10787
Szczegóły |
Tytuł |
10787 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10787 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
E. Blummthal, R. R-the, H. Hobmiir, M. Tfce, C. Juta, P. Rom, G. Tre/Jer, IV. Schwimch
Odwaga bycia niedoskonałym
Wydawnictwo Diecezjalne
Odwaga bycia niedoskonałym
Kraków
Tytuł oryginału:
IL CORAGGIO DINON ESSERE PERFETTI
Tłumaczenie:
Piotr Dyrda
Redakcja:
Beata Helizanowicz
Redakcja techniczna:
Beata Warzani
Korekta:
Małgorzata Chojnacka
Projekt okładki:
Pracownia M
Zdjęcie na okładce:
Pastel Communautes des Diaconesses de Reuilly
© Copyright by Cittadella Editrice - Assisi, 1986
© Copyright for the Polish Edition by
wydawnictwo ID -Kraków, 1995
ISBN 83-86106-01-8
Wydawnictwo rffl
ul. Grodzka 54
31-044 Kraków
tel./fax (012) 21 50 92
Wydawnictwo Diecezjalne
SANDOMIERZ
ul. Żeromskiego 4
27-600 Sandomierz
tel. (0-15) 32 31 92
WSTĘP
Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam
tytuł był zachętą do niedbałości i opieszalstwa
w spełnianiu codziennych obowiązków? Nic bar-
dziej mylnego w zrozumieniu powyższego ty-
tułu.
W 1926 roku Sophie Lazarsfeld utworzyła i roz-
powszechniła to bardzo często cytowane wyra-
żenie. W swoim traktacie, do dzisiaj aktualnym,
znana ekspert psychologii indywidualnej pisała
przede wszystkim o odwadze prawdy, szczerości
i naiwności, o aprobacie naszych codziennych
słabości i o przezwyciężeniu tendencji pokazywa-
nia się innym większymi, lepszymi, bardziej in-
teligentnymi i silniejszymi niż jesteśmy w rzeczy-
wistości. Autorka jasno pokazuje, że ukrywanie
własnej niedoskonałości jest społecznie szkodliwe
i może podważyć wzajemne zaufanie w momencie,
w którym nie jest dłużej możliwe podtrzymywanie
pozorów własnej wyższości. Może mieć ono rów-
nież ciężkie konsekwencje w edukacji i przejawia
się w pragnieniu rodziców przedstawiania się dzie-
ciom lepszymi niż w rzeczywistości są. Znany jest
powszechnie fakt, iż poszukiwania terapii dialogu
wskazują, że naiwność jest bardzo cenną cechą
osobowości, szczególnie dla nauczyciela i psycho-
terapeuty.
Jednym z najbardziej podstawowych odkryć
psychologii indywidualnej Alfreda Adlera było
wskazanie tendencji ukrywania przed samym sobą
oraz przed innymi własnych słabości oraz rekom-
pensowania ich niewłaściwymi środkami. Po dru-
gie, środki, które używane są w takich wypadkach,
zawsze na bazie własnych zwyczajów i własnego
sposobu życia, czynią codzienną egzystenqę trud-
niejszą, nadając jej charakter neurotyczny.
Niedoskonałość jest obecna w tym, czym je-
steśmy i w tym, co czynimy. Oczywiście te dwie
dziedziny nie mogą być nigdy rozpatrywane od-
dzielnie, gdyż zawsze nasze działanie pochodzi
z naszego sposobu bycia, i wyobrażenie, które
człowiek ma o samym sobie zawsze jest utworzone
pod wpływem własnego działania. Czyli jedynie ze
względu na jasność wyróżnia się tutaj te dwie
dziedziny oddzielnie, w rzeczywistości stanowią
one jedną całość.
To wszystko zaś, co odnosi się do naszego
sposobu bycia, ma uświadomić nam, że jedynie
poprzez cierpliwe działanie możemy cokolwiek
w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas
niezmienne. Niezmienna niedoskonałość nie de-
terminuje wartości indywidualnej osoby. Sposób,
w jaki staramy się z nią żyć, może stanowić
wartość samą w sobie. Poza tym, nie wszystko co
dana osoba uważa za niedoskonałe musi takie
być. Zakres znaczenia niedoskonałości jest zazwy-
czaj zbyt duży, ukształtowany pod wpływem idei
i uprzedzeń pochodzących z mentalności ogólnej.
To zaś, co dotyczy działania w kierunku bycia
doskonałym, może prowadzić do zachowań dewia-
cyjnych i społecznie szkodliwych. Nie o tym jed-
nak chciałbym teraz mówić, chciałbym mówić
raczej o tych osobach, które w każdym swoim
działaniu i we wszystkim czym są, starają się
udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za
cenę szkodliwych skutków ubocznych. Osoby tego
rodzaju, zazwyczaj za wiele wymagają od siebie
i od swoich bliskich. Możemy nazwać ich perfek-
cjonistami. Natomiast całkowita doskonałość nie
tylko zakłada nieustanny wysiłek, ale również
przeciwstawia się dążeniu dostosowania się do
zmiennych sytuacji. Można to zaobserwować
w naszych prawach i regulaminach, zawsze bar-
dziej doskonałych, aż tak doskonałych, iż prawie
6
niemożliwych do realizacji. Styl edukacji perfek-
cjonistycznej jest przytłaczający, całkowicie nie
bierze pod uwagę potrzeb dziecka i najczęściej
nie sprawdza się w nieprzewidywalnych sytuacjach
życiowych. (Gdybyśmy nie dysponowali już znacz-
ną liczbą, więcej niż wystarczającą, idealnych me-
tod nauczania, byłoby z pewnością bardzo pożyte-
cznym przedstawienie tutaj jakiegoś typu naucza-
nia perfekcjonistycznego.)
Perfekcjonizm może odnosić się do poszcze-
gólnych dziedzin działania ludzkiego. Weźmy na
przykład jakiegoś oratora, który z każdego swoje-
go drobnego potknięcia czyni wielką tragedię. Lub
kobiece pragnienia bycia doskonałą we wszystkich
dziedzinach: jako matka i idealna żona, jako
przykładna kobieta, która pracuje i ma ambicje da-
nia z siebie wszystkiego, uprawia sport i jest w cen-
trum wydarzeń politycznych i kulturalnych itd.
Czy jest możliwe pogodzenie wszystkich tych dzie-
dzin, bez poczucia rozczarowania i zawodu? Prze-
cież wszystkie te potrzeby wzięte razem są irra-
cjonalne. Ażeby walczyć z tak pojętym perfek-
cjonizmem, konieczne jest uporządkowanie dzie-
dzin naszego działania i wyznaczenie sobie od-
powiedniej hierarchii wartości. Nie można oczywi-
ście wszystkiego osiągnąć jednocześnie.
Ludzie, którzy uznają własną niedoskonałość,
są zazwyczaj bardziej elastyczni w wartościowaniu
poszczególnych czynności. I tak na przykład go-
spodyni domowa może czasami zostawić nawet
nie umyte talerze lub nie pościelone łóżka, ażeby
zyskać odrobinę czasu na zrealizowanie jakiegoś
ważniejszego zadania.
Perfekcjonista zazwyczaj chce zdobyć dla siebie
opinię doskonałego, nawet przed samym sobą,
chce czuć się lepszym i bardziej wartościowym od
innych, tylko nie zdaje sobie sprawy z egocentrycz-
nego podtekstu własnego pragnienia.
Realizacja ideału doskonałości absolutnej w łat-
wy sposób prowadzi, poprzez swoją nieracjonal-
ność, do zamkniętego kręgu. Zaś odkrycie własnej
niemożności zrealizowania ideału wzmaga jedynie
wysiłek, który na nowo objawia własną niedo-
skonałość i tak dalej.
Osoba wewnętrznie zdrowa i zrównoważona da-
je po prostu wszystko, co w niej najlepsze, we-
dług własnych możliwości. Wolna od niepotrzeb-
nych iluzji może osiągnąć, pomimo własnych ogra-
niczeń fizycznych i psychicznych, wyższy stopień
doskonałości, rozumianej jednak we właściwy spo-
sób. Alfred Adler w swoich ostatnich latach mówił
często o „wysiłku doskonalenia osób psychicznie
zdrowych". Koncepcja ta wzbudziła wiele krytyki,
gdyż chęć osiągnięcia doskonałości absolutnej cha-
rakteryzuje osobowość o cechach neurotycznych.
Jacoby (1974, str. 35) wyjaśnia jednak, iż doskona-
8
łość ma dla nas brzmienie raczej patetyczne, nato-
miast w Ameryce, gdzie Adler się przeniósł, wyraz
„perfection" jest w użyciu powszednim. I rozumie
się przez niego wysiłek w stawaniu się doskona-
łym, Adler dodawał zawsze znaczenie: wysiłek
w upodabnianiu się do Boga.
Możemy zapytać dlaczego byty ludzkie usiłują
udawać przed samymi sobą większy stopień dos-
konałości niż w rzeczywistości osiągnęły i są w sta-
nie osiągnąć. Jest to sposób na poszerzenie samo-
świadomości oraz na pomniejszenie strachu przed
innymi. Jest to jednak rozwiązanie jedynie pozor-
ne. Postępowanie takie skłania do nieustannego
kłamstwa oraz do lęku, że piękna „facjata" może
w końcu upaść. Świadomość własnej wartości oraz
poczucie bezpieczeństwa nie są w takim wypadku
autentyczne.
Szczere przyznanie się do własnej niedoskonało-
ści zakłada więc odrzucenie niepotrzebnych zabez-
pieczeń i domaga się siły ducha. Zależność od
sądów innych ludzi nie ma wtedy tak zasadniczego
znaczenia. Aby czynić to wszystko, konieczna jest
świadomość własnej wartości, ale nie świadomość
labilna i zmienna, lecz stabilna i autentyczna,
opierająca się na realnym wkładzie, jaki dajemy
społeczności. Wszystko to ma wiele wspólnego
z siłą własnego JA, o którym dzisiaj tak wiele się
mówi.
Aby móc zaakceptować własną niedoskonałość,
potrzebna jest odwaga. Praktycznie nikt nie posia-
da jej w stopniu wystarczającym. I dlatego właśnie
koniecznym jest pobudzanie odwagi, któremu
chce służyć właśnie ta książka.
Kto nie zamyka oczu na własne niedoskonałości
i własne słabości, będzie cenił bardziej sprawie-
dliwie swego bliskiego, ze wszystkimi jego niedo-
skonałościami, i nie będzie miał potrzeby pomniej-
szania innych, aby czuć się lepiej.
Odwaga bycia niedoskonałym porusza wszyst-
kie dziedziny egzystenqi ludzkiej i wszystkie po-
mocne środki. Różnorodność tematów zaprezen-
towana została w niniejszym tomiku przez eksper-
tów różnych dziedzin. I przy tej okazji chciałbym
podziękować wszystkim autorom. Dziękuję poza
tym wydawcy Heinrichowi Graf Waldsteinowi,
który opublikował książeczkę na ten temat i dał
mi bardzo cenne uwagi.
Rudolf KAUSEN
10
Erik Blumenthal
ODWAGA BYCIA
NIEDOSKONAŁYM
W NAUCZANIU
„Mamy potrzebę wiary w doskonałość i powin-
niśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi."
Pani B., dobra matka rodziny, przyszła kiedyś
do mojego gabinetu: jej pożycie małżeńskie było
dobre, nawet bardzo dobre, nie było też większych
problemów z dziećmi. Wspólnie z mężem mieli
wielu przyjaciół i odnosili sukcesy w pracy zawo-
dowej. Wszystko szło tak dobrze, „gdyby tylko
mała sześcioletnia córeczka nie siusiała w nocy do
pościeli". Matka próbowała wszystkich dostęp-
nych metod, ale nie zdołała rozwiązać problemu.
Czasami nawet nienawidziła swojej córeczki mó-
wiąc: „Inna córeczka, która ma tylko pięć lat, już
od dawna nie moczy pościeli".
Po rozmowie zrozumiała, że powinna w pew-
nym sensie zostawić ten problem, nie powinna
13
czuć się odpowiedzialna za wszystko i powinna
pozwolić dziecku poczuć się odpowiedzialnym za
swoją sytuację. Otrzymała wszystkie praktyczne
uwagi dotyczące tego problemu - o pościeli, o tym,
że dziewczynka sama powinna zajmować się swo-
im łóżkiem i o antagonizmie, który może powstać
między siostrami. Moja klientka powróciła do
domu, uczyniła wszystko, co zostało jej wyjaś-
nione, córka zaczęła sama zajmować się swoim
łóżkiem, ale nocne moczenie pościeli nie ustało.
Pewnego razu, gdy córce udało się utrzymać po-
ściel suchą, sama promienna pobiegła opowiedzieć
to matce, ale gdy mała była sama, mama zawsze
sprawdzała, czy jej córka nadal moczy pościel.
I tak trwało to jeszcze przez dłuższy czas,
pomimo wszystkich podejmowanych wysiłków,
Matka wciąż czuła się odpowiedzialną za sytuację
córki. Pewnego dnia wyobraziła sobie, że jej córka
jest wystarczająco duża, ażeby zostać narzeczoną
i pójść na uniwersytet i wtedy na pewno przestanie
moczyć pościel. Od tego momentu to, co córka
robiła z pościelą było jej naprawdę obojętne.
Przede wszystkim zrozumiała, że córka sama może
rozwiązać swój problem i autentycznie przestała
się nim zajmować. I prawie natychmiast nocne
moczenie pościeli ustało, co pokazuje istnienie
głębokiej wewnętrznej komunikacji między matką
a córką.
Każda matka, która chce w sposób doskonały
wychować własne dzieci, skazana jest na niepowo-
dzenie. Doskonałość jest z pewnością słusznym
celem, do którego człowiek powinien dążyć. Musi-
my jednak mieć świadomość, że pełne osiągnięcie
tego celu jest niemożliwe. Perfekcjonizm jest pew-
nym neurotycznym typem charakteru, który rodzi
jedynie kompleksy. Ważnym jest posiadanie te-
go celu, który odpowiednio ukierunkowuje nas
na naszej drodze życia, w naszym postępowaniu
i działaniu, tak jak żeglarz orientuje się w swoim
położeniu według układu gwiazd. Mamy potrzebę
odwagi bycia niedoskonałymi. Jeżeli uważamy, że
możemy osiągnąć doskonałość, nie czynimy nic
tylko zniechęcamy się, gdyż cel ten nie będzie mógł
być zrealizowany w stu procentach.
Są jeszcze tacy wychowawcy, którzy polecają
rodzicom zawsze zgadzać się w obecności dzieci
i uzgadniać różnice zdań sam na sam. To jest
właśnie doskonała jedność między mężem a żoną
rozumiana w błędny sposób. Po pierwsze, w ten
sposób nie docenia się spostrzegawczości dzieci,
które pomimo ukrywania różnic najczęściej i tak
zauważają tę sytuację. I w konsekwencji dzieci
mimowolnie uczą się udawania, gdyż większe zna-
czenie od słów rodziców ma ich zachowanie.
Po drugie, za powyższą radą kryje się błędne
rozumienie zgodności jako dzielenia zawsze tej
14
15
samej opinii. Mąż i żona mogą doskonale być
zgodni pomimo przeciwnych opinii. W jakiejś
określonej sytuacji każdy może podtrzymywać
opinię całkowicie odmienną. Przecież chodzi tutaj
o dwie różne osobowości, o dwa oddzielne in-
dywidua. Ważny jest szacunek i branie na serio
oraz uznanie prawa drugiej osoby do wyrażenia
własnego zdania. Nawet nie podzielając zdania
partnera, mogę zawsze coś pożytecznego się nau-
czyć. I chociaż inne zdanie może wydawać mi się
mylne, wiem i przyznaję, że nie jest głupie. Powin-
no być dla mnie ważnym i interesującym zrozu-
mienie, w jaki sposób moja współmałżonka wyro-
biła sobie właśnie taką opinię, gdyż coś w tym
musi być. Dzieci mogą uczyć się od rodziców jak
zgodnie żyć mając odmienne zdania.
Dzieci mogą czasami usiłować przeciwstawiać
rodziców jedno drugiemu, ale zdarzać się to będzie
niezwykle rzadko, gdy zauważą typ jedności wy-
stępujący między nimi. Poza tym pomiędzy rodzi-
cami powinien obowiązywać rodzaj porozumienia
polegający na nie wtrącaniu się, jeśli jedno ustali
coś z dziećmi. W sytuaq'ach ekstremalnych, gdy na
przykład ojciec bije dziecko, matka która przeciw-
na jest karom cielesnym, może opuścić pokój,
zaznaczając w ten sposób swoją dezaprobatę.
I może zdziwi to niektórych, ale dzieci mogą
przystosować się do odmiennych opinii swoich
rodziców i wykorzystywać to w różnych sytua-
cjach. Oczywiście rodzice powinni starać się, w od-
powiednim czasie i miejscu, osiągnąć głębsze poro-
zumienie szczególnie w tych opiniach, które znacz-
nie ich różnią. Wszystko to jednak powinno od-
bywać się w atmosferze wzajemnego zaufania
i szacunku. Nie musimy uważać za jakąś niedo-
skonałość opinii różnej od naszej własnej, ale
właśnie jako ludzką doskonałość, ponieważ właś-
nie z różnorodności idei, przekonań i opinii rodzi
się iskra zrozumienia i prawdy. Również we wszys-
tkim tym, co dotyczy opinii na temat naszych
dzieci, potrzebujemy odwagi bycia niedoskona-
łym. Dzieci od pierwszego momentu ich ziemskiej
egzystencji są osobami indywidualnymi, mającymi
własne uczucia i myśli, nie zawsze zgadzające się
z naszymi. Mają one prawo do szacunku dla ich
uczuć i myśli, dla ich opinii i przekonań, chociaż
nie zawsze możemy powstrzymać się od rozczu-
lania się nad ich niedoskonałością. Nie musimy
zawsze nawracać naszych dzieci na nasze przeko-
nania ani zawsze poprawiać tego, co mówią i ro-
bią. Z tego punktu widzenia odwaga bycia nie-
doskonałym oznacza, iż musimy pozwolić ażeby
same wzbogacały się własnymi doświadczeniami,
oczywiście nie chodzi tutaj o sytuacje, które mo-
głyby być niebezpieczne dla dziecka. Taki typ
odwagi bycia niedoskonałym zawiera zaufanie do
16
17
dziecka, do jego natury i możliwości rozwoju.
Dziecko będzie wiedziało jak zmienić swoją opinię
w momencie, w którym zauważy, iż jego idea była
mylna. W odróżnieniu od dorosłych, dla dzieci
łatwym jest poprawianie swoich opinii, gdyż gene-
ralnie mają większą odwagę bycia niedoskonały-
mi. Brak tej właśnie odwagi ze strony wychowaw-
cy prowokuje często przyzwyczajenia oraz błędne
maniery u dzieci. Przeciwieństwem odwagi jest lęk,
i tak świat pełny jest strachliwych rodziców, któ-
rzy chcą uczynić wszystko, co możliwe i nie dają
dziecku możliwości nauczenia się. Aby zdobyć
odwagę, każde dziecko przechodzi swoją własną
ewolucję, okres, w którym ma w ustach wszystko,
co chce poznać. Przestraszone mamy natychmiast
myślą: „Wielkie nieba, mój syn wpadnie w przy-
zwyczajenie ssania kciuka". Poprawiają dziecko
zaledwie włoży kciuk do ust i tak w krótkim czasie
uczą go ssania kciuka. Nikt, nawet małe dziecko,
nie lubi jak nieustannie mu się powtarza, co musi
i czego nie może robić. Wzbudza to zdrowy opór
dziecka, które samo chce decydować, i od samego
początku jasne jest, kto zwycięży w tej walce.
Jednak zwycięstwa dziecka często obracają się
przeciwko niemu samemu. Ono samo cierpi przez
swoje mylne decyzje podjęte w celu zrobienia na
przekór matce, jednak nie może ich poprawić,
gdyż ważniejszym od bólu jest dla niego poczucie
zdobytej samodzielności wobec matki. I jeżeli mat-
ka i dziecko walczą w ten sposób często, to może
się zdarzyć, że będzie ono starało się, oczywiście
nieświadomie, zranić ją, gdyż ono samo czuje się
zranione poprzez brak miłości.
Odwaga bycia niedoskonałym wymaga, byśmy
pozwolili dziecku mylić się. Jeżeli wkłada palce
do nosa i zdarza mu się obgryzać paznokcie, to
przestanie to robić, gdy nie zwrócimy na to szcze-
gólnej uwagi i będziemy ignorować tego typu za-
chowania. Oczywiście ważnym jest, byśmy sami
nie posiadali tych złych przyzwyczajeń. Najczęściej
dzieci uczą się naśladując. Jeżeli dziecko, na przy-
kład, jest już wystarczająco duże, by jeść przy stole
z całą rodziną, nie trzeba nieustannie przypominać
mu jak powinno się zachowywać. Ono nas obser-
wuje i samo próbuje trzymać łyżkę w należyty
sposób, niepotrzebne jest nieustanne pokazywa-
nie, których palców należy używać przy takiej
operacji. Powinniśmy natomiast obserwować go
w sposób jak najbardziej dyskretny i udzielić mu
jakichś małych wskazówek, jeśli coś wydaje mu się
zbyt trudne. Zasadniczo jednak, wystarcza jeden
pokaz i starajmy się nie poprawiać go za każdym
razem. Dziecko może spokojnie mylić się i potem
uczyć się na swoich błędach. Jeżeli będziemy go
niepotrzebnie poprawiać, może zdarzyć się, że jego
naturalne błędy mogą przekształcić się w złe przy-
18
19
zwyczajenia bardzo trudne do poprawienia. Właś-
nie dlatego, że rodzice często nie posiadają odwagi
niedoskonałości, dzieci czynią ze wspólnych posił-
ków doświadczenia bardzo nieprzyjemne dla wszy-
stkich. Nie musimy zawsze krytykować, popra-
wiać i karać, kiedy dziecko popełni jakiś błąd albo
gdy postępuje w sposób niewłaściwy. Możemy
czasem pozwolić mu krzyczeć, gdy zauważamy, że
jego krzyki są mu potrzebne. Jeżeli opowiada
kłamstwa, możemy zorganizować konkurs kto ma
większą wyobraźnię. Sprawimy wielkie szkody,
gdy interweniujemy niepotrzebnie w przypadkach
dziecięcego bełkotu zdaniami typu: „Staraj się
mówić wolniej" albo „Zastanów się najpierw, co
chcesz powiedzieć". Bełkot jest środkiem dobrym
i skutecznym dla dziecka. Wydaje się, że dziecko
walczy z samym sobą, ale w rzeczywistości sposób
ten służy mu do zdenerwowania nas. I znając ten
skutek, musimy ciężko się napracować, żeby zrezy-
gnowało z tej metody. Można by wymienić tutaj
wiele innych zdań, które kryją w sobie strach
przed niedoskonałością. Szczególnie niebezpiecz-
ne, powodujące liczne konsekwencje, jest wyra-
żenie tak często powtarzane: „Uspokój się".
W chwili gdy je wypowiadamy, dziecko czuje się
szczególnie źle. Ono wprawdzie pokazało swoją
słabość, ale my jakby utwierdzamy je w niej.
Przecież również my sami często jesteśmy zdener-
20
wowani i nikt nie powtarza nam nieustannie, że
mamy być spokojni. W takich wypadkach nasze
poprawianie może prowadzić do jeszcze większego
zdenerwowania dziecka.
Ażeby przezwyciężyć strach, potrzebujemy od-
wagi. Ale gdzie ją znaleźć? Skuteczną metodą jest
czynienie bardziej pozytywną naszej postawy wo-
bec życia, bardziej pozytywnym widzenie rzeczy.
Za każdym razem, gdy czynimy negatywne kon-
statacje i podkreślamy negatywne strony naszych
dzieci, musimy zdać sobie sprawę, że w ten sposób
czynimy z nich nie osoby szczęśliwe, ale wiecz-
ne beksy. Jeżeli dostrzegamy we wszystkim tylko
aspekt rzeczy negatywny, to wydaje się naszym
dzieciom, że znajdujemy radość w nieustannym
narzekaniu na wszystko. Jeżeli są one dobrymi
dziećmi, to znaczy, że chcą być dobre, i nie mogą
zbyt wiele narzekać, gdyż takie postępowanie jest
jedynie przygotowywaniem przyszłych depresji.
Pożytecznym byłoby więc przypomnieć, że wszyst-
ko posiada dwie strony medalu i nie ma takiej
sytuacji, w której nie można znaleźć jakiejś dobrej
strony. „To człowiek nadaje znaczenie rzeczom".
Istnieje również inna metoda, o której była
mowa wcześniej. Do jakich celów możemy dążyć
z naszym pesymizmem i widzeniem zawsze jedynie
ciemnej strony rzeczywistości? Zauważenie błędu
innej osoby może dać poczucie pewnego rodzaju
21
wyższości, gdyż wiemy coś lepiej od kogoś albo to
my mamy rację. Rodzice mają trudności w za-
akceptowaniu tej idei, dlatego, że uważają, iż ich
krytyka pomaga dzieciom. Pesymiści jednak nie
potrafią wierzyć w doskonałość ani rozwinąć od-
wagi niedoskonałości.
Mamy potrafią poprawiać wszystko, nawet spo-
sób pozdrawiania dziecka. Kiedyś przyszła do
mnie mała Klaudia i podała mi na przywitanie
lewą rękę. Mama natychmiast upomina małą:
„Ależ nie tak! Musisz to zrobić dobrze!"
Kilka przyjaciółek opowiadało o swoich dzie-
ciach. Jedna niezwykle dumna była z wyczynów
swojego synka. Druga opowiadała jak szybko jej
córka nauczyła się utrzymywać czystość. Trzecia
referowała, że jej syn zanim poszedł do szkoły już
umiał czytać: „Nauczył się wszystkiego sam".
Jakie to dziwne, że wszystkie miały tak niezwykłe
dzieci.
W tysiącach sytuacji zwracamy uwagę naszym
dzieciom, ażeby zachowywały się szczególnie do-
brze, co miałoby je odróżniać od innych dzieci.
Czy czyniąc to myślimy o szczęściu i dobru na-
szych dzieci? Czy nie zależy nam bardziej na
naszym prestiżu? Czy nie lękamy się, że inni mogą
pomyśleć, iż jesteśmy złymi wychowawcami, mat-
kami, które nie umieją wychowywać własnych
dzieci, które nieustannie się mylą? Co jest ważniej-
22
sze? Czy udawać kogoś, kim się nie jest? Czy mieć
szczęśliwe dzieci, które potrafią ufać swoim rodzi-
com? Jeżeli nasze dzieci nauczą się od nas, że błędy
i niedoskonałości nie pomniejszają wartości osoby,
ale że popełnianie błędów właściwe jest dla rodza-
ju ludzkiego, to możemy być pewni, iż nigdy nie
załamią ich przeciwności losu. Będą wiedziały, że:
„Nikt nie jest doskonały, nawet ja, ale następnym
razem postaram się zrobić to lepiej". Dzięki od-
wadze bycia niedoskonałymi, ich wysiłki mogą
uczynić ich naprawdę bardziej doskonałymi. Takie
dzieci nie wpadają w zdenerwowanie z powodu
obowiązków czy zadań wszelakiego typu, nie ma-
rzą o nierealnych rzeczach. Mały Felix uczył się
gry na pianinie z bardzo mądrą nauczycielką,
która poprosiła jego rodziców, by nie doglądali
nieustannie syna, czy aby ćwiczy wystarczająco,
i by go nie poprawiali, kiedy się mylił. Po dwóch
latach Felix wyprzedził kuzyna, który rozpoczął
naukę rok wcześniej. Grywał już utwory bardzo
trudne, chociaż nie zawsze z taką samą perfekcją
jak jego kuzyn. Kuzyn nie popełniał błędów, grał
nawet bardzo poprawnie, ale jego matka wciąż
narzekała, że w domu każdego dnia, trzeba go
namawiać, by ćwiczył regularnie. Jest to typowy
przykład, który pokazuje, iż nie należy bać się
niedoskonałości, gdyż strach nas paraliżuje, nato-
miast odwaga pozwala nam robić postępy.
23
Lęk przed niedoskonałością ma szczególnie tra-
giczne skutki w środowisku szkolnym. Posługując
się terminami nieco uproszczonymi, nasze współ-
czesne społeczeństwo kuleje na skutek starych
uprzedzeń i wychowuje swoich synów według me-
tod i celów archaicznych. We wszystkich krajach
świata nie wydaje się odpowiednich sum na eduka-
cję, gdyż uważa się, że bardziej pożytecznie pienią-
dze można wydać w innych dziedzinach. W Niem-
czech każdego roku wydaje się sześćdziesiąt mi-
liardów marek na alkohol i tytoń. Buduje się
również olbrzymie szkoły, ale szkoły te opanowa-
ne są przez „starego ducha" edukacji.
Zawód nauczyciela powinien być najważniej-
szym zawodem w państwie, jednak współcześni
nauczyciele zdegradowani zostali do roli przekazi-
cieli wiadomości i informacji. Ministerialne pro-
gramy nie pozwalają im na prawdziwe kształcenie
swoich uczniów. Wiadomym jest, że nauczyciele
dysponują ważnym instrumentem, grupą lub kla-
są, dzięki któremu mogą bardziej niż rodzice
wychowywać do poprawnego współżycia społecz-
nego. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to,
że nauczyciele i rodzice oskarżają się o spowodo-
wanie załamania współczesnej edukacji. Rodzice
oskarżają nauczycieli, nauczyciele zaś rodziców
o niezajmowanie się własnymi dziećmi. Jedni boją
się drugich. I wszystko przechodzi na dzieci, które
próbują się bronić we własnym zakresie. Najczęś-
ciej nie współpracują, wprawiają w zakłopotanie
rodziców i nauczycieli i widzą zawsze w drugim
przeciwnika. Rodzice o szerszych horyzontach,
którzy nie czują się odpowiedzialni jedynie za
swoją rodzinę i swoje najbliższe otoczenie, mają
odwagę bycia niedoskonałymi, mogą uwolnić swo-
je dzieci z tego zamkniętego kręgu. Pozwalają oni
swoim dzieciom na pełną odpowiedzialność w za-
kresie szkoły i interweniują tylko wtedy, gdy dziec-
ko prosi ich o jakąś informację lub małą pomoc.
Nie uczą dzieci, że trzeba przynosić do domu
dobre oceny, ale pomagają im znajdować przyjem-
ność w samym uczeniu się. Mają odwagę szczerego
przekonywania nauczycieli i nie boją się, że ci
będą się odgrywać na ich dzieciach. I co bardzo
ważne, nie boją się o przyszłość uniwersytecką
swoich synów i córek, gdyż wiedzą, że do realizacji
osobistej wcale nie jest konieczny sukces uniwer-
sytecki. Jest wiele ważniejszych spraw od sukcesu
materialnego. W ten sposób dzieci będą mogły
zrozumieć, że nie zawsze należy stosować się do
aktualnych tendencji społecznych, ale czasami
trzeba podjąć ryzyko bycia niezbyt popularnym,
jeżeli celem jest większy generalny rozwój. Byłoby
jeszcze wiele aspektów wychowawczych do przed-
stawienia, aby pokazać jak ważna, jest odwaga
bycia niedoskonałym i także świadomość, iż świat
24
25
niekoniecznie musi się zawalić jeżeli popełnimy
jakiś błąd.
Na końcu zajmiemy się wychowaniem religij-
nym. Alfred Adler definiował Boga jako „Naj-
większą manifestację przedmiotu doskonałości".
Praktykujący rodzice usiłowali zawsze wychować
swoje dzieci na doskonałych wierzących, co naj-
częściej wywoływało u tych ostatnich uczucie zbyt-
niego nacisku w tak istotnej sprawie. I w takich
okolicznościach dzieci często buntują się prze-
ciwko temu stanowi rzeczy. Może to prowadzić
również do buntu wobec samego Boga, któremu
wewnętrznie się opierają, uczestnicząc w życiu re-
ligijnym tylko zewnętrznie, ale gdy odejdą z kręgu
rodzinnego, porzucają również religię.
Innym typem tego rodzaju wychowania jest dziś
bardzo rozpowszechniony „laissez-faire", przeci-
wieństwo przymusu. Rodzice nie udzielają swoim
dzieciom najmniejszego przygotowania w kwes-
tiach religijnych. Boją się podejrzenia o nietoleran-
cję i manipulację. Usprawiedliwiają się, mówiąc:
„Nasze dzieci zdecydują same w przyszłości". Ale
jak będą mogły wybrać Boga w przyszłości, jeżeli
wcześniej nie otrzymały odpowiedniego przygoto-
wania i przewodnictwa?
Wychowanie doskonałe nie istnieje, ponieważ
nie istnieją doskonali wychowawcy. Dlatego właś-
nie naszym celem nie musi być uczynienie z na-
26
szych dzieci „świętych", ale ważniejszym jest uczy-
nienie z nich osób przygotowanych do życia,
wolnych i odpowiedzialnych. Osoby, które wierzą
w siebie, w innych, w wartości duchowe i w nasze
pryncypium, to znaczy w Boga. Są to uczciwi
i inteligentni obywatele Królestwa Bożego, pro-
mieniujący radością. Sloganem niniejszej książki
powinno być stwierdzenie: „Potrzebujemy wiary
w doskonałość i powinniśmy mieć odwagę bycia
niedoskonałymi".
ppjnhold Ruthe
PROFESOR I STUDENTKA,
CZYLI NIEDOSKONAŁOŚĆ
W MAŁŻEŃSTWIE
Oczywiście człowiek, którego przypadek opisu-
ję poniżej nie jest profesorem, ani jego żona nie
jest studentką. Jednakże te dwie koncepcje od-
grywają bardzo ważną rolę w małżeńskim życiu
państwa M. Para ta pobrała się dwa lata temu
i szuka porady dla swego smutnego małżeństwa.
Moje pierwsze spotkanie z panem M. odbyło się
w dość nietypowy sposób. Moja sekretarka prze-
kazała mi wiadomość, że pan M. chce się natych-
miast ze mną widzieć i jest to sprawa „najwyższej
wagi". Potem przez telefon mówił do mnie pod-
niesionym tonem: „Muszę natychmiast mówić
z panem na temat mojego małżeństwa. Praw-
dopodobnie kilka lat temu popełniłem fatalny
błąd. Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą
kobietą. Myśl ta sprawia, iż fatalnie się czuję, gdyż
nieustannie mam wątpliwości."
29
Ustaliliśmy datę spotkania. Pan M. chciał
przyjść sam, żeby nie powiększać napięcia, któ-
re trwa w ich małżeństwie od pewnego czasu.
W ustalony dzień pan M. przyszedł do mojego
gabinetu, upewnił się dokładnie, na którym krześle
może usiąść i czy może zostawić płaszcz w przed-
pokoju, zapytał również, czy aby nie poinformo-
wałem jego żony o naszym spotkaniu i czy moje
notatki mogłyby wpaść w niepowołane ręce. Po-
tem wyciągnął i położył na biurku malutki notesik,
oprawiony w skórę, i piękne pióro. Jego wygląd,
od stóp do głowy, z włosami zwilżonymi brylan-
tyną, był doskonały. Jego buty błyszczały jak lu-
stro. Kanty jego szarych spodni były bez zarzutu.
Pan M. miał 34 lata, ożenił się w wieku 32 lat i był
z zawodu matematykiem.
On: Jeżeli pan sobie życzy, opowiem panu moją
historię od chwili, kiedy poznaliśmy się z moją żo-
ną, do dzisiaj. Zrobiłem sobie wcześniej notatki, by
przedstawić panu wszystko dokładnie. Nie mam
najmniejszego zamiaru dyskredytowania mojej żo-
ny i chciałbym uniknąć jakichś niedokładności.
Ja: Proszę mi najpierw przedstawić swój pod-
stawowy problem.
On: Chętnie, ale jeżeli opowiem panu wszystko
od początku będzie mógł pan sobie wyrobić bar-
dziej precyzyjną opinię.
30
Ja: Czy macie dzieci?
(Moje pytania, które przekraczają jego program,
czynią, go nerwowym. Patrzy w swój notesik i kiwa
się na krześle. Mięśnie jego twarzy delikatnie drżą.
Koncentruje się jedynie na swoich refleksjach.)
On: Widzi Pan, kiedy poznałem moją żonę
dziesięć lat temu, a byliśmy narzeczeństwem
przez osiem lat, byłem bardzo w niej zakocha-
ny. Była dziewczyną świeżą, prostą, spontaniczną,
szczerą, towarzyską i serdeczną dla wszystkich.
Śmiała się i była pełna życia, podobała mi się
bardzo.
Ja: Ale potrzebował pan ośmiu lat by się jej
oświadczyć.
On: Tak to prawda. Na pewno chciałby Pan
wiedzieć, jaki ja jestem. Inny, całkowicie inny.
Jestem człowiekiem poważnym, wszystko rozwa-
żam głęboko i muszę mieć całkowitą pewność,
żeby podjąć jakąś decyzję. Kocham precyzję i inte-
resują mnie cyfry również po przecinku.
Ja: A pańską żonę nie za bardzo - prawda?
On: Dla mojej żony istnieją jedynie liczby za-
okrąglone.
Ja: Ona zaokrągla wszystko dla zasady czy
przez pomyłkę?
31
On: Ona nie kalkuluje, i to właśnie doprowadza I
mnie do desperacji. „Irmgard jest wolnym ptasz- I
kiem" - mówi moja matka. I podoba mi się to
określenie, gdyż dokładnie oddaje rzeczywistość.
Ja: Przeskakuje z tematu na temat, to pan chciał
powiedzieć?
On: Dokładnie. Doprowadza mnie do rozpaczy,
gdy w ciągu minuty porusza więcej niż jeden
temat, nie kończy żadnego i nie zastanawia się
głębiej nad żadnym.
Ja: To znaczy opowiada wszystko w sposób
niedokładny i powierzchowny?
On: Termin: „powierzchowny" sam zapisałem
w moim notatniku, nie chciałem go jednak użyć,
gdyż wydaje mi się zbyt nieprecyzyjny. Ale tak
jest w rzeczywistości. Mówi o pięciu minutach,
gdy było ich dokładnie trzy, mówi o niezliczo-
nych ziemniakach, kiedy można je było dokładnie
policzyć. Uważa, że kupiła sukienkę rok temu,
kiedy ja dokładnie wiem, iż to tylko cztery i pół
miesiąca.
Ja: Mówiąc krótko, pańska żona nie przepada
za precyzją, prawda?
On: Czasami wydaje mi się, że to przez czystą
złośliwość. Wydaje mi się, że jej brak precyzji jest
32
prowokacją w stosunku do mnie. Czasami staje się
dla mnie oczywistym, że ona ze mną walczy.
Ja: Czyli pańska żona wydaje się panu powierz-
chowna i niedokładna w szczegółach?
On: (odpowiadając z wyraźną trudnością) Pro-
szę mi wybaczyć, ale wydaje mi się, że odczuwam
to nawet fizycznie. Nie można zawsze poprawiać.
Nie można zawsze grać za pomocą faktów i liczb.
Niech tylko pan pomyśli, co mogłoby się stać z prze-
mysłem albo z techniką gdyby zabrakło precyzji.
Ja: Pan kocha precyzję, pańska żona zaś wyjątki.
On: Powiedział pan słowo bardzo odpowiada-
jące rzeczywistości właśnie słowo „wyjątek" jest
ulubionym wyrażeniem mojej żony. Dla mnie to
słowo jest kwintesencją całkowicie mylnego sposo-
bu myślenia i życia.
Zauważyłem, że pan M. jest bardzo skoncen-
trowany i rozważa w sobie każdą odpowiedź.
Osiem dni później przyszli do mnie mąż i żona
razem. Chociaż ustaliliśmy z panem M., że jego
żona przyjdzie sama, żeby mogła bardziej swobod-
nie wyrazić swoje problemy i pragnienia.
Ja: Widzę, że zmieniliście plan i przyszliście razem.
Ona: Nie zmieniliśmy planów, mój mąż tak zade-
cydował. On zawsze zdąża prosto do swojego celu.
33
on: (ojcowsko i pojednawczo) Irmgard.
Ona: (rzucając ostre spojrzenie) Pan wie z je-
go ścisłą logiką przekonał mnie, że powinniśmy
przyjść razem. Ale może pan być spokojny i tak
powiem to, co myślę. Zostałam upewniona, że tu-
taj można powiedzieć naprawdę to, co się uważa.
On: (przybliża się do żony i próbuje ją uspo-
koić) Irmgard!
Ona: Daj mi spokój! (Zwracając się do mnie):
Proszę mi szczerze powiedzieć, czy można tu
mówić to, co się uważa? Mój mąż kocha mówić.
Jest niedoszłym profesorem. Ale samo mówienie
to jeszcze nic. Czasami już go po prostu nie
słucham. On natomiast jest tak precyzyjny, że
podzieliłby jeden centezim na dziesięć dalszych
części. Dla niego jestem osobą najbardziej nie-
doskonałą na powierzchni ziemi. Pewien zbiór
niekoherentnych części od głowy do stóp. Stu-
dentka ze słabej szkoły. Nie jestem precyzyjna
w pracy. Nie jestem refleksyjna i cokolwiek mó-
wię, zawsze mu to nie odpowiada. Raz mylę datę,
a innym razem ilość, jeszcze innym razem po
prostu przesadzam.
On: (przerywa jej) Ależ Irmgard, musisz przy-
znać, że to prawda. Przecież jestem ekstremalnie
uczciwy i ostrożny to znaczy nie dramatyzuję.
34
Ona: Tylko powiedz że kłamię! Tak, twój roz-
sądek i ostrożność. Jeżeli chodzi o twoją ostroż-
ność. Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesię-
ciu lat, by się ze mną ożenić i jeszcze teraz nie
jest do końca pewny własnej decyzji. Proszę mi
wierzyć, on nie ufa nawet samemu sobie. Do
podjęcia najdrobniejszej decyzji potrzebuje wiecz-
ności. (Patrząc na męża): W domu mi na pewno
powie: „A wiesz, Irmgard, ile to jest wieczność?"
On to wie.
Ja: I jest całkowicie zadowolony, że może zna-
leźć optymalne rozwiązanie.
Ona: Tak pan myśli? Nie, wcale nie, przeciwnie,
panikuje, gdy nie może wykluczyć błędu. Mogę to
wyjaśnić za pomocą małego przykładu. Na końcu
każdego miesiąca liczy wszystkie przychody i roz-
chody na kalkulatorze. Kiedy zaś nie ufa kal-
kulatorowi, co zdarza się raczej często, liczy wszy-
stko ręcznie. I reaguje w sposób niemożliwy do
zniesienia, gdy brakuje chociaż stu lirów.
Zaznaczę, że w czasie naszej rozmowy dokładnie
notowałem wypowiedzi moich rozmówców, a więc
większość przytoczonych myśli jest autentyczna.
To, czego nie zdążyłem zanotować w czasie roz-
mowy uzupełniłem po jej zakończeniu. W szcze-
gólności wypowiedzi żony.
35
Małżeństwo jako gra
Pani i pan M. w rzeczywistości prowadzą grę.
Czynią to, bardzo poważnie wzajemnie się raniąc.
Można by myśleć, iż „profesor" jest bezdyskusyj-
nym panem sytuacji. Ale nie jest tak w rzeczywi-
stości. „Studentka" posługuje się metodami od-
ważnymi, na które nie może sobie pozwolić „pro-
fesor", gdyż to naraziłoby go na utratę reputacji.
On jest zdeterminowany zachowywać określone
reguły. Ona natomiast nie ma nic do stracenia.
Profesor przeciwko studentce
Dwa typy postępowania to pewien program.
Styl życia obojga małżonków nie mógłby być
przedstawiony w bardziej skrótowej formie. „No-
men est omen" (imię jest przesłar iem). Również
w tym przypadku. Role są ustalone, typ zachowań
i odpowiednia broń zostały zdefiniowane. Każdy
korzysta z własnego arsenału, zrobionego na uży-
tek przeciwnika. On domaga się dokładności, pre-
cyzji, perfekq'onizmu. Ona natomiast domaga się:
niedokładności wyjątków i słabości w zachowaniu
i postępowaniu. Każdy zna słabe punkty przeciw-
nika i w nich właśnie zanurza swoją broń. On
posługuje się swoją bronią z dokładnością jak
gentleman, ona bardziej niedbale zadaje ciosy.
36
Perfekcjonizm przeciwko wielkości ducha
Pan M. jest typowym perfekcjonistą, który
pragnie żyć bezbłędnym życiem. Rozpoczynając
od jego wyglądu zewnętrznego można dostrzec
jego dokładność. Od stóp do głowy bez żad-
nej plamki. On chce być czysty i musi taki być...
na zewnątrz i wewnątrz. Dla niego nieporzą-
dek jest czymś więcej niż tylko złą jakością.
Nie tylko burzy poprawne relacje ludzkie, ale
czyni z całego życia jeden wielki chaos. Wąt-
pliwość, że ożenił się z niewłaściwą kobietą wpro-
wadza go w złe samopoczucie. Budzi się w środ-
ku nocy i wyobraża sobie możliwe katastrofy,
które mogą wyniknąć z ich nieudanego mał-
żeństwa. Ulubionym słowem jego żony jest sło-
wo wyjątek. On natomiast przyjmuje je jako
obrazę, jako osobiste wyzwanie, jako dyskredy-
tację swojego stylu myślenia i pracy. Oboje zor-
ganizowali sobie grę doskonale zrównoważoną.
Im bardziej on mówi w sposób świadomie do-
skonały, tym bardziej ona stara się wyprowa-
dzić go z równowagi. To właśnie sprawiło, że
można ją zakwalifikować do kategorii „studen-
tek". Gdyż czyni użytek ze swojej inteligencji,
by zadawać swemu mężowi „prawdziwe" rany
niedoskonałości.
37
Stałość przeciwko elastyczności
On stara się konsekwentnie zachowywać wła-
sne przekonania. Definiowanie jako stałe zacho-
wanie pana M. byłoby eufemizmem. Od pierw-
szych minut naszego spotkania można było za-
uważyć jak bardzo gubi się on we własnych
myślach. Przygotował całą historię, którą mu-
siał mi opowiedzieć, dotyczącą jego samego i żony.
Wyrysował w swoim notesie schemat rozwoju
naszej rozmowy i starał się go zachować za wszel-
ką cenę. Odrzucał każde pytanie, które burzy-
ło jego porządek. Jeżeli jego plan nie był reali-
zowany, to wprowadzało go to w zdenerwowa-
nie. On sam wiedział, w jaki sposób najlepiej
może przedstawić mi swoje małżeństwo. Niepo-
kój i wzburzenie skłaniają współrozmówcę do
bycia łagodnym. Ze swoją żoną wykorzystywał
tę technikę prowadzenia dialogu przez długi czas.
Przez pierwsze dwie godziny postępował tak rów-
nież ze mną. Ten typ „komunikacji ograniczo-
nej", która ciąży na całej rozmowie, prowadzi
ze wszystkimi rozmówcami. On decyduje o tema-
cie, o kierunku, rozwoju, a nawet o zakończe-
niu rozmowy. Z miłości własnej pani M. bawiła
się w tę grę przed swoim małżeństwem i rok
po nim. Ona jest typem całkowicie innym, nie
przegapi żadnego punktu zaczepienia.
Odpowiedzialność przeciwko nieodpowiedzialności
On musi poprawiać i przywoływać do porządku
wszystko i wszystkich. Dlatego przyszedł razem ze
swoją żoną, gdyż uważał że ona jest niezdolna do
poprawnego przedstawienia wszystkich trudności
i problemów ich małżeństwa. Ona mogłaby jedy-
nie „pokomplikować sprawę dodatkowo". Przy-
szedł więc również i on, by mieć kontrolę nad
sprawą. Z innego punktu widzenia cierpi bardzo
pod ciężkim brzemieniem odpowiedzialności. Nie
można na tym strasznym świecie - mówi - przyj-
mować odpowiedzialności rodzicielskiej. Całe no-
ce rozmyśla: jak możliwym jest, by wprowadzić
dziecko w dorosłe życie bezproblemowo. Jak do-
tychczas nie chce mieć żadnych dzieci. Przyjmuje
na siebie odpowiedzialność za wszystko. Reaguje
neurotycznie na myśl o tym. Jego wszelkie cier-
pienia są krzykiem ostrzegawczym, gdyż jego żona
bierze wszystko zbyt lekko, a nawet można powie-
dzieć, że niczym się nie przejmuje. Jego sztywność
ma pokazywać jego wewnętrzną surowość - jak
mówi jego żona. Jego skłonność do doskonałości,
poprzedzona jest sensem odpowiedzialności za
wszystko, natomiast jego żona odpowiada kom-
pletną nieodpowiedzialnością. „Gdyż musimy
oboje cierpieć, gdy jedno z nas czyni wszystko" -
komentuje.
38
39
Dwa przeciwne style życia
Żona naszego skrupulatnego matematyka jest
bardzo szybka w podejmowaniu decyzji i w oce-
nianiu. Trudności jej męża w podejmowaniu decy-
zji są przez nią wyjaśniane jednym zdaniem. „Jest
tak ostrożny, że potrzebował dziesięć lat żeby się
ze mną ożenić i nie jest jeszcze pewny". Perfek-
cjonizm jest dla naszego matematyka brzydką grą,
która nie pozwala mu spać. Każda decyzja kosz-
tuje go wiele czasu i energii. Nie chce uczynić
błędu z którego potem musiałby się wycofywać.
Dlatego najczęściej odkłada decyzję i wszystko
rozważa raz jeszcze. Jego żona podejmuje decyzje
niedbale i w pośpiechu. Jeżeli powstają z takiego
postępowania jakieś szkody, to on bierze za nie
odpowiedzialność i doprowadza wszystko do po-
rządku. Innym oskarżeniem które najczęściej kie-
ruje pod jego adresem jest zdanie: „Każdą decyzję
podejmuje wiecznie". Odnosi się to najczęściej do
wszystkich spraw życia codziennego. Gdyby ona
nie działała, wiele problemów pozostałoby nieroz-
wiązanych i delikatny mechanizm życia codzien-
nego zostałby uszkodzony. Jednak szybkie decyzje
małżonki kończą się ciężkimi krytykami małżon-
ka. On widzi jedynie błędy i widzi niedociągnięcia,
on wie, gdzie można by kupić daną rzecz taniej.
On cierpi, gdy widzi jak marnowane są pieniądze
na zakupy niepotrzebne i nieużyteczne (według
iego własnych reguł oczywiście). On natomiast
zajmuje się rzeczami drugorzędnymi z iście perfek-
cjonistyczną doskonałością, jak na przykład wcze-
śniej wspominane miesięczne rozliczenie przycho-
dów i dochodów, na które poświęca całe noce,
licząc z dokładnością do 100 liro w.
Terapia pary małżeńskiej
Para małżeńska, o której była mowa powyżej,
przez rok i pięć miesięcy uczestniczyła w specjal-
nych spotkaniach poruszających ich problemy.
Koniecznych było wiele osobnych rozmów z pa-
nem M., gdyż spotkania trzyosobowe nie zdawały
egzaminu. Wzajemna walka przybierała formę,
która blokowała racjonalne współżycie. Kobieta
przyjmowała każdą oznakę krytyki czy niezado-
wolenia za objaw pouczania czy złego traktowania
i momentalnie przechodziła do kontrataku. Czuła
się wobec niego jak uczennica i w konsekwencji
wykorzystywała każdą metodę, gdyż nie miała nic
do stracenia ze swej reputacji. Krzyczała, tupała
nogami i obrażała go wulgarnymi wyrażeniami,
a w łóżku zostawiała go zmrożonego z otwartymi
ustami, gdy próbował przybliżyć się do niej.
Kiedy jednak pan M. próbuje okazywać się
upartym w swoim sposobie życia, żona jego, która
40
41
uczyniła z elastyczności program swojego życia,
natychmiast jest gotowa do ponownego rozpo-
częcia walki. Podstawowym problemem męża jest:
„Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą".
Biorąc pod uwagę również jej sposób życia, na
podstawie tego wszystkiego, co razem ustaliliśmy,
mogę stwierdzić, że istotnie ożenił się z niewła-
ściwą kobietą.
On: Myśli pan więc, że ożeniłem się z niewła-
ściwą kobietą?
Ja: Jeżeli pan nadal uważa swój sposób życia za
jedynie słuszny, to wydaje mi się, że tak.
Jak dotychczas rodzice, przyjaciele i wszyscy
bliscy, do których zwrócił się w tej sprawie od-
radzali mu separację, zachęcali go do kolejnych
prób przezwyciężenia kryzysu, gdyż uważali jego
żonę za osobę sympatyczną, uczciwą i otwartą. Ja
natomiast odrzuciłem tę słodką grę serwowaną mu
przez jego rodzinę i od razu terapia zaczęła przy-
nosić swoje pierwsze owoce. Ciągle mu powtarza-
łem i dawałem mu sposobność do zastanowienia
się nad stwierdzeniem, iż to jego sposób życia
skłania go do tej myśli, że ożenił się z niewłaściwą
kobietą. Powiedziałem, żeby się nad tym zasta-
nowił i ostatecznie poinformował mnie, czy chce
kontynuować terapię.
42
Osiem dni później przyszedł do mnie pan M.
; powiedział, że chciałby kontynuować terapię
pary i pragnąłby zmienić swój styl życia. Nagle
jrdał sobie sprawę z tego, że ma problemy również
w pracy i w relacjach z ludźmi w ogóle. Jego
skłonność do perfekcjonizmu jest powodem nie-
porozumień z przyjaciółmi, znajomymi i kolega-
mi. Jeg° forma fizyczna jak na mężczyznę w wieku
34 lat jest poniżej średniej. Jego internista kręci
głową i twierdzi, że jego mięśnie są bardzo napięte
i potrzebują rozluźnienia.
W czasie kilku spotkań przeprowadzanych we
troje mówiliśmy o różnicach charakteru. Oboje
zgadzali się, że doskonałość i wielkość ducha nie
mogą być opisane bardziej albo mniej, ale stano-
wią schematy wzajemnego oddziaływania i metody
samoakceptacji osobowej, w których każdy uważa
za słuszne własne zasady a niewłaściwe drugiej
osoby. Gdy to sobie wyjaśniali, zauważyłem jak
nagle żona zrozumiała męża. Nagle poczuła się
dowartościowana, położyła swą rękę na jego
w mojej obecności. Pani M. zrozumiała, że miała
w mężu odbicie doskonałości, które ją całkowicie
onieśmieliło.
Pani M. zrozumiała, że posługiwała się swoimi
atakami, ażeby obnażyć nieludzkość męża. „Będąc
słabszą, nie zamierzałam milczeć, w przeciwnym
razie upokorzyłabym się" - powiedziała w czasie
43
pewnego spotkania. Akceptowała swoją rolę żony,
matki i kochanki niedoskonałej i gorszej. Potrzeb-
nych było wiele godzin wspólnych konsultacji,
ażeby wyeliminować to dziwne poczucie niższości,
które sama sobie stworzyła. Pani M. zdała sobie
sprawę z własnej niedoskonałości w stosunku do
doskonałości własnego męża. „Mam możliwość,
aby jej pomóc" - mówi pan M. Pani M. na no-
wo odżyła. W takim stopniu, w jakim powiększa
się jej znajomość samej siebie, pomniejsza się
w niej skłonność do niekontrolowanych ataków.
Nie przejawia już żadnych skłonności neurotycz-
nych, może więc łatwiej od swojego męża rozwijać
nowe schematy postępowania. Często poruszamy
razem problemy dnia codziennego, aby poszerzyć
gamę możliwych rozwiązań. Pan M. „był" w spe-
cyficznym tego słowa znaczeniu. Widział rzeczy
tylko w jednym aspekcie i sam się ograniczał.
Dążył do doskonałości i w niej widział jedyną
swoją drogę. Przechodziliśmy razem nad rozwią-
zaniami nie zawsze doskonałymi, ale możliwymi
i dobrymi. W czasie tych ostatnich sześciu miesięcy
wspólnych poszukiwań pan M. zaczął śmiać się
i autoironicznie dystansować od swojej ideologii
perfekgonistycznej. Razem poszukiwaliśmy for-
muł, które czyniły rozwiązania niedoskonałe bar-
dziej stosownymi w życiu. Żona podarowała mu
trzy słowa wydrukowane czcionką artystycznie
44
doskonałą wykonaną przez pewnego rzemiesinuca.
On zdołał śmiać się z tego serdecznie i uznał to
wydarzenie za ważny element w