4096

Szczegóły
Tytuł 4096
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4096 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4096 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4096 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PIER� ANTHONY VAR PA�KI Tom II cyklu Kr�g Walki Ty�, Mistrz Dw�ch Broni, trwa� przyczajony noc� na polu kukurydzy. Jedn� pa�k� trzyma� w r�ku, za� drug� mia� zatkni�t� za pas. Czeka� ju� dwie godziny. By� przystojnym m�czyzn�, szczup�ym, lecz muskularnym. Na jego twarzy widnia� niezmienny grymas niezadowolenia � pozosta�o�� po latach s�u�by pod dow�dztwem, kt�re mu nie odpowiada�o. Imperium rozci�ga�o si� na przestrzeni tysi�ca mil, a on by� w nim drugi po Wodzu, za� w wi�kszo�ci codziennych spraw pierwszy. Rz�dzi� Imperium zgodnie z poleceniami Wodza oraz okre�la� rang� i przydzia�y poszczeg�lnych namiestnik�w. Mia� w�adz�, ale nie by� zadowolony. Wtem co� us�ysza�. Od p�nocy dobieg� go niewyra�ny szelest. Ty� wsta� ostro�nie. Wysokie ro�liny os�ania�y go przed wzrokiem intruza. Noc by�a bezksi�ycowa. Zwierz�, na kt�re czeka�, nigdy nie wychodzi�o na o�wietlony teren. Ciche d�wi�ki wskazywa�y, �e intruz zbli�a si� do ogrodzenia. Wiatr wia� z p�nocy. Gdyby niespodziewanie zmieni� kierunek, stworzenie poczu�oby zapach Ty�a i sp�oszy�o si�. Po chwili nie by�o ju� w�tpliwo�ci. To by�o zwierz�, kt�rego szuka�. Wdrapa�o si� na ogrodzenie ze sztachet, przelaz�o na drug� stron� i wyl�dowa�o w kukurydzy z cichym �oskotem. Przez chwil� czeka�o cicho, by sprawdzi�, czyje odkryto. Sprytne zwierz�! Unika�o pu�apek, nie zwraca�o uwagi na trutki, a gdy je osaczono walczy�o zaciekle. W ci�gu ostatniego miesi�ca trzech ludzi Ty�a odnios�o rany w nocnych starciach z nim. Ju� teraz szeptano, �e zwierz� to pojawi�o si� za spraw� rzuconego na ob�z uroku. Nawet do�wiadczeni wojownicy okazywali gorsz�cy l�k przed ciemno�ci�. Tak wi�c za�atwienie tej sprawy spad�o na dow�dc�. Ty�, znudzony szar� codzienno�ci� sprawowania rz�d�w nad plemieniem nie prowadz�cym wojny, by� nadzwyczaj rad z tego wyzwania. Nie czu� l�ku przed zjawiskami nadprzyrodzonymi. Mia� zamiar schwyta� zwierz� i pokaza� je ca�emu plemieniu m�wi�c: � Oto duch, kt�ry uczyni� tch�rzy z nie do�� odwa�nych m�czyzn! Chcia� je pojma�, nie zabi�. Z tego powodu wzi�� ze sob� pa�ki, a nie miecz. Ponownie us�ysza� cichy odg�os. Stworzenie �erowa�o. Zrywa�o z kaczan�w dojrzewaj�ce ziarna i zjada�o je na miejscu. Oznacza�o to, �e nie by�o ono drapie�nikiem, gdy� ten nigdy nie tkn��by kukurydzy. Jednak nie mog�o te� by� zwyk�ym ro�lino�erc�, gdy� te zwierz�ta nie zrywa�y, ani nie prze�uwa�y kaczan�w w taki spos�b. Ponadto �lady, kt�re ogl�dano w �wietle dnia po jego wizytach, nie przypomina�y �lad�w pozostawionych przez �adne znane zwierz�. By�y szerokie i okr�g�e, z odciskami czterech szerokich pazur�w lub smuk�ych kopytek. Nie by� to nied�wied�, ani nic podobnego. Nadszed� czas. Ty� ruszy� w stron� intruza. W jednej r�ce trzyma� uniesion� pa�k�, a drug� rozgarnia� cicho �odygi kukurydzy. Wiedzia�, �e nie zdo�a podej�� do stwora niezauwa�ony, mia� jednak nadziej� zbli�y� si� na tyle, by m�c zaskoczy� go nag�ym atakiem. Wiedzia�, �e nikt na �wiecie nie mo�e si� z nim mierzy� w walce na pa�ki. Jedyny cz�owiek, kt�ry m�g� go pokona� u�ywaj�c tej broni, ju� nie �y�. Poszed� na G�r�. Uzbrojony w pa�ki, Ty� nie l�ka� si� niczego. Skradaj�c si� z �alem wspomnia� sw� pierwsz� pora�k�. Cztery lata temu pokona� go Soi, Mistrz Wszystkich Broni � tw�rca Imperium i najlepszy wojownik od czasu Wybuchu. Soi wyruszy� na podb�j �wiata z Ty�em jako sw� praw� r�k�. Zmierzali pewnie do tego celu, dop�ki nie pojawi� si� Bezimienny... By� ju� blisko. Nagle odg�osy �erowania ucich�y. Stworzenie us�ysza�o go! Ty� nie czeka�, a� chytre zwierz� si� namy�li. Rzuci� si� na nie, nie zwa�aj�c na �any kukurydzy, kt�re �ama� i tratowa� w szalonym p�dzie. Wyci�gn�� teraz drug� pa�k� i biegn�c rozgarnia� nimi �odygi. Stworzenie poderwa�o si�. Ty� ujrza� ow�osiony garb przemykaj�cy w ciemno�ci i us�ysza� dziwaczne chrz�kni�cie. Przez chwil� korci�o go, by u�y� latarki, jednak jego oczy przywyk�y ju� do ciemno�ci, a nag�y blask grozi� kr�tkotrwa�ym o�lepieniem. Zwierz� dotar�o ju� do ogrodzenia, lecz p�ot by� mocny i wysoki, i Ty� wiedzia�, �e zd��y je dopa�� zanim przejdzie na drug� stron�. Ono r�wnie� to zrozumia�o. Oparte plecami o sztachety stawi�o mu czo�a, oddychaj�c chrapliwie. Ty� ujrza� niewyra�ny blask oczu i mglisty zarys cia�a. Uderzy� obiema pa�kami, pragn�c zada� szybki, og�uszaj�cy cios w g�ow�. Stworzenie jednak unikn�o trafienia z zadziwiaj�c� zwinno�ci�. Zanurkowa�o w d� i przechodz�c w ciemno�ci pod jego gard� zatopi�o z�by w kolanie Ty�a. Wojownik uderzy� je pa�k� w g�ow�, raz i drugi. Pu�ci�o go. Rana nie by�a powa�na, gdy� pysk stworzenia nie by� wystaj�cy, a z�by t�pe, lecz kolano Ty�a pokrywa�a wra�liwa blizna � pami�tka po ciosie Bezimiennego, kt�ry uszkodzi� je w zesz�ym roku. Fakt, �e zaniedba� obron�, rozgniewa� Ty�a. Nic nie powinno przedosta� si� w ten spos�b przez jego zastaw�, w dzie� czy w nocy! Zwierz� cofn�o si� warcz�c. Ty�a przeszy� dreszcz pod wp�ywem tego d�wi�ku. �aden wilk, ani dziki kot nie wydawa� r�wnie pos�pnego g�osu. Teraz, gdy pokosztowa� krwi, w skowycie stwora s�ycha� by�o nie tylko wyzwanie, lecz r�wnie� g��d. Zwierz� pot�nym susem rzuci�o si� na wojownika usi�uj�c przegry�� mu gard�o. Ty� przewidzia� to i zada� cios mi�dzy oczy, lecz przeciwnik po raz drugi uprzedzi� jego zamiar przygarbiaj�c si� tak, �e pa�ka omskne�a si� po boku g�owy. Za moment Ty� uderzony �bem w pier� przewr�ci� si� na ziemi�. Przednie pazury stwora przejecha�y mu po szyi, za� tylne pr�bowa�y si�gn�� pachwiny. Ty�, przera�ony dziko�ci� napastnika, odpar� ten atak zadawanymi na o�lep ciosami. Zwierz� zn�w odskoczy�o od niego. Zanim jednak zd��y� wsta�, ono wdrapywa�o si� ju� na ogrodzenie. Wojownik poku�tyka� za nim, lecz nie zd��y�. Zakl�� g�o�no, rozw�cieczony pora�k�. Jednak opr�cz gniewu Ty� poczu� podziw. To on wybra� miejsce walki, lecz mimo to intruz zdo�a� mu uj��. Po namy�le postanowi� wykorzysta� t� sytuacj� i to lepiej ni� planowa� poprzednio... Stworzenie skoczy�o na ziemi� na zewn�trz ogrodzenia i pogna�o do lasu. Stara rana otwarta na nowo przez ciosy napastnika krwawi�a. Zwierz� utyka�o lekko. Posuwa�o si� jednak szybko naprz�d. Okryte zrogowacia�ymi paznokciami palce st�p �atwo znajdowa�y punkty oparcia w le�nej darni. By�o ono inteligentne. Przyjrza�o si� Ty�owi wyra�nie i zapami�ta�o jego zapach. Jedynie silny g��d st�pi� jego czujno�� zanim dosz�o do starcia. Zwierz� szybko zorientowa�o si�, �e pa�ki to bro� i unika�o cios�w, lecz niekt�re z nich osi�gn�y cel, sprawiaj�c mu du�y b�l. Zastanawia�o si� nad tym, biegn�c w stron� Z�ego Kraju. Ludzie coraz bardziej starali si� utrudni� mu dost�p do swych p�l. Czaili si� teraz na nie, urz�dzali zasadzki, atakowali je i �cigali. Ta ostatnia pr�ba, by�a bardzo niebezpieczna. Gdyby nie g��d, najlepiej by�oby ca�kowicie omija� t� okolic�. Skoro jednak nie by�o to mo�liwe, trzeba b�dzie wynale�� lepsz� ochron�. Zwierz� wesz�o na teren Z�ego Kraju, gdzie �aden cz�owiek nie m�g� go �ciga� i przystan�o, by wyr�wna� dech. Podnios�o z ziemi ga���, zaciskaj�c na niej swe kr�tkie, grube palce. Jego przedrami� by�o �ylaste, za� pazury szerokie i p�askie � niezbyt przydatne jako bro�, stanowi�y raczej os�on� palc�w pokrytych zgrubia�� sk�r�. Zwierz� macha�o kijem w r�ne strony, staraj�c si� uchwyci� go wygodnie i na�laduj�c ruchy cz�owieka z pola kukurydzy. Wtem uderzy�o o drzewo. Spodoba� mu si� wywo�any tym ha�as, wi�c uderzy�o mocniej i spr�chnia�a ga��� p�k�a, ods�aniaj�c og�uszon� larw�. Stworzenie szybko chwyci�o j� i mia�d�y�o mi�dzy palcami, oblizuj�c ze smakiem tryskaj�cy sok. Zapomnia�o o z�amanej ga��zi, ale czego� si� nauczy�o. Nast�pnym razem, gdy p�jdzie na �er, we�mie ze sob� pa�k�! W�dz Imperium zamy�li� si� na raportem Ty�a. Mistrz Dw�ch Broni nie napisa� listu w�asnor�cznie, gdy� podobnie jak wi�kszo�� koczownik�w by� analfabet�. Zapewne zrobi�a to �ona Ty�a, kt�ra zna�a dobrze sztuk� pisania. W�dz umia� czyta� i pisa� oraz rozumia� p�yn�ce z tego korzy�ci, lecz nie zach�ca� nikogo do nauki czytania i rachunk�w. Wiedzia� r�wnie�, jakie bogactwa przynosi�o rolnictwo, ale nie zajmowa� si� problemami rolnik�w. Nie robi� nic. Z rozmys�em dopu�ci� do tego, �e Imperium ogarn�y bezw�ad i stagnacja. W�dz chcia�, aby ten stan si� pog��bia�. Wiadomo��, uj�ta w s�owach pe�nych szacunku, stanowi�a w istocie sprytnie sformu�owane wyzwanie rzucone jego w�adzy. Ty� by� cz�owiekiem czynu. Z niecierpliwo�ci� oczekiwa� wznowienia podboj�w. Chcia� albo zmusi� Wodza do akcji, albo te� pozbawi� go w�adzy tak, aby nowe przyw�dztwo przynios�o zmian� aktualnego stanu rzeczy. Poniewa� Ty� zwi�zany by� z Wodzem osobi�cie, nie m�g� uczyni� nic bezpo�rednio. Nie wyst�powa�by te� przeciwko cz�owiekowi, kt�ry pokona� go w Kr�gu. To nie by�a kwestia tch�rzostwa, lecz honoru. Je�li jednak W�dz nie zechce zaj�� si� tym tajemniczym niebezpiecze�stwem zagra�aj�cym plonom, b�dzie to oznak� s�abo�ci lub zdrad� Imperium. Rolnictwo stanowi�o podstaw� jego ekonomii. Koczownicy nie mogli polega� tylko na szczodro�ci Odmie�c�w. Je�li W�dz nic nie zrobi, wywo�a to niezadowolenie, kt�re mog�o doprowadzi� do powo�ania nowego w�adcy. Zanim jednak do tego by dosz�o, czeka� Wodza nieko�cz�cy si� ci�g pojedynk�w w Kr�gu z mno��cymi si� niczym kr�liki pretendentami do w�adzy. Kt�ry� z nich w ko�cu m�g�by zwyci�y�. Nie! Nale�a�o zacz�� dzia�a�. Inaczej nie da si� utrzyma� Imperium w bezruchu... Nie pozosta�o mu nic innego, jak odpowiedzie� na to zr�cznie rzucone wyzwanie. M�g� by� pewien, �e zadanie nie b�dzie �atwe. Dzikie zwierz� opisane w raporcie zrani�o samego Ty�a i uciek�o. Oznacza�o to, �e �aden wojownik opr�cz Wodza nie zdo�a go poskromi�. M�g� oczywi�cie zorganizowa� wielkie polowanie, lecz by�oby to pogwa�ceniem zasad pojedynku, czego si� nie robi�o, nawet gdy w gr� wchodzi�o zwierz�. W gruncie rzeczy by�by to kolejny dow�d jego tch�rzostwa. By�o wi�c konieczne, aby W�dz zmierzy� si� z tym stworem osobi�cie. Tego w�a�nie chcia� Ty�, gdy� niepowodzenie z pewno�ci� zaszkodzi�oby autorytetowi Bezimiennego. Wodzowi nie podoba�o si�, �e Ty� tak nim manipulowa�, lecz inne rozwi�zania by�yby gorsze, za� on osobi�cie podziwia� zr�czno��, z jak� Ty� to obmy�li�. W�dz uzna�, �e Ty� b�dzie cennym sojusznikiem, gdy pewne okoliczno�ci ulegn� zmianie. Bezimienny, Wojownik bez Broni, W�dz Imperium opu�ci� zatem �on�, kt�r� odebra� poprzedniemu Wodzowi, pozostawi� codzienne sprawy w r�kach namiestnik�w, po czym wyruszy� samotnie i pieszo do obozu Ty�a. Swe przero�ni�te pot�ne cia�o szczelnie okry� p�aszczem, lecz wszyscy, kt�rzy go widzieli, poznawali go i pozdrawiali z l�kiem. W�osy Wodza by�y bia�e, a oblicze brzydkie, lecz �aden m�czyzna nie m�g� si� mierzy� z nim w Kr�gu. Po pi�tnastu dniach przyby� na miejsce. M�ody wojownik z �elaznym dr�giem, kt�ry nigdy nie widzia� Wodza, zatrzyma� go na skraju obozu. Bezimienny wzi�� w r�ce jego dr�g, zawi�za� na nim supe� i odda� go w�a�cicielowi. � Poka� to Ty�owi, Mistrzowi Dw�ch Broni � rozkaza�. Ty� przyby� po�piesznie, otoczony �wit� i odes�a� stra�nika do pracy w polu razem z kobietami, by go ukara� za to, �e nie rozpozna� przybysza. Bezimienny jednak sprzeciwi� si� temu: � Mia� racj�, �e mnie zatrzyma�, skoro nie wiedzia� kim jestem. Niech ukarze go ten, kto potrafi wyprostowa� jego bro�. Nikt inny. W ten spos�b stra�nik nie zosta� ukarany, gdy� tylko kowal, w ku�ni i po rozpaleniu pr�ta do czerwono�ci, zdo�a� go wyprostowa�. Nigdy wi�cej nie zdarzy�o si� jednak, by kt�ry� z wojownik�w w tym obozie nie rozpozna� Bezimiennego. Nast�pnego ranka W�dz wzi�� �uk i d�ugi sznur, gdy� by�y to bronie nie u�ywane w Kr�gu, po czym wyruszy� na poszukiwanie intruza. Zabra� psa oraz plecak z �ywno�ci� na tydzie�, nie chcia� jednak zgodzi� si� na towarzystwo �adnego innego m�czyzny. � Przyprowadz� to stworzenie ze sob� � oznajmi�. Ty� nic na to nie odpowiedzia�. Trop zaczyna� si� na polach kukurydzy i gryki, przebiega� obok brz�z rosn�cych na kraw�dzi lasu i zmierza� ku kurcz�cemu si� obszarowi miejscowego Z�ego Kraju. W�dz zauwa�y� oznaczenia, kt�re Odmie�cy ustawiali i od czasu do czasu przesuwali z miejsca na miejsce. Bezimienny, w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci ludzi, nie odczuwa� przes�dnego strachu. Wiedzia�, �e to promieniowanie czyni�o te okolice siedliskami �mierci. �y�y tam Rentgeny � niewidzialne i z�e istoty, narodzone w legendarnym Wybuchu, kt�re staro�ytni nazywali �jednostkami promieniowania". Z ka�dym rankiem by�o ich jednak coraz mniej i na obszary na rubie�ach Z�ego Kraju zaczyna�o wraca� �ycie. Ro�liny i zwierz�ta stopniowo odzyskiwa�y stracony teren. W�dz wiedzia�, �e tak d�ugo, dop�ki otaczaj�ce go formy �ycia s� zdrowe, nie grozi mu niebezpiecze�stwo ze strony Rentgen�w. 6 Na rubie�ach istnia�y jednak i inne niebezpiecze�stwa. Male�kie ryj�wki wy-raja�y si� od czasu do czasu, zjadaj�c wszystko co �ywe na swej drodze, a gdy nie mia�y ju� nic innego, po�era�y siebie nawzajem. Noc� pojawia�y si� wielkie, bia�e �my o �mierciono�nych ��d�ach. Ponadto przy ogniskach opowiadano sobie niesamowite historie o niezwyk�ych, nawiedzonych budynkach, pancernych ko�ciach i �yj�cych maszynach. W�dz nie wierzy� w wi�kszo�� z nich i poszukiwa� zawsze rozumnego wyja�nienia dla tych, w kt�re wierzy�, jednak zdawa� sobie spraw�, �e Z�y Kraj jest niebezpieczny i wkracza� na jego teren zachowuj�c du�� ostro�no��. �lady omija�y �rodek radioaktywnego obszaru, nie oddalaj�c si� o wi�cej ni� oko�o mil� od granicy wytyczonej przez Odmie�c�w. To powiedzia�o Wodzowi co� wa�nego, a mianowicie, �e stworzenie, kt�re �ciga�, nie by�o nadprzyrodzonym duchem wywodz�cym si� z ponurej g��bi Z�ego Kraju, lecz zwierz�ciem z rubie�y, wystrzegaj�cym si� promieniowania. Znaczy�o to r�wnie�, �e b�dzie m�g� je do�cign��. Przez dwa dni W�dz pod��a� �ladem wskazywanym przez psa. Aby oszcz�dza� zapasy w plecaku, od czasu do czasu polowa� na kr�liki. Spa� na otwartym terenie, zakrywaj�c si� szczelnie. By�o p�ne lato i wystarcza� mu ciep�y �piw�r � produkt Odmie�c�w. W razie czego mia� w plecaku zapasowy. W�dr�wka wydawa�a mu si� przyjemna, nie przy�piesza� wi�c kroku. Wieczorem drugiego dnia znalaz� zwierz�. Pies pobieg� naprz�d ujadaj�c, lecz nagle zaskowycza� i zawr�ci� przestraszony. Stworzenie sta�o na dw�ch nogach, zgarbione, pod wielkim d�bem. Mia�o oko�o czterech st�p wzrostu. D�ugie, zmierzwione w�osy opada�y z g�owy os�aniaj�c twarz i ramiona. Z bark�w stercza�y mu k�py kosmatej sier�ci. Jego sk�ra, widoczna w niekt�rych miejscach g�owy, ko�czyn i tu�owia, mia�a kolor szary w ��te c�tki i by�a pokryta zaskorupia�ym brudem. Nie by�o to jednak zwierz�, lecz ch�opiec. Mutant. Zrobi� sobie prymitywn� maczug�. Sprawia� wra�enie, jakby chcia� zaatakowa� swego prze�ladowc�, lecz same rozmiary Wodza wystarczy�y, by go zniech�ci�. Ch�opiec odwr�ci� si� i uciek�, biegn�c na czubkach palc�w swych zniekszta�conych st�p. Bezimienny rozbi� w tym miejscu ob�z. Ju� wcze�niej podejrzewa�, �e intruz jest cz�owiekiem, gdy� �adne zwierz� nie posiada�o takiej inteligencji, jak� wykaza� si� ten rabu�. Teraz jednak, gdy potwierdzi� swe podejrzenia, musia� si� zastanowi� nad dalszym post�powaniem. Nie m�g� zabi� ch�opca, gdyby za� wzi�� go do niewoli, rozgniewani koczownicy zapragn�liby zemsty. Musia� jednak uczyni� jedno albo drugie, gdy� w gr� wchodzi� jego honor. Zastanowi� si� nad tym powoli i intensywnie. Postanowi�, �e zabierze ch�opca do w�asnego obozu, gdzie stanie si� on pe�noprawnym wojownikiem. B�dzie to jednak wymaga�o miesi�cy, mo�e lat starannej opieki. Zacz�y pojawia� si� bia�e �my. W�dz nakry� g�ow� siatk�, zamkn�� szczelnie �piw�r i po�o�y� si� spa�. Nie zna� �adnego skutecznego sposobu na ochronienie psa, gdy� zwierz� nie zrozumia�oby konieczno�ci zamkni�cia w zapasowym �piworze. W�dz mia� tylko nadziej�, �e pies nie spr�buje z�apa� �my z�bami, co sko�czy�oby si� u��dleniem. By� te� ciekaw, w jaki spos�b ch�opiec zdo�a� prze�y� w tej okolicy. Pomy�la� o Soli � dziewczynie, kt�r� kiedy� kocha�, teraz ju� jego �onie, kt�r� udawa�, �e kocha. Wspomnia� Sol�, przyjaciela, kt�rego wys�a� na G�r�. Odda�by ca�e Imperium za to tylko, by m�c znowu by� z tym cz�owiekiem i rozmawia� z nim, i nie mierzy� si� z nim w Kr�gu. Pomy�la� te� o kobiecie z Helikonu, swej prawdziwej �onie, kt�r� naprawd� kocha� i kt�rej nigdy ju� nie mia� ujrze�. Te my�li, wielkie i ma�e, przynios�y mu cierpienie. Wreszcie zasn��. Rankiem po�cig zacz�� si� ponownie. Pies czu� si� dobrze. Wygl�da�o na to, �e �my nie atakuj� nie zaczepiane. By� mo�e gin�y, gdy wypu�ci�y z siebie jad, podobnie jak pszczo�y. Zapewne cz�owiek m�g� by� bezpieczny, je�li tylko traktowa� je z szacunkiem. To mog�o wyja�nia� fakt prze�ycia ch�opca. Trop prowadzi� w g��b Z�ego Kraju. Teraz si� przekonaj�, kto ma wi�cej odwagi i determinacji; �cigaj�cy czy �cigany. Ch�opiec najwyra�niej przebywa� w tej okolicy ju� od d�u�szego czasu. Gdyby by�o tu �mierciono�ne promieniowanie powinien by� ju� umrze�. W ka�dym razie W�dz mia� nadziej� wytrzyma� tyle samo, co on. Je�li wi�c ch�opiec s�dzi�, �e ucieknie przed nim kryj�c si� na najniebezpieczniejszym obszarze, spotka go rozczarowanie. Tym niemniej W�dz nie m�g� w pe�ni zapanowa� nad l�kiem, gdy �lad zaprowadzi� go do okolicy pe�nej skar�owacia�ych i zdeformowanych drzew. Z pewno�ci� by�y to skutki promieniowania. Ponadto by�o tu niewiele zwierzyny, co spowodowa�y zapewne inwazj� ryj�wek. Je�li nawet w tej chwili nie by�o tu promieniowania, musia�o ono znikn�� ca�kiem niedawno. Ponownie zbli�y� si� do ch�opca. W pe�nym s�o�cu przygarbiona postawa jego cia�a by�a lepiej widoczna, a c�tki na sk�rze bardziej rzuca�y si� w oczy. Osobliwy by� spos�b, w jaki bieg�; pi�ty uniesione wysoko, a kolana zgi�te tak, �e nigdy nie dotyka� ziemi ca�ymi stopami. Od czasu do czasu opuszcza� r�ce, by si� nimi podeprze�. Sprawia�o to niesamowite wra�enie. Czy ten ch�opiec kiedykolwiek mieszka� w ludzkim domu? � Chod�! � zawo�a� Bezimienny. � Poddaj si�, a daruj� ci �ycie i dam je��! Tak jak si� spodziewa�, �cigany nie zwr�ci� na to uwagi. Zapewne ten mieszkaniec dziczy nigdy nie nauczy� si� m�wi�. Chore drzewa sta�y si� krzewami o korze pokrytej strupami i p�kni�ciami, z kt�rych s�czy� si� sok. Ich li�cie by�y wiotkie i asymetryczne. Dalej z wypalonej ziemi stercza�y tylko wyschni�te, groteskowo powyginane patyki. Wreszcie wszelkie �ycie znikn�o, pozostawiaj�c jedynie zaskorupia�e popio�y i zielonka- we szkliwo. Pies zaskomla� przera�ony martwym, nagim krajobrazem. W�dz te� mia� ochot� zaskomle�. Wygl�da�o to gro�nie i ponuro. Ch�opiec jednak wci�� bieg� naprz�d, okr��aj�c niewidzialne przeszkody. W pierwszej chwili Bezimienny my�la�, �e jest to podst�p maj�cy na celu zbicie z tropu �cigaj�cego. Potem, gdy zauwa�y�, �e ch�opiec nie pr�buje wcale ukrywa� swych manewr�w, zaczai podejrzewa� ob��d. Promieniowanie faktycznie mog�o niekiedy doprowadzi� do szale�stwa, zanim spowodowa�o �mier�. Wreszcie W�dz zda� sobie spraw�, �e ch�opiec naprawd� omija gniazda Rentgen�w. W jaki� spos�b potrafi� on wyczu�, gdzie �y�y te stwory. To by�a naprawd� niebezpieczna okolica! Bezimienny pod��a� dok�adnie �ladem ch�opca, trzymaj�c psa przy nodze. Wiedzia�, �e skr�ty narazi�yby go na niewidzialne rany. Nara�a� swe zdrowie i �ycie, lecz nie zamierza� si� podda�. � Mo�e si� wstydzisz, �e jeste� taki brzydki? � zawo�a�. Zrzuci� p�aszcz, ukazuj�c masywny, pokryty bliznami tu��w i szyj� obro�ni�t� skostnia�� chrz�stk� tak, �e przypomina�a pie� starej brzozy. � Nie jeste� brzydszy ode mnie! Ch�opiec jednak ucieka� dalej. Nagle W�dz zatrzyma� si�, gdy� ujrza� przed sob� budynek. W �wiecie koczownik�w budowle by�y rzadko�ci�. Znali oni gospody obs�ugiwane przez Odmie�c�w, gdzie w�drowni wojownicy i ich rodziny mogli si� zatrzymywa� na noc, czy na kilka tygodni, bez �adnych zobowi�za� poza tym, by zachowywa� si� wewn�trz z nale�yt� uprzejmo�ci�. Istnia�y te� domy, w kt�rych mieszkali sami Odmie�cy, oraz budynki ich szk� i urz�d�w, a tak�e skryte pod ziemi� labirynty i hale, gdzie produkowano bro� i ubrania u�ywane przez koczownik�w. O tym jednak wiedzieli tylko Odmie�cy i sam W�dz. Ca�y kraj pokrywa�y pola, lasy i paprocie. Wypali� go Wybuch, kt�ry zniszczy� zdumiewaj�c�, wojownicz� kultur� staro�ytnych. W �lad za ust�puj�cym promieniowaniem i gin�cymi Rentgenami wr�ci�a puszcza, �ywa i czysta. Budynek przed nim by� olbrzymi i zdeformowany. Naliczy� w nim siedem oddzielnych poziom�w u�o�onych warstwami jeden na drugim. Ponad ostatnim pi�trem stercza�y metalowe pr�ty, jak �ebra martwej krowy. Z ty�u wznosi�a si� druga, podobna budowla, a za ni� trzecia i nast�pne. Przyjrza� si� im zdumiony. Czyta� o czym� takim w starych ksi��kach, lecz by� przekonany, �e s� to legendy. Przed nim znajdowa�o si� jednak �miasto". Jak twierdzi�y ksi��ki, przed Wybuchem ludzko��, kt�ra by�a niewiarygodnie liczna i pot�na, mieszka�a w miastach, gdzie istnia�y wszelkie wyobra�al-ne i niewyobra�alne wygody. I nagle ci �yj�cy w bajecznym dobrobycie ludzie zniszczyli to wszystko w deszczu ognia i uderzeniu niemo�liwego do zniesienia promieniowania, pozostawiaj�c tylko rozproszonych koczownik�w, Odmie�c�w, mieszka�c�w Podziemia oraz rozleg�e Z�e Kraje. W�dz m�g� wskaza� tysi�c logicznych sprzeczno�ci w tej bajce. Po pierwsze by�o jasne, �e �adna kultura, kt�ra osi�gn�a to, co opisywano, nie mog�aby jed- nocze�nie by� tak prymitywna, by bezmy�lnie zniszczy� to wszystko. Poza tym ca�kowicie odmienna spo�eczno�� koczownik�w nie mog�a pojawi� si� z niczego w pe�ni ukszta�towana. By� jednak pewien, �e ostateczne rozwi�zanie zagadki kry�o si� gdzie� w Z�ych Krajach, gdy� samo ich istnienie zdawa�o si� potwierdza�, �e Wybuch mia� miejsce naprawd�, niezale�nie od tego, jaki by� jego prawdziwy pow�d. Teraz, co zdumiewaj�ce, Z�y Kraj by� got�w ods�oni� przed nim niekt�re ze swych tajemnic. W ci�gu stulecia, kt�re up�yn�o od kataklizmu, �aden cz�owiek nie zdo�a� zapu�ci� si� tak g��boko na tereny Rentgen�w i wr�ci� �ywy. Zakazane obszary stawa�y si� jednak coraz mniejsze. W�dz wiedzia�, �e nadejdzie czas, cho� nie za jego �ycia, gdy ca�e to terytorium b�dzie ponownie dost�pne dla ludzi. Ogarn�a go gor�czka odkrywcy. Pragn�� pozna� prawd� tak bardzo, �e zapomnia� 0 Rentgenach. �lady ch�opca wyra�nie odciska�y si� na ziemi, rozmi�kczonej przez niedawny deszcz. W tym miejscu ciemne szkliwo pop�ka�o ju� i znikn�o. Wzd�u� �cie�ki ros�y kie�ki bladej trawy. W Z�ym Kraju nic, nawet promieniowanie, nie by�o niezmienne. Ch�opiec skry� si� w budynku. Wi�kszo�� koczownik�w czu�a l�k przed zabudowaniami, niezale�nie od ich rozmiar�w, i unika�a nawet niewielkich budynk�w wznoszonych przez Odmie�c�w. W�dz jednak odby� wiele podr�y i pozna� wi�cej �wiata ni� ktokolwiek inny, i wiedzia�, �e wielka budowla nie jest niczym nadprzyrodzonym. Mog�y w niej czyha� niebezpiecze�stwa, mia�y one jednak charakter naturalny; spadaj�ce belki, g��bokie do�y, promieniowanie, czy oszala�e zwierz�ta, ale nie by�o tu �adnych demon�w. Tym niemniej jednak zawaha� si�, zanim wszed� do staro�ytnej budowli. W �rodku �atwo by�o wpa�� w pu�apk�. By� mo�e przebieg�y ch�opiec zaplanowa� co� w tym rodzaju. W�dz wiedzia�, �e jego przeciwnik wykopywa� ju� wilcze do�y na nieostro�nych naganiaczy, wygrzebuj�c ziemi� r�kami i paznokciami, 1 starannie je maskuj�c. To by�a jedna z rzeczy, kt�rych najwyra�niej nauczy� si� od swych prze�ladowc�w. W�dz rozejrza� si� wok�. W otworach okien tkwi�y kawa�ki suchego drewna. Wi�kszo�� z nich by�a spr�chnia�a, lecz nie wszystkie. Wewn�trz z pewno�ci� znajdowa�o si� wi�cej drewna. Mo�na je by�o podpali� i w ten spos�b wykurzy� ch�opca z budynku. Wydawa�o si�, �e jest to najbezpieczniejszy spos�b. Z drugiej strony mog�y si� tu znajdowa� bezcenne przedmioty � maszyny, ksi��ki i r�ne towary. Czy mia� to wszystko tak po prostu zniszczy�? Lepiej zachowa� budynek nietkni�ty i przys�a� tu p�niej ludzi, kt�rzy by go dok�adnie zbadali. Podj�wszy decyzje, W�dz wszed� przez najwi�ksze wrota i przyst�pi� do ostatecznych poszukiwa�. Pies skomla� i trzyma� si� tak blisko nogi, �e trudno by�o si� o niego nie potkn��, lecz nadal wyczuwa� trop. 10 Kamienne stopnie prowadzi�y w d� korytarzem o imponuj�cej, cho� ca�kowicie zb�dnej szeroko�ci. T�dy ucieka� ch�opiec. Jego trop by� tak wyra�ny, �e a� wydawa�o si� to podejrzane. Je�eli jednak poza tymi schodami nie by�o drugiego wyj�cia, ch�opiec musia� czeka� na dole. W�dz pomy�la�, czy nie by�oby m�drzej sprawdzi� najpierw wy�sze pi�tra. Ch�opiec m�g� prowadzi� go w �mierteln� pu�apk�, podczas gdy jego prawdziwa kryj�wka mog�a by� na g�rze. Bezimienny po zastanowieniu zrezygnowa� z tego zamiaru. Nale�a�o trzyma� si� jak najbli�ej uciekiniera, gdy� w przeciwnym razie ryzyko natkni�cia si� na promieniowanie by�o zbyt wielkie. Gdyby przewidzia�, �e ten po�cig zako�czy si� tak daleko w g��bi Z�ego Kraju, postara�by si� zdoby� od Odmie�c�w licznik Geigera. Nie maj�c za� tykaj�cej skrzynki, W�dz musia� post�powa� z rozwag�. Nag�y atak ze strony ch�opca by� o wiele mniejsz� gro�b� ni� promieniowanie, kt�re mog�o si� czai� po obu stronach jego �lad�w. Gdy Bezimienny zbli�y� si� do ostatniej izby, co� z niej wylecia�o. Ch�opiec, kt�ry nie mia� ju� gdzie ucieka�, zacz�� rzuca� w swojego prze�ladowc� wszystkim, co mia� pod r�k�. W�dz przystan��, by przyjrze� si� temu, co upad�o u jego st�p. Przykucn�� i podni�s� to, nie spuszczaj�c z oczu wej�cia do pokoju, w kt�rym ukry� si� ch�opiec. Powoli obr�ci� przedmiot w d�oniach. Zrobiono go ze stali, nie by� on jednak puszk� ani narz�dziem. By�a to bro�, cho� nie miecz, dr�g, czy sztylet. Jeden koniec by� lity i zakrzywiony prostopadle do reszty, za� drugi pusty w �rodku. Przedmiot by� dosy� ci�ki. Do��czono do niego kilka mniejszych mechanizm�w. R�ce Wodza zadr�a�y, gdy go rozpozna�. T� rzecz wiele razy opisywano w ksi��kach. To by� wytw�r dawnych czas�w. Pistolet. Ch�opiec usiad� okrakiem na skrzynkach i przygotowa� si� do rzutu nast�pnym metalowym kamieniem. Olbrzymi m�czyzna i oswojone zwierz� zap�dzili go w �lep� uliczk�. Nikt jeszcze nie �ciga� go z tak� zawzi�to�ci�. Nigdy dot�d nie musia� te� broni� w�asnego legowiska. Gdyby to przewidzia�, ukry�by si� gdzie indziej. By�o tu jednak wiele miejsc, kt�re parzy�y jego sk�r�, zmuszaj�c go do odwrotu! Ten budynek by� jedynym, w kt�rym by� ca�kowicie bezpieczny. Olbrzym ponownie pojawi� si� w drzwiach. Ch�opiec cisn�� w niego swym kamieniem i schyli� si� po nast�pny. Jednak m�czyzna odskoczy� w bok tak, �e pocisk ze�lizn�� si� po jego udzie i rzuci� przed siebie sznurem. Ch�opiec zapl�ta� si�. Po chwili by� ca�kowicie bezradny. Sznur wygina� si�, zaciska� i szarpa�, jak gdyby by� �yw� istot�. M�czyzna zwi�za� go i przerzuci� sobie przez pot�ne rami�, po czym wyni�s� go z pokoju i z budynku. Jego si�a by�a przera�aj�ca. Ch�opiec wi� si�. Spr�bowa� gry��, lecz z�by napotyka�y cia�o twarde niczym wyschni�te drewno. Sk�ra piek�a go, gdy m�czyzna przechodzi� przez parz�cy teren. Czy�by ten potw�r by� odporny r�wnie� na to? Podczas po�cigu przeszed� przez kilka podobnych miejsc, kt�re ch�opiec starannie omija�. Jak mo�na by�o walczy� z tak� si��? W lesie m�czyzna postawi� go na ziemi i poluzowa� wi�zy. Wydawa� przy tym ludzkie odg�osy, kt�re co� ch�opcu przypomina�y. Jednak gdy tylko zosta� uwolniony, natychmiast rzuci� si� do ucieczki. Sznur pofrun�� w powietrzu niczym atakuj�cy w��, owin�� go w pasie i przyci�gn�� z powrotem. Znowu by� wi�niem. � Nie � powiedzia� m�czyzna. Ten d�wi�k by� oczywistym zakazem. Olbrzym ponownie zdj�� sznur i ch�opiec zn�w pogna� naprz�d, lecz po raz drugi zosta� z�apany na lasso. � Nie! � powt�rzy� m�czyzna. Tym razem jego wielka r�ka zada�a cios, kt�ry, jak si� ch�opcu zdawa�o, omal nie wybi� mu dziury w piersiach. Pad� na ziemi�, niezdolny my�le� o niczym poza b�lem i potrzeb� zaczerpni�cia tchu. 12 Po raz trzeci m�czyzna rozwi�za� sznur. Tym razem ch�opiec pozosta� na miejscu. Lekcje tego rodzaju by�y �atwe do zapami�tania. Wyruszyli w kierunku ludzkiego obozu. Ch�opiec szed� przodem, lecz m�czyzna nigdy nie spuszcza� go z oczu. Unika� plam gor�ca, a olbrzym i zwierz� pod��ali za nim. Wieczorem dotarli do miejsca, gdzie spotkali si� poprzedniego dnia. M�czyzna otworzy� plecak i wydoby� stamt�d kawa�y przyjemnie pachn�cej substancji. Odgryz� kawa�ek, prze�uwaj�c go ze smakiem, po czym poda� ch�opcu drug� porcj�. Nie musia� powtarza� zaproszenia. To by�o jedzenie. Po posi�ku m�czyzna odda� mocz pod drzewem i ponownie zas�oni� swe cia�o. Ch�opiec pod��y� za jego przyk�adem, na�laduj�c nawet jego pionow� postaw�. Dawno ju� nauczy� si� panowa� nad procesem wydalania, gdy� nieostro�nie pozostawione �lady mog�y by� przeszkod� w polowaniu, nigdy jednak nie przysz�o mu do g�owy, by kierowa� strumieniem moczu za pomoc� r�ki. � Tutaj � powiedzia� m�czyzna. Delikatnie rzuci� ch�opca na ziemi� i wepchn�� nogami naprz�d do kr�puj�cego worka. Ch�opiec opiera� si�, gdy siatka zakry�a mu g�ow�. � Zosta� tu na noc, albo... � pot�na pi�� opad�a i stukn�a go lekko w st�uczon� klatk� piersiow�. Kolejne ostrze�enie. M�czyzna oddali� si� i wlaz� do drugiego worka. Pies u�o�y� si� pod drzewem. Ch�opiec le�a� bez ruchu. Pragn�� uciec, obawia� si� jednak gor�cego obszaru, przez kt�ry musia�by przebiec. Dobrze widzia� w ciemno�ci i zwykle �erowa� po zmierzchu, ale to by�o z�e miejsce. Kiedy� u��dli�a go tutaj bia�a �ma i omal nie zgin��. Mo�na ich by�o unikn��, lecz nigdy z ca�kowit� pewno�ci�, gdy� kry�y si� pod li��mi, a czasem siedzia�y na ziemi. Tu, pod siatk�, by� bezpieczny. Je�li jednak nie ucieknie noc�, w dzie� nie b�dzie mia� �adnej szansy. Sznur by� zbyt szybki i zr�czny, a olbrzym zbyt silny. Us�ysza�, �e m�czyzna zasn��. Zdecydowa� si�. Usiad� i zacz�� wygrzebywa� si� na zewn�trz. M�czyzna obudzi� si� przy pierwszym szele�cie. � Nie! � zawo�a�. By�oby ryzykowne sprzeciwia� si� olbrzymowi, kt�ry m�g� go i tak do�cign�� ponownie. Zrezygnowany ch�opiec po�o�y� si� z powrotem i zasn��. Rankiem zjedli kolejny posi�ek. Dotychczas rzadko kiedy udawa�o si� ch�opcu naje�� dwa razy w tak kr�tkim odst�pie czasu. Postanowi� polubi� ten stan rzeczy. M�czyzna zaprowadzi� go do strumienia i umy� ich obu. Wysmarowa� ma�ci� ze swego plecaka liczne siniaki i zadrapania na ciele ch�opca i zast�pi� niewypra-wione zwierz�ce sk�ry zbyt du�� koszul� i pantalonami. Po tych przera�aj�cych zabiegach ponownie ruszyli w kierunku obozu ludzi. 13 Ch�opiec niespokojnie poruszy� ramionami. Okropne ubranie �askota�o go w dziwny spos�b. Ponownie pomy�la� o ucieczce, zanim wyjd� poza znane mu tereny, lecz ostrzegawcze chrz�kni�cie olbrzyma sprawi�o, �e zmieni� zdanie. W gruncie rzeczy m�czyzna, mimo dziwacznego sposobu ubierania si� i oddawania moczu, nie traktowa� go brutalnie. Nie kara� go bez powodu, a nawet okazywa� mu dobro�. Oko�o �rodka dnia m�czyzna zwolni� kroku. Mimo swych pot�nych mi�ni i wytrzyma�o�ci wydawa� si� zm�czony i �pi�cy. Chwia� si� na nogach. Nagle zatrzyma� si� i zwymiotowa� ca�e �niadanie. Ch�opiec zastanowi� si�, czy nie jest to aby jaki� wa�ny ludzki rytua�. M�czyzna usiad� na ziemi. Wygl�da� dziwnie. Ch�opiec obserwowa� go przez pewien czas. Gdy m�czyzna si� nie podni�s�, zacz�� si� od niego oddala�. Olbrzym go nie zatrzyma�. Ch�opiec pogna� szybko z powrotem t� sam� drog�, kt�r� przyszli. By� wolny! Po przebyciu oko�o mili zatrzyma� si� i zrzuci� z siebie niewygodne, ludzkie ubranie. Nagle przystan��. Wiedzia� ju�, co si� sta�o z olbrzymem. Wcale nie by� on odporny na parz�ce miejsca. Po prostu o nich nie wiedzia� i lekkomy�lnie narazi� si� na niebezpiecze�stwo. Teraz zacz�a si� u niego choroba. Ch�opiec pozna� j� ju� na w�asnej sk�rze. Kiedy� poczu� si� s�abo, wymiotowa� i zdawa�o mu si�, �e umrze. Zdo�a� jednak prze�y� i potem jego sk�ra sta�a si� wra�liwa. Gdy tylko zbli�a� si� do gor�cego obszaru, natychmiast go wyczuwa�. Jego bracia, nie maj�cy plam na sk�rze, kt�re go od nich odr�nia�y, nie posiadali podobnej umiej�tno�ci i zgin�li okropn� �mierci�. Odkry� wtedy pewne li�cie, kt�re wcierane w piek�c� sk�r� przynosi�y ulg�. Sok z �odyg, na kt�rych ros�y te li�cie, pomaga� na podobn� chorob� �o��dka. Ch�opiec nigdy jednak nie zapuszcza� si� w piek�ce miejsca z w�asnej woli. Sk�ra zawsze ostrzega�a go w por� i lekarstwo nigdy nie by�o mu potrzebne. Olbrzymi m�czyzna b�dzie bardzo chory i pewnie umrze. W nocy przyjd� �my, a potem ryj�wki, on za� le�a� bezradny. By� g�upi, �e zapu�ci� si� do serca Z�ego Kraju. G�upi, ale odwa�ny i dobry. Nikt nie wyci�gn�� do ch�opca pomocnej d�oni ani nie nakarmi� go, odk�d umarli jego rodzice. Ch�opiec by� tym dziwnie poruszony. Gdzie� w g��bi swych wspomnie� odnalaz� wskaz�wk�: za dobro trzeba odp�aca� dobrem. By�o to wszystko, co pozosta�o z tego, czego nauczyli go rodzice, kt�rych ko�ci i czaszki bieli�y si� w jednym z budynk�w. Olbrzym przypomina� ch�opcu ojca: silny, gwa�towny w gniewie, lecz �agodny, gdy go nie prowokowano. Ch�opiec rozumia� zar�wno jego opiek�, jak i brutaln� dyscyplin�. Takiemu cz�owiekowi mo�na by�o zaufa�. Ch�opiec zebra� odpowiednie zio�a i wr�ci�. Jego motywy by�y niejasne, lecz czyny pewne. Pies gdzie� znikn��, a m�czyzna le�a� tam, gdzie si� po�o�y�. Sk�r� mia� zaczerwienion�. Ch�opiec po�o�y� mu na tu��w i ko�czyny ok�ady z li�ci i wpu�ci� kilka kropli wyci�ni�tego z �odygi soku do wykrzywionych ust. Nie 14 m�g� zrobi� nic wi�cej. Olbrzym by� zbyt ci�ki, by mo�na by�o go poruszy�, a zniekszta�cone r�ce ch�opca nie mog�y wykona� tej pracy. Gdy jednak nadszed� nocny ch��d m�czyzna o�ywi� si� nieco. Oczy�ci� si� z li�ci niezdarnymi ruchami, lecz nic nie zjad�. Wczo�ga� si� do �piwora i straci� przytomno��. Rankiem olbrzym wydawa� si� przytomny, lecz gdy spr�bowa� wsta�, przewr�ci� si�. Nie m�g� chodzi�. Ch�opiec da� mu do prze�ucia �odyg�. M�czyzna uczyni� to, najwyra�niej nie�wiadomy tego, co robi. Nast�pnego dnia zapasy w plecaku wyczerpa�y si� i ch�opiec wyruszy� na poszukiwanie �ywno�ci. W�a�nie dojrzewa�y niekt�re owoce i dzikie bulwy. Zebrawszy ich troch�, zawi�za� zdobycz w odnalezion� koszul� i pogna� susami do olbrzyma. W ten spos�b zdoby� po�ywienie dla nich obu. Czwartego dnia sk�ra m�czyzny zacz�a krwawi�. Niekt�re cz�ci jego cia�a by�y twarde jak drewno i te nie krwawi�y, lecz wsz�dzie, gdzie mia� naturaln� sk�r� pojawi�y si� rany. M�czyzna dotyka� siebie przera�ony, a potem straci� przytomno��. Ch�opiec porwa� koszul�, zamoczy� j� w wodzie i zmy� krew, lecz gdy pojawi�o si� jej wi�cej, pozwoli� jej zbiera� si� i krzepn��. To zmniejszy�o krwotok. Ch�opiec wiedzia�, �e krew trzeba utrzymywa� wewn�trz cia�a, gdy� pewnego razu, gdy zrani� si� i wykrwawi� obficie, potem przez wiele dni czu� si� bardzo s�abo. Wiedzia� te�, �e gdy zwierz�ta traci�y zbyt wiele krwi szybko gin�y. Kiedy tylko m�czyzna odzyskiwa� przytomno��, ch�opiec dawa� mu do jedzenia owoce i lecznicze �odygi oraz wod� do picia. Gdy ponownie zapada� w sen, ok�ada� go dok�adnie leczniczymi li��mi. Kiedy za� robi�o si� zimno, przykrywa� m�czyzn� �piworem i k�ad� si� przy nim, aby go os�oni� od najgorszych podmuch�w lodowatego wiatru. Pies wr�ci� kt�rego� ranka i zdech�. Mija�y dni. Chory m�czyzna trawi� w�asne cia�o. Wychud� i dziwnie si� zmieni�. Do tej pory wygl�da�, jakby mia� pod sk�r� kamienie i deski, kt�rych nic nie mog�o przebi�. Teraz, gdy podtrzymuj�ce te zbroj� mi�nie zanik�y, przero�ni�-te chrz�stki i ko�ci zacz�y zwisa� lu�no. Utrudnia�o to m�czy�nie oddychanie i wydalanie. Jednak ten dodatkowy szkielet musia� zatrzyma� du�� cz�� promieniowania. Olbrzym by� bliski �mierci, nie chcia� jednak umrze�. Ch�opiec obserwowa� go, wiedz�c, �e jest �wiadkiem walki z przeciwnikiem tak strasznym, �e �aden cz�owiek nie m�g�by mu sprosta�. Ojciec i bracia ch�opca oddali swe �ycie znacznie szybciej. Krew, pot i mocz splami�y legowisko. Brud i strupy pokry�y ca�e jego cia�o, lecz m�czyzna si� nie poddawa�. 15 W ko�cu zacz�� wraca� do zdrowia. Gor�czka i krwawienie ust�pi�y. Odzyska� cz�� si�. Zacz�� je��, z pocz�tku niepewnie, potem z wielkim apetytem. Pewnego dnia spojrza� na ch�opca, jakby widzia� go po raz pierwszy, i u�miechn�� si�. Od tej chwili stali si� przyjaci�mi. Wojownicy zebrali si� w �rodku wioski, wok� Kr�gu. Ty�, Mistrz Dw�ch Broni, rozpocz�� ceremoni�. � Kto z obecnych pragnie zdoby� dzi� imi� i honor m�czyzny? � zapyta� od niechcenia. Robi� to co miesi�c od o�miu lat i by� tym g��boko znudzony. Wyst�pi�o kilku m�odzie�c�w � chudych wyrostk�w, kt�rzy sprawiali wra�enie, jakby nie wiedzieli jak nale�y trzyma� bro� w r�ku. Z ka�dym rokiem wydawali si� m�odsi i bardziej niezdarni. Ty� t�skni� za dawnymi dniami, gdy s�u�y� Solowi, Mistrzowi Wszystkich Broni. Wtedy m�czy�ni byli m�czyznami, W�dz Wodzem i dokonywano wielkich czyn�w. Teraz nasta� czas s�abeuszy i bezczynno�ci. Bez wysi�ku nada� swemu g�osowi ton rytualnej pogardy. � B�dziecie ze sob� walczy� � oznajmi�. � Dobior� was parami, by�cie stawili sobie czo�a w Kr�gu. Ten, kto zwyci�y, zostanie uznany za wojownika i b�dzie mia� prawo do imienia, bransolety, broni oraz honoru. Pokonany... Nie zada� sobie trudu, by sko�czy�. Nikt nie m�g� zdoby� miana wojownika, je�li przynajmniej raz nie zwyci�y� w Kr�gu. Niekt�rzy kandydaci przegrywali raz za razem. Cz�� z nich w ko�cu rezygnowa�a i przystawa�a do Odmie�c�w, inni szli na G�r� lub przenosili si� do innego plemienia, aby spr�bowa� jeszcze raz. � Ty z maczug� � powiedzia� Ty� wskazuj�c na puco�owatego kandydata na wojownika � i ty z dr�giem � wybra� drugiego, ko�cistego. Dwaj m�odzie�cy, wyra�nie podenerwowani, weszli do Kr�gu i przyst�pili do walki. Ch�opiec z maczug� wymachiwa� ni� szeroko i niezgrabnie, za� drugi nieudolnie odbija� jego ciosy. Wreszcie przypadkowe uderzenie maczugi zwichn�o jedn� ze �le ustawionych d�oni trzymaj�cych dr�g, kt�ry upad� na ziemi�. Jego w�a�ciciel mia� do��. Wyskoczy� z Kr�gu. Ty�owi zrobi�o si� niedobrze z powodu nieudolno�ci walcz�cych. W jaki spos�b tacy gamonie mogli si� sta� porz�dnymi wojownikami? Jaki po�ytek przyniesie plemieniu zwyci�zca taki, jak ten, kt�rego rozstrzygaj�cy cios by� czystym przypadkiem? Nigdy niczego nie mo�na by� pewnym � przypomnia� sobie. Niekt�rzy z najgorzej zapowiadaj�cych si� m�odzie�c�w, kt�rych wysy�a� do szkoleniowego obo- 17 zu Sava Dr�ga, wracali stamt�d jako gro�ni wojownicy. Prawdziwa warto�� cz�owieka ujawnia�a si� w trakcie ci�kiego treningu. Tego nauczy� Ty�a m�czyzna, kt�ry nigdy nie walczy� w Kr�gu. Jak on si� nazywa�? Sos-Doradca. Sos przebywa� z plemieniem przez rok i stworzy� obecny system praw, a potem znikn�� na zawsze. Mistrz Dw�ch Broni pami�ta� jak�� histori� ze sznurem... Sos nie by� mo�e prawdziwym m�czyzn�, ale umys� mia� wielki. Ty� uzna� wi�c, �e najlepiej b�dzie przyj�� grubasa z maczug� do grona m�czyzn i wys�a� go do Sava. Mo�e jednak wyro�nie z niego co� dobrego. Je�li nie, ma�a strata. Nast�pna by�a para walcz�cych na sztylety. Pojedynek by� krwawy i obfitowa� w mn�stwo nieczystych, p�ytkich ci��, ale przynajmniej jego zwyci�zca zapowiada� si� na twardego m�czyzn�. W kolejnej walce wyst�pi� miecz przeciwko pa�kom. Ty� o�ywi� si�, gdy� by�y to jego bronie i pragn�� mie� w plemieniu wi�cej pos�uguj�cych si� nimi wojownik�w. Pa�ki nadawa�y si� do podtrzymywania dyscypliny, a miecze do podboj�w. Nowicjusz z pa�kami wydawa� si� obiecuj�cy. Jego r�ce by�y szybkie, a ciosy celne. Wojownik z mieczem by� silny, lecz powolny. Wymachiwa� kling� jak cepem. Pa�ka trafi�a w bok g�owy walcz�cego mieczem. Za pierwszym ciosem posz�a seria uderze� w szyj� i ramiona. Jednak atakuj�cy zapomnia� zupe�nie o obronie. Nacieraj�c bezmy�lnie wr�cz sam nadzia� si� gard�em na miecz i pad� martwy. Zrozpaczony Ty� zacisn�� powieki. Co za g�upota! Jedyny m�odzieniec, kt�ry rokowa� jakie� nadzieje, pozwoli� si� ponie�� emocjom i zgin�� od ciosu, kt�rego ka�dy idiota m�g�by z �atwo�ci� unikn��. Ten �wiat naprawd� schodzi� na psy! Pozosta� jeszcze jeden ch�opiec, uzbrojony w rzadko spotykany morgensztern. Aby wybra� t� bro� trzeba by�o mie� odwag�, a tak�e niezdrowe sk�onno�ci, gdy� by� to or� morderczy i niepewny. Ty� zostawi� go na koniec, gdy� chcia�, aby ten nowicjusz zmierzy� si� z do�wiadczonym wojownikiem. To zmniejszy wprawdzie jego szans� na zwyci�stwo, lecz w r�wnym stopniu u�atwi mu prze�ycie tej walki. Ty� postanowi�, �e je�li ch�opak sprawi dobre wra�enie, to za miesi�c zmierzy si� z �atwym przeciwnikiem i zdob�dzie bransolet� i imi�. Wtem nadbieg� jeden ze stra�nik�w. � Wodzu, przyszli obcy. M�czyzna i kobieta. On jest brzydki jak diabli i ona chyba te�. Ty� poirytowany utrat� obiecuj�cego kandydata warkn�� gniewnie: � Czy twoja bransoleta jest ju� tak wytarta, �e nie potrafisz oceni� urody kobiety? � Nosi zas�on�. To zaintrygowa�o Ty�a. � Jaka kobieta zas�oni�aby swoj� twarz? Stra�nik wzruszy� ramionami. � Czy chcesz, �ebym ich tu przyprowadzi�? 18 Ty� skin�� g�ow�. Gdy m�czyzna si� oddali�, Ty� ponownie zaj�� si� problemem morgenszternu. Najlepszy b�dzie do�wiadczony dr�g, gdy� morgensztern nawet w r�kach nowicjusza m�g� okaleczy� lub zabi� wojownika u�ywaj�cego innej broni. Przywo�a� m�czyzn�, kt�ry mia� do�wiadczenie w walce przeciw morgenszternowi, i zacz�� udziela� mu wskaz�wek. Zanim jednak pr�ba si� zacz�a, zjawili si� obcy. M�czyzna rzeczywi�cie by� brzydki: przygarbiony, z r�kami okropnie zniekszta�conymi i wielkimi plamami odbarwionej sk�ry na tu�owiu i ko�czynach. Jego oczy spogl�da�y spod kosmatych brwi, sprawiaj�c dziwne wra�enie. Porusza� si� z wdzi�kiem, ale w osobliwy spos�b. Z jego stopami by�o co� nie w porz�dku. Wygl�dem przypomina� dzikie zwierz�. Kobieta by�a spowita w d�ugi p�aszcz i welon, kt�re okrywa�y figur� i twarz. Ty� pozna� po jej ruchach, �e nie by�a m�oda ani t�usta. To jednak by�o wszystko, czego m�g� si� na razie dopatrze�. Mia� nadziej�, �e kobieta da mu jaki� pretekst, by kaza� jej zdj�� zas�on�. � Jestem Ty�. Rz�dz� tym obozem w imieniu Bezimiennego � powiedzia� do m�czyzny. � Co ci� tu sprowadza? Tamten pokaza� mu lewy nadgarstek. By� nagi. � Przyby�e� zdoby� bransolet�? Ty� by� zaskoczony, �e m�czyzna tak muskularny, pokryty bliznami i tak gro�nie wygl�daj�cy, nie jest jeszcze wojownikiem. Jednak kolejne spojrzenie na jego niemal bezu�yteczne d�onie wyja�ni�o spraw�. Jak m�g� walczy�, skoro nie m�g� pewnie chwyci� broni? A mo�e by� to kolejny nieuzbrojny wojownik? Ty� s�ysza� tylko o jednym w ca�ym Imperium, lecz tym jednym by� sam Bezimienny � W�dz. � Jak� bro� sobie wybra�e�? � zapyta�. M�czyzna si�gn�� do pasa i ods�oni� wisz�c� pod kurtk� par� pa�ek. Ty� poczu� ulg� pomieszan� z rozczarowaniem. Pocz�tkuj�cy nieuzbrojony wojownik by�by czym� intryguj�cym. Potem przysz�o mu do g�owy co� innego. � Czy zgodzisz si� walczy� przeciw morgenszternowi? Nieznajomy skin�� g�ow�, wci�� si� nie odzywaj�c. Ty� wskaza� na Kr�g. � Morgenszternie, oto tw�j przeciwnik! � zawo�a�. W chwili, gdy to powiedzia�, liczba kibic�w zwi�kszy�a si� dwukrotnie. Ta walka zapowiada�a si� ciekawie. Posiadacz morgenszternu wkroczy� do Kr�gu, wymachuj�c sw� kolczast� kul�. Nieznajomy zdj�� kurtk� i spodnie. Pozosta� tylko w pantalonach. Klatk� piersiow� mia� pot�n�, a sk�ra na niej by�a koloru ��tawego. Masywne nogi pokry- 19 wa�y w�z�y mi�ni. Kr�tkie stopy by�y bose. Wok� palc�w n�g owija�y si� grube paznokcie, przywodz�ce na my�l kopyta. Niezwyk�y cz�owiek! Jego r�ce nie by�y tak umi�nione jak reszta cia�a, cho� u m�czyzny o szczuplejszej klatce piersiowej i ramionach sprawia�yby imponuj�ce wra�enie. Zaci�ni�te na pa�kach d�onie przypomina�y obc�gi. Uchwyt by� prosty i mocny. Ten nowicjusz by� albo bardzo kiepski, albo bardzo dobry. Kobieta w welonie usiad�a przy Kr�gu, by przygl�da� si� walce. Fakt, �e ukrywa�a sw� twarz, by� r�wnie niezwyk�y, jak wygl�d m�odego grubasa. Przybysz wkroczy� do Kr�gu ostro�nie, jak zwierz� omijaj�ce pu�apk�, gard� jednak mia� podniesion�. Jego przeciwnik zakr�ci� nad g�ow� kul� na �a�cuchu, a� zawy�o powietrze. Przez chwil� obaj patrzyli na siebie w pe�nej gotowo�ci. Nagle posiadacz morgenszternu ruszy� do ataku. Tamten zrobi� unik. Nie mia� innego wyj�cia. Niczyje cia�o nie mog�oby wytrzyma� uderzenia kolczastej, �elaznej kuli. Obcy zacz�� biec zgi�ty w p�. Garb u�atwi� mu to zadanie. O po�ow� ni�szy ni� przed chwil� przebieg� na drug� stron� Kr�gu i zaszed� przeciwnika od ty�u. Ta jedna sztuczka rozwia�a po�ow� obaw. Ty� zrozumia�, �e je�li przybysz potrafi skaka� r�wnie dobrze, jak si� schyla�, to morgensztern nigdy go nie trafi. Na dodatek wiruj�ca kula szybko wyczerpywa�a poruszaj�ce ni� rami�. Koniec walki nast�pi� jednak jeszcze szybciej. Zanim posiadacz morgenszternu zd��y� zmieni� pozycj�, pa�ki uderzy�y go w r�k� trzymaj�c� bro�. Trafiony nie zdo�a� zachowa� w�a�ciwej postawy. Kula zary�a si� w piach Kr�gu, a jej w�a�ciciel zachwia� si� na nogach. Widz�c, �e morgensztern jest zbyt g�upi, by zrozumie�, �e przegra� i wyj�� z Kr�gu, Ty� przem�wi� w imieniu m�czyzny z pa�kami: � Morgensztern si� poddaje. Jego posiadacz rozejrza� si� wok�, zbity z tropu. � Ale� jestem jeszcze w Kr�gu! Ty� nie mia� cierpliwo�ci do g�upc�w. � To walcz dalej. Tamten spr�bowa� zn�w zamachn�� si� sw� kul�, ale jego przeciwnik nie da� mu na to czasu � r�bn�� pa�k� w czaszk� i powali� bez przytomno�ci. Zwyci�zca wzi�� jedn� z pa�ek w z�by i chwyci� w woln� d�o� �a�cuch morgenszternu uwi�zany drugim ko�cem do nadgarstka pojmanego. By� to niezwyk�y manewr, gdy� �a�cuch zaopatrzony by� w chroni�ce przed podobnym chwytem ma�e, ostre jak ig�y zadziory. Wydawa�o si� jednak, �e garbus tego nie zauwa�y�. Przyci�gn�� nieprzytomnego przeciwnika do kraw�dzi Kr�gu, a potem pu�ci� �a�cuch, schyli� si� i wypchn�� rywala na zewn�trz. Z niek�aman� rado�ci� Ty� wr�czy� groteskowemu wojownikowi z�oty symbol m�sko�ci. Zauwa�y� przy tym, �e jego d�onie pokryte by�y zgrubia�� sk�r�. Nic dziwnego, �e nie obawia� si� zadzior�w! 20 � Od tej chwili, wojowniku, b�dziesz si� zwa�... � Ty� przerwa�. � Jakie imi� sobie wybra�e�? M�czyzna spr�bowa� przem�wi�, lecz jego g�os by� chrapliwy � zupe�nie jakby co� tkwi�o mu w krtani. S�owo, kt�re z siebie wyda�, zabrzmia�o jak warkni�cie. Ty� za�atwi� si� z tym szybko. � B�dziesz si� zwa� Var. Var Pa�ki. Kim jest twoja towarzyszka? Var potrz�sn�� pochylon� g�ow�. Nie odpowiedzia�, lecz kobieta podesz�a do nich sama, zdejmuj�c zas�on� i p�aszcz. � Sol�! � zawo�a� Ty�, rozpoznaj�c �on� Wodza. Wci�� by�a atrakcyjn� kobiet�, cho� up�yn�o niemal dziesi�� lat, odk�d widzia� j� po raz pierwszy. Przez cztery lata przebywa�a z Soleni, a potem przesz�a do namiotu nowego Wodza Imperium. Poniewa� zwyci�zca nie by� uzbrojony, nie nosi� bransolety i nie u�ywa� imienia, Sol� zachowa�a poprzedni� bransolet� i imi�. R�wna�o si� to cudzo��stwu i to jawnemu, lecz W�dz zdoby� j� w uczciwej walce. By� najpot�niejszym m�czyzn�, jaki kiedykolwiek wkroczy� do Kr�gu, z broni�, czy bez. Je�li on nie dba� o pozory, to nikt inny nie odwa�y� si� sprzeciwi�. Sol� by�a jednak zawsze wierna swym m�om, z wyj�tkiem ma�ego, zabawnego epizodu z Sosem, dawno temu. Dlaczego wi�c wyruszy�a teraz w drog� z bezimiennym m�odzie�cem? � W�dz go szkoli� � powiedzia�a jakby odgaduj�c my�li Ty�a � chcia� jednak, by zdoby� imi� o w�asnych si�ach, bez pomocy. Ucze� Nieuzbrojonego! To t�umaczy�o niekt�re rzeczy. Dobrze wyszkolony � to jasne. W�dz potrafi� walczy� przeciwko wszystkim rodzajom broni. Silny i brzydki � tak, to zrozumia�e. Dok�adnie taki typ cz�owieka, jaki spodoba�by si� Bezimiennemu. By� mo�e sam W�dz wygl�da� tak w m�odo�ci... Wtem Ty� popatrzy� na �lady odci�ni�te w piasku Kr�gu. � To ten dziki zwierz, kt�ry niszczy� plony pi�� lat temu! � zawo�a�. � Tak. Teraz ju� m�czyzna. R�ce Ty�a pow�drowa�y do pa�ek. � Ugryz� mnie wtedy. Teraz mog� si� za to zem�ci�. � Nie � odpar�a Sol�. � Dlatego w�a�nie przyby�am. Nie wst�pisz z Yarem do Kr�gu. � Czy boi si� walczy� ze mn� w �wietle dnia? � Var nie boi si� niczego. Jest jednak jeszcze nowicjuszem, a ty drugim wojownikiem w Imperium. Wr�ci ze mn�. � Czy potrzebuje opieki kobiety? Powinienem go nazwa� Var Pa�a! Zerwa�a si� na r�wne nogi. Jej uroda by�a wci�� w pe�ni rozkwitu, jak u �wie�o dojrza�ej dziewczyny. � Czy chcesz odpowiada� za to przed moim m�em? 21 Ty�, poddany m�czyzny, kt�rego ona nazywa�a swoim m�em, a tak�e cz�owiek honoru, musia� zapanowa� nad gniewem i odpowiedzie� tylko w jeden spos�b: � Nie. Zwr�ci�a si� w stron� Vara. � Zatrzymamy si� tu na noc, a jutro wyruszymy w drog� powrotn�. Pewnie b�dziesz chcia� zanie�� swoj� bransolet� do g��wnego namiotu. Ty� u�miechn�� si� drwi�co. �wie�o upieczony wojownik o tak groteskowym wygl�dzie nie znajdzie ch�tnej na sw� bransolet�. Niech obchodzi ten dzie� w samotno�ci! A p�niej, kt�rego� dnia, gdy Bezimienny nie b�dzie go ju� chroni�, spotkaj� si� znowu. Var dobrze zna� znaczenie z�otej bransolety. Robili je Odmie�cy. Bransoleta by�a nie tylko oznak� m�sko�ci, ale r�wnie� dawa�a prawo posiadania kobiety � na jedn� noc, na rok lub na ca�e �ycie. Nale�a�o j� tylko za�o�y� na nadgarstek wybranej dziewczyny i b�dzie ona nale�a�a do Vara, o ile wyrazi zgod�. M�wiono, �e wi�kszo�� dziewcz�t czu�a si� pochlebiona, gdy im j� ofiarowano i stara�a si� zachowa� bransolet� tak d�ugo, jak tylko mo�na. Szczeg�lnym honorem dla kobiety by�o mie� bransolet� na r�ce w czasie porodu. Im wi�cej syn�w urodzonych w ten spos�b, tym lepiej. Kobieta sprawdza�a si� przez sw� p�odno��, jak m�czyzna w Kr�gu. Ziemia wci�� potrzebowa�a nowych ludzi. Wielki namiot nie r�ni� si� od innych. W ka�dym obozie by� taki. Mieszkali w nim samotni wojownicy, a samotne dziewczyny stawa�y si� tam przyst�pnymi. Zapad� zmierzch. Wewn�trz zapalono ju� lampy. W�a�nie ko�czy�a si� uczta. Var, szcz�liwy ze zdobycia imienia, nie by� g�odny, nie �a�owa� wi�c tej straty. By�y tu dziewcz�ta siedz�ce na krzes�ach domowej roboty. Odmie�cy dostarczali wszystkiego, czego wojownik m�g� potrzebowa�, lecz u�ywanie takich, otrzymanych za darmo towar�w by�o w z�ym gu�cie. Koczownicy woleli na og� radzi� sobie sami. Var podszed� do najbli�szej. By�a owini�ta