5017
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5017 |
Rozszerzenie: |
5017 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5017 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5017 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5017 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
TEODOR TOMASZ JE�
PAMI�TNIKI STARAJ�CEGO SI�
cz�� I i II rok 1865, cz�� III rok 1866
CZʌ� PIERWSZA
TAJEMNICA
I
Ha! mo�ci dobrodzieju, spe�ni�o si�. Wychyli�em czar� do dna. Odejmuj� j� od
ust, stawiam
przed sob� i przypatruj� si� jej; dzi� si� jej nie dotkn�. B�d� si� jej
przypatrywa�, b�d� �
pisa� moje pami�tniki.
Zacz��em od ,,ha!� � bo mi �al serce �cisn�� i by�em w jakim� niby poetycznym
usposobieniu.
Zdawa�o mi si�, �e po tym �ha!� uszykuje si� wiersz jeden, po nim drugi, po
drugim
trzeci, po trzecim czwarty, pi�ty, sz�sty, dziesi�ty, dwudziesty itd. � i
pop�ynie pie�� rzewna,
czu�a, zachwycaj�ca, elegia �alu, kt�r� echa pochwyc� i roznios� daleko, szeroko
po �wiecie.
By�o mi smutno, bardzo smutno!
Gdybym by� w tej chwili zdoby� si� na poezj�, by�aby to poezja do �ez
poruszaj�ca. P�akaliby�cie,
czytelnicy wszelkiego rodzaju, p�aka�yby�cie, czytelniczki wszelkiego wieku i
stanu.
Przej�liby�cie si� tym, co pier� moj� nape�nia, przepe�nia.
Niestety! � ,,ha� pozosta�o samotne na bia�ej �wiartce papieru, pozosta�o ca��
moj� pie�ni�.
Dziwna rzecz! tyle wierszy napisa�em do sztambuch�w, na imieniny i urodziny, a
pie�ni
napisa� nie mog�em.
Odsun��em papier, spar�em si� �okciem na stole, pochyli�em g�ow� i kilka �ez
gorzkich
kapn�o na kalendarz berdyczowski, jedyny z kolekcji kalendarz�w po nieboszczyku
ojcu
pozosta�ych. Jest to kalendarz z roku pa�skiego 1802. Na nim, na karcie
wklejonej pomi�dzy
majem i czerwcem, r�k� mego ojca napisane s� nast�puj�ce wyrazy:
12 czerwca. � O godzinie pierwszej, minucie dwudziestej pi�tej po p�nocy, w
dzie� Onufrego
pustelnika, urodzi� mi si� syn. Panie, niech b�dzie imi� Twoje pochwalone! Niech
ten
nowonarodzony ro�nie Tobie, Bo�e, na chwal�, ludziom na po�ytek. Amen!
A nieco ni�ej:
19 czerwca. � Ochrzcili�my dziecko. �askawi s�siedzi licznie zjechali si� do
mojej cha�upy.
Trzydzie�ci par trzyma�o do chrztu mego syna, kt�remu da�em imiona: Onufry,
Gerwazy,
Protazy; pierwsze dlatego, �e sam je sobie przyni�s�, a dwa drugie na pami�tk�
dnia chrzcin.
Pokumali�my si� z imci panem s�dzi� Zar�bskim i imci pani� chor��yn� Wery�yn�,
kt�rzy
trzymali w pierwszej parze, z imci panem chor��ym Weryh� i imci pani� s�dzin�
Zar�bsk�,
kt�rzy trzymali w drugiej parze, z imci panem podkomorzycem Zaleskim i imci
pani� szambelanicow�
Zakrasin�, kt�rzy trzymali w trzeciej parze, z imci panem szambelanicem Zakras�
i imci pann� cze�nik�wn� Strzemi�sk�... itd.
Wszystkie pary wyliczone i wymienione by�y porz�dkiem. Na ko�cu sta�o nazwisko
ksi�dza
proboszcza, z dodatkiem czterech ,,K� oznaczaj�cych: ,,kanonik katedralny
kapitu�y kamienieckiej.�
Po nazwisku ksi�dza proboszcza nast�powa�a uwaga:
Bawiono si� weso�o. Wypili�my anta�ek starego w�grzyna i beczk� miodu, kt�ry
pi�tna�cie
lat temu syci� kwestarz1 z Winnicy.
1 K w e s t a r z � zakonnik je�d��cy po kwe�cie, tj. zbieraj�cy datki na sw�j
klasztor.
Przeni�s�szy si� my�l� w owe czasy, �atwo sobie wyobrazi�, jak witanym by�o moje
przyj�cie
na �wiat. Stary w�grzyn i pi�tnastoletni mi�d rozweseli�y umys�y. By�y toasty i
wiwaty.
Podnoszono mnie na r�kach do g�ry i krzyczano:
� Niech �yje! niech ro�nie! niech b�dzie szcz�liwy!
Niestety! z tych trzech �ycze� sprawdzi�y si� tylko dwa pierwsze. �yj�: dzi�
w�a�nie, o godzinie
pierwszej, minucie dwudziestej pi�tej po p�nocy, sko�czy�em lat pi��dziesi�t �
zacz��em,
ach! sz�sty krzy�yk � i czuj� w sobie tyle �ycia, �e jeszcze na pi��dziesi�t lat
wystarczy.
P
i��dziesi�t lat! Prze�y�em je sam z sob�. Czemu� chrzestni moi rodzice
wymawiaj�c
pierwsze �yczenie nie dodali: nie sam?
Drugie �yczenie r�wnie� �wietnie dopisa�o. Wyros�em na pociech� oka ludzkiego.
Jestem
dobrze zbudowany, zdr�w, silny i przystojny. Nie pochlebiam sobie w rozmowie z
w�asnym
sumieniem. Czeg� mi braknie? Co mi kto mo�e zarzuci�? � Szpakowacizn�, kt�ra mi
w�osy,
faworyty i brod� przypr�szy�a? Ale� przed dziesi�ciu laty ani jednego bia�ego
nie mia�em
w�oska, a przed dwudziestu by�em m�ody i ho�y, bia�y i rumiany, a przed
dwudziestu pi�ciu...
Ach!
Stryjenka zar�cza�a, �e jestem ,,�liczny ch�opiec�.
Chor��yna Wery�yna twierdzi�a, �e jestem �bardzo przystojny m�czyzna�.
S�dzina Zar�bska utrzymywa�a, �e mam ,,powierzchowno�� dystyngowan��.
Oto autorytety kobiece, �wiadectwa znawczy�, potwierdzaj�ce to, co mi m�wi�o
zwierciad�o.
W dwudziestym pi�tym roku mego �ycia by�em �licznym ch�opcem, w trzydziestym
przystojnym
m�czyzn�, w czterdziestym powierzchowno�� moja by�a jeszcze dystyngowan�.
Pomimo to jakie� fatum nad moim losem ci�y�o. Nie by�em szcz�liwy.
Go�cie mego ojca! nieszczerze wym�wionym by�o ostatnie wasze �yczenie: ,,niech
b�dzie
szcz�liwy!�
A posiada�em wszystkie podstawy szcz�cia: i maj�tek, i...
Chcia�em powiedzie�: rozum, ale uk�si�em si� w j�zyk. Chocia�, czy nie mam prawa
powiedzie�
o sobie, �e mam rozum? Przecie� g�upi nie jestem. Jest tylu g�upszych ode mnie.
Rozum? � Musz� si� nad tym wyrazem gruntownie zastanowi�. Co to jest rozum? albo
raczej
� co to jest rozumny cz�owiek? Rozumnymi nazywaj� ludzie Naruszewicza,
Czackiego,
Sniadeckiego2, a tak�e marsza�ka Grabskiego i chor��ego Weryh�. Pierwsi, niby
mole,
wgry�li si� w ksi��ki i nape�nili sobie g�owy mn�stwem wiadomo�ci; drudzy,
wyj�wszy kalendarza,
inne ksi��ki tylko z widzenia znaj�. Rozum przeto jest dwojaki: ksi��kowy i
nieksi��kowy,
uczony i naturalny.
Ja do tego ostatniego mam pretensj�. Do ksi��ek mia�em wstr�t wrodzony i
nieprzezwyci�ony,
kt�ry si� od najpierwszego we mnie objawia� dzieci�stwa, a objawia� w spos�b
bardzo
stanowczy i wyra�ny. Nie pami�tam tego, ale nieboszczka matka opowiada�a, �e
kiedy
ojciec przywi�z� mi pierwszy z Kijowa elementarz, ozdobiony pi�knymi obrazkami,
jedyny
u�ytek, jaki z tego elementarza zrobi�em, by� ten, �em go rzuci� w pal�cy si� na
kominku
ogie� i ucieszy� si� �ywym p�omieniem, jaki z papieru strzeli�.
� Pali si�, pali! � krzycza�em, w r�ce klaszcz�c i oko�o kominka podskakuj�c.
� Nie b�dzie z niego literat � rzek� ojciec.
2 N a r u s z e w i c z � Adam Naruszewicz (1733�1796) s�ynny historyk i poeta
polskiego O�wiecenia, C z a c k
i � Tadeusz Czacki (1765�1813), wybitny uczony i dzia�acz o�wiatowy,
wsp�za�o�yciel wzorowego liceum w
Krzemie�cu (1805 r.); � n i a d e c k i � s�yn�li w�wczas dwaj bracia �niadeccy,
profesorowie uniwersytetu
wile�skiego, J�drzej (1768-�1838), prof. chemii, i Jan (1756�1830), prof.
astronomii i publicysta.
Od tego czasu, zrobiwszy do�wiadczenie na elementarzu, powtarza�em je na ka�dej
ksi��ce,
jaka mi w r�ce wpad�a. Jarnicki, pierwszy m�j nauczyciel, nazywa� mnie ma�ym
Omarem3
i �wietn� wr�y� mi przysz�o��, do ziszczenia kt�rej brakowa�o tylko biblioteki
aleksandryjskiej,
bo co si� tyczy miejscowej, to ta nie mog�a mnie ws�awi�. Po elementarzu
spali�em
matce Z�oty O�tarzyk, ojcu par� kalendarzy berdyczowskich i... by�o ju� po
bibliotece. Jarnicki
swoje ksi��ki, z kt�rych mnie uczy�, chowa� przede mn�.
Jarnicki mnie uczy�. Co dzi� umiem, umiem od niego i przez niego. Pracowa� nade
mn�
gorliwie i nauczy� mnie czyta�, pisa�, rachowa� i wiele innych rzeczy, nad
kt�rymi pracowa�
przez lat cztery, a pracowa� ci�ko jak w�.
Ciekawa to by�a posta� ten Jarnicki. Takich postaci ju� nie ma w naszym
spo�ecze�stwie �
gdzie� znik�y wraz z wo�nymi, lirnikami, kupcami zaj�czych sk�rek i wr�bitami.
Pami�tam
go, jak pierwszy raz zjawi� si� w Kie�baskach (takim jest nazwisko dziedzicznej
mojej wsi).
Przyszed� piechot�, z torb� na kiju, kt�ry na ramieniu d�wiga�, i zaprezentowa�
si�:
� Jan Jarnicki, profesor do dzieci.
� Co asan umiesz? � zapyta� go nieboszczyk ojciec.
� Wszystko, mospanie dobrodzieju.
� Czyta�?
� Po polsku i po �acinie, z ksi��ek i z pisma.
� Pisa�?
� Po polsku i po �acinie, pismem zwyk�ym i gockim4.
� Umiesz robi� atrament?
� Umiem: z galasu i bzowych jag�d.
� A umiesz wa�pan pi�ra temperowa�? � zapyta�a nieboszczka matka.
� Umiem, jejmo�� dobrodziejko, na cienko, na grubo i na �rednio.
� I wzorki do haft�w wykala�?
� I to potrafi�.
� I formy na baby klei�?
� Perfect5, jejmo�� dobrodziejko.
Matka popatrzy�a na ojca, ojciec spojrza� na matk� i w ich oczach snad� wzajemne
b�ysn�o
porozumienie, bo po wst�pnych pytaniach nast�pi� bli�szy egzamin. Ojciec wezwa�
Jarnickiego
do tak zwanego ,,pierwszego pokoju�, kaza� usi��� za sto�em i da� mu do
przeczytania
i przepisania list od s�siada. Jarnicki przeczyta� do�� dobrze, chocia�, o ile
sobie przypomnie�
mog�, b�kaj�c i nie bez j�kania si�. Po odczytaniu zabra� si� z wielk�
uroczysto�ci� do
pisania. Kraciast� chustk� do nosa strzepn�� py� ze sto�u, opatrzy� papier,
postawi� przed sob�
ka�amarz, opatrzy� i poprawi� pi�ro i napisa� r�wno, g�adko i wyra�nie. Kiedy
sko�czy�, ojciec
obejrza� jego pisanie i znalaz�szy je bardzo dobrym, zapyta�:
� C� asan chce rocznie?
� Sto pi��dziesi�t z�otych.
� Podejmujesz si� nauczy� mego syna czyta�, pisa� i rachowa�?
� Po polsku i po �acinie, mospanie dobrodzieju.
� Przy tym pi�ra temperowa�, desenie wykala� i formy na baby klei�? � doda�a
matka.
� Ale pod pewnym warunkiem-� odrzek� Jarnicki. � Nie chc� aca�stwa
dobrodziejstwa
oszukiwa�. Potrzebuj� raz na rok, w miesi�cu kwietniu, krew pu�ci� i cztery razy
do roku: raz
3 O m a r � wg tradycji kalif Omar mia� spali� bibliotek� aleksandryjsk�
(najwi�ksz� i najs�ynniejsz� z bibliotek
staro�ytnych, gromadz�c� literatur� rzymsk�, greck�, indyjsk� i egipsk�). W
rzeczywisto�ci cz�� jej zosta�a
spalona podczas obl�enia miasta przez Juliusza Cezara, a reszta przez
chrze�cijan, kt�rzy zburzyli �wi�tyni�
Jowisza, gdzie mie�ci�y si� pozosta�e zbiory.
4 G o c k i e p i s m o � (gotyckie) alfabet u�ywany przez Got�w, stworzony w IV
w. przez t�umacza Biblii,
Wulfilasa, na podstawie alfabetu greckiego i �aci�skiego. W znaczeniu potocznym
pismem gockim nazywa si�
system pisma i druku tzw. szwabach� w odr�nieniu od pisma �aci�skiego.
5 P e r f e c t (�ac.) � doskona�y.
na prima aprilis, drugi raz na Piotra i Paw�a, trzeci raz na Micha�a Archanio�a,
a czwarty raz
na �w. Szczepana, upi� si�.
Ojciec na to si� u�miechn��.
� I uprzedzam aca�stwa dobrodziejstwa, �e w tych czterech epokach mie� musz�
tygodniow�
rekreacj�.
� Koniecznie? � zapyta� ojciec.
� Koniecznie. Potrzebnym mi to jest do zdrowia: raz na rok krew pu�ci� i raz na
kwarta�
upi� si�.
� No, niech i tak b�dzie � odrzek� ojciec i Jan Jarnicki zosta� moim
nauczycielem.
Mia�em pod�wczas lat dziewi�� sko�czonych i nie umia�em jeszcze ani jednej
litery alfabetu.
Nauczyciel liczy� musia� tyle lat, ile ja dzisiaj; by� bowiem ju� szpakowaty,
ale zdr�w i
krzepki, i w postaci swojej mia� co� ksi�ego. Zdawa�o si�, �e kszta�ci� si� na
ksi�dza, lecz
jaki� wypadek przerwa� mu nauki i rzuci� go na drog� b��dnego nauczycielstwa.
Nosi� si�
zawsze jednakowo: w surducie tabaczkowym, pod szyj� zapi�tym, ni�ej kolan
si�gaj�cym, i
w letnich, ciemnych spodniach. Ten ubi�r s�u�y� mu zim� i latem, na �wi�to i
dzie� powszedni,
i musia�, zdaje si�, by� z czego� nieznoszonego sporz�dzony, bo nie pami�tam,
a�eby go
kiedy odnawia� lub poprawia�; zawsze by� jednakowy, zawsze czysty i zawsze ca�y.
Garderoba
jego sk�ada�a si� z tego, co mia� na sobie, z trzech koszul, dw�ch par onuczek i
sze�ciu
chustek do nosa, do czego dodawszy: pugilares, par� ksi��ek, pi�rnik z kilku
pi�rami i o��wkiem,
lini� z dziurk� i sznureczkiem, ka�amarz, scyzoryk i �ubkow� tabakierk�,
b�dziemy
mieli ca�y inwentarz ruchomo�ci stanowi�cych maj�tek mego nauczyciela.
Nie godzi si� nie powiedzie�, �e by� to cz�owiek szczeg�lnej poczciwo�ci i
zacno�ci;
skromny, cichy, niewymagaj�cy i pe�ni�cy sw�j obowi�zek sumiennie. Tego po
jakim� obie�y�wiecie,
jak go w napadach z�ego humoru nieboszczka matka nazywa�a, spodziewa� si� nie
by�o mo�na. Jednak�e tak by�o. Do�� powiedzie�, �e nauczy� mnie tego, co umiem,
i � przyznam
si� � niema�ej dokaza� sztuki.
Ojciec nieboszczyk nie by� z rodzaju tych ojc�w, co to nauczycielowi na wst�pie
do nauki
jako god�o w�adzy wr�czali ka�czug z tymi s�owy:
� Bij! bo ci p�ac�, bij! bo je�eli dobry, to si� nie zepsuje, je�eli z�y, to si�
poprawi.
M�j ojciec podobnym by� w tej mierze do ojca �Panie Kochanku�6. Mo�e dlatego, �e
by�em
jedynakiem, mo�e dlatego, �e owia�a go atmosfera dworu Stanis�awa Augusta, na
kt�rym
bywa� w m�odo�ci i nawet tytu�owa� si� szambelanem, nie podziela� zdania, �e
,,za jednego
bitego daj� dziesi�ciu niebitych�, i �a�owa� mojej sk�ry. Nie wolno by�o
Jarnickiemu mnie
bi�. Pomimo to jednak�e da� sobie ze mn� rad�. Jak zacz�� pr�bowa� r�nych
sposob�w, trafi�
na koniec na taki, kt�ry mi da� pozna� ca�e abecad�o. Spos�b ten by� wcale
dowcipny, bo
oparty na mojej nami�tno�ci do palenia papier�w. Wystrzyga� z papieru litery i
dawa� mi je
do palenia. Pali�em naprz�d A, potem B, potem C i tak dalej � a� do ko�ca
alfabetu. Nast�pnie
wystrzyga� ca�y alfabet i kaza� mi wybiera�.
� Wybierz K.
Szuka�em K, a gdy znalaz�em, wo�a� z gniewem:
� Spal szelm�!
Ja z pewn� zawzi�to�ci� ciska�em K w p�omie� i szuka�em nast�pnej, kt�r� on mi
nazwa�,
litery.
Tym sposobem nauczy�em si� abecad�a, sylabizowania i stawiania liter na
woskowanym
papierze, a zawsze przez to, �e Jarnicki moje w�asn� nami�tno�� wyzyska� umia�
na moje
korzy��.
6 O j c i e c �P a n i e K o c h a n k u � � Micha� Kazimierz Radziwi�� (1702�
1762), hetman wielki litewski,
ojciec wojewody Karola (1734�1790), s�ynnego magnata-awanturnika, zwanego �Panie
Kochanku�.
Nami�tno�� palenia ksi��ek z czasem si� uspokoi�a, a pozosta� tylko wstr�t do
nich i dotychczas
poj�� nie potrafi�, jak ludzie przywi�zywa� mog� warto�� do tych sprz�t�w, kt�re
po odczytaniu s� ju� do niczego. Ksi��ki uwa�am jak cytryny: poty co� warte,
p�ki si� soku z
nich nie wyci�nie.
Wstr�tu tego Jarnicki we mnie nie poskramia�, lecz tylko chowa� przede mn� swoje
ksi��ki,
kt�re czyta� i odczytywa� bez ko�ca. Co to by�y za dzie�a? Nie wiem. Wygl�da�y
bardzo
staro i obszarpanie.
Przypominam sobie pierwsze napisane przeze mnie wyrazy, a przypominam sobie
dlatego,
�em je par� tysi�cy razy przepisa�. By� to pleno titulo7 m�j podpis: ,,Onufry
Gerwazy Protazy
Pra�nicki herbu P�kozic, szambelanic, dziedzic wsi Kie�baski, ja�nie
wielmo�nych Jana
Kantego, szambelana, i Katarzyny z �opuchowskich Pra�nickich syn i
spadkobierca�. Podpisywa�em
si� na woskowanym papierze bia�ym atramentem z tartej kredy, zmieszanej z wod�;
podpisywa�em si� w dw�ch liniach, w jednej linii, bez linii; podpisywa�em si�
tak d�ugo, a�
na koniec rozmi�owa�em si� we w�asnym podpisie i pisa� si� nauczy�em. By�o to
wyzyskanie
na moje korzy�� mojej pr�no�ci. Bardzo mi si� podoba� m�j herb, m�j tytu�, moje
dziedzictwo
i ja�niewielmo�no�� mego ojca. Dopytywa�em si� Jarnickiego, czy i ja jestem
ja�nie
wielmo�nym.
� Jeste� wa��, jako szambelanic.
Dowiedziawszy si� o tym, ex propria diligentia8 dopisywa�em �ja�nie wielmo�ny�
przed
moim nazwiskiem.
Do nauczenia mnie rachunk�w wielce przyczyni� si� syn naszego arendarza, �ydek w
moim wieku, kt�ry ze szczeg�ln� �atwo�ci� z pami�ci dodawa�, odejmowa�, mno�y� i
dzieli�.
� Widzisz wa�� � mawia� Jarnicki � b�dziesz si� wstydzi� Srula, kiedy ci
przyjdzie z nim
si� o arend� porachowa�.
Nauczy�em si� tedy rachowa�, ale liczbami ca�ymi. U�amki proste, dziesi�tne i
regu�a
trzech, kt�re znam z nazwiska, nie czepi�y si� mojej g�owy i, doprawdy, do dzi�
zrozumie�
nie mog�, na co by one przyda� si� mia�y szlachcicowi trudni�cemu si� rolnym
gospodarstwem.
Tyle robi�em uk�ad�w i transakcyj, sprzeda�y i kupna, a nigdy nie mia�em
potrzeby
wdawa� si� z u�amkami, nigdy nawet, o ile sobie przypominam, nie by�em oszukany,
wyj�wszy
jednego razu. Sprzeda�em drzewo, s��e� po rublu, i zrobi�em z kupcem kontrakt,
moc�
kt�rego mia�em mu kaza� wyr�ba� i u�o�y� trzysta kubicznych s��niowych stos�w.
Gdy si�
drzewo zacz�o r�ba�, kupiec proponuje mi, a�ebym mu, zamiast s��niowych,
dwus��niowe,
to jest sze�cio�okciowe w sze�cian kaza� sk�ada� stosy. Przyj��em t� propozycj�
i stosownie
do niej zmieni�em kontrakt podwajaj�c cen� stos�w. Wzi��em po dwa ruble za
dwus��niowy
kubiczny stos, a powinienem by� wzi�� po o�m, czyli innymi s�owy, zamiast po
rublu, sprzeda�em
s��e� drzewa po pi��dziesi�t groszy. No, ale kt� by si� na moim miejscu w ten
spos�b
nie oszuka�? Ju� drugi raz podobna sztuka si� nie uda.
Tego wypadku nie przewidzia� Jarnicki. Nie mam mu tego za z�e; bo gdzie� jest
cz�owiek
wszystkowiedz�cy?! A mo�e i on � gdyby by�, jak ja, zaskoczony znienacka � by�by
si� da�
na s��niach okpi�. Zreszt�, mo�e i nie mia� czasu obznajomi� mnie z tymi
szczeg�ami matematyki.
Uczy� mnie przez lat cztery bardzo pilnie, bardzo regularnie i sumiennie pe�ni�
obowi�zki, jakie wzi�� na siebie, roz�o�ywszy czas na kwarta�y, oddzielone jeden
od drugiego
tygodniami, w kt�rych znika�.
�aden zegarek nie mo�e i�� regularniej, jak sz�o �ycie Jarnickiego. Wstawa� zim�
i latem o
czwartej, szed� spa� o dziewi�tej, wstawszy i id�c spa� odmawia� pacierz na
kl�czkach, pija�
mleko i wod�, jada� ma�o i co mu dali, codziennie si� goli� i jednej chwili nie
popr�nowa�:
je�eli mnie nie uczy�, to co� struga�, klei� albo te� w ogrodzie kopa�, sadzi�,
podlewa�, szcze-
7 P l e n o t i t u l o (�ac.) � z zachowaniem nale�nych tytu��w.
8 E x p r o p r i a d i l i g e n t i a (�a�.) � w�asnym rozs�dkiem.
pi�. Nie przypominam sobie, a�ebym kiedy widzia� u�miech na jego ustach. Usta
mia� zawsze
�ci�te, milcz�ce, na zapytania odpowiada� kr�tko.
W dziewi�ciu leciech mego �ycia rozpocz�a si� moja domowa edukacja, w trzynastu
si�
sko�czy�a, a rozpocz�a szkolna. Zanim jednak�e o tej ostatniej napisz�,
opowiedzie� pierwej
musz� niekt�re szczeg�y o Jarnickim, kt�ry d�ugo by� w Kie�baskach postaci�
zagadkow�.
Nikt nie wiedzia�, co on za jeden, sk�d si� wzi��, jaka by�a jego przesz�o��. W
okolicy nikt go
nie zna� i on nie zna� nikogo, a taka by�a powaga w jego zachowaniu si�, �e
trzeba by�o pewnej
�mia�o�ci, a�eby go si� o przesz�o�� zapyta�.
Na t� �mia�o�� zdoby�a si� kilkakrotnie moja matka, lecz nic nie wsk�ra�a.
Jarnicki albo
nie odpowiada�, albo je�eli odpowiedzia�, to w taki spos�b, �e odpada�a ochota
powt�rzenia
zapytania.
� Czy jejmo�� dobrodziejka l�ka si�, a�ebym jej nie okrad�?
� O, nie, panie Jarnicki.
� Je�eli nie � podchwytywa� � to nie ma o czym gada�. Raz wyrwa�a si� mu taka
odpowied�:
� Moje �ycie jest procesem pomi�dzy mn� a Bogiem. Odpowied� ta zaciekawi�a i
matk�
moj�, i ojca, i ca�e s�siedztwo, wywo�uj�c mn�stwo domys��w, kt�re sko�czy�y si�
na tym,
�e pogadano i gada� przestano.
Z powodu czteroletniego pobytu Jarnicki sta� si� ju� w Kie�baskach potrzebnym.
Zdawa�o
si�, �e i dla niego Kie�baski sta�y si� potrzebnymi, �e si� z�y� z ich �yciem,
�e wr�s� w nasz�
rodzin�, �e �wiat dla niego zaczyna� si� i ko�czy� w Kie�baskach, kt�re
opuszcza� wprawdzie
cztery razy do roku, ale nie na d�ugo i nie odchodzi� daleko. Wyprawy jego mia�y
za cel
karczm� na Szpakowym Trakcie9, nale��c� do mego ojca. Tam si� udawa�, bawi�
tydzie� i
wraca� taki, jaki wyszed�: cichy, skromny, milcz�cy, pij�cy mleko i wod�, i zn�w
zasiada� ze
mn� do nauki, do kt�rej umia� mnie wci�gn�� i przyzwyczai�. Jakie� tedy by�o
zdumienie nas
wszystkich, gdy razu pewnego poszed� i nie wr�ci�. Up�yn�o tygodni dwa, trzy,
cztery, Jarnickiego
nie by�o. Ojciec kaza� o niego rozpytywa� si� po jarmarkach i karczmach, posy�a�
nawet umy�lnych w r�ne strony: wszystko by�o daremnie. W kilka lat dopiero po
�mierci
moich rodzic�w zjawi� si� w Kie�baskach niespodzianie, ale na kr�tko.
II
Przybiega razu pewnego arendarz z karczmy na Szpakowym Trakcie, zadyszany,
przestraszony,
i wo�a:
� Jest!... uf!... jest!... � i sapa�.
� Kto jest? � zapyta�em zdziwiony. �yd sapa�, ociera� pot z czo�a, g�adzi�
brod�.
� Nu... ten... ten...
� Kt� taki?
� Albo� ja wiem, kto wun taki? Ach! ten, co to jego ja�nie wielmo�ny szambelan
kaza�
szuka� na wszystkie strony.
Nie mog�em si� domy�li�. Kilka lat up�yn�o od �mierci mego ojca, a kilkana�cie
od wyj�cia
Jarnickiego z Kie�basek.
� Ten, co upija� si� w mojej karczmie.
� M�j kochany � rzek�em � czy to jeden w twojej karczmie si� upija?
9 S z p a k o w y T r a k t � odwieczny szlak handlowy na Ukrainie, zwany tak�e
Czarnym Szlakiem ze wzgl�du
na niebezpiecze�stwo napad�w tatarskich czy zb�jeckich. Nazwa �Szpakowy�
pochodzi od s�ynnego przewodnika
karawan � Szpaka.
� Ta�e tak � odpar� �yd � upija si�, Bogu dzi�ki, niejeden, ale za tego (zamiast
�o tym�)
ja�nie wielmo�ny pan wie lepiej jak za kogo innego, bo wun by� u ja�nie
wielmo�nego pana
dyrektorem10.
Ten ostatni wyraz rozwi�za� zagadk�, kt�ra pocz�a ju� mnie intrygowa�.
� Jarnicki? � zapyta�em.
� Ny, mo�e wun i Jarnicki. Ja nigdy tego nazwiska nie s�ysza�. Wiem tylko, �e
dyrektor, co
by� przy ja�nie wielmo�nym panu, kiedy ja�nie wielmo�ny pan by� jeszcze
paniczem, przychodzi�
do mnie raz na trzy miesi�ce i pi� przez ca�y tydzie�.
� To on! � zawo�a�em uradowany. � Sk�d�e si� on wzi��?
� Ja tego nie wiem. Ja si� przestraszy�, jak go zobaczy�. Ja si� jego nie
spodziewa�. Nikogo
nie by�o w szynkowej izbie, ja sobie chodz� i my�l�, a� tu, jakby si� urodzi�,
siedzi kto� za
sto�em i r�kami si� podpar�. Patrz�, a to wun. Ja si� bardzo zdziwi�, k�aniam
si�, a wun nic,
pytam, a wun nic, a� jak nie stuknie ku�akiem o st� i jak nie krzyknie;
,,�ydzie, w�dki!� i jak
nie zgrzytnie z�bami, to mi a� w pi�tach postyg�o, uf!
� No, c� dalej? � zapyta�em widz�c, �e �yd zaj�kn�� si�.
� Co dalej? a, ot co dalej. Postawi�em przed nim kwart� w�dki, a wun j� duszkiem
wypi�.
� Ca�� kwart�? od razu?
� Af meine munes!11 Ca�� kwart�, od razu. Wypi� i jak nie krzyknie: ��ydzie,
w�dki!� I
popatrzy� si� na mnie, a w oczach jego widzia�em same bia�ki. Jeszcze na mnie
�aden cz�owiek
tak nie patrza�.
� No i c�?
� Ano, postawi�em przed nim drug� kwart�, a wun j� duszkiem wypi� i krzykn��;
��ydzie,
w�dki!�
� Da�e� mu trzeci� kwart�?
� Ale gdzie tam, zamkn��em szynkwas i uciek�em do ja�nie wielmo�nego pana,
uciek�a i
moja �ona, uciek�y i moje bachury.
� Zostawi�e� karczm� pustk�?
� Zosta� tam str�, a i moja Ruchla zagl�da z daleka.
� Tak ci� przestraszy� cz�owiek, co dwie kwarty w�dki wypi�?
� Nie to mnie przestraszy�o, ale to, �e jako� nie po ludzku patrza�. Ja tyle
ludzi widzia�, i
jakich ludzi! Moja karczma na trakcie, na Szpakowym. Przechodzi tamt�dy wsilaka
wsilaczyna
12 i pije, i �piewa, i posud�13 t�ucze, i �aje si�, i bije, ale nie widzia�em,
a�eby �ywy cz�owiek
tak patrza� jak ten Jarnicki.
� Czeg� wi�c chcesz?
� Ny � odpar� �yd z niskim uk�onem � ja przyszed� do ja�nie wielmo�nego pana,
a�eby ja�nie
wielmo�nego pana prosi�, a�eby ja�nie wielmo�ny pan kazali go zabra� z
karczmy... Ja
nie wiem, co to jest, ale ja si� go strasznie boj�... wun jaki� niesamowity.
� Jak si� wytrze�wi, to b�dzie spokojny.
� I mnie si� tak zdawa�o, kiedy przed nim pierwsz� kwart� stawia�em; bo ja go
znam bardzo
dobrze. Dawniej, bywa�o, pi� kieliszkiem, powoli, a jak si� upi�, to k�ad� si�
na �awce,
wyspa� si�, wytrze�wi� i zn�w pi�. Pi�, ale by� spokojny... i dzieci lubi�...
Moje bachury licho
wie co z nim wyrabia�y, a wun si� do nich u�miecha�. Tylko si� czasem
rozgniewa�, czasem,
kiedy wypiwszy kilka kieliszk�w opar� si� �okciami na stole i g�ow� w d�onie
schowa�, i je�eli
go wtenczas dzieci obsiad�y, wun stukn�� nog�, krzykn��: ,,Precz! patrz� na
ni�!� � i dzieci
ucieka�y. Ale jak to min�o, zn�w sz�y do niego i pyta�y: ,,A na kogo to wa�pan
patrzysz?� �
10 D y r e k t o r � korepetytor-opiekun.
11 A f m e i n e m u n e s � na moj� uczciwo��, na moj� wierno�� (munes � wyraz
hebrajski).
12 W s i l a k a w s i l a c z y n a (ukr.) � �artobliwie: r�ne r�no�ci.
13 P o s u d a (ros.) � naczynie.
a on im odpowiada�: ,,Na ni�, na anio�a, co ma srebrne pi�ra.� A dzieci jeszcze
na to: ,,G�upi�
wa�pan, wa�pan pijany.� A wun si� nie gniewa�, nu, a teraz, uf!
I k�aniaj�c si� nisko, doda�:
� Niech go ja�nie wielmo�ny pan ka�� zabra� z karczmy.
To, co mi arendarz opowiedzia�, tr�ci�o jak�� awantur� romansow�, kt�rej ofiar�
pad� m�j
nauczyciel. Pos�a�em wi�c bryczk� i dw�ch ludzi i kaza�em przywie�� Jarnickiego,
przypuszczaj�c,
�e po wypiciu dw�ch kwart w�dki musi jak drewniany kloc pod szynkowym spoczywa�
sto�em. Jakie� by�o zdziwienie moje, kiedy po up�ywie niespe�na godziny bryczka
powr�ci�a
bez Jarnickiego, a jeden ze s�u��cych mia� twarz krwi� oblan�.
� Co to si� sta�o? � zapyta�em zdziwiony.
� A nic, ja�nie wielmo�ny panie � odpowiedzia� mi jeden z wys�anych � to diabe�
nie
cz�owiek.
� Mo�e�cie mu przykro�� jak� zrobili?
� Kt� by mu tam chcia� przykro�� robi�? Powiedzia�em mu: ,,Ja�nie wielmo�ny pan
szambelanic prosi do dworu.� A on na to: �Je�eli szambelanic ma do mnie interes,
to niech tu
przyjdzie; ja do niego �adnego nie mam interesu.� ,,Ale� � powt�rzy�em � ja�nie
wielmo�ny
pan bardzo prosi.� On na to krzykn��: ,,Precz! nie przeszkadzajcie mi!� Tu
zerwa� si� zza
sto�u i jak mnie trzasn�� ku�akiem mi�dzy oczy, a� mnie zamroczy�o, i oto krew
si� pola�a. A
r�k� tak� ma ci�k�, jak �elazna. Zdawa�o mi si�, �e mnie bezmianem14 mi�dzy
oczy zamalowa�.
� No?
� Nie by�o co z nim robi�. Zabrali�my si�, taj przyjechali na powr�t.
Rzeczywi�cie, po takim traktamencie s�u��cy moi nie mieli co lepszego do roboty,
jak powr�ci�;
nie mog�em si� przeto na nich gniewa�. Pomy�lawszy przez chwilk�, wzi��em z sob�
czterech ludzi i sam do karczmy na trakcie pojecha�em; przez wspomnienie bowiem
na to, �e
ten cz�owiek by� niegdy� moim nauczycielem, przez wzgl�d na to, �e liczy� ju�
musia� blisko
siedmdziesi�t lat wieku, nie chcia�em pozwoli�, a�eby poniewiera� si� po
�wiecie, umar�
gdzie� pod p�otem i zosta� pochowany na rozstajnej drodze.
Ko�o karczmy zasta�em kilku ludzi, kt�rzy przez okna i drzwi do szynkowej izby
zagl�dali
nie �mia� wej�� do �rodka. Arendarz, arendarzowa i ca�a ich, sk�adaj�ca si� z
kilkunastu os�b,
rodzina stali opodal, maj�c pobliski las w odwodzie jako miejsce bezpiecznego
schronienia.
Powiem prawd�, �e takie stawienie si� ludzi wzgl�dem pojedynczego, bezbronnego i
wiekiem
obci��onego cz�owieka przej�o mnie pewn� trwog� i �a�owa�em ju�, �em
przyjecha�. Lecz
ambicja doda�a mi odwagi.
� A co tam? � zapyta�em zagl�daj�cych.
Pok�onili mi si� z uszanowaniem, a jeden odpowiedzia�:
� N i c z o h o: s y d y t' z a s t o � o m, r e w e, t a s t o h n e. (Nic:
siedzi za sto�em,
ryczy i st�ka.)
Z wn�trza karczmy wydobywa�o si� g�uche st�kanie.
Wszed�em.
Jarnicki siedzia� oparty o st� �okciami, a twarz mia� r�kami zakryt�. G�owa
jego by�a
mocno siwa, ale g�stym, chocia� kr�tko przystrzy�onym pokryta w�osem. Gdym
wszed�, ani
si� ruszy�.
� Panie Jarnicki � rzek�em.
� Ha! � by�a odpowied�, kt�rej towarzyszy�o konwulsyjne jakie� ca�ym cia�em
wstrz��nienie,
jakby si� z g��bokiego obudzi� snu.
� Kto mnie wo�a? Czego ode mnie chcesz?
� Czy mnie pan nie poznajesz? � zapyta�em naj�agodniejszym, na jaki zdoby� si�
mog�em, g�osem.
14 B e z m i a n � dawna waga, niezbyt dok�adna, w postaci dwuramiennego pr�ta
metalowego i na ko�cu kr�tszym
znajdowa� si� haczyk do wieszania wa�onych przedmiot�w.
Na to zapytanie podni�s� g�ow�, spojrza� mi gro�nie w oczy i odrzek�:
� Nie.
� Przecie� jestem twoim uczniem. By�e� moim nauczycielem.
� Uczniem? Nauczycielem? Ty uczniem, a ja nauczycielem? Hm.
I wzni�s� oczy do g�ry, jakby dla zebrania wspomnie�.
� Nazywam si� Onufry Pra�nicki.
� Pra�nicki? By� mo�e. Czeg� ja wasana uczy�?
� Czyta�, pisa�, rachowa�.
� Wi�cej niczego?
� A niczego.
Na t� odpowied� Jarnicki odetchn�� z g��bi piersi i g�ow� zwiesi�.
Z oczu jego przegl�da�a gor�czka, spot�gowana wyziewami w�dki, kt�re mu ju� m�zg
obwia�y. Patrza� na mnie nie ci�kim wzrokiem pijak�w, ale jakim� b��dnym i niby
pomieszanym.
Patrza� przez chwil� i g�ucho rzek�:
� Jestem s�aby. Godzina moja si� zbli�a. Proces si� ko�czy. Potrzebuj� spokoju.
� Je�eli potrzebujesz, pan spokoju � powiedzia�em � to nie znajdziesz go w
karczmie.
� A nie � podchwyci� �ywo i doda�: � Potrzebuj� grobu.
� Potrzebujesz przyjaznej d�oni, kt�ra by ci� piel�gnowa�a i... gr�b oddali�a.
� Gr�b oddali�a? � zapyta� z pewnym rodzajem zdziwienia.
� Jed� pan do mnie, do swego dawnego ucznia.
Us�yszawszy te wyrazy Jarnicki si� u�miechn�� i usi�owa� wsta�. Lecz widocznie
si�y go
opu�ci�y. Spr�bowa� raz i drugi i r�k� machn�� na znak, �e z tego nic nie
b�dzie.
Zawo�a�em na s�u��cych. Ci mu pomogli, wywlekli go zza sto�u i zanie�li na
bryczk�.
Dziwi�em si�, jak cz�owiek do tego stopnia niemocny m�g� tak silnie uderzy�
s�u��cego, kt�rego
poprzednio po niego pos�a�em. Ta si�a by�a snad� blaskiem dogorywaj�cej lampy,
przed
skonaniem naj�ywsze roztaczaj�cej �wiat�o.
Bryczka posuwa�a si� noga za nog�. Jarnicki by� spokojny, tylko kiedy niekiedy z
piersi
jego wydobywa�o si� g�uche st�kni�cie. Kiedy�my przyjechali, trzeba go by�o
znie�� na r�kach.
Kaza�em przygotowa� wygodne pos�anie i rozebra� chorego czy pijanego, bo
dok�adnie
pozna� nie mog�em, co mu bardziej ci�y: gor�czka czy w�dka. Kiedy z niego
�ci�gano ten
sam tabaczkowy surdut, w kt�rym posta� jego �y�a w moich dziecinnych
wspomnieniach,
nagle niby ozdrowia� i krzykn��:
� Pugilares!
Wydosta� zwi�zany na krzy� czarn� wst��eczk�, ten sam, co przed kilkunastu laty
widzia�em
u niego, pugilares i wsun�� go g��boko pod poduszk�. Pozwoli� si� rozebra�,
po�o�y� si� i
zasn��.
Ca�a ta awantura mocno mnie zaintrygowa�a. W samej sobie by�a ona po prostu
awantur�
karczemn�, ale poza ni� ukrywa�a si� jaka� tajemnica, mo�e �mieszna, mo�e
straszna, a w
ka�dym razie ciekawa. Ciekawo�� mnie opanowa�a i na wskro� ca�e moje jestestwo
przenikn�a.
Przyznaj� si� do tego. Ludzie pot�piaj� ciekawo�� � pot�piaj� j� do tego
stopnia, �e powiadaj�,
i� ona jest pierwszym gradusem15 do piek�a; wystrzegaj� si� jej i wstydz�, cho�
bardziej
si� wstydz�, ni� wystrzegaj�, bo w�asne moje postrze�enia do tego przyprowadzaj�
mnie
wniosku, �e ka�dy �miertelnik stoi na tym pierwszym gradusie obiema nogami;
ka�dy grzeszy
ciekawo�ci�, je�eli nie czynnie, to w my�lach, w intencjach; ka�dy, widz�c przed
sob� tajemnic�,
mimo woli pragnie uchyli� zas�on� i zajrze� za ni�. I ja, grzeszny cz�owiek, nie
mam
pretensji by� lepszym od drugich. Je�eli z tego pierwszego gradusa mam si�
dosta� do piek�a,
to pocieszam si� tym, �e mi na towarzystwie nie zabraknie. P�jd� tam razem ze
wszystkimi.
Ciekawo��, wed�ug mego przekonania, jest grzechem, kt�ry (je�eli na s�dzie
ostatecznym
bezwzgl�dna panowa� b�dzie surowo��) wyludni niebo ze szcz�tem.
15 G r a d u s (�ac.) � stopie�.
Ciekawo�� moja co do Jarnickiego ze�rodkowa�a si� na pugilaresie. Pugilares
wyda� mi si�
kluczem do rozwi�zania zagadki, kt�rej rozwi�zanie innym sposobem � przez wzgl�d
na milczenie,
jakim si� otacza� Jarnicki � uwa�a�em za trudne, ba, niepodobne.
,,Jak si� wytrze�wi i wyprzytomnieje � my�la�em sobie w duchu � b�dzie mi dawa�
odpowiedzi
takie, jakie niegdy� dawa� memu ojcu i mojej matce. Na pr�no b�d� si� go
rozpytywa�.�
I gor�ce pragnienie szepta�o mi do ucha:
,,Ten pugilares musi zawiera� w sobie co� nadzwyczajnie ciekawego: jakie�
dokumenta,
jakie� listy.�
Wyraz ,,listy� wywo�a� w moim organizmie wstrz��nienie, podobne do tego, jakie
wywo�uje
raptowny a niespodziany huk.
,,Listy? cudze listy czyta�?�
Ogarn�� mnie i strach, i wstyd, i pomi�dzy strachem i wstydem z jednej a
ciekawo�ci� z
drugiej strony zawi�za�a si� walka, zapalczywa sprzeczka, kt�rej polem by�y moje
w�asne
my�li. Ciekawo�� pcha�a gwa�tem r�k� pod poduszk� � pcha�a i, niestety!
przemog�a. Wsun��em
r�k� i wyci�gn��em pugilares.
Jarnicki spa� twardo, g��boko.
Spogl�da�em na niego i na pugilares. On by� blady, mia� usta wp�otwarte i oczy
mocno
�ci�ni�te, oddycha� spokojnie. Pugilares by� zat�uszczony, stary i starannie
czarn� wst��eczk�
zwi�zany w taki spos�b, �e do rozwi�zania potrzeba by�o u�y� nie tylko paznokci,
ale i z�b�w.
My�l�c o rozwi�zaniu, zdawa�o mi si�, jakbym pope�ni� mia� zbrodni� morderstwa
na bezbronnym
i nie przygotowanym na to cz�owieku albo przynajmniej jakbym mia� Jarnickiego
okra��. I opanowa� mnie naraz taki wstyd i strach, �e ciekawo�� ust�pi�a.
Zabrak�o mi odwagi.
Wsun��em pugilares pod poduszk�, wyszed�em, kaza�em sobie osiod�a� konia i
pojecha�em
w pole zaleciwszy, a�eby nie przeszkadzano �pi�cemu.
W polu strach i wstyd �ciga�y mnie w postaci harpij16 sumienia. B��dzi�em d�ugo
bez celu,
k�usowa�em, puszcza�em si� w przegony ze stepowymi naszymi wiatrami, kroczy�em
st�pem,
i kilku potrzebowa�em godzin na uspokojenie g�osu wewn�trznego, kt�ry mi szepta�
w duszy:
�Ciekawcze! z�odzieju! rozb�jniku!�
W ko�cu jednak�e wyje�dzi�em sobie spok�j, powr�ci�em i uda�em si� do ��ka mego
go�cia.
Jarnicki ju� nie spa�. Oczy mia� wlepione w sufit i ani spojrza� na mnie.
Podszed�em po cichu
do ��ka.
� Panie Jarnicki � przem�wi�em � jak si� pan czujesz?
Zwr�ci� na mnie oczy i pokiwa� g�ow�.
� Jak si� pan czujesz?� powt�rzy�em zapytanie.
� Ot � odpowiedzia� � ni �le, ni dobrze.
� Przecie...
Zamiast odpowiedzi, westchn�� g��boko.
� Nie potrzebujesz pan czego? mo�e doktora?
� C� mi doktor pomo�e? Duszy nie uleczy ani cia�a, kt�re przecie raz musi si� w
proch
rozsypa�.
� Mo�e u�agodzi� cierpienia.
� O cierpieniach te� m�wi� m�wi�c o leczeniu. I zn�w westchn��, a tak g��boko,
�e mi si�
go serdecznie �al zrobi�o, bo przeczu�em, �e westchnienie to pochodzi�o z
bolej�cej duszy.
Chcia�em mu wyrazi� sp�czucie, jakim by�em na wskro� przej�ty, i
przemy�liwa�em, w jaki
by to si� da�o najdelikatniejszy uczyni� spos�b, lecz Jarnicki mnie uprzedzi�.
16 H a r p i e � w mitologii greckiej karz�ce b�stwa, wyobra�ane jako drapie�ne
ptaki z twarz� kobiec�, �cigaj�ce
zbrodniarzy; przeno�nie; uosobienie wyrzut�w sumienia.
� Gdzie jestem? � zapyta�.
� W Kie�baskach � odrzek�em.
� A, w Kie�baskach � wym�wi� powoli i pocz�� r�k� trze� czo�o, kt�re si�
sfa�dowa�o w
zmarszczki i na kt�rym dostrzeg�em �lad starej blizny, nie znanej mi ze
wspomnie� o Jarnickim.
� W Kie�baskach? � powt�rzy� przypominaj�c sobie; i m�wi�c sam do siebie, doda�:
� Zdaje mi si�, �e kiedy�, bardzo dawno, by�em w Kie�baskach, bardzo dawno, w
czasach
mojej m�odo�ci.
� O � podchwyci�em � nie by�e� pan ju� m�odym, mia�e� ju� siwe w�osy.
� To nic � odpar� z u�miechem. � Staro�� nie od w�os�w zale�y. By�em dwa razy
m�ody.
Postarza�em si� i zn�w odm�odnia�em.
I po chwili milczenia zapyta�:
� Jestem wi�c w Kie�baskach?
� W domu przyjaciela.
Na ten wyraz obrzuci� mnie wzrokiem od st�p do g�owy i d�ugo trzyma� na mnie
oczy,
jakby chcia� nimi w g��b mojej duszy przenikn�� i tam o prawdzie wym�wionego
przeze
mnie wyrazu si� przekona�. Potem ironicznie si� u�miechn�� i g�ow� z wyrazem
pow�tpiewania
pokiwa�. W ko�cu r�k� machn�� i rzek�:
� Et...
Bacznie �ledzi�em wymow� jego oczu i twarzy. Dawniej, o ile wspomnieniami moimi
si�gn��
mog�em, oczy jego i twarz by�y nieme, nie wyra�a�y �adnych wzrusze�. Zasz�a wi�c
z
tym cz�owiekiem wielka zmiana. Fizjonomia jego sta�a si� ruchliwa jak
powierzchnia wody:
kiedy spokojna, ale za najmniejszym dmuchni�ciem wietrzyka marszcz�ca si� i
wewn�trznym
graj�ca wzruszeniem. Za wym�wieniem na przyk�ad przeze mnie wyrazu ,,przyjaciel�
nie
rzek� ani jednego s��wka, a pomimo to wypowiedzia� wszystko, co o tym s��wku
my�la�. Nie
wierzy� w przyja��. Stara�em si� t� jego niewiar� je�eli nie rozp�dzi�, to
przynajmniej
zmniejszy�. I tak m�wi�em:
� Nie wierzysz pan w przyja��, to uwierzy� powiniene� w �yczliwo�� i sp�czucie.
Wzgl�dem pana nie powoduje mn� �aden interes i je�eli chc� by� panu w czym
pomocnym,
to jedynie dlatego, �e czuj� do pana jaki� sympatyczny poci�g, pochodz�cy
zapewne st�d, �e
zajmujesz szerokie w dziecinnych moich wspomnieniach miejsce. Ten poci�g nie
idzie tak
daleko, a�ebym za pana po�wi�ci� si� mia� na �mier�, ale...
Nie mog�em dalej m�wi�. Przy wyrazie ,,�mier� Jarnicki si� zerwa�, usiad� na
��ku, za�o�y�
nog� na nog�, spl�t� d�onie na kolanie i wlepi� zrazu we mnie wzrok dziwnie
surowy, a
potem spazmatycznym wybuchn�� �miechem.
Zmiesza�em si�.
�miech ten jednak�e nie potrwa� d�ugo. Po kilku gwa�townych wybuchach usta�
nagle. Jarnicki
zwali� si� na ��ko, przez chwil� ci�ko, niby po wielkim oddycha� zm�czeniu, a�
powoli
si� uspokoi�. Jeszcze chwila i zacz�� m�wi�:
� Nie masz dla mnie przyja�ni, tylko sympatyczny poci�g. Jaki ja g�upi, cho�
stary. Goni�em
po �wiecie za r�nymi rzeczami, a mi�dzy innymi i za przyja�ni�. Za przyja�ni�,
bo potrzebowa�em,
potrzebowa�em...
Tu si� zaj�kn�� i z przyciskiem sko�czy�:
� Potrzebowa�em wygada� si�! Milcza�em tak d�ugo przed wszystkimi, och!
milcza�em i
by�o mi ci�ko tu i tu. Przy�o�y� r�k� kolejno do piersi i do czo�a.
III
Milcza� d�ugo, wyra�nie walczy� sam z sob�. Nie �mia�em mu przerywa�. W
milczeniu jego
by�o co� uroczystego, co� takiego, co nakazywa�o uszanowanie. Zbiera� snad�
wspomnienia,
goni� za nimi daleko, w inne stulecie, bo gdy przerwa� milczenie, opowiedzia� mi
�ycie
swoje od pocz�tku do ko�ca i m�wi� d�ugo, przerywaj�c sobie czasem dla
odpoczynku. Na
s�uchaniu jego opowiadania up�yn�o mi ca�e popo�udnie i ca�y wiecz�r, i ca�a
noc do rana.
On m�g� opowiada�, bo si� przespa� w dzie�; ja mog�em s�ucha�, bo si� tak mocno
zainteresowa�em,
�e � zdawa�o mi si� � by�bym s�ucha� bez ko�ca.
Trudno mi powt�rzy� to opowiadanie w�asnymi Jarnickiego wyrazami; b�d� wi�c o
nim
pisa� w trzeciej osobie.
Jan Jarnicki przyszed� na �wiat mi�dzy 1765 a 1775 r. nie opodal uj�cia Rosi do
Dniepru.
Ojciec jego, dobry szlachcic, o�eniony z wie�niaczk� z okolic Kaniowa, by�
w�a�cicielem
gruntu, kt�ry dzi� stanowi�by du�� fortun�, ale w owych czasach i w owej okolicy
wystarcza�
zaledwie na wy�ywienie licznej rodziny, w kt�rej Jan by� najm�odszym dzieckiem,
pieszczochem
ukochanym. W�asno�� starego Jarnickiego rozci�ga�a si� szeroko nad Rosi� i mia�a
wszystko, co stanowi warto�� ziemskich maj�tk�w, bo i pola, i ��ki, i las, i
wod�. Przez �rodek
przewija� si� przez ni� strumie�, na kt�rym sta� m�ynek o dw�ch kamieniach, a
pod lasem
dworek o trzech izbach, otoczony rowem i cz�stoko�em z m�odych, z kory obdartych
d�bczak�w,
z powyr�bywanymi pod�u�nymi doko�a strzelnicami, z mocn� i ci�k� z grubych
desek
bram�, ze �rodka na du�e zamykan� zasuwy, co wszystko nadawa�o dworkowi poz�r
obronny,
wojenny. Poz�r ten nie by� te� dla pozoru: stworzy�a go potrzeba. Na gruntach
Jarnickiego
by�y tylko dwie cha�upy i jeden dworek. W cha�upach: w jednej mieszka� m�ynarz,
kt�ry by�
zarazem gumiennym i praw� w gospodarstwie r�k�, w drugiej stary pasiecznik,
niegdy� Zaporo�ec.
Dworek sk�ada� si� z dw�ch, a raczej z trzech cz�ci: z w�a�ciwego dworka, z
izby
czeladnej, po�o�onej po jednej stronie podw�rza, i ze stajni po drugiej stronie.
Do tego doda�
jeszcze nale�y chlewy, kurniki i spichlerz, zape�niaj�ce r�ne strony podw�rza w
taki spos�b,
�e wolnego miejsca w obej�ciu bardzo pozostawa�o niewiele.
Ta ciasnota, dziwna przy obszarze grunt�w, jakie Jarnicki posiada�, by�a
dope�nieniem warunk�w
obrony. Ma�a za�oga, kt�r� stanowili stary Jarnicki i kilku parobk�w, nie
mog�aby w
rozleg�ym broni� si� obej�ciu. Trzeba je by�o jak najmocniej �cisn��, a�eby
niewielkiej liczbie
ludzi umo�liwi� stawienie w razie potrzeby czo�a ze wszystkich stron. A ta
potrzeba zdarza�a
si� niekiedy. Pomimo �e Jarnickiego dworek, czyli � jak go w okolicy nazywano �
�futor�,
le�a� z dala od trakt�w, w g�uchym i nie ka�demu znanym zak�tku, jednak�e
rozb�jnicy
bu�garscy zza Dniestru, zapuszczaj�cy si� a� tu niekiedy w swych wycieczkach,
wiedzieli o
nim i kiedy niekiedy zagl�dali do starego szlachciury b�d� jako go�cie, b�d�
jako nieprzyjaciele.
W pierwszym razie potrzeba ich by�o przyj�� i ugo�ci�, w drugim si�� odeprze�.
Stary Jarnicki nie mia� pieni�dzy. Pola jego od�ogowa�y, bujn� rokrocznie
pokrywaj�c si�
traw�, a to dla tej przyczyny, �e nie by�o ich uprawia� ani komu, ani na co.
Gdyby by�o na co,
toby si� znalaz�o i komu. Jak�� jednak�e korzy�� dawa�a uprawa? Komunikacji nie
by�o,
zbytu �adnego. Uprawia�o si� wi�c tyle, ile wymaga�a domowa potrzeba na chleb i
kluski;
inne za� potrzeby op�dza�o byd�o i konie, kt�re sobie swobodnie po obszarach
buja�y i z kt�rymi
raz w rok wyprawia� si� stary na jarmark do Kaniowa, Taraszczy albo Bohus�awia,
a
najdalej do Bia�ej Cerkwi lub Humania. Rozb�jnicy wiedzieli o niezamo�no�ci
starego Jarnickiego,
kt�ry w�asnymi r�kami ora�, sia�, kosi�, zwozi� i m��ci�, i nie mieli ch�tki do
futoru,
chyba, ot tak sobie, niechc�cy albo po pijanemu. Dlatego te� nie byli zbyt
straszni, bo nie
mo�na by�o z ich strony spodziewa� si� formalnej, na wi�ksz� skal� wyprawy. Do
odparcia
za� napad�w dorywczych mia� stary zawsze w pogotowiu; dwa gard�acze17, kilka
gwint�wek,
17 G a r d � a c z (w�a�c. gar�acz) � bro� palna r�czna, u�ywana w XVI�XVIII w.,
o lufie rozszerzonej u wylotu;
kilka par pistolet�w, kilka spis18, dwie karabele19, topory, a nawet nabite
g�sto krzemieniami
bu�awy. Ca�y ten arsena�, rozwieszony na �cianach, mie�ci� si� w pierwszej
izbie, do kt�rej
wchodzi�o si� na prawo z sieni, a kt�ra by�a zarazem jadaln�, bawialn� i dla
panicz�w sypialn�.
W drugiej izbie mieszkali pa�stwo Jarniccy, w trzeciej mie�ci�y si� panny; przez
sie� by�a
piekarnia i zarazem kuchnia, w kt�rej sypia�a niewie�cia po�owa s�u�by.
Jarnicki z mi�o�ci� opisywa� gniazdo swoje rodzinne: ze szczeg�ami opowiada� o
r�anych
g�stych krzakach, w kt�rych na wiosn� zamieszkiwa�y s�owiki, i o malwach, kt�re
przed
dworkiem na stra�y sta�y. Szczeg��w tych nie umiem powt�rzy� wszystkich,
sk�adaj� si�
one z mn�stwa drobiazg�w, kt�rych nie pami�tam, a do kt�rych wchodzi du�o ludzi,
nadaj�cych
odosobnionemu futorowi niezwyk�e o�ywienie. Wyst�puj� tam: i rodzice, i bracia,
i siostry
Jana, i poczciwy m�ynarz, i stary pasiecznik, i s�u�ba obojej p�ci, i ksi�dz
proboszcz z
Kaniowa, i starszyzna rozb�jnik�w. Z tymi ostatnimi pozostawa� stary Jarnicki w
zgodzie, co
bynajmniej nie przeszkadza�o, �e si� z nimi niekiedy pobi�. Uderzy�o mnie
szczeg�lnie nast�puj�ce,
wed�ug mnie charakterystyczne i dobrze owoczesne tamtych okolic stosunki
maluj�ce
zdarzenie, kt�re na los Jana stanowczy wp�yw wywar�o.
Najcz�stszym spomi�dzy starszyzny rozb�jniczej na futorze go�ciem by� niejaki
Kalo, kt�rego
przezywano Smilec (�mia�ek). Samo nazwisko dostatecznie go definiuje. Smilca
l�kano
si� powszechnie, dlatego �e mia� w sobie co� tygrysiego: lubi� krew, kt�rej
zapach odurza� go.
Rad przeto by� pohula� sobie, jak inni ludzie hulaj� w ta�cu, na polowaniu itp.
Lubi� przy tym
spotyka� op�r, bo ten go dra�ni� i wywo�ywa� ca�� burz� nami�tno�ci w dzikiej
piersi.
Zaje�d�a� on na futor Jarnickiego dwa, trzy razy w roku. By�y to wizyty bardzo
niemi�e,
ale musiano, je �cierpie�, bo trzeba by�o sztucznie broni� w�asno�ci i �ycia,
niemaj�cych dostatecznej
w �wczesnym urz�dzeniu stosunk�w obrony. Z tego powodu Smilca podejmowano
jak go�cia, karmiono, pojono i na noc zapraszano, Jad�, pi�, ale mia� jednak�e
tyle delikatno�ci
czy te� tyle ostro�no�ci, �e nigdy na noc pozosta� nie chcia�.
� Prze�pi� si� ja pod d�bem, przy ognisku, lepiej ni� w waszych betach � mawia�.
� Dla
mnie na wolnym powietrzu zdrowiej ni� w dusznej cha�upie. B�d� zdr�w, stary.
Je�eli mnie
nie z�api�, to si� jeszcze zobaczymy, a jak z�api�, to � tfu!
Spluwa� i r�k� z pogard� machn��.
� Ta gdzie�by was z�apali! � odpowiada� stary Jarnicki.
� A! na cz�owieka napada nieszcz�cie, kiedy si� on go najmniej spodziewa.
� A cho�by i z�apali.
� �wiertowaliby albo ko�em �amali, tylko tyle.
Marszczy� brwi, g�adzi� w�sy, wsiada� na ko� i odje�d�a�.
Powodem jego odwiedzin by�a potrzeba odetchni�cia w gronie rodziny. W dzikim
sercu
utai�a si� odrobina ludzkiego uczucia. Przyje�d�a� po to, a�eby si� pobawi� z
dzie�mi, kt�rym
przynosi� go�ci�ce. Surow� twarz rozja�nia� u�miech na widok dziatwy,
nieposiadaj�cej si� z
rado�ci, kiedy pomi�dzy ni� rozdziela� pierniki i obwarzanki. Z tego powodu dla
dzieci by� on
mi�ym i wielce po��danym go�ciem. Cieszy�y si�, skaka�y i na spotkanie jego
wybiega�y, ile
razy posta� jego ukaza�a si� z daleka na drodze mimo m�yna do dworku
prowadz�cej. Ojciec
brwi marszczy�, chrz�ka�, lecz u�o�ywszy twarz wychodzi� na powitanie srogiego
dow�dcy,
kt�ry zazwyczaj przy m�ynie z konia zsiada� i otoczony gronem dzieci szed�
powoli przez
bram�.
Znajomo�� ta trwa�a lat kilka. Stary Jarnicki dobrze na niej wychodzi�, by�a ona
bowiem
dla niego pewnym rodzajem karty bezpiecze�stwa, uwalniaj�cej go od innych tego
rodzaju
znajomo�ci i s�u��cej mu jako paszport w podr�y. Rozb�jnicy szanowali go
dlatego, �e by�
�przyjacielem Smilca�.
strzelano z mej sieka�cami tj. kawa�kami �elaza.
18 S p i s a � dawna bro�: d�ugie drzewce zako�czone �elaznym grotem.
19 K a r a b e l a � krzywa ozdobna szabla turecka.
Takie to by�y czasy! Poczciwy, z pracy r�k w�asnych �yj�cy cz�owiek musia� si�
brata� ze
zbrodniarzem i za przyjaciela jego uchodzi�.
Po�rednikiem w tej przyja�ni by� pasiecznik, dla kt�rego Smilec mia� pewien
rodzaj szacunku.
Pasiecznik sprowadzi� Smilca na futor, zaznajomi� ze starym szlachcicem i
postawi�
niejako na warcie przy rodzinie i dobytku tego ostatniego.
Powiadaj� o panach, �e �aska ich na pstrym koniu je�dzi. Na takim samym snad�
koniu
je�dzi�a i przyja�� takiego pana jak Smilec. Czy mu si� ona znudzi�a, czy
sprzykrzy�a, nie
wiedzie�; do��, �e razu pewnego przyjecha� na futor z�y i nachmurzony, nie
przywi�z� dzieciom
go�ci�c�w, wszed� do �wietlicy, usiad� i d�ugo milcza�.
� Musia�o ci si�, panie dow�dco, co� przytrafi� � zaczepi� go stary Jarnicki.
� At! � odpar� � gorzko na �wiecie.
� Ludzie ci, mospanie, dokuczaj�?
� Ta�e dokuczaj�. Bywa�o, Smilec hula� i s�aw� zdobywa�, a po s�awie dopiero
sz�y kontusze,
�upany, lite pasy, sobolowe czapki i grosze. Cz�ek mia� si� czym poczwani�.
Kiedy kto
m�wi�: ,,Hej, Smilec! co zdoby�e�?�, to odpowiada�em:
�O, wiele, ale drogo... to... to... i to... i to... i to...�
I pokazywa� blizny od ci�� i postrza��w, kt�rymi ca�e jego cia�o by�o
poznaczone.
� Ten go�ciniec dosta�em od huma�skiego, a ten od kaniowskiego Kozaka, a ten
oberwa�em
od szlachcica ze Zwinogr�dki, co si� broni� jak op�tany, a by� silny i �mia�y,
skoczy� pomi�dzy
nas z go�� szabl� i trzem moim zuchom �by rozp�ata�; ale poszed�em z nim na
szable i
moje ci�cie by�o ostatnie. Ot, takich mi potrzeba, takich dawajcie, ale nie
takich jak dzisiejsi,
co daj� si� rzn�� jak kury i tylko do Pana Boga si� modl�. Tfu!
W milczeniu s�ucha� Jarnicki tych utyskiwa� na z�e czasy. Smilec rozgada� si�:
� Ot � ci�gn�� � kiedy ja my�l�, jak to teraz na �wiecie, to bierze mnie ochota
z tob�, stary,
spr�bowa� si�. Kiedy� ja do ciebie zajrz�.
� Moja chata otworem dla ciebie � odrzek� stary. � Zawsze mile was witam.
� Ta�e to niby tak. Wiedziemy z sob� przyja�� na s�owach, a s�owa to babska
rzecz. Gdyby�
ty chodzi� ze mn� po �wiecie i nadstawia� �eb tam, gdzie ja, to by�by� mi druh i
brat. A tak
jak jest � ja rozb�jnik, a ty szlachcic, ani� mi druh, ani brat, a do tego u
ciebie ja si� rozmazuj�
jak jaka baba i kiedy wyjd� z twego futoru, to mi tak jako�, jakbym si�
odurzaj�cego
ziela opi�. Nie, mnie potrzeba spr�bowa� si� z tob�.
� Je�eli taka twoja wola, to i owszem � rzek� szlachcic p� serio, p� �artem i
w gar�� splun��
� prosz� na r�k�.
Smilec na to z turecka cmokn�� i g�ow� z oznak� zaprzeczenia w ty� rzuci�.
� Ja nie �ak � wym�wi� ponuro � �ebym si� mia� boruka�20 lub w palcaty21 bi�. Ja
wojak.
Przyjd� do ciebie w go�cie z oddzia�em i w�wczas plu� w gar��, kiedy ja ci w
oczy o�owiem
plun�.
To rzek�szy wsta�, bez po�egnania si� wyszed� i siedz�c ju� na koniu rzuci�
szlachcicowi te
wyrazy:
� Zobaczymy, czy ty Smilcowi dotrzymasz.
Szlachcic my�la�, �e to �arty; tego samego jednak�e wieczoru przyszed�
pasiecznik i z b��du
go wyprowadzi�.
� Smilec � rzek� � odgra�a si� na was, panie. Co wy jemu zrobili?
� Co? nic. Diabli wiedz�, co mu do g�owy strzeli�o.
� Krew zapach�a. Ale z nim nie �arty. Co obieca�, dotrzyma.
� To i ja jemu dotrzymam � burkn�� stary Jarnicki z niecierpliwo�ci�.
20 B o r u k a � s i � � mocowa� si�, i�� w zapasy.
21 P a l c a t y � kije u�ywane dawniej przez m�odzie� szkoln� do nauki
szermierki.
Pasiecznik chrz�kn�� i brod� pog�adzi�. Serce mu w piersi �ywiej stukn�o. Lecz
jako stary
i do�wiadczony, czu� si� upowa�nionym do rady.
� A czy nie lepiej by by�o z oczu mu zej��?
� �eby potem ca�a okolica gada�a, �e stary Jarnicki nastraszy� si� i uciek�?!
Wol� si� da� tu
na miejscu w drobne kawa�ki posieka�! � krzykn�� szlachcic i siwe brwi mu si� na
oczy