5017

Szczegóły
Tytuł 5017
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5017 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5017 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5017 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TEODOR TOMASZ JE� PAMI�TNIKI STARAJ�CEGO SI� cz�� I i II rok 1865, cz�� III rok 1866 CZʌ� PIERWSZA TAJEMNICA I Ha! mo�ci dobrodzieju, spe�ni�o si�. Wychyli�em czar� do dna. Odejmuj� j� od ust, stawiam przed sob� i przypatruj� si� jej; dzi� si� jej nie dotkn�. B�d� si� jej przypatrywa�, b�d� � pisa� moje pami�tniki. Zacz��em od ,,ha!� � bo mi �al serce �cisn�� i by�em w jakim� niby poetycznym usposobieniu. Zdawa�o mi si�, �e po tym �ha!� uszykuje si� wiersz jeden, po nim drugi, po drugim trzeci, po trzecim czwarty, pi�ty, sz�sty, dziesi�ty, dwudziesty itd. � i pop�ynie pie�� rzewna, czu�a, zachwycaj�ca, elegia �alu, kt�r� echa pochwyc� i roznios� daleko, szeroko po �wiecie. By�o mi smutno, bardzo smutno! Gdybym by� w tej chwili zdoby� si� na poezj�, by�aby to poezja do �ez poruszaj�ca. P�akaliby�cie, czytelnicy wszelkiego rodzaju, p�aka�yby�cie, czytelniczki wszelkiego wieku i stanu. Przej�liby�cie si� tym, co pier� moj� nape�nia, przepe�nia. Niestety! � ,,ha� pozosta�o samotne na bia�ej �wiartce papieru, pozosta�o ca�� moj� pie�ni�. Dziwna rzecz! tyle wierszy napisa�em do sztambuch�w, na imieniny i urodziny, a pie�ni napisa� nie mog�em. Odsun��em papier, spar�em si� �okciem na stole, pochyli�em g�ow� i kilka �ez gorzkich kapn�o na kalendarz berdyczowski, jedyny z kolekcji kalendarz�w po nieboszczyku ojcu pozosta�ych. Jest to kalendarz z roku pa�skiego 1802. Na nim, na karcie wklejonej pomi�dzy majem i czerwcem, r�k� mego ojca napisane s� nast�puj�ce wyrazy: 12 czerwca. � O godzinie pierwszej, minucie dwudziestej pi�tej po p�nocy, w dzie� Onufrego pustelnika, urodzi� mi si� syn. Panie, niech b�dzie imi� Twoje pochwalone! Niech ten nowonarodzony ro�nie Tobie, Bo�e, na chwal�, ludziom na po�ytek. Amen! A nieco ni�ej: 19 czerwca. � Ochrzcili�my dziecko. �askawi s�siedzi licznie zjechali si� do mojej cha�upy. Trzydzie�ci par trzyma�o do chrztu mego syna, kt�remu da�em imiona: Onufry, Gerwazy, Protazy; pierwsze dlatego, �e sam je sobie przyni�s�, a dwa drugie na pami�tk� dnia chrzcin. Pokumali�my si� z imci panem s�dzi� Zar�bskim i imci pani� chor��yn� Wery�yn�, kt�rzy trzymali w pierwszej parze, z imci panem chor��ym Weryh� i imci pani� s�dzin� Zar�bsk�, kt�rzy trzymali w drugiej parze, z imci panem podkomorzycem Zaleskim i imci pani� szambelanicow� Zakrasin�, kt�rzy trzymali w trzeciej parze, z imci panem szambelanicem Zakras� i imci pann� cze�nik�wn� Strzemi�sk�... itd. Wszystkie pary wyliczone i wymienione by�y porz�dkiem. Na ko�cu sta�o nazwisko ksi�dza proboszcza, z dodatkiem czterech ,,K� oznaczaj�cych: ,,kanonik katedralny kapitu�y kamienieckiej.� Po nazwisku ksi�dza proboszcza nast�powa�a uwaga: Bawiono si� weso�o. Wypili�my anta�ek starego w�grzyna i beczk� miodu, kt�ry pi�tna�cie lat temu syci� kwestarz1 z Winnicy. 1 K w e s t a r z � zakonnik je�d��cy po kwe�cie, tj. zbieraj�cy datki na sw�j klasztor. Przeni�s�szy si� my�l� w owe czasy, �atwo sobie wyobrazi�, jak witanym by�o moje przyj�cie na �wiat. Stary w�grzyn i pi�tnastoletni mi�d rozweseli�y umys�y. By�y toasty i wiwaty. Podnoszono mnie na r�kach do g�ry i krzyczano: � Niech �yje! niech ro�nie! niech b�dzie szcz�liwy! Niestety! z tych trzech �ycze� sprawdzi�y si� tylko dwa pierwsze. �yj�: dzi� w�a�nie, o godzinie pierwszej, minucie dwudziestej pi�tej po p�nocy, sko�czy�em lat pi��dziesi�t � zacz��em, ach! sz�sty krzy�yk � i czuj� w sobie tyle �ycia, �e jeszcze na pi��dziesi�t lat wystarczy. P i��dziesi�t lat! Prze�y�em je sam z sob�. Czemu� chrzestni moi rodzice wymawiaj�c pierwsze �yczenie nie dodali: nie sam? Drugie �yczenie r�wnie� �wietnie dopisa�o. Wyros�em na pociech� oka ludzkiego. Jestem dobrze zbudowany, zdr�w, silny i przystojny. Nie pochlebiam sobie w rozmowie z w�asnym sumieniem. Czeg� mi braknie? Co mi kto mo�e zarzuci�? � Szpakowacizn�, kt�ra mi w�osy, faworyty i brod� przypr�szy�a? Ale� przed dziesi�ciu laty ani jednego bia�ego nie mia�em w�oska, a przed dwudziestu by�em m�ody i ho�y, bia�y i rumiany, a przed dwudziestu pi�ciu... Ach! Stryjenka zar�cza�a, �e jestem ,,�liczny ch�opiec�. Chor��yna Wery�yna twierdzi�a, �e jestem �bardzo przystojny m�czyzna�. S�dzina Zar�bska utrzymywa�a, �e mam ,,powierzchowno�� dystyngowan��. Oto autorytety kobiece, �wiadectwa znawczy�, potwierdzaj�ce to, co mi m�wi�o zwierciad�o. W dwudziestym pi�tym roku mego �ycia by�em �licznym ch�opcem, w trzydziestym przystojnym m�czyzn�, w czterdziestym powierzchowno�� moja by�a jeszcze dystyngowan�. Pomimo to jakie� fatum nad moim losem ci�y�o. Nie by�em szcz�liwy. Go�cie mego ojca! nieszczerze wym�wionym by�o ostatnie wasze �yczenie: ,,niech b�dzie szcz�liwy!� A posiada�em wszystkie podstawy szcz�cia: i maj�tek, i... Chcia�em powiedzie�: rozum, ale uk�si�em si� w j�zyk. Chocia�, czy nie mam prawa powiedzie� o sobie, �e mam rozum? Przecie� g�upi nie jestem. Jest tylu g�upszych ode mnie. Rozum? � Musz� si� nad tym wyrazem gruntownie zastanowi�. Co to jest rozum? albo raczej � co to jest rozumny cz�owiek? Rozumnymi nazywaj� ludzie Naruszewicza, Czackiego, Sniadeckiego2, a tak�e marsza�ka Grabskiego i chor��ego Weryh�. Pierwsi, niby mole, wgry�li si� w ksi��ki i nape�nili sobie g�owy mn�stwem wiadomo�ci; drudzy, wyj�wszy kalendarza, inne ksi��ki tylko z widzenia znaj�. Rozum przeto jest dwojaki: ksi��kowy i nieksi��kowy, uczony i naturalny. Ja do tego ostatniego mam pretensj�. Do ksi��ek mia�em wstr�t wrodzony i nieprzezwyci�ony, kt�ry si� od najpierwszego we mnie objawia� dzieci�stwa, a objawia� w spos�b bardzo stanowczy i wyra�ny. Nie pami�tam tego, ale nieboszczka matka opowiada�a, �e kiedy ojciec przywi�z� mi pierwszy z Kijowa elementarz, ozdobiony pi�knymi obrazkami, jedyny u�ytek, jaki z tego elementarza zrobi�em, by� ten, �em go rzuci� w pal�cy si� na kominku ogie� i ucieszy� si� �ywym p�omieniem, jaki z papieru strzeli�. � Pali si�, pali! � krzycza�em, w r�ce klaszcz�c i oko�o kominka podskakuj�c. � Nie b�dzie z niego literat � rzek� ojciec. 2 N a r u s z e w i c z � Adam Naruszewicz (1733�1796) s�ynny historyk i poeta polskiego O�wiecenia, C z a c k i � Tadeusz Czacki (1765�1813), wybitny uczony i dzia�acz o�wiatowy, wsp�za�o�yciel wzorowego liceum w Krzemie�cu (1805 r.); � n i a d e c k i � s�yn�li w�wczas dwaj bracia �niadeccy, profesorowie uniwersytetu wile�skiego, J�drzej (1768-�1838), prof. chemii, i Jan (1756�1830), prof. astronomii i publicysta. Od tego czasu, zrobiwszy do�wiadczenie na elementarzu, powtarza�em je na ka�dej ksi��ce, jaka mi w r�ce wpad�a. Jarnicki, pierwszy m�j nauczyciel, nazywa� mnie ma�ym Omarem3 i �wietn� wr�y� mi przysz�o��, do ziszczenia kt�rej brakowa�o tylko biblioteki aleksandryjskiej, bo co si� tyczy miejscowej, to ta nie mog�a mnie ws�awi�. Po elementarzu spali�em matce Z�oty O�tarzyk, ojcu par� kalendarzy berdyczowskich i... by�o ju� po bibliotece. Jarnicki swoje ksi��ki, z kt�rych mnie uczy�, chowa� przede mn�. Jarnicki mnie uczy�. Co dzi� umiem, umiem od niego i przez niego. Pracowa� nade mn� gorliwie i nauczy� mnie czyta�, pisa�, rachowa� i wiele innych rzeczy, nad kt�rymi pracowa� przez lat cztery, a pracowa� ci�ko jak w�. Ciekawa to by�a posta� ten Jarnicki. Takich postaci ju� nie ma w naszym spo�ecze�stwie � gdzie� znik�y wraz z wo�nymi, lirnikami, kupcami zaj�czych sk�rek i wr�bitami. Pami�tam go, jak pierwszy raz zjawi� si� w Kie�baskach (takim jest nazwisko dziedzicznej mojej wsi). Przyszed� piechot�, z torb� na kiju, kt�ry na ramieniu d�wiga�, i zaprezentowa� si�: � Jan Jarnicki, profesor do dzieci. � Co asan umiesz? � zapyta� go nieboszczyk ojciec. � Wszystko, mospanie dobrodzieju. � Czyta�? � Po polsku i po �acinie, z ksi��ek i z pisma. � Pisa�? � Po polsku i po �acinie, pismem zwyk�ym i gockim4. � Umiesz robi� atrament? � Umiem: z galasu i bzowych jag�d. � A umiesz wa�pan pi�ra temperowa�? � zapyta�a nieboszczka matka. � Umiem, jejmo�� dobrodziejko, na cienko, na grubo i na �rednio. � I wzorki do haft�w wykala�? � I to potrafi�. � I formy na baby klei�? � Perfect5, jejmo�� dobrodziejko. Matka popatrzy�a na ojca, ojciec spojrza� na matk� i w ich oczach snad� wzajemne b�ysn�o porozumienie, bo po wst�pnych pytaniach nast�pi� bli�szy egzamin. Ojciec wezwa� Jarnickiego do tak zwanego ,,pierwszego pokoju�, kaza� usi��� za sto�em i da� mu do przeczytania i przepisania list od s�siada. Jarnicki przeczyta� do�� dobrze, chocia�, o ile sobie przypomnie� mog�, b�kaj�c i nie bez j�kania si�. Po odczytaniu zabra� si� z wielk� uroczysto�ci� do pisania. Kraciast� chustk� do nosa strzepn�� py� ze sto�u, opatrzy� papier, postawi� przed sob� ka�amarz, opatrzy� i poprawi� pi�ro i napisa� r�wno, g�adko i wyra�nie. Kiedy sko�czy�, ojciec obejrza� jego pisanie i znalaz�szy je bardzo dobrym, zapyta�: � C� asan chce rocznie? � Sto pi��dziesi�t z�otych. � Podejmujesz si� nauczy� mego syna czyta�, pisa� i rachowa�? � Po polsku i po �acinie, mospanie dobrodzieju. � Przy tym pi�ra temperowa�, desenie wykala� i formy na baby klei�? � doda�a matka. � Ale pod pewnym warunkiem-� odrzek� Jarnicki. � Nie chc� aca�stwa dobrodziejstwa oszukiwa�. Potrzebuj� raz na rok, w miesi�cu kwietniu, krew pu�ci� i cztery razy do roku: raz 3 O m a r � wg tradycji kalif Omar mia� spali� bibliotek� aleksandryjsk� (najwi�ksz� i najs�ynniejsz� z bibliotek staro�ytnych, gromadz�c� literatur� rzymsk�, greck�, indyjsk� i egipsk�). W rzeczywisto�ci cz�� jej zosta�a spalona podczas obl�enia miasta przez Juliusza Cezara, a reszta przez chrze�cijan, kt�rzy zburzyli �wi�tyni� Jowisza, gdzie mie�ci�y si� pozosta�e zbiory. 4 G o c k i e p i s m o � (gotyckie) alfabet u�ywany przez Got�w, stworzony w IV w. przez t�umacza Biblii, Wulfilasa, na podstawie alfabetu greckiego i �aci�skiego. W znaczeniu potocznym pismem gockim nazywa si� system pisma i druku tzw. szwabach� w odr�nieniu od pisma �aci�skiego. 5 P e r f e c t (�ac.) � doskona�y. na prima aprilis, drugi raz na Piotra i Paw�a, trzeci raz na Micha�a Archanio�a, a czwarty raz na �w. Szczepana, upi� si�. Ojciec na to si� u�miechn��. � I uprzedzam aca�stwa dobrodziejstwa, �e w tych czterech epokach mie� musz� tygodniow� rekreacj�. � Koniecznie? � zapyta� ojciec. � Koniecznie. Potrzebnym mi to jest do zdrowia: raz na rok krew pu�ci� i raz na kwarta� upi� si�. � No, niech i tak b�dzie � odrzek� ojciec i Jan Jarnicki zosta� moim nauczycielem. Mia�em pod�wczas lat dziewi�� sko�czonych i nie umia�em jeszcze ani jednej litery alfabetu. Nauczyciel liczy� musia� tyle lat, ile ja dzisiaj; by� bowiem ju� szpakowaty, ale zdr�w i krzepki, i w postaci swojej mia� co� ksi�ego. Zdawa�o si�, �e kszta�ci� si� na ksi�dza, lecz jaki� wypadek przerwa� mu nauki i rzuci� go na drog� b��dnego nauczycielstwa. Nosi� si� zawsze jednakowo: w surducie tabaczkowym, pod szyj� zapi�tym, ni�ej kolan si�gaj�cym, i w letnich, ciemnych spodniach. Ten ubi�r s�u�y� mu zim� i latem, na �wi�to i dzie� powszedni, i musia�, zdaje si�, by� z czego� nieznoszonego sporz�dzony, bo nie pami�tam, a�eby go kiedy odnawia� lub poprawia�; zawsze by� jednakowy, zawsze czysty i zawsze ca�y. Garderoba jego sk�ada�a si� z tego, co mia� na sobie, z trzech koszul, dw�ch par onuczek i sze�ciu chustek do nosa, do czego dodawszy: pugilares, par� ksi��ek, pi�rnik z kilku pi�rami i o��wkiem, lini� z dziurk� i sznureczkiem, ka�amarz, scyzoryk i �ubkow� tabakierk�, b�dziemy mieli ca�y inwentarz ruchomo�ci stanowi�cych maj�tek mego nauczyciela. Nie godzi si� nie powiedzie�, �e by� to cz�owiek szczeg�lnej poczciwo�ci i zacno�ci; skromny, cichy, niewymagaj�cy i pe�ni�cy sw�j obowi�zek sumiennie. Tego po jakim� obie�y�wiecie, jak go w napadach z�ego humoru nieboszczka matka nazywa�a, spodziewa� si� nie by�o mo�na. Jednak�e tak by�o. Do�� powiedzie�, �e nauczy� mnie tego, co umiem, i � przyznam si� � niema�ej dokaza� sztuki. Ojciec nieboszczyk nie by� z rodzaju tych ojc�w, co to nauczycielowi na wst�pie do nauki jako god�o w�adzy wr�czali ka�czug z tymi s�owy: � Bij! bo ci p�ac�, bij! bo je�eli dobry, to si� nie zepsuje, je�eli z�y, to si� poprawi. M�j ojciec podobnym by� w tej mierze do ojca �Panie Kochanku�6. Mo�e dlatego, �e by�em jedynakiem, mo�e dlatego, �e owia�a go atmosfera dworu Stanis�awa Augusta, na kt�rym bywa� w m�odo�ci i nawet tytu�owa� si� szambelanem, nie podziela� zdania, �e ,,za jednego bitego daj� dziesi�ciu niebitych�, i �a�owa� mojej sk�ry. Nie wolno by�o Jarnickiemu mnie bi�. Pomimo to jednak�e da� sobie ze mn� rad�. Jak zacz�� pr�bowa� r�nych sposob�w, trafi� na koniec na taki, kt�ry mi da� pozna� ca�e abecad�o. Spos�b ten by� wcale dowcipny, bo oparty na mojej nami�tno�ci do palenia papier�w. Wystrzyga� z papieru litery i dawa� mi je do palenia. Pali�em naprz�d A, potem B, potem C i tak dalej � a� do ko�ca alfabetu. Nast�pnie wystrzyga� ca�y alfabet i kaza� mi wybiera�. � Wybierz K. Szuka�em K, a gdy znalaz�em, wo�a� z gniewem: � Spal szelm�! Ja z pewn� zawzi�to�ci� ciska�em K w p�omie� i szuka�em nast�pnej, kt�r� on mi nazwa�, litery. Tym sposobem nauczy�em si� abecad�a, sylabizowania i stawiania liter na woskowanym papierze, a zawsze przez to, �e Jarnicki moje w�asn� nami�tno�� wyzyska� umia� na moje korzy��. 6 O j c i e c �P a n i e K o c h a n k u � � Micha� Kazimierz Radziwi�� (1702� 1762), hetman wielki litewski, ojciec wojewody Karola (1734�1790), s�ynnego magnata-awanturnika, zwanego �Panie Kochanku�. Nami�tno�� palenia ksi��ek z czasem si� uspokoi�a, a pozosta� tylko wstr�t do nich i dotychczas poj�� nie potrafi�, jak ludzie przywi�zywa� mog� warto�� do tych sprz�t�w, kt�re po odczytaniu s� ju� do niczego. Ksi��ki uwa�am jak cytryny: poty co� warte, p�ki si� soku z nich nie wyci�nie. Wstr�tu tego Jarnicki we mnie nie poskramia�, lecz tylko chowa� przede mn� swoje ksi��ki, kt�re czyta� i odczytywa� bez ko�ca. Co to by�y za dzie�a? Nie wiem. Wygl�da�y bardzo staro i obszarpanie. Przypominam sobie pierwsze napisane przeze mnie wyrazy, a przypominam sobie dlatego, �em je par� tysi�cy razy przepisa�. By� to pleno titulo7 m�j podpis: ,,Onufry Gerwazy Protazy Pra�nicki herbu P�kozic, szambelanic, dziedzic wsi Kie�baski, ja�nie wielmo�nych Jana Kantego, szambelana, i Katarzyny z �opuchowskich Pra�nickich syn i spadkobierca�. Podpisywa�em si� na woskowanym papierze bia�ym atramentem z tartej kredy, zmieszanej z wod�; podpisywa�em si� w dw�ch liniach, w jednej linii, bez linii; podpisywa�em si� tak d�ugo, a� na koniec rozmi�owa�em si� we w�asnym podpisie i pisa� si� nauczy�em. By�o to wyzyskanie na moje korzy�� mojej pr�no�ci. Bardzo mi si� podoba� m�j herb, m�j tytu�, moje dziedzictwo i ja�niewielmo�no�� mego ojca. Dopytywa�em si� Jarnickiego, czy i ja jestem ja�nie wielmo�nym. � Jeste� wa��, jako szambelanic. Dowiedziawszy si� o tym, ex propria diligentia8 dopisywa�em �ja�nie wielmo�ny� przed moim nazwiskiem. Do nauczenia mnie rachunk�w wielce przyczyni� si� syn naszego arendarza, �ydek w moim wieku, kt�ry ze szczeg�ln� �atwo�ci� z pami�ci dodawa�, odejmowa�, mno�y� i dzieli�. � Widzisz wa�� � mawia� Jarnicki � b�dziesz si� wstydzi� Srula, kiedy ci przyjdzie z nim si� o arend� porachowa�. Nauczy�em si� tedy rachowa�, ale liczbami ca�ymi. U�amki proste, dziesi�tne i regu�a trzech, kt�re znam z nazwiska, nie czepi�y si� mojej g�owy i, doprawdy, do dzi� zrozumie� nie mog�, na co by one przyda� si� mia�y szlachcicowi trudni�cemu si� rolnym gospodarstwem. Tyle robi�em uk�ad�w i transakcyj, sprzeda�y i kupna, a nigdy nie mia�em potrzeby wdawa� si� z u�amkami, nigdy nawet, o ile sobie przypominam, nie by�em oszukany, wyj�wszy jednego razu. Sprzeda�em drzewo, s��e� po rublu, i zrobi�em z kupcem kontrakt, moc� kt�rego mia�em mu kaza� wyr�ba� i u�o�y� trzysta kubicznych s��niowych stos�w. Gdy si� drzewo zacz�o r�ba�, kupiec proponuje mi, a�ebym mu, zamiast s��niowych, dwus��niowe, to jest sze�cio�okciowe w sze�cian kaza� sk�ada� stosy. Przyj��em t� propozycj� i stosownie do niej zmieni�em kontrakt podwajaj�c cen� stos�w. Wzi��em po dwa ruble za dwus��niowy kubiczny stos, a powinienem by� wzi�� po o�m, czyli innymi s�owy, zamiast po rublu, sprzeda�em s��e� drzewa po pi��dziesi�t groszy. No, ale kt� by si� na moim miejscu w ten spos�b nie oszuka�? Ju� drugi raz podobna sztuka si� nie uda. Tego wypadku nie przewidzia� Jarnicki. Nie mam mu tego za z�e; bo gdzie� jest cz�owiek wszystkowiedz�cy?! A mo�e i on � gdyby by�, jak ja, zaskoczony znienacka � by�by si� da� na s��niach okpi�. Zreszt�, mo�e i nie mia� czasu obznajomi� mnie z tymi szczeg�ami matematyki. Uczy� mnie przez lat cztery bardzo pilnie, bardzo regularnie i sumiennie pe�ni� obowi�zki, jakie wzi�� na siebie, roz�o�ywszy czas na kwarta�y, oddzielone jeden od drugiego tygodniami, w kt�rych znika�. �aden zegarek nie mo�e i�� regularniej, jak sz�o �ycie Jarnickiego. Wstawa� zim� i latem o czwartej, szed� spa� o dziewi�tej, wstawszy i id�c spa� odmawia� pacierz na kl�czkach, pija� mleko i wod�, jada� ma�o i co mu dali, codziennie si� goli� i jednej chwili nie popr�nowa�: je�eli mnie nie uczy�, to co� struga�, klei� albo te� w ogrodzie kopa�, sadzi�, podlewa�, szcze- 7 P l e n o t i t u l o (�ac.) � z zachowaniem nale�nych tytu��w. 8 E x p r o p r i a d i l i g e n t i a (�a�.) � w�asnym rozs�dkiem. pi�. Nie przypominam sobie, a�ebym kiedy widzia� u�miech na jego ustach. Usta mia� zawsze �ci�te, milcz�ce, na zapytania odpowiada� kr�tko. W dziewi�ciu leciech mego �ycia rozpocz�a si� moja domowa edukacja, w trzynastu si� sko�czy�a, a rozpocz�a szkolna. Zanim jednak�e o tej ostatniej napisz�, opowiedzie� pierwej musz� niekt�re szczeg�y o Jarnickim, kt�ry d�ugo by� w Kie�baskach postaci� zagadkow�. Nikt nie wiedzia�, co on za jeden, sk�d si� wzi��, jaka by�a jego przesz�o��. W okolicy nikt go nie zna� i on nie zna� nikogo, a taka by�a powaga w jego zachowaniu si�, �e trzeba by�o pewnej �mia�o�ci, a�eby go si� o przesz�o�� zapyta�. Na t� �mia�o�� zdoby�a si� kilkakrotnie moja matka, lecz nic nie wsk�ra�a. Jarnicki albo nie odpowiada�, albo je�eli odpowiedzia�, to w taki spos�b, �e odpada�a ochota powt�rzenia zapytania. � Czy jejmo�� dobrodziejka l�ka si�, a�ebym jej nie okrad�? � O, nie, panie Jarnicki. � Je�eli nie � podchwytywa� � to nie ma o czym gada�. Raz wyrwa�a si� mu taka odpowied�: � Moje �ycie jest procesem pomi�dzy mn� a Bogiem. Odpowied� ta zaciekawi�a i matk� moj�, i ojca, i ca�e s�siedztwo, wywo�uj�c mn�stwo domys��w, kt�re sko�czy�y si� na tym, �e pogadano i gada� przestano. Z powodu czteroletniego pobytu Jarnicki sta� si� ju� w Kie�baskach potrzebnym. Zdawa�o si�, �e i dla niego Kie�baski sta�y si� potrzebnymi, �e si� z�y� z ich �yciem, �e wr�s� w nasz� rodzin�, �e �wiat dla niego zaczyna� si� i ko�czy� w Kie�baskach, kt�re opuszcza� wprawdzie cztery razy do roku, ale nie na d�ugo i nie odchodzi� daleko. Wyprawy jego mia�y za cel karczm� na Szpakowym Trakcie9, nale��c� do mego ojca. Tam si� udawa�, bawi� tydzie� i wraca� taki, jaki wyszed�: cichy, skromny, milcz�cy, pij�cy mleko i wod�, i zn�w zasiada� ze mn� do nauki, do kt�rej umia� mnie wci�gn�� i przyzwyczai�. Jakie� tedy by�o zdumienie nas wszystkich, gdy razu pewnego poszed� i nie wr�ci�. Up�yn�o tygodni dwa, trzy, cztery, Jarnickiego nie by�o. Ojciec kaza� o niego rozpytywa� si� po jarmarkach i karczmach, posy�a� nawet umy�lnych w r�ne strony: wszystko by�o daremnie. W kilka lat dopiero po �mierci moich rodzic�w zjawi� si� w Kie�baskach niespodzianie, ale na kr�tko. II Przybiega razu pewnego arendarz z karczmy na Szpakowym Trakcie, zadyszany, przestraszony, i wo�a: � Jest!... uf!... jest!... � i sapa�. � Kto jest? � zapyta�em zdziwiony. �yd sapa�, ociera� pot z czo�a, g�adzi� brod�. � Nu... ten... ten... � Kt� taki? � Albo� ja wiem, kto wun taki? Ach! ten, co to jego ja�nie wielmo�ny szambelan kaza� szuka� na wszystkie strony. Nie mog�em si� domy�li�. Kilka lat up�yn�o od �mierci mego ojca, a kilkana�cie od wyj�cia Jarnickiego z Kie�basek. � Ten, co upija� si� w mojej karczmie. � M�j kochany � rzek�em � czy to jeden w twojej karczmie si� upija? 9 S z p a k o w y T r a k t � odwieczny szlak handlowy na Ukrainie, zwany tak�e Czarnym Szlakiem ze wzgl�du na niebezpiecze�stwo napad�w tatarskich czy zb�jeckich. Nazwa �Szpakowy� pochodzi od s�ynnego przewodnika karawan � Szpaka. � Ta�e tak � odpar� �yd � upija si�, Bogu dzi�ki, niejeden, ale za tego (zamiast �o tym�) ja�nie wielmo�ny pan wie lepiej jak za kogo innego, bo wun by� u ja�nie wielmo�nego pana dyrektorem10. Ten ostatni wyraz rozwi�za� zagadk�, kt�ra pocz�a ju� mnie intrygowa�. � Jarnicki? � zapyta�em. � Ny, mo�e wun i Jarnicki. Ja nigdy tego nazwiska nie s�ysza�. Wiem tylko, �e dyrektor, co by� przy ja�nie wielmo�nym panu, kiedy ja�nie wielmo�ny pan by� jeszcze paniczem, przychodzi� do mnie raz na trzy miesi�ce i pi� przez ca�y tydzie�. � To on! � zawo�a�em uradowany. � Sk�d�e si� on wzi��? � Ja tego nie wiem. Ja si� przestraszy�, jak go zobaczy�. Ja si� jego nie spodziewa�. Nikogo nie by�o w szynkowej izbie, ja sobie chodz� i my�l�, a� tu, jakby si� urodzi�, siedzi kto� za sto�em i r�kami si� podpar�. Patrz�, a to wun. Ja si� bardzo zdziwi�, k�aniam si�, a wun nic, pytam, a wun nic, a� jak nie stuknie ku�akiem o st� i jak nie krzyknie; ,,�ydzie, w�dki!� i jak nie zgrzytnie z�bami, to mi a� w pi�tach postyg�o, uf! � No, c� dalej? � zapyta�em widz�c, �e �yd zaj�kn�� si�. � Co dalej? a, ot co dalej. Postawi�em przed nim kwart� w�dki, a wun j� duszkiem wypi�. � Ca�� kwart�? od razu? � Af meine munes!11 Ca�� kwart�, od razu. Wypi� i jak nie krzyknie: ��ydzie, w�dki!� I popatrzy� si� na mnie, a w oczach jego widzia�em same bia�ki. Jeszcze na mnie �aden cz�owiek tak nie patrza�. � No i c�? � Ano, postawi�em przed nim drug� kwart�, a wun j� duszkiem wypi� i krzykn��; ��ydzie, w�dki!� � Da�e� mu trzeci� kwart�? � Ale gdzie tam, zamkn��em szynkwas i uciek�em do ja�nie wielmo�nego pana, uciek�a i moja �ona, uciek�y i moje bachury. � Zostawi�e� karczm� pustk�? � Zosta� tam str�, a i moja Ruchla zagl�da z daleka. � Tak ci� przestraszy� cz�owiek, co dwie kwarty w�dki wypi�? � Nie to mnie przestraszy�o, ale to, �e jako� nie po ludzku patrza�. Ja tyle ludzi widzia�, i jakich ludzi! Moja karczma na trakcie, na Szpakowym. Przechodzi tamt�dy wsilaka wsilaczyna 12 i pije, i �piewa, i posud�13 t�ucze, i �aje si�, i bije, ale nie widzia�em, a�eby �ywy cz�owiek tak patrza� jak ten Jarnicki. � Czeg� wi�c chcesz? � Ny � odpar� �yd z niskim uk�onem � ja przyszed� do ja�nie wielmo�nego pana, a�eby ja�nie wielmo�nego pana prosi�, a�eby ja�nie wielmo�ny pan kazali go zabra� z karczmy... Ja nie wiem, co to jest, ale ja si� go strasznie boj�... wun jaki� niesamowity. � Jak si� wytrze�wi, to b�dzie spokojny. � I mnie si� tak zdawa�o, kiedy przed nim pierwsz� kwart� stawia�em; bo ja go znam bardzo dobrze. Dawniej, bywa�o, pi� kieliszkiem, powoli, a jak si� upi�, to k�ad� si� na �awce, wyspa� si�, wytrze�wi� i zn�w pi�. Pi�, ale by� spokojny... i dzieci lubi�... Moje bachury licho wie co z nim wyrabia�y, a wun si� do nich u�miecha�. Tylko si� czasem rozgniewa�, czasem, kiedy wypiwszy kilka kieliszk�w opar� si� �okciami na stole i g�ow� w d�onie schowa�, i je�eli go wtenczas dzieci obsiad�y, wun stukn�� nog�, krzykn��: ,,Precz! patrz� na ni�!� � i dzieci ucieka�y. Ale jak to min�o, zn�w sz�y do niego i pyta�y: ,,A na kogo to wa�pan patrzysz?� � 10 D y r e k t o r � korepetytor-opiekun. 11 A f m e i n e m u n e s � na moj� uczciwo��, na moj� wierno�� (munes � wyraz hebrajski). 12 W s i l a k a w s i l a c z y n a (ukr.) � �artobliwie: r�ne r�no�ci. 13 P o s u d a (ros.) � naczynie. a on im odpowiada�: ,,Na ni�, na anio�a, co ma srebrne pi�ra.� A dzieci jeszcze na to: ,,G�upi� wa�pan, wa�pan pijany.� A wun si� nie gniewa�, nu, a teraz, uf! I k�aniaj�c si� nisko, doda�: � Niech go ja�nie wielmo�ny pan ka�� zabra� z karczmy. To, co mi arendarz opowiedzia�, tr�ci�o jak�� awantur� romansow�, kt�rej ofiar� pad� m�j nauczyciel. Pos�a�em wi�c bryczk� i dw�ch ludzi i kaza�em przywie�� Jarnickiego, przypuszczaj�c, �e po wypiciu dw�ch kwart w�dki musi jak drewniany kloc pod szynkowym spoczywa� sto�em. Jakie� by�o zdziwienie moje, kiedy po up�ywie niespe�na godziny bryczka powr�ci�a bez Jarnickiego, a jeden ze s�u��cych mia� twarz krwi� oblan�. � Co to si� sta�o? � zapyta�em zdziwiony. � A nic, ja�nie wielmo�ny panie � odpowiedzia� mi jeden z wys�anych � to diabe� nie cz�owiek. � Mo�e�cie mu przykro�� jak� zrobili? � Kt� by mu tam chcia� przykro�� robi�? Powiedzia�em mu: ,,Ja�nie wielmo�ny pan szambelanic prosi do dworu.� A on na to: �Je�eli szambelanic ma do mnie interes, to niech tu przyjdzie; ja do niego �adnego nie mam interesu.� ,,Ale� � powt�rzy�em � ja�nie wielmo�ny pan bardzo prosi.� On na to krzykn��: ,,Precz! nie przeszkadzajcie mi!� Tu zerwa� si� zza sto�u i jak mnie trzasn�� ku�akiem mi�dzy oczy, a� mnie zamroczy�o, i oto krew si� pola�a. A r�k� tak� ma ci�k�, jak �elazna. Zdawa�o mi si�, �e mnie bezmianem14 mi�dzy oczy zamalowa�. � No? � Nie by�o co z nim robi�. Zabrali�my si�, taj przyjechali na powr�t. Rzeczywi�cie, po takim traktamencie s�u��cy moi nie mieli co lepszego do roboty, jak powr�ci�; nie mog�em si� przeto na nich gniewa�. Pomy�lawszy przez chwilk�, wzi��em z sob� czterech ludzi i sam do karczmy na trakcie pojecha�em; przez wspomnienie bowiem na to, �e ten cz�owiek by� niegdy� moim nauczycielem, przez wzgl�d na to, �e liczy� ju� musia� blisko siedmdziesi�t lat wieku, nie chcia�em pozwoli�, a�eby poniewiera� si� po �wiecie, umar� gdzie� pod p�otem i zosta� pochowany na rozstajnej drodze. Ko�o karczmy zasta�em kilku ludzi, kt�rzy przez okna i drzwi do szynkowej izby zagl�dali nie �mia� wej�� do �rodka. Arendarz, arendarzowa i ca�a ich, sk�adaj�ca si� z kilkunastu os�b, rodzina stali opodal, maj�c pobliski las w odwodzie jako miejsce bezpiecznego schronienia. Powiem prawd�, �e takie stawienie si� ludzi wzgl�dem pojedynczego, bezbronnego i wiekiem obci��onego cz�owieka przej�o mnie pewn� trwog� i �a�owa�em ju�, �em przyjecha�. Lecz ambicja doda�a mi odwagi. � A co tam? � zapyta�em zagl�daj�cych. Pok�onili mi si� z uszanowaniem, a jeden odpowiedzia�: � N i c z o h o: s y d y t' z a s t o � o m, r e w e, t a s t o h n e. (Nic: siedzi za sto�em, ryczy i st�ka.) Z wn�trza karczmy wydobywa�o si� g�uche st�kanie. Wszed�em. Jarnicki siedzia� oparty o st� �okciami, a twarz mia� r�kami zakryt�. G�owa jego by�a mocno siwa, ale g�stym, chocia� kr�tko przystrzy�onym pokryta w�osem. Gdym wszed�, ani si� ruszy�. � Panie Jarnicki � rzek�em. � Ha! � by�a odpowied�, kt�rej towarzyszy�o konwulsyjne jakie� ca�ym cia�em wstrz��nienie, jakby si� z g��bokiego obudzi� snu. � Kto mnie wo�a? Czego ode mnie chcesz? � Czy mnie pan nie poznajesz? � zapyta�em naj�agodniejszym, na jaki zdoby� si� mog�em, g�osem. 14 B e z m i a n � dawna waga, niezbyt dok�adna, w postaci dwuramiennego pr�ta metalowego i na ko�cu kr�tszym znajdowa� si� haczyk do wieszania wa�onych przedmiot�w. Na to zapytanie podni�s� g�ow�, spojrza� mi gro�nie w oczy i odrzek�: � Nie. � Przecie� jestem twoim uczniem. By�e� moim nauczycielem. � Uczniem? Nauczycielem? Ty uczniem, a ja nauczycielem? Hm. I wzni�s� oczy do g�ry, jakby dla zebrania wspomnie�. � Nazywam si� Onufry Pra�nicki. � Pra�nicki? By� mo�e. Czeg� ja wasana uczy�? � Czyta�, pisa�, rachowa�. � Wi�cej niczego? � A niczego. Na t� odpowied� Jarnicki odetchn�� z g��bi piersi i g�ow� zwiesi�. Z oczu jego przegl�da�a gor�czka, spot�gowana wyziewami w�dki, kt�re mu ju� m�zg obwia�y. Patrza� na mnie nie ci�kim wzrokiem pijak�w, ale jakim� b��dnym i niby pomieszanym. Patrza� przez chwil� i g�ucho rzek�: � Jestem s�aby. Godzina moja si� zbli�a. Proces si� ko�czy. Potrzebuj� spokoju. � Je�eli potrzebujesz, pan spokoju � powiedzia�em � to nie znajdziesz go w karczmie. � A nie � podchwyci� �ywo i doda�: � Potrzebuj� grobu. � Potrzebujesz przyjaznej d�oni, kt�ra by ci� piel�gnowa�a i... gr�b oddali�a. � Gr�b oddali�a? � zapyta� z pewnym rodzajem zdziwienia. � Jed� pan do mnie, do swego dawnego ucznia. Us�yszawszy te wyrazy Jarnicki si� u�miechn�� i usi�owa� wsta�. Lecz widocznie si�y go opu�ci�y. Spr�bowa� raz i drugi i r�k� machn�� na znak, �e z tego nic nie b�dzie. Zawo�a�em na s�u��cych. Ci mu pomogli, wywlekli go zza sto�u i zanie�li na bryczk�. Dziwi�em si�, jak cz�owiek do tego stopnia niemocny m�g� tak silnie uderzy� s�u��cego, kt�rego poprzednio po niego pos�a�em. Ta si�a by�a snad� blaskiem dogorywaj�cej lampy, przed skonaniem naj�ywsze roztaczaj�cej �wiat�o. Bryczka posuwa�a si� noga za nog�. Jarnicki by� spokojny, tylko kiedy niekiedy z piersi jego wydobywa�o si� g�uche st�kni�cie. Kiedy�my przyjechali, trzeba go by�o znie�� na r�kach. Kaza�em przygotowa� wygodne pos�anie i rozebra� chorego czy pijanego, bo dok�adnie pozna� nie mog�em, co mu bardziej ci�y: gor�czka czy w�dka. Kiedy z niego �ci�gano ten sam tabaczkowy surdut, w kt�rym posta� jego �y�a w moich dziecinnych wspomnieniach, nagle niby ozdrowia� i krzykn��: � Pugilares! Wydosta� zwi�zany na krzy� czarn� wst��eczk�, ten sam, co przed kilkunastu laty widzia�em u niego, pugilares i wsun�� go g��boko pod poduszk�. Pozwoli� si� rozebra�, po�o�y� si� i zasn��. Ca�a ta awantura mocno mnie zaintrygowa�a. W samej sobie by�a ona po prostu awantur� karczemn�, ale poza ni� ukrywa�a si� jaka� tajemnica, mo�e �mieszna, mo�e straszna, a w ka�dym razie ciekawa. Ciekawo�� mnie opanowa�a i na wskro� ca�e moje jestestwo przenikn�a. Przyznaj� si� do tego. Ludzie pot�piaj� ciekawo�� � pot�piaj� j� do tego stopnia, �e powiadaj�, i� ona jest pierwszym gradusem15 do piek�a; wystrzegaj� si� jej i wstydz�, cho� bardziej si� wstydz�, ni� wystrzegaj�, bo w�asne moje postrze�enia do tego przyprowadzaj� mnie wniosku, �e ka�dy �miertelnik stoi na tym pierwszym gradusie obiema nogami; ka�dy grzeszy ciekawo�ci�, je�eli nie czynnie, to w my�lach, w intencjach; ka�dy, widz�c przed sob� tajemnic�, mimo woli pragnie uchyli� zas�on� i zajrze� za ni�. I ja, grzeszny cz�owiek, nie mam pretensji by� lepszym od drugich. Je�eli z tego pierwszego gradusa mam si� dosta� do piek�a, to pocieszam si� tym, �e mi na towarzystwie nie zabraknie. P�jd� tam razem ze wszystkimi. Ciekawo��, wed�ug mego przekonania, jest grzechem, kt�ry (je�eli na s�dzie ostatecznym bezwzgl�dna panowa� b�dzie surowo��) wyludni niebo ze szcz�tem. 15 G r a d u s (�ac.) � stopie�. Ciekawo�� moja co do Jarnickiego ze�rodkowa�a si� na pugilaresie. Pugilares wyda� mi si� kluczem do rozwi�zania zagadki, kt�rej rozwi�zanie innym sposobem � przez wzgl�d na milczenie, jakim si� otacza� Jarnicki � uwa�a�em za trudne, ba, niepodobne. ,,Jak si� wytrze�wi i wyprzytomnieje � my�la�em sobie w duchu � b�dzie mi dawa� odpowiedzi takie, jakie niegdy� dawa� memu ojcu i mojej matce. Na pr�no b�d� si� go rozpytywa�.� I gor�ce pragnienie szepta�o mi do ucha: ,,Ten pugilares musi zawiera� w sobie co� nadzwyczajnie ciekawego: jakie� dokumenta, jakie� listy.� Wyraz ,,listy� wywo�a� w moim organizmie wstrz��nienie, podobne do tego, jakie wywo�uje raptowny a niespodziany huk. ,,Listy? cudze listy czyta�?� Ogarn�� mnie i strach, i wstyd, i pomi�dzy strachem i wstydem z jednej a ciekawo�ci� z drugiej strony zawi�za�a si� walka, zapalczywa sprzeczka, kt�rej polem by�y moje w�asne my�li. Ciekawo�� pcha�a gwa�tem r�k� pod poduszk� � pcha�a i, niestety! przemog�a. Wsun��em r�k� i wyci�gn��em pugilares. Jarnicki spa� twardo, g��boko. Spogl�da�em na niego i na pugilares. On by� blady, mia� usta wp�otwarte i oczy mocno �ci�ni�te, oddycha� spokojnie. Pugilares by� zat�uszczony, stary i starannie czarn� wst��eczk� zwi�zany w taki spos�b, �e do rozwi�zania potrzeba by�o u�y� nie tylko paznokci, ale i z�b�w. My�l�c o rozwi�zaniu, zdawa�o mi si�, jakbym pope�ni� mia� zbrodni� morderstwa na bezbronnym i nie przygotowanym na to cz�owieku albo przynajmniej jakbym mia� Jarnickiego okra��. I opanowa� mnie naraz taki wstyd i strach, �e ciekawo�� ust�pi�a. Zabrak�o mi odwagi. Wsun��em pugilares pod poduszk�, wyszed�em, kaza�em sobie osiod�a� konia i pojecha�em w pole zaleciwszy, a�eby nie przeszkadzano �pi�cemu. W polu strach i wstyd �ciga�y mnie w postaci harpij16 sumienia. B��dzi�em d�ugo bez celu, k�usowa�em, puszcza�em si� w przegony ze stepowymi naszymi wiatrami, kroczy�em st�pem, i kilku potrzebowa�em godzin na uspokojenie g�osu wewn�trznego, kt�ry mi szepta� w duszy: �Ciekawcze! z�odzieju! rozb�jniku!� W ko�cu jednak�e wyje�dzi�em sobie spok�j, powr�ci�em i uda�em si� do ��ka mego go�cia. Jarnicki ju� nie spa�. Oczy mia� wlepione w sufit i ani spojrza� na mnie. Podszed�em po cichu do ��ka. � Panie Jarnicki � przem�wi�em � jak si� pan czujesz? Zwr�ci� na mnie oczy i pokiwa� g�ow�. � Jak si� pan czujesz?� powt�rzy�em zapytanie. � Ot � odpowiedzia� � ni �le, ni dobrze. � Przecie... Zamiast odpowiedzi, westchn�� g��boko. � Nie potrzebujesz pan czego? mo�e doktora? � C� mi doktor pomo�e? Duszy nie uleczy ani cia�a, kt�re przecie raz musi si� w proch rozsypa�. � Mo�e u�agodzi� cierpienia. � O cierpieniach te� m�wi� m�wi�c o leczeniu. I zn�w westchn��, a tak g��boko, �e mi si� go serdecznie �al zrobi�o, bo przeczu�em, �e westchnienie to pochodzi�o z bolej�cej duszy. Chcia�em mu wyrazi� sp�czucie, jakim by�em na wskro� przej�ty, i przemy�liwa�em, w jaki by to si� da�o najdelikatniejszy uczyni� spos�b, lecz Jarnicki mnie uprzedzi�. 16 H a r p i e � w mitologii greckiej karz�ce b�stwa, wyobra�ane jako drapie�ne ptaki z twarz� kobiec�, �cigaj�ce zbrodniarzy; przeno�nie; uosobienie wyrzut�w sumienia. � Gdzie jestem? � zapyta�. � W Kie�baskach � odrzek�em. � A, w Kie�baskach � wym�wi� powoli i pocz�� r�k� trze� czo�o, kt�re si� sfa�dowa�o w zmarszczki i na kt�rym dostrzeg�em �lad starej blizny, nie znanej mi ze wspomnie� o Jarnickim. � W Kie�baskach? � powt�rzy� przypominaj�c sobie; i m�wi�c sam do siebie, doda�: � Zdaje mi si�, �e kiedy�, bardzo dawno, by�em w Kie�baskach, bardzo dawno, w czasach mojej m�odo�ci. � O � podchwyci�em � nie by�e� pan ju� m�odym, mia�e� ju� siwe w�osy. � To nic � odpar� z u�miechem. � Staro�� nie od w�os�w zale�y. By�em dwa razy m�ody. Postarza�em si� i zn�w odm�odnia�em. I po chwili milczenia zapyta�: � Jestem wi�c w Kie�baskach? � W domu przyjaciela. Na ten wyraz obrzuci� mnie wzrokiem od st�p do g�owy i d�ugo trzyma� na mnie oczy, jakby chcia� nimi w g��b mojej duszy przenikn�� i tam o prawdzie wym�wionego przeze mnie wyrazu si� przekona�. Potem ironicznie si� u�miechn�� i g�ow� z wyrazem pow�tpiewania pokiwa�. W ko�cu r�k� machn�� i rzek�: � Et... Bacznie �ledzi�em wymow� jego oczu i twarzy. Dawniej, o ile wspomnieniami moimi si�gn�� mog�em, oczy jego i twarz by�y nieme, nie wyra�a�y �adnych wzrusze�. Zasz�a wi�c z tym cz�owiekiem wielka zmiana. Fizjonomia jego sta�a si� ruchliwa jak powierzchnia wody: kiedy spokojna, ale za najmniejszym dmuchni�ciem wietrzyka marszcz�ca si� i wewn�trznym graj�ca wzruszeniem. Za wym�wieniem na przyk�ad przeze mnie wyrazu ,,przyjaciel� nie rzek� ani jednego s��wka, a pomimo to wypowiedzia� wszystko, co o tym s��wku my�la�. Nie wierzy� w przyja��. Stara�em si� t� jego niewiar� je�eli nie rozp�dzi�, to przynajmniej zmniejszy�. I tak m�wi�em: � Nie wierzysz pan w przyja��, to uwierzy� powiniene� w �yczliwo�� i sp�czucie. Wzgl�dem pana nie powoduje mn� �aden interes i je�eli chc� by� panu w czym pomocnym, to jedynie dlatego, �e czuj� do pana jaki� sympatyczny poci�g, pochodz�cy zapewne st�d, �e zajmujesz szerokie w dziecinnych moich wspomnieniach miejsce. Ten poci�g nie idzie tak daleko, a�ebym za pana po�wi�ci� si� mia� na �mier�, ale... Nie mog�em dalej m�wi�. Przy wyrazie ,,�mier� Jarnicki si� zerwa�, usiad� na ��ku, za�o�y� nog� na nog�, spl�t� d�onie na kolanie i wlepi� zrazu we mnie wzrok dziwnie surowy, a potem spazmatycznym wybuchn�� �miechem. Zmiesza�em si�. �miech ten jednak�e nie potrwa� d�ugo. Po kilku gwa�townych wybuchach usta� nagle. Jarnicki zwali� si� na ��ko, przez chwil� ci�ko, niby po wielkim oddycha� zm�czeniu, a� powoli si� uspokoi�. Jeszcze chwila i zacz�� m�wi�: � Nie masz dla mnie przyja�ni, tylko sympatyczny poci�g. Jaki ja g�upi, cho� stary. Goni�em po �wiecie za r�nymi rzeczami, a mi�dzy innymi i za przyja�ni�. Za przyja�ni�, bo potrzebowa�em, potrzebowa�em... Tu si� zaj�kn�� i z przyciskiem sko�czy�: � Potrzebowa�em wygada� si�! Milcza�em tak d�ugo przed wszystkimi, och! milcza�em i by�o mi ci�ko tu i tu. Przy�o�y� r�k� kolejno do piersi i do czo�a. III Milcza� d�ugo, wyra�nie walczy� sam z sob�. Nie �mia�em mu przerywa�. W milczeniu jego by�o co� uroczystego, co� takiego, co nakazywa�o uszanowanie. Zbiera� snad� wspomnienia, goni� za nimi daleko, w inne stulecie, bo gdy przerwa� milczenie, opowiedzia� mi �ycie swoje od pocz�tku do ko�ca i m�wi� d�ugo, przerywaj�c sobie czasem dla odpoczynku. Na s�uchaniu jego opowiadania up�yn�o mi ca�e popo�udnie i ca�y wiecz�r, i ca�a noc do rana. On m�g� opowiada�, bo si� przespa� w dzie�; ja mog�em s�ucha�, bo si� tak mocno zainteresowa�em, �e � zdawa�o mi si� � by�bym s�ucha� bez ko�ca. Trudno mi powt�rzy� to opowiadanie w�asnymi Jarnickiego wyrazami; b�d� wi�c o nim pisa� w trzeciej osobie. Jan Jarnicki przyszed� na �wiat mi�dzy 1765 a 1775 r. nie opodal uj�cia Rosi do Dniepru. Ojciec jego, dobry szlachcic, o�eniony z wie�niaczk� z okolic Kaniowa, by� w�a�cicielem gruntu, kt�ry dzi� stanowi�by du�� fortun�, ale w owych czasach i w owej okolicy wystarcza� zaledwie na wy�ywienie licznej rodziny, w kt�rej Jan by� najm�odszym dzieckiem, pieszczochem ukochanym. W�asno�� starego Jarnickiego rozci�ga�a si� szeroko nad Rosi� i mia�a wszystko, co stanowi warto�� ziemskich maj�tk�w, bo i pola, i ��ki, i las, i wod�. Przez �rodek przewija� si� przez ni� strumie�, na kt�rym sta� m�ynek o dw�ch kamieniach, a pod lasem dworek o trzech izbach, otoczony rowem i cz�stoko�em z m�odych, z kory obdartych d�bczak�w, z powyr�bywanymi pod�u�nymi doko�a strzelnicami, z mocn� i ci�k� z grubych desek bram�, ze �rodka na du�e zamykan� zasuwy, co wszystko nadawa�o dworkowi poz�r obronny, wojenny. Poz�r ten nie by� te� dla pozoru: stworzy�a go potrzeba. Na gruntach Jarnickiego by�y tylko dwie cha�upy i jeden dworek. W cha�upach: w jednej mieszka� m�ynarz, kt�ry by� zarazem gumiennym i praw� w gospodarstwie r�k�, w drugiej stary pasiecznik, niegdy� Zaporo�ec. Dworek sk�ada� si� z dw�ch, a raczej z trzech cz�ci: z w�a�ciwego dworka, z izby czeladnej, po�o�onej po jednej stronie podw�rza, i ze stajni po drugiej stronie. Do tego doda� jeszcze nale�y chlewy, kurniki i spichlerz, zape�niaj�ce r�ne strony podw�rza w taki spos�b, �e wolnego miejsca w obej�ciu bardzo pozostawa�o niewiele. Ta ciasnota, dziwna przy obszarze grunt�w, jakie Jarnicki posiada�, by�a dope�nieniem warunk�w obrony. Ma�a za�oga, kt�r� stanowili stary Jarnicki i kilku parobk�w, nie mog�aby w rozleg�ym broni� si� obej�ciu. Trzeba je by�o jak najmocniej �cisn��, a�eby niewielkiej liczbie ludzi umo�liwi� stawienie w razie potrzeby czo�a ze wszystkich stron. A ta potrzeba zdarza�a si� niekiedy. Pomimo �e Jarnickiego dworek, czyli � jak go w okolicy nazywano � �futor�, le�a� z dala od trakt�w, w g�uchym i nie ka�demu znanym zak�tku, jednak�e rozb�jnicy bu�garscy zza Dniestru, zapuszczaj�cy si� a� tu niekiedy w swych wycieczkach, wiedzieli o nim i kiedy niekiedy zagl�dali do starego szlachciury b�d� jako go�cie, b�d� jako nieprzyjaciele. W pierwszym razie potrzeba ich by�o przyj�� i ugo�ci�, w drugim si�� odeprze�. Stary Jarnicki nie mia� pieni�dzy. Pola jego od�ogowa�y, bujn� rokrocznie pokrywaj�c si� traw�, a to dla tej przyczyny, �e nie by�o ich uprawia� ani komu, ani na co. Gdyby by�o na co, toby si� znalaz�o i komu. Jak�� jednak�e korzy�� dawa�a uprawa? Komunikacji nie by�o, zbytu �adnego. Uprawia�o si� wi�c tyle, ile wymaga�a domowa potrzeba na chleb i kluski; inne za� potrzeby op�dza�o byd�o i konie, kt�re sobie swobodnie po obszarach buja�y i z kt�rymi raz w rok wyprawia� si� stary na jarmark do Kaniowa, Taraszczy albo Bohus�awia, a najdalej do Bia�ej Cerkwi lub Humania. Rozb�jnicy wiedzieli o niezamo�no�ci starego Jarnickiego, kt�ry w�asnymi r�kami ora�, sia�, kosi�, zwozi� i m��ci�, i nie mieli ch�tki do futoru, chyba, ot tak sobie, niechc�cy albo po pijanemu. Dlatego te� nie byli zbyt straszni, bo nie mo�na by�o z ich strony spodziewa� si� formalnej, na wi�ksz� skal� wyprawy. Do odparcia za� napad�w dorywczych mia� stary zawsze w pogotowiu; dwa gard�acze17, kilka gwint�wek, 17 G a r d � a c z (w�a�c. gar�acz) � bro� palna r�czna, u�ywana w XVI�XVIII w., o lufie rozszerzonej u wylotu; kilka par pistolet�w, kilka spis18, dwie karabele19, topory, a nawet nabite g�sto krzemieniami bu�awy. Ca�y ten arsena�, rozwieszony na �cianach, mie�ci� si� w pierwszej izbie, do kt�rej wchodzi�o si� na prawo z sieni, a kt�ra by�a zarazem jadaln�, bawialn� i dla panicz�w sypialn�. W drugiej izbie mieszkali pa�stwo Jarniccy, w trzeciej mie�ci�y si� panny; przez sie� by�a piekarnia i zarazem kuchnia, w kt�rej sypia�a niewie�cia po�owa s�u�by. Jarnicki z mi�o�ci� opisywa� gniazdo swoje rodzinne: ze szczeg�ami opowiada� o r�anych g�stych krzakach, w kt�rych na wiosn� zamieszkiwa�y s�owiki, i o malwach, kt�re przed dworkiem na stra�y sta�y. Szczeg��w tych nie umiem powt�rzy� wszystkich, sk�adaj� si� one z mn�stwa drobiazg�w, kt�rych nie pami�tam, a do kt�rych wchodzi du�o ludzi, nadaj�cych odosobnionemu futorowi niezwyk�e o�ywienie. Wyst�puj� tam: i rodzice, i bracia, i siostry Jana, i poczciwy m�ynarz, i stary pasiecznik, i s�u�ba obojej p�ci, i ksi�dz proboszcz z Kaniowa, i starszyzna rozb�jnik�w. Z tymi ostatnimi pozostawa� stary Jarnicki w zgodzie, co bynajmniej nie przeszkadza�o, �e si� z nimi niekiedy pobi�. Uderzy�o mnie szczeg�lnie nast�puj�ce, wed�ug mnie charakterystyczne i dobrze owoczesne tamtych okolic stosunki maluj�ce zdarzenie, kt�re na los Jana stanowczy wp�yw wywar�o. Najcz�stszym spomi�dzy starszyzny rozb�jniczej na futorze go�ciem by� niejaki Kalo, kt�rego przezywano Smilec (�mia�ek). Samo nazwisko dostatecznie go definiuje. Smilca l�kano si� powszechnie, dlatego �e mia� w sobie co� tygrysiego: lubi� krew, kt�rej zapach odurza� go. Rad przeto by� pohula� sobie, jak inni ludzie hulaj� w ta�cu, na polowaniu itp. Lubi� przy tym spotyka� op�r, bo ten go dra�ni� i wywo�ywa� ca�� burz� nami�tno�ci w dzikiej piersi. Zaje�d�a� on na futor Jarnickiego dwa, trzy razy w roku. By�y to wizyty bardzo niemi�e, ale musiano, je �cierpie�, bo trzeba by�o sztucznie broni� w�asno�ci i �ycia, niemaj�cych dostatecznej w �wczesnym urz�dzeniu stosunk�w obrony. Z tego powodu Smilca podejmowano jak go�cia, karmiono, pojono i na noc zapraszano, Jad�, pi�, ale mia� jednak�e tyle delikatno�ci czy te� tyle ostro�no�ci, �e nigdy na noc pozosta� nie chcia�. � Prze�pi� si� ja pod d�bem, przy ognisku, lepiej ni� w waszych betach � mawia�. � Dla mnie na wolnym powietrzu zdrowiej ni� w dusznej cha�upie. B�d� zdr�w, stary. Je�eli mnie nie z�api�, to si� jeszcze zobaczymy, a jak z�api�, to � tfu! Spluwa� i r�k� z pogard� machn��. � Ta gdzie�by was z�apali! � odpowiada� stary Jarnicki. � A! na cz�owieka napada nieszcz�cie, kiedy si� on go najmniej spodziewa. � A cho�by i z�apali. � �wiertowaliby albo ko�em �amali, tylko tyle. Marszczy� brwi, g�adzi� w�sy, wsiada� na ko� i odje�d�a�. Powodem jego odwiedzin by�a potrzeba odetchni�cia w gronie rodziny. W dzikim sercu utai�a si� odrobina ludzkiego uczucia. Przyje�d�a� po to, a�eby si� pobawi� z dzie�mi, kt�rym przynosi� go�ci�ce. Surow� twarz rozja�nia� u�miech na widok dziatwy, nieposiadaj�cej si� z rado�ci, kiedy pomi�dzy ni� rozdziela� pierniki i obwarzanki. Z tego powodu dla dzieci by� on mi�ym i wielce po��danym go�ciem. Cieszy�y si�, skaka�y i na spotkanie jego wybiega�y, ile razy posta� jego ukaza�a si� z daleka na drodze mimo m�yna do dworku prowadz�cej. Ojciec brwi marszczy�, chrz�ka�, lecz u�o�ywszy twarz wychodzi� na powitanie srogiego dow�dcy, kt�ry zazwyczaj przy m�ynie z konia zsiada� i otoczony gronem dzieci szed� powoli przez bram�. Znajomo�� ta trwa�a lat kilka. Stary Jarnicki dobrze na niej wychodzi�, by�a ona bowiem dla niego pewnym rodzajem karty bezpiecze�stwa, uwalniaj�cej go od innych tego rodzaju znajomo�ci i s�u��cej mu jako paszport w podr�y. Rozb�jnicy szanowali go dlatego, �e by� �przyjacielem Smilca�. strzelano z mej sieka�cami tj. kawa�kami �elaza. 18 S p i s a � dawna bro�: d�ugie drzewce zako�czone �elaznym grotem. 19 K a r a b e l a � krzywa ozdobna szabla turecka. Takie to by�y czasy! Poczciwy, z pracy r�k w�asnych �yj�cy cz�owiek musia� si� brata� ze zbrodniarzem i za przyjaciela jego uchodzi�. Po�rednikiem w tej przyja�ni by� pasiecznik, dla kt�rego Smilec mia� pewien rodzaj szacunku. Pasiecznik sprowadzi� Smilca na futor, zaznajomi� ze starym szlachcicem i postawi� niejako na warcie przy rodzinie i dobytku tego ostatniego. Powiadaj� o panach, �e �aska ich na pstrym koniu je�dzi. Na takim samym snad� koniu je�dzi�a i przyja�� takiego pana jak Smilec. Czy mu si� ona znudzi�a, czy sprzykrzy�a, nie wiedzie�; do��, �e razu pewnego przyjecha� na futor z�y i nachmurzony, nie przywi�z� dzieciom go�ci�c�w, wszed� do �wietlicy, usiad� i d�ugo milcza�. � Musia�o ci si�, panie dow�dco, co� przytrafi� � zaczepi� go stary Jarnicki. � At! � odpar� � gorzko na �wiecie. � Ludzie ci, mospanie, dokuczaj�? � Ta�e dokuczaj�. Bywa�o, Smilec hula� i s�aw� zdobywa�, a po s�awie dopiero sz�y kontusze, �upany, lite pasy, sobolowe czapki i grosze. Cz�ek mia� si� czym poczwani�. Kiedy kto m�wi�: ,,Hej, Smilec! co zdoby�e�?�, to odpowiada�em: �O, wiele, ale drogo... to... to... i to... i to... i to...� I pokazywa� blizny od ci�� i postrza��w, kt�rymi ca�e jego cia�o by�o poznaczone. � Ten go�ciniec dosta�em od huma�skiego, a ten od kaniowskiego Kozaka, a ten oberwa�em od szlachcica ze Zwinogr�dki, co si� broni� jak op�tany, a by� silny i �mia�y, skoczy� pomi�dzy nas z go�� szabl� i trzem moim zuchom �by rozp�ata�; ale poszed�em z nim na szable i moje ci�cie by�o ostatnie. Ot, takich mi potrzeba, takich dawajcie, ale nie takich jak dzisiejsi, co daj� si� rzn�� jak kury i tylko do Pana Boga si� modl�. Tfu! W milczeniu s�ucha� Jarnicki tych utyskiwa� na z�e czasy. Smilec rozgada� si�: � Ot � ci�gn�� � kiedy ja my�l�, jak to teraz na �wiecie, to bierze mnie ochota z tob�, stary, spr�bowa� si�. Kiedy� ja do ciebie zajrz�. � Moja chata otworem dla ciebie � odrzek� stary. � Zawsze mile was witam. � Ta�e to niby tak. Wiedziemy z sob� przyja�� na s�owach, a s�owa to babska rzecz. Gdyby� ty chodzi� ze mn� po �wiecie i nadstawia� �eb tam, gdzie ja, to by�by� mi druh i brat. A tak jak jest � ja rozb�jnik, a ty szlachcic, ani� mi druh, ani brat, a do tego u ciebie ja si� rozmazuj� jak jaka baba i kiedy wyjd� z twego futoru, to mi tak jako�, jakbym si� odurzaj�cego ziela opi�. Nie, mnie potrzeba spr�bowa� si� z tob�. � Je�eli taka twoja wola, to i owszem � rzek� szlachcic p� serio, p� �artem i w gar�� splun�� � prosz� na r�k�. Smilec na to z turecka cmokn�� i g�ow� z oznak� zaprzeczenia w ty� rzuci�. � Ja nie �ak � wym�wi� ponuro � �ebym si� mia� boruka�20 lub w palcaty21 bi�. Ja wojak. Przyjd� do ciebie w go�cie z oddzia�em i w�wczas plu� w gar��, kiedy ja ci w oczy o�owiem plun�. To rzek�szy wsta�, bez po�egnania si� wyszed� i siedz�c ju� na koniu rzuci� szlachcicowi te wyrazy: � Zobaczymy, czy ty Smilcowi dotrzymasz. Szlachcic my�la�, �e to �arty; tego samego jednak�e wieczoru przyszed� pasiecznik i z b��du go wyprowadzi�. � Smilec � rzek� � odgra�a si� na was, panie. Co wy jemu zrobili? � Co? nic. Diabli wiedz�, co mu do g�owy strzeli�o. � Krew zapach�a. Ale z nim nie �arty. Co obieca�, dotrzyma. � To i ja jemu dotrzymam � burkn�� stary Jarnicki z niecierpliwo�ci�. 20 B o r u k a � s i � � mocowa� si�, i�� w zapasy. 21 P a l c a t y � kije u�ywane dawniej przez m�odzie� szkoln� do nauki szermierki. Pasiecznik chrz�kn�� i brod� pog�adzi�. Serce mu w piersi �ywiej stukn�o. Lecz jako stary i do�wiadczony, czu� si� upowa�nionym do rady. � A czy nie lepiej by by�o z oczu mu zej��? � �eby potem ca�a okolica gada�a, �e stary Jarnicki nastraszy� si� i uciek�?! Wol� si� da� tu na miejscu w drobne kawa�ki posieka�! � krzykn�� szlachcic i siwe brwi mu si� na oczy