Dawid Brykalski Klub czarodziejskiej karty kredytowej I mało kto wie, ale tej nocy przyszedł do niej sam szatan i przybrał postać wyczekiwanego kochanka. A owocem tej występnej miłości miał być antychryst. Tako oto narodził się Merlin. / Mniej znana, ale równie prawdziwa wersja mitów arturiańskich / Wciąż ma tu swoje żywotne interesy. I wciąż szuka nowych metod, jak je załatwiać. – Więc nadal pan twierdzi, że to nie pan, a niejaki – prokurator zajrzał do akt – Merkuriusz Lincoln nadużywał karty kredytowej o numerze... – Tak, to on. Ja nie mam z tym nic wspólnego. Prosił, bym, jeśli mi to nie przeszkadza, zwracał się do niego MerLin. – Panie Jacku, proszę nie utrudniać. I tak pan już nie pracuje w naszym banku, ale mogę załatwić, że nie przyjmą pana nigdzie indziej. Niech pan nie pogarsza sytuacji i wreszcie się przyzna. Kto jak kto, ale prezes banku umiał się obchodzić z ludźmi. – Na karcie widnieje pańskie nazwisko? – Sam nie wiem. – Od jak dawna pracuje pan w banku? – zapytał z kolei oficer śledczy. – Pięć lat, przy obsłudze kart – trzy. – Czy zna pan człowieka, który posługiwał się pańską kartą? – Tak... nie... nie wiem. Nie, to znaczy... – Taaak? – zaciekawił się biegły psycholog. – To był normalny klient, wypełnił wniosek, przedstawił dokumenty... – Gdzie jest to wszystko? – nie ustępował prokurator. – Zarówno w systemie komputerowym, jak i w papierach do tej karty przypisanych są wyłącznie pańskie dane. – Panie Jacku – zaczął łagodnie prezes – niech pan pomyśli. Limit tej karty wynosił pięć tysięcy złotych. Został wykorzystany w przeciągu pierwszego tygodnia. W ciągu następnych dwóch przekroczono go trzykrotnie. – Prezes zaplótł wypielęgnowane dłonie. – A dzień przed terminem rozliczeń ktoś, wcale nie zamierzam powiedzieć, że to pan, wypłaca z bankomatu dwadzieścia tysięcy złotych. Czegoś takiego mógł dokonać wyłącznie pracownik banku. Nikt inny, prawda? – Nie, nieprawda – odpowiedział przesłuchiwany prawie łkając. Jego życie było zrujnowane. – To nie ja, przysięgam... – Więc kto jest pańskim wspólnikiem? – groźnie zapytał oficer. – To nie ja, przysięgam... – Gdzie pan ukrył pieniądze? – To nie ja, przysięgam... Moja narzeczona poświadczy. – Cień nadziei pojawił się w jego głosie. – Pańska narzeczona złożyła nam oświadczenie na piśmie, że nie chce mieć nic wspólnego ze złodziejem i wczoraj wyprowadziła się z pańskiego mieszkania. – To prokurator, ludzie jego pokroju pamiętają o sercu tylko w czasie zawału. – Jak wykorzystał pan pieniądze? Spojrzał błagalnie na swego adwokata, ale ten milczał jak zaklęty. Uczestnicy przesłuchania popatrzyli po sobie. – Czy któryś z panów chce zadać jeszcze jakieś pytanie. Nikt nie chciał. – Skoro nie ma więcej pytań, proszę wyprowadzić przesłuchiwanego. Kiedy ten wstał, spojrzał w okno. Na ławce siedział Merkuriusz Lincoln i uśmiechał się serdecznie. – To on, spójrzcie panowie. On tam siedzi! Nikt nie raczył odwrócić się w stronę okna. Dwóch rosłych strażników wyprowadziło Jacka, a człowiek za oknem pozdrowił go machaniem dłoni, w której trzymał kartę kredytową. – Więc to tak... – szepnął domniemamy winowajca, bo wreszcie zrozumiał. – I jak panowie sądzicie? – zamierzał kończyć prokurator, gdy drzwi się zamknęły. – Nikt inny nie mógł pobrać tych pieniędzy – powiedział prezes banku. – Nie widzę żadnych oznak niepoczytalności. Wszystkie reakcje w normie. Zdenerwowanie, maskowanie strachu, poczucie winy, niechęć do przyznania się... – Psycholog chciał jeszcze coś dodać, ale zorientował się, że nikt go nie słucha. – Rutynowe czynności przeprowadzone przez funkcjonariuszy wykluczyły udział osób trzecich – błyskotliwie podsumował oficer. – A więc normalny proces i długa, długa odsiadka. – Prokurator definitywnie zamknął sprawę. Adwokat nie powiedział ani słowa. Jego obecność była wyłącznie wymogiem formalnym. Nie zamierzał przeszkadzać. I on, jak pozostali, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie mógłby przeliczyć banknoty z grubachnej koperty. Koperty wręczał dziwny staruszek, który prosił, by nie zwracać uwagi na bohaterów literackich, a trzymać się faktów. Co prawda od jego ostatniego pobytu wśród ludzi trochę się pozmieniało, ale zawsze był bystry, więc szybko się uczył.