16201
Szczegóły |
Tytuł |
16201 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16201 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16201 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16201 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dawid Brykalski
Klub czarodziejskiej karty kredytowej
I mało kto wie, ale tej nocy przyszedł do niej sam szatan
i przybrał postać wyczekiwanego kochanka.
A owocem tej występnej miłości miał być antychryst.
Tako oto narodził się Merlin.
/ Mniej znana, ale równie prawdziwa
wersja mitów arturiańskich /
Wciąż ma tu swoje żywotne interesy. I wciąż szuka nowych metod, jak je załatwiać.
– Więc nadal pan twierdzi, że to nie pan, a niejaki – prokurator zajrzał do akt – Merkuriusz Lincoln nadużywał karty kredytowej o numerze...
– Tak, to on. Ja nie mam z tym nic wspólnego. Prosił, bym, jeśli mi to nie przeszkadza, zwracał się do niego MerLin.
– Panie Jacku, proszę nie utrudniać. I tak pan już nie pracuje w naszym banku, ale mogę załatwić, że nie przyjmą pana nigdzie indziej. Niech pan nie pogarsza sytuacji i wreszcie się przyzna.
Kto jak kto, ale prezes banku umiał się obchodzić z ludźmi.
– Na karcie widnieje pańskie nazwisko?
– Sam nie wiem.
– Od jak dawna pracuje pan w banku? – zapytał z kolei oficer śledczy.
– Pięć lat, przy obsłudze kart – trzy.
– Czy zna pan człowieka, który posługiwał się pańską kartą?
– Tak... nie... nie wiem. Nie, to znaczy...
– Taaak? – zaciekawił się biegły psycholog.
– To był normalny klient, wypełnił wniosek, przedstawił dokumenty...
– Gdzie jest to wszystko? – nie ustępował prokurator. – Zarówno w systemie komputerowym, jak i w papierach do tej karty przypisanych są wyłącznie pańskie dane.
– Panie Jacku – zaczął łagodnie prezes – niech pan pomyśli. Limit tej karty wynosił pięć tysięcy złotych. Został wykorzystany w przeciągu pierwszego tygodnia. W ciągu następnych dwóch przekroczono go trzykrotnie. – Prezes zaplótł wypielęgnowane dłonie. – A dzień przed terminem rozliczeń ktoś, wcale nie zamierzam powiedzieć, że to pan, wypłaca z bankomatu dwadzieścia tysięcy złotych. Czegoś takiego mógł dokonać wyłącznie pracownik banku. Nikt inny, prawda?
– Nie, nieprawda – odpowiedział przesłuchiwany prawie łkając. Jego życie było zrujnowane. – To nie ja, przysięgam...
– Więc kto jest pańskim wspólnikiem? – groźnie zapytał oficer.
– To nie ja, przysięgam...
– Gdzie pan ukrył pieniądze?
– To nie ja, przysięgam... Moja narzeczona poświadczy. – Cień nadziei pojawił się w jego głosie.
– Pańska narzeczona złożyła nam oświadczenie na piśmie, że nie chce mieć nic wspólnego ze złodziejem i wczoraj wyprowadziła się z pańskiego mieszkania. – To prokurator, ludzie jego pokroju pamiętają o sercu tylko w czasie zawału.
– Jak wykorzystał pan pieniądze?
Spojrzał błagalnie na swego adwokata, ale ten milczał jak zaklęty.
Uczestnicy przesłuchania popatrzyli po sobie.
– Czy któryś z panów chce zadać jeszcze jakieś pytanie.
Nikt nie chciał.
– Skoro nie ma więcej pytań, proszę wyprowadzić przesłuchiwanego.
Kiedy ten wstał, spojrzał w okno. Na ławce siedział Merkuriusz Lincoln i uśmiechał się serdecznie.
– To on, spójrzcie panowie. On tam siedzi!
Nikt nie raczył odwrócić się w stronę okna. Dwóch rosłych strażników wyprowadziło Jacka, a człowiek za oknem pozdrowił go machaniem dłoni, w której trzymał kartę kredytową.
– Więc to tak... – szepnął domniemamy winowajca, bo wreszcie zrozumiał.
– I jak panowie sądzicie? – zamierzał kończyć prokurator, gdy drzwi się zamknęły.
– Nikt inny nie mógł pobrać tych pieniędzy – powiedział prezes banku.
– Nie widzę żadnych oznak niepoczytalności. Wszystkie reakcje w normie. Zdenerwowanie, maskowanie strachu, poczucie winy, niechęć do przyznania się... – Psycholog chciał jeszcze coś dodać, ale zorientował się, że nikt go nie słucha.
– Rutynowe czynności przeprowadzone przez funkcjonariuszy wykluczyły udział osób trzecich – błyskotliwie podsumował oficer.
– A więc normalny proces i długa, długa odsiadka. – Prokurator definitywnie zamknął sprawę.
Adwokat nie powiedział ani słowa. Jego obecność była wyłącznie wymogiem formalnym. Nie zamierzał przeszkadzać.
I on, jak pozostali, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie mógłby przeliczyć banknoty z grubachnej koperty.
Koperty wręczał dziwny staruszek, który prosił, by nie zwracać uwagi na bohaterów literackich, a trzymać się faktów.
Co prawda od jego ostatniego pobytu wśród ludzi trochę się pozmieniało, ale zawsze był bystry, więc szybko się uczył.