4695
Szczegóły |
Tytuł |
4695 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4695 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4695 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4695 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Bartnicki
Morbus Sacer
cz�� pierwsza powie�ci
Krzysztof Bartnicki, rocznik '71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekolado�erca,
whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale
sterem (marze�) orientuje si� na Wroc�aw. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokro�
�onaty, dwakro� dzieciaty, po
trzykro� szcz�liwy. Z ut�sknieniem czeka krzy��wki Joyce'a z Dukajem. P�ki co,
sam goni w�asny ogon w
zwodliwych kazamatach Logorei.
- Mo�emy zaczyna�?
Pytanie by�o jeszcze proste ale ju� zawiera�o dogmat
o pocz�tku, a zarazem zgod� na �w pocz�tek.
- Panie Zarzy�ski, zechce pan tu podpisa�.
Podpisuje bez oporu. Starsi ludzie nie stawiaj� oporu. Wygodny, mi�kki fotel ich
kr�puje, uprzejmo�� zaskakuje,
u�miech dekoncentruje. Uwa�aj�, �e nie zas�uguj�. Chyba �e weterani
zesz�osystemowi. Zesz�osystemowi czepiaj� si�
szczeg��w, wywrzaskuj�, �e znaj� prawo, �e wci�� maj� znajomych a krewnych, �e
tu a tu, �e takich a takich, c� to
oni mog� i czego nie mog� komu na co, �e si� co a co popami�ta. Cz�sto ruski
rok. Nie wiadomo dlaczego, bo �w ruski
akurat nie r�ni si� bardzo od naszego. Pogoda sro�sza, w�dka g��bsza, sztuka
t�sza, historia dro�sza. I
zmodyfikowana cyrylica na panelach. Wielkie mecyje? Trzeba im widzie� te
japo�skie systemy operacyjne. Ju� sama
furigana z obja�nieniami jest zab�jcza. A ruski rok to pewnie archetyp z
minionego milenium. Pyskaci od razu
wzbudzaj� podejrzenia, �e maj� co�, to a to, tu a tam do ukrycia. Kto jest bez
winy, nie rzuca kamieniem s�owa. Z kolei
tamci cisi i b�ogos�awieni... O, a cho�by Zarzy�ski. Nie po�apa� si� w nowej
reformie. (To dziwny wyraz: "reforma".
Zabytek po �acinie, na fundamencie reformido: wzdryga� si�, l�ka�, cofa� w
strachu.) Zarzy�ski l�ka si�. Nikt mu nie
doradzi. Nie zapyta syna, poniewa� syn zajmuje si� arcywa�nymi sprawami drugiej
p�kuli. Znajomi nie przydaj� si�,
bo te� s� starzy. Zarzy�ski zamawia broszur� rz�dow�, rozpoznaje w niej jedynie
ot�uszczone paragrafy, �e nale�y si�
decydowa�, �e szybko, �e szybko, bo sankcje. Niebawem do drzwi wpuka si�
doskonale ubrany, budz�cy zaufanie
szczygie�ek oferuj�cy swoje bezcenne us�ugi. Tak bezcenne, �e on za p� ceny. Bo
szczygie�ek bardzo lubi
Zarzy�skiego. Us�ugi ma w promocji, nie dla ka�dego, tylko co trzeci blok, co
siedemnaste drzwi, i na pana trafi�o.
Szcz�ciarz z szanownego pana. Tu taniej ni� u konkurencji, przyzna szanowny
pan, u tych krwiopijc�w, rekin�w
ludojad�w, a tfu. I powie, �e lepiej skry� chorob�, wtedy prowizja
ubezpieczyciela ni�sza. I powie, �e s� sposoby. �e
wystarczy tyle a tyle. �e wiadomo, �e aborcja cz�ci systemu nerwowego
nielegalna, ale kto dzi� jest zupe�nie legalny?
Ostatni legalni powymierali. Zarzy�ski waha si�, przypomni mu si� niby
mimochodem o t�uszczu paragraf�w. Oj,
dopiero Zarzy�ski si� zgodzi. Op�aci po�rednictwo. Reszta oszcz�dno�ci dla
soko�a. Sok� ubiera si� w brudny fartuch,
przyjmuje w dzikim gabinecie o ponurych porach, za��da kategorycznie pe�nej
przedp�aty, nie udzieli �adnych
gwarancji, z umys�em to jest �liska rzecz, o kt�rej si� poetom nie �ni�o, po
odej�ciu od zmys��w reklamacji nie
uwzgl�dnia si�, i dalej odb�bni� mas�wk�. Suikarta. Szybka przeliczka. Wci�gn��
gila z powrotem w dukt nosa,
odchrz�kn��. Gdy sok� wyparza obr�cze, Zarzy�ski rozgl�da si� po gabinecie. Z
po�udniowej �ciany krzyczy reklama
w jankeskim stylu byle by�o kolorowo i ekstra byle. Na rencie nie musisz udawa�
rencisty, czy co� w ten dese�. W
kolejnej Zarzy�ski zauwa�a b��d ["Nareszcie system dla m�odych ludzi i nie
tylko"]. I co� nieszczerego w
prze�miechni�tej kobiecie zach�caj�cej do pampers�w krzemowych. ["Sk�ra cyborga
potrzebuje oddycha�."]
Nieprzydatne zboczenie pedagoga: czysto�� (r�wnie�) j�zyka.
- Przez zielon� granic�?
A dla soko�a najlepszy j�zyk to ten bez podmiot�w, a jeszcze lepiej bez
orzecze�. Po c� j�zor strz�pi� skoro kasa
stygnie. Kolejka czeka, panie starszawy. Zielona granica - prosta sprawa.
Skroba� pan si� kiedy ze wspomnie�? Nie?
Szkodzi nic. Wszystko podobna idea: tu si� wycina, tam robi podw�jny obw�d,
gdzie indziej spali laserem. Banalka.
Detektor k�amstw przeskoczony. "Czy choruje pan na powa�n� chorob� uk�adu XYZ?"
pyta detektor. "Nie" odpowiada
Zarzy�ski. I �pi sobie spokojnie. Okaz zdrowia, ni�sze sk�adka, wy�sze premie, i
tak dalej. Wypada si� u�miechn��.
Zarzy�ski u�miecha si�, ale do�� niepewnie. Jeszcze nie wie, �e szczygie� wie,
�e sok� wie, �e towarzystwo
ubezpieczeniowe wie zw�aszcza.
- Zechce pan podpisa�... Tak, klauzul� o �wiadomo�ci odpowiedzialno�ci karnej.
Oszu�ci P�g�bkiem przynajmniej pozoruj�, �e przeprowadzaj� przez zielon�
granic�. Zwiod� naiwnych,
powiadomiwszy wcze�niej �owc�w nagr�d. Udaj� zdziwienie, �e ich z�apano. Oszu�ci
Pe�n� G�b� wprost przekazuj�
naiwnych w�adzom. Ale� sk�d, nie boj� si� zemsty. Czy kto s�ysza� o zem�cie
emeryta, tym bardziej takiego, kt�rego
posadz�? Zarzy�ski trafi� na P�g�bka, bo najprostsze detektory da�y mu spok�j.
Potem podpisuje klauzul� o
interbrainie. W krze�le inkwizycyjnym zaczyna si� bardzo denerwowa�. Ale nie
krzyczy, nie tupie nogami, nie pr�buje
ucieka�. A niby dok�d. Strasznie si� poci. Ociera chusteczk�. Chusteczka bia�a,
starannie prasowana. Stara, nierdzewna
inteligencja. Otwieram jego umys�, sam nie wiem jak, jak puszk� ryb, i nie
podoba mi si� to, co znajduj� wewn�trz. Nie
przepadam za wi�dn�cymi m�zgami. Pe�no w nich b�lu i nieprzyjaznych wspomnie�.
�adne tam poetyckie zgodzenia z
jesieni� �ycia. �adne tam pokrzepiaj�ce frazesy. �adne ciesz� si�, �e niebieskie
pastwiska. �adne, �e pan moim
pasterzem - czy nie ul�kn� si�. L�kaj� si�. Boj�. Nie b�d� tego przed�u�a�.
Brzytwa. Non sunt tormenta multiplicanda
sine necessitate. Odkurzam maskowan� �cie�yn� neuronaln�, urodne grzyby
halucynogenne w runie, o Bo�e (tego
s�owa u�ywam bardziej z genetycznie kolektywnego przyzwyczajenia ni� z ch�ci czy
wiary), co ten sok� mu
wstrzykn��? Niewa�ne. Teraz jeszcze raz spyta� go o chorob� p�uc. �ci�lej: o
raka. Uleczalnego ale kosztownego. A
pan nam nic o nim nie powiedzia�. Pan zatai�.
- Panie Zarzy�ski, jest pan aresztowany. Ma pan prawo...
Raczej nie lubi� tej roboty, sto z�otych za ka�dy rok wi�zienia, w zawieszeniu
sze��set. (Lepsze to ni�li wieczne
wakaty w ekonomicznych gimnazjach, faktoring w upa�stwowionym molochu, doradztwo
w nieznanej kompanii
analitycznej, dzia�y marketingu w fabrykach; nadawcy przekonuj�, �e cho� dadz�
wiele zarobi�, mo�na by rzec, �e
dadz� zarobi� skromnie, za to satysfakcji zawodowej mie� si� b�dzie po dziurki w
nosie, i mo�na podnosi�
kwalifikacje, co wedle kodeksu nale�y si� bez �aski; no tak, jedyne, co poprawia
si� na rynku pracy to semiczna jako��
og�osze�.) Siwog�owy zwiesza g�ow�. Zajm� si� swoj�. Moja mnie boli. Rwie jak
diabli (tego s�owa u�ywam bardziej z
ch�ci dotarcia do adresata). Trzeba stakka bo. Na zaj�ciach wypada zjawi� si� w
formie.
xxxx
- O czym rozprawiacie? - zapyta� Ben Abba rozedrganego, kolorowego t�umu.
- Rabbi - powiedzia� mu jeden z owych, - przyprowadzi�em do Ciebie mojego syna,
kt�ry ma ducha niemego. Ten
w�ada nim w ogie�, a cz�sto te� i w wod�. I demon, gdziekolwiek go chwyci, rzuca
nim, a syn wtedy powstaje i kruszy
�a�cuchy, i� sp�ta� go nie mo�emy, albo le�y i pieni si�, i zgrzyta z�bami, i
dr�twieje. Powiedzia�em Twoim uczniom,
aby wyrzucili demona ale nie mogli tego poczyni�.
("Chwila zastanowienia. Jak�e cicho si� zrobi�o. B�ogos�awieni cisi.")
("A jednak co� trzeba im powiedzie�. Przecie� dlatego przychodz�.")
("Z ciekawo�ci �wiata, krzywd� wiedzeni, �aman� mow�, �aman� drog�. Przybywaj�,
by s�ucha�.")
("Jak w z�otych czasach radia. S�uchaj� w oczekiwaniu natchnienia.")
- Nie podo�ali temu - odrzek� nareszcie Ben Abba, - bo owy duch nieczysty
silniejszy od nich, a dwa s� jakoby
mniejsze duchy w tym jednym; i kiedy przewraca syna twego, wtedy d��y on do
ziemi, kt�ra go przyj�a, a kiedy
wzbija nim przez moc �a�cuch�w, wtedy t�skni on za swym Bogiem, kt�ry go
wyp�dzi� sprzed majestatu gniewu.
Przeto nie mog� uzdrowi� twojego syna, bo jedynie od niego zale�y czy przy��czy
si� do ducha, kiedy ten jest dobry i
pragnie nieba (wtedy za� �ask� zbawienia okryj� si� oboje) czy te� skieruje
pian� ust ku czelu�ciom piekie�
nie�miertelnych w chwili w�ciek�o�ci ducha i jego pychy, i jego z�a.
Lecz pyta uczony z t�umu:
- Rabbi, jak to mo�liwe, �e mi�osierny B�g na zawsze pot�pia syna cz�owieczego,
gdy cia�o syna jest we w�adaniu
takiego ducha niemego, g�uchego i g�odnego?
I odpar� mu nauczyciel:
- Ma�ej wiary jest ten syn! Bo gdyby wiar� mia� a cho� jak ziarnko gorczycy, nie
by�by ju� synem cz�owieczym a
synem Ducha, o nie by�by teraz we w�adaniu szatana ale szatanem by przed si�
w�ada�, nie by�by wobec Boga ale w
Bogu!
Ale �e ony m�� uczony w Pismach i Nekronomikonach nie poj�� tego, co
powiedziano, dalej pyta�:
- Dlaczego szuka� trzeba wiary, kt�ra jest silniejsza ni�li gniew? Skoro tak
obwie�ci� prorok: Mi�osierny jest gniew
Boga.
I powiedzia� mu Ben Abba:
- Gniew mego Ojca s�usznie zw� mi�osiernym, bo gdyby by� ony w�ciek�y, nic by
si� nie osta�o w kosmosie. Ale
wiedzcie o tej r�nicy: u mojego Ojca najpierw by�a wiara a potem by� gniew, za�
u cz�owieka pierwej gniew w�ciek�y
jest a potem nic ju� nie jest.
("No i co z tego, �e jest op�tany? Gdyby op�tanie mierzy� ow� chorob�, to
Juliusz Cezar te� by�by op�tany. Oraz
Philip K. Dick. Dostojewski. Van Gogh. Zygmunt August. Pitagoras. Agata
Christie. Karol II Angielski. Napoleon.
Byron. Florence Griffith- Joyner. Ian Curtis. Berlioz. Pawe� z Tarsu. Billy
Idol. Piotr Wielce Rosyjski. Arystoteles.
Joanna d'Arc. Da Vinci. Paganini. Bruce Lee. Beethoven. Margaux Hemingway. Lewis
Carroll. Aleksander
Macedo�ski. Pascal. Richard Burton. Czajkowski. Kierkeegard. Micha� Anio�.
Dickens. James Madison. Mussorgski.
Swinburne. Neil Young. Truman Capote. Hannibal. Poe. Czajkowski. Flaubert.
Sokrates. Boadicea Ice�ska. Vachel
Lindsay. Newton. H�ndel. Edward Lear. Danny Glover. Nobel. William Pitt. Molier.
Alfred Za Wielki Dla Sakson�w.
De Maupassant... A mo�e oni nie op�tani? Mo�e to ja jestem op�tany? Mo�e Galen
ma racj�? Sam nie wiem. Ja,
wszechwiedz�cy?)
- Rabbi, b�agamy Ci�!
("Co ja plot� tym ludziom? Dlaczego nie zwracam uwagi na ich p�acz?")
("P�acz powinien mnie obchodzi�. Ludzie p�acz� zwierz�co. Jak psy wyj�. Ale i
Szeol p�acze. I zgrzyta z�bami.")
("Je�li ul�� w p�aczu ludzkim, ul�� Szeolowi. A nie moje to kr�lestwo.")
("A w�a�ciwie dlaczego nie mia�bym poskromi� demona? Mo�e i on przyszed�
pos�ucha� radia?")
("Hm, kt�ry z nich lubi radio? Mo�e Gamigin, kt�ry przes�uchuje trupy i �cierwa?
Mo�e Gomrodhomm, �lepa
kobieta, ta nieszcz�sna dzika �miejka? Mo�e Czwarty W�adca? Jak to sz�o?... "
www.benabba.com
I pos�ano s�ugi Ciemno�ci, by sp�acony by� trybut per fas et nefas.
I przyby� W�adca Pierwszy; a ko� jego by� ma�ci Marii; a broni� jego by�y
w�ciek�o�� i wrzask. I zdano mu harf�,
by snu� sw� pie�� po kres pogorzelisk, i ruin, i ziem utraconych, i tych
obalonych na kolana, i tych zagnanych na
proscen� zemsty. I �piewa� ten d�ugo.
A gdy sko�czy�, pos�ano s�ugi Ciemno�ci, by sp�acony by� trybut per fas et
nefas.
I przyby� W�adca Drugi; a ko� jego by� ma�ci Hioba; a zbrojny by� py�em i
stumanieniem. I zdano mu skrzypce
strace�ca i nut� ci�k�, by snu� sw� pie�� a� ujrz� koniec ci wystawieni na
pr�b� i ci d���cy ku �zom dr���cym miski
�ebrakom i ku westchnieniom rze�bi�cym kostury w�drowc�w. I �piewa� ten d�ugo -
a d�u�ej ni� poprzedni.
A gdy sko�czy�, pos�ano s�ugi Ciemno�ci, by sp�acony by� trybut per fas et
nefas.
I przyby� W�adca Trzeci; a ko� jego by� ma�ci Kaina; a dzier�y� ksi�gi pe�ne
m�dro�ci i �wi�to�ci. I zdano temu
fletni� pot�pionych i skowyt o zmierzchu, i �aknienie zrodzone przy za�mieniu
s�o�ca. A to po to, by snu� swoj� pie��
a� wype�ni si� wszelkie przeznaczenie, zaci�nie si� ka�da p�tla, opadnie top�r
ostatniego kata, sp�onie ostatnia
niewinno��. I �piewa� ten d�ugo - a d�u�ej ni� poprzedni.)
"... A mo�e to Belet? Belet dzier�y flet, a kiedy zagra - zamienia ludzi w
jaszczury. Roznieca p�omienie mi�o�ci.
Tak, to prawdopodobnie on, jeden z dwudziestu sze�ciu Ksi���t."
- Rabbi, o czym my�lisz kiedy widzisz cierpienie cz�owiecze? Czy przyr�wnujesz
je do w�asnego doznanego na
krzy�u? Czy my�lisz sobie "Ja cierpi�, wi�c i im nale�y si� �w udzia� mojej
bosko�ci"?
("O co pyta ten m�drzec? Zreszt�, niewa�ne. Oni rozpoznaj� m�drc�w po siwi�nie
br�d. Jak gdyby staro�� mog�a
dowie�� czegokolwiek. Nie nauczyli si� niczego po potyczce w �wi�tyni, gdy
konfundowa�em ich zwoje dzieci�cym
szczebiotem. A zatem: niewa�ne... ")
("Jaka jest inwokacja Beleta? Nie pami�tam ich tak dobrze jak kiedy�. Tyle tych
demon�w powsta�o ostatnio. Ach,
Belet. Gdyby przyszed� i zagra� tym ludziom i pozamienia� ich w jaszczury, mo�e
byliby szcz�liwsi? Le�eliby w
s�o�cu. Ogony by im odrasta�y. Daleka by�aby im nienawi�� kamienia.")
www.alldevils.com/index/belet.ftp
Per Adonay Elaiim, Adonay Jevoovi, Adonay Sabboth, Metathron On Aglarr Adonay
Metohnay, verbi pythonici,
misteriae salamandrae, conventi silphori, antrae gnoma�, snaga- khan- snaga,
daemonia Coeli Gaad, Gaad, Coh�, veni
Belet, veni et Belet veni, vis patior, Vis!
("Co za bzdury... Jak snobistycznie to brzmi! Zupe�nie jakbym cytowa� adept�w
rytu Cthulhu. Do kitu. Do Ktulu.
R�wnie dobrze m�g�bym rytmicznie skandowa�: Methan, Ethan, Prophan, Buthan,
veni, veni, Karburathor. Szajs i
tyle.")
"Kto to powiedzia�? G�os ze mnie - ale nie m�j!
- Odwalcie si� od mojego projektu!
("No tak, dosz�o do tego, �e w Sieci jeste�my wszyscy. Nie o to mi chodzi�o. Nie
tak mia�e� �owi�, Kefasie.")
- Rabbi, a mo�e ty si� boisz pom�c ludziom? A mo�e m�wisz sobie: ja im pomog�
ale oni i tak mnie udr�cz�?
Niechaj im Barabasz pomaga, czy tak my�lisz, rabbi? Albo kalkulujesz: temu
pomog� a tamtemu nie, i podniesie si�
wrzask, �e nie ma r�wno�ci, �e nie ma sprawiedliwo�ci, �e ten jest chory na
koklusz a taki owaki zaniedbuje �on�.
My�lisz, rabbi: nie, to nie dla mnie, nie mam ochoty s�ucha� tych wszystkich
�ydk�w gewa�tuj�cych o zaniedbany
komunizm?
- Ja wam dam komunizm; poszli won!
"Wzywa�e� mnie, nauczycielu?
"Kto tam?... A, to ty, Belet? Nie zagra�by� czego� od serca? Popatrz na tamtych
biedak�w."
"Wichura ognista nie jest im potrzebna. Oni kochaj� swe cierpienie, bo gdyby nie
cierpieli, jak mogliby zw�tpi� w
Boga? A gdyby nie zw�tpili, jak mogliby go przeklina�? A gdyby nie przeklinali,
jak�e On m�g�by ich kocha�? Nie
wspominaj�c ju� o tym, �e mi si� nie chce. Nie jestem szaf� graj�c�. Alors,
excusez le mot, adieu!"
- Rabbi, a mo�e ty nie potrafisz? A mo�e oceniasz: czym jest jeden op�taniec w
przyr�wnaniu z wszech�wiatem? A
mo�e rozmawiasz teraz ze swoim Ojcem i negocjujesz czy nasz grzechy ma�e i du�e
warte s� cudu?
"WWW. Wielka Wi� Wariat�w. Widowisko W�tpliwej Wspania�o�ci. Wojna Wszystkich
Wszystkim. Wierzeje
Witryn W�skie. Wyrazy Wielu W�a�cicieli. Wygna�cy Wojownicy Weso�kowie. Wilki
W�r�d Westalek. Wino W�r�d
Wody."
- Rabbi, a mo�e ty nie wyobra�asz sobie ludzkiego b�lu, tam z g�ry, tam z
niebie�? Perspektywa zbyt odleg�a?
Jeste�my w stanie to zrozumie�. Kiedy jemy kury i pieczyste, te� nie widzimy jak
odcina si� �by, jak odrywa si� nogi i
ogony. My tak�e nie poznajemy ubojni i rze�ni, kiedy prze�ykamy k�ski, mlaskamy,
oblizujemy wargi, chlebkiem
zbieramy t�uszcz z mich. Wi�c mo�e chcesz ma�ego przedstawienia? Stosownego
pokazu cierpie� cz�owieka? Jak si�
gnie, wije, wrzeszczy, przeklina stw�rc�?
"Wzywa�e� mnie, Ojcze?"
"Waham si�. To do mnie niepodobne. Co� mi ucieka. Co� ze mnie. Co� poza Tr�jc�."
- Rabbi, a mo�e kosteczki do chusteczki? Dzieweczka do laseczka, cha- cha- cha?
"To nie ja! Kradn� mi osobowo��! Jaki demon mo�e kra�� osobowo��? Kradniesz mi
oso... !"
- Kurwa, kt�ry kalafior si� tu kr�ci?
Nieomal aliteracja. Szymek powiedzia� s�owo na K. Bardzo brzydkie s�owo na K.
Powiedzia�: kr�ci.
- Niekaj m�yn si� nie pokr�ci, kaj go wiater nie zan�ci - cz�sto powiada nasz
Promotor. (I ma racj�.)
- Nie rozumiem. - Szymek wzrusza ramionami.
Co� podobnego. A tacy z nas stachanowcy my�lotok�w. Tacy z nas nadm�zgowcy. IQ
200 na wej�ciu. Nam te� si�
zdarza nie rozumie�, najwidoczniej. A Szymek? W�ciek�y kopie w kosz na �mieci.
Koniec pokazu na dzi�. Punkty za
estetyk� na pewno straci�, o innych kategoriach nie wspominaj�c. ("Ty jeste�
Szymon zwany Piotrem i ty zaprzesz si�
swojego dzie�a trzy razy zanim kur zapieje. I s�abo�ci tej nie zemkniesz nawet
gdyby� by� na tyle silny, aby
zaszlachtowa� wszystkie kury w pa�stwie.")
xxxx
Z firmy wr�ci�em przed p�noc�. Mama czeka�a. Nala�em sobie z �agwi soku
jarz�binowego. Rzuci�em na st�
dyskietk�. Mama pokiwa�a g�ow�, natar�a chusteczk� na nos, przeprosi�a plecy z
opad�ym ze� pledem. Typowa matka.
Chcieliby�cie zapyta�: jak wyobra�asz sobie mam� i zawsze s�yszycie:
przygarbiona, r�cznie szyty pled z fr�dzlami,
mastektomia, nos do poci�gania. A tere fere. Moja matka wcale nie taka.
Niestandardowa moja. Optuje za tym, na ten
przyk�ad, aby pieni�dze zarabia� w spos�b uczciwy, co na j�zyk praktyki t�umaczy
si� tak, aby by�y one ma�e.
Wycelowa�a palec w chip wtopiony na wierzchu dyskietki, a mo�e celowa�a nieco
obok, niewa�ne, tak czy inaczej
chodzi�o jej o pieni�dze.
- Ilu?
- Sze�� tysi�cy.
- Pyta�am ilu, nie ile.
- Wiem.
- Zatem odpowiedz.
- Somma dostanie kolejne wstrzyki. Teraz mo�e oczy, czy cho�by jedno z nich.
- Nie krzycz. Somma �pi.
(Wcale nie krzycza�em. Moja matka s�yszy za dobrze. Na przyk�ad inne �wiaty. Ale
to inna historia.)
Somma, siostra. Nie pisz� ukochana, bo siostra jedyna, za� wszystko co jedyne:
ukochane. Albo znienawidzone.
Dlaczego jednak mia�bym jej nie ukocha�? Ukochany przyk�ad autyzmu. Nie przez
wszystkich, bo ojciec odszed�. I
przed odej�ciem zd��y� nada� dziwne imiona. Siostra: Somma. Ja: Biernat. �e taki
niby od urodzenia pasywny. Somma
inaczej: walczy�a o ka�de szare spojrzenie. Potem, w wieku o�miu lat,
znieruchomia�a jak gdyby wtem zda�a sobie
spraw� z Wszystkiego, tak ju� zosta�a. W�a�cicielka najpi�kniejszej twarzy na
�wiecie, kt�ra od dnia Przeistoczenia
(Matka nazywa jej wypadek (jej decyzj� (czy osoba chora psychicznie (czy aby na
pewno (chcesz powiedzie�, �e to my
jeste�my (sk�d niby wiadomo, (ach, gdyby cho� to by�o wiadome na pewno, (sko�cz
ju� z tym, mam szczerze do��
(twojej rozmodlonej eschatologii (a gdzie� ucz� (przepraszam) takiego
pyskowania?) tak�e niczego nie brakuje) twoich
pseudomonistycznych ontologii) �e jeste�my) �e w og�le jeste�my) chorzy
psychicznie?) czy ona chora psychicznie?)
podejmuje decyzje?)?) Przeistoczeniem, nazywa go (j�?) tak, �e du�a litera bije
po b��dniku) nigdy nie spowiedzia�a
s�owa. Bli�niaczka, kt�ra �pi teraz w kajucie, tak cicha, zapl�sana pasami,
kablami, sprz�gni�ta. Wi��emy j�, by nie
poriomani�a nam w nieznane. �pi z otwartymi oczami. �e �pi mo�na pozna� po jej
oddechu.
- Somma musi do nas wr�ci�, mamo.
- Somma nigdy nas nie opu�ci�a.
- To nie s� brudne pieni�dze.
- (wahanie) By� mo�e. (westchnienie) Ale s� smutne.
Co robi�? Somma te� smutna. M�cz� mnie sny o siostrze zamykaj�cej oczy. Nie
zaprzeczaj. Zawsze masz ochot�
ko�czy� takie rozmowy pytaniem 'Sk�d wiesz czego trzeba twojej siostrze?'. Tak,
ja wiem, �e Somma jest smutna.
Owszem, mamo, uzurpuj� sobie prawo do tej wiedzy. Czasem udaje mi si� wnikn�� w
�wiadomo��. Co� ukra��.
- K�amiesz. A je�li nie k�amiesz, to kradniesz.
Zabrzmia�o jak wyrok starego boga podsumowuj�cego z�e uczynki i szykuj�cego
potop. Sok jarz�binowy zala� mi
prze�yk. Potop. Albo Somma zostanie sklonowana, co jest rozwi�zaniem ta�szym
oraz, jak pieni�dze, smutnym.
Nast�pna Somma te� mog�aby ulec autyzmowi. (Dziwny wyraz "autyzm", �e niby samo
przez si�, samo z siebie, samo
w sobie, egoistyczne? Te� co�. Somma wcale nie jest sama, egoistyczna.
Skutecznie zajmuje uwag� matki, moj�, a kto
wie, mo�e i swoj�.) Albo wymienimy jej wszystkie wa�ne geny, jeden po drugim,
wstrzyk po wstrzyku, przekujemy
telomery, odczy�cimy chrom w chromosomach. Ale na to potrzeba pieni�dzy. Bardzo,
bardzo sporych. Wielu starc�w
musia�oby niezdarnie �ama� prawo. Albo wszystko zostanie jak teraz. I to by�by
w�a�nie wariant najsmutniejszy.
Najdro�szy. Rzuc� prac� w ubezpieczeniach, je�li podchodzisz do niej tak
kategorycznie. Dosta�em wszak ofert� z
banku, aha? Nie rozmawiajmy ju� o tym, mamo, za du�o, za cz�sto o tym
rozmawiali�my.
- Je�li wymienimy jej po�ow� DNA, czy nadal b�dzie to twoja siostra?
Naprawd� nie zada�a tego pytania. Ale mog�aby je zada�, prawda?
- Czego oczy nie widz�, tego sercu nie �al.
- �a�uj�, �e na ciebie czeka�am, synu. Powinnam p�j�� spa�.
Wnikn��em w jej �wiadomo��. Mama nie chce spa�, oducza si�. Popatrzy jeszcze raz
na dyskietk�. Przeliczaj,
przeliczaj. Prawo Hooke'a: Materia�y pod wp�ywem obci��enia wyd�u�aj� si� lub
skr�caj� proporcjonalnie do si�y
dzia�aj�cej, o ile wielko�� si�y nie przekroczy pewnej granicy, granicy
proporcjonalno�ci. A moje prawo osobi�cie
spostrze�one: Matka pod wp�ywem �ycia wyd�u�a si� albo skr�ca proporcjonalnie do
dzia�aj�cej na ni� niedoli, o ile
niedola nie przekroczy pewnej granicy, granicy snu. Zg�osz� si� do banku, dobra,
dobra, tylko pami�taj, �eby wyj�� na
genotarg wcze�nie rano, bo potem zdarzaj� si� wybraki, albo s� straszne kolejki,
albo wy�sze ceny. Nieprawda, wcale
nie, szanuj� tw�j wiek, mamo, i twoje zm�czenie. Ale ty i tak nie b�dziesz spa�.
B�dziesz siedzie� w kuchni i co� tam
pisa�. B�dziesz trwa� przy c�rce, g�adzi� j� po w�osach a siebie po marzeniach,
kt�rym nie dane by�o zmieni� si� we
wspomnienia, stara nauczycielko rozpaczy.
- Powiadaj�, �e nasza stara nauczycielka by�a od zawsze i jestem sk�onny w to
uwierzy�. Chuda, ko�cista, kroczki
ociupki po drodze do gabinetu, drobne i w�skie usta. Dziennik pod pach�, cisza.
Przywieramy do �awek, nikt nie
chcia�by wyj�� na �rodek. A wszak ona nie krzyczy, nie wygra�a, nie strofuje.
Niespiesznie sprawdza list� obecno�ci,
otula nas jednym ze swoich s�ynnych smutnych spojrze�, przeci�ga palcem po
nazwiskach. Tu nie ma przygotowanych
czy nieprzygotowanych. Do odpowiedzi przychodzi...
(Zamknij si�, Grzesiu. Ale Grze�, jak to Grze�, w�r wyraz�w niesie.)
- ... Reszta oddycha z ulg�. A nasza nauczycielka, �mier� powszednia,
og�lnorozwojowa i koedukacyjna uczy dalej.
Ale z tego co przeczuwam, nie nauczyli�my si� od niej wiele.
- Chcesz mnie zam�czy�, zanudzi� czy co?
wOn chyba znowu wygra. Zaczyna mi brakowa� oddechu czy czego tam. K�ka przed
oczami. S� te r�owe. S� i te
czarne.
wGrze� u�miecha si�. Rzadko si� u�miecha od czasu, gdy zmar�a mu matka. By�em na
pogrzebie. Byli ludzie. I ci
czarni.
wNiewygodnie stoi si� na g�owie. O to si� za�o�yli�my: kto d�u�ej wytrzyma.
Najpierw jest �atwo, potem krew si�
buntuje.
wNiewygodnie sk�ada si� kondolencje. Niezr�cznie. Grze� dzi�kuj� mi za
przybycie. Wida�, �e religia si� w nim
buntuje.
Grze� chce sprawdzi� czy istnieje dusza. Ambitny plan. Ale on ma najlepsze oceny
na roku, mo�e si� uda�. No i
potrafi d�u�ej usta� na g�owie. Kiedy mnie te czarne po r�owych rozrywaj�
czaszk�, on wyg�asza jakie� swoje dziwne
metafory. No trudno, musz� postawi� �wiat na nogi.
- Wygra�em zak�ad. Zabij mnie.
Grze� potrzebuje �mierci, bo wtedy dusza uwalnia si� z cia�a, w tej kr�tkiej,
omal niezauwa�alnej chwili mi�dzy
zgonem m�zgu a �yciem: w stanie goth. (Z�udny wyraz "goth", jak stara niby
angielska forma trzeciej osoby singularis
od i��: Czy od mie�. Ale gdzie�by to sz�o? C� mie� by mog�o? Albo to fragment
Yuggoth Lovecrafta. Czy to
przedmie�cie Gotham od Batmana? Mo�e co� podobne gathom z Awesty? Czy to rudy
diabe� starej generacji,
zakurzony i leniwy, inne astrale maj� d�ugie, szumne, kolorowe przydomki podomki
z sufiksem "el" czy "or", a ten
upar� si� na ma�e po proste Goth)? Grzesiek chce odwa�y� dogorywaj�ce cia�a.
Jego teza: je�li dusza naprawd� istnieje,
wtedy wa�y, a je�li wa�y, to cia�o opustoszone zgubi ow� krztyn� masy. Fitness
klub zmar�y zamar�y. Dieta gorzki cud.
No, nie wiem, mo�e co� w tym jest. W ko�cu dla Anglik�w ci�ar w�asny to dead
weight. Tak, ale u nich dusza
konotuje gatunek muzyczny.
- Nie o to si� zak�adali�my.
Opowiadam o Sommie. O tym jak trudno nam by�o przyzwyczai� si� do jej nag�ej
ciszy, bezruchu, nieobecno�ci.
Grzesiek s�ucha chciwie, nie patrzy na mnie, przymkn�� oczy i tylko po
zmarszczonych ruchach warg (zupe�nie jak
gdyby mamrota� jakie modlitwy lub powtarza� moje s�owa lub jedno z drugim)
pozna�, �e s�ucha. O to si� za�o�yli�my.
O opowie��. Gdyby Grzegorz przegra�, opowiedzia�by mi sze�� pierwszych my�li,
kt�re do�wiadczy� po stracie mamy.
Ale nie on przegra�. W ka�dym razie wys�annik Ko�cio�a EQ podobno z�o�y� ofert�
zakupu jego pracy bez wzgl�du na
jej ustalenia.
- Mama by�aby z ciebie... - my�l� i raptem przerywam, zafrapowany nieludzk�
niegodziwo�ci� trybu
przypuszczaj�cego.
xxxx
F�r chlaimh. "Szermierze". Tak nazywam praktyk� przes�ucha� w sprawie pracy.
Uczestnicy wiedz� gdzie uderza� i
czym parowa�. Zazwyczaj wiedz� te� jak si� rzecz sko�czy. Tymczasem kontempluj�
nad�sane, ot�uszczone g�by
pochylone nad moimi zdj�ciami.
- Dlaczego zrezygnowa� pan z poprzedniej pracy?
- W firmie [... ] osi�gn��em maksimum, nie przewidziano dla mnie mo�liwo�ci
dalszego rozwoju. A ja pragn�
zmaga� si� z wyzwaniami, uczy� si� i wykorzystywa� nowe umiej�tno�ci w praktyce.
Dlatego opu�ci�em [... ]. Ale
rozstali�my si� w zgodzie. Na stronie siedemnastej znajd� pa�stwo stosowne
referencje.
(Matce nie odpowiada�y ich standardy moralne. Waszym te� podobno niczego nie
brakuje.)
- Czego spodziewa si� pan po [... ]?
- Ufam, �e [... ] pozwoli mi doskonali� si� zawodowo. Wiem, �e dewiz� [... ]
jest has�o [... ] a to w�a�nie
zwerbalizowanie mojego pomys�u na �ycie. Chcia�bym sta� si� cz�ci� wielkiej
rodziny [... ].
(Co za brednie. Chcia�bym przywr�ci� siostrze pojmowanie �wiata. Mojego, bo sw�j
pewnie zna na wylot.)
- Jaka pensja by pana zadowoli�a?
- Najwi�ksz� satysfakcj� sprawi mi sama mo�no�� pracy w [... ]. Zdaj� sobie
spraw�, �e dopiero zaczynam, a na
pocz�tku nie mog� zarabia� tyle, co do�wiadczeni pracownicy. Ale wiem te�, �e
je�eli b�d� wydajnie pracowa�, bank to
dostrze�e i godnie op�aci. Tymczasem decyzj� o wysoko�ci uposa�enia pozostawiam
pa�stwu, niemniej �ywi�
nadziej�, �e nie b�dzie ono ni�sze ni� suma wykazana na dole strony dwudziestej
drugiej.
(Szelest papierk�w. Miny, z kt�rych nic cz�eku nie wyczytasz. Tak jest. Sze��
tysi�cy, dupissimos. Mog� pozwoli�
sobie na t� gr� na nosie, na nienaturalne frazesy, kt�rych ucz� w m�drych
podr�cznikach z serii "Jak si� sprzedawa�
aby si� nie kurwi�"; w ko�cu to wy zg�osili�cie si� z ofert� do mnie, nie ja do
was.)
- No c�, wydaje mi si�, �e wyra�� opini� wszystkich tu zgromadzonych,
twierdz�c, i� rekomendacje i dokumenty,
kt�re pan przed�o�y� wskazuj� na to, �e sprawdzi�by si� pan w...
(Mniam, mniam. Uwielbiam zdania pokr�tnie z�o�one.)
- Do czasu uzyskania samodzielno�ci operacyjnej pana bezpo�rednim prze�o�onym
b�dzie [... ]
(Od razu pod��czyli mnie do neurogie�dy. �ebym si� przyzwyczaja�. Mam trzeci
stopie� dost�pu a cyborg przy
wej�ciu nie szczerzy ju� wrednych komunikat�w na m�j widok. Mo�e by�em
przeczulony? Cyborgi si� nie szczerz�.)
- Bandyta na dziewi�tej - podpowiada.
Widz� go. Milion z Azji zab��ka� si� bezpa�sko, nie wie w co si� inwestowa�.
Muskam ikon� sugestii przy
po�udniowym interfejsie, cicho, mo�e nikt nas nie wyniucha. Proponuj� us�ugi
banku. A jednak nie jestem sam. Kolega
z Niemiec, je�li nie zmy�li�em ko�c�wki loginu. Bije mnie oprocentowaniem. Ale
dzisiaj jestem silny, czuj� si� wielki,
wiem, �e sztuczka kusa chce przej�� azjatycki k�s, by nim finansowa� jakie�
podejrzane stacje metra pe�ne menelstwa i
prostytucji. Lojalnie powiadamiam o tym Azj�. Niemiec wycofuje si�, nie chce
wnikliwych pyta�. Sk�d wiedzia�em?
Umiem czyta� w cudzych my�lach. Nie zawsze, nie wsz�dzie, s� wszak takie dni, �e
�aden Niemiec, �aden nikt, nie
os�oni si� przede mn�.
(Kiedy nie maj� du�o do roboty, my�li wypadaj� ze s�u�bowych trajektorii.
Przypominaj� co widzia�em po pracy.)
F�r chlaimh. Czyli: szermierze. Widzia�em Szermierzy. Opowie�� teatraln�.
Ordynatorzy jednostek leczniczych dla
pletory alfabetycznych popl�ta� �wiata (przyk�ad: astenie, blokady,
czaszkogardlaki, depresje, epifazje, frenie,
ginandromorfizmy, histerie, inwolucje bia�kowe, ja�niowstr�ty, kompulsje,
lewitacje zen- somatyczne, manie, nerwice,
obskurie, psychozoria, rzucawki, skotofagozy, traumy, ubytki genowe, wirusy
uk�adowe, yindi czy zw��knienia)
pragn� w ramach terapii oswaja� chorych z prawdziwym �wiatem. I vice versa: w
ramach edukacji. Na przyk�ad
Ulicznym Teatrzykiem Debilikiem, nazwa u�ytkowa. Tre�� widowisk niezbyt wa�na,
uwa�na, powa�na, ale ludzi
wiedzie tam nie g��d estetyki lecz jej chory kuzyn: ciekawo��. A wi�c pisuje si�
po godzinach tandetne historie,
pacjenci zbijaj� si� w kup� trup�, m�wi� co im przynale�ne, raz co� przepomn�,
raz dodadz�. Warto zadziwi� tych
normalnych. Od stopnia zadziwienia zale�y, ile wrzuc� do puszki, a tak,
szpitalom ka�dy pieni�dz si� przyda.
Utrzymaj� si� bez konieczno�ci ci�cia etat�w, bo ka�dy ci�ty etat to ci�ta
korona czaszki, lobotomia za lobotomi�,
prowizoryczne �atanie nie�atalnego i opuszczanie go na wolno��. Czy kt�ry� z
"l�ejszych przypadk�w" odwiedzi�
kiedykolwiek UTD, �eby zobaczy� dawnych kompan�w? Mnie UTD przyci�ga, bo chc� na
w�asne oczy przekona� si�,
�e nie tylko moja siostra zosta�a zgwa�cona i porzucona przez rozum. (Dziwny
wyraz: "rozum". Nawet ci, kt�rzy go nie
maj� potrafi� wyskrzecze� z siebie: "Rozumiem". Mo�na te� uzna� w kim� rozum,
gdy powie si�: "Masz racj�".
Etymologicznie ratio jest pokrewne liczeniu, je�eli dobrze pami�tam. Powinni�cie
zobaczy� niekt�rych z tych niby
szale�c�w w akcji, jak w wy�omie sekundy dokonuj� wielowarstwowych oblicze� na
liczbach szesnastocyfrowych.
Musz� ich kiedy� odwiedzi� za kulisami?)
Koda widowiska. B�cwa�ek z pokrzywionymi ramionami: narrator. Kiwa si� w
miejscu, z powodzeniem lekcewa�y
sylaby s�aboprzyciskowe.
Cia�a nie chcieli i mensy nie znali,
Ni krwi, fermentu, ni gleju, ni p�ynu;
M�zg da�a macierz a dusz� im genom,
Krew da� im donor, biopsj� zgra� igielnik.
Co� na karykaturalne podobie�stwo kt�rej� z edd. Potem lament kogo� na
karykaturalne podobie�stwo ludzi
(czworaczki �e�skie zgodnie wykl�te progeri�). Wyj� do rekwizytorium ksi�yca i
kilku chmurek z tektury jak to im
biedno i ch�odno. Piel�gniarka daje im dyskretny znak, �eby usun�y si� ze
sceny. Trzy wychodz� za kurtynk�, jedna
zostaje, zapami�tana w wyciu. W�r�d widz�w poruszenie. Najciekawsze s� w�a�nie
te momenty kiedy akcja wymyka
si� scenariuszom a choroba pasom. Dw�ch mocnych pan�w wyci�ga karykatur� pod
ramiona. B�cwa�ek pr�buje
tuszowa�, ma blad� twarz, mo�e co� z przemian� aminokwas�w, stara si�, stara,
mo�e obiecali mu dodatkow� syntez�
bia�ka w �y��, i czeka, i �lini si� niczym dziecko do ma�lanego cukierka, i dla
tego cukierka got�w jest nawet m�wi�
sk�adnie, skupia� si� na akcentach. A mo�e i sztuki, sztuczki - w ramach
oszcz�dno�ci - te� wyrabiaj� pacjenci a
kitlowi tylko wyrywaj� je z dyktafon�w i eskortuj� na papier?
Wiem gdzie szcz�cie ro�nie, gdzie los nasz si� mieni!
Szermuj� nami, szermuj� do czasu.
Z naszych oczu rosa, co dolin� spada,
U studni powiek wci�� los nasz si� zlicza.
Na deski wbiega poczwar z przepot�nym Downem. Down to zreszt� najmniejszy z
jego problem�w. Piszczy
przera�liwie "szermuj�, szermuj�". Ciekawe. Szlagwort? Zanotuj�. I nagle ludziom
szyje indorkuj�, �yrafiej�. Chc�
wszystko zobaczy�. Down dostaje jakiego� ataku. �lini si�, zwija w sobie,
wykonuje nieprzystojne gesty i piszczy,
wci�� piszczy. O tak, pe�no �yraf i indor�w. Na scen� wdrapuj� si� ochroniarze.
Down zrzuca bia��, p��cienn� koszul�,
nie wiadomo sk�d n� w jego oszala�ej d�oni. Wdech, pot, indorki, robi si� coraz
ciekawiej. Ochroniarze ogl�daj� si�,
chyba nie bardzo wiedz� co robi�. Down rzuca no�em w t�um, kilka niewiast z
widowni trafia w krzyk. Ochroniarze
b�yskiem dopadaj� poczwara, ten nagle nieruchomieje, potem k�ania si�
publiczno�ci. N� by� gumy. T�um nawet nie
zauwa�a, �e kretynki kr�c� si� w�r�d niego i wystawiaj� pod nosy pro�b� o
banknoty. Wi�c to tak, ten sza� zosta�
wyre�yserowany. Ale s� oklaski, bo efekty specjalne te� znajduj� uznanie.
Wykre�lam z pami�ci "szermowanie" i
zrzucam banknot na po�arcie. Wyobra�am sobie, �e wszyscy op�tani umys�owo s�
zbiorem, �e to jeden organizm,
szalony ple�, i gdy pomog� kt�remu� z tych braci moich najgorszych, siostrze
swej pomog�. Ale banknot jest mo�liwie
najmniejszego nomina�u. Szalony to ja nie jestem.
(- K�amiesz - m�wi Grzegorz z lekkim u�miechem. - Ludzie nie potrafi� czyta� w
my�lach. Mo�e we w�asnych, ale i
to z niewielk� korzy�ci� dla cywilizacji.
Odpowiadam mu, �e to jak gdyby cz�� uk�adanki. No, ta cudza my�l. Na przyk�ad:
s�yszysz g�os, dostrzegasz
mow� cia�a, rozpoznajesz blask �renic, dob�r s��w, kojarzysz pod�wiadome sygna�y
- i widzisz charakterystyczn�
�asiczk� w p�tli r�k kobiecych. Ach tak, dumasz, wi�c ca�a uk�adanka to Dama z
�asiczk�. Mniej wi�cej tak czyta si� w
obcych m�zgach. Nie potrafi� tego ja�niej wyt�umaczy�. Nie panuj� nad tym darem,
nie zawsze zdo�am go przywo�a�.
Ale jest coraz lepiej. Nie u�miechaj si� tak. Czy ka�dy szofer wie jak zbudowany
jest pojazd, kt�ry prowadzi? A wiesz,
Amerykanie przeprowadzili niedawno eksperyment z myszami. Zamykali je w
labiryntach porozdzielanych tak, �e
gryzonie si� nie widzia�y. Kontaktu zero. Kiedy metod� pr�b i b��d�w rozpozna�y
drog� wyj�cia, przek�adano je do
labiryntu partnera. I w trzech przypadkach na sto bia�y cwaniaczek kojarzy�
rozk�ad �cie�ek w nowym labiryncie, jakby
go�ci� w nim od dawna. Czyli jak? Telepatia czy b��d statystyczny? B��d,
skrzykn�li od razu naukowcy i powt�rzyli
eksperyment. Ponownie trzy na sto: te same myszy. Ulubienice losu.
- Niemo�liwe - W tembrze Grzesia zaczyna si� nad�s, mo�e pierwszy krok do
irytacji. - Poza tym ludzie to nie
myszy.
- No a Burns? Steinbeck? Algernon? Ezop? Gertruda z Nivelle?
- Czy twoja siostra nied�ugo umrze? - M�j przyjaciel zmienia temat, wraca do
wa�enia duszyczek.
(Kiedy za d�ugo bywam w neurogie�dzie - dopadaj� mnie objawienia. Najcz�ciej w
wyniku kontaktu z du�ymi
liczbami, niesko�czonymi ci�gami zer i jedynek. Ostatnio ujrza�em stado myszy.
Widzia�em te� rozmow� z
Grzegorzem. Nie mam zamiaru i ochoty wyci�ga� z tego �adnych wniosk�w. Mo�e
kiedy�. Szaremu Fraktalowi,
kiedy� mo�e.))
xxxx
- To jak gdyby cz�� uk�adanki. No, cudza my�l. Na przyk�ad: s�yszysz g�os,
dostrzegasz mow� cia�a, rozpoznajesz
blask �renic, dob�r s��w, kojarzysz pod�wiadome sygna�y - i widzisz
charakterystyczn� �asiczk� w p�tli r�k kobiecych.
Ach tak, dumasz, zatem ca�a uk�adanka to Dama z �asiczk�. Mniej wi�cej tak
czytam w obcych m�zgach.
Beata s�ucha mnie uwa�nie. Ale mo�e jest to uwaga matki dla konfabuluj�cego
dziecka.
- A je�li kto� nic nie m�wi? Je�li nikogo nie widzisz?
- Wystarczy po��czenie neuronalne. Na przyk�ad interbrain. To jak spacerek po
obcym osiedlu. Ale skoro jest
po��czenie, most mi�dzy moim osiedlem a obcym, jest jedno��, a skoro jedno��, w
obu osiedlach mo�na zaprowadzi�
te same prawa. Moje prawa. Za� kiedy ju� jestem u siebie, wok� robi si� ca�kiem
domy�lnie.
Milczenie oznacza niezgod�.
- Nie potrafi� tego ja�niej wyt�umaczy�. Nie panuj� nad tym darem, nie zawsze
umiem go wywo�a�. Ale jest coraz
lepiej. Nie u�miechaj si� tak. Czy ka�dy kierowca wie jak zbudowany jest
wehiku�, kt�ry prowadzi?
- Dobrze ju�, dobrze - �mieje si� Beata. - Ale ja nie czytam w twoich my�lach,
wi�c powiedz czego s�uchamy na
kolacj�.
(Beata to moja �ona. Pocz�tkowo m�em mia� by� Grze�, ale Klinika D�ir wezwa�a
go do siebie. Wreszcie
pozwolono mu na sta�, obserwacj� reanimacji, mo�e zwa�y te swoje domoros�e
trupy. Musia� opu�ci� zaj�cia. I oto
pad�o na mnie.)
- Strawi�skiego?
Strawi�ski mo�e oznacza� Pietruszk�, ale mo�e si� te� kojarzy� z dowoln�
potraw�. Tak jak Prokofiew kojarzy si�
tylko z Pomara�czami. Czajkowski z Orzechami. Smetana ze �mietan�. Brahms z
Kuchni� W�giersk�. Mendelssohn ze
Szkock� Owsiank�. Ravel z Wod�. Schubert z Pstr�giem. Rimski-Korsakow z
przepysznym roso�em na Koguciku. Gdy
ko�cz� si� nazwiska, kosztujemy termin�w muzycznych: fermata to fermentacja, con
fuoco podgrzewanie na sporym
ogniu, staccato stek. Potem mo�emy bawi� si� skojarzeniami skojarze�, nast�pnie
tych skojarzeniami i dalej da capo al
infine.
(- Teoria Crowleya - obwie�ci� Promotor zanim wyekspediowa� nas w podr�
po�lubn� do VR- Halli. - A mo�e
hipoteza. Wr�cz spekulacja. Czy te� mrzonka Crowleya! Kt�r� - niemniej - moi
studenci powinni pozna�... )
Nie mog�em si� nawet wybroni� od eksperymentu tym, �e musz� stawia� si� w
bankowej neurogie�dzie, bo
Promotor mia� dla nas VR- Hall�, �wie�y zakup Uczelni. Czas tam p�ynie
odmiennie, po innych ni�li te znajome
krzywiznach. Nie wiem ile czasu min�o na zewn�trz, w �rodku celebrowali�my ju�
z Beat� czwart� rocznic� �lubu.
Przez pierwszy rok stale si� k��cili�my na temat teorii Crowleya, przez drugi
prawie nie odzywali�my si� do siebie, w
trzecim z wolna zacz�li�my si� godzi� z tym, �e jeste�my sobie pisani. Kto by
przypuszcza�, teraz zaczyna nam si� to
podoba�.
(- Teoria Crowleya? - zapyta� Szymek. - Czyli co?
- Rzeczywisto�� d��y do samowype�nienia - wyszepta� Promotor a my nadal niczego
nie rozumieli�my.
- Zobaczycie nasz� m�od� par� w akcji - wyja�nia�. - On i ona. S� obcy. Ale tam
stan� si� sobie bliscy. Dlaczego?
Horror vacui. Biernat i Beata odczuj� brak stada, zauwa�� siebie i sami stan�
si� stadem. Zespo�em norm. Og�em
decyduj�cym i postrzegaj�cym. Pami�ci� zbiorow�. �wiatem. Kosmosem.
- To raczej sprawka libido i konieczno�ci utrzymania
gatunku - powiedzia� Szymek. - Je�li po��czyliby�my tam wrog�w, pozabijaliby si�
zanim trzeci kur by zapia�.
- Bardzo prawdopodobne - odpar� Promotor. - Ale nie o to Crowleyowi chodzi�o.)
Ile lat temu to s�yszeli�my? Czy szesna�cie? Osiemna�cie? Rzeczywisto��
wirtualna sta�a si� faktyczn�. Nie
mo�emy mie� dzieci. To martwi. �apiemy si� na tym, �e zapominamy, i� w VR nic
nie jest naprawd�. Nawet
muzyczne menu jest tylko komend� do komputera, kt�ry dra�ni odpowiednie nerwy,
wywo�uj�c w nas syto��.
- A je�eli nas zostawili? - zapyta�a pewnego dnia Beata. - Je�eli o nas
zapomnieli? Tam mog�a zdarzy� si� wojna.
Zagubionym. Nie wiem ju� czy tam denotuje zewn�trzno�� czy wewn�trzno��, prawd�
czy fa�sz, zero czy jedynk�.
Nasze ma��e�stwo zosta�o wybudowane w �wie�ym habitacie, bez odwo�a� do
przesz�o�ci. Nowe rekwizytorium, nowe
barwy. I zero zmian. Zero nowo�ci, zero ksi��ek, multimedi�w, informacji. A
wspomnienia nie �yj� wiecznie. My i
tylko my, dwa pokoje, kuchnia, �azienka, komputer dawkuj�cy melodyczne papu, to
razem siedem. Pocz�tkowo barw�
wanny zwali�my lemorow�, od sieci sklep�w Le More, gdzie mo�na by�o kupi�
spodnie w charakterystycznym
odcieniu turkusu. Ale kiedy pami�� wyrzuca�a z naszych umys��w najmniej
potrzebne skojarzenia, by skupi� si� na
najwa�niejszych, zapomnieli�my o sklepie, nazwie i turkusie. Lemor. Za wiele lat
przyjdzie stado wyg�odnia�ych
lingwist�w, aby zachodzi� w g�ow� sk�d to. Sk�d co? Min�o trzydzie�ci lat,
staro�� wesz�a z nami w bli�sz�
komityw�, zacz�li�my prze�uwa� sens naszego trwania.
- Pami�tasz Robinsona Crusoe? - pytam. - Mia� nadziej� na ocalenie.
- Robinson to fikcja - warczy Beata. Zazwyczaj w�cieka si�, kiedy podnosz� j� na
duchu. S�dzi, �e uznaj� tym
samym, �e jest pow�d do podtrzymywania na duchu. A ona chcia�aby zapomnie� o
mo�liwo�ci kl�ski, przemilcze� j�. -
My jeste�my prawdziwi.
- No c�, nie wydaje mi si� by�my mogli temu zaradzi�.
"Gatunek ludzki masz przerwa�!", powtarzam ale z czasem mantra mi si� miesza.
Gatunek ludzki ma przetrwa�?
Gatunek ludzki ma wytrwa�? Dotrwa�? Potrwa�? Trwo�y� si�? Tworzy� si�?
Spotworzy� si�? Do kiedy, do czego?
Gatunek ludzki mam wyrwa�? Mam przerwa�? Dlaczego nie mo�emy przerwa�
eksperymentu?
- Stado jakich lingwist�w? - Beata przechodzi w ton kpi�cy. - Tu nikt nie
przyjdzie!
Tam sta�o si� nierealne. Czterdzie�ci sze�� lat. Zastanawiam si� nad modelem
teoretycznym naszej pu�apki.
Przypominam sobie (o dziwo!) stary podr�cznik do egzaminu na prawo jazdy. Trzy
pojazdy zbli�aj� si� po osobnych
torach do centrum skrzy�owania w kszta�cie litery Y i nie wiadomo kto ma jecha�
pierwszy, bo kto� wyrwa� znak
pierwsze�stwa przejazdu. Rozwi�zanie by�o poza systemem: uprzejmo��. Jeden z
kierowc�w musia� okaza�
uprzejmo�� i da� znak r�k� pozosta�ym, �eby ruszyli. A je�li wszyscy trzej
machn�li �yczliwie d�o�mi? Absurd.
Pi��dziesi�t osiem lat samotno�ci we dwoje to te� absurd. W siedmioro. Je�eli my
jeste�my prawdziwi, to tamci s�
fa�szywi, a skoro tak, to nie mogli stworzy� nam �wiata.
- Czy mo�na zbudowa� system, kt�ry zamknie si� sam w sobie? - pr�buje Beata. -
Czy mo�na schowa� si� we
w�asnej kieszeni? Czy mysz mo�e nakarmi� si� w�asnym ogonem?
- Dlaczego powiedzia�a� "mysz"? - �achn��em si�. By�em ju� stary, pomarszczony i
wredny. Ale myszy
pami�ta�em.
- Musimy sprowadzi� tu kogo� z fikcji - powiedzia�a Beata. Fikcj� nazywali�my
"tam". - Byle zniszczy� ekran nad
nami.
W�a�nie min�o sto szesna�cie lat. Bez �adnych hucznych k��tni.
- Jeste�my jak dyrektor banku. Wszed� do skarbca a kraty zamkn�y go w �rodku.
Pokonany przez w�asny
wynalazek.
- Dlaczego powiedzia�a� "bank"?
Kiedy kilka godzin przed snem odtwarzamy skojarzenia w s�abn�cych m�zgach, na
rzucone przez mnie has�o "n�"
Beata nie odpowiada "chleb". M�wi "gard�o". Mija rok sto dwudziesty. Potem
idziemy spa�. Nie wiemy czy cz�owiek
mo�e �y� tak d�ugo. Nakrywamy si� kocami. Sto czterdzie�ci. Kocami? Jeszcze
jeden byt zawieszony. Sto ile? Potem
blask w oczy.
- Kochani, nie uwierzyliby�cie - m�wi kto�, kogo przypominam sobie jako Szymka.
- Ale wszystko jest nagrane.
Beatka podrzyna Biernatkowi gard�o gumow� rybk�. A jednak o to chodzi�o
Crowleyowi?
- Do zako�czenia kwarantanny nie powinni zbli�a� si� do luster - m�wi kto�, kogo
przypominam sobie jako
Promotora. - Procedura jest zreszt� znana. Nie, nie o to chodzi�o Crowleyowi. Ta
teoria sprawdza si� w warunkach
idealnych. Psychika ludzka nie jest idealna. P�ka, a wtedy w ruch id� no�e,
agresje, odczucia poboczne, zboczenia.
Gdyby psyche nie p�k�a, to trac�c ostatnie wspomnienia uwierzyliby, �e VR to
jedyna obiektywna prawda. Stworzyliby
prawd�. Rzeczywisto�� sama z siebie wype�ni�aby luki w ich opustosza�ych
g�owach.
- Przecie� podgl�dali�my ich - m�wi kto�, kogo przypomnia�em sobie jako Szymka.
- Znali�my inn� prawd�.
- Dla Crowleya - m�wi kto�, kogo przypomnia�em sobie jako Promotora - nie
istnieje logika, kt�rej obserwator nie
by�by jednocze�nie jej uczestnikiem. Je�li istniejemy w �wiecie X, tedy
obowi�zuje nas logika X, czy nam si� to
podoba czy nie. Je�li z dowolnych wzgl�d�w, ogranicze� percepcji itepe, nie
odkrywamy logiki, w�wczas logik� X
musi nazywa� si� og� tego, co zdo�amy dostrzec. I logika ta b�dzie kreowa�
�wiat X niezale�nie od swojej
kompletno�ci. Ergo ka�de zdarzenie jest logicznie reprodukowalne
czasoprzestrzennie na tyle obiektywnie i
kompletnie, na ile zgodzi si� og� obserwator�w.
- Reprodukcja to czy imitacja? Konstrukcja? Przecie� istniej� �wiaty bez
obserwatora! �wiaty po��czone, kt�rych
systemy logiczne maj� cz�� wsp�ln�. Czy Crowley przedstawi� jaki� model
matematyczny czy tylko tak sobie
filozofowa�?
Rybk� kojarz�, gumow� o wiele, wiele gorzej. Zegar cofa si�, wspomnienia wracaj�
na miejsce. To boli.
- S�abo mi - j�czy Beata. Odprowadzaj� nas z VR- Halli. Szymek m�wi, �e
prze�yli�my ci�k� godzin�. Promotor
patrzy na mnie uwa�nie. Potem, potem. Wszystko potem, b�agam was.
(Kiedy pr�bowa�em wyja�ni� mamie teori� Crowleya - nie zrozumia�a mnie. Pokiwa�a
g�ow� z niech�ci� i wyrzek�a
co� o ludziach, kt�rzy trwoni� czas na g�upstwa zamiast zaj�� si� uczciw� prac�.
Moja matka by�a przed wylewem
naukowcem. Zajmowa�a si� teoriami wieloprzestrzennymi i Crowleya mia�a pewnie w
ma�ym palcu. Teraz w palcu ma
jedynie tkank� sk�rn�, mi�so i krew serdeczn� zero er ha minus.)
xxxx
- Cz�� uk�adanki. Cudza my�l. S�ysz� s�owa, dostrzegam g�o�ni� cia�a,
rozpoznaj� blask �renic, dekoduj� regu�y
doboru s��w, kojarz� pod�wiadome sygna�y - i widz� dobrze znan� �asiczk� w p�tli
r�k kobiecych. Ach tak, my�l�
sobie wtedy, a zatem ca�a uk�adanka to Dama z...
- Dlaczego pan to stwierdza? - przerywa mi Promotor.
Patrz� na niego, pr�buj� zgadywa�. Wydawa�o mi si�, �e pyta� mnie jak do niego
dotar�em. Pewny jestem, �e pyta�.
Przez las. Przez las dotar�em. A teraz kryguje si�, �e nie wie o co chodzi.
Dlaczego tak si� zachowuje? By�em ju� w
owym lesie. Ziele� mysoli�ska my�li, prymido�ski szkar�at szyszek. Zbieram
szyszki do koszyka, koszyka d�oni, oto
zap�on�, a jedna z nich nawet wo�a, nawo�uje mnie ku drzewu. Oto wspinam si� po
pniu drzewa, pniu m�zgu.
Ostro�nie, mimo podniecenia, rozchylam ga��zie. I widz� most. I most za daleko.
Stoi na nim wartownik w d�ugiej
bia�ej szacie, jak� cz�sto natchnienie domalowuje anio�om na obrazach Fra
Angelico. Przez rami� ma przewieszony
karabin. Pilnuje g��wnej traktu ruchowego i czuciowego pod drogowskazem "Od
rdzenia" i "Do rdzenia". Schodz� z
drzewa, jak wiewi�rka, przywitam wartownika, pytam o szlachetne zdrowie, jak
dzieci, jak procesy my�lowe, czy �ona
nadal bardzo kocha, jak si� wiedzie podstawowej kom�rce spo�ecznej, jak mija
dzie�, jak mija noc, jak mija kom�rka,
czy regeneruje si�, kom�rka spo�ecznie m�zgowa, co s�dzi pan o Enchiridionie
Metafizycznym, jak si� dzieje niebo
nad g�ow�, potem salut i w drog� mi, w drog�. Do rdzenia. Od rdzenia. Do
widzenia. Od widzenia. Przywidzenia.
Nurzam si� w strumieniu pod mostem: pyta� ryby jak d�ugo potrwa eksperyment,
zagada� starego, m�drego szczupaka
w z�ocie �usek jak d�ugo przyjdzie mi jeszcze m�owa� Beacie. Prosz� ig�y z
modrzewi i blaski z t�cz�wki, by wr�ci�y
logik�, dop�ki o niej pami�tam, dop�ki j� pami�tam, dop�ki Crowley nie przyszed�
w czarnym p�aszczu, dop�ki nie
zanuci� ciszy, nie zaw�adn�� przesz�o�ci�. A woda szemrze, klaszcze, pluszcze,
�wiszczy, trzeszczy i ja j� zrozumia�em.
I co teraz? I teraz niby nic?
- Tam, w VR- Halli, przywo�ywa�em pana, profesorze, a pan mi odpowiedzia�. �ebym
si� trzyma�. �eby tylko tak
dalej.
Nie dos�ysza� mnie. Mo�e udaje? Chowa szyszki pod pazuch�? Mo�e ma mnie za
wariata?
- Czy sformu�owa� pan ju� wnioski swojej pracy?
Ano tak. Dlatego tu jeste�my. Rozmowa kwalifikacyjna, kt�ra mo�e mi da� tytu�
MBA. Master in Brain
Administration. (Dziwny wyraz: "master". Majster. Mistrz. Maestro. Magister. Czy
magister ma co� etymologicznie
wsp�lnego z magi�? Mistycyzmem? Gry s�owne bawi� mnie. Mo�e: Mistyk nauk
neuronalnych MNN? Nie, wygl�da
ma�o elegancko, jak aplet drugiego rz�du albo nazwa stacji medialnej. Jak CNN z
zesz�ej epoki. A: Stary kabalista
m�zgu? Czarnoksi�nik wiedzy kranialnej? Mag zawiadywania m�zgami? Administrator
maestrii psychicznej?
Kosiarz organizacji umys�u? SKK. CWK. MZM. AMP. KOU. Skr�t�w kolaudacje ko�lawe.
Cerowane wichury
karczemne. Mikroskopijne zepsute motylki. Anio�y Marii Partenogenetycznej.
Ktokolwiek odczyta� Urizena? Nie, nie,
nie. P�niej wydumam co� lepszego. Uwielbiam j�zyk, znaczenie, mniam, wyraz ust
i wyraz z ust. Wszystko zacz�o
si� chyba w przedszkolu, kiedy przy czytance zamiesza�y si� blisko spokrewnione
plozywy wargowe i przeczyta�em:
"Kwiaty puszczaj� b�ki". Koledzy si� �miali i czu�em si� dobrze, w centrum
uwagi. Ale teraz nie mam czasu na
zabaw�. Chwileczk�... Mo�e GUT? Gigant umys�owej taranteli? Daje do�� dobre
skojarzenie (Grand Uniform Theory,
Wielka Teoria Jedno�ci). Ej, uwa�a�! W obecnych czasach ka�de skojarzenie, ka�da
omy�ka, ka�dy j�zykowy po�lizg
mo�e znaczy� celow� reakcj� pod�wiadomo�ci.) Wielka nagroda. MBA. Kupi� nie
kupi�, potargowa� warto. A je�li nie
potargowa�, to mo�e ukra��.
UKRA��.
Wnikn�� w cudz� g�ow� i napi� si�. Spragnionego napoi�. Opowiadam ludziom o tym,
�e potrafi� czyta� w my�lach
a oni maj� mnie za szale�ca. Albo wzruszaj� ramionami. Przyk�adaj� mi r�ce do
czo�a w poszukiwaniu zaginionej
temperatury. Zmieniaj� temat. Klepi� po plecach. Po powadze. Dowcipkuj�. "Co ty
powiesz? No, o czym teraz my�l�,
staruszku?" Nie jestem idiot�. Rozmawia�em z Somm�. Innych w�a�ciwie jedynie
s�ysz�; rzadko do nich docieram, ale
kiedy mi si� udaje - oni obracaj� si� pobici w�asnym zdumieniem, jak gdyby
s�yszeli za sob� g�os zmar�ego. Staram si�
opracowa� w�a�ciwe opisy dla tego, co dzieje si� z moj� w�drown� my�l� ale s�owa
to tylko s�owa, kapry�ne kochanki,
odchodz� ode mnie, nie zawieraj�c sedna, zawodz� kiedy najbardziej ich
potrzebuj�. Mimo to kocham je. Kocham
s�owa.
- Halo, s�yszy mnie pan?
(Dziwny wyraz: "s�owo". Mo�emy s�owo da�, zamieni�, cofn��, darowa�, wyplu�,
gra� nim lub operowa�, szuka�
s�owa a potem przerwa� je w p� i na s