Friede Birkner córka Jadwigi Courths-Mahler Piękny lord Hunterlay Przekład Stefania Poleszczuk 29. 10 2005 9 GRU. 2003 1?rT>' "904 26 MAR. 2004 30 ( -4 WRZ. 2004 - 9 MAR. 2005 ¦3 Sin, 2^05 V \ \ ' \ \ ^ Tytuł oryginału: Der schóne Lord Hunterlay © Copyright by Gustav H. Lubbe Verlag GmbH, Bergisch Gladbach © Copyright by EDYTOR, Katowice 1994 © Translation by Stefania Poleszczuk M S%A ISBN 83-86107-52-9 Projekt okładki i strony tytułowej Marek Mosiński Redakcja Elżbieta Kuryło Korekta Henryka Dobrzańska Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c, Katowice 1994 Ark. druk. 12,5. Ark. wyd. 12,0. Skład i łamanie: Z.U. „Studio P" Katowice Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuli 19. Zam. 6625/94 — Po cóż jest ta dróżka? — ...by maszerować — by maszerować dookoła świata... — Syn Edwarda Reddingena podjął jego piosenkę. Ponieważ jednak obydwaj nie znali dalszych słów, poprzestali na wesołym pogwizdywaniu wpadającej w ucho melodii. Edward Reddingen był mężczyzną po czterdziestce, wysokim, smukłym, tego dnia niezbyt elegancko ubranym. Wyglądał trochę na opryszka, można było jednak przypuszczać, że szybko przemieniłby się w przystojnego i eleganckiego mężczyznę, gdyby tylko się ogolił, a spodnie nijakiego koloru, ciemną, grubą kurtkę i wypchany plecak zamienił na koszulę i dobrze skrojony garnitur. Jego syn, Edward, młodzieniec siedemnastoletni, niemal we wszystkim przypominał ojca — był co prawda trochę niższy i szczuplejszy, jego brody nie przyozdabiał trzydniowy zarost, poza tym jednak stanowił wierną kopię ojca. Obydwaj mieli jasne, błyszczące oczy, ciemne włosy i proste sylwetki, nawet mimo zmęczenia wywołanego długą letnią wędrówką po lasach w okolicach Bazylei. Obydwaj czuli się radośni jak zawsze, gdy mogli przebywać razem ze sobą, beztroscy, ponieważ w kalendarzu znów były kolejne wakacje i zadowoleni z tego wszystkiego, co udało im się razem przeżyć. Po zakończeniu piosenki Edward senior spojrzał na niższego o parę centymetrów syna, zmrużył szelmowsko oko i zamruczał pytająco: — Czy nie powinniśmy skończyć na dzisiaj tej włóczęgi i poszukać sobie jakiejś kwatery na noc, gdzie ugoszczono by nas obfitą kolacją? — Ha, staruszku, to jest chyba najmądrzejszy ze wszystkich pomysłów, które do tej pory przyszły ci do głowy. Burczy mi w brzuchu, uciska mnie plecak i piekielnie bolą stopy. — Staruszek może zameldować to samo swojemu synowi Ed-diemu, jest jednak zmuszony, by ten raport poszerzyć dodatkowo o coraz większe zmęczenie. Co sądzisz o tamtym małym schronisku? O ile mogę rozpoznać, na szyldzie widać dumnego koguta. — Owszem, kogut, chętnie jednak widziałbym go na talerzu, usmażonego. Można jednak założyć, że gdzie kogut, tam i kura. — Mądry chłopak. Spróbujmy zatem. Zwrócili swe kroki ku staremu schronisku, malowniczo położonemu na skraju lasu. Stało przed nim kilka rowerów, chłopska bryczka, do której zaprzężono starego konia, z trudem żującego siano z worka na obrok i pies szczekający jak szalony, nieokreślonej rasy, lecz prawdziwie rasowy, jeżeli brać pod uwagę jego odwagę i czujność. — No, już dobrze, piesku... my naprawdę nie chcemy nic ukraść, już dobrze. — Edward schylił się i położył rękę na głowie zwierzęcia, które pod wpływem jego dotyku natychmiast się uspokoiło i zaczęło machać przekomicznym ogonem. — No, teraz już jesteśmy dobrymi przyjaciółrni? Chodź, chłopcze, zobaczymy, czy znajdziemy tu dwa wystarczająco dla nas długie łóżka. W ciemnym, wyłożonym cegłami ganku potrzebowali chwili, by odnaleźć drzwi do gęsto zadymionej sali jadalnej. Kilku tutejszych mężczyzn siedziało wokół okrągłego stołu. Zza prostej lady wyszedł ku nim starszy pan; niewątpliwie właściciel schroniska. W dialekcie charakterystycznym dla tej okolicy zapytał gości, czego sobie życzą j5 ku niezmiernej radości zmęczonych długą drogą wędrowców, okazało się", że znajdzie się dla nich i pokój gościnny, i pieczony kurczak. Pokój, który gospodarz pokazał im z prawdziwą dumą, był czysty, przyjemny. W środku stały jedynie dwa łóżka pokryte grubymi pierzynami j umywalka. — Wspaniale, panie gospodarzu! Ma pan wszystko, czego nam potrzeba, drobiliśmy dzisiaj ładny kawał drogi, mamy za sobą wielogodzinny marsz i cieszymy się, że tu dotarliśmy. Zaraz pan się zdziwi, gdy pan zobaczy, ile potrafią zjeść dwaj zmęczeni mężczyźni! 4 Gospodarz, zadowolony z przybycia tak miłych gości, zostawił ich samych, tak by mieli chwilę czasu na rozpakowanie plecaków. — No cóż, Eddie, może zróbmy z siebie nieco bardziej wykwintnych kawalerów. Kto wie, co ma nam jeszcze do zaoferowania „Złoty Kogut". Może spotkamy tu przez przypadek jakieś miłe damy? — Wspaniale! Ja na razie nie muszę się golić, ty jednak mógłbyś zeskrobać z twarzy ten przerażający zarost — zaśmiał się nieco złośliwie Eddie, pomagając jednocześnie ojcu w przygotowaniu niezbędnych przyborów toaletowych. Dwie wymięte piżamy opadły na łóżka, po czym dwaj mężczyźni wzdychając z ulgą poszli w ich ślad, unosząc wysoko do góry nogi, na które nasunęli rozchodzone kapcie. — Boże! Nareszcie odżywam! Moje palce u nóg naprawdę nie chciały już ze mną współpracować i całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa. — Szczerze mówiąc, mój chłopcze, moje zachowały się podobnie. No cóż, zabierzmy się jednak do dzieła: popracujmy nieco nad naszym wyglądem. Nalali wody do szerokiej blaszanej miednicy. Po chwili gospodarz przyniósł im jeszcze dzbanek gorącej wody, dzięki czemu należące do niego proste schronisko urosło do rangi luksusowego hotelu. Obok miednicy położył świeżo wyprane ręczniki, po czym bezszelestnie zniknął. — Mój staruszku, mam nadzieję, że rachunek nie* będzie przypominał rachunków z twojego śmiesznego hotelu. — Drogi synu, jak najbardziej poważnie cię proszę, byś nie wyrażał się w ten sposób o moim miejscu pracy, nazywając je „śmiesznym hotelem". Poza tym znowu oszukujesz! W tej chwili precz z koszulą. Masz się umyć cały! , —- W mokrej, zimnej wodzie? Niegodziwy ojcze, do czego mnie zmuszasz?! ( — Biorę to na siebie. — Edward namydlił myjką nagie plecy syna. — I nie zapomnij o szyi. — Jeszcze teraz, na wieczór? Quel luxe, raon cher pere.* — Mów po niemiecku, w przeciwnym razie... * Quel luxe, mon cher pere (fr.) — co za zbytek, mój drogi ojcze. (Przyp. red.) — Okay. — Eddie zaczął myć się z taką zawziętością, że wkrótce cała podłoga wokół niego pływała w mydlinach. Kwiczał przy tym i parskał, po czym wytarł swe chłopięce jeszcze, lecz dobrze zbudowane ciało w szorstki, frotowy ręcznik, pod wpływem czego jego skóra zaczerwieniła się. Parował, jakby właśnie wyszedł z sauny. — Ojcze, mój głód osiągnął już czwarty wymiar. — Za chwilę go zaspokoimy. Masz, tu jest twój sweter — ze śmiechem zarzucił synowi na głowę gruby, ręcznie robiony sweter. — Załóż go, lecz nie zapomnij się potem uczesać, bo znowu będziesz miał swą zwykłą rozczochraną czuprynę. — O wszystkim musisz pamiętać! A ty? No tak. Dobrze ogolony. Wreszcie nie będziesz drapać! — Do diabła! Widzę, że się strasznie cieszysz, iż twój ojciec nie wygląda już jak model z okładki „Playboya"? — Masz rację, z tym trzydniowym zarostem bardziej mi się podobasz. — Eddie wyszczerzył do ukochanego ojca zęby w szczerym, zaraźliwym uśmiechu. Zaraz potem opuścili pokój, tak szybko, jak tylko pozwalały im wąskie schodki. Po chwili siedzieli już w przytulnym kącie sali jadalnej, troskliwie obsługiwani przez gospodarza schroniska. „Złoty Kogut" spełnił ich oczekiwania: w jadłospisie był zarówno przypieczony na złoto kurczak, jak i bogaty wybór warzyw, wytrawne wino oraz wspaniały wiejski chleb. Jak przystało na naprawdę głodnych i zmęczonych ludzi jedli, nie mówiąc ani słowa. Dopiero gdy ogarnęło ich błogie poczucie sytości, Edward nabił swoją fajkę i zamówił kolejny kubek wina; odnaleźli ponownie przyjemność w rozmowie. — Najadłeś się, mój chłopcze? — Jeszcze jeden kęs i pęknę. — Nie zależy mi na tym aż tak bardzo, zostawmy zatem w spokoju ostatni kęs. Wszystko smakowało tu lepiej niż u samego „Ritza" w Paryżu. — Tam jadają bogaci ludzie? Zawsze mam wrażenie, że to, co jedzą, nie za bardzo im smakuje. — Tak jednak musi od czasu do czasu być, mój chłopcze. Do dobrego wychowania należy też pewność siebie we wszystkich sytuacjach życiowych, również w ekskluzywnym hotelu. Gdy w pewnym momencie powędrujemy niczym dwaj włóczędzy w okolice granicy, nie możesz zapomnieć, kim jesteśmy. — Ty, Edwardzie Trzeci i ja, Edward Czwarty, domniemani lordowie Hunterlay, jesteśmy gotowi, jeżeli Bóg i jego anielskie zastępy na to zezwolą, przejąć na siebie obowiązki żyjących jeszcze pozostałych lordów — wyskandował niczym wyuczoną lekcję Eddie. — Tak jest, mój chłopcze. Być może, wydaje ci się to dzisiaj bezsensowne, ale kto wie, co może przynieść nam przyszłość. Czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że obecnie nam panująca królowa Elżbieta Angielska kiedykolwiek dojdzie do władzy? Tak też Edward Pierwszy z naszej linii umarł przed laty, Edward Drugi jest starszym wspaniałym, lecz nieco podupadającym na zdrowiu człowiekiem. Po tobie następuje Edward Piąty, przystojny lord Hunterlay. Cieszy się on podziwianą i już prawie przysłowiową urodą i jeżeli o mnie chodzi, niech żyje jak najdłużej i niech dalej cieszy się tak urodą, jak i Sandringhall, swą starą posiadłością rodzinną. — Właściwie dlaczego? Nie lubię go, wydaje mi się odpychający i strasznie bym się cieszył, gdyby ten piękny lord Hunterlay porządnie się kiedyś zblamował. — To jest twój kuzyn, Eddie! Rodziny się nie wybiera. Może jednak porozmawiamy o przyjemniejszych rzeczach? — Tatku, proszę cię, nie bądź na mnie zły, ale już tyle razy cię prosiłem, byś mi wytłumaczył całą tę zagmatwaną i skomplikowaną historię. O co chodziło z pięcioma Edwardami, dlaczego musisz żyć w Szwajcarii, dlaczego wysłałeś mnie do szwajcarskiego internatu, dlaczego wykonujesz taki zawód — i dlaczego nie możesz wystawić czeku na większą sumę? Nie myśl tylko, że nie podoba mi się w internacie, czuję się tam naprawdę dobrze, ale nie podoba mi się to, że ty, tato, musisz tak ciężko pracować, by zarobić na opłacenie mojego w nim pobytu. Edward Reddingen długo i z namysłem wpatrywał się w porysowany, drewniany blat stołu, szczupłą dłonią kreślił na nim jakieś linie i dopiero po chwili spojrzał z powagą na syna. Potem rzucił jeszcze okiem przez małe okno i spostrzegł, że zaczęło padać. — Zaczęło padać, mój chłopcze, możemy być naprawdę szczęśliwi, że siedzimy sobie pod dachem, w schronisku, nad kieliszkiem wina... No 7 cóż, skoro nasze wakacje powoli zbliżają się do końca, a my siedzimy tu sobie w cieple i nie pora jeszcze, by udać się na spoczynek, opowiem ci co nieco o naszej przeszłości. Najpierw jednak, mój synu, chciałbym powiedzieć, iż wydaje mi się, że nasze dziesięć dni wakacji spędziliśmy wspaniale. — Było ekstra, staruszku! Bajecznie! W ogóle już sama możliwość przebywania z tobą jest wspaniała. Masz zawsze tak mało czasu dla mnie. — Nic na to nie poradzę, synu. Twój ojciec musi, niestety, zarabiać na swoje i twoje utrzymanie. Zresztą sprawiałoby mi to całkowitą satysfakcję, gdybym tylko zarabiał nieco więcej. Najpierw jednak muszę zadbać o twoje wykształcenie, potem będzie mi już nieco lżej. Nie znaczy to, że uginam się pod ciężarem swego zawodu. Wcześniej nic nie umiałem, nie nauczono mnie niczego poza sztuką prawienia komplementów i dobrymi manierami, przyzwyczajono mnie do podróży po całym świecie w luksusowych warunkach. Mogę czuć się naprawdę szczęśliwy, że otrzymałem posadę recepcjonisty w tak miłym hotelu. Mogłem być prawdziwie zadowolony, że mimo braku wiedzy i doświadczenia w tej branży powierzono mi to zadanie — i to akurat w chwili, gdy twoja matka nas opuściła, a nasz majątek na skutek działań wojennych znacznie się skurczył. Całkiem nieźle, jak na początek — pomyślałem wtedy. Napijmy się jednak, by uczcić pamięć twej matki. Wypili łyk. Eddie, nieco zmieszany uroczystym tonem ojca, powiedział cicho: — Nie mogę przypomnieć sobie mamy. Miałem wtedy dziesięć lat i trwało takie zamieszanie, że twarz matki znam jedynie z fotografii. — Była ładną, kochaną i dobrą kobietą, a ja bardzo ją kochałem. Z całego serca do dzisiaj dziękuję jej za to, że mi ciebie urodziła. W przeciwnym razie byłbym teraz całkiem samotny. — O ile sobie dobrze przypominam, mama zawsze chorowała i nie czuła się dobrze. — Niestety tak było, mój chłopcze. Niedomagała od twojego urodzenia. Potrzebowała mojej opieki. Wtedy to nauczyłem się robić zastrzyki, by moja biedaczka nie musiała czekać w bólach na lekarza. Nie mówmy już o tym, nie możemy już i tak niczego zmienić. Cofnijmy się trochę, by rozjaśnić ci nieco skomplikowane dzieje rodziny Hunter- 8 layów. A zatem, jak już powiedziałem, Edward Pierwszy, żyjący jeszcze w poprzednim wieku, który jednak głęboko wpłynął i na obecny, zmarł przed pięcioma laty. Mnie osobiście zadziwiła nagła śmierć tego starego, lecz pełnego sił i radości życia mężczyzny. Dowiedziałem się jednak, że przeszedł bardzo ciężkie zapalenie płuc, które osłabiło jego organizm. Był też zagorzałym wędkarzem, być może więc zaziębił się w surowym klimacie północnej Anglii. — Ten Edward Pierwszy, jak go nazywamy, był twoim dziadkiem? — Nie, chłopcze, musisz się cofnąć o jeszcze jedną generację. Edward Pierwszy był moim pradziadkiem, a Edward Drugi, który obecnie żyje w majątku Hunterlay, jest moim dziadkiem, ojcem mojej matki, która była rodowitą-Angielką, wicehrabiną Hunterlay. Mój ojciec natomiast był tak zwanym pięciokilometrowym Szwajcarem. — Aha! Szwajcarem urodzonym o pięć kilometrów od granicy niemieckiej? — Słusznie! Przed wojną, w tak zwanych złotych czasach, ojciec posiadał mały zakład mechaniczny i dzięki niemu był bogatym człowiekiem. Jednak nieudane spekulacje, zły zbyt, na który wpłynęły obydwie wojny niemieckie, sprawiły, że stracił większość majątku. Pozostało jednak wystarczająco, by utrzymać jego i jego żonę, a moją matkę. Również angielski majątek mojej matki przepadł jak i inne pieniądze ojca. No — nie warto płakać za tym, co już nie wróci. — Ty jednak nie brałeś udziału w wojnie? — Nie, bezpośrednio nie. Straciłem jednak wiele możliwości zawodowych. Pracowałem wówczas jako handlowiec, przedstawiciel szwajcarskiej firmy odzieżowej, a tereny, na których działałem, leżały w Niemczech. W chwili wybuchu wojny trzeba było zrezygnować z tej pracy i poszukać innej, musiałem bowiem utrzymać twoją matkę i ciebie. Znasz przecież swojego ojca — nie bałem się żadnej pracy, która dałaby mi możliwość zapewnienia odpowiedniej opieki twojej matce. Mieszkaliśmy wtedy w Zurychu, tam bowiem znalazłem okazję, by zarobić trochę pieniędzy. — Ale dlaczego nie zwróciłeś się po prostu o pomoc do dziadka, lorda Hunterlay? — Uczyniłem to jeden jedyny raz i nie zrobię tego już nigdy więcej. Jego odpowiedzią było stwierdzenie, że moja matka otrzymała już swój udział i że on poza tym nie może już dla nas nic więcej zrobić. — Nienawidzę go za to! — Nie rób tego, Eddie. On zasługuje raczej na współczucie, jest bowiem bardzo samotny, niewiele ma ze swego życia mimo posiadanego bogactwa. Mieszka samotnie w ogromnym Hunterlay i z pewnością oczekuje już tylko swojej śmierci. Jego drugi wnuk, syn brata mojej matki, którego rodzice zginęli w katastrofie statku, niewiele troszczy się o staruszka, zajmuje się sobą i przepuszczaniem pieniędzy, które otrzymał w spadku po rodzicach. Przebywa zazwyczaj w Londynie lub w Monte i prowadzi życie typowego dandysa. Jest ode mnie znacznie młodszy. Godna wspomnienia jest jego niesamowita uroda. Edward Hunterlay jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem. Ma też odpowiednie do swego wyglądu przezwisko — w półświatku nazywają go „lordem w cylindrze". — Nie lubię przystojnych mężczyzn. — Ja też za nimi nie przepadam, mój chłopcze. Nie żyjemy też w najlepszych stosunkach. Upewniły mnie w tej niechęci moje ostatnie odwiedziny w Hunterlay. Ten chłopak pozbawiony jest jakichkolwiek głębszych uczuć, poza tym nienawidzi mnie do głębi, gdyż — i to jest prawdziwa groteska — gdyż ja, Edward Trzeci stoję mu na drodze do olbrzymiego spadku, Hunterlay. Nie zrozum tego źle. Ja, kiedy umrze mój dziadek, Edward Drugi, stanę się jego dziedzicem, przynajmniej jeżeli chodzi o posiadłość Hunterlay. Jak rozporządzi pozostałym majątkiem, nie mam najmniejszego pojęcia. Ale jeżeli chodzi o dziedziczenie rodowej posiadłości, zostało ustalone, że ja zostanę jego następcą. Potem jesteś ty jako mój syn, a dopiero po tobie przystojny Edward Hunterlay, który nosi tytuł lorda ze względu na to, iż jest właścicielem innego majątku, który związany jest z tytułem lordowskim. No, czy wreszcie zrozumiałeś wszystkie zawiłości? — W takim razie i ty zostaniesz pewnego dnia lordem Hunterlay? — Jeżeli los ześle na mnie to nieszczęście, mój chłopcze. — Nieszczęście, tato? — Ależ oczywiście! Przemyślmy to dokładniej: jeżeli wraz z posiadłością Hunterlay nie odziedziczyłbym żadnych dodatkowych pieniędzy, nie byłbym w stanie jej utrzymać. Hunterlay stałoby się dla nas 10 ciężarem, przez który przyszło by nam głodować. Dlatego też noszę się z zamiarem, by zrzec się tego dziedzictwa i przepisać je na ciebie. Wtedy wszystko przycichłoby do dnia, w którym uzyskasz pełnoletność i osobiście zdecydujesz, czy jesteś w stanie zarządzać majątkiem. — Wtedy piękny lord Hunterlay musiałby czekać na dzień twojej śmierci albo na dzień, w którym osiągnę pełnoletność i zrezygnuję z dziedzictwa. Dopiero w tym momencie mógłby objąć w posiadanie Hunterlay? — Uważaj dobrze, mój chłopcze. Przystojnego lorda Hunterlay nie opuszcza nadzieja. Jeżeli umrzesz, niech Bóg broni, przed uzyskaniem pełnoletności i jeżeli mnie nie byłoby już ńa tym świecie, który, między nami mówiąc, całkiem mi się podoba, to on objąłby dziedzictwo. A więc w przeciągu czterech lat, które dzielą cię od pełnoletności, nasz dandys mógłby zasiąść w Hunterlay. Mam jednak nadzieję, że nie' spotka go to szczęście... Nie może skarżyć się na biedę, posiada przecież odziedziczone po matce Sandringhall. — Ale ojcze, bądźmy rozsądni: ja też nie mógłbym pozwolić sobie na utrzymanie spadku. Skąd miałbym wziąć tyle pieniędzy? — Eddie uśmiechnął się sarkastycznie. — Poczekaj, mój chłopcze, nie tak szybko! Kto wie, co się w ciągu tych czterech lat może wydarzyć. iPoza tym nie znamy przecież rozporządzeń mojego dziadka. To, co wiem do tej pory, usłyszałem od samego staruszka w czasie moich krótkich odwiedzin. Mój kuzyn Edward, którego nazwaliśmy Piątym powiedział mi wtedy, że londyńscy notariusze Bekerleen i Smiths zapewnili go, że w testamencie nie przewidziano żadnych dodatkowych pieniędzy dla nas dwóch. — O Boże, jak mogli mu to zdradzić? — Gdybym tylko wiedział, jakie klauzule dały im taką możliwość! W każdym bądź razie, stąpajmy jednak roztropnie po ziemi i patrzmy w przyszłość z odpowiednią dozą realizmu. Ja zarabiam jako recepcjonista w hotelu, a ty masz przysiąść fałdów i pilnie się uczyć. Mam nadzieję, że rozumiesz, że w sytuacji i w warunkach, w jakich się znaleźliśmy, zależy mi, byś otrzymał jak najlepsze wykształcenie. Angielski powinien być twoim drugim językiem ojczystym; masz myśleć po angielsku, liczyć po angielsku — kto wie, jak bardzo będzie ci to kiedyś potrzebne, mój synu. 11 — Tak... i musiałbym użerać się z nadętymi przedstawicielami starych rodów arystokratycznych, których pełna jest północna Anglia, z daleka od miejsc, które przypominają mi matkę? Eee, nie, na pewno tego nie zrobię, staruszku. — Przede wszystkim prawdziwy lord nie powiedziałby: „eee" — Edward z uśmiechem zwrócił uwagę synowi. — Poza tym stary lord jeszcze żyje, nie ma się więc co spieszyć z podobnymi rozważaniami. Uznajmy więc temat za wyczerpany. Niech stanie się tak, jak Bóg uzna za właściwe. „Bóg steruje, człowiek wykonuje" — tak mawiała nasza ulubiona krewna w chwilach, gdy traciliśmy już wszelką nadzieję lub gdy twoja mama zamartwiała się o naszą przyszłość. — Czy znam tę ciocię? — Znasz ją, lecz chyba jej nie pamiętasz, mój chłopcze. Ona jednak zna cię dobrze, jest bowiem twoją matką chrzestną. — I co włożyła mi do kołyski? — Jak do tej pory nic poza paroma kroplami święconej wody. Obiecała jednak twojej matce, która już wtedy była bardzo chora, że nie spuści nas z oczu. Jest interesującą, aktywną i naprawdę niepowtarzalną kobietą. Mieszka w zagłębiu Ruhry i jest jednym z tych przedsiębiorców przemysłowych, którzy urzeczywistnili w Niemczech cud gospodarczy. Aż do dziś, mimo swych siedemdziesięciu lat, kieruje swoim zakładem, w którym zatrudnia około czterech tysięcy pracowników. Produkuje maszyny rolnicze. Jest kobietą, której należy się naprawdę wielki podziw i szacunek. I ona należy częściowo do rodziny Hunterlay; jej matka była kuzynką mojego dziadka. — Boże drogi! Nie można-się uporać z taką ilością krewnych! Gdyby chciano każdemu napisać chociaż krótką kartkę z życzeniami na Boże Narodzenie, trzeba by zacząć już w czasie świąt wielkanocnych. — Jak do tej pory nie obarczałem cię podobnymi obowiązkami, mój chłopcze, i radzę ci, byś też nie zaprzątał sobie tym głowy. Planuję jednak odwiedzić naszych krewnych w czasie następnych twoich wakacji, na jesieni. Najpierw pojedziemy do Essen, do cioci Heleny Schliiter. Masz się jej zaprezentować od najlepszej strony, by mogła stwierdzić, jak podziałały na ciebie krople jej święconej wody. Potem polecimy do Anglii i przedstawię cię twojemu pradziadkowi, Edwardowi Drugiemu. Lorda Hunterlaya już kiedyś przelotnie widziałeś, gdy 12 przypadkowo spotkaliśmy się w Zurychu. On był akurat w drodze do Saint Moritz, a my chcieliśmy iść na zakupy do domu towarowego, w którym kupiłem ci zimową kurtkę... Przypominasz go sobie? — Dokładnie! Był zarozumiały, protekcjonalny, zachowywał się z dystansem i bardzo się spieszył. Przypominam sobie też, że ogarnęło mnie uczucie obrzydzenia, gdy raczył mi podać swoją zimną i spoconą rękę. Poza tym jego przystojna twarz wydała mi się nieco zniszczona, jak gdyby nigdy nocami nie kładł się do łóżka. — Popatrz, popatrz, Edward Czwarty ma jednak całkiem niezłą pamięć i zmysł obserwacji! I mnie dotyk zimnych i mokrych dłoni przystojnego lorda Hunterlaya wydał się bardzo niemiły. No, ale wróćmy do rzeczywistości. Co ty na to, żeby wypić jeszcze jeden kubek wina, a potem mimo deszczu rozchodzilibyśmy trochę nasze nogi i dopiero potem udali się na spoczynek? — Niegłupi pomysł, jeżeli chodzi o kolejny kubek wina, bardzo niemądry jednak co do kolejnych punktów. Jeżeli chodzi o nocne spacery, muszę ci wyznać, że jestem naprawdę bardzo szczęśliwy, że mam na sobie domowe bambosze. — Czyżby zrobiły ci się odciski? — Oczywiście! Zaplanowałeś niczego sobie marszrutę, mój staruszku. — Chłopcze, jutro musimy dotrzeć do Aargau, potem zaczyna się dla ciebie poważne akademickie życie, ja natomiast muszę wracać do mojej pracy. No dobrze, w takim razie jeszcze jeden kubek wina i żadnych spacerów! Zanim udało mu się jednak wywabić z kuchni miłego gospodarza, który wygodnie rozsiadł się tam koło swojej żony, w sali nie było bowiem nikogo poza ojcem i synem, Edward zauważył nagle zbliżające się do schroniska światła reflektorów. Samochód, do którego należały, zatrzymał się przed drzwiami „Złotego Koguta". Edward z zaciekawieniem odsunął kolorową zasłonkę, gwizdnął cicho i zamruczał z uznaniem: — Chłopcze, to ci dopiero wózek! Długi na chyba pięć metrów, o szerokości lepiej nie wspominać. Jedyne, co ci mogę powiedzieć: podoba mi się. 13 Eddie śladem ojca wyjrzał przez okno i zauważył wysiadającą z auta kobietę, która uciekając przed deszczem w pośpiechu podbiegła do schroniska. — Chyba chce zatankować. — Może chce przeczekać deszcz? Obaj zaciekawieni siedzieli przy stole i z niecierpliwością patrzyli w stronę wejścia. Po chwili drzwi otwarły się jakby z wahaniem i do sali weszła niepewnie szczupła kobieta o jasnych włosach związanych chustką, ubrana w sportowy płaszcz. Ściągnęła już jedną rękawiczkę i zajęła się drugą, spoglądając jednocześnie pytająco na Edwarda. Po chwili odezwała się niepewnie: — Dobry wieczór. Przepraszam, czy pan jest tu gospodarzem? — Nie, proszę pani, mogę go jednak zawołać. — To chyba nie jest konieczne, potrzebuję jednak pomocy. Może pan mógłby mi pomóc? Na zewnątrz w samochodzie jest moja córka, nie może jednak samodzielnie chodzić i trzeba ją przenieść. Edward i Eddie natychmiast się podnieśli. Edward podszedł do ładnej kobiety. __ i ¦ — Jesteśmy do pani dyspozycji. Proszę nam tylko powiedzieć, co mamy zrobić. — Dziękuję panom bardzo. Niestety, nie mogę się obyć bez pomocy, nie chciałam już dalej jechać w taką okropną pogodę. Jak pan sądzi, znajdą się tu jeszcze dla nas wolne pokoje? Przez to siedzenie od tylu godzin w samochodzie moja córka nie czuje się zbyt dobrze. — O ile wiem, jak dotąd byliśmy tu jedynymi gośćmi. Zdążyłem też zauważyć, że gospodarz ma dwa pokoje gościnne. Dlatego też sądzę, że znajdzie pani to, czego szuka. Tylko... zbyt elegancko tu nie jest. — Widzę, że nie jest to czterogwiazdkowy hotel. Nie szukam jednak niczego innego poza wygodnym łóżkiem dla mojej córki. Czy mógłby pan pójść ze mną? — W jej głosie brzmiała powaga; spoglądała na Edwarda z prośbą w ładnych, pełnych wyrazu oczach. — Chodź, mój chłopcze, pomożemy pani. — Ale na zewnątrz leje jak z cebra — powiedziała z wahaniem. — Nic nie szkodzi. Deszcz zmoczy nam tylko skórę, a tę można przecież szybko wysuszyć. — Edward uśmiechnął się do kobiety. 14 — Niech mi pani jeszcze powie, czy musimy być szczególnie ostrożni niosąc pani córkę? Jest może ranna, ma gorączkę? Proszę nam powiedzieć, o co chodzi, byśmy niechcący nie zrobili jej krzywdy. .— Dziękuję za zrozumienie i wyrozumiałość. Moja córka pod wpływem szoku straciła władzę w nogach. — Biedna dziewczynka! Z całego serca życzę, by znalazła pani lekarza, który mógłby jej pomóc. No, a teraz do dzieła, żeby pani córka nie siedziała już samotnie w samochodzie. Mogłaby się wystraszyć. — O, nie. Renata jest nad wyraz rozsądna. Nigdy nie płacze, na nic się nie skarży, anioł nie dziecko. — Zamknęła na chwilę oczy, potem jednak na jej zmęczonej twarzy pojawił się proszący uśmiech. — Proszę jednak nie rozmawiać z Renatą o jej chorobie. — Byłaby to chyba ostatnia i najgłupsza myśl, jaka mogłaby mi przyjść do głowy. Eddie, mój dorosły synu, czy masz w zanadrzu kilka żartów odpowiednich dla młodej panienki? — Żarty, szkolne anegdoty, a przede wszystkim dobry humor. Czy to starczy, droga pani? — zapytał Eddie uprzejmie. — To miło ze strony panów — powiedziała, po czym wyminęła ich, zostawiając im chwilę czasu na założenie swetrów. Samochód stał tuż przed wejściem do schroniska. Oświetlenie było włączone, dzięki czemu Edward zauważył, że przednie siedzenie zostało wyciągnięte i w jego miejsce wstawiono wózek inwalidzki. Siedziała w nim słodka dziewczynka, która rozglądała się wokół wesołymi oczami. Dostrzegłszy nadchodzącą matkę, pomachała jej ręką. Gdy ta otworzyła drzwi, zapytała słodkim głosem: — No i co, mamusiu, możemy tu przenocować? — Tak, Renatko. Na wygody będziemy jednak musiały trochę poczekać. Ci dwaj panowie przeniosą cię do środka. Nie masz nic przeciwko temu? — Świetnie, mamusiu! Przynajmniej nie musisz się o mnie martwić. — Spojrzała z uśmiechem na Edwarda, po czym ciągnęła: — Obejmę pana za szyję, łatwiej będzie panu mnie podnieść, a wtedy ten młodszy pan będzie mógł wyciągnąć wózek. Jak pan myśli, uda się? — Ależ, mała damo, tak silnym mężczyznom jak my nie sprawi to większej trudności niż podniesienie piórka. — Edward podniósł Renatę tak delikatnie i ostrożnie, lecz mimo to z taką siłą i wprawą, 75 jakby to było jego codzienne zajęcie. Renata objęła go rękami, czując do niego pełne zaufanie. Spojrzała na zatroskaną matkę i zawołała do niej: — Idzie nam wspaniale, mamo! Nic mnie nie boli. — Spojrzała Edwardowi prosto w twarz. — Ten pan niesie mnie tak wspaniale, jak jeszcze nikt dotąd. Czy pana syn poradzi sobie sam z moim ciężkim wózkiem? — Poradzi sobie, moja mała panienko. No, wejdźmy wreszcie do domu, bo wydaje mi się, że tu nie jest najprzyjemniej. — Z wesołym uśmiechem zaniósł Renatę do środka. Wtedy też zjawił się gospodarz pytając, w czym mógłby pomóc. — Panie gospodarzu, przyjechali nowi goście, niech pan dla nich przygotuje książęcy pokój. — Cóż, książęcych komnat tu, niestety, nie mamy, przygotuję jednak najlepszy pokój, w którym często mieszka sam burmistrz... tak, tak będzie najlepiej. — Najpierw zaniosę tę młodą damę do pokoju gościnnego, to chyba będzie najmądrzejsze rozwiązanie. No i co, panienko, można panienkę posadzić na drewnianej ławie? — Świetnie, na pewno będzie wygodnie — padła rozsądna odpowiedź. — Mamusiu, chodź do nas. — Za chwilkę, kochanie. Chcę jeszcze wyjąć z samochodu koce i walizki. x— Niech je pani da mojemu synowi, droga pani, on ma naprawdę imponujące muskuły — zawołał za nią półgłosem Edward. Potem delikatnie posadził Renatę na jednej z drewnianych ław stojących w sali jadalnej. Renata spojrzała na niego z uśmiechem, po czym, nie zastanawiając się ani przez chwilę, pocałowała go szybko w policzek. , — To moje podziękowanie, szlachetny rycerzu. — Z gracją umościła się wygodnie na ławie, położyła szczupłe rączki na kolanach i szepnęła mu do ucha: — Proszę pomóc mojej mamie i proszę, bardzo proszę, niech pan żartuje jak dotąd, inaczej mamie będzie przykro, że ktoś się nade mną lituje. — Czy panienka źle się czuje? Coś panienkę boli? — zapytał zatroskany, równie cicho jak ona. 16 1 — Nie aż tak bardzo. Gdy mama zrobi mi zastrzyk, wszystko będzie znowu dobrze. — Zajmiemy się wszystkim tak szybko, jak tylko to jest możliwe, młoda damo. Postaram się też wytłumaczyć pani mamie, że jestem mistrzem w robieniu zastrzyków, najlepszym specem w tym kraju — dodał żartobliwie. — Świetnie! Moje przeczucia mnie nie mylą. Byłam pewna, że to schronisko jest naprawdę doskonałe! — Uśmiechnęła się do niego szelmowsko, a gdy wszedł Eddie obładowany po czubek głowy walizkami i kocami, spojrzała na niego i dorzuciła: ¦— O, patrzcie, szlachetny rycerz numer dwa! — No cóż, z tą rycerskością nie jest tak całkiem dobrze, mała. W moich kapciach przelewa się cały ocean wody. — Eddie śmiejąc się do niej, zdjął przemoczone pantofle i stanął przed nią w samych skarpetkach. Z zainteresowaniem przyjrzeli się mokrym plamom. — Gdzie mogę to położyć? — zapytał wskazując na przyniesione rzeczy. — Może tutaj. Mama potem zrobi z tym porządek. Czyżby szlachetny rycerz miał zimne nogi? — Nie, muszę jednak szybko wytrzeć nos. — Czy chusteczka do nosa jest na miejscu? — Mam nadzieję, w przeciwnym razie będę musiał, zwyczajem starych rozbójników, wytrzeć nos ręką, co nie byłoby chyba zbyt mile widziane. — Ależ jak najbardziej mile widziane, zwłaszcza jeżeli pomoże. Po uporaniu się z tym niezwykle ważkim problemem Eddie usiadł na podłodze w pobliżu Renaty i był gotów do prowadzenia towarzyskiej rozmowy. — Skąd to wędruje taka mała dziewczynka wśród majowej nocy? . — Z Monachium. Mama miała tam parę spraw do załatwienia. Właściwie chciałyśmy jechać dalej, ale nogi znów zaczęły mnie boleć i mama postanowiła się tu zatrzymać. To wspaniale, że tu jesteśmy. — Świetnie! Niczego tu nie brakuje. Poza tym nasz profesor w internacie zawsze powtarza, że to, co sprawia ból, żyje. A głupi to on nie jest, wie całe mnóstwo ciekawych rzeczy. A gdzie mieszka pani na stałe? 2 Piękny lord Hunterlay 17 — Proszę nie mówić do mnie „pani". Mam dopiero piętnaście lat, a i ty nie wyglądasz na posiwiałego starca. — Rzeczywiście, niedawno skończyłem siedemnaście. Cieszę się, że mój staruszek postanowił przenocować akurat tutaj, w przeciwnym razie nie mielibyśmy okazji, by się poznać. Mieszkamy tutaj, w Szwajcarii. Ja mieszkam w internacie w Aargau, a mój ojciec ma tu posadę. — A twoja mama? — Nie mam matki, ale ojciec mi ją zastępuje. — Ja nie mam ojca, a mama znaczy dla mnie więcej niż całe piękno tego świata... przynajmniej od czasu... no, ale nie mówmy o tym. Zazwyczaj mieszkamy w Essen, u cioci mojej mąpiy. A jak wy tu dotarliście? — Renata kiwała się niespokojnie, a jej delikatne rysy wykrzywił z trudem powstrzymywany grymas bólu. Eddie podniósł się natychmiast, ujął ją za ramię i zwinnie podsunął jej poduszkę, którą przyniósł z samochodu. — Dziękuję, te ławy są naprawdę twarde. Ale opowiadaj, jak tu dotarliście. — Mój staruszek i ja od ośmiu dni wędrujemy sobie po lasach. Najpierw zwiedziliśmy południowy Schwarzwald, potem dotarliśmy tu, w okolice Bazylei. Jutro jednak musimy zakończyć naszą wędrówkę, czeka mnie bowiem znowu wkuwanie — wracam do internatu. — Aha... a czego się tam uczysz? — Masę bzdur, od czasu do czasu czegoś sensownego — odpowiedział żartobliwie. — Muszę najpierw zdecydować, co chcę robić w przyszłości. — Ja mam wspaniałego guwernera. Uczę się w domu, bo od tamtego dnia nie mogę chodzić do szkoły. Uczę się języków... Strasznie bym chciała, żeby mama wreszcie przyszła. — Pójdę zobaczyć, może będę mógł w czymś pomóc. — Proszę, wróć jak najszybciej. Nie lubię być sama, gdy nie jestem u siebie w domu. i — Nie mam zamiaru wyściubić nawet jednego palca u nogi z tego pokoju. Wystawię tylko głowę i rozejrzę się. Właśnie się podnosił, gdy do pokoju weszła Liana Burgmann w towarzystwie Edwarda. Piękna kobieta zdjęła sportowy płaszcz, pod którym miała prosty, lecz elegancki brązowy kostium, w którym 18 . wyglądała prześlicznie. Jasnych włosów nie przykrywała już chustka. W ręce niosła dużą torbę, z którą szybko podeszła do Renaty. — I co, kochanie, czekasz już pewnie z niecierpliwością? Bardzo cię boli? — Prawie wcale, mamusiu, zobacz, mój nowy przyjaciel umościł mi całkiem wygodne siedzenie i właśnie sobie rozmawialiśmy. Możemy zatrzymać się tu na noc? — I to z jakimi wygodami, kochanie! Mamy do dyspozycji miły, trochę staromodny pokój. Gospodarz rozpala właśnie ogień w kominku, byś nie zmarzła nad ranem, a za chwilę dostaniemy coś do zjedzenia. — Miałaś zatem dobrego nosa postanawiając, że się tu zatrzymamy. — Renata nachyliła się ku matce i szepnęła jej do ucha: — Teraz jednak chciałabym jak najszybciej dostać zastrzyk. Mimo wszystko trochę mnie jednak boli. — Już, kochanie. Wiesz, że niezbyt chętnie to robię, no, ale skoro to konieczne... Liana rozłożyła na stole olbrzymią białą chustę i wyjęła z torby przyrządy niezbędne do przeprowadzenia bolesnego zabiegu. Edward stanął koło niej i przyglądał się jej z uwagą. — Czy mógłbym pani w czymś pomóc? Jestem przyzwyczajony do robienia zastrzyków; w ostatnich miesiącach życia mojej żony była to jedyna rzecz, która przynosiła jej ulgę w cierpieniu. Może poszukam czegoś, w czym można by wygotować igłę. — Ależ nie, to nie jest konieczne... mam przy sobie najnowsze jednorazowe igły i strzykawki. Trzeba tylko otworzyć ampułkę. — Tym lepiej, szybciej będziemy z tym gotowi. — Edward miał już wszystko przygotowane i niezwłocznie zabrał się do napełniania strzykawki płynem z przeciętej ampułki. Nie odrywając wzroku od tłoczka strzykawki, zwrócił się do stojącego za nim syna: — Eddie, pobiegnij szybko do kuchni i zapytaj pani gospodyni, czy nie ma jeszcze czegoś dla nas. Niezależnie jednak od tego, czy coś znajdzie, czy nie, dotrzymamy paniom towarzystwa przy jedzeniu. — Rozumiem! Nie jestem tu w tej chwili mile widziany. — Mój synu, obawiam się, że jesteś stanowczo za mądry jak na swój wiek. 19 Uśmiechnęli się do siebie szelmowsko i Eddie zniknął z pokoju, spojrzawszy uprzednio jeszcze raz na Renatę. Liana poinformowała Edwarda, w którym miejscu najlepiej byłoby wkłuć igłę. Dzielna dziewczynka spojrzała na niego i uśmiechnęła się z taką słodyczą, że silny mężczyzna głośno przełknął ślinę, chcąc stłumić wzruszenie, które zalało mu serce. Wkrótce było już po wszystkim; cała trójka odetchnęła z ulgą. Edward, pomagając Lianie uporządkować narzędzia, powiedział z uśmiechem: — No, myślę, że jeszcze dziesięć minut i nasza dzielna dziewczyna nie będzie już czuła najmniejszego bólu. — Już ja dobrze wiem, jak długo trzeba czekać, aż zastrzyk zacznie działać! Proszę, niech pan zawoła Eddiego, żeby tu przyszedł. On potrafi tak śmiesznie opowiadać. — No, proszę! Mój syn pokazał się zatem od najlepszej strony — zaśmiał się Edward, podszedł do przejścia wiodącego do kuchni, odsunął kotarę i zawołał Eddiego, który natychmiast się pojawił, niosąc przed sobą tacę pełną smakołyków. — Oho... czyżbyś zdecydował się zmienić zawód? — O nie, gospodyni jednak smacznie sobie śpi, a gospodarz odgrzewa rosół... Państwo pozwolą — kelner Leopold z „Białej Róży". Bardzo proszę, szanowna pani, czym mogę służyć? — Udawał kelnera tak dobrze, że Renata nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Śmiała się tak serdecznie, że Liana spojrzała na nią ze szczerym zdziwieniem. Nie odezwała się jednak ani słowem, jedynie uśmiech pełen ulgi rozpromienił jej zwykle zatroskaną twarz. Chciała pomóc Eddiemu w nakryciu stołu, ten jednak pokręcił odmownie głową. — Na nic się nie przydam? — Bardzo proszę, droga pani, niech pani pozostawi to mojemu synowi. Czy jest jeszcze coś do przyniesienia z samochodu? Może trzeba go gdzieś zaparkować? Chętnie się tym zajmę. Mimo iż jesteśmy zapalonymi wędrowcami i częściej używamy własnych nóg niż samochodów, znam się na nich trochę. Miły uśmiech Edwarda pomógł Lianie pozbyć się zakłopotania i nieśmiałości. Cała ta sytuacja wydawała jej się dość nietypowa, mimo iż zachowanie obu mężczyzn, ich pomoc i żartobliwa rozmowa bardzo ją uspokoiły i cieszyły, zwłaszcza ze względu na Renatę. 20 — Byłoby dobrze zjechać gdzieś na bok. Może jest koło domu jakieś małe podwórko, na którym można by zaparkować wóz. — Zaraz to załatwię. Proszę o kluczyk do samochodu. Po chwili słychać już było, jak zapala silnik i odjeżdża na tylne podwórze. Gdy wrócił, oddał Lianie bez słowa kluczyk, który schowała do kieszeni. Wszyscy czworo zaczęli rozmawiać jak starzy przyjaciele. Edward powiedział, że już jutro muszą maszerować dalej, by jego syn zdążył na czas na rozpoczęcie roku szkolnego w Aargau. — A my musimy jechać do Berna, gdzie mamy się spotkać z moją ciocią. No kochanie, lepiej się już czujesz? — Liana otoczyła ramieniem chudziutkie plecy córki, która skinęła głową z uśmiechem i szybko pocałowała matkę w rękę. — Świetnie, mamusiu! Uważam, że tu jest naprawdę cudownie. — Bardzo mnie to cieszy, kochanie. O, zobacz, nadchodzi gospodarz. Ależ pięknie pachnie to, co niesie! Liana usiadła z Edwardem przy szerokim stole; nie przerywając wesołej pogawędki zabrali się do jedzenia. Jednak gdy Edward zauważył, że jego syn, który nadal odgrywał swoją rolę kelnera, biega dookoła w samych skarpetkach, uderzył go w kolano. — Co to ma znaczyć, mój synu? — Pantofle są przemoczone do suchej nitki. — W tej chwili biegnij na górę i załóż moją drugą parę. Chcesz przyjechać do internatu z nosem czerwonym od kataru? — Nie za bardzo. Tam na każdą chorobę dają trzy łyżki rycyny. Uśmiechnął się do Renaty i pobiegł szybko na górę, gdzie znalazł pantofle ojca, które, jakkolwiek za duże, były bardzo ciepłe. Swoje przemoczone kapcie zaniósł gospodarzowi do kuchni, a ten położył je na piecu, by szybciej wyschły. Zaraz jednak wrócił do Renaty. Biedna, chora dziewczynka obudziła w nim instynkt rycerski, którego nie był dotychczas świadomy. Biedaczka... ładna, młoda i będzie się tak musiała męczyć przez całe życie. Co się stało, że jest teraz taka nieszczęśliwa? Nie chciał jednak pytać. Myślał, że może ojciec już się wszystkiego dowiedział i potem mu o tym opowie. Po posiłku Liana zarządziła, że Renata musi iść do łóżka i z milczącą prośbą w oczach spojrzała na Edwarda, który pośpiesznie skinął twierdząco głową. Natychmiast wstał i powiedział: 21 — Eddie, ty weźmiesz poduszki i koce, pani niech idzie pierwsza, bym mógł naszą młodą damę od razu położyć do łóżka. Nie chciałbym, by przez niepotrzebny wysiłek osłabione zostało działanie zastrzyku. Wszyscy posłuchali jego wskazówek. Renata ponownie z zaufaniem objęła ramieniem szyję Edwarda. Podczas drogi do łóżka gawędzili jak starzy znajomi, jakby znali się nie od paru godzin, lecz od paru lat. Gdy weszli do małego, ale przytulnego i nagrzanego już pokoju, Edward położył dziewczynkę na miękkim łóżku, rozejrzał się wokół, po czym spokojnie zapytał Lianę: — Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? Proszę, niech pani mną rozporządza, jestem do dyspozycji. — Naprawdę bardzo, bardzo panu dziękuję, panie Reddingen. Pomogli już nam panowie tak bardzo, że naprawdę nie wiem, jak się panom odwdzięczę. — Mamo, Eddiemu nie musisz dziękować, on wszystko robi z taką chęcią i radością! Poza tym on jest moim przyjacielem, a między przyjaciółmi nie robi się takich ceregieli z podziękowaniami. — Zgadzam się w stu procentach — dobiegł ich głos Eddiego z kąta pokoju, gdzie układał wszystko, co przyniósł na górę. — Przeobrażę się teraz może z kelnera w pazia i zapytam, czy mogę księżniczce zaśpiewać kołysankę na dobranoc. Mam w repertuarze kilka, które są naprawdę przerażające —¦ zaśmiał się tak strasznie, że można się było naprawdę przestraszyć. — Och, mamusiu, to byłoby naprawdę cudowne! Czy Eddie może z nami posiedzieć, dopóki nie pójdziesz spać? — Jeżeli tylko obieca mi, że nie będzie śpiewał zbyt głośno — Liana przystała na propozycję, szczęśliwa, że jej córka jest tak rozweselona i pełna energii. Nie widziała jej już od dawna w tak radosnym nastroju. — W takim razie i ja poproszę pana Reddingena, by dotrzymał mi jeszcze towarzystwa. Chciałabym zapalić papierosa. — Nic nie sprawiło mi dotąd takiej przyjemności, jak pani propozycja. Chodź, chłopcze, poczekamy na dole, aż panie będą gotowe i zawołają nas do siebie. Jak każdego wieczora od paru lat, Liana żartując i śmiejąc się do córki, przygotowała ją do snu. Umyła ją, uczesała długie, gęste włosy i założyła elegancką koszulę nocną na jej delikatne i piękne mimo 22 upośledzenia ciało. Gdy Renata leżała już wygodnie ułożona na poduszkach, Liana umyła się i uprzątnęła pokój, po czym zapytała z uśmiechem: — No więc jak? Czy może już przyjść twój komiczny rycerz w skarpetkach? — Tak, mamusiu, byłoby mi strasznie miło, gdybyśmy mogli jeszcze trochę porozmawiać. Wiesz przecież, że jeżeli będę zmęczona, to szybciej zasnę. — No dobrze, poproszę więc Eddiego, by mnie zawołał, gdy tylko zaśniesz. — Ucałowała serdecznie Renatę, pogłaskała ją z czułością po gęstych, falujących włosach. — Naprawdę dobrze zrobiłyśmy, decydując się tu na postój. Dalsza podróż mogłaby cię za bardzo zmęczyć. — Strasznie mi się tu podoba, mamusiu. A oni są naprawdę wspaniali, prawda? — Oczywiście! Bardzo, bardzo mili i tacy chętni do pomocy, obydwaj. Gdybyśmy były skazane jedynie na pomoc gospodarza, byłoby nam o wiele trudniej. No, moje dziecko, ja teraz pójdę, a za chwilę przyjdzie do ciebie Eddie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wyślij go po mnie. Matka i córka spojrzały na siebie czule i z miłością, po czym Liana opuściła skromnie urządzony pokój i udała się do jadalni, gdzie znalazła obu Reddingenów. Eddie natychmiast pobiegł do Renaty, która powitała go z radością. Edward umościł w jednym z rogów przyjemny kącik dla Liany i siebie. Staromodna lampa oświetlała tylko ten kąt, pozostawiając resztę sali w półcieniu. Nalał do karafki dobre wino, na twardej ławie ułożył poduszki zebrane z całej sali, tak że Liana mogła wygodnie usiąść. — Wygodnie pani? Przyniosłem trochę czerwonego wina, obawiałem się bowiem, że może pani zmarznąć, jeżeli się pani czegoś nie napije. Maj robi nam w tym roku brzydkie niespodzianki i noce są naprawdę zimne, poza tym ma pani za sobą długą i z pewnością bardzo męczącą podróż. Liana siedziała obok niego, pozwoliła mu zapalić sobie papierosa i po pierwszym zaciągnięciu się odetchnęła z ulgą. — Szczerze powiedziawszy, była to okropna podróż. Jedziemy z Monachium. Ze względu na moją córkę staram się unikać postojów 23 — Eddie, ty weźmiesz poduszki i koce, pani niech idzie pierwsza, bym mógł naszą młodą damę od razu położyć do łóżka. Nie chciałbym, by przez niepotrzebny wysiłek osłabione zostało działanie zastrzyku. Wszyscy posłuchali jego wskazówek. Renata ponownie z zaufaniem objęła ramieniem szyję Edwarda. Podczas drogi do łóżka gawędzili jak starzy znajomi, jakby znali się nie od paru godzin, lecz od paru lat. Gdy weszli do małego, ale przytulnego i nagrzanego już pokoju, Edward położył dziewczynkę na miękkim łóżku, rozejrzał się wokół, po czym spokojnie zapytał Lianę: — Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? Proszę, niech pani mną rozporządza, jestem do dyspozycji. — Naprawdę bardzo, bardzo panu dziękuję, panie Reddingen. Pomogli już nam panowie tak bardzo, że naprawdę nie wiem, jak się panom odwdzięczę. — Mamo, Eddiemu nie musisz dziękować, on wszystko robi z taką chęcią i radością! Poza tym on jest moim przyjacielem, a między przyjaciółmi nie robi się takich ceregieli z podziękowaniami. — Zgadzam się w stu procentach — dobiegł ich głos Eddiego z kąta pokoju, gdzie układał wszystko, co przyniósł na górę. — Przeobrażę się teraz może z kelnera w pazia i zapytam, czy mogę księżniczce zaśpiewać kołysankę na dobranoc. Mam w repertuarze kilka, które są naprawdę przerażające —' zaśmiał się tak strasznie, że można się było naprawdę przestraszyć. — Och, mamusiu, to byłoby naprawdę cudowne! Czy Eddie może z nami posiedzieć, dopóki nie pójdziesz spać? — Jeżeli tylko obieca mi, że nie będzie śpiewał zbyt głośno — Liana przystała na propozycję, szczęśliwa, że jej córka jest tak rozweselona i pełna energii. Nie widziała jej już od dawna w tak radosnym nastroju. — W takim razie i ja poproszę pana Reddingena, by dotrzymał mi jeszcze towarzystwa. Chciałabym zapalić papierosa. — Nic nie sprawiło mi dotąd takiej przyjemności, jak pani propozycja. Chodź, chłopcze, poczekamy na dole, aż panie będą gotowe i zawołają nas do siebie. Jak każdego wieczora od paru lat, Liana żartując i śmiejąc się do córki, przygotowała ją do snu. Umyła ją, uczesała długie, gęste włosy i założyła elegancką koszulę nocną na jej delikatne i piękne mimo 22 upośledzenia ciało. Gdy Renata leżała już wygodnie ułożona na poduszkach, Liana umyła się i uprzątnęła pokój, po czym zapytała z uśmiechem: — No więc jak? Czy może już przyjść twój komiczny rycerz w skarpetkach? — Tak, mamusiu, byłoby mi strasznie miło, gdybyśmy mogli jeszcze trochę porozmawiać. Wiesz przecież, że jeżeli będę zmęczona, to szybciej zasnę. — No dobrze, poproszę więc Eddiego, by mnie zawołał, gdy tylko zaśniesz. — Ucałowała serdecznie Renatę, pogłaskała ją z czułością po gęstych, falujących włosach. — Naprawdę dobrze zrobiłyśmy, decydując się tu na postój. Dalsza podróż mogłaby cię za bardzo zmęczyć. — Strasznie mi się tu podoba, mamusiu. A oni są naprawdę wspaniali, prawda? — Oczywiście! Bardzo, bardzo mili i tacy chętni do pomocy, obydwaj. Gdybyśmy były skazane jedynie na pomoc gospodarza, byłoby nam o wiele trudniej. No, moje dziecko, ja teraz pójdę, a za chwilę przyjdzie do ciebie Eddie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wyślij go po mnie. Matka i córka spojrzały na siebie czule i z miłością, po czym Liana opuściła skromnie urządzony pokój i udała się do jadalni, gdzie znalazła obu Reddingenów. Eddie natychmiast pobiegł do Renaty, która powitała go z radością. Edward umościł w jednym z rogów przyjemny kącik dla Liany i siebie. Staromodna lampa oświetlała tylko ten kąt, pozostawiając resztę sali w półcieniu. Nalał do karafki dobre wino, na twardej ławie ułożył poduszki zebrane z całej sali, tak że Liana mogła wygodnie usiąść. — Wygodnie pani? Przyniosłem trochę czerwonego wina, obawiałem się bowiem, że może pani zmarznąć, jeżeli się pani czegoś nie napije. Maj robi nam w tym roku brzydkie niespodzianki i noce są naprawdę zimne, poza tym ma pani za sobą długą i z pewnością bardzo męczącą podróż. Liana siedziała obok niego, pozwoliła mu zapalić sobie papierosa i po pierwszym zaciągnięciu się odetchnęła z ulgą. — Szczerze powiedziawszy, była to okropna podróż. Jedziemy z Monachium. Ze względu na moją córkę staram się unikać postojów 23 w obcym otoczeniu. Dzisiaj jednak nie pozostało nam nic innego i nie żałuję, że się tu zatrzymałyśmy. Chciałam panu jeszcze raz z całego serca podziękować za pomoc. Wyciągnęła do niego rękę, którą ujął i serdecznie uścisnął. Pokiwał posiwiałą głową i wyjaśnił: — Nie chcę nawet o tym słyszeć! Obydwaj, Eddie i ja, powinniśmy dziękować, że poznaliśmy tak wspaniałe kobiety. Nie chcę być nietaktowny, stwierdzam jednak, że takie podróże, w których odgrywa pani rolę matki, kierowcy i pielęgniarki, muszą być strasznie męczące. — Przyzwyczaiłyśmy się już do tego, gdyż mój zawód jest nieodłącznie związany z wieloma wyjazdami. Rzadko i niechętnie rozstaję się z Renatą, wolę już męczyć się w niewygodach. Mam tylko dwoje bliskich mi ludzi — Renatę i moją ukochaną ciotkę. Między nimi toczy się całe moje życie. Nie mogę powiedzieć, że jest ono biedne czy nadmiernie przepełnione troskami; jesteśmy z ciocią we wspaniałych stosunkach. To właśnie ją poprosiłam... wtedy... o pracę. Widział pan mój samochód i z pewnością może pan sądzić... — Jak do tej pory znałem tylko jedną kobietę, która całe swoje serce, rozum i możliwości poświęciła dziecku. I to właśnie mnie w pani wzruszyło. W pewnym stopniu znajduję się w podobnej sytuacji. I ja mam tylko jednego bliskiego mi człowieka na tym śmiesznym świecie, od kiedy opuściła mnie moja biedna żona. Tą osobą jest mój syn, dla którego żyję, pracuję, marzę i snuję plany. — Jak słyszałam, Eddie chodzi do szkoły z internatem? Edward opisał jej słynny internat dla chłopców, po czym ciągnął: — Niestety, nie jestem w stanie stworzyć prawdziwego domu dla mojego syna. Muszę zarabiać na jego wykształcenie, a ponieważ w moich młodzieńczych latach byłem rozpieszczonym synem dobrze sytuowanych rodziców, muszę wykonywać zawód z tak niewielką ilością wiedzy, jaką posiadam. Jestem... pewnie będzie się pani śmiać... jestem recepcjonistą w jednym z hoteli, zarabiam nie najgorzej i dzielę to na potrzeby syna i moje, nie zostało mi bowiem nic z majątku rodziców. — Z pewnością nie będę się śmiała z tego, co mi pan powiedział. Podziwiam pana nastawienie do życia. Zawód, jaki wykonujemy, nie jest przecież ważny, jeżeli daje finansową niezależność i pozwala nam być z ukochanymi ludźmi, których podarował nam los. W każdym razie 24 muszę panu powiedzieć, że pana syn wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Dowodem tego jest to, że pozwoliłam mu spędzić z Renatą tę godzinkę. — Niech pani nie sądzi, że jestem zapatrzonym w syna ojcem, niemniej uważam, że Eddie jest naprawdę świetnym chłopcem, jestem o tym przekonany. Jest nad wyraz uczciwym, młodym lordem, jeżeli mogę tak powiedzieć. I nie jest to bynajmniej wyssane z palca określenie; moja matka pochodziła z jednego z najlepszych rodów angielskich. — To naprawdę ciekawe! Kilkakrotnie odniosłam wrażenie, że jesteście Anglikami. — Jestem Szwajcarem, chociaż urodzonym niedaleko niemieckiej granicy. Rodzina mojego ojca w.ywodzi się z francuskiej porewolucyjnej emigracji. — To już jest prawie wykład z historii. Ja natomiast pochodzę z Berlina, jednak z powodu wojny i jej następstw przeniosłam się do Bawarii. Edward zwlekał nieco z zadaniem następnego pytania. — Czy żyje pani tam ze swoim mężem? Liana podniosła się nieco i powiedziała twardo i zimno: — Nie mam już męża. — Przepraszam, jeżeli byłem nietaktowny. — Przez chwilę panowało milczenie, potem Edward dodał: — Żal mi pani córki, że wyrasta bez ojca... Nie wiem, jak powinienem sformułować moje myśli. Obrzucił siedzącą obok kobietę krótkim spojrzeniem i dostrzegł z przerażeniem, jak zmieniła się jej piękna twarz. Była nieporuszona, zastygła w wyrazie pogardy. — Renata zawdzięcza ojcu, że jest sparaliżowana. Chce pan jej szczęścia, niech pan jej życzy, by mogła żyć bez takiego ojca. — Niech mi pani wybaczy. Zauważyłem, że sprawjłem pani ból moim niepotrzebnym pytaniem. Niech pani pozwoli, żebyśmy zmienili temat rozmowy. Chce pani zatem jutro jechać do Berna? — Czeka tam na nas moja ciocia.. Edward spojrzał przed siebie z uśmiechem i nie patrząc na nią wyjaśnił: — Hotel, o którym pani mówiłem, znajduje się właśnie w Bernie. Czy los podaruje nam zatem kolejne spotkanie? 25 — Czy muszę pana zapewniać, że mnie, a z pewnością i Renatę bardzo ucieszy kolejne spotkanie z panem? — potem podała mu nazwę hotelu, w którym zamierzała się zatrzymać, a on z wesołym uśmiechem pogładził blat stołu. — A więc to ja będę tym, który postara się, by wasz pobyt w Bernie był jak najbardziej wygodny. Muszę jednak pochwalić nasz hotel. Nie jest to co prawda „Grand Hotel", niemniej jednak posiada własny styl i długoletnią tradycję. — Dołożywszy do tego jeszcze pańskie starania, spodziewam się, że będzie to naprawdę miły pobyt, o ile oczywiście nie będę miała żadnych komplikacji związanych z Renatą, czego nigdy, niestety, nie mogę przewidzieć. Jest tak dzielną dziewczynką, że dopiero w ostateczności przyznaje się, że odczuwa bóle. — Znam taki sposób zachowania. Moja żona czyniła podobnie. Znosiła swe cierpienia z nieprawdopodobną wprost cierpliwością i mimo bólu zawsze starała się być radosna i czuła dla mnie i naszego syna. Edward zapalił Lianie kolejnego papierosa, po czym zapytał uśmiechając się znacząco: — To co prawda nie moja sprawa... czy jednak nie pali pani za dużo? — Przedtem nie paliłam. Dopiero... no cóż, dopiero od kiedy mam tyle zmartwień z Renatą. Ciocia Helena strasznie psioczy na to moje palenie. — Ciocia Helena? Powiedziała mi też pani, że pani ciocia mieszka w Essen? Koniecznie muszę panią zapytać o jej nazwisko. — Był w widoczny sposób poruszony. Liana spojrzała na niego ze zdziwieniem, odpowiedziała jednak spokojnie: — Jest znanym przedsiębiorcą przemysłowym, nazywa się Helena Schluter. Mimo swoich siedemdziesięciu lat zarządza ogromnymi zakładami Schliitera. Ale dlaczego przygląda mi się pan z takim uśmiechem? — Liana poczuła się trochę niepewnie. Spokojnym ruchem położył rękę na jej delikatnej dłoni i cicho, jakby chciał nadać większe znaczenie swoim słowom, wyjaśnił jej: — Droga pani Burgmann, dobry pan Bóg zgotował nam niewątpliwie miłą niespodziankę: pani ciocia Helena jest również moją ciocią 26 Heleną. Krótko mówiąc jest ona kuzynką mojej zmarłej matki — więzy pokrewieństwa, które sięgają aż do dalekiej Anglii. I co pani na to? Zmieszana tonem prawdziwej radości, jaka brzmiała w jego słowach, zmieszana uściskiem jego dłoni, spojrzała na niego niepewnie. — Czyżby świat był rzeczywiście aż tak mały? Właśnie tu, w tym oddalonym od świata schronisku, spotykają się krewni, którzy nie mieli pojęcia o istniejącym między nimi pokrewieństwie! Daleko od autostrady — na drodze, którą zmuszona byłam pojechać tylko z powodu objazdu, spotykam pana i rozmawiamy o naszej cioci Helenie Schluter. — A ile dobrego można powiedzieć o cioci Helenie! Wspaniała, pełna życia kobieta, do której czuję tyle szacunku. Powiedziała pani jednak, że nie wiedziała nawet o moim istnieniu. Chciałbym się jednak dowiedzieć, czy może ciocia mimochodem kiedyś o nas wspomniała. Czy mogę panią o wszystko wypytać, nie wydając się przy tym nietaktowny? — Oczywiście, teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. Wiedziałam od cioci Heleny o panu i pańskim synu; jak sobie przypominam, wspomniała, że jest pan angielskim spadkobiercą, oczekuje pana tytuł i majątek ziemski. Zgadza się, czy coś pokręciłam? — I tak, i nie. Fakty są takie, że mam prawo do spadku, w rzeczywistości jednak nigdy go nie obejmę. To nie dla mnie. Trzymam jednak otwarte drzwi dla mego syna. Gdy dorośnie zdecyduje, czego chce. — Wydaje mi się, że ciocia opowiadała też coś o jeszcze jednym spadkobiercy; miał to być niesamowicie przystojny mężczyzna... — Tak, zgadza się. Edward Hunterlay-Sandringhajl może zostać spadkobiercą po moim synu. Rzeczywiście jest niesamowicie przystojnym mężczyzną, ale, moim zdaniem, bardzo nieprzyjemnym typem. Nazywają go wszędzie przystojnym lordem Hunterlay lub też lordem w cylindrze, z powodu noszonego przez niego nakrycia głowy. Dzięki Bogu spotykamy się bardzo rzadko. Zresztą i on odwzajemnia antypatię, którą do niego czuję. Akurat dzisiaj wieczorem tłumaczyłem, jak to jest z pięcioma Edwardami Hunterlay. Edward, pierwszy w tej rodzinie, zmarł przed paru laty, drugi Edward żyje w Hunterlay, samotny, zgorzkniały, ale nieskończenie bogaty. Trzecim Edwardem 27 jestem ja sam, czwartym mój syn Eddie, a ostatnim, przynajmniej jak do tej pory, a więc piątym Edwardem jest właśnie piękny lord Hunterlay. Zamknijmy jednak ten temat, nie jest przecież zbyt interesujący... O wiele bardziej interesuje mnie, jak można by zbadać, jaki stopień pokrewieństwa łączy panią i mnie dzięki naszej wspólnej cioci Helenie. — Moje pokrewieństwo z ciocią Heleną nie jest żadną tajemnicą. Mój ojciec był siostrzeńcem cioci, ona jest więc dla mnie najpraw-/ dziwszą cioteczną babką. Żeby to lepiej wytłumaczyć: gdy po tym, co się stało, znalazłam się w sytuacji, w której zmuszona byłam zarabiać na utrzymanie, ciocia Helena natychmiast przyjęła mnie do pracy w swoim zakładzie i stałam się dla niej niejako ministrem spraw zagranicznych. — Wspaniała ciocia Helena! Ucałuję jej ręce ze szczególnym szacunkiem. Przypuszczam też, że pani i Renata żyjecie z ciocią Heleną w bardzo bliskich stosunkach? — Przyjęła nas niezwłocznie do swojej willi. Na pewno zna pan ten przepiękny i przestronny dom? — Ostatni raz byłem tam przed czterema laty — spojrzał na nią — nie było jednak wtedy mowy o pani. — Pod koniec tego roku miną trzy lata, jak pracuję u cioci Heleny. — A więc, jak mi pani wyjaśniła, Renata od trzech lat jest w takiej sytuacji. Spotkanie z ciocią Heleną musiało mieć bardzo duże znaczenie w pani życiu? Liana spuściła wzrok. Milcząc pokiwała głową, nie powiedziała jednak ani słowa. — Nie będę już więcej pytał, pani Liano; na pewno jeszcze kiedyś porozmawiamy. Jesteśmy przecież krewnymi, zawsze znajdziemy sposób, by się spotkać. Delikatnie pogłaskał ciepłymi rękami jej skulone plecy. — Poczekam spokojnie na dzień, w którym zdecyduje pani, że chce mi opowiedzieć, jakie straszne wydarzenie okryło cieniem pani życie. Porozmawiajmy zatem o cioci Helenie. Nie wiem niestety nic o tym, że została zameldowana w hotelu „Cztery Pory Roku". Musiało to się stać zaraz po moim wyjeździe na urlop. 28 Liana pogrzebała w torebce i wyjęła z niego telegram, który powoli otwarła. — Wiem dopiero od wczoraj, że właśnie tam nas oczekuje. Proszę, niech pan przeczyta... typowe dla cioci Heleny. Edward przeczytał stosunkowo długi telegram: Skieruj swój samochód na zachód, przejedź przez Lindau w kierunku Berna i przekaż Renatę w moje od dłuższego czasu otwarte ramiona. Już się cieszę, że wkrótce zobaczę Twoją kochaną twarzyczkę i usłyszę Twoje rozsądne propozycje. Ucałuj moją słodką dziewczynkę i przyjeżdżaj jak najszybciej. Starannie złożył kartkę i powiedział ze śmiechem: — Podpis byłby rzeczywiście zbędny. Cała ciocia Helena. Z pewnością oczekują już na panią interesy, gdyż w otoczeniu cioci Heleny zawsze dymią kominy fabryczne! — Możliwe, że postanowienia końcowe należy podpisać w Szwajcarii. Zainteresowania cioci kierują się też na Daleki Wschód i Afrykę. Dzięki Bogu, jednak nie muszę pracować na tamtych terenach i mogę pozostać w kraju, nie rozstając się z moją małą, dając jej tym samym wsparcie duchowe, — zakończyła ze słodkim uśmiechem. Po chwili impulsywnie wyciągnęła do niego rękę. — W każdym bądź razie szczerze się cieszę z naszej znajomości. Wydaje mi się, iż fakt, że to właśnie pan i Eddie pomogliście nam tak serdecznie, ma jakieś ukryte znaczenie. Teraz jednak muszę zatroszczyć się o Renatę. Pana syn na pewno też już będzie zmęczony, a młodzi ludzie powinni się przecież porządnie wysypiać. Nawet jeżeli Edward żałował, że rozmowa z tą jakże miłą kobietą ma się już ku końcowi, poddał się, chcąc pozwolić wreszcie Lianie i Renacie na wypoczynek. Gdy się podnieśli, jeszcze raz ujął jej ręce i spojrzał na nią poważnie, lecz zarazem prosząco. — Pani Liano, obieca mi pani, że jutro rano jeszcze raz się zobaczymy? — Obiecuję to panu z całą przyjemnością. Po pierwsze: chciałam jeszcze raz złożyć panu podziękowania, szlachetny rycerzu, a po drugie: ' 29 w końcu trzeba mieć choć odrobinę zmysłu rodzinnego, jak sądzę. Dokąd prowadzi pana jutrzejsza droga? — Oczywiście w kierunku Zurychu, gdzie musimy się rozstać z Eddiem. On pojedzie pociągiem do Aargau, a ja do Berna. Nie możemy, niestety, udawać, że nie słyszymy, jak bardzo wzywają nas obowiązki. W zamyśleniu potarła swój śliczny nos. — Kuzynie Edwardzie, nie za bardzo podoba mi się ten pomysł. Co by pan powiedział na propozycję, żebyśmy jutro rano razem pojechali do Zurychu? Potem rozsądniej będzie, jeżeli stamtąd pojedzie pan dalej sam. Spojrzała na niego z uśmiechem, a on nie odpowiedział; pocałował jedynie jej dłoń i poprowadził troskliwie na górę po niezbyt dobrze oświetlonych schodach. Stamtąd krzyknął jeszcze do gospodarza, który właśnie stanął w kuchennych drzwiach: — Dobranoc, panie gospodarzu, wszystkie pana owieczki udały się już na spoczynek. Jutro poprosimy jeszcze o wspaniałe śniadanie i wtedy na pewno już nigdy nie zapomnimy o „Złotym Kogucie". — Pozostaje mi tylko się cieszyć, że czujecie się państwo tutaj tak dobrze. Życzę dobrej nocy. Nie pozwolę zostać kogutowi na noc w stajni, bo wszystkich pobudzi wcześnie rano, a lepiej niech się mała chora panienka wyśpi. — Och, nigdy panu tego nie zapomnę, bardzo jestem wdzięczna, panie gospodarzu — dodała Liana, po czym otwarła drzwi do swojego pokoju i pokiwała Edwardowi, dając mu znak, by cicho podszedł do drzwi. W pokoju, oświetlonym małą nocną lampką, dostrzec można było Renatę, leżącą trochę na boku na stosie wygodnych poduszek. Jej rękę obejmował Eddie, który leżał w połowie na brzegu łóżka, w połowie wisiał w powietrzu. Oboje spali jak zabici. Liana jeszcze raz cicho zamknęła drzwi, odwróciła się do Edwarda, położyła rękę na jego ramieniu i szepnęła: — I za to serdeczne dzięki, drogi kuzynie. Po wyrazie spokoju, jaki widzę na twarzy Renaty, można poznać, że przeżyli ze sobą bardzo miłą godzinkę. 30 — Mój Eddie jest doprawdy wspaniałym kawalerem! Zasypia, trzymając dłoń swej damy! Muszę go jednak usprawiedliwić: zrobiliśmy dzisiaj naprawdę dużo kilometrów. — Niech pan nie przeprasza! Wszystko blednie wobec mojej i Renaty wdzięczności. Jednak jak przeniesiemy tego młodego mężczyznę do łóżka? — O ile znam sen mojego syna, pomógłby tu chyba jedynie kubeł zimnej wody. Gdyby był tak delikatny jak jego młoda dama, przeniósłbym go po prostu do jego łóżka, a ponieważ tak nie jest, to muszę go jednak obudzić. Obydwoje weszli do pokoju i jeszcze przez chwilę przyglądali się pięknej scenie. Dla Renaty i Eddiego była to naprawdę wesoła godzina. Opowiedział wszystkie żarty i dykteryjki, jakie tylko przychodziły mu do głowy, a i Renata znała kilka zabawnych historyjek. Obydwoje śmiali się z nich do rozpuku. Potem Eddie pokazał jej parę sztuczek, których się kiedyś nauczył, zrobił z chusteczki mysz, która biegała po pościeli, a z kawałka nici wyczarowywał tak niesamowite rzeczy, że czuł się prawdziwie z siebie dumny, słysząc szczery śmiech Renaty. Gdy w zabawie odkrywała się, troskliwie okrywał ją kocami i upominał poważnie: — Masz leżeć spokojnie! Tak kazała twoja mama i dopilnuję, żeby tak się stało. — Brrr... ale jak mam -spokojnie leżeć, kiedy jest tak wesoło?! Wiesz, Eddie, rzadko mi się zdarza cieszyć się jak dzisiaj. Z mamą jest mi naprawdę bosko, ona ma jednak tyle pracy i bardzo często przez cały dzień zostaję sama. Nic jej jednak nie mów, bo będzie jej przykro i zacznie się zapracowywać jeszcze bardziej, chcąc wygospodarować dla mnie dodatkową, wolną godzinę. — Macie kogoś w domu? — Masz na myśli pomoc domową? O rany, po willi cioci Heleny przemyka cała masa służących. Mieszkamy bowiem u cioci Heleny. Ze służącymi nie można jednak się pośmiać ani pożartować. Wszystkie służące są już stare, służący też nie jest już młody. Są dla nas bardzo mili, ale nie mają dla mnie zbyt dużo czasu. Ciocia Helena też zresztą nie. Mama jest zatrudniona w zakładzie cioci Heleny od kiedy... hmm, od kiedy jesteśmy we dwie. Przedtem mama była w domu, teraz jednak chce 32 pracować, żeby nie czuć się całkowicie uzależniona od cioci Heleny, choć ona jest naprawdę wspaniała. — Wspaniałe jest też, że możesz być ze swoją mamą. Ja też jestem jak wariat przywiązany do mojego ojca. Bez niego ten świat byłby naprawdę okropny. Miesiące w internacie wydają mi się mieć nie trzydzieści, lecz sześćdziesiąt dni. Muszę się tam uczyć masy bzdur, jak ci już zresztą powiedziałem. — Skoro jednak nie masz mamy, nie może być chyba inaczej. Co robi twój ojciec, jaki ma zawód? — Bardzo śmieszny. Czy wiesz, kto to jest witacz? — Nie mam najmniejszego pojęcia, musisz mi to wytłumaczyć. — A więc jest to ktoś taki, kto w hotelu wita gości, niezależnie od tego, w jakim mówią języku. Mój tata mówi biegle po angielsku, francusku, włosku i hiszpańsku. Tak jak ja z tobą teraz rozmawiam, on mógłby to robić w każdym z tych języków. — Cudownie! Mieszkanie i życie na stałe w hotelu musi .być strasznie interesujące. — No cóż, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Tata nie ma wcale prywatnego życia. Do swojej dyspozycji ma jedynie skromny pokoik. Ale też i nie potrzebuje niczego więcej; cały dzień musi stać w recepcji i być do dyspozycji gości. Tata nie uczył się tego zawodu od dzieciństwa, jak to zwykle bywa. Początkowo został zatrudniony jako tłumacz. Ale ponieważ ma głowę nie od parady, po niedługim czasie orientował się w innych sprawach. Teraz szef nie chce go już puścić, bo tata tak dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Ale robi też inne rzeczy. Gdy tylko znajdzie chwilę wolnego czasu, robi tłumaczenia dla wydawnictwa szwajcarskiego. — Niesamowite! Twój tata ma zatem niespożytą energię! O rany, strasznie go podziwiam. — Ja też, możesz mi wierzyć. Nigdy nie słyszałem, by tata się skarżył, że jest niezadowolony lub że ma za dużo pracy. Jest zawsze uśmiechnięty, przyjazny i bardzo serdeczny. Tylko ze mną jest naprawdę szczęśliwy przez te parę wakacyjnych dni, a ja czuję się naprawdę wspaniale w jego obecności. Cieszę się, gdy możemy być razem. — Tak jak i ja z mamą... Jak sądzisz, jestem dla mamy dużym ciężarem? 3 Piękny lord Hunterlay 33 Eddie spojrzał poważnie w oczy młodej dziewczyny i szybko przełknął ślinę nie chcąc, by po jego głosie poznała, jak bardzo wzruszyły go jej słowa. — Ale też głupoty wygadujesz! Jak taki wróbel jak ty mógłby być dla kogoś ciężarem?- — No cóż... Muszę być noszona albo wożona w wózku. Zawsze trzeba o mnie myśleć. W podróży i w domu. W willi cioci Heleny dostałyśmy z mamą trzy wspaniałe pokoje na parterze, bym mogła samodzielnie wjeżdżać moim wózkim z ogrodu do pokoju. Gdy jednak jesteśmy w drodze, mama musi zawsze sprawdzać windy i szerokość drzwi w pokojach. Jestem dla niej utrapieniem Bożym — po smukłym policzku Renaty stoczyła się łza. Eddie złapał ją mocno za delikatne ręce i przycisnął je do serca, po czym mruknął szorstko: — Głupoty opowiadasz! Na pewno nie sprawiasz swojej mamie kłopotu. To, co dla ciebie robi, daje jej na pewno dużą przyjemność. Powiedz mi... od jak dawna jesteś tak chora? — Już od ponad trzech lat — padła cicha odpowiedź. — Nie chciałabyś mi opowiedzieć, jak do tego doszło? Nie chciałbym jednak być nietaktowny. — Część mogę ci opowiedzieć; myślę, że jesteśmy przyjaciółmi, chociaż poznaliśmy się dzisiejszego wieczoru i minęło zaledwie parę godzin. Nie zdradzaj jednak mamusi, że ci o tym powiedziałam, nie życzyłaby sobie tego. Nie wiem dlaczego, ale opowiem ci jednak, co się stało. Po chwili milczenia zaczęła opowiadać swoją smutną historię, z której Eddie dowiedział się, że pewnego dnia ojciec Renaty chciał uderzyć jej matkę; brutalnie się na nią rzucił, tak że spadła ze schodów. Renata, która we wszystkim brała udział, krzyknęła przerażona. Nie wiedząc, co stało się z ukochaną mamą, chciała za nią pobiec, ale opanowany złością ojciec, nie kontrolujący swych czynów i nie panujący nad sobą, złapał ją i z przerażającą gwałtownością odtrącił na bok, tak że uderzyła plecami w kant stołu, po czym zemdlała i nie wiedziała, co się dalej stało. Gdy odzyskała świadomość, poczuła, że ciągle jeszcze żyje, a mama klęczała koło niej i płacząc głaskała ją i całowała. Od tego jednak dnia nie mogła poruszać nogami i była tak samo bezradna, jak dzisiaj. 34 Gdy skończyła, Eddie milczał przez chwilę i tylko głaskał jej śliczne ręce, jak gdyby chciał jej w ten sposób jakoś pomóc. Co powinien powiedzieć? Nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo jest wzruszony, po chwili jednak zapytał trochę gburowatym głosem: — Czy twoja mama nie spoliczkowała ojca, gdy zobaczyła, jak z tobą postąpił? — Gdy się ocknęłam, ojca już nie było. Więcej go nie widziałyśmy. Dzięki Bogu. — Czy twoja mama rozwiodła się z nim? — Niestety nie, bo nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Gdy wróciłam z kliniki chirurgicznej, próbowano na mnie wszystkich zabiegów, niestety nadaremnie. Mamusia powiedziała, że jedziemy do cioci Heleny i zostaniemy u niej na zawsze. Bardzo się cieszyłam... W domu cały czas się bałam, że tata mógłby niespodziewanie wrócić. — Lekarze nie potrafili ci pomóc? — Nie, żaden z nich nie wiedział, co zrobić. Mama zwracała się do różnych, nawet bardzo znanych lekarzy, ale zawsze słyszała to samo: uważają, że nie jest wykluczone, iż pewnego dnia mój stan się poprawi i że operacja byłaby bezcelowa. Pewien miły, stary profesor twierdził nawet, że moja choroba ma podłoże nerwowe. No cóż, to mi jednak niewiele pomogło. Nie mogłam też opowiedzieć lekarzom, co się właściwie stało. A potem to już nawet nie chciałam chodzić do lekarzy. Najpierw miałam wielką nadzieję... a potem i tak nic z tego nie wychodziło. Muszę się z tym jednak pogodzić, chociaż niejeden raz, gdy byłam pewna, że mama nie widzi, popłakałam się z żalu. Potrafisz to zrozumieć, prawda? — Oczywiście, Renato, doskonale cię rozumiem. Dobry panie Boże! Przecież musi istnieć jakiś sposób, w który można by ci pomóc! Cały czas myślę o tym śmiesznym zdaniu naszego starego profesora biologii: „Ból jest oznaką życia, jeśli coś boli, to znaczy, że żyje". — Eddie pochylił się, oparł łokcie o łóżko i skrył twarz w dłoniach. — Dokładnie to sobie wtedy przemyślałem. Bądź spokojna, teraz masz mnie i zobaczymy, co będzie dalej. W każdym razie będziemy do siebie pisać. Co tydzień gruby list. Obiecujesz? — Słowo honoru... z chęcią. Umiem pisać na maszynie. A ty? 35 — Strasznie bazgrzę, ale ojciec twierdzi, że jak odwróci się mój list do góry nogami, w razie prawdziwej potrzeby i przy ogromnym wysiłku można się czegoś doczytać. — Więc gdybym czegoś nie mogła odczytać, odeślę ci list z powrotem i będziesz mi musiał jeszcze raz czytelnie napisać nie rozszyfrowane przeze mnie słowa z boku. Gdzie właściwie znajduje się twój internat? Eddie wyjął ze swojej saszetki mapę Szwajcarii i pokazał jej okolice Aargau, potem Berno, do którego jechała z mamą i gdzie pracował jego ojciec. — Leżą niedaleko, o jeden koci skok, a ty jesteś przecież takim małym kociakiem. — A jeżeli nim nie jestem? — zapytała ze śmiechem. — To będziesz się musiała siedem razy przesiadać, jak to jest w zwyczaju w dobrej, starej Szwajcarii. Jak mały, niespokojny ptaszek pokręciła się na poduszkach i spojrzała na niego z uśmiechem. — Opowiedz coś jeszcze. Tak miło cię słuchać. — Może jakąś bajkę, co? — zapytał, gotów spełnić wszystkie jej prośby, wydawała mu się bowiem taka słodka i godna współczucia. — Ooo, może o złym wilku, który zjadł biednego Czerwonego Kapturka? — wykrzywiła twarz w okropnym grymasie. Potem rozmowa stawała się coraz wolniejsza, Renata mówiła coraz mniej, nie zadawała prawie żadnych pytań, aż w końcu zasnęła. Niedługo potem, przyjrzawszy się delikatnej twarzyczce i z czułością odsunąwszy loki z jej czoła, Eddie również poczuł się zmęczony i osunął się na gruby koc. Obydwoje mocno spali, zjednoczeni obopólnym zaufaniem i wzajemną sympatią. Tak ich znaleźli Liana i Edward. Choć niechętnie, musieli im przeszkodzić w spokojnym śnie. Najpierw Edward podszedł do łóżka i potrząsał silnymi ramionami chłopaka tak długo, aż ten z trudem się rozbudził. Edward wyjaśnił, że ma zachowywać się jak najciszej, by nie obudzić dziewczynki. — Chodź chłopcze, musimy stąd zniknąć! Świetnie się sprawowałeś, zanim mała zasnęła. Teraz jednak i tobie należy się wypoczynek. 36 — Objął ramieniem rozespanego Eddiego, jeszcze raz skinął Lianie na pożegnanie, po czym wraz z synem opuścili pokój. Liana usiadła na brzegu łóżka córki i przypatrywała się ze słodkim, lecz pełnym bólu uśmiechem twarzyczce dziewczynki pogrążonej w głębokim śnie. — Mój biedny, malutki wróbelku, zrobiłabym wszystko z miłości do ciebie, gdybym mogła ci ułatwić i rozjaśnić twe smutne i ciężkie życie. — Pocałowała lekko i ostrożnie rączkę córki. Potem jednak odzyskała równowagę. Jej łzy nie pomogą, musi z całych sił dążyć do tego, by uczynić życie dziecka jak najbardziej znośnym, jeżeli nie może ono być szczęśliwe. To właśnie z troski o nią, strachu o matkę, Renatę spotkał taki los. Zatem i jej życie musi w całości należeć do tej małej dziewczynki, musi spróbować naprawić to, co życie i okrucieństwo innych ludzi wyrządziło Renacie. Jej myśli pobiegły tym torem i powróciły do dzisiejszego spotkania z mężczyzną, który od samego początku wywarł na niej ogromne wrażenie, a który okazał się ostatecznie jej bardzo dalekim krewnym. Od razu wyczuła, że jest dobrym człowiekiem, zwłaszcza po tym, jak odnosił się do jej córki i jak rozmawiał ze swoim synem. Miły był również jego sposób zachowania w stosunku do niej. Jak to dobrze, że w przyszłości będą utrzymywać ze sobą kontakt. W pokoju obok ojciec i syn przeprowadzili jeszcze ze sobą krótką i po części senną, ale jednak ważną rozmowę. Gdy Edward z pewnym wysiłkiem położył do łóżka swego nie całkiem rozbudzonego syna i przykrył go kocem, ze zdziwieniem usłyszał jego niewyraźne mruczenie: — Staruszku... wreszcie wiem, kim chciałbym zostać w przyszłości! Lekarzem, wiesz... chciałbym pomóc tej małej... przecież ona musi wrócić do zdrowia i móc znowu biegać! Ooch, jestem śmiertelnie zmęczony... — No więc w tej chwili śpij, mój chłopcze. Myślę sobie jednak, że ta mała nie może czekać na pomoc aż do tego czasu, gdy ty wreszcie dorośniesz i zdobędziesz niezbędne doświadczenie. Czy udało ci się od niej dowiedzieć, jak to się stało, że jest aż tak bardzo chora? — Edward pochylił się nad synem, by móc zrozumieć jego niewyraźną odpowiedź. 37 — Jej ojciec jest za to odpowiedzialny; wydaje się być potworem. Uderzył jej mamę i spadła ze schodów. Renata to widziała i wtedy ten wyrodny ojciec cisnął ją ze złością w kierunku stołu — i wtedy to się stało. Po tej informacji ojcu nie udało się już nic więcej wydobyć od syna, który w jednej chwili zasnął snem sprawiedliwego. Edward postanowił zatem przygotować się do snu. Nie mógł, niestety, przemyśleć tego, co powiedział mu syn; lepiej myślało mu się, gdy chodził po pokoju tam i z powrotem; dzisiaj już nie chciał robić hałasu. Nie potrafił jednak zasnąć; leżał wyciągnięty, ręce podłożył pod głowę i rozmyślał o wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego wieczora. Cóż za wspaniała kobieta, piękna, urocza i zarazem okryta pancerzem nieufności, tworzącym trudny do pokonania dystans, bez typowej dla kobiet kokieterii, skromna, przyjazna i tak pełna dobroci i miłości dla swego dziecka. Cóż za niezwykły przypadek! Przez ciocię Helenę, którą zawsze obdarzał szczerym uczuciem miłości i szacunku, Liana była jego daleką kuzynką. Tak niewiele brakowało i przejechałaby koło „Złotego Koguta", nawet się nie zatrzymując. Nie doszłoby wtedy do ich spotkania. Los jednak zadecydował inaczej. To, że on i Eddie udzielili jej pomocy, było zrozumiałe samo przez się — nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Co by się stało jednak, gdyby ona lub jej córka okazały się nieprzyjemne i odpychające? No cóż, wtedy wycofaliby się do swego pokoju zaraz po udzieleniu pomocy. Zawsze pozostałby gospodarz, który mógł służyć w razie potrzeby. Ale wtedy cały ten wieczór wyglądałby inaczej. Jednego Edward, był pewien: nigdy nie zapomni tej kobiety. Jego myśli zwróciły się teraz w kierunku cioci Heleny. Co skierowało ją do hotelu, w którym pracował? Dlaczego nie powiadomiła go o swoich planach? Wiedziała przecież, gdzie pracował! A może była to kolejna, szybka, tak dla niej charakterystyczna decyzja, bowiem planowanie nie leżało w charakterze cioci Heleny. Hotel „Cztery Pory Roku" był umiejętnie zarządzanym, ładnie urządzonym hotelem, w którym zamieszkiwało wielu cudzoziemców. Z tego powodu doktor Lebrens, właściciel, zatrudnił Edwarda, biorąc pod uwagę jego znajomość języków. Do hotelu przyjeżdżali przede 38 wszystkim Anglicy, ale także Francuzi i Włosi. Głównym powodem zainteresowania cudzoziemców tym właśnie hotelem były wspaniale urządzone apartamenty stanowiące hobby doktora Lebrensa. Cóż, jeszcze się dowie, co sprowadza ciocię Helenę do Berna. Cieszył się, że spotka ją w hotelu, jednak niezbyt miła była świadomość tego, że ich spotkanie rozpocznie kolejny sezon ciężkiej pracy i rozłąki z synem, czego szczególnie się obawiał. Te kilka wolnych, radosnych wakacyjnych dni znowu bardzo zbliżyło ich ze sobą. Cieszył się na sam widok syna, który tak wspaniale się rozwijał, dzięki czemu mógł mieć nadzieję, że wyrośnie z niego uczciwy, pracowity i dobry człowiek. Zanim jednak do tego dojdzie, musi jeszcze ładnych kilka lat ciężko pracować, by zarobić na wykształcenie Eddiego. Nie pomyślał nawet przez chwilę o prawie nierealnym spadku w północnej Anglii — sprawy te były dla niego zbyt odległe. Wolał stać twardo na ziemi i kierując się zdrowym rozsądkiem, a nie mrzonkami, układać życie swoje i Eddiego. Następnego ranka trudno było stwierdzić, komu pożegnanie sprawiło więcej przykrości i żalu: czy gospodarzowi, który nieczęsto miewał tak miłych gości w swoim położonym na uboczu schronisku, czy też jego gościom, którzy wiedzieli, że nigdy nie zapomną przyjaznej atmosfery, z jaką powitał ich „Złoty Kogut". Śniadanie było po prostu wspaniałe. Gospodyni upiekła wcześnie rano świeże bułeczki, przygotowała kawę, ugotowała świeże, prosto od kury jajka. Nic więc dziwnego, że atmosfera przy tak smacznym śniadaniu była wspaniała. Edward troskliwie zniósł Renatę, którą mama ubrała w najładniejszą sukienkę, by mimo kalectwa wyglądała elegancko. Eddie zniósł koce i poduszki, można więc było posadzić Renatę wygodnie przy stole. Potem mężczyźni umieścili ciężki wózek w samochodzie, walizki włożyli do bagażnika, po chwili dopakowali tam swoje pokaźnie wypchane plecaki, po czym wsiedli do samochodu. Z charakterystycznym dla niego poczuciem taktu, Edward nie zaproponował Lianie, że poprowadzi samochód; wyczuł, że ona woli siedzieć za kierownicą. Przed odjazdem pomachali jeszcze serdecznie przemiłym gospodarzom, po czym Liana odjechała spokojnie i rozważnie, niemniej ze znaczną szybkością, w kierunku autostrady wiodącej do Zurychu. W czasie jazdy prawie ze sobą nie rozmawiali, za to Renata i Eddie 39 ! żartowali jak najęci, nie dopuszczając ich nawet do głosu. W Zurychu Liana chciała zrobić krótką przerwę, by Renata nie zmęczyła się za bardzo. Nabrała już w tym niezwykłej wprawy i zwykle nawet na dworcu udawało jej się uzyskać niezbędną pomoc. Tak też było i w Zurychu. Gdy Renata odpoczęła, zanim umieścili ją z powrotem w samochodzie, nadeszła chwila rozstania. Eddie i Renata ponownie dali sobie słowo honoru, że będą do siebie pisać. Już następnego dnia mieli wysłać pierwszy list, a potem kolejne co tydzień. Eddie musiał walczyć ze wzruszeniem, które nagle go ogarnęło, prztyknął więc tylko małą w nos, zrobił śmieszną minę i zaburczał: — Na pewno będę do ciebie pisał. Gdybym nie miał kiedyś pieniędzy na znaczek, pozwolę sobie wysłać list bez niezbędnej opłaty. — Świetnie... Tylko dotrzymaj słowa! — Uścisnęli sobie ręce serdecznie, jak gdyby nie potrafili się ze sobą rozstać. Liana i Edward stali w brzydkim pomieszczeniu dworcowym przy oknie, przez które nie było widać nic poza brudnymi szybami i przepełnionymi peronami. Stali jednak blisko siebie i nie dostrzegali nikogo i niczego poza sobą. Wymienili jedynie kilka słów. Gdy Edward pochylił się, by ucałować jej ręce w ostatecznym pożegnaniu, Liana powiedziała do niego cicho lecz niezwykle serdecznie: — Jeszcze raz bardzo panu dziękuję, drogi kuzynie. I do szybkiego zobaczenia, najprawdopodobniej jeszcze dzisiejszego wieczoru. W żadnym razie nie będę przesadzać z długością trasy, by nie nadwerężać sił Renaty. Do Berna nie jest jednak już daleko, a i droga jest bardzo wygodna. — Z pewnością będę już na miejscu w chwili pani przybycia. — Miło mi to słyszeć. Czy powie pan cioci Helenie, że się poznaliśmy? — Może najpierw wybadam, co sprowadziło kochaną ciocię do „Czterech Pór Roku". Szerokiej drogi, pani Liano, proszę jechać ostrożnie. Niech pani pomyśli, że na tym świecie znajduje się jeszcze dwóch ludzi, którzy należą do pani całym sercem. — Będę o tym myślała z przyjemnością, drogi kuzynie. Może być pan pewien, że już teraz cieszę się na myśl o ponownym spotkaniu. Potem długo jeszcze patrzyła przez brudne szyby za Edwardem i jego synem, którzy spieszyli się, by Eddie mógł złapać pociąg do 40 Aargau I Edwardowi pozostało już niewiele czasu do odjazdu. Nie mieli więc zbyt dużo czasu na pożegnanie, którego obydwaj tak bardzo się obawiali Objęli się czule, poklepali się po ramionach, wymienili zwykłe: Powodzenia, tato", „Powodzenia, mój chłopcze", „Dziękuję za wspaniałe wakacje, tato", „To ja powinienem ci podziękować, moj synu . Po czym odjechali w przeciwnych kierunkach... Helena Schliiter, postawna, nieco tęga kobieta około siedemdziesiątki, o zdrowej cerze i jasnych, pełnych młodzieńczego blasku i ciekawości oczach, przybyła do hotelu „Cztery Pory Roku" dzień wcześniej, zameldowana przez telefon z „Baur au lac" w Zurychu. Ubrana była jak zwykle w skromną, wełnianą sukienkę w praktycznym szarym odcieniu. Nie nosiła biżuterii, poza dwiema obrączkami i perłowej broszki na kołnierzu sukienki. O tej broszce krążyły plotki, że była tak kosztowna, iż pani Schiilter mogłaby żyć z pieniędzy uzyskanych z jej sprzedaży. Oczywiście była to znaczna przesada, niemniej duża, bez jednej skazy perła z pewnością miała olbrzymią wartość. Pracownicy pani Heleny darzyli ją ogromnym szacunkiem i bardzo ją lubili. Była sprawiedliwa, miała dobre serce i gdy uważała to za słuszne, potrafiła być też niezwykle wspaniałomyślna. Po śmierci męża, którym musiała się opiekować przez długie miesiące jego ciężkiej choroby, nie wiedziała, co ma ze sobą począć. Objęła zatem zarząd zniszczonymi przez wojnę zakładami, podejmowała niezbędne działania, a tam, gdzie nie znalazła odpowiedniej ilości rąk do pracy, pracowała osobiście i przez długie miesiące nie można jej było odróżnić od zwykłego pracownika. Powoli, ale konsekwentnie odbudowała i rozbudowała podupadłe zakłady. Jako ostatnie wybudowała biuro i swoją willę. Do tejpory kierowała całym przedsiębiorstwem, a Bóg pobłogosławił dzieło pracowitej i inteligentnej kobiety. 42 Obecnie była bardzo bogata i posiadała zakłady zaliczające się do tzw, „cudu gospodarczego". Ona jednak do niego nie pasowała, nie stroiła się, jak to było w zwyczaju, w futra z norek, nie zakładała też na swe silne, spracowane ręce niezliczonej ilości pierścionków i innych kosztowności. Nawet przy większych okazjach nie miała zwyczaju ubierać się nazbyt kosztownie. Wszystko u niej było niezwykle skromne, lecz w pewnym sensie miało swoją wartość. Mieszkała w dużej, nieco staromodnej willi zarządzanej przez dwóch służących, którzy orientowali się w pewnych sprawach lepiej od niej. Dlatego też zgadzała się z ich decyzjami. Gdy usłyszała o tragedii swojej siostrzenicy, Liany Burgmann, natychmiast do niej pojechała, zabrała ją i jej biedną córkę i wprowadziła je do swego domu i serca, a Lianę do zakładu, w którym zaoferowała jej pracę. Sądziła", że i ona wiele na tym zyskała, zdała sobie bowiem sprawę, że ma wreszcie powód, by wieczorem, zmęczona po całym dniu pracy, wracać do domu — od teraz była tam mała dziewczynka, która z niecierpliwością jej oczekiwała. Liana szybko zorientowała się w swoich nowych obowiązkach, była pełnomocnikiem do spraw handlowych i Helena nie żałowała, że ją zatrudniła. Ostatnio Helena przebywała służbowo w Anglii i zaplanowała, że odwiedzi swego dalekiego krewnego, starego lorda Hunterlay, mieszkającego w swojej rodowej posiadłości. Była to prawdziwie męcząca podróż, aż do chwili, gdy wypożyczonym samochodem dotarła do surowej, zamglonej okolicy, położonej tuż przy granicy ze Szkocją. Musiała długo czekać przed zamkniętą na głucho bramą prowadzącą do posiadłości Hunterlay, zanim pojawił się stary służący, który nieufnie zaczął ją wypytywać, kim jest i jak tu dotarła, po czym ociągając się otworzył bramę, by mogła wjechać do środka. Z ciekawością rozejrzała się dookoła. Wydawało jej się, że cofnęła się o parę stuleci. Do tej pory spotykała się z kuzynem Hunterlay w Londynie. Z pewną dozą złośliwości stwierdziła, że śmieszny, starszy pan doskonale pasuje do swej posiadłości. Budowla pochodząca z czasów Marii Tudor była rozległa i masywna, stała pośrodku olbrzymiego parku. Setki wieżyczek, narożników, nierówny dach były 43 r dowodem wiecznego dążenia jej mieszkańców do zmian. Każdy z nich coś dobudował lub zmienił i w ten sposób powstało to olbrzymie „coś", co właśnie miała przed sobą. Rozległe łąki były niezwykle zadbane, nie widać jednak było na nich kwiatów, nie było ich widać również w domu, którego mury porastały jedynie pnące winorośle. Olbrzymie drzwi wiodły do długiego holu. Drogocenne dywany, piękne, masywne antyki. Obok wysokiego, sięgającego aż do sufitu kominka znajdowało się ogromne zdjęcie rodzinne. Na końcu korytarza widać było rozchodzące się na prawo i lewo schody wiodące na piętro. Koło kominka i pomiędzy licznymi drzwiami, prowadzącymi do innych pokoi, porozstawiane były świeczniki. Helena, przyzwyczajona do nieco weselszego i bardziej przytulnego domu, zadrżała lekko. Rozglądała się ciekawie dookoła w oczekiwaniu na zaproszenie lorda Hunterlaya. Najpierw powitał ją piękny, lecz bardzo już stary nowofundlandczyk, który z zaufaniem położył ciężką głowę na jej kolanach. Helena pogłaskała go przyjaźnie — lubiła zwierzęta, a one odwzajemniały jej uczucia. Potem zaczęła się niespokojnie przechadzać po długim korytarzu, a pies nie odstępował od jej nóg, jak gdyby chciał pełnić honory domu. Po chwili ukazał się inny stary służący i jeszcze starsza pokojówka, ubrana w skromną wełnianą sukienkę, na której nosiła biały fartuszek. Na głowie miała śmieszną czapeczkę, jaką nosiły pokojówki w poprzednim stuleciu. Pozdrowiła Helenę uprzejmym dygnięciem i Helena nie mogła powstrzymać się od uśmiechu na myśl, co powiedzieliby jej pracownicy, gdyby kazała im się witać w ten staromodny sposób. — Milord oczekuje Mrs. Schliiter w zielonym salonie. Zaraz zostanie podana herbata. Czy mam zarządzić, by rozpakowano walizkę Mrs. Schliiter? — Bardzo chętnie, moja droga! Obawiam się, że będę musiała prosić o możliwość przenocowania tutaj. Proszę, niech pani zatroszczy się również o mojego kierowcę. — Czy Mrs. Schliiter ma jakieś szczególne życzenia co do wyboru pokoju? — Chciałabym mieć wygodne łóżko, łazienkę, o ile to możliwe, a ponieważ jest tu stosunkowo chłodno, miło by mi było, gdyby rozpalono ogień w kominku. To byłoby już wszystko, moja droga. 44 Proszę, niech mi pani jeszcze powie, jak miewa się lord, czy poza nim są w domu i inni goście? — Dzisiaj obecny jest jedynie lord. Poza tym jest tu też jego sekretarz. Gości nie ma żadnych. — Dziękuję, to mi wystarczy. Proszę, niech pani idzie pierwsza i zaprowadzi mnie do zielonego salonu. Ct / pies mógłby iść z nami? — Jego lordowska mość rzadko rozstaje się z Blackym. — Doskonale go rozumiem, niech zatem pójdzie z nami. Podążyła za służącą, która zaprowadziła ją na pierwsze piętro. Podziwiała przy okazji kosztowne rzeczy, które należały do pięknego wyposażenia Hunterlay. Dom był wystarczająco duży, by żyła w nim wygodnie liczna rodzina, a nie tylko jeden samotny człowiek. Ucieszyła ją bardzo serdeczność i radość, z jaką Edward Hunterlay wyszedł jej naprzeciw, opierając się na drewnianej lasce. Jako uprzejmy gospodarz powitał Helenę po niemiecku: — Bardzo się cieszę, że mogę cię znowu zobaczyć, droga Heleno. Jak to miło z twojej strony, że odwiedziłaś mnie w mojej samotni. Serdeczny był również jego uścisk dłoni. Helena poczuła się młoda, o wiele młodsza od tego starego mężczyzny, który przecież był w tym samym wieku co ona. Sprawił to najprawdopodobniej jego wygląd: zmęczona i niepewna postawa i zatrważająca wprost szczupłość. — Znasz mnie przecież, Edwardzie, zawsze coś pcha mnie przed siebie. Jeżeli znajdę jakąkolwiek wymówkę przed samą sobą, jakikolwiek, choćby najmniejszy pretekst, by wybrać się w podróż, robię to bez namysłu. Tak było i tym razem. Byłam służbowo w Londynie i pomyślałam o tobie. Od myśli do czynu niedaleka droga i... oto jestem. Wkrótce usiedli przed kominkiem, w którym buzował wesoło trzaskający ogień. Trzymając w ręku kieliszki z doskonałą sherry pogrążyli się w rozmowie. Ona opowiedziała mu o swoich zakładach, on o życiu w Hunterlay, którego nie opuszczał już od ponad dwóch lat. — Wiesz, Heleno, stare kości nie chcą już mnie słuchać. — Nie żartuj, Edwardzie! Osobiście jeszcze długo nie mam zamiaru uznać się za staruszkę. Co ci dolega? — Sam nie wiem, Heleno. Często napada mnie złe samopoczucie, oprócz tego bóle głowy, reumatyzm, a poza tym wieczna deprymująca samotność wśród bogactwa, które mnie otacza. 45 — Szczerze mówiąc, Edwardzie, nie chciałabym się tu zagrzebać tak jak ty. Tu jest tak ponuro, to miejsce leży tak daleko od świata i od życia. Ja muszę być zawsze otoczona ludźmi. Jedź ze mną, pozwól mi się porwać i uprowadzić... pojedź ze mną do Niemiec. Pokażę ci, do czego doszłam w ciągu ostatnich lat. — To miło z twojej strony, Heleno, ale obawiam się, że nie starczy mi na to sił. Doktor Swifth jest tego samego zdania i zaleca mi spokój. Mój ojciec czuł się w ostatnich latach swojego życia podobnie jak ja teraz, dlatego sądzę, że taki jest mój los i muszę się z tym pogodzić, w pewnym stopniu tak, jak Habsburgowie musieli się pogodzić przez ostatnie wieki z drugim podbródkiem. — Jeżeli mogłabym wybierać, Edwardzie, zdecydowałabym się chyba raczej na drugi podbródek. Czy jednak doktor Smifth jest odpowiednim lekarzem dla ciebie? — Sprowadził go Edward, mój wnuk. , — Piękny lord Hunterlay? Od kiedy to troszczy się aż tak bardzo o swojego dziadka? Ponoć całe swe zainteresowanie przeniósł na Sandringhall, które odziedziczył po matce. — Z twojego tonu można wywnioskować, że nie darzysz go szczególną sympatią? — Odpowiem ci szczerze, jak to zwykle robi Helena Schluter... Nie, nie lubię go, wydaje mi się o wiele za piękny, by być szczerym. — Przecież nie może na to nic poradzić, moja kochana. — Oczywiście masz rację. Ale jak sądzę, powodem mojej antypatii jest nieuchwytny, lecz bardzo niemiły wyraz jego pięknej twarzy. A więc aż tak bardzo martwi się o ciebie? — Gdy tylko usłyszał, że nie najlepiej się czuję, przyjechał do mnie na pewien czas w towarzystwie swojego przyjaciela, tak samo jak wtedy, gdy zachorował mój ojciec. Ja wtedy byłem w trakcie podróży do Indii. Mimo że Edward był wtedy jeszcze taki młody, bardzo troszczył się o mojego ojca, o czym powiadomili mnie potem moi służący. — Nie można zatem wysuwać zbyt pochopnych i daleko idących wniosków na temat innych ludzi — poddała się Helena, mimo iż w głębi ducha miała nieco odmienne zdanie na ten temat. — A gdzie on jest w tej chwili? — Z początkiem wiosny udał się jak zwykle na południe, prosząc mnie uprzednio, bym mu pozwolił wyjechać na kilka tygodni. — No cóż, i na południu pogoda o tej porze roku nie jest o wiele lepsza niż tutaj. Ale Edward wie, czego chce. Jak to się mówi „każde zwierzątko ma swoją przyjemnostkę". Ja jednak ponawiam moją propozycję i bardzo bym się cieszyła, gdyby udało mi się wywabić cię z tego twojego gniazda Tudorów. — Pozostawmy decyzję lekarzowi, zobaczymy, co on na to powie. Gdy przyjedzie następnym razem, zapytam go o to, a potem może pewnego dnia zaskoczę cię moimi odwiedzinami. Przed rokiem pisałaś mi w jednym z twoich, tak rzadkich niestety listów, że jesteś bardzo zadowolona z twojej krewnej, wnuczki twojego brata, Liany, którą przygarnęłaś wraz z jej upośledzonym dzieckiem. Czy i ona pochodzi z naszej rodziny? — O nie, to jest całkiem niemiecka linia, mój drogi, w przeciwieństwie do Edwarda Reddingena i jego syna. To bezpośredni następcy rodu Hunterlay, mimo iż noszą oni szwajcarskie nazwisko. Czy widziałeś w ostatnich latach Edwarda Reddingena, może coś o nim słyszałeś? — Wydaje się, że jest w dość ciężkiej sytuacji, bo otwarcie pisał mi w swoim liście, że nie może sobie w tym roku pozwolić na podróż do Anglii. Najpierw musi się postarać o to, by zapewnić synowi odpowiednie wykształcenie. — Typowy szwajcarski uparciuch! Ale przemawia to też na jego korzyść. Rozmawiałam z Edwardem w zimie, gdy interesy zawiodły mnie do Szwajcarii. Bardzo go szanuję. Żył w całkiem innych warunkach za życia jego rodziców. Ale dla swojego chłopaka, którego czule kocha, nie wahał się przyjąć posady w hotelu, ponieważ, jak mi tłumaczył, w młodości nie zdobył żadnego zawodu, a majątek Reddin-genów przepadł w wyniku działań wojennych. — I to ma być przyszły lord Hunterlay? — Powoli, mój drogi. Edward Reddingen nie chce nawet słyszeć o przejęciu spadku. Nie buduje swej przyszłości na mrzonkach i wie doskonale, że posiadłość Hunterlay przysporzyłaby mu, jako Szwajcarowi, jedynie wiele kłopotów, tym bardziej, że o ile dobrze pamiętam, nie liczy, że otrzyma w spadku coś ponad posiadłość rodową. 46 47 — I ma rację... przejdzie na niego jedynie tytuł i Hunterlay. — Jak praktycznie... a kto zapłaci podatek gruntowy i kto utrzyma tę olbrzymią posiadłość? — Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie znam się dokładnie na wszystkich klauzulach, wiem tylko, że Edward Reddingen ma prawo zrzec się spadku na korzyść syna, a syn ze swojej strony może zrzec się na korzyść Edwarda lorda Hunterlay. — To znaczy na korzyść pięknego lorda Hunterlay, jak pozwolę go sobie nazywać, by nie pomylić go z którymś z innych, tak licznych w tej rodzinie Edwardów. Cóż, w każdym bądź razie, to wszystko jest bardzo zagmatwane i chciałabym wiedzieć, kto sporządził tak śmieszny testament? — Mój ojciec, za namową pięknego lorda Hunterlaya, zwrócił się do dwóch londyńskich notariuszy Bekerleena i Smithsa. Ja sam musiałem się temu podporządkować, bowiem, jak już powiedziałem, byłem w tym czasie w Indiach. — A więc i wtedy piękny lord Hunterlay okazał się niezwykle pomocnym i uczynnym prawnuczkiem? Jak to szlachetnie z jego strony, nie sądzisz? Stary lord spojrzał na nią z namysłem, potem z niecierpliwością machnął ręką, jak gdyby chciał odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli. — Co ma znaczyć twój ton, Heleno? — Nic poza tym, że to wszystko nie bardzo mi się podoba, mój drogi. Powinien się lepiej troszczyć o swoje Sandringhall i swój nieodparty urok, a nie odgrywać roli pocieszyciela chorych. — Sandringhall jest strasznie zadłużone. — No nie, a Hunterlay nie? — Bynajmniej, moja droga. Co ty sobie w ogóle myślisz o Hunter-layach? — odpowiedział na jej żartobliwe pytanie. — Że i oni byli, są i będą jedynie ludźmi. Dlaczego piękny lord nie przejął w tytule nazwy Sandringhall? — Jego tytuł dotyczy oczywiście Sandringhall, niemniej, jak już powiedziałem, nie przynosi ono zbyt dużo powodów do dumy. Już jego ojciec obciążył je długami, a Edward nic nie robi w kierunku poprawienia sytuacji materialnej, wręcz przeciwnie. 48 Po krótkiej przerwie, paląc w zamyśleniu papierosa, Helena zapytała niby mimochodem: — On obejmie ten spadek dopiero po śmierci syna Edwarda Reddingena? — Oczywiście... dopiero po jego śmierci, nie wcześniej. Tak życzył sobie mój ojciec, kierując się gorącą prośbą swojej zmarłej matki, która żyła w bliskich stosunkach z rodziną w Niemczech. Daisy Reddingen była jej najbardziej ukochaną wnuczką. — Coraz bardziej wydaje mi się, że niełatwo zrozumieć nasze stosunki rodzinne i wzajemne powiązania; są takie zagmatwane. Gdybym nie miała przy sobie liczydła, nigdy nie udałoby mi się poukładać w prawidłowej kolejności wszystkich Hunterlayów, Schlute-rów, Reddingenów i Bóg wie kogo jeszcze. No, ale zostawmy już ten temat, porozmawiajmy trochę o polityce." Dobrze się w niej orientowałeś, gdy po latach wojny, w czasie której dzielnie walczyłeś, wkroczyłeś za kulisy wielkiej polityki, pozostając jednak w cieniu dobrego, grubego Churchilla. — W ten sposób skierowała myśli Edwarda na inne tory, co sprawiło, że i przy obiedzie panowała pogodna i przyjemna atmosfera. Wieczorem, w towarzystwie starej pokojówki, z rozmysłem sprowadziła rozmowę na śmierć tak zwanego Edwarda Pierwszego, która miała miejsce parę ładnych lat temu. Dokładnie słuchała opowieści wiernej służącej o przebiegu i śmierci starego, samotnego lorda. Szczęśliwa, że wreszcie ma się do kogo odezwać, stara kobieta opisywała wszystko szczegółowo, jednocześnie przygotowując pokój pani Helenie, by czuła się w nim jak najwygodniej. Helena często przerywała, zadając jej liczne pytania. Przede wszystkim chciała zrozumieć, jaką rolę w tym, co się stało, odegrał piękny lord Hunterlay, budził on bowiem jej zainteresowanie. Służąca potwierdziła to, co Helena usłyszała już od starego lorda, że młody lord bardzo troszczył się o starego lorda, który, zachorował tak nagle, że kazał sprowadzić specjalistów, jakiegoś doktora Chateaumari, a gdy starszy pan zaczął się zastanawiać nad testamentem, wezwał również do Hunterlay słynnych londyńskich adwokatów. Na pogrzebie starego lorda, na który przybyło wielu sąsiadów i członków rządu, piękny lord Hunterlay był jedynym przed- 4 Piękny lord Hunterlay 49 — I ma rację... przejdzie na niego jedynie tytuł i Hunterlay. — Jak praktycznie... a kto zapłaci podatek gruntowy i kto utrzyma tę olbrzymią posiadłość? — Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie znam się dokładnie na wszystkich klauzulach, wiem tylko, że Edward Reddingen ma prawo zrzec się spadku na korzyść syna, a syn ze swojej strony może zrzec się na korzyść Edwarda lorda Hunterlay. — To znaczy na korzyść pięknego lorda Hunterlay, jak pozwolę go sobie nazywać, by nie pomylić go z którymś z innych, tak licznych w tej rodzinie Edwardów. Cóż, w każdym bądź razie, to wszystko jest bardzo zagmatwane i chciałabym wiedzieć, kto sporządził tak śmieszny testament? — Mój ojciec, za namową pięknego lorda Hunterlaya, zwrócił się do dwóch londyńskich notariuszy Bekerleena i Smithsa. Ja sam musiałem się temu podporządkować, bowiem, jak już powiedziałem, byłem w tym czasie w Indiach. — A więc i wtedy piękny lord Hunterlay okazał się niezwykle pomocnym i uczynnym prawnuczkiem? Jak to szlachetnie z jego strony, nie sądzisz? Stary lord spojrzał na nią z namysłem, potem z niecierpliwością machnął ręką, jak gdyby chciał odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli. — Co ma znaczyć twój ton, Heleno? — Nic poza tym, że to wszystko nie bardzo mi się podoba, mój drogi. Powinien się lepiej troszczyć o swoje Sandringhall i swój nieodparty urok, a nie odgrywać roli pocieszyciela chorych. — Sandringhall jest strasznie zadłużone. — No nie, a Hunterlay nie? — Bynajmniej, moja droga. Co ty sobie w ogóle myślisz o Hunter-layach? — odpowiedział na jej żartobliwe pytanie. — Że i oni byli, są i będą jedynie ludźmi. Dlaczego piękny lord nie przejął w tytule nazwy Sandringhall? — Jego tytuł dotyczy oczywiście Sandringhall, niemniej, jak już powiedziałem, nie przynosi ono zbyt dużo powodów do dumy. Już jego ojciec obciążył je długami, a Edward nic nie robi w kierunku poprawienia sytuacji materialnej, wręcz przeciwnie. 48 Po krótkiej przerwie, paląc w zamyśleniu papierosa, Helena zapytała niby mimochodem: -r- On obejmie ten spadek dopiero po śmierci syna Edwarda Reddingena? — Oczywiście... dopiero po jego śmierci, nie wcześniej. Tak życzył sobie mój ojciec, kierując się gorącą prośbą swojej zmarłej matki, która żyła w bliskich stosunkach z rodziną w Niemczech. Daisy Reddingen była jej najbardziej ukochaną wnuczką. — Coraz bardziej wydaje mi się, że niełatwo zrozumieć nasze stosunki rodzinne i wzajemne powiązania; są takie zagmatwane. Gdybym nie miała przy sobie liczydła, nigdy nie udałoby mi się poukładać w prawidłowej kolejności wszystkich Hunterlayów, Schliite-rów, Reddingenów i Bóg wie kogo jeszcze. No, ale zostawmy już ten temat, porozmawiajmy trochę o polityce.'Dobrze się w niej orientowałeś, gdy po latach wojny, w czasie której dzielnie walczyłeś, wkroczyłeś za kulisy wielkiej polityki, pozostając jednak w cieniu dobrego, grubego Churchilla. — W ten sposób skierowała myśli Edwarda na inne tory, co sprawiło, że i przy obiedzie panowała pogodna i przyjemna atmosfera. Wieczorem, w towarzystwie starej pokojówki, z rozmysłem sprowadziła rozmowę na śmierć tak zwanego Edwarda Pierwszego, która miała miejsce parę ładnych lat temu. Dokładnie słuchała opowieści wiernej służącej o przebiegu i śmierci starego, samotnego lorda. Szczęśliwa, że wreszcie ma się do kogo odezwać, stara kobieta opisywała wszystko szczegółowo, jednocześnie przygotowując pokój pani Helenie, by czuła się w nim jak najwygodniej. Helena często przerywała, zadając jej liczne pytania. Przede wszystkim chciała zrozumieć, jaką rolę w tym, co się stało, odegrał piękny lord Hunterlay, budził on bowiem jej zainteresowanie. Służąca potwierdziła to, co Helena usłyszała już od starego lorda, że młody lord bardzo troszczył się o starego lorda, który, zachorował tak nagle, że kazał sprowadzić specjalistów, jakiegoś doktora Chateaumari, a gdy starszy pan zaczął się zastanawiać nad testamentem, wezwał również do Hunterlay słynnych londyńskich adwokatów. Na pogrzebie starego lorda, na który przybyło wielu sąsiadów i członków rządu, piękny lord Hunterlay był jedynym przed- 4 Piękny lord Hunterlay 49 stawicielem rodziny, a jego twarz wyrażała ogromny ból po stracie pradziadka. — Tak, tak, to pocieszające, gdy taki młody człowiek całkowicie poświęca się dla starego człowieka. Czy dostrzega pani związek między sytuacją zmarłego i obecnego lorda? Czyjego choroba nie jest podobna do tej, z powodu której zmarł jego ojciec? — Helena siliła się na spokojny i obojętny ton. Stara kobieta spojrzała na nią ze zdziwieniem, pomyślała nad czymś przez chwilę, po czym skinęła twierdząco głową, tak że czapeczka opadła jej na czoło. — Może ma pani rację, Mrs. Schliiter, może ma pani rację. Dokładnie tak samo zaczęło się ze zmarłym lordem. Zresztą obydwaj byli do siebie bardzo podobni. Może dlatego ich ciała są podatne na te same choroby. — Być może tak właśnie jest, moja kochana. Być może jednak nie mamy racji. Pójdę lepiej spać, dziękuję pani za pani troskę. Jeszcze jedno: niech pani zapisze sobie dokładnie mój adres. Gdyby stan mojego kuzyna nagle się pogorszył, proszę do mnie natychmiast wysłać telegram, a wtedy niezwłocznie przybędę z innym lekarzem. , — Chętnie, Mrs. Schliiter, bardzo chętnie. Ale od czasu, gdy młody lord wyjechał, jak sądzę na Rivierę, pan czuje się nieco lepiej, prawdopodobniej dlatego, że życie nabrało trochę spokojniejszego tempa niż w czasie pobytu młodego lorda i jego przyjaciela. — Można by to tak' wytłumaczyć, moja droga. Heleną nie mogła zasnąć, zbyt wiele musiała przemyśleć, aż w końcu rozzłoszczona uderzyła pięścią w miękki koc, którym była okryta i powiedziała na głos: — Nigdy nie ufałam przystojnym mężczyznom, a pięknemu lordowi Hunterłay w szczególności. Jeszcze mu tak zajdę za skórę, że popamięta mnie na zawsze! — po czym uspokojona zasnęła. Następnego dnia przed południem, spędziwszy z lordem kilka godzin na rozmowie, zdecydowała się wrócić do domu. Wsiadając do samochodu, zwróciła się jeszcze na chwilę do starej służącej: — Niech pani nie zgubi mojego adresu! 50 Służąca przyłożyła rękę do szczupłej piersi i Helena pomyślała, że tam właśnie spoczywa jej adres. Mam nadzieję, że nie zapomni go wyjąć w czasie najbliższej kąpieli — pomyślała odjeżdżając. Jej umysł przepełniony był ponurymi myślami, które bynajmniej nie dotyczyły jej zakładów, lecz trosk innych ludzi, lub mówiąc dokładniej: jej trosk o innych ludzi. Helena Schluter siedziała w holu hotelu „Cztery Pory Roku", urządzonym ze smakiem, lecz nieco staromodnie. Wydawała się być nieobecna, pogrążona w myślach. Zastanawiała się nad tym, czego dowiedziała się w Anglii od kuzyna Edwarda Hunterlaya, oraz nad tym, co przez przypadek przydarzyło jej się kilka dni temu w hotelu „Baur au lac" w Zurychu. Siedziała jak teraz w holu hotelowym, zmęczona po załatwieniu kilku interesów i nieco zamyślona, dokładnie jak w tej chwili, gdy zobaczyła nadchodzącego pięknego lorda Hunterlaya. Rzeczywiście był niezwykle przystojny; jego nieskazitelnie prosta postawa, ruchy, twarz, sylwetka i głos tworzyły wspaniałą harmonię; lekki dysonans wprowadzało jedynie mętne spojrzenie. Pięknie ufryzowane włosy przylegały mu do skroni. Garnitur nie podlegał jakiejkolwiek krytyce. Chłopięcy uśmiech dodawał mu jeszcze wdzięku, co umiejętnie podkreślał ruchami pięknych dłoni. Na tego mężczyznę trzeba było zwrócić uwagę, nawet jeżeli nie wiedziało się, kim jest. Nie brano go za Anglika; jego wdzięk i szarmanckie zachowanie sprawiały, że uważano go raczej za Francuza. Helena widziała go niegdyś w Londynie i wypytała o niego. Wszedł rozmawiając z niezwykłym ożywieniem, rękę trzymał na ramieniu towarzyszącego mu mężczyzny, przez drugą niedbale przewiesił elegancki sportowy płaszcz. Powoli zbliżał się do cioci Heleny, która niezwłocznie odwróciła się, by nie mógł" dostrzec jej twarzy. Użyła tego środka ostrożności mniej z uwagi na samego lorda, bardziej z powodu 52 jego towarzysza: wysokiego, dobrze zbudowanego i interesującego mężczyzny około czterdziestki. I on, podobnie jak lord, odznaczał się ową szczególną, pozornie niedbałą elegancją. Ale i w jego zachowaniu było coś, co napawało nieokreśloną obawą. W tym wypadku obawa ta była jak najbardziej na miejscu, Helena wiedziała o tym aż nazbyt dobrze, gdyż znała tego człowieka. Niestety — dodała w myślach. Mężczyźni usiedli w pobliżu niej, tak że zrozumiała kilka nic nie znaczących słów, mimo iż rozmawiali szybko po angielsku. Powoli przysunęła się do nich udając, że próbuje znaleźć wygodną pozycję, by poczytać rozłożoną gazetę, gdyż wymienione przez nich nazwisko zwróciło jej uwagę. Lord Hunterlay powiedział do swego towarzysza: — Udało mi się dowiedzieć, gdzie w tej chwili pracuje ten doskonały Edward Reddin-gen. W Bernie, w hotelu „Cztery Pory Roku". Pojedziemy tam za dwa dni i wybadamy teren. — On pana zna, prawda? — Na tyle, na ile można się poznać w czasie rodzinnych odwiedzin. Niemniej musimy się zabrać do rzeczy bardzo ostrożnie... Nie muszę chyba wyrażać się jaśniej? — Wobec mnie? — w tonie rozmówcy była pewność siebie. — Znam doskonale swą rolę. Pojedziemy tam razem czy osobno? — To ostatnie wydaje mi się rozsądniejsze. Musimy to tak zaaranżować, by wszyscy sądzili, że dopiero tam się poznaliśmy. Zamówię sobie przez portiera miejsce w hotelu w Bernie, a i panu radzę zrobić to samo. — Jeżeli mamy podróżować osobno, będę zmuszony poprosić pana o udzielenie mi zaliczki — uśmiech starszego mężczyzny był równie odrażający jak nieskazitelna uroda lorda Hunterlay. On sam uniósł w górę brwi, z eleganckiego portfela wyjął kilka szwajcarskich banknotów i podał je swemu towarzyszowi, obrzuciwszy go uprzednio krótkim, taksującym spojrzeniem. Po otrzymaniu pieniędzy starszy mężczyzna podniósł się i pożegnał serdecznie z lordem, jak gdyby byli najlepszymi przyjaciółmi. Lord pozostał na miejscu. Helenę przestraszył wyraz jego oczu. Powoli podniosła się, dokładając wszelkich starań, by Hunterlay nie 53 mógł jej rozpoznać. Po powrocie do pokoju zadzwoniła do Berna, prosząc o rezerwację trzech pokoi w jednym z tamtejszych hoteli, nadała telegram do Liany, do Monachium, następnego natomiast dnia, chcąc odprężyć napięte ostatnimi czasy nerwy, zrobiła wycieczkę parowcem po pięknym jeziorze, nad którym leży Zurych. Myślała jedynie o przyjemnych rzeczach, co sprawiało jej ogromną radość i ulgę. Po zejściu ze statku wydawało jej się, że wszelkie nikczemności tego świata nic jej nie obchodzą. Niemniej jednak jeszcze tego samego dnia wyruszyła w drogę do Berna i teraz siedziała w hotelu w oczekiwaniu na przybycie pięknego lorda Hunterlaya i jego towarzysza, a jednocześnie na spotkanie , z ukochaną Lianą i małą Renatą. Z pełną troski przezornością powiadomiła już pracowników recepcji, że należy się zatroszczyć o Renatę niezwłocznie po przybyciu kobiet. Żałowała, że nie spotkała swojego siostrzeńca, Edwarda Reddingena. Zastępujący go pracownik wyjaśnił jej, że Reddingen przed rozpoczęciem sezonu wziął parę dni urlopu, aby je spędzić ze swoim synem. Spodziewano się jednak, że wróci jeszcze tego samego dnia wieczorem. Miała więc poczucie, że wszystko układa się po jej myśli i zajęła się tym, co zwykle dostarczało jej niezwykłej przyjemności... obserwowaniem ludzi. Gdy do hotelu weszła podstarzała, lecz szykownie ubrana kobieta, została z nieco przesadną serdecznością przywitana przez obsługę hotelu. Chwilę rozmawiała z recepcjonistą. Helena dosłyszała, że pyta o pana Reddingena. Poinformowano ją, że wieczorem z pewnością wróci do pracy i zapytano, czy przekazać mu jej ewentualne życzenia. Ona jednak wolała poczekać ze swoją sprawą do jego powrotu, on bowiem najlepiej wiedział zawsze, o co jej chodzi, i potrafił ją najlepiej zrozumieć. Potem niechętnie wycofała się do holu, usiadła w głębokim fotelu, tak że jej krótka spódnica odmówiła posłuszeństwa i przestała spełniać przeznaczone jej zadanie, bezwstydnie odkrywając kolana starszej pani. Helena najchętniej podarowałaby jej dodatkowy metr materiału, nie mogła bowiem znieść widoku kobiet w zaawansowanym wieku ubranych w tak skąpy strój. Po chwili pojawiły się dwie chude, lecz młode Angielki, wysportowane, pewne siebie, nieco zarozumiale. One także zapytały się o Mr. Reddingena. Recepcjonista cierpliwie udzielił tej samej infor- 54 macji, co przed chwilą, i dziewczyny udały się do windy. Helena uśmiechnęła się nieco ironicznie na myśl, iż wszystko wskazuje na to, że jej siostrzeniec jest tu niezwykle popularny. Cóż, był przecież przystojnym mężczyzną, wątpiła jednak, czy był stworzony do spełniania wszelkich życzeń tego typu pań, a jej wątpliwości miały realne podstawy. Od strony recepcji dobiegła do niej kolejna rozmowa, prowadzona nieco podwyższonym i histerycznym głosem. Spojrzawszy w tamtą stronę, Helena dostrzegła piękną brunetkę, która z zapierającą dech włoską elokwencją pytała o signora Reddingena. Biedny zastępca mógł jedynie wzruszyć po włosku ramionami i piękna signora zniknęła w drzwiach hotelowego baru. „Suum cuiąue"* — zamruczała Helena do siebie. Nie nudziła się ani przez chwilę, hotelowy hol mógł być bardzo interesującym miejscem, zwłaszcza gdy miało się dobry słuch. Z przyjemnością piła swoją herbatę, paliła papierosa i czekała cierpliwie. Być może pojawi się jeszcze jakaś seńorita, czy niemiecka Fraulein i zaczną się wypytywać 0 interesującego ją Reddingena. Gdy się wreszcie pojawi, będzie miał pełne ręce roboty. Mimo wszystko Helena cieszyła się, że pozornie tak komiczna dla Edwarda posada nie okazała się pomyłką, Reddingen potrafił sprawdzić się i na tym polu. Nagle boy hotelowy szybko podążył do drzwi, jak to zawsze czynił, gdy zjawiali się nowi goście. Przed podjazd zajechał niski, lecz zwinny 1 szybki sportowy samochód i wysiadł z niego, tak charakterystycznym dla niego ruchem, piękny lord Hunterlay, jak zwykle elegancki, ubrany w. wiosenny garnitur. Równie eleganckim i pełnym wdzięku ruchem zmierzwił boyowi jasne włosy na głowie, co spowodowało jednak, że ten szybkim gestem z powrotem doprowadził włosy do porządku. Lord Hunterlay wkroczył do wnętrza „Czterech Pór Roku", wywołując niezwykłe poruszenie. Recepcjonista służył mu pomocą, portier wręczył klucz do zamówionego przez lorda pokoju, ledwie ten półgłosem wypowiedział swe nazwisko. Większość kobiet, poza Heleną oniemiała na jego widok. Helenie przyszedł do głowy cytat z Talłeyranda: „Mężczyzna zdobywa urodą najwyżej czternaście dni — potem zaczyna być od- * Suum cuiąue (łac.) — Każdemu to, co mu się należy. (Przyp. red.) 55 pychający". Ją .już teraz świerzbiły koniuszki palców i z przyjem nością przyłożyłaby pięknemu lordowi w ucho. Zamieszanie wywołane jego przyjazdem jeszcze nie ucichło, on sam natomiast rozejrzawszy się uprzednio uważnie po sali, wsiadł do windy. Helena pomyślała ponuro; - To był dopiero pierwszy akt! Wkrótce powinien przybyć jego znajomy. Nie czekała zbyt długo, gdy na podjazd zajechał skromny, szary volkswagen, z którego wysiadł, podobnie witany przez usłużnego boya, drugi mężczyzna, którego oczekiwała Helena Starsza pani natychmiast się poderwała i podeszła do recepcji chcąc sie dowiedzieć, pod jakim nazwiskiem zamelduje się nowo przybyły Udawała, ze zainteresowały ją kolorowe prospekty, nie chciała bowiem' by zobaczył jej twarz. Dzięki temu, nie będąc rozpoznana, usłyszała' jak podróżny na zwyczajowe pytanie o nazwisko, po krótkim na' mysie odpowiedział: „ Jean Chateaumari". Potem załatwiono formalności związane z paszportem i wyborem pokoju. Jean Chateaumari podpisał się tym nazwiskiem na formularzu, po czym otrzymawszy Huczko pokoju, zniknął w windzie wraz z boyem niosącym jego w HTmu~ P°myŚlała docia HeIena ~ nieźle wykombinowane Wymyślił sobie całkiem ciekawe nazwisko, widzę też, że posiada na nie paszport. W zamku Hunterlay podawał się zapewne za lekarza - dok tora Chateaumari. No cóż, stara ciotko Heleno, wydaje mi się, że masz tu dużo roboty. Siadła jednak cierpliwie na swoim fotelu i paliła, czekając na przybycie Edwarda i Liany. Nie trwało to zbyt długo, gdyż po chwili dostrzegła siostrzeńca stojącego przy recepcji i rozmawiającego z kolegami. Prezentował się doskonale. Był bardzo przystojny, ubrany w ciemną kurtkę i spodnie o delikatnym deseniu. Kolega, ledwo zapytany, ruchem ręki wskazał na Helenę. W jednej chwili Edward znalazł się przy ciotce i ukłonił sie iei z wyrazem niekłamanej radości na twarzy. - Ciociu Heleno, tak się cieszę, że cię widzę tutaj, w moim hotelu gdzie mogę postarać się osobiście o zapewnienie ci wszelakich wygód'' Jesteś zadowolona? Podoba ci się pokój? ' . ~ Nie mogu? narzekać, jest naprawdę wygodny. Skąd jednak wiedziałeś, moj chłopcze, że tu jestem? 56 Edward stanął obok jej fotela i powiedział z uśmiechem: — Już się rozniosła plotka po całym mieście, że słynna Helena Schluter z Niemiec zaszczyciła swoją obecnością właśnie nasz hotel. — Dobrze, dobrze, chcę usłyszeć prawdę. Usiądź, mój chłopcze. Jesteś tak wysoki, że boli mnie szyja, gdy muszę tak zadzierać głowę, chcąc spojrzeć ci w oczy. — To nie wypada, zważywszy na moją pozycję w tym hotelu, ciociu. — Na Boga! Jako gość tego hotelu mogę chyba wymagać, by szef recepcji na chwilę przy mnie usiadł. Zrób więc to wreszcie i mów. Edward znał ciocię Helenę. Jeśli bardzo czegoś chciała, jej życzenie musiało zostać spełnione. Usiadł zatem przy niej, choć mimo wszystko wydawało mu się to odrobinę niestosowne. — Prawda, ciociu Heleno, też wyda ci się jedynie czczą gadaniną. Dowiedziałem się tego od twojej krewnej, Liany Burgmann, już wczoraj wieczorem, gdy zmuszona była ze względu na swoją małą córeczkę zrobić przystanek w schronisku położonym daleko od miasta. Mała odczuwała już zmęczenie, długa podróż wywołała ból. Ja natomiast wraz z moim synem zrobiłem tam ostatni przystanek po naszej pieszej wędrówce, a przed powrotem Eddiego do internatu. Czy ta wersja bardziej ci odpowiada? — A czy jest zgodna z prawdą? — Jak myślisz, czy odważyłbym się kłamać w zasięgu twojego przenikliwego spojrzenia? Pani Liana, jeżeli nic jej nie zatrzymało po drodze, powinna tu wkrótce dojechać. No i co powiesz o tak przypadkowym spotkaniu? — To miłe, że los pozwolił się spotkać w tak nieprzewidzianych okolicznościach dwojgu ludziom, którzy są mi bardzo bliscy. Jak ci się podoba? — Pani Liana? Czy muszę dużo mówić, ciociu Heleno? Sama wiesz przecież, że jest uroczą i godną szacunku kobietą. A mała Renata jest jpaprawdę wspaniałą dziewczynką, która z tak wzruszającą pogodą ducha przeżywa swój los. Krótko opowiedział cioci o przebiegu wczorajszego spotkania. Z zadowoleniem przytakiwała głową i mruczała: 57 — Nie mogło się lepiej złożyć. Dobrze, że ją wreszcie poznałeś. Pojawił się jednak pewien problem, mój chłopcze... i musisz mi pomóc w jego rozwiązaniu: mąż Liany jest tutaj! — W hotelu? — Tak, i to pod fałszywym nazwiskiem, lub ściślej mówiąc, pod francuskim tłumaczeniem swego prawdziwego nazwiska: Chateauma-' ri... Burgmann. Wydaje mi się, że jest na usługach twojego pięknego kuzyna Edwarda Hunterlaya. Nie patrz tak na mnie, jakbym mówiła niedorzeczności. Piękny lord Hunterlay też dziwnym trafem jest tu, w hotelu. A żebyś już o wszystkim do końca wiedział, to ta madame, siedząca za nami, jak również dwie chude angielskie girls i pewna pełnokrwista signora cały czas tęsknie o ciebie wypytują: No, mów, bo wydaje się, że jeszcze chwila, a wybuchniesz. — W rzeczy samej, ciociu Heleno! To są nieprawdopodobne i niezbyt radosne wieści. Przede wszystkim, czy pani Liana wie o tym, że jej mąż tu przebywa? — Oszalałeś?! Od tamtego dnia nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów. — Wybacz, ciociu Heleno, ale widzę, że jestem potrzebny w recepcji. Pozwolisz, że wpadnę do twojego pokoju, po zakończeniu pracy? Chciałem też dodać, że niewiele wiem o małżeństwie pani Liany i tragedii, jaka się wydarzyła. Poradź mi, co powinienem zrobić, gdy przyjadą? — Przecież tu pracujesz, rób zatem to, co zwykle, resztę pozostaw mnie. Postaram się, by Liana nie natknęła się na byłego męża, zanim jej na to nie przygotuję. — W takim razie proponuję wysłać jednego z boyów na zewnątrz. Gdy przyjedzie Liana, on skieruje jej samochód bezpośrednio do ogrodu. Będzie myślała, że to ze względu na wygodę Renaty. — Tak chyba będzie najlepiej. Przekaż więc polecenie boyowi i nie martw się o mnie. Wieczorem będę na ciebie czekała. Po chwili boy wyszedł na podjazd w oczekiwaniu na przyjazd Liany. Edward natomiast, mimo iż był poważnie zaniepokojony słowami cioci Heleny, jak zwykle sumiennie spełniał swe obowiązki; był uprzejmy i grzeczny, czego wymagał jego zawód. Odetchnął jednak z ulgą, gdy po godzinie zauważył nadjeżdżającą Lianę, którą boy natychmiast skierował do ogrodu. Kątem oka dostrzegł ciocię Helenę, spieszącą im na spotkanie. Mimo wszystko jednak bardzo martwił się o kobietę, która wywarła na nim poprzedniego wieczoru tak niezapomniane wrażenie. Wolałby jej oszczędzić przypadkowego spotkania ze znienawidzonym mężem. Nie miał jednak czasu, by dłużej głowić się nad tą sprawą. Wzywały go liczne obowiązki, jego kolega już odszedł, wszystko spoczywało zatem na jego barkach. Tu musiał kogoś serdecznie powitać, po chwili udzielić komuś innemu informacji, odpowiedzieć na często zbędne pytania, spełniać niejednokrotnie kapryśne życzenia angielskich ladies, wyjaśnić dziewczętom, że może zapewnić im tragarza, który zaniósłby ich kije na pole golfowe. Na wszystkie te pytania równie dobrze mógłby odpowiedzieć portier. Zawsze jednak w pierwszym odruchu zwracano się do niego, tak przystojnego i uprzejmego recepcjonisty. Dobrze by było, myślał z nieco sarkastycznym uśmieszkiem, gdyby kończyło się na samych pytaniach. Często bowiem stawiano go w kłopotliwej, by nie powiedzieć przykrej sytuacji, z której musiał dyplomatycznie wybrnąć. Pewnego razu na przykład angielska lady prosiła go, by przeszukał jej pokój, wydawało jej się bowiem, że słyszy chrobot myszy. Cóż, Edward spełnił jej zachciankę, przeszukał pokój, starając się zachować dystans. Nie znalazł oczywiście najmniejszej nawet myszki, natomiast urocza kobieta starała się jak najbardziej zmniejszyć dzielącą ich odległość. Nie było łatwo wyjść bez szwanku z tej sytuacji. Och, przeżył wiele podobnych historii, na wspomnienie których jeszcze teraz oblewał go zimny pot, ponieważ dopiero w ostatniej chwili udawało mu się zbiec przed szeroko otwartymi ramionami ich bohaterek. Musiał też dyplomatycznie rozwiązywać ^sprawy zamarkowa-nych, bądź prawdziwych kradzieży, by nie narazić na skandal dobrego imienia hotelu. Wcale nie było mu łatwo zachować nieskazitelną opinię i udawać, że nie rozumie prawdziwych powodów takiego zachowania. ś Z czasem nauczył się bezbłędnie wyczuwać, gdzie czyha na niego szczególne niebezpieczeństwo; z daleka rozpoznawał cieszące się nadmiarem wolnego czasu tak zwane hieny hotelowe. Pomogło mu w tym doświadczenie, które zdobył, gdy nie był jeszcze pracownikiem hotelu, 58 59 — Nie mogło się lepiej złożyć. Dobrze, że ją wreszcie poznałeś. Pojawił się jednak pewien problem, mój chłopcze... i musisz mi pomóc w jego rozwiązaniu: mąż Liany jest tutaj! — W hotelu? — Tak, i to pod fałszywym nazwiskiem, lub ściślej mówiąc, pod francuskim tłumaczeniem swego prawdziwego nazwiska: Chateauma-' ri... Burgmann. Wydaje mi się, że jest na usługach twojego pięknego kuzyna Edwarda Hunterlaya. Nie patrz tak na mnie, jakbym mówiła niedorzeczności. Piękny lord Hunterlay też dziwnym trafem jest tu, w hotelu. A żebyś już o wszystkim do końca wiedział, to ta madame, siedząca za nami, jak również dwie chude angielskie girls i pewna pełnokrwista signora cały czas tęsknie o ciebie wypytują; No, mów, bo wydaje się, że jeszcze chwila, a wybuchniesz. — W rzeczy samej, ciociu Heleno! To są nieprawdopodobne i niezbyt radosne wieści. Przede wszystkim, czy pani Liana wie o tym, że jej mąż tu przebywa? — Oszalałeś?! Od tamtego dnia nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów. — Wybacz, ciociu Heleno, ale widzę, że jestem potrzebny w recepcji. Pozwolisz, że wpadnę do twojego pokoju, po zakończeniu pracy? Chciałem też dodać, że niewiele wiem o małżeństwie pani Liany i tragedii, jaka się wydarzyła. Poradź mi, co powinienem zrobić, gdy przyjadą? — Przecież tu pracujesz, rób zatem to, co zwykle, resztę pozostaw mnie. Postaram się, by Liana nie natknęła się na byłego męża, zanim jej na to nie przygotuję. — W takim razie proponuję wysłać jednego z boyów na zewnątrz. Gdy przyjedzie Liana, on skieruje jej samochód bezpośrednio do ogrodu. Będzie myślała, że to ze względu na wygodę Renaty. — Tak chyba będzie najlepiej. Przekaż więc polecenie boyowi i nie martw się o mnie. Wieczorem będę na ciebie czekała. Po chwili boy wyszedł na podjazd w oczekiwaniu na przyjazd Liany. Edward natomiast, mimo iż był poważnie zaniepokojony słowami cioci Heleny, jak zwykle sumiennie spełniał swe obowiązki; był uprzejmy i grzeczny, czego wymagał jego zawód. Odetchnął jednak z ulgą, gdy po godzinie zauważył nadjeżdżającą Lianę, którą boy 58 natychmiast skierował do ogrodu. Kątem oka dostrzegł ciocię Helenę, spieszącą im na spotkanie. Mimo wszystko jednak bardzo martwił się o kobietę, która wywarła na nim poprzedniego wieczoru tak niezapomniane wrażenie. Wolałby jej oszczędzić przypadkowego spotkania ze znienawidzonym mężem. Nie miał jednak czasu, by dłużej głowić się nad tą sprawą. Wzywały go liczne obowiązki, jego kolega już odszedł, wszystko spoczywało zatem na jego barkach. Tu musiał kogoś serdecznie powitać, po chwili udzielić komuś innemu informacji, odpowiedzieć na często zbędne pytania, spełniać niejednokrotnie kapryśne życzenia angielskich ladies, wyjaśnić dziewczętom, że może zapewnić im tragarza, który zaniósłby ich kije na pole golfowe. Na wszystkie te pytania równie dobrze mógłby odpowiedzieć portier. Zawsze jednak w pierwszym odruchu zwracano się do niego, tak przystojnego i uprzejmego recepcjonisty. Dobrze by było, myślał z nieco sarkastycznym uśmieszkiem, gdyby kończyło się na samych pytaniach. Często bowiem stawiano go w kłopotliwej, by nie powiedzieć przykrej sytuacji, z której musiał dyplomatycznie wybrnąć. Pewnego razu na przykład angielska lady prosiła go, by przeszukał jej pokój, wydawało jej się bowiem, że słyszy chrobot myszy. Cóż, Edward spełnił jej zachciankę, przeszukał pokój, starając się zachować dystans. Nie znalazł oczywiście najmniejszej nawet myszki, natomiast urocza kobieta starała się jak najbardziej zmniejszyć dzielącą ich odległość. Nie było łatwo wyjść bez szwanku z tej sytuacji. Och, przeżył wiele podobnych historii, na wspomnienie których jeszcze teraz oblewał go zimny pot, ponieważ dopiero w ostatniej chwili udawało mu się zbiec przed szeroko otwartymi ramionami ich bohaterek. Musiał też dyplomatycznie rozwiązywać ^sprawy zamarkowa-nych, bądź prawdziwych kradzieży, by nie narazić na skandal dobrego imienia hotelu. Wcale nie było mu łatwo zachować nieskazitelną opinię i udawać, że nie rozumie prawdziwych powodów takiego zachowania. fc Z czasem nauczył się bezbłędnie wyczuwać, gdzie czyha na niego szczególne niebezpieczeństwo; z daleka rozpoznawał cieszące się nadmiarem wolnego czasu tak zwane hieny hotelowe. Pomogło mu w tym doświadczenie, które zdobył, gdy nie był jeszcze pracownikiem hotelu, 59 lecz jego gościem. Być może doświadczenia te pomogły mu w wykonywaniu zawodu, pamiętał bowiem doskonale, co mu się nie podobało i co go raziło w czasach, gdy to on płacił, a nie wystawiał rachunki za pokoje hotelowe. Mimo iż zawsze w pracy cechował go spokój, dzisiaj był bardzo zaniepokojony, musiał uważać, by nie poddać się myślom, które nieustannie kołatały mu w głowie. Przez cały wieczór nie miał ani chwili spokoju. Dopiero gdy goście przygotowywali się do kolacji i hol na chwilę opustoszał, znalazł chwilkę czasu, by dokładniej zastanowić się nad tym, co usłyszał od cioci Heleny na temat Liany. Dlaczego kazała swej krewnej przyjechać do tego samego hotelu, w którym przebywał, o czym z pewnością wiedziała, mąż pięknej kobiety? Nie zrobiłaby tego, gdyby nie miała jakiegoś ważnego powodu. Potem jego myśli podążyły ku wspomnieniu pośpiesznego pożegnania z ukochanym synem. Było mu ciężko na duszy, był bowiem świadom, że upłynie dużo czasu, zanim się ponownie spotkają. Musiał się jednak i z tym pogodzić, jak to już uczynił z wieloma rzeczami w swoim życiu. Pojawiło się w nim jednak jasne światełko, był o tym głęboko przekonany. Światełkiem tym była piękna i dobra kobieta, z którą tak wiele go łączyło i o której nie umiał przestać myśleć. Dzwonek telefonu przerwał jego rozmyślania. Z ociąganiem podniósł słuchawkę i zameldował się. Jego twarz rozjaśniła się, gdy usłyszał głos Liany: — Drogi panie Reddingen, wie pan już, że dotarłyśmy szczęśliwie. Wszystko poszło jak z płatka i mogę się założyć, że troskę, z jaką nas tu powitano, możemy zawdzięczać panu. Edward rozejrzał się wokół. Ponieważ nikogo nie było w pobliżu, mógł pozwolić sobie na swobodną odpowiedź: — Kochana pani Liano, chciałbym móc zrobić jeszcze więcej. Proszę mnie natychmiast zawiadomić, gdyby pani lub Renata czegoś potrzebowała. — Troszczy się o nas ciocia Helena. Życzy sobie, byśmy jeszcze dzisiejszego wieczora przyszli coś zjeść do jej pokoju. Renata jednak chciałaby już teraz przywitać się z panem. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, drogi kuzynie. Edward odetchnął z ulgą, zaproszenie bardzo go ucieszyło. — Najszybciej, jak to będzie możliwe, a ciocia Helena uzna za stosowne. — Po chwili usłyszał w słuchawce słodki głosik Renaty. - Hallo, młoda damo, jak minęła podróż? — zapytał. — \Świetnie! Czy Eddie zdążył na pociąg? — Jego ojciec wsadził go troskliwie do wagonu, dał mu jeszcze butelkę mleka i książkę z bajkami. Tak zaopatrzony odjechał w siną dal. — Biedny Eddie. Czuje się -aa pewno bardzo osamotniony, podczas gdy my jesteśmy tu razem. Napiszę do niego list jeszcze dzisiaj wieczorem, tak jak to sobie obiecaliśmy. Czy mam go pozdrowić również od pana? — Byłoby wspaniale, młoda damo. Przekaż też jeszcze raz pozdrowienia mamie. — Na tym musiał niestety zakończyć miłą rozmowę, zjawił się bowiem gość, którego najchętniej wysłałby do diabła, nie mógł jednak sobie na to pozwolić, gość chciał bowiem zapłacić rachunek. Ledwo się z tym uporał, zauważył wysiadającego z windy kuzyna, Edwarda Hunterlaya. Edward zadrżał z podniecenia. Co się teraz wydarzy? Musiał kuzynowi pozostawić decyzję, czy przyzna się do pokrewieństwa z nim, czy też nie. Lord był bowiem gościem, on jedynie pracownikiem. Do diabła, że też ten przystojny mężczyzna musiał przybyć akurat do tego hotelu! Powoli, z uprzejmym uśmiechem lord Hunterlay zbliżył się do recepcji, niedbale wyciągnął rękę na przywitanie, po czym nieco stłumionym głosem powiedział po angielsku: — Patrzcie państwo, kuzyn Edward! A więc znowu się spotykamy! Dostrzegłem cię już w chwili mojego przyjazdu do hotelu, byłeś jednak zajęty i nie chciałem przeszkadzać ci w pracy. — Edward wiedział, że lord Hunterlay świadomie skłamał, nie było go tu jeszcze, gdy sprowadził się do hotelu. Nie dal jednak tego po sobie poznać, uścisnął wyciągniętą dłoń. — Cieszę się, że znowu się widzimy! Minęło już parę ładnych lat od naszego ostatniego spotkania u dziadka w Hunterlay. Czym mogę ci służyć? To jest właśnie moja praca, jestem odpowiedzialny za wygodę naszych gości. — Z własnej woli podkreślił swą podrzędną pozycję, nie chcąc narażać się na kpiny aroganckiego kuzyna. 60 61 — Niczym, mój drogi, wszystko jest okay. Sytuacja jest trochę dziwna: przyszły właściciel Hunterlay pracujący jako recepcjonista w hotelu. — Jeżeli już przypomniałeś moją nie najlepszą sytuację materialną, z której zresztą nie robię żadnej tajemnicy nawet w Hunterlay, racz również zauważyć, że przyjąłem tę posadę z konieczności, a nie z pogoni za przyjemnościami. — Ależ mój kochany, dlaczego nie poprosiłeś dziadka o pomoc? — Czyżbyś znał mnie jeszcze mniej, niż przypuszczałem? — zapytał z uśmiechem, po czym podniósł słuchawkę dzwoniącego telefonu i udzielił odpowiedzi, obserwując przystojnego kuzyna z niemą prośbą o wybaczenie. Ten czekał z uprzejmą cierpliwością, po czym zapytał niedbale, jakby sam nie wierzył w szczerość swoich słów: — Czy mogę ci jakoś pomóc, mój drogi? — Dziękuję ci bardzo, ale mam wszystko, czego mi potrzeba. — A jak się miewa i co porabia twój chłopak? — Miewa się wspaniale! Uczy się tego, co być może przyda mu się kiedyś jako przyszłemu lordowi Hunterlay — powiedział Edward spokojnie, notując w zeszycie uzyskane przez telefon informacje. — Interesujące! A gdzież to zdobywa przyszły lord Hunterlay tak niezbędną wiedzę? Mylił się, czy rzeczywiście w oczach kuzyna pojawił się niebezpieczny ognik? Ostrzeżony w ten sposób Edward wolał uniknąć odpowiedzi. Zwrócił się też bardziej niż zwykle uprzejmie do eleganckiej, zbyt eleganckiej pani, która właśnie podeszła do recepcji. Rozmawiał z nią bezbłędnym i płynnym francuskim, odpowiadając na niezliczone pytania, nie mógł zatem odpowiedzieć kuzynowi. Madame promieniała z radości; ten przystojny człowiek, na którego już wcześniej zwróciła uwagę, nie odnosił się do niej jeszcze nigdy z tak uprzedzającą grzecznością. Zaraz też postarała się wykorzystać sytuację. — Byłoby wspaniale, gdyby znalazł pan dziś wieczorem czas, by omówić ze mną sprawę obiadu, który chciałabym wydać jutro dla dziesięciu czy dwunastu gości. — Czy nie byłoby lepiej, madame, porozmawiać o tym z szefem kuchni? Zaraz po niego poślę — Edward próbował wykręcić się jak najbardziej dyplomatycznie. Jednak madame bawiąc się kosztowną 62 bransoletką odrzuciła jego propozycję i uparcie niczym nastolatka ciągnęła: — Nie, nie! Pan tu jest szefem, chcę omówić to właśnie z panem. Proszę, niech pan przyjdzie około dziewiątej do salonu. Odeszła przekonana, że udało jej się złapać go w swoją sieć. Edward jednak spojrzał porozumiewawczo na kuzyna, uśmiechnął się znacząco, uniósł brwi, w wyniku czego na czole zrobiły mu się komiczne zmarszczki i cicho rzekł: — Oto miałeś przykład, że moja praca ma swoje zalety. Ale, zapytam się raz jeszcze, czy mogę ci w czymś pomóc? — Chwilowo nie, mój drogi. Czy dziadek wie, że tu pracujesz i jaką spełniasz rolę? — Oczywiście. Uważałem, że powiadomienie go o tym jest moim obowiązkiem. — A twój syn? — zapytał ponownie kuzyn. — Kuje do matury. Dobry wieczór pani. W czym mogę pomóc? — ukłonił się uprzejmie, udzielając odpowiedzi starszej pani, która chciała się dowiedzieć, czy może jeszcze przedłużyć swój pobyt o trzy dni. — Ależ oczywiście, z pewnością dojdziemy do porozumienia z innymi gośćmi czekającymi na ten pokój. — Od tej chwili jego dobra gwiazda zesłała mu wybawienie od konieczności odpowiedzi na pytania kuzyna. Nieustannie podchodzili do niego goście hotelowi, schodzący na kolację, z prośbą o informacje czy drobne usługi. Wzruszając bezradnie ramionami Edward uśmiechał się przepraszająco do kuzyna, któremu nie pozostało nic innego, jak odejść od recepcji i udać się do holu, gdzie usiadł na jednym z foteli i czekał na Chateaumari, który wkrótce wysiadł z windy, obrzucił go krótkim spojrzeniem i zrozumiał jego sygnał, wskazujący na drzwi wyjściowe. Opuścił hotel rzucając portierowi niedbałe pożegnanie i powoli szedł główną ulicą przed siebie. Wkrótce podniósł się też lord Hunterlay, rzucił portierowi na stół klucze od swego pokoju, wyszedł przez drzwi, które otworzył mu uczynny boy, wsiadł do samochodu, stojącego na hotelowym parkingu, po czym dogonił Chateaumari, który wkrótce zajął miejsce obok niego. — No, moja droga, Renata w łóżku, bagaże wyładowane, ty zdążyłaś już odprężyć się w kąpieli, a ja chyba zaraz pęknę z ciekawości. Postaraj się więc może zaspokoić ją, jeżeli nie chcesz stracić ciotki. Helena siedziała w małym salonie łączącym pokoje jej i jLiany, otoczona szarym dymem, paliła bowiem z niecierpliwością. Nerwowo machała też nogą. — Już idę, ciociu, jeszcze tylko przysunę Renatę do stołu, bo chce napisać list do nowego kuzyna Edwarda — dobiegła ją wesoła odpowiedź. — Czy mogę usiąść przy tobie jedynie w szlafroku? Dwa dni za kierownicą naprawdę mnie wykończyły. — Mnie jest wszystko jedno, jeżeli tylko ty się nie wstydzisz, możesz siedzieć przy mnie całkiem naga. — Ciągle jeszcze, choć to maj, noce są dość zimne, pozostanę zatem przy szlafroku. No, Renatko, wygodnie ci teraz? — Doskonale, mamusiu! Jak myślisz, mam napisać na papierze hotelowym? Wygląda to bardzo poważnie, prawda, jakbym była jakąś ważną osobistością? — Dawniej też wydawało mi się, że pisanie na papeterii hotelowej jest niezwykle eleganckie. Eddie będzie się cieszył, gdy zobaczy, że jesteśmy pod opieką jego ojca. Pozdrów go serdecznie ode mnie. I jeszcze raz podziękuj mu za pomoc wczorajszego wieczoru... nie możesz o tym zapomnieć. — Już dobrze, mamo. Mam go też pozdrowić od jego ojca. 64 — Świetnie, zabieraj się więc do pisania. Gdy nadejdzie pora posiłku, zabiorę cię do innego pokoju, dobrze, wróbelku? — Liana serdecznie ucałowała Renatę w policzek. — Kochasz mamusię, malutka? — szepnęła, a w odpowiedzi Renata przytuliła się do niej mocno. — Najbardziej ze wszystkich, mamusiu. Spojrzały na siebie, skinęły głowami, po czym Liana, wyglądająca prześlicznie w zielonym, powiewnym szlafroku, poszła do cioci Heleny, która przyjrzała się jej krytycznie: — Powinnaś ubierać się na zielono! Bardzo ci w nim do twarzy. Wyglądasz prześlicznie! — Dziękuję za wspaniały komplement, ciociu. Uff... jesterrtstrasz-nie zmęczona! Mimo wszystko droga z Monachium aż tutaj nie należy do najkrótszych. Ale zdradź mi wreszcie, dlaczego wezwałaś nas właśnie tu, do Berna? Możesz sobie wyobrazić, jaka byłam ciekawa? Czy wolisz usłyszeć najpierw moje sprawozdanie z Monachium? — Bzdura! Nic mnie nie interesują obecnie kosiarki i inne maszyny! Chcę usłyszeć o twoim spotkaniu z Edwardem Reddingenem, który jako mężczyzna mnie samą bardzo interesuje — mruknęła starsza pani. Śmiejąc się Liana dokładnie opowiedziała jej przebieg wczorajszego, przypadkowego spotkania z Edwardem i jego synem. Bardzo miło je wspominała. Opisała dokładnie ich bezinteresowną pomoc, powiedziała, jak bardzo ulżył jej Reddingen, dając Renacie zastrzyk, jak we wspaniałym nastroju zjedli kolację, jak potem, gdy zaniósł Renatę do łóżka, długo rozmawiali, podczas gdy Eddie zabawiał Renatę i jak potem znaleźli śpiące dzieci. — Jak w powieści. Podoba mi się, z chęcią słucham podobnych opowieści. A następnego dnia pojechali z wami do Zurychu? — Eddie musiał złapać pociąg, mieszka w Aargau, w internacie. — Aha, a dlaczego Edward nie pojechał z wami aż do Berna? — Chyba lepiej, że pojechał pociągiem, ciociu? Znalazłby się pewnie w kłopotliwej sytuacji, przyjeżdżając tu z nami. Lepiej, że wybrał pociąg. Cóż, teraz wiesz już wszystko i pewnie też jesteś zdziwiona tym przypadkowym spotkaniem. Chociaż pewnie i tak chciałaś nas ze sobą poznać. — Nie jestem jeszcze starym osłem, chociaż i te czasami się' przydają na tym świecie. 5 Piękny lord Hunterlay 65 — No, moja droga, Renata w łóżku, bagaże wyładowane, ty zdążyłaś już odprężyć się w kąpieli, a ja chyba zaraz pęknę z ciekawości. Postaraj się więc może zaspokoić ją, jeżeli nie chcesz stracić ciotki. Helena siedziała w małym salonie łączącym pokoje jej i Liany, otoczona szarym dymem, paliła bowiem z niecierpliwością. Nerwowo machała też nogą. — Już idę, ciociu, jeszcze tylko przysunę Renatę do stołu, bo chce napisać list do nowego kuzyna Edwarda — dobiegła ją wesoła odpowiedź. — Czy mogę usiąść przy tobie jedynie w szlafroku? Dwa dni za kierownicą naprawdę mnie wykończyły. — Mnie jest wszystko jedno, jeżeli tylko ty się nie wstydzisz, możesz siedzieć przy mnie całkiem naga.. — Ciągle jeszcze, choć to maj, noce są dość zimne, pozostanę zatem przy szlafroku. No, Renatko, wygodnie ci teraz? — Doskonale, mamusiu! Jak myślisz, mam napisać na papierze hotelowym? Wygląda to bardzo poważnie, prawda, jakbym była jakąś ważną osobistością? — Dawniej też wydawało mi się, że pisanie na papeterii hotelowej jest niezwykle eleganckie. Eddie będzie się cieszył, gdy zobaczy, że jesteśmy pod opieką jego ojca. Pozdrów go serdecznie ode mnie. I jeszcze raz podziękuj mu za pomoc wczorajszego wieczoru... nie możesz o tym zapomnieć. — Już dobrze, mamo. Mam go też pozdrowić od jego ojca. — Świetnie, zabieraj się więc do pisania. Gdy nadejdzie pora posiłku, zabiorę cię do innego pokoju, dobrze, wróbelku? — Liana serdecznie ucałowała Renatę w policzek. — Kochasz mamusię, malutka? — szepnęła, a w odpowiedzi Renata przytuliła się do niej mocno. — Najbardziej ze wszystkich, mamusiu. Spojrzały na siebie, skinęły głowami, po czym Liana, wyglądająca prześlicznie w zielonym, powiewnym szlafroku, poszła do cioci Heleny, która przyjrzała się jej krytycznie: — Powinnaś ubierać się na zielono! Bardzo ci w nim do twarzy. Wyglądasz prześlicznie! — Dziękuję za wspaniały komplement, ciociu. Uff... jesteirrstrasz-nie zmęczona! Mimo wszystko droga z Monachium aż tutaj nie należy do najkrótszych. Ale zdradź mi wreszcie, dlaczego wezwałaś nas właśnie tu, do Berna? Możesz sobie wyobrazić, jaka byłam ciekawa? Czy wolisz usłyszeć najpierw moje sprawozdanie z Monachium? — Bzdura! Nic mnie nie interesują obecnie kosiarki i inne maszyny! Chcę usłyszeć o twoim spotkapiu z Edwardem Reddingenem, który jako mężczyzna mnie samą bardzo interesuje — mruknęła starsza pani. Śmiejąc się Liana dokładnie opowiedziała jej przebieg wczorajszego, przypadkowego spotkania z Edwardem i jego synem. Bardzo miło je wspominała. Opisała dokładnie ich bezinteresowną pomoc, powiedziała, jak bardzo ulżył jej Reddingen, dając Renacie zastrzyk, jak we wspaniałym nastroju zjedli kolację, jak potem, gdy zaniósł Renatę do łóżka, długo rozmawiali, podczas gdy Eddie zabawiał Renatę i jak potem znaleźli śpiące dzieci. — Jak w powieści. Podoba mi się, z chęcią słucham podobnych opowieści. A następnego dnia pojechali z wami do Zurychu? — Eddie musiał złapać pociąg, mieszka w Aargau, w internacie. — Aha, a dlaczego Edward nie pojechał z wami aż do Berna? — Chyba lepiej, że pojechał pociągiem, ciociu? Znalazłby się pewnie w kłopotliwej sytuacji, przyjeżdżając tu z nami. Lepiej, że wybrał pociąg. Cóż, teraz wiesz już wszystko i pewnie też jesteś zdziwiona tym A przypadkowym spotkaniem. Chociaż pewnie i tak chciałaś nas ze sobą poznać. — Nie jestem jeszcze starym osłem, chociaż i te czasami się' przydają na tym świecie. 64 5 Piękny lord Hunterlay 65 — Ty i stary osioł? Wybacz, że się śmieję, ale to po prostu niemożliwe! Jesteś młodsza od wielu, którzy skończyli zaledwie czterdziestkę. — Uważaj, to bardzo niebezpieczny wiek! Jeszcze nie całkiem dojrzali, a już nieco podstarzali. Niejeden właśnie wtedy się potyka i robi głupstwa. Nie jest tak łatwo być starym, tego trzeba się po prostu nauczyć, moja droga. Za parę lat możesz mnie poprosić o radę. No, ale powiedz mi, jak on ci się podoba? — Kto, ciociu, ojciec czy syn? — padło nieco powściągliwe pytanie Liany. — Najpierw krytyka ojca, potem przyjdzie kolej na s^na. — To nie takie proste, ciociu. Może jednak zacznę od syna. Miły, zdrowy, roztropny chłopak, o dobrym sercu i zdrowym rozsądku. Urzekła mnie jego miłość do ojca, widoczna w każdym jego spojrzeniu, wyczuwalna w każdym słowie. — Ma do tego powody, bo i Edward żyje wyłącznie dla syna; z jego powodu, by mógł się kształcić, przyjął posadę w tym hotelu. Kiedyś był nieodrodnym synem swoich rodziców, jednak po wojnie musiał przeżyć wraz z ojcem upadek ich majątku i zmianę dotychczasowego sposobu życia. Potem jego rodzice zmarli, krótko potem odeszła jego żona, wspaniała, dobra i pełna miłości kobieta, której szczerze życzyłam jak najdłuższego i najszczęśliwszego życia. Starał się wtedy wyżywić ją i małego syna, przyjmując każdą posadę i pracując gdzie popadło. Dopiero po śmierci żony, którą pielęgnował do samego końca, znalazł pracę w tym hotelu. — Czy nie mogłaś mu wtedy pomóc, ciociu? — Nie, jest uparty jak osioł i nie chciał przyjąć pomocy ani z mojej strony, ani od angielskiego dziadka. Podobnym ludziom należy pozwolić robić to, co chcą, zazwyczaj bowiem udaje im się wyjść na swoje. Pomaga im w tym ich tęga głowa i własny upór. Miałam go jednak cały czas na oku i śledziłam, co się z nim dzieje i jak mu się powodzi. Korespondowaliśmy ze sobą dość regularnie. Nie myśl jednak o jakichś długich listach. On mnie zawiadamiał, jak mu się powodzi, a ja na niego wyrzekałam... doskonały podział ról. Mam zamiar zatrudnić jego syna w moich zakładach, jeżeli, oczywiście do tego czasu nie zostanie lordem Hunterlay. Strasznie zwariowany jest ten świat! Najbliższym spadko- I biercą Hunterlay po moim starym kuzynie Edwardzie, mieszkającym w północnej Anglii ma zostać obecny recepcjonista „Czterech Pór Roku", następnym jego syn, a dopiero po nim piękny lord Hunterlay — i to właśnie,mi się nie podoba — dodała wbrew woli. — On mi się bardzo nie podoba i chciałabym wiedzieć, co robi właśnie tutaj. — Kto, ciociu? O kim mówisz? — O pięknym lordzie Hunterlay, obecnie właścicielu jednego z angielskich majątków ziemskich, który odziedziczył po zmarłej matce. — I ten człowiek jest tu... w hotelu? — Przed trzema dniami był jeszcze w Zurychu w hotelu „Baur au lac". I wiesz, w jakim był towarzystwie? Tylko nie zacznij krzyczeć, niczym rozhisteryzowana koza: był z nim twój mąż... a to mi się dopiero nie podoba. Liana nie krzyknęła wprawdzie, lecz śmiertelnie blada poderwała się na równe nogi i spojrzała na starszą panią ze zdziwieniem. — Egon Burgmann? < — Nazywa się teraz Jean Chateaumari i to też mi,się nie podoba. Usiądź i posłuchaj mnie, potem zrozumiesz, dlaczego kazałam ci tu przyjechać. Pamiętaj, że twoja ciotka nie jest głupią gęsią i wie, czego chce, a jeszcze lepiej, komu może ufać, a komu nie. — Och, ciociu Heleno, co będzie, jeśli się z nim spotkam? — To jest moim ewentualnym zamiarem, moje dziecko. Wydaje mi się, że nadarza się najlepsza okazja, by ostatecznie zakończyć to pożałowania godne małżeństwo. Los zdecydował, że niejako mam go w ręku, a stara Helena Schluter potrafi trzymać mocno to, co raz udało jej się złapać. Już ja go podręczę. Zmienił nazwisko, bo przywiodły go tu z pewnością jakieś nieczyste interesy. Liana skuliła się ze strachu. — Ciociu, musimy myśleć o Renacie... — Ależ całkowicie się z tobą zgadzam! Łotr tak czy tak musi zapłacić za to, co zrobił. Ma na sumieniu los, jaki zgotował temu dziecku. Nigdy nie uwolnię go od winy i odpowiedzialności. Posłuchaj, có wymyśliłam. Zobaczymy, czy uda nam się to zrealizować. W każdym bądź razie jestem przekonana, że znajduje się w kłopotach finansowych. Wygląda na bankruta. Ale to nie jest obecnie aż tak ważne. Jesteś mi tu 66 67 potrzebna, gdyż ja chciałabym się chwilowo trzymać od niego z daleka, by mnie nie rozpoznał. Przynajmniej taki mam zamiar. — Czy wiesz, dlaczego przyjechał tu z owym pięknym, jak powiadasz, lordem Hunterlay? — Z pewnością nie sprowadziły ich tu uczciwe interesy, ponieważ ów piękny lord jest, moim skromnym zdaniem, najgorszym łotrem. Jak sądzę, obaj są siebie warci. — Opowiedziała Lianie o krótkich odwiedzinach w zamku Hunterlay, o swoich spostrzeżeniach i wnioskach, wynikających zarówno z opowieści starego lorda, jak i z rozmowy ze starą służącą. — To cię jednak nie dotyczy, nie masz tu chwilowo, nic do roboty, poza jednym... staraj się unikać spotkania z Egonem Burgmannem. To jednak jeszcze nie wszystko, co chciałam z tobą omówić, moje dziecko. W Zurychu odnalazłam pewnego bardzo znanego lekarza i rozmawiałam z nim o Renacie. — Och, ciociu Heleno, proszę nie rób tego, nie budźmy w Renacie daremnych nadziei! Potem będzie cierpiała jeszcze bardziej. — Bzdura! Nie możesz ulegać podobnym obawom. Życie naszej małej nie może przecież dalej tak wyglądać! Powiedziałam mu zatem wszystko z detalami i dokładnie opisałam mu, co się właściwie wydarzyło, o strachu, jaki przeżyła wtedy Renata... wyjaśniłam mu wszystko"... — I co na to powiedział? — Liana patrzyła na ciotkę z przerażeniem, rozszerzonymi ze strachu oczami. — A co mógł właściwie powiedzieć? Gwałtownie, bo taki ma charakter, nakrzyczał na mnie, dlaczego od razu nie przywiozłam ze sobą dziewczynki. Umówiłam się z nim zatem w ten sposób, że w następnym tygodniu pojedziesz z dzieckiem do jego kliniki. Zostaniesz tam z nią tak długo, jak długo trwać będą badania i zobaczymy, co on ma do powiedzenia na temat jej choroby. Nie rób, proszę takiej miny, jakby Renata już nie żyła. Możemy i musimy pomóc temu dziecku... i tobie. — Helena gwałtownie wstała i pocałowała Lianę w policzek, po czym dodała bez związku: — No, a teraz wreszcie możemy zjeść kolację. — Och, ciociu Heleno... — Och, moja droga Liano... co ma znaczyć ten tkliwy ton? — Kto powie o tym Renacie? 68 — Nie ty, nie martw się. Mam lepszy pomysł. Postara się o to Edward. Wydaje mi się, że będzie potrafił znaleźć odpowiednie słowa, przed nim ona czuje jeszcze respekt. Poza tym powinien jej obiecać, że jej nowy przyjaciel, a zarazem kuzyn Eddie będzie ją często odwiedzał, jeżeli.... Cały czas mówię: jeżeli; nie wiemy przecież jeszcze nic na sto procent. A ty masz przestać zachowywać się jak zraniona owca, aby nie przestraszyć Renaty. — Czy dlatego kazałaś nam tu przyjechać, ciociu? Czy rzeczywiście z powodu Egona? — Połączyłam to wszystko do kupy i postanowiłam odegrać rolę bogini losu. Czy choć trochę przypominam półnagą Germanię z wagą w ręce? — zaśmiała się do Liany, która musiała odpowiedzieć jej uśmiechem. — Wydaje mi się jednak, droga ciociu, że kobieta, którą właśnie opisujesz, nazywała się Justitia, a nie Germania. — Cóż, tak czy owak, do twarzy mi z wagą, i stanie się tak, jak sobie zaplanowałam. Najpierw postanowiłam wysondować, jak stoi finansowo miły pan Chateaumari. Gdy się tego dowiem, będę mogła przedsięwziąć odpowiednie środki. — A jeżeli on nie będzie chciał dać mi rozwodu? Jeżeli zażąda, byśmy ponownie zaczęli wspólne życie? — Serdecznie bym się uśmiała i nazwała go ciężkim idiotą. — Helena podrapała się w okrągły nosek. — Coś z nim jest nie w porządku, tak samo zresztą jak i z pięknym lordem Hunterlay. Muszę się tego koniecznie dowiedzieć, nawet gdybym musiała dla rozszyfrowania tej zagadki poświęcić wiele czasu. Nieco później, gdy skończyły już wspólny posiłek, zadzwonił Edward z pytaniem, czy może się zjawić w ich pokoju. Udzieliła mu uprzejmej odpowiedzi, po czym wręczyła słuchawkę Lianie, ze słowami: — Powiedz swojemu kuzynowi Edwardowi „dobry wieczór", jak to się zwykło robić w dobrych rodzinach. Oczywiście policzki Liany natychmiast się zaczerwieniły, z radością jednak wzięła słuchawkę z rąk cioci Heleny i powiedziała serdecznie: — Muszę się pożegnać, drogi Edwardzie, ciocia nie życzy sobie, byśmy porozmawiali. Pewnie się pan potem dowie, dlaczego. Być może zobaczymy się jutro? 69 l — Nie muszę chyba pani zapewniać, jak bardzo mnie cieszy perspektywa zobaczenia pani? — Przez chwilę panowała cisza, po czym Edward kontynuował: — Proszę też pozdrowić małą damę. — Załatwione, kuzynie Edwardzie — odłożyła słuchawkę, nie patrząc nawet na śmiejącą się do rozpuku ciocię Helenę. Renata, siedząca przy ^stole na swoim wózku, spojrzała z żalem na matkę. — Ja tez chciałam życzyć wujkowi Reddingenowi dobrej nocy, mamusiu. — Dobry wujek przyjdzie, gdy grzeczna dziewczynka położy się szybko do łóżka. Może nawet jeszcze dziś wieczorem — powiedziała Helena. / — Świetnie! Dałabym mu wtedy mój list do Eddiego. Napisałam mu o wszystkim, co się wydarzyło od czasu, gdy się rozstaliśmy dzisiejszego ranka. Mimo komizmu tych słów ani ciocia, ani Liana nie roześmiały się. Wzruszyło je, jak bardzo dziewczynka cieszyła się z nowo zawartej przyjaźni i życzyły jej z całego serca, by nigdy się na niej nie zawiodła. Wkrótce potem Helena wyprosiła Lianę i małą Renatę z salonu. — Już was tu nie ma... chwilowo nie jesteście tu potrzebne. Zobaczymy się zresztą później — śmiejąc się wyganiała Lianę. Ta wyszła lawirując wózkiem Renaty, by zmieścić się w wąskich drzwiach. — No, miejmy nadzieję, że wkrótce przestaniemy tego potrzebować — zamruczała pod nosem. Gdy jednak spostrzegła nieco przerażone spojrzenie dziewczynki, zrobiła straszny grymas, pstryknęła małą w nos i nie powiedziała już ani słowa. Gdy Renata znalazła się sama z matką w małej sypialni, zapytała niecierpliwie: ^ — Mamo, co miała na myśli ciocia Helena, psiocząc na mój wózek? Czy nie będę już mogła z tobą podróżować? Mamo, proszę, proszę cię mamusiu, nie zostawiaj mnie samej! Nie chcę bez ciebie żyć — kurczowo objęła matkę za szyję. Liana natomiast uspokajająco odgarnęła jej z czoła niesforne loki i szepnęła jej czule do ucha: — Nie zrozum tego źle, kochanie. Ciocia miała na myśli coś całkiem innego. Postanowiłyśmy, że dokładniej wytłumaczy ci to wujek Reddingen. To nie jest nic smutnego, wręcz przeciwnie, to bardzo miła wiadomość! No, już dobrze? 70 — Jeżeli się tak ładnie uśmiechasz, mamusiu, to niczego się już nie boję. Ale czy będę mogła napisać Eddiemu o tym, co usłyszę od wujka Reddingena? — Oczywiście, to jest bardzo ważne. Twój nowy przyjaciel i kuzyn musi o wszystkim wiedzieć. — Świetnie, będę miała parę nowinek. Ojej, mamusiu, jestem tak strasznie zmęczona! Czy mogłabyś mi pomóc przygotować się do spania? — Ależ oczywiście, mój mały susełku! Zaraz wszystko będzie gotowe. Wydaje mi się, że łóżko jest wystarczająco miękkie i wygodne. Rozmawiałam już z pokojówką, pomoże mi włożyć cię do wanny, a potem będziesz mogła spokojnie położyć się do łóżka. Może zacznijmy od razu... Ciocia i tak nas chwilowo nie potrzebuje. * Tymczasem Helena z niecierpliwością oczekiwała Edwarda, który zjawił się ze znacznym opóźnieniem i wyglądał na nieco zdenerwowanego. — No, no... wyglądasz na człowieka, którego właśnie przed chwilą* próbowano uwieść... Czy bardzo się mylę? — Trafiłaś w dziesiątkę, ciociu Heleno, ledwo udało mi się tego uniknąć. Pewna madame wezwała mnie do swego apartamentu pod pretekstem wydania jutrzejszego dnia obiadu, a rzeczywistym powodem było uwiedzenie biednego Edwarda Reddingena. Wiesz, ciociu... można się było tego spodziewać, o ile wolno mi tak powiedzieć. — Edward otarł pot z czoła, wynik zwycięskiej walki o obronę własnej cnoty. — O, dobry panie Boże! Ta pani była strasznie agresywna. — Ale nie u... — Nie, nie udało jej się. Gdybym nie zdołał dać sobie z nią rady, wezwałbym moją ciocię... która nie może ścierpieć podobnego zachowania! — Oblałeś ją zimną wodą? Czy chociaż odpowiednio podziałała? — Obawiam się, że wystawi hotelowi rachunek za zniszczenie jej trwałej ondulacji. Lepiej jednak, że zmieniłem się w kawał lodu i trzymałem się blisko drzwi. Poza tym kazałem mojemu zastępcy w recepcji, by dzwonił do niej co pięć minut, wzywając mnie do powrotu. — A ona pewnie rzuciła słuchawką o ścianę? — Nie tylko; ze złością rzuciła na podłogę cały aparat. Trzeba jej będzie wystawić rachunek za spowodowane straty. 72 — Nie wszystko jest w życiu łatwe, mój synu, zgodzisz się chyba ze mną? Zwariowane kobiety znajdą się zawsze, by zatruć ci przyjemność wykonywania tego zawodu. Zresztą nie powinnam brać im tego za złe, jesteś przecież piekielnie przystojnym mężczyzną, na dodatek w kwiecie wieku. — Czy wezwałeśv mnie do siebie, by mi o tym powiedzieć? — zapytał ze śmiechem. Poczęstowała go papierosem i wykrzywiła twarz w swoim ulubionym grymasie. — Muszę się jeszcze od ciebie dowiedzieć, czy pani Liana i młoda dama są zadowolone i czy zapewniono im wszelkie wygody. — Doskonale zorganizowane. Pokojówka pomoże Lianie włożyć Renatę do wanny. O, masz, Renata zdążyła już napisać do swego nowego przyjaciela; zanieś go na pocztę, dobrze? Z uśmiechem schował list do kieszeni i powiedział z zadowoleniem: — Strasznie się cieszę, że obydwoje od pierwszej chwili tak bardzo się polubili. — Tak samo chyba jak ich rodzice. Doskonale się składa, bo Liana będzie potrzebować przyjaciół. W ten sposób poruszyliśmy temat, na który musimy porozmawiać. Najpierw jednak muszę cię powiadomić, że mąż Liany zameldował się w recepcji pod fałszywym nazwiskiem i na fałszywe papiery. — Jesteś tego pewna, ciociu? — Absolutnie. Jak do tej pory nazywał się Burgmann, teraz każe się mianować Chateaumari... całkiem nieźle przetłumaczone, nie sądzisz? — Chciałabyś, żebym zbadał tę sprawę? — Nie, to jest moja działka, trzymaj się od tego z daleka. Ty będziesz miał wystarczająco dużo kłopotów z pięknym lordem Hun-terlay. — Już z nim dzisiaj rozmawiałem. — Edward streścił jej niezwykłą rozmowę z angielskim kuzynem. — Szczególnie zaniepokoiło mnie jego kilkakrotnie powtórzone pytanie o miejsce pobytu Eddiego, na które udało mi się nie udzielić odpowiedzi. — I tak trzymaj; nie powinno go obchodzić, gdzie jest twój syn. Czy udało ci się dowiedzieć, po co przyjechał akurat tutaj, do Berna? 73 Bardzo mnie to dziwi, nie ma tu bowiem nic takiego, co mogłoby zainteresować takiego dandysa, nie sądzisz? — Czemu mnie tak dziwnie wypytujesz, ciociu Heleno? — Co mam robić, jeżeli jego pobyt tutaj wydaje mi się naprawdę dziwny i nieco podejrzany? Udało mi się podsłuchać jego rozmowę z mężem Liany, która miała miejsce w Zurychu w „Baur au lac" i usłyszałam, że wybierali się właśnie do Berna, a Egon Burgmann prosił pięknego lorda o pieniądze, które ten ffał bez słowa, choć dość niechętnie. Tutaj natomiast stwierdziłam, że przyjechali osobno, tak jak umawiali się w Zurychu. Słyszałam też, że lord Hunterlay mówił o kimś, kto pracuje w tym hotelu. Mój drogi, nie trzeba być bardzo przenikliwym, by zrozumieć, o co chodzi. Nie o siebie się przecież martwię, ale byłam przed wyjazdem do Zurychu w Anglii: Miałam do załatwienia kilka spraw w Londynie i zmartwiłam się na wieść o moim starym kuzynie, o którym mówiono, że ostatnio nie najlepiej się czuje. Cóż, znasz przecież zamek Hunterlay... Jest piękny, okazały, stary, ale i niezbyt przytulny, odizolowany od świata, pogrążony w nigdy nie opadającej mgle. Kuz,yn przyjął mnie wspaniale, cieszył się na mój widok i słyszałam od niego, że ostatnio czuje się już nieco lepiej. f- Biedny dziadek! Co mu dolega? Nie chciałbym popełnić jakiejś gafy, stawiając mu w liście nietaktowne pytania. — Choruje na to samo, co jego ojca wpędziło do grobu — powiedziała spokojnie, wpatrując się w popiół papierosa. — Mój pradziadek umarł przecież, o ile dobrze sobie przypominam, na zawał serca. Czyżby jego syn odziedziczył po nim kłopoty z sercem? , — Ani stary, lub dla jasności powiedzmy prastary Hunterlay nie umarł na zawał serca, ani złe samopoczucie twojego dziadka nie jest wynikiem chorego serca. — Zbyt dobrze cię znam, ciociu Heleno, by nie zauważyć, że za twoimi słowami coś się kryje. Czy mogę cię prosić, byś wyjaśniła mi, co masz na myśli? Nie jestem starym kawalerem, który wpadłby w omdlenie na wieść, że jego dziadek już długo nie pożyje na tym świecie. — Jak powiedziałam, ostatnio czuje się lepiej. Wkrótce jednak poczuje się o wiele gorzej, tak przynajmniej twierdziła stara służąca, ponieważ spodziewał się odwiedzin pięknego lorda. 74 — Czy mam rozumieć, że Edward Hunterlay wnosi wraz ze swym przyjazdem zbyt dużo zamieszania do domu? — Być może dziadkowi nie odpowiadają wykwintne posiłki, tak jak nie odpowiadały twojemu pradziadkowi, najstarszemu z Edwardów. Tak przynajmniej podejrzewam. — Helena nie patrzyła na Edwarda, przyglądała się swoim paznokciom i czekała. Edward zerwał się na równe nogi i patrzył na nią z przerażeniem. — Oszalałaś... czyja źle zrozumiałem twoje słowa? — Przyjmij może, że jestem szalona, zanim ja stwierdzę, że ty jesteś najwidoczniej ograniczony. — Ale, na Boga, skąd ci przyszło do głowy podobne podejrzenie? — Proszę cię, mam właśnie najszczerszy zamiar do końca ci to wytłumaczyć, mój chłopcze. Opa"nuj się więc, skup się i pozwól mi to dokładnie wyjaśnić. Najpierw chciałam cię uspokoić, że zawarłam pewien układ z pokojówką. Zostawiłam jej mój adres i natychmiast, jak dziadek źle się poczuje, ona wyśle do mnie telegram. To na początek, żebyś był spokojny i nie martwił się niepotrzebnie. Pomyślmy dalej... w Hunterlay dowiedziałam się też, że piękny lord znajduje się w nie najlepszej sytuacji materialnej... Dochody z Sandringhall są mniej niż niskie, majątek ten przynosi mu jedynie tytuł. Wie też doskonale, że wasz dziadek nie będzie go wiecznie wspierał finansowo. Równie dobrze wie ten cholernie przystojny lord, że w kolejce do Hunterlay jest zaledwie trzeci. A powiedz, czy podejrzewasz go, że nosi w sercu chociaż okruch dobra? Sam mówiłeś, że zaniepokoiło cię i zdenerwowało jego pytanie o miejsce pobytu Eddiego. Dlaczego mu spokojnie nie odpowiedziałeś, co byłoby przecież całkiem naturalne i zrozumiałe, że twój chłopak jest w tym czy innym internacie? No? Odpowiedz mi, Edwardzie. — To jest niemożliwe... przecież to szaleństwo, w ogóle kogokolwiek podejrzewać o podobne czyny! — Cóż, „w tym szaleństwie jest metoda", powiedział Hamlet, a ja to za nim powtórzę. Nie trać zimnej krwi, mój chłopcze. Niestety, powstała taka dziwna sytuacja, że ty i twój chłopak stoicie pięknemu, lordowi Hunterlay na drodze do raju. Edward siedział pochylony, schowawszy twarz w dłoniach i nie potrafiąc znaleźć sensownej odpowiedzi. Dopiero po chwili powiedział wzburzony: , 75 I — Ale przecież ja wcale nie chcę tego przeklętego Hunterlay! Nie chcę go! — Ty nie, ale dla twojego chłopaka byłoby to czymś wspaniałym, gdyby objął w posiadanie Hunterlay ze wszystkimi honorami i dobrami. Przyczyną całego tego zamieszania jest najstarszy z Hunter-layów i jego zwariowany testament, który przerwał kolejność dziedziczenia angielskiej linii przez niemiecką gałąź rodziny, to znaczy ciebie i Eddiego. Czy stary człowiek mógł przypuszczać, w jakie kłopoty wpakuje ciebie i twojego syna, ustanawiając was dziedzicami angielskiego majątku? — Ja natychmiast z niego zrezygnuję, słyszysz?! Natychmiast! Również w imieniu Eddiego. — To byłoby głupie z twojej strony! Pozostaw decyzję chłopcu, niech decyduje sam za siebie. Jeżeli nie będzie chciał zostać lordem Hunterlay, będzie mógł sprzedać zamek... państwu albo komuś innemu. Nie możesz przecież pozbywać się, ot tak, pieniędzy, które być może zapewnią twemu synowi dostatnie życie! — A niebezpieczeństwo, jakie grozi memu synowi, zgodnie z tym, co mi uświadomiłaś? Mam spokojnie się przyglądać, jak moje dziecko pada ofiarą tak odrażającego przestępcy? Nie, ciociu Heleno, udawało mi się do tej pory zarobić na życie i wykształcenie Eddiego, uda mi się to i nadal. Nie pozwolę, by mój syn znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. — No, świetnie! Pozbądźmy się od razu wszystkich kłopotów! Tak nioże pomyśleć tylko mężczyzna. Chłopcze, bądź rozsądny! Niebezpieczeństwo, o którym się wie, przestaje być niebezpieczeństwem. Ale my: ty i ja mamy święty obowiązek zakuć tę bestię w kajdany, nikt inny tylko my, rozumiesz? Pomyśl tylko, czy nie byłoby lepiej zaskarżyć go do sądu, przekazać w ręce sprawiedliwości? Jaki byłby skandali Gazety podawałyby nazwisko twoje i Eddiego, pisaliby o każdej chwilce waszego życia, zagłębiali się w osobiste szczegóły. A być może właśnie wtedy nie udałoby się nam zapobiec nieszczęściu. Qch, ja już wszystko dokładnie przemyślałam. Musi odpowiedzieć za swoje czyny, najchętniej złapałabym go za piękny kark i tak długo bym go biła, aż by mi ręka zdrętwiała. I ja należę do rodziny Hunterlayów... i moje nazwisko zostałoby wymienione, a to nie jest dla mnie zbyt miła perspektywa. 76 — Ale. co zrobić? I jak? Ja jestem całkowicie bezradny. — Mni. e jednak przychodzi coś do głowy, Edwardzie. To wiąże się ssie, jak ci i już zresztą powiedziałam, z mężem Liany. Również ze «zgledu na MŁianę i Renatę musimy postępować rozważnie. — Czy mogę cię prosić, byś mi wytłumaczyła, co postanowiłaś "czynić? W tazej chwili nie jestem w stanie myśleć logicznie. — Umia ałbyś niewątpliwie, gdyby ta nadobna madame po ciebie a* dzwoniła- . — Helena uśmiechnęła się i spróbowała nadać rodzinnej tragedii niecorz? weselszy ton. — Poznałeś już Lianę. Przyjmuję za pewnik, «wzbudziła twoją sympatię. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, by mogło byćin; aczej. Jej córka jest słodkim, biednym wróbelkiem, ofiarą tegoż właśniee Egona Burgmanna\ Liana drży na samą myśl, że ten powiek mÓL .głby kiedyś wrócić i stawiać żądania dotyczące jej lub Renaty. Boi s się, że może chcieć odebrać jej dziecko... lub Bóg wie czego Jeszcze. Diatesgo też powinniśmy i tej bestii wybić jak najwięcej zębów, "Jjuż nigdy nnie była w stanie boleśnie kąsać. A ponieważ mamy ich tu °oydwu pod ręką, nie powinno to być aż takie trudne, tak mi się Przynajmniej wydaje. Po chwil li namysłu odpowiedział: — Co mogę ci powiedzieć o wrażemu, jaskie wywarła na mnie pani Liana? Od razu mnie urzekła. Dogłębi pom_iszył mnie sposób, w jaki przemawia do swojej córki, jak "Hiejętnieznlrią postępuje. Mam tylko nadzieję, że pani Liana nie ocenia ae naszego spr^otkania w schronisku. — Bardzso ostrożne sformułowanie, mój chłopcze. W każdym bądź raae stara cic=3tka Helena zauważyła, że jej cioteczna wnuczka Liana C2erwienisicJŁ ,ak burak, gdy rozmawia przez telefon z moim siostrzeń-cemEdwarden=m. Wydaje mi się, że z której strony by spojrzeć, wskaże to raczej=j na sympatię niż niechęć... Teraz zatem wiesz już 0 Wszystkim, • co wydarzyło się w Hunterlay, Zurychu, i co nie uszło m°jej uwagi vk* tym hotelu. Nie oczekuję od ciebie, byś teraz podjął Mateczna dec^yzję o tym, co powinniśmy najpierw zrobić. Miej jednoczy i nszszy otwarte i nie przeocz niczego, co pozornie wydawać ty się mogło o całkowicie nieważne. Chciałabym teraz omówić z tobą .'eszcze jedną s sprawę. Helena oj-powiedziala mu, o czym rozmawiała w Zurychu ze pilnym profes sorem w sprawie Renaty i że to on, właśnie on powinien 77 — Ale przecież ja wcale nie chcę tego przeklętego Hunterlay! Nie chcę go! — Ty nie, ale dla twojego chłopaka byłoby to czymś wspaniałym, gdyby objął w posiadanie Hunterlay ze wszystkimi honorami i dobrami. Przyczyną całego tego zamieszania jest najstarszy z Hunter-layów i jego zwariowany testament, który przerwał kolejność dziedziczenia angielskiej linii przez niemiecką gałąź rodziny, to znaczy ciebie i Eddiego. Czy stary człowiek mógł przypuszczać, w jakie kłopoty wpakuje ciebie i twojego syna, ustanawiając was dziedzicami angielskiego majątku? — Ja natychmiast z niego zrezygnuję, słyszysz?! Natychmiast! Również w imieniu Eddiego. — To byłoby głupie z twojej strony! Pozostaw decyzję chłopcu, niech decyduje sam za siebie. Jeżeli nie będzie chciał zostać lordem Hunterlay, będzie mógł sprzedać zamek... państwu albo komuś innemu. Nie możesz przecież pozbywać się, ot tak, pieniędzy, które być może zapewnią twemu synowi dostatnie życie! — A niebezpieczeństwo, jakie grozi memu synowi, zgodnie z tym, co mi uświadomiłaś? Mam spokojnie się przyglądać, jak moje dziecko pada ofiarą tak odrażającego przestępcy? Nie, ciociu Heleno, udawało mi się do tej pory zarobić na życie i wykształcenie Eddiego, uda mi się to i nadal. Nie pozwolę, by mój syn znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. — No, świetnie! Pozbądźmy się od razu wszystkich kłopotów! Tak może pomyśleć tylko mężczyzna. Chłopcze, bądź rozsądny! Niebezpieczeństwo, o którym się wie, przestaje być niebezpieczeństwem. Ale my: ty i ja mamy święty obowiązek zakuć tę bestię w kajdany, nikt inny tylko my, rozumiesz? Pomyśl tylko, czy nie byłoby lepiej zaskarżyć go do sądu, przekazać w ręce sprawiedliwości? Jaki byłby skandali Gazety podawałyby nazwisko twoje i Eddiego, pisaliby o każdej chwilce waszego życia, zagłębiali się w osobiste szczegóły. A być może właśnie wtedy nie udałoby się nam zapobiec nieszczęściu. Och, ja już wszystko dokładnie przemyślałam. Musi odpowiedzieć za swoje czyny, najchętniej złapałabym go za piękny kark i tak długo bym go biła, aż by mi ręka zdrętwiała. I ja należę do rodziny Hunterlayów... i moje nazwisko zostałoby wymienione, a to nie jest dla mnie zbyt miła perspektywa. 76 — Ale co zrobić? I jak? Ja jestem całkowicie bezradny. — Mnie jednak przychodzi coś do głowy, Edwardzie. To wiąże się ściśle, jak ci już zresztą powiedziałam, z mężem Liany. Również ze względu na Lianę i Renatę musimy postępować rozważnie. — Czy mogę cię prosić, byś mi wytłumaczyła, co postanowiłaś uczynić? W tej chwili nie jestem w stanie myśleć logicznie. — Umiałbyś niewątpliwie, gdyby ta nadobna madame po ciebie nie dzwoniła. — Helena uśmiechnęła się i spróbowała nadać rodzinnej tragedii nieco weselszy ton. — Poznałeś już Lianę. Przyjmuję za pewnik, że wzbudziła twoją sympatię. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, by mogło być inaczej. Jej córka jest słodkim, biednym wróbelkiem, ofiarą tegoż właśnie Egona Burgmanna. Liana drży na samą myśl, że ten człowiek mógłby kiedyś wrócić i stawiać żądania dotyczące jej lub Renaty. Boi się, że może chcieć odebrać jej dziecko... lub Bóg wie czego jeszcze. Dlatego też powinniśmy i tej bestii wybić jak najwięcej zębów, by już nigdy nie była w stanie boleśnie kąsać. A ponieważ mamy ich tu obydwu pod ręką, nie powinno to być aż takie trudne, tak mi się przynajmniej wydaje. Po chwili namysłu odpowiedział: — Co mogę ci powiedzieć o wrażeniu, jakie wywarła na mnie pani Liana? Od razu mnie urzekła. Do głębi poruszył mnie sposób, w jaki przemawia do swojej córki, jak umiejętnie z nią postępuje. Mam tylko nadzieję, że pani Liana nie ocenia źle naszego spotkania w schronisku. — Bardzo ostrożne sformułowanie, mój chłopcze. W każdym bądź razie stara ciotka Helena zauważyła, że jej cioteczna wnuczka Liana czerwieni się jak burak, gdy rozmawia przez telefon z moim siostrzeńcem Edwardem. Wydaje mi się, że z której strony by spojrzeć, wskazuje to raczej na sympatię niż niechęć... Teraz zatem wiesz już o wszystkim, co wydarzyło się w Hunterlay, Zurychu, i co nie uszło mojej uwagi w tym hotelu. Nie oczekuję od ciebie, byś teraz podjął ostateczną decyzję o tym, co powinniśmy najpierw zrobić. Miej jednak oczy i uszy otwarte i nie przeocz niczego, co pozornie wydawać by się mogło całkowicie nieważne. Chciałabym teraz omówić z tobą jeszcze jedną sprawę. Helena opowiedziała mu, o czym rozmawiała w Zurychu ze słynnym profesorem w sprawie Renaty i że to on, właśnie on powinien m 77 przygotować psychicznie dziewczynkę do możliwości ewentualnego pobytu w klinice, kolejnych badań, które mogłyby stwierdzić, czy istnieje możliwość poprawy jej stanu. Dokładnie przemyślał jej słowa. Przypuszczał, czym będzie dla dziewczynki nowe rozczarowanie. — A jeżeli lekarz zawiedzie? — Chodzi 9 to, że ma nadzieję, iż mógłby jej pomóc. Koszty leczenia poniosę oczywiście ja. Pomyślałyśmy również z Lianą, że byłoby dobrze obiecać Renacie, że Eddie będzie ją często i z chęcią odwiedzał. Jego towarzystwo na pewno złagodziłoby jej przykrości związane z badaniami, rozjaśniłoby jej smutne życie. — Nie musisz nawet o tym mówić, ciociu. Oczywiście powiadomię odpowiednie władze w internacie, by pozwoliły Eddiemu wyjeżdżać co pewien czas w odwiedziny do kliniki. Reszta jednak bardzo mnie martwi. — A to akurat jest głupota, mój chłopcze. Nie powinniśmy współczuć tym mężczyznom,/lecz zgotować im odpowiednie wynagrodzenie za ich niegodne postępki. Musimy też uchronić starego lorda, ciebie i twojego syna przed tą żmiją Edwardem Hunterlay. A Lianę uwolnić od łotra Burgmanna, o ile to tylko możliwe. Teraz już wiesz 0 wszystkim. W razie gdyby moja głowa odmówiła mi posłuszeństwa, zwrócę się do ciebie i razem może znajdziemy jakieś rozwiązanie, by zapobiec nieszczęściu. — Czy nie powinienem niezwłocznie porozmawiać z Hunterlayem 1 uświadomić mu, że znamy jego łotrowskie zamiary? — A co właściwie wiemy? Nic! Jedynie przypuszczamy, jedynie się, obawiamy! Gdybym była całkowicie pewna, piękny lord Hunterlay od dawna by już chodził z podbitym okiem — odpowiedziała z gorzkim uśmiechem Helena. — I jeszcze jedno. Życzę sobie, byś trzymał się z dala od Liany, oczywiście poza kontaktami wynikającymi z twojego zawodu. Nie chcę, by wpakowała się w kolejne kłopoty. Nie wiem jeszcze, jak długo tu zostaniemy. To zależy od wspomnianego przeze mnie profesora z Zurychu. Teraz jednak pójdziesz ze mną do Renaty. Bardzo prosiła, byś do niej przyszedł, bo chciała ci jeszcze życzyć dobrej nocy. Liana prawdopodobnie już dawno położyła się spać — dodała z uprzejmym uśmiechem. 78 Poprowadziła go przez korytarz do sypialni Renaty, która leżała już w łóżku i w radosnym nastroju przeglądała kolorowe czasopismo. Liany nie było w pokoju. Edward szybko podszedł do łóżka, ujął delikatnie rączki Renaty i przytulił je serdecznie do serca. — Witaj, mała damo, znowu się widzimy! Jak ci leci? Podoba ci się tu tak bardzo jak w „Złotym Kogucie"? Renata uśmiechnęła się trochę przewrotnie jak mały, słodki chochlik i powiedziała przekornie: — Trochę bardziej podobało mi się w „Złotym Kogucie"... był tam ze mną wesoły chłopak. — Gdy napiszę Eddiemu o tym, co powiedziałaś będzie bardzo z siebie dumny. — Czy nie ma w najbliższym czasie jakichś ferii? — W najbliższym czasie nie, mała damo! Musi się uczyć i to bardzo pilnie. Wczoraj właśnie mi powiedział, że zdecydował się wreszcie, co chciałby robić w przyszłości. Chce zostać lekarzem. — Edward usiadł wygodnie na brzegu łóżka. — A wiesz, dlaczego tak postanowił? Renata spojrzała na niego zamyślonymi oczami, po czym skinęła poważnie głową. — Mogę się domyślić... z mojego powodu, prawda? — Tak, tak mi właśnie powiedział. Ale ja już to sobie dokładnie przemyślałem, kochanie. Nie możemy przecież czekać tak długo. Zanim Eddie zostanie lekarzem, minie jeszcze ładnych parę lat. — Edward spojrzał na Helenę, która niemal niezauważalnie skinęła mu twierdząco głową, kontynuował więc: — Znam w Zurychu pewnego strasznie dobrego lekarza... czy nie odwiedzilibyśmy go i zapytali, co nam powie o twoich biednych nóżkach? Spojrzała na niego rozszerzonymi oczami, pobladła i kurczowo złapała go za ręce. Pochyliła się w jego stronę i szepnęła z ożywieniem: — Ja to bym mogła, wujku Reddingenie, ale mama jest zawsze tak strasznie smutną, gdy lekarz znowu nie ma nam nic pocieszającego do powiedzenia. Zostawmy może wszystko tak jak jest. Jesteście tacy dla mnie dobrzy... ale mama nie powinna już się o mnie więcej zamartwiać. — Mała damo, pozwolisz, że będę nieco odmiennego zdania? Sądzę, że byłoby lepiej, gdybyśmy zobaczyli, co nam ma do powiedzenia mój słynny lekarz. Nawet jeżeli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi, 79 tak mi się przynajmniej wydaje. Czy mam porozmawiać z mamą? Zrobię to z przyjemnością. — Z napięciem spojrzał na twarz Renaty i zobaczył, jak ciężką walkę stacza mała, odważna dziewczynka z ogarniającymi ją wątpliwościami. W jej rysach widać było strach przed następnymi, być może daremnymi udrękami badań klinicznych. Po chwili spojrzała jednak na niego z dzielnym uśmiechem na małych ustach. — Spróbuj, wujku Reddingenie, ale postaraj się nie sprawić mamie niepotrzebnego bólu. Potem mi powiecie, czy mogę z mamą porozmawiać na ten temat. Ciociu Heleno, a co ty o tym sądzisz? Wiesz przecież, u ilu byłyśmy już lekarzy. Helena walczyła z ogarniającym ją wzruszeniem, odpowiedziała jednak wesoło: — Propozycja wujka Reddingena wydaje mi się naprawdę wspaniała. Spróbujmy raz jeszcze, być może tym razem trafiliśmy na odpowiedniego lekarza. Wiesz co, serduszko ty moje, musisz jednak opowiedzieć lekarzowi dokładnie, co się wtedy wydarzyło, a nie ukrywać tego z powodu obecności twojej mamy. Lekarz musi dokładnie wiedzieć, jak doszło do tego, że jesteś sparaliżowana. — Ale mamie sprawi to ogromny ból, ciociu Heleno. Jej się wydaje, że to ona jest wszystkiemu winna, bo wtedy... no cóż, wtedy nie chciała zrobić tego, czego tata od niej żądał. Renata starała się nie patrzeć ani na Helenę, ani na Edwarda, którzy wymienili znaczące spojrzenia. Starsza pani usiadła na łóżku i pogładziła Renatę po wijących się włosach. — Serduszko, nie chciałabyś nam opowiedzieć, co się wtedy tak naprawdę wydarzyło? Dlaczego doszło do tak ostrej kłótni między mamą a twoim ojcem? — Ale mama tego nie usłyszy? — Jak sądzę, pluska się w wannie. Na pewno nie będzie nic słyszała. — Och ciociu, to było takie straszne! Nie zrozumiałam wszystkiego dokładnie, ale słyszałam, jak ojciec mówi o tobie... tak, o tobie, ciociu Heleno. Żądał od mamy, żeby mu dała czek, który jej wysłałaś. — Nie widzę jednak związku, dziecko, co mogło doprowadzić twojego ojca do stanu tak nieopanowanej wściekłości, że ważył się uderzyć mamę. 80 — Wydaje mi się, że chciał coś zmienić na czeku. Usłyszałam, jak mama krzyknęła, zobaczywszy zmieniony czek, który leżał przed nim na biurku. Potem zaczęli ze sobą walczyć. Mama próbowała odebrać mu czek. Nie chciał na to pozwolić, jednak mamie udało się wyrwać mu go z ręki. Podarła go na kawałeczki i w tym samym momencie ojciec ją uderzył i zawlókł aż do schodów. Zobaczyłam, jak mama spada, zaczęłam krzyczeć i złapałam ojca za ramię. Dopiero wtedy ojciec mnie dostrzegł, uderzył ze złością i odrzucił na bok, bym nie mogła pobiec za mamą. Wtedy pewnie musiałam upaść, uderzając się o stół, nie potrafię sobie tego przypomnieć. W każdym bądź razie, gdy odzyskałam przytomność, mama klęczała obok mnie, strasznie płakała i gładziła mnie po głowie. Od tego momentu nie potrafiłam już chodzić. To jest wszystko, co wiem, ciociu. Obydwoje pogładzili ożywioną dziewczynkę, po czym Edward zapytał wolno, by mieć czas na opanowanie zdenerwowania i nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie: — Czy od tego czasu widziałaś jeszcze ojca? — Nie... o, nie! Nie chcę go już nigdy więcej widzieć! Sprawił mamie taki ból. Teraz jest nam o wiele, wiele lepiej niż wtedy, gdy jeszcze z nim żyłyśmy. Proszę, ciociu Heleno, nie pozwól, by ojciec kiedykolwiek do nas wrócił. — Oczywiście, że nie pozwolę, Renatko. Ale dobrze się stało, że nam to opowiedziałaś, dobrze, że wreszcie wiem, co się właściwie wtedy wydarzyło. Biedna Liana... — dodała po chwili i spojrzała spokojnie i zdecydowanie na Edwarda. — No, czy dalej wątpisz w wolę Boga, który nie od parady ofiarował mi parę dobrych oczu i uszu? No, moje dziecko, nie mówmy już o tym więcej. Będziesz to musiała powtórzyć profesorowi z Zurychu. Będziesz rozsądna, prawda, Renatko? — Dobrze, ciociu Heleno. — Po chwili obrzuciła Edwarda proszącym spojrzeniem. — Wujku Reddingenie... jak myślisz, czy Eddie zgodziłby się pójść ze mną do nowego doktora? On jest zawsze taki wesoły. — Myślę, że mogę ci to obiecać. W internacie muszą mu udzielić urlopu z tak ważnej przyczyny. Napisz mu o tym zaraz jutro rano, ja tylko zadzwonię do internatu, by potwierdzić, że jest to zgodne z moją 6 Piękny lord Hunterlay 81 wolą. No, koniec na dzisiaj, mała damo, mam jeszcze parę spraw do załatwienia. — Pożegnałeś się już z mamą? — Zobaczymy się jutro i już teraz cieszę się na to spotkanie. A zatem to, o czym mówiliśmy, pozostanie na razie między nami. — Słowo honoru! Wy powiedzcie mamusi, kiedy mam jechać do nowego doktora. — Położyła się wygodnie na poduszkach i zaczęła walczyć z ziewaniem. — Przepraszam, wujku... ale jestem taka zmęczona... Ciociu Heleno, pocałuj mnie na dobranoc. Helena spełniła życzenie Renaty i troskliwie okryła, ją kocem. Gdy po chwili znalazła się z Edwardem ponownie w małym salonie, niezwłocznie sięgnęła po papierosa. — Niezła świnia z tego faceta, nie sądzisz? Fałszerz! Biedna Liana, że też musiała przeżyć coś takiego. Od dawna wiedziałam, że między nimi nie układa się najlepiej. Liana nie chciała się jednak z nim rozstać ze względu na dziecko. Być może też groził jej, że zabierze Renatę... Dla niego nie istnieje chyba nic świętego. W każdym bądź razie jest to kolejny obciążający go fakt. Cieszę się, że niedługo go dopadnę. — Na czym jednak opiera się znajomość Burgmanna i mojego kuzyna Hunterlaya? Nie potrafię tego na razie zrozumieć. — Nie łączy ich z pewnością szlachetna przyjaźń, o tym jestem głęboko przekonana. Są po jednych pieniądzach. Ty w każdym bądź razie unikaj rozmów z Lianą. Możesz do niej od czasu do czasu zadzwonić, to nie jest niebezpieczne. Gdyby Burgmannowi udało się coś odkryć, mógłby zyskać nad nami przewagę, a my niepotrzebnie stracilibyśmy punkty. Nie możemy przecież do tego dopuścić. A teraz zmykaj. Jest mi całkowicie obojętne, w czyje szeroko otwarte ramiona. — A mnie nie, ciociu Heleno. — Edward podrapał się po głowie, po czym mruknął do siebie: — Niech diabeł porwie te kobiety — chude, grube, młode czy stare. — Nie możesz brać im tego za złe, mój chłopcze. Jesteś piekielnie przystojnym mężczyzną i przede wszystkiri?masz to, co najniebezpieczniejsze, co sprawia, że kobiety ciągną do ciebie jak ćmy do światła. — Helena spojrzała na niego, uśmiechając się przekornie i nieco złośliwie. Mimo iż stał już przy drzwiach, obrócił się na pięcie i zapytał z uśmiechem: — A cóż to jest, to „najniebezpieczniejsze", ciociu Heleno? — Urok i dobroć... no, zmykaj wreszcie do łóżka. Ja też to zaraz uczynię. Najpierw jednak chciałam jeszcze porozmawiać z Lianą i powiedzieć jej o tym, co powinna wiedzieć. Czy mogę się nastawić, że jutrzejszego ranka dostanę na śniadanie świeży rogalik? — Już ja dam nauczkę piekarzom z Berna, jeśli nie dostarczą nam jutro chrupiących rogalików! Czy jeszcze jakieś życzenia, ciociu? — Proszę o ananasa i maliny. Nie chcę jedynie miodu, będę miała przez cały dzień zepsuty humor, gdy już przy śniadaniu zaczną mi się lepić paluchy. — Boże uchowaj! Ile minut mamy gotować jajka? — Pięć, jak nie, to będę nawiedzać kucharkę w snach! — Wszystko zapisane. Mam nadzieję, że będziesz jak najlepiej wspominać pobyt w „Czterech Porach Roku". — To zależy od tego, jakie niespodzianki przygotują jeszcze dla mnie Burgmann z pięknym lordem lub jakie ja im zgotuję. — Jeżeli będziesz mnie potrzebowała, daj tylko znać. — Gdy w Essen moi pracownicy stają dęba i zaczynają strajkować, muszę sobie radzić bez ciebie. Zobaczysz, jak urządzę te dwie kreatury. Najpierw to sobie jeszcze raz przemyślę, a potem zobaczysz, jak sobie z nimi poradzę. — Uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem, a on odwzajemnił jej uśmiech. Gdy przed północą siedział jeszcze w biurze, zauważył przez szklane drzwi powracających mężczyzn. W jednym z nich rozpoznał Hunterlaya. Natychmiast zgasił lampkę stojącą przy nim na biurku i obserwował, jak mężczyźni odebrali od portiera klucze do swoich pokojów i udali się w stronę windy. Szybko opuścił biuro i wąskim korytarzem poszedł w kierunku wind. Pozostał w cieniu; dzięki panującej w holu nocnej ciszy udało mu się zrozumieć parę słów z rozmowy mężczyzn, którzy musieli poczekać, aż winda zjedzie z piątego piętra na parter. — A jeżeli nie będzie chciał niczego pić? — Już ja będę umiał to tak urządzić, że nie będzie mógł mi odmówić. Do pana należy reszta, podobnie zresztą, jak w Hunterlay. — Musi ci się udać nakłonić go kilka razy. — Jakoś to zrobię. Wydaje mi się, że ktoś nadchodzi... rozdzielmy się teraz. Jutro zadzwonię do pana do pokoju. 1 82 83 Nic więcej Edwardowi nie udało się usłyszeć, ponieważ dwóch mężczyzn we wspaniałych humorach wracało właśnie do hotelu i napełniło hol radosną wrzawą. Również oni czekali na windę. W czwórkę pojechali na górę, a Edward powrócił do biura. Musiał się jednak przyznać sam przed sobą, że kolana mu drżały ze strachu. To wszystko mogło być przecież nieważne i bez znaczenia, jednak gdy usłyszał nazwę „Hunterlay", zrozumiał, że chodziło o kolejną podłość, którą chcieli między sobą omówić. Mogło dotyczyć to jego, Edwarda, ponieważ stał na drodze do spadku w tym samym stopniu, co samotny, stary lord Hunterlay w północnej Anglii. Nagle uderzył się pięścią po głowie. Eddie, jego syn był przecież w takim samym niebezpieczeństwie, przecież i on blokował pięknemu kuzynowi drogę do odziedziczenia Hunterlay. Hunterlay, stare, dobre Hunterlay! Tylko po to, by je odziedziczyć, ten człowiek zszedł na drogę przestępstwa. Ciężko będzie mu to jednak udowodnić, zwłaszcza że mąż Liany jest w to również zaplątany. Mąż Liany, ojciec Renaty, tego słodkiego, biednego wróbelka! Co powinien zrobić? Jak mógłby ochronić siebie i syna przed niebezpieczeństwem, które otaczało ich gęstą zasłoną i wyciągało po nich swe zachłanne ręce? Dlaczego piękny lord tak koniecznie chce się dowiedzieć, gdzie przebywa Eddie? Dzięki Bogu, że nie odpowiedział na jego pytanie. Podejrzenie cioci było jednak zgodne z prawdą! Dopiero teraz dopuścił do siebie, że to, co wymyśliła, było słuszne... Teraz jednak jej przypuszczenia nabrały jeszcze straszniejszego znaczenia. Gdy znalazł się wreszcie w swoim skromnym pokoiku na piątym piętrze, przez długi czas nie potrafił odzyskać spokoju. Myślał o tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni. Wspominał spotkanie z Lianą i Renatą, wieńczące niejako dwa tygodnie spędzone wraz z synem na wspaniałej wędrówce, wieczorną rozmowę z Lianą, kobietą, jakiej jeszcze nigd^y w życiu nie spotkał, a która od razu zdobyła jego serce. Uświadomił sobie, że nie chce, by zniknęła z jego życia... ona i jej córeczka. Podświadomie wyczuwał, że te dwie istoty muszą kiedyś należeć do niego i jego syna. Dlatego będzie walczył wszelkimi dostępnymi mu środkami. Po głębszym namyśle doszedł do wniosku, że tajemniczy Chateau-mari, jak się kazał nazywać, jest jego najgorszym wrogiem. Następnego dnia, wcześnie rano skontaktował się z szefem, doktorem Lebrensem, który nie mieszkał w hotelu, i poprosił go o zgodę na założenie podsłuchu na rozmowy telefoniczne dwóch gości hotelu, lorda Hunterlaya i pana Chateaumari. Na zdziwione pytanie szefa zapewnił go, że sądzi, iż ma wystarczający powód, by to zrobić, nie chciał jednak postępować zbyt pochopnie i chciał uzyskać jego przyzwolenie. Po tych słowach starszy pan udzielił mu zgody. Dzięki temu Edward był pewien, że będzie mógł podsłuchiwać rozmowy telefoniczne Edwarda Hunterlaya i męża Liany, dopóki będą przebywać w hotelu. Natychmiast powiadomił telefonistkę, by łączyła go, gdy goście z podanych pokojów będą do siebie dzwonić. Zostawiał jej informacje, gdzie w danej chwili przebywa, by mogła go niezwłocznie powiadomić. Obydwaj portierzy zostali również poinstruowani, by dyskretnie spróbowali ustalić, gdzie i kiedy umawiają się podejrzani oraz na jakie adresy wysyłają swoje listy. Gdy jeden z pracowników zapytał go z błyskiem w oczach, czy chodzi o jakąś grubą aferę, Edward niecierpliwie machnął ręką i wyjaśnił, że zastosowano te środki na wyraźne życzenie doktora Lebrensa. Czy powinien od razu powiadomić ciocię Helenę o przedsięwziętych działaniach, czy też poczekać, aż napłyną do niego nowe informacje od Hunterlaya? Słuszniejsza wydała mu się druga droga. Jednak około dziewiątej zadzwonił do niej ze swojego biura. — No, chłopcze, wstałeś z łóżka razem z kurami? 85 — Ciociu Heleno, przypomina mi się, że masz w zwyczaju o siódmej rano stać u bram swoich zakładów i pozdrawiać przybyłych pracowników, o ile oczywiście nie jesteś zajęta gdzie indziej. — I ty powinieneś tak robić, mój chłopcze! Stare przysłowia pozostają w mocy: pańskie oko konia tuczy, kto rano wstaje, temu pan Bóg daje. Jeżeli pracownicy wiedzą, że uważam na to co robią, mogę być pewna, że motory zostaną odpowiednio naoliwione. A z jakimi to wiadomościami dzwonisz do mnie tak wcześnie? — Po pierwsze z pytaniem, jak ci się spało w naszym hotelu? — Przede wszystkim podoba mi się obsługa, muszę ci to przyznać. W „Baur au lac" nie zapytano mnie nawet o to, podobnie zresztą jak w „Astorii", w Nowym Jorku, jakiś rok temu. Nie wiedzą, jak powinni obchodzić się z gośćmi. A ^ątem odpowiadam: wyspałam się naprawdę wspaniale i cieszę się już na samą myśl o śniadaniu. — To cudownie! A jak się miewa nasza mała dama? — Liana czuje się wspaniale, spała równie dobrze jak ja. Też nie może się już doczekać śniadania, a chwilowo jest zajęta ubieraniem Renaty. Radzę ci więc wykręć numer sto dwadzieścia cztery raz jeszcze za jakieś pięć minut. — Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź — odparł ze śmiechem. Powiedział jej też, że zobaczył wczoraj późnym wieczorem Hunterlaya i Chateaumari, jak wracali do hotelu i że udało mu się podsłuchać fragment ich rozmowy. — Dzisiaj zdecydowałam się poświęcić im nieco czasu. Powiadom mnie, kiedy opuszczą hotel. — Nie muszę cię chyba ostrzegać, byś zachowała ostrożność, ciociu Heleno? — Zrobiłeś to już wczoraj. Potrafię sobie sama dać radę. Pobiegam dziś trochę za nimi, a gdy upadnę, możesz przyjść i wytrzeć mi nos. Czy jeszcze coś?;y — Nic poza tym, że cieszę się na samą myśl, że już za pięć minut będę mógł ponownie zadzwonić do pokoju numer sto dwadzieścia cztery. Obydwoje odłożyli słuchawki. P.o chwili zgłosiła się centrala i przekazała umówiony wcześniej sygnał. Coś przeskoczyło i usłyszał znany, miły i nieco przeciągły głos swego przystojnego kuzyna: 86 — Jaka dzisiaj pogoda w tym przeklętym mieście? — Stosunkowo ładnie, ale nie za ciepło — padła odpowiedź Chateaumari. — Nadaje się zatem, by zaprosić go na czekoladowego flipa do baru? Spotkajmy się na chwilę przed lunchem. Do tego czasu nie będzie mi pan potrzebny, mój drogi, ale niech pan będzie punktualny! Po chwili wahania zabrzmiał gardłowy głos drugiego: — Czy mógłby mi pan przesłać przez boya nieco gotówki? Jestem spłukany, a muszę zatankować. — Przypuszczam, że nie chodzi panu o benzynę, mój drogi! Proszę zacząć żyć nieco oszczędniej. Przyślę panu dwadzieścia franków, wystarczą one, jak sądzę, by zatankować. W tym momencie usłyszał trzask odkładanej słuchawki. Po chwili jeden z portierów wysłał do niego na górę boya. Edward wcale nie był tak spokojny, na jakiego wyglądał. Przynajmniej pięknemu lordowi nie " uda się go zaskoczyć niespodziewanym zaproszeniem; do południa uda mu się z pewnością obmyślić jakiś plan, który ochroni go przed zamysłami Edwarda Hunterlaya. W chwilę potem dopadły go liczne obowiązki związane z jego zawodem, im bardziej zbliżało się południe, tym więcej gości zwracało się do niego z pytaniami i najrozmaitszymi prośbami. Chwilowo najbardziej zadowolony był z nowo przybyłych gości, którzy nie mieli ani życzeń, ani pretensji o nie wiadomo co. Był jednak do dyspozycji wszystkich gości, niezależnie od narodowości czy języka, jakim się posługiwali. Udało mu się jednak znaleźć chwilkę wolnego czasu, by połączyć się z pokojem sto dwadzieścia cztery, a serce zabiło mu jak uczniakowi, gdy usłyszał w słuchawce głos Liany: — Ciocia Helena przekazała mi już, że pan dzwonił, drogi kuzynie. Co u nas słychać? Krótko mówiąc, wyspałyśmy się wspaniale, pokoje są naprawdę bardzo spokojne, a łóżka bez najmniejszego zarzutu. Łazienka, jak twierdzi Renata, jest po prostu „bajeczna", a śniadanie najsmaczniejsze, jakie do tej pory jadłam. — Same superlatywy; hotel powinien być dumny, kuzyn chciałby jednak usłyszeć coś bardziej osobistego. — Och, to już zawołam Renatę... — Chwileczkę, pani Liano, chwileczkę... i 87 Usłyszał miły śmiech, po czym dobiegły go słowa: — Ciocia Helena ma jednak rację. Twierdzi, że pokrewieństwo może stać się strasznym ciężarem. — Jestem tego samego zdania. Cały czas starałem się z całych sił być dla pani ciężarem... Te wieczne pytania, życzenia... wyrazy mojej radości, jaką napawa mnie nasze przypadkowe spotkanie w „Złotym Kogucie". Mam nadzieję, że nie zapomniała pani jeszcze „Złotego Koguta"? — Oczywiście, że nie! Przede wszystkim nigdy nie zapomnę waszej, pana i Eddiego, pomocy. Nie zawsze spotykamy tak wspaniałomyślnych i wyrozumiałych ludzi, Renata i ja. — Choć nie ukrywam, że pani słowa są miłe, proszę mi nie dziękować za coś, co jest zrozumiałe samo przez się. Mogę zatem przyjąć, że przyjęła nas pani chętnie do rodziny? — W Edwardzie Trzecim chętnie odnalazłabym oddanego przyjaciela, a Edward Czwarty, taką przynajmniej mam nadzieję, zaprzyjaźni się z Renatą. Ona tak potrzebuje bratniej duszy... moja biedna, słodka dziewczynka. — Mogę ręczyć za Edwarda Czwartego, natomiast nie jestem pewny czy Edward Trzeci może obiecać przyjaźń. On ma tyle planów i życzeń na przyszłość nierozerwalnie związanych z panią Lianą. Przez chwilę panowała cisza, po chwili jednak usłyszał nieco sarkastyczną odpowiedź: — I chce pan to wszystko załatwić w swoim biurze? — Drzwi do holu są zamknięte, drzwi do sekretariatu także, w pewnym sensie jestem tu sam na sam z panią, Liano. — Która jednak nie chce brać na siebie odpowiedzialności za odrywanie wiecznie zajętego recepcjonisty od pracy. Niech pan poczeka jeszcze chwilkę... ciocia Helena wróciła właśnie z Renatą. — Po chwili usłyszał w słuchawce głos Renaty, która musiała go od razu powiadomić o wszystkim, co wydarzyło się od wczorajszego wieczora. Najważniejszą wiadomością było nadejście listu od Eddiego. — Polecony, wujku Edwardzie! Polecony! Czy to nie wspaniale z jego strony? — Widzę, że natychmiast będę musiał podwyższyć mu kieszonkowe, mała damo. 88 Wymienili jeszcze kilka miłych słów, po czym Edward musiał wrócić do pracy, ponieważ na zewnątrz czekali już zniecierpliwieni Anglicy, którzy poza granicami swego kraju wykazywali niezwykle mało cierpliwości, choć w Anglii musieli mieć jej dużo, ponieważ należała do ich cech narodowych. U góry, w pokojach kobiet, omawiano właśnie plan dnia. — Nic z tego! Na spacer z Renatą pójdę ja! Ty masz areszt domowy. Moja sypialnia ma balkon, możesz sobie na nim usiąść i powdychać świeżego powietrza. Tak długo, jak będzie tu mieszkał Burgmann, masz pozostać niewidoczna. — Ale, muszę przecież... — Nic nie musisz, poza tym, co ci właśnie powiedziałam. Dziecko, lie patrz na mnie i mamę z takim przerażeniem. Twój ojciec jest tu, w tym hotelu. Nie martw się jednak, nie spotkasz się z nim, ani ty, ani twoja mama. Jesteś rozsądną dziewczynką i zrozumiesz, jeśli ci powiem, że kazałam wam tu przyjechać, bo chcę spróbować, by mama uzyskała rozwód z twoim ojcem. Zrozumiałaś, moje dziecko? Obydwie kobiety spojrzały zaniepokojone na Renatę, która poŁ czątkowo śmiertelnie pobladła, po chwili jednak spojrzała na ciocię Helenę. — Ciociu Heleno, jestem głęboko przekonana, że wszystko, co robisz, robisz dla dobra mamusi i "lojego. Ale proszę, zrób to tak, by mama się zbytnio nie denerwowała. — Dlatego też chcę, by została tu, na balkonie, podczas gdy my pojedziemy na wspaniały spacer. Zjedziemy windą bagażową na dół albo lepiej od razu do ogrodu i nikt nas nie zobaczy. Czy chcesz, byśmy ci coś przywiozły, Liano? Jesteśmy dzisiaj w szczodrobliwym nastroju! Tylko nie proś o gumę do żucia! — Och, ciociu Heleno, nie mów tak o gumie do żucia... Eddie twierdzi, że guma pomaga w myśleniu! — Tak? Cóż, w takim razie kupię sobie jedno opakowanie. Może coś mi. wpadnie do głowy, gdy będę miała sklejoną szczękę. — Ja wiem, co ci wpadnie do głowy, ciociu Heleno — roześmiała się rozbawiona Renata\ — Ooo, cóż takiego? ' '¦ * — Że musisz porządnie obsztorcować twojego dentystę. 89 — Sprytna dziewczyna! — ze śmiechem pogładziła dziewczynkę po włosach. Przygotowała się do wyjścia, po czym spojrzała pytająco na Renatę: — A ile kosztuje taka guma? — Eddie mi powiedział, że są gumy za kilka groszy, ale te lepsze kosztują około dwudziestu fenigów. — Świetnie, że mamy w rodzinie tak rozsądnego chłopaka. A więc Liano, nie rób żadnych głupstw w czasie naszej nieobecności. Przede wszystkim nie podchodź do telefonu i nikogo nie zapraszaj, by złożył ci wizytę. Diabeł nie śpi i nigdy nie wiemy, gdzie wpakuje swoje łapy. Po rozmowie z Lianą Edward miał strasznie dużo pracy, musiał się zatem skupić. Zauważył jednak, że Chateaumari wychodzi z hotelu, oddawszy uprzednio portierowi klucz do pokoju, po czym wsiada do swego szarego, nie całkiem już nowego volkswagena i odjeżdża. Edward pomyślał chwilę, po czym poprosił kolegę, by go na moment zastąpił, tłumacząc, że musi dokonać przeglądu pokoju na czwartym piętrze, ponieważ doktor Lebrens zlecił mu przygotowanie planu renowacji niektórych pomieszczeń. Szybko wjechał na czwarte piętro, kazał pokojówce otworzyć drzwi do pokoju zamieszkiwanego przez Chateaumari i podał jej to samo wytłumaczenie, co przed chwilą koledze. Zamknął za sobą drzwi na klucz i szybko, jak wyćwiczony policjant, przeszukał niewiele rzeczy, jakie miał przy sobie Burgmann alias Chateaumari. Nieco znoszony garnitur... dwie pary niezbyt nowych butów... trochę bielizny, przyborów toaletowych, kilka powieści kryminalnych, tani budzik. Na biurku leżała zamknięta niestety saszetka. Właśnie ona zainteresowała Edwarda. Spróbował otworzyć nieskomplikowany zamek. Cieszył się, że był na tyle przezorny i zabrał ze sobą swój mały scyzoryk, który poradził sobie z zamkiem. W środku Edward zpbaczył liczne wymięte listy, papiery, kopie starego niemieckiego paszportu, wystawionego na Egona Burgmanna. Wiek: czterdzieści trzy lata, zawód: handlarz tekstyliami, i tak dalej. Edward już chciał spakować wszystko z powrotem, gdy w ostatniej chwili odkrył jeszcze ku swemu zdziwieniu zużyty, brudny i prawie nieczytelny dowód wystawiony zwolnionemu ze służby żołnierzowi Legii Cudzoziemskiej, Egonowi Burgerowi — zdjęcie było tak zniszczone, że niepodobieństwem było cokolwiek na nim zobaczyć — ale jeszcze jedna zmiana 90 nazwiska! Dopiero teraz wpadły mu w ręce papiery wystawione na nazwisko Chateaumari. Skąd je miał? Bez wątpienia mąż Liany był awanturnikiem. Jak to się stało, że taka spokojna i uczciwa kobieta zaufała takiemu mężczyźnie, że nie wyczuła, że nie jest on tym, za kogo się podaje? Czyżby miał na nią aż tak ogromny wpływ, że udało mu się zamydlić jej oczy, by nie dostrzegła jego prawdziwego oblicza? Jednak przed ostatnią katastrofą musiała poznać prawdę o swoim mężu, gdy zaskoczyła go przy fałszowaniu czeku cioci Heleny. Ten człowiek był nikim innym, jak tylko przestępcą i oszustem. I to właśnie on był tym niesamowitym wprost szczęśliwcem, mężem tak kochanej i pięknej kobiety, ojcem tak słodkiego, dzielnego dziecka! Jak nieobliczalne są ścieżki życia, jak dziwna wola Boga! Po krótkim namyśle, gnany strachem, że portier zapomni dać ostrzegawczy znak, schował z powrotem wszystkie papiery i dokumenty do zużytej teczki, zanotowawszy uprzednio datę i miejsce zwolnienia z Legii Cudzoziemskiej oraz numer niemieckiego paszportu. Być może ciocia Helena zrobi z tego odpowiedni użytek, gdy dojdzie do rzeczywistej konfrontacji z Burgmannem. Zjechał windą na parter i w recepcji dostrzegł swojego pięknego kuzyna 'Edwarda. Ledwo go dostrzegł, wysiadającego z windy, od razu wesoło i protekcjonalnie kiwnął ręką do swego „biednego kuzyna". — Dzień dobry, Edwardzie! Właśnie na ciebie czekałem. — To miłe z twojej strony, jestem jednak bardzo zajęty. Czym mógłbym ci służyć? — Skoro już zajmujesz to śmieszne stanowisko, to powiedz mi, jak mogę stąd najszybciej i najwygodniej dojechać do Nicei? — To akurat o wiele lepiej ode mnie może ci wytłumaczyć nasz portier. Czyżbyś już wkrótce miał zamiar opuścić Berno? — Strasznie nieciekawe miasto, mój drogi. Opowiadano mi na przykład niestworzone historie o tutejszym polu golfowym, natomiast wczoraj stwierdziłem, że robią wiele hałasu o nic. W końcu jestem przyzwyczajony do prawdziwych angielskich pól. — Fakt, pole w Hunterlay, o ile dobrze pamiętam, jest bardzo lalowniczo położone. — Ale nudne, mój drogi, strasznie nudne. A jacy goście bywają w Hunterlay?! Sami towarzysze broni mojego dziadka. Gdy tak sobie 91 siedzą i wspominają minione czasy, człowiekowi wydaje się, że rzeczywiście znalazł się w samym środku bitwy. — Bardzo mnie cieszy, że do dziadka mimo wszystko przyjeżdżają jeszcze goście. Jest zmuszony przecież prowadzić tak okropnie samotne życie na tym odludziu w północnej Anglii. — Dlaczego nie chcesz mu wraz z synem dotrzymać towarzystwa? Czemu nie przyjedziecie do Hunterlay; jesteś w końcu tak samo jego wnukiem jak i ja. Edward zmusił się do miłego uśmiechu. — Ja mam jednak tutaj trochę roboty. Z czego miałbym się utrzymywać, gdybym nic nie zarobił? — Bzdura! Jako przyszły lord Hunterlay, gdybyś trochę pomyślał, nie musiałbyś wcale przyjmować napiwków w tym marnym hotelu. — A tego akurat nie robię. Jako obyty w podróżach człowiek powinieneś wiedzieć, że ewentualne napiwki zostawia się jedynie portierowi, ja dostaję tylko pewne procenty od tej sumy. — Czy i następny spadkobierca, przyszły lord Hunterlay, czyli twój syn ma zamiar objąć podobnie śmieszną posadę? — Eddie? O nie, on ma zamiar zostać w przyszłości bardzo dobrym lekarzem. — Coś takiego? A gdzie to przygotowuje się do tak ciężkich studiów? A więc znowu zadał to irytujące pytanie dotyczące miejsca pobytu Eddiego! Edward natychmiast się rozejrzał, uśmiechnął się uprzejmie do lorda, po czym zwrócił się ku nadchodzącej, ubranej z wyrafinowaniem, eleganckiej madame z tak uprzedzającą grzecznością, że w jej oczach pojawiły się promyki zadowolenia i nie skrywanej nadziei. Edward przygryzł wargi... chyba nie przyjdzie jej nic niestosownego do głowy? Nieważne zresztą, ważne, że po raz kolejny udało mu się uniknąć odpowiedzi na natrętne pytanie Hunterlaya. Przez kilka kolejnych minut nie miał dla niego czasu, musiał przestudiować listę pokoi, ponieważ pewne stare małżeństwo koniecznie chciało otrzymać pokój z loggią, balkon bowiem nie bardzo im odpowiadał. Rzadko kiedy Edward z takim zapałem starał się spełnić niemożliwe do spełnienia życzenie wiecznie niezadowolonych gości, byle tylko uniknąć dalszej pogawędki z Hunterlayem. 92 Ten jednak krzyknął do niego serdecznie: — Bardzo bym się cieszył, gdybyś znalazł dla mnie przed obiadem nieco czasu. Moglibyśmy zejść do baru na czekoladowego flipa. — Chętnie! Zostaw mi tylko informację, kiedy będziesz miał czas. Tak, panie Reimann, każę go przygotować. Dam znać pokojówce, by przeniosła państwa rzeczy z pokoju pięćdziesiąt sześć do pokoju sześćdziesiąt siedem. , Hunterlay opuścił hotel, znudzony udał się na spacer do hotelowego ogrodu, po którym włóczył się bez celu, obrzucając od czasu do czasu ciekawym spojrzeniem potężną starszą panią pchającą w kierunku przepięknego parku miejskiego siedzącą na wózku inwalidzkim młodą dziewczynę. Nie poświęcił im jednak najmniejszej uwagi, myślał jedynie o sobie i własnych egoistycznych celach. Wiedział doskonale, że finansowo przetrzyma jeszcze nie więcej niż pół roku, potem będzie musiał ogłosić bankructwo. Dlatego też do tego czasu musi nastąpić jakaś zmiana, która uratowałaby mu skórę i przede wszystkim dobre imię. Przymknął piękne, lecz znudzone oczy i nieświadomie objął lewą dłonią trzy palce prawej, mrucząc do siebie: — Raz... dwa... trzy... kolejność jest przecież nieważna. 8 Liana siedziała grzecznie, zgodnie z poleceniem ciotki na balkonie i po raz pierwszy znalazła nieco czasu, by móc sobie przemyśleć wreszcie całe dotychczasowe życie, ponieważ pojawienie się w jej życiu Edwarda Reddingena, który natychmiast opanował jej myśli, mimo radości przyniosło też nowe troski. Przecież ona ciągle jeszcze była żoną Egona Burgmanna i wątpiła, czy otrzyma rozwód z łatwością i bez sprzeciwów z jego strony. Nie mogła przecież podać jako przyczyny rozwodu, że zaskoczyła swego męża a ojca Renaty przy fałszowaniu czeku i że nie po raz pierwszy posunął się do podobnego oszustwa. Jej małżeństwo od dawna nie było szczęśliwe. Mąż stał się jej obojętny. Przed laty, gdy była jeszcze młodą, bardzo samotną dziewczyną, zdobył jej uczucie dzięki swemu nieodpartemu urokowi i silnej woli budzącej w niej mimowolny podziw. Nie oczekiwała, że przez to małżeństwo będzie żyć. w dostatku, chciała jedynie dalej pracować w swym zawodzie, co z pewnością udałoby się jej pogodzić z obowiązkami małżeńskimi. On twierdził, że jest handlowcem, co zmuszało go do częstych i długich wyjazdów, ona natomiast przed małżeństwem pracowała w dużym domu mody jako sekretarka. On jednak nie życzył sobie, by zatrzymała tę posadę, gdyż był przedstawicielem tej firmy. Potem zresztą urodziła się Renata i od tego czasu Liana stała się przede wszystkim matką, kochającą i troskliwą matką. Starała się z całych sił jak najlepiej pogodzić niewysokie dochody męża- i konieczne wydatki na utrzymanie domu, próbowała też coś zarobić. Zajęła się przepisy- 94 waniem na maszynie i dzięki temu mogła zapewnić dziecku niezbędne ubranka i zabawki. Już w trzecim roku małżeństwa zauważyła; że jej mąż wystawił swej firmie fałszywy rachunek. Gdy mu o tym powiedziała, stał się niezwykle brutalny i grubiański i zabronił jej zaglądać w swoje papiery To był przełomowy dzień, w którym zrozumiała, że nic już do niego nie czuje i starała się od niego uniezależnić, zarówno materialnie, jak i duchowo. Nie chcąc jednak, by dziecko wyczuło, że ich małżeństwo się rozpada, zdecydowała się pozostać we wspólnym mieszkaniu, pracowała jednak jeszcze więcej i ciężej niż poprzednio, miała jednak satysfakcję, że sama zarabia na potrzeby dziecka i swoje. On starał się jednak opłacić czynsz za mały, skromny, położony nax przedmieściu domek, co bardzo ją zresztą dziwiło. Tym, co ich jeszcze łączyło, były wspólne posiłki, spożywane w przytłaczającym milczeniu. On spał na parterze, ona z Renatą na górze, tam też pracowała, na zaadaptowanym na pracownię stryszku, który urządziła ze jej smakiem i poczuciem piękna. Tam właśnie położyła pewnego dnia długo oczekiwany czek od cioci Heleny, która wysyłała jej pieniądze przy każdej możliwej okazji, mimo iż nieświadoma była, jak bardzo potrzebne były Lianie dodatkowe dochody. Helena już w pierwszych latach po ich ślubie zerwała z nimi bliższe kontakty, gdyż nie bardzo przepadała za Egonem Burgmannem, jak otwarcie i bez zbędnych ceregieli wytłumaczyła Lianie. Z nią nie poszło mu tak łatwo jak z Lianą, nie udało mu się zamydlić jej oczu... Szanowała jednakże uczucia Liany, która początkowo naprawdę kochała męża. Helena o nic nie pytała, wysyłała krótkie, lecz przemiłe listy, obdarowywała Renatę na urodziny i święta Bożego Narodzenia, często zabierała Lianę wraz z córką na liczne podróże... ale, jak już zostało powiedziane, schodziła z drogi mężowi Liany, nie chcąc mieć z nim nic wspólnego. Jeden z czeków otrzymanych od cioci Heleny leżał właśnie na biurku w jej pracowni. Gdy wróciła z miasta, ku swemu bezgranicznemu zdziwieniu i przerażeniu, zastała swego męża na fałszowaniu kwoty na czeku, do której dopisał jedno zero, zwiększając tym samym dzisięcio-krotnie jej wartość. Wtedy doszło do katastrofy, którą Renata opisała swemu nowemu przyjacielowi Eddiemu. Doszło do brutalnego i bezwzględnego wybuchu Egona Burgmanna, który silnym uderzeniem 95 scrawił, że spadła ze schodów i... do najstraszniejszego... do krzywdy, jaką wyrządził Renacie. Ukochane dziecko Liany było od tego czasu sparaliżowane. To jednak dodało jej sił do natychmiastowego opuszczenia tego człowieka, nie musiała już bowiem stwarzać pozorów udanego małżeństwa ze względu na uczucia Renaty, która na własnej skórze odczuła bezwzględność i okrucieństwo ojca. Liana zadzwoniła do cioci Heleny i otrzymała krótką odpowiedź: — Natychmiast przyjeżdżaj z dzieckiem do mnie. Zostaw wszystko, nie przejmuj się tym i o wszystkim zapomnij. Nie oszczędzaj na podróży, wydaj tyle, ile będzie potrzeba, by Renacie było wygodnie. Tu, na miejscu zobaczymy, co możemy dla niej zrobić. W ten sposób od kilku lat Liana żyła w serdecznej harmonii z ciocią, harmonii wprost niebiańskiej, gdyby nie wieczna troska 0 Renatę, której jak do tej pory nie potrafił pomóc żaden lekarz. Wielu z nich starało się pocieszać, nie mogli jednak nic zrobić. Ona sama poprosiła ciocię o pracę. Życie bez obowiązków wydawało jej się nie do zniesienia, chciała znaleźć jakiś cel, do którego można by dążyć. Helena Schliiter zatrudniła ją jako przedstawiciela do spraw handlu z zagranicą i nie rozczarowała się. Liana była niespodzianką dla odbiorców, którzy po raz pierwszy zawierali umowy z piękną kobietą. Liana nigdzie nie jeździła bez Renaty, dopiero w zimie, gdy przez kilka tygodni utrzymywały się niezwykłe mrozy, zmuszona została do podróży pociągiem. Wtedy też musiała z żalem zostawić Renatę w willi ukochanej cioci. Wiedziała jednak, że ciocia nie pozwoli, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Teraz jednak w jej zwykle tak spokojnym życiu zaszło parę zmian, które wprowadziły niemałe zamieszanie. Przez przypadkowy pobyt w „Złotym Kogucie" spotkała mężczyznę, któremu tak wiele zawdzięczara i który od pierwszej chwili wydał jej się sympatyczny 1 zdobył jej matczyne serce sposobem odnoszenia się do jej ukochanej córki. Głęboka przyjaźń jego syna i Renaty jeszcze pogłębiła jej sympatię, a ich, Edwarda i Eddiego gotowość do pomocy po prostu ją oczarowały. Myślenie o Edwardzie Reddingenie sprawiało jej nieznaną dotychczas przyjemność. Jednak myśli o nim zawsze przypominała jej o tym, że małżeństwo z Egonem Burgmannem, 96 człowiekiem, o którym nawet nie wiedziała, gdzie i jak żyje, jest nadal ważne. Ciocia Helena i Renata wróciły ze spaceru w towarzystwie jednego z licznych służących hotelowych. Obydwie mówiły nieco niewyraźnie, z zapałem bowiem żuły gumę. Helena wzorując się na Renacie raz żuła gumę prawą stroną, potem przesuwała ją na lewo. Gdy jednak poczuła, że ma serdecznie dość żucia, pojawił się mały problem, ponieważ nie wiedziała, co ma począć z gumą, która całkowicie straciła już swój smak. Renata poradziła jej, by wypluła ją do papierka, w który poprzednio owinięta była guma. W chwilę potem Helena odetchnęła z ulgą i zamruczała z niezadowoleniem: . — Już nigdy więcej nie dam się na to nabrać! Zapewniam eię o tym z głębi mego serca, — Biedna ciocia Helena! Jeszcze tylu rzeczy musisz się uczyć na stare lata! — Muszę być przecież na bieżąco! Tylko czy naprawdę ta guma musi się tak strasznie kleić? Z salonu dobiegł dzwonek telefonu. Podniosła słuchawkę i od razu rozpoznała głos Edwarda, który krótko opowiedział o wynikach swych poszukiwań w pokoju Burgmanna. Przez chwilę starsza pani nie potrafiła złapać oddechu... Przecież to było jeszcze gorsze niż to, co do tej pory wiedziała o tym na wskroś zepsutym i złym człowieku! Ostrożnie, tak by Liana nie mogła jej usłyszeć, odpowiedziała: — Drogi Boże, to go obciąża jeszcze bardziej! Dziękuję ci za wiadomość... Muszę przemyśleć, jaki z tego można zrobić użytek. Zadzwonię do ciebie później. Rzeczywiście była tak podenerwowana, że musiała chwilę odczekać, zanim zdecydowała się powrócić do pokoju obok. Na szczęście Liana z Renatą były czymś zajęte i nie zwróciły na nią większej uwagi. — Dać ci gumę do żucia, ciociu Heleno? — zapytała z zadowoleniem Renata. — Czy wyglądam na wariatkę? Zastanów się lepiej, jak spędzimy ten deszczowy i zimny majowy dzień. — Muszę jeszcze napisać do Eddiego, a potem możemy zagrać w „Człowieku nie irytuj się". 7 Piękny lord Hunterlay 97 — Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ta gra odpowiada mojemu nastrojowi! Liano, jakie ty masz propozycje? — Czy nie znalazłabyś chwili czasu, by omówić ze mną to, co udało mi się załatwić w Monachium i to, co dotyczy mojej podróży do Stuttgartu? — Liana czesała właśnie Renacie włosy i spojrzała z czułym uśmiechem na ukochaną starszą panią. — Nie mogło ci przyjść do głowy coś jeszcze bardziej głupiego i nudnego? Guma do żucia, „Człowieku nie irytuj się" i interesy, które wzywają cię do. Stuttgartu, nie wzbudzają dziś we mnie ani krzty zainteresowania. Lepiej zejdę na godzinkę do holu, może tam wydarzy się coś, na co mogłabym się powściekać i poirytować... Dobrze mi to zrobi, a czas szybciej minie, aż do chwili... No cóż, pójdę już. — Ciociu, daj mi jakieś zlecenia, nie każ mi siedzieć tu tak bezczynnie — prosiła serdecznie Liana. — Widzę po tobie przecież, że w tajemnicy przed nami jesteś czymś bardzo pochłonięta. Czy to z mojego powodu ciągle chodzisz podenerwowana? — I tak, i nie, jeżeli już koniecznie chcesz wiedzieć. Ale na razie nic jeszcze nie jest pewne i dlatego proszę, byś zostawiła mnie w świętym spokoju. — Serdecznie pocałowała Lianę w policzek, zabrała ze stolika książkę, gazety i okulary i' wyszła z salonu. Gdy wysiadła na parterze z windy, z naprzeciwka .nadeszła histeryczna madame i potrącając ją usiłowała wejść do środka. Miała jednak pecha trafić na niezbyt dobry humor Heleny, która nie życzyła sobie podobnego zachowania. Złapała madame za rękę i wyciągnęła ją z windy, po czym niezwykle poprawną i płynną francuszczyzną powiedziała wykwintnej damie, co o niej myśli: — Nie vidzi pani, że jestem starą kobietą? Mam chyba prawo wymagać nieco szacunku dla mojego wieku, chyba że przyzna się pani, że ma tyle samo lat co ja, wtedy będziemy mogły porozmawiać nieco inaczej. No, a teraz może pani uwolnić się ode mnie. Wepchnęła madame do windy i promieniała, patrząc na rozwścieczoną do granic wytrzymałości kobietę, która, mimo iż czerwona ze złości, nie miała odwagi spojrzeć Helenie prosto w oczy. Helena złośliwie nie zdejmowała palca z przycisku wzywającego windę, co sprawiło, że madame, dotarłszy co prawda na drugie piętro, nie mogła wyjść z windy i, coraz bardziej wściekła, zaczęła ponownie zjeżdżać na 98 parter. Helena uśmiechnęła się złośliwie i zdjęła nieco już zmęczony palec z przycisku... W tym momencie madame znów zaczęła jechać w górę, tym razem na piąte piętro, gdyż w ślepej wściekłości pomyliła guziki. Nie trzeba dodawać, że wydany z takim trudem i licznymi wydatkami obiad nie wyszedł madame na dobre i nie mogła opuszczać przez cały dzień swego pokoju. W ten sposób Edward pozbył się niejako problemu, który mu nieustannie stwarzała swoimi jednoznacznymi propozycjami. Natomiast Helena, która dzięki niewinnej zabawie odzyskała dobry humor, znalazła sobie parę ciekawych czasopism leżących u portiera do dyspozycji gości. Na chwilę podeszła do recepcji: — Jeszcze w pokoju? — Hunterlay nie, drugi tak — padła krótka lecz wyczerpująca odpowiedź Edwarda. Wymienili krótkie spojrzenia, po czym Helena z rozmysłem znalazła sobie fotel, z którego mogła obserwować cały hol i to, co się w nim działo. Usiadła wygodnie, założyła okulary, rozłożyła gazety i książkę i nie spuszczała oka z recepcji i z portiera. Wkrótce jej cierpliwość została nagrodzona, ponieważ dostrzegła wychodzącego z windy Egona Burgmanna, który niecierpliwie zapalił papierosa, oddał klucz portierowi i opuścił hotel. Helena natychmiast wstała, poskładała swoje czasopisma, podeszła do Edwarda i cicho zażądała: — Załatw mi ten klucz i daj mi znać, gdyby wracał. Nie siląc się nawet na odpowiedź, Edward poszedł do portiera, wziął klucz od pokoju Burgmanna i niezauważalnie przekazał go Helenie. Natychmiast wjechała na piąte piętro, odszukała jego pokój i otworzyła go, nie kryjąc się, gdyż korytarz był akurat całkowicie pusty. Po wejściu zamknęła za sobą drzwi na klucz. — No, zobaczymy, może jeszcze znajdziemy coś ciekawego. Powinnam się cieszyć, że mam okazję szybko rozprawić się z tym łotrem. Przeszukała, podobnie jak Edward, wszystko, co leżało na meblach. Potem przeszukała szufladki w biurku, wyjęła teczkę, którą po krótkim zastanowieniu otworzyła scyzorykiem, który zawsze nosiła 99 w torebce. Nie pomyślała nawet, że Burgmann może domyślić się, że ktoś grzebał w jego teczce... I tak nie wróżyła mu długiej wolności. Znalazła jeszcze parę interesujących ją rzeczy. Jej kobiecy wzrok był bardziej przenikliwy niż Edwarda. A to, co znalazła, dało jej dużo do myślenia. Małe próbki podpisów, zarówno jej własnego, jak i pięknego lorda Hunterlaya, o bardzo pyszałkowatych zakrętasach, wiele mówiący o charakterze jego właściciela. Burgmann musiał dołożyć wielu starań, by go tak doskonale podrobić... Helena wzięła te kartki, potem dokładnie przyjrzała się dokumentom wystawionym przez Legię Cudzoziemską. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, przecież władze takich jednostek nie mogą podawać fałszywych danych zwalniając jednego z legionistów. Zwalniany musi podać prawdziwe dane dotyczące nazwiska, miejsca i daty urodzenia, bo inaczej nie zostanie zwolniony. A więc Burgmann podawał się w różnych dokumentach za kogoś innego: na niemieckim paszporcie za Egona Burgmanna, na dokumentach wystawionych przez Legię Cudzoziemską za Ericha Burgera, a zgodnie z zameldowaniem w hotelu chciał uchodzić za Jeana Chateaumari. Co za bezwzględny oszust i szalbierz! Udawał porządnego obywatela, udało mu się zawrzeć małżeństwo z przyzwoitą dziewczyną, być może przez pewien czas rzeczywiście trudnił się handlem, w wolnym czasie fałszując dokumenty, cudze podpisy i czeki, po czym oddał się w kosztowną służbę pięknemu lordowi Hunterlay, który nie chciał zbrukać swych szlachetnych rąk tym, co zamierzał zrobić w Hunterlay. Tam właśnie „doktor Chateaumari", jak nazywano go w Anglii, przepisał najstarszemu i obecnemu lordowi Hunterlay lekarstwo, które ani jednemu, ani drugiemu nie wyszło na zdrowie. A jakie jeszcze zlecenia otrzyma do wykonania ten bezwzględny łotr? Który z tych obrzydliwych ludzi był większym przestępcą? Helena była zbyt zdenerwowana, by móc to rozstrzygnąć. Nie znalazła już niczego, co mogłoby ją zainteresować, pozbierała swoje rzeczy i już chciała opuścić pokój, gdy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i postukała w nią kilka razy swoim futerałem na okulary. W odpowiedzi usłyszała głos Edwarda: — Właśnie wrócił, czeka w barze na Hunterlaya, który i mnie zaprosił na małe co nieco. 100 — Dobrze, poślę klucz na dół. Bądź ostrożny, nie pij nic, co ci aoferuje jeden z nich. — Dziękuję, będę ostrożny. — Usłyszała trzask odkładanej słuchawki, zrobiła to samo, opuściła pokój, zbiegła schodami na pierwsze piętro do swojego salonu i telefonicznie wezwała boya. Włożyła klucz do koperty, zaadresowała do recepcji hotelowej i gdy zjawił się boy, spojrzała na niego z uśmiechem. 4 — No, mój chłopcze, kupiłeś już gumę do żucia? — Przepraszam panią serdecznie, ale nie za bardzo lubię żuć gumę. /olę zaoszczędzić parę franków. — A więc mamy takie samo.zdanie. Ja również jej nie lubię. Masz tutaj jeszcze jednego franka za to, że tak doskonale się rozumiemy. Ten list wręczysz natychmiast i bezpośrednio do rąk panu dyrektorowi Reddingenowi, zrozumiano? — Oczywiście, szanowna pani. — Wyszedł z pokoju mocno ściskając swojego franka, a zmęczona i wyczerpana Helena opadła na fotel; dyszała, jakby przez dwie godziny odkopywała śnieg. Postanowiła, że zanim zawoła Lianę, musi się najpierw uspokoić i przemyśleć plan dalszego postępowania. Nie była w końcu pracownikiem policji kryminalnej i nie znała odpowiednich przepisów. Wiedziała jednak doskonale, że powinna jak najprędzej uwolnić Lianę od tego człowieka. Chodząc nieco nerwowo tam i z powrotem po pokoju, przystanęła na chwilę przed lustrem i zrobiła do siebie jeden z jej ulubionych straszliwych grymasów, chciała nawet pokazać sobie język, ale właśnie weszła Liana. — Słyszałam, jak przyszłaś, ciociu. Mam zamówić lunch, czy chcesz jeszcze trochę poczekać? — Chcę poczekać tak długo, aż obydwie nie pomrzecie mi z głodu. — Ja z pewnością nie, a Renata właśnie pisze kolejny list do Eddiego. Chciałabym tylko wiedzieć, o czym ona tyle pisze. Jej listy są zawsze strasznie długie. — Ciesz się, że mą do kogo pisać. Na pewno lepiej się dzięki temu czuje, biedna mała. Wczoraj wieczorem Edward Reddingen rozmawiał z nią na temat waszej wizyty w Zurychu u tego słynnego lekarza. 101 — I jak to przyjęła? Jak do tej pory nie wspomniała ani słowem na ten temat. Bardzo się zdenerwowała? — pytała niespokojnie Liana, głęboko zatroskana o swoje dziecko. — Przyjęła to z podziwu godnym spokojem. Zresztą Edward bardzo umiejętnie i rozsądnie jej o tym powiedział. Uroniła jedną łezkę, a potem już była jak zwykle bardzo dzielna. Wkrótce udamy się zatem do Zurychu. Chciałabym jednak porozmawiać z tobą o czymś innym, Liano. I nie patrz na mnie od razu jak wystraszona nie wiadomo czym kura. Czy od czasu, jak u mnie mieszkasz, nie słyszałaś nic o swoim mężu? — Nie, dzięki Bogu nie. — Liana nerwowo złożyła ręce, jak to zwykłe bywało, gdy poruszano temat jej nieszczęsnego małżeństwa. — I bardzo się z tego cieszę. — Głupia gęś! Jak możesz mówić, że się z tego cieszysz? Chcesz wiecznie żyć z nim w takich stosunkach? Nie pomyślałaś nigdy o tym, że mogłabyś powtórnie wyjść za mąż? A tego właśnie nie możesz zrobić, bo nadal jesteś związana z tym łotrem węzłem małżeńskim. Robię sobie nieskończone wyrzuty, że już wtedy nie postarałyśmy się wnieść pozwu o rozwód. Zresztą jak miałyśmy to zrobić skoro nawet nie wiedziałyśmy, gdzie się twój mąż podziewa? Świetnie, spotkałam go przez przypadek w Zurychu, udało mi się podsłuchać, że wybiera się do Berna w towarzystwie tego pięknego lorda Hunterlaya. Nie wiem jednak, jak powinnyśmy z nim postępować, by bez żadnych trudności dał ci rozwód. Zastanów się raz jeszcze, spokojnie i dokładnie, czy w czasie waszego małżeństwa nie podpadły ci pewne nieścisłości w jego zachowaniu lub słowach. Nie mówmy teraz o tej sprawie z czekiem, to nie jest chwilowo aż takie ważne. — W ogóle nie mogę sobie przypomnieć, czy i co opowiadał mi o swojej przeszłości. Rozmawialiśmy o jego problemach związanych z pracą. Kiedyś mówił mi, że w czasie wojny był żołnierzem w Afryce, że nie ma już żadnych krewnych i dlatego marzył o założeniu rodziny — to wszystko, co pozostało mi jeszcze w pamięci. — Nieco mętne i bardzo pobieżne informacje, jak mi się wydaje. Renata jednak urodziła się w pierwszym roku waszego małżeństwa? — Tak. A niedługo po jej urodzeniu, chcę ci to teraz powiedzieć, rozwiązałam w pewnym stopniu nasze małżeństwo. Nie pytaj o przyczy- 102 ny. Gdy wtedy poprosiłam go o zgodę na rozwód, powiedział ze złością, że owszem, da mi rozwód, ale chce zatrzymać dziecko. A przecież, ciociu, nie mogłam na to pozwolić! Zostałam zatem z nim. Prowadziliśmy wprawdzie życie rodzinne, ale w rzeczywistości żyłam jedynie dla Renaty. v — Czy jesteś pewna, że w czasie wojny walczył w Afryce? — Dlaczego miałabym wątpić, tym bardziej, że dużo mi opowiadał o tym, co się tam działo, a co poniekąd zgadza się z faktami, o których donosiły gazety. Musiał tam zatem naprawdę być. — Cóż... trochę nie zgadzają się daty, moje dziecko. Twój tak zwany mąż był od osiemnastego do dwudziestego ósmego roku życia żołnierzem Legii Cudzoziemskiej. . Liana z przerażeniem zerwała się na równe nogi i ze zdziwieniem spojrzała na ciocię. — Drogi Boże, dlaczego to cię tak dziwi? I w Legii Cudzoziemskiej byli całkiem przyzwoici ludzie. On, o ile wiem, został z niej zwolniony. Niejasne jest tylko, dlaczego ci o tym nie powiedział. — Helena nie patrząc na Lianę zapytała wolno: — Czy masz jeszcze dokumenty potwierdzające zawarcie małżeństwa? — Oczywiście, ale nie przy sobie. — Przypominasz sobie, czy widniało na nich nazwisko Egona Burgmanna? — Oczywiście. — Cóż, moje dziecko, przypuszczam, że nie jesteś żoną Egona Burgmanna. — Jak to... ciociu, jak mam to rozumieć? Helena powoli wyjęła z torebki dokument wystawiony przez władze Legii Cudzoziemskiej i pokazała go Lianie. — Tu widnieje nieco inne nazwisko... Erich Burger. Zdjęcie jednak wskazuje na tę samą osobę, a ponieważ wozi ze sobą te papiery, można przyjąć, że uważa je za swoją własność. ' — Skąd to masz, ciociu? — zapytała Liana patrząc ze zdziwieniem na często używany i zniszczony dokument. Wstrzymała oddech, czekając na odpowiedź. — Ukradłam je, po prostuje ukradłam z jego pokoju tu, w hotelu! Klucz dostałam od Edwarda Reddingena, który zresztą już wcześniej 103 przeszukał ten pokój. Reddingen nie ma zaufania ani do owego Jeana Chateaumari, jak obecnie nazywa się twój mąż, ani do swojego pięknego kuzyna Hunterlaya. A ile w tym racji, przekonasz się sama już niedługo. — Och, ciociu Heleno! Co za zamieszanie! W takim razie nawet nie jestem jego żoną. O dobry Boże! Co powinnam właściwie teraz zrobić? — Najlepiej nie rób i nie mów nic, tak będzie najlepiej, bo sama jeszcze nie wierń, co dalej począć. To nie takie proste. Nie możesz przecież iść tak po prostu do Bóg wie jakich władz i powiedzieć: proszę, ten mężczyzna nazywa się inaczej, a więc nie jestem jego żoną. Nie można tak zrobić, tym bardziej że jest jeszcze Renata, której akt urodzenia i chrztu musiałyby zostać zakwestionowane. Na razie nie potrafię znaleźć rozsądnego wyjścia, jak najszybciej i najbezpieczniej dla ciebie mamy cię uwolnić z tego związku. W każdym bądź razie pozostaw to mnie i Reddingenowi. — Dlaczego właściwie kuzyn Reddingen tak bardzo się tym interesuje? — zapytała rwiącym się głosem Liana. — Już raz ci dzisiaj powiedziałam, że jesteś głupią gęsią. Zrobię to z przyjemnością raz jeszcze i wyjaśnię od razu, że twoja rozumna ciotka Helena w mig pojęła, że kuzyn Reddingen zakochał się w swojej krewnej, Lianie. Może w ten sposób uda mi się przypomnieć ci, że w głowie masz coś takiego, co nazywa się rozumem i że masz coś, z czego powinnaś się cieszyć. Liana podniosła się gwałtownie, podeszła do okna i spojrzała w dół na ogród, po czym zapytała cicho, nie odwracając się w stronę ciotki: — Ale co będzie z nami... ze mną... z Renatą? — Na początku* nic innego niż do tej pory. Ty nic nie zrobisz, a Renata nie dowie się w ogóle o całej tej sprawie. — A jeżeli tak się nieszczęśliwie złoży, że przez przypadek zobaczy tu swojego ojca, gdyż on nadal mimo wszystko jest przecież jej ojcem, ciociu Heleno? — Tego będziemy starały się uniknąć. Jeżeli załatwimy wszystkie te okropności, nie będzie już musiała nigdy o nim myśleć. Jest przecież jeszcze mała, zresztą będzie z pewnością myślała o czekającej ją operacji, mam nadzieję, że udanej. Od ciebie natomiast oczekuję, że nie zmienisz mi się w kłębek nerwów, lecz że spojrzysz w przyszłość nieco radośniej... Od czasu do czasu możesz też pomyśleć o kuzynie Reddingenie. 104 Liana oderwała się od okna, podeszła do Heleny, pochyliła się ku niej i pocałowała ją serdecznie w chłodne, nieco pomarszczone wiekiem policzki. — Nigdy nie zdołam odwdzięczyć ci się za to, co zrobiłaś i robisz dla mnie i Renaty. Co by się z nami stało, gdybyś nas do siebie nie wzięła? — Co by było gdyby...! To już minęło i więcej nie wróci. A poza tym jesteś niesamowicie pracowitą osóbką, zwłaszcza gdy chodzi o moje interesy. I nie musisz mnie dręczyć swoim kompleksem wdzięczności! No, a teraz zjedzmy wreszcie lunch, bo jeśli tego nie zrobimy, wróci mi zły humor. — Podziwiam cię, że mimo wszystko potrafisz być jeszcze taka wesoła. | — W końcu nie mam nic na sumieniu. Nie sfałszowałam jak do tej pory ani jednego dokumentu i nie spodziewam się, by spotkać mnie miało w najbliższej przyszłości coś tak przykrego, jak tego łotra. Dlatego też nie rozumiem, dlaczego nie miałabym zjeść wspaniałego, mam nadzieję, lunchu. Edward oddał klucz, który Helena Schliiter wysłała mu w kopercie, czekającemu z niecierpliwością portierowi. W chwilę potem spostrzegł powracającego Egona Burgmanna, który nie spiesząc się, poszedł w stronę baru. Po krótkiej chwili pojawił się i Hunterlay, zamienił kilka słów z Edwardem, przypominając mu o spotkaniu w barze. Gdy Hunterlay podszedł do portiera, nadszedł boy z pocztą i położył portierowi na stół kilka listów, które wręczyli mu goście hotelowi, by nadać je na pocztę. Przypadek, jakich wiele na tym świecie, pozwolił Hunterlayowi przeczytać adres jednego z listów. Lord aż przymknął z zadowolenia swoje piękne oczy. Zaraz też zanotował potajemnie to, co przeczytał: Edward Reddingen, Aargau, Internat dla chłopców doktora Wenzela. Z zadowolonym uśmieszkiem schował małą karteczkę do saszetki, po czym posłał Edwardowi nieco szydercze spojrzenie. Potem poszedł do baru, usiadł obok Burgmanna i wdał się z nim i barmanem w zdawkową rozmowę, jak gdyby dopiero co poznał siedzącego obok gościa hotelowego. Burgmann dostosował się natychmiast do jego tonu i mówił o pogodzie, Bernie, Szwajcarii, przeszedł do polityki i właśnie gdy zeszli na ten temat, nadszedł Edward, który poprosił kolegów, by zastąpili go przez godzinę. Hunterlay serdecznie go pozdrowił, poklepał po przyjacielsku po plecach i zapytał, czego chciałby się napić. Potem wciągnął Edwarda do pogawędki i wyjaśnił, że rozpoznał w nowo poznanym 106 swego krajana — mówiono zatem po angielsku. Edward usiadł między Hunterlayem a Burgmannęm. Edward dziwnie się czuł siedząc między tymi dwoma mężczyznami, o których wiedział przecież, że są niebezpieczni i że musi być bardzo ostrożny i uważać, by nie uśpili jego czujności. Z satysfakcją stwierdził jednak po dokładniejszej obserwacji nieciekawej twarzy Burgmanna, że słodka mała dama, jak nazywał Renatę, wcale nie jest podobna do ojca. Jej delikatna twarzyczka nie odziedziczyła żadnego jego rysu. Całkowicie przypominała natomiast matkę, co bardzo Edwarda cieszyło. Wkrótce jednak z przerażeniem dokładniej zaczął śledzić rozmowę, gdy Hunterlay zapytał go, jakby mimochodem, czy jest zadowolony z internatu, w którym przebywa' jego syn, szkoła w Aargau nie jest bowiem zbyt słynna, Edward wystraszył się nie na żarty. A więc kuzyn wie, gdzie przebywa jego syn. Jak udało mu się tego dowiedzieć? No, w tym momencie to całkiem obojętne. Musiał natychmiast przemyśleć, co powinien zrobić, jakie środki ostrożności przedsięwziąć, by jego synowi nie zagrażało niebezpieczeństwo. Jednocześnie obserwował barmana, który postawił przed nim szklankę z napojem. Od dawna znał tego młodego człowieka, wiedział zatem, że jest porządny i pracowity i że nic mu z jego strony nie grozi. Wziął więc szklankę, w której był zgodnie z jego życzeniem sok pomarańczowy z arakiem i powoli upił z niej łyk, co dało mu chwilę do namysłu. W lustrze, wiszącym na ścianie dostrzegł, że Hunterlay i Burgmann porozumiewają się na migi, czego barman nie mógł widzieć, był bowiem zajęty w innej części baru, ale Edward mógł się im dokładnie przyjrzeć. Opanowało go nie przerażenie, lecz złość, wściekłość i pogarda. Z trudem opanował się, pochłonęła go bowiem nieodparta chęć, by zaprosić obu przestępców do pokoju obok i po prostu im dołożyć tak, by popamiętali na całe życie. Wątpił jednak, by było to rozsądne wyjście. Po chwili wiedział już, co powinien uczynić. — Wybacz, kuzynie, widzę właśnie, że mój kolega daje mi znak, bym do niego przyszedł... Zaraz wractfrn! Bardzo przepraszam. Służba to służba — skinął obydwu głową, zostawił swoją szklankę i pobiegł do recepcji, potem do centrali telefonicznej i poprosił telefonistkę, by natychmiast połączyła go z internatem w Aargau. Aż do chwili, w której uzyskał połączenie, udawał, że jest bardzo zajęty i omawiał coś 107 z zastępcami. Liczył sekundy, aż do chwili, w której telefonistka wezwała go do telefonu. Uzyskał połączenie. Szybko powiedział kierownikowi internatu, doktorowi Wenzelowi, że bardzo go prosi, by jak najszybciej udzielił jego synowi urlopu i by natychmiast wysłał go do Berna. Podkreślił, że ma to naprawdę ogromne znaczenie. Prosił go też, by nie pozwalał nikomu odwiedzać jego syna, nawet gdyby odwiedzający podawali się za krewnych. Doktor Wenzel powiedział mu, że wyśle natychmiast Eddiego do Zurychu autobusem odjeżdżającym w południe, w Zurychu będzie miał połączenie do Berna, gdzie dotrze wieczorem. Edward odetchnął z ulgą, że kierownik internatu wyraził zgodę na jego dziwne życzenie. Zapewnił go jeszcze, że skłoniły go do tego prawdziwie ważne powody i że odeśle Eddiego najszybciej, jak to tylko będzie możliwe. Gdy odłożył słuchawkę, był blady jak ściana, otarł z czoła kropelki potu i poprosił telefonistkę, by nikomu nie wspominała o przeprowadzonej rozmowie; zapłaci za nią z własnej kieszeni. Gdy wrócił do holu, portier wezwał go do siebie. W ręce trzymał list i wyjaśnił, że adres zgadza się z adresem Eddiego. Pokazał Edwardowi list, który boy przyniósł z pokoju Renaty. Czyżby w ten sposób Hunterlay zdobył adres Eddiego? Edward zapytał się przy okazji, czy list długo już leży w portierni, co portier potwierdził. W ten zatem sposób Hunterlay dowiedział się, gdzie przebywa Eddie. No cóż, dzięki Bogu udało mu się zapobiec, by ten łotr zbliżył się do Eddiego na niebezpieczną odległość. Gdy wrócił do baru, serdecznie przeprosił czekających na.niego mężczyzn, że kazał im tak długo na siebie czekać, po czym odstawił szklankę, którą wychodząc postawił na barze i poprosił barmana, by dał mu lampkę brandy. Młody człowiek starannie odebrał od niego szklankę z sokiem, wylał jej zawartość do zlewu i podał Edwardowi brandy, którą Edward szybko wypił. Nie stracił jednak czujności; z napięciem obserwował w lekko zmatowiałym lustrze, że Hunterlay i Burgmann wymienili porozumiewawcze spojrzenie i wzruszyli ramionami, patrząc jak barman wylewa sok ze szklanki. To wystarczyło Edwardowi jako potwierdzenie, że zachował się najrozsądniej, jak tylko mógł. Czy teraz mógł wreszcie przestać udawać, 108 że o niczym nie wie i powiedzieć Hunterlayowi całą prawdę w jego piękną twarz? Czy nie postąpi jednak wbrew planom ciotki Heleny, której chodziło przecież przede wszystkim o Burgmanna? Być może zaszkodziłoby to Lianie i małej damie, gdyby teraz tak nierozważnie, powodowany nie kontrolowaną złością odkrył wszystkie karty. Opanował się zatem, porozmawiał z nimi jeszcze przez chwilę; dłużej już nie potrafił, był za bardzo zirytowany. — Strasznie mi przykro, kuzynie, ale muszę wracać do pracy. Może uda nam się jeszcze kiedyś spotkać przy szklaneczce czegoś mocniejszego. Jak długo planujesz pozostać w naszym hotelu i w ogóle w Bernie? — Nie wiem jeszcze. To zależy od tego, jak bardzo będę się tu nudził. — Hunterlay z trudem podniósł opadające powieki udając, że jest niezwykle zmęczony. — Zrobię sobie teraz małą przejażdżkę, świeże powietrze dobrze mi zrobi. Wkrótce się zobaczymy. Miło z twojej strony, że znalazłeś dla mnie trochę czasu. Z panem, panie Chateaumari, też muszę się pożegnać, życząc miłego popołudnia. — Zapłacił i udał się do wyjścia za Edwardem, który wrócił do swojego biurka. Lord kiwnął mu niedbale ręką i podszedł do portiera. Edward dostrzegł, że ten wyjął mapę samochodową Szwajcarii i tłumaczył Hunterlayowi przebieg jakiejś trasy. Po chwili lord opuścił hotel, wsiadł do samochodu i odjechał z niedozwoloną szybkością. Edward niezwłocznie zapytał portiera, o co dowiadywał się Hunterlay. Usłyszał, że o najkrótszą drogę do Aargau. Odpowiedź sprawiła, że jego serce zaczęło bić niespokojnie. Ponownie poszedł do centrali i zamówił błyskawiczną rozmowę w to samo co poprzednio miejsce i modlił się, by jego chłopiec, jego ukochany syn został odpowiednio wcześnie odesłany z internatu, żeby nie spotkał tego przerażającego człowieka. Miły, lecz nieco powolny doktor Wenzel zapewnił go, że Eddie już pewnie złapał połączenie z Zurychu, tak bardzo się bowiem spieszył, że najprawdopodobniej nie wziął nawet ze sobą szczoteczki do zęibów. Z pełnym ulgi uśmiechem Edward zapewnił go, że już postara się o nową szczoteczkę dla Eddiego i jeszcze raz podziękował doktorowi Wenzelowi za wyrozumiałość. No, teraz miał nieco wolnego czasu, a przy okazji nie musiał się już martwić, że jego syn jest w niebezpieczeństwie. Zauważył, że Burgmann 109 stał w holu, nie mogąc się zdecydować, co robić, potem, po krótkim namyśle, poszedł do hotelowej restauracji. W holu nie było nikogo; mógł zatem pobiec szybkp do cioci Heleny i opowiedzieć o tym, co się wydarzyło, by była na bieżąco zorientowana w sytuacji. Jak to dobrze, może wreszcie przy tej okazji zobaczy Lianę! Bardzo za nią tęsknił i chciał być z nią choć przez chwilę. Helena, Liana i Renata siedziały w salonie jedzą L lunch, troskliwie obsługiwane przez kelnera. Gdy Helena spojrzała/ na wchodzącego Edwarda, natychmiast poznała po nim, że ma za sobą ciężkie przeżycia. Najpierw jednak Edward musiał odpowiedzieć na radosne przywitanie Renaty, pozdrowił ją zatem serdecznie, podszedł dp wózka, w którym siedziała i pogładził ją po kręconych włosach. — Wydaje mi się, mała damo, że gdy tylko twój list dotrze do internatu, Eddie natychmiast się tu zjawi. Kazałem mu przyjechać. Cieszysz się? — Eddie przyjedzie? Strasznie się z tego cieszę! Czyżby miał jakieś dodatkowe ferie? — Nie takie prawdziwe ferie. Pomyślałem sobie jednak, że jego obecność cię ucieszy. Dlatego poprosiłem doktora Wenzela, by dał chłopcu jeszcze kilka wolnych dni. Dzisiaj wieczorem powinien już być w hotelu. Jak myślisz, czy nie moglibyśmy we dwójkę wyjść po niego na dworzec, o ile oczywiście mama wyrazi na to zgodę? — spojrzał z uśmiechem na Lianę, która zaczerwieniła się po koniuszki włosów i spoglądała na niego nieco niepewnie, gdy ukłonił się, by ucałować jej rękę. — Renata byłaby chyba bardzo nieszczęśliwa, gdybym się nie zgodziła. Czy będę też potrzebna? — Nie sądzę. Mała dama i ja rozumiemy się doskonale, poza tym Eddie niewątpliwie się o nas zatroszczy. — Edward spojrzał na Helenę obierającą ze stoickim spokojem mandarynkę. Od razu zrozumiała, że on miał poważny powód, by złożyć im tę nieoczekiwaną wizytę. Zaalarmowana, starała się znaleźć okazję, by pozostać z nim sam na sam. Po chwili poprosiła: — Przynieś mi gazetę z ostatnimi notowaniami z giełdy szwajcar^ skiej. Świetnie, a potem przyjdź do mnie do sypialni, musimy poważnie o nich porozmawiać, a wy dwie poczekajcie na nas, aż będziemy gotowi. Po chwili znalazła się z Edwardem sam na sam w swojej sypialni i zapytała bez wstępów: — Co się stało? Dlaczego kazałeś tak nagle przyjechać Eddiemu? Szybko opowiedział jej o swoim spotkaniu w barze z Hunterlayem i Burgmannem, które skłoniło go do tego, by natychmiast wezwać syna do siebie, by móc go chronić przed niebezpiecznym lordem. Wyczekująco spojrzał na starszą panią, która uspokajającym gestem położyła mu rękę na ramieniu. — Tylko nie trać nerwów! To oni powinni je tracić, a nie my! Dobrze, że kazałeś Eddiemu tu przyjechać. Chłopak będzie oczywiście moim gościem, tak będzie bezpieczniej. Pokój sąsiadujący z moim jest, mam nadzieję, wolny? — Z pewnością, niemniej jest to jeden z najdroższych apartamentów... — Twoje pieniądze czy moje? Poza tym akurat wyjątkowo pasuje do przyszłego lorda Hunterlaya. — W jej oczach zamigotały żartobliwe ogniki. Po chwili dodała: — Nie daj po sobie niczego poznać; podejrzewam, że gdy Burgmann zauważy, że skradziono mu kilka dokumentów, poczuje się bardzo niepewnie, a potem już jakoś się nam ułoży. — Co się ułoży, ciociu Heleno? — Najpierw moja całkowicie prywatna rozmowa z tym łotrem, potem możliwie jak najszybciej chciałabym również porozmawiać z moim kochanym, pięknym lordem Hunterlay. To będzie najtrudniejsze, mój drogi Edwardzie. Burgmann jest jedynie skończonym łotrem, natomiast piękny Hunterlay przewrotną i niebezpieczną żmiją. No, a teraz pozwalam ci na dziesięć minut rozmowy z Lianą, podczas gdy ja i Renata wyjdziemy na balkon, by omówić przyjazd Eddiego. Bez słowa ujął jej silne, spracowane ręce i uścisnął je z taką wdzięcznością, że starsza pani skrzywiła z lekkim grymasem twarz. Potem dyplomatycznie i z niezwykłym poczuciem taktu doprowadziła do tego, że Edward mógł wreszcie pozostać kilka minut sam na sam z Lianą. Chociaż obydwoje nie przestawali o sobie myśleć, w myślach prowadzili długie i czułe rozmowy, teraz stali w milczeniu naprzeciw siebie i ze swoich spojrzeń i wyrazu oczu odczytali wyrazy głębokiej miłości, tęsknoty i marzeń na przyszłość. Edward podszedł 110 Ul wolno do Liany, położył rękę na jej ramieniu, patrząc na nią serdecznie i czule. Powoli, bardzo powoli pochylił się nad nią, ich wargi spotkały się i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Nie odchyliła głowy, lecz delikatnym ruchem pocałowała go równie czule. Trwało to jedną sekundę, lecz wystarczyło, by zrozumiał, że i ona go kocha. Szybko, niemal gwałtownie przyciągnął ją do siebie, przytulił mocno i prawie niezrozumiale wyszeptał jej prosto do ucha: — Kocham cię, Liano... nie zapominaj o tym nigdy... kocham cię. Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć,1 wyszedł z salonu jako najszczęśliwszy człowiek pod słońcem. Liana nie oponowała, gdy ją przytulił, Liana oddała mu pocałunek... przez chwilę patrzyła na niego wzrokiem pełnym miłości. Edwardowi nie trzeba było już nic więcej do szczęścia. 10 — Po odjeździe pięknego lorda Hunterlaya i po posiłku w restauracji Egon Burgmann wrócił do swojego pokoju. Początkowo stanął przy oknie i oddał się rozmyślaniom. Nie wiedział za bardzo, co powinien robić. Zdenerwowało go do granic ostateczności, że planowany zamach na życie Edwarda Reddingena nie powiódł się i to w tak śmieszny sposób. Potrafił przeprowadzić podobne rzeczy szybko i skutecznie, jednak gdy widział, że jakieś tajemne moce krzyżują jego plany, zaczynał się niepokoić. Całkiem inaczej czuł się w czasie pobytu z pięknym lordem w Hunterlay, gdzie odgrywał rolę lekarza i... no cóż... troszczył się o to, by samotny lord jak najszybciej umarł. Kolejna akcja, tym razem na obecnym lordzie Hunterlay kosztowała go wiele nerwów; nie mógł już znieść towarzystwa tego skończonego łotra, pięknego Hunterlaya. Ale przyjął od niego zadanie i wiedział, że musi doprowadzić do końca to, czego od niego wymagano. Ale to, co się stało tu w hotelu, całkowicie wytrąciło go z równowagi. Obawiał się, że nie potrafi zachować zimnej krwi, niezbędnej do sfinalizowania sprawy. Z pewnością diabeł zesłał mu pięknego Hunterlaya krótko po tym, jak rozstał się ze swoją żoną. Już wiele razy próbował uwolnić się z powrozu, który Hunterlay zakładał mu na szyję powoli lecz konsekwentnie. Liana tuż przed rozstaniem odkryła, co zamierzał zrobić, właśnie ona odkryła całą jego skrywaną podłość. To właśnie doprowadziło do tak niepohamowanego wybuchu złości... daremność jego wysiłków i zimna pogarda na pięknej twarzy kobiety, którą kochał... 8 Piękny lord Hunterlay 113 ¦o LL•3 n" n w S: S. o. *O ero N' 03 OfQ i2 4 go.SgX ™ «a k- n -• g" w o? 3 O L Ę m. D. N o 3 p O. N "" O CX 3 O 0= o" n 03 " ' lig ^g-gr^ ~^ po eg5:^li ag.e 3 O co N ~. O g* et. 03 • Or- Co n 03 05 Ł',» e ». O- L• S •: n J o S 8 3 3 _ t3 O O w c 2.1 3 ?T -: d 5 et Q- k— e co. O- ST" 3 (T> 3- S? 8- S" :T i I. ?r o 2:33 of I ffff 3 N ¦S » e O (« s s: ero " P. >a . o 2 o po O g T3 t? P 03 ^Ł>< 3 "S oT 5" Z 3~ <ł c« =r 0 «¦ 9 °ll 3 -S. o. 3 W^ k-. ^^ fc^: JT* k-ł ftn E0 aj^-fch^ Sf03 (3 O trq O n 8-fN||s-|.a||p c. g* g v- 2. ^_ g' s * N co " a> 3 o. *3 f f i | S-ŁB5.8 S I B5 r-f 8-1 09 § g S; S S c n- S os oq ero xj 31 03 D. o, O o O 0= 3 3 "5 3 ~ << 2 a. s- >2: §• 2. ES. o o. n ć5~ 03 3 H 5a6i K ^ 3. > 3 N g- L. er S' 9- -o o o ffflfiiff 3 &" N- 3- g 5' 2 2 S liii Scro s: 3 § ^"•^ O W Q. S p ,p g- g P |||tf||!I|| !¦$"*¦ 3 e3 II© Sf •* 5" 0q O a' v< .T ^" ^5 **. p S. 3 ^ .<, ^ o g c ^ 5 ° O p - „ Cl E3 n o> "5 o "O ° 111 f Etf!.?!l 8 ^'S."S-1 ? § s S a^=r ćoga-t3?S.-^p3 c •o g. o. B f« I s * 3 L ^ CO p S1^ s-u lii < a p •2-^-S &S: iiil":iff 30^ - „ ^_ § zepsuć humorów. Zrozumiano? — Tak, Eddie. Ale mimo wszystko trochę się boję i strasznie się cieszę, że jesteś przy mnie. — Z zaufaniem włożyła swoją delikatną dłoń do jego silnej ręki i spojrzała na niego z prośbą w oczach. — Nie zostawiaj mnie dzisiaj samej ani na chwilkę, dobrze? — Oczywiście, jeżeli tylko profesor nie pośle mnie do diabła. Ale nie martw się, wyrzuci mnie przez jedne drzwi, to wejdę drugimi. W ten sposób udało się młodemu człowiekowi rozweselić trochę jej wystraszoną duszyczkę. Sprawił, że patrzyła z większym zaufaniem na czekające ją badania. Nie ustawał też w rozweselaniu jej. Cały czas był wesoły, mówił głośno i butnie i zachowywał się tak, jak gdyby nie jechali na przykre badania, lecz na wspaniały majowy piknik. Liana, która pożegnała się z Edwardem w recepcji, wymieniwszy krótki, lecz wiele mówiący uścisk dłoni, starała się z całych sił, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowana. Skoncentrowała się na prowadzeniu samochodu i przysłuchiwała się rozmowie Renaty i Eddiego. Ciocia Helena natomiast próbowała odespać w czasie podróży ciężką noc, w czasie której niewiele wypoczęła. Gdy dojechali do Zurychu, Liana musiała odnaleźć sanatorium „Dolder", gdzie znajdowała się klinika profesora. Klinika była ostatnią deską ratunku dla tak beznadziejnych przypadków, jak przypadek Renaty. 172 Otoczenie było wspaniałe, wszystko wyglądało tak, jak gdyby przyjeżdżało się nie do kliniki, lecz do ładnego i dobrze prowadzonego hotelu. Miłe siostry, które przyzwyczajone były do przyjmowania pacjentów w takim stanie jak Renata, sprawnie, nie sprawiając jej najmniejszego bólu, przeniosły pacjentkę z samochodu do kliniki, na pierwsze piętro. Renata trzymała jednak Eddiego mocno za rękę, musiał więc iść koło niej. Spoglądał na nią raz po raz z szelmowskim uśmiechem i mruczał do niej, tak by siostry nie usłyszały: — Nieźle wygląda ta klinika... Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak po maśle. Na pewno się uda. — Renata skinęła mu głową, odwróciła się jeszcze, by sprawdzić, czy mama też przy niej jest. W ich towarzystwie nie czuła się tak strasznie samotna i przerażona. Ciocia Helena została właśnie wezwana do profesora i jeszcze raz pertraktowała ze słynnym lekarzem. Chciał jej bowiem zaproponować, że jeżeli wynik nie byłby pomyślny, nie powie o tym od razu, lecz wyśle pisemne zawiadomienie, by nie sprawić takiego bólu dziewczynie. Ciocia Helena Jednak natychmiast odrzuciła jego propozycję. — Nie jesteśmy tchórzami, profesorze. Chcemy znać prawdę i pogodzimy się z nią, niezależnie czy będzie dobra, czy zła. Zrozumiał mnie pan? — Zawsze ulegam rozsądnym argumentom. Przyjrzyjmy się zatem małej pacjentce. Niech mi pani coś o niej opowie, nie chciałbym jej bowiem przestraszyć ani zdenerwować. — Dam panu tylko jedną radę: niech pan jej nie traktuje jak pacjentki. Poza tym Renata jest bardzo odważną i rozsądną • dziewczynką. Słynny lekarz zastosował się do jej rady. Przywitał się serdecznie z Lianą. Jej uroda i wdzięk wywarły na nim ogromne wrażenie. Podał Renacie po przyjacielsku rękę i spojrzał z uśmiechem na Eddiego, który przewyższał go o ładnych kilkanaście centymetrów. — Kogóż my tam mamy u góry? — Jestem Edward Reddingen i zostałem zabrany z powodu mojego wiecznie dobrego humoru — odpowiedział również z uśmiechem Eddie. — Dobrze to wiedzieć. Masz pewnie na składzie kilka doskonałych kawałów? 173 — Zaraz by się znalazły, ale nie potrafię jednak wybrać tego najlepszego. — Wesoło rozmawiając z doktorem, nie wypuszczał z uścisku zimnej rączki Renaty, mimo iż jej ukochana mama stała z drugiej strony. — Hmm... mała damo, kogo weźmiemy ze sobą z twojej świty... a może chcesz, by poszli wszyscy? Renata rozejrzała się badawczo wokół. Potem pogładziła rękę matki, spojrzała na Helenę z nieśmiałym uśmiechem i powiedziała półgłosem do profesora: — Jeżeli nie będzie to panu przeszkadzać, chciałabym, żeby poszedł z nami Eddie, bo mama znowu strasznie się zdenerwuje, a ciocia była już w samochodzie bardzo zmęczona. Natomiast w towarzystwie Eddiego na pewno nie przyjdzie mi nawet do głowy, by zacząć płakać. — Dobrze, bierzemy w takim razie Eddiego. Jeżeli jednak ten młodzieniec, doskonale nadający się na słup sygnalizacji świetlnej, będzie nam wchodził w drogę, wyrzucimy go z hukiem za drzwi. Zgadzasz się ze mną? — Zgadzam się. No, to do roboty, panie profesorze. — Po czym pochyliwszy się do ucha profesora powiedziała cicho: — Nie mogę się już opanować, a mama nie powinna wiedzieć, że płaczę. Lekarz pogładził ją czule po kręconych włosach, skinął głową w stronę kobiet i powiedział stanowczo: — Sądzę, że wrócimy za jakąś godzinkę. — Poklepał Eddiego po ramionach: — No, to jedziemy do windy. Liana z narastającym strachem patrzyła za odjeżdżającą córką, walczyła z napływającymi jej do oczu łzami i cieszyła się, że Helena objęła ją uspokajająco i poprowadziła do poczekalni ozdobionej pięknymi kwiatami. Lekarz badał Renatę długo i z pedantyczną dokładnością. Eddie usiadł tak, by dziewczynka cały czas mogła na niego patrzeć. Z całych sił starał się, by z jego pobladłej, młodzieńczej twarzy nie znikał wesoły i n? 'o łobuzerski uśmiech. Nie było mu jednak zbyt wesoło, serce biło mu niespokojnie, a współczucie dla małej dziewczynki sprawiało, że walczył z coraz bardziej ogarniającą go chęcią, by odsunąć na bok lekarza i asystującą mu siostrę, wziąć Renatę na ręce i po prostu z nią uciec jak najdalej od tego miejsca. Gdy tylko zobaczył grymas bólu na 174 kochanej twarzy, już chciał się zerwać i przerwać badanie, ale lekarz, nie patrząc nawet na niego, zakomenderował: — Stać spokojnie, jak przystało na słup sygnalizacji świetlnej. W przeciwnym razie zaraz cię stąd wyrzucę... Zrozumiano? Znowu zapadła cisza, słychać było tylko rozmowę między lekarzem a pacjentką. Profesor zadawał dużo pytań, kazał dokładnie opisać przebieg wydarzeń, które doprowadziły do katastrofy, chciał się dowiedzieć, co czuła, gdy upadła, co czuła, gdy ponownie odzyskała przytomność i zrozumiała, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Profesor chciał wiedzieć po prostu wszystko, a Renata bez wahania udzielała mu wyczerpujących odpowiedzi. Badali ją różnymi aparatami, studiowali jej reakcje na najrozmaitsze bodźce. Potem siostra podniosła ją do góry, tak że Renata stała na własnych nogach, choć podpierana przez pielęgniarkę. Lekarz porozumiał się z pomagającą mu kobietą krótkim skinieniem głowy i znienacka rzucił Renacie ciężką książkę. Cofnęła się z przerażeniem, poruszywszy przy tym nogą, złapała książkę, ale zachwiała się i upadła — prosto w ramiona siostry. Renata krzyknęła z bólu, przeniesiono ją znowu na krzesło, a lekarz z uśmiechem pogładził ją po wystraszonej twarzy. — No, cóż... wystraszył się nasz wróbelek! I tak właśnie powinno być. Czy zauważyłaś, moje dziecko, że udało ci się poruszyć lewą nogą? — Nie... och, ale teraz strasznie mnie boli. — Ból jest oznaką życia — wyszeptał Eddie ze swojego kąta i mocno ścisnął ręce. Profesor odwrócił się do niego z uśmiechem, skinął posiwiałą głową i mruknął: — Zgadza się. Skąd to wiesz? — Tak zawsze mówi nasz profesor z biologii, w internacie, w którym się uczę. — Mądry człowiek! Słuchaj go zatem z uwagą. No, mój mały wróbelku, na dzisiaj koniec. Teraz siostra da ci tabletkę, żeby twoja żyjąca... specjalnie podkreślam — żyjąca noga nie sprawiała ci bólu. Renata utkwiła wystraszone spojrzenie w twarzy starego profesora. — Pan sądzi, że poruszyłam nogą? — Ja nie tylko sądzę, przecież wyraźnie widzieliśmy, jak nią poruszyłaś, i twój stary doktor bardzo się z tego cieszy, mimo że wie, jak bardzo cię teraz to boli. No, ale z bólem damy sobie radę. Zjesz teraz 175 tego cukierka, to powinno ci pomóc, a jak już przed chwilą powiedziałem, boleć powinno. No, a teraz pójdziemy do twojej mamy i opowiemy jej o twoim bohaterskim wyczynie. — Pan myśli... pan chce powiedzieć, że ja... — Ja nic nie myślę i nic nie powiem poza tym, że bardzo się cieszę. Poczekaj jeszcze trochę. Dzisiejszy dzień nie jest ostatnim, w którym się widzimy, moje dziecko. Zrozumiałaś mnie dobrze? — Renata skinęła niepewnie głową. — No, panie słupie sygnalizacyjny, niech pan wyjdzie ze swojego kąta. Teraz bylibyśmy wdzięczni, gdybyś zajął się naszym małym wróbelkiem i zawiózł ją na dół. Eddie spojrzał pytająco na słynnego lekarza, nie odważył się jednak 0 nic pytać. Gdy siostra posadziła Renatę na wózku, poprowadził go z powrotem wzdłuż korytarza aż do windy. Renata wyciągnęła do tyłu rękę, którą on natychmiast ujął, ścisnął mocno i mruknął: — Świetnie! Na pewno nam się uda. Nie potrafił chwilowo znaleźć więcej słów; był bardzo wzruszony 1 cieszył się, gdy mógł Renatę przekazać matce. Nie chciał uczestniczyć w rozmowie z lekarzem, chodził tam i z powrotem po jasnym, wyłożonym posadzką korytarzu i liczył kwadraty, które przeszedł, mnożył je przez dziesięć, dodawał je i w końcu doszedł do wniosku, że wszystko to jest bzdurą do kwadratu, a tak w ogóle to jest potwornie głodny. Mocniej zacisnął pasek u spodni i uprzedził swój żołądek, by nie spodziewał się na razie, że zostanie nakarmiony. Tymczasem profesor poinformował niespokojne kobiety o wynikach badania. Przysłuchiwały mu się nerwowo. — Panie profesorze, z pana słów można zatem wyciągnąć wniosek, , że stanu Renaty nie można określić jako beznadziejny? — zapytała Helena. — Ma pani rację, jej stan nie jest beznadziejny, co cały czas staram się podkreślić. Nie mogę jednak paniom powiedzieć, ile czasu potrzebujemy, by osiągnąć zadowalające wyniki. To jest już kwestią metody, jaką zastosujemy przy leczeniu. Uregulujemy teraz może kwestię finansową — powiedział mrugając do nich porozumiewawczo. — Młoda dama jest nam jednak przy tym niepotrzebna, będzie się tylko nudzić. Zawołajmy nasz słup sygnalizacyjny, niech on się nią zajmie, to będzie chyba najlepsze rozwiązanie. 176 Otworzył drzwi prowadzące na korytarz, skinął Eddiemu, który w te pędy do nich przybiegł, zatrzymując się tuż przed profesorem. — Ho, ho! Nie potrzebujemy aż takiego temperamentu, młody człowieku. No, pełnij dalej swą rolę etatowego pocieszycieia i opowiedz naszemu wróbelkowi jakąś miłą historyjkę, żebyśmy mogli w spokoju załatwić kilka spraw. • — A co... chciałem zapytać... jak wygląda sprawa Renaty? — Eddie spojrzał niepewnie na lekarza. Ten zmrużył porozumiewawczo oczy, a Renata, ciągnąc Eddiego za rękaw kurtki, szepnęła z radością: — Eddie, pomyśl tylko, mój stan nie jest beznadziejny! Czy to nie wspaniale? — Ekstra! A nie mówiłem?... Ból jest oznaką życia. Na końcu korytarza odkryłem aparat sprzedający gumę do żucia, nie sądzisz, że to coś jakby stworzone dla nas? Lekarz spojrzał za nimi z uśmiechem, wrócił do poczekalni, usiadł przy Helenie i Lianie i powiedział: — Kwestia finansowa była oczywiście tylko pretekstem, by skłonić naszą pacjentkę do wyjścia. A więc, o ile Bóg pozwolił mi dobrze rozeznać sytuację, to chciałbym wyrazić nadzieję, iż pewien rodzaj terapii wstrząsowej umożliwi nam osiągnięcie pozytywnych rezultatów. Przez szok powstaje sytuacja, dzięki której pacjentka odzyskuje na chwilę zdolność ruchową. Zainscenizowałem taką sytuację w czasie badania i stwierdziłem, że Renata poruszyła lewą nogą; w szoku odzyskała zdolność poruszania się. Przy odpowiednim natężeniu ćwiczeń jej stan, może się polepszyć. Na tym opieram swoją nadzieję i metodę leczenia. Czy dobrze mnie panie zrozumiały? Liana była za bardzo zdenerwowana, by móc sensownie odpowiedzieć. Ujęła rękę lekarza i uścisnęła ją z wdzięcznością. Helena, która przemyślała dokładnie wypowiedź lekarza, uśmiechnęła się do niego i powiedziała; — Moja stara i wypróbowana teza: chcesz coś naprawić, idź do kowala zamiast kupować nową podkowę. Kiedy pan chce, byśmy przywieźli do pana dziewczynkę? — Proszę to ustalić w recepcji z siostrą przełożoną, ja nie jestem pewien, kiedy zwolni się jakiś ładny pokoik. Moim życzeniem jest jednak, by stało się to jak najprędzej. 12 Piękny lord Hunterlay 177 — Moim natomiast, byśmy uregulowali już raz podjętą kwestię finansową. Niech pan zapisze wszystko na mój rachunek, panie profesorze. Bardzo kocham to dziecko. Nie powinno przez całe życie cierpieć za łotrostwo innych ludzi. Szybko omówili pozostałe wątpliwości i problemy. Helena z Lianą opuściły poczekalnię, zostawiając w niej słynnego profesora. Po wyjściu z kliniki pojechali do centrum Zurychu. Droga wiodła obok dworca, a żołądek Eddiego ponownie dał o sobie znać. Poprosił, by zatrzymali się na chwilę. — Tutaj sprzedają wspaniałe bułki z szynką, a ja jestem głodny jak wilk. — Kup też jedną dla mnie — poprosiła Renata. Ciocia Helena stwierdziła, że i ona też by coś zjadła. Eddie. stał niepewnie przy samochodzie i przestępował z nogi na nogę, po czym z zażenowaniem powiedział: — Aleja mam tylko dwa franki... — W takim razie, jak sądzę, trzeba będzie naciągnąć na pożyczkę biedną ciotkę Helenę. Liano, czy ty też chcesz? — Liana jednak pokręciła przecząco głową; była zbyt zdenerwowana, by jeść. Odwróciła się do tyłu i pogłaskała córkę po głowie, ścisnęła jej ręce. — No, dobrze, kup zatem cztery bułki, o ile dwie dla ciebie wystarczą, mój chłopcze — dodała Helena. — Do Berna jakoś starczą, a potem już mój staruszek zadba o cielesne potrzeby swego syna. — Ruszył szybko, kupił cztery bulki z szynką i stwierdził z westchnieniem ulgi: — No, zostałem uratowany przed śmiercią głodową. W czasie jego nieobecności Liana przytuliła do siebie na chwilę córkę i serdecznie ją ucałowała. — Mamo, nie denerwuj się, zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Pomyśl tylko: naprawdę zgięłam moją lewą nogę w kolanie, gdy profesor rzucił mi ciężką, grubą książkę. Spróbujemy zrobić to po przyjeździe do domu? . — Do diabła z podobnymi próbami! Czekałyśmy już tak długo na jakieś słowa nadziei, nie będziemy teraz tego psuć przez jakieś głupie eksperymenty. No, zbierz się w sobie, Liano, w przeciwnym razie rozpłyniesz się we łzach i kto nas odwiezie z powrotem? 178 Helena, schyliwszy się, pogładziła pieszczotliwie policzki matki i córki. — No* skończcie się już martwić, moje kobietki, byśmy tak samo szczęśliwie dojechały do domu, jak dojechałyśmy tutaj. Twierdzę, że stary słynny lekarz jest naprawdę świetny. Nie zapomnę o nim i gdyby się, uchowaj Boże, stało coś złego w mojej fabryce, zwrócę się od razu do niego. Oho, idą wreszcie nasze bułki z szynką. Głód dał o sobie znać i zwykłe bułki z szynką smakowały im lepiej niż wyszukane menu w hotelu „Baur au lac". Po odjeździe Liany i jej pasażerów, Edward starał się znaleźć choć jedną wolną minutę, by zajrzeć do Burgmanna i przynieść mu coś do jedzenia. Trochę się tego obawiał; strasznie źle się czuł w roli strażnika więziennego. Udało mu się jednak wejść niepostrzeżenie do apartamentu, który zajmował obecnie Burgmann. Odstawił koszyk, w którym zapakował śniadanie i otworzył ostrożnie drzwi. W drugiej ręce trzymał odbezpieczony pistolet. Szybko zamknął za sobą drzwi i zobaczył Burgmanna stojącego przy oknie. — Patrzcie tylko! Mój kochany strażnik! Nie pozwolicie mi zatem umrzeć z głodu w tym więzieniu. Czyżbym jeszcze był wam do czegoś potrzebny? — Dzisiejszego wieczoru pana pobyt w tym pokoju dobiegnie wreszcie końca. W koszyku ma pan śniadanie i coś na wypadek, gdyby pan potem zgłodniał. Mam nadzieję, że to wystarczy. Potrzebuje pan jeszcze czegoś? Burgmann bez większego zainteresowania zajrzał do koszyka, po czym podniósł wzrok i spojrzał badawczo na Edwarda. — Czy dzisiejszej nocy ktoś zmarł? — Dlaczego pan pyta? — A dlaczego miałbym nie pytać? Może się przecież coś takiego zdarzyć. Poza tym dzisiaj o świcie zobaczyłem przez okno samochód pogrzebowy; nie sądzę, by przywiózł dostawę świeżych bułeczek. — Niech pan zachowa dla siebie swoje komentarze. Rzeczywiście zmarł jeden z gości hotelowych. — Czy nie był to przez przypadek Hunterlay? — Jak pan na to wpadł? 179 — O ile znam się na ludziach, mogłem sobie wyobrazić, jak bardzo był spanikowany, gdy dowiedział się, co się ze mną stało. Był tchórzem, cholernym tchórzem. Takim tchórzem, że bał się zabrudzić sobie ręce. Brudną robotę pozostawił mnie. Jeszcze jedno pytanie: czy moja tak zwana żona jest jeszcze w hotelu? Edward zaskoczony nie wiedział, co powinien odpowiedzieć. Nie był jednak w stanie okłamać tego sprytnego i nad wyraz przebiegłego człowieka, odpowiedział zatem wymijająco: — W tej chwili pani Schliiter pojechała z Lianą i Renatą do Zurychu. Nie wiem, kiedy wrócą. Burgmann znowu stanął przy oknie i nie odwracając się, powiedział bez związku z tym, o czym rozmawiali przed chwilą: — Tylny dziedziniec hotelu stanowi odrażający widok. Kosze na śmieci, garaże, pralnia, kosiarka do trawy, stara pompa przeciwpożarowa. Jako płacący zawrotne sumy gość nie pozwoliłbym się umieścić w tej dziurze. — Pokoje z oknami na tę stronę są rzadko wynajmowane. Przeznaczone są dla urzędników lub gości personelu hotelowego. Pozwolę sobie powtórzyć moje pytanie: potrzebuje pan jeszcze czegoś? Burgmann nawet się nie odwrócił, pokręcił jedynie przecząco głową i pozostał przy oknie. — Nie, dziękuję. Papierosy są w środku? — Paczka. — Edwarda zaczynał powoli denerwować obojętny i szyderczy ton tego łotra. Chciał mu właśnie powiedzieć coś do słuchu, gdy uzmysłowił sobie, że jest to bez sensu. Z przestępcą nie powinno się rozmawiać. Podszedł tyłem do drzwi, wyszedł do ciemnego przedpokoju, zamknął za sobą drzwi na klucz, podobnie uczynił z drugimi i w złym humorze zszedł do recepcji. Rozmyślał jednak o tym, że łotr zamknięty na górze czul, że jego kompan zmarł. Dziwne, nie mogły przecież istnieć żadne bliższe powiązania między nimi, mimo to jeden, jakby za pomocą niewidzialnej anteny wyczuwał, co się dzieje z drugim. Edward odetchnął z ulgą, gdy zobaczył nadjeżdżający przed hotel samochód Liany. Od razu wysłał dwóch boyów, by pomogli im wysiąść, ponieważ on nie mógł się chwilowo zwolnić z recepcji. Rzucił jednak okiem na twarz ukochanej kobiety. Wyglądała na wesołą i zadowoloną. 180 Skinęła ku niemu przyjacielsko, gdy mijały go wraz z ciocią Heleną. Eddie został przy Renacie i pchał właśnie jej wózek w kierunku windy towarowej. Helena podeszła do Edwarda, zmrużyła oczy i powiedziała cicho: — Udało się. Zapowiada się doskonale. Znajdź chwilę czasu i przyjdź do nas, a wszystkiego się dowiesz. Wiedział już jednak, że wizyta u słynnego lekarza dała pozytywne rezultaty. Poczuł, jak kamień spadł mu z serca. Czas podwieczorku już minął, pora kolacji jeszcze nie nadeszła, Helena postanowiła więc trochę się zdrzemnąć przed jedzeniem. Liana zaproponowała, że przebierze Renatę i położy ją do łóżka, by i ona trochę wypoczęła. Eddie został zaproszony na późniejszą kolację, co przyjął z radością. Umywszy sobie twarz i ręce, pośpieszył na dół, by przywitać się z ojcem. Edward ucieszył się, widząc syna, obrzucił go badawczym spojrzeniem, nie mógł jednak z nim porozmawiać, gdyż madame przypuściła do niego kolejny, jak zwykle bezowocny atak. Ponieważ rzeczywiście musiała wyjechać następnego dnia, postanowiła, że tę ostatnią noc przystojny recepcjonista musi spędzić w jej ramionach. Nie mogła przecież odjechać, nie przekonawszy go o żarze swej namiętności do niego. Wystroiła się zatem i przystąpiła do szturmu. Przysunęła się do niego, zamrugała długimi sztucznymi rzęsami, błysnęła pomalowanymi na czerwono paznokciami, zamigotała prawdziwymi i fałszywymi brylantami, pokazała, do czego jest jeszcze zdolna, balansowała na swoich wysokich obcasach, z trudem utrzymując równowagę i starała się dyskretnie włożyć na miejsce sztuczną szczękę, która nieco jej się przesunęła. Mówiła jakieś bzdury zalotnie niczym podlotek, chichotała jak gęś i niecierpliwie czekała, kiedy miejsce przy recepcji wreszcie się zwolni i będzie mogła porozmawiać z Reddingenem sam na sam. Stał przy nim tylko jeden młody człowiek, jego sprawa zostanie na pewno szybko załatwiona. Podeszła więc do recepcji, odsunęła Eddiego, który zniósł ten afront patrząc na ojca ze zdumieniem. Wiedział, że musi on być tu piekielnie grzeczny i uprzejmy, nie mógł zatem powiedzieć madame prosto z mostu, co o niej sądzi. Odsunął się więc na bok, w stronę portiera, który ucieszył się, że wreszcie ma okazję porozmawiać z wychwalanym synem Reddingena. 181 — Drogi Reddingenie — zaszeptała madame. — Wie pan, że jutro muszę wyjechać. Proszę zatem zrobić mi tę przyjemność i zjeść dziś ze mną kolację w moim pokoju... — Serdecznie dziękuję za zaproszenie, madame, czuję się nad wyraz zobowiązany, niestety dziś mam nocny dyżur i dopiero późno w nocy będę mógł rozporządzać własnym czasem. — Edward poczuł się jak ryba w sieci. — Och, z przyjemnością na pana poczekam. — Posłała mu spojrzenie godne Brigitte Bardot. Było ono jednak wybitnie nie na miejscu, wybrała złego adresata, Edward bowiem odporny był na jej przekwitłe wdzięki. — Umówmy się więc tak: przyjdzie pan do mnie, gdy skończy się pana dyżur. — Niestety, z żalem muszę odmówić, madame. Mój syn przyjechał właśnie do mnie w odwiedziny i muszę poświęcić mu trochę swojego czasu. — Och, jak wspaniale! Ma pan dziecko? Jak sądzę, jest wdowcem? — zamrugała rzęsami z uczuciem. — Niestety tak właśnie jest, dlatego też muszę poświęcić memu dziecku o wiele więcej czasu i miłości niż w normalnych warunkach. Chyba to pani rozumie, madame? — Ależ oczywiście... To musi być bardzo słodkie dziecko, wydaje mi się, że i ja mogłabym je pokochać. Uff... niczym nie można jej było zrazić. Edward pochylił się nieco nad stołem. Serce madame zadrżało, sądziła bowiem, że chce jej spojrzeć głęboko w oczy. On jednak spojrzał na bok i zawołał w stronę portiera: — Eddie, pozwól tu na chwilę. — Wysoki chłopak podszedł do nich posłusznie, spojrzał pytająco na ojca, nie zwracając nawet uwagi na madame. — Ojcze? — Madame chciałaby cię poznać. — To... och... to jest pański syn? — Z nijakim uśmiechem skinęła Eddiemu, który grzecznie się ukłonił, po czym ciągnęła uparcie: — Nie przeszkodzi to chyba w naszym spotkaniu. To dziecko z pewnością potrafi się już samodzielnie umyć. — Eddie, potrafisz? 182 — Nie, jeszcze się nie nauczyłem. — Eddie stanął przy ojcu widząc, że musi go obronić przed tą wystrojoną wydrą. — Będę płakał, jeżeli nie dasz mi butelki mleka. — Sama pani widzi, madame: obowiązki. -— Edward w dalszym ciągu był uprzedzająco grzeczny. — Czy w dalszym ciągu chce pani, by przyniesiono jej kolację do pokoju, czy woli pani zejść do restauracji? Dopiero teraz madame się zdenerwowała, popadła w zły nastrój, spojrzała krzywo na Edwarda i jego syna i nie udzieliwszy odpowiedzi, poszła niepewnym krokiem do restauracji, gdzie całą złość i niezadowolenie wyładowała na kelnerze, który musiał bez szemrania spełnić wszystkie jej życzenia,, oprócz tego jednego, którego nie spełni} Edward. — O rany, t^to, ależ to straszna jędza! Jak sądzę, czegoś od ciebie chciała. — Czy i w tej materii już się rozeznałeś? — padło wesołe pytanie. — Tak bywa, staruszku. Okres pieluch mam już od dawna za sobą. Gdy będziesz miał trochę czasu, zawołaj mnie, mam ci tyle do opowiedzenia. — Ciocia Helena już mi powiedziała, że wyniki badań są pomyślne. — Powiem ci, że jest jeszcze lepiej. — W tej chwili jednak musiał odejść, gdyż pojawili się nowi goście i Edward był zajęty. Poszedł więc do portiera, który odpowiadał mu na niezliczone pytania, i tam czekał cierpliwie, kiedy ojciec znajdzie dla niego trochę czasu. Po powrocie do pokoju Helena musiała odpowiedzieć niezwłocznie na kilka telegramów i przeprowadzić kilka rozmów telefonicznych. Umówiła się z Lianą i Renatą, że spotkają się przy kolacji. Liana zajęła się najpierw córką; siadła obok niej na kanapie, objęła ją ramieniem i jeszcze raz powtórzyły słowo po słowie to, o czym rozmawiały z profesorem, a co obudziło w nich nadzieję, że całkowite wyleczenie jest naprawdę możliwe. — Córeczko, kochanie moje jedyne! Jak tp będzie wspaniale i wesoło, gdy znowu będziesz zdrowa. — Mamusiu, ja byłam smutna tylko dlatego, że widziałam, że ty jesteś smutna, albo wtedy, gdy mnie bolało. Wszyscy byliście dla mnie 183 tacy kochani, ciocia Helena, służący w jej wielkiej willi, teraz i wujek Edward i Eddie. Mamo, pan profesor też od razu polubił Eddiego. Ty też go lubisz, prawda? — Bardzo go lubię, serduszko. Jest naprawdę wsplaniałym chłopakiem, ma tyle serca i taktu. — Liana zaczerwieniła się trochę, po czym dodała: — To są chyba cechy, które ma po ojcu. Przed kilkoma dniami jeszcze się nie znaliśmy, a teraz mam wrażenie, jakbyśmy od dawna do siebie należeli. — Właśnie tak, mamusiu. Czy ustaliłyście już z profesorem, kiedy mam jechać do kliniki? — To już załatwiła ciocia Helena, kochana i dobra dla nas jak zwykle. Nie będzie ci jednak smutno, gdy zostaniesz tam sama? Ja muszę przecież wrócić do pracy, córeczko, ciocia Helena wraca do Essen, a Eddie z powrotem do internatu. — Ale co niedzielę przyjedzie mnie odwiedzić, dał mi słowo honoru. A i wujek Edward przyjedzie do mnie, nie sądzisz? — Z pewnością, kochanie. A ja przyjadę do ciebie najszybciej jak mi się uda, by odwieźć cię do Essen, miejmy nadzieję już jako zdrowego wreszcie wróbelka. No, a teraz mam propozycję, byś spróbowała się zdrzemnąć. W końcu badanie było nieco męczące, a powinnaś być wypoczęta w czasie kolacji, którą zjemy z ciocią Heleną. Przypuszczam, że przyjdzie też i Eddie. — Dobrze, mamusiu. Ty też musisz wypocząć. Prowadziłaś świetnie, ale to też męczy. — Sama jazda, kochanie, nie jest aż tak bardzo nużąca, strasznie się jednak o ciebie denerwowałam. Najpierw się martwiłam, a potem zmęczyła mnie nagła radość i ponownie rozbudzona nadzieja. — Liana pocałowała Renatę serdecznie. — Chcesz zostać na kanapie, czy wolisz, bym posadziła cię na wózku? — Szczerze mówiąc, mamo, wolałabym na wózku, mogę sobie wtedy trochę pojeździć i nie muszę nikogo wołać, by mi coś podał. Proszę, zostaw otwarte drzwi do twojego pokoju. Nie lubię być całkiem sama. — Oczywiście, kochanie. No, złap mnie za szyję... o, tak... hop! No i już Renata siedzi na swoim wózku. Wygodnie ci, serduszko? — Świetnie! 184 Uśmiechnęły się do siebie; połączone głęboką miłością, rozumiały się bez słów. Renata pogładziła mamę po policzku i powstrzymując łzy powiedziała: — Bardzo bym się cieszyła, gdybym była zdrowa, przede wszystkim ze względu na ciebie; byłoby ci o wiele łatwiej. Liana przytuliła ją do siebie mocno, pocałowała ją w głowę i przyłożyła policzek do policzka córki, mówiąc: — Ani przez sekundę nie byłaś dla mnie ciężarem, moje dziecko. I nawet gdyby nie istniała nawet okruszyna nadziei, że wyzdrowiejesz, nawet przez chwilę nie cierpiałabym z tego powodu. Przykro byłoby mi jedynie ze względu na ciebie. Lubię bardzo troszczyć się o ciebie, rozumiesz? — Och, mamusiu, jak to wspaniale, że tak bardzo się kochamy! Ale dobrze, że poznałyśmy ludzi, których możemy kochać. Wiesz, wujek Edward od samego początku strasznie mi się spodobał. Od razu bardzo go polubiłam. Wyjął mnie wtedy z samochodu, wtedy, gdy dojechałyśmy wreszcie do „Złotego Koguta" i zastrzyk zrobił mi tak umiejętnie, że nawet nie poczułam. — Roześmiała się wesoło, po czym ciągnęła: — No i długi Eddie... Czy wiesz, że profesor nazwał go słupem sygnalizacji świetlnej? Fajnie, prawda? — Fajnie! Kechanie, twojemu kuzynowi i przyjacielowi nie mam nic do zarzucenia. Potem pożegnały się, ucałowały serdecznie i Liana poszła do sypialni, a Renata podjechała do małego stoliczka, na którym leżały książki, rzeczy, które ma przy sobie każda mała dziewczynka, i robótka ręczna. Renata zastanowiła się, co miałaby właściwie ochotę robić, stwierdziła jednak, że najprzyjemniejszym zajęciem będzie oddanie się rozmyślaniom. Po chwili usłyszała dzwonek telefonu. Krzyknęła do mamy, czy może odebrać i otrzymawszy jej zgodę, podniosła słuchawkę. — Renata Burgmann, kto mówi? — A któż by jeśli nie słup sygnalizacji świetlnej? — O, Eddie, jak to miło z twojej strony! Gdzie jesteś i co robisz? — Jestem właśnie w recepcji i przyglądając się bezczynnemu telefonowi, stwierdziłem, że nie może się tak obijać i muszę go zagonić do roboty i zobacz, już znalazłem dla niego zajęcie. A co robię? Staram 185 się robić jak najlepsze wrażenie, ponieważ w holu aż roi się od ludzi. Przyjechał właśnie autobus wycieczkowy z rozgadanymi Amerykanami, z których każdy ma chyba z tysiąc walizek. Każdy ma aparat fotograficzny zawieszony na szyi, a niektóre panie są piękne niczym Ava Gardner. Co chciałabyś jeszcze wiedzieć? — Kiedy do nas przyjdziesz? — Jak tylko tata przydzieli pięknym paniom i ich córkom odpowiednie pokoje. Chce zjeść ze mną kolację, a potem przystąpimy do szturmowania waszej twierdzy. Co będziemy robić, zanim wyślą nas do łóżek? — Plotkować, jak to zwykle robią ludzie z wyższych sfer. — Bzdura! Ani nie jesteśmy z wyższych sfer, ani nie jesteśmy ludźmi. Ty jesteś Renata, a ja to ja. Pójdziemy znowu do mojego książęcego salonu i będziemy rozrabiać ile wlezie. Zgoda? — Zgoda! Już się na to cieszę! Cześć i do widzenia. Renata ze śmiechem odłożyła słuchawkę, spojrzała do sypialni, nie zobaczyła jednak mamy, krzyknęła więc wesoło: — Mamo, słyszałaś! Eddie do mnie zadzwonił. Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi, za to usłyszała za plecami dziwne chrobotanie. Wydało jej się, że ktoś jest w pokoju mamy. Co się działo? Na Boga, musi mamie jakoś pomóc! Ostrożnie obróciła wózek tak, by stał dokładnie naprzeciw otwartych drzwi. Na jej kolanach leżał rewolwer zrobiony z tektury i służący jej jako piórnik. Bawiła się nim w czasie rozmowy z Eddiem i gdy się zdenerwowała słysząc niepokojące chrobotanie, zapomniała o nim. 15 Burgmann niecierpliwie czekał w swoim pokoju na powrót Liany. Przez zamknięte okno zobaczył wreszcie, że wróciła swoim samochodem, który, boy hotelowy odstawił na-parking. Potem dziedziniec na tyłach hotelu opustoszał, co zaobserwował już poprzedniego wieczora. Nikt nie miał tu już nic do roboty. To był właśnie ten moment, na który czekał. Poszedł do łazienki, zabrał z niej mydło, natarł nim jedną z szyb, która znajdowała się najbliżej drabiny przeciwpożarowej, delikatnie nacisnął szybę, wyciągnął ją i przyglądając się ramom, oceniał, jaka jest możliwość, że uda mu się przedostać z okna na drabinkę. Wziął wszystko, co, jak sądził, może mu się przydać i przystąpił do ucieczki. Wyszedł tyłem przez okno mocno złapał się parapetu, lekko się rozhuśtał i prawą nogą oparł się o szczebel drabinki. Lewą nogę oparł o szczebel niżej. Udało się! Uśmiechnął się mimo wysiłku i nerwów, jakie kosztował go ten wyczyn. Dlaczego zresztą miałoby mu się nie udać? Czy ten pedantyczny, cudaczny recepcjonista naprawdę sądzi, że będzie go bezkarnie trzymał na sznurku? Doprawdy śmieszne! Miałby tu grzecznie czekać, aż przyjdzie po niego policja? On miał inne plany, całkiem inne! Przede wszystkim potrzebował pieniędzy i właśnie miał zamiar je zdobyć. Niemożliwe stało się możliwym — udało mu się uciec. Nie zauważony wyszedł na dziedziniec, rzucił okiem na kuchnię, zajrzał przez okno do rozświetlonej recepcji; rozpoznał w niej swego „strażnika", zobaczył, że w holu jest pełno nowych gości czekających na 187 przydział pokoi. Zrozumiał, że pozwoli mu to dyskretnie wślizgnąć się do holu i zmieszać się z gośćmi. Wszedł do holu tylnym wejściem, stanął przy windzie i gdy przyjechała, pojechał do góry z grupą nowo przybyłych Amerykanów. Ponieważ wiedział, gdzie znajduje się pokój Heleny Schliiter, wysiadł na właściwym piętrze i pewnym krokiem udał się w kierunku tego apartamentu. Lekko nacisnął na klamkę — zamknięte. Hmm... i co teraz? Akurat przechodziła pokojówka, ubrana w ciemną sukienkę i biały fartuszek, by przygotować odpowiednie pokoje. — Mademoiselle, pokój pani Burgmann jest na prawo, czy na lewo od salonu pani Schliiter? — Na prawo, monsieur. Madame jest w pokoju, czy mam pana zaanonsować? — Nie, dziękuję, madame spodziewa się moich odwiedzin. — Skinął pokojówce przyjaźnie głową, otworzył drzwi do przedpokoju, zaraz je za sobą zamknął, nasłuchiwał przez chwilę, po czym nacisnął delikatnie klamkę wewnętrznych drzwi. Ustąpiła z lekkim trzaskiem i Burgmann otworzył drzwi. Z początku nikogo nie dostrzegł w nieco mrocznym pokoju, usłyszał jednak szum wody dobiegający z łazienki. Wszedł cicho niczym kot, zamknął za sobą drzwi i czekał. Liana, która poszła do łazienki, by przebrać się w wygodny szlafrok, wróciła wreszcie do sypialni, podeszła do drzwi prowadzących do pokoju Renaty i chciała jej coś powiedzieć, gdy poczuła na ustach męską rękę, po czym pociągnięto ją do tyłu i zawleczono do kąta. Zobaczyła, że to Burgmann tak ją potraktował. Patrzył na nią ze złowieszczym uśmiechem i wyszeptał cicho: — Nie waż się odezwać! Zabiję cię! W tej chwili jest mi już wszystko jedno. Potrzebuję pieniędzy! Dużo pieniędzy! Wiesz zatem, co masz zrobić. Gdzie jest twoja torebka? Liana wskazała mu kierunek głową; nie mogła powiedzieć ani słowa, trzymał ją bowiem w żelaznym uścisku za szyję. Zwinnie schylił się tak, że dosięgnął torebki, podał ją Lianie i zażądał: — W tej chwili wyjmij pieniądze i włóż mi je do kieszeni. Rób co mówię, albo pożałujesz. Liana automatycznie robiła to, co jej kazał. Przeszukała torebkę i wyciągnęła portmonetkę. Znalazła w niej kilka banknotów o wysokim nominale i włożyła je do kieszeni jego kurtki. Próbowała się uwolnić, ale trzymał ją mocno. Cicho, tak by tylko ona słyszała, wytłumaczył jej: — Zaraz zwrócę ci wolność, ale, na miły Bóg, jeśli się poruszysz albo zastąpisz mi drogę do wyjścia, pożałujesz! Ty i dziecko będziecie tego żałować do kresu waszych dni, zapamiętaj to sobie! Bezsilna Liana mogła jedynie skinąć głową. Serce biło jej szaleńczo, bała się o Renatę, bała się o siebie. Co za okropny człowiek! Żeby tylko zostawił Renatę i ją w świętym spokoju. Jęknęła z bólu, ponieważ brutalnie przycisnął ją do ściany. Ze wstrętem odsunęła głowę, zbliżył bowiem swą twarz do jej twarzy. I wtedy zobaczyła... nie wierzyła własnym oczom, myślała, że to twór jej wyobraźni... Zobaczyła, jak Renata, jej słodkie, kochane dziecko, zbliża się do nich niepewnie. Krok po kroku, nie zatrzymując się, bez śladu najmniejszego wahania na bladej twarzyczce, trzymając w wyciągniętej ręce ten śmieszny papierowy rewolwer, który Eddie przywiózł jej z Jux. Wycelowała go prosto w Burgmanna. Dzielna, choć do nieprzytomności wprost zdenerwowana dziewczynka powiedziała powoli, lecz niesłychanie wyraźnie: — Ręce do góry albo cię zastrzelę. Burgmann i przerażeniem odwrócił się w jej stronę. Nie zauważył jej do tej pory, zajęty był Lianą i pieniędzmi. Patrzył nieruchomo na Renatę, która podchodziła coraz bliżej, patrzył na wycelowaną w niego broń, chciał się zbliżyć, ale padło krótkie ostrzeżenie: — Nie ruszaj się, bo cię zastrzelę! Trzymała nieustannie broń wycelowaną prosto w niego, potem nieco się zachwiała i zawołała do matki: — Stańxza mną i krzycz o pomoc... Zawołaj Eddiego, wujka Edwarda! Proszę mamo, pośpiesz się, nie umiem już dłużej stać! — Być może to, czego dokonała właśnie ta mała dziewczynka, nie udałoby się niejednemu dorosłemu mężczyźnie. Ileż musiała mieć siły woli, by zrobić to, co wydawało się niemożliwe! Bladła coraz bardziej, nie przywykłe do takiego wysiłku nogi drżały, ale mimo to cały czas trzymała tekturowy rewolwer wycelowany prosto w Burgmanna. Liana podniosła słuchawkę, nie spuszczając z oczu córki, i krzyknęła, gdy tylko usłyszała czyjś głos. 189 — Pomocy! Pomóż nam! — Potem stanęła za plecami córki i objęła ją mocno. Modliła się jak jeszcze nigdy dotąd, by pomoc przyszła jak najszybciej. Każda sekunda wydawała jej się wiecznością. Renata zmuszała mężczyznę do bezruchu nie tylko wymierzonym w niego rewolwerem, lecz przede wszystkim siłą spojrzenia jej dużych niewinnych oczu, spojrzeniem, którego on unikał, bo nie był w stanie go wytrzymać. Po chwili Eddie otwarł drzwi do pokoju — pomoc nadeszła. Renata z westchnieniem ulgi opadła na ziemię. Chłopiec złapał Burgmanna, za nim nadbiegli Edward i portier i uniemożliwili przestępcy ucieczkę. Edward stoczył z nim wyrównaną walkę, podczas gdy portier dzwonił po dalszą pomoc, po czym ponownie zagrodził wyjście. Walka trwała. Przez chwilę sytuacja wyglądała tak, jakby Edward musiał się poddać, gdyż mały dywan, na którym trzymał *nogę, krępował swobodę jego ruchów. Nagle jednak Burgmann upadł na podłogę, ponieważ Eddie, wyprowadziwszy najpierw Renatę z zagrożonej strefy, podstawił mu nogę. Potem postawił ją na znak zwycięstwa na plecach pokonanego. — No, ojcze! Leży rozpłaszczony jak flądra. Czy mam go nadepnąć jeszcze mocniej? — Dobra robota, synu! Uważaj! On chce się znowu podnieść. — Typowy przypadek pożałowania godnej głupoty. No, mój drogi, bądź tak grzeczny i leż spokojnie, złóż rączki i pomódl się: Aniele Boży... nie, chyba nie powinieneś tego robić. Eddie westchnął przy tych słowach, gdyż złożył właśnie ręce Burgmanna na plecach, mocno je przycisnął i związał pończochą, którą znalazł na jednym z foteli. — No, to powinno wystarczyć aż do chwili, gdy nadejdzie reszta. Tato, wszystko w porządku? — Dobra robota, synu! — skinął mu głową i pośpieszył do Liany, która klęczała na podłodze przy Renacie i przytulała do piersi bezwładną głowę dziewczynki, całowała ją i gładziła uspokajająco. Gdy Edward pochylił się nad nią, podniosła na chwilę głowę i wśród łez wyszeptała: — Ona szła... szła bez niczyjej pomocy... ze strachu o mnie! Och, Edwardzie, jakie to wszystko dziwne! 190 — I ja chciałabym wiedzieć, co tu się wydarzyło w czasie mojej nieobecności. Patrzcie tylko! Helena, którą obudził gwar dobiegający z pokoju obok, szybko przyszła na miejsce zdarzenia. — Kogóż my tu mamy? Wydaje mi się, że znam już tę odrażającą fizys. Świetnie, Eddie trzymaj go mocno, na niego czekają już bardzo nim zainteresowani panowie. Edward, zadzwoniłeś już po nich? — Ten jednak pokręcił tylko głową, schylił się nad Renatą i postarał się podnieść ją jak najdelikatniej. — Zanieś dziecko do mojego pokoju, wszystkim innym zajmiemy się potem. — Kazała się połączyć z doradcą do spraw kryminalnych Kórnerem, któremu powiedziała sarkastycznie: — No, mój drogi, nie było z waszej strony rozsądnym postępkiem pozostawiać nam do przechowania waszego ptaszka. Właśnie chciał wyfrunąć z klatki. Nie martwcie się, złapaliśmy go i w tej chwili leży po mistrzowsku związany u nóg mego krewnego Eddiego. Co? Czy potrafimy go utrzymać? Co pan sobie o nas myśli? Interpol nie jest o wiele mądrzejszy od nas! Przyjedźcie jednak jak najszybciej, chcemy zjeść spokojnie kolację, a twarz tego łotra odbiera nam apetyt. Czy jestem normalna? O rany! Niech pan tu przyjedzie i zapyta mnie o to osobiście, zaręczam, że odpowiedzi nie zapomni pan przez długi czas! Odłożyła słuchawkę i podeszła do Burgmanna, którego Eddie przewrócił na plecy. Oparła się na ramieniu chłopca, nachyliła się nad Burgmannem i zapytała go lodowatym tonem: — Jeszcze za mało pan narozrabiał? Skończyło się, mój drogi, skończyło się i to na długi czas, gwarantuję to panu. I niech się pan nie odważy wejść kiedykolwiek na mój teren. Mogłabym być dla pana bardzo nieprzyjemra. Zapłakana i niezbyt dobrze wyglądająca Liana wróciła z Edwardem do pokoju, podeszła do Heleny i opowiedziała jej szeptem, co przed chwilą przeżyła. Potem poprosiła Eddiego, by poszedł do Renaty, gdyż odzyskała już przytomność i jej pierwszym słowem była prośba, by do niej przyszedł. — Tato, pilnuj zatem ty tego gentlemana do chwili, w której wreszcie nas uwolnią od jego towarzystwa. Trzymaj go porządnie, on 191 musi mieć strasznie grubą skórę, w przeciwnym bowiem razie nie mógłby wyrządzić tyle złego. Zanim Edward mógł temu zapobiec, Eddie wymierzył Burgman-nowi jeszcze jeden cios i mruknął: — Musiałem to zrobić! Jest mi obojętne, czy postąpiłem właściwie, czy nie. Lepiej? że zrobiłem to ja, a nie ty, tato. Ty jesteś za bardzo poprawny, by zrobić coś podobnego. — Schylił się raz jeszcze i podniósł rozdeptany w czasie walki tekturowy rewolwer, uśmiechnął się i schował go do kieszeni: — Ekstra! Najgłupsza rzecz może czasem naprawdę pomóc. Poszedł do pokoju obok. Nigdy nie zapomni chwili, w której przytulił do siebie delikatne i drżące ciało Renaty, a ta odpowiedziała mu bolesnym, lecz promiennym uśmiechem. — No, Renata, nieźle go wystraszyłaś. — Och, Eddie, zagroziłam mu tym śmiesznym rewolwerem z tektury. On chciał skrzywdzić mamę! Pomyśl tylko, ja mogłam chodzić! Mogłam chodzić! Sama podniosłam się z wózka. Nie umiałam przejechać nim przez drzwi, a musiałam przecież mamie pomóc. Eddie, mogłam chodzić! Naprawdę chodziłam, mimo że sprawiało mi to okropny ból. I cały czas trzymałam ten głupi rewolwer w ręku. Wiesz, on się naprawdę go wystraszył. Oj, Eddie, muszę płakać, nie mogę się powstrzymać. — Płacz Renato, płacz. Chusteczkę mam przy sobie. A jak nie wystarczy, weźmiemy biały obrus. No, wszystko będzie dobrze. — Mówisz, że chodziłaś?- A co powiedział profesor w Zurychu? Twój stan nie jest beznadziejny. Przecież już tam, w szoku poruszyłaś lewą nogą. A teraz wystraszyłaś się tak bardzo o mamę... to podziałało i mogłaś znowu chodzić! Renato, tak strasznie się cieszę! — Niezgrabnie pocałował ją w głowę, przytulił mocno do siebie. — Nie będziemy już jednak powtarzać tych prób. Będziemy tu spokojnie siedzieć tak długo, dopóki mama nie porozmawia z profesorem. Zrozumiałaś? Szlochając, lecz z wielką radością w głosie Renata odpowiedziała: — Jasne, Eddie. Jestem taka szczęśliwa, że mogłam mamie pomóc. Uderzył mamę dokładnie tak samo jak wtedy, dokładnie tak samo. — Już! Przestań o tym myśleć! Jesteśmy już z tobą i twoją mamą. Za chwilę wszystko wróci do normy i zjemy sobie wspaniałą kolację. No, 192 czy to nic dla ciebie nie znaczy? — Wytarł jej nos, zrobił to jednak tak niezgrabnie, że nowe łzy napłynęły jej do oczu. Była jednak taka szczęśliwa, że nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia. W pokoju Liany atmosfera była o wiele bardziej poważna. Edward i Helena nieustannie wypytywali ją, co się stało. Potem wysłano portiera do pokoju, w którym więziony był Burgmann, aby odkrył jego drogę ucieczki. ¦ *. — Cały czas ta kreatura zadziwia nas kolejnym wyczynem. Dlaczego nie włożył tej zdawałoby się niewyczerpanej energii w uczciwą pracę? — Helena pogardliwie dotknęła koniuszkiem palców u nóg leżącego na ziemi Burgmanna. — No, mój drogi, zdaje pan sobie chyba sprawę z tego, że pana życie na ziemi, które właśnie się zaczyna, nie będzie tak przyjemne jak to, które pan do tej pory prowadził? Nie chce pan nam odpowiedzieć? Też słusznie. Sądzę, że nie będziecie mnie już potrzebowali, a i mnie nie interesuje to, co za chwilę nastąpi. — Skinęła Edwardowi i Lianie o wiele poważniej niż zwykle i wyszła z powrotem do swego pokoju. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, był telefon do profesora w Zurychu. Opisała mu dokładnie, co się wydarzyło. Prosiła ó wskazówki, jak postępować z Renatą, czy robić kolejne próby, czy kazać jej leżeć. Słynny lekarz .cieszył się bardzo, że jego diagnoza znalazła potwierdzenie: terapia wstrząsowa jako metoda leczenia uszkodzeń powstałych pod wpływem szoku. Zażądał, by Renata już następnego dnia przyjechała do jego kliniki. Miał nadzieję, że w tym wypadku wystarczy zaledwie kilka dni, by doprowadzić do wyzdrowienia. Nie życzył sobie jednak, by Renata ponawiała próby chodzenia; miała tylko ćwiczyć nogi. — Właściwie, szanowna pani Schliiter, może sobie pani zaoszczędzić wydatków na honorarium dla drogiego profesora. — W żadnym wypadku, stary przyjacielu! Sama przyjemność poznania pana jest już warta zapłacenia porządnego rachunku. Na tym zakończyli miłą rozmowę. Helena poczuła, że jest zadowolona z profesora, z losu, a nawet z pojawienia się tego łotra Burgmanna. Nieświadomie naprawił kolejnym atakiem na żonę to, do czego doprowadził przed paroma laty. Gdyby nie chciał skrzywdzić Liany, Renata być może nie znalazłaby w sobie wystarczająco dużo siły, by 13 Piękny lord Hunterlay 193 zacząć chodzić. Nie można wątpić w mądrość Bożą, choć czasem wydaje się niejasna prostemu człowiekowi. Wkrótce pojawił się doktor Kórner wraz ze swymi pomocnikami i zaczął prowadzić rzeczowe przesłuchanie. Abstrahując od tego, co urzędnik już wiedział o Burgmannie i co wystarczyłoby, by go na długo unieszkodliwić, wyniki przesłuchania nie pozostawiły w nim cienia wątpliwością że przestępca ma przed sobą długie lata więzienia. Po chwili rozkazał, by jeden z jego funkcjonariuszy wraz z portierem sprowadzili Burgmanna do radiowozu, najlepiej tylnymi schodami, by nie niepokoić gości hotelowych. Burgmann rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Lianę, która stała od niego z daleka i obserwowała go ze strachem. Zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze do niej i powiedział spokojnie: — Życzę tobie i dziecku szczęścia, życzę, by wasze życie było lepsze niż to, które wiodłyście ze mną. Jeżeli chcesz rozwodu, wyślij papiery, nie będę ci robił trudności. — Spojrzał na nią raz jeszcze, po czym został wyprowadzony. Doktor Kórner przysłuchiwał się jego słowom z sarkastycznym uśmiechem. Gdy drzwi zamknęły się za wychodzącymi, powiedział cicho, jakby mówił sam do siebie: — To jest zwykłe zachowanie przestępców, którzy przynajmniej w ostatniej chwili chcą sobie zapewnić dobre wspomnienia. Niech się pani nie martwi, pani Schluter. Akurat dzisiaj dzwoniono do mnie ze Stuttgartu. Udało się załatwić dla pani i pani córki odpowiednie papiery. Nazywa się pani ponownie Liana Schluter, a pani córka Renata Schluter. — Dziękuję panu bardzo. Szczególnie cieszę się ze względu na moją córkę, która nie będzie musiała nosić fałszywego nazwiska ojca. — Może pani odebrać papiery jutro rano w naszym biurze; do nich dołączone zostanie pisemne zapewnienie pana Burgmanna, że dobrowolnie zwraca pani wolność. Edward, który stał w pobliżu Liany, starając się zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i opiekę, powiedział spokojnie: — Dzisiejsza katastrofa miała też swoje dobre, a nawet bardzo dobre i radosne następstwa, panie inspektorze. 194 — Jakież to, jestem ciekawy? — Mówiłem panu wczoraj w nocy, że córka Egona Burgmanna jest ofiarą swego ojca; przez jego. brutalność została sparaliżowana. Dzisiaj zbadał ją w Zurychu profesor Waldberger i stwierdził, że w jej przypadku najlepsze rezultaty przynieść może terapia wstrząsowa. Renata zobaczyła, że Burgmann zagraża jej matce... i zaczęła chodzić, by jej pomóc. Doktor Kórner ujął dłoń Liany, uścisnął ją mocno i powiedział uśmiechając się serdecznie: — Prawdą jest zatem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Bardzo się cieszę z tej informacji i życzę małej dziewczynce wszystkiego najlepszego. Ale "proszę być ostrożną! Niech pani nie postępuje lekkomyślnie i proszę zapytać doktora, jakie są jego dalsze wskazówki. No, drogi Reddingenie... sądzę, że nie jestem już wam tu potrzebny. Znikam zatem. Nie przynosi chwały hotelowi, gdy kręcą się po nim non stop pracownicy Interpolu. Niech pan jeszcze przekaże pani Schluter nasze serdeczne podziękowanie za jej dzielną i rozsądną postawę. Tylko dzięki niej dorwaliśmy wreszcie naszego Renę, którego poszukiwaliśmy już od długiego czasu. — Urzędnik uprzejmie wszystkich pożegnał i opuścił pokój'i hotel. Gdy zostali sami, Edward objął Lianę silnym ramieniem i przytulił do serca. — Nie bądź już taka przybita, taka smutna! Wszystko co złe już się skończyło i dla ciebie, i naszej dziewczynki. Przestańmy już myśleć o przeszłości, zacznijmy żyć naszą miłością i tym, że należymy do siebie całą duszą i sercem. Liano, ciesz się, że nasza mała wkrótce będzie zdrowa. A ja zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Bardzo ją pokochałem, a wiem, że i mój syn mimo niezręczności swego wieku bardzo się do niej przywiązał. Mam nadzieję, że i ty dasz mu to, czego mu brakowało — matczyną miłość, której nie mogłem mu zastąpić. A wtedy, Liano, nic nie przeszkodzi nam już w szczęściu. — Pogładził jej zaczerwienione policzki i ucałował czule jej oczy. — No, czy nie uda mi się zobaczyć na twoich ustach radosnego uśmiechu? 195 — Och, Edwardzie! — przytuliła się do niego jeszcze mocniej i spojrzała mu w oczy. — Dobijają mnie te straszne kontrasty. Najpierw przerażenie, gdy zobaczyłam Burgmanna, który wdarł się tu podstępnie, teraz takie szczęście i spokój. Muszę się znowu nauczyć, jak to jest być szczęśliwą. Wierz mi, ostatnie lata nie były łatwe ani dla mnie, ani dla Renaty i gdyby ciocia Helena nie zaopiekowała się nami tak wspaniałomyślnie, nie wiem, co by się z nami stało. — Nasza kochana ciocia Helena! I nam pomogła, gdy przeżywaliśmy nasze najtrudniejsze chwile. Przemyślmy to sobie raz jeszcze — poprosił i poprowadził do krzesła. Ona jednak niespokojnie nasłuchiwała odgłosów dobiegających z pokoju obok. — Nie martw się. Eddie jest z Renatą i nie radziłbym nikomu dotknąć jej nawet paluszkiem, bo wyjdzie z sińcem pod oczami. Pozwól, że spędzimy tę godzinę tak, żebyśmy jej nigdy nie zapomnieli. Przysunął sobie krzesło, by siąść blisko niej, ujął jej ręce w swoje, mocno uścisnął i mówił dalej: — Czy to nie przez przypadek nasza ciocia Helena wprawiała wszystko w ruch? To przecież ona kazała tobie i Renacie tu przyjechać, dzięki temu spotkaliśmy się pod „Złotym Kogutem". Tak się to wszystko między nami zaczęło. Od razu wiedziałem, że już nigdy nie będę potrafił o tobie zapomnieć. I to właśnie nasza ciocia Helena wpadła na trop morderczych planów pięknego lorda Hunterlaya. Odkryła jego i Burgmanna w Zurychu, gdzie usłyszała, że planują coś naprawdę złego. Ona też otworzyła oczy mojemu dziadkowi w Hunterlay, dobrze wszystko skojarzyła i uratowała życie moje i Eddiego i- ochroniła dziadka przed kolejnymi próbami tych łotrów. Jesteśmy winni naszej cioci Helenie naprawdę ogromną wdzięczność. — Przez te lata była też niewypowiedzianie dobra dla mnie i Renaty. Zaoferowała nam swój dom, a mnie przy okazji i pracę, co sprawiło, że odzyskałam pewność siebie i poczucie, że mogę sama zarobić na siebie i Renatę. Za to powinnam jej szczególnie podziękować. Gdyby jej nie było, kto wie, co stałoby się ze mną i moją córką. — Jak to dobrze, że mamy naszą starą ciocię Helenę — mruknął ktoś od drzwi. Stała w nich wspaniała Helena Schliiter. Zapytała Edwarda ze zniecierpliwieniem: — Czy ten hotel naprawdę ma pretendować 196 1 do czterech gwiazdek? Jest ósma wieczorem, a ja nigdzie nie widzę nawet śladu kolacji. Poza tym mój telefon nieprzerwanie dzwoni i wszyscy pytają mnie, czy nie wiem przez przypadek, gdzie podział się recepcjonista... To są drobnostki, mój drogi Edwardzie, które po prostu nie przystoją hotelowi tej klasy. Siedzi tu sobie, 'bawi się w zakochanego Romea i jest mu obojętne, że w tym czasie mógłby dobiec końca ten piękny, stary świat. — Prawda! Zapomniałem o wszystkim na śmierć! — Z przerażeniem zerwał się na równe nogi. — Zgadza się! A zanim zostaniesz lordem Hunterlay lub też dobrze zarabiającym szefem jednego z moich biur, musisz się zatroszczyć o dobro i wygodę twoich gości. Przyślij nam też na górę menu, chcę zobaczyć, czy będę ci mogła przebaczyć twoje dotychczasowe niedbalstwo. Uśmiechnęła się do niego, zmrużywszy szelmowsko oko. Edward pochylił się nad Lianą, która zdążyła się zaczerwienić, pocałował ją w usta i jeszcze raz pogładził po włosach. Potem chciał pobiec do drzwi, został jednak gwałtownie zatrzymany przez Helenę, która zapytała obrażonym głosem: — No a ja? Z uśmiechem ujął jej siwą głowę w swe ręce i pocałował ją serdecznie w obydwa policzki. — Teraz dobrze? — Wystarczy aż do kolacji. Gdy została s^m na sam z Lianą, zrelacjonowała jej przebieg rozmowy z profesorem. — Znowu zrobiłaś coś, czym właściwie ja powinnam się zająć. Jak ja ci się odwdzięczę za to, co dla nas zrobiłaś, kochana, najlepsza ciociu Heleno? — Nie rób mi tu scen! Zajrzyj do dzieci i wyjaśnij naszemu małemu wróbelkowi, że musi być bardzo dzielny i wytrzymać jakoś do jutra rana. Na razie nie powinna się ruszać. Może tak napiłybyśmy się dzisiaj szampana? Nie byłoby źle, prawda? — Och, ciociu Heleno! — Widzę, że się zgadzasz. Dobrze, w takim razie przyślij tu do mnie chłopaka, czymś go zajmę, podczas gdy ty będziesz rozmawiała 197 z Renatą. Zrobi się wam od razu lepiej, jak się obydwie porządnie wypłaczecie. Uśmiechnęła się po kryjomu, za plecami Liany i spokojnie zajęła się czytaniem, jak gdyby nie było nic ważniejszego na tym świecie od jej gazety. Wkrótce stanął przed nią Eddie. — O, długi Eddie. No i co masz mi do powiedzenia? — Nieźle to ciocia zrobiła. W kryminale nie wymyśliliby lepiej. — Nie mogę się na ten temat wypowiadać, mój chłopcze, bo, szczerze powiedziawszy, nie przeczytałam do tej pory ani jednego kryminału. — Są różne, niektóre naprawdę ekstra, mówię ci. Ciociu, on chyba długo nie zapomni mojego ciosu, prawda? A i mnie ulżyło. Gdzie jest tata? — Przypomniałam mu o jego obowiązkach. Przede wszystkim powinien nam przysłać coś do jedzenia, poza tym musi się zająć gośćmi hotelowymi. No, siądź teraz przy mnie, musimy coś omówić, a dobrze się składa, że nie ma ani naszych pań, ani twojego ojca. — O rany! Czy coś zmalowałem, ciociu Heleno? Wydaje mi się, że nie zrobiłem ostatnio nic złego. — To akurat mnie nie interesuje, pozostawiam to kierownikowi twojego internatu. Uważaj jednak na to, co ci teraz powiem, mój chłopcze. Wiesz, że piękny lord Hunterlay umarł zeszłej nocy: Wiesz też, co to właściwie oznacza dla ciebie i twojego ojca? — Nie, nie bardzo mogę się w tym zorientować. — Oznacza to, że albo twój ojciec, albo ty zostaliście przeznaczeni, by kontynuować tradycje rodu Hunterlay. Co ma znaczyć ten głupi wyraz na twojej twarzy? .Chłopcze! Przyszły lord Hunterlay naprawdę nie powinien tak wyglądać! — ze śmiechem pstryknęła go w nos. — Uważaj więc: twój ojciec i Liana kochają się i chcą się wkrótce pobrać. Zrozumiałeś? — Tak i cieszę się, bo Renata będzie wtedy moją przyszywaną siostrą. — Świetnie, możemy mówić zatem prosto z mostu. Z kolei stary lord Hunterlay, który samotnie mieszka w zamku, potrzebuje spadkobiercy. Tak zwykle bywa, gdy nie ma się spadkobierców w linii prostej. Twój ojciec nie myśli raczej o przyjęciu spadku, nie chce zostać lordem 198 Hunterlay, co, nie ukrywam, jest mi na rękę, w przeciwnym bowiem razie musiałby zamieszkać w Anglii, wywiózłby Lianę i zrobił z niej lady Hunterlay, a ja musiałabym samotnie kontemplować wzorki na moich tapetach. Zrozumiałeś? — Tak, nie jestem w końcu aż taki głupi. — No, na ten temat pokłócimy się innym razem! Jednak jakiegoś spadkobiercy stary, dobry Edward Hunterlay potrzebuje, a ty jesteś w kolejce, skoro twój ojciec zrezygnował z tego zaszczytu. — Dobry Boże, czy rzeczywiście musi tak być? — Eddie spojrzał na nią z prawdziwym zwątpieniem w oczach. — Musi tak być, mój chłopcze. Popatrz, i ja w końcu pochodzę z rodziny Hunterlayów, choć tej dalszej, ale zawsze. I rozumiem się na tych sprawach. Stary lerd Edward postara się o to, byś został jego spadkobiercą, przyjął obywatelstwo angielskie, żebyś studiował w angielskim college'u, ferie spęd fał w jego towarzystwie na zamku, zrozumiałeś? Eddie spojrzał na nią zmieszany, niemal ze strachem w oczach. Cicho, że prawie nie mogła go zrozumieć, zapytał: — A Renata? Ciociu Heleno, przecież wiesz, jak bardzo się lubimy... Miałbym jej już nie zobaczyć? — Bzdura! Twój ojciec, Liana, Renata, a od czasu do czasu również stara ciotka Helena będą przyjeżdżać na wakacje do Hunterlay i ty będziesz miał zaszczyt pokazać Renacie twe przyszłe włości. — Teraz wygląda to już nieco lepiej, ciociu. Czy stary lord Hunterlay naprawdę jest miły? — Miły, wysoki, przystojny i przede wszystkim dobry. Jeżeli już koniecznie chcesz wiedzieć, jako młoda dziewczyna byłam w nim szalenie zakochana. A Hunterlay... chłopcze, naprawdę jest przepiękny, choć stary i nieco ponury. Leży u podnóża gór szkockich. Lato jest tam krótkie, ale za to jesień przepiękna; można polować, łowić ryby i co tylko dusza zapragnie. A jeżeli takie będą wyroki Boże, Renata zostanie kiedyś lady Hunterlay. — Helena spojrzała na Eddiego. On zerwał się na nogi, wyciągnął ręce do góry i krzyknął wesoło: — Renata... lady Hunterlay! Ciociu Heleno, chyba zwariuję! — Nie rób tego, bo właśnie ktoś puka do drzwi. Mam nadzieję, że to wreszcie kelner z menu. Podobne rozmowy sprawiają, że jestem głodna jak wilk. 199 Gdy Eddie po długim, nerwowym dniu znalazł się wreszcie w łóżku w swoim książęcym apartamencie, zmęczony po dobrych i złych przeżyciach, na chwilę odwiedził go ojciec. Po męsku jeszcze raz omówili swoje plany na przyszłość, życzenia i nadzieje. — Staruszku, muszę ci powiedzieć, że wszystko się świetnie ułożyło... Wiesz, tato, właściwie nie muszę już zostać lekarzem. Renata jest już prawie zdrowa, a żeby zostać lekarzem, trzeba się tak strasznie dużo uczyć. Lepiej zostanę zarządcą ziemskim... co o tym myślisz? — Z pewnością będzie to najlepszy zawód dla przyszłego lorda Hunterlay, mój chłopcze. — Edward pogłaskał z dobrotliwym uśmiechem głowę swego syna, który powoli zapadał się w miękkie łóżko i w jednej chwili zasnął. Dopiero po kilku dniach, gdy Renata powoli i z trudem uczyła się znowu chodzić, bez laski i bez niczyjej pomocy i z dnia na dzień szło jej to lepiej, Eddie opowiedział jej o tym, co wyjaśniła mu ciocia Helena. Renata spojrzała na niego trochę smutno, wytarła nos w swoją chusteczkę i zapytała z wahaniem: — Czy będziemy się chociaż od czasu do czasu widywać? — Jasne, wszystko już omówiłem. Mój pradziadek napisał już z Hunterlay do cioci Heleny i mojego taty, że zgadza się na takie uregulowanie sprawy spadku, że bardzo się z tego cieszy, że załatwił mi już miejsce w starym, angielskim college'u i że wkrótce będziemy mogli do niego przyjechać: tata, twoja mama, ty i ja i ciocia Helena. A potem... wiesz Renata, co będzie potem? — Nie, nie wiem i jest mi to obojętne, bylebym tylko mogła się często z tobą spotykać i bylebyś tylko pisał do mnie długie listy. — Chyba jasne, że będę pisał. Ale gdy będę dorosły, gdy skończę szkołę i będę pomagał dziadkowi zarządzać Hunterlay, wtedy ożenię się z tobą. Zostaniesz lady Hunterlay. To jest dopiero coś, nie sądzisz? — Objął ją z chłopięcą niezdarnością i niezgrabnie pocałował ją prosto w usta. — Lady Hunterlay, ekstra, nie! — Ekstra, Eddie!