4297

Szczegóły
Tytuł 4297
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4297 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4297 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4297 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

_____________________________________________________________________________ Margit Sandemo SAGA O LUDZIACH LODU Tom XIX Z�by smoka _____________________________________________________________________________ ROZDZIA� I Z�by smoka, rzek� pewnego dnia Ulvhedin w chwili roz�alenia. Ludzie Lodu s� niczym smocze z�by. Mia� na my�li bohatera z greckiego mitu, kt�ry unicestwi� smoka, a potem zasia� jego z�by. Wkr�tce wyr�s� z ziemi ca�y zast�p wojownik�w. Wszyscy s�dzili, �e po niezwyk�ym czynie m�odziutkiej Shiry Ludzie Lodu uwolnili si� od przekle�stwa. �adne z dzieci, kt�re w kolejnym pokoleniu przysz�y, na �wiat, nie by�o dotkni�te. Elisabet, Solve, Ingela i Arv... Czy to nie wspania�a m�odzie�? Ale Ulvhedin wiedzia� swoje. Wiedzia�, �e Shira da�a jedynie podstawy do pokonania przekle�stwa. Odnalaz�a jasn� wod� �ycia, kt�ra mog�a z�agodzi� dzia�anie wody z�a, zakopanej w ziemi przez Tengela Z�ego. Teraz nale�a�o jedynie odnale�� miejsce, w kt�rym ukry� naczynie z wod�, i to zanim zn�w przebudzi si� do �ycia. �wiadomo�� ta dzia�a�a parali�uj�co na Ulvhedina. Nikt inny w rodzinie nie przejmowa� si� tym a� tak bardzo, wszyscy s�dzili bowiem, �e przekle�stwo zosta�o z nich zdj�te. Jedynie Ulvhedin wiedzia�, �e z�by smoka ju� zakie�- kowa�y. Opowie�� ta b�dzie o dotkni�tym, kt�rego losy najbar dziej przypomina�y histori� Tronda, syna Arego, �yj�cego dawno, dawno temu. Trond nie nosi� �adnych zewn�trznych oznak obei��enia przekle�stwem. By� zwyk�ym ch�opakiem, z pocz�tku nawet niczego nie�wiadomym. Ale Tengel Dobry, jego dziad, wiedzia�. Dostrzega� ��ty blask zapalaj�cy si� czasami w oczach Tronda, spogl�da� w dusz�, w kt�rej tkwi�y odpryski z�ego dziedzictwa Ludzi Lodu. �wiadomo�� sp�yn�a na Tronda nagle; przekle�stwo wybuch�o w ci�gu kilku dni, eksploduj�c podczas pr�by zg�adzenia brata, Tarjeia. Zapragn�� za wszelk� cen� zdoby� naj�wi�tszy skarb Ludzi Lodu, czarodziejskie, lecznicze �rodki, kt�re uzna� za swoje. Z�e dziedzictwo odezwa�o si� w Trondzie pod wp�ywem wojny, zabijania i rozlewu krwi. Historia jego krewniaka, �yj�cego wiele lat p�niej, przedstawia�a si� nieco inaczej, ale ��czy�o ich jedno: nikt z rodziny i otoczenia nie wiedzia�, co kryje si� w ich duszach. Rodze�stwo Solve i Ingela, dzieci Daniela, by�o bardzo �adne. Ciemni, o interesuj�cej karnacji i brunatnych oczach. Bystrzy, weseli, mili dla otoczenia. Babcia Ingrid mia�a wszelkie podstawy, by by� dumna z wnu- k�w. Ju� we wczesnym dzieci�stwie poznali histori� Ludzi Lodu i ci���cego na nich przekle�stwa. Niewielkie jednak wywar�a na nich wra�enie. Mieszkali bowiem w bezpiecznym domu wraz z matk� i ojcem w pobli�u pi�knego dworu Skenas w Vingaker w Szwecji, gdzie na stare lata przeni�s� si� Goran Oxenstierna. Wszystko wok� nich by�o spokojne i harmonijne. Goran Oxenstierna, kt�ry wraz z Danem i Danielem bra� udzia� w bitwie pod Villmanstrand w Finlandii i tam zosta� ranny, do�y� p�nej staro�ci. Po�lubi� o dwadzie�cia siedem lat m�odsz� hrabiank� Sar� Gyllenborg, c�rk� cz�onka Rady Kr�lewskiej. Mieli czworo dzieci, lecz tylko dwoje z nich odegra�o jak�kolwiek rol� w �yciu Daniela Linda z Ludzi Lodu, Solvego i Ingeli. Jeden z nich, Axel Fredrik, w czasie gdy zaczyna si� ta historia by� zbyt m�ody, by mie� wp�yw na bieg wydarze�. Drugi to najstarszy brat, Johan Gabriel, kt�ry wcze�nie objawi� sw�j niezwyk�y talent. Johan Gabriel Oxenstierna, kt�rego imi� do dzisiaj cieszy si� dobr� s�aw� w historii literatury szwedzkiej, by� marzycielem, cz�owiekiem niezwykle utalentowanym i wra�liwym. Wcze�nie zacz�� uk�ada� kr�tkie wierszyki, kt�re odczytywa� swym przyjacio�om, Solvemu i Ingeli, ale poza nimi nikt jeszcze wtedy o jego poezji nie s�ysza�. Prowadzi� te� dziennik, utrzymany w stylu r�wnie romantycznym co wiersze. Do�� wcze�nie bohaterk� jego dzie� sta�a si� niejaka Themira, w rzeczywisto�ei szafarka na Skenas, Anna Kinvall. Johan Gabriel mia� pi�tna�cie lat, ona - dwadzie�cia trzy. W tym czasie z pami�tnika i jego wierszy wprost bi�o mi�osne uniesienie i b�ogie szcz�cie. Johan Gabriel powierza� dziennikowi tajem nice, kt�rymi dzieli� si� tylko ze starszym o rok przyjacielem, Solvem. Ingela, m�odsza od Johana Gabriela o dwa lata, by�a ura�ona jego fascynacj�, sama bowiem troszeczk� si� w nim podkochiwa�a. Za nic w �wiecie jednak nie zdradzi�aby si� z tym uczuciem! Ingela by�a bardzo dumn� dziewczyn�, a wiedzia�a, �e nie b�d�c szlachciank�, nigdy nie dostanie Johana Gabriela Oxenstierny za m�a. Jej uczucie by�o s�odko-gorzkim zadurzeniem na odleg�o�� i wcale nie chcia�a wiedzie�, czy romantyczne zaloty Johana Gabriela do Anny Kinvall przerodzi�y si� w co� wi�cej. Solve by� zupe�nie innym typem. Pogodny, szczery, otwarty i bezpo�redni, �atwo zjednywa� sobie przyjaci�. Ale w jego duszy kry�y si� tak�e zal��ki innych cech charakteru... Po raz pierwszy odkry� je w wieku dwunastu lat. Poszli wtedy z Ingel� na Skenas, by bawi� si� z ch�op- cami Oxenstiern�w. Zaproszono ich na przyj�cie, Johan Gabriel ko�czy� w�wczas jedena�cie lat i zebra�o si� wiele os�b, m�odszych i starszych, by uczci� jego �wi�to. Solve po raz pierwszy ujrza� wtedy zbi�r broni Gorana Oxenstierny. Zobaczy� tam mi�dzy innymi pistolet wyk�adany srebrem, kt�ry zafascynowa� go wprost niewiarygodnie. "Chcia�oby si� taki mie�", westchn��, a� obecni przy tym u�miechn�li si�, rozbawieni zachwytem dwunastolat- ka. Nie tylko wieczorem nieustannie my�la� o pistolecie, ale i �ni� o nim przez ca�� noc. A kiedy zbudzi� si� nast�pnego ranka, ku wielkiemu przera�eniu ujrza� przedmiot swych marze� na stole w sypialni. Wiedzia�, �e nigdy nic otrzyma�by go w prezencie, na to pistolet by� Goranowi Oxenstiernie zbyt drogi, zbyt wiele wi�za�o si� z nim wspomnie�. Policzki Solvego pa�a�y. Kto? I dlaczego? Wprawdzie okno by�o otwarte, ale kt� dobrowolnie chcia�by przedziera� si� przez g�szcz rosn�cych pod nim pokrzyw? A zreszt� tam wcale nie wida� �adnych �lad�w. Solve by� uczciwym ch�opcem, w ka�dym razie w�w- czas jako dziecko. Bez wahania chwyci� wi�c pistolet i pobieg� z nim na Skenas. Nie m�g� ot tak, po prostu, od�o�y� go na miejsce, nie mia� prawa wchodzi� do �rodka bez zaproszenia. Nieco dr��cym g�osem poprosi� wi�c o rozmow� z genera�em majorem Goranem Oxenstiern�, ojcem Johana Gabriela. Zosta� przyj�ty i podniecony opowiedzia�, jak to przed chwil� w�a�nie znalaz� pistolet u siebie na stole, cho� poprzedniego wieczoru wcale go tam nie by�o. - Nie mog� tego poj�� - rzek� oszo�omiony Goran Oxenstierna. - Nikt nie wchodzi� tutaj po tym, jak zamkn��em pistolet w skrzyni. Okno, co prawda, jest otwarte, ale przecie� to pi�tro! - Ja tak�e tego nie rozumiem - stwierdzi� Solve. - Kto m�g� wej�� do mego pokoju noc�? W ka�dym razie chcia�em go odda� od razu i prosi�, by�cie sobie nic z�ego o mnie nie my�leli. Nie jestem z�odziejem. - Wiem o tym, Solve. Kto� widocznie chcia� sp�ata� ci figla lub te� doprowadzi� do tego, by� zosta� oskar�ony o kradzie�. Zbadam t� spraw�. Mimo wysi�k�w nie zdo�ali jednak niczego wyja�ni�. Pewne �wiat�o pad�o na owo wydarzenie dopiero, gdy Solve sko�czy� szesna�cie lat, a zauroczenie Johana Gabriela Themir�, czyli Ann� Kinvall, osi�gn�o szczyt. Zainspirowany histori� mi�o�ci przyjaciela, tak�e i Sol- ve zacz�� ogl�da� si� za jedn� ze s�u��cych na Skenas. Na imi� mia�a Stina. By�a du�� i krzepk� doros�� dziewczyn� i z ca�� pewno�ci� dawno ju� straci�a wianek. Solve, kt�remu spokoju nie dawa�a t�tni�ca w �y�ach dojrzewaj�ca krew, zacz�� wieczorami snu� zakazane, roznami�tnione marzenia. Pewnego dnia zobaczy� Stin� przy pomo�cie do prania. Sp�dnic� mia�a podkasan� wysoko, w s�o�cu b�yska�y mocne uda. Wieczorem fantazje Solvego by�y jeszcze bardziej zmys�owe. Wyobra�a� sobie te uda, na kt�rych l�ni�cej sk�rze strugi wody pozostawi�y po�yskuj�ce krople. Wyobra�a� sobie, �e je g�adzi, nie w d�, w stron� kolan, lecz w g�r�, ku nieznanym tajemnicom. - Stino - szepn��. - Stino, przyjd� do mnie! Pragn� ci�! W chwil� p�niej skrzypn�y drzwi do jego pokoju. Kto� wszed� do �rodka. Solve zdumiony usiad� na ��ku. By�a to Stina. W p�mroku jasnej letniej nocy u�miechn�a si� do niego niepewnie. Niezdarnie zacz�a rozwi�zywa� fartuch. Solve, kt�ry do tej pory tylko si� w ni� wpatrywa�, naraz ockn�� si� i zerwa� na r�wne nogi. - Mia�am jakby wra�enie, �e m�ody panicz chcia�, �ebym przysz�a - odezwa�a si�, pokrywaj�c zawstydzenie chichotem. - Sk�d wiedzia�a�? - zapyta� uszcz�liwiony. - Sk�d mog�a� o tym wiedzie�? Umys� jego jednak w tej chwili nie by� w stanie skupi� si� na rozmy�laniu, w jaki spos�b mog�o doj�� do takiego cudu. Teraz Solve sk�ada� si� wy��cznie z pobudzonych a� do wibracji, rozedrganych zmys��w. Poniewa� Stina wydawa�a si� taka ch�tna, zebra� si� na odwag� i ostro�nie uni�s� grub�, najpewniej w�asnor�cznie utkan� sp�dnic�. Uyrza� jej stopy i kostki... O, niebiosa, c� mnie w takiej chwili obchodzicie? pomy�la� blu�nierezo. Nie ma nic cudowniejszego ponad ten widok! Wzorowa� si� zawsze na Johanie Gabrielu, ale nie wiedzia�, na ile ziemskie by�o uczucie przyjaciela dla Anny Kinvall. Co prawda przypuszcza�, �e zwi�zek ten, cho� tak pe�en uniesie�, nadal nie przekracza� dozwo1onych granic, ale pewno�ci nie mia�. Anna, Themira Johana Gabriela, prawdopodobnie uczyni�a pierwszy krok, wszak by�a o wiele starsza i bardziej do�wiadczona. Solve chcia� robi� to samo co Johan Gabriel, a wyobra�a� sobie, �e Anna Kinvall zwabi�a ju� m�odego szlachcica na zakazane �cie�ki. Wiedzia�, �e spotykaj� si� od czasu do czasu - b�d� nad rzek�, gdzie nikt nie m�g� ich zobaczy�, b�d� w parku czy lesie. Akurat w tym momencie wola� nie dopuszcza� my�li, �e Johan Gabriel prawdopodobnie nigdy nie poha�bi�by cnoty �adnej kobiety, a jego schadzki najpewniej wype�nia�y przepojone egzaltacj� rozmowy, podczas kt�rych on, obrazowo m�wi�c, nosi� wybrank� swego serca na r�kach i okazywa� jej uwielbienie niczym bogini. Nie, w tym momencie Solve pragn�� wierzy�, �e przyjaciel uczyni� decyduj�cy krok z pe�nym przyzwoleniem Anny. Solve m�g� zatem p�j�� za jega przyk�adem! Ostro�nie wi�c podci�gn�� sp�dnic� jeszcze wy�ej. O, Stina mia�a pi�kne nogi, nawet je�li zbyt mocne i z nadto chropaw� sk�r�. Ale to pewnie jego dotyk sprawi�, �e pokry�y si� g�si� sk�rk�. Jak�e wspaniale by�o m�c otoczy� d�o�mi jej kolana! Ogarn�o go dr�enie, tak cudownie przyjemne... Stina w milczeniu siedzia�a na skraju ��ka, u�miech- ni�ta oddycha�a ci�ko. - Ach, wi�c panicz zapragn�� wkroczy� w doros�e �ycie - szepn�a w ko�cu, gdy odwa�y� si� po�o�y� d�o� na jej udzie. Solve nie by� w stanie odpowiedzie�. Czu�, jak krew pulsuje mu w �y�ach, a w g�owie a� szumi. Cia�o p�on�o, t�tni�o w nim i wibrowa�o; poczu� wilgo� na spodniach, ale by�o za ciemno, by ona mog�a to zobaczy�. Dla Stiny jednak nie by�a to pierwszyzna, a ten m�odzieniaszek, kt�remu mleko nie wysch�o jeszcze pod nosem, zbyt wolno, jak dla niej, posuwa� si� naprz�d. Nigdy w �yciu pewnie nie zrozumie, co w ni� wst�pi�o, �e o�mieli�a si� wkrnczy� prosto do jego sypialni! Solve Lind z Ludzi Lodu pochodzi� wszak z jednej z bardziej szacownych rodzin na dworze. Oczywi�cie nie tak szacownej jak Oxenstiernowie, sami pa�stwo, ale Lind�w z Ludzi Lodu nigdy nie traktowano jako s�u�by, mieli zdecydowanie wy�sz� pozycj�. Powiadano, �e ojciec Solvego, Daniel, nie tylko pe�ni� obowi�zki adiutanta Gorana Oxenstierny, a�e by� tak�e badaczem, a jego �ona - wielk� pani�! Teraz jednak nie by�o ich w domu. Siostra panicza, Ingela, wyjecha�a wraz z rodzicami, Solve zosta� wi�c sam. Mo�e w�a�nie dlatego Stina o�mieli�a si� przyj�� do niego? Nie, c� za g�upstwa, na co jej tacy m�odzieniaszkowie, kiedy mog�a mie� ka�dego doros�ego parobka, kt�rego tylko chcia�a! Ale ona po prostu mia�a ochot�! Mi�o od czasu do czasu posmakowa� takiego kogucika! Jaki� ten ch�opak niezgrabny! B�dzie musia�a mu troch� pom�c. Nie oci�gaj�c si,g unios�a sp�dnic� a� do pasa; nic pod ni�, rzecz jasna, nie mia�a, by�o przecie� lato i tak ciep�o. Biedaczysko, dyszy ci�ko jak ryba wyj�ta z wody, chyba nie zemdleje? Nie, Solve nie zemdla�, ale czu�, jak p�on� mu wargi i krew wrze w ca�ym ciele. Poczu� zawr�t g�owy, gdy spojrza� na ciemny tr�jk�t. Nie zdawa� sobie w pe�ni sprawy, �e jego d�a� dotkn�a owego cudownego miejsca; uczyni� to tak gwa�townie, �e poci�gn�� za skr�cone w�osy, budz�c gniew Stiny. Trwa�o to jednak tylko moment. Solve, kompletrue ju� oszo�omiony, us�ysza� szept dziewczyny: - Nie tak szybko, m�j mi�y, nie rozbierzesz najpierw mnie i siebie? Ockn�� si� z os�upienia, wpatnony w ni�, le��c� na plecach na brzegu ��ka. - Tak... tak, ju� - wyj�ka�. Z ca�ych si� staraj�c si� zapanowa� nad sob�, zdo�a� wreszcie skupi� si� na rozsznurowywaniu jej bluzki i popad� w nowy zachwyt na widok cud�w, kt�re wy�oni�y si� spod p��tna. Biedny Solve, ledwie zd��y� ich dotkn��, a jego pierwsze mi�osne do�wiadczenie dobieg�o ko�ca. O, b�lu i wstydzie! C� ona na to powie? - No ju�, ju�, spokojnie, to przecie� �adna katastrofa - zaszczebiota�a. - B�dzie jeszcze dosy� okazji. �ci�gnij teraz te zabrudzone spodnie, a Stina ju� postara si� o�ywi� ma�ego przyjaciela! Tak te� si� sta�o. Solve nie m�g� poj��, w jaki spos�b zdo�a� to osi�gn��. Stina jednak okaza�a si� niezwykle do�wiadczona; umiej�tnie pobudza�a ch�opca, bawi�a si� z nim i pie�ci�a, po czym usiad�a na nim i u�atwi�a mu wej�cie. A potem ju� w niej by� i nie pami�ta� o niczym poza tym, �e le�y w gor�cych obj�ciach kobiety i �e najwyra�niej co� mu si� uda�o, zacz�a si� bowiem wi� i z j�kiem jeszcze mocniej przyciska� do niego. Mia� wra�enie, �e znalaz� si� w niebie i �e taka w�a�nie b�dzie reszta jego �ycia. Stina tak�e by�a zadowolona i obieca�a przyj�� zawsze wtedy, kiedy tylko m�ody panicz zapragnie. Z zachwytem wpatrywa� si� w jej pospolit� twarz o grubych rysach. Jego uniesienie wynika�o przede wszystkim z w�asnej dumy, �e mu si� powiod�o. By� teraz prawdziwym m�czyzn�. Zwyci�sko przeszed� pr�b�. Tak, rzecz jasna, przywo�a j� jeszcze kiedy� zn�w, gdy nadarzy si� okazja i nikt ich nie b�dzie widzia�. Cho� oczywi�cie nie by�a jego idea�em. �wiat stan�� teraz przed nim otworem, wszystkie kobiety, gdyby zechcia�, nale�a�yby do niego. Ogarn�a go tak wielka �mia�o��, �e w radosnym oszo�omieniu przygarn�� j� do siebie i u�cis- n�� dziko, niepohamowanie. Stina, kt�ra s�dzi�a, �e ch�opak jest w niej do szale�stwa zakochany, roze�mia�a si� z wy�szo�ci� do�wiadczonej kobiety. Biedaczek, wpad� po same uszy! pomy�la�a. Bo te� przyjemnie by�o popatrze� na m�odego pana Solvego, na ciemnobr�zowe, niemal czarne oczy i g�ste rz�sy, jakie ona sama chcia�aby mie�, na grzyw� brunatnych lok�w opadaj�cych na czo�o, na zmys�owe usta. By�o w tym ch�opcu co� wyzywaj�cego, bezwzgl�dnego. Cho� teraz jeszcze po dziecinnemu niezgrabny, gdy doro�nie, mo�e sta� si� bardzo, bardzo niebezpieczny! Nie wiadomo, co wykluje si� z tego ��todzioba. Mia� w oczach szata�sk� wprost ��dz� przyg�d, cho� mo�e na razie tylko ona j� dostrzeg�a. Teraz, gdy tak by� oszo�omiony zwyci�stwem, wida� to by�o wyra�nie. Co za szaleniec, zerwa� si� z ��ka i skaka� do g�ry, jakby zamierza� wybi� dziury w pod�odze. Nie wygl�da� szczeg�l- nie powa�nie, zw�aszcza �e nie mia� na sobie spodni! Stina tak�e nie mog�a powstrzyma� si� od �miechu. Zn�w rzuci� si� ku niej, �ciska� i ca�owa� jak op�tany, ale jakby nie do ko�ca zdawa� sobie spraw�, �e to w�a�nie ona jest przy nim. W tym ta�cu mog�aby uczestniczy� jakakolwiek dziewczyna. Ka�da inna na miejscu Stiny poczu�aby si� ura�ona, ale ona nie nale�a�a do tych, co bardzo si� przejmuj�! Mia�a i tak dosy� m�czyzn. - Ty wariacie - u�miechn�a si�, - Dzi�kuj� ci za wszystko. Po jej wyj�ciu Solve le�a� z szeroko otwanymi oczyma. D�ugo nie opuszcza�o go uniesienie. Ale kiedy emocje nieco opad�y, zacz�� si� zastanawia�... Przemyka�y mu przez g�ow� wspomnienia z dzieci�- stwa, ulotne niczym szepty duch�w. Koci�tko, kt�rego pragn�� bardziej ni� wszystkiego innego na �wiecie... Dosta� je wbrew wszelkim zasadom zdrowego rozs�dku, gdy� matka nie znosi�a kot�w. Parobek, kt�rego nienawidzi� tak gor�co, i� �yczy� mu, by ten sma�y� si� w piekle i kt�ry tego samego dnia potkn�� si� i wpad� wprost w ognisko, rozpalone za obor�. Poparzy� si� dotkliwie, tak dotkliwie, �e Solvego dr�czy�y wyrzuty sumienia. Uwa�a�, �e to jego wina, poniewa� tak �le �yczy� ch�opakowi. A je�li by�o tak naprawd�? Stara� si� przypomnie� sobie wi�cej podobnych zdarze�, ale wszystko pozostawa�o takie niejasne. Nigdy bowiem wcze�niej nie rozwa�a� mo�liwo�ci, by... Solve poderwa� si� z ��ka i usiad� przy stole. Letnia noc dobiega�a kresu, na dwarze by�o ju� jasno jak w dzie�. Na przeciwleg�ej stronie sto�u sta� koszyk z chlebem, przeznaczonym tylko dla niego, jako �e pozostali domownicy wyjechali. Otwiera� i zaciska� d�onie, otwiera� i zaciska�, bez ko�ca nerwowo oblizywa� wargi, pot perli� mu si� na czole. My�li w jego g�owie kr��y�y niczym zawierucha, wr�cz tr�ba powietrzna, jakby nie chcia�y ukaza� si� jasno i otwarcie. My�li o Ludziach Lodu. O jego w�asnym pokoleniu, kt�rernu zasta�o oszcz�dzone przeklemstwo. Nie by�o w nim nikogo dotkni�tego. Nikogo dotkni�tego! Br�zowe oczy, mam ciemnobr�zowe aczy. Wygl�dam normalnie, ani �ladu �adnych u�omno�ci. Nikt nigdy nie wspomnia� o niczym szczeg�lnym, co by mnie dotyczy�o, nikt nigdy... Z wysi�kiem odetchn�� g��boko, powoli, jakby znaj- dowa� si� w pomieszczeniu, w kt�rym brakuje powietrza. W piersiach poczu� przedziwny ucisk. Powiedzia� g�o�no i wyra�nie: - Chc� tego chleba. Teraz! Napi�cie w ca�ym ciele a� wibrawa�o. Broda trz�s�a si�, szcz�ka� z�bami. Ca ja robi�? Co robi�? Babcia Ingrid... twierdzi�a kiedy�, �e Ulvhedin... �e Ulvhedin, ta stara bestia, m�wi� o smoczym nasieniu? Solve by� bardzo oczytany, zna� greckie mity, tak�e ten o Jazonie, kt�ry zasia� z�by smoka. Ulvhedin sugerowa�, �e Ludzie Lodu wcale nie uwolnili si� od przekle�stwa. Ulvhedin, ten potw�r z podziemnego �wiata, a jedno- cze�nie taki �yczliwy cz�owiek o p�on�cym wzroku, tak, on wiele wiedzia�. Przed oczami Solvego przesuwa�y si� kolejne obrazy z w�asnej przesz�a�ci. Solve nie zawsze by� dobrym ch�opcem, o, nie! Na poz�r - wspania�y, wymarzony syn, z kt�rego radzice mogli by� tylko dumni. Ale jak on si� naprawd� sprawo wa�, kiedy od czasu do czasu bardzo mu na czym� zale�a�o? W czepku urodzony, wiele razy �mia� si� ojciec, Daniel. Doprawdy, Solve, szcz�cie ci� nie opuszcza, masz powodzenie we wszystkim! Solve widzia� teraz swoje dzieci�stwo w zupe�nie innym �wietle. Tak, �atwo mu przychodzi�o zdobycie ka�dej rzeczy, kt�rej pragn��. Zawsze jednak przyjmowa� za naturalne to, �e wszystko wpada mu prosto w r�ce. A je�li wcale nie by�o to takie naturalne? Trudno oceni�, najcz�ciej bowiem chodzi�o o b�ahostki lub drobne wydarzenia, kt�re r�wnie dobrze mog�y by� wynikiem przypadku. Przypadku? A pistolet ze srebrnymi okuciami? A Stina? Dobry Bo�e, zbaw mnie ode z�ego! Nie, c� za g�upstwa, to ptzecie� tylko zabawa! - Chc� tego chleba! Teraz! Intensywnie wpatrywa� si� w koszyk z chlebem, stoj�cy po drugiej stronie sto�u. To szale�stwo, chyba co� mnie op�ta�o. O czym ja my�l�? - Chc� tego chleba! Teraz! - powt�rzy�, mocno akcentuj�c ka�d� sylab�. Nic si� nie wydarzy�o. Co on sobie w og�le wyobra�a? A ten raz, kiedy urz�dzili zawody w rozmaitych konkurencjach, i on, Solve, wygrywa� we wszystkich, nawet w tych, w kt�rych wi�ksze szanse na zwyci�stwo mieli synowie Oxenstiern�w albo Ingela? Jak w�a�ciwie do tego dosz�o? Pami�ta�, �e ogarn�o go nieprzemo�ne pragnienie zwyci�stwa i po prostu wygra�. Tak, bowiem Solve by� jednym z tych, kt�rzy chc� si� wyr�ni�, by� we wszystkim najlepszymi. W�adza, czy� w�adza nie by�a szczytem jego marze�, cho� do tej pory objawia�o si� to jedynie w formie nie�mia�ych, dziecinnych fantazji? Nigdy dot�d nie zastanawia� si� nad tym, jakie mia� pragnienia i w jaki spos�b je realizowa�. Ale pistolet? I teraz Stina? Ostre, tworz�ce szczeg�ny nastr�j �wiat�o porannego s�o�ca pad�o na zbocze, na kt�rym sta�a obora. Nikt jeszcze nie wsta� i Solve przypuszcza�, �e Stina tak�e w�lizgn�a si� do ��ka w komorze dziewek s�u�ebnych, znajduj�cej si� po przeciwleg�ej stronie podw�rza. Owoce jarz�biny po�yskiwa�y intensywn� czerwieni� na �licznych drzewach rosn�cych w miejscu, gdzie zaczyna� si� r�w przecinaj�cy pole. Wstawa� jeszcze jeden upalny sierpniowy dzie�. Solve poczu� g��d. Teraz naprawd� chc� tego ch�eba, pomy�la�. Nie s� to ju� wcale puste s�owa, kt�re powtarzam, by si� o czym� przekona�. Jestem g�odny i chc� je��. Ju�! Przeci�g�y d�wi�k, jakby trzeszczenie, sprawi�, �e gwa�townie zadr�a�. W ciszy d�wi�k zabrzmia� bardzo ostro. Poczu�, �e pa�� go policzki, a serce dudni. Talerz z chlebem... czy si� nie poruszy�? Nie zb��iy� odrobin�? Nie, to niemo�liwe, �miesznie by�oby nawet pomy�le� co� tak nieprawdopodobnego! Solve siedzia� skulony przy stole. Trzyma� w ustach jednocze�nie osiem palc�w, gryz� paznokcie i ca�y si� trz�s�. Wygl�da� w�a�ciwie bardzo dziecinnie, niemal jak karykatura przera�onego malca, ale o tym nie wiedzia� ca�kowicie poch�oni�ty tym, co si�, by� mo�e, wydarzy�o. Powinien wyrazi� na g�os swe �yczenie jeszcze raz, ale nie by� w stanie tego uczyni�. Dobry Bo�e, pomy�la�. Dobry Bo�e, to by�o co innego, to nie m�g� by� koszyk z chlebem, oszala�em, oszala�em! Przesiedzia� tak co najmniej dziesi�� minut. Stara� si� st�umi� wzburzenie, jakie ogarn�o jego cia�o i dusz�, a� wreszcie uspokoi� si� na tyle, �e zn�w poczu� g��d. Czy mam to zrobi�? Czy si� o�miel�? Koncentruj�c si� mocno na swym �yczeniu, dr��cym g�osem wymamrota�: - Chc�... Chc� tego chleba. Teraz, od razu! Szuuu! I koszyk z chlebem gwa�townie przelecia� przez st�, zatrzymuj�c si� na jego ramieniu. Solve podskoczy�, zako�ysa� si� do ty�u i spad� ze sto�ka na pod�og�. Przez chwil� le�a�, bij�c r�kami w powietrzu i usi�uj�c si� podnie��, ra�ony strachem tak wielkim, �e ma�o brakowa�o, a straci�by kontrol� nad sob�. Stan�� w ko�cu na czworakach, podczo�ga� si� do ��ka i niezgrabnie wci�gn�� na nie. Nie mia� odwagi spojrze� na st�. Odczeka� d�ug� chwil�, a� w ko�cu zerkn��. Ostro�nie przez szpary mi�dzy palcami. Zapar�o mu dech w piersiach. Tak, koszyk z chlebem sta� po jego stronie sto�u. Solve zapomnia� o g�odzie i wsun�� si� pod przykrycie. Le�a� zdj�ty d�awi�cym go strachem. Nie �mia� spojrze� ponownie, ale z czasem na tyle doszed� do siebie, �e zacz�� my�le� normalnie. To prawda, pomy�lal. To ja jestem brakuj�cym dotkni�tym! Moje pokolenie nie uchroni�o si� przed przekle�stwem. Kolejn� d�ug� chwil� le�a� nieruchomo, a� pod przy- kryciem nie by�o czgm oddycha�. Musia� wyjrze�, by nabra� powietrza w p�uca. Pianie koguta przywr�ci�o mu poczucie rzerzyaristo�ci, doda�o otuchy. Nie by� ju� taki samotny w ciszy poranka. O�mieli� si� nawet spojrze� jeszcze raz na st�. By� ju� teraz spokojny. Na twarzy powoli rozkwita� mu u�miech. Najpierw leciutki, potem coraz szerszy. Nareszcie dotar�a do niego prawda. Mo�liwo�ci! Och, Bo�e, by�y wprost nieograniczone! Bez po�piechu zacz�� je rozwa�a�. Czeg� to nie b�dzie m�g� osi�gn�� jako jeden z dotkni�tych z Ludzi Lodu! Na dodatek znajdowa� si� w o wiele lepszej sytuacji ni� wszyscy jego poprzednicy; gdy� nikt nie wiedzia�, co on potrafi! Nikt nawet nie przypuszcza�, �e jest dotkni�tym. To w�a�nie by�a chwila, kt�ra mia�a zadecydowa� o ca�ym jego �yciu. M�g� by� pomy�le�: Nikt nie wie, �e nale�� do wybranych! By�oby to bardziej naturalne, jako �e nie mia� �adnej z zewn�trznych, straszliwych cech dotkni�tych. Ale nie, Solve natychmiast zda� sobie spraw�, �e jest jednym z dotkni�tych, a nie wybranych. Tym samym obra� stron�. Pragn�� by� jednym z dotkni�tych, By�o to niebez- pieczne wyzwanie. Nie wr�y�o niczego dobrego. Tej nocy wiele si� w nim zmieni�o. Sta� si� nowym cz�owiekiem, cho� nie nast�pi�o to od razu, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. Przeobra�enia dokonywa�y si� powoli, przez miesi�ce i lata. Ale ostatnia noc by�a punktem zwrotnym w jego �yciu. Kiedy wyczerpany tak le�a� w ��ku w ten s�oneczny poranek, obudzi�a si� w nim inna pewno��, niesko�czenie silna i co najmniej r�wnie niebezpieczna. Nikt nie m�g� si� dowiedzie�, �e on jest dotkni�ty. Dawa�o mu to nieograniczone mo�liwo�ci! ROZDZIA� II W realnym wymiarze mi�o�� Johana Gabriela Oxenstierny do Themiry mia�a �a�osny koniec. Jej ojciec, Kinvall, bezlito�nie wyda� j� za m�� za urz�dnika prowa dz�cego ksi�gi na dworze. �w cz�owiek jednak nic a nic j� nie obchodzi�. Chyba uczucie, jakie �ywi� dla niej Johan Gabriel, naprawd� pozostawa�o odwzajemnione, cho� dzieli�a ich tak du�a r�nica wieku. Johan Gabriel cierpia� jeszcze przez d�ugi czas po tym �lubie, k�ad�cym kres jego nadziejom, ale cierpia� jak�e pi�knie! Jego "poetyczne" uczucie do Anny przetrwa�o, stawa�o si� coraz bardziej wysublimowane. Przez ca�e �ycie piel�gnowa� marzenie o Themirze. Gloryfikowa� zar�wno j�, jak i ich zwi�zek jako co� nadziemsko czystego i niesko�czenie pi�knego. Wiele wspania�ych wierszy sp�yn�o spod jego pi�ra w�a�nie za jej przyczyn�. Tak wi�c i niepozorna s�u��ca wesz�a na sta�e do historii literatury jako �r�d�o inspiracji skalda. Niebawem jednak my�li Johana Gabriela zosta�y zaprz�tni�te czym innym. Wys�ano go do Uppsali, na studia na tamtejszym uniwersytecie. Solve Lind z Ludzi Lodu, kt�ry w Johanie zawsze widzia� m�odszego brata (nie zapominaj�c, oczywi�cie, o jego wysokim urodzeniu), zacz�� prosi� ojca, by pozwoli� mu p�j�� w �lady przyjaciela. Chcia� tak�e rozpocz�� studia. Daniel d�ugo si� nad tym zastanawia�. Ch�opak ma bystry umys�, ale czy rodzin� sta� na jego dalsz� nauk�? W ko�cu podda� si�. Wszak i on sam, i jego ojciec, Dan, kszta�cili si� w Uppsali. Uzna�, �e nie mo�e odm�wi� tego swemu synowi, cho� finanse nie bardzo na to pozwala�y. W�a�ciwie rodzina Oxenstiern�w tak�e nie nale�a�a do zamo�nych, obaj wi�c ch�opcy w Uppsali musieli mocno zaciska� pasa. Przyje�d�ali do domu tak cz�sto, jak tylko si� da�o, by przez kilka dni porz�dnie si� naje�� i nabra� si� do dalszej nauki. W mie�cie uniwersyteckim nie zamieszkali razem, nie uchodzi�o bowiem, by hrabia na co dzie� przebywa� pod jednym dachem z kim�, kto nie jest szlachcicem. Widywali si� jednak cz�sto, obydwaj studiowali te same nauki humanistyczne i potrzebowali si� nawzajem. Johanowi Gabrielowi oparciem by� zdrowy rozs�dek starszego Solvego i on sam jako ochrona przed grupami agresywnych student�w, kt�rzy widzieli w poecie nieco �miesznego s�abeusza. Solve natomiast potrzebowa� przyja�ni Johana Gabriela, cho� bowiem by� otwarty, niewielu ludzi rozumia�o jego my�li i jego jakby podzielone �ycie: w po�owie w rzeczywisto�ci, w po�owie w fantastycznym �wiecie ba�ni. A Johan Gabriel Oxenstierna to potrafi�. Ten m�ody, wra�liwy elegant, mile widziany w kr�gach literackich ze wzgl�du na sw�j ujmuj�cy charakter, romantyczn� melancholi� i wielki talent poetycki, by� zdolny dostrzec w Solvem nieodkryte mo�liwo�ci. Jednak nawet mu si� nie �ni�o, co drzemie w przyjacie- lu tak naprawd�! Solve chcia� si� przenie�� do Uppsali jeszcze z innego powodu. Mia� ju� po uszy Stiny, kt�ra na dodatek kompromitowa�a go, �l�c mu porozumiewawcze spoj- rzenia, szepcz�c i chichocz�c na oczach innych s�u��cych z domostwa czy te� ze Skenas. P�yn�y lata w Uppsali. Dla Solvego by�y one interesuj�ce szczeg�lnie, nikt bowiem nie wiedzia� o niezwyk�ym podw�jnym �yciu, jakie prowadzi�. Oczywi�cie na uniwersytecie zdarza�y si� przedziwne sytuacje, jak na przyk�ad nag�e znikni�cie dziennik�w z pokoju kolegium nauczycielskiego i powt�rne si� ich pojawienie, gdy tymczasem Solve osi�ga� nieoczekiwanie dobre wyniki. Nikomu jednak nie przysz�o do g�owy, by podejrzewa� go o oszustwo, zw�aszcza �e m�g� udowodni�, i� przez ca�y czas znajdowa� si� w swej izdebce albo te� przebywa� z kolegami. Mia�y miejsce tak�e i powa�nieisze wydarzenia. Niemi�ych student�w dotyka�y rozmaite nieszcz�cia, dziewcz�ta z p�aczem zadawaly sobie pytanie, co te� w nie wst�pi�o, �e bez waharua godzi�y si� na to, czego ��da� �w m�ody, ciemnow�osy student. Raz tylko Solve dozna� lekkiego wstrz�su i w�wczas uzna�, �e musi by� ostro�niejszy. Siedzieli w�a�nie z Johanem Gabrielem w pi�knym parku Fyrisgen, w skromnej traktierni pod go�ym niebem. Dzie� by� pi�kny, rozja�niony ostrym blaskiem s�o�ca, kt�re odbija�o si� w oczach Solvego. Johan Gabriel poci�gn�� t�gi �yk piwa ze swego kufla i rzek�: - Musz� przyzna�, �e masz powodzenie u kobiet, Solve! Nigdy jeszcze nie widzia�em naszego profesora historu do tego stopnia rozw�cieczonego. Ale dobrze mu tak, zawsze si� do mnie paskudnie odnosi�, nie wiadomo dlaczego. Solve tylko skin�� g�ow�. Od dawna ju� irytowa�o go bezwstydnie niesprawiedliwe traktowanie wra�liwego Johana Gabriela przez nauczyciela historii i w ko�cu postanowi� w imieniu przy�aciela da� mu nauczk�. - Ale w jaki spos�b uda�o ci si� odbi� mu t� jego panienk�? - zapyta� Johan Gabriel z podziwem. - Nie mog� tego poj��, ona zawsze odnosi�a si� do tego n�dznika niczym do boga. - To proste - u�miechn�� si� Solve z lekk� ironi�. - Moim nieodpartym wdzi�kiem... On nie wie, �e to prawda, pomy�la�. Kiedy czego� pragn�, mojej woli nie mo�na si� oprze�. Wr�ci� my�l� do chwili, kiedy za�yczy� sobie, by m�odziutka przyjaci�ka nauczyciela natychmiast podesz�a do jego stolika, uprzednio powiedziawszy swemu by�emu wybrankowi kilka s��w gorzkiej prawdy. Solve czu� w�wczas w sobie niezwyk�� pewno�� i nie mia� ani cienia w�tpliwo�ci, �e dziewczyna b�dzie pos�uszna jego woli. Tak te� si� sta�o! Oznajmi�a swemu b�stwu, i� jest nudny i egoistyczny, a ona woli bardziej interesuj�cych m�czyzn. Zostawi�a go i w du�ej jadalni wydzia�owej usiad�a przy stoliku Solvego. Wzbudzi�o to powszechne zainteresowanie, a profesor opu�ci� pomieszczenie w spos�b wskazuj�cy na siln� irytacj�. P�niej, co prawda, Solve mia� nieco k�opot�w z pozbyciem si� damy, z kt�r� znajomo�ci w �aden spos�b nie pragn�� pog��bi�. M�odziutka pi�kno��, bardzo zmieszana i ogromnie upokorzona ch�odem Solvego, musia�a i�� do domu. Powinien mie� z jej powodu wyrzuty sumienia i tak w istocie by�o, ale tylko przez kr�tk� chwil�. Niebawem o niej zapomnia�. G�os Johana Gabriela wyrwa� go ze wspomnie�. - To prawda, masz tyle wdzi�ku. Te ciemnobr�zowe oczy... Ale czy wiesz, �e kiedy wpada w nie s�o�ce, to wcale nie wygl�daj� na ca�kiem br�zowe czy wr�cz czarne, jak s�dz� niekt�rzy? Wiesz, �e s� pe�ne ja�niej�cych, ��tych punkcik�w? Nakrapiane niczym skrzyd�a motyla. Wtedy w�a�nie Solve nie na �arty si� przestraszy� i postanowi� by� ostro�niejszy. Powinien bardziej uwa�a�! Tego wieczoru d�ugo przypatrywa� si� swym oczom w lustrze. Nie by�a to jednak w�a�ciwa pora, �renice mu si� rozszerzy�y, a o�wietlenie by�o zbyt s�abe. Jego oczy wygl�da�y na ca�kiem czarne. Kiedy jednak tak si� sobie przygl�da�, stwierdzi�, i� Johan Gabriel ma racj�: naprawd� by� teraz przystojny. Rysy twarzy nabra�y bardziej m�skiego wyrazu, ciemnobrunatne loki w �wiecie peruk i przypudrowanych na bia�o w�os�w nadawa�y mu charakter wr�cz egzotyczny, kt�ry z pewno�ci� zar�wno wabi�, jak i odstr�cza� kobiety. A mo�e kusi�o je w�a�nie to, co odpychaj�ce, obce? Z jego oczu emanowa�a sugestywna si�a przyci�gania, sam potrafi� to dostrzec. Sprawia� wra�enie romantycznego kochanka, cho� na zupe�nie inny spos�b ni� bujaj�cy w ob�okach szlachcic Johan Gabriel. By� bardziej niebezpieczny i przez to bardziej poei�gaj�cy. Wprost pora�a� zmys�owo�ci�. Te usta powoli rozci�gaj�ce si� w u�miechu... Oj, czy� nie popad� w zbyt wielki zachwyt nad samym sob�? Solve wybuchn�� �miechem, dostrzegaj�c w�asn� pr�no��. Bo przecie� rysy twarzy same w sobie nie by�y wcale �adne. Czubek nosa, na przyk�ad, i wydatne szcz�ki... Ale na takie szczeg�y zwykle nie zwraca si� uwagi. Tak przynajmniej s�dzi�. Sam przecie� nie potrafi� tego oceni�. Teraz jednak poczu� l�k. Jego drobne manipulacje mog�y zosta� odkryte. Ta historia z przyjaci�k� nauczyciela by�a bardzo nieprzemy�lana. Bo przecie� jego oczy... ! Johan Gabriel odkry� co�, czego nikt inny nie spostrzeg�, opr�cz, by� mo�e, Ulvhedina. Odkry� przeb�yski ��tego. Czy zawsze by�y? Czy mo�e si� powi�kszy�y lub jest ich coraz wi�cej? A mo�e pewnego dnia pokryj� ca�� t�cz�wk�? Tego Solve nie wiedzia�, niemniej niebezpiecze�stwo istnia�o. Zbyt d�ugo igra� z ogniem, teraz na jaki� czas musi si� uspokoi�. W pewien spos�b czu� si� odpowiedzialny za Johana Gabriela. Gdyby Solvego przy�apano na gor�cym uczynku, udowodniono mu kt�ry� z jego na wp� kryminalnych post�pk�w, odbi�oby si� to tak�e na jego przyjacielu. A na to Johan Gabriel sobie nie zas�u�y�. By� niezwykle delikatnym, wra�liwym cz�owiekiem, kt�rego Solve naprawd� kocha�, cho� na sw�j egoistyczny spos�b. Pod koniec semestru Solve musia� jednak przyzna�, �e jego pozycja w uniwersyteckim mie�cie sta�a si� niezno�na. Profesor historii w ramach zemsty postanowi�, �e za �adn� cen� nie przepu�ci go dalej, i cho� Solve m�g� naptawd� dokuczy� wyk�adowcy, ani nie chcia�, ani nie o�mieli� si� tego uczyni�. A kiedy Johan Gabriel zako�czy� studia w Uppsali i przeni�s� si� do Sztokholmu, by tam podj�� prac� w kancelarii, tak�e i Solve przerwa� nauk� i wr�ci� do domu. Zd��y� zda� tylko cz�� egzamin�w i obieca� ojcu, �e kiedy�, w bli�ej nieokre�lonej przysz�o�ci, podejmie studia. W tym jednak mamencie chcia� tylko by� w domu i pomaga� w gospodarstwie, gdy�, jak wyzna�, na jaki� czas do�� ju� mia� Uppsali. Dosta� list od Johana Gabriela, kt�ry pisa� o tym, jak bardzo sprzytcrzy�o mu si� wielkie miasto i praca w kan celarii. Matetiainie tak�e nie powodzi�o mu si� najlepiej, nie m�g� wi�c pozwoli� sobie na zbytki i przyjemno�ci. By� wprost chory z t�sknoty za domem w Skenas; ca�ym sercem nienawidzi� Sztokholmu. Od czasu do czasu zakochiwa� si�, ale tylko na dystans. Wida� drogiemu Johanowi Gabrie�owi szczeg�ln� przyjemno�� sprawia�y t�skne westchnienia do pi�knych kobiet. �aden z przyjaci� nie czerpa� zadowolenia ze swojej �yciowej sytuacji. Solve tak�e nie by� szcz�liwy, stale bowiem r�s� dr�cz�cy go niepok�j. Nie cieszy�o go te� wcale, �e Stina w��czy si� za nim jak wiemy pies. Mia� nadziej�, �e wysz�a za m�� i jest stateczn� matron�, ale nie! Zn�w mia�a chrapk� na m�odego panicza i zaczyna�a stanowi� dla� niebezpiecze�stwo. Solve ogromnie si� ba�, �e dopu�ci si� w stosunku do niej czego� naprawd� drastycznego. R�ce a� go �wierzbia�y, by pozby� si� jej raz na zawsze. To naprawd� niezmiernie go przerazi�o. Do tej pory tkwi�ce w nim przekle�stwo Ludzi Lodu wydawa�o si� do�� bezpieczne, powierzchowne, teraz zacz�� przeczuwa� jego g��bi�, kt�ra mog�a przyprawi� o zawr�t g�owy. Najgro�niejsza zmiana dokona�a si� w sumieniu Solve- go. Prawa ustanowione przez ludzi przestawa�y si� dla� liczy�. Czu� nieprzepart�, wr�cz organiczn� potrzeb� zdobywania w�adzy i kierowania �yuem innych pod�ug w�asnej woli. By� niezale�ny! By� jednym z czarownik�w Ludzi Lodu, kim� wy�szym od wszystkich tych n�dznych �miertelnik�w! A powinien by� my�le� inaczej. Znajdowa� si� przecie� nie ponad, a g��boko poni�ej tego, co mo�na by okre�li� jako cz�owiecze�stwo. Dotkni�ci z Ludzi Lodu nigdy jednak nie oceniali w�a�ciwie swojej pozycji. Solvego niepokoi�o tylko jedno. Jego siostra Ingela, z kt�r� nieustannie si� droczyli, zauwa�y�a z�o�liwie, i� nagle jego oczy sta�y si� ostre. Ostre? zapyta� ura�ony. No, jakby ja�niejsze, odpar�a. Bardziej b�yszcz�ce. Wspomnia�a o tym mimochodem, z pewno�ci� nie wi�za�a jego oczu z histori� Ludzi Lodu. Ale Solve si� wystraszy�. Wkr�tce stwierdzi�, �e praca na dworze tak�e mu nie wystarcza. Ingeli ci�gle nie by�o w domu. Zacz�a si� ju� interesowa� m�odzie�cami z okolicy i pod pretekstem mniej lub bardziej istotnych przys�ug �wiadczonych rodzicom wraz z jedn� z przyjaci�ek gania�a po drogach, jak to zawsze le�a�o w zwyczaju m�odych dziewcz�t. Solve, kt�ry przejrza� j� na wylot, niemi�osiernie z niej drwi� i m�wi�, �e nie chce na to patrze�. Tak przedstawia�a si� sytuacja, kiedy jednocze�nie zasz�y dwa wydarzenia, kt�re da�y pocz�tek zmianom w �yciu Solvego. Johan Gabriel wr�ci� ze Sztokholmu i przedstawi� przyjacielowi kusz�c� propozycj�, a ojciec dosta� list od swojej matki, Ingrid z Grastensholm. - Pos�uchajcie, dzieci - powiodzia� Daniel, przywo�aw- szy swe ukochane latoro�le, kt�re wci�� rozpala�y jego nadzieje. Matka tak�e bra�a udzia� w rozmowie, lecz ona nie stanowi�a osobmwo�ci tak silnej jak pozostali. Po prostu by�a - tak jak przedmiot, kt�ry si� lubi i kt�rego brakuje, gdy zniknie, lecz nic poza tym. - S�uchajcie - rzek� Daniel. - Moja matka Ingrid pisze, i� pragnie, by�my latem odwiedzili Grastens- holm... Och, nie, pomy�la� Solve. Tylko nie do Ulvhedina! On od razu si� zorientuje! i babcia Ingrid tak�e! Przecie� oni s� dotkni�ci. Bardzo nie chcia�, by poznali prawd�, bo wszak oboje opowiedzieli si� po stronie dobra. Nawet teraz Solve nie spostrzeg�, na jak niebezpiecznej drodze si� znalaz�. Nie chcia�, by tamtych dwoje zobaczy�o, kim on jest, tylko dlatego, �e oni nauczyli si� �y� w�r�d ludzi, nie szkodz�c nikomu! Gro�ne my�li, Solve! Daniel kontynuowa�: - Babcia pisze te� o radosnej nowinie: Elisabet Paladin z Ludzi Lodu, chyba j� pami�tacie... Dzieci skin�y g�owami. Lubi�y Elisabet. - Wysz�a za m�� za bardzo sympatycznego cz�owieka, kt�ry nazywa si� Vemund Tark. Sprowadzaj� si� na Elistrand, bowiem on straci� sw�j dom. Wszyscy bardzo si� ciesz� z tego rozwi�zania, bo pami�tacie chyba, �e Ulf niepokoi� si� o przysz�o�� Elistrand. Teraz kolej przysz�a na babci� Ingrid, kt�ra martwi si� o to, co stanie si� z Gr�stensholm. Chce, aby jedno z was z czasem przej�o dw�r. Ingela nic nie powiedzia�a, my�lami bowiem by�a przy pewnym m�odym cz�owieku z jednego z gospodarstw w parafii. W�a�nie teraz by� dla niej wszystkim i nie potrafi�a sobie nawet wyobrazi�, �e mia�aby opu�ci� parafi� Vingaker. W zesz�ym tygodniu jej serce zajmowa� inny ch�opak i by�a przekonana, �e b�dzie kocha� go do p�nej staro�ci. Solve jednak zareagowa� wzburzeniem. - Ale�, ojcze! Johan Gabriel w�a�nie wr�ci� do domu i ma zamiar wyjecha� do Wiednia. B�dzie sekretarzem szwedzkiego ministra. Prosi�, bym jecha� wraz z nim powiedzia�, �e i dla mnie znajdzie si� tam posada. Tak bardzo bym chcia�, ojcze! - Do Wiednia? - przerazi�a si� matka. - Och, nie, to stanowczo za daleko! Daniel zaoponowa�: - Wiede� jest centrum kultury, nic wi�c w tym z�ego. Ale nie mo�emy sprawi� zawodu babci. Ona pok�ada w was wielkie nadzieje, wierzy, �e jedno z was obejmie dw�r w Norwegii. - Dobrze, dobrze, ojcze - odpar� Solve. - Ch�tnie przejm� Grastensholm, kiedy ona i Ulvhedin ju� odejd�, bo zawsze dobrze si� tam czu�em, ale jeszcze nie teraz! Obiecaj jej to w moim imieniu, ojcze, ale pozw�l mi najpierw zobaczy� kawa�ek �wiata! Prawd� by�o, �e Solve mia� ochot� wyjecha� do Grastensholm, z innych jednak�e powod�w. Ostatnio coraz cz�ciej my�la� o �wi�tym skarbie Ludzi Lodu, kt�ry powinien nale�e� do niego. Mog�o to jednak nast�pi� dopiero po �mierci Ulvhedina. Nie bez racji obawia� si� jego przenikliwie ostrego spojrzenia. A najwa�niejszy przedmiot spo�r�d budz�cego po��- danie zbioru znajdowa� si� tutaj! U ojca! - Ale�, Solve - sprzeciwi� si� Daniel. - My�la�em, �e w�a�nie ty przejmiesz po nas gospodarstwo. Wiernie towarzyszyli�my rodowi Oxenstiern�w ju� od czas�w, gdy Marka Christiana wesz�a do rodziny. Pami�tacie chyba, �e to Tarjei Lind z Ludzi Lodu po�lubi� krewniaczk� Marki Christiany, Corneli� von Erbach. Od tego czasu nigdy nie opuszczali�my rodziny Oxenstiern�w, zawsze stali�my po ich stronie, nios�c im pomoc we wszystkim. S�dzi�em, i� b�dziesz kontynuowa� tradycj�, Solve. - Przecie� tak w�a�nie jest! Zawsze towarzysz� Johano- wi Gabrielowi, na dobre i na z�e. - Tak - zaduma� si� Daniel. - To prawda... - Czy to znaczy, �e ja mam przej�� Grastensholm? - u�ali�a si� Ingela. - Mnie jest dobrze tutaj i chc� tu zosta�. Daniel westchn��. - Nie wiem, dzieci. Nie wiem, co z tym poczniemy. Wiem tylko, �e jedna z was obejmie gospodark� tutaj, drugie za� w Norwegii. Prawdopodobnie z czasem jako� samo si� to rozwi��e. Dyskusja przeci�gn�a si� na wiecz�r. Daniel, kt�ry w swoim czasie sam wiele podr�owa�, dotar� a� do wybrze�y Morza Karskicgo i sprowadzi� Shir� do domu Vendela Gripa, waha� si� mi�dzy decyzj� zabrania Solvego ze sob� do Grastensholm a pozwoleniem mu na wyjazd do Wiednia. To ostatnie by�oby wszak dla utalentowanego m�odego ch�opaka niepowtarzaln� okazj� przrzycia wielkiej przygody. W ko�cu Solve sam rozstrzygn�� t� kwesti�. - Przecie� do babci mamy jecha� dopiero latem. A kto powiedzia�, �e sp�dz� w Wiedniu ca�� wieczno��? Przecie� mog� wr�ci� przed wyjazdem do Norwegii! Wszyscy odetchn�li z ulg�. Sprawa zosta�a przes�dzo- na. Pomimo trudnej sytuacji finansowej rodziny postanowiono, �e Solve wyjedzie do Wiednia. Jego matka, naturalnie, uroni�a kilka �ez, przekonana, �e nigdy ju� nie ujrzy syna, ale Daniel zdo�a� j� uspokoi� m�wi�c, �e Wiede� wcale nie jest krain� barbarzy�c�w. Wprost przeciwnie, to wiede�czycy uwa�aj� Norwegi� i Szwecj� za kraj dziki, niecywilizowany i prymitywny, po�o�ony gdzie� daleko na kra�cach �wiata. Tego jego ma��onka poj�� nie mog�a. Wszystkim przecie� wiadomo, �e Szwecja jest samym centrum �wiata. W dniu wyjazdu Solve uda� si� do ojca. Serce wali�o mu w piersi tak, i� obawia� si�, �e to wida�. - Ojcze - zacz�� i zaraz musia� odchrz�kn��; tak bardzo dr�a� mu g�os. Poruszy�o go wcale nie rozstanie z rodzin�, lecz to, co mia� za chwil� powiedzie�. - Ojcze, mam do ciebie ogromn� pro�b�... - Co takiego, synu? - zapyta� Daniel przyja�nie. - Teraz, gdy wyruszam do obcych kraj�w, bardzo chcia�bym mie� jak�� ochron�. - Ochron�? O czym my�lisz? Solve musia� odchrz�kn�� jeszcze raz. - O mandragorze, ojcze. Z ni� b�d� bezpieczny. D�onie trzyma� splecione za plecami, by ojciec nie widzia�, jak si� trz�s�. Podniecenie wprawia�o ca�e cia�o w dr�enie. Mandragora, ten najbardziej upragniony ze wszystkich skarb�w Ludzi Lodu! Daniel si� zafrasowa�. By�a to pro�ba trudna do spe�nienia. - No c�, Solve, jak wiesz, mandragora nale�y do mnie. Towarzyszy mi od chwili, gdy si� urodzi�em, a nawet wcze�niej, nim jeszcze zosta�em zaplanowany. Jej winien jestem wdzi�czno�� za to, �e w og�le istniej�. Ona �yje, kiedy jest blisko mnie, i zawsze stanowi�a moj� ochron�. To prawda, �e w ostatnich latach nie by�a mi potrzebna, wszystko bowiem uk�ada�o si� nam pomy�lnie. Ale czy wolno mi j� odda�...? - Kiedy� jednak stanie si� to konieczno�ci�, ojcze - odpar� Solve tak spokojnie jak tylko m�g�. - A kt� jest ci bli�szy ni� w�asny syn? Daniel skin�� g�ow�. - Masz racj�, nie b�d� �y� wiecznie, ale to jest zadziwiaj�ca... rzecz. O, w�a�nie, bliski by�em powiedzenia "istota"! Je�li co� jej si� nie podoba, okazuje to natychmiast. - Spr�bujmy wi�c - orzek� Solve, skrywaj�c pal�c� niecierpliwo��. Daniel w zamy�leniu przypatrywa� si� synowi, rak �e ch�opiec musia� spu�ci� wzrok. - Jeste� przecie� zwyczajnym cz�owiekiem, Solve - powiedzia�, niczego nie�wiadom. - Ale, z drugiej strony, ja tak�e jestem zwyczajny. Mandragora doprowadzi�a mnie do Shiry i pozwoli�a pom�c jej w wype�nieniu zadania. To dobry talizman, Solve. Zwalcza moc Tengela Z�ego, on przecie� nie m�g� go nosi�. A wi�c spr�bujmy! Je�li nie jeste� w�a�ciw� osob�, od razu to zauwa�ysz. Mandragora zacznie si� wi� i wczepi si� w sk�r� jakby pazurami. - A je�li oka�� si� w�a�ciw� osob�? - Nerwy Solvego by�y tak napi�te, �e ledwo m�g� wypowiedzie� te s�owa. - W�wczas mandragora u�o�y si� na twojej piersi tak, jakby w�a�nie tam by�o jej miejsce. - Pozw�l mi wi�c spr�bowa�! W ko�cu Daniel ust�pi�. - A zatem chod� ze mn�! W g��bi garderoby, dok�d si� skierowali, znajdowa�o si� pomieszczenie, o kt�rego istnieniu Solve nawet nie wiedzia�. Ojciec wszed� tam sam, a kiedy wr�a�, trzyma� w r�ku du�y, pokrzywiony korze�. Mandragora! Solve nie m�g� ju� zapanowa� nad cia�em, kt�re zacz�o dr�e�. Powstrzymywa� si� z ca�ych si�, by nie wydrze� jej ojcu z r�k. Ojciec g�adzi� j� czule, jakby to by�o zwierz�tko. I tak te� wygl�da�a albo raczej jak lalka czy ludzka istota. Kwiat wisielc�w... Solve oddycha� z trudem, bliski utraty przytomno�ci. Niecierpliwie czeka�, a� ojciec prze�o�y mu �a�cuszek przez g�ow�. Dobra moc! To wcale nie jest takie pewne, pomy�la� Solve. Z pewno�ci� jest to wielka si�a. Mo�ny sprzymierzeniec. Z nim b�dzie m�g� dokona� cud�w! M�wi�c to, Solve mia� na my�li dzia�anie w s�u�bie z�a, cho� wtedy pewnie jeszcze do ko�ca nie by� tego �wiadom. Mandragora powoli przesun�a si� w d� po jego ciele. Solve ju� wcze�suej rozpi�� koszul�, pier� mia� wi�c ods�oni�t�. Korze� by� du�y, o wiele wi�kszy ni� przypuszcza�, musi chyba troch� przeszkadza�. Leg� w ko�cu na jego piersi, blisko, blisko sk�ry. - Co czujesz, Solve? - zapyta� ojciec w napi�ciu. Ch�opak by� rozczarowany. - Mam wra�enie, jakby ona by�a... nie�ywa. Ci�ka i martwa, ojcze. Nie ma w niej krztyny �ycia! - A wi�c j� zdejmujemy. - Nie! - Solve niemal krzykn��, wstrzymuy�c ju� uniesione r�ce ojca. - Nie, ona na pewno nie umar�a. Ale te� i nie wije si� ze wstr�tem, ojcze. Nie okazuje niezadowolenia. - Sp�jrzmy prawdzie w oczy, Solve! Po prostu nic dla niej nie znaczysz. Ale z drugiej strony ci� nie odpycha. Mo�e ty... daj mi na chwil� spr�bowa�. Por�wnamy reakcj�. Tak niech�tnie, jakby oddawa� �ycie, Solve pozwoli� ojcu zdj�� mandragor� i zawiesi� j� na szyi. - No i jak? - zapyta�, gdy przed�u�a�a si� chwila milczenia. - Dziwne, ale i na mnie jakby umar�a. - To znaczy, �e... - Czy�by jej powo�anie si� sko�czy�o? Z chwil� gdy Shira odnalaz�a �r�d�o �ycia? Mo�e jest teraz zupe�nie zwyczajnym korzeniem ro�liny zwanej mandragor�? - Czy wobec tego mog� j� dosta�, ojcze? Tylko jako pami�tk�? - Nie wiem, m�j ch�opcze. Jest taka ci�ka, nie�ywa. Bardziej martwa, ni� wydawa�by si� zwyk�y korze�. S�dz�, �e nadal tkwi w niej czarodziejska moc. Nie wiem tylko jaka, co ma oznacza�. Solve, czy naprawd� si� odwa�ymy? - Mo�e po prostu znajduje si� teraz w stanie spoczyn- ku, tutaj w domu, w Skenas, dlatego �e tak tu spokojnie i bezpiecznie. - Solve m�wi� z takim zapa�em, �e nie m�g� dopowiedzie� s��w do ko�ca. Nie wolno mu by�o utraci� mandragory teraz, kiedy ju� j� prawie mia�. Nie powinien by� powiedzie�, �e sprawia wra�enie martwej. - Mo�e zn�w si� przebudzi, gdy majd� si� w niebezpiecze�stwie? - Nie wiem, Solve, nie wiem. Daniela rozbawi� entuzjazm ch�opca. Naturalnie, kiedy sam by� w jego wieku, mandragora tak�e budzi�a w nim ogromne zaciekawienie, ale nie wolno by�o ni� igra�. - Tak bardzo ci� prosz�, ojcze! Dzieci zawsze potrafi�y owin�� sobie Daniela wok� palca. O�eni� si� p�no i przede wszystkim dlatego, �e rodzina nalega�a. Wybra� dam� z zacnego domu, tak�e licz�c� ju� sobie sporo wiosen. Ma��e�stwo zosta�o wi�c zawarte z czystego rozs�dku, z up�ywem jednak lat ma��onkowie nabierali do siebie coraz wi�kszego szacunku. Nigdy si� nie k��cili, odnosili si� do siebie z prawdziw� troskliwo�ci�. Nie by�a to wcale z�a forma zwi�zku, cho� wzajemne uczucia wyra�a�y si� na og� w przyjaznych u�miechach i roztargnionym poklepywaniu po ramieniu. Dzieci rozpali�y w Danielu czu�o��, o jak� si� nawet nie podejrzewa�. Dla nich by� got�w na wszystko, takie okaza�y si�, ku jego zdumieniu, �liczne i uzdolnione. Nigdy nie s�dzi�, �e mo�e mie� takie wyj�tkowe dzieci! Przypuszcza�, co prawda, �e kocha�by je r�wnie gor�co, gdyby nie by�y a� tak doskona�e, a nawet, by� mo�e, jego mi�o�� by�aby wtedy jeszcze silniejsza. Nigdy jednak nie przesta� si� dziwi�, �e tak wspaniale si� rozwijaj�, i by� niezmiernie szcz�liwy, �e s�. Rozs�dny ojciec ju� dawno uderzy�by pi�ci� w st� podczas dyskusji, jak� odbyli wcze�niej. Powiedzia�by: "Do�� tego, Solve przejmuje dw�r tutaj, a Ingela Grastensholm", lub odwtotnie. W ka�dym razie dzieciom nie wolno by�oby si� sprzeciwia� i protestowa�. Ale Daniel nie patrzy� na swe pociechy w ten spos�b. Mo�e po prostu zawsze w obecno�ci tych dw�ch wspania�ych istot, b�d�cych jego dzie�em, czu� si� jakby onie�mielony. Dlatego westchn�� teraz g��boko i spojrza� na Solvego z pe�nym mi�o�ci u�miechem. - Dobrze, m�j ch�opcze, niech wi�c tak b�dzie. Mo�esz j� po�yczy�. Poniewa� s�u�y ona dobru, nie powinna wyrz�dzi� ci �adnej krzywdy. Solve odetchn�� z ulg�. Mandragora nale�a�a do niego! W roku 1770, tym samym, w kt�rym Elisabet Paladin z Ludzi Lodu po�lubi�a swego Vemunda Tarka, Solve Lind z Ludzi Lodu wyjecha� do Wiednia. Johan Gabriel wyruszy� tam znacznie wcze�niej i w li�cie zawiadomi�, �e znalaz� Solvemu doskona�� prac� w jednej z kancelarii w mie�cie. Wyszuka� tak�e pok�j dla przyjaciela. Spotkali si� wi�c w stolicy Habsburg�w; dwaj m�odzi ch�opcy maj�cy zbyt ma�o pieni�dzy, by ich �ycie sk�ada�o si� z samych przyjemno�ci. Johan Gabriel mia� w�wczas lat dwadzie�cia, Solve - dwadzie�cia jeden. Dobry humor jednak ich nie opuszcza�. Johan Gabriel ju� znalaz� sobie nowy, nieosi�galny obiekt mi�o�ci, a Solve... Solve mia� mandragor�, kt�rej nikt nie widzia�. Jedno tylko zaciemnia�o jego szcz�cie. Wygl�da�o na to, �e mandragora wcale si� nim nie interesuje. W ka�dym razie jednak nie by�a wrogo nastawiona. Solve, kt�ry stawa� si� coraz bardziej wra�liwy na wszystko, co istnieje poza szar� powszednio�ci�, by� teraz przekonany, �e talizman czeka, a� nadejdzie jego czas. Czeka na co�. Ale na co? Tego Solve nie potrafi� dociec. M�g� przez d�ugie chwile siedzie�, trzymaj�c korze� w d�oniach, przypatruj�c si� jego "twarzy", kt�r� stano- wi�o tylko par� niewyra�nych, na po�y