4936
Szczegóły |
Tytuł |
4936 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4936 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4936 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4936 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
James P. Hogan
Powr�t Gigant�w
Tom II Trylogii Gigant�w
Prze�o�y� Jan Ko�bia�
Wydanie oryginalne: 1978
Wydanie polskie: 1993
Prolog
Leyel Torres, dow�dca stacji badawczej po�o�onej blisko r�wnika Iscarisa III, przeczyta� ostatni� stron� raportu i z westchnieniem ulgi przeci�gn�� si� w fotelu. Siedzia� przez chwil�, rozkoszuj�c si� uczuciem ca�kowitego odpr�enia; czu�, jak oparcie zmienia p�ynnie kszta�t, dostosowuj�c si� do nowej pozycji cia�a. Po chwili wsta�, podszed� do stoj�cego obok biurka stolika i nala� sobie napoju z p�askiej butelki, postawionej na tacy. Ch�odny, orze�wiaj�cy p�yn szybko usun�� znu�enie, ogarniaj�ce po dwu godzinach napi�tej uwagi. Ju� nied�ugo, pomy�la�. Jeszcze dwa miesi�ce i po�egnaj� na zawsze t� ja�ow�, spalon� s�o�cem skaln� bry��; wnikn� w czyst�, �wie��, usian� miriadami gwiazd nieogarnion� czarn� pustk�, dziel�c� ich od domu.
Powi�d� spojrzeniem po wn�trzu pracowni b�d�cej cz�ci� jego prywatnych apartament�w, rzuconych w chaotyczny konglomerat kopu�, pawilon�w badawczych i anten, kt�ry od dwu lat by� im domem. Od dwu lat, miesi�c w miesi�c, te same nu��ce rutynowe czynno�ci! Trudno zaprzeczy�, �e ten fascynuj�cy projekt trzyma� ich w ci�g�ym napi�ciu, lecz co za du�o, to niezdrowo; je�li o niego chodzi�o, nie m�g� si� doczeka� dnia powrotu.
Podszed� do jednej ze �cian i wpatrywa� si� przez kilka sekund w jej g�adk� powierzchni�, po czym rzek� g�o�no, nie odwracaj�c g�owy:
� Wideop�yta. Tryb transparency.
W jednej chwili �ciana sta�a si� p�prze�roczysta i roztoczy� si� przed nim wyra�ny obraz powierzchni Iscarisa III. Od miejsca, gdzie urywa�a si� gmatwanina konstrukcji i urz�dze� bazy, jednostajnie, a� po wyra�nie zakrzywiony horyzont, ci�gn�y si� szeregi czerwonawobrunatnych turni i garb�w, wrzynaj�ce si� ostro w czarn�, aksamitn� kurtyn�, haftowan� gwiazdami. Wy�ej jarzy�a si� o�lepiaj�cym blaskiem ognista kula Iscarisa, nape�niaj�c pok�j ciep�ymi refleksami oran�u i czerwieni. Wpatrzy� si� w t� dzik� pustk�; zapragn�� zn�w spacerowa� pod b��kitnym niebem, wdycha� pe�n� piersi� orze�wiaj�cy wiatr. Nie, doprawdy, najwy�szy czas wraca�! Z zadumy wyrwa� go g�os dochodz�cy z nieokre�lonego �r�d�a:
� Marvyl Chariso prosi o po��czenie, panie komandorze. M�wi, �e to pilne.
� Przyjmuj� � odpar� Torres.
Odwr�ci� si� twarz� do zajmuj�cego wi�ksz� cz�� przeciwleg�ej �ciany ekranu. Po chwili ukaza�a si� na nim sylwetka Charisa, g��wnego fizyka; m�wi� z laboratorium pomiarowego obserwatorium. Na jego twarzy malowa�o si� przera�enie.
� Leyel � zacz�� bez wst�p�w. � Mo�esz tu zaraz przyj��? Mamy k�opoty... powa�ne k�opoty.
Ton jego g�osu powiedzia� Torresowi wi�cej ni� s�owa. Je�li Chariso by� tak wzburzony, to musia�o si� dzia� co� naprawd� bardzo z�ego.
� Ju� id� � odpar�, kieruj�c si� ku drzwiom.
W pi�� minut p�niej znalaz� si� w laboratorium. Fizyk przyj�� go z twarz� zas�pion� jak jeszcze nigdy. Podeszli z Torresem do grupy urz�dze� elektronicznych, gdzie drugi fizyk, Galdern Brenzor, z ponur� min� wpatrywa� si� w monitor, na kt�rym miga�y wykresy i liczbowe dane komputerowe.
� Wyra�ne linie emisyjne w fotosferze � powiedzia�, kiwaj�c powa�nie g�ow�. � Linie absorpcyjne przesuwaj� si� gwa�townie w kierunku pasma fioletowego. Nie ma �adnych w�tpliwo�ci: nast�pi�a znaczna, rozprzestrzeniaj�ca si� na zewn�trz destabilizacja j�dra.
Torres spojrza� pytaj�co na Charisa, ten za� wyja�ni�:
� Iscaris zamienia si� w now�. Musieli�my pope�ni� jaki� b��d i gwiazda zacz�a si� rozdyma�. Fotosfera eksploduje. Prowizoryczne obliczenia wskazuj�, �e fala wybuchu dosi�gnie nas za jakie� dwadzie�cia godzin. Musimy si� ewakuowa�.
� To niemo�liwe... � szepn�� Torres, patrz�c na niego os�upia�ym wzrokiem.
Uczony roz�o�y� r�ce.
� A gdyby nawet, niczego nie zmienimy � odpar�. � P�niej b�dzie czas zastanawia� si�, gdzie pope�nili�my b��d. Ale najpierw musimy si� st�d wydosta�, i to szybko...
Torres wpatrywa� si� w zatroskane twarze fizyk�w, a jego umys� broni� si� przed uznaniem bezspornych fakt�w. Spojrza� ponad ich g�owami na du�y ekran �cienny, ukazuj�cy widok przesy�any przez nadajnik z odleg�o�ci pi�tnastu milion�w kilometr�w. Wida� tam by�o jeden z trzech olbrzymich emiter�w promieni G (ka�dy stanowi� cylinder d�ugo�ci trzech kilometr�w i szeroko�ci p� kilometra), umieszczonych na orbicie gwiazdy w odleg�o�ci czterdziestu pi�ciu milion�w kilometr�w od Iscarisa i wycelowanych dok�adnie w jej �rodek. Widoczna z ty�u za emiterem jaskrawa tarcza gwiazdy wydawa�a si� normalnych rozmiar�w, lecz gdy Torres wpatrzy� si� w ni�, zdawa�o mu si�, �e si� rozszerza � cho� prawie niezauwa�alnie. By� to z�owieszczy widok.
Na chwil� straci� g�ow�. Przyt�oczy� go ogrom zada�, kt�re przed nimi sta�y, a kt�re trzeba by�o rozwi�za� racjonalnie pod nieprawdopodobn� wr�cz presj� czasu; przyt�oczy�o go poczucie bezowocno�ci dwuletnich wysi�k�w. Ale to uczucie min�o r�wnie szybko jak si� pojawi�o i Torres przypomnia� sobie o obowi�zkach dow�dcy.
� ZORAK � powiedzia�, podnosz�c lekko g�os.
� S�ucham, panie komandorze � odpar� ten sam g�os, co za pierwszym razem w pracowni.
� Skontaktuj si� natychmiast z Garuthem na �Szapieronie�. Zawiadom go, �e wynik�a sprawa nie cierpi�ca zw�oki; trzeba zwo�a� narad� wszystkich dow�dc�w ekspedycji. ��dam, by wys�a� sygna� SOS, nakazuj�cy wszystkim zg�osi� si� za pi�tna�cie minut. Ponadto zarz�d� alarm w bazie; niech wszyscy czekaj� w pogotowiu na dalsze rozkazy. W��cz� si� w narad� za po�rednictwem multikonsoli w sali czternastej g��wnego obserwatorium. To wszystko.
Po up�ywie kwadransa Torres i obaj fizycy siedzieli naprzeciwko szeregu ekran�w �ciennych, ukazuj�cych pozosta�ych uczestnik�w narady. Garuth, naczelny dow�dca ekspedycji, przebywaj�cy na statku-matce trzy tysi�ce kilometr�w od Iscarisa III, pojawi� si� w towarzystwie dw�ch asystent�w. Wys�ucha� raportu w milczeniu. Siedz�ca obok niego naczelna uczona wyprawy doda�a, �e od paru minut czujniki na �Szapieronie� odbieraj� podobne sygna�y, co instrumenty na powierzchni Iscarisa III, i �e wynik analizy komputerowej jest taki sam. Nie by�o w�tpliwo�ci: emisja promieni G w kierunku Iscarisa naruszy�a nieoczekiwanie stan r�wnowagi gwiazdy, zapocz�tkowuj�c proces jej przemiany w now�. Jedyne, co mogli zrobi�, to b�yskawicznie zabiera� si� st�d.
� Musimy niezw�ocznie �ci�gn�� wszystkich naszych ludzi � odezwa� si� wreszcie Garuth. � Leyel, chc� mie� jak najszybciej informacj�, ilu mo�ecie przewie�� w�asnymi statkami; po reszt� przy�lemy wahad�owce. Monczar � zwr�ci� si� innego dow�dcy. � Czy jakie� nasze statki znajduj� si� w odleg�o�ci wi�kszej ni� pi�tna�cie godzin drogi na maksymalnym ci�gu?
� Nie, panie komandorze. Najdalej w pobli�u emitera numer dwa. Mog� tu by� w dziesi�� godzin.
� Dobrze. Prosz� ich natychmiast wezwa�. Je�li to wszystko prawda, mamy szans� ratunku tylko na �Szapieronie�, przy u�yciu g��wnych silnik�w. Prosz� przygotowa� rozk�ad przewidywanych przylot�w naszych statk�w i zadba� o bezkolizyjne l�dowanie na �Szapieronie�.
� Rozkaz.
� Leyel... � ci�gn�� Garuth, odwracaj�c g�ow�, tak i� na ekranie w sali czternastej obserwatorium wida� by�o ca�� jego twarz � prosz� przygotowa� do startu wasze statki i niezw�ocznie rozpocz�� ewakuacj�. Zamelduj si� za godzin�. Ka�dy mo�e zabra� tylko jedn� torb� rzeczy osobistych.
� Chcia�bym zwr�ci� uwag� na pewien zasadniczy problem, panie komandorze � odezwa� si� nagle naczelny in�ynier Rogdar Jassilane z dzia�u nap�dowego �Szapierona�.
� O co chodzi, Rog? � spyta� Garuth.
� Nadal mamy k�opoty z systemem hamowania terroidalnych silnik�w g��wnych. Je�li w��czymy terroidy, nie b�dziemy w stanie ich wyhamowa�, p�ki nie wyczerpi� swej mocy. Rozmontowali�my ca�e urz�dzenie hamuj�ce. W ci�gu dwudziestu godzin nie zdo�amy go nawet z�o�y�, nie m�wi�c o usuni�ciu awarii.
� Ale mo�emy uruchomi� silniki? � upewni� si� Garuth po chwili milczenia.
� Uruchomi�, tak � odpar� Jassilane. � Ale gdy czarne dziury zaczn� wirowa� wewn�trz terroid�w, wytworzony przez nie p�d k�towy b�dzie wprost niewyobra�alny. Bez systemu hamowania up�yn� lata, nim ci�g zmniejszy si� na tyle, �e b�dzie mo�na wy��czy� silniki. Nie wiadomo, jak d�ugo b�dziemy szli na maksymalnym ci�gu, nie maj�c mo�no�ci zmniejszy� szybko�ci � m�wi� in�ynier, rozk�adaj�c r�ce. � Kto wie, gdzie zako�czy si� nasza podr�.
� Ale nie mamy wyboru � zauwa�y� Garuth. � W�z albo przew�z. Wyruszymy w drog� powrotn� i b�dziemy orbitowa� w Uk�adzie S�onecznym, p�ki nie wytracimy szybko�ci, aby�my mogli wyl�dowa�. Czy jest inne wyj�cie?
� Wiem, o co chodzi Rogowi � wtr�ci�a naczelna uczona. � To nie jest takie proste. Przy szybko�ci, jak� rozwiniemy, poruszaj�c si� przez kilka lat z pe�n� moc� g��wnych silnik�w, dojdzie do nieprawdopodobnej wr�cz dylatacji czasu w por�wnaniu z jego up�ywem, mierzonym obrotem Iscarisa czy S�o�ca. Na naszej rodzimej planecie up�ynie o wiele wi�cej czasu ni� na pok�adzie �Szapierona�, kt�ry b�dzie uk�adem przyspieszonym. Wiemy, gdzie wyl�dujemy, nie wiemy natomiast, kiedy...
� W rzeczywisto�ci efekt b�dzie jeszcze powa�niejszy � doda� Jassilane. � Silniki g��wne pracuj� na zasadzie kontrolowanych zaburze� czasoprzestrzeni, w kt�re statek �wpada� jak w dziury. Zasada ta jest r�wnie� �r�d�em swoistego efektu relatywistycznego. B�dziemy wi�c mieli do czynienia z sum� op�nie�, wynikaj�cych z obu tych �r�de�. Przy za�o�eniu, �e silniki g��wne b�d� pracowa�y nieprzerwanie przez kilka lat, trudno powiedzie�, co to w praktyce oznacza. Z czym� takim jeszcze si� nie zetkn�li�my.
� Nie mia�am czasu dokona� szczeg�owych oblicze� � zabra�a zn�w g�os naczelna uczona. � Z pobie�nej kalkulacji wynika�oby, �e musimy si� liczy� z op�nieniem rz�du milion�w lat.
� Milion�w? � zdumia� si� Garuth.
� Tak � odpar�a, spogl�daj�c bystro na uczestnik�w narady. � Na ka�dy rok, jaki up�ynie na pok�adzie �Szapierona�, nim wytracimy szybko�� potrzebn� do ucieczki przed erupcj� nowej, trzeba liczy� oko�o miliona lat na naszej planecie.
Zapad�a d�uga cisza. Wreszcie Garuth odezwa� si� powolnym i uroczystym g�osem:
� Wszystko jedno, nie mamy wyj�cia. To jedyna szansa prze�ycia. Podtrzymuj� swoje rozkazy. Do g��wnego in�yniera: prosz� przygotowa� statek do podr�y w subprzestrzeni i dokona� rozruchu silnik�w g��wnych.
W dwadzie�cia godzin p�niej �Szapieron� wystrzeli� na pe�nym ci�gu w przestrze� mi�dzygwiezdn�. Pierwsza fala erupcji nowej osmali�a mu kad�ub i obr�ci�a Iscarisa III w ob�oczek pary.
Rozdzia� pierwszy
Przez czas nie d�u�szy od jednego uderzenia serca wszech�wiata niezwyk�a istota zwana cz�owiekiem zesz�a z drzewa, odkry�a ogie�, wymy�li�a ko�o, nauczy�a si� lata� i wyruszy�a na podb�j gwiazd.
Historia cz�owieka od chwili jego pojawienia si� na Ziemi a� do dzi� stanowi jedno pasmo gor�czkowej aktywno�ci, przyg�d i odkry�. Nigdy dot�d w ci�gu eon�w powolnej, statecznej ewolucji nie zdarzy�o si� nic podobnego.
Tak w ka�dym razie s�dzono do niedawna...
Ale kiedy ludzie wyl�dowali na Ganimedesie, najwi�kszym ksi�ycu Jowisza, dokonali odkrycia, kt�re obr�ci�o wniwecz jeden z nielicznych pewnik�w, jakich dot�d nie zdo�a�a obali� nienasycona ciekawo�� cz�owieka: okaza�o si�, �e nie jest on istot� unikatow�. Dwadzie�cia pi�� milion�w lat temu inna rasa istot inteligentnych rozwija�a si� podobnie jak cz�owiek.
Na pocz�tku trzeciej dekady dwudziestego pierwszego wieku czwarta misja za�ogowa na Jowisza da�a pocz�tek intensywnej eksploracji planet zewn�trznych wzgl�dem Ziemi; za�o�ono pierwsze sta�e bazy na satelitach Jowisza. Instrumenty umieszczone na orbicie oko�oganimedzkiej wykry�y g��boko w lodowej pokrywie satelity siln� koncentracj� metalu. Zbudowano wi�c specjaln� baz� na powierzchni ksi�yca i pocz�to dr��y� szyby, chc�c dociec tajemnicy zagadkowej anomalii.
I oto w odwiecznym lodowym grobowcu odkryto ogromny statek kosmiczny. Na podstawie szkielet�w znalezionych wewn�trz statku zrekonstruowano obraz nieznanego gatunku istot. Byli to prawdziwi olbrzymi, ich wzrost si�ga� bowiem co najmniej dwustu pi��dziesi�ciu centymetr�w. Poziomem technologicznym wyprzedzali ziemian o wiek albo wi�cej. Ras� inteligentnych olbrzym�w, na pami�tk� miejsca ich odnalezienia, ochrzczono mianem ganimed�w.
Kolebk� ganimed�w by�a Minerwa � planeta obiegaj�ca niegdy� S�o�ce mi�dzy Marsem i Jowiszem, kt�ra potem uleg�a zniszczeniu. G��wna masa Minerwy zosta�a wyrzucona na skrajn� orbit� oko�os�oneczn� i utworzy�a planet� Pluton; mniejsze odpryski si�a przyci�gania Jowisza uformowa�a w pas planetoid. Na podstawie eksperyment�w naukowych, mi�dzy innymi test�w na wystawienie na promieniowanie kosmiczne pr�bek substancji z pasa planetoid, wykazano, �e rozpad Minerwy musia� nast�pi� jakie� pi��dziesi�t tysi�cy lat temu. Ganimedzi � jak ustalono � opu�cili System S�oneczny o wiele wcze�niej.
�atwo sobie wyobrazi�, jak� sensacj� wywo�a�o odkrycie istot rozumnych, kt�re ju� dwadzie�cia pi�� milion�w lat temu osi�gn�y tak wysoki poziom rozwoju naukowo-technicznego. Jeszcze ciekawszy � aczkolwiek do�� oczywisty � by� fakt, �e ganimedzi odwiedzili Ziemi�. Na pok�adzie statku ganimed�w znaleziono mi�dzy innymi kolekcj� okaz�w zwierz�t, jakich oko ludzkie nigdy nie ogl�da�o � ca�e spektrum przyrody o�ywionej Ziemi z okresu oligocenu i wczesnego miocenu. Cz�� tych pr�bek przechowa�a si� dobrze zakonserwowana w puszkach, inne okazy � s�dz�c po zachowanych �ladach � w czasie katastrofy statku by�y �ywe; trzymano je w klatkach.
W czasie gdy dokonano tego odkrycia, na orbicie oko�oksi�ycowej montowano w�a�nie siedem statk�w, kt�re mia�y polecie� na Jowisza jako pi�ta z kolei misja badawcza. Po otrzymaniu sensacyjnej wiadomo�ci, do za�ogi misji dokooptowano specjaln� ekip� uczonych, pragn�cych zg��bi� tajemnic� ganimed�w.
Maj�cy blisko dwa kilometry d�ugo�ci statek komandorski Pi�tej Misji Jowiszowej okr��a� Ganimedesa w odleg�o�ci trzech tysi�cy kilometr�w. Na pok�adzie pracowa� komputerowy system przetwarzania danych. Wyniki przesy�ano za pomoc� lasera do odbiornika Bazy G��wnej na Ganimedesie, sk�d za po�rednictwem �a�cucha stacji przeka�nikowych sygna� kierowany by� dalej na p�noc. W ci�gu kilku milionowych cz�ci sekundy komputery Bazy Nadszybia, po�o�onej o tysi�c kilometr�w na p�noc od Bazy G��wnej, dekodowa�y sygna� i wy�wietla�y dane na ekranie salki konferencyjnej Laboratorium Biologicznego. W tej chwili ukaza� si� skomplikowany uk�ad symboli, przy pomocy kt�rych w genetyce ujmuje si� wewn�trzn� struktur� chromosom�w. Pi�cioro ludzi �cie�nionych przy stoliku z napi�ciem wpatrywa�o si� w obraz.
� Oto on. Przyjrzyjcie mu si� dok�adnie.
M�czyzna, kt�ry to m�wi�, by� wysoki, chudy i �ysy. Mia� na sobie bia�y kitel roboczy, a na nosie staromodne okulary w z�otej oprawie. Sta� z boku ekranu, wskazuj�c jedn� r�k� schemat, a drug� szarpi�c nerwowo klap� marynarki. Profesor Christian Danchekker z Wydzia�u Bada� Organizm�w �ywych Si� Kosmicznych ONZ by� szefem zespo�u uczonych, kt�rzy przybyli na Ganimedesa celem zbadania wczesnych ziemskich zwierz�t, odnalezionych na statku ganimed�w. Po chwili milczenia Danchekker jeszcze raz podsumowa� problem, kt�ry omawiali od godziny.
� Mam nadziej� � m�wi� � i� wi�kszo�� z was zdaje sobie spraw�, �e schemat ten przedstawia uk�ad molekularny, charakterystyczny dla budowy enzymu. Ten sam typ enzymu wyst�puje w pr�bkach tkanek wielu gatunk�w, kt�re do tej pory przebadano w laboratoriach misji J4. Powtarzam: wielu gatunk�w... r�nych gatunk�w... � tu Danchekker, trzymaj�c obu r�kami klapy marynarki, spojrza� wyczekuj�co na s�uchaczy, po czym zni�y� g�os prawie do szeptu: � Tymczasem u �adnego z istniej�cych gatunk�w zwierz�t ziemskich nie odkryto niczego cho�by w najmniejszym stopniu przypominaj�cego ten enzym. I w tym w�a�nie tkwi sedno problemu.
Paul Carpenter, najm�odszy uczestnik narady, blondyn o �wie�ej cerze, rozk�adaj�c r�ce i spogl�daj�c kolejno na siedz�cych obok towarzyszy, powiedzia� prosto z mostu:
� Nie widz� tu �adnego problemu. Ten enzym znaleziono w tkankach organizm�w �yj�cych dwadzie�cia pi�� milion�w lat temu, tak?
� Tak � skin�a g�ow� siedz�ca naprzeciw niego Sandy Holmes.
� A wi�c w ci�gu tych dwudziestu pi�ciu milion�w lat enzym znikn�� w procesie mutacji. Wszystko si� zmienia, tak�e enzymy. Szczepy pochodne od tego enzymu istniej� zapewne i dzi�, ale po prostu w niczym go ju� nie przypominaj�... Nie? Nie mam racji? � spyta�, widz�c wyraz twarzy Danchekkera.
Profesor westchn�� jak cz�owiek okazuj�cy anielsk� cierpliwo�� wobec ignorancji.
� M�wili�my ju� o tym, Paul � podkre�li�. � Tak mi si� przynajmniej zdawa�o. Zrekapitulujmy: w ci�gu ostatnich dwudziestu lat enzymologia zrobi�a ogromne post�py. Skatalogowano i opisano praktycznie ka�dy enzym wyst�puj�cy w organizmach �ywych, lecz z niczym podobnym do tej pory si� nie zetkn�li�my.
� Nie chcia�bym si� sprzecza� � nie dawa� za wygran� Carpenter � ale to niezupe�nie prawda. O ile si� nie myl�, rok czy dwa lata temu w katalogu pojawi�y si� nowe typy enzym�w. Schneider i Grossmann z Sao Paulo odkryli seri� P273B wraz z pochodnymi... a w Anglii Braddock...
� Ale to zupe�nie co innego � przerwa� Danchekker. � Owszem, odkryto nowe szczepy, ale nale�� one do standardowych rodzin enzym�w. Odznaczaj� si� cechami, jakie wyst�puj� u pokrewnych, znanych nam ju� grup. A ten � wskaza� na ekran � jest kompletnie nowy. Wed�ug mnie nale�y do zupe�nie nowej klasy, kt�rej jest jedynym przedstawicielem. Nigdy dot�d w metabolizmie �adnej ze znanych nam form �ycia nie wyst�pi�o nic podobnego � zako�czy� i powi�d� spojrzeniem po twarzach koleg�w.
Po chwili podj�� przerwany w�tek:
� Ka�dy gatunek zwierz�t poznany przez cz�owieka nale�y do jakiej� rodziny, jest spokrewniony z innymi gatunkami, ma okre�lonych przodk�w. Podobnie ma si� rzecz, gdy chodzi o mikrostruktur�. Z do�wiadczenia mo�emy powiedzie�, �e nawet je�li ten enzym ma dwadzie�cia pi�� milion�w lat, powinien da� si� sklasyfikowa� w ramach istniej�cych dzi� typ�w. A my tymczasem nie mo�emy tego zrobi�. Wed�ug mnie wskazuje to na co� zdecydowanie nietypowego.
Wolfgang Fichter, jeden ze starszych biolog�w ekipy Danchekkera, patrzy� sceptycznie na ekran, tr�c podbr�dek.
� Zgadzam si�, �e to ma�o prawdopodobne, Chris � powiedzia�. � Ale czy jeste� pewien, �e to niemo�liwe? Po up�ywie dwudziestu pi�ciu milion�w lat... Wp�yw �rodowiska m�g� przecie� doprowadzi� do tak wielkiej mutacji, �e nie potrafimy dzi� rozpozna� potomk�w tego enzymu. Czy ja wiem, mo�e jaka� zasadnicza zmiana diety albo co� w tym rodzaju...
Danchekker potrz�sn�� g�ow�.
� Nie � rzek� z przekonaniem. � Powtarzam, �e to niemo�liwe. Po pierwsze � m�wi�, wyliczaj�c argumenty na palcach � nawet gdyby uleg� mutacji, potrafiliby�my odtworzy� cechy charakterystyczne rodziny, tak jak potrafimy okre�li� podstawowe cechy, powiedzmy, kr�gowc�w. A tu nie potrafimy tego zrobi�. Po drugie: gdyby zjawisko to mia�o miejsce tylko u przedstawiciela jednego gatunku oligoce�skiego, to by�bym sk�onny przyj��, �e enzym uleg� mutacji, daj�c pocz�tek wielu nowym, znanym wsp�cze�nie szczepom. Innymi s�owy, enzym ten by�by przodkiem kilku wsp�czesnych rodzin enzym�w. W takim wypadku mutacja by�aby tak daleko posuni�ta, �e uleg�yby zatarciu podobie�stwa mi�dzy przodkiem i formami pochodnymi. Ale tak nie jest. Enzym ten odkryli�my u wielu nie spokrewnionych ze sob� oligoce�skich form zwierz�cych. Gdyby przyj�� twoj� interpretacj�, trzeba by za�o�y�, �e ten sam nieprawdopodobny proces powt�rzy� si� wielokrotnie i niezale�nie od siebie, a w dodatku w tym samym czasie. Nie, to po prostu niemo�liwe.
� Ale... � zacz�� Carpenter, lecz Danchekker nie da� mu doj�� do s�owa.
� Po trzecie: �adne ze wsp�czesnych zwierz�t nie posiada tego enzymu i wszystkie �wietnie daj� sobie bez niego rad�. Wiele z nich pochodzi od form oligoce�skich, kt�rych pr�bki znale�li�my na statku. Spo�r�d tych potomk�w jedne grupy podlega�y du�ym mutacjom, dostosowuj�c si� do zmiany po�ywienia i �rodowiska, podczas gdy w innych grupach ewolucja by�a bardzo powolna i wsp�czesne formy niewiele si� r�ni� od swych oligoce�skich przodk�w. Dokonali�my drobiazgowego por�wnania proces�w mikrochemicznych organizm�w odnalezionych na statku i potomk�w tego samego przodka. Wyniki by�y takie, jak si� spodziewali�my: zmiany s� niewielkie, pokrewie�stwo wyra�ne. Wszystkie funkcje struktury mikrochemicznej wykryte u przodk�w wyst�puj� tak�e � czasem w lekko zmodyfikowanej formie � u ich dzisiejszych potomk�w. Dwadzie�cia pi�� milion�w lat to jednak niewiele w procesie ewolucji � doda�, rzucaj�c spojrzenie Fichterowi. Uczeni milczeli, a Danchekker perorowa� dalej:
� Ale w ka�dym przypadku by� jeden wyj�tek: ten w�a�nie enzym. Jest oczywiste, �e gdyby wyst�powa� u przodka, z �atwo�ci� odkryliby�my go u dzisiejszych form pochodnych. Tymczasem wszystkie badania daj� negatywny wynik. Konkluzja: co� takiego nie mog�o si� zdarzy�, ale si� zdarzy�o.
Po tych s�owach nast�pi�a chwila ciszy, kt�r� przerwa�a wreszcie Sandy Holmes.
� Przypu��my, �e chodzi tu jednak o radykaln� mutacj�, tylko w odwrotnym kierunku � odezwa�a si� niepewnie.
Danchekker spojrza� na ni�, marszcz�c czo�o, a Henri Rousson, drugi biolog, siedz�cy obok Carpentera, spyta�: � Co to znaczy �w odwrotnym kierunku�?
� Jak wiemy, wszystkie zwierz�ta znalezione na statku przebywa�y na Minerwie � zacz�a t�umaczy� Sandy. � Kto wie, mo�e nawet przysz�y tam na �wiat z rodzic�w przywiezionych z Ziemi przez ganimed�w. Przypu��my, �e jaki� element �rodowiska na Minerwie spowodowa� mutacj�, kt�rej wynikiem jest ten w�a�nie enzym. To by wyja�nia�o, dlaczego �aden gatunek zwierz�t w�r�d �yj�cych obecnie na Ziemi nie ma go w swym garniturze mikrochemicznym. Po prostu nigdy nie by�y na Minerwie, podobnie jak ich przodkowie.
� Nie kijem go, to pa�k� � mrukn�� Fichter, kr�c�c g�ow�.
� Nie rozumiem � powiedzia�a Sandy.
� Chodzi o to, �e jeden i ten sam enzym wyst�puje u r�nych, nie spokrewnionych ze sob� oligoce�skich form zwierz�cych � wyja�ni� Danchekker. � Zgadzam si�, �e odmienne warunki �rodowiskowe mog�y spowodowa� mutacj� jakiego� enzymu przywiezionego z Ziemi w t� w�a�nie form�, kt�r� mamy przed sob�. Ale � wskaza� r�k� na ekran � ganimedzi przywie�li wiele r�nych gatunk�w, a ka�dy z nich charakteryzowa� si� innym rodzajem metabolizmu, innym zestawem enzym�w. I teraz przypu��my, �e �rodowisko minerwa�skie powoduje mutacj� tych � r�nych przecie� � enzym�w. Czy jest do pomy�lenia, by wszystkie da�y w wyniku mutacji ten sam produkt ko�cowy? � zada� retoryczne pytanie i nie czekaj�c na odpowied� ci�gn�� dalej: � A w�a�nie z tak� sytuacj� mamy tu do czynienia. Przedstawiciele r�nych gatunk�w znalezionych na statku maj� ten sam enzym. Czy teraz podtrzymuje pani swoj� hipotez�?
Kobieta zastanowi�a si� przez chwil�, wreszcie roz�o�y�a bezradnie r�ce.
� W �wietle tego, co pan powiedzia�, to oczywi�cie nie ma sensu � zgodzi�a si�.
� Dzi�kuj� � skwitowa� Danchekker z kamiennym spokojem.
Henri Rousson nala� sobie napoju z dzbanka stoj�cego na �rodku sto�u i poci�gn�� zdrowy �yk, pozostali cz�onkowie zespo�u patrzyli bezmy�lnie w sufit.
� Spr�bujmy podsumowa� podstawowe fakty i zobaczmy, co z tego wyniknie. Wiemy, �e ganimedzi ewoluowali na Minerwie � zacz�� Henri, podczas gdy towarzysze kiwali g�owami na znak potwierdzenia. � Jasne jest te�, �e musieli odwiedzi� Ziemi�, sk�d bowiem wzi�yby si� ziemskie formy �ycia na ich statku? Chyba �e za�o�ymy istnienie jeszcze innego gatunku istot rozumnych, do czego jednak nie ma �adnych podstaw. Wiemy r�wnie�, �e znaleziony przez nas statek przyby� tu z Minerwy, a nie bezpo�rednio z Ziemi. A skoro tak, to i owe ziemskie zwierz�ta musia�y by� przywiezione z Minerwy. Potwierdza to nasze domys�y, �e ganimedzi z jakich� powod�w sprowadzali na Minerw� kolejno wszystkie formy �ycia ziemskiego.
� Przepraszam � przerwa� Carpenter, podnosz�c r�k�. � Ale sk�d wiemy, �e statek przyby� z Minerwy?
� Ro�liny � przypomnia� Fichter.
� Ach tak, ro�liny. Zapomnia�em... � mrukn�� Carpenter i zn�w zapad�a cisza.
Klatki, w kt�rych trzymano zwierz�ta na statku, zawiera�y pokarm i �ci�k� ro�linn�. Ro�liny by�y dobrze zakonserwowane pod pow�ok� lodu, w jaki zamieni�a si� skroplona wilgo�. Z zachowanych nasion Danchekkerowi uda�o si� wyhodowa� okazy ro�lin nie znanych z �adnego ziemskiego okresu ewolucji; by�y to prawdopodobnie pr�bki rodzimej flory minerwa�skiej. Li�cie tych ro�lin by�y bardzo ciemne, prawie czarne; absorbowa�y wi�c ka�d� mo�liw� odrobin� s�o�ca, z ca�ego jego widzialnego widma, co ��czy�oby si� logicznie z ustalonym niepodwa�alnie znacznym oddaleniem Minerwy od S�o�ca.
� Czy mo�emy ju� powiedzie� co� konkretnego na temat powod�w, dla kt�rych ganimedzi przewozili na rodzim� planet� faun� ziemsk�? � spyta� Rousson. � Musieli mie� jaki� pow�d. Co� mi si� wydaje, �e nasz enzym mo�e mie� z tym co� wsp�lnego.
� Bardzo dobrze, podsumujmy kr�tko wszystko, co, jak nam si� wydaje, wiemy � zaproponowa� Danchekker i odwr�ciwszy si� od ekranu, stukn�� palcem w st�: � Paul, czy zechcia�by pan odpowiedzie� Henriemu?
Carpenter podrapa� si� w g�ow�, marszcz�c czo�o w namy�le.
� No wi�c... � powiedzia� wreszcie � po pierwsze mamy ryby. Stwierdzili�my, �e to rodzima fauna minerwa�ska, mamy wi�c w r�ku co�, co ��czy Minerw� z ganimedami.
� W porz�dku � skin�� g�ow� Danchekker rozlu�niaj�c si� � Prosz� m�wi� dalej.
Carpenter mia� na my�li ryb�, kt�ra zachowa�a si� w dobrym stanie w puszce. Ustalono ponad wszelk� w�tpliwo��, �e pochodzi ona z ocean�w minerwa�skich. Danchekker stwierdzi� oczywiste zbie�no�ci og�lnej budowy szkieletu ryby i pozosta�o�ci szkielet�w za�ogi statku, spoczywaj�cego w lodach pod powierzchni� Bazy Nadszybia. Stopie� podobie�stwa dawa� si� por�wna� z analogiami wyst�puj�cymi w budowie cz�owieka i dajmy na to mamuta. Dowodzi�o to, �e ryba i ganimedzi nale�� do tej samej linii ewolucyjnej. A skoro ryba pochodzi�a z Minerwy, to planeta ta musia�a by� r�wnie� kolebk� ganimed�w.
� Analiza komputerowa struktury chemicznej kom�rek ryby � ci�gn�� Carpenter � wykaza�a nisk� tolerancj� organizmu na toksyny zawieraj�ce dwutlenek w�gla. O ile dobrze pami�tam, sugeruje pan, �e ta struktura chemiczna jest dziedziczna i wywodzi si� od wcze�niejszych stadi�w ewolucyjnych ryby � �e by�a charakterystyczna dla pocz�tk�w �ycia na Minerwie.
� Rzeczywi�cie � potwierdzi� Danchekker. � Co dalej?
� Mo�emy wi�c przyj��, �e r�wnie� zwierz�ta l�dowe Minerwy odznacza�y si� s�ab� tolerancj� na dwutlenek w�gla � kontynuowa� Carpenter z wahaniem.
� Niezupe�nie � odpar� Danchekker. � Dokona� pan przeskoku my�lowego. Mo�e kto�... ty, Wolfgang? � spyta�, spogl�daj�c na Niemca.
� Zapomnia� pan o wa�nej przes�ance � zacz�� Fichter. � Ograniczona tolerancja na dwutlenek w�gla minerwa�skich organizm�w �ywych musia�a wyst�pi� na bardzo wczesnym etapie ewolucji, kiedy na Minerwie nie by�o jeszcze zwierz�t l�dowych... � tu przerwa�, po czym m�wi� dalej: � Musimy przyj��, �e ta wczesna forma �ycia jest przodkiem zar�wno istot l�dowych, jak i wodnych, na przyk�ad ryb. I dopiero na tej podstawie mo�emy powiedzie�, �e cecha ta upowszechni�a si� po�r�d wszystkich p�niejszych zwierz�t l�dowych.
� Wa�ne jest, by w rozumowaniu nie pomin�� �adnej przes�anki � poucza� Danchekker. � Wiele pomy�ek naukowych bierze si� z nieprzestrzegania tego wymogu. Prosz� wzi�� pod uwag� jeszcze jedn� rzecz. Je�li to prawda, �e zmniejszona tolerancja na dwutlenek w�gla wyst�pi�a ju� we wczesnych etapach ewolucji i utrzyma�a si� a� do okresu, z kt�rego pochodzi nasza ryba, to trzeba przyj��, �e by�a to bardzo stabilna cecha. Tak przynajmniej mo�na wnosi� z historii ewolucji �ycia na Ziemi. Z du�ym prawdopodobie�stwem mo�emy te� przyj��, �e cecha ta rozpowszechni�a si� u zwierz�t l�dowych i przekazywana by�a niezmiennie na kolejnych etapach rozwoju. Podobnie na Ziemi w ci�gu milion�w lat utrzyma�y si� zasadnicze cechy kr�gowc�w, mimo znacznych zmian powierzchownych � zako�czy� i zdj�wszy okulary, pocz�� czy�ci� je chustk�.
Po chwili m�wi� dalej:
� Id�my wi�c tropem naszego rozumowania. Jakie� dwadzie�cia pi�� milion�w lat temu, gdy na Minerwie rozwin�� si� gatunek ganimed�w, planet� zamieszkiwa�y liczne gatunki zwierz�t l�dowych, kt�re ��czy�a niska tolerancja na dwutlenek w�gla. Czy s� jakie� inne przes�anki, mog�ce nam pom�c w wyobra�eniu sobie, co zasz�o w owym czasie na Minerwie?
� Wiemy, �e ganimedzi opu�cili rodzim� planet� i poszukali sobie gdzie indziej dogodnego miejsca do �ycia � odezwa�a si� Sandy Holmes. � Prawdopodobnie w innym uk�adzie s�onecznym.
� Naprawd�? � b�ysn�� z�bami w u�miechu Danchekker, zn�w chuchaj�c na okulary i czyszcz�c je pedantycznie. � Sk�d ta pewno��?
� Po pierwsze znale�li�my ich statek � zacz�a. � Rodzaj �adunku, jaki mieli, jak r�wnie� jego ilo��, nasuwa my�l, �e by�a to wyprawa kolonizacyjna, bez przewidywanego powrotu. A dlaczego zjawili si� akurat na Ganimedesie? Nie mogli przecie� podj�� pr�by kolonizacji wewn�trznych planet naszego uk�adu.
� Ale i pozosta�e planety nie nadaj� si� do kolonizacji � wtr�ci� Carpenter. � Musieli wi�c spenetrowa� inne systemy gwiezdne.
� W�a�nie � zauwa�y� trze�wo Danchekker, ignoruj�c wykrzyknik Paula i zwracaj�c si� wprost do Sandy. � Sama pani powiedzia�a: nasuwa my�l. Prosz� nie zapomina�, �e dane, kt�rymi dysponujemy, pozwalaj� nam jedynie snu� przypuszczenia. Nie mo�emy natomiast niczego udowodni�. Wielu spo�r�d za�ogi bazy przyjmuje za pewnik, �e ganimedzi opu�cili Uk�ad S�oneczny i wyemigrowali w nieznane w zwi�zku z nadmiern� koncentracj� dwutlenku w�gla w atmosferze Minerwy; przyczyn tego zjawiska jeszcze nie znamy. Nie da si� ukry�, �e je�li to, co powiedzieli�my dotychczas, jest prawd�, to ganimedzi dzielili ze wszystkimi zwierz�tami l�dowymi Minerwy nisk� tolerancj� na dwutlenek w�gla i wobec tego jego nadmierna koncentracja w atmosferze musia�a stanowi� dla nich powa�ne zagro�enie. Ale, jak ju� powiedzia�em, niczego nie wiemy na pewno; snujemy hipotezy, kt�re zdaj� si� wyja�nia� fakty � tu profesor przerwa� widz�c, �e Carpenter chce co� powiedzie�.
� Wydaje mi si�, �e to wi�cej ni� hipoteza � oponowa� Carpenter. � Mamy w zasadzie pewno��, �e wszystkie gatunki l�dowe Minerwy wygin�y nagle jakie� dwadzie�cia pi�� milion�w lat temu... wszystkie z wyj�tkiem ganimed�w, jak mo�na przypuszcza�. Nasuwa si� do�� oczywisty wniosek, �e hipotetyczna koncentracja dwutlenku w�gla rzeczywi�cie mia�a miejsce.
� Paul trafi� w dziesi�tk� � w��czy�a si� Sandy. � Wszystko si� zgadza. Nawet nasze przypuszczenia dotycz�ce powod�w, dla kt�rych ganimedzi sprowadzali z Ziemi te wszystkie gatunki zwierz�ce � zapali�a si�, zach�caj�c wzrokiem Carpentera, by przej�� pa�eczk�.
Carpenter podj�� z w�a�ciw� sobie �ywo�ci�:
� Ganimedzi, sprowadzaj�c z Ziemi ro�liny zielone absorbuj�ce dwutlenek w�gla i wytwarzaj�ce tlen, pr�bowali po prostu przywr�ci� zaburzon� r�wnowag� ekologiczn� na swej planecie. Wraz z ro�linami sprowadzali zwierz�ta, by utrzyma� r�wnowag� biologiczn�. Sandy ma racj�: wszystko si� zgadza.
� Naci�gacie dane, by przemawia�y za wasz� teori� � mitygowa� m�odszego koleg� Danchekker. � Spr�bujmy jeszcze raz oddzieli� fakty od przypuszcze�.
Dyskusja rozgorza�a na nowo; prym wi�d� Danchekker, przypominaj�c zasady naukowej dedukcji i techniki logicznego wnioskowania. Tymczasem siedz�cy na samym ko�cu milcz�cy osobnik pali� niedbale papierosa za papierosem i przygl�daj�c si� danym na ekranie, uwa�nie �ledzi� dyskusj�.
Doktor Victor Hunt by� jednym z cz�onk�w zespo�u uczonych, kt�rzy przybyli z misj� Jowisza Pi�� ponad trzy miesi�ce temu. Nie dokonano w tym czasie wprawdzie �adnego sensacyjnego odkrycia, ale za to zgromadzono imponuj�c� ilo�� danych o konstrukcji i zawarto�ci pozaziemskiego statku kosmicznego. Co dzie� w bazach na powierzchni Ganimedesa oraz na pok�adzie statk�w komandorskich misji J4 i J5 zaprz�gano do pracy nowe systemy i urz�dzenia. Wyniki bada� by�y jak dot�d fragmentaryczne, lecz stopniowo zacz�y si� zarysowywa� ramy hipotetycznej cywilizacji ganimedzkiej oraz tajemniczych wydarze� sprzed dwudziestu pi�ciu milion�w lat.
By�a to w�a�nie domena pracy Hunta. Z wykszta�cenia fizyk teoretyczny, specjalizuj�cy si� w nukleonice matematycznej, zosta� �ci�gni�ty z Anglii do Si� Kosmicznych Organizacji Narod�w Zjednoczonych. Powierzono mu w ramach SKONZ kierownictwo zespo�u, kt�rego zadaniem by�o zestawianie wynik�w bada� specjalist�w pracuj�cych na Ganimedesie i wok� niego oraz na Ziemi. Specjali�ci dostarczali mu fragment�w uk�adanki, on za� mia� z�o�y� z tego logiczn� ca�o��. Tak postanowi� bezpo�redni szef Hunta, Gregg Caldwell, dyrektor Oddzia�u Nawigacji i Komunikacji SKONZ z siedzib� w Houston. Zesp� mia� ju� na swym koncie pierwsze sukcesy. Uda�o si� mianowicie rozwik�a� zagadk� planety Minerwy � jej istnienia i zag�ady. A zanosi�o si� na dalsze rewelacje.
Przys�uchiwa� si� teraz dyskusji biolog�w, kt�ra zatoczywszy wielkie ko�o, wr�ci�a do punktu wyj�cia � owego dziwnego enzymu...
� Niestety nie � odpowiada� w�a�nie Danchekker na pytanie Roussona. � Na razie nie wiemy, jaka by�a jego rola. Pewne reakcje wskazywa�yby na to, �e m�g� modyfikowa� lub powodowa� rozpad jakich� protein, ale jakich i w jakim celu � tego na razie nie wiemy.
To m�wi�c Danchekker spojrza� pytaj�co na uczestnik�w narady, lecz nikt nie mia� zamiaru si� wypowiada�. W sali zapad�a cisza. S�ycha� by�o tylko ciche murmurando milcz�cego dot�d go�cia. Hunt bez po�piechu rozgni�t� niedopa�ek w popielniczce, poprawi� si� w fotelu i po raz pierwszy zabra� g�os:
� Wygl�da na to, �e macie problem z tym enzymem. Nie znam si� za bardzo na kwestiach enzym�w. Zostawiam wam je ca�kowicie, moi drodzy.
� Jak mi�o ci� us�ysze�, Vic � powiedzia� Danchekker, podnosz�c na niego oczy. � Od chwili, gdy usiedli�my tutaj, s�owem si� nie odezwa�e�.
� S�ucha�em i uczy�em si� � u�miechn�� si� Hunt. � Nie mia�em nic do powiedzenia.
� Wygl�da na to, �e ma pan filozoficzne podej�cie do �ycia � odezwa� si� Fichter, porz�dkuj�c le��ce przed nim papiery. � Mo�e dysponuje pan jak�� czerwon� ksi��eczk� ze z�otymi my�lami, jak pewien chi�ski dostojnik w ubieg�ym wieku?...
� Raczej nie. Nie lubi� filozofowa�. Cz�owiek w ko�cu sam sobie zaprzecza, i traci wiarygodno��.
� A wi�c nie ma pan �adnego pomys�u w zwi�zku z tym nieszcz�snym enzymem? � spyta� z u�miechem Fichter.
Hunt nie odpowiedzia� od razu. Z wyd�tymi ustami i przekrzywion� na bok g�ow� wygl�da� jak cz�owiek zastanawiaj�cy si�, czy zdradzi� sekret.
� I tak macie z nim do�� k�opot�w � powiedzia� wreszcie niedba�ym, lecz wyra�nie prowokacyjnym tonem.
Wszyscy zwr�cili g�owy w jego stron�.
� Ty co� wiesz, Vic. Strzelaj � odezwa�a si� Sandy.
Danchekker zmierzy� Hunta uwa�nym spojrzeniem. Hunt skin�� g�ow� i si�gn�� r�k� do klawiatury na brzegu blatu na wprost jego fotela. Komputery umieszczone wysoko ponad powierzchni� Ganimedesa na statku J5 natychmiast zareagowa�y na jego polecenie. Obraz na ekranie zmieni� si� i ukaza� g�ste rz�dy cyfr. Hunt da� towarzyszom czas na przyjrzenie si� liczbom, po czym zabra� g�os:
� Oto wyniki bada� ilo�ciowych przeprowadzonych niedawno w laboratoriach J5. By�y to rutynowe testy na okre�lenie sk�adnik�w chemicznych kom�rek wybranych organ�w tych zwierz�t, o kt�rych rozmawiali�cie � no, tych ze statku... � zacz�� niedbale, lecz po chwili milczenia ci�gn�� ju� innym, rzeczowym tonem: � Liczby te wskazuj�, �e pewne elementy wyst�puj� stale w tych samych okre�lonych kombinacjach. Wskazuj� one wyra�nie na rozpad pierwiastk�w radioaktywnych. Wygl�da to tak, jakby enzym wybiera� izotopy radioaktywne do swej budowy.
Przez chwil� panowa�a cisza; zgromadzeni, zaskoczeni t� rewelacj�, marszczyli czo�a w namy�le. Pierwszy ockn�� si� Danchekker.
� Chcesz powiedzie�, �e enzym wykorzystuje w swej budowie radioizotopy... i to selektywnie? � spyta�.
� Dok�adnie.
� To �mieszne � rzek� profesor tonem nie znosz�cym sprzeciwu.
� Ale to fakt � wzruszy� ramionami Hunt. � Sp�jrz na te dane.
� Taki proces jest po prostu niemo�liwy � nie ust�powa� Danchekker.
� Wiem, ale taki w�a�nie proces zachodzi�.
� Procesy czysto chemiczne nie rozr�niaj� izotop�w radioaktywnych od normalnych � rzuci� niecierpliwie Danchekker. � Enzymy powstaj� w wyniku proces�w chemicznych. W procesach tych nie istnieje mo�liwo�� selekcji radioizotop�w, nie mog� wi�c powsta� enzymy zbudowane z izotop�w radioaktywnych.
Hunt spodziewa� si� zaci�tego oporu Danchekkera wobec jego hipotezy. W ci�gu dwuletniej wsp�pracy z biologiem pozna� go dobrze. Ka�d� now�, nieznan� sobie my�l, Danchekker z g�ry odrzuca�, obwarowuj�c swoj� pozycj� standardowymi pewnikami naukowymi. Ale wystarczy�o da� mu czas, i stary enzymolog potrafi� zmobilizowa� my�lenie innowacyjne nie gorzej od swych m�odszych wsp�pracownik�w. Tote� Hunt milcza�, pogwizduj�c nonszalancko i b�bni�c palcami po stole.
Irytacja Danchekkera ros�a z sekundy na sekund�.
� Procesy chemiczne nie rozr�niaj� radioizotop�w � powt�rzy� wreszcie podra�nionym tonem. � �aden enzym nie mo�e by� wyprodukowany w spos�b, w jaki ty by� chcia�. A gdyby nawet, by�by to proces bezcelowy. Chemicznie enzym b�dzie si� zachowywa� tak samo, niezale�nie od tego, czy jest zbudowany z izotop�w promieniotw�rczych, czy nie. To, co sugerujesz, Vic, jest niedorzeczno�ci�!
Hunt westchn��, wskazuj�c zm�czonym gestem na ekran.
� To nie ja, Chris � stwierdzi� z naciskiem � lecz liczby. To s� fakty, sprawd� je. � Odchyli� si� w fotelu i przekrzywiaj�c g�ow� dorzuci� w zadumie:
� Przypomnij sobie, co m�wi�e� przed chwil� o takich, co naginaj� fakty, by przemawia�y na korzy�� ich teorii.
Rozdzia� drugi
Maj�c jedena�cie lat, Victor Hunt opu�ci� dom wariat�w, jakim by� jego dom rodzinny w londy�skiej Dzielnicy Wschodniej, i zamieszka� u wujostwa w Worcester. Wuj � czarna owca w rodzinie Hunt�w � by� programist� w pobliskiej firmie komputerowej. On w�a�nie � m�dry i cierpliwy mentor � wprowadzi� ch�opca w pasjonuj�cy �wiat elektroniki.
W jaki� czas potem m�ody Victor po��czy� pasj� komputerow� z zainteresowaniem dla r�wnie fascynuj�cych praw logiki formalnej i programowania uk�ad�w logicznych. Efektem tego maria�u by� jego pierwszy w �yciu procesor. Wprowadzaj�c do urz�dzenia jak�kolwiek dat� kalendarza gregoria�skiego otrzymywa�o si� na wyj�ciu liczb�, zawieraj�c� si� mi�dzy jeden a siedem, oznaczaj�c� dzie� tygodnia, na jaki owa data przypad�a. Gdy z wypiekami na twarzy po raz pierwszy w��czy� przyrz�d, minikomputer milcza� jak zakl�ty. Okaza�o si�, �e �le pod��czy� kondensator elektrolityczny i urz�dzenie pozosta�o bez zasilania.
To do�wiadczenie nauczy�o go dw�ch rzeczy. Po pierwsze, �e wi�kszo�� problem�w ma zupe�nie proste rozwi�zania, a po drugie, �e rado�� z osi�gni�tego zwyci�stwa z nawi�zk� nagradza trud w�o�ony w walk�. Przygoda ta potwierdzi�a poza tym jego intuicyjne rozumowanie, �e najlepszym sposobem przekonania si�, czy jaki� pomys� ma sens, jest sprawdzenie go w praktyce. Kiedy od elektroniki przeszed� do fizyki matematycznej, a nast�pnie do nukleoniki tamte zasady sta�y si� fundamentami jego mentalno�ci jako uczonego. Przez trzydzie�ci lat od chwili pierwszej udanej pr�by nie pozby� si� ekscytuj�cego uczucia niepewno�ci, wzrastaj�cego w miar� jak rozstrzygaj�cy eksperyment zbli�a� si� ku ko�cowi i mia�a nasta� godzina prawdy.
I teraz, gdy przygl�da� si�, jak Vincent Carizan wprowadza ostatnie poprawki do wzmacniacza mocy, czu� to samo. Sensacj� dzisiejszego ranka w centralnym laboratorium elektronicznym Bazy Nadszybia by�o dziwne urz�dzenie znalezione na statku ganimed�w. Mia�o w przybli�eniu kszta�t cylindra, kt�ry odpowiada� grubo�ci� ruroci�gowi naftowemu. Musia�o mie� ograniczone funkcje, gdy� na wej�ciu i wyj�ciu znajdowa�o si� niewiele pod��cze�; przyrz�d sprawia� wra�enie kompletnego urz�dzenia raczej, ani�eli cz�ci wi�kszego systemu.
Ale jak dot�d nie uda�o si� ustali�, do czego s�u�y. Wed�ug technik�w charakter pod��cze� wskazywa� na przystosowanie do poboru mocy. Po dok�adnym zbadaniu materia�u izolacyjnego, ko�c�wek znamionowych i bezpiecznik�w, obwod�w przewodz�cych i systemu filtr�w uda�o si� okre�li� parametry elektrycznego �r�d�a zasilania, do jakiego przystosowane by�o urz�dzenie. Zbudowano wi�c odpowiedni system transformator�w i przetwornic i w�a�nie dzi� miano obce urz�dzenie pod��czy� do pr�du i przekona� si�, co si� b�dzie dzia�o.
Pr�cz Hunta i Carizana w laboratorium by�o jeszcze dw�ch in�ynier�w, nadzoruj�cych urz�dzenia pomiarowe. Gdy Carizan, skin�wszy z zadowoleniem g�ow�, odst�pi� od urz�dzenia, jeden z nich, Frank Towers, spyta�:
� Wszystko gotowe do pr�by wytrzyma�o�ci?
� Tak � odpar� Carizan � w��czaj!
Towers zmieni� po�o�enie prze��cznika na tablicy rozdzielczej. Rozleg� si� ostry trzask � to gdzie� za tablic� rozdzielcz� wyskoczy� bezpiecznik.
Sam Mullen, stoj�cy przy konsoli instrument�w pomiarowych w rogu pokoju, rzuci� okiem na odczyt na jednym z monitor�w.
� Przewodzenie w porz�dku � oznajmi�.
� W��cz bezpiecznik i zwi�ksz napi�cie � powiedzia� Carizan do Towersa.
Towers zmieni� parametry urz�dzenia i usun�� spi�cie, po czym spojrza� na Mullena.
� Wytrzyma�o�� pi��dziesi�t � powiedzia� Mullen. � Zgadza si�?
� Zgadza si� � odpar� Towers.
� Wszystko gotowe, Vic � powiedzia� Carizan, spogl�daj�c na Hunta. � Spr�bujemy pr�bnego rozruchu przy aktualnych parametrach. Cokolwiek si� stanie, nasze cacko jest bezpieczne. Mo�e chcesz co� zmieni�? Za chwil� b�dzie za p�no.
� Musi zagra� � u�miechn�� si� Hunt. � Za�o�� si�, �e to organy elektryczne. Dajcie mu czadu.
� Jak komputery? � spyta� Carizan, spogl�daj�c na Mullena.
� W porz�dku. Nic si� nie dzieje.
� No to jazda � rzuci� Carizan, tr�c nerwowo d�onie. � Teraz przekr�� w prawo. Tym razem pod napi�ciem, Frank � faza pierwsza.
Zapad�a pe�na napi�cia cisza. Towers ustawi� parametry i przesun�� d�wigni�. Cyfry na monitorze wbudowanym w tablic� rozdzielcz� natychmiast si� zmieni�y.
� Pod napi�ciem � oznajmi�. � Przewodzi pr�d. Dosz�o do g�rnej granicy mocy. Wygl�da na to, �e potrzeba mu wi�cej.
Wszyscy spojrzeli na Mullena, studiuj�cego pilnie dane na monitorach.
� Ani drgnie � rzek� technik.
Akcelerometry przytwierdzone do p�aszcza tajemniczego urz�dzenia, spoczywaj�cego na stalowym rusztowaniu na gumowych amortyzatorach, nie zanotowa�y �adnego mechanicznego ruchu wewn�trz przedmiotu. Umocowane na pokrywie czu�e mikrofony nie odebra�y �adnych odg�os�w w pa�mie ultrad�wi�k�w. Mierniki ciep�a, detektory promieniowania, pr�bniki elektromagnetyczne, liczniki Gaussa, mierniki scyntylacyjne i niezliczone anteny � �aden przyrz�d nie zameldowa� niczego godnego uwagi. Towers podwy�szy� cz�stotliwo�� zasilania ponad przewidywan� norm�, lecz nic si� nie zmieni�o. Hunt podszed� do Mullena, obejrza� dane na monitorach, ale nic nie powiedzia�.
� Chyba trzeba podkr�ci� napi�cie � odezwa� si� Carizan. � Faza druga, Frank.
Towers podwy�szy� napi�cie znamionowe. Na jednym z monitor�w zacz�y przelatywa� cyfry.
� Jest co� na kanale si�dmym � oznajmi� Mullen, patrz�c na monitory. � Efekt akustyczny � doda� i stukaj�c szybko w klawiatur�, wyda� komputerowi jakie� polecenia, po czym spogl�daj�c na krzyw� wy�wietlon� na bocznym ekranie komentowa�: � Przebieg periodyczny z silnymi zaburzeniami sta�ych harmonicznych... niska amplituda... cz�stotliwo�� podstawowa oko�o siedemdziesi�ciu dw�ch herc�w.
� To cz�stotliwo�� zasilania � mrukn�� Hunt. � Prawdopodobnie rezonans. To nic nie znaczy. Co� jeszcze?
� Nic.
� Podkr��, Frank � powiedzia� zn�w Carizan.
W miar� zwi�kszania napi�cia post�powali coraz ostro�niej, wypr�bowuj�c po kilka wariant�w w ka�dej fazie eksperymentu. Wreszcie dane zasilania znamionowego pokry�y si� z hipotetycznymi parametrami pracy urz�dzenia; wygl�da�o na to, �e przyrz�d otrzyma� wreszcie do�� mocy i pracuje na pe�nych obrotach. Ale instrumenty zarejestrowa�y jedynie s�aby rezonans akustyczny i lekki wzrost temperatury niekt�rych partii pow�oki. Po godzinie Hunt i trzej technicy z SKONZ musieli si� podda�. Postanowili przyjrze� si� bli�ej przyrz�dowi, a w razie potrzeby rozebra� go na cz�ci. Nie �a�owali straconego czasu, wzorem Napoleona wychodzili bowiem z za�o�enia, �e szcz�ciarz to taki cz�owiek, kt�ry daje szans� szcz�ciu, i mieli racj�.
Przyrz�dy, kt�rymi dysponowali, nie mog�y zarejestrowa� efekt�w dzia�ania ganimedzkiego urz�dzenia, tymczasem z Bazy Nadszybia z szybko�ci� �wiat�a rozesz�y si� fale silnych, lecz �ci�le zlokalizowanych zaburze� czasoprzestrzeni, si�gaj�c a� poza Uk�ad S�oneczny.
Tysi�c kilometr�w na po�udnie, w Bazie G��wnej, monitory sejsmograf�w oszala�y, cho� komputery kontrolne nie wykry�y b��d�w w ich funkcjonowaniu.
Trzy tysi�ce kilometr�w nad powierzchni� Ganimedesa czujniki umieszczone na statku komandorskim pi�tej misji zlokalizowa�y Baz� Nadszybia jako �r�d�o zaburze� i przes�a�y odpowiednie ostrze�enie do kom�rki kontrolnej.
Przez p� godziny urz�dzenie ganimedzkie w Bazie Nadszybia pracowa�o na pe�nej mocy. Wreszcie zrezygnowany Hunt rozgni�t� papierosa w popielniczce, a Towers wy��czy� zasilanie i z westchnieniem rzuci� si� na fotel.
� Wszystko � powiedzia�. � W ten spos�b niczego nie osi�gniemy. Chyba b�dziemy musieli otworzy� to �wi�stwo.
� Przegra�e�, Vic � odezwa� si� Carizan. � Nie zagra�o.
� I w og�le nic � odpar� Hunt. � Przegra�em. Mullen zapami�ta� dane, przegra� je na dyskietk� dla cel�w dokumentacyjnych, po czym wy��czy� komputery i podszed� do koleg�w.
� Nie rozumiem, gdzie si� podzia�o tyle energii � mrukn��, marszcz�c brwi. � Odrobina ciep�a, a poza tym �adnej reakcji. Mo�na oszale�.
� Wewn�trz musi by� czarna dziura � zawyrokowa� Carizan. � To po prostu beczka bez dna.
� Pewnie masz racj� � zgodzi� si� Hunt.
P� miliarda kilometr�w od Ganimedesa, w pasie planetoid, bezza�ogowa sonda SKONZ zarejestrowa�a nast�puj�ce po sobie w kr�tkich odst�pach czasu anomalie grawitacyjne, w wyniku czego g��wny komputer zawiesi� wykonywanie program�w systemowych i w��czy� programy testuj�ce b��dy.
� Powa�nie, zupe�nie jak z Disneya � m�wi� Hunt, siedz�cy z kolegami przy stoliku w k�cie kantyny w Bazie Nadszybia. � Nigdy w �yciu nie widzia�em tak dziwacznych zwierz�t jak te, kt�rych wizerunki zdobi� �ciany w jednym z pomieszcze� na statku ganimed�w.
� Niesamowita historia � odezwa� si� siedz�cy naprzeciwko Hunta Sam Mullen.
� Jak my�lisz, co to takiego? Jaka� fauna minerwa�ska?
� Na pewno nie s� to zwierz�ta ziemskie � odpar� Hunt. � Mo�liwe, �e one nie s�... prawdziwe. Tak przynajmniej s�dzi Chris Danchekker.
� Co to znaczy: nie s� prawdziwe? � spyta� Carizan.
� No c�, po prostu nie wygl�daj� na prawdziwe � odpar� Hunt, marszcz�c brwi i podkre�laj�c gestem nierzeczywisto�� stwor�w, o kt�rych m�wi�. � Maj� jaskrawe barwy... s� takie jakie� pokraczne, niezdarne... Trudno sobie wyobrazi�, by mog�y powsta� na drodze ewolucji...
� W wyniku doboru naturalnego, w my�l zasady, �e prze�ywa najsilniejszy, o to ci chodzi? � podpowiedzia� Carizan, na co Hunt �ywo skin�� g�ow�.
� No w�a�nie, nie wykazuj� cech umo�liwiaj�cych prze�ycie... Nie maj� barw ochronnych, budowy u�atwiaj�cej szybk� ucieczk� i tak dalej.
� Hm... � mrukn�� zaciekawiony Carizan. � Znalaz�e� jakie� wyt�umaczenie?
� Chyba tak � odrzek� Hunt. � Jeste�my prawie pewni, �e to by� pok�j dziecinny czy co� w tym rodzaju. To by wyja�nia�o zagadk�. Po prostu s� to stwory fantastyczne, takie ganimedzkie komiksy... � przerwa� i u�miechn�� si� do siebie. � Danchekker zastanawia� si�, czy nazwali kt�re� z nich Neptunem � podj�� po chwili, a widz�c zdziwione miny towarzyszy, wyja�ni�: � Nie mogli �adnego z nich nazwa� psem Pluto, bo Plutona jeszcze wtedy nie by�o, mo�e wi�c kt�rego� z tych dziwol�g�w ochrzcili mianem Neptuna.
� Neptuna! � parskn�� �miechem Carizan, uderzaj�c pi�ci� w st�. � To mi si� podoba! Nie pos�dza�em Danchekkera o takie poczucie humoru.
� Nawet nie wyobra�asz sobie, jaki to r�wny facet, gdy go pozna� bli�ej � powiedzia� Hunt. � Tylko z pocz�tku jest troch� sztywny... Poka�� wam zdj�cia. Jeden z tych stwor�w jest b��kitny w r�owe paski, wygl�da jak przekarmiony tucznik, a do tego ma tr�b�!
Mullen skrzywi� si�, zas�aniaj�c twarz d�o�mi.
� O rany... Na sam� my�l o tym odechciewa mi si� pi� � mrukn��, po czym rozgl�daj�c si� woko�o wykrzykn��: � Gdzie, u diab�a, podziewa si� Frank?
Jakby w odpowiedzi na to pytanie za jego plecami stan�� Towers, nios�c tac� z czterema fili�ankami kawy. Postawiwszy tac� na stole, usiad� i pocz�� podawa� kolegom fili�anki.
� Dwie ze �mietank� i z cukrem, jedna ze �mietank� bez cukru i jedna czarna, zgadza si�? � powiedzia�, zapalaj�c papierosa, kt�rym go pocz�stowa� Hunt. � Dzi�ki. Podobno wyje�d�asz, m�wi� mi barman. To prawda?
� Tylko na pi�� dni � skin�� g�ow� Hunt. � Wzywaj� mnie na J5. Lec� pojutrze z Bazy G��wnej.
� Sam? � spyta� Mullen.
� Nie, b�dzie nas pi�ciu czy sze�ciu. Danchekker te� leci. Zawsze to jaka� zmiana.
� Mam nadziej�, �e pogoda si� utrzyma � mrukn�� sarkastycznie Towers. � Przykro by by�o, gdyby ci si� nie uda�y wczasy. Kiedy cz�owiek siedzi tutaj, zaczyna si� zastanawia�, jak jest w Miami.
� Lody ogl�dasz tam tylko w szklaneczce whisky � stwierdzi� Carizan.
Na stolik pad� jaki� cie�; podnie�li g�owy i ujrzeli krzepkiego m�czyzn� z bujn� czarn� brod�, ubranego w kraciast� koszul� i niebieskie d�insy. By� to Pete Cummings, in�ynier budowlany,