13428
Szczegóły |
Tytuł |
13428 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13428 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13428 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13428 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Friede Birkner
córka Jadwigi Courths-Mahler
Piękny lord Hunterlay
Przekład Stefania Poleszczuk
29. 10 2005
9 GRU. 2003
1?rT>' "904
26 MAR. 2004
30 (
-4 WRZ. 2004
- 9 MAR. 2005
¦3 Sin, 2^05
V \ \
' \
\ ^
Tytuł oryginału: Der schóne Lord Hunterlay
© Copyright by Gustav H. Lubbe Verlag GmbH, Bergisch Gladbach
© Copyright by EDYTOR, Katowice 1994
© Translation by Stefania Poleszczuk
M S%A
ISBN 83-86107-52-9
Projekt okładki i strony tytułowej Marek Mosiński
Redakcja Elżbieta Kuryło
Korekta
Henryka Dobrzańska
Wydanie pierwsze.
Wydawca: Edytor s.c, Katowice 1994
Ark. druk. 12,5. Ark. wyd. 12,0.
Skład i łamanie: Z.U. „Studio P" Katowice
Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuli 19. Zam. 6625/94
— Po cóż jest ta dróżka?
— ...by maszerować — by maszerować dookoła świata... — Syn Edwarda Reddingena podjął jego piosenkę. Ponieważ jednak obydwaj nie znali dalszych słów, poprzestali na wesołym pogwizdywaniu wpadającej w ucho melodii.
Edward Reddingen był mężczyzną po czterdziestce, wysokim, smukłym, tego dnia niezbyt elegancko ubranym. Wyglądał trochę na opryszka, można było jednak przypuszczać, że szybko przemieniłby się w przystojnego i eleganckiego mężczyznę, gdyby tylko się ogolił, a spodnie nijakiego koloru, ciemną, grubą kurtkę i wypchany plecak zamienił na koszulę i dobrze skrojony garnitur.
Jego syn, Edward, młodzieniec siedemnastoletni, niemal we wszystkim przypominał ojca — był co prawda trochę niższy i szczuplejszy, jego brody nie przyozdabiał trzydniowy zarost, poza tym jednak stanowił wierną kopię ojca. Obydwaj mieli jasne, błyszczące oczy, ciemne włosy i proste sylwetki, nawet mimo zmęczenia wywołanego długą letnią wędrówką po lasach w okolicach Bazylei.
Obydwaj czuli się radośni jak zawsze, gdy mogli przebywać razem ze sobą, beztroscy, ponieważ w kalendarzu znów były kolejne wakacje i zadowoleni z tego wszystkiego, co udało im się razem przeżyć. Po zakończeniu piosenki Edward senior spojrzał na niższego o parę centymetrów syna, zmrużył szelmowsko oko i zamruczał pytająco:
— Czy nie powinniśmy skończyć na dzisiaj tej włóczęgi i poszukać sobie jakiejś kwatery na noc, gdzie ugoszczono by nas obfitą kolacją?
— Ha, staruszku, to jest chyba najmądrzejszy ze wszystkich pomysłów, które do tej pory przyszły ci do głowy. Burczy mi w brzuchu, uciska mnie plecak i piekielnie bolą stopy.
— Staruszek może zameldować to samo swojemu synowi Ed-diemu, jest jednak zmuszony, by ten raport poszerzyć dodatkowo o coraz większe zmęczenie. Co sądzisz o tamtym małym schronisku? O ile mogę rozpoznać, na szyldzie widać dumnego koguta.
— Owszem, kogut, chętnie jednak widziałbym go na talerzu, usmażonego. Można jednak założyć, że gdzie kogut, tam i kura.
— Mądry chłopak. Spróbujmy zatem.
Zwrócili swe kroki ku staremu schronisku, malowniczo położonemu na skraju lasu. Stało przed nim kilka rowerów, chłopska bryczka, do której zaprzężono starego konia, z trudem żującego siano z worka na obrok i pies szczekający jak szalony, nieokreślonej rasy, lecz prawdziwie rasowy, jeżeli brać pod uwagę jego odwagę i czujność.
— No, już dobrze, piesku... my naprawdę nie chcemy nic ukraść, już dobrze. — Edward schylił się i położył rękę na głowie zwierzęcia, które pod wpływem jego dotyku natychmiast się uspokoiło i zaczęło machać przekomicznym ogonem. — No, teraz już jesteśmy dobrymi przyjaciółrni? Chodź, chłopcze, zobaczymy, czy znajdziemy tu dwa wystarczająco dla nas długie łóżka.
W ciemnym, wyłożonym cegłami ganku potrzebowali chwili, by odnaleźć drzwi do gęsto zadymionej sali jadalnej. Kilku tutejszych mężczyzn siedziało wokół okrągłego stołu. Zza prostej lady wyszedł ku nim starszy pan; niewątpliwie właściciel schroniska.
W dialekcie charakterystycznym dla tej okolicy zapytał gości, czego sobie życzą j5 ku niezmiernej radości zmęczonych długą drogą wędrowców, okazało się", że znajdzie się dla nich i pokój gościnny, i pieczony kurczak. Pokój, który gospodarz pokazał im z prawdziwą dumą, był czysty, przyjemny. W środku stały jedynie dwa łóżka pokryte grubymi pierzynami j umywalka.
— Wspaniale, panie gospodarzu! Ma pan wszystko, czego nam potrzeba, drobiliśmy dzisiaj ładny kawał drogi, mamy za sobą wielogodzinny marsz i cieszymy się, że tu dotarliśmy. Zaraz pan się zdziwi, gdy pan zobaczy, ile potrafią zjeść dwaj zmęczeni mężczyźni!
4
Gospodarz, zadowolony z przybycia tak miłych gości, zostawił ich samych, tak by mieli chwilę czasu na rozpakowanie plecaków.
— No cóż, Eddie, może zróbmy z siebie nieco bardziej wykwintnych kawalerów. Kto wie, co ma nam jeszcze do zaoferowania „Złoty Kogut". Może spotkamy tu przez przypadek jakieś miłe damy?
— Wspaniale! Ja na razie nie muszę się golić, ty jednak mógłbyś zeskrobać z twarzy ten przerażający zarost — zaśmiał się nieco złośliwie Eddie, pomagając jednocześnie ojcu w przygotowaniu niezbędnych przyborów toaletowych. Dwie wymięte piżamy opadły na łóżka, po czym dwaj mężczyźni wzdychając z ulgą poszli w ich ślad, unosząc wysoko do góry nogi, na które nasunęli rozchodzone kapcie.
— Boże! Nareszcie odżywam! Moje palce u nóg naprawdę nie chciały już ze mną współpracować i całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa.
— Szczerze mówiąc, mój chłopcze, moje zachowały się podobnie. No cóż, zabierzmy się jednak do dzieła: popracujmy nieco nad naszym
wyglądem.
Nalali wody do szerokiej blaszanej miednicy. Po chwili gospodarz przyniósł im jeszcze dzbanek gorącej wody, dzięki czemu należące do niego proste schronisko urosło do rangi luksusowego hotelu. Obok miednicy położył świeżo wyprane ręczniki, po czym bezszelestnie
zniknął.
— Mój staruszku, mam nadzieję, że rachunek nie* będzie przypominał rachunków z twojego śmiesznego hotelu.
— Drogi synu, jak najbardziej poważnie cię proszę, byś nie wyrażał się w ten sposób o moim miejscu pracy, nazywając je „śmiesznym hotelem". Poza tym znowu oszukujesz! W tej chwili precz z koszulą. Masz się umyć cały! ,
—- W mokrej, zimnej wodzie? Niegodziwy ojcze, do czego mnie
zmuszasz?! (
— Biorę to na siebie. — Edward namydlił myjką nagie plecy syna.
— I nie zapomnij o szyi.
— Jeszcze teraz, na wieczór? Quel luxe, raon cher pere.*
— Mów po niemiecku, w przeciwnym razie...
* Quel luxe, mon cher pere (fr.) — co za zbytek, mój drogi ojcze. (Przyp. red.)
— Okay. — Eddie zaczął myć się z taką zawziętością, że wkrótce cała podłoga wokół niego pływała w mydlinach. Kwiczał przy tym i parskał, po czym wytarł swe chłopięce jeszcze, lecz dobrze zbudowane ciało w szorstki, frotowy ręcznik, pod wpływem czego jego skóra zaczerwieniła się. Parował, jakby właśnie wyszedł z sauny. — Ojcze, mój głód osiągnął już czwarty wymiar.
— Za chwilę go zaspokoimy. Masz, tu jest twój sweter — ze śmiechem zarzucił synowi na głowę gruby, ręcznie robiony sweter. — Załóż go, lecz nie zapomnij się potem uczesać, bo znowu będziesz miał swą zwykłą rozczochraną czuprynę.
— O wszystkim musisz pamiętać! A ty? No tak. Dobrze ogolony. Wreszcie nie będziesz drapać!
— Do diabła! Widzę, że się strasznie cieszysz, iż twój ojciec nie wygląda już jak model z okładki „Playboya"?
— Masz rację, z tym trzydniowym zarostem bardziej mi się podobasz. — Eddie wyszczerzył do ukochanego ojca zęby w szczerym, zaraźliwym uśmiechu.
Zaraz potem opuścili pokój, tak szybko, jak tylko pozwalały im wąskie schodki. Po chwili siedzieli już w przytulnym kącie sali jadalnej, troskliwie obsługiwani przez gospodarza schroniska. „Złoty Kogut" spełnił ich oczekiwania: w jadłospisie był zarówno przypieczony na złoto kurczak, jak i bogaty wybór warzyw, wytrawne wino oraz wspaniały wiejski chleb. Jak przystało na naprawdę głodnych i zmęczonych ludzi jedli, nie mówiąc ani słowa. Dopiero gdy ogarnęło ich błogie poczucie sytości, Edward nabił swoją fajkę i zamówił kolejny kubek wina; odnaleźli ponownie przyjemność w rozmowie.
— Najadłeś się, mój chłopcze?
— Jeszcze jeden kęs i pęknę.
— Nie zależy mi na tym aż tak bardzo, zostawmy zatem w spokoju ostatni kęs. Wszystko smakowało tu lepiej niż u samego „Ritza" w Paryżu.
— Tam jadają bogaci ludzie? Zawsze mam wrażenie, że to, co jedzą, nie za bardzo im smakuje.
— Tak jednak musi od czasu do czasu być, mój chłopcze. Do dobrego wychowania należy też pewność siebie we wszystkich sytuacjach życiowych, również w ekskluzywnym hotelu. Gdy w pewnym
momencie powędrujemy niczym dwaj włóczędzy w okolice granicy, nie możesz zapomnieć, kim jesteśmy.
— Ty, Edwardzie Trzeci i ja, Edward Czwarty, domniemani lordowie Hunterlay, jesteśmy gotowi, jeżeli Bóg i jego anielskie zastępy na to zezwolą, przejąć na siebie obowiązki żyjących jeszcze pozostałych lordów — wyskandował niczym wyuczoną lekcję Eddie.
— Tak jest, mój chłopcze. Być może, wydaje ci się to dzisiaj bezsensowne, ale kto wie, co może przynieść nam przyszłość. Czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że obecnie nam panująca królowa Elżbieta Angielska kiedykolwiek dojdzie do władzy? Tak też Edward Pierwszy z naszej linii umarł przed laty, Edward Drugi jest starszym wspaniałym, lecz nieco podupadającym na zdrowiu człowiekiem. Po tobie następuje Edward Piąty, przystojny lord Hunterlay. Cieszy się on podziwianą i już prawie przysłowiową urodą i jeżeli o mnie chodzi, niech żyje jak najdłużej i niech dalej cieszy się tak urodą, jak i Sandringhall, swą starą posiadłością rodzinną.
— Właściwie dlaczego? Nie lubię go, wydaje mi się odpychający i strasznie bym się cieszył, gdyby ten piękny lord Hunterlay porządnie się kiedyś zblamował.
— To jest twój kuzyn, Eddie! Rodziny się nie wybiera. Może jednak porozmawiamy o przyjemniejszych rzeczach?
— Tatku, proszę cię, nie bądź na mnie zły, ale już tyle razy cię prosiłem, byś mi wytłumaczył całą tę zagmatwaną i skomplikowaną historię. O co chodziło z pięcioma Edwardami, dlaczego musisz żyć w Szwajcarii, dlaczego wysłałeś mnie do szwajcarskiego internatu, dlaczego wykonujesz taki zawód — i dlaczego nie możesz wystawić czeku na większą sumę? Nie myśl tylko, że nie podoba mi się w internacie, czuję się tam naprawdę dobrze, ale nie podoba mi się to, że ty, tato, musisz tak ciężko pracować, by zarobić na opłacenie mojego
w nim pobytu.
Edward Reddingen długo i z namysłem wpatrywał się w porysowany, drewniany blat stołu, szczupłą dłonią kreślił na nim jakieś linie i dopiero po chwili spojrzał z powagą na syna. Potem rzucił jeszcze okiem przez małe okno i spostrzegł, że zaczęło padać.
— Zaczęło padać, mój chłopcze, możemy być naprawdę szczęśliwi, że siedzimy sobie pod dachem, w schronisku, nad kieliszkiem wina... No
7
cóż, skoro nasze wakacje powoli zbliżają się do końca, a my siedzimy tu sobie w cieple i nie pora jeszcze, by udać się na spoczynek, opowiem ci co nieco o naszej przeszłości. Najpierw jednak, mój synu, chciałbym powiedzieć, iż wydaje mi się, że nasze dziesięć dni wakacji spędziliśmy wspaniale.
— Było ekstra, staruszku! Bajecznie! W ogóle już sama możliwość przebywania z tobą jest wspaniała. Masz zawsze tak mało czasu dla mnie.
— Nic na to nie poradzę, synu. Twój ojciec musi, niestety, zarabiać na swoje i twoje utrzymanie. Zresztą sprawiałoby mi to całkowitą satysfakcję, gdybym tylko zarabiał nieco więcej. Najpierw jednak muszę zadbać o twoje wykształcenie, potem będzie mi już nieco lżej. Nie znaczy to, że uginam się pod ciężarem swego zawodu. Wcześniej nic nie umiałem, nie nauczono mnie niczego poza sztuką prawienia komplementów i dobrymi manierami, przyzwyczajono mnie do podróży po całym świecie w luksusowych warunkach. Mogę czuć się naprawdę szczęśliwy, że otrzymałem posadę recepcjonisty w tak miłym hotelu. Mogłem być prawdziwie zadowolony, że mimo braku wiedzy i doświadczenia w tej branży powierzono mi to zadanie — i to akurat w chwili, gdy twoja matka nas opuściła, a nasz majątek na skutek działań wojennych znacznie się skurczył. Całkiem nieźle, jak na początek — pomyślałem wtedy. Napijmy się jednak, by uczcić pamięć twej matki.
Wypili łyk. Eddie, nieco zmieszany uroczystym tonem ojca, powiedział cicho:
— Nie mogę przypomnieć sobie mamy. Miałem wtedy dziesięć lat i trwało takie zamieszanie, że twarz matki znam jedynie z fotografii.
— Była ładną, kochaną i dobrą kobietą, a ja bardzo ją kochałem. Z całego serca do dzisiaj dziękuję jej za to, że mi ciebie urodziła. W przeciwnym razie byłbym teraz całkiem samotny.
— O ile sobie dobrze przypominam, mama zawsze chorowała i nie czuła się dobrze.
— Niestety tak było, mój chłopcze. Niedomagała od twojego urodzenia. Potrzebowała mojej opieki. Wtedy to nauczyłem się robić zastrzyki, by moja biedaczka nie musiała czekać w bólach na lekarza. Nie mówmy już o tym, nie możemy już i tak niczego zmienić. Cofnijmy się trochę, by rozjaśnić ci nieco skomplikowane dzieje rodziny Hunter-
8
layów. A zatem, jak już powiedziałem, Edward Pierwszy, żyjący jeszcze w poprzednim wieku, który jednak głęboko wpłynął i na obecny, zmarł przed pięcioma laty. Mnie osobiście zadziwiła nagła śmierć tego starego, lecz pełnego sił i radości życia mężczyzny. Dowiedziałem się jednak, że przeszedł bardzo ciężkie zapalenie płuc, które osłabiło jego organizm. Był też zagorzałym wędkarzem, być może więc zaziębił się w surowym klimacie północnej Anglii.
— Ten Edward Pierwszy, jak go nazywamy, był twoim dziadkiem?
— Nie, chłopcze, musisz się cofnąć o jeszcze jedną generację. Edward Pierwszy był moim pradziadkiem, a Edward Drugi, który obecnie żyje w majątku Hunterlay, jest moim dziadkiem, ojcem mojej matki, która była rodowitą-Angielką, wicehrabiną Hunterlay. Mój ojciec natomiast był tak zwanym pięciokilometrowym Szwajcarem.
— Aha! Szwajcarem urodzonym o pięć kilometrów od granicy niemieckiej?
— Słusznie! Przed wojną, w tak zwanych złotych czasach, ojciec posiadał mały zakład mechaniczny i dzięki niemu był bogatym człowiekiem. Jednak nieudane spekulacje, zły zbyt, na który wpłynęły obydwie wojny niemieckie, sprawiły, że stracił większość majątku. Pozostało jednak wystarczająco, by utrzymać jego i jego żonę, a moją matkę. Również angielski majątek mojej matki przepadł jak i inne pieniądze ojca. No — nie warto płakać za tym, co już nie wróci.
— Ty jednak nie brałeś udziału w wojnie?
— Nie, bezpośrednio nie. Straciłem jednak wiele możliwości zawodowych. Pracowałem wówczas jako handlowiec, przedstawiciel szwajcarskiej firmy odzieżowej, a tereny, na których działałem, leżały w Niemczech. W chwili wybuchu wojny trzeba było zrezygnować z tej pracy i poszukać innej, musiałem bowiem utrzymać twoją matkę i ciebie. Znasz przecież swojego ojca — nie bałem się żadnej pracy, która dałaby mi możliwość zapewnienia odpowiedniej opieki twojej matce. Mieszkaliśmy wtedy w Zurychu, tam bowiem znalazłem okazję, by zarobić trochę pieniędzy.
— Ale dlaczego nie zwróciłeś się po prostu o pomoc do dziadka, lorda Hunterlay?
— Uczyniłem to jeden jedyny raz i nie zrobię tego już nigdy więcej. Jego odpowiedzią było stwierdzenie, że moja matka otrzymała
już swój udział i że on poza tym nie może już dla nas nic więcej zrobić.
— Nienawidzę go za to!
— Nie rób tego, Eddie. On zasługuje raczej na współczucie, jest bowiem bardzo samotny, niewiele ma ze swego życia mimo posiadanego bogactwa. Mieszka samotnie w ogromnym Hunterlay i z pewnością oczekuje już tylko swojej śmierci. Jego drugi wnuk, syn brata mojej matki, którego rodzice zginęli w katastrofie statku, niewiele troszczy się o staruszka, zajmuje się sobą i przepuszczaniem pieniędzy, które otrzymał w spadku po rodzicach. Przebywa zazwyczaj w Londynie lub w Monte i prowadzi życie typowego dandysa. Jest ode mnie znacznie młodszy. Godna wspomnienia jest jego niesamowita uroda. Edward Hunterlay jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem. Ma też odpowiednie do swego wyglądu przezwisko — w półświatku nazywają go „lordem w cylindrze".
— Nie lubię przystojnych mężczyzn.
— Ja też za nimi nie przepadam, mój chłopcze. Nie żyjemy też w najlepszych stosunkach. Upewniły mnie w tej niechęci moje ostatnie odwiedziny w Hunterlay. Ten chłopak pozbawiony jest jakichkolwiek głębszych uczuć, poza tym nienawidzi mnie do głębi, gdyż — i to jest prawdziwa groteska — gdyż ja, Edward Trzeci stoję mu na drodze do olbrzymiego spadku, Hunterlay. Nie zrozum tego źle. Ja, kiedy umrze mój dziadek, Edward Drugi, stanę się jego dziedzicem, przynajmniej jeżeli chodzi o posiadłość Hunterlay. Jak rozporządzi pozostałym majątkiem, nie mam najmniejszego pojęcia. Ale jeżeli chodzi o dziedziczenie rodowej posiadłości, zostało ustalone, że ja zostanę jego następcą. Potem jesteś ty jako mój syn, a dopiero po tobie przystojny Edward Hunterlay, który nosi tytuł lorda ze względu na to, iż jest właścicielem innego majątku, który związany jest z tytułem lordowskim. No, czy wreszcie zrozumiałeś wszystkie zawiłości?
— W takim razie i ty zostaniesz pewnego dnia lordem Hunterlay?
— Jeżeli los ześle na mnie to nieszczęście, mój chłopcze.
— Nieszczęście, tato?
— Ależ oczywiście! Przemyślmy to dokładniej: jeżeli wraz z posiadłością Hunterlay nie odziedziczyłbym żadnych dodatkowych pieniędzy, nie byłbym w stanie jej utrzymać. Hunterlay stałoby się dla nas
10
ciężarem, przez który przyszło by nam głodować. Dlatego też noszę się z zamiarem, by zrzec się tego dziedzictwa i przepisać je na ciebie. Wtedy wszystko przycichłoby do dnia, w którym uzyskasz pełnoletność i osobiście zdecydujesz, czy jesteś w stanie zarządzać majątkiem.
— Wtedy piękny lord Hunterlay musiałby czekać na dzień twojej śmierci albo na dzień, w którym osiągnę pełnoletność i zrezygnuję z dziedzictwa. Dopiero w tym momencie mógłby objąć w posiadanie Hunterlay?
— Uważaj dobrze, mój chłopcze. Przystojnego lorda Hunterlay nie opuszcza nadzieja. Jeżeli umrzesz, niech Bóg broni, przed uzyskaniem pełnoletności i jeżeli mnie nie byłoby już ńa tym świecie, który, między nami mówiąc, całkiem mi się podoba, to on objąłby dziedzictwo. A więc w przeciągu czterech lat, które dzielą cię od pełnoletności, nasz dandys mógłby zasiąść w Hunterlay. Mam jednak nadzieję, że nie' spotka go to szczęście... Nie może skarżyć się na biedę, posiada przecież odziedziczone po matce Sandringhall.
— Ale ojcze, bądźmy rozsądni: ja też nie mógłbym pozwolić sobie na utrzymanie spadku. Skąd miałbym wziąć tyle pieniędzy? — Eddie uśmiechnął się sarkastycznie.
— Poczekaj, mój chłopcze, nie tak szybko! Kto wie, co się w ciągu tych czterech lat może wydarzyć. iPoza tym nie znamy przecież rozporządzeń mojego dziadka. To, co wiem do tej pory, usłyszałem od samego staruszka w czasie moich krótkich odwiedzin. Mój kuzyn Edward, którego nazwaliśmy Piątym powiedział mi wtedy, że londyńscy notariusze Bekerleen i Smiths zapewnili go, że w testamencie nie przewidziano żadnych dodatkowych pieniędzy dla nas dwóch.
— O Boże, jak mogli mu to zdradzić?
— Gdybym tylko wiedział, jakie klauzule dały im taką możliwość! W każdym bądź razie, stąpajmy jednak roztropnie po ziemi i patrzmy w przyszłość z odpowiednią dozą realizmu. Ja zarabiam jako recepcjonista w hotelu, a ty masz przysiąść fałdów i pilnie się uczyć. Mam nadzieję, że rozumiesz, że w sytuacji i w warunkach, w jakich się znaleźliśmy, zależy mi, byś otrzymał jak najlepsze wykształcenie. Angielski powinien być twoim drugim językiem ojczystym; masz myśleć po angielsku, liczyć po angielsku — kto wie, jak bardzo będzie ci to kiedyś potrzebne, mój synu.
11
— Tak... i musiałbym użerać się z nadętymi przedstawicielami starych rodów arystokratycznych, których pełna jest północna Anglia, z daleka od miejsc, które przypominają mi matkę? Eee, nie, na pewno tego nie zrobię, staruszku.
— Przede wszystkim prawdziwy lord nie powiedziałby: „eee" — Edward z uśmiechem zwrócił uwagę synowi. — Poza tym stary lord jeszcze żyje, nie ma się więc co spieszyć z podobnymi rozważaniami. Uznajmy więc temat za wyczerpany. Niech stanie się tak, jak Bóg uzna za właściwe. „Bóg steruje, człowiek wykonuje" — tak mawiała nasza ulubiona krewna w chwilach, gdy traciliśmy już wszelką nadzieję lub gdy twoja mama zamartwiała się o naszą przyszłość.
— Czy znam tę ciocię?
— Znasz ją, lecz chyba jej nie pamiętasz, mój chłopcze. Ona jednak zna cię dobrze, jest bowiem twoją matką chrzestną.
— I co włożyła mi do kołyski?
— Jak do tej pory nic poza paroma kroplami święconej wody. Obiecała jednak twojej matce, która już wtedy była bardzo chora, że nie spuści nas z oczu. Jest interesującą, aktywną i naprawdę niepowtarzalną kobietą. Mieszka w zagłębiu Ruhry i jest jednym z tych przedsiębiorców przemysłowych, którzy urzeczywistnili w Niemczech cud gospodarczy. Aż do dziś, mimo swych siedemdziesięciu lat, kieruje swoim zakładem, w którym zatrudnia około czterech tysięcy pracowników. Produkuje maszyny rolnicze. Jest kobietą, której należy się naprawdę wielki podziw i szacunek. I ona należy częściowo do rodziny Hunterlay; jej matka była kuzynką mojego dziadka.
— Boże drogi! Nie można-się uporać z taką ilością krewnych! Gdyby chciano każdemu napisać chociaż krótką kartkę z życzeniami na Boże Narodzenie, trzeba by zacząć już w czasie świąt wielkanocnych.
— Jak do tej pory nie obarczałem cię podobnymi obowiązkami, mój chłopcze, i radzę ci, byś też nie zaprzątał sobie tym głowy. Planuję jednak odwiedzić naszych krewnych w czasie następnych twoich wakacji, na jesieni. Najpierw pojedziemy do Essen, do cioci Heleny Schliiter. Masz się jej zaprezentować od najlepszej strony, by mogła stwierdzić, jak podziałały na ciebie krople jej święconej wody. Potem polecimy do Anglii i przedstawię cię twojemu pradziadkowi, Edwardowi Drugiemu. Lorda Hunterlaya już kiedyś przelotnie widziałeś, gdy
12
przypadkowo spotkaliśmy się w Zurychu. On był akurat w drodze do Saint Moritz, a my chcieliśmy iść na zakupy do domu towarowego, w którym kupiłem ci zimową kurtkę... Przypominasz go sobie?
— Dokładnie! Był zarozumiały, protekcjonalny, zachowywał się z dystansem i bardzo się spieszył. Przypominam sobie też, że ogarnęło mnie uczucie obrzydzenia, gdy raczył mi podać swoją zimną i spoconą rękę. Poza tym jego przystojna twarz wydała mi się nieco zniszczona, jak gdyby nigdy nocami nie kładł się do łóżka.
— Popatrz, popatrz, Edward Czwarty ma jednak całkiem niezłą pamięć i zmysł obserwacji! I mnie dotyk zimnych i mokrych dłoni przystojnego lorda Hunterlaya wydał się bardzo niemiły. No, ale wróćmy do rzeczywistości. Co ty na to, żeby wypić jeszcze jeden kubek wina, a potem mimo deszczu rozchodzilibyśmy trochę nasze nogi i dopiero potem udali się na spoczynek?
— Niegłupi pomysł, jeżeli chodzi o kolejny kubek wina, bardzo niemądry jednak co do kolejnych punktów. Jeżeli chodzi o nocne spacery, muszę ci wyznać, że jestem naprawdę bardzo szczęśliwy, że mam na sobie domowe bambosze.
— Czyżby zrobiły ci się odciski?
— Oczywiście! Zaplanowałeś niczego sobie marszrutę, mój staruszku.
— Chłopcze, jutro musimy dotrzeć do Aargau, potem zaczyna się dla ciebie poważne akademickie życie, ja natomiast muszę wracać do mojej pracy. No dobrze, w takim razie jeszcze jeden kubek wina i żadnych spacerów!
Zanim udało mu się jednak wywabić z kuchni miłego gospodarza, który wygodnie rozsiadł się tam koło swojej żony, w sali nie było bowiem nikogo poza ojcem i synem, Edward zauważył nagle zbliżające się do schroniska światła reflektorów. Samochód, do którego należały, zatrzymał się przed drzwiami „Złotego Koguta". Edward z zaciekawieniem odsunął kolorową zasłonkę, gwizdnął cicho i zamruczał z uznaniem:
— Chłopcze, to ci dopiero wózek! Długi na chyba pięć metrów, o szerokości lepiej nie wspominać. Jedyne, co ci mogę powiedzieć: podoba mi się.
13
Eddie śladem ojca wyjrzał przez okno i zauważył wysiadającą z auta kobietę, która uciekając przed deszczem w pośpiechu podbiegła do schroniska.
— Chyba chce zatankować.
— Może chce przeczekać deszcz?
Obaj zaciekawieni siedzieli przy stole i z niecierpliwością patrzyli w stronę wejścia.
Po chwili drzwi otwarły się jakby z wahaniem i do sali weszła niepewnie szczupła kobieta o jasnych włosach związanych chustką, ubrana w sportowy płaszcz. Ściągnęła już jedną rękawiczkę i zajęła się drugą, spoglądając jednocześnie pytająco na Edwarda. Po chwili odezwała się niepewnie:
— Dobry wieczór. Przepraszam, czy pan jest tu gospodarzem?
— Nie, proszę pani, mogę go jednak zawołać.
— To chyba nie jest konieczne, potrzebuję jednak pomocy. Może pan mógłby mi pomóc? Na zewnątrz w samochodzie jest moja córka, nie może jednak samodzielnie chodzić i trzeba ją przenieść.
Edward i Eddie natychmiast się podnieśli. Edward podszedł do ładnej kobiety. __ i ¦
— Jesteśmy do pani dyspozycji. Proszę nam tylko powiedzieć, co mamy zrobić.
— Dziękuję panom bardzo. Niestety, nie mogę się obyć bez pomocy, nie chciałam już dalej jechać w taką okropną pogodę. Jak pan sądzi, znajdą się tu jeszcze dla nas wolne pokoje? Przez to siedzenie od tylu godzin w samochodzie moja córka nie czuje się zbyt dobrze.
— O ile wiem, jak dotąd byliśmy tu jedynymi gośćmi. Zdążyłem też zauważyć, że gospodarz ma dwa pokoje gościnne. Dlatego też sądzę, że znajdzie pani to, czego szuka. Tylko... zbyt elegancko tu nie jest.
— Widzę, że nie jest to czterogwiazdkowy hotel. Nie szukam jednak niczego innego poza wygodnym łóżkiem dla mojej córki. Czy mógłby pan pójść ze mną? — W jej głosie brzmiała powaga; spoglądała na Edwarda z prośbą w ładnych, pełnych wyrazu oczach.
— Chodź, mój chłopcze, pomożemy pani.
— Ale na zewnątrz leje jak z cebra — powiedziała z wahaniem.
— Nic nie szkodzi. Deszcz zmoczy nam tylko skórę, a tę można przecież szybko wysuszyć. — Edward uśmiechnął się do kobiety.
14
— Niech mi pani jeszcze powie, czy musimy być szczególnie ostrożni niosąc pani córkę? Jest może ranna, ma gorączkę? Proszę nam powiedzieć, o co chodzi, byśmy niechcący nie zrobili jej krzywdy.
.— Dziękuję za zrozumienie i wyrozumiałość. Moja córka pod wpływem szoku straciła władzę w nogach.
— Biedna dziewczynka! Z całego serca życzę, by znalazła pani lekarza, który mógłby jej pomóc. No, a teraz do dzieła, żeby pani córka nie siedziała już samotnie w samochodzie. Mogłaby się wystraszyć.
— O, nie. Renata jest nad wyraz rozsądna. Nigdy nie płacze, na nic się nie skarży, anioł nie dziecko. — Zamknęła na chwilę oczy, potem jednak na jej zmęczonej twarzy pojawił się proszący uśmiech. — Proszę jednak nie rozmawiać z Renatą o jej chorobie.
— Byłaby to chyba ostatnia i najgłupsza myśl, jaka mogłaby mi przyjść do głowy. Eddie, mój dorosły synu, czy masz w zanadrzu kilka żartów odpowiednich dla młodej panienki?
— Żarty, szkolne anegdoty, a przede wszystkim dobry humor. Czy to starczy, droga pani? — zapytał Eddie uprzejmie.
— To miło ze strony panów — powiedziała, po czym wyminęła ich, zostawiając im chwilę czasu na założenie swetrów. Samochód stał tuż przed wejściem do schroniska. Oświetlenie było włączone, dzięki czemu Edward zauważył, że przednie siedzenie zostało wyciągnięte i w jego miejsce wstawiono wózek inwalidzki. Siedziała w nim słodka dziewczynka, która rozglądała się wokół wesołymi oczami. Dostrzegłszy nadchodzącą matkę, pomachała jej ręką. Gdy ta otworzyła drzwi, zapytała słodkim głosem:
— No i co, mamusiu, możemy tu przenocować?
— Tak, Renatko. Na wygody będziemy jednak musiały trochę poczekać. Ci dwaj panowie przeniosą cię do środka. Nie masz nic przeciwko temu?
— Świetnie, mamusiu! Przynajmniej nie musisz się o mnie martwić. — Spojrzała z uśmiechem na Edwarda, po czym ciągnęła:
— Obejmę pana za szyję, łatwiej będzie panu mnie podnieść, a wtedy ten młodszy pan będzie mógł wyciągnąć wózek. Jak pan myśli, uda się?
— Ależ, mała damo, tak silnym mężczyznom jak my nie sprawi to większej trudności niż podniesienie piórka. — Edward podniósł Renatę tak delikatnie i ostrożnie, lecz mimo to z taką siłą i wprawą,
75
jakby to było jego codzienne zajęcie. Renata objęła go rękami, czując do niego pełne zaufanie. Spojrzała na zatroskaną matkę i zawołała do niej:
— Idzie nam wspaniale, mamo! Nic mnie nie boli. — Spojrzała Edwardowi prosto w twarz. — Ten pan niesie mnie tak wspaniale, jak jeszcze nikt dotąd. Czy pana syn poradzi sobie sam z moim ciężkim wózkiem?
— Poradzi sobie, moja mała panienko. No, wejdźmy wreszcie do domu, bo wydaje mi się, że tu nie jest najprzyjemniej. — Z wesołym uśmiechem zaniósł Renatę do środka. Wtedy też zjawił się gospodarz pytając, w czym mógłby pomóc.
— Panie gospodarzu, przyjechali nowi goście, niech pan dla nich przygotuje książęcy pokój.
— Cóż, książęcych komnat tu, niestety, nie mamy, przygotuję jednak najlepszy pokój, w którym często mieszka sam burmistrz... tak, tak będzie najlepiej.
— Najpierw zaniosę tę młodą damę do pokoju gościnnego, to chyba będzie najmądrzejsze rozwiązanie. No i co, panienko, można panienkę posadzić na drewnianej ławie?
— Świetnie, na pewno będzie wygodnie — padła rozsądna odpowiedź. — Mamusiu, chodź do nas.
— Za chwilkę, kochanie. Chcę jeszcze wyjąć z samochodu koce i walizki.
x— Niech je pani da mojemu synowi, droga pani, on ma naprawdę imponujące muskuły — zawołał za nią półgłosem Edward. Potem delikatnie posadził Renatę na jednej z drewnianych ław stojących w sali jadalnej.
Renata spojrzała na niego z uśmiechem, po czym, nie zastanawiając się ani przez chwilę, pocałowała go szybko w policzek.
, — To moje podziękowanie, szlachetny rycerzu. — Z gracją umościła się wygodnie na ławie, położyła szczupłe rączki na kolanach i szepnęła mu do ucha: — Proszę pomóc mojej mamie i proszę, bardzo proszę, niech pan żartuje jak dotąd, inaczej mamie będzie przykro, że ktoś się nade mną lituje.
— Czy panienka źle się czuje? Coś panienkę boli? — zapytał zatroskany, równie cicho jak ona.
16
1 — Nie aż tak bardzo. Gdy mama zrobi mi zastrzyk, wszystko będzie znowu dobrze.
— Zajmiemy się wszystkim tak szybko, jak tylko to jest możliwe, młoda damo. Postaram się też wytłumaczyć pani mamie, że jestem mistrzem w robieniu zastrzyków, najlepszym specem w tym kraju — dodał żartobliwie.
— Świetnie! Moje przeczucia mnie nie mylą. Byłam pewna, że to schronisko jest naprawdę doskonałe! — Uśmiechnęła się do niego szelmowsko, a gdy wszedł Eddie obładowany po czubek głowy walizkami i kocami, spojrzała na niego i dorzuciła: ¦— O, patrzcie, szlachetny rycerz numer dwa!
— No cóż, z tą rycerskością nie jest tak całkiem dobrze, mała. W moich kapciach przelewa się cały ocean wody. — Eddie śmiejąc się do niej, zdjął przemoczone pantofle i stanął przed nią w samych skarpetkach. Z zainteresowaniem przyjrzeli się mokrym plamom. — Gdzie mogę to położyć? — zapytał wskazując na przyniesione rzeczy.
— Może tutaj. Mama potem zrobi z tym porządek. Czyżby szlachetny rycerz miał zimne nogi?
— Nie, muszę jednak szybko wytrzeć nos.
— Czy chusteczka do nosa jest na miejscu?
— Mam nadzieję, w przeciwnym razie będę musiał, zwyczajem starych rozbójników, wytrzeć nos ręką, co nie byłoby chyba zbyt mile widziane.
— Ależ jak najbardziej mile widziane, zwłaszcza jeżeli pomoże. Po uporaniu się z tym niezwykle ważkim problemem Eddie usiadł
na podłodze w pobliżu Renaty i był gotów do prowadzenia towarzyskiej rozmowy.
— Skąd to wędruje taka mała dziewczynka wśród majowej nocy?
. — Z Monachium. Mama miała tam parę spraw do załatwienia. Właściwie chciałyśmy jechać dalej, ale nogi znów zaczęły mnie boleć i mama postanowiła się tu zatrzymać. To wspaniale, że tu jesteśmy.
— Świetnie! Niczego tu nie brakuje. Poza tym nasz profesor w internacie zawsze powtarza, że to, co sprawia ból, żyje. A głupi to on nie jest, wie całe mnóstwo ciekawych rzeczy. A gdzie mieszka pani na stałe?
2 Piękny lord Hunterlay
17
— Proszę nie mówić do mnie „pani". Mam dopiero piętnaście lat, a i ty nie wyglądasz na posiwiałego starca.
— Rzeczywiście, niedawno skończyłem siedemnaście. Cieszę się, że mój staruszek postanowił przenocować akurat tutaj, w przeciwnym razie nie mielibyśmy okazji, by się poznać. Mieszkamy tutaj, w Szwajcarii. Ja mieszkam w internacie w Aargau, a mój ojciec ma tu posadę.
— A twoja mama?
— Nie mam matki, ale ojciec mi ją zastępuje.
— Ja nie mam ojca, a mama znaczy dla mnie więcej niż całe piękno tego świata... przynajmniej od czasu... no, ale nie mówmy o tym. Zazwyczaj mieszkamy w Essen, u cioci mojej mąpiy. A jak wy tu dotarliście? — Renata kiwała się niespokojnie, a jej delikatne rysy wykrzywił z trudem powstrzymywany grymas bólu. Eddie podniósł się natychmiast, ujął ją za ramię i zwinnie podsunął jej poduszkę, którą przyniósł z samochodu.
— Dziękuję, te ławy są naprawdę twarde. Ale opowiadaj, jak tu dotarliście.
— Mój staruszek i ja od ośmiu dni wędrujemy sobie po lasach. Najpierw zwiedziliśmy południowy Schwarzwald, potem dotarliśmy tu, w okolice Bazylei. Jutro jednak musimy zakończyć naszą wędrówkę, czeka mnie bowiem znowu wkuwanie — wracam do internatu.
— Aha... a czego się tam uczysz?
— Masę bzdur, od czasu do czasu czegoś sensownego — odpowiedział żartobliwie. — Muszę najpierw zdecydować, co chcę robić w przyszłości.
— Ja mam wspaniałego guwernera. Uczę się w domu, bo od tamtego dnia nie mogę chodzić do szkoły. Uczę się języków... Strasznie bym chciała, żeby mama wreszcie przyszła.
— Pójdę zobaczyć, może będę mógł w czymś pomóc.
— Proszę, wróć jak najszybciej. Nie lubię być sama, gdy nie jestem u siebie w domu. i
— Nie mam zamiaru wyściubić nawet jednego palca u nogi z tego pokoju. Wystawię tylko głowę i rozejrzę się.
Właśnie się podnosił, gdy do pokoju weszła Liana Burgmann w towarzystwie Edwarda. Piękna kobieta zdjęła sportowy płaszcz, pod którym miała prosty, lecz elegancki brązowy kostium, w którym
18 .
wyglądała prześlicznie. Jasnych włosów nie przykrywała już chustka. W ręce niosła dużą torbę, z którą szybko podeszła do Renaty.
— I co, kochanie, czekasz już pewnie z niecierpliwością? Bardzo cię boli?
— Prawie wcale, mamusiu, zobacz, mój nowy przyjaciel umościł mi całkiem wygodne siedzenie i właśnie sobie rozmawialiśmy. Możemy zatrzymać się tu na noc?
— I to z jakimi wygodami, kochanie! Mamy do dyspozycji miły, trochę staromodny pokój. Gospodarz rozpala właśnie ogień w kominku, byś nie zmarzła nad ranem, a za chwilę dostaniemy coś do zjedzenia.
— Miałaś zatem dobrego nosa postanawiając, że się tu zatrzymamy. — Renata nachyliła się ku matce i szepnęła jej do ucha: — Teraz jednak chciałabym jak najszybciej dostać zastrzyk. Mimo wszystko trochę mnie jednak boli.
— Już, kochanie. Wiesz, że niezbyt chętnie to robię, no, ale skoro to konieczne...
Liana rozłożyła na stole olbrzymią białą chustę i wyjęła z torby przyrządy niezbędne do przeprowadzenia bolesnego zabiegu. Edward stanął koło niej i przyglądał się jej z uwagą.
— Czy mógłbym pani w czymś pomóc? Jestem przyzwyczajony do robienia zastrzyków; w ostatnich miesiącach życia mojej żony była to jedyna rzecz, która przynosiła jej ulgę w cierpieniu. Może poszukam czegoś, w czym można by wygotować igłę.
— Ależ nie, to nie jest konieczne... mam przy sobie najnowsze jednorazowe igły i strzykawki. Trzeba tylko otworzyć ampułkę.
— Tym lepiej, szybciej będziemy z tym gotowi. — Edward miał już wszystko przygotowane i niezwłocznie zabrał się do napełniania strzykawki płynem z przeciętej ampułki. Nie odrywając wzroku od tłoczka strzykawki, zwrócił się do stojącego za nim syna: — Eddie, pobiegnij szybko do kuchni i zapytaj pani gospodyni, czy nie ma jeszcze czegoś dla nas. Niezależnie jednak od tego, czy coś znajdzie, czy nie, dotrzymamy paniom towarzystwa przy jedzeniu.
— Rozumiem! Nie jestem tu w tej chwili mile widziany.
— Mój synu, obawiam się, że jesteś stanowczo za mądry jak na swój wiek.
19
Uśmiechnęli się do siebie szelmowsko i Eddie zniknął z pokoju, spojrzawszy uprzednio jeszcze raz na Renatę. Liana poinformowała Edwarda, w którym miejscu najlepiej byłoby wkłuć igłę. Dzielna dziewczynka spojrzała na niego i uśmiechnęła się z taką słodyczą, że silny mężczyzna głośno przełknął ślinę, chcąc stłumić wzruszenie, które zalało mu serce. Wkrótce było już po wszystkim; cała trójka odetchnęła z ulgą. Edward, pomagając Lianie uporządkować narzędzia, powiedział z uśmiechem:
— No, myślę, że jeszcze dziesięć minut i nasza dzielna dziewczyna nie będzie już czuła najmniejszego bólu.
— Już ja dobrze wiem, jak długo trzeba czekać, aż zastrzyk zacznie działać! Proszę, niech pan zawoła Eddiego, żeby tu przyszedł. On potrafi tak śmiesznie opowiadać.
— No, proszę! Mój syn pokazał się zatem od najlepszej strony — zaśmiał się Edward, podszedł do przejścia wiodącego do kuchni, odsunął kotarę i zawołał Eddiego, który natychmiast się pojawił, niosąc przed sobą tacę pełną smakołyków. — Oho... czyżbyś zdecydował się zmienić zawód?
— O nie, gospodyni jednak smacznie sobie śpi, a gospodarz odgrzewa rosół... Państwo pozwolą — kelner Leopold z „Białej Róży". Bardzo proszę, szanowna pani, czym mogę służyć? — Udawał kelnera tak dobrze, że Renata nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Śmiała się tak serdecznie, że Liana spojrzała na nią ze szczerym zdziwieniem.
Nie odezwała się jednak ani słowem, jedynie uśmiech pełen ulgi rozpromienił jej zwykle zatroskaną twarz. Chciała pomóc Eddiemu w nakryciu stołu, ten jednak pokręcił odmownie głową.
— Na nic się nie przydam?
— Bardzo proszę, droga pani, niech pani pozostawi to mojemu synowi. Czy jest jeszcze coś do przyniesienia z samochodu? Może trzeba go gdzieś zaparkować? Chętnie się tym zajmę. Mimo iż jesteśmy zapalonymi wędrowcami i częściej używamy własnych nóg niż samochodów, znam się na nich trochę.
Miły uśmiech Edwarda pomógł Lianie pozbyć się zakłopotania i nieśmiałości. Cała ta sytuacja wydawała jej się dość nietypowa, mimo iż zachowanie obu mężczyzn, ich pomoc i żartobliwa rozmowa bardzo ją uspokoiły i cieszyły, zwłaszcza ze względu na Renatę.
20
— Byłoby dobrze zjechać gdzieś na bok. Może jest koło domu jakieś małe podwórko, na którym można by zaparkować wóz.
— Zaraz to załatwię. Proszę o kluczyk do samochodu.
Po chwili słychać już było, jak zapala silnik i odjeżdża na tylne podwórze. Gdy wrócił, oddał Lianie bez słowa kluczyk, który schowała do kieszeni. Wszyscy czworo zaczęli rozmawiać jak starzy przyjaciele. Edward powiedział, że już jutro muszą maszerować dalej, by jego syn zdążył na czas na rozpoczęcie roku szkolnego w Aargau.
— A my musimy jechać do Berna, gdzie mamy się spotkać z moją ciocią. No kochanie, lepiej się już czujesz? — Liana otoczyła ramieniem chudziutkie plecy córki, która skinęła głową z uśmiechem i szybko pocałowała matkę w rękę.
— Świetnie, mamusiu! Uważam, że tu jest naprawdę cudownie.
— Bardzo mnie to cieszy, kochanie. O, zobacz, nadchodzi gospodarz. Ależ pięknie pachnie to, co niesie!
Liana usiadła z Edwardem przy szerokim stole; nie przerywając wesołej pogawędki zabrali się do jedzenia. Jednak gdy Edward zauważył, że jego syn, który nadal odgrywał swoją rolę kelnera, biega dookoła w samych skarpetkach, uderzył go w kolano.
— Co to ma znaczyć, mój synu?
— Pantofle są przemoczone do suchej nitki.
— W tej chwili biegnij na górę i załóż moją drugą parę. Chcesz przyjechać do internatu z nosem czerwonym od kataru?
— Nie za bardzo. Tam na każdą chorobę dają trzy łyżki rycyny. Uśmiechnął się do Renaty i pobiegł szybko na górę, gdzie znalazł
pantofle ojca, które, jakkolwiek za duże, były bardzo ciepłe. Swoje przemoczone kapcie zaniósł gospodarzowi do kuchni, a ten położył je na piecu, by szybciej wyschły. Zaraz jednak wrócił do Renaty. Biedna, chora dziewczynka obudziła w nim instynkt rycerski, którego nie był dotychczas świadomy. Biedaczka... ładna, młoda i będzie się tak musiała męczyć przez całe życie. Co się stało, że jest teraz taka nieszczęśliwa? Nie chciał jednak pytać. Myślał, że może ojciec już się wszystkiego dowiedział i potem mu o tym opowie.
Po posiłku Liana zarządziła, że Renata musi iść do łóżka i z milczącą prośbą w oczach spojrzała na Edwarda, który pośpiesznie skinął twierdząco głową. Natychmiast wstał i powiedział:
21
— Eddie, ty weźmiesz poduszki i koce, pani niech idzie pierwsza, bym mógł naszą młodą damę od razu położyć do łóżka. Nie chciałbym, by przez niepotrzebny wysiłek osłabione zostało działanie zastrzyku.
Wszyscy posłuchali jego wskazówek. Renata ponownie z zaufaniem objęła ramieniem szyję Edwarda. Podczas drogi do łóżka gawędzili jak starzy znajomi, jakby znali się nie od paru godzin, lecz od paru lat. Gdy weszli do małego, ale przytulnego i nagrzanego już pokoju, Edward położył dziewczynkę na miękkim łóżku, rozejrzał się wokół, po czym spokojnie zapytał Lianę:
— Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? Proszę, niech pani mną rozporządza, jestem do dyspozycji.
— Naprawdę bardzo, bardzo panu dziękuję, panie Reddingen. Pomogli już nam panowie tak bardzo, że naprawdę nie wiem, jak się panom odwdzięczę.
— Mamo, Eddiemu nie musisz dziękować, on wszystko robi z taką chęcią i radością! Poza tym on jest moim przyjacielem, a między przyjaciółmi nie robi się takich ceregieli z podziękowaniami.
— Zgadzam się w stu procentach — dobiegł ich głos Eddiego z kąta pokoju, gdzie układał wszystko, co przyniósł na górę. — Przeobrażę się teraz może z kelnera w pazia i zapytam, czy mogę księżniczce zaśpiewać kołysankę na dobranoc. Mam w repertuarze kilka, które są naprawdę przerażające —¦ zaśmiał się tak strasznie, że można się było naprawdę przestraszyć.
— Och, mamusiu, to byłoby naprawdę cudowne! Czy Eddie może z nami posiedzieć, dopóki nie pójdziesz spać?
— Jeżeli tylko obieca mi, że nie będzie śpiewał zbyt głośno — Liana przystała na propozycję, szczęśliwa, że jej córka jest tak rozweselona i pełna energii. Nie widziała jej już od dawna w tak radosnym nastroju. — W takim razie i ja poproszę pana Reddingena, by dotrzymał mi jeszcze towarzystwa. Chciałabym zapalić papierosa.
— Nic nie sprawiło mi dotąd takiej przyjemności, jak pani propozycja. Chodź, chłopcze, poczekamy na dole, aż panie będą gotowe i zawołają nas do siebie.
Jak każdego wieczora od paru lat, Liana żartując i śmiejąc się do córki, przygotowała ją do snu. Umyła ją, uczesała długie, gęste włosy i założyła elegancką koszulę nocną na jej delikatne i piękne mimo
22
upośledzenia ciało. Gdy Renata leżała już wygodnie ułożona na poduszkach, Liana umyła się i uprzątnęła pokój, po czym zapytała z uśmiechem:
— No więc jak? Czy może już przyjść twój komiczny rycerz w skarpetkach?
— Tak, mamusiu, byłoby mi strasznie miło, gdybyśmy mogli jeszcze trochę porozmawiać. Wiesz przecież, że jeżeli będę zmęczona, to szybciej zasnę.
— No dobrze, poproszę więc Eddiego, by mnie zawołał, gdy tylko zaśniesz. — Ucałowała serdecznie Renatę, pogłaskała ją z czułością po gęstych, falujących włosach. — Naprawdę dobrze zrobiłyśmy, decydując się tu na postój. Dalsza podróż mogłaby cię za bardzo zmęczyć.
— Strasznie mi się tu podoba, mamusiu. A oni są naprawdę wspaniali, prawda?
— Oczywiście! Bardzo, bardzo mili i tacy chętni do pomocy, obydwaj. Gdybyśmy były skazane jedynie na pomoc gospodarza, byłoby nam o wiele trudniej. No, moje dziecko, ja teraz pójdę, a za chwilę przyjdzie do ciebie Eddie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wyślij go po mnie.
Matka i córka spojrzały na siebie czule i z miłością, po czym Liana opuściła skromnie urządzony pokój i udała się do jadalni, gdzie znalazła obu Reddingenów. Eddie natychmiast pobiegł do Renaty, która powitała go z radością.
Edward umościł w jednym z rogów przyjemny kącik dla Liany i siebie. Staromodna lampa oświetlała tylko ten kąt, pozostawiając resztę sali w półcieniu. Nalał do karafki dobre wino, na twardej ławie ułożył poduszki zebrane z całej sali, tak że Liana mogła wygodnie usiąść.
— Wygodnie pani? Przyniosłem trochę czerwonego wina, obawiałem się bowiem, że może pani zmarznąć, jeżeli się pani czegoś nie napije. Maj robi nam w tym roku brzydkie niespodzianki i noce są naprawdę zimne, poza tym ma pani za sobą długą i z pewnością bardzo męczącą podróż.
Liana siedziała obok niego, pozwoliła mu zapalić sobie papierosa i po pierwszym zaciągnięciu się odetchnęła z ulgą.
— Szczerze powiedziawszy, była to okropna podróż. Jedziemy z Monachium. Ze względu na moją córkę staram się unikać postojów
23
— Eddie, ty weźmiesz poduszki i koce, pani niech idzie pierwsza, bym mógł naszą młodą damę od razu położyć do łóżka. Nie chciałbym, by przez niepotrzebny wysiłek osłabione zostało działanie zastrzyku.
Wszyscy posłuchali jego wskazówek. Renata ponownie z zaufaniem objęła ramieniem szyję Edwarda. Podczas drogi do łóżka gawędzili jak starzy znajomi, jakby znali się nie od paru godzin, lecz od paru lat. Gdy weszli do małego, ale przytulnego i nagrzanego już pokoju, Edward położył dziewczynkę na miękkim łóżku, rozejrzał się wokół, po czym spokojnie zapytał Lianę:
— Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? Proszę, niech pani mną rozporządza, jestem do dyspozycji.
— Naprawdę bardzo, bardzo panu dziękuję, panie Reddingen. Pomogli już nam panowie tak bardzo, że naprawdę nie wiem, jak się panom odwdzięczę.
— Mamo, Eddiemu nie musisz dziękować, on wszystko robi z taką chęcią i radością! Poza tym on jest moim przyjacielem, a między przyjaciółmi nie robi się takich ceregieli z podziękowaniami.
— Zgadzam się w stu procentach — dobiegł ich głos Eddiego z kąta pokoju, gdzie układał wszystko, co przyniósł na górę. — Przeobrażę się teraz może z kelnera w pazia i zapytam, czy mogę księżniczce zaśpiewać kołysankę na dobranoc. Mam w repertuarze kilka, które są naprawdę przerażające —' zaśmiał się tak strasznie, że można się było naprawdę przestraszyć.
— Och, mamusiu, to byłoby naprawdę cudowne! Czy Eddie może z nami posiedzieć, dopóki nie pójdziesz spać?
— Jeżeli tylko obieca mi, że nie będzie śpiewał zbyt głośno — Liana przystała na propozycję, szczęśliwa, że jej córka jest tak rozweselona i pełna energii. Nie widziała jej już od dawna w tak radosnym nastroju. — W takim razie i ja poproszę pana Reddingena, by dotrzymał mi jeszcze towarzystwa. Chciałabym zapalić papierosa.
— Nic nie sprawiło mi dotąd takiej przyjemności, jak pani propozycja. Chodź, chłopcze, poczekamy na dole, aż panie będą gotowe i zawołają nas do siebie.
Jak każdego wieczora od paru lat, Liana żartując i śmiejąc się do córki, przygotowała ją do snu. Umyła ją, uczesała długie, gęste włosy i założyła elegancką koszulę nocną na jej delikatne i piękne mimo
22
upośledzenia ciało. Gdy Renata leżała już wygodnie ułożona na poduszkach, Liana umyła się i uprzątnęła pokój, po czym zapytała z uśmiechem:
— No