia. A to tylko wierzcho�ek plastg�ry lodowej. Innych
rzeczy nawet sobie nie wyobra�amy... Nad��acie za mn�?
Apenx kiwn�� g�ow�, w kt�rej k��bi�y si� sprzeczne my�li.
Psycholog kontynuowa�:
- A teraz sp�jrzcie na ten oto impulsowy rozpylacz.
Wiecie, do czego s�u�y?
- Rozpylacz impulsowy, typ Rp 20 Ryper, s�u�y do roz...
- Dobrze, dobrze - przerwa� psycholog. - W tym rzecz.
Wiecie te�, jak pilotuje si� bezp�at, jak zak�ada si� i
konfiguruje infohe�m. Wiecie te� wiele innych rzeczy tego
rodzaju. W�a�ciwie wiecie niemal wy��cznie rzeczy tego
rodzaju. Wi�c teraz proponuj� wam rzuci� to wszystko,
wyst�pi� z armii i naj�� si� jako krowodnik!
Oczywi�cie Apenx nie zrobi� tego, a wkr�tce zosta�
awansowany na sier�anta. �wiat wyda� mu si� od razu bardziej
uporz�dkowany i sp�jny.
POWER FLOWER
- Jestem Yan Apenx.
- Mi�o mi. Czym si� zajmujesz?
- Jestem �o�nierzem.
- �o�nierz? A co to takiego?
- Widzisz, �o�nierze to ci, z kt�rymi macie ma�o
kontaktu, bo najcz�ciej dzia�aj� poza zasiedlonymi
obszarami. I ca�e wasze szcz�cie. Jednak w�a�nie �o�nierze
broni� was, nie�wiadomych niebezpiecze�stwa.
M�czyzna u�miechn�� si� z niedowierzaniem, nie chcia�
by� jednak nieuprzejmy. W ko�cu nie wytrzyma� i zapyta�:
- Bronicie nas? W jaki spos�b?
- Tak, bronimy - odpar� Apenx, stawiaj�c na barze
opr�niony piwopoj. - A jak? No c�, najcz�ciej rozwalaj�c
co� w drobne kawa�ki.
Wiadomo, i� s� ludzie, kt�rzy nie znaj� terminu
"rozwali�". Stanowi� przewa�aj�c� wi�kszo�� spo�ecze�stwa. Z
ca�� pewno�ci� nie nale�a� do nich nikt z podopiecznych
Apenxa. Zebra� wszystkich w sali odpraw i spojrza� na nich
gro�nie.
- S�uchajcie, cyberpsiajuchy! Zanim wyl�dujemy na tym
kawa�ku ska�y, musicie wiedzie�, co i jak obr�ci� na nim w
fafu�! I co ewentualnie oszcz�dzi�! Zaraz przem�wi do was
porucznix May!
- Ba-aczno��! - doda� na koniec, bo w�a�nie sykn�y cicho
rozsuwane drzwi i dziarskim krokiem wmaszerowa�a przez nie
pani oficer.
- Spo-ocznij! - krzykn�� Apenx i �o�nierze spocz�li. W
tym czasie May zd��y�a w��czy� holo, a w jej r�ku pojawi�
si� �wietlny wska�nik.
- Naszym celem - rozpocz�a opowie�� - jest ksi�yc ABL-
17. Prowadzone s� tu nielegalne badania w oparciu o tajne,
wojskowe technologie. Zadanie: zaj�� stacj� badawcz� i
zabezpieczy� dokumentacj�. Zadania dodatkowe: uj�� personel
naukowy i zabezpieczy� stacj� i sprz�t. W przypadku
niepowodzenia zniszczy� obiekt z orbity. Spodziewamy si�
ma�ego oporu. Dzia�amy z zaskoczenia, a ochrona sk�ada si�
tylko z oko�o dwudziestu os�b, plus automaty bojowe.
L�dujemy w trzech grupach. Pierwsz� prowadz� ja, drug�
Apenx, trzeci� Groed. Wchodzimy pierwsza i trzecia tu, druga
tu, od strony l�dowiska - wska�nik b��dzi� chwil� po
kolorowych nitkach holograficznej projekcji. - Przewidziany
czas rozpocz�cia akcji 0512. Szczeg�owe dane s� ju�
przes�ane do infohe�m�w. Pytania? Nie? No to marsz do
prom�w!
I pognali. Usiedli w kokonach, przypi�li si� pasami,
�cisn�li rozpylacze i granamioty. Na infohe�my nasun�li
polaryzuj�ce os�ony. Zatrz�li si� cali i zawibrowali, gdy
piloci w��czyli silniki.
Potem trzy ogniste ptaki spada�y w kierunku powierzchni
ksi�yca. Pikowa�y przez grube warstwy zielonych chmur, a�
znalaz�y si� nad skalnym miastem pe�nym w�woz�w, bulgoc�cych
krater�w i stercz�cych kamiennych iglic.
Anio�y zemsty. Dopad�y drzemi�c� w ocienionej kotlince
ofiar�. Obsiad�y j� z trzech stron i wyplu�y sw�j
�mierciono�ny �adunek. �o�nierze wybiegli na p�yty l�dowisk,
zaj�li pozycje, wysadzili, co trzeba i wdarli si� do
�rodka.
Apenx bieg� korytarzem, w kt�rym b�yska�y alarmowe
�wiat�a. Infohe�m sygnalizowa� obecno�� przeciwnika.
Wskazywa� drog�, skanuj�c najbli�sze otoczenie. W
s�uchawkach k��bi�y si� g�osy walcz�cych. Gdzie� w p�nocnym
skrzydle obro�cy stawiali zaciek�y op�r. Byli zabici. Tutaj
nie. Panowa� wzgl�dny spok�j. Bez przeszk�d przeszli przez
stref� magazyn�w i wchodzili w�a�nie do bloku
energetycznego.
Dopadli samotnego, zdesperowanego stra�nika. Ranny,
zupe�nie nie spodziewa� si� zagro�enia z tej strony. Gdy ich
us�ysza�, by�o ju� za p�no.
- U�pi�! - krzykn�� Apenx i pobieg� dalej. Jeden z jego
podw�adnych wstrzeli� tamtemu kapsu�k�.
- Apenx! - rozleg� si� w s�uchawkach g�os porucznix May -
odetnijcie wreszcie to zasilanie!
- Robi si�! - odpowiedzia� Yan. - Dochodzimy do
dyspozytorni.
Wbiegli do wielkiego, pustego pomieszczenia kontroli.
Podeszli do mrugaj�cych zapraszaj�co konsolet sterowania.
- Kto� tu by� jeszcze przed chwil� - odezwa� si� �o�nierz
Vijck. Pochyla� si� nad terminalem, a jego palce wystukiwa�y
skomplikowane rytmy na klawiap�ycie. Holo b�yska�o rz�dami
wyrzucanych danych.
- Nie doko�czy� kasowania kod�w. Musia� nas us�ysze�.
Rozejrzeli si� wok�. Infohe�my przeskanowa�y otoczenie,
ale blisko�� reaktora niemal ca�kowicie je o�lepi�a.
- Cholerny, �le ekranowany reaktor! To karygodne
zaniedbanie - mrukn�� zafrasowany Apenx. Po chwili odezwa�
si� do Vijcka:
- Umiesz to wy��czy�? Bez kod�w? - Wzrok Apenxa b��dzi� po
ciemnych zakamarkach hali. W �lad za nim b��dzi�a lufa
rozpylacza.
- Podrzuc� mu wirusa - odpar� Vijck. - Chwil� to potrwa.
Musz� dostroi� swojego holopada do tego systemu.
- No to do roboty, klonku! - Apenx klepn�� �o�nierza w
plecy i skin�wszy na dw�ch najbli�szych, ruszy� powoli w
drugi koniec sali.
- Jest tam! - wykrzykn�� nagle kt�ry� z �o�nierzy,
wskazuj�c do g�ry. - Dw�ch!
Unie�li wzrok akurat, by zobaczy� plecy biegn�cego, zanim
skry�y si� za zakr�tem wysokiej galeryjki. Pad�y dwa
strza�y. Niecelne.
- Nie strzela�! - wrzasn�� Apenx. - Za nimi! Vijck, Maic
i Lesko, zostajecie tutaj.
Pobiegli w o�mioro. Dopadli schod�w prowadz�cych na
galeryjk�. Kratownice stopni z�owrog� symfoni� zadudni�y pod
ci�kimi buciorami. Za za�omem, za kt�rym znikn��
nieprzyjaciel, okaza�o si�, �e do przebycia maj� trzydzie�ci
metr�w zawieszonego nad pustk� pomostu. Na jego ko�cu, w
ma�ej wn�ce znajdowa�y si� ci�kie, zatrza�ni�te drzwi. Gdyby
kto� chcia� si� tam zaczai�, mieliby powa�ne k�opoty.
Zawahali si�.
- Naprz�d! - rykn�� Apenx i pierwszy ruszy� w stron�
gro�nie milcz�cego wej�cia. A chocia� gna� na z�amanie
karku, cel zdawa� si� zbli�a� bardzo, bardzo powoli.
Drzwi nie drgn�y do momentu, w kt�rym sami je otworzyli.
Co za nimi? Wed�ug tabliczki informacyjnej - "strefa
laboratoryjna". A w rzeczywisto�ci - jatka. Po przej�ciu
kilku korytarzy wpadli do wielkiej, jasno o�wietlonej hali
przeznaczonej na eksperymentalne uprawy. Zag��bili si� w
g�szcz dziwnych ro�lin si�gaj�cych do wysoko�ci bark�w. Szli
schyleni, bowiem obudzone, cho� nie ca�kiem jeszcze
przytomne, infohe�my sygnalizowa�y zagro�enie. Wtedy
zaatakowa�y bojowe automaty. Kilka z nich zaczai�o si� na
wysokim gzymsie i stamt�d od razu zastrzeli�o dw�ch ludzi.
Reszta ruszy�a tyralier�, niczym cyberpsy tropi�ce
zwierzyn�. Apenx i jego �o�nierze zrozumieli, �e wpadli w
pu�apk�. Ci, kt�rzy jeszcze przed chwil� uciekali, teraz
czaili si� w pobli�u wydaj�c polecenia z�owrogim maszynom.
A te reagowa�y na ruch. Rozpocz�y si� �miertelne
podchody trwaj�ce wiele nieko�cz�cych si� minut.
Najstraszniejszych minut w �yciu Apenxa. J�ki. Cisza.
Krzyk, b�ysk, kr�tka seria i znowu cisza. Pr�bowa� powoli
przesuwa� si� w stron� kt�rego� w trzech wyj��. Nie chcia�
pokonywa� jednorazowo zbyt du�ego dystansu, aby nie da� si�
namierzy�. Automaty skutecznie zak��ca�y skan-wi�zk�
infohe�mu, wi�c nie zna� ich pozycji. Po drodze min��
zw�glone cia�o jednego z towarzyszy. Obok rozbity
automat. Wiedzia�, �e jest jeszcze kilka wrak�w, a miejsca
ich spoczynku znaczy�y unosz�ce si� w g�r� smu�ki dymu. Nie
mia� jednak odwagi, by podnie�� g�ow� ponad powierzchni�
pola.
Nawo�ywania przez radio. Znowu strza�y, j�ki. W ko�cu
jego infohe�m zlokalizowa� czterech pozosta�ych przy �yciu.
Apenx us�ysza� trzask �amanych �odyg i pu�ci� w tym kierunku
seri�, rozbijaj�c kolejnego robota.
"G�upia, �lepa bestia" - pomy�la� z satysfakcj�,
ogl�daj�c dzie�o zniszczenia. Nagle zgas�o �wiat�o. To
Vijck wy��czy� w ko�cu zasilanie. Infohe�my w jednej chwili
odzyska�y wszystkie swoje elektroniczne zmys�y daj�c pe�ny
obraz sytuacji. Jednocze�nie na lini� w��czy�a si� porucznix
May.
- Skrzyd�o p�nocne zabezpieczone. Ko�cz t� robot� i
zwijamy si�!
- W�a�nie ko�cz�! - rykn�� Apenx i poderwa� ludzi do
desperackiego ataku. Hala wype�ni�a si� kanonad� i
�oskotem. Gdy wreszcie zapali�o si� awaryjne o�wietlenie,
okaza�o si�, �e zosta�o ich tylko trzech, czujnie
rozgl�daj�cych si� z dymi�c� broni� w d�oniach. Byli sami.
Pobojowisko. Walka rozegra�a si� na polu, jak w
opowie�ciach o wojnach toczonych niegdy� nami�tnie na Matce
Ziemi. Poletko by�o jednak troch� inne. Dok�adniej
przyjrzeli si� wytworom nielegalnych eksperyment�w, za
kt�rych zdobycie przysz�o im zap�aci� �yciem koleg�w. Czy to
by�y ro�liny? Rosn�ce sobie tu, za reaktorem, niby za
wielkim opieku�czym piecem?
- �ciervol...- wyszepta� Apenx, patrz�c z nienawi�ci� na
chore twory. W�a�ciwie nie mia�y �odyg. Ich funkcj�
spe�nia�y rury z tworzywa, wbite g��boko w b�otnist� gleb�.
Te niby-�odygi wyposa�one by�y w stawy, przypominaj�ce
owadzie i pozwalaj�ce odpowiednio ustawi� g�rn� cz�� -
obrzydliwy kwiat. Tworzy�y go rozpi�te na plastykowej
siatce k��bowiska bladoszarych p�cherzy. Z daleka
przypomina�y s�oneczniki. Jednak z bliska - p�atki
sztuczne, za� �rodek... "Grzyb" by�by zbyt �agodnym
okre�leniem. Ka�dy z p�cherzy by� innej wielko�ci.
Najmniejsze - najm�odsze - ros�y wok� ukwia�owatego otworu.
Ten paskudnie rozchyla� si�, �api�c drobiny aerozolu, kt�ry
jaki� czas temu rozpyla� pocz�y nieuszkodzone spryskiwacze.
P�cherze za�, im bli�ej znajdowa�y si� kraw�dzi kolonii, tym
by�y wi�ksze. Rozrasta�y si� jednak tylko te najsilniejsze.
Puch�y, pcha�y si� do �yciodajnego ciep�a, a im wi�cej go
mia�y, tym bardziej mog�y rosn�� i zabiera� ciep�o innym.
Pozosta�e za�, zgniecione, zeschni�te gni�y wewn�trz
plastykowego kielicha, a� zmienia�y si� w wype�niaj�c� jego
dno po�ywk�. Selekcja odbywa�a si� tu na najni�szym poziomie
- w obr�bie jednego organizmu. Te jego sk�adowe, kt�re
przetrwa�y, by�y rozd�te i dorodne, niezaprzeczalnie
posiada�y wielkie warto�ci od�ywcze i energetyczne.
Wydziela�y ledwie wyczuwalny, md�y zapach, kt�ry miesza� si�
ze s�odk� woni� zgnilizny. Kt� za� pozna ich smak? Mo�e
by�y farmaceutykiem? Mo�e trucizn�? Jeszcze czym� innym? A
mo�e pe�ni�y rol�, kt�rej nikt przy zdrowych zmys�ach nie
przeznaczy�by kwiatom. Kwiatom?
- �ciervol...- powt�rzy� Apenx i odbezpieczy� zbiornik z
zapalaj�cym sprayem. Jego towarzysze uczynili podobnie i po
chwili ca�y chory ogr�d k�pa� si� w p�omieniach. P�cherze
p�ka�y z g�o�nymi mla�ni�ciami, rozchlapuj�c na wszystkie
strony rozgrzan� zawarto��. �odygi gi�y si� i �ama�y w
stawach. Po chwili w��czy�a si� instalacja przeciwpo�arowa,
ale nic ju� nie mog�o uratowa� p�on�cej uprawy. Wci�gn�li
ostatniego zabitego do korytarza i zatrzasn�li za sob�
pancerne drzwi. Otoczy� ich oczyszczaj�cy ch��d.
- Porucznixie! - powiedzia� Apenx w��czaj�c komunikator.
- Sko�czyli�my!
Zadanie wykonano. Baza zosta�a zdobyta. Niekt�rzy byli
martwi, inni nie. Apenx lepki od aerozolu, krwi i
spalenizny, czu� si� szcz�liwy, �e tym razem si� uda�o.
Nade wszystko za� dokumentacja by�a zabezpieczona. Nic wi�c
nie sta�o na drodze ku �wietlanej przysz�o�ci.
THE MUSIC OF POWER FLOWER
By�o to kolejne jesienne popo�udnie, kt�re Apenx sp�dza�
na wysokim, barowym sto�ku. Przez wszystkie tygodnie i
miesi�ce sto�ek ten zd��y� ju� chyba przyj�� kszta�t
negatywu Apenxowego siedzenia. �okie� naszego bohatera
spoczywa� w wy��obionym przeze� do�ku w blacie kontuaru, za�
wzrok b��dzi� po mrugaj�cych reklamach piwa. Tych samych od
wielu dziesi�cioleci. W barowaniu Apenx sta� si� prawdziwym
mistrzem, uczyni� je swym podstawowym zaj�ciem w czasie
wolnym od s�u�by.
W barze by�o prawie pusto. Zapewne ze wzgl�du na paskudn�
pogod� nikomu nie chcia�o si� wychodzi� na Zewn�trz. Bar
urz�dzono bowiem na star� mod��; znajdowa� si� na
powierzchni w otoczeniu zabytkowych drapaczy chmur, kt�re
pami�ta�y jeszcze czasy pierwszych kolonizator�w. W tym
chyba tkwi� ca�y jego niedost�pny urok. W ka�dym razie tego
popo�udnia siedzia�o tu tylko kilku starych bywalc�w. Apenx
nie mia� ju� o czym z nimi rozmawia�, a nie przyja�ni� si�
wystarczaj�co blisko, by rozmawia� o niczym.
Wyj�tkiem by� barman Franzc, niestety akurat zaj�ty
nalewaniem drink�w na drugim ko�cu baru.
Dlatego osobnika, kt�ry wszed� nagle i zdejmowa� mokry
p�aszczak, Apenx natychmiast namierzy� i sklasyfikowa� jako
potencjaln� ofiar� swej chwilowej samotno�ci. Samotno��
barowa nale�y do najgorszych! Tamten za�, niczego nie
podejrzewaj�c, podszed� do kontuaru i usiad� kilka sto�k�w
od Apenxa. Wystarczaj�co jednak blisko, by mo�na go by�o
zagadn��. Apenx taktycznie nie uczyni� tego od razu, przez
chwil� przygl�da� si� go�ciowi. Nigdy go tu przedtem nie
widzia�. W og�le przybysz r�ni� si� nieco od ludzi
zazwyczaj przychodz�cych w to miejsce.
Sier�antem nie zostaje osoba bez inicjatywy. Apenx po
dok�adnym wzrokowym zbadaniu osobnika wykorzysta� t� sw�
cech� i zaatakowa�:
- Musisz by�, kolego, z daleka. Na pewno nietutejszy.
Matka-Ziemia? Ariola?
Tamten popatrzy� badawczo. Jego d�o� trzymaj�ca smokorost
nie przerywa�a powolnego ruchu w kierunku ust. W g��bokim
spojrzeniu da�o si� zauwa�y� zm�czenie, ale i ognik ambicji.
I inteligencj�. Pewno by� zdolny. W�druj�cy artysta,
pomy�la� Apenx. Ciekawe, kt�ra z trzystu jedenastu muz by�a
jego?
- Z Bailee - rzuci� w ko�cu obcy, zapalaj�c u�ywk�.
- Ho, ho! - odpar� Apenx szczerze zdziwiony. - Kawa�
drogi! Co s�ycha� na Wysokiej Peryferii?
- Nie wiem. Dawno nie by�em.
- Apenx - wyci�gn�� r�k� i przesiad� si� na bli�szy
sto�ek.
- M�w mi Zeb - powiedzia� nieznajomy po chwili wahania.
Po kilku piwach Apenx wiedzia� o rozm�wcy tyle, ile
wypada wiedzie� o towarzyszu z baru. A �e Zeb z Bailee
kiepsko znosi� alkohol, wywnioskowa� i� d�u�szy czas musia�
przebywa� z dala od bar�w.
Przerwali konwersacj�. Obaj zdawali si� ws�uchiwa� w
d�wi�ki leniwie unosz�ce si� pod sufitem. Apenx domy�la� si�,
�e s� muzyk�. Niewiele zna� miejsc, gdzie mo�na si� z ni�
spotka�. Podobno jedynie elita potrafi j� zrozumie� i
doceni�.
- Wiesz, co to jest? - zapyta�.
- Pewno uwa�asz to za muzyk� - odpar� Zeb z szerokim
u�miechem. - Ale to nie jest prawdziwa muzyka...
Po chwili doda�:
- Dane mi by�o s�ucha� i pr�bowa� tworzenia rzeczy
niesamowitych. Przy nich to - pokaza� do g�ry, cho� nie
mo�na by�o okre�li� dok�adnie, sk�d d�wi�ki wyp�ywa�y - to
co� jest tylko �a�osnym miauczeniem.
Popad� w zadum�, za� Apenx przydzieli� sobie w my�lach
punkt za trafn� ocen�. Zna� si� na ludziach. Nie rozumia�
wprawdzie muzyki, ale te tajemnicze s�owa zaintrygowa�y go.
Postanowi� dowiedzie� si� wi�cej.
- Na og� nie chwal� si� nikomu swoimi prze�yciami -
powiedzia� muzyk, uprzedzaj�c Apenxowy zamiar poci�gni�cia
go za j�zyk tak, by si�ga� a� do Strangeholes. Po chwili
jednak sam zacz��:
- Lecia�em kiedy� starym liniowcem. Tak starym, �e ze
wzgl�du na ryzyko cena biletu by�a �miesznie niska. -
U�miechn�� si�. - Oczywi�cie nast�pi�a awaria i rdze�
nap�dowy rozpad� si�. Akurat na najstraszniejszym pustkowiu,
daleko na frontierze. Cz�� ludzi uratowa�a si�. Nie by�em
jedynym szcz�liwcem, chocia� w tej kapsule, kt�rej w
ostatniej chwili dopad�em, okaza�em si� jedynym pasa�erem.
Dryfowa�em wiele dni, a� w ko�cu wp�yn��em na obszar
nieznanego uk�adu planetarnego. Komputer kapsu�y rzuci�
mnie na jeden z czterech glob�w, najbardziej odpowiadaj�cy
typowi ziemskiemu. Jeszcze zanim wyl�dowa�em, Sup-kom
kapsu�y odebra� sygna� potwierdzenia od patroluj�cej
jednostki ratunkowej. Nareszcie, chocia� wiedzia�em, �e i
tak niepr�dko zdo�aj� do mnie dotrze�. Systemy kapsu�y by�y
powa�nie uszkodzone, a poza ni� r�wnie dobrze m�g�bym nie
prze�y� pi�ciu minut.
Cz�� obaw spe�ni�a si�. Ratunek nie nadchodzi� przez
wiele dni. Mieli k�opoty z dok�adnym zlokalizowaniem mnie.
Musia�em wyj�� na zewn�trz. Powietrze w kapsule sta�o si�
niezdatne do oddychania, a woda... Sam wiesz. Dzie�, w
kt�rym zdecydowa�em si� opu�ci� moj� zat�ch�� nor�, nale�a�
do najstraszniejszych w �yciu. Wprawdzie komputer informowa�
o obecno�ci atmosfery umo�liwiaj�cej oddychanie i o braku
rozpoznanych substancji toksycznych, ale tylko tych znanych.
Na p� uduszony bi�em si� z my�lami, siedzia�em w kapsule
wiele godzin i trz�s�c si� ze strachu obserwowa�em przez
kamery pusty, g�rzysty krajobraz, zastanawiaj�c si�, czy ten
�wiat da mi schronienie, czy te� zabije mnie.
W ko�cu otworzy�em �luzy i po chwili wci�gn��em do p�uc
�yk Nieznanego. �y�em do�� d�ugo, by wzi�� jeszcze jeden, po
nim nast�pny i nast�pny. Rozlu�ni�em si� nieco. Wraz ze
�wie�ym powietrzem do wn�trza kapsu�y ws�cza� si� zacz�y
g�osy tego �wiata. Gdy pos�ucha�em ich uwa�niej, co� mnie w
nich tkn�o, tak �e niemal zahipnotyzowany, zapomniawszy o
strachu, wyszed�em powoli na zewn�trz. By� w tych d�wi�kach
cichy rytm. Subtelny, wybijany odg�osami spadaj�cych
skalnych od�am�w, gdzie� daleko. Potem przysz�a melodia.
Dzie� z najstraszniejszego sta� si� najpi�kniejszy. Wyobra�
sobie, �e traktujesz ca�� planet� jako instrument. Gromy
przetaczaj� si� na twoje skinienie, pulsuj� basowo, podczas
gdy porywisty wiatr �wiszcze w g��bokich w�wozach i wyje
przera�liwie dzikim wirem, spadaj�c w g��b kamienistych
rozpadlin. Deszcz szumi w tle, to narastaj�c, to s�abn�c,
wy�ej, ni�ej. By�y tam jeszcze inne d�wi�ki. Szum morza.
Wybuchy gazowych wulkan�w. Muzyka trwa�a przez wiele dni,
staj�c si� powoli coraz g�o�niejsz�. Trafi�em na sam
pocz�tek wielkiej planetarnej symfonii. Nie mia�em co do
tego w�tpliwo�ci, bowiem muzyka, chocia� obca, nieludzka,
brzmia�a zbyt wyra�nie, by mog�a by� jedynie przypadkowym,
chaotycznym echem przyrody. Nie by�o w niej chaosu.
Ws�uchiwa�em si� w ni� ca�ymi godzinami i nauczy�em si�
rozumie� jej zawi�e harmonie i rytmy. Wszystko wok� zdawa�o
si� by� jej podporz�dkowane. Ziemia pod stopami wibrowa�a
zgodnie z ni�, tak samo jak zgodnie z ni� szumia�o �r�de�ko,
kt�re znalaz�em opodal. Uratowa�o mi �ycie, chocia� i tak
nie ba�em si� ju� �mierci, bo by�em jak w transie. Ka�da
cz�� mojego cia�a zdawa�a si� poddawa� muzyce. Czu�em
dziwn� jedno�� nawet z otaczaj�cymi mnie nielicznymi
miejscowymi ro�linami i zwierz�tami. Stanowili�my wszyscy
cz�� dzie�a. A potem Ich zobaczy�em. To znaczy jednego z
nich. Niezwyk�� istot� w poje�dzie sun�cym nisko nad
powierzchni� ziemi, ci�gn�c� za sob� �wietlist� kul�
Talentu. Wybra� ten skrawek kontynentu na parti� solow�,
podobnie jak jego towarzysze w innych cz�ciach globu,
pozostaj�c jednak ca�y czas w granicach przewodniego tematu.
Lecia� przed siebie, graj�c na wszystkim, co napotka�. Ka�da
struktura geologiczna, ka�de meteorologiczne zjawisko,
kt�rego tkn��, stawa�o mu si� pos�uszne; ka�de wydaj�c inny,
niepowtarzalny d�wi�k, na jedno skinienie zajmuj�c
odpowiednie miejsce w lej�cym si� bezustannie strumieniu
improwizacji. Istota spojrza�a na mnie, po czym polecia�a
dalej, jakbym nie istnia�. Mimo to poczu�em si� szcz�liwy,
bowiem zrozumia�em, �e jestem jedynym, przypadkowym
s�uchaczem, chocia� ta symfonia nie by�a stworzona dla
nikogo poza ni� sam�.
Gdy odnalaz�a mnie ekipa ratunkowa, muzyka ju� milk�a.
Straszliwym dysonansem wdar� si� w ni� ryk silnik�w
l�downika. �aden z ratownik�w nie wy�owi� jej spo�r�d
naturalnych odg�os�w planety. Ja za� nie m�wi�em nic. Pono�
potulnego zaprowadzono mnie do statku i odlecieli�my do
kliniki na Suesse, gdzie jeszcze przez wiele tygodni nie
mog�em odzyska� kontaktu z rzeczywisto�ci�. Nie postrada�em
jednak zmys��w. Wydobrza�em. Po paru latach za� uda�o mi
si� kupi� w�asny, ma�y prom i wr�ci�em w to miejsce. Wci��
tam byli i przyj�li mnie. Stanowi�em dla nich swoist�
ciekawostk�. My�l�, �e troch� ich bawi�em. Pewnie dlatego
zdecydowali si� przekaza� mi cz�stk� swych umiej�tno�ci,
kt�r� potrafi�em zrozumie�.
S� duzi. Znacznie pot�niejsi od nas. I znacznie starsi.
Potrafi� te� niepor�wnanie mocniej odczuwa� i prze�ywa�
muzyk�. Dopiero p�niej u�wiadomi�em sobie, �e to, co
s�ysza�em, by�o zaledwie fragmentem tego, co naprawd�
tworz�, cho�by dlatego, �e moje ludzkie ucho odbiera�o
niewielki zakres ich dzie�a. Poj�cie "s�uchu absolutnego"
nabiera przy nich nowego znaczenia... To rasa prawdziwych
artyst�w. Z urodzenia. Dlatego rozumieli moje t�sknoty i
pozwolili mi przebywa� w�r�d siebie. Podobnie jak ja,
w�druj� przez kosmos, ci�gn�c za sob� baga� wyp�ywaj�cych z
g��bi jestestwa melodii. Oni jednak odwiedzaj� tylko
nie zamieszkane planety i graj� wy��cznie dla w�asnej
satysfakcji. �wiat, kt�ry wybior�, staje si� ich domem na
wiele stuleci, dop�ki nie znudz� im si� jego g�osy. Jest ich
niewielu, dlatego nie kolonizuj� planet, zak�adaj� jedynie
konieczne do przetrwania instalacje. To w�a�nie one s�
�r�d�em mocy pozwalaj�cej im dyrygowa� przyrod�. Dysponuj�
naprawd� niesamowit� technologi�. Jednak wielk� cz��
energii czerpi� te� z innego �r�d�a, z tego, co chc�c mi to
jak najpro�ciej opisa�, okre�lili jako "talent". Nie jest to
jednak definicja. Nie ma w naszym j�zyku s�owa, kt�re by�oby
tu odpowiednie, cho�by w przybli�eniu. Ich "talent" to
czysta, rzeczywista tw�rcza moc, kt�ra p�ynie z ich wn�trza,
a kt�r� rozwijali przez milenia. Jest tak wielka, �e potrafi
si� wizualizowa�, przybiera� widzialn� dla nas form�.
Wygl�da wtedy jak ma�e s�o�ce... Bardzo bym chcia� jeszcze
kiedy� us�ysze�, jak graj�.
Tu zamilk�, jakby zawstydzony, �e tak si� otworzy� przed
obcym. Apenx te� przez chwil� nic nie m�wi�, tylko siedzia�
zadumany.
- Pi�kna opowie�� - powiedzia� w ko�cu, szczerze
poruszony, chocia� nie do ko�ca pewny, czy wierzy obcemu,
czy nie.
- Opowie��? - Zeb popatrzy� na niego z tajemniczym
u�miechem. - Tak, opowie��. Ale prawdziwa. Przywioz�em ze
sob� pewn� cz�stk� ich wiedzy i zamierzam obdarowa� ni�
ludzi. Chc� ich uczyni� tak szcz�liwymi, jak ja si�
poczu�em.
- Obawiam si�, �e nikt nie b�dzie chcia� ci� s�ucha�. Ja
owszem, lecz w barze panuj� inne prawa ni� tam, za drzwiami.
My�l�, �e nikt ci nie uwierzy. Nie b�dziesz traktowany
serio. Znasz ludzi...
Przybysz niespodziewanie si� obruszy�. Chyba
wytrze�wia�, bowiem schowa� si� ponownie pod pancerzem
prywatno�ci, rzucaj�c nieprzyjazne spojrzenie. Apenx
zrozumia�, �e by� �wiadkiem chwili s�abo�ci cz�owieka, kt�ry
teraz wyczuwa� w nim zagro�enie.
- Znam ludzi - powiedzia� Zeb, podnosz�c si� z miejsca. -
Wiem o nich par� rzeczy, kt�rych sami sobie nie
u�wiadamiaj�. Mylisz si� twierdz�c, �e nie b�d� mnie
s�ucha�. Bardzo si� mylisz.
Za�o�y� p�aszczak i wyszed�. Apenx zobaczy�, �e w barze
nie ma ju� �adnych go�ci. Przez otch�anie ciszy dryfowa�a
cicha melodia z niewidocznych g�o�nik�w.
Kilka dni po tym spotkaniu, gdy Apenx wr�ci� ju� do
swojej jednostki, niespodziewanie noc� rozjazgota�y si�
dzwonki i syreny. Postawiono ich w stan pogotowia, wyrywaj�c
z ciep�ych otch�ani snu. Gdy wbiegli do sali odpraw,
rojenia, �e mo�e to tylko pr�bny alarm, rozwia�y si�. Na ca�ej
planecie wybuch�a prawdziwa panika spowodowana
nie wyja�nionym, niesamowitym zjawiskiem. Najpierw wysiad�o
zasilanie wszystkich trzech aglomeracji. Zupe�nie jakby co�
wyssa�o z sieci ca�� energi�, chocia� nie by�o na tym globie
�adnego urz�dzenia, kt�re zu�ywa�oby cho�by dziesi�t� cz��
jej zasob�w. Potem przyszed� z�owieszczy
pomruk i powoli pocz�� przeradza� si� w coraz silniejsze
fale d�wi�k�w. Zdawa�y si� p�yn�� zewsz�d i znik�d. Otacza�y
ze wszystkich stron coraz bardziej przera�onych ludzi, a ci
zaczynaj�c odchodzi� od zmys��w, kr�cili si� w k�ko,
pr�bowali uciec poza zasi�g przyt�aczaj�cego fenomenu. Nie
by�o ucieczki. Nawet tutaj, w najg��bszym bunkrze, chocia�
pocz�tkowo nie zdawali sobie z tego sprawy, �o�nierze
odczuwali niepokoj�ce wibracje. Nie panikowali jednak. To
oni mieli opanowa� panik�. Przej�� kontrol� nad strumieniem
przera�onych ludzkich istnie�, kt�re zacz�y umyka� z
planety, czymkolwiek si� da�o, powoduj�c katastrofy na
niskich orbitach. Tysi�ce szturmowa�y bramy lotnisk i
kosmoport�w, t�umy �ciera�y si� na ulicach, tratuj�c
nawzajem. Ju� w tej chwili by�a to najwi�ksza katastrofa w
historii tego uk�adu planetarnego.
Nic nie by�o w stanie przem�wi� do oszala�ych ze strachu
gromad. W dodatku w�adze nie mia�y ludziom nic do
powiedzenia. Nat�enie histerii ros�o, nawet
perswazja uzbrojonych oddzia��w nie by�a skuteczna.
Lecz Apenx ju� wiedzia�. Lecia� promem ze swymi lud�mi i
usilnie wypatrywa� celu. Nie stanowili przecie� zwyk�ej
jednostki liniowej. Byli szturmowcami, wyznaczono ich do
patrolowania kontynentu i niszczenia ewentualnych �r�de�
zagro�enia. Ich rozpylacze mia�y s�u�y� nie do popychania
ludzkich stad, ale do obr�cenia w fafu� tego, co przera�a�o
i powodowa�o zam�t.
Efekt psychologiczny by� straszny. Wi�kszo�ci mieszka�c�w
planety d�wi�ki jawi�y si� jako co� nienaturalnego i
gro�nego. Chocia� stanowili spo�ecze�stwo, kt�re wobec
ka�dej nowo�ci przechodzi oboj�tnie, traktuj�c jej
pojawienie si� jako norm�, teraz przerazili si�! Dlaczego?
Czy�by obudzi�y si� w nich skrywane t�sknoty i pragnienia,
kt�rych odkrycie razi�o ich niczym grom? Uciekali, gdy�
u�wiadamiali sobie jak�� strat�, wewn�trzn� pustk�, o kt�rej
zapomnieli, a kt�ra pojawi�a si� znowu i zabola�a?
Apenx duma� nad tym w kabinie ze s�uchawkami na uszach,
ws�uchuj�c si� w niesamowity utw�r. Muzyka robi�a wra�enie.
By�a zapewne szata�ska. Szalona i - wed�ug ludzkich miar -
bliska doskona�o�ci. Ju� sam ten fakt przera�a�. Muzyka
ca�kowicie odmienna od tej, kt�r� wyszpera� mo�na w
sterylnych otch�aniach molekularnych bibliotek. Zdawa�a si�
bardziej pierwotna i przez to mo�e bardziej ludzka? Czy to
w�a�nie by�o w niej najbardziej zatrwa�aj�ce? �wiadectwo,
jak daleko cz�owiek odszed� od siebie samego?
"Nie�le" - pomy�la� Apenx �ci�gaj�c s�uchawki. "Ale nie
do�� dobrze jak na mesjasza. Ach, ci mesjasze. Wszyscy ko�cz�
podobnie, niech ich..."
Okaza�o si�, �e straty moralne to jeszcze nie wszystko.
Jedyny, ma�y i niestabilny geologicznie kontynent planety
te� nie wytrzyma� szoku. Liczne na nim aktywne sejsmicznie
obszary teraz rozbudzi�y si� i sia� zacz�y nowym typem
zniszczenia. Apenx widzia� z wysoko�ci pojazdu rozwieraj�ce
si� z g�uchym �oskotem szczeliny w ziemi - �r�d�a
nieprzewidzianych fa�sz�w.
- Partacz - skomentowa� pod nosem. Nabra� ochoty, by
porz�dnie skl�� owego artyst�, lecz nie zd��y�. Rozwa�ania
przerwa� mu koordynator Mirca podp�ywaj�c na
przeciwprzeci��eniowym fotelu.
- Co jest? - spyta� Apenx, odwracaj�c si� w jego stron�.
Mirca zapali� holo przedstawiaj�ce powierzchni� globu.
- Prosz� spojrze� na to - powiedzia� tonem
wyja�nienia. - Te czerwone plamki to ogniska, z kt�rych
rozchodz� si� wibracje. Jest ich pi�tna�cie rozmieszczonych
r�wnomiernie na ca�ym kontynencie oraz dodatkowo dwie na
Po�udniowym Archipelagu. Wszystkie powoli przemieszczaj� si�
w r�nych kierunkach.
- To ju� co�, Mirca. - Apenx w zamy�leniu drapa� si� w
podbr�dek. - Czemu jednak Dow�dztwo nie namierzy�o ich od
razu i nie wys�a�o tam ludzi?
- Ja te� nie znalaz�em ich od razu. S� sprytnie
wkomponowane w d�wi�kowe t�o. �adne filtry nie mog�y ich
wy�uska�...
Apenx spojrza� pytaj�co. Mirca niespeszony przebieg�
palcami po terminalu.
- To mi pomog�o - powiedzia� z u�miechem. - Znalaz�em to
w GalacNecie. Program edukacyjny "Muzyka wielu wymiar�w, jak
s�ucha� rozumie� i komponowa�". To straszny zabytex. U�ywano
go jeszcze w czasach powszechnej edukacji. W ka�dym razie
pozwoli� mi wy�owi� poszczeg�lne, hm... instrumenty.
- Co nam to daje?
- Moment. To nie wszystko. Ogniska obejmuj� do�� du�e
obszary. A ich �rodek nie da� si� dok�adnie wyznaczy�. Ze
zdj�� satelitarnych - tu wy�wietli� je nad hologramem -
wida�, �e s� to r�ne typy krajobrazu, bardziej lub mniej
zurbanizowane, ale nigdy dzikie. Poleci�em komputerowi, by
przeanalizowa� zar�wno zdj�cia, jak i dane tych obszar�w z
CentInfoBanku i znalaz� elementy wsp�lne. Oto, co si�
okaza�o, wsz�dzie w ogniskach znajduj� si� mobfarmy. Niby
nic niezwyk�ego, jednak tempo przemieszczania si� ognisk
odpowiada �redniej roboczej pr�dko�ci mobilnej stacji rolno-
produkcyjnej, czyli jakie� 5 milijednostek velocytno�ci...
Czy nie powinni�my powiadomi� Dow�dztwa?
- Nie. Podj�cie odpowiedniej decyzji zajmie im zbyt du�o
czasu.
- Tyle samo czasu zajmie nam neutralizowanie wszystkich
farm po kolei.
- Musimy znale�� tylko t� jedn�. Nasz przeciwnik jest
sam... Do kogo nale�� farmy?
Mirca powt�rzy� to pytanie komputerowi, a ten grzebn�wszy
w przepastnych zasobach planetarnych danych wnet pospieszy�
z odpowiedzi�. Mirca przeczyta�.
- Wszystkie nale�� do sp�ki F-Ind Brracae. Wszystkie
zakupione zosta�y niedawno, najdalej trzy tygodnie temu. I
wszystkie nale�� do klasy M-12, u�ywane, pochodz� z r�nych
�r�de�.
Apenx s�ucha� jednym uchem, na drugie ponownie
naci�gn�� s�uchawk�. Po chwili zapyta�:
- Gdzie wed�ug ciebie znajduje si� nasz Maestro? Jak�
parti� wybra�? Przecie� nie mo�e gra� r�wnocze�nie na
wszystkich instrumentach...
- Mo�e, jak to si� m�wi - degerowa�... Nie! Dyrygowa�.
Mo�e stoi gdzie� z boku, nies�yszalny.
- Aha! - podchwyci� Apenx. - Sprawd�my, czy sp�ka
Brracae posiada inne obiekty na tej planecie.
- To informacje poufne... Ci�ko mi do nich dotrze�.
Chocia�... O ju�! - Mirca znowu u�miechn�� si� z dum�. -
Oczywi�cie jest jeszcze jedna farma M-12. Jednak jej
lokalizacja jest nieznana. Brak �lad�w. Obawiam si�, �e
jednak Dow�dztwo b�dzie musia�o zniszczy� cele z orbity.
- Maj� strzela� do cywil�w? Przecie� nie wiadomo, kto
jest w pobli�u. Dajmy naszemu przeciwnikowi jeszcze chwil�.
Czy my�lisz, �e jest pr�ny?
- Nie rozumiem.
- Pos�uchaj.
Obaj w�o�yli s�uchawki. Symfonia rozwin�a si� ju� i
wiele wskazywa�o, �e zmierza w kierunku szalonego apogeum.
- Czy my�lisz, �e odm�wi sobie przyjemno�ci osobistego
odegrania partii solowej? - zapyta� Apenx. - Zobaczmy.
I zobaczyli. A tak�e us�yszeli, gdy tylko to do nich
dotar�o. Apenx rzuci� szybki rozkaz i prom wykonawszy
pi�kny, p�ynny zwrot pomkn�� w kierunku tego, co na
hologramie Mircy objawi�o si� jako osiemnasta czerwona
plamka.
- Maestro, przybywamy! - krzykn�� Apenx, uaktywniaj�c
terminal uzbrojenia.
- S�por�g 4! - za�piewa� komunikator. - Dlaczego
wychodzicie z korytarza patrolowego? Poda� przyczyny!
- Mamy awari�.. h�.. systemu nawigacyjnego! - Mirca
dobrze zna� swoje zadania. Nim kontrola lot�w zd��y�a
odpowiedzie�, doda�:
- Chyba. Bo kontrolery nie wykazuj� �adnych uszkodze�.
Dlatego nie macie odczytu. A nam siadaj� po kolei wszystkie
systemy... Co? Centrala! Nie s�ysz� was! Nie s�ysz� w...
Tu Mirca zaserwowa� przygotowan� specjalnie na takie
okazje wi�zank� zak��ce� i przerwa�. Jednocze�nie od��czy�
od sieci komputer pok�adowy, �eby uniemo�liwi� kontroli
wtargni�cie do jego pami�ci i odkrycie podst�pu.
Przynajmniej chwilowe, tylko �eby zyska� kilka cennych
minut. Tyle wystarcza�o.
Kiedy dolecieli na miejsce, okaza�o si�, �e przeciwnik w
grze o planet� by� przygotowany na podobne nieprzyjemno�ci.
Wezwania do poddania nie przynosi�y rezultat�w. Gdy po
wyl�dowaniu spr�bowali wkroczy� na teren farmy, ostrzela�y
ich automaty bojowe. Ca�a chmara ruszy�a bez os�ony, niczym
oszala�e, ranne zwierz�ta, nie dbaj�c o to, �e jest to ich
ostatnia szar�a.
- Dajcie nam os�on�! - wrzasn�� w komunikator Apenx.
Prom leniwie unosi� si� nad farm�, pojedynczymi strza�ami
rozbijaj�c samob�jcze maszyny. Te wci�� naciera�y,
niezra�one widokiem pogi�tych korpus�w poprzednik�w.
Apenx w�ciekle przynagla� pilot�w.
- Rozwalcie te puszki! Wsz�dzie ich pe�no!
- Nie mo�emy u�y� ci�kiego uzbrojenia. Jeste�cie za
blisko. W�a�ciwie w samym �rodku stada. - G�os Mircy by� jak
zwykle spokojny. Apenxa wprawi�o to w jeszcze wi�ksz� z�o��.
- Aaaargh! - krzykn��, odbezpieczaj�c rozpylacz. - Za mn�
klonki regenerowane! Poka�emy temu bydlaxowi prawdziw�
sztuk�!
Wybieg� zza rogu i w�adowa� seri� w najbli�szy automat.
�o�nierze wysypali si� tu� za nim.
- Tak si� gra, Maestro! C� za staccato! - rycza� biegn�c
w kierunku centralnych zabudowa� platformy. - My tutaj mamy
w�asn� muzyk�, gran� od pokole� i niemniej niszczycielsk�!
Nie potrzebujemy twojej!
Wtedy zza jednego z silos�w da� si� s�ysze� szum silnik�w
i w chwil� potem zobaczyli mkn�cy w g�r� kszta�t ma�ego
pojazdu. Mistrz ucieka�, zostawiaj�c muzyk�w i instrumenty.
Je�li za� zabiera� ze sob� sw�j Talent, musia� on by� bardzo
ma�y, bo wcale go nie by�o wida�. Ostatnim d�wi�kiem
cichn�cej symfonii by�a eksplozja budynk�w farmy. Arty�ci
wszak zawsze zazdro�nie strzeg� swoich sekret�w.
Tak ko�czy si� ostatnia cz�� trylogii o Yanie Apenxie,
gwiezdnym knechcie o filozoficznych ci�gotach. Znowu
zwyci�y�, chocia� ilekro� tak si� dzieje, on zawsze
zastanawia si�, co mu to w�a�ciwie da�o. Oczywi�cie, poza
awansem i orderem, kt�ry tym razem dostanie - jak m�wi - "za
niszczenie d�br kultury".
W ostatnich scenach widzimy go stoj�cego w�r�d zgliszczy,
z dymi�cym rozpylaczem w r�ce. Patrzy w g�r�, gdzie znika w
przestworzach jeszcze jedna tragiczna posta�, tak ma�o per
saldo wa�na w skali kosmicznej. Apenx za� stoi twardo na
uspokajaj�cym si� gruncie i salutuje, m�wi�c w my�lach:
"Id� gra� gdzie indziej. Masz talent, chocia� pewnie
mie�cisz go w kieszeni. Masz talent, ale, powiedzmy sobie
szczerze... hm... nie pasujesz tutaj."