E. Blummthal, R. R-the, H. Hobmiir, M. Tfce, C. Juta, P. Rom, G. Tre/Jer, IV. Schwimch Odwaga bycia niedoskonałym Wydawnictwo Diecezjalne Odwaga bycia niedoskonałym Kraków Tytuł oryginału: IL CORAGGIO DINON ESSERE PERFETTI Tłumaczenie: Piotr Dyrda Redakcja: Beata Helizanowicz Redakcja techniczna: Beata Warzani Korekta: Małgorzata Chojnacka Projekt okładki: Pracownia M Zdjęcie na okładce: Pastel Communautes des Diaconesses de Reuilly © Copyright by Cittadella Editrice - Assisi, 1986 © Copyright for the Polish Edition by wydawnictwo ID -Kraków, 1995 ISBN 83-86106-01-8 Wydawnictwo rffl ul. Grodzka 54 31-044 Kraków tel./fax (012) 21 50 92 Wydawnictwo Diecezjalne SANDOMIERZ ul. Żeromskiego 4 27-600 Sandomierz tel. (0-15) 32 31 92 WSTĘP Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam tytuł był zachętą do niedbałości i opieszalstwa w spełnianiu codziennych obowiązków? Nic bar- dziej mylnego w zrozumieniu powyższego ty- tułu. W 1926 roku Sophie Lazarsfeld utworzyła i roz- powszechniła to bardzo często cytowane wyra- żenie. W swoim traktacie, do dzisiaj aktualnym, znana ekspert psychologii indywidualnej pisała przede wszystkim o odwadze prawdy, szczerości i naiwności, o aprobacie naszych codziennych słabości i o przezwyciężeniu tendencji pokazywa- nia się innym większymi, lepszymi, bardziej in- teligentnymi i silniejszymi niż jesteśmy w rzeczy- wistości. Autorka jasno pokazuje, że ukrywanie własnej niedoskonałości jest społecznie szkodliwe i może podważyć wzajemne zaufanie w momencie, w którym nie jest dłużej możliwe podtrzymywanie pozorów własnej wyższości. Może mieć ono rów- nież ciężkie konsekwencje w edukacji i przejawia się w pragnieniu rodziców przedstawiania się dzie- ciom lepszymi niż w rzeczywistości są. Znany jest powszechnie fakt, iż poszukiwania terapii dialogu wskazują, że naiwność jest bardzo cenną cechą osobowości, szczególnie dla nauczyciela i psycho- terapeuty. Jednym z najbardziej podstawowych odkryć psychologii indywidualnej Alfreda Adlera było wskazanie tendencji ukrywania przed samym sobą oraz przed innymi własnych słabości oraz rekom- pensowania ich niewłaściwymi środkami. Po dru- gie, środki, które używane są w takich wypadkach, zawsze na bazie własnych zwyczajów i własnego sposobu życia, czynią codzienną egzystenqę trud- niejszą, nadając jej charakter neurotyczny. Niedoskonałość jest obecna w tym, czym je- steśmy i w tym, co czynimy. Oczywiście te dwie dziedziny nie mogą być nigdy rozpatrywane od- dzielnie, gdyż zawsze nasze działanie pochodzi z naszego sposobu bycia, i wyobrażenie, które człowiek ma o samym sobie zawsze jest utworzone pod wpływem własnego działania. Czyli jedynie ze względu na jasność wyróżnia się tutaj te dwie dziedziny oddzielnie, w rzeczywistości stanowią one jedną całość. To wszystko zaś, co odnosi się do naszego sposobu bycia, ma uświadomić nam, że jedynie poprzez cierpliwe działanie możemy cokolwiek w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas niezmienne. Niezmienna niedoskonałość nie de- terminuje wartości indywidualnej osoby. Sposób, w jaki staramy się z nią żyć, może stanowić wartość samą w sobie. Poza tym, nie wszystko co dana osoba uważa za niedoskonałe musi takie być. Zakres znaczenia niedoskonałości jest zazwy- czaj zbyt duży, ukształtowany pod wpływem idei i uprzedzeń pochodzących z mentalności ogólnej. To zaś, co dotyczy działania w kierunku bycia doskonałym, może prowadzić do zachowań dewia- cyjnych i społecznie szkodliwych. Nie o tym jed- nak chciałbym teraz mówić, chciałbym mówić raczej o tych osobach, które w każdym swoim działaniu i we wszystkim czym są, starają się udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za cenę szkodliwych skutków ubocznych. Osoby tego rodzaju, zazwyczaj za wiele wymagają od siebie i od swoich bliskich. Możemy nazwać ich perfek- cjonistami. Natomiast całkowita doskonałość nie tylko zakłada nieustanny wysiłek, ale również przeciwstawia się dążeniu dostosowania się do zmiennych sytuacji. Można to zaobserwować w naszych prawach i regulaminach, zawsze bar- dziej doskonałych, aż tak doskonałych, iż prawie 6 niemożliwych do realizacji. Styl edukacji perfek- cjonistycznej jest przytłaczający, całkowicie nie bierze pod uwagę potrzeb dziecka i najczęściej nie sprawdza się w nieprzewidywalnych sytuacjach życiowych. (Gdybyśmy nie dysponowali już znacz- ną liczbą, więcej niż wystarczającą, idealnych me- tod nauczania, byłoby z pewnością bardzo pożyte- cznym przedstawienie tutaj jakiegoś typu naucza- nia perfekcjonistycznego.) Perfekcjonizm może odnosić się do poszcze- gólnych dziedzin działania ludzkiego. Weźmy na przykład jakiegoś oratora, który z każdego swoje- go drobnego potknięcia czyni wielką tragedię. Lub kobiece pragnienia bycia doskonałą we wszystkich dziedzinach: jako matka i idealna żona, jako przykładna kobieta, która pracuje i ma ambicje da- nia z siebie wszystkiego, uprawia sport i jest w cen- trum wydarzeń politycznych i kulturalnych itd. Czy jest możliwe pogodzenie wszystkich tych dzie- dzin, bez poczucia rozczarowania i zawodu? Prze- cież wszystkie te potrzeby wzięte razem są irra- cjonalne. Ażeby walczyć z tak pojętym perfek- cjonizmem, konieczne jest uporządkowanie dzie- dzin naszego działania i wyznaczenie sobie od- powiedniej hierarchii wartości. Nie można oczywi- ście wszystkiego osiągnąć jednocześnie. Ludzie, którzy uznają własną niedoskonałość, są zazwyczaj bardziej elastyczni w wartościowaniu poszczególnych czynności. I tak na przykład go- spodyni domowa może czasami zostawić nawet nie umyte talerze lub nie pościelone łóżka, ażeby zyskać odrobinę czasu na zrealizowanie jakiegoś ważniejszego zadania. Perfekcjonista zazwyczaj chce zdobyć dla siebie opinię doskonałego, nawet przed samym sobą, chce czuć się lepszym i bardziej wartościowym od innych, tylko nie zdaje sobie sprawy z egocentrycz- nego podtekstu własnego pragnienia. Realizacja ideału doskonałości absolutnej w łat- wy sposób prowadzi, poprzez swoją nieracjonal- ność, do zamkniętego kręgu. Zaś odkrycie własnej niemożności zrealizowania ideału wzmaga jedynie wysiłek, który na nowo objawia własną niedo- skonałość i tak dalej. Osoba wewnętrznie zdrowa i zrównoważona da- je po prostu wszystko, co w niej najlepsze, we- dług własnych możliwości. Wolna od niepotrzeb- nych iluzji może osiągnąć, pomimo własnych ogra- niczeń fizycznych i psychicznych, wyższy stopień doskonałości, rozumianej jednak we właściwy spo- sób. Alfred Adler w swoich ostatnich latach mówił często o „wysiłku doskonalenia osób psychicznie zdrowych". Koncepcja ta wzbudziła wiele krytyki, gdyż chęć osiągnięcia doskonałości absolutnej cha- rakteryzuje osobowość o cechach neurotycznych. Jacoby (1974, str. 35) wyjaśnia jednak, iż doskona- 8 łość ma dla nas brzmienie raczej patetyczne, nato- miast w Ameryce, gdzie Adler się przeniósł, wyraz „perfection" jest w użyciu powszednim. I rozumie się przez niego wysiłek w stawaniu się doskona- łym, Adler dodawał zawsze znaczenie: wysiłek w upodabnianiu się do Boga. Możemy zapytać dlaczego byty ludzkie usiłują udawać przed samymi sobą większy stopień dos- konałości niż w rzeczywistości osiągnęły i są w sta- nie osiągnąć. Jest to sposób na poszerzenie samo- świadomości oraz na pomniejszenie strachu przed innymi. Jest to jednak rozwiązanie jedynie pozor- ne. Postępowanie takie skłania do nieustannego kłamstwa oraz do lęku, że piękna „facjata" może w końcu upaść. Świadomość własnej wartości oraz poczucie bezpieczeństwa nie są w takim wypadku autentyczne. Szczere przyznanie się do własnej niedoskonało- ści zakłada więc odrzucenie niepotrzebnych zabez- pieczeń i domaga się siły ducha. Zależność od sądów innych ludzi nie ma wtedy tak zasadniczego znaczenia. Aby czynić to wszystko, konieczna jest świadomość własnej wartości, ale nie świadomość labilna i zmienna, lecz stabilna i autentyczna, opierająca się na realnym wkładzie, jaki dajemy społeczności. Wszystko to ma wiele wspólnego z siłą własnego JA, o którym dzisiaj tak wiele się mówi. Aby móc zaakceptować własną niedoskonałość, potrzebna jest odwaga. Praktycznie nikt nie posia- da jej w stopniu wystarczającym. I dlatego właśnie koniecznym jest pobudzanie odwagi, któremu chce służyć właśnie ta książka. Kto nie zamyka oczu na własne niedoskonałości i własne słabości, będzie cenił bardziej sprawie- dliwie swego bliskiego, ze wszystkimi jego niedo- skonałościami, i nie będzie miał potrzeby pomniej- szania innych, aby czuć się lepiej. Odwaga bycia niedoskonałym porusza wszyst- kie dziedziny egzystenqi ludzkiej i wszystkie po- mocne środki. Różnorodność tematów zaprezen- towana została w niniejszym tomiku przez eksper- tów różnych dziedzin. I przy tej okazji chciałbym podziękować wszystkim autorom. Dziękuję poza tym wydawcy Heinrichowi Graf Waldsteinowi, który opublikował książeczkę na ten temat i dał mi bardzo cenne uwagi. Rudolf KAUSEN 10 Erik Blumenthal ODWAGA BYCIA NIEDOSKONAŁYM W NAUCZANIU „Mamy potrzebę wiary w doskonałość i powin- niśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi." Pani B., dobra matka rodziny, przyszła kiedyś do mojego gabinetu: jej pożycie małżeńskie było dobre, nawet bardzo dobre, nie było też większych problemów z dziećmi. Wspólnie z mężem mieli wielu przyjaciół i odnosili sukcesy w pracy zawo- dowej. Wszystko szło tak dobrze, „gdyby tylko mała sześcioletnia córeczka nie siusiała w nocy do pościeli". Matka próbowała wszystkich dostęp- nych metod, ale nie zdołała rozwiązać problemu. Czasami nawet nienawidziła swojej córeczki mó- wiąc: „Inna córeczka, która ma tylko pięć lat, już od dawna nie moczy pościeli". Po rozmowie zrozumiała, że powinna w pew- nym sensie zostawić ten problem, nie powinna 13 czuć się odpowiedzialna za wszystko i powinna pozwolić dziecku poczuć się odpowiedzialnym za swoją sytuację. Otrzymała wszystkie praktyczne uwagi dotyczące tego problemu - o pościeli, o tym, że dziewczynka sama powinna zajmować się swo- im łóżkiem i o antagonizmie, który może powstać między siostrami. Moja klientka powróciła do domu, uczyniła wszystko, co zostało jej wyjaś- nione, córka zaczęła sama zajmować się swoim łóżkiem, ale nocne moczenie pościeli nie ustało. Pewnego razu, gdy córce udało się utrzymać po- ściel suchą, sama promienna pobiegła opowiedzieć to matce, ale gdy mała była sama, mama zawsze sprawdzała, czy jej córka nadal moczy pościel. I tak trwało to jeszcze przez dłuższy czas, pomimo wszystkich podejmowanych wysiłków, Matka wciąż czuła się odpowiedzialną za sytuację córki. Pewnego dnia wyobraziła sobie, że jej córka jest wystarczająco duża, ażeby zostać narzeczoną i pójść na uniwersytet i wtedy na pewno przestanie moczyć pościel. Od tego momentu to, co córka robiła z pościelą było jej naprawdę obojętne. Przede wszystkim zrozumiała, że córka sama może rozwiązać swój problem i autentycznie przestała się nim zajmować. I prawie natychmiast nocne moczenie pościeli ustało, co pokazuje istnienie głębokiej wewnętrznej komunikacji między matką a córką. Każda matka, która chce w sposób doskonały wychować własne dzieci, skazana jest na niepowo- dzenie. Doskonałość jest z pewnością słusznym celem, do którego człowiek powinien dążyć. Musi- my jednak mieć świadomość, że pełne osiągnięcie tego celu jest niemożliwe. Perfekcjonizm jest pew- nym neurotycznym typem charakteru, który rodzi jedynie kompleksy. Ważnym jest posiadanie te- go celu, który odpowiednio ukierunkowuje nas na naszej drodze życia, w naszym postępowaniu i działaniu, tak jak żeglarz orientuje się w swoim położeniu według układu gwiazd. Mamy potrzebę odwagi bycia niedoskonałymi. Jeżeli uważamy, że możemy osiągnąć doskonałość, nie czynimy nic tylko zniechęcamy się, gdyż cel ten nie będzie mógł być zrealizowany w stu procentach. Są jeszcze tacy wychowawcy, którzy polecają rodzicom zawsze zgadzać się w obecności dzieci i uzgadniać różnice zdań sam na sam. To jest właśnie doskonała jedność między mężem a żoną rozumiana w błędny sposób. Po pierwsze, w ten sposób nie docenia się spostrzegawczości dzieci, które pomimo ukrywania różnic najczęściej i tak zauważają tę sytuację. I w konsekwencji dzieci mimowolnie uczą się udawania, gdyż większe zna- czenie od słów rodziców ma ich zachowanie. Po drugie, za powyższą radą kryje się błędne rozumienie zgodności jako dzielenia zawsze tej 14 15 samej opinii. Mąż i żona mogą doskonale być zgodni pomimo przeciwnych opinii. W jakiejś określonej sytuacji każdy może podtrzymywać opinię całkowicie odmienną. Przecież chodzi tutaj o dwie różne osobowości, o dwa oddzielne in- dywidua. Ważny jest szacunek i branie na serio oraz uznanie prawa drugiej osoby do wyrażenia własnego zdania. Nawet nie podzielając zdania partnera, mogę zawsze coś pożytecznego się nau- czyć. I chociaż inne zdanie może wydawać mi się mylne, wiem i przyznaję, że nie jest głupie. Powin- no być dla mnie ważnym i interesującym zrozu- mienie, w jaki sposób moja współmałżonka wyro- biła sobie właśnie taką opinię, gdyż coś w tym musi być. Dzieci mogą uczyć się od rodziców jak zgodnie żyć mając odmienne zdania. Dzieci mogą czasami usiłować przeciwstawiać rodziców jedno drugiemu, ale zdarzać się to będzie niezwykle rzadko, gdy zauważą typ jedności wy- stępujący między nimi. Poza tym pomiędzy rodzi- cami powinien obowiązywać rodzaj porozumienia polegający na nie wtrącaniu się, jeśli jedno ustali coś z dziećmi. W sytuaq'ach ekstremalnych, gdy na przykład ojciec bije dziecko, matka która przeciw- na jest karom cielesnym, może opuścić pokój, zaznaczając w ten sposób swoją dezaprobatę. I może zdziwi to niektórych, ale dzieci mogą przystosować się do odmiennych opinii swoich rodziców i wykorzystywać to w różnych sytua- cjach. Oczywiście rodzice powinni starać się, w od- powiednim czasie i miejscu, osiągnąć głębsze poro- zumienie szczególnie w tych opiniach, które znacz- nie ich różnią. Wszystko to jednak powinno od- bywać się w atmosferze wzajemnego zaufania i szacunku. Nie musimy uważać za jakąś niedo- skonałość opinii różnej od naszej własnej, ale właśnie jako ludzką doskonałość, ponieważ właś- nie z różnorodności idei, przekonań i opinii rodzi się iskra zrozumienia i prawdy. Również we wszys- tkim tym, co dotyczy opinii na temat naszych dzieci, potrzebujemy odwagi bycia niedoskona- łym. Dzieci od pierwszego momentu ich ziemskiej egzystencji są osobami indywidualnymi, mającymi własne uczucia i myśli, nie zawsze zgadzające się z naszymi. Mają one prawo do szacunku dla ich uczuć i myśli, dla ich opinii i przekonań, chociaż nie zawsze możemy powstrzymać się od rozczu- lania się nad ich niedoskonałością. Nie musimy zawsze nawracać naszych dzieci na nasze przeko- nania ani zawsze poprawiać tego, co mówią i ro- bią. Z tego punktu widzenia odwaga bycia nie- doskonałym oznacza, iż musimy pozwolić ażeby same wzbogacały się własnymi doświadczeniami, oczywiście nie chodzi tutaj o sytuacje, które mo- głyby być niebezpieczne dla dziecka. Taki typ odwagi bycia niedoskonałym zawiera zaufanie do 16 17 dziecka, do jego natury i możliwości rozwoju. Dziecko będzie wiedziało jak zmienić swoją opinię w momencie, w którym zauważy, iż jego idea była mylna. W odróżnieniu od dorosłych, dla dzieci łatwym jest poprawianie swoich opinii, gdyż gene- ralnie mają większą odwagę bycia niedoskonały- mi. Brak tej właśnie odwagi ze strony wychowaw- cy prowokuje często przyzwyczajenia oraz błędne maniery u dzieci. Przeciwieństwem odwagi jest lęk, i tak świat pełny jest strachliwych rodziców, któ- rzy chcą uczynić wszystko, co możliwe i nie dają dziecku możliwości nauczenia się. Aby zdobyć odwagę, każde dziecko przechodzi swoją własną ewolucję, okres, w którym ma w ustach wszystko, co chce poznać. Przestraszone mamy natychmiast myślą: „Wielkie nieba, mój syn wpadnie w przy- zwyczajenie ssania kciuka". Poprawiają dziecko zaledwie włoży kciuk do ust i tak w krótkim czasie uczą go ssania kciuka. Nikt, nawet małe dziecko, nie lubi jak nieustannie mu się powtarza, co musi i czego nie może robić. Wzbudza to zdrowy opór dziecka, które samo chce decydować, i od samego początku jasne jest, kto zwycięży w tej walce. Jednak zwycięstwa dziecka często obracają się przeciwko niemu samemu. Ono samo cierpi przez swoje mylne decyzje podjęte w celu zrobienia na przekór matce, jednak nie może ich poprawić, gdyż ważniejszym od bólu jest dla niego poczucie zdobytej samodzielności wobec matki. I jeżeli mat- ka i dziecko walczą w ten sposób często, to może się zdarzyć, że będzie ono starało się, oczywiście nieświadomie, zranić ją, gdyż ono samo czuje się zranione poprzez brak miłości. Odwaga bycia niedoskonałym wymaga, byśmy pozwolili dziecku mylić się. Jeżeli wkłada palce do nosa i zdarza mu się obgryzać paznokcie, to przestanie to robić, gdy nie zwrócimy na to szcze- gólnej uwagi i będziemy ignorować tego typu za- chowania. Oczywiście ważnym jest, byśmy sami nie posiadali tych złych przyzwyczajeń. Najczęściej dzieci uczą się naśladując. Jeżeli dziecko, na przy- kład, jest już wystarczająco duże, by jeść przy stole z całą rodziną, nie trzeba nieustannie przypominać mu jak powinno się zachowywać. Ono nas obser- wuje i samo próbuje trzymać łyżkę w należyty sposób, niepotrzebne jest nieustanne pokazywa- nie, których palców należy używać przy takiej operacji. Powinniśmy natomiast obserwować go w sposób jak najbardziej dyskretny i udzielić mu jakichś małych wskazówek, jeśli coś wydaje mu się zbyt trudne. Zasadniczo jednak, wystarcza jeden pokaz i starajmy się nie poprawiać go za każdym razem. Dziecko może spokojnie mylić się i potem uczyć się na swoich błędach. Jeżeli będziemy go niepotrzebnie poprawiać, może zdarzyć się, że jego naturalne błędy mogą przekształcić się w złe przy- 18 19 zwyczajenia bardzo trudne do poprawienia. Właś- nie dlatego, że rodzice często nie posiadają odwagi niedoskonałości, dzieci czynią ze wspólnych posił- ków doświadczenia bardzo nieprzyjemne dla wszy- stkich. Nie musimy zawsze krytykować, popra- wiać i karać, kiedy dziecko popełni jakiś błąd albo gdy postępuje w sposób niewłaściwy. Możemy czasem pozwolić mu krzyczeć, gdy zauważamy, że jego krzyki są mu potrzebne. Jeżeli opowiada kłamstwa, możemy zorganizować konkurs kto ma większą wyobraźnię. Sprawimy wielkie szkody, gdy interweniujemy niepotrzebnie w przypadkach dziecięcego bełkotu zdaniami typu: „Staraj się mówić wolniej" albo „Zastanów się najpierw, co chcesz powiedzieć". Bełkot jest środkiem dobrym i skutecznym dla dziecka. Wydaje się, że dziecko walczy z samym sobą, ale w rzeczywistości sposób ten służy mu do zdenerwowania nas. I znając ten skutek, musimy ciężko się napracować, żeby zrezy- gnowało z tej metody. Można by wymienić tutaj wiele innych zdań, które kryją w sobie strach przed niedoskonałością. Szczególnie niebezpiecz- ne, powodujące liczne konsekwencje, jest wyra- żenie tak często powtarzane: „Uspokój się". W chwili gdy je wypowiadamy, dziecko czuje się szczególnie źle. Ono wprawdzie pokazało swoją słabość, ale my jakby utwierdzamy je w niej. Przecież również my sami często jesteśmy zdener- 20 wowani i nikt nie powtarza nam nieustannie, że mamy być spokojni. W takich wypadkach nasze poprawianie może prowadzić do jeszcze większego zdenerwowania dziecka. Ażeby przezwyciężyć strach, potrzebujemy od- wagi. Ale gdzie ją znaleźć? Skuteczną metodą jest czynienie bardziej pozytywną naszej postawy wo- bec życia, bardziej pozytywnym widzenie rzeczy. Za każdym razem, gdy czynimy negatywne kon- statacje i podkreślamy negatywne strony naszych dzieci, musimy zdać sobie sprawę, że w ten sposób czynimy z nich nie osoby szczęśliwe, ale wiecz- ne beksy. Jeżeli dostrzegamy we wszystkim tylko aspekt rzeczy negatywny, to wydaje się naszym dzieciom, że znajdujemy radość w nieustannym narzekaniu na wszystko. Jeżeli są one dobrymi dziećmi, to znaczy, że chcą być dobre, i nie mogą zbyt wiele narzekać, gdyż takie postępowanie jest jedynie przygotowywaniem przyszłych depresji. Pożytecznym byłoby więc przypomnieć, że wszyst- ko posiada dwie strony medalu i nie ma takiej sytuacji, w której nie można znaleźć jakiejś dobrej strony. „To człowiek nadaje znaczenie rzeczom". Istnieje również inna metoda, o której była mowa wcześniej. Do jakich celów możemy dążyć z naszym pesymizmem i widzeniem zawsze jedynie ciemnej strony rzeczywistości? Zauważenie błędu innej osoby może dać poczucie pewnego rodzaju 21 wyższości, gdyż wiemy coś lepiej od kogoś albo to my mamy rację. Rodzice mają trudności w za- akceptowaniu tej idei, dlatego, że uważają, iż ich krytyka pomaga dzieciom. Pesymiści jednak nie potrafią wierzyć w doskonałość ani rozwinąć od- wagi niedoskonałości. Mamy potrafią poprawiać wszystko, nawet spo- sób pozdrawiania dziecka. Kiedyś przyszła do mnie mała Klaudia i podała mi na przywitanie lewą rękę. Mama natychmiast upomina małą: „Ależ nie tak! Musisz to zrobić dobrze!" Kilka przyjaciółek opowiadało o swoich dzie- ciach. Jedna niezwykle dumna była z wyczynów swojego synka. Druga opowiadała jak szybko jej córka nauczyła się utrzymywać czystość. Trzecia referowała, że jej syn zanim poszedł do szkoły już umiał czytać: „Nauczył się wszystkiego sam". Jakie to dziwne, że wszystkie miały tak niezwykłe dzieci. W tysiącach sytuacji zwracamy uwagę naszym dzieciom, ażeby zachowywały się szczególnie do- brze, co miałoby je odróżniać od innych dzieci. Czy czyniąc to myślimy o szczęściu i dobru na- szych dzieci? Czy nie zależy nam bardziej na naszym prestiżu? Czy nie lękamy się, że inni mogą pomyśleć, iż jesteśmy złymi wychowawcami, mat- kami, które nie umieją wychowywać własnych dzieci, które nieustannie się mylą? Co jest ważniej- 22 sze? Czy udawać kogoś, kim się nie jest? Czy mieć szczęśliwe dzieci, które potrafią ufać swoim rodzi- com? Jeżeli nasze dzieci nauczą się od nas, że błędy i niedoskonałości nie pomniejszają wartości osoby, ale że popełnianie błędów właściwe jest dla rodza- ju ludzkiego, to możemy być pewni, iż nigdy nie załamią ich przeciwności losu. Będą wiedziały, że: „Nikt nie jest doskonały, nawet ja, ale następnym razem postaram się zrobić to lepiej". Dzięki od- wadze bycia niedoskonałymi, ich wysiłki mogą uczynić ich naprawdę bardziej doskonałymi. Takie dzieci nie wpadają w zdenerwowanie z powodu obowiązków czy zadań wszelakiego typu, nie ma- rzą o nierealnych rzeczach. Mały Felix uczył się gry na pianinie z bardzo mądrą nauczycielką, która poprosiła jego rodziców, by nie doglądali nieustannie syna, czy aby ćwiczy wystarczająco, i by go nie poprawiali, kiedy się mylił. Po dwóch latach Felix wyprzedził kuzyna, który rozpoczął naukę rok wcześniej. Grywał już utwory bardzo trudne, chociaż nie zawsze z taką samą perfekcją jak jego kuzyn. Kuzyn nie popełniał błędów, grał nawet bardzo poprawnie, ale jego matka wciąż narzekała, że w domu każdego dnia, trzeba go namawiać, by ćwiczył regularnie. Jest to typowy przykład, który pokazuje, iż nie należy bać się niedoskonałości, gdyż strach nas paraliżuje, nato- miast odwaga pozwala nam robić postępy. 23 Lęk przed niedoskonałością ma szczególnie tra- giczne skutki w środowisku szkolnym. Posługując się terminami nieco uproszczonymi, nasze współ- czesne społeczeństwo kuleje na skutek starych uprzedzeń i wychowuje swoich synów według me- tod i celów archaicznych. We wszystkich krajach świata nie wydaje się odpowiednich sum na eduka- cję, gdyż uważa się, że bardziej pożytecznie pienią- dze można wydać w innych dziedzinach. W Niem- czech każdego roku wydaje się sześćdziesiąt mi- liardów marek na alkohol i tytoń. Buduje się również olbrzymie szkoły, ale szkoły te opanowa- ne są przez „starego ducha" edukacji. Zawód nauczyciela powinien być najważniej- szym zawodem w państwie, jednak współcześni nauczyciele zdegradowani zostali do roli przekazi- cieli wiadomości i informacji. Ministerialne pro- gramy nie pozwalają im na prawdziwe kształcenie swoich uczniów. Wiadomym jest, że nauczyciele dysponują ważnym instrumentem, grupą lub kla- są, dzięki któremu mogą bardziej niż rodzice wychowywać do poprawnego współżycia społecz- nego. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że nauczyciele i rodzice oskarżają się o spowodo- wanie załamania współczesnej edukacji. Rodzice oskarżają nauczycieli, nauczyciele zaś rodziców o niezajmowanie się własnymi dziećmi. Jedni boją się drugich. I wszystko przechodzi na dzieci, które próbują się bronić we własnym zakresie. Najczęś- ciej nie współpracują, wprawiają w zakłopotanie rodziców i nauczycieli i widzą zawsze w drugim przeciwnika. Rodzice o szerszych horyzontach, którzy nie czują się odpowiedzialni jedynie za swoją rodzinę i swoje najbliższe otoczenie, mają odwagę bycia niedoskonałymi, mogą uwolnić swo- je dzieci z tego zamkniętego kręgu. Pozwalają oni swoim dzieciom na pełną odpowiedzialność w za- kresie szkoły i interweniują tylko wtedy, gdy dziec- ko prosi ich o jakąś informację lub małą pomoc. Nie uczą dzieci, że trzeba przynosić do domu dobre oceny, ale pomagają im znajdować przyjem- ność w samym uczeniu się. Mają odwagę szczerego przekonywania nauczycieli i nie boją się, że ci będą się odgrywać na ich dzieciach. I co bardzo ważne, nie boją się o przyszłość uniwersytecką swoich synów i córek, gdyż wiedzą, że do realizacji osobistej wcale nie jest konieczny sukces uniwer- sytecki. Jest wiele ważniejszych spraw od sukcesu materialnego. W ten sposób dzieci będą mogły zrozumieć, że nie zawsze należy stosować się do aktualnych tendencji społecznych, ale czasami trzeba podjąć ryzyko bycia niezbyt popularnym, jeżeli celem jest większy generalny rozwój. Byłoby jeszcze wiele aspektów wychowawczych do przed- stawienia, aby pokazać jak ważna, jest odwaga bycia niedoskonałym i także świadomość, iż świat 24 25 niekoniecznie musi się zawalić jeżeli popełnimy jakiś błąd. Na końcu zajmiemy się wychowaniem religij- nym. Alfred Adler definiował Boga jako „Naj- większą manifestację przedmiotu doskonałości". Praktykujący rodzice usiłowali zawsze wychować swoje dzieci na doskonałych wierzących, co naj- częściej wywoływało u tych ostatnich uczucie zbyt- niego nacisku w tak istotnej sprawie. I w takich okolicznościach dzieci często buntują się prze- ciwko temu stanowi rzeczy. Może to prowadzić również do buntu wobec samego Boga, któremu wewnętrznie się opierają, uczestnicząc w życiu re- ligijnym tylko zewnętrznie, ale gdy odejdą z kręgu rodzinnego, porzucają również religię. Innym typem tego rodzaju wychowania jest dziś bardzo rozpowszechniony „laissez-faire", przeci- wieństwo przymusu. Rodzice nie udzielają swoim dzieciom najmniejszego przygotowania w kwes- tiach religijnych. Boją się podejrzenia o nietoleran- cję i manipulację. Usprawiedliwiają się, mówiąc: „Nasze dzieci zdecydują same w przyszłości". Ale jak będą mogły wybrać Boga w przyszłości, jeżeli wcześniej nie otrzymały odpowiedniego przygoto- wania i przewodnictwa? Wychowanie doskonałe nie istnieje, ponieważ nie istnieją doskonali wychowawcy. Dlatego właś- nie naszym celem nie musi być uczynienie z na- 26 szych dzieci „świętych", ale ważniejszym jest uczy- nienie z nich osób przygotowanych do życia, wolnych i odpowiedzialnych. Osoby, które wierzą w siebie, w innych, w wartości duchowe i w nasze pryncypium, to znaczy w Boga. Są to uczciwi i inteligentni obywatele Królestwa Bożego, pro- mieniujący radością. Sloganem niniejszej książki powinno być stwierdzenie: „Potrzebujemy wiary w doskonałość i powinniśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi". ppjnhold Ruthe PROFESOR I STUDENTKA, CZYLI NIEDOSKONAŁOŚĆ W MAŁŻEŃSTWIE Oczywiście człowiek, którego przypadek opisu- ję poniżej nie jest profesorem, ani jego żona nie jest studentką. Jednakże te dwie koncepcje od- grywają bardzo ważną rolę w małżeńskim życiu państwa M. Para ta pobrała się dwa lata temu i szuka porady dla swego smutnego małżeństwa. Moje pierwsze spotkanie z panem M. odbyło się w dość nietypowy sposób. Moja sekretarka prze- kazała mi wiadomość, że pan M. chce się natych- miast ze mną widzieć i jest to sprawa „najwyższej wagi". Potem przez telefon mówił do mnie pod- niesionym tonem: „Muszę natychmiast mówić z panem na temat mojego małżeństwa. Praw- dopodobnie kilka lat temu popełniłem fatalny błąd. Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą. Myśl ta sprawia, iż fatalnie się czuję, gdyż nieustannie mam wątpliwości." 29 Ustaliliśmy datę spotkania. Pan M. chciał przyjść sam, żeby nie powiększać napięcia, któ- re trwa w ich małżeństwie od pewnego czasu. W ustalony dzień pan M. przyszedł do mojego gabinetu, upewnił się dokładnie, na którym krześle może usiąść i czy może zostawić płaszcz w przed- pokoju, zapytał również, czy aby nie poinformo- wałem jego żony o naszym spotkaniu i czy moje notatki mogłyby wpaść w niepowołane ręce. Po- tem wyciągnął i położył na biurku malutki notesik, oprawiony w skórę, i piękne pióro. Jego wygląd, od stóp do głowy, z włosami zwilżonymi brylan- tyną, był doskonały. Jego buty błyszczały jak lu- stro. Kanty jego szarych spodni były bez zarzutu. Pan M. miał 34 lata, ożenił się w wieku 32 lat i był z zawodu matematykiem. On: Jeżeli pan sobie życzy, opowiem panu moją historię od chwili, kiedy poznaliśmy się z moją żo- ną, do dzisiaj. Zrobiłem sobie wcześniej notatki, by przedstawić panu wszystko dokładnie. Nie mam najmniejszego zamiaru dyskredytowania mojej żo- ny i chciałbym uniknąć jakichś niedokładności. Ja: Proszę mi najpierw przedstawić swój pod- stawowy problem. On: Chętnie, ale jeżeli opowiem panu wszystko od początku będzie mógł pan sobie wyrobić bar- dziej precyzyjną opinię. 30 Ja: Czy macie dzieci? (Moje pytania, które przekraczają jego program, czynią, go nerwowym. Patrzy w swój notesik i kiwa się na krześle. Mięśnie jego twarzy delikatnie drżą. Koncentruje się jedynie na swoich refleksjach.) On: Widzi Pan, kiedy poznałem moją żonę dziesięć lat temu, a byliśmy narzeczeństwem przez osiem lat, byłem bardzo w niej zakocha- ny. Była dziewczyną świeżą, prostą, spontaniczną, szczerą, towarzyską i serdeczną dla wszystkich. Śmiała się i była pełna życia, podobała mi się bardzo. Ja: Ale potrzebował pan ośmiu lat by się jej oświadczyć. On: Tak to prawda. Na pewno chciałby Pan wiedzieć, jaki ja jestem. Inny, całkowicie inny. Jestem człowiekiem poważnym, wszystko rozwa- żam głęboko i muszę mieć całkowitą pewność, żeby podjąć jakąś decyzję. Kocham precyzję i inte- resują mnie cyfry również po przecinku. Ja: A pańską żonę nie za bardzo - prawda? On: Dla mojej żony istnieją jedynie liczby za- okrąglone. Ja: Ona zaokrągla wszystko dla zasady czy przez pomyłkę? 31 On: Ona nie kalkuluje, i to właśnie doprowadza I mnie do desperacji. „Irmgard jest wolnym ptasz- I kiem" - mówi moja matka. I podoba mi się to określenie, gdyż dokładnie oddaje rzeczywistość. Ja: Przeskakuje z tematu na temat, to pan chciał powiedzieć? On: Dokładnie. Doprowadza mnie do rozpaczy, gdy w ciągu minuty porusza więcej niż jeden temat, nie kończy żadnego i nie zastanawia się głębiej nad żadnym. Ja: To znaczy opowiada wszystko w sposób niedokładny i powierzchowny? On: Termin: „powierzchowny" sam zapisałem w moim notatniku, nie chciałem go jednak użyć, gdyż wydaje mi się zbyt nieprecyzyjny. Ale tak jest w rzeczywistości. Mówi o pięciu minutach, gdy było ich dokładnie trzy, mówi o niezliczo- nych ziemniakach, kiedy można je było dokładnie policzyć. Uważa, że kupiła sukienkę rok temu, kiedy ja dokładnie wiem, iż to tylko cztery i pół miesiąca. Ja: Mówiąc krótko, pańska żona nie przepada za precyzją, prawda? On: Czasami wydaje mi się, że to przez czystą złośliwość. Wydaje mi się, że jej brak precyzji jest 32 prowokacją w stosunku do mnie. Czasami staje się dla mnie oczywistym, że ona ze mną walczy. Ja: Czyli pańska żona wydaje się panu powierz- chowna i niedokładna w szczegółach? On: (odpowiadając z wyraźną trudnością) Pro- szę mi wybaczyć, ale wydaje mi się, że odczuwam to nawet fizycznie. Nie można zawsze poprawiać. Nie można zawsze grać za pomocą faktów i liczb. Niech tylko pan pomyśli, co mogłoby się stać z prze- mysłem albo z techniką gdyby zabrakło precyzji. Ja: Pan kocha precyzję, pańska żona zaś wyjątki. On: Powiedział pan słowo bardzo odpowiada- jące rzeczywistości właśnie słowo „wyjątek" jest ulubionym wyrażeniem mojej żony. Dla mnie to słowo jest kwintesencją całkowicie mylnego sposo- bu myślenia i życia. Zauważyłem, że pan M. jest bardzo skoncen- trowany i rozważa w sobie każdą odpowiedź. Osiem dni później przyszli do mnie mąż i żona razem. Chociaż ustaliliśmy z panem M., że jego żona przyjdzie sama, żeby mogła bardziej swobod- nie wyrazić swoje problemy i pragnienia. Ja: Widzę, że zmieniliście plan i przyszliście razem. Ona: Nie zmieniliśmy planów, mój mąż tak zade- cydował. On zawsze zdąża prosto do swojego celu. 33 on: (ojcowsko i pojednawczo) Irmgard. Ona: (rzucając ostre spojrzenie) Pan wie z je- go ścisłą logiką przekonał mnie, że powinniśmy przyjść razem. Ale może pan być spokojny i tak powiem to, co myślę. Zostałam upewniona, że tu- taj można powiedzieć naprawdę to, co się uważa. On: (przybliża się do żony i próbuje ją uspo- koić) Irmgard! Ona: Daj mi spokój! (Zwracając się do mnie): Proszę mi szczerze powiedzieć, czy można tu mówić to, co się uważa? Mój mąż kocha mówić. Jest niedoszłym profesorem. Ale samo mówienie to jeszcze nic. Czasami już go po prostu nie słucham. On natomiast jest tak precyzyjny, że podzieliłby jeden centezim na dziesięć dalszych części. Dla niego jestem osobą najbardziej nie- doskonałą na powierzchni ziemi. Pewien zbiór niekoherentnych części od głowy do stóp. Stu- dentka ze słabej szkoły. Nie jestem precyzyjna w pracy. Nie jestem refleksyjna i cokolwiek mó- wię, zawsze mu to nie odpowiada. Raz mylę datę, a innym razem ilość, jeszcze innym razem po prostu przesadzam. On: (przerywa jej) Ależ Irmgard, musisz przy- znać, że to prawda. Przecież jestem ekstremalnie uczciwy i ostrożny to znaczy nie dramatyzuję. 34 Ona: Tylko powiedz że kłamię! Tak, twój roz- sądek i ostrożność. Jeżeli chodzi o twoją ostroż- ność. Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesię- ciu lat, by się ze mną ożenić i jeszcze teraz nie jest do końca pewny własnej decyzji. Proszę mi wierzyć, on nie ufa nawet samemu sobie. Do podjęcia najdrobniejszej decyzji potrzebuje wiecz- ności. (Patrząc na męża): W domu mi na pewno powie: „A wiesz, Irmgard, ile to jest wieczność?" On to wie. Ja: I jest całkowicie zadowolony, że może zna- leźć optymalne rozwiązanie. Ona: Tak pan myśli? Nie, wcale nie, przeciwnie, panikuje, gdy nie może wykluczyć błędu. Mogę to wyjaśnić za pomocą małego przykładu. Na końcu każdego miesiąca liczy wszystkie przychody i roz- chody na kalkulatorze. Kiedy zaś nie ufa kal- kulatorowi, co zdarza się raczej często, liczy wszy- stko ręcznie. I reaguje w sposób niemożliwy do zniesienia, gdy brakuje chociaż stu lirów. Zaznaczę, że w czasie naszej rozmowy dokładnie notowałem wypowiedzi moich rozmówców, a więc większość przytoczonych myśli jest autentyczna. To, czego nie zdążyłem zanotować w czasie roz- mowy uzupełniłem po jej zakończeniu. W szcze- gólności wypowiedzi żony. 35 Małżeństwo jako gra Pani i pan M. w rzeczywistości prowadzą grę. Czynią to, bardzo poważnie wzajemnie się raniąc. Można by myśleć, iż „profesor" jest bezdyskusyj- nym panem sytuacji. Ale nie jest tak w rzeczywi- stości. „Studentka" posługuje się metodami od- ważnymi, na które nie może sobie pozwolić „pro- fesor", gdyż to naraziłoby go na utratę reputacji. On jest zdeterminowany zachowywać określone reguły. Ona natomiast nie ma nic do stracenia. Profesor przeciwko studentce Dwa typy postępowania to pewien program. Styl życia obojga małżonków nie mógłby być przedstawiony w bardziej skrótowej formie. „No- men est omen" (imię jest przesłar iem). Również w tym przypadku. Role są ustalone, typ zachowań i odpowiednia broń zostały zdefiniowane. Każdy korzysta z własnego arsenału, zrobionego na uży- tek przeciwnika. On domaga się dokładności, pre- cyzji, perfekq'onizmu. Ona natomiast domaga się: niedokładności wyjątków i słabości w zachowaniu i postępowaniu. Każdy zna słabe punkty przeciw- nika i w nich właśnie zanurza swoją broń. On posługuje się swoją bronią z dokładnością jak gentleman, ona bardziej niedbale zadaje ciosy. 36 Perfekcjonizm przeciwko wielkości ducha Pan M. jest typowym perfekcjonistą, który pragnie żyć bezbłędnym życiem. Rozpoczynając od jego wyglądu zewnętrznego można dostrzec jego dokładność. Od stóp do głowy bez żad- nej plamki. On chce być czysty i musi taki być... na zewnątrz i wewnątrz. Dla niego nieporzą- dek jest czymś więcej niż tylko złą jakością. Nie tylko burzy poprawne relacje ludzkie, ale czyni z całego życia jeden wielki chaos. Wąt- pliwość, że ożenił się z niewłaściwą kobietą wpro- wadza go w złe samopoczucie. Budzi się w środ- ku nocy i wyobraża sobie możliwe katastrofy, które mogą wyniknąć z ich nieudanego mał- żeństwa. Ulubionym słowem jego żony jest sło- wo wyjątek. On natomiast przyjmuje je jako obrazę, jako osobiste wyzwanie, jako dyskredy- tację swojego stylu myślenia i pracy. Oboje zor- ganizowali sobie grę doskonale zrównoważoną. Im bardziej on mówi w sposób świadomie do- skonały, tym bardziej ona stara się wyprowa- dzić go z równowagi. To właśnie sprawiło, że można ją zakwalifikować do kategorii „studen- tek". Gdyż czyni użytek ze swojej inteligencji, by zadawać swemu mężowi „prawdziwe" rany niedoskonałości. 37 Stałość przeciwko elastyczności On stara się konsekwentnie zachowywać wła- sne przekonania. Definiowanie jako stałe zacho- wanie pana M. byłoby eufemizmem. Od pierw- szych minut naszego spotkania można było za- uważyć jak bardzo gubi się on we własnych myślach. Przygotował całą historię, którą mu- siał mi opowiedzieć, dotyczącą jego samego i żony. Wyrysował w swoim notesie schemat rozwoju naszej rozmowy i starał się go zachować za wszel- ką cenę. Odrzucał każde pytanie, które burzy- ło jego porządek. Jeżeli jego plan nie był reali- zowany, to wprowadzało go to w zdenerwowa- nie. On sam wiedział, w jaki sposób najlepiej może przedstawić mi swoje małżeństwo. Niepo- kój i wzburzenie skłaniają współrozmówcę do bycia łagodnym. Ze swoją żoną wykorzystywał tę technikę prowadzenia dialogu przez długi czas. Przez pierwsze dwie godziny postępował tak rów- nież ze mną. Ten typ „komunikacji ograniczo- nej", która ciąży na całej rozmowie, prowadzi ze wszystkimi rozmówcami. On decyduje o tema- cie, o kierunku, rozwoju, a nawet o zakończe- niu rozmowy. Z miłości własnej pani M. bawiła się w tę grę przed swoim małżeństwem i rok po nim. Ona jest typem całkowicie innym, nie przegapi żadnego punktu zaczepienia. Odpowiedzialność przeciwko nieodpowiedzialności On musi poprawiać i przywoływać do porządku wszystko i wszystkich. Dlatego przyszedł razem ze swoją żoną, gdyż uważał że ona jest niezdolna do poprawnego przedstawienia wszystkich trudności i problemów ich małżeństwa. Ona mogłaby jedy- nie „pokomplikować sprawę dodatkowo". Przy- szedł więc również i on, by mieć kontrolę nad sprawą. Z innego punktu widzenia cierpi bardzo pod ciężkim brzemieniem odpowiedzialności. Nie można na tym strasznym świecie - mówi - przyj- mować odpowiedzialności rodzicielskiej. Całe no- ce rozmyśla: jak możliwym jest, by wprowadzić dziecko w dorosłe życie bezproblemowo. Jak do- tychczas nie chce mieć żadnych dzieci. Przyjmuje na siebie odpowiedzialność za wszystko. Reaguje neurotycznie na myśl o tym. Jego wszelkie cier- pienia są krzykiem ostrzegawczym, gdyż jego żona bierze wszystko zbyt lekko, a nawet można powie- dzieć, że niczym się nie przejmuje. Jego sztywność ma pokazywać jego wewnętrzną surowość - jak mówi jego żona. Jego skłonność do doskonałości, poprzedzona jest sensem odpowiedzialności za wszystko, natomiast jego żona odpowiada kom- pletną nieodpowiedzialnością. „Gdyż musimy oboje cierpieć, gdy jedno z nas czyni wszystko" - komentuje. 38 39 Dwa przeciwne style życia Żona naszego skrupulatnego matematyka jest bardzo szybka w podejmowaniu decyzji i w oce- nianiu. Trudności jej męża w podejmowaniu decy- zji są przez nią wyjaśniane jednym zdaniem. „Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesięć lat żeby się ze mną ożenić i nie jest jeszcze pewny". Perfek- cjonizm jest dla naszego matematyka brzydką grą, która nie pozwala mu spać. Każda decyzja kosz- tuje go wiele czasu i energii. Nie chce uczynić błędu z którego potem musiałby się wycofywać. Dlatego najczęściej odkłada decyzję i wszystko rozważa raz jeszcze. Jego żona podejmuje decyzje niedbale i w pośpiechu. Jeżeli powstają z takiego postępowania jakieś szkody, to on bierze za nie odpowiedzialność i doprowadza wszystko do po- rządku. Innym oskarżeniem które najczęściej kie- ruje pod jego adresem jest zdanie: „Każdą decyzję podejmuje wiecznie". Odnosi się to najczęściej do wszystkich spraw życia codziennego. Gdyby ona nie działała, wiele problemów pozostałoby nieroz- wiązanych i delikatny mechanizm życia codzien- nego zostałby uszkodzony. Jednak szybkie decyzje małżonki kończą się ciężkimi krytykami małżon- ka. On widzi jedynie błędy i widzi niedociągnięcia, on wie, gdzie można by kupić daną rzecz taniej. On cierpi, gdy widzi jak marnowane są pieniądze na zakupy niepotrzebne i nieużyteczne (według iego własnych reguł oczywiście). On natomiast zajmuje się rzeczami drugorzędnymi z iście perfek- cjonistyczną doskonałością, jak na przykład wcze- śniej wspominane miesięczne rozliczenie przycho- dów i dochodów, na które poświęca całe noce, licząc z dokładnością do 100 liro w. Terapia pary małżeńskiej Para małżeńska, o której była mowa powyżej, przez rok i pięć miesięcy uczestniczyła w specjal- nych spotkaniach poruszających ich problemy. Koniecznych było wiele osobnych rozmów z pa- nem M., gdyż spotkania trzyosobowe nie zdawały egzaminu. Wzajemna walka przybierała formę, która blokowała racjonalne współżycie. Kobieta przyjmowała każdą oznakę krytyki czy niezado- wolenia za objaw pouczania czy złego traktowania i momentalnie przechodziła do kontrataku. Czuła się wobec niego jak uczennica i w konsekwencji wykorzystywała każdą metodę, gdyż nie miała nic do stracenia ze swej reputacji. Krzyczała, tupała nogami i obrażała go wulgarnymi wyrażeniami, a w łóżku zostawiała go zmrożonego z otwartymi ustami, gdy próbował przybliżyć się do niej. Kiedy jednak pan M. próbuje okazywać się upartym w swoim sposobie życia, żona jego, która 40 41 uczyniła z elastyczności program swojego życia, natychmiast jest gotowa do ponownego rozpo- częcia walki. Podstawowym problemem męża jest: „Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą". Biorąc pod uwagę również jej sposób życia, na podstawie tego wszystkiego, co razem ustaliliśmy, mogę stwierdzić, że istotnie ożenił się z niewła- ściwą kobietą. On: Myśli pan więc, że ożeniłem się z niewła- ściwą kobietą? Ja: Jeżeli pan nadal uważa swój sposób życia za jedynie słuszny, to wydaje mi się, że tak. Jak dotychczas rodzice, przyjaciele i wszyscy bliscy, do których zwrócił się w tej sprawie od- radzali mu separację, zachęcali go do kolejnych prób przezwyciężenia kryzysu, gdyż uważali jego żonę za osobę sympatyczną, uczciwą i otwartą. Ja natomiast odrzuciłem tę słodką grę serwowaną mu przez jego rodzinę i od razu terapia zaczęła przy- nosić swoje pierwsze owoce. Ciągle mu powtarza- łem i dawałem mu sposobność do zastanowienia się nad stwierdzeniem, iż to jego sposób życia skłania go do tej myśli, że ożenił się z niewłaściwą kobietą. Powiedziałem, żeby się nad tym zasta- nowił i ostatecznie poinformował mnie, czy chce kontynuować terapię. 42 Osiem dni później przyszedł do mnie pan M. ; powiedział, że chciałby kontynuować terapię pary i pragnąłby zmienić swój styl życia. Nagle jrdał sobie sprawę z tego, że ma problemy również w pracy i w relacjach z ludźmi w ogóle. Jego skłonność do perfekcjonizmu jest powodem nie- porozumień z przyjaciółmi, znajomymi i kolega- mi. Jeg° forma fizyczna jak na mężczyznę w wieku 34 lat jest poniżej średniej. Jego internista kręci głową i twierdzi, że jego mięśnie są bardzo napięte i potrzebują rozluźnienia. W czasie kilku spotkań przeprowadzanych we troje mówiliśmy o różnicach charakteru. Oboje zgadzali się, że doskonałość i wielkość ducha nie mogą być opisane bardziej albo mniej, ale stano- wią schematy wzajemnego oddziaływania i metody samoakceptacji osobowej, w których każdy uważa za słuszne własne zasady a niewłaściwe drugiej osoby. Gdy to sobie wyjaśniali, zauważyłem jak nagle żona zrozumiała męża. Nagle poczuła się dowartościowana, położyła swą rękę na jego w mojej obecności. Pani M. zrozumiała, że miała w mężu odbicie doskonałości, które ją całkowicie onieśmieliło. Pani M. zrozumiała, że posługiwała się swoimi atakami, ażeby obnażyć nieludzkość męża. „Będąc słabszą, nie zamierzałam milczeć, w przeciwnym razie upokorzyłabym się" - powiedziała w czasie 43 pewnego spotkania. Akceptowała swoją rolę żony, matki i kochanki niedoskonałej i gorszej. Potrzeb- nych było wiele godzin wspólnych konsultacji, ażeby wyeliminować to dziwne poczucie niższości, które sama sobie stworzyła. Pani M. zdała sobie sprawę z własnej niedoskonałości w stosunku do doskonałości własnego męża. „Mam możliwość, aby jej pomóc" - mówi pan M. Pani M. na no- wo odżyła. W takim stopniu, w jakim powiększa się jej znajomość samej siebie, pomniejsza się w niej skłonność do niekontrolowanych ataków. Nie przejawia już żadnych skłonności neurotycz- nych, może więc łatwiej od swojego męża rozwijać nowe schematy postępowania. Często poruszamy razem problemy dnia codziennego, aby poszerzyć gamę możliwych rozwiązań. Pan M. „był" w spe- cyficznym tego słowa znaczeniu. Widział rzeczy tylko w jednym aspekcie i sam się ograniczał. Dążył do doskonałości i w niej widział jedyną swoją drogę. Przechodziliśmy razem nad rozwią- zaniami nie zawsze doskonałymi, ale możliwymi i dobrymi. W czasie tych ostatnich sześciu miesięcy wspólnych poszukiwań pan M. zaczął śmiać się i autoironicznie dystansować od swojej ideologii perfekgonistycznej. Razem poszukiwaliśmy for- muł, które czyniły rozwiązania niedoskonałe bar- dziej stosownymi w życiu. Żona podarowała mu trzy słowa wydrukowane czcionką artystycznie 44 doskonałą wykonaną przez pewnego rzemiesinuca. On zdołał śmiać się z tego serdecznie i uznał to wydarzenie za ważny element w procesie przemia- ny swego stylu życia, pani M. oczekuje teraz dziecka. Kiedy mówiła 0 tym w czasie jednego ze spotkań we troje, po roku konsultacji, mąż spoglądał na nią szczęśliwy. Żadnej niepewności we wzroku, żadnych wątpli- wości, że ciąża może być jakimś wielkim błę- dem. Nie jest już niepewny swoich uczuć do żo- ny. Rodzicielstwo świadome reprezentuje ważny punkt oddalenia od perfekcjonizmu. Pan M. ak- ceptuje niedoskonałość swojej żony i niedoskona- łość tego świata, na którym wiele par pragnie urodzić i wychować własne dzieci. Reaguje bez paniki i bez wątpliwości. Akceptuje ryzyko i mó- wi, że „my dwoje tego dokonamy". Nieświadomie akcentuje słowo „my". Może teraz dzielić bóle 1 niepewności. Pani M. nie straciła nic ze swojej pierwotnej odwagi. Rzeczą najpiękniejszą, którą powiedziała do męża w czasie jednego z ostatnich spotkań było: „Dziękuję ci za to, że pozwoliłeś mi na nowo stać się bytem ludzkim." Uczennica przekształciła się w byt ludzki z krwi i kości z własnymi błędami i słabościami, który jest godny prawdziwej miłości. Małżeństwo, które oparte było na walce, prze- tworzyło się w małżeństwo oparte na integracji, 45 gdyż każdy akceptuje silne punkty drugiej osoby, Matematyk w większej części zmienił swoje przy- zwyczajenia profesora. Jest nadal pracownikiem dokładnym, precyzyjnym i świadomym, ale jest również osobą, która nauczyła się, że mylić się jest rzeczą ludzką, a błąd nie jest katastrofą i nie za- kłada złej woli. fjprmann Hobmair ODWAGA BYCIA NIEDOSKONAŁYM W PRZYJAŹNI W naszym społeczeństwie przyjaźń straciła wie- le ze swej ważności we współżyciu ludzi. Robert Brain, autor książki Przyjaźń i miłość, dostrze- ga w tym pewne niebezpieczeństwo, według jego obserwacji, przyjaźń, która trwałaby całe życie jest charakterystyczna dla rodzaju ludzkiego. Lu- dzie mają potrzebę więzi z przyjacielem i małżeń- stwo nie może tego zastąpić. Przyjaźń istnieje tam, gdzie jest szacunek i głębokie zaufanie pocho- dzące z wzajemnego zrozumienia. Trzy znaki od- różniają przyjaźń, jak twierdzi angielski socjolog G. D. Suttles, od wszystkich innych relacji ludz- kich: ma za podstawę równorzędność partnerów, rodzi się ze spontanicznej woli i ma charakter absolutnie personalny. Można mieć zaufanie do przyjaciela, można liczyć na niego, to są bez wąt- pienia zasadnicze cechy fenomenu przyjaźni. Jeżeli 47 mówimy tutaj o zaufaniu, rozumiemy przez t< możliwość mówienia z przyjacielem o rzeczacl intymnych i osobistych, bez lęku, że przyjacie lub przyjaciółka pójdzie opowiedzieć je komuś Dyskrecja i zdolność zatrzymania dla siebie tego co zostało powierzone przyjacielowi, są bardzo ważnymi czynnikami relacji przyjaźni. Szczęście lub nieszczęście w życiu zależą od zdolności zrealizowania lub niezrealizowania przy jaźni. Bardzo trudnym byłoby rozwiązanie tego problemu - wszystko zależy od indywidualnego cha- rakteru danej przyjaźni. Dlatego właśnie tak waż- na jest odwaga bycia niedoskonałym, by przyjaźń mogła być udana. Potrzebujemy odwagi zaakcepto- wania w nas naszej niedoskonałości, i bycia oso- bowością autonomiczną. Jest niewiele osób, które potrafią po prostu być sobą, wszyscy inni najeżę ściej nie są zdolni, by pojmować samych siebie ja- ko indywidualności jedyne i szczególne, by odkryć i zaakceptować własne zachowania, myśli i uczucia Boją się bycia sobą. Gdyż bycie osobowością auto- nomiczną oznacza również czasami niezgadzanie się z ogólnie panującymi stereotypami i wyobraże- niami społecznymi, również z wyobrażeniami i ocze- kiwaniami naszych przyjaciół. Tylko wtedy, gdy jakiś byt ludzki akceptuje siebie samego takim, ja ki jest (we własnej niedoskonałości) możliwym jest ustalenie relacji przyjaźni w atmosferze zaufania 48 ; wzajemnego zrozumienia, również w sytuacjach problematycznych i konfliktowych. Erik Blumen- thal w jednej ze swoich książek pisze: „My po- lecamy wszystkim, by zaakceptowali siebie. Wy- chodzę z założenia, że jestem wystarczająco do- bry, aby czynić to, co mogę, czy to jest wy- starczające w danym momencie nie ma znacze- nia, gdyż jeżeli poświęcam całą moją energię ce- lowi, który chcę osiągnąć i nie walczę ze sobą samym, wcześniej albo później odnajdę się w sta- nie miłości. Rozpoczynamy od tego, co naprawdę możemy uczynić, by przybliżyć się do upragnio- nego celu". Akceptacja siebie samych powoduje również akceptację własnych uczuć i pragnień, gdyż tylko w ten sposób możliwe jest zrozumienie siebie sa- mych i innych jako indywidualności. Lutz Schwa- bisch i Martin Siems piszą w ich Anleitung zum sozialen Lernen fur Paare, Gruppen und Erzieher: „Ten, kto bezwarunkowo akceptuje własne uczucia, nie pomiesza innych z własnymi słowami, gdyż bę- dzie w stanie jasno wyrażać własne opinie, jak również rozwiązywać problemy, które pojawiają się w życiu. W wielu przypadkach jednak zostaliśmy wychowani, ażeby ukrywać własne uczucia i tłu- mić je. Nie akceptujemy bycia zadowolonymi, gdy nie ma tego wyraźnej przyczyny. Nie akceptujemy naszego zdenerwowania gdy uważamy, że nie ma 49 powodu, by być zdenerwowanymi. Próbujemy więc być nieświadomymi tych uczuć. W świecie tym jednak nie zdołamy rozwiązać naszych proble- mów, gdyż nie potrafimy zwyciężyć naszych wła- snych uczuć". Zapomnijmy więc o mylnej teorii, iż nie należy doświadczać pewnych uczuć, gdyż w przeciwnym razie nieustannie będziemy szkodzi- li sobie samym i naszym relacjom z innymi. Inną „normą" szeroko rozpowszechnioną, któ- ra jedynie szkodzi naszemu rozwojowi i naszym kontaktom międzyludzkim, jest wola czynienia wszystkiego w sposób doskonały i omijanie jakie- gokolwiek błędu. Poświęcamy wiele czasu i ener- gii, żeby być doskonałymi w naszej przyjaźni. W rzeczywistości chodzi o to, że nie jesteśmy zdolni zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteś- my, chcemy po prostu być innymi. Erik Blumen- thal mówi na ten temat: „Bycie bytami ludzkimi oznacza popełnianie błędów. Dopóki będziemy usiłowali postępować bezbłędnie, dopóty nie bę- dziemy czynili nic innego jak zniechęcali samych siebie, gdyż nigdy nie zdołamy tego uczynić. Is- totowo nie jesteśmy perfekcjonistami". Nie jest więc ważnym nieczynienie błędów, ale przetwarza- nie błędów większych w mniejsze. Jest to kwestia, do której jeszcze powrócimy. Odwaga bycia niedo- skonałym oznacza również odwagę nie bycia pew- nym. Kto usiłuje zawsze odpowiedzieć na prag- 50 nienia i na idee społecznego partnera, odczuwa głęboki sens bezpieczeństwa, omija w ten sposób liczne upokorzenia i znajduje uznanie. To prag- nienie bezpieczeństwa przeszkadza nam w uznaniu oas samych za byty jedyne i szczególne, które mogą ostatecznie ewoluować. Bezpieczeństwo jest zawsze powiązane z brakiem wolności, natomiast wybór autonomicznej drogi daje nam wolność, ale żadnego bezpieczeństwa. Dążenie do bezpieczeństwa jest zawsze połączo- ne, jak naucza Alfred Adler twórca psychologii indywidualnej, ze strachem pozostania w osamot- nieniu przez brak akceptacji społecznej. Lęk ten skłania nas do odwracania się przed szczególnymi wymaganiami współżycia międzyludzkiego, jest ważnym motywem skłaniającym nas do omijania osób lub sytuacji, które mogłyby szkodzić naszej osobie. Unikając jednak wszystkich sytuacji, które uważane są za niebezpieczne, omijamy również wiele możliwości. Lutz Schwabisch i Martin Sietns piszą na ten temat: „W ten sposób pozbawiamy się pozytywnych doświadczeń, gdyż możliwymi są doświadczenia, które nie pociągną za sobą oczeki- wanych przykrych konsekwencji. Nie zgadzamy się na pokazywanie wielu naszych zachowań i od- rzucamy wiele relacji z innymi osobami, gdyż boimy się. Człowiek jedynie w momencie, gdy jest relatywnie wolny od strachu, może poszerzyć za- 51 kres swoich doświadczeń i zrealizować się". Roz- poczynając od tych rozważań zajmiemy się teraz rozwiązywaniem konfliktów, które powstają w ka- żdej przyjaźni. Z powodu lęku przed przykrymi doświadczeniami najczęściej nie chcemy zaakcep- tować i rozpoznać rodzących się konfliktów, sta- ramy się raczej pomniejszyć ich znaczenie. W ten sposób problemy nie są rozwiązywane, a jedynie oddalane. Ale to właśnie z nierozwiązanych pro- blemów, których również nie zawsze jesteśmy świa- domi, rodzą się przeszkody w naszych relacjach z przyjaciółmi. Najlepszym sposobem na rozwią- zywanie konfliktów jest mówienie o nich otwarcie, uczciwie i osobiście z przyjacielem czy z przyjaciół- ką. Problemy i konflikty zawsze są rozwiązywane we wspólnej rozmowie w atmosferze równości. Ważnym jest, by rozwiązanie danego problemu było korzystne dla obydwu przyjaciół. Tylko w ta- kim wypadku możliwa jest harmonijna relacja przyjaźni trwająca długi czas. Zostało już mniej więcej zaakcentowane, co jest ważne dla pomyślnej przyjaźni: sprawą podstawową jest przekroczenie samego siebie. Mogę jednak to uczynić tylko wtedy, gdy potrafię powiedzieć co nie podoba mi się w przyjaźni. Jeżeli przyjmie się taki sposób postępowania, to można poprawić nie tylko wiele rzeczy, ale również samych siebie. Erik Blu- menthal nazywa to: „polityką małych kroków" to 52 znaczy przetwarzaniem większych błędów w błędy mniejsze. „Popełniłem na przykład jakiś błąd, ale nie ma powodu, żeby się denerwować. Ostatecznie jestem tylko człowiekiem. Następnym razem jed- nak spróbuję zrobić to lepiej. Ten krok w kierunku poprawy nie może być zbyt wielki. Kiedy uda mi się osiągnąć jakiś cel, powinienem cieszyć się z tego jak z sukcesu. Tylko w ten sposób możliwe jest wprowadzenie w ruch pozytywnej spirali roz- woju. Mały krok zachęca mnie do dalszej pracy i do dalszych sukcesów." Nie jest więc ważnym omijanie błędów, ale nieustanne przetwarzanie błędów większych w mniejsze. W czynieniu tego musimy zawsze zdawać sobie sprawę, że z natury nie jesteśmy doskonali. Nie możemy wykluczyć wszystkich błędów i słabości. Mamy potrzebę z je- dnej strony pełnej akceptacji tego, czego nie może- my zmienić, a z drugiej strony zachęty do po- prawiania tego, co może być zmienione. Musimy zdobyć się na odwagę, by pozostać niedoskonały- mi w niektórych sytuacjach, by stać się takimi we wszystkim, co jest istotne dla doskonałej przyjaźni. W czasie przeprowadzania pewnej ankiety na temat wartości i znaczenia przyjaźni w życiu ludz- kim wielu socjologom odpowiadano w sposób następujący: „Z przyjacielem można być samym sobą, nie ma potrzeby wymieniania w sobie jakiejś części, czy nieustannego noszenia maski". W tej 53 odpowiedzi ujawnia się podstawowa cecha przy- jaźni: zaufanie. Istnieje ścisłe powiązanie pomiędzy zaufaniem a odwagą bycia niedoskonałym, często udajemy przed naszymi przyjaciółmi i ukrywamy prawdę dlatego, że wstydzimy się naszej niedoskonałości i nie chcemy zaakceptować pewnych odczuć i pew- nych negatywnych doświadczeń. O ile jednak ktoś próbuje ukryć przed sobą samym i przed swoim partnerem społecznym prawdę, tym bardziej po- pada w zaburzenia psychiczne i neurotyczne. Od- waga bycia niedoskonałym domaga się również odwagi bycia szczerym. Przyjaźń wtedy będzie satysfakcjonująca dla obydwu partnerów, gdy nie będzie się ukrywała pod osłoną póz i masek, gdy nie będzie nic ukrywała i dawała do zrozumie- nia, ale gdy wzajemna relaq'a wyrażana będzie w sposób możliwie szczery, otwarty, z ujawnia- niem własnych pragnień i uczuć, w atmosferze autentycznej równości. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że komunikujemy naszym przyja- ciołom pewne informacje w sposób ukryty zamiast otwarty i prosty. Na przykład mówimy czasami: „Ty dzisiaj jesteś niewrażliwy." Gdybyśmy chcieli wyrażać się w sposób bezpośredni powinniśmy po- wiedzieć: „Potrzebuję dzisiaj większego zrozumie- nia z twojej strony". „Forma niebezpośrednia według Lutza Schwabischa i Martina Siemsa daje 54 tylko pozorną korzyść, gdyż nikt nie może przypi- sać nam naszych uczuć. Stajemy się w ten sposób nietykalnymi i obciążamy innych naszymi niepo- wodzeniami". I dalej: „Wielkim ryzykiem tego typu komunikagi niebezpośredniej jest, że czyni ona niemożliwą otwartą dyskusję na temat pro- blemów i konfliktów oraz uniemożliwia autentycz- ną wymianę uczuć. Społeczni partnerzy nie mogą w ten sposób zdać sobie sprawy ze swych odmien- nych sposobów odczuwania i rozwiązania proble- mów stają się jeszcze trudniejsze. Wyrażanie uczuć negatywnych w sposób niebezpośredni może być również interpretowane jako sposób oskarżania drugiej osoby, która będzie próbowała bronić się. W taki sposób można oddalać się od prawdziwych problemów i przechodzić do tematów zastępczych nie poruszających rzeczywistości". Koniecznym jest więc nauczyć się rozpoznawać przekaz niebez- pośredni i powoli zastępować go przekazem bez- pośrednim. A dotyczy to przede wszystkim sy- tuacji trudnych. Równocześnie z akceptacją nas samych, po- trzebujemy również mieć odwagę zaakceptowania naszego partnera społecznego, jego sposobu bycia i jego niedoskonałości. Nie powinniśmy zabraniać naszemu przyjacielowi albo naszej przyjaciółce poczuć się jak osoba wyjątkowa i niepowtarzalna, nie musimy oczekiwać, że będzie ona odpowiadała 55 naszym wyobrażeniom i schematom. Musimy być w stanie zaakceptować odmienność naszego part- nera. Co oznacza również traktowanie go serio jako indywidualności, ze wszystkimi słabościami, problemami i uczuciami. Cytowani już wcześniej Lutz Schwabisch i Martin Siems twierdzili, że: „Przekonanie, że ważnym jest dla każdego czło- wieka poznanie i akceptowanie własnych uczuć i sposobów przeżywania, ułatwia możliwość udzie- lenia pomocy przez przyjaciela. Przekonanie takie zmniejsza niebezpieczeństwo wprowadzenia do na- szej relacji pewnych poglądów, które przeszkadza- ją w jawnym wyrażaniu uczuć." W sytuacjach konfliktowych często próbujemy przekonać naszego partnera, że jego postępowa- nie, a nawet jego uczucia, nie są słuszne i uspra- wiedliwione. W takim przypadku nie akceptujemy w rzeczywistości jego sposobu bycia jako osoby, ale usiłujemy przedstawić mu nasze oczekiwania i idee. To samo zdarza się w przypadku, gdy oczekujemy i spodziewamy się rzeczy, których nie może nam dać, i pamiętamy tylko o jego błędach i słabościach. W ten sposób doprowadzimy jedynie do tego, iż przyjaciel, z którym jesteśmy w kon- flikcie będzie ze wszystkich swoich sił bronił się i usprawiedliwiał, co może bardzo zaszkodzić rela- cji przyjaźni. Przyjaźń prawdziwa potrafi znaleźć rozwiązanie w sytuacjach konfliktowych w taki 56 sposób, że każdy będzie miał poczucie, iż drugi zaakceptował go takim jaki jest. Dyspozycyjność do akceptacji drugiego jest ściśle powiązana z dys- pozycyjnością do zrozumienia drugiego. Wiele osób ma trudności we wczuciu się w sytuację in- nej osoby, dlatego że często cały wysiłek zużywają na usprawiedliwienie i obronienie własnej pozy- qi. W tej niezdolności do wczuwania się w sy- tuację innej osoby Alfred Adler widzi podstawową przyczynę nieumiejętności zawiązania prawdziwej przyjaźni. Adler sądzi, że dla każdej osobowej relacji konieczne są: zdolność i dyspozycyjność, by przekroczyć samego siebie i dostosować się do sytuacji, która wymaga dzielenia się własnym wnę- trzem i wczucia się w sytuację drugiej osoby. „Gdybym był na jego miejscu w tej samej sytuacji postąpiłbym tak jak on, w podobnych okoliczno- ściach popełniłbym podobne błędy. Jeżeli zdołam wejść w jego sytuację, będę potrafił go zrozumieć." W momencie, w którym usiłujemy zrozumieć je- den drugiego, możemy również zaakceptować to, co nam przeszkadza w naszej przyjaźni i udosko- nalić siebie samych. I właśnie to się liczy: odwa- ga zaakceptowania niedoskonałości, by następnie móc ją przekroczyć. Michael Titze ODWAGA W UJAWNIANIU WŁASNEJ NIEDOSKONAŁOŚCI FIZYCZNEJ W całej historii ludzkości twarz osoby i jej obecność zawsze miały znaczącą rolę. W starożyt- ności klasycznej dwa bóstwa czczone były jako symbole piękności fizycznej - Afrodyta i Adonis. Na szczęście wiele rzeźb i statui z tamtej epoki dotrwało do dzisiejszego dnia i ten kto dzisiaj ogląda w naszych muzeach postaci Afrodyty, We- nery czy Atlety olimpijskiego, może zdać sobie sprawę z idei piękna w starożytności. I kto ogląda te rzeźby, najczęściej zauważa również, jak różne ideały piękna panowały w różnych epokach. Przy- puśćmy, że zwiedzający wychodząc z sektora mu- zealnego rzeźby klasycznej wejdzie do sali, gdzie znajduje się kolekcja sztuki późnoneolitycznej. Przypuśćmy, że jakieś muzeum wystawia dwa „klejnoty" tamtej epoki, to jest „Venere z Hall- statt" i „Sleeping Lady" z wyspy Malty. W rzeź- 59 bach tych zmaterializowane zostały ideały piękno- ści epoki starożytnej. Na przykładzie tym możemy również zauważyć jak różnią się ideały piękności nawet w tej samej epoce, a co dopiero jak różnią się od dzisiejszych fotomodelek, które ozdabiają okładki licznych magazynów. Na nasz gust są zbyt korpulentne, co sprawia, że wydają się nieestety- czne. Jakakolwiek kobieta, która dzisiaj miałaby podobny wygląd, natychmiast poddana by była ostrej diecie. Dla starożytnych natomiast była największą pięknością. Być może, że czytelnik powie, iż ludzie tamtych czasów byli prymitywni i nie rozwinęli jeszcze zmysłu estetycznego. Zanim zajmiemy się tym tematem, powróćmy do naszego zwiedzającego, który właśnie wchodzi do sali gdzie eksponowane są obrazy z epoki baroku, wspaniałe dzieła mistrza Rubensa. Obserwując ludzkie ciała przedstawiane na tych obrazach, nasz zwiedzający zorientuje się, iż ideał piękna tamtej epoki był bardzo podobny do ideału z neolitu, gdyż ciała postaci Rubensa są również bardzo korpulentne. Na tym przykładzie możemy zobaczyć, że ideały i gusty dotyczące piękności podlegają wpływowi czasu. I warto zauważyć, że zmiany te dokonują się nie z upływem wielu wieków, ale często kilku lat. Przy końcu ubiegłego wieku za kobietę piękną uważano taką, która w obfitości posiadała wszyst- 60 atrybuty kobiecości, podczas gdy zaraz po dnjgiej wojnie światowej bardziej ceniono figury bardziej delikatne, „dziewczęce". Na pewno przypo- minamy sobie jak kilkanaście lat temu szczuplutka ,Twiggy" pojawiła się we wszystkich magazynach. Ta sama Twiggy pokazuje się dzisiaj całkowicie inna z wyraźnymi oznakami kształtów kobiecych, gdyż tego dzisiaj oczekuje opinia publiczna. W je- dnej ze swoich znanych książek chirurg plastyczny i psycholog Maxwell Maltz opowiada jak w dwu- dziestych latach przychodziły do niego liczne ko- biety w sprawie mniejszych piersi. Niewiele lat później zdarzało się coś wręcz przeciwnego. Wiele kobiet życzyło sobie piersi większych. Podsumowując, możemy stwierdzić, że ideał pię- kności poddany jest nieustannym zmianom. Nie- możliwym jest ostateczne określenie tego, co jest piękne. Możemy raczej powiedzieć, że piękno jest koncepcją niestabilną i relatywną. Również brzydota jest jedynie koncepcją relatywną Pięknu przeciwna jest brzydota. Zacznijmy od twierdzenia iż zewnętrzna brzydota fizyczna jest trudna do ukrycia. Powszechną opinią jest więc, że osoby zeszpecone fizycznie są brzydkie. Musimy tutaj wymienić na pierwszym miejscu wszystkie 61 zniekształcenia ciała, będące wynikiem wad wro- dzonych, jak również wszystkie zniekształcenia wynikłe z chorób i wypadków. Wielu myśli, że można uważać się za osobę ładną gdy ma się gładką skórę i wszystkie członki proporcjonalne. W historii ludzkości jednak było wiele okresów, w których gładka i delikatna skóra wcale nie była uważana za piękną. Pomyślmy choćby o wielu ludach, które uważały się za wojownicze, jak Spartanie, Celtowie, Saksoni i Indianie prerii pół- nocnoamerykańskich, dla których ciałem praw- dziwie pięknym było takie, które posiadało ozna- ki męstwa i odwagi, a więc z bliznami. Istnieją również takie nieeuropejskie ludy, dla których gładka skóra jest znakiem niższości społecznej. Na przykład u ludów zamieszkałych w delcie Nilu wszystkim młodym chłopcom i dziewczętom prze- cinało się policzki na znak dorosłości. Istnieją również ludy, w Afryce centralnej i w rejonie mórz południowych, które sztucznie powiększają dolną wargę uważając to za objaw piękności. W końcu, jeszcze na początku tego wieku, szeroko rozpo- wszechnioną praktyką stosowaną w Chinach było związywanie połamanych stóp małych dziewczy- nek, ażeby pozostały małe i zdeformowane. Stopy takie były dla tamtego ludu oznaką piękności. Wielu czytelników mogłoby powiedzieć iż takie zwyczaje byłyby nie do wyobrażenia dla nas Euro- 62 pejczyków. Czy rzeczywiście? Będąc na basenie można zauważyć ilu mężczyzn ozdabia swoje ciała tatuażami. Wielkim tematem, który można by tu poruszyć, mógłby być również temat zmieniają- cych się mód. Większość zawsze decyduje o tym, co jest piękne lub brzydkie Piękno i brzydota są koncepcjami relatywnymi poddanymi wpływom niezliczonych kultur. Nie jest jasne, jak można zdefiniować cechy charak- terystyczne dla piękna i brzydoty. Zajmijmy się więc poszukiwaniem odpowiedzi na to pytanie. Z pewnością nie mamy wątpliwości, że duży brzuch u człowieka nie jest ładny. Istnieją jednak takie rejony na ziemi, gdzie ludzie przez sposób odżywiania w większości mają właśnie takie brzu- chy i ktoś bez uwydatnionego brzucha wydaje się dziwny. Wiadomym jest również, że wiele osób w Irlandii posiada rude włosy. Nikomu więc nie przyszłoby tam do głowy, że osoby takie mogą być brzydkie. Istnieją też takie kraje, gdzie znaczna większość populacji posiada włosy czarne, jak w Meksyku lub na Sycylii. W krajach tych dziecko z rudymi włosami mogłoby sobie wyobrażać, że jest brzydkie. Rude włosy, które wykraczają poza normę, stają się powodem żartów środowiska, 63 w którym dziecko wzrasta i tak w pewnym mo- mencie dziecko zaczyna nienawidzić swoich ru- dych włosów. Poza tym można sobie wyobrazić jak ciężkim jest życie dziecka z czarną skórą w bia- łej Europie centralnej. Nazywany przez rówieśni- ków „czarnym", „arabem" lub inaczej na pewno w końcu przekona się o własnej odmienności, brzy- docie i niższości. Jeżeli natomiast to samo dziecko wychowywałoby się w Afryce albo na Karaibach, jako należące do większości społeczeństwa, mia- łoby doświadczenia całkowicie inne i prawdopo- dobnie uważałoby się za ładne. W podobnej sytuacji są wszystkie osoby, które w jakiś sposób przekraczają porządek zwyczajny. Można tu mówić o osobach szczególnie wysokich albo niskich, o osobach grubych albo chudych w każdym razie o cechach, które przekraczają normy większości populacji, skłaniają ich do czu- cia się brzydkimi lub gorszymi. Można zauważyć jak wielu chłopców, którzy rosną zbyt szybko, stara się dostosować przez pochylanie lub chodze- nie na zgiętych nogach, do średniego wzrostu swoich rówieśników i tak na nowo stać się ład- nymi. W podobnej sytuacji czują się grubi albo niscy itd. Również te osoby w głębi serca pragną być jak inni. Z tego też powodu w życiu wybierają określone drogi. O tych właśnie drogach będziemy mówili w następnych punktach. 64 Bierność i ucieczka w kompleks niższości Nie można chyba dziwić się, iż większość osób cierpiących z powodu swojej odmienności zewnę- trznej z czasem popada w takie poczucie niższości, które może blokować ich dynamizm życiowy, a które nazywamy kompleksem niższości. W rze- czywistości, tylko drobna część osobowości tych osób zmusza je do wybrania drogi pasywności w życiu. Mowa tutaj o osobach, które starają się czuć jak osoby słabe i bezbronne, natomiast życie uważają za okrutne i bezwzględne. W następstwie rewolucyjnych odkryć, dokonanych przez Alfreda Adlera na polu psychologii indywidualnej, kon- cepcja stylu życia osiągnęła znaczenie podstawowe dla naukowego poznania człowieka. Adler do- strzegł, że człowiek żyje między ludźmi podobnymi do siebie, przyjmując nieustannie pozycję konfron- tacji z samym sobą, z innymi i ze światem. Po- przednio przyjmowano koncepcje „osoby" i „cha- rakteru", rozumiejąc je jako program życia usta- nawiany przez daną osobę. Natomiast na bazie odkryć Adlera, wprawdzie mówi się o planowa- niu życia przez człowieka, ale zwraca się również uwagę na liczne uwarunkowania zewnętrzne i we- wnętrzne, którym człowiek podlega. Koncepcja stylu życia wyraża na pierwszym miejscu twór- czą postawę człowieka wobec własnej rzeczywistej 65 egzystencji. Według Adlera, psychologia współcze- sna nie powinna się zajmować tym, co przedmio- towe dla człowieka, ale skupić swoje zainteresowa- nie na tym co dla niego podmiotowe, czyli na war- tościach, ideach i opiniach, w które wierzy. Jest więc oczywiste, że styl życia, który bazuje na opi- niach i negatywnych doświadczeniach skłania daną osobę do wybrania drogi pasywności i ucieczki w kompleks niższości. Osoby, które wybrały tę drogę są zazwyczaj głęboko zniechęcone i nasta- wione pesymistycznie. Oddały się w ręce okrutne- go losu, jednocześnie nie akceptując go. Jeżeli człowiek przekonany jest o własnej niższo- ści, będzie zawsze próbował uważać siebie za ofia- rę okoliczności stworzonych przez innych. W ży- ciu jego obecna będzie naturalna skłonność do obarczania losu odpowiedzialnością za wszystkie nieszczęścia. Dlatego też osoby te przekonane są o dziedzicznym charakterze wad budowy ciała i wiel- kiej odpowiedzialności wychowawców za kształ- towanie negatywnych wzorców i w konsekwencji o niezwykłej ważności piękna i brzydoty zewnętrz- nej. Często osoby te przypisują wszystkie swo- je potknięcia życiowe i brak sukcesów swojemu wyglądowi zewnętrznemu. Czynią tak, gdyż mo- gą obarczyć odpowiedzialnością za swoje błędy coś, co jest poza ich wpływem. W tym sensie, osoby zniechęcone próbują odnieść korzyść ze 66 swoich defektów zewnętrznych, gdyż w ten sposób usiłują usprawiedliwiać przed sobą i przed świa- tem własny brak odpowiedzialności, brak sukcesu i bierność. Osoba zniechęcona, owładnięta własnym kom- pleksem niższości, wydaje się nieświadomie wal- czyć ze swoim wyglądem zewnętrznym. Jest to najczęściej walka intensywna i nieskuteczna. Czę- sto ta pseudowalka prowadzi do chirurga plasty- cznego. Maxwell Maltz, cytowany już wcześniej, powtarzał, że osoby proszące go o interwencję chirurgiczną oczekiwały, że po zabiegu i zmianie swego wyglądu zewnętrznego odzyskają optymizm życiowy i wyzwolą się z kompleksu niższości. Maltz wspominał przy tej okazji pewną dziew- czynę, która przekonana była, że wszystkie nie- szczęścia jej życia spowodowane są jej krzywym nosem. Operacja przyniosła wspaniałe efekty i wszyscy przyjaciele i bliscy byli entuzjastami jej „nowego nosa". Jednakże sama pacjentka nie przyjmowała do wiadomości tej zmiany i dalej czuła się dziewczyną brzydką. Nawet wtedy gdy pokazywano jej stare fotografie i tłumaczono zasa- dniczą zmianę, ona negowała wszystko. Nieświa- domie dziewczyna ta nie chciała być piękną, gdyż nie mogła teraz usprawiedliwiać swoim wyglądem zewnętrznym, niepowodzeń życiowych, własnego zniechęcenia i kompleksu niższości. Pokazuje to 67 potrzebę uczynienia sobie z własnego wyglądu zewnętrznego pewnego rodzaju alibi życiowego. Jeżeli ktoś jest na przykład bardzo gruby, łatwo mu usprawiedliwić niepowodzenia na polu uczu- ciowym. Taką samą argumentację stosują osoby, które uważają się za fizycznie nieatrakcyjne. Jak uwierzyć w swoją wartość Istnieje wiele osób które pomimo braków w swo- im wyglądzie zewnętrznym nie uciekły w zniechę- cenie kompleksu niższości. To są te osoby, których styl życia bazuje na odwadze zachowań pozytyw- nych. Osoby te są w stanie zaakceptować to, co jest niemożliwe do zmiany, czyniąc to zarazem coraz mniej znaczącym elementem życia. Ileż osób na świecie właśnie w tym momencie zostaje po- zbawione wzroku lub ich ciała zostają zniekształ- cone wskutek licznych wypadków i nieszczęśli- wych zdarzeń! Pomimo to, wiele z nich w tej sytuacji dalej stara się podejmować wyzwania życia. I w pewnym sensie niesprawność fizyczna staje się dla nich nie tyle przeszkodą, co bardziej wyzwaniem do przekształcenia w sobie zła w do- bro. W swojej znanej teorii o funkcjonalności zre- dukowanej do jednego organu, Alfred Adler udo- wodnił, że niesprawność fizyczna pewnych orga- nów może być rekompensowana przez organizm 68 w inny sposób. Tzw. „niższość organiczna" i wady fizyczne stają się mocnym stymulatorem rozwoju duchowego i fizycznego w innych dziedzinach. Na przykład, jeżeli jedno płuco traci swoją sprawność, drugie natychmiast przejmuje jego rolę i nabiera większej sprawności. Jeżeli ktoś staje się niewidomym albo niesłyszącym, inne organy re- kompensują, o ile to możliwe, tę stratę. I tak: słuch człowieka niewidomego staje się doskonały, mus- kuły osób częściowo sparaliżowanych nabierają atletycznej sprawności itd. Nawet osoby tak cięż- ko doświadczone jak głuchoniemi, zyskują rekom- pensatę w niezwykłej pamięci i w innych dziedzi- nach. Weźmy na przykład Wilmę Rudolph, zwycięż- czynię na Olimpiadzie w Rzymie. Od dzieciństwa cierpiała na paraliż i dopiero jako dorosła odzys- kała zdolność prawidłowego poruszania się. Gdy całkowicie wyeliminowała własną niesprawność, nie przestawała trenować. Ukoronowaniem jej wy- siłków był złoty medal na Olimpiadzie. Od czasu do czasu gazety publikują nowe wia- domości o tzw. dzieciach Contergan. W jak cu- downy sposób, na nowo, odzyskują sprawność i równowagę. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że nikt z nas nie byłby w stanie utrzymać stopami widelca lub szklanki, albo nikt nie potrafiłby pisać ustami lub palcami stóp, wtedy zrozumiemy, iż w rzeczy- 69 wistości ta kompensacja staje się superkompensa- cją. Paul Rom w swojej pięknej książce mówiącej o humanizmie i sposobie życia Hermanna Unthana opowiada jak człowiek, który urodził się bez ra- mion nabiera sprawności w pracy nogami i stopa- mi. W czasie swoich pokazów Unthan pisał na maszynie, grał na trąbce i nawet strzelał celnie z pistoletu. Ale również defekty innego typu mogą być re- kompensowane. Alfred Adler przytacza przy tej okazji przykłady wielu malarzy, których wzrok był bardzo słaby. Ankiety przeprowadzane w akade- miach sztuk pięknych wykazały, że aż 70% stu- dentów cierpi na znaczne wady wzroku. Wielcy mówcy, aktorzy, śpiewacy i pisarze przejawiają wiele podstawowych problemów językowych prze- kraczających średnią. Przypomnijmy sobie naj- większego mówcę starożytności Demostenesa, któ- ry w dzieciństwie miał problemy z wymową. Nato- miast wielki angielski pisarz Somerset Maugham znany był ze swojego bełkotu. Wielu znanych kompozytorów miało problemy ze słuchem lub byli po prostu głusi jak Beethoven, Smetana i Ro- bert Franz. Powracając do kwestii piękna i brzydoty ze- wnętrznej. Przypomnijmy, zwłaszcza tym osobom, które czują się brzydkie, bo są niskie, jak niskim był Napoleon największy ze wszystkich Francu- Z6w który de facto nawet nie był Francuzem z urodzenia. Kto chodzi do kina wie, że zazwy- czaj wielkie osobowości nie wiążą się z idealnym pięknem zewnętrznym. Co dotyczy takich aktorów iak Asta Nielsen, Humphrey Bogart, Gert Frobe, Charles Laughton i Barbara Streisand. Po drugie, przykład Marilyn Monroe pokazuje, że piękno zewnętrzne nie zawsze jest gwarancją życia szczę- śliwego. Wszystkie te zalety, które posiadamy od urodzenia jak wygląd zewnętrzny, pozbawiają nas możliwości wypełnienia procesu kompensacji lub superkompensacji, z których możemy być dumni. 70 Christine Juhre ODWAGA BYCIA NIEDOSKONAŁYM U OSOBY NIEPEŁNOSPRAWNEJ Gdy myślimy o przeróżnych możliwościach de- fektów fizycznych, najbardziej ewidentną jest sy- tuaga osób niepełnosprawnych. Zauważamy jak wszystkie ograniczenia zdolności wzrokowych, słuchowych i umysłowych powodują liczne kon- sekwencje osobiste i społeczne. Specjaliści nazy- wają ten stan ograniczeniem egzystencjalnym lub ograniczeniem w formacji i socjalizacji. Moje codzienne kontakty z osobami posiadają- cymi wady słuchu uczą mnie innego spojrzenia na sytuację osób niepełnosprawnych. I sprawiły, że za- pragnęłam stać się ich rzecznikiem w wielu trud- nościach i cierpieniach, które osoby te muszą każdego dnia pokonywać. W przypadku osób z ograniczonym słuchem, prawdziwym problemem jest wyrażenie siebie po- przez język i wynikająca z tego niezdolność psychi- 73 czna do zrozumienia siebie. Dzieci niepełnospraw- ne, przeżywając wszystkie konsekwencje swojej sytuacji, bardziej od rodziców zdają sobie sprawę z własnej anormalności. I dlatego do rodziców i przyjaciół właśnie należy walka z konsekwen- cjami tej świadomości. Oddajmy jednak głos sa- mym dzieciom i rodzicom niepełnosprawnym. Pe- wien ojciec opowiada, iż wielu rodziców dzieci niepełnosprawnych na początku przeżywa na zmianę, długie okresy nadziei i desperacji. Ciągły napór pytań i lęków jest konsekwenqą pierwot- nego szoku: czy można coś zrobić? W takiej sytuacji ważnym jest, by pozbyć się uczuć roz- czarowania i dowiedzieć się jakie są możliwości działania i rozwiązywania zaistniałej sytuacji. Lu- dzie, przy tej okazji, źródła pociechy i siły znajdują w religii lub solidarności ze strony najbliższych. Inni rodzice uważają, że akceptacja bezwarun- kowa dziecka niepełnosprawnego jest podstawo- wym warunkiem właściwego klimatu dla wzrostu i kształcenia ich dzieci. Nie może ono czuć się jakimś obcym elementem lub wiecznym utrud- nieniem dla swoich rodziców. Jego kondycja psy- chiczna i jego wychowanie zależeć będzie od rów- nowagi psychicznej rodziców. Ojciec i matka wcale nie muszą upodobnić się do swego dziecka, by je móc zaakceptować, ale to właśnie dziecko powin- no brać czynny udział w normalnym życiu rodzin- 74 nyrn. Wydaje się niemożliwym, by dziecko nie- pełnosprawne w pewnym sensie determinowało rytm życia całej rodziny. Matka musi zajmować się nim o wiele więcej niż innymi dziećmi zdro- wymi i opanować techniki, które pozwolą jej wejść w kontakt z dzieckiem by podtrzymywać je i roz- wijać. A jednak równocześnie powinna zajmować się również innymi dziećmi, by ich nie krzywdzić. Każde dziecko w takiej sytuacji potrzebuje więk- szej uwagi i miłości. Oczywistym jest również, że siostry i bracia upośledzonego dziecka odgrywają szczególną rolę, gdyż muszą często bronić swego rodzeństwa przed złośliwymi uwagami kolegów i rówieśników. Dziecko niepełnosprawne wymaga stałej opieki i rodzice nie mogą pozbyć się tego obowiązku ani na wakacjach, ani w jakiejkolwiek innej sytuacji. Pewna matka opowiadała mi, że jej syn niesłyszący nie był akceptowany przez dyrektorkę pensjonatu, gdyż nie mogła zachować nad nim pełnej kontroli, i gdy ona zwracała mu uwagę, wydawał dziwne dźwięki, niezrozumiałe dla osób słyszących nor- malnie. Można by przytaczać wiele doświadczeń rodziców dzieci niepełnosprawnych. Zdarza się, że dzieci niepełnosprawne chcą skupiać na sobie szczególną uwagę i z przekory czynią rzeczy, które mogą obrazić poczucie godności rodziców i innych osób. W takich sytuacjach rodzice nie tylko muszą 75 wstydzić się za swoje dzieci, ale również przyj- mować skargi i brak zrozumienia ze strony innych osób. Ci rodzice, którzy przyjmują wszystkie tego typu doświadczenia z humorem, potrafią uniknąć wielu problemów. Pełni zrozumienia dla tych, którzy nie rozumieją, przechodzą do porządku dziennego nad bezużytecznymi radami, pozbawio- nymi miłości. Pewna matka niepełnosprawnego dziecka z wiel- ką radością zauważyła, jak inni starają się jej pomagać, gdy wyjdzie w odpowiedni sposób do nich. Im bardziej matka wychodziła z własne- go świata, tym bardziej znajdowała zrozumienie u innych. Widząc tę sytuację, dziecko bardziej odważnie zaczęło wchodzić w świat i otaczającą je rzeczywistość. W taki właśnie sposób może doko- nać się bardzo pozytywny proces socjalizacji. Naj- gorszym rozwiązaniem jest przyjęcie, i przez to uczenie dziecka, poczucia niższości wobec rzeczy- wistości. Dziecko niepełnosprawne może stanowić wspa- niały sprawdzian, dla wszystkich relacji między- ludzkich, w których uczestniczy. Na przykład, znajomi rodziców okazują się niezbyt dobrymi przyjaciółmi, gdy nie akceptują ich niesłyszącego dziecka. Ale również tacy rodzice, którzy pragną pomóc nadmiernie, to znaczy dokonać rzeczy nie- możliwych, ryzykują wzięcie na siebie zbyt licz- 76 oych obowiązków, a w konsekwenq'i zniechęcenie. Ojciec jednej z moich uczennic był zmuszony zrezygnować z pracy i opuścić dom, który właśnie zdołał zbudować. Cała rodzina musiała urządzać się na nowo w małej miejscowości, gdzie znaj- dowała się specjalna szkoła dla jego córki. Równo- cześnie z pomocą, jaką oferują specjalne szkoły dzieciom niepełnosprawnym, powinny one rów- nież prowadzić pomoc dla ich rodziców. Jak relacjonuje pani Backenroth, tego typu po- moc udzielana była w czasie bardzo owocnych spotkań, odbywających się przy Instytucie Psycho- logii w Sztokholmie. Ich celem była wymiana doświadczeń pomiędzy rodzicami dzieci niepełno- sprawnych - wyeliminowanie obecnego poczucia winy oraz lepsze zrozumienie zjawiska niepełno- sprawności. W ten sposób rodzice otrzymują po- trzebne wsparcie poprzez poznanie doświadczeń innych rodzin. Zyskują większą świadomość wła- snych możliwości i praw, które im przysługują. Uczą się bardziej akceptować dziecko razem z jego niedorozwojem, jak również lepiej przyjmować wszy- stkie tego konsekwencje, odkrywając nieznane mo- żliwości i zdolności własnych dzieci. Inicjatywy ro- dziców i stowarzyszeń niepełnosprawnych, mających na celu wspomaganie rodziców dzieci niepełno- sprawnych, są wszędzie przyjmowane z najwyż- szym uznaniem. Energia wyzwolona przez samą 77 grupę osób zainteresowanych wzbudziła tak wiel- kie siły, iż umożliwiły one większe zharmonizowa- nie życia w rodzinach osób niepełnosprawnych i zrównoważyła stosunki panujące wewnątrz nich. Rodzice nauczyli się właściwego podejścia do pro- blemów dzieci niepełnosprawnych i nie starają się już wszystkiego rozwiązywać na własną rękę. Nie czują się już tak zależni od opinii i hierarchii war- tości, wyznaczanych przez innych, ale nauczyli się szanować skalę własnych wartości czasem trochę inną od skali wartości innych. Rodzice, którzy, z pomocą albo bez pomocy specjalisty, zaakceptowali swoje niepełnosprawne dziecko, odnajdują w życiu wiele radości i praw- dziwe szczęście. Dla nich życie może dalej rozwijać się, choć pod pewnym względem wydaje się być pozbawione nadziei. Pewna matka opowiadała mi, że rozpoczęła regularną grę na fortepianie, w ob- liczu niepełnosprawności swego dziecka, co stało się źródłem radości i przyjemności dla niej samej i dziecka. Satysfakcja ze zrealizowania własnego marzenia dawała jej siłę i energię, co niewątpliwie dobrze odbiło się na prawidłowym wzroście dziec- ka. Inne małżeństwo zaś zapisało się na kurs tań- ca towarzyskiego, by nie pogrążać się w smutku; zrozumieli, że radosna postawa rodziców będzie najlepszą pomocą dla ich dziecka. W takiej sytua- cji konieczne jest pogłębianie więzi małżeńskiej, 78 a nie tylko skupianie się na dziecku niepełno- sprawnym. Wszystkie te rozważania pokazują jak bardzo osoba niepełnosprawna zależna jest od własnej rodziny. Czyli, stawanie się dorosłym oznacza dla niej zachowywanie zależności. Uzależnienie to mo- że zaś prowadzić do wielu napięć psychologicz- nych. Superopieka i decydowanie za osobę nie- pełnosprawną może być również bardzo szkodliwe dla niej. Przykład osoby, która będąc zmuszona żyć na wózku inwalidzkim, zostawiła instytut opieki, by samotnie zamieszkać w mieszkaniu, pokazuje aspi- racje osób niepełnosprawnych do samowystarczal- ności i autonomii. Pomimo wielu trudności, któ- re musiała pokonać, oraz pomimo licznych rad przyjaciół, którzy odradzali jej takie rozwiąza- nie, uczyniła to wskazując wielkie pragnienie sa- modzielności. Relacje z innymi ludźmi, których poszukiwała i znalazła, potwierdziły w niej tę podstawową i naczelną zasadę niezależności per- sonalnej. Jej decyzja wpłynęła nie tylko na roz- wój osobowy jej samej, ale również jej przyjaciół. Wyzwolili się oni, jak sami opowiadali, z pewne- go typu kontaktu z osobami niepełnosprawny- mi, których zdanie zaczęło znaczyć tyle samo co innych ludzi. Poczucie bezpieczeństwa, któ- rego wspomniana osoba doświadczała pomiędzy 79 przyjaciółmi, pomagało jej przezwyciężyć niezro- zumienie i nadmierne oczekiwania. Zamiast być zgorzkniałą jeszcze bardziej zamkniętą w sobie, stała się bardziej otwarta i gotowa mówić o wła- snych problemach i nadziejach. Przyjmowała i od- powiadała na wszystkie pytania zadawane jej przez dzieci i tłumaczyła wszystkim sytuację osób niepełnosprawnych. Akceptacja własnej niepeł- nosprawności pobudziła w niej pozytywne siły i energie, które przelała na otaczające ją śro- dowisko. Wady organów służących kontaktom między- ludzkim czynią oczywiście trudniejszymi relacje z bliskimi. Dotyczy to osób dotkniętych głuchotą lub niemych, które z wiadomych względów nie odbierają głosu ludzkiego i w ten sposób po- zbawione są pewnego typu kontaktu. Sama mimi- ka nie jest tu zawsze doskonałym rozwiązaniem, gdyż może być źle interpretowana. Stan taki może rodzić liczne problemy i ma liczne konsekwencje psychologiczne. W naszym systemie szkolnym osoby niepełno- sprawne zobowiązane są opanować taki sam mate- riał jak inne osoby. Jest to rywalizacja niesprawie- dliwa, gdyż nie uwzględnia się przy niej trudności osób niepełnosprawnych w opanowaniu materiału, a nawet w dotarciu do niego. W przypadku osób niesłyszących na przykład, wada słuchu, pociąga 80 za sobą pewne konsekwencje psychologiczne. Oso- ba niesłysząca percypuje na zasadzie przyjmowa- nia schematów i analogii. Brakuje jej znajomości i zrozumienia współczesnego świata, które zyskuje się przez własne doświadczenia. Poznanie ogólne pozostaje niepełne z powodu ograniczonych możli- wości językowych. Skutkiem tego jest niewystar- czająca dojrzałość życiowa. Niesłyszący, rozpoczynając więc swoje doświad- czenia zawodowe, na bazie przygotowania szkol- nego, zdaje sobie sprawę, że w rzeczywistości jest całkowicie nieprzygotowany. Jest w stanie stwo- rzyć sobie na własny użytek jedynie, ograniczony obraz świata. Niesłyszący, wchodząc w świat, do- świadcza między zdrowymi ludźmi ciężaru swe- go cierpienia. Nie wie jak komunikować się z „jed- nym z nich". Również jego sposób mówienia jest trudny do zrozumienia. Pracując na przykład w fa- bryce, niesłyszący musi obserwować usta, żeby zrozumieć mówiącego. Dlatego też zazwyczaj w środowisku nie ufa mu się nadmiernie, powierza mu się prace samotne i nieprzyjemne. Wszystkie te trudności nie przeszkadzają jednak w świetnym wywiązywaniu się z obowiązków i prac przez osoby niesłyszące. Można by się zdziwić jak jest to możliwe? Decydują o tym dwa powody. Pierwszym jest obserwowana u osób niesłyszących wielka ambicja i potrzeba afirmacji, 81 co sprawia, że bardziej są skłonne do rozwijania własnych zdolności. Brak percepcji słuchowej sprawia, że osoba niesłysząca jest bardzo wrażliwa na odbiór wizyjny. Brak hałasów i niepotrzebnych dźwięków powoduje większą koncentrację, a także większą uwagę przy pracy. U osób niesłyszących uderza sprawność manualna i precyzja przy wyko- nywaniu wszystkich czynności. Dlatego, pomimo wady słuchu, osoby takie pod pewnymi względami mogą przewyższać osoby słyszące. Drugim powodem, dla którego osoba niesłyszą- ca może bardziej energicznie podjąć wyzwania życia codziennego, jest impuls, który może otrzy- mać ze środowiska osób niesłyszących. W środo- wisku tym może czuć się zrozumianą i rozumie innych, może również zaspokoić swoje społeczne potrzeby. We wspólnocie osoby te zyskują większą pewność siebie oraz uczą się pokonywać rozczaro- wania i niepowodzenia w pracy. Mają świadomość praw i problemów mniejszości, do której należą. Niesłyszący przeciwstawiają się często wszelkim formom nieużyteczności języka w sposobie mówie- nia osób zdrowych. Domagają się od zdrowych szacunku dla ich własnego sposobu mówienia, któ- ry często kosztował ich wiele wysiłku. Oczekują, że zostaną docenione ich wysiłki. Wśród osób słyszą- cych nie chcą czuć się nieustannie pocieszane, nie chcą jałmużny. 82 Waldow przytacza przy tej okazji przykład pew- nego niesłyszącego człowieka, który pracował aż do 60 roku życia i przez wiele lat uczestniczył w stowarzyszeniach sportowych, prowadząc bar- dzo czynną działalność. Mówi on, że niesłyszą- cy posiadają zazwyczaj nadzwyczajne uzdolnienia sportowe, których nie powinni się wstydzić. Na zakończenie wypowiedź ojca, który sam nie należy do świata niepełnosprawnych, ale mając dziecko niesłyszące, miał wizję obydwu światów: „rehabilitacja i przystosowanie nie oznaczają jedy- nie ograniczania się do programów proponowa- nych przez szkoły i instytucje do tego powołane. Każda wspólnota ludzka powinna być przygoto- wana na przyjęcie i zaakceptowanie osoby nie- pełnosprawnej ze wszystkimi tego konsekwencja- mi. Dyspozycyjność danej grupy ludzkiej do zro- zumienia sposobu mówienia osoby niepełnospraw- nej oznacza w tym wypadku zachętę do odważ- nego wyrażania się i przedstawiania swoich pytań i wątpliwości. Obie grupy z czasem nauczyłyby się wzajemnie akceptować i poprzez pogłębianie in- formacji coraz bardziej poznawać siebie nawza- jem. Czyli proces przystosowania domaga się ucze- stnictwa obydwu stron. Osoba niepełnosprawna nie powinna nadal być osamotniona w walce ze swą niesprawnością, ale coraz bardziej rozumieć (jak kiedyś powiedział 83 E. Rees), że jej walka ważna jest dla całej spo- łeczności. Osoby niepełnosprawne i pełnosprawne powinny zdać sobie sprawę, że razem pracują stosownie do własnych zdolności i możliwości, uczestnicząc w wytwarzaniu dobra dla całego spo- łeczeństwa. Paul Rom KOBIETA W SPOŁECZEŃSTWIE MĘŻCZYZN W naszym współczesnym świecie zakres obser- wacji człowieka objął całą ziemię, również księ- życ, słońce i planety stały się przedmiotem naszej obserwacji. Jednakże świadomość rzeczywistości naszej egzystencji u wielu ludzi pozostała bardzo ograniczona i pomieszana. Nie wszyscy, na przy- kład współcześni nam, są świadomi faktu, że ko- biety tak samo jak mężczyźni są przedstawicielami rodzaju ludzkiego. Jako stworzone przez Boga, jako podmiot praw i obowiązków w społeczeństwie demokratycznym, nie są już przedmiotem nierówności społecznej, o której decydowała jedynie płeć. Mężczyźni i ko- biety pomimo swoich fizycznych różnic powinni się traktować we wszystkich relacjach międzyludz- kich na równych zasadach. Przesąd o niższości kobiety, wydawałoby się już 85 nieaktualny jest wciąż obecny w świadomości spo- łecznej. Istnieją również mężczyźni, którzy nie mogą sobie poradzić ze swoim lękiem przed kobie- tami. Jednakże problemy istnieją, żeby były prze- zwyciężane - jak powiedział Adler. Gunter Grass w swojej powieści IL rombo (1977) opisał żywotność i oryginalność przejścia, w przeciągu historii, od dominacji jednej płci do ich równości. Już w ostatnim dziesięcioleciu ze- szłego wieku August Bebel w swojej słynnej książ- ce opisał rozwój społeczny przebiegający od ma- triarchatu do patriarchatu i opowiedział się za równością płci. Sigmund Freud, mimo swoich szczególnych trudności, nie uważał kobiety za obiekt specjal- nie interesujący, podczas gdy Alfred Adler stwo- rzył koncepcję „protestu maskulinistycznego". Je- dna z jego uczennic Alice Ruhle-Gerstel zajmowa- ła się dogłębnie problemami kobiety współczesnej i w 1972 roku ukazała się jej książka pod tytułem Die Frau und der Kapitalismus. Według Adlera, w naszym społeczeństwie, które przeniknięte jest poczuciem wyższości, to, co męskie jest synoni- mem tego, co lepsze, a to, co żeńskie jest synoni- mem tego, co gorsze. Nie tyle bycie dobrą osobą, ale raczej bycie prawdziwym mężczyzną jest uzna- wane dzisiaj za wartość i to sprawia, iż wiele osób czyni sobie życie trudniejszym niż ono jest. Wiele kobiet świadomie nie uznaje swej tzw. niższości. Inne przyjmują postawę bardziej kon- frontacyjną i odmienny sposób postępowania wo- bec mężczyzn. Niektóre kobiety mówią zaś: „Jeżeli jesteś silny i lepszy, to dobrze opiekuj się mną, twoją kobietą, i zaspokajaj wszystkie moje potrzeby. Inne prob- lemy społeczne mnie nie interesują." Kobiety te nie tyle mają kompleks niższości, ile raczej starają się wykorzystać swą domniemaną niższość spra- wiając pozory kompleksu. Jeszcze inne kobiety w takim natężeniu i z takim napięciem przeżywają kompleks niższości, że spra- wia on u nich odwrotny skutek. Tak walczą ze swoją niższością, iż we wszystkim chcą być lepsze, co może powodować liczne szkodliwe skutki. a) Kobieta egocentryczna, która przyjmuje po- stawę sprzeciwu, czuje się osobą dynamiczną i lep- szą, pokazując to poprzez niezwykłe zachowanie, dziwne gesty oraz reakcje neurotyczne. Ośmiesza mężczyzn, natrząsa się z nich i stara bawić się z ni- mi w sposób frywolny. Przez pewien okres czasu może to zrobić wrażenie na niektórych osobach. b) Inne kobiety, które odrzucają własną niż- szość społeczną, przyjmują własne niepowodzenia życiowe nie w kategoriach dyskryminacji, ale rozu- 87 mieją je w kategoriach wspólnych problemów, które mężczyzna i kobieta muszą pokonywać ra- zem. Posłużmy się przykładem sufrażystek angiel- skich, które w ostatnich latach ubiegłego wieku walczyły, także metodami terrorystycznymi, o pra- wo wyborcze. Mowa tutaj o celu określonym i ograniczonym z punktu widzenia polityki. Ale przytoczmy również przykład kobiet w Niemczech czy Austrii, które nie robiły nic specjalnego, a rów- nież w końcu otrzymały prawo wyborcze. Idea- łem ich były poglądy Bebela. Walczyły one razem z mężczyznami o prawa socjalne i uczynienie ze społeczeństwa wspólnoty bardziej ludzkiej. c) Istnieją również kobiety, dla których kom- pleks niższości nie ma żadnego znaczenia, dlatego gdyż osiągnęły taki stopień dojrzałości i sukcesu, iż sytuacja ogólna kobiet ich nie dotyczy. Znamy je w świecie sztuki i literatury, w świecie filmu, nau- ki i polityki. Jaką interpretację psychologiczną po- winniśmy dać ich sposobowi życia? Podczas gdy wszyscy są zgodni, że ciała mężczyzny i kobiety są różne, nie wszyscy są zgodni co do tego czy ich „duch" jest tego samego rodzaju. Oczywiście już wiele wieków temu teologowie kościelni przyznali, że kobiety posiadają duszę. Dzisiaj jednak uważamy, że duch jest „instrumentem" pochodzącym z orga- nizmu, instrumentem, który pozwala nam na za- chowanie i podtrzymanie egzystencji. Uważamy również, że kobiety i mężczyźni posiadają ten sam „instrument", który nigdy nie jest przedmiotowy a zawsze podmiotowy. Kobiety mogą przyjąć posta- wę akceptacji albo odrzucenia wartości własnego życia, która zależy w dużej mierze od ich płci. Wy- bór ten jest podejmowany w pełnej wolności i jedy- nie od kobiet i mężczyzn zależą jego konsekwencje. Adler uważał, że być mężczyzną również ozna- cza nosić na sobie znamię niższości. Uczył on, iż należałoby, nie tyle żyć jeden obok drugiego, albo tym bardziej jeden przeciwko drugiemu, ale zdo- być się na odwagę życia razem. Od wczesnego dzieciństwa w domu i szkole dziewczęta i chłopcy bywają często zniechęcani do takiego sposobu myślenia. Poprzez zrozumienie i ćwiczenie mogą być wychowywani do pobudzania własnej odwagi. To z czasem rodzi w nich ogólny sposób po- stępowania nazywany „stylem życia". Ale co rozu- mie się w tym kontekście przez odwagę? Zuchwałość, brak lęku przed śmiercią, arogan- cja... żadna z tych cech nie jest dla nas znakiem odwagi. Dla nas odważnym jest jedynie ten, kto zawsze pobudzany jest sensem wspólnoty i oddaje się aktywnościom społecznie użytecznym. Osoba odważna potrafi zajmować się problemami innych i zawsze gotowa jest rozwiązywać problemy ogól- ne i osobiste. Ten sposób postępowania nie może 88 89 być określany, ani jako typowo męski, ani jako typowo żeński. Osoba, która jest dyspozycyjna rozwiązuje kwestie nierówności płci. Popieramy wszystkie te rozważania przykładem Goldy Meir (1898-1978), która w tak piękny spo- sób opisała swe wspaniałe życie. Kobieta ta wielokrotnie była premierem Izraela, wychowała się w bardzo skromnych warunkach, ale potrafiła zdobyć się na odwagę, by stać się kimś ważnym w życiu tak wielu ludzi. Starała się rów- nież być prawdziwą kobietą i matką, wychowała dzieci i miała wnuki. Ostatecznie jej małżeństwo rozpadło się, ale bez większych kłótni i konsekwen- cji psychologicznych. Również jako osobistość po- lityczna Golda Meir nigdy nie była „mężczyzną w spódnicy". Kiedy pewien minister, chcąc powie- dzieć jej komplement, zdefiniował ją jako jedynego mężczyznę w radzie ministrów, ona zapytała: „Czy dla mężczyzny byłoby komplementem powiedzenie: jedyna kobieta między ministrami?" Jako osoba odważna powiedziała kiedyś, że nigdy nie doświad- czała jakiegoś poczucia niższości wobec mężczyzn. Ważniejszymi dla niej były dwa inne problemy. Jej rodzina żyła w kraju, gdzie Żydzi byli szczególnie rześladowani i każdego dnia mogli obawiać się jakiegoś pogromu. Poza tym głód był czymś na po- rządku dziennym w jej domu. Pomimo tego, cała rodzina od najbliższych do najdalszych krewnych 90 potrafiła zachować wspaniałą solidarność i wzaje- mną pomoc. Inteligentna praca miała w przyszło- ści rozwiązać problemy jej rodziny. Jej ojciec, zdolny stolarz, wyjechał do Ameryki i po pewnym czasie sprowadził za sobą całą rodzinę, która mogła wreszcie żyć w przyzwoitych warunkach. Zarówno w domu jak i w szkole Golda uczyła się szanować wartości ludzkie. Większość jej myśli obracała się jednak wokół bezpieczeństwa Żydów, nieustannie zagrożonych powracającym antysemi- tyzmem, oraz wokół przemiany systemu kapitali- stycznego i likwidacji biedy. Theodor Herzl pierwszej koncepcji nadał formę syjonizmu. Programem tego ruchu było pokojowe odrodzenie państwa Żydów na ziemiach starożytnej Palestyny. Inni syjoniści o „zabarwieniu" socjali- stycznym zamierzali utworzyć państwo socjalisty- czne. W Poale Zioń, partii, która aż do dzisiaj uczestniczy w międzynarodówce socjalistycznej, Golda odnalazła miejsce, gdzie mogłaby zrealizo- wać swoje marzenia i cele. Najpierw jednak musiała dokonać własnego wyzwolenia, poszerzając własne wykształcenie i kulturę ogólną, i przezwyciężyć do- ktrynerstwo swojej rodziny, ściśle ortodoksyjnej. Altruizm i dyspozycyjność zawsze ją charak- teryzowały, gdy przeniosła się wraz z mężem do Palestyny i żyła na początku, w jednym z kibuców. Jej rozwaga i poświęcenie dla spraw całej społecz- 91 ności sprawiły, że powołano ją na najwyższe sta- nowiska rodzącego się państwa, którego stała się współfundatorką w 1948 roku. W 1975 roku po wojnie Jom Kippur całkowicie wycofała się z życia publicznego i jako babcia spotkała się z Anwarern Sadatem w 1977 roku. Nie dożyła jednak dnia, kiedy na Bliskim Wschodzie zapanował ostateczny pokój, którego tak bardzo pragnęła. W sytuacjach najbardziej tragicznych zawsze pracowała nad tym, aby ustanowić relacje bardziej ludzkie między muzułmanami i izraelitami. Była to osoba rzeczy- wiście dojrzała jako kobieta, jako Żydówka i jako osobowość polityczna. Powiedziała kiedyś te zna- ne słowa: „Gdy wreszcie nastanie kiedyś dzień pokoju, będziemy mogli przebaczyć Arabom to, że zabili naszych synów, ale trudniejszym jeszcze będzie przebaczyć im, iż zmusili nas do zabijania ich synów." Dzięki przezwyciężeniu wielu trudności ta od- ważna kobieta stała się wyrazicielką nadziei nie tylko swojego narodu, ale także całej ludzkości. Szacunek, którym cieszyła się w wielu krajach, został wyrażony i potwierdzony w czasie jej sław- nego pogrzebu w Jerozolimie w grudniu 1978 ro- ku. Podczas pogrzebu pewne małe dziecko powie- działo: „I co teraz będzie z naszą Goldą?" Gerd Treffer SOCJOLOGICZNE ASPEKTY NIEDOSKONAŁOŚCI W naszym codziennym języku często mówimy, że coś jest „normalne". Czynności, a nawet osoby, określane są jako normalne. Za tym wyrażeniem kryje się to, co w socjologii nazywamy „normą społeczną". Jeżeli ktoś odpowiada tym oczeki- waniom, może liczyć, że zostanie wynagrodzony poczuciem przynależności społecznej, szacunkiem, awansami. Jeśli natomiast nie odpowiada na ocze- kiwania społeczne, jest poddany sankcjom: zostaje odrzucony, ukarany, nieszanowany. Każda społeczność posiada normy, które regu- lują współżycie społeczne. Problem powstaje do- piero wtedy, gdy społeczność pyta, co rozumie się przez normalność? Podczas gdy bardzo łatwo jest opisać dwie identyczne firmy według standardów przemysłowych, to bardzo trudno jest znaleźć dwoje identycznych ludzi. Jeżeli jednak coś uznaje 93 się za normalne, coś innego określamy jako nie- normalne. Trudność więc polega na tym, że z jednej strony należy szanować prawa jednostki, z drugiej strony trzeba zachować konieczne normy współ- życia społecznego. Oczywiście nie wszystkie normy są wiążące w tym samym stopniu. Przyzwyczajenia społeczne, na przykład, mogą być przekraczane bez więk- szych konsekwencji. Prawo i religia natomiast postulują normy, których niezachowywanie może prowadzić do ciężkich konsekwencji. Osoba, która postępuje zgodnie z normami, uważana jest za doskonałą, ta zaś, która wycho- dzi poza normy społeczne, musi mieć odwagę, by być niedoskonałą w odczuciu społecznym. Mar- gines w postępowaniu przydzielany jest osobie według pozycji, którą zajmuje wewnątrz społe- czeństwa. Nasze społeczeństwo wymaga od dy- rektora banku całkiem innego wyglądu niż od lidera grupy rockowej. Podczas gdy pierwszy musi przedstawiać się jako osoba bardzo poważna, to drugi wręcz przeciwnie. Różnica nie polega zresztą jedynie na wyglądzie zewnętrznym, ale na sposobie postępowania. Obaj muszą odpowiedzieć na cał- kowicie różne oczekiwania społeczne, muszą pre- zentować inne osobowości. Jednak nie tylko od gwiazdy rocka albo od dyrektora banku oczekuje się wypełniania pewnej 94 roli, ale od każdej osoby w społeczeństwie - od nauczyciela i od ucznia, od mężczyzny i od kobie- ty. Trzeba dostosowywać się do tych ról, jeśli się nie chce być śmiesznym i nieprzystosowanym do życia. W każdym społeczeństwie role społeczne są oczywiście konieczne. Coraz bardziej zwracamy się w kierunku podziału pracy i jedynie podział obo- wiązków według ściśle określonych reguł może zapewnić prawidłowe współżycie społeczne. Społe- czeństwo musi więc ustalić reguły gry, musi wy- znaczyć zasady postępowania. Normy jednak nie powinny służyć do rozróżniania między osobami normalnymi a nienormalnymi. Między tymi dwo- ma punktami ekstremalnymi jest jeszcze dużo przestrzeni, w której wiele osób oddala się od średniej. Oddalają się oni od zachowań powszech- nie przyjętych, dzieląc się na dwie kategorie. Są osoby, które odróżniają się od innych przez swój sposób działania. Mowa jest tu o działaniu użytecznym, o dziełach twórczych, które stano- wią o nowych odkryciach naukowo-technicznych. Osoby te określa się jako geniuszy. Inne osoby zaś odróżniają się nieużytecznym postępowaniem życiowym. Ludzie określają ich jako kryminalistów albo jako szaleńców. Wspólną cechą kryminalistów i szaleńców jest oddalenie się od ogólnej normy. Genialność i sza- 95 leństwo bywają też definiowane i często traktowa- ne w ten sam sposób. Można by tu przytoczyć przykłady wielu wynalazców i geniuszy, którzy zostali ukarani jako szaleńcy. Wielkim problemem jest, że normy nie posiadają wielkości starych. To, czego środowisko wymaga i oczekuje od osoby może się bardzo zmieniać w zależności od miejsca i czasu. Podczas gdy w pewnym określonym miej- scu społeczność wymaga jeszcze, by wszyscy cho- dzili do kościoła, w innym nie stanowi to już kryterium wartościowania danej osoby. Dawniej jedynym oczekiwaniem w stosunku do kobiety było, aby była dobrą gospodynią domową, teraz oczekuje się od niej spełniania wielu zadań spo- łecznych. Normy więc nie są same przez się oczy- wiste. Zasady wiktoriańskie, na przykład, wyda- ją się dzisiaj śmieszne, ale kiedyś były naprawdę rzeczą bardzo poważną. Analogicznie, po pewnym czasie nasze normy będą się wydawać śmieszne i niepotrzebne. Wszystkie normy zatem muszą być poddawane nieustannemu sprawdzianowi, nie- ustannej weryfikacji, to zaś wymaga odwagi. Ko- niecznym jest także, by społeczeństwo zrozumia- ło, iż jeśli ktoś nie odpowiada w pełni na aktualne potrzeby, nie musi być potępiany z moralnego punktu widzenia. Pomiędzy geniuszem a szaleń- cem istnieje jedynie różnica ilościowa, a nie ja- kościowa. Również temu, kto nie odpowiada po- 96 wszechnym normom, społeczeństwo winne jest szacunek i poszanowanie jego godności. Społe- czeństwo musi więc również zaakceptować tego, kto wydaje się niedoskonały. Jest niemożliwym przejście drogi człowieka bez niedoskonałości. I tylko ten, kto ma manię wielkości, może uważać się za doskonałego. Wszyscy inni powinni mieć odwagę i dojrzałość, aby przyznać się do własnej niedoskonałości i zaakceptować niedoskonałość innych. Niedoskonałość jest niewątpliwie społecznie po- zytywna, odwaga niedoskonałości nie jest często niczym innym, tylko uznaniem ograniczeń włas- nego horyzontu. Jeżeli człowiekiem doskonałym jest ten, kto surowo dostosowuje się do norm społecznych, to ten, kto nad nimi dyskutuje, wątpi w nie, a nawet ośmiesza, musi posiadać odwagę. Ten, kto się przystosowuje i akceptuje, może zrobić karierę. Powinniśmy teraz zapytać, jakie normy mogą być odrzucane lub lepiej, jakie kryteria należałoby przyjąć, by zweryfikować normy obowiązujące? Trzeba ustalić wpierw, czy pod formą norm nie kryje się jakiś ważny sens współżycia „common sens". Normą taką było kiedyś uważanie własnej ojczyzny za lepszą od innych krajów. Człowiek idealny więc powinien pogardzać innymi naroda- mi i być nacjonalistą; widzimy jak w ten sposób 97 można dojść do absurdu. Trzeba było mieć wielką odwagę, by w nacjonalistycznym państwie szano- wać inne narody, trzeba było mieć odwagę poka- zania się przed oczami nacjonalistów jako nacjo- nalista niedoskonały. Odrzucenie normy, która jest już przezwyciężona, również wymaga odwagi. Istnieją normy, które już zostały przezwyciężone, ale są zachowywane z największą surowością, gdyż nie zostały jeszcze odrzucone, stanowią one jedy- nie ciężar, a nie instrument życia społecznego. Na przykład reguły tzw. galeato wydają się już być przezwyciężone. Niekrojenie ryb i ziemniaków no- żem miało sens do czasu, gdy wymyślono stal nierdzewną. Jeszcze dzisiaj utrzymujemy porządek miejsc przy stołach. Gościa nie wolno sadzać tyłem do drzwi wejściowych, gdyż stamtąd mogło- by nadejść niebezpieczeństwo, jest to jeszcze pozo- stałość średniowiecza, kiedy lękano się bycia ugo- dzonym w plecy. Wiele z tych reguł rodzi lęk popełnienia jakiegoś nieświadomego błędu. Co pokazuje, że również na tym polu istnieje strach przed popełnieniem społecznego błędu. Nie mówi się tu oczywiście o gościnności należnej każdemu, ale o tym co według reguł ma wyrażać gościnność. W tym wypadku odwaga bycia niedoskonałym przejawiałaby się w okazywaniu prawdziwej ser- deczności gościowi bez kłopotania się o zachowy- wanie jakichś starych reguł. Niemcy, na przykład, 98 są mniej skrupulatni w wyznaczaniu następujących po sobie dań podczas posiłków. Określone wino można podawać tylko z określonym daniem - ża- den naród nie jest bardziej skrupulatny w prze- strzeganiu tego rodzaju zasad niż Francuzi. Kto je łamie, na przykład, pijąc koniak jako aperitif na początku posiłku, a nie, jak się powinno, na końcu, uważany jest za barbarzyńcę. Z tego rów- nież rodzi się wielka gorliwość w zachowywaniu wszelkich reguł podawania posiłków, by nie być uznanym za barbarzyńcę. Idea, iż każde społeczeństwo zależy od ściśle określonych norm, jest pochodzenia niemieckiego. Kto jednak uznaje wartość życia, pracy i kultury innych, będzie potrafił zdystansować się od reguł dotyczących wypełniania własnych obowiązków. Większość narodów nie żyje pod nieustannym pręgierzem zegarka i planu czasowego. W Amery- ce Południowej, w kulturze islamsko-azjatyckiej, obserwujemy całkowicie inne podejście do pracy niż w Europie. Ale również w północnoamerykań- skiej kulturze Niemcy wyróżniają się podejściem do pracy. To, co wielu Niemców obserwuje we Francji z wielkim zdziwieniem to, tzw. luz w po- dejściu do pracy i własnych obowiązków; jest to zdziwienie pozytywne. Pomimo iż wielu Niemców narzeka na stres, którego doświadczają w pra- cy, większość z nich nie ma odwagi potraktować 99 własnej pracy bardziej lekko, gdyż boją się po- sądzenia o brak odpowiedzialności i dyscypli- ny. Model doskonałego pracownika konieczny do osiągnięcia sukcesu społecznego, jest dla wielu synonimem kariery społecznej. Nawet dobrobyt rodziny może być poświęcony na rzecz tak pojęte- go ideału. Odwaga bycia niedoskonałym zakłada większą zdolność samorealizacji za cenę bycia atakowany- mi przez podobnych nam. Wzrastający podział pracy, na którym bazuje nasz system społeczny, zakłada, iż każdy z nas odgrywa w społeczeństwie szczególną rolę, bez której społeczeństwo byłoby uboższe. Społeczeństwo jednak musi wymagać od jednostki przestrzegania swych praw. Nie można wszakże doprowadzić do takiego punktu, by cele jednostki podporządkowane były celom społecz- nym. Jednostka musi zachować potrzebną prze- strzeń dla siebie, nie może być ona skolektywizo- wana. Potrzebuje więc odwagi, by wypełniać tę swoją specyficzną rolę. Niebezpieczne idee doskonałości społecznej do- prowadziłyby do niedowartościowania słabszych członków społeczności. Ludzie starsi, niepełno- sprawni i chorzy musieliby być odrzuceni poza nawias normy społecznej, a więc w pewnym sensie poza społeczeństwo. Konsekwencją byłaby izola- cja domów starców i klinik. Społeczeństwo musi 100 zdać sobie sprawę, że uznanie niedoskonałości wiąże się z odwagą zaakceptowania tzw. niedo- skonałych. Odwagę przejawia nie tylko ten, kto potrafi zdystansować się wobec normy długo ist- niejącej, ale również ten, kto potrafi nie pójść za nowymi modami. Obowiązek taki możemy zauważyć w sposobie ubierania się. Nikt dzisiaj, na przykład, nie wkłada już ubrań sprzed dwudziestu lat. Stare dokumenty pokazują wyraźnie tę zmianę, która na co dzień przechodzi niezauważalna. Nikt nie może uciec od generalnej tendencji mody. Jeśli jednak moda wy- maga kupowania produktów nieużytecznych, słu- żących jedynie do wzbogacenia twórców mody, racjonalnym jest odrzucenie jej. I tak, nikt nie pójdzie jeździć na nartach w starym kombinezo- nie, gdyż każdy chce się pokazać elegancko ubra- nym. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, jak bardzo poddani jesteśmy dyktatowi mody w tej dziedzinie. Nieprzejmowanie się modą danego cza- su jest także formą odwagi bycia niedoskonałym, tym bardziej, iż w tym wypadku możemy narażać się na śmieszność. Doskonałym członkiem społeczeństwa jest ten, kto w oczach innych członków niczym się nie wyróżnia, należy do przeciętnych i żyje zawsze w zgodzie z normą normalności. Jeśli jednak w społeczeństwie byliby tylko tzw. normalni, to 101 nigdy nic by się nie zmieniło. Każdy dostosowy- wałby się do normy i żył jak wszyscy inni. Nie byłaby możliwa żadna zmiana, żadna no- wość w sensie społecznym. Prowadząc ten tok myślowy do ostatecznych konsekwencji, gdyby wszyscy dostosowywali się do normy, to wciąż bylibyśmy w epoce kamienia łupanego. Ci, którzy mieli odwagę bycia niedoskonałymi, którzy chcieli być inni, odkryli nowości i doprowadzili do zmia- ny. Często zostawali naznaczani jako inni, czyli niebezpieczni. Oddalenie od normy może oznaczać więc rozwój. Obywatel doskonały jest zadowolony z siebie i nie szuka niczego nowego, dlatego też nie znajduje niczego. Schodami rozwoju są niedo- skonali, ci, którzy poszukują. Są świadomi własnej niedoskonałości, dlatego pragną ją przezwyciężyć. „Poczucie niższości jest dominujące w życiu duchowym i zawdzięcza swoją siłę poczuciu niedo- skonałości, niedopełnienia, które jest głównym motorem działania człowieka i ludzkości." (Adler) Winfried Schwiersch ODWAGA BYCIA NIEDOSKONAŁYM JAKO PERSPEKTYWA DLA WIARY WSPÓŁCZESNEJ Sam tytuł tego rozdziału może być podwójnie rozumiany. W ten sposób można dojść do dwóch stwierdzeń, nad którymi chciałbym się właśnie zastanowić. Pierwsze: jeżeli wierzący, jako wspólnota wie- rzących, otwarcie podejmują i przyznają się do własnych niedoskonałości, jeśli nie rezygnują z kontaktu z marginalnymi grupami, i jeśli podej- mują problemy własnego środowiska, to prowadzi to w sposób naturalny do odnowienia wiary w na- szych czasach. I na odwrót, jeśli dzisiaj żyje się wiarą, rozwija ona zrozumienie, siłę, odwagę, odporność i w ten sposób wnosi swój znaczny wkład w rozwiązywa- nie licznych problemów społecznych i politycznych naszego wieku. Sama koncepcja niedoskonałości jest złożona 103 i zawsze zwrócona w kierunku doskonałości. Mo- że również przemienić się w moment, w którym człowiek rozpoznaje ją w sobie i to staje się motywem większej odwagi w pokonywaniu wszys- tkich przeszkód. Na następnych stronach posta- ram się przedstawić koncepcje wiary z jednej strony, z drugiej zaś przekonania człowieka, które determinują ludzką egzystencję we wszystkich wy- miarach. Wspólna sytuacja wyjściowa To, czego zazwyczaj doświadczamy, to nie tyle dążenie do doskonałości, ale raczej walka, ażeby dorównać innym albo być nawet lepszym. Można powiedzieć, że jest to prawdziwa walka o przeży- cie, prowadzona każdego dnia przez trzy czwarte zgłodniałej ludzkości. Tendencja, która sprawia, że chcemy być „kimś więcej", „móc wszystko" i „mieć wszystko", „być w centrum" i „być kimś", nie jest jedynie skutkiem naturalnego egocentryzmu albo naszego wyobra- żenia świata. Prowokowana jest ona przez wa- runki dzisiejszego wieku, czyli przez tzw. rewolucję cywilizacyjną. Zmiany społeczne przejawiają się między innymi w nieustannym pośpiechu oraz w szaleńczym rytmie życia, który prowadzi w pro- stej drodze do stresu. 104 Dążenia te są jednak niebezpieczne do czasu, gdy będziemy mieli odwagę przyznać się do nich przed sobą samym, ucząc się rozpoznawać je i rozumieć. Za nimi kryją się pragnienia bycia szanowanymi i kochanymi przez innych, a przynajmniej pragnie- nie życia w spokoju. Zrozumienie tych aspiracji nie może jednak usprawiedliwiać wszystkich problemów społecznych, politycznych i religijnych, w szczegól- ności, gdy jest mowa o błędach własnych i własnej grupy. Nie zamierzam tu jednak zastanawiać się jedynie nad błędami ludzkimi i akceptować przede wszystkim te osoby, które je popełniają. Jedynie wtedy, gdy śmiało będziemy potrafili przyznać się do własnych błędów, będziemy umieli w zaufaniu współpracować w budowaniu społe- czeństwa prawdziwie ludzkiego. Wiara, która pogłębia zaufanie Również wiara religijna, w szczególności gdy jest przeżywana we wspólnocie wiary, może być dla człowieka wielkim wsparciem duchowym. Za- ufanie, które rodzi się z wiary, wyzwala w nas samych i w innych pozytywne siły, gdyż można powiedzieć, że synonimem wiary jest jedność czło- wieka jako osoby. Chrześcijanin poza tym wierzy, że wszyscy lu- dzie włączeni są w proces zbawienia, w którym 105 Bóg stał się człowiekiem i przekazał Radosną Nowinę, i zachęca każdego człowieka do budowa- nia Królestwa Bożego, które charakteryzuje się mi- łością, sprawiedliwością i pokojem. W Królestwie tym ludzkości obiecane jest zbawienie i dosko- nałość. Nauka Pisma Świętego wzywa do zmiany ludzkiej mentalności, do nawrócenia się i poku- towania w perspektywie tej wielkiej obietnicy. W Kościele starochrześcijańskim aplikacją po- wyższych zasad było wyznawanie własnych grze- chów, pojednanie publiczne, przystępowanie do sakramentów. W Kościele starożytnym pierwotnie sakrament pojednania przybierał formę ponow- nego przyjęcia grzesznika do społeczności zbawio- nych, potem coraz bardziej przemieniał się w spo- wiedź, w confesio, czyli regularne odnawianie swe- go uczestnictwa w świętości. Nieuzasadnione żądania posłuszeństwa i źle rozumiane ideały doskonałości Prawdopodobnie jeszcze wielu z nas pamięta nieuzasadnione zakazy z czasów naszego wycho- wania religijnego lub, jako bardzo zajęci dorośli, nie mamy czasu, by o tym myśleć. Jakkolwiek by było, nie akceptujemy ich więcej, gdyż nie jesteśmy już dziećmi. Na przykład, posłuszeństwo literalne bez zadawania zbędnych pytań. Dziecko powinno 106 być grzeczne, nie powinno być kapryśne, w prze- ciwnym wypadku, do czego by miało prowadzić wychowanie? Właśnie, myślę, że z całą powagą powinniśmy zadać sobie to pytanie. Czy napraw- dę, z całą odpowiedzialnością przyswoiliśmy sobie Boskie przykazania, na przykład czwarte „Czcij ojca swego i matkę swoją"? Mowa tutaj o szacun- ku rodziców z jednej i dzieci z drugiej strony. Lub zachowanie normy, iż dzieci nie powinny nigdy się sprzeczać i należy od samego początku zwalczać ich złe przyzwyczajenia. Sprzeczki i kłót- nie zostały w naszej tradycji przyporządkowane przykazaniu: „Nie zabijaj". I następnie: dzieci muszą nauczyć się szanować cudzą własność. Jak jednak sami zachowujemy się, gdy mówimy przy dzieciach o tzw. dobrych interesach i o wykorzy- stywaniu innych. Dzieci zawsze muszą mówić prawdę. Ale co dzieje się, gdy to czynią? Jak my sami postępujemy wobec prawdy, gdy dotyczy ona naszych korzyści albo naszego prestiżu. Wielu myśli, iż przykazania mają służyć jedynie do dobrego wychowania dzieci. Gdy jednak dzieci dorosną, będą w stanie rozeznać się w praw- dziwych prawach życia. W świecie tym oczywiście koniecznym jest przestrzeganie pewnych norm, jeżeli nie chce się stracić własnej dobrej reputa- cji. Lepiej więc być trochę bardziej surowym niż 107 trochę bardziej pobłażliwym, gdyż jeżeli dzieciaki zbyt szybko dorosną, kto je utrzyma w ryzach. Czasami słyszy się o metodach bardziej nowocze- snych, by być „bardziej ludzkimi" wobec nich. Czasami myślimy też w ten sposób: „Bądź dobry dla dzieci, bo co pomyślą sąsiedzi". Czyż jednak i my nie jesteśmy omylnymi ludźmi, którzy popeł- niają błędy w wychowywaniu własnych dzieci? W obu sposobach postępowania brakuje nam wiary w zdolności dzieci zrozumienia ich własnej odpowiedzialności. Czy to właśnie nie my, jako kościół, straszyliśmy dzieci koniecznością zacho- wywania przykazań, nawet w przypadkach drob- nych błędów naturalnych? Nie możemy więc być zdziwieni, że nie potrafią zdobyć się na zaufanie wobec nas, że izolują się w grupach rówieśników, że uciekają do różnych sekt i w narkotyki. A zda- rza się to zwłaszcza wtedy gdy nie potrafiliśmy ofiarować naszym dzieciom jakiegoś przekonują- cego wzoru do naśladowania. Możemy więc spró- bować dzielić się naszymi problemami w grupach rodziców i krok po kroku omawiać nasze negaty- wne i pozytywne doświadczenia, nie powinniśmy również wstydzić się zwracać o pomoc do jakiegoś cenionego eksperta. Wiele złych przyzwyczajeń u dorosłych może pochodzić ze źle pojętych ideałów religijnych, na przykład, asceza pojmowana jedynie negatywnie 108 jako wyrzeczenie, karanie siebie i autodyscyplina, podczas gdy we współczesnej teologii definiuje się ją bardziej pozytywnie, jako „uregulowany sposób życia, w którym gorliwy chrześcijanin dąży do doskonałości" Lexikon fur Theologie und Kirche, vol. 1, Herder, Freiburg 1958. Asceza może być również często wykorzystywa- na do własnej autoafirmacji i do odróżniania się od innych. Ta sama rzecz może zdarzyć się przy innych sposobach postępowania, jak poświęcenie, ekspiacja, która w naszym rozumieniu ma spra- wiać przyjemność Bogu i zjednywać jego przychyl- ność. Wszystkie skrupuły religijne biorą się z prze- świadczenia, że jesteśmy źli w oczach Boga i przez to odrzuceni przez Niego. Punktem wyjścia takie- go rozumowania bywały najczęściej negatywne do- świadczenia wychowawcze, warunkowane przez strach. Kiedy potem pojawiają się znaki psycho- logicznych blokad i autodestrukcji, potrzebna jest pomoc specjalistyczna, nie wykluczając najbliż- szych chorej osoby. Słowa Jezusa, które prowadzą Jako chrześcijanie możemy z ufnością powrócić do źródeł naszej wiary, czyli do Ewangelii, „Rado- snej Nowiny". Na początku Biblii, na zakończenie 109 opowieści o stworzeniu świata i pierwszej ludzkiej pary, jest powiedziane, że wszystko było dobre, (por. Rdz 1,31)*. Mowa jest tutaj jednak o tym samym człowieku, zawsze tym samym, z jego zdolnościami, słaboś- ciami i grzechami, poprzez które uczył się w ciągu wieków i rozwijał własną kulturę. Tyle tylko, że nie przeżył jeszcze wszystkich swoich przykrych doświadczeń historycznych. Biblia przedstawia opowiadania bardzo bogate w wyobrażenia. Już pierwszy Adam swoim postępowaniem zdradził fakt bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boga, co doprowadziło jego syna Kaina do za« mordowania własnego brata Abla i rozpoczęło w ten sposób reakcję łańcuchową win ludzkich. Tradycja takiego postępowania jeszcze dzisiaj za- graża ludzkości, burząc zaufanie międzyludzkie. Inne księgi biblijne tzw. Stary Testament, zaświad- czają, że Bóg nie opuścił ludzkości, ale zawsze prowadził ją ku wyzwoleniu, co można dostrzec w wyjściu Izraelitów z niewoli egipskiej, a potem z niewoli babilońskiej. Poza tym Nowy Testament i pierwsi chrześcijanie zaświadczają, że Bóg sam, gdy nadeszła pełnia czasów stał się człowiekiem - Jezusem z Nazaretu. Przyszedł On, nie aby świat * Cytaty wg Biblii Tysiąclecia, wyd. 3 poprawione, Pallo- tinum, 1982 (przyp. red.) 110 potępiać, ale by świat zbawić (J 12,47). Jedynie na końcu czasów będzie objawione jak poszczególni ludzie potępili się poprzez swe uczucia i swe czy- ny, w szczególności czyny wobec najuboższych (por. Mt 25,31-46). To, co się liczy, to nie tylko cnoty, pobożność i długie modlitwy. Bóg, w każdym wypadku, objawia się jako miłosierny dla nas ludzi, dlatego gdyż jest Wszechmogący i dlatego, ta jest Miłością (1 J 4,16), i zaprasza nas do przyjęcia naszych bliźnich, potrzebujących w sensie materialnym i duchowym (por. Łk 6,36). Bóg jest cierpliwy i każdemu udziela możliwości: On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,45). On jest tym, który każe rosnąć pszenicy i chwastom razem, aż do żniw, ażeby razem z wyrywanymi chwastami nie uszkodzić zdrowych ziaren (por. Mt 13,29-30). On jest ufny w rozwój Swego Królestwa mię- dzy ludźmi, jako siewca mający zaufanie do ziar- na, które samo wzrasta (por. Mk 4,26-28), do ma- leńkiego ziarna gorczycy, w gałęziach której, po wzrośnięciu, mogą chronić się ptaki niebieskie (por. Mk 4,30-32). Jezus jest cierpliwy jak ogrod- nik który opiekuje się nieurodzajnym drzewkiem (por. Łk 13,6-9). Wielkodusznie Bóg przyjmuje grzesznika, który powraca do Niego jako syn mar- 111 notrawny (por. Łk 15,11-13), i idzie szukać zagu- bionej owcy aż ją odnajdzie (por. Łk 15,3-7). Jedynie w tym kontekście możliwym jest zro- zumienie słów św. Mateusza Bądźcie więc wy do- skonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48), biorąc pod uwagę poprzedzające błogo- sławieństwa ubogich, tych, którzy płaczą, cichych, tych, którzy pragną sprawiedliwości, miłosiernych, czystego serca, tych, którzy wprowadzają pokój i tych, którzy cierpią dla sprawiedliwości. Nie chodzi tylko o normy Dekalogu, jak: nie zabijaj, nie cudzołóż, nigdy nie przysięgaj. Jezus tworzy nowe kryterium i jest to kryterium absolutnej Miłości. Jego kryterium nie polega na wypełnianiu poszczególnych norm Prawa, ale na całkowitym oddaniu się ludziom i Bogu. W tym sensie Jezus chce byśmy sami czynili sprawiedliwość, byśmy wyzwalali się z zewnętrznej hipokryzji życia religij- nego. Faryzeusze byli przecież ludźmi, którzy sami nie mogli udźwignąć ciężarów, jakie nakładali na innych. Czy nie odnosi się to do wielu duchow- nych, teologów i nauczycieli czasów współczes- nych? Na pytanie swoich uczniów o największego wśród nich, Jezus postawił między nimi małe dziec- ko i powiedział, że tylko ten, kto staje się podob- nym do niego, może ujrzeć Królestwo Niebieskie. Dla kogoś, kto gorszy jednego z tych najmniej- 112 szych, lepiej by było uwiązać sobie kamień młyń- ski u szyi i rzucić się w morze (por. Mt 18,1-6). Można więc zrozumieć upomnienie Jezusa doty- czące sądu pozbawionego miłości, gdyż kto sądzi, będzie poddany sądowi i takim sądem, jakim sądzisz, i ciebie osądzą (por. Mt 7,1.2.5). Do swo- ich uczniów, którzy całkowicie zaufali swemu Mi- strzowi, Jezus mówi ażeby szukali przede wszyst- kim Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie im dodane (por. Mt 7,31-33). Ale również mówi im o słusznym słowie w od- powiednim momencie Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć (Łk 12,12) Jeżeli zaś Bóg ubiera lilie polne bez trzosa ani pieniędzy, to czy nie zajmie się wami, małej wiary? (por. Łk 12,27) Ze świadomości pochodzącej z wiary, a mó- wiącej, iż mamy prawdziwy skarb w niebie (por. Łk 12,32-34), rodzi się odwaga odrzucająca zewnętrzne poparcia i tworząca ufny brak lęku. W Duchu Jezusa można powiedzieć razem ze św. Pawłem, że odwaga wiary w całkowitym od- daniu Bogu i ludziom nie może być oddzielo- na od miłości naszych braci w Chrystusie, czy- li całego Kościoła. Pomimo wszystkich błędów, niedociągnięć i pomimo całej drogi oczyszczenia, Królestwo Boże wzrasta stale i będzie wzrastać (por. Rz 8,21). 113 Momenty odnowy Istnieją dwa momenty - „klucze" w życiu chrze- ścijańskim, którymi nie potrafimy żyć w dzisiej- szym świecie. Chodzi tu o decyzje osobiste i o na- pomnienie braterskie. Różnica zewnętrzna jest zasadnicza. Polega ona na rozumieniu tych momentów jako dialogu per- sonalnego między osobami albo jako realizacji wyznania chrześcijańskiego w grupie. Różnica ta nie mówi jednak nic na temat ostatecznej wartości spotkania między osobami i wynikającej z niego konieczności daru z siebie. Waga spotkania per- sonalnego tworzy możliwości odnowy osobowej. Staje się ona również od pewnego czasu ważnym tematem dla współczesnej teologii pastoralnej, chociaż często w kościołach ma bardzo ograniczo- ne zastosowanie. Obecne niezdecydowanie na szczytach hierarchii katolickiej odnośnie upadku praktyki spowiedzi, w szczególności niezdecydowanie dotyczące obo- wiązku powyższego sakramentu, tworzy w pew- nym sensie załamania relacji między szafarza- mi sakramentów a laikami w bardzo ważnym punkcie życia religijnego. Pozwala to na przy- puszczenie, że zmniejsza się zaufanie do autory- tetu kościelnego, nie może to mieć jednak wpły- wu na wzajemne relacje międzyludzkie pomiędzy 114 chrześcijaninem a chrześcijaninem i pomiędzy lai- kiem a księdzem. Właśnie w personalnych relacjach, które muszą przekroczyć prosty nakaz: „bądźcie mili jeden dla drugiego", dostrzegam ważny punkt wyjścia w od- nowie form aktywności i współżycia grup i wspól- not religijnych. Co doprowadziłoby do rozszerze- nia skostniałych hierarchicznych form organiza- cyjnych, które nadal stanowią temat tabu, i w ten sposób można by było stworzyć podstawy do lepszego podziału funkcji i zadań. Oczywiście rów- nież w przyszłości będą potrzebni szafarze sa- kramentów, profesjonaliści według zasad prawa kanonicznego. Będą musieli jednak w przyszłości, również na polu im przynależnej działalności, na- wiązać większą współpracę ze świeckimi i zachęcać ich do poszerzania ich odpowiedzialności, a nie jak dotychczas umacniać zwyczaj, iż sami są nie- odzowni w jakiejkolwiek działalności religijnej. Właśnie taki sposób postępowania wielu duchow- nych Kościoła doprowadził do zniechęcenia i bier- ności wielu wiernych. Decyzja o poważnym roz- ważeniu krytyk wyrażonych w sposób odpowie- dzialny i lojalny doprowadziła do odrodzenia wie- lu wspólnot. Inna grupa chrześcijan przyjmuje nąjwygodniej- szy sposób postępowania, uznając obecność Koś- cioła w ich życiu jedynie podczas największych 115 uroczystości, takich jak: chrzest, bierzmowanie, komunia święta, małżeństwo i pogrzeb. We wszys- tkich tych przypadkach wzruszenie ma zastępować wewnętrzne przeżycie wiary. Wszyscy ci natomiast, którzy doświadczyli rze- czywistości odnowy w swoim życiu, powinni mieć odwagę, by otwarcie mówić o swych motywach po- wrotu do wspólnoty wierzących. W sytuacjach ta- kich powinniśmy mieć odwagę powierzenia się Du- chowi Świętemu, którego Bóg udziela wszystkim, którzy Go o to proszą (por. Łk 11,13). On zaś wie- je tam, gdzie chce (por. J 3,8) i zawsze przychodzi na pomoc w naszych słabościach (por. Rz 8,9). Osobiste doświadczenie wiary W naszych czasach, które każdego dnia przy- noszą nam nowe opinie i poglądy, nie wystar- cza poleganie jedynie na starych nauczycielach i normach. Niektórzy członkowie chrześcijańskiej wspólnoty zajęli się problemem przekazu tradycji wiary w pojęciach zrozumiałych dla współczes- nego człowieka. Nie jest to zadanie łatwe i nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem u wszystkich współwyznawców, jednakże postępowanie takie prowadzi w konsekwencji do większej autonomii myślenia, a przez to przyczynia się do obrony wartości wiary w epoce powszechnego jej kryzysu. 116 Gdy teraz pytam samego siebie, kiedy ja sam w moim konkretnym życiu doświadczyłem warto- ści wiary, to przychodzą mi na myśl dwa wydarze- nia, o których chciałem wam opowiedzieć. Pierwsze to wydarzenie całkowicie przypadko- we, gdy spotkałem człowieka w średnim wieku, którego nigdy wcześniej nie widziałem i później także nie dane mi go było spotkać. W pierw- szym momencie mówiliśmy o rzeczach mało zna- czących. Po pewnym czasie zapytał mnie niby mi- mochodem, czy wierzę w cokolwiek. Byłem na- prawdę zdziwiony w pierwszym momencie, zdzi- wiony, ale nie zaskoczony, jak to sobie później uzmysłowiłem. Powoli rozpoczął się między na- mi bardzo głęboki dialog. Kiedy rozstawaliśmy się, byliśmy zgodni co do tego, iż nasza rozmo- wa była bardzo istotna dla nas obu. I dopie- ro potem uzmysłowiłem sobie, że zapomnieliśmy zapytać siebie o podstawowe rzeczy, o których mówi się zwyczajowo przy takich okazjach, jak zawód, wykształcenie itp. Zastanawiałem się po- tem, dlaczego właściwie spotkanie to tak bar- dzo wyryło się w mojej pamięci, spotkanie z osobą mi nieznaną, bez większego wykształcenia i przy- gotowania, ale może właśnie to była właściwa odpowiedź. Drugim ważnym dla mnie wydarzeniem by- ło święto studentów, w którym uczestniczyłem. 117 Obecne na nim były również osoby niepełno- sprawne. Siedząc razem ze studentami przy sto- łach, nie odróżniali się od reszty. Dopiero gdy pewien student wstał i zaczął tańczyć z dziew- czyną niepełnosprawną zdałem sobie sprawę z jak wielką naturalnością tańczył z osobą niepełno- sprawną. Po pewnym czasie siedliśmy przy wspól- nym stole i wtedy dziewczyna zaproponowała mi wspólny taniec. Zanim mogłem sobie to uświadomić, dziewczyna ta za pomocą gestów i mimiki wytłumaczyła mi jak możemy razem tańczyć. Potem przez pewien czas myślałem o tym wyda- rzeniu. Już w czasie tańca studenta z dziewczy- ną zdałem sobie sprawę, że powinienem bardziej postarać się o uczestniczenie wszystkich niepeł- nosprawnych w zabawie. Zachowanie studenta uświadomiło mi mój błąd. I po tym jak sama dziewczyna pomogła mi w przybliżeniu się do osób niepełnosprawnych, zrozumiałem co wcześ- niej wprawiało mnie w zakłopotanie w relacjach z nimi. Odkryłem wtedy również jak wielką siłę posiada zaufanie i jak bardzo może być ono wyzwalające. Nauczyłem się również patrzeć ina- czej na biblijną miłość bliźniego i jej owoce, gdyż w tym wypadku trudno powiedzieć kto naprawdę pomagał komu. 118 Przybliżyć się oo wnycn Jeżeli kościoły chrześcijańskie nie zdołają wy- zwolić się ze wszystkich odziedziczonych dóbr materialnych i majątków, będą ryzykowały, że mogą utracić zaufanie i wiarygodność u wiernych, do których zostały posłane. Warto przy tej okazji przypomnieć wszystkich tych, którzy w naszym społeczeństwie są biedni, nieszczęśliwi i wyobcowa- ni. Właśnie dlatego, że niełatwym jest zrozumienie innych, w całości ich sytuacji, powinniśmy szukać drogi do zbliżenia się do nich wszelkimi sposoba- mi, ze zrozumieniem wszystkich przyczyn naszej współczesnej biedy. Jesteśmy przecież dłużnikami nie tylko sprawiedliwości ludzkiej, ale również, a może przede wszystkim, zbawczego dzieła Boga w historii ludzkości. Jeżeli więc nie czynimy miło- sierdzia, według słów Biblii, służymy jedynie ma- monie i odrzucamy naszych bliźnich. A jeśli zdaje- my sobie z tego sprawę, zastanówmy się czy trwać w błędzie, czy zmienić nasze życie. Święto - wydarzenie, które kształtuje wspólnotę Jedynie radykalna otwartość na potrzeby czło- wieka sprawia, że modlitwa i ryty religijne zyskują na zakorzenieniu w życiu i na zdolności współ- uczestnictwa wszystkich uczestniczących. Niektóre 119 wspólnoty nauczyły się organizować święta, w cza- sie których sacrum i profanum jednoczą się w ży- wotnym związku. Jest to szczególnie ważne, gdy odbywa się to we wnętrzach starych kościołów, ale oczywiście nie tylko. Przy tej okazji możemy po- wiedzieć, że rola świeckiego animatora, zarówno w działaniu liturgicznym jak i w prostych rozmo- wach, jest niezwykle ważna. Jednak wielu wier- nych wciąż nie jest do tego przyzwyczajonych. Przy takich okazjach zawsze ważnym jest zachęca- nie siebie nawzajem do wyrażania swych praw- dziwych myśli. Ważnym jest, by rozmawiać o wszystkich tematach, szczególnie zaś aktualnych. Często zdarza się, iż dzieci w takich wspólnotach nie tylko nie zostają wysłuchiwane, ale także nie mają prawa uczestniczyć we wspólnych rozmo- wach. Jeszcze trudniejszym dla dorosłych jest za- akceptowanie wszystkich planów święta i jego charakteru ludzko-religijnego, takich jak śpiew, taniec, przedstawienia, wolna modlitwa i medyta- cja. Wszelkie uprzedzenia jednak bardzo szybko znikają w zetknięciu z wyzwalającą mocą wzajem- nego święta i uczestniczenia w zdolnościach in- nych. To właśnie spontaniczność decyduje o orygi- nalności i świeżości danego święta. Centralnym punktem takiego święta jest zawsze wspólny posi- łek, który osiąga swoją kulminację w celebracji eucharystii według wzoru przedstawionego nam 120 przez Nowy Testament. Wspólne swięiowamc pu- wyższego typu doprowadziło do umocnienia po- czucia solidarności w grupie i do ujawnienia wszy- stkich twórczych sił. Fakt, iż w następstwie tych uroczystości wiele wspólnot chrześcijańskich od- nowiło swe zaangażowanie, najlepiej świadczy o po- trzebie ich organizacji. Wiara, która wyzwala świat Zamierzam ograniczyć się jedynie do kilku przy- kładów, które uważam za szczególnie typowe dla przedstawienia odwagi bycia niedoskonałym. Za- mierzam mówić o odwadze ryzyka osobistego, odwadze, która rodzi się z przekonań religijnych i humanistycznych, i znajduje zastosowanie na polu społecznym i politycznym. Wszystkie osoby i grupy ludzkie, które powodowane są podobnymi motywacjami ryzykują często swą karierą politycz- ną i zawodową przy realizacji swych przekonań. Przykładem może być tu dla nas samo życie Jezusa, który również wypowiedział te znamienne słowa: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię (...) obumrze, przynosi plon obfity (J 12,24). Innym aktualnym przykładem są wysiłki kilku polityków zmierzające do zapewnienia pokoju na Bliskim Wschodzie, które wielu uważa za nieracjonalne. Wiara w moc dobra, nieustannie wzmacniana, bazuje najczęściej na wierze i przekonaniach re- ligijnych. To właśnie tego rodzaju przekonania sprawiają, iż śmiertelni wrogowie potrafią usiąść przy wspólnym stole, by rozwiązywać dzielące ich problemy. Również wiele osób zaangażowanych w walkę o prawa człowieka, oraz pacyfiści, którzy walczą z szaleństwem nieustannych zbrojeń, pokazali nam, wierzącym, odwagę w podejmowaniu osobis- tych decyzji. Nasza postawa wobec ich zaangażo- wania świadczy również o nas i o naszym podej- ściu do problemów współczesnego świata. Może- my jedynie zauważyć, że większość ewangelizato- rów i bojowników o prawa człowieka przyjęło pokojowy styl walki i pasywną formę obrony, co pokazuje ogrom ich poświęcenia. Osoba wierząca, silna swym przekonaniem, jest w stanie nadstawić drugi policzek agresorowi (por. Mt 5,40). Co oczywiście nie świadczy, iż w ten sposób akceptuje sposób postępowania przeciwnika. Wierzący staje się raczej przyczyną zdziwienia ataku- jącego i w ten sposób pokazuje, że nie ma potrzeby używania środków przemocy dla zaznaczenia wła- snej racji i godności, zwraca się również w kierun- ku dobra ukrytego w jego przeciwniku. W ten sposób można stworzyć możliwość przemiany my- ślenia. Gdyż znana formuła: oko za oko, ząb za ząb, może jedynie w ten sposób być przełamana. 122 Oczywiście znaczy to, iż w pewnych określonych sytuacjach usprawiedliwione jest użycie broni dla obrony podstawowych wartości, takich jak wol- ność i sprawiedliwość. Kiedy my, chrześcijanie europejscy, przytaczamy przykłady bojowników z trzeciego świata, często zapominamy, że jeszcze niedawno błogosławiono w Europie broń dla usprawiedliwienia wojen agresywnych i niespra- wiedliwych. Ażeby zakończyć, jeden przykład z Brazylii (Pastorał da terra ARD, 1979). Kilku pracow- ników pomocy społecznej pragnie pomóc brazy- lijskim chłopom, którzy regularnie ograbiani są ze swoich plonów z jednej strony przez latyfun- dystów, od których dzierżawią ziemię, a z dru- giej strony przez tzw. pistoleros, czyli uzbrojone bandy, które żądają od nich okupu. Pozornie sytuacja wydaje się beznadziejna, gdyż za „pi- stoleros" stoją wielkie interesy ekonomiczne wła- ścicieli ziemskich. Natomiast za pracownikami pomocy stoi jedynie ich własna odwaga i przeko- nanie walki w słusznej sprawie. Ich formą działa- nia jest uświadamianie chłopom ich praw i legal- nych środków, które im przysługują. Poza tym zbierają oni informacje i dane o wszelkich zda- rzeniach, by informować opinię publiczną o nad- użyciach i bezprawiu, a przez to stworzyć front nacisku opinii publicznej. 123 Właśnie związki z problemami trzeciego świata, niebezpieczeństwa wojny, kryzys energetyczny po- łączony z problemem jądrowym są faktami, które w konsekwencji prowadzą do zmiany świadomości i do odrzucenia prostego konsumizmu. Ludzie zaczynają przyjmować na siebie taką odpowie- dzialność, która w konsekwencji prowadzi do poświęceń. Najpierw możemy zauważyć wpływ tej świadomości na wszelkiego rodzaju ruchy protestu i inicjatyw społecznych, możemy obserwować wio- snę nowej kultury zakorzenionej zarówno w prze- strzeniach świętości, jak i w problemach współ- czesnego świata, w nowej literaturze, w nowych grupach teatralnych. Krytycyzm wobec kierunków niebezpiecznego rozwoju, ale również praktyczna refleksja nad wartościami i nad realnymi możli- wościami ludzkiego życia, tworzą nowe impul- sy dla rozwoju kulturalnego i technologicznego. Ewolucja ludzka osiągnęła stan tzw. nosfery (Teil- hard de Chardin), stadium duchowe, które zostało już osiągnięte, ale jeszcze nie zrealizowane. To zaś, co obserwujemy, to rosnące zanieczyszczenie śro- dowiska, wykorzystywanie szkodliwych energii, nieustanne zbrojenia - cała nasza egzystenqa ludz- ka zostaje poddawana tak różnorodnym zagroże- niom w imię rozwoju. Sytuacja ta jest wyzwaniem dla wszystkich współczesnych, zarówno wierzą- cych jak i niewierzących, chrześcijan jak i wyznaw- innych religii. 124 SPIS TREŚCI Rudolf Kausen Wstęp.............5 Erik Blumenthal Odwaga bycia niedoskonałym w nauczaniu 13 Reinhold Ruthe Profesor i studentka, czyli niedoskonałość w małżeństwie..........29 Hermann Hobmair Odwaga bycia niedoskonałym w przyjaźni 47 Michael Titze Odwaga w ujawnianiu własnej niedoskona- łości fizycznej..........59 Christine Juhre Odwaga bycia niedoskonałym u osoby niepeł- nosprawnej ...........73 127 Paul Rom Kobieta w społeczeństwie mężczyzn 85 Gerd Treffer Sozologiczne aspekty niedoskonałości 93 Winfńed Schwiersch Odwaga bycia niedoskonałym jako perspek- tywa dla wiary współczesnej.....103 Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam tytuł był zachętą do niedbalstwa i opieszałości? Nic bardziej mylnego. Odwaga przyjęcia prawdy o sobie, szczerość wobec siebie, przezwyciężanie tendencji, aby przedstawiać siebie jako lep- szych, inteligentniejszych niż jesteśmy - to wartości szczegól- nie potrzebne współczesnemu człowiekowi. Ukrywanie własnej niedoskonałości prowadzi do frustracji i może podważyć za- ufanie bliskich osób, gdy nie można już dłużej utrzymywać pozorów. Perfekcjoniści we wszystkich swoich działaniach nieustannie starają się udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za cenę szkodliwych skutków ubocznych. Wymagają oni zbyt wiele, zarówno od siebie jak i od innych. Realizacja ideału doskona- łości absolutnej w łatwy sposób prowadzi do mechanizmu zamkniętego koła - odkrycie własnej niemożności zrealizowania ideału wzmaga jedynie wysiłek, który na nowo objawia własną niedoskonałość i tak dalej. Perfekcjonistyczny styl wychowania jest przytłaczający, nie bierze pod uwagę potrzeb dziecka i nie sprawdza się w nieprzewidywalnych sytuacjach życiowych. To wszystko, co odnosi się do naszego sposobu bycia, ma uświadomić nam, że jedynie poprzez cierpliwe działanie może- my cokolwiek w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas niezmienne.