Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "D�ugi mroczny podwieczorek dusz"
autor: DOUGLAS ADAMS
tytu� orygina�u: "The LongDark TeaTime ofthe Soul"
prze�o�y�a: KINGA DOBROWOLSKA
tekst wklepa�:
[email protected]
Pr�szy�ski i Ska
WARSZAWA 1995
Copyright by Douglas Adams 1988
Redakcja: Jan Ko�biel
Opracowanie techniczne: El�bieta Babi�ska
Korekta: Maria Doma�ska
ISBN 83-86669-43-8
Wydanie I
PR�SZY�SKI i SKA, 02-569 Warszawa, ul. R�ana 34
Druk i oprawa: Wojskowa Drukarnia w �odzi
90-520 ��d�, ul. Gda�ska 130
* * *
od autora
Chcia�bym gor�co podzi�kowa� mej cudownej i zadziwiaj�cej redaktorce, Sue Freestone.
Jej pomoc, uwagi krytyczne, entuzjazm i kanapki by�y wprost nieocenione. Winien jestem tak�e podzi�kowania i przeprosiny dla Sophie,Jamesa i Vivian, kt�rzy niecz�sto j� widywali podczas ostatnich tygodni naszej pracy.
* * *
ROZDZIA� PIERWSZY
Trudno doprawdy przypisa� czystemu zbiegowi okoliczno�ci
fakt, i� w �adnym z ziemskich j�zyk�w nie powsta�o dot�d powiedzenie: "�adny jak lotnisko".
Lotniska s� brzydkie. Niekt�re s� bardzo brzydkie. Niekt�re za� wznosz� si� na taki poziom brzydoty, jaki mo�na osi�gn�� jedynie w wyniku szczeg�lnych stara�. Ich brzydota bierze si� st�d, �e lotniska s� na og� pe�ne zm�czonych i roze�lonych ludzi, kt�rzy dopiero co odkryli, �e ich baga� wyl�dowa� w Murma�sku - lotnisko w Murma�sku jest jedynym wyj�tkiem od tej sk�din�d niezawodnej regu�y - a architekci z zasady staraj� si� odzwierciedli� ten stan rzeczy w swych projektach. Dok�adaj� wszelkich stara�, aby przy u�yciu brutalnych kszta�t�w i szarpi�cych nerwy kolor�w uwypukli� motyw zm�czenia i roze�lenia, aby jak najbardziej u�atwi� podr�nemu rozstanie z najbli�szymi i baga�em, aby oszo�omi� go strza�kami, kt�re na pierwszy rzut oka zdaj� si� wskazywa� najbli�sze okno, jaki� odleg�y stojak lub aktualn� pozycj� Wielkiej Nied�wiedzicy na nocnym niebie. Staraj� si� tak�e nale�ycie wyeksponowa� wszystkie instalacje wodnokanalizacyjne - poniewa� s� funkcjonalne - oraz starannie zamaskowa� wszystkie wyj�cia - pewnie dlatego, �e funkcjonalne nie s�.
W samym �rodku morza mglistego �wiat�a oraz morza mglistego ha�asu sta�a Kate Schechter, pogr��ona w w�tpliwo�ciach. W�tpliwo�ci targa�y ni� przez ca�� drog� z Londynu na Heathrow. Nie chodzi�o tu o �adne przes�dy ani o zw�tpienie natury religijnej - po prostu waha�a si�, czy powinna lecie� do Norwegii. Coraz �atwiej jednak przychodzi�o jej wierzy�, �e B�g (je�li B�g istnieje i je�li zachodzi cho� cie� mo�liwo�ci, aby jaka� boska istota, kt�ra w akcie stworzenia zdolna by�a rozdysponowa� wszystkie moleku�y, by�a zainteresowana regulacj� ruchu na trasie M-4) nie chce, �eby Kate tam lecia�a. Ca�y ten k�opot z biletami, znalezieniem s�siadki z przeciwka, kt�ra zaopiekuje si� kotem, znalezieniem kota, kt�rym mog�aby si� zaopiekowa� s�siadka z przeciwka, niespodziewany przeciek w dachu, zaginiony portfel, pogoda, niespodziewana �mier� s�siadki z przeciwka, ci��a kota - wszystko to razem przypomina�o starannie zaaran�owan� kampani� przeciwno�ci, kt�ra powoli zaczyna�a osi�ga� rozmiary zaiste boskie.
Nawet kierowca taks�wki - kiedy zdo�a�a wreszcie z�apa� taks�wk� - powiedzia�:
Do Norwegii? A po co pani tam jedzie?
A kiedy zamiast odpowiedzie� natychmiast: "Zorza p�nocna!" albo "Fiordy!", obrzuci�a go pe�nym zw�tpienia spojrzeniem i przygryz�a warg�, dorzuci�:
Ju� wiem. Za�o�� si�, �e wlecze pani� za sob� jaki� typek. Wie
pani co, niech pani ka�e mu si� wypcha�. Niech pani jedzie na Teneryf�.
To by� jaki� pomys�.
Na Teneryf�.
Albo zgo�a, przemkn�a jej przez g�ow� �mia�a my�l, do domu. Wpatrywa�a si� niemo przez okno taks�wki we w�ciek�� gmatwanin� ruchu ulicznego. My�la�a sobie, �e jakkolwiek panowa�a tutaj paskudna pogoda, to wszystko to i tak jeszcze nic w por�wnaniu z tym, co czekaj� w Norwegii.
Albo te�, w rzeczy samej, w domu. Jej dom by� obecnie tak samo skuty lodem jak Norwegia. Skuty lodem i naznaczony buchaj�cymi z ziemi gejzerami pary, przyobleczonej w kszta�ty na zimnym powietrzu i ulatniaj�cej si� z wolna w�r�d lodowcowych klif�w Sixth Avenue.
Szybki rzut oka na �yciowy szlak, kt�ry Kate przeby�a w ci�gu swych trzydziestu lat, pozwoli nam si� upewni�, �e bez w�tpienia pochodzi ona z Nowego Jorku, cho� prze�y�a w tym mie�cie bardzo niewiele czasu, a wi�kszo�� swego �ycia sp�dzi�a z dala od niego: w Los Angeles, w San Francisco, w Europie, pi�� lat temu za�, kiedy jej nowo po�lubiony m��, Luk�, zgin�� w wypadku, przywo�uj�c nowojorsk� taks�wk�, ruszy�a w roztargniony woja� po ca�ej Po�udniowej Ameryce.
Lubi�a my�le�, �e Nowy Jork to jej dom i �e za nim t�skni, ale tak naprawd� t�skni�a jedynie za pizz�. Nie za pierwsz� lepsz� staro�wieck� pizz�, ale za tak�, kt�r� przywioz� ci pod drzwi, je�li tylko zadzwonisz i o to poprosisz. To w�a�nie by�a jedyna prawdziwa pizza. Pizza, po kt�r� nale�a�o wyj�� z domu i siedzie� potem przy restauracyjnym stoliku, wpatruj�c si� w czerwone papierowe serwetki, nie mog�a by� prawdziw� pizz� - i to bez wzgl�du na to, ile mia�aby na sobie dodatkowych pepperoni i anchois.
Londyn by� miastem, w kt�rym najbardziej lubi�a mieszka� rzecz jasna, je�li pomin�� problem pizzy, kt�ry doprowadza� j� do szewskiej pasji. Dlaczego nikt tutaj nie chce dostarczy� pizzy do domu? Dlaczego nikt nie chce zrozumie�, �e w ca�ej naturze pizzy najbardziej fundamentalne znaczenie ma fakt, aby przyby�a pod drzwi zapakowana w kartonowe pude�ko? �e trzeba wy�uska� j� spomi�dzy pergamin�w i je�� w z�o�onych na p� kawa�kach przed telewizorem? Czego brakuje tym g�upim, nad�tym, niemrawym Anglikom, �e nie mog� poj�� tak prostej zasady? Z niewiadomych powod�w by�a to jedyna przyczyna frustracji, z kt�r� Kate za nic nie mog�a sobie poradzi�, dlatego mniej wi�cej raz na miesi�c wpada�a w g��bok� depresj�, dzwoni�a do kt�rej� z pizzerii, zamawia�a najwi�ksz�, najbardziej suto przybran� pizz�, jak� mog�a wymy�li� - tak�, kt�ra w zasadzie mia�a na sobie w charakterze dodatku kolejn� pizz� - a potem nies�ychanie uprzejmie prosi�a o dostarczenie jej do domu.
- Co takiego?
Prosz� j� dostarczy�. Zaraz podam panu adres...
Nie rozumiem. Czy pani nie zamierza jej odebra�?
Nie. Czy pan nie zamierza jej dostarczy�? M�j adres...
- E, nie robimy tego, prosz� pani.
- Czego nie robicie?
E... Nie dostarczamy.
- Nie dostarczacie?! Czyja dobrze s�ysz�?
Tu wymiana zda� szybko przeistacza�a si� w paskudn� i nieeleganck� szermierk� s�own�, z kt�rej Kate wychodzi�a roztrz�siona i os�ab�a, lecz nast�pnego ranka czu�a si� znacznie lepiej. Pod ka�dym innym wzgl�dem nale�a�a do ludzi o tak anielskim usposobieniu, jakich ka�dy �yczy�by sobie pozna�.
Lecz dzisiejsza pr�ba si�gn�a granic jej mo�liwo�ci.
Na drogach panowa�y potworne korki, a kiedy odleg�e b�yski niebieskich �wiate� u�wiadomi�y jej, �e przyczyn� jest wypadek drogowy gdzie� daleko w przedzie, Kate spi�a si� jeszcze bardziej i z determinacj� utkwi�a wzrok w przeciwleg�ym oknie, dop�ki nie przepe�zn�li obok miejsca zdarzenia.
Kiedy wreszcie dotarli do celu, taks�wkarz wpad� w z�y humor, bo nie mia�a odliczonych pieni�dzy, co dla niego oznacza�o d�ugotrwa�e przeszukiwanie kieszeni obcis�ych spodni. Wsz�dzie wok� panowa�a ci�ka i burzliwa atmosfera. Stoj�c w g��wnej hali odpraw celnych na drugim terminalu lotniska Heathrow, Kate nie mog�a wypatrzy� stanowiska, przy kt�rym odprawiano jej lot do Oslo.
Przez chwil� sta�a nieruchomo, oddychaj�c spokojnie i g��boko, i pr�bowa�a nie my�le� oJeanPhilippie.
JeanPhilippe by�, jak trafnie odgad� taks�wkarz, t� przyczyn�, dla kt�rej udawa�a si� do Norwegii, ale te� przyczyn�, dla kt�rej by�a przekonana, �e Norwegia nie jest tym akurat miejscem, do kt�rego chcia�aby si� uda�. Dlatego kiedy tylko zaczyna�a o nim my�le�, w g�owie budzi�y si� leciutkie drgnienia waha�, lepiej wi�c by�o nie my�le� o nim wcale i ruszy� do Norwegii, jakby i tak mia�a zamiar tam jecha�. Potem b�dzie nies�ychanie zaskoczona, kiedy wpadnie na niego w hotelu, kt�rego nazw� zapisa� jej na karteczce, tkwi�cej teraz w bocznej kieszonce torebki.
Prawd� m�wi�c, rzeczywi�cie b�dzie zaskoczona, je�li go tam zastanie. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, i� zastanie tylko wiadomo��, z kt�rej wyczyta, �e wys�ano go nieoczekiwanie do Gwatemali, Seulu czy te� na Teneryf� i �e stamt�d do niej zadzwoni. JeanPhilippe by� najbardziej nieustannie nieobecn� osob�, jak� zna�a. Punktem kulminacyjnym ca�ej serii. Odk�d za spraw� wielkiego ��tego chewoleta utraci�a Luke'a, w dziwny spos�b uzale�ni�a si� od poczucia pustki, jakie wzbudzali w niej wszyscy kolejni poch�oni�ci sob� m�czy�ni.
Pr�bowa�a zepchn�� na dno umys�u te my�li; nawet zamkn�a na chwil� oczy. Zamarzy�o si� jej, �e kiedy zn�w je otworzy, ujrzy przed sob� drogowskaz: "Do Norwegii", i nie namy�laj�c si� pod��y we wskazanym kierunku. W ten w�a�nie spos�b � nasz�a j� refleksja - bra�y sw�j pocz�tek wszystkie religie i chyba w�a�nie dlatego na lotniskach roi si� od r�nych sekt, czyhaj�cych na kandydat�w na kolejnych nawr�conych. Wiedz�, �e tylko tutaj, znalaz�szy si� w stanie kompletnego pomieszania, ludzie s� zupe�nie bezbronni i gotowi przyj�� ka�dego przewodnika.
Kate otworzy�a oczy i - rzecz jasna - rozczarowa�a si�. Lecz chwil� p�niej ko�ysz�ca si� przed ni� fala roze�lonych Niemc�w w nieopisanie ��tych koszulkach polo rozst�pi�a si� na mgnienie oka i wtedy zdo�a�a wreszcie dojrze� stanowisko odpraw lotu do Oslo. Zarzuciwszy na rami� torb� podr�n�, ruszy�a w tamtym kierunku.
Przed ni� sta� tylko jeden m�czyzna i, jak si� okaza�o, m�czyzna ten mia� - albo raczej stwarza� - problemy.
By� to m�czyzna postawny, imponuj�co postawny i dobrze zbudowany, lecz zdecydowanie mia� w wygl�dzie co� niezwyk�ego, czego Kate nie potrafi�a na razie okre�li� dok�adniej. Nie wiedzia�a, co wyda�o jej si� dziwne, wiedzia�a natomiast, �e odruchowo i natychmiast wpisa�a go na list� temat�w, o kt�rych nie nale�a�o w tej chwili my�le�. Przypomnia�a sobie artyku�, w kt�rym wyczyta�a, �e centralna jednostka przetwarzaj�ca dane w m�zgu ma tylko siedem �cie�ek rejestruj�cych, co oznacza, �e kiedy my�li si� o siedmiu sprawach naraz i szybko pomy�li si� o czym� jeszcze, wtedy jedna z tych siedmiu spraw wypada z pami�ci.
Szybciutko pomy�la�a o tym, czy istnieje mo�liwo��, �e z�apie sw�j samolot; o tym, czy dzie� rzeczywi�cie jest do bani, bo mo�e to tylko wykwit jej bujnej wyobra�ni; o personelu linii lotniczych, kt�ry u�miecha si� czaruj�co, a jest przy tym osza�amiaj�co niegrzeczny; o sklepach wolnoc�owych, w kt�rych ceny mog�yby by� o wiele ni�sze, ale dziwna rzecz - nie s�; o tym, czy przypadkiem nie kie�kuje jej w g�owie artyku� na temat lotniska, kt�ry m�g�by pom�c w sfinansowaniu tej wycieczki; o tym, czy pasek torby b�dzie mniej pi� w drugie rami�; na koniec, wbrew wszelkim intencjom, pomy�la�a o JeanPhilippie, kt�ry sam w sobie stanowi� kolejne siedem podpunkt�w. Wyk��caj�cy si� m�czyzna wypad� jej z pami�ci. Dopiero kiedy z g�o�nik�w rozleg�o si� ostatnie wezwanie dla podr�nych udaj�cych si� do Oslo, uwaga Kate z powrotem skupi�a si� na tym, co dzia�o si� tu� przed ni�.
Postawny m�czyzna awanturowa� si� o to, �e nie zarezerwowano mu miejsca w pierwszej klasie. Jak wkr�tce wysz�o na jaw, sta�o si� tak dlatego, �e m�czyzna �w wcale nie mia� biletu na pierwsz� klas�.
Kate poczu�a, jak jej nastr�j gwa�townie opada na samo dno duszy, gdzie kr��y, warcz�c g�ucho, w poszukiwaniu ofiary.
W nast�pnej chwili wysz�o na jaw, �e stoj�cy przed ni� m�czyzna wcale nie ma biletu. Od tego momentu dyskusja zacz�a toczy� si� w do�� dowolny a z�o�liwy spos�b wok� temat�w takich jak: wygl�d zewn�trzny pracownicy lotniska, jej cechy osobowe, teorie na temat jej przodk�w, spekulacje na temat niespodzianek, jakie mo�e kry� w sobie przysz�o�� dziewczyny oraz linii lotniczych, dla kt�rych pracowa�a, a� w ko�cu roz�wietli�a si� nadziej� przy szcz�liwym napomknieniu o karcie kredytowej m�czyzny.
Nie mia� karty kredytowej.
Dyskusja rozgorza�a na nowo, tym razem o czekach i o tym, dlaczego linie ich nie przyjmuj�.
Kate obrzuci�a d�ugim, morderczym spojrzeniem sw�j zegarek.
Przepraszam bardzo - odezwa�a si�, przerywaj�c te pertraktacje. - Czy to jeszcze d�ugo potrwa? Musz� z�apa� samolot do Oslo.
- Obs�uguj� teraz tego pana - odrzek�a pracownica. - Zajm� si� pani� dos�ownie za sekund�.
Kate skin�a g�ow� i uprzejmie poczeka�a, a� up�ynie dos�ownie jedna sekunda.
- Chodzi o to, �e samolot zaraz startuje - odezwa�a si� ponownie. - Mam tylko jedn� torb�, mam bilet i rezerwacj�. Nie zajm� pani wi�cej ni� trzydzie�ci sekund. Przykro mi, �e si� wtr�cam, ale b�dzie mi jeszcze bardziej przykro, kiedy sp�ni� si� na samolot z powodu g�upich trzydziestu sekund. I to w�a�nie b�dzie prawdziwe trzydzie�ci sekund, a nie trzydzie�ci "dos�ownie sekund", kt�re mog� potrwa� nawet ca�� noc.
Urz�dniczka odwr�ci�a si� do Kate w pe�nym blasku b�yszczyka do ust, lecz zanim zdo�a�a cokolwiek powiedzie�, postawny jasnow�osy m�czyzna tak�e si� odwr�ci�, a jego twarz wzbudzi�a w Kate lekki niepok�j.
Ja te� - odezwa� si� powolnym, rozz�oszczonym, nordyckim g�osem - chcia�bym lecie� do Oslo.
Kate wytrzeszczy�a na niego oczy. Wygl�da� na tym lotnisku jak nie na swoim miejscu, a raczej to lotnisko wygl�da�o przy nim jako� nie na miejscu.
- No c� - odpar�a. - W tym stanie rzeczy �adnemu z nas si� to nie uda. Czy nie da�oby si� tego wszystkiego jako� rozwi�za�? W czym problem?
Pracownica linii lotniczych obrzuci�a j� czaruj�cym, martwym u�miechem i odpowiedzia�a:
Nasze linie lotnicze z zasady nie przyjmuj� czek�w.
- Aleja przyjmuj� - oznajmi�a Kate, trzaskaj�c o blat swoj� kart� kredytow�. - Prosz� potr�ci� za bilet tego pana, a ja przyjm� od niego czek. OK? - rzuci�a w stron� postawnego m�czyzny, kt�ry zaskoczony przygl�da� jej si� uwa�nie. Wielkie, b��kitne oczy sprawia�y wra�enie, jakby w swoim czasie naogl�da�y si� lodowc�w. By�y nadzwyczaj aroganckie.
- OK? - powt�rzy�a Kate �wawo. - Nazywam si� Kate Schechter. Dwa razy ce, dwa ha, dwa e, plus jedno te, jedno er i jedno es. Je�li kt�rego� nie zabraknie, w banku nie b�d� si� czepia� kolejno�ci. Chyba sami jej nie znaj�.
M�czyzna wolno sk�oni� ku niej g�ow� w niezbyt zgrabnym uk�onie uznania. Podzi�kowa� za dobre serce, uprzejmo�� i jeszcze jakie� norweskie s�owo, kt�re jej umkn�o, o�wiadczy�, �e ju� od dawna nie spotka�o go nic r�wnie mi�ego, �e jest kobiet� wielkiego ducha i jeszcze jedno norweskie s�owo oraz �e jest jej zobowi�zany. Doda� te�, po namy�le, �e nie ma ksi��eczki czekowej.
Dobra! - o�wiadczy�a Kate, zdecydowana, �e nie da si� zepchn�� z raz obranego kursu. Wy�owi�a z torebki skrawek papieru, si�gn�a po le��cy na ladzie d�ugopis, nabazgra�a co� i wcisn�a m�czy�nie papier do r�ki.
To m�j adres - powiedzia�a. - Prosz� mi przys�a� pieni�dze. Je�li b�dzie trzeba, niech pan zastawi sw�j ko�uch. I niech mi pan je wy�le. OK? Zaryzykuj� i zaufam panu.
M�czyzna wzi�� od niej kartk�, nies�ychanie powoli przeczyta�, posk�ada� z wyszukan� troskliwo�ci� i w�o�y� do kieszeni ko�ucha. Jeszcze raz leciutko si� sk�oni�.
Kate nagle zda�a sobie spraw�, �e urz�dniczka czeka na sw�j d�ugopis, �eby wype�ni� blankiet karty kredytowej. Poirytowana, pchn�a ku niej d�ugopis, wr�czy�a w�asny bilet i zmusi�a si� do lodowatego spokoju.
Przez g�o�niki zapowiedziano odlot samolotu do Oslo.
- Prosz� o paszporty - rzek�a niespiesznie urz�dniczka.
Kate wr�czy�a jej sw�j, a m�czyzna o�wiadczy�, �e paszportu nie ma.
Co takiego?! - wykrzykn�a Kate, urz�dniczka za� po prostu znieruchomia�a i wpatrywa�a si� niemo w nie okre�lony bli�ej punkt czekaj�c, a� kto� inny zrobi pierwszy ruch. To nie by� jej problem.
M�czyzna powt�rzy� ze z�o�ci�, �e nie ma paszportu. Wykrzycza� to i r�bn�� pi�ci� o blat tak mocno, �e spowodowa� w nim lekkie
wgi�cie.
Kate wzi�a sw�j bilet, paszport, kart� kredytow�, po czym zarzuci�a torb� na rami�.
Ja wysiadam - oznajmi�a i oddali�a si�. Czu�a, �e zrobi�a co
w ludzkiej mocy, �eby z�apa� ten samolot, ale najwyra�niej nie by�o jej pisane. Wy�le wiadomo�� doJeanPhilippe'a, �e nie mo�e by� w Oslo - wiadomo��, kt�r� pewnie zatkn� w drzwiach tu� obok kartki od niego, wyja�niaj�cej, dlaczego on tak�e nie mo�e tam by�. Po raz pierwszy oboje b�d� tak samo nieobecni.
A na razie musi troch� och�on��. Wyruszy�a na poszukiwanie
najpierw gazety, a nast�pnie fili�anki kawy, lecz poniewa� pod��y�a za w�a�ciwymi strza�kami, nie zdo�a�a odszuka� ani jednego, ani drugiego. P�niej nie by�a w stanie znale�� sprawnego telefonu, przez kt�ry mog�aby nada� swoj� wiadomo��, wi�c postanowi�a da� sobie spok�j z lotniskiem. Po prostu wydosta� si� st�d, powiedzia�a sobie, z�ap taks�wk� i jed� do domu.
Przedar�a si� przez labirynt stanowisk odpraw lot�w i niemal uda�o jej si� dotrze� do drzwi wyj�ciowych, kiedy przypadkiem rzuci�a okiem na stanowisko, kt�re j� zmog�o, i zd��y�a akurat zobaczy�, jak wystrzela ono przez dach, otoczone kul� pomara�czowych p�omieni. Kiedy le�a�a pod stert� gruzu, w�r�d ciemno�ci i dusz�cego py�u, pr�buj�c zbada� czucie w r�kach i nogach, mia�a przynajmniej t� satysfakcj�, �e to nie by� tylko wykwit jej wyobra�ni - dzie� rzeczywi�cie okaza� si� do bani.
* * *
ROZDZIA� DRUGI
Do odpowiedzialno�ci przyznali si� ci sami co zwykle.
Najpierw IRA.
Potem Organizacja Wyzwolenia Palestyny i Miejski Zak�ad Gazownictwa.
Nast�pnie Brytyjskie Paliwa Nuklearne pospieszy�y z zapewnieniami, �e sytuacja jestju� ca�kowicie opanowana, �e prawdopodobie�stwo wyst�pienia radioaktywnego wycieku jest jak jeden do miliona oraz �e miejsce, gdzie nast�pi� wybuch, znakomicie nada si� na niedzielny wypad z dzie�mi, zanim w ko�cu wydusi�y z siebie, �e nie maj� z ca�� spraw� nic wsp�lnego.
Nie znaleziono nic, co mo�na by uzna� za przyczyn� wybuchu. Wygl�da�o na to, �e nast�pi� samoistnie, wiedziony jedynie w�asn� woln� wol�. Podawano r�ne skomplikowane wyja�nienia, kt�re w rzeczywisto�ci m�wi�y wci�� o tym samym, tylko w innych s�owach. Wszystkie kierowa�y si� t� sam� zasad�, kt�ra swego czasu podarowa�a �wiatu "zm�czenie materia�u". W istocie wymy�lono w�wczas bardzo podobny zwrot, kt�ry mo�na by�o odnie�� do przypadk�w nag�ego przej�cia drewna, plastiku i betonu w stan wybuchowy, a kt�ry brzmia�: "nielinearne zniecierpliwienie katastroficznostrukturalne". Innymi s�owy jak to uj�� pewien wiceminister w nocnym wyst�pieniu telewizyjnym w zwrocie, kt�ry mia� go prze�ladowa� do samego ko�ca kariery - kontuar stanowiska odprawy lot�w "mia� dog��bnie do�� tego, �e jest tam, gdzie jest". Jak to zwykle bywa w przypadku podobnych katastrof, podawano szerokie spektrum danych szacunkowych na temat ofiar w ludziach. Zacz�o si� od czterdziestu siedmiu zabitych i osiemdziesi�ciu dziewi�ciu ci�ko rannych, wkr�tce skoczy�o do sze��dziesi�ciu trzech zabitych i stu trzydziestu ci�ko rannych i dosz�o a� do stu siedemnastu zabitych, zanim zacz�to liczby korygowa� w d�. Na koniec, kiedy ju� zliczono wszystkich, kt�rych nale�a�o zliczy�, wysz�o na jaw, �e tak naprawd� nikt nie zgin��. W szpitalu przebywa�o kilkoro zaledwie ludzi i to wy��cznie z powodu niewielkich ran, st�ucze� b�d� szoku pourazowego o r�nym stopniu nat�enia. I to - chyba �e kto� wiedzia�by o tym, �e jaki� cz�owiek naprawd� zgin�� - by�oby
wszystko.
Ca�a ta sprawa mia�a jeszcze jeden trudny do wyja�nienia aspekt.
Wybuch by� tak pot�ny, �e bez trudu m�g� obr�ci� w perzyn� przedni� cz�� drugiego terminalu, a mimo to ludzie, kt�rzy znajdowali si� wtedy w budynku, nie ucierpieli zanadto, gdy� albo tak szcz�liwie upadli, albo os�oni�y ich gruzy, albo te� ca�y impet wybuchu wzi�� na siebie ich baga�. Og�lnie rzecz bior�c, niewiele sztuk baga�u wysz�o ca�o z tej katastrofy. Wniesiono nawet w tej sprawie kilka interpelacji poselskich, lecz nieszczeg�lnie interesuj�cych.
Min�o dobrych kilka dni, zanim Kate Schechter zdo�a�a sobie to wszystko u�wiadomi�, a raczej zanim u�wiadomi�a sobie istnienie
�wiata.
Sp�dza�a d�ugie, ciche godziny we w�asnym �wiecie, w kt�rym jak okiem si�gn�� otacza�y j� stare ci�ar�wki pe�ne wspomnie�. Szpera�a w nich z najwy�sz� ciekawo�ci�, a czasem nawet z zadziwieniem. W ka�dym razie w tej jednej dziesi�tej ci�ar�wek, kt�re pe�ne by�y �ywych, cz�sto bolesnych i dojmuj�cych wspomnie� z minionego �ycia - pozosta�e bowiem dziewi�� dziesi�tych wype�nia�y pingwiny, czym Kate by�a zreszt� r�wnie� mocno zaskoczona. Na ile zdawa�a sobie spraw�, �e �ni, na tyle te� u�wiadamia�a sobie, �e bada w�asn� pod�wiadomo��. S�ysza�a kiedy�, �e ludzie przypuszczalnie wykorzystuj�
9 zaledwie jedn� dziesi�t� w�asnego m�zgu, lecz nikt dot�d nie sprecyzowa� jasno, do czego s�u�y pozosta�e dziewi�� dziesi�tych. Kate za�
z ca�� pewno�ci� nigdy nie s�ysza�a, aby kto� sugerowa�, �e s�u�� do sk�adowania pingwin�w.
Z wolna ci�ar�wki, wspomnienia i pingwiny zacz�y traci� kontury, stopniowo przechodz�c w rozfalowan� biel, potem upodobni�y si� do rozfalowanych bia�ych �cian, a� na koniec sta�y si� zwyk�ymi �cianami w bia�ym, a raczej ��tawo-zielonkawo prawie bia�ym kolorze, kt�re zamkn�y si� wok� niej, tworz�c niewielki pok�j.
Pok�j ten pogr��ony by� w p�mroku. �wiat�o nocnej lampki przy ��ku przykr�cono do minimum. Przez zielone zas�ony przedziera�o si� z trudem �wiat�o ulicznej latarni i tworzy�o na przeciwleg�ej �cianie zielonkawy rzucik. Pod bia��, schludnie podwini�t� po�ciel� i md�ym, schludnym kocem Kate dostrzega�a mgli�cie kszta�t w�asnego cia�a. Przez chwil� przypatrywa�a si� niespokojnie, czy aby wszystko wygl�da prawid�owo, potem spr�bowa�a, do�� niezobowi�zuj�co, poruszy� kt�rym� z cz�onk�w. Zacz�a od prawej r�ki i ta wyda�a si� w porz�dku. Nieco sztywne i obola�e palce odpowiada�y pos�usznie na impulsy, wydawa�y si� te� mie� w�a�ciwy rozmiar i kszta�t, a co wi�cej, zgina�y si� w odpowiednich miejscach i we w�a�ciwym kierunku.
Na chwil� wpad�a w panik�, poniewa� nie uda�o jej si� od razu zlokalizowa� lewej r�ki, ale szybko odkry�a, �e le�y ona sobie na jej w�asnym brzuchu, przy czym w dziwny spos�b - doskwiera. Minuta czy dwie koncentracji pozwoli�y Kate z�o�y� w ca�o�� kilka do�� nieprzyjemnych odczu�, dzi�ki czemu odkry�a, �e w lewym ramieniu tkwi przymocowana banda�em ig�a. To by� prawdziwy wstrz�s. Od drugiego ko�ca ig�y pe�z�a d�uga, cienka, przezroczysta rurka, kt�ra po�yskiwa�a ��tawo w �wietle latarni, sp�ywaj�c zakr�tasem z grubej plastikowej butli zawieszonej na metalowym stojaku. Widok tego urz�dzenia przywi�d� jej na my�l szerokie spektrum ogl�danych niegdy� horror�w, niemniej przyjrzawszy si� zamglonym wzrokiem butli, zdo�a�a rozszyfrowa� napis "dekstroglukoza". Postanowi�a troch� och�on��, wi�c pole�a�a nieruchomo przez kilka chwil, zanim na nowo podj�a badania.
Klatka piersiowa pozosta�a chyba nienaruszona. By�a posiniaczona i obola�a, lecz nigdzie b�l nie okaza� si� na tyle ostry, by sugerowa� jakie� z�amanie. "Biodra i uda, zesztywnia�e, tak�e sprawia�y jej b�l, ale nie odkry�a tam nic powa�nego. Poruszy�a mi�niami prawej nogi, potem lewej. Przez chwil� s�dzi�a, �e ma zwichni�t� lew� kostk�.
Innymi s�owy, powiedzia�a sobie, nic mi nie jest. W takim razie co robi� w miejscu, kt�re, je�li s�dzi� po aseptycznym kolorze �cian, mo�e by� tylko szpitalem?
Usiad�a niecierpliwie, po czym natychmiast na kilka radosnych chwil powr�ci�a mi�dzy pingwiny.
Kiedy zn�w dosz�a do siebie, obesz�a si� ze sob� nieco delikatniej i le�a�a przez jaki� czas nieruchomo.
Ostro�nie przeszukiwa�a pami��, �eby znale�� �lad tego, co si� wydarzy�o. Wspomnienie by�o ciemne, zamazane i nadchodzi�o w g�stych, t�ustawych falach jak Morze P�nocne. Z wolna zacz�y si� ze� wy�ania� jakie� toporne zarysy, kt�re ostatecznie u�o�y�y si� w kszta�t rozfalowanego lotniska. Lotnisko by�o ponure i wywo�ywa�o b�l g�owy, a w samym jego �rodku, pulsuj�ce jak migrena, tkwi�o wspomnienie chwili pe�nej wiruj�cego snopu �wiat�a.
Nagle sta�o si� dla niej jasne, �e na stanowisko odprawy lot�w na drugim terminalu lotniska Heathrow spad� meteoryt. Na tle p�omieni ujrza�a sylwetk� m�czyzny w ko�uchu - m�czyzny b�d�cego w samym centrum uderzenia, w zwi�zku z czym zosta� natychmiast zredukowany do chmury atom�w, z kt�rych ka�dy m�g� si� nagle uda�, dok�d zechce. Ta my�l sprawi�a, �e przebieg� j� pot�ny dreszcz przera�enia. Facet by� arogancki i ka�dego m�g� doprowadzi� do pasji, ale nie wiedzie� dlaczego jej si� spodoba�. Wjego perwersyjnej wredocie dostrzeg�a pewien rodzaj szlachetno�ci. A mo�e raczej wola�a s�dzi�, �e taka perwersyjna wredota ma w sobie co� szlachetnego, poniewa� przypomina�a jej w�asne pr�by zam�wienia pizzy do domu w tym wrogim, obcym i nie dostarczaj�cym pizzy �wiecie. Szlachetno�� to tylko
jedna z nazw na podnoszenie szumu o r�ne �yciowe b�ahostki, ale s� przecie� i inne.
Niespodziewanie ogarn�a j� fala samotno�ci i strachu, lecz wkr�tce cofn�a si�, pozostawiaj�c Kate w zdecydowanie lepszym stanie ducha. Poczu�a, �e musi p�j�� do toalety.
Zegarek wskazywa� kilka minut po trzeciej, a wszystko inne wskazywa�o na to, �e jest g��boka noc. Powinna pewnie wezwa� piel�gniark� i da� �wiatu zna�, �e odzyska�a przytomno��. Przez okienko w bocznej �cianie pokoju widzia�a przy�mione �wiat�a korytarza, w kt�rym sta� w�zek do przewo�enia chorych i ciemna butla tlenowa, ale kt�ry poza tym by� zupe�nie pusty. Wsz�dzie panowa�a g��boka cisza.
Obrzuci�a spojrzeniem niewielki pok�j i dostrzeg�a szafk� z bia�ej sklejki, dwa pogr��one w mroku sto�ki z winylu i stali oraz ma�� bia�� szafk� nocn�, na kt�rej spoczywa�a niewielka miseczka z samotnym bananem. Po drugiej stronie ��ka sta�a kropl�wka. Po tej samej stronie, na �cianie, wisia�a metalowa plakietka z kilkoma czarnymi przyciskami i zwisaj�c� par� przestarza�ych bakelitowych s�uchawek. Wok� rurek ��ka wi� si� kabel, na kt�rego ko�cu znajdowa� si� przycisk dzwonka. Kate wymaca�a przycisk, a nast�pnie zdecydowa�a, �e go nie naci�nie. Czu�a si� dobrze. Sama sobie poradzi.
Powoli, nieco chwiejnie podci�gn�a si� na �okciach, wysun�a nogi spod koca i opu�ci�a na pod�og�, kt�ra przywita�a je ch�odem. Niemal natychmiast zorientowa�a si�, �e nie nale�a�o tego robi�, bo ka�da kom�rka nerwowa jej st�p zacz�a przesy�a� strumienie informacji na temat tego, jak odbiera dotyk ka�dego milimetra kwadratowego pod�ogi, jakby to by� jaki� obcy i budz�cy niepok�j przedmiot, z jakim nie spotka�a si� nigdy przedtem. Mimo to Kate dalej siedzia�a na kraw�dzi ��ka, pr�buj�c zmusi� stopy, by zaakceptowa�y pod�og� jako co�, do czego i tak b�d� zmuszone przywykn��.
Szpital przyodzia� j� w co� ogromnego, workowatego i do tego w pr��ki. Przy bli�szych ogl�dzinach okaza�o si�, �e to nie tyle co� workowatego, co prawdziwy worek. Worek z przewiewnej bawe�ny w bia�oniebieskie pr��ki. Z ty�u mia� rozci�cie, kt�rym wpuszcza� do �rodka zimne nocne przeci�gi. Dodane pro forma r�kawy zwisa�y od �okci w d�. Poruszy�a par� razy ramionami, bacznie przygl�daj�c si� sk�rze, pocieraj�c j� i szczypi�c, zw�aszcza w okolicach miejsca, gdzie banda� przytrzymywa� ig�� kropl�wki. Normalnie ramiona mia�a do�� gibkie, a sk�r� na nich j�drn� i g�adk�. Tej nocy jednak przypomina�y raczej skrzyde�ka kurczaka. Szybko przeci�gn�a po nich d�o�mi i rozejrza�a si�.
Wyci�gn�a r�ce, uchwyci�a stojak kropl�wki, by jako �e chwia� si� nieco mniej ni� ona - u�y� go jako podpory przy wstawaniu. W ko�cu stan�a, dr��ca, wysoka, smuk�a, trzymaj�c stojak kropl�wki jak pasterski kij.
Wprawdzie nie uda�o jej si� dotrze� do Norwegii, ale przynajmniej sta�a na w�asnych nogach.
Stojak toczy� si� na czterech ma�ych i niezale�nych od siebie k�kach, kt�re zachowywa�y si� jak czw�rka rozwrzeszczanych bachor�w w supermarkecie. Niemniej Kate jako� przesun�a stojak w kierunku drzwi. Chodzenie znacznie pog��bia�o og�lne poczucie chwiejno�ci, lecz zarazem pog��bia�o te� jej determinacj�. Si�gn�a do klamki, otworzy�a drzwi i wyjrza�a na korytarz.
Po lewej stronie korytarz ko�czy� si� wahad�owymi drzwiami, opatrzonymi par� okr�g�ych okienek. Drzwi te najwyra�niej prowadzi�y do bardziej przestronnego pomieszczenia, by� mo�e na oddzia� otwarty. Po prawej stronie ci�gn�� si� d�ugi szereg mniejszych drzwi, po czym korytarz bra� ostry zakr�t. Za jednymi z tych drzwi kryje si� na pewno toaleta. A reszta? No c�, dowie si�, kiedy b�dzie szuka�a toalety.
Dwoje pierwszych prowadzi�o do schowk�w na bielizn�. Trzecie pomieszczenie okaza�o si� nieco wi�ksze; w �rodku sta�o krzes�o, wobec czego musia�o uchodzi� za pok�j, gdy� ludzie z zasady nie lubi� wysiadywa� w schowkach - nawet piel�gniarki, cho� z racji swego zawodu cz�sto musz� robi� to, czego inni nie lubi�. By� tam jeszcze stojak pe�en prob�wek, du�o wp�tst�alej �mietanki do kawy i leciwy ekspres, a wszystko st�oczone razem na blacie niedu�ego stoliczka. Z ekspresu ciemnobrunatna ciecz ciek�a ponuro na egzemplarz "Evening Standard".
Kate podnios�a pociemnia�� od wilgoci gazet�, �eby z jej pomoc� zrekonstruowa� owych kilka utraconych dni. Jednak�e zar�wno z powodu w�asnego rozchwianego stanu, kt�ry mocno utrudnia� jej czytanie, jak i z powodu obwis�ozlepionego stanu gazety niewiele zdo�a�a uzyska� ponad to, �e nikt nie jest w stanie orzec, co w�a�ciwie zasz�o. Wygl�da�o te� na to, �e nikt naprawd� powa�nie nie ucierpia�, ale wci�� jeszcze nie uda�o si� odnale�� jednej z pracownic lotniska. Incydent zyska� nazw� "Akt Bo�y".
Uda� ci si�. Bo�e - pomy�la�a Kate. Od�o�y�a szcz�tki gazety i zamkn�a za sob� drzwi.
Nast�pne drzwi, za kt�re zajrza�a, prowadzi�y do niewielkiej salki, takiej samej jakjej w�asna. W �rodku znajdowa�a si� taka sama szafka nocna i miseczka z jednym bananem.
��ko najwyra�niej by�o zaj�te. Kate szybko poci�gn�a ku sobie drzwi, lecz chyba nie do�� szybko. Co� niestety zdo�a�o przyci�gn�� jej uwag�, a cho� to co� zauwa�y�a, nie by�a w stanie okre�li�, co to takiego. Sta�a wi�c w uchylonych drzwiach, wpatrzona w pod�og�, �wiadoma, �e nie powinna tam zagl�da� i �e z pewno�ci� zajrzy.
Ostro�nie otworzy�a drzwi na o�cie�.
Pok�j by� wych�odzony i pogr��ony w mroku. Ten ch��d wzbudzi� w niej niedobre przeczucia co do zajmuj�cej ��ko osoby. Przez chwil� nas�uchiwa�a. Ta cisza tak�e nie wr�y�a nic dobrego. Nie by�a to cisza, jaka wi��e si� ze zdrowym, mocnym snem. Nie d�wi�cza�o w niej nic opr�cz bardzo odleg�ych i st�umionych odg�os�w ulicy.
Przez d�u�sz� chwil� waha�a si�; oparta o framug� drzwi, przygl�da�a si� i nas�uchiwa�a. Zastanowi�y j� pot�ne rozmiary zajmuj�cego ��ko cia�a oraz to, jak bardzo musi marzn�� w tym ch�odzie, przykryte zaledwie jednym cienkim kocem. Obok ��ka sta�o krzes�o z winylu i stali, z kt�rego zwisa� przyt�aczaj�cym ci�arem wielki ko�uch. Kate pomy�la�a, �e ten ko�uch winien okrywa� raczej ��ko z marzn�c� w nim osob�.
Na koniec, st�paj�c tak cicho i ostro�nie jak tylko umia�a, podesz�a do ��ka. Stan�a obok, przypatruj�c si� twarzy postawnego nordyckiego m�czyzny. Cho� by� zimny i mia� zamkni�te oczy, twarz pozosta�a leciutko nachmurzona, jakby nadal go co� trapi�o. Kate pomy�la�a, �e to strasznie smutne. Za �ycia ten cz�owiek sprawia� wra�enie kogo�, kto nieustannie boryka si� z ogromnymi, a mo�e nawet nieco niepoj�tymi trudno�ciami. Przykro by�o pomy�le�, �e i po �mierci natychmiast napotka� jakie� problemy.
Zadziwiaj�ce by�o to, �e na pierwszy rzut oka nie dozna� najmniejszego uszczerbku. Na jego sk�rze nie widnia�y �adne obra�enia. By�a szorstka i zdrowa - to znaczy zdrowa a� do tej chwili. Bli�sza inspekcja ujawni�a siateczk� drobnych linii, kt�re wskazywa�y na to, i� by� starszy ni� owe trzydzie�ci pi�� lat, jakie mu z pocz�tku przypisywa�a. M�g� by� nawet bardzo zdrowym i zadbanym m�czyzn� pod pi��dziesi�tk�.
Przy �cianie tu� obok drzwi sta�o co� zadziwiaj�cego: automat do sprzeda�y cocacoli. Nie wygl�da�o na to, �e zainstalowano go tu specjalnie; nie by� nawet w��czony do sieci, a tylko opatrzony schludn� karteczk� informuj�c�, �e jest chwilowo nieczynny. Wygl�da�o, jakby pozostawiono go tutaj przez zwyk�e niedopatrzenie, sprawca za� kr��y teraz po korytarzach, zachodz�c w g�ow�, kt�ry to by� pok�j. Wielka bia�oczerwona tabliczka z napisem w kszta�cie fali wpatrywa�a si� szkli�cie w g��b pokoju i niczego nie wyja�nia�a. Jedyne, co maszyna komunikowa�a zewn�trznemu �wiatu, to wie��, �e do jej otworu mo�na wrzuca� monety o r�nym nominale, drugi otw�r za� oferuje du�y wyb�r puszek - je�li maszyna jest na chodzie, rzecz jasna. Oparty o ni� sta� jaki� ogromny stary m�ot, kt�ry sam w sobie prezentowa� si� osobliwie.
Kate poczu�a, �e ogarnia j� s�abo��, pok�j zaczyna} powoli wirowa�, a z ci�ar�wek jej umys�u dobieg� niespokojny szelest.
Nagle zorientowa�a si�, �e ten szelest wcale nie pochodzi z g��bin jej wyobra�ni. W pokoju rozbrzmiewa� jaki� st�umiony ha�as - ci�kie odg�osy zderze� i skrobania, jakie� zduszone trzepotanie. Ha�as wznosi� si� i opada� jak podmuchy wiatru, lecz b�d�c w stanie oszo�omienia Kate nie potrafi�a zlokalizowa� jego �r�d�a. W ko�cu jej wzrok pad� na zas�ony. Zagapi�a si� na nie zaniepokojonym spojrzeniem pijaka, kt�ry usi�uje dociec, dlaczego drzwi ta�cz�. Ha�as wyra�nie dochodzi� zza zas�on. Podesz�a ostro�nie i rozsun�a je. Na zewn�trz ogromny orze� z kr�gami na skrzyd�ach gapi� si� na ni� wielkimi ��tymi oczyma i wali� w�ciekle w okno, drapi�c i dziobi�c dziko szyb�.
Kate z wysi�kiem cofn�a si�, odwr�ci�a i spr�bowa�a wytaszczy� si� jako� z pokoju. Na ko�cu korytarza otworzy�y si� wahad�owe drzwi i ukaza�y si� w nich dwie postacie. Czyje� r�ce pospieszy�y jej z pomoc�, kiedy zapl�tana beznadziejnie w kropl�wk� zacz�a osuwa� si� na pod�og�.
By�a nieprzytomna, kiedy troskliwe r�ce uk�ada�y j� na ��ku. By�a nieprzytomna tak�e p� godziny p�niej, kiedy do szpitala przyby�a nieprzyjemnie niska posta� w przygn�biaj�co d�ugim kitlu lekarskim i wywioz�a na w�zku postawnego m�czyzn�, po czym wr�ci�a po automat do cocacoli.
Ockn�a si� dopiero kilka godzin p�niej, kiedy zimowe s�o�ce przes�czy�o si� przez szyby. Dzie� wygl�da� bardzo zwyczajnie i spokojnie, ale Kate nadal dygota�a.
* * *
ROZDZIA� TRZECI
To samo s�o�ce wdar�o si� p�niej przez okna na pi�trze pewnego domu w p�nocnej cz�ci Londynu i o�wietli�o posta� m�czyzny
pogr��onego w g��bokim �nie.
Pok�j, w kt�rym spa�, by� przestronny, lecz nie skorzysta� wiele na tej nag�ej inwazji �wiat�a. Smuga blasku pe�z�a przez po�ciel powoli, jakby nie by�a pewna, co mo�e tam zasta�; nieco spi�ta, przesun�a si� po kilku le��cych na pod�odze przedmiotach, odrobin� nerwowo poigra�a z k��bkami kurzu, kr�tkim b�yskiem o�wietli�a wisz�cego w k�cie wypchanego gacka i uciek�a.
Tyle mniej wi�cej trwa�a zwykle wizyta s�o�ca w tym miejscu. O jedenastej zadzwoni� telefon, lecz posta� �pi�ca w ��ku nadal nie reagowa�a, podobnie jak nie zareagowa�a, kiedy dzwoni� za dwadzie�cia pi�� si�dma, potem za dwadzie�cia si�dma, potem za dziesi�� si�dma, a potem przez dziesi�� minut nieprzerwanie, pocz�wszy od za pi�� si�dma, po czym zapad� w d�ug�, znacz�c� cisz�, kt�r� zak��ci�o jedynie wycie policyjnych syren na kt�rej� z pobliskich ulic oko�o dziewi�tej, a p�niej, oko�o pi�tna�cie po dziewi�tej, dostarczenie wielkiego osiemnastowiecznego klawikordu do gry na cztery r�ce i zabranie tego� klawikordu przez komornika kilka minut po dziesi�tej. Nie by�o w tym nic nadzwyczajnego: wszyscy zainteresowani przywykli znajdowa� klucz pod wycieraczk�, m�czyzna w ��ku natomiast zwyk� w takich razach si� nie budzi�. Nikt raczej nie u�y�by tu zwrotu "spa� snem
sprawiedliwego" je�li bra� dos�ownie znaczenie przymiotnika "sprawiedliwy" - lecz z pewno�ci� by� to sen kogo�, kto bynajmniej nie �artuje, kiedy pakuje si� wieczorem do ��ka i gasi �wiat�o.
Pok�j za� nie nale�a� do tych, co to raduj� dusz� cz�owieka. Ludwik XIV na przyk�ad raczej nie by�by nim zachwycony; uzna�by go pewnie za nie do�� s�oneczny i niezno�nie sk�py w lustra. Z pewno�ci� �yczy�by sobie, aby pozbierano wszystkie skarpetki, od�o�ono na miejsce p�yty, a mo�e nawet �eby spalono to miejsce do go�ej ziemi. Micha� Anio� zasmuci�by si� ewidentnym brakiem strzelistych proporcji, a by� mo�e te� brakiem cho�by nik�ych �lad�w wewn�trznej harmonii czy symetrii, poza symetrycznym rozmieszczeniem brudnych kubk�w po kawie, but�w i przesypuj�cych si� popielniczek, z kt�rych to przedmiot�w wi�kszo�� dzieli�a teraz mi�dzy sob� swe �yciowe funkcje. �ciany pomalowano na taki akurat odcie� zieleni, przy kt�rym Raffaelo Sanu raczej odgryz�by sobie praw� r�k� w nadgarstku, ni�by umie�ci� go na kt�rym� ze swych p��cien. Herkules za�, ujrzawszy to pomieszczenie, niechybnie obr�ci�by si� na pi�cie, a po p� godzinie wr�ci� zbrojny w koryto najbli�szej �eglownej rzeki. Kr�tko m�wi�c, by�a to paskudna nora i nie mia�a najmniejszych szans na popraw� swej kondycji, dop�ki pozostawa�a w gestii pana Svlada vel Dirka Gently, urodzonego jako Cjelli. W ko�cu Gently drgn��.
Ko�dra pozostawa�a wprawdzie wci�� na jego g�owie, lecz mniej wi�cej w po�owie d�ugo�ci ��ka z wolna wype�z�a spod niej d�o�, kt�rej palce drobnymi pacni�ciami przeszukiwa�y pod�og�. Dzi�ki do�wiadczeniu bezpiecznie omin�y miseczk� pe�n� nad wyraz ohydnej substancji, kt�ra spoczywa�a tam od dnia �wi�tego Micha�a, i w ko�cu natkn�y si� na do po�owy opr�nion� paczk� gauloises'�w bez filtra i pude�ko zapa�ek. Palce wytrz�sn�y z paczki jedn� wymi�t�, bia�� rurk�, chwyci�y j� wraz z zapa�kami i rozpocz�y pr�b� przebicia si� przez zwarte pok�ady sk��bionej w g�owach ��ka po�cieli.
W ko�cu papieros trafi� w odpowiedni otw�r i zosta� zapalony. Przez kr�tk� chwil� mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e to ��ko pali papierosa, zaci�gaj�c si� �apczywie; ��ko zanios�o si� d�ugim, g�o�nym i przera�liwym kaszlem, po czym zacz�o oddycha� znacznie bardziej rytmicznie. W taki w�a�nie spos�b Dirk Gently odzyskiwa� �wiadomo��.
Le�a� przez chwil�, gn�biony okropnym poczuciem winy z powodu czego�, co leg�o ci�arem na jego barkach. Mia� wielk� ochot� o tym zapomnie�, co te� natychmiast uczyni�. D�wign�� si� z ��ka i w kilka minut p�niej pow�drowa� schodami na d�.
Spoczywaj�ca na wycieraczce poczta zawiera�a to samo co zawsze:
nieuprzejmy list, w kt�rym gro�ono mu odebraniem karty American Express, druki namawiaj�ce do za�o�enia karty American Express oraz kilka rachunk�w - z rodzaju tych histerycznych i ma�o realistycznych. Dirk nie m�g� zrozumie�, dlaczego tak uparcie je przysy�aj�. Sam koszt wysy�ki musia� poch�ania� ogromne pieni�dze. W zadziwieniu pokiwa� g�ow� nad z�o�liw� niekompetencj� �wiata, wyrzuci� poczt�, wszed� do kuchni i ostro�nie zbli�y� si� do lod�wki.
Sta�a w k�cie.
Kuchnia by�a spora i spowita w ca�un pos�pnego mroku, kt�ry nie da� si� rozproszy� przez w��czenie �wiat�a, a tylko przybra� lekko ��tawy odcie�. Dirk przykucn�� przy lod�wce i przyjrza� si� badawczo kraw�dzi drzwiczek. Znalaz� to, czego szuka�. Prawd� m�wi�c, znalaz�
wi�cej, ni� szuka�.
U do�u drzwi, w poprzek szczeliny wype�nionej paskiem szarej gumy izolacyjnej, wisia� pojedynczy ludzki w�os, przyklejony wyschni�t� �lin�. Tego w�a�nie si� spodziewa�. Sam go tam umie�ci� przed trzema dniami i od tego czasu kilkakrotnie sprawdza�, czy jest. Nie spodziewa� si� natomiast, �e znajdzie tu drugi w�os.
Zerkn�� na� zaniepokojony. Drugi w�os?
Wisia� w poprzek szczeliny dok�adnie tak samo jak pierwszy, tylko �e u szczytu drzwiczek; Dirk wiedzia�, �e z ca�� pewno�ci� nie on go tam umie�ci�. Przyjrza� mu si� dok�adnie, posun�wszy si� nawet do podniesienia starych �aluzji w kuchennym oknie, �eby dodatkowo o�wietli� miejsce akcji.
�wiat�o wpad�o do �rodka jak oddzia� policji i rozejrza�o si� dooko�a, jakby m�wi�o: "Co tu si� dzieje?", bo kuchnia, podobnie jak sypialnia, wprawi�aby w spore zak�opotanie osob� z zami�owaniem do estetyki. Jak wi�kszo�� pomieszcze� w domu Dirka, by�a przestronna, z�owr�bna i pogr��ona w nies�ychanym wprost ba�aganie. Zwyczajnie kpi�a sobie z wszelkich pr�b zaprowadzenia porz�dku, szyderczo odsuwa�a je w k�t jak kupk� zdech�ych i zniech�conych much, kt�re le�a�y pod oknem na stercie starych karton�w po pizzach.
�wiat�o ods�oni�o natur� drugiego w�osa, siwego przy cebulce, a dalej ufarbowanego najasnopomara�czow� mied�. Dirk zasznurowa� wargi i zamy�li� si� g��boko. Nie potrzebowa� d�ugo si� zastanawia�, �eby odgadn��, do kogo nale�a� �w w�os - istnia�a tylko jedna osoba, kt�ra mia�a dost�p do jego kuchni i kt�rej g�owa sprawia�a wra�enie, jakby kto� wykorzystywa� j� do odzyskiwania tlenk�w metali z odpad�w przemys�owych - ale koniecznie musia� przemy�le� wszelkie przes�anki p�yn�ce z faktu, i� odkry�, �e nalepi�a ona sw�j w�os na drzwiczkach jego lod�wki.
Znaczy�o to, �e milcz�cy konflikt mi�dzy nim a sprz�taczk� niebezpiecznie si� zaogni�. U�wiadomi� sobie, �e min�y w�a�nie pe�ne trzy miesi�ce, odk�d nie otwierali tej lod�wki; ka�de z nich upar�o si�, �e nie zrobi tego pierwsze. Teraz lod�wka ju� nie sta�a, ale czai�a si� w k�cie kuchni. Dirk dok�adnie pami�ta� dzie�, w kt�rym si� zacz�o. To by�o tydzie� temu, kiedy spr�bowa� pewnej prostej sztuczki, �eby podej�� Elen� - stare pud�o mia�o na imi� Elena - i zmusi� j� do otwarcia lod�wki. Podst�p zosta� zgrabnie omini�ty i o ma�o nie uderzy� paskudnym rykoszetem w samego Dirka.
Chcia� uciec si� do nowej strategii - uda� si� do pobliskiego minimarketu i kupi� kilka podstawowych artyku��w spo�ywczych. Nic szczeg�lnie wyzywaj�cego - ot, troch� mleka, kilka jajek, bekon, pude�ko czy dwa kremu czekoladowego i najzwyklejsza kostka mas�a. Postawi� zakupy niewinnie na lod�wce, jak gdyby chcia� powiedzie�:
"Gdyby� znalaz�a chwilk�, wrzu� to do �rodka..." Kiedy wieczorem wr�ci� do domu, serce podskoczy�o mu z rado�ci: zakup�w na lod�wce nie by�o. Znikn�y!
Nie odsuni�to ich na bok ani nie od�o�ono na p�k�, bo nigdzie nie by�o ich wida�. Najwyra�niej skapitulowa�a w ko�cu i od�o�y�a je na miejsce. Do lod�wki. No i z ca�� pewno�ci� musia�a w niej posprz�ta�, skoro ju� j� otworzy�a. Pierwszy i jedyny raz serce wezbra�o mu ciep�� wdzi�czno�ci� dla tej kobiety i ju�, ju� mia� szarpn�� za drzwiczki, �eby z ulg� tudzie� triumfem otworzy� je na o�cie�, kiedy jaki� �smy zmys� (podczas ostatniego obrachunku Dirk doliczy� si� jedenastu) nakaza� mu dzia�a� bardzo, bardzo ostro�nie i sprawdzi� najpierw, gdzie by te� ewentualnie Elena mog�a w�o�y� zawarto�� opr�nionej lod�wki.
Umys� dr��y�a mu jaka� bezimienna w�tpliwo��, kiedy tak sun�� bezszelestnie w kierunku kosza na �mieci pod zlewem. Wstrzymuj�c oddech podni�s� pokryw� i zajrza� do �rodka.
Otulone fa�dami �wie�o za�o�onego worka na �mieci le�a�y tam jego jajka, jego bekon, jego krem czekoladowy oraz jego najzwyklejsza kostka mas�a. Dwie butelki po mleku, wyp�ukane do czysta, sta�y grzecznie przy zlewie, do kt�rego zapewne sp�yn�a uprzednio ich zawarto��.
Wszystko wyrzuci�a.
Wola�a wyrzuci� jedzenie ni� otworzy� lod�wk�. Z wolna przeni�s� spojrzenie na ponury, przysadzisty, bia�y monolit i w tej w�a�nie chwili zda� sobie spraw� bez cienia w�tpliwo�ci, �e jego w�asna lod�wka zacz�a czyha�.
Zrobi� sobie czarnej jak smo�a kawy i usiad�, dr��c lekko. Nawet nie spojrza� w kierunku zlewu, ale wiedzia�, �e stoj� tam dwie czyste butelki po mleku, i kt�ry� z bardziej pracowitych fragment�w jego m�zgu poczu� si� tym bardzo zaniepokojony.
Nast�pnego dnia pr�bowa� wszystko sobie wyt�umaczy�. Niepotrzebnie reagowa� tak paranoicznie. Z pewno�ci� by� to tylko drobny b��d lub nieuwaga Eleny. Mo�e pogr��y�a si� akurat w zadumie nad najnowszym atakiem bronchitu, humor�w, homoseksualizmu czy co tam jeszcze trapi�o jej syna i nie pozwala�o jej pojawi� si� w pracy albo te� pozostawi� po sobie jakiegokolwiek znacz�cego �ladu, kiedy ju� si� pojawi�a. By�a W�oszk�, wi�c w roztargnieniu wzi�a jego jedzenie za �mieci.
Ale ta sprawa z w�osem wszystko zmienia. Dowodzi ponad wszelk� w�tpliwo��, �e kobieta wie, co czyni. Bez wzgl�du na wszystko nie otw�rz}' lod�wki, zanim on tego nie zrobi. On za� bez wzgl�du na wszystko nie otworzy lod�wki, dop�ki nie zrobi tego ona.
Najwyra�niej nie zauwa�y�a jego w�osa, inaczej post�pi�aby w spos�b najbardziej w takiej sytuacji skuteczny - to znaczy oderwa�aby w�os, aby podst�pem zmusi� go, by otworzy� lod�wk�, prze�wiadczony, �e ona uczyni�a to wcze�niej. Powinien pewnie oderwa� teraz jej w�os i podej�� j� w ten w�a�nie spos�b, lecz nie wiedzie� czemu pewien by�, �e to nie zadzia�a i �e oboje tkwi� po uszy w narastaj�cej spirali nieotwierania lod�wki, kt�ra w ko�cu sprowadzi na nich ob��d b�d� wieczne pot�pienie.
Przez chwil� zastanawia� si�, czy nie wynaj�� kogo� do otworzenia lod�wki.
Nie. Nie m�g� nikogo wynaj��. Nie m�g� nawet zap�aci� Elenie za ostatnie trzy tygodnie. Nie zwalnia� jej tylko dlatego, �e poci�ga�o to za sob� konieczno�� uregulowania nale�no�ci, a tego nie by� w stanie uczyni�. Sekretarka opu�ci�a go w ko�cu z w�asnej inicjatywy i zaj�a si� jak�� wysoce nagann� prac� zwi�zan� z podr�ami. Dirk pr�bowa� wykpi� j� jako t�, kt�ra przedk�ada sta��, monotonn� prac� nad... - Sta��, regularn� p�ac� - poprawi�a go spokojnie....nad satysfakcj� zawodow�.
Ju� mia�a zapyta�: "Nad co?", ale u�wiadomi�a sobie, �e je�li to powie, b�dzie musia�a wys�ucha� jego odpowiedzi, kt�ra rozw�cieczy j� do tego stopnia, �e zn�w mu odpowie. Po raz pierwszy zda�a sobie spraw�, �e jedyn� drog� ucieczki by�o nie da� si� wci�gn�� w t� sprzeczk�. Je�li tym razem nie odpowie, b�dzie wolna. Spr�bowa�a. Nagle poczu�a, �e jest wolna. Wysz�a. Tydzie� p�niej, wci�� w tym samym nastroju, wysz�a za stewarda nazwiskiem Smith.
Dirk pot�nym kopniakiem przewr�ci� jej biurko (musia� je p�niej w�asnor�cznie podnie��, gdy� nie pojawi�a si� wi�cej). Detektywistyczny biznes kr�ci� si� �wawo jak p�yta nagrobna. Wygl�da�o na to, �e detekcja nie jest ju� nikomu do niczego potrzebna. Ostatnio, �eby zwi�za� koniec z ko�cem, Dirk j�� si� chiromancji i wr�enia z fus�w, ale nie czu� si� z tym dobrze. M�g�by to jeszcze znie�� - nienawistne, nikczemne upodlenie, do kt�rego zd��y� ju� przywykn��, a tak�e zyska� ca�kowit� anonimowo�� w swoim ma�ym namiocie na ty�ach pubu - m�g�by to wszystko znie��, gdyby nie by� w tym tak potwornie, rozdzieraj�co dobry. Z tego w�a�nie powodu popada� stale w g��bok� i pe�n� samopot�pienia depresj�. Ima� si� wszelkich sposob�w: oszukiwa�, udawa�, k�ama� rozmy�lnie i cynicznie, ale czegokolwiek pr�bowa� i tak w ko�cu okazywa�o si�, �e mia� racj�.
Najgorsze chwile prze�y� po wizycie pewnej ubogiej kobiety z Oxfordshire. B�d�c w nieco �artobliwym nastroju poradzi� jej mie� oko na m�a, kt�ry, je�li s�dzi� z linii ma��e�stwa, jest typem latawca i lubi sobie od czasu do czasu znikn��. Na to ona, �e m�� jest pilotem my�liwca wojskowego i �e przed dwoma tygodniami zagin�� podczas �wicze� nad Morzem P�nocnym.
Dirk si� nieco stropi� i zacz�� kobiet� bezsensownie pociesza�. M�wi�, i� jest pewien, �e w stosownym czasie m�� powr�ci do niej ca�y i zdrowy i �e wszystko b�dzie dobrze.
Kobieta odrzek�a, i� s�dzi, �e to niezbyt mo�liwe, poniewa� �wiatowy rekord przetrwania w wodach Morza P�nocnego wynosi mniej ni� godzin�, a skoro przez dwa tygodnie nie znaleziono najmniejszych �lad�w po jej m�u, �aden wybryk wyobra�ni nie mo�e go jej przedstawi� inaczej ni� tylko w postaci martwej jak k�oda i �e w�a�nie, dzi�kuj� panu bardzo, pr�buje oswoi� si� z t� my�l�. Wszystko to wyrzek�a dosy� cierpkim tonem.
Na to Dirk do reszty straci� panowanie nad sob� i zacz�� be�kota� ca�kiem ju� bez sensu.
Twierdzi�, i� z jej r�ki wyczyta� wyra�nie, �e wielka suma pieni�dzy, jak� wkr�tce otrzyma, nie wynagrodzi jej co prawda tej bolesnej straty, lecz by� mo�e pocieszy j� wiadomo��, �e m�� uda� si� do tego czego� wielkiego tam w g�rze, gdzie spaceruje sobie po najbardziej puszystym z ob�oczk�w i bardzo mu do twarzy w nowiusie�kiej parze skrzyde�, oraz �e niezmiernie przeprasza za to, �e plecie takie bzdury, ale sama sobie winna, bo wzi�a go przez zaskoczenie. A mo�e mia�aby ochot� na herbat�, w�dk�, odrobink� zupy?
Kobieta odm�wi�a. O�wiadczy�a, �e trafi�a do jego namiotu przez pomy�k� - szuka�a toalety - ale o co w�a�ciwie chodzi z tymi pieni�dzmi?
- Kompletne bzdury - wyja�ni� Dirk; nie do��, �e wpakowa� si� w k�opoty, to jeszcze przez ca�y czas musia� m�wi� falsetem. - Wymy�li�em to na poczekaniu - wyja�ni�. - Pozwoli pani, �e wyra�� swoje najszczersze wyrazy ubolewania, i� tak niezr�cznie ingerowa�em w pani g��boko osobist� bole��, i �e odprowadz� pani�, to jest.. e... wska�� pani drog� do, no c�, do miejsca, kt�re w tych okoliczno�ciach pozostaje mi jedynie nazwa� toalet�, to znaczy na lewo od mojego namiotu.
Spotkanie to wprawi�o Dirka w niema�e przygn�bienie, lecz w kilka dni p�niej popad� w skrajne przera�enie, gdy odkry�, �e nieszcz�sna kobieta nast�pnego ranka dowiedzia�a si� o wygranej w losowaniu bon�w premiowych kwocie dwustu pi��dziesi�ciu tysi�cy funt�w. Tej nocy sp�dzi� kilka godzin na dachu, wygra�aj�c pi�ci� granatowemu niebu i wrzeszcz�c: "Przesta� wreszcie!", a� w ko�cu kt�ry� z s�siad�w zadzwoni� na policj�, �e spa� mu nie daj�. Policja nadjecha�a radiowozem na sygnale, budz�c reszt� s�siad�w.
Teraz za�, o poranku, Dirk siedzia� w kuchni i wpatrywa� si�, przybity, we w�asn� lod�wk�. Ca�a jego cholerna porywczo��, na kt�rej zwykle polega� chc�c przebrn�� do ko�ca kolejnego dnia, opad�a na samym wst�pie przez t� histori� z lod�wk�. Jego wola tkwi�a we wn�trzu agregatu, zamkni�ta jednym w�osem.
Klient - my�la� - oto czego mi potrzeba. Bo�e, prosz� - my�la� je�li jaki� istniejesz, daj mi klienta. Najzwyklejszego w �wiecie klienta;
im zwyklejszy, tym lepszy. Bogaty i wiarygodny. Kto� taki jak ten facet wczoraj.
Zab�bni� palcami o blat.
Problem w tym, �e im klient by� bardziej wiarygodny, tym Dirk czu� si� gorzej gdzie� na kra�cach swego lepszego ja, kt�re nieustannie podnosi�o szum i wprawia�o go w zak�opotanie w najbardziej nieodpowiednich momentach. Dirk cz�sto si� odgra�a� swemu lepszemu ja, �e kt�rego� dnia ci�nie je na pod�og� i przykl�knie mu na tchawicy, ale zawsze zdo�a�o go podej��, przebieraj�c si� a to za poczucie winy, a to za samopot�pienie, a tak przebranego nie by� w stanie wyrzuci� z ringu.
Wiarygodny i bogaty. Taki, �eby m�g� zap�aci� cho�by jeden z bardziej wyr�niaj�cych si� i fantastycznych rachunk�w.
Zapali� papierosa. Dym pop�yn�� zakr�tasami w g�r� i przylgn�� do sufitu.
Tak jak ten facet wczoraj...
Pauza.
Ten f