4979

Szczegóły
Tytuł 4979
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4979 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4979 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4979 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

j. m. coetzee ha�ba przek�ad micha� k�obukowski wydawnictwo znak krak�w 2004 Tytu� orygina�u Disgrace Copyright � by J. M. Coetzee, 1999 Wszelkie prawa zatrze�one By arrangement with Peter Lampack Agency, Inc. 551 FifthAvenue, Suit� 1613 New York, NY 10176-0187, USA Opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz Fotografia na czwartej stronie ok�adki Jerry Bauer Przygotowanie do druku Zesp�/PLUS � Copyright for the Polish translation by Micha� K�obukowski ISBN 83-240-0053-4 Zam�wienia: DZIA� HANDLOWY 30-105 Krak�w, ul. Ko�ciuszki 37 Bezp�atna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy te� do naszej ksi�garni internetowej: www.znak.com.pl JEDEN Uwa�a, �e jak na m�czyzn� w tym wieku - ma pi��dziesi�t dwa lata i jest rozwiedziony - problem seksu rozwi�za� nie najgorzej. W ka�dy czwartek po po�udniu jedzie autem do Green Point. R�wno o drugiej naciska guzik domofonu przy wej�ciu do Wind-sor Mansions, przedstawia si� i wchodzi. W drzwiach numeru sto trzyna�cie czeka na niego Soraya. On idzie prosto do sypialni, wype�nionej mi�ym zapachem i �agodnym �wiat�em, i rozbiera si�. Soraya wychodzi z �azienki, upuszcza szlafrok na pod�og�, w�lizguje si� do ��ka i k�adzie obok go�cia. - T�skni�e� za mn�? - pyta. - Sta�e za tob� t�skni� - odpowiada on. G�aszcze jej cia�o barwy ciemnego miodu, nietkni�te s�o�cem; rozci�ga j� na ��ku, ca�uje jej piersi; kochaj� si�. Soraya jest wysoka i szczup�a, ma d�ugie, krucze w�osy i ciemne, jakby p�ynne oczy. Technicznie rzecz bior�c, m�g�by by� jej ojcem; ale z technicznego punktu widzenia ojcem mo�e zosta� dwunastolatek. Jest jej sta�ym klientem od ponad roku; nie widzi najmniejszego powodu do narzeka�. Na pustyni tygodnia czwartek sta� si� oaz� luxe et volupte. 5 W ��ku Soraya nie jest wylewna. Temperament ma zdecydowanie spokojny, spokojny i potulny. W swoich og�lnych pogl�dach jest zaskakuj�co surow� moralistk�. Oburza j� widok turystek obna�aj�cych piersi (�wymiona", jak m�wi) na publicznych pla�ach; uwa�a, �e w��cz�g�w nale�a�oby wy�apywa� i zap�dza� do pracy przy zamiataniu ulic. A on nie pyta, jak kobieta potrafi godzi� te przekonania ze swoim fachem. Poniewa� czerpie z niej rozkosz, poniewa� rozkosz ta jest niezawodna, z czasem zaczyna co� do niej czu�. Wierzy, �e ona w pewnym stopniu odwzajemnia to uczucie. �Czu� co�" to mo�e nie to samo, co �kocha�", ale przynajmniej pokrewna emocja. Wzi�wszy pod uwag�, jak ma�o obiecuj�ce mieli pocz�tki, trzeba uzna�, �e obojgu si� poszcz�ci�o: jemu, �e trafi� na ni�, a jej, �e trafi�a na niego. Zdaje sobie spraw�, �e w jego uczuciach jest jaka� b�oga gnu�no��, a nawet za�lepienie. Mimo to nie wyrzeka si� ich. Za p�toragodzinn� sesj� p�aci czterysta rand�w, z czego po�ow� dostaj� Dyskretni Opiekunowie. Troch� szkoda, �e trzeba im oddawa� a� tyle. Ale c�, s� w�a�cicielami numeru sto trzyna�cie i pozosta�ych mieszka� w Windsor Mansions; Soraya te� w pewnym sensie jest ich w�asno�ci�, a przynajmniej ta jej cz��, ta funkcja. On jednak czasem bawi si� my�l�, �eby poprosi� j� o spotkanie, kiedy b�dzie mia�a wolne. Chcia�by sp�dzi� z ni� wiecz�r, mo�e nawet ca�� noc. Ale nie a� do rana. Za dobrze siebie zna, aby nara�a� j� na taki ranek po ca�ej nocy-kaza� jej znosi� sw�j ch��d, szorstko��, zniecierpliwienie, �e nie jest wreszcie sam. Taki ju� ma temperament. Inny nie b�dzie - jest za stary, �eby si� zmieni�. Jego temperament ukszta�towa� si� raz na zawsze. Czaszka, a zaraz po niej temperament: dwie najtwardsze cz�ci cia�a. R�b, jak ci dyktuje w�asny temperament. To nie filozofia: zbyt zaszczytne by�oby to miano. Po prostu regu�a, taka sama jak regu�a �wi�tego Benedykta. Zdrowie mu dopisuje, umys� ma jasny. Z zawodu jest - a przynajmniej by� do niedawna - uczonym, a jeszcze i teraz czuje niekiedy, �e studia naukowe zaprz�taj� go w najbardziej osobisty spos�b. �yje w granicach wytyczonych przez zarobki, temperament, mo�liwo�ci emocjonalne. Czy jest szcz�liwy? Wydaje mu si�, �e pod wi�kszo�ci� wzgl�d�w - owszem, tak. Ale nie zapomnia� ostatniego ch�ru z Edypa: �nikogo nie nazywaj szcz�liwym, p�ki nie umrze". Je�li idzie o seks, temperament ma do�� du�y, lecz nie jako� szczeg�lnie p�omienny. Gdyby mia� wybra� sobie totem, by�by to w��. Swoje stosunki z Soray� przyr�wnuje do kopulacji w�y: przewlek�e, skupione, ale raczej wyabstrahowane i oschle, nawet w najgor�tszych chwilach. Czy w�� jest tak�e totemem Sorayi? Z innymi m�czyznami niew�tpliwie staje si� ona inn� kobiet� - la donna e mobile. Ale ��cz�ce ich powinowactwo temperamentu z pewno�ci� nie mo�e by� udawane. Chocia� Soraya jest z zawodu kobiet� lekkich obyczaj�w, on ufa jej - do pewnych granic. Podczas-czwartkowych seans�w rozmawia z ni� do�� swobodnie, czasem nawet si� zwierza. S�ysza�a o najwa�niejszych faktach z jego �ycia. Zna dzieje obu ma��e�stw, wie o c�rce, o jej lepszych i gorszych momentach. Zna jego zdanie o wielu sprawach. Z �ycia, kt�re sama prowadzi poza murami Windsor Man-sions, nie zdradza �adnych szczeg��w. Jest pewien, �e Soraya to nie jej prawdziwe imi�. Wida� po niej, �e urodzi�a dziecko, albo nawet kilkoro. Mo�e wcale nie jest zawodow� prostytutk�. Niewykluczone, �e pracuje w agencji tylko przez jedno czy dwa popo�udnia w tygodniu, a poza tym �yje jak przyzwoita kobieta gdzie� na przedmie�ciu, w Rylands lub w Athlone. By�oby to dziwne post�powanie jak na muzu�mank�, ale w dzisiejszych czasach wszystko jest mo�liwe. On niewiele jej opowiada o swojej pracy, bo nie chce by� nudny. �yje z tego, �e uczy na Politechnice Kapsztadzkiej, dawniej -uniwersytecie. Swego czasu wyk�ada� j�zyki nowo�ytne, ale odk�d w ramach wielkiej reorganizacji zamkni�to katedry j�zyk�w klasycznych i nowo�ytnych, jest adiunktem w dziedzinie komunikacji spo�ecznej. Podobnie jak ca�ej kadrze obj�tej reorganizacj�, wolno mu co roku prowadzi� jeden specjalistyczny kurs -niezale�nie od liczby ch�tnych, gdy� podnosi to morale student�w. W tym roku tematem jego kursu jest poezja romantyczna. Opr�cz tego prowadzi �wiczenia z komunikacji spo�ecznej dla grupy 101 i z zaawansowanej komunikacji spo�ecznej dla grupy 201. Chocia� dzie� w dzie� po�wi�ca ca�e godziny tej swojej nowej dziedzinie, absurdalna wydaje mu si� jej podstawowa maksyma, sformu�owana w podr�czniku, kt�rym pos�uguje si� na zaj�ciach z grup� 101: �Spo�ecze�stwo ludzkie stworzy�o j�zyk, �eby�my mogli komunikowa� sobie nawzajem swoje my�li, uczucia i zamiary". Sam uwa�a (cho� nie zdradza si� z tym pogl�dem), �e mowa ludzka wywodzi si� z pie�ni, a pie�� - z potrzeby wype�nienia d�wi�kiem tej nazbyt du�ej i do�� pustawej przestrzeni, jak� jest dusza cz�owieka. W ci�gu kariery trwaj�cej od �wier�wiecza wyda� trzy ksi��ki, ale �adna nie wywo�a�a �ywszej czy cho�by umiarkowanej reakcji: tematem pierwszej by�a opera (Boito a legenda Fausta: rodow�d Mefistofelesa), drugiej - wizja jako eros (Wizja Ryszarda z St Wictor), a trzeciej - Wordsworth i historia (Wordsworth i brzemi� przesz�o�ci). Od kilku lat my�li czasem w niezbyt zobowi�zuj�cy spos�b, �eby napisa� co� o Byronie. Pocz�tkowo wydawa�o mu si�, �e b�- dzie to kolejna ksi��ka, jeszcze jedna praca krytyczna. Ilekro� jednak pr�bowa� si� do niej zabra�, obezw�adnia�a go nuda. Prawda bowiem jest taka, �e ma ju� do�� krytyki, prozy mierzonej na metry. Chcia�by pisa� muzyk�: utw�r pod tytu�em Byron we W�oszech, medytacj� o mi�o�ci mi�dzy przeciwnymi p�ciami, utrzyman� w formie opery kameralnej. Kiedy siedzi naprzeciw student�w, przez g�ow� przemykaj� mu frazy, melodie, strz�py arii z nie napisanego utworu. Nigdy nie by� zbyt dobrym nauczycielem, a w tym zreorganizowanym i - wed�ug niego - wykastrowanym przybytku nauki jest bardziej ni� kiedykolwiek nie na miejscu. Tak samo jednak rzecz ma si� z jego kolegami z dawnych czas�w, obarczonymi wychowaniem, kt�re wcale nie u�atwia im zada�, jakie teraz przed nimi si� stawia; ot, duchowni w epoce, gdy religia sta�a si� prze�ytkiem. Poniewa� sam nie szanuje materia�u, kt�ry wyk�ada, nie robi wra�enia na studentach. Kiedy do nich m�wi, patrz� na niego, jakby by� przezroczysty, i nie pami�taj� jego nazwiska. Jest bardziej zirytowany t� oboj�tno�ci�, ni� got�w by�by przyzna�. Ale wywi�zuje si� co do joty ze zobowi�za� wobec nich, wobec ich rodzic�w, wobec pa�stwa. Miesi�c po miesi�cu zadaje tematy prac pisemnych, kt�re potem zbiera, czyta i poprawia, koryguj�c b��dy interpunkcyjne, ortograficzne i znaczeniowe, kwestionuj�c niezbyt logiczn� argumentacj�, opatruj�c ka�d� prac� kr�tk�, przemy�lan� recenzj�. Nie przestaje uczy�, bo w ten spos�b zarabia na �ycie; no i dlatego, �e uczy go to pokory i u�wiadamia mu, kim w�a�ciwie jest w �wiecie. Dostrzega ironi� sytuacji, w kt�rej ten, kto przychodzi, aby naucza�, sam dostaje najbardziej dotkliw� lekcj�, natomiast ci, co zg�aszaj� si� po nauk�, nie ucz� si� niczego. O tym akurat aspekcie swojego zawodu nie wspomina Sorayi. W�tpi, czy w jej w�asnej pracy pojawia si� zbli�onej miary ironia. W kuchni mieszkania w Green Point jest czajnik, plastikowe kubki, s�oik rozpuszczalnej kawy i miseczka z porcjowanym cukrem w torebkach, a w lod�wce zapas wody w butelkach. W �azience le�y myd�o i stos r�cznik�w, a w szafie czysta zmiana po�cieli. Soraya trzyma swoje przybory do makija�u w ma�ej torbie podr�nej. Mieszkanie to s�u�y jako miejsce schadzek, nic wi�cej - funkcjonalne, czyste, dobrze zorganizowane. Za pierwszym razem Soraya mia�a usta poci�gni�te cynobrow� szmink� i mocno umalowane oczy. Nie spodoba� mu si� ten lepki makija�, wi�c poprosi�, �eby go star�a. Pos�ucha�a i ju� nigdy wi�cej si� nie umalowa�a. Poj�tna uczennica, uleg�a i elastyczna. Lubi jej dawa� prezenty. Na Nowy Rok wybra� emaliowan� bransoletk�, a na �wi�to Eid - malutk� czapl� z malachitu, kt�r� zauwa�y� w sklepie z bibelotami. Cieszy go jej rado��, szczera i naturalna. Jest zdumiony, �e p�torej godziny kobiecego towarzystwa tygodniowo wystarcza, aby go uszcz�liwi�, chocia� dawniej my�la�, �e potrzebna mu jest �ona, dom, ma��e�stwo. Jego potrzeby okaza�y si� w ko�cu ca�kiem niewielkie, niewielkie i przelotne jak potrzeby motyla. �adnych emocji, albo tylko te najg��bsze, najmniej przeczuwane: basowe ostinato zadowolenia, troch� jak szmer pojazd�w, kt�ry ko�ysze mieszczucha do snu; dla wie�niak�w czym� takim jest nocna cisza. My�li o Emmie Bovary, kt�ra wraca do domu nasycona, ze szklanym wzrokiem, sp�dziwszy ca�e popo�udnie na brawurowym pierdoleniu. �Wi�c to jest b�ogo��!" - stwierdza Emma, ze zdumieniem przygl�daj�c si� sobie w lustrze. �Wi�c to jest ta b�ogo��, o kt�rej m�wi� poeci!" No c�, gdyby pani Bovary, to nieszcz�sne widmo, trafi�a kiedy� do Kapsztadu, w kt�ry� czwartek po po�udniu zabra�by j� ze sob�, �eby jej pokaza� inny rodzaj b�ogo�ci: umiarkowanej, moderowanej. 10 A� tu w pewien sobotni ranek wszystko si� zmienia. Za�atwiaj�c jakie� sprawy w �r�dmie�ciu, zahacza spojrzeniem o szczup�� posta�, kt�ra idzie przed nim w t�umie na St. George's Street. To Soraya, niew�tpliwie, a po obu jej stronach dzieci, dwaj ch�opcy. Wszyscy troje nios� jakie� paczki; widocznie byli na zakupach. Waha si�, a potem rusza za nimi w pewnej odleg�o�ci. Tamci wchodz� do restauracji rybnej Captain Dorego. Ch�opcy maj� l�ni�ce w�osy i ciemne oczy Sorayi. S� jej synami, nie mo�e by� inaczej. On tymczasem idzie dalej, zawraca i po raz drugi mija restauracj�. Ca�a tr�jka siedzi za sto�em przy oknie. Oczy Sorayi na moment spotykaj� si� przez szyb� z oczami m�czyzny. Zawsze by� typem miejskim i swobodnie si� czu� w rzece cia�, w kt�rej czyha eros, a spojrzenia migaj� jak strza�y. Ale tego jednego, kt�re wymieni� z Soray�, natychmiast �a�uje. Podczas randki w najbli�szy czwartek �adne z nich nie wspomina o tym incydencie. Ale pami�� o nim wisi nad nimi i ich kr�puje. M�czyzna wcale nie chce burzy� tego, co dla Sorayi jest zapewne ryzykownym podw�jnym �yciem. Ca�ym sob� popiera �ycie podw�jne, potr�jne, �ycie podzielone na przegr�dki. Je�li stwierdza u siebie jak�kolwiek zmian�, to tylko t�, �e czuje wobec kobiety wi�ksz� tkliwo��. �Nie zdradz� twojego sekretu" -mia�by ochot� jej powiedzie�. Lecz ani on, ani ona nie potrafi zapomnie� o tym, co si� sta�o. Wkraczaj� mi�dzy nich dwaj mali ch�opcy: cicho jak cienie bawi� si� w k�cie pokoju, w kt�rym ich matka ��czy si� z obcym m�czyzn�. A on w jej ramionach staje si� na moment ojcem malc�w: ojcem zast�pczym, ojczymem, ojcem-cieniem. Kiedy potem wstaje z ��ka, czuje, jak spogl�daj� na niego ukradkiem, ciekawie. Chc�c nie chc�c, zaczyna my�le� o drugim ojcu, tym prawdziwym. Czy tamten ma jakiekolwiek poj�cie, co wyprawia jego �ona? A mo�e dobrowolnie wybra� b�og� niewiedz�? 11 On sam nie ma syna. Dzieci�stwo sp�dzi� w rodzinie z�o�onej z kobiet. W miar� jak matka, ciotki i siostry jedna za drug� znika�y, na ich miejsce kolejno pojawia�y si� kochanki, �ony, c�rka. Towarzystwo kobiet sprawi�o, �e sta� si� ich wielbicielem i w pewnym stopniu kobieciarzem. Dzi�ki swojemu wzrostowi, zgrabnej budowie ko��ca, oliwkowej cerze i faluj�cym w�osom nieuchronnie wywiera� silniejszy lub s�abszy, ale zawsze magnetyczny wp�yw. Ilekro� spogl�da� na kobiet� w pewien spos�b, z pewnym zamys�em, odwzajemnia�a spojrzenie: m�g� na to liczy�. Tak w�a�nie �y�; przez ca�e lata, przez ca�e dziesi�ciolecia trzyma�o go to w pionie. A� tu pewnego dnia sko�czy�o si�. Nagle, bez ostrze�enia, opu�ci�a go moc. Spojrzenia, kt�re dawniej odpowiedzia�yby na jego spojrzenie, zacz�y przesuwa� si� po nim oboj�tnie, mija� go, jakby by� przezroczysty. Z dnia na dzie� sta� si� duchem. Je�li pragn�� kobiety, musia� si� nauczy�, jak j� �ciga�; cz�sto zdarza�o si�, �e w ten czy inny spos�b musia� jej p�aci�. Zy� w nieustannej gor�czce rozwi�z�o�ci. Romansowa� z �onami innych profesor�w, podrywa� turystki w barach na nabrze�u albo w Club Italia, sypia� z kurwami. Soray� pozna� w mrocznym saloniku na ty�ach biura Dyskretnych Opiekun�w - �aluzje w oknach, po k�tach ro�liny w doniczkach, w powietrzu zastarza�y dym. By�a u nich zapisana w rubryce �Egzotyczne". Na zdj�ciu mia�a czerwony kwiat passiflory we w�osach i leciute�kie zmarszczki w k�cikach oczu. �Tylko popo�udnia", stwierdza� dopisek. I w�a�nie to go do niej ostatecznie przekona�o: obietnica pokoj�w ze spuszczonymi �aluzjami, ch�odnych prze�cierade�, kradzionych godzin. Od pocz�tku go zadowala�a - by�o dok�adnie tak, jak chcia�. Strza� w dziesi�tk�. Przez ca�y rok nie musia� zg�asza� si� do agencji z kolejnym zam�wieniem. A� tu nagle ten wypadek na St. George's Street, a potem ta obco��. Soraya wci�� stawia si� na spotkania, ale - w miar� jak 12 stopniowo przeistacza si� w jedn� z wielu kobiet, a jego przemienia w jednego z wielu klient�w - m�czyzna czuje narastaj�cy ch��d. Ma swoje chytre wyobra�enia o tym, jak prostytutki rozmawiaj� mi�dzy sob� o odwiedzaj�cych je m�czyznach, zw�aszcza o tych starszych. Wymieniaj� anegdoty, �miej� si�, ale te� wzdry-gaj�, jak w �rodku nocy na widok karalucha w umywalce. Wkr�tce i przed nim zaczn� tak si� wzdryga�, kapry�nie i z�o�liwie. Nieuchronnie go to czeka. W czwarty czwartek po niefortunnym spotkaniu, gdy on ju� szykuje si� do wyj�cia, Soraya wyg�asza spodziewany komunikat, na my�l o kt�rym od dawna zbroi� si� w odwag�: - Moja matka zachorowa�a. Bior� urlop, �eby si� ni� zaj��. Nie b�dzie mnie tu w przysz�ym tygodniu. - A w nast�pnym? - Nie wiadomo. Zale�y od jej stanu. Lepiej najpierw zadzwo�. - Nie znam numeru. - Zadzwo� do agencji. B�d� wiedzieli. Odczekuje kilka dni, a potem dzwoni do agencji. Soraya? Soraya od nas odesz�a, odpowiada m�ski g�os. Nie, nie mo�emy pana z ni� skontaktowa�, to by by�o wbrew zasadom firmy. Chcia�by pan pozna� jak�� inn� nasz� hostess�? Mamy do wyboru mn�stwo egzotycznych typ�w- Malezyjki, Tajki, Chinki: co tylko pan chce. Sp�dza wiecz�r z inn� Soraya - widocznie jest akurat moda na to nom de commerce - w pokoju hotelowym na Long Street. Ta nowa ma najwy�ej osiemna�cie lat, jest niewprawna i w jego poj�ciu prostacka. - No wi�c co pan robi w �yciu? - pyta dziewczyna, rozbieraj�c si�. - Eksport-import - wyja�nia on. - Co pan powie. 13 Na swoim wydziale zauwa�y� now� sekretark�. Zaprasza j� na lunch do restauracji po�o�onej w dyskretnej odleg�o�ci od uczelni. Przy sa�atce z krewetek s�ucha, jak kobieta narzeka na szko��, do kt�rej chodzi jej syn. Handlarze narkotyk�w szwendaj� si� po boisku, a policja nic. Ju� trzy lata temu ona i jej m�� zg�osili w konsulacie Nowej Zelandii, �e chc� emigrowa�. - Warn by�o �atwiej - m�wi kobieta. - Mimo wszystkich niesprawiedliwo�ci systemu wiedzieli�cie przynajmniej, na czym stoicie. - Warn? Jakim �wam"? -Waszemu pokoleniu. A teraz ludzie sami decyduj�, kt�rych praw chc� przestrzega�, a kt�re �ama�. Po prostu anarchia. I jak tu wychowywa� dzieci w takim chaosie? Na imi� jej Dawn. Na drugiej randce wst�puj� do jego domu i id� do ��ka. Zupe�na klapa. Kobieta pr�y si� i drze pazurami, �eby si� bardziej nakr�ci�, pieni si� z podniecenia, kt�re w sumie go tylko odstr�cza. On po�ycza jej grzebie� i odwozi j� z powrotem na uczelni�. Potem robi uniki, staraj�c si� omija� jej biuro, kiedy wie, �e ona tam jest. Kobieta odpowiada zranion� min�, a potem go ignoruje. Powinien da� sobie z tym spok�j, wycofa� si� z gry. Zastanawia si�, ile w�a�ciwie mia� lat Orygenes, kiedy si� wykastrowa�? Mo�e nie najwdzi�czniejsze to rozwi�zanie, ale starzenie si� te� nie jest wdzi�cznym zaj�ciem. Cz�owiek przynajmniej oczyszcza pole, �eby si� skupi� na w�a�ciwym zadaniu starc�w: na przygotowaniach do �mierci. Czy mo�na spyta� o to lekarza? Musi to by� dosy� prosta operacja: raz po raz przeprowadza si� j� na zwierz�tach, a im to jako� specjalnie nie szkodzi, je�li pomin�� lekki osad smutku. Odci�cie, podwi�zanie: kto ma pewn� r�k� i minimum flegmy, przy miejscowym znieczuleniu potrafi�by zapewne zoperowa� si� sam, 14 wed�ug podr�cznika. M�czyzna na krze�le, kt�ry robi sobie ciach--ciach: niepi�kny widok, ale z pewnego punktu widzenia wcale nie brzydszy ni� widok tego samego m�czyzny gimnastykuj�cego si� na kobiecym ciele. Jest jeszcze Soraya. Powinien zamkn�� ten rozdzia�. Tymczasem zleca agencji detektywistycznej ustalenie namiar�w kobiety. Ju� po kilku dniach zna jej prawdziwe imi�, adres i numer telefonu. Dzwoni o dziewi�tej rano, kiedy m�a ani dzieci nie powinno by� w domu. - Soraya? - m�wi. - Tu David. Co u ciebie? Kiedy ci� znowu zobacz�? D�uga chwila ciszy. - Nie wiem, kim pan jest - odpowiada w ko�cu kobieta. - Napastuje mnie pan w moim w�asnym domu. Rz�dz�, �eby pan tu nigdy wi�cej nie dzwoni�, nigdy. Rz�dz�. Chcia�a powiedzie� ���dam". Jest zaskoczony ostro�ci� jej tonu: przedtem nic nie wskazywa�o na to, �e potrafi�aby tak si� odezwa�. Ale czego mo�e spodziewa� si� drapie�nik, kiedy wedrze si� do nory lisicy, do gniazda jej szczeni�t? Odk�ada s�uchawk�. Czuje przelotny cie� zazdro�ci na my�l o jej m�u, kt�rego nigdy nie widzia�. DWA Bez czwartkowych interludi�w tygodnie s� p�askie jak pustynia. W niekt�re dni nie wie, co ze sob� pocz��. Wi�cej teraz przesiaduje w uczelnianej bibliotece, czytaj�c o szerokim kr�gu os�b z otoczenia Byrona - wszystko co mu wpadnie w r�ce - i uzupe�niaj�c notatki, kt�rych ma ju� dwie grube teczki. Lubi cisz�, jaka panuje p�nym popo�udniem w czytelni, lubi te� potem wraca� pieszo do domu: rze�kie zimowe powietrze, wilgotne, l�ni�ce ulice. W pewien pi�tek w�a�nie tak wraca, d�u�sz� tras� przez stare ogrody uniwersyteckie, gdy nagle w alejce przed sob� spostrzega jedn� ze swoich studentek, Melanie Isaacs. W�a�nie z jej grup� ma zaj�cia z romantyzmu. Nie najlepsza studentka, ale i nie najgorsza: zdolna, tyle �e ma�o przej�ta tematem. Dziewczyna wlecze si� noga za nog�; on wkr�tce j� dogania. - Hej - m�wi. Ona kiwa g�ow� i odpowiada u�miechem, raczej chytrym ni� nie�mia�ym. Drobna i chuda, kr�tko ostrzy�ona brunetka o ko�ciach policzkowych szerokich prawie jak u Chinki i wielkich, ciemnych oczach. Zawsze si� ubiera w spos�b zwracaj�cy uwag�. 16 Dzi� ma na sobie minisp�dniczk� bordo, be�owy sweter i czarne legginsy; z�ote okucia paska harmonizuj� ze z�otymi kulkami kolczyk�w. Jest ni� lekko zauroczony. Nic wielkiego: prawie co semestr zadurza si� w kt�rej� ze swoich podopiecznych. Kapsztad: miasto obfituj�ce w pi�kno, w pi�kno�ci. Czy ona wie, �e j� sobie upatrzy�? Pewnie tak. Kobiety s� na to wra�liwe, czuj� ci�ar po��dliwego spojrzenia. Pogoda jest deszczowa; w rynsztokach wzd�u� alejki szemrze woda. - Moja ulubiona pora roku, ulubiona pora dnia - m�wi on. -Mieszka pani gdzie� w tej dzielnicy? - Po tamtej stronie. Wynajmuj� mieszkanie do sp�ki. - Wychowa�a si� pani w Kapsztadzie? - Nie, w George. - Mieszkam niedaleko st�d. Da si� pani zaprosi� na drinka? Chwila ostro�nego milczenia. - Dobrze. Ale musz� wr�ci� przed p� do �smej. Z ogrod�w wchodz� do spokojnej dzielnicy willowej, do kt�rej przed dwunastoma laty wprowadzi� si� z Rosalind. Odk�d si� rozwiedli, mieszka tu sam. Otwiera kluczem najpierw furtk�, p�niej drzwi, i wpuszcza dziewczyn� do �rodka. Zapala kilka lamp, bierze od niej torb�. W jej w�osach wida� krople deszczu. On patrzy z nieukrywanym zachwytem. Ona spuszcza oczy z tym samym co przedtem u�miechem, wymijaj�cym, mo�e nawet odrobin� kokieteryjnym. On idzie do kuchni, otwiera butelk� Meerlustu, wyjmuje herbatniki i ser. Kiedy wraca do pokoju, dziewczyna stoi przy regale z ksi��kami i przechyliwszy g�ow�, czyta tytu�y. Gospodarz puszcza muzyk� - kwintet klarnetowy Mozarta. Wino, muzyka: rytua�, kt�ry m�czy�ni i kobiety odgrywaj� mi�dzy sob�. W rytua�ach nie ma nic z�ego - wymy�lono je, �eby 17 u�atwi� niezr�czne etapy przej�ciowe. Ale dziewczyna, kt�r� sprowadzi� do domu, nie do��, �e m�odsza o trzydzie�ci lat, jest w dodatku studentk�, jego w�asn� studentk�, wychowank�. Cokolwiek teraz mi�dzy nimi zajdzie, potem b�d� musieli znowu si� spotka� w rolach nauczyciela i uczennicy. Czy jest na to przygotowany? - Podobaj� si� pani �wiczenia? - Lubi� Blake'a. Podoba� mi si� Wonderhorn. - Wunderhorn. - Ale nie przepadam za Wordsworthem. - Nie powinna mi pani tego m�wi�. Wordsworth jest jednym z moich mistrz�w. To prawda. Jak si�ga pami�ci�, harmonie Preludium zawsze rozbrzmiewa�y echem w jego wn�trzu. - Mo�e pod koniec kursu bardziej si� na nim poznam. Mo�e wejdzie mi w krew. - Mo�e. Chocia� z moich w�asnych do�wiadcze� wynika, �e poezja przemawia do cz�owieka albo od pierwszego wejrzenia, albo wcale. B�yskawiczne objawienie i r�wnie b�yskawiczna reakcja. Jak piorun. Jak zakochanie. Jak zakochanie. Czy dzisiejsza m�odzie� jeszcze si� zakochuje? A mo�e to ju� przestarza�y mechanizm, zb�dny i dziwaczny, jak nap�d parowy? M�czyzna czuje, �e nie jest na bie��co, nie nad��a. M�g� nawet nie zauwa�y�, �e zakochiwanie si� zd��y�o pi�� razy wyj�� z mody i wr�ci� do �ask. - Pani te� pisze wiersze? - pyta. - Owszem, pisa�am, p�ki by�am w szkole. Niezbyt dobre. Teraz ju� nie mam czasu. -A czym� si� pani pasjonuje? Ma pani jakie� pasje literackie? Dziewczyna marszczy brwi, s�ysz�c to dziwne s�owo. -Na drugim roku przerabiali�my Adrienne Rich i Toni Morri-son. No i Alice Walker. Dosy� mnie to nawet wci�gn�o. Ale nie �eby zaraz pasja. 18 A wi�c nie trafi� na pasjonatk�. Czy�by w ten nader zawoalo-wany spos�b pr�bowa�a go zniech�ci�? - Przyrz�dz� napr�dce jak�� kolacj� - m�wi. - Zje pani ze mn�? Co� bardzo prostego. Dziewczyna si� waha. - No, niech si� pani zgodzi! - Dobrze. Ale najpierw musz� zatelefonowa�. Rozmowa trwa d�u�ej, ni� si� spodziewa�. Siedz�c w kuchni, s�yszy szepty, przerywane chwilami ciszy. - Jakie ma pani plany zawodowe? - Chc� si� zaj�� re�yseri� i scenografi�. Robi� dyplom z teatru. - A czemu chodzi pani na �wiczenia z poezji romantycznej? Dziewczyna zastanawia si�, marszcz�c nos. -Wybra�am je g��wnie ze wzgl�du na atmosfer� - m�wi w ko�cu. -Nie chcia�am znowu przerabia� Szekspira. Przerabia�am go w zesz�ym roku. Kolacja jest rzeczywi�cie prosta: makaron wst��ki z anchois i sosem grzybowym. Krojenie grzyb�w powierzy� dziewczynie, kt�ra poza tym tylko siedzi bezczynnie na taborecie i patrzy, jak gospodarz gotuje. Jedz� w jadalni; otwieraj� drug� butelk� wina. Melanie je bez zahamowa�. Ma zdrowy apetyt jak na tak filigranow� os�bk�. - Zawsze pan sam sobie gotuje? - pyta. - Mieszkam sam. Je�eli nie ugotuj�, nikt mnie nie wyr�czy. - Nienawidz� gotowania. Pewnie powinnam si� nauczy�. - Dlaczego? Skoro naprawd� tak pani nie cierpi gotowa�, prosz� wyj�� za m�czyzn�, kt�ry gotuje. Razem kontempluj� ten obrazek: m�oda m�atka, ekscentrycznie ubrana, z krzykliw� bi�uteri�, zamaszy�cie wchodzi drzwiami od frontu, w�sz�c niecierpliwie; jej m��, bezbarwny Pan Poczciwiec, przewi�zany fartuchem, stoi w zaparowanej kuchni 19 i miesza co� w garnku. Zamiana r�l: temat na mieszcza�sk� komedi�. - To ju� wszystko - m�wi m�czyzna, kiedy opr�nili salaterk�. - Deseru nie b�dzie, chyba �e ma pani ochot� na jab�ko albo na jogurt. Przepraszam. Nie wiedzia�em, �e b�d� mia� go�cia. -1 tak by�o mi�o - odpowiada ona, po czym dopija wino i wstaje. - Prosz� jeszcze nie odchodzi�. Bierze j� za r�k� i prowadzi w stron� kanapy. - Chc� pani co� pokaza�. Lubi pani taniec? Nie �eby samej ta�czy�, tylko ogl�da�. - Wsuwa kaset� do odtwarzacza. - Ten film nakr�ci� niejaki Norman McLaren. Dawno temu. Znalaz�em go w wypo�yczalni. Ciekawe, jaki si� pani wyda. Siedz� obok siebie i patrz�. Na pustej scenie dwoje tancerzy stawia kroki przed stroboskopow� kamer�. Widmowe �lady ich ruch�w sun� za nimi wachlarzem jak odci�ni�ty w powietrzu �opot skrzyde�. Pierwszy raz widzia� ten film przed �wier�wieczem, ale wci�� jest urzeczony: chwilowe �teraz" i ci�gn�ca si� za t� tera�niejszo�ci� przesz�o��, obie ulotne, schwytane w t� sam� przestrze�. Chcia�by, �eby dziewczyna te� da�a si� urzec. Ale czuje jej oboj�tno��. Kiedy film si� ko�czy, dziewczyna wstaje i zaczyna si� przechadza� po pokoju. Podnosi klap� pianina, uderza �rodkowe C. - Gra pan? - pyta. -Troch�. - Klasyk� czy jazz? - Niestety, jazzu nie gram. - Zagra mi pan co�? - Nie teraz. Wyszed�em z wprawy. Kiedy indziej, jak ju� si� lepiej poznamy. Ona zagl�da do jego pracowni. 20 - Mog� rzuci� okiem? - pyta. - Prosz� zapali� �wiat�o. On puszcza kolejn� p�yt�: sonaty Scarlattiego, kocia muzyka. - Ma pan mn�stwo ksi��ek o Byronie - m�wi dziewczyna, wracaj�c. - To pa�ski ulubieniec? - Pisz� co� o nim. O jego pobycie we W�oszech. - Umar� m�odo? - Mia� trzydzie�ci lat. Oni wszyscy m�odo umierali. Albo milkli. Albo wariowali i trafiali pod klucz. Ale Byron nie umar� we W�oszech, tylko w Grecji. Pojecha� do W�och, �eby uciec przed skandalem, i na sta�e tam osiad�. Ustatkowa� si�. Prze�y� sw�j ostatni wielki romans. Wielu Anglik�w je�dzi�o wtedy do W�och. Wierzyli, �e W�osi wci�� jeszcze s� blisko w�asnej natury. Mniej skr�powani konwenansem, bardziej nami�tni. Dziewczyna robi kolejn� rund� po pokoju. - To pa�ska �ona? - pyta, zatrzymuj�c si� przed zdj�ciem w ramce, kt�re stoi na stoliku. - Matka. Zdj�cie z m�odo�ci. - Jest pan �onaty? - By�em. Dwa razy. Ale teraz nie jestem. Nie m�wi: teraz musi mi wystarczy� to, co si� samo nawinie. Nie m�wi: teraz musz� mi wystarczy� kurwy. - Mog� pani� pocz�stowa� likierem? Dziewczyna nie ma ochoty na likier, ale pozwala wla� sobie do kawy troch� whisky. Popija drobnymi �yczkami, a on pochyla si� ku niej i dotyka jej policzka. - Jest pani bardzo pi�kna - m�wi. - Spr�buj� pani� nam�wi� na ma�e szale�stwo. - Znowu jej dotyka. - Prosz� zosta� u mnie na noc. Ona mierzy go niewzruszonym spojrzeniem znad kraw�dzi fili�anki. - Dlaczego? 21 . - Bo powinna pani. - Dlaczego powinnam? - Dlaczego? Dlatego, �e uroda kobiety nie jest jej wy��czn� w�asno�ci�, lecz cz�ci� bogactwa, kt�re przynosi ona ze sob� na �wiat. Ma obowi�zek dzieli� si� tym bogactwem. Jego d�o� wci�� dotyka jej policzka. Dziewczyna nie odsuwa si�, ale i nie ulega. -A je�eli ju� si� nim dziel�? - pyta troch� jakby z zapartym tchem. Zawsze to jednak podnieca, kiedy jest si� obiektem zalot�w: podnieca, sprawia przyjemno��. - W takim razie powinna si� pani dzieli� szczodrzej. G�adkie s�owa, stare jak sama sztuka uwodzenia. Ale w tej akurat chwili on naprawd� w nie wierzy. Dziewczyna nie nale�y tylko do siebie. Pi�kno nie jest swoj� wy��czn� w�asno�ci�. - Od istot przecudnych �akniemy hojno�ci - recytuje - i�by r�a urody nigdy nie uwi�d�a. Z�e posuni�cie. Jej u�miech nie jest ju� figlarny i ruchliwy jak przed chwil�. Pentametr, kt�rego kadencj� niegdy� tak g�adko sun�y w�owe s�owa, teraz stwarza jedynie dystans. M�czyzna przedzierzgn�� si� z powrotem w nauczyciela, dzier�awc� ksi�g, stra�nika skarb�w kultury. Dziewczyna odstawia fili�ank�. - Musz� ju� i��, kto� na mnie czeka. Chmury si� rozwia�y, �wiec� gwiazdy. - Pi�kna noc - m�wi on, otwieraj�c kluczem ogrodow� furtk�. Dziewczyna nie spogl�da w g�r�. - Odprowadzi� pani� do domu? -Nie. - No to nie. Dobrej nocy. - Wyci�ga r�ce i obejmuje j�. Przez moment czuje na swoich �ebrach dotyk jej drobnych piersi. Potem dziewczyna wymyka mu si� i znika. TRZY I tu powinien spraw� zako�czy�. Ale nie ko�czy. W niedziel� rano jedzie autem w stron� opustosza�ego uniwersytetu i otwiera sobie drzwi dziekanatu. Z sekretarzyka wyjmuje kart� Melanie Isaacs i przepisuje dane osobiste: sta�e miejsce zamieszkania, adres w Kapsztadzie, numer telefonu. Wykr�ca numer. W s�uchawce rozlega si� kobiecy glos. - Melanie? - Zaraz poprosz�. Kto m�wi? - Prosz� jej powiedzie�, �e dzwoni David Lurie. Melanie - melodia: fa�szywy rym. Nie pasuje do niej to imi�. Przenie�� akcent. Melani: mroczna. - Halo? W tym jednym s�owie s�yszy ca�� jej niepewno��. Za m�oda. Nie b�dzie umia�a z nim post�powa�; powinien da� jej odej��. Ale co� go op�ta�o. R�a urody: wiersz trafia celnie jak strza�a. Dziewczyna nie jest swoj� w�asno�ci�; on sam mo�e te� sob� nie w�ada. - My�la�em, �e mo�e mia�aby pani ochot� wybra� si� ze mn� na lunch - m�wi. - Wst�pi� po pani�, powiedzmy, o dwunastej. 23 Ona ma jeszcze czas sk�ama�, wykr�ci� si�. Ale zanadto jest sko�owana i przepuszcza dogodn� chwil�. Kiedy on przyje�d�a, dziewczyna czeka na chodniku przed blokiem, w kt�rym mieszka. Ubrana jest w czarne legginsy i czarny sweter. Biodra ma szczup�e jak dwunastolatka. Zabiera j� nad Zatok� Hout, do portu. Podczas jazdy pr�buje rozproszy� jej skr�powanie. Pyta j�, jakie jeszcze ma zaj�cia na uczelni. Dziewczyna odpowiada, �e gra w sztuce. To jedno z zada� dyplomowych. Pr�by poch�aniaj� mn�stwo czasu. W restauracji nie chce jej si� je��; ponuro patrzy na morze. - Co� nie tak? Powie mi pani? Dziewczyna kr�ci g�ow�. - Niepokoi pani� to, co dzieje si� mi�dzy nami? - Mo�e. - Niepotrzebnie. Zadbam o wszystko. Dopilnuj�, �eby sprawy nie zasz�y za daleko. Za daleko. Co w og�le znaczy �daleko", co znaczy �za daleko" w takiej historii jak ta? Czy dziewczyna przyk�ada t� sam� miar�, co on? Zacz�o pada�: p�achty wody ko�ysz� si� nad pust� zatok�. - Idziemy? - pyta m�czyzna. Wiezie j� do siebie. Na pod�odze w salonie, przy d�wi�kach deszczu grzechocz�cego o szyb�, kocha si� z ni�. Jej cia�o jest wyraziste, nieskomplikowane, na sw�j spos�b doskona�e; chocia� przez ca�y czas pozostaje bierna, jemu i tak jest dobrze; tak dobrze, �e w szczytowym momencie osuwa si� w bezbarwn� nico��. Przytomnieje, kiedy deszcz ju� nie pada. Dziewczyna le�y pod nim z zamkni�tymi oczami, z r�kami bezw�adnie rzuconymi za g�ow�, z lekko zmarszczonym czo�em. On trzyma r�ce pod jej szorstkim swetrem, na piersiach. Jej legginsy i majtki le�� spl�tane na pod�odze; on ma spodnie spuszczone do kostek. �Po burzy" - my�li: scena prosto z George'a Grosza. 24 Dziewczyna oswobadza si�, odwracaj�c twarz, zbiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju. Po kilku minutach wraca ubrana. - Musz� ju� i�� - szepcze. On nie pr�buje jej zatrzyma�. Nazajutrz rano budzi si� z uczuciem g��bokiego b�ogostanu, kt�ry d�ugo go nie opuszcza. Melanie nie pojawia si� na zaj�ciach. On dzwoni ze swojego gabinetu do kwiaciarni. R�e? Mo�e jednak nie. Zamawia go�dziki. - Czerwone czy bia�e? - pyta kobieta. Czerwone? Bia�e? - Prosz� pos�a� dwana�cie r�owych - decyduje. - Nie mam dwunastu r�owych. Mo�e pos�a� wszystkiego po trochu? - Tak, niech b�dzie wszystkiego po trochu. Przez ca�y wtorek pada deszcz z ci�kich chmur, kt�re zachodni wiatr nap�dza nad miasto. Pod koniec dnia m�czyzna idzie przez hali Wydzia�u Komunikacji Spo�ecznej i nagle spostrzega, �e Melanie stoi w drzwiach, w zwartej grupie student�w czekaj�cych na przerw� w ulewie. Podchodzi do niej od ty�u i k�adzie r�k� na jej ramieniu. - Zaczekaj tu na mnie - m�wi. - Podwioz� ci� do domu. Po chwili wraca z parasolem. Kiedy id� przez plac ku parkingowi, przyci�ga j� bli�ej do siebie, �eby j� lepiej os�oni� przed deszczem. Nag�y poryw wiatru wywraca parasol na lew� stron�; niezgrabnie biegn� razem do auta. Melanie ma na sobie ��ty, �liski p�aszcz nieprzemakalny; w samochodzie zdejmuje kaptur, ods�aniaj�c zarumienion� twarz. M�czyzna zauwa�a rytmiczne falowanie jej piersi. Dziewczyna zlizuje z g�rnej wargi kropl� deszczu. Przecie� to jeszcze dziecko! - my�li on. - Zupe�ne dziecko! Co ja najlepszego wyprawiam? Ale jego sercem targa raptowna ��dza. Na jezdni t�ok, jak zwykle p�nym popo�udniem. - Wczoraj t�skni�em za tob� - wyznaje m�czyzna. - Dobrze si� czujesz? 25 Ona nie odpowiada, wpatrzona w wycieraczki. Na czerwonym �wietle m�czyzna ujmuje jej zimn� d�o�. - Melanie! - m�wi, sil�c si� na lekki ton. Ale zapomnia� ju� sztuki zalot�w. Sam s�yszy, �e odezwa� si� koj�cym tonem ojca, a nie kochanka. Hamuje przed jej blokiem. - Dzi�kuj� - m�wi dziewczyna, otwieraj�c drzwiczki. - Nie zaprosisz mnie do siebie? - Moja kuzynka jest chyba w domu. - A wieczorem? - Mam pr�b�. - No to kiedy ci� zobacz�? Dziewczyna nie odpowiada. - Dzi�kuj� - powtarza i zaraz wy�lizguje si� z auta. W �rod� przychodzi na zaj�cia i siada tam, gdzie zawsze. Dalej przerabiaj� Wordswortha, ksi�g� sz�st� Preludium: poeta w Alpach. - Z nagiej grani - g�o�no czyta profesor, raz pierwszy ujrzeli�my z chmur Rozpowity wierzcho�ek Mont Blanc, i zdj�� nas �al, �e widok bezduszny bije w oczy, przyt�acza Zywq my�l, ruguje j� bezpowrotnie. - No w�a�nie. Majestatyczna bia�a g�ra, Mont Blanc, w ko�cu rozczarowuje. Czemu? Zacznijmy od niezwyk�ego okre�lenia �rozpowity". Czy kto� mo�e sprawdzi� je w s�owniku? Cisza. - Gdyby�cie sprawdzili, dowiedzieliby�cie si�, �e imies��w ten pochodzi od bezokolicznika �rozpowi�", �rozpowin��", kt�ry -jako przeciwie�stwo czasownika �spowi�", �spowin��" - znaczy �ods�oni�", �uwolni� od czego�, co kr�puje lub zas�ania". Rozpo- 26 wijanie ko�czy si� rozpowiciem, czyli �rozpowity" to forma dokonana... A zatem chmury rozwia�y si�, powiada Wordsworth. Ukaza� si� wierzcho�ek g�ry, a my na jego widok czujemy nag�y �al. Dziwna reakcja u kogo�, kto wybra� si� w Alpy. Sk�d ten �al? St�d, m�wi poeta, �e bezduszny obraz, czysto fizyczne zjawisko na siatk�wce, wdar�o si� na miejsce czego�, co dotychczas by�o �yw� my�l�. Jak� mianowicie? Znowu cisza. Nawet powietrze, w kt�rym rozchodz� si� jego s�owa, wisi oboj�tn� p�acht�. Cz�owiek wpatrzony w g�rski szczyt: po co tyle w tym komplikacji? - maj� ochot� spyta� niezadowoleni s�uchacze. Jak� mo�e da� im odpowied�? Co powiedzia� Melanie pierwszego wieczoru? Ze bez b�ysku objawienia nic si� nie zdarzy. Gdzie� jest w tej sali b�ysk objawienia? Rzuca na ni� szybkie spojrzenie. Siedzi ze spuszczon� g�ow�, poch�oni�ta tekstem - tak si� przynajmniej wydaje. - Zwr��my te� uwag� na s�owo �rugowa�". Powtarza si� ono kilka wers�w ni�ej. Rugowanie to jeden z g��bszych w�tk�w w sekwencji alpejskiej. Wielkie archetypy umys�u, czyste idee, ust�puj� najzwyklejszym, zmys�owym obrazom, kt�re uzurpuj� sobie prawo do ich miejsca... Ale na co dzie� nie mo�emy przecie� �y� w sferze czystych idei, oddzieleni jakby kokonem od dozna� zmys�owych. W tej chwili nie pytamy o to, jak mo�na zachowa� czysto�� wyobra�ni, uchroni� j� przed naporem rzeczywisto�ci. Musimy zada� sobie pytanie, czy potrafimy znale�� spos�b, �eby obie te sfery mog�y wsp�istnie�... Sp�jrzcie na wers pi��set dziewi��dziesi�ty dziewi�ty. Wordsworth opisze o granicach postrzegania zmys�owego. Ju� wcze�niej poruszali�my ten temat. Kiedy narz�dy zmys��w osi�gaj� szczyt swoich mo�liwo�ci, ich �wiat�o zaczyna gasn��. Lecz w chwili ga�ni�cia po raz ostatni rozb�yskuje jak strzelaj�cy wzwy� p�omie� �wiecy, pozwalaj�c nam ujrze� w przelocie to, co niewidzialne. To trudny fragment; mo�na by go nawet uzna� za sprzeczny z tym o Mont Blanc. Wydaje si� jednak, �e Wordsworth jak gdyby po omacku pr�buje znale�� r�wnowag�: nie chodzi mu ani o czyst�, spowit� chmurami ide�, ani o �ci�le wizualny, wypalony na siatk�wce efekt, kt�ry przyt�acza nas i rozczarowuje swoj� banaln� wyrazisto�ci�. Poeta szuka obrazu zmys�owego, mo�liwie najbardziej ulotnego, �eby za jego pomoc� poruszy� czy te� zbudzi� do �ycia ide� g��biej pogrzeban� w glebie pami�ci. Przerywa. T�pe niezrozumienie. Zanadto wyrwa� do przodu. I za szybko. Jak ich w to wci�gn��? I jak wci�gn�� dziewczyn�? - To tak, jak z zakochaniem - m�wi. - Gdyby�cie byli �lepi, w og�le nie bardzo by�cie mogli si� zakocha�. Ale czy naprawd� chcecie widzie� kochan� osob� z ca�� t� zimn� wyrazisto�ci�, na jak� pozwalaj� narz�dy wzroku? Mo�e lepiej b�dzie dla was samych, je�li spojrzycie przez woal, �eby ocali� archetypow�, bosk� posta� ukochanej. Trudno by�oby doszuka� si� czego� takiego u Wordswortha, ale w ten spos�b zdo�a� ich przynajmniej obudzi�. Archetypy? -zastanawiaj� si�. Boginie? Co on wygaduje? Co ten stary facet w og�le wie o mi�o�ci? Powraca fal� wspomnienie - ta chwila na pod�odze, kiedy podci�gn�� jej sweter, ods�aniaj�c idealnie zgrabne, drobne piersi. Dziewczyna po raz pierwszy od pocz�tku zaj�� podnosi g�ow�; spotykaj� si� wzrokiem i Melanie natychmiast dostrzega ca�� prawd�. Spuszcza oczy, zmieszana. - Wordsworth pisze o Alpach - ci�gnie profesor. - U nas w kraju nie ma co prawda Alp, ale jak�� ich namiastk� mog� by� G�ry Smocze czy-w mniejszej skali-Table Mountain. Wspinamy si� na nie �ladem poet�w, z nadziej�, �e uda nam si� prze�y� chwil� objawienia, tak� jak u Wordswortha, jedn� z tych, o kt�rych wszyscy s�yszeli�my. - Teraz ju� tylko gada, byle zatrze� �lady. - Ale chwile takie nie zdarz� si�, je�li jednym okiem nie spojrzymy ku wielkim archetypom wyobra�ni, kt�re nosimy w sobie. 28 Dosy�! Robi mu si� niedobrze na d�wi�k w�asnego g�osu. Wsp�czuje dziewczynie, �e musia�a wys�uchiwa� tych ukradkowych poufa�o�ci. Odprawia student�w, a potem zwleka, w nadziei, �e uda mu si� zamieni� par� s��w z Melanie. Ale ona wymyka si� wraz z reszt� grupy. Zaledwie tydzie� temu by�a tylko jedn� z paru �adnych twarzy na sali. A teraz zago�ci�a w jego �wiecie jako �ywa obecno��. Widownia sali teatralnej zrzeszenia student�w pogr��ona jest w ciemno�ci. M�czyzna niepostrze�enie siada w ostatnim rz�dzie. By�by jedynym widzem, gdyby par� rz�d�w przed nim nie siedzia� �ysiej�cy facet w mundurze wo�nego. Zach�d s�o�ca w Globe Salon - tak brzmi tytu� sztuki, kt�r� w�a�nie pr�buj�. Jest to satyra na nowe stosunki w Afryce Po�udniowej. Akcja toczy si� w salonie fryzjerskim w Hillbrow, dzielnicy Johannesburga. Na scenie fryzjer w ostentacyjnie homosek-sualnym typie obs�uguje dw�ch klient�w: czarnego i bia�ego. Wszyscy trzej gadaj� o niczym, �artuj� i obrzucaj� si� zniewagami. Ca�o�� wydaje si� podporz�dkowana regule katharsis - wszystkie stare, prostackie przes�dy wydobywa si� na �wiat�o dzienne i sp�ukuje gejzerami �miechu. Na scen� wchodzi czwarta posta� - dziewczyna w butach na koturnach, z w�osami uczesanymi w kaskady k�dzior�w. - Siadaj, skarbie, za momencik si� tob� zajm� - m�wi fryzjer. - Ja w sprawie pracy - odpowiada dziewczyna. - Pan da� og�oszenie. M�wi z ra��cym akcentem Kaaps - gra j� Melanie. - Ag, no to we� miot�� i poka�, co umiesz - fryzjer na to. Dziewczyna spe�nia polecenie i ju� po chwili chwiejnym krokiem kr��y w�r�d dekoracji, pchaj�c przed sob� miot��, kt�ra w ko�cu zap��tuje si� w jaki� kabel. Scenariusz przewiduje w tym miejscu raptowny b�ysk, a potem wrzaski i bieganin�, ale nie udaje 29 si� tego wszystkiego zsynchronizowa�. Na scen� wkracza re�yserka, a za ni� m�ody cz�owiek w ubraniu z czarnej sk�ry, kt�ry zaczyna d�uba� przy gniazdku w �cianie. - Grajcie to z wi�ksz� ikr� - m�wi re�yserka. - Bardziej w klimacie braci Marx - zwraca si� do Melanie. - Rozumiesz? - pyta. Melanie kiwa g�ow�. Wo�ny wstaje i z ci�kim westchnieniem wychodzi z sali. Profesor te� powinien wyj��. Jest w tym co� niegodnego, �e tak siedzi w ciemno�ciach i podgl�da dziewczyn� (s�owo �lubie�nik" nasuwa mu si� samo, nieproszone). Ale przecie� ci starcy, do kt�rych grona zapewne nied�ugo do��czy - w��cz�dzy i rozbitkowie w poplamionych p�aszczach, z pop�kanymi sztucznymi z�bami i wyrastaj�cymi z uszu w�osami - te� byli niegdy� bo�ymi dzie�mi, zgrabnymi, przejrzystookimi. Czy mo�na mie� im za z�e, �e do ostatniej chwili czepiaj� si� swojego miejsca na s�odkiej uczcie zmys��w? Na scenie zn�w trwa pr�ba. Melanie pcha przed sob� miot��. Huk, b�ysk, zaniepokojone wrzaski. - To nie moja wina - piszczy Melanie. - My gats, dlaczego zawsze wszystko na mnie zwalaj�? A on po cichu wstaje i w �lad za wo�nym wychodzi w ciemno�� na dworze. Nazajutrz o czwartej po po�udniu przychodzi do niej do domu. Melanie otwiera drzwi, ubrana w zmi�t� bawe�nian� koszulk�, szorty do jazdy na rowerze i kapcie w kszta�cie komiksowych wiewi�rek, jego zdaniem idiotyczne, niegustowne. Nie uprzedzi� jej, �e przyjdzie; jest zbyt zaskoczona, �eby stawi� op�r intruzowi, natr�towi. Kiedy j� bierze w ramiona, r�ce zginaj� jej si� jak marionetce. S�owa ci�kie jak maczugi b�bni� w delikatny labirynt ucha. - Nie, nie teraz! - m�wi Melanie, usi�uj�c si� wyrwa�. - Kuzynka nied�ugo wr�ci! 30 Ale jego nic nie mo�e powstrzyma�. Niesie j� do sypialni, str�ca z jej st�p absurdalne kapcie i ca�uje bose stopy, zdumiony uczuciami, kt�re dziewczyna w nim budzi. To chyba sprawka tej scenicznej zjawy - wszystko przez t� peruk�, merdaj�cy ty�ek, prostack� mow�. Dziwna mi�o��! A jednak ta strza�a pochodzi z ko�czanu Afrodyty, bogini spienionych fal, bez w�tpienia. Dziewczyna nie stawia oporu. Tylko si� odwraca: ukrywa usta, oczy. Daje si� po�o�y� na ��ku i rozebra�, nawet mu to u�atwia, podnosz�c r�ce, a potem biodra. Przenikaj� j� ch�odne dreszcze; gdy zostaje naga, natychmiast zaszywa si� pod pikowan� ko�dr� -jak kret w swoim tunelu - i obraca si� ty�em do m�czyzny. Nie jest to gwa�t, niezupe�nie, ale jednak co� niepo��danego, przed czym dziewczyna wzdraga si� a� do szpiku ko�ci. Tak jakby postanowi�a odr�twie�, umrze� w sobie na czas trwania aktu, niczym kr�lik, kt�remu lis zaciska szcz�ki na karku. W ten spos�b wszystko, co zostanie jej wyrz�dzone, odb�dzie si� - rzec by mo�na - gdzie� daleko. - Lada chwila wr�ci Pauline - m�wi po fakcie. - Prosz� ci�. Musisz ju� i��. On pos�usznie wychodzi, a�e kiedy wsiada do auta, ogarnia go takie t�pe przygn�bienie, �e przez chwil� siedzi za kierownic� zupe�nie oklapni�ty, sparali�owany. Pomy�ka, wielka pomy�ka. Jest pewien, �e Melanie dok�adnie w tej samej chwili usi�uje obmy� si� z tej pomy�ki, z niego. Widzi, jak dziewczyna odkr�ca kran i wchodzi do wanny, z zamkni�tymi oczami, niby lunatyczka. Sam te� ch�tnie zanurzy�by si� w k�pieli. Kobieta z klocowatymi nogami, ubrana w rozs�dny kostium, mija go i wchodzi do domu. Czy to kuzynka Pauline? Wsp�lokatorka, kt�rej dezaprobaty Melanie tak si� obawia? M�czyzna wyrywa si� z odr�twienia i odje�d�a. 31 . Nazajutrz Melanie nie przychodzi na �wiczenia. �le si� sk�ada, bo akurat mija po�owa semestru i tego dnia studenci pisz� kolokwium. Wype�niaj�c potem arkusz ocen, profesor zaznacza, �e dziewczyna by�a obecna i zaliczy�a test na siedemdziesi�t. U do�u strony pisze o��wkiem dla w�asnej pami�ci: �ocena tymczasowa". Siedemdziesi�t: wynik niezdecydowany - ani dobry, ani z�y. Melanie nie pojawia si� przez ca�y nast�pny tydzie�. On raz po raz do niej telefonuje, ale nikt nie odbiera. Za to w niedziel� 0 p�nocy - dzwonek do drzwi. To Melanie, ubrana na czarno od st�p do g��w, w czarnej we�nianej czapeczce. Twarz ma napi�t�; m�czyzna zbroi si� w odwag� - spodziewa si� gniewnych s��w, gwa�townej sceny. Ale nic takiego nie nast�puje. Wr�cz przeciwnie: to Melanie jest zak�opotana. - Mog� tu dzisiaj przenocowa�? - pyta szeptem, unikaj�c jego wzroku. - Oczywi�cie, oczywi�cie - odpowiada, czuj�c fal� ulgi. Wyci�ga r�ce i obejmuje dziewczyn�, przyciskaj�c j� do piersi. Jest sztywna i zimna. - Chod�, zrobi� ci herbat�. - Nie, nie chc� herbaty ani nic. Jestem wyko�czona, chc� si� tylko gdzie� waln��. �ciele jej ��ko w dawnym pokoju c�rki, ca�uje j� na dobranoc 1 zostawia sam�. Kiedy wraca do niej p� godziny p�niej, �pi jak zabita, w ubraniu. Delikatnie zdejmuje jej buty i przykrywa j�. O si�dmej rano, gdy zaczynaj� �wierka� pierwsze ptaki, puka do jej drzwi. Ju� si� obudzi�a i le�y z prze�cierad�em podci�gni�tym pod brod�. Wygl�da mizernie. - Jak si� czujesz? - pyta on. Wzruszenie ramion. - Co� si� sta�o? Chcesz porozmawia�? Ona bez s�owa kr�ci g�ow�. 32 M�czyzna siada na ��ku i przyci�ga j� do siebie. W jego obj�ciach dziewczyna zaczyna �a�o�nie chlipa�. On mimo to czuje mrowienie ��dzy. - No, no - szepcze pocieszaj�co. - Powiedz mi, co si� sta�o. -Prawie jakby m�wi�: �Powiedz tatusiowi". Ona opanowuje si� i usi�uje co� wykrztusi�, ale ma zatkany nos. On podaje jej chusteczk�. - Mog� tu troch� zosta�? - pyta dziewczyna. - Zosta�? - powtarza on z czujno�ci� w g�osie. Przesta�a p�aka�, lecz nadal wstrz�saj� ni� przeci�g�e, rozpaczliwe dreszcze. - My�lisz, �e to dobry pomys�? Dziewczyna nie m�wi, czy to dobry pomys�, tylko mocniej przytula si� do m�czyzny, wciskaj�c w jego brzuch ciep�� twarz. Prze�cierad�o zsuwa si�: Melanie nie ma na sobie nic pr�cz majtek i podkoszulka bez r�kaw�w. Czy ona aby na pewno wie, co w tej chwili robi? Kiedy zaczepi� j� pierwszy raz, w ogrodzie uniwersyteckim, wyobra�a� sobie, �e b�dzie to przelotny romans - szybki wskok, szybki wyskok. A teraz ma j� u siebie w domu, a za ni� ci�gnie si� ca�e mn�stwo komplikacji. W co ona w�a�ciwie gra? Trzeba mie� si� na baczno�ci, to jasne. Ale c� - od samego pocz�tku powinien by� si� strzec. Wyci�ga si� obok niej na ��ku. Ostatnia na �wiecie rzecz, jakiej mu potrzeba, to wsp�lne mieszkanie z Melanie Isaacs. Ale w tej chwili upaja go my�l, �e dziewczyna co noc b�dzie na miejscu, co noc b�dzie m�g� w�lizn�� si� do jej ��ka, tak jak teraz, w�lizn�� si� w ni�. Ludzie si� dowiedz�, bo zawsze w ko�cu si� dowiaduj�; zaczn� szepta�, mo�e nawet wybuchnie skandal. No i co z tego? P�omie� zmys��w ostatni raz strzeli w g�r�, zanim zga�nie. Odwija przykrycie, wyci�ga r�k� i g�aszcze dziewczyn� po piersiach, po po�ladkach. - No pewnie, �e mo�esz zosta� - mruczy. - No pewnie. 33 Przez dwie pary drzwi s�ycha�, �e w jego sypialni dzwoni budzik. Melanie odwraca si� ty�em i naci�ga sobie prze�cierad�o na ramiona. - Wychodz� - m�wi m�czyzna. - Nied�ugo mam zaj�cia. Spr�buj si� jeszcze przespa�. Wr�c� w po�udnie, to pogadamy. G�aszcze j� po w�osach, ca�uje w czo�o. Kochank�? C�rk�? Kim ona w g��bi duszy stara si� dla niego by�? Co mu ofiarowuje? Wr�ciwszy w po�udnie, zastaje j� w kuchni: dziewczyna siedzi przy stole, je grzank� z miodem i pije herbat�. Wydaje si� zupe�nie zadomowiona. - No - m�wi on. - Du�o lepiej wygl�dasz. - Spa�am jeszcze po twoim wyj�ciu. - Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? Ona unika jego spojrzenia. - Nie teraz - m�wi. - Musz� i��, ju� jestem sp�niona. Nast�pnym razem ci wyt�umacz�. - A kiedy b�dzie nast�pny raz? - Wieczorem, po pr�bie. Dobrze? -Tak. Dziewczyna wstaje, zanosi fili�ank� i talerz do zlewu (ale ich nie myje) i odwraca si� przodem do m�czyzny. - Na pewno nie masz nic przeciwko temu? - Na pewno. - Chcia�am powiedzie�... wiem, naopuszcza�am mn�stwo �wicze�, ale pr�by zabieraj� tyle czasu, �e na nic wi�cej mi nie starcza. - Rozumiem. M�wisz, �e praca nad sztuk� jest dla ciebie wa�niejsza. By�oby troch� lepiej, gdyby� mi to wcze�niej wyt�umaczy�a. Przyjdziesz jutro na zaj�cia? - Tak. Obiecuj�. Obiecuje, ale wiadomo, �e nie spos�b b�dzie od niej wyegzekwowa� dotrzymanie tej obietnicy. Jest rozdra�niony, zirytowa- 34 ny. Dziewczyna �le si� zachowuje, za du�o sobie pozwala; uczy si� wyzyskiwa� go i p�niej te� b�dzie go wyzyskiwa�a. Ale je�li pozwoli�a sobie na wiele, on pozwoli� sobie na wi�cej; je�li ona �le si� zachowuje, on zachowa� si� jeszcze gorzej. W ich zwi�zku - je�li w og�le mo�na to nazwa� zwi�zkiem - on prowadzi, a ona pod��a za nim. Powinien o tym pami�ta�. CZTERY Kocha si� z ni� jeszcze jeden raz, na ��ku w pokoju c�rki. Jest mu dobrze, tak dobrze, jak za pierwszym razem; zaczyna poznawa� dynamik� jej cia�a. Dziewczyna jest szybka i chciwa dozna�. Je�li dot�d nie wyczu� u niej w pe�ni rozwini�tego apetytu na seks, to tylko dlatego, �e jest jeszcze m�oda. Szczeg�lnie zapami�ta�, jak zahaczy�a zgi�t� nog� o jego po�ladki, �eby go g��biej w siebie wci�gn��: poczu�, �e napi�te �ci�gno po wewn�trznej stronie jej uda napina si�, i zala�a go fala rado�ci i po��dania. Kto wie, my�li: mo�e mimo wszystko jest jednak jaka� przysz�o��. - Cz�sto to robisz? - pyta potem dziewczyna. -Co? - Czy cz�sto sypiasz ze swoimi studentkami. Spa�e� z Amand�? Nie odpowiada. Amanda to studentka z tej samej grupy, krucha blondynka. Ani troch� go nie interesuje. - Dlaczego si� rozwiod�e�? - Rozwodzi�em si� dwa razy. Dwa ma��e�stwa i dwa rozwody. - Co si� sta�o z twoj� pierwsz� �on�? - D�uga historia. Kiedy indziej ci opowiem. - Masz ich zdj�cia? 36 - Nie kolekcjonuj� zdj��. Nie kolekcjonuj� kobiet. - A mnie nie wzi��e� do swojej kolekcji? - Nie. Oczywi�cie, �e nie. Dziewczyna wstaje i chodz�c po pokoju, zbiera cz�ci garderoby, bez �ladu za�enowania, jakby by�a sama. Przywyk� do kobiet, kt�re ubieraj� si� i rozbieraj� z wi�kszym skr�powaniem. Ale kobiety, do kt�rych przywyk�, nie s� takie m�ode, tak idealnie zbudowane. Po po�udniu tego samego dnia kto� puka do drzwi jego gabinetu. Wchodzi jaki� m�ody cz�owiek, kt�rego profesor nigdy przedtem nie widzia�. Siada nieproszony i rozgl�da si� po pokoju, z uznaniem kiwaj�c g�ow