2658
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2658 |
Rozszerzenie: |
2658 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2658 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2658 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2658 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Nancy Kress
�ebracy nie maj� wyboru
Dla Miriam Monfredo i Mary Stanton,
kt�rych przyja�� pozwoli�a mi doko�czy� t� ksi��k�
mimo niesprzyjaj�cych okoliczno�ci
PROLOG
2106
OSTRY D�WI�K DZWONKA ALARMOWEGO WDAR� SI� w cisz� obszernej garderoby. Dan Arlen, jej jedyny u�ytkownik, gwa�townym ruchem zwr�ci� g�ow� w stron� stoj�cego przy toaletce holoterminalu. Ekran zarejestrowa� jego odbitk� siatk�wkow� i pojawi�a si� na nim twarz Leishy Camden.
- Dan! S�ysza�e�?
M�czyzna siedz�cy w w�zku inwalidzkim, kt�rego niewiarygodnie umi�niony tors i ramiona kontrastowa�y ostro z wyschni�tymi nogami, powr�ci� do nak�adania makija�u. Pochyli� si� bli�ej lustra.
- O czym?
- Widzia�e� "Timesa" o sz�stej?
- Leisho, za kwadrans wychodz� na scen�. Niczego nie s�ucha�em. - Czu�, �e jego g�os zmienia barw�, i mia� nadziej�, �e ona tego nie zauwa�y�a. To przecie� tyle ju� lat. I przecie� to tylko jej holograficzny obraz.
- Miranda i Superbystrzy... Miranda... Dan, oni zbudowali sobie ca�� wysp�! Przy meksyka�skim wybrze�u. U�yli nanotechniki, atom�w z wody morskiej i dokonali tego niemal z dnia na dzie�!
- Ca�� wysp� - powt�rzy� Dan. Rzuci� chmurne spojrzenie w stron� lustra, potar� makija�, na�o�y� jeszcze troch�.
- Nie �adn� p�ywaj�c� konstrukcj�, ale prawdziw� wysp�, kt�ra schodzi a� na sam d� i ��czy si� z szelfem kontynentalnym. Wiedzia�e� o tym?
- Leisho, za pi�tna�cie minut mam koncert...
- Wiedzia�e�, co? �wietnie wiedzia�e�, co robi Miranda. Dlaczego mi nic nie powiedzia�e�?
Dan odwr�ci� w�zek. Leisha wygl�da�a na jakie� trzydzie�ci pi�� lat. Mia�a dziewi��dziesi�t osiem.
- Dlaczego nie powiedzia�a ci Miranda? - odpar�.
Twarz Leishy z�agodnia�a.
- Masz racj�. To Miranda powinna by�a mi powiedzie�. A nie powiedzia�a. O wielu rzeczach mi nie m�wi, prawda, Dan?
Min�a d�uga chwila, zanim Dan rzuci� �agodnie:
- Przykro znale�� si� dla odmiany poza kr�giem, co, Leisho?
- D�ugo czeka�e�, �eby m�c mi to powiedzie�, prawda, Dan? - odrzek�a nie mniej �agodnie.
Odwr�ci� wzrok. W k�cie wielkiego pomieszczenia co� zachrobota�o - mysz albo uszkodzony robot.
- Czy teraz przeprowadz� si� na t� wysp�? Wszyscy, dwadzie�cioro siedmioro Superbystrych?
- Tak.
- Nawet w kr�gach naukowych nikt nie mia� poj�cia, �e nanotechnika osi�gn�a ju� taki poziom.
- Bo te� nigdzie indziej nie osi�gn�a.
- Nie wpuszcz� mnie na t� wysp�, prawda? Nigdy?
Ws�ucha� si� w z�o�one �wier�tony jej g�osu. Pierwsza generacja Bezsennych, pokolenie Leishy, nie potrafi�a ukrywa� swoich odczu�. W przeciwie�stwie do generacji Mirandy, kt�ra wszystko potrafi�a ukry�.
- Zgadza si� - odpowiedzia�. - Nie wpuszcz� ci�.
- Otocz� wysp� czym�, co wymy�li Terry Mwakambe, a ty b�dziesz jedynym spo�r�d reszty �wiata, kt�ry b�dzie wiedzia�, co oni tam wyczyniaj�.
Nie odezwa� si�. W drzwiach ukaza�a si� g�owa technika.
- Prosz� pana, zosta�o ju� tylko dziesi�� minut.
- Tak, tak. Ju� id�.
- Straszne t�umy dzisiaj, prosz� pana.
- Tak. Dzi�kuj�.
G�owa znikn�a.
- Dan - rzuci�a Leisha dr��cym g�osem. - Ona jest dla mnie c�rk� tak samo, jak ty by�e� mi synem... Co Miranda chce robi� na tej wyspie?
- Nie wiem - odpowiedzia� Dan i by�o to zarazem k�amstwo i prawda, w spos�b, jakiego nigdy nie zdo�a poj�� Leisha. - Leisho, za dziewi�� minut musz� by� na scenie.
- Oczywi�cie - odpar�a Leisha znu�onym g�osem. - Wiem. Jeste� przecie� �ni�cym na jawie.
Dan jeszcze raz zapatrzy� si� w jej obraz - pi�kny owal twarzy, wiecznie m�oda sk�ra Bezsennej i co� jakby �lad wilgoci w zielonych oczach. Kiedy� by�a najwa�niejsz� osob� w jego �yciu, a tak�e w �yciu publicznym. A teraz, cho� sama o tym jeszcze nie wiedzia�a, by�a prze�ytkiem.
- Tak - odpowiedzia�. - Zgadza si�. Jestem �ni�cym na jawie. Obraz znikn��, a on powr�ci� do nak�adania makija�u.
KSI�GA PIERWSZA
Czerwiec
2114
Nadrz�dnym celem wszelkich innowacji technicznych powinien by� zawsze cz�owiek i jego los, a tak�e troska o rozwi�zanie odwiecznego problemu organizacji pracy i dystrybucji d�br tak, a�eby twory naszego umys�u sta�y si� dla ludzko�ci b�ogos�awie�stwem, nie przekle�stwem.
ALBERT EINSTEIN,
PRZEM�WIENIE W CALIFORNIA INSTITUTE OF TECHNOLOGY, 1931
1
Diana Covington: San Francisco
DLA NIEKT�RYCH Z NAS, RZECZ JASNA, NICZEGO Nigdy do��.
To zdanie da si� odczyta� na dwa sposoby, nieprawda�? Ale mnie nie chodzi o to, �e zawsze chcieliby�my nic nie mie�. Tym nie zadowol� si� nawet Amatorzy �ycia, bez wzgl�du na to, ile �a�osnego nacisku k�a�� b�d� na sw�j "arystokratyczny styl �ycia". Tak. W�a�nie. Nie ma w�r�d nas ani jednej osoby, kt�ra nie zna�aby si� na wszystkim lepiej od innych. My, Wo�y, bezb��dnie potrafimy rozpozna� kipi�ce niezadowolenie. Codziennie przecie� widzimy je w lustrze.
"Mnie nie podkr�cili IQ tak wysoko jak Paulowi".
"Moich rodzic�w nie sta� by�o na te wszystkie modyfikacje, jakie ma Aaron".
"Mojej firmie nie wiedzie si� tak dobrze jak firmie Karen".
"Moja sk�ra nie jest tak delikatna jak sk�ra Giny".
"M�j okr�g wyborczy ��da znacznie wi�cej ni� okr�g Luke'a. Czy te pijawki my�l�, �e ja ca�y jestem z pieni�dzy?"
"M�j pies nie jest tak ostro genomodyfikowany jak pies Stephanie".
Prawd� m�wi�c, to w�a�nie pies Stephanie sprawi�, �e postanowi�am zmieni� swoje �ycie. Wiem, jak to zabrzmia�o. Ale z drugiej strony, wszystko, co wi��e si� z tym, �e rozpocz�am s�u�b� w Agencji Nadzoru Standard�w Genetycznych, brzmi r�wnie �miesznie. Dlaczego by wi�c nie zacz�� od psa Stephanie? Dzi�ki temu ca�a historia nabra�aby pewnego satyrycznego zaci�cia i stylu. A ja dzi�ki tej historyjce mog�abym miesi�cami naci�ga� ludzi na wystawne kolacyjki.
No, oczywi�cie tylko w wypadku, gdyby kogo� dzisiaj jeszcze interesowa�y wystawne kolacyjki.
Dobry styl to cecha zanikaj�ca.
Stephanie przyprowadzi�a swojego psa do mojego mieszkania w Enklawie Bezpiecze�stwa Bayview pewnego niedzielnego czerwcowego poranka. Dzie� wcze�niej kupi�am sobie kilka doniczek z nowymi kwiatkami od BioForms w Oakland, wi�c sp�ywa�y teraz przez por�cz tarasu rozwichrzon� kaskad� b��kit�w, bardziej r�norodnych ni� wody Zatoki San Francisco sze�� pi�ter ni�ej. Kobaltowy, b��kit paryski, akwamaryna, lazur, turkusowy, sinawy i modry. Le�a�am na tarasowym szezlongu i pojadaj�c any�owe ciasteczka przygl�da�am si� swoim kwiatkom. Geniusze genetyczni ukszta�towali ka�dy w mi�kk�, roztrzepotan� tub�, zako�czon� niedu�� kopu�k�. Kwiatki by�y do�� d�ugie. Og�lnie rzecz bior�c, m�j taras pieni� si� kaskad� niebieskich, sflacza�ych, ro�linnych penis�w. David wyprowadzi� si� tydzie� temu.
- Diano - zawo�a�a Stephanie przez pole Y, kt�re wype�nia�o framug� otwartych drzwi balkonowych. - Puk, puk.
- Jak wesz�a� do mojego mieszkania? - zapyta�am, lekko poirytowana. Nie podawa�am Stephanie swojego kodu; a� tak blisko ze sob� nie by�y�my.
- Kto� z�ama� tw�j kod. Jest w policyjnej sieci. Pomy�la�am, �e lepiej ci o tym powiem.
Stephanie by�a glin�. Rzecz jasna, nie pracowa�a w �adnym komisariacie, bo to brudna i przykra robota w�r�d Amator�w �ycia. To nie dla naszej Stephanie. By�a w�a�cicielk� firmy, kt�ra dostarcza�a roboty patroluj�ce do enklaw bezpiecze�stwa. Projektowa�a te roboty osobi�cie. Jej firma, o kt�rej sukcesach by�o do�� g�o�no, mia�a kontrakty z wi�kszo�ci� enklaw w San Francisco, cho� z moj� akurat nie. M�wi�c mi, �e m�j kod znalaz� si� w informacyjnej sieci dla robot�w, bez krzty wdzi�ku pr�bowa�a mi dogry��, tylko dlatego, �e moja enklawa korzysta�a z us�ug innych si� policyjnych.
Rozpar�am si� na szezlongu i si�gn�am po drinka. Najbli�sze z niebieskich kwiatk�w wyci�gn�y si� w stron� mojej d�oni.
- Wywo�ujesz u nich erekcj� - oznajmi�a Stephanie, przechodz�c przez balkonowe drzwi. - O, ciasteczka any�owe! Mog� wzi�� jedno dla Katousa?
Pies wynurzy� si� za ni� z mrocznego ch�odu mojego mieszkania i stan�� w pe�nym s�o�cu, w�sz�c i mrugaj�c �lepiami. By� ostentacyjnie - wr�cz agresywnie - nielegalnie genomodyfikowany. Agencja Nadzoru Standard�w Genetycznych pozwala by� mo�e na drobne kaprysy z kwiatkami, ale na pewno nie ze zwierz�tami z gromad wy�szych ni� ryby. Przepisy pod tym wzgl�dem s� jednoznaczne, a co wi�cej, poparte stosownymi precedensami s�dowymi, w kt�rych drastyczne kary pieni�ne nie pozostawia�y najmniejszych w�tpliwo�ci co do ich interpretacji. �adnych genomodyfikacji, kt�re mog� powodowa� cierpienia. �adnych genomodyfikacji, kt�re mog� s�u�y� jako bro�, w najszerszym z mo�liwych sens�w. Oraz �adnych modyfikacji, kt�re "zmieniaj� wygl�d zewn�trzny lub funkcje organiczne, jakie dana istota dziedziczy nie tylko po przedstawicielach swego gatunku, ale i rasy". To znaczy, �e owczarek collie mo�e sobie biega� jednochodem, ale lepiej, �eby wygl�da� przy tym jak Lassie.
A ju� nigdy, przenigdy �adna genomodyfikacja nie mo�e by� dziedziczna. Nikt nie �yczy sobie drugiej takiej klapy jak z Bezsennymi. Nawet te moje falliczne kwiatki s� ja�owe. A genomodyfikowane istoty ludzkie, my, Wo�y, jeste�my jednostkowymi dzie�kami rzemie�lnika, z�o�onymi w prob�wce w pojedyncze kolekcjonerskie egzemplarze. Taki to w�a�nie �ad utrzymujemy w naszym uporz�dkowanym �wiecie. Tak twierdzi S�dzia S�du Najwy�szego Richard J. Milano w spisanej przez siebie opinii wi�kszo�ci w sprawie Lindbeker przeciwko Agencji Nadzoru Standard�w Genetycznych. Istoty cz�owiecze�stwa nie wolno zmienia� tak, by przesta�a by� rozpoznawalna, bo inaczej zatracimy rozeznanie w tym, co nale�y, a co nie nale�y do cech cz�owiecze�stwa. Dwie r�ce, jedna g�owa, dwoje oczu, dwie nogi, sprawne serce, konieczno�� oddychania, jedzenia i srania - to w�a�nie jest ci�g�o�� gatunku ludzkiego. W�a�ciwi ludzie - to w�a�nie my.
Albo, jak w tym wypadku, w�a�ciwe psy. A mimo to mamy tu tak� Stephanie, teoretycznie stra�niczk� praworz�dno�ci, kt�ra stoi sobie na moim tarasie maj�c u boku kilkuletni wyrok za przekroczenie wymog�w ANSG - z r�owym futerkiem. Katous mia� dwie pary rozkosznych r�owych uszu; obie czujnie nastawione, stercza�y w g�r� jak cztery s�uchowe rakiety. Mia� r�wnie rozkoszny i r�wnie r�owy kr�liczy ogonek. Mia� te� ogromne br�zowe oczy, trzy razy przekraczaj�ce rozmiar psich oczu, jaki dopu�ci�by s�dzia Milano. Przez te oczy zdawa�a si� wyziera� niesko�czenie smutna psia dusza. Stworzenie by�o tak rozkoszne i tak bezbronne, �e mia�am ochot� je kopn��.
I o to pewnie chodzi�o. Cho� i to kwalifikowa�o si� jako naruszenie prawa - �adnych genomodyfikacji, kt�re wywo�uj� cierpienie.
- S�ysza�am, �e David si� wyprowadzi� - rzuci�a Stephanie, przykucn�wszy, �eby nakarmi� any�owym ciasteczkiem roztrz�sione r�owe futerko. Tak od niechcenia - ot, dziewczyna i jej pies; m�j ma�y, nielegalnie genomodyfikowany ulubieniec, lubi� sobie czasem poigra� z ogniem, wiesz, jak jest. Zastanawia�am si�, czy Stephanie wie, �e "katous" znaczy po arabsku "kot". Jasne, �e wie.
- Rzeczywi�cie, wyprowadzi� si� - przyzna�am. - Doszli�my ju� do rozwidlenia dr�g.
- A kto nast�pny znajdzie si� po drodze?
- Nikt. - Poci�gn�am �yk ze swojej szklanki, nie proponuj�c drinka Stephanie. - Pomy�la�am sobie, �e dobrze by�oby przez chwil� pomieszka� samej.
- Tak? - Dotkn�a akwamarynowego kwiatka, kt�ry owin�� sw� mi�kk� tr�bk� wok� jej palca. - Quel dommage. A co z tym niemieckim softwerowcem, z kt�rym przegada�a� tyle czasu na przyj�ciu u Paula?
- A co z twoim psem? - odparowa�am z�o�liwie. - Czy nie jest zbyt ma�o legalny jak na policyjnego psa?
- Ale za to jaki s�odki. Katous, przywitaj si� z Dian�.
- Witam - powiedzia� Katous.
Powoli odj�am szklank� od ust.
Psy nie potrafi� m�wi�. Nie maj� odpowiedniego aparatu mowy. Nie maj� wystarczaj�co wysokiego IQ, a wreszcie nie ma te� odpowiedniego paragrafu, kt�ry by im na to zezwala�. A jednak g�uche "witam" by�o doskonale rozpoznawalne. Katous umia� m�wi�.
Stephanie opar�a si� o framug� drzwi, ciesz�c si� wra�eniem, jakie wywo�a�a jej bomba. Da�abym wszystko, �eby m�c to zignorowa� i jak gdyby nigdy nic wie�� dalej neutraln� i niezaanga�owan� konwersacj�. Ale nie by�am w stanie.
- Katous - zwr�ci�am si� do psa - ile masz lat?
Lecz on tylko gapi� si� na mnie tymi swoimi ogromnymi, smutnymi �lepiami.
- Gdzie mieszkasz, Katous?
Cisza.
- Jeste� genomodyfikowany?
Cisza.
- Czy Katous to pies?
Czy�by w tych br�zowych �lepiach b�ysn�� cie� smutnego zastanowienia?
- Katous, czy jeste� szcz�liwy?
- Ca�e jego s�ownictwo to zaledwie dwadzie�cia dwa wyrazy - odezwa�a si� Stephanie. - Ale rozumie znacznie wi�cej.
- Katous, chcesz ciastko? Ciastko, Katous?
Pomacha� swoim idiotycznym ogonkiem i podskoczy� w miejscu. Nie mia� pazur�w.
- Ciastko, prosz�!
Wyci�gn�am przed siebie ciastko, wyprodukowane na licencji firmy Proustowskie Magdalenki, kt�re smakowa�o cudownie - by�o kruche, pachn�ce any�kiem i na prawdziwym ma�le. Katous wzi�� je ode mnie r�owymi bezz�bnymi dzi�s�ami.
- Dzi�kuj� pani!
Spojrza�am na Stephanie z niech�ci�.
- On nie mo�e si� broni�. I jest umys�owym kalek�, na tyle sprytnym, �eby m�wi�, lecz nie do�� sprytnym, �eby rozumie�, co si� dooko�a niego dzieje. Gdzie tu sens?
- A jaki jest sens w twoich fallicznych kwiatach? M�j Bo�e, ale� one s� spro�ne. Czy to David ci je podarowa�? S� znakomite.
- To nie David mi je podarowa�.
- Sama je sobie kupi�a�? Pewnie po tym, jak odszed�. Jako zast�pstwo?
- Jako pomnik m�skiej niesta�o�ci.
Stephanie roze�mia�a si�. Oczywi�cie wiedzia�a, �e k�ami�. W tej dziedzinie David nie by� niesta�y. Ani w �adnej innej. To by�a moja wina, �e odszed�. Nie�atwo ze mn� mieszka�. Czepiam si�, wtr�cam, wyk��cam, bez chwili wytchnienia doszukuj� si� u innych s�abo�ci, kt�re pasowa�yby do moich w�asnych. Co gorsza, przyznaj� si� do tego zwykle grubo po fakcie. Odwr�ci�am wzrok od Stephanie i zapatrzy�am si� przez wyrw� w kwiatach na Zatok� San Francisco, trzymaj�c w d�oniach oszronion� szklank�.
Przypuszczam, �e to do�� powa�na wada mojego charakteru, ale nie mog� wytrzyma� d�u�ej ni� dziesi�� minut w towarzystwie ludzi pokroju Stephanie. Jest inteligentna, przebojowa, zabawna, �mia�a. M�czy�ni lec� na ni� stadami, i to nie tylko z powodu jej genomodyfikowanego wygl�du - rudych w�os�w, fio�kowych oczu i p�torametrowych n�g. A nawet nie z powodu jej podrasowanej inteligencji. Nie, ona mia�a w sobie inn� cech�, nieodparcie poci�gaj�c� wszystkich steranych �yciem m�czyzn: by�a bez serca. Stanowi�a nieustaj�ce wyzwanie, nie ko�cz�c� si� r�norodno��, kt�ra nigdy nie spowszednieje, bo ci�gle zmienia si� w niej taryfa op�at. Nie mo�na jej naprawd� kocha�, nie mo�na jej naprawd� zrani�, bo nic jej nie obchodzi. Oboj�tno�� wsparta par� takich n�g jest pokus� nie do odparcia. Ka�dy facet my�li, �e to w�a�nie on prze�amie jej oboj�tno��, ale zawsze ko�czy si� tak samo. Jej twarz �egna�a ju� tysi�c okr�t�w? C� z tego? Zawsze przyp�ynie kolejna flota. Gdyby feromoniczne genomodyfikacje nie by�y zabronione, mog�abym przysi�c, �e Stephanie je ma.
Zazdro��, mawia� David, to korozja duszy. Ja za� zawsze odpowiada�am, �e Stephanie nie ma duszy. Mia�a dwadzie�cia osiem lat, o siedem mniej ode mnie, co znaczy�o, �e mia�a nade mn� siedem lat przewagi w dozwolonej technologicznej ewolucji homo sapiens. A to by�y wyj�tkowo p�odne lata. Jej ojcem by� Harve Brunell, ten od Brunell Power. Dla swej jedynaczki zakupi� wszystkie dost�pne na rynku genomodyfikacje, a nawet kilka z tych, kt�re w legalny spos�b dost�pne nie by�y. Stephanie Brunell reprezentowa�a sob� szczytowe osi�gni�cie ameryka�skiej nauki, by�a uosobieniem ameryka�skiej pot�gi oraz ameryka�skich warto�ci.
Zerwa�a b��kitny falliczny kwiatek i od niechcenia obr�ci�a go w d�oniach. Wyra�nie chcia�a, �eby z�ar�a mnie ciekawo�� na temat Katousa.
- Czyli �e mi�dzy tob� a Davidem to ju� prawdziwy koniec. Przyuwa�y�am go wczoraj przypadkiem na przyj�ciu wodnym u Anny. Tylko z daleka. Siedzia� w�r�d li�ci lilii wodnych.
- Tak? - zapyta�am od niechcenia. - Z kim?
- Zupe�nie sam. Wygl�da� fantastycznie. Chyba znowu da� sobie wymieni� w�osy. Teraz ma jasne i kr�cone.
Przeci�gn�am si� i ziewn�am. Mi�nie na karku by�y twarde jak �a�cuchy z duragemu.
- Stephanie, je�li masz ochot� na Davida, nie kr�puj si�. Mnie to nie obchodzi.
- Naprawd�? Nie masz nic przeciw temu, �e po�l� tego prymitywnego robota po drug� karafk�? Wygl�da na to, �e t� zdo�a�a� opr�ni� beze mnie. Ten tw�j robot przynajmniej dzia�a, a wska�nik uszkodze� robot�w policyjnych znowu powa�nie wzr�s�. Mog�abym pomy�le�, �e licencje na cz�ci zamienne s� w posiadaniu bandy wariat�w, gdyby nie to, �e akurat nale�� do kilku moich dobrych znajomych. Jak si� nazywa ten tw�j robot?
- Hudson - rzuci�am - jeszcze jedna karafka.
Robot odp�yn�� w powietrzu. Katous przygl�da� mu si� trwo�nie, wycofuj�c si� w najdalszy r�g tarasu. Niedorzecznym ogonkiem musn�� zwisaj�cy kwiat. Kwiat natychmiast owin�� si� wok� ogona, a Katous zaskomla� i, przera�ony, skoczy� do przodu.
- Genomodyfikowany pies, kt�ry posiada odrobin� samo�wiadomo�ci, a boi si� zwyk�ego kwiatka. Czy to nie jest troszk� okrutne?
- To ma by� zwierz�tko do superrozpieszczania. Tak naprawd� Katous jest prototypem. Dopuszczony do produkcji na mocy specjalnej ustawy o wyj�tkach na rzecz uzdrowienia gospodarki. Rozdzia� czternasty: "Niehodowlane zwierz�ta domowe przeznaczone na eksport".
- Wydawa�o mi si�, �e prezydent nie podpisa� ustawy o dopuszczalnych wyj�tkach.
Kongres wyk��ca� si� o to ju� od tygodni. Kryzys ekonomiczny, niekorzystny bilans handlowy, �cis�e kontrole ANSG, zagro�enie dla istnienia �ycia w tej postaci, w jakiej je znamy. Czyli to co zawsze.
- Podpisze w przysz�ym tygodniu - oznajmi�a Stephanie. - Nie mo�emy sobie pozwoli� na to, �eby nie podpisa�. Lobby progenetyczne z tygodnia na tydzie� zyskuje na znaczeniu. Pomy�l tylko o tych wszystkich chi�skich, europejskich czy po�udniowoameryka�skich bogatych starszych paniach, kt�re od razu pokochaj� to do obrzydliwo�ci s�odkie, niegro�nie rozumne, kr�tko �yj�ce i bardzo, bardzo drogie psi�tko, kt�re nie ma z�b�w.
- Kr�tko �yj�ce? Bez z�b�w? Wyznaczniki gatunkowe ANSG...
- Dla zwierz�t przeznaczonych na eksport nie b�d� obowi�zywa�y. A ja chwilowo testuj� go dla znajomego. O, jest Hudson.
Robot wp�yn�� przez drzwi balkonowe z karafk� skorpion�wki. Katous zacz�� odczo�giwa� si� do ty�u; wszystkie uszy trz�s�y si� mu ze strachu. Otar� si� bokiem o rz�d doniczek z kwiatami i wszystkie natychmiast usi�owa�y si� wok� niego owin��. Jedna d�uga falliczna korona opad�a mu mi�kko na oczy. Katous pisn�� i rzuci� si� w bok. Jak b�yskawica pomkn�� na drugi koniec tarasu.
- Ratuj! - krzykn��. - Ratuj Katousa!
W tym k�cie tarasu posadzi�am ksi�ycowy py� w p�ytkich skrzyneczkach mi�dzy kolumienkami barierki, tak �eby stworzy� niewysokie ogrodzenie, kt�re nie zas�ania�oby widoku na zatok�. W swej rozpaczliwej ucieczce Katous wtoczy� si� w zasi�g pola sensorycznego ksi�ycowego py�u, kt�ry natychmiast wypu�ci� chmur� s�odko pachn�cych b��kitnych w��kienek, delikatnych jak puch dmuchawca. Pies wci�gn�� je w nozdrza i jeszcze raz zaskomla�. Na chwil� spowi� go p�przejrzysty ksi�ycowy py�, roztaczaj�c wonn� mg�� przed jego przera�onymi �lepiami. Katous zatoczy� nieregularny kr�g, a potem skoczy� na o�lep przed siebie. Przelecia� mi�dzy palikami barierki i przetoczy� si� nad kraw�dzi� tarasu.
Na d�wi�k uderzaj�cego o chodnik cia�ka Hudson obr�ci� w tamt� stron� swoje czujniki.
Obie ze Stephanie rzuci�y�my si� do barierki. U naszych st�p py� ksi�ycowy wypu�ci� kolejn� chmur� w��kienek. Sze�� pi�ter ni�ej na chodniku le�a� roztrzaskany Katous.
- Cholera jasna! - wrzasn�a Stephanie. - Taki prototyp kosztuje jakie� �wier� miliona!
- Przy drzwiach wej�ciowych na dole odnotowano nie rejestrowany d�wi�k - odezwa� si� Hudson. - Czy mam zawiadomi� s�u�by bezpiecze�stwa?
- Co ja powiem Normanowi? Mia�am przypilnowa�, �eby nic si� mu nie sta�o!
- Powtarzam. Przy drzwiach wej�ciowych na dole zanotowano nie rejestrowany d�wi�k. Czy mam zawiadomi� s�u�by bezpiecze�stwa?
- Nie, Hudson - odpowiedzia�am. - Nic nie r�b. Spojrza�am w d� na kupk� zakrwawionego r�owego futerka i ogarn�a mnie fala �alu i obrzydzenia. �alu nad przera�onym Katousem i obrzydzenia do siebie i Stephanie.
- No c� - m�wi�a Stephanie; jej idealne usta dr�a�y. - Mo�e rzeczywi�cie trzeba mu by�o poprawi� IQ. Wyobra�asz sobie te tytu�y w brukowcach Amator�w �ycia? "Skok �mierci t�pego Burka". "Pogoni�a go falliczna wi�zanka".
Odrzuci�a g�ow� do ty�u i za�mia�a si�, a jej rude w�osy zafalowa�y na wietrze.
"Kapry�na w nastrojach - powiedzia� o niej kiedy� David. - Ona miewa intryguj�co kapry�ne nastroje".
Ja osobi�cie nigdy nie uwa�a�am tytu��w w brukowcach Amator�w za tak �mieszne, jak wydaj� si� one wszystkim naoko�o. I daj� g�ow�, �e ani "fallicznej", ani "wi�zanki" nie znajdziesz w zasobach s�ownictwa Amatora �ycia.
Stephanie wzruszy�a ramionami i stan�a ty�em do barierki.
- Norman chyba b�dzie musia� zrobi� sobie nowego. Kiedy stadium bada� maj� ju� za sob�, to chyba nie zbankrutuj�. Mo�e nawet b�d� mogli odpisa� go sobie od podatku. S�ysza�a�, �e Jean-Claude'owi uda�o si� przepchn�� ten jego odpis w urz�dzie skarbowym? Ten z embrionami, kt�rych on i Lisa zdecydowali jednak nie wszczepia� zast�pczej matce? Zostawi� je i wpisa� sobie koszt przechowywania embrion�w w koszty firmy, twierdz�c, �e spadkobierca to cz�� d�ugoterminowej strategii rozwojowej, a rewizor z urz�du naprawd� mu to uzna�. Dziewi�� zap�odnionych kom�rek jajowych, a wszystkie z najdro�szymi genomodyfikacjami. A potem on i Lisa zdecydowali, �e jednak wcale nie chc� mie� dzieci.
Wpatrywa�am si� w zbyteczn� ju� kupk� r�owego futra na chodniku, gdy wtem nie wiadomo sk�d - mo�e z samego �rodka b��kitnej zatoki - pojawi�a mi si� w g�owie gotowa decyzja. Dok�adnie w tej chwili - w�a�nie w ten szybki i irracjonalny spos�b.
W taki sam spos�b p�yn�a odt�d reszta mojego �ycia.
- Znasz Colina Kowalskiego? - zapyta�am Stephanie. Zastanawia�a si� tylko przez kr�tk� chwil�. Mia�a ejdetyczn� pami��.
- Tak, zdaje mi si�, �e tak. Sarah Goldman przedstawi�a nas sobie w jakim� teatrze par� lat temu. Taki wysoki szatyn? Niezbyt mocno genomodyfikowany, zgadza si�? Nie przypominam sobie, �eby by� szczeg�lnie przystojny. A co? Czy to on ma by� nast�pc� Davida?
- Nie.
- Czekaj no chwil�, czy on przypadkiem nie pracuje dla ANSG?
- Tak.
- Wydaje mi si�, �e ju� wspomina�am - rzuci�a sztywno Stephanie - �e firma Normana ma zezwolenie na przeprowadzenie pr�b testuj�cych z Katousem?
- Nie. Nie wspomina�a�.
Stephanie zagryz�a nieskazitelnie pi�kne wargi.
- Prawd� m�wi�c, dopiero maj� je dosta�, Diano...
- Nie martw si�, Stephanie. Nie mam zamiaru zg�asza� twojego martwego wykroczenia. Pomy�la�am tylko, �e mog�aby� zna� Colina. Czwartego lipca wydaje jakie� ekstrawaganckie przyj�cie. Mog�abym si� postara� o zaproszenie dla ciebie.
Bawi�o mnie jej zmieszanie.
- Nie s�dz�, �ebym mog�a si� dobrze bawi� na przyj�ciu u agenta Szwadronu Czysto�ci. Oni s� tacy nad�ci. Ci faceci owijaj� swoj� surowo�� genetycznych zasad w gwia�dzisty sztandar i jako� nie widz�, �e ca�o�� przypomina wielkiego narodowego kutasa. Albo policyjn� pa�� do zabijania my�li technicznej w imi� fa�szywego patriotyzmu. Nie, dzi�kuj�.
- S�dzisz, �e wszelki idealizm jest z gruntu fa�szywy?
- Patriotyzm w wi�kszo�ci tak. Albo to, albo sentymenty Amator�w �ycia. M�j Bo�e, wszystko, co da si� jeszcze znie�� w tym kraju, jest tworem genomodyfikacyjnych technologii. Wi�kszo�� Amator�w �ycia ma g�wniany wygl�d i jeszcze gorsze zachowanie - sama kiedy� m�wi�a�, �e nie mo�esz znie�� ich towarzystwa.
Rzeczywi�cie, powiedzia�am co� w tym gu�cie. Jest wielu ludzi, kt�rych towarzystwo raczej trudno mi znie��. A Stephanie ju� p�dzi�a na swoim koniku.
- Bez genomodyfikowanych umys��w w enklawach bezpiecze�stwa ten kraj zamieszkiwa�yby bandy zakamienia�ych kretyn�w, niezdolnych nawet do tego, �eby si� samodzielnie utrzyma� przy �yciu. Wed�ug mnie najlepszym aktem patriotyzmu by�oby wypuszczenie jakiego� �mierciono�nego wirusa, kt�ry star�by z powierzchni ziemi wszystkich poza Wo�ami. Amatorzy �ycia niczego z siebie nie daj�, za to chc� czerpa� ze wszystkiego pe�nymi gar�ciami.
- Czy m�wi�am ci ju� - odezwa�am si� ostro�nie - �e moja matka by�a Amatork� �ycia? I �e zgin�a walcz�c w armii Stan�w Zjednoczonych w konflikcie chi�skim? W stopniu starszego sier�anta.
W rzeczywisto�ci matka umar�a, kiedy mia�am zaledwie dwa lata; prawie jej nie pami�ta�am. Ale Stephanie okaza�a na tyle przyzwoito�ci, �eby si� zawstydzi�.
- Nie, nie m�wi�a�. A powinna�, zanim pozwoli�a� mi wyg�osi� ca�� t� tyrad�. Ale to niczego nie zmienia. Ty sama jeste� Wo�em. Jeste� genomodyfikowana. Wykonujesz po�yteczn� prac�.
Ostatnie zdanie by�o z jej strony aktem wspania�omy�lno�ci albo sko�czonej z�o�liwo�ci. W swoim �yciu wykonywa�am wiele najrozmaitszych prac, z kt�rych wi�kszo�� tylko na upartego mo�na by uzna� za po�yteczne. Wypracowa�am sobie nawet teori� tycz�c� ludzi, kt�rych �ycie sk�ada si� z d�ugiego �a�cucha kr�tkoterminowych zaj��. Szczeg�lnym zbiegiem okoliczno�ci pokrywa si� ona z teori�, jak� wypracowa�am sobie na temat ludzi, kt�rych �ycie sk�ada si� z d�ugiego �a�cucha kr�tkoterminowych kochank�w. Przy ka�dym kolejnym cz�owiek nieuchronnie osi�ga jaki� najni�szy punkt, nie tylko w ka�dej rzekomej mi�o�ci czy nowym zaj�ciu, ale i w samym sobie. Dzieje si� tak dlatego, �e kolejny kochanek (i kolejna praca) odkrywa w cz�owieku ci�gle nowe pok�ady niekompetencji. Przy jednym cz�owiek odkrywa, �e potrafi by� potwornie leniwy, przy nast�pnym - �e potrafi by� j�dzowaty, a przy jeszcze nast�pnym - �e z�eraj� go ogromne nie zaspokojone ambicje, kt�re nawet jego samego odstr�czaj� swoj� �a�osn� �ar�oczno�ci�. A suma zbyt wielu kochank�w czy te� zbyt wielu zaj�� jest zawsze jednaka: kombinacja wszystkich osobistych s�abostek, wykres punktowy nieuchronnie kieruj�cy si� ku prawej dolnej �wiartce. Co umkn�o nam przy jednym kochanku (lub jednym zaj�ciu), to niechybnie wywleka� nast�pny.
W ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat pracowa�am w s�u�bach bezpiecze�stwa, w holowizji rozrywkowej, przy wyborach okr�gowych, mia�am licencj� na produkcj� mebli - wi�cej ni� raz - zajmowa�am si� prawem robotycznym, zaopatrzeniem, dydaktyk�, synkografi� stosowan� i obs�ug� sanitarn�. Nic nie ryzykowa�am, nic nie straci�am. A mimo to David, kt�ry nasta� po Russellu, kt�ry nasta� po Anthonym, kt�ry nasta� po Paulu, kt�ry nasta� po Rexie, kt�ry nasta� po Eugenie, kt�ry nasta� po po Claudzie, nigdy mnie nie nazwa� "kapry�n� w nastrojach". A to chyba o czym� �wiadczy.
Nie zareagowa�am na przytyk Stephanie, wi�c powt�rzy�a go jeszcze raz, starannie u�miechni�ta.
- Ty jeste� Wo�em, Diano. Wykonujesz po�yteczn� prac�.
- W�a�nie mam zamiar - rzuci�am.
Nala�a sobie kolejnego drinka.
- Czy David b�dzie na tym przyj�ciu u Colina Kowalskiego?
- Nie. Jestem pewna, �e nie. Ale b�dzie w sobot� u Sarah, przy zbieraniu funduszy na jej kampani�. Oboje dawno temu obiecali�my, �e si� zjawimy.
- A ty p�jdziesz?
- Nie wydaje mi si�.
- Rozumiem. Ale je�eli mi�dzy tob� a Davidem definitywnie koniec...
- Zajmij si� nim, Stephanie.
Nie patrzy�am jej w twarz. Odk�d David si� wyprowadzi�, straci�am siedem funt�w wagi i troje przyjaci�.
Tak wi�c mo�ecie m�wi�, �e wst�pi�am do ANSG, bo zosta�am porzucona. Mo�ecie m�wi�, �e by�am zazdrosna. Mo�ecie m�wi�, �e zbrzydzi�am sobie Stephanie oraz wszystko, co sob� reprezentowa�a. �e znudzi�o mnie w�asne �ycie w tym akurat nies�ychanie nudnym jego momencie. �e szuka�am sobie nowej podniety. �e dzia�a�am pod wp�ywem impulsu.
- Wyje�d�am na jaki� czas z miasta - odezwa�am si�.
- Tak? A dok�d jedziesz?
- Sama jeszcze nie jestem pewna. To b�dzie zale�a�o. Rzuci�am ostatnie spojrzenie na roztrzaskanego, na wp� rozumnego i bardzo drogiego psa. Na szczyt ameryka�skiej technologii.
Mo�ecie m�wi�, �e poczu�am si� patriotk�.
* * *
Nast�pnego ranka polecia�am do biura Colina Kowalskiego, mieszcz�cego si� w kompleksie budynk�w rz�dowych w zachodniej cz�ci miasta. Widziane z powietrza, budynki i obszerne l�dowiska uk�ada�y si� w geometryczny wz�r, otoczony lu�nymi formami po�aci drzew obsypanych ��tym kwieciem. Domy�la�am si�, �e drzewa genomodyfikowano tak, �eby kwit�y przez ca�y rok. Drzewa i trawnik ko�czy�y si� nagle przy obwodzie ba�ki pola ochronnego Y. Poza tym zaczarowanym kr�giem ziemia powraca�a do zwyk�ych sobie niewysokich krzewinek, usianych tu i �wdzie sylwetkami Amator�w �ycia, przygl�daj�cych si� wy�cigom skuter�w.
Ze swojego helikoptera widzia�am ca�y tor - �arz�c� si� ��to lini� energii Y, szerok� na jaki� metr, a d�ug� na jakich� pi�� kr�tych mil. Z platformy startowej wystrzeli� skuter, na kt�rym siedzia�a okrakiem jaka� posta� w czerwonym kombinezonie. Grawitatory skuter�w programowano tak, by unosi�y si� dok�adnie sze�� cali nad torem. Pr�dko�� sterowana by�a przez sto�ki energii Y, umieszczone na spodzie platformy skutera - im bardziej odchyla�y si� od energetycznego toru, tym pr�dzej skuter m�g� si� porusza� i tym trudniej by�o nad nim panowa�. Je�dziec m�g� jedynie trzyma� si� pojedynczego uchwytu, zaczepiaj�c jedn� nog� na czym� w rodzaju ��ku. Musia�o to przypomina� jazd� w damskim siodle przy szybko�ci sze��dziesi�ciu mil na godzin� - co nie znaczy, �e kt�ry� z Amator�w �ycia m�g�by mie� poj�cie o istnieniu czego� takiego jak damskie siod�o. Amatorzy nie czytuj� ksi��ek historycznych. Ani �adnych innych.
Widzowie przycupn�li na mizernych �aweczkach, kt�re ci�gn�y si� wzd�u� ca�ego toru. Pokrzykiwali rado�nie. Je�dziec by� ju� w po�owie trasy, kiedy z platformy wystrzeli� drugi skuter. M�j helikopter zosta� sprawdzony przez rz�dowe pole bezpiecze�stwa, kt�re pod��czy�o si� do mojej tablicy rozdzielczej i teraz wprowadza�o mnie do �rodka. Obr�ci�am si� w fotelu, �eby nie straci� z oczu toru. Zmniejszywszy wysoko��, widzia�am dok�adniej pierwszego je�d�ca. Zwi�ksza� w�a�nie przechy� skutera, mimo �e ten odcinek trasy by� znacznie trudniejszy, bo prze�lizgiwa� si� po wystaj�cych kamieniach, za�omach i stertach przyci�tych ga��zi. Zastanawia�am si�, sk�d wie, �e ten drugi go dogania.
Widzia�am, �e p�dzi wprost na wystaj�cy z ziemi g�az. ��ta linia toru przemyka�a tu� ponad nim. Je�dziec przerzuci� ci�ar cia�a na �rodek, pr�buj�c zmniejszy� pr�dko��, ale zrobi� to za p�no. Skuter wierzgn��, straci� kontakt z torem i zarzuci�o go w bok. Je�dziec polecia� na ziemi�. G�owa uderzy�a w g�az z szybko�ci� ponad mil� na minut�.
Po chwili po jego ciele przemkn�� drugi skuter, a sto�ki energetyczne utrzyma�y go idealnie sze�� cali nad rozbit� czaszk�.
M�j helikopter schodzi� w d� w�r�d wierzcho�k�w drzew, by po chwili wyl�dowa� mi�dzy dwoma gazonami pe�nymi jaskrawych kwiat�w.
Colin Kowalski przywita� mnie ju� w holu - surowym neo-wrightowskim atrium, utrzymanym w przygn�biaj�cych szaro�ciach.
- M�j Bo�e, Diano, ale� poblad�a�! Co si� sta�o?
- Nic takiego - odrzek�am.
�miertelne wypadki na skuterach zdarzaj� si� bez przerwy. Nikt nie pr�buje uj�� wy�cig�w w jakie� ramy prawne, a ju� na pewno nie politycy, kt�rzy dzi�ki nim kupuj� sobie g�osy. Bo niby po co? Amatorzy �ycia sami wybieraj� sobie t� g�upi� �mier�, tak samo jak z w�asnego wyboru za�ywaj� s�oneczko, zapijaj� si� do utraty �wiadomo�ci albo marnuj� �ycie, zanieczyszczaj�c �rodowisko naturalne ciut szybciej, ni� roboty s� w stanie je oczy�ci�. Kiedy�, kiedy wystarcza�o pieni�dzy, roboty �rodowiskowe �wietnie dawa�y sobie rad�. Stephanie w jednym mia�a absolutn� racj�: nie obchodzi mnie, co robi� Amatorzy �ycia. Bo niby dlaczego? Bez wzgl�du na to, czego dokona�a moja matka czterdzie�ci lat temu, dzi� Amatorzy �ycia nie licz� si� ani pod wzgl�dem ekonomicznym, ani politycznym. S� wszechobecni, ale bez znaczenia. Chodzi�o raczej o to, �e nigdy wcze�niej nie widzia�am wypadku z tak bliska. A rozbita czaszka mia�a r�wnie ma�o istotny wygl�d, jak korona kwiatu.
- Potrzeba ci �wie�ego powietrza - o�wiadczy� Colin. - Mo�e si� przejdziemy?
- Co takiego? - parskn�am zaskoczona. - W�a�nie �ykn�am �wie�ego powietrza. A teraz raczej bym sobie usiad�a.
- Czy lekarz nie zaleci� ci relaksuj�cych spacer�w? W twoim stanie?
Colin wzi�� mnie pod r�k�, a tym razem mia�am do�� rozumu, �eby nie wyskoczy� z �adnym: "W moim czym?" Stary nawyk szybko wraca. Colin obawia� si�, �e budynek nie jest do�� szczelny.
Ale jak to mo�liwe, �eby kompleks budynk�w rz�dowych, otoczony polem Y o maksymalnym stopniu skuteczno�ci, nie by� do�� szczelny? Ca�e to miejsce musi by� przecie� wielowarstwowo chronione, zabezpieczone i nieustannie sprawdzane. Istnia�a tylko jedna grupa ludzi, kt�r� mo�na by od biedy podejrzewa� o mo�liwo�� wyprodukowania do tego stopnia niewykrywalnej aparatury inwigiluj�cej... Zaskakiwa�am sama siebie. Serce dos�ownie zamar�o mi na chwil�. Wygl�da na to, �e wci�� jeszcze jestem w stanie zainteresowa� si� czym� poza sam� sob�.
Colin szed� obok mnie przez prze�liczny ogr�dek-�wi�tyni� dumania, a� w ko�cu wyszli�my na otwart� przestrze� trawnika. Posuwali�my si� wolno, jak przysta�o osobie w moim stanie - jaki by on nie by�.
- Colin, skarbie, czy ja mo�e jestem w ci��y?
- Masz chorob� Gravisona. Rozpoznan� zaledwie dwa tygodnie temu w Enklawie Medycznej Johna C. Frementa, na podstawie regularnych uskar�a� si� na zawroty g�owy.
- W moich aktach medycznych nie ma �ladu �adnych uskar�a�.
- Teraz ju� jest. Trzy zg�oszenia w ci�gu ostatnich czterech miesi�cy. I mylna diagnoza dotycz�ca stwardnienia rozsianego. Twoje problemy zdrowotne to jedna z przyczyn, dla kt�rych porzuci� ci� David Madison.
Mimowolnie skrzywi�am si�, s�ysz�c nazwisko Davida. Niekt�re miejsca pe�ne s� po�yskuj�cych wie�owc�w, zbudowanych na ja�owej, zdradziecko niestabilnej ziemi. Na przyk�ad Japonia. A s� te� takie, kt�re przypominaj� Eden - bogate, ciep�e, wibruj�ce kolorami - gdzie powstaje tylko gorycz. Czyja to wina? Mieszka�c�w rajskiego ogrodu, rzecz jasna. Oni z pewno�ci� nie mog� zwali� winy na ci�kie dzieci�stwo.
Nie ma wi�kszej goryczy nad �wiadomo��, �e mog�o si� mie� rajski ogr�d, lecz w�asnor�cznie zamieni�o si� go w Hiroszim�. Bez niczyjej pomocy.
Colin poprowadzi� mnie jeszcze kawa�ek dalej. Pod kopu�� panowa�a �agodna i bezwietrzna, lecz rze�ka pogoda. Przyjemnie by�o czu� r�k� Colina na ramieniu. Stephanie nie mia�a racji - Colin by� przystojny, mimo �e nie genomodyfikowano mu wygl�du. Mia� g�ste ciemne w�osy, wysoko sklepione ko�ci policzkowe i krzepkie cia�o. Szkoda, �e taka z niego pi�a. Religijny stosunek do w�asnej pracy - nawet je�li ta praca jest warta zachodu - zawsze tr�ci zboczeniem seksualnym. Oczyma wyobra�ni widzia�am Colina, jak dokonuje inspekcji nagich cia� swoich kochanek, szukaj�c narusze� genetycznych standard�w. I jak potem na nie donosi.
- Nie tracisz czasu, skarbie - powiedzia�am. - Po co te zmiany w mojej kartotece? Jeszcze nawet nie powiedzia�am, �e chc� w to gra�.
- Potrzebujemy ci�, Diano. Skontaktowa�a� si� ze mn� w najw�a�ciwszym momencie. Waszyngton zn�w obci�� nam fundusze, to dziesi�cioprocentowy spadek w...
- Oszcz�d� mi politycznego szkolenia, Col. Do czego mnie potrzebujecie?
Wygl�da� na leciutko ura�onego. Pi�a. Ale� to jasne, �e obci�li im fundusze. Wszystkim obcinaj� fundusze. Waszyngton to system binarny - pieni�dze wp�ywaj� i wyp�ywaj�. A wi�cej ich wyp�ywa, ni� wp�ywa. O wiele wi�cej - utrzymywanie ca�ej nacji Amator�w �ycia sta�o si� niezwykle kosztowne, od kiedy Stany Zjednoczone straci�y patent na energi� Y. A w dodatku ca�a starzej�ca si� infrastruktura przemys�owa, od dawna nie reperowana, psu�a si� w tempie jednostajnie przy�pieszonym. Nawet Stephanie, przy swoich pieni�dzach, zacz�a ju� na to narzeka�. Sektor publiczny musia� to odczu� znacznie silniej. A od niemal stulecia pokrywanie wydatk�w z deficytu bud�etowego jest niezgodne z prawem. Czy�by Colin przypuszcza�, �e o tym nie wiem?
- Nie mia�em zamiaru robi� ci szkolenia - odrzek� nieco sztywno. - Potrzebujemy ci� do inwigilacji. Masz przygotowanie, jeste� czysta i nikt nie b�dzie �ledzi� elektronicznie twoich posuni��. A gdyby nawet przyci�gn�y one czyj�� uwag�, choroba Gravisona b�dzie tu doskona�� przykrywk�.
Jak do tej pory wszystko si� zgadza�o. "Mia�am przygotowanie", bo pi�tna�cie lat wcze�niej wzi�am udzia� w nie notowanym programie szkoleniowym - do tego stopnia tajnym, �e do tej pory nie skorzystano z us�ug wyszkolonych wtedy agent�w. W ka�dym razie z moich us�ug nie skorzystano, ale z drugiej strony zrezygnowa�am przecie� przed uko�czeniem. Zjawi� si� Claude. Albo kt�ry� z pozosta�ych. Colin Kowalski tak�e uczestniczy� w tym programie i od tej chwili datuje si� jego kariera w agencji rz�dowej. By�am czysta, bo w �adnym banku danych nie pojawi�o si� ani jedno s�owo na temat tego kursu.
Ale musia�o by� jeszcze co�, o czym Colin mi nie m�wi�; co� mi nie pasowa�o w jego zachowaniu.
- A czyjej dok�adnie uwagi mia�abym do siebie nie przyci�gn��? - zapyta�am, cho� zna�am ju� odpowied�.
- Bezsennych. Ani tych z Azylu, ani tej grupki z Huevos Verdes. Chcia�em powiedzie�: La Isla.
Huevos Yerdes. Zielone Jaja. Pochyli�am si� i uda�am, �e poprawiam co� przy sandale, �eby ukry� u�miech. Nigdy nie s�ysza�am, �eby Bezsenni mieli poczucie humoru.
- Dlaczego choroba Gravisona b�dzie stanowi� doskona�� przykrywk�? - zapyta�am czuj�c narastaj�ce podniecenie. - I co to w�a�ciwie jest choroba Gravisona?
- Zaburzenia m�zgowe. Wywo�uje wzmo�on� ruchliwo�� i nadpobudliwo��.
- Wi�c natychmiast pomy�la�e� o mnie. Dzi�ki, skarbie.
Chyba si� zniecierpliwi�.
- Cz�sto prowadzi do nieustannych, bezcelowych podr�y. Diano, tu nie ma miejsca na �arty. Jeste� ostatnia z naszych ukrytych agent�w, co do kt�rych mo�emy by� pewni, �e nie pojawili si� w �adnych elektronicznych zapisach, zanim Azyl wyhodowa� tych tak zwanych Superbystrych na swojej odizolowanej stacji. No c�, ju� przesta�a by� tak bardzo odizolowana. Roi si� na niej od personelu ANSG. Laboratoria rozebrano na �rubki - Azyl ju� nigdy nie b�dzie wyczynia� swoich genetycznych sztuczek. A ta zdrajczyni Jennifer Sharifi razem ze swoj� kom�rk� rewolucyjn� do ko�ca �ycia nie wyjrzy z wi�zienia.
W s�owach Colina uderzy�o mnie jakie� niedom�wienie - pewien szczeg�lny rodzaj szarawego w tonacji, rz�dowego niedom�wienia. To, co nazwa� "niebezpiecznymi genetycznymi sztuczkami", by�o w rzeczywisto�ci terrorystyczn� pr�b� u�ycia �mierciono�nego, genomodyfikowanego wirusa, a�eby za jego pomoc� trzyma� w charakterze zak�adnik�w pi�� najludniejszych ameryka�skich miast. Ten niewiarygodny, szale�czy i �mia�y akt terroryzmu mia� na celu wymuszenie zgody Stan�w Zjednoczonych na autonomi� Azylu. I tylko dlatego im si� nie uda�o, �e najw�a�niejsza wnuczka Jennifer Sharifi, Miranda, w wyniku jakiej� B�g jeden wie jak pokr�conej polityki wewn�trzrodzinnej wyda�a terroryst�w agentom federalnym. Wszystko to zdarzy�o si� trzyna�cie lat temu - Miranda Sharifi mia�a wtedy szesna�cie lat. Ona i pozostali Superbezsenni, kt�rzy uczestniczyli w tej akcji, zostali tak bardzo zmienieni genetycznie, �e ju� nawet nie my�l� tak jak istoty ludzkie. S� innym gatunkiem.
Czyli dok�adnie tym, przed czym mia�a nas ustrzec ANSG.
A jednak dwadzie�cioro siedmioro Superbezsennych - �ywych i spaceruj�cych w�r�d nas - stanowi�o niew�tpliwie fakt dokonany. Zreszt� nie by�o ich nawet w�r�d nas - kilka lat temu przeprowadzili si� wszyscy na wysp�, kt�r� zbudowali sobie w pobli�u brzeg�w Jukatanu. W�a�nie tak: zbudowali. Jednego miesi�ca jest tam mi�dzynarodowy ocean - w�a�ciwie nie ma jeszcze �adnego "tam" - a nast�pnego mamy ju� najprawdziwsz� wysp�. I to nie �adn� konstrukcj� p�ywaj�c�, jak w przypadku Sztucznych Wysp, lecz pod�o�e skalne, schodz�ce a� na sam d�, do szelfu kontynentalnego, kt�ry w tym miejscu nie le�a� akurat szczeg�lnie p�ytko. Szcz�liwym trafem. Nikt nie ma poj�cia, w jaki spos�b Bezsenni do tego stopnia rozwin�li nanotechnik�. A wielkie rzesze ludzi gor�co pragn�yby si� tego dowiedzie�. Nanotechnika ci�gle jeszcze jest w powijakach. Polega g��wnie na tym, �e naukowcy umiej� rozebra� r�ne rzeczy na cz�stki, ale nie umiej� ich z�o�y� z powrotem. Jak wida�, powy�sze stwierdzenie nie odnosi si� do La Isla.
Wyspa - jak g�osi prawo, kt�re powsta�o, zanim pojawili si� ludzie, kt�rzy mogliby takow� stworzy� - jest zjawiskiem naturalnym. W przeciwie�stwie do statku albo stacji orbitalnej, nie podpada pod Ustaw� o reformie prawa podatkowego w odniesieniu do sztucznych konstrukcji mieszkalnych i nie musi by� przypisana pod �adn� narodow� flag�. Mo�e ro�ci� do niej prawa jakie� pa�stwo albo te� mo�e zosta� oddana pod czyj� protektorat przez Narody Zjednoczone. Dwadzie�cioro siedmioro Superbezsennych z garstk� terminator�w osiedli�o si� na swojej wyspie, kszta�tem przypominaj�cej z grubsza dwa po��czone ze sob� owale. Stany Zjednoczone natychmiast zg�osi�y swoje pretensje do wyspy - podatki z dzia�alno�ci handlowej Superbezsennych by�yby przeogromne. Jednak Narody Zjednoczone przypisa�y wysp� Meksykowi jako odleg�emu o zaledwie dwadzie�cia mil. Stany Zjednoczone odczu�y w ten spos�b zbiorow� niech�� wobec Amerykan�w, w cyklicznych zwrotach �wiatowej opinii zajmuj�cych obecnie bardzo nisk� pozycj�. Meksyk, w ci�gu kilku ostatnich stuleci dymany regularnie przez nasz kraj, z przyjemno�ci� przyjmowa� teraz wszystkie te sumy, jakie La Isla p�aci�a za to, by dano jej mieszka�com �wi�ty spok�j.
Superbystrzy wznie�li swoje budynki mieszkalne pod ochron� najbardziej wyrafinowanego pola energetycznego na �wiecie. Nie do przej�cia. Wygl�da�o na to, �e Superbystrzy, ze swoimi niewyobra�alnie podrasowanymi m�zgami, byli nie tylko geniuszami genomodyfikacji - mieli w�r�d siebie geniuszy w ka�dej z mo�liwych dziedzin. Energia Y. Elektronika. Techniki grawitacyjne. Ze swojej wyspy - oficjalnie, cho� niezbyt b�yskotliwie nazwanej La Isla - sprzedawali patenty na rynkach ca�ego �wiata, tych samych, na kt�rych USA mia�y do zaoferowania wci�� te same wym�czone produkty z odzysku po nadmiernie rozd�tych cenach. Stany Zjednoczone mia�y na swoim utrzymaniu 120 milion�w bezproduktywnych Amator�w �ycia - La Isla nie mia�a ani jednego. Nigdy przedtem nie s�ysza�am, aby kto� nazwa� j� Huevos Verdes. T�umaczy�o si� to jako "zielone jaja", ale znaczy�o "zielone j�dra". Pe�ne �ycia i mocy kule. Czy Colin o tym wie?
Pochyli�am si�, �eby zerwa� �d�b�o bardzo zielonej genomodyfikowanej trawy.
- Colinie, nie uwa�asz, �e gdyby Superbystrzy chcieli, �eby Jennifer Sharifi i reszta ich dziadk�w wyszli z wi�zienia, to ju� by ich stamt�d wyci�gn�li? To chyba oczywiste, �e m�odzi kontrrewolucjoni�ci chc�, �eby banda senior�w pozosta�a dok�adnie tam, gdzie jest.
Chyba zirytowa�am go jeszcze bardziej.
- Diano, Superbezsenni nie s� bogami. Nie mog� panowa� nad wszystkim. To tylko ludzie.
- Wydawa�o mi si�, �e wed�ug waszych standard�w ju� lud�mi nie s�.
Pu�ci� to mimo uszu. A mo�e nie.
- Powiedzia�a� mi wczoraj, �e uwierzy�a� w sens zwalczania nielegalnych eksperyment�w genetycznych. Takich eksperyment�w, kt�re mog� w nieodwracalny spos�b zmieni� ludzko��.
Przypomnia�am sobie obraz Katousa roztrzaskanego o p�yty chodnika, a nad nim roze�mian� Stephanie. "Ciastko, prosz�!" Rzeczywi�cie powiedzia�am Colinowi, �e uwierzy�am w sens powstrzymywania rozwoju in�ynierii genetycznej, ale nie dla powod�w tak prostych, jak te podane przez niego. Nie chodzi�o bynajmniej o to, �e mia�am co� przeciwko nieodwracalnym zmianom u ludzi - prawd� m�wi�c, cz�sto mia�am wra�enie, �e to nie by�by taki zn�w z�y pomys�.
Rodzaj ludzki nie wydawa� mi si� a� tak doskona�y, by na wieki zakaza� w nim wszelkich zmian. Niemniej, jako� nie chcia�o mi si� wierzy�, �e z ca�ej gamy mo�liwych przekszta�ce� wybrano by akurat te najw�a�ciwsze. Moje w�tpliwo�ci budzili wybieraj�cy, nie za� sam fakt dokonywania wyboru. Stanowczo za daleko ju� posun�li�my si� w kierunku wyznaczanym przez Stephanie, kt�ra traktowa�a rozumne formy �ycia na r�wni z papierem toaletowym. Dzisiaj pies, jutro kosztowni a bezproduktywni Amatorzy �ycia, a kto pojutrze? Podejrzewam, �e Stephanie zdolna by�aby do ludob�jstwa, je�li tylko znalaz�aby w nim korzystny dla siebie cel. O to samo mog�am podejrzewa� wielu innych Wo��w. Czasami nawet sama o tym my�la�am, cho� nigdy wtedy, kiedy my�la�am naprawd�. To w�a�nie ta bezmy�lno�� by�a dla mnie najbardziej wstr�tna. W�tpi�, czy Colin potrafi�by to zrozumie�.
- Zgadza si� - przytakn�am. - Chc� pom�c w zwalczaniu nielegalnych eksperyment�w genetycznych.
- I chc� ci powiedzie�, i� wiem, �e za tym twoim chaotycznym stylem bycia kryje si� lojalny i powa�ny obywatel Stan�w Zjednoczonych.
Och, ten Colin. Nawet podwy�szone IQ nie pomo�e mu widzie� �wiata inaczej ni� tylko w kategoriach binarnych. Do przyj�cia - nie do przyj�cia. Dobre - z�e. W��czy� - wy��czy�. A rzeczywisto�� jest o ile� bardziej z�o�ona. Zreszt� chodzi nie tylko o to - on mnie ok�amywa�.
Jestem ca�kiem niez�a, je�li chodzi o wykrywanie k�amstw. O wiele lepsza ni� Colin w ich ukrywaniu. Nie mia� zamiaru zaufa� mi na tyle, by zawierzy� jakie� istotne informacje o projekcie - czego by ten nie dotyczy�. Zosta�am zbyt pospiesznie zwerbowana, by�am zbyt chaotyczna, zbyt nierzetelna. To, �e porzuci�am szkolenie przed jego uko�czeniem, oznacza�o de facto nierzetelno�� i brak lojalno�ci i dyskwalifikowa�o mnie we wszystkich naprawd� istotnych zadaniach. W taki w�a�nie spos�b rozumuj� te rz�dowe typki. I by� mo�e maj� racj�.
Je�eli Colin powierzy mi nadz�r nad kim�, b�dzie to wy��cznie dzia�anie wspieraj�ce, potr�jnie na zapas. Istnia�a na to nawet specjalna teoria w inwigilacyjnej praktyce: tanio, w ograniczonym zakresie i poza kontrol�. Powsta�a w robotyce, ale wkr�tce przeniesiono j� do roboty policyjnej. Je�li b�dzie odpowiednio du�a liczba zwiadowc�w o �ci�le wyznaczonym zakresie zada�, nie zdo�aj� si� ze sob� porozumie� tak, �eby przedwcze�nie domy�li� si�, czego w�a�ciwie szukaj�. W ten spos�b mo�na osi�gn�� zupe�nie nieoczekiwane wyniki, Colinowi by�am potrzebna jako ekwiwalent wolnego strzelca.
Nie przeszkadza�o mi to zbytnio. Przynajmniej b�d� z dala od San Francisco.
- Ostatnio - m�wi� dalej Colin - Superbystrzy przedostaj� si� na teren Stan�w Zjednoczonych, pojedynczo i dw�jkami, bardzo zakamuflowani zar�wno kosmetycznie, jak i elektronicznie. Podr�uj� do rozmaitych miasteczek Amator�w �ycia i do enklaw Wo��w, a potem wracaj� na La Isla. Chcemy wiedzie�, dlaczego to robi�.
- Mo�e cierpi� na chorob� Gravisona - mrukn�am pod nosem.
- Przepraszam, co m�wi�a�?
- Pyta�am, czy s� jakie� post�py w penetracji Hueros Verdes?
- Nie - odpar�, ale przecie� nie powiedzia�by mi prawdy, gdyby rzeczywi�cie by�y. Seksualny podtek�cik umkn�� mu ca�kowicie.
- A nad kim ja mam rozci�gn�� nadz�r?
Zaskakuj�ce, czu�am w gardle banieczk� podniecenia. Od lat nic mnie ju� nie ekscytowa�o. Rzecz jasna, z wyj�tkiem Davida, kt�ry jednak zabra� ju� swoje seksowne ramiona, a tak�e swoje poczucie wy�szo�ci, i trzyma je teraz w gotowo�ci, a�eby wskoczy� na jaki� czas w sam �rodek �ycia innej kobiety.
- B�dziesz �ledzi� Mirand� Sharifi - odpowiedzia�.
- O.
- Wszelkie dane identyfikacyjne i wyposa�enie trzymam dla ciebie w schowku na stacji grawkolei. B�dziesz uchodzi�a za Amatork� �ycia.
By�o to ciut obra�liwe. Colin insynuowa�, �e m�j wygl�d nie by� a� tak ol�niewaj�cy, �eby na pierwszy rzut oka pozna� genomodyfikacj�. Ale da�am spok�j.
- Ona sama opu�ci�a wysp� tylko jeden jedyny raz. Tak nam si� wydaje. Je�li zdarzy si� to jeszcze raz, masz pod��y� za ni�.
- Ale sk�d mo�emy mie� pewno��, �e to ona? Je�eli kamufluj� si� kosmetycznie i elektronicznie, mo�e mie� inne rysy twarzy, inne w�osy, a nawet inny obraz m�zgu, kt�rym zakryje w�asny.
- To prawda. Ale ich g�owy s� troch� zniekszta�cone, troch� za du�e. Co� takiego ci�ko ukry�.
Jasne, �e o tym wiedzia�am. Ka�dy o tym wiedzia�. Trzyna�cie lat temu, kiedy Superbezsenni przybyli tu po raz pierwszy z Azylu, ich wielkie g�owy da�y pow�d wielu nieeleganckim �artom. W samej rzeczy wygl�da�o to tak, �e to w�a�nie ich podkr�cony metabolizm i zmiany w procesach chemicznych w m�zgu spowodowa�y to i wiele innych odchyle� od normy, bo przecie� genomodyfikacje u ludzi to bardzo z�o�ona sprawa. Superbezsenni, o ile sobie przypominam, nie nale�� do szczeg�lnie przystojnych.
- Te ich g�owy nie s� a� tak wielkie, Colin. Przy zr�nicowanym o�wietleniu trudno je w og�le zauwa�y�.
- Mamy te� podczerwone zdj�cia ich organizm�w. S� w kartotece od czasu tamtej rozprawy. Nie mo�na zmieni� po�o�enia w�troby ani zamaskowa� tempa trawienia w dwunastnicy.
Ale te� i jedno, i drugie stanowi nasz� cech� rodzajow�. Zdj�� w podczerwieni jako identyfikator�w nie uznaje si� przecie� nawet w s�downictwie. Nie mo�na na nich polega�. No, ale w ko�cu lepsze to ni� nic.
Wszystko by�o lepsze ni� to nic z Davidem. Ni� to nic z Stephanie. Ni� to co� z Katousem. "Dzi�kuj� pani".
- Wypady z Huevos Verdes w ostatnim czasie bardzo si� nasili�y. Oni musz� co� planowa�. A my musimy si� dowiedzie� co - oznajmi� Colin.
- Si, senar - odrzek�am, ale nie wygl�da� na rozbawionego.
Dotarli�my niemal do granic ochronnej ba�ki. Za jej ledwo widocznym po�yskiwaniem widzia�am platform�, kt�ra podjecha�a, �eby zabra� cia�o martwego zawodnika. Widzia�am, jak jacy� Amatorzy pomagaj� d�wign�� je na platform�, gdzie� na samej kraw�dzi mego genetycznie wspomaganego wzroku. Amatorzy p�akali. Za�adowali cia�o na platform�, kt�ra ruszy�a nast�pnie po wy�cigowym torze. Po kilku metrach us�ysza�am nag�y zgrzyt i platforma stan�a. Amatorzy zacz�li pcha�. Platforma ani drgn�a. Maszyna pogrzebowa, tak jak ostatnio wiele innych, wa�niejszych maszyn, najwyra�niej si� zepsu�a.
Amatorzy �ycia stali dooko�a, wpatruj�c si� w ni� w oszo�omieniu, bezsilni.
Posz�am za Colinem do budynku G-14, sko�owana - w�a�nie tak, jak powinnam, b�d�c ofiar� choroby Gravisona.
2
Billy Washington: East Oleanta w stanie Nowy Jork
JAK SI� TYLKO DOWIEDZIA�EM O TYM W�CIEK�YM szopie, pierwsze, co zrobi�em, to polecia�em z