10787

Szczegóły
Tytuł 10787
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10787 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

E. Blummthal, R. R-the, H. Hobmiir, M. Tfce, C. Juta, P. Rom, G. Tre/Jer, IV. Schwimch Odwaga bycia niedoskonałym Wydawnictwo Diecezjalne Odwaga bycia niedoskonałym Kraków Tytuł oryginału: IL CORAGGIO DINON ESSERE PERFETTI Tłumaczenie: Piotr Dyrda Redakcja: Beata Helizanowicz Redakcja techniczna: Beata Warzani Korekta: Małgorzata Chojnacka Projekt okładki: Pracownia M Zdjęcie na okładce: Pastel Communautes des Diaconesses de Reuilly © Copyright by Cittadella Editrice - Assisi, 1986 © Copyright for the Polish Edition by wydawnictwo ID -Kraków, 1995 ISBN 83-86106-01-8 Wydawnictwo rffl ul. Grodzka 54 31-044 Kraków tel./fax (012) 21 50 92 Wydawnictwo Diecezjalne SANDOMIERZ ul. Żeromskiego 4 27-600 Sandomierz tel. (0-15) 32 31 92 WSTĘP Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam tytuł był zachętą do niedbałości i opieszalstwa w spełnianiu codziennych obowiązków? Nic bar- dziej mylnego w zrozumieniu powyższego ty- tułu. W 1926 roku Sophie Lazarsfeld utworzyła i roz- powszechniła to bardzo często cytowane wyra- żenie. W swoim traktacie, do dzisiaj aktualnym, znana ekspert psychologii indywidualnej pisała przede wszystkim o odwadze prawdy, szczerości i naiwności, o aprobacie naszych codziennych słabości i o przezwyciężeniu tendencji pokazywa- nia się innym większymi, lepszymi, bardziej in- teligentnymi i silniejszymi niż jesteśmy w rzeczy- wistości. Autorka jasno pokazuje, że ukrywanie własnej niedoskonałości jest społecznie szkodliwe i może podważyć wzajemne zaufanie w momencie, w którym nie jest dłużej możliwe podtrzymywanie pozorów własnej wyższości. Może mieć ono rów- nież ciężkie konsekwencje w edukacji i przejawia się w pragnieniu rodziców przedstawiania się dzie- ciom lepszymi niż w rzeczywistości są. Znany jest powszechnie fakt, iż poszukiwania terapii dialogu wskazują, że naiwność jest bardzo cenną cechą osobowości, szczególnie dla nauczyciela i psycho- terapeuty. Jednym z najbardziej podstawowych odkryć psychologii indywidualnej Alfreda Adlera było wskazanie tendencji ukrywania przed samym sobą oraz przed innymi własnych słabości oraz rekom- pensowania ich niewłaściwymi środkami. Po dru- gie, środki, które używane są w takich wypadkach, zawsze na bazie własnych zwyczajów i własnego sposobu życia, czynią codzienną egzystenqę trud- niejszą, nadając jej charakter neurotyczny. Niedoskonałość jest obecna w tym, czym je- steśmy i w tym, co czynimy. Oczywiście te dwie dziedziny nie mogą być nigdy rozpatrywane od- dzielnie, gdyż zawsze nasze działanie pochodzi z naszego sposobu bycia, i wyobrażenie, które człowiek ma o samym sobie zawsze jest utworzone pod wpływem własnego działania. Czyli jedynie ze względu na jasność wyróżnia się tutaj te dwie dziedziny oddzielnie, w rzeczywistości stanowią one jedną całość. To wszystko zaś, co odnosi się do naszego sposobu bycia, ma uświadomić nam, że jedynie poprzez cierpliwe działanie możemy cokolwiek w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas niezmienne. Niezmienna niedoskonałość nie de- terminuje wartości indywidualnej osoby. Sposób, w jaki staramy się z nią żyć, może stanowić wartość samą w sobie. Poza tym, nie wszystko co dana osoba uważa za niedoskonałe musi takie być. Zakres znaczenia niedoskonałości jest zazwy- czaj zbyt duży, ukształtowany pod wpływem idei i uprzedzeń pochodzących z mentalności ogólnej. To zaś, co dotyczy działania w kierunku bycia doskonałym, może prowadzić do zachowań dewia- cyjnych i społecznie szkodliwych. Nie o tym jed- nak chciałbym teraz mówić, chciałbym mówić raczej o tych osobach, które w każdym swoim działaniu i we wszystkim czym są, starają się udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za cenę szkodliwych skutków ubocznych. Osoby tego rodzaju, zazwyczaj za wiele wymagają od siebie i od swoich bliskich. Możemy nazwać ich perfek- cjonistami. Natomiast całkowita doskonałość nie tylko zakłada nieustanny wysiłek, ale również przeciwstawia się dążeniu dostosowania się do zmiennych sytuacji. Można to zaobserwować w naszych prawach i regulaminach, zawsze bar- dziej doskonałych, aż tak doskonałych, iż prawie 6 niemożliwych do realizacji. Styl edukacji perfek- cjonistycznej jest przytłaczający, całkowicie nie bierze pod uwagę potrzeb dziecka i najczęściej nie sprawdza się w nieprzewidywalnych sytuacjach życiowych. (Gdybyśmy nie dysponowali już znacz- ną liczbą, więcej niż wystarczającą, idealnych me- tod nauczania, byłoby z pewnością bardzo pożyte- cznym przedstawienie tutaj jakiegoś typu naucza- nia perfekcjonistycznego.) Perfekcjonizm może odnosić się do poszcze- gólnych dziedzin działania ludzkiego. Weźmy na przykład jakiegoś oratora, który z każdego swoje- go drobnego potknięcia czyni wielką tragedię. Lub kobiece pragnienia bycia doskonałą we wszystkich dziedzinach: jako matka i idealna żona, jako przykładna kobieta, która pracuje i ma ambicje da- nia z siebie wszystkiego, uprawia sport i jest w cen- trum wydarzeń politycznych i kulturalnych itd. Czy jest możliwe pogodzenie wszystkich tych dzie- dzin, bez poczucia rozczarowania i zawodu? Prze- cież wszystkie te potrzeby wzięte razem są irra- cjonalne. Ażeby walczyć z tak pojętym perfek- cjonizmem, konieczne jest uporządkowanie dzie- dzin naszego działania i wyznaczenie sobie od- powiedniej hierarchii wartości. Nie można oczywi- ście wszystkiego osiągnąć jednocześnie. Ludzie, którzy uznają własną niedoskonałość, są zazwyczaj bardziej elastyczni w wartościowaniu poszczególnych czynności. I tak na przykład go- spodyni domowa może czasami zostawić nawet nie umyte talerze lub nie pościelone łóżka, ażeby zyskać odrobinę czasu na zrealizowanie jakiegoś ważniejszego zadania. Perfekcjonista zazwyczaj chce zdobyć dla siebie opinię doskonałego, nawet przed samym sobą, chce czuć się lepszym i bardziej wartościowym od innych, tylko nie zdaje sobie sprawy z egocentrycz- nego podtekstu własnego pragnienia. Realizacja ideału doskonałości absolutnej w łat- wy sposób prowadzi, poprzez swoją nieracjonal- ność, do zamkniętego kręgu. Zaś odkrycie własnej niemożności zrealizowania ideału wzmaga jedynie wysiłek, który na nowo objawia własną niedo- skonałość i tak dalej. Osoba wewnętrznie zdrowa i zrównoważona da- je po prostu wszystko, co w niej najlepsze, we- dług własnych możliwości. Wolna od niepotrzeb- nych iluzji może osiągnąć, pomimo własnych ogra- niczeń fizycznych i psychicznych, wyższy stopień doskonałości, rozumianej jednak we właściwy spo- sób. Alfred Adler w swoich ostatnich latach mówił często o „wysiłku doskonalenia osób psychicznie zdrowych". Koncepcja ta wzbudziła wiele krytyki, gdyż chęć osiągnięcia doskonałości absolutnej cha- rakteryzuje osobowość o cechach neurotycznych. Jacoby (1974, str. 35) wyjaśnia jednak, iż doskona- 8 łość ma dla nas brzmienie raczej patetyczne, nato- miast w Ameryce, gdzie Adler się przeniósł, wyraz „perfection" jest w użyciu powszednim. I rozumie się przez niego wysiłek w stawaniu się doskona- łym, Adler dodawał zawsze znaczenie: wysiłek w upodabnianiu się do Boga. Możemy zapytać dlaczego byty ludzkie usiłują udawać przed samymi sobą większy stopień dos- konałości niż w rzeczywistości osiągnęły i są w sta- nie osiągnąć. Jest to sposób na poszerzenie samo- świadomości oraz na pomniejszenie strachu przed innymi. Jest to jednak rozwiązanie jedynie pozor- ne. Postępowanie takie skłania do nieustannego kłamstwa oraz do lęku, że piękna „facjata" może w końcu upaść. Świadomość własnej wartości oraz poczucie bezpieczeństwa nie są w takim wypadku autentyczne. Szczere przyznanie się do własnej niedoskonało- ści zakłada więc odrzucenie niepotrzebnych zabez- pieczeń i domaga się siły ducha. Zależność od sądów innych ludzi nie ma wtedy tak zasadniczego znaczenia. Aby czynić to wszystko, konieczna jest świadomość własnej wartości, ale nie świadomość labilna i zmienna, lecz stabilna i autentyczna, opierająca się na realnym wkładzie, jaki dajemy społeczności. Wszystko to ma wiele wspólnego z siłą własnego JA, o którym dzisiaj tak wiele się mówi. Aby móc zaakceptować własną niedoskonałość, potrzebna jest odwaga. Praktycznie nikt nie posia- da jej w stopniu wystarczającym. I dlatego właśnie koniecznym jest pobudzanie odwagi, któremu chce służyć właśnie ta książka. Kto nie zamyka oczu na własne niedoskonałości i własne słabości, będzie cenił bardziej sprawie- dliwie swego bliskiego, ze wszystkimi jego niedo- skonałościami, i nie będzie miał potrzeby pomniej- szania innych, aby czuć się lepiej. Odwaga bycia niedoskonałym porusza wszyst- kie dziedziny egzystenqi ludzkiej i wszystkie po- mocne środki. Różnorodność tematów zaprezen- towana została w niniejszym tomiku przez eksper- tów różnych dziedzin. I przy tej okazji chciałbym podziękować wszystkim autorom. Dziękuję poza tym wydawcy Heinrichowi Graf Waldsteinowi, który opublikował książeczkę na ten temat i dał mi bardzo cenne uwagi. Rudolf KAUSEN 10 Erik Blumenthal ODWAGA BYCIA NIEDOSKONAŁYM W NAUCZANIU „Mamy potrzebę wiary w doskonałość i powin- niśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi." Pani B., dobra matka rodziny, przyszła kiedyś do mojego gabinetu: jej pożycie małżeńskie było dobre, nawet bardzo dobre, nie było też większych problemów z dziećmi. Wspólnie z mężem mieli wielu przyjaciół i odnosili sukcesy w pracy zawo- dowej. Wszystko szło tak dobrze, „gdyby tylko mała sześcioletnia córeczka nie siusiała w nocy do pościeli". Matka próbowała wszystkich dostęp- nych metod, ale nie zdołała rozwiązać problemu. Czasami nawet nienawidziła swojej córeczki mó- wiąc: „Inna córeczka, która ma tylko pięć lat, już od dawna nie moczy pościeli". Po rozmowie zrozumiała, że powinna w pew- nym sensie zostawić ten problem, nie powinna 13 czuć się odpowiedzialna za wszystko i powinna pozwolić dziecku poczuć się odpowiedzialnym za swoją sytuację. Otrzymała wszystkie praktyczne uwagi dotyczące tego problemu - o pościeli, o tym, że dziewczynka sama powinna zajmować się swo- im łóżkiem i o antagonizmie, który może powstać między siostrami. Moja klientka powróciła do domu, uczyniła wszystko, co zostało jej wyjaś- nione, córka zaczęła sama zajmować się swoim łóżkiem, ale nocne moczenie pościeli nie ustało. Pewnego razu, gdy córce udało się utrzymać po- ściel suchą, sama promienna pobiegła opowiedzieć to matce, ale gdy mała była sama, mama zawsze sprawdzała, czy jej córka nadal moczy pościel. I tak trwało to jeszcze przez dłuższy czas, pomimo wszystkich podejmowanych wysiłków, Matka wciąż czuła się odpowiedzialną za sytuację córki. Pewnego dnia wyobraziła sobie, że jej córka jest wystarczająco duża, ażeby zostać narzeczoną i pójść na uniwersytet i wtedy na pewno przestanie moczyć pościel. Od tego momentu to, co córka robiła z pościelą było jej naprawdę obojętne. Przede wszystkim zrozumiała, że córka sama może rozwiązać swój problem i autentycznie przestała się nim zajmować. I prawie natychmiast nocne moczenie pościeli ustało, co pokazuje istnienie głębokiej wewnętrznej komunikacji między matką a córką. Każda matka, która chce w sposób doskonały wychować własne dzieci, skazana jest na niepowo- dzenie. Doskonałość jest z pewnością słusznym celem, do którego człowiek powinien dążyć. Musi- my jednak mieć świadomość, że pełne osiągnięcie tego celu jest niemożliwe. Perfekcjonizm jest pew- nym neurotycznym typem charakteru, który rodzi jedynie kompleksy. Ważnym jest posiadanie te- go celu, który odpowiednio ukierunkowuje nas na naszej drodze życia, w naszym postępowaniu i działaniu, tak jak żeglarz orientuje się w swoim położeniu według układu gwiazd. Mamy potrzebę odwagi bycia niedoskonałymi. Jeżeli uważamy, że możemy osiągnąć doskonałość, nie czynimy nic tylko zniechęcamy się, gdyż cel ten nie będzie mógł być zrealizowany w stu procentach. Są jeszcze tacy wychowawcy, którzy polecają rodzicom zawsze zgadzać się w obecności dzieci i uzgadniać różnice zdań sam na sam. To jest właśnie doskonała jedność między mężem a żoną rozumiana w błędny sposób. Po pierwsze, w ten sposób nie docenia się spostrzegawczości dzieci, które pomimo ukrywania różnic najczęściej i tak zauważają tę sytuację. I w konsekwencji dzieci mimowolnie uczą się udawania, gdyż większe zna- czenie od słów rodziców ma ich zachowanie. Po drugie, za powyższą radą kryje się błędne rozumienie zgodności jako dzielenia zawsze tej 14 15 samej opinii. Mąż i żona mogą doskonale być zgodni pomimo przeciwnych opinii. W jakiejś określonej sytuacji każdy może podtrzymywać opinię całkowicie odmienną. Przecież chodzi tutaj o dwie różne osobowości, o dwa oddzielne in- dywidua. Ważny jest szacunek i branie na serio oraz uznanie prawa drugiej osoby do wyrażenia własnego zdania. Nawet nie podzielając zdania partnera, mogę zawsze coś pożytecznego się nau- czyć. I chociaż inne zdanie może wydawać mi się mylne, wiem i przyznaję, że nie jest głupie. Powin- no być dla mnie ważnym i interesującym zrozu- mienie, w jaki sposób moja współmałżonka wyro- biła sobie właśnie taką opinię, gdyż coś w tym musi być. Dzieci mogą uczyć się od rodziców jak zgodnie żyć mając odmienne zdania. Dzieci mogą czasami usiłować przeciwstawiać rodziców jedno drugiemu, ale zdarzać się to będzie niezwykle rzadko, gdy zauważą typ jedności wy- stępujący między nimi. Poza tym pomiędzy rodzi- cami powinien obowiązywać rodzaj porozumienia polegający na nie wtrącaniu się, jeśli jedno ustali coś z dziećmi. W sytuaq'ach ekstremalnych, gdy na przykład ojciec bije dziecko, matka która przeciw- na jest karom cielesnym, może opuścić pokój, zaznaczając w ten sposób swoją dezaprobatę. I może zdziwi to niektórych, ale dzieci mogą przystosować się do odmiennych opinii swoich rodziców i wykorzystywać to w różnych sytua- cjach. Oczywiście rodzice powinni starać się, w od- powiednim czasie i miejscu, osiągnąć głębsze poro- zumienie szczególnie w tych opiniach, które znacz- nie ich różnią. Wszystko to jednak powinno od- bywać się w atmosferze wzajemnego zaufania i szacunku. Nie musimy uważać za jakąś niedo- skonałość opinii różnej od naszej własnej, ale właśnie jako ludzką doskonałość, ponieważ właś- nie z różnorodności idei, przekonań i opinii rodzi się iskra zrozumienia i prawdy. Również we wszys- tkim tym, co dotyczy opinii na temat naszych dzieci, potrzebujemy odwagi bycia niedoskona- łym. Dzieci od pierwszego momentu ich ziemskiej egzystencji są osobami indywidualnymi, mającymi własne uczucia i myśli, nie zawsze zgadzające się z naszymi. Mają one prawo do szacunku dla ich uczuć i myśli, dla ich opinii i przekonań, chociaż nie zawsze możemy powstrzymać się od rozczu- lania się nad ich niedoskonałością. Nie musimy zawsze nawracać naszych dzieci na nasze przeko- nania ani zawsze poprawiać tego, co mówią i ro- bią. Z tego punktu widzenia odwaga bycia nie- doskonałym oznacza, iż musimy pozwolić ażeby same wzbogacały się własnymi doświadczeniami, oczywiście nie chodzi tutaj o sytuacje, które mo- głyby być niebezpieczne dla dziecka. Taki typ odwagi bycia niedoskonałym zawiera zaufanie do 16 17 dziecka, do jego natury i możliwości rozwoju. Dziecko będzie wiedziało jak zmienić swoją opinię w momencie, w którym zauważy, iż jego idea była mylna. W odróżnieniu od dorosłych, dla dzieci łatwym jest poprawianie swoich opinii, gdyż gene- ralnie mają większą odwagę bycia niedoskonały- mi. Brak tej właśnie odwagi ze strony wychowaw- cy prowokuje często przyzwyczajenia oraz błędne maniery u dzieci. Przeciwieństwem odwagi jest lęk, i tak świat pełny jest strachliwych rodziców, któ- rzy chcą uczynić wszystko, co możliwe i nie dają dziecku możliwości nauczenia się. Aby zdobyć odwagę, każde dziecko przechodzi swoją własną ewolucję, okres, w którym ma w ustach wszystko, co chce poznać. Przestraszone mamy natychmiast myślą: „Wielkie nieba, mój syn wpadnie w przy- zwyczajenie ssania kciuka". Poprawiają dziecko zaledwie włoży kciuk do ust i tak w krótkim czasie uczą go ssania kciuka. Nikt, nawet małe dziecko, nie lubi jak nieustannie mu się powtarza, co musi i czego nie może robić. Wzbudza to zdrowy opór dziecka, które samo chce decydować, i od samego początku jasne jest, kto zwycięży w tej walce. Jednak zwycięstwa dziecka często obracają się przeciwko niemu samemu. Ono samo cierpi przez swoje mylne decyzje podjęte w celu zrobienia na przekór matce, jednak nie może ich poprawić, gdyż ważniejszym od bólu jest dla niego poczucie zdobytej samodzielności wobec matki. I jeżeli mat- ka i dziecko walczą w ten sposób często, to może się zdarzyć, że będzie ono starało się, oczywiście nieświadomie, zranić ją, gdyż ono samo czuje się zranione poprzez brak miłości. Odwaga bycia niedoskonałym wymaga, byśmy pozwolili dziecku mylić się. Jeżeli wkłada palce do nosa i zdarza mu się obgryzać paznokcie, to przestanie to robić, gdy nie zwrócimy na to szcze- gólnej uwagi i będziemy ignorować tego typu za- chowania. Oczywiście ważnym jest, byśmy sami nie posiadali tych złych przyzwyczajeń. Najczęściej dzieci uczą się naśladując. Jeżeli dziecko, na przy- kład, jest już wystarczająco duże, by jeść przy stole z całą rodziną, nie trzeba nieustannie przypominać mu jak powinno się zachowywać. Ono nas obser- wuje i samo próbuje trzymać łyżkę w należyty sposób, niepotrzebne jest nieustanne pokazywa- nie, których palców należy używać przy takiej operacji. Powinniśmy natomiast obserwować go w sposób jak najbardziej dyskretny i udzielić mu jakichś małych wskazówek, jeśli coś wydaje mu się zbyt trudne. Zasadniczo jednak, wystarcza jeden pokaz i starajmy się nie poprawiać go za każdym razem. Dziecko może spokojnie mylić się i potem uczyć się na swoich błędach. Jeżeli będziemy go niepotrzebnie poprawiać, może zdarzyć się, że jego naturalne błędy mogą przekształcić się w złe przy- 18 19 zwyczajenia bardzo trudne do poprawienia. Właś- nie dlatego, że rodzice często nie posiadają odwagi niedoskonałości, dzieci czynią ze wspólnych posił- ków doświadczenia bardzo nieprzyjemne dla wszy- stkich. Nie musimy zawsze krytykować, popra- wiać i karać, kiedy dziecko popełni jakiś błąd albo gdy postępuje w sposób niewłaściwy. Możemy czasem pozwolić mu krzyczeć, gdy zauważamy, że jego krzyki są mu potrzebne. Jeżeli opowiada kłamstwa, możemy zorganizować konkurs kto ma większą wyobraźnię. Sprawimy wielkie szkody, gdy interweniujemy niepotrzebnie w przypadkach dziecięcego bełkotu zdaniami typu: „Staraj się mówić wolniej" albo „Zastanów się najpierw, co chcesz powiedzieć". Bełkot jest środkiem dobrym i skutecznym dla dziecka. Wydaje się, że dziecko walczy z samym sobą, ale w rzeczywistości sposób ten służy mu do zdenerwowania nas. I znając ten skutek, musimy ciężko się napracować, żeby zrezy- gnowało z tej metody. Można by wymienić tutaj wiele innych zdań, które kryją w sobie strach przed niedoskonałością. Szczególnie niebezpiecz- ne, powodujące liczne konsekwencje, jest wyra- żenie tak często powtarzane: „Uspokój się". W chwili gdy je wypowiadamy, dziecko czuje się szczególnie źle. Ono wprawdzie pokazało swoją słabość, ale my jakby utwierdzamy je w niej. Przecież również my sami często jesteśmy zdener- 20 wowani i nikt nie powtarza nam nieustannie, że mamy być spokojni. W takich wypadkach nasze poprawianie może prowadzić do jeszcze większego zdenerwowania dziecka. Ażeby przezwyciężyć strach, potrzebujemy od- wagi. Ale gdzie ją znaleźć? Skuteczną metodą jest czynienie bardziej pozytywną naszej postawy wo- bec życia, bardziej pozytywnym widzenie rzeczy. Za każdym razem, gdy czynimy negatywne kon- statacje i podkreślamy negatywne strony naszych dzieci, musimy zdać sobie sprawę, że w ten sposób czynimy z nich nie osoby szczęśliwe, ale wiecz- ne beksy. Jeżeli dostrzegamy we wszystkim tylko aspekt rzeczy negatywny, to wydaje się naszym dzieciom, że znajdujemy radość w nieustannym narzekaniu na wszystko. Jeżeli są one dobrymi dziećmi, to znaczy, że chcą być dobre, i nie mogą zbyt wiele narzekać, gdyż takie postępowanie jest jedynie przygotowywaniem przyszłych depresji. Pożytecznym byłoby więc przypomnieć, że wszyst- ko posiada dwie strony medalu i nie ma takiej sytuacji, w której nie można znaleźć jakiejś dobrej strony. „To człowiek nadaje znaczenie rzeczom". Istnieje również inna metoda, o której była mowa wcześniej. Do jakich celów możemy dążyć z naszym pesymizmem i widzeniem zawsze jedynie ciemnej strony rzeczywistości? Zauważenie błędu innej osoby może dać poczucie pewnego rodzaju 21 wyższości, gdyż wiemy coś lepiej od kogoś albo to my mamy rację. Rodzice mają trudności w za- akceptowaniu tej idei, dlatego, że uważają, iż ich krytyka pomaga dzieciom. Pesymiści jednak nie potrafią wierzyć w doskonałość ani rozwinąć od- wagi niedoskonałości. Mamy potrafią poprawiać wszystko, nawet spo- sób pozdrawiania dziecka. Kiedyś przyszła do mnie mała Klaudia i podała mi na przywitanie lewą rękę. Mama natychmiast upomina małą: „Ależ nie tak! Musisz to zrobić dobrze!" Kilka przyjaciółek opowiadało o swoich dzie- ciach. Jedna niezwykle dumna była z wyczynów swojego synka. Druga opowiadała jak szybko jej córka nauczyła się utrzymywać czystość. Trzecia referowała, że jej syn zanim poszedł do szkoły już umiał czytać: „Nauczył się wszystkiego sam". Jakie to dziwne, że wszystkie miały tak niezwykłe dzieci. W tysiącach sytuacji zwracamy uwagę naszym dzieciom, ażeby zachowywały się szczególnie do- brze, co miałoby je odróżniać od innych dzieci. Czy czyniąc to myślimy o szczęściu i dobru na- szych dzieci? Czy nie zależy nam bardziej na naszym prestiżu? Czy nie lękamy się, że inni mogą pomyśleć, iż jesteśmy złymi wychowawcami, mat- kami, które nie umieją wychowywać własnych dzieci, które nieustannie się mylą? Co jest ważniej- 22 sze? Czy udawać kogoś, kim się nie jest? Czy mieć szczęśliwe dzieci, które potrafią ufać swoim rodzi- com? Jeżeli nasze dzieci nauczą się od nas, że błędy i niedoskonałości nie pomniejszają wartości osoby, ale że popełnianie błędów właściwe jest dla rodza- ju ludzkiego, to możemy być pewni, iż nigdy nie załamią ich przeciwności losu. Będą wiedziały, że: „Nikt nie jest doskonały, nawet ja, ale następnym razem postaram się zrobić to lepiej". Dzięki od- wadze bycia niedoskonałymi, ich wysiłki mogą uczynić ich naprawdę bardziej doskonałymi. Takie dzieci nie wpadają w zdenerwowanie z powodu obowiązków czy zadań wszelakiego typu, nie ma- rzą o nierealnych rzeczach. Mały Felix uczył się gry na pianinie z bardzo mądrą nauczycielką, która poprosiła jego rodziców, by nie doglądali nieustannie syna, czy aby ćwiczy wystarczająco, i by go nie poprawiali, kiedy się mylił. Po dwóch latach Felix wyprzedził kuzyna, który rozpoczął naukę rok wcześniej. Grywał już utwory bardzo trudne, chociaż nie zawsze z taką samą perfekcją jak jego kuzyn. Kuzyn nie popełniał błędów, grał nawet bardzo poprawnie, ale jego matka wciąż narzekała, że w domu każdego dnia, trzeba go namawiać, by ćwiczył regularnie. Jest to typowy przykład, który pokazuje, iż nie należy bać się niedoskonałości, gdyż strach nas paraliżuje, nato- miast odwaga pozwala nam robić postępy. 23 Lęk przed niedoskonałością ma szczególnie tra- giczne skutki w środowisku szkolnym. Posługując się terminami nieco uproszczonymi, nasze współ- czesne społeczeństwo kuleje na skutek starych uprzedzeń i wychowuje swoich synów według me- tod i celów archaicznych. We wszystkich krajach świata nie wydaje się odpowiednich sum na eduka- cję, gdyż uważa się, że bardziej pożytecznie pienią- dze można wydać w innych dziedzinach. W Niem- czech każdego roku wydaje się sześćdziesiąt mi- liardów marek na alkohol i tytoń. Buduje się również olbrzymie szkoły, ale szkoły te opanowa- ne są przez „starego ducha" edukacji. Zawód nauczyciela powinien być najważniej- szym zawodem w państwie, jednak współcześni nauczyciele zdegradowani zostali do roli przekazi- cieli wiadomości i informacji. Ministerialne pro- gramy nie pozwalają im na prawdziwe kształcenie swoich uczniów. Wiadomym jest, że nauczyciele dysponują ważnym instrumentem, grupą lub kla- są, dzięki któremu mogą bardziej niż rodzice wychowywać do poprawnego współżycia społecz- nego. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że nauczyciele i rodzice oskarżają się o spowodo- wanie załamania współczesnej edukacji. Rodzice oskarżają nauczycieli, nauczyciele zaś rodziców o niezajmowanie się własnymi dziećmi. Jedni boją się drugich. I wszystko przechodzi na dzieci, które próbują się bronić we własnym zakresie. Najczęś- ciej nie współpracują, wprawiają w zakłopotanie rodziców i nauczycieli i widzą zawsze w drugim przeciwnika. Rodzice o szerszych horyzontach, którzy nie czują się odpowiedzialni jedynie za swoją rodzinę i swoje najbliższe otoczenie, mają odwagę bycia niedoskonałymi, mogą uwolnić swo- je dzieci z tego zamkniętego kręgu. Pozwalają oni swoim dzieciom na pełną odpowiedzialność w za- kresie szkoły i interweniują tylko wtedy, gdy dziec- ko prosi ich o jakąś informację lub małą pomoc. Nie uczą dzieci, że trzeba przynosić do domu dobre oceny, ale pomagają im znajdować przyjem- ność w samym uczeniu się. Mają odwagę szczerego przekonywania nauczycieli i nie boją się, że ci będą się odgrywać na ich dzieciach. I co bardzo ważne, nie boją się o przyszłość uniwersytecką swoich synów i córek, gdyż wiedzą, że do realizacji osobistej wcale nie jest konieczny sukces uniwer- sytecki. Jest wiele ważniejszych spraw od sukcesu materialnego. W ten sposób dzieci będą mogły zrozumieć, że nie zawsze należy stosować się do aktualnych tendencji społecznych, ale czasami trzeba podjąć ryzyko bycia niezbyt popularnym, jeżeli celem jest większy generalny rozwój. Byłoby jeszcze wiele aspektów wychowawczych do przed- stawienia, aby pokazać jak ważna, jest odwaga bycia niedoskonałym i także świadomość, iż świat 24 25 niekoniecznie musi się zawalić jeżeli popełnimy jakiś błąd. Na końcu zajmiemy się wychowaniem religij- nym. Alfred Adler definiował Boga jako „Naj- większą manifestację przedmiotu doskonałości". Praktykujący rodzice usiłowali zawsze wychować swoje dzieci na doskonałych wierzących, co naj- częściej wywoływało u tych ostatnich uczucie zbyt- niego nacisku w tak istotnej sprawie. I w takich okolicznościach dzieci często buntują się prze- ciwko temu stanowi rzeczy. Może to prowadzić również do buntu wobec samego Boga, któremu wewnętrznie się opierają, uczestnicząc w życiu re- ligijnym tylko zewnętrznie, ale gdy odejdą z kręgu rodzinnego, porzucają również religię. Innym typem tego rodzaju wychowania jest dziś bardzo rozpowszechniony „laissez-faire", przeci- wieństwo przymusu. Rodzice nie udzielają swoim dzieciom najmniejszego przygotowania w kwes- tiach religijnych. Boją się podejrzenia o nietoleran- cję i manipulację. Usprawiedliwiają się, mówiąc: „Nasze dzieci zdecydują same w przyszłości". Ale jak będą mogły wybrać Boga w przyszłości, jeżeli wcześniej nie otrzymały odpowiedniego przygoto- wania i przewodnictwa? Wychowanie doskonałe nie istnieje, ponieważ nie istnieją doskonali wychowawcy. Dlatego właś- nie naszym celem nie musi być uczynienie z na- 26 szych dzieci „świętych", ale ważniejszym jest uczy- nienie z nich osób przygotowanych do życia, wolnych i odpowiedzialnych. Osoby, które wierzą w siebie, w innych, w wartości duchowe i w nasze pryncypium, to znaczy w Boga. Są to uczciwi i inteligentni obywatele Królestwa Bożego, pro- mieniujący radością. Sloganem niniejszej książki powinno być stwierdzenie: „Potrzebujemy wiary w doskonałość i powinniśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi". ppjnhold Ruthe PROFESOR I STUDENTKA, CZYLI NIEDOSKONAŁOŚĆ W MAŁŻEŃSTWIE Oczywiście człowiek, którego przypadek opisu- ję poniżej nie jest profesorem, ani jego żona nie jest studentką. Jednakże te dwie koncepcje od- grywają bardzo ważną rolę w małżeńskim życiu państwa M. Para ta pobrała się dwa lata temu i szuka porady dla swego smutnego małżeństwa. Moje pierwsze spotkanie z panem M. odbyło się w dość nietypowy sposób. Moja sekretarka prze- kazała mi wiadomość, że pan M. chce się natych- miast ze mną widzieć i jest to sprawa „najwyższej wagi". Potem przez telefon mówił do mnie pod- niesionym tonem: „Muszę natychmiast mówić z panem na temat mojego małżeństwa. Praw- dopodobnie kilka lat temu popełniłem fatalny błąd. Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą. Myśl ta sprawia, iż fatalnie się czuję, gdyż nieustannie mam wątpliwości." 29 Ustaliliśmy datę spotkania. Pan M. chciał przyjść sam, żeby nie powiększać napięcia, któ- re trwa w ich małżeństwie od pewnego czasu. W ustalony dzień pan M. przyszedł do mojego gabinetu, upewnił się dokładnie, na którym krześle może usiąść i czy może zostawić płaszcz w przed- pokoju, zapytał również, czy aby nie poinformo- wałem jego żony o naszym spotkaniu i czy moje notatki mogłyby wpaść w niepowołane ręce. Po- tem wyciągnął i położył na biurku malutki notesik, oprawiony w skórę, i piękne pióro. Jego wygląd, od stóp do głowy, z włosami zwilżonymi brylan- tyną, był doskonały. Jego buty błyszczały jak lu- stro. Kanty jego szarych spodni były bez zarzutu. Pan M. miał 34 lata, ożenił się w wieku 32 lat i był z zawodu matematykiem. On: Jeżeli pan sobie życzy, opowiem panu moją historię od chwili, kiedy poznaliśmy się z moją żo- ną, do dzisiaj. Zrobiłem sobie wcześniej notatki, by przedstawić panu wszystko dokładnie. Nie mam najmniejszego zamiaru dyskredytowania mojej żo- ny i chciałbym uniknąć jakichś niedokładności. Ja: Proszę mi najpierw przedstawić swój pod- stawowy problem. On: Chętnie, ale jeżeli opowiem panu wszystko od początku będzie mógł pan sobie wyrobić bar- dziej precyzyjną opinię. 30 Ja: Czy macie dzieci? (Moje pytania, które przekraczają jego program, czynią, go nerwowym. Patrzy w swój notesik i kiwa się na krześle. Mięśnie jego twarzy delikatnie drżą. Koncentruje się jedynie na swoich refleksjach.) On: Widzi Pan, kiedy poznałem moją żonę dziesięć lat temu, a byliśmy narzeczeństwem przez osiem lat, byłem bardzo w niej zakocha- ny. Była dziewczyną świeżą, prostą, spontaniczną, szczerą, towarzyską i serdeczną dla wszystkich. Śmiała się i była pełna życia, podobała mi się bardzo. Ja: Ale potrzebował pan ośmiu lat by się jej oświadczyć. On: Tak to prawda. Na pewno chciałby Pan wiedzieć, jaki ja jestem. Inny, całkowicie inny. Jestem człowiekiem poważnym, wszystko rozwa- żam głęboko i muszę mieć całkowitą pewność, żeby podjąć jakąś decyzję. Kocham precyzję i inte- resują mnie cyfry również po przecinku. Ja: A pańską żonę nie za bardzo - prawda? On: Dla mojej żony istnieją jedynie liczby za- okrąglone. Ja: Ona zaokrągla wszystko dla zasady czy przez pomyłkę? 31 On: Ona nie kalkuluje, i to właśnie doprowadza I mnie do desperacji. „Irmgard jest wolnym ptasz- I kiem" - mówi moja matka. I podoba mi się to określenie, gdyż dokładnie oddaje rzeczywistość. Ja: Przeskakuje z tematu na temat, to pan chciał powiedzieć? On: Dokładnie. Doprowadza mnie do rozpaczy, gdy w ciągu minuty porusza więcej niż jeden temat, nie kończy żadnego i nie zastanawia się głębiej nad żadnym. Ja: To znaczy opowiada wszystko w sposób niedokładny i powierzchowny? On: Termin: „powierzchowny" sam zapisałem w moim notatniku, nie chciałem go jednak użyć, gdyż wydaje mi się zbyt nieprecyzyjny. Ale tak jest w rzeczywistości. Mówi o pięciu minutach, gdy było ich dokładnie trzy, mówi o niezliczo- nych ziemniakach, kiedy można je było dokładnie policzyć. Uważa, że kupiła sukienkę rok temu, kiedy ja dokładnie wiem, iż to tylko cztery i pół miesiąca. Ja: Mówiąc krótko, pańska żona nie przepada za precyzją, prawda? On: Czasami wydaje mi się, że to przez czystą złośliwość. Wydaje mi się, że jej brak precyzji jest 32 prowokacją w stosunku do mnie. Czasami staje się dla mnie oczywistym, że ona ze mną walczy. Ja: Czyli pańska żona wydaje się panu powierz- chowna i niedokładna w szczegółach? On: (odpowiadając z wyraźną trudnością) Pro- szę mi wybaczyć, ale wydaje mi się, że odczuwam to nawet fizycznie. Nie można zawsze poprawiać. Nie można zawsze grać za pomocą faktów i liczb. Niech tylko pan pomyśli, co mogłoby się stać z prze- mysłem albo z techniką gdyby zabrakło precyzji. Ja: Pan kocha precyzję, pańska żona zaś wyjątki. On: Powiedział pan słowo bardzo odpowiada- jące rzeczywistości właśnie słowo „wyjątek" jest ulubionym wyrażeniem mojej żony. Dla mnie to słowo jest kwintesencją całkowicie mylnego sposo- bu myślenia i życia. Zauważyłem, że pan M. jest bardzo skoncen- trowany i rozważa w sobie każdą odpowiedź. Osiem dni później przyszli do mnie mąż i żona razem. Chociaż ustaliliśmy z panem M., że jego żona przyjdzie sama, żeby mogła bardziej swobod- nie wyrazić swoje problemy i pragnienia. Ja: Widzę, że zmieniliście plan i przyszliście razem. Ona: Nie zmieniliśmy planów, mój mąż tak zade- cydował. On zawsze zdąża prosto do swojego celu. 33 on: (ojcowsko i pojednawczo) Irmgard. Ona: (rzucając ostre spojrzenie) Pan wie z je- go ścisłą logiką przekonał mnie, że powinniśmy przyjść razem. Ale może pan być spokojny i tak powiem to, co myślę. Zostałam upewniona, że tu- taj można powiedzieć naprawdę to, co się uważa. On: (przybliża się do żony i próbuje ją uspo- koić) Irmgard! Ona: Daj mi spokój! (Zwracając się do mnie): Proszę mi szczerze powiedzieć, czy można tu mówić to, co się uważa? Mój mąż kocha mówić. Jest niedoszłym profesorem. Ale samo mówienie to jeszcze nic. Czasami już go po prostu nie słucham. On natomiast jest tak precyzyjny, że podzieliłby jeden centezim na dziesięć dalszych części. Dla niego jestem osobą najbardziej nie- doskonałą na powierzchni ziemi. Pewien zbiór niekoherentnych części od głowy do stóp. Stu- dentka ze słabej szkoły. Nie jestem precyzyjna w pracy. Nie jestem refleksyjna i cokolwiek mó- wię, zawsze mu to nie odpowiada. Raz mylę datę, a innym razem ilość, jeszcze innym razem po prostu przesadzam. On: (przerywa jej) Ależ Irmgard, musisz przy- znać, że to prawda. Przecież jestem ekstremalnie uczciwy i ostrożny to znaczy nie dramatyzuję. 34 Ona: Tylko powiedz że kłamię! Tak, twój roz- sądek i ostrożność. Jeżeli chodzi o twoją ostroż- ność. Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesię- ciu lat, by się ze mną ożenić i jeszcze teraz nie jest do końca pewny własnej decyzji. Proszę mi wierzyć, on nie ufa nawet samemu sobie. Do podjęcia najdrobniejszej decyzji potrzebuje wiecz- ności. (Patrząc na męża): W domu mi na pewno powie: „A wiesz, Irmgard, ile to jest wieczność?" On to wie. Ja: I jest całkowicie zadowolony, że może zna- leźć optymalne rozwiązanie. Ona: Tak pan myśli? Nie, wcale nie, przeciwnie, panikuje, gdy nie może wykluczyć błędu. Mogę to wyjaśnić za pomocą małego przykładu. Na końcu każdego miesiąca liczy wszystkie przychody i roz- chody na kalkulatorze. Kiedy zaś nie ufa kal- kulatorowi, co zdarza się raczej często, liczy wszy- stko ręcznie. I reaguje w sposób niemożliwy do zniesienia, gdy brakuje chociaż stu lirów. Zaznaczę, że w czasie naszej rozmowy dokładnie notowałem wypowiedzi moich rozmówców, a więc większość przytoczonych myśli jest autentyczna. To, czego nie zdążyłem zanotować w czasie roz- mowy uzupełniłem po jej zakończeniu. W szcze- gólności wypowiedzi żony. 35 Małżeństwo jako gra Pani i pan M. w rzeczywistości prowadzą grę. Czynią to, bardzo poważnie wzajemnie się raniąc. Można by myśleć, iż „profesor" jest bezdyskusyj- nym panem sytuacji. Ale nie jest tak w rzeczywi- stości. „Studentka" posługuje się metodami od- ważnymi, na które nie może sobie pozwolić „pro- fesor", gdyż to naraziłoby go na utratę reputacji. On jest zdeterminowany zachowywać określone reguły. Ona natomiast nie ma nic do stracenia. Profesor przeciwko studentce Dwa typy postępowania to pewien program. Styl życia obojga małżonków nie mógłby być przedstawiony w bardziej skrótowej formie. „No- men est omen" (imię jest przesłar iem). Również w tym przypadku. Role są ustalone, typ zachowań i odpowiednia broń zostały zdefiniowane. Każdy korzysta z własnego arsenału, zrobionego na uży- tek przeciwnika. On domaga się dokładności, pre- cyzji, perfekq'onizmu. Ona natomiast domaga się: niedokładności wyjątków i słabości w zachowaniu i postępowaniu. Każdy zna słabe punkty przeciw- nika i w nich właśnie zanurza swoją broń. On posługuje się swoją bronią z dokładnością jak gentleman, ona bardziej niedbale zadaje ciosy. 36 Perfekcjonizm przeciwko wielkości ducha Pan M. jest typowym perfekcjonistą, który pragnie żyć bezbłędnym życiem. Rozpoczynając od jego wyglądu zewnętrznego można dostrzec jego dokładność. Od stóp do głowy bez żad- nej plamki. On chce być czysty i musi taki być... na zewnątrz i wewnątrz. Dla niego nieporzą- dek jest czymś więcej niż tylko złą jakością. Nie tylko burzy poprawne relacje ludzkie, ale czyni z całego życia jeden wielki chaos. Wąt- pliwość, że ożenił się z niewłaściwą kobietą wpro- wadza go w złe samopoczucie. Budzi się w środ- ku nocy i wyobraża sobie możliwe katastrofy, które mogą wyniknąć z ich nieudanego mał- żeństwa. Ulubionym słowem jego żony jest sło- wo wyjątek. On natomiast przyjmuje je jako obrazę, jako osobiste wyzwanie, jako dyskredy- tację swojego stylu myślenia i pracy. Oboje zor- ganizowali sobie grę doskonale zrównoważoną. Im bardziej on mówi w sposób świadomie do- skonały, tym bardziej ona stara się wyprowa- dzić go z równowagi. To właśnie sprawiło, że można ją zakwalifikować do kategorii „studen- tek". Gdyż czyni użytek ze swojej inteligencji, by zadawać swemu mężowi „prawdziwe" rany niedoskonałości. 37 Stałość przeciwko elastyczności On stara się konsekwentnie zachowywać wła- sne przekonania. Definiowanie jako stałe zacho- wanie pana M. byłoby eufemizmem. Od pierw- szych minut naszego spotkania można było za- uważyć jak bardzo gubi się on we własnych myślach. Przygotował całą historię, którą mu- siał mi opowiedzieć, dotyczącą jego samego i żony. Wyrysował w swoim notesie schemat rozwoju naszej rozmowy i starał się go zachować za wszel- ką cenę. Odrzucał każde pytanie, które burzy- ło jego porządek. Jeżeli jego plan nie był reali- zowany, to wprowadzało go to w zdenerwowa- nie. On sam wiedział, w jaki sposób najlepiej może przedstawić mi swoje małżeństwo. Niepo- kój i wzburzenie skłaniają współrozmówcę do bycia łagodnym. Ze swoją żoną wykorzystywał tę technikę prowadzenia dialogu przez długi czas. Przez pierwsze dwie godziny postępował tak rów- nież ze mną. Ten typ „komunikacji ograniczo- nej", która ciąży na całej rozmowie, prowadzi ze wszystkimi rozmówcami. On decyduje o tema- cie, o kierunku, rozwoju, a nawet o zakończe- niu rozmowy. Z miłości własnej pani M. bawiła się w tę grę przed swoim małżeństwem i rok po nim. Ona jest typem całkowicie innym, nie przegapi żadnego punktu zaczepienia. Odpowiedzialność przeciwko nieodpowiedzialności On musi poprawiać i przywoływać do porządku wszystko i wszystkich. Dlatego przyszedł razem ze swoją żoną, gdyż uważał że ona jest niezdolna do poprawnego przedstawienia wszystkich trudności i problemów ich małżeństwa. Ona mogłaby jedy- nie „pokomplikować sprawę dodatkowo". Przy- szedł więc również i on, by mieć kontrolę nad sprawą. Z innego punktu widzenia cierpi bardzo pod ciężkim brzemieniem odpowiedzialności. Nie można na tym strasznym świecie - mówi - przyj- mować odpowiedzialności rodzicielskiej. Całe no- ce rozmyśla: jak możliwym jest, by wprowadzić dziecko w dorosłe życie bezproblemowo. Jak do- tychczas nie chce mieć żadnych dzieci. Przyjmuje na siebie odpowiedzialność za wszystko. Reaguje neurotycznie na myśl o tym. Jego wszelkie cier- pienia są krzykiem ostrzegawczym, gdyż jego żona bierze wszystko zbyt lekko, a nawet można powie- dzieć, że niczym się nie przejmuje. Jego sztywność ma pokazywać jego wewnętrzną surowość - jak mówi jego żona. Jego skłonność do doskonałości, poprzedzona jest sensem odpowiedzialności za wszystko, natomiast jego żona odpowiada kom- pletną nieodpowiedzialnością. „Gdyż musimy oboje cierpieć, gdy jedno z nas czyni wszystko" - komentuje. 38 39 Dwa przeciwne style życia Żona naszego skrupulatnego matematyka jest bardzo szybka w podejmowaniu decyzji i w oce- nianiu. Trudności jej męża w podejmowaniu decy- zji są przez nią wyjaśniane jednym zdaniem. „Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesięć lat żeby się ze mną ożenić i nie jest jeszcze pewny". Perfek- cjonizm jest dla naszego matematyka brzydką grą, która nie pozwala mu spać. Każda decyzja kosz- tuje go wiele czasu i energii. Nie chce uczynić błędu z którego potem musiałby się wycofywać. Dlatego najczęściej odkłada decyzję i wszystko rozważa raz jeszcze. Jego żona podejmuje decyzje niedbale i w pośpiechu. Jeżeli powstają z takiego postępowania jakieś szkody, to on bierze za nie odpowiedzialność i doprowadza wszystko do po- rządku. Innym oskarżeniem które najczęściej kie- ruje pod jego adresem jest zdanie: „Każdą decyzję podejmuje wiecznie". Odnosi się to najczęściej do wszystkich spraw życia codziennego. Gdyby ona nie działała, wiele problemów pozostałoby nieroz- wiązanych i delikatny mechanizm życia codzien- nego zostałby uszkodzony. Jednak szybkie decyzje małżonki kończą się ciężkimi krytykami małżon- ka. On widzi jedynie błędy i widzi niedociągnięcia, on wie, gdzie można by kupić daną rzecz taniej. On cierpi, gdy widzi jak marnowane są pieniądze na zakupy niepotrzebne i nieużyteczne (według iego własnych reguł oczywiście). On natomiast zajmuje się rzeczami drugorzędnymi z iście perfek- cjonistyczną doskonałością, jak na przykład wcze- śniej wspominane miesięczne rozliczenie przycho- dów i dochodów, na które poświęca całe noce, licząc z dokładnością do 100 liro w. Terapia pary małżeńskiej Para małżeńska, o której była mowa powyżej, przez rok i pięć miesięcy uczestniczyła w specjal- nych spotkaniach poruszających ich problemy. Koniecznych było wiele osobnych rozmów z pa- nem M., gdyż spotkania trzyosobowe nie zdawały egzaminu. Wzajemna walka przybierała formę, która blokowała racjonalne współżycie. Kobieta przyjmowała każdą oznakę krytyki czy niezado- wolenia za objaw pouczania czy złego traktowania i momentalnie przechodziła do kontrataku. Czuła się wobec niego jak uczennica i w konsekwencji wykorzystywała każdą metodę, gdyż nie miała nic do stracenia ze swej reputacji. Krzyczała, tupała nogami i obrażała go wulgarnymi wyrażeniami, a w łóżku zostawiała go zmrożonego z otwartymi ustami, gdy próbował przybliżyć się do niej. Kiedy jednak pan M. próbuje okazywać się upartym w swoim sposobie życia, żona jego, która 40 41 uczyniła z elastyczności program swojego życia, natychmiast jest gotowa do ponownego rozpo- częcia walki. Podstawowym problemem męża jest: „Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą". Biorąc pod uwagę również jej sposób życia, na podstawie tego wszystkiego, co razem ustaliliśmy, mogę stwierdzić, że istotnie ożenił się z niewła- ściwą kobietą. On: Myśli pan więc, że ożeniłem się z niewła- ściwą kobietą? Ja: Jeżeli pan nadal uważa swój sposób życia za jedynie słuszny, to wydaje mi się, że tak. Jak dotychczas rodzice, przyjaciele i wszyscy bliscy, do których zwrócił się w tej sprawie od- radzali mu separację, zachęcali go do kolejnych prób przezwyciężenia kryzysu, gdyż uważali jego żonę za osobę sympatyczną, uczciwą i otwartą. Ja natomiast odrzuciłem tę słodką grę serwowaną mu przez jego rodzinę i od razu terapia zaczęła przy- nosić swoje pierwsze owoce. Ciągle mu powtarza- łem i dawałem mu sposobność do zastanowienia się nad stwierdzeniem, iż to jego sposób życia skłania go do tej myśli, że ożenił się z niewłaściwą kobietą. Powiedziałem, żeby się nad tym zasta- nowił i ostatecznie poinformował mnie, czy chce kontynuować terapię. 42 Osiem dni później przyszedł do mnie pan M. ; powiedział, że chciałby kontynuować terapię pary i pragnąłby zmienić swój styl życia. Nagle jrdał sobie sprawę z tego, że ma problemy również w pracy i w relacjach z ludźmi w ogóle. Jego skłonność do perfekcjonizmu jest powodem nie- porozumień z przyjaciółmi, znajomymi i kolega- mi. Jeg° forma fizyczna jak na mężczyznę w wieku 34 lat jest poniżej średniej. Jego internista kręci głową i twierdzi, że jego mięśnie są bardzo napięte i potrzebują rozluźnienia. W czasie kilku spotkań przeprowadzanych we troje mówiliśmy o różnicach charakteru. Oboje zgadzali się, że doskonałość i wielkość ducha nie mogą być opisane bardziej albo mniej, ale stano- wią schematy wzajemnego oddziaływania i metody samoakceptacji osobowej, w których każdy uważa za słuszne własne zasady a niewłaściwe drugiej osoby. Gdy to sobie wyjaśniali, zauważyłem jak nagle żona zrozumiała męża. Nagle poczuła się dowartościowana, położyła swą rękę na jego w mojej obecności. Pani M. zrozumiała, że miała w mężu odbicie doskonałości, które ją całkowicie onieśmieliło. Pani M. zrozumiała, że posługiwała się swoimi atakami, ażeby obnażyć nieludzkość męża. „Będąc słabszą, nie zamierzałam milczeć, w przeciwnym razie upokorzyłabym się" - powiedziała w czasie 43 pewnego spotkania. Akceptowała swoją rolę żony, matki i kochanki niedoskonałej i gorszej. Potrzeb- nych było wiele godzin wspólnych konsultacji, ażeby wyeliminować to dziwne poczucie niższości, które sama sobie stworzyła. Pani M. zdała sobie sprawę z własnej niedoskonałości w stosunku do doskonałości własnego męża. „Mam możliwość, aby jej pomóc" - mówi pan M. Pani M. na no- wo odżyła. W takim stopniu, w jakim powiększa się jej znajomość samej siebie, pomniejsza się w niej skłonność do niekontrolowanych ataków. Nie przejawia już żadnych skłonności neurotycz- nych, może więc łatwiej od swojego męża rozwijać nowe schematy postępowania. Często poruszamy razem problemy dnia codziennego, aby poszerzyć gamę możliwych rozwiązań. Pan M. „był" w spe- cyficznym tego słowa znaczeniu. Widział rzeczy tylko w jednym aspekcie i sam się ograniczał. Dążył do doskonałości i w niej widział jedyną swoją drogę. Przechodziliśmy razem nad rozwią- zaniami nie zawsze doskonałymi, ale możliwymi i dobrymi. W czasie tych ostatnich sześciu miesięcy wspólnych poszukiwań pan M. zaczął śmiać się i autoironicznie dystansować od swojej ideologii perfekgonistycznej. Razem poszukiwaliśmy for- muł, które czyniły rozwiązania niedoskonałe bar- dziej stosownymi w życiu. Żona podarowała mu trzy słowa wydrukowane czcionką artystycznie 44 doskonałą wykonaną przez pewnego rzemiesinuca. On zdołał śmiać się z tego serdecznie i uznał to wydarzenie za ważny element w